Dragon Ball New Generation Reborn
Dragon Ball New Generation Reborn

Koszary

+8
April
Kanade
Keruru
Colinuś
Ósemka
Raziel
NPC.
NPC
12 posters
Go down
NPC
NPC
Liczba postów : 1219
Data rejestracji : 29/05/2012

https://dbng.forumpl.net/f53-regulamin-i-informacje-ogolne-obowi

Koszary - Page 4 Empty Koszary

Sro Maj 30, 2012 12:24 am
First topic message reminder :

Najkrwawsze miejsce na planecie, gdzie odbywają się ćwiczenia żołnierzy. To nie jest Ziemia, Saiyanie się nie patyczkują, a zwykłe sparingi kończą się wizytą w szpitalu i to nie z powodu kataru.

Keruru
Liczba postów : 22
Data rejestracji : 04/04/2013


Identification Number
HP:
Koszary - Page 4 9tkhzk0/0Koszary - Page 4 R0te38  (0/0)
KI:
Koszary - Page 4 Left_bar_bleue0/0Koszary - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Wto Maj 07, 2013 9:43 pm
Kadet który został wyznaczony do zadania, stając na baczność sztywno zasalutował, potulnie spuścił głowę i jak najszybciej jak to było możliwe opuścił koszary. Przynajmniej uniknął wzroku setki oczy i niepotrzebnych pytań ze strony zgromadzonych. Wszyscy szemrali naokoło. Po jakieś chwili lotem błyskawicy do rzędu w którym stał Keruru, do jego uszu dotarła informacja, że w szpitalu przebywał jakiś saiyanin, który z misji wrócił nieprzytomny i zabrano go do skrzydła szpitalnego. Kadet, który wyszedł miał się dowiedzieć o jego stanie i wrócić w przeciągu 10 minut. Keruru niecierpliwie przestępował z nogi na nogę, rozglądając się na około bacznie by komuś znowu nieopatrznie nie nadepnąć na ogon. Mogli by już ich puści a nie trzymać tu niepotrzebnie. Czarnowłosy chciał rozpocząć już trening, ale widać los nie był mu przychylny ani łaskawy i jego trening się opóźniał. Brodacz stał przed nimi obserwując ich uważnie z surowym wzrokiem z założonymi na piersiach rękoma. Te dziesięć minut wlekły się niemiłosiernie. Keru westchnął głęboko, po czym prawie nie podskoczył do góry ze strachu kiedy brodaty starszy saiyanin przemawiający wcześniej do stłoczonej masy ryknął na całe gardło z wściekłością. Zaklął siarczyście zniszczył w drobny mak swój scouter. Twarz mężczyzny wyrażała najwyższa powagę, zatem informacja o stanie zdrowia tamtego była dość ważną informacją.
Jaka szkoda. - pomyślał świeżo upieczony kadet patrząc jak resztki urządzenia spadają na podłogę. Gdyby choć kilka części z tego pozostało mógłby sobie coś pozbierać i poskładać. Keruru uwielbiał bawić i grzebać w elektronice, a nie zawsze miał ku temu okazję. Ale scouter był doszczętnie zniszczony. Najwyraźniej wysłany kadet postanowił zignorować rozkaz, czemu brodacz dał upust w postaci gniewu i srogiemu zapewnieniu, że każdy kto go spotka może mu dać w mordę bez jakichkolwiek późniejszych sankcji. Keruru bardzo współczuł tamtemu kadetowi, który tak pochopnie nie wykonał polecenia, i postanowił udać chojraka, który może pozwolić sobie na wszystkie. Pewnie w najbliższym czasie czekała go sroga i surowa kara za brak posłuszeństwa i nieodpowiedzialną postawę. Zatem kolejny saiyanin został wylosowany do wykonania zadania. Był to tym razem brązowowłosy half, któremu Keruru nadepnął wcześniej na ogon. Ten pospiesznie i bez jakichkolwiek pytań i wdawania się w pyskówki biegiem opuścił koszary. Keruru zanotował sobie w głowie by jak tylko będzie miał okazjędowiedzieć się i zdobyć informacje na temat dwóch rzeczy: co to są sarenki i bajki Disneya. Te dwie rzeczy nurtowały jego umysł, ale nie na długo. Został bowiem wybrany z dziewięcioma innymi kadetami. Reszcie kazano się rozejść. Był tym wiele zdziwiony gdyż dopiero się zapisał kilka godzin temu, a już miał okazję otrzymać misję- zadanie, ba nawet się wykazać i zdobyć parę punktów. Z jednej strony go to przerażało bo nie czuł się jeszcze pewnie w akademii, a z drugiej ekscytowało jakie zadanie przygotowano dla tej grupki. Wśród dziesięciu wybranych osób była również dwójka kadetów, którzy szukali wcześniej skutecznego sposobu podrywu na śliczną blondynkę i teraz wyraźnie byli zadowoleni z przebiegu sytuacji. Akurat w wybranej grupie znalazła się uracza acz trochę pobijana i obandażowana halfka. Keru chciał podejść bliżej, przedstawić się zapytać się czy jej nic nie jest i w ogóle cokolwiek by zacząć rozmowę, ale jakoś nie miał śmiałości. Był też inny saiyanin, dużo wyższy od niego o kruczoczarnych włosach, które niczym skrzydło ptaka przysłaniało mu oczy. Dziwnie wpatrywał się w biały ogon czarnowłosego. Ciekawe czy go fascynował czy drażnił. Wyższy saiyanin podszedł do trenera i na baczność zaczął salutować. Keru twardo przełknął ślinkę i ściskając swój biały ogon mocniej wokół pasa czekał na rozwój wydarzeń.
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Koszary - Page 4 9tkhzk0/0Koszary - Page 4 R0te38  (0/0)
KI:
Koszary - Page 4 Left_bar_bleue0/0Koszary - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Wto Maj 07, 2013 10:30 pm
Mijały minuty. Vivian nie poruszyła się z miejsca, oczekując na rozwój wypadków. Nie musiała długo czekać, bo kolejny ryk trenera rozdarł powietrze. Kadet, który niedawno ją zagadał zignorował polecenie wojownika. Nie poszedł do lecznicy, a do własnej kwatery… Za niesubordynacje czeka go pewnie coś gorszego niż szorowanie kibli. Lekceważenie poleceń nie było zbyt dobrym pomysłem, nie tylko z powodu kary. W końcu owa istota mogła w jakiś sposób dopaść Saiyana. Każdy samotny może być narażony na atak, niemożna być pewnym ścieżek w Akademii.
W oka mgnieniu wściekły trener wyznaczył nową osobę odpowiedzialną za sprawdzenie stanu zwiadowcy. Szczęśliwcem, czy też pechowcem, okazał się… Vernil. Zamyślona dziewczyna nie zauważyła chłopaka wcześniej. Dopiero gdy przedzierał się przez tłum do wyjścia, usłyszawszy przywitanie, uśmiechnęła się mimowolnie i skinęła mu głową. Żeby tylko był ostrożny. Z czymkolwiek kazano się im zmierzyć, muszą być bardzo uważni, i nie ma mowy tu o panoszeniu się samopas po korytarzach. Czy istota zabija osoby, których moc przejęła? Czy pozbawia ich siły? Kolejne pytanie bez odpowiedzi. Trenerzy chyba nie wiedzieli więcej, albo po prostu nie chcieli siać zbędnej paniki.
~Teraz co? Rozejść się? Tak po prostu? Niegłupi pomysł. Niech nas potworek zje wszystkich podczas snu, będzie bezboleśnie~
Ósemka miała nadzieję, że będzie mogła wrócić do kwatery, czy chociażby zawitać jeszcze do skrzydła szpitalnego pod błahym pretekstem. Szybko rozwiano jej pragnienia. Trener puścił całą zgraję wolno, karząc zostać tylko wybranej grupce. Nie trzeba mówić, że Vivian została wybrana. Wojownik opuścił ich natychmiast, a wśród kadetów zapanowała krępująca cisza.
Sytuacja nie malowała się dobrze. W każdym razie tłum stopniał do jednej setnej swojej objętości i dziewczyna mogła odetchnąć. Co prawda dalej nie czuła się za dobrze w takiej grupie, nie zamierzała jednak odejść gdzieś na bok. Sytuacja wymagała opanowania. Trudno stwierdzić czy Vivian jest osobą ogarniającą własny umysł, ale jedno jest pewne. Uciekać przed zadaniem nie będzie. Chociaż, gdyby trafiła się godzinka na drzemkę, to byłoby miło.
Axdra powtarzał, że nie należy odwracać się w tył. Jeśli już musisz, to tylko po to, by zmotywować się do dalszej drogi. Mówił też, by nigdy się nie poddawać, gdy chodzi o coś naprawdę ważnego. Pilnował własnych opinii, nie pozwalał z siebie kpić.
Vivian jakoś pozwalała robić z siebie ofiarę i nie spędzała dużo czasu na użalaniu się nad sobą. Bo ona to wytrzyma. Przetrzyma wszystko, a nawet jeśli upadnie to i tak wstanie. Chwalebne, czy godne naśladowania? Szczerze wątpiła. Za nic nie potrafiła odgadnąć motywacji jaką się posługiwała. Wyglądało na to, że już taka jest…
Lepiej byłoby, gdyby skupiła się na chwili obecnej.
Dziewczyna opuściła kołnierz, odsłaniając szyję i dwoma palcami dotknęła opatrunku. Minął wyznaczony czas, oko powinno być już wyleczone. Jednym, gładkim ruchem odkleiła plaster i wolno otworzyła lewą powiekę. Brązowe oko było jak nowe… To znaczy jak stare. Jakby nigdy wcześniej nie wbito w nie odłamka lustra. Potarła je lekko, przyzwyczajając do światła i rzuciła oszczędne spojrzenie na towarzyszących jej kadetów.
Dyskretnie, chociażby dla zorientowania, Vivian przyjrzała się innym. Wysoki kadet z zimnymi, zielonymi oczami i nieprzeniknioną twarzą, tak samo jak ona wyraźnie nie zamierzał zabierać głosu. Z prawej strony stał, o ironio, ten sam chłopak któremu wybiła wczoraj zęby. Co to, fatum? Będzie się na niego natykać co krok? On również nie wydawał się zadowolony z takiego obrotu spraw i akurat tego nie mogła mu mieć za złe. Jakaś dwójka sprzeczała się z boku, co jakiś czas rzucając w stronę kadetki spojrzenia. Nie zamierzała ingerować, chociaż czuła, że źle się to może skończyć. Pozostali wymieniali luźne zdania na temat zaistniałej sytuacji.
Kadetkę jednak zainteresował niski, żeby nie powiedzieć niziutki kadet. Chłopak ze zmierzwionymi czarnymi włosami, sięgający swoim wzrostem gdzieś do jej łokcia. Albo maluch zbłądził na koszary, albo nie pił mleka będąc dzieckiem. Rozglądał się spłoszony i jednocześnie żywo zainteresowany wszystkim naokoło. Wciąż miał na sobie cywilny strój, jakiś worek przewieszony przez ramię i niepewne spojrzenie. Wyglądał jak przestraszona małpka.
Odwróciła od niego wzrok, uśmiechając się w duchu nieświadomie, chociaż twarz pozostawała nieodgadniona. Czemu? Opis przyszedł jej do głowy sam, ale dobrze wiedziała, że tych słów użył do opisania dziewczyny Axdra, kiedyś, dawno...
Słysząc kroki, wyciągnęła dłonie z kieszeni i wyprostowała się. Jeszcze oberwałaby za nieodpowiednią postawę i brak szacunku do wojowników.
Anonymous
Gość
Gość

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Sob Maj 11, 2013 6:30 pm
Kiedy wszedł, mógł zauważyć że większość kadetów jeszcze mogła być w pomieszczeniu. Gdy Czarnowłosy się tak rozglądał, mógł zobaczyć tą samą halkfę, która wcześniej była zestresowana, lecz widział po niej, że się uspokoiła, więc nie miał zamiaru do niej podchodzić, ponieważ ów nie potrzebowała pocieszenia lub podnoszenia na duchu.
Blade spojrzał się we wszystkie strony, lecz nie widział nigdzie tego trenerka, zapewne gdzieś poszedł. Saiyan postanowił podejść do grupy kadetów, w której znajdywała się halfka jak i inni z tego grona, po czym zagadał:
-Yo, nie wiecie gdzie udał się trener ?? Chyba go trochę wkurzyłem, co nie ? - Miał wredny uśmiech na twarzy, ponieważ lubił czasem denerwować tego durnego trenera z koszar, który zawsze dawał najcięższe zadania, lecz one pomagały w ich treningach, po to by stać się silniejszym.
Skrzyżował ręce i umieścił je równo z klatką piersiową, po czym czekał na odpowiedź kadecików, którzy zapewne też czekali na trenera, lecz strasznie cicho siedzieli, ponieważ tylko stali i czekali najwyraźniej na wszystkie wydarzenia, jakie się potoczą.
Po chwili, Blade ponownie się odezwał, bo ta niezręczna cisza go nudziła:
-Jak myślicie, ten nieprzyjaciel, który się tu zbliża nas pokona ? Wiecie, w grupie na pewno z nim wygramy, nie ma z nami szans. - powiedział z gracją dumy, ponieważ myślał, że w grupie na pewno dadzą mu radę, niestety nie wiedział jaką moc ma ten przeciwnik.
Nadal czekał na ich odpowiedź, wieć skręcił głowę w bok i sprawdził wzrokiem wejście, chciał wiedzieć, czy może trener nie wraca do koszar, ponieważ wiedział, że dostanie jakąś zasłużoną karę, jak zazwyczaj. Kiedy ponownie się odwrócił, widział że saiyanie czują się chyba niepewnie i boją się odpowiedzieć, trochę go to dziwiło, ponieważ Raziel nie powinien się niczego wstydzić lub bać, wreszcie razem mieli zadanie znaleźć szpiega, który zagrażał wojsku Vegety.
Odetchnął i czekał, aż wreszcie ważą się mu odpowiedzieć, ponieważ nie będzie wiecznie czekał na ich odpowiedź.
NPC.
NPC.
Liczba postów : 2525
Data rejestracji : 29/05/2012

http://poke-life.net/pokemon.php?p=58946863&nakarm

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Sob Maj 11, 2013 10:08 pm
Koszary powoli pustoszały, zostali jedynie kadeci wyznaczeni przez Trenera. Stali w zbitej grupce i zastanawiali się co dalej. Nagle ich oczom ukazał się chłopak, który jakiś czas temu solidnie wkurzył przełożonego. Jak gdyby nigdy nic, podszedł bliżej i nawiązał rozmowę.

- Ooo tak i to nawet bardzo - rozległ się nagle głos za plecami Blade'a, nawiązujący do jego pytania.

Czwórka Saiyan, z założonymi rękoma wpatrywała się w czarnowłosego z uśmieszkami na twarzach. Zrobili krok do przodu, po czym ten który przed chwilą przemówił, bez uprzedzenia uderzył kadeta w twarz.

- Polazł sobie gdzieś, ale zezwolił na obicie Ci mordy, w razie jakbyś się pojawił.

Pozostała trójka poszła śladem cwaniaczka i po chwili Blade leżał na ziemi, z rozwalonym nosem. Ci jednak nie poprzestali na tym, zaczęli kopać go w stronę wyjścia, aż w końcu wywalili na korytarz. Rycząc ze śmiechu, wrócili do miejsca gdzie stali wcześniej, nabijając się i gawędząc o zaistniałej właśnie sytuacji jeszcze przez parę dobrych minut.

OCC:
1500 dmg. Ledwo się ruszasz, kuśtykasz do szpitala.
Colinuś
Colinuś
Liczba postów : 382
Data rejestracji : 12/01/2013

Skąd : Leszno

Identification Number
HP:
Koszary - Page 4 9tkhzk0/0Koszary - Page 4 R0te38  (0/0)
KI:
Koszary - Page 4 Left_bar_bleue0/0Koszary - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.pl

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Sob Maj 11, 2013 10:25 pm
Droga strasznie się dłużała. Z początku chłopak był dość spokojny, jednak przy końcówce, zaczynał dawać upust swojemu nagrodzonemu zdenerwowaniu. Głośno i szybko oddychał, rozglądał się dokoła w poszukiwania jakieś formy życia, która, na której mógłby przetestować nowe ciało. Bezwładnie zwisające dłonie zamieniały się w pieści a po chwili szybko wyprostowywały. Co jakiś czas miewał dziwne odruchy jak na przykład raptowne ruchy rękoma, zamykanie oczu i otwieranie ust w dziwnym grymasie. Każdy krok działał coraz bardziej na jego wkurzenie. Był teraz bardziej nastawiony na walkę i agresje niż kiedykolwiek. Zawsze był nastawiony delikatnie i spokojnie do życia jednak teraz to nie Vernil władał swoim ciałem…
Wreszcie dotarł na miejsce. Zmierzył wzrokiem całe przejście. Rozejrzał się dokoła czy przypadkiem nie idzie jakiś Saiyan. Domyślał się, że tam w koszarach nie wytrzyma i zacznie się walka. Tak bardzo chciał przed tym wypróbować swoje możliwości. Otworzył drzwi. Stojąc jeszcze w przejściu dokładnie obejrzał całe pomieszczenie. Złowrogo uśmiechnął się pod nosem tak by kadeci stojący w miejscu gdzie przed chwila był trener, nie dostrzegli tego. Szedł w ich stronę.

Tylko dziesięciu... -pomyślał robiąc pierwszy krok w kierunku grupy kadetów. Stali niemalże na końcu. Mniej więcej w centrum leżał, Saiyan. Trzech kadetów kopało go i biło. Half przeszedł do nich. Uśmiechnął się lekko i także wykonał kilka silnych i celnych kopniaków głównie w środek brzucha ofiary. Następnie popchnął go nogą w kierunku wyjścia a za nim pobiegli kadeci by dokończyć dzieła. Szedł dalej w kierunku grupy Saiyan. Całą drogę na twarzy Brązowookiego panował arogancki, agresywny uśmiech. Wszyscy stali odwróceni plecami i wpatrywali się w siebie nawzajem. Half dokładnie obejrzał sobie wszystkich kadetów idąc w ich stronę. Największe wrażenie zrobił na nim kruczowłosy, wyglądał na najsilniejszego z tej dziesiątki. Przepychając się wszedł pomiędzy niskiego czarnowłosego kadeta z białym ogonem a tego z blizną na oku. Bez słowa, zrobił barkami miejsce dla siebie, mocno szturchając tego wyższego, którego aktualnie miał po swojej prawicy. Wykorzystując jego zdziwienie podkosił go prawą nogą z taką siłą, że ten momentalnie upadł na ziemie. Cios miał na celu lekkie poturbowanie przeciwnika. Każdy silniejszy mógł być zagrożeniem, a brązowooki nie wiedział, z kim ma do czynienia.
-Nie pchaj się!-powiedział Brązowooki, patrząc groźnie na leżącego na ziemi, Raziela. Nerwowo rozglądał się dokoła. Dziesięciu. Kadet uważał, że to optymalna liczba. Każdy dodatkowy przeciwnik mógłby być nieco silniejszy i zagrozić jego planom. Na szczęście jednego już pomógł się pozbyć a tamten nie wyglądał na najsłabszego z tej mało licznej bandy.


OCC:

Blade - 150 DMG
Anonymous
Gość
Gość

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Sob Maj 11, 2013 10:28 pm
Niestety Saiyanie myśleli, że uda im się trafić w Blade'a, lecz ten przeczuł natarcie na jego skórę i dawno użył zanzokena, przez co nie dostał żadnych obrażeń, po czym wzniósł się w powietrze i poleciał w stronę drzwi. Wiedział, że jakby chciał, dałby im radę, bo te szumowiny, które chciały go skopać nie były na jego poziomie, w grupie może i są silny, ale Czarnowłosy wiedział, że pojedynczo by każdego rozniósł.
Poleciał w stronę wyjścia z Akademii, po to by więcej nikomu się nie przytaczać. Po paru korytarzach, saiyan wreszcie znalazł się w repecji, myślał że też na niego ktoś tutaj będzie na niego czekać, lecz niestety nie było żadnej straży.
Wylądował, po czym od razu pchnął do przodu drzwi, żeby się otworzyły, kiedy się otworzyły, wyleciał i pokierował się w stronę parku, ponieważ wiedział, że tam będzie spokojnie i nikt w takim miejscu nie będzie szukał jednego kadeta, który coś zawinił.
Kiedy tak leciał, niczego nie widział podejrzanego, więc adrenalina mu opadła, ponieważ nie spodziewał się tak niespodziewanego ataku od własnych braci, może też byli zdrajcami, którzy zostali opętani przez tego potwora ? Niestety Blade nie mógł sobie na to odpowiedzieć, nawet nie mógł wrócić do Akademii , ponieważ chciał żeby wszystko ucichło, tak żeby już mógł wrócić na legalu do budynku.
Czarnowłosy zbliżał się do miejsca, gdzie miał na razie posiedzieć, ponieważ nie wiedział gdzie może się ukryć, dom jest za daleko dla niego, a w parku by przecież go nie szukali, więc zaczął powoli obniżać lot, bo miał zamiar lądować. Kadet wreszcie wylądował, po czym pobiegł w stronę mnóstwa czerwonych drzew, dzięki nim mógł się ukryć, więc wskoczył na jedno z nich i rozsiadł się na gałęzi, po czym odetchnął z ulgą i czekał na dalsze skutki.

z/t - Park
OCC:
Oj nie tak łatwo mnie znajdą Very Happy
NPC.
NPC.
Liczba postów : 2525
Data rejestracji : 29/05/2012

http://poke-life.net/pokemon.php?p=58946863&nakarm

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Sob Maj 11, 2013 10:40 pm
Blade miał ogromnego pecha. Już myślał, że udało mu się wszystkich wykiwać, gdy nagle poczuł mocne szarpnięcie i został rzucony na pobliską ścianę.

- Tutaj ku*wa jesteś pier*olony gówniarzu! Już ja Ci pokażę, że mnie się w ch*ja nie robi!

Podszedł do leżącego kadeta i postawił na nim stopę. Rozległo się nieprzyjemne chrupnięcie - kilka żeber nie wytrzymało potężnego nacisku. Następnie Trener "pobawił" się nieco kończynami chłopaka, wykręcając je wszystkie strony. Skończył to wszystko mocnym kopniakiem, po którym Blade odbił się od sufitu i wylądował na drugim końcu korytarza.

- Wypatroszyłbym Cię, ale nie warto brudzić sobie na Ciebie rąk. Nie pokazuj mi się więcej na oczy. Ty tam! - ryknął do jakiegoś ogoniastego, który akurat szedł obok - zabierz to ścierwo do szpitala!

OCC:
Zostaje Ci 1 HP. Budzisz się nieruchomy w szpitalu - nigdzie się stamtąd nie ruszasz! I nie próbuj żadnych sztuczek, bo źle się to dla Ciebie skończy. Pozostali będący w koszarach - ta sytuacja dzieje sie na zewnątrz, więc nie musicie jej uwzględniać w swoich postach.
Keruru
Keruru
Liczba postów : 22
Data rejestracji : 04/04/2013

Skąd : Kraków

Identification Number
HP:
Koszary - Page 4 9tkhzk0/0Koszary - Page 4 R0te38  (0/0)
KI:
Koszary - Page 4 Left_bar_bleue0/0Koszary - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Sob Maj 11, 2013 10:47 pm
Dziesięć minut tak powiedział trener, ale dla Keruru caly ten czas zdawał się być wiecznością. Był pewien że dziesięć minut już dawno minęło a brązowowłosy nie wracał. Brodatego trenera też nie było w pobliżu, gdzieś wyszedł i zostawił ich samych sobie bez wyjaśnienia. Coś się zapewne musiało stać. On i dziewięciu wybranych stali w koszarach jak te przysłowiowe kołki, nie wiedząc co robić i co ze sobą począć. Keruru z trudem przełknął ślinę i podszedł bliżej do wysokiej kadetki - Emm, przepraszam czy nic ci nie jest? – zaczął jakoś rozmowę, mimo że to był najgłupszy tekst jaki mógł palnąć, zwłaszcza na przywitanie . Dziewczyna rzeczywiście wyglądała na dość poobijaną, bandaże na jej ręce świadczyły i Keru z czystej życzliwości chciał się dowiedzieć . Miał wrażenie, że uśmiechała się do niego. Oczywiście nie miał nic złego na myśli, nie chciał jej urazić. Zwłaszcza, że usunęła plaster z oka od tak. Może nie odczuwała bólu. Na chwilę przeszedł go dreszcz, że pewnie zaraz oberwie za głupie pytanie. Postanowił więc błyskawicznie zmienić temat rozmowy. - Jak myślicie - rzekł tak niby do blondwłosej starając się jednak uniknąć jej spojrzenia i bardziej katem oka spoglądając na szmaragdokiego sayianina stojącego paręnaście metrów dalej – Czy rzeczywiście sytuacja jest taka poważana, może wiecie coś więcej ma ten temat. Wiecie ja dopiero niecałą godzinę temu się zapisałem do akademii i nie bardzo się orientuję, a już mnie wyznaczono do…….. – zamilkł na chwilę zastanawiając się co powiedzieć. Przecież nie wiedział po co go wyznaczono i pozostałych kadetów, po czym kontynuował spokojnym głosem dalej. -.... chciałbym wiedzieć coś więcej, więc jeśli coś wiecie podzielcie się ze mną informacją. Proszę. – smutno spuścił głowę, ale determinacja mocno przedzierała się przez jego słowa. Nagle do koszar wtargnął saiyanin, który jako pierwszy został wybrany i ten, który zignorował rozkaz. Najwyraźniej był dumny ze swojego czynu bo stanął naprzeciwko nich i zaczął się przed nimi chełpić tym co zrobił jakby to był powód do chluby. Keruru przyglądał mu się z lekkim niedowierzaniem w oczach. Albo ten kadet był głupi jak but, czego nie mógł wykluczyć, gdyż większość saiyan nie wybijała się ze swoją inteligencją ponad przeciętność. Albo tak odważny, butny i pewny swoich możliwości, że sprzeciwie się trenerowi nie było dla niego wyzwaniem. Najwyraźniej cała zaistniała sytuacja go bawiła. Keruru nie miał najmniejszej ochoty informować go o tym co miało go spotkać w najbliższym czasie. Niech sam wypije to piwo, które wcześniej nawarzył, niedługo się przekona, a wtedy chyba nie będzie mu już tak wesoło. Czarnowłosy kadet najwyraźniej trochę zniecierpliwiony zaczął zadawać bardzo podobne pytania do tych co Keruru na początku. Młody kadecik zacisnął mocniej biały ogon na tali i odsunął się o parę metrów dalej od pyszałka zachowując milczenie. W koszarach panowała grobowa cisza. Instynkt jak zwykle go nie zawiódł i poinformował o niebezpieczeństwie bezbłędnie. Dwóch kadecików, którzy podziwiali wcześniej blondwłosą z dodatkowym wsparciem dwóch kolejnych rzuciło się z pięściami na czarnowłosego z uśmiechem na twarzach. Keru zdębiał i cofnął się dalej. Można było się spodziewać, że ktoś wykorzysta okazje, skoro brodacz zezwolił. Z jednej strony Blade zasłużył, z drugiej czterech na jednego było zagraniem nie fair. Keru widział często bijatyki, ale to było zupełnie co innego. Trochę takie zachowanie go przerażało musiał przyznać. Nawet jeśli stanąłby w obronie bitego saiyanina pewnie i tak by nic nie wskórał a sam by dostał. Jednak nie trzeba było działać pyszałkowaty kadecik znał jakieś techniki i uniknął z łatwością ciosu wycofując się w stronę drzwi i uciekając w nieznanym kierunku. Keruru od razu zanotował w myślach by obok sarenki i bajek Disneya, dowiedzieć się jaką technikę zastosował czarnowłosy i by się jej nauczyć. Wtem do koszar wtargnął brązowowłosy, ten który jako drugi został wysłany przez trenera. Oj coś się wyraźnie święciło, Keru miał dziwne złe przeczucie. Half, spojrzał na niego lecz zignorował go, przeszedł obok niego bez słowa i stanął naprzeciwko szmaragdokiego. Błyskawicznie zaatakował kadeta – w każdym bądź razie tak to wyglądało - podcinając mu nogę i przewracając go o ziemie. Czarnowłosy nie mógł uwierzyć czemu wszyscy naokoło niego zachowują się tak niedorzecznie i wszyscy się piorą naokoło. Zachowując milczenie obserwował i czekał na rozwój sytuacji. Nie było sensu włączać się do bójki, może ta dwójka miała jakieś porachunki do wyrównania i właśnie nadarzyła się okazja.
Anonymous
Gość
Gość

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Sob Maj 11, 2013 11:26 pm
Po chwili, kiedy Blade uniknął ataku nieznajomych kadecików, mógł poczuć jakieś szarpnięcie na swoich ciuchach, wiedział już, że trener wrócił na salę i będzie na pewno chciał dać swoją karę. Kiedy powoli zaczął się podnosić, kiedy trener nagle miał zamiar postawić na nim stopę, przydeptał tylko jego iluzję, a saiyan znajdował się poza obszarem pomieszczenia.
Pobiegł od razu w stronę wyjścia z budynku, ponieważ wiedział, że jest tak jakby ścigany przez połowę kadetów, jak i samego koszarowego trenera. Kiedy tak biegł, mijał innych kadetów, którzy się chyba dziwili, gdzie mu się tak śpieszy, nie mogli się tego dowiedzieć, ponieważ nie miał zamiaru nawet się zatrzymywać, wiedział że trener nie używa całej swojej siły, a już parę razy mu się naraził, więc postanowił tym razem wycofać się, wiedział jednak że dałby mu radę na złotej transformacji, którą kiedyś widział.
Kiedy już był przy recepcji, od razu skręcił w stronę wyjścia z całej budowli, po czym z niej wyleciał i poleciał w stronę parku, w którym zapewne będzie bezpieczny, ponieważ trener nie będzie go w takim dziwnym miejscu szukał, wie on, że najpierw będą sprawdzać jego kwaterę, gdzie niestety się zaskoczą, bo go tam nie będzie, lecz mogą też przeszukać inne miejsca w Akademii.
Powoli dezaktywował adrenalinę, po to by szybciej uciec z pomieszczenia, jak i budynku, zaraz po tym odetchnął z ulgą, po czym widział już z daleka niewielki park. Saiayn zaczął obniżać lot, po czym już stał nogami w pięknym parku, nie mógł tego nazwać inaczej.
Od razu pobiegł i wskoczył jak małpa na jakieś najbliższe drzewo, po czym usiadł sobie na jakąś grubą i wytrzymałą gałąź, po czym rozluźnił się cały i odpoczywał, miał nadzieję, że wszystko niedługo ucichnie.

z/t - park
OCC:
Trener rozwalił podłogę Razz
NPC
NPC
Liczba postów : 1219
Data rejestracji : 29/05/2012

https://dbng.forumpl.net/f53-regulamin-i-informacje-ogolne-obowi

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Nie Maj 12, 2013 11:27 am
Koszary - Page 4 Amathar_by_BK_81

Trener nie dał się nabrać na te jego tanie sztuczki. Mógł jednym ciosem posłać go do kostnicy a ten nawet by o tym nie wiedział. Litował się jak widać niepotrzebnie bo ten znów próbował uciec. Złapał go za łeb i ścisnął bardzo mocno podnosząc jednocześnie do góry.
- Co ty wyprawiasz?
Powiedział na początku spokojnie. Następnie ścisnął znacznie mocniej jego głowę omal nie miażdżąc czaszki.
- Czy ty sobie ku*rwa mać myślisz? Że tak po prostu sobie spie*dolisz!? NĘDZNA KUPO GÓWNA!?
Przywalił mu z pięści w potylicę. Uderzał bez ustanku.
- Ja... Ci... Ku*wa... Dam... Taki... Wycisk... Że... Odechce... Ci się... SPIE*DALAĆ!! - Każde słowo to było każde kolejne uderzenie. Na koniec uderzył prawie z całą siłą łamiąc mu kilka kości i wbijając go w ścianę. Podszedł do jego truchła i wyciągnął go za fraki na glebę. Przeciągnął jak szmatę po podłodze rozmazując jego krew po niej.
- Ty pieprzony tchórzu! Nie zasługujesz na bycie żołnierzem. Zostajesz zdegradowany i won z akademii!
Trener zerwał z Blade'a resztki jego uniformu i nagiego oraz pół przytomnego zaciągnął do portu. Po czym wsadził go do kapsuły.
- Polecisz teraz sobie na wycieczkę. I jeśli przetrwasz tam tydzień to może będziesz mógł wrócić do akademii.
Trener lekko się uśmiechnął, ponieważ doskonale wiedział, że jest niemal niemożliwe by ten saiyan przetrwał tam więcej niż dwa dni. Właz się zamknął i Blade River zniknął gdzieś w przestworzach.

OOC: Gratulacje Blade. Właśnie otrzymałeś specjalny bonus. A jest to... taram taram taram... BAN! Na 24h za czwarte ostrzeżenie i -20pkt. Znaj moją łaskę. Jak wrócisz to piszesz na Makyo Star. Czekał tam będzie na Ciebie specjalny post NPC.
Raziel
Raziel
Succub Admin
Succub Admin
Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013

Skąd : Rzeszów

Identification Number
HP:
Koszary - Page 4 9tkhzk750/750Koszary - Page 4 R0te38  (750/750)
KI:
Koszary - Page 4 Left_bar_bleue0/0Koszary - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Pon Maj 13, 2013 9:32 pm
Czekanie dłużyło się niemiłosiernie. Pomimo tego, że Raziel nie należał do niecierpliwych to zaczynało go to wszystko już nudzić. A może ta cała akcja jest tylko jednym wielkim kłamstwem. Testem mającym sprawdzić jak kadeci poradzą sobie w sytuacji zagrożenia życia. Młodzieniec nie wiedział co trenerzy mogą wymyślić, ale jak to mówił jego ojciec należało spodziewać się wszystkiego i brać każdą opcję pod uwagę. Więc analizował. Zielone oczy przeskakiwały po towarzyszach kruczowłosego, zatrzymując się na każdym i dokładnie obserwując ich. Trzech kadetów dość wyraźnie napalonych na blondwłosą. Zapewnię jakaś grupa znajomych. Stale trzymali się razem i rzucali tylko ukradkowe spojrzenia na biust i tyłek brązowookiej. Raziel zignorował tych przygłupów i przeszedł dalej. Kolejny był to Saiyanin bez dwóch jedynek. Ten również wpatrywał się w Halfkę jednak nie było w jego wzroku pożądania. Była to czysta nienawiść. Widocznie ta para miała kiedyś starcie w przeszłości i teraz kolega szukał okazji na wyrównanie rachunków. Młodzieniec zanotował go sobie w pamięci na wszelki wypadek. Trzeba uważać, żeby nie zrobił jakiego świństwa dziewczynie i tym samym naraził resztę. Wtedy się go wyeliminuje. Kolejną częścią grupy był mały Saiyanin z białym ogonem. I tylko ta część była czymś co przyciągało uwagę do wystraszonego dzieciaka. Widać było po nim, że zapisał się dość niedawno, bo nie posiadał nawet stroju kadeta. Wystraszony wzrok dopełniał reszty. Młody wyglądał jakby miał zaraz zejść na zawał i jakoś tego nie ukrywał, jednak starał się być dzielnym. I następna w tej grupie. Skupiająca najwięcej uwagi zapewne dlatego, że była dziewczyną. Raziel patrzył i starał się domyślić jaka siła kryje się za tą twarzyczką. Bo to do tego, że jest silna nie miał najmniejszych wątpliwości. Zbyt długo przebywał w towarzystwie Eve by nie nauczyć się, że dziewczyny nie tylko ładnie wyglądają, ale umieją też nieźle przywalić, o czym sam się przekonał. Ale młody Saiyanin nie miał zbyt dużo czasu na rozmyślanie nad tym, gdyż na scenie pojawiła się kolejna postać.

Blade wparował sobie do koszar jak gdyby nigdy nic. Nie wyglądał jak ktoś kto kilkanaście minut temu wkurwił jednego z najbardziej wrednych trenerów na Vegecie. Był dość wyluzowany i szybkim krokiem podszedł do grupki kadetów. Z uśmiechem zaczął zadawać pytania odnośnie wroga, i szans wojska przeciwko niemu. Raziel nie odzywał się, gdyż widział, ze grupka kadetów, którzy chcieli wyrwać blondwłosą zaczęła się do niego zbliżać z paskudnymi minami. W następnej chwili zaatakowali w trójkę Blade’a. Szmaragdowooki nie poruszył się i w tym wypadku. Ta trójka pomimo ataku grupowego nie trafiła Rivera ani razu. Były towarzysz Raziela użył jakiejś techniki, dzięki której uniknął ataków, po czym szybko wyleciał przez drzwi. Zaczynało się robić coraz dziwniej. Zaś całości dopełnił mały kadet, który podszedł do brązowookiej i zaczął zadawać jej pytania, które były niejako skierowane również do pozostałych. Szmaragdowooki postanowił ruszyć się i również zaczerpnąć jakiś informacji, a zarazem jakoś uświadomić biało ogoniastego, ze zaczyna się robić niebezpiecznie.
- Z tego co wiadome mały to to, że przybyła do nas jakaś potężna forma życia. – powiedział chłodnym tonem Raziel, zaś kiedy mały kadet i blondwłosa skierowali swoje spojrzenia na niego kontynuował. – Ten intruz musi być bardzo potężny, bo nawet trenerzy wydają się dość niepewni. A ci to najlepsi z najlepszych. Niektórzy sama elita, wierz mi. Więc radze Ci uważać, gdyż może decyzja o zapisaniu się nie była najmądrzejsza.
Kiedy Raz zakończył swoje przemówienie, dostrzegł kontem oka coś co wreszcie mogło posunąć całą sprawę naprzód. Do koszar właśnie wracał kadet wysłany kilkanaście minut po Bladzie do pomieszczenia regeneracyjnego. Ku zdziwieniu Raziela był to ten sam kadet, którego widział wcześniej na Mordowni w towarzystwie blondynki. „Kilka tysięcy Saiyan na planecie, a ja muszę wpadać wiecznie na tych samych ludzi. Niezłe mam szczęście” pomyślał sarkastycznie. Brązowowłosy half zbliżał się do ich grupki powolnym, arogancki krokiem. Kiedy wreszcie się przy nich znalazł wepchnął się bezceremonialnie między szmaragdowookiego, a małego kadeta. W następnej chwili kruczowłosy leciał już na ziemię, podcięty sekundę wcześniej przez nowoprzybyłego. To go zaczęło już irytować. Nie dość, że włazi w niego jak zwykłe bydle to jeszcze mu pyskuje. Tego było już dość. Szybki ruchem rąk odbił się od posadzki i wyskoczył w powietrze po czym upadł prosto na nogi. W następnej chwili podszedł do kadeta i zmierzył go lodowatym wzrokiem.
- Masz jakiś problem, czy po prostu nudzi Ci się i szukasz zaczepki? – zapytał zimno. Nie wiedział czy ten kadet zawsze zachowuje się jak gnojek czy też nie. Mało go to obchodziło. Jak teraz go zaatakuje to kruczowłosy podejmie rękawicę. Nie po to trenował tyle by dać się teraz poniewierać jakiemuś kadecikowi z przerośniętym ego.
avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Koszary - Page 4 9tkhzk0/0Koszary - Page 4 R0te38  (0/0)
KI:
Koszary - Page 4 Left_bar_bleue0/0Koszary - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Pon Maj 13, 2013 11:28 pm
Kroki… Na pewno słyszała kroki. Albo z głowy przerzuciło się jej na uszy i omamy słuchowe zostały włączone do dziennego repertuary odpałów.
W każdym razie usłyszała niepewny głos świeżo upieczonego kadeta. Skierowała wzrok na małego Saiyana, który podszedł do niej, wskazując na opatrunki. Chłopak wciąż ostrożny, nie odnalazł się w sytuacji w której nagle do postawiono, ale odważył się zagadać. Vivian miała świadomość, że nie wygląda zbyt przyjaźnie, zwłaszcza pobandażowana, milcząca i ze wzrokiem przyszpilonym do ziemi.
Zaprzeczyła ruchem głowy, jasno dając do zrozumienia, że z nią wszystko w porządku. Nie takie bóle się znosiło. Pomijając fakt, że sytuacja nieciekawa, a odpowiedzialny za jej rany osobnik wpatrywał się w nią nienawistnym wzrokiem dwa kroki dalej, czuła się nawet dobrze. Ósemce kąciki warg drgnęły w uśmiechu, gdy rozmawiała z małym kadetem. Jak on tu trafił? Wiedziała, na pierwszy rzut oka, że jest za miły, za miękki na wojownika. Kto jednak wie? Może ma marzenie, ma cel, który karze mu znosić wszelkie niedogodności.
Chciała odpowiedzieć na jego pytania, gdy uprzedził ją zachowawczy ton kadeta z blizną na twarzy. Przeniosła na niego spojrzenie, wysłuchała słów końca i skinęła lekko głową.
- Nie rozumiem tylko jednej rzeczy. Trenerzy również są zaniepokojeni, a wygląda na to, że zamierzają przydzielić nam jakieś zadanie. Mam nadzieję, że się mylę. Co według nich może zrobić dziesięcioro kadetów? – Podsumowała własną wypowiedź pytaniem retorycznym i znów zastygła, wbijając dłonie w kieszenie. Co oni mogą zrobić, zwłaszcza w obliczu takiego niebezpieczeństwa? Nie wiedzą z czym walczą. Chyba, że trenerzy poślą ich zgraję na bój, a wróg umrze ze śmiechu na widok nieogarniętych kadetów.
Słowa halfki, obiektywne i prawdziwe, musiały jakoś podziałać na zgromadzonych. Rozmowy odrobinę przycichły, przestała czuć na plecach wzrok stojących za nią kadetów. Jej własne spojrzenie zahaczyło o chłopaka, tkwiącego obok niej w cywilnych ciuchach. Niemal widziała lęk w oczach najmniejszego z kadetów, dlatego posłała mu oszczędny, ale pokrzepiający uśmiech, który pojawił się na jej twarzy jakby od niechęcenia. Będzie dobrze. Nieważne co się dzieję, jak bardzo cię zgnoją, jak bardzo będzie boleć. Wstaniesz i wszystko będzie dobrze. Tak. Takim trzeba być, trzeba zawsze się podnieść bo to takie… Takie właściwe? Prawdziwe.
Kroki. Uniosła głowę, spodziewając się, że ujrzy wojowników, ale los zgotował niespodziankę. Do koszar wszedł czarnowłosy kadet, który zagadywał ją jeszcze niedawno, ten sam, który zaskarbił sobie nienawiść trenera. Oczy Ósemki rozszerzyły się, gdy chłopak stanął przed nimi, przechwalając się faktem, że tak rozzłościł wojownika. W głowie wyświetlił się jej obraz brodatego Saiyana z wściekłością i żądzą mordu w oczach, większą niż ustawa przewiduje, nawet wśród taki krwiożerczych wojowników jakimi są Saiyanie. Na miejscu kadeta, Vivian nie pokazywałaby się tutaj w ogóle. Albo jest tak głupi, że nie boi się trenera, albo tak silny, by mógł bez krępacji ignorować rozkazy. Trudno było stwierdzić która z możliwości jest bardziej prawdopodobna – obie były tak samo nielogiczne. W każdym razie Vivian nie zamierzała mu odpowiadać, tylko zacisnęła wargi.
Jak nie ona, to inni. Chłopak bez dwóch zębów i trzech inny kadetów rzuciło się na nowoprzybyłego, korzystając z danego przez trenera przyzwolenia. Już myślała, że zostanie z zuchwałego kadeta plama krwi na podłodze, gdy postać chłopaka rozmyła się, unikając wszystkich ciosów. Najwyraźniej jakaś technika pozwoliła na wyminięcie ataków. Dzięki niej umknął w jednym kawałku i szybko stracili go z oczu. Ósemka miała na języku krótkie podsumowanie całej sytuacji, ale przełknęła je, przymykając powieki. Nie warto.
~Jest źle. Prawdę mówiąc, jest tragicznie. Prawdopodobnie zasiali panikę wśród kadetów, ale do czego im nasza dziesiątka, nie potrafię stwierdzić. I są jeszcze tacy śmiejący się z całej sytuacji. Trzeba… Trzeba zepchnąć na bok wszystko inne i skupić się na tym, by nie dopadł nas wróg. Chodzić wszędzie w grupach, unikać samotności.~ A samotność było właśnie rzeczą jaką najbardziej potrzebowała. Potrenować, usiąść, pobyć w odosobnieniu. Pomyśleć, albo w ogóle nie myśleć, odizolować się od kłębiących się w głowie wspomnień i zlepek słów, tętniących gdzieś w środku. Rzeczywistość jest jednak okrutna i rozszarpała na konfetti marzenia Vivian, obsypując nimi zakrwawioną ziemię koszar. Wróg, wróg u bram…
Trzeba będzie przeżyć i się nie dać.
~Axdra, a na takie bagno miałbyś jakąś radę dla mnie?~
Nie daj się Vi.
I wszystko jasne.
Otworzyła oczy w dobrym momencie, by ujrzeć mgnienie brązowej czupryny w wejściu. Vernil musiał wrócić ze zwiadu w szpitalu. Swoją drogą, zajęło mu to trochę. Ósemka była ciekawa jak się ma ranny zwiadowca. Słyszała o Komorach Regeneracyjnych, ale jeśli jego stan jest taki zły jak mówiono, trochę potrwa nim coś powie. Zacisnęła i rozluźniła pięści w zamyśleniu.
Najgorszą rzeczą jest teraz brak informacji o przeciwniku. Nie wiedzą z kim walczą i jak mają walczyć. Taktyką, podstępem czy surową siłą? Kim jest wróg? Drapieżnikiem który chce mordować, czy zimnym sadystą, któremu zależy wyłącznie na bólu?
Czekała aż Vernil coś powie, ale chłopak nie wydawał się być zainteresowany udzieleniem jakichkolwiek wiadomości. Rozglądał się na boki, taksował ich spojrzeniem i wyraźnie coś go nosiło. Nie spytał ani o trenera, ani się nie odezwał, chodził napięty jak struna. Obawiałaby się go zagadać, tak niewyraźną miał minę. Sytuacja była aż tak zła?
Pierwsze podejrzenie znikło jak zdmuchnięty płomień świecy. Nim Vivian zdążyła się zorientować, chłopak podciął nogi zielonokiego kadeta. Tamten upadł, ale szybko poderwał się na nogi, wykonując efektowny zryw. Bójka wisiała w powietrzu, zwłaszcza, że po zaatakowanym widać było, iż przyjmie zaproszenie do wzajemnego sklepania mordy.
Normalnie Ósemka nie zwróciłaby na to uwagi, ale zachowanie Vernila sprawiło, że stała niewzruszona jak głaz, wpatrując się w niego czujnie. Napięta sylwetka, rozdrażnienie, ukradkowe spojrzenia na boki. I ta bezpodstawna agresja tak charakterystyczna dla Saiyan. Dłonie zaciśnięte w pięści. Wzrok, ostry a jednocześnie nieco zagubiony.
To nie był Vernil.
On nie zaatakowałby znienacka, nie rzucałby słów tak pretensjonalnym tonem i nie miałby tak nieprzyjemnego spojrzenia. Vivian sama przed sobą musiała przyznać, że kadeta nie zna. Mieli wspólną misję, sparing i nie znała go za dobrze. Potrafiła jednak określić, gdyby ją zapytano, jaki chłopak jest. Był jak na wojownika zadziwiająco łagodny i do tego spokojny. Nie krzyczał, nie rzucał się na wszystkich. Za to właśnie w tej chwili porywy złości w których atakował skojarzyły się jej z szamotaniną dzikich zwierząt. Zwierząt, nieznających terenu, nie wiedzących co je czeka, zadających ciosy na ślepo. Zachowanie osoby znajdującej się na terytorium wroga.
Dziewczyna zmierzyła ukradkowym spojrzeniem Vernila, znajdując na jego ręce krwawy ślad.
"Osobnik ten wślizguje się do ciała ofiary i przejmuje nad nią kontrolę."
Szlag. Szlag, szlag, szlag, szlag i jeszcze raz szlag, tak dla podkreślenia powagi sytuacji.
Co ma teraz robić? Sama ma pełno zacięć na ciele. Nie może od tak podejść i wykrzyczeć swoje obawy. Co prawda, znów złe myśli tańczyły w jej głowie, ale nie może zdemaskować Vernila tak po prostu. Może się na nich rzucić, wybuchnie panika, stanie się jeszcze coś gorszego. Czy wyglądało na to, że wyłącznie ona ma takie podejrzenia? Najwyraźniej tylko ona zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji. Dla niej jeszcze chwilę temu cała sytuacja była pewną abstrakcją.
Vivian pochyliła się nagle z uśmiechem do ucha niskiego kadeta, jakby miała ochotę skomentować żartem całe zajście. Tak to miało właśnie wyglądać. Zamiast wesołego tonu, którego podziewały by się chłopak, usłyszał poważny, przyciszony ton.
- Leć po trenera, ale już. – Wyszeptała. Następnie wyprostowała się, z uniesionymi kącikami ust i klepnęła kadeta z białym ogonem po plecach, dając tym samym znak by się pośpieszył. Obserwator mógł stwierdzić, że zaznajomiła się z małym Saiyanem, tak pewnie i myśleli niektórzy. Dwóch kadetów spoglądało na niego zazdrośnie.
Co dalej? Nie zacznie się bić, bo to zły pomysł. Czy da radę go jakoś przechytrzyć? Czy potwór siedzący w Vernilu od razu złapie ją z gardło?
Ignorując własne myśli podeszła do spierających się, wciąż nie zmieniając wyrazu twarzy. Uśmiech może stał się nico bardziej kpiący, ale nie wiadomo jakim cudem. Ósemka nie widziała czy dobrze gra, ale jeśli w Vernilu naprawdę coś siedzi nie powinien się poznać.
- Uspokójcie się. Nie warto. Mamy o wiele ważniejsze rzeczy na głowie. – Stanęła pomiędzy kadetem z blizną na twarzy a Vernilem, a raczej czymś, co przejęło ciało Vernila. Jedno spojrzenie z bliska i była pewna. Nie ten wzrok. Spojrzenie było takie, jakby naprawdę miał zamiar rzucić się wszystkim do gardła.
Odwróciła się plecami do Vernila, tak by nie mógł zauważyć jej twarzy. Patrzyła teraz prosto na kadeta, a twarz dziewczyny straciła nonszalancki wyraz.
- Idźcie gdzieś na bok, ja się nim zajmę. Zwyczajnie się zdenerwował i trzeba go uspokoić, bo zaraz dostanie ataku złości i będzie rozwalał co popadnie. – Uniosła dłoń łagodząc sytuację, jednocześnie kładąc nacisk na pierwsze zdanie. Odejdźcie jak najdalej! Błagam!
Jeśli zaatakuje wroga, ten gotów walczyć, a nie miała pojęcia jak jest silny. Może ją zmiażdżyć jak pchłę, a nie chciała ryzykować. Odwróciła się do istoty z uśmiechem, chociaż powstrzymywała odruch by nie krzyknąć Zostaw go!. Kiwnęła na bok, w bardziej odosobniony kąt.
Vivian miała nadzieję, że oddalą się od grupy, w ten sposób by reszta nie była narażona na atak. Gdyby coś się stało, gdyby zaczął walczyć tu i teraz, będzie się bronić. Póki co, miała nadzieję, że niziutki kadet jest w drodze powrotnej, bo kończyły się jej pomysły. Starała się zająć Vernila, albo to, co się za niego podawało, rozmową jak najdłużej się da. Najtrudniej było zignorować strach, a dalej już jakoś pójdzie. Już przestała wierzyć, że może się jej wydaje, że zachowanie Vernila to przywidzenia. W duchu Ósemka niejako zaczęła się modlić.
~Axdra, bracie, miej mnie w opiece, bo być może niedługo się zobaczymy.~
Keruru
Keruru
Liczba postów : 22
Data rejestracji : 04/04/2013

Skąd : Kraków

Identification Number
HP:
Koszary - Page 4 9tkhzk0/0Koszary - Page 4 R0te38  (0/0)
KI:
Koszary - Page 4 Left_bar_bleue0/0Koszary - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Czw Maj 16, 2013 5:36 pm
Keru stał cierpliwie czekając na odpowiedź z jednej albo z drugiej strony, nie za bardzo przejmował się pyszałkowatym czarnowłosym kadecikiem, który właśnie otrzymywał potężny zasłużony łomot od trenera – na szczęście poza wzrokiem chłopaka. Mimo, że pierwsze pytanie skierował do blondwłosej najwyraźniej bardziej skory do rozmowy i odpowiedzi jako pierwszy okazał się szmaragdooki saiyan, który podszedł do nich bliżej. Keru nigdy nie widział wcześniej saiyan o takim kolorze tęczówek, czy to aby nie był half . Nie miał jednak odwagi by się o to zapytać. Właściwie z wywodu szmaragdookiego nie dowiedział się niczego nowego, usłyszał tylko po raz setny raz, tą samą strawioną wcześniej informację, że saiyanom na planecie grozi niebezpieczeństwo nie wiadomo z jakiego źródła, tak że nawet wyszkoleni wojownicy są pełni obaw niepokoju i prawie trzęsą się ze strach. Szmaragdooki jak gdyby nigdy nic, już na znajomości początku wygarnął mu czy aby to była rozsądna i trafna decyzja, że się zapisał do akademii. Młodziutki saiyanin znieruchomiał i zesztywniał na te słowa. Dlaczego on mu to powiedział. Jaki miał w tym cel. Czy to jego wygląd tak sprawił że tamten kadet już go ocenił i podsumował. Czy słowa nieznajomego były prawdziwe czy tylko tamten chciał go niepotrzebnie nastraszyć. Keru zaczął się głęboko zastawiać nad tym co usłyszał. Ta chwila niepewności , którą nieznajomy mu saiyan zasiał głęboko w jego sercu trwała bardzo długo. Zamknął oczy i zacisnął pieści blisko przy ciele, bijąc się z myślami. Nie, niby dlaczego podjęta przez niego decyzja miałby być nietrafna. Czy dlatego Blaze nie chciał by się zapisał do akademii, czy ten inny kadet dostrzegł to samo, co widział Blaze. Nie, to nie mogło być prawdą, potrząsnął głową czując nagły przypływ odwagi. Zwątpienie w jednej chwili ustąpiło zupełnie. Jeśli by się nie zapisał to co by zrobił, jaki by los go spotkał w przyszłości, gdzie miałby się niby udać by znaleźć swoje miejsce On naprawdę chciał wiele zyskać w oczach Blaze’a. Chciał stać się silniejszy. Nie wiedział jeszcze jaką drogę ma obrać by osiągnąć swój cel ale był tego pewien. Poluzował zaciśnięte dłonie podniósł głowę do góry i zmierzył wzrokiem kadeta. Chciał mu coś odpowiedzieć , ale pojawił się inny kadet brązwłosy, który bez słowa zwalił szmaradokiego z nóg powalając go na ziemię. Tamten drugi wyraźnie zirytowany zaistniałą sytuacją - można było to wyczytać ze spojrzenia jego oczu, wyskoczył w górę po czym lodowatym tonem odrzekł brązwłosemu – Masz jakiś problem?
Keru westchnął chyba lanie i walki bez większego ładu i składu były w akademii na porządku dziennym, trzeba będzie się do takiego stylu życia się przyzwyczaić. Jednakże dopóki nie stanie się silniejszy będzie musiał uważać na innych rywali silniejszych i nie wdawać się niepotrzebnie w walki by za szybko nie wylądować w kostnicy w towarzystwie sztywniaków. Również i blondwłosa, która trzymała się raczej boku postanowiła zabrać głos w dyskusji i odpowiedziała szmaragdookiemu, zanim pojawił się ten drugi co wszczął bójkę. Nie odezwała się do Keru, ale posłała mu pokrzepiający uśmiech. Może właśnie uśmiech ciepła i życzliwości sprawił, że jego wahanie na pytanie o dobrą decyzję wstąpienia do akademii zgasło w jednej chwili i rozwiało się niczym poranna mgła. Kiedy dwaj kadeci byli już w pewnej odległości od siebie po pierwszej wymianie ciosu, blond włosa kadetka podeszła do niego bardzo blisko i nachyliwszy mu się nad uchem szepnęła by sprowadził jak najszybciej trenera. Jej głos brzmiał bardzo poważnie. Niemożliwe. Jego wzrok spoczął na kadecie, który miał misję w skrzydle szpitalnym i niedawno wrócił tylko po to by uderzyć tego drugiego i wywołać bójkę, a przecież w pierwszej kolejności miał zdać raport trenerowi. Więc dlaczego, czyżby. Wszystkie trybiki w jego głowie zaczęły się gwałtownie obracać. Jeszcze raz ogarnął wzrokiem n blondynkę. Po ranach na jej ciele można było wywnioskować, że była w akademii dużej od niego i miała więcej doświadczenia. Przypomniał, sobie nagle słowa trenera które uderzyły go niczym niewidzialny przeciwnik - "Osobnik ten wślizguje się do ciała ofiary i przejmuje nad nią kontrolę. Jeżeli zauważycie, choćby najmniejsze zmiany w zachowaniu Waszych znajomych, NATYCHMIAST macie poinformować o tym fakcie mnie, lub innego z Trenerów?.” Czyżby kadetka właśnie odkryła, że z tamtym kadetem jest coś nie tak i próbowała mu to cichu przekazać. Na pewno tak było. „Sarenka z bajki Disneya” na szczęście nie zwracał uwagi na wysoką kadetkę, ani na niego. Patrzył zahipnotyzowanym wzrokiem i był wystarczjaco zajęty saiyaninem którego powalił. Keru kątem oka spojrzał na saiyanina, któremu wcześniej nadepnął na ogon. Nie był głupi wiedział że nie ma z nim szans. Przynajmniej na razie. Trzeba było tylko bezpiecznie wybrnąć z tej sytuacji. Tylko jak opuścić to pomieszczenie by tamten się nie skapował Przecież nie mógł wybiec tak po prostu bo by się wszystko wydało. Trzeba było na spokojnie opuścić koszary. W końcu odezwał się zakładając ręce nad głowę jakby od niechcenia . Spojrzał na zebraną grupę i rzekł i bardzo poważnie, ostrym tonem – Popisujecie się tylko, a ja tracę czas niepotrzebnie. Meh. Idę się zająć czymś pożytecznym. Nic tu po mnie. – uniósł dumnie głowę , złożył ręce w kieszeniach i powolnym krokiem opuścił koszary. Wychodząc do jego uszu doszedł jeszcze głos kadetki, która stanęła miedzy kadetów i próbowała ich rozdzielić próbując przemówić im do rozsądku że walka jest niepotrzebna. Jeśli obawy były prawdziwe brązwłosy zignoruje jej słowa i mimo wszystko stanie do walki, a wtedy mogło się zrobić naprawdę gorąco. Keruru biegł z całych sił korytarzem usiłując odnaleźć trenera lub kogoś innego kto mógłby mu pomóc. Brodacz przecież nie mógł odejść daleko.

ZT -> Korytarz

OCC:

lousy post ehu ehu -.-' Trenerze gdzie mam cię szukać ?
Colinuś
Colinuś
Liczba postów : 382
Data rejestracji : 12/01/2013

Skąd : Leszno

Identification Number
HP:
Koszary - Page 4 9tkhzk0/0Koszary - Page 4 R0te38  (0/0)
KI:
Koszary - Page 4 Left_bar_bleue0/0Koszary - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.pl

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Czw Maj 16, 2013 9:46 pm
Atmosfera była napięta. Dosłownie każda osoba w wielkim pomieszczeniu była zła i podminowana z jakiegoś powodu. Trener, mimo, że zasłynął w akademii tym, że praktycznie cały czas chodzi zdenerwowany tym razem stracił panowanie nad swoim ciałem i prawie zabił czarnowłosego kadeta, który umknął przed kopniakiem brązowookiego jakąś dziwną techniką. Brodaty chwycił jego głowę omal jej nie miażdżąc, po tym zadał mu kilka mocnych ciosów i zerwał resztki uniformu. Krew, krew była wszędzie. W kąciku ust Brązwłosego pojawił się niewidoczny uśmiech. Mało tego, czarnowłosy dostał surowy chrzan i został wyrzucony z Akademii Saiyańskiej! Nie mogło być to dla niego dobrą informacją, ale ma to, na co zasłużył. Przynajmniej tych trzech, którzy pomagali trenerowi w biciu go jakoś odreagowali patrząc na to, co zrobił z nim Brodaty koszarowiec.
Brązowowłosy spojrzał na Kruczowłosego, który „przez przypadek upadł” na ziemie. Ten po ówczesnym odbiciu się rękami od ziemi wylądował na wyprostowane nogi zaraz, przed Halfem i zmierzył go zimnym spojrzeniem. To nieco rozweseliło chłopaka, w którego umyśle panuje Tsuful. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Przechylił głowę nieco w prawo i wyciągnął ją w górę. Na jego szyi pojawiło się kilka mocno wyraźnych żył. W następnym momencie niemalże błyskawicznie odchylił głowę by po chwili z bardzo dużą szybkością i siłą, czoło Brązowookiego zderzyło się z nosem Raziela. To niemal momentalnie spowodowało wyciek szkarłatnej wydzieliny z nosa. To jednak nie koniec. Wykorzystując zaćmienie chłopaka Half cofnął się o krok i z wielką łatwością tudzież ogromną siłą, na dosłownie moment włączając białą aurę, uderzył chłopaka w prawą część głowy przed tym lekko wyskakując w górę. Gdy ten leciał w kierunku ściany Brązowowłosy kontynuował swoją szarże lecąc równolegle do toru lotu Saiyana. Odwrócił na chwile głowę w lewą stronę tak by nikt nie widział kawałku fioletowego szlamu, który wydostaje się z jego ust i wędruje pod kombinezon. Gdy Half był przy Szmaragdowookim to momentalnie chwycił go prawą ręką. I uniósł w górę trzymając go za kombinezon prawą ręką, w taki sposób by Czarnowłosy był tyłem to wszystkich ludzi. Krew wypływała ze złamanego nosa Saiyana, na co Chłopak zareagował morderczym uśmiechem. Spod kombinezonu wydostała się maź i momentalnie powędrowała w stronę szmaragdowej wydzieliny pokrywającej coraz większe fragmenty twarzy młodego wojownika. Gdy fragment Tsufula wszedł do organizmu Saiyana to Half cisnął nim z całej siły w górę. Gdy ciało wojownika zderzyło się z twardym sufitem to momentalnie spowodowało ogromne wgniecenie w jego strukturze a po chwili huk spowodowany upadek na ziemie okrwawionego czarnowłosego. Na twarzy Brązwłosego znów pojawił się lekki uśmiech w kąciku ust. Splunął na ciało Wojownika, którego przed chwilą bił. Teraz wszystko było w rękach Tsufula. Rozpoczynał on przejmowanie umysłu Szmaragdowookiego.
Brązowowłosy odwrócił się w kierunku reszty kadetów. Spostrzegł jak złotowłosa dziewczyna nakazuje jakiemuś niskiemu Saiyanowi coś zrobić. Ciężko było usłyszeć, o co tak na prawdę chodzi, ale Half momentalnie ruszył w ich stronę. Celem lotu był niski kadet z białym ogonem. Brązowooki nie mógł jednak lecieć prostą linią w kierunku wojownika, który szedł z włożonymi rękoma w kieszenie. Half leciał ogromnym łukiem by nie być w zasięgu Blondwłosej. I to przeszkodziło mu w dogonieniu malca. Half który nie panował nad swoim ciałem mimo swojej dużej szybkości zatrzymał się przed wyjściem. Wzrokiem starał się znaleźć Kadeta, który uciekł mu w pajęczynie korytarzy. Widział tylko dokoła pełno krwi. Szybkim ruchem języka oblizał swoje usta i uśmiechnął się szeroko jednocześnie marszcząc brwi. Odwrócił się. Teraz jego celem była Złotowłosa. Była po walce. Rany na twarzy, plastry bandaże. To bardzo ułatwiło zadanie Halfowi. Ten wciąż miał włączoną biała aurę, która z sekundy na sekundę jakby coraz bardziej pulsowała z jego ciała. Na twarzy pojawiła się groźna mina.. Jego szybkość w momencie „opętania” zwiększyła się strasznie. Zatrzymał się kilka metrów przed Ósemką. Nie powiedział nic, podniósł przedramiona tak by były prostopadle do ramion, cofnął je kawałek, w dłoniach zaczęły pojawiać się ki-blasty, który chłopak z duża szybkością i celnością rzucał w kierunku swojej przeciwniczki. Przy tym nie obyło się bez opętanego głośnego śmiechu. Energetyczne kulki zaczęły wybuchać na ciele Vivian. Po wypuszczeniu dość dużej ilości ki-blastów, chłopak odskoczył w tył. Przybrał defensywną postawę… Była inna niż zawsze. Ręce były wyciągnięte przed siebie a dłonie były otwarte. Nie krzyżował ich na wysokości klatki piersiowej jak to miał w swoim zwyczaju. Nogi lekko cofnął. Czekał na ruch przeciwniczki. Mimo to, że wykonał dużo męczących kombinacji to wyglądał na wypoczętego. Nie komentował tego wszystkiego tak jak to miał w zwyczaju Brązowooki. Styl walki, brutalność, agresja, siła… Postać stojąca teraz naprzeciw Vivian Deryth w niczym nie przypominała Vernila…

OCC:
Raziel= potężny 457 DMG

Ósemka 16 ki-blastów po 24 DMG każdy =384 DMG

Vernil : BA -80 KI Ki blasty 499 Ki
Suma summarum: - 579 KI
Raziel
Raziel
Succub Admin
Succub Admin
Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013

Skąd : Rzeszów

Identification Number
HP:
Koszary - Page 4 9tkhzk750/750Koszary - Page 4 R0te38  (750/750)
KI:
Koszary - Page 4 Left_bar_bleue0/0Koszary - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Pon Maj 20, 2013 10:21 pm
Szybkość i siła. Są to cechy, które każdy dobry wojownik powinien posiadać. Dzięki nim ma się przewagę nad przeciwnikiem już na samym początku walki. I właśnie te cechy posiadał przeciwnik Raziela. Był szybki. O wiele szybszy niż młody Saiyanin, który właściwie wstąpił do Akademii przed kilkoma godzinami. Kiedy stał i czekał na odpowiedź brązowowłosego halfa dostrzegł kątem oka, że blondwłosa mówi coś do małego Saiyanina z białym ogonem. Nie miał czasu rozmyślać nad tym co mu powiedziała, gdyż w następnej chwili poczuł jak jego nos jest miażdżony. Przeciwnik nie bawił się w ceregiele tylko najzwyczajniej walnął go z dyni. I to na tyle potężnie, że złamał włos kruczowłosego przy pierwszym ciosie. Niespodziewany atak zaskoczył Raziela na tyle, że nawet nie bronił się kiedy half kontynuował atak uderzając go pięścią w głowę. Uderzenie wysłało chłopaka prosto w najbliższą ścianę. Lecąc szmaragdowooki zaczynał powoli odzyskiwać panowanie nad ciałem. Jednak w dalszym stopniu był jeszcze ogłuszony po ciosie halfa. Kiedy ten złapał go tuż przed ścianą za mundur na torsie nie reagował. Za to myślał dość nerwowo, jakim sposobem może się uwolnić. Przeciwnik był od niego silniejszy i szybszy i Saiyanin dobrze o tym wiedział. Dlatego musiał zacząć kombinować. W międzyczasie z ust brązowowłosego halfa zaczęła wydostawać się fioletowa wydzielina, która powoli pełzła w stronę twarzy Raziela. Ciemnowłosy obserwował to i powoli zaczynał się domyślać z kim walczą. „Osobnik ten wślizguje się do ciała ofiary i przejmuje nad nią kontrolę”. Najwidoczniej przeciwnik szmaragdowookiego został zainfekowany w pomieszczeniu regeneracyjnym i teraz próbował tego samego z chłopakiem. „Nie uda Ci się tak łatwo mój drogi” pomyślał próbując wydostać się z silnego uścisku. Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Był zbyt słaby by przełamać chwyt brązowowłosego, zaś każdy jego ruch najpewniej by przyspieszył ruchy mazi. Nie miał żadnej broni, ani techniki, która mogłaby mu uratować skórę Chwila, a właśnie, że miał. Technikę, którą trenował w parku zanim jeszcze cała sytuacja zdążyła zaistnieć. Nie wiedział czy podziała ona na jego przeciwnika, ale nie miał już nic do stracenia. Skupił całą swoją energię, która płynęła w jego ciele. Maż była coraz bliżej. Teraz albo nigdy.
- Kiaiho! – krzyknął wypuszczając w tym momencie skumulowaną wcześniej energię. Nie miał najmniejszego pojęcia czy to zadziała, jednak ku jemu zadowoleniu udało się. Siła, którą wyzwolił z siebie Raziel nie pozwolił halfowi dalej go trzymać, po czym odrzuciła zainfekowanego na kilka dobrych metrów. Kruczowłosy był dość zadowolony z siebie, jednak czuł, że to jeszcze nie koniec. Mówił to wzrok brązowowłosego. Spojrzał na swoje ramię, po czym zamarł ze strachu. Został na nim maleńki kawałek fioletowego gluta. Podniósł szybko rękę by pozbyć się zagrożenia, jednak był zbyt wolny. Maź szybkim ruchem doszła do szkarłatnej wydzieliny z nosa Saiyanina, po czym w następnej chwili młodzieniec poczuł jak coś wchodzi mu do nosa. Sekundę później silny ból głowy powalił chłopaka na kolana. Nie wiedział co się dzieje. Jednak przeczuwał najgorsze. Został właśnie zainfekowany. Cichy śmiech w jego głowie uświadomił go, że ma rację.
- Pięknie, pięknie. Kolejna małpka do kolekcji. Jesteś słabszy niż tamten ale też się nadasz do roboty. – mówił szyderczy głos, zaś szmaragdowooki czuł jak jego ciało zaczyna mu odmawiać posłuszeństwa. Nie miał już szans. Powoli następował jego koniec. Miał stać się skorupą, pojemnikiem dla istoty, która zapewne chce zniszczyć cała jego planetę. Pogodził się z tym i czekał na śmierć, która najpewniej miała nadejść. Jednak zamiast szyderczego głosu, usłyszał zupełnie inny.
- I co poddasz się tak łatwo?- zapytał. Był on ciepły jak głos Eve i stanowczy jak głos ojca chłopaka. – Miałeś zostać silnym wojownikiem. Odnaleźć Axela. Stać się chlubą Vegety. A ty co poddajesz się jakiemuś kosmicie. On wcale nie jest silniejszy od Ciebie. Wręcz przeciwnie, jest o wiele słabszy. Musi się ukrywać w ciałach potężnych wojowników, żeby mieć szansę na przeżycie.
- Ale ja nie mam dość siły. Spójrz na mnie. Zabrał moje ciało bez najmniejszego wysiłku. I zrobi to najpewniej z całą Vegetą. Tego przeciwnika nie da się pokonać konwencjonalnymi metodami. – wystękał w myślach chłopak. Nie wiedział czy to prawda, czy też może podstęp. Miał już to gdzieś.
- Możliwe, lecz dopóki choć jedna osoba będzie próbowała stawić mu opór, to jest zawsze nadzieja na to, że ten potwór przegra. Daj z siebie wszystko, a na pewno go pokonasz. – odrzekł głos, po czym zaczął z każdą sekundą stawać się cichszy, aż wreszcie zamilkł zupełnie. Chwilę później odezwał się drugi głos. Pełen szyderstwa i arogancji.
- Pożegnałeś się już z wolnością? – zapytał śmiejąc się przy tym. Raziel nie odpowiedział nic. Uśmiechnął się nieznacznie widząc to czego tamten nie mógł dostrzec. Widział swojego ojca i matkę, zaś obok nich stali Eve i Axel. Wszyscy się uśmiechali, zaś ich wzrok mówił, że da sobie radę.
- Co tak cicho? Już zdechłeś? – głos w dalszym ciągu śmiał się i szydził z młodziana.
- Nie jestem Twoją marionetką. – wycedził powoli kruczowłosy. Każde słowo przychodziło mu z trudem, zaś zmuszenie ust do ruchu była olbrzymim wysiłkiem.
- Jeszcze masz siłę gadać? Nie szkodzi, za chwilę i tak będziesz mój. Caluteńki.
Jednak przeciwnie ku zapowiedzią kosmity Saiyanin powoli zaczynał wstawać i ogarniać wzrokiem pole walki. Najwidoczniej zainfekowany half zaatakował pozostałych kadetów. Wysiłek związany ze zmuszeniem mięśni do powstania, był tak wielki, ze chłopak mógł stracić przytomność. Jednak nie myślał o tym. Chciał udowodnić temu gnojkowi, że nie posiądzie tak łatwo jego ciała.
- Co ty robisz?! Natychmiast przestań! Masz się mnie słuchać! – krzyczał głos w jego głowie, jednak Raziel nie słuchał go. Prostował się centymetr po centymetrze. Dostrzegł blondwłosą, która stała naprzeciw brązowowłosego i wpatrywała się ponad jego ramieniem w Raziela. Najwidoczniej spisała go już na straty. Half też się odwrócił i w jego oczach dostrzegł Raziel zdziwienie, że jeszcze ma siłę się opierać.
- Masz się poddać mojej woli! Słyszysz głupia małpo!?
- Powtarzam. Nie jestem Twoją marionetką! – powiedział chłopak, wykrzykując ostatnią część. W tej samej chwili jego ciało otoczyła biała aura. Kosmita krzyczał w dalszym stopniu, lecz chłopak ignorował go. Szmaragdowe oczy były skierowany na brązowowłosego. Ruszył powoli jakby każdy krok był olbrzymim wysiłkiem. Jednak on czuł się dość lekko. Przez jego ciało przepływała fala olbrzymiej mocy. Mocy, której nigdy wcześniej nie czuł i nawet nie wyobrażał sobie jej istnienia. W następnej chwili zerwał się do szybkiego biegu. Był o wiele szybszy niż przedtem. Chciał teraz odpłacić przeciwnikowi za wszystko i przy okazji wypróbować nową moc. Nie bawił się w żadne kombinacje tylko uderzył Halfa pięścią prosto w twarz i kiedy ten już leciał na spotkanie z posadzką złapał go za nogę i wyrzucił w powietrze. W następnej sekundzie wystartował za nim i dość szybko znalazł się na wyższym pułapie. Kiedy tylko przeciwnik chłopaka znalazł się w odpowiednim miejscu, szmaragdowooki przystąpił do dalszej części planu. Złożył obie dłonie w pięść, po czym wyprostował je nad głową. W następnej chwili uderzył z olbrzymią siłą w mostek przeciwnika. Chłopak poleciał w stronę podłoża z olbrzymią prędkością, po czym wbił się w posadzkę. Raziel wiedział, że to za mało, żeby go pokonać, ale może da tym zagraniem szansę blondwłosej na odwrót. W kolejnej chwili wylądował tuż obok niej. Aura, która dotychczas otaczała jego ciała zaczynała powoli zanikać, aż po kilku sekundach nie było już po niej śladu. Szmaragdowooki chciał coś powiedzieć do Halfki, jednak jego głowę znów zaatakował ból głowy. Był on tym razem silniejszy od poprzedniego. Chłopak czuł co się święci. Te kilka chwil świadomości to było jego zwycięstwo, jednak nie miał już dość sił by dłużej powstrzymywać potwora. Upadł na kolana z łoskotem. Ostatkiem sił odwrócił głowę do blondwłosej, która jeszcze nie ucierpiała podczas tych walk.
- Przepraszam, ale… nie dam rady…go dłużej utrzymać. Uciekaj stąd. – powiedział do zdziwionej dziewczyny, po czym dodał by zrozumiała przekaz jeszcze lepiej. – Spieprzaj stąd póki możesz!
W następnej chwili przez ciało kruczowłosego przeszedł wstrząs. Kilka sekund później zaczął się podnosić. Jednak to nie Raziel panował już nad swoim ciałem. Przegrał na razie tą batalię. Na ustach kruczowłosego pojawił się szyderczy uśmiech.
- Cholera, gówniarz długo się trzymał, ale w końcowym rozrachunku zawsze przegrają. – powiedział lodowatym tonem. Tylko to zostało z osobowości chłopaka.
Kiedy się już wyprostował, przeciągnął się szukają wzrokiem swojego towarzysza. Dostrzegł go zaledwie kilka metrów. Jego uśmiech pogłębił się jeszcze bardziej. Zabawa właśnie się rozpoczynała.

Occ.
Kiaiho wersja defensywna
45,7 KI w przybliżeniu 48

Atak potężny.
81 DMG (zwykłe)
119 DMG (z Białą Aurą)

Zdobycie Białej Aury.
23 siła
15 szybkość
8 wytrzymałość
4 energia

Przejęcię przez Tsufula compeleted.
avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Koszary - Page 4 9tkhzk0/0Koszary - Page 4 R0te38  (0/0)
KI:
Koszary - Page 4 Left_bar_bleue0/0Koszary - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Czw Maj 23, 2013 8:27 pm
Czyli kwestie dyplomacji mamy już z głowy.
Szlag.
Cały misternie ułożony plan zajęcia zainfekowanego Vernila spalił na panewce. Widocznie istota go kontrolująca nie jest zbyt inteligentna. Prawdopodobnie atakuje wszystko co ma poziom mocy większy od stu, dlatego nawet kadetom nie popuszcza… Szlag. Jakby na Vegecie nie było dość maniakalnych morderców i to bez obecności obcego w mózgoczaszce.
Kadet rzucił się na ciemnowłosego chłopaka z blizną i nim Ósemka zdążyła jakoś zaoponować, rozpętała się zwyczajna burda. Walczyli zaciekle i brutalnie, od razu było widać, że Vernil zamierza uczynić jak największe szkody. Ciosy były silne. Uderzał precyzyjnie, a sam wróg tkwiący w jego umyśle, zdawał się dodawać mu sił. Pozostali kadeci to z ciekawością, to ze znużeniem przyglądali się walce, pewni, że są świadkiem jakże codziennych utarczek w szkole wojskowej. Zaczęli nawet głośno komentować, co przyprawiło Vivian o zgrzytanie zębów. Vernil definitywnie mógł przeciwnika zabić. Był silniejszy, bardziej agresywny i wyglądało na to, że wszelkie próby oporu na niego nie działają.
Ona nie może tego tak zostawić.
Mniejsza o to, że nie wie co robić. Trzeba sprowadzić trenera, może oni mają więcej informacji, ponieważ strzępek informacji jaki udzielili na zebraniu przerażał ubogą treścią. Jakoś dyskretnie kazać komuś pójść na Mordownie… Szybko wcieliła w życie ten mały plan.
Ledwie kadetka wypowiedziała kilka słów do stojącego nieopodal nowego Saiyana z białym ogonem, gdy Vernil ruszył w ich stronę. Minął Vivian o włos, lecąc za chłopakiem, który na całe szczęście już zdążył skryć się za drzwiami Akademii. Dziewczyna rzuciła okiem na kadeta z blizną, który klęczał obejmując dłońmi głowę. Nie trudno było się domyślić, co się dzieję, bo mamrotał sam do siebie, walcząc z niewidzialnym wrogiem.
~Może przebywać w więcej niż jednej osobie jednocześnie. To komplikuje sprawę~ Skoro wślizguję się do ciała przez rany, Ósemka w tej chwili jest najbardziej narażona. Wystarczy, że zerwie bandaże, wszystkie zasklepiające się rany są jak otwarte okna. Zacisnęła usta w wąską kreskę, modląc się w duchu by kadet szybko kogoś sprowadził.
Nie dała po sobie poznać, że się spina, że ciało zaczyna produkować gwałtownie adrenalinę – o zdenerwowaniu świadczyły jedynie nienaturalnie duże źrenice. Umysł Vivian pracował na wysokich obrotach, gdy stała jak kołek zaciskając pięści w kieszeniach.
~Co robić? Co robić?!~
I nagle Vernil pojawił się przed nią ze złym błyskiem oczu. Ósemka po raz kolejny mogła mieć za złe swojej tendencji do zamyślania, bo nie zdołała zareagować. Pociski z ki uderzały w ciało dziewczyny, boleśnie, jak nagłe wbicia grubych igieł. A sam śmiech wroga, przypominał rechot obłąkanej psychicznie osoby, drażnił uszy i denerwował.
Walcz Vivian!
Kadeci zaczęli zdawać sobie sprawę, co się dzieję. Nim ostatni ki-blast osmalił Ósemce policzek, w koszarach zostały tylko trzy osoby. Zwiali. Mogła tylko mieć niejaką nadzieję, że i oni polecą do trenera. Pozostało… No właśnie, co? Atak samą swoją siłą sprawił, że dziewczyna cofnęła się o dwa kroki i stanęła naprężona, nie podnosząc wzroku. Vivian wiedziała, że jest sam na sam z zainfekowanym Vernilem, a prawdopodobnie Saiyan z blizną niedługo dołączy do grona zarażonych. I co?
Ma tak zwyczajnie zwiać?
Kadet naprzeciwko niej podniósł gardę, z obłędem w oczach i tym samym złośliwym uśmiechem, który miał na ustach częstując ją ki-blastami. Jeśli ktokolwiek miał jakieś wątpliwości co do tego z czym przyszło się Ósemce zmierzyć, teraz miał pewność. Wróg w skórze przyjaciela, wilk w futrze owcy. Dwulicowość do potęgi n-tej.
Vivian się zacięła, skupiona jednocześnie na wrogu i własnych myślach. Tkwiła tak, oceniając własne szanse, nie przyjmując nawet gardy. Wzrok wbiła w ziemię, czując pieczenie tam, gdzie uderzyły pociski. Gonitwa myśli w jej głowie nie chciała się uspokoić. Ale trzeba działać, bo nie zostanie po niej nawet garść popiołu.
Przypadła raptownie do ziemi, przybierając pozycję bojową, jakby miała za moment rzucić się brązowowłosemu kadetowi do gardła. Chciała go tak sprowokować do podjęcia walki. Niezauważalnie złapała w dłoń pył walający się po koszarach, przyniesiony przez setki butów początkujących wojowników. Następnie skoczyła w kierunku Vernila, rzucając mu w twarz garścią kurzu. Nim przeciwnik zareagował, Vivian wzięła głęboki zamach i trafiła zarażonego kadeta pięścią prosto między oczy, odsyłając z dwa metry w tył.
Nie zdążyła przysposobić się do następnego ataku, gdy ujrzała jak czarnowłosy kadet podnosi się z ziemi. Vernil odruchowo podążył za jej spojrzeniem i również z zaskoczeniem otaksował Saiyana.
Da się temu przeciwstaw…
Nie dokończyła myśli, gdy chłopak rzucił się na Vernila. Vivian ani przez moment nie odrywał oczu od walczących, zaciskając pięści i zastanawiając czy udało się mu zwalczyć wroga. Nie potrafiła tego ocenić, chociaż poruszał się z niejakim trudem, co równie łatwo można było zrzucić na ból ran. W momencie jednak gdy kadet był blisko niej i odwrócił głowę wiedziała już, że intruz go pochłania. W oczach miał wyraz determinacji, choć przyćmiony szaleństwem, jakże podobnym do tego w spojrzeniu Vernila.
Kazał uciekać. W Vivian krew zawrzała.
- Nigdzie się stąd nie ruszam! – Warknęła ze złością Ósemka.
Jednak słowa dotarły już do uszu w pełni zainfekowanego kadeta. Ten sam drwiący uśmiech, pogarda w spojrzeniu i satysfakcja. Mgnienie oka, a wróg nad nim zapanował. Dziewczyna odruchowo odskoczyła na bok. Nie pozostało nic innego niż zwiększyć dystans, tak by mieć obu zarażonych na oku.
Szlag. Kolejny na nią. A miała cień nadziei, że uda się mentalną bitwą zwyciężyć przeciwnika. Wyglądało na to, że i Vernil i nieznany jej z imienia kadet zostali zepchnięci na drugi plan. Może gdzieś tam są, próbują walczyć...
Vivia wzięła głęboki wdech, stojąc kilka metrów od zarażonych wojowników i tak jak wcześniej taksowała ich czujnym spojrzeniem. Czekała na atak. Bo zaatakują na pewno, a dwóch na jedną nie ułatwia zadania.
To nie jest tak, że postanowiła zostać samobójczynią. W planach również nie ma poddania się tak szybko. Jednak wystawianie się jak na talerzu nie jest najmądrzejszym pomysłem, ale od kiedy instynkt ma coś wspólnego z rozsądkiem? Ósemka postawiła sobie, teoretycznie łatwe zadanie. Walczyć, nie dla samego mordobicia i zgnojenia wrogów. Nie trzeba nawet patrzeć na poziomy by wiedzieć, że kadetka może równać się z pchłą wobec duety naprzeciwko. Pchła nie pchła, niech będą świadomi, że może pogryźć do krwi…
Kupić czas. Zająć wroga na jak najdłużej się da, nie tylko gadaniem, ale i walką, nie dać mu się. Zaabsorbować do tego stopnia, by zostali w tym jednym miejscu do czasu przyjścia kogoś, kto będzie umiał sobie z nimi poradzić. Nie z egoistycznej pobudki by siebie sprawdzić, jak to mają niektórzy wojownicy, ale po to by nie rozleźli się po Akademii zarażając kogo popadnie.
~Jeden, wróg może przebywać jednocześnie w kilku osobach. Dwa, zarażenie przebiega szybko. Trzy, prawdopodobnie są dwa ogniska, tutaj i w szpitalu, ale kto wie, może kogoś zarażono po drodze. Cztery, skoro zaatakował małą grupę, to liczba zainfekowanych musi być niewielka. Pięć, na temat tego czy można z nimi się jakoś porozumieć brak danych. Sześć… Nie wiadomo, czy to przeżyję…~
Vivian uniosła jedną dłoń na wysokość klatki piersiowej, drugą wyciągając przed siebie. Zwyczajna garda, ale ruchy miała spokojne, nie było w nich niczego, co świadczyłoby o zdenerwowaniu. Dobry wojownik walczy nie bez strachu, ale bez gniewu. Chociaż kipiało w niej na myśl, o tym, że ktoś panoszy się w czyimś umyśle, wyciszyła złość. Skierowała na nich czujne spojrzenie i uśmiechnęła się drwiąco, jakby wisząca w powietrzu presja zwiastowała tylko lekką rozgrzewkę.
- Jak nisko trzeba upaść, by zostać pasożytem, żerującym na mocy innych? – Rzuciła głośno w powietrze, uginając jednocześnie nogi w kolanach.
Zaatakują razem, jeden po drugim, albo oddzielnie… Nieważne. Vivian będzie trzymać dystans, starając się ich zwodzić i głupimi odzywkami trzymać w jednym miejscu. Nie może zbliżyć się zanadto, by nie zostać zarażoną, będzie starała się unikać wszelkich ataków, ale wiadomo – bywa różnie.
- Panowie, zapraszam do tańca.

OCC ---> No to się porobiło…
Vernil ---> Atak potężny 175dmg
Początek treningu


Ostatnio zmieniony przez Ósemka dnia Pon Maj 27, 2013 10:43 pm, w całości zmieniany 1 raz
Colinuś
Colinuś
Liczba postów : 382
Data rejestracji : 12/01/2013

Skąd : Leszno

Identification Number
HP:
Koszary - Page 4 9tkhzk0/0Koszary - Page 4 R0te38  (0/0)
KI:
Koszary - Page 4 Left_bar_bleue0/0Koszary - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.pl

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Pon Maj 27, 2013 8:26 pm
Złość. Furia. Agresja. Niepanowanie nad swoim ciałem i to wszystko spotęgowane przez jakiegoś małego fioletowego gluta grasującego w głowie chłopaka. Czarnowłosego Saiyana z szramą na oku, trzymał za kombinezon i uniósł nieco w górę. Fragment fioletowego, po wyjściu z ust Halfa urodzonego na ziemi zaczął wślizgiwać się na jego ciało, gdy nie-opętany, użył defensywnej techniki. Uratowało go to? Tylko przed bolesnym zakończeniem całej akcji. Tsuful wszedł do krwawiącego nosa wojownika. Brązowooki w tym czasie został odepchnięty przez podmuch powietrza spowodowanym techniką, którą także posiadał w swoim arsenale. Poleciał kilka metrów w tył, jednak nie przewrócił się. Był silniejszy, wytrzymalszy i tylko to mu pomogło. Malca o białym ogonie nie dogonił i całą swoją złość skierował w stronę rannej kadetki. Ki-blasty... Vernil nigdy nie używał ich w takiej ilości. Owszem, jeden, dwa dla oślepienia bądź zdezorientowania przeciwnika, ale teraz? Cała masa, jeden po drugim, wystrzeliwany z dużą szybkością w Złotowłosą dziewczynę. Maniakalny śmiech niósł się jeszcze przez chwile po ostatnim wybuchu. Wyglądało na to, że młoda Vivian, jest teraz na łasce trochę starszego wiekiem kolegi ze sparingu oraz misji. Kolegi? To nie była ta sama osoba, co niedawno, jednak.. czyje ręce mogą zostać splamione krwią? Kto teraz bije, kolejną osobę? Vernil czy Tsuful...?


Raziel zerwał się. Pojedynek w jego głowie postępował z każdą sekundą, podobnie jak w przypadku Brązowookiego w skrzydle szpitalnym. Jednak finał tego starcia był inny niż w przypadku halfa. Raziel zebrał resztki swojej świadomości i ruszył w stronę niezwracającego na niego uwagi, Brązowookiego. Niczym grom z jasnego nieba spadła na oprawcę pięść sprawiedliwości, która wybiła go w powietrze. Zdziwił się, jednak uśmiech maniaka nie znikał z jego twarzy. Chłopak z blizną n oku ruszył na niego i splecionymi rękoma w swoisty młot uderzył w jego ciało posyłając je na ziemie i powodując wgniecenie w miejscu uderzenia. Czarnowłosy zaraz po tym padł na kolana. Brązowowłosy, a właściwie Tsuful w jego głowie wiedział, że ten heroiczny zryw by pomóc swojej znajomej,był ostatnią rzeczą, jaką zrobił. Poddawał się. Kolejny sojusznik do potężnej, choć mało licznej armii.Brązowooki wstał, przeciągnął się, odchylił głowę w prawo i w lewo powodując strzelanie kośćmi w karku, co w połączeniu z jego morderczym uśmiechem wyglądało przerażająco. Teraz nie przejmował się niczym. Ręce swobodnie zwisały wzdłuż jego ciała. Cały czas stawiał kroki w kierunku poranionej Saiyanki w międzyczasie spoglądając w kierunku nowej "zdobyczy". Raziel wstał. Także powoli szedł w kierunku przeciwniczki. Ósemka była na to przygotowana. Brązowooki nagle zatrzymał się po otrzymaniu potężnego uderzenia pięścią między oczy. Cofnął się o kilka kroków. Usłyszał głos Vivian mówiący, że ta nigdzie się nie ruszy. Rozległ się głośny krzyk, Tsuful-Kadet chwycił się w miejsce między oczyma i schyliwszy swoje górne partie ciała zaczął oddalać się od Złotowłosej. Chciał być jak najdalej od swojej koleżanki.



Vivan? Ósemka!! Potworze nie pozwolę Ci jej zranić !!!-powiedział Vernil. W jego umyśle wciąż panował fiolet i mimo, to, że na całej tej nieprzebytej przestrzeni, był małą kulką, to starał się walczyć. Tsuful w całej swojej okazałości, podszedł do niego. Na chwile zatrzymał się, Był inny, większy... Zamienił się w ametystową plamę i rzucił się na jego ciało usiłując ponownie przejąć nad nim kontrolę. Chłopak, mimo, że walka toczyła się w jego umyśle, nie miał żadnych szans….


Po krótkiej dezorientacji Przyszła pora na ofensywę. Chłopak powoli szedł w kierunku swojej przeciwniczki. To samo czynił Raziel- nowy partner w walce o dominacje. Brązowooki nerwowo spojrzał na drzwi.


Pewnie ten z białym ogonem pobiegł po pomoc… Ten, który przyjdzie z odsieczą może być silniejszy ode mnie…-pomyślał sobie kuglarz, władający nad ciałem Vernila jak marionetką. Jego mina zmieniła się. Był zniesmaczony, bo „pojemnik” cały czas stawiał opór. Gdy był dwa, może trzy duże kroki od Ósemki, jego ciało napięło się. Zacisnął zęby, oczy zamknął, ręce zamieniły się w pięści, ogon ustawił się pionowo do góry, a aura wybuchła i powiększyła się znacznie. Drgawki, głowa zaczęła drżeć… Po krótkiej chwili był spokój. Miły i ciepły głos, spojrzenie, to, które Vivian dobrze znała.


Jeśli to was uratuje to zabij mnie…-powiedział Vernil! Tak, na chwile poddał się potworowi by oszczędzić siłę na to jedno zdanie. Jego uśmiech. Delikatny, ciepły uśmiech i przymrużone oczy. To mogłoby trwać wiecznie gdyby nie Tsuful.


To ja Cię zabije, jeśli się nie zamkniesz!!-wykrzyczał Tsuful. Ciało, Vernila, jakby poruszyło się, i zaczął uderzać się w brzuch. Z każdym uderzeniem fiolet w całym umyśle, zmniejszał się, jednak w realnym świecie chłopak cały czas stał uśmiechając się. Glut błyskawicznie podleciał do niego. Uderzył go w twarz z taką siłą, by ten przewrócił się. Znów zamienił się w płaską, cienką płachtę o nieregularnych kształtach. Ruszyła ona w kierunku brązowookiego i pokryła jego zmęczone ciężką batalią ciało. Zaraz po tym ponownie przejęła kontrolę nad młodym, pełnym siły i werwy ciałem Vernila

Momentalnie znów po sali rozchodził się krzyk. Oczy na chwile jakby zmieniły kolor na krwisto czerwony, lecz po chwili znów stały się brązowe. Znów powrócił ten morderczy, ironiczny uśmiech. Chłopak cofnął przedramiona za swoje ciało. Złotowłosa podniosła ręce w górę. Vernil, nie znał tej techniki, choć nie raz ją widział, jednak nie opanował jej. Co innego Tsuful, który na chwilę zląkł się po nagłym, bezpardonowym ruchu. Głośny krzyk „Mesenko” i pocisk nieskierowany w niego. Nie patrzył dalej, co się z nim dzieje. Skoncentrował ki w dolnych partiach. Vivian zapytała go jak nisko trzeba upaść by przejmować nad kimś, ciało dla własnych celów. Rozzłościło to potwora jednak nie zmusiło do komentarzu. Ósemka zaczęła się szybciej poruszać. Zmieniła pozycje, na defensywną. Dodała, stwierdzenie „zapraszam do tańca”.

-Mnie nie musisz zapraszać-powiedział Brązowookim, niskim, nie swoim głosem. W mgnieniu oka odbił się od ziemi pozostawiając za sobą lekki krater oraz białą smugę spowodowaną otaczającą go aurą. Zatoczył łuk, na tyle obszerny, by ewentualne odskoki bądź uniki Vivian nie przeszkodziłyby mu w locie. Długi, lecz szybki lot zakończony ciosem w tył głowy. Był dość mocny, impet całego lotu został wykorzystany by powalić na ziemie poranioną złotowłosą. Wykorzystując moment, gdy powoli, zamroczona upadała na ziemie, wciąż będąc za plecami, brązowooki chwycił jej ręce w nadgarstkach, pociągnął w tył, na tyle mocno by nie mogła uwolnić się z uchwytu, lecz na tyle słaby by nie wyłamać ich z ramion. Raptownie kiwnął na Raziela by ten zajął się ofiarą. Tym razem nie było szans na uwolnienie się. Chłopak sam z siebie był silniejszy a potwór oraz cały czas pulsująca biała aura, zwiększały jego zdolności bojowe.
Tsuful miał już wybraną kolejną osobę, czekał tylko aż Czarnowłosy zrobi, co do niego należy. Imię jej było Vivian. Vivian Deryth…


OCC:
Początek treningu.

Vernil: -80 Ki za biłą aurę.
Ósemka: Szybki 187 DMG
Raziel
Raziel
Succub Admin
Succub Admin
Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013

Skąd : Rzeszów

Identification Number
HP:
Koszary - Page 4 9tkhzk750/750Koszary - Page 4 R0te38  (750/750)
KI:
Koszary - Page 4 Left_bar_bleue0/0Koszary - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Wto Maj 28, 2013 7:10 pm
Ciemność.
Tylko to widział dookoła. Nieprzenikniony mrok. Nie przebijał go żaden dźwięk ani najmniejszy promień światła. Czuł się zdezorientowany, ale wiedział gdzie jest. Jego ciało już było pod zupełnie obcą kontrolą. Podobnie jak jego umysł. Tylko malutka część jego jestestwa się ostała w tej walce. Po chwili poczuł złowrogą energię. Choć mogło to być niedopowiedzenie. Energia emanowała złem i szyderstwem i mogła należeć tylko do niego.
- No widzę, ze moja małpeczka się już obudziła. – zakpił Tsuful. Wyglądało to jakby został wypluty z samej ciemności panującej w umyśle młodzieńca. Po chwili zniknął i jego głos zaczął rozchodzić się za Razem.
- Chciałem ci osobiście pogratulować tego wspaniałego miejsca. Możesz z najlepszego odległości oddać się spektaklowi pod tytułem Zniszczenie wszechświata”. – kpił dalej potwór. Widział doskonale bezradność chłopaka i czerpał z niej jakąś chorą przyjemność. Czarnowłosy mógł tylko z gniewem przyglądać się jak jakiś szmaciarz panoszy się w jego ciele.

Uśmiech w dalszym stopniu nie schodził z ust szmaragdowookiego Saiyanina. Rozglądał się po całym pomieszczeniu, w którym została tylko ich trójka. Reszta widząc pierwsze starcie brązowowłosego i kruczowłosego zwiała gdzie pieprz rośnie. Na placu boju została tylko ona. Blondwłosa kadetka nie zrobiła najmniejszego kroku w stronę wyjścia z koszar. I to był jej błąd. Widać było po niej, że jest poobijana. Kilkanaście ran na rękach i innych miejscach ciała plus nowe, które zadał jego towarzysz. Tsuful zamieszkujący ciało chłopaka przeleciał zimnym wzrokiem po ciele dziewczyny. Wzrok zatrzymywał się kilka razy przy niektórych częściach jej ciała, których natura jej nie poskąpiła. Była ładna i na pewno będzie ciekawym dodatkiem dla wciąż rosnącej armii.
- Powinnaś posłuchać tego głupca póki jeszcze miałaś szansę. – powiedział zimnym tonem. Po chwili wyprostował się po czym strzelił sobie knykciami. – Popełniłaś błąd laleczko, a za błędy się płaci.
Kątem oka dostrzegł jak jego kompan wygrzebuje się z dziury, która powstała gdy uderzył go jeszcze panujący nad sobą ogoniasty. Wtedy jeszcze mieli szanse. Znikły kiedy przejęcie się zakończyło. Teraz te małpy zobaczą jak wygląda ból i cierpienie. Jednak dziewczyna nie była tak słaba za jaką ją uważał. Zanim się spostrzegli, a wymierzyła silny cios prosto w Halfa. Ten oczywiście dostał pomiędzy oczy. „Idiota, tak się dać trzasnąć” prychnął Raziel. Jednak po chwili jego uwagę przyciągnęły słowa, które zaczął wywrzaskiwać brązowowłosy. Wyglądało na to, że i jego małpa zaczynała walczyć. No cóż trzeba było temu szybko zaradzić.
- Panuj nad tą małpą, do cholery. Nie możemy sobie pozwolić na najmniejsze błędy. – warknął w kierunku kompana. Zaś w następnej chwili skierował swój wzrok na dziewczynę.
- A więc masz na imię Vivian. Całkiem ładne. Ale za niedługo zapomnisz je. Tak jak zapominali swoje imiona wszyscy, których pokonaliśmy. Radzę ci się nie opierać. – po tych słowach ponownie spojrzał na chłopaka, który już chyba dochodził do siebie. Jego Tsuful najwidoczniej już zdołał zdusić bunt pojemnika, dzięki czemu mogli się zająć blondwłosą. Nagle kruczowłosy usłyszał okrzyk dziewczyny. „Odbiło jej? Czego się drze Masełko” zdziwił się młodzieniec. Jednak nie było to jakieś dziwactwo panienki tylko technika, która przeleciała nad głowami obydwóch kadetów i walnęła w ścianę na korytarzu. W kolejnej minucie przyjęła ona postawę defensywną i zaprosiła ich do tańca. Raziel uśmiechnął się tylko ironicznie.
- Spoko lubię tańczyć. – odparł po czym ustawił się w pozycji do ataku. Jednak nie dane mu było przeprowadzić szturmu, gdyż jego kompan postanowił się szybko zapoznać z ich nową koleżanką. Wystrzelił ze swojego miejsca z taką siła, że zerwał kafelki i zrobił malutki krater w podłożu. W kolejnej chwili trzasnął Vivian w tył głowy, i złapał ją za ręce. Ruchem głowy dał szmaragdowookiemu sygnał do działania. Tsuful powolnym, aroganckim ruszył w stronę parki. Ręce miał założone na torsie, zaś z jego ust wydobywało się ciche gwizdanie. Pełna sielanka. Kiedy stanął nad dziewczyną uśmiechnął się perfidnie po czym uderzył ją prawym prostym prosto w żołądek. Zrobił to dla czystego sadyzmu. Wiedział, że takie ciosy bardzo bolą, zaś ból był tym czego potrzebowały te małpy. Pochylił się delikatnie nad dziewczyną po czym złapał jej podbródek i podniósł jej twarz. Badał ją dokładnie. Po chwili znalazł już idealny cel. Z jego ran na dłoniach zaczął wyłazić powoli fioletowy glut, który skapnął na twarz dziewczyny i zaczął pełznąć do jednej z jej ran. Widząc przerażenie w jej oczach uśmiechnął się jeszcze bardziej perfidnie. Jak on to kochał.

OCC:
Vivian 84 DMG
Infekcja Tsufula dla Ciebie Vi.
Początek treningu
avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Koszary - Page 4 9tkhzk0/0Koszary - Page 4 R0te38  (0/0)
KI:
Koszary - Page 4 Left_bar_bleue0/0Koszary - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Sro Maj 29, 2013 9:44 pm
Vivian nie spodziewała się tego. Nie spodziewała się, że nagle stojący przed nią kadet przybierze miły wyraz twarzy, ani tego, że usłyszy spokojniejszy głos. Vernil. Więc, dobrze myślała. Jednak zarażeni pozostają gdzieś tam w środku, buntują się i próbują walczyć. Aż jej oczy pociemniały z gniewu. Sińce to jedno, ale odcinanie kogoś tak od świata to drugie. Czy jest sposób by ich stamtąd wyrwać? By pozbyć się wroga? Czy dla pokonania przeciwnika musi zabić zarażonego? O tym wolała nie myśleć. Gdyby tylko wiedziała co robić…
Laleczko?
Prychnęła i zwróciła głowę w kierunku kadeta z blizną.
- Zobaczymy. Zapłacić, zapłacę, ale postaram się byście udławili się resztą. – Rzuciła w odpowiedzi. Zapłaci, oj zapłaci. Wiedziała to bardzo dobrze. Za głupotę i durne zrywy bohaterstwa płaci się najgorszą monetą.
Puls tętnił w skroniach.
- Czyli to właśnie robicie? – Zapytała po krótkiej chwili, ani na moment nie spuszczając gardy. - Spychacie nas w ciemne zakamarki naszych umysłów, pozbawiacie wspomnień, odbieracie wszystko co nasze. Aż nie pozostanie nic… - Na twarzy dziewczyny nie drgnął ani jeden mięsień. – Będę się opierać. Nie zabronisz mi. Nikt nie zabroni. Tak już mam, że pakuję się w najgorsze bagno. Po mnie nikt nie będzie płakał, więc robię to z czystym sumieniem.
~Nawet jeśli zginę marnie~ Gorzki uśmiech wypełzł na jej usta.
Nie zdążyła mrugnąć, gdy przyjęli jej zaproszenie do tańca. Pierwszy rzucił się Vernil, wzbijając w powietrze zatoczył łuk. Na to była przygotowana. Chłopak był szybszy niż pamiętała, ale gdy znalazł się za Ósemką, ta gwałtownie uchyliła się. Nie wyglądało na to, by zamierzał odpuścić, bo zapamiętale deptał jej po piętach.
~Szlag, w ten sposób zaraz mnie złapie~Po bliżej nieokreślonym czasie zaczynała się męczyć. Z trudem łapała oddech, a przeciwnik sprawiał wrażenie, że pogoń nie jest dla niego nawet rozgrzewką. Znakomicie ukrywała drżenie dłoni.
- Draniu… Nie wiem co cię tu sprowadza… Ale, nie pozwolę byś panoszył się w naszych głowach. Każdy nosi ciężar własnych myśli, ty dodatkowo mącisz… – Mamrotała pod nosem Ósemka, gdy powietrze wokół niej zaczęło falować jak wśród gorących piasków pustyni.
Aura przyozdobiła jej ciało, gwałtownie okrywając dziewczynę. I tak jak wcześniej, ogarnął ją nieokreślony rodzaj spokoju, choć miała nikłe szanse na przetrwanie. Ósemka nie byłaby sobą, gdyby nie pokazała Vernilowi języka.
Zwodziła go jak mogła najlepiej. Na przemian wzbijała się w powietrze, to ślizgiem umykała przed ciosami. Był szybszy, dużo szybszy, ale w Vivian krew wrzała, nie pozwalając ani na chwilę przestać. Skok, zwód. Obrót. Niemal ją dotknął. I znowu, wzbiła się w powietrze, by zatoczyć okrąg nad kadetem. Drugi chłopak stał z nonszalancką miną, śledząc jej poczynania. Pewnie cieszył się z widowiska.
Berek dalej trwał. Z czoła Vivian pot kapał ciurkiem, ale nie przestawała uciekać. Twardo wylądowała na ziemi, przykucnęła i obróciła się gwałtownie, podcinając tym samym nogi Vernila.
- Pomyliłeś kroki! – Krzyknęła głośno, z niepokojącym uśmiechem na ustach.
Rzuciła się do tyłu, gdy przed jej twarzą pojawiła się pięść kadeta. Umknęła jej, ale zaraz poczuła otępienie z tyłu czaszki i cichy trzask, jakby złamano cienką gałązkę. Zacisnęła wargi, chcąc wzbić się w powietrze, ale poczuła na dłoniach żelazne obręcze. Aura przestała działać, gdy Vivian bezskutecznie starała się wyrwać. Vernil stał za nią bez słowa, unieruchamiając halfkę mocnym uchwytem.
~Mam moje bagno~ Zdążyła tylko pomyśleć. Nagły cios w brzuch odebrał jej oddech i jęknęła cicho, zaciskając zęby.
Chłopak z blizną brutalnie złapał ją za podbródek. Widziała zimne, zielone oczy, ale Vivian nie pozostawała dłużna. Spojrzenie jakie mu posłała było ostre i pełne pogardy. Jeśli już tak ma wyglądać jej koniec… Cóż. Nie pozwoli zatłuc się jak łagodny baranek.
Splunęła na kadeta, z niejaką satysfakcją patrząc jak się krzywi.
- Tu się walczy i tu się umiera. Nie myśl, że się rozryczę. – Warknęła z mocą.
Coś zimnego skapnęło na policzek Ósemki. Fioletowa kropka, która gwałtownie ożyła, ba, jakby zaczęła się rozrastać, pędząc w kierunku najbliższej rany. Przez mgnienie oka na jej twarzy pojawił się strach. Przerażenie, że zostanie kolejną marionetką. A potem usta wykrzywił inny, niemalże upiorny grymas.
Wszystko to trwało mnie niż kilka sekund. Poczuła, że uchwyt Vernila robi się słabszy. Naraz zamachnęła się, rzucając do przodu i uderzyła swoim czołem o głowę kadeta naprzeciwko. Cios był silny, aż zgrzytnęły jej zęby gdy czaszki o siebie uderzyły. Atak kolokwialnie znany jako z byka, sprawił, że skóra na czole zaczęła piec, a w czaszce zadudniło. Chłopak z blizną mógł niejako zostać ogłuszony, ale nie przeszkodziło to zarażonym w odepchnięciu jej.
Rzucili Ósemką o ziemie. Odbiła się od podłoża dwa razy, zanim wylądowała wzbudzając tumany kurzu. Chciała wstać, ale wciąż czuła zimną kropkę, wędrującą uporczywie po jej twarzy.
~Mam przerąbane…~
Szlam. Ciemnofioletowa galareta powoli wnikała do jej ciała, za nic mając sobie jej gorączkowe próby strzepnięcia. Vivian starała się zedrzeć ją z siebie, ale daremnie. Zerwać, pozbyć tego świństwa. Wróg wniknął do jej ciała przez małe zacięcie na policzku. W rozpaczliwym akcie, jakby sądziła, że może go z siebie wyrwać, przyozdobiła twarz w trzy krwawe kreski.
Czuła to.
Obcość, inność w sobie. Wbiło się do środka, tępiąc zmysły, owijając świadomość czarnym welonem. Ósemka objęła dłońmi głowę, trzęsąc się spazmatycznie. Władza nad ciałem powoli znikała. Rozmywała się gdzieś w nicości, coraz trudniej było czuć ręce, coraz gorzej było z widzeniem gdy w głowie wybuchła supernowa czystego bólu.
Mam cię Ledwo słyszalny głos poniósł się echem w środku czaszki.
- Wynocha! – Wrzasnęła.
Dziewczyna przewróciła się na bok, zwijając w kłębek, drżąc i oddychając ciężko. Ból był okropny. Żywcem rozrywano jej ciało, a niedługo i umysł czeka ten sam los. Nie chciała wrzasnąć. Ona w ogóle mało kiedy krzyczy, nie chciała zmieniać tego nawyku akurat w tej chwili. Nie wtedy, gdy za dużo sobie pozwalający kosmita bawi się nerwami kadetki, przypalając je rozżarzonym żelazem. Zacisnęła usta, nie chcąc dać wrogowi tej przyjemności, jaką jest widzenie otępiałej z bólu ofiary.
Wbiła dłonie tak mocno w podłogę, że dwa paznokcie pękły z cichym trzaskiem.
Poczuła na sobie czyjeś spojrzenia. Chociaż wzrok się jej zamglił rozpoznała oczy, usłyszała głosy. Pomimo bólu, uśmiechnęła się kącikiem warg, ciesząc w duchu, że wytrwała choć tyle. Może i stawia sobie niskie progi, ale dobrze jest znać własną wartość, chociaż byłaby najmniejsza z możliwych. Ile ma czasu? Zaraz wstanie by dołączyć do Vernila i lać wszystkich kadetów po kolei. Tak się kończy jej porąbany altruizm. Sądzi, że robi coś dobrze, a kończy zgnojona.
Wzięła głęboki wdech chcąc coś wykrzyknąć, ale zaczęła spazmatycznie łykać powietrze. Trochę krwi poleciało z kącika warg. Miała jeszcze w sobie odrobinę siły, która pozwoliła jej podeprzeć się ramieniem.
- Weź się ugryź. – Warknęła wrogo w kierunku zarażonych, a właściwie jednego przeciwnika kontrolującego obu kadetów. – Ja… Ja się nie poddam… – Wyrzuciła z siebie ciężko.
Już jesteś moja.
Naraz jej ciało wygięło się w łuk, gdy ból szarpnął każdym skrawkiem umysłu. Coś brutalnie pozbawiało ją czucia, a teraz wbijało się bezkarnie do jej świadomości. Nie docierało do Ósemki to, że tarza się konwulsyjnie po ziemi, że wbija paznokcie we własną głowę, przebijając skórę. Szeroko otwarte oczy nie widziały koszar i dwóch stojących przed nią kadetów. Wyłącznie mrok.
Miotała się w agonii jeden straszny moment, nie kontrolując zawodzenia i krzyków, które tak bardzo chciała powstrzymać. Rozrywano ją na kawałki.
Tak nagle jak się zaczęło, wszystko ustało. Dziewczyna leżała jak zabita twarzą ku ziemi, nieruchoma, jedynie lekki powiew bawił się krótkimi blond włosami.


Ciemność.
Tylko i wyłącznie pustka, nieprzenikniony cień, cień, który pozbawił ją ciała, a teraz wpychał Ósemkę gdzieś w głąb jej jestestwa. Nie była spokojna. Klęczała w tej nicości, waląc pięściami w ziemię, we własną głowę, miotała się na boki, kopała powietrze. Krzyczała. Darła się na cały głos, powtarzając w kółko te same słowa.
Wynocha. Wynocha. Wynocha. Wynocha. Wynocha. Wynocha. Wynocha.
Wynocha!
Nagle pojawił się przed dziewczyną cień. Jakim cudem był widoczny w tym pozbawionym światła miejscu? Nikt nie wie, ale wyraźnie widoczny był jeszcze ciemniejszy zarys postaci, wbijający w nią błyszczące oczy. Tak czarny, że niemal fioletowy. Uśmiechnął się, w mroku pojawił się garnitur białych zębów wyszczerzonych upiornie w jej stronę. Zbliżał się do Vivian, wyciągnął maziowate łapy…
Wynocha!
Potwór natrafił na niewidzialną barierę. Wściekły, że musi użerać się z kolejną upartą małpą zaczął przeklinać i złorzeczyć. Rzucił się w kierunku klęczącej na ziemi dziewczyny.
Wynocha!
Bez skutku. Znów coś go odepchnęło. Oczy potwora nabrały krwistej barwy.
Naprawdę będziesz mi się opierać? Widzisz bezsensu tego działania? Nie lepiej pozwolić odpłynąć wspomnieniom, zapomnieć o wszystkim? Żadnych wyrzutów sumienia targających duszą, ani jednej dręczącej emocji. To nie będzie boleć. Nie bardziej niż konieczne… Nie? To teraz bądź grzeczna. Zrobimy to po mojemu. Nikt nie da rady Tsufulowi. Na pewno nie taka upierdliwa dziewucha!
Wynocha!
Vivian go nie słyszała. Ani jedno słowo wysyczane z ust wroga, ani jedno złe spojrzenie w nią wymierzone nie przykuło uwagi. Rozpaczliwie walczyła, już nie tylko o władze nad ciałem czy umysłem, ale o siebie. O wszystko to czym była. Nie docierało do Ósemki nic, bo z całych sił wrzeszczała te same słowa, ciągle i ciągle, nie dopuszczając do siebie ani jednej innej myśli. Oczy zaszły łzami, a ona walczyła, wrzeszcząc głosem pełnym bólu i palącej determinacji.
Wynocha! Wynocha! Wynocha!
Wróg również nie dawał za wygraną. Gdy spostrzegł, że pogróżki i podjudzanie na nic się zdadzą, zaczął atakować Vivian jeszcze bardziej zaciekle. Być może nieświadomie dziewczyna stworzyła mentalną barierę, coś, co starało się trzymać resztki świadomości w ładzie. Cokolwiek by to nie było, Tsuful wbił w to niespodziewanie pazury.
Pękło.
Vivian głos nagle uwiązł w gardle. W miejscach gdzie przebito tarczę zaczęła sączyć się fioletowa galareta i w mgnieniu oka bariera przestała istnieć. Nic już nie chroniło Vivian przed szaleństwem. Pieczołowicie bronione oznaki normalności pochłonął niebyt.
Obolała. Pokonana.
Wbijała niewidzące oczy we wroga. Tsuful ukształtował się z kałuży mazi i patrzył na nią pobłażliwie. Wzrok kadetki był pusty, nie wyrażał wiele. Brązowe tęczówki wyglądały jak namalowane na poszarzałych białkach, z kącików oczu nieprzerwanie kapały łzy. Można powiedzieć wrak człowieka. Teraz tą skorupę przejmie wróg i doda do kolekcji. Galaretowate macki leniwie pełzły w kierunku dziewczyny. Powieka drgnęła machinalnie.
~Wstawaj! Walcz Vivian!~
Tsuful zachichotał. Cichy śmiech szybko przemienił się w maniakalny rechot, zdradzający, że wroga można umieścić w rubryczce osób obłąkanych. Vivian się wzdrygnęła. Pamiętała ten śmiech. Tak samo śmiał się Vernil gdy ją ranił, ten sam grymas na ustach miał kadet z blizną, gdy zapanował nad nim potwór.
Obolała. Może i pokonana. Jednak nie złamana.
Wy…Wyno… Wy-wynocha.
Zepchnięcie w niepamięć. Bycie w klatce, z zatkanymi ustami, zawiązanymi oczami, skrępowanymi kończynami. Nic, czym byli oprócz skorup nie zostaje. Tsuful przejmuje ciało, prawowitego gospodarza odrzuca w ciemne odmęty umysłu. Są gdzieś tam, żywi, cierpiący, ale nieświadomi. Oprócz niejakich przebłysków nie wiedzą co się dzieje.
Godny pożałowania brak szacunku dla wszelakich istot. Pasożyt żerujący na innych. Coś plugawego, podstępnego, atakującego od tyłu, mającego za nic czujące stworzenia. Gardzić czy współczuć? A z resztą, czy to ma teraz jakiekolwiek znaczenie?
Ósemka dźwignęła się na nogi. Upadła ciężko. Spróbowała znów. Chwiała się, nie potrafiąc wyprostować, nie mniej jednak stała na dwóch nogach. Trudno powiedzieć czy stabilnie, ale zaciskała drżące pięści i gwałtownie uniosła głowę. Brązowe tęczówki wbijały się w Tsufula.
Wynocha. Wynoś się ze mnie. Wynoś się z nich. To nie jest twoje miejsce. Wynocha. Wynocha!
Głos nabrał rozpaczliwego odcienia. Macki Tsufula odskoczyły, sam wróg poleciał do tyłu. Nie miał czasu zacząć przeklinać, ani się na kadetkę rzucić. Czerń naokoło ich, obraz stworzony przez umysł dziewczyny zaczął się trząść.
Wynocha!
Ciemność drżała. Z każdym krzykiem Vivian na czarnej kopule pojawiały się kolejne rysy. Białe linie wędrowały, malując siatką pęknięć w mroku. Tak jak w lustrze, na szkle, niszczyły powierzchnię. Wszystko to, czym była.
WYNOCHA!
Rys przybywało, aż całość zaczęła się walić. Posypały się czarne odłamki, uwalniając biel. Nie było wiadomo gdzie jest dół gdzie góra, okruchy latały w powietrzu. Vivian nie przestawała wrzeszczeć, nieświadoma, a być może ignorująca to co się dzieje. Nie widziała już nawet Tsufula, ale to nie powstrzymało jej od krzyczenia. Im bardziej tak się darła, tym więcej zniszczeń przybywało, tym gorzej się działo.
Ostatnim, silnym zrywem i towarzyszącym mu odgłosem pękającego szkła podniosła wysoko głowę.
WYNOCHA Z NAS WSZYSTKICH!



Całe wnętrze Vivian Deryth powolutku było rozbijane na okruchy.


Odłamki tańczyły w bieli. Migały przed jej oczami i Vivian przyglądała się im zaciekawionym wzrokiem. To były fragmenty jej życia. Wspomnienia. Gdzieś mignęła twarz brata, tam usłyszała swój własny śmiech, gdzie indziej pojawiło się złe spojrzenie jakiegoś dzieciaka. Nieodłączna część każdej istoty. Ciało, dusza, umysł, a skoro przebłyski przeszłości są domeną umysłu, jak mają być w ładzie, skoro sama je zniszczyła? Okruchy nie większe od pyłu, kawałki wielkości jej twarzy, wszystko to tańczyło w rytm jej wewnętrznej melodii… Bardzo nieprzyjemnej, zagubionej melodii.
Bo Vivian Deryth rozwaliła własną głowę.
Była zbyt porąbana, zbyt chaotyczna, zbyt nieobliczalna by ktokolwiek inny mógł odnaleźć się zakamarkach jej myśli. Kto wie, może sama się w nich gubiła? Mogła walczyć z Tsufulem, ale miało to swoją cenę. Przedobrzyła, starając się za wszelką cenę wypchnąć go ze swojego umysłu.
Nadwyrężyła tym samym swoją bardzo względną stabilność emocjonalną. Albo… Nie. Trudno powiedzieć co się z nią dzieje. Jeszcze gorzej, gdy przyjdzie się do zastanawiania się co z nią jest nie tak i co właśnie w tej chwili zrobiła.
Szlag. Ósemka nie zna odpowiedzi. Może nie chce… Od przypuszczeń boli ją głowa. Ucieka od nich. Spycha gdzieś głęboko jak Tsuful ofiary i nie chce na nie patrzeć. Nie zna ich.

Zapominanie jest wygodne. Pamiętanie bolesne. Odkrycie prawdy warte cierpienia.
Wszystkie odłamki spadły nagle, a odgłos trzasku szkła poniósł się głębokim echem, maskując rozbrzmiewające w niebycie słowa. Biel nagle zabrudziła się, gdy ciemne okruchy wzniosły się wyżej, tworząc czarną mgłę. Mgłę, w której Vivian Deryth błądziła, wyciągając dłonie.
Ku**a, co to za miejsce?!
Tsuful wciąż tu był. Słyszała jego głos, wiedziała, że jest gdzieś wśród mgły miotając się wściekle, zagubiony tak jak ona. Jakoś… Już jej tu nie obchodziło. W miarę jak wędrowała dalej, wrzaski milkły. Ósemka przystanęła, przecierając powieki. Czarna mgła okryła jej całą sylwetkę.

Coś ty narobiła dziewczyno?
Vivian podskoczyła nagle, rozglądając gorączkowo.
Axdra? To ty?
Głos brata był… Inny. Jednak pewna była, że to on.

Źle zrobiłaś. Wszystko to czym jesteś, wspomnienia, emocje i myśli, to, czym chciał zawładnąć twój przeciwnik puściłaś z dymem. Kroczysz teraz po cmentarzysku siebie samej. Nie tego cię uczyłem. Nie tego, byś posuwała się do tak ostatecznych czynów, byś nieszanowana siebie.
Nie chciałam… Nie chciałam by się do mnie wdarł. To mój łeb, moje myśli! Nawet jeśli miało tak bardzo boleć, nie pozwoliłam mu!

Boleć? Tylko szaleni utożsamiają ból z sukcesem. Tylko głupcy wierzą, że ból jest nagrodą za bycie innym. Tylko dzicy mierzą własną wartość poprzez ilość zniesionego bólu.
To ją ubodło. Zatrzęsła się, wbijając spojrzenie gdzieś we mgłę wokoło stóp. Niekontrolowane łzy leciały po policzkach.
Czyli co, masz mnie za szaloną, za głupią, za dziką, bo chciałam się obronić? Nie chciałam się zmienić, nie pozwoliłam by wróg zabrał moje ciało. Ósemka miała być Ósemką. Zawsze powtarzałeś, że mam być sobą. Niczym więcej do cholery! A teraz… Teraz mówisz mi…

Nie kazałem ci się nie zmieniać. Bo ty już się zmieniłaś, dojrzałaś, zmężniałaś, może nawet zmądrzałaś. Chroniłaś umysł, rozumiem, ale powinnaś pojąć jak wysokim kosztem Vi. Zmian nie powstrzymasz, skoro już się zaczęły. Nie chodziło mi nigdy o to, byś pozostała taka sama. Inne, nie znaczy gorsze, ale musisz rozróżnić zmianę na gorszę i na lepsze. Wyłącznie o to mi chodziło.
Żartujesz?

Nie.
To ja cały ten czas… Cały… Nie. Nie, nieważne. To już nie jest ważne. Axdra, błądzę wśród mgły, moja głowa jest w kawałkach i nie wiem co się ze mną dzieje. Nie wiem nawet jak mam wrócić. Nie wiem czy w ogóle wrócę.

On ciągle gdzieś tu jest. Nie potrafi odnaleźć się w zgliszczach, ty tym bardziej. Skoro cały twój umysł eksplodował, musisz to naprawić. Zszywać kawałek po kawałku, sklejać jedno wspomnienie z drugim. Dasz radę. Przyjdzie ci pewnie łatwiej niż sądzisz.
Dziewczyna nabrała w dłonie mgły, która osadziła się na jej skórze ostrymi, czarnymi drobinkami. Okruchy z wolna połączyły się w kawałek szklanej tafli, nie większy od jej ręki. Prosta rzecz, ale zabolało ją. Trudno powiedzieć jak, pojawił się dyskomfort przy sklejaniu wspomnień. Uspokoiło ją tylko czarne oko, mrugające z trzymanego odłamka.
Już chciała przyznać, że to ponad jej siły, gdy w tafli pojawił się zawadiacki, bezczelny uśmiech który tak dobrze znała.
Nie poddam się.

Zuch dziewczyna.
Axdra… Ty przecież nie żyjesz. Jakim cudem mówisz coś, czego za życia nigdy od ciebie nie usłyszałam? Nie wiem co się dzieję. Nie wiem to ostatnio mój ulubiony zwrot. Pewnie, jeśli się obudzę, zapomnę o tym wszystkim, zapomnę o tej rozmowie?

Zapomnisz. A nawet jeśli nie żyje, to nie musi oznaczać, że ta konwersacja nie miała miejsca.
Ah…
Zacisnęła palce na szklanym odłamku przebijając opuszki.

Wyjdziesz stąd i będziesz żyć dalej. Trochę zajmie ci naprawianie tego bałaganu. Znajdziesz swoją drogę Vi. Niewielu znajduje. Niektórzy nie zdają sobie sprawy kiedy to zrobili, inni nie chcą tego wiedzieć. Szukaj a znajdziesz, jak mówią, ale nie mówią co znajdziesz… Masz być gotowa na wszystko.
Głos Axdry rozmył się we mgle.


Sekundę po tym jak ciało Ósemki znieruchomiało, z najbliższej rany wysunęła się w panice fioletowa kropka. Sunęła przez koszary w kierunku zarażonych kadetów, odwracając się jeszcze w kierunku dziewczyny. Maleńka, wykrzywiona twarz pojawiła się w kropli szlamu.
- Z niej nie będzie żadnego pożytku! Umysł za bardzo wypaczony. Zbyt porąbana… Zbyt piep#%$&@ta! – Cichy głosik pełen był obrzydzenia i pretensji. Tsuful wniknął na powrót do kadeta, nie przestając się skarżyć.
Vivian drgnęła. Z trudem otworzyła oczy, odruchowo próbując się podnieść. Ogromny świder momentalnie uderzył ją w głowę, powodując niewysłowiony ból w czaszce. Jęknęła, łapiąc się za skronie. Z nosa poleciała posoka. Światło dla dziewczyny były zbyt jaskrawe, dźwięki zbyt ostre, najmniejszy ruch odczuwalny był jak uderzenie batem.
Co się stało? Co się z nią stało?
Z największym trudem dziewczyna przeszukiwała pamięć, ale gdy tyko chciała przywołać to, czego była świadkiem przed chwilą, umysł reagował sprzeciwem, posyłając falę bólu. Syknęła głośno, przezwyciężając wszystko inne i próbując dźwignąć się na nogi. Jakoś stanęła.
Zarażeni. Wróg. I ten kadet którego znała… Vernil. Stoi przed nią, widzi jego twarz, ale czemu tak trudno przywołać to imię? Ósemka zamamrotała pod nosem, czując jak odruchowo napina mięśnie ciała. Niebezpieczeństwo. Tak, na pewno coś się złego działo…
Tylko potrzebuje chwili by przypomnieć sobie o co chodzi.

OCC ---> Koniec treningu
Raziel ---> Atak silny 75dmg
-80Ki za BA


Ostatnio zmieniony przez Ósemka dnia Sro Maj 29, 2013 10:35 pm, w całości zmieniany 1 raz
NPC.
NPC.
Liczba postów : 2525
Data rejestracji : 29/05/2012

http://poke-life.net/pokemon.php?p=58946863&nakarm

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Sro Maj 29, 2013 10:18 pm
Koszary - Page 4 Amathar_by_BK_81
Trener wparował do Koszar akurat gdy Vivian toczyła w swej głowie walkę z pasożytem. Stanął jak wryty i rozejrzał się po Sali. Namierzył gościa, którego sam niedawno wysłał do skrzydła szpitalnego.

- A więc tu siedzisz skur*ysynie - ryknął.

Zainfekowany Vernil dostrzegł tylko jakiś błysk, po czym został wysłany na przeciwległą ścianę. Koszarowy już miał zaatakować go po raz kolejny, gdy dostrzegł Raziel'a. Spojrzał na niego badawczym wzrokiem, by po chwili uśmiechnąć się złowieszczo.

- Tu chyba też się schowałeś co?

Kolejny kadet wylądował na ścianie. Lecz na tym Trener nie skończył. Bił, męczył, katował dalej. Ktoś patrzący z boku i nieznający sytuacji mógłby pomyśleć, że ten psychol to jakiś sadysta a nie nauczyciel. Miał on jednak w tym swój cel. Chciał wygonić Tsufula z dwójki swoich podopiecznych. Nie zamierzał ich zabić, a jedynie doprowadzić do stanu, w który pasożyt uzna, iż takie ciała na nic więcej mu się nie przydarzą. I w końcu mu się to udało.

- WY-PIER-DA-LAJ! - krzyczał wyprowadzając kolejne ciosy.

W końcu tajemnicza istota dała sobie spokój. Ratując własne życie, opuściła ciała dwójki kadetów i zbiegła w bliżej nieokreślone miejsce. Z pewnością zaatakuje ponownie, pytanie tylko gdzie i kiedy. Koszarowy przeniósł nerwowe spojrzenie na Vivian.

- Jeśli tutaj też próbujesz uwinąć sobie przytulne gniazdko to wiedz, że i stąd Cię wykurzę tchórzliwa ku*wo! - ryknął wpatrując się kadetce w oczy.

OCC:
A więc Vernil i Raziel - pasożyt opuszcza Wasze ciała. Jako że jesteście w czasie treningu, to możecie podciągnąć tę walkę jako trening właśnie. Opisujecie jak dzielnie stawiacie opór, ale koniec końców potęga Trenera jest nie do stłamszenia. Ver'owi zostaje 150 HP, dla Raz'a 600 dmg. Ósemka - musisz jakoś udowodnić przełożonemu że jesteś sobą Smile


Ostatnio zmieniony przez NPC. dnia Sro Cze 05, 2013 10:22 pm, w całości zmieniany 1 raz
Colinuś
Colinuś
Liczba postów : 382
Data rejestracji : 12/01/2013

Skąd : Leszno

Identification Number
HP:
Koszary - Page 4 9tkhzk0/0Koszary - Page 4 R0te38  (0/0)
KI:
Koszary - Page 4 Left_bar_bleue0/0Koszary - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.pl

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Pią Maj 31, 2013 12:27 am
Był szybszy i silniejszy niż normalnie. Jednak nie tylko on poczynił postępy. Vivian zgrabnie unikała jego ciosów. Chciał ją staranować jednak ta piruetami i różnorakimi zwodami, zwodziła rozpędzonego chłopaka o brązowych oczach. Ten z każdym kolejnym kółkiem, które zataczał, aby trafić w Ósemkę, nabierał prędkości. Biała smuga, którą malowniczo tworzyła aura otaczająca jego ciało zostawiała coraz dłuższy ogon za latającym Halfem. Zdenerwowanie narastało coraz bardziej, zaciskał pięści żeby by dać upust swojemu gniewowi.
Teraz Cię mam unikająca Dziwko -wykrzyczał, Brązowowłosy lecąc wprost na cel. Jego twarz była inna niż przed chwilą. Zrobiła się czerwona. Na jego czole pojawiły się żyły, jednak Vivian mogła obserwować to tylko przez chwilę. Tym razem znów się jej udało, mimo to chłopak był przygotowany na ewentualny, kolejny unik. Zniżył nieco pułap lotu, i uderzył z całej siły Vivian ogonem w tył głowy. Normalnie nie spowodowałoby to większych obrażeń, lecz Tsuful tak rozpędził swój pojemnik, że wystawienie ogona i machnięcie z całej siły prawie powaliło Złotowłosą. Teraz była już jego. Dokończył kółko i wylądował za koleżanką by chwycić jej nadgarstki i uniemożliwić ucieczkę. Energicznie pomachał głową do Raziela. Ten oczywiście, nie kwapił się by szybko podejść. Wszystko powoli. W sumie mieli już ją w garści. Czarnowłosy, zaczął od solidnego ciosu w brzuch. To na pewno nie było przyjemne. Jednak Halfa, w którego umyśle panuje jakaś dziwna postać nie bardzo to obchodziło. Czekał na efekt finalny. Z ran chłopaka, który przed kilkoma minutami został opętany wypłynęła ametystowa maź. Jej cel był wiadomy. Śluz momentalnie poszybował w kierunku twarzy Ósemki, która była mocno pocięta. Ta jednak nie dała za wygraną. Wzięła zamach i uderzyła głową w czoło Szmaragdookiego.

Idiotka, było w ten zmasakrowany nos-dodał nieco ironicznie i po cichu chłopak trzymający nadgarstki Vivian. Spojrzał na jej ręce. Dłonie zmieniły kolor na blady. Żelazny uścisk blokował powoli dopływ krwi do właśnie tych części ciała. Gdy to ujrzał, w Kościuku ust Brązowookiego pojawił się paskudny uśmiech. Spojrzał na Złotowłosą. Ku jego uciesze fragment mazi wszedł już do rany. Podrzucił on Ósemkę w górę, wykonał pół obrót, wyskoczył w górę, i wykonując salto, uderzył prawą nogą w plecy Złotowłosej. Ta leciała kilka, może kilkanaście metrów nim upadła na ziemię, To jednak nie był koniec. Odbiła się od niej kilka krotnie, cały czas się obracając. Chłopak chrząknąłby w jego ustach pojawiła się flegma, cofnął całą głowę, a następnie jednym szybkim ruchem posłał ją do przodu i wypluł zawartość ust w kierunku ciała Ósemki. Na pewno trafiło w głowę, jednak Brązowooki obrócił się na pięcie i podszedł do Raziela. Wyciągnął rękę przed siebie. Wędrowała ona powoli w kierunku twarzy. Szybkim ruchem chwycił za nos i wstawił go na swoje miejsce. Na pewno spowodowało to ból, jednak Tsuful w głowie Vernila zignorował to. Momentalnie odskoczył od Czarnowłosego. Chciał uniknąć potencjalnego ciosu. Ignorując wszystko dokoła, udał się na środek Koszar. Rozglądał się gorączkowo. Pociągnął nosem. Poczuł coś dziwnego. Coś, czego nie dało się tak zwyczajnie namierzyć. Spojrzał na Złotowłosą. Leżała na ziemi.. Chyba wszystko szło zgodnie z planem…

Dwa…trzy…cztery…pięć…-mówił do siebie w myślach glut wodząc wzrokiem po pomieszczeniu.- Znakomicie. Saiyanie są bardzo silną rasą. Idealny cel sobie obrałem. Byle tylko nie wszedł tutaj jakiś król czy ktoś. Z nimi zawsze są tylko problemy….- dopowiedział w myślach. Zmarszczył brwi. Wyciągnął przed siebie prawą dłoń, stworzył w niej ki-blasta. Był większy niż normalnie. Wpakował w niego tyle mocy ile tylko mógł. Ki w jego żyłach aż buzowało. Palce stały się sztywne nadgarstek unieruchomiony. Cofnął dłoń za siebie i cisnął kulą w drzwi koszar, rozwalając je doszczętnie. Większość drobnych odłamków wpadła na okrwawiony korytarz, jednak znaczna cześć po prostu się zawaliła, tworząc swoistą przeszkodę dla wchodzących. Spojrzał ponownie na Złotowłosą. Pociła się. Przejmowanie ciała trwało stanowczo za długo… Cały czas się wierciła. Do tego wszystkiego doszły drgawki. Coś poszło nie tak. Chłopak ponownie podniósł rękę. Przystawił ją do ust, z których wypłynął mały glut. Cisnął nim w okolice Ósemki by sam sobie doszedł do ran i wspomógł w przejmowaniu kolejnego ciała…. Maź powoli pełzła w stronę Ósemki, gdy z jej ran wypłynęło to, co do niej weszło.

-Co to ku**a ma znaczyć?!-wykrzyczał niskim, nieswoim, głosem Brązowooki, zagłuszając przy tym słowa gluta, który po opuszczeniu kobiecego ciała szybko leciał w kierunku Halfa. Kadet wyciągnął poranioną rękę by Tsuful swobodnie mógł wpłynąć do jego ciała. Ruszył w jej stronę odbijając się od ziemi. W mgnieniu oka pojawił się przy ledwo stojącej Kadetce. Błyskawicznie niczym wojownik wyjmujący swój miecz, brązowooki wyciągnął przed siebie prawą, rękę i chwycił nią szyję złotowłosej Halfki. Poniósł w górę jej ciało. Powoli zaciskał dłoń powodując coraz większe problemy z nabraniem powietrza u Vivian.

Za kogo Ty się masz, nędzna szmato!? Nikt nie jest w stanie oprzeć się mojej mocy i pokonać mojej armii! Rozumiesz?! NIKT !!!-wykrzyczał, Tsuful a ostatnie słowo właściwie wyryczał ściskając jeszcze mocniej szyje złotowłosej. Przygotował lewą rękę. Z całej siły zacisnął ją w pięść. Wziął szeroki, zamach, by trafić Ósemkę w głowę. W tym samym czasie puścił jej szyje by cios odrzucił ją na kilka metrów. Odwrócił się w stronę jej lotu, lecz nie ruszył w jej stronę tak jak to miał w swoim planie. Usłyszał kroki na korytarzu. Spojrzał na prowizorycznie zagrodzone przejście. Taranując przeszkodę wpadł do środka, Brodaty trener z bujnymi włosami, licznymi bliznami i w zbroi która mówiła, że nie jest byle chłystkiem. Ich spojrzenia się spotkały…

Ku**a mać, niedobrze…-skomentował krótko w myślach Tsuful. Jego czoło na którym znów pojawiły się wyraźne żyły, momentalnie zlało się potem. Całe ciało zaczęło drżeć. Strach, pierwszy raz na Vegecie Tsuful spotkał się z tym uczuciem. A miał nadzieje, że do tego nie dojdzie… Po chwili Koszarowiec zaczął krzyczeć. Tsuful momentalnie zebrał energię Ki wewnątrz swojego ciała by po chwili ją wypuścić, wyciągając obie ręce z otwartymi dłońmi przed siebie.

KIAI-HO!-wykrzyczał głośno. To była loteria, nie był pewien czy Czerwonowłosy wyczeka na użycie techniki, czy ruszy w jego stronę. Na szczęście Gluta, ten od razu chciał wbić go w ścianę i spotkał się z falą powietrza. Co to dało? Koszarowy nie poleciał w tył a na chwilę zatrzymał się co dało Brązowookiemu trochę czasu. Wykorzystał go na wzięcie zamachu prawą nogą, szybki podskok i kopniecie z pół obrotu w szczękę trenera. Zaraz po tym chciał przelecieć nad nim jednak, ten trick już się nie udał. Trener chwycił go za nogę i cisnął nim w ścianę




Co się dzieje…?-powiedział Vernil. Fiolet zapełniający wszystko dokoła zaczął w bardzo szybkim tempie znikać. Spowodowało to, to, że mały, Brązowooki Half obudził się i znów zaczął walkę w swoim umyśle o dominacje nad ciałem. Wyciągnął ręce przed siebie i tworzył w nich masę ki-blatów które bez mydła trafiały w maź która uciekała przed jego potęgą.

Coś, lub ktoś sprawił, że odzyskuje kontrolę a Ty słabniesz. Chyba będę musiał komuś podziękować. Czyżby to byłą Ósemka?-powiedział swoim wesołym, ciepłym, pewnym siebie głosikiem. Nie przestawał bombardować gluta swoimi kulkami.

Kiedyś za**bie tego gnoja!-wykrzyczał glut gdy już cały fiolet zniknął a wszystko dokoła znów stało się białe. Przed Vernilem znów stanęło to dziwne coś. Było co prawda nieco większe niż poprzednio lecz było widać wyczerpanie na jego dziwnej twarzy. Chłopak z uśmiechem na ustach podszedł do niego. W ręce nadal miał stworzonego, ostatniego ki-blasta.
Tego.. Czyli jednak jakiś mężczyzna mnie uratował. Dzięki za informacji. Wtedy przegrałem pojedynek lecz teraz dzięki pomocy z zewnątrz to ja mam większe szanse na odniesienie zwycięstwa i uwierz mi, nie zmarnuje jej!-mówił Chłopak, a ostatnie słowa wykrzyczał puszczając ki-blata w kierunku postaci. Zaraz po wybuchu zaczął okładać pięściami potać która jakby na chwile odkształcała się z każdym ciosem i powracała do swoich poprzednich kształtów. Chłopak pocił się i męczył. To nie to samo co jego ciało na zewnątrz które mimo ostrego wysiłku fizycznego nawet przez moment nie czuło zmęczenia. To samo zaczął czuć glut po jakimś czasie okładania pięściami przez Brązowowłosego. Ten zaczął teraz nawet wymachiwać swoim Saiyańskim ogonkiem i uderzać co jakiś czas w ametystową maź. Ta zaczynała powoli słabnąć.

J***ni Saiyanie, jeszcze mnie popamiętacie ! A zwłaszcza Ty, niedorozwinięty Chłystku !- wykrzyczał Tsuful cały czas otrzymując ciosy, co prawda w coraz mniejszej częstotliwości i mniejszej sile. Powoli zaczynał jakby zanikać, jednak nie do końca wiedział jak się go pozbyć z własnego umysłu.
Żebym we własnym umyśle nie mógł sobie z nim poradzić.. Chwila ! Jesteśmy u mnie !- powiedział do siebie pod nosem Vernil. Wciąż bijąc, zamknął oczy i wyobraził sobie, że dokoła jest skalisty teren. Po otworzeniu oczu wszystko wyglądało tak jak sobie wyobraził. Odskoczył na chwilę od przeciwnika. Zaczął się cofać wykonując małe kroki. Stali obok, wysokiej góry która pochylała się nad obydwoma osobnikami.

Możesz nam wiele zarzucić. Saiyanie są rządni, walki, agresywni, bojowi. Zdarzają się zbędne wymiany ciosów, jednak właśnie teraz znajdujesz się na Vegecie. Naszej rodzonej planecie i to My będziemy stawiać warunki, a nie jakiś glut który wykorzystuje naszą siłę. Ten ktoś kto mi pomaga, bardzo szybko Cię wykrył nie uważasz? Mimo wszystko, miło było cię poznać. A i tak na przyszłość, przemyśl dwa, albo i nawet trzy razy zanim będziesz chciał przylecieć na skalistą Płanetę. Na NASZĄ planetę. Na Vegetę!-powiedział, a ostatnie zdania, bardzo wyraźnie zaakcentował. W swoich dłoniach stworzył ki-blasty. Cofnął się jeszcze o krok. Zamroczony i zmęczony Glut stał w miejscu pod pochyloną górą. Chłopak cisnął stworzonymi kulkami Ki w górę, kilka metrów od szczytu. Kawałek zaczął pękać i powoli osuwać się. Chwile Tsufula w głowie Halfa były już policzone. Głaz spadł prosto na jego zmęczone glutowate ciało. Przygniotło go w całości. Vernil, na chwile zamknął oczy. Zaczął iść przed siebie. Teren znów się zmienił. Na tą samą, śnieżnobiałą pustkę. Spojrzał przed siebie. W miejscu w którym przed chwilą leżał Tsuful, unosiła się delikatna mgła w której epicentrum leżała mała fioletowa kulka. Chłopak podszedł do niej, podniósł nogę do góry i zmiażdżył pozostałości. Dodatkowo zaczął kręcić stopą by już nic nie zostało z fioletowego osobnika. Podniósł głowę do góry. Jego ciało zaczęło powoli się unosić. Skoncentrował w sobie całą energię.. Przygoda z fioletowym potworkiem który przejmuje kontrolę nad ciałami by zdobyć więcej siły dobiegła końca.

Oby to się już nigdy nie powtórzyło..-dopowiedział Vernil…





Jego ciało, bardzo mocno zmasakrowane leżało pod ścianą. Biała aura nie była już aktywa tak jak dotychczas. Nie do końca kontaktował co się dzieje. Powoli otwierał oczy. Głowa go bolała jak nigdy. Chciał podnieść ręce, jednak i to sprawiało mu nie lada trud. Nie pamiętał co się działo. Spojrzał w lewo. Ujrzał jak jakaś fioletowa maź porusza się i ucieka w kąt. Chciał w ręku stworzyć ki-blasta jednak nie był w stanie. Ból fizyczny i mentalny. Zabójcza mieszanka której Vernil chyba nigdy nikomu nie pożyczy. Spojrzał w prawo. Stał tam poharatany, poraniony, czarnowłosy Kadet. Przed nim stał Koszarowy. Chłopak powoli, zaczął wstawać. Zmierzył wzrokiem brodatego. Z jego dłoni spływała krew, jednak sam nie krwawił. Brązowooki nieco zląkł się na widok szkarłatnego płynu jednak nie to było teraz najważniejsze. Zaczął mieć przebłyski w pamięci. Spotkanie w koszarach na którym dowiedział się o jakieś istocie która przejmuje kontrole nad ciałami innych…

Czyżby to coś przejęło nade mną kontrolę. Czyżby ten bałagan i demolka to była moja zasługa?-zapytał sam siebie Half jednak nie był w stanie udzielić odpowiedzi na nurtujące go pytania. Przeszedł kilka kroków od trenera. Brązowy ogonek zwisał bezwładnie. Ujrzał, poranioną, pobitą Ósemkę. Jedyną osobę którą znał i którą tak naprawdę polubił ,od czasu gdy dotarł do akademii. Powoli szedł w jej stronę. Widać było, na jego twarzy, że każdy koleiny ruch sprawia mu trudność. Mięsnie go bolały, a tak na prawdę nie wiedział od czego. Przeżył niespotykane przeciążenie. Na jakiś czas jego zdolności znacznie się zwiększyły. Jego ciało przeżyło nagły wzrost wszystkich umiejętności, a Tsuful nie oszczędzał jego ciała. Gdy nad nim panował to osłabienie nie istniało a teraz? Każdy ruch Vernila to coraz większy ból. Zmęczenie jest teraz jak cień. Nic nie mówił. Stanął przed Vivian. Jego do tej pory do połowy opuszczone powieki podniosły się do góry. Ósemka była niesamowicie pobita, posiniaczona, pocięta. Dodatkowo było widać w jej oczach, że też jest obolała lecz chyba nie tak jak Vernil. Wyciągnął prawą rękę przed siebie, położył ją na ramieniu Złotowłosej. Cały czas totalnie ignorował trenera. Zazwyczaj bał się go jak mucha ognia, lecz tym razem miał jego szanowną osobę w przysłowiowych czterech literach. Z nie lada trudem odezwał się.

-Jesteś taka poraniona.. Z resztą tamten wojownik też.. I to wszystko..- w tym momencie na chwile zatrzymał głos. Wziął większy oddech, jeden drugi, trzeci? Zaczął bardzo szybko i głęboko oddychać. -Przeze mnie ?!-powiedział robiąc przerwę w licznych oddechach które nie opuszczały go. Nie miał do końca pewności czy to jego wina, lecz tak bardzo przejął się zaistniałą sytuacją, że nie dopuszczał do siebie innego rozwiązania… Jego oczy uciekły nieco w górę. Machnął energicznie głową, lecz to nic nie dało a tylko spowodowało większy ból. Jego ręka, która nie spoczywała na ramieniu Ósemki, powędrowała na głowę i wylądowała na skroni. Chłopak powoli zamykał oczy. Siły go opuszczały. Nogi zaczynały powoli się uginać. Jego ręka zaczęła ześlizgiwać się z ramienia Vivian i utrzymując kontakt próbowała, chwycić się jej by nie upaść na ziemię. Bezskutecznie. Szybkie oddechy ustały. Gdy upadł na kolana. Jeszcze raz spojrzał na Vivian, po chwili na trenera i Tego Czarnowłosego którego imienia nie znał.

Przepraszam-dopowiedział cicho, lecz na tyle wyraźnie by wszyscy w pomieszczeniu w którym nie panowały żadne hałasy mogli go usłyszeć. Ręce opadły bezwładnie i zwisały równolegle do ciała. Zaczął przechylać się w przód by po chwili uderzyć prawą częścią głowy w ziemię. Ogon upadając wylądował na nodze chłopaka. Zmysły opuściły go. Już nie kontaktował i nic nie słyszał. Ostatnią rzeczą jaką zobaczył był but Brodatego trenera.

Zemdlał.



OCC: Vernil omdlały xD.
-80 ki za biała aurę.

Vivian: Silny 270 DMG
Szybki (jako dodatkowy) 187 DMG.
Trener z koszar:- czy to ważne xD?

Koniec treningu .
Raziel
Raziel
Succub Admin
Succub Admin
Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013

Skąd : Rzeszów

Identification Number
HP:
Koszary - Page 4 9tkhzk750/750Koszary - Page 4 R0te38  (750/750)
KI:
Koszary - Page 4 Left_bar_bleue0/0Koszary - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Sob Cze 01, 2013 1:47 pm
Byli szybcy. O wiele szybsi od tej hołoty, która uciekła z koszar przed kilkunastoma minutami. Ta dwójka była najszybsza w tej Sali i nawet on nie mógł się z nimi równać. Dlatego wolał sobie obserwować jak brązowowłosy kadet ściga sobie ich przeciwniczkę. Raziel oparł się o ścianę i obserwował cały przebieg wydarzeń. Już po chwili mógł bez trudu stwierdzić, kto z tej dwójki był lepszy. I na pewno nie była to blondwłosa. Po dłuższym wyścigu, kompanowi chłopaka wreszcie udało się złapać dziewczynę. Było to chyba jego najtrudniejsze przedsięwzięcie dzisiejszego dnia. Złapać panienkę. Na znak dany przez towarzysza Raz ruszył do owej parki. Kiedy po miłym zapoznaniu się z blondwłosą dał jej mały prezent nie spodziewał się tak szybkiej odpowiedzi. Ślina lądująca na jego twarzy zaskoczyła go na tyle, że nie zdążył się uchylić przed ciosem z byka.

- Ty szmato. – warknął Tsuful, wycierając ślinę z twarzy i zamachnął się by uderzyć dziewczynę w policzek. Jednak po jej słowach uśmiechnął się cynicznie i opuścił dłoń. – Umiera? O nie moja droga. Śmierć byłaby zbyt łaskawa dla takich ścierw jakimi wy Saiyanie jesteście. Wy małpy jesteście świetnym materiałem na armię silni i tępi. Bardzo łatwo nad wami zapanować. A teraz pożegnaj się z ostatnimi chwilami wolnej woli.
Po tych słowach odsunął się od dziewczyny, która dalej była trzymana przez brązowowłosego. Kiedy tylko czarnowłosy oddalił się na kilka kroków Half postanowił jeszcze dokopać dziewczynie. Wyrzucił ją wysoko w górę po czym znalazł się za nią. Raziel obserwował jak jego towarzysz po efektownym salcie posyła blondynkę na ziemię kopniakiem. „Szpaner” podsumował kruczowłosy zachowanie chłopaka. Na dodatek nie było mu dość bo jeszcze wysłał po wylądowaniu trochę swojej flegmy za ciałem dziewczyny. Kiedy wreszcie skończył ruszył w stronę szmaragdowookiego z dziwnym uśmieszkiem. Kiedy tylko się zbliżył szybki ruchem ręki nastawił złamany wcześniej nos Saiyanina. Nie był to jakiś wielki ból, ale zezłościł Tsufula, który zamachnął się by walnąć swojego kolegę. Jednak ten przeczuwał takie zachowanie u kadeta z blizną i w porę odskoczył. Raziel mógł go gonić, ale nie miało to najmniejszego sensu. Zamiast tego usiadł na podłodze i zaczął przyglądać się dziewczynie i poczynaniom brązowowłosego. Widocznie mu się cholernie nudziło bo zaczął zabawiać się w niszczenie otoczenia z wykorzystaniem KI Blastów.

- Otaczają mnie kretyni. – skwitował chłopak chowając twarz w ręce by nie widzieć zachowania Halfa. Rozwalając drzwi cieszył się jak dziecko. Widocznie tamten pojemnik był dość mało rozgarnięty, albo zwyczajnie miał większe zapędy destrukcyjne niż reszta tej zapchlonej rasy. Młody Saiyanin westchnął i popatrzył na ciało dziewczyny. Działo się coś dziwnego. Zazwyczaj przejęcie jest dość szybkie i dość bezbolesne. Z nią było inaczej. Cały czas się rzucała. Kadet powoli wstał by się przygotować. Nie wiedział co może się dziać w umyśle panienki, ale miał jakieś dziwne przeczucia. Widocznie jego towarzysz miał podobne przemyślenia bo postanowił wspomóc gluta przejmującego ciało Vivian dodatkowym towarzyszem. Jednak zanim maż zdążyła doczłapać się do ciała, które przeszywały drgawki to stało się coś czego Tsuful się nigdy by nie spodziewał. Z poranionego ciała blondwłosej wypłynął wcześniej zaaplikowany fragment Tsufula. Kompan chłopaka zaczął przeklinać i prawie zagłuszył to co krzyczała mała twarz.

- Cholera, co jest z tymi Saiyanami? Nawet się ich spokojnie nie da przejąć. Cóż za upierdliwa rasa. – powiedział chłopak ruszając ku panience, którą już się zajmował jego kumpel. Najwidoczniej stracił panowanie nad sobą bo chwycił dziewczynę za gardło z taką siłą, że zaczynała się dusić. Na ich szczęście jego pojemnik myślał dość racjonalnie co mu się podobało. Kiedy już się zatrzymał przy nich położył prawą dłoń na ręce trzymającej szyję Vivian.
- Uspokój się do jasnej cholery bo ją jeszcze udusisz. – powiedział lodowato wskazując na ciemniejącą twarz blondynki. – Mamy z nich uczynić armię, a martwa się nam na nic nie przyda. Więc uspokój się do kurwy nędzy bo zaczyna mnie to już drażnić!
Cała wypowiedź Tsufula była wypowiedziana zimnym, ale i stanowczym tonem. Najwidoczniej Tsuful znajdujący się w głowie Halfa wreszcie zaczął myśleć bo puścił dziewczynę. Niestety znów ją trzasnął z całej siły. Jak tak dalej pójdzie to nie wstanie z powodu obrażeń, które ten pacan jej zadał. Brązowooki już szykował się do lotu, kiedy nagle nastąpiło coś nieoczekiwanego. Do imprezy w koszarach dołączyła się kolejna małpa. I zanim obydwaj nosiciele zdążyli zareagować rzucił się na nich z okrzykiem. Pierwszy cios dostał kumpel Raziela, jednak ten też nie musiał długo czekać. W ostatniej chwili złożył ręce do bloku jednak nic to nie pomogło, gdyż cios ich przeciwnika był tak silny, że posłał go o kilka metrów do tyłu. Raziel miał teraz czas by się przyjrzeć tej nowej małpie. Nie wyglądał na jakiegoś wymoczka, świadczyły o tym blizny pokrywające jego ciało i ten dziki wyraz twarzy. Ponadto jego słownictwo również pozostawiało wiele do życzenia.

- Bosko. Kolejna małpa. Matka was więcej nie miała?! – powiedział wkurzony Tsuful, zaś jego ciało pokryła biała aura. Skończyła się zabawa. Popatrzył się na swojego towarzysza. Ten najwidoczniej również nie chciał składać broni. Wyciągnął ręce przed siebie, zaś młody Saiyanin wiedział już co się stało. Silna energia, która poleciała w stronę czerwonowłosego dała im czas do zaplanowania akcji. Jednak brązowooki Half wolał wykorzystać tą krótką chwilę przewagi i zaatakował ich przeciwnika. Kopniak, który otrzymał w szczękę brodaty nie zrobił na nim najmniejszego wrażenia. Raziel postanowił włączyć się do walki. Jednak zanim zdążył wykonać jakikolwiek ruch jego kompan już leciał w stronę ściany. Nie miał już wyboru. Ruszył z olbrzymią prędkością w kierunku umięśnionego Saiyanina. Wiedział, że jest on silny, ale nie pozwoli się przecież pokonać jakiejś małpie. Pierwszy cios został skierowany prosto na wątrobę jego przeciwnika, następnie dwa szybkie proste w nerki i trzy w żołądek. Atak zakończył obrotem, w trakcie którego wymierzył silny kopniak w żuchwę ogoniastego. Po zakończeniu ataku odskoczył na kilka metrów i ruszył ponownie do ataku. Jednak tym razem nie miał już tyle szczęścia. Jego pięść, która kierowała się na twarz brodacza została banalnie zablokowana. Kiedy zobaczył uśmiech na twarzy czerwonowłosego, po jego plecach przeszedł zimny dreszcz. W następnej chwili już się mógł zapoznawać z najbliższą ścianą, na której w wyniku uderzenia powstało wgniecenie. Raziel poczuł metaliczny posmak krwi napływającej mu do ust. Jednak zanim zdążył wykonać jakikolwiek unik spadły na niego potężne ciosy Saiyanina. Pięści trafiały w korpus i twarz zarażonego chłopaka. Tsuful nie miał nawet najmniejszej szansy by jakoś wydostać swój pojemnik z tej nawałnicy. Ciosy spadały z olbrzymią prędkością rozcinając twarz i ciało szmaragdowookiego kadeta. Po kolejnym ciosie w brzuch kruczowłosy odkaszlnął opluwając twarz brodacza sporą ilością krwi. Jednak on nie przestawał w okładaniu chłopaka.

-Pieprzona małpa! Jak ona śmie! Nie mogę przegrać! Nie z tymi pchlarzami! – wydzierał się Tsuful w głowie chłopaka. Jednak zanim zdążył wystrzelić z kolejną porcją bluzgów pod adresem brodatego usłyszał cichy śmiech. Odwrócił się i dostrzegł Raziela, który stał z założonymi rękoma i uśmiechał się do niego bezczelnie.
- A ty z czego tak rżysz głupia małpo!? – zapytał zezłoszczony Tsuful. Nie dość, że zaczynał tracić kontrolę nad sytuacją, to się jeszcze ten gówniarz wtrąca.
- Nie rozumiesz co? – spytał kpiąco Raziel.
- Czego mam nie rozumieć! – ryknął Tsuful.
- Tego, że już przegrałeś. On nie okaże łaski. Będzie walił tak długo, aż nie będzie w co uderzać. – powiedział szmaragdowooki ruszając w stronę zdziwionego Tsufula. Co dziwne z każdym jego krokiem, ciemność która dotąd ich otaczała zanikała.
- Ale jeśli zniszczy ciało to i ty poniesiesz śmierć. – odparł Tsuful licząc na to, że wybije tym swój pojemnik z rytmu. Ten jedynie się tylko zaśmiał cynicznie.
- Jeśli ma to Cię powstrzymać to przyjmę śmierć. W przeciwieństwie do was, my Saiyanie się jej nie obawiamy. Jeśli moja śmierć jest ceną za Twoją klęskę to chętnie ją poniosę. – odparł lodowatym tonem Saiyanin. W jego oczach nie było żadnych emocji. Był niczym wyprany z uczuć lodowy posąg ubrany w skórę Saiyanina. Tsuful, który wcześniej przejął ciało chłopaka zadrżał. Zaczął po raz pierwszy się obawiać o swoje życie. Saiyanie byli do tego zdolni. Mogli poświęcić kilka jednostek by ocalić cały naród.
- Więc jak spieprzasz z mojego ciała czy idziemy razem do piekła? Bo jak wybierasz wycieczkę do piekła to i tak cię tam znajdę, a wtedy nie będziesz miał najmniejszych szans. – mówił chłopak zbliżając się coraz bliżej do przerażonego Tsufula. Teraz ciemność panowała na małej wysepce, na której znajdował się potwór. Dookoła niego panował teraz szmaragd i złoto. Zanim jednak zdołał wydusić z siebie jakieś słowa, otrzymał potężny cios w szczękę od chłopaka. Następnie zaczęły spadać na niego kolejne ciosy. Cały tułów i głowa kosmity były bombardowane prostymi i sierpowymi. Po kolejnym ciosie Tsuful odleciał na kilka metrów.
- Już nie jesteś taki mocny co? – powiedział chłopak strzelając knykciami i idąc w stronę potwora, które przejął jego ciało. Miał zamiar go wykończyć tutaj. Wystawił swoją prawą dłoń w kierunku skulonego Tsufula. Na rozwartej dłoni pojawiła się kula energii. Wystarczył mu tylko jeden strzał. Kiedy już wszystko było gotowe postanowił to zakończyć.
- Wiesz co chyba jednak nie pójdziemy do piekła razem. Wyślę cię tam samego. – rzekł chłopak, jednak zanim zdążył wystrzelić Tsuful zniknął, a cała ciemność ustąpiła złotu i szmaragdowi. Po chwili usłyszał jeszcze słowa.
- Jeszcze się spotkamy pyskaty gówniarzu, a wtedy już nikt ci nie pomoże.
Raziel uśmiechnął się tylko. Był wolny.

Otworzył powoli oczy. Było to dość trudne bo głowa bolała go jakby zawalił się na niego cały budynek. Bolał go każdy, nawet najmniejszy mięsień w całym ciele. Z olbrzymim trudem podniósł się do pozycji pionowej. Całe pomieszczenie było jakby zamglone, jednak po chwili wszystko zaczęło się wyostrzać. Sekundę później poczuł jak coś lepkiego spływa mu po lewej stronie twarzy. Przestraszony poprzednim doświadczeniem szybko starł ciecz. Kiedy podniósł dłoń, by zobaczyć co to jest odetchnął z ulgą. Wydzielina była szkarłatna, a nie fioletowa. Zaczął powoli macać swoją twarz. Szybko doszedł do wniosku, że krew musiała pochodzić z rozciętego łuku brwiowego nad lewym okiem i kilkunastu innych zranień. Na dodatek wcześniej nastawiony przez zarażonego brązowowłosego kadeta nos, znów został złamany. „Nie ma co, szefuńcio się z nami nie cackał” pomyślał Raziel nastawiając sobie nos. Po chwili poczuł dość silne ukłucie w boku. Kiedy tylko dotknął epicentrum, silny ból znów przeszył jego ciało. Najpewniej miał uszkodzone żebra. W najlepszym przypadku pęknięte, zaś w najgorszym złamane i uszkodzone organy wewnętrzne. Po szybkim badaniu i stwierdzeniu, że jeszcze żyje ruszył powoli w stronę blondwłosej kadetki i brodatego trenera, który nad nią stał. Kątem oka dostrzegł nieprzytomnego Halfa, który jeszcze kilka minut temu był tak samo jak on pod władzą tego potwora. Na ich szczęście przybyła kawaleria w postaci czerwonowłosego. Raziel stanął przed koszarowym i zasalutował mu powoli prawą dłonią. Był zbyt obolały na hiper mega formalności i miał nadzieję, że trener to zrozumie. Skierował swój wzrok na dziewczynę, która chyba miała na imię Vivian. W następnej chwili podszedł do nich brązowowłosy. Widocznie znał dziewczynę bo zaczął ją przepraszać stwierdzając, że jest pobita i to wszystko jego wina. Wyglądał dość żałośnie i zachowywał się zupełnie nie tak jak na wojownika przystało. Jednak Raziel w ciszy obserwował całe zajście. Dzisiaj przeszli wszyscy troje zdecydowanie zbyt dużo, żeby jeszcze miał ich dołować swoimi uwagami. W kolejnym momencie brązowooki chłopak opadł na kolana. Widocznie tracił już resztkę sił. Ostatnim oddechem przeprosił wszystkich zgromadzonych po czym upadł na posadzkę bez zmysłów. Raziel podszedł do chłopaka po czym sprawdził mu puls, tak jak uczył go ojciec. Na szczęście jego były towarzysz niedoli tylko zemdlał. W kolejnej chwili szmaragdowooki zwrócił się do trenera.
- Panie trenerze, proszę o pozwolenie dla naszej trójki na udanie się do szpitala w celu uzyskania pomocy medycznej. – rzekł chłopak i nie czekając na odpowiedź brodacza chwycił chłopaka. W tej samej chwili kruczowłosy poczuł silny ból w lewej ręce. Widocznie podczas terapii udzielanej mu przez koszarowego doznał jakiegoś urazu. Nie wiedział czy ręka jest złamana, czy też może wybita ze stawu. Była teraz bezużyteczna. Zaciskając zęby z bólu chwycił nieprzytomnego kadeta pod zdrowe ramię. Teraz mógł jakoś dotrzeć do lazaretu. Wiedział, że trener może potraktować jego zachowanie jako niesubordynację i brak szacunku, ale miał to gdzieś. Był poobijany, zmęczony i na dodatek stoczył walkę o ciało z jakimś kosmitą. Więc było mu już wszystko jedno czy dostanie jakąś karę od nadpobudliwego gościa czy nie. Skierował swój zmęczony wzrok na blondwłosą po czym powiedział równie zmęczonym i dość ciepłym jak na niego tonem.
- Wstawaj, pomogę Ci dojść jakoś do szpitala. Tylko proszę cię nie mdlej, bo nie dam rady zanieść waszej dwójki. – powiedział po czym wystawił w kierunku kadetki zranioną rękę. – A na marginesie przepraszam jeśli cię skrzywdziłem, nie panowałem nad sobą. Wybacz mi Vivian.

Occ:
Silny atak --> 107 dmg dla koszarowego ( a co! Very Happy)
- 80 Ki dla mnie za Białą Aurę
Koniec treningu

avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Koszary - Page 4 9tkhzk0/0Koszary - Page 4 R0te38  (0/0)
KI:
Koszary - Page 4 Left_bar_bleue0/0Koszary - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Pon Cze 03, 2013 10:06 am
Myślenie boli.
Tak pewnie powiedziałby pierwszy-lepszy idiota, ale Vivian odczuwała to inaczej. Dotkliwiej. Wraki jej umysłu były jak pole usiane odłamkami szkła. Nie sposób było się poruszyć, by krwią nie splamić dłoni.
Halfka chwiała się malowniczo na nogach i wyglądało na to, że zaraz odpłynie. Światło, ciemna ziemia w koszarach, kolor nieba - barwy były przesycone i rozmyte, bolały od nich oczy. Suchość w ustach i gorzki smak krwi prowokowały mdłości. Tętno, jej własny oddech były jak odgłosy piorunów. Niejaki ciężar kurtki parzył skórę. Wydawało się, że każdy zmysł był przeciwko dziewczynie, podkręcając wrażliwość na maksimum.
Najgorzej było z głową. To, z czego kiedyś się składała, wspomnienia, myśli, emocje, zostały pozostawione pomieszane niby brudy w pralni. Wciąż tam były, chociaż podeptane. Jakieś urywki zdań, zapachy, kolory, postacie, uczucia i głosy plątały się w jednej nieskładnej, zbitej masie.
Wyczuwając gruzowisko, w panice rzuciła się ją naprawić.
Gdy próbowała to jakoś rozdzielić, skupić się na jednej, króciutkiej myśli – bolało. Strasznie bolało, jakby… Jakby rozbijano jej głowę na okruchy, kawałek po kawałku. Tortura gorsza niż cokolwiek wcześniej sobie wyobrażała. Nie potrafiła, nie mogła otworzyć ust by coś powiedzieć. Jedynie skrawkiem świadomości wiedziała, że stało się coś złego. Chociaż cierpienie wzmagało się w miarę, jak drążyła w swojej głowie, dotarła do wspomnień. Może nie do końca wspomnień, bo zdarzeń sprzed chwili, półgodziny, dwóch godzin…
Walczyła. Dlaczego? Był tam Vernil i ten drugi chłopak, którzy jednak nie byli sobą. I fiolet, przerażający fiolet, próbujący przebić się przez czerń, aż musiała go nią przywalić, odsłaniając samą biel. Błądzenie w mgle. Wróg. Wróg u bram…
Mało kto powiedziałby, że Ósemka wybrała sobie dogodnie miejsce i czas na zgłębianie własnych przeżyć. Głowa jej eksplodowała, a w piersi tkwił młot pneumatyczny. W tym stanie nie była świadoma tego, co działo się przed nią. Każdy ruch mięśni był rejestrowany przez mózg, a ten został otoczony minami, które wybuchały, jedna za drugą.
Nie wrzasnęła tylko dlatego, bo obręcz nagle zdławiła głos wydobywający się z jej gardła. Otworzyła szeroko oczy. Brązowe tęczówki były zamglone i puste, jakby wymieniono je na szklane kulki. Nie rejestrowały widoku kadetów przed sobą. Ktoś coś krzyczał do niej, ale Ósemka nie czuła niczego oprócz otępiającego pulsowania w czaszce, choć zdawało się jej, że nie może złapać oddechu.
Cios był dla niej mignięciem przed oczami i Vivian poleciała na ścianę. Opadła twarzą ku ziemi, nie skupiając się jednak na ucieczce, nie na walce. Odruchowo mięśnie zadrgały, adrenalina krążyła we krwi, przysparzając wyłącznie nowego, drażniącego wrażenia do kolekcji. Koncentrowała się na czymś zgoła odmiennym. Rozpaczliwe próby by przypomnieć sobie co się tu działo stały się jedynym priorytetem. Oraz to kim… Kim ona jest? Nic innego chwilowo się nie liczyło.
Ósemka. Liczba? Szlag… Jęknęła głośno. Przecież ma imię…
Szum. Dźwięk jakie wydaje zepsute radio wypełnił jej czaszkę, odbijając echem od ścian. Vivian zaczęła się trząść. Ze wszystkich sił pragnęła uciszyć tą burzę, nawałnice odpowiedzialną za spustoszenie. Dziewczyna trzymała głowę w dłoniach tak mocno, jakby bała się, że rozleci się na kawałki. Wszystko posypało się jak domek z kart. Była na tyle świadoma, by zacisnąć mocno powieki, gdy punkt w jej mózgu zaczął tętnić.
Świat powoli przestawał wirować.
Nie wiedziała ile czasu spędziła w tej pozycji, przyciskając czoło do ziemi, ale nagle ktoś szturchnął ją butem. Powoli uniosła głowę. Dźwięki nie były tak natarczywe, kolory tak rażące. Otoczenie stało się bardziej przyjazne. Ale trener górujący nad dziewczyną wyraźnie patrzył na nią z wściekłością. Pierwszą rzeczą jaka rzucała się w oczy u niemiłosiernie skopanej Ósemki, nie były rany, a puste, zamglone spojrzenie. Dopiero po chwili usłyszała co koszarowy do niej powiedział, a jeszcze więcej czasu zajęło zrozumienie jego słów.
Nie myślała. Przestała wgłębiać się w ten bałagan pod blond strzechą i zaskakująco, myśli zaczęły same napływać. Pojawiały się nagle w głowie, pryskając jak bańki mydlane.
Vivian podniosła się i dopiero teraz poczuła znój walki. Krew, dłonie powalane posoką, obtarta, piekąca twarz. Całe ciało pewnie było wielkim siniakiem. Co zadziwiające, ten ból podziałał stymulująco. Inny ból. Dobry. Nie taki od którego bolą myśli.
Wyprostowała się przed trenerem, salutując. Krew z rozdarcia na policzku sączyła się leniwie, kapiąc na brudną kurtkę. Krótkim spojrzeniem obrzuciła teren koszar, widząc dwóch, zbierających się z ziemi kadetów. Po sekundzie jej oczy, choć wciąż nieobecne, skupiły się na brodatym wojowniku.
- Melduję się, sir. – Głos Ósemki był słaby, suchy i pozbawiony jakichkolwiek emocji. Słowa padały z jej ust szybko i metodycznie, chociaż była otępiała po bitwie. – To ja posłałam tego kadeta. Wróg nazywa się Tsuful. Może przebywać w kilku osobach jednocześnie. Zarażenie przebiega szybko. Osoba zainfekowana ma znacznie większą siłę niż normalnie. Jest agresywniejsza i nie panuję nad sobą. Zarażony zaatakował małą grupę, nosicieli może być niewielu. Pozostali, którym kazano tu czekać uciekli. Wróg zaczął od kadetów, więc prawdopodobnie nie potrafi, bądź nie chce atakować silniejszych. Jest w miarę inteligentny, włada naszą mową, planuje ataki. Zaczęło, pewnie zaczęło się od szpitala. Wojownik który przybył, może ktoś z lecznicy, lekarz, pielęgniarka, ktoś kto się tam znalazł… – Krótkimi, urywanymi zdaniami powiedziała wszystko co wiedziała. Żaden zarażony nie posunął by się do zdania raportu, nie gdy koszarowy pluł i zgrzytał nad nim zębami. Może i Ósemka była wymięta oraz poobijana do granic możliwości, ale wyglądało na to, że coś na kształt zdrowego rozsądku jeszcze w niej tkwi. Prawdopodobnie.
Niemyślenie też było niewłaściwie. Ledwie dziewczyna skończyła, niski, ostry odgłos zadudnił w skroniach. Buczący dźwięk, jaki wydaje zużyty sprzęt elektronicznym, wybuchł jej w głowie. Zrobiła dwa kroki w tył i łypnęła białkami oczu. Nosem poleciała krew, tak silnie, że dziewczyna osunęła się na kolana, jednoznacznie kończąc zdawanie raportu.
Dłońmi tamowała krwawienie, dopóki posoka nie przestała lecieć. Trochę to trwało, nie przypuszczała, że cienkie naczynia krwionośne w nosie są w stanie przepuścić taką ilość krwi. Była słaba. Tragicznie słaba, bo nie tylko nogi odmawiały posłuszeństwa, ale głowa również nie podejmowała współpracy. Wypowiedzenie tych kilkunastu słów kosztowało ją wiele. Mogłaby teraz po prostu umrzeć. Były moment w życiu Vivian gdzie przywitałaby śmierć z otwartymi ramionami. Zasnąć i się już nie obudzić...
Nie dziś. Dziś jeszcze żyła.
~Nie myśleć. Nie myśleć. Jeśli to ochroni przed bólem, to nie myśl!~
Zakrwawione dłonie wytarła o strój, nijako słuchając słów trenera, a gdzieś tam płynąc wśród własnych demonów. Trener, bordowo-włosy koszarowy, to on informował ich o Tsufulu. Zaraz, on też był namalowany na tej ścianie w spiżarni. I była tam też ta dziewczynka… Jedna myśl goniła kolejną, niby reakcja łańcuchowa. Znów ból w skroniach. Vivian skrzywiała się. Musi przestać drążyć w tych szczątka. Jakoś, jakoś spróbuje je poskładać później, byle nie teraz. Teraz jest zbyt zmęczona. Ma dość. Tak serdecznie dość, że mogłaby się poryczeć waląc pięściami o ziemię, a tak naprawdę tkwi apatycznie, nie potrafiąc zatrzymać wzroku w jednym punkcie dłużej niż przez kilka sekund.
Zdawałoby się, że jej reakcje są opóźnione. Ruchy wolniejsze, niepewne, jakby była ze szkła. Można to zrzucić na karb zmęczenia, ogłupienia zmęczeniem ale…
Podniosła się z trudem. Ledwie się wyprostowała, Ósemka poczuła dłoń na ramieniu. Wzdrygnęła się lekko, ale ujrzała twarz Vernila. Coś w środku nią szarpnęło, jakby chciała podjąć walkę, ale kolejny pisk w głowie skutecznie ją zniechęcił. Z umazanego krwią nosa spłynęła czerwona kropla. Skupiła się na tym co mówi. Chłopak był pobity, choć dobrze pamiętała, że to on w walce miał przewagę. Chyba słyszała krzyki i odgłosy walki gdy próbowała zebrać się w garść. Tak, przecież trener z nimi walczył… Umknęło jej.
Twarz Ósemki była dziwnie pusta, jakby zastygła. Nie przywoływała żadnych emocji, nie chciała myśleć. Myślenie bolało. Niewidzącym wzrokiem patrzyła na Vernila, dając znak życia jedynie przy jego ostatnich słowach. Gdy opadał na ziemię, spróbowała go podtrzymać, ale wyślizgnął się jej z osłabłych rąk. Pociągnął ją za sobą i po raz kolejny wylądowała na kolanach.
Przepraszam.
Vivian łagodnie pokręciła głową, otwierając usta.
- Nie... – Słowo było lżejsze od szeptu, ale wyglądało na to, że kadet już odpłynął. Brudny, zakrwawiony… Zgnojony trudem walki. Ale kto z nich taki nie był? Kto z nich mógł być pewny, że po raz ostatni odnosi rany?
Ból się zniesie Vi. Samego siebie, niekoniecznie…
Zawiesiła się na moment, patrząc na krew na dłoniach chłopaka. Znała... Niejako znała Vernila. Walczyli już wcześniej, ale nie w taki agresywny sposób. Byli w tej spiżarni, potem coś... Przestała myśleć. I kolejny głos wybijający ją ze stanu odrętwienia. Chyba też miała z tym problemy. Podniosła głowę, by zobaczyć drugiego kadeta, tego z blizną i zimnym, zielonym spojrzeniem. Nie, teraz nie był zimny. Zmęczenie potrafi dać się we znaki wszystkim, ale złamanie to już inna sprawa. Szorstka odpowiedź trenera. Głosy. Słowa. Chłopak zarzucił sobie Vernila na ramię, krzywiąc się, ale stał twardo, nie przestając mówić. Niejako, Ósemka też chciała zemdleć. Zasnąć i przespać najgorsze. Nigdy nie było jej to dane, bo pozostawała denerwująco przytomna i cięta przez większość czasu.
Nie powiedziała ani słowa. Wpatrywała się strudzonym, apatycznym spojrzeniem w chłopaka. Powieki dziewczyny były sine, jakby cały czas pobytu w koszarach był równowarty ciężkiemu treningowi. Kto wie, może i był. Wolno opuściła wzrok na jego wysuniętą dłoń. Była spuchnięta, sam kadet z trudem stał na nogach, a mimo to chciał pomóc.
~Vivian!~ Krew poleciała nosem, kapiąc na kolana, gdy tak jak wcześniej sama na siebie warknęła. ~Rusz się! Nie tylko ty jesteś ranna!!~
Tak… Nie tylko ona. Nie można skupiać się wyłącznie na własnym bólu, bo wtedy ignorujesz cierpienie innych. Ktoś, ktoś kiedyś tak jej powiedział… Ktoś mądry. Zaraz, przecież miała nie myśleć. Wyprzeć z głowy wszystko...
Słysząc słowa znów delikatnie zaprzeczyła ruchem głowy, odsuwając lekko jego rękę.
Wybacz mi Vivian.
Vivian. Jak własne imię może skryć się mrokach pamięci?
Jakby nie dosłyszała. A potem bardzo wolno otworzyła usta, ślizgając się wzrokiem gdzieś pomiędzy nieprzytomnym chłopakiem, a stojącym przed nią kadetem.
- Nie… – Zaczęła cichym głosem, który był jak dźwięk potłuczonych talerzy. – Nie… Nie wasza wina.
Dźwignęła się na nogi, krzywo, z trudem, ale zadziwiająco pewnie. Z nosa spłynęły krople krwi, we łbie pojawił się denerwujący dźwięk i żołądek zaczął kopać resztę wnętrzności. Ale wstała, po raz kolejny i nie raz jeszcze powstanie. Nieważne co by się działo. Nieważne jak się ją zgnoi...
Rękawem odrapanej kurtki od brata wytarła czerwień spod nosa i zarzuciła sobie drugie ramię Vernila przez szyję. Tak będzie im łatwiej, chociaż zachwiała się niebezpiecznie. Poruszyła lekko głową, jakby chcąc uprzedzić wszelkie pytania do niej skierowane. Twarz niczego nie wyrażała.
- Ani słowa... – Burknęła z trudem, bezbarwnym tonem. – Prędzej... - Złapała ciężko oddech. - Prędzej piekło zamarznie, niż pozwolę... Pozwolę się nosić. – Dokończyła ciszej, ignorując łupienie w skroni.
NPC.
NPC.
Liczba postów : 2525
Data rejestracji : 29/05/2012

http://poke-life.net/pokemon.php?p=58946863&nakarm

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Sro Cze 05, 2013 10:36 pm
Koszary - Page 4 Amathar_by_BK_81
Koszarowy wpatrywał się uważnie z Vivian. Ta sprawiała wrażenie niekontaktującej. Mężczyzna uznał chyba, że jest w tym coś podejrzanego, bo skumulował w dłoni energię, wycelował ją w dziewczynę i uśmiechnął się mściwie.

- Zaczynasz mnie wku*wiać nędzna kreaturo. Myślisz, że będę miał jakiekolwiek opory przed sprzątnięciem marnych kadecików w których się ukrywasz? To się grubo mylisz!

Już miał wystrzelić potężny pocisk, gdy Vivian zaczęła przemawiać. Trener wsłuchiwał się w każde słowo, które padło z jej ust. Jeszcze chwilę po jej meldunku trzymał dłoń skierowaną w stronę ciężko rannej nastolatki, po czym opuścił ją wzdłuż ciała. Kumulowana energia prysła niczym bańka mydlana. Spojrzał na chłopaków stojących obok.

- Do szpitala powiadasz? - rzekł po słowach Raziel'a - taaa, ale nie od razu. Najpierw pójdę tam sam i zrobię porządek z tym syfem. Nie pojawiać się tam nie wcześniej niż za kwadrans!

Koszarowy sam udał się do źródła zakażenia. Jeśli Tsuful nadal się tam pałęta, to musi być bardzo ostrożny, inaczej sam padnie jego ofiarą.
Raziel
Raziel
Succub Admin
Succub Admin
Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013

Skąd : Rzeszów

Identification Number
HP:
Koszary - Page 4 9tkhzk750/750Koszary - Page 4 R0te38  (750/750)
KI:
Koszary - Page 4 Left_bar_bleue0/0Koszary - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Pią Cze 14, 2013 7:18 pm
Ból. Rozpływał się on po całym ciele chłopaka. Pulsował on w każdy mięśniu, każdej najmniejszej cząsteczce z jakiej składało się poobijane ciało Saiyanina. Jednak pomimo tego bólu stał i trzymał wyciągniętą przed siebie dłoń. Zaczynała już puchnąć lecz nie przejmował się tym za bardzo. Kiedy czekał na jakikolwiek ruch dziewczyny, usłyszał głos koszarowego. Kazał im zostać tutaj przez jakiś czas, zaś on sam pójdzie wyplenić to robactwo do końca. „I tak zajmie nam sporo czasu zanim się dowleczemy do szpitala” pomyślał Raziel, trzymając omdlałego halfa. Patrzył na Vivian zmęczonym, wzrokiem, zaś po jego twarzy w dalszym stopniu płynęła krew z rozwalonego łuku brwiowego. Krople szkarłatnej krwi spadały na podłogę koszar, oraz na buty chłopaka. Czekał cierpliwe, aż dziewczyna będzie miała wystarczającą ilość sił by spróbować się podnieść. Jednak ku zdziwieniu chłopaka, blondwłosa delikatnie odsunęła jego dłoń. W następnej chwili podniosła się i wzięła brązowowłosego z drugiej strony. Teraz mieli jakieś szanse by dojść do szpitala, przed zapadnięciem nocy. Ogon kruczowłosego opadał delikatnie w dół. Raziel nie miał nawet sił by go zawiązać w pasie. Trener dał im olbrzymi wycisk. Z wysiłkiem ruszył powoli w stronę drzwi, które zostały zdemolowane wcześniej przez omdlałego kadeta. Vivian pomagała Razielowi jak mogła, ale ona też była zmęczona i poobijana, dlatego też wleczenie nieprzytomnego kadeta odbywało się nadzwyczaj powoli. Krew w dalszym stopniu kapała na podłogę koszar.  
 
OCC ---> +10% HP i KI
z/t - pokoje szpitalne
avatar
Ósemka
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013


Identification Number
HP:
Koszary - Page 4 9tkhzk0/0Koszary - Page 4 R0te38  (0/0)
KI:
Koszary - Page 4 Left_bar_bleue0/0Koszary - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Sob Cze 15, 2013 11:26 pm
Ból. Szlag, jakby nie było niczego innego co można czuć. Vivian każdy krok stawiała z trudem, obawiając się, że stopy mogą ją zawieść i wylądują wszyscy na ziemi. Nie była to jedyna rzecz, która opóźniała ich i tak powolny marsz do szpitala. Dziewczynie zdarzało się stawać na krótki moment, gdy uszy wypełniał jej dobrze znany, zabójczy dźwięk. Przystawała na czas nie krótszy od bicia serca, po czym zmuszała się do ruchu.
Jakoś szli. Ich ścieżkę znaczył krwawy szlak.
Ósemka nie myślała, nie pozwalała sobie na ten luksus. I tak w jej głowie pojawiały się obrazy, strzępy dźwięków, głosy, nawet cienie zapachów. Z całych sił je ignorowała, nie chcąc by mieszały jej zmysły. Powstrzymywała się, a krew, delikatnym kroplami lała się z nosa, ściekając po brodzie i na pierś. Źrenice oczu były nienaturalnie powiększone, niepokojąco nieobecne.
 
OCC ---> +10%HP
[zt] ---> Pokoje szpitalne
NPC.
NPC.
Liczba postów : 2525
Data rejestracji : 29/05/2012

http://poke-life.net/pokemon.php?p=58946863&nakarm

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Czw Wrz 19, 2013 11:24 pm
Podążając za Trenerem Vernil po przejściu badań opuścił mury Akademii. W koszarach trenowało niewielu kadetów pilnowanych przez wojskowych niższej rangi. Dotarli do nieco odleglejszego zakąska, aby z dala od innych swobodniej trenować.

- Dobrze więc sprawdzimy na co Cię stać dzieciaku. Rzucam Cię od razu na głęboką wodę. Techniki będą trudne do opanowania i niebezpieczne dlatego potrenujemy w odosobnieniu. Skup się, słuchaj i obserwuj uważnie, nienawidzę się powtarzać. Na rozgrzewkę coś łatwiejszego. Na początek zadbamy o Twoja obronę. Technika polega na wytworzeniu wokół siebie bariery z własnej energii. Dzięki niej możesz zatrzymać silny atak energetyczny.. Jednak musisz uważać, ta zdawałoby się genialna technika obronna ma ogromna wadę. Aby zatrzymać silny atak trzeba poświecić bardzo dużą ilość własnej energii. Trzeba wybrać dogodny moment w walce do jej użycia. Nic nie przyjdzie Ci zatrzymania czyjego ataku, jak sam stracisz resztę Ki i już nie będziesz w stanie użyć nawet Kiaiho. To jest trudne na Twoim poziomie ale wierzę w Ciebie.

Mężczyzna pokazał młodemu Nashii jak wygląda owa technika w znacznie mniejszej skali i stanął nieopodal kadeta dając mu swobodę do trenowania i ewentualnie służąc radą. Halfa czekał chyba najpoważniejszy trening w jego dotychczasowych życiu. Od efektu zależało nie tylko opanowanie nowych technik ale i jego własna ocena, która zapewne zostanie uwieczniona w raporcie, w jego aktach.

OOC: Ver decydujesz czy piszesz to w jednym, czy w dwóch postach, a potem kolejna technika Very Happy.
Sponsored content

Koszary - Page 4 Empty Re: Koszary

Powrót do góry
Similar topics
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach

Copyright ©️ 2012 - 2018 dbng.forumpl.net.
Dragon Ball and All Respective Names are Trademark of Bird Studio/Shueisha, Fuji TV and Akira Toriyama.
Theme by June & Reito