Sala treningowa
+14
Joker
Atarashii Ame
Kanade
April
Hikaru
Vita Ora
Keruru
Raziel
Ósemka
Colinuś
NPC.
KOŚCI
Hazard
NPC
18 posters
Sala treningowa
Sro Maj 30, 2012 12:24 am
First topic message reminder :
"Mordownia" - Jak zwykli nazywać to pomieszczenie szczęściarze, którzy na zawsze je opuścili. Tu zaczynał każdy nowy, gnojony do potęgi entej przez wszelkiej maści trenerów.
"Mordownia" - Jak zwykli nazywać to pomieszczenie szczęściarze, którzy na zawsze je opuścili. Tu zaczynał każdy nowy, gnojony do potęgi entej przez wszelkiej maści trenerów.
Re: Sala treningowa
Wto Lip 23, 2013 1:00 pm
Przeciwnik słabł. To samo jednak tyczyło się także dwójki kadetów. Kilka potężnych ciosów może zmienić wynik walki... Mając te słowa w myślach, Vernil chciał posłać Saiyanina na łopatki. Gdy szarżowałby pomóc Razielowi, młody Kadet użył Kiaiho, by powalić wroga. To pomogło dwójce młodych wojowników. Oboje rzucili się na rosłego Saiyanina. Z początku ciosy Halfa oraz Czarnowłosego były skutecznie blokowane. Po chwili jednak, ów mężczyzna z napierśnikiem na ciele użył bardzo skutecznej techniki obronnej, którą zna każdy z walczących obecnie na Sali.
-Kiai-ho! -Wykrzyczał głośno. Fala powietrza odepchnęła obu wojowników Ich ciała bezwładnie poszybowały w tył. Agresor ruszył w stronę Brązowowłosego. Ręce miał gotowe. Na twarzy chęć nie pobicia a zabicia. Był rozgorączkowany i zdenerwowany. Jego ręce poszybowały w stronę Halfa. Chciał go chwycić. To mógłby być koniec walki dla wszystkich. Raziel sam nie wiał zbyt wielkich szans. A Syn Ritchula, o ile by to przeżył, miałby bardzo długą przerwę od treningów, którą spędziłby w szpitalu. Zaczął koncentrować energię w centrum klatki piersiowej. Agresor się zbliżał. Wszystko działo się bardzo szybko. Vernil wyciągnął ręce w stronę przeciwnika. Puścił energię.
-KIAI-HO!- Wykrzyczał młodzieniec, po czym posłał przeciwnika na ziemię. Ruszył za nim, gdy ten jeszcze nie zetknął się z podłogą, dostał solidnego kopniaka w prawą nogę. Gruchotać szczęki i złamanej ręki już nie chciał. A gdyby uszkodził nogę, może ten nie byłby się w stanie poruszać... Vernil na chwile zwolnił. Nie miał już energii by dalej gonić. Zaczął szybko oddychać by nałapać jak najwięcej powietrza. Ogon opadł an ziemię. Pot lał się strumieniami z ciała młodego wojownika. Raziel ruszył na przeciwnika. Na jego twarzy było widać dwie rzeczy. Złość, która powoli przemijała oraz to samo, co u starszego kolegi-zmęczenie. Jego aura na moment zwiększyła się. Cała energia wędrowała do ręki. Znowu utworzyło się ostrze. Niby kolor ten sam, co poprzednio. Jednak konstrukcja wydawała się słabsza. Ki-sword, wyglądał jakby za chwile miał się po prostu wypalić i zniknąć. Mogło wydawać się, że Raziel nad wszystkim panował. A może to po prostu szczęście? Ruszył na przeciwnika i wbił mu Szmaragdowe Ostrze prosto pod pancerz. Pod ogon. W brzuch. Rana wyglądała masakrycznie. Szeroka i cienka. Niezbyt głęboka. Czerwona plama na rozciętym kombinezonie. Szkarłatna wydzielina spływała. Coraz niżej i niżej. Pokryła już uda. Raziel odskoczył. Vernil nabrał powietrze. Teraz była jego kolej. Ruszył na przeciwnika. Ten miał ręce na ranie. Chciał zatamować krwotok i to wykorzystał Half. Skoncentrował się. Na twarzy zalanej potem widniał dziwny spokój. Aura po raz kolejny się powiększyła. Gdy był blisko przeciwnika, upadł na ziemię i podkosił go prawą nogą. Cały czas kontynuował plan. Nie zabić przeciwnika a zmusić do poddania się. Miał jednak złe przeczucia. Raziel uspokoił się. Było to widać w jego oczach. Na jego twarzy nie panowała już żądza mordu i zniszczenia. Obrażenia czarnowłosego Saiyanina były ogromne. Co jeśli to on się zdenerwuje? Furia daje niesamowite możliwości, o czym przekonał się Half patrząc na poczynania Raziela. Jeśli mężczyzna w napierśniku także obudzi w sobie te zasoby siły, los obu kadetów będzie marny. Vernil odskoczył w tył. Spojrzał na Szmaragdookiego.
-Już w porządku?- Powiedział chłodnym tonem głosu. Był poważny jak nigdy. Znowu zaczął ciężko oddychać. Ich przeciwnik wstał. Walka trwała…
OCC:
Zwykły w pana za 145
Jego HP: 1755/4500
Jego KI: 4200/4200
-80 KI dla mnie za Białą Aurę.
-49 KI dla mnie za Kiai-hp
-200 HP dla mnie za Kiai-ho Deff-off.
Kolejny post treningowy.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Sro Lip 24, 2013 7:33 pm
Walka wchodziła w swoją końcową fazę. Wszyscy zawodnicy byli już zmęczeni. Dla Raziela była to jak dotąd najbardziej intensywna potyczka odkąd wstąpił do Akademii. Wszystkie ciosy, które trafiły w niego będą najpewniej odczuwalne za jakiś czas. Wtedy ból wróci ze zdwojoną siłą. Wojownik ze scouterem, też był już na skraju swoich sił. Krew wypływająca z wielu ran sukcesywnie go osłabiała. Na dodatek liczne złamania i obrażenia wewnętrzne też nie pomagały. Każdy cios w tej walce, nawet najsłabszy odbija swoje piętno na ciałach walczących.
Kiedy Raziel odskoczył po cięciu od przeciwnika, lekko zatoczył się na kolanach. Poczuł się słabszy. Jego aura emanowała z o wiele mniejszą siłą niż na początku walki. Zużył olbrzymią ilość KI. Furia pomimo, że daje dostęp do olbrzymiej potęgi potrafi zmęczyć nieprzystosowane do tego ciało. A Szmaragdowooki nadal był kadetem. Dezaktywował swój miecz, który rozpłynął się w powietrzu i odwrócił się w stronę walczących. Z tego co dostrzegł przez swoje oczy, które zalewał już pot, Vernilowi też udało się aktywować Ki Sword. Walka pomimo tego, że była cholernie trudna pomagała im w odkrywaniu nowej mocy. Widział jak jego kompan, pomimo zmęczenia zwiększa po raz kolejny swoją moc i kosi ich przeciwnika. Po kilku chwilach znalazł się obok szmaragdowookiego.
- Tak. – odparł chłodno kruczowłosy, próbując zatrzymać drżenie rąk. – A teraz pośpieszmy się i załatwmy gnoja. Nie mam zamiaru latać z gołym tyłkiem po Akademii.
Po ty słowach szatyn włączył już po raz kolejny swoją aurę i ruszył na ich oponenta. Nie miał pomysłu na atak, działał po prostu spontanicznie. Kilka metrów przed ich wrogiem, przyspieszył jeszcze bardziej i wjechał wyprostowaną nogą w kolano i przeciwnika. To samo kolano, które atakował brązowowłosy. Kiedy Przeciwnik wyleciał w powietrze, Raz złapał go za barki i wykonał dość duży obrót zakończony rzutem przeciwnika prosto w ziemię z góry. Teraz młody kadet znajdował się nad polem walki. Oddychał ciężko, zaś białą aura otaczająca jego ciało zniknęła. Koniec się zbliżał. Lecz nie widział czyj.
OCC:
Potężny w pana za 171
Jego HP: 1584/4500
Jego KI: 4200/4200
-80 KI dla mnie za Białą Aurę.
Kolejny post treningowy.
Kiedy Raziel odskoczył po cięciu od przeciwnika, lekko zatoczył się na kolanach. Poczuł się słabszy. Jego aura emanowała z o wiele mniejszą siłą niż na początku walki. Zużył olbrzymią ilość KI. Furia pomimo, że daje dostęp do olbrzymiej potęgi potrafi zmęczyć nieprzystosowane do tego ciało. A Szmaragdowooki nadal był kadetem. Dezaktywował swój miecz, który rozpłynął się w powietrzu i odwrócił się w stronę walczących. Z tego co dostrzegł przez swoje oczy, które zalewał już pot, Vernilowi też udało się aktywować Ki Sword. Walka pomimo tego, że była cholernie trudna pomagała im w odkrywaniu nowej mocy. Widział jak jego kompan, pomimo zmęczenia zwiększa po raz kolejny swoją moc i kosi ich przeciwnika. Po kilku chwilach znalazł się obok szmaragdowookiego.
- Tak. – odparł chłodno kruczowłosy, próbując zatrzymać drżenie rąk. – A teraz pośpieszmy się i załatwmy gnoja. Nie mam zamiaru latać z gołym tyłkiem po Akademii.
Po ty słowach szatyn włączył już po raz kolejny swoją aurę i ruszył na ich oponenta. Nie miał pomysłu na atak, działał po prostu spontanicznie. Kilka metrów przed ich wrogiem, przyspieszył jeszcze bardziej i wjechał wyprostowaną nogą w kolano i przeciwnika. To samo kolano, które atakował brązowowłosy. Kiedy Przeciwnik wyleciał w powietrze, Raz złapał go za barki i wykonał dość duży obrót zakończony rzutem przeciwnika prosto w ziemię z góry. Teraz młody kadet znajdował się nad polem walki. Oddychał ciężko, zaś białą aura otaczająca jego ciało zniknęła. Koniec się zbliżał. Lecz nie widział czyj.
OCC:
Potężny w pana za 171
Jego HP: 1584/4500
Jego KI: 4200/4200
-80 KI dla mnie za Białą Aurę.
Kolejny post treningowy.
Re: Sala treningowa
Czw Lip 25, 2013 7:21 pm
Walka trwała. Każdy był już zmęczony. Niejeden wolałby usiąść i odpocząć. Ale walka, nie dość, że przerodziła się w totalną masakrę, to jeszcze toczyła się o fanty. Młodzi Kadeci chcieli wygrać to obiecane fanty. Z drugiej strony, gdyby przeciwnik zobaczył ich jak biegają nago po akademii miałby niezły ubaw. Raziel był Saiyanem. Przeciwnik prawdopodobnie też. Żądze destrukcji mają we krwi. To samo tyczy się honoru. Chyba w całym wszechświecie nie ma bardziej honorowych istot niż mieszkańcy Vegety.
Raziel był już spokojniejszy. Na pytanie Brązwłosego, odparł szybko i od razu ruszył na przeciwnika. Był wolniejszy niż przed chwilą. Bardziej zmęczony... Najwidoczniej przez złość obudził w sobie pokłady energii. Jego ciało przeszło wymagającą próbę. Dokładnie taką samą, jaką przeżyli podczas opanowania przez Tsufula. Gdy ten baraszkował w ich umysłach, ich siłą zwiększyła się diametralnie. Ciało nieprzyzwyczajone do takiej siły, po rozłączeniu się z Fioletową Mazią, przechodziło potworne katusze. I na czym to się skończyło? Na walce z osiłkiem o fanty... Raziel biegł do przeciwnika. Kilka kroków przed nim, przyspieszył i wyprostowaną nogą, uderzył przeciwnika w kolano. Przeciwnik wyleciał w powietrze, ale bardzo szybko został z powrotem sprowadzony na ziemię. Kruczowłosy chwycił Saiyanina za barki i cisnął nim w posadzkę.
Vernil ruszył. Spojrzał na swojego kompana. Zmęczony? Nie.. Wycieńczony! Każdym oddechem walczył o przetrwanie. Zalany potem, opryskany krwią przeciwnika. Z trudem utrzymywał się nad polem walki. To jednak nie było najgorsze. Biała Aura, która jeszcze przed chwilą emanowała z jego ciała, zaniknęła. To świadczyło o potwornym zmęczeniu i zużyciu bardzo dużo energii Ki.
Przeciwnik wstał. Na jego twarzy widniał potworny grymas złości i zmęczenia. W miejscu gdzie przed chwilą leżał, powstała kałuża krwi. Brązwłosy, przetarł czoło, rozszarpanym rękawem kombinezonu. Na czole powstała czarna smuga. Brud zmieszany z potem. Wszystko dopełnione kroplami krwi oponenta, które chcąc nie chcąc, spadają na ciało Halfa przy każdym uderzeniu. Był blisko. Szybkie i precyzyjne uderzenie prawą dłonią, zaciśniętą w pięść, w ucho przeciwnika. To powinno go na chwile ogłuszyć. Zaraz potem wyskok w górę i kopnięciem w napierśnik. Niezbyt mocne. Nie miało go boleć, ani tym bardziej uszkodzić rzecz, o którą cała ta walka. Miało posłać przeciwnika w tył oraz ewentualnie przewrócić go. Zaraz po tym odlot w tył. Biała aura słabła. Nie była już tak energiczna jak wcześniej. Widać było, że chłopakowi ciężko się oddychało. Cały czas odczuwał skutki z powodu, których wylądował w szpitalu. To samo ogon. Bezwładnie zwisał między nogami. Po chwili owinął się dokoła pasa. Half nie lubił nosić go w taki sposób, ale teraz, jest an tyle zmęczony, że mógłby się o niego potknąć...
OCC:
Zwykły w pana za 145
Jego HP: 1439/4500
Jego KI: 4200/4200
-80 KI dla mnie za Białą Aurę.
Kolejny post treningowy.
Raziel był już spokojniejszy. Na pytanie Brązwłosego, odparł szybko i od razu ruszył na przeciwnika. Był wolniejszy niż przed chwilą. Bardziej zmęczony... Najwidoczniej przez złość obudził w sobie pokłady energii. Jego ciało przeszło wymagającą próbę. Dokładnie taką samą, jaką przeżyli podczas opanowania przez Tsufula. Gdy ten baraszkował w ich umysłach, ich siłą zwiększyła się diametralnie. Ciało nieprzyzwyczajone do takiej siły, po rozłączeniu się z Fioletową Mazią, przechodziło potworne katusze. I na czym to się skończyło? Na walce z osiłkiem o fanty... Raziel biegł do przeciwnika. Kilka kroków przed nim, przyspieszył i wyprostowaną nogą, uderzył przeciwnika w kolano. Przeciwnik wyleciał w powietrze, ale bardzo szybko został z powrotem sprowadzony na ziemię. Kruczowłosy chwycił Saiyanina za barki i cisnął nim w posadzkę.
Vernil ruszył. Spojrzał na swojego kompana. Zmęczony? Nie.. Wycieńczony! Każdym oddechem walczył o przetrwanie. Zalany potem, opryskany krwią przeciwnika. Z trudem utrzymywał się nad polem walki. To jednak nie było najgorsze. Biała Aura, która jeszcze przed chwilą emanowała z jego ciała, zaniknęła. To świadczyło o potwornym zmęczeniu i zużyciu bardzo dużo energii Ki.
Przeciwnik wstał. Na jego twarzy widniał potworny grymas złości i zmęczenia. W miejscu gdzie przed chwilą leżał, powstała kałuża krwi. Brązwłosy, przetarł czoło, rozszarpanym rękawem kombinezonu. Na czole powstała czarna smuga. Brud zmieszany z potem. Wszystko dopełnione kroplami krwi oponenta, które chcąc nie chcąc, spadają na ciało Halfa przy każdym uderzeniu. Był blisko. Szybkie i precyzyjne uderzenie prawą dłonią, zaciśniętą w pięść, w ucho przeciwnika. To powinno go na chwile ogłuszyć. Zaraz potem wyskok w górę i kopnięciem w napierśnik. Niezbyt mocne. Nie miało go boleć, ani tym bardziej uszkodzić rzecz, o którą cała ta walka. Miało posłać przeciwnika w tył oraz ewentualnie przewrócić go. Zaraz po tym odlot w tył. Biała aura słabła. Nie była już tak energiczna jak wcześniej. Widać było, że chłopakowi ciężko się oddychało. Cały czas odczuwał skutki z powodu, których wylądował w szpitalu. To samo ogon. Bezwładnie zwisał między nogami. Po chwili owinął się dokoła pasa. Half nie lubił nosić go w taki sposób, ale teraz, jest an tyle zmęczony, że mógłby się o niego potknąć...
OCC:
Zwykły w pana za 145
Jego HP: 1439/4500
Jego KI: 4200/4200
-80 KI dla mnie za Białą Aurę.
Kolejny post treningowy.
Re: Sala treningowa
Czw Lip 25, 2013 7:21 pm
The member 'Colin' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Pią Lip 26, 2013 8:18 pm
Za bardzo to się przedłużało. Pomimo tego, iż była to tylko bitwa o fanty to wszyscy walczyli całym sercem. Dowodami tego były wgniecenia, rozwalona ściana oraz krew. Pomimo tego, że dosłownie przed chwilą wyszedł ze szpitala to już był bliski tego by tam wrócić. Krew płynęła z kilku ran, które powstały podczas tej walki. Ponadto na poszarpanym kombinezonie był brud i pot. Po prostu ideał kadeta. Miał nie myśleć tylko bezmyślnie ćwiczyć i stać się kolejny wojownikiem ku chwale Vegety i króla, psia ich mać. Walczmy i umierajmy, gdy planeta nam każe. A to, że nie wiemy za co to już inna kwestia.
Obserwował całe pole walki unosząc się nad podłogą. Chociaż, czy można to było nazwać unoszeniem. Zwyczajnie lewitował i starał się nie runąć na dół. Był już na skraju i tylko Saiyańska krew kazała mu dalej walczyć. Vernil też był zmęczony, ale trzymał się znacznie lepiej. Miał przynajmniej na tyle siły by kontrolować aurę. Razielowi już to zwisało i powiewało. Furia pomimo tego, ze uczyniła go potężnym pobrała słoną opłatę w postaci energii. Jechał już na oparach i jeśli szybko nie zakończą tej walki to brązowooki będzie musiał kończyć ich miłe spotkanko w pojedynkę. Patrzył jak jego kompan atakuje po raz kolejny wojownika w zbroi. Jednak pomimo ataku z potężnym wzmocnieniem nie udało mu się. Chociaż ich oponent był już mocno poobijany. Miał złamaną rękę i kilka groźnych cięć, to zdołał zablokować ciosy Vernila lub je zbić. Pierwszy cios został delikatnie strącony prawą dłonią. Było to prawie tak proste jak oddychanie. Następny w kolejce był kopniak. Z nim było ciężej jednak ku zaskoczeniu szatyna i brązowowłosego, ich przeciwnik i to uderzenie zablokował. Vernil też miał dość. Poruszał się znacznie wolniej. Ciosy były mniej precyzyjne. Zmęczenie brało nad nimi górę. Jednak nie tylko nad nimi.
Wojownik z blizną na szyi ustawił się idealnie pod Razielem. Pomimo bólu mięśni szmaragdowooki zmusił swoje ciało do kolejnego wysiłku. Zaczął pikować w stronę ich oponenta. Ten na szczęście był na tyle zajęty, że nie dostrzegł kadeta lecącego z góry. Tłum był miły i wolał obserwować jak jeden z Saiyan dostaje po dupie. Nie ważne kto, walka zawsze widowiskiem. Kiedy znalazł się na poziomie wroga uderzył tylko raz. Celne kopnięcie pomknęło w tył jego szyi. Miał nadzieję, że go to wybije z rytmu i ogłuszy. Chciał dać Vernilowi czas na przygotowanie ataku, który zakończy sprawę. On sam już nie miał nic do powiedzenia. Mógł tylko żądlić.
OCC:
Silny w pana za 69
Jego HP: 1515/4500
Jego KI: 4200/4200
Koniec Treningu
Obserwował całe pole walki unosząc się nad podłogą. Chociaż, czy można to było nazwać unoszeniem. Zwyczajnie lewitował i starał się nie runąć na dół. Był już na skraju i tylko Saiyańska krew kazała mu dalej walczyć. Vernil też był zmęczony, ale trzymał się znacznie lepiej. Miał przynajmniej na tyle siły by kontrolować aurę. Razielowi już to zwisało i powiewało. Furia pomimo tego, ze uczyniła go potężnym pobrała słoną opłatę w postaci energii. Jechał już na oparach i jeśli szybko nie zakończą tej walki to brązowooki będzie musiał kończyć ich miłe spotkanko w pojedynkę. Patrzył jak jego kompan atakuje po raz kolejny wojownika w zbroi. Jednak pomimo ataku z potężnym wzmocnieniem nie udało mu się. Chociaż ich oponent był już mocno poobijany. Miał złamaną rękę i kilka groźnych cięć, to zdołał zablokować ciosy Vernila lub je zbić. Pierwszy cios został delikatnie strącony prawą dłonią. Było to prawie tak proste jak oddychanie. Następny w kolejce był kopniak. Z nim było ciężej jednak ku zaskoczeniu szatyna i brązowowłosego, ich przeciwnik i to uderzenie zablokował. Vernil też miał dość. Poruszał się znacznie wolniej. Ciosy były mniej precyzyjne. Zmęczenie brało nad nimi górę. Jednak nie tylko nad nimi.
Wojownik z blizną na szyi ustawił się idealnie pod Razielem. Pomimo bólu mięśni szmaragdowooki zmusił swoje ciało do kolejnego wysiłku. Zaczął pikować w stronę ich oponenta. Ten na szczęście był na tyle zajęty, że nie dostrzegł kadeta lecącego z góry. Tłum był miły i wolał obserwować jak jeden z Saiyan dostaje po dupie. Nie ważne kto, walka zawsze widowiskiem. Kiedy znalazł się na poziomie wroga uderzył tylko raz. Celne kopnięcie pomknęło w tył jego szyi. Miał nadzieję, że go to wybije z rytmu i ogłuszy. Chciał dać Vernilowi czas na przygotowanie ataku, który zakończy sprawę. On sam już nie miał nic do powiedzenia. Mógł tylko żądlić.
OCC:
Silny w pana za 69
Jego HP: 1515/4500
Jego KI: 4200/4200
Koniec Treningu
Re: Sala treningowa
Pią Lip 26, 2013 8:18 pm
The member 'Raziel' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
Re: Sala treningowa
Nie Lip 28, 2013 11:05 am
Duża szybkość i precyzja, która objawiała się w każdym ciosie Halfa, najwyraźniej nie wystarczały. Czy to cios szybki, czy to jakaś kombinacja, w której chłopak kładł największe nadzieje, nie raz spotykały się z blokiem. Tego było już za wiele. Znowu to samo. Szybki bieg i cios w ucho. Napotkał tylko szybką rękę czarnowłosego przeciwnika, która przyjęła cios. Zaraz po tym miała nastąpić szybka kontra. Chłopak pojrzał w oczy wroga. Zmęczone i przepełnione rządzą zwycięstwa. Brwi przeciwnika drgnęły. Vernil momentalnie wycofał rękę, która jeszcze przed chwilą chciała zaatakować i zasłonił górne partie ciała. Garda. Przyjął uderzenie. Nie ugiął się. Przeciwnik uderzył w obronę. Nie przebił jej. Chłopak chciał jeszcze raz kopnąć przeciwnika, w i tak zmasakrowane juz, kolano. Ten jednak odskoczył. Half zrobił to samo. Raziel ruszył. Brązowowłosy napiął mięśnie...
-Cholera! Musze to wygrać! Musze coś sobie udowodnić, sobie i innym! Nie jestem chłystkiem, który przegrywa każdy pojedynek...-Myślał zdenerwowany Vernil. Jego aura eksplodowała. Utrzymywała się na wyższym poziomie- Cholera! Wygram to! Raziel nie ma już sił, a ja nie mam zamiaru wracać do kwatery z gołym tyłkiem!!-Myślał. Emocje zaczynały brać górę. W umyśle, Half cały czas widział obraz wroga. Ten obraz, na którym oponent przychodzi z uśmiechem na ustach. Ten obraz, na którym blokuje coraz to silniejsze i bardziej przemyślane ciosy dwójki Saiyan. Garda wystarczy? Nie! Nie wystarczy! Dobra, zabawa skończy się tutaj i teraz.
Chłopak miał napięte wszystkie mięśnie. Szczęki zaciśnięte do granic możliwości. Aura na moment zmieniła swój kolor na krwisto czerwony. Kolejne spojrzenie na Raziela. Ten ostatnim zrywem próbuje jeszcze zadać cios swojemu przeciwnikowi. To jeszcze bardziej rozzłościło Halfa.
-Niee... Jeszcze przed chwilą walczył jak lew.. Teraz ledwo trzyma się w powietrzu. Muszę, po prostu muszę udźwignąć ciężar tej walki na swoich barkach!- Myślał chłopak. Szczęki rozwarły się w chaotycznym krzyku. W miejscu gdzie stał, powstało wgniecenie. Energia, która z niego emanowała była na tyle mocna, że odepchnęła ławki, przewróciła sztangi oraz wszystkie inne rzeczy będące niedaleko. Słabsi kadeci, odskoczyli w tył. Chwilowy podmuch wiatru podobny do tego, który tworzy Kiai-ho. Przeciwnik za chwile otrzyma cios od osłabionego Kadeta. Chłopak cofnął prawą rękę. Zrobił kilka kroków w przód. Był przy przeciwniku. Chwycił go za włosy, lewą ręką, i uniósł w górę. Oboje lewitowali dzięki sile Brązowowłosego. Ten bezwładnie zwisał.
-I co teraz?-Powiedział Brązowowłosy, po czym splunął na twarz przeciwnika. Energia w jego prawej ręce zaczęła buzować. Wszystko odbywało się gdzieś w podświadomości. Half chciał z całej siły uderzyć przeciwnika w prawą cześć twarzy. Zrobił szybki ruch. Spojrzał, że Ki powoli wypływa z ręki. Zacisnął pięść. Przeciwnik był zbyt słaby i oszołomiony, żeby cokolwiek zrobić. Chłopak skupił się. Ki zaczęło się materializować. Tworzył się miecz. Czerwony jak obecna aura Kadeta. Złość przejęła nad nim kontrolę w stu procentach.
-Nowa zabawka. Trzeba wypróbować!- Wykrzyczał w twarz przeciwnika. Lewą rękę cofnął w dół, by po chwili z dużą szybkością powędrowała ona w górę i wyrzuciła w stronę sufitu ciało Czarnowłosego przeciwnika. Ruszył w jego stronę. Wbił cały miecz w to samo miejsce, w którym swoją technikę wypróbował Raziel. Tym razem miecz wszedł głębiej. Przeszedł na wylot. Ominął kręgosłup. Nieco krzywe uderzenie, ale to nic. Ciało przeciwnika, wisiało na pięści chłopaka. Mężczyzna z blizną splunął krwią na włosy chłopaka, jego ręce powędrowały na zaciśniętą dłoń Brązowookiego, na której spoczywał cały ciężar rosłego Saiyana. Half tylko się uśmiechnął. Wolną ręką zdjął z ucha Scouter przeciwnika i rzucił go Razielowi. Cofnął dłoń. Ki-sword wyszedł z ciała mężczyzny z blizną. Był cały okrwawiony. Po chwili ulotnił się. Krew, która na nim była, spłynęła na pięść Vernila.
-Raziel, ja skończę walkę! -Wykrzyczał chłopak. Chciał przez to wyrazić, że ten może już spokojnie odpocząć i regenerować siły. Odpoczynek przyda się obu panom, ale nie ważne. Ważniejsze było odniesienie sukcesu nad przeciwnikiem. Chłopak polizał pięść, z której skapywała krew przeciwnika. Uśmiechnął się morderczo, po czym to przewodziło się w maniakalny śmiech...
OCC:
Moj unik.
Furia!! +50 do wszystkich statystyk poza wytrzymałością.
Biała Aura wciąż utrzymywana -80 KI
Ki-sword w pana za 417 DMG. Koszt 834 KI
Jego HP: 1098/4500
Jego KI: 4200/4200
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Wto Lip 30, 2013 8:34 am
Walka trwałą dalej, lecz ona już nie dotyczyła Raziela. Przynajmniej nie w takim stopniu jak na początku. Tylko wola walki utrzymywała go przy tym, by nie paść z wycieńczenia. Wtedy na pewno by wygrali. Darmową wycieczkę po Akademii, bez ciuchów. A po tym co zrobili temu gościowi, na pewno zwiedzili by każdy zakamarek. Jednak młodzieniec nie zamierzał się poddawać. choćby miał znów trafić do szpitala.
Na jego szczęście użądlenia nie zostały zablokowane. Może nie miał już sił, a może nie zwracał uwagi na tak słabe ataki. „Uważaj, czasami setki słabszych uderzeń przynoszą większe rezultaty, niż jedno potężne” pomyślał kadet. Jednak nie miał czasu na cokolwiek innego, gdyż jego oponent ruszył do ataku. Szybki, ledwo zauważalny cios pomknął w stronę szatyna. Szmaragdowooki nie miał czasu na reakcję. A nawet gdyby miał, to co by zrobił. Był już zmęczony, poobijany i o wiele słabszy niż na początku czy nawet w środku walki. Lecz uderzenie nie trafiło kruczowłosego w szczękę. Szybki prawy prosty napotkał na swej drodze blokadę, stworzoną z obydwu ramion syna Aryenne. Instynkt wojownika zadział w najmniej spodziewanym momencie. Chłopak prawie automatycznie przyjął podstawową pozycję obroną. Cios nie był silny. Jego głównym założeniem miała być prędkość, która by zaskoczyła czarnowłosego. Uderzenie nie przebiło prostej obrony Raza, jednak było na tyle silne, że pchnęło go do tyłu. Saiyanin odjechał kilka metrów do tyłu w dalszym stopniu utrzymując swoją pozycję. Rzucił kątem oka na to co się dzieje z Vernilem i skamieniał.
Ciało brązowowłosego pokryła ponownie aura, jednak była ona potężna. Potężniejsza nawet niż na samym początku starcia. Ponadto cały czas rosła. W jednej chwili brązowooki stał w miejscu, by następnej krzyknąć potężnie i ruszyć w stronę wojownika w zbroi. W miejscu gdzie stał płytki pękły pod naporem mocy, zaś sam start spowodował olbrzymi podmuch. Sztangi, które wcześniej zostały zwalone przez Raziela, znów poszybowały w powietrze. Kilku kadetów przyglądających się walce odleciało pod naporem tej siły. Raziel sam musiał osłonić głowę, przed potężnym pędem energii. Spojrzał na Vernila, który w tym krótkim czasie zdążył już złapać ich przeciwnika i wylecieć z nim pod sufit. Zauważył, że na dłoni jego towarzysza formuje się jakiś kształt. Po chwili przybrał on kształt miecza. Szkarłatnego miecza. Takiego samego koloru, była teraz aura otaczająca Vernila. Krwi. „Jeśli zachowywałem się tak samo, podczas tego ataku szału, to musiał być to straszliwy widok. Przecież on zachowuje się jak żądne krwi zwierzę.” stwierdził Raziel w myślał, kiedy brązowowłosy wbił utworzony wcześniej Ki Sword w ciało ich przeciwnika. Miecz przebił go na wylot.
Sekundę później w stronę kruczowłosego leciał jakiś przedmiot. Złapał go w prawą dłoń. Okazało się, że scouter, który był jednym z fantów, o które toczyła się bitwa został już odebrany. Jednak młodzieniec nie interesował się teraz nowym przedmiotem. Jego cała uwaga była pochłonięta ogarniętym rządzą krwi Verem. Po chwili usłyszał krzyk towarzysza. Chciał samemu skończyć walkę. W sumie było to niegłupie. Furia dawała olbrzymią moc, a najwidoczniej brązowooki kadet znalazł jej olbrzymie pokłady. Poza tym, szmaragdowooki był już tak zmęczony, że nie dałby rady nawet powstrzymać swojego znajomego. Najpewniej w szale zabiłby go i wojownika w pancerzu. Pozostawało tylko zacisnąć zęby i obserwować starcie.
- Dobra. Tylko go nie zabij! – odkrzyknął Saiyanin cofając się kilka metrów do tyłu. W dalszym stopniu ściskał scouter przeciwnika w spoconej i pokrwawionej dłoni. Walka weszła w ostateczny etap zmagań, zaś Raziel miał nadzieję, że jakiś trener zareaguje zanim dojdzie do tragedii.
Occ:
Jego HP: 1098/4500
Jego KI: 4200/4200
Na jego szczęście użądlenia nie zostały zablokowane. Może nie miał już sił, a może nie zwracał uwagi na tak słabe ataki. „Uważaj, czasami setki słabszych uderzeń przynoszą większe rezultaty, niż jedno potężne” pomyślał kadet. Jednak nie miał czasu na cokolwiek innego, gdyż jego oponent ruszył do ataku. Szybki, ledwo zauważalny cios pomknął w stronę szatyna. Szmaragdowooki nie miał czasu na reakcję. A nawet gdyby miał, to co by zrobił. Był już zmęczony, poobijany i o wiele słabszy niż na początku czy nawet w środku walki. Lecz uderzenie nie trafiło kruczowłosego w szczękę. Szybki prawy prosty napotkał na swej drodze blokadę, stworzoną z obydwu ramion syna Aryenne. Instynkt wojownika zadział w najmniej spodziewanym momencie. Chłopak prawie automatycznie przyjął podstawową pozycję obroną. Cios nie był silny. Jego głównym założeniem miała być prędkość, która by zaskoczyła czarnowłosego. Uderzenie nie przebiło prostej obrony Raza, jednak było na tyle silne, że pchnęło go do tyłu. Saiyanin odjechał kilka metrów do tyłu w dalszym stopniu utrzymując swoją pozycję. Rzucił kątem oka na to co się dzieje z Vernilem i skamieniał.
Ciało brązowowłosego pokryła ponownie aura, jednak była ona potężna. Potężniejsza nawet niż na samym początku starcia. Ponadto cały czas rosła. W jednej chwili brązowooki stał w miejscu, by następnej krzyknąć potężnie i ruszyć w stronę wojownika w zbroi. W miejscu gdzie stał płytki pękły pod naporem mocy, zaś sam start spowodował olbrzymi podmuch. Sztangi, które wcześniej zostały zwalone przez Raziela, znów poszybowały w powietrze. Kilku kadetów przyglądających się walce odleciało pod naporem tej siły. Raziel sam musiał osłonić głowę, przed potężnym pędem energii. Spojrzał na Vernila, który w tym krótkim czasie zdążył już złapać ich przeciwnika i wylecieć z nim pod sufit. Zauważył, że na dłoni jego towarzysza formuje się jakiś kształt. Po chwili przybrał on kształt miecza. Szkarłatnego miecza. Takiego samego koloru, była teraz aura otaczająca Vernila. Krwi. „Jeśli zachowywałem się tak samo, podczas tego ataku szału, to musiał być to straszliwy widok. Przecież on zachowuje się jak żądne krwi zwierzę.” stwierdził Raziel w myślał, kiedy brązowowłosy wbił utworzony wcześniej Ki Sword w ciało ich przeciwnika. Miecz przebił go na wylot.
Sekundę później w stronę kruczowłosego leciał jakiś przedmiot. Złapał go w prawą dłoń. Okazało się, że scouter, który był jednym z fantów, o które toczyła się bitwa został już odebrany. Jednak młodzieniec nie interesował się teraz nowym przedmiotem. Jego cała uwaga była pochłonięta ogarniętym rządzą krwi Verem. Po chwili usłyszał krzyk towarzysza. Chciał samemu skończyć walkę. W sumie było to niegłupie. Furia dawała olbrzymią moc, a najwidoczniej brązowooki kadet znalazł jej olbrzymie pokłady. Poza tym, szmaragdowooki był już tak zmęczony, że nie dałby rady nawet powstrzymać swojego znajomego. Najpewniej w szale zabiłby go i wojownika w pancerzu. Pozostawało tylko zacisnąć zęby i obserwować starcie.
- Dobra. Tylko go nie zabij! – odkrzyknął Saiyanin cofając się kilka metrów do tyłu. W dalszym stopniu ściskał scouter przeciwnika w spoconej i pokrwawionej dłoni. Walka weszła w ostateczny etap zmagań, zaś Raziel miał nadzieję, że jakiś trener zareaguje zanim dojdzie do tragedii.
Occ:
Jego HP: 1098/4500
Jego KI: 4200/4200
Re: Sala treningowa
Wto Lip 30, 2013 10:58 pm
Raziel bezbłędnie złapał przedmiot rzucony przez kolegę. Dodał, że ten ma skończyć walkę. Na swoje szczęście posłuchał rozwścieczonego Vernila. Chłopak już raz wpadł w furię. Jak to się skończyło? Zaczął rozwalać manekiny w sali, w której toczy się dzisiejszy pojedynek. Znalazł się jednak jakiś wojownik, który powstrzymał bohaterską szarżę chłopaka i uspokoił go. Kim był? Nie wie nikt… Kaptur na głowie, scouter na oku. To skutecznie maskowało i ukrywało jego oblicze, a tylko tyle pamiętali wojownicy będący w Mordowni. A Vernil? Ten po furii miał dziurę w pamięci. Stracił kontrolę nad sobą. Nerwy puściły. Ocknął się po walce jakby nigdy nic. Myślał, że kontynuuje trening. Nikt nie powiedział mu, co się działo, gdy wpadł w złość…
Raziel odpowiedział na prośbę, a raczej polecenie Vernila. Powiedział to tak groźnie, że prośbą nie można było tego nazwać. Kruczowłosy odpoczywał. To był znak dla Halfa, że bezproblemowo może ruszyć do boju. W sumie.. Jakby go to w ogóle obchodziło. Nie panował nad sobą. Przeciwnik wstał. W jego oczach nie panowała już ta determinacja i złość, co poprzednio. Były zmęczone. Podkrążone i przekrwione. Half zbliżał się. Wysoki Saiyan o czarnych włosach przybrał postawę obronną. Wysoko postawiona garda. Vernil leciał szybko. Cios chciał zadać nogą w głowę. Tuż przed nim uśmiechnął się złowrogo. W jego oku coś błysnęło. Cios udany. Jednak nie przebił on gardy. Wykorzystując swoją szybkość chłopak w ułamku sekundy znalazł się za przeciwnikiem i kopnął go w kręgosłup. Niedaleko rany od ki-sworda. Krew z „dziury” prysła na jego prawą nogę, na której miał praktycznie doszczętnie zniszczony kombinezon. To spowodowało jeszcze większy uśmiech i żądze masakry u Brązowowłosego. Wykorzystując zamroczenie przeciwnika, podszedł do niego. Chwycił go za nogi. Zaczął okręcać się dokoła własnej osi. Najpierw Mężczyzna z blizną na szyi, nieco szurał po nawierzchni. Po chwili całe jego ciało uniosło się w górę. Jeszcze kilka pełnych obrotów i wyrzucenie go w górę. Chłopak znów zaczął wydawać z siebie dziwne dźwięki. Podobne do ryczenia jakiś dzikich zwierząt. Kafelki pod nim znów pękły. Podmuch powietrza, co prawda mniejszy niż ostatnio, ale też zaistniał. Nagle wystrzelenie w górę. Kurz z ziemi podniósł się i poleciał w stronę widzów. Ci zaczęli kaszleć i przysłaniać oczy by zobaczyć, co zrobi wojownik z czerwoną aurą. Ten znalazł się nad przeciwnikiem. Splótł ręce w młot. Uniósł je nad głowę i uderzył z całej siły w klatkę piersiową przeciwnika. Przestał dbać o napierśnik. Teraz w ogóle go to nie obchodziło. Liczyło się tylko jedno. Krew rywala oraz jego cierpienie. Szkarłatna wydzielina znów wytrysnęła z rany na wylot. Poleciała na kadetów. Ciało rywala natomiast wbiło się w ziemię obok Raziela. Vernil podleciał trochę wyżej. ZA nim pociągnęła się czerwona smuga. Oparł się nogami o ścianę.
OCC:
Furia!! +50 do wszystkich statystyk poza wytrzymałością.
Biała Aura wciąż utrzymywana -80 KI
Potężny w pana za 375 DMG. Koszt 375 KI
Jego HP: 723/4500
Jego KI: 4200/4200
Raziel odpowiedział na prośbę, a raczej polecenie Vernila. Powiedział to tak groźnie, że prośbą nie można było tego nazwać. Kruczowłosy odpoczywał. To był znak dla Halfa, że bezproblemowo może ruszyć do boju. W sumie.. Jakby go to w ogóle obchodziło. Nie panował nad sobą. Przeciwnik wstał. W jego oczach nie panowała już ta determinacja i złość, co poprzednio. Były zmęczone. Podkrążone i przekrwione. Half zbliżał się. Wysoki Saiyan o czarnych włosach przybrał postawę obronną. Wysoko postawiona garda. Vernil leciał szybko. Cios chciał zadać nogą w głowę. Tuż przed nim uśmiechnął się złowrogo. W jego oku coś błysnęło. Cios udany. Jednak nie przebił on gardy. Wykorzystując swoją szybkość chłopak w ułamku sekundy znalazł się za przeciwnikiem i kopnął go w kręgosłup. Niedaleko rany od ki-sworda. Krew z „dziury” prysła na jego prawą nogę, na której miał praktycznie doszczętnie zniszczony kombinezon. To spowodowało jeszcze większy uśmiech i żądze masakry u Brązowowłosego. Wykorzystując zamroczenie przeciwnika, podszedł do niego. Chwycił go za nogi. Zaczął okręcać się dokoła własnej osi. Najpierw Mężczyzna z blizną na szyi, nieco szurał po nawierzchni. Po chwili całe jego ciało uniosło się w górę. Jeszcze kilka pełnych obrotów i wyrzucenie go w górę. Chłopak znów zaczął wydawać z siebie dziwne dźwięki. Podobne do ryczenia jakiś dzikich zwierząt. Kafelki pod nim znów pękły. Podmuch powietrza, co prawda mniejszy niż ostatnio, ale też zaistniał. Nagle wystrzelenie w górę. Kurz z ziemi podniósł się i poleciał w stronę widzów. Ci zaczęli kaszleć i przysłaniać oczy by zobaczyć, co zrobi wojownik z czerwoną aurą. Ten znalazł się nad przeciwnikiem. Splótł ręce w młot. Uniósł je nad głowę i uderzył z całej siły w klatkę piersiową przeciwnika. Przestał dbać o napierśnik. Teraz w ogóle go to nie obchodziło. Liczyło się tylko jedno. Krew rywala oraz jego cierpienie. Szkarłatna wydzielina znów wytrysnęła z rany na wylot. Poleciała na kadetów. Ciało rywala natomiast wbiło się w ziemię obok Raziela. Vernil podleciał trochę wyżej. ZA nim pociągnęła się czerwona smuga. Oparł się nogami o ścianę.
OCC:
Furia!! +50 do wszystkich statystyk poza wytrzymałością.
Biała Aura wciąż utrzymywana -80 KI
Potężny w pana za 375 DMG. Koszt 375 KI
Jego HP: 723/4500
Jego KI: 4200/4200
Re: Sala treningowa
Wto Lip 30, 2013 10:58 pm
The member 'Colin' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
Re: Sala treningowa
Czw Sie 01, 2013 2:20 pm
Miarka się przebrała. Saiyan'in po raz kolejny został podziurawiony przez Ki Sword'a. Ta rana była chyba najbardziej bolesna, gdyż ostrze przeszło przez ciało wojownika na wylot. Został pozbawiony scouter'a o który przecież toczy się ta walka. Fakt, iż odebrali mu ten przedmiot nie zwyciężając w pojedynku rozzłościł go. Ogarnęła go złość, dwójka jakichś kadecików będzie nim pomiatała, robiła z nim co im się rzewnie podoba? O niee, tak nie będzie. Wstał, głowę miał opuszczoną w dół. Przez jego ciało przeszedł jakby prąd. W jednej sekundzie skierował twarz w stronę sufitu i ryknął przeraźliwie.
- Aaaaaaaaaa!
Rozbłysła złota aura. Wokoło pojawiły się wyładowania elektryczne. Włosy Saiyan'a nabrały złotawego koloru i ... zaczęły rosnąć. Po chwili sięgały już jego pasa.... Wróć! Ciało mężczyzny spowiła czerwona poświata. Źrenice zanikły, pozostawiając same białko. Mniejsze odłamki posadzki uniosły się nieco w górę, podobnie jak krople krwi wypływające z jego licznych ran. Był to doprawdy niezwykły widok. Dwójce kadetów nie było dane nacieszyć się nim dość długo, gdyż przeciwnik ruszył na nich z nową mocą.
OCC:
HP około 16%, toteż dostaje boosta w postaci 120 pkt. do każdej statystyki poza wytrzymałością. A więc:
Siła - 360
Szybkość - 340
Wytrzymałość - 280
Energia - 320
Przypomnę Wam (w razie gdybyście zapomnieli), że z taką ilością HP gość nie może używać ataku szybkiego oraz potężnego, a z podstawowego uderza za połowę siły. A także jest niezdolny do wykonywania akcji defensywnych. Powodzenia
P.S.
To co podkreślone jest oczywiście żartem z mojej strony
- Aaaaaaaaaa!
Rozbłysła złota aura. Wokoło pojawiły się wyładowania elektryczne. Włosy Saiyan'a nabrały złotawego koloru i ... zaczęły rosnąć. Po chwili sięgały już jego pasa.... Wróć! Ciało mężczyzny spowiła czerwona poświata. Źrenice zanikły, pozostawiając same białko. Mniejsze odłamki posadzki uniosły się nieco w górę, podobnie jak krople krwi wypływające z jego licznych ran. Był to doprawdy niezwykły widok. Dwójce kadetów nie było dane nacieszyć się nim dość długo, gdyż przeciwnik ruszył na nich z nową mocą.
OCC:
HP około 16%, toteż dostaje boosta w postaci 120 pkt. do każdej statystyki poza wytrzymałością. A więc:
Siła - 360
Szybkość - 340
Wytrzymałość - 280
Energia - 320
Przypomnę Wam (w razie gdybyście zapomnieli), że z taką ilością HP gość nie może używać ataku szybkiego oraz potężnego, a z podstawowego uderza za połowę siły. A także jest niezdolny do wykonywania akcji defensywnych. Powodzenia
P.S.
To co podkreślone jest oczywiście żartem z mojej strony
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Pią Sie 02, 2013 12:07 am
To już był koniec. Vernil był opanowany rządzą zniszczenia i tylko cud by pomógł wojownikowi z blizną w kształcie krzyża zwyciężyć w pojedynku. Ciosy spadały na niego niczym burza. Kopniak, pięść, podbródkowy, prosty. W kolona, szczękę, ramię, brzuch. Większość, jak nie wszystkie narządy wewnętrzne były w okropnym stanie. Na dodatek liczne rany cięte, kłute, złamana i prawie odcięta ręka oraz uszkodzone kolano. Nie wspominając nawet o pokiereszowanej twarzy i zmasakrowanej szczęce Saiyanina. Walka na zniszczenie się już kończyła.
Raziel odłożył delikatnie scouter na ławkę, która znajdowała się poza zasięgiem wojowników. Leżały na niej kombinezony Vernila i Raza. Wyglądały o niebo lepiej niż to, co obaj kadeci mieli na sobie. Porozdzierane i popalone uniformy, po tej walce czekał jeden los. Na szmaty do wycierania podłogi w kwaterze. Kombinezon szmaragdowookiego ledwo trzymał się na nim i lada chwila ramiączka, mogły się rozpruć ukazując tors siedemnastolatka w pełnej okazałości. Jednak na razie musiał uważać na walczących. Vernil z każdym kolejnym ruchem się rozkręcał. Walczył niczym prawdziwy Saiyanin. Zero litości, czysta radość z walki. W końcu jak to mówią, im mocniejszy przeciwnik, tym większa frajda z wygranej. Kruczowłosy spojrzał na Vernila. Ten z sadystycznym uśmiechem nawalam w ich wroga. Cios za ciosem. Jednak to mu nie wystarczyło. Po chwili chwycił go za nogi i zaczął nim kręcić. Coraz szybciej i szybciej. W końcu wyrzucił go w powietrze. Mężczyzna wylądował tuż obok młodego Saiyanina. Jednak Raz nie miał czasu na jakikolwiek ruch ponieważ ich oponent również wpadł w furię. Czerwona aura identyczna jak ta Vernila. Latające kafelki. Pięknie, po prostu pięknie. Walka rozkręciła się już do czerwoności i widzowie mieli piękny widok. Jednak nie walczący. Szmaragdowooki popatrzył się na szarżującego przeciwnika i na Vernila. Obaj byli w pełnej furii. Obaj chcieli się zabić. Ale on nie miał zamiaru ginąć. Jeszcze nie teraz. Skupił wszystkie swoje siły na swej Ki. Każda, nawet najmniejsza cząsteczka zbierała się w jego ciele. Skupiał wszystko co mu zostało. Biała aura wystrzeliła w powietrze. Otaczała chłopaka ze wszystkich stron. Jednak młodzian nie patrzył na to. miał mało czasu. Ruszył szybkim ruchem w stronę nacierającego wroga. Chciał zastosować to samo uderzenia co na Vernilu. Szybkie podcięcie i wybicie wroga w pancerzu w powietrze. W następnej sekundzie znalazł się nad nim. Młot z pięści dopełnił dzieła. Mężczyzna leciał właśnie w dół by zrobić krater w podłodze. Po tej walce będzie wiele sprzątania. Białą aura zniknęła, zaraz po ciosie chłopaka. To był jego ostatni cios, który zadał. Zostało mu już tylko obserwować i próbować żądlić. Walka się miała rozstrzygnąć między Verem, a ich wrogiem.
OCC:
Potężny w pana za 171 DMG.
Jego HP: 552/4500
Jego KI: 4200/4200
Biała Aura -80 KI
Raziel odłożył delikatnie scouter na ławkę, która znajdowała się poza zasięgiem wojowników. Leżały na niej kombinezony Vernila i Raza. Wyglądały o niebo lepiej niż to, co obaj kadeci mieli na sobie. Porozdzierane i popalone uniformy, po tej walce czekał jeden los. Na szmaty do wycierania podłogi w kwaterze. Kombinezon szmaragdowookiego ledwo trzymał się na nim i lada chwila ramiączka, mogły się rozpruć ukazując tors siedemnastolatka w pełnej okazałości. Jednak na razie musiał uważać na walczących. Vernil z każdym kolejnym ruchem się rozkręcał. Walczył niczym prawdziwy Saiyanin. Zero litości, czysta radość z walki. W końcu jak to mówią, im mocniejszy przeciwnik, tym większa frajda z wygranej. Kruczowłosy spojrzał na Vernila. Ten z sadystycznym uśmiechem nawalam w ich wroga. Cios za ciosem. Jednak to mu nie wystarczyło. Po chwili chwycił go za nogi i zaczął nim kręcić. Coraz szybciej i szybciej. W końcu wyrzucił go w powietrze. Mężczyzna wylądował tuż obok młodego Saiyanina. Jednak Raz nie miał czasu na jakikolwiek ruch ponieważ ich oponent również wpadł w furię. Czerwona aura identyczna jak ta Vernila. Latające kafelki. Pięknie, po prostu pięknie. Walka rozkręciła się już do czerwoności i widzowie mieli piękny widok. Jednak nie walczący. Szmaragdowooki popatrzył się na szarżującego przeciwnika i na Vernila. Obaj byli w pełnej furii. Obaj chcieli się zabić. Ale on nie miał zamiaru ginąć. Jeszcze nie teraz. Skupił wszystkie swoje siły na swej Ki. Każda, nawet najmniejsza cząsteczka zbierała się w jego ciele. Skupiał wszystko co mu zostało. Biała aura wystrzeliła w powietrze. Otaczała chłopaka ze wszystkich stron. Jednak młodzian nie patrzył na to. miał mało czasu. Ruszył szybkim ruchem w stronę nacierającego wroga. Chciał zastosować to samo uderzenia co na Vernilu. Szybkie podcięcie i wybicie wroga w pancerzu w powietrze. W następnej sekundzie znalazł się nad nim. Młot z pięści dopełnił dzieła. Mężczyzna leciał właśnie w dół by zrobić krater w podłodze. Po tej walce będzie wiele sprzątania. Białą aura zniknęła, zaraz po ciosie chłopaka. To był jego ostatni cios, który zadał. Zostało mu już tylko obserwować i próbować żądlić. Walka się miała rozstrzygnąć między Verem, a ich wrogiem.
OCC:
Potężny w pana za 171 DMG.
Jego HP: 552/4500
Jego KI: 4200/4200
Biała Aura -80 KI
Re: Sala treningowa
Pią Sie 02, 2013 12:07 am
The member 'Raziel' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
Re: Sala treningowa
Sob Sie 03, 2013 6:05 pm
Walka, walka, walka... Żywioł przodowniczy dla wszystkich Saiyan. Wróć. Nie dla wszystkich, dla znacznej większości. Ci drudzy są jednak taką rzadkością, że istoty, które kiedyś miały do czynienia z Saiyaniami, zaszufladkowała tę rasę, jako agresywną. Jako rasę, dla której nic poza walką nie istnieje. No, do tego trzeba dołożyć łyżeczkę destrukcji. Proste? Proste! Bo Saiyanie to proste istoty. Co innego halfi. Ci, mają w sobie krew ziemian. Tamta rasa jest bardziej pokojowo nastawiona. Wiadomo, nie każda "połówka" różni się od rodowitych mieszkańców Vegety. Duże znaczenie ma tutaj wychowanie. I tutaj jest czas na przykład. Vernil. Nie dość, że half, to jeszcze wychowany przez ojca, który był raczej spokojną osobą. Co z tego wyrosło? Miły i uprzejmy, ale wojownik. Ma w swojej krwi ślady agresywnej rasy. Nie ujawnia się to zawsze. Tylko w momentach, gdy walczy na poważnie. Gdy wpada w furię! Wtedy nie różni się niczym od zwykłego, stereotypowego Saiyanina...
Przeciwnik upadł u stóp Raziela. Chłopak dostał już wcześniej informacje. Nie miał wtrącać się do walki. Zaryzykował. Zrobił to. Ostatni raz uruchomił biała aurę. Cisnął przeciwnikiem w górę i dobił go "młotem" do ziemi. Dokładnie to samo, co przed chwilą zrobił Half. Na jego czole natomiast pojawiła się żyłka. Jeszcze bardziej się zdenerwował. Ruszył na przeciwnika, który już powoli wstawał.
-MÓWIŁEM, ŻE NIE MASZ SIĘ WTRĄCAĆ!-Wykrzyczał i ruszył w stronę czarnowłosego kolegi. Gdy szarżował w jego stronę, przeciwnik stał już na równych nogach. Uderzył Raziela w tors. Prosto w centrum. Widząc było jego zmęczenie. Cios nie był już tak silny i precyzyjny. Zaraz po tym Vernil wleciał w jego prawy bark z wyciągniętymi przed siebie obiema rękami. NA ich końcach znajdowały się pokrwawione i zmęczone już kostki. Zatrzymał się i wylądował. Miał groźną minę. Spojrzał prosto w oczy Raziela.
-Jeszcze Raz go dotknij, a jak ja dotknę Ciebie to pożałujesz, że się urodziłeś. –Odwrócił wzrok i spojrzał na przeciwnika ponownie zaciskając pięści- Teraz mam inne sprawy na głowie-dodał i powoli ruszył w stronę przeciwnika. Czarnowłosy powoli podnosił się. Klęczał na jednym kolanie. Druga noga była zgięta i to na niej trzymał obie ręce. Na twarzy Halfa pojawił się uśmiech.
-Było wyzywać nas od frajerów i cieniasów?-Powiedział chłopak. Zaraz po tym Czarnowłosy wojownik ze szramą na szyji wybił się z ugiętej nogi. Chciał szybkim sierpowym posłać Brązowookiego na posadzkę. Był jednak sporo wolniejszy od Kadeta. Ten zrobił to samo. Silny i precyzyjny cios. Oponent został powalony na ziemię. Upadł z dużym hukiem. Vernil podskoczył w górę. Aura zwiększyła się. Oponent już leżał na ziemi. Brązowowłosy zatrzymał się przy suficie.
-Tego ataku już nie przeżyjesz-powiedział przejeżdżając wyprostowaną dłonią pod swoją brodą.
OCC:
Furia!! +50 do wszystkich statystyk poza wytrzymałością.
Biała Aura wciąż utrzymywana -80 KI
Zwykływ pana za 195 DMG. Koszt 194 KI
Kontra w pana za 195 DMG. Koszt 194 KI
Jego HP: 162/4500
Jego KI: 4200/4200
Przeciwnik upadł u stóp Raziela. Chłopak dostał już wcześniej informacje. Nie miał wtrącać się do walki. Zaryzykował. Zrobił to. Ostatni raz uruchomił biała aurę. Cisnął przeciwnikiem w górę i dobił go "młotem" do ziemi. Dokładnie to samo, co przed chwilą zrobił Half. Na jego czole natomiast pojawiła się żyłka. Jeszcze bardziej się zdenerwował. Ruszył na przeciwnika, który już powoli wstawał.
-MÓWIŁEM, ŻE NIE MASZ SIĘ WTRĄCAĆ!-Wykrzyczał i ruszył w stronę czarnowłosego kolegi. Gdy szarżował w jego stronę, przeciwnik stał już na równych nogach. Uderzył Raziela w tors. Prosto w centrum. Widząc było jego zmęczenie. Cios nie był już tak silny i precyzyjny. Zaraz po tym Vernil wleciał w jego prawy bark z wyciągniętymi przed siebie obiema rękami. NA ich końcach znajdowały się pokrwawione i zmęczone już kostki. Zatrzymał się i wylądował. Miał groźną minę. Spojrzał prosto w oczy Raziela.
-Jeszcze Raz go dotknij, a jak ja dotknę Ciebie to pożałujesz, że się urodziłeś. –Odwrócił wzrok i spojrzał na przeciwnika ponownie zaciskając pięści- Teraz mam inne sprawy na głowie-dodał i powoli ruszył w stronę przeciwnika. Czarnowłosy powoli podnosił się. Klęczał na jednym kolanie. Druga noga była zgięta i to na niej trzymał obie ręce. Na twarzy Halfa pojawił się uśmiech.
-Było wyzywać nas od frajerów i cieniasów?-Powiedział chłopak. Zaraz po tym Czarnowłosy wojownik ze szramą na szyji wybił się z ugiętej nogi. Chciał szybkim sierpowym posłać Brązowookiego na posadzkę. Był jednak sporo wolniejszy od Kadeta. Ten zrobił to samo. Silny i precyzyjny cios. Oponent został powalony na ziemię. Upadł z dużym hukiem. Vernil podskoczył w górę. Aura zwiększyła się. Oponent już leżał na ziemi. Brązowowłosy zatrzymał się przy suficie.
-Tego ataku już nie przeżyjesz-powiedział przejeżdżając wyprostowaną dłonią pod swoją brodą.
OCC:
Furia!! +50 do wszystkich statystyk poza wytrzymałością.
Biała Aura wciąż utrzymywana -80 KI
Zwykływ pana za 195 DMG. Koszt 194 KI
Kontra w pana za 195 DMG. Koszt 194 KI
Jego HP: 162/4500
Jego KI: 4200/4200
Re: Sala treningowa
Sob Sie 03, 2013 6:05 pm
The member 'Colin' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Sob Sie 03, 2013 7:53 pm
Walka była podstawowym żywiołem każdego Saiyanina. Szybkie ciosy, blokady, kontry, kombinacje. Saiyanie byli stworzeni do walki, a wręcz ją uwielbiali. Czerpali z niej jakąś przyjemność. Na Vegecie im lepszym i potężniejszym wojownikiem byłeś, tym miałeś większy szacunek całości. Ale do tego trzeba dążyć licznymi treningami i latami walk.
Raziel z pewną dumą patrzył jak ten zadufany w sobie kadecik leci prosto na ziemie. Widać było po nim, że nie ma już sił na dalszą walkę. Przeliczył się rzucając wyzwanie młodym kadetom. Z jednym by sobie poradził, lecz z dwoma już nie. Pomimo niskiego poziomu mocy razem stanowili niszczącą siłę. A przynajmniej dopóki byli przy zdrowych zmysłach. Kiedy gniew ogarniał młodzieńców, to Saiyańska krew wrzała, gotowa wybuchnąć. Wtedy też tracili możliwość zimnego oceniania sytuacji i dążyli do jak najszybszego zabicia wroga. Nawet kosztem własnego, bądź cudzego życia. Ale takie właśnie są uroki walki. Krzyk Vernila usłyszał w momencie kiedy wylądował na podłodze. Popatrzył na niego i to sprawiło, że jego oponent wyczuł chwilę do ataku. Z krzykiem ruszył na Raziela, próbując dosięgnąć go prawym sierpowym. Cios był skierowany prosto w splot słoneczny chłopaka. Jednak był on na tyle wolny i nieumiejętnie wykonany, że nie zagrażał kruczowłosemu. To był już ostateczna szarża, która powodowana była bezsilnością. Szmaragdowooki delikatnie uchylił się przed nadlatującym ciosem, po czym wymierzył oponentowi solidny kopniak kolanem w żebra. Po ciosie, po którym przeciwnik opluł tors młodziaka krwią nadeszło uderzeniem łokciem z góry. Na sam koniec kop z pół obrotu posłał wojownika w pancerzu na ścianę. Uśmiechnął się zimno kiedy usłyszał okrzyk wnerwionego Vernila. Najwidoczniej furia zaślepiała go do tego stopnia, że nie dostrzegał pomocy ze strony syna Aryenne. Jednak nie przejmował się tym. Jeśli jego towarzysz przesadzi trener najpewniej go usadzi.
Obserwował zimnym i spokojnym wzrokiem jak Vernil odbija cios ich wroga i samemu zadaje obrażenia. Walka już byłą skończona. Ich przeciwnik musiałby wejść na stopień Super Saiyanina by mieć choć cień szansy na zwycięstwo w tym pojedynku. Raziel wzrokiem zaczął szukać jakiegoś trenera. Ostatnie słowa jego kompana trochę go zaniepokoiły.
OCC:
Zwykły w pana za 69 DMG.
[darmowa z systemu]Kontra w pana za 69 DMG.
Jego HP: 24/4500
Jego KI: 4200/4200
Raziel z pewną dumą patrzył jak ten zadufany w sobie kadecik leci prosto na ziemie. Widać było po nim, że nie ma już sił na dalszą walkę. Przeliczył się rzucając wyzwanie młodym kadetom. Z jednym by sobie poradził, lecz z dwoma już nie. Pomimo niskiego poziomu mocy razem stanowili niszczącą siłę. A przynajmniej dopóki byli przy zdrowych zmysłach. Kiedy gniew ogarniał młodzieńców, to Saiyańska krew wrzała, gotowa wybuchnąć. Wtedy też tracili możliwość zimnego oceniania sytuacji i dążyli do jak najszybszego zabicia wroga. Nawet kosztem własnego, bądź cudzego życia. Ale takie właśnie są uroki walki. Krzyk Vernila usłyszał w momencie kiedy wylądował na podłodze. Popatrzył na niego i to sprawiło, że jego oponent wyczuł chwilę do ataku. Z krzykiem ruszył na Raziela, próbując dosięgnąć go prawym sierpowym. Cios był skierowany prosto w splot słoneczny chłopaka. Jednak był on na tyle wolny i nieumiejętnie wykonany, że nie zagrażał kruczowłosemu. To był już ostateczna szarża, która powodowana była bezsilnością. Szmaragdowooki delikatnie uchylił się przed nadlatującym ciosem, po czym wymierzył oponentowi solidny kopniak kolanem w żebra. Po ciosie, po którym przeciwnik opluł tors młodziaka krwią nadeszło uderzeniem łokciem z góry. Na sam koniec kop z pół obrotu posłał wojownika w pancerzu na ścianę. Uśmiechnął się zimno kiedy usłyszał okrzyk wnerwionego Vernila. Najwidoczniej furia zaślepiała go do tego stopnia, że nie dostrzegał pomocy ze strony syna Aryenne. Jednak nie przejmował się tym. Jeśli jego towarzysz przesadzi trener najpewniej go usadzi.
Obserwował zimnym i spokojnym wzrokiem jak Vernil odbija cios ich wroga i samemu zadaje obrażenia. Walka już byłą skończona. Ich przeciwnik musiałby wejść na stopień Super Saiyanina by mieć choć cień szansy na zwycięstwo w tym pojedynku. Raziel wzrokiem zaczął szukać jakiegoś trenera. Ostatnie słowa jego kompana trochę go zaniepokoiły.
OCC:
Zwykły w pana za 69 DMG.
[darmowa z systemu]Kontra w pana za 69 DMG.
Jego HP: 24/4500
Jego KI: 4200/4200
Re: Sala treningowa
Nie Sie 04, 2013 2:16 pm
Zbliżał się koniec walki. Przeciwnik ledwo utrzymywał sie na nogach.. A właściwie już przestał to robić. Gdy Vernil zadał swój cios, mężczyzna chciał go zablokować. Wystawił sprawniejszą rękę przed siebie. Chciał na nią przyjąć cały ciężar ciosu, lecz to nie udało się. Brązowooki przebił się przez blokadę i koniec końców, posłał swojego przeciwnika na łopatki. Najwidoczniej przeciwnik miał jeszcze siłę. Wstał i chciał z dużą siłą uderzyć halfa. Przeliczył się. Gdy biegł na swojego kata. Ten tylko wyciągnął przed siebie otwartą dłoń i krzyknął
-KIAI-HO!- Odrzucając agresora w stronę ściany. Krótko po tym na mężczyznę z blizną ruszył Raziel. Celny kopniak, cios z łokcia i to wszystko zakończone ciosem z półobrotu. Coś pięknego. Kombinacje. Dla niejednej istoty nieosiągalne. Dla mieszkańców Vegety? Chleb powszedni. Albo umiesz walczyć, albo jesteś nikim. Innej opcji nie ma. Przeciwnik padł na ziemie. Oddychał. Żył, ale następnego uderzenia mógłby już nie przeżyć. Vernila jednak rozzłościła inna rzecz. Raziel po raz kolejny zadał cios przeciwnikowi. Czerwona aura znów eksplodowała. Luźne kafelki poszybowały w górę rozbijając się o sufit. Następnie ich skruszone drobinki zaczęły szybko opadać na ziemie. Na wojowników walczących. Na tych, którzy wpatrywali się w finalną fazę walki także. Brązowowłosy ruszył w stronę Raziela. Jego mięśnie były napięte. Na twarzy był czerwony. Złość zwiększyła się. Gdy był przy swoim kompanie, momentalnie uderzył go w brzuch posyłając na ziemię.
-MÓWIŁEM! Nie wtrącaj się!-Powiedział do Kruczowłosego. Po chwili spojrzał na omdlałego wojownika. Walka się zakończyła. Tamten nie miał już sił walczyć. Vernil schylił się. Chwycił swojego przeciwnika za gardło i uniósł go w górę. W ten sposób upewnił się czy ten ma jeszcze siłę walczyć. Odłożył go na ziemię. Powoli się uspokajał. Zdjął z niego napierśnik i rzucił go na ławkę gdzie leżały już dwa kombinezony i scouter. Jeszcze Raz spojrzał na Raziela. Wyskoczył w górę. Zatrzymał się przy suficie. Jeszcze ras spojrzał na nieruszającego się przeciwnika. Uspokoił się.
-Co?-Zapytał w myślach sam siebie. Znów to samo. Dziura w pamięci. Opadał an ziemię. Ani czerwona, ani biała aura nie otaczały już jego ciała. Wylądował. Spojrzał na Raziela. Ten wstawał.
-No cóż. Wygląda na to, że wygraliśmy a…- chciał powiedzieć o tym, że nic nie pamięta, ale głupio mu było. Co pomyślałby sobie, Raziel? Zwiedził wzrokiem sale. Widział kadetów, którzy zaczęli uśmiechać się między sobą. Najwidoczniej obstawiali, kto wygra. Niektórzy byli zszokowani poziomem walczących. Nagle Half ujrzał przeciwnika. Zmasakrowanego. Jedna ręka złamana. To pamiętał. Cięcie też. Ale dziurę w brzuchu na wylot? Momentalnie podszedł do niego. Sprawdził czy ten oddycha. Tak, żył. Chwycił go w talii. Jego zdrową ręką przełożył sobie na ramię, przez szyję. Zaczął unosić się nad ziemią. Znów pojawiła się biała aura. Na twarzy chłopaka można było dostrzec zmęczenie, ale musiał zrobić jeszcze cos…
-Dobra, ja polecę z nim do skrzydła szpitalnego. Nie jest z nim najlepiej. Fantami się później podzielimy, na razie się nimi zaopiekuj. Lecę-powiedział, uśmiechnął się delikatnie, przyłożył wolną rękę do czoła z wystawionymi dwoma palcami i machnął nią w kierunku wyjścia. Poleciał. Przez drzwi. Przez korytarze. Trzymając rannego wojownika, z którego wciąż wyciekała krew.
-Tylko mi tutaj nie wykituj! -powiedział w powietrze.
OCC:
Furia!! +50 do wszystkich statystyk poza wytrzymałością.
Biała Aura wciąż utrzymywana -80 KI
Raziel 195 DMG koszt 195 KI
Kiai-ho w kolesia. Koszt 24 KI
FURIAA!! Koniec. Postać uspokaja się
.
Koniec Treningu.
z/t->pokoje szpitalne.
-KIAI-HO!- Odrzucając agresora w stronę ściany. Krótko po tym na mężczyznę z blizną ruszył Raziel. Celny kopniak, cios z łokcia i to wszystko zakończone ciosem z półobrotu. Coś pięknego. Kombinacje. Dla niejednej istoty nieosiągalne. Dla mieszkańców Vegety? Chleb powszedni. Albo umiesz walczyć, albo jesteś nikim. Innej opcji nie ma. Przeciwnik padł na ziemie. Oddychał. Żył, ale następnego uderzenia mógłby już nie przeżyć. Vernila jednak rozzłościła inna rzecz. Raziel po raz kolejny zadał cios przeciwnikowi. Czerwona aura znów eksplodowała. Luźne kafelki poszybowały w górę rozbijając się o sufit. Następnie ich skruszone drobinki zaczęły szybko opadać na ziemie. Na wojowników walczących. Na tych, którzy wpatrywali się w finalną fazę walki także. Brązowowłosy ruszył w stronę Raziela. Jego mięśnie były napięte. Na twarzy był czerwony. Złość zwiększyła się. Gdy był przy swoim kompanie, momentalnie uderzył go w brzuch posyłając na ziemię.
-MÓWIŁEM! Nie wtrącaj się!-Powiedział do Kruczowłosego. Po chwili spojrzał na omdlałego wojownika. Walka się zakończyła. Tamten nie miał już sił walczyć. Vernil schylił się. Chwycił swojego przeciwnika za gardło i uniósł go w górę. W ten sposób upewnił się czy ten ma jeszcze siłę walczyć. Odłożył go na ziemię. Powoli się uspokajał. Zdjął z niego napierśnik i rzucił go na ławkę gdzie leżały już dwa kombinezony i scouter. Jeszcze Raz spojrzał na Raziela. Wyskoczył w górę. Zatrzymał się przy suficie. Jeszcze ras spojrzał na nieruszającego się przeciwnika. Uspokoił się.
-Co?-Zapytał w myślach sam siebie. Znów to samo. Dziura w pamięci. Opadał an ziemię. Ani czerwona, ani biała aura nie otaczały już jego ciała. Wylądował. Spojrzał na Raziela. Ten wstawał.
-No cóż. Wygląda na to, że wygraliśmy a…- chciał powiedzieć o tym, że nic nie pamięta, ale głupio mu było. Co pomyślałby sobie, Raziel? Zwiedził wzrokiem sale. Widział kadetów, którzy zaczęli uśmiechać się między sobą. Najwidoczniej obstawiali, kto wygra. Niektórzy byli zszokowani poziomem walczących. Nagle Half ujrzał przeciwnika. Zmasakrowanego. Jedna ręka złamana. To pamiętał. Cięcie też. Ale dziurę w brzuchu na wylot? Momentalnie podszedł do niego. Sprawdził czy ten oddycha. Tak, żył. Chwycił go w talii. Jego zdrową ręką przełożył sobie na ramię, przez szyję. Zaczął unosić się nad ziemią. Znów pojawiła się biała aura. Na twarzy chłopaka można było dostrzec zmęczenie, ale musiał zrobić jeszcze cos…
-Dobra, ja polecę z nim do skrzydła szpitalnego. Nie jest z nim najlepiej. Fantami się później podzielimy, na razie się nimi zaopiekuj. Lecę-powiedział, uśmiechnął się delikatnie, przyłożył wolną rękę do czoła z wystawionymi dwoma palcami i machnął nią w kierunku wyjścia. Poleciał. Przez drzwi. Przez korytarze. Trzymając rannego wojownika, z którego wciąż wyciekała krew.
-Tylko mi tutaj nie wykituj! -powiedział w powietrze.
OCC:
Furia!! +50 do wszystkich statystyk poza wytrzymałością.
Biała Aura wciąż utrzymywana -80 KI
Raziel 195 DMG koszt 195 KI
Kiai-ho w kolesia. Koszt 24 KI
FURIAA!! Koniec. Postać uspokaja się
.
Koniec Treningu.
z/t->pokoje szpitalne.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Nie Sie 04, 2013 9:29 pm
Koniec walki. O wiele potężniejszy oponent leżał teraz na deskach ledwo dysząc. Obaj kadeci również byli mocno z poniewierani. Rany po bitwie w koszarach ciągle się nie zagoiły do końca. Raziel czuł, jak wcześniej nastawione ramię, zaczyna go powoli narywać. Mieli się ograniczać i nie przemęczać. A co zrobili zaraz po wyjściu ze szpitala? Wdali się w bójkę z o wiele silniejszym od nich wojownikiem. I to ledwie wygraną. Gdyby nie furia, w którą wpadali kolejni uczestnicy batalii. Jednak pomimo olbrzymiej siły, tracili rozum i szaleli. A co najważniejsze, nie wiedzieli kiedy zakończyć szarże.
Po swoim ataku odsunął się delikatnie. Furia dalej panowała nad Vernilem. Nie widział różnicy, pomiędzy pomocą, a wcinaniem się w walkę. W końcu toczyli bój dwóch na jednego. Po chwili poczuł potężne uderzenie w brzuch, które posłało go na ziemię. Jednak nie pochodziło ono ze strony ich oponenta. Sam Ver postanowił podziękować szmaragdowookiemu. Raziel podniósł się powoli i dostrzegł, jak brązowooki zabiera z pokonanego Saiyanina pancerz i rzuca go na ławkę, na której znajdowały się kombinezony i scouter. Następnie wystrzelił w powietrze, jakby chciał na nowo atakować.
Na ich szczęście gniew minął brązowookiemu tak szybko jak się pojawił. Wyglądał dość głupkowato. Jakby nie pamiętam niczego, co zrobił. Może to i lepiej. Niektórych rzeczy nie warto pamiętać.
- Tia, wygraliśmy. – odparł Raz lodowatym tonem, przy okazji plując krwią. Cała ta walka poważnie osłabiła kadeta. Jednak zanim zdążył powiedzieć cokolwiek, Vernil chwycił ich oponenta i wyleciał z Sali. Natomiast na głowę kruczowłosego spadły dwa kombinezony, pancerz, i scouter. Ich dzisiejsze nagrody.
Młodzieniec westchnął cicho i rozejrzał się dookoła. Tłum gapiów powoli zanikał, zajmując się własnymi sprawami. Kilku z nich kiwnęło szatynowi głową, uśmiechając się. Najwidoczniej postawili na ich wygraną i zgarnęli niezłą wygraną. Syn Aryenne nie zrobił nic tylko podszedł do ławki. Zarzucił oba kostiumy na ramię, scouter założył na ucho, zaś pancerz wziął do ręki. I właśnie z takim zestawieniem postanowił ruszyć do swojej kwatery, by ją wreszcie zobaczyć na swe zielone oczęta. Wychodząc z Sali Treningowej nie spostrzegł, ze zostawił tam coś bardzo drogiego.
Occ:
Biorę wszystkie itemy.
z/t => Kwatera Raziela.
Po swoim ataku odsunął się delikatnie. Furia dalej panowała nad Vernilem. Nie widział różnicy, pomiędzy pomocą, a wcinaniem się w walkę. W końcu toczyli bój dwóch na jednego. Po chwili poczuł potężne uderzenie w brzuch, które posłało go na ziemię. Jednak nie pochodziło ono ze strony ich oponenta. Sam Ver postanowił podziękować szmaragdowookiemu. Raziel podniósł się powoli i dostrzegł, jak brązowooki zabiera z pokonanego Saiyanina pancerz i rzuca go na ławkę, na której znajdowały się kombinezony i scouter. Następnie wystrzelił w powietrze, jakby chciał na nowo atakować.
Na ich szczęście gniew minął brązowookiemu tak szybko jak się pojawił. Wyglądał dość głupkowato. Jakby nie pamiętam niczego, co zrobił. Może to i lepiej. Niektórych rzeczy nie warto pamiętać.
- Tia, wygraliśmy. – odparł Raz lodowatym tonem, przy okazji plując krwią. Cała ta walka poważnie osłabiła kadeta. Jednak zanim zdążył powiedzieć cokolwiek, Vernil chwycił ich oponenta i wyleciał z Sali. Natomiast na głowę kruczowłosego spadły dwa kombinezony, pancerz, i scouter. Ich dzisiejsze nagrody.
Młodzieniec westchnął cicho i rozejrzał się dookoła. Tłum gapiów powoli zanikał, zajmując się własnymi sprawami. Kilku z nich kiwnęło szatynowi głową, uśmiechając się. Najwidoczniej postawili na ich wygraną i zgarnęli niezłą wygraną. Syn Aryenne nie zrobił nic tylko podszedł do ławki. Zarzucił oba kostiumy na ramię, scouter założył na ucho, zaś pancerz wziął do ręki. I właśnie z takim zestawieniem postanowił ruszyć do swojej kwatery, by ją wreszcie zobaczyć na swe zielone oczęta. Wychodząc z Sali Treningowej nie spostrzegł, ze zostawił tam coś bardzo drogiego.
Occ:
Biorę wszystkie itemy.
z/t => Kwatera Raziela.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Pon Sie 05, 2013 11:35 am
Vulfila wkroczyła do sali treningowej trochę niepewnie. Wewnątrz śmierdziało potem i wszyscy w skupieniu zajmowali się rozwijaniem swoich możliwości. I co najgorsze wszyscy silniejsi od niej. Co prawda tylko do czasu, ale jednak póki co musiała mieć się na baczności, jeśli nie chciała dostać w zęby lub całkiem je stracić.
Dziś jednak przyszedł czas na rozwijanie szybkości, tak sobie zaplanowała. Weszła więc do środka i rozejrzała się po dostępnym sprzęcie treningowym. W zasadzie to miejsce było na pewno lepiej wyposażone już podwórko za domem, gdzie ćwiczyła do tej pory.
Vulfila nie chcąc rzucać się w oczy skierowała się najlepiej gdzieś w róg pod ścianę, gdzie chciała w spokoju skupić swą energię. Zaczęła od krótkiej medytacji. Usiadła w siadzie skrzyżnym prostując plecy i ręce kładąc na kolanach. Oczyszczała umysł, żeby wszelkie emocje nie wpływały na efektywność jej działań dzisiaj. Chciała dać z siebie wszystko, przekroczyć granice wytrzymałości. Oddychała głęboko. Gdy uznała, że jest już wystarczająco zmotywowana, wstała i zaczęła biegać w kółko po sali, żeby rozgrzać mięśnie, podnieść tętno, ale również wyrównać oddech i przygotować się do dalszych ćwiczeń.
Biegała przez godzinę, a kiedy pot już całkiem spływał po jej twarzy, a ciało odmawiało posłuszeństwa przeszła do rozciągania, bo też nie chciała doznać jakiejś kontuzji. Chociaż w zasadzie gdyby miała iść znów do pokoju pani pielęgniarki wcale by się nie obraziła. Rozciągnęła dokładnie całe ciało, zaczynając od rąk w obrotach i wyrzutach, potem przeciągała tułów, a na koniec powyciągała nogi na wszystkie strony.
Nie mając ze sobą trenera ciężko było Vulfili zdecydować, jaki trening będzie najlepszy. Stwierdziła jednak, że szybkość najlepiej wyćwiczy z ciężarkami. Poszukała takich na ręce i nogi. Wybrała niewielki ciężar, bo też kiedy zobaczyła, że dostępne są i ciężarki kilkutonowe zrobiła wielkie oczy. No tak, może i wstyd ćwiczyć z tak niewielkim obciążeniem jak jej, ale ... od czegoś trzeba zacząć, prawda?
Tak obciążona zaczęła okładać worek treningowy. Najpierw na stojąco, a potem w locie.
OCC:
Rozpoczęcie treningu
Dziś jednak przyszedł czas na rozwijanie szybkości, tak sobie zaplanowała. Weszła więc do środka i rozejrzała się po dostępnym sprzęcie treningowym. W zasadzie to miejsce było na pewno lepiej wyposażone już podwórko za domem, gdzie ćwiczyła do tej pory.
Vulfila nie chcąc rzucać się w oczy skierowała się najlepiej gdzieś w róg pod ścianę, gdzie chciała w spokoju skupić swą energię. Zaczęła od krótkiej medytacji. Usiadła w siadzie skrzyżnym prostując plecy i ręce kładąc na kolanach. Oczyszczała umysł, żeby wszelkie emocje nie wpływały na efektywność jej działań dzisiaj. Chciała dać z siebie wszystko, przekroczyć granice wytrzymałości. Oddychała głęboko. Gdy uznała, że jest już wystarczająco zmotywowana, wstała i zaczęła biegać w kółko po sali, żeby rozgrzać mięśnie, podnieść tętno, ale również wyrównać oddech i przygotować się do dalszych ćwiczeń.
Biegała przez godzinę, a kiedy pot już całkiem spływał po jej twarzy, a ciało odmawiało posłuszeństwa przeszła do rozciągania, bo też nie chciała doznać jakiejś kontuzji. Chociaż w zasadzie gdyby miała iść znów do pokoju pani pielęgniarki wcale by się nie obraziła. Rozciągnęła dokładnie całe ciało, zaczynając od rąk w obrotach i wyrzutach, potem przeciągała tułów, a na koniec powyciągała nogi na wszystkie strony.
Nie mając ze sobą trenera ciężko było Vulfili zdecydować, jaki trening będzie najlepszy. Stwierdziła jednak, że szybkość najlepiej wyćwiczy z ciężarkami. Poszukała takich na ręce i nogi. Wybrała niewielki ciężar, bo też kiedy zobaczyła, że dostępne są i ciężarki kilkutonowe zrobiła wielkie oczy. No tak, może i wstyd ćwiczyć z tak niewielkim obciążeniem jak jej, ale ... od czegoś trzeba zacząć, prawda?
Tak obciążona zaczęła okładać worek treningowy. Najpierw na stojąco, a potem w locie.
OCC:
Rozpoczęcie treningu
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Wto Sie 06, 2013 8:17 pm
Vulfila dawała z siebie wszystko. Okładała worek treningowy najpierw w miejscu na zamianę rękami i nogami. Później włączyła w to jeszcze pracę nóg, robiąc odskoki, doskoki, półobroty i wypady. Pot lał się z jej czoła strumieniami. A kiedy już wydawać się mogło, że nie da już więcej rady, kiedy już dyszała jak zziajany pies, wzniosła się w powietrze i znalazła najbliższy wysoko umiejscowiony worek i zaczęła wszystko od początku. W miejscu, potem w ruchu, a następnie salta i inne figury, jakie przyszły jej do głowy.
Gdyby trenowała na Ziemi w ogrodzie za domem już dawno zrezygnowałaby, żeby się nie przeforsować, ale nie tu, nie w sali pełnej wojowników. Sam fakt, że byli od niej silniejsi, że potrzebowała wiele czasu i pracy, żeby im dorównać, doprowadzał ją do białej gorączki. Co rusz wyszukiwała w sobie dodatkowych pokładów energii, żeby tylko nie pokazać przed wszystkimi, że jest mięczakiem, żeby robić jak największe postępy. Żeby odegrać się na tym dupku, który ją pchnął dziś na korytarzu.
Zatrzymała się, dysząc ciężko i podpierając się na własnych kolana. Zacisnęła ręce z całej siły. Nie, to jeszcze nie było wszystko na co ją stać! Przecież chciała zabłysnąć, wrócić na Ziemię, ochronić przybranego ojca.
- Wwwrrraaahh!!!- zaryczała na całą salę jak dzika kotkanie zważając na to, czy ktoś się obejrzy lub uzna to za pierwotne. Rzuciła się znów na worek treningowy, okładając go jeszcze mocniej i jeszcze szybciej. Czuła, jak moc wzrasta w niej, jak złość szuka ujścia. Jeden, drugi, trzeci cios!
I nagle worek pękł. Piasek we wnętrzu posypał się na podłogę. Vulfili zakręciło się w głowie, przesadziła tym razem. Energia uszła z niej całkiem, przez co nie mogła już latać. Upadła z wysokości na parkiet obsypany wcześniejszą zawartością worka treningowego.
Przez chwilę nie poruszała się. Oddychała głęboko. Leżała i zastanawiała się, czy da radę wstać. Podparła ręce o podłogę, próbując się podnieść. Parła rękami w podłogę, że te wciąż obciążone drżały z wycieńczenia. Dziewczyna odpięła je zmęczona, a kiedy zabrakło obciążników na rękach i nogach poczuła niezwykłą ulgę. Tak, jakby nagle wszystko stało się lżejsze a ona mogła skakać na pięć metrów w górę.
Pozbierała się z podłogi wykończona. Ręce i nogi miała jak sprężyny, co motywowało ją do dalszej pracy, ale w zasadzie nie miała już sił na nic. Musiała się najpierw zregenerować, najlepiej wziąć prysznic, zjeść coś i położyć się spać. Złapała za jeden z ręczników na ścianie. Wytarła nim czoło, a potem położyła go na ramionach.
To był dobry dzień dla półsaiyanki.
OCC: koniec treningu
Gdyby trenowała na Ziemi w ogrodzie za domem już dawno zrezygnowałaby, żeby się nie przeforsować, ale nie tu, nie w sali pełnej wojowników. Sam fakt, że byli od niej silniejsi, że potrzebowała wiele czasu i pracy, żeby im dorównać, doprowadzał ją do białej gorączki. Co rusz wyszukiwała w sobie dodatkowych pokładów energii, żeby tylko nie pokazać przed wszystkimi, że jest mięczakiem, żeby robić jak największe postępy. Żeby odegrać się na tym dupku, który ją pchnął dziś na korytarzu.
Zatrzymała się, dysząc ciężko i podpierając się na własnych kolana. Zacisnęła ręce z całej siły. Nie, to jeszcze nie było wszystko na co ją stać! Przecież chciała zabłysnąć, wrócić na Ziemię, ochronić przybranego ojca.
- Wwwrrraaahh!!!- zaryczała na całą salę jak dzika kotkanie zważając na to, czy ktoś się obejrzy lub uzna to za pierwotne. Rzuciła się znów na worek treningowy, okładając go jeszcze mocniej i jeszcze szybciej. Czuła, jak moc wzrasta w niej, jak złość szuka ujścia. Jeden, drugi, trzeci cios!
I nagle worek pękł. Piasek we wnętrzu posypał się na podłogę. Vulfili zakręciło się w głowie, przesadziła tym razem. Energia uszła z niej całkiem, przez co nie mogła już latać. Upadła z wysokości na parkiet obsypany wcześniejszą zawartością worka treningowego.
Przez chwilę nie poruszała się. Oddychała głęboko. Leżała i zastanawiała się, czy da radę wstać. Podparła ręce o podłogę, próbując się podnieść. Parła rękami w podłogę, że te wciąż obciążone drżały z wycieńczenia. Dziewczyna odpięła je zmęczona, a kiedy zabrakło obciążników na rękach i nogach poczuła niezwykłą ulgę. Tak, jakby nagle wszystko stało się lżejsze a ona mogła skakać na pięć metrów w górę.
Pozbierała się z podłogi wykończona. Ręce i nogi miała jak sprężyny, co motywowało ją do dalszej pracy, ale w zasadzie nie miała już sił na nic. Musiała się najpierw zregenerować, najlepiej wziąć prysznic, zjeść coś i położyć się spać. Złapała za jeden z ręczników na ścianie. Wytarła nim czoło, a potem położyła go na ramionach.
To był dobry dzień dla półsaiyanki.
OCC: koniec treningu
Re: Sala treningowa
Wto Sie 06, 2013 10:12 pm
Koszarowy przyglądał się treningowi Vulfili. Parskał pod nosem na widok jej niedoskonałej techniki, powolnym ruchom i niedokładnym ciosom. Najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, że to jej pierwszy dzień. Uśmiechnął się złośliwie gdy nowa zakończyła sesję.
- Co jest młoda, finito na dziś? - zawołał, strzelając jej pod stopy dwoma Ki Blastami - a mnie się wydaje, że to dopiero rozgrzewka. To co, może 20 okrążeń wokół sali? I żebyś nie czuła się samotna.... Uwaga! - ryknął - Wszystkie ścierwa poniżej Nashi biegają razem z tą paniusią - wskazał ręką na Vulfile - 20 okrążeń! Potem jej podziękujecie. A teraz zapier*alać!
OCC:
Opisz ładnie te wszystkie pełne wyrzutu pary oczu.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Sro Sie 07, 2013 11:26 am
Vulfila popatrzyła z mieszaniną zdziwienia i przerażenia na koszarowego. Kto to u licha był? Włosy jakimi poszczycić by się mogła księżniczka z bajki, muskulatura jak u dzikiego centaura. Ale chociaż znał się na modzie, bo nosił podobnie wycięte gatki jak te, które sama sobie wykonała.
Wszyscy kadeci w sali jęknęli z wielkim zawodem w głosie. Niektórzy mieli łzy w oczach, część z nich obłęd, ale wszyscy zgodnie i bez protestów zaczęli robić okrążenia wokół sali. Źle to wróżyło, bardzo źle.
Vulfila zakręciła ogonem w prawo i lewo. Bała się, że ta rozmowa źle się skończy, ale z drugiej strony... Nie mogła się powstrzymać. Może ten pan nie wiedział, że już skończyła trening? W końcu podniosła lekko rękę do góry, żeby zwrócić na siebie uwagę koszarowego.
- Przepraszam pana najmocniej, ale chyba zaszła jakaś pomyłka.- odezwała się, podchodząc bliżej do mężczyzny.- Ja właśnie skończyłam trening i już nie mam sił dalej biegać.
Wszyscy kadeci w sali jęknęli z wielkim zawodem w głosie. Niektórzy mieli łzy w oczach, część z nich obłęd, ale wszyscy zgodnie i bez protestów zaczęli robić okrążenia wokół sali. Źle to wróżyło, bardzo źle.
Vulfila zakręciła ogonem w prawo i lewo. Bała się, że ta rozmowa źle się skończy, ale z drugiej strony... Nie mogła się powstrzymać. Może ten pan nie wiedział, że już skończyła trening? W końcu podniosła lekko rękę do góry, żeby zwrócić na siebie uwagę koszarowego.
- Przepraszam pana najmocniej, ale chyba zaszła jakaś pomyłka.- odezwała się, podchodząc bliżej do mężczyzny.- Ja właśnie skończyłam trening i już nie mam sił dalej biegać.
Re: Sala treningowa
Czw Sie 08, 2013 5:17 pm
Dziewczyna. To przez nią cała sala treningowa musi biegać dokoła sali. A ona, co robi podchodzi i mówi, że skończyła już trening. Koszarowy z początku zaczął się śmiać, później chyba jeszcze raz przeanalizował to, co powiedziała do niego Kadetka. Przybrał groźną minę i zmierzył wzrokiem Halfkę.
-Wytłumaczę Ci to. Jeśli mówię, że masz zapie****** to zapier******. Zrozumiałaś?-powiedział spokojnym głosem, ale przybrał taki styl wypowiedzi jakby tłumaczył jakiemuś głupkowi, dlaczego dwa dodać dwa to cztery. Zrobił krok w tył. Wyciągnął prawą rękę przed siebie i stworzył w niej ki-blasta.
-Koleżanka załatwiła wam po pięćdziesiąt kółek. Kto nie będzie biegał to dostanie tym pociskiem.-powiedział tak by go wszyscy usłyszeli.
-A TERAZ NAKUR**** KÓŁKA!!-Ryknął na koniec.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Sob Sie 10, 2013 3:24 pm
Vulfila zwęziła usta w trąbkę i spojrzała na koszarowego wielkimi, zawiedzionymi oczami. Wyglądało na to, że mężczyzna nie żartował, ale przecież półsaiyanka nie miała siły dalej biegać. Co miała zrobić?
- Ale...- zaczęła, jednak widząc groźną minę koszarowego puściła ręce wzdłuż ciała. Szczerze mówiąc miała ochotę odburknąć mu opryskliwie, ale podświadomie wyczuwała, że to nic nie zmieni, a tylko pogorszy sytuację.
Dopiero kiedy zobaczyła ki blasta zadrżała na całym ciele i zrobiła zaskoczoną minę. Cisnęła ręcznik po nogi i zaczęła czym prędzej dreptać po sali. Początkowo, póki mogła jeszcze wykrzesać z siebie jakąś energię, chciała pokazać koszarowemu, że grzecznie wykonuje rozkazy. Liczyła na to, że uda się w ten sposób zmniejszyć jego czujność. Więc gdy tylko się odwracał lub nie skupiał się na biegających zwalniała niemal do chodu.
Z czasem jednak, kiedy całkiem brakło jej sił, biegła coraz wolniej i wolniej, co wyglądało bardziej jak szybki chód niż wolny bieg.
Pod koniec dyszała ciężko i nie mogąc wytrzymać zatrzymała się, oparła o swoje kolana i odpoczywała.
- Ale...- zaczęła, jednak widząc groźną minę koszarowego puściła ręce wzdłuż ciała. Szczerze mówiąc miała ochotę odburknąć mu opryskliwie, ale podświadomie wyczuwała, że to nic nie zmieni, a tylko pogorszy sytuację.
Dopiero kiedy zobaczyła ki blasta zadrżała na całym ciele i zrobiła zaskoczoną minę. Cisnęła ręcznik po nogi i zaczęła czym prędzej dreptać po sali. Początkowo, póki mogła jeszcze wykrzesać z siebie jakąś energię, chciała pokazać koszarowemu, że grzecznie wykonuje rozkazy. Liczyła na to, że uda się w ten sposób zmniejszyć jego czujność. Więc gdy tylko się odwracał lub nie skupiał się na biegających zwalniała niemal do chodu.
Z czasem jednak, kiedy całkiem brakło jej sił, biegła coraz wolniej i wolniej, co wyglądało bardziej jak szybki chód niż wolny bieg.
Pod koniec dyszała ciężko i nie mogąc wytrzymać zatrzymała się, oparła o swoje kolana i odpoczywała.
Re: Sala treningowa
Sob Sie 10, 2013 7:10 pm
Koszarowy z paskudnym wyrazem twarzy patrzył jak wojownicy biegają. Kółko za kółkiem. W ręku cały czas miał stworzonego Ki-blasta. Zniszczył go dopiero, gdy zobaczył, że każdy Kadet na sali wykonują polecenie.
Wreszcie skończyli. Większość była zmęczona, sapała, z trudem łapiąc powietrze. Na tych, jednak trener nie zwracał uwagi. Spojrzał na jednego z wojowników, który zdawał się być w dobrej formie. Znów w ten sam sposób stworzył ki-blasta w dłoni.
-TERAZ-wykrzyczał by zwrócić na siebie uwagę-wszyscy na ziemię i pompki dopóki nie powiem stop-dodał na koniec i rzucił na wojowników swoje groźne spojrzenie.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Sob Sie 10, 2013 10:26 pm
Zadowolona z siebie Vulfila uśmiechnęła się, kiedy padła z wycieńczenia na parkiet po pięćdziesięciu okrążeniach. "Wreszcie koniec tej mordęgi.", pomyślała, chcąc już udać się pod prysznic. Choć w zasadzie to nie, bała się tam iść, ale też nie miałaby wyboru. Krążyły o tym miejscu różne niepochlebne opinie, więc jej pierwsza wizyta tam na pewno byłaby stresująca.
Wtedy jednak koszarowy wybił Vulfilę z zamyślenia, każąc jej robić pompki.
- CO?!- warknęła czując, jak złość zaczyna ją powoli ogarniać. Podniosła się na nogi i obrzuciła go groźnym spojrzeniem. Potem jednak zwróciła uwagę na tego, który był powodem dalszego katowania, czyli na tego kadeta, który wydawał się być wciąż w dobrej formie. Vulfila podeszła do niego niby to mimochodem i zaczęła męczyć się z jedną pompką za drugą.
- Psyt!- odezwała się do chłopaka stękając, bo też ręce jej drżały i nie miała już sił na choćby jedna pompkę więcej.- Kolego!- starała się zwrócić jego uwagę, ale też nie wzbudzając podejrzeń u koszarowego.- Błagam cię, bądź tam i miły i poudawaj po tej serii pompek, że jestem mega wykończony.- przeszła w końcu do sedna sprawy.- Jeśli tego nie zrobisz zaraz obrzygam parkiet.- jęknęła, padając na brzuch.- Proszę, nie bądź taki. Wynagrodzę ci to jakoś.
Wtedy jednak koszarowy wybił Vulfilę z zamyślenia, każąc jej robić pompki.
- CO?!- warknęła czując, jak złość zaczyna ją powoli ogarniać. Podniosła się na nogi i obrzuciła go groźnym spojrzeniem. Potem jednak zwróciła uwagę na tego, który był powodem dalszego katowania, czyli na tego kadeta, który wydawał się być wciąż w dobrej formie. Vulfila podeszła do niego niby to mimochodem i zaczęła męczyć się z jedną pompką za drugą.
- Psyt!- odezwała się do chłopaka stękając, bo też ręce jej drżały i nie miała już sił na choćby jedna pompkę więcej.- Kolego!- starała się zwrócić jego uwagę, ale też nie wzbudzając podejrzeń u koszarowego.- Błagam cię, bądź tam i miły i poudawaj po tej serii pompek, że jestem mega wykończony.- przeszła w końcu do sedna sprawy.- Jeśli tego nie zrobisz zaraz obrzygam parkiet.- jęknęła, padając na brzuch.- Proszę, nie bądź taki. Wynagrodzę ci to jakoś.
Re: Sala treningowa
Wto Sie 13, 2013 7:21 pm
Koszarowy cały czas stał w miejscu z wyciągniętym ki-blastem. Przyglądał się trenującym wojownikom. Jego uwagę przykul jeden z kadetów. Był tak spocony i zmęczony, że ledwo leżał. Koszarowy odwołał ki-blasta i podszedł do niego...
W tym czasie Vulfi zaczęła rozmawiać z Saiyanem.
-Co możesz zaoferować ?-powiedział po chwili z podstępnym uśmiechem na ustach.
Koszarowy krzyczał, na kadeta. Po krótkim czasie podniósł go w górę i wyrzucił na korytarz. Nacisnął kilka razy na scouter.
-TRENOWAĆ! bo skończycie jak on-wykrzyczał.
W tym czasie Vulfi zaczęła rozmawiać z Saiyanem.
- Sayian(bez zbroi):
-Co możesz zaoferować ?-powiedział po chwili z podstępnym uśmiechem na ustach.
Koszarowy krzyczał, na kadeta. Po krótkim czasie podniósł go w górę i wyrzucił na korytarz. Nacisnął kilka razy na scouter.
-TRENOWAĆ! bo skończycie jak on-wykrzyczał.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach