South City
+10
Vita Ora
Hazard
April
Burzum
Siódemka
Rikimaru
KOŚCI
NPC.
Kanade
NPC
14 posters
South City
Sro Maj 30, 2012 1:16 am
First topic message reminder :
Miasto z naciskiem na walkę. Sporo tutaj szkół walki, zarówno dla początkujących, jak i zaawansowanych ludzi i nie tylko. Ale jest też druga strona medalu, owe doja są nie bez powodu - aż roi się tu od wszelkiego rodzaju gangsterów, przestępczość w South City jest dziesięciokrotnie wyższa, niż w pozostałych mieścinach razem wziętych.
Miasto z naciskiem na walkę. Sporo tutaj szkół walki, zarówno dla początkujących, jak i zaawansowanych ludzi i nie tylko. Ale jest też druga strona medalu, owe doja są nie bez powodu - aż roi się tu od wszelkiego rodzaju gangsterów, przestępczość w South City jest dziesięciokrotnie wyższa, niż w pozostałych mieścinach razem wziętych.
Re: South City
Sro Sie 05, 2015 7:41 am
Wejście Takeo do pokoju Tatuażysty zakończyło się interesującą konwersacją. Wszystkie wyjaśnienia, opowiastki co sie działo pod nieobecność drugiego, pare plotek dotyczących gwiazd popkultury, takie rzeczy. Szczególnie dużo czasu zajęło przekonywanie Takeo przez Vulfi że tatuażysta był godny zaufania, ale w końcu się idało. Gdy tak dokonywali wszelkich formalności, ktoś wreszcie wpadł na pomysł poznać godność dziecka. Saiyanin przedstawił się jako Thong. Tatuażysta zaczął się śmiać z jego imienia, choć nikt inny nie wiedział dlaczego. Widać dziwny typ.
Biorąc pod uwagę że Tatuażysta Bobek miał za sobą nie jeden odjazd, to wzmianka o Vegecie nie wywołała na nim wielkiego wrażenia. Jest nawet szansa że już kiedyś tam był, tylko o tym nie pamięta. Ale młode lata ma już za sobą, teraz jest nieco rozważniejszy. Ma kochającą żonę którą też już całą wydziarał, i synka który zdołał uniknąć podobnego losu. Miejmy nadzieję że Thong również. Młody Saiyanin miał łzy w oczach gdy usłyszał o tym wszystkim. Wreszcie będzie miał kochającą rodzinę, będą mu gotować, kupywać mu ubrania, zapewniać bezpieczeństwo i dach nad głową. Nauczyć go wrażliwości i kultury ziemskiej. Będzie miał wszystko czego kiedykolwiek pragnął, i więcej. Bo on nie chciał być żołnieżem króla, wykonującym rozkazy. Nie posiadał duszy barbażyńcy, był inteligentniejszy niż przeciętny saiyanin. Ziemia to dla niego dobre miejsce, nawet w south city istnieją 10 razy lepsze warunki niż w jego domu. To wszystko było dla niego spełnieniem marzeń.
Gdy Takeo i Vulfila odprowadzali Tatuażystę z malcem do jego domu, ten zadawał jedno pytanie na każdy krok który postawili. Ale mimo wszystko coś nie pozwalało nikomu się na niego gniewać. Szczególnie że pomiędzy pytaniami dziękował każdemu z całego serca za to jak mu pomogli. W końcu pojawili się przed domem Bobka, mieszkał w bloku i to chyba w jednym z bardziej zadbanych z całego miasta. Nawet ulica była czysta, ale trzeba było jeszcze sprawdzić czy w domu nie ma patologii. Bobek wpuścił ich do siebie, jego żona zrobiła im herbatkę i pokazał im całe mieszkanie. 120M kwadratowych oznaczało wiecej miejsce niż jest to konieczne. Bardzo kasiaści może nie byli, ale ostatecznie można śmiało powiedzieć że lepszego miejsca po prostu sie nie znajdzie.
Pozostało jedynie pożegnać uratowanego młodzieńca. Długowłosy Saiyanin wręcz rzucił się na każdego z halfów w mocnym uścisku, lecz nawet to nie było w stanie wyrazić jak wielką czuł wdzięczność do tej dwójki. Nie zapomni ich do końca swego długiego życia. Mogli go zneutralizować, a potraktowali go jak swojego, przygarneli i znaleźli nowy dom. Tym samym uratowali mu życie, i być może dali początek nowemu pogromcy niesprawiedliwości, zakłądającego majty na spodnie. Czas pokaże. Jednak na obecną chwilę mogą być z siebie dumni. Wyszli z bloku mieszkalnego na szary chodnik, lekka bryza, Rap w oddali, i pojedyńcze płatki śniegu spadające z zachmurzonego nieba stworzyły odpowiednią atmosferę by... pożegnać się i rozejść w osobne strony?
OOC:
Koniec Questa - testowego
GOOD ENDING - Saiyanin zostaje u Tatuażysty bobka, gdzie wyrośnie na dobrą istotę.
Mam nadzieję że dobrze się bawiliście. Jeśli mam na to pozwolenie, to ten post może być waszym czekiem na 15 punktów. Dając link przy treningu. Pozdrawiam
Biorąc pod uwagę że Tatuażysta Bobek miał za sobą nie jeden odjazd, to wzmianka o Vegecie nie wywołała na nim wielkiego wrażenia. Jest nawet szansa że już kiedyś tam był, tylko o tym nie pamięta. Ale młode lata ma już za sobą, teraz jest nieco rozważniejszy. Ma kochającą żonę którą też już całą wydziarał, i synka który zdołał uniknąć podobnego losu. Miejmy nadzieję że Thong również. Młody Saiyanin miał łzy w oczach gdy usłyszał o tym wszystkim. Wreszcie będzie miał kochającą rodzinę, będą mu gotować, kupywać mu ubrania, zapewniać bezpieczeństwo i dach nad głową. Nauczyć go wrażliwości i kultury ziemskiej. Będzie miał wszystko czego kiedykolwiek pragnął, i więcej. Bo on nie chciał być żołnieżem króla, wykonującym rozkazy. Nie posiadał duszy barbażyńcy, był inteligentniejszy niż przeciętny saiyanin. Ziemia to dla niego dobre miejsce, nawet w south city istnieją 10 razy lepsze warunki niż w jego domu. To wszystko było dla niego spełnieniem marzeń.
Gdy Takeo i Vulfila odprowadzali Tatuażystę z malcem do jego domu, ten zadawał jedno pytanie na każdy krok który postawili. Ale mimo wszystko coś nie pozwalało nikomu się na niego gniewać. Szczególnie że pomiędzy pytaniami dziękował każdemu z całego serca za to jak mu pomogli. W końcu pojawili się przed domem Bobka, mieszkał w bloku i to chyba w jednym z bardziej zadbanych z całego miasta. Nawet ulica była czysta, ale trzeba było jeszcze sprawdzić czy w domu nie ma patologii. Bobek wpuścił ich do siebie, jego żona zrobiła im herbatkę i pokazał im całe mieszkanie. 120M kwadratowych oznaczało wiecej miejsce niż jest to konieczne. Bardzo kasiaści może nie byli, ale ostatecznie można śmiało powiedzieć że lepszego miejsca po prostu sie nie znajdzie.
Pozostało jedynie pożegnać uratowanego młodzieńca. Długowłosy Saiyanin wręcz rzucił się na każdego z halfów w mocnym uścisku, lecz nawet to nie było w stanie wyrazić jak wielką czuł wdzięczność do tej dwójki. Nie zapomni ich do końca swego długiego życia. Mogli go zneutralizować, a potraktowali go jak swojego, przygarneli i znaleźli nowy dom. Tym samym uratowali mu życie, i być może dali początek nowemu pogromcy niesprawiedliwości, zakłądającego majty na spodnie. Czas pokaże. Jednak na obecną chwilę mogą być z siebie dumni. Wyszli z bloku mieszkalnego na szary chodnik, lekka bryza, Rap w oddali, i pojedyńcze płatki śniegu spadające z zachmurzonego nieba stworzyły odpowiednią atmosferę by... pożegnać się i rozejść w osobne strony?
OOC:
Koniec Questa - testowego
GOOD ENDING - Saiyanin zostaje u Tatuażysty bobka, gdzie wyrośnie na dobrą istotę.
Mam nadzieję że dobrze się bawiliście. Jeśli mam na to pozwolenie, to ten post może być waszym czekiem na 15 punktów. Dając link przy treningu. Pozdrawiam
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: South City
Czw Sie 13, 2015 9:02 pm
Emocje opadły. Vulfila wyszła przed blok z wielkiej płyty, który uchodził w tych okolicach za najlepszą budowlę. W ciągu ostatnich kilku godzin działo się tyle nieprawdopodobnych historii, że aż nie wiedziała, na czym skupić swoje myśli. Wyszła przodem przed Takeo, machając niespokojnie ogonem. Dała sobie chwilę, by zebrać się na jakieś słowa. W oddali czuła, że zbliża się Hazard, a znając jego pewnie od razu rzuci się z pięściami niewiele myśląc na bogu ducha winnego Takeo, myśląc, że przybył z Vegety.
Odwróciła się na pięcie, patrząc na swojego towarzysza. Nie widziała w nim już napastnika ani kogoś z elity, tylko mężczyznę ze swoich wspomnień. Aż zapierało jej dech, bo jak mogłaby mu to wyznać. Jak to wyjaśnić, jak on to odbierze?
- Takeosan… - zaczęła niepewnie, zbliżając się do niego o krok. Miała ochotę załapać go za ramię, ale przecież musiała udawać obojętność. – Zaopiekowałam się chłopcem i poświęciłąm swoją nogę w imię dobrze wypełnionej misji. – wskazała na swoje udo, gdzie widniała podwiązka.- Mam nadzieję, że moja powinność względem Elity Vegety została wypełniona. – Pokłoniła się do samej ziemi – Proszę nigdy nie wątpić w moje oddanie dla Króla i jeśli tylko jest coś jeszcze, co mogłabym zrobić dla Pana, Takeo, proszę mówić. Przyznam jednak, że leci właśnie w naszą stronę mój Trener i będę mu winna kilka wyjasnień w związku z przerwą w treningu i nieobecnością. – miała na myśli Hazarda i absolutnie nie zamierzała tłumaczyć się przed nim z niczego, ale brzmiało to dość wiarygodnie i powinno udobruchać czarnowłosego. – Jest jeszcze jedna rzecz… - zaczęła nieśmiało, podnosząc swoje ciemne, migdałowe oczy na mężczyznę. Serce waliło jej jak dzwon, obawiała się wpadki, a jednocześnie im dłużej wpatrywała się w jego błękitne źrenice tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że dobrze go zna. – Mam wrażenie, że już kiedyś się poznaliśmy.
Odwróciła się na pięcie, patrząc na swojego towarzysza. Nie widziała w nim już napastnika ani kogoś z elity, tylko mężczyznę ze swoich wspomnień. Aż zapierało jej dech, bo jak mogłaby mu to wyznać. Jak to wyjaśnić, jak on to odbierze?
- Takeosan… - zaczęła niepewnie, zbliżając się do niego o krok. Miała ochotę załapać go za ramię, ale przecież musiała udawać obojętność. – Zaopiekowałam się chłopcem i poświęciłąm swoją nogę w imię dobrze wypełnionej misji. – wskazała na swoje udo, gdzie widniała podwiązka.- Mam nadzieję, że moja powinność względem Elity Vegety została wypełniona. – Pokłoniła się do samej ziemi – Proszę nigdy nie wątpić w moje oddanie dla Króla i jeśli tylko jest coś jeszcze, co mogłabym zrobić dla Pana, Takeo, proszę mówić. Przyznam jednak, że leci właśnie w naszą stronę mój Trener i będę mu winna kilka wyjasnień w związku z przerwą w treningu i nieobecnością. – miała na myśli Hazarda i absolutnie nie zamierzała tłumaczyć się przed nim z niczego, ale brzmiało to dość wiarygodnie i powinno udobruchać czarnowłosego. – Jest jeszcze jedna rzecz… - zaczęła nieśmiało, podnosząc swoje ciemne, migdałowe oczy na mężczyznę. Serce waliło jej jak dzwon, obawiała się wpadki, a jednocześnie im dłużej wpatrywała się w jego błękitne źrenice tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że dobrze go zna. – Mam wrażenie, że już kiedyś się poznaliśmy.
Re: South City
Sob Sie 15, 2015 12:14 am
Takeo w końcu odnalazł zarówno małego chłopca, jak się okazało, imieniem Thong, jak i swą nową koleżankę. Z początku lekko się wystraszył zarówno wystroju pomieszczenia, w którym ich spotkał, jak i przedziwnego jegomościa, który ich gościł, jednakże po niedługiej rozmowie połączonej ze spacerem/odprowadzaniem 'rodzinki' pod dom, prawie wszystko się wyjaśniło - pochodzenie dziecka, propozycja planów na przyszłość dla niego. Mężczyzna prawie odetchnął z ulgą na samą myśl o tym, że Thong zostanie u tatuażysty - mimo iż miał gdzieś w świecie swoje wnuczęta, to nigdy nie miał stricte doczynienia z dziećmi, trochę się bał, poza tym Vulfila była jeszcze bardziej beztroska niż on za młodych czasów, co nie wróżyło ich wspólnej przyszło... *Auu... Kochanie, uspokój się, to tylko hipoteza, nie potwierdzona faktami...* Powiedział w myślach, spoglądając na migocący zegarek, który palił go w nadgarstek.
Moje myśli krążyły niespokojnie po kilkunastu tematach na raz, zatrzymując się nagle na wizji Vegety - w tym samym momencie Vulfila wspomniała o swoim trenerze.
- Wiesz co? To pewnie ma związek z faktem tego, co zobaczyłem... - Zamyślił się na sekundę. - Pochodzę z Kanassy, dzięki czemu mój mózg potrafi w dziwny i przewrotny sposób ostrzegać przed różnymi zdarzeniami. A... widziałem Vegetę w ogniu... - Odwróciłem wzrok i spojrzałem w niebo. Domyślałem się, że mogę dla niej brzmieć jak wariat, ale sam się wystraszyłem tejże wizji, nie mogłem się nią nie podzielić, szczególnie że istniała szansa, że Vulfila poleci za niedługo na Czerwoną Pustynię. Poza tym...
- Nie przejmuj się, nie zwracaj się do mnie jak do elity, jesteśmy w tej chwili oboje incognito. - Poklepałem ją ręką po głowie i kolejny raz przeszył mnie obraz tej małej, wrednej dziewczynki, która męczyła mnie na rodzinnej planecie. Potrząsnąwszy głową, przeczesałem się po czarnej grzywie i rozszerzyłem usta w uśmiechu. - Mów mi po prostu Takeo, Vulfilo. - Spojrzałem jej głęboko w oczy, praktycznie w tym samym momencie, w którym powiedziała dokładnie to, do czego sam doszedłem dzięki napływowi wspomnienia.
- Też mi się to wydaje, koleżanko. Że znam cię, od bardzo, bardzo dawna... Jestem tego prawie pewien. - Rzekłem do niej, nadal się uśmiechając.
Trochę czasu minęło odkąd sobie przypomniał, minęła pierwsza ekscytacja oraz zdziwienie. W tej chwili Takeo myślał bardziej trzeźwo, więc nie zasypywał dziewczyny pytaniami, czy informacjami, wolał milczeć, szczególnie że nadal nie wiedział do końca, czy może jej ufać. Do tego jej trener... Chłopak nie miał pojęcia, co o tym wszystkim sądzić, jak się zachować. W najgorszym razie miał zaplanowane już przynajmniej trzy drogi ucieczki uwzględniające nawet zniszczenie statku, który krążył po orbicie, więc chociaż pod tym względem czuł się pewnie.
Wziąwszy głęboki oddech, odsunął się od Vulfili na kilka metrów i zaczął:
- Tak stuprocentowo szczerze... Nie jesteś na misji, prawda? - Jego przenikliwe oczy nie zdradzały wrogości, nie błyskały na czerwono, wyrażały jedynie zaciekawienie, chęć dowiedzenia się jak najwięcej. W końcu taki już miał charakter. - Jak nie chcesz, nie musisz nic mówić, zrozumiem. - Dodał, odwracając się do niej tyłem i zdejmując płaszcz, wchodząc w alejkę. Gdy odwiesił okrycie na rynnę, oparł się prawą nogą o jeden z budynków, po czym znienacka zaczął odbijać się od naprzeciwległych ścian, 'wbiegając' do góry. Oto, co robił ów mężczyzna, gdy się denerwował - wykorzystywał rozpierającą przez stres energię do ćwiczeń, w końcu zawsze można było być lepszym, a to ciało ciągle było dla niego nowym.
- Jakby co, ciągle cię słyszę, dziewczyno. - Powiedział spokojnym tonem, po czym zaczął spacerować po dachu bloku na rękach z zamkniętymi oczami, by dotykiem oraz słuchem orientować się w swoim położeniu, takie wykorzystywanie niekonwencjonalnego miejsca do niekonwencjonalnego treningu.
OCC1: Przepraszam, że krótko, weny mam -2%
OCC2: Zaczynam trening.
Moje myśli krążyły niespokojnie po kilkunastu tematach na raz, zatrzymując się nagle na wizji Vegety - w tym samym momencie Vulfila wspomniała o swoim trenerze.
- Wiesz co? To pewnie ma związek z faktem tego, co zobaczyłem... - Zamyślił się na sekundę. - Pochodzę z Kanassy, dzięki czemu mój mózg potrafi w dziwny i przewrotny sposób ostrzegać przed różnymi zdarzeniami. A... widziałem Vegetę w ogniu... - Odwróciłem wzrok i spojrzałem w niebo. Domyślałem się, że mogę dla niej brzmieć jak wariat, ale sam się wystraszyłem tejże wizji, nie mogłem się nią nie podzielić, szczególnie że istniała szansa, że Vulfila poleci za niedługo na Czerwoną Pustynię. Poza tym...
- Nie przejmuj się, nie zwracaj się do mnie jak do elity, jesteśmy w tej chwili oboje incognito. - Poklepałem ją ręką po głowie i kolejny raz przeszył mnie obraz tej małej, wrednej dziewczynki, która męczyła mnie na rodzinnej planecie. Potrząsnąwszy głową, przeczesałem się po czarnej grzywie i rozszerzyłem usta w uśmiechu. - Mów mi po prostu Takeo, Vulfilo. - Spojrzałem jej głęboko w oczy, praktycznie w tym samym momencie, w którym powiedziała dokładnie to, do czego sam doszedłem dzięki napływowi wspomnienia.
- Też mi się to wydaje, koleżanko. Że znam cię, od bardzo, bardzo dawna... Jestem tego prawie pewien. - Rzekłem do niej, nadal się uśmiechając.
Trochę czasu minęło odkąd sobie przypomniał, minęła pierwsza ekscytacja oraz zdziwienie. W tej chwili Takeo myślał bardziej trzeźwo, więc nie zasypywał dziewczyny pytaniami, czy informacjami, wolał milczeć, szczególnie że nadal nie wiedział do końca, czy może jej ufać. Do tego jej trener... Chłopak nie miał pojęcia, co o tym wszystkim sądzić, jak się zachować. W najgorszym razie miał zaplanowane już przynajmniej trzy drogi ucieczki uwzględniające nawet zniszczenie statku, który krążył po orbicie, więc chociaż pod tym względem czuł się pewnie.
Wziąwszy głęboki oddech, odsunął się od Vulfili na kilka metrów i zaczął:
- Tak stuprocentowo szczerze... Nie jesteś na misji, prawda? - Jego przenikliwe oczy nie zdradzały wrogości, nie błyskały na czerwono, wyrażały jedynie zaciekawienie, chęć dowiedzenia się jak najwięcej. W końcu taki już miał charakter. - Jak nie chcesz, nie musisz nic mówić, zrozumiem. - Dodał, odwracając się do niej tyłem i zdejmując płaszcz, wchodząc w alejkę. Gdy odwiesił okrycie na rynnę, oparł się prawą nogą o jeden z budynków, po czym znienacka zaczął odbijać się od naprzeciwległych ścian, 'wbiegając' do góry. Oto, co robił ów mężczyzna, gdy się denerwował - wykorzystywał rozpierającą przez stres energię do ćwiczeń, w końcu zawsze można było być lepszym, a to ciało ciągle było dla niego nowym.
- Jakby co, ciągle cię słyszę, dziewczyno. - Powiedział spokojnym tonem, po czym zaczął spacerować po dachu bloku na rękach z zamkniętymi oczami, by dotykiem oraz słuchem orientować się w swoim położeniu, takie wykorzystywanie niekonwencjonalnego miejsca do niekonwencjonalnego treningu.
OCC1: Przepraszam, że krótko, weny mam -2%
OCC2: Zaczynam trening.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: South City
Nie Sie 16, 2015 11:27 pm
Vulfila wpatrywała się w oczy Takeo trochę wstydliwie, ale nieustępliwie, kiedy ten kawał jej mówić sobie po imieniu, poklepał ją po ramieniu i wyznał, że też wydaje mu się, że się znają. Halfce serce zabiło mocniej. Poczuła, jakby jakaś dziura w mrocznej kurtyna ej umysłu ukazała ważny i skrywany sekret. Tyle, że Panna Rogozin nie wiedziała nawet, co znaczył obraz w jej pamięci, czy był prawdą i czego dotyczył. Dziewczyna opuściła głowę, starając się opanować napływ emocji. Najchętniej złapałaby go teraz za ramiona i nie wypuszczała, zanim nie opowie jej o wszystkim, co wie. Tak jednak nie mogła zrobić. Tym bardziej, że wcześniejsze wieści odnośnie Vegety znowu nie pozwalały nastolatce skupić się na niczym innym. Vegeta w ogniu? Kiedy ją opuszczała była jeszcze bardzo bezpieczna. Żadnych zamieszek, brak ataków. To było niemożliwe. Chociaż nagłej inwazji Tsufula też nikt się nie spodziewał.
- Muszę szybko wracać, jeśli to, co mówisz, Takeosan, jest prawdą. – odpowiedziała najpierw, ze śmiertelną powagą, bardziej do siebie niż do niego, nie negując prawdziwości jego słów. – Czy wiesz, co dokładnie dzieje się na Vegecie i z jakiego powodu? – trudno to wyjaśnić w racjonalny sposób, ale w tym momencie nie było dla Vulfili niczego bardziej istotnego niż Vegeta. To tam nauczono ją walczyć. Tam miała przyjaciół. Tam coś znaczy i może kimś zostać. Miała też silne przeczucie, że ta planeta skrywa w sobie więcej wspomnień, które musi odkryć. I też… czuła, że kiedyś już walczyła o nią. - Dziękuję, Takeosan. – powiedziała, kłaniając się – To znaczy, eee… Takeo. – poprawiła się natychmiast, żeby zaraz poczuć się rozebrana do naga, kiedy mężczyzna wyznał swoje przypuszczenie odnośnie obecności Vulfili na Ziemi. Podleciała do niego natychmiast, kiedy zaczął wskakiwać na budynek. – To jest… tajne. Nie mogę powiedzieć, o co chodzi. – zaczęła się tłumaczyć. Absolutnie nie ufała mu na tyle, by się zwierzać – Ale chciałabym wiedzieć, czy jestem Panu… to znaczy Tobie … jeszcze potrzebna. Bo oczywiście dla Elity mogę przełożyć plany.
- Muszę szybko wracać, jeśli to, co mówisz, Takeosan, jest prawdą. – odpowiedziała najpierw, ze śmiertelną powagą, bardziej do siebie niż do niego, nie negując prawdziwości jego słów. – Czy wiesz, co dokładnie dzieje się na Vegecie i z jakiego powodu? – trudno to wyjaśnić w racjonalny sposób, ale w tym momencie nie było dla Vulfili niczego bardziej istotnego niż Vegeta. To tam nauczono ją walczyć. Tam miała przyjaciół. Tam coś znaczy i może kimś zostać. Miała też silne przeczucie, że ta planeta skrywa w sobie więcej wspomnień, które musi odkryć. I też… czuła, że kiedyś już walczyła o nią. - Dziękuję, Takeosan. – powiedziała, kłaniając się – To znaczy, eee… Takeo. – poprawiła się natychmiast, żeby zaraz poczuć się rozebrana do naga, kiedy mężczyzna wyznał swoje przypuszczenie odnośnie obecności Vulfili na Ziemi. Podleciała do niego natychmiast, kiedy zaczął wskakiwać na budynek. – To jest… tajne. Nie mogę powiedzieć, o co chodzi. – zaczęła się tłumaczyć. Absolutnie nie ufała mu na tyle, by się zwierzać – Ale chciałabym wiedzieć, czy jestem Panu… to znaczy Tobie … jeszcze potrzebna. Bo oczywiście dla Elity mogę przełożyć plany.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: South City
Pon Sie 17, 2015 9:06 pm
Lecąc w stronę South City zorientował się, że Vulfila nie jest sama. Z początku towarzyszyły jej 3 osoby, potem została już tylko z jedną. Co ciekawe, osobnik ten emanował aurą charakterystyczną dla ogoniastych. Pierwsze co przeszło mu przez myśl to Saiyan wysłany tutaj by ściągnąć dziewczynę z powrotem na Vegetę, lecz czy taka operacja trwałaby tak długo? Nie powinien od razu siłą nakłonić ją do powrotu? Musiało chodzić o coś innego. Tak czy siak, cała ta sytuacja zaniepokoiła złotowłosego, toteż przyśpieszył. Będąc już prawie na miejscu zorientował się także, iż brakuje mu pewnej części garderoby, konkretnie czegoś, co zasłaniałoby tors. Koszulka którą nosił do tej pory, rozerwała się podczas walki z Borgiem, a pozostałe strzępy uległy spaleniu, gdy na ciele Saiyan'a pojawił się, a w zasadzie wypalił tatuaż. Ciekawiło go czy ten oryginalny wizerunek wilka będzie pojawiał się za każdym razem, gdy wyzwoli pełnię mocy, czy był to jednorazowy przypadek. Miał nadzieję wkrótce się o tym przekonać.
Zniżył lot, gdyż w oddali widać już było miasto. Nie zamierzał przelatywać przez sam jego środek i wzbudzać sensację mieszkańców. Przystawił dwa palce do czoła, skupił się na Ki halfki i w nastepnej chwili pojawił się tuż za nią. Wcześniej jednak obniżył swą moc niemalże do zera, przez co dziewczyna co dziewczyna nie od razu zdała sobie sprawę z jego obecności. Dzięki temu dane mu było usłyszeć końcówkę jej rozmowy z nieznajomym.
- Póki co na Vegecie jeszcze nic konkretnego się nie dzieje - odezwał się nagle - ale to kwestia godzin nim ruszymy do ataku. Ładny tatuaż.
Uśmiechnął się lekko do Vulfili, po czym zrobił kilka kroków naprzód, stając nieco przed nią. Wpatrywał się uważnie w Takeo. Dobrze usłyszał, sama elita pofatygowała się na Ziemię? Z jakiego powodu, żeby nawrócić zbłąkaną Nashi, a może...? Trenując z Borgiem dochodziły do niego sygnały walki June i Red'a z Saiyan'ami, którzy zapewne zamierzali podbić tę planetę. Może to jakiś ocalały żołnierz? Nie podobała mu się cała ta sytuacja, więc postanowił uwolnić Vulfi z tego towarzystwa.
- Hazard, miło mi - przedstawił się skinieniem głowy - mam nadzieję, że moja przyjaciółka nie sprawiała problemów. Tak się składa, że mamy coś do zrobienia, więc tutaj się chyba pożegnamy - odwrócił się do Saiyan'ki - jestem pewien, że elita poradzi sobie jakoś bez Ciebie. Czas na nas.
Zniżył lot, gdyż w oddali widać już było miasto. Nie zamierzał przelatywać przez sam jego środek i wzbudzać sensację mieszkańców. Przystawił dwa palce do czoła, skupił się na Ki halfki i w nastepnej chwili pojawił się tuż za nią. Wcześniej jednak obniżył swą moc niemalże do zera, przez co dziewczyna co dziewczyna nie od razu zdała sobie sprawę z jego obecności. Dzięki temu dane mu było usłyszeć końcówkę jej rozmowy z nieznajomym.
- Póki co na Vegecie jeszcze nic konkretnego się nie dzieje - odezwał się nagle - ale to kwestia godzin nim ruszymy do ataku. Ładny tatuaż.
Uśmiechnął się lekko do Vulfili, po czym zrobił kilka kroków naprzód, stając nieco przed nią. Wpatrywał się uważnie w Takeo. Dobrze usłyszał, sama elita pofatygowała się na Ziemię? Z jakiego powodu, żeby nawrócić zbłąkaną Nashi, a może...? Trenując z Borgiem dochodziły do niego sygnały walki June i Red'a z Saiyan'ami, którzy zapewne zamierzali podbić tę planetę. Może to jakiś ocalały żołnierz? Nie podobała mu się cała ta sytuacja, więc postanowił uwolnić Vulfi z tego towarzystwa.
- Hazard, miło mi - przedstawił się skinieniem głowy - mam nadzieję, że moja przyjaciółka nie sprawiała problemów. Tak się składa, że mamy coś do zrobienia, więc tutaj się chyba pożegnamy - odwrócił się do Saiyan'ki - jestem pewien, że elita poradzi sobie jakoś bez Ciebie. Czas na nas.
Re: South City
Pon Sie 17, 2015 10:34 pm
Świst kuli przy lewym uchu mężczyzny upewnił go, że musi biec szybciej, zaś ciężki, urywany oddech informował o kończącym się tlenie w płucach, braku energii w mięśniach, niknącej sile. Szybkie kucnięcie i koziołek w lewo i przez chwilę był bezpieczny, za małym murkiem. Kilka głębszych wdechów i ponowna szarża do przodu, zygzakiem, by uniknąć pocisków. Zaraz podskok, chwyt za ukośny maszt przyczepiony do budynku, podbicie się do góry i krótki lot w stronę balkonu. Niedługi moment na odpoczynek, po czym wbicie się do środka wraz z zamkniętymi drzwiami i rajd poprzez meble. Skok za okno w kierunku następnego budynku i wpełznięcie na dach. Zaczyna się kolejna runda ścigania się, tym razem częstotliwość strzałów nasila się, jak i zwiększa kaliber broni. Pochylenie się do przodu i wyrzucenie rąk do tyłu ułatwiają aerodynamikę i oferują zwiększony zakres uchylania się z linii ognia, dlatego jeszcze trudniej było go trafić. Wtem kończą się budynki, chłopak jest zmuszony zatrzymać się i odwrócić twarzą do napastników. Rozpościera dłonie szeroko, nagle pojawiają się w nich kule energetyczne, przez które przechodzą dwa promienie imitujące strzały. Pochwyciwszy je, puszcza on oczko i ciska przed siebie, po czym wyskakuje do tyłu przy widowiskowym salcie w tył. Rzucone przez niego groty nagle zaczynają się świecić i wybuchają niczym bomby o niemałej sile, tymczasem ten podnosi się z ziemi i zaczyna powoli iść, lekko zamroczony uderzeniem o glebę. Potrząsając głową, wyrzuca z mózgu dziwną wizualizację ucieczki przed przeciwnikami, którą stworzył, by wzmocnić wrażenia treningu.
Gdy dotarłem do Vulfili, obok niej stał nieznajomy Saiya-jin, prawdopodobnie ten, o którym wspomniała. Jak gdyby nigdy nic, usiadłem sobie po turecku na ziemi obok nich i zamknąłem oczy w celu medytacji, skupienia energii, wzmocnienia ducha po wyczerpaniu fizycznym. Po kilku oddechach potrzebnych o uspokojenia bicia serca, zacząłem mówić do obecnych, korzystając ze swojej podzielnej uwagi:
- Mi również miło, jestem Takeo. - Głęboki wdech. Dłuższa chwila ciszy wypełniona różnymi myślami. Wydech. - Lećcie, śmiało. Vulfilo... - Wstałem, położyłem dłoń na jej ramieniu i uśmiechnąłem się szeroko. Do umysłu znowu napłynęło mi wspomnienie tej słodkiej, małej dziewczynki, z głosem i zachowaniem prosto z czeluści piekielnych, które niedawno opuściłem, lecz jednocześnie ze słodziutką twarzyczką z lukrowanej krainy szczęścia.
- Zachowuj się i pamiętaj o wszystkim, co tu robiłaś. Doświadczenie jest najlepszym treningiem. Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy, bo mamy do pogadania o naszej przeszłości... - Zmierzwiłem jej włosy i puściłem oczko. Może to i było lekko samolubne, ale starałem się zabrzmieć jak najbardziej dwuznacznie, choćby po to, by zbadać na to reakcje dwójki. Każda wiedza o relacjach interpersonalnych była ważna, pomagała chociażby w ustaleniu taktyki. Ciągle uśmiechnięty, usiadłem z powrotem na ziemi i kontynuowałem medytację.
Takeo coraz słabiej czuł wiatr mierzwiący jego włosy i ocierający się lubieżnie o skórę, a mimo otwartych oczu przestał widzieć świat wokół niego. Zanikały również pozostałe, gdy ten wnikał powoli wgłąb swej jaźni, by ponownie odnaleźć ten skrawek siebie, tę świetlistą kulę, która czai się wewnątrz umysłu i czeka, na pobranie mocy, niczym nieużywany generator. By doń dosięgnąć, chłopak musiał odciąć się kompletnie od świata, zagłębić się najdalej, jak tylko mógł, skupić się do granic możliwości organizmu, a nawet mocniej, doprowadzić się do skrajnego wyczerpania, agonii, aż bramy śmierci otworzą się na tyle szeroko, by można było wyciągnąć przez nie rękę po moc nie z tego świata. Tak jak uczył go ojciec, dziadek, jak było przepowiadane z pokolenia na pokolenie - szczególny ród ze Strażnikiem.
- Mówiłeś coś, Falcon...? - Dziwny głos odbijał się echem po miejscu, w którym się znajdował, a światło cofnęło się o kilka kroków. - Jeszcze nie, spadkobierco... Brakuje w tobie jednego elementu...
Nie wiedziałem, ile minęło czasu, gdy w końcu otworzyłem oczy i spostrzegłem, że ponownie siedzę na ziemi w zaułku South City. nie rozumiałem także, co Protektor chciał mi przekazać, jak zawsze mówił zagadkami. Zmarszczyłem brwi i powstałem. Nakładając z powrotem płaszcz oraz kapelusz, obróciłem się w stronę Hazarda i Vulfili i oczekiwałem. Na co, nie wiedziałem.
OCC: Koniec treningu.
Gdy dotarłem do Vulfili, obok niej stał nieznajomy Saiya-jin, prawdopodobnie ten, o którym wspomniała. Jak gdyby nigdy nic, usiadłem sobie po turecku na ziemi obok nich i zamknąłem oczy w celu medytacji, skupienia energii, wzmocnienia ducha po wyczerpaniu fizycznym. Po kilku oddechach potrzebnych o uspokojenia bicia serca, zacząłem mówić do obecnych, korzystając ze swojej podzielnej uwagi:
- Mi również miło, jestem Takeo. - Głęboki wdech. Dłuższa chwila ciszy wypełniona różnymi myślami. Wydech. - Lećcie, śmiało. Vulfilo... - Wstałem, położyłem dłoń na jej ramieniu i uśmiechnąłem się szeroko. Do umysłu znowu napłynęło mi wspomnienie tej słodkiej, małej dziewczynki, z głosem i zachowaniem prosto z czeluści piekielnych, które niedawno opuściłem, lecz jednocześnie ze słodziutką twarzyczką z lukrowanej krainy szczęścia.
- Zachowuj się i pamiętaj o wszystkim, co tu robiłaś. Doświadczenie jest najlepszym treningiem. Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy, bo mamy do pogadania o naszej przeszłości... - Zmierzwiłem jej włosy i puściłem oczko. Może to i było lekko samolubne, ale starałem się zabrzmieć jak najbardziej dwuznacznie, choćby po to, by zbadać na to reakcje dwójki. Każda wiedza o relacjach interpersonalnych była ważna, pomagała chociażby w ustaleniu taktyki. Ciągle uśmiechnięty, usiadłem z powrotem na ziemi i kontynuowałem medytację.
Takeo coraz słabiej czuł wiatr mierzwiący jego włosy i ocierający się lubieżnie o skórę, a mimo otwartych oczu przestał widzieć świat wokół niego. Zanikały również pozostałe, gdy ten wnikał powoli wgłąb swej jaźni, by ponownie odnaleźć ten skrawek siebie, tę świetlistą kulę, która czai się wewnątrz umysłu i czeka, na pobranie mocy, niczym nieużywany generator. By doń dosięgnąć, chłopak musiał odciąć się kompletnie od świata, zagłębić się najdalej, jak tylko mógł, skupić się do granic możliwości organizmu, a nawet mocniej, doprowadzić się do skrajnego wyczerpania, agonii, aż bramy śmierci otworzą się na tyle szeroko, by można było wyciągnąć przez nie rękę po moc nie z tego świata. Tak jak uczył go ojciec, dziadek, jak było przepowiadane z pokolenia na pokolenie - szczególny ród ze Strażnikiem.
- Mówiłeś coś, Falcon...? - Dziwny głos odbijał się echem po miejscu, w którym się znajdował, a światło cofnęło się o kilka kroków. - Jeszcze nie, spadkobierco... Brakuje w tobie jednego elementu...
Nie wiedziałem, ile minęło czasu, gdy w końcu otworzyłem oczy i spostrzegłem, że ponownie siedzę na ziemi w zaułku South City. nie rozumiałem także, co Protektor chciał mi przekazać, jak zawsze mówił zagadkami. Zmarszczyłem brwi i powstałem. Nakładając z powrotem płaszcz oraz kapelusz, obróciłem się w stronę Hazarda i Vulfili i oczekiwałem. Na co, nie wiedziałem.
OCC: Koniec treningu.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: South City
Wto Sie 18, 2015 9:40 pm
Gdy Vulfila usłyszała niespodziewanie głos za swoimi plecami, aż wzdrygnęła się i pisnęła głośno przestraszona. Odwróciła się machinalnie, ale zobaczywszy Hazarda odetchnęła głęboko, pochyliła się i złapała rękami za uda, wyglądając w tej chwili jak po godzinnym biegu.
- Hazard… - wysapała. Podniosła wzrok na blondyna. Na sam jego widok zalała ją fala gorąca, szczególnie widząc go półnagiego. Nie spodziewała się ani go tu spotkać ani tym bardziej ujrzeć jego umięśniony tors w pełni rozkwitu. – „Baka!” – zganiła się w myślach, potrząsając głową, żeby się opanować. – Przestraszyłeś mnie. Nie czaj mi się za plecami. – wyburczała, siląc się na to, żeby ugryźć się w język. Nie wypadało robić scen przy Takeo, choć najchętniej potraktowałaby blondyna ostrzej.
„Do ataku?” – Vulfila popatrzyła nieco skonsternowana na Hazarda. Potem rzuciła okiem na Takeo i jego reakcję na te słowa. – „Jakiego ataku? Co on opowiada przy kimś z elity…”- jej myśli brnęły szybko niczym pioruny. Miała jednak zamiar odłożyć tę rozmowę z blondynem na później, nie przy kimś tak ważnym.
– Hazard…san – zająknęła się, trudno było zachować pozory w tych okolicznościach. Jej Mistrzem jest przecież Koszarowy, nie Hazard… - Proszę, nie mów tak do Takeo. – powiedziała, stając pomiędzy mężczyznami. Ostatnim, czego chciała, to pojedynek między nimi. – „Ten Hazard zachowuje się jak jakiś jurny byczek. Oby tylko nie pobił się z Takeo, bo będzie źleeee….” – myślała gorączkowo, mając jeden wielki mętlik w głowie. Z jednej strony zła była na Hazarda za to, że nawet nie udaje neutralnego nastawienia względem obcego sobie mężczyzny. Z drugiej strony jednak dawno już go nie widziała i serce zabiło jej mocniej na sam jego widok. Musiała zatem znaleźć jakiś złoty środek pomiędzy chęcią upodobania się członkowi elity i jedynej osobie na świecie, która zdaje się łączyć ją z przeszłością a napompowanym testosteronem saiyaninem, który zakręcił jej w głowie i mógł też wiele nauczyć. Nie chodziło o to, że liczyła na coś ze strony Hazarda, wręcz przeciwnie. Nie chciała okazywać mu uczuć, ponieważ od dawna obiecała już sobie, że oduczy się słabości do niego. Nie było gorszego kandydata na partnera niż on. Z wielu przyczyn, o których nie chciała teraz myśleć. Nie to, co Takeo. Taki dojrzały i wpływowy i…
– Takeo, to mój Mistrz, wybacz mu grubiaństwo, za to nie brak mu odwagi. – tłumaczyła się za blondyna, co chwilę rzucając na niego okiem, obawiając się, że się obrazi za ”grubiański”. Tak samo niepewnie zerkała na Takeo, ale jego reakcja przeszła jej wszelkie oczekiwania. Położył jej rękę na ramieniu ze swego rodzaju czułością. Potargał jej włosy w ojcowskim geście i mrugnął, sprawiając, że policzki Vulfili zapłonęły rumieńcem. Patrzyła na niego chwilę w tej pozie, wstydząc się nie wiedzieć czego i jednocześnie chłonąc każdy tego typu gest z jego strony.
Znów czas stanął w miejscu, a świat obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, przybierając szare kolory. Nim Vulfila obejrzała się, już była o połowę niższa, a na sobie miała przybrudzoną trawą sukienkę. Głowę trzymała opuszczoną.
- Nie tęsknisz za rodziną na Vegecie? – usłyszała znów ten głos, który po latach i zza zasłony wspomnień wydawał jej się wspaniałą melodią, za którą chciała podążać. Pogłaskał ciemnobrązową jej czuprynę, tak samo jak dziś dzień.
Vulfila podniosła głowę do góry
- Dzienkuję, Takeo. – wymamrotała prawie niedosłyszalnie, podnosząc znów głowę nieco do góry, jakby chciała sprawdzić, czy te słowa już kiedyś same przepłynęły jej przez gardło. – Spotkamy się, już ja tego dopilnuję. Ale teraz muszę wracać z Hazardem. Panują tam niepokoje. A ja… tęsknię za rodziną na Vegecie – wymówiwszy te słowa znowu spojrzała Takeo w oczy, jakby tą grą słów chciała przekonać się, czy on też pamięta tę samą historię. Nie miała rodziny. A już na pewno nie na Vegecie. Ale miała jakieś wewnętrzne przeczucie, że jednak coś silnego łączy ją z tą planetą.
- Hazard… - wysapała. Podniosła wzrok na blondyna. Na sam jego widok zalała ją fala gorąca, szczególnie widząc go półnagiego. Nie spodziewała się ani go tu spotkać ani tym bardziej ujrzeć jego umięśniony tors w pełni rozkwitu. – „Baka!” – zganiła się w myślach, potrząsając głową, żeby się opanować. – Przestraszyłeś mnie. Nie czaj mi się za plecami. – wyburczała, siląc się na to, żeby ugryźć się w język. Nie wypadało robić scen przy Takeo, choć najchętniej potraktowałaby blondyna ostrzej.
„Do ataku?” – Vulfila popatrzyła nieco skonsternowana na Hazarda. Potem rzuciła okiem na Takeo i jego reakcję na te słowa. – „Jakiego ataku? Co on opowiada przy kimś z elity…”- jej myśli brnęły szybko niczym pioruny. Miała jednak zamiar odłożyć tę rozmowę z blondynem na później, nie przy kimś tak ważnym.
– Hazard…san – zająknęła się, trudno było zachować pozory w tych okolicznościach. Jej Mistrzem jest przecież Koszarowy, nie Hazard… - Proszę, nie mów tak do Takeo. – powiedziała, stając pomiędzy mężczyznami. Ostatnim, czego chciała, to pojedynek między nimi. – „Ten Hazard zachowuje się jak jakiś jurny byczek. Oby tylko nie pobił się z Takeo, bo będzie źleeee….” – myślała gorączkowo, mając jeden wielki mętlik w głowie. Z jednej strony zła była na Hazarda za to, że nawet nie udaje neutralnego nastawienia względem obcego sobie mężczyzny. Z drugiej strony jednak dawno już go nie widziała i serce zabiło jej mocniej na sam jego widok. Musiała zatem znaleźć jakiś złoty środek pomiędzy chęcią upodobania się członkowi elity i jedynej osobie na świecie, która zdaje się łączyć ją z przeszłością a napompowanym testosteronem saiyaninem, który zakręcił jej w głowie i mógł też wiele nauczyć. Nie chodziło o to, że liczyła na coś ze strony Hazarda, wręcz przeciwnie. Nie chciała okazywać mu uczuć, ponieważ od dawna obiecała już sobie, że oduczy się słabości do niego. Nie było gorszego kandydata na partnera niż on. Z wielu przyczyn, o których nie chciała teraz myśleć. Nie to, co Takeo. Taki dojrzały i wpływowy i…
– Takeo, to mój Mistrz, wybacz mu grubiaństwo, za to nie brak mu odwagi. – tłumaczyła się za blondyna, co chwilę rzucając na niego okiem, obawiając się, że się obrazi za ”grubiański”. Tak samo niepewnie zerkała na Takeo, ale jego reakcja przeszła jej wszelkie oczekiwania. Położył jej rękę na ramieniu ze swego rodzaju czułością. Potargał jej włosy w ojcowskim geście i mrugnął, sprawiając, że policzki Vulfili zapłonęły rumieńcem. Patrzyła na niego chwilę w tej pozie, wstydząc się nie wiedzieć czego i jednocześnie chłonąc każdy tego typu gest z jego strony.
Znów czas stanął w miejscu, a świat obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, przybierając szare kolory. Nim Vulfila obejrzała się, już była o połowę niższa, a na sobie miała przybrudzoną trawą sukienkę. Głowę trzymała opuszczoną.
- Nie tęsknisz za rodziną na Vegecie? – usłyszała znów ten głos, który po latach i zza zasłony wspomnień wydawał jej się wspaniałą melodią, za którą chciała podążać. Pogłaskał ciemnobrązową jej czuprynę, tak samo jak dziś dzień.
Vulfila podniosła głowę do góry
- Dzienkuję, Takeo. – wymamrotała prawie niedosłyszalnie, podnosząc znów głowę nieco do góry, jakby chciała sprawdzić, czy te słowa już kiedyś same przepłynęły jej przez gardło. – Spotkamy się, już ja tego dopilnuję. Ale teraz muszę wracać z Hazardem. Panują tam niepokoje. A ja… tęsknię za rodziną na Vegecie – wymówiwszy te słowa znowu spojrzała Takeo w oczy, jakby tą grą słów chciała przekonać się, czy on też pamięta tę samą historię. Nie miała rodziny. A już na pewno nie na Vegecie. Ale miała jakieś wewnętrzne przeczucie, że jednak coś silnego łączy ją z tą planetą.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: South City
Sro Sie 19, 2015 11:36 am
Nieco rozbawiła go reakcja Vulfili, którą wystraszyło jego nagłe pojawienie się. Humor znacznie mu się poprawił, głównie dlatego że znów ją zobaczył. Jednak stęsknił się za nią bardziej niż myślał, chociaż nie minęło aż tak dużo czasu od ich rozstania. Ona także spojrzała na niego takim wzrokiem, jakby cieszyła się że wrócił. Z tego powodu jakoś łatwej zniósł fakt, iż przebywała z innym facetem, w dodatku najwyraźniej nawiązała z nim dość bliską reakcję. Z ich krótkiej wymiany zdań i dość czułego pożegnania wynikało, że spotkali się kiedyś w przeszłości. Hazard'a ciekawiło co też mogło ich kiedyś łączyć i mimowolnie poczuł kiełkujące w nim uczucie zazdrości. Zdziwiło go też usprawiedliwianie przez Vulfi jego zachowania. Przecież nie zachował się niestosownie czy wręcz grubiańsko. Owszem, zależało mu by jak najszybciej oddalić się od Takeo, ale starał się być wobec niego uprzejmy. Na szczęście członek Elity nie naciskał.
- No to... do zobaczenia. Miło było poznać - pożegnał się, chociaż w duchu miał nadzieję, że do kolejnego ich spotkania nigdy nie dojdzie.
Skinął na towarzyszkę i odlecieli kawałek dalej. Nie teleportował się z nią od razu bo chciał porozmawiać. Gdy już oddalili się dostatecznie daleko, zatrzymał się i spojrzał na nią uważnie.
- No więc ten... co to za facet? - spytał jakby od niechcenia - na serio jest członkiem Elity? Co tu robi? - starał się okazywać umiarkowane zainteresowanie, chociaż ciekawość zżerała go od środka - wiesz, chyba powinnaś bardziej na siebie uważać. Takeo może i okazał się w porządku, ale następnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia i trafić na kogoś niebezpiecznego. Noo i ten... mówię to jako Twój Mistrz oczywiście - dodał, nie chcąc okazywać po sobie zazdrości.
Jeszcze przez chwilę przyglądał się dziewczynie z uwagą, po czym na jego twarzy zagościł uśmiech. Naprawdę się stęsknił i w tej chwili rozpierała go radość, bo znów mógł patrzeć na nią i z nią rozmawiać.
- Jak się miewa Twój staruszek? Mam nadzieję, że wyzdrowiał. Jeśli chcesz, możemy go odwiedzić, a potem... lecąc tu trafiłem do ciekawego miejsca. Chciałbym tam wrócić i zbadać je dokładniej, bo wydało mi się interesujące. Przyłączysz się.
OCC:
Do tematu --> ?
Vulfi decyduj xD Opisz że się teleportowałem nas tam oboje i pisz pierwsza, może od razu w tamtym temacie. Lokacja o której wspominał Haz to --> https://dbng.forumpl.net/t197-swiete-ziemie-u-podnoza-wiezy
- No to... do zobaczenia. Miło było poznać - pożegnał się, chociaż w duchu miał nadzieję, że do kolejnego ich spotkania nigdy nie dojdzie.
Skinął na towarzyszkę i odlecieli kawałek dalej. Nie teleportował się z nią od razu bo chciał porozmawiać. Gdy już oddalili się dostatecznie daleko, zatrzymał się i spojrzał na nią uważnie.
- No więc ten... co to za facet? - spytał jakby od niechcenia - na serio jest członkiem Elity? Co tu robi? - starał się okazywać umiarkowane zainteresowanie, chociaż ciekawość zżerała go od środka - wiesz, chyba powinnaś bardziej na siebie uważać. Takeo może i okazał się w porządku, ale następnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia i trafić na kogoś niebezpiecznego. Noo i ten... mówię to jako Twój Mistrz oczywiście - dodał, nie chcąc okazywać po sobie zazdrości.
Jeszcze przez chwilę przyglądał się dziewczynie z uwagą, po czym na jego twarzy zagościł uśmiech. Naprawdę się stęsknił i w tej chwili rozpierała go radość, bo znów mógł patrzeć na nią i z nią rozmawiać.
- Jak się miewa Twój staruszek? Mam nadzieję, że wyzdrowiał. Jeśli chcesz, możemy go odwiedzić, a potem... lecąc tu trafiłem do ciekawego miejsca. Chciałbym tam wrócić i zbadać je dokładniej, bo wydało mi się interesujące. Przyłączysz się.
OCC:
Do tematu --> ?
Vulfi decyduj xD Opisz że się teleportowałem nas tam oboje i pisz pierwsza, może od razu w tamtym temacie. Lokacja o której wspominał Haz to --> https://dbng.forumpl.net/t197-swiete-ziemie-u-podnoza-wiezy
Re: South City
Sro Sie 19, 2015 9:26 pm
Zachowanie Vulfili kompletnie zbiło go z tropu, nawet jeśli było całkowicie przewidywalne. Jednakże szybko otrząsnął się i uśmiechnął jeszcze szerzej niż wcześniej, na myśl o tym jej zabawnej reakcji i próbie tłumaczenia zachowania Hazarda.
- Vulfilo, przestań go krygować. To Saiya-Jin, zawsze będzie agresywny w stosunku do realnego zagrożenia pozycji... - Powiedział to na tyle głośne i puścił oczko w taki sposób, że oboje zarówno słyszeli jak i widzieli. Takeo balansował na granicy ryzyka, wręcz śmierci, ale nie przejmował się tym zbytnio, gdyż nie dość, że już powrócił zza grobu, to po co żyć, jeśli miałby dbać o każdą sekundę i zachowywać się asekurancko? Pluć w michę niebezpieczeństwu, to jest zabawne życie!
Strzeliwszy kośćmi karku, poprawiwszy płaszcz oraz kapelusz, przygotowywał się do wędrówki. Nie wiedział jeszcze, gdzie sobie pójdzie, ale pozostawianie w South City nie było dla kogoś takiego jak on - ten mężczyzna wolał polowanie w głuszy, towarzystwo świeżego, leśnego powietrza oraz wodę z wartkich strumyków gdzieś na polach.
Swoją drogą, zastanawiałem się, czy nadal istnieje pewne miejsce na Ziemi, które przywołałoby u mnie wspomnienia. Pewien mały domek w środku lasu, wypełniony wieczną radością i rodzinną atmosferą, która zawsze nawoływała do powrotu. Bałem się tam iść, w razie potencjalnego rozczarowania, ale w tej chwili, gdy miałem zostać sam, powziąłem decyzję, by tam powrócić, zaciągnąć się tamtejszym powietrzem, zaczerpnąć ze studni wspomnień tego krótkiego czasu, gdy na powrót miał rodzinę przy sobie. Westchnąwszy ciężko, otarłem z policzka małą łezkę, która zaczęła płynąć po lewym policzku i zakryłem nostalgię cwaniackim uśmieszkiem.
Wtem Vulfila powiedziała ostatnie zdanie, skierowała je wprost w sam środek duszy Takeo, na co ten zareagował z zaciśniętą wargą, by nie wybuchnąć płaczem. W tej chwili był już w stu dziesięciu procentach pewien, że była tą małą dziewczynką. Dlatego podszedł do niej bliżej, przybliżył usta do jej policzka i szepnął cicho:
- W końcu zatęskniłaś za nią... - Kątem oka spojrzał na Hazarda, w celu dostrzeżenia jego prawie na pewno rozzłoszczonej miny. - ...Ty mały, rozwydrzony bachorze. - Odsuwając się od niej, mimochodem musnął wargami jej policzka, po czym korzystając ze sporej wysokości między blokami, wzniósł się wysoko i nagle wystrzelił jak z procy w stronę sporego lasu na północny-wschód.
ZT -> ?
- Vulfilo, przestań go krygować. To Saiya-Jin, zawsze będzie agresywny w stosunku do realnego zagrożenia pozycji... - Powiedział to na tyle głośne i puścił oczko w taki sposób, że oboje zarówno słyszeli jak i widzieli. Takeo balansował na granicy ryzyka, wręcz śmierci, ale nie przejmował się tym zbytnio, gdyż nie dość, że już powrócił zza grobu, to po co żyć, jeśli miałby dbać o każdą sekundę i zachowywać się asekurancko? Pluć w michę niebezpieczeństwu, to jest zabawne życie!
Strzeliwszy kośćmi karku, poprawiwszy płaszcz oraz kapelusz, przygotowywał się do wędrówki. Nie wiedział jeszcze, gdzie sobie pójdzie, ale pozostawianie w South City nie było dla kogoś takiego jak on - ten mężczyzna wolał polowanie w głuszy, towarzystwo świeżego, leśnego powietrza oraz wodę z wartkich strumyków gdzieś na polach.
Swoją drogą, zastanawiałem się, czy nadal istnieje pewne miejsce na Ziemi, które przywołałoby u mnie wspomnienia. Pewien mały domek w środku lasu, wypełniony wieczną radością i rodzinną atmosferą, która zawsze nawoływała do powrotu. Bałem się tam iść, w razie potencjalnego rozczarowania, ale w tej chwili, gdy miałem zostać sam, powziąłem decyzję, by tam powrócić, zaciągnąć się tamtejszym powietrzem, zaczerpnąć ze studni wspomnień tego krótkiego czasu, gdy na powrót miał rodzinę przy sobie. Westchnąwszy ciężko, otarłem z policzka małą łezkę, która zaczęła płynąć po lewym policzku i zakryłem nostalgię cwaniackim uśmieszkiem.
Wtem Vulfila powiedziała ostatnie zdanie, skierowała je wprost w sam środek duszy Takeo, na co ten zareagował z zaciśniętą wargą, by nie wybuchnąć płaczem. W tej chwili był już w stu dziesięciu procentach pewien, że była tą małą dziewczynką. Dlatego podszedł do niej bliżej, przybliżył usta do jej policzka i szepnął cicho:
- W końcu zatęskniłaś za nią... - Kątem oka spojrzał na Hazarda, w celu dostrzeżenia jego prawie na pewno rozzłoszczonej miny. - ...Ty mały, rozwydrzony bachorze. - Odsuwając się od niej, mimochodem musnął wargami jej policzka, po czym korzystając ze sporej wysokości między blokami, wzniósł się wysoko i nagle wystrzelił jak z procy w stronę sporego lasu na północny-wschód.
ZT -> ?
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: South City
Czw Sie 20, 2015 6:07 pm
Vulfila czuła się w tym momencie jakby Hazard co najmniej odciągał ją siłą od Takeo. Więc on jednak wie… może nawet wie dużo więcej od niej samej. Kim dawniej była, skąd się wywodziła, gdzie dorastała. Kim byli jej prawdziwi rodzice i co oznaczają te okropne wspomnienia wojenne. Być może dzięki niemu będzie mogła wreszcie stać się znowu sobą, poczuć i zrozumieć uczucia, jakie wybuchły w niej w momencie odmrożenia. To może właśnie on będzie kluczem do tej zagadki.
Odlecieli kawałek dalej. Vulfila była całkiem nieobecna. Wciąż myślała to o Vegecie to o Takeo. Hazard wybił ją z zamyślenia.
- Tak naprawdę to nawet nie wiem, kto to jest. – przyznała, patrząc Hazardowi prosto w oczy. – Nie martw się o mnie, w ciągu ostatnich dwóch lat wspaniale dawałam sobie radę. – odrzekła uszczypliwie, oczywiście odnosząc się z ironią do zniknięcia Hazarda. – Nie lecimy do mojego taty, mam już dość jego kochanicy. – burknęła, niezbyt pochlebnie wypowiadając się na temat narzeczonej swojego przybranego ojca. – Już mu mówiłam, że mogę zniknąć w każdym momencie, jeśli ktoś po mnie przyleci, więc nie powinien być zaskoczony. Pokaż mi to miejsce, które tak cię zaciekawiło. Mam nadzieję, że nie potrwa to zbyt długo. Chciałabym dowiedzieć się wszystkiego o Vegecie i lecieć tam czym prędzej.
Vulfila złapała Hazarda za upocone ramię i aż uśmiechnęła się pod nosem, ale nie skomentowała jeszcze niczego, dopóki nie znaleźli się w miejscu, gdzie chłopak chciał lecieć.
z/t do https://dbng.forumpl.net/t197-swiete-ziemie-u-podnoza-wiezy
Odlecieli kawałek dalej. Vulfila była całkiem nieobecna. Wciąż myślała to o Vegecie to o Takeo. Hazard wybił ją z zamyślenia.
- Tak naprawdę to nawet nie wiem, kto to jest. – przyznała, patrząc Hazardowi prosto w oczy. – Nie martw się o mnie, w ciągu ostatnich dwóch lat wspaniale dawałam sobie radę. – odrzekła uszczypliwie, oczywiście odnosząc się z ironią do zniknięcia Hazarda. – Nie lecimy do mojego taty, mam już dość jego kochanicy. – burknęła, niezbyt pochlebnie wypowiadając się na temat narzeczonej swojego przybranego ojca. – Już mu mówiłam, że mogę zniknąć w każdym momencie, jeśli ktoś po mnie przyleci, więc nie powinien być zaskoczony. Pokaż mi to miejsce, które tak cię zaciekawiło. Mam nadzieję, że nie potrwa to zbyt długo. Chciałabym dowiedzieć się wszystkiego o Vegecie i lecieć tam czym prędzej.
Vulfila złapała Hazarda za upocone ramię i aż uśmiechnęła się pod nosem, ale nie skomentowała jeszcze niczego, dopóki nie znaleźli się w miejscu, gdzie chłopak chciał lecieć.
z/t do https://dbng.forumpl.net/t197-swiete-ziemie-u-podnoza-wiezy
Re: South City
Pią Maj 06, 2016 10:32 pm
Chcąc nie chcąc, musiałem przystać na prośbę Umigame. Jeśli ktoś miał to zrobić, to mogłem to być w zasadzie tylko ja. Stary zbereźnik ani by się nie ruszył, ani i nie jest w wieku na takie eskapady, czy... Choćby i takie.
Stawiało to pod znakiem zapytania jego... Naturalną fascynację... Acz to nie temat, na który miałem ochotę myśleć... Kiedykolwiek.
Nawet, jeśli zdążyłem się przekonać, że ten staruszek ma nie jednego asa w rękawie i potrafi zaskoczyć pod wieloma względami. Nie tylko swojej wiedzy.
Tak czy inaczej, pozostawała kwestia mojej odpowiedzialności za szybkość opróżniania się lodówki. Wszelkie usprawiedliwienia z mojej strony, jak chociażby to, że to ja gotowałem w tej placówce. Po którejś z kolei sesji podglądania, chyba jedyna kobieta, która zgodziła się zamieszkać na tej wyspie stwierdziła, że ma go dość, jak i, że jest równie wielką zakałą społeczną, jak mistrzem sztuk walki. I... Kilka innych określeń, których przytaczać nie będę...
Taa... Szczęśliwie na pokładzie znajdował się ktoś, kto miał doświadczenie w bataliach na polu bitwy zwanym kuchnią. Takie porównanie jest nieprzypadkowe, próby Roshi'ego w zrobieniu tam czegokolwiek pozostawiały istne pobojowisko i pożogę... Mogłem tylko zachodzić w głowę jak on sobie z tym radził wcześniej.
Westchnąłem.
Spojrzałem na listę zakupów. Prawie dziewięćdziesiąt procent z niej stanowiły moje zakupy... Ale tyle samo sam musiałem płacić, więc wychodziliśmy w sumie na zero.
Już na pierwszy rzut oka widziałem, że do byle warzywniaka nie mam co iść, potrzebowałem nieco sprzętu do kuchni, część z obecnego pamiętała młodość Umigame, a to mówi sporo o jego wieku i stanie.
Tak też udałem się do najbliższego hipermarketu. Jak się spodziewałem, mięli większość potrzebnych mi rzeczy, od tych podstawowych, jak ryż i warzywa, przez te bardziej wyszukane - mięsa i sprzęt elektroniczny. Niemniej, pewnych produktów nie mogłem u nich dostać, choćby żywej (ani żadnej innej) rozdymki. Uznałem to za wielki pech, jednak coś mi mówiło, że gdzieś na nią trafię. Chwila minęła, nim ktoś zapytany na ulicy mógł mi powiedzieć coś więcej, a pytałem różnych ludzi. Dopiero stary rybak poinformował mnie, że w najbliższych dokach znajdę ekscentrycznego poławiacza-marinistę, który ma jakieś lewe pozwolenia i prawdopodobnie jakieś powiązania z czarnym rynkiem rybnym... I kilka innych rzeczy... Których nie chciałem się dowiedzieć, i które zatem od razu zapomniałem. Dostałem jednak trop, najlepszy jak do tej pory.
Po chwili lotu jeszcze bardziej na południe trafiłem do miejsca docelowego.
Nawet nie będę wspominał ile zajęło mi rozmawianie z tym gościem... Ta część świata chyba obfitowała w gaduły, na moje nieszczęście. Ale nie ma to jak poznać dwadzieścia zastosowań oczu żółtookiej ryby skalnej, co nie?
Westchnąłem. Miałem wszystko, mogłem ruszać w drogę powrotną.
OOC: Koniec Treningu
Stawiało to pod znakiem zapytania jego... Naturalną fascynację... Acz to nie temat, na który miałem ochotę myśleć... Kiedykolwiek.
Nawet, jeśli zdążyłem się przekonać, że ten staruszek ma nie jednego asa w rękawie i potrafi zaskoczyć pod wieloma względami. Nie tylko swojej wiedzy.
Tak czy inaczej, pozostawała kwestia mojej odpowiedzialności za szybkość opróżniania się lodówki. Wszelkie usprawiedliwienia z mojej strony, jak chociażby to, że to ja gotowałem w tej placówce. Po którejś z kolei sesji podglądania, chyba jedyna kobieta, która zgodziła się zamieszkać na tej wyspie stwierdziła, że ma go dość, jak i, że jest równie wielką zakałą społeczną, jak mistrzem sztuk walki. I... Kilka innych określeń, których przytaczać nie będę...
Taa... Szczęśliwie na pokładzie znajdował się ktoś, kto miał doświadczenie w bataliach na polu bitwy zwanym kuchnią. Takie porównanie jest nieprzypadkowe, próby Roshi'ego w zrobieniu tam czegokolwiek pozostawiały istne pobojowisko i pożogę... Mogłem tylko zachodzić w głowę jak on sobie z tym radził wcześniej.
Westchnąłem.
Spojrzałem na listę zakupów. Prawie dziewięćdziesiąt procent z niej stanowiły moje zakupy... Ale tyle samo sam musiałem płacić, więc wychodziliśmy w sumie na zero.
Już na pierwszy rzut oka widziałem, że do byle warzywniaka nie mam co iść, potrzebowałem nieco sprzętu do kuchni, część z obecnego pamiętała młodość Umigame, a to mówi sporo o jego wieku i stanie.
Tak też udałem się do najbliższego hipermarketu. Jak się spodziewałem, mięli większość potrzebnych mi rzeczy, od tych podstawowych, jak ryż i warzywa, przez te bardziej wyszukane - mięsa i sprzęt elektroniczny. Niemniej, pewnych produktów nie mogłem u nich dostać, choćby żywej (ani żadnej innej) rozdymki. Uznałem to za wielki pech, jednak coś mi mówiło, że gdzieś na nią trafię. Chwila minęła, nim ktoś zapytany na ulicy mógł mi powiedzieć coś więcej, a pytałem różnych ludzi. Dopiero stary rybak poinformował mnie, że w najbliższych dokach znajdę ekscentrycznego poławiacza-marinistę, który ma jakieś lewe pozwolenia i prawdopodobnie jakieś powiązania z czarnym rynkiem rybnym... I kilka innych rzeczy... Których nie chciałem się dowiedzieć, i które zatem od razu zapomniałem. Dostałem jednak trop, najlepszy jak do tej pory.
Po chwili lotu jeszcze bardziej na południe trafiłem do miejsca docelowego.
Nawet nie będę wspominał ile zajęło mi rozmawianie z tym gościem... Ta część świata chyba obfitowała w gaduły, na moje nieszczęście. Ale nie ma to jak poznać dwadzieścia zastosowań oczu żółtookiej ryby skalnej, co nie?
Westchnąłem. Miałem wszystko, mogłem ruszać w drogę powrotną.
OOC: Koniec Treningu
Re: South City
Wto Maj 10, 2016 8:40 pm
Nagle rozległ się potężny huk, gdy w pustą przestrzeń między budynkami uderzyło... coś. Sądząc po reakcji ludzi, to co w tej chwili leżało na dnie kilkumetrowego krateru, jeszcze chwilę wcześniej znajdowało się na niebie. Czyżby jakiś mały, jednoosobowy samolot, albo sporych rozmiarów dron? Jak się okazało, ani jedno ani drugie. Gdy już opadły kurz i pył, można było dostrzec brązową płachtę, która owinięta była wokół... no właśnie. Z daleka dało się zobaczyć jedynie czuprynę w fioletowym odcieniu. Nie wiadomo było czy ten ktoś w ogóle żył, a jeśli nie to w jakim stanie jest ciało. Może właśnie z tego powodu świadkowie tego zdarzenia jakoś nie kwapili się podejść i sprawdzić. Jedynie pokazywali palcami i dyskutowali nad możliwymi scenariuszami. Kosmici, organizacja przestępcza chcąca pozbyć się ciała, nieudany eksperyment naukowy - ile osób tyle różnych scenariuszy.
Re: South City
Wto Maj 17, 2016 6:03 pm
Jeszcze nie zbierałem się do powrotu, chociaż miałem wszystko co wypisane na liście. Dawno nie miałem okazji się przejść po mieście, obcować z ludźmi tak przez dłuższą chwilę. Ostatnie pół roku to... Tylko treningi, gotowanie i szkoła... Z jakimś tam dodatkiem snu. Westchnąłem. Straszny się zrobił ze mnie odludek. Gorszy, niż przedtem. Ale co zrobić, takie życie...
Nawet mnie po jakimś czasie zaczęło brakować towarzystwa... Szczególnie... Jednego konkretnego towarzystwa...
Otrząsnąłem głowę, musiałem starać się trzymać myśli i emocje na wodzy, przynajmniej przez jakiś czas. Aż... Do pewnego wydarzenia... Które miało dopiero nastąpić.
Wszystko załatwiłem, ale nawet nie miałem ochoty wracać, usprawiedliwiałem się tym, że skoro już miałem przed sobą taki wybór morskich stworzeń, to mogłem nieco zaszaleć i poszukać czegoś na później, czyli pewnie jutro, pojutrze. Jakoś w tym czasie.
Wtem, nieopodal rozległ się straszny huk. Towarzyszące mu lekkie wstrząsy wskazywały na silne uderzenie czegoś w podłoże. Przez wąską uliczkę zobaczyłem tumany kurzu wzniesionego w powietrze. Poszedłem szybszym krokiem na ulicę, gdzie to się wydarzyło. Tłum gapiów już zdołał się zebrać, ale nikt nie miał odwagi się zbliżyć bardziej.
Służby porządkowe już pewnie dostały info, nie mówiąc o wojsku, które na pewno dostało sygnał na radarze. Niemniej, jeszcze się nie pojawili.
Z jakiegoś powodu postanowiłem sprawdzić co to było, w końcu takie rzeczy nie zdarzają się w takich miejscach tak często.
Ześlizgnąłem się po krawędzi krateru i zatrzymałem około metra od tego, co leżało na dnie. Jak się zdawało, leżało tam coś humanoidalnego, ale nie mogłem mieć pewności, większość zakrywała płachta, widziałem jedynie fioletowe, prawdopodobnie włosy.
Przezornie wzniosłem zasłonę z kurzu nad kraterem. Nie zdziwiłoby mnie, gdym trafił na człowieka, lub też może Halfa. Choć mogłem się też bardzo mylić.
OOC: Trening Start
Nawet mnie po jakimś czasie zaczęło brakować towarzystwa... Szczególnie... Jednego konkretnego towarzystwa...
Otrząsnąłem głowę, musiałem starać się trzymać myśli i emocje na wodzy, przynajmniej przez jakiś czas. Aż... Do pewnego wydarzenia... Które miało dopiero nastąpić.
Wszystko załatwiłem, ale nawet nie miałem ochoty wracać, usprawiedliwiałem się tym, że skoro już miałem przed sobą taki wybór morskich stworzeń, to mogłem nieco zaszaleć i poszukać czegoś na później, czyli pewnie jutro, pojutrze. Jakoś w tym czasie.
Wtem, nieopodal rozległ się straszny huk. Towarzyszące mu lekkie wstrząsy wskazywały na silne uderzenie czegoś w podłoże. Przez wąską uliczkę zobaczyłem tumany kurzu wzniesionego w powietrze. Poszedłem szybszym krokiem na ulicę, gdzie to się wydarzyło. Tłum gapiów już zdołał się zebrać, ale nikt nie miał odwagi się zbliżyć bardziej.
Służby porządkowe już pewnie dostały info, nie mówiąc o wojsku, które na pewno dostało sygnał na radarze. Niemniej, jeszcze się nie pojawili.
Z jakiegoś powodu postanowiłem sprawdzić co to było, w końcu takie rzeczy nie zdarzają się w takich miejscach tak często.
Ześlizgnąłem się po krawędzi krateru i zatrzymałem około metra od tego, co leżało na dnie. Jak się zdawało, leżało tam coś humanoidalnego, ale nie mogłem mieć pewności, większość zakrywała płachta, widziałem jedynie fioletowe, prawdopodobnie włosy.
Przezornie wzniosłem zasłonę z kurzu nad kraterem. Nie zdziwiłoby mnie, gdym trafił na człowieka, lub też może Halfa. Choć mogłem się też bardzo mylić.
OOC: Trening Start
Re: South City
Czw Maj 19, 2016 9:14 pm
Zawiniątko poruszyło się, odkrywając nieco materiału z ciała. Okazało się że była to młoda kobietka, w dodatku naga. Płachta zsunęła się tak, że ledwie zakrywała lewą pierś nieprzytomnej dziewczyny. Doprawdy przedziwne znalezisko. Okazało się jednak, że nie był to zwyczajny wypadek. Nie minęła chwila, a kilkanaście metrów dalej zatrzymał się czarny samochód z przyciemnianymi szybami. Wysiadło z niego dwóch rosłych jegomości z garniturach i okularach przeciwsłonecznych. Powoli zbliżyli się do krateru. Gdy tylko zobaczyli co znajduje się na jego dnie, wymienili szeptem kilka słów, po czym jeden z nich sięgnął po telefon. Drugi natomiast przymierzał się chyba do zeskoczenia na dno obok Chepri'ego. Ta dwójka chyba jest w jakiś sposób wplątana w całą tą dziwaczną sytuację...
- Uratuj mnie, proszę... - wymamrotała dziewczyna, chociaż nadal nie otwierała oczu. Czyżby w jakiś sposób wyczuwała zagrożenie?
- Uratuj mnie, proszę... - wymamrotała dziewczyna, chociaż nadal nie otwierała oczu. Czyżby w jakiś sposób wyczuwała zagrożenie?
Re: South City
Nie Maj 22, 2016 8:10 pm
Prawdę mówiąc... Powinienem był się spodziewać, że to może się tak potoczyć, niemniej... Nie zrobiłem tego, bo i nie chciałem by się to tak potoczyło, czemu trudno się dziwić.
Rzeczywistość jednak przeszła moje oczekiwania, stawiając mnie w sytuacji gorszej, niż kiedykolwiek byłem, przynajmniej pod względem zakłopotania. Cholera...
Garniturowców było tylko dwóch, nie stanowili problemu, o nie. Problem leżał zupełnie gdzie indziej, choć nadal w pobliżu, a konkretnie... Przed moimi stopami... W postaci, która zdawała się być wyciągnięta z sennych marzeń tego starego zboczeńca, a mojego Mistrza. Ehh...
Ta naga dziewczyna komplikowała wszystko. Fakt, że to nie pierwsza, jaką widziałem, niemniej... Trochę czasu minęło od ostatniego razu, nie mówiąc o tym, że pewnych odruchów nie sposób się pozbyć... Nie tak łatwo...
Odwróciłem od niej wzrok.
Co teraz? Obezwładnienie tych gości to kwestia ułamka sekundy, niemniej, zadzieranie z tego typu kolesiami to nigdy nie jest dobra myśl. Oni mają swoje sposoby na znajdowanie rzeczy, które są ich i rzeczy, o których myślą, że są ich. Sposoby nieodgadnione dla zwykłego szaraka, jednocześnie zabójczo skuteczne, czasami dosłownie. Coś mi też mówiło, że oni nie mieli dobrych zamiarów, i nie musiałem sprawdzać barwy ich energii, to już zdrowy rozsądek podpowiadał.
Szczęśliwie wpadłem na sprytny pomysł jak wyjść cało z tego zamieszania.
Ale właśnie wtedy przeszło mi przez myśl... Że przecież oni nie szukali jej bez powodu i już prawie nadstawiłem karku za kogoś, kto mógł mi przynieść sporo kłopotów. Gorzej, że czas nie sprzyjał mi, by przemyśleć tę kwestię, musiałem się zdać na instynkt.
Chwyciłem dziewczynę, zawinąłem ją w tę brzozową płachtę niczym tortillę i wziąłem na ręce w pozycji horyzontalnej. To pozwalało mi manipulować dłońmi na tyle, by przy wyskoku z kłębu dymu w kraterze użyć taiyokena i oślepić wszystkich na moment, nawet tych typków w okularach przeciwsłonecznych.
Korzystając z kupionego czasu uciekłem, lecąc tak jak szybko mogłem poza miasto, gdzie nie dotrą szybko lądem. Do miejsca, którego istnienie nie jest takie wiadome i nieco owiane legendą... Westchnąłem. Czułem, że zabranie jej tam nie jest dobrym pomysłem, ale nie wpadłem na lepsze miejsce...
OOC:
Koniec treningu
ZT -> Kame House
Rzeczywistość jednak przeszła moje oczekiwania, stawiając mnie w sytuacji gorszej, niż kiedykolwiek byłem, przynajmniej pod względem zakłopotania. Cholera...
Garniturowców było tylko dwóch, nie stanowili problemu, o nie. Problem leżał zupełnie gdzie indziej, choć nadal w pobliżu, a konkretnie... Przed moimi stopami... W postaci, która zdawała się być wyciągnięta z sennych marzeń tego starego zboczeńca, a mojego Mistrza. Ehh...
Ta naga dziewczyna komplikowała wszystko. Fakt, że to nie pierwsza, jaką widziałem, niemniej... Trochę czasu minęło od ostatniego razu, nie mówiąc o tym, że pewnych odruchów nie sposób się pozbyć... Nie tak łatwo...
Odwróciłem od niej wzrok.
Co teraz? Obezwładnienie tych gości to kwestia ułamka sekundy, niemniej, zadzieranie z tego typu kolesiami to nigdy nie jest dobra myśl. Oni mają swoje sposoby na znajdowanie rzeczy, które są ich i rzeczy, o których myślą, że są ich. Sposoby nieodgadnione dla zwykłego szaraka, jednocześnie zabójczo skuteczne, czasami dosłownie. Coś mi też mówiło, że oni nie mieli dobrych zamiarów, i nie musiałem sprawdzać barwy ich energii, to już zdrowy rozsądek podpowiadał.
Szczęśliwie wpadłem na sprytny pomysł jak wyjść cało z tego zamieszania.
Ale właśnie wtedy przeszło mi przez myśl... Że przecież oni nie szukali jej bez powodu i już prawie nadstawiłem karku za kogoś, kto mógł mi przynieść sporo kłopotów. Gorzej, że czas nie sprzyjał mi, by przemyśleć tę kwestię, musiałem się zdać na instynkt.
Chwyciłem dziewczynę, zawinąłem ją w tę brzozową płachtę niczym tortillę i wziąłem na ręce w pozycji horyzontalnej. To pozwalało mi manipulować dłońmi na tyle, by przy wyskoku z kłębu dymu w kraterze użyć taiyokena i oślepić wszystkich na moment, nawet tych typków w okularach przeciwsłonecznych.
Korzystając z kupionego czasu uciekłem, lecąc tak jak szybko mogłem poza miasto, gdzie nie dotrą szybko lądem. Do miejsca, którego istnienie nie jest takie wiadome i nieco owiane legendą... Westchnąłem. Czułem, że zabranie jej tam nie jest dobrym pomysłem, ale nie wpadłem na lepsze miejsce...
OOC:
Koniec treningu
ZT -> Kame House
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: South City
Sro Sie 24, 2016 10:20 pm
Doleciałam do miasta, jeszcze nigdy w zasadzie tutaj nie byłam. Żeby na samym początku nie zwracać na siebie uwagi postanowiłam tuż przed samym wjazdem stanąć na ziemi i resztę drogi pokonać pieszo. Musiałam dosyć specyficznie wyglądać, moje roztrzepane włosy, trochę krwi i widać na mojej twarzy jeszcze lekkie zmęczenie. To takie zabawne jak Ci ludzie na mnie patrzyli.
-April! Oni się Ciebie boją - powiedziałam, co wywołało u mnie jeszcze większy uśmiech. Podobał mi się taki obrót sprawy. - To takie podniecające, ale gdyby jeszcze oni byli coś warci, a większość nawet nie prezentuje jakiejkolwiek godnej siły.
Przechodząc obok nich szłam pewnie, nie schodząc nikomu z drogi. Widziałam spojrzenia, które kierowały się za mną, ale nie zwracałam na nie uwagi. Mimo zbliżania się w niebezpieczne tereny nie czułam się zagrożona, nagle moje oczy przykuła jedna witryna sklepu, a na niej piękne buty! Całe czarne, lekko za kostkę, wiązane.
-Chcę je! - krzyknęłam nie zwracając kompletnie uwagi na przechodnich, których przestraszyłam swoją nagłą reakcją. Weszłam do środka, a już od progu przywitało mnie dwóch kolesi, na których kompletnie nie zwracałam uwagi. Zaczęłam się rozglądać. Już po chwili upatrzyłam to co chciałam, długi, czarny, przylegający do ciała kombinezon, wspomniane wcześniej buty, rękawiczki i kurtkę. - Jakie to piękne, chcę to wszystko!
Przymierzenie rzeczy nie stanowiło najmniejszego problemu do momentu zapłaty. Możecie sobie wyobrazić, że oni chcieli ode mnie należność. ODE MNIE. Pogięło ich totalnie. Na szczęście oboje po całkowitym znokautowaniu nie mówili już do mnie nic tylko spokojnie spali. Powinni mi być wdzięczni, bo swoją dobrą wolną zamknęłam im sklep, aby nikt ich nie skrzywdził ani nie okradł. Podobałam się sama sobie we własnym odbiciu. Nikt raczej ,,ze starych’’ znajomych, których nie pamiętałam mnie nie rozpozna. Nie miałam już ochoty na wizyty ludzi, którzy ciągle mnie rozpoznawali, a ja zastanawiałam się kiedy i gdzie.
Idąc ulicami miasta coraz bardziej się nudziłam, nie było tutaj zbyt wielu atrakcji, tutaj z jednej strony ktoś się bił, co w ogóle mnie interesowałam wyczuwając ich poziom mocy. Szukałam kogoś, kto mógłby chociaż dorównać mi silne. Potrzebowałam dobrego mentora do dalszych treningów. Miałam wrażenie jakby te, które sama przeprowadzam nie dawały mi takiego rezultatu jaki bym chciała, a z kolei nie wiem jak trenowała April przed utratą pamięci.
-Nie podoba mi się tutaj April, chodźmy stąd, nudne to miasto. Nic się tutaj nie dzieje, ale z drugiej strony to nasza jedyna okazja, aby móc kogoś rozsądnego dla nas znaleźć - mówiłam sama do siebie ciągle szukając jakiejkolwiek punktu zaczepienia. Zdawałam sobie sprawę, że odpowiednie osoby zupełnie tak jak ja będą tamować swoją silną energię, ale mimo wszystko pewne rzeczy da się wyczuć. Jak na przykład te wibracje, które do mnie dochodziły. Byłam ciekawa, czy to czułam było realne, czy też tylko mi się wydawało. Miałam wrażenie jakby ktoś mnie obserwował, ale jak ktoś to mógł robić, skoro zmieniłam się trochę? Chyba, że ten ktoś mnie nie zna i oczekuje zupełnie czegoś nowego. A może tylko mi się wydaje i to złudne uczucie? No nic, poczekam chwilę, jeżeli nic się nie wydarzy, pójdę szukać dalej i się oddalę z tego przeklętego miasta. Może niedługo zaczną mnie szukać za to, że przywłaszczyłam sobie parę rzeczy. Tak bardzo miałam to gdzieś i chętnie pokazałabym to im, co to znaczy ze mną zacząć. Zero litości.
-April! Oni się Ciebie boją - powiedziałam, co wywołało u mnie jeszcze większy uśmiech. Podobał mi się taki obrót sprawy. - To takie podniecające, ale gdyby jeszcze oni byli coś warci, a większość nawet nie prezentuje jakiejkolwiek godnej siły.
Przechodząc obok nich szłam pewnie, nie schodząc nikomu z drogi. Widziałam spojrzenia, które kierowały się za mną, ale nie zwracałam na nie uwagi. Mimo zbliżania się w niebezpieczne tereny nie czułam się zagrożona, nagle moje oczy przykuła jedna witryna sklepu, a na niej piękne buty! Całe czarne, lekko za kostkę, wiązane.
-Chcę je! - krzyknęłam nie zwracając kompletnie uwagi na przechodnich, których przestraszyłam swoją nagłą reakcją. Weszłam do środka, a już od progu przywitało mnie dwóch kolesi, na których kompletnie nie zwracałam uwagi. Zaczęłam się rozglądać. Już po chwili upatrzyłam to co chciałam, długi, czarny, przylegający do ciała kombinezon, wspomniane wcześniej buty, rękawiczki i kurtkę. - Jakie to piękne, chcę to wszystko!
Przymierzenie rzeczy nie stanowiło najmniejszego problemu do momentu zapłaty. Możecie sobie wyobrazić, że oni chcieli ode mnie należność. ODE MNIE. Pogięło ich totalnie. Na szczęście oboje po całkowitym znokautowaniu nie mówili już do mnie nic tylko spokojnie spali. Powinni mi być wdzięczni, bo swoją dobrą wolną zamknęłam im sklep, aby nikt ich nie skrzywdził ani nie okradł. Podobałam się sama sobie we własnym odbiciu. Nikt raczej ,,ze starych’’ znajomych, których nie pamiętałam mnie nie rozpozna. Nie miałam już ochoty na wizyty ludzi, którzy ciągle mnie rozpoznawali, a ja zastanawiałam się kiedy i gdzie.
Idąc ulicami miasta coraz bardziej się nudziłam, nie było tutaj zbyt wielu atrakcji, tutaj z jednej strony ktoś się bił, co w ogóle mnie interesowałam wyczuwając ich poziom mocy. Szukałam kogoś, kto mógłby chociaż dorównać mi silne. Potrzebowałam dobrego mentora do dalszych treningów. Miałam wrażenie jakby te, które sama przeprowadzam nie dawały mi takiego rezultatu jaki bym chciała, a z kolei nie wiem jak trenowała April przed utratą pamięci.
-Nie podoba mi się tutaj April, chodźmy stąd, nudne to miasto. Nic się tutaj nie dzieje, ale z drugiej strony to nasza jedyna okazja, aby móc kogoś rozsądnego dla nas znaleźć - mówiłam sama do siebie ciągle szukając jakiejkolwiek punktu zaczepienia. Zdawałam sobie sprawę, że odpowiednie osoby zupełnie tak jak ja będą tamować swoją silną energię, ale mimo wszystko pewne rzeczy da się wyczuć. Jak na przykład te wibracje, które do mnie dochodziły. Byłam ciekawa, czy to czułam było realne, czy też tylko mi się wydawało. Miałam wrażenie jakby ktoś mnie obserwował, ale jak ktoś to mógł robić, skoro zmieniłam się trochę? Chyba, że ten ktoś mnie nie zna i oczekuje zupełnie czegoś nowego. A może tylko mi się wydaje i to złudne uczucie? No nic, poczekam chwilę, jeżeli nic się nie wydarzy, pójdę szukać dalej i się oddalę z tego przeklętego miasta. Może niedługo zaczną mnie szukać za to, że przywłaszczyłam sobie parę rzeczy. Tak bardzo miałam to gdzieś i chętnie pokazałabym to im, co to znaczy ze mną zacząć. Zero litości.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: South City
Czw Sie 25, 2016 8:42 pm
Rzeczywiście, tym obserwatorem, który nękał przenikliwym wzrokiem osobę Czarnowłosej, był Red. Właściwie Blue, ze względu na czar Rukei'a. Jakby się nie nazywał, demon stał na dachu trzypiętrowej kamienicy ze skrzyżowanymi rękoma na torsie i obserwował pewnie kroczącą April. Nie umknęło mu uwadze, jak wchodząc obdarta i umazana z krwi do sklepu zaraz wychodzi z niego wielce zadowolona, w zupełnie innej kreacji. Szpile, obcisły czarny kostium, który posiadał także tego samego odcienia rękawiczki i kurtkę. Gdyby nie fakt, że jej energia dość mocno zapadła w pamięć demonowi, to zapewne nie zostałaby rozpoznana przez Długowłosego. Całe szczęście, że trafił w tak burzliwy okres dla młodej wojowniczki - znajdą więcej tematów wspólnych, gdy i jego życie potoczyło się innymi ścieżkami.
Kiedy uznał, że Błękitnooka dziewczyna zdawała się być znudzona wędrowaniem po ulicach, gdzie ludzie obracali się i mierzyli wzrokiem Kobietę Kot, sam zdecydował się ujawnić. Podszedł bliżej krawędzi dachu i postawił w powietrzu jeszcze jeden krok bosą stopą. Momentalnie siła grawitacji ściągnęła młodzieńca na dół, lecz upadał tak lekko, że nawet jak wylądował, nie było słychać zetknięcia nóg z podłożem. Akurat znalazł się w takim miejscu, iż stał dosłownie trzy metry przed dziewczyną. Dłonie powędrowały wzdłuż ciała, a niebieskie ślepia spoglądały na lico Ślicznotki.
>Piękna kreacja. Widać, że masz gust.
Milczący zazwyczaj demon dał upust swoim myślom wypowiadając je na głos przez usta obdarzone w same kły. Jednak nie często zdarzało mu się być prawdziwie wolnym, tak jak teraz. Jednego brakowało Rogatemu do pełni wolności - nowego wdzianka, które tak jak przedtem w przypadku April było podarte i podniszczone. A przede wszystkim... tonęło w niebieskościach i bieli (inwersja dotyczyła nie tylko skóry i włosów, ale i jego dotychczasowego ubrania). Źle się czuł w takiej kolorystyce, i poniekąd miał ogromne szczęście znajdując kogoś, kto nie przebierał w środkach, aby tylko wyglądać tak, jak się chce.
>Pomogłabyś mi w zmianie garderoby? Odwdzięczę się.
Po skończeniu mowy z jego ciała uleciało kilka czarnych motyli, a jeden z nich zatrzepotał skrzydełkami i miękko zasiadł na rękawiczce HalfSaiyanki. Namiastka mocy może miała za zadanie pokusić dziewczynę do wspólnej zabawy, a może tylko zademonstrować, że w tym tylko jednym motylku gromadziła się moc równoważna 5000 Ki. Zgromadziła i rozpłynęła się, gdy April chciała pochwycić lub przyjrzeć się bliżej zjawisku.
Blue zrobił jeszcze jeden krok bliżej i mogli oddychać tym samym powietrzem. Tą samą energią. Tym samym nastawieniem i chęcią rozerwania się.
Ooc: 7/10 postów bycia "Nie Sobą"
Kiedy uznał, że Błękitnooka dziewczyna zdawała się być znudzona wędrowaniem po ulicach, gdzie ludzie obracali się i mierzyli wzrokiem Kobietę Kot, sam zdecydował się ujawnić. Podszedł bliżej krawędzi dachu i postawił w powietrzu jeszcze jeden krok bosą stopą. Momentalnie siła grawitacji ściągnęła młodzieńca na dół, lecz upadał tak lekko, że nawet jak wylądował, nie było słychać zetknięcia nóg z podłożem. Akurat znalazł się w takim miejscu, iż stał dosłownie trzy metry przed dziewczyną. Dłonie powędrowały wzdłuż ciała, a niebieskie ślepia spoglądały na lico Ślicznotki.
>Piękna kreacja. Widać, że masz gust.
Milczący zazwyczaj demon dał upust swoim myślom wypowiadając je na głos przez usta obdarzone w same kły. Jednak nie często zdarzało mu się być prawdziwie wolnym, tak jak teraz. Jednego brakowało Rogatemu do pełni wolności - nowego wdzianka, które tak jak przedtem w przypadku April było podarte i podniszczone. A przede wszystkim... tonęło w niebieskościach i bieli (inwersja dotyczyła nie tylko skóry i włosów, ale i jego dotychczasowego ubrania). Źle się czuł w takiej kolorystyce, i poniekąd miał ogromne szczęście znajdując kogoś, kto nie przebierał w środkach, aby tylko wyglądać tak, jak się chce.
>Pomogłabyś mi w zmianie garderoby? Odwdzięczę się.
Po skończeniu mowy z jego ciała uleciało kilka czarnych motyli, a jeden z nich zatrzepotał skrzydełkami i miękko zasiadł na rękawiczce HalfSaiyanki. Namiastka mocy może miała za zadanie pokusić dziewczynę do wspólnej zabawy, a może tylko zademonstrować, że w tym tylko jednym motylku gromadziła się moc równoważna 5000 Ki. Zgromadziła i rozpłynęła się, gdy April chciała pochwycić lub przyjrzeć się bliżej zjawisku.
Blue zrobił jeszcze jeden krok bliżej i mogli oddychać tym samym powietrzem. Tą samą energią. Tym samym nastawieniem i chęcią rozerwania się.
Ooc: 7/10 postów bycia "Nie Sobą"
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: South City
Nie Sie 28, 2016 1:50 pm
Jego wygląd nie przeraził mnie, a wręcz przeciwnie. Przekonał do siebie, był niezwykły i pojawił się w zasadzie znikąd. Jego niebieskie oczy, które dokładnie mnie obserwowały, a być może nawet i coś analizowały. Nie miałam wcześniej do czynienia z taką rasą jak on albo przynajmniej tego nie pamiętałam, co w zasadzie prawdopodobne jest do drugie. Jako jedyna osoba nie maltretowała mnie tym, że się znamy i skąd. Nie pokazywał, że mnie znał, chociaż miałam przeczucie, że musiał wiedzieć skądś o moim istnieniu, inaczej tak po prostu tutaj by nie przyszedł. Nie maglował, nie wyduszał ze mnie tylko przekonywał do siebie. Całkowicie pewna siebie założyłam ręce na biodra obserwując go uważnie, ciągle byłam gotowa do odparcia ataku w razie potrzeby, chociaż kobieca intuicja podpowiadała mi, że to nie będzie konieczne. Nie tym razem.
- Dziękuję. Widać, że Ty też masz gust – odpowiedziałam na komplement będąc przy tym bardzo ostrożna. Z boku musiało to wyglądać dosyć osobliwie, dwie postacie, które niemalże nie spuszczały z siebie wzorku. Z mojej strony pojawił się szacunek do niego. Nie pytał mnie o przeszłość, nie poruszał jej, być może przeczuwał, że coś jest nie tak? I tu właśnie Hikaru dał klapę. Mojego zaufania nigdy nie zdobędzie wypominając mi zdarzenia, których nie pamiętam próbując wyłożyć swoją świętą i jedyną rację. – Zdecydowanie przyda Ci się zmiana garderoby. Wyglądasz zupełnie tak jak ja przed zmianą. Chyba miałeś ciężki dzień.
Nie analizowałam zbyt wiele, po prostu biorąc pod uwagę jak ja wyglądałam po swoim treningu stwierdziłam, że on też nie miał lekko. Spodobały mi się magiczne motyle, które nagle jakby z powietrza pojawiły się dookoła nas. Jeden z nich nawet usiadł na mojej rękawiczce, zaczęłam mu się przyglądać z zainteresowaniem, ale równocześnie nie tracąc z oczu tajemniczego osobnika. Motyl nagle zniknął, a wraz z nim ulotniła się energia, która niezwykle mnie zaciekawiła. Jeszcze przez chwilę wpatrywałam się w czarną rękawiczkę, na której przed chwilą motyl.
- Pasują do Ciebie – skomentowałam krótko jakby dalej oczekując kolejnego pokazu. Nie wiem, co on tutaj robił, dlaczego tutaj przybył, ale jednego byłam pewna. Miał niesamowitą siłę, która wręcz przyciągała mnie do niego. Gdy zrobił krok do przodu nie cofnęłam się i nie spuściłam wzroku. Czułam niemalże jak energia dookoła nas pulsuje. Miałam wrażenie jakbyśmy byli podobni bardzo do siebie chociaż tak bardzo różni. Musieliśmy się znać, ta siła jego energii nie była mi obca. – Znam idealne miejsce na zmianę Twoich ubrań.
Wyszeptałam i chociaż to ja miałam go prowadzić, to byłabym w stanie pójść za nim na koniec ziemi.
- Trzeba coś odnaleźć dla tych czarnych motyli – obróciłam się z gracją ciągle czując bliskość jego i jego energii. Szłam przodem dumnie sama , chociaż miałam wrażenie jakbym trzymała go za rękę. Za pewne było to spowodowane tą dziwną wiązką energii, która się pomiędzy nami przytaczała. Zaprowadziłam go dokładnie w to samo miejsce, w którym byłam tak niedawno. Ciągle świeciło pustkami, najwidoczniej jeszcze nikt nie zauważył albo nie chciał zauważyć nagłego zamknięcie sklepu. Jedynie ja znałam tą przyczynę, a przynajmniej tak mi się wydawało. Nie zwracając uwagę na ludzi, którzy byli dookoła otworzyłam pewnie drzwi. Tym, którzy patrzyli na mnie natychmiast posyłałam spojrzenie, po którym po prostu spuszczali głowy w dół lub w innym kierunku. Panowie siedzieli, a nawet leżeli dokładnie w takiej samej pozycji jakiej ich zostawiłam. Słabi są Ci ludzie...
Podeszłam do półki i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to idealna kamizelka i dłuższe spodnie. Nie chciałam wybierać za niego, chciałam jedynie zasugerować. Zresztą i tak wiedziałam, że raczej spotkanie przy ubraniach jest całkowicie przy okazji.
- Wydaje mi się, że warto to przymierzyć – rzuciłam całkiem luźno podając ubrania. Na pewno były w lepszym stanie niż to, co obecnie miał na sobie. - Jesteś ok. Jako jedyny nie zadajesz pytań i nie obarczasz mnie niczym.
Powiedziałam to bardzo niezobowiązująco. Nie potrafiłam prawić komplementów, ale jeżeli faktycznie mnie zna, to na pewno to zrozumie, a jeżeli też nie - będzie mi prościej wytłumaczyć o co mi dokładnie chodziło.
- Dziękuję. Widać, że Ty też masz gust – odpowiedziałam na komplement będąc przy tym bardzo ostrożna. Z boku musiało to wyglądać dosyć osobliwie, dwie postacie, które niemalże nie spuszczały z siebie wzorku. Z mojej strony pojawił się szacunek do niego. Nie pytał mnie o przeszłość, nie poruszał jej, być może przeczuwał, że coś jest nie tak? I tu właśnie Hikaru dał klapę. Mojego zaufania nigdy nie zdobędzie wypominając mi zdarzenia, których nie pamiętam próbując wyłożyć swoją świętą i jedyną rację. – Zdecydowanie przyda Ci się zmiana garderoby. Wyglądasz zupełnie tak jak ja przed zmianą. Chyba miałeś ciężki dzień.
Nie analizowałam zbyt wiele, po prostu biorąc pod uwagę jak ja wyglądałam po swoim treningu stwierdziłam, że on też nie miał lekko. Spodobały mi się magiczne motyle, które nagle jakby z powietrza pojawiły się dookoła nas. Jeden z nich nawet usiadł na mojej rękawiczce, zaczęłam mu się przyglądać z zainteresowaniem, ale równocześnie nie tracąc z oczu tajemniczego osobnika. Motyl nagle zniknął, a wraz z nim ulotniła się energia, która niezwykle mnie zaciekawiła. Jeszcze przez chwilę wpatrywałam się w czarną rękawiczkę, na której przed chwilą motyl.
- Pasują do Ciebie – skomentowałam krótko jakby dalej oczekując kolejnego pokazu. Nie wiem, co on tutaj robił, dlaczego tutaj przybył, ale jednego byłam pewna. Miał niesamowitą siłę, która wręcz przyciągała mnie do niego. Gdy zrobił krok do przodu nie cofnęłam się i nie spuściłam wzroku. Czułam niemalże jak energia dookoła nas pulsuje. Miałam wrażenie jakbyśmy byli podobni bardzo do siebie chociaż tak bardzo różni. Musieliśmy się znać, ta siła jego energii nie była mi obca. – Znam idealne miejsce na zmianę Twoich ubrań.
Wyszeptałam i chociaż to ja miałam go prowadzić, to byłabym w stanie pójść za nim na koniec ziemi.
- Trzeba coś odnaleźć dla tych czarnych motyli – obróciłam się z gracją ciągle czując bliskość jego i jego energii. Szłam przodem dumnie sama , chociaż miałam wrażenie jakbym trzymała go za rękę. Za pewne było to spowodowane tą dziwną wiązką energii, która się pomiędzy nami przytaczała. Zaprowadziłam go dokładnie w to samo miejsce, w którym byłam tak niedawno. Ciągle świeciło pustkami, najwidoczniej jeszcze nikt nie zauważył albo nie chciał zauważyć nagłego zamknięcie sklepu. Jedynie ja znałam tą przyczynę, a przynajmniej tak mi się wydawało. Nie zwracając uwagę na ludzi, którzy byli dookoła otworzyłam pewnie drzwi. Tym, którzy patrzyli na mnie natychmiast posyłałam spojrzenie, po którym po prostu spuszczali głowy w dół lub w innym kierunku. Panowie siedzieli, a nawet leżeli dokładnie w takiej samej pozycji jakiej ich zostawiłam. Słabi są Ci ludzie...
Podeszłam do półki i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to idealna kamizelka i dłuższe spodnie. Nie chciałam wybierać za niego, chciałam jedynie zasugerować. Zresztą i tak wiedziałam, że raczej spotkanie przy ubraniach jest całkowicie przy okazji.
- Wydaje mi się, że warto to przymierzyć – rzuciłam całkiem luźno podając ubrania. Na pewno były w lepszym stanie niż to, co obecnie miał na sobie. - Jesteś ok. Jako jedyny nie zadajesz pytań i nie obarczasz mnie niczym.
Powiedziałam to bardzo niezobowiązująco. Nie potrafiłam prawić komplementów, ale jeżeli faktycznie mnie zna, to na pewno to zrozumie, a jeżeli też nie - będzie mi prościej wytłumaczyć o co mi dokładnie chodziło.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: South City
Nie Sie 28, 2016 2:59 pm
>Cóż... jak mam być szczery, to nie ja wybierałem kolory.
No bo co? Białe spodnie?! Biały golf?! I jeszcze ta Hikarowska fryzura?! To wszystko za sprawą Rukei'a! A myślał, że to tylko efekt tymczasowy, a już kurcze ledwo znosi ów paletę barw! Aaaaa! Dobrze, że jest na tyle spokojny, by tego mankamentu na urodzie nie wyżywać na otoczeniu. Zwłaszcza na Czarnowłosej, która o dziwo bardzo dobrze tolerowała obecność demona. Jaka miła odmiana od piekła, jakie zgotował na Vegecie, i to tylko z powodu głodu. Musiał przyznać, że zaimponowała mu od samego początku, nie tylko miłym słowem, lecz jej pewnością siebie i ciekawością, jaką żywiła do demona. I vice versa.
Co do złego dnia... owszem, gdyby nie to spotkanie z April, mógłby spokojnie zaliczyć do najgorszych swoich dni. Może właśnie za sprawką dziewczyny podniesie się ranga dnia z przygnębiającej go ekscytującej?
>Hai. Trafiłaś w sedno.
Mieli ze sobą wiele wspólnego. Bombardowani fizycznie i psychicznie przeszłością, której już nie mogli zmienić, którzy zeszli ze ścieżek prawości. Osamotnieni, pragnący siły i wolności od smyczy i kagańców porządków. Pragnęli się rozwijać, w unikatowy sposób lub brutalny - obojętnie, mieli po prostu pokonywać swoje bariery. A razem mogliby zdziałać więcej. I nie łudźmy się - w stroju wylansowanym przez April trudno przejść obojętnie. Mogłaby z tego zrobić swój znak rozpoznawczy, gdyby nie charakter, który już ją wyróżniał z grona wielu wojowników. Coś jeszcze innego sprawiało, że czuł się dobrze w jej towarzystwie. Taka naturalność wobec niego. Jakby ciągnęła na zakupy brata, a nie demona. On także czuł, jak ich energie łączą się ze sobą i ciężko było się oderwać od siebie. Bo zresztą po co?
Było co prawda kilka rzeczy sprzecznych, co wiadome, ale najbardziej odbijało się to w obyciu z innymi istotami. Tu się mocno różnili. Być może dlatego, że demon prowadził samotny tryb życia i miał wręcz zakazane zbliżać się do miast ludzkich, a nawet osad. April szła pewnie i wręcz dumnie przed siebie. Blue zaś korzystał z jej "udeptanej" ścieżki i kroczył za nią, wolniej, speszony, wręcz przytłoczony, że to nie jego miejsce. Miał wrażenie, że wszyscy się na nich gapią, co źle odbierały zmysły, chociażby słuchu, które wyłapywały najmniejsze szemrania na wojowników. Wojowniczka mogła dostrzec skołowanie wojownika, i pewnie dlatego potrafiła uciszyć wszystkim zebranych jednym, gromkim spojrzeniem. Mogła zastanawiać się, dlaczego jej nowy towarzysz tak reagował - bo to dziwne, że ktoś kto ma dość dużo mocy obawiał się w pewien sposób spotkania z licznym zgromadzeniem. Nawet nie wiedziała, jak mu bardzo pomogła w ogarnięciu lęku przed zwykłymi ludźmi.
Mimo wszystko wszedł za Ślicznotką do środka i rozglądał się odrobinę pewniej niż jak byli na zewnątrz. Wreszcie uspokoił się, gdy już byli tylko ona, on i dwójka pobitych do nieprzytomności sprzedawców. Ale mieli odciski na twarzy hehe! Po rozmiarze śladu, który pasował do szpilek April, wiedział czyja to sprawka. Przynajmniej mieli spokój, i wojowniczka mogła pokazać strefę, w której mógł znaleźć coś dla siebie. Bez zgorszenia czy czegoś takiego zerwał z siebie stare ciuchy odsłaniając dość mocno wyrzeźbione muskulaturą ciało z - obecnie niebieskimi - tatuażami. Przyglądając się powierzchownie ciuchom bardziej skupiał się na wyłapaniu słów od koleżanki, która nie tylko była uprzejma w pomocy, to jeszcze przeszła do sedna sprawy. Trzymając w rękach wybrany czarny golf skręcił głową w jej stronę. Szczerze zdumiał się jej komplementem. Red bardzo rzadko słyszał przychylne słowo, zwłaszcza w trudniejszych dla niego czasach, a dziewczyna doceniła jego starania. Szanowała go, tak jak on ją respektował.
>Zabawne... nutka wzruszenia niżeli radości pojawiła się w tym jednym słowie Cokolwiek się dzieje, z Tobą czy ze mną, zawsze stoisz po mojej stronie. I tak, mieliśmy ze sobą wcześniej do czynienia. Ale to było tak dawno, że warto zacząć wszystko od nowa.
Odłożył nawet ubrania na bok, które już poprzebierał wraz z HalfSaiyanką i odwrócił się przodem do April. Miał coś ważniejszego do roboty niż ciuchy, które rzeczywiście były pretekstem do spotkania się i zaczęcia rozmowy. Umysł wojowniczki działał bez zarzutu, więc obraziłby jej inteligencję, gdyby zostawił ją w dalszej niepewności. Bo już wiedziała, że się znali, ale skąd? Nieważne, stworzą historię na nowo. Dlatego nie chcąc oszukiwać Długowłosej przedstawił się w ten sposób:
>Nazywam się Red, ale z powodu efektu ubocznego czaru bliżej mi do niebieskiego, więc możesz mówić mi Blue. Jak zauważyłaś, nie jestem człowiekiem, tylko demonem. Miło mi Cię poznać.
Podał w jej stronę dłoń w geście przywitania, chociaż mógł to zrobić na samym początku. A tam, nie znał się na kulturze aż tak dobrze. Specjalnie nie zwrócił się do niej po imieniu, bo może nie życzyła sobie nazywania ją po staremu? Młodzieniec miał o tyle problematycznie z imieniem, że wolał swoje stare miano, lecz kontrastowało z ubiorem i nieco odmiennym charakterem - bardziej wygadanym. Nie wiedział, jak sprawa ma się z Czarnowłosą, lecz nie naciskał. Nie cechował się aż takim dociekaniem, nawet jeśli przenikliwe spojrzenie mogłoby sugerować coś innego. A było takie, zwłaszcza, kiedy mógł nozdrzami wdychać jej energetyczną aurę, która tryskała niewykorzystanym potencjałem. Trzeba będzie to zmienić, już niebawem. Może nawet trochę w mieście? Zobaczą później.
I tak, stał przed dziewczyną nadal bez górnego ubioru, ze spodniami co wyglądały jak od bielizny, więc mogło to ujmować powagi, nie mniej nie taki był jego zamiar! Po prostu no... ekhm...
Ooc: 8/10 postów bycia Czerwonym Inaczej
No bo co? Białe spodnie?! Biały golf?! I jeszcze ta Hikarowska fryzura?! To wszystko za sprawą Rukei'a! A myślał, że to tylko efekt tymczasowy, a już kurcze ledwo znosi ów paletę barw! Aaaaa! Dobrze, że jest na tyle spokojny, by tego mankamentu na urodzie nie wyżywać na otoczeniu. Zwłaszcza na Czarnowłosej, która o dziwo bardzo dobrze tolerowała obecność demona. Jaka miła odmiana od piekła, jakie zgotował na Vegecie, i to tylko z powodu głodu. Musiał przyznać, że zaimponowała mu od samego początku, nie tylko miłym słowem, lecz jej pewnością siebie i ciekawością, jaką żywiła do demona. I vice versa.
Co do złego dnia... owszem, gdyby nie to spotkanie z April, mógłby spokojnie zaliczyć do najgorszych swoich dni. Może właśnie za sprawką dziewczyny podniesie się ranga dnia z przygnębiającej go ekscytującej?
>Hai. Trafiłaś w sedno.
Mieli ze sobą wiele wspólnego. Bombardowani fizycznie i psychicznie przeszłością, której już nie mogli zmienić, którzy zeszli ze ścieżek prawości. Osamotnieni, pragnący siły i wolności od smyczy i kagańców porządków. Pragnęli się rozwijać, w unikatowy sposób lub brutalny - obojętnie, mieli po prostu pokonywać swoje bariery. A razem mogliby zdziałać więcej. I nie łudźmy się - w stroju wylansowanym przez April trudno przejść obojętnie. Mogłaby z tego zrobić swój znak rozpoznawczy, gdyby nie charakter, który już ją wyróżniał z grona wielu wojowników. Coś jeszcze innego sprawiało, że czuł się dobrze w jej towarzystwie. Taka naturalność wobec niego. Jakby ciągnęła na zakupy brata, a nie demona. On także czuł, jak ich energie łączą się ze sobą i ciężko było się oderwać od siebie. Bo zresztą po co?
Było co prawda kilka rzeczy sprzecznych, co wiadome, ale najbardziej odbijało się to w obyciu z innymi istotami. Tu się mocno różnili. Być może dlatego, że demon prowadził samotny tryb życia i miał wręcz zakazane zbliżać się do miast ludzkich, a nawet osad. April szła pewnie i wręcz dumnie przed siebie. Blue zaś korzystał z jej "udeptanej" ścieżki i kroczył za nią, wolniej, speszony, wręcz przytłoczony, że to nie jego miejsce. Miał wrażenie, że wszyscy się na nich gapią, co źle odbierały zmysły, chociażby słuchu, które wyłapywały najmniejsze szemrania na wojowników. Wojowniczka mogła dostrzec skołowanie wojownika, i pewnie dlatego potrafiła uciszyć wszystkim zebranych jednym, gromkim spojrzeniem. Mogła zastanawiać się, dlaczego jej nowy towarzysz tak reagował - bo to dziwne, że ktoś kto ma dość dużo mocy obawiał się w pewien sposób spotkania z licznym zgromadzeniem. Nawet nie wiedziała, jak mu bardzo pomogła w ogarnięciu lęku przed zwykłymi ludźmi.
Mimo wszystko wszedł za Ślicznotką do środka i rozglądał się odrobinę pewniej niż jak byli na zewnątrz. Wreszcie uspokoił się, gdy już byli tylko ona, on i dwójka pobitych do nieprzytomności sprzedawców. Ale mieli odciski na twarzy hehe! Po rozmiarze śladu, który pasował do szpilek April, wiedział czyja to sprawka. Przynajmniej mieli spokój, i wojowniczka mogła pokazać strefę, w której mógł znaleźć coś dla siebie. Bez zgorszenia czy czegoś takiego zerwał z siebie stare ciuchy odsłaniając dość mocno wyrzeźbione muskulaturą ciało z - obecnie niebieskimi - tatuażami. Przyglądając się powierzchownie ciuchom bardziej skupiał się na wyłapaniu słów od koleżanki, która nie tylko była uprzejma w pomocy, to jeszcze przeszła do sedna sprawy. Trzymając w rękach wybrany czarny golf skręcił głową w jej stronę. Szczerze zdumiał się jej komplementem. Red bardzo rzadko słyszał przychylne słowo, zwłaszcza w trudniejszych dla niego czasach, a dziewczyna doceniła jego starania. Szanowała go, tak jak on ją respektował.
>Zabawne... nutka wzruszenia niżeli radości pojawiła się w tym jednym słowie Cokolwiek się dzieje, z Tobą czy ze mną, zawsze stoisz po mojej stronie. I tak, mieliśmy ze sobą wcześniej do czynienia. Ale to było tak dawno, że warto zacząć wszystko od nowa.
Odłożył nawet ubrania na bok, które już poprzebierał wraz z HalfSaiyanką i odwrócił się przodem do April. Miał coś ważniejszego do roboty niż ciuchy, które rzeczywiście były pretekstem do spotkania się i zaczęcia rozmowy. Umysł wojowniczki działał bez zarzutu, więc obraziłby jej inteligencję, gdyby zostawił ją w dalszej niepewności. Bo już wiedziała, że się znali, ale skąd? Nieważne, stworzą historię na nowo. Dlatego nie chcąc oszukiwać Długowłosej przedstawił się w ten sposób:
>Nazywam się Red, ale z powodu efektu ubocznego czaru bliżej mi do niebieskiego, więc możesz mówić mi Blue. Jak zauważyłaś, nie jestem człowiekiem, tylko demonem. Miło mi Cię poznać.
Podał w jej stronę dłoń w geście przywitania, chociaż mógł to zrobić na samym początku. A tam, nie znał się na kulturze aż tak dobrze. Specjalnie nie zwrócił się do niej po imieniu, bo może nie życzyła sobie nazywania ją po staremu? Młodzieniec miał o tyle problematycznie z imieniem, że wolał swoje stare miano, lecz kontrastowało z ubiorem i nieco odmiennym charakterem - bardziej wygadanym. Nie wiedział, jak sprawa ma się z Czarnowłosą, lecz nie naciskał. Nie cechował się aż takim dociekaniem, nawet jeśli przenikliwe spojrzenie mogłoby sugerować coś innego. A było takie, zwłaszcza, kiedy mógł nozdrzami wdychać jej energetyczną aurę, która tryskała niewykorzystanym potencjałem. Trzeba będzie to zmienić, już niebawem. Może nawet trochę w mieście? Zobaczą później.
I tak, stał przed dziewczyną nadal bez górnego ubioru, ze spodniami co wyglądały jak od bielizny, więc mogło to ujmować powagi, nie mniej nie taki był jego zamiar! Po prostu no... ekhm...
Ooc: 8/10 postów bycia Czerwonym Inaczej
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: South City
Wto Sie 30, 2016 9:39 pm
Zauważyłam, że był niespokojny, czyżby bał się rekcji ludzi? Nie można powiedzieć, że stałam się współczująca, ale przecież szedł z nią, sam był prawdopodobnie dużo silniejszy od niej, więc poradzenie sobie z grupą takich ludzi to nie byłby żaden problem. Ciągle dochodziły do niej impulsy walki srebrnowłosego z innym osobnikiem. Przyglądałam się z zaciekawianiem jemu, a dokładniej mówiąc ciału. Podobało mi się to co on mówił, chciał żeby wszystko działo się od nowa. Ciekawiło mnie, w jakim stopniu się znaliśmy, jak to wyglądało. Z każdą sekundą miałam wrażenie jakbym nie znała samej siebie.
- Demonem – powtórzyłam bardzo wyraźnie próbując szukać czegokolwiek w swojej głowie. – Powiedz mi kim jest demon. I jak w takim razie wyglądałeś przed tym?
Moja prośba mogła na tym miejscu wydawać się dosyć dziwna i bezczelna, ale miałam pewne zaległości, które należało nadrobić. Red przeobraził się w Blue, ale dlaczego? Chciałam wiedzieć jak on przede wszystkim wyglądał, może coś by mi się przypomniało, cokolwiek? Nie umknęło mojej uwadze jego umięśnione ciało, które bezwstydnie obserwowałam oraz jego tajemnicze tatuaże. Miałam tak wiele pytań, ale nie chciałam być zbyt nachalna, przecież w zasadzie się nie znaliśmy, a przynajmniej ja nie znałam jego.
- Ja jestem April, a przynajmniej tak mi się wydaje, jeszcze nie wymyśliłam sobie nowego imienia, które pasowałoby do mojej osobowości – powiedziałam i uścisnęłam jego rękę w geście powitalnym. Mimo, że miałam na sobie rękawiczki poczułam jakby jego energia przechodziła przez moje ciało powodując lekki drgawki.
– Muszę coś Ci zdradzić. Nie wiem, czy czujesz, ale całkiem niedaleko ktoś walczy, ten ktoś ma szare włosy. I uwziął się na mnie i ciągle próbuje mi przypominać o czymś, czego kompletnie nie pamiętam, dziwny typ. Nie wiem w jakich okolicznościach my się poznaliśmy, ale kompletnie nic nie pamiętam, dlatego cieszę się, że możemy zacząć od nowa.
Była to szczera prawda i całkowicie mogłam odetchnąć z ulgą. Widać było, że nie zależy mu na przekonywaniu mojej osoby do siebie, byłam mu wdzięczna za to, że nie był nachalny.
- Muszę się przyznać do czegoś jeszcze, poszukuję kogoś kto będzie potrafił mi pomóc. Muszę stać się dużo silniejsza niż jestem w nie wiem jeszcze jakim czasie. Muszę dokonać pewną zemstę na kimś za morderstwo na moim dziecku. Zostawił mnie samą bez jakiejkolwiek pamięci i wiadomości o tym, że mam dziecko. – powiedziałam to niemalże na jednym tchu. Nie wiem, czy powinnam się zwierzać, ale czułam jakoś, że to osoba godna zaufania. W końcu to demon cokolwiek to znaczy. Ale nasza nitka naszych energii była w jakiś sposób połączona.
Nie wiem, w jakim stopniu miałam z nim wcześniej do czynienia. Być może był dobrą osobą, która mi pomagała, chociaż jego wygląd kompletnie o tym nie świadczy, a być może był kimś złym, a my niezbyt się lubiliśmy? Teraz to nie miało znaczenia, bo ja się zmieniłam, a nasza znajomość rozpoczęła się od początku. W końcu mogłam z kimś porozmawiać, na spokojnie. Przez cały okres byłam sama ze swoimi problemami, mało do kogo rozmawiałam, a kiedy już trafiłam taką osobę na dosyć tego wszystkiego po prostu pozbawiłam ją życia. Okrutna prawda, ale życie nie jest łatwe i zawsze wpisane było to, że słabe jednostki ginęły, a mocne pięły się coraz wyżej. Nie potrafiłeś być mocny to sięgałeś dna i jeżeli nie potrafisz się podnieść to będziesz spadał coraz niżej i niżej.
- Idziemy stąd? Nudzi mnie to miasto, za dużo tutaj ludzi i tego wszystkiego. A my chyba nie podobamy się ludziom – powiedziałam spoglądając jeszcze na dwie osoby, które ciągle były nieprzytomne. W oddali słyszałam wycie syren, które z minuty na minutę było coraz wyraźniejsze. Czyżby ktoś chciał się pofatygować w naszą stronę? Jakiś monitoring osiedlowy pewnie zadziałał, ale nie bałam się ich. To tylko ludzie, których mogę sprzątnąć jednym ruchem. Nie lubiłam miast, traktowałam je jako zło konieczne w moim życiu albo miejsce, gdzie mogę dobrze się ubrać i nic za to nie płacić.
OOC: Tobie daję wybór, czy przenosimy się do innej lokalizacji(jeżeli tak, to przenieś nas), jeżeli nie to tu też chętnie popiszę.
- Demonem – powtórzyłam bardzo wyraźnie próbując szukać czegokolwiek w swojej głowie. – Powiedz mi kim jest demon. I jak w takim razie wyglądałeś przed tym?
Moja prośba mogła na tym miejscu wydawać się dosyć dziwna i bezczelna, ale miałam pewne zaległości, które należało nadrobić. Red przeobraził się w Blue, ale dlaczego? Chciałam wiedzieć jak on przede wszystkim wyglądał, może coś by mi się przypomniało, cokolwiek? Nie umknęło mojej uwadze jego umięśnione ciało, które bezwstydnie obserwowałam oraz jego tajemnicze tatuaże. Miałam tak wiele pytań, ale nie chciałam być zbyt nachalna, przecież w zasadzie się nie znaliśmy, a przynajmniej ja nie znałam jego.
- Ja jestem April, a przynajmniej tak mi się wydaje, jeszcze nie wymyśliłam sobie nowego imienia, które pasowałoby do mojej osobowości – powiedziałam i uścisnęłam jego rękę w geście powitalnym. Mimo, że miałam na sobie rękawiczki poczułam jakby jego energia przechodziła przez moje ciało powodując lekki drgawki.
– Muszę coś Ci zdradzić. Nie wiem, czy czujesz, ale całkiem niedaleko ktoś walczy, ten ktoś ma szare włosy. I uwziął się na mnie i ciągle próbuje mi przypominać o czymś, czego kompletnie nie pamiętam, dziwny typ. Nie wiem w jakich okolicznościach my się poznaliśmy, ale kompletnie nic nie pamiętam, dlatego cieszę się, że możemy zacząć od nowa.
Była to szczera prawda i całkowicie mogłam odetchnąć z ulgą. Widać było, że nie zależy mu na przekonywaniu mojej osoby do siebie, byłam mu wdzięczna za to, że nie był nachalny.
- Muszę się przyznać do czegoś jeszcze, poszukuję kogoś kto będzie potrafił mi pomóc. Muszę stać się dużo silniejsza niż jestem w nie wiem jeszcze jakim czasie. Muszę dokonać pewną zemstę na kimś za morderstwo na moim dziecku. Zostawił mnie samą bez jakiejkolwiek pamięci i wiadomości o tym, że mam dziecko. – powiedziałam to niemalże na jednym tchu. Nie wiem, czy powinnam się zwierzać, ale czułam jakoś, że to osoba godna zaufania. W końcu to demon cokolwiek to znaczy. Ale nasza nitka naszych energii była w jakiś sposób połączona.
Nie wiem, w jakim stopniu miałam z nim wcześniej do czynienia. Być może był dobrą osobą, która mi pomagała, chociaż jego wygląd kompletnie o tym nie świadczy, a być może był kimś złym, a my niezbyt się lubiliśmy? Teraz to nie miało znaczenia, bo ja się zmieniłam, a nasza znajomość rozpoczęła się od początku. W końcu mogłam z kimś porozmawiać, na spokojnie. Przez cały okres byłam sama ze swoimi problemami, mało do kogo rozmawiałam, a kiedy już trafiłam taką osobę na dosyć tego wszystkiego po prostu pozbawiłam ją życia. Okrutna prawda, ale życie nie jest łatwe i zawsze wpisane było to, że słabe jednostki ginęły, a mocne pięły się coraz wyżej. Nie potrafiłeś być mocny to sięgałeś dna i jeżeli nie potrafisz się podnieść to będziesz spadał coraz niżej i niżej.
- Idziemy stąd? Nudzi mnie to miasto, za dużo tutaj ludzi i tego wszystkiego. A my chyba nie podobamy się ludziom – powiedziałam spoglądając jeszcze na dwie osoby, które ciągle były nieprzytomne. W oddali słyszałam wycie syren, które z minuty na minutę było coraz wyraźniejsze. Czyżby ktoś chciał się pofatygować w naszą stronę? Jakiś monitoring osiedlowy pewnie zadziałał, ale nie bałam się ich. To tylko ludzie, których mogę sprzątnąć jednym ruchem. Nie lubiłam miast, traktowałam je jako zło konieczne w moim życiu albo miejsce, gdzie mogę dobrze się ubrać i nic za to nie płacić.
OOC: Tobie daję wybór, czy przenosimy się do innej lokalizacji(jeżeli tak, to przenieś nas), jeżeli nie to tu też chętnie popiszę.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: South City
Sro Sie 31, 2016 6:08 pm
Hai, z czasem wyjaśnią sobie wszystko między sobą, o ile obie strony tego zechcą. Nie na siłę, w naturalnych sytuacjach, jak na przykład pytanie dotyczące jego przynależności rasowej. To zrozumiałe - nie pozostało na świecie wiele demonów. Głównym winowajcą był Hikaru, który zniszczył ojczystą planetę potworów i bestii, z którymi dzielił linię genetyczną. Te, które zostały, musiały tułać się po wszechświecie i szukać kąta dla siebie. To się zmieni po rewolucji, jaką utworzy z Rukei'em, ale wszystko w swoim czasie.
Nie był więc zły czy rozgniewany, że musiał tłumaczyć swoje pochodzenie. Przecież lubił April, i nawet jej amnezja nie była dla niego przeszkodą - nawet jeśli jej charakter czy osobowość uległa zmianom.
>Trudno zdefiniować postać demona, ponieważ te istoty mają różne genezy narodzin, różne moce, różną anatomię ciał. Na przykład niektórzy twierdzą, że rodzą się z czystego zła, z bólu i cierpienia innych przedstawicieli ras. Tak najczęściej mówią osoby, które poznały demony tylko w walce... A jak wyglądałem wcześniej? Coś w tym guście.
Skierował dłoń na brzuch, w który wtopił się jak gorący nóż w masło i po trzech sekundach wydobył z siebie KARTKĘ Z RYSUNKIEM od June pokazując narysowaną treść towarzyszce. June jako jedyna uwieczniła jego wizerunek, jednocześnie ten obrazek był jedyną pamiątką po Ognistowłosej. Ah... co się dzieje z demonicą i jej synkiem? Nie wiedział.
Chowając kartkę z rysunkiem do swojego brzucho-sejfu słuchał uważnie kilku tajemnic, jakie zdradziła mu dziewczyna. Nie tylko dotyczącą braku nadania sobie imienia, ale i wyczuwanych energii nieopodal. Oh, pamiętała jak korzystać z Ki Feelinga, a więc na pewno nie zapomniała o swoich zdolnościach. Bardzo dobrze. Zważywszy, że chciała się zemścić i wzmocnić pod czyimś okiem. Skoro podzieliła się z Redem tymi nowinami już wiedział, iż ma spore szanse wykazać się przed wojowniczką jako jej wsparcie. Trudna rola, ale czego nie robi się dla pozyskania sprzymierzeńca? A może... nawet przyjaciółki? Dawniej nią była, cenił jej zdanie, lecz nie mógł działać zbyt pochopnie. Nie po to był subtelny, żeby jednym gestem wszystko przekreślić. April sama zdecyduje, czy po udzieleniu pomocy zechce coś więcej od demona.
>Hm... Pewnie masz na myśli Hikaru. I zapewne nękając Cię chciał Twojego powrotu do stanu sprzed zmiany. Ale nie zaprzątaj sobie głowy przeszłością, April.
Tu jedną ręką pochwycił delikatnie nadgarstek wojowniczki i przyciągnął ku sobie, a drugą wyczarował czarną cząstkę przypominającą gąsienicę. Subtelnie łaskotała wojowniczkę po wewnętrznej stronie dłoni wijąc się śmiesznie, jakby traktowała rączkę Czarnowłosej jak plac zabaw ze zjeżdżalnią. Młodzieniec lubił ilustrować swoje myśli, aby były lepiej zrozumiane, a przynajmniej pobudzały wyobraźnię.
>Tak właśnie spostrzega Cię Hikaru. Jako gąsienicę, która wciąż potrzebuje pokarmu w postaci jego nauk. A Ty przecież jesteś już na wyższym stadium rozwoju.
Mała czarna gąsienica skuliła się w sobie i zesztywniała, a wokół niej pojawiały się lepkie, ciemne wici. Otaczała się nimi szczelnie, dokładnie, grubo kładąc kolejne warstwy i nicie. Było ich coraz więcej, aż w końcu opatulona czarną kołderką zdawała się smacznie spać. Nic bardziej mylnego. Przedstawienie na dłoni HalfSaiyanki jeszcze się nie skończyło.
>Ta niepozorna poczwarka to nie tylko niewykształcony motyl. To bardzo istotny etap, w którym porzucasz stare lub nieprzydatne zdolności, tok myślenia, cechy. Kształtujesz i dbasz o najważniejsze priorytety, które towarzyszyły Ci od samego początku, lub pojawiły się tuż przed metamorfozą. I tylko od tego, jak bardzo zaangażujesz się w kreowaniu samej siebie - tak pięknym i okazałym będziesz motylem.
Nagle powłoczka popękała i owad próbował wydobyć się z chwilowego schronu. Szparka rozszerzała się, już pojawiły się czułka. Zaraz wydostała się główka, aż spektakularnie prawie że wystrzeliła z ciasnego kokonu rozkładając czarne skrzydełka. Majestatyczny motyl prostował jeszcze na kilka sekund wielkie skrzydełka, a gdy był gotów - oderwał się od Długowłosej i uniósł się ku górze. Ale Blue nie patrzył się na swoją Ki, tylko cały czas na Błękitnooką. Wąskie źrenice nie zdradzały nic złego, nawet jeśli podkreślały surowość powagi całej twarzy demona. Heh - nawet maczanie palców Rukei'a w odmienieniu jego wyglądu i częściowo osobowości nie mogły sprawić, aby Rogaty uśmiechnął się.
Wreszcie przeszedł do meritum sprawy, która bardzo zależała wojowniczce. Zemsta to poniekąd czarci motor napędowy, i bliski demonowi. Ale śmierć dziecka, nawet nienarodzonego, musi zostać pomszczona. Demon miał słabość do najmłodszego pokolenia istot żywych.
>Pomogę Ci, lecz musimy sobie ufać i być wobec siebie lojalni. Tylko w ten sposób współpraca będzie owocna.
Specjalnie użył określenia "współpraca". Nie widział siebie w roli mentora, nawet jeśli był silniejszy od niejednego wojownika. Wolał plasować się na pozycji partnera do treningu, kolegi po fachu. Wszak i Rogaty uczył się od innych, nie był wszechwiedzący. A teraz był w połowie rozebrany, więc... szybko zabrał się do przymierzania wynalezionych przez niego i dziewczynę ubrań, które w zasadzie niewiele różniły się od poprzednich strzępek. Tylko kolorystyką i kondycją. Gotowy skinął głową, że mogą już stąd wyjść. Ale, ale - nie byli sami. Wciąż tłumy gapiów, wycie zbliżających się syren, niepotrzebny harmider dla wrażliwych, kocich uszu młodzieńca.
Rozbłysły szkarłatem ślepia demona tuż po komentarzu towarzyszki, który był bardzo trafny. I który mógł chociaż na krótką chwilę skorygować na ich korzyść.
>Ludziom nie, ale kotom...
Wtedy też do nóg April zaczął się łasić jeden z mruczków, których zrobiło się pełno na ulicach. To taka mała nauczka za wcześniejsze obgadywanie - zamienił wszystkich ludzi w promieniu stu metrów w koty. A jako, że Red miał w sobie coś z tego gatunku, futrzaki były posłuszne i przymilały się do dwójki odmieńców. Nawet odsunęły się im spod nóg, gdy chcieli już iść kawałek ulicą. Nu... ale oni nie pójdą piechotą. Uniósł się jakieś dziesięć metrów nad ziemią dając znać, że zostawiają South City, a wybiorą się w jakieś ustronniejsze miejsce. A jakie?
z tematu z April - jeszcze nie wiem
Ooc: 9/10 będąc Blue
Nie był więc zły czy rozgniewany, że musiał tłumaczyć swoje pochodzenie. Przecież lubił April, i nawet jej amnezja nie była dla niego przeszkodą - nawet jeśli jej charakter czy osobowość uległa zmianom.
>Trudno zdefiniować postać demona, ponieważ te istoty mają różne genezy narodzin, różne moce, różną anatomię ciał. Na przykład niektórzy twierdzą, że rodzą się z czystego zła, z bólu i cierpienia innych przedstawicieli ras. Tak najczęściej mówią osoby, które poznały demony tylko w walce... A jak wyglądałem wcześniej? Coś w tym guście.
Skierował dłoń na brzuch, w który wtopił się jak gorący nóż w masło i po trzech sekundach wydobył z siebie KARTKĘ Z RYSUNKIEM od June pokazując narysowaną treść towarzyszce. June jako jedyna uwieczniła jego wizerunek, jednocześnie ten obrazek był jedyną pamiątką po Ognistowłosej. Ah... co się dzieje z demonicą i jej synkiem? Nie wiedział.
Chowając kartkę z rysunkiem do swojego brzucho-sejfu słuchał uważnie kilku tajemnic, jakie zdradziła mu dziewczyna. Nie tylko dotyczącą braku nadania sobie imienia, ale i wyczuwanych energii nieopodal. Oh, pamiętała jak korzystać z Ki Feelinga, a więc na pewno nie zapomniała o swoich zdolnościach. Bardzo dobrze. Zważywszy, że chciała się zemścić i wzmocnić pod czyimś okiem. Skoro podzieliła się z Redem tymi nowinami już wiedział, iż ma spore szanse wykazać się przed wojowniczką jako jej wsparcie. Trudna rola, ale czego nie robi się dla pozyskania sprzymierzeńca? A może... nawet przyjaciółki? Dawniej nią była, cenił jej zdanie, lecz nie mógł działać zbyt pochopnie. Nie po to był subtelny, żeby jednym gestem wszystko przekreślić. April sama zdecyduje, czy po udzieleniu pomocy zechce coś więcej od demona.
>Hm... Pewnie masz na myśli Hikaru. I zapewne nękając Cię chciał Twojego powrotu do stanu sprzed zmiany. Ale nie zaprzątaj sobie głowy przeszłością, April.
Tu jedną ręką pochwycił delikatnie nadgarstek wojowniczki i przyciągnął ku sobie, a drugą wyczarował czarną cząstkę przypominającą gąsienicę. Subtelnie łaskotała wojowniczkę po wewnętrznej stronie dłoni wijąc się śmiesznie, jakby traktowała rączkę Czarnowłosej jak plac zabaw ze zjeżdżalnią. Młodzieniec lubił ilustrować swoje myśli, aby były lepiej zrozumiane, a przynajmniej pobudzały wyobraźnię.
>Tak właśnie spostrzega Cię Hikaru. Jako gąsienicę, która wciąż potrzebuje pokarmu w postaci jego nauk. A Ty przecież jesteś już na wyższym stadium rozwoju.
Mała czarna gąsienica skuliła się w sobie i zesztywniała, a wokół niej pojawiały się lepkie, ciemne wici. Otaczała się nimi szczelnie, dokładnie, grubo kładąc kolejne warstwy i nicie. Było ich coraz więcej, aż w końcu opatulona czarną kołderką zdawała się smacznie spać. Nic bardziej mylnego. Przedstawienie na dłoni HalfSaiyanki jeszcze się nie skończyło.
>Ta niepozorna poczwarka to nie tylko niewykształcony motyl. To bardzo istotny etap, w którym porzucasz stare lub nieprzydatne zdolności, tok myślenia, cechy. Kształtujesz i dbasz o najważniejsze priorytety, które towarzyszyły Ci od samego początku, lub pojawiły się tuż przed metamorfozą. I tylko od tego, jak bardzo zaangażujesz się w kreowaniu samej siebie - tak pięknym i okazałym będziesz motylem.
Nagle powłoczka popękała i owad próbował wydobyć się z chwilowego schronu. Szparka rozszerzała się, już pojawiły się czułka. Zaraz wydostała się główka, aż spektakularnie prawie że wystrzeliła z ciasnego kokonu rozkładając czarne skrzydełka. Majestatyczny motyl prostował jeszcze na kilka sekund wielkie skrzydełka, a gdy był gotów - oderwał się od Długowłosej i uniósł się ku górze. Ale Blue nie patrzył się na swoją Ki, tylko cały czas na Błękitnooką. Wąskie źrenice nie zdradzały nic złego, nawet jeśli podkreślały surowość powagi całej twarzy demona. Heh - nawet maczanie palców Rukei'a w odmienieniu jego wyglądu i częściowo osobowości nie mogły sprawić, aby Rogaty uśmiechnął się.
Wreszcie przeszedł do meritum sprawy, która bardzo zależała wojowniczce. Zemsta to poniekąd czarci motor napędowy, i bliski demonowi. Ale śmierć dziecka, nawet nienarodzonego, musi zostać pomszczona. Demon miał słabość do najmłodszego pokolenia istot żywych.
>Pomogę Ci, lecz musimy sobie ufać i być wobec siebie lojalni. Tylko w ten sposób współpraca będzie owocna.
Specjalnie użył określenia "współpraca". Nie widział siebie w roli mentora, nawet jeśli był silniejszy od niejednego wojownika. Wolał plasować się na pozycji partnera do treningu, kolegi po fachu. Wszak i Rogaty uczył się od innych, nie był wszechwiedzący. A teraz był w połowie rozebrany, więc... szybko zabrał się do przymierzania wynalezionych przez niego i dziewczynę ubrań, które w zasadzie niewiele różniły się od poprzednich strzępek. Tylko kolorystyką i kondycją. Gotowy skinął głową, że mogą już stąd wyjść. Ale, ale - nie byli sami. Wciąż tłumy gapiów, wycie zbliżających się syren, niepotrzebny harmider dla wrażliwych, kocich uszu młodzieńca.
Rozbłysły szkarłatem ślepia demona tuż po komentarzu towarzyszki, który był bardzo trafny. I który mógł chociaż na krótką chwilę skorygować na ich korzyść.
>Ludziom nie, ale kotom...
Wtedy też do nóg April zaczął się łasić jeden z mruczków, których zrobiło się pełno na ulicach. To taka mała nauczka za wcześniejsze obgadywanie - zamienił wszystkich ludzi w promieniu stu metrów w koty. A jako, że Red miał w sobie coś z tego gatunku, futrzaki były posłuszne i przymilały się do dwójki odmieńców. Nawet odsunęły się im spod nóg, gdy chcieli już iść kawałek ulicą. Nu... ale oni nie pójdą piechotą. Uniósł się jakieś dziesięć metrów nad ziemią dając znać, że zostawiają South City, a wybiorą się w jakieś ustronniejsze miejsce. A jakie?
z tematu z April - jeszcze nie wiem
Ooc: 9/10 będąc Blue
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: South City
Wto Lut 07, 2017 10:34 pm
Do South City dostał się w ciągu niecałych czterech godzin. Mały samolot wraz z kilkoma innymi osobami dostarczył go wprost na niewielkie lotnisko poza miastem. Pozostało mu niewiele pieniędzy po posiłku na archipelagu oraz po przelocie samolotem. Następne środki transportu będzie musiał albo ograniczyć do minimum i przerzucić się na transport pieszy, a to jak dobrze wiadomo świetnie zadziała na nogi. Szczególnie, jeżeli zamiast chodzenia będzie biegał i to coraz dłuższe dystanse. Nie był pewien co go tu przyciągało, ale coś mu szeptało, że powinien dotrzeć do South City.
Przemaszerował z lotniska do centrum w dość szybkim tempie. Zorientował się gdzie jest dopiero, gdy poczuł zapaszki z restauracji. Całą drogę rozmyślał o tej drzemce, gdy te cztery postacie próbowały go jakby przekonać do swoich racji. W zasadzie to trzy, a czwarta się temu przyglądała niczym sędzia lub kreator sytuacji. Na szczęście głód i aromaty kuchni południowej wodziły go za nos i doprowadziły do małej restauracji na uboczu, gdzie można było siąść na wysokim stołku. Siedziało się w zasadzie na ulicy, ale głowa stercząc już nad ladą znajdowała się w kuchni.
- Co podać? - Zapytał kucharz ubrany w ciemnoniebieski kitel, który sprawiał, że wyglądał jak mistrz sztuk walki.
- Myślę, że ten wasz specjał. Ramen w krewetkach. Wydaje mi się, że może to być niezłe połączenie.
- Otóż to. Świetny wybór! - I zabrał się za sprawne przygotowanie potrawy. Szatkował warzywa i obierał krewetki niczym najlepszy kucharz, ale ruchy w kuchni szybko ogołociły mężczyznę z przykrywki. Bez wątpienia musiał być jednym z wielu mistrzów walki, którzy ponoć krążą po tym mieście, ale ten albo zbankrutował albo po prostu uwielbiał gotować. W bardzo szybkim czasie Rikimaru otrzymał strawę i zapłacić. Jadł bardzo powoli delektując się każdym kęsem tej niezwykłej potrawy. Jego spokój jednak musiała zburzyć przypadkowa szarpanina dwóch mężczyzn. Jeden z nich trącił krzesło na którym siedział.
OoC:
Walka przeciwko dwóm.
Losowanie kośćmi. Statystyki 8 kości. 9ta wartość/100 = modyfikator statystyk (mnożnik).
Przemaszerował z lotniska do centrum w dość szybkim tempie. Zorientował się gdzie jest dopiero, gdy poczuł zapaszki z restauracji. Całą drogę rozmyślał o tej drzemce, gdy te cztery postacie próbowały go jakby przekonać do swoich racji. W zasadzie to trzy, a czwarta się temu przyglądała niczym sędzia lub kreator sytuacji. Na szczęście głód i aromaty kuchni południowej wodziły go za nos i doprowadziły do małej restauracji na uboczu, gdzie można było siąść na wysokim stołku. Siedziało się w zasadzie na ulicy, ale głowa stercząc już nad ladą znajdowała się w kuchni.
- Co podać? - Zapytał kucharz ubrany w ciemnoniebieski kitel, który sprawiał, że wyglądał jak mistrz sztuk walki.
- Myślę, że ten wasz specjał. Ramen w krewetkach. Wydaje mi się, że może to być niezłe połączenie.
- Otóż to. Świetny wybór! - I zabrał się za sprawne przygotowanie potrawy. Szatkował warzywa i obierał krewetki niczym najlepszy kucharz, ale ruchy w kuchni szybko ogołociły mężczyznę z przykrywki. Bez wątpienia musiał być jednym z wielu mistrzów walki, którzy ponoć krążą po tym mieście, ale ten albo zbankrutował albo po prostu uwielbiał gotować. W bardzo szybkim czasie Rikimaru otrzymał strawę i zapłacić. Jadł bardzo powoli delektując się każdym kęsem tej niezwykłej potrawy. Jego spokój jednak musiała zburzyć przypadkowa szarpanina dwóch mężczyzn. Jeden z nich trącił krzesło na którym siedział.
OoC:
Walka przeciwko dwóm.
Losowanie kośćmi. Statystyki 8 kości. 9ta wartość/100 = modyfikator statystyk (mnożnik).
Re: South City
Wto Lut 07, 2017 10:34 pm
The member 'Rikimaru' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Procent' : 97, 25, 22, 59, 67, 11, 39, 29, 67
'Procent' : 97, 25, 22, 59, 67, 11, 39, 29, 67
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: South City
Sro Lut 08, 2017 9:39 pm
Mężczyźni akurat zaczęli walkę w jakiejś własnej sprawie, ale niechybnie musieli trącić krzesło Rikimaru, który akurat wlewał płyn w usta. Jakieś przeczucie albo poprzez słuch zdołał lub też pozwoliło mu zeskoczyć z krzesła. Jednak zupy nie zdołał całej dokończyć, ponieważ jego koordynacja ruchowa jeszcze nie była tak sprawna i rozlał większość pozostającą w misce. Krzesło na którym przed chwilą siedział leżało przewrócone i trochę roztrzaskane, a na tych szczątkach jeden z mężczyzn. Ciężko było mu wstać, ale w końcu to zrobić. Bio-android jednak po zerknięciu na krzesło przerzucił wzrok na rozlaną przed jego nogami zupę. Czy to była łezka w oku lub ogień? Ciężko stwierdzić, ale zadrgała powieka i warga, sugerujące jak wielkie emocje wzruszyły chłopakiem. Zacisnął dłoń tak mocno, że miska pękła w jego ręce. Drugi z gości zmierzał w kierunku przeciwnika, aby mu dołożyć, ale nie spodziewał się nagłego zamachu, który wykonał Rikimaru. Walnął pięścią w klatkę tak mocno, że tamten poleciał ze dwa lub trzy metry do tyłu wpadając na parę innych osób przy okazji.
Dawno nie był tak wyprowadzony z równowagi, jak teraz. Na statku mimo, że były trudne chwile i czasem ktoś mu podkradł rybę, to wciąż mógł się najeść, ponieważ mieli tego pod dostatkiem. Ale teraz musi sam pomyśleć o jedzeniu za które najczęściej trzeba płacić. Starał się wtopić w społeczeństwo, ponieważ wiedział, że nie jest mocarzem. Po tym jak wyciągnęli go z wody był słaby, ale szybko zyskał siłę. Jednak jakaś choroba go zmogła i po niej znów był słaby. Oczywiście minęło od tego kilka tygodni i siły znów wracają, ale nie w takim tempie jak kiedyś. Chce się nie wyróżniać, póki nie odkryje jak ma odblokować swoją moc. Czuje cały czas, że drzemie w nim pewna potęga i te sny mu usilnie o tym przypominają.
Dawno nie był tak wyprowadzony z równowagi, jak teraz. Na statku mimo, że były trudne chwile i czasem ktoś mu podkradł rybę, to wciąż mógł się najeść, ponieważ mieli tego pod dostatkiem. Ale teraz musi sam pomyśleć o jedzeniu za które najczęściej trzeba płacić. Starał się wtopić w społeczeństwo, ponieważ wiedział, że nie jest mocarzem. Po tym jak wyciągnęli go z wody był słaby, ale szybko zyskał siłę. Jednak jakaś choroba go zmogła i po niej znów był słaby. Oczywiście minęło od tego kilka tygodni i siły znów wracają, ale nie w takim tempie jak kiedyś. Chce się nie wyróżniać, póki nie odkryje jak ma odblokować swoją moc. Czuje cały czas, że drzemie w nim pewna potęga i te sny mu usilnie o tym przypominają.
- OoC:
Definicje i co oznaczają powyższe opiszę na koniec walki.
Ja - atak potężny (165 dmg)
Re: South City
Sro Lut 08, 2017 9:39 pm
The member 'Rikimaru' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: South City
Nie Lut 12, 2017 5:10 pm
Po ciosie wymierzonym w tamtego drugi podszedł do Rikimaru i walnął z całej swojej siły z łokcia w bok bio-androida, ale atak ten nie był tak mocny. Lekko się tylko zgiął i cofnął wyciągając przed siebie pięści.
- Chcesz mi odbierać zabawę? - zapytał ten, który jeszcze nie dostał od Rikimaru.
- Nie powinniście się bić przy restauracjach gnoje. Marnujecie tylko przepyszne jedzenie.
- A Ty nie odwracaj się plecami gnoju! - ryknął ten, którego przed chwilą powalił i kopnął Rikimaru w udo, aż ten lekko ukląkł.
Chłopak prychnął prześmiewczo i z zaskoczenia wyrzucił nogę za siebie trafiając prosto w jaja swojego przeciwnika, który w tym momencie padł nieprzytomny. Zaledwie dwa ciosy wystarczyły na randomowego przeciwnika. Pozostał drugi, który będzie chciał teraz walczyć z Rikimaru, ale ten już wie, że ta walka skończy się bardzo szybko. Ten drugi też jest słaby, bo jego atak bio-android odczuł minimalnie. Te ataki i taka walka nie pobudziła nawet tych siedzących w jego głowie tożsamości. Prawdopodobnie uznały, że ta gra nie jest warta świeczki. Te osobowości to cząstki komórek z których powstał. Nie uaktywniły się, ponieważ nic znaczącego się nie wydarzyło i nie wydarzy. Rikimaru wręcz oczekiwał tajemniczego głosu w głowie.
- Chcesz mi odbierać zabawę? - zapytał ten, który jeszcze nie dostał od Rikimaru.
- Nie powinniście się bić przy restauracjach gnoje. Marnujecie tylko przepyszne jedzenie.
- A Ty nie odwracaj się plecami gnoju! - ryknął ten, którego przed chwilą powalił i kopnął Rikimaru w udo, aż ten lekko ukląkł.
Chłopak prychnął prześmiewczo i z zaskoczenia wyrzucił nogę za siebie trafiając prosto w jaja swojego przeciwnika, który w tym momencie padł nieprzytomny. Zaledwie dwa ciosy wystarczyły na randomowego przeciwnika. Pozostał drugi, który będzie chciał teraz walczyć z Rikimaru, ale ten już wie, że ta walka skończy się bardzo szybko. Ten drugi też jest słaby, bo jego atak bio-android odczuł minimalnie. Te ataki i taka walka nie pobudziła nawet tych siedzących w jego głowie tożsamości. Prawdopodobnie uznały, że ta gra nie jest warta świeczki. Te osobowości to cząstki komórek z których powstał. Nie uaktywniły się, ponieważ nic znaczącego się nie wydarzyło i nie wydarzy. Rikimaru wręcz oczekiwał tajemniczego głosu w głowie.
- OoC:
Mój atak szybki (45 dmg) - Przeciwnik 1 pada nieprzytomny.
LEGENDA:
Power attack (pokazuje najmocniejszy atak możliwy do wykonania)
Ki i DMG w turze (nie trzeba tłumaczyć)
Wartości po lewej (czerwony pasek) dotyczą przeciwnika, a niebieskie (po prawej stronie) dotyczą mnie.
Drugi wykres to podsumowanie tury.
Niebieski pasek to stan na koniec tury.
Czerwony to zmiana stanu w tej turze.
Zielony to brakująca wartość do maksymalnej.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: South City
Nie Lut 12, 2017 5:13 pm
Nie wrzuciło mi kostki...
Jak wrzucam wykresy nie jako screny to się dzieją takie rzeczy...
Jak wrzucam wykresy nie jako screny to się dzieją takie rzeczy...
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach