Sala egzekucyjna
Nie Sie 05, 2012 7:36 pm
To tu są wykonywane wyroki na każdym kto sobie na to zasłużył. Niekiedy nawet Król specjalnie tu przychodzi by dopilnować wykonania kary.
Re: Sala egzekucyjna
Czw Sie 23, 2012 10:37 am
___Stanęli przed potężnymi drzwiami z niezwykle wytrzymałego tworzywa. Jeden ze strażników podszedł do panelu sterowania by je otworzyć. Wpisał kod potrzebny do ich odblokowania. Wtem rozsunęły się dwie części wrót i schowały w pancernej ścianie. Strażnicy chcieli już wejść do środka gdy nagle ich scoutery zaczęły wariować. – Co do…? - skomentował strażnik otwierający drzwi.
___Nastąpiło chwilowe trzęsienie ziemi. Każdy z tam obecnych wpadł w mimowolne zaniepokojenie. I wtem nastąpił potężniejszy wstrząs i głośny wybuch. Wszystkie scoutery jakie znajdowały się w okolicy eksplodowały pod wpływem przeciążenia spowodowanego ogromną mocą Hikaru.
___Strażnicy byli nieco wystraszeni tym co przed chwilo miało miejsce. Jednakże w tym momencie mieli ważniejsze zadanie do wykonania. – Na pewno zajęli się już tym intruzem. Wchodźmy do środka. – Odezwał się strażnik, który wcześniej otwierał potężne wrota.
___Pomieszczenie było zaskakująco duże. Na środku o dziwo nie było niczego. Psuta przestrzeń. Dookoła zaś znajdowały się dwa rzędy balkonów służących jako trybuny. Najwyżej zasiadał Król na specjalnie przygotowanym do tego celu tronie. Rzadko kiedy przychodził oglądać egzekucje. Wyjątkami były oczywiście zdrady kapitanów i elity, do których miał największe zaufanie. Niższa kondygnacja i zarazem najdalej wysunięta w stronę centrum czyli miejsca gdzie zawisał skazany była przeznaczona dla kata. Cała reszta to miejsca dla innych obserwatorów w tym straży, która znajdowała się również na samym dole. Kuro został zaprowadzony na sam środek pomieszczenia. Straże ustawiły się w rzędzie w specjalnie przydzielonym dla nich miejscu. Bransoletki, które skazany miał na rękach zaczęły jakby żyć własnym życiem. Te umieszczone na kostkach scaliły się ze sobą i całkowicie skrępowały ruchy tych kończyn. Ręce zostały rozciągnięte na bok i w ten sposób Kuro zwisał w powietrzu tworząc jakby krzyż swoim ciałem. Sparaliżowany ale nie pozbawiony świadomości czekał aż pojawi się kat.
OOC: Czekasz na razie na kata. Opisz swoje emocje itp.
___Nastąpiło chwilowe trzęsienie ziemi. Każdy z tam obecnych wpadł w mimowolne zaniepokojenie. I wtem nastąpił potężniejszy wstrząs i głośny wybuch. Wszystkie scoutery jakie znajdowały się w okolicy eksplodowały pod wpływem przeciążenia spowodowanego ogromną mocą Hikaru.
W tym samym czasie:
- Potężnej postury jegomość siedział na tronie podpierając ręką głowę. Z lekkim uśmiechem na twarzy patrzył przed siebie. Dookoła stało kilka rzędów straży przybocznej. Sami kapitanowie.
– A więc w końcu przybyłeś po swoją zgubę… - pomyślał i zaśmiał się cicho pod nosem.
- Już czas! – Rzekł donośnym głosem podnosząc swój zacny tyłek z tronu. Machnął peleryną i udał się gdzieś przed siebie.
___Strażnicy byli nieco wystraszeni tym co przed chwilo miało miejsce. Jednakże w tym momencie mieli ważniejsze zadanie do wykonania. – Na pewno zajęli się już tym intruzem. Wchodźmy do środka. – Odezwał się strażnik, który wcześniej otwierał potężne wrota.
___Pomieszczenie było zaskakująco duże. Na środku o dziwo nie było niczego. Psuta przestrzeń. Dookoła zaś znajdowały się dwa rzędy balkonów służących jako trybuny. Najwyżej zasiadał Król na specjalnie przygotowanym do tego celu tronie. Rzadko kiedy przychodził oglądać egzekucje. Wyjątkami były oczywiście zdrady kapitanów i elity, do których miał największe zaufanie. Niższa kondygnacja i zarazem najdalej wysunięta w stronę centrum czyli miejsca gdzie zawisał skazany była przeznaczona dla kata. Cała reszta to miejsca dla innych obserwatorów w tym straży, która znajdowała się również na samym dole. Kuro został zaprowadzony na sam środek pomieszczenia. Straże ustawiły się w rzędzie w specjalnie przydzielonym dla nich miejscu. Bransoletki, które skazany miał na rękach zaczęły jakby żyć własnym życiem. Te umieszczone na kostkach scaliły się ze sobą i całkowicie skrępowały ruchy tych kończyn. Ręce zostały rozciągnięte na bok i w ten sposób Kuro zwisał w powietrzu tworząc jakby krzyż swoim ciałem. Sparaliżowany ale nie pozbawiony świadomości czekał aż pojawi się kat.
OOC: Czekasz na razie na kata. Opisz swoje emocje itp.
Re: Sala egzekucyjna
Sob Sie 25, 2012 12:42 am
Strażnicy skutecznie uciszyli płomienny zapał chłopaka. Przez całą drogę ciągnięty Kuro mógł obserwować tylko zmieniające się wzory na marmurowej posadzce pałacu. Bolała go praktycznie każda część ciała, a ciągnięcie go po ziemi wywoływało jeszcze dodatkowy ból. Nawet tatuaż lisa z płomienną grzywą znajdujący się na lewym ramieniu Kuro mocno poczerwieniał i piekł niemiłosiernie, jakby i on buntował się przeciw losowi młodego kadeta.
Kuro poczuł, jak zatrzymują się na chwilę. Chciał podnieść głowę i zobaczyć co się dzieje ale nie mógł, nadal był sparaliżowany. Usłyszał stukot palców po klawiaturze, a potem głośny szczęk zamka i szuranie drzwi o prowadnice umieszczone zapewne głęboko w ścianach.
Wtem otoczył go dźwięk rozlegający się ze scouterów strażników. To był standardowy odgłos mierzenia mocy przeciwnika. Ze dwie sekundy później zatrzęsła się ziemia, po czym wszystkie scoutery wybuchły jednocześnie. Nim to nastąpiło Kuro poczuł jakby fala olbrzymiej energii przeszła przez jego ciało. Poznał tą specyficzną KI. Niesamowicie ogromna i potężna energia, aż mu dech zaparło i dreszcz przebiegł po plecach. W tym momencie zaciekawiła go postać Nauczyciela, ale chyba mocno za późno na takie rozmyślania. Mimowolnie, nie panując nad sobą wypowiedział imię wojownika:
- Hikaru……..
Teraz już domyślał się, kto będzie jego katem. Nie koncentrował się na tym, co aktualnie działo się ze srebrnowłosym wojownikiem. Poczuł jak zostaje podniesiony nieco wyżej. Kątem oka dostrzegł, że strażnicy wypadli ze swojego szyku. Wpadli w lekką panikę. Gdyby nie był sparaliżowany mógłby skorzystać z okazji i kilkoma Ki-blasterami podpalić wiszące na ścianach arrasy. Dzięki wywołanemu zamieszaniu mógłby dać nogę i zaszyć się w jakimś kącie. Miałby wtedy chwilę na wymyślenie czegoś lepszego. Z rozmyślań wyrwało go ostre szarpniecie i usłyszał głos strażnika:
– Na pewno zajęli się już tym intruzem. Wchodźmy do środka.
Zamknął oczy i skoncentrował się. Odnalazł ponownie Ki Hikaru na placu przed Akademią, a wokół niej całe mnóstwo, setki pomniejszych. Jeszcze nie panował do końca nad tą nową techniką ale miał wrażenie jakby niektóre energie gasły. Czyżby srebrnowłosy ich zabił? Taka moc…….. i z jakiego powodu to ich spotkało? Co tam się dokładnie działo?
Wrócił świadomością do tu i teraz. Wprowadzano go właśnie do kolejnej ogromnej sali, gdzie po bokach, niczym na przedstawieniu znajdowały się trybuny, miejsca obserwacyjne. Wszyscy zatrzymali się na samym środku. Kuro poczuł jak bransolety umieszczone na kostkach złączyły jego nogi, blokując możliwość jakiegokolwiek ruchu. Przy pomocy bransolet jego ręce rozpostarły się w poziomie i poczuł jak unosi się metr nad ziemię naprzeciw jakiegoś podwyższenia. Ciało miał ułożone w kształt krzyża. Nadal nie był w stanie nawet móc ruszyć choćby palcem. W tym momencie poczuł odrazę do przedstawicieli własnej rasy. Żeby posuwać się do takich środków aby zabić jednego słabego dzieciaka. Nawet nie mógł się bronić. Aż dziw bierze, że tak wysoko postawieni wojownicy, którzy zapewne przyjdą obejrzeć egzekucje nie mają lepszych zajęć do roboty. Przestał się dziwić, że są takie luki systemie obronnym i każdy przylatuje tu sobie jak chce. Urządzają sobie widowisko nawet ze śmierci kadeta….. zebrał się w sobie i powiedział:
- A ostatnie życzenie albo posiłek? Obejrzałbym sobie świerszczyka, przynajmniej umierałoby sięlepiej.
Od razu pożałował, że się odezwał. Ostry ból przeszył jego klatkę piersiową. Przy każdym słowie, a nawet głębszym wdechu ból mięśni i popękanych żeber stawał się nie do zniesienia. Żartował ale pod maską głupiej gadki kryła się rozpacz rozdzierająca chłopakowi serce. Szkoda, że nie pozwolono mu nawet zobaczyć się z ojcem. Różnie bywało między dwojgiem braci, ale zawsze cokolwiek by się nie działo byli razem. A teraz był sam, nie lubił być sam. Czekał na śmierć, a nie rozumiał w jaki sposób zawinił. Pozycja, w której znajdowało się jego ciało powodowała dodatkowy ból. Przez napięcie mięśni czuł jakby ścięgna mu się rozrywały. Dodatkowo nasilało się pieczenie z miejsca wypalonego tatuażu. Kuro wisiał ze spuszczona głową zaciskając zęby, tłumiąc w sobie okrzyki bólu. Cienka strużka krwi sączyła się cały czas z kącika ust, a palący żar powoli ogarniał całe jego ciało od wewnątrz.Aby zagłuszyć te przykre doznania przymknął oczy i starał się skoncentrować na Ki Hikaru. Poniekąd był ciekaw, co się stało na dziedzińcu przed Akademią.
OCC: Mały system immunologiczny w prezencie od Foxa, serwujący wrogom poparzenia przy dotknięciu – tylko fabularnie.
Kuro poczuł, jak zatrzymują się na chwilę. Chciał podnieść głowę i zobaczyć co się dzieje ale nie mógł, nadal był sparaliżowany. Usłyszał stukot palców po klawiaturze, a potem głośny szczęk zamka i szuranie drzwi o prowadnice umieszczone zapewne głęboko w ścianach.
Wtem otoczył go dźwięk rozlegający się ze scouterów strażników. To był standardowy odgłos mierzenia mocy przeciwnika. Ze dwie sekundy później zatrzęsła się ziemia, po czym wszystkie scoutery wybuchły jednocześnie. Nim to nastąpiło Kuro poczuł jakby fala olbrzymiej energii przeszła przez jego ciało. Poznał tą specyficzną KI. Niesamowicie ogromna i potężna energia, aż mu dech zaparło i dreszcz przebiegł po plecach. W tym momencie zaciekawiła go postać Nauczyciela, ale chyba mocno za późno na takie rozmyślania. Mimowolnie, nie panując nad sobą wypowiedział imię wojownika:
- Hikaru……..
Teraz już domyślał się, kto będzie jego katem. Nie koncentrował się na tym, co aktualnie działo się ze srebrnowłosym wojownikiem. Poczuł jak zostaje podniesiony nieco wyżej. Kątem oka dostrzegł, że strażnicy wypadli ze swojego szyku. Wpadli w lekką panikę. Gdyby nie był sparaliżowany mógłby skorzystać z okazji i kilkoma Ki-blasterami podpalić wiszące na ścianach arrasy. Dzięki wywołanemu zamieszaniu mógłby dać nogę i zaszyć się w jakimś kącie. Miałby wtedy chwilę na wymyślenie czegoś lepszego. Z rozmyślań wyrwało go ostre szarpniecie i usłyszał głos strażnika:
– Na pewno zajęli się już tym intruzem. Wchodźmy do środka.
Zamknął oczy i skoncentrował się. Odnalazł ponownie Ki Hikaru na placu przed Akademią, a wokół niej całe mnóstwo, setki pomniejszych. Jeszcze nie panował do końca nad tą nową techniką ale miał wrażenie jakby niektóre energie gasły. Czyżby srebrnowłosy ich zabił? Taka moc…….. i z jakiego powodu to ich spotkało? Co tam się dokładnie działo?
Wrócił świadomością do tu i teraz. Wprowadzano go właśnie do kolejnej ogromnej sali, gdzie po bokach, niczym na przedstawieniu znajdowały się trybuny, miejsca obserwacyjne. Wszyscy zatrzymali się na samym środku. Kuro poczuł jak bransolety umieszczone na kostkach złączyły jego nogi, blokując możliwość jakiegokolwiek ruchu. Przy pomocy bransolet jego ręce rozpostarły się w poziomie i poczuł jak unosi się metr nad ziemię naprzeciw jakiegoś podwyższenia. Ciało miał ułożone w kształt krzyża. Nadal nie był w stanie nawet móc ruszyć choćby palcem. W tym momencie poczuł odrazę do przedstawicieli własnej rasy. Żeby posuwać się do takich środków aby zabić jednego słabego dzieciaka. Nawet nie mógł się bronić. Aż dziw bierze, że tak wysoko postawieni wojownicy, którzy zapewne przyjdą obejrzeć egzekucje nie mają lepszych zajęć do roboty. Przestał się dziwić, że są takie luki systemie obronnym i każdy przylatuje tu sobie jak chce. Urządzają sobie widowisko nawet ze śmierci kadeta….. zebrał się w sobie i powiedział:
- A ostatnie życzenie albo posiłek? Obejrzałbym sobie świerszczyka, przynajmniej umierałoby sięlepiej.
Od razu pożałował, że się odezwał. Ostry ból przeszył jego klatkę piersiową. Przy każdym słowie, a nawet głębszym wdechu ból mięśni i popękanych żeber stawał się nie do zniesienia. Żartował ale pod maską głupiej gadki kryła się rozpacz rozdzierająca chłopakowi serce. Szkoda, że nie pozwolono mu nawet zobaczyć się z ojcem. Różnie bywało między dwojgiem braci, ale zawsze cokolwiek by się nie działo byli razem. A teraz był sam, nie lubił być sam. Czekał na śmierć, a nie rozumiał w jaki sposób zawinił. Pozycja, w której znajdowało się jego ciało powodowała dodatkowy ból. Przez napięcie mięśni czuł jakby ścięgna mu się rozrywały. Dodatkowo nasilało się pieczenie z miejsca wypalonego tatuażu. Kuro wisiał ze spuszczona głową zaciskając zęby, tłumiąc w sobie okrzyki bólu. Cienka strużka krwi sączyła się cały czas z kącika ust, a palący żar powoli ogarniał całe jego ciało od wewnątrz.Aby zagłuszyć te przykre doznania przymknął oczy i starał się skoncentrować na Ki Hikaru. Poniekąd był ciekaw, co się stało na dziedzińcu przed Akademią.
OCC: Mały system immunologiczny w prezencie od Foxa, serwujący wrogom poparzenia przy dotknięciu – tylko fabularnie.
Re: Sala egzekucyjna
Pią Sie 31, 2012 7:12 pm
Prawie wszyscy zajęli już swoje miejsca. Nie było zbyt wielkiego tłumu. Większość zapewne wolało uczestniczyć w rozróbie na dziedzińcu niż oglądać egzekucję jakiegoś kadecika. Miała ona charakter bardziej teatralny. Nikt nie przejmował się losem skazańca. Jako, że saiyanie to rasa barbarzyńców to takie spektakle były dla nich jak walki gladiatorów ze zwierzętami dla ludzi w czasie starożytnego Rzymu. Z tą różnicą, że tu skazany nie miał przywileju obrony. Choć bywały różne przypadki. Zależnie od przewinienia nie raz na sali znajdowało się dwóch skazańców. Mieli za zadanie pozabijać się nawzajem. Ten, który wygra miał rzekomo zostać uniewinniony. Rzekomo, ponieważ zazwyczaj i tak został zabity po walce a obserwatorzy mieli w tym dodatkowy ubaw. Życie na Vegecie z pewnością nie należało do przyjemnych. Przeciwników systemu czekała tylko śmierć.
Po chwili zaś pojawił się kapitan dowodzący owym przedstawieniem.
Na trybunach panował gwar. – O… jest już kat… - Za chwile się zacznie… - Ciekawe jakie tym razem przygotował techniki… - rozmawiali ze sobą. W przeciwieństwie do Pomieszczenia Najwyżej Rady, w tym miejscu hałas był jak najbardziej wskazany. Buczenie bądź gwizdanie dawało do zrozumienia katowi, że za mało się stara przy wykańczaniu skazańca.
Na początek założył na siebie stosowne do tego ubranie. Obowiązkowo białe rękawiczki naciągnięte maksymalnie na dłonie. Poruszał palcami by sprawdzić komfort poruszania nimi. Zacisnął pięść aż coś strzeliło mu w kościach. Poruszał także głową by i kark doszedł na właściwe miejsce. Nie zasłaniał niczym twarzy jak to zwykle jest spotykane u katów ziemskich. Jej wyraz był wystarczająco groźny by skazaniec narobił w gacie na sam jego widok.
Gdy zakończył przygotowania odwrócił się w stronę kapitana głównodowodzącego. Ukłonił się z wyrazem szacunku na co ten szybkim gestem dłoni dał mu sygnał do rozpoczęcia przedstawienia. Kat z początku powoli podchodził do krańca platformy przeznaczonej specjalnie dla niego. Znajdował się w odległości około 20m od skazańca tak aby móc swobodnie się poruszać i przy okazji się nie „pobrudzić” chociażby krwią swej ofiary.
Usłyszał jakieś słowa z ust Kuro. Nim zdążył je skończyć dostał blastem prosto w twarz. Możliwe, że stracił dzięki temu kilka zębów. Na widowni na moment zawrzało. – Ścierwa głosu nie mają... – Powiedział kat głosem przepitego żula z naciskiem na „R” połączonego z flegmą (coś jak język arabski xD). Odwrócił się ponownie plecami do skazańca. Nastawiał palce rozmyślając nad kolejną techniką. Nastawił ponownie kark dociskając głowę ręką w bok. Wyprostował ów kończynę i roztworzył dłoń. Na jej wewnętrznej stronie pojawiła się poświata, która z czasem przybrała formę włóczni. Zacisnął pięść mocno chwytając ją na jej środkowej części. Przymierzył się do rzutu. – Sprawię, że na zawsze odechce Ci się uciekać... – po tych słowach rzucił uformowaną Ki w stronę Kuro i tym samym przebił jego udo na wylot.
OCC: Ciąg dalszy po twoim poście; -100HP. Hik nie ingeruj na razie ^^
Po chwili zaś pojawił się kapitan dowodzący owym przedstawieniem.
- kapitan:
- Kat:
Na trybunach panował gwar. – O… jest już kat… - Za chwile się zacznie… - Ciekawe jakie tym razem przygotował techniki… - rozmawiali ze sobą. W przeciwieństwie do Pomieszczenia Najwyżej Rady, w tym miejscu hałas był jak najbardziej wskazany. Buczenie bądź gwizdanie dawało do zrozumienia katowi, że za mało się stara przy wykańczaniu skazańca.
Na początek założył na siebie stosowne do tego ubranie. Obowiązkowo białe rękawiczki naciągnięte maksymalnie na dłonie. Poruszał palcami by sprawdzić komfort poruszania nimi. Zacisnął pięść aż coś strzeliło mu w kościach. Poruszał także głową by i kark doszedł na właściwe miejsce. Nie zasłaniał niczym twarzy jak to zwykle jest spotykane u katów ziemskich. Jej wyraz był wystarczająco groźny by skazaniec narobił w gacie na sam jego widok.
Gdy zakończył przygotowania odwrócił się w stronę kapitana głównodowodzącego. Ukłonił się z wyrazem szacunku na co ten szybkim gestem dłoni dał mu sygnał do rozpoczęcia przedstawienia. Kat z początku powoli podchodził do krańca platformy przeznaczonej specjalnie dla niego. Znajdował się w odległości około 20m od skazańca tak aby móc swobodnie się poruszać i przy okazji się nie „pobrudzić” chociażby krwią swej ofiary.
Usłyszał jakieś słowa z ust Kuro. Nim zdążył je skończyć dostał blastem prosto w twarz. Możliwe, że stracił dzięki temu kilka zębów. Na widowni na moment zawrzało. – Ścierwa głosu nie mają... – Powiedział kat głosem przepitego żula z naciskiem na „R” połączonego z flegmą (coś jak język arabski xD). Odwrócił się ponownie plecami do skazańca. Nastawiał palce rozmyślając nad kolejną techniką. Nastawił ponownie kark dociskając głowę ręką w bok. Wyprostował ów kończynę i roztworzył dłoń. Na jej wewnętrznej stronie pojawiła się poświata, która z czasem przybrała formę włóczni. Zacisnął pięść mocno chwytając ją na jej środkowej części. Przymierzył się do rzutu. – Sprawię, że na zawsze odechce Ci się uciekać... – po tych słowach rzucił uformowaną Ki w stronę Kuro i tym samym przebił jego udo na wylot.
OCC: Ciąg dalszy po twoim poście; -100HP. Hik nie ingeruj na razie ^^
Re: Sala egzekucyjna
Sob Wrz 01, 2012 10:36 pm
Nie wiedział jak długo wisiał w powietrzu, koncentrował się na Ki Hikaru i już wiedział, że wojownik znajduje się w budynku. Próbował przekierować myśli i zastanawiał się, w jakim celu przybył. Nie spodziewał się, żeby po niego. Przecież gardził Saiyanami, a Kuro raczej nie prezentował sobą żadnych wartości, raczej spodziewał się ujrzeć go w roli swojego kata. Jednak ból, jaki odczuwał w całym ciele skutecznie uniemożliwiał skupienie się na jakiejkolwiek myśli. Naokoło wzmagał się gwar. Kuro dostrzegł, jak na sali pojawia się coraz więcej osób szepczących miedzy sobą lub wskazujących na niego palcami. Czuł się jak na jakimś przedstawieniu, którego jest głównym aktorem. Zakończenie będzie dramatyczne i nic już tego nie zmieni. Wrzawa narastała z każdą chwilą i osiągnęła apogeum gdy jakieś 20 metrów przed oczami chłopaka pojawił się srebrnowłosy wojownik. Na sam widok koloru włosów młodego Saiyana dreszcz strachu przebiegł po plecach. Gdyby nie był sparaliżowany to doskonale widać by było jak trzęsie się ze strachu. Dopiero dokładniejsze przyjrzenie się osobnikowi nieco go uspokoiło, to nie był ten srebrnowłosy wojownik. Głośne już rozmowy otaczających go Saiyan dostarczyły mu informacji, kim jest owa postać. Chłopak bacznie przyglądał się ruchom wykonywanym przez kata. Gdy rzucił swoją kąśliwą uwagę osobnik natychmiast zareagował i wystrzelił w jego kierunku Ki blast. Kadet zdążył tylko w ostatniej chwili zamknąć oczy nim pocisk uderzył go w twarz. Nie był w stanie ocenić obrażeń. Czuł jak do ust napływa mu ciepła krew, czuł jak spływa mu po twarzy. Całkowicie olał złośliwą uwagę kata. Szkoda, że znajdował się tak daleko od niego, chętnie naplułby mu na ten kudłaty łeb mieszanką krwi i śliny. Na kolejne słowa kata odważył się otworzyć oczy i ujrzał jak ten trzyma włócznie uformowaną z własnej energii. Kuro trzymał się swojej wersji wydarzeń i wypluwając krew z ust odkrzyknął:
- Nie uciekłem!
Kilka sekund później włócznia wbiła się w jego udo, a krzyk bólu chłopaka rozległ się echem po sali. Gdy minęła pierwsza fala przeszywającego bólu spojrzał w dół, włócznia tkwiła w jego ciele z pewnością przebijając jego udo na wylot. Widział jak spływają po niej cienkie stróżki jego krwi. Dzięki temu, że był sparaliżowany i nie mógł ruszać mięśniami nie powodował dodatkowego bólu i silniejszego upływu krwi. Ale taka sytuacja miała ogromną wadę. To oznaczało tylko, że będzie umierał powoli i w męczarniach. Mimo wszystko wcześniej już postanowił, że do końca nie podda się bez walki. Skoro chcą przedstawienia.... Próbował uśmiechnąć się złośliwie ale na jego twarzy malował się dziwny grymas wykrzywiony bólem.
- Ej Ty krzywa mordo! To wszystko?! Pogrzeb sobie…. tą wykałaczką……w zębach albo……
Miał mu powiedzieć, żeby sobie wsadził tą włócznie głęboko w niewymowne ale nie był w stanie już dokończyć zdania. Przez jego ciało przetoczyła się kolejna fala palącego żaru. Tatuaż lisa z płonącą grzywą przybrał kolor purpurowej czerwieni. Kuro czuł rozchodzący się od niego coraz to silniejszy piekący ból. Zaciskał zęby odchylając głowę do tyłu. Czuł jakby ktoś wpychał mu w żyły i w każdy nerw palące się żywym ogniem pręty. Tak zaufał Foxowi, a teraz czuł jakby ten zabijał go po raz drugi. Może to, co się z nim działo miało mu pomóc, w jakiś niezrozumiały sposób ochronić go ale ciało młodego Saiyana prawdopodobnie nie było gotowe pod względem wytrzymałości na taki prezent. Zaczął krzyczeć jak opętany, że się pali. Jego ciało ściśle spowiła czerwona poświata, z której wyraźnie czuć można było Ki nieżyjącego już lisiego ognistego demona. Dalej stało się coś dziwnego. Włócznia tkwiąca w ciele skazańca rozprysła się niczym szkło na drobne kawałeczki. Kilka czerwonych iskier przebiegło w miejscu kajdan, które nałożono chłopakowi na nadgarstki i kostki, jednak były ona zbyt małe i słabe, by uszkodzić bransolety. Czerwona poświata jak szybko się pojawiła, tak szybko zniknęła ale Kuro krzyczał dalej, że się pali. Chociaż z zewnątrz nie było nic widać, to wewnątrz miał uczucie, że trawi go żywy ogień.
- Nie uciekłem!
Kilka sekund później włócznia wbiła się w jego udo, a krzyk bólu chłopaka rozległ się echem po sali. Gdy minęła pierwsza fala przeszywającego bólu spojrzał w dół, włócznia tkwiła w jego ciele z pewnością przebijając jego udo na wylot. Widział jak spływają po niej cienkie stróżki jego krwi. Dzięki temu, że był sparaliżowany i nie mógł ruszać mięśniami nie powodował dodatkowego bólu i silniejszego upływu krwi. Ale taka sytuacja miała ogromną wadę. To oznaczało tylko, że będzie umierał powoli i w męczarniach. Mimo wszystko wcześniej już postanowił, że do końca nie podda się bez walki. Skoro chcą przedstawienia.... Próbował uśmiechnąć się złośliwie ale na jego twarzy malował się dziwny grymas wykrzywiony bólem.
- Ej Ty krzywa mordo! To wszystko?! Pogrzeb sobie…. tą wykałaczką……w zębach albo……
Miał mu powiedzieć, żeby sobie wsadził tą włócznie głęboko w niewymowne ale nie był w stanie już dokończyć zdania. Przez jego ciało przetoczyła się kolejna fala palącego żaru. Tatuaż lisa z płonącą grzywą przybrał kolor purpurowej czerwieni. Kuro czuł rozchodzący się od niego coraz to silniejszy piekący ból. Zaciskał zęby odchylając głowę do tyłu. Czuł jakby ktoś wpychał mu w żyły i w każdy nerw palące się żywym ogniem pręty. Tak zaufał Foxowi, a teraz czuł jakby ten zabijał go po raz drugi. Może to, co się z nim działo miało mu pomóc, w jakiś niezrozumiały sposób ochronić go ale ciało młodego Saiyana prawdopodobnie nie było gotowe pod względem wytrzymałości na taki prezent. Zaczął krzyczeć jak opętany, że się pali. Jego ciało ściśle spowiła czerwona poświata, z której wyraźnie czuć można było Ki nieżyjącego już lisiego ognistego demona. Dalej stało się coś dziwnego. Włócznia tkwiąca w ciele skazańca rozprysła się niczym szkło na drobne kawałeczki. Kilka czerwonych iskier przebiegło w miejscu kajdan, które nałożono chłopakowi na nadgarstki i kostki, jednak były ona zbyt małe i słabe, by uszkodzić bransolety. Czerwona poświata jak szybko się pojawiła, tak szybko zniknęła ale Kuro krzyczał dalej, że się pali. Chociaż z zewnątrz nie było nic widać, to wewnątrz miał uczucie, że trawi go żywy ogień.
OCC:
- 87 HP niech będzie, żeby za szybko nie popsuć zabawy.
Re: Sala egzekucyjna
Sro Wrz 05, 2012 6:00 pm
Kat nie zważał na słowa Kuro. Nie z takimi przyszło mu się już użerać. Wiedział, że i tak prędzej czy później jego ofiara zostanie uśmiercona więc jakie miało znaczenie to co miała do powiedzenia? Zauważył jakieś dziwne zachowanie. Jego ofiara zaczęła się dziwnie wykręcać z bólu. Możliwe, że to właśnie przez tą lancę wbitą w jego udo. Widać nie należał to twardzieli. Otworzył dłoń by utworzyć kolejną włócznię. Niczym mistrz rzutu oszczepem przebił biceps Kuro. Wrzawa na widowni była coraz to głośniejsza. Obserwatorzy oczekiwali wybebeszenia saiyana. Kat z kamienną twarzą utworzył kolejną lancę. Tym razem wbił ją w piszczel drugiej nogi. Krew spływała po ciele kadeta. Ciekawe jak wiele jeszcze wytrzyma zanim zemdleje…
W tym samym czasie pojawił się jakiś osobnik na wyższym piętrze trybun. Obserwował z cienia całe wydarzenie. Kat kontynuował egzekucję. Zastanawiał się gdzie tym razem posłać włócznie. Powoli nudziło go to znęcanie się nad miernym kadetem, który już jedną nogą był na tamtym świecie. Rzucił lancę, który tym razem wbiła się w lewy bok Kuro tak, że nie uszkodziła zbytnio ważniejszych organów. Oczywiście dla publiczności było to już coś. Zareagowali na to typowym buczeniem albo raczej odgłosem podziwu i jednocześnie zdziwienia. Ostatnia lanca miała to zakończyć. Kat złożył ręce i rozchylając je powoli na boki, utworzył dwukrotnie większą włócznie niż poprzednie.
- Shi no yari – gdy powiedział te słowa publiczność wiedziała, że tym właśnie atakiem zamierza zakończyć całe przedstawienie. Obrócił kilka krotnie włócznie w dłoni kręcąc nią wokół siebie i tym samym przymierzając się do ostatecznego uderzenia skierowanego prosto w serce.
Nim kat wyrzucił lancę ze swej dłoni przed Kuro pojawiła się dziwna kula energii. Postać stojąca w cieniu, której widać było jedynie zarys wyszeptała sama do siebie: - Hajikete madare – po tych słowach kula jakby wybuchła i rozbłysła srebrnym światłem oślepiając wszystkich dookoła. Zaczęły dziać się niespotykane rzeczy. Nagłe pobudzenie wśród większości obserwatorów. Kat ze zdziwieniem przyglądał się owej kuli. Jego twarz sugerowała, że wie co to takiego. Rozejrzał się dookoła. Kilka saiyan już zaczęła wariować a ich ciała rozrastały się w zastraszającym tempie. Tą kulą był Power Ball. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Transformacji zaczął ulegać także Kuro. Bransoletki zostały całkowicie zniszczone a lance wbite w jego ciało rozpłynęły się w powietrzu niczym rozbite szkło. Grupa halfów i tych co zdołali utrzymać swoją świadomość, próbowali obezwładnić tych bez niej. Najlepszym sposobem było oczywiście pozbawienie ogona ale nie było to takie proste jakby się mogło wydawać. Małpy szamotały się na boki i niszczyły wszystko w swoim zasięgu. Połowa pomieszczenia została całkowicie zniszczona a strop wisiał już niemal na włosku. Mouth Blasty zostały wystrzeliwane jeden za drugim. Takiej jatki na Vegecie zapewne dawno nie było. W całym tym zamieszaniu postać stojąca w cieniu zniknęła gdzieś niepostrzeżenie z uśmiechem na twarzy.
OCC: Małpy zaraz pozabijają się nawzajem a budynek zaczyna powili się zawalać. Kuro: opisz swoje zachowanie jak i samą przemianę. Pamiętaj, że jesteś bezmózgą małpą. Hiku: reszta należy do ciebie. Możesz zabrać Kuro na Ziemię czy to w postaci Oczaru czy też obcinając mu ogon
W tym samym czasie pojawił się jakiś osobnik na wyższym piętrze trybun. Obserwował z cienia całe wydarzenie. Kat kontynuował egzekucję. Zastanawiał się gdzie tym razem posłać włócznie. Powoli nudziło go to znęcanie się nad miernym kadetem, który już jedną nogą był na tamtym świecie. Rzucił lancę, który tym razem wbiła się w lewy bok Kuro tak, że nie uszkodziła zbytnio ważniejszych organów. Oczywiście dla publiczności było to już coś. Zareagowali na to typowym buczeniem albo raczej odgłosem podziwu i jednocześnie zdziwienia. Ostatnia lanca miała to zakończyć. Kat złożył ręce i rozchylając je powoli na boki, utworzył dwukrotnie większą włócznie niż poprzednie.
- Shi no yari – gdy powiedział te słowa publiczność wiedziała, że tym właśnie atakiem zamierza zakończyć całe przedstawienie. Obrócił kilka krotnie włócznie w dłoni kręcąc nią wokół siebie i tym samym przymierzając się do ostatecznego uderzenia skierowanego prosto w serce.
Nim kat wyrzucił lancę ze swej dłoni przed Kuro pojawiła się dziwna kula energii. Postać stojąca w cieniu, której widać było jedynie zarys wyszeptała sama do siebie: - Hajikete madare – po tych słowach kula jakby wybuchła i rozbłysła srebrnym światłem oślepiając wszystkich dookoła. Zaczęły dziać się niespotykane rzeczy. Nagłe pobudzenie wśród większości obserwatorów. Kat ze zdziwieniem przyglądał się owej kuli. Jego twarz sugerowała, że wie co to takiego. Rozejrzał się dookoła. Kilka saiyan już zaczęła wariować a ich ciała rozrastały się w zastraszającym tempie. Tą kulą był Power Ball. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Transformacji zaczął ulegać także Kuro. Bransoletki zostały całkowicie zniszczone a lance wbite w jego ciało rozpłynęły się w powietrzu niczym rozbite szkło. Grupa halfów i tych co zdołali utrzymać swoją świadomość, próbowali obezwładnić tych bez niej. Najlepszym sposobem było oczywiście pozbawienie ogona ale nie było to takie proste jakby się mogło wydawać. Małpy szamotały się na boki i niszczyły wszystko w swoim zasięgu. Połowa pomieszczenia została całkowicie zniszczona a strop wisiał już niemal na włosku. Mouth Blasty zostały wystrzeliwane jeden za drugim. Takiej jatki na Vegecie zapewne dawno nie było. W całym tym zamieszaniu postać stojąca w cieniu zniknęła gdzieś niepostrzeżenie z uśmiechem na twarzy.
OCC: Małpy zaraz pozabijają się nawzajem a budynek zaczyna powili się zawalać. Kuro: opisz swoje zachowanie jak i samą przemianę. Pamiętaj, że jesteś bezmózgą małpą. Hiku: reszta należy do ciebie. Możesz zabrać Kuro na Ziemię czy to w postaci Oczaru czy też obcinając mu ogon
Re: Sala egzekucyjna
Sro Wrz 05, 2012 7:33 pm
Purpurowa mgiełka spowiła oczy Kuro. Po Ki-blasterze wymierzonym przez kata w twarz krew z czoła zalewała mu oczy utrudniając widzenie. Gdy w niezrozumiałych okolicznościach pierwsza włócznia rozpadła się z otwartej rany chlusnęła obficie krew. Jakby tego było mało nie rozumiał co się dzieje z jego ciałem. Do fali palącego żaru dołączył nagły przeszywający ból. Kolejna włócznia przebiła tym razem jego lewy biceps. Bolało ale nie aż tak mocno. Lanca przeszyła miękką tkankę nie trafiając w kość. Zresztą ból, który zadał mu Fox był znacznie gorszy. Otaczający go hałas nie pozwalał mu ani myśleć ani skupić się na czymkolwiek. Podniósł głowę aby znów rzucić kilka obelg w stronę kata ale dostrzegł tylko kolejną włócznię lecącą ku niemu. Kolejny okrzyk bólu wydarł się z piersi młodego Saiyanina, Az dziw, że do tej pory nie zdarł gardła. Atak przebił prawą nogę w miejscu kości piszczelowej na wylot. Kolejna fala silnego i dotkliwego bólu przetoczyła się przez jego ciało.
Szybki upływ krwi powodował, że wszystko przed jego oczami zaczęło się rozmazywać.
To już chyba koniec – pomyślał Kuro. Tak mu zależało na wielu rzeczach, a nic z tego nie wyszło. Wracał z zamiarem stania się lepszym. To już jest koniec, już nie zrealizuje swoich planów, nie pomści brata. Może przynajmniej spocznie w grobie obok Shiro i nie będzie sam. Kuro starał się przywołać w pamięci obraz Zory, jej piękne długie włosy, kojący głos, dotyk miękkich warg i słodki zapach perfum.
- Żegnaj ojcze……. Zora…... kochana ....…. nie udało mi się pomścić twojej śmierci bracie..... wybacz i Ty też ojcze........ nie uda mi się spełnić obowiązków głowy rodu...i nie zdążyłem się odwdzięczyć za wszystko co dla mnie zrobiłeś...... – wyszeptał swoje ostatnie słowa.
Zamknął oczy, nie patrzył przed siebie, zdawało mu się, że czas po którym miał nadejść kolejny cios upływa bardzo wolno. Powoli tracił świadomość, czuł jakby leciał w tył i zapadał się w głębie wiecznego snu. Kompletnie nie reagował na otaczające go okrzyki, zdawał się ich nie słyszeć. Wydawało mu się, że nawet z prztykniętymi powiekami widzi jakieś światło. Czekał na kolejną serie bólu ale nie nadchodziła, za to światło uporczywie przedzierało się pod przymknięte oczy. Kadet otworzył powieki klejące się zakrzepłą krwią. Jego oczom okazała się świecąca przed nim srebrna kula. Nie chciał widzieć ostatecznego ataku nim zginie ale kula wisiała w miejscu. Nagle rozbłysła oślepiającym światłem. Kuro poczuł jak serce przyspiesza swój rytm, a krew szybciej płynie w żyłach, żebra pękają a jego ciało jakby rozrywało się od wewnątrz na strzępy. Nim stracił świadomość poczuł ogarniającą jego umysł chęć zabijania, krwi, zadawania bólu i cierpienia. Były to uczucia całkowicie mu obce do tej pory, nie wiedział, że ulegał właśnie swojej pierwszej przemianie. Chwilę później z jego piersi wydarł się głośny ryk małpiego potwora
Szybki upływ krwi powodował, że wszystko przed jego oczami zaczęło się rozmazywać.
To już chyba koniec – pomyślał Kuro. Tak mu zależało na wielu rzeczach, a nic z tego nie wyszło. Wracał z zamiarem stania się lepszym. To już jest koniec, już nie zrealizuje swoich planów, nie pomści brata. Może przynajmniej spocznie w grobie obok Shiro i nie będzie sam. Kuro starał się przywołać w pamięci obraz Zory, jej piękne długie włosy, kojący głos, dotyk miękkich warg i słodki zapach perfum.
- Żegnaj ojcze……. Zora…... kochana ....…. nie udało mi się pomścić twojej śmierci bracie..... wybacz i Ty też ojcze........ nie uda mi się spełnić obowiązków głowy rodu...i nie zdążyłem się odwdzięczyć za wszystko co dla mnie zrobiłeś...... – wyszeptał swoje ostatnie słowa.
Zamknął oczy, nie patrzył przed siebie, zdawało mu się, że czas po którym miał nadejść kolejny cios upływa bardzo wolno. Powoli tracił świadomość, czuł jakby leciał w tył i zapadał się w głębie wiecznego snu. Kompletnie nie reagował na otaczające go okrzyki, zdawał się ich nie słyszeć. Wydawało mu się, że nawet z prztykniętymi powiekami widzi jakieś światło. Czekał na kolejną serie bólu ale nie nadchodziła, za to światło uporczywie przedzierało się pod przymknięte oczy. Kadet otworzył powieki klejące się zakrzepłą krwią. Jego oczom okazała się świecąca przed nim srebrna kula. Nie chciał widzieć ostatecznego ataku nim zginie ale kula wisiała w miejscu. Nagle rozbłysła oślepiającym światłem. Kuro poczuł jak serce przyspiesza swój rytm, a krew szybciej płynie w żyłach, żebra pękają a jego ciało jakby rozrywało się od wewnątrz na strzępy. Nim stracił świadomość poczuł ogarniającą jego umysł chęć zabijania, krwi, zadawania bólu i cierpienia. Były to uczucia całkowicie mu obce do tej pory, nie wiedział, że ulegał właśnie swojej pierwszej przemianie. Chwilę później z jego piersi wydarł się głośny ryk małpiego potwora
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Sala egzekucyjna
Sro Wrz 05, 2012 9:08 pm
Kolejny wybuch, właściwie niezauważalny w tych warunkach, ale to co stało się za chwilę było jak najbardziej widoczne. Wleciał przez jedną z dziur Mistic skąpany w błękitnej aurze, na tyle potężnej, że każda małpa, owładnięta szałem, czy też nie, skierowała swoje ślepia w jego stronę. Hikaru przybył i już bez obciążeń potrafił samą aurą powalić prawie wszystkie Oozaru, ale tego nie robił. Sprawił tylko by zaprzestały swoich czynów i nagle zapanowała cisza niczym marysią zasiał. Przez przyciemniane okulary spoglądał na to wszystko co tu się działo, lewitował w stronę jednej z wielkich małp, którą miał uratować. Dzięki jego aurze bez problemu go zlokalizował, a całe pozostałe stado po prostu go przepuszczało. Musiało to wyglądać epicko dla kogoś kto znał potęgę Oozaru i kogoś kto by mógł obserwować jako widz całą sytuację gdzieś z dala. Płaszcz powiewał niczym peleryna w powiewach wiatru, który sam Mistic wytwarzał poprzez wyrzucanie Ki z organizmu. Zlokalizował w ciągu kilku sekund małpy, które nie zatraciły inteligencji po przemianie i zaraz po tym najsilniejszego z nich. Podszybował do niego i spojrzał mu w czerwone ślepia. Był widać kapitanem, peleryna i zbroja całkiem w dobrym stanie.
- Słuchaj kapitanie. Zabieram swoją własność, o imieniu Kuro. Ta cała szopka chyba dla niego była zrobiona jak sądzę. Powiedz królowi by nie ważył się wysyłać jakiegokolwiek sayana, patrolu czy drużyny po mojego ucznia bo zabiję własnoręcznie. Dla Vegety Kuro przestał istnieć, to jasne ? Zobaczył jak kapitan kiwa głową, więc uznał, że to wystarczy.
Podleciał teraz do swego ucznia, który był dziesięć razy większy i całkiem bezmózgi aktualnie. Jednak charakter pozostał prawie taki sam, choć całą pyskatość zamienił na chęć mordu i niszczenia. Trzeba będzie pomyśleć nad nauką tej formy. To zawsze jakiś pomysł. Strzelił w Kuro ki blastem prosto w krtań by stracił przytomność, a kiedy padł na ziemię niszcząc przy tym resztę niezniszczonej podłogi. Hikaru wylądował przy nim i dotknął jego czoła a drugą dłoń przyłożył do swojego czoła. Skupił swoją ki i myśli na jednym miejscu by po chwili zniknąć z Vegety. Teraz już żaden scouter nie był w stanie namierzyć dwóch Ki.
zt x2 na Ziemię.
- Słuchaj kapitanie. Zabieram swoją własność, o imieniu Kuro. Ta cała szopka chyba dla niego była zrobiona jak sądzę. Powiedz królowi by nie ważył się wysyłać jakiegokolwiek sayana, patrolu czy drużyny po mojego ucznia bo zabiję własnoręcznie. Dla Vegety Kuro przestał istnieć, to jasne ? Zobaczył jak kapitan kiwa głową, więc uznał, że to wystarczy.
Podleciał teraz do swego ucznia, który był dziesięć razy większy i całkiem bezmózgi aktualnie. Jednak charakter pozostał prawie taki sam, choć całą pyskatość zamienił na chęć mordu i niszczenia. Trzeba będzie pomyśleć nad nauką tej formy. To zawsze jakiś pomysł. Strzelił w Kuro ki blastem prosto w krtań by stracił przytomność, a kiedy padł na ziemię niszcząc przy tym resztę niezniszczonej podłogi. Hikaru wylądował przy nim i dotknął jego czoła a drugą dłoń przyłożył do swojego czoła. Skupił swoją ki i myśli na jednym miejscu by po chwili zniknąć z Vegety. Teraz już żaden scouter nie był w stanie namierzyć dwóch Ki.
zt x2 na Ziemię.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach