Strona 1 z 2 • 1, 2
Park
Sro Maj 30, 2012 12:19 am
Jedyne względnie zielone miejsce w mieście, z oczkiem wodnym po środku. Ludzie, a właściwie to Saiyanie, lubią tu przychodzić, by odpocząć od zgiełku, zapomnieć o wszystkim, bądź zwyczajnie, umawiają się na pojedynek.
Re: Park
Pon Sty 14, 2013 9:04 pm
Cały czas treningi... W sumie do czegoś one są. Prowadzą do tego by stał się silniejszym. Nie raz mu mówiono, że daleko zajdzie ale tylko i wyłącznie poprzez ciężką pracę. Postanowił udać się gdzieś gdzie będzie mógł odpocząć. Zapomnieć o tym zgiełku, pośpiechu i na chwile chodź trochę zwolnić. Dowiedział się, o zielonej części Vegety. Zapytał o drogę kilku ludzi których spotkał po drodze i po dłuższym marszu dotarł do celu podróży. Pierwszy raz tutaj był i od razu zakochał się w panującej tu atmosferze. Cisza, spokój. Na środku znajdowało się oczko wodne. Podszedł do niego chwile na nie patrzył, usiadł obok niego i wpatrywał się w spokojną tafle wody. Zobaczył swoje odbicie. Ujrzał młodzieńca który chciałby być najsilniejszym człowiekiem w galaktyce ale nie dzisiaj. Dzisiaj chciał odpocząć. Po chwili wstał. Poszedł do jakiegoś drzewa. Usiadł na ziemi plecami opierając się o konar. Zamknął oczy i rozmyślał...
Po jakimś czasie wstał. Cel osiągnął odpoczął. Miał trochę czasu na przemyślenia dotyczące swojego życia. Postanowił wrócić do akademii i trenować dalej.
z/t
Po jakimś czasie wstał. Cel osiągnął odpoczął. Miał trochę czasu na przemyślenia dotyczące swojego życia. Postanowił wrócić do akademii i trenować dalej.
z/t
- GośćGość
Re: Park
Wto Sty 29, 2013 3:41 pm
Blade, gdy już doleciał na miejsce, zobaczył że jednak saiyanie nie mają w sobie samej złości, ponieważ nie mogli by stworzyć tak pięknego parku, nie mógł się aż napatrzeć z wrażenia. Przypomniał sobie, gdy wychodził z rodzicami na spacery, dokładnie to był ten sam park, lecz minęło paręnaście lat, więc zapewne się trochę zmienił przez ten czas.
Gdy tak chodził po tym parku, zobaczył niewielka fontannę, a wokół niej jakieś ozdobne rzeźby, więc miał pomysł że mógłby tutaj zaczekać na swojego kompana poszukiwań artefaktów Altair, właśnie w tym miejscu.
Podszedł on do rzeźby, delikatnie chciał się o nią oprzeć, lecz zaraz po tym, zatrzymał się, wiedział że może ją uszkodzić, więc po prostu, stanął sobie jak gdyby nigdy nic przy fontannie, założył jedną rękę na drugą i wyczekiwał, aż jego dobry znajomy odpali swój scouter i znajdzie go właśnie w tym miejscu, pewnie i tak będzie musiał sporo czekać, ale chyba skapnie się, że już go dawno nie ma w kasynie, na pewno tak będzie.
Gdy tak chodził po tym parku, zobaczył niewielka fontannę, a wokół niej jakieś ozdobne rzeźby, więc miał pomysł że mógłby tutaj zaczekać na swojego kompana poszukiwań artefaktów Altair, właśnie w tym miejscu.
Podszedł on do rzeźby, delikatnie chciał się o nią oprzeć, lecz zaraz po tym, zatrzymał się, wiedział że może ją uszkodzić, więc po prostu, stanął sobie jak gdyby nigdy nic przy fontannie, założył jedną rękę na drugą i wyczekiwał, aż jego dobry znajomy odpali swój scouter i znajdzie go właśnie w tym miejscu, pewnie i tak będzie musiał sporo czekać, ale chyba skapnie się, że już go dawno nie ma w kasynie, na pewno tak będzie.
- GośćGość
Re: Park
Wto Sty 29, 2013 4:03 pm
Altair nie miał wielkiego wyboru jak tylko unieść się do góry i lecieć w stronę uciekającego towarzysza. Pewne było to, że kierował on się do parku. Myślał czy warto teraz atakować strażników, bo całkiem było możliwe to, że im uciekli, a jeśli nie to cóż...Oczywiście lepiej byłoby zachować siły na Kamaro który będzie wyzwaniem. Co do artefaktów to większość odda akademii, a sobie zostawi medalion. Ale Blade też coś będzie miał w zamian. Dostanie możliwość przekazania przedmiotów własnoręcznie, a Altair byłby tylko w roli pomocy. Cóż to raczej było uczciwe bo mu by się przydało, by na niego inaczej patrzyli a krwistookiemu spodobał się medalion który miał na sobie. Oczywiście na wszelki wypadek schował go tak by go nie było widać. Nie wiedział, czy ten naszyjnik miał jakieś właściwości, ale przynajmniej nieźle na nim wyglądał, więc nie jest źle. Po pewnym czasie udało mu się dolecieć do parku, a samego pościgu nie było widać. Nie zamierzał zostawić towarzysza już w kasynie, nawet jakby walczył, no ale skoro wolał uciec do parku to dobra, tylko lepiej by nikogo w nim nie było. Saiya-jin wylądował niedaleko Blade'a który stał obok jakiejś ozdobnej rzeczy. Skierował się w jego stronę i ruchem dłonią, dał mu do zrozumienia by poszedł za nim. Upewnił się, scouterem, że nikogo nie ma w pobliżu, by go następnie schować głęboko w kieszeni. Po chwili odezwał się do kadeta mówiąc ściszonym głosem.
-A więc sprawa jest taka. Artefakty zamierzamy oddać akademii to prawda, ale mam dla ciebie pewną ciekawą umowę.
Na te słowo, delikatnie się uśmiechnął i kontynuował swoją propozycję.
-Słuchaj uważnie...pewien przedmiot zamierzam sobie zostawić jako nagrodę za wykonanie zadania więc o nim ciii.
Pokazał medalion mający założony na szyi a po chwili znowu go schował, by nie było go widać.
-Ty natomiast otrzymasz artefakty by je własnoręcznie przekazać akademii, dzięki czemu będą na ciebie wtedy inaczej patrzeć, i kto wie....może awansujesz, a ja byłem tylko pomocą dla ciebie i miałem cie pilnować, a te informacje były za cenne i ktoś nas mógł podsłuchiwać więc nikomu nie mogliśmy o tym powiedzieć...z resztą to prawda. W każdym razie...pasuje ci ten układ?
Zapytał się czarnowłosego i wyciągnął w jego stronę swoją dłoń.
-A więc sprawa jest taka. Artefakty zamierzamy oddać akademii to prawda, ale mam dla ciebie pewną ciekawą umowę.
Na te słowo, delikatnie się uśmiechnął i kontynuował swoją propozycję.
-Słuchaj uważnie...pewien przedmiot zamierzam sobie zostawić jako nagrodę za wykonanie zadania więc o nim ciii.
Pokazał medalion mający założony na szyi a po chwili znowu go schował, by nie było go widać.
-Ty natomiast otrzymasz artefakty by je własnoręcznie przekazać akademii, dzięki czemu będą na ciebie wtedy inaczej patrzeć, i kto wie....może awansujesz, a ja byłem tylko pomocą dla ciebie i miałem cie pilnować, a te informacje były za cenne i ktoś nas mógł podsłuchiwać więc nikomu nie mogliśmy o tym powiedzieć...z resztą to prawda. W każdym razie...pasuje ci ten układ?
Zapytał się czarnowłosego i wyciągnął w jego stronę swoją dłoń.
- GośćGość
Re: Park
Wto Sty 29, 2013 4:39 pm
Blade tak wyczekiwał na swojego towarzysza, miał nadzieję, że wreszcie użyję scoutera, lecz za pewne,dawno już to zrobił. Po dłuższej chwili, zobaczył jak Altair wylądował nieopodal, więc kadet nie miał innego wyboru jak pomachać mu ręką, żeby tutaj podszedł.
Widział jak jego znajomy sprawdza, czy wokół nie ma kogoś kto by mógł ich podsłuchiwać lub też śledzić. Po chwili, schował scouter i podszedł do kadeta, usłyszał on, że zaczął coś do niego szeptać, to było zrozumiałe. Blade wszystko oczywiście zrozumiał, więc miał zamiar mu na wszystko odpowiedzieć:
-No dobra, o medalionie nic nie wiem, więc jest twój. Wiesz, mam nadzieję, że dostanę awans czy coś, ale nie wiem jak to będzie, ale to jednak nie jest taki głupi pomysł. Oczywiście, że pasuję mi ten układ, ale będziemy potem musieli załatwić Kamaro, wiesz o tym, prawda ?
Po tych słowach już się nie miał zamiaru odzywać, powiedział mu po prostu, że na wszystko się godzi, lecz trzeba uważać na Kamaro. Zaraz po tym, kadet zamierzał dodać kilka słów:
-To co, wracamy do Akademii, zapewne i tak będę mieć przechlapane, żę tak długo nie wracałem, hehe ?
Po tych słowach, czekał na reakcję, jak i na odpowiedź Altaira.
Widział jak jego znajomy sprawdza, czy wokół nie ma kogoś kto by mógł ich podsłuchiwać lub też śledzić. Po chwili, schował scouter i podszedł do kadeta, usłyszał on, że zaczął coś do niego szeptać, to było zrozumiałe. Blade wszystko oczywiście zrozumiał, więc miał zamiar mu na wszystko odpowiedzieć:
-No dobra, o medalionie nic nie wiem, więc jest twój. Wiesz, mam nadzieję, że dostanę awans czy coś, ale nie wiem jak to będzie, ale to jednak nie jest taki głupi pomysł. Oczywiście, że pasuję mi ten układ, ale będziemy potem musieli załatwić Kamaro, wiesz o tym, prawda ?
Po tych słowach już się nie miał zamiaru odzywać, powiedział mu po prostu, że na wszystko się godzi, lecz trzeba uważać na Kamaro. Zaraz po tym, kadet zamierzał dodać kilka słów:
-To co, wracamy do Akademii, zapewne i tak będę mieć przechlapane, żę tak długo nie wracałem, hehe ?
Po tych słowach, czekał na reakcję, jak i na odpowiedź Altaira.
- GośćGość
Re: Park
Wto Sty 29, 2013 5:50 pm
Altair ze spokojem słuchał tego co ma ciekawego do powiedzenia jego towarzysz. Najwidoczniej czarnowłosy wojownik, wszystko zrozumiał co było dziwne jak na niego, ale nie wnikał. Ważne, że się zgodził i nie było z nim problemów. Chociaż to jest pacan i bałwan, to jednak nie jest taki zły. Można nawet powiedzieć, że go polubił, ciekawe tylko czy kadet nie zdradzi tego zaufania. W każdym razie ważne było to o czym powiedział. Chłopak nie zapomniał o Kamaro i to rzeczywiście byłby problem, ale nim się zajmą później, a w każdym razie tak się domyślał. Oczywiście nawet ten Kamaro nie był taki zły, ale jasne było to, że nie będzie zadowolony z ich patriotyzmu więc będą mogli mieć z nim problemy. Ale czy to ważne? Nie będzie to groźniejszy wróg od Krakena z którym Altair miał na pieńku. Po za tym po misji, i po wróceniu do Momo tak jak obiecał, to sprawdzi jak Blade jest silny. To może być ciekawa walka. Uśmiechnął się na ten pomysł, a gdy ten powiedział o powrocie to krwistooki chwilowo się zamyślił.
-Oczywiście, a tymczasem....łap!
Powiedział do Blade'a i rzucił mu kulkę z prozanu wyjmując ją zza zbroi. Ciekawy patrzył jak kadet stara się podnieść bardzo ciężką kulkę, a następnie gdy mu dobrze szło to rzucił mu drugą.
-Leci kolejna!
Dodał z uśmiechem i posłał mu kolejną leciutką kuleczkę. Trochę poczekał aż ten sobie poradzi, ale jasne było, że będzie to trwało pewnie sporo czasu.
-Dobra to lecimy w stronę placu.
Powiedział uśmiechnięty i założył swój czarny scouter na ucho, po czym uniósł się w powietrze i poleciał w kierunku akademii.
OCC: Park -> Plac Przed Akademią
-Oczywiście, a tymczasem....łap!
Powiedział do Blade'a i rzucił mu kulkę z prozanu wyjmując ją zza zbroi. Ciekawy patrzył jak kadet stara się podnieść bardzo ciężką kulkę, a następnie gdy mu dobrze szło to rzucił mu drugą.
-Leci kolejna!
Dodał z uśmiechem i posłał mu kolejną leciutką kuleczkę. Trochę poczekał aż ten sobie poradzi, ale jasne było, że będzie to trwało pewnie sporo czasu.
-Dobra to lecimy w stronę placu.
Powiedział uśmiechnięty i założył swój czarny scouter na ucho, po czym uniósł się w powietrze i poleciał w kierunku akademii.
OCC: Park -> Plac Przed Akademią
- GośćGość
Re: Park
Wto Sty 29, 2013 6:18 pm
Widział Altaira bardzo zamyślonego, pewnie rozmyślał nad wszystkim jak to będzie. Po chwili, zobaczył jak jego kompan, wyjmuję coś zza pazuchy, były to właśnie te kulki, które były wykonane z metalu szlachetnego, czyli innymi słowy prozanu.
Zobaczył jak Altair coś mówi i rzuca mu w jedną stronę, ten nagle, po złapaniu jej, poleciał z nią w stronę ziemi, bo była w cholerę ciężka. Ledwo dawał sobie radę, lecz gdy już trzymał ją na parterze, zaraz po chwili, Altair rzucił mu drugą kulkę, gdy złapał drugą, musiał przyklęknąć na jednym kolanie, ponieważ nie ważyły paru kilo, tylko kilka ton.
Ledwo sobie dawał radę, lecz musiał sobie poradzić jakoś z tym ciężarem. Zobaczył jak jego towarzysz już dawno odleciał, nawet nie zaczekał,a to łajza z niego, mógł chociaż z niesieniem tych kul, ale musiał jakoś sam poradzić.
Po paru minutach, ciężkiego mordu z kulkami, kadet włożył je sobie pod swój strój, sprawdził na wszelki wypadek, czy za pasem ma te ogony, na szczęście miał, bał się że mu wypadły po drodze. Choć mu nie było łatwo, ruszył w stronę placu przed akademią, ponieważ wszyscy kadeci i inni wojownicy, zostali tam wezwani.
Po chwili, uniósł się, lecz nie było mu łatwo lecieć z kilku tonowymi kulkami, które były wykonane z prozanu. Pokierował się on w stronę placu, ponieważ miał tam lecieć.
z/t - plac przed akademią.
Zobaczył jak Altair coś mówi i rzuca mu w jedną stronę, ten nagle, po złapaniu jej, poleciał z nią w stronę ziemi, bo była w cholerę ciężka. Ledwo dawał sobie radę, lecz gdy już trzymał ją na parterze, zaraz po chwili, Altair rzucił mu drugą kulkę, gdy złapał drugą, musiał przyklęknąć na jednym kolanie, ponieważ nie ważyły paru kilo, tylko kilka ton.
Ledwo sobie dawał radę, lecz musiał sobie poradzić jakoś z tym ciężarem. Zobaczył jak jego towarzysz już dawno odleciał, nawet nie zaczekał,a to łajza z niego, mógł chociaż z niesieniem tych kul, ale musiał jakoś sam poradzić.
Po paru minutach, ciężkiego mordu z kulkami, kadet włożył je sobie pod swój strój, sprawdził na wszelki wypadek, czy za pasem ma te ogony, na szczęście miał, bał się że mu wypadły po drodze. Choć mu nie było łatwo, ruszył w stronę placu przed akademią, ponieważ wszyscy kadeci i inni wojownicy, zostali tam wezwani.
Po chwili, uniósł się, lecz nie było mu łatwo lecieć z kilku tonowymi kulkami, które były wykonane z prozanu. Pokierował się on w stronę placu, ponieważ miał tam lecieć.
z/t - plac przed akademią.
- GośćGość
Re: Park
Pią Maj 03, 2013 10:27 pm
Podczas gdy Saiyan leciał w stronę parku, był ciekaw co teraz może zrobić jego towarzysz Raziel, ponieważ nie powiedział mu dokąd się udaje. Podczas przyjemnego lotu nad piękną czerwoną planetą, Blade zastanawiał się, kto mógłby być tym szpiegiem, było wiele różnych przypadków, między innymi, ta saiyanka, która podrywała jego towarzysza, czy też ci saiyanie, którzy zaprosili go do walki, sam nie wiedział dokładnie kto to jest, ale chciał się dowiedzieć, jak najszybciej.
Czarnowłosy powoli zbliżał się do miejsca treningu, niestety może to nie była sala treningowa, ale zawsze to coś, niż nic. Powoli zaczął lądować, na szczęście nikogo nie było w pobliżu, no może przechadzających się saiyan, którym jak zwykle się śpieszyło. Kiedy już wylądował, rozpoczął od niewielkiej rozgrzewki, przebieszki po całym parku, a nie dość, że park był strasznie długi, to bardzo dziwny i nie wiadomo gdzie mógł prowadzić.
Od razu zaczął biec przed siebie, miał nadzieję, że nikt nie będzie miał tego za złe, ponieważ miał zamiar trenować w spokoju. Kiedy tak biegł, wdychał i wydychał powietrze, tak aby za szybko się nie zmęczyć, miał nadzieję, że ten park nie jest długi. Po paru kilometrach porządnego biegu, Saiyanin wreszcie się zatrzymał, po czym złapał parę głębokich oddechów, mimo iż się nie zmęczył, chciał chwilkę odsapnąć po długiej rozgrzewce, jaką była przebieżka po parku.
Blade zaczął się rozglądać za jakąś pustą przestrzenią, po to by zacząć trening. Kiedy Czarnowłosy wreszcie zdołał znaleźć jakiś pusty zakątek, w którym mógł będzie trenować, zaczął od pompek na kostkach, to był pikuś dla niego, więc od razu miał zamiar zrobić setkę. Kiedy tak pompował, mógł zobaczyć w oddali przechadzających się saiyan, którzy zapewne szli do portów, gdzie mogliby polecieć na swoje zadania.
Kadet myślał, czy jego dawny kompan misji, Altair kiedyś wróci ze swojej wyprawy, miał nadzieję, że będą mogli się zmierzyć. Gdy zrobił 50 pompek, nie wyczuwał żadnego ociekania potu, co było dość dziwne, ponieważ było parno na czystej przestrzeni. Podczas robienia pompek, Saiyan wreszcie skończył 100 pompek, nawet się nie spocił. Blade wreszcie skończył to ćwiczenie, postanowił przystąpić do kolejnego ćwiczenia, takiego jak brzuszki.
Położył się na miękkiej czerwonej trawie i zaczął pompować brzuszki. Wychodziło mu nawet dobrze, miał wreszcie sporo treningów, nie zamierzał zakończyć tylko na tym. Dodatkowo, Blade dla utrudnienia zaczął robić skrętoskłony razem z brzuszkami, po to by bardziej naciągnąć mięśnie i nie mieć żadnych zakwasów, choć rzadko powstają zakwasy u saiyan.
Po zrobieniu 50, wreszcie coś się zaczęło dziać w organizmie saiyanina, zaczął wydobywać się pot, przez zmęczenie, jakie osiągnął w tym ćwiczeniu. Czarnowłosemu za bardzo nie przeszkadzało to, że ciekła z niego sama woda, choć jak wpadło mu do oka, czy coś, to mogło jednak go peszyć. Po parunastu minutach, wreszcie zakończył 100 brzuszków, plus skrętoskłony, które robił razem z brzuszkami.
Po chwili, Blade wstał, podrapał sie po tyle swojej czupryny i myślał czego mógłby tutaj się nauczyć. Najmniejszym zmartwieniem, było dla niego, że nie ma żadnych manekinów, na których mógłby się powyżywać czy coś w tym rodzaju, lecz Saiyan wpadł na lepszy pomysł. Kiedy pierwszy raz pojawił się w Akademii, widział attack zwany galick gunem, który był fioletowego promienia.
Kadet postanowił nauczyć się właśnie tej techniki. Naciągnął swoje siayańskie rękawice, uniósł podbródek ku górze i miał nadzieję, że wszystko potoczy się po jego myśli i uda mu się nauczyć tej techniki.
OCC:
Początek treningu.
Czarnowłosy powoli zbliżał się do miejsca treningu, niestety może to nie była sala treningowa, ale zawsze to coś, niż nic. Powoli zaczął lądować, na szczęście nikogo nie było w pobliżu, no może przechadzających się saiyan, którym jak zwykle się śpieszyło. Kiedy już wylądował, rozpoczął od niewielkiej rozgrzewki, przebieszki po całym parku, a nie dość, że park był strasznie długi, to bardzo dziwny i nie wiadomo gdzie mógł prowadzić.
Od razu zaczął biec przed siebie, miał nadzieję, że nikt nie będzie miał tego za złe, ponieważ miał zamiar trenować w spokoju. Kiedy tak biegł, wdychał i wydychał powietrze, tak aby za szybko się nie zmęczyć, miał nadzieję, że ten park nie jest długi. Po paru kilometrach porządnego biegu, Saiyanin wreszcie się zatrzymał, po czym złapał parę głębokich oddechów, mimo iż się nie zmęczył, chciał chwilkę odsapnąć po długiej rozgrzewce, jaką była przebieżka po parku.
Blade zaczął się rozglądać za jakąś pustą przestrzenią, po to by zacząć trening. Kiedy Czarnowłosy wreszcie zdołał znaleźć jakiś pusty zakątek, w którym mógł będzie trenować, zaczął od pompek na kostkach, to był pikuś dla niego, więc od razu miał zamiar zrobić setkę. Kiedy tak pompował, mógł zobaczyć w oddali przechadzających się saiyan, którzy zapewne szli do portów, gdzie mogliby polecieć na swoje zadania.
Kadet myślał, czy jego dawny kompan misji, Altair kiedyś wróci ze swojej wyprawy, miał nadzieję, że będą mogli się zmierzyć. Gdy zrobił 50 pompek, nie wyczuwał żadnego ociekania potu, co było dość dziwne, ponieważ było parno na czystej przestrzeni. Podczas robienia pompek, Saiyan wreszcie skończył 100 pompek, nawet się nie spocił. Blade wreszcie skończył to ćwiczenie, postanowił przystąpić do kolejnego ćwiczenia, takiego jak brzuszki.
Położył się na miękkiej czerwonej trawie i zaczął pompować brzuszki. Wychodziło mu nawet dobrze, miał wreszcie sporo treningów, nie zamierzał zakończyć tylko na tym. Dodatkowo, Blade dla utrudnienia zaczął robić skrętoskłony razem z brzuszkami, po to by bardziej naciągnąć mięśnie i nie mieć żadnych zakwasów, choć rzadko powstają zakwasy u saiyan.
Po zrobieniu 50, wreszcie coś się zaczęło dziać w organizmie saiyanina, zaczął wydobywać się pot, przez zmęczenie, jakie osiągnął w tym ćwiczeniu. Czarnowłosemu za bardzo nie przeszkadzało to, że ciekła z niego sama woda, choć jak wpadło mu do oka, czy coś, to mogło jednak go peszyć. Po parunastu minutach, wreszcie zakończył 100 brzuszków, plus skrętoskłony, które robił razem z brzuszkami.
Po chwili, Blade wstał, podrapał sie po tyle swojej czupryny i myślał czego mógłby tutaj się nauczyć. Najmniejszym zmartwieniem, było dla niego, że nie ma żadnych manekinów, na których mógłby się powyżywać czy coś w tym rodzaju, lecz Saiyan wpadł na lepszy pomysł. Kiedy pierwszy raz pojawił się w Akademii, widział attack zwany galick gunem, który był fioletowego promienia.
Kadet postanowił nauczyć się właśnie tej techniki. Naciągnął swoje siayańskie rękawice, uniósł podbródek ku górze i miał nadzieję, że wszystko potoczy się po jego myśli i uda mu się nauczyć tej techniki.
OCC:
Początek treningu.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Park
Sob Maj 04, 2013 5:13 pm
Podczas lotu mógł podziwiać architekturę miasta, ulice pełne życia. Myślał nad tym jak potoczy się dalej jego życie. Czy uda mu się zdobyć wysoką pozycję, czy też zdechnie na jakiejś zapomnianej planecie. Miał też swoją własną misję, odnaleźć te potwory. Od roku czytał wiadomości o tajemniczych zniknięciach i próbował je dopasować do ataku, podczas, którego zastał porwany Axel. Jednak albo byli nad wyraz sprytni i uważni i zacierali ślady, albo po prostu zniknęli.
Znalazł się już nad parkiem, dzięki czemu mógł obserwować jedno z bardziej zielonych miejsc na Vegecie. Kilka razy już trenował tu z ojcem, a nawet przychodził na spacery z Eve. Po krótkim locie dostrzegł małą polankę, która była idealna dla niego. Wylądował na samym środku, po czym rozejrzał się dookoła. Polana była nie za duża, zaś na obrzeżach była zacieniona przez drzewa. Raziel uśmiechnął się delikatnie po czym zaczął się rozgrzewać. Na początek kilka kółek dookoła polanki, nie było to ciężkie zadanie, więc po kilkudziesięciu razach, nie czuł się nawet zmęczony. Przystanął przy jednym z drzew i zaczął się delikatnie rozciągać. Najpierw plecy, potem mięśnie ramion, a na koniec nogi. Kiedy się wyprostował delikatnie rozgrzał mięśnie szyi. Wolał nie dostać podczas jakiegoś niespodziewanego skrętu skurczu, który czyniłby z niego łatwą ofiarę. Po rozgrzaniu poszczególnych partii, przyszedł czas na ćwiczenia. Najpierw kilkanaście serii brzuszków i pompek. Rany na dłoniach na szczęście się już zaczynały goić, więc nie czuł tego nieznośnego bólu. Kiedy tak podnosił i upadał na dłoniach myślał nad tym ile trening może zmienić. Ćwiczenia to było coś do czego Saiyanie byli przyzwyczajani od narodzenia. Nawet najsłabsze jednostki ćwiczyły, żeby nie wypaść ze swojej formy. Lecz niektórzy często przesadzali z treningami. Według Raziela dobrze było to rozdzielić obie te czynności. Trzeba było być wytrenowanym, ale nie wolno było stać bezrozumną kupą mięśni. Tacy byli najgorsi. Uważali, że brutalna siła to jedyny sposób działania. Idealnym przykładem tego był recepcjonista, którego chłopak poznał zaledwie kilka godzin temu. Arogancki w stosunku do słabszych, ale zapewne uległy w stosunku do tych z wyższą pozycją i mocą. Niestety, ale wielu Saiyan było takich. I jeśli się nic nie zmieni, za kilkadziesiąt lat może się to skończyć źle w stosunku do ich rasy.
Szmaragdowooki skończył trenować mięśnie klatki piersiowej i rozpoczął drugą część treningu. Postanowił popracować nad swoimi kombinacjami. Gdy obserwował walkę Blade’a zauważył kilka ciekawych ruchów, które chciał teraz wypróbować. Ponadto, po głowie chodziła mu jeszcze jedna myśl. Technika, którą kiedyś pokazał mu ojciec. Niby nie należała do w arsenale Saiyan do grupy śmierci, jednak według elitarnego wojownika była dość przydatna na polu bitwy. „No cóż, więc chyba spróbuję nauczyć się tego Kiaiho. W końcu zawsze to jakaś zagrywka, która może mi pomóc” pomyślał młodzieniec, po czym ustawił się w pozycji.
Occ:
Początek treningu.
Znalazł się już nad parkiem, dzięki czemu mógł obserwować jedno z bardziej zielonych miejsc na Vegecie. Kilka razy już trenował tu z ojcem, a nawet przychodził na spacery z Eve. Po krótkim locie dostrzegł małą polankę, która była idealna dla niego. Wylądował na samym środku, po czym rozejrzał się dookoła. Polana była nie za duża, zaś na obrzeżach była zacieniona przez drzewa. Raziel uśmiechnął się delikatnie po czym zaczął się rozgrzewać. Na początek kilka kółek dookoła polanki, nie było to ciężkie zadanie, więc po kilkudziesięciu razach, nie czuł się nawet zmęczony. Przystanął przy jednym z drzew i zaczął się delikatnie rozciągać. Najpierw plecy, potem mięśnie ramion, a na koniec nogi. Kiedy się wyprostował delikatnie rozgrzał mięśnie szyi. Wolał nie dostać podczas jakiegoś niespodziewanego skrętu skurczu, który czyniłby z niego łatwą ofiarę. Po rozgrzaniu poszczególnych partii, przyszedł czas na ćwiczenia. Najpierw kilkanaście serii brzuszków i pompek. Rany na dłoniach na szczęście się już zaczynały goić, więc nie czuł tego nieznośnego bólu. Kiedy tak podnosił i upadał na dłoniach myślał nad tym ile trening może zmienić. Ćwiczenia to było coś do czego Saiyanie byli przyzwyczajani od narodzenia. Nawet najsłabsze jednostki ćwiczyły, żeby nie wypaść ze swojej formy. Lecz niektórzy często przesadzali z treningami. Według Raziela dobrze było to rozdzielić obie te czynności. Trzeba było być wytrenowanym, ale nie wolno było stać bezrozumną kupą mięśni. Tacy byli najgorsi. Uważali, że brutalna siła to jedyny sposób działania. Idealnym przykładem tego był recepcjonista, którego chłopak poznał zaledwie kilka godzin temu. Arogancki w stosunku do słabszych, ale zapewne uległy w stosunku do tych z wyższą pozycją i mocą. Niestety, ale wielu Saiyan było takich. I jeśli się nic nie zmieni, za kilkadziesiąt lat może się to skończyć źle w stosunku do ich rasy.
Szmaragdowooki skończył trenować mięśnie klatki piersiowej i rozpoczął drugą część treningu. Postanowił popracować nad swoimi kombinacjami. Gdy obserwował walkę Blade’a zauważył kilka ciekawych ruchów, które chciał teraz wypróbować. Ponadto, po głowie chodziła mu jeszcze jedna myśl. Technika, którą kiedyś pokazał mu ojciec. Niby nie należała do w arsenale Saiyan do grupy śmierci, jednak według elitarnego wojownika była dość przydatna na polu bitwy. „No cóż, więc chyba spróbuję nauczyć się tego Kiaiho. W końcu zawsze to jakaś zagrywka, która może mi pomóc” pomyślał młodzieniec, po czym ustawił się w pozycji.
Occ:
Początek treningu.
- GośćGość
Re: Park
Nie Maj 05, 2013 2:46 pm
Blade najpierw złapał lewą rękę prawą dłonią i zaczął rozkręcać nadgarstek, ponieważ nie chciał sobie niczego nadwyrężyć. Kiedy już to zrobił, chciał sobie przypomnieć gestylację rąk, jak je dokładnie ustawić, po to by technika zadziała i wyszła. Czarnowłosy zamknął oczy i zaczął się skupiać na przypomnieniu tego jednego fragmentu, ponieważ już widział kiedyś raz tą technikę, na sali treningowej, wiedział dobrze, że podczas jego ostatniego treningu, coś mocno wybuchło w innym kącie sali, to była właśnie ta technika, przez co aż trener musiał podejść i sprawdzić czy nic poważnego się nie stało.
Kadet wiedział, jak mniej więcej to zrobić, tylko dokładnie się nie przyjrzał, choć starał się skupić na tej niewielkiej drobnostce. Postanowił sobie przypomnieć, używając do tego własnych dłoni, chciał dokładnie odwzorować gest swoich rąk, po to by domyślić się jak to mogło wyglądać. Saiyan powoli zaczynał łączyć w różne sposoby swoje dłonie, lecz nadal nie mógł znaleźć tego fragmentu, jaki byłby odpowiedni do tamtego saiyanina, który użył tej techniki.
Po chwili, wreszcie powoli sobie przypominał ułożenie gestykulacji rąk, które widział na wcześniejszym treningu. zewnętrzną część dłoni ustawił na wewnętrznej prawej dłoni, po czym odchylił się trochę z rękoma do tyłu i zaczął sobie przypominać nazwę ataku, która była strasznie łatwa do zapamiętania. Czarnowłosy wreszcie, po wytężeniu mózgu, znalazł zagubioną nazwę, a brzmiała ona "Galick Gun".
Blade złapał głęboki oddech, po czym zaczął skupiać swoją całą energię ki, po to by wystrzelić długi fioletowy pocisk. Ziemia pod nim cała zaczęła delikatnie drżeć, odchodziły niewielkie kłęby kurzu od Saiyana, który ładował atak. Po skupieniu energii w dłoniach, wypowiedział słowa:
-Galick Gun ! - kiedy ów słowa padły, wymierzył szybko dłonie obok siebie, lecz niestety nic nie wystrzeliło.
Czarnowłosy był ku wielkiemu zdumieniu, ponieważ nie wiedział dlaczego mogło nie wypalić. Wiedział, że nie mógł się poddać na jednym niewypale, więc miał zamiar ponowić próbę. Ponownie złączył obydwie dłonie, jak poprzednio, odchylił się, zaczął ładować energię w swoim ciele, po czym starał się dać więcej ki, dzięki czemu atak wypali. Złapał kolejnych wdech, kadet wyprostował się, popatrzył się ku kosmosowi, po czym ponownie wypowiedział słowa:
-Galick Gun ! - niestety, znowu była klęska, nie wiadomo co mogło być przyczyną, lecz Saiyan powiedział sobie w myślach, że nie może się poddać.
Wyprostował się na chwilę, po czym spojrzał na swoje otwarte dłonie, był zaciekawiony czemu mu nie wychodzi, nie ma żadnych ran na rękach, więc starał się wygryźć wszystkie sprzeczne punkty i skupić się na tym, który tak bardzo zawadza wystrzelenia pocisku. Czarnowłosy zaśmiał się przez chwilę, bo powiedział sobie w podświadomości, że może jeszcze nie jest pora na nią. Nie miał zamiaru się poddawać, jego cała jama ustna się zacisnęła, po czym ponownie zrobił ten sam identyczny ruch co przedtem, zaczął dawać dużo energii ki, ponieważ miał to gdzieś, czy wybuchnie mu atak w dłoniach czy nie, chciał się nauczyć tak przydatnej techniki.
Popatrzył się ponownie w niebo planety Vegety, wyprostował obydwie dłonie, po czym wykrzyknął słowa:
-GALICK GUN ! - strumień fioletowego pocisku buchnął mu w dłoniach, przez co poleciał do tyłu i zaoral trochę gleby planety. Saiyan będzie miał niezły ślad po tym ataku. Blade wstał, po czym spojrzał na swoje dłonie, miał je tylko delikatnie osmalone, ten wybuch nie był taki sobie.
Zacisnął obydwie dłonie, wpadł w szał tymczasowy, przez co ukląkł na obydwa kolana i walnął jedną ze swoich pięści w ziemie. Saiyan uronił jedną kroplę łzy, czy to oznacza, że ma jakieś uczucia, które w nim drzemią. Ponownie walnął pięścią w glebę planety, po czym starał zahamować swoją agresję, bo mógł kogoś niechcący zranić, wiedział że wokół mógłby się natknąć na jakiś nowych kadetów czy też nawet jakieś dzieci, wreszcie to jest park, lecz kiedy Saiyan tu przybiegł, nie widział nikogo, kto by szwendał się po okolicy.
Wreszcie podniósł się, otarł jedno oko swoją dłonią, po czym chciał spróbować znowu użyć tej techniki. Kadet złapał porządny wdech nosem, a ustami wypuścił powietrze, po czym ustawił się w dziwnej pozycji. Potworzył odchylenie rąk, po czym zaczął skupiać niewielką cząstkę ki w obydwu dłoniach, po to by nie powtórzyła się ponownie sytuacja, jak poprzednio.
Można było zaważyć, że wokół Czarnowłosego, robiły się niewielkie fale dymu, który powstał przez jego ładowanie ki w rękach, co nie było dziwnym przypadkiem, tylko normalnym zjawiskiem podczas używania ki. Wreszcie znowu wykierował dłonie w stronę kosmosu i wykrzyknął słowa:
-GALICK GUN !!! - ten krzyk mógł ktoś usłyszeć, lecz chyba nikogo nie było wokół parku, można było dojrzeć fioletowy błysk, który został wystrzelony hen wysoko w górę. Saiyan nawet nie zauważył, kiedy wokół niego powstała fioletowa aura, lecz nie była ona tak jak na jego posturę działa, było ona wokół ciała, innymi słowy, na jego ciele powstał fioletowy krąg aury, który został użyty razem z ataku.
Po chwili, fioletowa aura zniknęła, jak i wystrzelony pocisk, dzięki czemu, Blade mógł wreszcie opuścić dłonie. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, ponieważ ucieszył się, na widok udanego sukcesu, teraz tylko nie wiedział co ma dalej robić, więc włączył scouter i wysłał wiadomość o treści:
Wyłączył scouter i ustawił go na tryb kodowania, po to by od razu dostać rozszyfrowaną informację od trenera. Kiedy Blade opuścił dłoń, pokierował się w stronę ławki, rozwalił się na niej, ponieważ zarzywał świeżego powietrza i odpoczynku po udanym treningu.
OCC:
Koniec Treningu
Nauka Galick Gun.
Kadet wiedział, jak mniej więcej to zrobić, tylko dokładnie się nie przyjrzał, choć starał się skupić na tej niewielkiej drobnostce. Postanowił sobie przypomnieć, używając do tego własnych dłoni, chciał dokładnie odwzorować gest swoich rąk, po to by domyślić się jak to mogło wyglądać. Saiyan powoli zaczynał łączyć w różne sposoby swoje dłonie, lecz nadal nie mógł znaleźć tego fragmentu, jaki byłby odpowiedni do tamtego saiyanina, który użył tej techniki.
Po chwili, wreszcie powoli sobie przypominał ułożenie gestykulacji rąk, które widział na wcześniejszym treningu. zewnętrzną część dłoni ustawił na wewnętrznej prawej dłoni, po czym odchylił się trochę z rękoma do tyłu i zaczął sobie przypominać nazwę ataku, która była strasznie łatwa do zapamiętania. Czarnowłosy wreszcie, po wytężeniu mózgu, znalazł zagubioną nazwę, a brzmiała ona "Galick Gun".
Blade złapał głęboki oddech, po czym zaczął skupiać swoją całą energię ki, po to by wystrzelić długi fioletowy pocisk. Ziemia pod nim cała zaczęła delikatnie drżeć, odchodziły niewielkie kłęby kurzu od Saiyana, który ładował atak. Po skupieniu energii w dłoniach, wypowiedział słowa:
-Galick Gun ! - kiedy ów słowa padły, wymierzył szybko dłonie obok siebie, lecz niestety nic nie wystrzeliło.
Czarnowłosy był ku wielkiemu zdumieniu, ponieważ nie wiedział dlaczego mogło nie wypalić. Wiedział, że nie mógł się poddać na jednym niewypale, więc miał zamiar ponowić próbę. Ponownie złączył obydwie dłonie, jak poprzednio, odchylił się, zaczął ładować energię w swoim ciele, po czym starał się dać więcej ki, dzięki czemu atak wypali. Złapał kolejnych wdech, kadet wyprostował się, popatrzył się ku kosmosowi, po czym ponownie wypowiedział słowa:
-Galick Gun ! - niestety, znowu była klęska, nie wiadomo co mogło być przyczyną, lecz Saiyan powiedział sobie w myślach, że nie może się poddać.
Wyprostował się na chwilę, po czym spojrzał na swoje otwarte dłonie, był zaciekawiony czemu mu nie wychodzi, nie ma żadnych ran na rękach, więc starał się wygryźć wszystkie sprzeczne punkty i skupić się na tym, który tak bardzo zawadza wystrzelenia pocisku. Czarnowłosy zaśmiał się przez chwilę, bo powiedział sobie w podświadomości, że może jeszcze nie jest pora na nią. Nie miał zamiaru się poddawać, jego cała jama ustna się zacisnęła, po czym ponownie zrobił ten sam identyczny ruch co przedtem, zaczął dawać dużo energii ki, ponieważ miał to gdzieś, czy wybuchnie mu atak w dłoniach czy nie, chciał się nauczyć tak przydatnej techniki.
Popatrzył się ponownie w niebo planety Vegety, wyprostował obydwie dłonie, po czym wykrzyknął słowa:
-GALICK GUN ! - strumień fioletowego pocisku buchnął mu w dłoniach, przez co poleciał do tyłu i zaoral trochę gleby planety. Saiyan będzie miał niezły ślad po tym ataku. Blade wstał, po czym spojrzał na swoje dłonie, miał je tylko delikatnie osmalone, ten wybuch nie był taki sobie.
Zacisnął obydwie dłonie, wpadł w szał tymczasowy, przez co ukląkł na obydwa kolana i walnął jedną ze swoich pięści w ziemie. Saiyan uronił jedną kroplę łzy, czy to oznacza, że ma jakieś uczucia, które w nim drzemią. Ponownie walnął pięścią w glebę planety, po czym starał zahamować swoją agresję, bo mógł kogoś niechcący zranić, wiedział że wokół mógłby się natknąć na jakiś nowych kadetów czy też nawet jakieś dzieci, wreszcie to jest park, lecz kiedy Saiyan tu przybiegł, nie widział nikogo, kto by szwendał się po okolicy.
Wreszcie podniósł się, otarł jedno oko swoją dłonią, po czym chciał spróbować znowu użyć tej techniki. Kadet złapał porządny wdech nosem, a ustami wypuścił powietrze, po czym ustawił się w dziwnej pozycji. Potworzył odchylenie rąk, po czym zaczął skupiać niewielką cząstkę ki w obydwu dłoniach, po to by nie powtórzyła się ponownie sytuacja, jak poprzednio.
Można było zaważyć, że wokół Czarnowłosego, robiły się niewielkie fale dymu, który powstał przez jego ładowanie ki w rękach, co nie było dziwnym przypadkiem, tylko normalnym zjawiskiem podczas używania ki. Wreszcie znowu wykierował dłonie w stronę kosmosu i wykrzyknął słowa:
-GALICK GUN !!! - ten krzyk mógł ktoś usłyszeć, lecz chyba nikogo nie było wokół parku, można było dojrzeć fioletowy błysk, który został wystrzelony hen wysoko w górę. Saiyan nawet nie zauważył, kiedy wokół niego powstała fioletowa aura, lecz nie była ona tak jak na jego posturę działa, było ona wokół ciała, innymi słowy, na jego ciele powstał fioletowy krąg aury, który został użyty razem z ataku.
Po chwili, fioletowa aura zniknęła, jak i wystrzelony pocisk, dzięki czemu, Blade mógł wreszcie opuścić dłonie. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, ponieważ ucieszył się, na widok udanego sukcesu, teraz tylko nie wiedział co ma dalej robić, więc włączył scouter i wysłał wiadomość o treści:
Wiadomość do Trenera z Koszar.
Niestety nie napotkałem się na nic dziwnego, jakie są dalsze rozkazy sir ?
- po wypowiedzeniu całej wiadomości, nacisnął przycisk, dzięki czemu na pewno ta zakodowana wiadomość dotrze do trenera, miał nadzieję, że szybko dostanie odpowiedź. Niestety nie napotkałem się na nic dziwnego, jakie są dalsze rozkazy sir ?
Wyłączył scouter i ustawił go na tryb kodowania, po to by od razu dostać rozszyfrowaną informację od trenera. Kiedy Blade opuścił dłoń, pokierował się w stronę ławki, rozwalił się na niej, ponieważ zarzywał świeżego powietrza i odpoczynku po udanym treningu.
OCC:
Koniec Treningu
Nauka Galick Gun.
Re: Park
Nie Maj 05, 2013 8:16 pm
Dwójka kadetów pieczołowicie doskonaliła swe umiejętności. Wyglądało na to, że jeden z nich właśnie skończył, podczas gdy drugi dopiero się rozgrzewał. Ni stąd, ni zowąd z umieszczonych niedaleko głośników ktoś zaczął nadawać komunikat. Powtarzany był on kilka razy, za każdym razem coraz głośniej, aż w końcu nawet Saiyan'ie spędzający czas w Parku mogli go usłyszeć:
- Wszyscy kadeci mają natychmiast stawić się w Koszarach budynku Akademii! Wszyscy kadeci mają natychmiast stawić się w Koszarach budynku Akademii!....
Kilku ogoniastych spojrzało na siebie ze zdziwieniem, by chwilę potem zerwać się w stronę Mordowni. Komunikat wyglądał na poważny, może wiec warto wziąć przykład z wystraszonych małolatów?
- Wszyscy kadeci mają natychmiast stawić się w Koszarach budynku Akademii! Wszyscy kadeci mają natychmiast stawić się w Koszarach budynku Akademii!....
Kilku ogoniastych spojrzało na siebie ze zdziwieniem, by chwilę potem zerwać się w stronę Mordowni. Komunikat wyglądał na poważny, może wiec warto wziąć przykład z wystraszonych małolatów?
- GośćGość
Re: Park
Nie Maj 05, 2013 11:45 pm
Kiedy saiyanowi udało się opanować nową technikę, która zapewne będzie przydatna. Po wystrzeleniu ostatniej fali, po chwili mógł usłyszeć jakieś niewyraźne dźwięki, które nie wiadomo skąd nadchodziły. Minęła chwila, zanim dźwięk był coraz głośniejszy i można było go zrozumieć, żeby dokładnie wiedzieć o co chodzi, Blade wzniósł się ku górze i dojrzał jedną z syren, która wydała jakiś komunikat, mówiący, że wszyscy mają się zebrać w koszarach, co było dość dziwne.
Czarnowłosy nie miał zamiaru się wahać, rozkaz był rozkazem, od razu ruszył na całej prędkości w stronę koszar, możliwe że to mógłby być jakiś alarm, sam nie wiedziałem. Kiedy tak leciał, rozmyślał czy by nie znaleźć Raziela i nie powiedzieć mu o zaistniałej sytuacji, ale zapewne już udał się na miejsce wezwania, więc Blade nie miał zamiaru się tym przejmować i przyśpieszył swój lot.
Nie wiedział dokładnie o co może chodzić, lecz kadet przeczuwał, że to może dotyczyć tego szpiega, którego tak poszukiwali, ale nie mógł mieć pewności, zapewne to jest jakaś grubsza sprawa, choć Czarnowłosy mógł się też mylić. Kiedy tak leciał, mógł już w oddali dostrzegać wielki gmach Akademii, którego nie można było nie zobaczyć, więc i tam ruszył.
Blade powoli zaczął lądować na placu, a kiedy już to zrobił, od razu ruszył ku koszarom, gdzie wszyscy kadeci mieli się zebrać, miał nadzieję, że nie dzieję się nic niebezpiecznego, choć trochę akcji wreszcie tej planecie się przyda, pomyślał sobie kiedy wbiegł do budynku.
z/t - koszary.
Czarnowłosy nie miał zamiaru się wahać, rozkaz był rozkazem, od razu ruszył na całej prędkości w stronę koszar, możliwe że to mógłby być jakiś alarm, sam nie wiedziałem. Kiedy tak leciał, rozmyślał czy by nie znaleźć Raziela i nie powiedzieć mu o zaistniałej sytuacji, ale zapewne już udał się na miejsce wezwania, więc Blade nie miał zamiaru się tym przejmować i przyśpieszył swój lot.
Nie wiedział dokładnie o co może chodzić, lecz kadet przeczuwał, że to może dotyczyć tego szpiega, którego tak poszukiwali, ale nie mógł mieć pewności, zapewne to jest jakaś grubsza sprawa, choć Czarnowłosy mógł się też mylić. Kiedy tak leciał, mógł już w oddali dostrzegać wielki gmach Akademii, którego nie można było nie zobaczyć, więc i tam ruszył.
Blade powoli zaczął lądować na placu, a kiedy już to zrobił, od razu ruszył ku koszarom, gdzie wszyscy kadeci mieli się zebrać, miał nadzieję, że nie dzieję się nic niebezpiecznego, choć trochę akcji wreszcie tej planecie się przyda, pomyślał sobie kiedy wbiegł do budynku.
z/t - koszary.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Park
Pon Maj 06, 2013 8:45 am
Spokojnie oddychał. Wdech, wydech, wdech, wydech. Koncentracja. W każde ćwiczenie trzeba wkładać maksimum sił. Nieważne czy fizycznych czy psychicznych. Zamknął oczy i zaczął powoli wykonywać ruchy. Prawy prosty, powrót do gardy i następnie powtórka. Zaraz po tym lewy hak i delikatne schylenie się w celu uniknięcia kontry. Kolejny w kolejce jest silne kopnięcie w łydkę, kilka powtórzeń po czy wyprowadzamy kombinacje na korpus. Dwa lewe i dwa prawe proste. Po kombinacji delikatny odskok w razie ataku przeciwnika. Każdy cios ma swój dokładny cel. Jednak treningi różnią się zupełnie od prawdziwego starcia. Nigdy nie można być pewnym tego co zrobi przeciwnik. Dlatego Raziel zawsze obserwował. Nie ważne czy leżał na glebie, czy stał. Patrzył na ruchu oponenta, i próbował dostrzec jego słabe i silne strony. Jeśli przeciwnik miał kontuzję trzeba było to wykorzystać. Jednak nie wolno nigdy lekceważyć oponenta. Nawet tego, który jest słabszy, a nuż zaskoczy czymś.
Ciosy szmaragdowookiego były coraz szybsze, kombinacja unik cios. Po którymś prosty zaczął podnosić się w powietrze. Teraz robił wszystko na pełnej prędkości, w porównaniu ze swoim ojcem i większością wojowników Vegety był wolny, ale to się zmieniało. Nawet ten trening, który odbył z Bladem dawał mu już rezultaty. Czuł, że jest szybszy. Kiedy wreszcie skończył wyprowadzać kombinacje znajdował się już dobre dwadzieścia metrów nad ziemią. Pot płynął mu po czole i plecach jednak kruczowłosy nie skupiał się na nim. Będąc na tej wysokości miał piękny widok na panoramę swej rodzimej planety. Ten widok przypomniał mu kilka wspólnych chwil z Eve, a nawet te, o których myślał, że zapomniał. Miał siedem lat i akuratnie jego ojciec wrócił z kolejnej misji. Wtedy po raz pierwszy poszli całą rodziną do tego parku. Podobno bywał tu jeszcze jako niemowlak z matką lecz tego już nie pamiętał. Szybując i patrząc drzewa, Raziel bezwiednie dotknął naszyjnika, który miał pod uniformem kadeta. Nigdy się z nim nie rozstawał. Była to jego jedyna pamiątka po matce. Zabije każdego, kto ośmieli się mu to zabrać. Zaczął powoli opadać na ziemię. Kiedy jego stopy wreszcie dotknęły gleby planety, miał nowy cel. Musiał w końcu nauczyć się tej techniki. Kilka kroków później już znajdował się przy jednym z drzew. Nie wiedział od czego ma zacząć więc skupił się na swoim celu. Wystawił obie ręce przed siebie.
- Kiaiho! – krzyknął chłopak. Jednak nic się nie wydarzyło. Nawet liście na drzewie się nie poruszyły. Szmaragdowooki spodziewał się tego. Czuł, że nie przyjdzie mu to tak łatwo. Skupił się ponownie. Starał się odnaleźć swoje KI. Zamknął powieki i zaczął skupiać swoją energie. Płynęła wolno, lecz nieprzerwanie, niczym mały strumień. Skupił ją w swoich dłoniach, lecz nie próbował tworzyć pocisku. Energia miała rozejść się dookoła. To było główne założenie. Czyste odczucie uderzenia.
- Kiaiho! – krzyknął ponownie tym razem próbując wyzwolić skupioną wcześniej energię i po raz kolejny ponosząc porażkę. Lecz teraz było trochę inaczej. Delikatny podmuch energii rozszedł się wokół Raziela powodując ruch trawy, liści i co niektórych gałęzi. Widział i czuł, ze zaczyna coś iść po jego myśli, ale to jeszcze było nie to. Skupił teraz wszystkie swoje siły i uczucia. Myśli o matce, o Eve, o Axelu. Chciał wykorzystać każde negatywne uczucie i emocję jaką posiadał. Jak mówił jego ojciec siła wojownika leży w jego sercu tak samo jak w wyszkoleniu i mięśniach. Postanowił spróbować po raz ostatni. Wszystko albo nic.
- Kiaiho!! – krzyknął po raz kolejny, a energia i uczucia kruczowłosego wystrzeliły. Siła odrzutu zaczęła przechylać najbliższe drzewo, zaś kilkanaście gałęzi się nawet oderwało i poszybowało w sobie tylko znanym kierunku.
Chłopak opadł na kolana dysząc ciężko. Był to dla niego dość duży wysiłek, ale był z siebie dumny opanował nową technikę, która mogła mu pomóc. Nie był pewny w stu procentach, czy ma ona pełnię swej mocy, ale już jakiś punkt startowy jest. Po kilku minutach siedzenia na trawie usłyszał wiadomość skierowaną do wszystkich kadetów. „Natychmiastowy powrót kadetów? Hmm, nie wróży to dobrze.” pomyślał chłodno. Postanowił udać się od razu do Akademii, nie szukając Blade’a. W końcu obaj powinni się spotkać w koszarach. Raziel ponownie uniósł się w powietrze i wyruszył w kierunku Akademii.
Occ.
Koniec treningu
z/t – Koszary
Ciosy szmaragdowookiego były coraz szybsze, kombinacja unik cios. Po którymś prosty zaczął podnosić się w powietrze. Teraz robił wszystko na pełnej prędkości, w porównaniu ze swoim ojcem i większością wojowników Vegety był wolny, ale to się zmieniało. Nawet ten trening, który odbył z Bladem dawał mu już rezultaty. Czuł, że jest szybszy. Kiedy wreszcie skończył wyprowadzać kombinacje znajdował się już dobre dwadzieścia metrów nad ziemią. Pot płynął mu po czole i plecach jednak kruczowłosy nie skupiał się na nim. Będąc na tej wysokości miał piękny widok na panoramę swej rodzimej planety. Ten widok przypomniał mu kilka wspólnych chwil z Eve, a nawet te, o których myślał, że zapomniał. Miał siedem lat i akuratnie jego ojciec wrócił z kolejnej misji. Wtedy po raz pierwszy poszli całą rodziną do tego parku. Podobno bywał tu jeszcze jako niemowlak z matką lecz tego już nie pamiętał. Szybując i patrząc drzewa, Raziel bezwiednie dotknął naszyjnika, który miał pod uniformem kadeta. Nigdy się z nim nie rozstawał. Była to jego jedyna pamiątka po matce. Zabije każdego, kto ośmieli się mu to zabrać. Zaczął powoli opadać na ziemię. Kiedy jego stopy wreszcie dotknęły gleby planety, miał nowy cel. Musiał w końcu nauczyć się tej techniki. Kilka kroków później już znajdował się przy jednym z drzew. Nie wiedział od czego ma zacząć więc skupił się na swoim celu. Wystawił obie ręce przed siebie.
- Kiaiho! – krzyknął chłopak. Jednak nic się nie wydarzyło. Nawet liście na drzewie się nie poruszyły. Szmaragdowooki spodziewał się tego. Czuł, że nie przyjdzie mu to tak łatwo. Skupił się ponownie. Starał się odnaleźć swoje KI. Zamknął powieki i zaczął skupiać swoją energie. Płynęła wolno, lecz nieprzerwanie, niczym mały strumień. Skupił ją w swoich dłoniach, lecz nie próbował tworzyć pocisku. Energia miała rozejść się dookoła. To było główne założenie. Czyste odczucie uderzenia.
- Kiaiho! – krzyknął ponownie tym razem próbując wyzwolić skupioną wcześniej energię i po raz kolejny ponosząc porażkę. Lecz teraz było trochę inaczej. Delikatny podmuch energii rozszedł się wokół Raziela powodując ruch trawy, liści i co niektórych gałęzi. Widział i czuł, ze zaczyna coś iść po jego myśli, ale to jeszcze było nie to. Skupił teraz wszystkie swoje siły i uczucia. Myśli o matce, o Eve, o Axelu. Chciał wykorzystać każde negatywne uczucie i emocję jaką posiadał. Jak mówił jego ojciec siła wojownika leży w jego sercu tak samo jak w wyszkoleniu i mięśniach. Postanowił spróbować po raz ostatni. Wszystko albo nic.
- Kiaiho!! – krzyknął po raz kolejny, a energia i uczucia kruczowłosego wystrzeliły. Siła odrzutu zaczęła przechylać najbliższe drzewo, zaś kilkanaście gałęzi się nawet oderwało i poszybowało w sobie tylko znanym kierunku.
Chłopak opadł na kolana dysząc ciężko. Był to dla niego dość duży wysiłek, ale był z siebie dumny opanował nową technikę, która mogła mu pomóc. Nie był pewny w stu procentach, czy ma ona pełnię swej mocy, ale już jakiś punkt startowy jest. Po kilku minutach siedzenia na trawie usłyszał wiadomość skierowaną do wszystkich kadetów. „Natychmiastowy powrót kadetów? Hmm, nie wróży to dobrze.” pomyślał chłodno. Postanowił udać się od razu do Akademii, nie szukając Blade’a. W końcu obaj powinni się spotkać w koszarach. Raziel ponownie uniósł się w powietrze i wyruszył w kierunku Akademii.
Occ.
Koniec treningu
z/t – Koszary
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Park
Wto Wrz 03, 2013 12:24 pm
Lecieli kilka metrów nad ziemią. Haz obrał kierunek na Park - miejsce gdzie uczył się kiedyś latać. Był to jedyny na tej planecie zakątek, który przypominał mu Ziemię. Tylko tam można było usiąść sobie na zielonej trawce i zrelaksować się po ciężkim treningu. Droga nie była długa, nawet przy wolnym locie za pięć minut się tam znajdą. Świerze powietrze działało kojąco, również na złotowłosego. Pomimo iż przyzwyczaił się do bliskości przedstawicielki płci pięknej, cały czas czuł falę gorąca rozchodzącą się po całym ciele. Lekki zefirek skutecznie przeciwdziałał temu odczuciu. Spojrzał na Vulfilę. Miał wrażenie, że za chwilę odpłynie. Przyśpieszył nieco, mając nadzieje, że chłodne powietrze coś zdziała. W końcu dolecieli na miejsce. Hazard wylądował przy fontannie. Czym prędzej podbiegł bliżej drzew i odstawił koleżankę w cieniu jednego z nich. Następnie wyprostował się i rozejrzał. Z początku wydawało mu się, że są sami, lecz po chwili dostrzegł kilkoro Saiyan wałęsających się po alejkach, czy siedzących na ławkach. Odwrócił się z powrotem w stronę kadetki i spytał cicho:
- I jak, już Ci lepiej?
- I jak, już Ci lepiej?
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Park
Wto Wrz 03, 2013 1:11 pm
Umysł Vulfili sprzeciwiał się wzięciu na ręce. Jej duma nie dopuszczała faktu, że nawet nie drasnęła przeciwnika, a uderzenia, nawet trafione, nie sprawiły mu ani krzty bólu. Gdyby... gdyby tylko mogła się pozbierać i jeszcze kontynuować walkę. Ciało niestety odmówiło posłuszeństwa, przez co Hazard bezproblemowo wziął ją na swoje ręce. Nie pozostawało jej nic innego jak poddać się i oprzeć głowę na jego ramieniu, ręce zapleść wokół jego szyi, a ogonek puścić luźno w dole.
Kiedy Hazard niósł osłabioną saiyankę na rękach, ta widziała, jak pomimo ogólnego zawstydzenia i towarzyszących mu uśmiechów innych wojowników na sali wyprowadził ją na świeże powietrze. Odetchnęła głęboko i od razu poczuła się lepiej. Mdłości ją opuściły, a ból głowy został stłumiony.
Poczuła się wtedy otoczona opieką. Nawet... nawet skojarzyła sobie pewną sytuację, która powróciła do jej pamięci jak przez mgłę. Była wtedy maleńka, miała może sześć lat... Znajdowała się również gdzieś na świeżym powietrzu, a roślinność i zapach dokładnie odpowiadały tym na Vegecie. Coś wtedy zaszło, bo ludzie z ogonami biegali wokoło jakby zaalarmowani. Wtedy na ręce wziął ją jakiś mężczyzna. Halfka nie mogła przypomnieć sobie jego twarzy, ale kiedy była jeszcze brzdącem ufała mu z pewnością, ponieważ wyciągnęła do niego zapłakana ufnie rączki. Wokoło panował gorączkowy nastrój, a saiyan, który nią niósł, był poważny i smutny zarazem. Miał kilka szram w okolicach twarzy i przypięty do munduru medal ze wstążką, który pukała dla zabawy, żeby gibał się na prawo i lewo. Wojownik nie okazywał jej najmniejszych uczuć ani nic nie mówił. Tylko raz na jaki czas głaskał ją po głowie. Czuła się przy nim bezpieczna, jakby miał ochronić ją przed złem tego świata.
Vulfila wyciszyła się w ramionach Hazarda. Nie wiedziała, kim był mężczyzna ze wspomnień. Utraciła część pamięci w czasie hibernacji. Wszystko to wprawiło ją w melancholijny nastrój. Miała ochotę poprosić blondyna, by ją trochę pogłaskał, ale wiedziała, że to by było za dużo i zbyt dziwne, więc tak długo, jak ją niósł, przytulała się do niego, a ogonem lekko oplotła w pasie.
Kiedy wylądowali, niechętnie go puściła i oparła się o jedno z drzew. Popatrzyła na Hazarda, schylającego się nad nią. A gdyby tak poudawać, że źle się czuje? Pewnie wykazałby więcej troski, a to było takie miłe! Ale z drugiej strony jeśli się zorientuje, to może się obrazić.
- Tak, już mi lepiej.- powiedziała, oddychając głęboko. Faktycznie mdłości ustały, a ból głowy zelżał. Zdecydowanie była już na siłach pójść o własnych nogach, gdziekolwiek tylko chciała. - Ale...- zaczęła, zerkając na Hazarda badawczo, rejestrując jego reakcje. Jeśli sprawiałby wrażenie, że domyślił się kłamstewka, będzie próbowała zatuszować akcję. Wyciągnęła do niego dłoń.- Tylko... nadwyrężyłam sobie chyba rękę.- powiedziała niewinnym tonem, sugerując, że powinien na nią spojrzeć, a może nawet wymasować?
Kiedy Hazard niósł osłabioną saiyankę na rękach, ta widziała, jak pomimo ogólnego zawstydzenia i towarzyszących mu uśmiechów innych wojowników na sali wyprowadził ją na świeże powietrze. Odetchnęła głęboko i od razu poczuła się lepiej. Mdłości ją opuściły, a ból głowy został stłumiony.
Poczuła się wtedy otoczona opieką. Nawet... nawet skojarzyła sobie pewną sytuację, która powróciła do jej pamięci jak przez mgłę. Była wtedy maleńka, miała może sześć lat... Znajdowała się również gdzieś na świeżym powietrzu, a roślinność i zapach dokładnie odpowiadały tym na Vegecie. Coś wtedy zaszło, bo ludzie z ogonami biegali wokoło jakby zaalarmowani. Wtedy na ręce wziął ją jakiś mężczyzna. Halfka nie mogła przypomnieć sobie jego twarzy, ale kiedy była jeszcze brzdącem ufała mu z pewnością, ponieważ wyciągnęła do niego zapłakana ufnie rączki. Wokoło panował gorączkowy nastrój, a saiyan, który nią niósł, był poważny i smutny zarazem. Miał kilka szram w okolicach twarzy i przypięty do munduru medal ze wstążką, który pukała dla zabawy, żeby gibał się na prawo i lewo. Wojownik nie okazywał jej najmniejszych uczuć ani nic nie mówił. Tylko raz na jaki czas głaskał ją po głowie. Czuła się przy nim bezpieczna, jakby miał ochronić ją przed złem tego świata.
Vulfila wyciszyła się w ramionach Hazarda. Nie wiedziała, kim był mężczyzna ze wspomnień. Utraciła część pamięci w czasie hibernacji. Wszystko to wprawiło ją w melancholijny nastrój. Miała ochotę poprosić blondyna, by ją trochę pogłaskał, ale wiedziała, że to by było za dużo i zbyt dziwne, więc tak długo, jak ją niósł, przytulała się do niego, a ogonem lekko oplotła w pasie.
Kiedy wylądowali, niechętnie go puściła i oparła się o jedno z drzew. Popatrzyła na Hazarda, schylającego się nad nią. A gdyby tak poudawać, że źle się czuje? Pewnie wykazałby więcej troski, a to było takie miłe! Ale z drugiej strony jeśli się zorientuje, to może się obrazić.
- Tak, już mi lepiej.- powiedziała, oddychając głęboko. Faktycznie mdłości ustały, a ból głowy zelżał. Zdecydowanie była już na siłach pójść o własnych nogach, gdziekolwiek tylko chciała. - Ale...- zaczęła, zerkając na Hazarda badawczo, rejestrując jego reakcje. Jeśli sprawiałby wrażenie, że domyślił się kłamstewka, będzie próbowała zatuszować akcję. Wyciągnęła do niego dłoń.- Tylko... nadwyrężyłam sobie chyba rękę.- powiedziała niewinnym tonem, sugerując, że powinien na nią spojrzeć, a może nawet wymasować?
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Park
Sro Wrz 04, 2013 12:12 am
Vulfila chyba poczuła się lepiej. Taka przynajmniej była jej pierwsza reakcja. Nawet patrząc na nią było widać, że czuje się lepiej, jej twarz nabrała kolorów. Jednak po chwili wspomniała coś o ręce. Wyciągnęła dłoń w jego stronę, sądząc iż jest nadwyrężona. Haz uniósł lekko brwi, lecz przykucnął przed Nią i delikatnie chwycił za nadgarstek. Nie był dobry w tych sprawach. Raz w życiu opatrzył komuś rany, chociaż zapewne zrobił to bardzo nieudolnie. Spojrzał na dziewczynę. Patrzyła na niego niewinnym wzrokiem. Ich twarze znajdowały się teraz na tym samym poziomie, maksymalnie metr od siebie. Wrócił do badania dłoni, gdy poczuł że płoną mu policzki. Obejrzał ją dokładnie ze wszystkich stron obracając lekko, ale tak naprawdę nie wiedział co robi. Kadetka z pewnością liczyła na pomoc od bardziej doświadczonego kolegi, nie mógł jej zawieść. Odchrząknął i obwieścił diagnozę:
- Eee no więc... tak, to całkiem możliwe, pewnie nadwyrężyłaś ją podczas Naszego treningu. Pewnie eee - zrobił krótką pauzę, lecz po chwili wpadł na coś, wiec kontynuował - pewnie nie przeprowadziłaś rozgrzewki, tak. To bardzo ważne, bez niej łatwo o tego typu urazy.
W ostatnim zdaniu przemawiał już niczym Doktor karcący początkującego wojownika. Chyba nie było tak źle, poza tym to co mówił było prawdą. Pomimo tego nadal patrzyła na niego wzrokiem zmuszającym do działania. Pomyślał, że po ustaleniu przyczyny kontuzji czas na leczenie.
- Eee w takim razie... najlepiej byłoby ją unieruchomić na jakiś czas, co by mogła w spokoju dojść do siebie, ale... nie mam przy sobie apteczki - zaśmiał się nerwowo, chociaż do śmiechu mu nie było - tak więc musimy sobie jakoś inaczej poradzić. Można na przykład eeee....
Niewiele myśląc, delikatnie chwycił jej rękę w obie dłonie. Musiał uważać, by nie sprawić dziewczynie więcej bólu. Miała bardzo delikatną skórę. Odruchowo przesunął palcami po wierzchu jej dłoni. Dopiero po chwili uzmysłowił sobie, że ten gest mógł być odebrany jako dziwny. Lekko przestraszony spojrzał na Nią, jakby chciał się usprawiedliwić. W ostatnim czasie popełnił sporo gaf, jednak zawsze mu się upiekło. Ciekawe czy tak będzie też tym razem.
- Eee no więc... tak, to całkiem możliwe, pewnie nadwyrężyłaś ją podczas Naszego treningu. Pewnie eee - zrobił krótką pauzę, lecz po chwili wpadł na coś, wiec kontynuował - pewnie nie przeprowadziłaś rozgrzewki, tak. To bardzo ważne, bez niej łatwo o tego typu urazy.
W ostatnim zdaniu przemawiał już niczym Doktor karcący początkującego wojownika. Chyba nie było tak źle, poza tym to co mówił było prawdą. Pomimo tego nadal patrzyła na niego wzrokiem zmuszającym do działania. Pomyślał, że po ustaleniu przyczyny kontuzji czas na leczenie.
- Eee w takim razie... najlepiej byłoby ją unieruchomić na jakiś czas, co by mogła w spokoju dojść do siebie, ale... nie mam przy sobie apteczki - zaśmiał się nerwowo, chociaż do śmiechu mu nie było - tak więc musimy sobie jakoś inaczej poradzić. Można na przykład eeee....
Niewiele myśląc, delikatnie chwycił jej rękę w obie dłonie. Musiał uważać, by nie sprawić dziewczynie więcej bólu. Miała bardzo delikatną skórę. Odruchowo przesunął palcami po wierzchu jej dłoni. Dopiero po chwili uzmysłowił sobie, że ten gest mógł być odebrany jako dziwny. Lekko przestraszony spojrzał na Nią, jakby chciał się usprawiedliwić. W ostatnim czasie popełnił sporo gaf, jednak zawsze mu się upiekło. Ciekawe czy tak będzie też tym razem.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Park
Sro Wrz 04, 2013 10:10 am
Kiedy Hazard wziął jej dłoń w swoje ręce, zrobiło jej się nad wyraz przyjemnie. Pozwoliła mu bez przeszkód obejrzeć ją z każdej strony. Przez długi czas nie odzywała się, spozierając na niego tylko raz na jakiś czas czarnymi oczami, skrytymi za kotarą gęstych rzęs. Gdy chłopak postawił diagnozę, uśmiechnęła się szeroko od ucha do ucha jak wtedy, w jadalni, licząc na pocałunek w dłoń na powitanie. A unieruchomienie nadwyrężonego miejsca własnymi rękami już nawet delikatnie rozbawiło Halfkę, tym bardziej, że jej niewinne kłamstewko miało tak pozytywny skutek, ale nie chciała spłoszyć lub zawstydzić kolegi, więc zrobiła znów poważną minę. Saiyan kłamał jak z nut, nie mając najwidoczniej zielonego pojęcia o tym, co robić i jak badać kogoś z urazami. Mimo tego było to przecież bardzo sympatyczne z jego strony. A i w pewnym stopniu intymny dotyk jego palców sprawiał, że dziewczyna zaczęła mu ulegać.
- Tss...- stęknęła, udając, że coś ją zabolało, a przy tym znów spojrzała bezradnie na Hazarda- Jesteś dla mnie za dobry.- powiedziała szczerze. Od samego początku Hazard objął nad nią opiekę. Udzielił jej możliwości kąpieli w swoim pokoju, zaserwował posiłek, trenował z nią a teraz zadbał o jej zdrowie. Czego chcieć więcej? I jak tu nie odczuć bliskości?
- Ty też nie odbyłeś rozgrzewki.- szepnęła, patrząc na jego umięśnione ciało, rysujące się wyraźnie poza ubiorem nashi. Bardzo wątpliwe, by od takiej zabawy w koci łapci, jaką dla niego był trening z kadetką, mógł zrobić sobie krzywdę, ale z drugiej strony Vulfila też nie chciała być jedynie bierną odbiorczynią wszelkiej uprzejmości. Podsunęła się nieco bliżej tak, że przestrzeń ich dzieląca znacznie się zawęziła. Niemalże czuła jego oddech na swej twarzy. Po tym położyła drugą rękę na jego wyrzeźbionym ramieniu.- Może przydałby ci się masaż?- zapytała znów niewinnie, chcąc jedynie okazać mu trochę sympatii.
Później rozejrzała się wokoło. Nie znała tego miejsca, ale widziała, że wylatują poza obszar akademii.
- Czy nam wolno tu przebywać?- zapytała w obawie, że zaraz przyjdzie koszarowy lub kto gorszy i zagoni ich ponownie na salę treningową.
- Tss...- stęknęła, udając, że coś ją zabolało, a przy tym znów spojrzała bezradnie na Hazarda- Jesteś dla mnie za dobry.- powiedziała szczerze. Od samego początku Hazard objął nad nią opiekę. Udzielił jej możliwości kąpieli w swoim pokoju, zaserwował posiłek, trenował z nią a teraz zadbał o jej zdrowie. Czego chcieć więcej? I jak tu nie odczuć bliskości?
- Ty też nie odbyłeś rozgrzewki.- szepnęła, patrząc na jego umięśnione ciało, rysujące się wyraźnie poza ubiorem nashi. Bardzo wątpliwe, by od takiej zabawy w koci łapci, jaką dla niego był trening z kadetką, mógł zrobić sobie krzywdę, ale z drugiej strony Vulfila też nie chciała być jedynie bierną odbiorczynią wszelkiej uprzejmości. Podsunęła się nieco bliżej tak, że przestrzeń ich dzieląca znacznie się zawęziła. Niemalże czuła jego oddech na swej twarzy. Po tym położyła drugą rękę na jego wyrzeźbionym ramieniu.- Może przydałby ci się masaż?- zapytała znów niewinnie, chcąc jedynie okazać mu trochę sympatii.
Później rozejrzała się wokoło. Nie znała tego miejsca, ale widziała, że wylatują poza obszar akademii.
- Czy nam wolno tu przebywać?- zapytała w obawie, że zaraz przyjdzie koszarowy lub kto gorszy i zagoni ich ponownie na salę treningową.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Park
Sro Wrz 04, 2013 1:53 pm
Nastała niezręczna cicha. Patrzyli sobie w oczy. Haz przełknął głośno ślinę. Nadal trzymał jej dłoń w swoich, czując jej delikatną i miękką powierzchnie. Nie to co jego, twarde i pościerane. Nie wiedział co zrobić. Z opresji uratowała go Vulfila. Syknęła z bólu. Nie wiedząc czemu złotowłosy nie zwolnił uścisku, a nawet nieco go wzmocnił. Po chwili dziewczyna wypowiedziała słowa, które spowodowały, iż niemal czuł parę wydobywającą się z czubka jego głowy. Jeśli wcześniej było mu gorąca, to teraz jego ciało wrzało. Był dla niej dobry? Jeszcze nigdy nie usłyszał czegoś takiego od przedstawicielki płci przeciwnej. Co to oznacza? Dziękuję mu za wszystko co do tej pory dla niej zrobił? A może to ma jakiś większy sens....
Kadetka upomniała go, iż on również nie odbył rozgrzewki. Fakt, pouczał ją, a sam o tym zapomniał. Nie wiedział co powiedzieć, wiec zwyczajnie zamilkł. Widział jak wodzi wzrokiem po jego ciele. To spowodowało, że poczuł lekki dyskomfort. Po chwili przysunęła się do niego. Poczuł przyjemny, słodki zapach. Mimowolnie zrobił głęboki wdech upajając się tym aromatem. Spojrzał na Vulfilę. Na jej czarne oczy schowane za gęstymi rzęsami. Patrzył w nie jak zahipnotyzowany. Podobało mu się to co widzi.... Poczuł jej dotyk na ramieniu. Wzdrygnął się lekko, lecz nie dał po sobie poznać, że w jakikolwiek sposób mu to przeszkadza. Przeciwnie, teraz bliskość dziewczyny odprężała go, powodowała rozluźnienie. Zupełnie inaczej niż przed chwilą. Chyba po przekroczeniu pewnej granicy zmienił swe nastawienie. Kadetka spytała o masaż. W zasadzie nie było mu to niezbędne, ale był ciekaw jak dalej potoczy się sytuacja. Uśmiechnął się lekko i wyszeptał:
- To miłe. Chyba mam troszkę spięte ramiona.
Po kolejnym pytaniu on również rozejrzał się dookoła. Jeszcze parę minut temu widział tu parę osób, teraz zostali tylko oni. Spojrzał ponownie na Vulfilę i rzekł:
- Nie martw się, mamy prawo tu przebywać. Jesteśmy po wyczerpującym treningu, należy Nam się odpoczynek.
Ciekawe co teraz. Nic więcej nie mówił, po prostu patrzył w te piękne oczy i uśmiechał się lekko, pozwalając na dalszy rozwój wypadków.
Kadetka upomniała go, iż on również nie odbył rozgrzewki. Fakt, pouczał ją, a sam o tym zapomniał. Nie wiedział co powiedzieć, wiec zwyczajnie zamilkł. Widział jak wodzi wzrokiem po jego ciele. To spowodowało, że poczuł lekki dyskomfort. Po chwili przysunęła się do niego. Poczuł przyjemny, słodki zapach. Mimowolnie zrobił głęboki wdech upajając się tym aromatem. Spojrzał na Vulfilę. Na jej czarne oczy schowane za gęstymi rzęsami. Patrzył w nie jak zahipnotyzowany. Podobało mu się to co widzi.... Poczuł jej dotyk na ramieniu. Wzdrygnął się lekko, lecz nie dał po sobie poznać, że w jakikolwiek sposób mu to przeszkadza. Przeciwnie, teraz bliskość dziewczyny odprężała go, powodowała rozluźnienie. Zupełnie inaczej niż przed chwilą. Chyba po przekroczeniu pewnej granicy zmienił swe nastawienie. Kadetka spytała o masaż. W zasadzie nie było mu to niezbędne, ale był ciekaw jak dalej potoczy się sytuacja. Uśmiechnął się lekko i wyszeptał:
- To miłe. Chyba mam troszkę spięte ramiona.
Po kolejnym pytaniu on również rozejrzał się dookoła. Jeszcze parę minut temu widział tu parę osób, teraz zostali tylko oni. Spojrzał ponownie na Vulfilę i rzekł:
- Nie martw się, mamy prawo tu przebywać. Jesteśmy po wyczerpującym treningu, należy Nam się odpoczynek.
Ciekawe co teraz. Nic więcej nie mówił, po prostu patrzył w te piękne oczy i uśmiechał się lekko, pozwalając na dalszy rozwój wypadków.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Park
Sro Wrz 04, 2013 3:35 pm
Nastała dość krępująca cisza. Vulfila patrzyła w oczy Hazarda jak zaczarowana. Były głęboko żółte, ale jaśniejsze niż rozczochrane włosy. Niby należał już do klasy wyżej, niby miał znacznie więcej siły od niej, niby był przecież saiyanem, a jednak skąd u niego aż tyle delikatności i uprzejmości. Gdy tak patrzyła na niego, przechodziła ją fala dreszczy. Czuła się, jakby ujarzmiła dzikie zwierzę, które gładziło teraz jej dłoń, samo czując się z każdą minutą coraz pewniej. Tak, czuła dotyk jego palców, choć może wydawało mu się, że nie jest to dostrzegalne ani wyczuwalne. Zastanawiała się natomiast, jak wygląda w normalnej postaci, bo przecież sam wspominał, że jest w przemianie. Czy w ogóle poznałaby go w tłumie, gdyby spotkała go przypadkiem w naturalnym wyglądzie?
Zauważyła, że wzdrygnął się po raz kolejny. Pewnie i ona wzdrygnęłaby się, gdyby podobnie wkroczył w jej sferę osobistą. W końcu dziewczyna przerwała to paraliżujące spojrzenie, opuszczając oczy niżej. Było miło, nawet w sposób całkiem obcy dziewczynie. Nigdy wcześniej nie czuła się tak, jak teraz i to spowodowało niepewność z jej strony. Wiele, bardzo wiele zdarzyło się tego dnia, a Hazarda poznała zaledwie parę godzin temu. Miała mały mętlik w głowie. A teraz także wrażenie, jakby jakiś magnez pchał ją w jego stronę. Zerknęła na niego jeszcze jeden raz. Uśmiechnął się. I ona się uśmiechnęła.
- Dzięki, z moją ręką już znacznie lepiej.- powiedziała, delikatnie wysuwając ją z dłoni chłopaka. Choć gdyby miała iść za głosem instynktu, pewnie nic by jej do tego nie zmusiło. - Usiądź wygodnie.- powiedziała, zachodząc go od tyłu. - Rozluźnij ogonek.- dodała, uśmiechając się do siebie ukradkiem. Wciąż miała ochotę go macnąć, ale w tym momencie nie pozwalało jej na to lekkie skrępowanie. Popatrzyła na jego plecy. Miał na sobie pancerz nashi, który na ramionach spinały sprzączki. - Najlepiej by było, gdybyś to zdjął.- zawyrokowała, choć po chwili zaczerwieniła się, bo zorientowała się, jak to mogło zabrzmieć.- To znaczy! Tylko do pasa. Ramiona muszą być odsłonięte. - Nie mogła wykonać masażu, kiedy miał to na sobie, więc poczekała, aż chłopak zdecyduje, co z tym zrobić.
- O patrz! Jakie fajne!- wskazała palcem na jakiegoś kolorowego owada, unoszącego się sunącym ruchem nad trawnikiem. Przypominał ziemskie motyle, ale miał podłużne skrzydła i ciągnący się za nim welon.
Vulfila niewiele myśląc położyła się na brzuchu zaraz obok znaleziska i opierając głowę na rękach przyglądała się zwierzęciu. Przy okazji wierciła ogonkiem spiralki to w jedną to w drugą stronę, a jedną nogę uniosła do góry.
- Wspominałeś, że byłeś kiedyś na Ziemi.- zaczęła, żeby nie powodować kolejnego okresu ciszy. - Co tam robiłeś?- spytała, nie odrywając oczu od motylka.
Zauważyła, że wzdrygnął się po raz kolejny. Pewnie i ona wzdrygnęłaby się, gdyby podobnie wkroczył w jej sferę osobistą. W końcu dziewczyna przerwała to paraliżujące spojrzenie, opuszczając oczy niżej. Było miło, nawet w sposób całkiem obcy dziewczynie. Nigdy wcześniej nie czuła się tak, jak teraz i to spowodowało niepewność z jej strony. Wiele, bardzo wiele zdarzyło się tego dnia, a Hazarda poznała zaledwie parę godzin temu. Miała mały mętlik w głowie. A teraz także wrażenie, jakby jakiś magnez pchał ją w jego stronę. Zerknęła na niego jeszcze jeden raz. Uśmiechnął się. I ona się uśmiechnęła.
- Dzięki, z moją ręką już znacznie lepiej.- powiedziała, delikatnie wysuwając ją z dłoni chłopaka. Choć gdyby miała iść za głosem instynktu, pewnie nic by jej do tego nie zmusiło. - Usiądź wygodnie.- powiedziała, zachodząc go od tyłu. - Rozluźnij ogonek.- dodała, uśmiechając się do siebie ukradkiem. Wciąż miała ochotę go macnąć, ale w tym momencie nie pozwalało jej na to lekkie skrępowanie. Popatrzyła na jego plecy. Miał na sobie pancerz nashi, który na ramionach spinały sprzączki. - Najlepiej by było, gdybyś to zdjął.- zawyrokowała, choć po chwili zaczerwieniła się, bo zorientowała się, jak to mogło zabrzmieć.- To znaczy! Tylko do pasa. Ramiona muszą być odsłonięte. - Nie mogła wykonać masażu, kiedy miał to na sobie, więc poczekała, aż chłopak zdecyduje, co z tym zrobić.
- O patrz! Jakie fajne!- wskazała palcem na jakiegoś kolorowego owada, unoszącego się sunącym ruchem nad trawnikiem. Przypominał ziemskie motyle, ale miał podłużne skrzydła i ciągnący się za nim welon.
Vulfila niewiele myśląc położyła się na brzuchu zaraz obok znaleziska i opierając głowę na rękach przyglądała się zwierzęciu. Przy okazji wierciła ogonkiem spiralki to w jedną to w drugą stronę, a jedną nogę uniosła do góry.
- Wspominałeś, że byłeś kiedyś na Ziemi.- zaczęła, żeby nie powodować kolejnego okresu ciszy. - Co tam robiłeś?- spytała, nie odrywając oczu od motylka.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Park
Sro Wrz 04, 2013 11:34 pm
Cała ta sytuacja z urazem Vulfili nie trzymała się kupy. Dziewczyna zwyczajnie wyciągnęła dłoń z jego uścisku informując, iż czuje się lepiej. Przez głowę przeszła mu myśl, że to była zwykła maskarada. Tylko w jakim celu? Haz uśmiechnął się lekko pod nosem. Nie miał miał jej tego za złe, prawdopodobnie gdyby nie to małe kłamstewko, ostatnie minuty wyglądałyby zupełnie inaczej. A tego by nie chciał.
Kadetka wstała i stanęła za złotowłosym. Tak jak nakazała, usiadł wygodnie, po turecku, kładąc ręce na kolanach. Na wzmiankę o pancerzu nie mógł się powstrzymać i roześmiał się na głos. To faktycznie zabrzmiało dwuznacznie. W normalnej sytuacji i on zaczerwieniłby się na twarzy, lecz teraz w jej towarzystwie było zupełnie inaczej.
- W porządku, wiem o co Ci chodziło - rzekł, nadal chichocząc pod nosem.
Wyjął ręce, po czym zdjął całość przez szyję. Odłożył na bok, zamknął oczy i czekał. Wystarczył jednak moment by dziewczyna zainteresowała się czym innym. Zawiedziony rzucił okiem na owada. Przypominał mu innego, spotkanego na Ziemi. Vulfila położyła się na brzuchu i oczarowana wpatrywała się w znalezisko. Przypomniała mu jego rówieśniczki, które w podobny sposób reagowały w dzieciństwie na spotkane zwierzątka. To było całkiem słodkie. Nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
- A tak, byłem tam - odrzekł na zadane chwilę później pytanie - powierzono mi misje odnalezienia porwanego kadeta. Niestety nie udało mi się to, lecz z tego co mi wiadomo żyje i nadal tam jest.
Chodziło rzecz jasna o Kuro. Poczuł lekkie ukłucie w sercu. Przecież postanowił sobie, że jak najszybciej wróci na Błękitną Planetę i odnajdzie kuzyna. A co robi? Siedzi w parku i relaksuje się z nową poznaną koleżanką. A jego krewny może teraz znajdować się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.... Czym prędzej odgonił od siebie te złe myśli. A co do obecnych wydarzeń. Wrócił z długiej i wyczerpującej misji, odbył pracowitą sesję treningową, powstrzymał rozwścieczonego kadeta przed rozwaleniem stołówki. Chyba należy mu się chwila relaksu. Tym bardziej, że w planach jest kolejna misja, dużo trudniejsza niż poprzednia. Tak więc bez poczucia winy oddawał się kolejnym przyjemnościom w miłym towarzystwie.
Kadetka wstała i stanęła za złotowłosym. Tak jak nakazała, usiadł wygodnie, po turecku, kładąc ręce na kolanach. Na wzmiankę o pancerzu nie mógł się powstrzymać i roześmiał się na głos. To faktycznie zabrzmiało dwuznacznie. W normalnej sytuacji i on zaczerwieniłby się na twarzy, lecz teraz w jej towarzystwie było zupełnie inaczej.
- W porządku, wiem o co Ci chodziło - rzekł, nadal chichocząc pod nosem.
Wyjął ręce, po czym zdjął całość przez szyję. Odłożył na bok, zamknął oczy i czekał. Wystarczył jednak moment by dziewczyna zainteresowała się czym innym. Zawiedziony rzucił okiem na owada. Przypominał mu innego, spotkanego na Ziemi. Vulfila położyła się na brzuchu i oczarowana wpatrywała się w znalezisko. Przypomniała mu jego rówieśniczki, które w podobny sposób reagowały w dzieciństwie na spotkane zwierzątka. To było całkiem słodkie. Nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
- A tak, byłem tam - odrzekł na zadane chwilę później pytanie - powierzono mi misje odnalezienia porwanego kadeta. Niestety nie udało mi się to, lecz z tego co mi wiadomo żyje i nadal tam jest.
Chodziło rzecz jasna o Kuro. Poczuł lekkie ukłucie w sercu. Przecież postanowił sobie, że jak najszybciej wróci na Błękitną Planetę i odnajdzie kuzyna. A co robi? Siedzi w parku i relaksuje się z nową poznaną koleżanką. A jego krewny może teraz znajdować się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.... Czym prędzej odgonił od siebie te złe myśli. A co do obecnych wydarzeń. Wrócił z długiej i wyczerpującej misji, odbył pracowitą sesję treningową, powstrzymał rozwścieczonego kadeta przed rozwaleniem stołówki. Chyba należy mu się chwila relaksu. Tym bardziej, że w planach jest kolejna misja, dużo trudniejsza niż poprzednia. Tak więc bez poczucia winy oddawał się kolejnym przyjemnościom w miłym towarzystwie.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Park
Czw Wrz 05, 2013 3:22 pm
Śmiech Hazarda przywołał uśmiech na twarzy Vulfili. Od dawna już nie miała tak miłego popołudnia. Nie zamartwiała się o siebie, o ojca, o nic w zasadzie i cieszyło ją, że ktoś dobrze się bawi w jej towarzystwie.
- Porwanego kadeta?- zaciekawiona odwróciła głowę w stronę Hazarda, wciąż leżąc na brzuchu.- Kto go porwał?- wieści saiyana trochę ją zaniepokoiły. Kto wie, co to był za kadet i po co wyruszył na Ziemię. Może tam trwała już wojna, a kadeta wzięto na zakładnika? Halfka pokręciła głową, chcąc odgonić od siebie te złowieszcze myśli.
Vulfila zebrała się z trawnika. Przecież miała zrobić masaż, a zajęła się owadzikiem. Zaszła znów Hazarda od tyłu i przyklęknęła blisko, ale nie za blisko, żeby jego ogon nie przeszkadzał w czynnościach.
- Też chętnie wróciłabym na Ziemię...- otworzyła się nieco przed Hazardem, bo wszystko wskazywało na to, że można mu ufać. - Ostatnich parę lat tam spędziłam.
Halfka powoli i delikatnie rozpoczęła masaż. Najpierw powiodła dłońmi lekko uciskając płynnym ruchem przez kark, na ramiona, aż po ręce. Powtórzyła tę czynność kilkakrotnie, wyczuwając, gdzie znajduje się źródło napięcia. Następnie drobnymi okrężnymi ruchami masowała kark, schodząc niżej do barków. Kiedy poczuła rozluźnienie w tej partii, ściskała w dłoniach ramiona, oczekując podobnego efektu.
- Podoba ci się?- zapytała szepcząco, pochylając głowę do ucha chłopaka.
Masowanie dobrze zbudowanego i ładnie wyrzeźbionego ciała rówieśnika sprawiło, że Halfkę przeszedł dreszcz emocji. Vulfila była jeszcze dość naiwną i nie do końca uświadomioną w kwestiach damsko męskich dziewczyną. Jednak jednego była pewna. Jej umysł i ciało buzowały i aż się zawstydziła nie wiedząc czemu. W każdym razie nie mogła na to nic poradzić, że blondyn przyprawiał ją o zawrót głowy ani na to, co się z nią działo.
- Chyba... - zaczęła, puszczając ręce i chowając zaczerwienioną twarz w dłoniach, żeby Hazard nie zauważył, co się z nią działo. - Chyba muszę się iść wykąpać.- powiedziała, opuszczając wzrok.- Ale... wiesz... wspólna łazienka... ponoć tam niebezpiecznie.
- Porwanego kadeta?- zaciekawiona odwróciła głowę w stronę Hazarda, wciąż leżąc na brzuchu.- Kto go porwał?- wieści saiyana trochę ją zaniepokoiły. Kto wie, co to był za kadet i po co wyruszył na Ziemię. Może tam trwała już wojna, a kadeta wzięto na zakładnika? Halfka pokręciła głową, chcąc odgonić od siebie te złowieszcze myśli.
Vulfila zebrała się z trawnika. Przecież miała zrobić masaż, a zajęła się owadzikiem. Zaszła znów Hazarda od tyłu i przyklęknęła blisko, ale nie za blisko, żeby jego ogon nie przeszkadzał w czynnościach.
- Też chętnie wróciłabym na Ziemię...- otworzyła się nieco przed Hazardem, bo wszystko wskazywało na to, że można mu ufać. - Ostatnich parę lat tam spędziłam.
Halfka powoli i delikatnie rozpoczęła masaż. Najpierw powiodła dłońmi lekko uciskając płynnym ruchem przez kark, na ramiona, aż po ręce. Powtórzyła tę czynność kilkakrotnie, wyczuwając, gdzie znajduje się źródło napięcia. Następnie drobnymi okrężnymi ruchami masowała kark, schodząc niżej do barków. Kiedy poczuła rozluźnienie w tej partii, ściskała w dłoniach ramiona, oczekując podobnego efektu.
- Podoba ci się?- zapytała szepcząco, pochylając głowę do ucha chłopaka.
Masowanie dobrze zbudowanego i ładnie wyrzeźbionego ciała rówieśnika sprawiło, że Halfkę przeszedł dreszcz emocji. Vulfila była jeszcze dość naiwną i nie do końca uświadomioną w kwestiach damsko męskich dziewczyną. Jednak jednego była pewna. Jej umysł i ciało buzowały i aż się zawstydziła nie wiedząc czemu. W każdym razie nie mogła na to nic poradzić, że blondyn przyprawiał ją o zawrót głowy ani na to, co się z nią działo.
- Chyba... - zaczęła, puszczając ręce i chowając zaczerwienioną twarz w dłoniach, żeby Hazard nie zauważył, co się z nią działo. - Chyba muszę się iść wykąpać.- powiedziała, opuszczając wzrok.- Ale... wiesz... wspólna łazienka... ponoć tam niebezpiecznie.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Park
Czw Wrz 05, 2013 11:45 pm
Vulfila bardzo zainteresowała się tematem jego misji. Odwróciła głowę od owada i spojrzała zaciekawiona na Hazard'a. Chyba powiedział nieco za dużo. Mógł użyć innego słowa, "porwany" bardzo negatywnie się kojarzyło. Podrapał się po głowie, rozmyślając nad odpowiedzią. Przypomniał sobie chwilę w Skalnym Lesie. Napad szału Fox'a, reakcja Hikaru. To właśnie srebrnowłosy zabrał Kuro na ziemię, prawdopodobnie w celu treningu. Haz mógł pozazdrościć kuzynowi takiego Mistrza. Na pewno wiele się od niego nauczył.
- Trochę przesadziłem z tym porwaniem - odrzekł po chwili namysłu - to wcale tak nie wyglądało. No ale Ci z góry zinterpretowali to inaczej i musiałem lecieć po chłopaka.
Należało też pamiętać o tym, że obowiązywała go tajemnica. Nie mógł rozpowiadać wszystkim naokoło w jakich misjach brał udział. W kieszeni uniformu spoczywał scouter rejestrujący każde jego słowo. Gdyby coś poszło nie tak, to mogłoby się zakończyć źle zarówno dla niego, jak i dla Vulfili. A do tego nie chciał dopuścić.
Po chwili dziewczyna przeszła do obiecanego masażu. Złotowłosemu zrobiło się nieco głupio, bo tak naprawdę go nie potrzebował. Wyrzuty sumienia minęły jednak w momencie, gdy jej dłonie dotknęły jego ciała. To było naprawdę przyjemne uczucie. Barki, kark, ramiona. Nawet jeśli gdzieś tam mięśnie były napięte, to delikatnie ruchy kadetki skutecznie na to zaradziły. Haz rozsiadł się wygodniej na miękkiej trawie i przymknął powieki. Czego chcieć więcej. Od bardzo dawna nie czuł się tak dobrze.
- O tak, bardzo - odpowiedział na pytanie.
Lecz po chwili to się skończyło. Dziewczyna przestała masować jego ramiona. Hazard obrócił głowę do tyłu. Zaskoczyło go to, co powiedziała. Tak nagle? Czemu, czyżby zrobił coś źle? Zrobiło mu się przykro, bo naprawdę myślał, że w jakiś sposób popsuł wspaniały nastrój.
- W porządku, skoro musisz - odrzekł - a co do łazienki to... możesz przecież skorzystać z mojej, tak jak obiecałem. Wizyta z publicznej to nie najlepszy pomysł.
Jego ostatnie odwiedziny tego przybytku była najlepszym na to dowodem. Co gdyby tamta dziewczyna trafiła na kogoś innego? Przeszły go dreszcze, gdy wyobraził sobie Vulfile znajdującą się na jej miejscu i spotykającą jakiegoś popaprańca.... Mimowolnie zacisnął pięści.
- Wiesz, ja i tak wybieram się do swej kwatery. To jak, przyjmujesz moje zaproszenie? Spokojnie, pod prysznic się nie wybieram.
Wolał od razu nakreślić kadetce sytuację, bo mogła pomyśleć, że jest jakimś zboczeńcem, który chce tylko zaciągnąć ją do swego mieszkanka. Nawet mu to przez myśl nie przeszło! A chciał jej nadal towarzyszyć, gdyż wolał mieć na Nią oko. Swoją drogą ciekawe jak wygląda jego "rezydencja" po tak długiej nieobecności właściciela. Co prawda nie zdążył w niej nabałaganić, ale mogła się tam zebrać spora warstwa kurzu. Miał nadzieję, że w Akademii jest zatrudniony ktoś, kto chociaż raz w tygodniu przegląda i sprząta kwatery Saiyan.
- Trochę przesadziłem z tym porwaniem - odrzekł po chwili namysłu - to wcale tak nie wyglądało. No ale Ci z góry zinterpretowali to inaczej i musiałem lecieć po chłopaka.
Należało też pamiętać o tym, że obowiązywała go tajemnica. Nie mógł rozpowiadać wszystkim naokoło w jakich misjach brał udział. W kieszeni uniformu spoczywał scouter rejestrujący każde jego słowo. Gdyby coś poszło nie tak, to mogłoby się zakończyć źle zarówno dla niego, jak i dla Vulfili. A do tego nie chciał dopuścić.
Po chwili dziewczyna przeszła do obiecanego masażu. Złotowłosemu zrobiło się nieco głupio, bo tak naprawdę go nie potrzebował. Wyrzuty sumienia minęły jednak w momencie, gdy jej dłonie dotknęły jego ciała. To było naprawdę przyjemne uczucie. Barki, kark, ramiona. Nawet jeśli gdzieś tam mięśnie były napięte, to delikatnie ruchy kadetki skutecznie na to zaradziły. Haz rozsiadł się wygodniej na miękkiej trawie i przymknął powieki. Czego chcieć więcej. Od bardzo dawna nie czuł się tak dobrze.
- O tak, bardzo - odpowiedział na pytanie.
Lecz po chwili to się skończyło. Dziewczyna przestała masować jego ramiona. Hazard obrócił głowę do tyłu. Zaskoczyło go to, co powiedziała. Tak nagle? Czemu, czyżby zrobił coś źle? Zrobiło mu się przykro, bo naprawdę myślał, że w jakiś sposób popsuł wspaniały nastrój.
- W porządku, skoro musisz - odrzekł - a co do łazienki to... możesz przecież skorzystać z mojej, tak jak obiecałem. Wizyta z publicznej to nie najlepszy pomysł.
Jego ostatnie odwiedziny tego przybytku była najlepszym na to dowodem. Co gdyby tamta dziewczyna trafiła na kogoś innego? Przeszły go dreszcze, gdy wyobraził sobie Vulfile znajdującą się na jej miejscu i spotykającą jakiegoś popaprańca.... Mimowolnie zacisnął pięści.
- Wiesz, ja i tak wybieram się do swej kwatery. To jak, przyjmujesz moje zaproszenie? Spokojnie, pod prysznic się nie wybieram.
Wolał od razu nakreślić kadetce sytuację, bo mogła pomyśleć, że jest jakimś zboczeńcem, który chce tylko zaciągnąć ją do swego mieszkanka. Nawet mu to przez myśl nie przeszło! A chciał jej nadal towarzyszyć, gdyż wolał mieć na Nią oko. Swoją drogą ciekawe jak wygląda jego "rezydencja" po tak długiej nieobecności właściciela. Co prawda nie zdążył w niej nabałaganić, ale mogła się tam zebrać spora warstwa kurzu. Miał nadzieję, że w Akademii jest zatrudniony ktoś, kto chociaż raz w tygodniu przegląda i sprząta kwatery Saiyan.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Park
Pią Wrz 06, 2013 9:16 am
- Rozumiem.- powiedziała, wstając i otrzepując się z trawy. Stanęła z biodrami wypchniętymi lekko do przodu i rękami na ich bokach.- Skoro nie udało ci się znaleźć kolegi, to pewnie tam jeszcze wrócisz, prawda?- zapytała z lekką nadzieją w głosie. Co prawda towarzystwo Hazarda było dla niej niezwykle przyjemne i nie chciałaby, żeby opuszczał akademii. Najchętniej spędziłaby z nim każdą wolną chwilę i przy nim nie musiałaby obawiać się, że ktoś jej podskoczy. Co więcej, martwiłaby się o niego, choć to chyba dziwne, bo znają się krótko. Jednak wielu saiyan nie wracało z trudnych misji i to mogło przydarzyć się blondynowi. Jednak gdyby wybierał się na Ziemię, być może zechciałby przesłać pocztą list od niej dla ojca. Ten pewnie się martwił, ba! Pewnie w sprawę zamieszał policję, ale ta nic nie znalazła. Nie ma nic gorszego niż podobna niepewność o czyjś los. A tak wiedziałby chociaż, że żyje i daje sobie jakoś radę. Bo też nie było najgorzej póki co. Oby to się nie zmieniło.
Kiedy Hazard potwierdził, że Vulfila może korzystać z jego łazienki, podskoczyła do niego i objęła krótko rękami w podzięce.
- Oh dzięki!- wykrzyknęła, puszczając go i patrząc na niego z lekko opuszczoną głową.- Gdyby nie ty, nie wiem, co bym zrobiła.- wyznała. Obawiała się tylko, że drzwi do kwatery Hazarda zatną się równie szybko co te Altaira. Pozostawało mieć nadzieję, że to nie nastąpi albo nie za szybko.
Vulfila wzniosła się lekko w powietrze, czekając, aż Hazard również ruszy za nią.
- W drogę w takim razie.- uśmiechnęła się, po czym razem udali się do pokoi nashi.
OCC: Do tematu: https://dbng.forumpl.net/t698-kwatera-hazard-a-nashi#8461 x2
Niesamowicie rozbudowany opis tej twojej komnaty ^^
Kiedy Hazard potwierdził, że Vulfila może korzystać z jego łazienki, podskoczyła do niego i objęła krótko rękami w podzięce.
- Oh dzięki!- wykrzyknęła, puszczając go i patrząc na niego z lekko opuszczoną głową.- Gdyby nie ty, nie wiem, co bym zrobiła.- wyznała. Obawiała się tylko, że drzwi do kwatery Hazarda zatną się równie szybko co te Altaira. Pozostawało mieć nadzieję, że to nie nastąpi albo nie za szybko.
Vulfila wzniosła się lekko w powietrze, czekając, aż Hazard również ruszy za nią.
- W drogę w takim razie.- uśmiechnęła się, po czym razem udali się do pokoi nashi.
OCC: Do tematu: https://dbng.forumpl.net/t698-kwatera-hazard-a-nashi#8461 x2
Niesamowicie rozbudowany opis tej twojej komnaty ^^
Re: Park
Czw Sie 31, 2017 12:00 am
Mężczyzna wysłuchał słów nameczanina i zielony miał szczęście, że mówił na odległość. Gdyby, ktoś z żołnierzy Vegety pozwolił sobie na taki komentarz niechybnie zbierałby zęby z podłogi.
- Uczucia są ważne i owszem ale pokazywanie ich przeciwnikowi skończy się tym, że zostaniesz zmiażdżony nim przeciwnik użyje siły. Wystarczy kilak słów abyś rozpadł się sam. Swoją historię piszemy samo codziennie dodając kolejne strony ale jeśli Ty wolisz codziennie pisać: zjadłem śniadania, przerzuciłem kilka paczek, zjadłem obiad, kolację i poszedłem spać to tylko Twoja sporawa.
Co jak co, ale Reda nie należało drażnić ani wyjeżdżać z moralizatorska gadką. Co innego, gdy pojawił się Orion, inna kultura, inna persona, a nie szczeniak który pozjadał rozumy. Aż miło było spotkać takiego wojownika na swojej drodze. Mężczyźni nie potrzebowali słów, aby się zrozumieć. Trener uśmiechnął się i kiwnął potakująco głową, że akceptuje warunki spotkania.
W międzyczasie Red podpisał jeszcze kilka raportów, zrobił sobie mocnej kawy i przyszykował się do wyjścia. Zbroję, pelerynę i rękawice zostawił w biurze, uszanował prośbę starszego wojownika i postanowił nie prowokować. Wychodząc wpadł do kwater Oddziału Specjalnego i zabrał ze sobą kogoś na spacer.
Czerwony uniform rzucał się w oczy wystarczająco mocno z oddali ale jakby tego było mało obok Reda szedł majestatycznie wielki wilk, którego środowiskiem naturalnym są lodowe pustynie planety Iceberg. Zwierzę mierzyło około metr dwadzieścia w kłębie. Kawał fioletowo-białego gęstego futra jeszcze bardziej rzucał się w oczy. Kilkanaście metrów przed Rotą, Trener zdjął swój scouter i schował do kieszeni, natomiast wilk lekko i zwinnie przy truchtał do dziewczyny wciskając swój mokry nos w jej brzuch.
- Nie bój się, nie gryzie jeśli nie da mu się powodu ale potrafi być złośliwy. Dziewczyna, która się nim zwykle opiekuje jest na misji i Falcon czuje się samotny – wyjaśnił.
Red złapał zwierzę za obrożę i odciągnął od Saiyanki, każdy by się przestraszył jak taki wielki basior ładuje mu się na kolana. Wilk obrócił łeb w stronę Saiyana i kichnął na niego z dezaprobatą, po czym wpakował swój ogromny łeb na kolana Roty, a rozumne oczy wpatrywały się w nią odważnie.
- Bardzo lubi drapanie za uszami i pod brodą. Potrafi zrozumieć naszą mowę i jak zauważyłaś ma własne zdanie na każdy temat. Saiyanin uśmiechnął się ciepło. To był dobry pomysł zabrać ze sobą Facona, zwierzęta zawsze przełamują lody, a przy okazji wilk zostanie wytarmoszony i drapany, tak jak lubi. Red pozwolił sobie na chwilę przymknąć oczy i delektować się powiewem lekkiego wiatru i zapachem skoszonej trawy.
- Dawno tu nie byłem. Ale wracając do meritum. Twój opiekun wspominał, że nie chcecie pieniędzy ale propozycja nie pochodziła ode mnie. Cóż, w takim razie po co się tu spotykamy?
- Uczucia są ważne i owszem ale pokazywanie ich przeciwnikowi skończy się tym, że zostaniesz zmiażdżony nim przeciwnik użyje siły. Wystarczy kilak słów abyś rozpadł się sam. Swoją historię piszemy samo codziennie dodając kolejne strony ale jeśli Ty wolisz codziennie pisać: zjadłem śniadania, przerzuciłem kilka paczek, zjadłem obiad, kolację i poszedłem spać to tylko Twoja sporawa.
Co jak co, ale Reda nie należało drażnić ani wyjeżdżać z moralizatorska gadką. Co innego, gdy pojawił się Orion, inna kultura, inna persona, a nie szczeniak który pozjadał rozumy. Aż miło było spotkać takiego wojownika na swojej drodze. Mężczyźni nie potrzebowali słów, aby się zrozumieć. Trener uśmiechnął się i kiwnął potakująco głową, że akceptuje warunki spotkania.
W międzyczasie Red podpisał jeszcze kilka raportów, zrobił sobie mocnej kawy i przyszykował się do wyjścia. Zbroję, pelerynę i rękawice zostawił w biurze, uszanował prośbę starszego wojownika i postanowił nie prowokować. Wychodząc wpadł do kwater Oddziału Specjalnego i zabrał ze sobą kogoś na spacer.
Czerwony uniform rzucał się w oczy wystarczająco mocno z oddali ale jakby tego było mało obok Reda szedł majestatycznie wielki wilk, którego środowiskiem naturalnym są lodowe pustynie planety Iceberg. Zwierzę mierzyło około metr dwadzieścia w kłębie. Kawał fioletowo-białego gęstego futra jeszcze bardziej rzucał się w oczy. Kilkanaście metrów przed Rotą, Trener zdjął swój scouter i schował do kieszeni, natomiast wilk lekko i zwinnie przy truchtał do dziewczyny wciskając swój mokry nos w jej brzuch.
- Spoiler:
- Nie bój się, nie gryzie jeśli nie da mu się powodu ale potrafi być złośliwy. Dziewczyna, która się nim zwykle opiekuje jest na misji i Falcon czuje się samotny – wyjaśnił.
Red złapał zwierzę za obrożę i odciągnął od Saiyanki, każdy by się przestraszył jak taki wielki basior ładuje mu się na kolana. Wilk obrócił łeb w stronę Saiyana i kichnął na niego z dezaprobatą, po czym wpakował swój ogromny łeb na kolana Roty, a rozumne oczy wpatrywały się w nią odważnie.
- Bardzo lubi drapanie za uszami i pod brodą. Potrafi zrozumieć naszą mowę i jak zauważyłaś ma własne zdanie na każdy temat. Saiyanin uśmiechnął się ciepło. To był dobry pomysł zabrać ze sobą Facona, zwierzęta zawsze przełamują lody, a przy okazji wilk zostanie wytarmoszony i drapany, tak jak lubi. Red pozwolił sobie na chwilę przymknąć oczy i delektować się powiewem lekkiego wiatru i zapachem skoszonej trawy.
- Dawno tu nie byłem. Ale wracając do meritum. Twój opiekun wspominał, że nie chcecie pieniędzy ale propozycja nie pochodziła ode mnie. Cóż, w takim razie po co się tu spotykamy?
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach