Las
+10
Majstru
Ósemka
Siódemka
Khepri
April
Reito
KOŚCI
Red
Hazard
NPC
14 posters
Las
Sob Cze 02, 2012 8:08 am
First topic message reminder :
Perełka na Ziemi. Poza wielkimi oceanami i górami, które mają śnieżne szczyty lasy pokrywają wielkie połacie lądów. Mnóstwo drzew, zwierzyny strumyków mniejszych lub większych. Świetne miejsca dla tak zwanych outsiderów. Wszystkie rodzaje drzew występują najczęściej pomieszane ze sobą by w razie jakiejś choroby wyginęły tylko jedne nie tworząc przy tym pustego miejsca niczym łysiny u starszego pana.
Perełka na Ziemi. Poza wielkimi oceanami i górami, które mają śnieżne szczyty lasy pokrywają wielkie połacie lądów. Mnóstwo drzew, zwierzyny strumyków mniejszych lub większych. Świetne miejsca dla tak zwanych outsiderów. Wszystkie rodzaje drzew występują najczęściej pomieszane ze sobą by w razie jakiejś choroby wyginęły tylko jedne nie tworząc przy tym pustego miejsca niczym łysiny u starszego pana.
Re: Las
Sob Maj 02, 2015 9:35 pm
Tymczasem w terenówce panowała dość...wesoła i optymistyczna atmosfera. I chociaż wyglądało to jakby z samochodu się dymiło, to tak naprawdę dymiło się z jego pasażerów.
-łorany, czy świat zawsze był taki kolorowany?
-Nie pamiętam staaryy, ja tam niic nie widzę...
-Hej ogarnąć się, ktoś wyszedł nam na drogę!
-Co to za bambus?
-Nie wiem, ale na pewno nie jest z telekomunikacji South City!
-Rozjedź go!
Niestety, atak białowłosego skutecznie zniwelował jakże ambitne plany kierowcy samochodu przewożącego kradzioną technologie. Pocisk ki miał wystarczającą siłę by dalsza kontrola nad pojazdem stała się niemożliwa. A juz na pewno nie po kilkugodzinnym wdychaniu dymu oczywistego pochodzenia.
Jednak tuż przed tym jeden z bandziorów sięgnął po granat odłamkowy z celem pozbycia się niewygodnego świadka. Wyrzucił go dopiero w trakcie koziołkowania, przez co granat wylądował dokładnie u kory pewnego drzewa. A konkretnie... tego na którym stał hiszpan.
Eksplozja miała wystarczającą siłę by drzewo przywitało się z podłożem w przeciągu kilku sekund. A razem z nim ten który zaplanował tą puapkę. Głośny wulgaryzm zrozumiany tylko przez niego sugeruje iż prawdopodobnie nic mu się nie stało. Pojazd terenowy zatrzymał się będąc do góry kołami, a po chwili wyszli z niego wszyscy ocalali.
Wyszedł tylko kierowca, reszta wypełzła w pół przytomna. Kierowca był jednak zdecydowanie najniebezpieczniejszym bydlakiem z całej grupy. Mięśni miał praktycznie trzy razy tyle co Jax, i był uzbrojony po zęby. Jednak liczne siniaki, i strumyczek krwi spływający mu po czole nasuwały wniosek iż nie był on nie do pokonania.
-Co to ma znaczyć smarkaczu!? Wiesz co właśnie zrobiłeś!? Ta terenówka była warta więcej niż cała twoja zafajdana rodzina! Odpracujesz ją dla nas jako cholerny niewolnik , ale najpierw spuszczę ci wpier**l twojego życia!
Nawet znacznie osłabiony mięśniak będzie jednak groźny. I ciemnoskóry dobrze o tym wie. I chociaż drzewo przygniotło znaczną część jego ciała, to jednak lata ćwiczeń sztuk walki czegoś go nauczyły. Gdy szeroki jak czołg mężczyzna rzucił się na niego, wóz terenowy zaczął się centymetr po centymetrze podnosić. Jeśli uda się zrzucić te kilka ton na głowę temu bandziorowi, z pewnością go to uciszy. Trzeba mu jednak zapewnić czas na wystarczajace podniesienie wozu. Jak tego dokona nasz bio android? Wkrótce się przekonamy.
OOC:
Myślę że wszystko jasne Całość fabularna. Powodzenia.
-łorany, czy świat zawsze był taki kolorowany?
-Nie pamiętam staaryy, ja tam niic nie widzę...
-Hej ogarnąć się, ktoś wyszedł nam na drogę!
-Co to za bambus?
-Nie wiem, ale na pewno nie jest z telekomunikacji South City!
-Rozjedź go!
Niestety, atak białowłosego skutecznie zniwelował jakże ambitne plany kierowcy samochodu przewożącego kradzioną technologie. Pocisk ki miał wystarczającą siłę by dalsza kontrola nad pojazdem stała się niemożliwa. A juz na pewno nie po kilkugodzinnym wdychaniu dymu oczywistego pochodzenia.
Jednak tuż przed tym jeden z bandziorów sięgnął po granat odłamkowy z celem pozbycia się niewygodnego świadka. Wyrzucił go dopiero w trakcie koziołkowania, przez co granat wylądował dokładnie u kory pewnego drzewa. A konkretnie... tego na którym stał hiszpan.
Eksplozja miała wystarczającą siłę by drzewo przywitało się z podłożem w przeciągu kilku sekund. A razem z nim ten który zaplanował tą puapkę. Głośny wulgaryzm zrozumiany tylko przez niego sugeruje iż prawdopodobnie nic mu się nie stało. Pojazd terenowy zatrzymał się będąc do góry kołami, a po chwili wyszli z niego wszyscy ocalali.
Wyszedł tylko kierowca, reszta wypełzła w pół przytomna. Kierowca był jednak zdecydowanie najniebezpieczniejszym bydlakiem z całej grupy. Mięśni miał praktycznie trzy razy tyle co Jax, i był uzbrojony po zęby. Jednak liczne siniaki, i strumyczek krwi spływający mu po czole nasuwały wniosek iż nie był on nie do pokonania.
-Co to ma znaczyć smarkaczu!? Wiesz co właśnie zrobiłeś!? Ta terenówka była warta więcej niż cała twoja zafajdana rodzina! Odpracujesz ją dla nas jako cholerny niewolnik , ale najpierw spuszczę ci wpier**l twojego życia!
Nawet znacznie osłabiony mięśniak będzie jednak groźny. I ciemnoskóry dobrze o tym wie. I chociaż drzewo przygniotło znaczną część jego ciała, to jednak lata ćwiczeń sztuk walki czegoś go nauczyły. Gdy szeroki jak czołg mężczyzna rzucił się na niego, wóz terenowy zaczął się centymetr po centymetrze podnosić. Jeśli uda się zrzucić te kilka ton na głowę temu bandziorowi, z pewnością go to uciszy. Trzeba mu jednak zapewnić czas na wystarczajace podniesienie wozu. Jak tego dokona nasz bio android? Wkrótce się przekonamy.
OOC:
Myślę że wszystko jasne Całość fabularna. Powodzenia.
- Majstru
- Liczba postów : 17
Data rejestracji : 13/07/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Las
Pon Maj 04, 2015 3:43 pm
Jax zmierzył szybkim wzrokiem kierowcę. Facet był o wiele większy i bardziej umięśniony od bio-androida, a jego zakazana morda i wojskowe ciuchy dopełniały tylko obraz twardziela. Mimo, że był już dość mocno obity, mógł stanowić potencjalne zagrożenie. Nie warto było go lekceważyć, pomimo tego, że gadkę miał jak każdy żałosny bandzior, który po dwóch minutach wypluwa swoje słowa razem z krwią i piaskiem. Gościu nie tracił czasu i praktycznie od razu rzucił się na białowłosego z pełnym impetem i mało brakowało, by go staranował. Na szczęście chłopak w ostatniej chwili odchylił się w bok unikając ataku.
-Rodzina? Nie mam pojęcia o czym mówisz, ani co to w ogóle jest, ale nie mam zamiaru pracować dla takich śmieci jak wy, a już na pewno nie dam się pokonać jakiemuś byle parchowi. Powiem Ci jedno. Ten las będzie twoim grobem.
Słowa Jaxa jeszcze bardziej rozjuszyły bandziora i sprowokowały go do kolejnego ataku. Ponownie skoczył w kierunku bio-androida tym razem z zaciśniętą prawą pięścią. Chłopak tym razem nie pozostał dłużny. W mig przeczytał zamiary wroga i ruszył mu naprzeciw markując takie same uderzenie, ale w ostatniej chwili zanurkował do przodu i walnął typa kolanem w brzuch. O dziwo jednak atak który powinien zmiażdżyć żołądek nie wyrządził blondynowi większych szkód. Facet od razu to wykorzystał łapiąc chłopka jedną ręką za głowę i ciskając nim o ziemię, by poprawić jeszcze kopniakiem w żebra i odrzucić go na kilka metrów. Białowłosy nie zamierzał się jednak łatwo poddawać. Natychmiast podniósł się z ziemi efektowną sprężynką, otrzepał z liści, uśmiechnął pod nosem i przystąpił do zawziętej wymiany ciosów ze swoim oponentem. Żaden z nich nie ustępował, ale również żaden z nich nie był w stanie wyprowadzić czystego ciosu. Jax zwinnie umykał przed atakami, a goryl je z łatwością blokował. W końcu chłopak przełamał impas wyprowadzając solidnego kopniaka prosto w szczękę przeciwnika i odpychając go o kilka kroków do tyłu. Bio-android momentalnie wykorzystał sytuację i przystąpił do szarży na przeciwnika, by w odpowiednim momencie wzlecieć w powietrze, przyspieszyć i po raz kolejny poczęstować podeszwą rywala. Ten niestety mimo zaskoczenia latającym adwersarzem zdołał powstrzymać natarcie chwytając w locie atakującą nogę, a następnie brutalnie cisnął chłopakiem o ziemię, by za chwilę rzucić nim w pobliskie drzewo, tak aby uderzył plecami prosto w pień i spadł twarzą w stronę liści. Ten atak faktycznie zabolał białowłosego. Ciężko było mu się po tym podnieść, dlatego zdecydował poczekać, aż ten sam do niego podejdzie. Gdy tylko kroki zrobiły się wystarczająco głośne, przewrócił się na plecy i strzelił żołnierzowi na szybko załadowanym Ki Blastem prosto w twarz. Gdy ten przecierał facjatę, Jax wstając podciął bandziora efektownym, obrotowym kopniakiem w zgięcie kolana, po czym wycofał się łapiąc dystans i oddech.
"Ile temu Hiszpanowi jeszcze zejdzie?" - pomyślał
-Rodzina? Nie mam pojęcia o czym mówisz, ani co to w ogóle jest, ale nie mam zamiaru pracować dla takich śmieci jak wy, a już na pewno nie dam się pokonać jakiemuś byle parchowi. Powiem Ci jedno. Ten las będzie twoim grobem.
Słowa Jaxa jeszcze bardziej rozjuszyły bandziora i sprowokowały go do kolejnego ataku. Ponownie skoczył w kierunku bio-androida tym razem z zaciśniętą prawą pięścią. Chłopak tym razem nie pozostał dłużny. W mig przeczytał zamiary wroga i ruszył mu naprzeciw markując takie same uderzenie, ale w ostatniej chwili zanurkował do przodu i walnął typa kolanem w brzuch. O dziwo jednak atak który powinien zmiażdżyć żołądek nie wyrządził blondynowi większych szkód. Facet od razu to wykorzystał łapiąc chłopka jedną ręką za głowę i ciskając nim o ziemię, by poprawić jeszcze kopniakiem w żebra i odrzucić go na kilka metrów. Białowłosy nie zamierzał się jednak łatwo poddawać. Natychmiast podniósł się z ziemi efektowną sprężynką, otrzepał z liści, uśmiechnął pod nosem i przystąpił do zawziętej wymiany ciosów ze swoim oponentem. Żaden z nich nie ustępował, ale również żaden z nich nie był w stanie wyprowadzić czystego ciosu. Jax zwinnie umykał przed atakami, a goryl je z łatwością blokował. W końcu chłopak przełamał impas wyprowadzając solidnego kopniaka prosto w szczękę przeciwnika i odpychając go o kilka kroków do tyłu. Bio-android momentalnie wykorzystał sytuację i przystąpił do szarży na przeciwnika, by w odpowiednim momencie wzlecieć w powietrze, przyspieszyć i po raz kolejny poczęstować podeszwą rywala. Ten niestety mimo zaskoczenia latającym adwersarzem zdołał powstrzymać natarcie chwytając w locie atakującą nogę, a następnie brutalnie cisnął chłopakiem o ziemię, by za chwilę rzucić nim w pobliskie drzewo, tak aby uderzył plecami prosto w pień i spadł twarzą w stronę liści. Ten atak faktycznie zabolał białowłosego. Ciężko było mu się po tym podnieść, dlatego zdecydował poczekać, aż ten sam do niego podejdzie. Gdy tylko kroki zrobiły się wystarczająco głośne, przewrócił się na plecy i strzelił żołnierzowi na szybko załadowanym Ki Blastem prosto w twarz. Gdy ten przecierał facjatę, Jax wstając podciął bandziora efektownym, obrotowym kopniakiem w zgięcie kolana, po czym wycofał się łapiąc dystans i oddech.
"Ile temu Hiszpanowi jeszcze zejdzie?" - pomyślał
Re: Las
Sro Maj 06, 2015 9:33 pm
-JEBUM!!
Głośny okrzyk jednego z mniej trzeźwych paserów był na tyle rozpraszający by wystrzelona przez niego kula trafiła w cel- rękę Jax'a. Broń Mattew 145.09 do której narąbany 30-sto latek zdołał się doczołgać miała w jednym naboju sobie ładunek o podobnej sile co laska dynamitu. Decyzja o oddaleniu się od wielkoluda okazała się mieć fatalne skutki.
Gdy chmura pyłu opadła, odepchnięty falą uderzeniową mięśniak dostrzegł iż jego prawa ręka jest w koszmarnym stanie, o krok od odłączenia się od stawu i upadku na ziemię. Ale to nie jest najgorsze. Wybuch zdekoncentrował hiszpana na tyle że zaklęcie padło i wóz terenowy upadł po zaledwie dwumetrowym wzniesieniu. To będzie prawdziwa próba wytrzymałości, oraz podzielności uwagi bio androida.
Pistolet futurystyczny wciąż działał, co oznacza iż walka stała się trzy razy trudniejsza. Bo nie dość że zwiększyła się liczba oponentów, to do bronienia się będzie musiała wystarczyć mu jedna ręka. To już nie kwestia wygranej, to kwestia przetrwania. Ale kto wie czy technlogia warta miliardy zeni nie będzie tego wszystkiego warta.
I choć mogło to umknąć uwadzę wszystkich tu obecnych, to z pojemnego bagażnika pojazdu wylatywać zaczęło coś przypominające.... parę wodną. I to bardzo intensywną. Jakby wyciekał stamtąd ciekły azot. Odpowiedź na to co ją wywołuje czeka najbardziej wytrwałych.
OOC:
Tracisz prawą rękę = -40 hp
Jeśli psuje to coś fabularnie, to mogę zmienić kontuzję na jakąś inną. upalonego możesz załatwić w tej turze, wielkiego jeszcze nie.
Głośny okrzyk jednego z mniej trzeźwych paserów był na tyle rozpraszający by wystrzelona przez niego kula trafiła w cel- rękę Jax'a. Broń Mattew 145.09 do której narąbany 30-sto latek zdołał się doczołgać miała w jednym naboju sobie ładunek o podobnej sile co laska dynamitu. Decyzja o oddaleniu się od wielkoluda okazała się mieć fatalne skutki.
Gdy chmura pyłu opadła, odepchnięty falą uderzeniową mięśniak dostrzegł iż jego prawa ręka jest w koszmarnym stanie, o krok od odłączenia się od stawu i upadku na ziemię. Ale to nie jest najgorsze. Wybuch zdekoncentrował hiszpana na tyle że zaklęcie padło i wóz terenowy upadł po zaledwie dwumetrowym wzniesieniu. To będzie prawdziwa próba wytrzymałości, oraz podzielności uwagi bio androida.
Pistolet futurystyczny wciąż działał, co oznacza iż walka stała się trzy razy trudniejsza. Bo nie dość że zwiększyła się liczba oponentów, to do bronienia się będzie musiała wystarczyć mu jedna ręka. To już nie kwestia wygranej, to kwestia przetrwania. Ale kto wie czy technlogia warta miliardy zeni nie będzie tego wszystkiego warta.
I choć mogło to umknąć uwadzę wszystkich tu obecnych, to z pojemnego bagażnika pojazdu wylatywać zaczęło coś przypominające.... parę wodną. I to bardzo intensywną. Jakby wyciekał stamtąd ciekły azot. Odpowiedź na to co ją wywołuje czeka najbardziej wytrwałych.
OOC:
Tracisz prawą rękę = -40 hp
Jeśli psuje to coś fabularnie, to mogę zmienić kontuzję na jakąś inną. upalonego możesz załatwić w tej turze, wielkiego jeszcze nie.
- Majstru
- Liczba postów : 17
Data rejestracji : 13/07/2012
Skąd : z Iławy
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Las
Nie Maj 17, 2015 12:28 am
- AAAAAAARGH!!! - wrzasnął na całe gardło przepełniony złością i agonalnym bólem Jax.
Pierwszy raz w życiu zdarzyło mu się być tak ciężko rannym. Pierwszy raz w życiu został również zaskoczony. Bio-android wolał żeby to były ostatnie razy, choć nie mógł być nawet pewien, czy nie będzie z nim jeszcze gorzej. Sytuacja była zła. Niektórzy mogli by powiedzieć, że nawet bardzo zła. Jeszcze inni pokusili by się o stwierdzenie, że sytuacja była traficzna. Przed białowłosym stał wielkolud, który całkiem nieźle się trzymał i zdawał się szykować do ataku. Za białowłosym leżał zjarany, ledwo żywy najemnik, który mimo mocno nadwątlonej trzeźwości był w stanie dzierżyć broń palną i zrobić z niej właściwy użytek.
Jax spojrzał na swoje prawe ramię. Było ono w opłakanym stanie. Kość była całkowicie złamana w miejscu trafienia, a sama ręka zdawała się wisieć na fragmentach mięśni. Spróbował nim ruszyć, ale bezskutecznie. Całe ramię było w tej chwili jedynie zbędnym balastem. Dalsza walka z wiszącym kikutem nie wchodziła wogóle w rachubę. Chłopak musiał działać szybko. W innym wypadku groziła mu szybka śmierć.
Skupił Ki w otwartej lewej dłoni, tak że przybrała ona postać białej świetlistej piły tarczowej. Po chwili kikut opadł z łoskotem na ziemię. Ból był potworny, choć za chwilę miało być jeszcze gorzej. Krwawienie było bardzo obfite i nie zatrzymanie go mogło być bardzo brzemienne w skutkach. Jax zmienił postać Ki w lewej ręce z ostrza na coś przypominającego bardziej płomyk, po czym przyłożył rozgrzaną od energii dłoń w miejsce rany. Android wrzasnął wniebogłosy.
Nadeszła pora by wrócić do walki. By wymigać się z pułapki, w którą wpadł, chłopak postanowił wyeliminować najsłabsze ogniwo, czyli leżącego gościa z gnatem, który był odpowiedzialny z uszkodzenie ręki Jaxa. Zajęcie się nim w pierwszej kolejności nakazywałby zdrowy rozsądek, jednak to nie on w tym momencie kierował białowłosym, tylko czysta furia połączona z chęcią zemsty na swoim oprawcy. Dlatego właśnie jego planu daleko było do doskonałości. Zamiast pomyśleć nad zbliżeniem się do strzelca przy jednoczesnym powstrzymaniu mięśniaka, chłopak uniósł lewę dłoń na wysokość oczu, skupił jak najwięcej Ki w możliwie najkrótszym czasie, po czym krzyknął na całe gardło:
- TY CHUJU!!!
Wyprostował rękę w kierunku strzelca, a następnie odpalił promień oślepiającej energii, dosłownie zmiatając go z powierzchnii ziemii. Facet z fryzurą odwróconego wulkanu nie zamierzał jednak zwlekać i postanowił wykorzystać okazję, kiedy Jax się odsłonił. Skoczył w jego kierunku, by zdzielić go z łokcia, ale bio-android zdołał instynktownie wyczuć jego obecność i uprzedził dryblasa potężnym ciosem podbródkowym tym samym odrzucając go kilka metrów do tyłu.
----------
OoC:
-Trening start
Pierwszy raz w życiu zdarzyło mu się być tak ciężko rannym. Pierwszy raz w życiu został również zaskoczony. Bio-android wolał żeby to były ostatnie razy, choć nie mógł być nawet pewien, czy nie będzie z nim jeszcze gorzej. Sytuacja była zła. Niektórzy mogli by powiedzieć, że nawet bardzo zła. Jeszcze inni pokusili by się o stwierdzenie, że sytuacja była traficzna. Przed białowłosym stał wielkolud, który całkiem nieźle się trzymał i zdawał się szykować do ataku. Za białowłosym leżał zjarany, ledwo żywy najemnik, który mimo mocno nadwątlonej trzeźwości był w stanie dzierżyć broń palną i zrobić z niej właściwy użytek.
Jax spojrzał na swoje prawe ramię. Było ono w opłakanym stanie. Kość była całkowicie złamana w miejscu trafienia, a sama ręka zdawała się wisieć na fragmentach mięśni. Spróbował nim ruszyć, ale bezskutecznie. Całe ramię było w tej chwili jedynie zbędnym balastem. Dalsza walka z wiszącym kikutem nie wchodziła wogóle w rachubę. Chłopak musiał działać szybko. W innym wypadku groziła mu szybka śmierć.
Skupił Ki w otwartej lewej dłoni, tak że przybrała ona postać białej świetlistej piły tarczowej. Po chwili kikut opadł z łoskotem na ziemię. Ból był potworny, choć za chwilę miało być jeszcze gorzej. Krwawienie było bardzo obfite i nie zatrzymanie go mogło być bardzo brzemienne w skutkach. Jax zmienił postać Ki w lewej ręce z ostrza na coś przypominającego bardziej płomyk, po czym przyłożył rozgrzaną od energii dłoń w miejsce rany. Android wrzasnął wniebogłosy.
Nadeszła pora by wrócić do walki. By wymigać się z pułapki, w którą wpadł, chłopak postanowił wyeliminować najsłabsze ogniwo, czyli leżącego gościa z gnatem, który był odpowiedzialny z uszkodzenie ręki Jaxa. Zajęcie się nim w pierwszej kolejności nakazywałby zdrowy rozsądek, jednak to nie on w tym momencie kierował białowłosym, tylko czysta furia połączona z chęcią zemsty na swoim oprawcy. Dlatego właśnie jego planu daleko było do doskonałości. Zamiast pomyśleć nad zbliżeniem się do strzelca przy jednoczesnym powstrzymaniu mięśniaka, chłopak uniósł lewę dłoń na wysokość oczu, skupił jak najwięcej Ki w możliwie najkrótszym czasie, po czym krzyknął na całe gardło:
- TY CHUJU!!!
Wyprostował rękę w kierunku strzelca, a następnie odpalił promień oślepiającej energii, dosłownie zmiatając go z powierzchnii ziemii. Facet z fryzurą odwróconego wulkanu nie zamierzał jednak zwlekać i postanowił wykorzystać okazję, kiedy Jax się odsłonił. Skoczył w jego kierunku, by zdzielić go z łokcia, ale bio-android zdołał instynktownie wyczuć jego obecność i uprzedził dryblasa potężnym ciosem podbródkowym tym samym odrzucając go kilka metrów do tyłu.
----------
OoC:
-Trening start
Re: Las
Sro Maj 20, 2015 7:24 pm
Cios Jaxa wywołałby zapewne spory huk w otoczeniu, jednak nie dało się tego stwierdzić gdyż całkowicie zagłuszył go gwałtowna eksplozja podnoszonego przez hiszpana pojazdu. Wywołało to spory szok na twarzach wszystkich obecnych, gdyż było to całkiem niespodziewane. Nie było benzyny, ładunków wybuchowych nie przewozili. A telekinezą nie robi się wybuchów. Więc co się mogło stać? Tak czy tak wszystko wskazywało na to iż właśnie cały towar poszedł w zapomnienie.
Facet z fryzurą odwróconego wulkanu wydał z siebie okrzyk podobny do Darth Vadera z Gwiezdnych wojen. Niewątpliwie osiągnął właśnie szczyt wk... bycia zdenerwowanym. Jego skóra mieniła się odcieniami czerwieni, żyły powychodziły mu na całym ciele, a w jego oczach było piekło. Nie dość że stracił wózek, to stracił wiele miliardów zeni przez jednego nastolatka który stawia w dodatku opór. Już miał rzucić się na chłopaka po raz kolejny..
Wtem do akcji wszedł ten który wpadł na ten cały napad. Błyskawicznie zaatakował dwumetrowego bandziora obrotowym kopnięciem zdrową nogą w tył jego głowy. Widać było iż jest to ktoś więcej niż cwaniacki imigrant. Chociaż był stosunkowo słabszy od Jaxa to miał imponującą technikę jak na człowieka. Teraz każdy ma powód do gniewu. Utrata towaru dla hiszpana i jedynego nie ujaranego złoczyńcy oraz utrata ręki i w pewnej części honoru dla Jaxa. Fakt iż prawdopodobnie cel każdego z tu obecnych został właśnie sprowadzony do piachu dodawał każdemu sił. W tym również Jaxowi. Nawet z jedną ręką był obecnie najsilniejszy z całej trójki. I właśnie teraz jest czas by to udowodnić.
OOC:
Twoje staty x2 na tą turę
Polecam ci zacząć trening w poprzednim lub tym poście.
Facet z fryzurą odwróconego wulkanu wydał z siebie okrzyk podobny do Darth Vadera z Gwiezdnych wojen. Niewątpliwie osiągnął właśnie szczyt wk... bycia zdenerwowanym. Jego skóra mieniła się odcieniami czerwieni, żyły powychodziły mu na całym ciele, a w jego oczach było piekło. Nie dość że stracił wózek, to stracił wiele miliardów zeni przez jednego nastolatka który stawia w dodatku opór. Już miał rzucić się na chłopaka po raz kolejny..
Wtem do akcji wszedł ten który wpadł na ten cały napad. Błyskawicznie zaatakował dwumetrowego bandziora obrotowym kopnięciem zdrową nogą w tył jego głowy. Widać było iż jest to ktoś więcej niż cwaniacki imigrant. Chociaż był stosunkowo słabszy od Jaxa to miał imponującą technikę jak na człowieka. Teraz każdy ma powód do gniewu. Utrata towaru dla hiszpana i jedynego nie ujaranego złoczyńcy oraz utrata ręki i w pewnej części honoru dla Jaxa. Fakt iż prawdopodobnie cel każdego z tu obecnych został właśnie sprowadzony do piachu dodawał każdemu sił. W tym również Jaxowi. Nawet z jedną ręką był obecnie najsilniejszy z całej trójki. I właśnie teraz jest czas by to udowodnić.
OOC:
Twoje staty x2 na tą turę
Polecam ci zacząć trening w poprzednim lub tym poście.
- Majstru
- Liczba postów : 17
Data rejestracji : 13/07/2012
Skąd : z Iławy
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Las
Nie Maj 24, 2015 9:37 pm
W momencie, gdy Jax traktował swojego przeciwnika soczystym hakiem w podbródek, nastąpiła niespodziewana eksplozja. Eksplozja tak silna, że omal nie poparzyła jedynej ręki chłopaka. Eksplozja, która zabrała ze sobą cały drogocenny towar, a także pozbawiła białowłosego i Hiszpana powodu, dla którego walczą, choć z drugiej strony napełniła wszystkich wojowników jeszcze większym gniewem. Androida, który jak się okazuje poświęcił swoją najdroższą kończynę na darmo, Hiszpana, który czekał ten cały czas i zorganizował tą akcję na darmo, oraz blondyna, którego spokojny i dość wesoły dzień pracy został brutalnie przerwany przez tych dwóch.
Tak oto zbliżał się nieubłaganie finał tej walki. Starcie trzech furii.
- Zasrane gnoje! Zapłacicie mi za to wszystko, kapujecie!? Rozwalę was!!!
Jax wystąpił do przodu dając ręką znać Hiszpanowi, by się nie wtrącał. To była jego walka. Sam ją rozpoczął i chciał ją sam zakończyć.
- Ach, tak? - zwrócił się do mięśniaka - Obawiam się, że tym, który będzie rozwalany, BĘDZIESZ TY!!!
Białowłosy, który nie mógł już dłużej kontrolować ogarniającego go gniewu, stanął w rozkroku, napiął mięśnie i zaczął krzyczeć, wyzwalając tym samym ogromne pokłady Ki. Energia wokół niego szalała i miotała pobliskimi liśćmi na wszystkie strony. Serce biło mu coraz szybciej, a krew prawie się gotowała. Podmuch z sekundy na sekundę stawał się coraz silniejszy, aż do momentu skumulowania całej mocy.
W jednej chwili chłopak po prostu wystrzelił niczym z procy w kierunku goryla i poczęstował go mocarnym kopniakiem w brzuch. Tym razem jednak był efektywny i zgiął gościa w pół, co android wykorzystał poprawiając drugim kopem prosto w twarz, odrzucając najemnika o kilka metrów do tyłu.
- Pfu! - żołnierz wypluł z ust krew i przetarł je ręką - Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele! Udało ci się mnie zaskoczyć, to wszystko!
- Ach, tak? - białowłosy już miał wszystkiego serdecznie dosyć. Dosyć miał tego lasu, dosyć miał użerania się z półgłówkami, dosyć miał "genialnych" planów Hiszpana, ale najbardziej miał dosyć tych głupawych tekstów, co i rusz rzucanych przez goryla.
- Czy ty w końcu zamkniesz tą mordę, czy mam Ci w tym pomóc!?
Chłopak przystąpił do kolejnej szarży. Tym razem jednak blondyn był przygotowany i mógł się odpowiednio obronić. Nastąpiła zaciekła wymiana ciosów. Jax kopał - bowiem boksowanie jedną ręką nie było najlepszym wyjściem - z niesamowitą zjadliwością i wściekłością, ale nie mógł się przebić przez bloki przeciwnika. Podobnie zresztą miał najemnik. Żaden z jego ataków nie mógł dojść do skutku. Impas przerwał obrotowy cios z łokcia, którym bandzior trafił w prawy policzek Jaxa. Ten jednak nie pozostał dłużny i wykorzystał siłę odrzutową do nabrania pędu i skontrowania adwersarza potężnym kopniakiem w żebra. Ten mimo bólu zdzielił chłopaka pięścią w brzuch, ale on natychmiast odpowiedział lewym sierpowym.
Następnie goryl zaatakował w sposób, w który białowłosy w życiu by się nie spodziewał po przeciwniku o takim wyglądzie. Jego buty zaświeciły się niebiesko-żółtym światłem, zupełnie jakby zbierał w stopach Ki, a po chwili wystrzelił błyskawicznym saltem, tym samym wykopując bio-androida na jakieś dziesięć metrów do góry.
- FLASH KICK!!! - krzyknął bandzior zostawiając za stopami złoto-błękitny ślad
Gdy tylko Jax znalazł się w powietrzu myślał o tym, by się podnieść po dotknięciu gruntu i odpłacić swojemu rywalowi, ale nie było to takie proste. Moc tego kopniaka była nieziemska, a android miał spory problem ze złapaniem oddechu o wstawaniu już nie wspominając. Jego ciało odmawiało mu posłuszeństwa.
- Co jest gówniarzu? Nie mówiłeś coś przed chwilą o zamykaniu mojej mordy? - zuchwałość żołnierza nie znała granic - Jeśli to wszystko na co cię stać, to jestem srogo rozczarowany. Myślałem, że będę miał większą radochę z mordowania Ciebie.
I znowu ten głos. Znowu ten świdrujący uszy i wrzynający się do mózgu niczym wiertło głos. Głos, który był tak irytujący, że aż dodawał sił, byle tylko go uciszyć. I tak oto Jax niesioną ową irytacją zaczął powoli wstawać, gdy blondyn czekał nonszalancko z założonymi rękoma. Widząc jak białowłosy się podnosi z ziemi, uśmiechnął się z satysfakcją. Czuł się wyjątkowo pewnie, był pewien swojej wygranej, ale nie chciał kończyć tej walki od razu. Wolał dać swojemu przeciwnikowi czas na podniesienie się, by potem ponownie zrównać go z gruntem. Gdy w końcu bio-android stanął o własnych siłach, bandzior rzekł do niego głosem przepełnionym arogancją:
- Och? Tak bardzo Ci się spieszy do grobu? W takim razie w porządku. Nasz klient, nasz pan. Wykończę Cię raz na zawsze. Radzę Ci cieszyć oko, póki możesz. Niewielu miało okazję widzieć ten atak i żaden z nich nie żyje. To twój koniec, gówniarzu!
Blondyn skrzyżował ręcę i zaczął kumulować Ki podobną do tej, którą wcześniej zbierał w stopach. Tym razem energia nabierała ruchów rotacyjnych, a kumulacji towarzyszyły wyładowania elektryczne, podczas gdy ziemia była atakowana przez wstrząsy. Po chwili cisnął tymi dwoma ładunkami, które zbierał w dłoniach, rozkładając przy tym ręce.
- SONIC BOOM!!! - krzyknął.
Pociski leciały w kierunku Jaxa jednocześnie orbitując wokół siebie. Chłopak zdążył tylko wystawić, swoją jedyną rękę w pozycji obronnej, nim technika zdążyła go sięgnąć. Po zetknięciu nastąpiła potężna eksplozja, która wzniosła ogromne tumany kurzu całkowicie zasłaniające bio-androida. Zarówno żołnierz jak i Hiszpan byli pewni, że atak załatwił chłopaka na dobre. Jednakże, gdy chmura opadła, okazało się, że białowłosy cały czas stoi, a nawet ma się całkiem nieźle.
- Teme*... Coś ci mówiłem o tym, byś siedział cicho. Poza tym, o co do cholery chodzi z tym wykrzykiwaniem nazwy ataku przed jego użyciem? To jakiś rodzaj ostrzeżenia? Tak, czy siak, jesteś już martwy, choć nie zdajesz sobie z tego jeszcze sprawy, ale to się WKRÓTCE ZMIENI!!! HAAAAAAA!!!
Ponownie Jax przystąpił do ofensywy tym razem z jeszcze większą siłą i zaciekłością. Jego pokłady nienawiści zdawały się nie mieć końca. Goryl nie był w stanie nadążyć za gradem ciosów, który spadał na niego niemalże ze wszystkich stron. Kopniak w żebro, prosty w nos, kop w podbródek, łokieć w splot słoneczny, kolano w żołądek, kopniak w rękę, sierpowy w skroń, kop w szczękę, a następnie w klatkę piersiową. Ostatni cios odrzucił najemnika tak mocno, że uderzył on plecami i potylicą w pień drzewa, co go na chwilę zamroczyło. Jax nie zamierzał dawać swojemu znienawidzonemu rywalowi chwili wytchnienia i zaczął strzelać do niego pociskami Ki z dosyć dużą jak na jedną rękę szybkością. Na zakończenie naładował w dłoni tyle energii, ile tylko zdołał utrzymać, po czym zbliżył się do żołnierza, położył nabuzowaną kończynę na jego czole i rozładował cały skumulowany ładunek na jego czaszce.
*Teme (jap.) - draniu
----------
OoC:
Koniec treningu
Tak oto zbliżał się nieubłaganie finał tej walki. Starcie trzech furii.
- Zasrane gnoje! Zapłacicie mi za to wszystko, kapujecie!? Rozwalę was!!!
Jax wystąpił do przodu dając ręką znać Hiszpanowi, by się nie wtrącał. To była jego walka. Sam ją rozpoczął i chciał ją sam zakończyć.
- Ach, tak? - zwrócił się do mięśniaka - Obawiam się, że tym, który będzie rozwalany, BĘDZIESZ TY!!!
Białowłosy, który nie mógł już dłużej kontrolować ogarniającego go gniewu, stanął w rozkroku, napiął mięśnie i zaczął krzyczeć, wyzwalając tym samym ogromne pokłady Ki. Energia wokół niego szalała i miotała pobliskimi liśćmi na wszystkie strony. Serce biło mu coraz szybciej, a krew prawie się gotowała. Podmuch z sekundy na sekundę stawał się coraz silniejszy, aż do momentu skumulowania całej mocy.
W jednej chwili chłopak po prostu wystrzelił niczym z procy w kierunku goryla i poczęstował go mocarnym kopniakiem w brzuch. Tym razem jednak był efektywny i zgiął gościa w pół, co android wykorzystał poprawiając drugim kopem prosto w twarz, odrzucając najemnika o kilka metrów do tyłu.
- Pfu! - żołnierz wypluł z ust krew i przetarł je ręką - Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele! Udało ci się mnie zaskoczyć, to wszystko!
- Ach, tak? - białowłosy już miał wszystkiego serdecznie dosyć. Dosyć miał tego lasu, dosyć miał użerania się z półgłówkami, dosyć miał "genialnych" planów Hiszpana, ale najbardziej miał dosyć tych głupawych tekstów, co i rusz rzucanych przez goryla.
- Czy ty w końcu zamkniesz tą mordę, czy mam Ci w tym pomóc!?
Chłopak przystąpił do kolejnej szarży. Tym razem jednak blondyn był przygotowany i mógł się odpowiednio obronić. Nastąpiła zaciekła wymiana ciosów. Jax kopał - bowiem boksowanie jedną ręką nie było najlepszym wyjściem - z niesamowitą zjadliwością i wściekłością, ale nie mógł się przebić przez bloki przeciwnika. Podobnie zresztą miał najemnik. Żaden z jego ataków nie mógł dojść do skutku. Impas przerwał obrotowy cios z łokcia, którym bandzior trafił w prawy policzek Jaxa. Ten jednak nie pozostał dłużny i wykorzystał siłę odrzutową do nabrania pędu i skontrowania adwersarza potężnym kopniakiem w żebra. Ten mimo bólu zdzielił chłopaka pięścią w brzuch, ale on natychmiast odpowiedział lewym sierpowym.
Następnie goryl zaatakował w sposób, w który białowłosy w życiu by się nie spodziewał po przeciwniku o takim wyglądzie. Jego buty zaświeciły się niebiesko-żółtym światłem, zupełnie jakby zbierał w stopach Ki, a po chwili wystrzelił błyskawicznym saltem, tym samym wykopując bio-androida na jakieś dziesięć metrów do góry.
- FLASH KICK!!! - krzyknął bandzior zostawiając za stopami złoto-błękitny ślad
Gdy tylko Jax znalazł się w powietrzu myślał o tym, by się podnieść po dotknięciu gruntu i odpłacić swojemu rywalowi, ale nie było to takie proste. Moc tego kopniaka była nieziemska, a android miał spory problem ze złapaniem oddechu o wstawaniu już nie wspominając. Jego ciało odmawiało mu posłuszeństwa.
- Co jest gówniarzu? Nie mówiłeś coś przed chwilą o zamykaniu mojej mordy? - zuchwałość żołnierza nie znała granic - Jeśli to wszystko na co cię stać, to jestem srogo rozczarowany. Myślałem, że będę miał większą radochę z mordowania Ciebie.
I znowu ten głos. Znowu ten świdrujący uszy i wrzynający się do mózgu niczym wiertło głos. Głos, który był tak irytujący, że aż dodawał sił, byle tylko go uciszyć. I tak oto Jax niesioną ową irytacją zaczął powoli wstawać, gdy blondyn czekał nonszalancko z założonymi rękoma. Widząc jak białowłosy się podnosi z ziemi, uśmiechnął się z satysfakcją. Czuł się wyjątkowo pewnie, był pewien swojej wygranej, ale nie chciał kończyć tej walki od razu. Wolał dać swojemu przeciwnikowi czas na podniesienie się, by potem ponownie zrównać go z gruntem. Gdy w końcu bio-android stanął o własnych siłach, bandzior rzekł do niego głosem przepełnionym arogancją:
- Och? Tak bardzo Ci się spieszy do grobu? W takim razie w porządku. Nasz klient, nasz pan. Wykończę Cię raz na zawsze. Radzę Ci cieszyć oko, póki możesz. Niewielu miało okazję widzieć ten atak i żaden z nich nie żyje. To twój koniec, gówniarzu!
Blondyn skrzyżował ręcę i zaczął kumulować Ki podobną do tej, którą wcześniej zbierał w stopach. Tym razem energia nabierała ruchów rotacyjnych, a kumulacji towarzyszyły wyładowania elektryczne, podczas gdy ziemia była atakowana przez wstrząsy. Po chwili cisnął tymi dwoma ładunkami, które zbierał w dłoniach, rozkładając przy tym ręce.
- SONIC BOOM!!! - krzyknął.
Pociski leciały w kierunku Jaxa jednocześnie orbitując wokół siebie. Chłopak zdążył tylko wystawić, swoją jedyną rękę w pozycji obronnej, nim technika zdążyła go sięgnąć. Po zetknięciu nastąpiła potężna eksplozja, która wzniosła ogromne tumany kurzu całkowicie zasłaniające bio-androida. Zarówno żołnierz jak i Hiszpan byli pewni, że atak załatwił chłopaka na dobre. Jednakże, gdy chmura opadła, okazało się, że białowłosy cały czas stoi, a nawet ma się całkiem nieźle.
- Teme*... Coś ci mówiłem o tym, byś siedział cicho. Poza tym, o co do cholery chodzi z tym wykrzykiwaniem nazwy ataku przed jego użyciem? To jakiś rodzaj ostrzeżenia? Tak, czy siak, jesteś już martwy, choć nie zdajesz sobie z tego jeszcze sprawy, ale to się WKRÓTCE ZMIENI!!! HAAAAAAA!!!
Ponownie Jax przystąpił do ofensywy tym razem z jeszcze większą siłą i zaciekłością. Jego pokłady nienawiści zdawały się nie mieć końca. Goryl nie był w stanie nadążyć za gradem ciosów, który spadał na niego niemalże ze wszystkich stron. Kopniak w żebro, prosty w nos, kop w podbródek, łokieć w splot słoneczny, kolano w żołądek, kopniak w rękę, sierpowy w skroń, kop w szczękę, a następnie w klatkę piersiową. Ostatni cios odrzucił najemnika tak mocno, że uderzył on plecami i potylicą w pień drzewa, co go na chwilę zamroczyło. Jax nie zamierzał dawać swojemu znienawidzonemu rywalowi chwili wytchnienia i zaczął strzelać do niego pociskami Ki z dosyć dużą jak na jedną rękę szybkością. Na zakończenie naładował w dłoni tyle energii, ile tylko zdołał utrzymać, po czym zbliżył się do żołnierza, położył nabuzowaną kończynę na jego czole i rozładował cały skumulowany ładunek na jego czaszce.
*Teme (jap.) - draniu
----------
OoC:
Koniec treningu
Re: Las
Czw Maj 28, 2015 12:07 am
Skutek ostatniego ataku białowłosego można by dowcipnie nazwać "eksplozją wulkanu". Dla wielkoluda impreza się skończyła. Powody do dumy były, bo wróg pokonany. Jednak by tego dokonać android wyszedł grubo poza 100% swoich sił. A takie coś ma swoją cenę. Był wciąż pełen gniewu dlatego też jeszcze tego nie czuł. Z tego samego powodu nie zdołał zrobić uniku przed kopniakiem w głowę który skutecznie pozbawił go przytomności. Dlatego też przez czas nieokreślony obraz jego był zaciemniony.
Nie wiadomo czy spał tak godzine, dwie czy pięć. Gdy otworzył swe oczy ujrzał iż znajduje się w innym miejscu lecz wciąż w tym samym lesie. Ani śladu hiszpana, ni to wozu ni to bandytów. Pare cali od jego stopy znajdywało się malutkie ognisko, wokół niego porozrzucane były kartony prawdopodobnie zawierające sprzęt którego poszukiwał. Każdy z nich był podpisany. Pudła z bronią, sprzętem medycznym, oraz sprzęt zarezerwowany zapewne dla jednostek specjalnych. I mowa tutaj o tych działających ściśle tajnie, zawsze noszących przy sobie ZAKŁUCACZ który sprawia iż są równie wykrywalni co wampiry.
Jax dopiero teraz poczuł smak zemsty jego organizmu za przeciążenie. Poczuł również.... całkiem zregenerowaną rękę! Z tego co o sobie wiedział nie potrafił się regenerować. Opcja jest jedna, ktoś go naprawił. Tylko kto? Gdy obrócił głowę w prawo dostrzegł domniemanego sprawcę tego... porwania? Pomocy? Nokautu? Trudno powiedzieć. Grzebała akurat w jednym z kartonów wypinając się nieświadomie w kierunku przebudzonego androida. Bezpiecznie można powiedzieć iż wywołało to oczywisty skutek...
Nie wiadomo czy spał tak godzine, dwie czy pięć. Gdy otworzył swe oczy ujrzał iż znajduje się w innym miejscu lecz wciąż w tym samym lesie. Ani śladu hiszpana, ni to wozu ni to bandytów. Pare cali od jego stopy znajdywało się malutkie ognisko, wokół niego porozrzucane były kartony prawdopodobnie zawierające sprzęt którego poszukiwał. Każdy z nich był podpisany. Pudła z bronią, sprzętem medycznym, oraz sprzęt zarezerwowany zapewne dla jednostek specjalnych. I mowa tutaj o tych działających ściśle tajnie, zawsze noszących przy sobie ZAKŁUCACZ który sprawia iż są równie wykrywalni co wampiry.
Jax dopiero teraz poczuł smak zemsty jego organizmu za przeciążenie. Poczuł również.... całkiem zregenerowaną rękę! Z tego co o sobie wiedział nie potrafił się regenerować. Opcja jest jedna, ktoś go naprawił. Tylko kto? Gdy obrócił głowę w prawo dostrzegł domniemanego sprawcę tego... porwania? Pomocy? Nokautu? Trudno powiedzieć. Grzebała akurat w jednym z kartonów wypinając się nieświadomie w kierunku przebudzonego androida. Bezpiecznie można powiedzieć iż wywołało to oczywisty skutek...
- Dziewczyna:
- Majstru
- Liczba postów : 17
Data rejestracji : 13/07/2012
Skąd : z Iławy
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Las
Czw Cze 18, 2015 2:44 pm
Ostatni atak z pewnością zakończył żywot przeciwnika i to w bardzo efektownym stylu. Fala rozładowanej energii wcale nie zatrzymała się na głowie bandziora, a przeszła przez nią, rozwalając również drzewo o które najemnik był oparty. Sama czaszka zdała się wyglądać na kompletnie usmażoną. Ze skóry, oczu oraz włosów praktycznie nic nie zostało, a płaty kostne oraz zęby były czarne niczym węgiel.
- Hah! - zaśmiał się triumfalnie Jax - Mówiłem, że ten las będzie Twoim grobem... Śmieciu...
Bio-android był albo zbyt przejęty swoim zwycięstwem albo zbyt otępiały na wskutek zmęczenia, by zauważyć, że ktoś się do niego zbliża. Może też myślał, że kroki te należą do Hiszpana i je po prostu zignorował. Tak, czy siak nie był wstanie odpowiednio zareagować na atak z zaskoczenia. Gdy opadał na ziemię i tracił przytomność w głowie siedziały mu tylko dwa pytania. Pierwsze: "Co?" i drugie: "Do kurwy?".
***
Obudził go trzask tańczących w ognisku i połyskujących płomiennym światłem iskier. Powoli rozwarł lewe oko i rozejrzał się dyskretnie w okół siebie, a raczej na tyle, ile pozwalała mu jedna, delikatnie uchylona powieka. Pomimo mizernej widoczności, był w stanie dostrzec na tyle dużo, by móc się mniej więcej rozeznać w obecnej sytuacji, a ta była dość niejednoznaczna. Z jednej strony, był prawie całkowicie wypoczęty i czuł się dość dobrze. Dolegał mu jedynie lekki skurcz w prawej ręce... której powinien nie mieć. Co prawda, nie mógł znaleźć żadnego logicznego wyjaśnienia na ten cud, ale też długo się nad tym nie zastanawiał i był rad, że ponownie posiada wszystkie kończyny. Poza tym przy ognisku było mu dość ciepło i wygodnie, no i dodatkowo jego oczy cieszyły zgrabne, wypięte w jego kierunku damskie pośladki. Któryś z jego genodawców musiał być amatorem kobiecego piękna, gdyż normalny 3-latek nie zwraca na takie rzeczy uwagi, choć z drugiej strony Jax z całą pewnością normalnym 3-latkiem nie był. Nie był też normalnym normalnym nastolatkiem na jakiego w sumie wyglądał. Generalnie mało rzeczy było w chłopaku, które w publicznej opinii uchodziły za normalne.
Z rozważań o swojej normalności wyrwał go widok skrzyń, które bardzo przypominały ładunek z terenówki. Bio-android szedłby o zakład, że to jest ten sam towar, choć z drugiej strony było to przecież niemożliwe, skoro sam był świadkiem tego jak te kartony wylatywały w powietrze. Co tu się właściwie dzieje? Gdzie jest Hiszpan? Kim jest ta dziewczyna? Czy to ona go znokautowała? Przywróciła mu również jego rękę? Jeśli tak, to po co? Ma wobec niego jakieś plany? Co powinien teraz zrobić? Walczyć? Porozmawiać? A może zwędzić towar i uciekać co tchu?
Wszelkie wątpliwości białowłosego odnośnie planu działania zostały rozwiane przez iskierkę, która pechowo spadła akurat na jego czoło, krótko, aczkolwiek konkretnie przy tym parząc. Jax zerwał się odruchowo, sycząc z bólu. Różowowłosa momentalnie się odwróciła i podejrzliwie spojrzała na chłopaka. Ten strzepnął płomienną sprawczynię całego zamieszania z głowy, po czym lekko przerażony wzrok odwzajemnił. Buzię też ma niczego sobie - pomyślał wpatrując się w jej ogromne oczy koloru oliwek. Podniósł nieśmiało rękę w geście przywitania i wybąkał krótkie "No cześć", będąc jednocześnie sparaliżowany jakimś irracjonalnym lękiem i podekscytowany obecnością dziewczyny.
- Co tam? - podjął, po chwili z głupia frant
- Hah! - zaśmiał się triumfalnie Jax - Mówiłem, że ten las będzie Twoim grobem... Śmieciu...
Bio-android był albo zbyt przejęty swoim zwycięstwem albo zbyt otępiały na wskutek zmęczenia, by zauważyć, że ktoś się do niego zbliża. Może też myślał, że kroki te należą do Hiszpana i je po prostu zignorował. Tak, czy siak nie był wstanie odpowiednio zareagować na atak z zaskoczenia. Gdy opadał na ziemię i tracił przytomność w głowie siedziały mu tylko dwa pytania. Pierwsze: "Co?" i drugie: "Do kurwy?".
***
Obudził go trzask tańczących w ognisku i połyskujących płomiennym światłem iskier. Powoli rozwarł lewe oko i rozejrzał się dyskretnie w okół siebie, a raczej na tyle, ile pozwalała mu jedna, delikatnie uchylona powieka. Pomimo mizernej widoczności, był w stanie dostrzec na tyle dużo, by móc się mniej więcej rozeznać w obecnej sytuacji, a ta była dość niejednoznaczna. Z jednej strony, był prawie całkowicie wypoczęty i czuł się dość dobrze. Dolegał mu jedynie lekki skurcz w prawej ręce... której powinien nie mieć. Co prawda, nie mógł znaleźć żadnego logicznego wyjaśnienia na ten cud, ale też długo się nad tym nie zastanawiał i był rad, że ponownie posiada wszystkie kończyny. Poza tym przy ognisku było mu dość ciepło i wygodnie, no i dodatkowo jego oczy cieszyły zgrabne, wypięte w jego kierunku damskie pośladki. Któryś z jego genodawców musiał być amatorem kobiecego piękna, gdyż normalny 3-latek nie zwraca na takie rzeczy uwagi, choć z drugiej strony Jax z całą pewnością normalnym 3-latkiem nie był. Nie był też normalnym normalnym nastolatkiem na jakiego w sumie wyglądał. Generalnie mało rzeczy było w chłopaku, które w publicznej opinii uchodziły za normalne.
Z rozważań o swojej normalności wyrwał go widok skrzyń, które bardzo przypominały ładunek z terenówki. Bio-android szedłby o zakład, że to jest ten sam towar, choć z drugiej strony było to przecież niemożliwe, skoro sam był świadkiem tego jak te kartony wylatywały w powietrze. Co tu się właściwie dzieje? Gdzie jest Hiszpan? Kim jest ta dziewczyna? Czy to ona go znokautowała? Przywróciła mu również jego rękę? Jeśli tak, to po co? Ma wobec niego jakieś plany? Co powinien teraz zrobić? Walczyć? Porozmawiać? A może zwędzić towar i uciekać co tchu?
Wszelkie wątpliwości białowłosego odnośnie planu działania zostały rozwiane przez iskierkę, która pechowo spadła akurat na jego czoło, krótko, aczkolwiek konkretnie przy tym parząc. Jax zerwał się odruchowo, sycząc z bólu. Różowowłosa momentalnie się odwróciła i podejrzliwie spojrzała na chłopaka. Ten strzepnął płomienną sprawczynię całego zamieszania z głowy, po czym lekko przerażony wzrok odwzajemnił. Buzię też ma niczego sobie - pomyślał wpatrując się w jej ogromne oczy koloru oliwek. Podniósł nieśmiało rękę w geście przywitania i wybąkał krótkie "No cześć", będąc jednocześnie sparaliżowany jakimś irracjonalnym lękiem i podekscytowany obecnością dziewczyny.
- Co tam? - podjął, po chwili z głupia frant
Re: Las
Pon Cze 22, 2015 7:21 pm
"Siędzę sobie w klubie... dzwoni do mnie Alibaba... Popuś czy ty dalej... Kawałki przerabiasz ..."
Nieznajoma nuciła sobie tę słodką melodię pod nosem beztrosko robiąc porządki w technologii wartej krocie. Wtem od czynności tej oderwał ją dźwięk sugerujacy iż znokautowany przez nią młodzieniec się obudził. Patrzyła się tak na niego zamyślona przez jakąś minutę, po czym na jej twarzy pojawiła się ekscytacja dziecka biegnącego w stronę furgonetki ze słodyczami. Z jej pleców powoli wysunęły się mechaniczne silniki umożliwiające jej latanie, co wskazuje na to iż jest ona androidem. Uniosła swe stopy od podłoża i Jedno mrugnięcie potem była tuż przy bio androidzie. Nie mógł być gotowy na to co nastąpi....
-Jak sie nazywasz!? Co robiłeś w tym lesie? Czemu biłeś tego osiłka? Czy hiszpan którego przywiązałam do drzewa to twój kolega? Skąd jesteś? Gdzie nauczyłeś się tak walczyć? Nie uderzyłam Cię za mocno? Czy podobają ci się moje pasemka? (...)
Różowowłosa swym elektronicznym wysokim głosem zadawała pytania w tempie 4 letniego dziecka po wypiciu energetyka.Gdyby jeszcze stała w miejscu, ale ona robiła kółka wokół osi Jaxa w równie szybkim tempie. Gdzieś w środku padło jej imie. Alisa. Oraz to że była przewożona w tym pojeździe zapewne w celach sprzedania jej. Nasz bohater miał prawo by czuć się dumny... Po pewnym czasie androidka wróciła na twarde podłoże i sięgnęła do kieszeni.
-Tak w ogóle to gdy spałeś wyjęłam ci to.
Nadpobudliwa androidka wskazała wówczas na wyciągnięty z jej kieszeni nadajnik który wskazywał położenie jej nowego przyjaciela. I tu nastał moment w którym wreszcie zwolniła wystarczająco by dało się z nią porozumieć. Nie wiadomo jak długo potrwa ten stan, więc trzeba z niego korzystać jeśli białowłosy jegomość pragnął się czegokolwiek dowiedzieć...
-Jesteś taki silny i w ogóle, może mógłbyś pomóc mi z tym sprzętem? Te lżejsze pudła już przeniosłam ale niektóre świecące cosie ważą po parę ton. Jeśli byłbyś tak uprzejmy pozwoliłabym ci zatrzymać jeden przedmiot jako nagrodę. Może nawet wypuszczę tego chama Fernando który chciał mnie okraść zanim się obudziłeś. To jak?
Nieznajoma nuciła sobie tę słodką melodię pod nosem beztrosko robiąc porządki w technologii wartej krocie. Wtem od czynności tej oderwał ją dźwięk sugerujacy iż znokautowany przez nią młodzieniec się obudził. Patrzyła się tak na niego zamyślona przez jakąś minutę, po czym na jej twarzy pojawiła się ekscytacja dziecka biegnącego w stronę furgonetki ze słodyczami. Z jej pleców powoli wysunęły się mechaniczne silniki umożliwiające jej latanie, co wskazuje na to iż jest ona androidem. Uniosła swe stopy od podłoża i Jedno mrugnięcie potem była tuż przy bio androidzie. Nie mógł być gotowy na to co nastąpi....
-Jak sie nazywasz!? Co robiłeś w tym lesie? Czemu biłeś tego osiłka? Czy hiszpan którego przywiązałam do drzewa to twój kolega? Skąd jesteś? Gdzie nauczyłeś się tak walczyć? Nie uderzyłam Cię za mocno? Czy podobają ci się moje pasemka? (...)
Różowowłosa swym elektronicznym wysokim głosem zadawała pytania w tempie 4 letniego dziecka po wypiciu energetyka.Gdyby jeszcze stała w miejscu, ale ona robiła kółka wokół osi Jaxa w równie szybkim tempie. Gdzieś w środku padło jej imie. Alisa. Oraz to że była przewożona w tym pojeździe zapewne w celach sprzedania jej. Nasz bohater miał prawo by czuć się dumny... Po pewnym czasie androidka wróciła na twarde podłoże i sięgnęła do kieszeni.
-Tak w ogóle to gdy spałeś wyjęłam ci to.
Nadpobudliwa androidka wskazała wówczas na wyciągnięty z jej kieszeni nadajnik który wskazywał położenie jej nowego przyjaciela. I tu nastał moment w którym wreszcie zwolniła wystarczająco by dało się z nią porozumieć. Nie wiadomo jak długo potrwa ten stan, więc trzeba z niego korzystać jeśli białowłosy jegomość pragnął się czegokolwiek dowiedzieć...
-Jesteś taki silny i w ogóle, może mógłbyś pomóc mi z tym sprzętem? Te lżejsze pudła już przeniosłam ale niektóre świecące cosie ważą po parę ton. Jeśli byłbyś tak uprzejmy pozwoliłabym ci zatrzymać jeden przedmiot jako nagrodę. Może nawet wypuszczę tego chama Fernando który chciał mnie okraść zanim się obudziłeś. To jak?
- Majstru
- Liczba postów : 17
Data rejestracji : 13/07/2012
Skąd : z Iławy
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Las
Wto Cze 23, 2015 11:24 pm
No i czar prysł, pomyślał. W momencie, gdy zobaczył jak z ciała tak słodkiej dziewczyny wychodzi para silników odrzutowych, uszło z niego całe podekscytowanie i podniecenie, jakie jeszcze przed chwilą czuł. Na ich miejscu pojawiło się za to ogromne zażenowanie, faktem że ktoś, kto wzbudził wzbudził w nim tak żywe emocje okazał się robotem. Zwykłą maszyną, ot co. Zlepek pospawanej blachy, z przewodami zamiast żył, olejem zamiast krwi, mikroprocesorami zamiast mózgu i mechanizmem samozniszczenia zamiast serca. Brawo, patafianie, skonkludował w myślach. Wpadła Ci do oka zwykła kupa złomu w ładnych ciuszkach. Myśli nasycone pogardą zarówno do gatunku androidów jak i do samego siebie nie dawały mu spokoju. To pierwsze mogło zdawać się trochę hipokryzyjne w obliczu tego, że technicznie rzecz biorąc sam był trochę androidem. Tłumaczył to sobie tym, że jest stworzony z żywych komórek i bliżej mu do człowieka, aniżeli do cyborga.
Po chwili jednak zanik szacunku do własnej osoby, ustąpił rozbawieniu całą zaistniałą sytuacją.
- Wiesz, szczerze mówiąc - zaczął po chwili milczenia - to mam głęboko gdzieś ten cały towar, tego Hiszpana i - bez obrazy - ciebie. Jak dla mnie, to tą całą technologię możesz sobie w wsadzić w swoją połyskującą, metalową rzyć. Hah, nawet będzie Ci to pasować do tych wszystkich mikroczipów. A co do tego typa... nie wiem, jak dla mnie możesz go nawet zabić. - rzekł z bardzo nieprzyjemnym uśmiechem wskazując na przywiązanego latynosa.
- Bądźmy szczerzy. Ja Cię poniekąd uwolniłem i chcąc, nie chcąc sprawiłem że teraz tu przede mną śmigasz i trajkoczesz. Ty w zamian zregenerowałaś mi rękę i wyjęłaś czip. Przysługa, za przysługę. Nie czuję się w obowiązku, by robić cokolwiek więcej. Poza tym... Nie wiem jakim cudem, ale czuję się jakby dwa razy silniejszy niż wcześniej... Zupełnie, tak jakby moje ciało nabrało doświadczenia przez wcześniejszą walkę. Naprawdę, niesamowite uczucie. Muszę koniecznie, gdzieś tą nową moc wypróbować.
Z każdym kolejnym zdaniem zdawał się coraz bardziej ignorować dziewczynę i być coraz bardziej pochłoniętym sobą. Wykonał kilka podskoków, kopnięć i uderzeń przecinając powietrze. Zamarkował parę ciosów, po czym wrócił do poprzedniej czynności, tyle że tym razem unosząc się nad ziemią. Po chwili rzucił spojrzenie na androidkę, wyprostował rękę w jej kierunku, wycelował wskazującym i środkowym palcem i strzelił wiązką Ki... niszcząc nadajnik który trzymała w ręce.
- To chyba nie będzie Ci już potrzebne - rzucił, uśmiechając się pod nosem - Dobra, chyba czas już na mnie. No i co tak na mnie patrzysz? Sam, podobnie jak ty jestem tworem chorej ambicji jakiegoś doktorka i podobnie jak ty całkiem niedawno odzyskałem wolność. Nie mam zamiaru jej marnować na jakieś mało wartościowe rzeczy. Tobie również to polecam. Bywaj tak więc. Mam nadzieję, że się zobaczymy za jakieś... nigdy.
Po tych słowach wzniósł się w powietrze i zaczął lecieć ku górze, w kierunku koron drzew jednocześnie mając oko na androidkę. Nie chciał w końcu, by sytuacja sprzed paru godzin się powtórzyła. Opuszczając las, zastanawiał się, czy aby nie przesadził i czy nie wkurzył jej przypadkiem. Z drugiej strony, jednak trochę tego chciał. Chciał ją trochę zirytować, chciał powiedzieć jej co naprawdę o tym wszystkim sądzi i chciał też choć trochę zrewanżować się za oszukanie jego męskich zmysłów.
Długo się nad tym nie zastanawiał, bowiem szybko te myśli porzucił i ruszył na poszukiwania dogodnego miejsca do treningu.
----------
OoC:
-Primo, takie wyjście chyba bardziej pasuje do egoistycznego charakteru mojej postaci, niż robienie za chłopca na posyłki
-Drugie primo, nie widzę zbytnio sensu w kontynuowaniu questa, walkę swoją rozegrałem, punkty za fabułę dostałem, a dodatkowy loot jakoś średnio mnie interesuje
-Trzecie primo - ultimo, myślę, że najkorzystniej dla nas wszystkich będzie jak sobie polecę, zrobię szybko trening, po czym będę mógł dołączyć do Vama i reszty.
Daj mi znać na PW, jak to widzisz i co zamierzasz
A, no i lecę sobie na równinę
Po chwili jednak zanik szacunku do własnej osoby, ustąpił rozbawieniu całą zaistniałą sytuacją.
- Wiesz, szczerze mówiąc - zaczął po chwili milczenia - to mam głęboko gdzieś ten cały towar, tego Hiszpana i - bez obrazy - ciebie. Jak dla mnie, to tą całą technologię możesz sobie w wsadzić w swoją połyskującą, metalową rzyć. Hah, nawet będzie Ci to pasować do tych wszystkich mikroczipów. A co do tego typa... nie wiem, jak dla mnie możesz go nawet zabić. - rzekł z bardzo nieprzyjemnym uśmiechem wskazując na przywiązanego latynosa.
- Bądźmy szczerzy. Ja Cię poniekąd uwolniłem i chcąc, nie chcąc sprawiłem że teraz tu przede mną śmigasz i trajkoczesz. Ty w zamian zregenerowałaś mi rękę i wyjęłaś czip. Przysługa, za przysługę. Nie czuję się w obowiązku, by robić cokolwiek więcej. Poza tym... Nie wiem jakim cudem, ale czuję się jakby dwa razy silniejszy niż wcześniej... Zupełnie, tak jakby moje ciało nabrało doświadczenia przez wcześniejszą walkę. Naprawdę, niesamowite uczucie. Muszę koniecznie, gdzieś tą nową moc wypróbować.
Z każdym kolejnym zdaniem zdawał się coraz bardziej ignorować dziewczynę i być coraz bardziej pochłoniętym sobą. Wykonał kilka podskoków, kopnięć i uderzeń przecinając powietrze. Zamarkował parę ciosów, po czym wrócił do poprzedniej czynności, tyle że tym razem unosząc się nad ziemią. Po chwili rzucił spojrzenie na androidkę, wyprostował rękę w jej kierunku, wycelował wskazującym i środkowym palcem i strzelił wiązką Ki... niszcząc nadajnik który trzymała w ręce.
- To chyba nie będzie Ci już potrzebne - rzucił, uśmiechając się pod nosem - Dobra, chyba czas już na mnie. No i co tak na mnie patrzysz? Sam, podobnie jak ty jestem tworem chorej ambicji jakiegoś doktorka i podobnie jak ty całkiem niedawno odzyskałem wolność. Nie mam zamiaru jej marnować na jakieś mało wartościowe rzeczy. Tobie również to polecam. Bywaj tak więc. Mam nadzieję, że się zobaczymy za jakieś... nigdy.
Po tych słowach wzniósł się w powietrze i zaczął lecieć ku górze, w kierunku koron drzew jednocześnie mając oko na androidkę. Nie chciał w końcu, by sytuacja sprzed paru godzin się powtórzyła. Opuszczając las, zastanawiał się, czy aby nie przesadził i czy nie wkurzył jej przypadkiem. Z drugiej strony, jednak trochę tego chciał. Chciał ją trochę zirytować, chciał powiedzieć jej co naprawdę o tym wszystkim sądzi i chciał też choć trochę zrewanżować się za oszukanie jego męskich zmysłów.
Długo się nad tym nie zastanawiał, bowiem szybko te myśli porzucił i ruszył na poszukiwania dogodnego miejsca do treningu.
----------
OoC:
-Primo, takie wyjście chyba bardziej pasuje do egoistycznego charakteru mojej postaci, niż robienie za chłopca na posyłki
-Drugie primo, nie widzę zbytnio sensu w kontynuowaniu questa, walkę swoją rozegrałem, punkty za fabułę dostałem, a dodatkowy loot jakoś średnio mnie interesuje
-Trzecie primo - ultimo, myślę, że najkorzystniej dla nas wszystkich będzie jak sobie polecę, zrobię szybko trening, po czym będę mógł dołączyć do Vama i reszty.
Daj mi znać na PW, jak to widzisz i co zamierzasz
A, no i lecę sobie na równinę
- Victor Delacroix
- Liczba postów : 12
Data rejestracji : 23/06/2016
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Las
Pią Cze 24, 2016 2:10 pm
Chłopak szedł wolnym krokiem, coraz bardziej oddalając się do swojego rodzinnego domu znajdującego się w West City. W pewnym sensie skończyło się życie, które znał do tej pory. Po raz pierwszy od wielu lat nie było wokół niego kogoś z jego rodziny czy też służby, która czekała na jego polecenia. Co prawda nie korzystał on z tego przywileju zbyt często, jednak świadomość posiadania kogoś takiego zawsze była czymś miłym. Victor na chwilę przystanął patrząc w niebo i zastanawiając się co tak na prawdę ma teraz zrobić i dokąd się udać. Poprzysiągł sobie, że znajdzie kogoś z podobnym do niego problemem by móc przekazać mu naukę, którą on sam otrzymał od swojego mistrza. Wiedział, że na tym pustkowiu raczej zbyt szybko nie znajdzie ludzi, niemniej jednak chciał najpierw ochłonąć i przemyśleć całą sytuację, starając się przy tym obmyślić jakiś plan działania. Victor rozpiął swoją marynarkę, a także odczepił przymocowaną do niej pelerynę. Szybkim ruchem ją złożył i położył pod jednym z okolicznych drzew, zaraz po tym ściągnął również pas przy którym miał przyczepioną pochwę z mieczem i ją także położył pod drzewem tuż obok swojej peleryny. Chciał nie tylko przemyśleć dalszy plan działania ale jednocześnie w pewien sposób odpocząć i się zrelaksować.
Chłopak leżał patrząc w niebo śledząc przebieg swojego życia. Zdał sobie sprawę że gdyby nie jego przypadłość pewnie nigdy nie poznał by swojego mentora i nie wyruszyłby w tą podróż. Gdyby nie ta jedna rzecz w jego życiu, zapewne siedziałby teraz w swoim domu i przygotowywałby się do przejęcia firmy od swoich rodziców, co dla niektórych mogłoby wydawać się bardzo atrakcyjne, ponieważ byliby ustawieni do końca życia. Victor z kolei widział w tym pewne przywiązanie do danego miejsca i zobowiązanie do prowadzenia go, przez co byłby zmuszony do poświęcenia swojego życia do kontynuowania czegoś co rozpoczęli jego rodzice. Wystarczyło mu że przez ostatnie kilka lat był związany ze swoim domem i praktycznie go nie opuszczał w obawie przed atakiem gniewu i uszkodzeniem jakieś nieznajomej osoby. Dopiero teraz kiedy znał przyczynę swojej przypadłości i wiedział jak z nią walczyć mógł nareszcie opuścić swój rodzinny dom i wyruszyć w podróż i zaznać trochę wolności. Jednakże nie tylko sama chęć zaznanie wolności była przyczyną opuszczenia domu, była to także świadomość że na świecie może być więcej osób takich jak on i jego mistrz, którzy w chwilach wzmożonych emocji tracili nie tylko panowanie nad sobą, ale także kontakt z rzeczywistością przez co nie pamiętali oni nawet tego co uczynili w trakcie ataku. Victor w tym momencie spojrzał na leżący nieopodal niego miecz z czarnej stali, w tej chwili schowany w pochwie i nie ukazujący przez to głębokiego piękna czarnego koloru. W tym mieczu zamknięte były wszystkie wspomnienia z mistrzem i wspólnymi treningami. To właśnie po jego odejściu chłopak postanowił wyruszyć w podróż zabierając jedynie ze sobą własne rzeczy, a także miecz który miał mu przypominać o tym czego się nauczył i co chciał przekazać innym.
Victor leżał tak jeszcze przez kilkanaście dobrych minut, nie pamiętał kiedy ostatnio miał czas tylko dla siebie, kiedy nie musiał nic robić, czy to trenować czy się uczyć. W końcu był wolny i mógł robić co tylko zechciał, a póki co jedynym czego chciał to trochę wypocząć dlatego też leżał tak długo jak tylko mógł patrząc w niebo i obserwując latające tam ptaki, a także otaczającą go naturę. Chciał aby mógł tak leżeć wiecznie jednak wiedział co ma do zrobienia, jednakże pozwolił sobie na jeszcze trochę relaksu.
Chłopak leżał patrząc w niebo śledząc przebieg swojego życia. Zdał sobie sprawę że gdyby nie jego przypadłość pewnie nigdy nie poznał by swojego mentora i nie wyruszyłby w tą podróż. Gdyby nie ta jedna rzecz w jego życiu, zapewne siedziałby teraz w swoim domu i przygotowywałby się do przejęcia firmy od swoich rodziców, co dla niektórych mogłoby wydawać się bardzo atrakcyjne, ponieważ byliby ustawieni do końca życia. Victor z kolei widział w tym pewne przywiązanie do danego miejsca i zobowiązanie do prowadzenia go, przez co byłby zmuszony do poświęcenia swojego życia do kontynuowania czegoś co rozpoczęli jego rodzice. Wystarczyło mu że przez ostatnie kilka lat był związany ze swoim domem i praktycznie go nie opuszczał w obawie przed atakiem gniewu i uszkodzeniem jakieś nieznajomej osoby. Dopiero teraz kiedy znał przyczynę swojej przypadłości i wiedział jak z nią walczyć mógł nareszcie opuścić swój rodzinny dom i wyruszyć w podróż i zaznać trochę wolności. Jednakże nie tylko sama chęć zaznanie wolności była przyczyną opuszczenia domu, była to także świadomość że na świecie może być więcej osób takich jak on i jego mistrz, którzy w chwilach wzmożonych emocji tracili nie tylko panowanie nad sobą, ale także kontakt z rzeczywistością przez co nie pamiętali oni nawet tego co uczynili w trakcie ataku. Victor w tym momencie spojrzał na leżący nieopodal niego miecz z czarnej stali, w tej chwili schowany w pochwie i nie ukazujący przez to głębokiego piękna czarnego koloru. W tym mieczu zamknięte były wszystkie wspomnienia z mistrzem i wspólnymi treningami. To właśnie po jego odejściu chłopak postanowił wyruszyć w podróż zabierając jedynie ze sobą własne rzeczy, a także miecz który miał mu przypominać o tym czego się nauczył i co chciał przekazać innym.
Victor leżał tak jeszcze przez kilkanaście dobrych minut, nie pamiętał kiedy ostatnio miał czas tylko dla siebie, kiedy nie musiał nic robić, czy to trenować czy się uczyć. W końcu był wolny i mógł robić co tylko zechciał, a póki co jedynym czego chciał to trochę wypocząć dlatego też leżał tak długo jak tylko mógł patrząc w niebo i obserwując latające tam ptaki, a także otaczającą go naturę. Chciał aby mógł tak leżeć wiecznie jednak wiedział co ma do zrobienia, jednakże pozwolił sobie na jeszcze trochę relaksu.
- Victor Delacroix
- Liczba postów : 12
Data rejestracji : 23/06/2016
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Las
Pią Cze 24, 2016 2:41 pm
Victor leżał oparty o drzewo już dobrą godzinę, zdawał sobie sprawę że w końcu będzie musiał wyruszyć i zacząć robić coś w kierunku wypełnienia celu swojej misji, sam jednak nie wiedział gdzie ma pójść i jak w ogóle szukać ludzi z podobnym zjawiskiem co u niego. Wierzył w to że w dużych miastach prościej będzie mu rozpocząć poszukiwania, a także dzięki nim odnaleźć kogoś takiego, jednakże mając jedynie taką nadzieję mógł się jedynie łudzić aby to sprawdzić musiał w końcu dojść do jakiegoś miasta, ale nie miał pojęcia jak daleko znajduje się kolejne. Wiedział jedynie że musi zmierzać na północ lub też południe kierując się dzięki temu do North lub South City, a i to nie dawało mu stu procentowej pewności że przez drzewa nie zboczy trochę z kursu. Tak samo jak w innych przypadkach mógł mieć jedynie nadzieję że mu się powiedzie, chociaż jak to się mówi nadzieja umiera ostatnia i to zazwyczaj ona podtrzymuje ludzi na duchu i przy ich przekonaniach.
Chłopak, jednak nie mógł polegać wyłącznie na niej, nie mógł liczyć że ktoś sam do niego przyjdzie. W tym przypadku mógł liczyć wyłącznie na siebie i na swoją umiejętność pozyskiwania informacji i odpowiedniego ich interpretowania. Zdawał sobie sprawę, że w tym lesie ciężko mu będzie takie informacje zdobyć, raczej nie przyleci do niego jakiś ptaszek i nie zaćwierka mu do ucha informacji o miejscu pobytu kolejnej osoby, której emocje wywołują ataki szału. Musiał dojść do jakiegoś miasta i tam wyszukać informacji, czy to w gazecie, czy też w ogłoszeniach porozwieszanych po mieście. Mając to na uwadze wstał z swojej peleryny i zaczął wypatrywać, w którą stronę ma się poruszać, jednak ciężko mu było określić dokładny kierunek przy pomocy słońca. Postanowił chwilę poczekać i dzięki temu w przyszłości określić gdzie dokładnie jest wschód a gdzie zachód dzięki czemu będzie mógł wywnioskować gdzie jest północ a gdzie południe, a dzięki temu pozna kierunek dalszego marszu. Jednak do zachodu słońca miał jeszcze kilka godzin, a do wschodu jeszcze dłużej. Nie mógł sobie pozwolić na kolejna kilka godzin leżenia i obserwowania natury, tracił by w ten sposób cenny czas podczas którego mógł pozyskać informację. Nie miał, jednak na to wpływu i musiał zaakceptować sytuację w której się znalazł. Musiał jakoś spożytkować ten czas, biorąc to pod uwagę a także fakt że osoba, której będzie chciał pomóc może się okazać od niego silniejsza postanowił potrenować. Pamiętał jak jego mistrz musiał wielokrotnie prowokować go a potem pokonywać by Victor, w ogóle zrozumiał że ma problem a także pojął jego źródło.
Chłopak znał swoje możliwości, jednak wiedział że na świecie muszą być również silniejsze jednostki i nie wiadomo czy jedna z nich nie będzie osobą, której Victor będzie musiał wskazać jak kontrolować swoje emocje w takim przypadku chłopak nie mógłby nic zrobić, ponieważ uczeń w chwili amoku by go po prostu pokonał. Vic nie chcąc by taka sytuacja miała miejsce musiał trenować i cały czas się wzmacniać by być w pełni przygotowanym. Zaczął trening tak jak zawsze ze swoim mistrzem, zdjął swoją marynarkę i koszulę po czym rozpoczął od prostych ćwiczeń rozciągających by móc później w pełni wykorzystywać możliwości swojego ciała podczas kolejnych partii treningu.
Chłopak, jednak nie mógł polegać wyłącznie na niej, nie mógł liczyć że ktoś sam do niego przyjdzie. W tym przypadku mógł liczyć wyłącznie na siebie i na swoją umiejętność pozyskiwania informacji i odpowiedniego ich interpretowania. Zdawał sobie sprawę, że w tym lesie ciężko mu będzie takie informacje zdobyć, raczej nie przyleci do niego jakiś ptaszek i nie zaćwierka mu do ucha informacji o miejscu pobytu kolejnej osoby, której emocje wywołują ataki szału. Musiał dojść do jakiegoś miasta i tam wyszukać informacji, czy to w gazecie, czy też w ogłoszeniach porozwieszanych po mieście. Mając to na uwadze wstał z swojej peleryny i zaczął wypatrywać, w którą stronę ma się poruszać, jednak ciężko mu było określić dokładny kierunek przy pomocy słońca. Postanowił chwilę poczekać i dzięki temu w przyszłości określić gdzie dokładnie jest wschód a gdzie zachód dzięki czemu będzie mógł wywnioskować gdzie jest północ a gdzie południe, a dzięki temu pozna kierunek dalszego marszu. Jednak do zachodu słońca miał jeszcze kilka godzin, a do wschodu jeszcze dłużej. Nie mógł sobie pozwolić na kolejna kilka godzin leżenia i obserwowania natury, tracił by w ten sposób cenny czas podczas którego mógł pozyskać informację. Nie miał, jednak na to wpływu i musiał zaakceptować sytuację w której się znalazł. Musiał jakoś spożytkować ten czas, biorąc to pod uwagę a także fakt że osoba, której będzie chciał pomóc może się okazać od niego silniejsza postanowił potrenować. Pamiętał jak jego mistrz musiał wielokrotnie prowokować go a potem pokonywać by Victor, w ogóle zrozumiał że ma problem a także pojął jego źródło.
Chłopak znał swoje możliwości, jednak wiedział że na świecie muszą być również silniejsze jednostki i nie wiadomo czy jedna z nich nie będzie osobą, której Victor będzie musiał wskazać jak kontrolować swoje emocje w takim przypadku chłopak nie mógłby nic zrobić, ponieważ uczeń w chwili amoku by go po prostu pokonał. Vic nie chcąc by taka sytuacja miała miejsce musiał trenować i cały czas się wzmacniać by być w pełni przygotowanym. Zaczął trening tak jak zawsze ze swoim mistrzem, zdjął swoją marynarkę i koszulę po czym rozpoczął od prostych ćwiczeń rozciągających by móc później w pełni wykorzystywać możliwości swojego ciała podczas kolejnych partii treningu.
- Spoiler:
- OOC:
Początek Treningu
- Victor Delacroix
- Liczba postów : 12
Data rejestracji : 23/06/2016
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Las
Sob Cze 25, 2016 8:44 pm
Rozciąganie szło mu bez większy trudności, nic dziwnego skoro wykonywał praktycznie te same rutynowe ćwiczenia od kilku lat. O ile z początku miał wielkie problemy z wykonywaniem niektórych pozycji to teraz każda była bułką z masłem. Wykonywał różne skłony, starał się dotknąć całymi dłońmi podłoża a także kiedy siedział starał się tak rozciągnąć mięśnie aby mógł bez problemu sięgnąć za stopę przy wyprostowanej nodze. Zachowywał wszystkie zalecenia, które przekazał mu mistrz, wiedział że aby naprawdę dobrze się rozciągnąć musi wykonać kilka powtórzeń każdego ćwiczenia przy czym każde z nich powinno trwać od 6 do 8 sekund tak aby mięsień zdążył się w tym czasie naciągnąć. Zdawał sobie sprawę z tego, że bez tych porad byłoby mu dużo ciężej dojść do formy jaką ma obecnie, co prawda wiedział iż spotka jeszcze wielu ludzi silniejszych od siebie i aby im dorównać musi cały czas trenować, a to wiązało się z przestrzeganiem zaleceń i pewną dyscypliną z jego strony tak aby wykonywać wszystko bardzo dokładnie i posuwać się dzięki temu naprzód.
Samo rozciąganie zajęło mu kilkanaście dobrych minut, Victor zdawał sobie jednak sprawę jak bardzo było ono ważne. Zarówno przy treningu siły, ale także techniki ciosów jakie wyprowadzał. Po zakończonym rozciąganiu chłopak bardzo szybko wstał na nogi, podwinął delikatnie nogawki od spodni po czym skupił się na dalszej części treningu. Polegała ona na wykonywaniu kombinacji ataków, które mogłyby mu się przydać w trakcie nadchodzących walk, nie potrzebował do tego żadnego konkretnego celu. Wystarczyło że miał dużo miejsca, dzięki temu mógł wyobrazić sobie przeciwników w dowolnym miejscu i dzięki temu nie skupiać się jedynie na atakach w jeden punkt. Victor zaczął powoli od kilku prostych ciosów przy użyciu rąk, po czym wykonał bardzo szybki obrót i wykonał wysokie kopnięcie w wyimaginowanego za nim przeciwnika. Zaraz za nim poleciało kilka kolejnych kopnięć tym razem skierowanych bardziej w tułów iluzji wytworzonej przez jego umysł, starał się kopać bardzo dokładnie zachowując przy tym jednocześnie szybkość ruchów tak aby również w trakcie walki nie zawahał się ani na chwilę starając się obrać cel ataku. Chciał aby każde jego uderzenie było pewną wyuczoną sekwencją, jego ciało w trakcie walki miało samo kierować uderzenia tak jak na treningu by jego oponent nie miał nawet chwili wytchnienia. Chłopak wymierzał kolejne uderzenia w arealnego przeciwnika, tym razem łącząc kopnięcia razem z zwykłymi uderzeniami rękoma, był to równie ważny aspekt, ponieważ dzięki temu nie ograniczał się jedynie do ataków jedną parą kończyn przez co jego przyszły rywal nie mógł by się spodziewać skąd nadejdzie atak.
Walka z fałszywym przeciwnikiem była bardzo długa, jednak skuteczna, Victor dzięki takiej walce ćwiczył nie tylko swoją szybkość i wytrzymałość przy wyprowadzaniu kolejnych ciosów, ale także poprzez skupianie energii na urealnieniu oponenta pozwalała mu rozwijać jego zdolności skupiania mocy dzięki czemu trenował praktycznie wszystkie aspekty walki. Pozostał mu jeszcze jeden, który był bardzo przydatny podczas walk, a któremu Victor poświęcał najmniej uwagi podczas treningów, a mianowicie siła. Chłopak stawiał w trakcie starć na swoją szybkość i możliwość zaskoczenia przeciwnika, jednak musiał mieć jakąś linię obrony jeżeli przeciwnik będzie szybszy lub zapędzi go w kozi róg. Wtedy chociaż minimalna różnica w sile mogła przesądzić o wyniku starcia, biorąc taką sytuację pod uwagę Victor natychmiast padł na ziemię i zaczął wykonywać pompki. Nie należał on do specjalnie silnych dlatego każde kolejne powtórzenie sprawiało mu nie tylko trudności, ale także ból. Czuł jak jego mięśnie pulsują pod wpływem wykonywanego ćwiczenia, jednak musiał znieść to wszystko aby zapewnić sobie w przyszłości prostsze starcia. Nie miał zamiaru się poddać, wykonywał ćwiczenie tak długo aż sam opadł z sił i upadł na znajdującą się pod nim trawę. Wielu w tym momencie uznałoby trening za skończony, jednak nie Victor, który uważał że porażka przy jednym ćwiczeniu oznaczała początek kolejnego przynajmniej tak długo jak był w stanie chociaż raz je wykonać dlatego też natychmiast wstał i chwycił się jednej z niższych gałęzi drzewa by zacząć się podciągać. Szło mu to bardzo topornie, pierwsze ćwiczenia już zdążyły odbić na nim swoje piętno, jednak wykonywał kolejne powtórzenia starając się uciekać myślami od bólu, zabijać go koncentracją na czym innym, jednak nie było to takie proste i jeszcze bardziej osłabiało chłopaka, który po wykonaniu kilkunastu powtórzeń puścił się drzewa i upadł na ziemię.
Uznał, że dalszy trening nastawiony typowo na zwiększanie siły traci sens, ponieważ jego mięśnie coraz bardziej odmawiają mu posłuszeństwa dlatego też postanowił dać im delikatnie odpocząć, jednak wciąż zachować je w ruchu. Podszedł do drzewa, przy którym leżały jego rzeczy i wyjąć z pochwy miecz swojego mentora. Przez chwilę popatrzył na niego, pomimo wielu lat jakie miało to ostrze wciąż wydawało się zachowywać swoją potęgę tak jakby dopiero co zostało wykute i naostrzone. Victor zdawał sobie sprawę jak bardzo śmiercionośna jest to broń i właśnie dlatego trenował z nią jedynie z dala od ludzi i na bardzo dużym terenie. Ten las nadawał się do tego idealnie, chłopak zaczął od kilku pchnięć wykonanych ponownie w stronę urojonego przeciwnika, tak aby już po chwili zacząć wykonywać coraz to silniejsze ciosy i wykonując śmiercionośne piruety łącząc wszystko w jedną bardzo złożoną kombinacje ciosów. Tak samo jak przy zwykłych kopnięciach i uderzeniach, tak i przy walce mieczem starał się zachowywać zarówno tempo jak i dokładność kolejnych sekwencji tak by móc je odtworzyć w trakcie walki.
Jednakże nic nie mogło trwać wiecznie i z czasem nawet przy treningu fechtunku zaczęły odzywać się kolejne mięśnie chłopaka. Wiedział on że niedługo skończą mu się siły i nie będzie mógł już nic zrobić, dlatego postanowił zakończyć trening ruchowy w tym miejscu kiedy jeszcze mógł się doczłapać do swoich rzeczy. Gdy to zrobił schował miecz na jego miejsce po czym z powrotem przywdział koszulę, razem z marynarką. Nie dopinał on jeszcze peleryny, zostawił ją pod drzewem i gdy skończył się ubierać usiadł na niej i zaczął medytować, rozmyślając o tym co ma zrobić następnie, trening tak go pochłonął że nie dostrzegł on wschodu ani zachodu słońca. Nie znał, więc kierunku marszy pozostało mu, więc liczyć na łut szczęścia w wyborze drogi. Tak czy inaczej najpierw musiał odzyskać chociaż część sił, a to najlepiej wychodziło mu w trakcie medytacji starając się jednocześnie prześledzić dokładniej cały wykonany niedawno trening, koncentrując się przy tym na błędach jakie popełnił w trakcie kolejnych ćwiczeń.
Na medytacji i odpoczynku zleciało mu kolejnych kilka godzin, jednak nie uważał on tego za czas stracony. Dzięki niej mógł dokładnie przejrzeć przebieg swojego treningu i wyciągnąć z niego wnioski tak jak uczył go jego mistrz. Jednak wciąż pozostawała kwestia nieznanego kierunku, Vic postanowił iść dalej przez las licząc na znalezienie jakiś ludzkich osiedli dlatego też wstał i szybko zapiął swoją pelerynę po czym delikatnie poprawił swoje włosy. Zaraz po tym wziął oparty o drzewo miecz i przypiął go do swojego pasa po czym ruszył w głąb leśnych ostępów starając się utrzymywać kierunek marszu, dla pewności co jakiś czas wykonywał swoim mieczem delikatne nacięcia na pniach drzew tak aby na pewno się nie zgubić.
Samo rozciąganie zajęło mu kilkanaście dobrych minut, Victor zdawał sobie jednak sprawę jak bardzo było ono ważne. Zarówno przy treningu siły, ale także techniki ciosów jakie wyprowadzał. Po zakończonym rozciąganiu chłopak bardzo szybko wstał na nogi, podwinął delikatnie nogawki od spodni po czym skupił się na dalszej części treningu. Polegała ona na wykonywaniu kombinacji ataków, które mogłyby mu się przydać w trakcie nadchodzących walk, nie potrzebował do tego żadnego konkretnego celu. Wystarczyło że miał dużo miejsca, dzięki temu mógł wyobrazić sobie przeciwników w dowolnym miejscu i dzięki temu nie skupiać się jedynie na atakach w jeden punkt. Victor zaczął powoli od kilku prostych ciosów przy użyciu rąk, po czym wykonał bardzo szybki obrót i wykonał wysokie kopnięcie w wyimaginowanego za nim przeciwnika. Zaraz za nim poleciało kilka kolejnych kopnięć tym razem skierowanych bardziej w tułów iluzji wytworzonej przez jego umysł, starał się kopać bardzo dokładnie zachowując przy tym jednocześnie szybkość ruchów tak aby również w trakcie walki nie zawahał się ani na chwilę starając się obrać cel ataku. Chciał aby każde jego uderzenie było pewną wyuczoną sekwencją, jego ciało w trakcie walki miało samo kierować uderzenia tak jak na treningu by jego oponent nie miał nawet chwili wytchnienia. Chłopak wymierzał kolejne uderzenia w arealnego przeciwnika, tym razem łącząc kopnięcia razem z zwykłymi uderzeniami rękoma, był to równie ważny aspekt, ponieważ dzięki temu nie ograniczał się jedynie do ataków jedną parą kończyn przez co jego przyszły rywal nie mógł by się spodziewać skąd nadejdzie atak.
Walka z fałszywym przeciwnikiem była bardzo długa, jednak skuteczna, Victor dzięki takiej walce ćwiczył nie tylko swoją szybkość i wytrzymałość przy wyprowadzaniu kolejnych ciosów, ale także poprzez skupianie energii na urealnieniu oponenta pozwalała mu rozwijać jego zdolności skupiania mocy dzięki czemu trenował praktycznie wszystkie aspekty walki. Pozostał mu jeszcze jeden, który był bardzo przydatny podczas walk, a któremu Victor poświęcał najmniej uwagi podczas treningów, a mianowicie siła. Chłopak stawiał w trakcie starć na swoją szybkość i możliwość zaskoczenia przeciwnika, jednak musiał mieć jakąś linię obrony jeżeli przeciwnik będzie szybszy lub zapędzi go w kozi róg. Wtedy chociaż minimalna różnica w sile mogła przesądzić o wyniku starcia, biorąc taką sytuację pod uwagę Victor natychmiast padł na ziemię i zaczął wykonywać pompki. Nie należał on do specjalnie silnych dlatego każde kolejne powtórzenie sprawiało mu nie tylko trudności, ale także ból. Czuł jak jego mięśnie pulsują pod wpływem wykonywanego ćwiczenia, jednak musiał znieść to wszystko aby zapewnić sobie w przyszłości prostsze starcia. Nie miał zamiaru się poddać, wykonywał ćwiczenie tak długo aż sam opadł z sił i upadł na znajdującą się pod nim trawę. Wielu w tym momencie uznałoby trening za skończony, jednak nie Victor, który uważał że porażka przy jednym ćwiczeniu oznaczała początek kolejnego przynajmniej tak długo jak był w stanie chociaż raz je wykonać dlatego też natychmiast wstał i chwycił się jednej z niższych gałęzi drzewa by zacząć się podciągać. Szło mu to bardzo topornie, pierwsze ćwiczenia już zdążyły odbić na nim swoje piętno, jednak wykonywał kolejne powtórzenia starając się uciekać myślami od bólu, zabijać go koncentracją na czym innym, jednak nie było to takie proste i jeszcze bardziej osłabiało chłopaka, który po wykonaniu kilkunastu powtórzeń puścił się drzewa i upadł na ziemię.
Uznał, że dalszy trening nastawiony typowo na zwiększanie siły traci sens, ponieważ jego mięśnie coraz bardziej odmawiają mu posłuszeństwa dlatego też postanowił dać im delikatnie odpocząć, jednak wciąż zachować je w ruchu. Podszedł do drzewa, przy którym leżały jego rzeczy i wyjąć z pochwy miecz swojego mentora. Przez chwilę popatrzył na niego, pomimo wielu lat jakie miało to ostrze wciąż wydawało się zachowywać swoją potęgę tak jakby dopiero co zostało wykute i naostrzone. Victor zdawał sobie sprawę jak bardzo śmiercionośna jest to broń i właśnie dlatego trenował z nią jedynie z dala od ludzi i na bardzo dużym terenie. Ten las nadawał się do tego idealnie, chłopak zaczął od kilku pchnięć wykonanych ponownie w stronę urojonego przeciwnika, tak aby już po chwili zacząć wykonywać coraz to silniejsze ciosy i wykonując śmiercionośne piruety łącząc wszystko w jedną bardzo złożoną kombinacje ciosów. Tak samo jak przy zwykłych kopnięciach i uderzeniach, tak i przy walce mieczem starał się zachowywać zarówno tempo jak i dokładność kolejnych sekwencji tak by móc je odtworzyć w trakcie walki.
Jednakże nic nie mogło trwać wiecznie i z czasem nawet przy treningu fechtunku zaczęły odzywać się kolejne mięśnie chłopaka. Wiedział on że niedługo skończą mu się siły i nie będzie mógł już nic zrobić, dlatego postanowił zakończyć trening ruchowy w tym miejscu kiedy jeszcze mógł się doczłapać do swoich rzeczy. Gdy to zrobił schował miecz na jego miejsce po czym z powrotem przywdział koszulę, razem z marynarką. Nie dopinał on jeszcze peleryny, zostawił ją pod drzewem i gdy skończył się ubierać usiadł na niej i zaczął medytować, rozmyślając o tym co ma zrobić następnie, trening tak go pochłonął że nie dostrzegł on wschodu ani zachodu słońca. Nie znał, więc kierunku marszy pozostało mu, więc liczyć na łut szczęścia w wyborze drogi. Tak czy inaczej najpierw musiał odzyskać chociaż część sił, a to najlepiej wychodziło mu w trakcie medytacji starając się jednocześnie prześledzić dokładniej cały wykonany niedawno trening, koncentrując się przy tym na błędach jakie popełnił w trakcie kolejnych ćwiczeń.
Na medytacji i odpoczynku zleciało mu kolejnych kilka godzin, jednak nie uważał on tego za czas stracony. Dzięki niej mógł dokładnie przejrzeć przebieg swojego treningu i wyciągnąć z niego wnioski tak jak uczył go jego mistrz. Jednak wciąż pozostawała kwestia nieznanego kierunku, Vic postanowił iść dalej przez las licząc na znalezienie jakiś ludzkich osiedli dlatego też wstał i szybko zapiął swoją pelerynę po czym delikatnie poprawił swoje włosy. Zaraz po tym wziął oparty o drzewo miecz i przypiął go do swojego pasa po czym ruszył w głąb leśnych ostępów starając się utrzymywać kierunek marszu, dla pewności co jakiś czas wykonywał swoim mieczem delikatne nacięcia na pniach drzew tak aby na pewno się nie zgubić.
- Spoiler:
- OOC:
Koniec Treningu
Można zacząć fabułę xd
Re: Las
Nie Cze 26, 2016 7:55 pm
Las był cichą ostoją natury. Z dala od miejskiego zgiełku, z dala od pędu, w którym gubią się ludzie. Nic dziwnego, że chłopak uznał to za doskonałe miejsce do samodoskonalenia się. Z dala od cywilizacji, rozwydrzonych bachorów konsumpcjonizmu, z dala od wrzasków i krzyków...
- AUAAAAAA!
No, może nie do końca. Krzyk, przypominający raczej pisk dziecka dobiegał na wprost trasy Victora, płosząc ptaki z drzew. Nie minęła chwila a zaraz dało się usłyszeć kontynuacje, zawodzenie i kwilenie wzywające pomocy. Ktoś płakał głośno, głosem pełnym bólu i zdawało się kilka kroków od chłopaka. Zbliżywszy się mógł ujrzeć wgłębienie w ziemi, głębokie, wypełnione gęsto wnykami. W pułapce, zaplątany w ostre i kłujące do krwi linki tkwił kot. Miał trójkolorową sierść, pobrudzoną gdzieniegdzie już posoką, duże oczy i ogryzioną połówkę ogona. Widać było, że swoje przeszedł, do tego pędził gdzieś ze zdobyczą - obok leżała martwa wiewiórka. Na widok chłopaka skulił na moment uszy i ucichł, po czym zerknął na niego z nadzieją.
- Możesz mnie stąd wyciągnąć? Błagam, to tak boli... - spróbował się poruszyć, ale ostre końce wpiły się mocniej w łapy, pisnął głośno z bólu. - Pomóż... - miauknął rozpaczliwie.
OOC
Co zrobisz?
- AUAAAAAA!
No, może nie do końca. Krzyk, przypominający raczej pisk dziecka dobiegał na wprost trasy Victora, płosząc ptaki z drzew. Nie minęła chwila a zaraz dało się usłyszeć kontynuacje, zawodzenie i kwilenie wzywające pomocy. Ktoś płakał głośno, głosem pełnym bólu i zdawało się kilka kroków od chłopaka. Zbliżywszy się mógł ujrzeć wgłębienie w ziemi, głębokie, wypełnione gęsto wnykami. W pułapce, zaplątany w ostre i kłujące do krwi linki tkwił kot. Miał trójkolorową sierść, pobrudzoną gdzieniegdzie już posoką, duże oczy i ogryzioną połówkę ogona. Widać było, że swoje przeszedł, do tego pędził gdzieś ze zdobyczą - obok leżała martwa wiewiórka. Na widok chłopaka skulił na moment uszy i ucichł, po czym zerknął na niego z nadzieją.
- Możesz mnie stąd wyciągnąć? Błagam, to tak boli... - spróbował się poruszyć, ale ostre końce wpiły się mocniej w łapy, pisnął głośno z bólu. - Pomóż... - miauknął rozpaczliwie.
OOC
Co zrobisz?
- Victor Delacroix
- Liczba postów : 12
Data rejestracji : 23/06/2016
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Las
Nie Cze 26, 2016 9:48 pm
Victor pomimo że odpoczął po treningu i szedł już dłuższą chwilę nadal odczuwał jego skutki, wiedział że być może trochę przesadził z intensywnością ćwiczeń jednak wcześniej czy później ból minie a efekty będą dużo lepiej widoczne. Idąc przez las cały czas starał się prostować swoje ręce i plecy tak aby chociaż odrobinę naciągnąć obolałe mięśnie i dzięki temu poczuć chwilową ulgę. O ile w krótkim okresie czasu było bardzo pomocne o tyle z każdą kolejną próbą dawało coraz mniejsze rezultaty, w końcu chłopak zaprzestał tego ponieważ zaczęło się to robić męczące a chciał zachować siły. Nie wiedział jak daleko ma do kolejnego miasta, jednak nie miał zamiaru się poddać, poza tym każda chwila na łonie natury sprawiała mu przyjemność. Po kilku latach kiedy to tylko oglądał ściany swojego domu i ewentualnie sali treningowej gdzie ćwiczył z mistrzem, spacer po lesie był bardzo miłą odmianą. Wreszcie mógł się poczuć wolny i odpowiedzialny za samego siebie, nie miał z góry narzuconego planu dnia, sam musiał decydować co ma w danej chwili zrobić co bardzo mu odpowiadało.
Chłopak szedł przez las dobre kilkadziesiąt minut, starannie oznaczając mijane drzewa tak aby mógł je zauważyć gdyby przypadkiem zaczął kręcić się w kółko. Wiedział że niszczy w ten sposób naturę, jednak nie sądził aby delikatne nacięcia na pniach jakoś szczególnie utrudniły życie drzewom, z kolei jemu bardzo ułatwiały podróż i dodawały pewności odnośnie utrzymywania dobrego kierunku marszu. Zresztą nie tylko w tej kwestii drzewa pomagały mu w trakcie marszu, dzięki ich koronom promienie słońca nie docierały do niego z aż taką siłą przez co nie odczuwał on skwaru lejącego się z nieba. Mógł bez problemu iść w całym swoim stroju, łącznie z zapiętą peleryną a pomimo to nie było mu wcale gorącą, jedyne co czuł to wiatr, który to raz po raz rozwiewał jego włosy. Na szczęście nie przeszkadzało mu to zbytnio w stawianiu kolejnych kroków, a nawet pomagało dając delikatną ochłodę, która co prawda nie była konieczna, ale za to bardzo przyjemna. Victor pomimo pomocy natury, zaczął w końcu odczuwać zmęczenie podróżą dlatego też miał zamiar usiąść pod jednym z najbliższych drzew, jednak zanim to uczynił usłyszał przeraźliwy pisk. W pierwszej chwili pomyślał, że to niemożliwe w końcu wydawało mu się iż jest bardzo daleko od jakichkolwiek siedzib ludzkich, a wrzask nie brzmiał jak żadne ze znanych mu zwierząt. Jednak kiedy usłyszał kolejne niosące się przez las krzyki i zrywające się natychmiast do lotu ptaki stwierdził że to nie może być jedynie przesłyszenie. Musiał na pewien czas odłożyć na bok odpoczynek, mając poczucie obowiązku aby komuś pomóc natychmiast ruszył w kierunku, z którego dobiegały go piski. W przeciągu kilkunastu sekund znalazł źródło tych dźwięków, pochodziły one z głębokiego dołu, który Vic znalazł w lesie. Chłopak spojrzał do niego, bał się co ujrzy jednak w życiu nie spodziewał się ujrzeć zaplątanego w metalowe linki kota. Od razu zastanawiał się jak to zwierzę mogło wydawać dźwięki tak bardzo podobne do odgłosów dziecka, jednak bardzo szybko jego wątpliwości zostały rozwiane. Kot przemówił do niego prosząc go o pomoc.
-Oczywiście, że ci pomogę. Daj mi jednak chwilkę na obmyślenie planu jak to zrobić.- rzekł w stronę kota Victor. Sam sobie nie wierzył, że rozmawia z kotem jednak nie miał wyjścia. Musiał się do niego odezwać aby go uspokoić i pokazać brak złych zamiarów, tylko wtedy mógł dokładnie przyjrzeć się całej pułapce i odnaleźć wyjście z niej. Chłopak wiedział, że nie jest to łatwa sytuacja, wejście do wgłębienia i próba odplątania kota nie miała najmniejszego sensu. Po pierwsze, bo nie wdrapał by się z powrotem na górę, a po drugie i ważniejsze były tam wnyki, które bardzo skutecznie utrudniały by jakiekolwiek poruszanie się przy próbie ratunku. Musiał znaleźć sposób na uwolnienie zwierzęcia z miejsca, w którym się znajdował. Co prawda mógł mu w jakiś sposób zrzucić pelerynę tak aby kot mógł się po niej wdrapać, istniało wtedy ryzyko rozdarcia jej jednak uratowanie czyjegoś życia było tego warte. Pozostawał, jednak problem uwolnienia kota, metalowe linki oplatające jego ciało były niemożliwe do trafienia przez jakiś pocisk pokroju kamienia, tak czy inaczej kamień by jej raczej nie przedarł.
Victor stał tak przez kilka minut, szukając rozwiązania sytuacji aż w końcu kiedy przykucał by lepiej przyjrzeć się pułapce przypomniał sobie o przytroczonym do pasa mieczu. Wiedział, że będzie on wstanie nim przeciąć metalowe linki, które więżą kota, jednak najpierw musiał jakoś do nich sięgnąć i zapewnić wyjście kolorowemu zwierzęciu. Zrzucił swoją pelerynę niedaleko wiszącego na linkach kota, po czym wyjął z pochwy miecz i starał się wybrać odpowiednie miejsce uderzenia. Nie wiedział, czy przecięcie jednej strony wpłynie jakoś na inne linki, musiał zaryzykować dlatego też leżąc z głową zwieszoną w wgłębieniu trzymał w jednej ręce swoją pelerynę a drugą wykonywał coraz to mocniejsze zamachy starając się uderzyć w jedną z metalowych linek więżących kota i zapewnić mu w ten sposób wolność i ulgę od cierpień.
Chłopak szedł przez las dobre kilkadziesiąt minut, starannie oznaczając mijane drzewa tak aby mógł je zauważyć gdyby przypadkiem zaczął kręcić się w kółko. Wiedział że niszczy w ten sposób naturę, jednak nie sądził aby delikatne nacięcia na pniach jakoś szczególnie utrudniły życie drzewom, z kolei jemu bardzo ułatwiały podróż i dodawały pewności odnośnie utrzymywania dobrego kierunku marszu. Zresztą nie tylko w tej kwestii drzewa pomagały mu w trakcie marszu, dzięki ich koronom promienie słońca nie docierały do niego z aż taką siłą przez co nie odczuwał on skwaru lejącego się z nieba. Mógł bez problemu iść w całym swoim stroju, łącznie z zapiętą peleryną a pomimo to nie było mu wcale gorącą, jedyne co czuł to wiatr, który to raz po raz rozwiewał jego włosy. Na szczęście nie przeszkadzało mu to zbytnio w stawianiu kolejnych kroków, a nawet pomagało dając delikatną ochłodę, która co prawda nie była konieczna, ale za to bardzo przyjemna. Victor pomimo pomocy natury, zaczął w końcu odczuwać zmęczenie podróżą dlatego też miał zamiar usiąść pod jednym z najbliższych drzew, jednak zanim to uczynił usłyszał przeraźliwy pisk. W pierwszej chwili pomyślał, że to niemożliwe w końcu wydawało mu się iż jest bardzo daleko od jakichkolwiek siedzib ludzkich, a wrzask nie brzmiał jak żadne ze znanych mu zwierząt. Jednak kiedy usłyszał kolejne niosące się przez las krzyki i zrywające się natychmiast do lotu ptaki stwierdził że to nie może być jedynie przesłyszenie. Musiał na pewien czas odłożyć na bok odpoczynek, mając poczucie obowiązku aby komuś pomóc natychmiast ruszył w kierunku, z którego dobiegały go piski. W przeciągu kilkunastu sekund znalazł źródło tych dźwięków, pochodziły one z głębokiego dołu, który Vic znalazł w lesie. Chłopak spojrzał do niego, bał się co ujrzy jednak w życiu nie spodziewał się ujrzeć zaplątanego w metalowe linki kota. Od razu zastanawiał się jak to zwierzę mogło wydawać dźwięki tak bardzo podobne do odgłosów dziecka, jednak bardzo szybko jego wątpliwości zostały rozwiane. Kot przemówił do niego prosząc go o pomoc.
-Oczywiście, że ci pomogę. Daj mi jednak chwilkę na obmyślenie planu jak to zrobić.- rzekł w stronę kota Victor. Sam sobie nie wierzył, że rozmawia z kotem jednak nie miał wyjścia. Musiał się do niego odezwać aby go uspokoić i pokazać brak złych zamiarów, tylko wtedy mógł dokładnie przyjrzeć się całej pułapce i odnaleźć wyjście z niej. Chłopak wiedział, że nie jest to łatwa sytuacja, wejście do wgłębienia i próba odplątania kota nie miała najmniejszego sensu. Po pierwsze, bo nie wdrapał by się z powrotem na górę, a po drugie i ważniejsze były tam wnyki, które bardzo skutecznie utrudniały by jakiekolwiek poruszanie się przy próbie ratunku. Musiał znaleźć sposób na uwolnienie zwierzęcia z miejsca, w którym się znajdował. Co prawda mógł mu w jakiś sposób zrzucić pelerynę tak aby kot mógł się po niej wdrapać, istniało wtedy ryzyko rozdarcia jej jednak uratowanie czyjegoś życia było tego warte. Pozostawał, jednak problem uwolnienia kota, metalowe linki oplatające jego ciało były niemożliwe do trafienia przez jakiś pocisk pokroju kamienia, tak czy inaczej kamień by jej raczej nie przedarł.
Victor stał tak przez kilka minut, szukając rozwiązania sytuacji aż w końcu kiedy przykucał by lepiej przyjrzeć się pułapce przypomniał sobie o przytroczonym do pasa mieczu. Wiedział, że będzie on wstanie nim przeciąć metalowe linki, które więżą kota, jednak najpierw musiał jakoś do nich sięgnąć i zapewnić wyjście kolorowemu zwierzęciu. Zrzucił swoją pelerynę niedaleko wiszącego na linkach kota, po czym wyjął z pochwy miecz i starał się wybrać odpowiednie miejsce uderzenia. Nie wiedział, czy przecięcie jednej strony wpłynie jakoś na inne linki, musiał zaryzykować dlatego też leżąc z głową zwieszoną w wgłębieniu trzymał w jednej ręce swoją pelerynę a drugą wykonywał coraz to mocniejsze zamachy starając się uderzyć w jedną z metalowych linek więżących kota i zapewnić mu w ten sposób wolność i ulgę od cierpień.
Re: Las
Pon Cze 27, 2016 10:11 pm
Kot wyraźnie uspokoił się słysząc słowa Victora i zamarł w bezruchu, nie chcąc w żaden sposób bardziej narazić się na kontakt z wnykami. Łypnął zdziwiony na pelerynę, jaka zawisła obok niego, a gdy obok świsnął miecz, podkulił resztkę ogona i położył uszy po sobie - niemniej, zrozumiał. Gdy ostrze zaczęło luzować wnyki kot wpił się pazurami w materiał okrycia. Nie minęło trochę czasu i pracy godnej sapera, a ostre linki opadły swobodnie na dół, zaś wolny zwierzak wisiał głośno dysząc na pelerynie chłopaka. Dał susa z niej na trawę i nieco kulejąc odszedł na bezpieczną odległość od dziury w ziemi. Wyraźnie odrapany po spotkaniu z pułapką usiadł z godnością i zaczął czyścić zakrwawioną sierść.
- Ah, nie miałem takiej przygody odkąd nie wpadłem do kojca dla psów w schronisku. - mruknął, wylizując łapę. - Myślałem, że ducha tam wyzionę... Szkoda tylko wiewiórki, no nic, w tym stanie już chyba nic nie złapie. A... - uniósł oczy na Victora, podniósł się i schylił nisko łebek, kłaniając mu się. - A gdzie moja maniery. Serdecznie dziękuję Ci za pomoc, młody człowieku. Zwą mnie Krótkogon.
- Ah, nie miałem takiej przygody odkąd nie wpadłem do kojca dla psów w schronisku. - mruknął, wylizując łapę. - Myślałem, że ducha tam wyzionę... Szkoda tylko wiewiórki, no nic, w tym stanie już chyba nic nie złapie. A... - uniósł oczy na Victora, podniósł się i schylił nisko łebek, kłaniając mu się. - A gdzie moja maniery. Serdecznie dziękuję Ci za pomoc, młody człowieku. Zwą mnie Krótkogon.
- Victor Delacroix
- Liczba postów : 12
Data rejestracji : 23/06/2016
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Las
Wto Cze 28, 2016 7:52 pm
Młodzieniec nie musiał zbyt długo walczyć z metalowymi linkami, które trzymały kota w potrzasku. Bardzo szybko udało mu się ich pozbyć, a dzięki temu że kot również współpracował poprzez schowanie swojego ogona i zmniejszenie tym samym swojej objętości Victor mógł bezproblemowo uderzać mieczem bez obawy że pozbawi on zwierzęcia ważnej części ciała. Pomocne okazało się również to, że kot był bardzo rozumny i od razu załapał, że peleryna rzucona w dół to nie dzieło przypadku a swego rodzaju ścieżka po której mógł wydostać się z dziury. Chłopak ucieszył się widząc kota, który usiadł niedaleko niego czyszcząc swoją sierść. Victor zwinął swoją pelerynę oglądając szkody wyrządzone przez pazury zwierzęcia, na szczęście nie było zbyt dużo śladów a jeśli już jakieś były to nie były one zbytnio widoczne. Poprawiło to humor białowłosemu, nie tylko pomógł bezbronnej istocie a przy okazji nic nie zniszczył. Natychmiast schował miecz do pochwy przywieszonej do pasa po czym przypiął z powrotem swoją pelerynę.
Zaraz po tym ponownie usłyszał głos kota wspominającego swoje dawne przygody, chłopak zastanowił się jakim cudem wtedy udało się zwierzęciu wyjść cało z opresji jednak nie zamierzał o to pytać. Tak samo jak nie miał zamiaru iść po zdobycz kota ciągle będącą w dole z pułapkami dlatego też nie odezwał się nawet słowem i jedynie słuchał wywodu kota. Wciąż się zastanawiał, jak to możliwe że zwierzak mówi ludzkim głosem, nie spotkał wcześniej innej istoty żywej poza ludźmi które posługiwała by się ich mową. Mając jednak na względzie pewne maniery pozwolił kotu dokończyć czyszczenie się i dopiero gdy poznał jego imię postanowił podtrzymać rozmowę.
-Nie ma za co, trzeba pomagać innym. Miło mi cię poznać, ja nazywam się Victor.- powiedział chłopak po czym odpiął pas ze swoim mieczem i usiadł na przeciwko kota, kładąc swój miecz na kolanach. Nie spodziewał się po kocie żadnej agresji dlatego też ręce miał położone z dala od rękojeści miecza, poza tym liczył że w razie zagrożenia uda mu się dostatecznie szybko po niego sięgnąć. Póki co chciał pokazać kotu, że nie musi się go obawiać, chociaż jakby na to nie spojrzeć to gdyby białowłosy chciał jego śmierci to po prostu zostawiłby go w dole z pułapkami, zaplątanego w metalowe linki. Chłopak nie znał jednak kociej psychiki, nie wiedział do czego tamten może być zdolny w chwili zagrożenia dlatego też starał się nie wykonywać gwałtownych ruchów, które mogłyby być odebrane za agresję. Tak samo jak psychiki nie znał on siły spotkanego zwierzęcia, co prawda nie spodziewał się on czegoś niesamowitego, w końcu linki w które był zaplątany Victor rozciął bez większego problemu, jednak lepiej było dmuchać na zimne w każdym przypadku.
Chłopak dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że panuje pomiędzy nimi cisza a jedyne odgłosy w okolicy to śpiew ptaków. Wiedział też że znajdują się z dala od jakiegokolwiek miasta, stąd też wzięło się pytanie chłopaka, które natychmiast zadał przerywając w ten sposób niezręczną ciszę panującą pomiędzy nim a kotem.
-Powiedz mi lepiej co ty tutaj w ogóle robisz, w końcu miasta są z dala od tego miejsca, a ktoś się tobą przecież musi opiekować?- nie chciał brnąć zbytnio w szczegóły odnośnie mowy jaką posługiwał się kot, póki co wystarczyło mu to aby się dowiedzieć skąd ten kot się tu wziął. W końcu jeśli zwierzę ma przyjazne zamiary to będzie miał jeszcze wiele okazji żeby z nim porozmawiać i wtedy poznać sekret kociej mowy.
Zaraz po tym ponownie usłyszał głos kota wspominającego swoje dawne przygody, chłopak zastanowił się jakim cudem wtedy udało się zwierzęciu wyjść cało z opresji jednak nie zamierzał o to pytać. Tak samo jak nie miał zamiaru iść po zdobycz kota ciągle będącą w dole z pułapkami dlatego też nie odezwał się nawet słowem i jedynie słuchał wywodu kota. Wciąż się zastanawiał, jak to możliwe że zwierzak mówi ludzkim głosem, nie spotkał wcześniej innej istoty żywej poza ludźmi które posługiwała by się ich mową. Mając jednak na względzie pewne maniery pozwolił kotu dokończyć czyszczenie się i dopiero gdy poznał jego imię postanowił podtrzymać rozmowę.
-Nie ma za co, trzeba pomagać innym. Miło mi cię poznać, ja nazywam się Victor.- powiedział chłopak po czym odpiął pas ze swoim mieczem i usiadł na przeciwko kota, kładąc swój miecz na kolanach. Nie spodziewał się po kocie żadnej agresji dlatego też ręce miał położone z dala od rękojeści miecza, poza tym liczył że w razie zagrożenia uda mu się dostatecznie szybko po niego sięgnąć. Póki co chciał pokazać kotu, że nie musi się go obawiać, chociaż jakby na to nie spojrzeć to gdyby białowłosy chciał jego śmierci to po prostu zostawiłby go w dole z pułapkami, zaplątanego w metalowe linki. Chłopak nie znał jednak kociej psychiki, nie wiedział do czego tamten może być zdolny w chwili zagrożenia dlatego też starał się nie wykonywać gwałtownych ruchów, które mogłyby być odebrane za agresję. Tak samo jak psychiki nie znał on siły spotkanego zwierzęcia, co prawda nie spodziewał się on czegoś niesamowitego, w końcu linki w które był zaplątany Victor rozciął bez większego problemu, jednak lepiej było dmuchać na zimne w każdym przypadku.
Chłopak dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że panuje pomiędzy nimi cisza a jedyne odgłosy w okolicy to śpiew ptaków. Wiedział też że znajdują się z dala od jakiegokolwiek miasta, stąd też wzięło się pytanie chłopaka, które natychmiast zadał przerywając w ten sposób niezręczną ciszę panującą pomiędzy nim a kotem.
-Powiedz mi lepiej co ty tutaj w ogóle robisz, w końcu miasta są z dala od tego miejsca, a ktoś się tobą przecież musi opiekować?- nie chciał brnąć zbytnio w szczegóły odnośnie mowy jaką posługiwał się kot, póki co wystarczyło mu to aby się dowiedzieć skąd ten kot się tu wziął. W końcu jeśli zwierzę ma przyjazne zamiary to będzie miał jeszcze wiele okazji żeby z nim porozmawiać i wtedy poznać sekret kociej mowy.
Re: Las
Czw Cze 30, 2016 10:12 pm
Oswobodzony Krótkogon zajął się czyszczeniem sierści z krwi oraz licznych zadrapań na swoim trójkolorowym ciele. Po kontakcie z wnykami miał mnóstwo drobnych ran, może nie tak groźnych, co na pewno kłopotliwych. Zerknął na siadającego Victora przyjaźnie szarymi, dużymi oczami, machnął krótkim ogonem i zabrał się za czyszczenie uszu. Wyraźnie i on czuł się spokojnie, można by rzec bezpiecznie przy kimś, kto uratował mu skórę. Przez moment czyścił się w ciszy, dopóki jego uwagi nie zwróciło pytanie młodzieńca.
- Miasta są daleko i w tym rzecz. Opiekować się mną..? Heh... - westchnął kocur i pokręcił głową. - Swoje na karku już mam, u ludzi też byłem. Bardzo dobrych, przyznam szczerze, miałem wtedy inne miano, wołali mnie Figaro. Niestety okazało się, że moja Pani urodziła córeczkę, która źle reagowała na moje futro. Jak wy to ludzie mawiacie, alerga? Oddali mnie innej rodzinie, ale tam krótko byłem - nie dbali o mnie, więc trafiłem do schroniska. Nie mówię, że wszyscy ludzie są tacy Victorze, ale stwierdziłem, że mogę spróbować żyć na własną łapę. Uciekłem tu i całkiem chwalę sobie tu życie w lesie. Wiem gdzie jest woda, znam ciepłe nory, umiem zapolować i głodem nie przymrę... A właśnie... - Krótkogon rzucił spojrzeniem w kierunku dołu, gdzie leżała porzucona i stracona zdobycz. - Ostatnio za wiele kręci się tutaj kłusowników... Jestem mądrzejszy od innych kotów, od niektórych ludzi też, nawet ja wiem, że rozkładanie takich pułapek jest zabronione. Gdyby nie Ty, byłoby ze mną krucho. Będę musiał rozejrzeć się za jakimiś nornicami albo kreta złapać na kolację. - wstał zdecydowanie, ale przednia obolała łapa ugięła się pod nim i zakołysał się komicznie. By nie upaść klapnął na trawę i wetchnął. - To by było tyle z samodzielności na dziś...
- Miasta są daleko i w tym rzecz. Opiekować się mną..? Heh... - westchnął kocur i pokręcił głową. - Swoje na karku już mam, u ludzi też byłem. Bardzo dobrych, przyznam szczerze, miałem wtedy inne miano, wołali mnie Figaro. Niestety okazało się, że moja Pani urodziła córeczkę, która źle reagowała na moje futro. Jak wy to ludzie mawiacie, alerga? Oddali mnie innej rodzinie, ale tam krótko byłem - nie dbali o mnie, więc trafiłem do schroniska. Nie mówię, że wszyscy ludzie są tacy Victorze, ale stwierdziłem, że mogę spróbować żyć na własną łapę. Uciekłem tu i całkiem chwalę sobie tu życie w lesie. Wiem gdzie jest woda, znam ciepłe nory, umiem zapolować i głodem nie przymrę... A właśnie... - Krótkogon rzucił spojrzeniem w kierunku dołu, gdzie leżała porzucona i stracona zdobycz. - Ostatnio za wiele kręci się tutaj kłusowników... Jestem mądrzejszy od innych kotów, od niektórych ludzi też, nawet ja wiem, że rozkładanie takich pułapek jest zabronione. Gdyby nie Ty, byłoby ze mną krucho. Będę musiał rozejrzeć się za jakimiś nornicami albo kreta złapać na kolację. - wstał zdecydowanie, ale przednia obolała łapa ugięła się pod nim i zakołysał się komicznie. By nie upaść klapnął na trawę i wetchnął. - To by było tyle z samodzielności na dziś...
- Victor Delacroix
- Liczba postów : 12
Data rejestracji : 23/06/2016
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Las
Sob Lip 02, 2016 7:26 pm
Victor wyczekiwał w spokoju na odpowiedź kota dotyczącą jego pytania, nie spieszyło mu się, poza tym wiedział że zwierzę w pierwszej kolejności będzie chciało się oczyścić i w ten sposób zabezpieczyć rany jakich doznało. Właśnie dlatego chłopak obserwował przez jakiś czas otaczającą ich naturę, a dopiero gdy usłyszał głos kota skierował wzrok na swojego rozmówcę. Wysłuchał opowieści, którą przytaczało zwierzę, zrobiło mu się go szkoda dopiero teraz zrozumiał przez co musiał przejść Krótkoogon aby znaleźć się w tym miejscu. Prawdę mówiąc w pierwszej chwili gdy Victor usłyszał pierwsze imię kota chciał się zaśmiać jednak postanowił zachować wszystkie spostrzeżenia dla siebie i nie obrazić w jakiś niechciany sposób zwierzęcia. Jednocześnie zwrócił uwagę na jedną rzecz, o której powiedział mu kot, takie pułapki były zakazane, chłopak zrozumiał że na pewno gdzieś w pobliżu muszą kręcić się ludzie za nie odpowiedzialni. Miał dwa wyjścia albo ich szukać albo też zostać tutaj i na nich poczekać.
Nie zdążył on jednak podjąć decyzji, ponieważ kot postanowił wyruszyć na polowanie co niestety skończyło się szybkim powrotem na ziemię. Zwierzę było strasznie pokiereszowane i nie zdolne do złapania jakiejkolwiek ofiary. Victor pomógł mu wydostać się z pułapki, co prawda mógł go teraz zostawić i pójść po prostu w swoją stronę. Czuł jednak pewną odpowiedzialność za niego, uratował mu życie więc w sumie byłoby głupio zostawić go teraz na pastwę losu. Jeśli zwierzę by umarło to cały wysiłek przy uwalnianiu go poszedł by na marne, poza tym zrobiło mu się go żal i chciał mu pomóc chociaż teraz przy poszukaniu tego posiłku a co się stanie dalej, będzie zależało od stanu zdrowia kota oraz od tego co się wydarzy po drodze. Tak czy siak chłopak musiał najpierw powiadomić o tym zwierzę dlatego też natychmiast się odezwał.
-Widzę że z tobą nie najlepiej co ty na to żebym poszukał dla ciebie jedzenia? Oczywiście jeśli chcesz mogę cię wziąć na ręce dzięki czemu wybierzesz sobie co chcesz. Może przy okazji znajdziemy gdzieś tych kłusowników odpowiedzialnych za pułapki i damy im nauczkę.
Chłopak po wypowiedzeniu ostatniego słowa powoli wstał po czym ponownie przypiął swój miecz do pasa. Zaraz po tym przykucnął tuż przy kocie i wystawił do niego rękę. Nie wiedział jak kot zareaguje na jego pomoc, jednak nie miał wyboru. Wiedział że jeżeli by mu nie pomógł to miałby straszne wyrzuty sumienia i nie mógł by się skupić na niczym innym. Jedyne co zaprzątałoby mu wtedy głowę byłoby to jak kot sobie bez niego poradził. Nie chcąc do tego dopuścić cały czas miał nadzieję że zwierzę zgodzi się sobie pomóc i ruszy razem z nim na wyprawę po jedzenie. Przy okazji byłaby to idealna okazja do kontynuowania rozpoczętej rozmowy.
Nie zdążył on jednak podjąć decyzji, ponieważ kot postanowił wyruszyć na polowanie co niestety skończyło się szybkim powrotem na ziemię. Zwierzę było strasznie pokiereszowane i nie zdolne do złapania jakiejkolwiek ofiary. Victor pomógł mu wydostać się z pułapki, co prawda mógł go teraz zostawić i pójść po prostu w swoją stronę. Czuł jednak pewną odpowiedzialność za niego, uratował mu życie więc w sumie byłoby głupio zostawić go teraz na pastwę losu. Jeśli zwierzę by umarło to cały wysiłek przy uwalnianiu go poszedł by na marne, poza tym zrobiło mu się go żal i chciał mu pomóc chociaż teraz przy poszukaniu tego posiłku a co się stanie dalej, będzie zależało od stanu zdrowia kota oraz od tego co się wydarzy po drodze. Tak czy siak chłopak musiał najpierw powiadomić o tym zwierzę dlatego też natychmiast się odezwał.
-Widzę że z tobą nie najlepiej co ty na to żebym poszukał dla ciebie jedzenia? Oczywiście jeśli chcesz mogę cię wziąć na ręce dzięki czemu wybierzesz sobie co chcesz. Może przy okazji znajdziemy gdzieś tych kłusowników odpowiedzialnych za pułapki i damy im nauczkę.
Chłopak po wypowiedzeniu ostatniego słowa powoli wstał po czym ponownie przypiął swój miecz do pasa. Zaraz po tym przykucnął tuż przy kocie i wystawił do niego rękę. Nie wiedział jak kot zareaguje na jego pomoc, jednak nie miał wyboru. Wiedział że jeżeli by mu nie pomógł to miałby straszne wyrzuty sumienia i nie mógł by się skupić na niczym innym. Jedyne co zaprzątałoby mu wtedy głowę byłoby to jak kot sobie bez niego poradził. Nie chcąc do tego dopuścić cały czas miał nadzieję że zwierzę zgodzi się sobie pomóc i ruszy razem z nim na wyprawę po jedzenie. Przy okazji byłaby to idealna okazja do kontynuowania rozpoczętej rozmowy.
Re: Las
Wto Lip 05, 2016 7:12 pm
Kot spróbował jeszcze kilka razy podnieść się, lecz zraniona łapa jasno dała mu do zrozumienia, że nie da rady. Potrzebował czasu, żeby się wyleczyć i wrócić do pełnej sprawności. Jednakże aktualnie czas był jedną z tych rzeczy, których on akurat nie miał. Jednak musiał coś zrobić, gdyż jeść trzeba, a i inne zwierzęta na pewno mu nie odpuszczą. Dlatego też propozycja chłopaka została przyjęta początkowo z lekką ostrożnością. Prawdą było to, że mu pomógł, lecz Krótkogon już zdążył się nauczyć, że nie każda pomoc pochodzi z dobrego serca. No, ale teraz zwierzak był w takiej sytuacji, że nie mógł odrzucić pomocy. Gdyby chodziło tylko o niego to, by nie ryzykował, ale nie jest tak dobrze.
- No dobrze. Możesz mnie wziąć na ramiona i zobaczymy co uda ci się znaleźć. W razie czego pomogę. – rzekł kot i usiadł na ziemi w oczekiwaniu na ruch Vicktora.
OOC:
Szukasz z kotkiem jedzenia. Możesz z raz czy dwa się pomylić jeśli chodzi o wybór dania.
- No dobrze. Możesz mnie wziąć na ramiona i zobaczymy co uda ci się znaleźć. W razie czego pomogę. – rzekł kot i usiadł na ziemi w oczekiwaniu na ruch Vicktora.
OOC:
Szukasz z kotkiem jedzenia. Możesz z raz czy dwa się pomylić jeśli chodzi o wybór dania.
- Victor Delacroix
- Liczba postów : 12
Data rejestracji : 23/06/2016
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Las
Sro Lis 02, 2016 12:41 am
Chłopak jeszcze przez chwilę przyglądał się kotu, gdy ten próbował podnieść się i pójść na polowanie o własnych siłach. Skończyło się to tak samo jak przy poprzednich próbach, kotek po prostu przewrócił się z powodu odniesionych ran. Był zbyt słaby, Victor chciał mu pomóc jednak wolał poczekać aż ten sam się zgodzi, nie miał zamiaru ryzykować podrapania przez kota. Po kolejnej nieudanej próbie Krótkogon w końcu zrezygnował z nieudolnych prób podniesienia się i przystał na propozycję chłopaka. Białowłosy poprawił delikatnie swoje włosy po czym sprawdził czy miecz oraz peleryna są na swoich miejscach. Nie chciał zostawić ich pośrodku lasu i tracić czasu na późniejsze poszukiwania ich. Gdy upewnił się że ma ze sobą wszystkie swoje rzeczy, podniósł bardzo delikatnie kota i postarał się w jak najwygodniejszy sposób usadzić go w swoich ramionach. Gdy już mu się to udało ruszył wolnym krokiem w stronę, w którą zmierzał zanim napotkał kota uwięzionego w pułapce.
Młodzieniec szedł już dłuższą chwilę przez las, wypatrując cały czas czegoś co kot mógłby chcieć zjeść. Jak na złość przez całą tą drogę nie było w pobliżu żadnego krzaka z jagodami lub też małych zwierząt, które kot miałby ochotę przegryźć. Dodatkowo przez fakt posiadania kota w ramionach, Białowłosy miał zajęte obie ręce przez co nie mógł tak jak wcześniej zaznaczać mieczem pni drzew, które mijał przez co istniało ryzyko że w końcu zacznie krążyć w kółko i się zgubi. Rozważał w jaki sposób mógłby inaczej oznaczać drogę, którą już przeszedł, jednak wszystkie sposoby jakie przychodziły mu do głowy były ciężkie do wykonania z powodu zajętych rąk albo po prostu zabierały by za dużo czasu dlatego też postanowił zwracać uwagę na charakterystyczne punkty w lesie aby się nie zgubić jednocześnie wypatrując przy tym czegokolwiek do jedzenia dla swojego nowego przyjaciela. Victor obserwował wszystko co znajdowało się wokół niego, o ile nie widział żadnych krzewów z owocami ani zwierząt o tyle znalazł drzewo z ułamaną gałęzią, które było świetnym punktem orientacyjnym jeśli chodzi o poruszanie się przez knieję. Kawałek dalej zauważył dwa splecione ze sobą drzewa, które tworzyły bardzo ciekawy obraz a także dawały kolejny punkt odniesienia w podróży. Białowłosy wiedział jednak, że póki co ważniejsze od dobrego kierunku marszu jest znalezienie jedzenia dla kota.
Chłopak nie zmienił kierunku swojego chodu, jednakże zmienił priorytety odnośnie wypatrywanych przedmiotów i teraz zamiast skupiać się jednocześnie na wypatrywaniu charakterystycznych punktów w puszczy skoncentrował się na znalezieniu jedzenia. W pobliżu nie było śladów żadnych mniejszych zwierzątek, ściółka była w swojej niezmienionej formie, nic nie było przemieszczone tak jakby nic tu nigdy nie przechodziło. Victor uznał to za sygnał, że najbliższe gryzonie, które mógłby upolować dla kota znajdują się pewnie w dość dalekiej odległości od niego. Nie miał zamiaru ryzykować, że Krotkogon padnie mu z głodu w ramionach dlatego postanowił znaleźć jakieś owoce leśne, które mogły nie tyle zaspokoić głód kota co przynajmniej przedłużyć trochę czas na poszukiwania czegoś konkretniejszego. Białowłosy nie zważając na to, że pewnie straci kierunek marszu postanowił ruszyć bardziej w głąb lasu licząc na znalezienie krzewu z jagodami. Z każdą kolejną sekundą, chłopak coraz bardziej przyśpieszał swój marsz, chcąc jak najszybciej odnaleźć coś dla kota. To nie tylko zapewniło by zwierzęciu przeżycie ale także przyśpieszyłoby powrót Victora do celu jego właściwej podróży. Po kilku minutach szybszego marszu, chłopak dojrzał kilka krzewów na których rosły jagody, jednak nie cieszył się przedwcześnie. Dzięki wiedzy jaką posiadał wiedział, że nie wszystkie nadają się do jedzenia i mogą się one okazać trujące. Dlatego też podszedł najpierw do krzaka i przyjrzał się dokładnie jego owocom, dopiero kiedy upewnił się że są one odpowiednie położył kota na ziemię niedaleko nich.
-Masz może ochotę na trochę jagód? Wydaje mi się, że nie są one trujące i nie powinno ci się nic po nich stać.- powiedział chłopak do kota, zrywając w tym czasie kilkanaście jagód i kładąc je w swojej dłoni. Gdy skończył tą czynność, podszedł do czworonoga po czym położył przed nim większość jagód sam biorąc jedną żeby sprawdzić czy na pewno miał rację i nie są one trujące. Jeśli się pomylił to będzie cierpiał razem ze zwierzęciem, co w przypadku złego osądu przynajmniej choć trochę zmniejszy jego wyrzuty sumienia, jeśli kotu miałoby się coś stać.
Młodzieniec szedł już dłuższą chwilę przez las, wypatrując cały czas czegoś co kot mógłby chcieć zjeść. Jak na złość przez całą tą drogę nie było w pobliżu żadnego krzaka z jagodami lub też małych zwierząt, które kot miałby ochotę przegryźć. Dodatkowo przez fakt posiadania kota w ramionach, Białowłosy miał zajęte obie ręce przez co nie mógł tak jak wcześniej zaznaczać mieczem pni drzew, które mijał przez co istniało ryzyko że w końcu zacznie krążyć w kółko i się zgubi. Rozważał w jaki sposób mógłby inaczej oznaczać drogę, którą już przeszedł, jednak wszystkie sposoby jakie przychodziły mu do głowy były ciężkie do wykonania z powodu zajętych rąk albo po prostu zabierały by za dużo czasu dlatego też postanowił zwracać uwagę na charakterystyczne punkty w lesie aby się nie zgubić jednocześnie wypatrując przy tym czegokolwiek do jedzenia dla swojego nowego przyjaciela. Victor obserwował wszystko co znajdowało się wokół niego, o ile nie widział żadnych krzewów z owocami ani zwierząt o tyle znalazł drzewo z ułamaną gałęzią, które było świetnym punktem orientacyjnym jeśli chodzi o poruszanie się przez knieję. Kawałek dalej zauważył dwa splecione ze sobą drzewa, które tworzyły bardzo ciekawy obraz a także dawały kolejny punkt odniesienia w podróży. Białowłosy wiedział jednak, że póki co ważniejsze od dobrego kierunku marszu jest znalezienie jedzenia dla kota.
Chłopak nie zmienił kierunku swojego chodu, jednakże zmienił priorytety odnośnie wypatrywanych przedmiotów i teraz zamiast skupiać się jednocześnie na wypatrywaniu charakterystycznych punktów w puszczy skoncentrował się na znalezieniu jedzenia. W pobliżu nie było śladów żadnych mniejszych zwierzątek, ściółka była w swojej niezmienionej formie, nic nie było przemieszczone tak jakby nic tu nigdy nie przechodziło. Victor uznał to za sygnał, że najbliższe gryzonie, które mógłby upolować dla kota znajdują się pewnie w dość dalekiej odległości od niego. Nie miał zamiaru ryzykować, że Krotkogon padnie mu z głodu w ramionach dlatego postanowił znaleźć jakieś owoce leśne, które mogły nie tyle zaspokoić głód kota co przynajmniej przedłużyć trochę czas na poszukiwania czegoś konkretniejszego. Białowłosy nie zważając na to, że pewnie straci kierunek marszu postanowił ruszyć bardziej w głąb lasu licząc na znalezienie krzewu z jagodami. Z każdą kolejną sekundą, chłopak coraz bardziej przyśpieszał swój marsz, chcąc jak najszybciej odnaleźć coś dla kota. To nie tylko zapewniło by zwierzęciu przeżycie ale także przyśpieszyłoby powrót Victora do celu jego właściwej podróży. Po kilku minutach szybszego marszu, chłopak dojrzał kilka krzewów na których rosły jagody, jednak nie cieszył się przedwcześnie. Dzięki wiedzy jaką posiadał wiedział, że nie wszystkie nadają się do jedzenia i mogą się one okazać trujące. Dlatego też podszedł najpierw do krzaka i przyjrzał się dokładnie jego owocom, dopiero kiedy upewnił się że są one odpowiednie położył kota na ziemię niedaleko nich.
-Masz może ochotę na trochę jagód? Wydaje mi się, że nie są one trujące i nie powinno ci się nic po nich stać.- powiedział chłopak do kota, zrywając w tym czasie kilkanaście jagód i kładąc je w swojej dłoni. Gdy skończył tą czynność, podszedł do czworonoga po czym położył przed nim większość jagód sam biorąc jedną żeby sprawdzić czy na pewno miał rację i nie są one trujące. Jeśli się pomylił to będzie cierpiał razem ze zwierzęciem, co w przypadku złego osądu przynajmniej choć trochę zmniejszy jego wyrzuty sumienia, jeśli kotu miałoby się coś stać.
- MG
- Liczba postów : 97
Data rejestracji : 07/11/2016
Re: Las
Pią Lis 11, 2016 1:30 pm
Okazało się jednak że jagody nie były trujące. Ba, były bardzo dobre, kot pomimo rannej kończyny z zapałem zabrał się do jedzenia znalezionych. Były one czerwone i jakby miały zdolność do przyspieszania regeneracji. Kot spokojnie zjadł wszystkie jakie tylko otrzymał od białowłosego przy czym zaczął mówić. -Te jagody są świetne !. Ale mam do ciebie prośbę. Otóż ostatnimi czasy tak jak wspomniałem wcześniej za dużo się tu kręci kłusowników. To zwykli bandyci którzy zarabiają na zabijaniu i sprzedawaniu niewinnych zwierząt. To się musi skończyć ! Krzyknął na koniec zwierzak i próbował wstać. Niestety jego uszkodzona część ciała niezbyt współpracowała, dlatego opadł on na brzuch i nie ruszał się. Dostatecznie mi już pomogłeś, i nie mam prawa ci rozkazywać. Ale proszę, Może pomógłbyś mi uratować inne zwierzęta i uwolnić je od tych potworów? Nie za bardzo się z nimi rozumiem, jednak nie lubię patrzeć na przemoc. Zapytał krótkogon patrząc się błagalnie swoimi zielonymi oczyma na mieszkańca Ziemi posługującego się mieczem. Pytanie, czy chłopak zechcę pomóc uciśnionym zwierzętom ? Widać było że pomimo zaufania które ulokował w chłopaku, to jednak wydawał się być nie do końca pewien intencji człowieka. W końcu ci którzy go tak urządzili byli z ten samej rasy co on. Tymczasem gdzieś w lesie można było usłyszeć odgłosy strzałów. Ewidentnie myśliwi powrócili aby zarobić na życie kosztem istot zamieszkujących las.
Re: Las
Wto Lip 25, 2017 4:15 pm
Szli jakiś czas, a on co chwilę zerkał na nią, lecz nic nie mówił ani się nie zbliżał. Po dłuższym spacerze ukazał się im statek kosmiczny. Taki prosto z gry komputerowej. Był całkiem sporych rozmiarów. Miał opuszczany zjazd, przez który chłopak zaprowadził dziewczynę do środka. Tam korytarz na wprost prowadził do jakichś sporych, zamkniętych, dwuskrzydłowych drzwi. Oni udali się jednak do pierwszych drzwi na prawo, gdzie było coś w rodzaju maleńkiej spiżarni. Jedną ścianę przysłaniał spory zbiór różnego rodzaju konserw ustawionych na półkach od sufitu do samej ziemi. Na drugiej ścianie był mały aneks kuchenny i stolik z krzesłami dla dwóch osób. Wszędzie panował nieład i lekki bród. Ze zlewu wysypywały się talerze i kubki. Ze śmietnika wystawała skóra od banana. Śmierdziało rybą.
Chłopak sięgnął po jedną z puszek. Położył ją na blacie kuchennym, najpierw zrzucając niechlujnie inne talerze do zapchanego zlewu. Z szuflady wyciągnął nóż i to nim otworzył puszkę. Włożył do niej łyżkę i położył na stół.
- To ci może zasmakuje. Smacznego. – powiedział, uśmiechając się znów ciepło. – Idę poszukać ci coś do ubrania. No... chyba, że chcesz się najpierw wykąpać. To ci wtedy pokażę, gdzie prysznic. – powiedział, po czym zniknął w drzwiach.
Chłopak sięgnął po jedną z puszek. Położył ją na blacie kuchennym, najpierw zrzucając niechlujnie inne talerze do zapchanego zlewu. Z szuflady wyciągnął nóż i to nim otworzył puszkę. Włożył do niej łyżkę i położył na stół.
- To ci może zasmakuje. Smacznego. – powiedział, uśmiechając się znów ciepło. – Idę poszukać ci coś do ubrania. No... chyba, że chcesz się najpierw wykąpać. To ci wtedy pokażę, gdzie prysznic. – powiedział, po czym zniknął w drzwiach.
- Vvien
- Liczba postów : 1307
Data rejestracji : 05/02/2016
Identification Number
HP:
(1510/1510)
KI:
(0/0)
Re: Las
Wto Lip 25, 2017 6:15 pm
[Z tematu Pole]
Zatrzymała się na moment przed formacją drzew i spojrzała na wysoko wyrastające i rozłożyste konary lasów mieszanych. Słyszała wiele przyjemnych dźwięków w postaci cicho buzujących owadów tudzież śpiewu ptaków, ale także w oddali wzdrygnęła się i przyśpieszyła kroku na słuch o jakimś ryku, czy wrzasku zwierzęcym.
"Prowadzi mnie do lasu...jakie to typowe" skwitowała nie wiedząc, czy już dalej iść. Jednakże po dłuższym namyśle nie miała też dokąd wracać, więc równie dobrze mogła zaryzykować powłóczenie w pobliżu obcego jegomościa.
Uniosła lewą ręką grzywę po prawej stronie oblicza, by przyjrzeć się ślepiami czemuś, co nie spodziewałaby się zupełnie znaleźć pośród głuszy. "To statek kosmiczny, prawdziwy, cholerny statek kosmiczny!" z tą myślą otrzymała trochę dawno nieobecnej werwy. Wybiegła przed nim z gwiazdkami w oczach nie mogąc jeszcze uwierzyć, na pewno doskwierał jej głód, ale cicho pragnęła by to nie było złudzenie.
-Toż to ZX-136 Nevora! Ciężki myśliwiec do działań dywersyjnych! To...to...- krzyknęła głośno ignorując przybysza.
-To jest niesamowite! To jest super duper *zajeczaste! Czyli... - Obróciła się do niego z uśmiechem dawno niewidzianym na jej obliczu. Tak bardzo podekscytowana nie była, jak zajęła pierwszy raz top 10 w swojej mmo karierze.
-Jesteś kosmitą? - czar prysnął, bo w sumie teraz już zupełnie wszystkiego mogła się spodziewać. Mógł być wrogi, przyjazny, neutralny albo chcąc ją zaciągnąć na swoją kosmiczną brykę by potem robić na niej diaboliczne eksperymenty. To wszystko było tak dziwne, opuściła grzywę i z zniesmaczoną miną odsunęła od niego wzrok. Postanowiła wejść do środka i rozejrzeć się, zaawansowana elektronika niewiele różniła się od wymysłów wyobraźni deweloperów, czy innej fantastyki. Nie znała dogłębnych działań większości urządzeń pod względem technicznym, ale raczej odróżniłaby który z przycisków bądź dźwigni odpowiada za co. Stanęła na uboczu, kuchnia w sumie wydawała się najnormalniejsza, ale ten swąd...to niechlujstwo.
"Co on, taki zaawansowany technologicznie, a nie ma zmywarki? Czuje rybę, czy on w takim razie jest rybożerny?" Zadała sobie to pytanie, ale w końcu nadeszła pora posiłku. Tylko schowała się za framugę drzwi po tym, jak dostrzegła nóż w jego dłoni. Wystawiła tylko głowę by dostrzec, że naprawdę posłużył się nożem do otwarcia owej konserwy, a więc nie ona będzie dzisiaj posiłkiem.
-Ekhem - zakłopotana wróciła po czym zasiadła przy stole i złapała za kęs. Cokolwiek to było, czy smakowało źle? Nie była w stanie określić, ale głód tak jej doskwierał, że zjadłaby i tak wszystko. Po paru kęsach nie dokończyła...nie mogła już znieść widoku tego nieporządku. Rozumiała, że żył prawdopodobnie sam, na pierwszy rzut oka nie widziała innej załogi, ale nawet ona sprzątała raz w miesiącu. Miesiąc już minął, nim wrócił włączyła wodę, znalazła jakiś płyn w szafce pod zmywakiem gdzie to zwykle się znajdują i z klasyczną gąbką zaczęła szorować naczynia. Następnie odstawiała je na suszarkę.
OOC:
Zatrzymała się na moment przed formacją drzew i spojrzała na wysoko wyrastające i rozłożyste konary lasów mieszanych. Słyszała wiele przyjemnych dźwięków w postaci cicho buzujących owadów tudzież śpiewu ptaków, ale także w oddali wzdrygnęła się i przyśpieszyła kroku na słuch o jakimś ryku, czy wrzasku zwierzęcym.
"Prowadzi mnie do lasu...jakie to typowe" skwitowała nie wiedząc, czy już dalej iść. Jednakże po dłuższym namyśle nie miała też dokąd wracać, więc równie dobrze mogła zaryzykować powłóczenie w pobliżu obcego jegomościa.
Uniosła lewą ręką grzywę po prawej stronie oblicza, by przyjrzeć się ślepiami czemuś, co nie spodziewałaby się zupełnie znaleźć pośród głuszy. "To statek kosmiczny, prawdziwy, cholerny statek kosmiczny!" z tą myślą otrzymała trochę dawno nieobecnej werwy. Wybiegła przed nim z gwiazdkami w oczach nie mogąc jeszcze uwierzyć, na pewno doskwierał jej głód, ale cicho pragnęła by to nie było złudzenie.
-Toż to ZX-136 Nevora! Ciężki myśliwiec do działań dywersyjnych! To...to...- krzyknęła głośno ignorując przybysza.
-To jest niesamowite! To jest super duper *zajeczaste! Czyli... - Obróciła się do niego z uśmiechem dawno niewidzianym na jej obliczu. Tak bardzo podekscytowana nie była, jak zajęła pierwszy raz top 10 w swojej mmo karierze.
-Jesteś kosmitą? - czar prysnął, bo w sumie teraz już zupełnie wszystkiego mogła się spodziewać. Mógł być wrogi, przyjazny, neutralny albo chcąc ją zaciągnąć na swoją kosmiczną brykę by potem robić na niej diaboliczne eksperymenty. To wszystko było tak dziwne, opuściła grzywę i z zniesmaczoną miną odsunęła od niego wzrok. Postanowiła wejść do środka i rozejrzeć się, zaawansowana elektronika niewiele różniła się od wymysłów wyobraźni deweloperów, czy innej fantastyki. Nie znała dogłębnych działań większości urządzeń pod względem technicznym, ale raczej odróżniłaby który z przycisków bądź dźwigni odpowiada za co. Stanęła na uboczu, kuchnia w sumie wydawała się najnormalniejsza, ale ten swąd...to niechlujstwo.
"Co on, taki zaawansowany technologicznie, a nie ma zmywarki? Czuje rybę, czy on w takim razie jest rybożerny?" Zadała sobie to pytanie, ale w końcu nadeszła pora posiłku. Tylko schowała się za framugę drzwi po tym, jak dostrzegła nóż w jego dłoni. Wystawiła tylko głowę by dostrzec, że naprawdę posłużył się nożem do otwarcia owej konserwy, a więc nie ona będzie dzisiaj posiłkiem.
-Ekhem - zakłopotana wróciła po czym zasiadła przy stole i złapała za kęs. Cokolwiek to było, czy smakowało źle? Nie była w stanie określić, ale głód tak jej doskwierał, że zjadłaby i tak wszystko. Po paru kęsach nie dokończyła...nie mogła już znieść widoku tego nieporządku. Rozumiała, że żył prawdopodobnie sam, na pierwszy rzut oka nie widziała innej załogi, ale nawet ona sprzątała raz w miesiącu. Miesiąc już minął, nim wrócił włączyła wodę, znalazła jakiś płyn w szafce pod zmywakiem gdzie to zwykle się znajdują i z klasyczną gąbką zaczęła szorować naczynia. Następnie odstawiała je na suszarkę.
OOC:
- Zajeczaste:
- Zajebiste drogi czytelniku...zajebiste~
Re: Las
Czw Lip 27, 2017 12:17 am
Bishop wrócił do pomieszczenia, trzymając w rękach kilka sztuk ubrań. Zauważywszy, co zrobiła Tika, chrząknął i potarł ręką usta. Nie skomentował tego jednak i zaczął z zupełnie innej beczki.
- Znalazłem coś... Nie mam nic twojego rozmiaru, ale może to starczy...– rzekł, rzucając ubrania na stolik. Rozłożył czarną koszulkę z narysowanym wielkim, czerwonym ptakiem na cały front i napisem na wysokości ramion: „Mam wielkiego ptaka.” I na brzuchu: „Na koszulce”. - Tu masz... – popatrzył na napis i zaśmiał się z cicha. – taką koszulkę. Jest... czysta. Prałem ... kiedyś... – potem wziął do rąk koszulę w kwiaty- No albo tę koszulę... – rzucił ubranie na stertę i wziął w jedną rękę dużego rozmiaru dresową bluzę i polar w drugą. – Tu coś ciepłego... chociaż w sumie kąpałaś się w jeziorze, więc to chyba dla Ziemian dość dobra temperatura i nie trzeba nic cieplejszego. – po tym rozłożył swoje czarne bokserki. – stwierdziłem, że moje spodenki chyba będą za duże na ciebie. Ale! Prałem te gacie. I rzadko ich używam... – tłumaczył się, zerkając zawstydzony na rozmówczynię. – Czy coś jeszcze byś chciała? – zapytał, zostawiając ubrania na stoliku i siadając na krześle. – Ten statek to zwykły frachtowiec, myśliwce są mniejsze. Nie macie tu na ziemi statków? – wyjaśnił, taksując dziewczynę wzrokiem od góry do dołu i z powrotem. – Ach, co ja robię, pewnie chcesz się przebrać. – odwrócił się na krześle w stronę ściany. – Kosmita? Tak tu nazywacie przyjezdnych? No to tak, jestem kosmitą. – znowu chrząknął i rzekł. – Tika, co ci się takiego przytrafiło, że skończyłaś w tym jeziorze?
- Znalazłem coś... Nie mam nic twojego rozmiaru, ale może to starczy...– rzekł, rzucając ubrania na stolik. Rozłożył czarną koszulkę z narysowanym wielkim, czerwonym ptakiem na cały front i napisem na wysokości ramion: „Mam wielkiego ptaka.” I na brzuchu: „Na koszulce”. - Tu masz... – popatrzył na napis i zaśmiał się z cicha. – taką koszulkę. Jest... czysta. Prałem ... kiedyś... – potem wziął do rąk koszulę w kwiaty- No albo tę koszulę... – rzucił ubranie na stertę i wziął w jedną rękę dużego rozmiaru dresową bluzę i polar w drugą. – Tu coś ciepłego... chociaż w sumie kąpałaś się w jeziorze, więc to chyba dla Ziemian dość dobra temperatura i nie trzeba nic cieplejszego. – po tym rozłożył swoje czarne bokserki. – stwierdziłem, że moje spodenki chyba będą za duże na ciebie. Ale! Prałem te gacie. I rzadko ich używam... – tłumaczył się, zerkając zawstydzony na rozmówczynię. – Czy coś jeszcze byś chciała? – zapytał, zostawiając ubrania na stoliku i siadając na krześle. – Ten statek to zwykły frachtowiec, myśliwce są mniejsze. Nie macie tu na ziemi statków? – wyjaśnił, taksując dziewczynę wzrokiem od góry do dołu i z powrotem. – Ach, co ja robię, pewnie chcesz się przebrać. – odwrócił się na krześle w stronę ściany. – Kosmita? Tak tu nazywacie przyjezdnych? No to tak, jestem kosmitą. – znowu chrząknął i rzekł. – Tika, co ci się takiego przytrafiło, że skończyłaś w tym jeziorze?
- Vvien
- Liczba postów : 1307
Data rejestracji : 05/02/2016
Identification Number
HP:
(1510/1510)
KI:
(0/0)
Re: Las
Czw Lip 27, 2017 4:42 pm
Wrócił, a talerze o mało nie wyleciały jej z dłoni w reakcji na chrząkniecie. Nie był zdecydowanie chrabąszczem, ale zapewne chciał zwrócić na siebie uwagę i to mu się o mało. Odłożyła część talerzy nie będąc w stanie na czas dokończyć roboty i przetarła ścierką dłonie.
-Emm...- przyjrzała się napisowi, aż nazbyt z natury kojarzącego się z jakimś konceptem erotycznym po czym przeczytała partię na brzuchu.
-Aaa...ma sens - prawie wpadła na numer z napisem, nawet w przestrzeni kosmicznej mieli poczucie humoru, choć czemu o tym pomyślała, przecież oczywiste że cywilizacje pozaziemskie nie powinny się aż tak nadto różnic od ziemskiej.
Przyjrzała się koszulkom, wybrała ptaka bo jakże by inaczej. Według gustu szła dalej i preferowała zdecydowanie jasnobrązowy polar nader dresową bluzę, zaś czarne bokserki...
-Woda była dla mnie za zimna... - gapiła się na bokserki, w sumie nigdy nie miała okazji dotykać męskiej bielizny i zastanawiała się co właściwie on myślał by dać jej to w ręce. Mimo wszystko dalej spoglądała na nie, dopóki nie wyrwał z zapytaniem zaspokojenia jej dalszych norm społecznych. "Czy powinnam o cokolwiek prosić? Nie powinnam być raczej nachalna choć jest na razie bardzo miły. Może nie wszyscy są tacy źli, ale ...no nie wiem zwariował by mi to dawać. W każdym razie jest dość zimno..."
Postanowiła, że jednak założy bokserki, miały przyjemny w dotyku materiał i mimo braku ozdób wydawały się przyjemne dla oka. Odwróciła się odruchowo by widział jedynie jej robaczkowe plecy i wpierw założyła koszule, a następnie polar. Miała w sumie za wielki tyłek, jak na chudą postawę ciała.
-Frachtowiec, wydawał mi się znacznie mniejszy. Mamy statki, ale to rzadki środek transportu i ludzkość nie ma tendencji do podróży kosmicznych...znaczy jesteśmy zacofani - zaczęła gapić się na niego rozciągając bokserki w rękach. Właściwie nie musiała ich zakładać bo polar okazał się na tyle spory, że już dół jej zasłaniał. Wystarczyło to czasu do czasu podciągnąć niżej, jakby majtki zbyt rzucały się w oczy.
-Prawie się ubrałam, nie martw się tym. No mówimy na pozaziemskie istoty kosmici bądź prościej obcy. Obcy to taka forma, że nietutejszy, nieznany...no tego, wszystko super, ale... - chciała coś powiedzieć, właściwie co dalej. No bo mimo pomocy otrzymanej przez niego nie wiedziała, jakie są jego dalsze działania. Najwyraźniej na obecną chwile mogła dotrzymać mu towarzystwa.
-Zdobyłam jedzenie, ale mój fizyczny stan zmusił mnie bym wpierw wzięła kąpiel... tego, nie wiedziałam, że to jezioro jest nawiedzone. He...hej...długo tam nie byłeś co? - zapytała, ale po krótkim na myślę po prostu założyła bokserki na nie do końca wyschnięte majtki. Zakrzywiła usta w złych myślach, właściwie powinna o coś spytać, tak bardzo była ciekawa pobytu kosmity na Ziemi, a tak trudno było jej dobrać odpowiednie słowa. Skąd pochodzi, jaki jest jego cel misji, czy spotkał ciekawe światy...takie poczciwe pytania, bo w sumie od czego miała zacząć? Od...
-Hej przybywasz w pokoju? - walnęła się w usta oddając się stereotypowemu przekonaniu, że wpierw należało spytać, czy właściwie ma dobre zamiary względem Ziemian. Tylko wyszła na totalną idiotkę rozpuszczonego społeczeństwa, tego co tak ciężko trawiła.
-Aaa...znaczy, skąd pochodzisz? - odetchnęła opierając się o okoliczną ścianę z nadzieją, że jej emocjonalny stan został opanowany. Wróciła na siedzisko przy stole i postanowiła dokończyć swój posiłek.
-Emm...- przyjrzała się napisowi, aż nazbyt z natury kojarzącego się z jakimś konceptem erotycznym po czym przeczytała partię na brzuchu.
-Aaa...ma sens - prawie wpadła na numer z napisem, nawet w przestrzeni kosmicznej mieli poczucie humoru, choć czemu o tym pomyślała, przecież oczywiste że cywilizacje pozaziemskie nie powinny się aż tak nadto różnic od ziemskiej.
Przyjrzała się koszulkom, wybrała ptaka bo jakże by inaczej. Według gustu szła dalej i preferowała zdecydowanie jasnobrązowy polar nader dresową bluzę, zaś czarne bokserki...
-Woda była dla mnie za zimna... - gapiła się na bokserki, w sumie nigdy nie miała okazji dotykać męskiej bielizny i zastanawiała się co właściwie on myślał by dać jej to w ręce. Mimo wszystko dalej spoglądała na nie, dopóki nie wyrwał z zapytaniem zaspokojenia jej dalszych norm społecznych. "Czy powinnam o cokolwiek prosić? Nie powinnam być raczej nachalna choć jest na razie bardzo miły. Może nie wszyscy są tacy źli, ale ...no nie wiem zwariował by mi to dawać. W każdym razie jest dość zimno..."
Postanowiła, że jednak założy bokserki, miały przyjemny w dotyku materiał i mimo braku ozdób wydawały się przyjemne dla oka. Odwróciła się odruchowo by widział jedynie jej robaczkowe plecy i wpierw założyła koszule, a następnie polar. Miała w sumie za wielki tyłek, jak na chudą postawę ciała.
-Frachtowiec, wydawał mi się znacznie mniejszy. Mamy statki, ale to rzadki środek transportu i ludzkość nie ma tendencji do podróży kosmicznych...znaczy jesteśmy zacofani - zaczęła gapić się na niego rozciągając bokserki w rękach. Właściwie nie musiała ich zakładać bo polar okazał się na tyle spory, że już dół jej zasłaniał. Wystarczyło to czasu do czasu podciągnąć niżej, jakby majtki zbyt rzucały się w oczy.
-Prawie się ubrałam, nie martw się tym. No mówimy na pozaziemskie istoty kosmici bądź prościej obcy. Obcy to taka forma, że nietutejszy, nieznany...no tego, wszystko super, ale... - chciała coś powiedzieć, właściwie co dalej. No bo mimo pomocy otrzymanej przez niego nie wiedziała, jakie są jego dalsze działania. Najwyraźniej na obecną chwile mogła dotrzymać mu towarzystwa.
-Zdobyłam jedzenie, ale mój fizyczny stan zmusił mnie bym wpierw wzięła kąpiel... tego, nie wiedziałam, że to jezioro jest nawiedzone. He...hej...długo tam nie byłeś co? - zapytała, ale po krótkim na myślę po prostu założyła bokserki na nie do końca wyschnięte majtki. Zakrzywiła usta w złych myślach, właściwie powinna o coś spytać, tak bardzo była ciekawa pobytu kosmity na Ziemi, a tak trudno było jej dobrać odpowiednie słowa. Skąd pochodzi, jaki jest jego cel misji, czy spotkał ciekawe światy...takie poczciwe pytania, bo w sumie od czego miała zacząć? Od...
-Hej przybywasz w pokoju? - walnęła się w usta oddając się stereotypowemu przekonaniu, że wpierw należało spytać, czy właściwie ma dobre zamiary względem Ziemian. Tylko wyszła na totalną idiotkę rozpuszczonego społeczeństwa, tego co tak ciężko trawiła.
-Aaa...znaczy, skąd pochodzisz? - odetchnęła opierając się o okoliczną ścianę z nadzieją, że jej emocjonalny stan został opanowany. Wróciła na siedzisko przy stole i postanowiła dokończyć swój posiłek.
Re: Las
Sob Lip 29, 2017 6:02 pm
- Za zimna? – speszył się wyraźnie i podrapał po głowie – Oj, nie wiem w sumie, co bym ci mógł dać, co by na ciebie pasowało... – nie zajmował się jednak długo tym tematem. Ukradkiem odwrócił głowę i rzucił okiem na Tikę, ale kiedy się zorientował, że widziała, jak ją podgląda, natychmiast znów wlepił wzrok w ścianę. – Już, mogę się odwrócić? – zapytał, choć doskonale wiedział, że była już ubrana, więc po prostu to zrobił. – Hmmm... – zamruczał i powiódł wzrokiem o podłodze i ścianach, słysząc stwierdzenie Tiki na temat stanu techniki u Ziemian. – Ale? – dopytał szczerze zainteresowany tym, co chciała powiedzieć. – Emmm... no ogólnie jakiś czas ogarniałem otoczenie w tych lasach. Potem usłyszałem jakieś dziwne odgłosy i ... tak cię znalazłem. Ale już jakiś czas obserwowałem Ziemian. Ludzie raczej nie mieszkają w lasach i nie kąpią się w dzikich ostępach. Gromadzą się w większe skupiska ludzkie i zapewniają sobie wzajemnie wszystko, co jest im potrzebne do przetrwania. Między innymi bieżącą wodę. Więc... czemu zapuściłaś się tak daleko od osad ludzkich? – dopytał i patrzył na nią z dużym zaangażowaniem. – Emm... pochodzę w planety Hurricane. Chyba nie będziesz znała, to bardzo daleko stąd... – wyjaśniał, przyglądając się uważnie każdej reakcji ze strony rozmówczyni. – A tutaj to w sumie jestem przypadkiem... – podrapał się po głowie. – W sumie to chciałem coś tutaj sprawdzić. I... – patrzył dziewczynie głęboko w oczy.- i... no... pomyślałem... że mogłabyś mi pomóc. To znaczy, oboje możemy sobie pomóc.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach