Sala treningowa
+14
Joker
Atarashii Ame
Kanade
April
Hikaru
Vita Ora
Keruru
Raziel
Ósemka
Colinuś
NPC.
KOŚCI
Hazard
NPC
18 posters
Sala treningowa
Sro Maj 30, 2012 12:24 am
First topic message reminder :
"Mordownia" - Jak zwykli nazywać to pomieszczenie szczęściarze, którzy na zawsze je opuścili. Tu zaczynał każdy nowy, gnojony do potęgi entej przez wszelkiej maści trenerów.
"Mordownia" - Jak zwykli nazywać to pomieszczenie szczęściarze, którzy na zawsze je opuścili. Tu zaczynał każdy nowy, gnojony do potęgi entej przez wszelkiej maści trenerów.
Re: Sala treningowa
Sro Gru 12, 2012 11:20 pm
W tym czasie, gdy nowy Nashi odbywał trening trener akurat wrócił do sali. Nie mniej jednak, gdy przyuważył Altair'a, to postanowił nie wchodzić i przyjrzeć się dogłębnie jego zmaganiom ćwiczeniowym. I wręcz nie mógł się nacieszyć jego potencjałem. Kto by pomyślał, że nie jeszcze nie dawno świeża krew, a już potrafiło samo dopracować dopiero co poznaną technikę. I choć Saiyan teraz odpoczywał, to jednak nie dane mu będzie nacieszyć się tym wolnym. Trener z obojętną miną wszedł na salę, stając za Altair'em z założonymi na klatce piersiowej rękoma.
- Leżysz tutaj tak sobie, jakbyś miał pieprzone wakacje... DO SZEREGU MIERNOTO! - Rzekł głośno, rozplątując ręce i zaciskając pięść przed twarzą kadeta. - Nie dawno doszły mnie słuchy, że pewien kadecik postanowił bez pozwolenia opuścić akademię i udać się do burdelu. Masz go natychmiast przyprowadzić. Bylebyś tylko nie przesadził z obiciem mu ryja, ponieważ musi coś zostać dla trenera w koszarach... - Rzekł, i choć jego ostatnia wypowiedź wydawała się być śmieszna, to jednak uśmiech nie namalował się na twarzy mężczyzny.
- OOC:
- Mision: Przyprowadź Blade z powrotem.
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Sro Gru 12, 2012 11:35 pm
Altair odpoczywał sobie rozmyślając nad tą całą sytuacją. Ciekawiło go to czy żadne potwory nie uciekły z tamtego sektora w którym powstrzymał bunt z Siegreinem. Jeśli ktoś z nich zdołał zwiać...to nie będzie zbyt pięknie na Vegecie, a on doskonale wie jak jeden z nich może być silny. Ale raczej nikt nie zdołał zwiać. Przynajmniej też taką miał nadzieję. Ponownie przypomniał sobie niedawno opracowaną technikę. Tak ten ki sword na pewno wiele razy mu zdoła pomóc. Oddychał spokojnie i powoli, ale niedługo będzie trzeba stamtąd się ruszyć i gdzieś pójść...lecz gdzie? Po pewnym czasie usłyszał kroki, kolejny zapewne przyszedł potrenować. Nie trzeba chyba mówić jak bardzo zdziwił się ty usłyszał głos trenera, i do tego wspomnienie o wakacjach. Szybko mu przypomniał jego miejsce, i krwistooki w jeden chwili stanął wyprostowany, na baczność i salutując. Najwidoczniej trenerowi się polepszyło i wrócił do swojej dawnej formy. Może to i dobrze...miał go nauczyć innej wersji zanzokena. Ale słysząc to, że ktoś postanowił opuścić akademie nie mając zezwolenia, a do tego udał się do burdelu i to on ma go przyprowadzić, to trochę zbiło go to z tropu. Ale cóż misja to misja. Lecz raczej to powinno być proste, chociaż może się mylić. Kto wie może uda mu się trochę zaznać dobrej walki? Ostatnia wypowiedź prawie rozśmieszyła saiyana, ale widząc jego minę to się od śmiechu powstrzymał.
-Tak jest sir!
Odsalutował i się odmeldował ruszając w kierunku wyjścia.
OCC: Sala Treningowa -> Burdel "Małpi Gaj"
-Tak jest sir!
Odsalutował i się odmeldował ruszając w kierunku wyjścia.
OCC: Sala Treningowa -> Burdel "Małpi Gaj"
Re: Sala treningowa
Sro Sty 16, 2013 9:06 pm
Chwila błądzenie z mapą w ręku po drodze zahaczenie o toaletę by skorzystać i odświeżyć się przed ciężkim treningiem i wreszcie pół-sayianin trafił do sali treningowej. W sumie trochę się bał, że nie podoła. Tata nie raz opowiadał mu o tym jak przychodzą trenować nowi wojownicy i po chwili treningu są spoceni i ledwo dają radę. Ile w tym prawdy ? Ojciec Vernila wie jednak młodzieniec domyślał się, że łatwo tutaj nie będzie. Schował mapę i powoli otworzył drzwi. Ukazała się przed nim sala na której nie jeden wylał swój pot i pewnie nie raz polała się krew. Strach i podekscytowanie- te uczucia towarzyszyły młodemu wojownikowi w momencie postawienia nogi w środku. Udał się w kierunku umięśnionego trenera w pelerynie. Na pierwszy rzut oka wydawał się dość miły. Vernil chciał aby okazał się tak miły jak śliczna dziewczyna w zbrojowni, jednak coś mówiło mu, że będzie mniej więcej tak jak w recepcji. Gdy był już blisko Saiyanina powiedział:-Dzień dobry jestem Vernil i przyszedłem na swój pierwszy trening.... Na jego twarzy było widać poważną minę która po chwili przerodziła się w lekki uśmiech. Czekał na reakcje trenera i czekał na to co go czeka...
Re: Sala treningowa
Czw Sty 17, 2013 10:35 pm
- Gdzie Ty ku*rwa jesteś?! "Dzień dobry" to możesz sobie mówić wchodząc do burdelu! To jest W-O-J-S-K-O! - przeliterował ostatni wyraz - tu obowiązuje pewna etykieta! Akurat mam dziś dobry humor, więc Ci to wyjaśnię. Stajesz na baczność jak ku*as na widok fajnej laski i salutując zgłaszasz gotowość do służby. A jak chcesz jeszcze bardziej przylizać dupę to robisz tak - tu złapał chłopaka za kark i gwałtownym ruchem ręki zmusił jego ciało do skłonu.
W sali dało się słyszeć odgłos strzelających kości. Vernil zapewne poczuł ogromny ból w krzyżu. Rozległ się jakiś pikający dźwięk i oto Trener odczytywał wiadomość ze swego scouter'a. Następnie ponownie spojrzał na kadeta i wrócił do "rozmowy":
- I tak masz robić za każdym razem! Powtórz! - rozkazał, a gdy szatyn zameldował się, tym razem poprawnie, kontynuował - Mam dla Ciebie zadanie. Tak, to będzie Twoja pierwsza misja, więc powinieneś się cieszyć. W szpitalu potrzebują kogoś, kto uprzątnie cały sprzęt upie*dolony od rzygów, gówna i innych tego typu rzeczy. Pójdziesz tam zaraz i to zrobisz. I masz na to godzinę, jeśli spóźnisz się choć minutę to pożałujesz - po czym odwrócił się i poszedł wgłąb sali.
OCC:
Odpisujesz, a następnie z/t tutaj --> https://dbng.forumpl.net/t229-pokoje-szpitalne
Znajdujesz tam masę "kaczorów", "nerek" i innego typu "naczyń" szpitalnych, które musisz wyczyścić z najróżniejszych świństw. Możesz mieć problem z chodzeniem z racji bólu pleców. A i nie zapomnij opisać jak poprawnie się meldujesz
Re: Sala treningowa
Czw Sty 17, 2013 11:03 pm
"Gdzie Ty ku*rwa jesteś?!" po tych słowach młody chłopak wiedział, że wpadł jak śliwka w kompot. Domyślił się, że te legendy o wojownikach ledwo żywych wynoszonych na noszach są prawdą.
Serio ? Nie mógł trafić się ktoś milszy?-pomyślał cały czas słuchając wrzeszczącego trenera. Nagle gwałtowny ruch ręką. Migawki z życia pojawiły się przed jego oczyma. Myślał, że jak zaraz dostanie to z jego życiem będzie krucho. Ale trener "tylko" złapał za kark i przechylił ciało Vernila w dół. Kości strzelały, a o bólu lepiej nie wspominać. Młodzieniec nie raz był ranny ale ten ból był większy niż jakby wszystkie jego stłuczenia i obrażenia zebrać w jedno. Chłopak chciał krzyknąć z bólu jednak udało mu się to wszystko stłamsić w sobie. Kto wie co by to było gdyby krzyknął, że go boli ... Lepiej nie wiedzieć... Nagle kolejne krzyki.. Powtórz! takie poleceni padło z ust "bardzo miłego" trenera. Vernil wyprostował się z potwornym bólem w plecach. Zasalutował. Jego mina była bardzo poważna. Gdyby tylko wiedział, że nie będzie konsekwencji zaczął by się drzeć z bólu. Ale nie. Trzeba było porządnie przywitać się z trenerem, jak w wojsku.
Jego usta otworzyły się -Kadet Vernil melduje się na służbie ! -powiedział donośnym głosem. Po tym skłonił się, jednak nie tak nisko jak zrobił to siłą trener. Ból pleców nie pozwolił mu na to. Chciał przyjść na trening. I co się stało ? Po minucie miał już wszystkiego dosyć a na dobrą sprawę jeszcze nic nie zrobił. Wyprostował się i stał prosto jak ten " ku*as na widok fajnej laski". Nagle padło słowo "zadanie". Chłopak uważnie słuchał każdego słowa trenera. Wiedział, że jak coś pomyli to miło nie będzie.
Po wysłuchaniu rozkazu zasalutował jeszcze raz i powiedział-Tak jest!. Po tym odwrócił się i udał się w kierunku drzwi. Za drzwiami wyciągnął mapę i znalazł na niej skrzydło szpitalne. Udał się w jego kierunku. Gdy był już daleko od sali zaczął masować swoją ręką krzyż i co jakiś czas zginał się by ból minął.
z/t
Serio ? Nie mógł trafić się ktoś milszy?-pomyślał cały czas słuchając wrzeszczącego trenera. Nagle gwałtowny ruch ręką. Migawki z życia pojawiły się przed jego oczyma. Myślał, że jak zaraz dostanie to z jego życiem będzie krucho. Ale trener "tylko" złapał za kark i przechylił ciało Vernila w dół. Kości strzelały, a o bólu lepiej nie wspominać. Młodzieniec nie raz był ranny ale ten ból był większy niż jakby wszystkie jego stłuczenia i obrażenia zebrać w jedno. Chłopak chciał krzyknąć z bólu jednak udało mu się to wszystko stłamsić w sobie. Kto wie co by to było gdyby krzyknął, że go boli ... Lepiej nie wiedzieć... Nagle kolejne krzyki.. Powtórz! takie poleceni padło z ust "bardzo miłego" trenera. Vernil wyprostował się z potwornym bólem w plecach. Zasalutował. Jego mina była bardzo poważna. Gdyby tylko wiedział, że nie będzie konsekwencji zaczął by się drzeć z bólu. Ale nie. Trzeba było porządnie przywitać się z trenerem, jak w wojsku.
Jego usta otworzyły się -Kadet Vernil melduje się na służbie ! -powiedział donośnym głosem. Po tym skłonił się, jednak nie tak nisko jak zrobił to siłą trener. Ból pleców nie pozwolił mu na to. Chciał przyjść na trening. I co się stało ? Po minucie miał już wszystkiego dosyć a na dobrą sprawę jeszcze nic nie zrobił. Wyprostował się i stał prosto jak ten " ku*as na widok fajnej laski". Nagle padło słowo "zadanie". Chłopak uważnie słuchał każdego słowa trenera. Wiedział, że jak coś pomyli to miło nie będzie.
Po wysłuchaniu rozkazu zasalutował jeszcze raz i powiedział-Tak jest!. Po tym odwrócił się i udał się w kierunku drzwi. Za drzwiami wyciągnął mapę i znalazł na niej skrzydło szpitalne. Udał się w jego kierunku. Gdy był już daleko od sali zaczął masować swoją ręką krzyż i co jakiś czas zginał się by ból minął.
z/t
Re: Sala treningowa
Pią Sty 18, 2013 6:39 pm
Szedł korytarzami patrząc na mapkę nagle spojrzał na zegarek. Do zameldowania, że ukończył zadanie zostało pięć minut. Dużo czasu tym bardziej,i iż sala znajdowała się za zakrętem. Schował mapę. Pięścią pomasował sobie plecy w bolącym miejscu. Zaczął się schylać, rozciągać by ból w krzyżu znikł. Podszedł do drzwi. Jakie w tym momencie było jego marzenie ? Chciał aby zjawił się jakiś inny trener i żeby to u niego trenował. Otworzył drzwi i w głębi sali ujrzał ujrzał czerwonowłosego Saiyanina. Pewnym krokiem i z powagą na twarzy udał się w jego stronę. Kątem oka patrzył na ciężkie treningi innych wojowników. Jedni biegali inni robili pompki no przeróżne rzeczy się tu działy.
Boogowie... Jeśli mój trening też będzie taki ciężki, a będzie, to nie wytrzymam. A jak nie wytrzymam to zapewne miło nie będzie. Skoro za złe przywitanie dostałem opieprz to jaka kara czeka takiego który wymięknie ? Wolałbym się tego nie dowiedzieć. Dobra teraz jak to było z tym przywitaniem...- myślał Vernil idąc w kierunku trenera. Gdy był już blisko wyprostował się, zasalutował. Ból w plecach nie był już tak odczuwalny jak na początku no ale jednak go bolały.
Kadet Vernil melduje się na służbie i zgłaszam, że zadanie zostało wykonane! Sprzęt został wyczyszczony!-powiedział Vernil i ukłonił się. Czekał na to co powie trener. Miał nadzieje, że nie dostanie wiadomości iż uprzątnął złą sale albo niewystarczająco dobrze... Nadzieja matką głupich...
OCC: Jaki kolor włosów ma ten trener ? xD
Boogowie... Jeśli mój trening też będzie taki ciężki, a będzie, to nie wytrzymam. A jak nie wytrzymam to zapewne miło nie będzie. Skoro za złe przywitanie dostałem opieprz to jaka kara czeka takiego który wymięknie ? Wolałbym się tego nie dowiedzieć. Dobra teraz jak to było z tym przywitaniem...- myślał Vernil idąc w kierunku trenera. Gdy był już blisko wyprostował się, zasalutował. Ból w plecach nie był już tak odczuwalny jak na początku no ale jednak go bolały.
Kadet Vernil melduje się na służbie i zgłaszam, że zadanie zostało wykonane! Sprzęt został wyczyszczony!-powiedział Vernil i ukłonił się. Czekał na to co powie trener. Miał nadzieje, że nie dostanie wiadomości iż uprzątnął złą sale albo niewystarczająco dobrze... Nadzieja matką głupich...
OCC: Jaki kolor włosów ma ten trener ? xD
Re: Sala treningowa
Wto Sty 22, 2013 2:25 pm
Trener krzywym okiem spojrzał na kadeta. Ręce miał złożone jedna na drugiej i minę jak zwykle naburmuszoną. Zastanawiał nad tym co usłyszał. Tyle kadetów się przewinęło w między czasie, że już zapomniał czego chciał od Vernila.
- Dobra. To teraz dołącz do reszty. I żebym nie widział, że się opier*alasz. Masz swoje płuca wypluć podczas tego treningu bo inaczej sam ci je wyrwę! Zrozumiano!?
Patrzył jak zwykle z góry na swojego podwładnego.
- No to zapier*alaj ćwiczyć! Ruchy, ruchy! Bo Ki-blasem popędzę!
OOC: Opisujesz swój trening A co do włosów to stawiałbym na brąz ale ja się tam nie znam xD
Re: Sala treningowa
Sro Sty 23, 2013 1:22 am
Trener... chciałoby się żeby był miły. Jednak powiedział "dobra”, czyli nie będzie kary za źle wykonane zadanie a to już plus. Wiedział, że trening nie będzie lekki. Gdy brązowowłosy (kwestia sporna xd) skończył mówić do młodego kadeta ten zrzucił z siebie lekką kurtkę, którą miał na sobie i czym prędzej zaczął robić kółka dokoła sali jak kilku innych... Na początku nie było ciężko...
Pierwsze, drugie, trzecie, czwarte....-Phi, co to za wysiłek...
Dwudzieste, dwudzieste pierwsze, dwudzieste drugie...-E tam nie ma, że boli!
Czterdzieste, pięćdziesiąte, sześćdziesiąte...-Dobra teraz już boli, ale jak zmniejszę tępo te szanowny pan trener przyjdzie... On pewnie nawet nic nie powie. Wyciągnie rękę. Na niej pojawi się ki-blast. A dalej? Co dalej? Dalej nic nie będzie... Ewentualnie pobudka w szpitalu z poparzonym całym ciałem. Obudzę się po kilkunastu dniach może i tygodniach śpiączki... Także lepiej biec...
Jego ciemna koszulka stopniowo zmieniała swój kolor podczas biegu aż całkiem ściemniała przez ciecz wydobywającą się z jego ciała. Pot był dosłownie wszędzie, no, ale cóż nikt nie powiedział, że będzie lekko. Ba, niektórzy nawet ostrzegali. Mówili "gdzie się pchasz? Tam jest cholernie ciężko..." I mieli racje. W sumie może gdyby nie strach przed trenerem Vernil odbyłby trening nieco inaczej, pod swoje umiejętności. Jednak miało to i swoje plusy. Bardziej go to wyszkoli niż jego zwyczajny trening. Postanowił z kimś porozmawiać. Nieco przyśpieszył i zaczął biec obok niższego od siebie Saiyanina. Miał on na sobie kombinezon jak Vernil. Jego włosy były trochę krótsze od tych trenera, lecz różniły się barwą, były kruczoczarne. Teraz wystarczyło cokolwiek powiedzieć. Dla normalnej osoby nie jest to zbyt trudne, aczkolwiek dla tak nieśmiałej osoby jak pół-sayianin sprawiło to lekki problem. W sumie, czego się bał? Między innymi tego, że zostanie wyśmiany. Chociaż mogło skończyć się to gorzej. Ta osoba mogła się okazać jakimś siłaczem i jednym ciosem posłać Vernila na deski. A później wiadomo szpital i w ogóle. Po chwili odważył się coś powiedzieć.
-Hej kolego...ehhh... co tam ?-powiedział Vernil do kadeta sapiąc ze zmęczenia i kończąc jakoś siedemdziesiąte kółko. Trener był niedaleko nich. Niższy od Vernila Saiyanin nie odpowiadał przez chwile. Usta otworzył dopiero, gdy byli po drugiej stronie sali.
-Wolałbym nie rozmawiać póki trener tu jest. Bo może wyzwać. Ale jak skończymy setne okrążenie to w ramach odsapnięcia możemy pogadać i wymienić się doświadczeniem, Z chęcią nauczyłbym się czegoś nowego...-powiedział Saiyanin. Gdy Vernil usłyszał, że trener może wyzwać od razu przed jego oczami pojawiła się wizja jak obrywa z ki-blasta. Wolał nie ryzykować tylko biegł dalej przed siebie. Na szczęście kadet okazał się dość miłą osobą. Nie wyśmiał Vernila, że ten jest zmęczony czy spocony jak świnia. I co najważniejsze nie pobił go. Było po nim widać, że chce się czegoś nauczyć.
Chłopak zataczał kolejne kółka na sali co jakiś czas spoglądając co robią inni. Jedni biegali, inni robili pompki, skakali, uczyli się lataćWłaśnie! Nauczę się latać! Mam nadzieje, że ten koleś co z nim rozmawia emmm w sumie to nie nazwałbym tego rozmową... Mam nadzieje, że on umie latać-pomyślał pół-sayianin po czym nieco przyśpieszył. Dziewięćdziesiąte kółko. Niedługo koniec tej udręki i czas na naukę latania...
Nagle stop... Setne kółko. Vernil zatrzymał się, pochylił nieco w dół a prostymi rękami oparł się o kolana. Kątem oka zobaczył, że ten z którym zamienił kilka słów też skończył już bieg i szedł powoli głośno dysząc w stronę pół-sayianina.
-Huuuuh niezły wysiłek. Dobra czas na szybką wymianę. Nie umiem za wiele technik w sumie umiem tylko latać-po tym wziął porządny oddech i lekko się uśmiechnął-Nauczę cię jeśli nie umiesz no ale coś za coś. Albo pieniążki albo ty mnie czegoś nauczysz.
-O z chęcią nauczyłbym się latać. A ja umiem Kiai-ho. Może tego byś się nauczył?-odpowiedział Vernil. Jego kolega przytaknął, uśmiechnął się i uniósł się w górę. Przeleciał nad głową brązowowłosego i wylądował za nim.
-Dobra nauczę cię tej potrzebnej sztuki- w tym momencie chłopak odwrócił się do czarnowłosego mieszkańca Vegety i słuchał go uważnie
-musisz naśladować ptaki to proste trzeba po prostu umieć kontrolować swoją energię. To jak spadanie bez spadochronu, Jeśli chcesz zwolnić musisz użyć maksimum energii. Ale na dobrą sprawę, żeby latać to wystarczy się skoncentrować. Rozesłać energię tak, by mogła unieść twoje ciało a reszta to kwestia nauki kierowania lotem.
-Ehm no chyba rozumiem. A kiai-ho to w sumie nagłe uwolnienie energii. Coś jak ki-blast, z tym, że skupiasz energię dokoła swojego ciała i nagle uwalniasz ją. W ki blast-cie jest to po prostu bardziej skompresowana energia... Przynajmniej tak mi się wydaje.-powiedział Vernil po czym wykonał kiai-ho, odrzucając stojącego obok kolegę na kilka metrów. No cóż teorię poznali teraz wystarczyło to dopracować. Pół-sayianin odsunął się. Zamknął oczy po czym rozprowadzał energię po ciele... Chwile to trwało i w sumie przerodziło się to w medytacje. Stał tak co niektórzy patrzyli na niego jak na jakiegoś idiotę jednak wzruszali ramionami i robili dalej swoje zadania. Po chwili uznał, że energie jest już dobrze rozprowadzona. Powoli otworzył oczy i uniósł się w powietrze. Ludzie zrozumieli co chce osiągnąć i już się nie dziwili. Nie poleciał ani wysoko ani daleko. Podniósł się tak na około metr po czym delikatnie wylądował. W sumie mógł lecieć dalej ale najpierw chciał osiągnąć to, żeby nie musiał tak długo rozprowadzać energii. No to znowu. Zamknął oczy rozprowadził energię, uniósł się w powietrze. Zajęło to mniej czasu...
Po kilkunastu próbach nie trwało to już dużo czasu teraz wystarczyło unieść się pod sufit. Zaczął powoli. Leciał, leciał, nawet dość prosto jednak po chwili trochę się skrzywił i zaczął lecieć po skosie. Wyprostował ciało i usztywnił je napinając lekko swoje mięśnie. Gdy doleciał do sufitu dotknął go wyciągając w górę prawą rękę i powoli zaczął opadać. Wylądował prostując stopy w ten sposób by najpierw kontakt z ziemią miały palce a pięty na końcu. Druga próba prostego lotu w górę poszła już dużo lepiej. Wiedział już z czym to się je i leciał prosto. Opadał już nieco szybciej wylądował i poleciał do sufitu znów tym razem z dużą szybkością. Gdy był wysoko przechylił swoje ciało by leciało wzdłuż sali. To poszło także zgodnie z planem-prosto i szybko. Poleciał do kolegi któremu pokazał kiai-ho. Widział, że kolega także opanował już technikę. No to teraz pora na sparing. Zaproponował to czarnowłosemu saiyaninowi. Tamten się zgodził i zaczęli się bić. Vernil nie raz walczył z tatą. Tamten był wprawionym w boju wojownikiem i nauczył syna podstaw i nie tylko. Niższy od niego mieszkaniec Vegety najwidoczniej nie miał tak dobrego nauczyciela. Jego ataki nie były ani silne, ani precyzyjne. Czym to skutkowało? Po krótkiej wymianie ciosów został posłany na łopatki. Vernil pomógł mu wstać wyciągając rękę w jego stronę. Dwaj kadeci spojrzeli na bijącą się parę niedaleko. Walczyli tam dwaj wojownicy nie tylko w kombinezonach ale i w jakiś dziwnych zbrojach. Walczyli oni nieco bardziej na poważnie. Jeden z nich wyciągnął ręce w górę i krzycząc " masenko" posłał w przeciwnika jakąś dziwną falę uderzeniową która uderzyła w przeciwnika, odrzuciła go na tyle mocno, że zatrzymał się na ścianie i padł nieprzytomny. Oby chłopakom bardzo spodobała się ta technika. Jednak chłopiec w kruczoczarnych włosach uważał, że skoro Vernil posłał go na łopatki to nie będzie w stanie opanować tej techniki. A pół-saiyanin uważał, że jest zbyt wyczerpany po nauce latania i przełożył naukę tej techniki na później. Za to udał się w kąt sali. Usiadł tam. Skrzyżował nogi po czym uniósł się w powietrze i zaczął medytować. Skupiał swoją energię wewnątrz siebie do maksimum i bardzo powoli ją wypuszczałby nie było efektów dla otoczenia. Uznał, że w ten sposób nauczy się nad nią panować. Znów skupił całe swoje zapasy energii i ją wypuszczał. Powtarzał tą czynność bardzo, bardzo wiele razy...
Po dłuższym czasie wylądował na ziemi i wstał zmęczony. Jego oddech był bardzo spokojny jednak po chwili zaczął bardzo szybko i głęboko oddychać. Oparł się jedną ręką o ścianę. Chwilę tak stał po czym uspokoił się. Postanowił odpocząć. Niby tylko medytacja, jednak bardzo długa i po prostu go zmęczyła. Usiadł się w innym koncie, żeby w razie czego nie podejrzewano go o to, że nic nie robi. Tam usiał się i odpoczywał... Oparł głowę o ścianę i rozmyślał. Oczy miał cały czas otwarte w razie czego, gdyby trener szedł w jego stronę ten uniósłby się w górę i powiedział ze nauczył się latać i doszlifowuje technikę. Na szczęście miał on w tym momencie inne zajęcia i Vernil mógł w spokoju odsapnąć.
OCC:Początek treningu
Pierwsze, drugie, trzecie, czwarte....-Phi, co to za wysiłek...
Dwudzieste, dwudzieste pierwsze, dwudzieste drugie...-E tam nie ma, że boli!
Czterdzieste, pięćdziesiąte, sześćdziesiąte...-Dobra teraz już boli, ale jak zmniejszę tępo te szanowny pan trener przyjdzie... On pewnie nawet nic nie powie. Wyciągnie rękę. Na niej pojawi się ki-blast. A dalej? Co dalej? Dalej nic nie będzie... Ewentualnie pobudka w szpitalu z poparzonym całym ciałem. Obudzę się po kilkunastu dniach może i tygodniach śpiączki... Także lepiej biec...
Jego ciemna koszulka stopniowo zmieniała swój kolor podczas biegu aż całkiem ściemniała przez ciecz wydobywającą się z jego ciała. Pot był dosłownie wszędzie, no, ale cóż nikt nie powiedział, że będzie lekko. Ba, niektórzy nawet ostrzegali. Mówili "gdzie się pchasz? Tam jest cholernie ciężko..." I mieli racje. W sumie może gdyby nie strach przed trenerem Vernil odbyłby trening nieco inaczej, pod swoje umiejętności. Jednak miało to i swoje plusy. Bardziej go to wyszkoli niż jego zwyczajny trening. Postanowił z kimś porozmawiać. Nieco przyśpieszył i zaczął biec obok niższego od siebie Saiyanina. Miał on na sobie kombinezon jak Vernil. Jego włosy były trochę krótsze od tych trenera, lecz różniły się barwą, były kruczoczarne. Teraz wystarczyło cokolwiek powiedzieć. Dla normalnej osoby nie jest to zbyt trudne, aczkolwiek dla tak nieśmiałej osoby jak pół-sayianin sprawiło to lekki problem. W sumie, czego się bał? Między innymi tego, że zostanie wyśmiany. Chociaż mogło skończyć się to gorzej. Ta osoba mogła się okazać jakimś siłaczem i jednym ciosem posłać Vernila na deski. A później wiadomo szpital i w ogóle. Po chwili odważył się coś powiedzieć.
-Hej kolego...ehhh... co tam ?-powiedział Vernil do kadeta sapiąc ze zmęczenia i kończąc jakoś siedemdziesiąte kółko. Trener był niedaleko nich. Niższy od Vernila Saiyanin nie odpowiadał przez chwile. Usta otworzył dopiero, gdy byli po drugiej stronie sali.
-Wolałbym nie rozmawiać póki trener tu jest. Bo może wyzwać. Ale jak skończymy setne okrążenie to w ramach odsapnięcia możemy pogadać i wymienić się doświadczeniem, Z chęcią nauczyłbym się czegoś nowego...-powiedział Saiyanin. Gdy Vernil usłyszał, że trener może wyzwać od razu przed jego oczami pojawiła się wizja jak obrywa z ki-blasta. Wolał nie ryzykować tylko biegł dalej przed siebie. Na szczęście kadet okazał się dość miłą osobą. Nie wyśmiał Vernila, że ten jest zmęczony czy spocony jak świnia. I co najważniejsze nie pobił go. Było po nim widać, że chce się czegoś nauczyć.
Chłopak zataczał kolejne kółka na sali co jakiś czas spoglądając co robią inni. Jedni biegali, inni robili pompki, skakali, uczyli się lataćWłaśnie! Nauczę się latać! Mam nadzieje, że ten koleś co z nim rozmawia emmm w sumie to nie nazwałbym tego rozmową... Mam nadzieje, że on umie latać-pomyślał pół-sayianin po czym nieco przyśpieszył. Dziewięćdziesiąte kółko. Niedługo koniec tej udręki i czas na naukę latania...
Nagle stop... Setne kółko. Vernil zatrzymał się, pochylił nieco w dół a prostymi rękami oparł się o kolana. Kątem oka zobaczył, że ten z którym zamienił kilka słów też skończył już bieg i szedł powoli głośno dysząc w stronę pół-sayianina.
-Huuuuh niezły wysiłek. Dobra czas na szybką wymianę. Nie umiem za wiele technik w sumie umiem tylko latać-po tym wziął porządny oddech i lekko się uśmiechnął-Nauczę cię jeśli nie umiesz no ale coś za coś. Albo pieniążki albo ty mnie czegoś nauczysz.
-O z chęcią nauczyłbym się latać. A ja umiem Kiai-ho. Może tego byś się nauczył?-odpowiedział Vernil. Jego kolega przytaknął, uśmiechnął się i uniósł się w górę. Przeleciał nad głową brązowowłosego i wylądował za nim.
-Dobra nauczę cię tej potrzebnej sztuki- w tym momencie chłopak odwrócił się do czarnowłosego mieszkańca Vegety i słuchał go uważnie
-musisz naśladować ptaki to proste trzeba po prostu umieć kontrolować swoją energię. To jak spadanie bez spadochronu, Jeśli chcesz zwolnić musisz użyć maksimum energii. Ale na dobrą sprawę, żeby latać to wystarczy się skoncentrować. Rozesłać energię tak, by mogła unieść twoje ciało a reszta to kwestia nauki kierowania lotem.
-Ehm no chyba rozumiem. A kiai-ho to w sumie nagłe uwolnienie energii. Coś jak ki-blast, z tym, że skupiasz energię dokoła swojego ciała i nagle uwalniasz ją. W ki blast-cie jest to po prostu bardziej skompresowana energia... Przynajmniej tak mi się wydaje.-powiedział Vernil po czym wykonał kiai-ho, odrzucając stojącego obok kolegę na kilka metrów. No cóż teorię poznali teraz wystarczyło to dopracować. Pół-sayianin odsunął się. Zamknął oczy po czym rozprowadzał energię po ciele... Chwile to trwało i w sumie przerodziło się to w medytacje. Stał tak co niektórzy patrzyli na niego jak na jakiegoś idiotę jednak wzruszali ramionami i robili dalej swoje zadania. Po chwili uznał, że energie jest już dobrze rozprowadzona. Powoli otworzył oczy i uniósł się w powietrze. Ludzie zrozumieli co chce osiągnąć i już się nie dziwili. Nie poleciał ani wysoko ani daleko. Podniósł się tak na około metr po czym delikatnie wylądował. W sumie mógł lecieć dalej ale najpierw chciał osiągnąć to, żeby nie musiał tak długo rozprowadzać energii. No to znowu. Zamknął oczy rozprowadził energię, uniósł się w powietrze. Zajęło to mniej czasu...
Po kilkunastu próbach nie trwało to już dużo czasu teraz wystarczyło unieść się pod sufit. Zaczął powoli. Leciał, leciał, nawet dość prosto jednak po chwili trochę się skrzywił i zaczął lecieć po skosie. Wyprostował ciało i usztywnił je napinając lekko swoje mięśnie. Gdy doleciał do sufitu dotknął go wyciągając w górę prawą rękę i powoli zaczął opadać. Wylądował prostując stopy w ten sposób by najpierw kontakt z ziemią miały palce a pięty na końcu. Druga próba prostego lotu w górę poszła już dużo lepiej. Wiedział już z czym to się je i leciał prosto. Opadał już nieco szybciej wylądował i poleciał do sufitu znów tym razem z dużą szybkością. Gdy był wysoko przechylił swoje ciało by leciało wzdłuż sali. To poszło także zgodnie z planem-prosto i szybko. Poleciał do kolegi któremu pokazał kiai-ho. Widział, że kolega także opanował już technikę. No to teraz pora na sparing. Zaproponował to czarnowłosemu saiyaninowi. Tamten się zgodził i zaczęli się bić. Vernil nie raz walczył z tatą. Tamten był wprawionym w boju wojownikiem i nauczył syna podstaw i nie tylko. Niższy od niego mieszkaniec Vegety najwidoczniej nie miał tak dobrego nauczyciela. Jego ataki nie były ani silne, ani precyzyjne. Czym to skutkowało? Po krótkiej wymianie ciosów został posłany na łopatki. Vernil pomógł mu wstać wyciągając rękę w jego stronę. Dwaj kadeci spojrzeli na bijącą się parę niedaleko. Walczyli tam dwaj wojownicy nie tylko w kombinezonach ale i w jakiś dziwnych zbrojach. Walczyli oni nieco bardziej na poważnie. Jeden z nich wyciągnął ręce w górę i krzycząc " masenko" posłał w przeciwnika jakąś dziwną falę uderzeniową która uderzyła w przeciwnika, odrzuciła go na tyle mocno, że zatrzymał się na ścianie i padł nieprzytomny. Oby chłopakom bardzo spodobała się ta technika. Jednak chłopiec w kruczoczarnych włosach uważał, że skoro Vernil posłał go na łopatki to nie będzie w stanie opanować tej techniki. A pół-saiyanin uważał, że jest zbyt wyczerpany po nauce latania i przełożył naukę tej techniki na później. Za to udał się w kąt sali. Usiadł tam. Skrzyżował nogi po czym uniósł się w powietrze i zaczął medytować. Skupiał swoją energię wewnątrz siebie do maksimum i bardzo powoli ją wypuszczałby nie było efektów dla otoczenia. Uznał, że w ten sposób nauczy się nad nią panować. Znów skupił całe swoje zapasy energii i ją wypuszczał. Powtarzał tą czynność bardzo, bardzo wiele razy...
Po dłuższym czasie wylądował na ziemi i wstał zmęczony. Jego oddech był bardzo spokojny jednak po chwili zaczął bardzo szybko i głęboko oddychać. Oparł się jedną ręką o ścianę. Chwilę tak stał po czym uspokoił się. Postanowił odpocząć. Niby tylko medytacja, jednak bardzo długa i po prostu go zmęczyła. Usiadł się w innym koncie, żeby w razie czego nie podejrzewano go o to, że nic nie robi. Tam usiał się i odpoczywał... Oparł głowę o ścianę i rozmyślał. Oczy miał cały czas otwarte w razie czego, gdyby trener szedł w jego stronę ten uniósłby się w górę i powiedział ze nauczył się latać i doszlifowuje technikę. Na szczęście miał on w tym momencie inne zajęcia i Vernil mógł w spokoju odsapnąć.
OCC:Początek treningu
Re: Sala treningowa
Czw Sty 24, 2013 10:35 am
Mijała minuta za minutą… godzina za godziną, a dla młodego kadeta czas jakby przestał istnieć. Wydawało mu się, że w sali spędził już co najmniej jedną dobę. Ile tak naprawdę ćwiczył ? Nikt nie wiedział. No w sumie jedna osoba wiedziała, lecz strach nie pozwalał by podejść do trenera i zapytać. Ale nie zaprzątał sobie tym teraz głowy. Prawy sierpowy- sparowany. Przeciwnik odskoczył rzucił ki-blasta. Vernil jednym ruchem ręki odbił go w kierunku ściany. Zaraz po tym ruszył na przeciwnika. Metr przed nim wyskoczył by kopnąć go w twarz, jednak tamten odrzucił go za pomocą kiai-ho. Chłopak odleciał na kilka metrów i uderzyłby z dużym impetem w ziemi gdyby nie technika latania której się dziś nauczył. Skoncentrował szybko maksimum energii i zatrzymał się. Rozpędził się w kierunku przeciwnika. Leciał w jego stronę i brał zamach prawą ręką. Celował w klatkę piersiową jednak gdy zobaczył, że przeciwnik dokładnie osłonił swoimi rękami to miejsce to postanowił zniżyć tor lotu i podciąć jego nogi swoimi nogami. Saiyanin nie miał szans obronić się przed bardzo szybkim i przemyślanym atakiem. Padł na ziemię. Vernil podszedł do niego. W jego ręce pojawił się ki-blast. Jego twarz nie była taka jak zawsze-spokojna, wesoła. Przedstawiała bezlitosnego wojownika który chce wygrać za wszelką cenę. Nachylił się nad przeciwnikiem i śmiejąc się głośno zaczął zbliżać dłoń z zebraną energią do twarzy leżącego na ziemi. Tamten zamknął oczy i pogodził się ze swoim losem…
Po chwili otworzył oczy. Widział uśmiechniętego spokojnego Vernila, który podaje mu dłoń, by pomóc wstać. Na jego nieco obitej buzi pojawił się uśmiech. Wstał i położył swoją prawą rękę na barku pół-saiyanina by ten pomógł mu iść. Walka była długa i wyrównana jednak zwyciężył brązowowłosy. Z początku wygrywał ten niższy lecz gdy stali naprzeciwko siebie chłopak w którego żyłach płynie ziemska krew postanowił użyć nieco inaczej techniki którą już umiał-kiai-ho. Udała mu się ona perfekcyjnie. Biegł w stronę przeciwnika z przygotowanymi dwoma ki-blastami w obu dłoniach. Większość ludzi pomyślałaby, że chce nimi uderzyć z bliska i to samo myślał nieznany z imienia Saiyanin. Postanowił wyskoczyć w górę, przelecieć nad Vernilem i wylądować za nim, by tamten nie miał czasu na reakcje. Jednak pół-saiyanin miał dla niego niespodziankę. Użył przygotowanego wcześniej kiai-ho. Przeciwnik odleciał na kilka metrów. Dało to czas młodemu kadetowi by obrócić się i rzucić dwoma kulkami energii w czarnowłosego przeciwnika. Dwa ki-blasty uderzyły w klatkę piersiową. Przeciwnik został ostro poturbowany, oszołomiony i od tamtego momentu Vernil zdobył przewagę. Saiyanin w kruczoczarnych włosach nie miał za bardzo sił na nic i bardzo często używał kiai-ho. Gdy nie skoncentrował energii no cóż...dostawał solidne uderzenia, przeważnie w twarz. Dlatego teraz idzie z pomocą Vernila. Ludzie którzy oglądali walkę pokazali mu miejsce gdzie może usiąść. Przybili sobie piątkę. Nieco silniejsi wojownicy byli zszokowani tym co potrafili wojownicy, a zwłaszcza pół-saiyanin.
-No powiem ci kolego, że bardzo dobrze rozegrana walka-powiedział jakiś wojownik--umiem kilka technik jakbyś chciał się czegoś nauczyć to wal jak napalony drwal w ku**ę--odkaszlnął na siłę-trzymaj się-odwrócił się na pięcie i udał się w kierunku wyjścia z sali.
--Nie przejmuj się nim jego żarty nikogo nie śmieszą a wręcz przeciwnie… On ma tu ksywkę Brzydal.. -wtrącił jakiś bardziej napakowany wojownik.
-A dlaczego brzydal ? -zapytał nieco zakłopotany młodzieniec.
--nie no k***a widziałeś go z bliska i jeszcze się pytasz ? -powiedział ktoś z głębi sali. Mimo, że nikt nie wiedział kto to był to wszyscy zaczęli się śmiać. Na szczęście któryś mądrzejszy rzucił okiem na trenera który z „szerokim uśmiechem” na twarzy szedł w ich stronę. Co poradzić. Ci co mieli siłę zaczęli urzywać technik jednak zapasy KI Vernila były już wyczerpane… --Co robić, co robić?-te słowa powtarzały się w myślach Vernila. Jedyne na co miał siłę to było latanie. Wzleciał pod sam sufit chwile tak latał mając na oku trenera, czy idzie w jego kierunku, zrezygnował. Wylądował i usiadł na ziemi wyczerpany, spocony…
Occ: Koniec treningu
Po chwili otworzył oczy. Widział uśmiechniętego spokojnego Vernila, który podaje mu dłoń, by pomóc wstać. Na jego nieco obitej buzi pojawił się uśmiech. Wstał i położył swoją prawą rękę na barku pół-saiyanina by ten pomógł mu iść. Walka była długa i wyrównana jednak zwyciężył brązowowłosy. Z początku wygrywał ten niższy lecz gdy stali naprzeciwko siebie chłopak w którego żyłach płynie ziemska krew postanowił użyć nieco inaczej techniki którą już umiał-kiai-ho. Udała mu się ona perfekcyjnie. Biegł w stronę przeciwnika z przygotowanymi dwoma ki-blastami w obu dłoniach. Większość ludzi pomyślałaby, że chce nimi uderzyć z bliska i to samo myślał nieznany z imienia Saiyanin. Postanowił wyskoczyć w górę, przelecieć nad Vernilem i wylądować za nim, by tamten nie miał czasu na reakcje. Jednak pół-saiyanin miał dla niego niespodziankę. Użył przygotowanego wcześniej kiai-ho. Przeciwnik odleciał na kilka metrów. Dało to czas młodemu kadetowi by obrócić się i rzucić dwoma kulkami energii w czarnowłosego przeciwnika. Dwa ki-blasty uderzyły w klatkę piersiową. Przeciwnik został ostro poturbowany, oszołomiony i od tamtego momentu Vernil zdobył przewagę. Saiyanin w kruczoczarnych włosach nie miał za bardzo sił na nic i bardzo często używał kiai-ho. Gdy nie skoncentrował energii no cóż...dostawał solidne uderzenia, przeważnie w twarz. Dlatego teraz idzie z pomocą Vernila. Ludzie którzy oglądali walkę pokazali mu miejsce gdzie może usiąść. Przybili sobie piątkę. Nieco silniejsi wojownicy byli zszokowani tym co potrafili wojownicy, a zwłaszcza pół-saiyanin.
-No powiem ci kolego, że bardzo dobrze rozegrana walka-powiedział jakiś wojownik--umiem kilka technik jakbyś chciał się czegoś nauczyć to wal jak napalony drwal w ku**ę--odkaszlnął na siłę-trzymaj się-odwrócił się na pięcie i udał się w kierunku wyjścia z sali.
--Nie przejmuj się nim jego żarty nikogo nie śmieszą a wręcz przeciwnie… On ma tu ksywkę Brzydal.. -wtrącił jakiś bardziej napakowany wojownik.
-A dlaczego brzydal ? -zapytał nieco zakłopotany młodzieniec.
--nie no k***a widziałeś go z bliska i jeszcze się pytasz ? -powiedział ktoś z głębi sali. Mimo, że nikt nie wiedział kto to był to wszyscy zaczęli się śmiać. Na szczęście któryś mądrzejszy rzucił okiem na trenera który z „szerokim uśmiechem” na twarzy szedł w ich stronę. Co poradzić. Ci co mieli siłę zaczęli urzywać technik jednak zapasy KI Vernila były już wyczerpane… --Co robić, co robić?-te słowa powtarzały się w myślach Vernila. Jedyne na co miał siłę to było latanie. Wzleciał pod sam sufit chwile tak latał mając na oku trenera, czy idzie w jego kierunku, zrezygnował. Wylądował i usiadł na ziemi wyczerpany, spocony…
Occ: Koniec treningu
Re: Sala treningowa
Pią Sty 25, 2013 7:57 pm
Trener minął Vernila jakby w ogóle nie istniał. Wziął jakiegoś kadeta siedzącego podobnie jak on za włosy do góry i rzucił nim w stojące manekiny.
- Nie opier*alać się!!! Nawet manekiny by wam wpier*oliły z waszym poziomem mocy więc się nie podniecajcie pobiciem jednego kadeta!
Machnął swoją peleryną co oznaczało, że gdzieś się wybiera. Wszyscy stanęli na baczność. - Tak jest! - odpowiedzieli chórem. Trener zniknął za drzwiami do sali. Pewnie wrócił z powrotem do koszar. Wojownicy mogli odetchnąć z ulgą. Nagle z głośników rozległ się dźwięk:
- Uwaga, uwaga! Wszyscy żołnierze znajdujący się w tej chwili na obszarze akademii są proszeni o niezwłoczne stawienie się dziedzińcu! Powtarzam. Wszyscy muszą stawić się na dziedzińcu!
Coś zapierdziało w głośnikach i komunikat się zakończył.
OOC: Ciesz się, że jesteś w jednym kawałku
Re: Sala treningowa
Sob Sty 26, 2013 2:10 pm
Wyczerpany, zmęczony… Siedział i w myślach narzekał. Na co? Generalnie na wszystko dokoła. Na to, że mógłby siedzieć w domu. Na to, że trener idzie w jego stronę? Co? Trener idzie w moją stronę?.. Już po mnie… Jednak na szczęście zgroza Sali minęła go. Podniósł jakiegoś kadeta i cisnął nim w manekiny. Nagle z jego ust wydobyły się słowa. Vernil momentalnie wyprostował się. Trener odwrócił się zarzucił swoją wielką peleryną i udał się w kierunku drzwi. Idzie? Tak idzie! Wyszedł! Przeżyłem kilka emmm może kilkanaście godzin z wysłannikiem od diabła! Mam nadzieje, że następnym razem będzie tutaj inny nieco bardziej ludzki trener….-myślał zadowolony chłopak. Spojrzał na innych. Wszyscy stali na baczność. Uznał to za stosowne i także wstał ustawiając się w rzędzie. Po chwili rozległo się chórem-tak jest!-Vernil lekko spóźniony też to powiedział a i zasalutował. Po chwili jego oczom ukazał się obraz rzucanego kadeta w manekiny. Spojrzał w to miejsce w między czasie spoczął w tym samym miejscu gdzie niedawno siedział. Kilku wojowników zaraz po wyjściu trenera poszło pomóc nieszczęśnikowi wstać. Pytali czy wszystko w porządku. -To mogłem być ja … mógł podejść do mnie i rzucić mną… Dobrze, że tego nie zrobił. Jestem strasznie wyczerpany pewnie po takim rzucie wylądowałbym w szpitalu .. Siedział cały czas na swoim miejscu. Chciałby jego siły zregenerowały się by mógł wyjść z sali i udać się do domu. Chciał polecieć, zawsze trochę szybciej a w lataniu wprawy mu brakuje. Nagle jakiś dziwny dziwny dźwięk rozległ się w całej Sali. Jakby jakieś pierdzenie, które po chwili przerodziło się w słowa. Vernil rozglądał się po całej Sali by znaleźć źródło dźwięku, którym okazały się głośniki. Komunikat mówił, że trzeba stawić się na dziedzińcu. Marzył o prysznicu, dobrym jedzeniu i wygodnym łóżku, a co dostał ? Jakieś pilne wezwanie na dziedziniec. No cóż wszyscy wstali to i on musiał. Podniósł się, otrzepał kombinezon i szedł za tłumem. Podczas drogi podszedł do niego jakiś Saiyanin
-Ej? A może ty wiesz, po co nam każą tam iść? -powiedział owy wojownik. Był on łysy i miał charakterystyczną bliznę, która przechodziła przez lewą część czoła, oko, które było sprawne, i kończyła się w kąciku ust.
-Przykro mi, ale nic nie wiem. Jestem tutaj nowy w ogóle mało wiem. Jedyne, czego się dowiedziałem to, to, że w Sali treningowej nie ma przelewek.-powiedział z lekkim uśmiechem, Vernil. Łysy wojownik uśmiechnął się tylko i szedł dalej przepychając się przez Saiyan, co jakiś czas pytając czy może wiedzą, co się dzieje, że zwołują ludzi. Co jakiś czas do ich grupy dołączali inni wojownicy z innych pomieszczeń. Wszyscy kierowali się w to samo miejsce, dziedziniec…
z/t->Plac przed akademią
-Ej? A może ty wiesz, po co nam każą tam iść? -powiedział owy wojownik. Był on łysy i miał charakterystyczną bliznę, która przechodziła przez lewą część czoła, oko, które było sprawne, i kończyła się w kąciku ust.
-Przykro mi, ale nic nie wiem. Jestem tutaj nowy w ogóle mało wiem. Jedyne, czego się dowiedziałem to, to, że w Sali treningowej nie ma przelewek.-powiedział z lekkim uśmiechem, Vernil. Łysy wojownik uśmiechnął się tylko i szedł dalej przepychając się przez Saiyan, co jakiś czas pytając czy może wiedzą, co się dzieje, że zwołują ludzi. Co jakiś czas do ich grupy dołączali inni wojownicy z innych pomieszczeń. Wszyscy kierowali się w to samo miejsce, dziedziniec…
z/t->Plac przed akademią
Re: Sala treningowa
Nie Lut 03, 2013 10:23 am
Był już zmęczony. Chciał iść spać, do swojego ciepłego łóżka i udać się do krainy Morfeusza. DO tego, żołądek przyrósł mu już do krzyża i gdy się odzywał echo niosło się po pustych korytarzach. Drogę zapamiętał. Powoli szedł w kierunku sali. Ziewał nogi się pod nim uginały. Wreszcie trafił. Zakręt i jest na miejscu. Przeciągnął się idąc w kierunku drzwi i otworzywszy je wszedł do środka. Spojrzał na miejsce gdzie siedział- No na szczęście jest. Teraz ją wziąć i udać się spać.. Wszyscy się śpieszyli idąc na dziedziniec i nikt nie zdążył jej zaprać. No i gdy wracali Vernil leciał ile sił w sobie by zdążyć przed wszystkimi. Ubierając ją po drodze szybko wyszedł z pomieszczenia, w którym śmierdziało potem. Na mapie sprawdził gdzie tu można coś zjeść.
Pierwsze piętro kwatery, dobre, ale na później. Tu nie.. tutaj tylko dla tych z wyższą rangą.. O jest stołówka parter…-mówił cicho do siebie i z mapą w ręku szedł w kierunku stołówki, by szybko coś zjeść, dowiedzieć się, w której kwaterze może nocować udać się tam i odpocząć.
z/t->Stołówka
Pierwsze piętro kwatery, dobre, ale na później. Tu nie.. tutaj tylko dla tych z wyższą rangą.. O jest stołówka parter…-mówił cicho do siebie i z mapą w ręku szedł w kierunku stołówki, by szybko coś zjeść, dowiedzieć się, w której kwaterze może nocować udać się tam i odpocząć.
z/t->Stołówka
Re: Sala treningowa
Sob Lut 09, 2013 9:44 am
Droga, gdy się ją już zna jest krótka i przyjemna, nie tak jak za pierwszym razem. Droga do sali treningowej gdzie rządy twardej ręki stosuje trener taka nie jest. Brązowooki szedł ze swojej kwatery wolnym krokiem. Wyspał się, wykąpał. To było coś, czego brakowało jego ciału i organizmowi. Korytarz, korytarz, mnóstwo korytarzy… Nagle skręt w lewą i są. Drzwi, które prowadzą do mordowni. Do brązowowłosego trenera, który kazał mu sprzątać jakąś sale operacyjną czy inne ścierwo. Wszak przy tym z jego żołądka wszystko chciało się wydostać, no, ale robić trzeba było. Lepiej zwrócić coś, co się zjadło niż wylądować w szpitalu. Brązowy szedł w kierunku drzwi. Po chwili stanął przy nich. Przełknął ślinę i otworzył drzwi. Wszedł do środka, po czym udał się w kierunku trenera. Stojąc przy nim przypomniało mu się o znanej już mu regułce.
Kadet Vernil melduje się na służbie!-powiedział to donośnym głosem, zasalutował i ukłonił się. W tym momencie przypomniał mu się jego pierwszy ukłon w tej sali. Po tym kręgosłup bolał go przez kilka ładnych godzin aż go nie rozruszał. Wyprostował się, po czym zamaszystym ruchem rękę, która znajdowała się na czole powędrowała na dolną część pleców gdzie spotkała drugą dłoń. Brązowooki rozszerzył lekko nogi i stojąc prosto z poważną miną czekał na to, co powie trener.
Kadet Vernil melduje się na służbie!-powiedział to donośnym głosem, zasalutował i ukłonił się. W tym momencie przypomniał mu się jego pierwszy ukłon w tej sali. Po tym kręgosłup bolał go przez kilka ładnych godzin aż go nie rozruszał. Wyprostował się, po czym zamaszystym ruchem rękę, która znajdowała się na czole powędrowała na dolną część pleców gdzie spotkała drugą dłoń. Brązowooki rozszerzył lekko nogi i stojąc prosto z poważną miną czekał na to, co powie trener.
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Wto Lut 12, 2013 9:56 pm
Czarnowłosy leciał w stronę akademii cały czas rozmyślając nad tym dzisiejszym dniem. Nie było tak źle jak myślał z tym planem ale przez swojego towarzysza mogliby obaj stracić życie. Na szczęście trzeźwe myślenie i dobry plan ocalił ich obu, chociaż pod koniec prawie wystąpiłyby problemy związane z cwaniakiem i jego zapłatą, ale i temu Lord Yaro zapobiegł. Szkoda mu go było i tego, że Kamaro należał do jego rodziny no ale cóż...rodziny się nie wybiera. Z resztą Altair nikogo ze swojej rodziny nie znał, a na dodatek był z innego wymiaru. Czemu jest akurat saiyanem? Tego nie wie. Nic nie pamięta na temat poprzedniego wymiaru, ale z tym w którym jest teraz ma wiele wspomnień lecz nie koniecznie tych dobrych. W końcu jednakże po długiej chwili ciszy odezwał się do Blade'a.
-Przez ciebie prawie zginęliśmy. Już wiesz czemu trzeba słuchać rozkazów prawda? Musisz wziąć, się w garść bo nie zawsze będę w pobliżu aby ciebie ocalić, no i oczywiście masz u mnie dług. W każdym razie przygotuj się bo zaraz lądujemy.
Altair troszeczkę wyhamował a następnie wylądował na placu i przeszedł spokojnie przez wejście lecz tym razem obyło się bez zbędnych komplikacji. Dumnie przekroczył wejście i korytarzami kierował się w stronę sali. Gdy byli już bardzo blisko wejścia to nagle się zatrzymał i skierował swój wzrok na Blade'a, a następnie wyjął zza zbroi pewne przedmioty.
Swojemu towarzyszowi zgodnie z umową podał saiyańskie ogony i oczywiście kulki z prozanu, a następnie ponownie dał mu znak ręką by poszedł za nim, a w tym samym czasie włączył scouter i ponownie założył go na ucho, by w końcu przekroczyć przejście i kierować się do trenera. Niestety ich trenera nigdzie nie widział toteż nie mając wielkiego wyboru postanowił znaleźć innego i w końcu też jakiegoś dojrzał. Podszedł do niego pewnym krokiem, stanął na baczność i zasalutował jak to się robi w wojsku.
-Nashi Altair Drake melduje się. Zgodnie z rozkazem przyprowadziłem kadeta Blade'a Rivera. Proszę mi wybaczyć, że to tak długo trwało, ale mieliśmy po drodze pewną misje i weszliśmy w posiadanie artefaktów które też ja pomagałem zdobyć memu towarzyszowi, chociaż to on wykonał lwią część zadania, a ja tylko służyłem pomocą.
Skinął głową w dół w geście przeprosin i czekał na werdykt. Oczywiście też jego przyjaciel powinien teraz przekazać przedmioty.
-Przez ciebie prawie zginęliśmy. Już wiesz czemu trzeba słuchać rozkazów prawda? Musisz wziąć, się w garść bo nie zawsze będę w pobliżu aby ciebie ocalić, no i oczywiście masz u mnie dług. W każdym razie przygotuj się bo zaraz lądujemy.
Altair troszeczkę wyhamował a następnie wylądował na placu i przeszedł spokojnie przez wejście lecz tym razem obyło się bez zbędnych komplikacji. Dumnie przekroczył wejście i korytarzami kierował się w stronę sali. Gdy byli już bardzo blisko wejścia to nagle się zatrzymał i skierował swój wzrok na Blade'a, a następnie wyjął zza zbroi pewne przedmioty.
Swojemu towarzyszowi zgodnie z umową podał saiyańskie ogony i oczywiście kulki z prozanu, a następnie ponownie dał mu znak ręką by poszedł za nim, a w tym samym czasie włączył scouter i ponownie założył go na ucho, by w końcu przekroczyć przejście i kierować się do trenera. Niestety ich trenera nigdzie nie widział toteż nie mając wielkiego wyboru postanowił znaleźć innego i w końcu też jakiegoś dojrzał. Podszedł do niego pewnym krokiem, stanął na baczność i zasalutował jak to się robi w wojsku.
-Nashi Altair Drake melduje się. Zgodnie z rozkazem przyprowadziłem kadeta Blade'a Rivera. Proszę mi wybaczyć, że to tak długo trwało, ale mieliśmy po drodze pewną misje i weszliśmy w posiadanie artefaktów które też ja pomagałem zdobyć memu towarzyszowi, chociaż to on wykonał lwią część zadania, a ja tylko służyłem pomocą.
Skinął głową w dół w geście przeprosin i czekał na werdykt. Oczywiście też jego przyjaciel powinien teraz przekazać przedmioty.
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Sro Lut 13, 2013 12:18 am
Podróż do samej Akademii nie trwała zbyt długo, ponieważ Altair trochę przyśpieszał czasami swój lot. Blade cieszył się, że to wszystko się wreszcie skończyło, najgorsze było dla niego to, że zapewne dostanie ochrzan od trenera, że wyszedł sobie bez pytania, bo chciał z kimś porozmawiać.
No cóż, i tak nie miał innego wyboru, w końcu i tak musiał się pokazać z powrotem, lepsze to niż poderżnięte gardło przez saiyana z własnej rasy. Nie mniej jednak, już prawie byli na miejscu, widać było gmach Akademii, co oznaczało że saiyanie już są na miejscu.
Podczas gdy już mieli zamiar lądować, jego kompan zaczął coś do niego mówić z poważnym tonem, widać że wkurwił się na niego z lekka, ale on wiedział przez co, niesłuchanie rozkazów, kadet nie lubi jak ktoś mu wydaję rozkazy.
Blade wiedział, że Altair jest strategiem, pewnie matmy się dużo uczy, ale to teraz było nie ważne. Gdy już wylądowali, towarzysz Blade'a, pokierował się dostojnym krokiem w stronę budynku, czarnowłosy miał zamiar zrobić to samo, lecz nie miał tak kozackiej zbroi jak on.
Widział, że plac nagle zrobił się pusty, po co tamci się zbierali w ogóle na nim, to było dziwne. Blade znał te korytarze, wiedział że jego druh kieruję się w stronę sali treningowej. Podczas gdy zbliżali się do sali, towarzysz na chwilę zatrzymał się, ponieważ miał zamiar mu wręczyć saiyańskie ogony i kulki z prozanu, które jak zwykle ważyły w ch**, ale jakoś dał radę ponownie je unieść i włożył je....... nie mógł ich nigdzie włożyć, lecz za pas włożył saiyańskie ogony, ponieważ nie były ciężkie.
Trochę wlókł się za Altairem, lecz on pierwszy doszedł i zameldował się. Po męczarni z cholernie ciężkimi kulkami, stanął obok Altaira i zaczął się meldować:
KADET BLADE MELDUJĘ SIĘ ! Zgodnie z rozkazem, Altair przyprowadził mnie z powrotem, co więcej zdobyłem artefakty, które mam nadzieję przydadzą się akademii, czekam na dalsze rozkazy ! - po skończonym monologu do trenera, rzucił kulki z prozanu na ziemię, bo nie mógł już dźwigać tego cholerstwa.
Wyjął zza pasa saiyańskie ogony i czekał kiedy będzie mógł je podać, lecz teraz wyprostował się na baczność i czekał na dalsze instrukcję.
No cóż, i tak nie miał innego wyboru, w końcu i tak musiał się pokazać z powrotem, lepsze to niż poderżnięte gardło przez saiyana z własnej rasy. Nie mniej jednak, już prawie byli na miejscu, widać było gmach Akademii, co oznaczało że saiyanie już są na miejscu.
Podczas gdy już mieli zamiar lądować, jego kompan zaczął coś do niego mówić z poważnym tonem, widać że wkurwił się na niego z lekka, ale on wiedział przez co, niesłuchanie rozkazów, kadet nie lubi jak ktoś mu wydaję rozkazy.
Blade wiedział, że Altair jest strategiem, pewnie matmy się dużo uczy, ale to teraz było nie ważne. Gdy już wylądowali, towarzysz Blade'a, pokierował się dostojnym krokiem w stronę budynku, czarnowłosy miał zamiar zrobić to samo, lecz nie miał tak kozackiej zbroi jak on.
Widział, że plac nagle zrobił się pusty, po co tamci się zbierali w ogóle na nim, to było dziwne. Blade znał te korytarze, wiedział że jego druh kieruję się w stronę sali treningowej. Podczas gdy zbliżali się do sali, towarzysz na chwilę zatrzymał się, ponieważ miał zamiar mu wręczyć saiyańskie ogony i kulki z prozanu, które jak zwykle ważyły w ch**, ale jakoś dał radę ponownie je unieść i włożył je....... nie mógł ich nigdzie włożyć, lecz za pas włożył saiyańskie ogony, ponieważ nie były ciężkie.
Trochę wlókł się za Altairem, lecz on pierwszy doszedł i zameldował się. Po męczarni z cholernie ciężkimi kulkami, stanął obok Altaira i zaczął się meldować:
KADET BLADE MELDUJĘ SIĘ ! Zgodnie z rozkazem, Altair przyprowadził mnie z powrotem, co więcej zdobyłem artefakty, które mam nadzieję przydadzą się akademii, czekam na dalsze rozkazy ! - po skończonym monologu do trenera, rzucił kulki z prozanu na ziemię, bo nie mógł już dźwigać tego cholerstwa.
Wyjął zza pasa saiyańskie ogony i czekał kiedy będzie mógł je podać, lecz teraz wyprostował się na baczność i czekał na dalsze instrukcję.
Re: Sala treningowa
Sro Lut 13, 2013 7:39 pm
Na środku sali stał nieco inny trener. Również kapitan. Jego peleryna majestatycznie powiewała dodając mu powagi i wzbudzając strach niższych rangą. Zauważył Vernila. Widząc jego oficjalny stosunek do niego uśmiechnął się przyjaźnie. - Nie lubię gdy się mnie traktuje tak oficjalnie więc wyluzuj. - Po czym klepnął go po ramieniu wciskając z impetem w ziemię. - Chyba nieco przesadziłem... - Powiedział sam do siebie. Wnet zauważył kolejnych przybyszów. Posłuchał ze spokojem co miał do powiedzenia Altair po czym swój wzrok skierował w stronę Blade'a. Podrapał się po głowie. Zastanawiał się co to jest.
- Hmm... zanieś to do magazynu. Oni będą wiedzieli co z tym zrobić. A ty... - Tu znów swoją uwagę skupił na Altairze. - Ty dostaniesz nowe zadanie. Rozkaz z góry. Lecisz na Namek. - Spoważniał czekając na reakcję Nashi. Machnął peleryną i odwrócił się grzebiąc coś w swoim scouterze. Następnie ponownie spojrzał na saiyana niższego rangą. - Masz godzinę... Za godzinę masz się stawić w porcie. Kapsuła będzie już na ciebie czekać. Jej numer to AXr - 124ew. Zapamiętaj to. Teraz możesz robić co chcesz. - I znów się odwrócił. Tym razem odszedł już się nie oglądał. Podszedł do Vernila i podnosząc go za lewą rękę do góry rzekł: - To nie czas na drzemkę. Potrenuj trochę a może się czegoś nauczysz. - Postawił go na równe nogi i odszedł w kąt sali. Tam stała ławka 3-osobowa na której się położył i wnet zasnął.
OOC: Atl: 5 postów zanim dotrzesz do portu. Odwiedź swoją kwaterę czy coś. Blady: Zanosisz gadżety do magazynu. Vernil: Trenujesz.
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Sro Lut 13, 2013 8:15 pm
Krwistooki saiyan nawet nie spojrzał na swojego rozmówcę tak na prawdę, ale słysząc jego bardzo...przyjazny głos podniósł na niego wzrok. Tak to nie był dobrze mu już znany trener. Miał czarne spiczaste włosy, czarne oczy i zielono białą elitarną zbroję, szary kombinezon oraz oczywiście wspaniałą czerwoną pelerynę. Widział jeszcze jednego gościa który to przyjacielsko oberwał w ramię momentalnie się wbijając w ziemię. Ten spiczastowłosy był dziwnym dowódcą...w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Był bardzo miły i w niczym nie przypominał tych głupich jaskiniowców z koszar, których to też tak Altair nie znosi. Tym bardziej czarnowłosy postanowił słuchać ogoniastego będąc niezwykle ciekawym jego odpowiedzi. Chyba sam nie wiedział co to jest i po co to może być, to kazał to też Blade'owi zanieść do magazynu. Nie dokończył swojej odpowiedzi odnośnie Altaira i ten jeszcze bardziej był ciekawy co też dla niego wymyślili. To co się dowiedział to go mocno zdziwiło. Dostanie nowe zadanie? Rozkaz z góry? Ma lecieć na Namek...Gdzieś czytał o tej planecie. Zielona planeta, na której mieszkają Nameczanie, takie zielone rośliny. Z pewnych informacji też wie, że są tam jaszczury zwane changellingami i nie lubią nikogo oprócz swojej rasy walcząc też o Namek. Sama planeta jest prawie w całości pokryta wodą...a raczej ma masę małych i dużych wysp. Nameczanom nie potrzebna jest technologia i żyją w małych wioskach gdzie też rządzą wodzowie. To jest ciekawe. Ale wyrusza na podbój tej planety? Nie to niemożliwe, nie dałby rady samemu i ma za niską rangę, tym bardziej więc był zaciekawiony tym wszystkim. Krwistooki nawet nie ukrywał swojego zdziwienia tym wszystkim no ale wielkiego wyboru nie miał, po za tym...może być ciekawie. Miał pełną godzinę a numer kapsuła brzmiał AXr - 124ew. Na razie miał czas wolny więc to będzie doskonały czas na trening przed odlotem. Zasalutował i się odmeldował.
-Tak jest Sir.
Jeszcze chwilkę się rozglądał i poszedł w swoją stronę w głąb sali. Zanim oczywiście jednak zaczął trenować, zauważył jak trener poszedł spać na ławce.
"-Dziwny facet. No ale nic to da się go polubić."
Pomyślał chłopak i zaczął przygotowania do ostatniego treningu przed odlotem.
-Tak jest Sir.
Jeszcze chwilkę się rozglądał i poszedł w swoją stronę w głąb sali. Zanim oczywiście jednak zaczął trenować, zauważył jak trener poszedł spać na ławce.
"-Dziwny facet. No ale nic to da się go polubić."
Pomyślał chłopak i zaczął przygotowania do ostatniego treningu przed odlotem.
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Sro Lut 13, 2013 8:24 pm
Blade gdy tak czekał na odpowiedź trenera, dopiero ogarnął się, że to jest w ogóle inny trener, nie ten sam co zawsze jest. Dziwne wyglądał, ale to nie było teraz ważne, usłyszał rozkaz, więc odmeldował się i pomaszerował w stronę magazynu.
Popatrzył na Altaira, chyba był zadowolony tym jaki dostał rozkaz, niestety kadet nie usłyszał jakie zadanie dostał jego dawny kompan, teraz będą musieli się rozstać, nie będą w jednym teamie.
Gdy już wyszedł z sali, widział że prawie większość wszystkich saiyan, kierowało się w stronę portu kosmicznego, to było dziwne dla czarnowłosego, ponieważ może coś się jednak stało na tym placu.
Zszedł po schodach, był już niedaleko magazynu, dobrze że nie musiał nosić ze sobą tej beznadziejnej mapy, która już mu jest zbędna, gdy wie gdzie są wszystkie ważne miejsca, do których mógłby się udać.
Zastanawiał się nad tym, dlaczego Atlair i on sam, nie wrócili do burdelu, przecież mieli wrócić i pogadać z Momo czy jak jej tam było, wolał się spotkać z KouMei i obgadać z nią coś na osobności, ale niestety nie udało się.
Stanął pod drzwiami, które zaraz otworzyły się, tak, kadet stał przed magazynem w którym miał zostawić dwie cholernie ciężkie kulki i saiyańskie ogony, miał nadzieję, że dostanie za to nagrodę czy coś.
z/t - Magazyn.
Popatrzył na Altaira, chyba był zadowolony tym jaki dostał rozkaz, niestety kadet nie usłyszał jakie zadanie dostał jego dawny kompan, teraz będą musieli się rozstać, nie będą w jednym teamie.
Gdy już wyszedł z sali, widział że prawie większość wszystkich saiyan, kierowało się w stronę portu kosmicznego, to było dziwne dla czarnowłosego, ponieważ może coś się jednak stało na tym placu.
Zszedł po schodach, był już niedaleko magazynu, dobrze że nie musiał nosić ze sobą tej beznadziejnej mapy, która już mu jest zbędna, gdy wie gdzie są wszystkie ważne miejsca, do których mógłby się udać.
Zastanawiał się nad tym, dlaczego Atlair i on sam, nie wrócili do burdelu, przecież mieli wrócić i pogadać z Momo czy jak jej tam było, wolał się spotkać z KouMei i obgadać z nią coś na osobności, ale niestety nie udało się.
Stanął pod drzwiami, które zaraz otworzyły się, tak, kadet stał przed magazynem w którym miał zostawić dwie cholernie ciężkie kulki i saiyańskie ogony, miał nadzieję, że dostanie za to nagrodę czy coś.
z/t - Magazyn.
Re: Sala treningowa
Sro Lut 13, 2013 9:02 pm
Trener kojarzył mu się z tym czerwonowłosym dryblasem, który prawie złamał mu krzyż. Jednak ten był nieco inny. Czarne spiczaste, stosunkowo krótkie włosy. Krzaczaste brwi i przyjemnie uśmiechająca się mina sprawiały, że wyglądał na miłego. I nie było inaczej. Powagi nadawała mu jednak zielono-biała zbroja i szary kombinezon. Do tego purpurowa peleryna, która majestatycznie powiewała za jego plecami. Po chwili młodzieniec odwrócił głowę słysząc dwóch krępych wojowników. Oboje byli dość wysocy. Ten z lewej miał kruczo czarne opadające lekko na czoło włosy, które całkowicie przysłaniały jego uszy. Miał na sobie kombinezon i zbroję. Wyglądał na silniejszego od swojego towarzysza, jednak może sprawiała to zbroja i czarny scouter na jego oku. Przyjrzał mu się nieco dokładniej i lekko się przestraszył. Pierwszy raz zobaczył osobę z czerwonymi oczyma. Przełknął głośno ślinę, po czym skierował wzrok na tego nieco niższego. Miał na sobie kadeci kombinezon jak on sam, białe rękawice i buty. Jego twarz była bardzo poważna, a za nią szalała burza czarnych włosów, która w znacznej części chowała się za szyją i plecami. Oboje wyglądali na nieco zmęczonych jednak Vernil wolał nie pytać, co się stało. Odwrócił się do trenera, który klepiąc go w ramię wbił go trochę w ziemię. Nie bolało go to za bardzo jednak mimo to powiedział, że przesadził. Jednak to, co najbardziej zdziwiło Vernila to było podejście szpiczastowłosego. Takie na luzie. Gdy przywitał się tak jak go nauczono, meldunek salutowanie i ukłon ten prawie go wyśmiał. Kazał mu trenować i to Ogoniasty chciał uczynić. Cofnął się o krok. Przeszedł za plecami dwóch wojowników. Zatrzymał się przy ścianie gdzie zaczął się rozgrzewać. Rozstawił szeroko nogi i na prostych kolanach sięgał je swoim rękoma na przemian, lewa ręka do prawej nogi, prawa do lewej i tak w kółko. Jego wzrok utkwił jednak w dwóch wojownikach. Jeden z nich nagle wyszedł. Drugi z tego, co udało się posłyszeć będzie lecieć na Namek.
Co to jest Namek? A no tak.. Podboje i te sprawy...-pomyślał Vernil. Po tym skończył rozgrzewkę i zaczął biegać dokoła sali. Zrobił kilkadziesiąt kółek. Potem pompki brzuszki i te sprawy. Chciał się z kimś pobić dla treningu jednak wszyscy wyglądali na bardzo silnych a walka, która miałaby się skończyć po jednym uderzeniu mijałaby się z celem.
Ogoniastego wszędzie było pełno. Próbował jakiś nowych ataków. Prawy sierpowy, lewy… Szybkie zmiany kierunków ciosów w ostatnim momencie. Czasami odchodził w głąb Sali gdzie nikogo nie było i starał się wzmocnić swoje Kiaiho. Unosił się w powietrze i pikował w manekiny z rękami wyciągniętymi przed niego, by w ostatnim momencie zmienić jakoś tor lotu i nie uderzyć z rok tylko kopnąć w jakiś czuły punkt. Cały czas miał nadzieje, że znajdzie się jakiś chętny wojownik na jego poziomie, z którym będzie mógł zawalczyć jak równy z równym. A wiadomo jak to jest. Każdy wojownik uczy się czegoś nowego podczas walki.
OCC:
Początek treningu.
Co to jest Namek? A no tak.. Podboje i te sprawy...-pomyślał Vernil. Po tym skończył rozgrzewkę i zaczął biegać dokoła sali. Zrobił kilkadziesiąt kółek. Potem pompki brzuszki i te sprawy. Chciał się z kimś pobić dla treningu jednak wszyscy wyglądali na bardzo silnych a walka, która miałaby się skończyć po jednym uderzeniu mijałaby się z celem.
Ogoniastego wszędzie było pełno. Próbował jakiś nowych ataków. Prawy sierpowy, lewy… Szybkie zmiany kierunków ciosów w ostatnim momencie. Czasami odchodził w głąb Sali gdzie nikogo nie było i starał się wzmocnić swoje Kiaiho. Unosił się w powietrze i pikował w manekiny z rękami wyciągniętymi przed niego, by w ostatnim momencie zmienić jakoś tor lotu i nie uderzyć z rok tylko kopnąć w jakiś czuły punkt. Cały czas miał nadzieje, że znajdzie się jakiś chętny wojownik na jego poziomie, z którym będzie mógł zawalczyć jak równy z równym. A wiadomo jak to jest. Każdy wojownik uczy się czegoś nowego podczas walki.
OCC:
Początek treningu.
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Sro Lut 13, 2013 9:28 pm
Czarnowłosy saiyan zaczynał swój trening tak jak zwykle, czyli tradycyjnie od prostej i krótkiej rozgrzewki. Chociaż sama sala nie była tak wielka jak ta u dziadka Yaro, to jednak nie była taka zła, a poza tym mu w szczególności starczyła. Rozejrzał się po sali i rozmyślał też co warto w tej rozgrzewce zrobić. Wzruszył ramionami i postanowił robić różne rzeczy by się rozgrzać. Najpierw zaczął machać rękoma to w jedną stronę, to w drugą. Raz inną ręką, raz inną, a także obiema na raz. Następnie robił wymachy i skręty tułowia by pod koniec zrobić paręnaście skłonów. To jednak była słaba rozgrzewka toteż tym razem wziął się za wymachy nogami, a także przy okazji je rozciągał. Tak samo robił z resztą ciała, aż w końcu zajął się dłońmi i stopami bo były bardzo narażone na złamania. Wziął parę głębokich oddechów i pokiwał jeszcze głową na boki. Na początek tyle starczyło i postanowił się wziąć za coś trudniejszego. Oczywiście położył się na ziemię i zaczął robić brzuszki. Jak zwykle z łatwością zrobił okrągłą setkę, toteż odwrócił się na brzuch i zaczął pompować. Z pompkami także nie miał najmniejszych problemów i zrobił ich tak ze sto. Tym razem jednak skoczył do góry i robiąc salto wylądował na wyprostowanych rękach, robiąc tym samym pompki innym i lepszym sposobem. Tu mu szło już o wiele dłużej i trudniej, ale nadal nie było tak źle. Trochę się tym wszystkim zmęczył, ale tutaj także zamierzał zrobić coś czego nauczył się od Yaro. Rozpędził się i zaczął biegać za pomocą rąk zamiast nóg i także starał się na nich skakać. O mało co nie wywalił się i po kilku kółkach się trochę zmęczył. Zatrzymał się i jednym dobrym skokiem znalazł się ponownie na nogach. Rozejrzał się po sali i podszedł do najbliższego manekina. Zaczął na nim trenować różne ataki i ćwiczyć nowe ciosy które też starał się układać w dłuższe kombinacje ataków. Przyda się to jak by też ponownie kiedyś walczył. Nie chce mieć takich problemów, jakie to też miał z Kamaro. Robił na manekinie parę ciosów pięściami i kopnięcia w odkryte zazwyczaj miejsca. Starał się także atakować podczas skoku czy też robić dość ciekawe ataki jak kop z pół obrotu, czy coś zwanego wejściem smoka. Niektóre mu wychodziły gorzej, a niektóre lepiej, ale zawsze coś sobie nowego wyćwiczył. Po zrobieniu tego wszystkiego był już nieźle zmęczony toteż postanowił zrobić medytacje. Dzisiejszym jego celem było nauczenie się nowej techniki której skądś znał...skąd? Tego nawet on sam nie pamiętał, ale gdzieś głęboko utknęła w jego podświadomości. Usiadł w siadzie skrzyżnym w jakimś kącie i starał się wyciszyć swoje niepotrzebne myśli, ale szło mu to niestety bardzo opornie...
OCC: Post Treningowy
OCC: Post Treningowy
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Pią Lut 15, 2013 2:14 am
Blade zwyczajnym chodem, kierował się w stronę sali treningowej, ponieważ miał zamiar trochę potrenować i powspominać stare dobre czasy, dawno w niej nie był przecież, dokładnie parę dni lub godzin, on sam tego nie wie.
Przypominał sobie wszystko, lecz po co, żeby zapamiętać najważniejsze momenty. Po dłuższej chwili, musiał oczywiście wejść po schodach na górę, bo niestety magazyn był na niższym piętrze.
Przeszedł obok recepcji, jak zwykle nikogo nie było, no bo po co, tylko jak ktoś przychodzi to zawsze ktoś wyjdzie i obsłuży, ale nie, nie ma nikogo gdy i tak nikt nie przychodzi.
Gdy już był blisko, słyszał oczywiście jakieś wrzaski i wybuchy, pewnie przez łamane kości i wystrzeliwanie z ki ataków, to było do przewidzenia w sali treningowej. Kiedy czarnowłosy przekroczył próg, mógł ujrzeć zajętego trenera przez pilnowanie nowych kadecików, którzy zapoznawali się z salą i jej możliwościami treningowymi.
Poszedł sobie w swój ulubiony kąt sali, która prawie zazwyczaj była tam pusta, miał albo szczęście albo większość trenujących tutaj osób nie lubiła tamtego miejsca. Poszedł do swojego ulubionego miejsca i zaczął trening, oczywiście na początek rozgrzewka.
Zaczął rozciągać jak najbardziej wszystkie części ciała, żeby potem nie mieć niechcący zakwasów. Po 5 minutowej rozgrzewce, zaczął od podstawowych ćwiczeń, czyli pompki, brzuszki, itp. Zaczął pompować, jego dłonie nie leżało płasko na podłodze sali, lecz były zaciśnięte, ponieważ te pompki robił na kostkach rąk.
Nie było to dla niego łatwe, nawet trochę bolało, ale musiał wytrenować swoją siłę, po to by jego ataki stały się skuteczniejsze i podatne na przeciwników. Po serii 30 pompek na kostkach, wstał i pomasował dłoń o drugą dłoń, a potem na odwrót, bo jednak czuł ten ból.
Zaraz po tym, położył się na plecach i zaczął robić przysiady, mimo iż to było niepotrzebne, i tak wolał to zrobić.(Nie mogę być przecież słabszy od innych, na pewno wzmocnię się i będę pokonywał wrogów silniejszych od siebie. - pomyślał o tym pozytywnie, gdy zaczął robić pompki na dłoniach.
Stanął on na dłoniach i zaczął uginać je, po to by zrobić pompki. To też nie było takie proste, pot ściekał mu z czoła, z lekka mu to przeszkadzało, lecz starał się to wycierać, ponieważ go to drażniło.
Kadet po 40 pompkach, zrobił salto do tyłu i postanowił przejść do drugiego etapu treningu, czyli walka z niewidzialnymi przeciwnikami, a także walka z paroma manekinami, które mogą się rozpaść po jednym silniejszym ataku Blade'a.
Porzglądał się chwilę po sali, widział jak Altair także trenuję, wiedział że tak zrobi, gdy wróci do Akademii, to nie było dziwne, wreszcie są saiyanami, walka i trening to ich życie. Czarnowłosy spojrzał na swoją dłoń, zacisnął ją bardzo mocno i powiedział sobie, tak żeby nikt tego nie usłyszał:
-Zdobędę cię złota formo, obiecuję ci to, nie poddam się tak łatwo, jeśli to wzmacnia wszystkie nasze atuty, to muszę się bardzo starać, hehe. - miał minę zwycięzcy, lecz nie cieszmy się przed zachodem.
Spojrzał się w stronę manekina, podszedł do niego i powiedział:
-Okay, czas na drugi etap treningu....
OCC:
- Start Treningu.
Przypominał sobie wszystko, lecz po co, żeby zapamiętać najważniejsze momenty. Po dłuższej chwili, musiał oczywiście wejść po schodach na górę, bo niestety magazyn był na niższym piętrze.
Przeszedł obok recepcji, jak zwykle nikogo nie było, no bo po co, tylko jak ktoś przychodzi to zawsze ktoś wyjdzie i obsłuży, ale nie, nie ma nikogo gdy i tak nikt nie przychodzi.
Gdy już był blisko, słyszał oczywiście jakieś wrzaski i wybuchy, pewnie przez łamane kości i wystrzeliwanie z ki ataków, to było do przewidzenia w sali treningowej. Kiedy czarnowłosy przekroczył próg, mógł ujrzeć zajętego trenera przez pilnowanie nowych kadecików, którzy zapoznawali się z salą i jej możliwościami treningowymi.
Poszedł sobie w swój ulubiony kąt sali, która prawie zazwyczaj była tam pusta, miał albo szczęście albo większość trenujących tutaj osób nie lubiła tamtego miejsca. Poszedł do swojego ulubionego miejsca i zaczął trening, oczywiście na początek rozgrzewka.
Zaczął rozciągać jak najbardziej wszystkie części ciała, żeby potem nie mieć niechcący zakwasów. Po 5 minutowej rozgrzewce, zaczął od podstawowych ćwiczeń, czyli pompki, brzuszki, itp. Zaczął pompować, jego dłonie nie leżało płasko na podłodze sali, lecz były zaciśnięte, ponieważ te pompki robił na kostkach rąk.
Nie było to dla niego łatwe, nawet trochę bolało, ale musiał wytrenować swoją siłę, po to by jego ataki stały się skuteczniejsze i podatne na przeciwników. Po serii 30 pompek na kostkach, wstał i pomasował dłoń o drugą dłoń, a potem na odwrót, bo jednak czuł ten ból.
Zaraz po tym, położył się na plecach i zaczął robić przysiady, mimo iż to było niepotrzebne, i tak wolał to zrobić.(Nie mogę być przecież słabszy od innych, na pewno wzmocnię się i będę pokonywał wrogów silniejszych od siebie. - pomyślał o tym pozytywnie, gdy zaczął robić pompki na dłoniach.
Stanął on na dłoniach i zaczął uginać je, po to by zrobić pompki. To też nie było takie proste, pot ściekał mu z czoła, z lekka mu to przeszkadzało, lecz starał się to wycierać, ponieważ go to drażniło.
Kadet po 40 pompkach, zrobił salto do tyłu i postanowił przejść do drugiego etapu treningu, czyli walka z niewidzialnymi przeciwnikami, a także walka z paroma manekinami, które mogą się rozpaść po jednym silniejszym ataku Blade'a.
Porzglądał się chwilę po sali, widział jak Altair także trenuję, wiedział że tak zrobi, gdy wróci do Akademii, to nie było dziwne, wreszcie są saiyanami, walka i trening to ich życie. Czarnowłosy spojrzał na swoją dłoń, zacisnął ją bardzo mocno i powiedział sobie, tak żeby nikt tego nie usłyszał:
-Zdobędę cię złota formo, obiecuję ci to, nie poddam się tak łatwo, jeśli to wzmacnia wszystkie nasze atuty, to muszę się bardzo starać, hehe. - miał minę zwycięzcy, lecz nie cieszmy się przed zachodem.
Spojrzał się w stronę manekina, podszedł do niego i powiedział:
-Okay, czas na drugi etap treningu....
OCC:
- Start Treningu.
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Pią Lut 15, 2013 4:23 pm
Ogoniasty wojownik wciąż medytował starając się wyciszyć swoje myśli, lecz niestety było to ponad jego siły, a winę za to ponosił demon Lethal. Najwidoczniej nie chciał on odpuścić i nadal miał zamiar nie tylko zdobyć ciało, ale i dusze Altaira. Już raz mu się udało uzyskać kontrole nad jego ciałem co spowodowało śmierć jego przeciwnika. Kolejny raz prawie udało mu się w całości stać się jednością z chłopakiem, ale Czarna Aura dała mu spore możliwości i na pewien czas go powstrzymała. Na całe szczęście dla niego, bo nie zamierzał jeszcze tak łatwo się poddać, a tym bardziej nie chciał stracić nad sobą kontroli. Gdy tylko myślał o tym, że tak naprawdę "jest" Lethalem to go wprost mroziło, i sam nie wiedział co o tym myśleć. Tak samo było teraz, gdy widział wspomnienia krwistookiego demona, ukazujące go bo miał ten sam wygląd, co już wskazywało na to, że są jednością, ale czemu teraz jest inaczej? Nie wiedział tego, ale myśli pokazywały mu wiele. To jak niszczył różne rasy które mu się przeciwstawiały, albo nie chciały uznać jego władzy. To jak wiele ras za nim poszło nie zważając na to jaki on jest, i w końcu jak miał sporo popleczników. Co dziwne nikt go nie zamierzał zdradzić, czy przejąć władzy. Czy to była oznaka lojalności czy też może to był strach o własne życie? Tego nie miał jak się dowiedzieć, ale było pewne to, że coś było na rzeczy, bo jego ludzie mieli okazje wiele razy go zdradzić czy też zabić. Niestety jak na razie nie wiele wspomnień wracało, a tym bardziej wracało jeszcze mniej z dawnej historii Altaira. W końcu jednak udawało mu się powoli wyrzucać z głowy nieprzyjemne myśli i tym samym zdołał powoli się wyciszać. Miał coraz mniej niepotrzebnych mu myśli, aż w końcu jego umysł był czysty i pozbawiony wszelkich wspomnień...przynajmniej na razie. Nie wiedział ile tak przesiedział, ale był gotowy nauczyć się tej techniki którą sobie nie dawno przypomniał. W końcu otworzył oczy mając zamiar przećwiczyć, a raczej wytrenować nową umiejętność. W tym celu zobaczył czy go nikt nie obserwuje i będąc pewnym, że każdy jest zajęty swoimi sprawami oraz treningiem, to podleciał do góry gdzie też nabrał parę głębokich oddechów czyniąc ostatnie przygotowania.
Zamknął oczy starając się zbierać w sobie pozostałą moc i w pewnym momencie gwałtownie je otworzył i wyciągnął ręce przed siebie celując w manekina.
-Renzoku Energy Dan!
Wypowiadając te słowa poruszał rękoma w przód i w tył jakby wyrzucał masę ki blastów, lecz niestety nic takiego się nie zdarzyło. Nie wiedział czemu się tak dzieje i będąc zły na siebie ponownie zamknął oczy. Rozmyślając doszedł do wniosku, że energię musi zbierać w dłoniach i robić to dostatecznie szybko, aby ta technika miała szansę się powieść. Ponownie otworzył oczy i będąc gotowy rozejrzał się czy nie jest obserwowany. Lepiej mieć pewnego asa w zanadrzu, ale najwidoczniej wszyscy byli zajęci sobą, a on sam był bardzo daleko od innych więc nie było możliwości by był obserwowany. Wycelował na powrót w manekina i zbierając energie w dłoniach ponownie wypowiedział znane już mu słowa.
-Renzoku Energy Dan!
Mówiąc to z ogromną szybkością poruszał rękoma do przodu a samą energie szybko przekazywał dalej tworząc tym samym nowe ki blasty. Wszystko się odbywało tak szybko, że w stronę manekina leciały dziesiątki, jeśli nie setki czarnych kul. Wyglądało to jakby strzelał z karabinu maszynowego i zapewne taką też miał siłę, bo manekin był nieźle osmalony, i wyglądało na to, że prawdziwy wojownik mógłby bardzo oberwać przez tą technikę. Zmęczony nabierał sporo oddechów do płuc, ciężko oddychając. Gdy się tylko trochę uspokoił to usiadł pod ścianą oddając się rozmyśleniom. W końcu jednakże będąc głodny postanowił ruszyć się czym prędzej do stołówki by coś zjeść, mając wielką nadzieję, że dzięki awansowi nie dostanie żadnej papki.
OCC: Koniec Treningu
Sala Treningowa -> Stołówka
Zamknął oczy starając się zbierać w sobie pozostałą moc i w pewnym momencie gwałtownie je otworzył i wyciągnął ręce przed siebie celując w manekina.
-Renzoku Energy Dan!
Wypowiadając te słowa poruszał rękoma w przód i w tył jakby wyrzucał masę ki blastów, lecz niestety nic takiego się nie zdarzyło. Nie wiedział czemu się tak dzieje i będąc zły na siebie ponownie zamknął oczy. Rozmyślając doszedł do wniosku, że energię musi zbierać w dłoniach i robić to dostatecznie szybko, aby ta technika miała szansę się powieść. Ponownie otworzył oczy i będąc gotowy rozejrzał się czy nie jest obserwowany. Lepiej mieć pewnego asa w zanadrzu, ale najwidoczniej wszyscy byli zajęci sobą, a on sam był bardzo daleko od innych więc nie było możliwości by był obserwowany. Wycelował na powrót w manekina i zbierając energie w dłoniach ponownie wypowiedział znane już mu słowa.
-Renzoku Energy Dan!
Mówiąc to z ogromną szybkością poruszał rękoma do przodu a samą energie szybko przekazywał dalej tworząc tym samym nowe ki blasty. Wszystko się odbywało tak szybko, że w stronę manekina leciały dziesiątki, jeśli nie setki czarnych kul. Wyglądało to jakby strzelał z karabinu maszynowego i zapewne taką też miał siłę, bo manekin był nieźle osmalony, i wyglądało na to, że prawdziwy wojownik mógłby bardzo oberwać przez tą technikę. Zmęczony nabierał sporo oddechów do płuc, ciężko oddychając. Gdy się tylko trochę uspokoił to usiadł pod ścianą oddając się rozmyśleniom. W końcu jednakże będąc głodny postanowił ruszyć się czym prędzej do stołówki by coś zjeść, mając wielką nadzieję, że dzięki awansowi nie dostanie żadnej papki.
OCC: Koniec Treningu
Sala Treningowa -> Stołówka
Re: Sala treningowa
Pią Lut 15, 2013 5:11 pm
Bieg, lot, skok, cios w manekina. Ciało już doznało swojego treningu i to jeszcze cięższego niż ostatnio- pod okiem tego czerwonowłosego gbura, który na „dzień dobry” chce zabić młodych kadetów za wesoły wyraz twarzy… w sumie za smutny też… i każdy inny. No, ale cóż dzisiaj trafił się śpioch. Gdy Brązowy biegał w te i we w tę, co jakiś czas rzucał okiem na dwie osoby. Jedno z nich był właśnie spiczasto włosy leniuch. Drugą natomiast był facet w czerni z scouterem na uchu. Wykonywał on na początku podstawowe ćwiczenia, jak half, jednak później zaszły zmiany. Podskoczył zrobił salto twardo wylądował na wyprostowanych rękach. Zginał je robiąc inny rodzaj pompek. Młodzieniec z ogonem, postanowił zrobić to samo. W końcu skoro tamten zostaje wysłany na tą zieloną planetę gdzie nigdy nie zachodzi słońce, musiał jakoś się zasłużyć albo być na prawdę bardzo silny. Postanowił iść w głąb sali by tamten go nie widział. Chłopak myślał, że od razu uzna go za papugę, która nie umie niczego sama wymyślić. Zrobił to samo. Zgiął swoje lekko zmęczone i spocone już nogi i z dużą szybkością nagle je wyprostował. W tym samym czasie podniósł z podobną prędkością pięty i palce. Wyciągnął w górę swoje chude ręce. W efekcie torem parabolicznym wylądował na ziemi na dłoniach bardzo mocno uderzając o posadzkę. Od razu domyślił się, że skok był za mocny. Jego ręce przyjęły cały impet skoku i dało się to odczuć w drobnych kościach nadgarstków. Jednak udało mu się utrzymać, nie przewrócił się a jego proste nogi z wyprostowanymi stopami sprawiały oraz opuszczona głowa sprawiały, że był bardzo prosty. Zaczął zginać ręce w łokciach. Na początku słabo jednak, gdy stwierdził, że kilka razy da radę to zaczął je zginać tak samo jak robił to wyższej klasy wojownik, który ma być wysłany na Namek. Nie liczył dokładnie ile ich zrobił. Miał jeszcze sił na kilka jednak zachwiał się, gdy robił podejście do ponownego zgięcia. Zrobił to szybciej i wybił się z dłoni. Zrobił to za wolno i co by tutaj ukrywać, zmęczył się. Jedyne, co wymyślił, by nie uderzyć zgiętą już nogą o posadzkę było Kiaiho. Użył techniki a duża ilość powietrza nagle wydostająca się z niego ciała wyrzuciła go lekko w powietrze. Od razu przeszedł płynnie do lotu by wylądować na równe nogi. Postanowił chwile odpocząć. Usiadł się na ławce, zamknął oczy i wydawało mu się, że na chwile zdrzemnął. Przebudził się w momencie, gdy jakiś kadecik wykrzyknął słowo ”MASENKO”. Technika nie udała mu się i trafiła w niego powodując jeszcze głośniejszy krzyk. Chciał podejść pomóc nieznajomemu jednak tamten szybko się otrząsnął. Brązowy postanowił teraz nie próżnować i usiadł się „po turecku” w koncie i zaczął medytować. Głęboko myślał o nowej mocy. Chciałby być silniejszy. Pokonywać nowych wrogów, bo to, iż w jego życiu pojawią się nowe i coraz potężniejsze osoby było raczej oczywiste. Uniósł swe ciało za pomocą techniki lotu. W sumie był tak zamyślony, że sam nie wiedział, co robi. Jego dusza i umysł jakby odłączyły się od ciała, które bezwładnie wzniosło się nieruchome na wysokość jednego metra. Najwięcej myślał o tym, co spotkało go na dziedzińcu. Chodzący majestat- król. Nakazał podboje. Po głębszym namyśle stwierdził, że chciałby z jakąś normalną drużyną opuścić Vegetę i walczyć na innych planetach. Wiadomo najlepszy to trening praktyczny a nie taki tam uderz w manekina, który rozpada się przy ki-blast’cie średnio silnego kadeta, który trochę już spędził czasu w mordowni. Half-saiyanowi nie udawało się jednak to w stu procentach. Jego ojciec zawsze uczył go jak walczyć na pięści. Jak być szybkim, silnym i wytrzymałym wojownikiem. Młodzieniec pamiętał tylko kilka treningów ze swoim tatą gdzie uczył go panować nad energią. Właśnie wtedy opanował ki-blasty, które dzisiaj już są dzisiaj dużo silniejsze niż wtedy. Znowu przypomniał sobie o podsłuchanej rozmowie trenera z dwoma silnymi wojownikami. Wylot na Namek w takiej a takiej kapsule.. Na początku miał do tego ambiwalentny stosunek, który podczas medytacji i myślenia o sowim życiu przerodził się w marzenie. Gdzie go wyślą było mu wszystko jedno byle nie na skalną planetę podobną w strukturze do tej smętnej i szarej Vegety. Podoba mu się tutaj jednak wszędzie te same szare barwy, które rozciągają się na całym ciele niebieskim. Wyższy wojownik. Scouter i oczy… Drugi raz myślał o jego oczach i znów poczuł strach przeszywający jego ciało, który zakończył medytacje. Chłopak otworzył oczy i spostrzegł, że znajduje się dwa metry nad ziemią. Podczas mentalnego treningu cały czas unosił się w górę jednak dużo wolniej niż na początku.
Odpoczynek. Chłopakowi starczyło już treningu na dzisiaj. Wyleciał w górę i patrzył, co robią inni wojownicy, co. Większość z nich uczyła się nowych technik. Vernilowi ponownie udało się dojrzeć krwistookiego, który wykonując szybkie ruchy rąk wyrzuca z dłoni bardzo wiele ki-blastów powodujących duże zniszczenia. Starał się zapamiętać wszystko, co robi, wojownik by kiedyś też nauczyć się tej techniki, jednak nie teraz. Teraz jest na to zbyt zmęczony. Usiadł się na ławce pod ścianą. Oczami wodził po pomieszczeniu aż wreszcie spotkały one trenera. Leżał na ławce. Gdy wstał młody half zerwał się z miejsca swojego odpoczynku i ruszył w kierunku szpiczastowłosego trenera.
- Kadet Vernil… E fakt nie miało być tak formalnie -half uśmiechnął się i pomachał ogonem- potrenowałem już i umysł i ciało. Odmeldowuje się!-zasalutował po czym z serdecznym uśmiechem na ustach odwrócił się i szedł wolnym krokiem w kierunku wyjścia.
Occ:
Koniec treningu
z/t -> nie wiem zaraz podrzuce gdzie xd
Odpoczynek. Chłopakowi starczyło już treningu na dzisiaj. Wyleciał w górę i patrzył, co robią inni wojownicy, co. Większość z nich uczyła się nowych technik. Vernilowi ponownie udało się dojrzeć krwistookiego, który wykonując szybkie ruchy rąk wyrzuca z dłoni bardzo wiele ki-blastów powodujących duże zniszczenia. Starał się zapamiętać wszystko, co robi, wojownik by kiedyś też nauczyć się tej techniki, jednak nie teraz. Teraz jest na to zbyt zmęczony. Usiadł się na ławce pod ścianą. Oczami wodził po pomieszczeniu aż wreszcie spotkały one trenera. Leżał na ławce. Gdy wstał młody half zerwał się z miejsca swojego odpoczynku i ruszył w kierunku szpiczastowłosego trenera.
- Kadet Vernil… E fakt nie miało być tak formalnie -half uśmiechnął się i pomachał ogonem- potrenowałem już i umysł i ciało. Odmeldowuje się!-zasalutował po czym z serdecznym uśmiechem na ustach odwrócił się i szedł wolnym krokiem w kierunku wyjścia.
Occ:
Koniec treningu
z/t -> nie wiem zaraz podrzuce gdzie xd
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Sob Lut 16, 2013 4:47 pm
Blade już miał zaczynać drugi etap treningu, jakim była walka z niewidzialnymi przeciwnikami oraz manekinami, które i tak nie czuły żadnego bólu. Popatrzył się chwilę na jednego z manekinów, obszedł go całego na około, widać było jakieś zmiany, gdy w niego walnął, był jakiś twardszy, może to był nowy rodzaj manekinów z lepszego materiału, tego on sam nie wiedział.
Dla niego to było nawet lepiej, ponieważ im twardszy manekin, tym lepiej dla kadeta. Po sprawdzeniu manekina, zrobił salto do tyłu, zaczął walić w powietrze, sprawdzał jak jego ataki są szybkie.
Mimo iż jeszcze nie był taki szybki, to widział rezultaty poprzednich treningów, to było niesamowite dla niego, nigdy nie czuł się taki szybki. Gdy już przestał sprawdzać swoją siłę i szybkość, poleciał na manekina i zaczął go walić z całych sił.
Blade'a cieszyło to, że nareszcie dostarczyli jakiś lepszy i solidniejszy sprzęt do sali, więc mógł sobie porządnie potrenować. Po paru minutach ciężkiego mordobicia kukły, odskoczył do tyłu i zaczął go kopać swoimi nogami w różne miejsca, dokładniej rzecz biorąc w najsłabsze punkty ciała człowieka.
(I am Really Excited) - powiedział sobie w myślach saiyan, który dalej trenował na wytrzymalszym manekinie. Minęło trochę czasu, pot ściekał mu z czoła jak szalony, starał się użyć całej swojej siły na tym strachu na wróble, żeby choć raz mu coś odpadło, bo jak nic nie odpadnie, to ten manekin naprawdę jest jakimś pakerem czy czymś tam.
Młody Kadet ciągle się wściekał, że nie może rozwalić głupiej kukły, a nie chciał wchodzić na poziom białej aury, strasznie był na niego wściekły. Przez wściekłość w swoim organizmie, zaczął mocniej walić manekina, przez co, było można usłyszeć jakieś trzaski w nim, wreszcie nie wiadomo z czego był zrobiony.
Blade zacisnął zęby i zaczął go coraz mocniej walić. (DO....CHOLERY.......ROZPADNIJ.......SIĘ.......WRESZCIE !!) - po chwili walenia, wreszcie kukiełce odpadła cała ręka, widać było, że miał w sobie jakieś metalowe pręty, lecz elementy drewna też się znajdywały.
Odskoczył od niego do tyłu, wytarł pot z czoła, zauważył że jego ręka z lekka krwawiła, ponieważ ten manekin nie był z samego drewna. Po chwili masowania ręki, odstawił go pod samą ścianę, żeby nikomu innemu nie przeszkadzało.
Gdy szedł w stronę trenera, widział jak inny kadet wyprzedził go z treningiem, podszedł obok niego, meldując się:
-KADET BLADE MELDUJĘ SIĘ ! Jakie są nowe rozkazy, trenerze... ? - Ustawił się na baczność i czekał na rozkazy trenera, na dodatek uniósł głowę do góry.
OCC:
Koniec Treningu.
Dla niego to było nawet lepiej, ponieważ im twardszy manekin, tym lepiej dla kadeta. Po sprawdzeniu manekina, zrobił salto do tyłu, zaczął walić w powietrze, sprawdzał jak jego ataki są szybkie.
Mimo iż jeszcze nie był taki szybki, to widział rezultaty poprzednich treningów, to było niesamowite dla niego, nigdy nie czuł się taki szybki. Gdy już przestał sprawdzać swoją siłę i szybkość, poleciał na manekina i zaczął go walić z całych sił.
Blade'a cieszyło to, że nareszcie dostarczyli jakiś lepszy i solidniejszy sprzęt do sali, więc mógł sobie porządnie potrenować. Po paru minutach ciężkiego mordobicia kukły, odskoczył do tyłu i zaczął go kopać swoimi nogami w różne miejsca, dokładniej rzecz biorąc w najsłabsze punkty ciała człowieka.
(I am Really Excited) - powiedział sobie w myślach saiyan, który dalej trenował na wytrzymalszym manekinie. Minęło trochę czasu, pot ściekał mu z czoła jak szalony, starał się użyć całej swojej siły na tym strachu na wróble, żeby choć raz mu coś odpadło, bo jak nic nie odpadnie, to ten manekin naprawdę jest jakimś pakerem czy czymś tam.
Młody Kadet ciągle się wściekał, że nie może rozwalić głupiej kukły, a nie chciał wchodzić na poziom białej aury, strasznie był na niego wściekły. Przez wściekłość w swoim organizmie, zaczął mocniej walić manekina, przez co, było można usłyszeć jakieś trzaski w nim, wreszcie nie wiadomo z czego był zrobiony.
Blade zacisnął zęby i zaczął go coraz mocniej walić. (DO....CHOLERY.......ROZPADNIJ.......SIĘ.......WRESZCIE !!) - po chwili walenia, wreszcie kukiełce odpadła cała ręka, widać było, że miał w sobie jakieś metalowe pręty, lecz elementy drewna też się znajdywały.
Odskoczył od niego do tyłu, wytarł pot z czoła, zauważył że jego ręka z lekka krwawiła, ponieważ ten manekin nie był z samego drewna. Po chwili masowania ręki, odstawił go pod samą ścianę, żeby nikomu innemu nie przeszkadzało.
Gdy szedł w stronę trenera, widział jak inny kadet wyprzedził go z treningiem, podszedł obok niego, meldując się:
-KADET BLADE MELDUJĘ SIĘ ! Jakie są nowe rozkazy, trenerze... ? - Ustawił się na baczność i czekał na rozkazy trenera, na dodatek uniósł głowę do góry.
OCC:
Koniec Treningu.
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Wto Lut 19, 2013 2:29 pm
Krwistooki saiyan-jin miał zamiar iść na sale treningową na chwilkę a następnie do portu, gdy nagle jego scouter zaczął dziwnie pikać. Chłopak nie miał pojęcia co to znaczy, ale kliknął jakiś przycisk i pojawiła się w urządzeniu wiadomość, że z nieznanych przyczyn jego lot się opóźni do odwołania. Altair westchnął bo sam nie wiedział co może zrobić. Zawsze mógł ponownie potrenować, ale na razie po prostu chciał sobie popatrzyć na innych...a tak na serio to sam nie miał pojęcia co ze sobą zrobić. Do tego większości uczuć nie znał z prostego powodu jakim było to, że pochodził z innego wymiaru, i praktycznie wszystko zapomniał, a jedyne co sobie przypominał to wspomnienia Lethala. Nie zamierzał się stać taki jak on, to było pewne. Po krótkiej drodze dotarł na sale treningową i przekroczył wejście. Widział jak znajomy mu spiczastowłosy trener śpi w najlepsze, nie przejmując się tym, że wszędzie latają pociski ki czy inne fale energetyczne. On sam jednakże tym też się nie przejmował, bo nie widział sporo osób z wyższą rangą niż miał on sam. Elita i reszta chyba trenowała gdzie indziej, albo przynajmniej takie odnosił mylne wrażenie. Oczy krwistookiego zaświeciły się dziwnym blaskiem a on sam schylił swoją głowę. Czuł bardzo dziwne uczucie, a jego źrenice w oczach na chwilę zmieniły się w smocze czy też gadzie źrenice chociaż dla niego to były oczy demona. Najwidoczniej Lethal próbował swoich sił. Do Altaira przybyła masa złych myśli która kazała mu zabić wszystko co się tu rusza, ale to byłaby głupota, a po za tym nie zamierzał mu oddać ciała. W końcu też udało mu się go ledwo odeprzeć a jego oczy wróciły do normalności...jeśli tak można nazwać jego krwisty wzrok. To było jak na razie na tyle, ale z braku jakiegoś zajęcia sam podszedł do śpiącego trenera i usiadł nie daleko niego, oddając się tym samym rozmyślaniom. Jego lot przedłużył się na nie znany termin więc ma pewnie sporo czasu.
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Wto Lut 19, 2013 8:16 pm
Kadet nie uzyskał żadnej odpowiedzi od swojego trenera, pewnie był zajęty nowymi kadetami, no cóż, nie było innego wyboru jak wyjść sali i zaszaleć. Pokierował się w stronę swojej kwatery, ponieważ ile można siedzieć na tej sali, mimo iż długo go nie było z Altairem, to i tak jakoś nie lubił tego miejsca.
Przechadzał się właśnie obok recepcji, ponieważ kwatery znajdują się nad skrzydłem szpitalnym, zauważył on tam kolejną osobę, a dokładnie jakąś saiyankę, lecz gdy przyjrzał się bliżej, poznał że jest ona pół krwi. Założył jedną rękę na drugą i przeszedł dalej, nie zwracając na nią uwagi, ponieważ nawet nie dostała pancerza.
Gdy ją minął, na chwilę się odwrócił, wydawał się dla niego taka słodka, lecz pozory mylą, musiał się mieć na baczności, może i była ładna, lecz w jej wnętrzu mogła ukrywać się krwiożercza bestia, która nie powstrzymywałaby się przed walką i rozszarpaniem swoich przeciwników.
Wolał nie myśleć, gdyby ona taka naprawdę była, aż ciarki przechodzą, lecz nie martwił tym się aż tak bardzo, w końcu był bardzo dobrze wytrenowanym kadetem, który stawi czołu wszystkiemu, oprócz tych saiyan, którzy osiągnęli formę złotych włosów, nadal rozważał jak może też osiągnąć ten poziom , gdyż wiedział, że jego rasa na tym poziomie, staję się dwa razy silniejsza niż na podstawowej formie.
Gdy już był na piętrze, pokierował się w stronę swojego pokoju, był on nie daleko od schodów. Czarnowłosy stanął przed własną kwaterą i powiedział:
-Prawdziwy trening się zacznie........właśnie teraz. - Po powiedzeniu tych słów, przeszedł przez drzwi, dzięki czemu był u siebie w kwaterze.
z/t - Kwatera Blade'a Rivera.
Przechadzał się właśnie obok recepcji, ponieważ kwatery znajdują się nad skrzydłem szpitalnym, zauważył on tam kolejną osobę, a dokładnie jakąś saiyankę, lecz gdy przyjrzał się bliżej, poznał że jest ona pół krwi. Założył jedną rękę na drugą i przeszedł dalej, nie zwracając na nią uwagi, ponieważ nawet nie dostała pancerza.
Gdy ją minął, na chwilę się odwrócił, wydawał się dla niego taka słodka, lecz pozory mylą, musiał się mieć na baczności, może i była ładna, lecz w jej wnętrzu mogła ukrywać się krwiożercza bestia, która nie powstrzymywałaby się przed walką i rozszarpaniem swoich przeciwników.
Wolał nie myśleć, gdyby ona taka naprawdę była, aż ciarki przechodzą, lecz nie martwił tym się aż tak bardzo, w końcu był bardzo dobrze wytrenowanym kadetem, który stawi czołu wszystkiemu, oprócz tych saiyan, którzy osiągnęli formę złotych włosów, nadal rozważał jak może też osiągnąć ten poziom , gdyż wiedział, że jego rasa na tym poziomie, staję się dwa razy silniejsza niż na podstawowej formie.
Gdy już był na piętrze, pokierował się w stronę swojego pokoju, był on nie daleko od schodów. Czarnowłosy stanął przed własną kwaterą i powiedział:
-Prawdziwy trening się zacznie........właśnie teraz. - Po powiedzeniu tych słów, przeszedł przez drzwi, dzięki czemu był u siebie w kwaterze.
z/t - Kwatera Blade'a Rivera.
Re: Sala treningowa
Wto Lut 19, 2013 8:24 pm
To była jedyna rzecz, która go irytowała w tej wielkiej akademii. Dużo korytarzy łatwo się pomylić. W sumie trafienie do tych Saibamenów też było przypadkiem. Chciał iść do kwatery? Stołówki? Już sam nie pamięta. Teraz jednak postanowił wrócić do trenera. Może ten się obudził i ma dla niego jakieś zadanie, które będzie nieco bardziej wymagające. Może nawet przydzielą mu partnera… W sumie to od początku życia w akademii rozmawiał tylko z kilkoma osobami i to z takimi, z którymi musiał, żeby chociażby trenować. Przed treningiem wypadałoby uzupełnić płyny. Na końcu korytarza była sala treningowa a chłopak skręcił do łazienki. Odkręcił kran i napił się wody. Miał dziwne dejavu. Pił długo i wolno. Nie chciałby za nim ktoś stał. Obmył sobie twarz, po czym wreszcie spojrzał w lustro. Nikogo nie było. Rękami strzepnąłby krople wody z nich spadły i przetarł twarz. Dokładnie ją obejrzał, nie była za bardzo zbita po walce i to go cieszyło. Wyszedł z łazienki i zamknął drzwi. Szedł w kierunku Sali. Otworzył drzwi i ujrzał więcej ludzi niż poprzednio. Kilku przyszło. Śmierdziało potem było słychać krzyki jakby ktoś się pojedynkował. Podleciał w górę i zobaczył jakiegoś wojownika leżącego na ziemi. Nie bardzo go to obchodziło, co się dzieje. Wzrokiem szukał trenera. Spał w tym samym miejscu gdzie niedawno.
-jaki leń masaaakra…-pomyślał chłopak po czym zaczął powoli obniżać lot po czym usiadł na jakieś pustej ławce niedaleko trenera. Po drugiej stronie ławki trenera też ktoś siedział jednak chłopak nie przyglądał się tej postaci tylko oparł się o ścianę i zamknął oczy…
OCC:
leczenie 10%
-jaki leń masaaakra…-pomyślał chłopak po czym zaczął powoli obniżać lot po czym usiadł na jakieś pustej ławce niedaleko trenera. Po drugiej stronie ławki trenera też ktoś siedział jednak chłopak nie przyglądał się tej postaci tylko oparł się o ścianę i zamknął oczy…
OCC:
leczenie 10%
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach