Koszary
+8
April
Kanade
Keruru
Colinuś
Ósemka
Raziel
NPC.
NPC
12 posters
Koszary
Sro Maj 30, 2012 12:24 am
First topic message reminder :
Najkrwawsze miejsce na planecie, gdzie odbywają się ćwiczenia żołnierzy. To nie jest Ziemia, Saiyanie się nie patyczkują, a zwykłe sparingi kończą się wizytą w szpitalu i to nie z powodu kataru.
Najkrwawsze miejsce na planecie, gdzie odbywają się ćwiczenia żołnierzy. To nie jest Ziemia, Saiyanie się nie patyczkują, a zwykłe sparingi kończą się wizytą w szpitalu i to nie z powodu kataru.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Koszary
Czw Kwi 02, 2015 9:17 pm
Kiedy zamknęła oczy to Raziel lekko uśmiechnął się. Cieszył się, że dziewczyna słucha jego rad i chce się uczyć. Było to nawet przyjemne przekazywać swoją wiedzę komuś i widzieć efekty. Rola nauczyciela nie była nawet taka zła. Może to właśnie chciał mu kiedyś przekazać jego były szef. Że odpowiednie podejście do każdego może zdziałać cuda, a brutalną siłą nic się nie ugra. Możliwe. Natto skupił się na KI dziewczyny, która teraz była już o wiele spokojniejsza. Ciemnowłosy obserwował z satysfakcją jak Halfka wzlatuje w powietrze i otwiera oczy.
-No i jak? Fajnie tam na górze? - rzekł z lekkim uśmiechem na twarzy. Takie małe kroki znaczyły czasem o wiele więcej niż samo opanowanie ruchu czy techniki. Dawało to poczucie, iż to co się robi ma jakiś cel. Teraz Lillemor mogła zobaczyć jak wygląda latanie. Raziel uniósł się lekko do góry, aż znalazł się na poziomie dziewczyny, która przez kilkanaście minut opadała i wzlatywała, by przejść do trenowania się w locie. Wychodziło jej to całkiem nieźle, a przynajmniej poprawnie, gdyż ani razu nie walnęła o ziemię, ani Raziela. Po kilkunastu minutach, które Saiyanin dał jej na zabawę dał sygnał do lądowania. Oczywiście Lill nie mogła się oprzeć i wykonała jakiś efektowny opad, który jakimś cudem jej się udał. Przynajmniej syn Aryenne nie musiał jej zeskrobywać z ziemi.
-No dobrze. Mamy podstawę. Jak z taką prędkością będziesz przyswajać wiedzę to niedługo osiągniesz poziom Super Wojownika. Już teraz twoja energia przekracza osiemset jednostek. A to dopiero początek. Pamiętasz jak mnie zaatakowałaś uderzeniem energii? Kiedy ktoś się na ciebie rzuci, możesz wykorzystać swoją KI do odepchnięcia go. W ten sposób. - powiedział spokojnie Raziel i jednym gestem dłoni wytworzył sporą burzę piaskową, która opadła po kilku chwilach. Oczywistym będzie, że jego podopieczna nie wytworzy, aż takiego uderzenia, lecz powinno zatrzymać cios na twarz.
-Trenuj, a ja będę cię obserwował z tamtego wzgórza. Muszę sam coś przećwiczyć, a wolę byś nie była za blisko. Mogłabyś niepotrzebnie ucierpieć. Spokojnie. Mam podzielność uwagi. Powodzenia z Kiaho.
Po tych słowach wojownik odleciał na odpowiednią odległość, lecz w dalszym ciągu kontrolował KI Lill oraz jej pozycję. Musiał coś sprawdzić. Jeden z ataków, którymi go potraktował demon podczas ich walki był bardzo ciekawy. Setki uderzeń, które nie zadawały zbyt wielu obrażeń, lecz zmusiły go do rozpaczliwej defensywy, zalewając go. Może uda mu się to przelać we własną technikę. Zahne rozluźnił się i uaktywnił poziom SSJ. Czas zobaczyć co się potrafi.
Occ:
Treningu ciąg dalszy.
Lil. Dla ciebie nauka Kiaiho defensywnego.
-No i jak? Fajnie tam na górze? - rzekł z lekkim uśmiechem na twarzy. Takie małe kroki znaczyły czasem o wiele więcej niż samo opanowanie ruchu czy techniki. Dawało to poczucie, iż to co się robi ma jakiś cel. Teraz Lillemor mogła zobaczyć jak wygląda latanie. Raziel uniósł się lekko do góry, aż znalazł się na poziomie dziewczyny, która przez kilkanaście minut opadała i wzlatywała, by przejść do trenowania się w locie. Wychodziło jej to całkiem nieźle, a przynajmniej poprawnie, gdyż ani razu nie walnęła o ziemię, ani Raziela. Po kilkunastu minutach, które Saiyanin dał jej na zabawę dał sygnał do lądowania. Oczywiście Lill nie mogła się oprzeć i wykonała jakiś efektowny opad, który jakimś cudem jej się udał. Przynajmniej syn Aryenne nie musiał jej zeskrobywać z ziemi.
-No dobrze. Mamy podstawę. Jak z taką prędkością będziesz przyswajać wiedzę to niedługo osiągniesz poziom Super Wojownika. Już teraz twoja energia przekracza osiemset jednostek. A to dopiero początek. Pamiętasz jak mnie zaatakowałaś uderzeniem energii? Kiedy ktoś się na ciebie rzuci, możesz wykorzystać swoją KI do odepchnięcia go. W ten sposób. - powiedział spokojnie Raziel i jednym gestem dłoni wytworzył sporą burzę piaskową, która opadła po kilku chwilach. Oczywistym będzie, że jego podopieczna nie wytworzy, aż takiego uderzenia, lecz powinno zatrzymać cios na twarz.
-Trenuj, a ja będę cię obserwował z tamtego wzgórza. Muszę sam coś przećwiczyć, a wolę byś nie była za blisko. Mogłabyś niepotrzebnie ucierpieć. Spokojnie. Mam podzielność uwagi. Powodzenia z Kiaho.
Po tych słowach wojownik odleciał na odpowiednią odległość, lecz w dalszym ciągu kontrolował KI Lill oraz jej pozycję. Musiał coś sprawdzić. Jeden z ataków, którymi go potraktował demon podczas ich walki był bardzo ciekawy. Setki uderzeń, które nie zadawały zbyt wielu obrażeń, lecz zmusiły go do rozpaczliwej defensywy, zalewając go. Może uda mu się to przelać we własną technikę. Zahne rozluźnił się i uaktywnił poziom SSJ. Czas zobaczyć co się potrafi.
Occ:
Treningu ciąg dalszy.
Lil. Dla ciebie nauka Kiaiho defensywnego.
- GośćGość
Re: Koszary
Pon Kwi 06, 2015 10:11 pm
Latanie było oficjalnie najlepszym uczuciem na świecie i Lill nie wiedziała jak mogła do tej pory żyć bez tej umiejętności. Najchętniej odleciała by z Akademii i nacieszyła się swoją wolnością, ale słuchanie pochwał od Raziela było zbyt przyjemnym zajęciem. "Super Wojownik, to brzmi nieźle." Ucieszyła się, wyobrażając sobie jak inni wreszcie zaczynają się z nią liczyć. Może jej przyszłość wcale nie musiała być ponura, pełna demotywujących ćwiczeń i upokorzeń ze strony lepszych? Teraz ona mogła być tą lepszą! "Ki to faktycznie podstawa. Powinnam była ćwiczyć używanie go już od dawna." Spojrzała na Raziela, który właśnie demonstrował jej jakiś nowy, defensywny ruch. Wyglądało to imponująco i z pewnością ułatwiłoby jej życie, więc bez szemrania wzięła się do ćwiczeń. Wewnętrznie nie mogła wyjść z podziwu nad tym jak szybko jej konfliktowe relacje z saiyanem przekształciły się w naturalną więź nauczyciel-uczeń i to w zaledwie kilka minut! Wystarczyło przestać wszyć spisek w każdym ruchu towarzyszącego jej mężczyzny i skupić się na tym co ich tu sprowadziło; nauce i treningu. "No, dobra. Odepchnięcie, tak?" Wystawiła ręce przed siebie i skumulowała w dłoniach wcześniej rozproszoną po ciele energię. Potem próbowała powtórzyć gest wykonany przez Raza i użyć zebranego Ki do wykonania czegoś na zwór fali, która odepchnęłaby wszystko w jej zasięgu. "To chyba coś jak Masenko, ale nie tak silne." Kombinowała, nie do końca rozumiejąc jeszcze nową technikę. Kilkakrotnie próbowała ją wykonać, jednak pierwsze próby kończyły się tylko na ładnej pozie i zdeterminowanej minie. Halfka tym razem nie poddawała się już tak łatwo i rozejrzała się za czymś co mogłaby uznać za cel. Wybór padł na kupkę liści, która przy bezwietrznym dniu była idealna do podmuchów energii. Raz po raz Lillemor powtarzała gest nowej techniki. Z czasem zaczęła wyczuwać w sobie zmiany kumulowanego ki, albo dostrzegała jak jaśnieje jej w dłoniach. Gdy po chyba setnej próbie w końcu kilka listków przeleciało w przeciwnym jej kierunku, nie skakała z radości, tylko ćwiczyła z jeszcze większą zawziętością. Motywowały ją własne postępy, ale też czasem zerkała kątem oka w stronę swego mentora. Nie przyznałaby się do tego, ale chciała się przed nim wykazać i dlatego kryła narastające z czasem zmęczenie. Po pierwszym udanym, choć słabym ataku, każda kolejna próba przynosiła coraz lepsze efekty. Oczywiście daleko jej było do burzy piaskowej saiyana, ale nawet cząstka tej siły dawała jej dużą satysfakcję. By wzbogacić swój trening co jakiś czas próbowała wykonać technikę w locie, a gdy już zaczęła widzieć jakieś efekty, skupiła swoją uwagę na strącaniu liści z drzew. Ogólnie rzecz ujmując uznała, że jeśli znudzi się ćwiczeniami to gorzej zaczną jej wychodzić, dlatego co jakiś czas wymyślała sobie nową 'misję', albo utrudnienie. I ani jej w głowie było przestać dopóki pan Boski sam nie uzna tego za stosowne.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Koszary
Pią Kwi 10, 2015 9:50 pm
Wylądował w odpowiedniej odległości od swojej uczennicy i zaczął przygotowywać się do swojego treningu. Moc dziewczyny wzrastała całkiem szybko, lecz w dalszym ciągu mogła zginąć, jeśli uwolniłby przy niej zbyt dużo mocy. Dlatego też oddalił się, jednak cały czas odpowiednio kontrolował sytuację. W razie czego mógł zainterweniować. Rzucił okiem na Lillemor, która powoli rozpoczynała trening i lekko się uśmiechnął. Jednak po chwili potrząsnął głową, żeby oczyścić umysł. Musiał się odpowiednio przygotować do tego co chciał zrobić. Zamknął umysł i skupił się na swojej energii. Na zewnątrz złota aura pojawiła się u jego stóp i zaczęła się podnosić w tym samym momencie co jego włosy. Kiedy doszła do wysokości kolan to Raziel otworzył lazurowe oczy, zaś złota aura otoczyła go całego. Czarne jak skrzydła kruka włosy zmieniły się w czysty blond. Kiedy pierwszy raz osiągnął to stadium, był tak przepełniony wściekłością i nienawiścią, że nie zdawał sobie sprawy z tego co udało mu się dokonać. Jedna z przemian, której może nie doświadczy połowa populacji Vegety. A już na pewno nie te leniwe gnojki z elity, Raziel był ciekawy, czy gdyby zmienił się przy nich w Super Wojownika, to czy by się porobili ze strachu. Oczywiście zaraz po tym jakby się podnieśli, gdyż syn Aryenne wątpił by udało im się utrzymać podmuch tak silnej energii. No, ale wróćmy do treningu. Blondwłosy rozejrzał się dookoła, żeby wybrać odpowiedni cel. Na tej planecie nie było to zbyt trudne, więc już po chwili Raziel miał kilka odpowiednich przyrządów do trenowania nowej techniki. Na początku skupił w swojej dłoni pocisk KI, który wypuścił w postaci fali energii. Mogło to przypominać Big Bang Attack lub Final Flash, lecz Natto nie włożył w to uderzenie nawet jednego połowy swojej mocy. Chciał tylko mieć podstawę, na której mógłby dokonywać zmian. Złoto-niebieski promień poleciał w stronę formacji skalnej i rozłupał jej górną część. Nieźle. Lecz nie o to mu chodziło. Chciał dokonać tego co ten demon. Zasypać swojego przeciwnika taką ilością pocisków, żeby ten nie miał nawet szans pomyśleć o kontrataku. Jednak demon poszedł na ilość i zupełnie nie kontrolował tego co robił. Odkręcił kurek, a potem fala poszła. Raziel zaobserwowała wtedy, że spora ilość uderzeń mija go lub trafia w ziemię. Może i było to spektakularne takie zalanie, lecz na dłuższą metę zgubne. Natto miał pomysł na ulepszenie tego. Najpierw trzeba pomyśleć nad rozbiciem fali na mniejsze, lecz jednocześnie nie mógł pozbawić jej mocy. Chciał by każdy pocisk miał taką samą ilość energii w sobie. Dobrze. Zacznijmy od podziału na dwa. Zahne skupił się na swojej prawej i lewej dłoni i zaczął pomiędzy nimi tworzyć pocisk energetyczny. Zupełnie jak przy nauce Final Flash. Znajomość tej techniki znacząco mogła mu pomóc. Miał podstawy i nie musiał zaczynać nauki od zera. Doświadczenie bywa pomocne o czym się przekonał sporą ilość razy. Raz skupił się na energii kumulowanej w swoich dłoniach. Musiał mieć ją pod całkowitą kontrolą do końca. Nie mógł sobie pozwolić na wystrzelenie i zapominanie. Nie przy tej technice.
- No dobra. Zaczynamy zabawę. – mruknął cicho do siebie i wystrzelił promień w stronę sporego kawałka skały. Cały czas starał się podzielić falę już po wystrzeleniu, co udało mu się dopiero pod koniec. Jeden pocisk uderzył w skałę, a drugi pofrunął w powietrze. Kiedy dokonało się rozdzielenie, zapomniał o drugim. Będzie musiał o nich myśleć, jeśli chce używać większej ilości.
Po kilku kolejnych razach musiał odetchnąć. Usiadł na ziemi i wyłączył na chwilę poziom SSJ. Rzucił okiem na Lil i zbadał jej energię. Radziła sobie coraz lepiej i pełne opanowanie techniki pozostawało kwestią minut. Raziel za to miał cięższy orzech do zgryzienia. Po wielokrotnym powtórzeniu umiał już wytworzyć cztery promienie i to nawet od razu, lecz w dalszym ciągu musiał być skupionym na każdym z nich, by uderzyły tam gdzie chciał. Ziemia wokół Natto była poznaczona uderzeniami fal energii, które wyrwały się z pod rozkazów wojownika. Robił coś źle. W czasie walki nie starczy mu czasu na kontrolowanie tego wszystkiego i straci za dużo energii. Musiał istnieć jakiś łatwiejszy sposób. Popatrzył się na Lillemor, która wytwarzała coraz silniejsze fale energii i pomyślał, że lepiej by jej poszło gdyby znała Ki Feeling. W tej samej chwili Raziela olśniło. Kontrola Ki. No przecież. To było tak proste. Nie musiał skupiać się na każdy promieniu z osobna, tylko kontrolować źródło, z którego się wywodzą. Dzięki temu będzie mógł samymi myślami i niewielkimi nakładami kontrolować uderzenie. Od razu wróciły siły i chęci do kontynuowania treningu. Wszedł szybko na poziom Super Saiyanina i ponownie zaczął kumulować ki, lecz tym razem skupiał się na kuli, z której miał wystrzelić pocisk do rozbicia. Młody Zahne wstrzymał oddech i rozpoczął operację. Energia wystrzeliła i natychmiast rozbiła się na mniejsze wiązki, które poszły w stronę kamieni. Raziel chciał, by dwa z nich poszły w górę, żeby uderzenie nastąpiło też z innego miejsca. Ku jego zdziwieniu, ale i radości zobaczył, że dwa jasnoniebieskie promienie oddzieliły się od grupy i wykonały dokładnie to co chciał ich pan. Po chwili skała została zniszczona uderzeniami. Zadowolony syn Aryenne wrócił do rozwijania techniki ze zwiększoną motywacją. Będąc w posiadaniu takiej mocy może sporo namieszać w szeregach wroga.
Złotowłosy dyszał już ciężej, lecz postanowił spróbować po raz kolejny. Chciał mieć pewność ostateczną.
- No dobra. Laser Storm. – powiedział Super Saiyanin i wypuścił uderzenie. Z jego dłoni wydostała się już prawie setka promieni, które rozbiły się w różne strony, a nawet co poniektóre zaatakowały od tyłu. Wszystkie trafiły dokładnie tam gdzie chciał lazurowooki. Więc udało mu się. Kątem oka dostrzegł latającą Halfkę, która najwidoczniej mocno się już nudziła. Cóż. Ważne, że oboje czegoś dokonali. Wojownik z elity westchnął lekko i wystrzelił w górę, by już w normalnej formie i ukrywając energię na stu jednostkach wylądować przy dziewczynie.
- No ładnie. Więc nie jestem kiepskim nauczycielem. Jak w kolejnych dniach będziesz tak intensywnie ćwiczyć to reszcie tych dupków zrzednie mina. Pamiętaj. Liczy się tylko wygrana i tego od ciebie oczekuję. Masz być najlepsza, gdyż świadczysz o moich umiejętnościach. A z tego co widzę to pojętna z ciebie osoba.- rzekł zielonooki i klepnął dziewczynę w ramię. W jego oczach było coś na kształt uznania. – A teraz idziemy coś zjeść. Zgłodniałem od tego treningu. Żarcie Natto jest nieporównywalnie lepsze od tego dla kadetów.
Occ:
Koniec treningu.
z/t na stołówkę
- No dobra. Zaczynamy zabawę. – mruknął cicho do siebie i wystrzelił promień w stronę sporego kawałka skały. Cały czas starał się podzielić falę już po wystrzeleniu, co udało mu się dopiero pod koniec. Jeden pocisk uderzył w skałę, a drugi pofrunął w powietrze. Kiedy dokonało się rozdzielenie, zapomniał o drugim. Będzie musiał o nich myśleć, jeśli chce używać większej ilości.
Po kilku kolejnych razach musiał odetchnąć. Usiadł na ziemi i wyłączył na chwilę poziom SSJ. Rzucił okiem na Lil i zbadał jej energię. Radziła sobie coraz lepiej i pełne opanowanie techniki pozostawało kwestią minut. Raziel za to miał cięższy orzech do zgryzienia. Po wielokrotnym powtórzeniu umiał już wytworzyć cztery promienie i to nawet od razu, lecz w dalszym ciągu musiał być skupionym na każdym z nich, by uderzyły tam gdzie chciał. Ziemia wokół Natto była poznaczona uderzeniami fal energii, które wyrwały się z pod rozkazów wojownika. Robił coś źle. W czasie walki nie starczy mu czasu na kontrolowanie tego wszystkiego i straci za dużo energii. Musiał istnieć jakiś łatwiejszy sposób. Popatrzył się na Lillemor, która wytwarzała coraz silniejsze fale energii i pomyślał, że lepiej by jej poszło gdyby znała Ki Feeling. W tej samej chwili Raziela olśniło. Kontrola Ki. No przecież. To było tak proste. Nie musiał skupiać się na każdy promieniu z osobna, tylko kontrolować źródło, z którego się wywodzą. Dzięki temu będzie mógł samymi myślami i niewielkimi nakładami kontrolować uderzenie. Od razu wróciły siły i chęci do kontynuowania treningu. Wszedł szybko na poziom Super Saiyanina i ponownie zaczął kumulować ki, lecz tym razem skupiał się na kuli, z której miał wystrzelić pocisk do rozbicia. Młody Zahne wstrzymał oddech i rozpoczął operację. Energia wystrzeliła i natychmiast rozbiła się na mniejsze wiązki, które poszły w stronę kamieni. Raziel chciał, by dwa z nich poszły w górę, żeby uderzenie nastąpiło też z innego miejsca. Ku jego zdziwieniu, ale i radości zobaczył, że dwa jasnoniebieskie promienie oddzieliły się od grupy i wykonały dokładnie to co chciał ich pan. Po chwili skała została zniszczona uderzeniami. Zadowolony syn Aryenne wrócił do rozwijania techniki ze zwiększoną motywacją. Będąc w posiadaniu takiej mocy może sporo namieszać w szeregach wroga.
Złotowłosy dyszał już ciężej, lecz postanowił spróbować po raz kolejny. Chciał mieć pewność ostateczną.
- No dobra. Laser Storm. – powiedział Super Saiyanin i wypuścił uderzenie. Z jego dłoni wydostała się już prawie setka promieni, które rozbiły się w różne strony, a nawet co poniektóre zaatakowały od tyłu. Wszystkie trafiły dokładnie tam gdzie chciał lazurowooki. Więc udało mu się. Kątem oka dostrzegł latającą Halfkę, która najwidoczniej mocno się już nudziła. Cóż. Ważne, że oboje czegoś dokonali. Wojownik z elity westchnął lekko i wystrzelił w górę, by już w normalnej formie i ukrywając energię na stu jednostkach wylądować przy dziewczynie.
- No ładnie. Więc nie jestem kiepskim nauczycielem. Jak w kolejnych dniach będziesz tak intensywnie ćwiczyć to reszcie tych dupków zrzednie mina. Pamiętaj. Liczy się tylko wygrana i tego od ciebie oczekuję. Masz być najlepsza, gdyż świadczysz o moich umiejętnościach. A z tego co widzę to pojętna z ciebie osoba.- rzekł zielonooki i klepnął dziewczynę w ramię. W jego oczach było coś na kształt uznania. – A teraz idziemy coś zjeść. Zgłodniałem od tego treningu. Żarcie Natto jest nieporównywalnie lepsze od tego dla kadetów.
Occ:
Koniec treningu.
z/t na stołówkę
- GośćGość
Re: Koszary
Pon Lip 20, 2015 12:35 am
Raziel: Opisałam jeden dzień, Ty opisz drugi - nie chciałam za bardzo ingerować w Twoją postać, więc dam Ci pole do popisu tym drugim dzionkiem.
Głodna, jakoś nie miała tej werwy na pyskowanie. Dziewczyna szybko się poddała w tej walce, lecz jeszcze nie zakończyła bitwy. Uznała, że jeżeli będzie szła na ugodę, to dostanie szybciej jeść, bo pyskówkami raczej sobie nie zasłuży na nawet kromkę chleba. Także warcząc lekko, jak posłuszny piesek podreptała za zielonookim saiyanem. Miała naburmuszoną minę, nadęte policzki i obrażony wzrok, ale była cicho, co u niej jest rzadkością. Dopiero gdy usłyszała o tym, że mogą zajrzeć potem do stołówki, w jej oczach zabłysło coś. Nawet się uśmiechnęła podekscytowana, ale dopiero wtedy gdy Raziel się odwrócił do niej plecami – przecież nie mógł tego widzieć! Mimo wszystko cała jej ujemna aura zniknęła, ustępując ekscytacji, ale umiarkowanej.
Dreptała za mężczyzną, obserwując go uważnie. Świdrowała go wzrokiem. Próbowała go rozgryźć, cokolwiek. Wyniuchać jego charakter, humor, nastawienie do tego wszystkiego. Choć co do tego ostatniego to ma mieszane uczucia. Na początku wydawał się nie być zadowolony z tego rozkazu, lecz jego ostatnie słowa były trochę… miłe. To z pewnością był jego własny pomysł, by iść coś zjeść w ramach nagrody, lecz czy na pewno to z myślą o niej? Taa, a jakże. Nie możliwe by był miły dla niej, baaaaaaaaaka. Sam jest głodnym, a ona jest tylko doczepką.
Znów jej zaburczało. Zamruczała coś niezadowolona pod nosem, kładąc jedną rękę na wygadanym brzuchu. Skwasiła się na twarzy. Jak ma walczyć w takim stanie? Przecież przegra, nie będzie się potrafiła na niczym skupić, jeśli wciąż będzie jej burczeć. Musi jakoś odwrócić swoją uwagę od jedzenia, bo zwariuje za chwilę i zacznie zjadać swojego opiekuna.
___ - Ile masz lat? – wypaliła nagle, będąc tuż za nim. Przechyliła głowę na bok, nie spuszczając z niego nawet na chwilę wzroku. Mogło to być dość uciążliwe, lecz Kisa się niezbyt przejmowała opinią innych – Bo… nie wiem zupełnie jak na Ciebie wołać. Raziel-san? Zahne-sama? Proszę Pana? Sensei? Baka-sensei? – wyszczerzyła się, robiąc kilka szybkich kroków przed siebie i teraz to ona była na przodzie, idąc tyłem. Jej wzrok nawet na chwilę nie odwrócił się od faceta, a mimo to nie potknęła się o nic, ani też na nikogo nie wpadła - I nie mam na nazwisko Dragon. Zmyśliłam je, tak naprawdę nie mam czegoś takiego. Jestem tylko Kisa.
W końcu doszli do pewnego miejsca. Już od wejścia do nozdrzy Kisy doszedł okropny smród setek spoconych facetów, którzy prysznica chyba nie widzieli od dekad. Dziewczyna się skrzywiła, lecz po chwili nos zaczął ignorować ten smród i jakoś dało się tutaj wytrzymać. Okropność. Zauważyła, że tutaj zupełnie nie pasowała, jeżeli chodzi o wygląd. Koszary pełne były rosłych i umięśnionych facetów o zarysowanych żuchwach, jakby ich ojcami były czołgi. Choć ich energie nie były wcale wielkie to i tak czarnowłosa czuła się nieswojo. Chętnie by ich wszystkich stąd wykurzyła jeżeli to by było możliwe. Oh! ŚWIETNY POMYSŁ!
Już się miała brać do realizacji swojego planu, gdy nagle poczuła mocny chwyt za ramię i pociągnięcie. Raziel najwyraźniej nie chciał tracić czasu, lub też wyczuł intencje nastolatki. Kha! Nie da siebie ciągać jak jakiś worek ziemniaków! Zaczęła być więc agresywna, a przejawem jej agresji było… ugryzienie w rękę i próba ucieczki, która zakończyła się oczywiście niepowodzeniem, bo tutaj jej nowy opiekun zaczął test umiejętności dziewczyny. Wymierzony cios prosto w jej i tak już bolący z głodu brzuch był jak zdjęcie łańcucha ze wściekłego psa. Choć jej szybkość w pełni swojej mocy była o połowę mniejsza od przeciwnika, to siłą mogła zaimponować. Brakowało jej co prawda techniki, lecz dawała z siebie tyle ile tylko mogła. Przestała ukrywać już całkowicie swoją energię, straciła jakąkolwiek kontrolę nad sobą. Jak to było kiedyś, w laboratorium. Wtedy pomogły jedynie silne środki nasenne wystrzelone w jej kark.
Patrząc jednak na to ze strony saiyanki. Nie była to furia. Kisa mogła w każdej chwili się opamiętać, lecz tego nie chciała. Dobrze wiedziała, że ta adrenalina jej dodaje mocy, więc nawet nie próbowała. Po prostu wymierzała kolejne ciosy i kopniaki z glanów tak mocno, jak tylko mogła. Nie gardziła również w używaniu technik, mimo, że zbyt wielu nie znała. Chętnie korzystała z kiaho oraz kinotsurugi, to były zdecydowanie jej ulubione triki.
___ - Urusai! - warknęła gdy tylko morderczy trening po kilku godzinach dobiegł końca. Dziewczyna siedziała na ziemi, zmęczona i zmachana. Oddychając głośno wycierała twarz z krwi oraz próbowała przywrócić włosy do jako-tako ładu. Dawno tak nie walczyła. Nie. Nigdy. Przecież żaden z jej przeciwników ostatnio nie był silniejszy od niej, laboratorium nie dysponowało wojownikami o dużej sile. Pewnie dlatego zostali wymordowani. Gdyby mógł ktoś ich bronić…
Znów zaburczało jej w brzuchu. Chwyciła się za niego i lekko skuliła. No nie może, już odpada, jeszcze chwila i zemdleje z głodu. Przez to draństwo nie mogła się momentami skupić i w efekcie obrywała za dekoncentrację.
Słysząc hasło „stołówka” oraz „jeść”. Energia dziewczyny wróciła. Niemalże od razu podniosła się z ziemi, a zmęczenie sprzed chwili zniknęło bezpowrotnie. Tak też się skończył dzień pierwszy.
Głodna, jakoś nie miała tej werwy na pyskowanie. Dziewczyna szybko się poddała w tej walce, lecz jeszcze nie zakończyła bitwy. Uznała, że jeżeli będzie szła na ugodę, to dostanie szybciej jeść, bo pyskówkami raczej sobie nie zasłuży na nawet kromkę chleba. Także warcząc lekko, jak posłuszny piesek podreptała za zielonookim saiyanem. Miała naburmuszoną minę, nadęte policzki i obrażony wzrok, ale była cicho, co u niej jest rzadkością. Dopiero gdy usłyszała o tym, że mogą zajrzeć potem do stołówki, w jej oczach zabłysło coś. Nawet się uśmiechnęła podekscytowana, ale dopiero wtedy gdy Raziel się odwrócił do niej plecami – przecież nie mógł tego widzieć! Mimo wszystko cała jej ujemna aura zniknęła, ustępując ekscytacji, ale umiarkowanej.
Dreptała za mężczyzną, obserwując go uważnie. Świdrowała go wzrokiem. Próbowała go rozgryźć, cokolwiek. Wyniuchać jego charakter, humor, nastawienie do tego wszystkiego. Choć co do tego ostatniego to ma mieszane uczucia. Na początku wydawał się nie być zadowolony z tego rozkazu, lecz jego ostatnie słowa były trochę… miłe. To z pewnością był jego własny pomysł, by iść coś zjeść w ramach nagrody, lecz czy na pewno to z myślą o niej? Taa, a jakże. Nie możliwe by był miły dla niej, baaaaaaaaaka. Sam jest głodnym, a ona jest tylko doczepką.
Znów jej zaburczało. Zamruczała coś niezadowolona pod nosem, kładąc jedną rękę na wygadanym brzuchu. Skwasiła się na twarzy. Jak ma walczyć w takim stanie? Przecież przegra, nie będzie się potrafiła na niczym skupić, jeśli wciąż będzie jej burczeć. Musi jakoś odwrócić swoją uwagę od jedzenia, bo zwariuje za chwilę i zacznie zjadać swojego opiekuna.
___ - Ile masz lat? – wypaliła nagle, będąc tuż za nim. Przechyliła głowę na bok, nie spuszczając z niego nawet na chwilę wzroku. Mogło to być dość uciążliwe, lecz Kisa się niezbyt przejmowała opinią innych – Bo… nie wiem zupełnie jak na Ciebie wołać. Raziel-san? Zahne-sama? Proszę Pana? Sensei? Baka-sensei? – wyszczerzyła się, robiąc kilka szybkich kroków przed siebie i teraz to ona była na przodzie, idąc tyłem. Jej wzrok nawet na chwilę nie odwrócił się od faceta, a mimo to nie potknęła się o nic, ani też na nikogo nie wpadła - I nie mam na nazwisko Dragon. Zmyśliłam je, tak naprawdę nie mam czegoś takiego. Jestem tylko Kisa.
W końcu doszli do pewnego miejsca. Już od wejścia do nozdrzy Kisy doszedł okropny smród setek spoconych facetów, którzy prysznica chyba nie widzieli od dekad. Dziewczyna się skrzywiła, lecz po chwili nos zaczął ignorować ten smród i jakoś dało się tutaj wytrzymać. Okropność. Zauważyła, że tutaj zupełnie nie pasowała, jeżeli chodzi o wygląd. Koszary pełne były rosłych i umięśnionych facetów o zarysowanych żuchwach, jakby ich ojcami były czołgi. Choć ich energie nie były wcale wielkie to i tak czarnowłosa czuła się nieswojo. Chętnie by ich wszystkich stąd wykurzyła jeżeli to by było możliwe. Oh! ŚWIETNY POMYSŁ!
Już się miała brać do realizacji swojego planu, gdy nagle poczuła mocny chwyt za ramię i pociągnięcie. Raziel najwyraźniej nie chciał tracić czasu, lub też wyczuł intencje nastolatki. Kha! Nie da siebie ciągać jak jakiś worek ziemniaków! Zaczęła być więc agresywna, a przejawem jej agresji było… ugryzienie w rękę i próba ucieczki, która zakończyła się oczywiście niepowodzeniem, bo tutaj jej nowy opiekun zaczął test umiejętności dziewczyny. Wymierzony cios prosto w jej i tak już bolący z głodu brzuch był jak zdjęcie łańcucha ze wściekłego psa. Choć jej szybkość w pełni swojej mocy była o połowę mniejsza od przeciwnika, to siłą mogła zaimponować. Brakowało jej co prawda techniki, lecz dawała z siebie tyle ile tylko mogła. Przestała ukrywać już całkowicie swoją energię, straciła jakąkolwiek kontrolę nad sobą. Jak to było kiedyś, w laboratorium. Wtedy pomogły jedynie silne środki nasenne wystrzelone w jej kark.
Patrząc jednak na to ze strony saiyanki. Nie była to furia. Kisa mogła w każdej chwili się opamiętać, lecz tego nie chciała. Dobrze wiedziała, że ta adrenalina jej dodaje mocy, więc nawet nie próbowała. Po prostu wymierzała kolejne ciosy i kopniaki z glanów tak mocno, jak tylko mogła. Nie gardziła również w używaniu technik, mimo, że zbyt wielu nie znała. Chętnie korzystała z kiaho oraz kinotsurugi, to były zdecydowanie jej ulubione triki.
___ - Urusai! - warknęła gdy tylko morderczy trening po kilku godzinach dobiegł końca. Dziewczyna siedziała na ziemi, zmęczona i zmachana. Oddychając głośno wycierała twarz z krwi oraz próbowała przywrócić włosy do jako-tako ładu. Dawno tak nie walczyła. Nie. Nigdy. Przecież żaden z jej przeciwników ostatnio nie był silniejszy od niej, laboratorium nie dysponowało wojownikami o dużej sile. Pewnie dlatego zostali wymordowani. Gdyby mógł ktoś ich bronić…
Znów zaburczało jej w brzuchu. Chwyciła się za niego i lekko skuliła. No nie może, już odpada, jeszcze chwila i zemdleje z głodu. Przez to draństwo nie mogła się momentami skupić i w efekcie obrywała za dekoncentrację.
Słysząc hasło „stołówka” oraz „jeść”. Energia dziewczyny wróciła. Niemalże od razu podniosła się z ziemi, a zmęczenie sprzed chwili zniknęło bezpowrotnie. Tak też się skończył dzień pierwszy.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Koszary
Czw Lip 23, 2015 6:48 pm
Start Treningu
Chłopak nie był zbyt zadowolony z tego przydziału, lecz każde zadanie wykonywał perfekcyjnie i teraz nie będzie inaczej. Ma się zająć tą gówniarą? Proszę bardzo, lecz jak nie będzie grzeczna to wyląduje tam, gdzie lądują wszystkie zabawki Koszarowego. W szpitalu. Prosty rachunek. Poskakujesz, kiedy Saiyanin ma zły to dostajesz w łeb. Dziewczyna była bojowa, lecz jej aura zmieniła się natychmiast kiedy wspomniał o jedzeniu. Cóż, Saiyan można przekupić żarciem lub obietnicą mordobicia, tudzież strachem. W tym wypadku wygrała pierwsza opcja. Cóż, przynajmniej myślała i nie unosiła się gniewem. Może coś z niej będzie.
- Prawie dwadzieścia, jeśli cię to tak interesuje. – rzucił spokojnie, w dalszym ciągu zachowując maskę, kiedy panienka cwaniakowała idąc tyłem. To już kolejna osoba, czy on musi trafiać cały czas na takie osoby? Raz zastanawiał się czy jeśli wypuściłby odrobinę energii, to czy dziewczyna nie runęłaby na glebę. Było to bardzo, ale bardzo kuszące, lecz ostatecznie odrzucił tą myśl. – Możesz mówić mi po imieniu, albo szefie. Każda forma jest dobra jeśli wypowiadana z życzliwością. Nie lubię jak ktoś do mnie cwaniakuje. Taka dobra rada na początek znajomości. A teraz ruchy. Mamy jeszcze sporo do zrobienia. Co do twojego nazwiska to mnie to nie obchodzi. Dla mnie ważne są czyny.
Pierwszy dzień minął nawet przyjemnie. Raziel wziął Kisę do Koszar na mały sprawdzian umiejętności. Robił tak ze wszystkimi świeżakami, których mu podrzucano. Zazwyczaj kończyło się na tym, że obrywali, a potem lecieli z płaczem do trenerów, gdyż przeważnie były to dzieciaki elity. Bachory myślały, że jak będą miały z nim zajęcia, to skończy się na siedzeniu na dupie i obczajaniu ładnych dupeczek. Cóż. Pierwsze ciosy Zahne’a zawsze wyprowadzały ich z błędu, a później było już tylko lepiej. Przynajmniej dla syna Aryenne, który mógł się dobrze rozgrzać przed swoim treningiem. Dziewczyna też przeszła przez ten test, lecz została ostrzeżona przed początkiem. Dziesięć sekund na przygotowanie się, a potem Raz ruszył. Początkowo nie wykorzystywał nawet ułamka swojej mocy, lecz kiedy dziewczyna zaczynała się wściekać i zwiększać swoja siłę to Zahne dostosowywał się do niej, aż w końcu doszli do jej granicy. Raz zwiększył swoją siłę o kilka tysięcy więcej, lecz nie wchodził w stan SSJ. Nie chciał jej zabić. Ta walka była całkiem niezła i może dziewczyna miałaby szanse, gdyby była ciut silniejsza. No i oczywiście głód dał się jej we znaki, co oznaczało, że kolejne ciosy Raza przechodziły przez blok i trafiały celu. W końcu ogoniasty dał znak, że koniec i dziewczyna mogła odpocząć. Na tym upłynął im pierwszy trening i dzień.
Drugi był dość podobny z tym, że oboje ćwiczyli już na Sali Treningowej. Dziewczę mogło zobaczyć w akcji Koszarowego, który jak zawsze obrzucał biednych kadetów wyzwiskami i pociskami energetycznymi. Zahne niestety musiał dostosowywać poziom ćwiczeń do umiejętności Kisy, więc nie mógł przesadzać z zabawą. Jednakże kilka sparingów i nauka lepszego korzystania z własnej KI były dość dobrym pomysłem. W końcu jakiś cwaniaczek o poziomie Nashi postanowił zgnoić dziewczynę. Akurat wybrał sobie moment, gdy Raz rozmawiał z innym Natto i chyba go nie zauważył. Zahne zauważył dopiero, że coś jest nie tak, kiedy energia jego podopiecznej skoczyła niebezpiecznie wysoko. Rzucił okiem i kiedy dostrzegł tłumek wokół zakochanej dwójki to szybko tam ruszył. Jednak chyba nie musiał interweniować. Próba zgnojenia nowej, skończyła się dla dupka stratą zębów i chyba złamaną kończyną. Przynajmniej tyle Raziel wywnioskował z krzyków kolesia i jego kumpli, którzy w czwórkę chcieli rzucić się na ciemnowłosą. Wtedy syn Aryenne postanowił zainterweniować, gdyż wierzył w kadetkę, lecz raczej nie dawał jej dużych szans, przeciwko czwórce Nashi. Dlatego postanowił ustawić gości co skończyło się wyzwiskami w jego stronę i próbą ataku. Zahne nie miał ochoty się bawić, więc zmiażdżył gnojkowi pięść, a resztę posłał na ścianę samym podmuchem SSJ. Tak się skończyło spotkanie dziewczyny z męskimi przedstawicielami Saiyan. Zahne jeszcze trochę z nią poćwiczył, lecz miał jeszcze do zrobienia patrol, przez samą pełnią. Połowa Akademii była postawiona na nogi, co dobrze było widoczne kolejnego dnia. Raz jako Natto i członek znamienitego rodu dostał gogle ograniczające widoczność, żeby mógł być dostępny podczas nocy. Stracenie na tą chwilę wzroku nie robiło na nim wrażenia, gdyż wyczuwanie KI doskonale sprawdzało się w zastępstwie za ten zmysł. Dla Kisy też załatwił jeden model, gdyż panienka była nawet miła, jak nie chciała go kopnąć w kostkę. No i nie było mu nudno, a oślepienie mógł wykorzystać do lepszego treningu wyczuwania energii. Tak więc siedzieli do późna ćwicząc, a właściwie Zahne strzelał w Kisę kulami energii i kazał jej robić uniki i blokady. Oczywiście byli bez obiadu, gdyż ciemnowłosy chciał żeby dziewczyna wytrzymywała więcej czasu beż żarcia.
- Uważaj. Wyczuwaj je, a nie wpadaj na nie jak kret. Przecież ci już to tłumaczyłem setkę razy. Słuchaj, albo zaraz wypuszczę falę energii. – grzmiał Saiyanin widząc niekompetencję dziewczyny. Była zdolna, lecz jakoś teraz nie pokazywała tego. Zahne natomiast był perfekcjonistą i u niego nie było taryfy ulgowej.
Occ:
Time Skip.
Koniec treningu
Chłopak nie był zbyt zadowolony z tego przydziału, lecz każde zadanie wykonywał perfekcyjnie i teraz nie będzie inaczej. Ma się zająć tą gówniarą? Proszę bardzo, lecz jak nie będzie grzeczna to wyląduje tam, gdzie lądują wszystkie zabawki Koszarowego. W szpitalu. Prosty rachunek. Poskakujesz, kiedy Saiyanin ma zły to dostajesz w łeb. Dziewczyna była bojowa, lecz jej aura zmieniła się natychmiast kiedy wspomniał o jedzeniu. Cóż, Saiyan można przekupić żarciem lub obietnicą mordobicia, tudzież strachem. W tym wypadku wygrała pierwsza opcja. Cóż, przynajmniej myślała i nie unosiła się gniewem. Może coś z niej będzie.
- Prawie dwadzieścia, jeśli cię to tak interesuje. – rzucił spokojnie, w dalszym ciągu zachowując maskę, kiedy panienka cwaniakowała idąc tyłem. To już kolejna osoba, czy on musi trafiać cały czas na takie osoby? Raz zastanawiał się czy jeśli wypuściłby odrobinę energii, to czy dziewczyna nie runęłaby na glebę. Było to bardzo, ale bardzo kuszące, lecz ostatecznie odrzucił tą myśl. – Możesz mówić mi po imieniu, albo szefie. Każda forma jest dobra jeśli wypowiadana z życzliwością. Nie lubię jak ktoś do mnie cwaniakuje. Taka dobra rada na początek znajomości. A teraz ruchy. Mamy jeszcze sporo do zrobienia. Co do twojego nazwiska to mnie to nie obchodzi. Dla mnie ważne są czyny.
Pierwszy dzień minął nawet przyjemnie. Raziel wziął Kisę do Koszar na mały sprawdzian umiejętności. Robił tak ze wszystkimi świeżakami, których mu podrzucano. Zazwyczaj kończyło się na tym, że obrywali, a potem lecieli z płaczem do trenerów, gdyż przeważnie były to dzieciaki elity. Bachory myślały, że jak będą miały z nim zajęcia, to skończy się na siedzeniu na dupie i obczajaniu ładnych dupeczek. Cóż. Pierwsze ciosy Zahne’a zawsze wyprowadzały ich z błędu, a później było już tylko lepiej. Przynajmniej dla syna Aryenne, który mógł się dobrze rozgrzać przed swoim treningiem. Dziewczyna też przeszła przez ten test, lecz została ostrzeżona przed początkiem. Dziesięć sekund na przygotowanie się, a potem Raz ruszył. Początkowo nie wykorzystywał nawet ułamka swojej mocy, lecz kiedy dziewczyna zaczynała się wściekać i zwiększać swoja siłę to Zahne dostosowywał się do niej, aż w końcu doszli do jej granicy. Raz zwiększył swoją siłę o kilka tysięcy więcej, lecz nie wchodził w stan SSJ. Nie chciał jej zabić. Ta walka była całkiem niezła i może dziewczyna miałaby szanse, gdyby była ciut silniejsza. No i oczywiście głód dał się jej we znaki, co oznaczało, że kolejne ciosy Raza przechodziły przez blok i trafiały celu. W końcu ogoniasty dał znak, że koniec i dziewczyna mogła odpocząć. Na tym upłynął im pierwszy trening i dzień.
Drugi był dość podobny z tym, że oboje ćwiczyli już na Sali Treningowej. Dziewczę mogło zobaczyć w akcji Koszarowego, który jak zawsze obrzucał biednych kadetów wyzwiskami i pociskami energetycznymi. Zahne niestety musiał dostosowywać poziom ćwiczeń do umiejętności Kisy, więc nie mógł przesadzać z zabawą. Jednakże kilka sparingów i nauka lepszego korzystania z własnej KI były dość dobrym pomysłem. W końcu jakiś cwaniaczek o poziomie Nashi postanowił zgnoić dziewczynę. Akurat wybrał sobie moment, gdy Raz rozmawiał z innym Natto i chyba go nie zauważył. Zahne zauważył dopiero, że coś jest nie tak, kiedy energia jego podopiecznej skoczyła niebezpiecznie wysoko. Rzucił okiem i kiedy dostrzegł tłumek wokół zakochanej dwójki to szybko tam ruszył. Jednak chyba nie musiał interweniować. Próba zgnojenia nowej, skończyła się dla dupka stratą zębów i chyba złamaną kończyną. Przynajmniej tyle Raziel wywnioskował z krzyków kolesia i jego kumpli, którzy w czwórkę chcieli rzucić się na ciemnowłosą. Wtedy syn Aryenne postanowił zainterweniować, gdyż wierzył w kadetkę, lecz raczej nie dawał jej dużych szans, przeciwko czwórce Nashi. Dlatego postanowił ustawić gości co skończyło się wyzwiskami w jego stronę i próbą ataku. Zahne nie miał ochoty się bawić, więc zmiażdżył gnojkowi pięść, a resztę posłał na ścianę samym podmuchem SSJ. Tak się skończyło spotkanie dziewczyny z męskimi przedstawicielami Saiyan. Zahne jeszcze trochę z nią poćwiczył, lecz miał jeszcze do zrobienia patrol, przez samą pełnią. Połowa Akademii była postawiona na nogi, co dobrze było widoczne kolejnego dnia. Raz jako Natto i członek znamienitego rodu dostał gogle ograniczające widoczność, żeby mógł być dostępny podczas nocy. Stracenie na tą chwilę wzroku nie robiło na nim wrażenia, gdyż wyczuwanie KI doskonale sprawdzało się w zastępstwie za ten zmysł. Dla Kisy też załatwił jeden model, gdyż panienka była nawet miła, jak nie chciała go kopnąć w kostkę. No i nie było mu nudno, a oślepienie mógł wykorzystać do lepszego treningu wyczuwania energii. Tak więc siedzieli do późna ćwicząc, a właściwie Zahne strzelał w Kisę kulami energii i kazał jej robić uniki i blokady. Oczywiście byli bez obiadu, gdyż ciemnowłosy chciał żeby dziewczyna wytrzymywała więcej czasu beż żarcia.
- Uważaj. Wyczuwaj je, a nie wpadaj na nie jak kret. Przecież ci już to tłumaczyłem setkę razy. Słuchaj, albo zaraz wypuszczę falę energii. – grzmiał Saiyanin widząc niekompetencję dziewczyny. Była zdolna, lecz jakoś teraz nie pokazywała tego. Zahne natomiast był perfekcjonistą i u niego nie było taryfy ulgowej.
Occ:
Time Skip.
Koniec treningu
- GośćGość
Re: Koszary
Sob Lip 25, 2015 11:00 pm
A więc był o rok starszy od niej. Może nie tyle co fizycznie, ciałem, bo Kisa naprawdę liczy sobie inaczej lata, ale tak czysto papierkowo był niewiele starszy. Więc zadecydowała, że będzie używać zwrotu Raziel-san. Tak będzie najpoprawniej i jej się też nie oberwie za bycie niegrzecznym. W sumie szkoda. Kolejny powód do bójki diabli wzięli. Aż się w Kisie gotowało, ręce ją zaczynały swędzieć od nie zaczepiania nikogo po czystej złośliwości. Czy to choroba?
Drugi dzień. Tym razem wybrali się na Salę Treningową. Już z daleka słyszała przerażające ryki jakiegoś wkurzonego saiyanina o grubym głosie. Gdy tam weszli, zobaczyła napakowanego faceta z kurwikami w oczach. Pastwił się nad kadetami. Ow. Więc wtedy tutaj miała iść? Czy gdyby postąpiła zgodnie z tą karteczką, to ona by stała wśród tych osobników i też by musiała właśnie teraz wysłuchiwać tych obelg i gróźb w ciszy? Ooooo! Jak dobrze się stało, że przyszedł Raziel! Przecież Kisa by dzień w dzień wywoływała bójki i lądowała w szpitalu.
Dziewczyna z zainteresowaniem wpatrywała się właśnie w to, co wyprawiał obecny tutaj trener, w czasie gdy Raziel rozmawiał z kimś na uboczu. Wtem, do jej nosa doszedł okropny smród spoconych pach. Skrzywiła się i podniosła wysoko głowę, by spojrzeć za siebie. Tuż nad nią stał pewien facet.
___ - W czymś pomóc? – zapytała szyderczo – Mydła szukasz?
___- Ooo, jaki wygadany chomiczek. Zaraz ci tą buźkę zamknę. – powiedziała kupa mięśni uderzając pięścią w otwartą dłoń – Chyba, że ładnie przeprosisz i usuniesz się stąd, bo zajmujesz moje miejsce do treningu. Na kolana i do pana. – już wyciągał łapę do Kisy gdy ta… ugryzła go. Po prostu. Małpa zaczęła machać ręką, próbując przy tym pozbyć się młodej, ale dziewczyna jak się uczepiła, tak się odczepić nie chciała. Puściła dopiero wtedy gdy znalazła odpowiedni moment, by wykonać glanem śmiertelny kop prosto w klejnoty swojego przeciwnika i poprawić drugim butem w twarz. Nie używała do tego w ogóle rąk, miała je splecione spokojnie na torsie. Jak ten leżał to jeszcze dodatkowo kopała go dalej, z szatańskim uśmiechem diabełka na twarzy. Wokół zebrała się pokaźna grupka ludzi, oglądająca to jak mała dziewczynka pokonuje mięśniaka na poziomie Nashi. Mimo, że z tym sobie dała radę przez zaskoczenie przeciwnika, to na pewno z jego kolegami odniosłaby poważne rany i wylądowała w szpitalu na dłużej. Na całe szczęście dla niesfornej Kisy przyszedł na ratunek Raziel, poskromić gnojków. Wtedy też stało się coś, co zapadło dziewczynie mocno w pamięć. Jej opiekun przemienił się. Jego włosy stały się złote, a oczy czysto lazurowe i błyszczące. Zszokowana wpatrywała się w to, nie mogąc za bardzo ogarnąć co to jest. Jego moc wzrosła wtedy niesamowicie. Kha! CO TO JEST?! MUSI SIĘ TEGO NAUCZYĆ!
Nie potrafiła się skupić przez resztę dnia. Dlatego też mimo znakomitego opanowania wyczuwania KI, nie mogła unikać wszystkich wystrzeliwanych w jej stronę kul od Raziela. W pewnym momencie jednak się wkurzyła. Stanęła wyprostowana i wyrzuciła z siebie energię w postaci kiaho, zatrzymując nią pociski.
___ - KSO! – warknęła i zaciskając pięści spojrzała na mężczyznę – Do czorta! Nie mogę! Muszę… muszę wiedzieć! Jak się przemienić w złotego wojownika jak Ty, Raziel! - zmarszczyła brwi i z prawdziwą determinacją wpatrywała się w zielonookiego.
Koniec Treningu
Skip
Drugi dzień. Tym razem wybrali się na Salę Treningową. Już z daleka słyszała przerażające ryki jakiegoś wkurzonego saiyanina o grubym głosie. Gdy tam weszli, zobaczyła napakowanego faceta z kurwikami w oczach. Pastwił się nad kadetami. Ow. Więc wtedy tutaj miała iść? Czy gdyby postąpiła zgodnie z tą karteczką, to ona by stała wśród tych osobników i też by musiała właśnie teraz wysłuchiwać tych obelg i gróźb w ciszy? Ooooo! Jak dobrze się stało, że przyszedł Raziel! Przecież Kisa by dzień w dzień wywoływała bójki i lądowała w szpitalu.
Dziewczyna z zainteresowaniem wpatrywała się właśnie w to, co wyprawiał obecny tutaj trener, w czasie gdy Raziel rozmawiał z kimś na uboczu. Wtem, do jej nosa doszedł okropny smród spoconych pach. Skrzywiła się i podniosła wysoko głowę, by spojrzeć za siebie. Tuż nad nią stał pewien facet.
___ - W czymś pomóc? – zapytała szyderczo – Mydła szukasz?
___- Ooo, jaki wygadany chomiczek. Zaraz ci tą buźkę zamknę. – powiedziała kupa mięśni uderzając pięścią w otwartą dłoń – Chyba, że ładnie przeprosisz i usuniesz się stąd, bo zajmujesz moje miejsce do treningu. Na kolana i do pana. – już wyciągał łapę do Kisy gdy ta… ugryzła go. Po prostu. Małpa zaczęła machać ręką, próbując przy tym pozbyć się młodej, ale dziewczyna jak się uczepiła, tak się odczepić nie chciała. Puściła dopiero wtedy gdy znalazła odpowiedni moment, by wykonać glanem śmiertelny kop prosto w klejnoty swojego przeciwnika i poprawić drugim butem w twarz. Nie używała do tego w ogóle rąk, miała je splecione spokojnie na torsie. Jak ten leżał to jeszcze dodatkowo kopała go dalej, z szatańskim uśmiechem diabełka na twarzy. Wokół zebrała się pokaźna grupka ludzi, oglądająca to jak mała dziewczynka pokonuje mięśniaka na poziomie Nashi. Mimo, że z tym sobie dała radę przez zaskoczenie przeciwnika, to na pewno z jego kolegami odniosłaby poważne rany i wylądowała w szpitalu na dłużej. Na całe szczęście dla niesfornej Kisy przyszedł na ratunek Raziel, poskromić gnojków. Wtedy też stało się coś, co zapadło dziewczynie mocno w pamięć. Jej opiekun przemienił się. Jego włosy stały się złote, a oczy czysto lazurowe i błyszczące. Zszokowana wpatrywała się w to, nie mogąc za bardzo ogarnąć co to jest. Jego moc wzrosła wtedy niesamowicie. Kha! CO TO JEST?! MUSI SIĘ TEGO NAUCZYĆ!
Nie potrafiła się skupić przez resztę dnia. Dlatego też mimo znakomitego opanowania wyczuwania KI, nie mogła unikać wszystkich wystrzeliwanych w jej stronę kul od Raziela. W pewnym momencie jednak się wkurzyła. Stanęła wyprostowana i wyrzuciła z siebie energię w postaci kiaho, zatrzymując nią pociski.
___ - KSO! – warknęła i zaciskając pięści spojrzała na mężczyznę – Do czorta! Nie mogę! Muszę… muszę wiedzieć! Jak się przemienić w złotego wojownika jak Ty, Raziel! - zmarszczyła brwi i z prawdziwą determinacją wpatrywała się w zielonookiego.
Koniec Treningu
Skip
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Koszary
Pią Sie 07, 2015 10:05 pm
Unosił się leniwie w powietrzu i ze stoickim spokojem bombardował kadetkę pociskami energetycznymi. Nawet się nie musiał wysilać. Dziewczyna robiła przewidywalne ruchy i łatwo było ją złapać w pułapkę, przez co obrywała. Oczywiście musiał zmieniać schemat ataków i ich siłę, tak żeby Kisa cały czas nie miała pewności, czy pocisk który nadlatuje tylko ją połaskocze czy też może przypali jej skórę. Czasami było lepiej oberwać słabszym niż dostać złożoną kombinacją. Raziel zaś i tak się hamował i strzelał dość wolnymi seriami, które nie zawierały nawet ułamka mocy. Gdyby chciał, to Kisa leżałaby już na ziemi cała w ranach. Lecz to nie był jego styl i jakoś nie widziało mu się gnojenie kadetki. Chciał jej pokazać jakie błędy popełnia, tak żeby już ich nie robiła. Prosta nauka, poprzez ból. On miał gorzej, gdyż na dzień dobry został wrzucony w walkę z Koszarowy, Tsufulem i Igrzyska na Vegecie. Nie były to najmilsze wspomnienia. Może i zepchnął je w odmęty pamięci, lecz one w dalszym ciągu tam były i czekały. Czekały na chwilę, aż będzie najsłabszy, żeby przypomnieć mu o jego bólu i słabościach. Może i zdobył olbrzymią moc wtedy, ale stracił też sporo. Po raz pierwszy był świadkiem jak jego znajomy ginie na jego oczach, a on nic na to nie mógł poradzić. Śmierć Vernila na zawsze będzie jego krzyżem, i kamieniem na którym zbuduje swoją siłę. Nikt już nie zginie przez jego słabość.
Uśmiechnął się pod nosem czując jak zdenerwowanie ciemnowłosej sięga zenitu. To było nawet słodkie w pewnym sensie.
- Musisz? A co dostałaś taki rozkaz? – zapytał kpiącym tonem wojownik, zaś uśmieszek na jego ustach się tylko zwiększył. A więc to ją bolało.
- Poziom Super Wojownika nie jest łatwy do zdobycia, ani do opanowania. Żeby się uaktywnił trzeba odpowiedniej mocy i bodźca. Czegoś co sprawi, że twoja wściekłość zaleje cię jak fala. W moim przypadku był to ból zadany bliskiej mi osobie. SSJ jest potężną transformacją naszej rasy, lecz bardzo brutalną. Jeśli jej dobrze nie opanujesz to może tobą zawładnąć i cię zabić. Nie da się jej wywołać od tak. Musisz chcieć tej mocy. Chcieć za jej pomocą kogoś zabić lub ochronić. Potrzeba do tego naprawdę silnych emocji. – rzekł Saiyanin po czym wylądował. Doskonale pamiętał wszystkie uczucia związane ze swoją pierwszą transformacją. Ból, który czuł po stracie Eve. Teraz zaś sam ją od siebie odepchnął. Zaczynał się w tym wszystkim gubić. Kiedyś jego życie było o wiele łatwiejsze. – Na dziś koniec treningu. Choć coś zjeść, a potem się zobaczy. Mnie czeka jeszcze patrol, a ciebie pewnie sen. Dziś pełnia.
Uśmiechnął się pod nosem czując jak zdenerwowanie ciemnowłosej sięga zenitu. To było nawet słodkie w pewnym sensie.
- Musisz? A co dostałaś taki rozkaz? – zapytał kpiącym tonem wojownik, zaś uśmieszek na jego ustach się tylko zwiększył. A więc to ją bolało.
- Poziom Super Wojownika nie jest łatwy do zdobycia, ani do opanowania. Żeby się uaktywnił trzeba odpowiedniej mocy i bodźca. Czegoś co sprawi, że twoja wściekłość zaleje cię jak fala. W moim przypadku był to ból zadany bliskiej mi osobie. SSJ jest potężną transformacją naszej rasy, lecz bardzo brutalną. Jeśli jej dobrze nie opanujesz to może tobą zawładnąć i cię zabić. Nie da się jej wywołać od tak. Musisz chcieć tej mocy. Chcieć za jej pomocą kogoś zabić lub ochronić. Potrzeba do tego naprawdę silnych emocji. – rzekł Saiyanin po czym wylądował. Doskonale pamiętał wszystkie uczucia związane ze swoją pierwszą transformacją. Ból, który czuł po stracie Eve. Teraz zaś sam ją od siebie odepchnął. Zaczynał się w tym wszystkim gubić. Kiedyś jego życie było o wiele łatwiejsze. – Na dziś koniec treningu. Choć coś zjeść, a potem się zobaczy. Mnie czeka jeszcze patrol, a ciebie pewnie sen. Dziś pełnia.
- GośćGość
Re: Koszary
Sob Sie 08, 2015 5:20 pm
Mina jej zrzedła.
___ - Bodziec. - mruknęła pod nosem po czym prychnęła odwracając wkurzony wzrok na bok. - Czyli nigdy nie osiągnę tego. - dlaczego? Cóż. Zacznijmy może od samego początku. Kim jest Kisa? Repliką, kopią z kopii, która natomiast była kopią brata. Trochę to zakręcone. Ona nie ma nikogo. Hasła takie jak ojciec, matka, siostra, brat czy rodzina są dla niej zupełnie obce, bo jest sama i nie ma kogo obronić - nawet psa. Nawet tak bardzo by nie wściekała się po śmieci Raziela, bo przecież nie zna go zbyt długo i wciąż ma ochotę gryźć go po rękach oraz kopać po piszczelach. Kisa jest twarda, przecież nie zapłakała gdy wybito jej wszystkich opiekunów. A może... inny bodziec? Inny powód do wściekłości? Tylko jaki? Eh, lepiej teraz o tym nie rozprawiać, bo przecież na zawołanie nie wścieknie się tak, by toczyła się jej piana z ust. Może kiedyś, któregoś pięknego dnia...
___ - Poza tym, to oszustwo. - dokończyła jeszcze po czym usiadła na tyłku, tyłem do Raziela. Machała leniwie ogonem z wyraźnie obrażoną miną. Typowe. Nie mogła czegoś zdobyć, więc to skrytykowała. Cała Kisa.
___ - Huh? - odwróciła się na ostatnie słowa saiya-jina i majtnęła ogonem - Nie rozumiem. Co z tego, że dziś jest pełnia? - choć to mało możliwe, to wzrok oraz ton głosu dziewczyny był jak najbardziej poważny. Nie wiedziała co znaczy "pełnia", oraz nie zdawała sobie sprawy z tego, co może się z nią stać gdy jej wzrok zostanie skierowany na księżyc. Nikt w laboratorium nie mówił jej o Oozaru, to miały być nauki na dużo późniejszy okres czasu - Ja tu zostanę i potrenuję. Nie chce mi się spać. - kłamała. Oczy się jej mrużyły, ale ta wytrwale chciała poświęcić treningowi jeszcze przynajmniej godzinkę. Nie ma czasu do stracenia. Jeżeli chce coś osiągnąć, musi to zrobić przez wielki wysiłek i poświęcenie. Tak jej wpajano. Na lenistwo miała w laboratorium tylko godzinę oraz cztery snu. Przyzwyczaiła się do tego stylu życia.
___ - Bodziec. - mruknęła pod nosem po czym prychnęła odwracając wkurzony wzrok na bok. - Czyli nigdy nie osiągnę tego. - dlaczego? Cóż. Zacznijmy może od samego początku. Kim jest Kisa? Repliką, kopią z kopii, która natomiast była kopią brata. Trochę to zakręcone. Ona nie ma nikogo. Hasła takie jak ojciec, matka, siostra, brat czy rodzina są dla niej zupełnie obce, bo jest sama i nie ma kogo obronić - nawet psa. Nawet tak bardzo by nie wściekała się po śmieci Raziela, bo przecież nie zna go zbyt długo i wciąż ma ochotę gryźć go po rękach oraz kopać po piszczelach. Kisa jest twarda, przecież nie zapłakała gdy wybito jej wszystkich opiekunów. A może... inny bodziec? Inny powód do wściekłości? Tylko jaki? Eh, lepiej teraz o tym nie rozprawiać, bo przecież na zawołanie nie wścieknie się tak, by toczyła się jej piana z ust. Może kiedyś, któregoś pięknego dnia...
___ - Poza tym, to oszustwo. - dokończyła jeszcze po czym usiadła na tyłku, tyłem do Raziela. Machała leniwie ogonem z wyraźnie obrażoną miną. Typowe. Nie mogła czegoś zdobyć, więc to skrytykowała. Cała Kisa.
___ - Huh? - odwróciła się na ostatnie słowa saiya-jina i majtnęła ogonem - Nie rozumiem. Co z tego, że dziś jest pełnia? - choć to mało możliwe, to wzrok oraz ton głosu dziewczyny był jak najbardziej poważny. Nie wiedziała co znaczy "pełnia", oraz nie zdawała sobie sprawy z tego, co może się z nią stać gdy jej wzrok zostanie skierowany na księżyc. Nikt w laboratorium nie mówił jej o Oozaru, to miały być nauki na dużo późniejszy okres czasu - Ja tu zostanę i potrenuję. Nie chce mi się spać. - kłamała. Oczy się jej mrużyły, ale ta wytrwale chciała poświęcić treningowi jeszcze przynajmniej godzinkę. Nie ma czasu do stracenia. Jeżeli chce coś osiągnąć, musi to zrobić przez wielki wysiłek i poświęcenie. Tak jej wpajano. Na lenistwo miała w laboratorium tylko godzinę oraz cztery snu. Przyzwyczaiła się do tego stylu życia.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Koszary
Sob Paź 03, 2015 7:37 pm
Coś dziwnego się z nim działo. Jakaś niespotykana siła i wiara w swoje czyny. Nie wahał się ani przez chwilę podczas swoich ruchów. Wiedział, że to co robi jest dla większego dobra. Dla dobra planety i jej mieszkańców. A przede wszystkim dla ich króla, który chciał, żeby jego pobratymcy byli najpotężniejszą rasą w całym wszechświecie. Chciał dobrze i wszyscy o tym wiedzieli, poza tymi bękartami, którym nie chciało się walczyć. Jednak on i inni wierni żołnierze Zella pokażą im gdzie jest ich miejsce. A znajdowało się ono w piekle.
Jak na razie posłał tam już kilku gnojków, którzy stanęli mu na drodze i mieli czelność go zaatakować. Nie musiał używać nawet pełni swojej mocy, gdyż to było zwykłe robactwo. Myśleli, że będzie chciał z nimi rozmawiać lub nawet się poddać. Nic z tych rzeczy. Syn Zidarocka zabijał ich jak leci, bez skrupułów. Ci którzy poszli za nim, szli drogą przez krew i martwe ciała. Jednak Zahne wiedział, że to nie jest nawet rozgrzewka. Prawdziwa zabawa zacznie się kiedy dotrą do Koszar. Akademia jeszcze nie była w pełni zaatakowana, więc mieli czas na wybicie zdrajców, zanim nadejdzie dla nich pomoc. Oczywiście jeśli wszyscy wierni królowi staną na wysokości zadania. Jeśli jednak nie, to Raz z najwyższą przyjemnością zapoluje na zdrajców.
Kiedy wreszcie dotarł do Koszar to już od wejścia powitał go zapach śmierci i strachu, a do jego uszy dobiegły huki eksplozji, walk i jęków. Jak na razie sytuacja nie wyglądała na jakąś kiepską, lecz trzeba było szybko uspokoić szeregi. Raz obejrzał się do tyłu żeby zobaczyć, czy te łachudry poszły za nim, czy też poszły wypłakać się mamusi. Nie miał zamiaru bawić się w ich niańkę. Jeśli polegną to znaczy, że byli zbyt słabi, żeby służyć królowi. Jeśli jednak zginą i kogoś ze sobą zabiorą to się przynajmniej na coś przydadzą. Zahne obserwował pole walk, równocześnie skanując znajdujące się energie. Jednak wpadło mu coś jeszcze. Wioska tego zdrajcy nie była chroniona. Wyczuwał tam same słabe energie należące do kobiet i dzieci. Czyżby byli aż tak pewni swej wygranej?
Zielonooki uśmiechnął się do siebie po czym złapał jakiegoś gnojka, który najwyraźniej go nie zauważył. Gdyby zauważył, to by pewnie nie przebiegał obok niego z obraźliwymi hasłami pod adresem Jego Wysokości. Ciemnowłosy nie miał wyboru. Złapał szczeniaka za rękę i w następnej chwili skręcił mu brutalnie kark. Kilka kropel krwi skapnęło na twarz Natto, który ciągle się uśmiechał. Czas na chwilę zabawy.
Occ:
Trening Start.
Walczycie z randomowymi rebeliantami, albo próbujecie zwiać lub zdradzić. Wasz wybór.
Jak na razie posłał tam już kilku gnojków, którzy stanęli mu na drodze i mieli czelność go zaatakować. Nie musiał używać nawet pełni swojej mocy, gdyż to było zwykłe robactwo. Myśleli, że będzie chciał z nimi rozmawiać lub nawet się poddać. Nic z tych rzeczy. Syn Zidarocka zabijał ich jak leci, bez skrupułów. Ci którzy poszli za nim, szli drogą przez krew i martwe ciała. Jednak Zahne wiedział, że to nie jest nawet rozgrzewka. Prawdziwa zabawa zacznie się kiedy dotrą do Koszar. Akademia jeszcze nie była w pełni zaatakowana, więc mieli czas na wybicie zdrajców, zanim nadejdzie dla nich pomoc. Oczywiście jeśli wszyscy wierni królowi staną na wysokości zadania. Jeśli jednak nie, to Raz z najwyższą przyjemnością zapoluje na zdrajców.
Kiedy wreszcie dotarł do Koszar to już od wejścia powitał go zapach śmierci i strachu, a do jego uszy dobiegły huki eksplozji, walk i jęków. Jak na razie sytuacja nie wyglądała na jakąś kiepską, lecz trzeba było szybko uspokoić szeregi. Raz obejrzał się do tyłu żeby zobaczyć, czy te łachudry poszły za nim, czy też poszły wypłakać się mamusi. Nie miał zamiaru bawić się w ich niańkę. Jeśli polegną to znaczy, że byli zbyt słabi, żeby służyć królowi. Jeśli jednak zginą i kogoś ze sobą zabiorą to się przynajmniej na coś przydadzą. Zahne obserwował pole walk, równocześnie skanując znajdujące się energie. Jednak wpadło mu coś jeszcze. Wioska tego zdrajcy nie była chroniona. Wyczuwał tam same słabe energie należące do kobiet i dzieci. Czyżby byli aż tak pewni swej wygranej?
Zielonooki uśmiechnął się do siebie po czym złapał jakiegoś gnojka, który najwyraźniej go nie zauważył. Gdyby zauważył, to by pewnie nie przebiegał obok niego z obraźliwymi hasłami pod adresem Jego Wysokości. Ciemnowłosy nie miał wyboru. Złapał szczeniaka za rękę i w następnej chwili skręcił mu brutalnie kark. Kilka kropel krwi skapnęło na twarz Natto, który ciągle się uśmiechał. Czas na chwilę zabawy.
Occ:
Trening Start.
Walczycie z randomowymi rebeliantami, albo próbujecie zwiać lub zdradzić. Wasz wybór.
- GośćGość
Re: Koszary
Sob Paź 03, 2015 8:21 pm
___ ___ Gdy dziewczyna szła tuż za Raziel'em, mocno się zastanawiała co począć dalej. Nic jej tutaj nie grało, tak nagła zmiana zachowania nie jest normalna. Nie chciała słuchać jego rozkazów, gdy jest w TYM stanie. W stanie - jakby go określić - nie bycia sobą. Powinna zacząć się zastanawiać jak wrócić go do normalności, ale... jak skoro nawet nie wie co mu dolega?! To jak losowanie totolotka, ma 99,9% szans, że jej coś wyjdzie bez zdobycia podstawowych informacji.
Westchnęła zrezygnowana i skrzywiła się na twarzy. Co ona tutaj robi...
___ - Huh? - ciarki przeszły od ogona po same plecy dziewczyny. Stanęła w miejscu, odwróciła się, lecz za nią nikogo nie było. Więc skąd to dziwne uczucie? Ah! Znów! Jednakże tym razem to było coś innego, była w stanie jasno stwierdzić, że to coś jest na ziemi... oh. Spuściła wzrok na dół, obserwując mały, czarny kłębek interesujący się mocno jej ogonem. To on trącał łapkami jej sierść, stąd te ciarki. Ukucnęła, obserwując żyjątko - Skąd się tu wziąłeś? - czarne, dotąd wiecznie naburmuszone oczy złagodniały. Wpatrywała się w malinowe patrzałki nowego gościa, oczekując jakby odpowiedzi - Czym jesteś, śliczny? - wyciągnęła rękę w stronę małego, nie wiedzieć czemu, naszła ją ochota by pogłaskać to coś po głowie oraz za uchem. Jednakże przypomniała sobie szybko w jakiej sytuacji się znajduje. To nie pora na głaskanie zwierzaków! Jednakże zaczęła się martwić o sierściucha. Jeśli go tutaj zostawi, może stać się mu krzywda. Teraz lata tutaj pełno wariatów, mogą się nad nim znęcać dla zabawy, więc zostawić go nie może, ale wziąć... agh!
Chwyciła się za czarne kudły, które poczochrała w akompaniamencie dźwięków zdenerwowania. W końcu zdecydowała. Chwyciła kotka za sierść przy karku po czym umieściła go na swojej głowie i pognała prędko w stronę, gdzie zniknął Raziel z całą resztą.
___ - Potem pogadamy. - rzuciła jeszcze do nowego kolegi, wpadając do dużej sali, jaką były koszary. Odór, który tutaj zastała gdy pierwszy raz przyszło jej tutaj zawitać zmieszał się teraz ze smrodem krwi oraz spalenizny. Zastała Raziela akurat gdy trzymał jednego z już martwych saiyanów za twarz, z szalonym uśmiechem na twarzy. Dostał szajby kompletnie.
___ - KSO! - krzyknęła zaciskając pięści w białych rękawiczkach. Wleciała szybko wysoko w powietrze, aż pod sam dach. Tam, zostawiła swojego nowego pupilka na zwisającym kanale do wentylacji, powinien być tutaj bezpieczny jeżeli nie będzie rzucał się w oczy. Tutejsze walki go nie dotyczą, tam na dole żrą się między sobą - Zostań. - poleciła, nawet nie wiedząc czy ją rozumie, czy nie po czym spojrzała w dół. Zauważyła, że kolejny samobójca szykuje się do ataku na Raziela, więc rozmyła się w powietrzu by pojawić tuż przed nim. Wymierzyła mu cios prosto w twarz, ale nie tak, by zabić. Chciała go tylko ogłuszyć oraz odstraszyć.
___ - GALACTIC DONUT! - odwróciła się momentalnie w stronę swojego przełożonego z wysuniętymi przed siebie rękoma, z których wystrzeliła trzy świecące obręcze. Powinno to chwilę wytrzymać. Nawet kilka sekund jest cenne - Raziel! - krzyknęła wymierzając mężczyźnie cios w twarz po czym podcięła nogą. Pewnie go to nie bolało, ale chciała by wylądował na podłodze.
OOC
GALACTIC DONUT na Raziela
2 tury paraliżu
koszt -221 KI
Koniec treningu
Westchnęła zrezygnowana i skrzywiła się na twarzy. Co ona tutaj robi...
___ - Huh? - ciarki przeszły od ogona po same plecy dziewczyny. Stanęła w miejscu, odwróciła się, lecz za nią nikogo nie było. Więc skąd to dziwne uczucie? Ah! Znów! Jednakże tym razem to było coś innego, była w stanie jasno stwierdzić, że to coś jest na ziemi... oh. Spuściła wzrok na dół, obserwując mały, czarny kłębek interesujący się mocno jej ogonem. To on trącał łapkami jej sierść, stąd te ciarki. Ukucnęła, obserwując żyjątko - Skąd się tu wziąłeś? - czarne, dotąd wiecznie naburmuszone oczy złagodniały. Wpatrywała się w malinowe patrzałki nowego gościa, oczekując jakby odpowiedzi - Czym jesteś, śliczny? - wyciągnęła rękę w stronę małego, nie wiedzieć czemu, naszła ją ochota by pogłaskać to coś po głowie oraz za uchem. Jednakże przypomniała sobie szybko w jakiej sytuacji się znajduje. To nie pora na głaskanie zwierzaków! Jednakże zaczęła się martwić o sierściucha. Jeśli go tutaj zostawi, może stać się mu krzywda. Teraz lata tutaj pełno wariatów, mogą się nad nim znęcać dla zabawy, więc zostawić go nie może, ale wziąć... agh!
Chwyciła się za czarne kudły, które poczochrała w akompaniamencie dźwięków zdenerwowania. W końcu zdecydowała. Chwyciła kotka za sierść przy karku po czym umieściła go na swojej głowie i pognała prędko w stronę, gdzie zniknął Raziel z całą resztą.
___ - Potem pogadamy. - rzuciła jeszcze do nowego kolegi, wpadając do dużej sali, jaką były koszary. Odór, który tutaj zastała gdy pierwszy raz przyszło jej tutaj zawitać zmieszał się teraz ze smrodem krwi oraz spalenizny. Zastała Raziela akurat gdy trzymał jednego z już martwych saiyanów za twarz, z szalonym uśmiechem na twarzy. Dostał szajby kompletnie.
___ - KSO! - krzyknęła zaciskając pięści w białych rękawiczkach. Wleciała szybko wysoko w powietrze, aż pod sam dach. Tam, zostawiła swojego nowego pupilka na zwisającym kanale do wentylacji, powinien być tutaj bezpieczny jeżeli nie będzie rzucał się w oczy. Tutejsze walki go nie dotyczą, tam na dole żrą się między sobą - Zostań. - poleciła, nawet nie wiedząc czy ją rozumie, czy nie po czym spojrzała w dół. Zauważyła, że kolejny samobójca szykuje się do ataku na Raziela, więc rozmyła się w powietrzu by pojawić tuż przed nim. Wymierzyła mu cios prosto w twarz, ale nie tak, by zabić. Chciała go tylko ogłuszyć oraz odstraszyć.
___ - GALACTIC DONUT! - odwróciła się momentalnie w stronę swojego przełożonego z wysuniętymi przed siebie rękoma, z których wystrzeliła trzy świecące obręcze. Powinno to chwilę wytrzymać. Nawet kilka sekund jest cenne - Raziel! - krzyknęła wymierzając mężczyźnie cios w twarz po czym podcięła nogą. Pewnie go to nie bolało, ale chciała by wylądował na podłodze.
OOC
GALACTIC DONUT na Raziela
2 tury paraliżu
koszt -221 KI
Koniec treningu
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Koszary
Sob Paź 03, 2015 9:14 pm
Iii iii jeszcze trochę! Ociupinkę! Dosłownie pół centymetra go dzieliło, by pochwycić ogon dziewczyny w futrzaste łapki. A obiekt jeszcze przemieszczał się na tyle szybko, że dopiero po dłuższej próbie udało się dotknąć owłosienia na saiyańskim ogonku. Właścicielka zaraz została o tym poinformowana i niezwłocznie dostrzegła tego, kto ją tykał. No, za drugim razem. Tak czy owak nie wydawała się być wkurzona, co zdziwiona. Nic dziwnego - skąd miałby się tu nagle pojawić kot, kiedy dookoła latają flaki i tryska krew? I nie tylko Saiyanka, którą zaczepił, dostrzegła czarnego futrzaka. Brązowooka dziewczyna o ciemnej karnacji skóry także obdarzyła go przenikliwym, badawczym spojrzeniem, aczkolwiek nie podniosła alarmu, ani nic z tych rzeczy. Toteż będąc w chwilowym centrum uwagi wojowniczki w niebieskim uniformie wpatrywali się wzajemnie w oczy i nawet demon próbował coś powiedzieć telepatycznie, ale na nic próby. I wtedy poczuł dłoń wojowniczki, która powędrowała za uchem. Ooo... dziwne uczucie, jednak takie... przyjemne... chciałby jeszcze trochę takiego drapanka. Naprężył grzbiecik i połasił się do ręki dziewczyny swoim łebkiem.
>Purr~
Zamruczał na tyle intensywnie, że aż mogła zadrżeć dłoń Kisy od strun głosowych koteczka. Nie wiedział jak zareaguje reszta ekipy, ale najwyraźniej była zbyt zajęta obecnym chaosem, że nawet dotychczasowa Pani od Pieszczot zdecydowała się przerwać przyjemności i zabrać go do pozostałych, którzy parli naprzód na cele z ich dowódcą. Tak, mógł być pewny, że Raziel kierował ów grupą wojowników. Niewielką, ale jednak. Był on; dziewczyna, która usadowiła go we włosach; kolejna dziewczyna o skrytej energii Ki (nie wiedział, że miał do czynienia z Androidką); oraz młody Saiyanin z nietęgą miną. Chwytał się ręką za ramię i najwyraźniej coś go trapiło. Aura z ramienia wydawała się bliska mocy demonów, ale pewności nie miał. Czyżby ktoś go urządził podczas potyczki? Albo urok z dawien dawna zbierał w nim żniwo? Co prawda siedział na głowie Kisy, ale ogonem mógłby "omyłkowo" klepnąć z lekka ramię i sprawdzić. Ah ta ciekawość, zgubi go kiedyś!
Tak czy inaczej trafili przez krwiste powitanie do Koszar, gdzie trup ścielił się przeważnie w czerwieni. Ten widok i jemu podkręcał demońskie instynkty, lecz nie na tyle, by przełamać pieczęć kociego wyglądu. Będzie musiał nad tym popracować, ale jak? Przez całe to zamieszanie i mord w oczach Raziela ledwie co powstrzymał się, by samemu, w kocim wydaniu, nie przyłączyć się do zamieszek. Uratowała go z opresji ta sama osoba, która pozwoliła mu przesiadywać w jej gęstych włosach, a swój koci ogonek - traktować jak chwilowy kucyk. Posadowiła na wystających od sufitu elementach wentylacji. Dostał przykazanie, żeby tu siedział. Cóż, na pożegnanie zamiauczał słodko i przekręcił główkę na bok. Nie miał wielkiego pola manewru w takiej sytuacji, aby nie wydać się. Zdecydował więc nie tylko na obserwowanie potyczek, ale i na pracę nad sobą.
Skupił się ile mógł i medytował. Musiał poskromić kocią przemianę na swoją własność. Ale wiecie jak to jest, kiedy skupia się jednocześnie na dwóch rzeczach? Zazwyczaj nie osiąga się rezultatów w żadnych z nich, lub coś się pokiełbasi. W tym przypadku stało się to drugie, bo zamiast odwołać zaklęcie - kiedy utkwił ślepia na pokonanym przez Raziela buntowniku, zamienił go w węża. Może nie było to nic groźnego, wszak nawet w postaci węża ów nieszczęsny saiyan już nie żył, ale nijak to się miało do zneutralizowania klątwy egipskiego więźnia. Skurczybyk nie mógł być zwykłym człowiekiem! Tak czy inaczej, im dalej próbował, to na tą osobę, którą śledził wzrokiem zsyłał czar morfujący. Także to mogło dziwnie wyglądać, jak dookoła wśród zwykłych trupów wojowników z Vegety dało się dostrzec postrzępione zwierzęce zwłoki. Cóż, najwyraźniej nie mógł zdjąć z siebie zaklęcia, ale nauczył się czegoś nowego.
[Ooc: trening - post drugi, zakończenie tego z lipca... i nauka II poziomu Gato Preto]
>Purr~
Zamruczał na tyle intensywnie, że aż mogła zadrżeć dłoń Kisy od strun głosowych koteczka. Nie wiedział jak zareaguje reszta ekipy, ale najwyraźniej była zbyt zajęta obecnym chaosem, że nawet dotychczasowa Pani od Pieszczot zdecydowała się przerwać przyjemności i zabrać go do pozostałych, którzy parli naprzód na cele z ich dowódcą. Tak, mógł być pewny, że Raziel kierował ów grupą wojowników. Niewielką, ale jednak. Był on; dziewczyna, która usadowiła go we włosach; kolejna dziewczyna o skrytej energii Ki (nie wiedział, że miał do czynienia z Androidką); oraz młody Saiyanin z nietęgą miną. Chwytał się ręką za ramię i najwyraźniej coś go trapiło. Aura z ramienia wydawała się bliska mocy demonów, ale pewności nie miał. Czyżby ktoś go urządził podczas potyczki? Albo urok z dawien dawna zbierał w nim żniwo? Co prawda siedział na głowie Kisy, ale ogonem mógłby "omyłkowo" klepnąć z lekka ramię i sprawdzić. Ah ta ciekawość, zgubi go kiedyś!
Tak czy inaczej trafili przez krwiste powitanie do Koszar, gdzie trup ścielił się przeważnie w czerwieni. Ten widok i jemu podkręcał demońskie instynkty, lecz nie na tyle, by przełamać pieczęć kociego wyglądu. Będzie musiał nad tym popracować, ale jak? Przez całe to zamieszanie i mord w oczach Raziela ledwie co powstrzymał się, by samemu, w kocim wydaniu, nie przyłączyć się do zamieszek. Uratowała go z opresji ta sama osoba, która pozwoliła mu przesiadywać w jej gęstych włosach, a swój koci ogonek - traktować jak chwilowy kucyk. Posadowiła na wystających od sufitu elementach wentylacji. Dostał przykazanie, żeby tu siedział. Cóż, na pożegnanie zamiauczał słodko i przekręcił główkę na bok. Nie miał wielkiego pola manewru w takiej sytuacji, aby nie wydać się. Zdecydował więc nie tylko na obserwowanie potyczek, ale i na pracę nad sobą.
Skupił się ile mógł i medytował. Musiał poskromić kocią przemianę na swoją własność. Ale wiecie jak to jest, kiedy skupia się jednocześnie na dwóch rzeczach? Zazwyczaj nie osiąga się rezultatów w żadnych z nich, lub coś się pokiełbasi. W tym przypadku stało się to drugie, bo zamiast odwołać zaklęcie - kiedy utkwił ślepia na pokonanym przez Raziela buntowniku, zamienił go w węża. Może nie było to nic groźnego, wszak nawet w postaci węża ów nieszczęsny saiyan już nie żył, ale nijak to się miało do zneutralizowania klątwy egipskiego więźnia. Skurczybyk nie mógł być zwykłym człowiekiem! Tak czy inaczej, im dalej próbował, to na tą osobę, którą śledził wzrokiem zsyłał czar morfujący. Także to mogło dziwnie wyglądać, jak dookoła wśród zwykłych trupów wojowników z Vegety dało się dostrzec postrzępione zwierzęce zwłoki. Cóż, najwyraźniej nie mógł zdjąć z siebie zaklęcia, ale nauczył się czegoś nowego.
[Ooc: trening - post drugi, zakończenie tego z lipca... i nauka II poziomu Gato Preto]
Re: Koszary
Nie Paź 04, 2015 1:00 pm
Pierwsze przemyślenia po opuszczeniu sali treningowej. Dzieje się coś poważnego i widać kilka podziałów. Były to różne grupki o zróżnicowanym zachowaniu. Trenerzy raczej spokojni, wydający ze spokojem rozkazy i kierujący kryzysem. Uczniowie i kadeci, którzy nie wiedzą co się dzieje. Po spotkaniu grupki na korytarzu do której następnie dołączyła wysunęła kolejne wnioski. Grupa, która chce obalić króla, a o której akurat nic nie wie i w jaki sposób działają, neutralnie nastawieni, którzy kierują się raczej dobrem swoich ziomków. Kolejna grupa to nie rebelianci, a negatywnie nastawieni do króla i niezgadzający się z jego filozofią. Szybko zrozumiała dlaczego. Raziel Zahne był tego doskonałym przykładem, bo należał do ostatniej grupy, która była wiernie oddana królowi i bardzo agresywna i bezwględna. Spodziewała się, że takie jest oblicze króla, ponieważ często to było słychać na korytarzach, ale nie było potwierdzenia tego w czynach, ale teraz widać to było dobitnie. Jego świta eliminowała każdego przeciwnika panującego władcy i może tylko dzięki temu stał on na czele Vegety.
Czuła, że coś jest nie tak. Raziel od początku był brutalny, ale w pewnym momencie złapał trochę więcej agresji. Może wyprowadziła go z równowagi zdrada. Nie znała ani jego, ani dziewczyny, która nagle zmieniła kierunek i go obezwładniła. Powstrzymała go, ale nie jak zdrajca. Jej okrzyk miał nutę troski, zmartwienia. Tak jakby próbowała przemówić mu do rozsądku, a to tylko wzmocniło jej ciekawość. Czyżby wzmożona agresja miała swoją przyczynę w innym miejscu? Zabijał bez skrupułów nawet słabiaków, którzy nie wydawali się groźni. Chyba nawet sam król wolał takie osoby wrzucać do więzienia, a przynajmniej tak zasłyszała, że sprzeciwiający się i dezerterzy, którzy szybko zostają złapani trafiają przed osąd.
Jakieś totalne szaleństwo na które ciężko było znaleźć sposób. Paru saiyan próbowała ją atakować, ale sprawnie powstrzymywała ich za pomocą kiaiho. Gromadzenie energii dawało zaskakujące efekty. Zwykła i prosta technika odpychająca za pomocą ki nie pozwalała nikomu jej dotknąć. Nagły impuls w jej głowie dał odpowiedź. Mechaniczne ciało i syntetyczne mięśnie miały zaskakujące właściwości. Przymknęła na chwilę oczy i zobaczyła miliony małych punkcików, które zbijały się i gromadziły w sztucznych tkankach. Przypomniała sobie w tym właśnie momencie jak stworzyła nowe tkanki, które miały imitować mięśnie. Wykorzystała materiały, które służyły jako baterie dział na jednej z planet, które podbiła Vegeta. Przerobiła je, żeby były elastyczne, czyli mogły służyć jako osłona kości, jako element jej nowego ciała i tak przez przypadek stała się konstruktorem najlepszego magazynu energii, którym było teraz jej wątłe, smukłe, sayańskie ciało. Im dłużej będzie istnieć tym więcej mocy będzie posiadała i stanie się niezwyciężona. Jej energia, która nie musi się regenerować kumuluje się w ciele. Każda kolejna sekunda to sprawia.
Otworzyła oczy po sekundzie lub dwóch i zaczęła myśleć nad techniką czarnowłosej sayanki. Zatrzymała Raziela poprzez bardzo ciekawą technikę. Galactic Donut - padło z jej ust, a z rąk strzeliły trzy obręcze, które owinęły jej tymczasowego szefa. Próbowała rozgryźć technikę. Ki skoncentrowana i skondensowana jak ta w jej mięśniach. Na pewno używa dużo ki, ale Atarashii Ame ma jej w tej chwili dużo. Przynajmniej tak się jej wydawało. Nie była w stanie ocenić, czy będzie potrafiła kogokolwiek w taki sposób zatrzymać, ale zwęszyła tu szansę na bardzo fajny sposób obrony w razie problemów. Ruszyła w stronę dziewczyny po drodze nokautując z kolanka jednego z sayan, a wcześniej zatrzymując go za pomocą kiaiho.
- Co to za technika? O co tu chodzi? Kogo mamy atakować, przed kim się bronić?! - Zapytała spoglądając to na Raziela, to na dziewczynę, której imienia jeszcze nie miała okazji poznać.
Stała w lekkim rozkroku, a ręce miała wzdłuż ciała, lekko rozłożone z palcami zwróconymi w dół. W tym właśnie momencie zaczęła się przygotowywać. Formowała ki na końcówkach palców, a następnie zrobiła kółka i w ten sposób stworzyła cieniutkie obręcze. Wyglądały na dużo słabsze niż te czarnowłosej, ale po chwili się poskręcały, że wyglądały jak dwie linki. Czuła, że zużywa tym sposobem trochę ki i że musi to podtrzymywać, żeby się nie rozwiązało, nie rozpadło, ale z koncentracją nie miała problemów. Mózg i parę procesorów dawało radę. Miała teraz wątpliwości kogo słuchać lub komu pomagać. Mogła zarówno spróbować wybawić Raziela, ale niekoniecznie może się to udać. Mogła pomóc sayance i wzmocnić więzy na tym szalonym i rządnym krwi dowódcy albo spętać innych sayan. Na razie spróbuje się dokształcić...
- Nie wiem czy dobrze to robię, ale chyba jest ok? Jakieś rady? Nie wiem co się dzieje, ale mam przeczucie, że powinnam Ci pomóc.
OC: Nauczysz mnie Galactic Donut?
Start treningu.
Czuła, że coś jest nie tak. Raziel od początku był brutalny, ale w pewnym momencie złapał trochę więcej agresji. Może wyprowadziła go z równowagi zdrada. Nie znała ani jego, ani dziewczyny, która nagle zmieniła kierunek i go obezwładniła. Powstrzymała go, ale nie jak zdrajca. Jej okrzyk miał nutę troski, zmartwienia. Tak jakby próbowała przemówić mu do rozsądku, a to tylko wzmocniło jej ciekawość. Czyżby wzmożona agresja miała swoją przyczynę w innym miejscu? Zabijał bez skrupułów nawet słabiaków, którzy nie wydawali się groźni. Chyba nawet sam król wolał takie osoby wrzucać do więzienia, a przynajmniej tak zasłyszała, że sprzeciwiający się i dezerterzy, którzy szybko zostają złapani trafiają przed osąd.
Jakieś totalne szaleństwo na które ciężko było znaleźć sposób. Paru saiyan próbowała ją atakować, ale sprawnie powstrzymywała ich za pomocą kiaiho. Gromadzenie energii dawało zaskakujące efekty. Zwykła i prosta technika odpychająca za pomocą ki nie pozwalała nikomu jej dotknąć. Nagły impuls w jej głowie dał odpowiedź. Mechaniczne ciało i syntetyczne mięśnie miały zaskakujące właściwości. Przymknęła na chwilę oczy i zobaczyła miliony małych punkcików, które zbijały się i gromadziły w sztucznych tkankach. Przypomniała sobie w tym właśnie momencie jak stworzyła nowe tkanki, które miały imitować mięśnie. Wykorzystała materiały, które służyły jako baterie dział na jednej z planet, które podbiła Vegeta. Przerobiła je, żeby były elastyczne, czyli mogły służyć jako osłona kości, jako element jej nowego ciała i tak przez przypadek stała się konstruktorem najlepszego magazynu energii, którym było teraz jej wątłe, smukłe, sayańskie ciało. Im dłużej będzie istnieć tym więcej mocy będzie posiadała i stanie się niezwyciężona. Jej energia, która nie musi się regenerować kumuluje się w ciele. Każda kolejna sekunda to sprawia.
Otworzyła oczy po sekundzie lub dwóch i zaczęła myśleć nad techniką czarnowłosej sayanki. Zatrzymała Raziela poprzez bardzo ciekawą technikę. Galactic Donut - padło z jej ust, a z rąk strzeliły trzy obręcze, które owinęły jej tymczasowego szefa. Próbowała rozgryźć technikę. Ki skoncentrowana i skondensowana jak ta w jej mięśniach. Na pewno używa dużo ki, ale Atarashii Ame ma jej w tej chwili dużo. Przynajmniej tak się jej wydawało. Nie była w stanie ocenić, czy będzie potrafiła kogokolwiek w taki sposób zatrzymać, ale zwęszyła tu szansę na bardzo fajny sposób obrony w razie problemów. Ruszyła w stronę dziewczyny po drodze nokautując z kolanka jednego z sayan, a wcześniej zatrzymując go za pomocą kiaiho.
- Co to za technika? O co tu chodzi? Kogo mamy atakować, przed kim się bronić?! - Zapytała spoglądając to na Raziela, to na dziewczynę, której imienia jeszcze nie miała okazji poznać.
Stała w lekkim rozkroku, a ręce miała wzdłuż ciała, lekko rozłożone z palcami zwróconymi w dół. W tym właśnie momencie zaczęła się przygotowywać. Formowała ki na końcówkach palców, a następnie zrobiła kółka i w ten sposób stworzyła cieniutkie obręcze. Wyglądały na dużo słabsze niż te czarnowłosej, ale po chwili się poskręcały, że wyglądały jak dwie linki. Czuła, że zużywa tym sposobem trochę ki i że musi to podtrzymywać, żeby się nie rozwiązało, nie rozpadło, ale z koncentracją nie miała problemów. Mózg i parę procesorów dawało radę. Miała teraz wątpliwości kogo słuchać lub komu pomagać. Mogła zarówno spróbować wybawić Raziela, ale niekoniecznie może się to udać. Mogła pomóc sayance i wzmocnić więzy na tym szalonym i rządnym krwi dowódcy albo spętać innych sayan. Na razie spróbuje się dokształcić...
- Nie wiem czy dobrze to robię, ale chyba jest ok? Jakieś rady? Nie wiem co się dzieje, ale mam przeczucie, że powinnam Ci pomóc.
OC: Nauczysz mnie Galactic Donut?
Start treningu.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Koszary
Pią Paź 09, 2015 9:07 pm
Śmierć krążyła po tym pomieszczeniu. Jej odór był wszędzie i coraz bardziej się rozprzestrzeniał. Krew zaczynała powoli tworzyć kałuże, zaś martwe ciała cieszyły wzrok. Małe glisty, które sprzeciwiły się królowi umierały w męczarniach, lecz była to dla nich łaska. Dla ich bliskich szykowało się coś o wiele gorszego, gdyż dziś wszyscy, którzy sprzeciwili się królowi stali się zdrajcami stanu. Nie ważne kim byłeś, jaką funkcję sprawowałeś lub z kim sypiałeś. Dzisiejszej nocy zdrajców czekała śmierć. Raziel natomiast był jednym z wielu ostrzy, którymi posługiwał się Anioł Śmierci. Sami wybrali ten los, więc ich nie żałował.
Złamał gnojkowi kark bez najmniejszych problemów. Byli słabi. Za słabi dla niego nawet kiedy używał ułamka swojej mocy. Jeśli tak dalej pójdzie to nie będzie musiał się nawet wysilać i zdławią ten bunt szybciej niż wybuchł. Saiyanin rozejrzał się swoimi pustymi i lodowato zimnymi oczami po całych Koszarach, jakby wyszukując sobie kolejną ofiarę, którą pośle do piekła. Byli tak żałośni, że królewscy żołnierze spokojnie odpierali ataki i przygotowywali odpowiedź. Znalazł sobie szybko jakąś łajzę chowającą się za filarem. Podniósł niedbale dłoń i wycelował w gnojka. Jednak w tym samym momencie usłyszał krzyk Kisy i poczuł jak coś się na niego zakłada. Pocisk energetyczny z jego dłoni poleciał na sufi, gdzie eksplodował zasypując walczących fragmentami sufitu i tynku. Zahne jednak nie miał szans, żeby się odwrócić, gdyż w tym samym momencie, kiedy tynk zaczął spadać na jego włosy to otrzymał uderzenie pięścią i został podcięty. Wtedy jego zielony oczy dostrzegły winowajców. Ame i Kisa postanowiły go zdradzić i zabić. Pieprzone smarkule.
- I co? – powiedział wypluwając krew i uśmiechając się jak psychopata. Jego oczy wieszczyły im koszmarną śmierć. – Zaatakowałaś żołnierza potężniejszego i wyżej stojącego w hierarchii. Co teraz zrobisz dziewczynko? Zabijesz mnie?
Uśmiechał się szeroko niczym jakiś psychol i cały czas wpatrywał się w dziewczyny. Wahały się. Nie umiały zrobić tego co powinny już dawno. Zahne nawet nie przejmował się tym, że leży. Zaczął powoli lewitować, aż wreszcie usadowił się w pozycji stojącej. Teraz spoważniał i spojrzał na Kisę jak zawiedziony ojciec, który wraca z wywiadówki.
- No i co? Od ponad minuty jestem zablokowany przez te twoje obręcze. Już dawno powinienem być martwy, lecz jesteś tchórzem. Małym bachorem, które tylko głośno szczeka, a jak przychodzi co do czego to sra w gacie. – mówił Natto. Równocześnie wykręcił lewy i prawy nadgarstek tak, żeby wewnętrzna część dłoni były skierowane na Kisę i Ame. Zaczął tam kumulować energię, która nie była złota, tylko ciemno czerwona. Agresywna Ki. Ponownie uśmiechnął się do dziewczyn.
- Macie trzy wyjścia. Spierdalać stąd zanim się uwolnię i schować tak głęboko, więżąc iż was nigdy nie znajdę. Druga to mnie zabić. Trzecia to łaska. Ta, która zabije drugą otrzyma drugą szansę. Atarashii. Mówiłaś, że chcesz się nauczyć technik. Jak zabijesz Kisę to chętnie nauczę cię tego co wiem, a wiem naprawdę sporo. Ty zaś Dragon mówiłaś, że chcesz poznać moc Super Saiyanina. Jak pokażesz, że to był jednorazowy wybryk, to pokaże ci jak osiągnąć tą przemianę. No chyba, że chcesz mnie zabić. Więc? Co zrobicie. Macie dość mało czasu. – mówił Zahne, a pociski zaczynały się powiększać. Jego uśmiech cały czas przypominał ten jakim posługiwał się Joker, lecz oczy były zimne jak dna piekieł. – A zapomniałem o czwartej opcji. Za kilkadziesiąt sekund rozpieprzę te obręcze i was wyrżnę jak małe szmaty. Radzę się szybko decydować.
Occ:
Zerb leży gdzieś pod ścianą, bo oberwał cegłą ze strychu.
Dziewczyny. Wasz ruch.
Start treningu.
Złamał gnojkowi kark bez najmniejszych problemów. Byli słabi. Za słabi dla niego nawet kiedy używał ułamka swojej mocy. Jeśli tak dalej pójdzie to nie będzie musiał się nawet wysilać i zdławią ten bunt szybciej niż wybuchł. Saiyanin rozejrzał się swoimi pustymi i lodowato zimnymi oczami po całych Koszarach, jakby wyszukując sobie kolejną ofiarę, którą pośle do piekła. Byli tak żałośni, że królewscy żołnierze spokojnie odpierali ataki i przygotowywali odpowiedź. Znalazł sobie szybko jakąś łajzę chowającą się za filarem. Podniósł niedbale dłoń i wycelował w gnojka. Jednak w tym samym momencie usłyszał krzyk Kisy i poczuł jak coś się na niego zakłada. Pocisk energetyczny z jego dłoni poleciał na sufi, gdzie eksplodował zasypując walczących fragmentami sufitu i tynku. Zahne jednak nie miał szans, żeby się odwrócić, gdyż w tym samym momencie, kiedy tynk zaczął spadać na jego włosy to otrzymał uderzenie pięścią i został podcięty. Wtedy jego zielony oczy dostrzegły winowajców. Ame i Kisa postanowiły go zdradzić i zabić. Pieprzone smarkule.
- I co? – powiedział wypluwając krew i uśmiechając się jak psychopata. Jego oczy wieszczyły im koszmarną śmierć. – Zaatakowałaś żołnierza potężniejszego i wyżej stojącego w hierarchii. Co teraz zrobisz dziewczynko? Zabijesz mnie?
Uśmiechał się szeroko niczym jakiś psychol i cały czas wpatrywał się w dziewczyny. Wahały się. Nie umiały zrobić tego co powinny już dawno. Zahne nawet nie przejmował się tym, że leży. Zaczął powoli lewitować, aż wreszcie usadowił się w pozycji stojącej. Teraz spoważniał i spojrzał na Kisę jak zawiedziony ojciec, który wraca z wywiadówki.
- No i co? Od ponad minuty jestem zablokowany przez te twoje obręcze. Już dawno powinienem być martwy, lecz jesteś tchórzem. Małym bachorem, które tylko głośno szczeka, a jak przychodzi co do czego to sra w gacie. – mówił Natto. Równocześnie wykręcił lewy i prawy nadgarstek tak, żeby wewnętrzna część dłoni były skierowane na Kisę i Ame. Zaczął tam kumulować energię, która nie była złota, tylko ciemno czerwona. Agresywna Ki. Ponownie uśmiechnął się do dziewczyn.
- Macie trzy wyjścia. Spierdalać stąd zanim się uwolnię i schować tak głęboko, więżąc iż was nigdy nie znajdę. Druga to mnie zabić. Trzecia to łaska. Ta, która zabije drugą otrzyma drugą szansę. Atarashii. Mówiłaś, że chcesz się nauczyć technik. Jak zabijesz Kisę to chętnie nauczę cię tego co wiem, a wiem naprawdę sporo. Ty zaś Dragon mówiłaś, że chcesz poznać moc Super Saiyanina. Jak pokażesz, że to był jednorazowy wybryk, to pokaże ci jak osiągnąć tą przemianę. No chyba, że chcesz mnie zabić. Więc? Co zrobicie. Macie dość mało czasu. – mówił Zahne, a pociski zaczynały się powiększać. Jego uśmiech cały czas przypominał ten jakim posługiwał się Joker, lecz oczy były zimne jak dna piekieł. – A zapomniałem o czwartej opcji. Za kilkadziesiąt sekund rozpieprzę te obręcze i was wyrżnę jak małe szmaty. Radzę się szybko decydować.
Occ:
Zerb leży gdzieś pod ścianą, bo oberwał cegłą ze strychu.
Dziewczyny. Wasz ruch.
Start treningu.
- GośćGość
Re: Koszary
Sob Paź 10, 2015 4:50 pm
______Kso. Chociaż jej pięść dosięgła celu, to Raziel nie otrzeźwiał. Jednak nie będzie tu nic tak proste jak się by mogło wydawać. Jednakże warto było spróbować. Dziewczyna choć wiedziała, że nie ma szans w fizycznym starciu z kimś, kto opanował moc super saiyana, to nie uciekała. Gdy udało się jej obalić go na ziemię... nie wiedziała dlaczego nie przytrzymała go wtedy siłą do podłogi. Zacisnęła zęby wraz z pięściami i gorączkowo zaczęła myśleć - co dalej? Zawsze działa szybciej niż uda się jej wymyślić plan. Była wściekła na siebie.
Słowa Raziela się od niej odbijały. Nie brała ich na serio, a na pewno nie wszystkie, bo przecież on nie był sobą. Jedyne na co trzeba uważać to groźby, na pewno je spełni.
___ - Ame. Pomóż mi! - krzyknęła. Pierwszy raz zdarzyło się jej wołać o pomoc. Zrzuciła tym samym trochę swój płaszczyk dumy - Musisz się skoncentrować, wiem, że to trudna technika, ale na pewno dasz radę. Wykreuj obręcze w umyśle, reszta powinna zrobić się sama. - nie była nigdy nauczycielem, to ją uczono - Potem... musimy uciekać. Mój plan poszedł w pizdu. Nie wiem jak mu pomóc, ale my musimy zachować trzeźwość umysłu. Kilka lat temu tutaj panował Tsuful, wszyscy tracili trzeźwość umysłu, dokładnie tak jak teraz. Nie wiem co to jest, ale nie daj się za nic zranić. Trzeba być ostrożnym. - choć Kisa nie była naocznym świadkiem tej burdy jaka się tutaj wtedy działa, to nauczono ją, by w takich przypadkach nie dać upuścić sobie krwi. Skoro nikt nie zna sytuacji, lepiej się odseparować od chorych i znaleźć pomoc. Tylko... gdzie? U... rebeliantów? Przydałoby się u nich poszpiegować i wyhaczyć czym się kierują.
___ - Jakby co, dam znak, wtedy biegnij przodem. Mam jeszcze parę technik w zanadrzu i będę go mogła zatrzymać, albo umrzeć. - powiedziała jeszcze do dziewczyny i rozglądnęła się. Gdzie ten cholerny saiyanin, który z nimi był? Zgubił się czy jak? Tutaj kurde potrzebny jest teraz każdy, a ten sobie ucieka jakby nigdy nic. No cóż, stchórzył najwyraźniej. Walić go.
___ - Raziel. - zwróciła się teraz do splątanego saiyajina - Otrząśnij się, ktoś Tobą kieruje, a Ty się tak łatwo dajesz. Jak lalka. - spróbowała jeszcze raz ugrać coś samym słowem. Może wstrząs psychiczny coś zdziała tutaj?
Jej oczy mało co teraz wyrażały. Jedynie mocną, dziwną jak na nią powagę. Czarne, jak węgliki patrzałki nawet na moment nie przesuwały się z zielonookiego.
___ - Agh, doktorki nie przewidzieli takiej sytuacji?! Gdyby jeszcze żyli... dokończyli by dzieło stworzenia perfekcyjnego saiya......- chwyciła się za głowę, czochrając swoje czarne włosy. Jeżeli zaraz nie stanie się jakiś cud, wszyscy tutaj pozabijają się nawzajem. Musi dodatkowo się zamknąć. Przez zdenerwowanie papla jak głupia trzy po trzy.
start treningu.
Słowa Raziela się od niej odbijały. Nie brała ich na serio, a na pewno nie wszystkie, bo przecież on nie był sobą. Jedyne na co trzeba uważać to groźby, na pewno je spełni.
___ - Ame. Pomóż mi! - krzyknęła. Pierwszy raz zdarzyło się jej wołać o pomoc. Zrzuciła tym samym trochę swój płaszczyk dumy - Musisz się skoncentrować, wiem, że to trudna technika, ale na pewno dasz radę. Wykreuj obręcze w umyśle, reszta powinna zrobić się sama. - nie była nigdy nauczycielem, to ją uczono - Potem... musimy uciekać. Mój plan poszedł w pizdu. Nie wiem jak mu pomóc, ale my musimy zachować trzeźwość umysłu. Kilka lat temu tutaj panował Tsuful, wszyscy tracili trzeźwość umysłu, dokładnie tak jak teraz. Nie wiem co to jest, ale nie daj się za nic zranić. Trzeba być ostrożnym. - choć Kisa nie była naocznym świadkiem tej burdy jaka się tutaj wtedy działa, to nauczono ją, by w takich przypadkach nie dać upuścić sobie krwi. Skoro nikt nie zna sytuacji, lepiej się odseparować od chorych i znaleźć pomoc. Tylko... gdzie? U... rebeliantów? Przydałoby się u nich poszpiegować i wyhaczyć czym się kierują.
___ - Jakby co, dam znak, wtedy biegnij przodem. Mam jeszcze parę technik w zanadrzu i będę go mogła zatrzymać, albo umrzeć. - powiedziała jeszcze do dziewczyny i rozglądnęła się. Gdzie ten cholerny saiyanin, który z nimi był? Zgubił się czy jak? Tutaj kurde potrzebny jest teraz każdy, a ten sobie ucieka jakby nigdy nic. No cóż, stchórzył najwyraźniej. Walić go.
___ - Raziel. - zwróciła się teraz do splątanego saiyajina - Otrząśnij się, ktoś Tobą kieruje, a Ty się tak łatwo dajesz. Jak lalka. - spróbowała jeszcze raz ugrać coś samym słowem. Może wstrząs psychiczny coś zdziała tutaj?
Jej oczy mało co teraz wyrażały. Jedynie mocną, dziwną jak na nią powagę. Czarne, jak węgliki patrzałki nawet na moment nie przesuwały się z zielonookiego.
___ - Agh, doktorki nie przewidzieli takiej sytuacji?! Gdyby jeszcze żyli... dokończyli by dzieło stworzenia perfekcyjnego saiya......- chwyciła się za głowę, czochrając swoje czarne włosy. Jeżeli zaraz nie stanie się jakiś cud, wszyscy tutaj pozabijają się nawzajem. Musi dodatkowo się zamknąć. Przez zdenerwowanie papla jak głupia trzy po trzy.
start treningu.
Re: Koszary
Sob Paź 10, 2015 9:22 pm
Nie była nadal pewna czy podejmuje właściwą decyzję, bo Raziel wydawał się być bardzo silny i to działanie bardzo szybko skomentował i postawił bardzo jasne ultimatum. Zaczęła gorączkowo myśleć co zrobić. Spoglądała pomiędzy dziewczyną, a panem Zahne, który miał niestety wyższą rangę. Rangą mogła się tak bardzo nie martwić, ale niestety szła ona w parze z wielką mocą. Jego pociski ki złowrogo wróżyły i była gotowa wybrać pierwszą opcję póki nie może się ruszać, ale czuła, że daleko nie ucieknie. Może gdyby wiedziała, że jej ki jest niewykrywalne to coś by zrobiła. Ucieczka niczym tchórz była dla niej trochę marną opcją, ale ta druga też raczej była niemożliwa. Z aktualnymi umiejętnościami nic nie zrobi. Może spróbować, ale wtedy też zginie. Skoro opętany Natto i tak już wydał na nią wyrok, to pierwsze dwie opcje oznaczają śmierć. Pozostaje trzecia opcja, czyli spróbować walki z czarnowłosą. Dopiero słysząc swoje opcje poznała imię swojej potencjalnej rywalki. Czwarta opcja to żadna opcja. Kisa odezwała się pierwsza, nim Ame zdążyła przemyśleć sprawę i odpowiedzieć lub w ogóle drgnąć. Wypowiedziane imię androidki wywołało w niej nagłe spięcie. Spięcie mięśni i dreszcz przerażenia, ponieważ pierwszy raz od dawna zaczęła odczuwać strach. Pewnie i tak pojawiłby się po uwolnieniu Raziela się z obręczy, ale teraz mogło dojść do walki z dziewczyną.
Na całe szczęście córka Ksero Tatara nie musiała się dłużej zastanawiać co zrobić. Kisa poprosiła ją o pomoc, więc szybko postanowiła co dalej. Ojciec Ame pewnie ją wydziedziczy, kiedy dowie się co zrobiła, jeżeli ją w ogóle pozna, jeszcze zobaczy. Odkąd wróciła na Vegetę to jeszcze się z rodzicami nie widziała, unikała ich i może dobrze. Chociaż miała chwile, gdy chciała złamać ojcu serce. Potem się gryzła w język lub wstrzymywała. Matka by też ucierpiała, a jeszcze do matki szacunek miała.
Przystanęła obok czarnowłosej i skoncentrowała się mocniej. Wpatrywała się w te kręgi i wysłuchała małej instrukcji. Dodała nieco więcej ki, napięła bardziej mięśnie i zrobiła szybszy ruch rękami. Jej pierścienie z kształtu splecionej liny zmieniły się jednolite masywne okręgi. Nawet były przez moment zbyt grube i zrobiły się z nich kule, ale zrobiła jeszcze raz szybki obrót i masa zaczęła się kręcić jak u twórców porcelany. Wyglądała jak stopiona glina albo stal, która przez chwilę się deformowała, aby ostatecznie uzyskać jednolitość i idealny kształt. Dzięki tej sztucce odkryła jak ma zmieniać ich kształt, żeby zrobić to samo co Kisa. Najpierw muszą być odpowiednio duże, a potem trzeba je zmniejszyć, żeby zacisnęły się na przeciwniku. W taki oto sposób powstały dwa kółka o równej mocy, którymi mogła np. połączyć ręce z nogami, ale to chyba nie był najlepszy pomysł, bo ktoś mógł i tak odpowiednio się poruszać i kopniakami ją powalić. Zdecydowała, że powiększy obręczy i doda jeszcze więcej ki, a potem je złączy ze sobą. Jedna obręcz powinna objąć biodra z dłońmi, a druga na wysokości łokci i klatki piersiowej. W ten sposób zablokuje ręce, a potem stworzyć szybko trzeci najmniejszy okrąg i spętać nogi, aby całkowicie uniemożliwić poruszanie się. Poza oczywiście lataniem, o czym nie pomyślała nawet Kisa. Tak więc najlepiej jeszcze dodać hak, którym przybije wszystkie obręcze do podłogi albo innej powierzchni.
Kisa doradziła, że trzeba uciekać, co oznacza dezercję, a co dalej? Gdzie wtedy się znajdzie? Dobrze chyba dla Ame stałoby się, gdyby w takim razie król został podczas rebelii obalony.
- Nie wiem czy to wystarczy, ale do dzieła. Ryzyk fizyk.
Następnie rzuciła obręcze w kierunku Raziela Zahne i rozszerzyła na moment podobnie jak to zrobiła wcześniej Kisa, a gdy znalazły się wokół ciała sayanina ścisnęła je. Przyległy tam, gdzie te czarnowłosej i pozostawiła je. Nie była pewna czy to starczy, ale nagle odczuła duży spadek ki. Ostatnim razem stało się tak na tej obcej planecie, gdy przypadkowo wystrzeliła potężną falą. Nie spodziewała się, że technika blokująca kosztuje tak wiele. A może to nie zależy od samej techniki, a od osoby, którą ta technika trzyma? Rozszerzyła szerzej źrenice i miała już powiedzieć, że ledwie daje radę, ale ugryzła się w język.
- Dobra. Ucieczka, ale gdzie? Co dalej?
Nagłe ocknięcie i jeszcze większe przerażenie pojawiło się w jej oczach. Miała złe przeczucia. Myśląc o rodzicach nie bała się o nich, ale był ktoś jeszcze! Raishi! Siostrzyczko, nic Ci nie jest? Skąd to złe przeczucie? Dlaczego się to pojawiło? Spojrzała jeszcze raz na Raziela, rozględnęła się po koszarach. Wszyscy powariowali, a ta rebelia chyba się komuś wymknęła spod kontroli. Jeżeli takie sceny są tutaj to co dzieje się...?
- Muszę... w szpitalu. - Zająknęła się.
OC: Trening koniec. Nauka Galactic Donut? -21ki 1% mojej ki -168ki z 30%siły Raziela razem -189ki.
Jako, że to nauka to nie wiem czy może działać czy nie. Jeżeli uznasz Raziel, że działa to 2 tury więcej paraliżu?
Na całe szczęście córka Ksero Tatara nie musiała się dłużej zastanawiać co zrobić. Kisa poprosiła ją o pomoc, więc szybko postanowiła co dalej. Ojciec Ame pewnie ją wydziedziczy, kiedy dowie się co zrobiła, jeżeli ją w ogóle pozna, jeszcze zobaczy. Odkąd wróciła na Vegetę to jeszcze się z rodzicami nie widziała, unikała ich i może dobrze. Chociaż miała chwile, gdy chciała złamać ojcu serce. Potem się gryzła w język lub wstrzymywała. Matka by też ucierpiała, a jeszcze do matki szacunek miała.
Przystanęła obok czarnowłosej i skoncentrowała się mocniej. Wpatrywała się w te kręgi i wysłuchała małej instrukcji. Dodała nieco więcej ki, napięła bardziej mięśnie i zrobiła szybszy ruch rękami. Jej pierścienie z kształtu splecionej liny zmieniły się jednolite masywne okręgi. Nawet były przez moment zbyt grube i zrobiły się z nich kule, ale zrobiła jeszcze raz szybki obrót i masa zaczęła się kręcić jak u twórców porcelany. Wyglądała jak stopiona glina albo stal, która przez chwilę się deformowała, aby ostatecznie uzyskać jednolitość i idealny kształt. Dzięki tej sztucce odkryła jak ma zmieniać ich kształt, żeby zrobić to samo co Kisa. Najpierw muszą być odpowiednio duże, a potem trzeba je zmniejszyć, żeby zacisnęły się na przeciwniku. W taki oto sposób powstały dwa kółka o równej mocy, którymi mogła np. połączyć ręce z nogami, ale to chyba nie był najlepszy pomysł, bo ktoś mógł i tak odpowiednio się poruszać i kopniakami ją powalić. Zdecydowała, że powiększy obręczy i doda jeszcze więcej ki, a potem je złączy ze sobą. Jedna obręcz powinna objąć biodra z dłońmi, a druga na wysokości łokci i klatki piersiowej. W ten sposób zablokuje ręce, a potem stworzyć szybko trzeci najmniejszy okrąg i spętać nogi, aby całkowicie uniemożliwić poruszanie się. Poza oczywiście lataniem, o czym nie pomyślała nawet Kisa. Tak więc najlepiej jeszcze dodać hak, którym przybije wszystkie obręcze do podłogi albo innej powierzchni.
Kisa doradziła, że trzeba uciekać, co oznacza dezercję, a co dalej? Gdzie wtedy się znajdzie? Dobrze chyba dla Ame stałoby się, gdyby w takim razie król został podczas rebelii obalony.
- Nie wiem czy to wystarczy, ale do dzieła. Ryzyk fizyk.
Następnie rzuciła obręcze w kierunku Raziela Zahne i rozszerzyła na moment podobnie jak to zrobiła wcześniej Kisa, a gdy znalazły się wokół ciała sayanina ścisnęła je. Przyległy tam, gdzie te czarnowłosej i pozostawiła je. Nie była pewna czy to starczy, ale nagle odczuła duży spadek ki. Ostatnim razem stało się tak na tej obcej planecie, gdy przypadkowo wystrzeliła potężną falą. Nie spodziewała się, że technika blokująca kosztuje tak wiele. A może to nie zależy od samej techniki, a od osoby, którą ta technika trzyma? Rozszerzyła szerzej źrenice i miała już powiedzieć, że ledwie daje radę, ale ugryzła się w język.
- Dobra. Ucieczka, ale gdzie? Co dalej?
Nagłe ocknięcie i jeszcze większe przerażenie pojawiło się w jej oczach. Miała złe przeczucia. Myśląc o rodzicach nie bała się o nich, ale był ktoś jeszcze! Raishi! Siostrzyczko, nic Ci nie jest? Skąd to złe przeczucie? Dlaczego się to pojawiło? Spojrzała jeszcze raz na Raziela, rozględnęła się po koszarach. Wszyscy powariowali, a ta rebelia chyba się komuś wymknęła spod kontroli. Jeżeli takie sceny są tutaj to co dzieje się...?
- Muszę... w szpitalu. - Zająknęła się.
OC: Trening koniec. Nauka Galactic Donut? -21ki 1% mojej ki -168ki z 30%siły Raziela razem -189ki.
Jako, że to nauka to nie wiem czy może działać czy nie. Jeżeli uznasz Raziel, że działa to 2 tury więcej paraliżu?
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Koszary
Nie Paź 11, 2015 3:38 pm
Sytuacja nie wyglądała za dobrze. Trup ścielił się dookoła grubo, że ciężko było nie stanąć na czyiś zwłokach lub częściach ciała, albo na kałuży krwi czy flaków. Szaleństwo co po niektórych przypominało wariatów z horrorów, ale o tyle groźniejszych, że uzbrojeni w moc Ki i agresję. Doskonałym przykładem był Raziel, który brylował między rebeliantami i od najprostszych jego ciosów ginęli kolejni przeciwnicy Króla. Chaos był poważny, tylko mała grupka trzymała się blisko siebie. I co najdziwniejsze - nawet i ona załamała się w szeregach. Nie mógł zbyt dobrze wychwycić momentu, jak Kisa spętała swego dowódcę, gdyż pocisk Saiyanina rozwalił sufit, pod którym był kanał wentylacyjny, a na nim... kot.
Zeskoczył przed opadającym gruzem, aż znalazł się przy nogach dziewczyn. Otrzepał się z kurzu (przez chwilę przypominał futrzastą kulkę od uniesionej sierści) i słuchał uważnie obu stron. Dwie dziewczyny przeciwko Razielowi. Najwyraźniej dziewczyny mają przechlapane. Nic dziwnego - unieruchamiając ich dowódcę tak jakby pomogły rebeliantom skuteczniej atakować wierne sługi Króla. Mogły jedynie się pozabijać, by obłaskawić chwilowo pojmanego wojownika. Pozostałe warianty skazywały ich na śmierć. Może i były odważne za przeciwstawienie się przełożonemu, lecz mocą nie dorównają jego sile. Jeszcze jak wpadłby w furię... ksa, trudna sprawa. Właściwie nic nie mógł zrobić w obecnej sytuacji.
Ale głos i słowa Ame nakierowały go na dobry trop. Muszą uciekać, a gdzie? Szpital byłby dobrym miejscem, raczej Raziel nie zabijałby cywili tylko po to, by wytropić dziewczęta. A wiedział, gdzie jest szpital, "dzięki" wydarzeniu z Tsufulem. Tylko jak nakłonić dość trzeźwo myślące wojowniczki, by podążyły za kotem? Musiał improwizować.
Najlepiej przykuć uwagę ruchem, głosem, czy bezpośrednim kontaktem. Dlatego wpierw wskoczył na głowę Kisy, później na głowę Ame, i zeskoczył między Ogoniastymi a pojmanym, by wbić w nie wymowne, ale jednak kocie ślepia. Miauknął dość donośnie i czekał, by dały jakiś sygnał, że zwróciły na czarnego futrzaka uwagę. Jeśli tak, skacząc po trupach ruszył szybszymi susłami w kierunku jednego z korytarzy, lecz stanął i odwrócił miauczący łebek oczekując na nie. Słyszał kolejną falę żołnierzy nieopodal, więc musiał pospieszyć wojowniczki. Zabrałby i młodego kadeta, który emanował demońską mocą, jednak był poza jego zasięgiem wzroku. Może jednak widział dziwne zachowanie kota i też pójdzie za nim? Tego oczekiwał od Saiyanek. Kroki następnych żołnierzy były coraz głośniejsze, toteż czmychnął jako pierwszy z koszar. W kierunku szpitala.
z tematu
Zeskoczył przed opadającym gruzem, aż znalazł się przy nogach dziewczyn. Otrzepał się z kurzu (przez chwilę przypominał futrzastą kulkę od uniesionej sierści) i słuchał uważnie obu stron. Dwie dziewczyny przeciwko Razielowi. Najwyraźniej dziewczyny mają przechlapane. Nic dziwnego - unieruchamiając ich dowódcę tak jakby pomogły rebeliantom skuteczniej atakować wierne sługi Króla. Mogły jedynie się pozabijać, by obłaskawić chwilowo pojmanego wojownika. Pozostałe warianty skazywały ich na śmierć. Może i były odważne za przeciwstawienie się przełożonemu, lecz mocą nie dorównają jego sile. Jeszcze jak wpadłby w furię... ksa, trudna sprawa. Właściwie nic nie mógł zrobić w obecnej sytuacji.
Ale głos i słowa Ame nakierowały go na dobry trop. Muszą uciekać, a gdzie? Szpital byłby dobrym miejscem, raczej Raziel nie zabijałby cywili tylko po to, by wytropić dziewczęta. A wiedział, gdzie jest szpital, "dzięki" wydarzeniu z Tsufulem. Tylko jak nakłonić dość trzeźwo myślące wojowniczki, by podążyły za kotem? Musiał improwizować.
Najlepiej przykuć uwagę ruchem, głosem, czy bezpośrednim kontaktem. Dlatego wpierw wskoczył na głowę Kisy, później na głowę Ame, i zeskoczył między Ogoniastymi a pojmanym, by wbić w nie wymowne, ale jednak kocie ślepia. Miauknął dość donośnie i czekał, by dały jakiś sygnał, że zwróciły na czarnego futrzaka uwagę. Jeśli tak, skacząc po trupach ruszył szybszymi susłami w kierunku jednego z korytarzy, lecz stanął i odwrócił miauczący łebek oczekując na nie. Słyszał kolejną falę żołnierzy nieopodal, więc musiał pospieszyć wojowniczki. Zabrałby i młodego kadeta, który emanował demońską mocą, jednak był poza jego zasięgiem wzroku. Może jednak widział dziwne zachowanie kota i też pójdzie za nim? Tego oczekiwał od Saiyanek. Kroki następnych żołnierzy były coraz głośniejsze, toteż czmychnął jako pierwszy z koszar. W kierunku szpitala.
z tematu
- GośćGość
Re: Koszary
Pon Paź 12, 2015 12:54 pm
___ - Nie mam pojęcia... - powiedziała nerwowo zaciskając pięści. Spuściła głowę w dół i zawarczała. Bezmyślna, głupia Kiso.
Włosy dziewczyny zafalowały, lecz tylko raz. Nie towarzyszyła przy tym jej dziwna aura, zupełnie nic. To po prostu było jednorazowe zafalowanie, zupełnie bez powodu. Może lekki skok w jej energii mógłby się z tym wiązać... nie ważne.
Zwróciła głowę w stronę ciemnoskórej towarzyszki. W szpitalu? Dlaczego o nim wspomniała właśnie teraz. No nic, skoro nie mają innego wyjścia, lepiej chwytać się czegokolwiek. Może tam czeka na nich jakaś wskazówka? Chciałaby móc wrócić Razielowi trzeźwe myślenie. Może był czasami gburowaty, chamski i ją bił, ale przynajmniej nie próbował poderżnąć gardła jak teraz. Był dobrym przełożonym, ale... Kisa nigdy nie powie tego na głos, o nie.
Wtem, poczuła jak coś lekkiego naskakuje jej na głowę, ale zaraz potem przeskakuje. Spojrzała na winowajcę, jakim był czarny kot, z którym saiyanka wcześniej 'rozmawiała'. Futrzak miał dziwny wzrok, jakby chciał im coś bardzo ważnego powiedzieć, lecz nie mógł zrobić tego słowami. Postanowił więc gestem.
Czarnowłosa nie zastanawiała się zbyt długo.
___ - Chodź, zaraz się wyrwie. - rzuciła w stronę Ame i chwytając ją za rękę pociągnęła za sobą. Dobiegła do kociego towarzysza, który widząc, że dziewczyny postanowiły za nim podążać, biegł dalej. Kisa jednak zatrzymała się przy wejściu, a następnie uniosła lewą, wolną rękę w stronę gruzów, po zapadnięciu się sklepienia. Za pomocą telekinezy uniosła ciężkie przedmioty i pociągnęła ku sobie. Zasypała wejście prowadzące do korytarza, w który właśnie weszli. W razie, gdyby Raziel chciał podążać za dziewuszyskami, to ten zawał go trochę spowolni. Pewnie to nie jest zbyt duże wyzwanie dla niego, ale zawsze.
By nie dać się wykryć zbyt szybko, zupełnie wyciszyła swoją KI. Ame zrobiła już to dawno, a energia kociaka jest tak słaba, że na pewno się zgubi na tle innych. Dobra ich, na pewno Razielowi teraz nie będzie się chciało biegać za nimi. Gorzej z tym saiyanem, który z nimi był, albo już nie żyje, albo niedługo śmierć się o niego upomni.
Puściła dłoń towarzyszki w saiyańskim stroju po czym bez słowa zaczęła już biec za przewodnikiem, w nadziei, że prowadzi ich z rozmysłem.
Koniec treningu
Z tematu > za Red
Włosy dziewczyny zafalowały, lecz tylko raz. Nie towarzyszyła przy tym jej dziwna aura, zupełnie nic. To po prostu było jednorazowe zafalowanie, zupełnie bez powodu. Może lekki skok w jej energii mógłby się z tym wiązać... nie ważne.
Zwróciła głowę w stronę ciemnoskórej towarzyszki. W szpitalu? Dlaczego o nim wspomniała właśnie teraz. No nic, skoro nie mają innego wyjścia, lepiej chwytać się czegokolwiek. Może tam czeka na nich jakaś wskazówka? Chciałaby móc wrócić Razielowi trzeźwe myślenie. Może był czasami gburowaty, chamski i ją bił, ale przynajmniej nie próbował poderżnąć gardła jak teraz. Był dobrym przełożonym, ale... Kisa nigdy nie powie tego na głos, o nie.
Wtem, poczuła jak coś lekkiego naskakuje jej na głowę, ale zaraz potem przeskakuje. Spojrzała na winowajcę, jakim był czarny kot, z którym saiyanka wcześniej 'rozmawiała'. Futrzak miał dziwny wzrok, jakby chciał im coś bardzo ważnego powiedzieć, lecz nie mógł zrobić tego słowami. Postanowił więc gestem.
Czarnowłosa nie zastanawiała się zbyt długo.
___ - Chodź, zaraz się wyrwie. - rzuciła w stronę Ame i chwytając ją za rękę pociągnęła za sobą. Dobiegła do kociego towarzysza, który widząc, że dziewczyny postanowiły za nim podążać, biegł dalej. Kisa jednak zatrzymała się przy wejściu, a następnie uniosła lewą, wolną rękę w stronę gruzów, po zapadnięciu się sklepienia. Za pomocą telekinezy uniosła ciężkie przedmioty i pociągnęła ku sobie. Zasypała wejście prowadzące do korytarza, w który właśnie weszli. W razie, gdyby Raziel chciał podążać za dziewuszyskami, to ten zawał go trochę spowolni. Pewnie to nie jest zbyt duże wyzwanie dla niego, ale zawsze.
By nie dać się wykryć zbyt szybko, zupełnie wyciszyła swoją KI. Ame zrobiła już to dawno, a energia kociaka jest tak słaba, że na pewno się zgubi na tle innych. Dobra ich, na pewno Razielowi teraz nie będzie się chciało biegać za nimi. Gorzej z tym saiyanem, który z nimi był, albo już nie żyje, albo niedługo śmierć się o niego upomni.
Puściła dłoń towarzyszki w saiyańskim stroju po czym bez słowa zaczęła już biec za przewodnikiem, w nadziei, że prowadzi ich z rozmysłem.
Koniec treningu
Z tematu > za Red
Re: Koszary
Wto Paź 13, 2015 10:01 pm
Atarashii Ame nim się zorientowała już była prawie poza koszarami. Wszystko działo się szybko, a przy okazji dowiedziała się, że Kisa jest dość szybka. Prawie tak szybka jak Raziel Zahne, a dzięki temu poczuła się lepiej, bo coś jej w głowie podpowiedziało, że czarnowłosa zatrzymała tego sayanina nie tylko dzięki technice i sprytowi, ale również pomogła w tym dużo większa moc niż Ame przypuszczała, że młoda sayanka ma. Nie była tylko pewna czy w nerwach nie ruszy za nimi w pościg, ale Kisa po raz kolejny zaskoczyła androidkę i poruszyła skałami w stronę wyjścia, które właśnie minęły. To znaczy nie była pewna czy to sprawka dziewczyny, ale tak wyglądało, że wielkie spadające kawałki sufity i ścian zakręciły i zatarasowały przejście. Odetchnęła z ulgą. Przynajmniej na krótką chwilę, ponieważ od razu ocknęła się, że powinna pędzić do szpitala, ale z drugiej strony bezpiecznie będzie przez moment przemieszczać się wraz z Kisą, która potrafi zatrzymać innych za pomocą ciekawej zdolności i chyba jest w miarę szybka. Przeczucie rzadko myliło Ame, ale teraz nie skumała, że zmierzają właśnie w kierunku szpitala. Dawno już tam nie była.
Podczas ucieczki z koszar w jej głowie przebijał się głównie obraz siostry. Praktycznie nie myślała o innych rzeczach. Ani o młodym sayanie co za nimi podążał, ani o dziwnie zachowującym się Razielu. Zachowywała jeszcze instynkty obronne, żeby w razie czego podjąć walkę lub jeszcze szybciej uciekać. Nie za bardzo teraz miała ochotę na rozmowę, póki nie upewni się, że wszystko jest jak być powinno.
OC: Z Kisą i Red do Pokoje Szpitalne. Dziś już chyba nic nie napiszę tam dziewczyny. Trochę mam w tym tygodniu dużo zleceń w pracy
Przepraszam za długość, ale ciężko coś więcej pisać o opuszczaniu pomieszczenia.
Podczas ucieczki z koszar w jej głowie przebijał się głównie obraz siostry. Praktycznie nie myślała o innych rzeczach. Ani o młodym sayanie co za nimi podążał, ani o dziwnie zachowującym się Razielu. Zachowywała jeszcze instynkty obronne, żeby w razie czego podjąć walkę lub jeszcze szybciej uciekać. Nie za bardzo teraz miała ochotę na rozmowę, póki nie upewni się, że wszystko jest jak być powinno.
OC: Z Kisą i Red do Pokoje Szpitalne. Dziś już chyba nic nie napiszę tam dziewczyny. Trochę mam w tym tygodniu dużo zleceń w pracy
Przepraszam za długość, ale ciężko coś więcej pisać o opuszczaniu pomieszczenia.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Koszary
Nie Lis 08, 2015 9:36 pm
Zahne uśmiechał się spokojnie do dziewczynek. Tak naprawdę nie miał zamiaru im puścić tego płazem. Dał im wybór. Pozabijać się nawzajem i liczyć na łaskę, która nie nadejdzie, spróbować go zabić co automatycznie wiązało się z rozwaleniem im głów, lub też stać się ściganą zwierzyną. I to właśnie trzecią opcje wybrały dziewczynki. Fajnie. Raziel będzie mógł się zabawić, a kiedy już je dorwie to będzie je tam mordował, że będą czuć iż umierają. Nie da im tej przyjemności, którą jest szybka śmierć. Zahne pokaże im co oznacza zdradzenie go, a przede wszystkim zdradzenie ich pana oraz władcy.
- Uciekajcie pieski. Wyłapię was i obedrę ze skóry. – powiedział do wycofującej się Kisy i Ame. Głupiutkie panny. Zielonooki rozejrzał się dookoła znudzonym wzrokiem. Rebelianci mieli lekką przewagę, lecz żaden z głupców nie chciał się do niego zbliżyć. Bali się wykończyć obezwładnionego przeciwnika? Tacy honorowi czy tacy głupi? Raz uśmiechnął się psychopatycznie. Oho, jakaś gwiazda jednak ruszyła w jego stronę. Niepozorny kadecik złapał pręt i zaczął powoli iść w jego stronę. W jego oczach Raziel widział strach, ale też determinację. Natto postanowił się zabawić. Nie rozrywał więzów, które obecnie pękłyby przy jednym napięciu ramion. Chciał zobaczyć co ten gówniarz mu zaoferuje.
- Jakieś ostatnie słowa śmieciu Zella? – powiedział kadet drżącym wzrokiem. Raziel spojrzał na niego błagalnie.
- Proszę nie zabijaj mnie. Nie chcę umierać. Nie chciałem tego. – jęczał. Kadet chyba się nie mógł zdecydować. I to był jego błąd. W jednej chwili Zahne rozwalił obręcze, żeby w następnej wyrwać dzieciakowi pręt z dłoni. Uśmiechnął się do niego, lecz jego oczy przepowiadały śmierć.
- Tu leży wasz problem. Nie umiecie zadać ostatniego ciosu, tylko spierdalacie lub się wahacie. Gówno, a nie rebelia. – rzekł członek elity. Po tych słowach złapał kadeta za ramię, a następnie wbił mu pręt prosto w lewe oko. Siła z jaką to uczynił sprawiła, że metalowy kolec przebił głowę dzieciaka, równocześnie ochlapując posoką twarz Zahne’a. Natto puścił truchło i spojrzał po walczących. Niektórzy patrzyli na niego z przerażeniem, ale taka była kolej. Każdy zdrajca miał zdechnąć. Ciemnowłosy skupił się na wszystkich energiach i szybko wyłowił te należące do rebeliantów. Nie miał zamiaru się patyczkować.
- Miło było. – rzekł cicho i w następnej chwili z jego prawej dłoni wystrzeliła fala pocisków. Ich ilość była dokładnie taka sama jak zdrajców. Nie było to przypadkowe. Raz dokładnie kontrolował każdy pocisk, tak że w kilka sekund po tym jak opuściły dłoń swojego pana, fale przebiły na wylot członków rebelii. Nawet nie wiedzieli co ich trafił. Przynajmniej ci, którzy nie patrzyli na Saiyanina.
- Dobić tych, którzy mieli szczęście przeżyć. Następnie czyścić Akademię ze ścierw! Ruszać się kurwa! – ryknął syn Aryenne po czym wystrzelił do góry. Nałożył gogle na oczy i wyleciał poprzez dziurę w dachu. Kierował się w stronę pewnej wioski.
Occ:
Trening start
z/t Wioska Kuro
- Uciekajcie pieski. Wyłapię was i obedrę ze skóry. – powiedział do wycofującej się Kisy i Ame. Głupiutkie panny. Zielonooki rozejrzał się dookoła znudzonym wzrokiem. Rebelianci mieli lekką przewagę, lecz żaden z głupców nie chciał się do niego zbliżyć. Bali się wykończyć obezwładnionego przeciwnika? Tacy honorowi czy tacy głupi? Raz uśmiechnął się psychopatycznie. Oho, jakaś gwiazda jednak ruszyła w jego stronę. Niepozorny kadecik złapał pręt i zaczął powoli iść w jego stronę. W jego oczach Raziel widział strach, ale też determinację. Natto postanowił się zabawić. Nie rozrywał więzów, które obecnie pękłyby przy jednym napięciu ramion. Chciał zobaczyć co ten gówniarz mu zaoferuje.
- Jakieś ostatnie słowa śmieciu Zella? – powiedział kadet drżącym wzrokiem. Raziel spojrzał na niego błagalnie.
- Proszę nie zabijaj mnie. Nie chcę umierać. Nie chciałem tego. – jęczał. Kadet chyba się nie mógł zdecydować. I to był jego błąd. W jednej chwili Zahne rozwalił obręcze, żeby w następnej wyrwać dzieciakowi pręt z dłoni. Uśmiechnął się do niego, lecz jego oczy przepowiadały śmierć.
- Tu leży wasz problem. Nie umiecie zadać ostatniego ciosu, tylko spierdalacie lub się wahacie. Gówno, a nie rebelia. – rzekł członek elity. Po tych słowach złapał kadeta za ramię, a następnie wbił mu pręt prosto w lewe oko. Siła z jaką to uczynił sprawiła, że metalowy kolec przebił głowę dzieciaka, równocześnie ochlapując posoką twarz Zahne’a. Natto puścił truchło i spojrzał po walczących. Niektórzy patrzyli na niego z przerażeniem, ale taka była kolej. Każdy zdrajca miał zdechnąć. Ciemnowłosy skupił się na wszystkich energiach i szybko wyłowił te należące do rebeliantów. Nie miał zamiaru się patyczkować.
- Miło było. – rzekł cicho i w następnej chwili z jego prawej dłoni wystrzeliła fala pocisków. Ich ilość była dokładnie taka sama jak zdrajców. Nie było to przypadkowe. Raz dokładnie kontrolował każdy pocisk, tak że w kilka sekund po tym jak opuściły dłoń swojego pana, fale przebiły na wylot członków rebelii. Nawet nie wiedzieli co ich trafił. Przynajmniej ci, którzy nie patrzyli na Saiyanina.
- Dobić tych, którzy mieli szczęście przeżyć. Następnie czyścić Akademię ze ścierw! Ruszać się kurwa! – ryknął syn Aryenne po czym wystrzelił do góry. Nałożył gogle na oczy i wyleciał poprzez dziurę w dachu. Kierował się w stronę pewnej wioski.
Occ:
Trening start
z/t Wioska Kuro
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Koszary
Pią Wrz 23, 2016 8:46 pm
Ravia opuściła Salę Treningową w dość szybkim tempie. Nie zwracała uwagi na żadne gwizdy, śmiechy czy propozycje. Zachowanie Kisy równocześnie ją bolało, jak i irytowało. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że może odczuwać tyle emocji w tak krótkim czasie. Kisa sprawiała wrażenie, że ma wszystko gdzieś, a oni tylko jej przeszkadzają. Rav nie wiedziała dlaczego Saiyanka tak się zachowuje, ani jakie są ku temu podstawy. Zachowanie Natto też był dziwne. Dwa lata temu najpewniej by już olała gówniarę i nie chciała mieć z nią do czynienia, wcześniej zaś mówiąc jej co nieco do słuchu. Teraz zaś chciała zrozumieć swoją podopieczną, a właściwie ogarnąć powody jej zachowania. Czyżby czas spędzony z Vivian tak ją rozmiękczył? A może po prostu Kisa aktywowała w niej coś, że chciała ją chronić. Cholera wie. Teraz jednak Ravia musiała zaczerpnąć świeżego powietrza i pomyśleć nad kilkoma rzeczami. Najważniejszym był jej poziom mocy. Owszem rósł stale i w szybkim tempie, ale walka z Redem pokazała jej jak wiele jeszcze przed nią. Choć walczyła na pełnej mocy, to ledwo osiągała połowę mocy demona. Doskonale wiedziała, że gdyby Red chciał i nikogo nie byłoby w pobliżu, to zmiótłby Ravię z powierzchni planety, w krótką chwilę. Dlatego też trzeba się wreszcie nauczyć kolejnego stopnia ich mocy. Super Wojownik poziomu trzeciego. Coś co potrafili najlepsi wojownicy. Z tego co słyszał to ta przemiana różniła się od wcześniejszych. Owszem wzmacniała użytkownika dając mu niewyobrażalną moc, lecz obciążenie ciała było jeszcze większe niż przy SSJ2. Jeśli by przeszarżowała to ryzyko śmierci jest większe niż pewne. Poza tym był jeszcze jeden mały szkopuł. Nie dało się jej opanować za pomocą emocji. Trzeba było skupić się całą swoją istotą na swojej energii i przełamać barierę, za którą ukrywała się moc Saiyan. Dzięki niej stanie się na tyle potężna, żeby konkurować z Redem. Wiedziała też, że musi stale się poprawiać, gdyż przez swój aktualny statut, sporo więcej osób będzie chciało rzucić jej wyzwanie, żeby zobaczyć jak na co stać latorośl króla Vegety. Z tymi myślami Rav zawędrowała do Koszar, który nie były aż tak zaludnione. Zapewne Koszarowy przegnał większość do Sali Treningowej, żeby się nad nimi poznęcać. To nawet lepiej, gdyż nikt nie będzie jej przeszkadzał, a znalezienie ustronnego miejsca będzie znacznie łatwiejsze. Jakoś nie widziało jej się, żeby ktoś ją podglądał. Oficjalnie przecież była świeżą kadetką, wiec byłoby to dziwne, że ma opanowane dwa poziomy SSJ. Pieprzony Rukei. Jak go dorwie na Ziemi, to kopnie go w dupę tak mocno, że zdechnie w powietrzu z głodu. No, ale nie uprzedzajmy tego co nieuniknione.
Ciemnowłosa w końcu znalazła odosobnione miejsce, które odpowiadało jej wymaganiom. Przeskanowała jeszcze okolicę czy nie ma gdzieś kogoś, lecz była sama. Bardzo dobrze. Ravia wzięła głęboki wdech i skupiła się na swojej ki. Ziemia dookoła niej zaczęła drżeć, a wiatr się wzmógł, kiedy podnosiła powoli poziom swojej mocy. Na początek Super Saiyanin. Saiyanka zmieniała się po raz pierwszy od walki z Redem. Nie miała pojęcia czy da radę utrzymać przemianę, ale musiała spróbować. Wyładowania elektryczne pojawiły się wokół niej, kiedy jej włosy stały się złote. Było dobrze, gdyż nie czuła żadnych zmian. Teraz czas na poziom drugi. Aura urosła jeszcze bardziej, a energia skoczyła mocniej w górę. Teraz na bank była doskonale wyczuwalna, lecz jak się już zaczęło to nie mogła przestać. Super Saiyanin poziomu drugiego był już od dawna opanowany, dzięki czemu mogła mieć z tego idealne wyjście na naukę trzeciego poziomu. Ravia skupiła się jeszcze mocniej na swojej ki i zaczęła ją coraz bardziej zwiększać. Aura, która ją otaczała stężała, a podłoże pod nią zaczynało nie wytrzymywać natężenia mocy i pojawiały się pierwsze pęknięcia. Na jej ciele zaczęły pojawiać się żyły, a pot skroplił się na jej czole. Zwiększała równomiernie energię, gdyż nie chciała przedobrzyć, lecz wiedziała, że musi w pewnym momencie pójść na całość.
- Kiaaa- - wychrypiała wyzwalając jeszcze większą energię, przez co zaczął tworzyć się pod nią krater. W jej aurze wyładowania były widoczne praktycznie cały czas. Pięści miała zaciśnięte tak mocno, że zaczynały być trupio blade. Zaczynała czuć się coraz słabiej, lecz równocześnie czuła, że jest blisko. Nie mogła teraz przestać. Jeszcze jeden krok… i poczuła to. Energia przebiła się przez pewien pułap blokady i zwiększała się, a równocześnie zmieniała się fizjonomia Saiyanki. Jej włosy zaczęły powoli rosnąć, a brwi zanikać. Było to bardzo powolne i bolesne, gdyż Ravia czuła się jakby wypalała własną ki. Musiała to jednak wytrzymać. Jeśli jej się to uda, to zdobędzie siłę jakiej potrzebowała. Jednak z każdą kolejną upływającą sekundą zaczynało brakować jej sił. Nie wiedziała kiedy nastąpi finał, lecz wiedziała, że poczuje to. Aktualnie była na półmetku. Włosy dosięgały już połowy pleców, a jej moc stale rosła. Jednakże ciało odmówiło posłuszeństwa. Jeszcze myślała, że to wytrzyma, a sekundę później padła bez siły i myśli na ziemię. Aura zgasła, a włosy wróciły do normalnego wyglądu i koloru. Jej ciało zaczęło się też zmieniać, lecz tego nie zdołała zarejestrować.
Kiedy się obudziła to czuła się znów, jakby została potrącona przez szalonego demona rządnego krwi, tudzież przez Koszarowego. Lecz czuła się też inaczej. Przetarła oczy, gdyż widziała mgliście i spojrzała na otoczenie. Leżała w kraterze stworzonym przez jej próbę opanowania SSJ3. Nikt chyba nie zauważył jej zabawy, gdyż nie było tłumiu gapiów, a spodnie miała na miejscu. Nie żeby oskarżała Saiyan o coś, ale cholera ich wie. W końcu wzrok się jej wyostrzył. Machinalnie zrobiła ruch ręką, żeby poprawić włosy i to był pierwszy powód do zdziwienia. Fryzura się zmieniła. Czyżby? Rav spojrzała w dół i zobaczyła, że nie ma już cycków. Czyli próbując się przemienić wypaliła w sobie zaklęcie Rukeia, tudzież się samo z siebie skończyło. Czyli Książe Vegety wrócił. No i dokładnie w tym momencie otrzymała, znaczy otrzymał wiadomość mentalną od Dragota. O czym on pieprzył? Przecież Kisa była…, no właśnie. Jakimś pieprzonym cudem Kisa była na Ziemi w towarzystwie Reda, April.
- Zważaj sobie. Dam sobie radę sam. – warknął mentalnie Saiyanin, a następnie dodał jeszcze. – Będę leciał na Ziemię. Zapewne jesteś zainteresowany. Szczegóły podam potem. Uprzedzam też, że jak zrobisz jakiś numer to cię katapultuję w słońce.
Charakterek mu wrócił co było już dobrym znakiem. Ciekawe czy Vivian i Kisa też się odmieniły? No, ale trzeba się dowiedzieć co się stało. Red z tego co czuł był u siebie, wiec to był naturalny kierunek. Chwilę go nie, a wszystko się kiełbasi. Typowe.
OOC:
Pierwszy trening na SSJ3
z/t do Reda
Ciemnowłosa w końcu znalazła odosobnione miejsce, które odpowiadało jej wymaganiom. Przeskanowała jeszcze okolicę czy nie ma gdzieś kogoś, lecz była sama. Bardzo dobrze. Ravia wzięła głęboki wdech i skupiła się na swojej ki. Ziemia dookoła niej zaczęła drżeć, a wiatr się wzmógł, kiedy podnosiła powoli poziom swojej mocy. Na początek Super Saiyanin. Saiyanka zmieniała się po raz pierwszy od walki z Redem. Nie miała pojęcia czy da radę utrzymać przemianę, ale musiała spróbować. Wyładowania elektryczne pojawiły się wokół niej, kiedy jej włosy stały się złote. Było dobrze, gdyż nie czuła żadnych zmian. Teraz czas na poziom drugi. Aura urosła jeszcze bardziej, a energia skoczyła mocniej w górę. Teraz na bank była doskonale wyczuwalna, lecz jak się już zaczęło to nie mogła przestać. Super Saiyanin poziomu drugiego był już od dawna opanowany, dzięki czemu mogła mieć z tego idealne wyjście na naukę trzeciego poziomu. Ravia skupiła się jeszcze mocniej na swojej ki i zaczęła ją coraz bardziej zwiększać. Aura, która ją otaczała stężała, a podłoże pod nią zaczynało nie wytrzymywać natężenia mocy i pojawiały się pierwsze pęknięcia. Na jej ciele zaczęły pojawiać się żyły, a pot skroplił się na jej czole. Zwiększała równomiernie energię, gdyż nie chciała przedobrzyć, lecz wiedziała, że musi w pewnym momencie pójść na całość.
- Kiaaa- - wychrypiała wyzwalając jeszcze większą energię, przez co zaczął tworzyć się pod nią krater. W jej aurze wyładowania były widoczne praktycznie cały czas. Pięści miała zaciśnięte tak mocno, że zaczynały być trupio blade. Zaczynała czuć się coraz słabiej, lecz równocześnie czuła, że jest blisko. Nie mogła teraz przestać. Jeszcze jeden krok… i poczuła to. Energia przebiła się przez pewien pułap blokady i zwiększała się, a równocześnie zmieniała się fizjonomia Saiyanki. Jej włosy zaczęły powoli rosnąć, a brwi zanikać. Było to bardzo powolne i bolesne, gdyż Ravia czuła się jakby wypalała własną ki. Musiała to jednak wytrzymać. Jeśli jej się to uda, to zdobędzie siłę jakiej potrzebowała. Jednak z każdą kolejną upływającą sekundą zaczynało brakować jej sił. Nie wiedziała kiedy nastąpi finał, lecz wiedziała, że poczuje to. Aktualnie była na półmetku. Włosy dosięgały już połowy pleców, a jej moc stale rosła. Jednakże ciało odmówiło posłuszeństwa. Jeszcze myślała, że to wytrzyma, a sekundę później padła bez siły i myśli na ziemię. Aura zgasła, a włosy wróciły do normalnego wyglądu i koloru. Jej ciało zaczęło się też zmieniać, lecz tego nie zdołała zarejestrować.
Kiedy się obudziła to czuła się znów, jakby została potrącona przez szalonego demona rządnego krwi, tudzież przez Koszarowego. Lecz czuła się też inaczej. Przetarła oczy, gdyż widziała mgliście i spojrzała na otoczenie. Leżała w kraterze stworzonym przez jej próbę opanowania SSJ3. Nikt chyba nie zauważył jej zabawy, gdyż nie było tłumiu gapiów, a spodnie miała na miejscu. Nie żeby oskarżała Saiyan o coś, ale cholera ich wie. W końcu wzrok się jej wyostrzył. Machinalnie zrobiła ruch ręką, żeby poprawić włosy i to był pierwszy powód do zdziwienia. Fryzura się zmieniła. Czyżby? Rav spojrzała w dół i zobaczyła, że nie ma już cycków. Czyli próbując się przemienić wypaliła w sobie zaklęcie Rukeia, tudzież się samo z siebie skończyło. Czyli Książe Vegety wrócił. No i dokładnie w tym momencie otrzymała, znaczy otrzymał wiadomość mentalną od Dragota. O czym on pieprzył? Przecież Kisa była…, no właśnie. Jakimś pieprzonym cudem Kisa była na Ziemi w towarzystwie Reda, April.
- Zważaj sobie. Dam sobie radę sam. – warknął mentalnie Saiyanin, a następnie dodał jeszcze. – Będę leciał na Ziemię. Zapewne jesteś zainteresowany. Szczegóły podam potem. Uprzedzam też, że jak zrobisz jakiś numer to cię katapultuję w słońce.
Charakterek mu wrócił co było już dobrym znakiem. Ciekawe czy Vivian i Kisa też się odmieniły? No, ale trzeba się dowiedzieć co się stało. Red z tego co czuł był u siebie, wiec to był naturalny kierunek. Chwilę go nie, a wszystko się kiełbasi. Typowe.
OOC:
Pierwszy trening na SSJ3
z/t do Reda
Re: Koszary
Czw Sty 25, 2018 11:31 pm
Trzech Xenończyków zbliżało się z różnych kierunków, Koszarowy nie czuł ich obecności do momentu aż nie przekroczyli granicy jego własnej świątyni. Gadów nigdzie nie było, ale On wiedział, że wróg jest blisko. Skupił się na tej chwili, wchłonął ją, tak jak wchłania się ból, odepchnął wszystkie dotychczasowe myśli. Mając za sobą lata doświadczenia potrafił przywołać spokój ducha bez najmniejszego wysiłku. Nie trener był ich celem, przecinając powietrze, jeden z oprawców znalazł się tuż przed kadetem Hector'em, najbardziej obiecującą jednostką w tym miejscu. Młody wojownik nie był wstanie zrobić nić, czarna sylwetka pojawiła się nagle, jej mieniącą się od Ki dłoń była już w locie. Perfekcyjne cięcie które zaraz pozbawi go ramienia było już w ruchu...
Wstał, spojrzał na przesiąkniętym strachem kadetów, to był jego dom, jedyne miejsce gdzie rządził niepodzielnie. Jak się tu dostali nie wiedział i nie miało to najmniejszego znaczenia. Nikt nigdy nie będzie miał okazji poznać go tak jak ta garstka wojowników, tego dnia Koszarowy stanął do samotnej walki...
Jego Ton był donośny, przesiąknięty powagą tak wielką że dopóki nie skończył żaden z zmiennokształtnych nie ruszył do ataku. Dzień po dniu młodzicy mieli miażdżone kości, wykręca ze stawów ręce i nogi, doświadczali tortur nieznanych innym rasom. Logika tego miejsca była prosta, miała tworzyć prawdziwych ogoniastych. Nieznających strachu ni litości. Co innego mogło zaboleć bardziej niż sparaliżowany strachem oddział u boku dowódcy. Brakowało mu słów, czy byli skończeni... Tak...
- Dziś nie umrze żaden z moich ludzi, nie z ręki Changelinga...
Spojrzał jeszcze raz na kadetów, każdemu w oczy, ten widok będzie ich nawiedzał po wsze czasy. Ten który nie miał dla nich grama litości, dziesiątkował i wysyłał w skrzydło szpitalne tuziny małp, stanął w obronie garstki którą gardził.
- Kaiho !!!!
Potężna fala ruszyła w kierunku ogoniastych, poderwała ich i rzuciła z impetem za główna bramę Koszar, co niektórzy skończyli swoją drogę daleko w głębi korytarza. Padła komenda " zamknąć bramę ". Został sam. Widać go było tylko przed wyświetlacz tuż obok zablokowanego wejścia...
***
Wojownicy walili pięściami w niezdobytą dotąd bramę. Komendę mógł cofnąć tylko ktoś z Rodziny Królewskiej, jedyny głos jaki zwalniał procedurę zamknięcia, należał teraz do Księcia.
OCC: Trzech Tejemniczych Wojowników którzy wkradli się podczas rzezi w Pałacu, Przyszli po Głowę Koszarowego. Jedynej niepodważalnej jednostki, teraz jakże cennej dla pogrążonej w żałobie Vegety.
" Koszarowy złapał rękę wroga, wykręcił ją przygniatając Gada do ziemi... Mógł bez trudu wyrwać mu ramię ze stawu, ale zakończenie walki w taki sposób nie przyniesie mu chwały... Wtedy zobaczył strach w oczach własnych ludzi, nic nie mogło go bardziej zranić... Żaden cios nie byłby tak bolesny jak ten widok... Ten moment nieuwagi kosztował sporo krwi, szybkie cięcie przeszyło ramię Saiyanina... Ale nie to napawało go złością... "
Tego dnia w Koszarach był tylko jeden Wojownik
Wstał, spojrzał na przesiąkniętym strachem kadetów, to był jego dom, jedyne miejsce gdzie rządził niepodzielnie. Jak się tu dostali nie wiedział i nie miało to najmniejszego znaczenia. Nikt nigdy nie będzie miał okazji poznać go tak jak ta garstka wojowników, tego dnia Koszarowy stanął do samotnej walki...
Jego Ton był donośny, przesiąknięty powagą tak wielką że dopóki nie skończył żaden z zmiennokształtnych nie ruszył do ataku. Dzień po dniu młodzicy mieli miażdżone kości, wykręca ze stawów ręce i nogi, doświadczali tortur nieznanych innym rasom. Logika tego miejsca była prosta, miała tworzyć prawdziwych ogoniastych. Nieznających strachu ni litości. Co innego mogło zaboleć bardziej niż sparaliżowany strachem oddział u boku dowódcy. Brakowało mu słów, czy byli skończeni... Tak...
- Dziś nie umrze żaden z moich ludzi, nie z ręki Changelinga...
Spojrzał jeszcze raz na kadetów, każdemu w oczy, ten widok będzie ich nawiedzał po wsze czasy. Ten który nie miał dla nich grama litości, dziesiątkował i wysyłał w skrzydło szpitalne tuziny małp, stanął w obronie garstki którą gardził.
- Kaiho !!!!
Potężna fala ruszyła w kierunku ogoniastych, poderwała ich i rzuciła z impetem za główna bramę Koszar, co niektórzy skończyli swoją drogę daleko w głębi korytarza. Padła komenda " zamknąć bramę ". Został sam. Widać go było tylko przed wyświetlacz tuż obok zablokowanego wejścia...
***
Wojownicy walili pięściami w niezdobytą dotąd bramę. Komendę mógł cofnąć tylko ktoś z Rodziny Królewskiej, jedyny głos jaki zwalniał procedurę zamknięcia, należał teraz do Księcia.
OCC: Trzech Tejemniczych Wojowników którzy wkradli się podczas rzezi w Pałacu, Przyszli po Głowę Koszarowego. Jedynej niepodważalnej jednostki, teraz jakże cennej dla pogrążonej w żałobie Vegety.
Re: Koszary
Pią Sty 26, 2018 11:27 pm
" Będzie walczył do samego końca... Wróg był liczy, Ale Honor nakazywał stanąć mu do Walki na Śmierć... Tylko tego mógł być naprawdę pewien... Kadeci, dobijali się, rozbijając pięści o niezdobytą dotąd bramę... Wszystko na nic... Nie dało się jej sforsować... "
Stali naprzeciw siebie, trzech wrogów i jeden obrońca, Legenda Koszar. Zmierzył wszystkich, od stóp do głów, doświadczenie podpowiadało mu wystarczająco wiele aby ocenić sytuacje. To nie był byle kto, choć skrywali się pod kapturami i wijącym się materiałem. Gotów walczyć, Ogoniasty zagrzmiał niosącym się głosem...
- Podstępne Sku.rwiele... Ale ze mną nie pójdzie wam tak łatwo...
Spojrzał jeszcze raz za siebie, kadeci wciąż walili w bramę, głupcy jeszcze chwilę temu byli przerażeni do szpiku kości. Koszarowy nie mógł na to patrzeć, nie tak chciał aby to wszystko wyglądało. Jego wojownicy, byli... Odrzucił tę myśl skupiając się tylko i wyłącznie na jaszczurach. Wtedy jeden z nich się odezwał, najwyraźniej był dowódcą.
- Wiele ryzykowałem aby się z Tobą spotkać... Jesteś jedynym wojownikiem który nie zdradziłby Vegety... Więc przykro mi ale muszę się Ciebie koniecznie pozbyć... Dopóki żyjesz, będę musiał mieć się na baczności... Znów nad wami zapanujemy, czy chcesz tego czy nie...
Saiyanin nie czekał chwili dłużej, rzucił się do ataku a nim zrobił krok, jego włosy zapłonęły. Złota poświata wypełniła całą salę, a rozchodzące się wyładowania trzaskały plac. Był szybki i cholernie niebezpieczny, błyskawicznie pozbył się dzielącego ich dystansu. Pięści, które bez problemu powaliłby Olbrzyma, chybiały celu. Zmiennokształtny, odganiał się od ataków z dziecinną łatwością. Wsuwał własne drobne kończyny między rozrośnięte ramiona ogoniastego i minimalizował całkowicie impet natarcia. Starcie obojga ras, trwało kolejną minutę, wyglądało naprawdę imponująco. Niestety bystre, wyszkolone oko przejrzało by całą tą maskaradę. Changeling tylko testował umiejętności małpy, oddech miał równy, a aura była niewzruszona. Natomiast Koszarowy, tracił olbrzymie pokłady Ki, uderzając z coraz to większą zawziętością...
- To prawda co o Tobie mówią... Jesteś Legendą Tego miejsca... Chociaż Twoja świetność przeminęła...
Przeciwnik, uśmiechnął się i skinieniem ręki, a dosłownie palca, wystrzelił promień energii skupionej. Ki przeszyła kostkę, a na twarzy Ogoniastego pojawił się okropny grymas bólu. Wojownik nie zdołał utrzymać równowagi na jednej nodze, tym samym powstała luka w jego obronie. Dłoń Jaszczura ponownie zabłysła i ranne już ramie znów zostało przecięte fioletowym ostrzem. Krew trysnęła w powietrze a Koszarowy zwalił się z nóg...
***
- Ojcze !!!!
Ryknął złotowłosy Kapitan który dobiegał do bramy co sił. Ten sam który umknął oczom Księcia w Porcie. Dotarł na miejsce pierwszy, ale nic to nie zmieniło. Brama wciąż była nie zdobyta... Mimo że walił w konsoletę, ale nic się nie działo... Gniew wezbrał w nim jeszcze silniejszy, niestety dopóki dzieli ich ściana, na się to zda.
***
Koszarowy, wstał i splunął pod nogi... Obejrzał rękę, która już bezwładnie wisiała wzdłuż ciała. Odrzucił Ból i szykował się do ponownego natarcia, będzie walczył do końca. Wszyscy poza Salą byli bezpieczni, a on póki jest żywy... Nie wypuści ani jednego Gada...
OCC:
- Koszarowy Podejmuje Samotną Walkę.
- Brama jest Nadal Zamknięta.
- Do Drzwi Dobiegł Pierwszy Kapitan Vincent. Pozostała dwójka jaszczurów przygląda się starciu.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Koszary
Sob Sty 27, 2018 9:12 pm
z/t z Lądowiska
Wystrzelił najszybciej jak mógł po wydaniu rozkazu, równocześnie skanując otoczenie dookoła Akademii i moc tych osobników, z którymi walczył Koszarowy. Chciał wiedzieć z czym może się mierzyć. Równocześnie próbował wyczuć energię swojej mamy. Jeśli jeszcze ona … nie. Nie wolno mu tak myśleć. Na pewno wszystko z nią dobrze. Dlaczego Akademia i Koszary były tak daleko od Portu? Musiał przyspieszyć i znaleźć się tak jak najszybciej. Z tego co czuł to Vulfi ruszyła za nim, ale miała stratę czasową, a na dodatek była od niego wolniejsza. Poza tym nie wiedział jak długo zajmie wysłanie ludzi do Koszar. Potrzeba kogoś na miejscu. Chwila przecież jest taka osoba. Skupił się na energii Trenera Reda i wysłał mu przekaz telepatyczny.
„Sir. Tu Raziel. Koszarowy został zaatakowany przez Changelingów w Koszarach. Trzeba mu pomóc. Lecę tam, ale potrzeba każdego wsparcia. Niech pan zbierze Trenerów, albo wyśle kogo się tam dam. Nie możemy doznać dwóch strat w jeden dzień.”
Raziel miał nadzieję, że Red odbierze przekaz i zrobi to co trzeba. Musieli pomóc Koszarowemu i zrobić to jak najszybciej. Teraz liczyła się każda sekunda. Chyba był wreszcie czas na użycie tej fasolki. Zahne wyciągnął ją z kieszeni, ale nie wsadził całej do ust, tylko odgryzł połowę, a drugą schował z powrotem. Przyda mu się potem, a trucizna powinna zostać pokonana. Zaczął gryźć Senzu i kiedy je połknął od razu poczuł się lepiej. Kami nie spartolił niczego. Zahne mógł nawet przyspieszyć jeszcze bardziej. Jakby siły, które trucizna mu zablokowała wróciły w pełni. Przyspieszył jeszcze bardziej i po kilku chwilach lądował w Koszarach, a biegiem ruszył do konsoli i bramy, która była zamknięta. Za nią trwała walka Koszarowego z nierównymi silami wroga i po raz pierwszy Raziel widział tego Saiyanina w takim stanie.
- Cholera jak to otworzyć? – warknął Raziel podbiegając do młodego kapitana, który tak samo jak Zahne był w stanie super wojownika. – Otworzyć się. Otwórz się. Otworzyć bramę. Brama w górę!
Podawał komendy mając nadzieję, że któraś zadziała. No dalej.
OOC:
Telepatia do Reda
Zjedzenie połówki Senzu
Komenda na otwarcie bramy
Wystrzelił najszybciej jak mógł po wydaniu rozkazu, równocześnie skanując otoczenie dookoła Akademii i moc tych osobników, z którymi walczył Koszarowy. Chciał wiedzieć z czym może się mierzyć. Równocześnie próbował wyczuć energię swojej mamy. Jeśli jeszcze ona … nie. Nie wolno mu tak myśleć. Na pewno wszystko z nią dobrze. Dlaczego Akademia i Koszary były tak daleko od Portu? Musiał przyspieszyć i znaleźć się tak jak najszybciej. Z tego co czuł to Vulfi ruszyła za nim, ale miała stratę czasową, a na dodatek była od niego wolniejsza. Poza tym nie wiedział jak długo zajmie wysłanie ludzi do Koszar. Potrzeba kogoś na miejscu. Chwila przecież jest taka osoba. Skupił się na energii Trenera Reda i wysłał mu przekaz telepatyczny.
„Sir. Tu Raziel. Koszarowy został zaatakowany przez Changelingów w Koszarach. Trzeba mu pomóc. Lecę tam, ale potrzeba każdego wsparcia. Niech pan zbierze Trenerów, albo wyśle kogo się tam dam. Nie możemy doznać dwóch strat w jeden dzień.”
Raziel miał nadzieję, że Red odbierze przekaz i zrobi to co trzeba. Musieli pomóc Koszarowemu i zrobić to jak najszybciej. Teraz liczyła się każda sekunda. Chyba był wreszcie czas na użycie tej fasolki. Zahne wyciągnął ją z kieszeni, ale nie wsadził całej do ust, tylko odgryzł połowę, a drugą schował z powrotem. Przyda mu się potem, a trucizna powinna zostać pokonana. Zaczął gryźć Senzu i kiedy je połknął od razu poczuł się lepiej. Kami nie spartolił niczego. Zahne mógł nawet przyspieszyć jeszcze bardziej. Jakby siły, które trucizna mu zablokowała wróciły w pełni. Przyspieszył jeszcze bardziej i po kilku chwilach lądował w Koszarach, a biegiem ruszył do konsoli i bramy, która była zamknięta. Za nią trwała walka Koszarowego z nierównymi silami wroga i po raz pierwszy Raziel widział tego Saiyanina w takim stanie.
- Cholera jak to otworzyć? – warknął Raziel podbiegając do młodego kapitana, który tak samo jak Zahne był w stanie super wojownika. – Otworzyć się. Otwórz się. Otworzyć bramę. Brama w górę!
Podawał komendy mając nadzieję, że któraś zadziała. No dalej.
OOC:
Telepatia do Reda
Zjedzenie połówki Senzu
Komenda na otwarcie bramy
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Koszary
Sob Sty 27, 2018 10:16 pm
Gdy Vulfila przyleciała na miejsce, od razu oszacowała sytuację.
Pod bramą zebrali się napaleni do walki kadeci, którzy jako jednostki nie przedstawiali żadnej siły bojowej. I jakiś rudy typiarz, który krzyczy do Koszarowego „Ojcze!”. Halfka podniosła brew zaskoczona. Proszę, proszę. Tyle lat była uczennicą tego zwyrodnialca, ale nie słyszała o jego dzieciach. Choć generalnie było to oczywiste, że jakieś musiał posiadać. Szkoda, że ich nie uznawał. Pewnie dlatego, że to Halfy. Smutne, wręcz dojmujące, że ten jednak chciał pomóc swemu ojcu. Ciekawe, czy doczeka się za to wdzięczności. Szczerze wątpliwe…
W środku znajdował się Koszarowy, ranny i słabnący. Atakuje go trzech przeciwników. Jeden mógł z pewnością stanowić duże zagrożenie dla Raziela. Ale czy dla Raziela i Koszarowgo wspólnie również? Poza nim było dwóch innych, z którymi Halfka nie mogła się mierzyć. Ehh… Bezpośrednia walka oznaczała dla niej śmierć, a martwa wiele nie pomoże. Musiała zagrać taktycznie. Wykorzystać dostępne środki.
Brama otworzyła się. To pozwoliło Halfce działać. Wzniosła się nad kadetów. Była między nią a nimi spora różnica poziomów a także rangi, więc liczyła na to, że uda się jej przemówić do nich. SSJ powinien na tych leszczach zrobić wrażenie.
- KADECI! – ryknęła na cały głos. – Król nie żyje! Vegeta została zaatakowana. – ryczała z pasją i szczerością nie do zaprzeczenia. – Musimy bronić Vegety! BRONCIE KSIĘCIA!!! – krzyknęła tak donośnie, że ściany się zatrzęsły. Powaga sytuacji dorównywała szykowaniu się do wielkiej bitwy. Tak chciała zagrzać ich do walki, pozbawić zwątpienia. Wzbudzić poczucie jedności prostymi komunikatami. Nie chciała też stracić za wiele czasu.
Natychmiast popatrzyła w kierunku swojego wroga, jednego z dwóch przypatrujących się wydarzeniu changelingów. Zamierzała wykorzystać technikę, jakiej niedawno się nauczyła, a którą przypatrzyła u Raa. Chwyciła jaszczura w pasie niewidzialnymi, telepatycznymi rękami. Razem siłą energii KI i mięśni przechyliła się na drugi bok, rzucając przeciwnikiem w tłum kadetów. Liczyła na to, że którykolwiek z nich zna jakąś technikę paraliżującą. Nie były one takie trudne, a wielce pomogłyby im wszystkim w tej rozgrywce.
- PARALIŻUJCIE GO! DO ATAKUUUU!!!! – krzyknęła. Najpierw do kadetów, a potem popatrzyła na rudego o imieniu Vincent. Wiedziała, że jest od niego niższa rangą, ale czy to miało teraz jakieś znaczenie? Chciała, by stworzyli na chwilę skuteczny zespół. – Koszarowy junior, bierz tego drugiego! – rozkazała mu wroga i liczyła na to, że jej posłucha. Ona musiała bronić kadetów. Wykorzystać ich potencjał i uchronić przed śmiercią… A Raz... liczyła na to, że wesprze Koszarowego. Oby...
Pod bramą zebrali się napaleni do walki kadeci, którzy jako jednostki nie przedstawiali żadnej siły bojowej. I jakiś rudy typiarz, który krzyczy do Koszarowego „Ojcze!”. Halfka podniosła brew zaskoczona. Proszę, proszę. Tyle lat była uczennicą tego zwyrodnialca, ale nie słyszała o jego dzieciach. Choć generalnie było to oczywiste, że jakieś musiał posiadać. Szkoda, że ich nie uznawał. Pewnie dlatego, że to Halfy. Smutne, wręcz dojmujące, że ten jednak chciał pomóc swemu ojcu. Ciekawe, czy doczeka się za to wdzięczności. Szczerze wątpliwe…
W środku znajdował się Koszarowy, ranny i słabnący. Atakuje go trzech przeciwników. Jeden mógł z pewnością stanowić duże zagrożenie dla Raziela. Ale czy dla Raziela i Koszarowgo wspólnie również? Poza nim było dwóch innych, z którymi Halfka nie mogła się mierzyć. Ehh… Bezpośrednia walka oznaczała dla niej śmierć, a martwa wiele nie pomoże. Musiała zagrać taktycznie. Wykorzystać dostępne środki.
Brama otworzyła się. To pozwoliło Halfce działać. Wzniosła się nad kadetów. Była między nią a nimi spora różnica poziomów a także rangi, więc liczyła na to, że uda się jej przemówić do nich. SSJ powinien na tych leszczach zrobić wrażenie.
- KADECI! – ryknęła na cały głos. – Król nie żyje! Vegeta została zaatakowana. – ryczała z pasją i szczerością nie do zaprzeczenia. – Musimy bronić Vegety! BRONCIE KSIĘCIA!!! – krzyknęła tak donośnie, że ściany się zatrzęsły. Powaga sytuacji dorównywała szykowaniu się do wielkiej bitwy. Tak chciała zagrzać ich do walki, pozbawić zwątpienia. Wzbudzić poczucie jedności prostymi komunikatami. Nie chciała też stracić za wiele czasu.
Natychmiast popatrzyła w kierunku swojego wroga, jednego z dwóch przypatrujących się wydarzeniu changelingów. Zamierzała wykorzystać technikę, jakiej niedawno się nauczyła, a którą przypatrzyła u Raa. Chwyciła jaszczura w pasie niewidzialnymi, telepatycznymi rękami. Razem siłą energii KI i mięśni przechyliła się na drugi bok, rzucając przeciwnikiem w tłum kadetów. Liczyła na to, że którykolwiek z nich zna jakąś technikę paraliżującą. Nie były one takie trudne, a wielce pomogłyby im wszystkim w tej rozgrywce.
- PARALIŻUJCIE GO! DO ATAKUUUU!!!! – krzyknęła. Najpierw do kadetów, a potem popatrzyła na rudego o imieniu Vincent. Wiedziała, że jest od niego niższa rangą, ale czy to miało teraz jakieś znaczenie? Chciała, by stworzyli na chwilę skuteczny zespół. – Koszarowy junior, bierz tego drugiego! – rozkazała mu wroga i liczyła na to, że jej posłucha. Ona musiała bronić kadetów. Wykorzystać ich potencjał i uchronić przed śmiercią… A Raz... liczyła na to, że wesprze Koszarowego. Oby...
Re: Koszary
Sob Sty 27, 2018 11:39 pm
" Trójka ogoniastych była już na miejscu... Na szczęście głos księcia mógł unieść bramę i otworzyć szansę uratowania Koszarowego... Tak też się stało, potężna ściana przestała blokować salę... Ku zdziwieniu wszystkich, młoda Halfka przejęła inicjatywę, chciała zagrzać wojowników do boju... Ostatecznie zgotowała im śmierć... "
Sytuacja na chwilę się wyrównała, nowe siły po stronie Vegety, w postaci Księcia, Kapitana, oraz młodej Halfki były stanie pomóc Koszarowemu. Teraz to złotowłosa dziewczyna przejęła pierwsze skrzypce w pomieszczeniu, jej przemowa była donośna i niosła się po uszach. Na moment mogła uwierzyć że garstka Kadetów będzie wstanie stawić czoła xenońskiemu zabójczy. Nic bardziej mylnego, gdy tylko skupione siły mentalne rzuciły wrogiem w oddział młodzików, Ci nie byli nawet gotowi na taki ruch. Dwóch się cofnęło mimowolnie, kolejny nie trafił swoją na szybko zgromadzoną Ki, a Kadet Hector najbardziej waleczny wojownik, padł zaraz po tym jak Jaszczur zmiażdżył mu czaszkę pojedynczym uderzeniem...
" Teraz... Vulfii była, odcięta od reszty... Na jej drodze stał Zmiennokształtny, ten którym udało jej się rzucić i tym który spokojnie obserwował sytuację... Odważna... Pora było poddać ją próbie... "
Gadowi wystarczyło raptem kilka sekund aby pozbyć się reszty młodzików, krwawili a ich powykręcane nienaturalnie kończyny, wyglądały strasznie. Raziel'a upatrzył sobie spokojny obserwator tego wszystkiego, uśmiechnął się do Księcia i gestem zaprosił do potyczki. Przyjął xenońską postawę bojową grodząc drogę do jego Towarzyszki z Ziemi...
***
- Spoiler:
" Zamurowało go... Jej głos grzmiał w sali, starając się podnieść ich morale... Ale przecież była Kobietą... Uczony był aby nie okazywać im najmniejszej uwagi, słowa Ojca zawsze brał za pewnik, starając się mu z całych sił zaimponować... Nawet jako Half... Tym razem złamał surowy zakaz... Przyjrzał się jej uważnie, jej sylwetka i wszelkie krągłości zasłaniał dopasowany uniform... Widział oczy, jasne i lśniące... Oddaniem i Determinacją... Dostrzegł w nich coś znajomego... I Oprzytomniał...
- Uważaj !!!! Zbliża się !!!...
Zamieszanie zrobiło się jeszcze większe, gdy Jaszczur obrał sobie Vulfii za cel. Jego dłoń przybrała fioletową aurę a zakrzywione ostrze mieniło się w odcieniach fioletu. Przewyższał złotowłosą pod każdym względem, a teraz mknął już ku niej. Sylwetkę miał rozmazaną, dla wojowniczki był ponad jej aktualny poziom umiejętności... Nim zdążyła otworzyć szeroko oczy, ujrzała tylko, Krew... Czerwonej barwy...
" Jednak Jaszczur okazał się szybszy, od dzielnego Kapitana... Vincent rzucił się na ratunek złotowłosej... Niestety, ale wtedy odsłonił szczelinę u dołu, co Zmiennokształtny wykorzystał bezlitośnie... Przeciął mu wiązadło łączące mięsień uda z biodrem... Chłopak co sił bliższym ramieniem wypchał Halkę, a sam przyjął morderczy atak... Changeling, kopnięciem posłał Kapitana prosto pod nogi Kobiety... "
- To Twoje...
Młody Kapitan leżał na ziemi, próbując złapać oddech, co utrudniała nagromadzona krew... Złapał nerwowo Złotowłosą za kostkę i rozkazał uciekać, a sam wolną kończyną strzelał do Gada promieniami Ki. Niestety daremno... A Kobieta... Co mogła by teraz zrobić...
***
- Vincent !!! - Grzmiał Koszarowy.
Niestety nie był wstanie śpieszyć dziecku na pomoc, dostał najtrudniejszego przeciwnika. Choć na moment gniew dodał mu sił, nie był wstanie uwolnić się z pod presji jaszczura. Walka trwała w najgorsze, bezradność zaczęła doskwierać walczącym. Gdzie były posiłki, dlaczego tak długo trwała mobilizacja i czy w ogóle ktoś nadejdzie...
OCC:
Vincent:
- Spoiler:
- Vulfii Postem rozpoczęła ciąg zdarzeń w Koszarach. Sytuacja wygląda jak w opisie. Żaden z Kadetów nie przeżył. Vincent ruszył na pomoc Vulfii, odnosząc poważne obrażenia. Zostają w Sytuacji 2vs1, ale bardzo utrudnionej...
- Obserwator, zagrodził Razowi Przejście, do pozostałych walczących. Jest gotowy do walki ale zacznie tylko wtedy kiedy Książę Zaatakuje. Najwidoczniej wie, że celem jest tylko Koszarowy.
- W tej Turze brak informacji, o jakimkolwiek alarmie i wiadomości od żołnierza z portu.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Koszary
Nie Sty 28, 2018 9:59 pm
Na całe szczęście nie było potrzeby wpisywania czy też podawania jakichś bardzo skomplikowanych komend. Wystarczył jego głos, by system się uaktywnił i rozpoczął procedurę podnoszenia bramy. W tym krótkim czasie Zahne rzucił okiem na młodego kapitana, który najwidoczniej był synem Koszarowego. Jakby się tak bardziej przyjrzeć to było między nimi jakieś podobieństwo, no ale rozmowy na temat jakim to ojcem jest Koszarowy można odłożyć na później. Brama podniosła się, a na ustach Raziela pojawił się złośliwy uśmiech. Czas się odwdzięczyć tym bydlakom. Z tego co czuł to tylko ten jeden, z którym bój toczył Koszarowy był od niego silniejsi, lecz pozostała dwójka pozostawała w jego zasięgu. Miał swój plan i musiał go wykonać tylko bał, się iż jego cel może nie być skłonnym do współpracy. Przy okazji Vulfi rzuciła płomienną mowę dla kadetów, a zaraz za nią poleciał w ich stronę Changeling. Raziel nie miał nawet czasu by zareagować, tak samo jak młody kapitan. Kadeci zostali wyrżnięci w przeciągu kilku sekund i teraz dziewczyna musiała stanąć naprzeciwko jaszczura. Zahne również otrzymał swojego przeciwnika.
- Czyli ty chcesz zostać pierwszą ofiarą? Proszę bardzo. – powiedział Raziel obserwując przy okazji pole bitwy. Trzeba było przebić się przez tego dziada. Zahne skupił się, a jego energia zaczęła rosnąć w zastraszającym tempie, tak samo jak jego włosy, które po krótkiej chwili sięgały mu już pasa. Jego złota aura stała się ciemniejsza, a wyładowania cały czas mu towarzyszyły. Super Wojownik poziomu trzeciego. Za każdym razem przychodziło to coraz łatwiej. Saiyanin wystrzelił w stronę swojego przeciwnika z zamiarem wyprowadzenia prawego haka w jego szczękę i posłania go w góry. Jednakże kiedy już zbliżył się do jaszczura to zwiększył jeszcze bardziej swoją szybkość i nagle znalazł się nad nim, by z uderzeniem z lewego łokcia w jego głowę posłać go na glebę. Na tym jednak nie miał zamiaru kończyć, gdyż wykonał obrót dookoła siebie by uderzyć Changelinga prawym kopniakiem w kark i tym samym wybijając się z niego w stronę Koszarowego. Te uderzenia miały zachwiać równowagę Changa i posłać go na glebę, a samemu Razielowi nadać odpowiednią prędkość i próg do ruszenia. Zmiany ataków są częste, ale przy takiej szybkości nie powinien zdążyć zareagować. Z drogi śmieciu, bo pan leci.
- Czyli ty chcesz zostać pierwszą ofiarą? Proszę bardzo. – powiedział Raziel obserwując przy okazji pole bitwy. Trzeba było przebić się przez tego dziada. Zahne skupił się, a jego energia zaczęła rosnąć w zastraszającym tempie, tak samo jak jego włosy, które po krótkiej chwili sięgały mu już pasa. Jego złota aura stała się ciemniejsza, a wyładowania cały czas mu towarzyszyły. Super Wojownik poziomu trzeciego. Za każdym razem przychodziło to coraz łatwiej. Saiyanin wystrzelił w stronę swojego przeciwnika z zamiarem wyprowadzenia prawego haka w jego szczękę i posłania go w góry. Jednakże kiedy już zbliżył się do jaszczura to zwiększył jeszcze bardziej swoją szybkość i nagle znalazł się nad nim, by z uderzeniem z lewego łokcia w jego głowę posłać go na glebę. Na tym jednak nie miał zamiaru kończyć, gdyż wykonał obrót dookoła siebie by uderzyć Changelinga prawym kopniakiem w kark i tym samym wybijając się z niego w stronę Koszarowego. Te uderzenia miały zachwiać równowagę Changa i posłać go na glebę, a samemu Razielowi nadać odpowiednią prędkość i próg do ruszenia. Zmiany ataków są częste, ale przy takiej szybkości nie powinien zdążyć zareagować. Z drogi śmieciu, bo pan leci.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Koszary
Pon Sty 29, 2018 3:18 pm
Akcja Halfki okazała się porażką. Przebieg zdarzeń ostatecznie sprawił, że pod jej nogami wylądował syn Koszarowego. Zwęziła usta w trąbkę. No nie, nie zamierzała odlatywać, ponieważ wciąż Raziel potrzebował jej wsparcia. Czy też tylko tak się jej wydawało, bo może jej pomoc więcej szkodzi niż daje pożytku. Tak czy inaczej wycofanie się z walki było równoznaczne z dezercją, a na to nie mogła pozwolić sobie, tym bardziej, że dopiero wróciła z Ziemi.
Tylko co mogłaby zrobić w takiej sytuacji. Raczej nic, więc wiedziała, że taki cios, jaki spotkał Vincenta z pewnością ją zabije. Honor to jednak honor. Lepsza śmierć dla saiyanina niż ucieczka i powieszenie za dezercję.
Vulfila wciągnęła powietrze nosem jakby zniecierpliwiona. Przeszła nad Vincentem, najpierw jedną nogą, potem drugą i szła w kierunku jaszczura. Oczywiście w momencie przed swoją śmiercią nie mogło brakować stylu w jej ruchach, więc kręciła biodrami, aż zatrzymała się przed przeciwnikiem, zostawiając syna Koszarowego za sobą. Zatrzymała się, nogi miała szeroko rozstawione, ręce złożyła przed sobą.
- Kim ty w ogóle jesteś? – zapytała z nieukrywanym obrzydzeniem w głosie. – Co za żenada, że zabijasz słabszych od siebie. Nie jest to dla ciebie poniżające, że szefowie wysyłają cię przeciwko żadnemu zagrożeniu? Raczej nie jest to okazaniem szacunku wobec twoich umiejętności, których, jak widać, nie brakuje. Jeśli masz jeszcze choć odrobinę honoru, zmierz się ze mną jak równy z równym. – zaproponowała.
Potem ustawiła się jedną nogą z przodu, drugą z tyłu. Ręce w gotowości do blokowania ataków i szybkich uników. Wolała zwodzić go tak długo, jak to będzie możliwe i skupić się wyłącznie na unikaniu jego ataków, dopóki nie przylecą silniejsi i lepsi w walce od niej. Co zresztą na Vegecie nie powinno być żadnym wyczynem/ Jeśli zamierzał ją zabić na maksymalnym poziomie, i tak nie uniknęłaby śmierci. Może chociaż ten, którego zostawiła za swoimi plecami, będzie mógł przeżyć.
Tylko co mogłaby zrobić w takiej sytuacji. Raczej nic, więc wiedziała, że taki cios, jaki spotkał Vincenta z pewnością ją zabije. Honor to jednak honor. Lepsza śmierć dla saiyanina niż ucieczka i powieszenie za dezercję.
Vulfila wciągnęła powietrze nosem jakby zniecierpliwiona. Przeszła nad Vincentem, najpierw jedną nogą, potem drugą i szła w kierunku jaszczura. Oczywiście w momencie przed swoją śmiercią nie mogło brakować stylu w jej ruchach, więc kręciła biodrami, aż zatrzymała się przed przeciwnikiem, zostawiając syna Koszarowego za sobą. Zatrzymała się, nogi miała szeroko rozstawione, ręce złożyła przed sobą.
- Kim ty w ogóle jesteś? – zapytała z nieukrywanym obrzydzeniem w głosie. – Co za żenada, że zabijasz słabszych od siebie. Nie jest to dla ciebie poniżające, że szefowie wysyłają cię przeciwko żadnemu zagrożeniu? Raczej nie jest to okazaniem szacunku wobec twoich umiejętności, których, jak widać, nie brakuje. Jeśli masz jeszcze choć odrobinę honoru, zmierz się ze mną jak równy z równym. – zaproponowała.
Potem ustawiła się jedną nogą z przodu, drugą z tyłu. Ręce w gotowości do blokowania ataków i szybkich uników. Wolała zwodzić go tak długo, jak to będzie możliwe i skupić się wyłącznie na unikaniu jego ataków, dopóki nie przylecą silniejsi i lepsi w walce od niej. Co zresztą na Vegecie nie powinno być żadnym wyczynem/ Jeśli zamierzał ją zabić na maksymalnym poziomie, i tak nie uniknęłaby śmierci. Może chociaż ten, którego zostawiła za swoimi plecami, będzie mógł przeżyć.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach