Sala treningowa
+14
Joker
Atarashii Ame
Kanade
April
Hikaru
Vita Ora
Keruru
Raziel
Ósemka
Colinuś
NPC.
KOŚCI
Hazard
NPC
18 posters
Sala treningowa
Sro Maj 30, 2012 12:24 am
First topic message reminder :
"Mordownia" - Jak zwykli nazywać to pomieszczenie szczęściarze, którzy na zawsze je opuścili. Tu zaczynał każdy nowy, gnojony do potęgi entej przez wszelkiej maści trenerów.
"Mordownia" - Jak zwykli nazywać to pomieszczenie szczęściarze, którzy na zawsze je opuścili. Tu zaczynał każdy nowy, gnojony do potęgi entej przez wszelkiej maści trenerów.
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Pią Lut 15, 2013 2:14 am
Blade zwyczajnym chodem, kierował się w stronę sali treningowej, ponieważ miał zamiar trochę potrenować i powspominać stare dobre czasy, dawno w niej nie był przecież, dokładnie parę dni lub godzin, on sam tego nie wie.
Przypominał sobie wszystko, lecz po co, żeby zapamiętać najważniejsze momenty. Po dłuższej chwili, musiał oczywiście wejść po schodach na górę, bo niestety magazyn był na niższym piętrze.
Przeszedł obok recepcji, jak zwykle nikogo nie było, no bo po co, tylko jak ktoś przychodzi to zawsze ktoś wyjdzie i obsłuży, ale nie, nie ma nikogo gdy i tak nikt nie przychodzi.
Gdy już był blisko, słyszał oczywiście jakieś wrzaski i wybuchy, pewnie przez łamane kości i wystrzeliwanie z ki ataków, to było do przewidzenia w sali treningowej. Kiedy czarnowłosy przekroczył próg, mógł ujrzeć zajętego trenera przez pilnowanie nowych kadecików, którzy zapoznawali się z salą i jej możliwościami treningowymi.
Poszedł sobie w swój ulubiony kąt sali, która prawie zazwyczaj była tam pusta, miał albo szczęście albo większość trenujących tutaj osób nie lubiła tamtego miejsca. Poszedł do swojego ulubionego miejsca i zaczął trening, oczywiście na początek rozgrzewka.
Zaczął rozciągać jak najbardziej wszystkie części ciała, żeby potem nie mieć niechcący zakwasów. Po 5 minutowej rozgrzewce, zaczął od podstawowych ćwiczeń, czyli pompki, brzuszki, itp. Zaczął pompować, jego dłonie nie leżało płasko na podłodze sali, lecz były zaciśnięte, ponieważ te pompki robił na kostkach rąk.
Nie było to dla niego łatwe, nawet trochę bolało, ale musiał wytrenować swoją siłę, po to by jego ataki stały się skuteczniejsze i podatne na przeciwników. Po serii 30 pompek na kostkach, wstał i pomasował dłoń o drugą dłoń, a potem na odwrót, bo jednak czuł ten ból.
Zaraz po tym, położył się na plecach i zaczął robić przysiady, mimo iż to było niepotrzebne, i tak wolał to zrobić.(Nie mogę być przecież słabszy od innych, na pewno wzmocnię się i będę pokonywał wrogów silniejszych od siebie. - pomyślał o tym pozytywnie, gdy zaczął robić pompki na dłoniach.
Stanął on na dłoniach i zaczął uginać je, po to by zrobić pompki. To też nie było takie proste, pot ściekał mu z czoła, z lekka mu to przeszkadzało, lecz starał się to wycierać, ponieważ go to drażniło.
Kadet po 40 pompkach, zrobił salto do tyłu i postanowił przejść do drugiego etapu treningu, czyli walka z niewidzialnymi przeciwnikami, a także walka z paroma manekinami, które mogą się rozpaść po jednym silniejszym ataku Blade'a.
Porzglądał się chwilę po sali, widział jak Altair także trenuję, wiedział że tak zrobi, gdy wróci do Akademii, to nie było dziwne, wreszcie są saiyanami, walka i trening to ich życie. Czarnowłosy spojrzał na swoją dłoń, zacisnął ją bardzo mocno i powiedział sobie, tak żeby nikt tego nie usłyszał:
-Zdobędę cię złota formo, obiecuję ci to, nie poddam się tak łatwo, jeśli to wzmacnia wszystkie nasze atuty, to muszę się bardzo starać, hehe. - miał minę zwycięzcy, lecz nie cieszmy się przed zachodem.
Spojrzał się w stronę manekina, podszedł do niego i powiedział:
-Okay, czas na drugi etap treningu....
OCC:
- Start Treningu.
Przypominał sobie wszystko, lecz po co, żeby zapamiętać najważniejsze momenty. Po dłuższej chwili, musiał oczywiście wejść po schodach na górę, bo niestety magazyn był na niższym piętrze.
Przeszedł obok recepcji, jak zwykle nikogo nie było, no bo po co, tylko jak ktoś przychodzi to zawsze ktoś wyjdzie i obsłuży, ale nie, nie ma nikogo gdy i tak nikt nie przychodzi.
Gdy już był blisko, słyszał oczywiście jakieś wrzaski i wybuchy, pewnie przez łamane kości i wystrzeliwanie z ki ataków, to było do przewidzenia w sali treningowej. Kiedy czarnowłosy przekroczył próg, mógł ujrzeć zajętego trenera przez pilnowanie nowych kadecików, którzy zapoznawali się z salą i jej możliwościami treningowymi.
Poszedł sobie w swój ulubiony kąt sali, która prawie zazwyczaj była tam pusta, miał albo szczęście albo większość trenujących tutaj osób nie lubiła tamtego miejsca. Poszedł do swojego ulubionego miejsca i zaczął trening, oczywiście na początek rozgrzewka.
Zaczął rozciągać jak najbardziej wszystkie części ciała, żeby potem nie mieć niechcący zakwasów. Po 5 minutowej rozgrzewce, zaczął od podstawowych ćwiczeń, czyli pompki, brzuszki, itp. Zaczął pompować, jego dłonie nie leżało płasko na podłodze sali, lecz były zaciśnięte, ponieważ te pompki robił na kostkach rąk.
Nie było to dla niego łatwe, nawet trochę bolało, ale musiał wytrenować swoją siłę, po to by jego ataki stały się skuteczniejsze i podatne na przeciwników. Po serii 30 pompek na kostkach, wstał i pomasował dłoń o drugą dłoń, a potem na odwrót, bo jednak czuł ten ból.
Zaraz po tym, położył się na plecach i zaczął robić przysiady, mimo iż to było niepotrzebne, i tak wolał to zrobić.(Nie mogę być przecież słabszy od innych, na pewno wzmocnię się i będę pokonywał wrogów silniejszych od siebie. - pomyślał o tym pozytywnie, gdy zaczął robić pompki na dłoniach.
Stanął on na dłoniach i zaczął uginać je, po to by zrobić pompki. To też nie było takie proste, pot ściekał mu z czoła, z lekka mu to przeszkadzało, lecz starał się to wycierać, ponieważ go to drażniło.
Kadet po 40 pompkach, zrobił salto do tyłu i postanowił przejść do drugiego etapu treningu, czyli walka z niewidzialnymi przeciwnikami, a także walka z paroma manekinami, które mogą się rozpaść po jednym silniejszym ataku Blade'a.
Porzglądał się chwilę po sali, widział jak Altair także trenuję, wiedział że tak zrobi, gdy wróci do Akademii, to nie było dziwne, wreszcie są saiyanami, walka i trening to ich życie. Czarnowłosy spojrzał na swoją dłoń, zacisnął ją bardzo mocno i powiedział sobie, tak żeby nikt tego nie usłyszał:
-Zdobędę cię złota formo, obiecuję ci to, nie poddam się tak łatwo, jeśli to wzmacnia wszystkie nasze atuty, to muszę się bardzo starać, hehe. - miał minę zwycięzcy, lecz nie cieszmy się przed zachodem.
Spojrzał się w stronę manekina, podszedł do niego i powiedział:
-Okay, czas na drugi etap treningu....
OCC:
- Start Treningu.
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Pią Lut 15, 2013 4:23 pm
Ogoniasty wojownik wciąż medytował starając się wyciszyć swoje myśli, lecz niestety było to ponad jego siły, a winę za to ponosił demon Lethal. Najwidoczniej nie chciał on odpuścić i nadal miał zamiar nie tylko zdobyć ciało, ale i dusze Altaira. Już raz mu się udało uzyskać kontrole nad jego ciałem co spowodowało śmierć jego przeciwnika. Kolejny raz prawie udało mu się w całości stać się jednością z chłopakiem, ale Czarna Aura dała mu spore możliwości i na pewien czas go powstrzymała. Na całe szczęście dla niego, bo nie zamierzał jeszcze tak łatwo się poddać, a tym bardziej nie chciał stracić nad sobą kontroli. Gdy tylko myślał o tym, że tak naprawdę "jest" Lethalem to go wprost mroziło, i sam nie wiedział co o tym myśleć. Tak samo było teraz, gdy widział wspomnienia krwistookiego demona, ukazujące go bo miał ten sam wygląd, co już wskazywało na to, że są jednością, ale czemu teraz jest inaczej? Nie wiedział tego, ale myśli pokazywały mu wiele. To jak niszczył różne rasy które mu się przeciwstawiały, albo nie chciały uznać jego władzy. To jak wiele ras za nim poszło nie zważając na to jaki on jest, i w końcu jak miał sporo popleczników. Co dziwne nikt go nie zamierzał zdradzić, czy przejąć władzy. Czy to była oznaka lojalności czy też może to był strach o własne życie? Tego nie miał jak się dowiedzieć, ale było pewne to, że coś było na rzeczy, bo jego ludzie mieli okazje wiele razy go zdradzić czy też zabić. Niestety jak na razie nie wiele wspomnień wracało, a tym bardziej wracało jeszcze mniej z dawnej historii Altaira. W końcu jednak udawało mu się powoli wyrzucać z głowy nieprzyjemne myśli i tym samym zdołał powoli się wyciszać. Miał coraz mniej niepotrzebnych mu myśli, aż w końcu jego umysł był czysty i pozbawiony wszelkich wspomnień...przynajmniej na razie. Nie wiedział ile tak przesiedział, ale był gotowy nauczyć się tej techniki którą sobie nie dawno przypomniał. W końcu otworzył oczy mając zamiar przećwiczyć, a raczej wytrenować nową umiejętność. W tym celu zobaczył czy go nikt nie obserwuje i będąc pewnym, że każdy jest zajęty swoimi sprawami oraz treningiem, to podleciał do góry gdzie też nabrał parę głębokich oddechów czyniąc ostatnie przygotowania.
Zamknął oczy starając się zbierać w sobie pozostałą moc i w pewnym momencie gwałtownie je otworzył i wyciągnął ręce przed siebie celując w manekina.
-Renzoku Energy Dan!
Wypowiadając te słowa poruszał rękoma w przód i w tył jakby wyrzucał masę ki blastów, lecz niestety nic takiego się nie zdarzyło. Nie wiedział czemu się tak dzieje i będąc zły na siebie ponownie zamknął oczy. Rozmyślając doszedł do wniosku, że energię musi zbierać w dłoniach i robić to dostatecznie szybko, aby ta technika miała szansę się powieść. Ponownie otworzył oczy i będąc gotowy rozejrzał się czy nie jest obserwowany. Lepiej mieć pewnego asa w zanadrzu, ale najwidoczniej wszyscy byli zajęci sobą, a on sam był bardzo daleko od innych więc nie było możliwości by był obserwowany. Wycelował na powrót w manekina i zbierając energie w dłoniach ponownie wypowiedział znane już mu słowa.
-Renzoku Energy Dan!
Mówiąc to z ogromną szybkością poruszał rękoma do przodu a samą energie szybko przekazywał dalej tworząc tym samym nowe ki blasty. Wszystko się odbywało tak szybko, że w stronę manekina leciały dziesiątki, jeśli nie setki czarnych kul. Wyglądało to jakby strzelał z karabinu maszynowego i zapewne taką też miał siłę, bo manekin był nieźle osmalony, i wyglądało na to, że prawdziwy wojownik mógłby bardzo oberwać przez tą technikę. Zmęczony nabierał sporo oddechów do płuc, ciężko oddychając. Gdy się tylko trochę uspokoił to usiadł pod ścianą oddając się rozmyśleniom. W końcu jednakże będąc głodny postanowił ruszyć się czym prędzej do stołówki by coś zjeść, mając wielką nadzieję, że dzięki awansowi nie dostanie żadnej papki.
OCC: Koniec Treningu
Sala Treningowa -> Stołówka
Zamknął oczy starając się zbierać w sobie pozostałą moc i w pewnym momencie gwałtownie je otworzył i wyciągnął ręce przed siebie celując w manekina.
-Renzoku Energy Dan!
Wypowiadając te słowa poruszał rękoma w przód i w tył jakby wyrzucał masę ki blastów, lecz niestety nic takiego się nie zdarzyło. Nie wiedział czemu się tak dzieje i będąc zły na siebie ponownie zamknął oczy. Rozmyślając doszedł do wniosku, że energię musi zbierać w dłoniach i robić to dostatecznie szybko, aby ta technika miała szansę się powieść. Ponownie otworzył oczy i będąc gotowy rozejrzał się czy nie jest obserwowany. Lepiej mieć pewnego asa w zanadrzu, ale najwidoczniej wszyscy byli zajęci sobą, a on sam był bardzo daleko od innych więc nie było możliwości by był obserwowany. Wycelował na powrót w manekina i zbierając energie w dłoniach ponownie wypowiedział znane już mu słowa.
-Renzoku Energy Dan!
Mówiąc to z ogromną szybkością poruszał rękoma do przodu a samą energie szybko przekazywał dalej tworząc tym samym nowe ki blasty. Wszystko się odbywało tak szybko, że w stronę manekina leciały dziesiątki, jeśli nie setki czarnych kul. Wyglądało to jakby strzelał z karabinu maszynowego i zapewne taką też miał siłę, bo manekin był nieźle osmalony, i wyglądało na to, że prawdziwy wojownik mógłby bardzo oberwać przez tą technikę. Zmęczony nabierał sporo oddechów do płuc, ciężko oddychając. Gdy się tylko trochę uspokoił to usiadł pod ścianą oddając się rozmyśleniom. W końcu jednakże będąc głodny postanowił ruszyć się czym prędzej do stołówki by coś zjeść, mając wielką nadzieję, że dzięki awansowi nie dostanie żadnej papki.
OCC: Koniec Treningu
Sala Treningowa -> Stołówka
Re: Sala treningowa
Pią Lut 15, 2013 5:11 pm
Bieg, lot, skok, cios w manekina. Ciało już doznało swojego treningu i to jeszcze cięższego niż ostatnio- pod okiem tego czerwonowłosego gbura, który na „dzień dobry” chce zabić młodych kadetów za wesoły wyraz twarzy… w sumie za smutny też… i każdy inny. No, ale cóż dzisiaj trafił się śpioch. Gdy Brązowy biegał w te i we w tę, co jakiś czas rzucał okiem na dwie osoby. Jedno z nich był właśnie spiczasto włosy leniuch. Drugą natomiast był facet w czerni z scouterem na uchu. Wykonywał on na początku podstawowe ćwiczenia, jak half, jednak później zaszły zmiany. Podskoczył zrobił salto twardo wylądował na wyprostowanych rękach. Zginał je robiąc inny rodzaj pompek. Młodzieniec z ogonem, postanowił zrobić to samo. W końcu skoro tamten zostaje wysłany na tą zieloną planetę gdzie nigdy nie zachodzi słońce, musiał jakoś się zasłużyć albo być na prawdę bardzo silny. Postanowił iść w głąb sali by tamten go nie widział. Chłopak myślał, że od razu uzna go za papugę, która nie umie niczego sama wymyślić. Zrobił to samo. Zgiął swoje lekko zmęczone i spocone już nogi i z dużą szybkością nagle je wyprostował. W tym samym czasie podniósł z podobną prędkością pięty i palce. Wyciągnął w górę swoje chude ręce. W efekcie torem parabolicznym wylądował na ziemi na dłoniach bardzo mocno uderzając o posadzkę. Od razu domyślił się, że skok był za mocny. Jego ręce przyjęły cały impet skoku i dało się to odczuć w drobnych kościach nadgarstków. Jednak udało mu się utrzymać, nie przewrócił się a jego proste nogi z wyprostowanymi stopami sprawiały oraz opuszczona głowa sprawiały, że był bardzo prosty. Zaczął zginać ręce w łokciach. Na początku słabo jednak, gdy stwierdził, że kilka razy da radę to zaczął je zginać tak samo jak robił to wyższej klasy wojownik, który ma być wysłany na Namek. Nie liczył dokładnie ile ich zrobił. Miał jeszcze sił na kilka jednak zachwiał się, gdy robił podejście do ponownego zgięcia. Zrobił to szybciej i wybił się z dłoni. Zrobił to za wolno i co by tutaj ukrywać, zmęczył się. Jedyne, co wymyślił, by nie uderzyć zgiętą już nogą o posadzkę było Kiaiho. Użył techniki a duża ilość powietrza nagle wydostająca się z niego ciała wyrzuciła go lekko w powietrze. Od razu przeszedł płynnie do lotu by wylądować na równe nogi. Postanowił chwile odpocząć. Usiadł się na ławce, zamknął oczy i wydawało mu się, że na chwile zdrzemnął. Przebudził się w momencie, gdy jakiś kadecik wykrzyknął słowo ”MASENKO”. Technika nie udała mu się i trafiła w niego powodując jeszcze głośniejszy krzyk. Chciał podejść pomóc nieznajomemu jednak tamten szybko się otrząsnął. Brązowy postanowił teraz nie próżnować i usiadł się „po turecku” w koncie i zaczął medytować. Głęboko myślał o nowej mocy. Chciałby być silniejszy. Pokonywać nowych wrogów, bo to, iż w jego życiu pojawią się nowe i coraz potężniejsze osoby było raczej oczywiste. Uniósł swe ciało za pomocą techniki lotu. W sumie był tak zamyślony, że sam nie wiedział, co robi. Jego dusza i umysł jakby odłączyły się od ciała, które bezwładnie wzniosło się nieruchome na wysokość jednego metra. Najwięcej myślał o tym, co spotkało go na dziedzińcu. Chodzący majestat- król. Nakazał podboje. Po głębszym namyśle stwierdził, że chciałby z jakąś normalną drużyną opuścić Vegetę i walczyć na innych planetach. Wiadomo najlepszy to trening praktyczny a nie taki tam uderz w manekina, który rozpada się przy ki-blast’cie średnio silnego kadeta, który trochę już spędził czasu w mordowni. Half-saiyanowi nie udawało się jednak to w stu procentach. Jego ojciec zawsze uczył go jak walczyć na pięści. Jak być szybkim, silnym i wytrzymałym wojownikiem. Młodzieniec pamiętał tylko kilka treningów ze swoim tatą gdzie uczył go panować nad energią. Właśnie wtedy opanował ki-blasty, które dzisiaj już są dzisiaj dużo silniejsze niż wtedy. Znowu przypomniał sobie o podsłuchanej rozmowie trenera z dwoma silnymi wojownikami. Wylot na Namek w takiej a takiej kapsule.. Na początku miał do tego ambiwalentny stosunek, który podczas medytacji i myślenia o sowim życiu przerodził się w marzenie. Gdzie go wyślą było mu wszystko jedno byle nie na skalną planetę podobną w strukturze do tej smętnej i szarej Vegety. Podoba mu się tutaj jednak wszędzie te same szare barwy, które rozciągają się na całym ciele niebieskim. Wyższy wojownik. Scouter i oczy… Drugi raz myślał o jego oczach i znów poczuł strach przeszywający jego ciało, który zakończył medytacje. Chłopak otworzył oczy i spostrzegł, że znajduje się dwa metry nad ziemią. Podczas mentalnego treningu cały czas unosił się w górę jednak dużo wolniej niż na początku.
Odpoczynek. Chłopakowi starczyło już treningu na dzisiaj. Wyleciał w górę i patrzył, co robią inni wojownicy, co. Większość z nich uczyła się nowych technik. Vernilowi ponownie udało się dojrzeć krwistookiego, który wykonując szybkie ruchy rąk wyrzuca z dłoni bardzo wiele ki-blastów powodujących duże zniszczenia. Starał się zapamiętać wszystko, co robi, wojownik by kiedyś też nauczyć się tej techniki, jednak nie teraz. Teraz jest na to zbyt zmęczony. Usiadł się na ławce pod ścianą. Oczami wodził po pomieszczeniu aż wreszcie spotkały one trenera. Leżał na ławce. Gdy wstał młody half zerwał się z miejsca swojego odpoczynku i ruszył w kierunku szpiczastowłosego trenera.
- Kadet Vernil… E fakt nie miało być tak formalnie -half uśmiechnął się i pomachał ogonem- potrenowałem już i umysł i ciało. Odmeldowuje się!-zasalutował po czym z serdecznym uśmiechem na ustach odwrócił się i szedł wolnym krokiem w kierunku wyjścia.
Occ:
Koniec treningu
z/t -> nie wiem zaraz podrzuce gdzie xd
Odpoczynek. Chłopakowi starczyło już treningu na dzisiaj. Wyleciał w górę i patrzył, co robią inni wojownicy, co. Większość z nich uczyła się nowych technik. Vernilowi ponownie udało się dojrzeć krwistookiego, który wykonując szybkie ruchy rąk wyrzuca z dłoni bardzo wiele ki-blastów powodujących duże zniszczenia. Starał się zapamiętać wszystko, co robi, wojownik by kiedyś też nauczyć się tej techniki, jednak nie teraz. Teraz jest na to zbyt zmęczony. Usiadł się na ławce pod ścianą. Oczami wodził po pomieszczeniu aż wreszcie spotkały one trenera. Leżał na ławce. Gdy wstał młody half zerwał się z miejsca swojego odpoczynku i ruszył w kierunku szpiczastowłosego trenera.
- Kadet Vernil… E fakt nie miało być tak formalnie -half uśmiechnął się i pomachał ogonem- potrenowałem już i umysł i ciało. Odmeldowuje się!-zasalutował po czym z serdecznym uśmiechem na ustach odwrócił się i szedł wolnym krokiem w kierunku wyjścia.
Occ:
Koniec treningu
z/t -> nie wiem zaraz podrzuce gdzie xd
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Sob Lut 16, 2013 4:47 pm
Blade już miał zaczynać drugi etap treningu, jakim była walka z niewidzialnymi przeciwnikami oraz manekinami, które i tak nie czuły żadnego bólu. Popatrzył się chwilę na jednego z manekinów, obszedł go całego na około, widać było jakieś zmiany, gdy w niego walnął, był jakiś twardszy, może to był nowy rodzaj manekinów z lepszego materiału, tego on sam nie wiedział.
Dla niego to było nawet lepiej, ponieważ im twardszy manekin, tym lepiej dla kadeta. Po sprawdzeniu manekina, zrobił salto do tyłu, zaczął walić w powietrze, sprawdzał jak jego ataki są szybkie.
Mimo iż jeszcze nie był taki szybki, to widział rezultaty poprzednich treningów, to było niesamowite dla niego, nigdy nie czuł się taki szybki. Gdy już przestał sprawdzać swoją siłę i szybkość, poleciał na manekina i zaczął go walić z całych sił.
Blade'a cieszyło to, że nareszcie dostarczyli jakiś lepszy i solidniejszy sprzęt do sali, więc mógł sobie porządnie potrenować. Po paru minutach ciężkiego mordobicia kukły, odskoczył do tyłu i zaczął go kopać swoimi nogami w różne miejsca, dokładniej rzecz biorąc w najsłabsze punkty ciała człowieka.
(I am Really Excited) - powiedział sobie w myślach saiyan, który dalej trenował na wytrzymalszym manekinie. Minęło trochę czasu, pot ściekał mu z czoła jak szalony, starał się użyć całej swojej siły na tym strachu na wróble, żeby choć raz mu coś odpadło, bo jak nic nie odpadnie, to ten manekin naprawdę jest jakimś pakerem czy czymś tam.
Młody Kadet ciągle się wściekał, że nie może rozwalić głupiej kukły, a nie chciał wchodzić na poziom białej aury, strasznie był na niego wściekły. Przez wściekłość w swoim organizmie, zaczął mocniej walić manekina, przez co, było można usłyszeć jakieś trzaski w nim, wreszcie nie wiadomo z czego był zrobiony.
Blade zacisnął zęby i zaczął go coraz mocniej walić. (DO....CHOLERY.......ROZPADNIJ.......SIĘ.......WRESZCIE !!) - po chwili walenia, wreszcie kukiełce odpadła cała ręka, widać było, że miał w sobie jakieś metalowe pręty, lecz elementy drewna też się znajdywały.
Odskoczył od niego do tyłu, wytarł pot z czoła, zauważył że jego ręka z lekka krwawiła, ponieważ ten manekin nie był z samego drewna. Po chwili masowania ręki, odstawił go pod samą ścianę, żeby nikomu innemu nie przeszkadzało.
Gdy szedł w stronę trenera, widział jak inny kadet wyprzedził go z treningiem, podszedł obok niego, meldując się:
-KADET BLADE MELDUJĘ SIĘ ! Jakie są nowe rozkazy, trenerze... ? - Ustawił się na baczność i czekał na rozkazy trenera, na dodatek uniósł głowę do góry.
OCC:
Koniec Treningu.
Dla niego to było nawet lepiej, ponieważ im twardszy manekin, tym lepiej dla kadeta. Po sprawdzeniu manekina, zrobił salto do tyłu, zaczął walić w powietrze, sprawdzał jak jego ataki są szybkie.
Mimo iż jeszcze nie był taki szybki, to widział rezultaty poprzednich treningów, to było niesamowite dla niego, nigdy nie czuł się taki szybki. Gdy już przestał sprawdzać swoją siłę i szybkość, poleciał na manekina i zaczął go walić z całych sił.
Blade'a cieszyło to, że nareszcie dostarczyli jakiś lepszy i solidniejszy sprzęt do sali, więc mógł sobie porządnie potrenować. Po paru minutach ciężkiego mordobicia kukły, odskoczył do tyłu i zaczął go kopać swoimi nogami w różne miejsca, dokładniej rzecz biorąc w najsłabsze punkty ciała człowieka.
(I am Really Excited) - powiedział sobie w myślach saiyan, który dalej trenował na wytrzymalszym manekinie. Minęło trochę czasu, pot ściekał mu z czoła jak szalony, starał się użyć całej swojej siły na tym strachu na wróble, żeby choć raz mu coś odpadło, bo jak nic nie odpadnie, to ten manekin naprawdę jest jakimś pakerem czy czymś tam.
Młody Kadet ciągle się wściekał, że nie może rozwalić głupiej kukły, a nie chciał wchodzić na poziom białej aury, strasznie był na niego wściekły. Przez wściekłość w swoim organizmie, zaczął mocniej walić manekina, przez co, było można usłyszeć jakieś trzaski w nim, wreszcie nie wiadomo z czego był zrobiony.
Blade zacisnął zęby i zaczął go coraz mocniej walić. (DO....CHOLERY.......ROZPADNIJ.......SIĘ.......WRESZCIE !!) - po chwili walenia, wreszcie kukiełce odpadła cała ręka, widać było, że miał w sobie jakieś metalowe pręty, lecz elementy drewna też się znajdywały.
Odskoczył od niego do tyłu, wytarł pot z czoła, zauważył że jego ręka z lekka krwawiła, ponieważ ten manekin nie był z samego drewna. Po chwili masowania ręki, odstawił go pod samą ścianę, żeby nikomu innemu nie przeszkadzało.
Gdy szedł w stronę trenera, widział jak inny kadet wyprzedził go z treningiem, podszedł obok niego, meldując się:
-KADET BLADE MELDUJĘ SIĘ ! Jakie są nowe rozkazy, trenerze... ? - Ustawił się na baczność i czekał na rozkazy trenera, na dodatek uniósł głowę do góry.
OCC:
Koniec Treningu.
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Wto Lut 19, 2013 2:29 pm
Krwistooki saiyan-jin miał zamiar iść na sale treningową na chwilkę a następnie do portu, gdy nagle jego scouter zaczął dziwnie pikać. Chłopak nie miał pojęcia co to znaczy, ale kliknął jakiś przycisk i pojawiła się w urządzeniu wiadomość, że z nieznanych przyczyn jego lot się opóźni do odwołania. Altair westchnął bo sam nie wiedział co może zrobić. Zawsze mógł ponownie potrenować, ale na razie po prostu chciał sobie popatrzyć na innych...a tak na serio to sam nie miał pojęcia co ze sobą zrobić. Do tego większości uczuć nie znał z prostego powodu jakim było to, że pochodził z innego wymiaru, i praktycznie wszystko zapomniał, a jedyne co sobie przypominał to wspomnienia Lethala. Nie zamierzał się stać taki jak on, to było pewne. Po krótkiej drodze dotarł na sale treningową i przekroczył wejście. Widział jak znajomy mu spiczastowłosy trener śpi w najlepsze, nie przejmując się tym, że wszędzie latają pociski ki czy inne fale energetyczne. On sam jednakże tym też się nie przejmował, bo nie widział sporo osób z wyższą rangą niż miał on sam. Elita i reszta chyba trenowała gdzie indziej, albo przynajmniej takie odnosił mylne wrażenie. Oczy krwistookiego zaświeciły się dziwnym blaskiem a on sam schylił swoją głowę. Czuł bardzo dziwne uczucie, a jego źrenice w oczach na chwilę zmieniły się w smocze czy też gadzie źrenice chociaż dla niego to były oczy demona. Najwidoczniej Lethal próbował swoich sił. Do Altaira przybyła masa złych myśli która kazała mu zabić wszystko co się tu rusza, ale to byłaby głupota, a po za tym nie zamierzał mu oddać ciała. W końcu też udało mu się go ledwo odeprzeć a jego oczy wróciły do normalności...jeśli tak można nazwać jego krwisty wzrok. To było jak na razie na tyle, ale z braku jakiegoś zajęcia sam podszedł do śpiącego trenera i usiadł nie daleko niego, oddając się tym samym rozmyślaniom. Jego lot przedłużył się na nie znany termin więc ma pewnie sporo czasu.
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Wto Lut 19, 2013 8:16 pm
Kadet nie uzyskał żadnej odpowiedzi od swojego trenera, pewnie był zajęty nowymi kadetami, no cóż, nie było innego wyboru jak wyjść sali i zaszaleć. Pokierował się w stronę swojej kwatery, ponieważ ile można siedzieć na tej sali, mimo iż długo go nie było z Altairem, to i tak jakoś nie lubił tego miejsca.
Przechadzał się właśnie obok recepcji, ponieważ kwatery znajdują się nad skrzydłem szpitalnym, zauważył on tam kolejną osobę, a dokładnie jakąś saiyankę, lecz gdy przyjrzał się bliżej, poznał że jest ona pół krwi. Założył jedną rękę na drugą i przeszedł dalej, nie zwracając na nią uwagi, ponieważ nawet nie dostała pancerza.
Gdy ją minął, na chwilę się odwrócił, wydawał się dla niego taka słodka, lecz pozory mylą, musiał się mieć na baczności, może i była ładna, lecz w jej wnętrzu mogła ukrywać się krwiożercza bestia, która nie powstrzymywałaby się przed walką i rozszarpaniem swoich przeciwników.
Wolał nie myśleć, gdyby ona taka naprawdę była, aż ciarki przechodzą, lecz nie martwił tym się aż tak bardzo, w końcu był bardzo dobrze wytrenowanym kadetem, który stawi czołu wszystkiemu, oprócz tych saiyan, którzy osiągnęli formę złotych włosów, nadal rozważał jak może też osiągnąć ten poziom , gdyż wiedział, że jego rasa na tym poziomie, staję się dwa razy silniejsza niż na podstawowej formie.
Gdy już był na piętrze, pokierował się w stronę swojego pokoju, był on nie daleko od schodów. Czarnowłosy stanął przed własną kwaterą i powiedział:
-Prawdziwy trening się zacznie........właśnie teraz. - Po powiedzeniu tych słów, przeszedł przez drzwi, dzięki czemu był u siebie w kwaterze.
z/t - Kwatera Blade'a Rivera.
Przechadzał się właśnie obok recepcji, ponieważ kwatery znajdują się nad skrzydłem szpitalnym, zauważył on tam kolejną osobę, a dokładnie jakąś saiyankę, lecz gdy przyjrzał się bliżej, poznał że jest ona pół krwi. Założył jedną rękę na drugą i przeszedł dalej, nie zwracając na nią uwagi, ponieważ nawet nie dostała pancerza.
Gdy ją minął, na chwilę się odwrócił, wydawał się dla niego taka słodka, lecz pozory mylą, musiał się mieć na baczności, może i była ładna, lecz w jej wnętrzu mogła ukrywać się krwiożercza bestia, która nie powstrzymywałaby się przed walką i rozszarpaniem swoich przeciwników.
Wolał nie myśleć, gdyby ona taka naprawdę była, aż ciarki przechodzą, lecz nie martwił tym się aż tak bardzo, w końcu był bardzo dobrze wytrenowanym kadetem, który stawi czołu wszystkiemu, oprócz tych saiyan, którzy osiągnęli formę złotych włosów, nadal rozważał jak może też osiągnąć ten poziom , gdyż wiedział, że jego rasa na tym poziomie, staję się dwa razy silniejsza niż na podstawowej formie.
Gdy już był na piętrze, pokierował się w stronę swojego pokoju, był on nie daleko od schodów. Czarnowłosy stanął przed własną kwaterą i powiedział:
-Prawdziwy trening się zacznie........właśnie teraz. - Po powiedzeniu tych słów, przeszedł przez drzwi, dzięki czemu był u siebie w kwaterze.
z/t - Kwatera Blade'a Rivera.
Re: Sala treningowa
Wto Lut 19, 2013 8:24 pm
To była jedyna rzecz, która go irytowała w tej wielkiej akademii. Dużo korytarzy łatwo się pomylić. W sumie trafienie do tych Saibamenów też było przypadkiem. Chciał iść do kwatery? Stołówki? Już sam nie pamięta. Teraz jednak postanowił wrócić do trenera. Może ten się obudził i ma dla niego jakieś zadanie, które będzie nieco bardziej wymagające. Może nawet przydzielą mu partnera… W sumie to od początku życia w akademii rozmawiał tylko z kilkoma osobami i to z takimi, z którymi musiał, żeby chociażby trenować. Przed treningiem wypadałoby uzupełnić płyny. Na końcu korytarza była sala treningowa a chłopak skręcił do łazienki. Odkręcił kran i napił się wody. Miał dziwne dejavu. Pił długo i wolno. Nie chciałby za nim ktoś stał. Obmył sobie twarz, po czym wreszcie spojrzał w lustro. Nikogo nie było. Rękami strzepnąłby krople wody z nich spadły i przetarł twarz. Dokładnie ją obejrzał, nie była za bardzo zbita po walce i to go cieszyło. Wyszedł z łazienki i zamknął drzwi. Szedł w kierunku Sali. Otworzył drzwi i ujrzał więcej ludzi niż poprzednio. Kilku przyszło. Śmierdziało potem było słychać krzyki jakby ktoś się pojedynkował. Podleciał w górę i zobaczył jakiegoś wojownika leżącego na ziemi. Nie bardzo go to obchodziło, co się dzieje. Wzrokiem szukał trenera. Spał w tym samym miejscu gdzie niedawno.
-jaki leń masaaakra…-pomyślał chłopak po czym zaczął powoli obniżać lot po czym usiadł na jakieś pustej ławce niedaleko trenera. Po drugiej stronie ławki trenera też ktoś siedział jednak chłopak nie przyglądał się tej postaci tylko oparł się o ścianę i zamknął oczy…
OCC:
leczenie 10%
-jaki leń masaaakra…-pomyślał chłopak po czym zaczął powoli obniżać lot po czym usiadł na jakieś pustej ławce niedaleko trenera. Po drugiej stronie ławki trenera też ktoś siedział jednak chłopak nie przyglądał się tej postaci tylko oparł się o ścianę i zamknął oczy…
OCC:
leczenie 10%
Re: Sala treningowa
Sro Lut 20, 2013 11:15 am
Ciało było wyczerpane jednak młody chłopak przypomniał sobie swojego ojca. Gdy był jeszcze mały, tato spędzał z nim bardzo wiele czasu. W sumie nigdy mu się nie tłumaczył, dlaczego tak rzadko bywa w akademii i nie chodzi na misje, nie musiał tego robić. Pewnie tam wyżej miał jakieś układy i wyjątkowa sytuacja. Matki nie ma a małego kilku miesięcznego dzieciaka samego w domu nie mógł zostawić. Gdy Vernil podrósł sytuacja lekko się zmieniła. Zaczął wysyłać syna na treningi z kolegą. Sam w tym momencie latał do akademii, co nieco załatwić. Z perspektywy czasu teraz młody Saiyan wie, dlaczego czasami nocował u Arthila kilka dni pod rząd. Pewnie ojciec musiał lecieć na misje. Musiało nie być mu łatwo. Żeby, chociaż mama żyła. Chłopiec nigdy jej nie poznał, a ojciec celowo zmieniał temat, gdy syn pytał o swoją rodzicielkę. Rithul nie raz wpajał mu do głowy wartości by jego syn w przyszłości nie był jakimś półgłowiem tylko podczas walki umiał także się uczyć. Właśnie, podczas walki. Treningi z tatą. Cały czas uczył swojego syna szybkich i silnych ciosów. Monotonia? Na pewno, ale skoro to tak nazwiemy to życie w akademii też powinno takie być. Kwatera z pokoju do stołówki i najedzonym do sali na trening. Czasami się coś ciekawego wydarzy jak to zebranie na dziedzińcu. Rithul prosił pierworodnego by ten wbrew przeciwnością losu zawsze stawiał kolejne kroki naprzód. Niby cel trudny do zrealizowania jednak bardzo możliwy. Siedzący do tej pory na ławce z zamkniętymi oczami Half, podniósł powieki. Głowę miał opartą o ścianę i chcąc nie chcąc jego spojrzenie powędrowało w sufit. Akurat blisko niego przelatywał jakiś kadet, który został potraktowany kopniakiem przez przeciwnika. Krzyki, smród, hałas a temu wszystkiemu towarzyszyły spotykane w niektórych miejscach na ziemi ślady lub kałuże krwi tak jak na przykład ta w przeciwległym rogu. Nie bez kozery Kadeci nazywają to miejsce „mordownią”. Chłopak jeszcze raz zamknął oczy zaczął myśleć o odbytej walce z Saibamenem. Przeciwnik nie był zbyt wymagający jednak przez jego częste uniki stał się problemem dla Saiyana w którego żyłach płynie ziemska, czysta i spokojna krew ziemska. A dokładniej Verity. Matki, która tak na prawdę żyje i ma się dobrze jednak nie na Vegecie, a na błękitnej planecie… Jednak Vernil o tym nie wiedział… Tak bardzo chciałby się z nią spotkać, porozmawiać. Jego serce wypełniło się czarnym smutkiem, który przerodził się w zdenerwowanie. -dlaczego tata nic nigdy i nie mówił o mamie?! To jakaś tajemnica? Jest dezerterką? ARGH-chłopak zaczął się denerwować. Chwile siedział na miejscu i zaczął zastanawiać się nad swoim życiem tylko po to, by ta walka w umyśle przerodziła się w złość. Podświadomie odpalił białą aurę. Coś w nim pękło. Zmęczenie smutek, myśl o matce i ciągłym oszukiwaniu przez ojca. Tego dnia wszytko się w nim skumulowało i doprowadziło go do furii. Oczy otworzył. Jego twarz przybrała nieco strasznego wizerunku. Szedł przed siebie. Chciał komuś przywalić by ulżyć sobie. manekiny!-pomyślał chłopak, po czym przyśpieszył chód by wyładować zapasy energii na rzeczach martwych. Niestety trafił się jakiś „szczęściarz”. Stojąc tyłem do Vernila uderzył go ogonem. Chciał się odwrócić i przeprosić, jednak dzięki Białej Aurze Half był dużo szybszy od kadeta i gdy ten pokazał mu fragment twarzy dostał z pięści prosto w ucho. Błędnik powinien nawalić a przeciwnik zacząć się chwiać. Tak się też stało, gdy zamroczony wahał się z lewej nogi na prawą, Vernil go podciął a tamten boleśnie upadł. Aura otaczająca jego ciało drastycznie się powiększyła. Jego żyłami zaczynało płynąć Ki. Spojrzał na soją rękę. Ujrzał poświatę. Automatycznie przypomniało mu się o krwistoookim a właściwie o dwóch osobach, jakie znał o tym kolorze oczu. Jeden, który zaatakował go w łazience i drugi, ten, który poleci niedługo na Zieloną planetę gdzie mieszkają Namecznie. Zdenerwował się jeszcze bardziej. Zgiął ręce w łokciach i zaczął krzyczeć powodując przy tym podobną falę jak przy Kiaiho. Przestawał panować nad sobą. Był bardzo zdenerwowany. Jego źrenice jakby na kilka sekund zniknęły a sam chłopak stał na środku sali. Od energii emanującej z jego dolnych kończyn, utworzył się mały krater. Brązowy podszedł do manekinów. Zaczął je atakować. W kilkanaście sekund zniszczył wszystkie manekiny stojące obok niego a było ich około dziesięciu. Każdego traktując prawym lub lewym sierpowym. Chłopak wyskoczył w górę i chciał lecieć w tłum. Na szczęście zjawił się zakapturzony mężczyzna, wychodzący przed szereg. Zdenerwowany chłopak, któremu ciśnienie podskoczyło leciał z wyciągniętymi rękoma w przód, zaciśniętymi w pieści. Jego ciało coraz bardziej się napinało. Jego mięśnie powiększyły swoją objętość. Obserwujący całe wydarzenie stwierdziłby ze jest niepoczytalny. Jest szansa, że w tym momencie właśnie taki był. Zaczął mieć lekkie drgawki a jego czoło było zalane potem. Nie przetarł go. Miał inny cel staranować tego twardziela, który wyszedł przed szereg….
OCC:
Początek treningu
Odpalona biała aura oraz furia. Ki odejmę po zakończonym treningu.
OCC:
Początek treningu
Odpalona biała aura oraz furia. Ki odejmę po zakończonym treningu.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Sro Lut 20, 2013 10:47 pm
Na sali ćwiczyło mnóstwo początkujących(i nie tylko) wojowników, w powietrzu oprócz potu czuć było ciepło Ki blastów. Pociski migały w jednym kącie, w drugim odbywał się regularny sparing, na środku robiło pompki pięciu kadetów. Ósemka musiała uchylić głowę wchodząc, gdy zbłąkany promień energii osmalił jej włosy z lewej strony.
Taki widok odstraszyłby pewnie niektóre dziewczyny, ale na niej nie zrobiło to większego wrażenia. Od teraz będzie tu ćwiczyć co dzień… Rozglądając się, przez krótki, ulotny moment wydawała się zagubiona. Chciała tu być, bardzo chciała walczyć, a jeszcze bardziej pragnęła zostać wojownikiem. Na chwilę przytłoczyły ją wszystkie emocje z tym pragnieniem związane.
- Ósemka! – Zawołał ktoś z boku.
Spięła się lekko, ale ujrzała dwóch kadetów. Znała ich z widzenia, zanim poszli do Akademii mieszkali niedaleko siebie. Oprócz kiwnięcia głową i lekkiego uśmiechu nie doczekała się niczego więcej. Odpowiedziała skinieniem i przygryzła policzek od środka, zbierając się wewnętrznie do kupy. Zmiana była szybka, mało kto zauważył jak mimowolnie dziewczyna zaciska pięści.
Nie może zrobić z siebie mazgaja już pierwszego dnia!
Vivian poprawiła brązową, solidną kurtkę. Na rękawach naszyto liczby 108 z tym, że pierwsze dwie cyfry wytarły się znacznie, tak, że bielą kłuła wyłącznie ósemka. Ubranie pasowało do stroju kadetów, niebieskiego, przylegającego do ciała uniformu.
~Nieźle się tu zabawiają.~ Przeszło jej przez głowę, kiedy ujrzała zeschniętą plamę krwi niedaleko drzwi. ~Nie daj się, Ósemka. Korona!~
Nigdzie nie mogła znaleźć trenera. Nikt nie wyróżniał się wśród walczących, jakby kadetów zostawiono samopas. Wtem, spojrzenie Ósemki przykuł wojownik w stroju o wiele wyższej rangi.
Kłopot w tym, że ów trener spał w najlepsze na ławce, pochrapując delikatnie.
Kadetka podeszła do niego, mierzwiąc w zamyśleniu krótkie, jasne włosy. Axdra powiadał, żeby nie wnerwiać trenerów, a obudzenie wojownika pewnie czymś takim było...
Wzrokiem, w którym mieszała się niepewność z niechęcią rozejrzała się jeszcze raz. Spojrzała na siedzącego obok trenera, Nashi. Chłopak tkwił w zamyśleniu, zwracając uwagę krwistymi tęczówkami i kamienną twarzą.
Dopiero po chwili jakby zdała sobie sprawę z hałasu na sali. Odwróciła się w dobrym momencie by ujrzeć trenującego, brązowowłosego halfa. Chłopak walczył zaciekle, najpierw z najbliższym kadetem, potem z hordą manekinów. Tak dla pewności znacznie zwiększyła dystans. Nie chciała robić za mazgaja, ale i za ścierkę do podłogi również. Stanęła z drugiej strony ławki, opierając się plecami o ścianę.
Po sali kręciło się mnóstwo osób. Z żadną nie potrafiła utrzymać kontaktu wzrokowego dłużej niż kilka sekund. Nie to, że była uprzedzona. Niechęć w jej brązowych oczach była podejrzliwością osoby, która nie wie co ją czeka. Osoby, ostrożnie podchodzącej do rzeczywistości, lecz na pewno nie wrogo nastawionej.
Istotnie, Vivian choć spokojna, na początku w duchu pozostała spięta. Bała się, że zaraz może dojść do kpin. Dziewczyna rozluźniła się, kiedy odkryła, że nikt nie próbuje rzucić się jej do gardła. Przynajmniej na razie. Ogromna cześć lęku zdążyła wyparować zanim weszła do sali treningowej.
Obiecała sobie, że będzie uważać. Łatwo jest zostać kozłem ofiarnym…
Trener wciąż spał. Miała na końcu języka ciętą uwagę, ale znów zacisnęła zęby. Nie śmiała budzić wojownika, ale rozmowa z obcymi też jakoś nie wchodziła w grę. Ósemka postawiła kołnierz kurtki zasłaniając twarz i czekała, aż drzemka trenera dobiegnie końca.
Taki widok odstraszyłby pewnie niektóre dziewczyny, ale na niej nie zrobiło to większego wrażenia. Od teraz będzie tu ćwiczyć co dzień… Rozglądając się, przez krótki, ulotny moment wydawała się zagubiona. Chciała tu być, bardzo chciała walczyć, a jeszcze bardziej pragnęła zostać wojownikiem. Na chwilę przytłoczyły ją wszystkie emocje z tym pragnieniem związane.
- Ósemka! – Zawołał ktoś z boku.
Spięła się lekko, ale ujrzała dwóch kadetów. Znała ich z widzenia, zanim poszli do Akademii mieszkali niedaleko siebie. Oprócz kiwnięcia głową i lekkiego uśmiechu nie doczekała się niczego więcej. Odpowiedziała skinieniem i przygryzła policzek od środka, zbierając się wewnętrznie do kupy. Zmiana była szybka, mało kto zauważył jak mimowolnie dziewczyna zaciska pięści.
Nie może zrobić z siebie mazgaja już pierwszego dnia!
Vivian poprawiła brązową, solidną kurtkę. Na rękawach naszyto liczby 108 z tym, że pierwsze dwie cyfry wytarły się znacznie, tak, że bielą kłuła wyłącznie ósemka. Ubranie pasowało do stroju kadetów, niebieskiego, przylegającego do ciała uniformu.
~Nieźle się tu zabawiają.~ Przeszło jej przez głowę, kiedy ujrzała zeschniętą plamę krwi niedaleko drzwi. ~Nie daj się, Ósemka. Korona!~
Nigdzie nie mogła znaleźć trenera. Nikt nie wyróżniał się wśród walczących, jakby kadetów zostawiono samopas. Wtem, spojrzenie Ósemki przykuł wojownik w stroju o wiele wyższej rangi.
Kłopot w tym, że ów trener spał w najlepsze na ławce, pochrapując delikatnie.
Kadetka podeszła do niego, mierzwiąc w zamyśleniu krótkie, jasne włosy. Axdra powiadał, żeby nie wnerwiać trenerów, a obudzenie wojownika pewnie czymś takim było...
Wzrokiem, w którym mieszała się niepewność z niechęcią rozejrzała się jeszcze raz. Spojrzała na siedzącego obok trenera, Nashi. Chłopak tkwił w zamyśleniu, zwracając uwagę krwistymi tęczówkami i kamienną twarzą.
Dopiero po chwili jakby zdała sobie sprawę z hałasu na sali. Odwróciła się w dobrym momencie by ujrzeć trenującego, brązowowłosego halfa. Chłopak walczył zaciekle, najpierw z najbliższym kadetem, potem z hordą manekinów. Tak dla pewności znacznie zwiększyła dystans. Nie chciała robić za mazgaja, ale i za ścierkę do podłogi również. Stanęła z drugiej strony ławki, opierając się plecami o ścianę.
Po sali kręciło się mnóstwo osób. Z żadną nie potrafiła utrzymać kontaktu wzrokowego dłużej niż kilka sekund. Nie to, że była uprzedzona. Niechęć w jej brązowych oczach była podejrzliwością osoby, która nie wie co ją czeka. Osoby, ostrożnie podchodzącej do rzeczywistości, lecz na pewno nie wrogo nastawionej.
Istotnie, Vivian choć spokojna, na początku w duchu pozostała spięta. Bała się, że zaraz może dojść do kpin. Dziewczyna rozluźniła się, kiedy odkryła, że nikt nie próbuje rzucić się jej do gardła. Przynajmniej na razie. Ogromna cześć lęku zdążyła wyparować zanim weszła do sali treningowej.
Obiecała sobie, że będzie uważać. Łatwo jest zostać kozłem ofiarnym…
Trener wciąż spał. Miała na końcu języka ciętą uwagę, ale znów zacisnęła zęby. Nie śmiała budzić wojownika, ale rozmowa z obcymi też jakoś nie wchodziła w grę. Ósemka postawiła kołnierz kurtki zasłaniając twarz i czekała, aż drzemka trenera dobiegnie końca.
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Sro Lut 20, 2013 11:30 pm
Krwistooki saiyan nie miał zbyt wiele do roboty, chociaż wciąż myślał by rozpocząć trening, ale same treningi są za nudne dla niego. Chłopak westchnął namyślając się co też można zrobić by się nie zanudzić na śmierć. Jego uwagę przykuła dość dziwna sprawa bo w oddali jakiś brązowowłosy saiyan robił zadymę. Szybko go poznał, to on leżał na ziemii po przywitaniu trenera. To kadet to fakt, ale nie wyglądał wcale na takiego słabego. Można by rzec prawie nawet dorównywał siłą Blade'owi. Zamierzał to sprawdzić dokładnie. Spojrzał się w jego stronę i robiąc coś ze scouterem, wcisnął pewien przycisk, gdzie też wyświetlił się jego poziom mocy. Tak jak się spodziewał nie był wcale słaby. Od Rivera miał moc tylko dwa razy mniejszą. Musiał przyznać, że interesowała go walka na poziomie, ale gdy wziął go pod uwagę odniósł wrażenie, że jakby walczył z nim i Blade'm to mógłby przegrać. Niestety towarzysza nigdzie nie widział, musiał wyjść wcześniej, co trochę popsuło jego ogólne plany. Stało się jednakże coś bardzo interesującego. Chłopak chyba odpalił Aurę, a jego moc wzrosła. Dziwne jednak było to, że nagle dostał wielkiego kopa mocy przez co jego moc prześcignęła nawet Blade'a. Niestety to nadal było za mało na niego, a nie interesowała go walka ze słabszymi od siebie, chyba, że jest ich paru i mają dzięki temu szanse. Brązowowłosy miał potencjał tak samo jak jego przyjaciel, ale czy go wykorzystają. Niestety to jak dziwnie się zachowywał prowokując walkę i niszcząc manekiny miał zamiar zareagować, jednakże niedaleko siebie dopiero teraz spostrzegł dziewczynę. Była piękna, nawet on musiał to przyznać, lecz nie widział u niej ogona a jej włosy były...złote? Nie to nie była złotowłosa forma bo tam włosy praktycznie stają dęba. Cicho westchnął tak by inni go nie słyszeli. Spojrzał jednakże na jej poziom mocy. Nie wynosił dużo co oznaczała, że była tu nowa. Wzrok także przyciągała jej kurtka z napisem "108". Krwistooki ponownie oddał się zadumie bawiąc się swoim wilczym amuletem. Myślał czy warto z kimś tu powalczyć. Raczej nie, ale wpadł na jakiś inny pomysł. Miał trochę wolnego czasu toteż mógł potrenować nieznajomą jeśli ta by się zgodziła. Oczywiście sam wiele nie umiał, ale to mu nie powinno przeszkodzić, w przekazaniu tego co wie on. Nie wyglądała jednak jakby się bała walki, co więcej uważał, że ona tego chce. Takie odniósł wrażenie. Biła od niej pewność siebie, ale czy to było prawdziwe? Niestety nie znał się zbyt dobrze na uczuciach i emocjach z powodu tego, że jest z innego wymiaru. Długo tak rozmyślając, jednak zdecydował, że warto coś porobić, ale czy dziewczyna się zgodzi na wspólny trening? Było wiele osób co się bało saiyana z powodu jego oczu...ale chyba bardziej by się bali gdyby widzieli jego inne źrenice. Na tą myśl uśmiechnął się. W głębi duszy był jednak samotny, ale jego plan się nie zmienił, po za tym musi także walczyć z Lethalem nad kontrolą ciała, a nie ma zamiaru przegrać. Spojrzał się ponownie w kierunku trenera a ten najwidoczniej spał w najlepsze. No nic nie ma zbyt wielkiego wyboru. Jednakże godnym odnotowania faktem było to, że gdy przebywał z płcią piękną to w nim samym działo się coś dziwnego. Uczucie gorąca, czerwienienie na twarzy? Ponownie zaczął nad czymś myśleć...co będzie na Namek? Nie wiedział tego, a po za tym nie wiedział nawet czy wróci stamtąd żywy, a że nigdy z nikim nie trenował to musi być kiedyś ten pierwszy raz. Wstał ze swojego miejsca i podchodził powoli do dziewczyny, aż w końcu stanął przed nią a on sam wpatrywał się w jej brązowe oczy. Po chwili jednakże zdołał otrząsnąć się i postanowił się przywitać. Nie zamierzał być taki jak reszta jaskiniowców...chociaż czasami bardzo ich przypominał.
-Miło mi nazywam się Altair Drake...
Powiedział wyciągając do niej dłoń z zamiarem przywitania się. Czekał na to czy odwzajemni gest, czy też nie, więc dopiero po dłuższej chwili zaczął mówić dalej.
-Miała byś ochotę na wspólny trening? Na tego gościa chyba nie można na razie liczyć.
Gdy wypowiadał ostatnie słowa zwrócił twarz w kierunku śpiącego trenera. Ten facet nie wydawał się zły...raczej taki na luzie. Kto wie może kiedyś zamienią jeszcze parę słów.
W końcu ponownie się spojrzał w oczy dziewczyny i powiedział.
-A więc jaka będzie twoja odpowiedź?
Dopiero po chwili doszło do niego, że mógł jednak się nie odzywać, zważywszy na to, że nadal niewiele wie o emocjach no ale cóż stało się. Po za tym trzeba byłoby w końcu z kimś innym potrenować niż ciągle trenować w samotności. To raczej nie sprawiało, że jesteś lepszym wojownikiem...a może jednak sprawiało? Na szczęście jednak podczas rozmowy z nią nadal był pewny siebie. Nie wiele widział tutaj saiyanek...to chyba druga była którą poznał. Cóż bardziej mężczyźni chcą zostać wojownikami, chociaż i kobiety się zdarzają. W każdym razie może być interesująco. Jasne było to, że i tak nie mógł używać pełni swojej mocy bo to byłby po prostu zwykły trening, ale zna doskonałe ataki by z nią trenować, a jednocześnie jej nie skrzywdzić....chociaż jego przeciwnicy mogą mówić coś zupełnie innego.
-Miło mi nazywam się Altair Drake...
Powiedział wyciągając do niej dłoń z zamiarem przywitania się. Czekał na to czy odwzajemni gest, czy też nie, więc dopiero po dłuższej chwili zaczął mówić dalej.
-Miała byś ochotę na wspólny trening? Na tego gościa chyba nie można na razie liczyć.
Gdy wypowiadał ostatnie słowa zwrócił twarz w kierunku śpiącego trenera. Ten facet nie wydawał się zły...raczej taki na luzie. Kto wie może kiedyś zamienią jeszcze parę słów.
W końcu ponownie się spojrzał w oczy dziewczyny i powiedział.
-A więc jaka będzie twoja odpowiedź?
Dopiero po chwili doszło do niego, że mógł jednak się nie odzywać, zważywszy na to, że nadal niewiele wie o emocjach no ale cóż stało się. Po za tym trzeba byłoby w końcu z kimś innym potrenować niż ciągle trenować w samotności. To raczej nie sprawiało, że jesteś lepszym wojownikiem...a może jednak sprawiało? Na szczęście jednak podczas rozmowy z nią nadal był pewny siebie. Nie wiele widział tutaj saiyanek...to chyba druga była którą poznał. Cóż bardziej mężczyźni chcą zostać wojownikami, chociaż i kobiety się zdarzają. W każdym razie może być interesująco. Jasne było to, że i tak nie mógł używać pełni swojej mocy bo to byłby po prostu zwykły trening, ale zna doskonałe ataki by z nią trenować, a jednocześnie jej nie skrzywdzić....chociaż jego przeciwnicy mogą mówić coś zupełnie innego.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Czw Lut 21, 2013 1:14 am
Bójka w drugiej części sali przybierała na sile. Vivian nie patrzyła w tamtą stronę, wystarczyło, że czuła drżenie podłogi. Można by pomyśleć, że wszystko za moment rozleci się w drobny mak. Brązowowłosy half w najlepsze rozwalał kolejne manekiny. Niedługo może dojść do deficytu w sprzęcie treningowym. Co jakiś czas fale powietrza atakowały ją, rozwiewając i tak rozczochrane włosy. Zmrużyła oczy w zamyśleniu, bawiąc się kołnierzem kurtki.
~Treningi zawsze tak tu wyglądają?~ Nie ruszała się z miejsca mimo, zagęszczenia atmosfery. ~Czy to tylko rozgrzewka?~
Vivian nie zauważyła podchodzącego Altaira, może dlatego uniosła zaskoczona głowę, słysząc jak się przedstawia. Dopiero po krótkiej chwili zrozumiała, co do niej mówi. I nie wyglądało na to, że ma złe intencje… Zaraz, ona chyba jest przewrażliwiona. Uśmiechnęła się lekko.
- Ósemka… To znaczy, mam na imię Vivian. Ósemka to tylko przezwisko. – Wytłumaczyła się szybko, dotykając jego dłoni.
Uścisk był nie za mocny, nie za lekki. Po tym poznasz wojownika, uścisk jak pięść, zawsze ma pewny. Powiedział kiedyś jej Axdra. Jeśli takie były kryteria, to Nashi niczego nie brakowało.
Pomysł wspólnego treningu zaciekawił ją. Przybrany brat trenował Ósemkę, ale nigdy osobiście z nią nie ćwiczył, czego nie omieszkała mu wytykać. Sama też starała się rozwijać umiejętności, w miarę możliwości, a tych nie miała zbyt dużo. A tu los zsyła jej kogoś zupełnie obcego, po kim można się spodziewać jakichkolwiek technik i strategii. Czy to szansa na sprawdzenie siebie jako początkującego wojownika?
Spojrzał jej w oczy, a wtedy wyraźniej ujrzała czerwone tęczówki, czerwieńsze, o mocniejszej barwie niż przypuszczała. Przez chwilę patrzyła w nie milcząc, zamrugała, odzyskując wreszcie głos.
- Czemu nie? – Skinęła głową powoli. – Chętnie potrenuje.
I tyle. Nie miała pojęcie co może jeszcze Altairowi powiedzieć. Pogaduszki o niczym nie imały się tego miejsca, sam chłopak nie wydawał się rozmowny. Zdjęła kurtkę, odwieszając ją na ławkę obok i stanęła przy ciemnowłosym saiyanie.
Zdała sobie sprawę, że nie wie jak zacząć. Kompletny świeżak, jeśli chodzi o poważną walkę.Vivian naprawdę, naprawdę nie wiedziała co robić. Biegać i skakać każdy głupi potrafi... No tak, ale jej partner jest Nashi. Uśmiechnęła się przepraszająco, ze szczerym zakłopotaniem.
- Altairze, to mój pierwszy trening, tak na serio… A głupio, nie wiem jak go rozpocząć. – Myślała, że spali się ze wstydu. – Jesteś tu pewnie od jakiegoś czasu. Mógłbyś mi pokazać, nie wiem, jakieś ciosy?
Wstyd, wstyd, jaki wstyd! Wejść do Akademii bez żadnej wiedzy. Niektórzy biją się od kołyski i się tu zapisują, mając pierwsze mordobicia odbębnione w piaskownicy. A Ósemka?
Choć na zewnątrz spokojna, chciała zapaść się pod ziemię.
~Treningi zawsze tak tu wyglądają?~ Nie ruszała się z miejsca mimo, zagęszczenia atmosfery. ~Czy to tylko rozgrzewka?~
Vivian nie zauważyła podchodzącego Altaira, może dlatego uniosła zaskoczona głowę, słysząc jak się przedstawia. Dopiero po krótkiej chwili zrozumiała, co do niej mówi. I nie wyglądało na to, że ma złe intencje… Zaraz, ona chyba jest przewrażliwiona. Uśmiechnęła się lekko.
- Ósemka… To znaczy, mam na imię Vivian. Ósemka to tylko przezwisko. – Wytłumaczyła się szybko, dotykając jego dłoni.
Uścisk był nie za mocny, nie za lekki. Po tym poznasz wojownika, uścisk jak pięść, zawsze ma pewny. Powiedział kiedyś jej Axdra. Jeśli takie były kryteria, to Nashi niczego nie brakowało.
Pomysł wspólnego treningu zaciekawił ją. Przybrany brat trenował Ósemkę, ale nigdy osobiście z nią nie ćwiczył, czego nie omieszkała mu wytykać. Sama też starała się rozwijać umiejętności, w miarę możliwości, a tych nie miała zbyt dużo. A tu los zsyła jej kogoś zupełnie obcego, po kim można się spodziewać jakichkolwiek technik i strategii. Czy to szansa na sprawdzenie siebie jako początkującego wojownika?
Spojrzał jej w oczy, a wtedy wyraźniej ujrzała czerwone tęczówki, czerwieńsze, o mocniejszej barwie niż przypuszczała. Przez chwilę patrzyła w nie milcząc, zamrugała, odzyskując wreszcie głos.
- Czemu nie? – Skinęła głową powoli. – Chętnie potrenuje.
I tyle. Nie miała pojęcie co może jeszcze Altairowi powiedzieć. Pogaduszki o niczym nie imały się tego miejsca, sam chłopak nie wydawał się rozmowny. Zdjęła kurtkę, odwieszając ją na ławkę obok i stanęła przy ciemnowłosym saiyanie.
Zdała sobie sprawę, że nie wie jak zacząć. Kompletny świeżak, jeśli chodzi o poważną walkę.Vivian naprawdę, naprawdę nie wiedziała co robić. Biegać i skakać każdy głupi potrafi... No tak, ale jej partner jest Nashi. Uśmiechnęła się przepraszająco, ze szczerym zakłopotaniem.
- Altairze, to mój pierwszy trening, tak na serio… A głupio, nie wiem jak go rozpocząć. – Myślała, że spali się ze wstydu. – Jesteś tu pewnie od jakiegoś czasu. Mógłbyś mi pokazać, nie wiem, jakieś ciosy?
Wstyd, wstyd, jaki wstyd! Wejść do Akademii bez żadnej wiedzy. Niektórzy biją się od kołyski i się tu zapisują, mając pierwsze mordobicia odbębnione w piaskownicy. A Ósemka?
Choć na zewnątrz spokojna, chciała zapaść się pod ziemię.
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Czw Lut 21, 2013 7:34 am
Saiyan'owi się tak spieszyło na salę, że musiał wymijać innych saiyan, nawet nad niektórymi przeskakiwał , najłatwiejszym sposobem było przelecenie nad wszystkimi, ale nie chciał tracić tak jakby rozgrzewki, którą zrobił u siebie w kwaterze.
Nie minęła chwila, a czarnowłosy zaraz znalazł się przy sali, naprawdę do niej szybko dobiegł, nawet nie zwracał uwagi co się działo przy recepcji czy też na placu, który można było zobaczyć przez szyby w niektórych częściach korytarzy.
Gdy już wbiegł na salę, zobaczył że tak wieję nudą, że można było się tylko zachlastać z nudy. Nikt prawie nie ćwiczył, tam parę kadetów i parę Nashi, reszta podobno wyleciała w poszukiwaniu i podbijaniu planet, tak przynajmniej słyszał kadet od innych jak przebiegał przez korytarz.
Gdy już był w samym centrum sali, wyskoczył w powietrze, zrobił korkociąg i poszybował w stronę manekina, którego kopnął w tył jego szyi, czyli innymi słowy, kark. Cios był tak potężny, ponieważ w saiyanie nadal drzemała adrenalina, która tak jakby została aktywna w jego pokoju.
Podczas trafienia manekina, poczuł tylko trzask, na szczęście nie była to kość u nogi, zauważył tylko, że przy gniewie wali mocniejszymi atakami, co świadczyło, że agresja u saiyan to jak nieopanowany dziki byk, który wszystko rozniesie. Odskoczył do tyłu, miał nadzieję, że głowa po chwili odpadnie, lecz niestety nie zadał aż tak mocnego ataku, żeby się połamała.
Zdenerwowało go to bardziej, bo wyobrażał sobie najgorsze dla niego osoby, jakie poznał w swoim małpim życiu. Poleciał w stronę manekina, zniknął zza jego pleców, ponieważ przeniósł się przed niego i trafił go swoim kolanem w sztuczną twarz. Kolejne pękniecie, oznaczało osłabioną konstrukcję przy głowie, nie wiadomo w jakim stanie była od środka, lecz dwa złamane kawałki belek to już coś.
Kadet chytrze się uśmiechnął i odbił się znowu do tyłu, stał przed manekinem, jego trening zaciekawiła walka Altaira z tą nową, chciał się poprzyglądać, ale ważniejszy był trening.
Ustawił się w pozycji, od razu na niego ruszył, kukła od razu dostała serie ataków po brzuchu. Po chwili, zrobił salto nad manekinem, walnął go, tym razem w bok jego szyi, oczywiście ze swojej nogi. Tym razem poczuł coś żelaznego w manekinie, zaczął cofać powoli nogę, po postawieniu jej na podłożu sali, poczuł lekki ból w niej, trafił on bowiem pręt, który był umieszczony w niektórych częściach kukły.
Przykucnął na chwilę, by sprawdzić w jaki stanie znajduję się jego noga, na szczęście nic poważnego się nie stało, lecz czuł ból, co go bardzo zdziwiło. Ponownie na jego twarzy zagościł wredny uśmiech, bowiem cieszyło go to, że manekiny zostały ponadto zmodyfikowane w mocniejsze modele.
Ponownie zaczął atakować manekina, zaczął taktyką, że latał wokół niego i atakował go w najsłabsze punkty, lecz gdy trafiał, nie były takie twarde. Zaraz po tym, zamachnął się i walnął z prawego sierpowego manekina w twarz, przez co widać było, że materiał odrywał się z przodu szyi kukły, lecz i w środku coś pękło czy też zgięło się.
Nagle, Blade sobie powiedział, że nie będzie się oszczędzał jak zawsze, będzie musiał zapamiętać ten trening do końca swojego życia. Pojawił się tak szybko przed manekina, ze większość nawet tego nie zobaczyła, jeśli w ogóle ktoś go obserwował , złapał marionetkę za barki i walnął ją z dyńki.
Podziałało to na jego korzyść, lecz niestety, przez to co zrobił, z jego czoła zaczęła sączyć się krew, przez co spłynęła mu po oku, ale nie na długo, bo zaraz po tym, wytarł ją, przez co miał rozmazaną plamę krwi na czole. Lecz to nie był koniec, to był początek. (Muszę go szybko wykończyć bez korzystania z aury, zobaczymy czy te cudeńka są aż tak wytrzymałe, hehehe.) - pomyślał sobie, po czym zaczął dalej męczyć tego manekina.
Czuł się jak w prawdziwej walce, tak jakby on też dostawał obrażenia, lecz niestety on sam sobie je robił. Było powoli coraz ciężej, czuł on, że cała adrenalina z niego zeszła, czuł powoli zmęczenie w swoim ciele, lecz nie chciał się poddać, chciał zniszczyć manekina, to był teraz jego cel, miał nadzieję, że nikt go nie powstrzyma.
Po parunastu minutach ciągłego uderzania kukły bez końca, odszedł trochę od niego ze zwisającymi rękoma w dół, poczuł on zmęczenie, czuł także ból w nie których miejscach na swoim ciele. Zaczął łapać więcej oddechów, żeby szybciej wypocząć, nie wiedział, że tak może się zmęczyć przy naprawdę porządnym treningu.
Wytarł pot z czoła, ustawił ponownie ręce w gotowości, lecz gdy kadetowi przyjrzano się bliżej, widać było, że jego dłonie drżały przez zmęczenie. jego kostium miał w niektórych miejscach podarcia, pot spływam z niego, tak jakby był pod prysznicem.
Podbiegł do marionetki, zaczął ją tak bić, wyglądało to tak, że w ogóle nie miał siły nic jej zrobić. Zacisnął zęby, ponownie przypomniał sobie o złych momentach, uronił kroplę łzy. (Nie mogę się poddać, nie w takiej chwili, gdy lalka już jest prawie zniszczona, NIE PODDAM SIĘ !!) - wykrzyknął to w swoich myślach.
Napiął wszystkie mięśnie na swoim ciele, niewielki podmuch od niego odszedł w stronę innych, za pewne też go poczuli . Jego włosy zaczęły się unosić, ciągle był w gniewie, słychać było od niego jakieś pojękiwania, tak jakby charczał ze wściekłości. Widać było po nim ,że miał lekkie drgawki ciała, tak jakby trząsł się z zimna czy też ze strachu, lecz inny na pewno domyślili się, że to nie jest od tego.
Wszystko przez to, że był w wielkiej złości, poczuł on się dotknięty przez Ojca, jak i przez jego siostrę, zostawili go na planecie, tak jakby był nie wiadomo czym. Poczuł on w sobie przez to jakąś wewnętrzną ukrytą energię, starał się ją uwolnić. Wokół niego powstał tak jakby okręg, który kręcił się wokół niego, na pewno większość zdziwiła się, gdy zobaczyła co się z nim dzieję.
Nagle wydarł się w niebo głosy, wokół niego pojawił się duży głąb dymu, słychać tylko było bardzo głośne wydarcie, przez co na pewno wszyscy zaczęli spoglądać w jego stronę. Blade po raz pierwszy poczuł takie uczucie, uwolnienie całego swojego gniewu, a to miał być tylko zwykły trening.
Wokół niego kręcił się olbrzymi kłębek dymu, jego włosy co chwilę zmieniały kolor na złotawą, tak samo jak brwi, lecz jego tęczówki zaświeciły błękitnym blaskiem. Wiedział, że coś się z nim dzieje, coś naprawdę dziwnego. -ZOSTAWILIŚCIE MNIE WSZYSCY DO CHOLERY, WIĘC POKAŻE, ŻE NIGDY NIE BYŁEM W RODZINIE NA SAMYM DOLE ŁAŃCUCHA POKARMOWEGO, GHAAAAAAAAAAA !! - nie mógł się powstrzymać od powiedzenia tego, ten szał w jakim nim był, nie panował nad tym.
Nagle potężna fala od niego odeszła, która poleciała w stronę innych, lecz nie była groźna. Dym opadł, a Kadet wyglądał zupełnie inaczej niż przedtem, złoty blask włosów, błękitne oczy, zmienił się.
Spojrzał po chwili na swoje dłonie, widział na sobie złotą aurę, która otoczyła całe jego ciało, zacisnął obydwie dłonie w pięści, odchylił prawą rękę i walnął manekina, przez co przebił jego głowę.
Pomrugał chwilę oczami, bo nie wierzył, że to co widzi, może być prawdziwe. Zaraz po tym, wyjął pięść i tak stał bez ruchu, nie wiedział co o tym wszystkim myśleć....
OCC:
Koniec Treningu
Nie minęła chwila, a czarnowłosy zaraz znalazł się przy sali, naprawdę do niej szybko dobiegł, nawet nie zwracał uwagi co się działo przy recepcji czy też na placu, który można było zobaczyć przez szyby w niektórych częściach korytarzy.
Gdy już wbiegł na salę, zobaczył że tak wieję nudą, że można było się tylko zachlastać z nudy. Nikt prawie nie ćwiczył, tam parę kadetów i parę Nashi, reszta podobno wyleciała w poszukiwaniu i podbijaniu planet, tak przynajmniej słyszał kadet od innych jak przebiegał przez korytarz.
Gdy już był w samym centrum sali, wyskoczył w powietrze, zrobił korkociąg i poszybował w stronę manekina, którego kopnął w tył jego szyi, czyli innymi słowy, kark. Cios był tak potężny, ponieważ w saiyanie nadal drzemała adrenalina, która tak jakby została aktywna w jego pokoju.
Podczas trafienia manekina, poczuł tylko trzask, na szczęście nie była to kość u nogi, zauważył tylko, że przy gniewie wali mocniejszymi atakami, co świadczyło, że agresja u saiyan to jak nieopanowany dziki byk, który wszystko rozniesie. Odskoczył do tyłu, miał nadzieję, że głowa po chwili odpadnie, lecz niestety nie zadał aż tak mocnego ataku, żeby się połamała.
Zdenerwowało go to bardziej, bo wyobrażał sobie najgorsze dla niego osoby, jakie poznał w swoim małpim życiu. Poleciał w stronę manekina, zniknął zza jego pleców, ponieważ przeniósł się przed niego i trafił go swoim kolanem w sztuczną twarz. Kolejne pękniecie, oznaczało osłabioną konstrukcję przy głowie, nie wiadomo w jakim stanie była od środka, lecz dwa złamane kawałki belek to już coś.
Kadet chytrze się uśmiechnął i odbił się znowu do tyłu, stał przed manekinem, jego trening zaciekawiła walka Altaira z tą nową, chciał się poprzyglądać, ale ważniejszy był trening.
Ustawił się w pozycji, od razu na niego ruszył, kukła od razu dostała serie ataków po brzuchu. Po chwili, zrobił salto nad manekinem, walnął go, tym razem w bok jego szyi, oczywiście ze swojej nogi. Tym razem poczuł coś żelaznego w manekinie, zaczął cofać powoli nogę, po postawieniu jej na podłożu sali, poczuł lekki ból w niej, trafił on bowiem pręt, który był umieszczony w niektórych częściach kukły.
Przykucnął na chwilę, by sprawdzić w jaki stanie znajduję się jego noga, na szczęście nic poważnego się nie stało, lecz czuł ból, co go bardzo zdziwiło. Ponownie na jego twarzy zagościł wredny uśmiech, bowiem cieszyło go to, że manekiny zostały ponadto zmodyfikowane w mocniejsze modele.
Ponownie zaczął atakować manekina, zaczął taktyką, że latał wokół niego i atakował go w najsłabsze punkty, lecz gdy trafiał, nie były takie twarde. Zaraz po tym, zamachnął się i walnął z prawego sierpowego manekina w twarz, przez co widać było, że materiał odrywał się z przodu szyi kukły, lecz i w środku coś pękło czy też zgięło się.
Nagle, Blade sobie powiedział, że nie będzie się oszczędzał jak zawsze, będzie musiał zapamiętać ten trening do końca swojego życia. Pojawił się tak szybko przed manekina, ze większość nawet tego nie zobaczyła, jeśli w ogóle ktoś go obserwował , złapał marionetkę za barki i walnął ją z dyńki.
Podziałało to na jego korzyść, lecz niestety, przez to co zrobił, z jego czoła zaczęła sączyć się krew, przez co spłynęła mu po oku, ale nie na długo, bo zaraz po tym, wytarł ją, przez co miał rozmazaną plamę krwi na czole. Lecz to nie był koniec, to był początek. (Muszę go szybko wykończyć bez korzystania z aury, zobaczymy czy te cudeńka są aż tak wytrzymałe, hehehe.) - pomyślał sobie, po czym zaczął dalej męczyć tego manekina.
Czuł się jak w prawdziwej walce, tak jakby on też dostawał obrażenia, lecz niestety on sam sobie je robił. Było powoli coraz ciężej, czuł on, że cała adrenalina z niego zeszła, czuł powoli zmęczenie w swoim ciele, lecz nie chciał się poddać, chciał zniszczyć manekina, to był teraz jego cel, miał nadzieję, że nikt go nie powstrzyma.
Po parunastu minutach ciągłego uderzania kukły bez końca, odszedł trochę od niego ze zwisającymi rękoma w dół, poczuł on zmęczenie, czuł także ból w nie których miejscach na swoim ciele. Zaczął łapać więcej oddechów, żeby szybciej wypocząć, nie wiedział, że tak może się zmęczyć przy naprawdę porządnym treningu.
Wytarł pot z czoła, ustawił ponownie ręce w gotowości, lecz gdy kadetowi przyjrzano się bliżej, widać było, że jego dłonie drżały przez zmęczenie. jego kostium miał w niektórych miejscach podarcia, pot spływam z niego, tak jakby był pod prysznicem.
Podbiegł do marionetki, zaczął ją tak bić, wyglądało to tak, że w ogóle nie miał siły nic jej zrobić. Zacisnął zęby, ponownie przypomniał sobie o złych momentach, uronił kroplę łzy. (Nie mogę się poddać, nie w takiej chwili, gdy lalka już jest prawie zniszczona, NIE PODDAM SIĘ !!) - wykrzyknął to w swoich myślach.
Napiął wszystkie mięśnie na swoim ciele, niewielki podmuch od niego odszedł w stronę innych, za pewne też go poczuli . Jego włosy zaczęły się unosić, ciągle był w gniewie, słychać było od niego jakieś pojękiwania, tak jakby charczał ze wściekłości. Widać było po nim ,że miał lekkie drgawki ciała, tak jakby trząsł się z zimna czy też ze strachu, lecz inny na pewno domyślili się, że to nie jest od tego.
Wszystko przez to, że był w wielkiej złości, poczuł on się dotknięty przez Ojca, jak i przez jego siostrę, zostawili go na planecie, tak jakby był nie wiadomo czym. Poczuł on w sobie przez to jakąś wewnętrzną ukrytą energię, starał się ją uwolnić. Wokół niego powstał tak jakby okręg, który kręcił się wokół niego, na pewno większość zdziwiła się, gdy zobaczyła co się z nim dzieję.
Nagle wydarł się w niebo głosy, wokół niego pojawił się duży głąb dymu, słychać tylko było bardzo głośne wydarcie, przez co na pewno wszyscy zaczęli spoglądać w jego stronę. Blade po raz pierwszy poczuł takie uczucie, uwolnienie całego swojego gniewu, a to miał być tylko zwykły trening.
Wokół niego kręcił się olbrzymi kłębek dymu, jego włosy co chwilę zmieniały kolor na złotawą, tak samo jak brwi, lecz jego tęczówki zaświeciły błękitnym blaskiem. Wiedział, że coś się z nim dzieje, coś naprawdę dziwnego. -ZOSTAWILIŚCIE MNIE WSZYSCY DO CHOLERY, WIĘC POKAŻE, ŻE NIGDY NIE BYŁEM W RODZINIE NA SAMYM DOLE ŁAŃCUCHA POKARMOWEGO, GHAAAAAAAAAAA !! - nie mógł się powstrzymać od powiedzenia tego, ten szał w jakim nim był, nie panował nad tym.
Nagle potężna fala od niego odeszła, która poleciała w stronę innych, lecz nie była groźna. Dym opadł, a Kadet wyglądał zupełnie inaczej niż przedtem, złoty blask włosów, błękitne oczy, zmienił się.
Spojrzał po chwili na swoje dłonie, widział na sobie złotą aurę, która otoczyła całe jego ciało, zacisnął obydwie dłonie w pięści, odchylił prawą rękę i walnął manekina, przez co przebił jego głowę.
Pomrugał chwilę oczami, bo nie wierzył, że to co widzi, może być prawdziwe. Zaraz po tym, wyjął pięść i tak stał bez ruchu, nie wiedział co o tym wszystkim myśleć....
OCC:
Koniec Treningu
Re: Sala treningowa
Czw Lut 21, 2013 1:33 pm
Chłopak z szałem w oczach leciał w jego stronę. Nie myślało tym, że bohater z przed szeregu może powstrzymać jego natarcie. Pięści uderzyły w klatkę piersiową, na której zakapturzony skrzyżował ręce. Atak musiał poczuć jednak nie został odrzucony. Przyjął impet lotu i siłę Vernila a przez nią zaczął się cofać robiąc ślady na posadzce. Stawił się Brązowemu opór jednak ten był na tyle zły, że wykrzesał jeszcze trochę sił i chciał zbombardować pięściami twarz przeciwnika. Pierwsza poleciała prawa ręka w kierunku nosa. W tym samym czasie Ogoniasty obniżył dolne kończyny i całą cześć ciała by stać na równych nogach. Taka walka była wygodniejsza niż w pozycji pikującej. Pięść nie spotkała nosa tylko… dłoń przeciwnika. Istotnie zakapturzony wojownik był bardzo silny. Zblokował atak Vernila, gdy ten miał włączoną białą aurę a przez złość nie panował nad sobą i zwiększył swoje zapasy energii. Druga pięść leciała w podbródek. Szybko i tym razem celnie uderzyła jednak na przeciwniku nie zrobiło to wrażenia. Wręcz przeciwnie. Chłopak ujrzał tylko ironiczny uśmiech. Half był cały spocony. Jego kombinezon poprzez płyny wydobywające się z jego organizmu zmienił odcień na nieco ciemniejszy. Uderzenie nie zrobiło na Wojowniku w kapturze żadnego wrażenia. Szarpiąc ręką Vernil uwolnił się z uchwytu Saiyana i odskoczył, po czym krzyknął tak, że w całej sali było go słychać.
-KIAIHO –ręce, które trzymał na wysokości klatki piersiowej momentalnie opadły luźno wzdłuż ciała. Fala uderzeniowa posłała stojących obok w kierunku ścian a pod nogami chłopaka wytworzył się krater. Podczas techniki posadzka w dużej odległości zaczęła drgać. Bohater sprzed szeregu chyba był gotowy na fale odrzucającą. Uszykował się do lotu i nogami odbił się od ściany. Leciał w kierunku Vernila. Gdy był przy nim chłopak chciał uderzyć go pięścią w prawą część twarzy. Zdziwił się, gdy przeciwnik zniknął… Zaraz później poczuł, że ciepłe zgięcie łokciowe zaczyna chwytać go za szyje. Gdy chciał się uwolnić uścisk zacieśniał się jeszcze bardziej. Pierwsze, na co wpadł Brązowy to celne i silne uderzenie w głowę jednak Saiyan znów popisał się swoją siłą i refleksem. Złapał pięść lecącą w jego kierunku. Tym razem jednak nie pozwoliłby niepanujący nad sobą chłopak uwolnił dłoń. Momentalnie pociągnął ją za plecy Młodzieńca i siłą przyciągał ja ku górze powodując wielki ból jakby ręka miała być zaraz złamana. Krzyk, hałas. Wszyscy ludzie dokoła patrzyli, co dzieje się z chłopakiem, który chyba przeholował z wydzielaniem energii. Zakapturzony poza podduszeniem młodzieńca nie robił nic. Tylko czekał aż się uspokoi. Musiał być bardzo wytrzymałym gdyż ignorował wszystkie kopniaki, które posyłał w jego stronę Młodzieniec urodzony na Ziemi. Po chwili chłopakowi ciśnienie zaczęło spadać. Zaczynał coraz słabiej walczyć o uwolnienie z uchwytu. Zaczął bardzo szybko oddychać. Jakby tlen nabrany dotychczas przestał tworzyć wystarczającą ilość energii. Biała poświata dokoła chłopaka stopniowo zaczynała zanikać. Uspokoił się. Kopniaki ustały. Wolna ręka bezwładnie opadła na dół. Zamknął oczy… Człowiek w kapturze położył go na ziemi. Ludzie chcieli go dobić a zwłaszcza ten, który zahaczył go przypadkowo ogonem i został pobity. Mężczyzna w kapturze wstał i zaczął mówić do tłumu.
-To, co tutaj się stało to był efekt furii, w jaką wpadł ten leżący pode mną wojownik. Dzięki niej można wykrzesać moc, która jest nam potrzebna. Żeby furia zadziałała trzeba być bardzo mocno zdenerwowanym. Nie wiem problemy w domu długa i mecząca walka… Jednak ma to swoje minusy. Korzystamy z zapasów energii, nad którymi nie panujemy i może to przejąć całe ciało tak jak tego chłopaka tutaj. Ponadto po jakimś czasie padamy zmęczeni. Nie mamy już sił na walkę gdyż ciało daje z siebie więcej niż sto procent. On teraz zemdlał ze zmęczenia na szczęście nie jest ranny i jak się obudzi będzie się czuł tylko przemęczony, ale szybko dojdzie do siebie. Może nic nie pamiętać z tego zajścia… Odłożę go teraz na ławkę. Jak któryś go zrani to utnę jaja, mam was na oku, zrozumiano ?!-mówił donośnym głosem mężczyzna. Otoczony był przez samych kadetów a tamci słuchali go jak mistrza. Gdy mężczyzna z uśmiechem na ustach powiedział ostatnie zdanie kilku kadetów przy nim przełknęło głośno ślinę, co spowodowało u mężczyzny krótki śmiech. Zrobił jak mówił. Poszedł w kierunku ławki niedaleko trenera. Po drodze mijał jakąś uroczą parę. Krwistookiego Saiyana i jakąś nową kadetkę. Rozmawiali ze sobą jednak nie zamierzał im przeszkadzać. Położył ciało chłopaka na ławce. I udał się w kierunku drzwi. Oczywiście życie byłoby za proste, jeśli wszyscy posłuchaliby się rozkazu i groźby. Ten, który oberwał podszedł, do Vernila ze stworzonym Ki-blastem w ręku. Chciał nim uderzyć w twarz chłopaka jednak zakapturzony był szybszy. Odwrócił się tylko po to by ostatni raz spojrzeć na chłopaka i upewnić się czy nic mu nie jest. Intuicja? Szczęście? Może … widział chłopaka ze stworzonym ki-blastem w ręku. Momentalnie rzucił kulkę energetyczną w jego stronę. Nie chciał go trafić. Wolał, żeby tamten i cała reszta tylko się przestraszyła. Ki-blast przeleciał kilka centymetrów przed głową bojowego Saiyana, po czym uderzyła w ścianę i wybuchła tworząc po sobie ślad. Szedł dalej w kierunku wyjścia. Chłopiec nad Vernilem zaczął pociągać nosem. Zbierało mu się na płacz. Taki kozak a kikochy się przeraził… zgasił kulę w swojej ręce i zaczął biec w kierunku wyjścia. Za sobą pozostawiał mokry ślad a na kombinezonie w miejscu pośladków powstała brązowa cuchnąca plama. Ci, którzy to zobaczyli zaczęli śmiać się w głos. Nikt już nie chciał tknąć Vernila. Bali się, że ten mężczyzna cały czas ich obserwuje…
Po kilkunastu minutach Vernil obudził się. Było tak jak mówił Mężczyzna w kapturze. Czuł się wyczerpany. Był cały przepocony a ostatnie, co pamiętał to to, że siedział z głową opartą o ścianę jednak nie na tej ławce, na której aktualnie leżał. Coś musiało się wydarzyć. Używając mięśni brzucha podniósł się. Zaczął oglądać soje ciało. Wszystko było w należytym porządku poza bólem w szyi oraz prawej ręce. Tłumaczył to sobie ścierpnięciem podczas spania. Zaczął rozglądać się po Sali. Kadeci mierzyli go wzrokiem i szeptali między sobą. Między ludźmi łatwo było dostrzec kilkanaście zniszczonych manekinów w rogu Sali. Chłopak postanowił jeszcze chwile posiedzieć. Jego uwagę przykuła dziewczyna rozmawiająca z kimś. Mężczyzna miał czarne włosy, gdy na chwile odwrócił się Vernil momentalnie rozpoznał tą osobę. Był to Krwistooki przyszły zdobywca. Nie wiedzieć, dlaczego poczuł się zmęczony i nie chciał wstawać. Rozmawiał on z ładną, chudą kadetką. Miała złote włosy. Chciałby do niej podejść i porozmawiać jednak nie chciał mieć za wiele do czynienia z Saiyanem z nią rozmawiającym. Nie znał go, ale miał przeczucie, że jest on złym i silnym człowiekiem i za każde źle wypowiedziane słowo będzie bił Vernila. Nagle ktoś przerwał mu przemyślania siadając obok Brązowowłosego na ławce.
-Cześć. Jestem… zresztą nie ważne. Jak się czujesz coś cię boli czy jesteś tylko zmęczony?-powiedział chudy młody chłopiec siadający obok Vernila. Miał on na sobie bardzo zniszczony kombinezon kadecki. Włosy miał czarne jak heban ułożone w swoisty niewielki płomień.
-Wiesz mały bywało lepiej. Poza dziwnym zmęczeniem i bólem w szyi oraz ręce to nic mi nie dolega. A dlaczego pytasz?-odpowiedział uprzejmym głosem half.
-Tamten facet w kapturze miał racje. Ten chłopiec na prawdę niczego nie pamięta a wszyscy tutaj stojący podziwiali jego zdolności fizyczne. No poza tym jednym, który został pobity. Dobra nie będę mu nic mówił, co się tu działo w końcu tamten mężczyzna zabronił się do niego zbliżać a, że młody jestem to życie mi miłe.-myślał czarnowłosy, po czym gdy Vernil wymownie na niego spojrzał oczekując odpowiedzi na swoje nie trudne pytanie. Ten odparł:
-A nic tak spałeś dość długi czas to po prostu martwiłem się czy nic ci się nie stało. Dobra idę dalej trenować jak nic ci nie jest. Część!
-Dziwny dzieciak. Ale uczynny. Ciekawe czy pomógłby mi, jeśli naprawdę byłbym ranny. Dobra nie ma, co gdybać-myślał Vernil, po czym rzucił krótkie „cześć”, gdy czarnowłosy wchodził w tłum trenować. Co mu pozostało? Czekać aż trener się obudzi. Chciałby też porozmawiać z tą dziewczyną jednak po pierwsze jest tam, Krwistooki a po drugie jest nieśmiały i pewnie zapomniałby języka w ustach podchodząc do dziewczyny. A trener? Szansa, że obudzi się w tej dekadzie jest bardzo mała…..
OCC:
Koniec treningu
-KIAIHO –ręce, które trzymał na wysokości klatki piersiowej momentalnie opadły luźno wzdłuż ciała. Fala uderzeniowa posłała stojących obok w kierunku ścian a pod nogami chłopaka wytworzył się krater. Podczas techniki posadzka w dużej odległości zaczęła drgać. Bohater sprzed szeregu chyba był gotowy na fale odrzucającą. Uszykował się do lotu i nogami odbił się od ściany. Leciał w kierunku Vernila. Gdy był przy nim chłopak chciał uderzyć go pięścią w prawą część twarzy. Zdziwił się, gdy przeciwnik zniknął… Zaraz później poczuł, że ciepłe zgięcie łokciowe zaczyna chwytać go za szyje. Gdy chciał się uwolnić uścisk zacieśniał się jeszcze bardziej. Pierwsze, na co wpadł Brązowy to celne i silne uderzenie w głowę jednak Saiyan znów popisał się swoją siłą i refleksem. Złapał pięść lecącą w jego kierunku. Tym razem jednak nie pozwoliłby niepanujący nad sobą chłopak uwolnił dłoń. Momentalnie pociągnął ją za plecy Młodzieńca i siłą przyciągał ja ku górze powodując wielki ból jakby ręka miała być zaraz złamana. Krzyk, hałas. Wszyscy ludzie dokoła patrzyli, co dzieje się z chłopakiem, który chyba przeholował z wydzielaniem energii. Zakapturzony poza podduszeniem młodzieńca nie robił nic. Tylko czekał aż się uspokoi. Musiał być bardzo wytrzymałym gdyż ignorował wszystkie kopniaki, które posyłał w jego stronę Młodzieniec urodzony na Ziemi. Po chwili chłopakowi ciśnienie zaczęło spadać. Zaczynał coraz słabiej walczyć o uwolnienie z uchwytu. Zaczął bardzo szybko oddychać. Jakby tlen nabrany dotychczas przestał tworzyć wystarczającą ilość energii. Biała poświata dokoła chłopaka stopniowo zaczynała zanikać. Uspokoił się. Kopniaki ustały. Wolna ręka bezwładnie opadła na dół. Zamknął oczy… Człowiek w kapturze położył go na ziemi. Ludzie chcieli go dobić a zwłaszcza ten, który zahaczył go przypadkowo ogonem i został pobity. Mężczyzna w kapturze wstał i zaczął mówić do tłumu.
-To, co tutaj się stało to był efekt furii, w jaką wpadł ten leżący pode mną wojownik. Dzięki niej można wykrzesać moc, która jest nam potrzebna. Żeby furia zadziałała trzeba być bardzo mocno zdenerwowanym. Nie wiem problemy w domu długa i mecząca walka… Jednak ma to swoje minusy. Korzystamy z zapasów energii, nad którymi nie panujemy i może to przejąć całe ciało tak jak tego chłopaka tutaj. Ponadto po jakimś czasie padamy zmęczeni. Nie mamy już sił na walkę gdyż ciało daje z siebie więcej niż sto procent. On teraz zemdlał ze zmęczenia na szczęście nie jest ranny i jak się obudzi będzie się czuł tylko przemęczony, ale szybko dojdzie do siebie. Może nic nie pamiętać z tego zajścia… Odłożę go teraz na ławkę. Jak któryś go zrani to utnę jaja, mam was na oku, zrozumiano ?!-mówił donośnym głosem mężczyzna. Otoczony był przez samych kadetów a tamci słuchali go jak mistrza. Gdy mężczyzna z uśmiechem na ustach powiedział ostatnie zdanie kilku kadetów przy nim przełknęło głośno ślinę, co spowodowało u mężczyzny krótki śmiech. Zrobił jak mówił. Poszedł w kierunku ławki niedaleko trenera. Po drodze mijał jakąś uroczą parę. Krwistookiego Saiyana i jakąś nową kadetkę. Rozmawiali ze sobą jednak nie zamierzał im przeszkadzać. Położył ciało chłopaka na ławce. I udał się w kierunku drzwi. Oczywiście życie byłoby za proste, jeśli wszyscy posłuchaliby się rozkazu i groźby. Ten, który oberwał podszedł, do Vernila ze stworzonym Ki-blastem w ręku. Chciał nim uderzyć w twarz chłopaka jednak zakapturzony był szybszy. Odwrócił się tylko po to by ostatni raz spojrzeć na chłopaka i upewnić się czy nic mu nie jest. Intuicja? Szczęście? Może … widział chłopaka ze stworzonym ki-blastem w ręku. Momentalnie rzucił kulkę energetyczną w jego stronę. Nie chciał go trafić. Wolał, żeby tamten i cała reszta tylko się przestraszyła. Ki-blast przeleciał kilka centymetrów przed głową bojowego Saiyana, po czym uderzyła w ścianę i wybuchła tworząc po sobie ślad. Szedł dalej w kierunku wyjścia. Chłopiec nad Vernilem zaczął pociągać nosem. Zbierało mu się na płacz. Taki kozak a kikochy się przeraził… zgasił kulę w swojej ręce i zaczął biec w kierunku wyjścia. Za sobą pozostawiał mokry ślad a na kombinezonie w miejscu pośladków powstała brązowa cuchnąca plama. Ci, którzy to zobaczyli zaczęli śmiać się w głos. Nikt już nie chciał tknąć Vernila. Bali się, że ten mężczyzna cały czas ich obserwuje…
Po kilkunastu minutach Vernil obudził się. Było tak jak mówił Mężczyzna w kapturze. Czuł się wyczerpany. Był cały przepocony a ostatnie, co pamiętał to to, że siedział z głową opartą o ścianę jednak nie na tej ławce, na której aktualnie leżał. Coś musiało się wydarzyć. Używając mięśni brzucha podniósł się. Zaczął oglądać soje ciało. Wszystko było w należytym porządku poza bólem w szyi oraz prawej ręce. Tłumaczył to sobie ścierpnięciem podczas spania. Zaczął rozglądać się po Sali. Kadeci mierzyli go wzrokiem i szeptali między sobą. Między ludźmi łatwo było dostrzec kilkanaście zniszczonych manekinów w rogu Sali. Chłopak postanowił jeszcze chwile posiedzieć. Jego uwagę przykuła dziewczyna rozmawiająca z kimś. Mężczyzna miał czarne włosy, gdy na chwile odwrócił się Vernil momentalnie rozpoznał tą osobę. Był to Krwistooki przyszły zdobywca. Nie wiedzieć, dlaczego poczuł się zmęczony i nie chciał wstawać. Rozmawiał on z ładną, chudą kadetką. Miała złote włosy. Chciałby do niej podejść i porozmawiać jednak nie chciał mieć za wiele do czynienia z Saiyanem z nią rozmawiającym. Nie znał go, ale miał przeczucie, że jest on złym i silnym człowiekiem i za każde źle wypowiedziane słowo będzie bił Vernila. Nagle ktoś przerwał mu przemyślania siadając obok Brązowowłosego na ławce.
-Cześć. Jestem… zresztą nie ważne. Jak się czujesz coś cię boli czy jesteś tylko zmęczony?-powiedział chudy młody chłopiec siadający obok Vernila. Miał on na sobie bardzo zniszczony kombinezon kadecki. Włosy miał czarne jak heban ułożone w swoisty niewielki płomień.
-Wiesz mały bywało lepiej. Poza dziwnym zmęczeniem i bólem w szyi oraz ręce to nic mi nie dolega. A dlaczego pytasz?-odpowiedział uprzejmym głosem half.
-Tamten facet w kapturze miał racje. Ten chłopiec na prawdę niczego nie pamięta a wszyscy tutaj stojący podziwiali jego zdolności fizyczne. No poza tym jednym, który został pobity. Dobra nie będę mu nic mówił, co się tu działo w końcu tamten mężczyzna zabronił się do niego zbliżać a, że młody jestem to życie mi miłe.-myślał czarnowłosy, po czym gdy Vernil wymownie na niego spojrzał oczekując odpowiedzi na swoje nie trudne pytanie. Ten odparł:
-A nic tak spałeś dość długi czas to po prostu martwiłem się czy nic ci się nie stało. Dobra idę dalej trenować jak nic ci nie jest. Część!
-Dziwny dzieciak. Ale uczynny. Ciekawe czy pomógłby mi, jeśli naprawdę byłbym ranny. Dobra nie ma, co gdybać-myślał Vernil, po czym rzucił krótkie „cześć”, gdy czarnowłosy wchodził w tłum trenować. Co mu pozostało? Czekać aż trener się obudzi. Chciałby też porozmawiać z tą dziewczyną jednak po pierwsze jest tam, Krwistooki a po drugie jest nieśmiały i pewnie zapomniałby języka w ustach podchodząc do dziewczyny. A trener? Szansa, że obudzi się w tej dekadzie jest bardzo mała…..
OCC:
Koniec treningu
Re: Sala treningowa
Czw Lut 21, 2013 2:48 pm
Ciekawe rzeczy działy się w Sali. Wtem na horyzoncie pojawiła się Saiyan'ka. Podeszła do ławki na której spał Trener i pochyliła się nad nim nisko. - Lepiej go teraz nie budzić - wyszeptała. Spojrzała nieco dalej w bok i jej wzrok przykuł kadet siedzący na następnej ławce. Widziała z daleka co działo się z nim kilkanaście minut temu. Przyglądała mu się badawczo przez chwilę. Następnie westchnęła, podeszła do niego i ciągnąć go za rękę powiedziała: - Chodź. Mam dla Ciebie zadanie. Wyglądał na bardzo kobiecą i delikatną, lecz pozory mylą. Wcale się nie wysilając zaciągnęła Vernil'a do miejsca, w którym rozmawiali Altair i Vivian. Ustawiła go zaraz obok nich i stanęła przed cała trójką. Rozejrzała się po sali, zatrzymując wzrok na kadecie zwanym Blade'em. Najwyraźniej miała zamiar go zawołać, lecz spasowała widząc co się z nim teraz wyprawia. Spojrzała na trio przed sobą i rzekła: - Witam. Przychodzę tu w zastępstwie za mojego chłopaka, który jak sami wiecie postanowił uciąć sobie niekoniecznie krótką drzemkę - spojrzała zrezygnowana na śpiącego Trenera - dostałam właśnie bardzo ciekawy raport ze spiżarni. Normalnie wysłałabym tak jakiegoś średnio rozgarniętego kadeta, ale akurat takich brak. Dlatego zajmie się tym Wasza dwójka - wskazała palcem Vernil'a i Vivian - powinniście dać sobie radę. Wiem piękna, że to Twój pierwszy dzień, ale nie ma zmiłuj. Nowy kolega będzie miał na Ciebie oko, prawda? - mrugnęła do zmęczonego treningiem kadeta - udajcie się tam i sprawdźcie o co biega. Klasnęła w dłonie i czekała, aż nowy narybek Akademii opuści salę. Następnie zwróciła się do Altair'a: - A Ty kochany nie powinieneś być teraz w porcie? Ten leń mówił mi, że masz lecieć na Namek. Uśmiechnęła się do krwistookiego i odeszła pod ścianę siadając na ławce obok swojego drzemiącego faceta. |
Vivian, Vernil --> https://dbng.forumpl.net/t237-spizarnia. Na razie piszecie tyle, że zastajecie tam syf, potłuczone słoiki, porozrzucane kartony, porozlewane napoje itd. Alt - hmm... rób co chcesz
Re: Sala treningowa
Czw Lut 21, 2013 3:55 pm
Siedział zmarnowany, co jakiś czas rzucając okiem na trenera czy przypadkiem się nie zbudził. W sumie po krótkim przemyśleniu sytuacji chciał wstać i udać się na odpoczynek do kwatery. Rozejrzał się po Sali. Już chciał wstawać, gdy zobaczył dość szybko idącą w jego kierunku czarnowłosą bardzo ładną Saiyankę. Miała bardzo duże… oczy. Nie wiedział, co robić… W sumie wojowniczka nie wyglądała na jakąś silną, ale wiadomo pozory mylą. Okazało, że celem jej podróży był szpiczasto włosy trener, który spał od dłuższego czasu. Pochyliła się nad nim i ze spokojem w głosie wyszeptała coś, czego młody chłopak mnie usłyszał. Przyglądał im się bacznie. W sumie nie miał nic ciekawszego do roboty. Nagle Saiyanka wstała i zaczęła rozglądać się po Sali. Ich spojrzenia się spotkały. Chłopak ujrzał żółte oczy wojowniczki. Podeszła do niego i bez pytania chwyciła go za rękę, mówiąc coś o misji. Chłopak nie za bardzo miał siły się opierać, więc poddał się ciągnięciu. Szła w kierunku Krwistookiego oraz złotowłosej dziewczyny. Nie wiedział do końca, kim jest ciągnąca go wojowniczka jednak musiała być kimś ważnym skoro miała dać chłopakowi misje. Wreszcie doszło do konfrontacji. Vernil postanowił nie patrzeć w oczy czarnowłosego i błądził wzrokiem gdzieś po Sali, co jakiś czas skupiając sie na dziewczynach obok niego. Ciągnąca go przed chwilą Saiyanka zaczęła mówić, po co ich tutaj zebrała. Half uważnie jej słuchał.
-sprzątanie? Serio? Znowu?! Mam nadzieje, że będzie nieco lepiej niż w przypadku tych narzędzi operacyjnych, ale mniejsza… Mam nadzieje ze, chociaż tak Dziewczyna okaże się miłą i sympatyczną osobą. Mogło być gorzej. Mogłem iść z tym kolesiem …-myślał chłopak analizując sytuacje z poważną miną ukrywając zmęczenie. Dowiedział się, że dziewczyna jest tutaj pierwszy dzień. Musiała być dość słaba, ale sprzątanie spiżarni raczej nie może należeć do ciężkich zadań. Dziewczyna trenera kazała Brązowemu pilnowanie nowej kadetki. Vernil nic nie odpowiedział tylko odwzajemnił mrugnięcie uśmiechem, po czym spojrzał na swoją towarzyszkę. Chwile na nią aż Nowa będzie gotowa do wyjścia. Ruszyli razem idąc obok siebie. Vernil nieco się stresował. Nie chciał strzelić jakieś gafy. Spojrzał na nią z uśmiechem i lekko przymrużył oczy.
-No cóż przypadło nam razem pracować-mówił chłopak przerywając na chwile by się zaśmiać-Jestem Vernil miło mi cię poznać-mówiąc to wystawił prawą rękę do uścisku. Byli już przy drzwiach. Chłopak ustąpił jej by przeszła, jako pierwsza. W korytarzu wyciągnął mapę i znalazł w niej drogę do spiżarni gdzie trzeba było posprzątać….
Occ:
z/t ->Spiżarnia
-sprzątanie? Serio? Znowu?! Mam nadzieje, że będzie nieco lepiej niż w przypadku tych narzędzi operacyjnych, ale mniejsza… Mam nadzieje ze, chociaż tak Dziewczyna okaże się miłą i sympatyczną osobą. Mogło być gorzej. Mogłem iść z tym kolesiem …-myślał chłopak analizując sytuacje z poważną miną ukrywając zmęczenie. Dowiedział się, że dziewczyna jest tutaj pierwszy dzień. Musiała być dość słaba, ale sprzątanie spiżarni raczej nie może należeć do ciężkich zadań. Dziewczyna trenera kazała Brązowemu pilnowanie nowej kadetki. Vernil nic nie odpowiedział tylko odwzajemnił mrugnięcie uśmiechem, po czym spojrzał na swoją towarzyszkę. Chwile na nią aż Nowa będzie gotowa do wyjścia. Ruszyli razem idąc obok siebie. Vernil nieco się stresował. Nie chciał strzelić jakieś gafy. Spojrzał na nią z uśmiechem i lekko przymrużył oczy.
-No cóż przypadło nam razem pracować-mówił chłopak przerywając na chwile by się zaśmiać-Jestem Vernil miło mi cię poznać-mówiąc to wystawił prawą rękę do uścisku. Byli już przy drzwiach. Chłopak ustąpił jej by przeszła, jako pierwsza. W korytarzu wyciągnął mapę i znalazł w niej drogę do spiżarni gdzie trzeba było posprzątać….
Occ:
z/t ->Spiżarnia
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Czw Lut 21, 2013 5:47 pm
Vivian już miała się poważnie zestresować brakiem informacjo odnośnie walki, kiedy niespodziewanie przerwała jej Saiyan’ka. W pewnym sensie dziewczyna odetchnęła. Nie to, że bała się trenować razem z Nashi, czuła się skrępowana dzielącą ich różnicą. Świeżak i wojownik. Pewnie nie udałoby się jej ustawić prawidłowo prostej gardy…
Nie było czasu na narzekanie, b owojowniczka przyciągnęła do nich Vernila. Ósemka na początku nie poznała chłopaka, taki był spokojny i zmęczony walką. Dopiero po momencie rozpoznała w nim halfa urządzającego rozróbę w drugiej części sali. Tak się spięła, że nie zauważyła jak skończył rozrabiać i usiadł na ławce. Teraz stał obok nich, z nieco zaskoczoną miną i można by rzec, nie miał nic wspólnego z setką rozwalonych manekinów.
Słuchała uważnie dziewczyny trenera, nie krzywiąc się nawet gdy usłyszała o sprzątaniu. Mogło być gorzej, to mogły być kible… Nasłuchała się wystarczającej ilości narzekań przybranego brata. Pamiętała jak bandażowała mu plecy, kiedy z muszli klozetowej wyskoczyło coś demonopodobnego i poorało mu ciało.~Swoją drogą, to porządna z niej osoba.~ Przeszło jej przez myśl, kiedy patrzyła na wojowniczkę. ~Trener usypia na zajęciach, to przejmuje obowiązki za chłopaka. I nie wiadomo czy jest tak wielkoduszna, czy po prostu nie ma wyboru…~
- Piękna? – Poruszyła wargami bezgłośnie. Słowo jakoś tu nie pasowało. Nigdy nie uważała się za ślicznotkę, ba, jej zapędy i styl bycia sprawiały, że z reguły kończyła cała odrapana. Raczej nie wygląda na miss, tego Vivian była pewna.
Otrzymała pierwszy rozkaz w swojej karierze mięsa armatniego. Nie można zmarnować takiej okazji.
Skinieniem głowy pożegnała się z Altairem.
- Może innym razem Altairze. Na razie. - Pożegnała się, uśmiechając przepraszająco.
Odchodząc rzuciła okiem na wojowniczkę, siedzącą przy trenerze. Istne wcielenie cierpliwości wobec tego lenia. Jakby na potwierdzenie, Saiyan zachrapał donośnie.
Szybko nałożyła kurtkę i poszła z Vernilem. Half nie wydawał się zły, a fakt, że ma się nią opiekować, jakoś jej nie przeszkadzał. Był drugą osobą, na oko w jej wieku, no i taką która pierwsza się do niej odezwała. Odpowiedziała mu ostrożnym uśmiechem, a w oczach pojawiły się brązowe iskierki, kiedy się przedstawiała.
- Vivian, ale mów mi Ósemka. Wszyscy tak na mnie wołają. – Uścisnęła jego rękę. I tak samo jak przy Altairze, chłopak też miał pewną dłoń. Axdra mówił prawdę, poznasz wojownika po uścisku.
Wyszli na korytarz. Vivian zerknęła na mapkę w dłoni Vernila i podążyła za nim w stronę spiżarni.
Swoją drogą, co może czekać ich w takim miejscu? Dziewczyna trenera wspomniała coś o ciekawym raporcie... Ósemka nie wiedziała, czy powinna zacząć się bać.
OCC:
[zt]---> Spiżarnia
Nie było czasu na narzekanie, b owojowniczka przyciągnęła do nich Vernila. Ósemka na początku nie poznała chłopaka, taki był spokojny i zmęczony walką. Dopiero po momencie rozpoznała w nim halfa urządzającego rozróbę w drugiej części sali. Tak się spięła, że nie zauważyła jak skończył rozrabiać i usiadł na ławce. Teraz stał obok nich, z nieco zaskoczoną miną i można by rzec, nie miał nic wspólnego z setką rozwalonych manekinów.
Słuchała uważnie dziewczyny trenera, nie krzywiąc się nawet gdy usłyszała o sprzątaniu. Mogło być gorzej, to mogły być kible… Nasłuchała się wystarczającej ilości narzekań przybranego brata. Pamiętała jak bandażowała mu plecy, kiedy z muszli klozetowej wyskoczyło coś demonopodobnego i poorało mu ciało.~Swoją drogą, to porządna z niej osoba.~ Przeszło jej przez myśl, kiedy patrzyła na wojowniczkę. ~Trener usypia na zajęciach, to przejmuje obowiązki za chłopaka. I nie wiadomo czy jest tak wielkoduszna, czy po prostu nie ma wyboru…~
- Piękna? – Poruszyła wargami bezgłośnie. Słowo jakoś tu nie pasowało. Nigdy nie uważała się za ślicznotkę, ba, jej zapędy i styl bycia sprawiały, że z reguły kończyła cała odrapana. Raczej nie wygląda na miss, tego Vivian była pewna.
Otrzymała pierwszy rozkaz w swojej karierze mięsa armatniego. Nie można zmarnować takiej okazji.
Skinieniem głowy pożegnała się z Altairem.
- Może innym razem Altairze. Na razie. - Pożegnała się, uśmiechając przepraszająco.
Odchodząc rzuciła okiem na wojowniczkę, siedzącą przy trenerze. Istne wcielenie cierpliwości wobec tego lenia. Jakby na potwierdzenie, Saiyan zachrapał donośnie.
Szybko nałożyła kurtkę i poszła z Vernilem. Half nie wydawał się zły, a fakt, że ma się nią opiekować, jakoś jej nie przeszkadzał. Był drugą osobą, na oko w jej wieku, no i taką która pierwsza się do niej odezwała. Odpowiedziała mu ostrożnym uśmiechem, a w oczach pojawiły się brązowe iskierki, kiedy się przedstawiała.
- Vivian, ale mów mi Ósemka. Wszyscy tak na mnie wołają. – Uścisnęła jego rękę. I tak samo jak przy Altairze, chłopak też miał pewną dłoń. Axdra mówił prawdę, poznasz wojownika po uścisku.
Wyszli na korytarz. Vivian zerknęła na mapkę w dłoni Vernila i podążyła za nim w stronę spiżarni.
Swoją drogą, co może czekać ich w takim miejscu? Dziewczyna trenera wspomniała coś o ciekawym raporcie... Ósemka nie wiedziała, czy powinna zacząć się bać.
OCC:
[zt]---> Spiżarnia
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Czw Lut 21, 2013 7:39 pm
Krwistooki chłopak ze spokojem czekał na odpowiedź nowo poznanej saiyanki. Przedstawiła się jako "Ósemka" gdzie też jednakże szybko się poprawiła i mu zdradziła swoje imię. To było dla niego dziwne przezwisko, a nie wie nawet skąd się ono wzięło. Po za tym jednakże nie używa przezwisk, gdyż one są jednak zazwyczaj...obraźliwe, tym bardziej u ogoniastych wojowników. Uścisnęła jego dłoń i przez chwilę patrzyli sobie głęboko w oczy. Pewnie ich kolor mógł wystraszyć dziewczynę. Z resztą nie zdziwiłby się temu, gdyż jakby widział taką osobę sam mógłby czuć strach. Na szczęście nie miał jeszcze takiego przeciwnika gdzie by to uczucie odczuwał...a nie jednak był...Kraken. Najgorszy przeciwnik z jakim się zmierzył, gdzie też śmierć poniósł Siegrein. W końcu Vivian odpowiedziała mu i na dodatek zgodziła się na trening. W głębi duszy się cieszył i już miał zamiar coś jej powiedzieć, gdy wspomniała, że to jej pierwszy trening, by też na koniec się go spytać czy mógłby ją nauczyć jakiś ciosów. Oczywiście mu to nie przeszkadzało, bo doskonale wiedział, że jest tu nowa i nie wiadomo czy trenowała tak jak to by robiła reszta. Już miał zamiar jej odpowiedzieć, gdy nagle podeszła do nich jakaś kobieta. Popatrzyła się na leniucha i wspomniała coś, że lepiej go nie budzić. Następnie jednak spoglądała gdzieś na boki za kimś się rozglądając i też odeszła po kogoś gdzie też przyprowadziła brązowowłosego który robił poprzednio niezłe zamieszanie.
"-Chyba lubi być w centrum uwagi."
Pomyślał tak o tym gościu, ale czy było tak na prawdę? W końcu też wyjaśniło się kim jest ta nieznajoma. Okazało się, że jest dziewczyną śpiącego trenera i mu "pomaga". Albo raczej odwala za niego brudną robotę. Niestety to co ta kobieta mówiła dalej trochę go zaskoczyło. Słysząc to, że Vivian będzie wysłana na misję do spiżarni, trochę go zasmuciła. Cicho westchnął na to wydarzenie. No trudno innym razem z nią potrenuje. Przyzwyczaił się do tego, że ma pecha. Najpierw pojawienie się w tym wymiarze, potem amnezja i dołączenie do akademii. Wizyta w koszarach i poznanie jaskiniowca, walka z Krakenem i utrata towarzysza. Kolejny raz ponownie by jednego utracił, ale na szczęście jego plan się powiódł. Niestety teraz też nie ma farta. Jak to się mówi...raz pod wozem...koniom lżej? Coś chyba pokręcił. Z resztą to nieważne. Miał zamiar przeprosić dziewczynę i powiedzieć jej, że potrenują później. Jednakże ona go wyprzedziła i pożegnała się. No cóż...
-Powodzenia...i na razie.
To jedyne było co odpowiedział. Patrzył jeszcze długo jak ta odchodziła i w końcu pomyślał co może jeszcze zrobić. W końcu jednakże kobieta odezwała się do niego i wspomniała o Namek na co ponownie westchnął. Przecież dostał wiadomość, że lot jest opóźniony...chociaż pewnie już to naprawili. Nie miał wielkiego wyboru i zaczął się kierować w stronę portu, mając nadzieję, że jednak jeszcze tu wróci.
OCC: Sala Treningowa -> Wejście Do Portu
"-Chyba lubi być w centrum uwagi."
Pomyślał tak o tym gościu, ale czy było tak na prawdę? W końcu też wyjaśniło się kim jest ta nieznajoma. Okazało się, że jest dziewczyną śpiącego trenera i mu "pomaga". Albo raczej odwala za niego brudną robotę. Niestety to co ta kobieta mówiła dalej trochę go zaskoczyło. Słysząc to, że Vivian będzie wysłana na misję do spiżarni, trochę go zasmuciła. Cicho westchnął na to wydarzenie. No trudno innym razem z nią potrenuje. Przyzwyczaił się do tego, że ma pecha. Najpierw pojawienie się w tym wymiarze, potem amnezja i dołączenie do akademii. Wizyta w koszarach i poznanie jaskiniowca, walka z Krakenem i utrata towarzysza. Kolejny raz ponownie by jednego utracił, ale na szczęście jego plan się powiódł. Niestety teraz też nie ma farta. Jak to się mówi...raz pod wozem...koniom lżej? Coś chyba pokręcił. Z resztą to nieważne. Miał zamiar przeprosić dziewczynę i powiedzieć jej, że potrenują później. Jednakże ona go wyprzedziła i pożegnała się. No cóż...
-Powodzenia...i na razie.
To jedyne było co odpowiedział. Patrzył jeszcze długo jak ta odchodziła i w końcu pomyślał co może jeszcze zrobić. W końcu jednakże kobieta odezwała się do niego i wspomniała o Namek na co ponownie westchnął. Przecież dostał wiadomość, że lot jest opóźniony...chociaż pewnie już to naprawili. Nie miał wielkiego wyboru i zaczął się kierować w stronę portu, mając nadzieję, że jednak jeszcze tu wróci.
OCC: Sala Treningowa -> Wejście Do Portu
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Czw Lut 21, 2013 9:56 pm
Niestety Kadetowi wszystko się wydawało, nie osiągnął on tego czego chciał. Był tak tym podekscytowany, że ubzdurał to sobie wszystko w swojej głowie. Miał nadzieję, że uda mu się, lecz niestety, nie wyszło mu.
Zmęczony pokierował się w stronę wyjścia, ponieważ nic nie miał lepszego do roboty na sali. Jednym kątem oka, widział że jakaś saiyanka wydaję polecenia kadetom, oczywiście jeśli tacy znaleźli się na sali.
On to olał i wyszedł z sali, poszedł do swojej kwatery odpocząć. Po chwili, znalazł się już na korytarzu, oczywiście teraz było pustki, przez to, że Król zażyczył sobie podbijania planet, nic dziwnego, pewnie chcę pokazać, że saiyanie są twardzi.
Nie miał nawet siły dojść do swojej kwatery, więc wrócił z powrotem i poszedł sobie gdzieś klapnąć w kąt. Miał nadzieję, że nikt mu nie będzie truł, był tam zmęczony jak nigdy.
Gdy już był przy ścianie, oparł się o nią plecami, po chwili, osunął się po niej i już siedział na podłodze, miał nadzieję, że nikomu nie będzie przeszkadzać to, że sobie tak odpoczywa, wreszcie się napracował.
Ledwo patrzył na oczy, nie czuł nigdy takiego zmęczenia, przypomniał sobie chwilę, jak jeszcze jego rodzina był na planecie, to były dobre i złe wspomnienia:
Wspomnienia - Parę lat wcześniej. Niewielki domek z paroma mieszkańcami. Ojciec właśnie szykował się do porannego treningu, dzieci oczywiście patrzyły z zaciekawieniem, bowiem miały nadzieję stać się tak silny jak on.
Wyszedł on na niewielkie podwórko, wystarczało mu oczywiście takie, a dzieci zasiadały w Altance, ponieważ przyglądały się wysiłkom swojego Ojca.
-Pokażę wam jak się to robi dzieciaki. - zrobił uśmieszek i zaczął trening. Dzieci tylko wytrzeszczyły gały i patrzyły z niedowierzaniem na Staruszka, jaki to on jest silny i wytrzymywały.
Po paru minutach treningu, poprosił on najpierw swojego syna, Blade'a. Był trochę nierozgarnięty jako dzieciak, za bardzo nie umiał jeszcze walczyć, wreszcie kiedyś musiał się nauczyć jak miał iść do Akademii.
-Jeśli mnie trafisz, zabiorę ciebie i twoją siostrę do parku - Jego uśmiech był bardzo poważny, jak i wyraz twarzy, oznaczało to, że był z nimi bardzo szczery.
Blade rzucił się z pięściami na Tatę, lecz ten unikał wszystkich jego ataków, zaraz po tym, Ojciec zamachnął się i walnął delikatnie chłopaka, przez co poleciał do tyłu, niechcący prawie połamał płot.
-Pamiętaj, nie możesz wyłącznie atakować, jest coś takiego jak obrona, bez tego twój przeciwnik pokona cię w mgnieniu oka, teraz chodź ty Klen, pokaż bratu co potradisz. - Staruszek miał z tego niezły ubaw, ale chciał wiedzieć, które z jego dzieci jest silniejsze.
Kiedy Siostrzyczka Blade'a zaatakowała Ojca, była odrobinę szybsza od braciszka. Po chwili, zadrasnęła Tatę w twarz, ale ten delikatnie ją odepchnął do tyłu, przez co przez chwilę się dusiła, wreszcie trafił ją niespecjalnie w splot.
-No dobrze młodziaki, pójdziemy do tego parku. - Jego wyraz, pokazywał sam za siebie, że jest dumny ze swoich dzieci, lecz miłe chwilę przeminęły, gdy przyszedł do niego jeden z Dowódców na Vegecie.
Staruszek niestety musiał z nim iść, dzieci zostały w domu, bawiły się jak to one, lecz powinny trenować. Po paru godzinach, Ojciec wrócił do domu, dzieci się od razu do niego rzuciły i go tuliły, ale widać że po jego twarzy nie życzył sobie tego. Kiedy dzieciaki spojrzały się na Ojca, widać na jego twarzy łzy i złość, dowiedział się, że jego żona poległa na jednej z misji.
Był bardzo zdenerwowany, chciał się wyżyć, ale nie mógł przy swoich dzieciach, więc odwrócił się z powrotem w stronę drzwi i rzekł:
-Niedługo jestem, zostańcie w domu, macie się nie oddalać. - Powiedział to poważnym głosem i wyszedł z domu. Blade i Klen zostali sami w domu. Postanowili więc potrenować, więc wyszli na podwórko i zaczęli sparing.
Dziewczyna była szybsza, przez co chłopak dostawał niezłe baty, złapała go za jego ubranie i rzuciła, przez co trafił w drzewo. Zsunął się po nim, był ogłuszony przez to walniecie.
-I ty masz lecieć z Ojcem na misję, jestem od ciebie dużo silniejsza, nie dałbyś rady nawet z potworem. - Powiedziała siostra w stronę brata, poprawiając przy tym swoje włosy.
Nagle można było wyczuć niewielkie trzęsienie ziemi i krzyk, który był echem, ktoś naprawdę był wściekły, że aż było go słychać. Rodzeństwo nie domyślało się niestety, że to jest ich Ojciec, więc siostra wniosła nieprzytomnego brata do domu. Po powrocie Ojca do domu, dziewczynka zrobiła obiad, bo została nauczona jak się robi niektóre dania przez jej matkę.
Niestety, Tata nie miał czasu na jedzenie, poszedł do swojej szafy i wyjął zbroję wojskową. Córka z zaciekawieniem podeszła do staruszka i zapytała:
-Coś się stało, w ogóle kiedy Mama wraca ? - Powiedziała to z przejęciem i ze słodką minką w oczach. Kiedy on to usłyszał, bardziej był zdenerwowany, dalej zaczął wszystko szykować na podróż. Spojrzał się poważnie na córkę, przyklęknął przy niej i powiedział:
-Nie wspominaj więcej o Matce, pakuj się, wylatujemy. - Powiedział to donośnym głosem i zaczął dalej się pakować.
Po spakowaniu się, napisał list synowi, położył go na stole w kuchni, wyszedł z córką i poszedł w stronę portu. Kiedy młody Blade obudził się, zobaczył że nikogo nie ma w domu, tylko kartka, a na niej wiadomość:
- Te słowa właśnie zawierał list, chłopak nie mógł się pogodzić, że Rok przed przystąpieniem do Akademii, został pozbawiony Ojca, jak i siostry, to był dla niego cios w serce. Zostawiony przez własną rodzinę, upuścił przez to list i stał osłupiony przez dłuższą chwilę.
-Z-zostawili mnie....... - Dzieciak nie mógł się po tym pozbierać, ukląkł na kolanach, zaczął walić pięściami w podłogę, lecz nawet jej porządnie nie wgniótł.
Blade nagle otrząsnął się, przez to osłabienie, przypomniał sobie moment jego życia, którego bardzo nie lubił. Miał nadzieję niedługo pójść do kwatery i odpocząć, ale że nie mógł się ruszyć, dalej leżał oparty przy ścianie.
Zmęczony pokierował się w stronę wyjścia, ponieważ nic nie miał lepszego do roboty na sali. Jednym kątem oka, widział że jakaś saiyanka wydaję polecenia kadetom, oczywiście jeśli tacy znaleźli się na sali.
On to olał i wyszedł z sali, poszedł do swojej kwatery odpocząć. Po chwili, znalazł się już na korytarzu, oczywiście teraz było pustki, przez to, że Król zażyczył sobie podbijania planet, nic dziwnego, pewnie chcę pokazać, że saiyanie są twardzi.
Nie miał nawet siły dojść do swojej kwatery, więc wrócił z powrotem i poszedł sobie gdzieś klapnąć w kąt. Miał nadzieję, że nikt mu nie będzie truł, był tam zmęczony jak nigdy.
Gdy już był przy ścianie, oparł się o nią plecami, po chwili, osunął się po niej i już siedział na podłodze, miał nadzieję, że nikomu nie będzie przeszkadzać to, że sobie tak odpoczywa, wreszcie się napracował.
Ledwo patrzył na oczy, nie czuł nigdy takiego zmęczenia, przypomniał sobie chwilę, jak jeszcze jego rodzina był na planecie, to były dobre i złe wspomnienia:
Wspomnienia - Parę lat wcześniej. Niewielki domek z paroma mieszkańcami. Ojciec właśnie szykował się do porannego treningu, dzieci oczywiście patrzyły z zaciekawieniem, bowiem miały nadzieję stać się tak silny jak on.
Wyszedł on na niewielkie podwórko, wystarczało mu oczywiście takie, a dzieci zasiadały w Altance, ponieważ przyglądały się wysiłkom swojego Ojca.
-Pokażę wam jak się to robi dzieciaki. - zrobił uśmieszek i zaczął trening. Dzieci tylko wytrzeszczyły gały i patrzyły z niedowierzaniem na Staruszka, jaki to on jest silny i wytrzymywały.
Po paru minutach treningu, poprosił on najpierw swojego syna, Blade'a. Był trochę nierozgarnięty jako dzieciak, za bardzo nie umiał jeszcze walczyć, wreszcie kiedyś musiał się nauczyć jak miał iść do Akademii.
-Jeśli mnie trafisz, zabiorę ciebie i twoją siostrę do parku - Jego uśmiech był bardzo poważny, jak i wyraz twarzy, oznaczało to, że był z nimi bardzo szczery.
Blade rzucił się z pięściami na Tatę, lecz ten unikał wszystkich jego ataków, zaraz po tym, Ojciec zamachnął się i walnął delikatnie chłopaka, przez co poleciał do tyłu, niechcący prawie połamał płot.
-Pamiętaj, nie możesz wyłącznie atakować, jest coś takiego jak obrona, bez tego twój przeciwnik pokona cię w mgnieniu oka, teraz chodź ty Klen, pokaż bratu co potradisz. - Staruszek miał z tego niezły ubaw, ale chciał wiedzieć, które z jego dzieci jest silniejsze.
Kiedy Siostrzyczka Blade'a zaatakowała Ojca, była odrobinę szybsza od braciszka. Po chwili, zadrasnęła Tatę w twarz, ale ten delikatnie ją odepchnął do tyłu, przez co przez chwilę się dusiła, wreszcie trafił ją niespecjalnie w splot.
-No dobrze młodziaki, pójdziemy do tego parku. - Jego wyraz, pokazywał sam za siebie, że jest dumny ze swoich dzieci, lecz miłe chwilę przeminęły, gdy przyszedł do niego jeden z Dowódców na Vegecie.
Staruszek niestety musiał z nim iść, dzieci zostały w domu, bawiły się jak to one, lecz powinny trenować. Po paru godzinach, Ojciec wrócił do domu, dzieci się od razu do niego rzuciły i go tuliły, ale widać że po jego twarzy nie życzył sobie tego. Kiedy dzieciaki spojrzały się na Ojca, widać na jego twarzy łzy i złość, dowiedział się, że jego żona poległa na jednej z misji.
Był bardzo zdenerwowany, chciał się wyżyć, ale nie mógł przy swoich dzieciach, więc odwrócił się z powrotem w stronę drzwi i rzekł:
-Niedługo jestem, zostańcie w domu, macie się nie oddalać. - Powiedział to poważnym głosem i wyszedł z domu. Blade i Klen zostali sami w domu. Postanowili więc potrenować, więc wyszli na podwórko i zaczęli sparing.
Dziewczyna była szybsza, przez co chłopak dostawał niezłe baty, złapała go za jego ubranie i rzuciła, przez co trafił w drzewo. Zsunął się po nim, był ogłuszony przez to walniecie.
-I ty masz lecieć z Ojcem na misję, jestem od ciebie dużo silniejsza, nie dałbyś rady nawet z potworem. - Powiedziała siostra w stronę brata, poprawiając przy tym swoje włosy.
Nagle można było wyczuć niewielkie trzęsienie ziemi i krzyk, który był echem, ktoś naprawdę był wściekły, że aż było go słychać. Rodzeństwo nie domyślało się niestety, że to jest ich Ojciec, więc siostra wniosła nieprzytomnego brata do domu. Po powrocie Ojca do domu, dziewczynka zrobiła obiad, bo została nauczona jak się robi niektóre dania przez jej matkę.
Niestety, Tata nie miał czasu na jedzenie, poszedł do swojej szafy i wyjął zbroję wojskową. Córka z zaciekawieniem podeszła do staruszka i zapytała:
-Coś się stało, w ogóle kiedy Mama wraca ? - Powiedziała to z przejęciem i ze słodką minką w oczach. Kiedy on to usłyszał, bardziej był zdenerwowany, dalej zaczął wszystko szykować na podróż. Spojrzał się poważnie na córkę, przyklęknął przy niej i powiedział:
-Nie wspominaj więcej o Matce, pakuj się, wylatujemy. - Powiedział to donośnym głosem i zaczął dalej się pakować.
Po spakowaniu się, napisał list synowi, położył go na stole w kuchni, wyszedł z córką i poszedł w stronę portu. Kiedy młody Blade obudził się, zobaczył że nikogo nie ma w domu, tylko kartka, a na niej wiadomość:
-Niestety nie mogliśmy czekać aż się ockniesz, wyruszamy na daleką podróż, mam nadzieję, że dasz sobie radę samemu na tej planecie, pewnie i tak poznasz kogoś w Akademii z kim się będziesz trzymać.
Mam nadzieję, że jak wrócę, nie będziesz na mnie zły. Niedługo wrócimy. Powodzenia w Akademii.
Mam nadzieję, że jak wrócę, nie będziesz na mnie zły. Niedługo wrócimy. Powodzenia w Akademii.
- Te słowa właśnie zawierał list, chłopak nie mógł się pogodzić, że Rok przed przystąpieniem do Akademii, został pozbawiony Ojca, jak i siostry, to był dla niego cios w serce. Zostawiony przez własną rodzinę, upuścił przez to list i stał osłupiony przez dłuższą chwilę.
-Z-zostawili mnie....... - Dzieciak nie mógł się po tym pozbierać, ukląkł na kolanach, zaczął walić pięściami w podłogę, lecz nawet jej porządnie nie wgniótł.
Blade nagle otrząsnął się, przez to osłabienie, przypomniał sobie moment jego życia, którego bardzo nie lubił. Miał nadzieję niedługo pójść do kwatery i odpocząć, ale że nie mógł się ruszyć, dalej leżał oparty przy ścianie.
Re: Sala treningowa
Sob Lut 23, 2013 12:32 am
Saiyan'ka długo zwlekała, jednak w końcu podeszła ostrożnie do Blade'a. Kucnęła przy nim i kładąc mu dłoń na ramieniu zagadnęła:
- Heej, dobrze się czujesz? Bo jeśli tak, to chciałabym żebyś udał się w jedno miejsce.
Cierpliwie czekała, aż kadet się pozbiera. Gdy w końcu to nastąpiło, uśmiechnęła się dobrodusznie i rzekła:
- Właśnie dostałam raport z magazynu. Facet który tam pracował gdzieś się zawieruszył. Mógłbyś zastąpić go do czasu, aż go znajdziemy? To nie powinno potrwać długo. Chyba mogę na Ciebie liczyć co? - spytała puszczając mu oczko.
Ta kobieta wiedziała jak podejść faceta. Choć z drugiej strony trudnego zadania nie miała, piękna niewiasta z łatwością podejdzie niekoniecznie inteligentną małpę.
OCC:
Wędrujesz tutaj --> https://dbng.forumpl.net/t238-magazyn-zbrojownia. Jeśli dobrze się spiszesz, to nie ominie Cię nagroda.
- Heej, dobrze się czujesz? Bo jeśli tak, to chciałabym żebyś udał się w jedno miejsce.
Cierpliwie czekała, aż kadet się pozbiera. Gdy w końcu to nastąpiło, uśmiechnęła się dobrodusznie i rzekła:
- Właśnie dostałam raport z magazynu. Facet który tam pracował gdzieś się zawieruszył. Mógłbyś zastąpić go do czasu, aż go znajdziemy? To nie powinno potrwać długo. Chyba mogę na Ciebie liczyć co? - spytała puszczając mu oczko.
Ta kobieta wiedziała jak podejść faceta. Choć z drugiej strony trudnego zadania nie miała, piękna niewiasta z łatwością podejdzie niekoniecznie inteligentną małpę.
OCC:
Wędrujesz tutaj --> https://dbng.forumpl.net/t238-magazyn-zbrojownia. Jeśli dobrze się spiszesz, to nie ominie Cię nagroda.
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Sob Lut 23, 2013 1:00 am
Po długim leżeniu pod ścianą, uniósł niewiele głowę i zobaczył zastępczynie jednego z trenerów. Trochę go to zdziwiło, że saiyanka się o niego zamartwiała, przecież wreszcie są morderczą rasą i każdy się nawzajem nienawidzi, ale to nie było teraz istotne.
Powoli podniósł się i zaczął dokładnie wysłuchiwać saiyanki, poprosiła go o zastąpienie grubaska w magazynie.(To chyba nie będzie takie trudne) - pomyślał sobie i kiwnął głową na zrozumienie zadania, nawet by jej nie mógł zlekceważyć, było bardzo ładną saiyanką.
-Zobaczę co da się zrobić - powiedział to zmęczony głosem i pokierował się w stronę magazynu w stylu pijackim.
Miał tylko nadzieję, że na nikogo nie wpadnę przez ten czas. Gdy tak szedł, poczuł że zaczyna odzyskiwać sił, więc nie musiał się przez całą drogę podpierać ściany jedną ręką. Gdy tak maszerował sobie, myślał o tym wszystkim, dziwnie się czuł, przez to, że tak naprawdę nie osiągnął super formy, lecz to było tylko optyczne złudzenie, które okłamało go, przez co mógł doznać depresji.
Nie chciał się tym za bardzo przejmować, ponieważ wiedział, że każdego na pewno to czeka. Uśmiechnął się, podniósł się trochę na duchu i dostojnym krokiem zaczął iść do swojego celu.
Gdy już był w piwnicach, słyszał on jakieś hałasy w spiżarni, ale nie chciał tam wchodzić, ponieważ miał ważniejsze rzeczy na głowie. Kiedy po paru minutach, dotarł na miejsce, otworzył drzwi i wszedł do Zbrojowni.
z/t -Magazyn/Zbrojownia.
Powoli podniósł się i zaczął dokładnie wysłuchiwać saiyanki, poprosiła go o zastąpienie grubaska w magazynie.(To chyba nie będzie takie trudne) - pomyślał sobie i kiwnął głową na zrozumienie zadania, nawet by jej nie mógł zlekceważyć, było bardzo ładną saiyanką.
-Zobaczę co da się zrobić - powiedział to zmęczony głosem i pokierował się w stronę magazynu w stylu pijackim.
Miał tylko nadzieję, że na nikogo nie wpadnę przez ten czas. Gdy tak szedł, poczuł że zaczyna odzyskiwać sił, więc nie musiał się przez całą drogę podpierać ściany jedną ręką. Gdy tak maszerował sobie, myślał o tym wszystkim, dziwnie się czuł, przez to, że tak naprawdę nie osiągnął super formy, lecz to było tylko optyczne złudzenie, które okłamało go, przez co mógł doznać depresji.
Nie chciał się tym za bardzo przejmować, ponieważ wiedział, że każdego na pewno to czeka. Uśmiechnął się, podniósł się trochę na duchu i dostojnym krokiem zaczął iść do swojego celu.
Gdy już był w piwnicach, słyszał on jakieś hałasy w spiżarni, ale nie chciał tam wchodzić, ponieważ miał ważniejsze rzeczy na głowie. Kiedy po paru minutach, dotarł na miejsce, otworzył drzwi i wszedł do Zbrojowni.
z/t -Magazyn/Zbrojownia.
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Nie Mar 17, 2013 1:38 am
https://www.youtube.com/watch?v=Kti1wF8pqok (Tak, żeby się milej czytało :3)
Kiedy Saiyan już wyszedł ze swojej kwatery, od razu pokierował się w stronę sali treningowej, ponieważ ów tam miał skończyć swój trening, dokładniej rzecz biorąc, drugą jego część. Po kilku minutach, znalazł się przy recepcji, nigdy nie lubił schodzić po schodach, które były wcześniej, dlatego sobie zlatywał nad nimi, było mu o wiele wygodniej.
Oczywiście przy recepcji nikogo nie było, nawet nie widać było nowych kadetów, a to się rzadko zdarza. Wiedział, że już niedługo zbliży się do sali, w której skończy swój zacny trening. Kadet mógł z dala słyszeć jakieś tam hałasy dobiegające z sali, ale to jest normalna sprawa.
Kiedy już był w sali, strasznie wiało pustkami, ale to nie było dziwne, większość saiyan wyleciała na jakieś zadania w kosmos, a Blade się musiał niestety męczyć w tej oto Akademii, w której teraz ogólnie przebywa. Gdy już wszedł do sali, podbiegł w swoje ulubione miejsce do trenowania, bo każdy zazwyczaj gdzie indziej trenował, a on zawsze miał już swoje wyznaczone miejsce, rzadko kto tam się pokazywał, ale zazwyczaj, gdy
Blade kończył swój trening, pokazywał się ktoś na jego miejscu. Kiedy już się tutaj znalazł, wziął sobie z pod ściany jeden z worków treningowych, żeby najpierw potrenować, na koniec miał zamiar załatwić ulepszonego manekina, którego wcześniej już załatwił, ale miał nadzieję, że dokupili jakiś nowy lepszy sprzęt.
Czarnowłosy skończył wieszać worek, od razu zaczął go bić w różne miejsca, przez co strasznie się wahał i latał na różne boki. Oczywiście, nie zapomniał, żeby używać także nóg, musiał wszyściuteńko trenować, nawet czasem raz zdarzyło mu się walnąć z główki. Kiedy tak powalił z piętnaście minut worek, nie miał zamiaru przestawać, starał się go rozciąć, jak ten co zniszczył u siebie w pokoju.
Pot z pływał z saiyana jak deszczówka z rynny, ale nie przeszkadzało mu to w dalszym obijaniu worka. Nadal nie wiedział jak poniektórzy saiyanie mogą przemieniać się w te złote formy, nadal nie mógł o tym zapomnieć, przez co jego myśli o tym, przeszkadzały mu nieco w treningu, ale starał się na to nie zwracać za bardzo uwagi.
Po kolejnych 15 minutach walenia w worek, nadal się nie chciał zniszczyć, więc Czarnowłosy zrobił salto do tyłu, rozpędził się na worek i przygrzmocił tak mocno z prawego sierpowego, że łańcuch, który był zaczepiony na suficie pękł i worek wbił się w ścianę sali.
Kadet złapał kilka porządnych oddechów, jego pięść lekko zaczerwieniła się, lecz nie było widać żadnego krwawienia. Podszedł na chwilę do wbitego zmasakrowanego worka do treningu, wyjął go z tej ściany, gdy go wyciągnął, zobaczył wgniecenie po nim, ma nadzieję, że nic mu za to nie zrobią, i tak większość ki blastów robi dziury w podłodze, czy tez na suficie, więc miał nadzieję, że to też będzie pryszcz.
Kiedy odłożył na bok zniszczony przedmiot do treningu, postanowił się zająć swoim największym wrogiem wśród maszyn do ćwiczeń, manekinem. Saiyan po chwili znalazł się przy specjalnym urządzeniu, które wysuwało z podłogi manekiny, ponieważ chcieli zaoszczędzić na miejscu.
Kiedy już uruchomił ów urządzenie, z ziemi wysunął się manekin, lecz chyba był troszeczkę zmodyfikowany niż inne. Kiedy odszedł od maszyny, od razu pokierował się w stronę wysuniętego manekina, który stał na jakimś palu czy czymś, jak to zazwyczaj. Saiyan po chwili, ustawił się w pozycji do ataku, po czym zaczął napastować manekina swoimi ciosami, które szybko zadawał.
Wiedział, że tak łatwo nie zniszczy go, dla niego, to na 100 procent był jakiś nowy model, o bardzo wytrzymałym materiale, którego prawie nie dało się zniszczyć. Wiedział, że jak mu się uda, trener będzie z niego dumny, który i tak nic nie widzi, ponieważ albo śpi, albo jest na jakiejś misji.
Kiedy po paru minutach atakowania manekina, ten nawet nie miał na sobie rysy, po prostu stał jak nówka sztuka, lecz Blade nie miał zamiaru się poddać. Odskoczył kawałek do niego, dzięki czemu kilkukrotnie zaszarżował na niego, lecz to nawet nie dawało żadnych skutków, choć tylko i wyłącznie z lekka go wyginało do tyłu.
Czarnowłosy ponownie parę razy złapał oddech i znowu zaczął napierać na manekina. Nie miał zamiaru używać białej aury, bo to bez sens, choć jeśli nadal nie będzie się niszczył, to nie będzie miał innego wyboru jak użycie jej. Zaczął odchylać bardziej swoje dłonie, żeby jego ataki pięściami były bardziej skuteczniejsze.
Po kolejnym upływie czasu, Saiyan był nieco zmęczony, z lekka pot mu zaczął przeszkadzać, bo wytwarzał go aż za dużo. Nagle chwilę pomyślał, poleciał pod sam sufit, z samej góry, zaszarżował na swój cel, który był strasznie blisko. Kiedy już w niego trafił ze swojego nalotu, odpadła manekinowi co najwyżej, kawałek rączki, nie cała, tylko jedna część.
Kiedy Saiyan zobaczył, że manekin stracił i wyłącznie dłoń, trochę był w szoku, przez to że zrobił szarżę, zaczął krwawić z lewej ręki. Pomasował się chwilę po niej, po czym zaczął dalej atakować twardy cel, który nic a nic nie chciał się rozpaść. Złapał nieruchomego przeciwnika za barki i walnął go z główki, lecz to był zły pomysł, ponieważ rozwalił sobie czoło, wcześniej też tak kiedyś zrobił przy jednym z jego treningów.
Można było zobaczyć na czole masowe ślady krwi, nawet zaczęła mu powoli ściekać po twarzy, przez co mógł wydawać się trochę straszny. Czarnowłosy w mig wytarł krew, ponieważ ciekła mu po oczach, a przez to w ogóle nic nie widział, zrobiło mu się wszystko na czerwono.
Zacisnął mocno pięść, po czym zaczął dalej atakować manekina, lecz był bardziej zły, był w takim gniewie, czuł że da radę wreszcie go położyć na łopatki. Po chwili przestał go atakować, spojrzał się tak bez oznaki na wprost, zamurowało go, nie wiedział co może zrobić. Poczuł na sobie wielki paraliż, tak jakby ktoś się na niego patrzył przez cały ten czas, lecz odchylił zaraz prawą dłoń, jak najdalej mógł i walnął z całej siły w twarz przedmiotu do treningu, zaczął tą pięść dociskać, po to by wreszcie zaszkodzić maszynie treningowej.
Nic to jednak nie dało, więc coraz mocniej zaczął walić manekina po twarzy, a to raz z lewej pięści, a to raz z prawej pięści. Zaczął zadawać ciosy coraz szybciej, ciągle przyśpieszał, widział że zrobiły się rysy na twarzy maszyny ćwiczącej. Nagle odleciał pod samą ścianę, nie widział kiedy znalazł się pod nią, tak szybko pod nią się znalazł.
Zaraz po tym, Saiyan odchylił jak najbardziej rękę i poleciał w stronę przeciwnika, który był nadziany na kij, którym się utrzymywał. Kiedy tak jakby przebił się przez głowę, tak to wyglądało po trafieniu w manekina, kadet odwrócił się w jego stronę i zobaczył, że nic mu się nie stało na tyle głowy, lecz kiedy podleciał, żeby zobaczyć czy odniósł jakieś obrażenia z przodu, twarz maszyny była wgnieciona cała, tak jakby ktoś ją zmasakrował.
Blade powoli oddychał, odczuwał silne zmęczenie, przez to, że tak męczył się z pieprzoną maszyną. Jego czoło, lewę ramię i prawa dłoń krwawiła, lecz nie przejmował się tym za bardzo. Miał zamiar wreszcie wykończyć to urządzenie. Ponownie odleciał pod samą ścianę, tym razem odchylił lewą rękę i walnął z całą siłą i rozpędem w brzuch maszyny.
Po chwili, można było zobaczyć, że jego ręka przebiła się przez całość, lecz cała była we krwi. W ogóle nie odczuwał , że ma rękę. Zaraz po tym, można było usłyszeć jakieś syczenie w manekinie, pewnie obwody się przegrzały, więc Saiyan zrobił parę salt do tyłu.
Miał szczęście, ponieważ powstał niewielki wybuch, który wysadził manekina na szczątki, był on bardziej zmechanizowany niż wcześniej. Blade miał uśmiech zwycięzcy na twarzy, podszedł pod ścianę sali, zsunął się plecami po ścianie i usiadł, zaczął mówić coś pod nosem do siebie:
-Kurcze, te maszyny cholernie ciężkie do zniszczenia się zrobiły, dla mnie to nawet lepiej, można wreszcie porządnie potrenować, a nie tak jak na tamtych drewnianych, no cóż, poleżę pod tą ścianą trochę, zmęczony jestem, heheh. - Zaśmiał się pod nosem, po czym zaczął odpoczywać po udanym treningu.
OCC:
Koniec Treningu.
Kiedy Saiyan już wyszedł ze swojej kwatery, od razu pokierował się w stronę sali treningowej, ponieważ ów tam miał skończyć swój trening, dokładniej rzecz biorąc, drugą jego część. Po kilku minutach, znalazł się przy recepcji, nigdy nie lubił schodzić po schodach, które były wcześniej, dlatego sobie zlatywał nad nimi, było mu o wiele wygodniej.
Oczywiście przy recepcji nikogo nie było, nawet nie widać było nowych kadetów, a to się rzadko zdarza. Wiedział, że już niedługo zbliży się do sali, w której skończy swój zacny trening. Kadet mógł z dala słyszeć jakieś tam hałasy dobiegające z sali, ale to jest normalna sprawa.
Kiedy już był w sali, strasznie wiało pustkami, ale to nie było dziwne, większość saiyan wyleciała na jakieś zadania w kosmos, a Blade się musiał niestety męczyć w tej oto Akademii, w której teraz ogólnie przebywa. Gdy już wszedł do sali, podbiegł w swoje ulubione miejsce do trenowania, bo każdy zazwyczaj gdzie indziej trenował, a on zawsze miał już swoje wyznaczone miejsce, rzadko kto tam się pokazywał, ale zazwyczaj, gdy
Blade kończył swój trening, pokazywał się ktoś na jego miejscu. Kiedy już się tutaj znalazł, wziął sobie z pod ściany jeden z worków treningowych, żeby najpierw potrenować, na koniec miał zamiar załatwić ulepszonego manekina, którego wcześniej już załatwił, ale miał nadzieję, że dokupili jakiś nowy lepszy sprzęt.
Czarnowłosy skończył wieszać worek, od razu zaczął go bić w różne miejsca, przez co strasznie się wahał i latał na różne boki. Oczywiście, nie zapomniał, żeby używać także nóg, musiał wszyściuteńko trenować, nawet czasem raz zdarzyło mu się walnąć z główki. Kiedy tak powalił z piętnaście minut worek, nie miał zamiaru przestawać, starał się go rozciąć, jak ten co zniszczył u siebie w pokoju.
Pot z pływał z saiyana jak deszczówka z rynny, ale nie przeszkadzało mu to w dalszym obijaniu worka. Nadal nie wiedział jak poniektórzy saiyanie mogą przemieniać się w te złote formy, nadal nie mógł o tym zapomnieć, przez co jego myśli o tym, przeszkadzały mu nieco w treningu, ale starał się na to nie zwracać za bardzo uwagi.
Po kolejnych 15 minutach walenia w worek, nadal się nie chciał zniszczyć, więc Czarnowłosy zrobił salto do tyłu, rozpędził się na worek i przygrzmocił tak mocno z prawego sierpowego, że łańcuch, który był zaczepiony na suficie pękł i worek wbił się w ścianę sali.
Kadet złapał kilka porządnych oddechów, jego pięść lekko zaczerwieniła się, lecz nie było widać żadnego krwawienia. Podszedł na chwilę do wbitego zmasakrowanego worka do treningu, wyjął go z tej ściany, gdy go wyciągnął, zobaczył wgniecenie po nim, ma nadzieję, że nic mu za to nie zrobią, i tak większość ki blastów robi dziury w podłodze, czy tez na suficie, więc miał nadzieję, że to też będzie pryszcz.
Kiedy odłożył na bok zniszczony przedmiot do treningu, postanowił się zająć swoim największym wrogiem wśród maszyn do ćwiczeń, manekinem. Saiyan po chwili znalazł się przy specjalnym urządzeniu, które wysuwało z podłogi manekiny, ponieważ chcieli zaoszczędzić na miejscu.
Kiedy już uruchomił ów urządzenie, z ziemi wysunął się manekin, lecz chyba był troszeczkę zmodyfikowany niż inne. Kiedy odszedł od maszyny, od razu pokierował się w stronę wysuniętego manekina, który stał na jakimś palu czy czymś, jak to zazwyczaj. Saiyan po chwili, ustawił się w pozycji do ataku, po czym zaczął napastować manekina swoimi ciosami, które szybko zadawał.
Wiedział, że tak łatwo nie zniszczy go, dla niego, to na 100 procent był jakiś nowy model, o bardzo wytrzymałym materiale, którego prawie nie dało się zniszczyć. Wiedział, że jak mu się uda, trener będzie z niego dumny, który i tak nic nie widzi, ponieważ albo śpi, albo jest na jakiejś misji.
Kiedy po paru minutach atakowania manekina, ten nawet nie miał na sobie rysy, po prostu stał jak nówka sztuka, lecz Blade nie miał zamiaru się poddać. Odskoczył kawałek do niego, dzięki czemu kilkukrotnie zaszarżował na niego, lecz to nawet nie dawało żadnych skutków, choć tylko i wyłącznie z lekka go wyginało do tyłu.
Czarnowłosy ponownie parę razy złapał oddech i znowu zaczął napierać na manekina. Nie miał zamiaru używać białej aury, bo to bez sens, choć jeśli nadal nie będzie się niszczył, to nie będzie miał innego wyboru jak użycie jej. Zaczął odchylać bardziej swoje dłonie, żeby jego ataki pięściami były bardziej skuteczniejsze.
Po kolejnym upływie czasu, Saiyan był nieco zmęczony, z lekka pot mu zaczął przeszkadzać, bo wytwarzał go aż za dużo. Nagle chwilę pomyślał, poleciał pod sam sufit, z samej góry, zaszarżował na swój cel, który był strasznie blisko. Kiedy już w niego trafił ze swojego nalotu, odpadła manekinowi co najwyżej, kawałek rączki, nie cała, tylko jedna część.
Kiedy Saiyan zobaczył, że manekin stracił i wyłącznie dłoń, trochę był w szoku, przez to że zrobił szarżę, zaczął krwawić z lewej ręki. Pomasował się chwilę po niej, po czym zaczął dalej atakować twardy cel, który nic a nic nie chciał się rozpaść. Złapał nieruchomego przeciwnika za barki i walnął go z główki, lecz to był zły pomysł, ponieważ rozwalił sobie czoło, wcześniej też tak kiedyś zrobił przy jednym z jego treningów.
Można było zobaczyć na czole masowe ślady krwi, nawet zaczęła mu powoli ściekać po twarzy, przez co mógł wydawać się trochę straszny. Czarnowłosy w mig wytarł krew, ponieważ ciekła mu po oczach, a przez to w ogóle nic nie widział, zrobiło mu się wszystko na czerwono.
Zacisnął mocno pięść, po czym zaczął dalej atakować manekina, lecz był bardziej zły, był w takim gniewie, czuł że da radę wreszcie go położyć na łopatki. Po chwili przestał go atakować, spojrzał się tak bez oznaki na wprost, zamurowało go, nie wiedział co może zrobić. Poczuł na sobie wielki paraliż, tak jakby ktoś się na niego patrzył przez cały ten czas, lecz odchylił zaraz prawą dłoń, jak najdalej mógł i walnął z całej siły w twarz przedmiotu do treningu, zaczął tą pięść dociskać, po to by wreszcie zaszkodzić maszynie treningowej.
Nic to jednak nie dało, więc coraz mocniej zaczął walić manekina po twarzy, a to raz z lewej pięści, a to raz z prawej pięści. Zaczął zadawać ciosy coraz szybciej, ciągle przyśpieszał, widział że zrobiły się rysy na twarzy maszyny ćwiczącej. Nagle odleciał pod samą ścianę, nie widział kiedy znalazł się pod nią, tak szybko pod nią się znalazł.
Zaraz po tym, Saiyan odchylił jak najbardziej rękę i poleciał w stronę przeciwnika, który był nadziany na kij, którym się utrzymywał. Kiedy tak jakby przebił się przez głowę, tak to wyglądało po trafieniu w manekina, kadet odwrócił się w jego stronę i zobaczył, że nic mu się nie stało na tyle głowy, lecz kiedy podleciał, żeby zobaczyć czy odniósł jakieś obrażenia z przodu, twarz maszyny była wgnieciona cała, tak jakby ktoś ją zmasakrował.
Blade powoli oddychał, odczuwał silne zmęczenie, przez to, że tak męczył się z pieprzoną maszyną. Jego czoło, lewę ramię i prawa dłoń krwawiła, lecz nie przejmował się tym za bardzo. Miał zamiar wreszcie wykończyć to urządzenie. Ponownie odleciał pod samą ścianę, tym razem odchylił lewą rękę i walnął z całą siłą i rozpędem w brzuch maszyny.
Po chwili, można było zobaczyć, że jego ręka przebiła się przez całość, lecz cała była we krwi. W ogóle nie odczuwał , że ma rękę. Zaraz po tym, można było usłyszeć jakieś syczenie w manekinie, pewnie obwody się przegrzały, więc Saiyan zrobił parę salt do tyłu.
Miał szczęście, ponieważ powstał niewielki wybuch, który wysadził manekina na szczątki, był on bardziej zmechanizowany niż wcześniej. Blade miał uśmiech zwycięzcy na twarzy, podszedł pod ścianę sali, zsunął się plecami po ścianie i usiadł, zaczął mówić coś pod nosem do siebie:
-Kurcze, te maszyny cholernie ciężkie do zniszczenia się zrobiły, dla mnie to nawet lepiej, można wreszcie porządnie potrenować, a nie tak jak na tamtych drewnianych, no cóż, poleżę pod tą ścianą trochę, zmęczony jestem, heheh. - Zaśmiał się pod nosem, po czym zaczął odpoczywać po udanym treningu.
OCC:
Koniec Treningu.
Re: Sala treningowa
Wto Mar 26, 2013 10:56 pm
Trener obserwował uważnie poczynania Blaeda. Widział zalety, jak i wady, dziury w gardzie i niedokładnie wykonywane ciosy. Na to trzeba czasu, wiedział, że młody się wyrobi, chyba że przedwcześnie zginie. Doszedł do wniosku, że jest gotowy na dalszą część treningu. Jednak trzeba będzie jeszcze go wzmocnić. Podszedł za Blaeda i powiedział:
-Baczność kadecie! Mam dla Ciebie wyzwanie, nauczysz się pewnej techniki ale nie tutaj, a u trenera koszar. Tam są odpowiednie warunki ale najpierw założysz to. Mężczyzna trzymał w dłoni coś dziwnego tak jakby mini poduszka z maskami zapinanymi na sprzączki. To są obciążenia na kostki, potrenujesz szybkość i przygotujesz ciało do nauki nowej techniki. A teraz odmaszerować.
OOC:
Blade obciążenia po 500 kg na nogę.
Poszerz 3 posty- Tutaj, na korytarzu i meldujesz się u trenera koszar. Piszesz, jak Ci się ciężko idzie itp i obym był zadowolony z postów Very Happy
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Sro Mar 27, 2013 12:22 am
Saiyan po udanym treningu, trochę był zmęczony, jak to zwykle on. Kiedy sobie odpoczywał, trzymając się za obydwa kolana, nagle usłyszał kroki, które powolutku zbliżały się do niego. Kiedy już się odwrócił, zobaczył on przed sobą jednego z niewielu trenerów, jacy jeszcze pozostali na planecie, bo większość wyleciała na inne planety, po to by je podbijać.
Blade stanął na baczność i zaczął wysłuchiwać słów trenera, po skończonej mowie, dał mu jakieś obciążenia lub coś w tym stylu. Kiedy je oderwał, zaczął dalej wysłuchiwać, co miał ciekawego trener do powiedzenia. Kiedy odmeldował się, odszedł kawałek od trenera, by sprawdzić co dokładnie takiego dostał.
Zaczął wszędzie dookoła badać jak to się zakłada, bo nie miał jeszcze do czynienia z takim sprzętem treningowym. Gdy już je dokładnie sprawdził, po kolei, zaczął je wkładać na swoje kostki. Na początek, nie było tak wygodnie, jak sobie wyobrażał, strasznie były obcisłe i niewygodne, ale miały za to wytrenować jego szybkość. Dla sprawdzenia, pochodził sobie po całej sali, a dokładniej od ściany do ściany, sprawdzić czy łatwo się chodzi, ci ciężko.
(Cholera, więc to tak jest jak się ma obciążenia, muszę wyćwiczyć sobie nogi, ponieważ to się przyda jak będę kopał jakiś nerdów, stojących mi na drodze.) - Pomyślał z uśmiechem na twarzy , po czym pokierował się powolnymi ruchami w stronę korytarza, którym miał dojść do koszar, w których czekał na niego ten wredny i chamski trener.
Był on chyba najostrzejszym trenerem, ponieważ musiał wszystkich ustawiać do pionu, po to by się nie obijali. Kiedy już był przy wyjściu, na chwilę zatrzymał się, ponieważ zmęczyło go poruszaniem się w obciążnikach na kostkach. Kiedy tak stanął, złapać oddech, nagle wbiegło do sali paru kadetów, którzy staranowali biedaka z obciążeniem na nogach, przez co zaliczył z ciężarkami glebę.
Na szczęście, nic sobie nie zrobił, lecz bolała go przez nich głowa, lecz teraz ważniejszym problemem, było podniesienie się z podłogi, ponieważ to było jednak trudne. Po paru minutach podnoszenia się na nogi, wreszcie wstał, złapał się o framugę drzwi od sali i wyszedł na korytarz ślimaczym tempem.
z/t - Korytarz.
Blade stanął na baczność i zaczął wysłuchiwać słów trenera, po skończonej mowie, dał mu jakieś obciążenia lub coś w tym stylu. Kiedy je oderwał, zaczął dalej wysłuchiwać, co miał ciekawego trener do powiedzenia. Kiedy odmeldował się, odszedł kawałek od trenera, by sprawdzić co dokładnie takiego dostał.
Zaczął wszędzie dookoła badać jak to się zakłada, bo nie miał jeszcze do czynienia z takim sprzętem treningowym. Gdy już je dokładnie sprawdził, po kolei, zaczął je wkładać na swoje kostki. Na początek, nie było tak wygodnie, jak sobie wyobrażał, strasznie były obcisłe i niewygodne, ale miały za to wytrenować jego szybkość. Dla sprawdzenia, pochodził sobie po całej sali, a dokładniej od ściany do ściany, sprawdzić czy łatwo się chodzi, ci ciężko.
(Cholera, więc to tak jest jak się ma obciążenia, muszę wyćwiczyć sobie nogi, ponieważ to się przyda jak będę kopał jakiś nerdów, stojących mi na drodze.) - Pomyślał z uśmiechem na twarzy , po czym pokierował się powolnymi ruchami w stronę korytarza, którym miał dojść do koszar, w których czekał na niego ten wredny i chamski trener.
Był on chyba najostrzejszym trenerem, ponieważ musiał wszystkich ustawiać do pionu, po to by się nie obijali. Kiedy już był przy wyjściu, na chwilę zatrzymał się, ponieważ zmęczyło go poruszaniem się w obciążnikach na kostkach. Kiedy tak stanął, złapać oddech, nagle wbiegło do sali paru kadetów, którzy staranowali biedaka z obciążeniem na nogach, przez co zaliczył z ciężarkami glebę.
Na szczęście, nic sobie nie zrobił, lecz bolała go przez nich głowa, lecz teraz ważniejszym problemem, było podniesienie się z podłogi, ponieważ to było jednak trudne. Po paru minutach podnoszenia się na nogi, wreszcie wstał, złapał się o framugę drzwi od sali i wyszedł na korytarz ślimaczym tempem.
z/t - Korytarz.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Sob Mar 30, 2013 11:58 pm
Vivian znów pojawiła się na sali treningowej. Z nieco jednak innym podejściem niż za pierwszym razem. Nie zamierzała jednak roztkliwiać się nad tym, ani tym bardziej nad sobą. Dobry żołnierz zniesie wszystko, tym bardziej samego siebie.
Pierwszą osoba jakiej szukali kadeci po wejściu była Saiyanka, która zleciła im nieco kłopotliwe zadanie w spiżarni. Tak szczerze, to nie wspomniała nawet o co jej chodziło, ale z bałaganu łatwo było wywnioskować, że chodziło o sprzątanie.
Dziewczyna stanęła przed dziewczyną trenera prosto, tak jak uczył ją przybrany brat. Postawa była niemal idealna. Poprosiła Axdrę by nauczył ją odpowiedni salutować, a ten kazał jej dwie godziny dziennie stać bez ruchu. Gdy olewała te ćwiczenia nie omieszkał użyć ostrego języka, a ciął nim w ten sposób, że Ósemka w końcu wyczuła się postawy wyprężonego jak struny kadeta.
- Kadetka Óse… Vivian melduje się. W spiżarni wszystko jest pod kontrolą. Pomieszczenie zostało doprowadzone do ładu. – Zdała spokojnie i zwięźle raport.
Gdy Saiyanka jako tako wypytała o szczegóły i oddaliła się, dziewczyna pozwoliła sobie odetchnąć. Zmierzwiła sterczące włosy i zastanowiła się przez moment.
Wcześniej odczuwała wprost niekontrolowaną senność i irytację. Teraz zaś czuła, że ma wielką ochotę coś rozwalić. Trudno było jej znaleźć przyczynę, ale niezmiennie, chciała zlać jakiegoś manekina.
Ósemka uśmiechnęła się do Vernila i lekko kiwnęła głową.
- Tam wtedy w spiżarni… A potem z moją nogą… – Plątała się dziewczyna. Szlag. Z jaką łatwością potrafi mówić różne rzeczy, a podziękować jej trudno? – Dziękuje za pomoc. Myślę… Myślę, że muszę się czymś zająć. – Dodała już mało zrozumiale i kolejnym skinięciem pożegnała się z kadetem.
Sala treningowa. Jakby tego samego dnia nie rzucano w nią nożami… Ósemka potarła policzek i odłożyła na bok kurtkę, by przypadkiem się nic jej nie stało.
Chociaż nie była w pełni sił, to nic nie stało na przeszkodzie by mogła poćwiczyć. Najpierw postanowiła rozgrzać nogi, zobaczyć, czy świeżo wykurowana kończyna da radę.
Z jednej strony pomieszczenia widziała długą i wąska deskę, podobną do równoważni. Weszła na jeden koniec, stawiając ostrożnie stopy. Z tej perspektywy kładka wydawała się cieńsza od kija od miotły, ale co tam… Brak zabezpieczeń pod nią również nie miał stanowić dla kadetów problemu, tak samo jak trzymetrowa wysokość.
Vivian słynęła z tego, że czasem rzucała się na głęboką wodę.
Przeszła cały dystans uważała na kroki, każdy ruch mógł być fałszywy. Szeroko rozpościerając ramiona, raczej niezgrabnie przeszła na drugą stronę. Na powrót, starała się nie balansować, ot tak, z marszu przejść w przeciwległy punkt. Ześlizgnęła się na początku i tylko refleks ją uratował. Złapała za deskę, wisząc nad podłogą.
Kilka prób odbyła, aż nabrała pewności i wiary w swój zmysł równowagi. Udało się jej raz przejść normalnym tempem po kładce. Koniec więc z rozgrzewką.
Stanęła n środku deski, przybierając postawę obronną. Unosiła nogi, dłonie blokując niewidzialne ciosy, zadawała kopnięcia przeciwnikom których nie było. Uczyła się balansu każdego z tych ruchów, by móc go potem wykorzystać w walce. Obracała się, pozwoliła sobie nawet na dwa skoki, które w obu przypadkach, skończyły się upadkiem na podłogę sali.
Niezniechęcona Ósemka rozmasowywała obolałe plecy i wspięła się na powrót. Ćwiczyła cierpliwość i równowagę, często niedoceniane aspekty… Ale wciąż miała ochotę coś sprać. Skopać. Skąd u niej takie zapędy? Zagryzła wargi i odepchnęła tą myśl. Nadprogramowy trening obejmował również silną wolę. Obiecała sobie, że jak poczuje się pewniej na równoważni, to pozwoli sobie na przerobienie kilku manekinów na drzazgi.
OCC ---> Początek treningu
Pierwszą osoba jakiej szukali kadeci po wejściu była Saiyanka, która zleciła im nieco kłopotliwe zadanie w spiżarni. Tak szczerze, to nie wspomniała nawet o co jej chodziło, ale z bałaganu łatwo było wywnioskować, że chodziło o sprzątanie.
Dziewczyna stanęła przed dziewczyną trenera prosto, tak jak uczył ją przybrany brat. Postawa była niemal idealna. Poprosiła Axdrę by nauczył ją odpowiedni salutować, a ten kazał jej dwie godziny dziennie stać bez ruchu. Gdy olewała te ćwiczenia nie omieszkał użyć ostrego języka, a ciął nim w ten sposób, że Ósemka w końcu wyczuła się postawy wyprężonego jak struny kadeta.
- Kadetka Óse… Vivian melduje się. W spiżarni wszystko jest pod kontrolą. Pomieszczenie zostało doprowadzone do ładu. – Zdała spokojnie i zwięźle raport.
Gdy Saiyanka jako tako wypytała o szczegóły i oddaliła się, dziewczyna pozwoliła sobie odetchnąć. Zmierzwiła sterczące włosy i zastanowiła się przez moment.
Wcześniej odczuwała wprost niekontrolowaną senność i irytację. Teraz zaś czuła, że ma wielką ochotę coś rozwalić. Trudno było jej znaleźć przyczynę, ale niezmiennie, chciała zlać jakiegoś manekina.
Ósemka uśmiechnęła się do Vernila i lekko kiwnęła głową.
- Tam wtedy w spiżarni… A potem z moją nogą… – Plątała się dziewczyna. Szlag. Z jaką łatwością potrafi mówić różne rzeczy, a podziękować jej trudno? – Dziękuje za pomoc. Myślę… Myślę, że muszę się czymś zająć. – Dodała już mało zrozumiale i kolejnym skinięciem pożegnała się z kadetem.
Sala treningowa. Jakby tego samego dnia nie rzucano w nią nożami… Ósemka potarła policzek i odłożyła na bok kurtkę, by przypadkiem się nic jej nie stało.
Chociaż nie była w pełni sił, to nic nie stało na przeszkodzie by mogła poćwiczyć. Najpierw postanowiła rozgrzać nogi, zobaczyć, czy świeżo wykurowana kończyna da radę.
Z jednej strony pomieszczenia widziała długą i wąska deskę, podobną do równoważni. Weszła na jeden koniec, stawiając ostrożnie stopy. Z tej perspektywy kładka wydawała się cieńsza od kija od miotły, ale co tam… Brak zabezpieczeń pod nią również nie miał stanowić dla kadetów problemu, tak samo jak trzymetrowa wysokość.
Vivian słynęła z tego, że czasem rzucała się na głęboką wodę.
Przeszła cały dystans uważała na kroki, każdy ruch mógł być fałszywy. Szeroko rozpościerając ramiona, raczej niezgrabnie przeszła na drugą stronę. Na powrót, starała się nie balansować, ot tak, z marszu przejść w przeciwległy punkt. Ześlizgnęła się na początku i tylko refleks ją uratował. Złapała za deskę, wisząc nad podłogą.
Kilka prób odbyła, aż nabrała pewności i wiary w swój zmysł równowagi. Udało się jej raz przejść normalnym tempem po kładce. Koniec więc z rozgrzewką.
Stanęła n środku deski, przybierając postawę obronną. Unosiła nogi, dłonie blokując niewidzialne ciosy, zadawała kopnięcia przeciwnikom których nie było. Uczyła się balansu każdego z tych ruchów, by móc go potem wykorzystać w walce. Obracała się, pozwoliła sobie nawet na dwa skoki, które w obu przypadkach, skończyły się upadkiem na podłogę sali.
Niezniechęcona Ósemka rozmasowywała obolałe plecy i wspięła się na powrót. Ćwiczyła cierpliwość i równowagę, często niedoceniane aspekty… Ale wciąż miała ochotę coś sprać. Skopać. Skąd u niej takie zapędy? Zagryzła wargi i odepchnęła tą myśl. Nadprogramowy trening obejmował również silną wolę. Obiecała sobie, że jak poczuje się pewniej na równoważni, to pozwoli sobie na przerobienie kilku manekinów na drzazgi.
OCC ---> Początek treningu
Re: Sala treningowa
Nie Mar 31, 2013 8:21 pm
Chłopak ucieszył się, że jego nowa koleżanka wróciła tak szybko do zdrowia. Zgodnie z planem oboje, już normalnym tempem, udali się w kierunku sali treningowej by zdać raport i trochę poćwiczyć.
Dotarli na miejsce. Gdy weszli do „mordowni”, chłopak podskoczył, aby wzrokiem znaleźć trenerkę, która zleciła im, z pozoru, proste zadanie, jakim była wyprawa do spiżarni. Znalazł ją. Oboje niczym profesjonalni wojownicy szli w jej kierunku, prosto niczym brygada przyboczna króla. Stanęli przed Saiyanką. Pierwsza odezwała się Ósemka. Powiedziała wszystko, co było do powiedzenia, no prawie.. Jednak ani ona, ani half z ziemi nie odważyliby się powiedzieć o tym, kto był w śpiżarni.
-Vernil, melduje się!-w tym momencie chłopak zasalutował-w sumie ja nie mam nic do dodania-powiedział tą bzdurę a jego ręka, którą salutował powędrowała na już suche włosy i podrapała tył głowy kilka razy. Spojrzał na Kadetkę, która powoi oddalała się od żony śpiocha, Vernil udał się za nią. Po kilkunastu krokach Złotowłosa spojrzała się na brązowookiego z serdecznym uśmiechem na ustach. Chłopak, gdy to dostrzegł też spojrzał się na Ósemkę, lekko się uśmiechnął i przymrużył oczy. Vivian podziękowała, chłopakowi za pomoc, po czym powiedziała, że musi się czymś zająć.
-Nie ma problemu. Miło było poznać-powiedział brązowowłosy, otwarł szeroko oczy i uśmiechnął się pokazując białe ząbki. Vivian oddaliła się. Z początku Half chciał ją gonić i zaproponować trening jednak, nieśmiałość przeszkodziła mu w tym.
-I co miałbym powiedzieć? Czekaj chwile może razem rozwalimy jakiegoś manekina ?-spytał się w myślach nieco usprawiedliwiając swój czyn. Po chwili wreszcie się ruszył, w przeciwnym kierunku niż jego koleżanka, bo chyba mógł tak nazywać dziewczynę, z którą był na misji, a może to tylko znajoma? Może ich drogi już nigdy się nie przetną? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi, których nikt nie zna, chyba, że los… Chłopak postanowił w końcu zacząć ćwiczyć. Chciał udać się w kąt, który dostrzegł podskakując. Stało tam kilka manekinów, których nikt nie bił. Zrezygnował z przepychania się. Wzleciał w górę i będąc właściwie przy suficie ominął cały tłum trenujących wojowników. Uważnie obserwował, co robią wojownicy by czegoś nowego się nauczyć. Gdy był na miejscu zaczął od rozgrzewki. Rozstawił szeroko nogi, trzymając je prosto w kolanach. Prawą ręką sięgał do lewej nogi, a lewą do prawej. Po kilkunastu powtórzeniach usiadł na ziemi z podobnie rozszerzonymi kończynami dolnymi i sięgał dłońmi stóp. W ten sposób przeważnie się rozciągał. Mięśnie zaczęły się rozgrzewać. Położył tułów na podłodze. Zgiął nogi w kolanach tworząc w nich kąt prosty. Uszykował ręce trzymając je w okolicach głowy. Wybił się z nóg. Rękoma przytrzymał całe ciało, które było w powietrzu u przechylało się coraz bardziej w tył. Gdyby ręce nie wytrzymały, uderzyłby głową o twardą podłogę. Dłonie jednak odmówiły posłuszeństwa nieco później i całe ciało halfa padło na ziemie.. Brązowooki zdziwił się, że sztuczka nie wyszła mu, jednak dlaczego miało się udać? Próbował tego pierwszy raz w życiu i widział ją tylko raz, przed chwilą, przelatując nad tłumem. No cóż, chciał to opanować, więc znów położył się w tej samej pozycji. Wybicie z nóg, ręce nie zdążyły… twardą podłogę spotkały tym razem plecy, które lekko się odbiły i wylądowały tak jak cała reszta młodego ciała.
-Nooo… jeszcze raz! Do skutku!-powiedział do siebie chłopak, po czym padł na ziemie.
Liczenie prób i udanych powstań było bezsensowne i przez to half tego nie robił. Jednak ostatnie pięć podejść zakończyło się sukcesem.
-Jak teraz się uda to biorę się za coś innego.-pomysłach leżący na ziemi, Vernil, którego zaczęła męczyć lekka zadyszka. Zgięte nogi, uszykowane ręce. Płynne wybicie.. Zgięte ręce, przez chwile, utrzymały ciężar wahającego się w tył ciała, by po chwili wyprostować się powodując wybicie całego ciała w przód. Udało się! Chłopak wylądował na prostych nogach, nie zachwiał się i momentalnie wyprowadził prosty prawy sierpowy. Pomyślał, że taki odruch może mu się przydać w walce.
-To może teraz coś podobnego ale w tył? I do tego finezyjny kopniak? hmmm..-dumał sobie chłopak. Jednak postanowił przez chwila zająć się czymś innym. Stojąc na nogach podszedł do manekina. Dokładnie go obejrzał. Chyba trafił mu się jakiś nowszy, bo było na nim mało śladów uderzeń. Przeważnie jak ktoś zacznie bić manekina to bije go tak długo aż nie rozerwie go na strzępy, przynajmniej takich wojowników widział brązowooki mieszkaniec Vegety. Chłopak zacisnął pięści uderzył jedną o drugą, rozluźnił się. Zaczął atakować…
OCC:
Początek treningu
Dotarli na miejsce. Gdy weszli do „mordowni”, chłopak podskoczył, aby wzrokiem znaleźć trenerkę, która zleciła im, z pozoru, proste zadanie, jakim była wyprawa do spiżarni. Znalazł ją. Oboje niczym profesjonalni wojownicy szli w jej kierunku, prosto niczym brygada przyboczna króla. Stanęli przed Saiyanką. Pierwsza odezwała się Ósemka. Powiedziała wszystko, co było do powiedzenia, no prawie.. Jednak ani ona, ani half z ziemi nie odważyliby się powiedzieć o tym, kto był w śpiżarni.
-Vernil, melduje się!-w tym momencie chłopak zasalutował-w sumie ja nie mam nic do dodania-powiedział tą bzdurę a jego ręka, którą salutował powędrowała na już suche włosy i podrapała tył głowy kilka razy. Spojrzał na Kadetkę, która powoi oddalała się od żony śpiocha, Vernil udał się za nią. Po kilkunastu krokach Złotowłosa spojrzała się na brązowookiego z serdecznym uśmiechem na ustach. Chłopak, gdy to dostrzegł też spojrzał się na Ósemkę, lekko się uśmiechnął i przymrużył oczy. Vivian podziękowała, chłopakowi za pomoc, po czym powiedziała, że musi się czymś zająć.
-Nie ma problemu. Miło było poznać-powiedział brązowowłosy, otwarł szeroko oczy i uśmiechnął się pokazując białe ząbki. Vivian oddaliła się. Z początku Half chciał ją gonić i zaproponować trening jednak, nieśmiałość przeszkodziła mu w tym.
-I co miałbym powiedzieć? Czekaj chwile może razem rozwalimy jakiegoś manekina ?-spytał się w myślach nieco usprawiedliwiając swój czyn. Po chwili wreszcie się ruszył, w przeciwnym kierunku niż jego koleżanka, bo chyba mógł tak nazywać dziewczynę, z którą był na misji, a może to tylko znajoma? Może ich drogi już nigdy się nie przetną? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi, których nikt nie zna, chyba, że los… Chłopak postanowił w końcu zacząć ćwiczyć. Chciał udać się w kąt, który dostrzegł podskakując. Stało tam kilka manekinów, których nikt nie bił. Zrezygnował z przepychania się. Wzleciał w górę i będąc właściwie przy suficie ominął cały tłum trenujących wojowników. Uważnie obserwował, co robią wojownicy by czegoś nowego się nauczyć. Gdy był na miejscu zaczął od rozgrzewki. Rozstawił szeroko nogi, trzymając je prosto w kolanach. Prawą ręką sięgał do lewej nogi, a lewą do prawej. Po kilkunastu powtórzeniach usiadł na ziemi z podobnie rozszerzonymi kończynami dolnymi i sięgał dłońmi stóp. W ten sposób przeważnie się rozciągał. Mięśnie zaczęły się rozgrzewać. Położył tułów na podłodze. Zgiął nogi w kolanach tworząc w nich kąt prosty. Uszykował ręce trzymając je w okolicach głowy. Wybił się z nóg. Rękoma przytrzymał całe ciało, które było w powietrzu u przechylało się coraz bardziej w tył. Gdyby ręce nie wytrzymały, uderzyłby głową o twardą podłogę. Dłonie jednak odmówiły posłuszeństwa nieco później i całe ciało halfa padło na ziemie.. Brązowooki zdziwił się, że sztuczka nie wyszła mu, jednak dlaczego miało się udać? Próbował tego pierwszy raz w życiu i widział ją tylko raz, przed chwilą, przelatując nad tłumem. No cóż, chciał to opanować, więc znów położył się w tej samej pozycji. Wybicie z nóg, ręce nie zdążyły… twardą podłogę spotkały tym razem plecy, które lekko się odbiły i wylądowały tak jak cała reszta młodego ciała.
-Nooo… jeszcze raz! Do skutku!-powiedział do siebie chłopak, po czym padł na ziemie.
Liczenie prób i udanych powstań było bezsensowne i przez to half tego nie robił. Jednak ostatnie pięć podejść zakończyło się sukcesem.
-Jak teraz się uda to biorę się za coś innego.-pomysłach leżący na ziemi, Vernil, którego zaczęła męczyć lekka zadyszka. Zgięte nogi, uszykowane ręce. Płynne wybicie.. Zgięte ręce, przez chwile, utrzymały ciężar wahającego się w tył ciała, by po chwili wyprostować się powodując wybicie całego ciała w przód. Udało się! Chłopak wylądował na prostych nogach, nie zachwiał się i momentalnie wyprowadził prosty prawy sierpowy. Pomyślał, że taki odruch może mu się przydać w walce.
-To może teraz coś podobnego ale w tył? I do tego finezyjny kopniak? hmmm..-dumał sobie chłopak. Jednak postanowił przez chwila zająć się czymś innym. Stojąc na nogach podszedł do manekina. Dokładnie go obejrzał. Chyba trafił mu się jakiś nowszy, bo było na nim mało śladów uderzeń. Przeważnie jak ktoś zacznie bić manekina to bije go tak długo aż nie rozerwie go na strzępy, przynajmniej takich wojowników widział brązowooki mieszkaniec Vegety. Chłopak zacisnął pięści uderzył jedną o drugą, rozluźnił się. Zaczął atakować…
OCC:
Początek treningu
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Pon Kwi 01, 2013 3:42 pm
To było wkurzające. To był ten rodzaj wnerwienia, który dodatkowo mobilizował. Vivian spędziła długi czas na równoważni i zdążyła znienawidzić tą głupią deskę.
Kadetka pospadała kilka razy na podłogę, ozdabiając kolana kolejnymi sińcami. Noga błyskawicznie wróciła do poprzedniego stanu, przechodząc nawet jej oczekiwania. Jedynie miejsce w które pielęgniarka wbiła igłę pozostało mocno zaczerwienione. Swędziało upiornie, ale jakie to miało znaczenie?
Gładko już łapała balans na równoważni, niekiedy rozpędzając się dla zabawy. Dreszczyk emocji, gdy niebezpiecznie się chwiała i moment powrotu do względnej stabilności – podobał się jej strasznie. Atakowała szybko, wyrzucając pięści i cofając się do poprzedniej pozycji. Przećwiczyła większość ciosów których nauczył ją brat, a także te całkiem wymyślone, instynktowne. Blok górny, gwałtowne schylenie się, by uniknąć uderzenia. Wypad, kopniak, obrót na jednej nodze i znów łapanie balansu. Nie, żeby perfekcyjnie dziewczynie to wychodziło. Znów kilkakrotnie spadała na ziemię, tłukąc się mocno i wzbudzając wesołość obserwujących. Kilku kadetów niezajętych ćwiczeniami szturchało się i jawnie śmiało z jej treningu. Ani wytknięty język, ani ignorowanie nie pomogły, dopiero wrzaski któregoś z trenerów sprawiły, że zajęli się sobą. Mężczyzna spojrzał spod łba, mruknął coś i odszedł, pozostawiając ją samą sobie.
Niepokojąco często Ósemka zaczęła spadać. Łapała się wtedy deski, byleby nie obtłuc siedzenia po raz dwudziesty siódmy i zeskakiwała na ziemię. Napięte i jednocześnie stężałe mięśnie dały o sobie znać. Wyglądało na to, że rozgrzewka nie była wystarczająca…
Dziewczyna musiała wrócić do podstaw. Chociaż zdawało się, że rozciągnęła się odpowiednio, ciało poczuło różnicę, gdy zaczęła ćwiczenia. Prostym skłonem, na wyprostowanych nogach dotknęła podłogi całymi dłońmi. Wytrzymała tak kilka minut, następnie nie odrywając stóp od posadzki wygięła w tył, robiąc regularny mostek. Jak sprężyna wyginała się, powtarzając ten sam ruch. Wyciągała się we wszystkie strony, aż trzeszczały stawy, a kości zgrzytnęły z protestem. Vivian sapnęła i padła na podłogę, gdy siły opuściły ją na chwilę.
Nie no, nie może odpaść przy pierwszym poważnym treningu. Ośmiu na dziesięciu kadetów wykruszało się właśnie po wizycie w Mordownii. To, że zawsze jest ósma z kolei nie oznacza, że i tym razem ma być.
Dźwignęła się tylko po to by rozpocząć serię brzuszków. Jakiekolwiek ćwiczenia przychodziły jej do głowy, zaraz wprowadzała je w czyn. Zrobiło się dziewczynie gorąco, ciało tak przyzwyczaiło się do intensywnego ruchu, że ból stał się niemal przyjemny. Czoło spływało potem, otarła je odruchowo i z zaciętą miną wróciła na równoważnie.
Teraz wiedziała co dokładnie chce zrobić. Bez rozpędu skłoniła się, wyrzucając do przodu dłonie. Gwiazda wyszła jej nieźle, ale noga przy końcowym odcinku ześlizgnęła się z cienkiej deski. Nie spadła z głośnym trzaskiem jak to się zdarzyło już dwadzieścia dziewięć razy, ale ryzykując życiem odbiła się drugą stopą. Zdołała złapać równowagę, szeroko rozstawiając ramiona.
Druga próba przeszła pomyślniej, tak samo jak trzecia i kilka następnych. Z czystym sumieniem wróciła do walki z niewidzialnymi przeciwnikami. Wyobrażając sobie, że jest atakowana, blokowała ich ciosy, unikała ich i odpowiadała kontrami, niezmiennie balansując na równoważni.
Stwierdziwszy, że udało się jej dopiąć swego, postanowiła spróbować jeszcze jednej sztuczki. Stać na rękach potrafiła, ale przejście w ten sposób długiej, niezwykle cienkiej kładki nie było rzeczą najprostszą. Wyprostowana jak struna przeszła połowę dystansu, choć z każdym ruchem drżała jeszcze bardziej. Pot skleił jej grzywkę i kapał z nosa.
- Patrzcie no! Małpa bez ogona! – Dobiegło ją nagle z dołu.
Dwóch kadetów stało pod równoważnią, przyglądając się Vivian. Szturchali się, wyraźnie mając coś na myśli. Jeden z nich kopnął w stelaż, na którym oparta była konstrukcja. Deska zachwiała się, a dziewczyna straciwszy równowagę, spadła na dół.
Nie dała im jednak satysfakcji jaką było nawiązanie bliskiego spotkania z podłożem po raz kolejny. Wylądowała na dwóch nogach i śmiało, wyzywająco spojrzała na Saiyan.
- Mówię ci, istna małpa. – Chichotał ten drugi. – Kręci się, skacze, wygina i wypina…
- Ogona brak. Poczekaj, może ma pod strojem. Sprawdzę, hłe hłe… – Zaśmiał się obleśnie kadet, wyciągając dłonie w kierunku pośladków Ósemki.
Nie zamierzała używać pięści ani kopniaków, ponieważ jako wojownicy byliby na to przygotowani. Użyła czegoś finezyjnego i przez to bardziej ośmieszającego. Rozległy się dwa głośne trzaski, i kadeci ze zbaraniałymi minami trzymali się za czerwieniejące policzki.
- Macać to możesz siebie, gnojku. Łapy przy sobie, inaczej zaniesiecie je do szpitala w zębach. – Skwitowała ich oschle.
Nie pozostało nic innego niż odwrócić się napięcie i odejść. Ósemka znała gorsze obelgi i groźby, ale jakoś nie miała siły mierzyć się z troglodytami. Nawet się nie przestraszyli, tylko wkurzyli, że baba się im odcięła i powrócili do lania się po mordach.
Dobry pomysł. Sama miała ochotę coś zlać.
W jakimś kącie wypatrzyła nowego manekina. Kukła średniego wzrostu i mocnej postury, której dorysowano przyrodzenie i głupawy uśmiech. Vivian zacisnęła pięści, nieszczerze ubolewając nad krótkością żywota manekina.
Garda, uderzenie w brzuch, szybkie i mocne. Podskakiwała na ugiętych kolanach, tylko po to by wykonać piruet i walnąć stopą w kark. Powtarzała ruch kilkakrotnie, rzeźbiąc głęboki rów między ramieniem a brodą kukły.
~Tego ci było trzeba. Odcięcia od myśli i trochę brutalności.~
Za piątym razem udało się jej oderwać wypchaną głowę manekina i posłać ją kopniakiem na drugi koniec sali treningowej.
Vivian splotła obie dłonie, nabrała rozpędu wyrzucając je zza pleców i trafiła w brzuch. Obróciła się, wbiła łokieć w pierś i tą samą rękę wyprostowała, uderzając pięścią w twarz. To znaczy, tam gdzie miała być twarz…
Systematycznie lała manekina. Bardziej wprawiony obserwator zauważyłby, że dziewczyna się męczy. Nie wysiłkiem fizycznym, ale czymś innym. Oczy przybrały nieobecny moment, gdy wbijała kukłę w ziemię. Pięści i ciosy zostały ustawione automatycznie i uderzały bez konsultacji z głową. Zdawało się że… Nieważne.
Dopiero gdy manekin został rozłożony na części pierwsze, Vivian poczuła, że jest coś nie tak. Dała się ponieść… Emocjom? O czym ona w ogóle myślała? Nawet nie pamiętała co czuła. Nie zmieniało to faktu, że wyżyła się porządnie na niewinnej kukle i teraz stoi nad jej resztkami, ociekając potem.
- Szlag. – Burknęła cicho, na chwilę zasłaniając powieki.
Tkwiła w tej pozycji chwilę, po czym bez zastanowienia zgarnęła kurtkę spod ściany i odmeldowała się Saiyance, która kręciła się gdzieś po sali.
Nie ważne co czuła. W tej chwili miała dość… Wszystkiego. Wyszła z mordowni niemal nie odrywając wzroku od podłogi, gdzie plamy krwi jak znaki ostrzegawcze przemawiały do nowych kadetów…
OCC ---> Koniec treningu
+10% HP
[zt]---> Kwatera Vivian
Kadetka pospadała kilka razy na podłogę, ozdabiając kolana kolejnymi sińcami. Noga błyskawicznie wróciła do poprzedniego stanu, przechodząc nawet jej oczekiwania. Jedynie miejsce w które pielęgniarka wbiła igłę pozostało mocno zaczerwienione. Swędziało upiornie, ale jakie to miało znaczenie?
Gładko już łapała balans na równoważni, niekiedy rozpędzając się dla zabawy. Dreszczyk emocji, gdy niebezpiecznie się chwiała i moment powrotu do względnej stabilności – podobał się jej strasznie. Atakowała szybko, wyrzucając pięści i cofając się do poprzedniej pozycji. Przećwiczyła większość ciosów których nauczył ją brat, a także te całkiem wymyślone, instynktowne. Blok górny, gwałtowne schylenie się, by uniknąć uderzenia. Wypad, kopniak, obrót na jednej nodze i znów łapanie balansu. Nie, żeby perfekcyjnie dziewczynie to wychodziło. Znów kilkakrotnie spadała na ziemię, tłukąc się mocno i wzbudzając wesołość obserwujących. Kilku kadetów niezajętych ćwiczeniami szturchało się i jawnie śmiało z jej treningu. Ani wytknięty język, ani ignorowanie nie pomogły, dopiero wrzaski któregoś z trenerów sprawiły, że zajęli się sobą. Mężczyzna spojrzał spod łba, mruknął coś i odszedł, pozostawiając ją samą sobie.
Niepokojąco często Ósemka zaczęła spadać. Łapała się wtedy deski, byleby nie obtłuc siedzenia po raz dwudziesty siódmy i zeskakiwała na ziemię. Napięte i jednocześnie stężałe mięśnie dały o sobie znać. Wyglądało na to, że rozgrzewka nie była wystarczająca…
Dziewczyna musiała wrócić do podstaw. Chociaż zdawało się, że rozciągnęła się odpowiednio, ciało poczuło różnicę, gdy zaczęła ćwiczenia. Prostym skłonem, na wyprostowanych nogach dotknęła podłogi całymi dłońmi. Wytrzymała tak kilka minut, następnie nie odrywając stóp od posadzki wygięła w tył, robiąc regularny mostek. Jak sprężyna wyginała się, powtarzając ten sam ruch. Wyciągała się we wszystkie strony, aż trzeszczały stawy, a kości zgrzytnęły z protestem. Vivian sapnęła i padła na podłogę, gdy siły opuściły ją na chwilę.
Nie no, nie może odpaść przy pierwszym poważnym treningu. Ośmiu na dziesięciu kadetów wykruszało się właśnie po wizycie w Mordownii. To, że zawsze jest ósma z kolei nie oznacza, że i tym razem ma być.
Dźwignęła się tylko po to by rozpocząć serię brzuszków. Jakiekolwiek ćwiczenia przychodziły jej do głowy, zaraz wprowadzała je w czyn. Zrobiło się dziewczynie gorąco, ciało tak przyzwyczaiło się do intensywnego ruchu, że ból stał się niemal przyjemny. Czoło spływało potem, otarła je odruchowo i z zaciętą miną wróciła na równoważnie.
Teraz wiedziała co dokładnie chce zrobić. Bez rozpędu skłoniła się, wyrzucając do przodu dłonie. Gwiazda wyszła jej nieźle, ale noga przy końcowym odcinku ześlizgnęła się z cienkiej deski. Nie spadła z głośnym trzaskiem jak to się zdarzyło już dwadzieścia dziewięć razy, ale ryzykując życiem odbiła się drugą stopą. Zdołała złapać równowagę, szeroko rozstawiając ramiona.
Druga próba przeszła pomyślniej, tak samo jak trzecia i kilka następnych. Z czystym sumieniem wróciła do walki z niewidzialnymi przeciwnikami. Wyobrażając sobie, że jest atakowana, blokowała ich ciosy, unikała ich i odpowiadała kontrami, niezmiennie balansując na równoważni.
Stwierdziwszy, że udało się jej dopiąć swego, postanowiła spróbować jeszcze jednej sztuczki. Stać na rękach potrafiła, ale przejście w ten sposób długiej, niezwykle cienkiej kładki nie było rzeczą najprostszą. Wyprostowana jak struna przeszła połowę dystansu, choć z każdym ruchem drżała jeszcze bardziej. Pot skleił jej grzywkę i kapał z nosa.
- Patrzcie no! Małpa bez ogona! – Dobiegło ją nagle z dołu.
Dwóch kadetów stało pod równoważnią, przyglądając się Vivian. Szturchali się, wyraźnie mając coś na myśli. Jeden z nich kopnął w stelaż, na którym oparta była konstrukcja. Deska zachwiała się, a dziewczyna straciwszy równowagę, spadła na dół.
Nie dała im jednak satysfakcji jaką było nawiązanie bliskiego spotkania z podłożem po raz kolejny. Wylądowała na dwóch nogach i śmiało, wyzywająco spojrzała na Saiyan.
- Mówię ci, istna małpa. – Chichotał ten drugi. – Kręci się, skacze, wygina i wypina…
- Ogona brak. Poczekaj, może ma pod strojem. Sprawdzę, hłe hłe… – Zaśmiał się obleśnie kadet, wyciągając dłonie w kierunku pośladków Ósemki.
Nie zamierzała używać pięści ani kopniaków, ponieważ jako wojownicy byliby na to przygotowani. Użyła czegoś finezyjnego i przez to bardziej ośmieszającego. Rozległy się dwa głośne trzaski, i kadeci ze zbaraniałymi minami trzymali się za czerwieniejące policzki.
- Macać to możesz siebie, gnojku. Łapy przy sobie, inaczej zaniesiecie je do szpitala w zębach. – Skwitowała ich oschle.
Nie pozostało nic innego niż odwrócić się napięcie i odejść. Ósemka znała gorsze obelgi i groźby, ale jakoś nie miała siły mierzyć się z troglodytami. Nawet się nie przestraszyli, tylko wkurzyli, że baba się im odcięła i powrócili do lania się po mordach.
Dobry pomysł. Sama miała ochotę coś zlać.
W jakimś kącie wypatrzyła nowego manekina. Kukła średniego wzrostu i mocnej postury, której dorysowano przyrodzenie i głupawy uśmiech. Vivian zacisnęła pięści, nieszczerze ubolewając nad krótkością żywota manekina.
Garda, uderzenie w brzuch, szybkie i mocne. Podskakiwała na ugiętych kolanach, tylko po to by wykonać piruet i walnąć stopą w kark. Powtarzała ruch kilkakrotnie, rzeźbiąc głęboki rów między ramieniem a brodą kukły.
~Tego ci było trzeba. Odcięcia od myśli i trochę brutalności.~
Za piątym razem udało się jej oderwać wypchaną głowę manekina i posłać ją kopniakiem na drugi koniec sali treningowej.
Vivian splotła obie dłonie, nabrała rozpędu wyrzucając je zza pleców i trafiła w brzuch. Obróciła się, wbiła łokieć w pierś i tą samą rękę wyprostowała, uderzając pięścią w twarz. To znaczy, tam gdzie miała być twarz…
Systematycznie lała manekina. Bardziej wprawiony obserwator zauważyłby, że dziewczyna się męczy. Nie wysiłkiem fizycznym, ale czymś innym. Oczy przybrały nieobecny moment, gdy wbijała kukłę w ziemię. Pięści i ciosy zostały ustawione automatycznie i uderzały bez konsultacji z głową. Zdawało się że… Nieważne.
Dopiero gdy manekin został rozłożony na części pierwsze, Vivian poczuła, że jest coś nie tak. Dała się ponieść… Emocjom? O czym ona w ogóle myślała? Nawet nie pamiętała co czuła. Nie zmieniało to faktu, że wyżyła się porządnie na niewinnej kukle i teraz stoi nad jej resztkami, ociekając potem.
- Szlag. – Burknęła cicho, na chwilę zasłaniając powieki.
Tkwiła w tej pozycji chwilę, po czym bez zastanowienia zgarnęła kurtkę spod ściany i odmeldowała się Saiyance, która kręciła się gdzieś po sali.
Nie ważne co czuła. W tej chwili miała dość… Wszystkiego. Wyszła z mordowni niemal nie odrywając wzroku od podłogi, gdzie plamy krwi jak znaki ostrzegawcze przemawiały do nowych kadetów…
OCC ---> Koniec treningu
+10% HP
[zt]---> Kwatera Vivian
Re: Sala treningowa
Wto Kwi 02, 2013 12:24 pm
Pierwsze ciosy wyprowadzał z wielką siłą w czułe elementy takie jak na przykład oczy, uszy, nos, krtań. Uderzenie w którąkolwiek z tych części ciała może dać przewagę w walce, o czym chłopak przekonał się już nie raz. Zamarkował cios. Przygotował do ataku lewą rękę, a dla zmyłki uderzył prawą o wiele mocniej gdyż nie był mańkutem. Opuścił ręce. Gdy wisiały bezwładnie zgiął je w łokciach, zniżył się nieco by mieć je na wysokości tułowia i brzucha manekina i oddał około dwudziestu szybkich i silnych ciosów. To w pojedynku mogło doprowadzić do połamania żeber oraz wewnętrznego krwawienia, którego przeciwnik może nie być w stanie zatrzymać. Odskoczy w tył z rękoma skrzyżowanymi na wysokości klatki piersiowej. Stanął na jednej nodze, zaś drugą posłał w tył. Wyobraził sobie, że przeciwnik biegnie w jego stronę, a gdy był blisko chłopak wykonał cios z pół obrotu, który zakończył się lekkim, planowanym, zawahaniem. Uderzająca noga znajdowała się teraz po lewej stronie, a ciało młodego wojownika powoli opadało twarzą na podłogę. Przeciwnik chciałby wykorzystać tą sytuacje na „darmowe uderzenie”, mógłby podbiec i w jakikolwiek sposób zaatakować. Brązowooki chciał w tym momencie wykorzystać nową sztuczkę, tylko w trochę inny sposób. Podparł się rękoma, odbił się nogami w taki sposób, aby wykonać uderzenie z pięty. Ciało wznosiło się. Gdy stało prosto Vernil lekkim ruchem stóp przechylił je dalej, by zaczęło opadać w dół. Gdy kąt, w którym się znajdowało uznał za stosowny, lekko zgiął ręce i wybił się z nich. Wykonał piękny lot po łuku zakończony..Lądowaniem na stopach… bez żadnych dodatkowych komplikacji. Na twarzy chłopaka pojawił się uśmiech. Wreszcie coś udało mu się za pierwszym razem. Ostatnią taką rzeczą była chyba Biała Aura, którą teraz dumnie uruchamiał, gdy zapowiadała się długa walka, w której miał małe szanse. Stał ładnych kilka metrów od manekina. Po jego twarzy spływało coraz więcej potu. Rękawem przetarł sobie czoło. Prawą rękę wyciągnął przed siebie i zaczął tworzyć w niej ki-blasta. Jasne, mógł to zrobić w mgnieniu oka, ale tym razem chciał „włożyć” w niego tyle energii ile tylko mógł. Skupił się na tym. Zamknął oczy. Energie wewnętrzną kierował do dłoni, po czym powoli uwalniał ją i formował w niej coraz większą i większą kulkę. Otworzył oczy, kulka energii wyszła mu taka jak zawsze. Nieco się zdziwił. Pomyślał, że po prostu tak jest i w stosunku do posiadanej energii tylko jakiś odsetek można włożyć do takiej prostej kulki. Zamachnął się i od niechcenia rzucił powstałą kulkę w manekina, którego niedawno bił. Ki-blast trafił w głowę i rozniósł ją na strzępy. Chłopak wzruszył ramionami, podszedł do kuły treningowej, bez głowy. Odsunął ją, i wziął pierwszego lepszego z leżących nieopodal. Wyciągnął go w miejsce gdzie stał tamten manekin. Zaczął od wykonywania uników „na sucho”. Zwód w prawo, w lewo.. Odsunięcie się od ciosu i kontra! Uderzył manekina w tors. Ten był twardszy. Chłopak spojrzał na swoje kostki, którymi uderzył. Były nieco białe, ale to normalne przy długotrwałym uderzeniu. Na szczęście nic się nie stało. Zobaczył, co jest z tym manekinem z bliska. Był utwardzany jakimiś stalowymi prętami, lub płytami. Brązowooki uważał, że to może być ciekawy trening. Wyskoczył w górę i uderzył z nogi manekina w głowę. Wylądował i zaczął najpierw powoli, później coraz to szybciej uderzać kukle treningową w to, na co akurat spojrzał. Po chwili zaczął robić to automatycznie, a umysł jakby na chwilę odpłynął…
Zaczął myśleć o swoim tacie. Dawno się z nim nie widział. Postanowił go odwiedzić, jednak nie wiedział gdzie go szukać. Wpadł na pomysł by udać się do jakieś informacji albo czegoś podobnego… Chyba w takim miejscu jak akademia musi się coś takiego znajdować. Ostatni raz z ojcem widział się, gdy postanowił udać się do akademii.. Poza Arthilem, miał tylko jego. Tęsknota…. W sumie swojego przyjaciela też nie widział już dłuższy czas. Nagle jego myśli zaczęły uciekać do innej osoby. Spotkał ją tylko raz i od razu doszło do konfrontacji, w kwaterze Brązowookiego. Walczyli, na początku ten nieznany z imienia i nazwiska górował. Dzięki właśnie tej walce Vernil osiągnął Białą Aurę i wygrał starcie. Chciałby poznać tą osobę. Zapytać, dlaczego go zaatakował, może to ma jakiś związek z Tatą? On zawsze znał odpowiedź na nurtujące pytania chłopaka. A może ma dostęp do obrazu zarejestrowanego przez kamery? W końcu gdzieś jakaś musiała być i mogła nagrać tą postać…
-Ałć-syknął pod nosem, a jego myśli wróciły do miejsca, w którym się znajdował. Chłopak uderzył za mocno w stal umacniającą manekina i poczuł ból. Spojrzał na nieco zakrwawione już kostki. Zrezygnował z bicia manekina rękoma i zaczął go kopać oraz co jakiś czas obracając się uderzać z ogona. Najpierw jego nogi trafiały w boki kukły treningowej. Potem przerzucił się na uderzenia w górne partie, za pomocą kolan oraz ewentualnie stóp, ale to po wcześniejszym rozbiegu bądź wybiciu się w powietrze. Któryś atak z kolei niestety zakończył się błędem. Vernil przy lądowaniu jakoś źle postawił nogę i przewrócił się. Postanowił wykonać nową sztuczkę. Zgiął kolana wybił się z nich. Ciało leciało w tył, gdy minęło prostą postawę chłopak wybił się z rąk. Znów jak poprzednio ciało wykonało lot po łuki i wylądowało bezbłędnie.
-No to już umiem!-powiedział do siebie chłopak. Wzleciał w górę. W powietrzu usiadł „po turecku”, zamknął oczy, ogon bezwładnie opadł a half urodzony na ziemi zaczął medytować. Celem tego treningu było powiększenie zasobów energii, a podobno to właśnie medytacja jest najlepsza do tego. Zaczął od rozprowadzania energii po całym swoim ciele. Podświadomie wzleciał wyżej. Energia zaczęła buzować wewnątrz ciała, przez to, że się poruszała. Chłopak zaczął spokojniej oddychać. Energia uspokoiła się. Poczuł, że zaczyna coraz bardziej nad nią panować. Ucieszył się z tego powodu a energia w tym czasie zaczęła robić się cieplejsza. Nie na tyle, żeby mogła ogrzać ciało wyziębionego człowieka, ale można było, poczuć, że dostosowuje się do uczuć młodego wojownika z Vegety. Postanowił zbierać ki w centrum klatki piersiowej. Energia płynęła do celu bardzo szybko, jednak Vernil chciał, panować nad tą szybkością. Zatrzymał ją, po czym zaczął powoli nią poruszać ku centrum. Sekunda mijały coraz szybciej i szybciej, chłopak niesamowicie wciągnął się w to. Dzięki temu, iż jego oczy były cały czas zamknięte, mógł „zobaczyć” swoją energię a co za tym idzie dokładnie nią sterować. Wewnętrzne pokłady ki były już skoncentrowana w jednym miejscu. Chłopak nieco się zmęczył, puścił energię wolną a to spowodowało, że dokoła powstała fala uderzeniowa podobna do Kiai-ho. Chłopak otrząsnął się. Spojrzał czy jego wybryk nie zrobił nikomu krzywdy. Był wysoko, a ta mała „eksplozja” na szczęście nikogo nie sięgnęła. Gdyby tak się stało mógłby narazić się jakiemuś napakowanemu Saiyanowi, który jednym uderzeniem ogona mógłby posłać go na łopatki. Zaczął powoli lecieć w kierunku podłogi. Nogi wyprostował, jeszcze będąc w powietrzu przeciągnął się. Spojrzał na wojowników w zbrojach. Większość już kończyła trening. Brązowowłosy nie wiedział ile czasu minęło, mimo to postanowił powoli kończyć swój trening. Ostatni raz spojrzał na manekiny, a właściwie na tego jednego, utwardzanego, którego nie był w stanie zniszczyć. Teraz już z tego zrezygnował.
-Może gdybym był w stanie furii jak Maia w piwnicy i użył białej aury to byłbym w stanie zniszczyć tego manekina? Może nawet jednym ciosem? Ale chyba nie chcę tego sprawdzać. Podczas furii Maia nie panowała nad swoim ciałem. Może ze mną byłoby podobnie… -myślał chłopak. Na szczęście bądź nieszczęście, nie pamiętał zajścia z poprzedniej wizyty w sali treningowej, gdy furia nim zawładnęła i nie panował nad sobą, dokładnie tak jak Maia w spiżarni. Odwrócił wzrok. Ponownie górą ominął wszystkich wojowników i wylądował przed wejściem. Nie oglądając się za siebie wyszedł z pomieszczenia.
OCC:
Koniec treningu
z/t -> Stołówencja
Zaczął myśleć o swoim tacie. Dawno się z nim nie widział. Postanowił go odwiedzić, jednak nie wiedział gdzie go szukać. Wpadł na pomysł by udać się do jakieś informacji albo czegoś podobnego… Chyba w takim miejscu jak akademia musi się coś takiego znajdować. Ostatni raz z ojcem widział się, gdy postanowił udać się do akademii.. Poza Arthilem, miał tylko jego. Tęsknota…. W sumie swojego przyjaciela też nie widział już dłuższy czas. Nagle jego myśli zaczęły uciekać do innej osoby. Spotkał ją tylko raz i od razu doszło do konfrontacji, w kwaterze Brązowookiego. Walczyli, na początku ten nieznany z imienia i nazwiska górował. Dzięki właśnie tej walce Vernil osiągnął Białą Aurę i wygrał starcie. Chciałby poznać tą osobę. Zapytać, dlaczego go zaatakował, może to ma jakiś związek z Tatą? On zawsze znał odpowiedź na nurtujące pytania chłopaka. A może ma dostęp do obrazu zarejestrowanego przez kamery? W końcu gdzieś jakaś musiała być i mogła nagrać tą postać…
-Ałć-syknął pod nosem, a jego myśli wróciły do miejsca, w którym się znajdował. Chłopak uderzył za mocno w stal umacniającą manekina i poczuł ból. Spojrzał na nieco zakrwawione już kostki. Zrezygnował z bicia manekina rękoma i zaczął go kopać oraz co jakiś czas obracając się uderzać z ogona. Najpierw jego nogi trafiały w boki kukły treningowej. Potem przerzucił się na uderzenia w górne partie, za pomocą kolan oraz ewentualnie stóp, ale to po wcześniejszym rozbiegu bądź wybiciu się w powietrze. Któryś atak z kolei niestety zakończył się błędem. Vernil przy lądowaniu jakoś źle postawił nogę i przewrócił się. Postanowił wykonać nową sztuczkę. Zgiął kolana wybił się z nich. Ciało leciało w tył, gdy minęło prostą postawę chłopak wybił się z rąk. Znów jak poprzednio ciało wykonało lot po łuki i wylądowało bezbłędnie.
-No to już umiem!-powiedział do siebie chłopak. Wzleciał w górę. W powietrzu usiadł „po turecku”, zamknął oczy, ogon bezwładnie opadł a half urodzony na ziemi zaczął medytować. Celem tego treningu było powiększenie zasobów energii, a podobno to właśnie medytacja jest najlepsza do tego. Zaczął od rozprowadzania energii po całym swoim ciele. Podświadomie wzleciał wyżej. Energia zaczęła buzować wewnątrz ciała, przez to, że się poruszała. Chłopak zaczął spokojniej oddychać. Energia uspokoiła się. Poczuł, że zaczyna coraz bardziej nad nią panować. Ucieszył się z tego powodu a energia w tym czasie zaczęła robić się cieplejsza. Nie na tyle, żeby mogła ogrzać ciało wyziębionego człowieka, ale można było, poczuć, że dostosowuje się do uczuć młodego wojownika z Vegety. Postanowił zbierać ki w centrum klatki piersiowej. Energia płynęła do celu bardzo szybko, jednak Vernil chciał, panować nad tą szybkością. Zatrzymał ją, po czym zaczął powoli nią poruszać ku centrum. Sekunda mijały coraz szybciej i szybciej, chłopak niesamowicie wciągnął się w to. Dzięki temu, iż jego oczy były cały czas zamknięte, mógł „zobaczyć” swoją energię a co za tym idzie dokładnie nią sterować. Wewnętrzne pokłady ki były już skoncentrowana w jednym miejscu. Chłopak nieco się zmęczył, puścił energię wolną a to spowodowało, że dokoła powstała fala uderzeniowa podobna do Kiai-ho. Chłopak otrząsnął się. Spojrzał czy jego wybryk nie zrobił nikomu krzywdy. Był wysoko, a ta mała „eksplozja” na szczęście nikogo nie sięgnęła. Gdyby tak się stało mógłby narazić się jakiemuś napakowanemu Saiyanowi, który jednym uderzeniem ogona mógłby posłać go na łopatki. Zaczął powoli lecieć w kierunku podłogi. Nogi wyprostował, jeszcze będąc w powietrzu przeciągnął się. Spojrzał na wojowników w zbrojach. Większość już kończyła trening. Brązowowłosy nie wiedział ile czasu minęło, mimo to postanowił powoli kończyć swój trening. Ostatni raz spojrzał na manekiny, a właściwie na tego jednego, utwardzanego, którego nie był w stanie zniszczyć. Teraz już z tego zrezygnował.
-Może gdybym był w stanie furii jak Maia w piwnicy i użył białej aury to byłbym w stanie zniszczyć tego manekina? Może nawet jednym ciosem? Ale chyba nie chcę tego sprawdzać. Podczas furii Maia nie panowała nad swoim ciałem. Może ze mną byłoby podobnie… -myślał chłopak. Na szczęście bądź nieszczęście, nie pamiętał zajścia z poprzedniej wizyty w sali treningowej, gdy furia nim zawładnęła i nie panował nad sobą, dokładnie tak jak Maia w spiżarni. Odwrócił wzrok. Ponownie górą ominął wszystkich wojowników i wylądował przed wejściem. Nie oglądając się za siebie wyszedł z pomieszczenia.
OCC:
Koniec treningu
z/t -> Stołówencja
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach