Sala treningowa
+14
Joker
Atarashii Ame
Kanade
April
Hikaru
Vita Ora
Keruru
Raziel
Ósemka
Colinuś
NPC.
KOŚCI
Hazard
NPC
18 posters
Sala treningowa
Sro Maj 30, 2012 12:24 am
First topic message reminder :
"Mordownia" - Jak zwykli nazywać to pomieszczenie szczęściarze, którzy na zawsze je opuścili. Tu zaczynał każdy nowy, gnojony do potęgi entej przez wszelkiej maści trenerów.
"Mordownia" - Jak zwykli nazywać to pomieszczenie szczęściarze, którzy na zawsze je opuścili. Tu zaczynał każdy nowy, gnojony do potęgi entej przez wszelkiej maści trenerów.
Re: Sala treningowa
Pią Maj 03, 2013 11:36 pm
Brązowowłosy przyszedł do sali. Szedł zadowolony. Jego serce i umysł były wypełnione entuzjazmem po spotkaniu z tatą. Jego ogon wesoło poruszał się. Udało mu się wyzbyć całego smutki. Pytanie brzmi "na jak długo". Z uniesioną głową szedł do trenera. Na szczęście na zmianie nadal był ten miły -spiczastowłosy. Chłopak nieco spoważniał. W duchu był zadowolony, ale chłopak powoli uczył się, że w akademii można dostać w twarz nawet za uśmiech. Cały czas idąc, rozejrzał się dokoła. Wodził oczami po ludziach, którzy dla zabawy bili się.
-Ja chyba tego nigdy nie zrozumiem.-pomyślał sobie chłopak unosząc rękę by podrapać się za uchem. Podszedł do trenera. Ten był odwrócony tyłem. Chłopak zachował stosowną odległość. Różnie to bywa z odruchami wojowników. Spiczastowłosy Saiyan w pięknym zielonym pancerzu mógłby odwrócić się i niechcący uderzył chłopaka. Brązowowłosy zasalutował.
- Kadet Vernil melduje się na służbie...-powiedział chłopak do trenera nieco onieśmielonym tonem głosu. Dało się wyczuć mimowolną nutkę strachu. Poczekał aż trener odwróci się do niego przodem. Opuścił rękę i uspokoił swój ogon.
-Chciałbym panu podziękować za przekazaną mi informację byłem się spotkać z osobą, która na mnie czekała--dodał lekko uśmiechając się. Celowo unikał podawania imienia swojego ojca. Mimo, że dla Vernila Ritchul był zawsze dobry to mógł mieć wrogów. Czasami dobrze powiedzieć za mało niż za dużo. Przypomniał sobie o tym, że po awansie dowie się sie wszystkiego.
-Ma może trener dla mnie jakąś misję?-dodał chłopak. Rzadko zdarzało mu się mówić coś bezmyślnie jednak tym razem emocje wzięły nad nim górę i zapytał o to, co może mu pomóc w rychłym awansie.
-Ja chyba tego nigdy nie zrozumiem.-pomyślał sobie chłopak unosząc rękę by podrapać się za uchem. Podszedł do trenera. Ten był odwrócony tyłem. Chłopak zachował stosowną odległość. Różnie to bywa z odruchami wojowników. Spiczastowłosy Saiyan w pięknym zielonym pancerzu mógłby odwrócić się i niechcący uderzył chłopaka. Brązowowłosy zasalutował.
- Kadet Vernil melduje się na służbie...-powiedział chłopak do trenera nieco onieśmielonym tonem głosu. Dało się wyczuć mimowolną nutkę strachu. Poczekał aż trener odwróci się do niego przodem. Opuścił rękę i uspokoił swój ogon.
-Chciałbym panu podziękować za przekazaną mi informację byłem się spotkać z osobą, która na mnie czekała--dodał lekko uśmiechając się. Celowo unikał podawania imienia swojego ojca. Mimo, że dla Vernila Ritchul był zawsze dobry to mógł mieć wrogów. Czasami dobrze powiedzieć za mało niż za dużo. Przypomniał sobie o tym, że po awansie dowie się sie wszystkiego.
-Ma może trener dla mnie jakąś misję?-dodał chłopak. Rzadko zdarzało mu się mówić coś bezmyślnie jednak tym razem emocje wzięły nad nim górę i zapytał o to, co może mu pomóc w rychłym awansie.
Re: Sala treningowa
Nie Maj 05, 2013 8:17 pm
- Trener:
Spiczastowłosy Trener omal nie przewrócił Vernil'a, gdy gwałtownie odwrócił się w stronę rozmówcy. Dziwne zachowanie jak na kogoś, kto bez wysiłku mógłby powalić całą hałastrę buszującą w tej Sali. Spojrzał badawczym wzrokiem na kadeta. Najwyraźniej nie doszukał się w nim niczego niepokojącego, bo po chwili na jego twarzy ponownie zagościł znajomy, znudzony wyraz twarzy. Podziękowania chłopaka skwitował krótkim skinięciem głową. Już otwierał usta, by odpowiedzieć na jego pytanie, gdy nagle w całym pomieszczeniu zadudnił czyjś głos, wypowiadający słowa z niespotykaną mocą. Dopiero po paru sekundach okazało się, iż przez głośniki umieszczone w rogach Sali nadawany jest komunikat. Trzeba było się dobrze przysłuchać, gdyż głos ten był nieco zniekształcony przez echo:
- Wszyscy kadeci mają natychmiast stawić się w Koszarach budynku Akademii! Wszyscy kadeci mają natychmiast stawić się w Koszarach budynku Akademii!....
Na twarzy Trenera znów pojawił się dziwny grymas. Mimowolnie zacisnął usta, które przybrały postać cieniutkiej linii.
- Wiesz co masz robić - rzekł krótko, po czym udał się na obchód, zaganiając niesfornych kadetów w stronę wyjścia.
Re: Sala treningowa
Pon Maj 06, 2013 12:56 pm
Było blisko. Dobrym pomysłem było, żeby odsunąć się od trenera. Wiadomo mógłby przypadkiem uderzyć chłopaka a to mogłoby przynieść katastroficzne skutki. Skinieniem głowy podziękował odpowiedział chłopakowi. Chciał mu coś jeszcze przekazać, jednak jego twarz pokazująca znudzenie została lekko zaniepokojona głosem wydobywającym się z głośników umieszczonych w rogach sali treningowej. Chłopakowi, w którego żyłach płynął entuzjazm za pierwszym razem nie udało się zrozumieć, co mówił tajemniczy głos. Był na tyle zniekształcony i niewyraźny, ze tylko nieliczni kadeci wyszli z sali i udali się do koszar. Byli też tacy, którzy po prostu szli z tłumem chcąc uniknąć jakiegokolwiek błędu. Za drugim razem, Vernil zrozumiał, co ma robić. Trener spojrzał na niego pokazując po raz wtóry swój dziwny grymas, zacisnął usta. Powstrzymał się od tego, co chciał jeszcze przed chwilą powiedzieć Vernilowi. Powiedział tylko "wiesz, co masz robić". Chłopak nieco zbladł. Odsalutował trenerowi i szedł w kierunku wyjścia. Był przestraszony. Nie wiadomo, co się stało, ale nie bez powodu wzywają wszystkich Kadetów do koszar.
-Chwila.. Do koszar?!-pomyślał w głębi duszy chłopak. To miejsce kojarzyło mu się tylko z jedną osobą... trenerem. Nie miał z nim wiele do czynienia, ale wystarczająco dużo by poznać jego charakter. Krok kadeta z ziemi był nieco wolniejszy niż innych. Wszyscy go wymijali, co jakiś czas przez przypadek ktoś uderzył go łokciem bądź ogonem, jednak Brązowowłosy nie reagował na takie coś. Chciał się znaleźć na końcu. W tłumie były jakieś podejrzenia, co się mogło stać, "inwazji ciąg dalszy...", "wojna". Te dwa pomysły górowały w grupie kadetów. Brązowooki dostał się na koniec. Tam szedł już swoim własny tempem. Nikt go nie denerwował i nie szturchał.
Wreszcie wyszli na dwór. Wiatr, który jeszcze nie tak dawno denerwował zarówno jego jak i jego ojca, zwolnił na tyle, żeby włosy chłopaka zostały na swoim miejscu a nie przysłaniały całą jego buzię. Teraz podczas drogi chłopak mógł wreszcie na spokojnie przemyśleć, co się stało.
-Hmm... po co mieliby po raz drugi przekazywać nam tą samą informację, ale wojna. Może plan na któreś z planet nie przyniósł oczekiwanych skutków i teraz pora na kontratak? Nie wiem zaraz się przekonamy...-myślał sobie chłopak cały czas idąc na końcu tłumu, nie zważając na innych. Jego twarz wróciła do swoich naturalnych kolorów. Nieco się uspokoił. Skoro prowadzą ich do koszar to wiedzą, co czynią. Mimo to, że warunki atmosferyczne były dość dobre, to w powietrzu można było wyczuć zdenerwowanie wszystkich kadetów. Chłopak szukał w tłumie kogoś, kogo zna. Arthil jest dość niski i ciężko byłoby znaleźć go w tłumie. Ósemki nigdzie nie dostrzegł. Wszyscy szli jak na skazanie. W głowie Vernil panował strach i zaciekawienie. Skrajne uczucia a mimo to na jego twarzy panował stoicki spokój.
z/t->
koszarki
-Chwila.. Do koszar?!-pomyślał w głębi duszy chłopak. To miejsce kojarzyło mu się tylko z jedną osobą... trenerem. Nie miał z nim wiele do czynienia, ale wystarczająco dużo by poznać jego charakter. Krok kadeta z ziemi był nieco wolniejszy niż innych. Wszyscy go wymijali, co jakiś czas przez przypadek ktoś uderzył go łokciem bądź ogonem, jednak Brązowowłosy nie reagował na takie coś. Chciał się znaleźć na końcu. W tłumie były jakieś podejrzenia, co się mogło stać, "inwazji ciąg dalszy...", "wojna". Te dwa pomysły górowały w grupie kadetów. Brązowooki dostał się na koniec. Tam szedł już swoim własny tempem. Nikt go nie denerwował i nie szturchał.
Wreszcie wyszli na dwór. Wiatr, który jeszcze nie tak dawno denerwował zarówno jego jak i jego ojca, zwolnił na tyle, żeby włosy chłopaka zostały na swoim miejscu a nie przysłaniały całą jego buzię. Teraz podczas drogi chłopak mógł wreszcie na spokojnie przemyśleć, co się stało.
-Hmm... po co mieliby po raz drugi przekazywać nam tą samą informację, ale wojna. Może plan na któreś z planet nie przyniósł oczekiwanych skutków i teraz pora na kontratak? Nie wiem zaraz się przekonamy...-myślał sobie chłopak cały czas idąc na końcu tłumu, nie zważając na innych. Jego twarz wróciła do swoich naturalnych kolorów. Nieco się uspokoił. Skoro prowadzą ich do koszar to wiedzą, co czynią. Mimo to, że warunki atmosferyczne były dość dobre, to w powietrzu można było wyczuć zdenerwowanie wszystkich kadetów. Chłopak szukał w tłumie kogoś, kogo zna. Arthil jest dość niski i ciężko byłoby znaleźć go w tłumie. Ósemki nigdzie nie dostrzegł. Wszyscy szli jak na skazanie. W głowie Vernil panował strach i zaciekawienie. Skrajne uczucia a mimo to na jego twarzy panował stoicki spokój.
z/t->
koszarki
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Czw Maj 16, 2013 12:32 pm
Chłopak właśnie nadchodził tutaj z magazynu. Nie skierował się nigdzie indziej. Prosto na salę treningową. Miejsca, o którym krążą tak złe plotki, że tylko szaleniec wybrałby się w tą stronę z własnych chęci. To tutaj będzie doskonalił wszystkie swoje umiejętności, aby stać się wielkim, legendarnym wojownikiem. Trenerzy sprawdzą jego wytrzymałość fizyczną jak i psychiczną. Będzie poniżany i mieszany z błotem. Jego emocje były bardzo mieszane. Z jednej strony był podekscytowny i uradowany, a z drugiej natomiast bał się rzeczy, które mogłyby mieć tutaj miejsce. Ale czego można się spodziewać. Żeby stworzyć dobrego wojownika należy uodpornić go na ataki wszelkiego rodzaju. A zresztą Memoshi już nieraz był wyzywany, więc nie było dla niego wielkiej różnicy w tym czy tutaj będzie tak samo. Wreszcie wkroczył do środka kierując się do trenera albo opiekuna czy jak mu tam.
- Dobry. Jestem Memoshi i właśnie zostałem nowym kadetem.- po tych słowach natychmiast zklął się w myślach " Jakby nie zauważył, debilu głupi". Po swoich głupich słowach miał nadzieję, że nie zostanie za bardzo zbesztany. Jak on mógł palnąć coś tak głupiego be zastanowienia?
- Dobry. Jestem Memoshi i właśnie zostałem nowym kadetem.- po tych słowach natychmiast zklął się w myślach " Jakby nie zauważył, debilu głupi". Po swoich głupich słowach miał nadzieję, że nie zostanie za bardzo zbesztany. Jak on mógł palnąć coś tak głupiego be zastanowienia?
Re: Sala treningowa
Czw Maj 16, 2013 10:17 pm
Spiczastowłosy Trener akurat zajmował się innymi Kadetami w rogu jednak "przywitanie” nowego usłyszał Koszarowy, który akurat wracał do swojej siedziby. Był zdenerwowany. Ręką przetarł swoją twarz, na której miał resztki krwi nieposłusznego Kadeta, którego wywalił z akademii i posłał gdzieś w przestrzeń kosmiczną. Jakby tego było mało jakiś nowy wita się jakby wchodził do knajpy. Trener zrobił się nieco czerwony na twarzy. Bezpardonowo wtargnął on do sali treningowej, podszedł do Czarnowłosego halfa i chwycił go za szyje. Uniósł stanowczo w górę.
-Dobry? Dobry powiadasz?! A może właśnie NIE dobry?! Ja Cię k**wa nauczę powitań w WOKSJU !-ostatnie słowo wykrzyczał w twarz kadetowi przy okazji posyłając mimowolnie na jego twarz sporą ilość śliny. Po tym rzucił go na ziemie tak by Czarnowłosy upadł na ziemie i brzuchem do dołu.
-Teraz pompuj ! I co pompkę mówisz swoje imię i rangę, na końcu mówiąc" melduje się na służbie Sir!"-powiedział trener wciąż krzycząc. Kadeci powoli odsuwali się od Koszarowego. Nikt nie chciał mieć z nim nic do czynienia. Nawet Spiczastowłosy trener współczuł młodemu wojownikowi. Brodaty poczekał aż Memoshi zrobi kilkanaście pompek i usiadł na jego plecach każąc mu dalej "pompować".
OCC
25 DMG za rzut w ziemie.
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Pon Maj 20, 2013 9:27 am
Memoshi w jednej chwili poczuł jak jest unoszony w górę przez wielkiego i brutalnego Saiyanina, który pluje mu prosto w twarz. Na początku nie zrozumiałam co było nie tak, ale po chwili namysłu zrozumiał, a zresztą nie musiał bo i tak koszarowy dał mo tu do zrozumienia plując. Nie mógł złapać oddechu. Jego ręce były tak mocno zaciśnięte na jego gardle, że całkowicie zablokował mu tą możliwość. Nagle poczuł jak wielka ręka go puszcza, a on sam ląduje na płytach sali treningowej. Całe powietrze, które jeszcze mu zostało w płucach ulotniło się niemal od razu. "Cholera, co za człowiek." Powiedział czując wielki ból w plecach. Ale mimo wszystko nie chciał pokazywać, że jest słaby i natychmiast w wstał spełniając polecenie koszarowego. Ułożył się w pompkowej pozycji zaczął ćwiczenie natychmiast.
- Memoshi, Budou melduje się na służbie Sir! Głośno mówił, niemal krzyczał co każdą wykonywaną pompkę. Nagle poczuł potężny ucisk na plecach. To koszarowy postanowił sobie przyklapnąć, żeby jeszcze bardziej pomaltretować halfa. Lecz Memoshi mimo wielkich trudności dalej kontynuował zlecone mu ćwiczenie, które teraz było niemal kilkakrotnie trudniejsze niż przed chwilą. Jak tak dalej pójdzie to ciężko będzie wyjść stąd na własnych nogach. Ba! Nawet wyjść żywym może sprawić niezły kłopot. Czekał już tylko ąż ta męczarnia się wreszcie skończy.
- Memoshi, Budou melduje się na służbie Sir! Głośno mówił, niemal krzyczał co każdą wykonywaną pompkę. Nagle poczuł potężny ucisk na plecach. To koszarowy postanowił sobie przyklapnąć, żeby jeszcze bardziej pomaltretować halfa. Lecz Memoshi mimo wielkich trudności dalej kontynuował zlecone mu ćwiczenie, które teraz było niemal kilkakrotnie trudniejsze niż przed chwilą. Jak tak dalej pójdzie to ciężko będzie wyjść stąd na własnych nogach. Ba! Nawet wyjść żywym może sprawić niezły kłopot. Czekał już tylko ąż ta męczarnia się wreszcie skończy.
Re: Sala treningowa
Sro Maj 22, 2013 7:45 pm
Trener przez dłuższy czas siedział na kadecie. Cóż dużo mówić, był wkur***ny na wszystko, i to przez jakiegoś czarnowłosego chłystka, który nie wykonuje poleceń. Teraz dryfuje gdzieś w przestrzeni. Na czole czarnowłosego pojawiły się żyły. Niby nic złego się nie stało, ale na samą myśl o Blade'zie jego ciśnienie nagle wzrastało. Trener wstał. Spojrzał w dół. Memoshi był wymordowany, ale chyba nauczył się już "regułki". Koszarowy włożył nogę pod brzuch Halfa i delikatnie szturchnął go by ten przewrócił się na plecy. Schylił się i chwycił za kombinezon Nowego. Postawił go przed sobą. Jego twarz była czerwona a zdenerwowania nawet nie starał się ukrywać. Znów krzyknął na Memoshiego a na jego twarz poleciały drobinki śluzu z ust.
Biegaj, BIEGAJ! Kółka !!-powiedział trener popychając prawą ręką Wojownika. Mówił bez ładu i składu. Cały czas był zdenerwowany. W jego umyśle pojawiła się myśl. Przypomniał sobie o wojownikach w koszarach i o zagrożeniu, jakie panuje w akademii. Surowym wzrokiem rozejrzał się po sali czy dokoła nie ma jakieś zbyt agresywnej osoby...Poza nim. Jego wzrok spotkał wejście. Aktualnie nikt nie wchodził. Wypuścił nagromadzone w płucach powietrze nosem a na ziemie, przed jego butem, padł zielony "glut". Nawet o tym nie wiedział gdyż patrzył jak ćwiczy Memoshi.
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Sro Maj 22, 2013 10:49 pm
Co tu dużo gadać. Koszarowy był z jakiegoś bliżej nieznanemu Memoshiemu powodu wściekły na cały świat i nie zamierzał nikomu odpuścić choć sami nie wiedzieli co zrobili nie tak. Wielki mężczyzna wreszcie raczył zejść z wyczerpanego chłopaka. Teraz dowiedział się, dlaczego nazywane jest to miejsce mordownią. Następnie siłą postawił go na nogach, ale ten i tak musiał nieco pobalansować, żeby wreszcie złapać równowagę. Wtedy na twarz halfa wylała się kolejna fala śliny. Lecz mimo odrazy Memoshi stał dalej prosty słuchając krzyczącego saiyanina. Po czym ruszył aby pobiegać kółka dookoła sali dopóki jego dręczycielowi się to nie znudzi. Kółko za kółkiem aż do znudzenia. Ciekawe co jeszcze ciekawego spotka go tegoż pięknego dnia? Pewnie to co uwielbia robić koszarowy, którego kadet zdążył już ''polubić''.
- Keruru
- Liczba postów : 22
Data rejestracji : 04/04/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Pią Maj 24, 2013 9:34 pm
Zatrzymał się przed drzwiami nad którymi widniał napis Sala Treningowa. Właściwie dokładniej napis powinien brzmieć inaczej, chociażby tak „Ty, który tu wchodzisz żegnaj się z nadzieją” – o czym Keru miał się przekonać już niebawem. Bez chwili zastanowienia wpadł do środka przez rozsuwane na boki automatyczne drzwi. Od początku uderzyła go nieprzyjemna woń potu. Zignorować nieprzyjemny zapach Wziął głęboki oddech próbując uspokoić zadyszkę, rozglądał się bacznie po sali w poszukiwaniu trenera . Raczej nie zrobił na nikim wrażenia, kiedy wpadł do środka niczym burza. Młodzi kadeci jak zahipnotyzowani ćwiczyli ciosy na manekinach ciągle powtarzając do znudzenia te same ruchy, uderzenia rąk i nóg. Keru dojrzał koszarowego i szybko podbiegł do niego. -]b] Panie trenerze panie trenerze.[/b] – wykrzyczał, stając z nim twarzą w twarz. Zaczął tak naprawdę ni z gruchy ni z pietruchy, nie wiedząc jak się ma do niego zwracać, trochę go przeraziła krew, której jeszcze trochę zostało niezmytej po nauczce Bleade’a, ale nie mógł teraz tym głowy sobie zawracać. Były ważniejsze sprawy. Trzeba było zdać raport. – Bo widzi pan, w koszarach coś się stało. Coś niedobrego. Jestem z tej grupki 10ciu osób, którą pan wybrał i kazał czekać, ale nieoczekiwanie coś się wydarzyło. Tamten kadet wysłany przez pan, tego no wie pan brązwłosego, ta sarenka z bajki Disneya co ją pan wysłała do skrzydła szpitalnego wrócił i zaczął nie wiadomo z jakiego powodu zwadę z innym kadetem. Chyba to nie było jego naturalne zachowanie bo blondwłosa kazała mi jak najszybciej opuścić koszary i pana odszukać i to przekazać. Pamięta pan jak mówił, że ta forma życia przejmuje ciało i umysł myślę ze ta kadetka zauważyła coś niepokojącego w zachowaniu tego drugiego dlatego dała mi polecenie i teraz panu to wszystko przekazuje . Mam nadzieję, że nie postąpiłem źle. Wiem, że powinienem czekać na pana trenera w koszarach ale sytuacja wydaje się wielce niepokojąca i niecierpiąca zwłoki. – Keru wypowiedział wszystkie te zdania szybko i na jednym oddechu. W jego słowach i z wyrazu twarzy, dało się odczuć determinację i lekki przerażenie. Nie chciał bowiem by coś się w koszarach stało kadetce i szmaragodokiemu, z którymi miał okazję i mógł się w przyszłości zakumulować. Stał przed trenerem cierpliwie czekając na to co brodacz odpowie.
Re: Sala treningowa
Nie Maj 26, 2013 11:39 pm
Koszarowy "trenował" właśnie świeżaka, który zdążył poznać przełożonego od tej lepszej strony. Nieco zaskoczony spojrzał na dół, gdzie w okolicach jego pępka rozległ się czyjś głos. Zdziwienie przerodziło się po chwili w gniew, nie trawił gdy ktoś ot tak sobie zaczynał z nim rozmowę, tym bardziej, że był to zwykły kadet. Już miał zareagować w typowy dla siebie sposób, gdy zorientował się o czym chłopak mówi.
- Że co?! - ryknął, opluwając nieco Keruru.
Przeklął siarczyście, po czym przeniósł wzrok na biegającego kółka Memoshi'ego.
- Ej Ty! Kładź się na ziemi i rób brzuszki! I nie waż się skończyć póki nie wrócę! Choćbyś pływał w kałuży własnego potu to masz dalej zapie*dalać!
Po czym nie oglądając się na małego Saiyan'a, opuścił Salę kierując się zapewne do Koszar.
OCC:
Memoshi - rób te brzuszki, potem kogoś Ci podeślę.
Keruru - idziesz z Trenerem, zostajesz tu, czy gdzie indziej - Twój wybór.
Ekipa z Koszar - jak już wszyscy napiszecie swoje posty to dajcie mi znać, a wtedy Wam odpiszę (Hazard).
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Pon Maj 27, 2013 2:50 pm
Memoshi zdążył już zrobić tyle okrążeń, że sam nie był w stanie ich zliczyć. Był tu niewiele, a już otrzymał taki wycisk, że czuł tylko i wyłącznie ból swoich mięśni. Nagle usłyszał rozkaz zatrzymania swojego biegu. Czyżby znudził się tak szybko? Co tak właściwie robi obok niego ten typek? Z jego ubrań można wywnioskować, że jest to kadet. Ale co on robi skoro nie ma go na sali treningowej? Z tego co Memoshi słyszał to każdy kadet miał obowiązek ćwiczyć na mordowni. Dobra nieważne. I tak najpewniej dotyczyło to czegoś innego. Teraz jeszcze gorzej... robić brzuszki, gdy już nawet nie czuje się żadnego mięśnia? Nieważne. Lepiej dla niego jeżeli ten zapalony wojskowy pójdzie sobie wreszcie gdzieś indziej i przestanie się nad nim znęcać. Zaraki położył się na ziemi i zaczął swoje brzuszki. Był ciekaw ile zrobi nim będzie musiał przestać więc zaczął liczyć 1... 2... 3... 4... 5... 6... Dopiero teraz widział ile pracy jeszcze czeka na niego zanim będzie mógł w końcu sobie odpocząć. Chyba, że dostanie bardzo szybki awans na Nashi, co jest raczej niemożliwe.
Re: Sala treningowa
Wto Maj 28, 2013 8:42 pm
Spiczastowłosy doskonale słyszał krzyki koszarowego, jednak nie przybył z odsieczą. W sumie nie raz widział, jak złość Brodatego spływa na jakiegoś kadeta. Jedni kończyli w szpitalu drudzy, tak jak Memoshi, na ciężkim treningu pod jego okiem. Nie widział potrzeby by podejść do nowego, aż do czasu, gdy Czerwonowłosy, wykrzyczał głośno, "że co" i wyszedł z sali. Saiyan powoli szedł w kierunku Halfa. Jego czerwona peleryna falowała nadając mu majestatu. Scouter wydał z siebie piszczący dźwięk, jednak szybka ręka trenera, momentalnie wyciszyła maszynkę. Przybrał groźną minę. Pochylił się nad Kadetem.
Dobra skończ....-powiedział ironicznie cofnął się o krok, po czym poczekał aż Memoshi:-[b]Pójdziesz do szatni. Dawno nikt tam nie sprzątał...-powiedział do kadeta. Odwrócił się i udał się w kierunku ściany sali. Tam usiadł na ławce i zamknął oczy...
OCC:
https://dbng.forumpl.net/t100-szatnie-i-lazienki to dla Ciebie. Posprzątaj. Dużo kurzu, ślady krwi po mordobiciu, z kosza w rogu wprost wylewają się wymiociny. Sama ściana w tamtym miejscu też nie jest w najlepszym stanie.
- Keruru
- Liczba postów : 22
Data rejestracji : 04/04/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Czw Maj 30, 2013 10:57 am
Ten dzień zdecydowanie miał się zapisać w kalendarzu jako nienajlepszy, zarówno dla świeżo upieczonego kadeta Keruru jak dla trenera. Widać było, że po przekazaniu wiadomości trener był wściekły, w jego oczach rozpalił się dziki blask. Saiyanin zastawiał się chwilkę co zrobił źle. Być może nie przekazał trenerowi wiadomości w należyty sposób, zgodnie z protokołem czy jakimiś standardowymi formułkami ale czas leciał nieubłaganie, a każda minuta była na wagę złota. Informacja była na tyle cenna, że niezależnie w jaki sposób została przekazana. Keru zasłonił się ręką przed ciosem, który nie nadszedł . Został tylko lekko opluty, kiedy trener wypowiadał w gniewie słowa. Odetchnął z ulga. Doszedł do wniosku, że ci trenerzy muszą żyć stale w niezłym stresie skoro wykazują barak opanowania nad sobą i taką niepohamowaną agresję. Przydałyby im się jakieś dłuższe wakacje albo urlopy. Co ciekawe Keru zauważył, że Blaze też chodził często w trybie „pissed off”. Ciekawe co sprawiało że saiyanie w akademii, zwłaszcza trenerzy ziali naokoło takim gniewem. Był tak zajęty rozmyślaniem, że na początku myślał, że słowa trenera o wykonywaniu pompek były skierowane do niego wiec grzecznie położył się brzuchem do podłogi i zaczął je wykonywać. Jednakże słowa były skierowanego do jakiegoś innego kadeta, dryblasa który robił kółko za kołkiem wokół sali . - Opps… – zaśmiał się nieśmiałe wstając z podłogi i otrzepując się z kurzu. Trener nie zagregowań na jego zachowanie obrócił się na pięcie i szybkim krokiem wyszedł z sali najwyraźniej wiadomość przez niego przekazana wywołała zamierzony skutek. Keru miał dwa wyjścia albo w końcu rozpocząć trening albo udać się za koszarowym i sprawdzić czy z tamtymi wszystko ok. Ponieważ z natury ciekawską i wścibską istotą, to ciekawość jednak zwyciężyła nad zdrowym rozsądkiem, który alarmował go i nakazywał by jednak został tutaj. Keru jednak nie mógł tak zostawić nowo poznanej grupy kadetów, musiał mieć pewność, że cała ta sytuacja zostanie rozwiązana i nikomu nic się nie stanie. Wyszedł z sali właśnie wtedy gdy jakiś inny saiyanin, szpiczasto-włosy w czerwonej pelerynie podchodził do kadeta, który właśnie zabierał się za wykonywanie pompek i coś mu przekazał. Keru nie dosłyszał już co Szybkim truchtem jak to tylko było możliwe ruszył za trenerem. Śledził go gdzie to ten się udaje, ale w takiej odległości by go koszarowy nie zauważył.
ZT, za trenerem koszarowym ------> Koszary
ZT, za trenerem koszarowym ------> Koszary
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Wto Lip 02, 2013 10:33 pm
Mordownia. Jakby ostatni raz była tam w innym życiu. Gdy po raz pierwszy Vivian przekroczyła próg sali pełnej zapachu potu i krwi odczuwała lęk oraz ekscytację zarazem. Nie wiedziała co ma robić, wątpiła we własne umiejętności, była zagubiona, chociaż brnęła z uporem dalej.
Teraz było podobnie. Ciało niby rozluźnione, ale spięte, dłonie w kieszeniach i milczenie zwiększało tylko dystans. Nie dotykaj, nie zbliżaj się. Zostaw, zostaw w spokoju. A już się zdawało, że jest lepiej i nie zapomina języka w gębie.
Nie będzie przecież paplać na prawo i lewo, co się stało z jej głową. Ósemka wiedziała co ma zrobić z poharatanym umysłem. Uleczyć. Ona sama, jedna i kropka. Choćby się miał świat skończyć, będzie próbować… Nie jest to jednak informacja jaką zamierza się podzielić z całą Akademią.
Jednak teraz musi się skupić na bardziej prozaicznym zadaniu, jakim było oczekiwanie. Vernil powinien mieć dla nich kombinezony, a potem halfka pójdzie do swojej kwatery. Pójdzie i postara się przeżyć.
Małymi kroczkami dochodzi się do zwycięstwa.
Sala była pustawa. Nieliczni ćwiczący porozrzucali się małymi grupkami po całej Mordowni. Tak… Tsuful, podobno było więcej zarażeń. Vivian nie była pewna czy to to, czy zwykły strach wygnał ich z pomieszczenia. Zadrżała jak osika, głębiej wciskając dłonie w kieszenie. Wyczuła małą apteczkę, mapkę hologramową i buteleczkę z lekiem…
Nie, nie myśl o tym.
Dla odmiany prześlizgnęła się po twarzy Raziela. Wreszcie poznała imię chłopaka, ale to nie była jedyna rzecz, nad którą się zastanawiała. Wojownicy z reguły byli hałaśliwi i głupi, gnojący wszystkich wokoło, a płaszczący się przed każdym silniejszym. Są oczywiście odstępstwa od reguły, ona ,Vernil… Raziel dla odmiany był cichy, zimny i wyobcowany. Sprawiał wrażenie bycia ponad to wszystko, odcinając się od problemów jego, Vegety, świata.
To nie jest zdrowy sposób. Jeśli nie chcesz być częścią świata do którego należysz, to kim zamierzasz zostać? Gdyby nie zaciskała tak mocno ust, na pewno wypowiedziałaby te słowa na głos.
A Vernil… Był dobrym kadetem. O ile można tak powiedzieć. Nie był jednym z tych, którzy biją a dopiero potem zadają pytania. Brązowowłosy kadet miał miękkie serce – jeśli już musiał obarczyć kogoś winą, to siebie. Ósemka miała podobnie. Tylko musiała się roześmiać sobie w twarz, by móc się podnieść. W końcu od dna nie można zrobić nic więcej niż się odbić.
Nikogo konkretnego w polu widzenia. Vivian podeszła do ławek, gdzie tak chętnie przysypiał trener. Oparła się o ścianę, przymykając powieki. Głowa ją bolała, miała mdłości. Chciała się jak najprędzej położyć do swojego łóżka i choć na pół godziny zapomnieć o koszmarze codzienności i czarnej dziurze, nad którą musi pracować.
OOC ---> + 10% HP
Teraz było podobnie. Ciało niby rozluźnione, ale spięte, dłonie w kieszeniach i milczenie zwiększało tylko dystans. Nie dotykaj, nie zbliżaj się. Zostaw, zostaw w spokoju. A już się zdawało, że jest lepiej i nie zapomina języka w gębie.
Nie będzie przecież paplać na prawo i lewo, co się stało z jej głową. Ósemka wiedziała co ma zrobić z poharatanym umysłem. Uleczyć. Ona sama, jedna i kropka. Choćby się miał świat skończyć, będzie próbować… Nie jest to jednak informacja jaką zamierza się podzielić z całą Akademią.
Jednak teraz musi się skupić na bardziej prozaicznym zadaniu, jakim było oczekiwanie. Vernil powinien mieć dla nich kombinezony, a potem halfka pójdzie do swojej kwatery. Pójdzie i postara się przeżyć.
Małymi kroczkami dochodzi się do zwycięstwa.
Sala była pustawa. Nieliczni ćwiczący porozrzucali się małymi grupkami po całej Mordowni. Tak… Tsuful, podobno było więcej zarażeń. Vivian nie była pewna czy to to, czy zwykły strach wygnał ich z pomieszczenia. Zadrżała jak osika, głębiej wciskając dłonie w kieszenie. Wyczuła małą apteczkę, mapkę hologramową i buteleczkę z lekiem…
Nie, nie myśl o tym.
Dla odmiany prześlizgnęła się po twarzy Raziela. Wreszcie poznała imię chłopaka, ale to nie była jedyna rzecz, nad którą się zastanawiała. Wojownicy z reguły byli hałaśliwi i głupi, gnojący wszystkich wokoło, a płaszczący się przed każdym silniejszym. Są oczywiście odstępstwa od reguły, ona ,Vernil… Raziel dla odmiany był cichy, zimny i wyobcowany. Sprawiał wrażenie bycia ponad to wszystko, odcinając się od problemów jego, Vegety, świata.
To nie jest zdrowy sposób. Jeśli nie chcesz być częścią świata do którego należysz, to kim zamierzasz zostać? Gdyby nie zaciskała tak mocno ust, na pewno wypowiedziałaby te słowa na głos.
A Vernil… Był dobrym kadetem. O ile można tak powiedzieć. Nie był jednym z tych, którzy biją a dopiero potem zadają pytania. Brązowowłosy kadet miał miękkie serce – jeśli już musiał obarczyć kogoś winą, to siebie. Ósemka miała podobnie. Tylko musiała się roześmiać sobie w twarz, by móc się podnieść. W końcu od dna nie można zrobić nic więcej niż się odbić.
Nikogo konkretnego w polu widzenia. Vivian podeszła do ławek, gdzie tak chętnie przysypiał trener. Oparła się o ścianę, przymykając powieki. Głowa ją bolała, miała mdłości. Chciała się jak najprędzej położyć do swojego łóżka i choć na pół godziny zapomnieć o koszmarze codzienności i czarnej dziurze, nad którą musi pracować.
OOC ---> + 10% HP
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Sro Lip 03, 2013 8:32 pm
Raziel szedł korytarzem kilka kroków przed Vivian i myślał. Nad tym jak to wszystko się zaczęło. Wstąpił do Akademii by stać się silniejszym. Dzięki temu mógł awansować w hierarchii i zdobyć dostęp do portu. Jak już zdobędzie dostęp do statków, będzie mógł przystąpić do realizacji swoich planów. Będzie szukał na każdej planecie wzmianki o tym Changelingu. A jak go wreszcie dopadnie, to już nic mu nie pomoże. Ale najpierw dowie się co się stało z Axelem. To właśnie była jego misji. Lecz oprócz tego chciał zrobić coś jeszcze. Polecieć na planetę, na której zginął oddział jego matki. Chciał oddać jej hołd. Jej to już nie pomoże, ale przynajmniej szmaragdowooki będzie mógł w należyty sposób się pożegnać.
Kiedy znaleźli się już na Sali kruczowłosy, zauważył kilka zmian. Wcześniej rozsypani kadeci, stworzyli małe grupki, w których się zamknęli i patrzyli paskudnym wzrokiem na wchodzących. Widocznie wieści o walce w koszarach zdążyły już obiec Akademie wzdłuż i wszerz. szatyn obserwował całe pomieszczenie dziwiąc się jak bardzo się to wszystko zmieniło. Zaledwie kilka godzin temu wstąpił do Akademii i odbył tu swój pierwszy trening. Potem wszystko potoczyło się jak górska lawina. Misja w knajpie, potem wezwanie do koszar i walka z Tsufulem. „No cóż, na brak wrażeń pierwszego dnia nie mogę narzekać.” pomyślał Raz, uśmiechając się zimno. Poczuł na sobie wzrok. Odwrócił się delikatnie i zauważył wzrok Vivian. Nie miał pojęcia co ona o nim myślała. Nie znał jej, ale najwyżej coś chciało, żeby ją poznał. Ruszył za dziewczyną i stanął obok ławki, na której usiadł. Oparł się plecami o ścianę i obserwował. Obserwował kadetów i innych wojowników, którzy trenowali w tym samym celu. Chcieli stać się silniejszymi. Raziel patrzył się jeszcze przez chwilę na kadetów, po czym wziął do ręki medalion i po raz pierwszy od dłuższego czasu otworzył go. Z wnętrza uśmiechała się do niego jego matka. Można było zauważyć, że na rękach trzyma małe dziecko. Podobno zdjęcie zostało zrobione, kilka dni po narodzinach młodego Saiyanina. Ogoniasty lubił przyglądać się swojej mamie. Aryenne była piękną Saiyanką, za którą oglądała się większość Vegety. Ojciec mówił, że sam król ją komplementował, choć szmaragdowooki wątpił w to. Ale to nie było ważne. To zdjęcie podnosił chłopaka na duchu i przypominało mu te szczęśliwe chwile, kiedy miał jeszcze pełną rodzinę. Kiedy był szczęśliwy.
- Obiecuję Ci mamo, że Cię pomszczę. – powiedział młodzian, nie zwracając uwagi na otoczenie.
Occ:
Regeneracja 10% HP
Kiedy znaleźli się już na Sali kruczowłosy, zauważył kilka zmian. Wcześniej rozsypani kadeci, stworzyli małe grupki, w których się zamknęli i patrzyli paskudnym wzrokiem na wchodzących. Widocznie wieści o walce w koszarach zdążyły już obiec Akademie wzdłuż i wszerz. szatyn obserwował całe pomieszczenie dziwiąc się jak bardzo się to wszystko zmieniło. Zaledwie kilka godzin temu wstąpił do Akademii i odbył tu swój pierwszy trening. Potem wszystko potoczyło się jak górska lawina. Misja w knajpie, potem wezwanie do koszar i walka z Tsufulem. „No cóż, na brak wrażeń pierwszego dnia nie mogę narzekać.” pomyślał Raz, uśmiechając się zimno. Poczuł na sobie wzrok. Odwrócił się delikatnie i zauważył wzrok Vivian. Nie miał pojęcia co ona o nim myślała. Nie znał jej, ale najwyżej coś chciało, żeby ją poznał. Ruszył za dziewczyną i stanął obok ławki, na której usiadł. Oparł się plecami o ścianę i obserwował. Obserwował kadetów i innych wojowników, którzy trenowali w tym samym celu. Chcieli stać się silniejszymi. Raziel patrzył się jeszcze przez chwilę na kadetów, po czym wziął do ręki medalion i po raz pierwszy od dłuższego czasu otworzył go. Z wnętrza uśmiechała się do niego jego matka. Można było zauważyć, że na rękach trzyma małe dziecko. Podobno zdjęcie zostało zrobione, kilka dni po narodzinach młodego Saiyanina. Ogoniasty lubił przyglądać się swojej mamie. Aryenne była piękną Saiyanką, za którą oglądała się większość Vegety. Ojciec mówił, że sam król ją komplementował, choć szmaragdowooki wątpił w to. Ale to nie było ważne. To zdjęcie podnosił chłopaka na duchu i przypominało mu te szczęśliwe chwile, kiedy miał jeszcze pełną rodzinę. Kiedy był szczęśliwy.
- Obiecuję Ci mamo, że Cię pomszczę. – powiedział młodzian, nie zwracając uwagi na otoczenie.
Occ:
Regeneracja 10% HP
Re: Sala treningowa
Czw Lip 04, 2013 1:28 pm
Nieco przyśpieszył. Już ostatnia prosta. Na końcu korytarza widział drzwi do sali treningowej, przez które swobodnym krokiem wchodziła jakaś osoba. Miała czarne włosy i poprzecinany kombinezon. Nie trudno było domyślić się, że był to kolega, z którym leżał na sali w skrzydle szpitalnym.
-Skoro on jest to pewnie Ósemka też-powiedział głos w jego głowie, po czym chłopak przyśpieszył. Istotnie lekarstwa, które mu dali mogą zdziałać cuda. Myślał, że gdy przyjdzie na sale nie będzie mógł się ruszać, wyszło na to, że w drodze do sali może już biegać. I to właśnie zaczął robić. Kilka, metrów przebiegł, mocno trzymając śmierdzące zestawy dla Budou, by nie spadły. Przeliczył się. Jego prawa noga zaczęła nieco boleć. Momentalnie bieg przerodził się w normalne kroki. Był niedaleko. Drzwi były otwarte. Przekroczył je. Normalnie na dzień dobry, wchodzący zostaje uderzony brzydkim zapachem potu i krwi. Half, całą drogę, musiał znosić odór wydostający się z kombinezonów i dzięki temu, tym razem, zapach nie był tak odurzający. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie dostrzegł swoich towarzyszy z Koszar. Pierwsze, co przykuło jego wzrok to dziwne zachowanie Saiyan. Przeważnie byli rozsypani po całej mordowni, przez co przedostanie się z jednego narożnika sali do przeciwległego graniczyło z cudem. Wszystkiemu towarzyszył hałas krzyków, wybuchów i drącego się trenera. Tym razem osobnicy będący w sali treningowej podzielili się na grupki, w których rozmawiali i ćwiczyli. Brązowowłosy nie widział w tym żadnego sensu chyba, że wewnątrz każdej grupy toczą się jakieś pojedynki.
W końcu dojrzał swoich znajomych. Momentalnie ruszył w ich stronę. Nabrał powietrza... I cały entuzjazm z niego uleciał jak powietrze z pękniętego balonika. Zapach był wręcz nie do zniesienia. Jedyne, co wpadło mu do głowy to to, że zaproponuje dwójce wojowników wspólny trening a później w kwaterze wypierze nowe, choć używane, śmierdzące ubranie, by móc ubrać je bez krępacji. Zatrzymał się przy znajomych. Jego mina była poważna. Na twarzy było widać, cały czas towarzyszące mu zmęczenie, jednak o wiele mniejsze niż w skrzydle szpitalnym. Najwidoczniej spacer dobrze mu zrobił.
-Eee cześć-powiedział nieco wstydliwym głosem-byłem w tej, zbrojowni.-Na chwile zawiesił głos- dostałem kombinezony alee… nowe to one nie są. Śmierdzą i w ogóle. Proponuje wyprać przed użyciem, a teraz, jeśli dobrze się czujecie, może jakiś lekki trening?-Powiedział do znajomych. Znów na jego twarzy nie pojawił się, tak charakterystyczny dla Brązowowłosego, uśmiech. Najwidoczniej cały czas odczuwał wewnętrzny smutek z powodu bezradności podczas walki z Tsufulem. Cały czas obwiniał się o to, że to właśnie przez niego wszyscy są w takim stanie, w jakim są.
OCC:
Regeneracja 10% HP oraz KI
-Skoro on jest to pewnie Ósemka też-powiedział głos w jego głowie, po czym chłopak przyśpieszył. Istotnie lekarstwa, które mu dali mogą zdziałać cuda. Myślał, że gdy przyjdzie na sale nie będzie mógł się ruszać, wyszło na to, że w drodze do sali może już biegać. I to właśnie zaczął robić. Kilka, metrów przebiegł, mocno trzymając śmierdzące zestawy dla Budou, by nie spadły. Przeliczył się. Jego prawa noga zaczęła nieco boleć. Momentalnie bieg przerodził się w normalne kroki. Był niedaleko. Drzwi były otwarte. Przekroczył je. Normalnie na dzień dobry, wchodzący zostaje uderzony brzydkim zapachem potu i krwi. Half, całą drogę, musiał znosić odór wydostający się z kombinezonów i dzięki temu, tym razem, zapach nie był tak odurzający. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie dostrzegł swoich towarzyszy z Koszar. Pierwsze, co przykuło jego wzrok to dziwne zachowanie Saiyan. Przeważnie byli rozsypani po całej mordowni, przez co przedostanie się z jednego narożnika sali do przeciwległego graniczyło z cudem. Wszystkiemu towarzyszył hałas krzyków, wybuchów i drącego się trenera. Tym razem osobnicy będący w sali treningowej podzielili się na grupki, w których rozmawiali i ćwiczyli. Brązowowłosy nie widział w tym żadnego sensu chyba, że wewnątrz każdej grupy toczą się jakieś pojedynki.
W końcu dojrzał swoich znajomych. Momentalnie ruszył w ich stronę. Nabrał powietrza... I cały entuzjazm z niego uleciał jak powietrze z pękniętego balonika. Zapach był wręcz nie do zniesienia. Jedyne, co wpadło mu do głowy to to, że zaproponuje dwójce wojowników wspólny trening a później w kwaterze wypierze nowe, choć używane, śmierdzące ubranie, by móc ubrać je bez krępacji. Zatrzymał się przy znajomych. Jego mina była poważna. Na twarzy było widać, cały czas towarzyszące mu zmęczenie, jednak o wiele mniejsze niż w skrzydle szpitalnym. Najwidoczniej spacer dobrze mu zrobił.
-Eee cześć-powiedział nieco wstydliwym głosem-byłem w tej, zbrojowni.-Na chwile zawiesił głos- dostałem kombinezony alee… nowe to one nie są. Śmierdzą i w ogóle. Proponuje wyprać przed użyciem, a teraz, jeśli dobrze się czujecie, może jakiś lekki trening?-Powiedział do znajomych. Znów na jego twarzy nie pojawił się, tak charakterystyczny dla Brązowowłosego, uśmiech. Najwidoczniej cały czas odczuwał wewnętrzny smutek z powodu bezradności podczas walki z Tsufulem. Cały czas obwiniał się o to, że to właśnie przez niego wszyscy są w takim stanie, w jakim są.
OCC:
Regeneracja 10% HP oraz KI
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Pią Lip 05, 2013 8:45 pm
Ósemka była zbyt zmęczona by myśleć o czymkolwiek.
Dziewczynę nosiło w tym sensie, że chciała rzucić wszystko i pójść… Gdzieś. Uciec. Najlepiej do kwatery. Zamknąć drzwi, zostać we własnych czterech ścianach, wleźć pod łóżko i za nic nie wypełzać na zewnątrz. Poczucie obowiązku… Nie, raczej coś innego kazało jej czekać na starszego kadeta. Tkwiła pod ścianą, coraz głębiej wbijając dłonie w zniszczoną kurtkę od Axdry.
Widząc Vernila, nie dała wyczuć w swojej postawie ulgi. Niemniej, cieszyła się, że już jest. Wzięła zniszczony kombinezon, dziękując spojrzeniem i ignorując zapach potu znoszonych ubrań. Nie powiedziała niczego na temat jego stanu. Od razu chciała wyjść.
Nie. Aż się wzdrygnęła.
Myśl o treningu nie była najodpowiedniejsza dla Vivian, nie w tej chwili. Normalnie w stresie rozwalała na drzazgi manekiny i wypchane piaskiem worki. Dziś nie miała na to ochoty. Na nic nie miała ochoty. Miała gdzieś co sobie inni pomyślą, idzie zaraz do pokoju. Skronie ledwie trzymały pulsującą głowę.
- Ja spasuję. – Odparła, słysząc propozycję.
Pożegnała ich skinieniem głowy, odwróciła napięcie i wymaszerowała z sali, zostawiając w niej Vernila i Raziela. Śpieszyła się jakby przed kimś uciekała. Ale nie da się uciec przed samym sobą.
OOC ---> + 10% HP
[zt] ---> Kwatera Ósemki
Dziewczynę nosiło w tym sensie, że chciała rzucić wszystko i pójść… Gdzieś. Uciec. Najlepiej do kwatery. Zamknąć drzwi, zostać we własnych czterech ścianach, wleźć pod łóżko i za nic nie wypełzać na zewnątrz. Poczucie obowiązku… Nie, raczej coś innego kazało jej czekać na starszego kadeta. Tkwiła pod ścianą, coraz głębiej wbijając dłonie w zniszczoną kurtkę od Axdry.
Widząc Vernila, nie dała wyczuć w swojej postawie ulgi. Niemniej, cieszyła się, że już jest. Wzięła zniszczony kombinezon, dziękując spojrzeniem i ignorując zapach potu znoszonych ubrań. Nie powiedziała niczego na temat jego stanu. Od razu chciała wyjść.
Nie. Aż się wzdrygnęła.
Myśl o treningu nie była najodpowiedniejsza dla Vivian, nie w tej chwili. Normalnie w stresie rozwalała na drzazgi manekiny i wypchane piaskiem worki. Dziś nie miała na to ochoty. Na nic nie miała ochoty. Miała gdzieś co sobie inni pomyślą, idzie zaraz do pokoju. Skronie ledwie trzymały pulsującą głowę.
- Ja spasuję. – Odparła, słysząc propozycję.
Pożegnała ich skinieniem głowy, odwróciła napięcie i wymaszerowała z sali, zostawiając w niej Vernila i Raziela. Śpieszyła się jakby przed kimś uciekała. Ale nie da się uciec przed samym sobą.
OOC ---> + 10% HP
[zt] ---> Kwatera Ósemki
Re: Sala treningowa
Wto Lip 09, 2013 11:09 pm
Do sali wszedł pewien facet.
Rozejrzał się na boki w poszukiwaniu wrażeń. Obserwował przez chwilę walczących kadetów ale głównie skupiał się na tych co nic nie robią. W pewnym momencie zauważył Raziela i Vernila stojących przy ścianie. Także Vivian ale ona zbytnio nie przykuwała jego uwagi. Zmierzył ich poziom mocy i uśmiechnął się. Podchodził powoli. Zachowywał się naturalnie. To obejrzał po drodze manekina, to dał jakiemuś mięczakowi w mordę... norma u tej rasy. Gdy był już blisko nich oparł się o ścianę i zaczął oglądać swój scouter.
- Założę się, że nawet we dwóch nie dali byście mi rady. - rzucił bezpośrednio wpatrzony w swoją zabawkę. Mimo zgiełku Raz z Vernilem mogli usłyszeć to co powiedział gdyż stał odpowiednio blisko. Jednocześnie nie było nikogo innego w pobliżu więc było oczywiste do kogo się zwrócił.
- Stawiam swój scouter i zbroję. Jeśli mnie pokonacie, są wasze. Jeśli jednak ja wygram zabieram wasze rzeczy. Podejmiecie się wyzwania mięczaki?
Było widać że zarówno scouter jak i zbroja były sporo warte. Znacznie więcej niż łachy kadetów. Saiyan uśmiechał się z wyraźną pewnością siebie wymalowaną na twarzy.
OOC:
Staty:
siła 240
szybkość 220
wytrzymałość 280
energia 200
HP 4200
KI 3000
Jak wypada "technika" to robi "kiaiho def-of + silny".
Jak "power-up" to jego staty rosną kolejno:
siła +10
szybkość +20
wytrzymałość +20
energia b.z.
Rzucacie kośćmi na zmianę i na zmianę będziecie atakowani.
Rozejrzał się na boki w poszukiwaniu wrażeń. Obserwował przez chwilę walczących kadetów ale głównie skupiał się na tych co nic nie robią. W pewnym momencie zauważył Raziela i Vernila stojących przy ścianie. Także Vivian ale ona zbytnio nie przykuwała jego uwagi. Zmierzył ich poziom mocy i uśmiechnął się. Podchodził powoli. Zachowywał się naturalnie. To obejrzał po drodze manekina, to dał jakiemuś mięczakowi w mordę... norma u tej rasy. Gdy był już blisko nich oparł się o ścianę i zaczął oglądać swój scouter.
- Założę się, że nawet we dwóch nie dali byście mi rady. - rzucił bezpośrednio wpatrzony w swoją zabawkę. Mimo zgiełku Raz z Vernilem mogli usłyszeć to co powiedział gdyż stał odpowiednio blisko. Jednocześnie nie było nikogo innego w pobliżu więc było oczywiste do kogo się zwrócił.
- Stawiam swój scouter i zbroję. Jeśli mnie pokonacie, są wasze. Jeśli jednak ja wygram zabieram wasze rzeczy. Podejmiecie się wyzwania mięczaki?
Było widać że zarówno scouter jak i zbroja były sporo warte. Znacznie więcej niż łachy kadetów. Saiyan uśmiechał się z wyraźną pewnością siebie wymalowaną na twarzy.
OOC:
Staty:
siła 240
szybkość 220
wytrzymałość 280
energia 200
HP 4200
KI 3000
Jak wypada "technika" to robi "kiaiho def-of + silny".
Jak "power-up" to jego staty rosną kolejno:
siła +10
szybkość +20
wytrzymałość +20
energia b.z.
Rzucacie kośćmi na zmianę i na zmianę będziecie atakowani.
Re: Sala treningowa
Sro Lip 10, 2013 12:34 am
Raziel chłodnym tonem głosu zaakceptował propozycje daną przez Vernila. Ósemka jednak była najwidoczniej zbyt obolała i zrezygnowała ze wspólnego treningu. Oboje wzięli kombinezony dane im przez Brązowowłosego. Vivian udała się w kierunku drzwi i zniknęła w labiryncie korytarzy...
Vernil podszedł do ławki i odłożył na niej swój "nowy" zalatujący stęchlizną kombinezon. Zaczął podskakiwać przyciągając kolana do klatki piersiowej. Gdy skończył, postanowił rozgrzać górne partie ciała zataczając koła to prawą, to lewą ręką. Przykucnął. Wystawił prawą nogę w bok. Dłonie wyciągnął w przód i zaczął przenosić ciężar ciała z lewej na prawą kończynę. Potem na odwrót. Zrobił kilka powtórzeń. Przy jednym stracił równowagę i przewróciłby się w tył gdyby nie ogon, który momentalnie napiął się podtrzymując ciężar całego ciała. Gdy stwierdził, że już wystarczy, złączył nogi.. Wybił się z nich tak mocno jak tylko mógł. Będąc w powietrzu przechylił górne partie ciała i wylądował na dłoniach. Nie miał w tym wprawy, co w połączeniu z jego zmęczeniem spowodowało dziwny grymas na jego twarzy i ciche, mimowolne syknięcie. Mimo bólu utrzymał się. Zgiął ręce w łokciach by po chwili je wyprostować. Zadziałały jak sprężyna i ciało młodego wojownika było już w powietrzu. Ponownie przechylił się i wylądował na palcach stóp. Przeciągnął się i spojrzał na swojego partnera w dzisiejszym treningu.
-Dobra ja już się rozgrzałem! Może jakiś sparing?-powiedział do Raziela. Zacisnął pięści, wykonał kilka szybkich ciosów w powietrze, a przy ostatnim, którym było uderzenie z łokcia z obrotu jego ciało na moment otoczyła Biała Aura. Napiął mięśnie rąk by po chwili energicznie nimi machnąć powodując rozproszenie całej energii, która otaczała jego ciało. Zmierzył wzrokiem Raziela. Za czarnowłosym pojawił się rosły mężczyzna, który na ustach miał ironiczny uśmieszek. Jego czarne włosy były zaczesane w tył poza dwoma kosmykami, które padały na twarz. Na prawym oku miał scouter a na szyi widniała szrama przypominająca krzyżyk. Zadał obu chłopakom pytanie, które jednocześnie było wyzwaniem. W oku brązowowłosego coś błysnęło. Nie chodziło o walkę. Nie chodziło o rozwiązanie siłowe. Saiyanin postawił swój biały napierśnik i.. Scouter! To było coś, o czym marzył od spotkania z ojcem na placu. Napierśnik też w sumie nie byłby zły. Obie te rzeczy są oznaką prestiżu. Nie daje się ich byle kadetowi, który przychodzi do akademii. Trzeba sobie na to zasłużyć. Pewnie zyskałby w oczach ojca gdyby ten zobaczył go w tych rzeczach. Spojrzał na Raziela. Oboje jeszcze odczuwali skutki spotkania z Koszarowym. Mimo to Brązowowłosy postanowił w końcu zabrać głos.
-Nie wiem jak kolega, ale ja przyjmuję wyzwanie. Ale jeśli on się nie zgadza to sam chyba nie mam szans-powiedział Vernil, przymykając oczy, drapiąc się w tył głowy i przechylając ją lekko w prawą stronę. Wesoło zamerdał ogonkiem a temu wszystkiemu towarzyszył... Uśmiech! Pierwszy raz uśmiechnął się od czasu wyjścia ze szpitala. Najwidoczniej rządza udowodnienia sobie i ojcu, że nie jest byle mięczakiem była silniejsza niż smutek, w jaki popadł. Jeszcze raz spojrzał na Raziela który także zgodził się na pojedynek. Zmienił wyraz twarzy na nieco bardziej poważny. Odskoczył w tył. Wyciągnął przed siebie obie ręce. Prawą zamienił w pięść i owinął ją prawą dłonią. Ukłonił się przed przeciwnikiem, po czym, przybrał swoją postawę bojową. Obie ręce wyciągnięte przed siebie. Prawa zaciśnięta, lewa natomiast otwarta, luźno trzymana na wysokości krtani. Ogon nie był tak jak u większości Saiyan owinięty dokoła talii, a bezwładnie zwisał. Napiął mięśnie. Momentalnie wyskoczył w górę. Jego ciało zaczęło wydzielać z siebie dużą ilość energii, która przybrała biały kolor i bardzo mocno pulsowała. Znalazł się nad przeciwnikiem. Był bardzo blisko sufitu. Wyciągnął prawą nogę natomiast lewą zgiął i zaczął pikować w kierunku przeciwnika. Celował w bark. Szybkie uszkodzenie jednej z rąk mogło dać im sporą przewagę już na samym początku. Trafił! Przeciwnik okazał się jednak o wiele wytrzymalszy niż myślał Brązowowłosy.
-Wraaaaaa!!-Zaczął krzyczeć Vernil. Jego aura znacznie się powiększyła a lewa noga dotychczas zgięta uderzyła przeciwnika prosto w twarz uważając by nie zniszczyć Scoutera. Przeciwnik tym razem odczuł silny cios. Zaczął cofać się a w tym czasie chłopak odbił się od przeciwnika wykorzystując całą swoją siłę by posłać przeciwnika jak najdalej od siebie. Zrobił salto w powietrzu i wylądował na obu zgiętych nogach. Głowę miał opuszczaną. Włosy opadły na czoło skutecznie zasłaniając cała twarz.
OCC:
Potężny w pana za 275
Jego HP: 3925/4200
Jego KI: 4200/4200
-80 KI dla mnie za Białą Aurę.
Początek treningu.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Sro Lip 10, 2013 8:05 pm
Przez chwilę wpatrywał się w wisiorek ze zdjęciem swojej matki i wspominał. Robił to czasami, kiedy było mu ciężko. Przypomniał się mu dzień kiedy pierwszy raz mama zabrała go do Akademii. Miał z pięć lat i był bardzo podekscytowany. Widział wtedy swoją przyszłość. Wojskowy mundur i zbroja, scouter na uchu i służba ku chwale Vegety. Mały chłopiec nie wiedzący nic o śmierci w walce, treningu do krwi i omdlenia, traktowaniu jak śmiecia. Był uśmiechnięty i machał radośnie ogonkiem kiedy Aryenne chwaliła się swoim dzieckiem przed innymi wojownikami z elity. Wszyscy byli dla niego mili i pytali się go kim chce zostać w przyszłości. I co mogło odpowiedzieć małe dziecko. Wojownikiem jak mama i tata pse pana. To było szczęśliwe dzieciństwo. Choć już od najmłodszych lat trenował walkę pod okiem ojca, nie był nieszczęśliwy. Miał wszystko czego mały Saiyanin zechce. Nowa zabawka? Proszę cię bardzo. Te pierwsze dziesięć lat było jego Edenem. Później wszystko zniknęło. W tym dniu zobaczył też ludzi, którymi dowodziła Aryenne. Byli to elitarni wojownicy, ale znalazło się pośród nich kilku niższych stopniem w tym kadeci. Pomimo ostrej dyscypliny, matka chłopaka nie znęcała się nad nimi, a przynajmniej tak sądził. Teraz sam już nie wiedział czy kochająca mama, nie gnoiła kadetów w pracy. Teraz nie był już pewny niczego.
Kiedy Vernil podał mu znoszony kombinezon, na twarzy kruczowłosego nie drgnął nawet jeden mięsień. Idealna lodowa maska. Nie przeszkadzało mu, że nowy strój śmierdzi potem, zawsze może go wyprać, a jakby co ma jeszcze ten. Chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią na dość proste pytanie.
- Mi tam wszystko jedno. Możemy poćwiczyć trochę. – odparł chłodnym tonem szmaragdowooki. Spojrzał przez chwilę na Vivian, jednak jej postawa nie wyrażała chęci do treningu. Potwierdziło to chwilę później opuszczenie przez nią Sali.
Kiedy brązowowłosy ruszył by się rozgrzać, Raziel zaczął robić to samo. Na początek rozciągnięcie mięśnie ramion i pleców. Kilka wymachów i podskoków w celu rozgrzania. Po chwili już wymierzał szybkie ciosy w powietrze. Najpierw kilkanaście prostych, zaś na koniec kombinacja, zakończona kilkoma kopniakami. Wykopy następowały jeden po sobie, by przeciwnik nie miał szans, na złapanie oddechu. Młot za młotem. Rozgrzewkę zakończył kilkoma pompkami i był już gotowy do małego sparingu. Po tej małej rozgrzewce, założył ręce na torsie i obserwował pokaz Vernila. Widocznie Biała Aura, jest pierwszym poziomem w odkrywaniu prawdziwej mocy Saiyan. Po chwili usłyszał ironiczne pytanie. Odwrócił się powoli i jego oczom ukazał się Saiyanin w zbroi i ze scouterem na uchu. Uśmiechnął się ironicznie na tekst ciemnowłosego wojownika. "Spoko możemy walczyć, ale czy ty nie wyjdziesz stąd świecąc tyłkiem to nie wiem” pomyślał cynicznie młodzieniec.
- Możemy walczyć. Zobaczymy czy ten trening coś daje. – odparł chłodnie szmaragdowooki. Zaczynał się taniec.
Odsunął się kilka metrów w tył i pozwolił Vernilowi wykonać pierwszy krok. Chłopak rozpoczął od niepotrzebnego według Raziela ukłonu, ale każdy ma jakieś dziwactwa. Po tym kadet ruszył na przeciwnika. Pierwszy cios z powietrza, nie przyniósł oczekiwanego skutku, gdyż towarzysz kruczowłosego poprawił kopniakiem z lewej nogi. Przez cały atak jego ciało otaczała Biała Aura. Po ostatnim ciosie brązowooki odbił się od ich oponenta i wykonał ładne salto. Teraz do akcji musiał wejść Raziel. Obserwował cały czas ich przeciwnika wyszukując jakiś słabych stron bądź oznak kontuzji. Ale jeśli ktoś nie ma czegoś złamanego, to nic nie stoi na przeszkodzie by tego mu nie złamać. W jednej chwili stał spokojnie z boku, by w następnej wystrzelić z podłoża jak pocisk. Ciało szatyna również otoczyła aura, dzięki czemu był jeszcze szybszy niż normalnie. Zbliżył się do przeciwnika momentalnie. Prawą nogą uderzył prosto w kolano przeciwnika. Miało to mu uszkodzić nogę i ją osłabić. Drugi cios poleciał w tors. Prawa pięć uderzyła prosto w mostek wojownika. Jeśli go nie złamało, to mogło naruszyć strukturę kostną i spowodować trudności w oddychaniu. Atak zakończył szybki saltem do tyłu podczas, którego wymierzył kopniak w szczękę ich przeciwnika. To miało go zaboleć. Zrobił jeszcze odbicie i znajdował się już kilka metrów od zaatakowanego wcześniej.
Occ:
Potężny w pana za 171
Jego HP: 3754/4200
Jego KI: 4200/4200
-80 KI dla mnie za Białą Aurę.
Początek treningu.
Kiedy Vernil podał mu znoszony kombinezon, na twarzy kruczowłosego nie drgnął nawet jeden mięsień. Idealna lodowa maska. Nie przeszkadzało mu, że nowy strój śmierdzi potem, zawsze może go wyprać, a jakby co ma jeszcze ten. Chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią na dość proste pytanie.
- Mi tam wszystko jedno. Możemy poćwiczyć trochę. – odparł chłodnym tonem szmaragdowooki. Spojrzał przez chwilę na Vivian, jednak jej postawa nie wyrażała chęci do treningu. Potwierdziło to chwilę później opuszczenie przez nią Sali.
Kiedy brązowowłosy ruszył by się rozgrzać, Raziel zaczął robić to samo. Na początek rozciągnięcie mięśnie ramion i pleców. Kilka wymachów i podskoków w celu rozgrzania. Po chwili już wymierzał szybkie ciosy w powietrze. Najpierw kilkanaście prostych, zaś na koniec kombinacja, zakończona kilkoma kopniakami. Wykopy następowały jeden po sobie, by przeciwnik nie miał szans, na złapanie oddechu. Młot za młotem. Rozgrzewkę zakończył kilkoma pompkami i był już gotowy do małego sparingu. Po tej małej rozgrzewce, założył ręce na torsie i obserwował pokaz Vernila. Widocznie Biała Aura, jest pierwszym poziomem w odkrywaniu prawdziwej mocy Saiyan. Po chwili usłyszał ironiczne pytanie. Odwrócił się powoli i jego oczom ukazał się Saiyanin w zbroi i ze scouterem na uchu. Uśmiechnął się ironicznie na tekst ciemnowłosego wojownika. "Spoko możemy walczyć, ale czy ty nie wyjdziesz stąd świecąc tyłkiem to nie wiem” pomyślał cynicznie młodzieniec.
- Możemy walczyć. Zobaczymy czy ten trening coś daje. – odparł chłodnie szmaragdowooki. Zaczynał się taniec.
Odsunął się kilka metrów w tył i pozwolił Vernilowi wykonać pierwszy krok. Chłopak rozpoczął od niepotrzebnego według Raziela ukłonu, ale każdy ma jakieś dziwactwa. Po tym kadet ruszył na przeciwnika. Pierwszy cios z powietrza, nie przyniósł oczekiwanego skutku, gdyż towarzysz kruczowłosego poprawił kopniakiem z lewej nogi. Przez cały atak jego ciało otaczała Biała Aura. Po ostatnim ciosie brązowooki odbił się od ich oponenta i wykonał ładne salto. Teraz do akcji musiał wejść Raziel. Obserwował cały czas ich przeciwnika wyszukując jakiś słabych stron bądź oznak kontuzji. Ale jeśli ktoś nie ma czegoś złamanego, to nic nie stoi na przeszkodzie by tego mu nie złamać. W jednej chwili stał spokojnie z boku, by w następnej wystrzelić z podłoża jak pocisk. Ciało szatyna również otoczyła aura, dzięki czemu był jeszcze szybszy niż normalnie. Zbliżył się do przeciwnika momentalnie. Prawą nogą uderzył prosto w kolano przeciwnika. Miało to mu uszkodzić nogę i ją osłabić. Drugi cios poleciał w tors. Prawa pięć uderzyła prosto w mostek wojownika. Jeśli go nie złamało, to mogło naruszyć strukturę kostną i spowodować trudności w oddychaniu. Atak zakończył szybki saltem do tyłu podczas, którego wymierzył kopniak w szczękę ich przeciwnika. To miało go zaboleć. Zrobił jeszcze odbicie i znajdował się już kilka metrów od zaatakowanego wcześniej.
Occ:
Potężny w pana za 171
Jego HP: 3754/4200
Jego KI: 4200/4200
-80 KI dla mnie za Białą Aurę.
Początek treningu.
Re: Sala treningowa
Sro Lip 10, 2013 8:05 pm
The member 'Raziel' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
Re: Sala treningowa
Czw Lip 11, 2013 12:23 am
Ciosy Vernila chodź w miarę szybkie i silnie, nie powaliły od razu Saiyana. W sumie Half na to nawet nie liczył. Wiedział, czym jest scouter. Wiedział, że przed podejściem, mężczyzna zbadał poziom mocy obydwóch wojowników. W takim razie, dlaczego zgodzili się na pojedynek? Chęć wygranej ciekawego ekwipunku była zbyt wielka by odpuścić. Gdy Brązowowłosy odbił się od przeciwnika, Raziel momentalnie ruszył w jego kierunku również odpalając Biała Aurę. Pierwszy cios padł w kolano, aż coś w nim gruchnęło. Złamać jakąś kość i unieruchomić przeciwnika. Łatwa i szybka wygrana, jednak Saiyanin był wytrzymały, o czym Half zdążył już się przekonać. Brązowowłosy podniósł głowę i uważnie, skupiając się, patrzył na to, co robi jego partner. Następny ruch. Był szybki, jednak nie tak szybki jak Saiyanin ze scouterem na oku. Gdy Raziel, po precyzyjnym ciosie w klatkę piersiową, chciał odskoczyć to ich przeciwnik momentalnie jednym szybkim ciosem zgasił jego zapał i posłał go w stronę ściany.
-Mam nadzieje, że będzie w stanie dalej walczyć… Bez jego pomocy, ten osiłek wytrze podłogę moim ciałem. Płynem będzie pot i krew…-pomyślał chłopak. To był znak dla Brązowookiego. Jego partner oberwał. Saiyanie to bardzo specyficzna rasa. Większość przedstawicieli cieszy się, gdy zada cios, który powali przeciwnika. Duma i pycha. Vernil postanowił to wykorzystać. Z każdą sekundą jego aura zwiększała się. Saiyanin z napierśnikiem zaczął biec w kierunku, Vernila. Wyglądało na to, że chce staranować go swoim umięśnionym ciałem. Na szczęście dystans między nimi nie był na mały i Half miał czas by się przygotować. Wystawił kolano i wyskoczył w górę. Miał zamiar uderzyć w centrum klatki piersiowej, dokładnie tam gdzie Raziel. Gdy przeciwnik jest silniejszy to sukcesywne rozwalanie jednego miejsca może być kluczem do zwycięstwa. Pęd oponenta był jednak zbyt wielki. Oboje po zderzeniu jakby na moment zastygli w miejscu. Na twarzy Halfa pojawił się złośliwy grymas, a z czoła zaczęły zlatywać krople potu. Jego Aura ponownie zaczęła się powiększać. Uderzył przeciwnika kilka razy ogonem w rękę by go rozproszyć. To jednak nie przyniosło oczekiwanego skutku. Spojrzał na jego twarz. Widniał na niej uśmiech. W tym momencie Half zrezygnował. Pomagając sobie techniką lotu podniósł swoje ciało, i kolanem uderzył w szczękę przeciwnika. Wyprostował nogę i odbił się od przeciwnika. Wylądował na ziemi, jednak nie tak pewnie jak poprzednio. Głośno i szybko oddychał. Niby tylko chwila siłowania a potrafi tak zmęczyć. Wstał. Przetarł czoło i szykował się do kolejnego zrywu.
OCC:
Normalny w pana za 145
Jego HP: 3609/4200
Jego KI: 4200/4200
-80 KI dla mnie za Białą Aurę.
Kolejny post treningowy.
-Mam nadzieje, że będzie w stanie dalej walczyć… Bez jego pomocy, ten osiłek wytrze podłogę moim ciałem. Płynem będzie pot i krew…-pomyślał chłopak. To był znak dla Brązowookiego. Jego partner oberwał. Saiyanie to bardzo specyficzna rasa. Większość przedstawicieli cieszy się, gdy zada cios, który powali przeciwnika. Duma i pycha. Vernil postanowił to wykorzystać. Z każdą sekundą jego aura zwiększała się. Saiyanin z napierśnikiem zaczął biec w kierunku, Vernila. Wyglądało na to, że chce staranować go swoim umięśnionym ciałem. Na szczęście dystans między nimi nie był na mały i Half miał czas by się przygotować. Wystawił kolano i wyskoczył w górę. Miał zamiar uderzyć w centrum klatki piersiowej, dokładnie tam gdzie Raziel. Gdy przeciwnik jest silniejszy to sukcesywne rozwalanie jednego miejsca może być kluczem do zwycięstwa. Pęd oponenta był jednak zbyt wielki. Oboje po zderzeniu jakby na moment zastygli w miejscu. Na twarzy Halfa pojawił się złośliwy grymas, a z czoła zaczęły zlatywać krople potu. Jego Aura ponownie zaczęła się powiększać. Uderzył przeciwnika kilka razy ogonem w rękę by go rozproszyć. To jednak nie przyniosło oczekiwanego skutku. Spojrzał na jego twarz. Widniał na niej uśmiech. W tym momencie Half zrezygnował. Pomagając sobie techniką lotu podniósł swoje ciało, i kolanem uderzył w szczękę przeciwnika. Wyprostował nogę i odbił się od przeciwnika. Wylądował na ziemi, jednak nie tak pewnie jak poprzednio. Głośno i szybko oddychał. Niby tylko chwila siłowania a potrafi tak zmęczyć. Wstał. Przetarł czoło i szykował się do kolejnego zrywu.
OCC:
Normalny w pana za 145
Jego HP: 3609/4200
Jego KI: 4200/4200
-80 KI dla mnie za Białą Aurę.
Kolejny post treningowy.
Re: Sala treningowa
Czw Lip 11, 2013 12:23 am
The member 'Colin' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Czw Lip 11, 2013 8:11 pm
Wszystkie ciosy trafiły idealnie. Jednak przeciwnik nie pokazał po sobie, że poczuł uderzenia Raziela. Jednak czego nie widać na zewnątrz, kumuluje się w środku by wybuchnąć w najmniej oczekiwanym momencie. I to było zawsze największym zaskoczeniem. Kiedy wszystko idzie gładko, a ciało nagle odmawia Ci posłuszeństwa. Pycha i wiara we własną moc, zgubiły wielu wojowników. Raziela też. Zapomniał się i właśnie leciał by zapoznać się ze ścianą. Na szczęście nie wbił się w nią, lecz przy dzwonił solidnie. Kątem oka dostrzegł, że jego towarzysz ruszył do ataku. Starli się z czarnowłosym, że energia, która wyszła z tego zderzenia, aż wystrzeliła. Vernil również zaatakował mostek przeciwnika, lecz ten dalej nic sobie z tego nie robił. Śmiał się z prób kadetów. Ale kto mieczem wojuje od miecza ginie.
Raziel podniósł się powoli z ziemi. Szybkim ruchem starł małą strużkę krwi, która płynęła z kącika ust. Uśmiechnął się delikatnie. Zaczynała się ciekawa zabawa. Stanął na równych nogach, zaś w jego oczach widać było radość. Szmaragdowooki jak każdy Saiyanin kochał walkę. Była ona ich żywiołem. Rodzili się do walki i umierali podczas niej. Aura wystrzeliła jeszcze bardziej, po czym chłopak ruszył szybkim biegiem. W jego trakcie zwiększał swoją szybkość coraz bardziej, aż wreszcie znalazł się przy ich przeciwniku. Z całej siły wpadł w Saiyanina i wbił swój prawy łokieć w jego mostek. Miał nadzieję, że ten cios zbuduje fundamenty pod ich wygraną. Nie był to jednak koniec ataku, gdyż w następnej chwili kopnął swojego oponenta, prosto w prawe ucho. Nie było na nim scoutera, gdyż nie chciał uszkodzić tej zabawki. Cały kop został wykonany z pół obrotem. Po ataku wylądował na równych nogach i wycofał się do tyłu trzymając gardę. Po czole kruczowłosego płynęły pierwsze stróżki potu.
OCC:
Silny w pana za 91
Jego HP: 3818/4200
Jego KI: 4200/4200
-80 KI dla mnie za Białą Aurę.
Kolejny post treningowy.
Raziel podniósł się powoli z ziemi. Szybkim ruchem starł małą strużkę krwi, która płynęła z kącika ust. Uśmiechnął się delikatnie. Zaczynała się ciekawa zabawa. Stanął na równych nogach, zaś w jego oczach widać było radość. Szmaragdowooki jak każdy Saiyanin kochał walkę. Była ona ich żywiołem. Rodzili się do walki i umierali podczas niej. Aura wystrzeliła jeszcze bardziej, po czym chłopak ruszył szybkim biegiem. W jego trakcie zwiększał swoją szybkość coraz bardziej, aż wreszcie znalazł się przy ich przeciwniku. Z całej siły wpadł w Saiyanina i wbił swój prawy łokieć w jego mostek. Miał nadzieję, że ten cios zbuduje fundamenty pod ich wygraną. Nie był to jednak koniec ataku, gdyż w następnej chwili kopnął swojego oponenta, prosto w prawe ucho. Nie było na nim scoutera, gdyż nie chciał uszkodzić tej zabawki. Cały kop został wykonany z pół obrotem. Po ataku wylądował na równych nogach i wycofał się do tyłu trzymając gardę. Po czole kruczowłosego płynęły pierwsze stróżki potu.
OCC:
Silny w pana za 91
Jego HP: 3818/4200
Jego KI: 4200/4200
-80 KI dla mnie za Białą Aurę.
Kolejny post treningowy.
Re: Sala treningowa
Czw Lip 11, 2013 8:11 pm
The member 'Raziel' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
Re: Sala treningowa
Czw Lip 11, 2013 9:30 pm
Zmęczenie zaczęło dawać o sobie znać. Jeszcze nie dawno czekał leżał w szpitalu a teraz bije się o fanty z jakimś Saiyanem. No cóż nie było łatwo, ale też nikt nie powiedział, że tak będzie. Akademia to ciężki chleb, na którym nie jeden łamie sobie zęby. Chociażby tak jak ten wojownik, który nie wykonał nakazów koszarowego i nie poszedł sprawdzić, co z wojownikiem w kapsule regeneracyjnej. Za niego musiał zrobić to Brązowowłosy a dalej było tylko gorzej...
Half wstał, spojrzał jak atak Raziel'a zostaje zablokowany a później na dobitkę, Czarnowłosy przeciwnik używa mocnego podmuchu powietrza by odepchnąć atakującego. Gdy ciało Szmaragdowookiego bezwładnie odlatywało, Oponent ruszył na niego i jednym silnym ciosem posłał go na ziemię. To rozzłościło Vernila. Zacisnął pięści. Rozejrzał się do sali. Trener stał w kącie i nie obchodziło go to, co się dzieje. Większość Kadetów, którzy byli w pobliżu odsunęła się. Raziel i Brązowowłosy także byli kadetami. Byli jednak dużo silniejsi niż przeciętny wojownik w mordowni który wpatrywał się w walkę. Ruszył na przeciwnika. Po raz kolejny miał zamiar uderzyć w mostek. Lewą otwartą dłoń trzymał przed sobą. Prawą cofał coraz bardziej. Zatrzymał się tuż przed przeciwnikiem. Aura dotychczas spokojna zwiększyła się. Ogon wyprostował się i przyległ do kręgosłupa. Cały impet biegu został posłany do ręki, która leciała w kierunku mostka nieznajomego. Silny cios, powaliłby niejednego, jednak napierśnik nie ułatwiał im zadania. Zaraz po precyzyjnym ciosie wyskoczył delikatnie w górę z podobną prędkością, z jaką wystartowałby zadać cios. Zatrzymał się dopiero przy suficie. Patrzył na wszystko z góry.
OCC:
Normalny w pana za 145
Jego HP: 3764/4500
Jego KI: 4200/4200
-80 KI dla mnie za Białą Aurę.
Kolejny post treningowy.
Half wstał, spojrzał jak atak Raziel'a zostaje zablokowany a później na dobitkę, Czarnowłosy przeciwnik używa mocnego podmuchu powietrza by odepchnąć atakującego. Gdy ciało Szmaragdowookiego bezwładnie odlatywało, Oponent ruszył na niego i jednym silnym ciosem posłał go na ziemię. To rozzłościło Vernila. Zacisnął pięści. Rozejrzał się do sali. Trener stał w kącie i nie obchodziło go to, co się dzieje. Większość Kadetów, którzy byli w pobliżu odsunęła się. Raziel i Brązowowłosy także byli kadetami. Byli jednak dużo silniejsi niż przeciętny wojownik w mordowni który wpatrywał się w walkę. Ruszył na przeciwnika. Po raz kolejny miał zamiar uderzyć w mostek. Lewą otwartą dłoń trzymał przed sobą. Prawą cofał coraz bardziej. Zatrzymał się tuż przed przeciwnikiem. Aura dotychczas spokojna zwiększyła się. Ogon wyprostował się i przyległ do kręgosłupa. Cały impet biegu został posłany do ręki, która leciała w kierunku mostka nieznajomego. Silny cios, powaliłby niejednego, jednak napierśnik nie ułatwiał im zadania. Zaraz po precyzyjnym ciosie wyskoczył delikatnie w górę z podobną prędkością, z jaką wystartowałby zadać cios. Zatrzymał się dopiero przy suficie. Patrzył na wszystko z góry.
OCC:
Normalny w pana za 145
Jego HP: 3764/4500
Jego KI: 4200/4200
-80 KI dla mnie za Białą Aurę.
Kolejny post treningowy.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Czw Lip 11, 2013 10:29 pm
Ku zdziwieniu młodego Saiyanina wszystkie jego ciosy zostały banalnie zablokowane. Atak łokciem został złapany w otwartą dłoń, natomiast kopniak przyblokowała druga ręka ich oponenta. W kolejnej sekundzie Raziel poczuł silny podmuch i po raz drugi leciał na ziemię. Kiedy uderzył plecami w podłogę z jego ust wydobyła się szkarłatna wydzielina. Na tym się nie skończyło, gdyż w następnej chwili otrzymał solidny kopniak w brzuch, który odrzucił go pod ścianę. Szmaragdowooki złapał się za bolący brzuch. W tej walce na razie on obywa za cały zespół. Nie dość, że dopiero wyszedł ze szpitala, gdzie leczyli jego rany, to teraz musi walczyć o jakieś fanty z głupim, cynicznym gnojkiem. Po raz kolejny wstał z ziemi, zaś w jego oczach płoną ogień. Miał już dość. Cały czas walka. To o ciało, to z jakimś dupkiem co lubi dręczyć słabszych. Ogon dotychczas owinięty wokół tali wojownika, teraz wisiał. Patrzył się jak Vernil po raz kolejny atakuje ich przeciwnika. Pomimo tego, że młodzi kadeci wkładali w walkę serce i wszystkie siły, gówno to dawało. Ich oponent tylko się śmiał z ich prób. Był już pewny, że puści ich nago. Syn Aryenne zacisnął zęby. Przez jego ciało płynęła energia. Wyrazem tego była cały czas widoczna Biała Aura, która pulsowała tak silnie, że wydawało by się, że w tym miejscu ktoś włączył dodatkowe oświetlenie. Energia coraz silniej pulsowała w żyłach młodzieńca. Wyglądało to jakby miał nastąpić zaraz jakiś wybuch. Po raz pierwszy odkąd wstąpił do Akademii był wściekły. Rzadko to się zdarzało, odkąd zaginęła jego matka. Był przez ten cały czas odosobniony i lodowato zimny. Lecz teraz lód w oczach chłopaka przeistoczył się w ogień. Widział cyniczny uśmieszek na twarzy Saiyanina, z którym się pojedynkowali. Nawet nie traktował tej walki poważnie. Kiedy oni walczyli ze wszystkich sił ten cyniczny bezmózgowiec śmiał się z nich. Miał tego dość. Po chwili usłyszał coś co przelało czarę. „Bezwartościowe ścierwa.” dobiegł go cichy głos. Był pełny ironii. Raziela ogarnęła wściekłość.
- Nikt, ale to nikt nie będzie mnie nazywał ścierwem! – krzyknął chłopak, zaś jego aura i moc wystrzeliły w powietrze jak rakieta. Płytki, na których stał młodzian pękły z powodu wybuchu mocy jaka wydobyła się z ciała siedemnastolatka. Podmuch energii był tak silny, że stojące niedaleko niego sztangi poleciały w powietrze i w ścianę. Aura dalej pulsowała, i zaczynało się z nią robić coś dziwnego. Dotychczas oplatała całe ciało młodziana, lecz teraz oplotła bardzo ściśle prawą rękę. Wyglądało, to jakby prawa górna kończyna Saiyanina sama wydzielała własną aurę. Jednak to nie był koniec. Po chwili energia zaczęła się kształtować w coś co przypominało ostrze noża. Wydłużało się i już po chwili zaciśniętą pięść Raza wykańczało kilkunastocentymetrowe ostrze. Aura na prawej dłoni zaczynała ciemnieć i po chwili zrobiła się szmaragdowa. Pasowała idealnie do oczu chłopaka, który dzierżył tą nową broń. Młody Saiyanin czuł pulsującą energię na swojej ręce. Machnął szybko dłonią i uśmiechnął się słysząc świst powietrza, przecinanego przez ostrze. Moment później usłyszał śmiech ich przeciwnika i jego wzrok pełen politowania. „Sprawię, że już więcej się nie uśmiechniesz i nie spojrzysz na mnie w ten sposób.” pomyślał chłopak i natychmiast rzucił się do ataku.
Aura cały czas pulsowała, lecz Raziel nie zwracał na nią uwagi, chciał jak najszybciej dostać się do ich wroga i go zabić. Kilka metrów przed wrogiem wyskoczył w powietrze i z całej siły ciął ostrzem w prawy bark wojownika. Chciał odciąć mu ramię. ostrze weszło gładko w niechronione przez zbroję miejsce i twarz Raziela, natychmiast obryzgała szkarłatna wydzielina. Sekundę później młdoy Saiyanin wyciągnął ostrze z ramienia i odleciał do tyłu uśmiechając się mściwie. „Jak ci się to teraz podoba?” pomyślał.
OCC:
Furia : Pierwsza kolejka + 80 do wszystkich statystyk poza wytrzymałością.
Ataki Ki – Swordem = 353 dmg dla gostka
Jego HP: 3111/4500
Jego KI: 4200/4200
- 353 Ki za Sworda
-80 KI dla mnie za Białą Aurę.
Nauka Ki – Sworda.
Kolejny post treningowy.
- Nikt, ale to nikt nie będzie mnie nazywał ścierwem! – krzyknął chłopak, zaś jego aura i moc wystrzeliły w powietrze jak rakieta. Płytki, na których stał młodzian pękły z powodu wybuchu mocy jaka wydobyła się z ciała siedemnastolatka. Podmuch energii był tak silny, że stojące niedaleko niego sztangi poleciały w powietrze i w ścianę. Aura dalej pulsowała, i zaczynało się z nią robić coś dziwnego. Dotychczas oplatała całe ciało młodziana, lecz teraz oplotła bardzo ściśle prawą rękę. Wyglądało, to jakby prawa górna kończyna Saiyanina sama wydzielała własną aurę. Jednak to nie był koniec. Po chwili energia zaczęła się kształtować w coś co przypominało ostrze noża. Wydłużało się i już po chwili zaciśniętą pięść Raza wykańczało kilkunastocentymetrowe ostrze. Aura na prawej dłoni zaczynała ciemnieć i po chwili zrobiła się szmaragdowa. Pasowała idealnie do oczu chłopaka, który dzierżył tą nową broń. Młody Saiyanin czuł pulsującą energię na swojej ręce. Machnął szybko dłonią i uśmiechnął się słysząc świst powietrza, przecinanego przez ostrze. Moment później usłyszał śmiech ich przeciwnika i jego wzrok pełen politowania. „Sprawię, że już więcej się nie uśmiechniesz i nie spojrzysz na mnie w ten sposób.” pomyślał chłopak i natychmiast rzucił się do ataku.
Aura cały czas pulsowała, lecz Raziel nie zwracał na nią uwagi, chciał jak najszybciej dostać się do ich wroga i go zabić. Kilka metrów przed wrogiem wyskoczył w powietrze i z całej siły ciął ostrzem w prawy bark wojownika. Chciał odciąć mu ramię. ostrze weszło gładko w niechronione przez zbroję miejsce i twarz Raziela, natychmiast obryzgała szkarłatna wydzielina. Sekundę później młdoy Saiyanin wyciągnął ostrze z ramienia i odleciał do tyłu uśmiechając się mściwie. „Jak ci się to teraz podoba?” pomyślał.
OCC:
Furia : Pierwsza kolejka + 80 do wszystkich statystyk poza wytrzymałością.
Ataki Ki – Swordem = 353 dmg dla gostka
Jego HP: 3111/4500
Jego KI: 4200/4200
- 353 Ki za Sworda
-80 KI dla mnie za Białą Aurę.
Nauka Ki – Sworda.
Kolejny post treningowy.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach