Sala treningowa
+14
Joker
Atarashii Ame
Kanade
April
Hikaru
Vita Ora
Keruru
Raziel
Ósemka
Colinuś
NPC.
KOŚCI
Hazard
NPC
18 posters
Strona 2 z 20 • 1, 2, 3 ... 11 ... 20
Sala treningowa
Sro Maj 30, 2012 12:24 am
First topic message reminder :
"Mordownia" - Jak zwykli nazywać to pomieszczenie szczęściarze, którzy na zawsze je opuścili. Tu zaczynał każdy nowy, gnojony do potęgi entej przez wszelkiej maści trenerów.
"Mordownia" - Jak zwykli nazywać to pomieszczenie szczęściarze, którzy na zawsze je opuścili. Tu zaczynał każdy nowy, gnojony do potęgi entej przez wszelkiej maści trenerów.
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Czw Paź 11, 2012 4:40 pm
Altair szybkim krokiem przebiegał przez korytarze. Oczywiście znowu było mu zimno, ale już nie aż tak bardzo jak poprzednio...cóż piwnica robi swoje. Same korytarze ogromnie się dłużyły jakby był tu wybudowany jakiś labirynt. Niestety smród po tamtym kadecie nadal się unosił, a chłopak musiał uważać by po drodze nie zwymiotować. Coś wolno mu to szło więc postanowił ponownie zerknąć na mapę, na szczęście było już dość niedaleko więc popędził co sił w tchu w kierunku sali. Zanim dotarł do sali mógł ponownie słyszeć odgłosy z morderczych treningów. Było słychać łamane kości, i mini wybuchy, a także wszelkie ciosy. Najwidoczniej dawali sobie popalić. Najdziwniejsze było to że słyszał ich śmiech...jakby bawiło ich to że dostają po mordzie, nic sobie z tego nie robiąc. Czarnowłosy chłopak dotarł pod sale, a następnie przekroczył ją uważając by nie oberwać zabłąkanym blastem. Saiyanie oczywiście nadal trenowali i dawali z siebie wszystko co mogli. Widział na ich twarzach uśmiech...ta rasa po prostu kocha walczyć...Cóż on kocha krew więc to jest coś podobnego. W każdym razie młodzieniec biegiem ruszył uważając na ćwiczących. Walka saiyan którą obserwował nadal trwała....ciekawiło go kto z nich wygra. Cóż niestety nie mógł tego podziwiać bo nie miał na to czasu. W końcu zwolnił krok i gdy dotarł do kapitana to stanął na baczność i zasalutował, jak to się powinno robić w wojsku.
- Melduje że otrzymałem ekwipunek od Kwatermistrza. Czekam na dalsze rozkazy Sir!
Czerwonooki chłopak patrzył z podziwem na Kapitana który trzymał Saiyan na krótkiej smyczy. Najwidoczniej miał dobry posłuch u innych, i na pewno był surowym dowódcą. Altair jednakże przybył do tej akademii by się uczyć, więc przyjmie pomoc od każdego trenera jeśli będzie taka potrzeba.
- Melduje że otrzymałem ekwipunek od Kwatermistrza. Czekam na dalsze rozkazy Sir!
Czerwonooki chłopak patrzył z podziwem na Kapitana który trzymał Saiyan na krótkiej smyczy. Najwidoczniej miał dobry posłuch u innych, i na pewno był surowym dowódcą. Altair jednakże przybył do tej akademii by się uczyć, więc przyjmie pomoc od każdego trenera jeśli będzie taka potrzeba.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Czw Paź 11, 2012 5:32 pm
Kontratak Nat'a był na tyle szybki i zaskakujący, że nie miał szans się przed nim obronić. Kolejne serie ciosów i z hukiem wylądował na pobliskiej ścianie. Powoli podnosił się na nogi, kątem oka dostrzegł, iż przeciwnik spokojnie czeka na jego kolejny ruch. Zaczął się zastanawiać czym by go teraz zaskoczyć gdy nagle poczuł obrzydliwy smród. Odór ten niemalże spowodował kolejne uderzenie w ścianę, gdyż stracił na moment równowagę, tak niedobrze mu się zrobiło. Czym prędzej zatkał nos i rozejrzał się. Trudno mu było zlokalizować źródło fetoru, jednak po chwili spostrzegł jakiegoś kadeta uwalonego od stóp po głowę czymś co wyglądało na mieszaninę kupy oraz szczochów. Odwrócił wzrok, samo patrzenie powodowało odruch wymiotny. Zamierzał zaczekać aż chłopak opuści pomieszczenie, gdyż w takich warunkach nie był w stanie się skupić. Gdy już to nastąpiło powrócił do rozmyślań o walce. Chyba najwyższy czas pokazać coś więcej, to co do tej pory zaprezentował zdecydowanie nie było jego maksimum. Pozostało mu parę pomysłów, właśnie teraz przyszedł czas aby jeden z nich wcielić w życie.
Powoli, truchtem zbliżał się do Nat'a. Na ostatnich metrach przyśpieszył i przygotował się do zadania ciosu. W ostatniej chwili zmienił jednak zamiar i markując cios odwrócił się i stanął tyłem przed przeciwnikiem, po czym chwycił go mocno za prawe przedramię
- Teraz będzie ciekawie - poinformował cicho, prawie że szeptem.
Mocnym ruchem przerzucił Saiyan'a przez ramię i posłał go w górę, po czym sam wzbił się aż pod sam sufit. Gdy Nat znalazł się już na właściwej wysokości rozpoczął mały nalot wystrzeliwując w jego stronę kilka Ki Blastów. Być może one nie spowodowały u Nat'a większych obrażeń, lecz można je było uznać za przystawkę. Natychmiast po wystrzeleniu ostatniego pocisku zaczął formować w dłoni niewielkich rozmiarów kulę energii. Niewielkich rozmiarów, lecz miała w sobie ogromną moc. Skierował dłoń w stronę przeciwnika
- BIG BANG ATTACK! - ryknął, posyłając pocisk.
Szczerze mówiąc miał nadzieję, iż nie zrani zbyt dotkliwie Nat'a. Nie chciał jeszcze kończyć tego pojedynku, za dobrze się bawił. Przeciwnik na poziomie powinien zachować jeszcze dość sił, nawet po czymś takim. A przecież uważał swojego rywala za takiego właśnie przeciwnika.
OCC:
Dla Ciebie Nat:
BBA - 247 dmg
Ki Blast'y w liczbie 7 - 77 dmg
Razem - 324 dmg
Dla mnie - minus 108 Ki (w zaokrągleniu) za Ki Blast'y, oraz 235 Ki (również w zaokrągleniu) za BBA, co daje razem: minus 343 Ki
Zaczynamy się bawić na poważnie
Powoli, truchtem zbliżał się do Nat'a. Na ostatnich metrach przyśpieszył i przygotował się do zadania ciosu. W ostatniej chwili zmienił jednak zamiar i markując cios odwrócił się i stanął tyłem przed przeciwnikiem, po czym chwycił go mocno za prawe przedramię
- Teraz będzie ciekawie - poinformował cicho, prawie że szeptem.
Mocnym ruchem przerzucił Saiyan'a przez ramię i posłał go w górę, po czym sam wzbił się aż pod sam sufit. Gdy Nat znalazł się już na właściwej wysokości rozpoczął mały nalot wystrzeliwując w jego stronę kilka Ki Blastów. Być może one nie spowodowały u Nat'a większych obrażeń, lecz można je było uznać za przystawkę. Natychmiast po wystrzeleniu ostatniego pocisku zaczął formować w dłoni niewielkich rozmiarów kulę energii. Niewielkich rozmiarów, lecz miała w sobie ogromną moc. Skierował dłoń w stronę przeciwnika
- BIG BANG ATTACK! - ryknął, posyłając pocisk.
Szczerze mówiąc miał nadzieję, iż nie zrani zbyt dotkliwie Nat'a. Nie chciał jeszcze kończyć tego pojedynku, za dobrze się bawił. Przeciwnik na poziomie powinien zachować jeszcze dość sił, nawet po czymś takim. A przecież uważał swojego rywala za takiego właśnie przeciwnika.
OCC:
Dla Ciebie Nat:
BBA - 247 dmg
Ki Blast'y w liczbie 7 - 77 dmg
Razem - 324 dmg
Dla mnie - minus 108 Ki (w zaokrągleniu) za Ki Blast'y, oraz 235 Ki (również w zaokrągleniu) za BBA, co daje razem: minus 343 Ki
Zaczynamy się bawić na poważnie
Re: Sala treningowa
Czw Paź 11, 2012 6:48 pm
Wybuchy pocisków i szybkie przemieszczanie się wojowników wprawiało w ruch kapitańską pelerynę. Falowała na wietrze dodając gracji i dostojności młodemu kapitanowi. Ten nadal stał w tym samum miejscu co zwykle. Przyglądał się z uwagą na walczących w tym na Haza i Nata. Ponownie podszedł do niego Altair meldując otrzymanie ekwipunku i gotowość.
- Dobrze więc, pójdziesz na dziedziniec i pomożesz posprzątać i naprawić zniszczenia jakie powstały tam w ostatnim czasie. Ktoś już tam na ciebie czeka.
OCC: Idziesz na dziedziniec, opisujesz co widzisz czyli zniszczone ławki, poprzewracane drzewa, szczątki pomników, kratery itd. Potem zobaczysz co dalej. Jak się postarasz to znajdziesz tam coś ciekawego
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Czw Paź 11, 2012 7:03 pm
Altair czekał na wydanie rozkazów tym czasem oglądał sobie walkę Saiyanów. Musiał przyznać że była strasznie ciekawa, lecz jeden z nich wykazał się na prawdę pomysłowością. Podszedł spokojnym krokiem do gościa z blizną, przyśpieszając w ostatniej chwili starając się zadać cios. Gdy chłopak myślał że chodziło mu zwykły atak to się bardzo przeliczył, po prostu odwrócił się i stanął tyłem do tego z kim walczył. Młodzieniec z początku myślał że to po prostu jakaś podpucha albo okazanie braku szacunku, ale to było coś zupełnie innego. Chwycił go tamten za ramię i wysoko podrzucił do góry, a następnie sam poleciał wyżej. Wystrzelił w gościa z blizną parę ki blastów lecz to nie był jego główny atak....Formował w ręce małą kulę trochę większą od ki blasta, i gdy myślał że to będzie za pewne słaby atak to się przeliczył. Gdy tylko kula trafiła w mężczyznę powstał ogromny wybuch, przez co Altair musiał mocno stać aby się nie wywalić. Zdziwił się siłą tej techniki zwanej Big Bang Attack. Niestety nie mógł dłużej podziwiać tej walki bo otrzymał rozkazy. Chociaż sprzątanie wydawało mu się nudne, to i tak trafił lepiej niż poprzedni gość więc nie zamierzał wybrzydzać, bo w końcu i tak jest dopiero kadetem. Zasalutował Kapitanowi ponownie.
- Tak jest Sir!
Po czym szybko ruszył do wyjścia z akademii kierując się na dziedziniec.
OOC: Sala Treningowa -> Plac Przed Akademią
- Tak jest Sir!
Po czym szybko ruszył do wyjścia z akademii kierując się na dziedziniec.
OOC: Sala Treningowa -> Plac Przed Akademią
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Czw Paź 11, 2012 7:51 pm
Saiyan pachniał już lepiej niż wcześniej, przechodząc przez różne korytarze, widział znowu tego czerwonookiego Saiyana, któremu najwidoczniej się gdzieś śpieszyło, ale młodego kadeta nie obchodziło go to. Szedł powolnym krokiem, bo za bardzo mu się nie śpieszyło do Dowódcy, ponieważ pewnie był zajęty wpatrywaniem się w różne walki i treningi innych kadetów. Powoli zbliżał się do otwartych drzwi w razie wypadku, jakby komuś się śpieszyło to wybiec od razu przez nie. Wszedł przez nie i widział znowu swojego Kapitana jak mu powiewała jego peleryna przez różne wybuchi ki blastów i przelatujących nad nim saiyan, przez co dodawało mu to dostojności jego postawie. Podszedł do niego Blade, mijając wszystkich co latali wokół, ponieważ nie chciał on od nikogo oberwać. Podchodząc do Kapitana zasalutował jak należy i powiedział:
-Melduję, że wymyłem wszystkie zakamarki swojego ciała, czy mogę teraz przystąpić do treningu, sir ??
Po zameldowaniu, czekał on aż jego dostojny Kapitan mu odpowie, przez ten czas czekania obserwował on walkę dwóch saiyan, którzy zamiast trenować to sparing-owali się ze sobą, ponieważ Dowódca ciągle spoglądał na ich spektaklową walkę, a młody saiyan czekał aż zareaguję, że Blade przyszedł do niego i zameldował się.
-Melduję, że wymyłem wszystkie zakamarki swojego ciała, czy mogę teraz przystąpić do treningu, sir ??
Po zameldowaniu, czekał on aż jego dostojny Kapitan mu odpowie, przez ten czas czekania obserwował on walkę dwóch saiyan, którzy zamiast trenować to sparing-owali się ze sobą, ponieważ Dowódca ciągle spoglądał na ich spektaklową walkę, a młody saiyan czekał aż zareaguję, że Blade przyszedł do niego i zameldował się.
- Go??Gość
Re: Sala treningowa
Czw Paź 11, 2012 10:05 pm
O Nie musiał długo czekać na kolejny atak, a właściwie zamarkowany atak, który był jedynie zapowiedzią, iż Hazard uknuł zupełnie coś innego, coś, czego Nat nie spodziewałby się po nim. Został kolejny raz wyrzucony przez swojego przeciwnika w powietrze, następnie posmakował kilku ki-blastów, przed którymi przynajmniej częściowo starał się osłonić w prawdzie niewiele mu to dało, w chwili, gdy spojrzał, co dalej knuje kadet otworzy szeroko oczy ze zdziwienia, miał nadzieję, iż przynajmniej nieco osłoni się i przed tą pędzącą na niego kulą energii, na próżno jednak poszły jego starania w osłonięciu się przed owym atakiem i wylądował nieco przysmalony z podartymi w dość znacznym stopniu ubraniami na podłodze, skrzywił się na samą myśl, iż może jeszcze oberwać mu się kolejny raz przez tą technikę, w prawdzie nie sprawiło mu to większego bólu niż ten, jakiego doznał za sprawą trenera, ale na pewno jego ciało w tej chwili było pokryte drobnymi ranami czy też zwykłymi zadrapaniami.
*Zapłacisz mi za to*
Podniósł się z podłogi krzywiąc się nieco, ale po chwili na jego twarzy znów powrócił uśmiech, w końcu Hazard mu naprawdę udowodnił, że pojedynek z nim jest czymś, czego nie będzie żałował, w prawdzie Nat potrafił doskonale posługiwać się siłą fizyczną swoją szybkością jak i był wytrzymalszy od Haz’a co świadczyło po zachowaniu trenera, który specjalnie zadał Nathanielowi cios by go osłabić, ale nie miał w swoim arsenale zbyt wielu technik pozwalających zadać jakieś większe i poważniejsze obrażenia. Aczkolwiek jedną technikę do poszatkowania kogoś na drobne kawałeczki posiadał i postanowił tego użyć nie licząc się z tym, jakiego bólu i cierpienia może wyrządzić przeciwnikowi.
-Skoro bawimy się tak …to zgoda.
Nat ruszył pędem w stronę Hazarda z zamiarem wyprowadzenia kilku zwykłych ciosów aczkolwiek zamarkował je tak samo jak wcześniej zrobił to jego przeciwnik, wyskoczył w górę i będąc już za Hazard’em chwycił go całą lewą ręką tak by uniemożliwić mu najmniejszy ruch i zaczął go dusić jednocześnie wytwarzając wokół prawej ręki ostrze z energii, skoro mieli bawić się bardzo na serio w takim razie nie miał, po co oszczędzać w środkach jak zadawanie bólu. Dusząc swojego przeciwnika uśmiechną się i wbił mu między żebra ostrze wytworzone z własnej energii, krew trysnęła z jego ciała, co bardzo uradowała saiyana właśnie tego brakowało w tej walce, czerwonej posoki brakło w tym pojedynku, co w tej chwili Nathaniel dodał. Przesuną ręką, na której było wytworzone owe ostrze tak by spowodować u Haz’a jeszcze większe obrażenia niż przez zwykłe dźgnięcie, zapewne przebił mu płuco, ale każdy uszczerbek na zdrowiu wyleczą w tutejszym skrzydle medycznym. Po chwili wyciągną ostrze i puścił go chwytając jego kłaki nieco je skrócił, przez co powstała bardzo fikuśna fryzura, nie obchodziło to jednak Nat’a który po skończonej robocie kopną swojego leżącego w tej chwili przeciwnika tak by odleciał na kilka metrów gdzie mógłby się ewentualnie pozbierać jednocześnie niwelując ostrze wytworzone z energii. Kiedy czekał aż kadet przystąpi do kolejnego ataku sam otrzepał się nieco z krzu, jaki osiadł na nim po ostatnim wybuchu, jego łachy były teraz w bardzo kiepskim stanie, miał nadzieje, iż dostanie od kwatermistrza nowe ciuchy, bo w czymś takim nie będzie mógł chodzić po akademii. Co, jak co ale teraz wyglądał jak ostatnia łajza, nie podobało mu się to, ale może otrzyma nowe czyste łachy po tym pojedynku. A teraz musi ponownie skupić się na walce i swoim przeciwniku, który znając życie jeszcze nie jeden raz go zaskoczy, co bardzo pasowało Nat’owi w końcu ma przeciwnika, z którym może stoczyć sprawiającą radość walkę. Nat po tym jak się ogarną przybrał pozycję obronną znów czekając na atak Hazard’a szczerze nie chciał wyrządzić mu większej krzywdy niż to, co zrobił teraz, w końcu teraz krwawi i to porządnie.
OOC:
Dla ciebie Haziu: 313 dmg + przebite i poharatane płuco
do tego nowa fryzurka
Dla mnie: -313 ki
*Zapłacisz mi za to*
Podniósł się z podłogi krzywiąc się nieco, ale po chwili na jego twarzy znów powrócił uśmiech, w końcu Hazard mu naprawdę udowodnił, że pojedynek z nim jest czymś, czego nie będzie żałował, w prawdzie Nat potrafił doskonale posługiwać się siłą fizyczną swoją szybkością jak i był wytrzymalszy od Haz’a co świadczyło po zachowaniu trenera, który specjalnie zadał Nathanielowi cios by go osłabić, ale nie miał w swoim arsenale zbyt wielu technik pozwalających zadać jakieś większe i poważniejsze obrażenia. Aczkolwiek jedną technikę do poszatkowania kogoś na drobne kawałeczki posiadał i postanowił tego użyć nie licząc się z tym, jakiego bólu i cierpienia może wyrządzić przeciwnikowi.
-Skoro bawimy się tak …to zgoda.
Nat ruszył pędem w stronę Hazarda z zamiarem wyprowadzenia kilku zwykłych ciosów aczkolwiek zamarkował je tak samo jak wcześniej zrobił to jego przeciwnik, wyskoczył w górę i będąc już za Hazard’em chwycił go całą lewą ręką tak by uniemożliwić mu najmniejszy ruch i zaczął go dusić jednocześnie wytwarzając wokół prawej ręki ostrze z energii, skoro mieli bawić się bardzo na serio w takim razie nie miał, po co oszczędzać w środkach jak zadawanie bólu. Dusząc swojego przeciwnika uśmiechną się i wbił mu między żebra ostrze wytworzone z własnej energii, krew trysnęła z jego ciała, co bardzo uradowała saiyana właśnie tego brakowało w tej walce, czerwonej posoki brakło w tym pojedynku, co w tej chwili Nathaniel dodał. Przesuną ręką, na której było wytworzone owe ostrze tak by spowodować u Haz’a jeszcze większe obrażenia niż przez zwykłe dźgnięcie, zapewne przebił mu płuco, ale każdy uszczerbek na zdrowiu wyleczą w tutejszym skrzydle medycznym. Po chwili wyciągną ostrze i puścił go chwytając jego kłaki nieco je skrócił, przez co powstała bardzo fikuśna fryzura, nie obchodziło to jednak Nat’a który po skończonej robocie kopną swojego leżącego w tej chwili przeciwnika tak by odleciał na kilka metrów gdzie mógłby się ewentualnie pozbierać jednocześnie niwelując ostrze wytworzone z energii. Kiedy czekał aż kadet przystąpi do kolejnego ataku sam otrzepał się nieco z krzu, jaki osiadł na nim po ostatnim wybuchu, jego łachy były teraz w bardzo kiepskim stanie, miał nadzieje, iż dostanie od kwatermistrza nowe ciuchy, bo w czymś takim nie będzie mógł chodzić po akademii. Co, jak co ale teraz wyglądał jak ostatnia łajza, nie podobało mu się to, ale może otrzyma nowe czyste łachy po tym pojedynku. A teraz musi ponownie skupić się na walce i swoim przeciwniku, który znając życie jeszcze nie jeden raz go zaskoczy, co bardzo pasowało Nat’owi w końcu ma przeciwnika, z którym może stoczyć sprawiającą radość walkę. Nat po tym jak się ogarną przybrał pozycję obronną znów czekając na atak Hazard’a szczerze nie chciał wyrządzić mu większej krzywdy niż to, co zrobił teraz, w końcu teraz krwawi i to porządnie.
OOC:
Dla ciebie Haziu: 313 dmg + przebite i poharatane płuco
do tego nowa fryzurka
Dla mnie: -313 ki
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Czw Paź 11, 2012 11:26 pm
Gdy opadł już kurz i pył spostrzegł, iż Nat dość solidnie oberwał. Na jego ciele roiło się od zadrapań i obić, a sam jego uniform był cały w strzępach. Uśmiechnął się nieco, co jak co, ale ten atak musiał zrobić na nim wrażenie. Zresztą nie tylko na nim, miał wrażenie że część Saiyan która ukradkiem obserwowała ich pojedynek była pod sporym wrażeniem. Nie czas jednak na puszenie się. Powoli zbliżał się z powrotem na ziemię, aż w końcu jego nogi dotknęły podłogi. Znając Nat'a słono zapłaci za to, co mu właśnie zrobił. Przyjął pozycję obronną i skoncentrowany czekał na dalszy rozwój wydarzeń. W ogóle nie docierało do niego co się dzieje wokół, cała jego uwaga była skupiona na przeciwniku. Spostrzegł na jego twarzy uśmiech. To nie wróżyło nic dobrego, zapewne obmyślił jakiś nieprzyjemny sposób zrewanżowania mu się. Po chwili ruszył w jego stronę. Każda komórka jego ciała była skupiona tylko na jednym - obronie przed Saiyan'em. To były ułamki sekund, obserwował jego ruchy. Słusznie wywnioskował, iż zamierza zamarkować ciosy, podobnie jak on przed chwilą. Niestety zorientował się nieco zbyt późno i nic już nie mógł zrobić. Ramię rywala zacisnęło się wokół jego szyi ograniczając mu dostęp do tlenu. Próbował trafić chłopaka łokciem między żebra, jednak nie był w stanie. Kilka sekund siłowania się i poczuł przeraźliwy ból w okolicach żeber. Zaczął się zwijać z bólu, był on nie do zniesienia. Jakby tego było mało Nat zaczął gmerać sobie tym czymś w jego ciele, co tylko potęgowało odczucie bólu. Pomimo tego, iż uścisk jego ręki na gardle Hazard'a zelżał, to nadal miał problemy z oddychaniem, nawet większe niż przed chwilą. Tego jeszcze brakowało, obrażenia wewnętrzne które powodowały iż jego oddech był płytki i niespokojny. Po chwili spostrzegł na ziemi coś czarnego. Najwidoczniej przeciwnik postanowił przyciąć mu jego włosy. Niewiele go to w tej chwili obchodziło, miał ważniejsze sprawy na głowie, chociaż nie uśmiechało mu się paradowanie z gołą glacą.
Czuł jak uchodzą z niego siły, krew spływała po jego ciele. Osuwał się coraz niżej, aż w końcu niemalże leżał na posadzce. Nat kopnął go tak, że wylądował parę metrów dalej. Przewrócił się na bok i kątem oka dostrzegł cienkie ostrze, które jego przeciwnik wytworzył sobie na dłoni. Ki Sword, obecnie cały w jego krwi, po chwili zniknął. Podniósł się powoli do pozycji klęczącej po czym wypluł dość sporą ilość krwi. Nie znał się zbytnio na medycynie i tych sprawach, jednak sądząc po lokalizacji bólu oraz obecnych objawach to miał przebite płuco. Długo tak nie pociągnie, z każdą minutą będzie coraz gorzej. Lecz nie zamierzał się poddawać, wiedział że w Skrzydle Szpitalnym i tak go poskładają. Z rany nadal sączyła się krew, miał tylko nadzieję że nie wykrwawi się do końca pojedynku. Powolutku wstał, ból był ogromny, szczególnie przy oddychaniu. Musiał to jednak przeboleć. Cała ta sytuacja miała jeden plus: wpadł na pomysł jak tym razem zaatakować Nat'a. Było to dość wyszukane, lecz powinno być skuteczne. No i spowoduje u przeciwnika dość solidną dawkę bólu, na tym w tej chwili zależało mu najbardziej, pragnął zemsty, chciał żeby cierpiał, tak jak on w tej chwili. Wolnym krokiem zbliżał się do Saiyan'a. Stanął kilka metrów przed nim i przez chwilę myślał. Tak, to powinno się udać. Zamknął oczy i skoncentrował się. Po paru sekundach otworzył je i uśmiechnął się z satysfakcją. Zaczął zataczać kółka naokoło przeciwnika, coraz to szybciej i szybciej, do momentu w którym jego postać zamieniła się w smugę, po czym zatrzymał się. Lecz nie był sam.
Wokół Nat'a znajdowało się teraz 8 -iu Hazardów. Tylko jeden był prawdziwy, reszta była tylko imitacją. Każdy w nich był jednakowy, nie sposób było odróżnić który to ten właściwy. Wszyscy oni wpatrywali się teraz uważnie w chłopaka, po czym.... każdy z nich wytworzył w dłoni Ki Sword'a. Stali uśmiechając się mściwie, przygotowując się do ataku:
- Naprzód! - rozległo się w sali, po czym cała ósemka rzuciła się w stronę Nat'a
Przelatywali, skakali, przechodzili tuż obok niego machając Ki Sword'ami. Tak naprawdę atakował tylko ten prawdziwy, reszta służyła jako zmyłka, aby nie można było dostrzec atakującego. Hazard atakował zawzięcie rozcinając skórę rywala gdzie popadnie, na rękach, na nogach, na twarzy. Nie były to rany głębokie, zwykłe cięte które ledwo co krwawiły. Z pewnością nie należało to do przyjemności. Gdy już skończył ponownie cała gwardia rozstawiła się naokoło ofiary. Wszyscy oni mieli na twarzach mściwe uśmieszki.
- Tutaj jestem - rozległ się głos na lewo od Nat'a, po czym fałszywa siódemka rozpłynęła się w powietrzu, pozostał jedynie oryginał.
Nadal bolało jak diabli, nadal z trudnością oddychał, stał nieco przechylony na jeden bok. Ale odczuwał satysfakcję, że jego przeciwnik mógł chociaż w jakimś stopniu poczuć się jak on przed paroma minutami.
OCC:
Dla Nat'a - 259 dmg plus liczne rany cięte na całym ciele
Dla mnie - minus 259 Ki
Czuł jak uchodzą z niego siły, krew spływała po jego ciele. Osuwał się coraz niżej, aż w końcu niemalże leżał na posadzce. Nat kopnął go tak, że wylądował parę metrów dalej. Przewrócił się na bok i kątem oka dostrzegł cienkie ostrze, które jego przeciwnik wytworzył sobie na dłoni. Ki Sword, obecnie cały w jego krwi, po chwili zniknął. Podniósł się powoli do pozycji klęczącej po czym wypluł dość sporą ilość krwi. Nie znał się zbytnio na medycynie i tych sprawach, jednak sądząc po lokalizacji bólu oraz obecnych objawach to miał przebite płuco. Długo tak nie pociągnie, z każdą minutą będzie coraz gorzej. Lecz nie zamierzał się poddawać, wiedział że w Skrzydle Szpitalnym i tak go poskładają. Z rany nadal sączyła się krew, miał tylko nadzieję że nie wykrwawi się do końca pojedynku. Powolutku wstał, ból był ogromny, szczególnie przy oddychaniu. Musiał to jednak przeboleć. Cała ta sytuacja miała jeden plus: wpadł na pomysł jak tym razem zaatakować Nat'a. Było to dość wyszukane, lecz powinno być skuteczne. No i spowoduje u przeciwnika dość solidną dawkę bólu, na tym w tej chwili zależało mu najbardziej, pragnął zemsty, chciał żeby cierpiał, tak jak on w tej chwili. Wolnym krokiem zbliżał się do Saiyan'a. Stanął kilka metrów przed nim i przez chwilę myślał. Tak, to powinno się udać. Zamknął oczy i skoncentrował się. Po paru sekundach otworzył je i uśmiechnął się z satysfakcją. Zaczął zataczać kółka naokoło przeciwnika, coraz to szybciej i szybciej, do momentu w którym jego postać zamieniła się w smugę, po czym zatrzymał się. Lecz nie był sam.
Wokół Nat'a znajdowało się teraz 8 -iu Hazardów. Tylko jeden był prawdziwy, reszta była tylko imitacją. Każdy w nich był jednakowy, nie sposób było odróżnić który to ten właściwy. Wszyscy oni wpatrywali się teraz uważnie w chłopaka, po czym.... każdy z nich wytworzył w dłoni Ki Sword'a. Stali uśmiechając się mściwie, przygotowując się do ataku:
- Naprzód! - rozległo się w sali, po czym cała ósemka rzuciła się w stronę Nat'a
Przelatywali, skakali, przechodzili tuż obok niego machając Ki Sword'ami. Tak naprawdę atakował tylko ten prawdziwy, reszta służyła jako zmyłka, aby nie można było dostrzec atakującego. Hazard atakował zawzięcie rozcinając skórę rywala gdzie popadnie, na rękach, na nogach, na twarzy. Nie były to rany głębokie, zwykłe cięte które ledwo co krwawiły. Z pewnością nie należało to do przyjemności. Gdy już skończył ponownie cała gwardia rozstawiła się naokoło ofiary. Wszyscy oni mieli na twarzach mściwe uśmieszki.
- Tutaj jestem - rozległ się głos na lewo od Nat'a, po czym fałszywa siódemka rozpłynęła się w powietrzu, pozostał jedynie oryginał.
Nadal bolało jak diabli, nadal z trudnością oddychał, stał nieco przechylony na jeden bok. Ale odczuwał satysfakcję, że jego przeciwnik mógł chociaż w jakimś stopniu poczuć się jak on przed paroma minutami.
OCC:
Dla Nat'a - 259 dmg plus liczne rany cięte na całym ciele
Dla mnie - minus 259 Ki
- Go??Gość
Re: Sala treningowa
Pią Paź 12, 2012 1:01 am
Tym razem nieco dłużej czekał aż Hazard pozbiera się z podłogi w końcu doznał całkiem sporych obrażeń, ale dla tutejszych lekarz nie było to jakimś większym kłopotem, więc wystarczyło by jakoś wytrzymał do zakończenia tego pojedynku. Oczekiwał na kolejny atak cały czas zachowują pozycję obronną, w końcu wiedział, że jak każdy, ten kadet na pewno posiada jeszcze kilka asów w rękawie. Nie przejmował się tym jednak w końcu cieszyła go ta walka jak nigdy, wiedział doskonale, że nawet, jeśli przegra to przynajmniej wyrównają nieco swoje rachunki bądź, co bądź, ale to Nat już dwukrotnie pokonał Haz’a no niestety te walki nie były wyrównane, a teraz obaj dawali z siebie 100% swoich możliwości. Kiedy jego przeciwnik był już dość blisko Nathaniel coraz uważniej go obserwował, Hazard okrążał go przez cały czas aż ni stąd ni z owąd zrobiło się ich ośmiu, saiyan zamrugał kilka razy i się wściekł ten znów używał tej samej głupiej sztuczki, co na Ziemi, nie mógł odróżnić, który z nich jest prawdziwy, więc nie zostało mu nic innego jak zaczekać na ujawnienie się oryginału. Widząc, iż każdy z osobników wytworzył w dłoni Ki Sworda, nie miał pojęcia, co szykuje przeciwnik czy też przeciwnicy, ale na pewno nie będzie to nic przyjemnego, zresztą nie obchodziło go to w końcu toczą pojedynek, a ból jest rzeczą zupełnie normalną w takich sytuacjach.
-Nie ładnie tak oszukiwać…
Wyszczerzył się po swoich słowach starając się jakoś odróżnić oryginał od kopii, ale niestety nic nie mógł tym wskórać, nagle cała ósemka przystąpiła do ataku przelatywali przechodzili obok niego machając ki swordami raniąc go i przyprawiając o kolejne dawki bólu, Nie mógł niestety nic na to zaradzić, przyjmował ciosy godnie jak na saiyana przystało, starał się bronić, ale nie przynosiło to żadnych skutków w końcu obaj teraz byli na podobnym poziomie. Kiedy już skończyli a kopie zniknęły Nat szybko otrząsną się i ruszył na Hazarda zadając mu najsilniejszego kopniaka jak tylko mógł prosto w klatkę piersiową byle tylko zadać mu nieco więcej cierpienia, kiedy ten się pochylił zadał mu jeszcze cios kolanem w twarz tak by odchylił się do tyłu, po czym trzecim podwójnym kopniakiem posłał go na najbliższą ścianę, nie podobała mu się wcale ta jego sztuczka, zabawka dla oszustów. Kiedy to Haz był poddany przymusowemu lotowi na ścianę Nat w tym czasie urwał dłuższy kawałek z pozostałości rękawa uniformu i obwiązał najbardziej krwawiącą ranę na prawym ramieniu, nie cieszył go fakt, iż został tak załatwiony przez głupią technikę z klonami, ale plus był taki, iż ta walka była świetna, czuł się mimo obrażeń doskonale i nic nie mogło mu przynieść już większej frajdy.
-Zrobiłeś spore postępy Haz!
Krzykną do leżącego przy ścianie Hazard’a szczerząc się z zadowolenia, był wniebowzięty i chciał o wiele dłużej toczyć ten pojedynek, ale niestety zakończy się on w chwili, gdy któryś opadnie całkowicie z sił, Nat już był zmęczony i obolały, ale bardzo zadowolony, dał z siebie tyle ile mógł i jeszcze wyciśnie z siebie więcej choćby miał wyzionąć tu ducha. Bądź, co bądź nie obchodziło go zdanie trenera ważne, że on sam był z siebie zadowolony, mimo osłabienia już na początku, dzięki czemu był na równi z Hazardem, nie żałował…nie miał, czego żałować wręcz przeciwnie bardzo cieszył się z tego, iż trener postanowił wyrównać ich szanse. Nat nie mogąc dłużej pozwolić sobie na stanie w odsłoniętej pozie natychmiast przybrał pozycję obronną i czekał na umęczonego już zapewne Haz’a który na pewno nie podda się tak szybko jak i sam Nathaniel, walka ich żywiołem nie poddadzą się choćby ledwie stali nie widzieli obrazu w odpowiedniej ostrości i krwawili z każdego miejsca na ciele, byli wojownikami, a nie jakimiś ścierwami, co z małą ranką natychmiast lecą do szpitala!
OOC:
Dla ciebie Haz: 180 dmg
-Nie ładnie tak oszukiwać…
Wyszczerzył się po swoich słowach starając się jakoś odróżnić oryginał od kopii, ale niestety nic nie mógł tym wskórać, nagle cała ósemka przystąpiła do ataku przelatywali przechodzili obok niego machając ki swordami raniąc go i przyprawiając o kolejne dawki bólu, Nie mógł niestety nic na to zaradzić, przyjmował ciosy godnie jak na saiyana przystało, starał się bronić, ale nie przynosiło to żadnych skutków w końcu obaj teraz byli na podobnym poziomie. Kiedy już skończyli a kopie zniknęły Nat szybko otrząsną się i ruszył na Hazarda zadając mu najsilniejszego kopniaka jak tylko mógł prosto w klatkę piersiową byle tylko zadać mu nieco więcej cierpienia, kiedy ten się pochylił zadał mu jeszcze cios kolanem w twarz tak by odchylił się do tyłu, po czym trzecim podwójnym kopniakiem posłał go na najbliższą ścianę, nie podobała mu się wcale ta jego sztuczka, zabawka dla oszustów. Kiedy to Haz był poddany przymusowemu lotowi na ścianę Nat w tym czasie urwał dłuższy kawałek z pozostałości rękawa uniformu i obwiązał najbardziej krwawiącą ranę na prawym ramieniu, nie cieszył go fakt, iż został tak załatwiony przez głupią technikę z klonami, ale plus był taki, iż ta walka była świetna, czuł się mimo obrażeń doskonale i nic nie mogło mu przynieść już większej frajdy.
-Zrobiłeś spore postępy Haz!
Krzykną do leżącego przy ścianie Hazard’a szczerząc się z zadowolenia, był wniebowzięty i chciał o wiele dłużej toczyć ten pojedynek, ale niestety zakończy się on w chwili, gdy któryś opadnie całkowicie z sił, Nat już był zmęczony i obolały, ale bardzo zadowolony, dał z siebie tyle ile mógł i jeszcze wyciśnie z siebie więcej choćby miał wyzionąć tu ducha. Bądź, co bądź nie obchodziło go zdanie trenera ważne, że on sam był z siebie zadowolony, mimo osłabienia już na początku, dzięki czemu był na równi z Hazardem, nie żałował…nie miał, czego żałować wręcz przeciwnie bardzo cieszył się z tego, iż trener postanowił wyrównać ich szanse. Nat nie mogąc dłużej pozwolić sobie na stanie w odsłoniętej pozie natychmiast przybrał pozycję obronną i czekał na umęczonego już zapewne Haz’a który na pewno nie podda się tak szybko jak i sam Nathaniel, walka ich żywiołem nie poddadzą się choćby ledwie stali nie widzieli obrazu w odpowiedniej ostrości i krwawili z każdego miejsca na ciele, byli wojownikami, a nie jakimiś ścierwami, co z małą ranką natychmiast lecą do szpitala!
OOC:
Dla ciebie Haz: 180 dmg
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Pią Paź 12, 2012 11:29 am
Kolejny atak Nat'a był równie mocny jak poprzednie. Któryś już raz, nie był w stanie zliczyć który, skończył na ścianie z siłą, która spowodowała iż zaczął odpadać tynk, w mniejszych i większych kawałkach. Opadł na ziemię i ponownie wylądował na klęczkach. Ból w klatce piersiowej był nie do zniesienia, teraz jeszcze nasilił się po tym ataku, a przede wszystkim pierwszym kopniaku. Miał usta pełne krwi, ciekła mu ona strużkami po brodzie i kapała na posadzkę formując w krótkim czasie niewielką kałużę. Zdawał sobie sprawę, że ten pojedynek zbliża się wielkimi korkami do końca. Z każdym kolejnym atakiem będzie ubywało mu sił, obficie krwawiąca rana na plecach robi swoje. Ale nie zamierzał się poddawać. Włożył w tę walkę zbyt dużo serca żeby teraz zrezygnować. Będzie walczył do utraty tchu. Podparł się jedną ręką i wstał. Przez moment obraz się zamazał, zamknął na chwilę oczy. Trzeba to skończyć i to jak najszybciej. Starał się zapomnieć o bólu, choć na chwilę, aby wyprowadzić kolejny atak. Kiedy uznał że jest gotowy ruszył w stronę przeciwnika.
Zszedł do parteru i ślizgając się na ostatnim metrach podciął prawą nogę Nat'a swoją lewą ręką, a lewą nogę swoją prawą. Saiyan niemalże zrobił szpagat, choć pewnie nie spowodowało to u niego żadnego bólu, przedstawiciele jego rasy muszą być zwinni i sprawni. On w tym czasie ukląkł na jedno kolano i wyprowadził potężny, pojedynczy cios celując prosto w żołądek, uderzał ile tylko miał sił. Następnie stanął na rękach i kopnął rywala prosto w podbródek, aż wyleciał na parę metrów w górę. Haz wstał, z zamiarem nie wyprowadzania już żadnego ciosu, jednak w ułamku sekundy zmienił zdanie. Gdy Nat rozpoczął manewr lądowania, rozpędził się, odbił nogami tak, iż jego ciało znajdowało się teraz w pozycji poziomej i z całym impetem zaatakował głową, trafiając jej czubkiem w podgardle. Wylądował jak kot na czterech łapach. Cios jaki przed chwilą zadał nie należy do najprzyjemniejszych. On sam zdawał sobie sprawę że być może to była ostatnia okazja na wyprowadzenie tak mocnego ataku, był coraz bardziej osłabiony. Stał jednak na prostych nogach, przyjął pozycję obronną i czekał na ripostę przeciwnika.
OCC:
Podstawowy - 143 dmg
Zszedł do parteru i ślizgając się na ostatnim metrach podciął prawą nogę Nat'a swoją lewą ręką, a lewą nogę swoją prawą. Saiyan niemalże zrobił szpagat, choć pewnie nie spowodowało to u niego żadnego bólu, przedstawiciele jego rasy muszą być zwinni i sprawni. On w tym czasie ukląkł na jedno kolano i wyprowadził potężny, pojedynczy cios celując prosto w żołądek, uderzał ile tylko miał sił. Następnie stanął na rękach i kopnął rywala prosto w podbródek, aż wyleciał na parę metrów w górę. Haz wstał, z zamiarem nie wyprowadzania już żadnego ciosu, jednak w ułamku sekundy zmienił zdanie. Gdy Nat rozpoczął manewr lądowania, rozpędził się, odbił nogami tak, iż jego ciało znajdowało się teraz w pozycji poziomej i z całym impetem zaatakował głową, trafiając jej czubkiem w podgardle. Wylądował jak kot na czterech łapach. Cios jaki przed chwilą zadał nie należy do najprzyjemniejszych. On sam zdawał sobie sprawę że być może to była ostatnia okazja na wyprowadzenie tak mocnego ataku, był coraz bardziej osłabiony. Stał jednak na prostych nogach, przyjął pozycję obronną i czekał na ripostę przeciwnika.
OCC:
Podstawowy - 143 dmg
- Go??Gość
Re: Sala treningowa
Pią Paź 12, 2012 12:42 pm
W trakcie czekania na kolejny atak przeciwnika mógł przynajmniej odrobinkę odpocząć w końcu Haz był już porządnie poturbowany do tego coraz więcej krwi mu ubywało. W sumie Nat nie chciał aż tak go poharatać, ale cóż nic już na to nie może poradzić. W chwili, gdy zobaczył, iż Haz szykuje się w końcu do ataku uważnie go obserwował, wiedział, że walka dobiega już powoli końca, obaj byli zmęczeni poranieni, ale na pewno zadowoleni z pojedynku, niestety koniec zbliżał się wielkimi krokami i żaden z nich nie mógł nic na to poradzić. Nat czekał na kolejny atak ze strony kadeta, w sumie już spodziewał się wszystkiego i nie robiło mu różnicy jak bardzo może jeszcze oberwać w końcu obaj już dali z siebie tyle ile mogli a teraz mogą jedynie dotrwać do końca. Cios w żołądek spowodował u Nathaniela spory ból w końcu całkiem niedawno jadł, więc także pojawił się i odruch wymiotny, ledwie się powstrzymał przed zwymiotowaniem na swojego przeciwnika, jedynie nieco go opluł, dość szybko zadany kolejny kopniak był równie silny aż odrzuciło go do tyłu i kilka metrów w górę, kiedy miał już sobie wylądować plecami na podłodze pozornie nieplanujący już ataków Hazard nagle znalazł się nad nim i wjechał w niego głową prosto w podgardle, stracił na chwilę oddech, bądź, co bądź to nie było wcale przyjemne. Nie zamierzał być jednak dłużny i krótko po tym jak znalazł się ponownie na ziemi podniósł się najszybciej jak to możliwe łapiąc kilka głębszych oddechów i ruszając do ataku na swego przeciwnika, będąc naprzeciw niego chwycił go za gardło i popędził trzymając go przed sobą w stronę ściany, przez którą go przebił, wyciągną go następnie i nadal trzymając w powietrzy zaczął okładać go lewą pięścią jak popadnie oberwał w żebra w twarz, tuż nad/pod raną kilka razy w brzuch, na koniec wyrzucił go w górę i podskoczył tak by znaleźć się nad nim złożył kolejny raz ręce w tak zwaną „maczugę” i zadał mu najmocniejszy cios, jaki mógł prosto w mostek posyłając swojego przeciwnika na ziemię, zapewne zostanie i po nim wgłębienie w podłodze. Nat wylądował kilka metrów od Hazard’a łapiąc ponownie oddech, cios, jaki został mu zadany wcześniej miał swoje skutki, ale cóż przejdzie mu, obaj wyliżą się z ran jak zwykle zresztą w końcu nie była to pierwsza walka w ich życiu. Nat cofną się jeszcze o kilka kroków przyjmując pozycję obronną, czekał na Haz’a który w tej chwili zbierał się z podłogi.
*No trzeba szykować się na koniec tej walki*
Przeleciała jedyna myśl przez głowę saiyana, niestety zabawa dobiegała końca, co nie było już takie fajne jak to było na początku walki, gdy nie mieli jeszcze tych wszystkich obrażeń i zmęczenie nie dawało się we znaki, ale nic nie trwa wiecznie nawet zabawa się kiedyś kończy. Nat skrzywił się nieco, liczne rany cięte, jakie miał na ciele dawały się nieco we znaki, także utracił przez to nieco krwi, nie miał się jednak, co tym przejmować rany to tylko rany nie jest problemem by zagoiły się w końcu i tak jest przyzwyczajony do takich obrażeń, nie jednokrotnie gorzej się poharatał pod czas zwykłego treningu a to nie było w cale takie straszne. Czekał cierpliwie na kolejne ataki ze strony swojego przeciwnika, nie mógł w końcu ot tak sobie przerwać tej walki nie on tu decydował, w ogóle nie podobała mu się wizja rezygnowania z dalszego pojedynku w końcu był wojownikiem kochającym walkę i poddanie się czy cokolwiek innego nie wchodziło w tym wypadku w grę. Szykował się już do przyjmowania kolejnych ciosów, jakie uknuje w tej chwili Haz, tak naprawdę lubił się z nim pojedynkować a teraz uważał go za przeciwnika godnego sobie, ta walka na wyrównanym poziomie była czymś, czego potrzebował od bardzo dawna.
OOC:
Podstawowy: 180 dmg
*No trzeba szykować się na koniec tej walki*
Przeleciała jedyna myśl przez głowę saiyana, niestety zabawa dobiegała końca, co nie było już takie fajne jak to było na początku walki, gdy nie mieli jeszcze tych wszystkich obrażeń i zmęczenie nie dawało się we znaki, ale nic nie trwa wiecznie nawet zabawa się kiedyś kończy. Nat skrzywił się nieco, liczne rany cięte, jakie miał na ciele dawały się nieco we znaki, także utracił przez to nieco krwi, nie miał się jednak, co tym przejmować rany to tylko rany nie jest problemem by zagoiły się w końcu i tak jest przyzwyczajony do takich obrażeń, nie jednokrotnie gorzej się poharatał pod czas zwykłego treningu a to nie było w cale takie straszne. Czekał cierpliwie na kolejne ataki ze strony swojego przeciwnika, nie mógł w końcu ot tak sobie przerwać tej walki nie on tu decydował, w ogóle nie podobała mu się wizja rezygnowania z dalszego pojedynku w końcu był wojownikiem kochającym walkę i poddanie się czy cokolwiek innego nie wchodziło w tym wypadku w grę. Szykował się już do przyjmowania kolejnych ciosów, jakie uknuje w tej chwili Haz, tak naprawdę lubił się z nim pojedynkować a teraz uważał go za przeciwnika godnego sobie, ta walka na wyrównanym poziomie była czymś, czego potrzebował od bardzo dawna.
OOC:
Podstawowy: 180 dmg
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Pią Paź 12, 2012 5:16 pm
Był coraz bardziej osłabiony. Krew nadal sączyła mu się z rany na plecach. Miał problemy żeby ustać w pozycji pionowej, co jakiś czas mrugał oczami, gdyż tracił ostrość widzenia. Ale nie było mowy o poddaniu walki. Był pewny niemal w stu procentach, że Nat również ani myśli o wycofaniu się. Nie mógł tego zrobić również ze względu na niego, nie po tym czego doświadczyli tu w tej sali w ciągu ostatnich kilkunastu minut. Kolejny atak rywala, kolejny raz nie był w stanie na niego zareagować. Solidna dawka bólu jakiej ponownie doświadczył nie zrobiła na nim jednak większego wrażenia. Spodziewał się tego, był na to przygotowany. Odczuwał coś w rodzaju satysfakcji. Czy to normalne, że jego własne cierpienie sprawia mu przyjemność? Czy to właśnie jest natura Saiyan? Walka to było to co kochał, jednak czy to możliwe że równie wielką radość przynosi mu zarówno okładanie przeciwnika jak i bycie okładanym? Albo z nim jest coś nie tak, albo właśnie odkrywał prawdziwą przyjemność płynącą z walki. Uśmiechnął się szeroko. Szkoda że to już końcówka, gdyby od początku towarzyszyło mu to uczucie, to byłyby jedne z szczęśliwszych chwil w jego życiu. Poczuł nagły przypływ sił. To jeszcze nie wszystko, stać go jeszcze na to, żeby porządnie obić Nat'a. Ruszył w jego stronę, cały czas mając roześmianą twarz.
Na początek mocny kopniak wymierzony w podbródek przeciwnika. Następnie chwycił go za jedną nogę i zaczął kręcić się wokół własnej osi. Nat musiał się czuć teraz jak na karuzeli. Zataczał koła coraz szybciej i szybciej, aż w końcu puścił Saiyan'a tak, że ten bezwładnie wyleciał gdzieś pod sufit. Błyskawicznie podążył za nim. Gdy znalazł się na tej samej wysokości co on, zadał cios łokciem prosto w brzuch, tak że Nat skierował się tym razem w stronę podłogi. Haz nie zamierzał dać mu jeszcze spokoju, był teraz w amoku. Śmiejąc się w niebo głosy, z zawrotną prędkością leciał w dół, aby znaleźć się tam przed przeciwnikiem. Stanął dokładnie pod miejscem gdzie według jego obliczeń miał on wylądować. W momencie w którym chłopak miał się rozbić o ziemię, podniósł nogę do góry i wymierzył mu cios z kolana w plecy w taki sposób, że jego ciało było teraz nienaturalnie wygięte i spoczywało na jego nodze. Pozwolił mu opaść na posadzkę po czym kopnął aż pod samą ścianę.
Oddychał ciężko, pochylił się podpierając się rękoma na kolanach. Krew szalała w jego żyłach. Tak, to jest to. Uczucie dla którego warto walczyć, czasami postawić na szali swe własne życie, ale potem odczuwać nieziemską satysfakcje. Właśnie się przekonał na czym polega kwintesencja jego istnienia.
OCC:
Podstawowy czyli 143 dmg
Na początek mocny kopniak wymierzony w podbródek przeciwnika. Następnie chwycił go za jedną nogę i zaczął kręcić się wokół własnej osi. Nat musiał się czuć teraz jak na karuzeli. Zataczał koła coraz szybciej i szybciej, aż w końcu puścił Saiyan'a tak, że ten bezwładnie wyleciał gdzieś pod sufit. Błyskawicznie podążył za nim. Gdy znalazł się na tej samej wysokości co on, zadał cios łokciem prosto w brzuch, tak że Nat skierował się tym razem w stronę podłogi. Haz nie zamierzał dać mu jeszcze spokoju, był teraz w amoku. Śmiejąc się w niebo głosy, z zawrotną prędkością leciał w dół, aby znaleźć się tam przed przeciwnikiem. Stanął dokładnie pod miejscem gdzie według jego obliczeń miał on wylądować. W momencie w którym chłopak miał się rozbić o ziemię, podniósł nogę do góry i wymierzył mu cios z kolana w plecy w taki sposób, że jego ciało było teraz nienaturalnie wygięte i spoczywało na jego nodze. Pozwolił mu opaść na posadzkę po czym kopnął aż pod samą ścianę.
Oddychał ciężko, pochylił się podpierając się rękoma na kolanach. Krew szalała w jego żyłach. Tak, to jest to. Uczucie dla którego warto walczyć, czasami postawić na szali swe własne życie, ale potem odczuwać nieziemską satysfakcje. Właśnie się przekonał na czym polega kwintesencja jego istnienia.
OCC:
Podstawowy czyli 143 dmg
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Sob Paź 13, 2012 12:16 am
Saiyan podczas swojego czekania na odpowiedź Dowódcy, postanowił on, że trochę potrenuję, ponieważ i tak był zajęty oglądaniem walki dwóch niezwykle potężnych saiyan. Młody saiyan postanowił szukać jakiegoś spokojniejszego miejsca, jeśli owe by takie było. Rozglądał się dokładnie, możliwe, że znalazł by sobie miejscówkę do treningu. Podczas swoich poszukiwań, zobaczył, że nikt nie trenuję przy ścianach sali treningowej, więc mógł on sobie tam samotnie potrenować, gdyż nikomu by nie przeszkadzał w sparingach i treningach. Gdy powoli podchodził do ściany, przy której nikogo nie było, powiedział sobie w myślach przed treningiem parę słów:
(Idealne miejsce, mam nadzieję, że nikomu to nie będzie przeszkadzać, chyba nie powinno)
Po chwili myślenia, zaczął robić ćwiczenia rozgrzewkowe, żeby potem nie mieć żadnych zakwasów czy czegoś podobnego. Zaczął się rozciągać, rozgrzewać swoje mięśnie. Po skończonej rozgrzewce, zaczął on robić ćwiczenia podstawowe, takie jak pompki, przysiady, brzuszki itp. Zaczął on robić dwa razy więcej niż wcześniej, ale i tak mu się za bardzo to nie podobało, ponieważ myślał, że po swoim treningu jaki kiedyś odbywał w domu, wzmocni go to. Zaczął on od pompek, których zrobił sobie 100, starał się potem robić ich więcej, żeby się jakoś powoli wzmocnić. Z Saiyana powoli zaczął spływać pot, który mu trochę przeszkadzał przy ćwiczeniach, lecz starał się on o tym nie myśleć, ponieważ był bardziej skupiony na swoim treningu. Po 200 pompkach jakie zrobił, upadł na ziemię, gdyż już nie miał siły utrzymywać się na swoich dłoniach, którymi się podpierał przy robieniu pompkach. Przełożył się on na plecy, gdy leżał plackiem na podłodze od sali i zaczął robić brzuszki. Zrobił około 50 brzuszków, lecz starał się nie poddawać i za szybko nie opadać ze wszystkich swoich sił, jakie zmarnował na zrobieniu 200 pompek. Po zrobionych brzuszkach, podniósł się i zaczął robić salta w te i wewte, ale zanim robił salta w powietrzu, sprawdził czy na nikogo nie wpadnie dla jego bezpieczeństwa i dla bezpieczeństwa kogoś innego. Gdy okazało się, że na nikogo nie wpadnie, zaczął on robić fikołki i salta w powietrzu, odbijając się nogami i na przemiennie rękoma od ziemi. Gdy zrobił tak 20 salt razem z fikołkami, które były w powietrzu tworzone podczas jego obrotu, wylądował on na nogach kończąc salta. Po skończonych saltach, zaczął on trenować techniki ciosów, żeby starać być lepszym podczas walk i sparingów, które go będą czekać w przyszłości. Zrobił kilka zamachów na swojego przeciwnika widmo, ponieważ tak to wyglądało, jakby bił w powietrze. Oczywiście młody kadet nie zapomniał też o wykopach, które robił w powietrzu, żeby na przykład kogoś kopnąć w twarz z wyskoku. Pomyślał on sobie, po skończonych atakach, które były tworzone na powietrzu, że może użyć treningu Ojca, który podobno go dobrze wzmocnił. Młody Saiyan postanowił, ze stanie na rękach i zacznie robić pompki, nauczył się tego, gdy podglądał Ojca przy treningu, o którym sam jego Ojciec nie wiedział, że jest obserwowany. Zaczął on robić pompki, nie wychodziło mu to najlepiej, bo dokładnie nie mógł on utrzymać równowagi. Zrobił z 30 pompek na rękach, ale upadł na plecy, ponieważ wcześniej zmęczył swoje dłonie robiąc zwykłe pompki. Blade nic nie robił przez chwilę, bo czekał aż ból minie, ale przypomniał sobie, że jego Ojciec używał energii ki, która jest w każdym saiyanie. Saiyan wyprostował rękę w stronę manekina, przy którym nikogo nie było, zaczął skupiać swoją energię, lecz za bardzo mu to nie wychodziło. Powoli zaczął się denerwować, ponieważ coś mu nie wychodziło pierwszy ras, albo przez to ,że był osłabiony przez saiyana, który go skatował w kiblach. Kadet poczuł nagle, że przed jego dłonią coś się tworzy, nie wiedział czy to to, lecz nie przestawał i starał się utrzymać rękę. Jego dłoń zaczęła lekko drżeć, próbował on o tym nie myśleć. Nagle wystrzelił jeden pocisk, który nic nie zrobił manekinowi, gdyż był z wytrzymałego materiału, żeby go od razu nie zniszczyć. Manekin po ki blaście, był lekko osmalony. Mina Saiyana od razu się poprawił, gdyż udało mu się wystrzelić pocisk. Zgniótł on jedną dłoń w pięść, pokazał przez to swój gest, ponieważ coś mu się udało i wiedział, że idzie do przodu ze swoim treningiem.Po zakończonym treningu, Saiyan otarł pot, który powoli spływał mu z czoła, lecz gdy podniósł głowę, zaczął spływać szybciej. Użył on do wytarcia czoła swojego zniszczonego uniformu, który dostał od magazyniera. Nie był on za bardzo nim zachwycony, ale nie mógł wrócić i domagać się o lepszy. Wystrzelił on niechcący jeszcze ki blast z radości, który trafił w manekina. Ścisną swoją szczękę ze szczęścia, ponieważ miał zaciesz. Po chwili opanował się, żeby za bardzo nikt tego nie zobaczyć, więc pomyślał o swoim zwycięstwie:
(Tak, udało mi się coś osiągnąć, dzięki temu stanę się silnym saiyanem i mój Ojciec będzie ze mnie dumny)
Po chwili myślenia, podszedł on do swojego Dowódcy i czekał, aż wyda mu polecenie co ma dalej robić, już nie chciał trenować, wystarczało mu to, że osiągnął coś jako saiyan, udało mu się użyć jego własnej ki i mógł ciągnąć do przodu swoje osiągnięcia.
OOC:
użyte ki blasty -1 ki
(Idealne miejsce, mam nadzieję, że nikomu to nie będzie przeszkadzać, chyba nie powinno)
Po chwili myślenia, zaczął robić ćwiczenia rozgrzewkowe, żeby potem nie mieć żadnych zakwasów czy czegoś podobnego. Zaczął się rozciągać, rozgrzewać swoje mięśnie. Po skończonej rozgrzewce, zaczął on robić ćwiczenia podstawowe, takie jak pompki, przysiady, brzuszki itp. Zaczął on robić dwa razy więcej niż wcześniej, ale i tak mu się za bardzo to nie podobało, ponieważ myślał, że po swoim treningu jaki kiedyś odbywał w domu, wzmocni go to. Zaczął on od pompek, których zrobił sobie 100, starał się potem robić ich więcej, żeby się jakoś powoli wzmocnić. Z Saiyana powoli zaczął spływać pot, który mu trochę przeszkadzał przy ćwiczeniach, lecz starał się on o tym nie myśleć, ponieważ był bardziej skupiony na swoim treningu. Po 200 pompkach jakie zrobił, upadł na ziemię, gdyż już nie miał siły utrzymywać się na swoich dłoniach, którymi się podpierał przy robieniu pompkach. Przełożył się on na plecy, gdy leżał plackiem na podłodze od sali i zaczął robić brzuszki. Zrobił około 50 brzuszków, lecz starał się nie poddawać i za szybko nie opadać ze wszystkich swoich sił, jakie zmarnował na zrobieniu 200 pompek. Po zrobionych brzuszkach, podniósł się i zaczął robić salta w te i wewte, ale zanim robił salta w powietrzu, sprawdził czy na nikogo nie wpadnie dla jego bezpieczeństwa i dla bezpieczeństwa kogoś innego. Gdy okazało się, że na nikogo nie wpadnie, zaczął on robić fikołki i salta w powietrzu, odbijając się nogami i na przemiennie rękoma od ziemi. Gdy zrobił tak 20 salt razem z fikołkami, które były w powietrzu tworzone podczas jego obrotu, wylądował on na nogach kończąc salta. Po skończonych saltach, zaczął on trenować techniki ciosów, żeby starać być lepszym podczas walk i sparingów, które go będą czekać w przyszłości. Zrobił kilka zamachów na swojego przeciwnika widmo, ponieważ tak to wyglądało, jakby bił w powietrze. Oczywiście młody kadet nie zapomniał też o wykopach, które robił w powietrzu, żeby na przykład kogoś kopnąć w twarz z wyskoku. Pomyślał on sobie, po skończonych atakach, które były tworzone na powietrzu, że może użyć treningu Ojca, który podobno go dobrze wzmocnił. Młody Saiyan postanowił, ze stanie na rękach i zacznie robić pompki, nauczył się tego, gdy podglądał Ojca przy treningu, o którym sam jego Ojciec nie wiedział, że jest obserwowany. Zaczął on robić pompki, nie wychodziło mu to najlepiej, bo dokładnie nie mógł on utrzymać równowagi. Zrobił z 30 pompek na rękach, ale upadł na plecy, ponieważ wcześniej zmęczył swoje dłonie robiąc zwykłe pompki. Blade nic nie robił przez chwilę, bo czekał aż ból minie, ale przypomniał sobie, że jego Ojciec używał energii ki, która jest w każdym saiyanie. Saiyan wyprostował rękę w stronę manekina, przy którym nikogo nie było, zaczął skupiać swoją energię, lecz za bardzo mu to nie wychodziło. Powoli zaczął się denerwować, ponieważ coś mu nie wychodziło pierwszy ras, albo przez to ,że był osłabiony przez saiyana, który go skatował w kiblach. Kadet poczuł nagle, że przed jego dłonią coś się tworzy, nie wiedział czy to to, lecz nie przestawał i starał się utrzymać rękę. Jego dłoń zaczęła lekko drżeć, próbował on o tym nie myśleć. Nagle wystrzelił jeden pocisk, który nic nie zrobił manekinowi, gdyż był z wytrzymałego materiału, żeby go od razu nie zniszczyć. Manekin po ki blaście, był lekko osmalony. Mina Saiyana od razu się poprawił, gdyż udało mu się wystrzelić pocisk. Zgniótł on jedną dłoń w pięść, pokazał przez to swój gest, ponieważ coś mu się udało i wiedział, że idzie do przodu ze swoim treningiem.Po zakończonym treningu, Saiyan otarł pot, który powoli spływał mu z czoła, lecz gdy podniósł głowę, zaczął spływać szybciej. Użył on do wytarcia czoła swojego zniszczonego uniformu, który dostał od magazyniera. Nie był on za bardzo nim zachwycony, ale nie mógł wrócić i domagać się o lepszy. Wystrzelił on niechcący jeszcze ki blast z radości, który trafił w manekina. Ścisną swoją szczękę ze szczęścia, ponieważ miał zaciesz. Po chwili opanował się, żeby za bardzo nikt tego nie zobaczyć, więc pomyślał o swoim zwycięstwie:
(Tak, udało mi się coś osiągnąć, dzięki temu stanę się silnym saiyanem i mój Ojciec będzie ze mnie dumny)
Po chwili myślenia, podszedł on do swojego Dowódcy i czekał, aż wyda mu polecenie co ma dalej robić, już nie chciał trenować, wystarczało mu to, że osiągnął coś jako saiyan, udało mu się użyć jego własnej ki i mógł ciągnąć do przodu swoje osiągnięcia.
OOC:
użyte ki blasty -1 ki
- Go??Gość
Re: Sala treningowa
Sob Paź 13, 2012 4:39 pm
Nie musiał czekać zbyt długo do tego wszystkiego zachowanie Hazard’a diametralnie się zmieniło, jakby oszalał nie obchodziło to jednak saiyana w końcu teraz to już mało istotne obaj chcieli czerpać przyjemność z końca tej walki. Kiedy już Haz przystąpił do ataku Nat otrzymał po raz kolejny kopniaka w podbródek potem darmowa karuzela aż Nat miał ochotę zwrócić własny obiad, nie znosił tego typu „zabaw” jak karuzela, potem czekał go lot pod sufit i kolejny cios zadany przez Hazarda na koniec zaś oberwał z kolana w plecy tak, iż leżał przez chwilę na nodze Haz’a. Bądź, co bądź każdy z ciosów był bolesny aczkolwiek już i tak był obolały i nie robiło to mu większej różnicy. Kiedy znalazł się już na ziemi przeturlał się na kilka metrów i podniósł się, był już nieźle zmęczony i osłabiony przez ten pojedynek. Odsapną chwilę po zebranych kopniakach i tej przeklętej karuzeli, po czym ruszył do ataku! Zbliżając się biegiem do swojego przeciwnika zacisnął mocno pięści i będąc tuż przy nim zasypał go mnóstwem ciosów, które kierował niemal na oślep, kilka razy przywalił Hazardowi w klatkę piersiową w nos czy jeszcze gdzie indziej się trafiło, kiedy już skończył podskoczył w górę i robiąc salto znalazł się za swym przeciwnikiem stojąc tuż za nim chwycił go bezczelnie za ogon powalając na ziemię i kopał go po plecach, w podziękowaniu za wcześniejsze kopniaki, które były dość bolesne. Gdy już skończył znęcać się nad swoim rywalem podniósł go za krótkie teraz już włosy i wzbił się w górę ciągnąc go za sobą, po czym ruszył w dół z zawrotną prędkością i wbił Haz’a w podłogę tak, iż połowa jego ciała utknęła w dziurze, jaka się wytworzyła.
*Masz za swoje!*
Rzucił sam do siebie jedynie w swoich myślach i wylądował tuż przy próbującym wydostać się ze sporawej dziury w podłodze Hazardzie, w końcu nie mogąc patrzeć jak męczy się z wydostaniem się chwycił go za nogę i wyciągnął rzucając nim na podłogę zaś sam odwrócił się do niego plecami i ruszył powoli przed siebie by była między nimi jakaś odpowiednia odległość, kiedy wystarczająco się oddalił odwrócił się w stronę swojego przeciwnika przybierając mizerną pozycję obronną, bolało go już niemal wszystko. Nie miał w tej chwili chęci by bronić się przed kolejnymi ciosami, bo było mu to już zupełnie obojętne, chcąc nie chcąc i tak oberwie i tak a obrażenia już ma liczne, chociaż nie tak ciężkie jak jego przeciwnik, ale jakieś tam zawsze ma. Szczerze nie chciałby mieć tak paskudnej rany, jaką posiada teraz Hazard, z pewnością ciężko jest mu złapać najmniejszy oddech, ale przynajmniej nie będą mogli obaj żałować, że nie dali z siebie tyle ile chcieliby dać, a w ten sposób obaj są ledwie stoją na nogach i są zmęczeni, nie przeszkadzało to Nathanielowi w najmniejszym wypadku wręcz był szczęśliwy z tego powodu, cieszył się jak dziecko, iż mógł w końcu walczyć z kimś naprawdę na poważnie. Nie miał teraz lepszego powodu do radości niż ten właśnie pojedynek, ale niestety nie będzie się już długo cieszył z owego pojedynku, aczkolwiek chciałby przeciągnąć go by trwał dłużej, niestety nie mógł sobie na to pozwolić. Chcąc nie chcą trzeba to zakończyć w końcu mają pokazać ile się obaj do tej pory nauczyli a to już pokazali obaj dali z siebie wszystko, ale tak czy owak muszą walczyć dalej aż do chwili póki trener nie przerwie bądź któryś z nich nie padnie z wycieńczenia.
OOC:
Podstawowy osłabiony: 90 dmg
//miał być dłuższy ale nic nie poradzę na chwilowy brak weny//
*Masz za swoje!*
Rzucił sam do siebie jedynie w swoich myślach i wylądował tuż przy próbującym wydostać się ze sporawej dziury w podłodze Hazardzie, w końcu nie mogąc patrzeć jak męczy się z wydostaniem się chwycił go za nogę i wyciągnął rzucając nim na podłogę zaś sam odwrócił się do niego plecami i ruszył powoli przed siebie by była między nimi jakaś odpowiednia odległość, kiedy wystarczająco się oddalił odwrócił się w stronę swojego przeciwnika przybierając mizerną pozycję obronną, bolało go już niemal wszystko. Nie miał w tej chwili chęci by bronić się przed kolejnymi ciosami, bo było mu to już zupełnie obojętne, chcąc nie chcąc i tak oberwie i tak a obrażenia już ma liczne, chociaż nie tak ciężkie jak jego przeciwnik, ale jakieś tam zawsze ma. Szczerze nie chciałby mieć tak paskudnej rany, jaką posiada teraz Hazard, z pewnością ciężko jest mu złapać najmniejszy oddech, ale przynajmniej nie będą mogli obaj żałować, że nie dali z siebie tyle ile chcieliby dać, a w ten sposób obaj są ledwie stoją na nogach i są zmęczeni, nie przeszkadzało to Nathanielowi w najmniejszym wypadku wręcz był szczęśliwy z tego powodu, cieszył się jak dziecko, iż mógł w końcu walczyć z kimś naprawdę na poważnie. Nie miał teraz lepszego powodu do radości niż ten właśnie pojedynek, ale niestety nie będzie się już długo cieszył z owego pojedynku, aczkolwiek chciałby przeciągnąć go by trwał dłużej, niestety nie mógł sobie na to pozwolić. Chcąc nie chcą trzeba to zakończyć w końcu mają pokazać ile się obaj do tej pory nauczyli a to już pokazali obaj dali z siebie wszystko, ale tak czy owak muszą walczyć dalej aż do chwili póki trener nie przerwie bądź któryś z nich nie padnie z wycieńczenia.
OOC:
Podstawowy osłabiony: 90 dmg
//miał być dłuższy ale nic nie poradzę na chwilowy brak weny//
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Sob Paź 13, 2012 6:28 pm
Siły powoli go opuszczały, podobno jak stan w jakim się przed chwilą znalazł. Ból powrócił, wydawało mu się, że nawet silniejszy niż przedtem. Pomacał ręka tam, gdzie bolało najbardziej, a więc po plecach. Wyczuł sporych rozmiarów ranę. Zrobiło mu się słabo, obraz to wyostrzał się, to tracił na ostrości. Czy to już był kres jego wytrzymałości? Czy był w stanie nadal uczestniczyć w tym pojedynku? Nikt nie znał odpowiedzi na to pytanie, nawet on sam. Ale jedno wiedział: nie podda się. Nie ma mowy aby teraz się wycofał. Nawet jeśli padnie podczas próby wyprowadzenia kolejnego ataku, to i tak spróbuje. Kolejny atak Nat'a spowodował jeszcze większy ubytek sił oraz krwi z jego organizmu. Z trudem podniósł się na nogi, dyszał nie mogąc złapać oddechu. Zdecydowanie to już ostatnie minuty, może sekundy tego pojedynku. Obserwował przeciwnika zastanawiając się w jaki sposób zaatakować tym razem. Tak czy siak siła rażenia nie będzie już tak duża jak na początku. Powoli ruszył w stronę rywala. Wyskoczył w górę i zadał przeciwnikowi 3 kopy z półobrotu pod rząd, obracając się trzykrotnie wokół własnej osi.
Sam ledwo wylądował na nogach, zachwiał się z trudem utrzymując równowagę. Nasilił się ból w klatce piersiowej, miał ogromne problemy z oddychaniem. Próbował na spokojnie, głębokie wdechy i wydechy, jednak ból nie pozwalał na takie manewry. Zupełnie opadł z sił, to był już koniec. Nie da rady przyjąć na siebie kolejnego ataku, nie da rady też go wyprowadzić. Czekał tylko aż jego ciało bezwładnie opadnie na posadzkę.
OCC:
Podstawowy osłabiony - 72 dmg
Sam ledwo wylądował na nogach, zachwiał się z trudem utrzymując równowagę. Nasilił się ból w klatce piersiowej, miał ogromne problemy z oddychaniem. Próbował na spokojnie, głębokie wdechy i wydechy, jednak ból nie pozwalał na takie manewry. Zupełnie opadł z sił, to był już koniec. Nie da rady przyjąć na siebie kolejnego ataku, nie da rady też go wyprowadzić. Czekał tylko aż jego ciało bezwładnie opadnie na posadzkę.
OCC:
Podstawowy osłabiony - 72 dmg
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Nie Paź 14, 2012 12:10 pm
Saiyan powoli kończył swój trening, ponieważ wolał nie mieć kłopotów od swojego Dowódcy. Młody kadet, gdy skończył cieszyć się, że opanował energię ki, chociażby w połowie, bo nie wiedział on, że jest więcej możliwości korzystania z ki i jak jej dobrze używać. Szedł on dumnym krokiem, ponieważ udało mu się użyć dwóch ki blastów. Podszedł on do swojego Kapitana, który oczywiście stał postawą dostojnego saiyana, któremu peleryna powiewała przez przelatujących jak zwykle nad nim saiyanów, ale także nie zapominajmy o ki blastach, które nad nim też przelatywały. Blade stanął postawą kadeta, stanął on na baczność i czekał dalej, aż usłyszy odpowiedź od swojego Dowódcy, przy okazji, przyglądał się walce dwóch saiyana, bili się chyba oni do ostatniej kropli krwi, lecz młodego saiyana zbytnio nie ciekawiło bić się ze swoimi braćmi do końca żywotu.
Re: Sala treningowa
Wto Paź 16, 2012 5:26 pm
Trener spoglądał co jakiś czas na walczących Saiyan jednocześnie dając wskazówki innym wojownikom. Widział iż nadchodzi Blade ale zbytnio nie przywiązywał do niego uwagi. Ten za to zameldował swoje przybycie i nie czekając na odpowiedź poszedł sobie okazując tym samym brak szacunku. Nie mniej jednak bez zezwolenia rozpoczął trening w sali co szczególnie dla kadeta było karygodne. Dowódca nie omieszkał go za to ukarać ale na to jeszcze przyjdzie czas. Na początek błyskawicznie znalazł się między Natem a Hazem i zatrzymał kopniaki tego drugiego chwytając dłonią jego piszczel.
- Wystarczy na dziś. - powiedział z mentorskim spokojem.
Bez zbędnego wysiłku odstawił Hazarda na ziemię nie robiąc mu przy tym krzywdy.
- Obaj dobrze się spisaliście. Widać jak duże postępy poczyniliście od momentu wstąpienia do akademii. Jednak nadal nie potraficie panować nad swoją KI. Jeśli zaprezentowaliście wszystkie swoje techniki to jestem nieco rozczarowany. Pod tym względem jednak to Hazard okazał się lepszy ale siłę ciosu zdecydowanie większą zaprezentował Nathaniel. Chciałbym abyście teraz poszli do Skrzydła szpitalnego i wyleczyli swoje rany. Specjalnie zarezerwowałem dla was maszyny regeneracyjne. Potem wrócicie tu i powiem wam co dalej.
Odszedł majestatycznie machając peleryną. Stanął na przeciw Blade'a mając wzrok niezbyt przyjazny.
- Doprawdy nie znoszę gdy kadet okazuje brak szacunku do wyżej postawionego. Daję ci 2 sekundy by zejść mi z oczu, jasne?
Nie podnosząc głosu i wyraźnym spokojem odparł do stojącego naprzeciw niego młodzika. Gdy tylko ten próbował uciec -raz-, trener podstawił mu nogę jednocześnie kończąc odliczanie -dwa- Blade wylądował twarzą na ziemi i nim zdążył się podnieść dostał serią Ki-Blastów a każdy powodował rozległe oparzenia na jego ciele. Nim doczołgał bądź raczej doleciał pod wpływem fal uderzeniowych do drzwi był już prawie całkowicie pozbawiony ubrania a jego świecący tyłek oświetlał dodatkowo palący się ogon. Znajdując się już jedną ręką poza progiem sali stracił przytomność.
- Zabierzcie ze sobą to ścierwo!
Rzekł do właśnie wychodzących Haza i Nata.
OCC: Wiecie jak działają maszyny lecznicze. Blade wrzućcie do pokojów szpitalnych.
Blade: masz 1HP i do jutra nie waż się pisać posta. Piszesz od razu w pokoju szpitalnym jak leżysz na wyrku.
Haz, Nat +25pkt.
- Go??Gość
Re: Sala treningowa
Wto Paź 16, 2012 9:37 pm
Był gotów na przyjęcie kolejnych ciosów jakie miał zadać mu Hazard osłonił się nieco ręką by chociaż nieco zamortyzować nią uderzenia, ale nie miał po co na swoje własne szczęście robić gdyż znikąd zjawił się między nimi trener który zablokował kopniaki jakie miał otrzymać w tej chwili Nat. Cały czas patrzył uważnie na zaistniałą sytuację bądź co bądź ale trener nigdy nie ingeruje w pojedynek bez przyczyny. Jak się okazało ich walka w tej że chwili dobiegła końca, Nathaniel był nieco rozczarowany że tak szybko nastał koniec zabawy, opuścił rękę i wyprostował się. Wysłuchał trenera uważnie, wiedział, że co do technik dużo gorzej wypadł niż Haz, ale na pewno miał większą siłę ciosu co także przyznał trener. Jak się okazało nie będą musieli spędzić w skrzydle szpitalnym zbyt wiele czasu gdyż trener zarezerwował maszyny regenerujące co bardzo usatysfakcjonowało saiyana gdyż nie miał ochoty leżeć w szpitalnym łóżku ze zgrają innych po obijanych. Co prawda nie chciało mu się jakoś specjalnie leźć przez akademię w takim stanie ale nic na to nie mógł poradzić. Rozkazy od trenera były jasne i zrozumiałe staną na baczność i zasalutował
-Tak jest!
Podszedł do Hazarda kiedy to trener oddalił się do krnąbrnego kadet, chwycił towarzysza, a jednocześnie godnego przeciwnika tak by nie sprawić mu zbyt wielkiego bólu w końcu odniósł dość poważne rany i wolałby już nie przyprawiać go o kolejne podwójne dawki bólu. Powoli szedł razem z Hazem w kierunku wyjścia kiedy to rozegrała się w sali bardzo interesująca scenka, w której to kadet co to nie tak dawno cuchną jak szambo dostał łomot od trenera i znalazł się tuż przy wyjściu ze świecącym tyłkiem oświetlanym dodatkowo palącym się ogonem. Zachichotał cicho gdy kątem oka obserwował tą sytuację, kolejny rozkaz od trenera by zabrał wraz z Hazardem to ścierwo do skrzydła, no cóż nie miał wyjścia i będąc tuż przy wyjściu chwycił nieprzytomnego kadeta za ogon i ciągną go za sobą jak i Haz’em w kierunku skrzydła szpitalnego, nie dbał o to czy ktoś zdepcze nieprzytomnego czy też obija się po drodze o ściany czy tam jeszcze co innego go mogłoby spotkać, nie było to wcale ważne dla Nathaniela który bardziej przejmował się stanem Hazard’a który zostawiał za sobą ślady z własnej krwi.
z/t x3 ----> Pokoje szpitalne
OOC:
jako że twój cios Haz mnie nie dosięgną nie potrzebnie wcześniej odejmowałem sobie hp więc przywracam tak jak było przed atakiem czyli 687hp posiadam obecnie
//sory za jakość ale program mi się zbuntował ciągle się zacinał i jeszcze potem musiałem od nowa pisać gdzie połowę pogubiłem//
-Tak jest!
Podszedł do Hazarda kiedy to trener oddalił się do krnąbrnego kadet, chwycił towarzysza, a jednocześnie godnego przeciwnika tak by nie sprawić mu zbyt wielkiego bólu w końcu odniósł dość poważne rany i wolałby już nie przyprawiać go o kolejne podwójne dawki bólu. Powoli szedł razem z Hazem w kierunku wyjścia kiedy to rozegrała się w sali bardzo interesująca scenka, w której to kadet co to nie tak dawno cuchną jak szambo dostał łomot od trenera i znalazł się tuż przy wyjściu ze świecącym tyłkiem oświetlanym dodatkowo palącym się ogonem. Zachichotał cicho gdy kątem oka obserwował tą sytuację, kolejny rozkaz od trenera by zabrał wraz z Hazardem to ścierwo do skrzydła, no cóż nie miał wyjścia i będąc tuż przy wyjściu chwycił nieprzytomnego kadeta za ogon i ciągną go za sobą jak i Haz’em w kierunku skrzydła szpitalnego, nie dbał o to czy ktoś zdepcze nieprzytomnego czy też obija się po drodze o ściany czy tam jeszcze co innego go mogłoby spotkać, nie było to wcale ważne dla Nathaniela który bardziej przejmował się stanem Hazard’a który zostawiał za sobą ślady z własnej krwi.
z/t x3 ----> Pokoje szpitalne
OOC:
jako że twój cios Haz mnie nie dosięgną nie potrzebnie wcześniej odejmowałem sobie hp więc przywracam tak jak było przed atakiem czyli 687hp posiadam obecnie
//sory za jakość ale program mi się zbuntował ciągle się zacinał i jeszcze potem musiałem od nowa pisać gdzie połowę pogubiłem//
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Czw Paź 18, 2012 6:04 pm
Altair znów prawie się zgubił tymi wielkimi korytarzami. Jednakże na szczęście miał scouter przez co nie musiał praktycznie używać mapy, do tego na pewno zaoszczędził sporo na czasie. W każdym razie było łatwo już znaleźć drogę, gdyż po prostu kierował się w stronę dźwięków dochodzących z sali treningowej. Niedługo potem dotarł do sali i przeszedł przez jej drzwi. Jego oczom ukazał się już znajomy widok Saiyan walczących ze sobą, i obijających sobie na wzajem mordy, a każdy z nich miał równie dobry humor podczas tego jakże interesującego zajęcia. Chłopak widział także tych samotnie trenujących na manekinach, słupkach czy ścianach. Gdy popatrzył się w dół widział że sala także sporo oberwała. Młodzieniec chwilowo się zatrzymał bo usłyszał śmiech Saiyan którzy opowiadali sobie pewną ciekawą historie. Czarnowłosy usłyszał że pewien Saiyan który nie dawno sprzątał kible bardzo się trenerowi na raził. Mianowicie tym że odszedł od trenera i poszedł trenować zamiast czekać na rozkazy. Przez co dostał pewną interesującą karę. Trener kazał mu zejść z oczu i odliczał do dwóch. Oczywiście nie dał uciec kadetowi i podstawił mu nogę po pierwszej sekundzie. Kadet wywalił się na twarz i oberwał serią ki blastów, do tego pod koniec oberwał jakąś tak zwaną falą uderzeniową przez co utracił ubrania, a jego tyłek rozświetlał Sale. Cała historia różnie wpływała na Saiyana. Z jednej strony była to śmieszna sytuacja, a z drugiej to było mu go szkoda. Lecz to w końcu wojsko. Altair ruszył szukając trenera i gdy go znalazł to stanął wyprostowany i zasalutował.
-Melduje się. Zniszczenia po incydencie zostały sprzątnięte, a sam plac w większości naprawiony. Czekam na dalsze polecenia.
Krwistooki miał nadzieje że już niedługo będzie mógł trenować bo to co pokazywał jego scouter zachęciło go to treningów.
-Melduje się. Zniszczenia po incydencie zostały sprzątnięte, a sam plac w większości naprawiony. Czekam na dalsze polecenia.
Krwistooki miał nadzieje że już niedługo będzie mógł trenować bo to co pokazywał jego scouter zachęciło go to treningów.
- Go??Gość
Re: Sala treningowa
Czw Paź 18, 2012 8:07 pm
Przemierzał korytarze i pokonywał schody zmierzając w kierunku sali treningowej gdzie miał się stawić zaraz po leczeniu, zgodnie z rozkazami szedł w kierunku obranym przez siebie. Szedł po woli nie śpiesząc się w końcu nie miał ku temu większych powodów, a trener i tak nigdzie z treningowej raczej nie wyjdzie. Będąc w połowie drogi nieco przyśpieszył kroku ale nie zamierzał bardziej się śpieszyć. W między czasie rozmyślał o tym co też uknuł dla niego tym razem trener czy też będzie mógł przez jakiś czas się zwyczajnie obijać. Niestety nie mógł liczyć na lenistwo wręcz przeciwnie pewnie znów będzie miał pełne ręce roboty, nie martwił się tym w końcu był członkiem armii Vegety o nie mógł sobie pozwolić na jakieś durne zbijanie bąków skoro zawsze znajdzie się dla niego o wiele ciekawsze zajęcie niż leżenie do góry brzuchem we własnej kwaterze czy gdzie indziej. W końcu dotarł do sali treningowej i zaraz po przekroczeniu progu podszedł do trenera po czym stanął na baczność salutując.
-Nashi Nathaniel melduje się!
Po zameldowaniu się czekał na odpowiedź trenera, nie zwracał uwagi na jakichś innych będących teraz w sali i nie miał zamiaru tego robić. Miał nadzieję iż otrzyma rozkazy i będzie miał zajęcie które nie będzie go nudzić bądź co bądź ale wolałby nie zostać wysłanym by szukać kogoś czy robić za żywy pojazd transportowy. Jednak po chwili dłuższego zastanowienia wolał mieć dłuższy czas wolnego by polecieć sobie gdzieś i pozwiedzać planetę na której był już dwa razy, a guzik widział. Postanowił poprosić trenera o przepustkę na jakiś czas w końcu nikogo nie będzie bolała krótka nieobecność jednego Nashi na planecie.
-Trenerze chciałbym prosić o pozwolenie na opuszczenie Vegety...chciałbym polecieć na Ziemię by nieco pozwiedzać.
Miał nadzieję iż jego prośba przejdzie w końcu nikomu nie zrobi różnicy jeśli spędzi trochę czasu po za ojczystą planetą, wolałby spędzić nieco czasu gdzieś gdzie czuł się inaczej aczkolwiek dobrze i nie musiał pilnować się na każdym kroku kiedy to wszyscy uważnie go obserwowali i do tego wyżsi rangą mogliby go zwyczajnie sprać za byle co.
OOC:
Proszę o przepustkę
-Nashi Nathaniel melduje się!
Po zameldowaniu się czekał na odpowiedź trenera, nie zwracał uwagi na jakichś innych będących teraz w sali i nie miał zamiaru tego robić. Miał nadzieję iż otrzyma rozkazy i będzie miał zajęcie które nie będzie go nudzić bądź co bądź ale wolałby nie zostać wysłanym by szukać kogoś czy robić za żywy pojazd transportowy. Jednak po chwili dłuższego zastanowienia wolał mieć dłuższy czas wolnego by polecieć sobie gdzieś i pozwiedzać planetę na której był już dwa razy, a guzik widział. Postanowił poprosić trenera o przepustkę na jakiś czas w końcu nikogo nie będzie bolała krótka nieobecność jednego Nashi na planecie.
-Trenerze chciałbym prosić o pozwolenie na opuszczenie Vegety...chciałbym polecieć na Ziemię by nieco pozwiedzać.
Miał nadzieję iż jego prośba przejdzie w końcu nikomu nie zrobi różnicy jeśli spędzi trochę czasu po za ojczystą planetą, wolałby spędzić nieco czasu gdzieś gdzie czuł się inaczej aczkolwiek dobrze i nie musiał pilnować się na każdym kroku kiedy to wszyscy uważnie go obserwowali i do tego wyżsi rangą mogliby go zwyczajnie sprać za byle co.
OOC:
Proszę o przepustkę
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Czw Paź 18, 2012 10:38 pm
Przemierzał korytarze Akademii kierując się do Sali Treningowej. Nowy uniform tak jak i poprzedni był bardzo lekki i wygodny. Odzwyczaił się już od noszenia tego typu ubrań, przez ostatnich kilka tygodni paradował w Ziemskich ciuchach, w których przyleciał również tutaj. Teraz jednak, będąc ubrany jak większość jego pobratymców, z pewnością sytuacji takich jak te, które spotkały go w drodze do Magazynu. Wkroczył do Sali w momencie gdy meldował się Nat. Obok stał również inny kadet którego widział po raz pierwszy w życiu. Zdziwił go fakt, że posiada on scouter. Rzadko widywał to urządzenie u kadetów, on sam pomimo iż jest członkiem Akademii już jakiś czas, jeszcze sobie na to nie zasłużył. No ale to nie w jego sprawa, najwidoczniej należało mu się. Podszedł bliżej, stanął przed przełożonym między wspomnianą dwójką i salutując zakomunikował:
- Melduje się kadet Hazard! Czekam na dalsze rozkazy!
Po czym czekał na odpowiedź. Nie minęło parę sekund, gdy ponownie odezwał się Nat prosząc o przepustkę na Ziemię. Spojrzał na niego nieco zdziwiony. Zupełnie zapomniał o tym, że żołnierzom o wyższej randze niż kadet przysługuje coś takiego. Otrzymując taką przepustkę mogą zrobić sobie wolne i udać się na inną planetę. To ciekawe, iż Saiyan krótko po opuszczeniu Ziemi zamierza znów na nią lecieć. Czyżby wydarzyło się tam coś, co go do tego skłoniło? Sięgnął pamięcią do tamtych wydarzeń. Raczej niemożliwe, cały czas przebywali razem, wiedziałby gdyby coś było na rzeczy. Chociaż.... No tak! Przecież odłączył się od niego gdy poleciał do szpitala. Zostawił go z tą dziewczyną, Neyą późnym popołudniem, by (z pomocą Tsu) odnaleźć ich rano kolejnego dnia. Nat i Neya byli wtedy razem. I to ich czułe pożegnanie.... Uśmiechnął się po nosem. Chyba jednak do czegoś między Nimi doszło. Czy to dla niej wracał tam tak szybko? Być może, ale pewności mieć nie mógł. Spojrzał na Trenera. Czy w obecnej sytuacji wyrazi zgodę na wydanie przepustki? Bardzo go to ciekawiło. Tak bardzo, że zapomniał iż przełożony być może będzie miał dla niego jakieś ciekawe zadanie.
- Melduje się kadet Hazard! Czekam na dalsze rozkazy!
Po czym czekał na odpowiedź. Nie minęło parę sekund, gdy ponownie odezwał się Nat prosząc o przepustkę na Ziemię. Spojrzał na niego nieco zdziwiony. Zupełnie zapomniał o tym, że żołnierzom o wyższej randze niż kadet przysługuje coś takiego. Otrzymując taką przepustkę mogą zrobić sobie wolne i udać się na inną planetę. To ciekawe, iż Saiyan krótko po opuszczeniu Ziemi zamierza znów na nią lecieć. Czyżby wydarzyło się tam coś, co go do tego skłoniło? Sięgnął pamięcią do tamtych wydarzeń. Raczej niemożliwe, cały czas przebywali razem, wiedziałby gdyby coś było na rzeczy. Chociaż.... No tak! Przecież odłączył się od niego gdy poleciał do szpitala. Zostawił go z tą dziewczyną, Neyą późnym popołudniem, by (z pomocą Tsu) odnaleźć ich rano kolejnego dnia. Nat i Neya byli wtedy razem. I to ich czułe pożegnanie.... Uśmiechnął się po nosem. Chyba jednak do czegoś między Nimi doszło. Czy to dla niej wracał tam tak szybko? Być może, ale pewności mieć nie mógł. Spojrzał na Trenera. Czy w obecnej sytuacji wyrazi zgodę na wydanie przepustki? Bardzo go to ciekawiło. Tak bardzo, że zapomniał iż przełożony być może będzie miał dla niego jakieś ciekawe zadanie.
Re: Sala treningowa
Pon Paź 22, 2012 3:49 pm
Trener akurat rozmawiał z kolegą po fachu gdy przed nim stanął Altair meldując wykonanie zadania. Kapitan chciał już coś powiedzieć gdy przerwał mu jego rozmówca
- Nie nauczyli Cię, że nie wtrynia się innym w rozmowę? Pójdziesz ze mną! Już ja cię nauczę dyscypliny!
Złapał Altaira za twarz i pociągnął za sobą do Koszar.
- Niech będzie. Dostaniesz przepustkę ale pamiętaj, że kolejnej tak szybko nie uzyskasz. Noś ze sobą scouter bo w każdej chwili mogę cię tu potrzebować.
Wprowadził jakieś dane do swojego scoutera po czym ponownie odezwał się do Nata:
- Musisz zaczekać z godzinę nim zwolni się jakaś kapsuła. To wszystko. Możesz odejść.
Widząc jak Nathaniel znika za drzwiami sali odezwał się wtedy do Hazarda:
- W porządku. Pokazałeś, że jesteś coś wart. Mimo, że jesteś słabszy od Nata walczyłeś z nim jak równy z równym. Zasługujesz na awans.
Zrobił krótką pauzę dając Hazowi chwilę na ochłonięcie.
-Zanim jednak pójdziesz po nowy ekwipunek chciałbym Ci pokazać pewną technikę, która przyda ci się podczas wykonywania zadania jakie będziesz musiał wykonać.
Odszedł parę kroków i spojrzał na trenujących saiyan.
- Wy tam! Odsuńcie się stamtąd!
Wystawił dwa palce przed siebie i za pomocą telkekinezy praktycznie bez wysiłku podniósł ciężkie przyrządy do ćwiczeń. Znajdujący się tam wojownicy nie kryli zdziwienia a także byli pełni podziwu.
- Cała sztuczka opiera się na kontrolowaniu swojej KI. Wysyłasz niewidzialną wiązkę energii, która oddziałuje na każdą cząsteczkę podnoszonego przedmiotu. Tym samym jesteś w stanie unieść go ku górze...
Uniósł jeszcze wyżej ciężarki by udowodnić swoją tezę.
- Jednakże to nie wszystko. Dzięki tej technice można również zadawać liczne obrażenia... Np. w ten sposób.
W tym samym momencie rzucił przyrządy przed siebie roztrzaskując je o ścianę i robiąc przy tym nie mały bałagan. Saiyanie stojący obok zrobili wielkie oczy cudem unikając lecącego atlasu.
- Ma to jeszcze trzecie zastosowanie, które z kolei wymaga już całkowitej kontroli nad techniką. Ale nim nie opanujesz w pełni techniki na tym poziomie nie pokażę Ci tego co miałem na myśli...
Odwrócił się ponownie twarzą do już byłego kadeta.
- Twoja kolej. Pokaż na co cię stać.
OOC:
Alt: trener zabrał cię ze sobą do Koszar czyli ZT-->Koszary.
Nat: napisz sobie ze 2-3 posty w kwaterze bądź gdzie tam chcesz nim pójdziesz do portu.
Haz: masz przykład treningu z trenerem. Opisz swoje zmagania z techniką i czekaj na akceptację.
- trener sadysta:
- Nie nauczyli Cię, że nie wtrynia się innym w rozmowę? Pójdziesz ze mną! Już ja cię nauczę dyscypliny!
Złapał Altaira za twarz i pociągnął za sobą do Koszar.
- trener z sali:
- Niech będzie. Dostaniesz przepustkę ale pamiętaj, że kolejnej tak szybko nie uzyskasz. Noś ze sobą scouter bo w każdej chwili mogę cię tu potrzebować.
Wprowadził jakieś dane do swojego scoutera po czym ponownie odezwał się do Nata:
- Musisz zaczekać z godzinę nim zwolni się jakaś kapsuła. To wszystko. Możesz odejść.
Widząc jak Nathaniel znika za drzwiami sali odezwał się wtedy do Hazarda:
- W porządku. Pokazałeś, że jesteś coś wart. Mimo, że jesteś słabszy od Nata walczyłeś z nim jak równy z równym. Zasługujesz na awans.
Zrobił krótką pauzę dając Hazowi chwilę na ochłonięcie.
-Zanim jednak pójdziesz po nowy ekwipunek chciałbym Ci pokazać pewną technikę, która przyda ci się podczas wykonywania zadania jakie będziesz musiał wykonać.
Odszedł parę kroków i spojrzał na trenujących saiyan.
- Wy tam! Odsuńcie się stamtąd!
Wystawił dwa palce przed siebie i za pomocą telkekinezy praktycznie bez wysiłku podniósł ciężkie przyrządy do ćwiczeń. Znajdujący się tam wojownicy nie kryli zdziwienia a także byli pełni podziwu.
- Cała sztuczka opiera się na kontrolowaniu swojej KI. Wysyłasz niewidzialną wiązkę energii, która oddziałuje na każdą cząsteczkę podnoszonego przedmiotu. Tym samym jesteś w stanie unieść go ku górze...
Uniósł jeszcze wyżej ciężarki by udowodnić swoją tezę.
- Jednakże to nie wszystko. Dzięki tej technice można również zadawać liczne obrażenia... Np. w ten sposób.
W tym samym momencie rzucił przyrządy przed siebie roztrzaskując je o ścianę i robiąc przy tym nie mały bałagan. Saiyanie stojący obok zrobili wielkie oczy cudem unikając lecącego atlasu.
- Ma to jeszcze trzecie zastosowanie, które z kolei wymaga już całkowitej kontroli nad techniką. Ale nim nie opanujesz w pełni techniki na tym poziomie nie pokażę Ci tego co miałem na myśli...
Odwrócił się ponownie twarzą do już byłego kadeta.
- Twoja kolej. Pokaż na co cię stać.
OOC:
Nat: napisz sobie ze 2-3 posty w kwaterze bądź gdzie tam chcesz nim pójdziesz do portu.
Haz: masz przykład treningu z trenerem. Opisz swoje zmagania z techniką i czekaj na akceptację.
- Go??Gość
Re: Sala treningowa
Pon Paź 22, 2012 5:26 pm
Nie musiał zbyt długo czekać na odpowiedź trenera aczkolwiek z mimiki wywnioskował, iż nie był zadowolony z faktu, że Nat poprosił o przepustkę w końcu nie tak dawno był na tej planecie a już chciał lecieć tam ponownie, zgodę jednak otrzymał, co ucieszyło go nawet, wolał jednak tego nie okazywać bądź, co bądź i tak zapewne rozdrażnił już trenera samą prośbą. Wysłuchał jego słów uważnie, musiał mieć cały czas scouter przy sobie, no innego wyjścia nie miał. Do tego musiał jeszcze czekać aż godzinę by zwolniła się jakaś kapsuła, którą będzie mógł udać się na Ziemię, wolałby polecieć od razu, ale skoro brak kapsuł to niestety jest zmuszony czekać czy chce czy też nie.
-Zrozumiałem, dziękuję.
Zasalutował, po czym powoli skierował się w stronę drzwi, miał czas nim zwolni się jakaś kapsuła, więc mógł połazić po akademii postanowił najpierw zajrzeć do swojej kwatery w końcu od bardzo dawna tam nie zaglądał, był zbyt zajęty to misją to walką z Hazardem, którą długo będzie wspominał. Kiedy opuścił salę treningową ruszył powoli korytarzami w stronę swojej kwatery zastanawiając się nad tym, co będzie robił na ziemi mając całkiem sporo wolnego czasu, wiedział, iż na pewno nie może odpuścić sobie treningów w końcu musi stawać się silniejszy a nie spoczywać na laurach.
z/t ----> Kwatera Nat'a
-Zrozumiałem, dziękuję.
Zasalutował, po czym powoli skierował się w stronę drzwi, miał czas nim zwolni się jakaś kapsuła, więc mógł połazić po akademii postanowił najpierw zajrzeć do swojej kwatery w końcu od bardzo dawna tam nie zaglądał, był zbyt zajęty to misją to walką z Hazardem, którą długo będzie wspominał. Kiedy opuścił salę treningową ruszył powoli korytarzami w stronę swojej kwatery zastanawiając się nad tym, co będzie robił na ziemi mając całkiem sporo wolnego czasu, wiedział, iż na pewno nie może odpuścić sobie treningów w końcu musi stawać się silniejszy a nie spoczywać na laurach.
z/t ----> Kwatera Nat'a
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Pon Paź 22, 2012 6:29 pm
Cała trójka czekała na kolejne rozkazy Trenera, który w chwili obecnej był zajęty rozmową z jakimś długowłosym, brodatym Saiyan'em. Ów jegomość przyczepił się do nieznanego Hazard'owi kadeta po czym siłą zaciągnął go ze sobą. Haz obserwował go, co jak co, ale facet sprawiał takie wrażenie, iż nie chciałby się teraz znajdować w skórze chłopaka. Ich przełożony przeszedł teraz do Nat'a. Zgodził się na wydanie przepustki, choć sądząc po jego minie robił to niechętnie. Jego niedawny przeciwnik czym prędzej opuścił salę na wypadek gdyby jednak Trener się rozmyślił. Pozostał już tylko on. W chwili usłyszał słowa, które wprawiły go z ekstazę. Otrzymał awans! Coś niesamowitego, skończy się gnojenie go, skończy się nazywanie go ścierwem, szmatą czy jeszcze gorzej. Uśmiechnął się sam do siebie, natomiast jego przełożony zamilkł na moment jakby dając mu czas na oswojenie się z tą informacją. Po chwili mężczyzna kontynuował, a były już kadet wsłuchiwał się z uwagą w każde jego słowo. Zostanie mu powierzone jakieś zadanie? Super, będzie miał okazję do rehabilitacji po tym, jak spartaczył ostatnią misję. Ponadto Trener postanowił go nauczyć nowej techniki. Pokaz tego "triku" (było to pierwsze skojarzenie które przyszło mu do głowy gdy zobaczył technikę w użyciu) zrobił na nim olbrzymie wrażenie. Ta sztuczka może być niezwykle przydatna i ma szeroki zakres działania. Nie mogła go spotkać większa nagroda. W momencie gdy przełożony skończył mówić, stanął na baczność i salutując rzekł:
- Tak jest! Już biorę się do pracy! - po czym odszedł nieco na bok.
Rozejrzał się po Sali w poszukiwaniu dobrego miejsca do treningu. Po chwili namierzył kilka wolnych przedmiotów do ćwiczeń identycznych jak te, które dopiero co zostały zniszczone w "pokazie". Podszedł nieco bliżej, jakby chciał zasygnalizować innym, że to miejsce jest już zajęte. Następnie zaczął przypominać sobie co na temat tej techniki powiedział Trener. Przeanalizował każde jego słowo. No cóż, nie obejdzie się bez rozgrzewki. Nie chodziło tu oczywiście o ćwiczenia rozciągające, musi przygotować się do tego mentalnie. Usiadł po turecku, parę metrów przed przyrządami. Zamknął oczy, wyciszył umysł i zaczął się koncentrować, starając uwolnić jak największą ilość energii.
OCC:
Zaczynamy od rozgrzewki, a w następnym poście przechodzimy już do treningu właściwego
- Tak jest! Już biorę się do pracy! - po czym odszedł nieco na bok.
Rozejrzał się po Sali w poszukiwaniu dobrego miejsca do treningu. Po chwili namierzył kilka wolnych przedmiotów do ćwiczeń identycznych jak te, które dopiero co zostały zniszczone w "pokazie". Podszedł nieco bliżej, jakby chciał zasygnalizować innym, że to miejsce jest już zajęte. Następnie zaczął przypominać sobie co na temat tej techniki powiedział Trener. Przeanalizował każde jego słowo. No cóż, nie obejdzie się bez rozgrzewki. Nie chodziło tu oczywiście o ćwiczenia rozciągające, musi przygotować się do tego mentalnie. Usiadł po turecku, parę metrów przed przyrządami. Zamknął oczy, wyciszył umysł i zaczął się koncentrować, starając uwolnić jak największą ilość energii.
OCC:
Zaczynamy od rozgrzewki, a w następnym poście przechodzimy już do treningu właściwego
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Pon Paź 22, 2012 8:55 pm
Blade przebiegał przez korytarze, które prowadziły do sali treningowej, zapamiętał on mniej więcej drogę, ponieważ gdy był nieprzytomny słyszał różne odgłosy, gdy dwóch saiyan niosło go na oddział lecznicy. Podczas jego biegu, minął on recepcję i poleciał korytarzami prosto, strasznie mu się śpieszyło, bo nie chciał dostać ochrzanu. Słyszał powoli to co zwykle mogło dobiegać z sali w której większość saiyan zazwyczaj trenowało. Zatrzymał się przed wejściem, chwilkę ochłonął po biegu, wszedł on dostojnym krokiem, żeby się nie urazić swojej dumy, podchodząc powoli do trenera, wyprostował się i stanął on na baczność, meldując:
-Melduję iż wszystkie moje rany są wyleczone, jakie mam kolejne zadanie do zrobienia ?
Stał i czekał, aż Dowódca zwróci na niego uwagę i przydzieli mu kolejne z zadań, które na pewno będzie intrygujące.
-Melduję iż wszystkie moje rany są wyleczone, jakie mam kolejne zadanie do zrobienia ?
Stał i czekał, aż Dowódca zwróci na niego uwagę i przydzieli mu kolejne z zadań, które na pewno będzie intrygujące.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Czw Paź 25, 2012 6:17 pm
- TRENING:
Gdy uznał, iż jest gotów otworzył oczy. Spojrzał na urządzenia, które miały mu posłużyć do ćwiczeń. Niesamowite, że dzięki dobremu opanowaniu Ki można zniszczyć coś tak solidnego bez uciekania się do siły fizycznej czy ataków energetycznych. Wziął parę głębszych oddechów, przy okazji raz jeszcze analizując słowa Trenera na temat tej techniki. Wydawało mu się to nieco zagmatwane, ale w gruncie rzeczy zrozumiał o co chodzi. Tylko czy będzie potrafił opanować to również w praktyce? Zaraz się okaże.
Stanął w lekkim rozkroku. Skupił całą swoją uwagę na przyrządzie do ćwiczeń, który miał podnieść w górę, chociaż o centymetr. Na początek to powinno wystarczyć, później będzie rozwijał tę umiejętność, aż opanuje ją do perfekcji. Skoncentrowany wpatrywał się w urządzenie próbując za pomocą Ki wpłynąć jakoś na jego ruch. Tak jak mówił Trener, musi ujarzmić swoją energię, by z jej pomocą przejąć całkowitą kontrolę nad tym urządzeniem. Niewidzialna wiązka Ki…. Nie potrafił sobie tego wyobrazić, zawsze myślał o Ki jako o czymś, co można dostrzec gołym okiem, jak Fala Uderzeniowa, czy nawet zwykły Ki Blast. Jakoś nigdy nie zadał sobie trudu by pomyśleć skąd ta energia tak naprawdę się bierze. Teraz musi to nadrobić.
Pierwsza próba, jak można było się spodziewać, zakończyła się totalną klęską. Mrużył oczy, marszczył czoło koncentrując się jak tylko mógł, lecz na nic się to zdało. Maszyna do ćwiczeń nie ruszyła się choćby o milimetr. Druga, trzecia, czwarta próba zakończyła się identycznie. Zaciskał zęby, aż bolała go cała szczęka. Nie docierało do niego nic, co działo się wokół, jego uwaga była skupiona tylko i wyłącznie na przedmiocie stojącym kilka metrów przed nim.
- Cholera – wydusił przez zęby – musi mi się udać.
Kolejne próby również kończyły się fiaskiem. Był bezradny. Postanowił zacząć jeszcze raz, powtórzyć czynność, którą wykonywał na samym początku. Ponownie usiadł po turecku, zamknął oczy i raz jeszcze, koncentrując się do granic możliwości, starał się wydobyć z siebie tyle Ki ile posiadał, dodatkowo próbując ją okiełznać. Po chwili wokół niego można było dojrzeć bardzo delikatny zarys aury, prawdopodobnie był to wynik maksymalnej koncentracji umysłu. Po paru minutach wstał, więcej już z siebie nie wydusi. Otworzył powoli oczy by całkowicie skupić wzrok na maszynie, po czym spróbował jeszcze raz wprawić ją w ruch. I wtedy w końcu coś się stało. Urządzenie podniosło się o kilka centymetrów w górę, po czym z łoskotem opadło na ziemię. Jeszcze przez chwilę patrzył zdumiony. No to już było coś, nareszcie udało mu się zrobić cokolwiek. Kolejne godziny spędził powtarzając tę czynność. Co prawda mechanizm podnosił się coraz to wyżej i wyżej, w pewnym momencie udawało mu się wzbić go nawet o parę metrów w górę, lecz nie był w stanie utrzymać go tam dłużej niż kilka sekund. Zupełnie jakby po chwili tracił z nim „połączenie”. Nie był w stanie kontrolować swoich ruchów, wyglądało to tak, jakby tylko podrzucał ten przedmiot do góry, a on natychmiast spadał. Cóż było zrobić, musiał ćwiczyć ten element, dopóki nie uda mu się go opanować. Przy okazji przypomniał sobie o czymś. To nie pierwszy raz, gdy widział tę technikę w użyciu. Wrócił pamięcią do wydarzeń w Skalnym Lesie sprzed wielu tygodni. To właśnie za pomocą tegoż „triku” białowłosy wojownik przeniósł Reito oraz jego z bezpiecznej kryjówki wprost przed swoje oblicze. Miało to miejsce podczas wykonywania misji polegającej na odnalezieniu i przyprowadzeniu zbiegłego kadeta z powrotem do Akademii. Zresztą za tym samym chłopakiem udali się niedługo potem na Ziemię. Teraz nie wiedział co się dzieje ani z zaginionym, ani z Rei’em, ani też z trzecią uczestniczką tej wyprawy poszukiwawczej. Starał się nie myśleć o tym, że wszyscy mogą już od dawna być martwi, na co wskazywałby fakt, iż nie natknął się na żadne z nich podczas swojego dość długiego pobytu na tej pięknej planecie.
„O czym Ty myślisz” – skarcił się w duchu. „Masz teraz ważniejsze sprawy na głowie”. No tak. Zupełnie odpłynął, przestał skupiać się na wykonywanym ćwiczeniu. Pokręcił gwałtownie głową w obie strony, jakby chciał odgonić od siebie te myśli, po czym wrócił do zadania jakie postawił przed nim Trener. Moment dekoncentracji kosztował go tyle, że wrócił do punktu wyjścia, dopiero po jakimś czasie wrócił do „poziomu” prezentowanego sprzed zamyślenia. Kolejne żmudne godziny, podczas których robił minimalne postępy. Minimalne, ale jednak je robił, co oznaczało, że za jakiś powinno mu się udać. Maszyna do ćwiczeń pozostawała w górze coraz dłużej, prawie za każdym razem udawało mu się utrzymać ją kilka metrów nad ziemią przez kilkanaście sekund. Jednak nadal nie czuł się jej „Panem”, nadal nie czuł, iż całkowicie nad nią panuje. Aż w końcu nastąpił przełom. Urządzenie po raz któryś powędrowało w górę. Lecz tym razem całkowicie nad nim zapanował, wiedział, że ma kontrolę nad każdą nawet najmniejszą cząsteczką, z której zbudowana jest machina. Więc teraz czas na coś trudniejszego. Spróbował rzucić tym żelastwem w najbliższą ścianę. W momencie, gdy próbował „połączenie” się przerwało i maszyna wylądowała z powrotem na ziemi.
Kilka prób później zdał sobie sprawę, iż podnoszenie urządzenia do góry i utrzymanie go w jednej pozycji ma już opanowane. Problemem było teraz przemieszczenie go w jakimkolwiek innym kierunku. Twierdził, że trudniejszą część ćwiczenia, czyli kontrolowanie przedmiotu, ma już za sobą i rzucenie machiną o ścianę nie będzie tak trudne do opanowania. Mylił się jednak. Miał nad nią kontrolę do momentu, w którym zamierzał przesunąć ją w bok, bądź opuścić w dół. Z początku urządzenie to zwyczajnie spadało z kilku metrów na ziemię. Po jakimś czasie natomiast robiło mu psikusa: gdy chciał przesunąć przedmiot w lewo – ten leciał w prawo. I odwrotnie. Widocznie nie panował jeszcze do końca nad manewrami, które chciał wykonywać.
Nie wiedział ile czasu siedzi już w tej Sali, ale podejrzewał, że kilkanaście godzin. Wokół niego Saiyan’ie ćwiczyli, pojedynkowali się, bądź otrzymywali opieprz od Trenera. Nie wiele go to jednak obchodziło. On miał swój cel. Twarz lśniła mu już od potu, postępów nie było od dawna, ale nie zamierzał się poddać. Wiedział, że to tylko kwestia czasu, że niedługo opanuje to w sposób, z którego jego przełożony będzie usatysfakcjonowany. I wreszcie mu się udało. Był w stanie przesunąć kontrolowany przedmiot w dowolnym kierunku całkowicie nad nim panując. Jeszcze kilka prób i machina do ćwiczeń latała sobie po całej Sali, robiąc ósemki czy urządzając sobie slalom pomiędzy ćwiczącymi. Przyszedł wreszcie czas na zwieńczenie tych kilkunastu godzin ciężkiej pracy. Z uśmiechem na ustach roztrzaskał urządzenie na najbliższej ścianie. Podniósł jedną rękę do góry i wyszeptał:
- Udało mi się….
OCC:
Koniec treningu.
Re: Sala treningowa
Sob Paź 27, 2012 6:13 pm
Trener mentorskim okiem przyglądał się poczynaniom Hazarda. Widać było po jego minie, iż nie zawiódł się na nim. W tym samym czasie znów pojawił się przed jego oczami Blade. tym razem już nie śmierdział i miał kompletny uniform.
- Skoro już tu jesteś to zacznij trening. - Odpowiedział na jego zameldowanie. - Hej ty tam! - Zawołał jednego z kadetów. - Będziecie ze sobą walczyć. Zwycięzce nie ominie nagroda. Zaczynajcie! - Dał im sygnał do startu. Obaj stanęli na przeciw siebie. Tymczasem trener podszedł do Hazarda zaraz po tym gdy ten skończył trening.
- Dobrze się spisałeś. W pełni opanowałeś tą technikę. Nadszedł czas byś pokazał na co Cię stać. Ale nim przedstawię ci szczegóły misji, odbierz swój nowy ekwipunek.
OOC: Blade: walka z użyciem kości. Musisz nauczyć się jak ich używać. Nie znalazłem odpowiedniego obrazka więc opisz swojego przeciwnika i zaczynaj. Jak wypada technika do wali podstawowy. Nie ma żadnych technik. Power Up to furia.
Haz: idziesz do magazynu po nówkę uniform i scouter. -3 pkt za opanowanie techniki.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Sob Paź 27, 2012 6:48 pm
Był zmęczony i bolała go nieco głowa, lecz był zadowolony z postępów jakie uczynił. Zresztą nie tylko on. Chwilę potem Trener zakomunikował mu, iż jest gotowy na misję. Pozostała tylko jedna rzecz. Musiał znowu udać się do magazynu po uniform. Ten który miał obecnie na sobie w zasadzie wyglądał jak nowy, wszak nosił go zaledwie od kilku godzin. Zrozumiał jednak, że chodzi o nowy uniform, przeznaczony dla Nashi. Euforia spowodowana awansem minęła całkowicie, głównie z powodu treningu który właśnie odbył. Teraz znów wypełniło go szczęście. Z uśmiechem na ustach stanął na baczność i salutując rzekł:
- Tak jest! - po czym udał się w kierunku wyjścia.
Szedł nieco slalomem, uchylając się co jakiś czas przed nadlatującym Ki Blast'em. Opuścił Salę Treningową i udał się w stronę magazynu cały czas rozmyślając o ostatnich wydarzeniach. Czuł dumę, jednak coś nie dawało mu spokoju. Znajdował się teraz na tym samym szczeblu w hierarchii, co przez wiele lat jego rodzice. Czy to właśnie awansowanie ich na Nashi spowodowało, iż stali się zarozumiałymi, zapatrzonymi w siebie i aroganckimi osobami? Zakładając oczywiście, że kiedyś takimi nie byli. Gdy tak teraz sobie przypomniał, to bardzo rzadko pytał Wujka o rodziców. On chyba też niespecjalnie lubił o nich mówić, chociaż nigdy nie słyszał aby powiedział na ich temat jakieś złe słowo. No ale w końcu Wujek ma wielkie serce, pewnie nie chciał mówić źle o zmarłych. Swoją drogą od dawna go nie odwiedzał. Dokładnie od momentu wstąpienia do Akademii. Będzie musiał nadrobić zaległości.
Z/T --> Magazyn/Zbrojownia
- Tak jest! - po czym udał się w kierunku wyjścia.
Szedł nieco slalomem, uchylając się co jakiś czas przed nadlatującym Ki Blast'em. Opuścił Salę Treningową i udał się w stronę magazynu cały czas rozmyślając o ostatnich wydarzeniach. Czuł dumę, jednak coś nie dawało mu spokoju. Znajdował się teraz na tym samym szczeblu w hierarchii, co przez wiele lat jego rodzice. Czy to właśnie awansowanie ich na Nashi spowodowało, iż stali się zarozumiałymi, zapatrzonymi w siebie i aroganckimi osobami? Zakładając oczywiście, że kiedyś takimi nie byli. Gdy tak teraz sobie przypomniał, to bardzo rzadko pytał Wujka o rodziców. On chyba też niespecjalnie lubił o nich mówić, chociaż nigdy nie słyszał aby powiedział na ich temat jakieś złe słowo. No ale w końcu Wujek ma wielkie serce, pewnie nie chciał mówić źle o zmarłych. Swoją drogą od dawna go nie odwiedzał. Dokładnie od momentu wstąpienia do Akademii. Będzie musiał nadrobić zaległości.
Z/T --> Magazyn/Zbrojownia
Strona 2 z 20 • 1, 2, 3 ... 11 ... 20
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach