Koszary
+8
April
Kanade
Keruru
Colinuś
Ósemka
Raziel
NPC.
NPC
12 posters
Koszary
Sro Maj 30, 2012 12:24 am
First topic message reminder :
Najkrwawsze miejsce na planecie, gdzie odbywają się ćwiczenia żołnierzy. To nie jest Ziemia, Saiyanie się nie patyczkują, a zwykłe sparingi kończą się wizytą w szpitalu i to nie z powodu kataru.
Najkrwawsze miejsce na planecie, gdzie odbywają się ćwiczenia żołnierzy. To nie jest Ziemia, Saiyanie się nie patyczkują, a zwykłe sparingi kończą się wizytą w szpitalu i to nie z powodu kataru.
- GośćGość
Re: Koszary
Czw Kwi 18, 2013 9:24 pm
Gdy Saiyan wraz ze swoim dawnym podopiecznym Razielem czekał, minęło sporo czasu zanim ów trener koszarowy zjawił się właśnie w koszarach. Po upływie czasu, wreszcie trener pokazał się obydwu kadetom, którzy na niego czekali. Koszarowy na początek, zajął się Blade'm ,ponieważ ten był bardziej zaawansowany w walce saiyanem, bardziej wyćwiczonym.
Czarnowłosy widział po trenerze lekkie zdziwienie, ponieważ po niedługim czasie, znowu się pojawił w koszarach, to nie była dziwna sytuacja dla Saiyana, lecz dla koszarowego zapewne tak. Po chwili, usłyszał głos trenera, miał za zadanie dać mu misje. Blade'a zdziwiło, że nagle koszarowy zaczął się śmiać jak debil, ale srał na jego śmiech, miał jakieś ważne zadanie od niego otrzymać, na dodatek miał jakiegoś wypierdka do pomocy.
Dziwiło tez Czarnowłosego, że koszarowy pomyślał, że saiyan ukradł scouter, a dostał go od trenera z sali treningowej, w ramach nagrody za zastąpienie grubcia w magazynie, to było dla niego przyjemne zadanie, ale wolał zapomnieć i skupić się na nowym celu misji.
Dowiedział się od trenera koszar, że jego zadanie będzie dostarczone na jego scouter, który zostawił w kwaterze, więc zapewne pójdzie tam i weźmie ze sobą scouter, wreszcie go przetestuje. Nagle po chwili odszedł i zamachnął się na Blade'a, który oberwał w brzuch, lecz nie wywołało to najmniejszych skutków na nim, odwrócił się i zaśmiał się z trenera, który chyba zapomniał, że Czarnowłosy nie jest już taki słaby jak kiedyś.
Gdy Kadet wraz z drugim kadetem opuścili koszary, Blade pierwszy się odezwał:
-Słuchaj uważnie Raziel, bo chyba tak masz na imię, poczekasz na mnie przed placem, który jest przy Akademii, ja zaś skoczę szybko do kwatery po scouter, tylko zaczekaj tam, zrozumiałeś ? - Powiedział w stronę nowego kadeta oschłym głosem, po czym od razu pobiegł w stronę swojej kwatery.
z/t - Kwatera Blade'a Rivera
Czarnowłosy widział po trenerze lekkie zdziwienie, ponieważ po niedługim czasie, znowu się pojawił w koszarach, to nie była dziwna sytuacja dla Saiyana, lecz dla koszarowego zapewne tak. Po chwili, usłyszał głos trenera, miał za zadanie dać mu misje. Blade'a zdziwiło, że nagle koszarowy zaczął się śmiać jak debil, ale srał na jego śmiech, miał jakieś ważne zadanie od niego otrzymać, na dodatek miał jakiegoś wypierdka do pomocy.
Dziwiło tez Czarnowłosego, że koszarowy pomyślał, że saiyan ukradł scouter, a dostał go od trenera z sali treningowej, w ramach nagrody za zastąpienie grubcia w magazynie, to było dla niego przyjemne zadanie, ale wolał zapomnieć i skupić się na nowym celu misji.
Dowiedział się od trenera koszar, że jego zadanie będzie dostarczone na jego scouter, który zostawił w kwaterze, więc zapewne pójdzie tam i weźmie ze sobą scouter, wreszcie go przetestuje. Nagle po chwili odszedł i zamachnął się na Blade'a, który oberwał w brzuch, lecz nie wywołało to najmniejszych skutków na nim, odwrócił się i zaśmiał się z trenera, który chyba zapomniał, że Czarnowłosy nie jest już taki słaby jak kiedyś.
Gdy Kadet wraz z drugim kadetem opuścili koszary, Blade pierwszy się odezwał:
-Słuchaj uważnie Raziel, bo chyba tak masz na imię, poczekasz na mnie przed placem, który jest przy Akademii, ja zaś skoczę szybko do kwatery po scouter, tylko zaczekaj tam, zrozumiałeś ? - Powiedział w stronę nowego kadeta oschłym głosem, po czym od razu pobiegł w stronę swojej kwatery.
z/t - Kwatera Blade'a Rivera
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Koszary
Pią Kwi 19, 2013 8:32 pm
Stał obok Blade’a i czekał na trenera. Po dłuższej chwili wielce jaśnie wielmożny pan się zjawił i mogli zacząć. Koszarowy totalnie olał Raziela i od razu podszedł do jego byłego opiekuna. W sumie nawet go to nie zdziwiło, River był o wiele dłużej od niego w Akademii dlatego pewnym było, że to do niego trener skieruje swoje słowa. Pierwszym co zdziwiło to wybuch śmiechu jaki wywołał widok Blade’a na trenerze. Raziel delikatnie podniósł brew do góry, jednak postanowił nie wtrącać się. Kiedy wreszcie koszarowy się opanował i przestał śmiać się jak debil zaczął wyzywać Blade’a. Pomimo tego, że to jest powszechne w Akademii to Raziel nienawidził bezsensownego wyzywania i przemocy. Wątpił by Blade zasłużył sobie na takie traktowanie. „Dupek” powiedział cicho Raziel pod nosem pod adresem trenera. Natężenie głosu trenera i tak pewnie go zagłuszyło, a sam wolał nie dostać po mordzie lub ogonem jak jego współtowarzysz. Kiedy trener już się odsunął mieli ruszyć kiedy na do widzenia uderzył go ogonem, Ku lekkiemu zdziwieniu chłopak się nawet nie ruszył, tylko uśmiechnął. "Może nie jest taki słaby za jakiego się uważa?”. Przy wyjściu Blade dał mu polecenie by poszedł na Plac i poczekał na niego tam, gdyż sam musi coś jeszcze załatwić w swojej kwaterze. Raziel kiwnął delikatnie i ruszył na Plac.
z/t - Plac przed Akademią
z/t - Plac przed Akademią
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Koszary
Nie Maj 05, 2013 9:20 pm
Łatwo było znaleźć drogę prowadzącą do koszar. Wszelkimi sposobami kierowały się w owa stronę tabuny kadetów. Pojedynczo, w parach, w grupkach, popędzani przez trenerów albo i nie – wszyscy kierowali się w to mordercze miejsce. Axdra przecież ostrzegał, by bez potrzeby nie łazić do koszar, już lepiej gnić w Mordowni.
Ósemka nie miała wyboru. Wkrótce znalazła się wśród rozrastającego się tłumu kadetów. Kilku trenerów w oddali rozmawiało o czymś z ożywieniem, podwyższając tym samym napięcie. Już i tak wystarczało, że Budou potrącali się łokciami i szeptali gorączkowo.
- Słyszałem, chodzi o nową misję podobno! – Z lewej strony usłyszała głośny szept.
- Żartujesz idioto? Misja dla kadetów? I co wszystkich nas wyślą tak nagle na podbój jakiejś planety? Dla odmiany pomyśl raz łbem, nie żołądkiem!
- Ale to nie jest niemożliwe! – Włączył się dziewczęcy głos. – Mogą wybierać najbardziej doświadczonych!
- Prędzej każą nam się nawzajem pozabijać i zobaczą kto zostanie. – Burknęła w ich stronę Vivian, nawet nie odwracając głowy.
Rozmawiająca trójka rzuciła spojrzenia w kierunku kadetki z plastrem na oku i znacznie zwiększyli dystans. Halfka westchnęła, mierzwiąc blond włosy. Nie chciała się nawet domyślać, czy przestraszyła ich teraz, czy też może byli świadkiem jej wczorajszego napadu. Mogła tylko zgadywać, chociaż szczerze, miała to gdzieś. Tak prozaicznie i dosadnie, nie obchodziło jej innych zdanie.
Niech się oni wszyscy ugryzą.
Leki nie odpuszczały, ale dziewczyna nie miała zamiaru dać po sobie niczego znać. Powieka swędziała, ale z każdą chwila było lepiej. O ile na ciele Vivian zdrowiała, to psychicznie było gorzej. Pojawiło się złe przeczucie. Jak ona tego nienawidziła. Nagle pojawiająca się zła myśl, która z reguły się sprawdzała i często mieszała w jej życiu.
Zapięła kurtkę, stawiając wysoko kołnierz, tak by ocienić twarz. Nie czuła się dobrze w takim tłumie. Najchętniej skryłaby się w jakimś kacie, stamtąd obserwując całe zajście. Póki co tkwi w tym tłumie owieczek na rzeź, dumając nad prawdziwym powodem tej zbiórki.
OCC ---> +10% HP
Ósemka nie miała wyboru. Wkrótce znalazła się wśród rozrastającego się tłumu kadetów. Kilku trenerów w oddali rozmawiało o czymś z ożywieniem, podwyższając tym samym napięcie. Już i tak wystarczało, że Budou potrącali się łokciami i szeptali gorączkowo.
- Słyszałem, chodzi o nową misję podobno! – Z lewej strony usłyszała głośny szept.
- Żartujesz idioto? Misja dla kadetów? I co wszystkich nas wyślą tak nagle na podbój jakiejś planety? Dla odmiany pomyśl raz łbem, nie żołądkiem!
- Ale to nie jest niemożliwe! – Włączył się dziewczęcy głos. – Mogą wybierać najbardziej doświadczonych!
- Prędzej każą nam się nawzajem pozabijać i zobaczą kto zostanie. – Burknęła w ich stronę Vivian, nawet nie odwracając głowy.
Rozmawiająca trójka rzuciła spojrzenia w kierunku kadetki z plastrem na oku i znacznie zwiększyli dystans. Halfka westchnęła, mierzwiąc blond włosy. Nie chciała się nawet domyślać, czy przestraszyła ich teraz, czy też może byli świadkiem jej wczorajszego napadu. Mogła tylko zgadywać, chociaż szczerze, miała to gdzieś. Tak prozaicznie i dosadnie, nie obchodziło jej innych zdanie.
Niech się oni wszyscy ugryzą.
Leki nie odpuszczały, ale dziewczyna nie miała zamiaru dać po sobie niczego znać. Powieka swędziała, ale z każdą chwila było lepiej. O ile na ciele Vivian zdrowiała, to psychicznie było gorzej. Pojawiło się złe przeczucie. Jak ona tego nienawidziła. Nagle pojawiająca się zła myśl, która z reguły się sprawdzała i często mieszała w jej życiu.
Zapięła kurtkę, stawiając wysoko kołnierz, tak by ocienić twarz. Nie czuła się dobrze w takim tłumie. Najchętniej skryłaby się w jakimś kacie, stamtąd obserwując całe zajście. Póki co tkwi w tym tłumie owieczek na rzeź, dumając nad prawdziwym powodem tej zbiórki.
OCC ---> +10% HP
- GośćGość
Re: Koszary
Pon Maj 06, 2013 12:01 am
Blade kiedy przekroczył próg, mógł zobaczyć jak inni kadeci zlatywali się z całej planety, to było coś nieprawdopodobnego dla niego, nie mógł uwierzyć własnym oczom, choć był pewien, że naprawdę kroi się coś niepokojącego. Trudno mu było biec, kiedy korytarze były tak zaludnione kadetami, nie wierzył, że może być aż tyle kadetów na takiej niewielkiej planecie, choć on sam nie wiedział jaki dokładnie Vegeta ma rozmiar i czy są jeszcze inne miasta, oprócz tego w którym teraz się znajduję.
Czarnowłosy miał zamiar dotrzeć tam jak najprędzej, lecz horda saiyan na korytarzach siała chaos, przez który nie tak łatwo można było przejść, to była innymi słowy saiyańska masakra, która wszystkich zbierała w koszarach. Wreszcie, Saiyan przypomniał sobie parę węższych korytarzy, które rzadko były używane i nie było ich na holo mapie, ponieważ były one strasznie ciasne, naprawdę niewielkiej postury saiyan, mógł przez nie przechodzić, dla Kadeta to nie było problem, od razu pokierował się do ów niewielkich przejść, które miały za zadanie szybciej dotrzeć do koszar.
Kiedy już przez nie przechodził, był niedaleko koszar, bo słychać było różne hałasy dobiegające z niej, możliwe że spora gromadka saiyan sobie gawędziła, czekając jakie nadejdą wydarzenia. Blade wreszcie znajdywał się na wprost koszar, dzięki użyciu mózgownicy, bez problemu dotarł skrótami do koszar, gdzie wszyscy kadeci, byli siłowo zbierani, po to by doczekać się wydarzeń jakie nadejdą.
Gdy Czarnowłosy znalazł się na sali, mógł on dostrzec tą saiyankę, którą kiedyś zobaczył w recepcji, przypomniał mu się jej zapach włosów, które dla niego tak wspaniale pachniały, lecz nie mógł o tym teraz myśleć, ważniejsze było co czeka ich w koszarach. Saiyan stanął obok niej, ponieważ z jego punktu widzenia wydawał się taka samotna, więc podszedł do niej i powiedział:
-Hej, halfko, wiesz może o co chodzi, po co jesteśmy tutaj zbierani do cholery ? - zapytał się głosem, jakby był poddenerwowany, możliwe że taki się mógł wydawać.
Miał zamiar usłyszeć odpowiedź z jej ust, po to by dowiedzieć się, o co tutaj chodzi i czy nie będą musieli spodziewać się najgorszego ze słów Koszarowego Trenera.
Czarnowłosy miał zamiar dotrzeć tam jak najprędzej, lecz horda saiyan na korytarzach siała chaos, przez który nie tak łatwo można było przejść, to była innymi słowy saiyańska masakra, która wszystkich zbierała w koszarach. Wreszcie, Saiyan przypomniał sobie parę węższych korytarzy, które rzadko były używane i nie było ich na holo mapie, ponieważ były one strasznie ciasne, naprawdę niewielkiej postury saiyan, mógł przez nie przechodzić, dla Kadeta to nie było problem, od razu pokierował się do ów niewielkich przejść, które miały za zadanie szybciej dotrzeć do koszar.
Kiedy już przez nie przechodził, był niedaleko koszar, bo słychać było różne hałasy dobiegające z niej, możliwe że spora gromadka saiyan sobie gawędziła, czekając jakie nadejdą wydarzenia. Blade wreszcie znajdywał się na wprost koszar, dzięki użyciu mózgownicy, bez problemu dotarł skrótami do koszar, gdzie wszyscy kadeci, byli siłowo zbierani, po to by doczekać się wydarzeń jakie nadejdą.
Gdy Czarnowłosy znalazł się na sali, mógł on dostrzec tą saiyankę, którą kiedyś zobaczył w recepcji, przypomniał mu się jej zapach włosów, które dla niego tak wspaniale pachniały, lecz nie mógł o tym teraz myśleć, ważniejsze było co czeka ich w koszarach. Saiyan stanął obok niej, ponieważ z jego punktu widzenia wydawał się taka samotna, więc podszedł do niej i powiedział:
-Hej, halfko, wiesz może o co chodzi, po co jesteśmy tutaj zbierani do cholery ? - zapytał się głosem, jakby był poddenerwowany, możliwe że taki się mógł wydawać.
Miał zamiar usłyszeć odpowiedź z jej ust, po to by dowiedzieć się, o co tutaj chodzi i czy nie będą musieli spodziewać się najgorszego ze słów Koszarowego Trenera.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Koszary
Pon Maj 06, 2013 9:20 am
Powrót do Akademii nie zajął Razielowi dużo czasu. Jednak trening, który odbył oraz dwie szklanki mocnego alkoholu dały mu się we znaki i leciał trochę wolniej niż normalniej. Lecz kiedy jego stopy dotknęły już placu przed Akademią jego umysł był czysta jak łza. Szmaragdowooki wolnym krokiem ruszył w stronę Akademii, mijając kilku ostatnich kadetów, którzy jeszcze gadali na zewnątrz. Przemierzając kolejne korytarze nie zwracał uwagi na pozostałych kadetów, którzy dość spanikowani biegli w stronę koszar. W końcu takie bieganie musiało się źle skończyć i jedna dość dobrze bawiąca się i wyluzowana para Saiyan wpadła na kruczowłosego. „Tego jeszcze mi dzisiaj brakowało do pełni szczęścia” pomyślał sarkastycznie Raziel po czym spojrzał na niskiego kadeta, który wpadł na niego.
- Sorki ziomuś, nie chciałem. W porządku? – powiedział chłopak do syna Aryenne. Gdyby wzrok mógł zabijać, to teraz z chłopaka została by bryła lodu. Jednak kruczowłosy nie miał czasu ani ochoty na użeranie się z nierozważnymi Saiyanami.
- Nie pamiętam bym był z Tobą na ty. A na przyszłość uważaj jak leziesz, bo kiedyś przez to zginiesz. – odrzekł młodzieniec zimnym tonem, po czym odwrócił się i odszedł od parki.
Po kilku minutach marszu znalazł się u celu swej podróży. Zgromadzili się tutaj chyba wszyscy kadeci i większość trenerów Akademii, gdyż prawie całe koszary były pełne. Kiedy chłopak szukał jakiegoś wolnego miejsca usłyszał ciekawą wymianę zdań. Kiedy spojrzał w tamtym kierunku zobaczył blondwłosą Halfkę, którą wcześniej widział na Sali treningowej. Odpyskowywała coś innym kadetom. Po jej słowach młody Saiyanin uśmiechnął się nieznacznie. „Taka tu nie zginie” pomyślał, po czym oparł się o ścianę i założył sobie ręce na torsie. Miał stąd idealny widok na całą salę. Blondwłosej widocznie też się to nie podobało, gdyż kilka minut po swej wypowiedzi naciągnęła sobie kaptur na głowę. Cóż w Akademii spotyka się różne indywidualia, ale to już nie jego problem. Po chwili zauważył, że do dziewczyny podszedł Blade. Kruczowłosemu nie chciało się zwracać uwagi. Jeśli umie widzieć to go znajdzie. Teraz trzeba było czekać na wystąpienie, chociaż coś w środku mu mówiło, że mogą z tego wyniknąć problemy.
- Sorki ziomuś, nie chciałem. W porządku? – powiedział chłopak do syna Aryenne. Gdyby wzrok mógł zabijać, to teraz z chłopaka została by bryła lodu. Jednak kruczowłosy nie miał czasu ani ochoty na użeranie się z nierozważnymi Saiyanami.
- Nie pamiętam bym był z Tobą na ty. A na przyszłość uważaj jak leziesz, bo kiedyś przez to zginiesz. – odrzekł młodzieniec zimnym tonem, po czym odwrócił się i odszedł od parki.
Po kilku minutach marszu znalazł się u celu swej podróży. Zgromadzili się tutaj chyba wszyscy kadeci i większość trenerów Akademii, gdyż prawie całe koszary były pełne. Kiedy chłopak szukał jakiegoś wolnego miejsca usłyszał ciekawą wymianę zdań. Kiedy spojrzał w tamtym kierunku zobaczył blondwłosą Halfkę, którą wcześniej widział na Sali treningowej. Odpyskowywała coś innym kadetom. Po jej słowach młody Saiyanin uśmiechnął się nieznacznie. „Taka tu nie zginie” pomyślał, po czym oparł się o ścianę i założył sobie ręce na torsie. Miał stąd idealny widok na całą salę. Blondwłosej widocznie też się to nie podobało, gdyż kilka minut po swej wypowiedzi naciągnęła sobie kaptur na głowę. Cóż w Akademii spotyka się różne indywidualia, ale to już nie jego problem. Po chwili zauważył, że do dziewczyny podszedł Blade. Kruczowłosemu nie chciało się zwracać uwagi. Jeśli umie widzieć to go znajdzie. Teraz trzeba było czekać na wystąpienie, chociaż coś w środku mu mówiło, że mogą z tego wyniknąć problemy.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Koszary
Pon Maj 06, 2013 12:38 pm
Tłum, ciemna masa. Aż boli, gdy się pomyśli, że szufladkuje się dziewczynę z resztą. Szeptane naokoło domysły sprawiały, że traciła wiarę w inteligencje swoich rówieśników. Do uszu ciągle dolatywały to nowe domysły, a to król do nich przyjdzie, a to ważna misja, a to specjalne ogłoszenie. Czy oni nie wiedzą, że burza mózgów jest najgorsza? Od niej wszystko boli, nie tylko w głowie, ale i tam w środku... Czasem trzeba dać sobie spokój i zwyczajnie kierować się hasłem Będzie co ma być.
Viviani delikatnie potarła zaklejone oko. Zaczynało piec, ale jak mówiono, skoro boli, to oznacza, że jeszcze żyje. Ile tkwi wśród tłumu? Pół godziny, a trenerzy ciągle nie dali znać o co chodzi. Niedługo będzie mogła odkleić plaster, bez obaw, że nastraszy innych opuchlizną.
- Czy kto żyw, czy umiera, wszyscy biegną do trenera. – Mruknęła bezgłośnie Ósemka, widząc jak maruderzy wpadający do koszar pytają się trenerów o przyczynę zbiórki. Tacy zaraz dostawali po gębie i milcząc umykali do szeregu. Właśnie. Chyba powinni się jakoś ustawić, bo tłum na pewno szeregu nie przypominał.
Pośród szeptów usłyszała pytanie, pytanie skierowane do niej. Padło z ust ciemnowłosego kadeta, którego Vivian nie znała ani z widzenia, ani ze słyszenia. Spojrzała na niego niepewnie, nieco przymulona lekami i lekko skinęła głowa, gdy zrozumiała sens pytania. Lekarz miał rację, medykamenty były strasznie mocne. W odpowiedzi mogła tylko wzruszyć ramionami.
~Halfko? Od samego początku segregacja rasowa~ Pomyślała z niejakim przekąsem dziewczyna. ~Inny kolor włosów, oczu, zaraz wiadomo, że masz mocno rozrzedzoną krew. No, cóż... Przynajmniej nie zwrócił się per Ścierwo~
Możliwe, że Saiyan nie wiedział jak się do niej zwrócić, ale jedno słowo wystarczyłoby by Ósemka wyostrzyła język. Powstrzymała się jednak. Nie miała ochoty komukolwiek podpadać, a i kadet nie wydawał się być skory do sprzeczki. A jeśli był, to ma przerąbane. Mimo ciężkiej głowy, bezczelność dziewczyna ma świetnie wyuczoną.
- Wygląda na to, że każdy tu wie lepiej co się dzieję. – Odparła po chwili zwłoki. – Tylu teorii spiskowych jak żyję, jeszcze nie słyszałam. Jak nadstawisz ucho, to usłyszysz więcej. – Dodała Vivian, wpychając dłonie w kieszenie.
Zamilkła. Nie miała nic więcej do powiedzenia. Znów ścisnęło ją w dołku – zły, bardzo zły znak. Nie dość, ze musi walczyć z okrytym mgłą umysłem, to jeszcze niepokoi i drażni ją niedobre przeczucie. Nie warto mówić, że gorzej być nie może, bo na pewno będzie. Logika i prawdopodobieństwo nie miały znaczenia, bo tak z reguły było. Dziewczyna zdążyła się już przyzwyczaić, chociaż pesymistka nie była, a w każdym razie, starała się nie być.
Ktoś na nią wpadł z prawej strony.
- Jak chozis su.. – Zaseplenił całkiem znajomy głos.
Vivan odwróciła głowę, mierząc spokojnym, niczego nie zdradzającym spojrzeniem kadeta który ją potrącił. Chłopak miał opuchniętą szczękę i tak samo jak ona, po wczorajszej bitce nie wyglądał najładniej. Pod wpływem jej wzroku zapomniał języka w gębie, otwierając szerzej usta. Widać było komiczny brak dwóch przednich zębów. Pewnie tak samo jak dziewczyna przypomniał sobie potyczkę w damskiej łazience.
Nie musiała nic mówić, bo kadet z pobladłą, nieco głupawa miną odsunął się od niej. Zanim wmieszał się w tłum, pogroził jej jeszcze pięścią. Vivian wywróciła jednym okiem, uśmiechając się półgębkiem. Jednego wroga w Akademii już ma. Brat byłby dumny.
OCC ---> +10% HP
Viviani delikatnie potarła zaklejone oko. Zaczynało piec, ale jak mówiono, skoro boli, to oznacza, że jeszcze żyje. Ile tkwi wśród tłumu? Pół godziny, a trenerzy ciągle nie dali znać o co chodzi. Niedługo będzie mogła odkleić plaster, bez obaw, że nastraszy innych opuchlizną.
- Czy kto żyw, czy umiera, wszyscy biegną do trenera. – Mruknęła bezgłośnie Ósemka, widząc jak maruderzy wpadający do koszar pytają się trenerów o przyczynę zbiórki. Tacy zaraz dostawali po gębie i milcząc umykali do szeregu. Właśnie. Chyba powinni się jakoś ustawić, bo tłum na pewno szeregu nie przypominał.
Pośród szeptów usłyszała pytanie, pytanie skierowane do niej. Padło z ust ciemnowłosego kadeta, którego Vivian nie znała ani z widzenia, ani ze słyszenia. Spojrzała na niego niepewnie, nieco przymulona lekami i lekko skinęła głowa, gdy zrozumiała sens pytania. Lekarz miał rację, medykamenty były strasznie mocne. W odpowiedzi mogła tylko wzruszyć ramionami.
~Halfko? Od samego początku segregacja rasowa~ Pomyślała z niejakim przekąsem dziewczyna. ~Inny kolor włosów, oczu, zaraz wiadomo, że masz mocno rozrzedzoną krew. No, cóż... Przynajmniej nie zwrócił się per Ścierwo~
Możliwe, że Saiyan nie wiedział jak się do niej zwrócić, ale jedno słowo wystarczyłoby by Ósemka wyostrzyła język. Powstrzymała się jednak. Nie miała ochoty komukolwiek podpadać, a i kadet nie wydawał się być skory do sprzeczki. A jeśli był, to ma przerąbane. Mimo ciężkiej głowy, bezczelność dziewczyna ma świetnie wyuczoną.
- Wygląda na to, że każdy tu wie lepiej co się dzieję. – Odparła po chwili zwłoki. – Tylu teorii spiskowych jak żyję, jeszcze nie słyszałam. Jak nadstawisz ucho, to usłyszysz więcej. – Dodała Vivian, wpychając dłonie w kieszenie.
Zamilkła. Nie miała nic więcej do powiedzenia. Znów ścisnęło ją w dołku – zły, bardzo zły znak. Nie dość, ze musi walczyć z okrytym mgłą umysłem, to jeszcze niepokoi i drażni ją niedobre przeczucie. Nie warto mówić, że gorzej być nie może, bo na pewno będzie. Logika i prawdopodobieństwo nie miały znaczenia, bo tak z reguły było. Dziewczyna zdążyła się już przyzwyczaić, chociaż pesymistka nie była, a w każdym razie, starała się nie być.
Ktoś na nią wpadł z prawej strony.
- Jak chozis su.. – Zaseplenił całkiem znajomy głos.
Vivan odwróciła głowę, mierząc spokojnym, niczego nie zdradzającym spojrzeniem kadeta który ją potrącił. Chłopak miał opuchniętą szczękę i tak samo jak ona, po wczorajszej bitce nie wyglądał najładniej. Pod wpływem jej wzroku zapomniał języka w gębie, otwierając szerzej usta. Widać było komiczny brak dwóch przednich zębów. Pewnie tak samo jak dziewczyna przypomniał sobie potyczkę w damskiej łazience.
Nie musiała nic mówić, bo kadet z pobladłą, nieco głupawa miną odsunął się od niej. Zanim wmieszał się w tłum, pogroził jej jeszcze pięścią. Vivian wywróciła jednym okiem, uśmiechając się półgębkiem. Jednego wroga w Akademii już ma. Brat byłby dumny.
OCC ---> +10% HP
- GośćGość
Re: Koszary
Pon Maj 06, 2013 1:17 pm
Kiedy Saiyan doczekał się odpowiedzi od półkrwistej, po prostu wiedział, że mu wyskoczy z takim tekstem. Blade sam wcześniej na to wpadł, lecz wolał usłyszeć zdanie nowej kadetki, która nie dawno dołączyła do Akademii. Po jej odpowiedz prychnął, po czym ponownie jej odpowiedział, kiedy zauważył, że dziewczyna chyba przeżywa jakiś stres czy coś:
-Hmmm, coś się stało, czemu jesteś taka spięta ? - zapytał ze zdziwieniem, jak i powagą na twarzy.
Nie chciał, żeby aż tak się zestresowała jakimś głupim zebraniem wszystkich kadetów w jednym miejscu, ale to naprawdę było dla niej ciężko, choć Saiyan nie mógł do końca zrozumieć, dlaczego ma takiego stres'a, może dlatego, że jest mało halfów, chyba że chodziło o mało liczbę saiyanek w koszarach.
Blade sam dokładnie nie wiedział o co może jej chodzić, trochę go to zmartwiło, to było dość dziwne ze strony Kadeta, ponieważ nigdy nie odczuwał chęci pomagania komukolwiek, nie czuł nawet troski o nikogo. Przez chwilę, kiedy chyba jeszcze bała się odpowiedzieć na pytanie Czarnowłosego, ten walnął ją delikatnie w plecy, cytując dalej swój monolog:
-Naprawdę nie musisz się tym przejmować aż tak, sam nie wiem o co tu chodzi, a jak tak podsłuchiwałem innych, to też udają głupa i nic nie wiedzą, więc wrzuć na luz, dasz radę. - Po skończeniu mowy, na jego twarzy powstał delikatny uśmiech, lecz widać było po jego mimice buzi, że nadal starał się być poważny, ponieważ chciał się dowiedzieć o co tutaj chodzi, po co to całe zamieszanie, dlaczego zebrali akurat w takim momencie wszystkich kadetów z planety.
Blade mógł spodziewać się najgorszego, ale wolał poczekać, jak to będzie miało koniec.
-Hmmm, coś się stało, czemu jesteś taka spięta ? - zapytał ze zdziwieniem, jak i powagą na twarzy.
Nie chciał, żeby aż tak się zestresowała jakimś głupim zebraniem wszystkich kadetów w jednym miejscu, ale to naprawdę było dla niej ciężko, choć Saiyan nie mógł do końca zrozumieć, dlaczego ma takiego stres'a, może dlatego, że jest mało halfów, chyba że chodziło o mało liczbę saiyanek w koszarach.
Blade sam dokładnie nie wiedział o co może jej chodzić, trochę go to zmartwiło, to było dość dziwne ze strony Kadeta, ponieważ nigdy nie odczuwał chęci pomagania komukolwiek, nie czuł nawet troski o nikogo. Przez chwilę, kiedy chyba jeszcze bała się odpowiedzieć na pytanie Czarnowłosego, ten walnął ją delikatnie w plecy, cytując dalej swój monolog:
-Naprawdę nie musisz się tym przejmować aż tak, sam nie wiem o co tu chodzi, a jak tak podsłuchiwałem innych, to też udają głupa i nic nie wiedzą, więc wrzuć na luz, dasz radę. - Po skończeniu mowy, na jego twarzy powstał delikatny uśmiech, lecz widać było po jego mimice buzi, że nadal starał się być poważny, ponieważ chciał się dowiedzieć o co tutaj chodzi, po co to całe zamieszanie, dlaczego zebrali akurat w takim momencie wszystkich kadetów z planety.
Blade mógł spodziewać się najgorszego, ale wolał poczekać, jak to będzie miało koniec.
Re: Koszary
Pon Maj 06, 2013 2:01 pm
W koszarach było już bardzo, bardzo dużo ludzi. Stali i czekali jak na skazanie. Atmosfera była burzliwa. Większość ludzi mówiła o swoich domyśleniach, że wojna. Inni mówili, że pewnie chcą się pozbyć tych słabszych. Pewien Saiyan z czarnymi włosami sięgającymi mu do łopatek przekonywał całą resztę, że szykuje się zbiorowy awans tych, którzy się wyróżnili gdyż tam na planetach do podbicia potrzebują nowych ludzi. Ile w tym racji, nie wiadomo.
Do nich dołączyła właśnie spora grupa kadetów z sali treningowej. Weszli, wmieszali się w tłum. Został tylko Brązowowłosy. Znów zaczął błądzić oczami po ludziach. Nigdzie nie widział nikogo znajomego. Postanowił polecieć nieco w górę. Im wyżej tym większe pole widzenia, w którym może udać mu się odnaleźć kogoś znajomego. Wodził wzrokiem po kadetach. W sumie złote włosy zdarzają się rzadko. Baa, Vivian była jedyną osobą, jaką widział w akademii o dokładnie takim kolorze włosów. Szukał, rząd po rzędzie. Dlaczego? Vernil był chłopakiem nieśmiałym, ale nie lubił przebywać sam. Wolał stać obok kogoś, z którym mógłby nawet nie rozmawiać, ale wiedział, że podczas rozmowy nie zostanie wyśmiany. Ludzi było za dużo, hałas dokoła, ciężko było się skupić nawet tak opanowanej osobie, jaką jest Vernil. Stopniowo obniżał pułap. NA tyle wolno by jego włosy nie podniosły się w górę. Cały czas był poważny. Czuł lekki niedosyt, że Bóg wie ile będzie musiał tutaj stać i to... Sam! Samotność to dla niego najgorsze uczucie, jakie kiedykolwiek zaznał. A poznał je z momentem, gdy poszedł do akademii. Dotychczas zawsze miał, z kim porozmawiać czy to z tatą czy to z Arthilem bądź jego rodzicami, z którymi miał wspaniały kontakt. Nie ma się, co dziwić, gdy Ritchul musiał iść do akademii to zaprowadzał swojego synka właśnie do nich.
Wylądował na ziemi. Nie w tym samym miejscu, co poprzednio gdyż natłok ludzi zajął mu je. Nie było lekko. Ludzi przybywało z każdą sekundą. Chłopak stanął gdzieś z tyłu. Sam jak palec. Nikt do niego nie podszedł ani on do nikogo. Czekał na dalszy rozwój sytuacji. Z każdą kolejną chwilą zdenerwowanie rosło. Nie z powodu, że coś się dzieje, a nikt nie wie, co, a z powodu, że musi stać bezczynnie. Nie mógł kompletnie nic zrobić. Wolałby teraz przejść się do kwatery na krótką drzemkę. Mimo szczerych i sporych chęci było to nie możliwe. Chociaż nie, możliwe było jednak pewnie musiałby później zapłacić za to wysoką cenę. Niesubordynacja jest w akademii karana, o czym chłopak dowiedział się już nie raz. Jakby nie oceniać Vernila, cierpliwość nie była jego mocną stroną. Ale cóż na to poradzić? Trzeba ją przezwyciężyć i czekać na „tych wyższych” by powiedzieli, co chcieli. Kto wie, może będzie to na tyle ważne, że odmieni losy niejednej osoby zebranej. A może na tyle błahe, że wszyscy to zleją. Odpowiedź jest jedna i trzeba na nią czekać…
Do nich dołączyła właśnie spora grupa kadetów z sali treningowej. Weszli, wmieszali się w tłum. Został tylko Brązowowłosy. Znów zaczął błądzić oczami po ludziach. Nigdzie nie widział nikogo znajomego. Postanowił polecieć nieco w górę. Im wyżej tym większe pole widzenia, w którym może udać mu się odnaleźć kogoś znajomego. Wodził wzrokiem po kadetach. W sumie złote włosy zdarzają się rzadko. Baa, Vivian była jedyną osobą, jaką widział w akademii o dokładnie takim kolorze włosów. Szukał, rząd po rzędzie. Dlaczego? Vernil był chłopakiem nieśmiałym, ale nie lubił przebywać sam. Wolał stać obok kogoś, z którym mógłby nawet nie rozmawiać, ale wiedział, że podczas rozmowy nie zostanie wyśmiany. Ludzi było za dużo, hałas dokoła, ciężko było się skupić nawet tak opanowanej osobie, jaką jest Vernil. Stopniowo obniżał pułap. NA tyle wolno by jego włosy nie podniosły się w górę. Cały czas był poważny. Czuł lekki niedosyt, że Bóg wie ile będzie musiał tutaj stać i to... Sam! Samotność to dla niego najgorsze uczucie, jakie kiedykolwiek zaznał. A poznał je z momentem, gdy poszedł do akademii. Dotychczas zawsze miał, z kim porozmawiać czy to z tatą czy to z Arthilem bądź jego rodzicami, z którymi miał wspaniały kontakt. Nie ma się, co dziwić, gdy Ritchul musiał iść do akademii to zaprowadzał swojego synka właśnie do nich.
Wylądował na ziemi. Nie w tym samym miejscu, co poprzednio gdyż natłok ludzi zajął mu je. Nie było lekko. Ludzi przybywało z każdą sekundą. Chłopak stanął gdzieś z tyłu. Sam jak palec. Nikt do niego nie podszedł ani on do nikogo. Czekał na dalszy rozwój sytuacji. Z każdą kolejną chwilą zdenerwowanie rosło. Nie z powodu, że coś się dzieje, a nikt nie wie, co, a z powodu, że musi stać bezczynnie. Nie mógł kompletnie nic zrobić. Wolałby teraz przejść się do kwatery na krótką drzemkę. Mimo szczerych i sporych chęci było to nie możliwe. Chociaż nie, możliwe było jednak pewnie musiałby później zapłacić za to wysoką cenę. Niesubordynacja jest w akademii karana, o czym chłopak dowiedział się już nie raz. Jakby nie oceniać Vernila, cierpliwość nie była jego mocną stroną. Ale cóż na to poradzić? Trzeba ją przezwyciężyć i czekać na „tych wyższych” by powiedzieli, co chcieli. Kto wie, może będzie to na tyle ważne, że odmieni losy niejednej osoby zebranej. A może na tyle błahe, że wszyscy to zleją. Odpowiedź jest jedna i trzeba na nią czekać…
Re: Koszary
Pon Maj 06, 2013 8:02 pm
W koszarach panował ogromny przepych. Trudno się jednak dziwić, skoro wszyscy kadeci zostali zebrani w jednym pomieszczeniu. W tłumie dało się słyszeć nerwowe szepty, prawie wszyscy zastanawiali się po co zostali tu wezwani. Wreszcie na horyzoncie pojawił się tak lubiany przez wszystkich, brodaty Trener.
- Cisza! - ryknął, a cała sala ucichła w mgnieniu oka.
Każda twarz wpatrywała się nerwowo w mężczyznę oczekując wyjaśnień. Facet odchrząknął i rzekł głośno:
- Słuchać uważnie, bo nie jesteście tu bez powodu. Vegeta znalazła się w niebezpieczeństwie. Nieznana istota nawiedza kolejne planety i kradnąc moc jej mieszkańcom staje się coraz silniejsza. Według sprawdzonym informacji zmierza teraz ku Nam. Osobnik ten wślizguje się do ciała ofiary i przejmuje nad nią kontrolę. DLATEGO macie uzbroić się w czujność, rozumiecie? Nie latajcie, nie histeryzujcie. Jeżeli zauważycie, choćby najmniejsze zmiany w zachowaniu Waszych znajomych, NATYCHMIAST macie poinformować o tym fakcie mnie, lub innego z Trenerów, jasne? Dobra to chyba... - jednak w tym momencie przerwał, gdyż drzwi Sali otworzyły się i wkroczyła dwójka zdyszanych żołnierzy.
Czym prędzej podbiegli do przełożonego i zaczęli zdawać raport. Robili to na tyle głośno, że kilka pierwszych rzędów (w tym Vivian, Blade, Vernil i Raziel) było zorientowanych w sytuacji. Na lądowisku wylądowała kapsuła kosmiczna z nieprzytomnym Saiyan'skim zwiadowcą w środku. Trzeci z obecnych akurat ogoniastych postanowił zabrać go do skrzydła szpitalnego.
- Ku*wa - zaklął brodacz, zaciskając mocniej pięści. Spojrzał na tłum i jego wzrok padł na stojącym na wprost niego Blade'ie - Ty! Wszystko słyszałeś nie? Jakbym nie wiedział, że z podnieceniem wsłuchiwaliście się w każde słowo. Maszeruj do szpitala i zobacz co z tym gościem. Jak już się dowiesz to wracasz tu i o wszystkim mi mówisz, rozumiesz? Masz 10 minut, ruszaj dupę.
Sytuacja wyglądał na poważną, podobnie jak twarz mężczyzny. W tłumie zebranych tymczasem zapanowało poruszenie. Jak można było się spodziewać, prawie każdy wpatrywał się bacznie w sąsiada, poszukując u niego oznak dziwnego zachowania, jakby wyznaczono za to jakąś nagrodę.
- Ja pier*ole... - podsumował to wszystko Trener.
OCC:
Blade --> https://dbng.forumpl.net/t227-pomieszczenie-regeneracji
- Cisza! - ryknął, a cała sala ucichła w mgnieniu oka.
Każda twarz wpatrywała się nerwowo w mężczyznę oczekując wyjaśnień. Facet odchrząknął i rzekł głośno:
- Słuchać uważnie, bo nie jesteście tu bez powodu. Vegeta znalazła się w niebezpieczeństwie. Nieznana istota nawiedza kolejne planety i kradnąc moc jej mieszkańcom staje się coraz silniejsza. Według sprawdzonym informacji zmierza teraz ku Nam. Osobnik ten wślizguje się do ciała ofiary i przejmuje nad nią kontrolę. DLATEGO macie uzbroić się w czujność, rozumiecie? Nie latajcie, nie histeryzujcie. Jeżeli zauważycie, choćby najmniejsze zmiany w zachowaniu Waszych znajomych, NATYCHMIAST macie poinformować o tym fakcie mnie, lub innego z Trenerów, jasne? Dobra to chyba... - jednak w tym momencie przerwał, gdyż drzwi Sali otworzyły się i wkroczyła dwójka zdyszanych żołnierzy.
Czym prędzej podbiegli do przełożonego i zaczęli zdawać raport. Robili to na tyle głośno, że kilka pierwszych rzędów (w tym Vivian, Blade, Vernil i Raziel) było zorientowanych w sytuacji. Na lądowisku wylądowała kapsuła kosmiczna z nieprzytomnym Saiyan'skim zwiadowcą w środku. Trzeci z obecnych akurat ogoniastych postanowił zabrać go do skrzydła szpitalnego.
- Ku*wa - zaklął brodacz, zaciskając mocniej pięści. Spojrzał na tłum i jego wzrok padł na stojącym na wprost niego Blade'ie - Ty! Wszystko słyszałeś nie? Jakbym nie wiedział, że z podnieceniem wsłuchiwaliście się w każde słowo. Maszeruj do szpitala i zobacz co z tym gościem. Jak już się dowiesz to wracasz tu i o wszystkim mi mówisz, rozumiesz? Masz 10 minut, ruszaj dupę.
Sytuacja wyglądał na poważną, podobnie jak twarz mężczyzny. W tłumie zebranych tymczasem zapanowało poruszenie. Jak można było się spodziewać, prawie każdy wpatrywał się bacznie w sąsiada, poszukując u niego oznak dziwnego zachowania, jakby wyznaczono za to jakąś nagrodę.
- Ja pier*ole... - podsumował to wszystko Trener.
OCC:
Blade --> https://dbng.forumpl.net/t227-pomieszczenie-regeneracji
- GośćGość
Re: Koszary
Pon Maj 06, 2013 9:31 pm
Kiedy tak Blade rozmawiał ze wszystkimi wokoło, żeby dowiedzieć się o co może chodzić, ni stąd ni zowąd, nadszedł trener, dokładniej rzecz biorąc to wszedł głównym wejściem i stanął przed wszystkimi zebranymi kadetami, jacy znajdowali się na planecie. Czarnowłosy mógł na początek usłyszeć złowieszczy krzyk trenera, który uciszył wszystko wokół, nawet on sam się zamknął, ponieważ chyba koszarowy miał zamiar coś wygłosić do wszystkich jacy znajdywali się tutaj.
Po chwili, Saiyan i reszta kadecików mogła usłyszeć przemówienie koszarowego, który mówił strasznie głośno, tak żeby ci z tyłu też mogli usłyszeć. Kiedy Blade tego tak wysłuchiwał, nie mógł uwierzyć jego słowom, czyli scouter przy treningu nie kłamał, wykrywał jakąś energię wysoko w kosmosie, tylko dziwnym trafem jakim cudem jego wykrywacz energii ki, mógł sięgnąć aż tak daleko w górę ?
Czarnowłosy niestety nie mógł sobie odpowiedzieć na tą zagadkę, ale teraz wiedział, że planeta stoi w wielkim niebezpieczeństwu, które nadchodzi, więc będzie trzeba zapewne jej bronić. Kadet przy okazji, dowiedział się, że nieprzyjaciel może potrafić wchodzić w ciała, tylko wtedy kiedy ktoś ma ranę, na całe szczęście Blade nie posiadał takiej, bo po ostatnim treningu, osmalił sobie jedynie dłonie, więc nie było otwartej lub rozciętej części ciała.
Nagle Koszar-owiec podszedł pod twarz Czarnowłosego, mówiąc że podobno wszystko słyszał, jak sam nie wiedział o co dokładnie jest ta parada, przez co został wybrany, jako osoba, która ma sprawdzić stan jakiegoś saiyana, który został ranny, najwyraźniej przez tego intruza. Saiyan wiedział, że jeśli tam pójdzie, może zostać zainfekowany, czyżby trener przeszedł na złą stronę.
Blade wyczuwał w tym intrygę, ponieważ ranny saiyan mógł już zostać zainfekowany, przez co może zarazić osoby, które się do niego zbliżą, lecz on nie miał zamiaru się poddawać. Wyprostował się, zasalutował i odpowiedział trenerowi z koszar:
-Tak jest ! - Miał powagę na twarzy, po czym odwrócił się, zobaczył że wszyscy saiyanie odeszli, tak aby miał czyste przejście do wyjścia z koszar.
Czarnowłosy pokierował się od razu w stronę wyjścia, po czym był zdziwiony, dlaczego on akurat został wybrany, przecież było wielu innych saiyan, którzy mogli to zrobić, lecz nie, akurat musieli wybierać jego, syknął po czym opuścił pomieszczenie koszar.
Kiedy już był poza koszarami, nie miał zamiaru iść do lecznicy, poszedł w stronę swojej kwatery, olał rozkaz tego idiotycznego trenera, który jak zwykle musi mu coś wrzucić na głowę. Blade miał ten rozkaz głęboko w dup***, po czym natrafił na schody, po których wszedł na piętro.
Niewiele kroków dzieliło go od jego pokoju, który jak zwykle był pusty, ponieważ kadet mieszkał sam i każdy miał własną kwaterę. Czarnowłosy po chwili, znalazł się przed swoją kwaterą, dokładnie przed jej drzwiami, po czym otworzył ją gestem dłoni. Kiedy już to zrobił, Saiyan wszedł do środka, zamknął się od środka, po to by mu nikt nie przeszkadzał, wolał przeczekać to wszystko we własnej kwaterze jak na Saiyana przystało.
z/t - Kwatera Blade'a Rivera
Po chwili, Saiyan i reszta kadecików mogła usłyszeć przemówienie koszarowego, który mówił strasznie głośno, tak żeby ci z tyłu też mogli usłyszeć. Kiedy Blade tego tak wysłuchiwał, nie mógł uwierzyć jego słowom, czyli scouter przy treningu nie kłamał, wykrywał jakąś energię wysoko w kosmosie, tylko dziwnym trafem jakim cudem jego wykrywacz energii ki, mógł sięgnąć aż tak daleko w górę ?
Czarnowłosy niestety nie mógł sobie odpowiedzieć na tą zagadkę, ale teraz wiedział, że planeta stoi w wielkim niebezpieczeństwu, które nadchodzi, więc będzie trzeba zapewne jej bronić. Kadet przy okazji, dowiedział się, że nieprzyjaciel może potrafić wchodzić w ciała, tylko wtedy kiedy ktoś ma ranę, na całe szczęście Blade nie posiadał takiej, bo po ostatnim treningu, osmalił sobie jedynie dłonie, więc nie było otwartej lub rozciętej części ciała.
Nagle Koszar-owiec podszedł pod twarz Czarnowłosego, mówiąc że podobno wszystko słyszał, jak sam nie wiedział o co dokładnie jest ta parada, przez co został wybrany, jako osoba, która ma sprawdzić stan jakiegoś saiyana, który został ranny, najwyraźniej przez tego intruza. Saiyan wiedział, że jeśli tam pójdzie, może zostać zainfekowany, czyżby trener przeszedł na złą stronę.
Blade wyczuwał w tym intrygę, ponieważ ranny saiyan mógł już zostać zainfekowany, przez co może zarazić osoby, które się do niego zbliżą, lecz on nie miał zamiaru się poddawać. Wyprostował się, zasalutował i odpowiedział trenerowi z koszar:
-Tak jest ! - Miał powagę na twarzy, po czym odwrócił się, zobaczył że wszyscy saiyanie odeszli, tak aby miał czyste przejście do wyjścia z koszar.
Czarnowłosy pokierował się od razu w stronę wyjścia, po czym był zdziwiony, dlaczego on akurat został wybrany, przecież było wielu innych saiyan, którzy mogli to zrobić, lecz nie, akurat musieli wybierać jego, syknął po czym opuścił pomieszczenie koszar.
Kiedy już był poza koszarami, nie miał zamiaru iść do lecznicy, poszedł w stronę swojej kwatery, olał rozkaz tego idiotycznego trenera, który jak zwykle musi mu coś wrzucić na głowę. Blade miał ten rozkaz głęboko w dup***, po czym natrafił na schody, po których wszedł na piętro.
Niewiele kroków dzieliło go od jego pokoju, który jak zwykle był pusty, ponieważ kadet mieszkał sam i każdy miał własną kwaterę. Czarnowłosy po chwili, znalazł się przed swoją kwaterą, dokładnie przed jej drzwiami, po czym otworzył ją gestem dłoni. Kiedy już to zrobił, Saiyan wszedł do środka, zamknął się od środka, po to by mu nikt nie przeszkadzał, wolał przeczekać to wszystko we własnej kwaterze jak na Saiyana przystało.
z/t - Kwatera Blade'a Rivera
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Koszary
Pon Maj 06, 2013 9:56 pm
Dziewczyna milczała jak zaklęta. Nie istniała na tym świecie rzecz, która w tej chwili zmusiłaby ją do mówienia. Czemu jest spięta? Głupie pytanie, skoro odpowiedź jest oczywista.
Odwala jej.
~Jestem zmęczona, w dodatku na prochach, zniesławiono Oddział mojego brata, zboczony kadet próbował napaść mnie w łazience i dlatego mam obitą facjatę, na dodatek mój braciszek od siedmiu boleści zostawił mi dziwną notkę, od której się poryczałam z samego rana~ Ósemka prowadziła wywód w środku swojej głowy. Gdyby uzewnętrzniała monolog, kadet gotów byłby się jeszcze wystraszyć, chociaż twarz dziewczyny pozostawała nieruchoma.
~A na domiar złego, chcę sobie stąd pójść. Usiąść gdzieś w kącie, a nie tkwić wśród tłumu napierającego z każdej strony~
Vivian nie była podenerwowana, tylko pełna sprzeciwu i niechęci do świata. W tej właśnie chwili oczywiście. Skumulowało się kilka rzeczy, które wprowadziło ją w ten nastrój. I choć nie narzucała swojego złego humoru na otoczenie, a kumulowała w sobie, nie lubiła takich pytań.
Wbijała spojrzenie w podłoże, pełne ciemniejszych plam. Prawdą było, że koszary to krwawe miejsce.
Wyglądało na to, że Vivian wewnętrznie się uspokaja, gdy poczuła lekkie klepnięcie w plecy. Spięła się momentalnie i automatycznie zacisnęła pięści, nieprzyzwyczajona do takich rzeczy. Potrafiła uścisnąć dłoń, wymiana ciosów była dlań niczym. Jednak Ósemka tolerowała jedynie szorstkie mierzwienie włosów przez Axdrę. Wszelkie inne kontakty fizyczne uznawała głównie za przejaw agresji wymierzonej w jej stronę. Dlatego dopiero po chwili odetchnęła lekko, powracając do poprzedniego, zamulonego stanu.
- Nie rób tak więcej. Uderzyłabym cię. – Powiedziała cicho, bardziej do siebie, wbijając ponownie ręce w kieszenie, a wzrok gdzieś w ziemię.
Ledwie skończyła mówić, całe koszary usłyszały głośny krzyk trenera i Vivian, nawet nie podskakując, uniosła wzrok. Tak… Nabrzmiały mięśniami, nieprzyjemnie wyglądający mężczyzna z brodą nie budził sympatii. Już po tonie, można by wywnioskować, że nie jest lubiany i na pewno mu na tym nie zależy. Ostrzeżenia Axdry odnośnie koszar były całkowicie uzasadnione.
Wśród niewysłowionej ciszy, trener podjął mowę.
Ósemka nie odrywała oczu od wojownika, uważnie słuchając. Przeczucie znów znalazło potwierdzenie, niech to szlag. Vegeta w niebezpieczeństwie. O istotach potrafiących przejąć kontrolę nad innymi nigdy nie słyszała. Znów zapanowało poruszenie, ale przygaszone obecnością trenera. Vivian milczała, zachodziła w głowę jakim sposobem można pokonać kogoś, kto zmienia ciała jak rękawiczki. Jeśli taki pasożyt wejdzie w nią, i fakt się wyda, pewnie ją zabiją… Może zginie razem z kadetką, a może prześlizgnie się do następnej ofiary? W ten sposób byłby niepokonany, a Vegeta szybko opustoszeje. Jeśli kradnie moc to musi mieć już wysoki poziom. Tylko czy ta istota jest inteligentna, czy jak niektórzy kadeci myśli tylko żołądkiem?
Szlag. Dziewczyna tkwiła nieruchomo, nie zmieniając wyrazu i tak do połowy zakrytej twarzy. Rzeczywiście źle to wygląda.
Do koszar wpadło dwóch wojowników. Rzucili się ku trenerowi, gorączkowo zdając raport, nieświadomi, że ponad setka par oczu wbija się w nich w podnieceniu. Robili to tak szybko i nieopatrznie, że Ósemka nie musiała nadstawiać uszu. Wyraźnie słyszała to co mówią. Sytuacja nie wyglądała najlepiej, mogła to stwierdzić nawet taka nowicjuszka.
W końcu trener kazał kadetowi, który przed chwilą ją zaczepić stan zwiadowcy. Saiyan się oddalił, a Vivian znów opuściła głowę, zajadle nie wydając z siebie najmniejszego dźwięku.
Możliwe, że nie dotarła do niej jeszcze cała powaga sytuacji, ale naprawdę wyglądało to źle. Pozostali kadeci rozglądali się naokoło z błyszczącymi oczyma, jakby czekając na podejrzany ruch sąsiada. To kadetkę w jakiś sposób rozbawiło. W głębi ducha uważała to za wręcz komiczną sytuację – poszukują kogoś niestabilnego psychicznie, podejrzanie się zachowującego. Mogła się założyć, że ze swoimi odpałami i huśtawką nastroi znajdzie się pierwsza na liście. Pewnie zboczeniec którego obiła w łazience na nią doniesie. Albo ktokolwiek inny. Ktoś kto pamięta ją, gdy jeszcze była wrednym, pyskatym bachorem. I tak porąbaną kadetkę spotka porąbany los.
Jednocześnie miała ochotę się zaśmiać, uciec gdzieś do mysiej dziury, albo zacząć wrzeszczeć. Bywa, gdy jest się istotą skrajnie chaotyczną. Tłumiąc wszystko inne, stała wyprostowana, niby bierna i niezorientowana, gdy w rzeczywistości tak wiele działo się w Ósemkowej głowie.
Ponieważ nie padły żadne bliżej określone rozkazy, tłum dalej tkwił jak ten cieć, a dziewczyna wraz z nim. Uważnie śledziła spojrzeniem trenera, czekając na to co będzie.
Bo będzie co ma być.
Odwala jej.
~Jestem zmęczona, w dodatku na prochach, zniesławiono Oddział mojego brata, zboczony kadet próbował napaść mnie w łazience i dlatego mam obitą facjatę, na dodatek mój braciszek od siedmiu boleści zostawił mi dziwną notkę, od której się poryczałam z samego rana~ Ósemka prowadziła wywód w środku swojej głowy. Gdyby uzewnętrzniała monolog, kadet gotów byłby się jeszcze wystraszyć, chociaż twarz dziewczyny pozostawała nieruchoma.
~A na domiar złego, chcę sobie stąd pójść. Usiąść gdzieś w kącie, a nie tkwić wśród tłumu napierającego z każdej strony~
Vivian nie była podenerwowana, tylko pełna sprzeciwu i niechęci do świata. W tej właśnie chwili oczywiście. Skumulowało się kilka rzeczy, które wprowadziło ją w ten nastrój. I choć nie narzucała swojego złego humoru na otoczenie, a kumulowała w sobie, nie lubiła takich pytań.
Wbijała spojrzenie w podłoże, pełne ciemniejszych plam. Prawdą było, że koszary to krwawe miejsce.
Wyglądało na to, że Vivian wewnętrznie się uspokaja, gdy poczuła lekkie klepnięcie w plecy. Spięła się momentalnie i automatycznie zacisnęła pięści, nieprzyzwyczajona do takich rzeczy. Potrafiła uścisnąć dłoń, wymiana ciosów była dlań niczym. Jednak Ósemka tolerowała jedynie szorstkie mierzwienie włosów przez Axdrę. Wszelkie inne kontakty fizyczne uznawała głównie za przejaw agresji wymierzonej w jej stronę. Dlatego dopiero po chwili odetchnęła lekko, powracając do poprzedniego, zamulonego stanu.
- Nie rób tak więcej. Uderzyłabym cię. – Powiedziała cicho, bardziej do siebie, wbijając ponownie ręce w kieszenie, a wzrok gdzieś w ziemię.
Ledwie skończyła mówić, całe koszary usłyszały głośny krzyk trenera i Vivian, nawet nie podskakując, uniosła wzrok. Tak… Nabrzmiały mięśniami, nieprzyjemnie wyglądający mężczyzna z brodą nie budził sympatii. Już po tonie, można by wywnioskować, że nie jest lubiany i na pewno mu na tym nie zależy. Ostrzeżenia Axdry odnośnie koszar były całkowicie uzasadnione.
Wśród niewysłowionej ciszy, trener podjął mowę.
Ósemka nie odrywała oczu od wojownika, uważnie słuchając. Przeczucie znów znalazło potwierdzenie, niech to szlag. Vegeta w niebezpieczeństwie. O istotach potrafiących przejąć kontrolę nad innymi nigdy nie słyszała. Znów zapanowało poruszenie, ale przygaszone obecnością trenera. Vivian milczała, zachodziła w głowę jakim sposobem można pokonać kogoś, kto zmienia ciała jak rękawiczki. Jeśli taki pasożyt wejdzie w nią, i fakt się wyda, pewnie ją zabiją… Może zginie razem z kadetką, a może prześlizgnie się do następnej ofiary? W ten sposób byłby niepokonany, a Vegeta szybko opustoszeje. Jeśli kradnie moc to musi mieć już wysoki poziom. Tylko czy ta istota jest inteligentna, czy jak niektórzy kadeci myśli tylko żołądkiem?
Szlag. Dziewczyna tkwiła nieruchomo, nie zmieniając wyrazu i tak do połowy zakrytej twarzy. Rzeczywiście źle to wygląda.
Do koszar wpadło dwóch wojowników. Rzucili się ku trenerowi, gorączkowo zdając raport, nieświadomi, że ponad setka par oczu wbija się w nich w podnieceniu. Robili to tak szybko i nieopatrznie, że Ósemka nie musiała nadstawiać uszu. Wyraźnie słyszała to co mówią. Sytuacja nie wyglądała najlepiej, mogła to stwierdzić nawet taka nowicjuszka.
W końcu trener kazał kadetowi, który przed chwilą ją zaczepić stan zwiadowcy. Saiyan się oddalił, a Vivian znów opuściła głowę, zajadle nie wydając z siebie najmniejszego dźwięku.
Możliwe, że nie dotarła do niej jeszcze cała powaga sytuacji, ale naprawdę wyglądało to źle. Pozostali kadeci rozglądali się naokoło z błyszczącymi oczyma, jakby czekając na podejrzany ruch sąsiada. To kadetkę w jakiś sposób rozbawiło. W głębi ducha uważała to za wręcz komiczną sytuację – poszukują kogoś niestabilnego psychicznie, podejrzanie się zachowującego. Mogła się założyć, że ze swoimi odpałami i huśtawką nastroi znajdzie się pierwsza na liście. Pewnie zboczeniec którego obiła w łazience na nią doniesie. Albo ktokolwiek inny. Ktoś kto pamięta ją, gdy jeszcze była wrednym, pyskatym bachorem. I tak porąbaną kadetkę spotka porąbany los.
Jednocześnie miała ochotę się zaśmiać, uciec gdzieś do mysiej dziury, albo zacząć wrzeszczeć. Bywa, gdy jest się istotą skrajnie chaotyczną. Tłumiąc wszystko inne, stała wyprostowana, niby bierna i niezorientowana, gdy w rzeczywistości tak wiele działo się w Ósemkowej głowie.
Ponieważ nie padły żadne bliżej określone rozkazy, tłum dalej tkwił jak ten cieć, a dziewczyna wraz z nim. Uważnie śledziła spojrzeniem trenera, czekając na to co będzie.
Bo będzie co ma być.
- Keruru
- Liczba postów : 22
Data rejestracji : 04/04/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Koszary
Pon Maj 06, 2013 10:07 pm
Wszedł na teren koszar powolnym krokiem, a raczej został siłą wepchnięty przez tą falę, która w pośpiechu biegła za nim i niczym nie zatrzymany przez nikogo pociąg parła jednie do przodu. - Ale luda! – krzyknął na głos komentując obrazek jaki pojawił mu się przed oczami. Stłoczona masa w recepcji to było małe piwo i nic, w porównaniu z tym co działo się tutaj. Istne kłębowisko niczym rój owadów. Teraz dokładnie na własne oczy można było się przekonać i zobaczyć ilu saiyan tak naprawdę uczęszczało do akademii. Młody saiyanin gwizdnął z zachwytu, że tez ten budynek nas wszystkich pomieścił. Morze bujnych kruczoczarnych grzyw zdecydowanie dominowała w tym dziwnym, nietypowym zgromadzeniu ale dało się również zauważyć że sporą część stanowili również half-saiyanie którzy wyróżniali się na tle saiyan czystej krwi bogatą kolorystyką i różnorodnością włosów dając tłumowi swoisty nietypowy wygład. Wszyscy zebrani byli wyraźnie podenerwowani i nikt nie wiedział po co ich tutaj razem wszystkich stłoczono. Głośno komentowali zaistniałą sytuację dając upust złości w donośnych rozmowom i dywagacjach. Keruru bardzo powoli posuwał się do przodu i lawirował w tym tłumie szukając jakiegoś spokojnego miejsca dla siebie. Nikogo nie znał i czul się otoczony zewsząd . Wylękniony i znerwicowany. Już teraz wiedział czemu tak nie znosił się tłumu. Prawie czuł, że mimo otwartej przestrzeni robiło mu się słabo. Zdusił tą myśl jednak w zarodku i parł naprzód zastawiając się przez chwilę czy w akademii mają skrzydło szpitalne i wyspecjalizowany personel znający skuteczny sposób leczenia demophobii. Nagle poczuł, że stąpa po czymś dziwnie miękkim. Zatrzymał się i jego wzrok zszedł na dół. Dojrzał saiyani ogon, pod swoim butem. Szczęka opadła mu prawie do podłogi. Zatopiony w myślach nie wiedząc co robi przez przypadek, nastąpił jednemu uczestnikowi na ogon. Właściwie nie było w tym nic dziwnego wszyscy majtali ogonami na prawo i lewo w zdenerwowaniu więc nie był to jakiś niezwykły wyczyn. Ogon należał do half sayian o brązowcy znacznie przewyższającego Keruru, który spoglądał teraz na niego lekko zdenerwowanym wzrokiem. Keruru niczym oparzony, szybko zabrał nogę dając upragnioną wolność ogonowi. Z cichym „przepraszam, ja nie chciałem” zaczął się wycofywać i jak najszybciej mieszać się z tłumem. Jego niewielki wzrost okazał się w tym bardzo pomocny. Chyba jako jedyny z niewielu Keru trzymał ogon blisko siebie ciasno i mocno związany na tali. Blaze zawsze mu powtarzał, że to największa wada saiyan i że po ogonie bardzo łatwo można odczytać czyjeś emocje. Im trzyma się go bliżej ciała i nie pozwala mu się na swobodną reakcje tym trudniej było odczytać emocje danego saiyanina. I tak z twarzy Keruru dało się czytać jak z książki, wiec ogon nie odgrywał u niego ważnej roli, jeśli chodziło o emocje. Jednak chłopak karnie, zgodnie z poleceniem opiekuna, ani na chwilę nie rozwijał ogona. W końcu znalazł dogodne miejsce. Jacyś dwaj kadeci obok niego prowadzili gorącą dyskusję na temat jakieś laski stojącej niedaleko. Przekrzykiwali się jeden przez drugiego w jaki sposób i jakiej metody by użyć, by ją poderwać. Każdy kolejny nasuwany prze nich ł pomysł wydawał się mniej logiczny i bardziej głupszy. Świeżo upieczony kadet przewrócił oczami i spojrzał w tamtą stronę. Rzeczywiście w tłumie stała dziewczyna, kadetka . Wysoka, górowała nad niektórymi. Keru wyglądał przy niej prawie jak dziecko. Ani nazbyt szczupła, ani umięśniona. Miała blond krótko ścięte włosy i brązowe pełne życia oczy. Pewnie te cechy najbardziej hipnotyzowały i przyciągały wzrok zebranych w sali. Plaster na lewym oku, poobijana i gdzieniegdzie obandażowana. Albo wróciła z piekielnie ciężkiego treningu, albo dostała ostre baty podczas jakieś stoczonej przez nią walki. Wyraźnie zatopiona w myślach albo z całych sił starała się unikać niewybrednych seksistowskich komentarzy na swój temat, albo jakikolwiek temat. Kobiety były rzadkością w armii saiyańskiej, stanowiły nieliczną grupę, a ta do tego była halfką. Keru nie dziwił się zatem czemu budziła takie zainteresowanie i reakcje męskiej części. Uśmiechnął się patrząc w jej stronę, przypominała mu jego straszą siostrę. Ona uwielbiała farbować włosy na blond ku wściekłości i rozpaczy ojca. Z zamyślenia wyrwał go nagle głos, jakiegoś obcego brodatego saiyanina, który dość w lakoniczny sposób wyjaśnił zgromadzonym po co ich tutaj sprowadził. Zatem na planecie pojawiła się obca forma życia która kradła energię innych. To nie był doby znak, trzeba było teraz mieć się na baczności i mieć oczy dookoła głowy by nie paść ofiara tego pasożyta. Skoro wślizguje się w ciało ofiar i przejmuje nad nimi kontrolę można było go takim określeniem nazwać. Vegeta w niebezpieczeństwie? – chłopak zdziwił się podobnie jak pozostali zebrani, którzy zaczęli szeptać miedzy sobą. Chyba nad wyraz użyte słowa, oni sobie chyba żartują, i niepotrzebną panikę sieję. Widać było, że ci z góry naprawdę obawiają się tej obcej istoty. Albo nie wiedzą jak się tego pozbyć, albo jak z tym walczyć, dlatego nakazują tak daleko idącą ostrożność i to wszystkim. Keruru spuścił głowę i westchnął. Znajomych nie miał zatem ciężko mu będzie określić czy dana osoba została zainfekowana czy też nie. Przemawiający donośnym, poważnym głosem saiyanin nagle zamilkł potem puścił niewybredną wiązankę z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu. Jego wzrok padł prosto na stojącego jakieś 200 m od Keruru kadeta. Wydarł się na niego i wydał mu rozkaz by tamten ruszył dupę w troki i natychmiast szedł do szpitala, bo coś tam, bo ktoś tam. Keruru nie za bardzo zrozumiał jak zresztą i większość. Teraz jednak ponad setka oczu skierowana była w stronę tego biedaka który otrzymał rozkaz.
-Biedny - pomyślał Keruru współczując nieznajomemu kadetowi strasznie, że na oczach i spośród tłumu został w tak niewybredny sposób wybrany.
-Biedny - pomyślał Keruru współczując nieznajomemu kadetowi strasznie, że na oczach i spośród tłumu został w tak niewybredny sposób wybrany.
Re: Koszary
Pon Maj 06, 2013 10:08 pm
Brodacz przez chwilę stał z założonymi na piersiach rękoma patrząc się surowym wzrokiem na wszystkich obecnych tutaj. Gdy kadet wysłany do lecznicy wyszedł trener włączył scouter by dopilnować, że idzie w dobrą stronę.
- Ta zasrana małpa zignorowała mój rozkaz i poszła do kwatery. Ku*wa! - przeklął siarczyście łapiąc scouter w rękę, a następnie zgniatając go. Chyba już wszyscy tutaj obecni wiedzieli, że gdy Blade natknie się na tego faceta to będzie miał ostro przekichane. Będzie dla niego najlepiej jak będzie omijał trenera szerokim łukiem. - Ty. - spojrzał tym razem na Vernila - Zapie*dalaj mi w podskokach do tego szpitala, jak pie*dolona sarenka z bajek disneya. JUŻ! - wrzasnął.
Brodaty trzasnął pięścią w otwartą dłoń. Nie miał zbyt przyjemnego wyrazu na twarzy dlatego nikt się nie odzywał, ani też nie wypytywał o nic bo obawiał się o własne kości.
- Tamten kadet najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy jak poważna jest sytuacja i leci sobie w kulki. Ogłaszam, że każdy, kto go spotka może bezkarnie walnąć go w mordę! A teraz rozejść się! - krzyknął tak by dotarło do wszystkich.- Ale wasza dziesiątka ma tutaj zostać - wskazał na pierwszy rząd kadetów, w którym znajdowali się Raz i Vivian oraz Keruru. Sam trener zaś udał się gdzieś bez słowa. Sala powoli zrobiła się pusta.
OOC
Colin, idź tam.
- Ta zasrana małpa zignorowała mój rozkaz i poszła do kwatery. Ku*wa! - przeklął siarczyście łapiąc scouter w rękę, a następnie zgniatając go. Chyba już wszyscy tutaj obecni wiedzieli, że gdy Blade natknie się na tego faceta to będzie miał ostro przekichane. Będzie dla niego najlepiej jak będzie omijał trenera szerokim łukiem. - Ty. - spojrzał tym razem na Vernila - Zapie*dalaj mi w podskokach do tego szpitala, jak pie*dolona sarenka z bajek disneya. JUŻ! - wrzasnął.
Brodaty trzasnął pięścią w otwartą dłoń. Nie miał zbyt przyjemnego wyrazu na twarzy dlatego nikt się nie odzywał, ani też nie wypytywał o nic bo obawiał się o własne kości.
- Tamten kadet najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy jak poważna jest sytuacja i leci sobie w kulki. Ogłaszam, że każdy, kto go spotka może bezkarnie walnąć go w mordę! A teraz rozejść się! - krzyknął tak by dotarło do wszystkich.- Ale wasza dziesiątka ma tutaj zostać - wskazał na pierwszy rząd kadetów, w którym znajdowali się Raz i Vivian oraz Keruru. Sam trener zaś udał się gdzieś bez słowa. Sala powoli zrobiła się pusta.
OOC
Colin, idź tam.
Re: Koszary
Wto Maj 07, 2013 12:47 pm
Stał na końcu. Co się mogło stać? Tłum był przed nim, wiadomo osobno bezpieczniej. Przynajmniej Vernil tak uważał. OD momentu, gdy poszedł na dziedziniec, na którym okazało się, że Vegeta rozpoczyna inwazje. Wtedy myślał, że idąc wśród sporej ilości wojowników nic się nie stanie. A jak to się skończyło? Dostał solidny łomot zakończony finezyjnym uderzeniem w brzuch z ogona Saiyana, który wcześniej kilkakrotnie potraktował go swoją twardą pięścią oraz splunął mu na twarz śmiejąc się, że pada. Teraz chłopak bogatszy o życiowe doświadczenie postanowił stać na uboczu. Nikomu nie wadził ani nikt nie wadził jemu. Spojrzał na wejście. Kolejna spora i to nawet bardzo spora grupa kadetów. Po jednym spojrzeniu łatwo można było domyślić się, że są to nowe nabytki. Bo skąd mogłaby iść tak dużą grupka ludzi skoro Ci z koszar i z Sali są już na miejscu. Poza tym byli w większości niscy i młodsi od Vernila. Jeden z nich, chyba ten najniższy otworzył szeroko oczy, gdy zobaczył tych wszystkich wojowników. Brązowooki lekko uśmiechnął się pod nosem i spojrzał przed siebie. Ludzie coraz bardziej się denerwowali. Najwidoczniej nie tylko Vernil nie posiadał tej chwalebnej cechy, jaką jest cierpliwość. Jego ogon mimowolnie tańczył sobie za jego ciałem. Co się dziwić, dla Saiyana to jak luźna cześć ciała. Mogli nad nią panować, ale przeważnie to on wykonywał spokojne ruchy adekwatne akurat do uczuć wojownika. Pech chciał, że dokładnie ten sam niski Saiyan, który podziwiał ilość osób w koszarach, szedł akurat przed siebie a brązowy ogon Halfa wpadł mu pod but. Chłopak złowrogo spojrzał na malca, zmierzył go całego wzrokiem i uniósł rękę w górę… Przynajmniej tak to wyglądało w myślach chłopaka. Czasami miał tak, że w jego głowie ukazywał się obraz tego, co mógłby zrobić w różnych sytuacjach, lecz ten nie był do tego zdolny. Tak na prawdę to, gdy Kadet nadepnął mu na ogon, to, Vernil błyskawicznie ukucnąłby wyjąć spod buta swój ogon. Strach byłoby pomyśleć, co stałoby się gdyby kiedyś nie odbył treningu na wzmocnienie właśnie tej części Saiyanskiego ciała. Pewnie siły opuściłyby go i padł jak długi przed małym wojownikiem. Spojrzał w górę prosto w twarz niskiego oprawcy. Ten po wzięciu nogi odparł tylko krótkie „przepraszam nie chciałem” i zaczął się cofać.
-Spokojnie to była moja wina. Nie powinienem nim tak machać na lewo i prawo-powiedział a z jego twarzy nie znikał serdeczny uśmiech. Mimo to Kadecik chyba był tak samo nieśmiały jak Vernil. Odszedł nieco dalej. Z twarzy Brązowowłosego przez chwile nie znikał uśmiech nawet kiedy już patrzył przed siebie. Spojrzał w ziemię, znów zaczął rozmyślać co się tutaj dzieje. Skoro nawet tych prawdopodobnie nowych kadetów przysyłają to chyba nie musi być coś pilnego. Długo nie czekał, jego twarz raptownie poderwała się gdy ktoś wyszedł wreszcie przed tłum i uciszył wszystkich głośnym i zdecydowanym słowem „Cisza”. I stało się tak jak „poprosił”. Nikt nawet nie pisnął. Zaczął wygłaszać swoją mowę. Najpierw jeszcze raz skupił na sobie uwagę mówiąc, że Vegeta jest w niebezpieczeństwie.
-O cholera, aż tak źle?-skomentował w myślach Vernil a po tym z jeszcze większą uwagą wsłuchiwał się w to co ma trener do powiedzenia. Mówił o jakiś potworze który atakuje ludzi i przejmuje ich siłę. Dopowiedział, że każda zmiana wśród naszych znajomych ma być meldowana.
-W tym momencie to dobrze, że nie mam ich zbyt wielu… Chyba poszukam Vivian i będę się z nią trzymał….-pomyślał chłopak. Znów rozejrzał się dokoła i wzniósł się w powietrze. Teraz dokładnie widział pierwszy rząd. Nagle głośny trzask na który chłopak zareagował wylądowaniem po ówczesnym sprawdzeniu czy nikt w miejscu gdzie stał nie macha ogonem. Dwaj Saiyanie wbiegli do koszar. Byli zdyszani co świadczyło o ich długim biegu bądź locie. Zdali raport trenerowi w którym mówili, że kapsuła Saiyańska wróciła na planetę z nieprzytomnym wojownikiem w środku. Trzeci wojownik który pełnił z nimi warte w tym momencie pilnuje tego nieprzytomnego w skrzydle szpitalnym. Po wysłuchaniu tego co powiedzieli dwaj wojownicy, cała uwaga chłopaka została skupiona na brodatym trenerze. Ten zaklął siarczyście i zacisnął pięści na tyle mocno, że żyły na nich wyszły an wierzch. Spojrzał na umięśnionego kadeta z pierwszego rzędu. Nakazał mu iść sprawdzić co się dzieję. Dał mu tylko dziesięć minut ku zdziwieniu Vernila. Jednak gdy ten z zadaniem przepychał się przez tłumy to Brązowowłosy wszystko na spokojnie przemyślał
-Chyba nie ma się co dziwić. Vegeta w niebezpieczeństwie. To może być jakiś znak. Nieprzytomny Saiyan? Chyba jakby takiego dorwali to zabiliby a nie wysyłali na naszą planetę. A sam chyba nie byłby w stanie tego zrobić skoro jest nieprzytomny. Chyba cieszę się, że to nie ja muszę tam iść, w końcu to może być ten potwór.... Wszystko działo się bardzo szybko. Trener jeszcze raz zaklął sobie by przekazać całemu tłumowi swoje zdenerwowanie zaistniałą sytuacją.
Nie minęło dużo czasu. Trener obserwował wszystkich kadetów. Jedni byli mniej, drudzy bardziej zdenerwowani. Brodaty który panował nad tłumem poprzestawiał coś w scouterze. Jego mina raptownie zmieniła się. Był zdenerwowany.
-Najwidoczniej Kadet którego wysłał na misje nie poszedł tam gdzie mu kazano.-dopowiedział sobie w myślach Vernil po słowach Trenera. Odwaga czy głupota? Nie nad tym było się teraz zastanawiać. Trener zdjął scouter z ucha i zgniótł go w ręce. Niejeden kadet marzy o czymś takim jak maszynkę mierząca poziom mocy a trener po prostu to zgniótł.
-Pewnie Ci wyżsi rangą mają tego na pęczki, że zdejmują sobie I niszczą. Może jakbym poprosił tatę to przyniósłby mi… Ale po co.. Jak zapracuje samemu na niego to będę mógł nosić scouter z dumą.-powiedział sam do siebie chłopak wewnątrz swojej głowy. Vernil patrzył na brodatego umięśnionego trenera. Na nie szczęście ich spojrzenia się spotkały. Trener powiedział tylko krótkie „ty” na które Half zareagował od razu i zaczął przepychać się przez tłum by podejść do pierwszego rzędu. Trener mówił, że teraz to właśnie brązowowłosy ma iść zobaczyć co jest nie tak z tym Saiyanem. Oczywiście nie powiedział tego jakoś normalnie tylko użył dziwnego porównania do „bajek Disneya”..
-Co to do cholery jasnej są bajki Disneya??-podsumował Vernil w myślach, a następnie zasalutował i powiedział krótkie „tak jest”. W tym czasie trener uderzył w otwartą dłoń a na jego twarzy pojawił się niemiły grymas. Vernil nie miał zamiaru robić tego samego co tamten wojownik. Postanowił wypełnić rozkaz. Odwrócił się w stronę wyjścia. Przez tłum ciężko było biec. Minął w nim Złotowłosą Ósemkę.
-Cześć-powiedział do koleżanki doprawiając to serdecznym uśmiechem. Szedł dalej by po paru metrach odwrócić się do niej jeszcze raz i spojrzeć an nią z tym razem z powagą na ustach. Nie było czasu. Trzeba było iść przed siebie. Tłum rozstępował się. Wśród niego spotkał także niskiego Kadeta który nadepnął mu na ogon. Do niego także się uśmiechnął na znak, że to co się stało to przypadek i mały na prawdę nie ma się czym przejmować. Drzwi było otwarte. Chłopak zacisnął ręce w pięści po czym energicznie ruszył przedramieniem do spowodowało, że z jego ciała zaczęła emanować biała aura. Ostatni raz spojrzał na tłum i na trenera który mówił o tym, że ktokolwiek spotka tamtego wojownika ma mu dać w pysk. Kara za niesubordynację. Dla tamtego okazała się nie najgorsza ale pewnie gdyby Vernil zawiódł to nie byłoby tak wesoło. Nakazał zostać wojownikom z pierwszego rzędu. To właśnie tam była Vivian i ten mały który otwarł szeroko oczy gdy zobaczył tych wszystkich kadetów z akademii. No cóż nie było czasu. Korytarze były puste Half zdecydował się na lot. Doskonale pamiętał drogę do skrzydła szpitalnego. To właśnie tam udał się pewnego razu z Ósemką po misji w spiżarni. Wtedy oboje byli w nienajlepszym stanie jednak to Vivian potrzebowała pomocy. Teraz nikt jej nie potrzebuje a i tak będzie trzeba udać się w tamto miejsce. Kto wie co go tam spotka.
Włosy Vernila powiewały. Ten leciał po pustych korytarzach.
-Kadeci w koszarach, szykuje sie coś dziwnego… Wojownicy z wyższą rana na podbojach. A ja muszę lecieć sprawdzić co się stało w skrzydle szpitalnym z nieprzytomnym wojownikiem który przybył w kapsule. Tamci dwaj wojownicy wyglądali na przejętych… Mam złe przeczucia…-myślał Vernil podczas drogi.
OCC:
z/t -> O tutaj, tutaj, TUTAJ!!
-Spokojnie to była moja wina. Nie powinienem nim tak machać na lewo i prawo-powiedział a z jego twarzy nie znikał serdeczny uśmiech. Mimo to Kadecik chyba był tak samo nieśmiały jak Vernil. Odszedł nieco dalej. Z twarzy Brązowowłosego przez chwile nie znikał uśmiech nawet kiedy już patrzył przed siebie. Spojrzał w ziemię, znów zaczął rozmyślać co się tutaj dzieje. Skoro nawet tych prawdopodobnie nowych kadetów przysyłają to chyba nie musi być coś pilnego. Długo nie czekał, jego twarz raptownie poderwała się gdy ktoś wyszedł wreszcie przed tłum i uciszył wszystkich głośnym i zdecydowanym słowem „Cisza”. I stało się tak jak „poprosił”. Nikt nawet nie pisnął. Zaczął wygłaszać swoją mowę. Najpierw jeszcze raz skupił na sobie uwagę mówiąc, że Vegeta jest w niebezpieczeństwie.
-O cholera, aż tak źle?-skomentował w myślach Vernil a po tym z jeszcze większą uwagą wsłuchiwał się w to co ma trener do powiedzenia. Mówił o jakiś potworze który atakuje ludzi i przejmuje ich siłę. Dopowiedział, że każda zmiana wśród naszych znajomych ma być meldowana.
-W tym momencie to dobrze, że nie mam ich zbyt wielu… Chyba poszukam Vivian i będę się z nią trzymał….-pomyślał chłopak. Znów rozejrzał się dokoła i wzniósł się w powietrze. Teraz dokładnie widział pierwszy rząd. Nagle głośny trzask na który chłopak zareagował wylądowaniem po ówczesnym sprawdzeniu czy nikt w miejscu gdzie stał nie macha ogonem. Dwaj Saiyanie wbiegli do koszar. Byli zdyszani co świadczyło o ich długim biegu bądź locie. Zdali raport trenerowi w którym mówili, że kapsuła Saiyańska wróciła na planetę z nieprzytomnym wojownikiem w środku. Trzeci wojownik który pełnił z nimi warte w tym momencie pilnuje tego nieprzytomnego w skrzydle szpitalnym. Po wysłuchaniu tego co powiedzieli dwaj wojownicy, cała uwaga chłopaka została skupiona na brodatym trenerze. Ten zaklął siarczyście i zacisnął pięści na tyle mocno, że żyły na nich wyszły an wierzch. Spojrzał na umięśnionego kadeta z pierwszego rzędu. Nakazał mu iść sprawdzić co się dzieję. Dał mu tylko dziesięć minut ku zdziwieniu Vernila. Jednak gdy ten z zadaniem przepychał się przez tłumy to Brązowowłosy wszystko na spokojnie przemyślał
-Chyba nie ma się co dziwić. Vegeta w niebezpieczeństwie. To może być jakiś znak. Nieprzytomny Saiyan? Chyba jakby takiego dorwali to zabiliby a nie wysyłali na naszą planetę. A sam chyba nie byłby w stanie tego zrobić skoro jest nieprzytomny. Chyba cieszę się, że to nie ja muszę tam iść, w końcu to może być ten potwór.... Wszystko działo się bardzo szybko. Trener jeszcze raz zaklął sobie by przekazać całemu tłumowi swoje zdenerwowanie zaistniałą sytuacją.
Nie minęło dużo czasu. Trener obserwował wszystkich kadetów. Jedni byli mniej, drudzy bardziej zdenerwowani. Brodaty który panował nad tłumem poprzestawiał coś w scouterze. Jego mina raptownie zmieniła się. Był zdenerwowany.
-Najwidoczniej Kadet którego wysłał na misje nie poszedł tam gdzie mu kazano.-dopowiedział sobie w myślach Vernil po słowach Trenera. Odwaga czy głupota? Nie nad tym było się teraz zastanawiać. Trener zdjął scouter z ucha i zgniótł go w ręce. Niejeden kadet marzy o czymś takim jak maszynkę mierząca poziom mocy a trener po prostu to zgniótł.
-Pewnie Ci wyżsi rangą mają tego na pęczki, że zdejmują sobie I niszczą. Może jakbym poprosił tatę to przyniósłby mi… Ale po co.. Jak zapracuje samemu na niego to będę mógł nosić scouter z dumą.-powiedział sam do siebie chłopak wewnątrz swojej głowy. Vernil patrzył na brodatego umięśnionego trenera. Na nie szczęście ich spojrzenia się spotkały. Trener powiedział tylko krótkie „ty” na które Half zareagował od razu i zaczął przepychać się przez tłum by podejść do pierwszego rzędu. Trener mówił, że teraz to właśnie brązowowłosy ma iść zobaczyć co jest nie tak z tym Saiyanem. Oczywiście nie powiedział tego jakoś normalnie tylko użył dziwnego porównania do „bajek Disneya”..
-Co to do cholery jasnej są bajki Disneya??-podsumował Vernil w myślach, a następnie zasalutował i powiedział krótkie „tak jest”. W tym czasie trener uderzył w otwartą dłoń a na jego twarzy pojawił się niemiły grymas. Vernil nie miał zamiaru robić tego samego co tamten wojownik. Postanowił wypełnić rozkaz. Odwrócił się w stronę wyjścia. Przez tłum ciężko było biec. Minął w nim Złotowłosą Ósemkę.
-Cześć-powiedział do koleżanki doprawiając to serdecznym uśmiechem. Szedł dalej by po paru metrach odwrócić się do niej jeszcze raz i spojrzeć an nią z tym razem z powagą na ustach. Nie było czasu. Trzeba było iść przed siebie. Tłum rozstępował się. Wśród niego spotkał także niskiego Kadeta który nadepnął mu na ogon. Do niego także się uśmiechnął na znak, że to co się stało to przypadek i mały na prawdę nie ma się czym przejmować. Drzwi było otwarte. Chłopak zacisnął ręce w pięści po czym energicznie ruszył przedramieniem do spowodowało, że z jego ciała zaczęła emanować biała aura. Ostatni raz spojrzał na tłum i na trenera który mówił o tym, że ktokolwiek spotka tamtego wojownika ma mu dać w pysk. Kara za niesubordynację. Dla tamtego okazała się nie najgorsza ale pewnie gdyby Vernil zawiódł to nie byłoby tak wesoło. Nakazał zostać wojownikom z pierwszego rzędu. To właśnie tam była Vivian i ten mały który otwarł szeroko oczy gdy zobaczył tych wszystkich kadetów z akademii. No cóż nie było czasu. Korytarze były puste Half zdecydował się na lot. Doskonale pamiętał drogę do skrzydła szpitalnego. To właśnie tam udał się pewnego razu z Ósemką po misji w spiżarni. Wtedy oboje byli w nienajlepszym stanie jednak to Vivian potrzebowała pomocy. Teraz nikt jej nie potrzebuje a i tak będzie trzeba udać się w tamto miejsce. Kto wie co go tam spotka.
Włosy Vernila powiewały. Ten leciał po pustych korytarzach.
-Kadeci w koszarach, szykuje sie coś dziwnego… Wojownicy z wyższą rana na podbojach. A ja muszę lecieć sprawdzić co się stało w skrzydle szpitalnym z nieprzytomnym wojownikiem który przybył w kapsule. Tamci dwaj wojownicy wyglądali na przejętych… Mam złe przeczucia…-myślał Vernil podczas drogi.
OCC:
z/t -> O tutaj, tutaj, TUTAJ!!
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Koszary
Wto Maj 07, 2013 8:56 pm
Tłumy kadetów. Co najmniej setka ogoniastych jak nie więcej znajdowała się teraz w Koszarach. Jakby dobrze nastawić ucha można było usłyszeć każdą możliwą wersję tego dlaczego ich tutaj zebrano. Teorie spiskowe, odwiedziny Króla, a nawet jakaś poważna misja. Cóż takie zebrania na pewno wpływały na niedoświadczonych i chcących szybko awansować kadetów. Raziel początkowo opierał się o ścianę lecz kolejna przybyła grupa kadetów zmusiła go do zmiany pozycji. Po kilku minutach, dwóch przepychankach znalazł się na samym przodzie tłumu tuż przed większością trenerów. Zastanawiał się ile jeszcze musi tutaj siedzieć wśród tej tłuszczy. Spojrzał w po bokach by zobaczyć swoje sąsiedztwo. Po jego prawej stronie stanęło kilku kadetów, którzy mało się nie porobili z egzaltacji jaką przeżywali. Raziel wydawał się zupełnie nie poruszony, a nawet z pewnym znudzeniem. Jedyne co mogłoby go zaskoczyć to pojawienie się tego Changelinga, jego matki, bądź samego króla. Z tych trzech opcji trzecia była najbardziej prawdopodobna. Samego króla widział tylko na ekranie podczas jego słynnego przemówienia. Jego ojciec czasami musiał się meldować w Pałacu Królewskim i opowiadał młodzieńcowi o mniej ważnych rzeczach. Kruczowłosy zastanawiał się ile jemu zajmie zdobycie rangi, dzięki której będzie mógł stanąć przed królem. Zapewne dość długo jednak teraz nie myślał o tym. Głównym celem szmaragdowookiego było odnalezienie i zabicie Changelinga o imieniu Xen. Kiedy skierował swój wzrok na lewą stronę dostrzegł tuż obok siebie blondwłosą Halfkę. Teraz mógł się jej dokładnie przyjrzeć. Była dość mocno poobijana, zaś jedno z jej brązowych oczu było zalepione plastrem. Wynik obserwacji był jeden. Ostra i bezpardonowa walka. Kolejną postacią jaką dostrzegł był Blade. Towarzysz Raziela widocznie próbował jakoś pogadać z dziewczyną jednak ta nie była w nastroju, albo zwyczajnie miała podobny charakter do Raza. W końcu gadanie kilkudziesięciu kadeckich gardeł przerwał jeden głośny ryk. Raziel podniósł oczy i jego wzrok napotkał znanego mu już koszarowego, który niedawno zlecił jemu i Blade’owi misję odnalezienia szpiega. Chłopak zastanawiał się czy ich misja jest przerwana czy też na chwilę obecną zamrożona. Bo zakończona na pewno nie. Kiedy brodaty zaczął opowiadać młody Saiyanin spiął się trochę. „Vegeta w niebezpieczeństwie? Pięknie i może jeszcze ta zgraja ma ją ochronić. Jeśli na to liczą to już może my się żegnać” pomyślał sarkastycznie chłopak, lecz słuchał dalej. Wiadomość o wrogu, który umie wchodzić w ciała poprzez rany nawet nie poruszyła chłopakiem. Każdego wroga można zniszczyć, wystarczy tylko odpowiednia siła. Jednak czuł, że może znajdować się w grupie ryzyka. Rany na dłoniach się jeszcze nie zasklepiły, przez mógł być łatwo zainfekowany. Jednak nie podda się bez walki. Jest Saiyaninem, a oni mają swój honor. Po chwili do koszar wpadli dwaj zmęczeni Saiyanie, którzy natychmiast podbiegli do koszarowego i zaczęli zdawać raport. Podobno jedyny ocalały z oddziału zwiadowczego właśnie wylądował i został zaprowadzony do szpitala. Kolejne wydarzenia poleciały jak lawina. Raziel nie wiedział jakim cudem ale to Blade z pośród setki kadetów został wybrany do tego, żeby sprawdzić stan rannego. Młodzieniec widział, że nie uśmiechała mu się ta misja ale cóż zrobić. Kompan chłopaka wyszedł dość szybkim krokiem, a kadeci zgromadzeni na Sali zaczęli znów szeptać. Kilku zaczęło nawet lewitować byle dojrzeć co się dzieje z przodu. Raziel obserwował zachowanie trenera koszar, gdyż on wydawał się najlepiej poinformowany. Po kilku minutach zaklął i zmiażdżył w dłoni i swój scouter. Oznaczało to jedno, Blade olał rozkaz. „Teraz to kolega ma przesrane” pomyślał szmaragdowooki po czym uśmiechnął się paskudnie. Jednak w następnie brodaty rozejrzał się w poszukiwaniu kolejnej ofiary, przepraszam ochotnika. Ryknął do jakiegoś kadeta by ten zapieprzał jak sarenka jakiegoś Disneya. A co ten Disney to już chyba inna bajka. Wszyscy trenerzy zgromadzeni na Sali wyglądali na dość zdenerwowanych przybyszem. „Jeśli nawet oni się boją, to kim jest ta istota” myślał chłopak. Nie dane mu jednak było myśleć nad tym, gdyż koszarowy ryknął ponownie żeby wszyscy kadeci się rozeszli i czekali na rozkazy. Dla Raziela był to sygnał by móc wreszcie pójść do swojej kwatery i trochę odpocząć, jednak los miał inny plan. Cały pierwszy szereg, w którym znajdował się młodzieniec musiał zostać. „Ani chwili spokoju” pomyślał podchodząc do trenera. Obok niego stała blondwłosa, zaś po jego prawej ustawił się inny kadet. Jedyne co zainteresowało w niskim kadecie szmaragdowookiego był ogon. Niecodziennie się widziało białe ogony. W ogóle się nie widziało ogonów innych niż brązowe. Jednak po chwili młodzieniec przestał się interesować resztą i stanął w odpowiedniej odległości od trenera, po czym wyprostował się i zasalutował. Trener był w paskudnym humorze, a Raz nie chciał dostać w pysk za brak szacunku.
- Keruru
- Liczba postów : 22
Data rejestracji : 04/04/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Koszary
Wto Maj 07, 2013 9:43 pm
Kadet który został wyznaczony do zadania, stając na baczność sztywno zasalutował, potulnie spuścił głowę i jak najszybciej jak to było możliwe opuścił koszary. Przynajmniej uniknął wzroku setki oczy i niepotrzebnych pytań ze strony zgromadzonych. Wszyscy szemrali naokoło. Po jakieś chwili lotem błyskawicy do rzędu w którym stał Keruru, do jego uszu dotarła informacja, że w szpitalu przebywał jakiś saiyanin, który z misji wrócił nieprzytomny i zabrano go do skrzydła szpitalnego. Kadet, który wyszedł miał się dowiedzieć o jego stanie i wrócić w przeciągu 10 minut. Keruru niecierpliwie przestępował z nogi na nogę, rozglądając się na około bacznie by komuś znowu nieopatrznie nie nadepnąć na ogon. Mogli by już ich puści a nie trzymać tu niepotrzebnie. Czarnowłosy chciał rozpocząć już trening, ale widać los nie był mu przychylny ani łaskawy i jego trening się opóźniał. Brodacz stał przed nimi obserwując ich uważnie z surowym wzrokiem z założonymi na piersiach rękoma. Te dziesięć minut wlekły się niemiłosiernie. Keru westchnął głęboko, po czym prawie nie podskoczył do góry ze strachu kiedy brodaty starszy saiyanin przemawiający wcześniej do stłoczonej masy ryknął na całe gardło z wściekłością. Zaklął siarczyście zniszczył w drobny mak swój scouter. Twarz mężczyzny wyrażała najwyższa powagę, zatem informacja o stanie zdrowia tamtego była dość ważną informacją.
– Jaka szkoda. - pomyślał świeżo upieczony kadet patrząc jak resztki urządzenia spadają na podłogę. Gdyby choć kilka części z tego pozostało mógłby sobie coś pozbierać i poskładać. Keruru uwielbiał bawić i grzebać w elektronice, a nie zawsze miał ku temu okazję. Ale scouter był doszczętnie zniszczony. Najwyraźniej wysłany kadet postanowił zignorować rozkaz, czemu brodacz dał upust w postaci gniewu i srogiemu zapewnieniu, że każdy kto go spotka może mu dać w mordę bez jakichkolwiek późniejszych sankcji. Keruru bardzo współczuł tamtemu kadetowi, który tak pochopnie nie wykonał polecenia, i postanowił udać chojraka, który może pozwolić sobie na wszystkie. Pewnie w najbliższym czasie czekała go sroga i surowa kara za brak posłuszeństwa i nieodpowiedzialną postawę. Zatem kolejny saiyanin został wylosowany do wykonania zadania. Był to tym razem brązowowłosy half, któremu Keruru nadepnął wcześniej na ogon. Ten pospiesznie i bez jakichkolwiek pytań i wdawania się w pyskówki biegiem opuścił koszary. Keruru zanotował sobie w głowie by jak tylko będzie miał okazjędowiedzieć się i zdobyć informacje na temat dwóch rzeczy: co to są sarenki i bajki Disneya. Te dwie rzeczy nurtowały jego umysł, ale nie na długo. Został bowiem wybrany z dziewięcioma innymi kadetami. Reszcie kazano się rozejść. Był tym wiele zdziwiony gdyż dopiero się zapisał kilka godzin temu, a już miał okazję otrzymać misję- zadanie, ba nawet się wykazać i zdobyć parę punktów. Z jednej strony go to przerażało bo nie czuł się jeszcze pewnie w akademii, a z drugiej ekscytowało jakie zadanie przygotowano dla tej grupki. Wśród dziesięciu wybranych osób była również dwójka kadetów, którzy szukali wcześniej skutecznego sposobu podrywu na śliczną blondynkę i teraz wyraźnie byli zadowoleni z przebiegu sytuacji. Akurat w wybranej grupie znalazła się uracza acz trochę pobijana i obandażowana halfka. Keru chciał podejść bliżej, przedstawić się zapytać się czy jej nic nie jest i w ogóle cokolwiek by zacząć rozmowę, ale jakoś nie miał śmiałości. Był też inny saiyanin, dużo wyższy od niego o kruczoczarnych włosach, które niczym skrzydło ptaka przysłaniało mu oczy. Dziwnie wpatrywał się w biały ogon czarnowłosego. Ciekawe czy go fascynował czy drażnił. Wyższy saiyanin podszedł do trenera i na baczność zaczął salutować. Keru twardo przełknął ślinkę i ściskając swój biały ogon mocniej wokół pasa czekał na rozwój wydarzeń.
– Jaka szkoda. - pomyślał świeżo upieczony kadet patrząc jak resztki urządzenia spadają na podłogę. Gdyby choć kilka części z tego pozostało mógłby sobie coś pozbierać i poskładać. Keruru uwielbiał bawić i grzebać w elektronice, a nie zawsze miał ku temu okazję. Ale scouter był doszczętnie zniszczony. Najwyraźniej wysłany kadet postanowił zignorować rozkaz, czemu brodacz dał upust w postaci gniewu i srogiemu zapewnieniu, że każdy kto go spotka może mu dać w mordę bez jakichkolwiek późniejszych sankcji. Keruru bardzo współczuł tamtemu kadetowi, który tak pochopnie nie wykonał polecenia, i postanowił udać chojraka, który może pozwolić sobie na wszystkie. Pewnie w najbliższym czasie czekała go sroga i surowa kara za brak posłuszeństwa i nieodpowiedzialną postawę. Zatem kolejny saiyanin został wylosowany do wykonania zadania. Był to tym razem brązowowłosy half, któremu Keruru nadepnął wcześniej na ogon. Ten pospiesznie i bez jakichkolwiek pytań i wdawania się w pyskówki biegiem opuścił koszary. Keruru zanotował sobie w głowie by jak tylko będzie miał okazjędowiedzieć się i zdobyć informacje na temat dwóch rzeczy: co to są sarenki i bajki Disneya. Te dwie rzeczy nurtowały jego umysł, ale nie na długo. Został bowiem wybrany z dziewięcioma innymi kadetami. Reszcie kazano się rozejść. Był tym wiele zdziwiony gdyż dopiero się zapisał kilka godzin temu, a już miał okazję otrzymać misję- zadanie, ba nawet się wykazać i zdobyć parę punktów. Z jednej strony go to przerażało bo nie czuł się jeszcze pewnie w akademii, a z drugiej ekscytowało jakie zadanie przygotowano dla tej grupki. Wśród dziesięciu wybranych osób była również dwójka kadetów, którzy szukali wcześniej skutecznego sposobu podrywu na śliczną blondynkę i teraz wyraźnie byli zadowoleni z przebiegu sytuacji. Akurat w wybranej grupie znalazła się uracza acz trochę pobijana i obandażowana halfka. Keru chciał podejść bliżej, przedstawić się zapytać się czy jej nic nie jest i w ogóle cokolwiek by zacząć rozmowę, ale jakoś nie miał śmiałości. Był też inny saiyanin, dużo wyższy od niego o kruczoczarnych włosach, które niczym skrzydło ptaka przysłaniało mu oczy. Dziwnie wpatrywał się w biały ogon czarnowłosego. Ciekawe czy go fascynował czy drażnił. Wyższy saiyanin podszedł do trenera i na baczność zaczął salutować. Keru twardo przełknął ślinkę i ściskając swój biały ogon mocniej wokół pasa czekał na rozwój wydarzeń.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Koszary
Wto Maj 07, 2013 10:30 pm
Mijały minuty. Vivian nie poruszyła się z miejsca, oczekując na rozwój wypadków. Nie musiała długo czekać, bo kolejny ryk trenera rozdarł powietrze. Kadet, który niedawno ją zagadał zignorował polecenie wojownika. Nie poszedł do lecznicy, a do własnej kwatery… Za niesubordynacje czeka go pewnie coś gorszego niż szorowanie kibli. Lekceważenie poleceń nie było zbyt dobrym pomysłem, nie tylko z powodu kary. W końcu owa istota mogła w jakiś sposób dopaść Saiyana. Każdy samotny może być narażony na atak, niemożna być pewnym ścieżek w Akademii.
W oka mgnieniu wściekły trener wyznaczył nową osobę odpowiedzialną za sprawdzenie stanu zwiadowcy. Szczęśliwcem, czy też pechowcem, okazał się… Vernil. Zamyślona dziewczyna nie zauważyła chłopaka wcześniej. Dopiero gdy przedzierał się przez tłum do wyjścia, usłyszawszy przywitanie, uśmiechnęła się mimowolnie i skinęła mu głową. Żeby tylko był ostrożny. Z czymkolwiek kazano się im zmierzyć, muszą być bardzo uważni, i nie ma mowy tu o panoszeniu się samopas po korytarzach. Czy istota zabija osoby, których moc przejęła? Czy pozbawia ich siły? Kolejne pytanie bez odpowiedzi. Trenerzy chyba nie wiedzieli więcej, albo po prostu nie chcieli siać zbędnej paniki.
~Teraz co? Rozejść się? Tak po prostu? Niegłupi pomysł. Niech nas potworek zje wszystkich podczas snu, będzie bezboleśnie~
Ósemka miała nadzieję, że będzie mogła wrócić do kwatery, czy chociażby zawitać jeszcze do skrzydła szpitalnego pod błahym pretekstem. Szybko rozwiano jej pragnienia. Trener puścił całą zgraję wolno, karząc zostać tylko wybranej grupce. Nie trzeba mówić, że Vivian została wybrana. Wojownik opuścił ich natychmiast, a wśród kadetów zapanowała krępująca cisza.
Sytuacja nie malowała się dobrze. W każdym razie tłum stopniał do jednej setnej swojej objętości i dziewczyna mogła odetchnąć. Co prawda dalej nie czuła się za dobrze w takiej grupie, nie zamierzała jednak odejść gdzieś na bok. Sytuacja wymagała opanowania. Trudno stwierdzić czy Vivian jest osobą ogarniającą własny umysł, ale jedno jest pewne. Uciekać przed zadaniem nie będzie. Chociaż, gdyby trafiła się godzinka na drzemkę, to byłoby miło.
Axdra powtarzał, że nie należy odwracać się w tył. Jeśli już musisz, to tylko po to, by zmotywować się do dalszej drogi. Mówił też, by nigdy się nie poddawać, gdy chodzi o coś naprawdę ważnego. Pilnował własnych opinii, nie pozwalał z siebie kpić.
Vivian jakoś pozwalała robić z siebie ofiarę i nie spędzała dużo czasu na użalaniu się nad sobą. Bo ona to wytrzyma. Przetrzyma wszystko, a nawet jeśli upadnie to i tak wstanie. Chwalebne, czy godne naśladowania? Szczerze wątpiła. Za nic nie potrafiła odgadnąć motywacji jaką się posługiwała. Wyglądało na to, że już taka jest…
Lepiej byłoby, gdyby skupiła się na chwili obecnej.
Dziewczyna opuściła kołnierz, odsłaniając szyję i dwoma palcami dotknęła opatrunku. Minął wyznaczony czas, oko powinno być już wyleczone. Jednym, gładkim ruchem odkleiła plaster i wolno otworzyła lewą powiekę. Brązowe oko było jak nowe… To znaczy jak stare. Jakby nigdy wcześniej nie wbito w nie odłamka lustra. Potarła je lekko, przyzwyczajając do światła i rzuciła oszczędne spojrzenie na towarzyszących jej kadetów.
Dyskretnie, chociażby dla zorientowania, Vivian przyjrzała się innym. Wysoki kadet z zimnymi, zielonymi oczami i nieprzeniknioną twarzą, tak samo jak ona wyraźnie nie zamierzał zabierać głosu. Z prawej strony stał, o ironio, ten sam chłopak któremu wybiła wczoraj zęby. Co to, fatum? Będzie się na niego natykać co krok? On również nie wydawał się zadowolony z takiego obrotu spraw i akurat tego nie mogła mu mieć za złe. Jakaś dwójka sprzeczała się z boku, co jakiś czas rzucając w stronę kadetki spojrzenia. Nie zamierzała ingerować, chociaż czuła, że źle się to może skończyć. Pozostali wymieniali luźne zdania na temat zaistniałej sytuacji.
Kadetkę jednak zainteresował niski, żeby nie powiedzieć niziutki kadet. Chłopak ze zmierzwionymi czarnymi włosami, sięgający swoim wzrostem gdzieś do jej łokcia. Albo maluch zbłądził na koszary, albo nie pił mleka będąc dzieckiem. Rozglądał się spłoszony i jednocześnie żywo zainteresowany wszystkim naokoło. Wciąż miał na sobie cywilny strój, jakiś worek przewieszony przez ramię i niepewne spojrzenie. Wyglądał jak przestraszona małpka.
Odwróciła od niego wzrok, uśmiechając się w duchu nieświadomie, chociaż twarz pozostawała nieodgadniona. Czemu? Opis przyszedł jej do głowy sam, ale dobrze wiedziała, że tych słów użył do opisania dziewczyny Axdra, kiedyś, dawno...
Słysząc kroki, wyciągnęła dłonie z kieszeni i wyprostowała się. Jeszcze oberwałaby za nieodpowiednią postawę i brak szacunku do wojowników.
W oka mgnieniu wściekły trener wyznaczył nową osobę odpowiedzialną za sprawdzenie stanu zwiadowcy. Szczęśliwcem, czy też pechowcem, okazał się… Vernil. Zamyślona dziewczyna nie zauważyła chłopaka wcześniej. Dopiero gdy przedzierał się przez tłum do wyjścia, usłyszawszy przywitanie, uśmiechnęła się mimowolnie i skinęła mu głową. Żeby tylko był ostrożny. Z czymkolwiek kazano się im zmierzyć, muszą być bardzo uważni, i nie ma mowy tu o panoszeniu się samopas po korytarzach. Czy istota zabija osoby, których moc przejęła? Czy pozbawia ich siły? Kolejne pytanie bez odpowiedzi. Trenerzy chyba nie wiedzieli więcej, albo po prostu nie chcieli siać zbędnej paniki.
~Teraz co? Rozejść się? Tak po prostu? Niegłupi pomysł. Niech nas potworek zje wszystkich podczas snu, będzie bezboleśnie~
Ósemka miała nadzieję, że będzie mogła wrócić do kwatery, czy chociażby zawitać jeszcze do skrzydła szpitalnego pod błahym pretekstem. Szybko rozwiano jej pragnienia. Trener puścił całą zgraję wolno, karząc zostać tylko wybranej grupce. Nie trzeba mówić, że Vivian została wybrana. Wojownik opuścił ich natychmiast, a wśród kadetów zapanowała krępująca cisza.
Sytuacja nie malowała się dobrze. W każdym razie tłum stopniał do jednej setnej swojej objętości i dziewczyna mogła odetchnąć. Co prawda dalej nie czuła się za dobrze w takiej grupie, nie zamierzała jednak odejść gdzieś na bok. Sytuacja wymagała opanowania. Trudno stwierdzić czy Vivian jest osobą ogarniającą własny umysł, ale jedno jest pewne. Uciekać przed zadaniem nie będzie. Chociaż, gdyby trafiła się godzinka na drzemkę, to byłoby miło.
Axdra powtarzał, że nie należy odwracać się w tył. Jeśli już musisz, to tylko po to, by zmotywować się do dalszej drogi. Mówił też, by nigdy się nie poddawać, gdy chodzi o coś naprawdę ważnego. Pilnował własnych opinii, nie pozwalał z siebie kpić.
Vivian jakoś pozwalała robić z siebie ofiarę i nie spędzała dużo czasu na użalaniu się nad sobą. Bo ona to wytrzyma. Przetrzyma wszystko, a nawet jeśli upadnie to i tak wstanie. Chwalebne, czy godne naśladowania? Szczerze wątpiła. Za nic nie potrafiła odgadnąć motywacji jaką się posługiwała. Wyglądało na to, że już taka jest…
Lepiej byłoby, gdyby skupiła się na chwili obecnej.
Dziewczyna opuściła kołnierz, odsłaniając szyję i dwoma palcami dotknęła opatrunku. Minął wyznaczony czas, oko powinno być już wyleczone. Jednym, gładkim ruchem odkleiła plaster i wolno otworzyła lewą powiekę. Brązowe oko było jak nowe… To znaczy jak stare. Jakby nigdy wcześniej nie wbito w nie odłamka lustra. Potarła je lekko, przyzwyczajając do światła i rzuciła oszczędne spojrzenie na towarzyszących jej kadetów.
Dyskretnie, chociażby dla zorientowania, Vivian przyjrzała się innym. Wysoki kadet z zimnymi, zielonymi oczami i nieprzeniknioną twarzą, tak samo jak ona wyraźnie nie zamierzał zabierać głosu. Z prawej strony stał, o ironio, ten sam chłopak któremu wybiła wczoraj zęby. Co to, fatum? Będzie się na niego natykać co krok? On również nie wydawał się zadowolony z takiego obrotu spraw i akurat tego nie mogła mu mieć za złe. Jakaś dwójka sprzeczała się z boku, co jakiś czas rzucając w stronę kadetki spojrzenia. Nie zamierzała ingerować, chociaż czuła, że źle się to może skończyć. Pozostali wymieniali luźne zdania na temat zaistniałej sytuacji.
Kadetkę jednak zainteresował niski, żeby nie powiedzieć niziutki kadet. Chłopak ze zmierzwionymi czarnymi włosami, sięgający swoim wzrostem gdzieś do jej łokcia. Albo maluch zbłądził na koszary, albo nie pił mleka będąc dzieckiem. Rozglądał się spłoszony i jednocześnie żywo zainteresowany wszystkim naokoło. Wciąż miał na sobie cywilny strój, jakiś worek przewieszony przez ramię i niepewne spojrzenie. Wyglądał jak przestraszona małpka.
Odwróciła od niego wzrok, uśmiechając się w duchu nieświadomie, chociaż twarz pozostawała nieodgadniona. Czemu? Opis przyszedł jej do głowy sam, ale dobrze wiedziała, że tych słów użył do opisania dziewczyny Axdra, kiedyś, dawno...
Słysząc kroki, wyciągnęła dłonie z kieszeni i wyprostowała się. Jeszcze oberwałaby za nieodpowiednią postawę i brak szacunku do wojowników.
- GośćGość
Re: Koszary
Sob Maj 11, 2013 6:30 pm
Kiedy wszedł, mógł zauważyć że większość kadetów jeszcze mogła być w pomieszczeniu. Gdy Czarnowłosy się tak rozglądał, mógł zobaczyć tą samą halkfę, która wcześniej była zestresowana, lecz widział po niej, że się uspokoiła, więc nie miał zamiaru do niej podchodzić, ponieważ ów nie potrzebowała pocieszenia lub podnoszenia na duchu.
Blade spojrzał się we wszystkie strony, lecz nie widział nigdzie tego trenerka, zapewne gdzieś poszedł. Saiyan postanowił podejść do grupy kadetów, w której znajdywała się halfka jak i inni z tego grona, po czym zagadał:
-Yo, nie wiecie gdzie udał się trener ?? Chyba go trochę wkurzyłem, co nie ? - Miał wredny uśmiech na twarzy, ponieważ lubił czasem denerwować tego durnego trenera z koszar, który zawsze dawał najcięższe zadania, lecz one pomagały w ich treningach, po to by stać się silniejszym.
Skrzyżował ręce i umieścił je równo z klatką piersiową, po czym czekał na odpowiedź kadecików, którzy zapewne też czekali na trenera, lecz strasznie cicho siedzieli, ponieważ tylko stali i czekali najwyraźniej na wszystkie wydarzenia, jakie się potoczą.
Po chwili, Blade ponownie się odezwał, bo ta niezręczna cisza go nudziła:
-Jak myślicie, ten nieprzyjaciel, który się tu zbliża nas pokona ? Wiecie, w grupie na pewno z nim wygramy, nie ma z nami szans. - powiedział z gracją dumy, ponieważ myślał, że w grupie na pewno dadzą mu radę, niestety nie wiedział jaką moc ma ten przeciwnik.
Nadal czekał na ich odpowiedź, wieć skręcił głowę w bok i sprawdził wzrokiem wejście, chciał wiedzieć, czy może trener nie wraca do koszar, ponieważ wiedział, że dostanie jakąś zasłużoną karę, jak zazwyczaj. Kiedy ponownie się odwrócił, widział że saiyanie czują się chyba niepewnie i boją się odpowiedzieć, trochę go to dziwiło, ponieważ Raziel nie powinien się niczego wstydzić lub bać, wreszcie razem mieli zadanie znaleźć szpiega, który zagrażał wojsku Vegety.
Odetchnął i czekał, aż wreszcie ważą się mu odpowiedzieć, ponieważ nie będzie wiecznie czekał na ich odpowiedź.
Blade spojrzał się we wszystkie strony, lecz nie widział nigdzie tego trenerka, zapewne gdzieś poszedł. Saiyan postanowił podejść do grupy kadetów, w której znajdywała się halfka jak i inni z tego grona, po czym zagadał:
-Yo, nie wiecie gdzie udał się trener ?? Chyba go trochę wkurzyłem, co nie ? - Miał wredny uśmiech na twarzy, ponieważ lubił czasem denerwować tego durnego trenera z koszar, który zawsze dawał najcięższe zadania, lecz one pomagały w ich treningach, po to by stać się silniejszym.
Skrzyżował ręce i umieścił je równo z klatką piersiową, po czym czekał na odpowiedź kadecików, którzy zapewne też czekali na trenera, lecz strasznie cicho siedzieli, ponieważ tylko stali i czekali najwyraźniej na wszystkie wydarzenia, jakie się potoczą.
Po chwili, Blade ponownie się odezwał, bo ta niezręczna cisza go nudziła:
-Jak myślicie, ten nieprzyjaciel, który się tu zbliża nas pokona ? Wiecie, w grupie na pewno z nim wygramy, nie ma z nami szans. - powiedział z gracją dumy, ponieważ myślał, że w grupie na pewno dadzą mu radę, niestety nie wiedział jaką moc ma ten przeciwnik.
Nadal czekał na ich odpowiedź, wieć skręcił głowę w bok i sprawdził wzrokiem wejście, chciał wiedzieć, czy może trener nie wraca do koszar, ponieważ wiedział, że dostanie jakąś zasłużoną karę, jak zazwyczaj. Kiedy ponownie się odwrócił, widział że saiyanie czują się chyba niepewnie i boją się odpowiedzieć, trochę go to dziwiło, ponieważ Raziel nie powinien się niczego wstydzić lub bać, wreszcie razem mieli zadanie znaleźć szpiega, który zagrażał wojsku Vegety.
Odetchnął i czekał, aż wreszcie ważą się mu odpowiedzieć, ponieważ nie będzie wiecznie czekał na ich odpowiedź.
Re: Koszary
Sob Maj 11, 2013 10:08 pm
Koszary powoli pustoszały, zostali jedynie kadeci wyznaczeni przez Trenera. Stali w zbitej grupce i zastanawiali się co dalej. Nagle ich oczom ukazał się chłopak, który jakiś czas temu solidnie wkurzył przełożonego. Jak gdyby nigdy nic, podszedł bliżej i nawiązał rozmowę.
- Ooo tak i to nawet bardzo - rozległ się nagle głos za plecami Blade'a, nawiązujący do jego pytania.
Czwórka Saiyan, z założonymi rękoma wpatrywała się w czarnowłosego z uśmieszkami na twarzach. Zrobili krok do przodu, po czym ten który przed chwilą przemówił, bez uprzedzenia uderzył kadeta w twarz.
- Polazł sobie gdzieś, ale zezwolił na obicie Ci mordy, w razie jakbyś się pojawił.
Pozostała trójka poszła śladem cwaniaczka i po chwili Blade leżał na ziemi, z rozwalonym nosem. Ci jednak nie poprzestali na tym, zaczęli kopać go w stronę wyjścia, aż w końcu wywalili na korytarz. Rycząc ze śmiechu, wrócili do miejsca gdzie stali wcześniej, nabijając się i gawędząc o zaistniałej właśnie sytuacji jeszcze przez parę dobrych minut.
OCC:
1500 dmg. Ledwo się ruszasz, kuśtykasz do szpitala.
- Ooo tak i to nawet bardzo - rozległ się nagle głos za plecami Blade'a, nawiązujący do jego pytania.
Czwórka Saiyan, z założonymi rękoma wpatrywała się w czarnowłosego z uśmieszkami na twarzach. Zrobili krok do przodu, po czym ten który przed chwilą przemówił, bez uprzedzenia uderzył kadeta w twarz.
- Polazł sobie gdzieś, ale zezwolił na obicie Ci mordy, w razie jakbyś się pojawił.
Pozostała trójka poszła śladem cwaniaczka i po chwili Blade leżał na ziemi, z rozwalonym nosem. Ci jednak nie poprzestali na tym, zaczęli kopać go w stronę wyjścia, aż w końcu wywalili na korytarz. Rycząc ze śmiechu, wrócili do miejsca gdzie stali wcześniej, nabijając się i gawędząc o zaistniałej właśnie sytuacji jeszcze przez parę dobrych minut.
OCC:
1500 dmg. Ledwo się ruszasz, kuśtykasz do szpitala.
Re: Koszary
Sob Maj 11, 2013 10:25 pm
Droga strasznie się dłużała. Z początku chłopak był dość spokojny, jednak przy końcówce, zaczynał dawać upust swojemu nagrodzonemu zdenerwowaniu. Głośno i szybko oddychał, rozglądał się dokoła w poszukiwania jakieś formy życia, która, na której mógłby przetestować nowe ciało. Bezwładnie zwisające dłonie zamieniały się w pieści a po chwili szybko wyprostowywały. Co jakiś czas miewał dziwne odruchy jak na przykład raptowne ruchy rękoma, zamykanie oczu i otwieranie ust w dziwnym grymasie. Każdy krok działał coraz bardziej na jego wkurzenie. Był teraz bardziej nastawiony na walkę i agresje niż kiedykolwiek. Zawsze był nastawiony delikatnie i spokojnie do życia jednak teraz to nie Vernil władał swoim ciałem…
Wreszcie dotarł na miejsce. Zmierzył wzrokiem całe przejście. Rozejrzał się dokoła czy przypadkiem nie idzie jakiś Saiyan. Domyślał się, że tam w koszarach nie wytrzyma i zacznie się walka. Tak bardzo chciał przed tym wypróbować swoje możliwości. Otworzył drzwi. Stojąc jeszcze w przejściu dokładnie obejrzał całe pomieszczenie. Złowrogo uśmiechnął się pod nosem tak by kadeci stojący w miejscu gdzie przed chwila był trener, nie dostrzegli tego. Szedł w ich stronę.
Tylko dziesięciu... -pomyślał robiąc pierwszy krok w kierunku grupy kadetów. Stali niemalże na końcu. Mniej więcej w centrum leżał, Saiyan. Trzech kadetów kopało go i biło. Half przeszedł do nich. Uśmiechnął się lekko i także wykonał kilka silnych i celnych kopniaków głównie w środek brzucha ofiary. Następnie popchnął go nogą w kierunku wyjścia a za nim pobiegli kadeci by dokończyć dzieła. Szedł dalej w kierunku grupy Saiyan. Całą drogę na twarzy Brązowookiego panował arogancki, agresywny uśmiech. Wszyscy stali odwróceni plecami i wpatrywali się w siebie nawzajem. Half dokładnie obejrzał sobie wszystkich kadetów idąc w ich stronę. Największe wrażenie zrobił na nim kruczowłosy, wyglądał na najsilniejszego z tej dziesiątki. Przepychając się wszedł pomiędzy niskiego czarnowłosego kadeta z białym ogonem a tego z blizną na oku. Bez słowa, zrobił barkami miejsce dla siebie, mocno szturchając tego wyższego, którego aktualnie miał po swojej prawicy. Wykorzystując jego zdziwienie podkosił go prawą nogą z taką siłą, że ten momentalnie upadł na ziemie. Cios miał na celu lekkie poturbowanie przeciwnika. Każdy silniejszy mógł być zagrożeniem, a brązowooki nie wiedział, z kim ma do czynienia.
-Nie pchaj się!-powiedział Brązowooki, patrząc groźnie na leżącego na ziemi, Raziela. Nerwowo rozglądał się dokoła. Dziesięciu. Kadet uważał, że to optymalna liczba. Każdy dodatkowy przeciwnik mógłby być nieco silniejszy i zagrozić jego planom. Na szczęście jednego już pomógł się pozbyć a tamten nie wyglądał na najsłabszego z tej mało licznej bandy.
OCC:
Blade - 150 DMG
Wreszcie dotarł na miejsce. Zmierzył wzrokiem całe przejście. Rozejrzał się dokoła czy przypadkiem nie idzie jakiś Saiyan. Domyślał się, że tam w koszarach nie wytrzyma i zacznie się walka. Tak bardzo chciał przed tym wypróbować swoje możliwości. Otworzył drzwi. Stojąc jeszcze w przejściu dokładnie obejrzał całe pomieszczenie. Złowrogo uśmiechnął się pod nosem tak by kadeci stojący w miejscu gdzie przed chwila był trener, nie dostrzegli tego. Szedł w ich stronę.
Tylko dziesięciu... -pomyślał robiąc pierwszy krok w kierunku grupy kadetów. Stali niemalże na końcu. Mniej więcej w centrum leżał, Saiyan. Trzech kadetów kopało go i biło. Half przeszedł do nich. Uśmiechnął się lekko i także wykonał kilka silnych i celnych kopniaków głównie w środek brzucha ofiary. Następnie popchnął go nogą w kierunku wyjścia a za nim pobiegli kadeci by dokończyć dzieła. Szedł dalej w kierunku grupy Saiyan. Całą drogę na twarzy Brązowookiego panował arogancki, agresywny uśmiech. Wszyscy stali odwróceni plecami i wpatrywali się w siebie nawzajem. Half dokładnie obejrzał sobie wszystkich kadetów idąc w ich stronę. Największe wrażenie zrobił na nim kruczowłosy, wyglądał na najsilniejszego z tej dziesiątki. Przepychając się wszedł pomiędzy niskiego czarnowłosego kadeta z białym ogonem a tego z blizną na oku. Bez słowa, zrobił barkami miejsce dla siebie, mocno szturchając tego wyższego, którego aktualnie miał po swojej prawicy. Wykorzystując jego zdziwienie podkosił go prawą nogą z taką siłą, że ten momentalnie upadł na ziemie. Cios miał na celu lekkie poturbowanie przeciwnika. Każdy silniejszy mógł być zagrożeniem, a brązowooki nie wiedział, z kim ma do czynienia.
-Nie pchaj się!-powiedział Brązowooki, patrząc groźnie na leżącego na ziemi, Raziela. Nerwowo rozglądał się dokoła. Dziesięciu. Kadet uważał, że to optymalna liczba. Każdy dodatkowy przeciwnik mógłby być nieco silniejszy i zagrozić jego planom. Na szczęście jednego już pomógł się pozbyć a tamten nie wyglądał na najsłabszego z tej mało licznej bandy.
OCC:
Blade - 150 DMG
- GośćGość
Re: Koszary
Sob Maj 11, 2013 10:28 pm
Niestety Saiyanie myśleli, że uda im się trafić w Blade'a, lecz ten przeczuł natarcie na jego skórę i dawno użył zanzokena, przez co nie dostał żadnych obrażeń, po czym wzniósł się w powietrze i poleciał w stronę drzwi. Wiedział, że jakby chciał, dałby im radę, bo te szumowiny, które chciały go skopać nie były na jego poziomie, w grupie może i są silny, ale Czarnowłosy wiedział, że pojedynczo by każdego rozniósł.
Poleciał w stronę wyjścia z Akademii, po to by więcej nikomu się nie przytaczać. Po paru korytarzach, saiyan wreszcie znalazł się w repecji, myślał że też na niego ktoś tutaj będzie na niego czekać, lecz niestety nie było żadnej straży.
Wylądował, po czym od razu pchnął do przodu drzwi, żeby się otworzyły, kiedy się otworzyły, wyleciał i pokierował się w stronę parku, ponieważ wiedział, że tam będzie spokojnie i nikt w takim miejscu nie będzie szukał jednego kadeta, który coś zawinił.
Kiedy tak leciał, niczego nie widział podejrzanego, więc adrenalina mu opadła, ponieważ nie spodziewał się tak niespodziewanego ataku od własnych braci, może też byli zdrajcami, którzy zostali opętani przez tego potwora ? Niestety Blade nie mógł sobie na to odpowiedzieć, nawet nie mógł wrócić do Akademii , ponieważ chciał żeby wszystko ucichło, tak żeby już mógł wrócić na legalu do budynku.
Czarnowłosy zbliżał się do miejsca, gdzie miał na razie posiedzieć, ponieważ nie wiedział gdzie może się ukryć, dom jest za daleko dla niego, a w parku by przecież go nie szukali, więc zaczął powoli obniżać lot, bo miał zamiar lądować. Kadet wreszcie wylądował, po czym pobiegł w stronę mnóstwa czerwonych drzew, dzięki nim mógł się ukryć, więc wskoczył na jedno z nich i rozsiadł się na gałęzi, po czym odetchnął z ulgą i czekał na dalsze skutki.
z/t - Park
OCC:
Oj nie tak łatwo mnie znajdą
Poleciał w stronę wyjścia z Akademii, po to by więcej nikomu się nie przytaczać. Po paru korytarzach, saiyan wreszcie znalazł się w repecji, myślał że też na niego ktoś tutaj będzie na niego czekać, lecz niestety nie było żadnej straży.
Wylądował, po czym od razu pchnął do przodu drzwi, żeby się otworzyły, kiedy się otworzyły, wyleciał i pokierował się w stronę parku, ponieważ wiedział, że tam będzie spokojnie i nikt w takim miejscu nie będzie szukał jednego kadeta, który coś zawinił.
Kiedy tak leciał, niczego nie widział podejrzanego, więc adrenalina mu opadła, ponieważ nie spodziewał się tak niespodziewanego ataku od własnych braci, może też byli zdrajcami, którzy zostali opętani przez tego potwora ? Niestety Blade nie mógł sobie na to odpowiedzieć, nawet nie mógł wrócić do Akademii , ponieważ chciał żeby wszystko ucichło, tak żeby już mógł wrócić na legalu do budynku.
Czarnowłosy zbliżał się do miejsca, gdzie miał na razie posiedzieć, ponieważ nie wiedział gdzie może się ukryć, dom jest za daleko dla niego, a w parku by przecież go nie szukali, więc zaczął powoli obniżać lot, bo miał zamiar lądować. Kadet wreszcie wylądował, po czym pobiegł w stronę mnóstwa czerwonych drzew, dzięki nim mógł się ukryć, więc wskoczył na jedno z nich i rozsiadł się na gałęzi, po czym odetchnął z ulgą i czekał na dalsze skutki.
z/t - Park
OCC:
Oj nie tak łatwo mnie znajdą
Re: Koszary
Sob Maj 11, 2013 10:40 pm
Blade miał ogromnego pecha. Już myślał, że udało mu się wszystkich wykiwać, gdy nagle poczuł mocne szarpnięcie i został rzucony na pobliską ścianę.
- Tutaj ku*wa jesteś pier*olony gówniarzu! Już ja Ci pokażę, że mnie się w ch*ja nie robi!
Podszedł do leżącego kadeta i postawił na nim stopę. Rozległo się nieprzyjemne chrupnięcie - kilka żeber nie wytrzymało potężnego nacisku. Następnie Trener "pobawił" się nieco kończynami chłopaka, wykręcając je wszystkie strony. Skończył to wszystko mocnym kopniakiem, po którym Blade odbił się od sufitu i wylądował na drugim końcu korytarza.
- Wypatroszyłbym Cię, ale nie warto brudzić sobie na Ciebie rąk. Nie pokazuj mi się więcej na oczy. Ty tam! - ryknął do jakiegoś ogoniastego, który akurat szedł obok - zabierz to ścierwo do szpitala!
OCC:
Zostaje Ci 1 HP. Budzisz się nieruchomy w szpitalu - nigdzie się stamtąd nie ruszasz! I nie próbuj żadnych sztuczek, bo źle się to dla Ciebie skończy. Pozostali będący w koszarach - ta sytuacja dzieje sie na zewnątrz, więc nie musicie jej uwzględniać w swoich postach.
- Tutaj ku*wa jesteś pier*olony gówniarzu! Już ja Ci pokażę, że mnie się w ch*ja nie robi!
Podszedł do leżącego kadeta i postawił na nim stopę. Rozległo się nieprzyjemne chrupnięcie - kilka żeber nie wytrzymało potężnego nacisku. Następnie Trener "pobawił" się nieco kończynami chłopaka, wykręcając je wszystkie strony. Skończył to wszystko mocnym kopniakiem, po którym Blade odbił się od sufitu i wylądował na drugim końcu korytarza.
- Wypatroszyłbym Cię, ale nie warto brudzić sobie na Ciebie rąk. Nie pokazuj mi się więcej na oczy. Ty tam! - ryknął do jakiegoś ogoniastego, który akurat szedł obok - zabierz to ścierwo do szpitala!
OCC:
Zostaje Ci 1 HP. Budzisz się nieruchomy w szpitalu - nigdzie się stamtąd nie ruszasz! I nie próbuj żadnych sztuczek, bo źle się to dla Ciebie skończy. Pozostali będący w koszarach - ta sytuacja dzieje sie na zewnątrz, więc nie musicie jej uwzględniać w swoich postach.
- Keruru
- Liczba postów : 22
Data rejestracji : 04/04/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Koszary
Sob Maj 11, 2013 10:47 pm
Dziesięć minut tak powiedział trener, ale dla Keruru caly ten czas zdawał się być wiecznością. Był pewien że dziesięć minut już dawno minęło a brązowowłosy nie wracał. Brodatego trenera też nie było w pobliżu, gdzieś wyszedł i zostawił ich samych sobie bez wyjaśnienia. Coś się zapewne musiało stać. On i dziewięciu wybranych stali w koszarach jak te przysłowiowe kołki, nie wiedząc co robić i co ze sobą począć. Keruru z trudem przełknął ślinę i podszedł bliżej do wysokiej kadetki - Emm, przepraszam czy nic ci nie jest? – zaczął jakoś rozmowę, mimo że to był najgłupszy tekst jaki mógł palnąć, zwłaszcza na przywitanie . Dziewczyna rzeczywiście wyglądała na dość poobijaną, bandaże na jej ręce świadczyły i Keru z czystej życzliwości chciał się dowiedzieć . Miał wrażenie, że uśmiechała się do niego. Oczywiście nie miał nic złego na myśli, nie chciał jej urazić. Zwłaszcza, że usunęła plaster z oka od tak. Może nie odczuwała bólu. Na chwilę przeszedł go dreszcz, że pewnie zaraz oberwie za głupie pytanie. Postanowił więc błyskawicznie zmienić temat rozmowy. - Jak myślicie - rzekł tak niby do blondwłosej starając się jednak uniknąć jej spojrzenia i bardziej katem oka spoglądając na szmaragdokiego sayianina stojącego paręnaście metrów dalej – Czy rzeczywiście sytuacja jest taka poważana, może wiecie coś więcej ma ten temat. Wiecie ja dopiero niecałą godzinę temu się zapisałem do akademii i nie bardzo się orientuję, a już mnie wyznaczono do…….. – zamilkł na chwilę zastanawiając się co powiedzieć. Przecież nie wiedział po co go wyznaczono i pozostałych kadetów, po czym kontynuował spokojnym głosem dalej. -.... chciałbym wiedzieć coś więcej, więc jeśli coś wiecie podzielcie się ze mną informacją. Proszę. – smutno spuścił głowę, ale determinacja mocno przedzierała się przez jego słowa. Nagle do koszar wtargnął saiyanin, który jako pierwszy został wybrany i ten, który zignorował rozkaz. Najwyraźniej był dumny ze swojego czynu bo stanął naprzeciwko nich i zaczął się przed nimi chełpić tym co zrobił jakby to był powód do chluby. Keruru przyglądał mu się z lekkim niedowierzaniem w oczach. Albo ten kadet był głupi jak but, czego nie mógł wykluczyć, gdyż większość saiyan nie wybijała się ze swoją inteligencją ponad przeciętność. Albo tak odważny, butny i pewny swoich możliwości, że sprzeciwie się trenerowi nie było dla niego wyzwaniem. Najwyraźniej cała zaistniała sytuacja go bawiła. Keruru nie miał najmniejszej ochoty informować go o tym co miało go spotkać w najbliższym czasie. Niech sam wypije to piwo, które wcześniej nawarzył, niedługo się przekona, a wtedy chyba nie będzie mu już tak wesoło. Czarnowłosy kadet najwyraźniej trochę zniecierpliwiony zaczął zadawać bardzo podobne pytania do tych co Keruru na początku. Młody kadecik zacisnął mocniej biały ogon na tali i odsunął się o parę metrów dalej od pyszałka zachowując milczenie. W koszarach panowała grobowa cisza. Instynkt jak zwykle go nie zawiódł i poinformował o niebezpieczeństwie bezbłędnie. Dwóch kadecików, którzy podziwiali wcześniej blondwłosą z dodatkowym wsparciem dwóch kolejnych rzuciło się z pięściami na czarnowłosego z uśmiechem na twarzach. Keru zdębiał i cofnął się dalej. Można było się spodziewać, że ktoś wykorzysta okazje, skoro brodacz zezwolił. Z jednej strony Blade zasłużył, z drugiej czterech na jednego było zagraniem nie fair. Keru widział często bijatyki, ale to było zupełnie co innego. Trochę takie zachowanie go przerażało musiał przyznać. Nawet jeśli stanąłby w obronie bitego saiyanina pewnie i tak by nic nie wskórał a sam by dostał. Jednak nie trzeba było działać pyszałkowaty kadecik znał jakieś techniki i uniknął z łatwością ciosu wycofując się w stronę drzwi i uciekając w nieznanym kierunku. Keruru od razu zanotował w myślach by obok sarenki i bajek Disneya, dowiedzieć się jaką technikę zastosował czarnowłosy i by się jej nauczyć. Wtem do koszar wtargnął brązowowłosy, ten który jako drugi został wysłany przez trenera. Oj coś się wyraźnie święciło, Keru miał dziwne złe przeczucie. Half, spojrzał na niego lecz zignorował go, przeszedł obok niego bez słowa i stanął naprzeciwko szmaragdokiego. Błyskawicznie zaatakował kadeta – w każdym bądź razie tak to wyglądało - podcinając mu nogę i przewracając go o ziemie. Czarnowłosy nie mógł uwierzyć czemu wszyscy naokoło niego zachowują się tak niedorzecznie i wszyscy się piorą naokoło. Zachowując milczenie obserwował i czekał na rozwój sytuacji. Nie było sensu włączać się do bójki, może ta dwójka miała jakieś porachunki do wyrównania i właśnie nadarzyła się okazja.
- GośćGość
Re: Koszary
Sob Maj 11, 2013 11:26 pm
Po chwili, kiedy Blade uniknął ataku nieznajomych kadecików, mógł poczuć jakieś szarpnięcie na swoich ciuchach, wiedział już, że trener wrócił na salę i będzie na pewno chciał dać swoją karę. Kiedy powoli zaczął się podnosić, kiedy trener nagle miał zamiar postawić na nim stopę, przydeptał tylko jego iluzję, a saiyan znajdował się poza obszarem pomieszczenia.
Pobiegł od razu w stronę wyjścia z budynku, ponieważ wiedział, że jest tak jakby ścigany przez połowę kadetów, jak i samego koszarowego trenera. Kiedy tak biegł, mijał innych kadetów, którzy się chyba dziwili, gdzie mu się tak śpieszy, nie mogli się tego dowiedzieć, ponieważ nie miał zamiaru nawet się zatrzymywać, wiedział że trener nie używa całej swojej siły, a już parę razy mu się naraził, więc postanowił tym razem wycofać się, wiedział jednak że dałby mu radę na złotej transformacji, którą kiedyś widział.
Kiedy już był przy recepcji, od razu skręcił w stronę wyjścia z całej budowli, po czym z niej wyleciał i poleciał w stronę parku, w którym zapewne będzie bezpieczny, ponieważ trener nie będzie go w takim dziwnym miejscu szukał, wie on, że najpierw będą sprawdzać jego kwaterę, gdzie niestety się zaskoczą, bo go tam nie będzie, lecz mogą też przeszukać inne miejsca w Akademii.
Powoli dezaktywował adrenalinę, po to by szybciej uciec z pomieszczenia, jak i budynku, zaraz po tym odetchnął z ulgą, po czym widział już z daleka niewielki park. Saiayn zaczął obniżać lot, po czym już stał nogami w pięknym parku, nie mógł tego nazwać inaczej.
Od razu pobiegł i wskoczył jak małpa na jakieś najbliższe drzewo, po czym usiadł sobie na jakąś grubą i wytrzymałą gałąź, po czym rozluźnił się cały i odpoczywał, miał nadzieję, że wszystko niedługo ucichnie.
z/t - park
OCC:
Trener rozwalił podłogę
Pobiegł od razu w stronę wyjścia z budynku, ponieważ wiedział, że jest tak jakby ścigany przez połowę kadetów, jak i samego koszarowego trenera. Kiedy tak biegł, mijał innych kadetów, którzy się chyba dziwili, gdzie mu się tak śpieszy, nie mogli się tego dowiedzieć, ponieważ nie miał zamiaru nawet się zatrzymywać, wiedział że trener nie używa całej swojej siły, a już parę razy mu się naraził, więc postanowił tym razem wycofać się, wiedział jednak że dałby mu radę na złotej transformacji, którą kiedyś widział.
Kiedy już był przy recepcji, od razu skręcił w stronę wyjścia z całej budowli, po czym z niej wyleciał i poleciał w stronę parku, w którym zapewne będzie bezpieczny, ponieważ trener nie będzie go w takim dziwnym miejscu szukał, wie on, że najpierw będą sprawdzać jego kwaterę, gdzie niestety się zaskoczą, bo go tam nie będzie, lecz mogą też przeszukać inne miejsca w Akademii.
Powoli dezaktywował adrenalinę, po to by szybciej uciec z pomieszczenia, jak i budynku, zaraz po tym odetchnął z ulgą, po czym widział już z daleka niewielki park. Saiayn zaczął obniżać lot, po czym już stał nogami w pięknym parku, nie mógł tego nazwać inaczej.
Od razu pobiegł i wskoczył jak małpa na jakieś najbliższe drzewo, po czym usiadł sobie na jakąś grubą i wytrzymałą gałąź, po czym rozluźnił się cały i odpoczywał, miał nadzieję, że wszystko niedługo ucichnie.
z/t - park
OCC:
Trener rozwalił podłogę
Re: Koszary
Nie Maj 12, 2013 11:27 am
Trener nie dał się nabrać na te jego tanie sztuczki. Mógł jednym ciosem posłać go do kostnicy a ten nawet by o tym nie wiedział. Litował się jak widać niepotrzebnie bo ten znów próbował uciec. Złapał go za łeb i ścisnął bardzo mocno podnosząc jednocześnie do góry.
- Co ty wyprawiasz?
Powiedział na początku spokojnie. Następnie ścisnął znacznie mocniej jego głowę omal nie miażdżąc czaszki.
- Czy ty sobie ku*rwa mać myślisz? Że tak po prostu sobie spie*dolisz!? NĘDZNA KUPO GÓWNA!?
Przywalił mu z pięści w potylicę. Uderzał bez ustanku.
- Ja... Ci... Ku*wa... Dam... Taki... Wycisk... Że... Odechce... Ci się... SPIE*DALAĆ!! - Każde słowo to było każde kolejne uderzenie. Na koniec uderzył prawie z całą siłą łamiąc mu kilka kości i wbijając go w ścianę. Podszedł do jego truchła i wyciągnął go za fraki na glebę. Przeciągnął jak szmatę po podłodze rozmazując jego krew po niej.
- Ty pieprzony tchórzu! Nie zasługujesz na bycie żołnierzem. Zostajesz zdegradowany i won z akademii!
Trener zerwał z Blade'a resztki jego uniformu i nagiego oraz pół przytomnego zaciągnął do portu. Po czym wsadził go do kapsuły.
- Polecisz teraz sobie na wycieczkę. I jeśli przetrwasz tam tydzień to może będziesz mógł wrócić do akademii.
Trener lekko się uśmiechnął, ponieważ doskonale wiedział, że jest niemal niemożliwe by ten saiyan przetrwał tam więcej niż dwa dni. Właz się zamknął i Blade River zniknął gdzieś w przestworzach.
OOC: Gratulacje Blade. Właśnie otrzymałeś specjalny bonus. A jest to... taram taram taram... BAN! Na 24h za czwarte ostrzeżenie i -20pkt. Znaj moją łaskę. Jak wrócisz to piszesz na Makyo Star. Czekał tam będzie na Ciebie specjalny post NPC.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Koszary
Pon Maj 13, 2013 9:32 pm
Czekanie dłużyło się niemiłosiernie. Pomimo tego, że Raziel nie należał do niecierpliwych to zaczynało go to wszystko już nudzić. A może ta cała akcja jest tylko jednym wielkim kłamstwem. Testem mającym sprawdzić jak kadeci poradzą sobie w sytuacji zagrożenia życia. Młodzieniec nie wiedział co trenerzy mogą wymyślić, ale jak to mówił jego ojciec należało spodziewać się wszystkiego i brać każdą opcję pod uwagę. Więc analizował. Zielone oczy przeskakiwały po towarzyszach kruczowłosego, zatrzymując się na każdym i dokładnie obserwując ich. Trzech kadetów dość wyraźnie napalonych na blondwłosą. Zapewnię jakaś grupa znajomych. Stale trzymali się razem i rzucali tylko ukradkowe spojrzenia na biust i tyłek brązowookiej. Raziel zignorował tych przygłupów i przeszedł dalej. Kolejny był to Saiyanin bez dwóch jedynek. Ten również wpatrywał się w Halfkę jednak nie było w jego wzroku pożądania. Była to czysta nienawiść. Widocznie ta para miała kiedyś starcie w przeszłości i teraz kolega szukał okazji na wyrównanie rachunków. Młodzieniec zanotował go sobie w pamięci na wszelki wypadek. Trzeba uważać, żeby nie zrobił jakiego świństwa dziewczynie i tym samym naraził resztę. Wtedy się go wyeliminuje. Kolejną częścią grupy był mały Saiyanin z białym ogonem. I tylko ta część była czymś co przyciągało uwagę do wystraszonego dzieciaka. Widać było po nim, że zapisał się dość niedawno, bo nie posiadał nawet stroju kadeta. Wystraszony wzrok dopełniał reszty. Młody wyglądał jakby miał zaraz zejść na zawał i jakoś tego nie ukrywał, jednak starał się być dzielnym. I następna w tej grupie. Skupiająca najwięcej uwagi zapewne dlatego, że była dziewczyną. Raziel patrzył i starał się domyślić jaka siła kryje się za tą twarzyczką. Bo to do tego, że jest silna nie miał najmniejszych wątpliwości. Zbyt długo przebywał w towarzystwie Eve by nie nauczyć się, że dziewczyny nie tylko ładnie wyglądają, ale umieją też nieźle przywalić, o czym sam się przekonał. Ale młody Saiyanin nie miał zbyt dużo czasu na rozmyślanie nad tym, gdyż na scenie pojawiła się kolejna postać.
Blade wparował sobie do koszar jak gdyby nigdy nic. Nie wyglądał jak ktoś kto kilkanaście minut temu wkurwił jednego z najbardziej wrednych trenerów na Vegecie. Był dość wyluzowany i szybkim krokiem podszedł do grupki kadetów. Z uśmiechem zaczął zadawać pytania odnośnie wroga, i szans wojska przeciwko niemu. Raziel nie odzywał się, gdyż widział, ze grupka kadetów, którzy chcieli wyrwać blondwłosą zaczęła się do niego zbliżać z paskudnymi minami. W następnej chwili zaatakowali w trójkę Blade’a. Szmaragdowooki nie poruszył się i w tym wypadku. Ta trójka pomimo ataku grupowego nie trafiła Rivera ani razu. Były towarzysz Raziela użył jakiejś techniki, dzięki której uniknął ataków, po czym szybko wyleciał przez drzwi. Zaczynało się robić coraz dziwniej. Zaś całości dopełnił mały kadet, który podszedł do brązowookiej i zaczął zadawać jej pytania, które były niejako skierowane również do pozostałych. Szmaragdowooki postanowił ruszyć się i również zaczerpnąć jakiś informacji, a zarazem jakoś uświadomić biało ogoniastego, ze zaczyna się robić niebezpiecznie.
- Z tego co wiadome mały to to, że przybyła do nas jakaś potężna forma życia. – powiedział chłodnym tonem Raziel, zaś kiedy mały kadet i blondwłosa skierowali swoje spojrzenia na niego kontynuował. – Ten intruz musi być bardzo potężny, bo nawet trenerzy wydają się dość niepewni. A ci to najlepsi z najlepszych. Niektórzy sama elita, wierz mi. Więc radze Ci uważać, gdyż może decyzja o zapisaniu się nie była najmądrzejsza.
Kiedy Raz zakończył swoje przemówienie, dostrzegł kontem oka coś co wreszcie mogło posunąć całą sprawę naprzód. Do koszar właśnie wracał kadet wysłany kilkanaście minut po Bladzie do pomieszczenia regeneracyjnego. Ku zdziwieniu Raziela był to ten sam kadet, którego widział wcześniej na Mordowni w towarzystwie blondynki. „Kilka tysięcy Saiyan na planecie, a ja muszę wpadać wiecznie na tych samych ludzi. Niezłe mam szczęście” pomyślał sarkastycznie. Brązowowłosy half zbliżał się do ich grupki powolnym, arogancki krokiem. Kiedy wreszcie się przy nich znalazł wepchnął się bezceremonialnie między szmaragdowookiego, a małego kadeta. W następnej chwili kruczowłosy leciał już na ziemię, podcięty sekundę wcześniej przez nowoprzybyłego. To go zaczęło już irytować. Nie dość, że włazi w niego jak zwykłe bydle to jeszcze mu pyskuje. Tego było już dość. Szybki ruchem rąk odbił się od posadzki i wyskoczył w powietrze po czym upadł prosto na nogi. W następnej chwili podszedł do kadeta i zmierzył go lodowatym wzrokiem.
- Masz jakiś problem, czy po prostu nudzi Ci się i szukasz zaczepki? – zapytał zimno. Nie wiedział czy ten kadet zawsze zachowuje się jak gnojek czy też nie. Mało go to obchodziło. Jak teraz go zaatakuje to kruczowłosy podejmie rękawicę. Nie po to trenował tyle by dać się teraz poniewierać jakiemuś kadecikowi z przerośniętym ego.
Blade wparował sobie do koszar jak gdyby nigdy nic. Nie wyglądał jak ktoś kto kilkanaście minut temu wkurwił jednego z najbardziej wrednych trenerów na Vegecie. Był dość wyluzowany i szybkim krokiem podszedł do grupki kadetów. Z uśmiechem zaczął zadawać pytania odnośnie wroga, i szans wojska przeciwko niemu. Raziel nie odzywał się, gdyż widział, ze grupka kadetów, którzy chcieli wyrwać blondwłosą zaczęła się do niego zbliżać z paskudnymi minami. W następnej chwili zaatakowali w trójkę Blade’a. Szmaragdowooki nie poruszył się i w tym wypadku. Ta trójka pomimo ataku grupowego nie trafiła Rivera ani razu. Były towarzysz Raziela użył jakiejś techniki, dzięki której uniknął ataków, po czym szybko wyleciał przez drzwi. Zaczynało się robić coraz dziwniej. Zaś całości dopełnił mały kadet, który podszedł do brązowookiej i zaczął zadawać jej pytania, które były niejako skierowane również do pozostałych. Szmaragdowooki postanowił ruszyć się i również zaczerpnąć jakiś informacji, a zarazem jakoś uświadomić biało ogoniastego, ze zaczyna się robić niebezpiecznie.
- Z tego co wiadome mały to to, że przybyła do nas jakaś potężna forma życia. – powiedział chłodnym tonem Raziel, zaś kiedy mały kadet i blondwłosa skierowali swoje spojrzenia na niego kontynuował. – Ten intruz musi być bardzo potężny, bo nawet trenerzy wydają się dość niepewni. A ci to najlepsi z najlepszych. Niektórzy sama elita, wierz mi. Więc radze Ci uważać, gdyż może decyzja o zapisaniu się nie była najmądrzejsza.
Kiedy Raz zakończył swoje przemówienie, dostrzegł kontem oka coś co wreszcie mogło posunąć całą sprawę naprzód. Do koszar właśnie wracał kadet wysłany kilkanaście minut po Bladzie do pomieszczenia regeneracyjnego. Ku zdziwieniu Raziela był to ten sam kadet, którego widział wcześniej na Mordowni w towarzystwie blondynki. „Kilka tysięcy Saiyan na planecie, a ja muszę wpadać wiecznie na tych samych ludzi. Niezłe mam szczęście” pomyślał sarkastycznie. Brązowowłosy half zbliżał się do ich grupki powolnym, arogancki krokiem. Kiedy wreszcie się przy nich znalazł wepchnął się bezceremonialnie między szmaragdowookiego, a małego kadeta. W następnej chwili kruczowłosy leciał już na ziemię, podcięty sekundę wcześniej przez nowoprzybyłego. To go zaczęło już irytować. Nie dość, że włazi w niego jak zwykłe bydle to jeszcze mu pyskuje. Tego było już dość. Szybki ruchem rąk odbił się od posadzki i wyskoczył w powietrze po czym upadł prosto na nogi. W następnej chwili podszedł do kadeta i zmierzył go lodowatym wzrokiem.
- Masz jakiś problem, czy po prostu nudzi Ci się i szukasz zaczepki? – zapytał zimno. Nie wiedział czy ten kadet zawsze zachowuje się jak gnojek czy też nie. Mało go to obchodziło. Jak teraz go zaatakuje to kruczowłosy podejmie rękawicę. Nie po to trenował tyle by dać się teraz poniewierać jakiemuś kadecikowi z przerośniętym ego.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Koszary
Pon Maj 13, 2013 11:28 pm
Kroki… Na pewno słyszała kroki. Albo z głowy przerzuciło się jej na uszy i omamy słuchowe zostały włączone do dziennego repertuary odpałów.
W każdym razie usłyszała niepewny głos świeżo upieczonego kadeta. Skierowała wzrok na małego Saiyana, który podszedł do niej, wskazując na opatrunki. Chłopak wciąż ostrożny, nie odnalazł się w sytuacji w której nagle do postawiono, ale odważył się zagadać. Vivian miała świadomość, że nie wygląda zbyt przyjaźnie, zwłaszcza pobandażowana, milcząca i ze wzrokiem przyszpilonym do ziemi.
Zaprzeczyła ruchem głowy, jasno dając do zrozumienia, że z nią wszystko w porządku. Nie takie bóle się znosiło. Pomijając fakt, że sytuacja nieciekawa, a odpowiedzialny za jej rany osobnik wpatrywał się w nią nienawistnym wzrokiem dwa kroki dalej, czuła się nawet dobrze. Ósemce kąciki warg drgnęły w uśmiechu, gdy rozmawiała z małym kadetem. Jak on tu trafił? Wiedziała, na pierwszy rzut oka, że jest za miły, za miękki na wojownika. Kto jednak wie? Może ma marzenie, ma cel, który karze mu znosić wszelkie niedogodności.
Chciała odpowiedzieć na jego pytania, gdy uprzedził ją zachowawczy ton kadeta z blizną na twarzy. Przeniosła na niego spojrzenie, wysłuchała słów końca i skinęła lekko głową.
- Nie rozumiem tylko jednej rzeczy. Trenerzy również są zaniepokojeni, a wygląda na to, że zamierzają przydzielić nam jakieś zadanie. Mam nadzieję, że się mylę. Co według nich może zrobić dziesięcioro kadetów? – Podsumowała własną wypowiedź pytaniem retorycznym i znów zastygła, wbijając dłonie w kieszenie. Co oni mogą zrobić, zwłaszcza w obliczu takiego niebezpieczeństwa? Nie wiedzą z czym walczą. Chyba, że trenerzy poślą ich zgraję na bój, a wróg umrze ze śmiechu na widok nieogarniętych kadetów.
Słowa halfki, obiektywne i prawdziwe, musiały jakoś podziałać na zgromadzonych. Rozmowy odrobinę przycichły, przestała czuć na plecach wzrok stojących za nią kadetów. Jej własne spojrzenie zahaczyło o chłopaka, tkwiącego obok niej w cywilnych ciuchach. Niemal widziała lęk w oczach najmniejszego z kadetów, dlatego posłała mu oszczędny, ale pokrzepiający uśmiech, który pojawił się na jej twarzy jakby od niechęcenia. Będzie dobrze. Nieważne co się dzieję, jak bardzo cię zgnoją, jak bardzo będzie boleć. Wstaniesz i wszystko będzie dobrze. Tak. Takim trzeba być, trzeba zawsze się podnieść bo to takie… Takie właściwe? Prawdziwe.
Kroki. Uniosła głowę, spodziewając się, że ujrzy wojowników, ale los zgotował niespodziankę. Do koszar wszedł czarnowłosy kadet, który zagadywał ją jeszcze niedawno, ten sam, który zaskarbił sobie nienawiść trenera. Oczy Ósemki rozszerzyły się, gdy chłopak stanął przed nimi, przechwalając się faktem, że tak rozzłościł wojownika. W głowie wyświetlił się jej obraz brodatego Saiyana z wściekłością i żądzą mordu w oczach, większą niż ustawa przewiduje, nawet wśród taki krwiożerczych wojowników jakimi są Saiyanie. Na miejscu kadeta, Vivian nie pokazywałaby się tutaj w ogóle. Albo jest tak głupi, że nie boi się trenera, albo tak silny, by mógł bez krępacji ignorować rozkazy. Trudno było stwierdzić która z możliwości jest bardziej prawdopodobna – obie były tak samo nielogiczne. W każdym razie Vivian nie zamierzała mu odpowiadać, tylko zacisnęła wargi.
Jak nie ona, to inni. Chłopak bez dwóch zębów i trzech inny kadetów rzuciło się na nowoprzybyłego, korzystając z danego przez trenera przyzwolenia. Już myślała, że zostanie z zuchwałego kadeta plama krwi na podłodze, gdy postać chłopaka rozmyła się, unikając wszystkich ciosów. Najwyraźniej jakaś technika pozwoliła na wyminięcie ataków. Dzięki niej umknął w jednym kawałku i szybko stracili go z oczu. Ósemka miała na języku krótkie podsumowanie całej sytuacji, ale przełknęła je, przymykając powieki. Nie warto.
~Jest źle. Prawdę mówiąc, jest tragicznie. Prawdopodobnie zasiali panikę wśród kadetów, ale do czego im nasza dziesiątka, nie potrafię stwierdzić. I są jeszcze tacy śmiejący się z całej sytuacji. Trzeba… Trzeba zepchnąć na bok wszystko inne i skupić się na tym, by nie dopadł nas wróg. Chodzić wszędzie w grupach, unikać samotności.~ A samotność było właśnie rzeczą jaką najbardziej potrzebowała. Potrenować, usiąść, pobyć w odosobnieniu. Pomyśleć, albo w ogóle nie myśleć, odizolować się od kłębiących się w głowie wspomnień i zlepek słów, tętniących gdzieś w środku. Rzeczywistość jest jednak okrutna i rozszarpała na konfetti marzenia Vivian, obsypując nimi zakrwawioną ziemię koszar. Wróg, wróg u bram…
Trzeba będzie przeżyć i się nie dać.
~Axdra, a na takie bagno miałbyś jakąś radę dla mnie?~
Nie daj się Vi.
I wszystko jasne.
Otworzyła oczy w dobrym momencie, by ujrzeć mgnienie brązowej czupryny w wejściu. Vernil musiał wrócić ze zwiadu w szpitalu. Swoją drogą, zajęło mu to trochę. Ósemka była ciekawa jak się ma ranny zwiadowca. Słyszała o Komorach Regeneracyjnych, ale jeśli jego stan jest taki zły jak mówiono, trochę potrwa nim coś powie. Zacisnęła i rozluźniła pięści w zamyśleniu.
Najgorszą rzeczą jest teraz brak informacji o przeciwniku. Nie wiedzą z kim walczą i jak mają walczyć. Taktyką, podstępem czy surową siłą? Kim jest wróg? Drapieżnikiem który chce mordować, czy zimnym sadystą, któremu zależy wyłącznie na bólu?
Czekała aż Vernil coś powie, ale chłopak nie wydawał się być zainteresowany udzieleniem jakichkolwiek wiadomości. Rozglądał się na boki, taksował ich spojrzeniem i wyraźnie coś go nosiło. Nie spytał ani o trenera, ani się nie odezwał, chodził napięty jak struna. Obawiałaby się go zagadać, tak niewyraźną miał minę. Sytuacja była aż tak zła?
Pierwsze podejrzenie znikło jak zdmuchnięty płomień świecy. Nim Vivian zdążyła się zorientować, chłopak podciął nogi zielonokiego kadeta. Tamten upadł, ale szybko poderwał się na nogi, wykonując efektowny zryw. Bójka wisiała w powietrzu, zwłaszcza, że po zaatakowanym widać było, iż przyjmie zaproszenie do wzajemnego sklepania mordy.
Normalnie Ósemka nie zwróciłaby na to uwagi, ale zachowanie Vernila sprawiło, że stała niewzruszona jak głaz, wpatrując się w niego czujnie. Napięta sylwetka, rozdrażnienie, ukradkowe spojrzenia na boki. I ta bezpodstawna agresja tak charakterystyczna dla Saiyan. Dłonie zaciśnięte w pięści. Wzrok, ostry a jednocześnie nieco zagubiony.
To nie był Vernil.
On nie zaatakowałby znienacka, nie rzucałby słów tak pretensjonalnym tonem i nie miałby tak nieprzyjemnego spojrzenia. Vivian sama przed sobą musiała przyznać, że kadeta nie zna. Mieli wspólną misję, sparing i nie znała go za dobrze. Potrafiła jednak określić, gdyby ją zapytano, jaki chłopak jest. Był jak na wojownika zadziwiająco łagodny i do tego spokojny. Nie krzyczał, nie rzucał się na wszystkich. Za to właśnie w tej chwili porywy złości w których atakował skojarzyły się jej z szamotaniną dzikich zwierząt. Zwierząt, nieznających terenu, nie wiedzących co je czeka, zadających ciosy na ślepo. Zachowanie osoby znajdującej się na terytorium wroga.
Dziewczyna zmierzyła ukradkowym spojrzeniem Vernila, znajdując na jego ręce krwawy ślad.
"Osobnik ten wślizguje się do ciała ofiary i przejmuje nad nią kontrolę."
Szlag. Szlag, szlag, szlag, szlag i jeszcze raz szlag, tak dla podkreślenia powagi sytuacji.
Co ma teraz robić? Sama ma pełno zacięć na ciele. Nie może od tak podejść i wykrzyczeć swoje obawy. Co prawda, znów złe myśli tańczyły w jej głowie, ale nie może zdemaskować Vernila tak po prostu. Może się na nich rzucić, wybuchnie panika, stanie się jeszcze coś gorszego. Czy wyglądało na to, że wyłącznie ona ma takie podejrzenia? Najwyraźniej tylko ona zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji. Dla niej jeszcze chwilę temu cała sytuacja była pewną abstrakcją.
Vivian pochyliła się nagle z uśmiechem do ucha niskiego kadeta, jakby miała ochotę skomentować żartem całe zajście. Tak to miało właśnie wyglądać. Zamiast wesołego tonu, którego podziewały by się chłopak, usłyszał poważny, przyciszony ton.
- Leć po trenera, ale już. – Wyszeptała. Następnie wyprostowała się, z uniesionymi kącikami ust i klepnęła kadeta z białym ogonem po plecach, dając tym samym znak by się pośpieszył. Obserwator mógł stwierdzić, że zaznajomiła się z małym Saiyanem, tak pewnie i myśleli niektórzy. Dwóch kadetów spoglądało na niego zazdrośnie.
Co dalej? Nie zacznie się bić, bo to zły pomysł. Czy da radę go jakoś przechytrzyć? Czy potwór siedzący w Vernilu od razu złapie ją z gardło?
Ignorując własne myśli podeszła do spierających się, wciąż nie zmieniając wyrazu twarzy. Uśmiech może stał się nico bardziej kpiący, ale nie wiadomo jakim cudem. Ósemka nie widziała czy dobrze gra, ale jeśli w Vernilu naprawdę coś siedzi nie powinien się poznać.
- Uspokójcie się. Nie warto. Mamy o wiele ważniejsze rzeczy na głowie. – Stanęła pomiędzy kadetem z blizną na twarzy a Vernilem, a raczej czymś, co przejęło ciało Vernila. Jedno spojrzenie z bliska i była pewna. Nie ten wzrok. Spojrzenie było takie, jakby naprawdę miał zamiar rzucić się wszystkim do gardła.
Odwróciła się plecami do Vernila, tak by nie mógł zauważyć jej twarzy. Patrzyła teraz prosto na kadeta, a twarz dziewczyny straciła nonszalancki wyraz.
- Idźcie gdzieś na bok, ja się nim zajmę. Zwyczajnie się zdenerwował i trzeba go uspokoić, bo zaraz dostanie ataku złości i będzie rozwalał co popadnie. – Uniosła dłoń łagodząc sytuację, jednocześnie kładąc nacisk na pierwsze zdanie. Odejdźcie jak najdalej! Błagam!
Jeśli zaatakuje wroga, ten gotów walczyć, a nie miała pojęcia jak jest silny. Może ją zmiażdżyć jak pchłę, a nie chciała ryzykować. Odwróciła się do istoty z uśmiechem, chociaż powstrzymywała odruch by nie krzyknąć Zostaw go!. Kiwnęła na bok, w bardziej odosobniony kąt.
Vivian miała nadzieję, że oddalą się od grupy, w ten sposób by reszta nie była narażona na atak. Gdyby coś się stało, gdyby zaczął walczyć tu i teraz, będzie się bronić. Póki co, miała nadzieję, że niziutki kadet jest w drodze powrotnej, bo kończyły się jej pomysły. Starała się zająć Vernila, albo to, co się za niego podawało, rozmową jak najdłużej się da. Najtrudniej było zignorować strach, a dalej już jakoś pójdzie. Już przestała wierzyć, że może się jej wydaje, że zachowanie Vernila to przywidzenia. W duchu Ósemka niejako zaczęła się modlić.
~Axdra, bracie, miej mnie w opiece, bo być może niedługo się zobaczymy.~
W każdym razie usłyszała niepewny głos świeżo upieczonego kadeta. Skierowała wzrok na małego Saiyana, który podszedł do niej, wskazując na opatrunki. Chłopak wciąż ostrożny, nie odnalazł się w sytuacji w której nagle do postawiono, ale odważył się zagadać. Vivian miała świadomość, że nie wygląda zbyt przyjaźnie, zwłaszcza pobandażowana, milcząca i ze wzrokiem przyszpilonym do ziemi.
Zaprzeczyła ruchem głowy, jasno dając do zrozumienia, że z nią wszystko w porządku. Nie takie bóle się znosiło. Pomijając fakt, że sytuacja nieciekawa, a odpowiedzialny za jej rany osobnik wpatrywał się w nią nienawistnym wzrokiem dwa kroki dalej, czuła się nawet dobrze. Ósemce kąciki warg drgnęły w uśmiechu, gdy rozmawiała z małym kadetem. Jak on tu trafił? Wiedziała, na pierwszy rzut oka, że jest za miły, za miękki na wojownika. Kto jednak wie? Może ma marzenie, ma cel, który karze mu znosić wszelkie niedogodności.
Chciała odpowiedzieć na jego pytania, gdy uprzedził ją zachowawczy ton kadeta z blizną na twarzy. Przeniosła na niego spojrzenie, wysłuchała słów końca i skinęła lekko głową.
- Nie rozumiem tylko jednej rzeczy. Trenerzy również są zaniepokojeni, a wygląda na to, że zamierzają przydzielić nam jakieś zadanie. Mam nadzieję, że się mylę. Co według nich może zrobić dziesięcioro kadetów? – Podsumowała własną wypowiedź pytaniem retorycznym i znów zastygła, wbijając dłonie w kieszenie. Co oni mogą zrobić, zwłaszcza w obliczu takiego niebezpieczeństwa? Nie wiedzą z czym walczą. Chyba, że trenerzy poślą ich zgraję na bój, a wróg umrze ze śmiechu na widok nieogarniętych kadetów.
Słowa halfki, obiektywne i prawdziwe, musiały jakoś podziałać na zgromadzonych. Rozmowy odrobinę przycichły, przestała czuć na plecach wzrok stojących za nią kadetów. Jej własne spojrzenie zahaczyło o chłopaka, tkwiącego obok niej w cywilnych ciuchach. Niemal widziała lęk w oczach najmniejszego z kadetów, dlatego posłała mu oszczędny, ale pokrzepiający uśmiech, który pojawił się na jej twarzy jakby od niechęcenia. Będzie dobrze. Nieważne co się dzieję, jak bardzo cię zgnoją, jak bardzo będzie boleć. Wstaniesz i wszystko będzie dobrze. Tak. Takim trzeba być, trzeba zawsze się podnieść bo to takie… Takie właściwe? Prawdziwe.
Kroki. Uniosła głowę, spodziewając się, że ujrzy wojowników, ale los zgotował niespodziankę. Do koszar wszedł czarnowłosy kadet, który zagadywał ją jeszcze niedawno, ten sam, który zaskarbił sobie nienawiść trenera. Oczy Ósemki rozszerzyły się, gdy chłopak stanął przed nimi, przechwalając się faktem, że tak rozzłościł wojownika. W głowie wyświetlił się jej obraz brodatego Saiyana z wściekłością i żądzą mordu w oczach, większą niż ustawa przewiduje, nawet wśród taki krwiożerczych wojowników jakimi są Saiyanie. Na miejscu kadeta, Vivian nie pokazywałaby się tutaj w ogóle. Albo jest tak głupi, że nie boi się trenera, albo tak silny, by mógł bez krępacji ignorować rozkazy. Trudno było stwierdzić która z możliwości jest bardziej prawdopodobna – obie były tak samo nielogiczne. W każdym razie Vivian nie zamierzała mu odpowiadać, tylko zacisnęła wargi.
Jak nie ona, to inni. Chłopak bez dwóch zębów i trzech inny kadetów rzuciło się na nowoprzybyłego, korzystając z danego przez trenera przyzwolenia. Już myślała, że zostanie z zuchwałego kadeta plama krwi na podłodze, gdy postać chłopaka rozmyła się, unikając wszystkich ciosów. Najwyraźniej jakaś technika pozwoliła na wyminięcie ataków. Dzięki niej umknął w jednym kawałku i szybko stracili go z oczu. Ósemka miała na języku krótkie podsumowanie całej sytuacji, ale przełknęła je, przymykając powieki. Nie warto.
~Jest źle. Prawdę mówiąc, jest tragicznie. Prawdopodobnie zasiali panikę wśród kadetów, ale do czego im nasza dziesiątka, nie potrafię stwierdzić. I są jeszcze tacy śmiejący się z całej sytuacji. Trzeba… Trzeba zepchnąć na bok wszystko inne i skupić się na tym, by nie dopadł nas wróg. Chodzić wszędzie w grupach, unikać samotności.~ A samotność było właśnie rzeczą jaką najbardziej potrzebowała. Potrenować, usiąść, pobyć w odosobnieniu. Pomyśleć, albo w ogóle nie myśleć, odizolować się od kłębiących się w głowie wspomnień i zlepek słów, tętniących gdzieś w środku. Rzeczywistość jest jednak okrutna i rozszarpała na konfetti marzenia Vivian, obsypując nimi zakrwawioną ziemię koszar. Wróg, wróg u bram…
Trzeba będzie przeżyć i się nie dać.
~Axdra, a na takie bagno miałbyś jakąś radę dla mnie?~
Nie daj się Vi.
I wszystko jasne.
Otworzyła oczy w dobrym momencie, by ujrzeć mgnienie brązowej czupryny w wejściu. Vernil musiał wrócić ze zwiadu w szpitalu. Swoją drogą, zajęło mu to trochę. Ósemka była ciekawa jak się ma ranny zwiadowca. Słyszała o Komorach Regeneracyjnych, ale jeśli jego stan jest taki zły jak mówiono, trochę potrwa nim coś powie. Zacisnęła i rozluźniła pięści w zamyśleniu.
Najgorszą rzeczą jest teraz brak informacji o przeciwniku. Nie wiedzą z kim walczą i jak mają walczyć. Taktyką, podstępem czy surową siłą? Kim jest wróg? Drapieżnikiem który chce mordować, czy zimnym sadystą, któremu zależy wyłącznie na bólu?
Czekała aż Vernil coś powie, ale chłopak nie wydawał się być zainteresowany udzieleniem jakichkolwiek wiadomości. Rozglądał się na boki, taksował ich spojrzeniem i wyraźnie coś go nosiło. Nie spytał ani o trenera, ani się nie odezwał, chodził napięty jak struna. Obawiałaby się go zagadać, tak niewyraźną miał minę. Sytuacja była aż tak zła?
Pierwsze podejrzenie znikło jak zdmuchnięty płomień świecy. Nim Vivian zdążyła się zorientować, chłopak podciął nogi zielonokiego kadeta. Tamten upadł, ale szybko poderwał się na nogi, wykonując efektowny zryw. Bójka wisiała w powietrzu, zwłaszcza, że po zaatakowanym widać było, iż przyjmie zaproszenie do wzajemnego sklepania mordy.
Normalnie Ósemka nie zwróciłaby na to uwagi, ale zachowanie Vernila sprawiło, że stała niewzruszona jak głaz, wpatrując się w niego czujnie. Napięta sylwetka, rozdrażnienie, ukradkowe spojrzenia na boki. I ta bezpodstawna agresja tak charakterystyczna dla Saiyan. Dłonie zaciśnięte w pięści. Wzrok, ostry a jednocześnie nieco zagubiony.
To nie był Vernil.
On nie zaatakowałby znienacka, nie rzucałby słów tak pretensjonalnym tonem i nie miałby tak nieprzyjemnego spojrzenia. Vivian sama przed sobą musiała przyznać, że kadeta nie zna. Mieli wspólną misję, sparing i nie znała go za dobrze. Potrafiła jednak określić, gdyby ją zapytano, jaki chłopak jest. Był jak na wojownika zadziwiająco łagodny i do tego spokojny. Nie krzyczał, nie rzucał się na wszystkich. Za to właśnie w tej chwili porywy złości w których atakował skojarzyły się jej z szamotaniną dzikich zwierząt. Zwierząt, nieznających terenu, nie wiedzących co je czeka, zadających ciosy na ślepo. Zachowanie osoby znajdującej się na terytorium wroga.
Dziewczyna zmierzyła ukradkowym spojrzeniem Vernila, znajdując na jego ręce krwawy ślad.
"Osobnik ten wślizguje się do ciała ofiary i przejmuje nad nią kontrolę."
Szlag. Szlag, szlag, szlag, szlag i jeszcze raz szlag, tak dla podkreślenia powagi sytuacji.
Co ma teraz robić? Sama ma pełno zacięć na ciele. Nie może od tak podejść i wykrzyczeć swoje obawy. Co prawda, znów złe myśli tańczyły w jej głowie, ale nie może zdemaskować Vernila tak po prostu. Może się na nich rzucić, wybuchnie panika, stanie się jeszcze coś gorszego. Czy wyglądało na to, że wyłącznie ona ma takie podejrzenia? Najwyraźniej tylko ona zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji. Dla niej jeszcze chwilę temu cała sytuacja była pewną abstrakcją.
Vivian pochyliła się nagle z uśmiechem do ucha niskiego kadeta, jakby miała ochotę skomentować żartem całe zajście. Tak to miało właśnie wyglądać. Zamiast wesołego tonu, którego podziewały by się chłopak, usłyszał poważny, przyciszony ton.
- Leć po trenera, ale już. – Wyszeptała. Następnie wyprostowała się, z uniesionymi kącikami ust i klepnęła kadeta z białym ogonem po plecach, dając tym samym znak by się pośpieszył. Obserwator mógł stwierdzić, że zaznajomiła się z małym Saiyanem, tak pewnie i myśleli niektórzy. Dwóch kadetów spoglądało na niego zazdrośnie.
Co dalej? Nie zacznie się bić, bo to zły pomysł. Czy da radę go jakoś przechytrzyć? Czy potwór siedzący w Vernilu od razu złapie ją z gardło?
Ignorując własne myśli podeszła do spierających się, wciąż nie zmieniając wyrazu twarzy. Uśmiech może stał się nico bardziej kpiący, ale nie wiadomo jakim cudem. Ósemka nie widziała czy dobrze gra, ale jeśli w Vernilu naprawdę coś siedzi nie powinien się poznać.
- Uspokójcie się. Nie warto. Mamy o wiele ważniejsze rzeczy na głowie. – Stanęła pomiędzy kadetem z blizną na twarzy a Vernilem, a raczej czymś, co przejęło ciało Vernila. Jedno spojrzenie z bliska i była pewna. Nie ten wzrok. Spojrzenie było takie, jakby naprawdę miał zamiar rzucić się wszystkim do gardła.
Odwróciła się plecami do Vernila, tak by nie mógł zauważyć jej twarzy. Patrzyła teraz prosto na kadeta, a twarz dziewczyny straciła nonszalancki wyraz.
- Idźcie gdzieś na bok, ja się nim zajmę. Zwyczajnie się zdenerwował i trzeba go uspokoić, bo zaraz dostanie ataku złości i będzie rozwalał co popadnie. – Uniosła dłoń łagodząc sytuację, jednocześnie kładąc nacisk na pierwsze zdanie. Odejdźcie jak najdalej! Błagam!
Jeśli zaatakuje wroga, ten gotów walczyć, a nie miała pojęcia jak jest silny. Może ją zmiażdżyć jak pchłę, a nie chciała ryzykować. Odwróciła się do istoty z uśmiechem, chociaż powstrzymywała odruch by nie krzyknąć Zostaw go!. Kiwnęła na bok, w bardziej odosobniony kąt.
Vivian miała nadzieję, że oddalą się od grupy, w ten sposób by reszta nie była narażona na atak. Gdyby coś się stało, gdyby zaczął walczyć tu i teraz, będzie się bronić. Póki co, miała nadzieję, że niziutki kadet jest w drodze powrotnej, bo kończyły się jej pomysły. Starała się zająć Vernila, albo to, co się za niego podawało, rozmową jak najdłużej się da. Najtrudniej było zignorować strach, a dalej już jakoś pójdzie. Już przestała wierzyć, że może się jej wydaje, że zachowanie Vernila to przywidzenia. W duchu Ósemka niejako zaczęła się modlić.
~Axdra, bracie, miej mnie w opiece, bo być może niedługo się zobaczymy.~
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach