Sala treningowa
+14
Joker
Atarashii Ame
Kanade
April
Hikaru
Vita Ora
Keruru
Raziel
Ósemka
Colinuś
NPC.
KOŚCI
Hazard
NPC
18 posters
Sala treningowa
Sro Maj 30, 2012 12:24 am
First topic message reminder :
"Mordownia" - Jak zwykli nazywać to pomieszczenie szczęściarze, którzy na zawsze je opuścili. Tu zaczynał każdy nowy, gnojony do potęgi entej przez wszelkiej maści trenerów.
"Mordownia" - Jak zwykli nazywać to pomieszczenie szczęściarze, którzy na zawsze je opuścili. Tu zaczynał każdy nowy, gnojony do potęgi entej przez wszelkiej maści trenerów.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Sob Sie 10, 2013 10:26 pm
Zadowolona z siebie Vulfila uśmiechnęła się, kiedy padła z wycieńczenia na parkiet po pięćdziesięciu okrążeniach. "Wreszcie koniec tej mordęgi.", pomyślała, chcąc już udać się pod prysznic. Choć w zasadzie to nie, bała się tam iść, ale też nie miałaby wyboru. Krążyły o tym miejscu różne niepochlebne opinie, więc jej pierwsza wizyta tam na pewno byłaby stresująca.
Wtedy jednak koszarowy wybił Vulfilę z zamyślenia, każąc jej robić pompki.
- CO?!- warknęła czując, jak złość zaczyna ją powoli ogarniać. Podniosła się na nogi i obrzuciła go groźnym spojrzeniem. Potem jednak zwróciła uwagę na tego, który był powodem dalszego katowania, czyli na tego kadeta, który wydawał się być wciąż w dobrej formie. Vulfila podeszła do niego niby to mimochodem i zaczęła męczyć się z jedną pompką za drugą.
- Psyt!- odezwała się do chłopaka stękając, bo też ręce jej drżały i nie miała już sił na choćby jedna pompkę więcej.- Kolego!- starała się zwrócić jego uwagę, ale też nie wzbudzając podejrzeń u koszarowego.- Błagam cię, bądź tam i miły i poudawaj po tej serii pompek, że jestem mega wykończony.- przeszła w końcu do sedna sprawy.- Jeśli tego nie zrobisz zaraz obrzygam parkiet.- jęknęła, padając na brzuch.- Proszę, nie bądź taki. Wynagrodzę ci to jakoś.
Wtedy jednak koszarowy wybił Vulfilę z zamyślenia, każąc jej robić pompki.
- CO?!- warknęła czując, jak złość zaczyna ją powoli ogarniać. Podniosła się na nogi i obrzuciła go groźnym spojrzeniem. Potem jednak zwróciła uwagę na tego, który był powodem dalszego katowania, czyli na tego kadeta, który wydawał się być wciąż w dobrej formie. Vulfila podeszła do niego niby to mimochodem i zaczęła męczyć się z jedną pompką za drugą.
- Psyt!- odezwała się do chłopaka stękając, bo też ręce jej drżały i nie miała już sił na choćby jedna pompkę więcej.- Kolego!- starała się zwrócić jego uwagę, ale też nie wzbudzając podejrzeń u koszarowego.- Błagam cię, bądź tam i miły i poudawaj po tej serii pompek, że jestem mega wykończony.- przeszła w końcu do sedna sprawy.- Jeśli tego nie zrobisz zaraz obrzygam parkiet.- jęknęła, padając na brzuch.- Proszę, nie bądź taki. Wynagrodzę ci to jakoś.
Re: Sala treningowa
Wto Sie 13, 2013 7:21 pm
Koszarowy cały czas stał w miejscu z wyciągniętym ki-blastem. Przyglądał się trenującym wojownikom. Jego uwagę przykul jeden z kadetów. Był tak spocony i zmęczony, że ledwo leżał. Koszarowy odwołał ki-blasta i podszedł do niego...
W tym czasie Vulfi zaczęła rozmawiać z Saiyanem.
-Co możesz zaoferować ?-powiedział po chwili z podstępnym uśmiechem na ustach.
Koszarowy krzyczał, na kadeta. Po krótkim czasie podniósł go w górę i wyrzucił na korytarz. Nacisnął kilka razy na scouter.
-TRENOWAĆ! bo skończycie jak on-wykrzyczał.
W tym czasie Vulfi zaczęła rozmawiać z Saiyanem.
- Sayian(bez zbroi):
-Co możesz zaoferować ?-powiedział po chwili z podstępnym uśmiechem na ustach.
Koszarowy krzyczał, na kadeta. Po krótkim czasie podniósł go w górę i wyrzucił na korytarz. Nacisnął kilka razy na scouter.
-TRENOWAĆ! bo skończycie jak on-wykrzyczał.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Wto Sie 13, 2013 9:39 pm
- Spoiler:
- Tsss!- prychnęła jak dzika hybryda kota i Vegety- Nawet o tym nie myśl! - niemalże krzyknęła, mając ochotę złapać trenującego kadeta za fraki.- Co to za miejsce?!- myślała i choć zadawała sobie to pytanie już niejeden raz, odkąd tu trafiła, pojawiało się wciąż bez odpowiedzi. Teraz była juz pewna, że nie chce iść do łazienki, gdzie kąpali się wszyscy mężczyźni. To jak zapędzanie się do jaskini lwa. Tylko co zrobić, żeby nie śmierdzieć a ja ominąć? Trzeba będzie coś wymyślić. A już na pewno unikać tego typka, który tylko czeka, żeby ja w łazience przyłapać.
Po tym przyjrzała się temu pewnemu siebie kadetowi. Ha, taki niby silny, a przecież z jego umiejętnościami już dawno powinien był awansować. Pewne jakiś nieutalentowany.
Po chwili dziewczyna jednak trochę ochłonęła i zastanowiła się nad tym, o co mogłaby się z nim potargować.
- Mogę ci co najwyżej pozwolić zaprosić mnie na kawę.- rzekła, choć w zasadzie nie była to pewnie kusząca propozycja. - Chyba, ze masz inne sugestie. Tylko bez wydziwiania!- powiedziała, ostrzegawczo podnoszą palca wskazującego.
Re: Sala treningowa
Czw Sie 15, 2013 2:13 pm
-Hehe-roześmiał się wojownik -kawę, dobre sobie- dodał po chwili. Spojrzał na koszarowego. Ten już bacznie obserwował kadetów by Ci nie oszukiwali. Kadet nieco ściszył głos.
-Gdy będziemy musieli zmienić ćwiczenie, to udamy się na chwile w róg. Pocałujesz mnie a spełnię Twoją prośbę-dodał z uśmiechem na ustach, cały czas robiąc pompki.
-STOP! -Wykrzyczał Trener-Teraz idźcie pod ścianę i uderzać w manekiny. Za jakiś głupi, bądź krzywo wykonany cios, będę karał ki-blastem. Macie NAPI****LAĆ! -wykrzyczał ostatnie słowo.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Czw Sie 15, 2013 5:09 pm
Vulfila uśmiechnęła się mimowolnie, bo też rozbawiły ją słowa chłopaka. "Dobre sobie", myślała, męcząc się z kolejną pompką. Rozważała, czy pocałunek byłby dopuszczalny, ale duma bardzo ją roznosiła i czuła się traktowana przedmiotowo.
- A może ci zapłacę po prostu?- zapytała, bo też przekupstwo uważała za mniej godzące w jej osobę. Do czego to doszło, żeby musiała targować się z jakimś typem.
Po tym pobiegła w stronę manekinów, starając się jak mogła, żeby tylko nie oberwać ki-blastem. Nie zmieniało to jednak faktu, że była tak wykończona, że silnij uderzałaby pięcioletnia dziewczynka z anoreksją.
- A może ci zapłacę po prostu?- zapytała, bo też przekupstwo uważała za mniej godzące w jej osobę. Do czego to doszło, żeby musiała targować się z jakimś typem.
Po tym pobiegła w stronę manekinów, starając się jak mogła, żeby tylko nie oberwać ki-blastem. Nie zmieniało to jednak faktu, że była tak wykończona, że silnij uderzałaby pięcioletnia dziewczynka z anoreksją.
Re: Sala treningowa
Pią Sie 16, 2013 9:33 pm
Stał. Jego mina nie była zbyt tęga. Był zdenerwowany. Kilka krzywych ciosów kadeta, wystarczyłoby Brodaty cisnął w niego ki-blastem. Po pięciu minutach zjawili się medycy. Najpierw wzięli wojownika, który leżał na korytarzu, później tych z sali. Jeden Saiyan ze skrzydła szpitalnego podszedł do Koszarowego i wyszeptał mu coś na ucho. Twarz Trenera jeszcze raz zmieniła się. Jeszce bardziej poczerwieniała.
-NAPI****lać -wykrzyczał, po czym wybiegł z sali.
Czarnowłosy kadet tylko wzruszył ramionami i poszedł podnosić ciężary. Wiedział, że już nic nie ugra.
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Sob Sie 17, 2013 8:11 pm
Krwistooki nadal był cały roztrzęsiony po ostatniej dziwnej sytuacji. Stanowczo zbyt dużo myślał o swojej mrocznej połówce i teraz miał zwidy. Nikogo nie bał się tak bardzo jak...samego siebie. A raczej demonicznego zła w sobie...Lethala. Dopiero teraz popatrzył na swoje ręce z przerażaniem dojrzał, że stracił talizmany i amulet od Tanany...a więc jednak one mu pomagały. Ale co dziwniejsze jego wilczy amulet nadal istniał i nie został zniszczony. Dziwne. W każdym razie dopiero po dłuższej chwili usłyszał zgiełk walki i krzyku rannych czy trenujących. Zbliżał się do sali. Instynktownie zrobił unik w ostatniej chwili, gdyż obok niego z ogromną szybkością przebiegł koszarowy. Ciekawe czemu tak pędził. Po paru sekundach przeszedł przez wejście. Był tu całkiem niedawno, ale już aż tak nie trenował. Wolał, żeby tylko pare osób wiedziało na co go tak na prawdę stać. Nadal nie osiągnął Super Saiya-jina a jego moc pewnie pozwalała mu nawet na więcej, lecz czuł, że uaktywnił to o czym poprzednio mówił trener. Jak na razie ta moc nie była mu potrzebna więc się o to nie martwił. Nie zbyt wiedział jednakże co ze sobą zrobić, toteż usiadł na ławce. Jak zwykle chyba większość wzroku innych była skierowana na niego a to z powodu czerwonego koloru jego oczu. Sam pewnie przerażał pare innych osób bardziej przypominając demona niż ogoniastego wojownika. Nawet nie wiedzieli jak bardzo byli blisko prawdy z tymi stwierdzeniami.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Nie Sie 18, 2013 5:44 pm
"Już to widzę" pomyślała Vulfila, uśmiechając się od ucha do ucha po tym, jak koszarowy wybiegł z sali. Co za typ. czy nawet przez myśl mu nie przeszło, że kobiety są mniej wytrzymałe od mężczyzn? Przez niego musiała się targować z tym nieutalentowanym kadetem. Pewnie koszarowy to stary kawaler, inaczej by wiedział, że dziewczętom należy dawać fory.
Na całe szczęście kadet sobie poszedł i jak można się było spodziewać nie potrafił nawet miło się pożegnać. Może to właśnie dlatego nie awansował na wyższe stanowisko? W zasadzie każda osoba wyższa rangą powinna znać postawy savoir vivre'u. Gdyby to Vulfila była zarządcą tego miejsca, już dawno wprowadzono by tutaj lekcje tańca i podstawy dobrego wychowania. Bo tak to strach iść do toalety, kto wie, kto cię napadnie i kiedy.
Korzystając z okazji, bo też powrót koszarowego mógł być całkiem szybki, podeszła do ławki, nad którą wisiały ręczniki. Zaczęła wycierać się jednym po czole i dekolcie, gdy zobaczyła JEGO. Do sali wszedł sayianin. Niby niewiele wyróżniał się od innych mężczyzn w tej akademii, ale też coś szczególnego przykuwało jej wzrok. Może... może to te czerwone oczy, świecące się jak u Belzebuba? Może... może to ta figura, nie tak przerośnięta mięśniami jak u koszarowego? Choć w zasadzie koszarowy też nie był taki brzydki, gdyby tylko zgolił brodę i obciął się jak porządny człowiek, byłby do rzeczy. W zasadzie nie był człowiekiem, ale mniejsza z tym. Młody sayianin wszedł do sali i zasiadł na ławce. Nie wiedzieć czemu, ale Vulfila pomyślała, że w zasadzie nadawałby się na... Imperatora. Tak, zdecydowanie tak. Miał piękny ogon.
Przez chwilę Vulfila patrzyła się na niego jak w obrazek, podziwiając jego ogon. Czemu jej ogon nie lśnił w ten sposób? Przez chwilę wahała się, ale ostatecznie ciekawość wzięła górę i mając nadzieję, że mężczyzna nic nie zauważy, macnęła jego ogon, co wyglądało mniej więcej tak, jakby wybierała puszysty chleb w piekarni.
Na całe szczęście kadet sobie poszedł i jak można się było spodziewać nie potrafił nawet miło się pożegnać. Może to właśnie dlatego nie awansował na wyższe stanowisko? W zasadzie każda osoba wyższa rangą powinna znać postawy savoir vivre'u. Gdyby to Vulfila była zarządcą tego miejsca, już dawno wprowadzono by tutaj lekcje tańca i podstawy dobrego wychowania. Bo tak to strach iść do toalety, kto wie, kto cię napadnie i kiedy.
Korzystając z okazji, bo też powrót koszarowego mógł być całkiem szybki, podeszła do ławki, nad którą wisiały ręczniki. Zaczęła wycierać się jednym po czole i dekolcie, gdy zobaczyła JEGO. Do sali wszedł sayianin. Niby niewiele wyróżniał się od innych mężczyzn w tej akademii, ale też coś szczególnego przykuwało jej wzrok. Może... może to te czerwone oczy, świecące się jak u Belzebuba? Może... może to ta figura, nie tak przerośnięta mięśniami jak u koszarowego? Choć w zasadzie koszarowy też nie był taki brzydki, gdyby tylko zgolił brodę i obciął się jak porządny człowiek, byłby do rzeczy. W zasadzie nie był człowiekiem, ale mniejsza z tym. Młody sayianin wszedł do sali i zasiadł na ławce. Nie wiedzieć czemu, ale Vulfila pomyślała, że w zasadzie nadawałby się na... Imperatora. Tak, zdecydowanie tak. Miał piękny ogon.
Przez chwilę Vulfila patrzyła się na niego jak w obrazek, podziwiając jego ogon. Czemu jej ogon nie lśnił w ten sposób? Przez chwilę wahała się, ale ostatecznie ciekawość wzięła górę i mając nadzieję, że mężczyzna nic nie zauważy, macnęła jego ogon, co wyglądało mniej więcej tak, jakby wybierała puszysty chleb w piekarni.
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Nie Sie 18, 2013 7:25 pm
Chłopak przez dłuższą chwile rozmyślał o tym co może zrobić aby przeciwstawić się temu demonowi, albo możliwej infekcji przez Tsufula. W końcu niedługo ma misje i leci na Namek, a jak będzie podobna do misji na Icebergu to wtedy jest to kolejna misja samobójcza. Już jego trzecia. Jednakże dziwnym trafem zawsze udawało mu się przeżyć. Najwidoczniej los na razie szykował dla niego coś zupełnie innego. Gorszego? Kto wie. W każdym razie może się zdarzyć, że zostałby zainfekowany a potem posądzony o zdrade...z resztą czemu o tym myśli? Nie da się opętać jakiemuś szaremu glutowi! Niedługo po tym poczuł dziwne lecz też miłe uczucie dotyku w okolicach ogona. Dopiero gdy spojrzał w tamtą stronę ze zdziwieniem zauważył jakąś...piękną dziewczynę która...dotykała jego ogon? O co tutaj chodziło. Może jest przemęczony i teraz ma zwidy. Ale jednak...widział dobrze. Przyjrzał jej się lepiej. Nie patrzyła na niego jak inni. Jej oczy zdradzały...zaciekawienie? A nie nienawiść albo strach. Jeszcze tego nie spotkał. Nawet wzrok Hazarda i Vivian zdradzały co innego, ale Blade'a to sam już nie wiedział co. A ona natomiast była inna...dziwne. Tym razem to on był zaciekawiony nią. Miała czarne włosy i brązowy ogonek, oraz ładne czarne oczy. Zdziwił się że jej strój był trochę inny. Miała odcięte nogawki. Musiał przyznać, że dodawało to jej uroku...zaraz, zaraz. O czym on myśli znowu! Pokręcił głową na boki. W każdym razie była na prawdę piękna choć bardziej zastanawiało go to czemu ruszała jego ogon. Nie żeby mu to przeszkadzało. Nawet było to przyjemne. Ale na pewno dziwnie to wyglądało. W końcu jednakże postanowił się odezwać.
-Yo. Mogę wiedzieć co robisz? Hmm. Nie widziałem cie tutaj. Jesteś nowa?
Pierwszy raz się z tym spotkał, lecz choć się o to zapytał to ogon nadal sobie wesoło latał tam gdzie poprzednio. W każdym razie nie mógł przecież zapomnieć o dobrych manierach których tutaj tak mało toteż wstał i wyciągnął rękę do nieznajomej z uśmiechem by się przedstawić.
-Jestem Altair Drake. Miło mi cie poznać.
-Yo. Mogę wiedzieć co robisz? Hmm. Nie widziałem cie tutaj. Jesteś nowa?
Pierwszy raz się z tym spotkał, lecz choć się o to zapytał to ogon nadal sobie wesoło latał tam gdzie poprzednio. W każdym razie nie mógł przecież zapomnieć o dobrych manierach których tutaj tak mało toteż wstał i wyciągnął rękę do nieznajomej z uśmiechem by się przedstawić.
-Jestem Altair Drake. Miło mi cie poznać.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Nie Sie 18, 2013 7:49 pm
"Miękki i świecący, dosłownie jakby używał odżywki"- myślała, pocierając bardzo delikatnie ogon i badając strukturę włosia, starając się nie głaskać pod włos. - "Ciekawe jak pachniał, może jak lawenda?"- zastanawiała się dalej, choć oczywiście wąchanie czyjegoś ogona byłoby już zdecydowanie zbytnią swawolą. Przez chwilę zatopiła się w swoich myślach, tracąc poczucie czasu i przestrzeni.
Wtedy to usłyszała, że ów sayian odezwał się do niej. W momencie oblał ją czerwony rumieniec od samego czubka głowy po szyję. Najpierw nie odwracając się spojrzała w jego kierunku kącikiem oka. Tak, patrzył się w jej stronę i mówił do niej.
Gwałtownym ruchem schowała za siebie ręce, jakby to miało pozbawić ją zarzutów o zmacanie czyjegoś ogona, ale całkiem roztrzepana zapomniała go puścić, więc jakby pociągnęła znacznie silniejszego od niej saiyana za ogon. Po tym z lekkim piskiem puściła o i odskoczyła do tyłu.
"Co za wstyd!" krzyczała na siebie w myślach.
- Ja... to znaczy.. ten...- zaczęła się tłumaczyć, a serce waliło jej jak oszalałe, bo czerwone oczy chłopaka właśnie na niej spoczęły.
"Jaki on męski!", myślała, starając się opanować. Że też akurat przed nim musiała sobie narobić wstydu. Podrapała się w głowę i zaczęła nerwowo śmiać. - A tego, tak sobie macnęłam, wybacz.- powiedziała, po czym założyła ręcznik na szyję. - Miło mi, Altair, jestem Vuli- uścisnęła dłoń chłopaka.- Więc tego, już idę pod prysznic, więc ... pa.- cała ta sytuacja była dla niej zbyt stresująca, więc macnęła ogon Altaira jeszcze raz, a potem miała zamiar odwrócić się na pięcie i zniknąć w korytarzu.
Wtedy to usłyszała, że ów sayian odezwał się do niej. W momencie oblał ją czerwony rumieniec od samego czubka głowy po szyję. Najpierw nie odwracając się spojrzała w jego kierunku kącikiem oka. Tak, patrzył się w jej stronę i mówił do niej.
Gwałtownym ruchem schowała za siebie ręce, jakby to miało pozbawić ją zarzutów o zmacanie czyjegoś ogona, ale całkiem roztrzepana zapomniała go puścić, więc jakby pociągnęła znacznie silniejszego od niej saiyana za ogon. Po tym z lekkim piskiem puściła o i odskoczyła do tyłu.
"Co za wstyd!" krzyczała na siebie w myślach.
- Ja... to znaczy.. ten...- zaczęła się tłumaczyć, a serce waliło jej jak oszalałe, bo czerwone oczy chłopaka właśnie na niej spoczęły.
"Jaki on męski!", myślała, starając się opanować. Że też akurat przed nim musiała sobie narobić wstydu. Podrapała się w głowę i zaczęła nerwowo śmiać. - A tego, tak sobie macnęłam, wybacz.- powiedziała, po czym założyła ręcznik na szyję. - Miło mi, Altair, jestem Vuli- uścisnęła dłoń chłopaka.- Więc tego, już idę pod prysznic, więc ... pa.- cała ta sytuacja była dla niej zbyt stresująca, więc macnęła ogon Altaira jeszcze raz, a potem miała zamiar odwrócić się na pięcie i zniknąć w korytarzu.
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Nie Sie 18, 2013 8:18 pm
Chłopak coraz bardziej był zainteresowany tą dziewczyną, a to mu się jeszcze nie zdarzyło odkąd pojawił się w tym świecie. W końcu wierze rzeczy nie znam z tego powodu iż należał do innego wymiaru lecz najwidoczniej jest teraz częścią tego. A może jednak zdaje mu się i od zawsze tu był? W każdym bądź razie na nowo uczył się o uczuciach i także przesiadywał kiedyś w bibliotece by cię pouczyć o zwyczajach, ale te uczucie...było za dziwne. Nie żeby nie było miłe, lecz sam nie wiedział co to. Znowu pokręcił głową, a gdy zauważył u dziewczyny rumieniec to na jego twarzy wkrótce znalazł się ten sam kolor. Jednakże nieznajoma szybko od niego odskoczyła z lekkim piskiem pociągając go za ogon. Wyglądało to bardzo zabawnie toteż lekko uśmiechnął się. A ogon już dawno wytrenował. Nie był jego słabym punktem jak to bywało u innych saiya-jinów.
-Nic ci nie jest?
Zapytał się wojowniczki. Lecz ta dość szybko zaczęła się tłumaczyć, ale chyba nie mogła znaleźć słów. Po ostatnim wyjaśnieniu prawie upadł na ziemię. Podrapał się po głowie tak samo jak nie dawno dziewczyna i rzucił.
-Nie martw się, nic się nie stało. Ogon już dawno nie jest moim słabym punktem.
W końcu saiyanka zdradziła mu swoje imię, zarzucając sobie ręcznik na szyję. Vuli. To chyba nie było jej pełne imię ale i je warto znać. Gdy ta uścisnęła jego dłoń miał przez chwilę zamiar ją zatrzymać i pogadać troszkę dłużej ale...nie chciał być nieuprzejmy. W każdym razie chciał jeszcze ją uprzedzić.
-Nie wiem czy wiesz. Ale prysznic i wannę masz pewnie w swojej kwaterze.
Altair był czasami na prawdę egoistyczny. Może to wina Lethala? W każdym razie miał obowiązek ją powiadomić o tym, zważywszy na to, że nie chciał by jacyś kadeci mogli to wykorzystać. A saiyanie są jacy są. Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale większość już taka wspaniała nie jest.
-A i jak będziesz chciała jeszcze porozmawiać to wciąż będę tutaj, i pewnie na razie się to nie zmieni...dopóki mnie nie wyślą na kolejną misje...samobójczą.
Ostatnią rzecz dodał cicho. Większość jego misji sprawiała, że on sam prawie tracił życie. No cóż. Taki los.
-Nic ci nie jest?
Zapytał się wojowniczki. Lecz ta dość szybko zaczęła się tłumaczyć, ale chyba nie mogła znaleźć słów. Po ostatnim wyjaśnieniu prawie upadł na ziemię. Podrapał się po głowie tak samo jak nie dawno dziewczyna i rzucił.
-Nie martw się, nic się nie stało. Ogon już dawno nie jest moim słabym punktem.
W końcu saiyanka zdradziła mu swoje imię, zarzucając sobie ręcznik na szyję. Vuli. To chyba nie było jej pełne imię ale i je warto znać. Gdy ta uścisnęła jego dłoń miał przez chwilę zamiar ją zatrzymać i pogadać troszkę dłużej ale...nie chciał być nieuprzejmy. W każdym razie chciał jeszcze ją uprzedzić.
-Nie wiem czy wiesz. Ale prysznic i wannę masz pewnie w swojej kwaterze.
Altair był czasami na prawdę egoistyczny. Może to wina Lethala? W każdym razie miał obowiązek ją powiadomić o tym, zważywszy na to, że nie chciał by jacyś kadeci mogli to wykorzystać. A saiyanie są jacy są. Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale większość już taka wspaniała nie jest.
-A i jak będziesz chciała jeszcze porozmawiać to wciąż będę tutaj, i pewnie na razie się to nie zmieni...dopóki mnie nie wyślą na kolejną misje...samobójczą.
Ostatnią rzecz dodał cicho. Większość jego misji sprawiała, że on sam prawie tracił życie. No cóż. Taki los.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Pon Sie 19, 2013 10:53 am
Vulfila już odwróciła się na pięcie i miała zamiar odejść, kiedy usłyszała o prysznicu w swojej kwaterze. Nie, niestety jej pokój nie posiadał łazienki i nie wiedziała, czy to był celowy zabieg tego, kto przydzielał jej miejsce, czy też czysty przypadek, ale w związku z tym musiała udać się do tego okropnego zakątka, owianego okropnymi historiami, mrocznej łazienki wspólnej dla całej akademii. Obleciał ją strach i sama nie wiedziała już co robić. Odwróciła się znów przodem do Altaira z miną wyrażającą niemałe zawstydzenie i obawy.
- W moim pokoju nie ma prysznica.- wyznała w końcu, spuszczając głowę niżej i łapiąc swój ogonek. Miętosiła w ręku jego końcówkę.- A w twoim pokoju jest?- zapytała z nieukrywaną nadzieją w głosie.- Bo słyszałam już niejedną opowieść o wspólnej łazience i ... sam rozumiesz...
- W moim pokoju nie ma prysznica.- wyznała w końcu, spuszczając głowę niżej i łapiąc swój ogonek. Miętosiła w ręku jego końcówkę.- A w twoim pokoju jest?- zapytała z nieukrywaną nadzieją w głosie.- Bo słyszałam już niejedną opowieść o wspólnej łazience i ... sam rozumiesz...
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Pon Sie 19, 2013 4:11 pm
Czarnowłosy zauważył jak dziewczyna na chwile się zatrzymała, popadając chwilowo w zamyślenie. On sam zaczął zastanawiać się czemu chciała iść do wspólnych łazienek. Z zadumy wyrwały go jej dalsze słowa. Najwidoczniej w jej pokoju nie było łazienki. Dziwne, może tylko nie którzy kadeci coś tam mieli, albo specjalnie dziewczynie taki pokój przydzielono. Ehh te małpy. Musiał przyznać, że gdy złapała się za końcówkę ogonka to słodko wyglądała...Znowu o tym myśli. Pokręcił głową ponownie. W każdym razie zapytała się w końcu czy w jego pokoju jest. Faktycznie o wspólnej łazience krążyły dość ciekawe...historie.
-Ta. Rzeczywiście coś takiego krążyło. Nie dziwie ci się, że wolisz unikać to miejsce...
Lecz gdy dotarło do niego to co dziewczyna powiedziała wcześniej to jego twarz momentalnie się zaczerwieniła. Nie wiedział przez chwilę co o tym myśleć, przecież zaproszenie dziewczyny do swojej kwatery...do kwatery chłopaka jest....jest...dziwne...Choć z drugiej strony to rzeczywiście wspólna łazienka może być dla dziewczyn zagrożeniem. Po paru sekundach myślenia w końcu zdecydował
-...Jeśli chcesz...to możesz...skorzystać z...mojej...łazienki...
To mogło na pewno zabrzmieć dziwnie, choć wojownik miał dobre zamiary. Z resztą zawsze mogła odmówić. Ale z trudnością mu przyszło wypowiadać te słowa. Przez to że większość czasu spędził na nauce o tej planecie i zwyczajach i podstawowych rzeczach o których stracił wiedzę z powodu amnezji, to jednak nie wiele uczył się o kobietach. No cóż, trudno.
-Ta. Rzeczywiście coś takiego krążyło. Nie dziwie ci się, że wolisz unikać to miejsce...
Lecz gdy dotarło do niego to co dziewczyna powiedziała wcześniej to jego twarz momentalnie się zaczerwieniła. Nie wiedział przez chwilę co o tym myśleć, przecież zaproszenie dziewczyny do swojej kwatery...do kwatery chłopaka jest....jest...dziwne...Choć z drugiej strony to rzeczywiście wspólna łazienka może być dla dziewczyn zagrożeniem. Po paru sekundach myślenia w końcu zdecydował
-...Jeśli chcesz...to możesz...skorzystać z...mojej...łazienki...
To mogło na pewno zabrzmieć dziwnie, choć wojownik miał dobre zamiary. Z resztą zawsze mogła odmówić. Ale z trudnością mu przyszło wypowiadać te słowa. Przez to że większość czasu spędził na nauce o tej planecie i zwyczajach i podstawowych rzeczach o których stracił wiedzę z powodu amnezji, to jednak nie wiele uczył się o kobietach. No cóż, trudno.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Pon Sie 19, 2013 10:00 pm
Vulfila popatrzyła Altairowi w twarz, a dokładnie w płonące jak ognie piekielne oczy. Zadrżała, bo w pewien sposób pomyślała, że kąpanie się w jego łazience jest chyba jeszcze bardziej ryzykowne od prysznica we wspólnej szatni, ale też miało w sobie coś ekscytującego. Zamiotła ogonem na prawo i lewo. Czy powinna zaufać obcemu saiyanowi, który dodajmy wybąkał z siebie zgodę, jakby kłamał i każde słowo ledwie przechodziło mu przez gardło? Tato by tego nie pochwalił, ale z drugiej strony... Pod prysznicem mogłaby spotkać koszarowego, a to było milion razy gorsze!
- Skoro nalegasz.- powiedziała, co nie było zgodne z prawdą, ale w pewien sposób pozbawiało ją wyrzutów sumienia. Po tym oczekiwała, aż Altair zaprowadzi ją do swojej kwatery.
- Skoro nalegasz.- powiedziała, co nie było zgodne z prawdą, ale w pewien sposób pozbawiało ją wyrzutów sumienia. Po tym oczekiwała, aż Altair zaprowadzi ją do swojej kwatery.
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Pon Sie 19, 2013 10:36 pm
Dziewczyna wpatrywała swoje czarne oczęta w krwiste oczy. Cóż był dziwnym typem i wzbudzał często powszechne zaciekawienie czy też strach z tego powodu. Nie zbyt mu to przeszkadzało, często inni go odtrącali lub się go bali, a trudno to zmienić. Wiele osób po prostu ocenia książki po okładce nic o nich nie wiedząc. Jaka szkoda, że często się mylą. Oczywiście Altaira to nie obchodziło co o nim myślą inni. Mogą go nawet uważać za wcielone zło czy też demona, ale jednak jakoś go to mało interesowało. Vuli po chwili mu odpowiedziała, choć sama zastanawiała się jeszcze dłużej od niego. No cóż wiedział, że to zabrzmi dziwnie zważywszy na to że saiyanie mają już wypisaną opinię i nie trzeba nic dodawać. Bywa. Aczkolwiek zamierza udowodnić, że jest inaczej. W końcu jeśli kiedyś awansuje na Elite, albo nawet Kapitana, na co na razie się nie zapowiada to musi pokazać, że jest inny. Uśmiechnął się do dziewczyny. Nie miał złych zamiarów, ale nie zdziwiłby się jej jakby myślała inaczej.
-W takim razie choć za mną.
Powiedział i używając wbudowanej mapy w scouter, obrał za cel swoją kwaterę.
OOC:
Sala Treningowa -> Kwatera Nashi Altaira Drake'a x2
-W takim razie choć za mną.
Powiedział i używając wbudowanej mapy w scouter, obrał za cel swoją kwaterę.
OOC:
Sala Treningowa -> Kwatera Nashi Altaira Drake'a x2
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Sob Sie 31, 2013 10:00 am
Vulfila wkroczyła do sali treningowej trochę wzburzona. Ostatnie zajścia w stołówce i przed kwaterą Altaira wyprowadziły ją z równowagi. W głowie wciąż analizowała to, co zaszło, mimo, że wolałaby o tym jednak nie myśleć. Tak niestety działał jej mózg, samemu podsuwając różne teorie, czasem i spiskowe.
Rozejrzała się po sali, szukając odpowiedniego przyrządu na dzisiejsze ćwiczenia. Miała ochotę coś zniszczyć. Przypatrzyła się uważnie dostępnym manekinom i innym stojakom, które stały tam, żeby je okładać.
Bo co też tak naprawdę zaszło? Wszedłszy do stołówki Altair jakby zasłabł, ba, nawet upadł na kolana i wszystko wskazywało na to, że źle się poczuł. To musiała być jakaś paskudna choroba, bo chyba nie udawałby, że coś się z nim dzieje prawda?
W końcu wybór Vulfili padł na kilka zmaltretowanych manekinów w rogu sali. Przetarła ręce gotowa do pracy. Podeszła bliżej i ustawiła się w pozycji do walki. Nogi szeroko rozstawione. Ręce również, pełnia skupienia. Mięśnie napięte.
Potem Hazard obwieścił ni z tego ni z owego, że z Altairem jest źle. W zasadzie to skąd mógł o tym wiedzieć? Ale mniejsza z tym, chciał wyważyć drzwi do pokoju tamtego chłopaka, więc zapewne nie udawał.
Vulfila podniosła ręce do góry. Kumulowała swoją KI, która w złości była krnąbrna i nieposłuszna. A i sama Halfka rzadko trenowała przy jej pomocy, jedynie nauczyła się latać, ale i to kosztowało ją wiele czasu i wysiłku. Pot spływał jaj po czule, a w jej rękach co chwilę pojawiały się i znikały tańczące ogniki.
- Wrrraahh!!!- zakrzyknęła na całą salę, nie przejmując się saiyanami zebranymi w środku. Oni byli skupieni na sobie i swoim treningu, nie raz również wydając z siebie różne odgłosy.
A potem nagle się zatrzymał. Jakby przypomniał sobie, że trzyma w pokoju czyjeś martwe truchło. Odwrócił się i palnął, że się pomylił. I ona miała w to uwierzyć? Skąd to miał wiedzieć? O nie, halfka nie lubiła, kiedy ktoś ją lekceważył i chciał się jej na siłę pozbyć. A tak musiało być. Bo jak to inaczej i sensowniej wytłumaczyć?
W rękach dziewczyny pojawił się ognik, ale potem znowu zgasł. Nie mogła sie skupić przez ten natłok myśli. Była zbyt rozdrażniona, za dużo kłębiło się w jej głowie. Starała się odegrać od siebie wszelkie podejrzenia i skupić się jedynie na kumulacji KI. Napięła mięśnie do granic wytrzymałości. Pot zaczął kapać z jej czoła, a oczy płonęły w złości. Masenko jednak wciąż się wahało, raz pojawiało się a raz znikało. I pomimo wszelkich starań Vulfili, w końcu znikło całkiem. Rozwścieczona przestała nad sobą panować. Podbiegła do manekina z krzykiem i zaczęła okładać go rękami. Miała ochotę go ugryźć, ale ten się złamał w pół.
- Złamas.- powiedziała, odchodząc znowu na poprzednia pozycję. Ten atak złości trochę ją zawstydził. Rozejrzała sie wokoło, czy nikt tego nie widział, po czym znowu ustawiła sie na linii innego manekina, żeby od nowa rozpocząć trening.
OCC: Trening start
Rozejrzała się po sali, szukając odpowiedniego przyrządu na dzisiejsze ćwiczenia. Miała ochotę coś zniszczyć. Przypatrzyła się uważnie dostępnym manekinom i innym stojakom, które stały tam, żeby je okładać.
Bo co też tak naprawdę zaszło? Wszedłszy do stołówki Altair jakby zasłabł, ba, nawet upadł na kolana i wszystko wskazywało na to, że źle się poczuł. To musiała być jakaś paskudna choroba, bo chyba nie udawałby, że coś się z nim dzieje prawda?
W końcu wybór Vulfili padł na kilka zmaltretowanych manekinów w rogu sali. Przetarła ręce gotowa do pracy. Podeszła bliżej i ustawiła się w pozycji do walki. Nogi szeroko rozstawione. Ręce również, pełnia skupienia. Mięśnie napięte.
Potem Hazard obwieścił ni z tego ni z owego, że z Altairem jest źle. W zasadzie to skąd mógł o tym wiedzieć? Ale mniejsza z tym, chciał wyważyć drzwi do pokoju tamtego chłopaka, więc zapewne nie udawał.
Vulfila podniosła ręce do góry. Kumulowała swoją KI, która w złości była krnąbrna i nieposłuszna. A i sama Halfka rzadko trenowała przy jej pomocy, jedynie nauczyła się latać, ale i to kosztowało ją wiele czasu i wysiłku. Pot spływał jaj po czule, a w jej rękach co chwilę pojawiały się i znikały tańczące ogniki.
- Wrrraahh!!!- zakrzyknęła na całą salę, nie przejmując się saiyanami zebranymi w środku. Oni byli skupieni na sobie i swoim treningu, nie raz również wydając z siebie różne odgłosy.
A potem nagle się zatrzymał. Jakby przypomniał sobie, że trzyma w pokoju czyjeś martwe truchło. Odwrócił się i palnął, że się pomylił. I ona miała w to uwierzyć? Skąd to miał wiedzieć? O nie, halfka nie lubiła, kiedy ktoś ją lekceważył i chciał się jej na siłę pozbyć. A tak musiało być. Bo jak to inaczej i sensowniej wytłumaczyć?
W rękach dziewczyny pojawił się ognik, ale potem znowu zgasł. Nie mogła sie skupić przez ten natłok myśli. Była zbyt rozdrażniona, za dużo kłębiło się w jej głowie. Starała się odegrać od siebie wszelkie podejrzenia i skupić się jedynie na kumulacji KI. Napięła mięśnie do granic wytrzymałości. Pot zaczął kapać z jej czoła, a oczy płonęły w złości. Masenko jednak wciąż się wahało, raz pojawiało się a raz znikało. I pomimo wszelkich starań Vulfili, w końcu znikło całkiem. Rozwścieczona przestała nad sobą panować. Podbiegła do manekina z krzykiem i zaczęła okładać go rękami. Miała ochotę go ugryźć, ale ten się złamał w pół.
- Złamas.- powiedziała, odchodząc znowu na poprzednia pozycję. Ten atak złości trochę ją zawstydził. Rozejrzała sie wokoło, czy nikt tego nie widział, po czym znowu ustawiła sie na linii innego manekina, żeby od nowa rozpocząć trening.
OCC: Trening start
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Nie Wrz 01, 2013 12:17 am
Wkroczył do tak dobrze znanego mu miejsca. Jak zawsze panował tu straszny hałas. Widok przypominał ten zawarty w kalejdoskopie, różnokolorowe pociski Ki mieszały się ze sobą i przyprawiały o zawroty głowy. W powietrzu dało się wyczuć adrenalinę, podniecenie, ale także strach. Oraz nieprzyjemny zapach potu. Gdy tylko znalazł się za progiem, przeczesał teren w poszukiwaniu znajomej Ki należącej do Vulfilli. Zlokalizował ją w miejscu, gdzie znajdowały się manekiny do ćwiczeń. Kadetka właśnie okładała jednego z nich, co doprowadziło go przepołowienia "pomocnika". Złotowłosego nieco speszył ten widok, dziewczyna sprawiała wrażenie rozwścieczonej. Nie był pewien, czy chciałby znajdować się teraz na miejscu kukły. Trzeba to jednak załatwić. Westchnął przeciągle i wolnym krokiem udał się w kierunku Saiyan'ki.
- Nieźle załatwiłaś tą marionetkę - zaczął, stając obok zniszczonego sprzętu.
To ciekawe, ale ciężko było spojrzeć mu w jej oczy. Miał wrażenie, że gdy tylko to zrobi, posypie się na niego lawina oskarżeń i pretensji. Czy tak zawsze jest z kobietami? Cholera, ciężki orzech do zgryzienia. Nie może jednak tchórzyć, tę sprawę trzeba załatwić. Odchrząknął, przeniósł swój wzrok na twarz Vulfili i rzekł:
- No hej, jestem już....
Miał ochotę walnąć się otwartą dłonią w czoło. Co za kretynizm! Źle, bardzo źle zaczął! Po czymś takim może się pożegnać z pokojowym zakończeniem. Musi to naprawić, może jest jeszcze nadzieja.
- Vulfilo, chciałbym Ci wyjaśnić sytuacje która miała miejsce przed kilkunastoma minutami.
Lepiej, dużo lepiej. Po czymś takim nabrał odwagi i pewności siebie. Nie zwlekając, kontynuował:
- Jakby nad tym pomyśleć, to faktycznie wyglądało dość dziwnie. Wybacz jeśli w jakiś sposób Cię uraziłem, nie chciałem tego zrobić. Otóż... są sposoby aby skontaktować się z kimś bez potrzeby bezpośredniego kontaktu. I nie mówię tu wcale o scouterach. Wierz mi lub nie, ale wykorzystałem tego typu zdolność do uzyskania informacji o stanie Altair'a. On sam zapewnił mnie, że to jedynie przemęczenie i zwyczajnie potrzebuje odpoczynku. Zapewniam Cię, że nie mamy przed Tobą nic do ukrycia, po prostu... nie chciałem Cię zbytnio martwić.
Zakończył to chyba nieco kulawo. Ogólnie cały ten monolog był do kitu. Będzie miał szczęście jeśli dziewczyna uwierzy w chociaż jedno jego słowo. Jednak zupełnie nie miał pojęcia jak rozmawiać z kobietami. Na to potrzeba lata doświadczeń, a on dopiero stawiał pierwsze kroki. Zastanawiał się jak postąpiłby w stosunku do przedstawiciela tej samej płci. Przyszedł mu do głowy tylko jeden pomysł....
- Masz ochotę na wspólny trening? - spytał nieśmiało - Ty atakuj, a ja będę się bronił. Śmiało uderz ze wszystkim co masz.
Chyba za dobrze tego nie przemyślał. Teraz kadetka ma doskonały pretekst aby walnąć go w ten głupi czerep. Pocieszał jedynie fakt, iż prawdopodobnie nie będzie w stanie tego dokonać. Chociaż kto wie na co ją stać.
OCC:
Trening Start.
- Nieźle załatwiłaś tą marionetkę - zaczął, stając obok zniszczonego sprzętu.
To ciekawe, ale ciężko było spojrzeć mu w jej oczy. Miał wrażenie, że gdy tylko to zrobi, posypie się na niego lawina oskarżeń i pretensji. Czy tak zawsze jest z kobietami? Cholera, ciężki orzech do zgryzienia. Nie może jednak tchórzyć, tę sprawę trzeba załatwić. Odchrząknął, przeniósł swój wzrok na twarz Vulfili i rzekł:
- No hej, jestem już....
Miał ochotę walnąć się otwartą dłonią w czoło. Co za kretynizm! Źle, bardzo źle zaczął! Po czymś takim może się pożegnać z pokojowym zakończeniem. Musi to naprawić, może jest jeszcze nadzieja.
- Vulfilo, chciałbym Ci wyjaśnić sytuacje która miała miejsce przed kilkunastoma minutami.
Lepiej, dużo lepiej. Po czymś takim nabrał odwagi i pewności siebie. Nie zwlekając, kontynuował:
- Jakby nad tym pomyśleć, to faktycznie wyglądało dość dziwnie. Wybacz jeśli w jakiś sposób Cię uraziłem, nie chciałem tego zrobić. Otóż... są sposoby aby skontaktować się z kimś bez potrzeby bezpośredniego kontaktu. I nie mówię tu wcale o scouterach. Wierz mi lub nie, ale wykorzystałem tego typu zdolność do uzyskania informacji o stanie Altair'a. On sam zapewnił mnie, że to jedynie przemęczenie i zwyczajnie potrzebuje odpoczynku. Zapewniam Cię, że nie mamy przed Tobą nic do ukrycia, po prostu... nie chciałem Cię zbytnio martwić.
Zakończył to chyba nieco kulawo. Ogólnie cały ten monolog był do kitu. Będzie miał szczęście jeśli dziewczyna uwierzy w chociaż jedno jego słowo. Jednak zupełnie nie miał pojęcia jak rozmawiać z kobietami. Na to potrzeba lata doświadczeń, a on dopiero stawiał pierwsze kroki. Zastanawiał się jak postąpiłby w stosunku do przedstawiciela tej samej płci. Przyszedł mu do głowy tylko jeden pomysł....
- Masz ochotę na wspólny trening? - spytał nieśmiało - Ty atakuj, a ja będę się bronił. Śmiało uderz ze wszystkim co masz.
Chyba za dobrze tego nie przemyślał. Teraz kadetka ma doskonały pretekst aby walnąć go w ten głupi czerep. Pocieszał jedynie fakt, iż prawdopodobnie nie będzie w stanie tego dokonać. Chociaż kto wie na co ją stać.
OCC:
Trening Start.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Nie Wrz 01, 2013 8:31 pm
"Co za obciach!", pomyślała, widząc zbliżającego się w jej stronę Hazarda. Że też musiał widzieć ją w takich okolicznościach. Jak nie zawstydzoną, to rozwścieczoną. Co też on musiał o niej myśleć? Odwróciła się jak porażona, licząc na to, że może wcale nie miał na myśli przyjść akurat do niej, ale do kogoś innego na sali. Wtedy jednak odezwał się do niej. Oblała się rumieńcem. Znowu!
"Jesteś żałosna, Vulfi", westchnęła w myślach, ale chcąc nie chcąc musiała odwrócić się przodem. Tak też zrobiła i nie patrząc na chłopaka podbiegła do manekina.
- A tak, cześć, sorry, nie chciałam... - zaczęła się tłumaczyć, jakby to Hazard odpowiadał za stan sali treningowej, po czym pozbierała fragmenty manekina w jedną kupkę.- Posprzątam to ... jak skończę.- obiecała.
Kiedy jednak Hazard powrócił do tematu Altaira wyprostowała się i już całkiem spokojna popatrzyła w jego żółte jak księżyc w pełni oczy. Sprawa telepatii wydawała jej się wciąż trochę podejrzana i zapewne gdyby zobaczyła Drake'a w jednym kawałku bardziej by ją to przekonało. Ale najwidoczniej Hazardowi było głupio z powodu zaistniałej sytuacji i być może nawet trochę ją polubił, ponieważ inaczej nie fatygowałby się, żeby przepraszać za coś byle kadetkę. Dziewczyna popatrzyła na saiyana z enigmatycznym wyrazem twarzy, przygryzając dolną wargę. To zaskakujące, dawno nie widziała przedstawiciela tej rasy, który nie byłby agresywny i władczy, a Hazard zachowywał się, jakby w ogóle nie wychowywała go typowa saiyańska rodzina. Miał w sobie delikatność i współczucie. A przynajmniej do tej pory takie sprawiał na Vulfili wrażenie. Na jej usta wstąpił uśmiech wyrozumiałości.
- Nie... nie przepraszaj, to... ja się zachowałam jakoś tak, głupio.- powiedziała, choć wcale nie uważała swojej reakcji za błędną. Nie chciała jednak, żeby Hazard miał poczucie winy, jeśli takie miał.- Mam nadzieję, że z Altairem wszystko w porządku. W razie, gdybyście obaj potrzebowali pomocy słabszej od siebie i kiepskiej w walce dziewczyny, wiecie, gdzie mnie szukać, to znaczy w twojej kwaterze!- zaśmiała się perliście z własnego żartu, odnoszącego się do tego, że Vulfila posiadała kod do pokoju Hazarda. Jeszcze nie widziała jego kwatery, ale dałaby sobie ogon uciąć, że jest tysiąc razy ładniejszy niż jej własny. Albo z większym potencjałem.
Vulfila trochę obawiała się wspólnego treningu. Nie była niestety najlepsza w walce. Jeszcze! A Hazard pewnie czułby się jakby bawił się z dzieckiem. Halfka nie chciała czuć się słaba i niedouczona, dlatego wolała uniknąć kompromitacji. Ale z drugiej strony nie zawsze ma się okazję poćwiczyć z kimś bardziej doświadczonym, więc lepiej było z takich okazji korzystać.
Półsaiyanka bez słowa ustawiła się naprzeciw nashi i chciała zrobić na nim jakiekolwiek wrażenie. Przez sekundę oddychała głęboko, a po tej skróconej medytacji przyjrzała mu sie dokładnie, szukając ewentualnych słabych punktów. W krocze nie chciała go kopać, więc to niestety odpadało. Gdyby go nie lubiła to co innego. Ogon- to nie wypadało, jeszcze i on złapałby ją za jej własny, a to by się bardzo źle skończyło, ponieważ był delikatny i wrażliwy. Wtedy przypomniała sobie, że do walki należy go związać w pasie i to uczyniła.
Po krótkiej analizie Vulfila opracowała mini-strategię. Ni z tego ni z owego rzuciła się wprost na saiyana. Machała rękami tak szybko, jak to tylko było możliwe, aż powietrze świszczało, próbując uderzyć go w klatkę piersiową i twarz. Seria pięciu uderzeń w górę, seria pięciu ciosów w tors.
"Banał, prawda?", pomyślała, bo wydawało jej się, że pewnie takie myśli krążyły po głowie Hazarda. Uśmiechnęła się szeroko i zjadliwie jak żmija. Uderzała w ten sposób dłuższą chwilę, chcąc sprawić, żeby saiyan już mechanicznie robił tę samą czynność, a gdy tylko wyczuła, że tracił na tym skupienie, przeskoczyła za niego lekko wzlatując, ale nie za wysoko, żeby nie tracić prędkości i w ten sposób próbowała uderzyć go uderzyć, dołączając kopniaki.
"Jesteś żałosna, Vulfi", westchnęła w myślach, ale chcąc nie chcąc musiała odwrócić się przodem. Tak też zrobiła i nie patrząc na chłopaka podbiegła do manekina.
- A tak, cześć, sorry, nie chciałam... - zaczęła się tłumaczyć, jakby to Hazard odpowiadał za stan sali treningowej, po czym pozbierała fragmenty manekina w jedną kupkę.- Posprzątam to ... jak skończę.- obiecała.
Kiedy jednak Hazard powrócił do tematu Altaira wyprostowała się i już całkiem spokojna popatrzyła w jego żółte jak księżyc w pełni oczy. Sprawa telepatii wydawała jej się wciąż trochę podejrzana i zapewne gdyby zobaczyła Drake'a w jednym kawałku bardziej by ją to przekonało. Ale najwidoczniej Hazardowi było głupio z powodu zaistniałej sytuacji i być może nawet trochę ją polubił, ponieważ inaczej nie fatygowałby się, żeby przepraszać za coś byle kadetkę. Dziewczyna popatrzyła na saiyana z enigmatycznym wyrazem twarzy, przygryzając dolną wargę. To zaskakujące, dawno nie widziała przedstawiciela tej rasy, który nie byłby agresywny i władczy, a Hazard zachowywał się, jakby w ogóle nie wychowywała go typowa saiyańska rodzina. Miał w sobie delikatność i współczucie. A przynajmniej do tej pory takie sprawiał na Vulfili wrażenie. Na jej usta wstąpił uśmiech wyrozumiałości.
- Nie... nie przepraszaj, to... ja się zachowałam jakoś tak, głupio.- powiedziała, choć wcale nie uważała swojej reakcji za błędną. Nie chciała jednak, żeby Hazard miał poczucie winy, jeśli takie miał.- Mam nadzieję, że z Altairem wszystko w porządku. W razie, gdybyście obaj potrzebowali pomocy słabszej od siebie i kiepskiej w walce dziewczyny, wiecie, gdzie mnie szukać, to znaczy w twojej kwaterze!- zaśmiała się perliście z własnego żartu, odnoszącego się do tego, że Vulfila posiadała kod do pokoju Hazarda. Jeszcze nie widziała jego kwatery, ale dałaby sobie ogon uciąć, że jest tysiąc razy ładniejszy niż jej własny. Albo z większym potencjałem.
Vulfila trochę obawiała się wspólnego treningu. Nie była niestety najlepsza w walce. Jeszcze! A Hazard pewnie czułby się jakby bawił się z dzieckiem. Halfka nie chciała czuć się słaba i niedouczona, dlatego wolała uniknąć kompromitacji. Ale z drugiej strony nie zawsze ma się okazję poćwiczyć z kimś bardziej doświadczonym, więc lepiej było z takich okazji korzystać.
Półsaiyanka bez słowa ustawiła się naprzeciw nashi i chciała zrobić na nim jakiekolwiek wrażenie. Przez sekundę oddychała głęboko, a po tej skróconej medytacji przyjrzała mu sie dokładnie, szukając ewentualnych słabych punktów. W krocze nie chciała go kopać, więc to niestety odpadało. Gdyby go nie lubiła to co innego. Ogon- to nie wypadało, jeszcze i on złapałby ją za jej własny, a to by się bardzo źle skończyło, ponieważ był delikatny i wrażliwy. Wtedy przypomniała sobie, że do walki należy go związać w pasie i to uczyniła.
Po krótkiej analizie Vulfila opracowała mini-strategię. Ni z tego ni z owego rzuciła się wprost na saiyana. Machała rękami tak szybko, jak to tylko było możliwe, aż powietrze świszczało, próbując uderzyć go w klatkę piersiową i twarz. Seria pięciu uderzeń w górę, seria pięciu ciosów w tors.
"Banał, prawda?", pomyślała, bo wydawało jej się, że pewnie takie myśli krążyły po głowie Hazarda. Uśmiechnęła się szeroko i zjadliwie jak żmija. Uderzała w ten sposób dłuższą chwilę, chcąc sprawić, żeby saiyan już mechanicznie robił tę samą czynność, a gdy tylko wyczuła, że tracił na tym skupienie, przeskoczyła za niego lekko wzlatując, ale nie za wysoko, żeby nie tracić prędkości i w ten sposób próbowała uderzyć go uderzyć, dołączając kopniaki.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Pon Wrz 02, 2013 6:47 pm
Przemierzał wolnym krokiem korytarzem zmierzając w stronę swojej kwatery. Miał zamiar się rozpakować, skoro już zjadł coś. Choć tego gówna jakim była papka kadetów, nie można było nazwać jedzeniem. Był to raczej swoisty zapychacz dla młodych wojowników Vegety. Nie dawał jakiegoś mocnego kopa, ale pomagał przeżyć kolejny dzień. Na korytarz panowały pustki. Kruczowłosy spotkał raptem dwójkę Natto i z trzech kadetów. Reszta wojowników najpewniej była na misjach, albo napierdzielała się na Sali Treningowej. Raziel miał chwilę wolną więc postanowił coś sprzątnąć w swej kwaterze. Jednak tuż przed wejściem na korytarz do kwater zobaczył śliniącą się parę Saiyan. Facet wyglądał jakby miał zaraz pożreć twarz dziewczyny. Mody Saiyanin już chciał przeszkodzić zboczonej parce, kiedy zauważył zbroje jakie mieli na sobie. Ranga Natto. Gdyby im przerwał ta niewątpliwie ważną rzecz, dostałby taki łomot, że obudziłby się w szpitalu po kilku dniach. Jak na razie pozostał niezauważony więc postanowił wycofać się. Zszedł szybko po schodach i ruszył w stronę Sali Treningowej. Im był bliżej tego pomieszczenia tym głośniej słyszał okrzyki i wybuchy. Otworzył drzwi i wszedł. Jak wcześniej myślał większość wojowników, którzy pozostali w Akademii ćwiczyła. W końcu to głównie robili Saiyanie ćwiczyli w byciu coraz lepszymi maszynami do zabijania. Przeleciał wzrokiem po Sali, w której jeszcze niedawno walczył wraz z Vernilem przeciwko jakiemuś obcemu Saiyanowi. Stawką były scouter, pancerz oraz ciuchy dwójki kadetów. To właśnie tutaj obaj młodzieńcy przeszli wszystkie etapy furii. Raziel, który miał bardziej stonowaną i chłodniejszą naturę poskromił złość i wrzącą krew. Natomiast Vernil nie był chyba wcześniej tak wściekły. O mały włos, a by zabił tego gościa, ale w gruncie rzeczy udało im się wygrać. I właśnie teraz w kwaterze szmaragdowookiego spoczywały pancerz i maszynka do mierzenia energii. Z tego co widział pole ich walki jeszcze nie było uporządkowane, ale nie przejmował się tym. Czas rozpocząć kolejną dawkę treningu.
Occ:
Regeneracja 10% KI
Occ:
Regeneracja 10% KI
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Pon Wrz 02, 2013 8:41 pm
Vivian nie miała zamiaru iść do skrzydła szpitalnego. W końcu jej rany to było nic, żadna wielka afera. Nie mogła od tak chodzić sobie po każdej bójce do lekarza. To byłoby tak, jakby przegrała… Nieważne, nikt tego nie zrozumie. Po prostu nie uznawała łażenia i proszenia o uleczenie każdego zadrapania. Wojownik z dumą nosi rany i blizny. Co prawda ani dumna, ani wojownikiem Ósemka nie była, ale kłóciło się to z jej charakterem. Przetrawi te sińce na ciele, w końcu to małe piwo. Limo, chociaż sine, zbladło znacznie a dyskomfort po walce krzepł w mięśniach. Trzeba to rozgrzać. Dalej wyglądała jak straszydło, może tylko nieco oklapłe i pozbawione żaru w oczach. Jednak plam z zaschniętego błota i krwi nie ubyło, tak samo jak owych sińców oraz zadrapań.
Wchodząc do sali zatrzymało się na niej kilka zdumionych par oczu, ale spojrzenie spod łba większość odpędziło. Ósemka nie miała zamiaru tłumaczyć się komukolwiek ze swojego stanu. Wystarczy, że zdała relacje z zajścia Trenerowi. A zresztą, ostatnią rzeczą jaką się przejmowała był wygląd.
Lepiej będzie, by nie wychodziła na środek. Szła pod ścianą, zamyślona, a pięści drżały jak podłączone do prądu. W odległej od wejścia części sali na jej drodze opatrzność łaskawie raczyła postawić worek treningowy. I to nie taki, jaki dziewczyna obiła ostatnim razem. Ten miał metalowe okucia, na oko grubszą skórę i o zgrozo, nie wypełniał go piach, ale kamienie. Pewnie coś takiego serwuje kadetom Koszarowy, chcąc by zdrapali pięści do kości.
Wyśmienicie.
Pierwszy cios sprawił, że syknęła z bólu i rozprostowała z trudem lewą dłoń. Kwestia samoumartwiania był jej znajoma. Zacisnęła zęby i obróciła się raptownie w miejscu, wysokim kopnięciem uderzając w szczyt tobołu. Kamienie zagruchotały, skóra skrzypnęła, ale wraz z seriami uderzeń Vivian czuła, że drażniące napięcie uchodzi z jej ciała. Tak było zdrowiej, wyżyć się na obiekcie nieożywionym niż na przypadkowym kadecie…
Ivan naprawdę jest upośledzony. Ma powód, ale, do cholery, każdy jakiś ma. Tu trzeba… Uderzyła w wór. …Nad sobą… Bardzo mocno walnęła. …Panować!
- Szlag. – Mruknęła Vivian, gdy od intensywnych ciosów straciła na chwilę czucie w palcach, a wzrok zamglił od ćmienia w głowie.
To jeszcze nie był koniec.
OOC ---> Początek treningu
---> + 10% HP
---> + 10% KI
Wchodząc do sali zatrzymało się na niej kilka zdumionych par oczu, ale spojrzenie spod łba większość odpędziło. Ósemka nie miała zamiaru tłumaczyć się komukolwiek ze swojego stanu. Wystarczy, że zdała relacje z zajścia Trenerowi. A zresztą, ostatnią rzeczą jaką się przejmowała był wygląd.
Lepiej będzie, by nie wychodziła na środek. Szła pod ścianą, zamyślona, a pięści drżały jak podłączone do prądu. W odległej od wejścia części sali na jej drodze opatrzność łaskawie raczyła postawić worek treningowy. I to nie taki, jaki dziewczyna obiła ostatnim razem. Ten miał metalowe okucia, na oko grubszą skórę i o zgrozo, nie wypełniał go piach, ale kamienie. Pewnie coś takiego serwuje kadetom Koszarowy, chcąc by zdrapali pięści do kości.
Wyśmienicie.
Pierwszy cios sprawił, że syknęła z bólu i rozprostowała z trudem lewą dłoń. Kwestia samoumartwiania był jej znajoma. Zacisnęła zęby i obróciła się raptownie w miejscu, wysokim kopnięciem uderzając w szczyt tobołu. Kamienie zagruchotały, skóra skrzypnęła, ale wraz z seriami uderzeń Vivian czuła, że drażniące napięcie uchodzi z jej ciała. Tak było zdrowiej, wyżyć się na obiekcie nieożywionym niż na przypadkowym kadecie…
Ivan naprawdę jest upośledzony. Ma powód, ale, do cholery, każdy jakiś ma. Tu trzeba… Uderzyła w wór. …Nad sobą… Bardzo mocno walnęła. …Panować!
- Szlag. – Mruknęła Vivian, gdy od intensywnych ciosów straciła na chwilę czucie w palcach, a wzrok zamglił od ćmienia w głowie.
To jeszcze nie był koniec.
OOC ---> Początek treningu
---> + 10% HP
---> + 10% KI
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Pon Wrz 02, 2013 9:17 pm
Chyba jednak nie było tak źle. Spodziewał się ostrej reakcji dziewczyny, tymczasem Vulfila okazała skruchę i uznała, że cała ta dziwna sytuacja była po części jej winą. Nastała krępująca cisza. Kadetka uciekała wzrokiem po ścianach, Haz wpatrywał się w Nią bez zmrużenia oka. Oto miał doskonałą okazję, by podszkolić się nieco w rzemiośle zwanym "kontakty damsko-męskie". On był jeszcze młody i ona była młoda, oboje potrzebowali praktyki. Tyle że on sam nadał tej konwersacji nieco inny kierunek. Otóż mieli zacząć trening. Polegać miał on na tym, że Vulfila okłada go pięściami i nogami, a on się broni. Biorąc pod uwagę różnicę ich poziomów, to nie powinno być trudne. Lecz nie może lekceważyć koleżanki. Stanął w pozycji obronnej i dał sygnał:
- W porządku, zaczynaj. Nie hamuj się, wal ile sił!
Kadetka ruszyła niczym rozjuszona tygrysica. Jej pięści raz po raz smagały powietrze wokół niego. Nie była jednak w stanie trafić złotowłosego. Dla Hazard'a jej ruchy wyglądały jak w zwolnionym tempie. Ponadto były tak przewidywalne, że mógł bez problemu określić co zrobi w 2, 3 kolejnych posunięciach. To pokazało młodemu Nashi jak wielkie postępy poczynił od momentu wstąpienia do Akademii. Z boku mogło to wyglądać jak wyreżyserowana walka. Trzeba było to zmienić. Spojrzał na chwilę na bok i jego wzrok natrafił na jakiegoś Saiyan'a, który ćwiczył sam, wyprowadzając ciosy z zamkniętymi oczyma. To sprawiło, że wpadł na dobry pomysł....
Technikę Ki Feeling opanował już jakiś czas temu. Pamiętał początki, gdy miał trudności z wyczuwaniem Ki na dalsze odległości, oraz z maskowaniem swej mocy. Teraz, jak sam powiedział mu wtedy Trener, "stało się to dla niego naturalnym odruchem". Nie musiał widzieć przeciwnika, wzrok to nie wszystko. Uśmiechnął się lekko i powoli przymknął powieki. Ogarnęła go ciemność. Nie znaczyło to jednak, iż stracił położenie Vulfili. Wiedział doskonale, że naciera na niego z lewej. Spokojnie wyskoczył w górę by uniknąć ciosu. Naokoło wyczuwał dziesiątki innych Ki. Pod tym względem nie zmieniło się nic. Jedyna różnica polegała na tym, że nie widział dokładnie czym i w jaki dokładnie punkt uderza przeciwniczka. Jeszcze nie widział, bo obraz w jego umyśle powoli się "wyostrzał". Po kolejnych kilku sekundach miał już coś na wzór rentgena w głowie. Kontury postaci, całkiem dokładne, przynajmniej na tyle, że mógł wyróżnić kończyny. To mu wystarczy.
Przez kilka kolejnych minut doskonale się bawił, unikając w ten sposób ciosów kadetki. Ten trening zrobił się dużo bardziej interesujący. Również dla niego, z tego względu, iż nie tak łatwo było nie zostać trafionym. Już kilka razy poczuł na ciele delikatne otarcie, co znaczyło, że Vulfila była naprawdę blisko. Dzięki temu jednak było o wiele ciekawiej. I był to dla niego bardzo dobry trening. Po kolejnych kilku minutach dało się słyszeć, iż oddech dziewczyny staje się coraz bardziej płytki. Jej ruchy straciły na szybkości i sile. Chyba powoli zaczynała mieć dość. Trudno się dziwić, dopiero zaczynała przygodę w Akademii i jej ciało nie było jeszcze przygotowane na długotrwały wysiłek. Trzeba kończyć, bo za chwilę dziewczyna padnie z wycieńczenia. Wpadł mu do głowy jeszcze jeden pomysł. To może być nieco ryzykowne, istnieje możliwość, że dostanie za coś takiego po twarzy. Zamierzał jednak zaryzykować. Przełamie się, co z pewnością zaprocentuje w przyszłości. Zablokował ostatni cios, delikatnie chwytając jej dłoń w swoją. Obrócił ją nieznacznie, pochylił się i złożył na jej wierzchu krótki pocałunek. Następnie wyprostował się, otworzył oczy i spojrzał w twarz koleżanki, mrużąc lekko oczy, gdyż przyzwyczajały się one jeszcze do światła. Uśmiechnął się lekko i rzekł:
- Dziękuję za wspólny trening.
- W porządku, zaczynaj. Nie hamuj się, wal ile sił!
Kadetka ruszyła niczym rozjuszona tygrysica. Jej pięści raz po raz smagały powietrze wokół niego. Nie była jednak w stanie trafić złotowłosego. Dla Hazard'a jej ruchy wyglądały jak w zwolnionym tempie. Ponadto były tak przewidywalne, że mógł bez problemu określić co zrobi w 2, 3 kolejnych posunięciach. To pokazało młodemu Nashi jak wielkie postępy poczynił od momentu wstąpienia do Akademii. Z boku mogło to wyglądać jak wyreżyserowana walka. Trzeba było to zmienić. Spojrzał na chwilę na bok i jego wzrok natrafił na jakiegoś Saiyan'a, który ćwiczył sam, wyprowadzając ciosy z zamkniętymi oczyma. To sprawiło, że wpadł na dobry pomysł....
Technikę Ki Feeling opanował już jakiś czas temu. Pamiętał początki, gdy miał trudności z wyczuwaniem Ki na dalsze odległości, oraz z maskowaniem swej mocy. Teraz, jak sam powiedział mu wtedy Trener, "stało się to dla niego naturalnym odruchem". Nie musiał widzieć przeciwnika, wzrok to nie wszystko. Uśmiechnął się lekko i powoli przymknął powieki. Ogarnęła go ciemność. Nie znaczyło to jednak, iż stracił położenie Vulfili. Wiedział doskonale, że naciera na niego z lewej. Spokojnie wyskoczył w górę by uniknąć ciosu. Naokoło wyczuwał dziesiątki innych Ki. Pod tym względem nie zmieniło się nic. Jedyna różnica polegała na tym, że nie widział dokładnie czym i w jaki dokładnie punkt uderza przeciwniczka. Jeszcze nie widział, bo obraz w jego umyśle powoli się "wyostrzał". Po kolejnych kilku sekundach miał już coś na wzór rentgena w głowie. Kontury postaci, całkiem dokładne, przynajmniej na tyle, że mógł wyróżnić kończyny. To mu wystarczy.
Przez kilka kolejnych minut doskonale się bawił, unikając w ten sposób ciosów kadetki. Ten trening zrobił się dużo bardziej interesujący. Również dla niego, z tego względu, iż nie tak łatwo było nie zostać trafionym. Już kilka razy poczuł na ciele delikatne otarcie, co znaczyło, że Vulfila była naprawdę blisko. Dzięki temu jednak było o wiele ciekawiej. I był to dla niego bardzo dobry trening. Po kolejnych kilku minutach dało się słyszeć, iż oddech dziewczyny staje się coraz bardziej płytki. Jej ruchy straciły na szybkości i sile. Chyba powoli zaczynała mieć dość. Trudno się dziwić, dopiero zaczynała przygodę w Akademii i jej ciało nie było jeszcze przygotowane na długotrwały wysiłek. Trzeba kończyć, bo za chwilę dziewczyna padnie z wycieńczenia. Wpadł mu do głowy jeszcze jeden pomysł. To może być nieco ryzykowne, istnieje możliwość, że dostanie za coś takiego po twarzy. Zamierzał jednak zaryzykować. Przełamie się, co z pewnością zaprocentuje w przyszłości. Zablokował ostatni cios, delikatnie chwytając jej dłoń w swoją. Obrócił ją nieznacznie, pochylił się i złożył na jej wierzchu krótki pocałunek. Następnie wyprostował się, otworzył oczy i spojrzał w twarz koleżanki, mrużąc lekko oczy, gdyż przyzwyczajały się one jeszcze do światła. Uśmiechnął się lekko i rzekł:
- Dziękuję za wspólny trening.
Re: Sala treningowa
Pon Wrz 02, 2013 10:34 pm
W Sali Treningowej odbywały się akurat ćwiczenia pod okiem Trenera. Dziwnym zbiegiem okoliczności Raziel trafił w sam środek trenującej grupy....
- Patrzeć uważnie, bo tłumaczę po raz ostatni - grzmiał niski i ochrypły głos Mistrza - kumulujecie DUŻĄ dawkę Ki w MAŁEJ kulce, a następnie wystrzeliwujecie w stronę przeciwnika. I do cholery SKUPCIE się, albo będziecie do usranej śmierci odpracowywać zniszczone pomoce treningowe!
Obok ustawione były specjalne maszyny do ćwiczeń. Te były przeznaczone do technik energetycznych słabego poziomu, gdyż najzwyczajniej w świcie pochłaniały wystrzeloną w nie energię. Ktoś jednak musiał przesadzić, gdyż pod ścianą leżały szczątki zepsutych przyrządów. Trener zaprezentował na pierwszej z prawej maszynie poprawne użycie techniki Big Bang Attack. Mała, naładowana energią kulka poleciała w sam środek. Rozległ się charakterystyczny dźwięk, po czym pocisk został wchłonięty.
- Na razie ćwiczcie używając minimum mocy! A teraz ustawić się w rzędzie i zaprezentować mi co umiecie!
Każdy zajął pozycję, stając przed przyrządem. Mistrz dał im kilka minut na samodzielne próby, a następnie zaczął się przechadzać między kadetami, by podpowiedzieć to i owo. Kogoś najwyraźniej speszyła obecność mężczyzny, gdyż włożył w atak zbyt dużo mocy. Efektem tego była eksplozja i latające wszędzie, metalowe części.
- I co zrobiłeś imbecylu!? Posprzątaj to, ale już! A potem marsz do łazienek czyścić kible!
Ta sytuacja powtórzyła się jeszcze kilka razy. Spora na początku grupka skurczyła się do 9 początkujących żołnierzy. Jednym szło lepiej, innym gorzej. Wreszcie przyszła pora na Raziel'a.
- No dalej, pokaż czego się nauczyłeś! - rzekł Trener, stając tuż za szmaragdowookim.
- Coach:
- Patrzeć uważnie, bo tłumaczę po raz ostatni - grzmiał niski i ochrypły głos Mistrza - kumulujecie DUŻĄ dawkę Ki w MAŁEJ kulce, a następnie wystrzeliwujecie w stronę przeciwnika. I do cholery SKUPCIE się, albo będziecie do usranej śmierci odpracowywać zniszczone pomoce treningowe!
Obok ustawione były specjalne maszyny do ćwiczeń. Te były przeznaczone do technik energetycznych słabego poziomu, gdyż najzwyczajniej w świcie pochłaniały wystrzeloną w nie energię. Ktoś jednak musiał przesadzić, gdyż pod ścianą leżały szczątki zepsutych przyrządów. Trener zaprezentował na pierwszej z prawej maszynie poprawne użycie techniki Big Bang Attack. Mała, naładowana energią kulka poleciała w sam środek. Rozległ się charakterystyczny dźwięk, po czym pocisk został wchłonięty.
- Na razie ćwiczcie używając minimum mocy! A teraz ustawić się w rzędzie i zaprezentować mi co umiecie!
Każdy zajął pozycję, stając przed przyrządem. Mistrz dał im kilka minut na samodzielne próby, a następnie zaczął się przechadzać między kadetami, by podpowiedzieć to i owo. Kogoś najwyraźniej speszyła obecność mężczyzny, gdyż włożył w atak zbyt dużo mocy. Efektem tego była eksplozja i latające wszędzie, metalowe części.
- I co zrobiłeś imbecylu!? Posprzątaj to, ale już! A potem marsz do łazienek czyścić kible!
Ta sytuacja powtórzyła się jeszcze kilka razy. Spora na początku grupka skurczyła się do 9 początkujących żołnierzy. Jednym szło lepiej, innym gorzej. Wreszcie przyszła pora na Raziel'a.
- No dalej, pokaż czego się nauczyłeś! - rzekł Trener, stając tuż za szmaragdowookim.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Wto Wrz 03, 2013 8:54 am
Vulfila robiła co mogła, dawała z siebie maksa. Uderzała tak szybko, że w zasadzie jej mięśnie wciąż były napięte. Prawa, lewa, kopniak z półobrotu. Ale to wciąż było za mało. Pot zaczął spływać jej po czole i jak by nie próbowała podejść chłopaka, wciąż była o kilka kroków za nim. Jakby czytał w jej myślach i z góry wiedział, gdzie uderzy.
- Wrrrau...- zawarczała niezadowolona, nie przerywając, choć dobrze wiedziała, że już długo nie pociągnie tym tempem.
Kiedy zauważyła, że zamknął oczy, próbowała wykorzystać ten fakt. Dyszała, ale nawet w takiej sytuacji nie była w stanie go drasnąć. Dopiero, kiedy świsnęła rękami jeden, drugi raz tuż obok ciała Hazarda, nabrała zachłanności i dała z siebie maksimum. Tym samym popełniała coraz więcej błędów i traciła na sile, słabnąc z każdym nietrafionym ciosem. Wtedy nim sie obejrzała, jej pięść wylądowała przyblokowana w silnym uścisku chłopaka. Po tym delikatnie ją obrócił, a na wierzchu dłoni złożył pocałunek. Vulfila zaniemówiła. Po jej ciele rozlała się fala gorąca, a ona z lekko rozdziawioną miną patrzyła na swoją dłoń. A potem na blondyna, uśmiechając się zakłopotana.
"O nie, to jeszcze nie koniec", pomyślała, kiedy pomimo, że gest saiyanina spodobał jej się , odezwała się w niej nieustępliwa natura. Wywinęła rękę zgrabnie z jego dłoni, a potem na niej przyciągnęła się bliżej chłopaka. Dalej próbowała go uderzyć. Ogon zluzowała, więc szamotał się za nią jak u dzikiego zwierza. Biła Hazarda rękami i nogami, ale dyszała i była już bardzo słaba, więc wyglądała raczej jak lwiątko próbujące ugryźć lwa w ucho. W pewnym momencie zakręciło jej się w głowie. Zatrzymała się próbując złapać oddech, ale straciła twardy grunt pod nogami, upadając lekko na klatkę piersiową blondyna, ręce kładąc mu na ramionach. Była lekka jak piórko i dużo mniejsza niż chłopak, więc prawie skryła się w ten sposób. Dopiero po dłuższej chwili, kiedy odetchnęła głęboko kilka razy, poczuła, że znowu przeholowała. Głowa pulsowała jej jak tykająca bomba, a śmierdząca duchotą i potem sala gimnastyczna nie wspomagała w nabraniu tchu. Oby tylko nie było tu koszarowego, bo znowu zagoni ją do dalszego wysiłku, a wtedy na pewno puści pawia.
- Ja... chyba... muszę... iść.- wyjęczała, mając na myśli wyjście na dwór, złapania powietrza, a potem ponowną kąpiel, ale jeszcze nie wiedziala gdzie dokładnie.
OCC: Koniec treningu
- Wrrrau...- zawarczała niezadowolona, nie przerywając, choć dobrze wiedziała, że już długo nie pociągnie tym tempem.
Kiedy zauważyła, że zamknął oczy, próbowała wykorzystać ten fakt. Dyszała, ale nawet w takiej sytuacji nie była w stanie go drasnąć. Dopiero, kiedy świsnęła rękami jeden, drugi raz tuż obok ciała Hazarda, nabrała zachłanności i dała z siebie maksimum. Tym samym popełniała coraz więcej błędów i traciła na sile, słabnąc z każdym nietrafionym ciosem. Wtedy nim sie obejrzała, jej pięść wylądowała przyblokowana w silnym uścisku chłopaka. Po tym delikatnie ją obrócił, a na wierzchu dłoni złożył pocałunek. Vulfila zaniemówiła. Po jej ciele rozlała się fala gorąca, a ona z lekko rozdziawioną miną patrzyła na swoją dłoń. A potem na blondyna, uśmiechając się zakłopotana.
"O nie, to jeszcze nie koniec", pomyślała, kiedy pomimo, że gest saiyanina spodobał jej się , odezwała się w niej nieustępliwa natura. Wywinęła rękę zgrabnie z jego dłoni, a potem na niej przyciągnęła się bliżej chłopaka. Dalej próbowała go uderzyć. Ogon zluzowała, więc szamotał się za nią jak u dzikiego zwierza. Biła Hazarda rękami i nogami, ale dyszała i była już bardzo słaba, więc wyglądała raczej jak lwiątko próbujące ugryźć lwa w ucho. W pewnym momencie zakręciło jej się w głowie. Zatrzymała się próbując złapać oddech, ale straciła twardy grunt pod nogami, upadając lekko na klatkę piersiową blondyna, ręce kładąc mu na ramionach. Była lekka jak piórko i dużo mniejsza niż chłopak, więc prawie skryła się w ten sposób. Dopiero po dłuższej chwili, kiedy odetchnęła głęboko kilka razy, poczuła, że znowu przeholowała. Głowa pulsowała jej jak tykająca bomba, a śmierdząca duchotą i potem sala gimnastyczna nie wspomagała w nabraniu tchu. Oby tylko nie było tu koszarowego, bo znowu zagoni ją do dalszego wysiłku, a wtedy na pewno puści pawia.
- Ja... chyba... muszę... iść.- wyjęczała, mając na myśli wyjście na dwór, złapania powietrza, a potem ponowną kąpiel, ale jeszcze nie wiedziala gdzie dokładnie.
OCC: Koniec treningu
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Wto Wrz 03, 2013 12:10 pm
To jeszcze nie był koniec. Vulfila wykorzystała moment w którym nieco odpuścił i rzuciła się na niego z kolejnym atakiem. Przez chwilę pomyślał, że to na skutek negatywnej reakcji na ucałowanie jej dłoni. Lecz to było coś innego. Ona po prostu nie chciała odpuścić. Ciosy obijały się o jego klatkę piersiową, lecz nie mogły zrobić na złotowłosym wrażenia. Dziewczyna była już mocno osłabiona. Haz westchnął, bo czuł się jakby go gilała. Już miał coś na ten temat powiedzieć, gdy nagle kadetka straciła równowagę i opadła... na jego klatkę piersiową. Ta nagła bliskość spowodowała lekkie wzdrygnięcie. Poczuł nagły przypływ gorąca w ciele. Od dawna żadna dziewczyna nie była tak blisko niego. Przypomniał sobie ostatni raz, oraz to do czego niemalże wtedy doszło.... Vulfila wspierając się na jego ramionach, wspomniała o wyjściu na zewnątrz. Nie dziwił się jej, sam w takiej sytuacji najchętniej zaczerpnąłby świeżego powietrza. Tylko że sama chyba nie da rady wyjść. Musi jej pomóc. Nie chciał ciągnąć jej niemal bezwładnego ciała aż do wyjścia z Akademii. A wiec najlepiej będzie jeśli....
- Eee nie obrazisz się... co nie? - spytał profilaktycznie.
Zgrabnym ruchem podciął delikatnie ręką jej nogi na wysokości stawów kolanowych i po chwili trzymał już kadetkę na rękach. Teraz to już na pewno jego twarz przypomina świecącą na czerwono latarnie. Czym prędzej udał się w stronę wyjścia z Sali. Po drodze ujrzał gdzieś w tłumie Ósemkę która maltretowała worek treningowy. W "normalnych" okolicznościach pewnie by się przywitał, lecz teraz chciał jak najszybciej znaleźć się na dworze Gdzieś dalej, bliżej ściany dojrzał szmaragdowookiego kadeta poznane przed stołówką. Na specjalnych maszynach ćwiczył technikę Big Bang Attack. Ale teraz nie pora na obserwowanie trenujących kadetów, musi się spieszyć, bo mu kadetka zemdleje na rękach.
Z/T x2 --> https://dbng.forumpl.net/t90-park
- Eee nie obrazisz się... co nie? - spytał profilaktycznie.
Zgrabnym ruchem podciął delikatnie ręką jej nogi na wysokości stawów kolanowych i po chwili trzymał już kadetkę na rękach. Teraz to już na pewno jego twarz przypomina świecącą na czerwono latarnie. Czym prędzej udał się w stronę wyjścia z Sali. Po drodze ujrzał gdzieś w tłumie Ósemkę która maltretowała worek treningowy. W "normalnych" okolicznościach pewnie by się przywitał, lecz teraz chciał jak najszybciej znaleźć się na dworze Gdzieś dalej, bliżej ściany dojrzał szmaragdowookiego kadeta poznane przed stołówką. Na specjalnych maszynach ćwiczył technikę Big Bang Attack. Ale teraz nie pora na obserwowanie trenujących kadetów, musi się spieszyć, bo mu kadetka zemdleje na rękach.
Z/T x2 --> https://dbng.forumpl.net/t90-park
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Wto Wrz 03, 2013 7:17 pm
Raziel rozejrzał się po pomieszczeniu. W dalszym ciągu nie wiedział jakim cudem trafił do tej grupy. W jednej chwili stał zupełnie sam z boku, by w następnej być otoczonym przez kilkunastu kadetów. Cała gromada słuchała wywodu trenera o używaniu techniki. Nosiła ona nazwę Big Bang Attack i jak mówił trener miała dwie formy, zaś wszystko zależało od ustawienia palców dłoni, która wykonywała atak. Mając rozstawione palce posyłało się kulę energii prosto w cel, natomiast gdy palce były złączone tworzyła się fala energii. Technika na pewno będzie bardzo przydatna w arsenale młodego wojownika. Właśnie czegoś takiego potrzebował Raziel. Ataku pozwalającego atakować cele z dużej odległości. Ktoś mógłby powiedzieć, że do tego idealnie nadały by się pociski KI, jednak była to ogromna przesada. KI Blasty były o wiele słabsze od skoncentrowanej energii, która była wykorzystywana w ataku Big Bang. Kruczowłosy słuchał i obserwował trenera, który pokazywał i objaśniał dokładnie poszczególne etapy techniki. Na początku trzeba zgromadzić odpowiednią ilość KI. Musiało jej być o wiele więcej niż w zwykłym pocisku energetycznym. Jednak nie można było przesadzić z dawką energii, gdyż wtedy pocisk był zbyt niestabilny, o czym świadczyły szczątki manekinów treningowych pod ścianą. Przemyślenia kadeta, przerwał ryk ich mistrza, na który niektórzy podskoczyli. trener po raz ostatni pokazał jak wykonać technikę. Na jego dłoni uformowała małą żółto niebieska kula. Po chwili została wystrzelona w manekin pochłaniający energię. Kiedy pocisk dotarł do urządzenia rozległo się delikatne pyknięcie i kula energii została wchłonięta. Właśnie dlatego trenerzy używali tych manekinów podczas nauki technik energetycznych. Wchłaniały one energię kadetów, dzięki czemu nie stanowili zbyt dużego zagrożenia na Sali. Oczywiście zdarzały się jakieś wypadki, ale trudno ich uniknąć na planecie wojowników.
Wreszcie rozpoczęły się próby kadetów. Każdy stanął przed osobnym urządzeniem i próbował wyprowadzić atak. Niektórym się udawało o czym świadczyły ciche pyknięcia. Innym szło trochę gorzej. Zielonooki stanął przy najbardziej wysuniętym na bok manekinie. Wolał być jak najdalej od co niektórych kadetów, którzy mogą trafić go swoją energią. Wyprostował rękę i zaczął kumulować w niej energię KI. Próbował utworzyć pocisk energetyczny, tylko z większą energią w środku. Jednak im więcej energii wkładał, tym pocisk stawał się większy. Raziel z westchnieniem wystrzelił pocisk w stronę manekina, który wchłonął energię. Do tego trzeba było podejść w jakiś inny sposób. Trzeba były zrobić tak, by pocisk był dość mały, ale miał w sobie dużo energii. Syn Aryenne postanowił ugryźć temat z innej strony. Zaczął kumulować energię, lecz tym razem nie zostawiał jej, tylko próbował nadać kształt. Chciał nadać energii jakiś kształt. Zaczął delikatnie formować kulę i cienką warstwę powierzchni pod, którą miała się znajdować energia kadeta. Już prawie mu się udało kiedy usłyszał wybuch. Odwrócił delikatnie głowę w kierunku eksplozji i to był błąd. Niekontrolowana energia zaczynała rozrywać cienką powłoczkę, przez mogło dojść do kolejnej tym razem o wiele gorszej eksplozji. Szmaragdowooki w ostatniej chwili posłał pocisk w stronę manekinu, który ze smakiem pożarł kulkę. Młody Saiyanin z pod przymrużonych powiek obserwował burę, jaką trener zaserwował nierozważnemu kadetowi. Po tym jak wysłał go na sprzątanie kibli, reszta zgromadzenia wzięła się do roboty jeszcze bardziej. Raziel powoli rozgryzał technikę i nawet kilak razy udało mu się uzyskać zamierzony efekt. Pozostawała jednak kwestia energii włożonej w pocisk. Do pewnego momentu, wszystko było dobrze, ale po przekroczeniu pewnej granicy pocisk robił się niestabilny. Dlatego kruczowłosy postanowił używać zaledwie kilku procent swej energii.
Po kilku minut usłyszał głos trenera przy sobie. Skinął głową, po czy wyprostował całą swoją sylwetkę. Po raz, któryś dzisiaj wyciągnął prawą rękę w kierunku manekina. Zaczął powoli kumulować swoją energię. Płynęła ona jego żyłami i mięśniami dokładnie do miejsca, swojego przeznaczenia. Na wnętrzu prawej dłoni syna Aryenne pojawiła się żółto niebieska kula, która zaczęła delikatnie rosnąć. Po pewnym czasie osiągnęła rozmiar dłoni Saiyanina i została w tym stanie. Lecz Raziel wciąż przekazywał do jej środka energię. Po kilku chwilach wycelował prosto w serce manekina i wystrzelił swój Big Bang Attack.
Occ:
Początek treningu.
Wreszcie rozpoczęły się próby kadetów. Każdy stanął przed osobnym urządzeniem i próbował wyprowadzić atak. Niektórym się udawało o czym świadczyły ciche pyknięcia. Innym szło trochę gorzej. Zielonooki stanął przy najbardziej wysuniętym na bok manekinie. Wolał być jak najdalej od co niektórych kadetów, którzy mogą trafić go swoją energią. Wyprostował rękę i zaczął kumulować w niej energię KI. Próbował utworzyć pocisk energetyczny, tylko z większą energią w środku. Jednak im więcej energii wkładał, tym pocisk stawał się większy. Raziel z westchnieniem wystrzelił pocisk w stronę manekina, który wchłonął energię. Do tego trzeba było podejść w jakiś inny sposób. Trzeba były zrobić tak, by pocisk był dość mały, ale miał w sobie dużo energii. Syn Aryenne postanowił ugryźć temat z innej strony. Zaczął kumulować energię, lecz tym razem nie zostawiał jej, tylko próbował nadać kształt. Chciał nadać energii jakiś kształt. Zaczął delikatnie formować kulę i cienką warstwę powierzchni pod, którą miała się znajdować energia kadeta. Już prawie mu się udało kiedy usłyszał wybuch. Odwrócił delikatnie głowę w kierunku eksplozji i to był błąd. Niekontrolowana energia zaczynała rozrywać cienką powłoczkę, przez mogło dojść do kolejnej tym razem o wiele gorszej eksplozji. Szmaragdowooki w ostatniej chwili posłał pocisk w stronę manekinu, który ze smakiem pożarł kulkę. Młody Saiyanin z pod przymrużonych powiek obserwował burę, jaką trener zaserwował nierozważnemu kadetowi. Po tym jak wysłał go na sprzątanie kibli, reszta zgromadzenia wzięła się do roboty jeszcze bardziej. Raziel powoli rozgryzał technikę i nawet kilak razy udało mu się uzyskać zamierzony efekt. Pozostawała jednak kwestia energii włożonej w pocisk. Do pewnego momentu, wszystko było dobrze, ale po przekroczeniu pewnej granicy pocisk robił się niestabilny. Dlatego kruczowłosy postanowił używać zaledwie kilku procent swej energii.
Po kilku minut usłyszał głos trenera przy sobie. Skinął głową, po czy wyprostował całą swoją sylwetkę. Po raz, któryś dzisiaj wyciągnął prawą rękę w kierunku manekina. Zaczął powoli kumulować swoją energię. Płynęła ona jego żyłami i mięśniami dokładnie do miejsca, swojego przeznaczenia. Na wnętrzu prawej dłoni syna Aryenne pojawiła się żółto niebieska kula, która zaczęła delikatnie rosnąć. Po pewnym czasie osiągnęła rozmiar dłoni Saiyanina i została w tym stanie. Lecz Raziel wciąż przekazywał do jej środka energię. Po kilku chwilach wycelował prosto w serce manekina i wystrzelił swój Big Bang Attack.
Occ:
Początek treningu.
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Sro Wrz 04, 2013 12:40 pm
Czarnowłosy zamykając za sobą drzwi, ruszył w kierunku sali treningowej. Był zmęczony, ale zdołał przynajmniej w części wypocząć, a nie może zadbać swojego treningu. Jeśli to zrobi, to na pewno nie będzie w stanie walczyć z zarażonymi przez szarego gluta zwanego inaczej Tsufulem. Chłopak westchnął. W ogóle nie spotkał jeszcze Blade'a tutaj. Czyżby był na misji? Całkiem możliwe. Oby tylko ten głupiec uważał na siebie i nie zginął. Choć znając Rivera, to pewnie będzie ciężkie. Poprawił dłonią swój scouter. Miał rozkaz go nie wyłączać, co oznacza, że zostanie jeszcze wezwany. Interesujące. Miał zamiar zapytać Hazarda o tamtą paraliżującą technikę, ale nieważne. Pewnie przesiaduje z Vuli więc nie będzie im przeszkadzać. Zamyślił się chwilę. Nienawidził treningów. Był osobą która wolała walczyć lub robić masę innych rzeczy, niż trenować, ale wiedział, że nie ma zbyt wielkiego wyboru i jeśli chce być silniejszy to musi się starać. Po paru minutach zdołał dotrzeć do sali. Jak zwykle już z oddali słyszał odgłosy walczących wojowników. Gdy przekroczył jej wejście to oprócz trenujących normalnie, zobaczył kadetów którzy trenowali technikę Big Bang Attack. Ciekawe, że trener tłumaczył, że kula lub fala zależy od rozstawienia palców. Czyżby słyszeli go w scouterze i to skopiowali? Nieważne. Zauważył wśród nich tamtego znajomego furiata, a w oddali trenowała Vivian. Jakoś nie czuł ochoty by rozmawiać. Co prawda Hazard i Blade zdołali zmienić jego osobę, ale kto wie. Może to znowu się zmieni i wróci do swojego starego charakteru. Poszukał jakiegoś wolnego miejsca gdzie mógłby zacząć trening. W końcu takie miejsce znalazł w pobliżu, toteż ruszył tam. Najpierw postanowił zacząć od małej rozgrzewki.
OOC:
Następny post treningowy
OOC:
Następny post treningowy
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Sro Wrz 04, 2013 6:13 pm
Cios za ciosem, kopniak za kopniakiem, gwałtowna zmiana stron, garda, ugięcie kolan, mocne uderzenie pięścią. Szybkie przejście na drugą stopę, obrót, cios z dołu, garda, atak. Cały trening sprowadzał się tylko do tego. Nie trzeba było myśleć, nie trzeba było rozważać. Żadnych decyzji do podjęcia, brak wyborów, jedynie instynktowne nawalanie w wypchany kamieniami wór. Jeden cel. Wybić z siebie tą gorycz, niepokój podjeżdżający do gardła i ból z głowy.
Nie dawała sobie chwili na odpoczynek. Dziewczyna niezmordowanie obijała tobół, czując jak siniaki pojawiają się na palcach. Kto wpadł na pomysł wypchania worka głazami? Chyba tylko Koszarowy. Cholerstwo było ciężkie i wisiało niewzruszenie, śmiejąc się ze wszystkich kadetów. Vivian uderzała w nań systematycznie i mocno. Na początku wór nie chciał się nawet ruszyć, ale pod naporem ciosów zaczął się kolebać.
Rozbitą wargę wykrzywił na moment grymas niezadowolenia.
Chrzanić wybory. Ósemka przychodząc do Akademii wiedziała, że nie dane będzie jej tylko obrywać na ćwiczeniach. Chcieli nauczyć ją trudnej sztuki podejmowania decyzji, czegoś, co jak sądziła, jest w pełni świadoma. Guzik. Na pewien sposób cieszyła się, że może teraz sama wybierać, że nikt nie musi jej wskazywać własnej drogi. To jest wolność, ale wolność sprowadza się do odpowiedzialności za własne czyny. Cokolwiek zrobi, musi za to zapłacić. Sama, ona jedna. Wiedziała o tym aż za dobrze. Tylko dlaczego ma decydować o innych? Na przykład o Ivanie? Dostał w mordę, jej rola się skończyła. Koniec, kropka.
Skóra na worku zaczynała pękać, gdy kadetka zaciekle uderzała w nią pięściami. Worek podrygiwał na grubym łańcuchu, gdy mocnym kopnięciem wyrzuciła go w powietrze. Zawirowała na prawej stopie, nadając ciału rozpęd i uderzyła mocno lewym sierpowym w opadający tobół. Energia kinetyczna zetknęła się z pięścią kadetki.
Dźwięk podobny do przerwania membrany w bębnie, z dodatkowym chrobotem kamieni, rozszedł się wokoło jak uderzenie dzwonu. Ktoś na nią warknął, ale nie miała ochoty się odwracać.
Uspokoiła worek, dysząc i przecierając powieki. Sekunda na odpoczynek nie zaszkodzi. Vivian przerywając nawalankę oparła się jednym ramieniem i czołem o zmaltretowany tobół. Z trudem łapała oddech. Pot spływał z policzków, czoła, skapywał z nosa. Na dole kilka kropel krwi znaczyło zniszczoną posadzkę, smugi czerwieni nieświadomie mówiły, że rozmazała posokę butami bijąc się z workiem.
Obejrzała dłoń. Nic. Żadna rana nie ciele kadetki nieokazała się być tak poważna by nagle się otworzyć. Dotknęła twarzy i zaklęła, czując coś innego niż pot. Kolejny krwotok z nosa, jak na złość i to w takim momencie… Powinna to przewidzieć, ale zagłuszała ćmienie w czaszce bólem mięśni. Wytarła twarz ze śladów czerwieni i jakby nic się nie stało, postanowiła wrócić do ćwiczeń.
Potarła swędzące kostki dłoni, przymierzając się do ciosu…
Kaboom.
Pocisk energetyczny śmignął w pobliżu Vivian, uderzając w ścianę kilka metrów za nią. Był jednak na tyle silny, że pchnął brutalnie kadetkę na ciężki worek. W powietrze posypały się kawałki ściany i mnóstwo pyłu. Odkaszlnęła, gdy kurz osadził się na jej ubraniu. Gdy bezpiecznie można było otworzyć powieki otrzepała odruchowo i tak zabrudzony kostium i spróbowała ocenić zniszczenia. Niewielkie biorąc pod uwagę błysk i moc, ale zerwało z łańcuchów ze dwa worki treningowe. Wchodząc na salę Vivian nie widziała dziury, którą zrobił Ivan podczas ich walki, to pewnie z tym jeszcze szybciej się uporają.
Dziewczyna odwróciła się mniej-więcej w stronę, z której mógł nadlecieć pocisk i ujrzała grupę kadetów z Trenerem na czele, obstawionych dziwacznymi maszynami. Ćwiczyli ataki energetyczne. Najwidoczniej komuś nie udało się odpowiednio kontrolować energii. Skąd ona to znała…
Wypadek przy pracy wywołał małe poruszenie, ale sądząc po zachowaniu Trenera i pokrzykiwaniu nie musi dodawać niczego od siebie. Biedaczysko. Ósemka nie miała pojęcia który z nich był tym nieszczęśnik, ale patrząc w tamtym kierunku, z niejako wyrozumiałym uśmiechem tylko puknęła się wymownie w czoło.
Halfka wróciła do maltretowania worka. Wyczyściła głowę ze wszelkich myśli, skupiając się tylko na ciosach. Nie potrafiła jednak do końca się wyciszyć. Ból głowy, może i gwar albo zwyczajnie aura Mordowni na to nie pozwalały. Za dużo emocji i myśli kłębiących się naokoło. Uderzając Vivian przymknęła powieki, wymuszając w sobie spokój. Regularny oddech, szybkie ciosy, ataki tak prędkie, że rozmywały się smugę.
Garda, cios, kopniak, pięści wyżej, głowa niżej, ugięcie kolan. Trzymać balans.
Tobół przeżywał prawdziwy horror podczas treningu Vivian. Skopała go mocno i dokładnie, przetarta skóra pękała, ukazując drugą warstwę ochraniającą kamloty. Jeszcze trochę i zamiast głazów zostanie pył. Nabierając prędkości i skupiając siłę, kadetka uderzyła pięścią, najmocniej jak potrafiła. Nie był to perfekcyjny cios, ale najlepszy na jaki było ją stać.
Przy odgłosie rozrywanego materiału, kadetka zatrzymała się raptownie. Jej atak przebił się przez powłokę worka trafiając w sam środek wnętrza. Ręka po łokieć ugrzęzła w wyłożonym kamieniami środku. Wzrok dziewczyny był jednak bardziej znużony niż zdziwiony. Uwolniła dłoń, zrobiła krok w tył i zakręciła się jak tancerz. Kopniak wystrzelił niespodziewanie. Vivian jednak źle zmierzyła siłę. Sflaczały worek odskoczył przy wdzięcznym towarzystwie dźwięku pękającego łańcucha. Uwolniony tobół poleciał radośnie w głąb sali treningowej, a Ósemka pognała za nim.
Wyleciała w powietrze, skupiając energię na worku, by zwolnić jego prędkość lotu. Chciała zapanować nad nim telekinezą, ale kontrola energii też była dla niej śliską sprawą. Nie udało się jej do końca, bowiem worek upadając przeturlał się ciężko po podłodze. Przynajmniej nie trafił nikogo w głowę.
Złapała za łańcuch i wyglądało na to, że będzie musiała taszczyć ten wór przez pół sali. Był za ciężki by go zarzucić na plecy, chociaż… Jeśli dobrze to rozegra za to pomocą telekinezy nie nadwyręży bardzo karku. Szurając ruszyła w odpowiednim kierunku.
Tak na środku sali kątem oka ujrzała czarnowłosego Nashi. Nie chciała mu przeszkadzać w treningu, ale przypomniało się jej coś, dlatego zatrzymała się przy ćwiczącym.
- Altair… Cześć. – Zaczęła zwyczajnie, bynajmniej nie skrępowana faktem, że wciąż wygląda jak po spotkaniu z Koszarowym a na dodatek ciągnie sflaczały worek treningowy. – Czy mógłbyś przekazać wiadomość Hazardowi? Nie wiem gdzie go znaleźć, a prawdopodobnie prędzej się na niego natkniesz niż ja.
Vivian dobrze pamiętała lekcje Trenera o przemianach Saiyanów oraz Halfów. Każdy etap zwiększał siłę, był jak ogromne doładowanie. Nie mogła określić ile osób potrafi tak zwiększyć swój poziom mocy, ale widok kogoś takiego na pewno przyciąga spojrzenia. Czasem nieprzychylne.
~U mnie nie będzie z tym problemu. Miną wieki, zanim coś podobnego osiągnę, a poza tym… Kolor włosów się nie zmieni. Mało kto zauważy różnice.~
- Trener prosił… – Zreflektowała się. Przełożony nie był typem, który o coś prosi. On wymaga i oczekuje. – To znaczy, Trener kazał powiedzieć Hazardowi by w stanie SSJ nie chodził po Akademii. – Dokończyła nieco ciszej.
Potarła włosy, zastanawiając się czy dodać część o wytłumaczeniu ręcznym, ale podarowała sobie. Skoro Hazard jest Nashi, na pewno zna wagę rozkazów Trenera. A w każdym razie konsekwencje ich niewykonywania.
- Jeśli go znajdę, oczywiście również mu to powtórzę. W każdym razie dzięki. A to? To… Cóż… Wypadło mi. – Vivian wskazała obity worek, uprzedzając pytanie. – Przepraszam za przerwanie treningu. Na razie. – Ostanie słowa padły gdy dziewczyna już się odwracała.
Dotargała worek na miejsce z którego go wybiła i zgodnie z prawdą poczuła, że ma dość wszelakich ćwiczeń na dziś. Rzuciła go pod ścianę i skrzywiła się lekko gdy dłonie trafiły na pustkę. Halfka znów chciała schować ręce w kieszeniach nieobecnej kurtki. Brakowało jej tego kawałka wytartej skóry. Drażnił ją jego brak, a zwłaszcza fakt, że ten wytarty kawałek skóry wisi sobie u Trenera w szafie. To tyle w tym temacie.
Kierując się do wyjścia, jej stopa coś potrąciła. Coś metalowego i owalnego…
Vivian ostrożnie uniosła medalion i dmuchnęła na niego pozbywając się pyłu. Obejrzała go pobieżnie. Nie był ciężki, a łańcuch się urwał. Pewnie w trakcie treningu ktoś nie zauważył jak wisiorek odlatuje. Musiał tu już chwilę leżeć i okrywać się kurzem.
Dylemat. Co się robi ze znalezionymi, cudzymi rzeczami? Oczywiście, jak piszą w podręcznikach dobrego wychowania – oddaje właścicielom. Ale na Vegecie? Prędzej je sobie ktoś przywłaszczy albo zniszczy. Vivian chciała oddać medalion. W końcu przecież niedawno miała pogadankę o wartości przedmiotów, a sama z miejsca wpadłaby w furię, gdyby zobaczyła kogoś w swojej kurtce. Oddać… Tylko jak?
W jej głowie narodziła się myśl, by zahaczyć o punkt informacyjny.
Ale najpierw kwatera. Wyżyła się i musi w końcu złapać oddech, tak więc bez namysłu poszła w kierunku swojego azylu.
OOC ---> Koniec treningu
---> + 10% HP
---> + 10% KI
[zt] ---> Kwatera Vivian
Nie dawała sobie chwili na odpoczynek. Dziewczyna niezmordowanie obijała tobół, czując jak siniaki pojawiają się na palcach. Kto wpadł na pomysł wypchania worka głazami? Chyba tylko Koszarowy. Cholerstwo było ciężkie i wisiało niewzruszenie, śmiejąc się ze wszystkich kadetów. Vivian uderzała w nań systematycznie i mocno. Na początku wór nie chciał się nawet ruszyć, ale pod naporem ciosów zaczął się kolebać.
Rozbitą wargę wykrzywił na moment grymas niezadowolenia.
Chrzanić wybory. Ósemka przychodząc do Akademii wiedziała, że nie dane będzie jej tylko obrywać na ćwiczeniach. Chcieli nauczyć ją trudnej sztuki podejmowania decyzji, czegoś, co jak sądziła, jest w pełni świadoma. Guzik. Na pewien sposób cieszyła się, że może teraz sama wybierać, że nikt nie musi jej wskazywać własnej drogi. To jest wolność, ale wolność sprowadza się do odpowiedzialności za własne czyny. Cokolwiek zrobi, musi za to zapłacić. Sama, ona jedna. Wiedziała o tym aż za dobrze. Tylko dlaczego ma decydować o innych? Na przykład o Ivanie? Dostał w mordę, jej rola się skończyła. Koniec, kropka.
Skóra na worku zaczynała pękać, gdy kadetka zaciekle uderzała w nią pięściami. Worek podrygiwał na grubym łańcuchu, gdy mocnym kopnięciem wyrzuciła go w powietrze. Zawirowała na prawej stopie, nadając ciału rozpęd i uderzyła mocno lewym sierpowym w opadający tobół. Energia kinetyczna zetknęła się z pięścią kadetki.
Dźwięk podobny do przerwania membrany w bębnie, z dodatkowym chrobotem kamieni, rozszedł się wokoło jak uderzenie dzwonu. Ktoś na nią warknął, ale nie miała ochoty się odwracać.
Uspokoiła worek, dysząc i przecierając powieki. Sekunda na odpoczynek nie zaszkodzi. Vivian przerywając nawalankę oparła się jednym ramieniem i czołem o zmaltretowany tobół. Z trudem łapała oddech. Pot spływał z policzków, czoła, skapywał z nosa. Na dole kilka kropel krwi znaczyło zniszczoną posadzkę, smugi czerwieni nieświadomie mówiły, że rozmazała posokę butami bijąc się z workiem.
Obejrzała dłoń. Nic. Żadna rana nie ciele kadetki nieokazała się być tak poważna by nagle się otworzyć. Dotknęła twarzy i zaklęła, czując coś innego niż pot. Kolejny krwotok z nosa, jak na złość i to w takim momencie… Powinna to przewidzieć, ale zagłuszała ćmienie w czaszce bólem mięśni. Wytarła twarz ze śladów czerwieni i jakby nic się nie stało, postanowiła wrócić do ćwiczeń.
Potarła swędzące kostki dłoni, przymierzając się do ciosu…
Kaboom.
Pocisk energetyczny śmignął w pobliżu Vivian, uderzając w ścianę kilka metrów za nią. Był jednak na tyle silny, że pchnął brutalnie kadetkę na ciężki worek. W powietrze posypały się kawałki ściany i mnóstwo pyłu. Odkaszlnęła, gdy kurz osadził się na jej ubraniu. Gdy bezpiecznie można było otworzyć powieki otrzepała odruchowo i tak zabrudzony kostium i spróbowała ocenić zniszczenia. Niewielkie biorąc pod uwagę błysk i moc, ale zerwało z łańcuchów ze dwa worki treningowe. Wchodząc na salę Vivian nie widziała dziury, którą zrobił Ivan podczas ich walki, to pewnie z tym jeszcze szybciej się uporają.
Dziewczyna odwróciła się mniej-więcej w stronę, z której mógł nadlecieć pocisk i ujrzała grupę kadetów z Trenerem na czele, obstawionych dziwacznymi maszynami. Ćwiczyli ataki energetyczne. Najwidoczniej komuś nie udało się odpowiednio kontrolować energii. Skąd ona to znała…
Wypadek przy pracy wywołał małe poruszenie, ale sądząc po zachowaniu Trenera i pokrzykiwaniu nie musi dodawać niczego od siebie. Biedaczysko. Ósemka nie miała pojęcia który z nich był tym nieszczęśnik, ale patrząc w tamtym kierunku, z niejako wyrozumiałym uśmiechem tylko puknęła się wymownie w czoło.
Halfka wróciła do maltretowania worka. Wyczyściła głowę ze wszelkich myśli, skupiając się tylko na ciosach. Nie potrafiła jednak do końca się wyciszyć. Ból głowy, może i gwar albo zwyczajnie aura Mordowni na to nie pozwalały. Za dużo emocji i myśli kłębiących się naokoło. Uderzając Vivian przymknęła powieki, wymuszając w sobie spokój. Regularny oddech, szybkie ciosy, ataki tak prędkie, że rozmywały się smugę.
Garda, cios, kopniak, pięści wyżej, głowa niżej, ugięcie kolan. Trzymać balans.
Tobół przeżywał prawdziwy horror podczas treningu Vivian. Skopała go mocno i dokładnie, przetarta skóra pękała, ukazując drugą warstwę ochraniającą kamloty. Jeszcze trochę i zamiast głazów zostanie pył. Nabierając prędkości i skupiając siłę, kadetka uderzyła pięścią, najmocniej jak potrafiła. Nie był to perfekcyjny cios, ale najlepszy na jaki było ją stać.
Przy odgłosie rozrywanego materiału, kadetka zatrzymała się raptownie. Jej atak przebił się przez powłokę worka trafiając w sam środek wnętrza. Ręka po łokieć ugrzęzła w wyłożonym kamieniami środku. Wzrok dziewczyny był jednak bardziej znużony niż zdziwiony. Uwolniła dłoń, zrobiła krok w tył i zakręciła się jak tancerz. Kopniak wystrzelił niespodziewanie. Vivian jednak źle zmierzyła siłę. Sflaczały worek odskoczył przy wdzięcznym towarzystwie dźwięku pękającego łańcucha. Uwolniony tobół poleciał radośnie w głąb sali treningowej, a Ósemka pognała za nim.
Wyleciała w powietrze, skupiając energię na worku, by zwolnić jego prędkość lotu. Chciała zapanować nad nim telekinezą, ale kontrola energii też była dla niej śliską sprawą. Nie udało się jej do końca, bowiem worek upadając przeturlał się ciężko po podłodze. Przynajmniej nie trafił nikogo w głowę.
Złapała za łańcuch i wyglądało na to, że będzie musiała taszczyć ten wór przez pół sali. Był za ciężki by go zarzucić na plecy, chociaż… Jeśli dobrze to rozegra za to pomocą telekinezy nie nadwyręży bardzo karku. Szurając ruszyła w odpowiednim kierunku.
Tak na środku sali kątem oka ujrzała czarnowłosego Nashi. Nie chciała mu przeszkadzać w treningu, ale przypomniało się jej coś, dlatego zatrzymała się przy ćwiczącym.
- Altair… Cześć. – Zaczęła zwyczajnie, bynajmniej nie skrępowana faktem, że wciąż wygląda jak po spotkaniu z Koszarowym a na dodatek ciągnie sflaczały worek treningowy. – Czy mógłbyś przekazać wiadomość Hazardowi? Nie wiem gdzie go znaleźć, a prawdopodobnie prędzej się na niego natkniesz niż ja.
Vivian dobrze pamiętała lekcje Trenera o przemianach Saiyanów oraz Halfów. Każdy etap zwiększał siłę, był jak ogromne doładowanie. Nie mogła określić ile osób potrafi tak zwiększyć swój poziom mocy, ale widok kogoś takiego na pewno przyciąga spojrzenia. Czasem nieprzychylne.
~U mnie nie będzie z tym problemu. Miną wieki, zanim coś podobnego osiągnę, a poza tym… Kolor włosów się nie zmieni. Mało kto zauważy różnice.~
- Trener prosił… – Zreflektowała się. Przełożony nie był typem, który o coś prosi. On wymaga i oczekuje. – To znaczy, Trener kazał powiedzieć Hazardowi by w stanie SSJ nie chodził po Akademii. – Dokończyła nieco ciszej.
Potarła włosy, zastanawiając się czy dodać część o wytłumaczeniu ręcznym, ale podarowała sobie. Skoro Hazard jest Nashi, na pewno zna wagę rozkazów Trenera. A w każdym razie konsekwencje ich niewykonywania.
- Jeśli go znajdę, oczywiście również mu to powtórzę. W każdym razie dzięki. A to? To… Cóż… Wypadło mi. – Vivian wskazała obity worek, uprzedzając pytanie. – Przepraszam za przerwanie treningu. Na razie. – Ostanie słowa padły gdy dziewczyna już się odwracała.
Dotargała worek na miejsce z którego go wybiła i zgodnie z prawdą poczuła, że ma dość wszelakich ćwiczeń na dziś. Rzuciła go pod ścianę i skrzywiła się lekko gdy dłonie trafiły na pustkę. Halfka znów chciała schować ręce w kieszeniach nieobecnej kurtki. Brakowało jej tego kawałka wytartej skóry. Drażnił ją jego brak, a zwłaszcza fakt, że ten wytarty kawałek skóry wisi sobie u Trenera w szafie. To tyle w tym temacie.
Kierując się do wyjścia, jej stopa coś potrąciła. Coś metalowego i owalnego…
Vivian ostrożnie uniosła medalion i dmuchnęła na niego pozbywając się pyłu. Obejrzała go pobieżnie. Nie był ciężki, a łańcuch się urwał. Pewnie w trakcie treningu ktoś nie zauważył jak wisiorek odlatuje. Musiał tu już chwilę leżeć i okrywać się kurzem.
Dylemat. Co się robi ze znalezionymi, cudzymi rzeczami? Oczywiście, jak piszą w podręcznikach dobrego wychowania – oddaje właścicielom. Ale na Vegecie? Prędzej je sobie ktoś przywłaszczy albo zniszczy. Vivian chciała oddać medalion. W końcu przecież niedawno miała pogadankę o wartości przedmiotów, a sama z miejsca wpadłaby w furię, gdyby zobaczyła kogoś w swojej kurtce. Oddać… Tylko jak?
W jej głowie narodziła się myśl, by zahaczyć o punkt informacyjny.
Ale najpierw kwatera. Wyżyła się i musi w końcu złapać oddech, tak więc bez namysłu poszła w kierunku swojego azylu.
OOC ---> Koniec treningu
---> + 10% HP
---> + 10% KI
[zt] ---> Kwatera Vivian
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach