Las
+10
Majstru
Ósemka
Siódemka
Khepri
April
Reito
KOŚCI
Red
Hazard
NPC
14 posters
Las
Sob Cze 02, 2012 8:08 am
Perełka na Ziemi. Poza wielkimi oceanami i górami, które mają śnieżne szczyty lasy pokrywają wielkie połacie lądów. Mnóstwo drzew, zwierzyny strumyków mniejszych lub większych. Świetne miejsca dla tak zwanych outsiderów. Wszystkie rodzaje drzew występują najczęściej pomieszane ze sobą by w razie jakiejś choroby wyginęły tylko jedne nie tworząc przy tym pustego miejsca niczym łysiny u starszego pana.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Las
Nie Sie 05, 2012 1:16 am
Wybudził się gwałtownie ze snu. Leżał na ziemi, kilka centymetrów przed jego oczami znajdował się wielki, oślizgły ślimak. Podniósł się powoli i usiadł pod najbliższym drzewem. Po chwili stało się jasne dlaczego tak nagle się obudził: Na szczycie drzewa pod którym siedział znajdowało kilkanaście ptaków które ćwierkały w najlepsze, zupełnie jakby się o coś kłóciły. Te dzięki powodowały u niego ból głowy.
Sio! - syknął, waląc łokciem w pień.
Ptaki natychmiast zerwały się do odlotu, a na niego posypał się deszcz liści i małych gałązek. W końcu miał spokój, ciszę przerywał tylko szum wody w okolicznym strumyku. Zamknął oczy i zaczął rozmyślać. Nie wracał do niedawnych wydarzeń z laboratorium, skupił się tylko na tym, że znów był sam i że wypadałoby coś ze sobą zrobić. Zapomniał już zupełnie o misji jaką mu powierzono, nie miał pojęcia gdzie znajdują się towarzysze tejże misji. Być może od dawna znajdują się na Vegecie. A o nim zapomnieli, no bo kto by się przejmował jednym, marnym kadetem? W Akademii mają takich na pęczki. Niby miał ze sobą pilot do kapsuły kosmicznej, mógł w każdej chwili ją uruchomić i wrócić na rodzimą planetę. Nie bardzo jednak odpowiadała mu się taka perspektywa. Podobała mu się Ziemia. Chociaż wydarzenia z ostatnich tygodni nie należały do przyjemnych to nie tęsknił do życia w Wojsku. Jeszcze trochę posiedzi na tej planecie.
Wstał. Podszedł do strumyka, przemył twarz wodą i napił się. Spojrzał na swe nierówne odbicie w wodzie. Nie wyglądał najlepiej. Wypadałoby coś zjeść. Niestety, nie miał dużego wyboru: dziki zwierz którego sam upoluje, bądź ryby. Zdecydował się na ten drugi wariant, głównie dlatego, że nie chciało mu się polować, dużo łatwiej i szybciej było złowić parę rybek. Parę minut poszukiwań i znalazł to czego szukał: sporych rozmiarów staw, w którym roiło się od potencjalnych zdobyczy.
Godzinę później zajadał się już ze smakiem. Udało mu się złowić kilka naprawdę pokaźnych sztuk. Nie zwracał uwagi jak smakują, odkąd został kadetem zjadł tylko jeden naprawdę dobry posiłek. O reszcie wolałby jak najszybciej zapomnieć.
Po skończonym posiłku poklepał się z uśmiechem po brzuchu, a następnie położył na trawie. Założył ręce za głowę i poddał się rozmyślaniom, co by tu ze sobą zrobić.
Sio! - syknął, waląc łokciem w pień.
Ptaki natychmiast zerwały się do odlotu, a na niego posypał się deszcz liści i małych gałązek. W końcu miał spokój, ciszę przerywał tylko szum wody w okolicznym strumyku. Zamknął oczy i zaczął rozmyślać. Nie wracał do niedawnych wydarzeń z laboratorium, skupił się tylko na tym, że znów był sam i że wypadałoby coś ze sobą zrobić. Zapomniał już zupełnie o misji jaką mu powierzono, nie miał pojęcia gdzie znajdują się towarzysze tejże misji. Być może od dawna znajdują się na Vegecie. A o nim zapomnieli, no bo kto by się przejmował jednym, marnym kadetem? W Akademii mają takich na pęczki. Niby miał ze sobą pilot do kapsuły kosmicznej, mógł w każdej chwili ją uruchomić i wrócić na rodzimą planetę. Nie bardzo jednak odpowiadała mu się taka perspektywa. Podobała mu się Ziemia. Chociaż wydarzenia z ostatnich tygodni nie należały do przyjemnych to nie tęsknił do życia w Wojsku. Jeszcze trochę posiedzi na tej planecie.
Wstał. Podszedł do strumyka, przemył twarz wodą i napił się. Spojrzał na swe nierówne odbicie w wodzie. Nie wyglądał najlepiej. Wypadałoby coś zjeść. Niestety, nie miał dużego wyboru: dziki zwierz którego sam upoluje, bądź ryby. Zdecydował się na ten drugi wariant, głównie dlatego, że nie chciało mu się polować, dużo łatwiej i szybciej było złowić parę rybek. Parę minut poszukiwań i znalazł to czego szukał: sporych rozmiarów staw, w którym roiło się od potencjalnych zdobyczy.
Godzinę później zajadał się już ze smakiem. Udało mu się złowić kilka naprawdę pokaźnych sztuk. Nie zwracał uwagi jak smakują, odkąd został kadetem zjadł tylko jeden naprawdę dobry posiłek. O reszcie wolałby jak najszybciej zapomnieć.
Po skończonym posiłku poklepał się z uśmiechem po brzuchu, a następnie położył na trawie. Założył ręce za głowę i poddał się rozmyślaniom, co by tu ze sobą zrobić.
- Go??Gość
Re: Las
Pon Sie 06, 2012 8:51 pm
Rozpędzona kapsuła zbliżała się w stronę lasu gdzie było planowane lądowanie, Nat przez każdą chwilę modlił się o to by znów nie wylecieć na pysk z pojazdu. W między czasie rozmyślał nad tym jak zabrać się za szukanie tego kadeta, jednak żaden dobry sposób nie przychodził mu do głowy, mógł jedynie polegać na scouterze. Kapsuła była coraz bliżej ziemi łamiąc po drodze kilka sporawych drzew jak zwykłe zapałki z wielkim hukiem wylądowała wprost na niczego nie spodziewającym się Hazardzie zapewne sprawiając mu przy tym ogromny ból.
Właz otworzył się powoli zaś z kapsuły wyszedł Nathaniel rozglądając się wokół, nie widział mu się powrót z tak pięknej planety do miejsca gdzie wszędzie jest tylko piach. Nat zamkną kapsułę i dopiero teraz zauważył na czym, a raczej na kim wylądował, wyciągnął osobnika za nogę z pod kapsuły i rzucił go obok chowając kapsułę w malutkiej kapsułce, którą ukrył w kieszonce pod nowym pancerzem. Widząc ogon u tego osobnika od razu sprawdził coś w scouterze mrukną coś do siebie głupio się szczerząc. Był ciekaw jak bardzo typek ucierpiał po "spotkaniu" z rozpędzoną kapsułą, ale nie obchodziło go to tak bardzo, miał go odesłać z powrotem do domu a nie martwić się jego stanem zdrowia i innymi pierdołami. Nat podszedł do młodego przyglądając mu się uważnie, po chwili przypomniał sobie iż raz już mu łomot powitalny spuścił, miał ochotę się roześmiać. Wysłano go po kogoś kto za grosz nie potrafił okazać szacunku wyższemu rangą i do tego trenerowi.
Occ:
Haz nieco oberwałeś kapsułą, obrażenia takie jak ustaliliśmy
Właz otworzył się powoli zaś z kapsuły wyszedł Nathaniel rozglądając się wokół, nie widział mu się powrót z tak pięknej planety do miejsca gdzie wszędzie jest tylko piach. Nat zamkną kapsułę i dopiero teraz zauważył na czym, a raczej na kim wylądował, wyciągnął osobnika za nogę z pod kapsuły i rzucił go obok chowając kapsułę w malutkiej kapsułce, którą ukrył w kieszonce pod nowym pancerzem. Widząc ogon u tego osobnika od razu sprawdził coś w scouterze mrukną coś do siebie głupio się szczerząc. Był ciekaw jak bardzo typek ucierpiał po "spotkaniu" z rozpędzoną kapsułą, ale nie obchodziło go to tak bardzo, miał go odesłać z powrotem do domu a nie martwić się jego stanem zdrowia i innymi pierdołami. Nat podszedł do młodego przyglądając mu się uważnie, po chwili przypomniał sobie iż raz już mu łomot powitalny spuścił, miał ochotę się roześmiać. Wysłano go po kogoś kto za grosz nie potrafił okazać szacunku wyższemu rangą i do tego trenerowi.
Occ:
Haz nieco oberwałeś kapsułą, obrażenia takie jak ustaliliśmy
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Las
Wto Sie 07, 2012 10:14 pm
Leżał na trawie rozkoszując się widokiem nieskazitelnie błękitnego nieba. Widok piękny, lecz niedostępny na jego rodzimej planecie. Był pewien że mógłby wpatrywać się tak w nie godzinami. Powieki powolutku opadały, szykował się do krótkiej drzemki....
To trwało kilka sekund. Dziwny dźwięk, narastający z każdą sekundą. Poczuł niepokój. Usiadł rozglądając się na boki próbując zlokalizować skąd dochodzi. W końcu spojrzał w górę, po czym żołądek przyrósł mu do gardła. Kilkadziesiąt metrów nad nim znajdował się jakiś kulisty obiekt. Obiekt, który leciał prosto w niego, zbliżał się w szaleńczym tempie. Nie zdążył zareagować. Kula dosłownie rozbiła się na Nim. Oszałamiający ból przeszedł przez całe jego ciało. Wgniotło go o kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset centymetrów w ziemię. Nie mógł się poruszyć. Stękał z bólu, gdy nagle poczuł że coś (lub ktoś) chwyta go za nogę i wyciąga. Kolejna dawka bólu, gdy jego ciało bezwładnie wylądowało na miękkiej trawie. Zamknął oczy i zacisnął zęby. Wydawało mu się że ma połamane wszystkie kości. Po chwili otworzył nieco jedno oko, aby dowiedzieć się co właściwie się stało. Przed Nim stał jakiś osobnik. Mignął mu ogon, dokładnie taki jaki sam posiada. A więc Saiyan. Kolejny osobnik tej rasy zjawił się na tej planecie. Po jaką cholerę? Zamierzają ją podbić? Próbował skoncentrować swój wzrok na jego twarzy, jednak spostrzegł coś jeszcze.
Tuż za nieznanym mu Saiyan'em znajdowała się kapsuła kosmiczna. To ona go przygniotła. Zaczął się zastanawiać jakim cudem przeżył spotkanie z tą masą żelastwa. Ciężkie treningi najwyraźniej nie poszły na marne. Ponownie przeniósł swój wzrok na osobnika stojącego przed Nim. Poczuł niemiły skurcz żołądka. Rozpoznał go. Ten koleś spuścił mu łomot pierwszego dnia w Akademii za nieokazanie szacunku Trenerowi. Wstał powoli, nadal wszystko go bolało. Ból koncentrował się w lewej ręce. Próbował nią poruszyć, jednak sprawiało mu to zbyt wiele bólu. Spojrzał na Saiyan'a. Chłopak uśmiechał się złowieszczo. Zapewne również go rozpoznał. Opuścił lewę ramię nieco w dól, nie był w stanie utrzymać ręki w normalnej pozycji. Patrzyli tak na siebie w milczeniu przez chwilę, po czym odezwał się pierwszy.
- To Ty - zrobił krótką pauzę - Co tu do cholery robisz? - kolejna przerwa - Nie nauczyli Cię jak lądować tym złomem?
Occ:
Minus 300 HP + plus niesprawna ręka
To trwało kilka sekund. Dziwny dźwięk, narastający z każdą sekundą. Poczuł niepokój. Usiadł rozglądając się na boki próbując zlokalizować skąd dochodzi. W końcu spojrzał w górę, po czym żołądek przyrósł mu do gardła. Kilkadziesiąt metrów nad nim znajdował się jakiś kulisty obiekt. Obiekt, który leciał prosto w niego, zbliżał się w szaleńczym tempie. Nie zdążył zareagować. Kula dosłownie rozbiła się na Nim. Oszałamiający ból przeszedł przez całe jego ciało. Wgniotło go o kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset centymetrów w ziemię. Nie mógł się poruszyć. Stękał z bólu, gdy nagle poczuł że coś (lub ktoś) chwyta go za nogę i wyciąga. Kolejna dawka bólu, gdy jego ciało bezwładnie wylądowało na miękkiej trawie. Zamknął oczy i zacisnął zęby. Wydawało mu się że ma połamane wszystkie kości. Po chwili otworzył nieco jedno oko, aby dowiedzieć się co właściwie się stało. Przed Nim stał jakiś osobnik. Mignął mu ogon, dokładnie taki jaki sam posiada. A więc Saiyan. Kolejny osobnik tej rasy zjawił się na tej planecie. Po jaką cholerę? Zamierzają ją podbić? Próbował skoncentrować swój wzrok na jego twarzy, jednak spostrzegł coś jeszcze.
Tuż za nieznanym mu Saiyan'em znajdowała się kapsuła kosmiczna. To ona go przygniotła. Zaczął się zastanawiać jakim cudem przeżył spotkanie z tą masą żelastwa. Ciężkie treningi najwyraźniej nie poszły na marne. Ponownie przeniósł swój wzrok na osobnika stojącego przed Nim. Poczuł niemiły skurcz żołądka. Rozpoznał go. Ten koleś spuścił mu łomot pierwszego dnia w Akademii za nieokazanie szacunku Trenerowi. Wstał powoli, nadal wszystko go bolało. Ból koncentrował się w lewej ręce. Próbował nią poruszyć, jednak sprawiało mu to zbyt wiele bólu. Spojrzał na Saiyan'a. Chłopak uśmiechał się złowieszczo. Zapewne również go rozpoznał. Opuścił lewę ramię nieco w dól, nie był w stanie utrzymać ręki w normalnej pozycji. Patrzyli tak na siebie w milczeniu przez chwilę, po czym odezwał się pierwszy.
- To Ty - zrobił krótką pauzę - Co tu do cholery robisz? - kolejna przerwa - Nie nauczyli Cię jak lądować tym złomem?
Occ:
Minus 300 HP + plus niesprawna ręka
- Go??Gość
Re: Las
Wto Sie 07, 2012 10:40 pm
Nat przyglądał się małpiastemu ze zwykłej ciekawości jakich obrażeń doznał, z tego co zaobserwował miał niesprawną rękę, młody wzruszył ramionami robiąc dwa kroki w stronę kadeta. Postanowił dać mu ultimatum albo wraca grzecznie albo z przymusu tak czy owak i tak znajdzie się na Vegecie czy tego chce czy też nie. Jego uwagi na temat lądowania nie ruszyły nim ani trochę stał mu na drodze więc ucierpiał.
-Wracasz ze mną grzecznie czy mam ci przypomnieć twój pierwszy dzień w akademii?
Mrukną spokojnie czekając na jego decyzję, nie miał ochoty się z nim bawić. Patrzył na Hazard’a z poważną miną na twarzy oczekując krótkiej odpowiedzi a nie jakiejś durnej nic nie wartej paplaniny. Chociaż chciałby załatwić to szybko, ale jednak z drugiej strony chciał przekonać się jak bardzo wzrosła jego siła od ich ostatniej „potyczki“ niestety to zależało od tego jaką decyzję podejmie Haz. Nathaniel cierpliwie czekając poprawił rękawice przez cały czas uważnie przyglądając się młodemu kadetowi, zastanawiał się dlaczego on nie raczył wrócić skoro i tak leżał tu bezczynnie.
-Takie jedno pytanie. Czemu nie raczyłeś sam wrócić, że aż musieli kogoś wysyłać?
Zadał kolejne pytanie oczekując i na nie odpowiedzi, ale czy Hazard odpowie na nie czy nie już go nie obchodziło aż tak bardzo. Tak czy owak był gotów do walki i odesłania go tam gdzie jego miejsce.
-Wracasz ze mną grzecznie czy mam ci przypomnieć twój pierwszy dzień w akademii?
Mrukną spokojnie czekając na jego decyzję, nie miał ochoty się z nim bawić. Patrzył na Hazard’a z poważną miną na twarzy oczekując krótkiej odpowiedzi a nie jakiejś durnej nic nie wartej paplaniny. Chociaż chciałby załatwić to szybko, ale jednak z drugiej strony chciał przekonać się jak bardzo wzrosła jego siła od ich ostatniej „potyczki“ niestety to zależało od tego jaką decyzję podejmie Haz. Nathaniel cierpliwie czekając poprawił rękawice przez cały czas uważnie przyglądając się młodemu kadetowi, zastanawiał się dlaczego on nie raczył wrócić skoro i tak leżał tu bezczynnie.
-Takie jedno pytanie. Czemu nie raczyłeś sam wrócić, że aż musieli kogoś wysyłać?
Zadał kolejne pytanie oczekując i na nie odpowiedzi, ale czy Hazard odpowie na nie czy nie już go nie obchodziło aż tak bardzo. Tak czy owak był gotów do walki i odesłania go tam gdzie jego miejsce.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Las
Wto Sie 07, 2012 10:58 pm
Nie doczekał się odpowiedzi na swoje pytania. Zamiast tego chłopak podszedł do niego i w krótkich słowach nakreślił mu sytuację. Wróci z własnej woli, lub zostanie do tego zmuszony. A więc po to ta cała akcja. Ktoś w końcu zainteresował się Nim, ktoś zwrócił uwagę na to, że gdzieś na innej planecie szlaja się zwykły marny kadecik. Próbował się wyprostować, lecz nie pozwalała mu na to lewa ręka. Syknął z bólu. Na chwilę dał się porwać rozmyślaniom, próbował przypomnieć sobie jego imię. Nat, tak to właśnie był on. Spojrzał na niego ze złością, denerwowała go ta powaga, ten spokój na jego twarzy.
- Wiesz, jakoś wcale nie mam ochoty się stąd ruszać, dobrze mi tu. A od mojego pierwszego dnia w Akademii minęło sporo czasu, nie będziesz miał tak łatwo.
Nie był do końca pewien czy nie przesadza. Sporo w tym było optymizmu. Ich pierwszy pojedynek zakończył się jego totalną klęską. Owszem rozwinął się znacząco do tamtego czasu, ale musiałby być głupcem, gdyby nie przyjął że Nat również. Może i miał szansę, ale faworytem nie był. Na dodatek ta ręka, czułby się pewniej będąc w pełni sprawny. Po tym co powiedział walka była pewna, Nat nawet zaczął poprawiać rękawice przy okazji pytając go o jeszcze jedną rzecz.
- Nie Twoja sprawa - odpowiedział krótko.
Nawet gdyby chciał, to nie miał ochoty na opowieść o jego perypetiach z dziewczyną która okazała się robotem, który w dodatku chciał go zabić. Wziął głęboki oddech, jeszcze raz próbował się wyprostować, lecz na niewiele sie to zdało. Czekał na ruch przeciwnika
- Wiesz, jakoś wcale nie mam ochoty się stąd ruszać, dobrze mi tu. A od mojego pierwszego dnia w Akademii minęło sporo czasu, nie będziesz miał tak łatwo.
Nie był do końca pewien czy nie przesadza. Sporo w tym było optymizmu. Ich pierwszy pojedynek zakończył się jego totalną klęską. Owszem rozwinął się znacząco do tamtego czasu, ale musiałby być głupcem, gdyby nie przyjął że Nat również. Może i miał szansę, ale faworytem nie był. Na dodatek ta ręka, czułby się pewniej będąc w pełni sprawny. Po tym co powiedział walka była pewna, Nat nawet zaczął poprawiać rękawice przy okazji pytając go o jeszcze jedną rzecz.
- Nie Twoja sprawa - odpowiedział krótko.
Nawet gdyby chciał, to nie miał ochoty na opowieść o jego perypetiach z dziewczyną która okazała się robotem, który w dodatku chciał go zabić. Wziął głęboki oddech, jeszcze raz próbował się wyprostować, lecz na niewiele sie to zdało. Czekał na ruch przeciwnika
- Go??Gość
Re: Las
Wto Sie 07, 2012 11:35 pm
Nat słysząc w jego odpowiedzi brak chęci powrotu na Vegetę wcale się nie dziwił, sam kiedyś odmówił do tego elicie i po jednym ciosie wylądował w kapsule a potem na Vegecie gdzie ockną się w miejscu, którego wolałby nie odwiedzać. Nat nie chcąc marnować czasu zdjął scouter z ucha i odrzucił go na bok, szkoda mu było nieco niszczyć zabaweczkę którą dostał od ojca za wykonanie zadania. Saiyan nie miał wyjścia i musiał zmusić Hazard’a do tego by wracał na Vegetę, cóż jak mus to mus.
-Nie pozostawiasz mi więc wyboru.
Nathaniel otrzymawszy okazję do sprawdzenia jak bardzo ten się wzmocnił przyjął pozycję do walki, czegoś w końcu się nauczył podczas całego pobytu w akademii jako zwykły kadecik, jednak z drugiej strony wiedział że przebywanie na tej planecie przez jakiś czas wpływa tak iż nie chce się jej za żadne skarby opuszczać. Wiedział również to iż młody na pewno nie próżnował i trenował jak każdy kto dąży do tego by stać się silniejszym, jako Saiyan na pewno chciał stać się silniejszy.
-Szkoda, gdyby nie to, że nie chcesz grzecznie wracać nie będzie ani chwili na małe zwiedzanie.
Nathaniel wymamrotał coś bardzo cicho i ruszył w stronę Hazard’a z zamiarem ataku, cóż wiedział że to nie będzie tak łatwe jak kiedyś, ale na pewno ten młodzian jeszcze go nie przewyższył. Nat mknąc w jego stronę obmyślając jakąś strategię, w sumie na Vegecie uczą ich tego samego, więc zapewne będzie miał ciężki orzech do zgryzienia. Nat zatrzymał się przed kadetem i wymierzył potężny cios chcąc trafić w splot słoneczny zakładając iż natychmiast się pochyli wymierzył cios kolanem w jego policzek. Po wykonaniu ataku chwycił go za ubranie przerzucając za siebie.
Occ:
Potężny = 290 dmg dla ciebie
-Nie pozostawiasz mi więc wyboru.
Nathaniel otrzymawszy okazję do sprawdzenia jak bardzo ten się wzmocnił przyjął pozycję do walki, czegoś w końcu się nauczył podczas całego pobytu w akademii jako zwykły kadecik, jednak z drugiej strony wiedział że przebywanie na tej planecie przez jakiś czas wpływa tak iż nie chce się jej za żadne skarby opuszczać. Wiedział również to iż młody na pewno nie próżnował i trenował jak każdy kto dąży do tego by stać się silniejszym, jako Saiyan na pewno chciał stać się silniejszy.
-Szkoda, gdyby nie to, że nie chcesz grzecznie wracać nie będzie ani chwili na małe zwiedzanie.
Nathaniel wymamrotał coś bardzo cicho i ruszył w stronę Hazard’a z zamiarem ataku, cóż wiedział że to nie będzie tak łatwe jak kiedyś, ale na pewno ten młodzian jeszcze go nie przewyższył. Nat mknąc w jego stronę obmyślając jakąś strategię, w sumie na Vegecie uczą ich tego samego, więc zapewne będzie miał ciężki orzech do zgryzienia. Nat zatrzymał się przed kadetem i wymierzył potężny cios chcąc trafić w splot słoneczny zakładając iż natychmiast się pochyli wymierzył cios kolanem w jego policzek. Po wykonaniu ataku chwycił go za ubranie przerzucając za siebie.
Occ:
Potężny = 290 dmg dla ciebie
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Las
Sro Sie 08, 2012 12:05 am
A więc postanowione. Czekała go walka z silniejszym przeciwnikiem. Nat zdjął scouter i odrzucił go na bok. Nie czekając długo rzucił się w jego stronę, był szybki. Haz przyjął niezgrabną pozycję obronną, jeśli można tak nazwać gardę złożoną z jednej ręki. Można było się spodziewać, że to i tak nic nie da. Przyjął potężny cios, prosto w jeden z punktów witalnych. Przez moment go zamroczyło, chwycił się za brzuch i osunął na kolana. Nat jakby tylko na to czekał, wymierzył mu cios kolanem w policzek. Z ust bluznęła mu krew, jednak to nie był koniec. Został pochwycony za ubranie i rzucony na drugą stronę. Upadł na ziemię zwijając się z bólu. Nat jakoś nie kwapił się do kolejnego ataku. Wstał powoli, splunął na bok krwią, złość ogarniała go coraz bardziej. Zastanowił się chwilę jak go zaskoczyć. Musiał coś wymyślić. Wpadł mu do głowy pewien pomysł. Nigdy tego nie stosował w walce, jedynie podczas treningów. Ale musi spróbować, nie ma nic do stracenia. Tym razem to on ruszył z impetem na przeciwnika. Zamachnął się zdrową prawą ręką. Zmylił Nat'a "posyłając" do boju zarys swojej sylwetki, który rozpłynął się przed Nim. Sam zaatakował z drugiego tempa. Chłopak nie miał szans na obronę, otrzymał potężny cios prosto w nos. Siła uderzenia odrzuciła go do tyłu. Haz wylądował na trawie. Nie mógł się powstrzymać, uśmiechnął się nieco pod nosem, lecz wiedział że to dopiero początek.
Occ:
Potężny - 186 dmg
Minus 60 Ki - Zanzoken
HP - 865
KI - 1440
Occ:
Potężny - 186 dmg
Minus 60 Ki - Zanzoken
HP - 865
KI - 1440
- Go??Gość
Re: Las
Sro Sie 08, 2012 9:23 pm
Zbliżała się pomału, ale widocznie szybko zmniejszała się odległość między nią a lasem. Łąka rozciągała się, długa trawa denerwowała swoją wysokością, a ona w zaparte biegła podskakując. Biegła zastanawiając się, w myślach miała tylko, co tam zastanie. Meteoryt czy część kosmicznego zabłąkanego śmiecia. To ją wcale nie zniechęcało, choć były obawy, że na marne biegnie taki kawał. Ciekawość z niej jednak tak bardzo kipiała. Musiała i tyle.
W końcu. Znalazła się przed nim. Uradowana odsapnęła opierając ręce na kolach i pochylając się trochę do przodu. Spojrzała między drzewa szukając jakiegoś nie naturalnego, ale nic. Wzięła głęboki wdech, wyprostowała się i mijając ostrożnie klujące krzaczki i korzenie na ziemi czy niskie gałęzie drzew. Poruszała się po nim sprawnie. Mimo to serce biło jej jak szalone, a strach ogarniał każdą jej komórkę. Była sama w lesie, całkiem sama. Niby miała broń, ale to nie pomagało.
Nagle. Po niuchała noskiem wyczuwając lekko spalone gałązki sosny, która zapachniała jak z kominka. Neyi lekko zakręciło się w głowie, oparła się o drzewo tracąc równowagę. Robiąc płytkie i niestabilne wdechy usłyszała coś w oddali. Od razu spojrzała w tam ta stronę. Kierunki zapachu i dziwnych odgłosów nakładały się na siebie, co zaciekawiło ją. Uspokoiła objawy zmęczenia? Nie. To coś innego. Nie ważne, dłonią odbiła się od pnia i ruszyła, by sprawdzić to. Biegła mniej ostrożniej niż przedtem, ale dużo szybciej. Słysząc coraz głośniej, coś, a nawet zapach był intensywniejszy.
Las się zmieniała, drzewa wydawały się te same. Zabłądziła? Nie, choć przez chwilę tak myślała. Do póki nie przewróciła się o korzeń wystający mocno z ziemi. Podnosząc się zza drzewa ujrzała niewielki krater, ale to, co ją najbardziej zaciekawiło, było nie podobne w żaden sposób do meteorytu. Byli to dwaj mężczyźni, dość nietypowi jak na te strony i planetę? Stroje dziwne, zwłaszcza jednego z nich do tego... ogony? Neya patrzyła i nawet nie drgnęła. To było coś. Podniosła się ostrożnie i schowała za drzewem z plecaka wyciągnęła aparat i zrobiła parę zdjęć, po czym schowała go. Nic z tego wszystkiego nie rozumiała, ale emocje były.
W końcu. Znalazła się przed nim. Uradowana odsapnęła opierając ręce na kolach i pochylając się trochę do przodu. Spojrzała między drzewa szukając jakiegoś nie naturalnego, ale nic. Wzięła głęboki wdech, wyprostowała się i mijając ostrożnie klujące krzaczki i korzenie na ziemi czy niskie gałęzie drzew. Poruszała się po nim sprawnie. Mimo to serce biło jej jak szalone, a strach ogarniał każdą jej komórkę. Była sama w lesie, całkiem sama. Niby miała broń, ale to nie pomagało.
Nagle. Po niuchała noskiem wyczuwając lekko spalone gałązki sosny, która zapachniała jak z kominka. Neyi lekko zakręciło się w głowie, oparła się o drzewo tracąc równowagę. Robiąc płytkie i niestabilne wdechy usłyszała coś w oddali. Od razu spojrzała w tam ta stronę. Kierunki zapachu i dziwnych odgłosów nakładały się na siebie, co zaciekawiło ją. Uspokoiła objawy zmęczenia? Nie. To coś innego. Nie ważne, dłonią odbiła się od pnia i ruszyła, by sprawdzić to. Biegła mniej ostrożniej niż przedtem, ale dużo szybciej. Słysząc coraz głośniej, coś, a nawet zapach był intensywniejszy.
Las się zmieniała, drzewa wydawały się te same. Zabłądziła? Nie, choć przez chwilę tak myślała. Do póki nie przewróciła się o korzeń wystający mocno z ziemi. Podnosząc się zza drzewa ujrzała niewielki krater, ale to, co ją najbardziej zaciekawiło, było nie podobne w żaden sposób do meteorytu. Byli to dwaj mężczyźni, dość nietypowi jak na te strony i planetę? Stroje dziwne, zwłaszcza jednego z nich do tego... ogony? Neya patrzyła i nawet nie drgnęła. To było coś. Podniosła się ostrożnie i schowała za drzewem z plecaka wyciągnęła aparat i zrobiła parę zdjęć, po czym schowała go. Nic z tego wszystkiego nie rozumiała, ale emocje były.
- Go??Gość
Re: Las
Sro Sie 08, 2012 10:21 pm
Nathaniel nie musiał długo czekać aż chłopak się pozbiera i ruszy do ataku, o dziwo Nat zobaczył jakiś zarys sylwetki przeciwnika a chwilę później oberwał pięścią prosto w nos odchylił się nieco do tyłu , czuł jak z nosa wypływa stróżka krwi. Otarł nos i spojrzał na rękawicę, której znajdowała się jego krew, wkurzyło go to. Nie sądził, że ten smarkacz aż tak się wzmocnił iż mógł złamać mu nos...ból był irytujący w tym wypadku.
-Nie daruję
Wycedził przez zęby powoli podchodząc do Hazard’a skończyła się według niego zabawa, a przynajmniej młodszy rodak mógł tak sądzić po wyrazie twarzy ogoniastego, który był co raz bliżej. Nat miał jednak w zanadrzu pewien pomysł, aczkolwiek nie miał ochoty zdradzać go Hazard’owi tak szybko. Powolne kroki zmienił w szybki bieg aż znalazł się przed Haz’em zadając mu silny cios w głowę jednocześnie niszcząc doszczętnie jego scouter i przy okazji zahaczając nieco o jego skroń, którą przypadkowo rozciął. Chwycił młodego za włosy i rzucił nim w kierunku drzew jednak kadet nie zdążył do nich dotrzeć gdyż otrzymał kolejny cios w kręgosłup, który spowodował natychmiastowy upadek na ziemię.
Nathaniel wylądował tuż obok niego podnosząc jego głowę za włosy, musiał sobie z nim pogadać.
-No to teraz przejdźmy do rzeczy. Nie tylko tobie nie podoba się powrót na Vegetę, masa piachu i neandertalczycy wokół. Mam pewien pomysł ale musisz być grzeczny.
Saiyan odsunął się od młodego robiąc trzy kroki do tyłu, czekał cierpliwie aż ten się podniesie, był ciekaw na to czy chłopaka zainteresuje pomysł na jaki wpadł Nathaniel już dawno temu. Był gotów w każdej chwili do kontynuowania walki, jeśli Haz nie zechce go wysłuchać.
Occ:
Atak podstawowoy: 150 dmg dla ciebie Haziu
-Nie daruję
Wycedził przez zęby powoli podchodząc do Hazard’a skończyła się według niego zabawa, a przynajmniej młodszy rodak mógł tak sądzić po wyrazie twarzy ogoniastego, który był co raz bliżej. Nat miał jednak w zanadrzu pewien pomysł, aczkolwiek nie miał ochoty zdradzać go Hazard’owi tak szybko. Powolne kroki zmienił w szybki bieg aż znalazł się przed Haz’em zadając mu silny cios w głowę jednocześnie niszcząc doszczętnie jego scouter i przy okazji zahaczając nieco o jego skroń, którą przypadkowo rozciął. Chwycił młodego za włosy i rzucił nim w kierunku drzew jednak kadet nie zdążył do nich dotrzeć gdyż otrzymał kolejny cios w kręgosłup, który spowodował natychmiastowy upadek na ziemię.
Nathaniel wylądował tuż obok niego podnosząc jego głowę za włosy, musiał sobie z nim pogadać.
-No to teraz przejdźmy do rzeczy. Nie tylko tobie nie podoba się powrót na Vegetę, masa piachu i neandertalczycy wokół. Mam pewien pomysł ale musisz być grzeczny.
Saiyan odsunął się od młodego robiąc trzy kroki do tyłu, czekał cierpliwie aż ten się podniesie, był ciekaw na to czy chłopaka zainteresuje pomysł na jaki wpadł Nathaniel już dawno temu. Był gotów w każdej chwili do kontynuowania walki, jeśli Haz nie zechce go wysłuchać.
Occ:
Atak podstawowoy: 150 dmg dla ciebie Haziu
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Las
Sro Sie 08, 2012 10:46 pm
Sądząc go minie Nat'a zabawa się skończyła. Jego ostatni atak i uszkodzony nos musiały go rozwścieczyć. Wyprowadził kolejny atak, przy okazji niszcząc doszczętnie jego scouter i rozcinając mu skroń. Ponownie leżał jak długi na ziemi. Spojrzał w bok na szczątki urządzenia.
- Żadna strata - pomyślał, w końcu i tak nie działał sprawnie.
Poczuł kolejną dawkę bólu gdy został pochwycony za włosy, a jego głowa znalazła się nieco wyżej. Nat przemówił do niego, a to co powiedział kompletnie go zaskoczyło. Jego głowa bezwładnie wylądowała na trawie, gdy chłopak go puścił. Słyszał jego kroki, najwyraźniej odsunął się dając mu czas no namysłu. Jeszcze parę minut temu był gotów zmasakrować go byle zmusić do powrotu na Vegetę. A teraz proponował mu coś takiego? Z jednej strony nie ufał Nat'owi, ale z drugiej możliwość pozostania na Ziemi była bardzo kusząca. Postanowił nie podejmować decyzji nim nie dowie się więcej. Podniósł się powoli, przy okazji plując krwią na boki. Lewa ręka po raz kolejny zawisła tuż przy ciele, nie było sensu jej przytrzymywać. Spojrzał uważnie na Saiyan'a, jednak z jego twarzy nie dało się nic wyczytać.
- Nie powiem, zaskoczyłeś mnie. Zanim podejmę jakąkolwiek decyzję chcę dowiedzieć się więcej, jaki masz plan?
Ciekawość zżerała go od środka. Nadal jednak był skoncentrowany na walce, w razie gdyby Nat blefował i zamierzał tylko uśpić jego czujność. Przetarł ręką skroń, piekło go w tym miejscu. Gdy ujrzał krew zagotowało się w nim. Pomimo tego jak teraz wyglądała sytuacja nie mógł tego ot tak przepuścić. Napiął mięśnie i wyprowadził błyskawiczny cios podbródkowy. Po prostu musiał to zrobić, nawet jeśli za chwilę po raz kolejny wyląduje za to na trawie
Occ:
Podstawowy - 93 dmg
Moje HP - 715
Ki bez zmian - 1440
- Żadna strata - pomyślał, w końcu i tak nie działał sprawnie.
Poczuł kolejną dawkę bólu gdy został pochwycony za włosy, a jego głowa znalazła się nieco wyżej. Nat przemówił do niego, a to co powiedział kompletnie go zaskoczyło. Jego głowa bezwładnie wylądowała na trawie, gdy chłopak go puścił. Słyszał jego kroki, najwyraźniej odsunął się dając mu czas no namysłu. Jeszcze parę minut temu był gotów zmasakrować go byle zmusić do powrotu na Vegetę. A teraz proponował mu coś takiego? Z jednej strony nie ufał Nat'owi, ale z drugiej możliwość pozostania na Ziemi była bardzo kusząca. Postanowił nie podejmować decyzji nim nie dowie się więcej. Podniósł się powoli, przy okazji plując krwią na boki. Lewa ręka po raz kolejny zawisła tuż przy ciele, nie było sensu jej przytrzymywać. Spojrzał uważnie na Saiyan'a, jednak z jego twarzy nie dało się nic wyczytać.
- Nie powiem, zaskoczyłeś mnie. Zanim podejmę jakąkolwiek decyzję chcę dowiedzieć się więcej, jaki masz plan?
Ciekawość zżerała go od środka. Nadal jednak był skoncentrowany na walce, w razie gdyby Nat blefował i zamierzał tylko uśpić jego czujność. Przetarł ręką skroń, piekło go w tym miejscu. Gdy ujrzał krew zagotowało się w nim. Pomimo tego jak teraz wyglądała sytuacja nie mógł tego ot tak przepuścić. Napiął mięśnie i wyprowadził błyskawiczny cios podbródkowy. Po prostu musiał to zrobić, nawet jeśli za chwilę po raz kolejny wyląduje za to na trawie
Occ:
Podstawowy - 93 dmg
Moje HP - 715
Ki bez zmian - 1440
- Go??Gość
Re: Las
Czw Sie 09, 2012 12:16 am
Nat dał młodemu chwilę na zastanowienie się co dalej robi z tym co mu powiedział, słysząc odpowiedź młodzika sam zaczął zastanawiać się czy to był dobry pomysł, że w ogóle o tym wspomniał. Nie miał ochoty przygarniać kogoś przez swój za długi język, bądź co bądź w tej chwili nie było mu na rękę targać za sobą Haz’a co to bez pomocy lekarzy skończy z niesprawną ręką po wsze czasy. Kiedy otrzymał kolejny cios odchyliła mu się głowa do tyłu, zazgrzytał zębami uderzając Haz'a łokciem w głowę i przeskakując za niego zrobił salto w powietrzu chwytając jego ogon i mocno go ściskając, wiedział doskonale iż jest to słaby punkt każdego Saiyana, który nie zatroszczył się o zwalczenie tej słabości.
-Nie wiem. W tym stanie trzeba cie odesłać do domu. To jak wracasz po dobroci czy dalej mam cie obijać?
Kopnął Hazard’a w plecy kolanem puszczając jego ogon i kopnął go jeszcze raz tak by poleciał gdzieś w najbliższe krzaki, sam zaś ziewnął przeciągle powoli podchodząc do lezącego w krzakach młodego ogoniastego nachylając się nad nim.
-Nie umiesz mówić ciszej głąbie?
Wyszeptał najciszej jak to było możliwe pokazując gestem ręki na scouter swój jak i jego zniszczony a potem na swoje ucho dając mu do nieco do zrozumienia że mogą wszystko słyszeć, sam dobrze już pamiętał jak to po jego ostatniej wizycie na tej planecie nie wiadomo skąd jego ojciec wiedział o wszystkim co wyprawiał. Po chwili wyrwał wielki kawał trawy wypisując na ziemi jedno zdanie.
„Jak chcesz coś powiedzieć to lepiej stul pysk i napisz“
Po tym jak tamten przeczytał starł napis by nikt nigdy więcej tego nie przeczytał, podniósł się rzucając trawę w poprzednie miejsce. Odsuną się i czekał na kolejny atak Hazard’a
Occ:
Podstawowy: 150 dmg Haziu w łeb
-Nie wiem. W tym stanie trzeba cie odesłać do domu. To jak wracasz po dobroci czy dalej mam cie obijać?
Kopnął Hazard’a w plecy kolanem puszczając jego ogon i kopnął go jeszcze raz tak by poleciał gdzieś w najbliższe krzaki, sam zaś ziewnął przeciągle powoli podchodząc do lezącego w krzakach młodego ogoniastego nachylając się nad nim.
-Nie umiesz mówić ciszej głąbie?
Wyszeptał najciszej jak to było możliwe pokazując gestem ręki na scouter swój jak i jego zniszczony a potem na swoje ucho dając mu do nieco do zrozumienia że mogą wszystko słyszeć, sam dobrze już pamiętał jak to po jego ostatniej wizycie na tej planecie nie wiadomo skąd jego ojciec wiedział o wszystkim co wyprawiał. Po chwili wyrwał wielki kawał trawy wypisując na ziemi jedno zdanie.
„Jak chcesz coś powiedzieć to lepiej stul pysk i napisz“
Po tym jak tamten przeczytał starł napis by nikt nigdy więcej tego nie przeczytał, podniósł się rzucając trawę w poprzednie miejsce. Odsuną się i czekał na kolejny atak Hazard’a
Occ:
Podstawowy: 150 dmg Haziu w łeb
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Las
Czw Sie 09, 2012 12:53 am
Tak jak się spodziewał, jego atak spotkał się z natychmiastową ripostą Nat'a. Najpierw cios z łokcia, a następnie został niespodziewanie pochwycony za ogon. Poczuł niemiłe uczucie, w moment opadł z sił, po czym został kopnięty prosto w pobliskie krzaki. Leżał tam przez chwilę w bezruchu. Nat zbliżał się powoli. Nie miał już siły, ale musiał mu oddać, musiał zadać mu choć trochę bólu. Przewrócił się niezdarnie na bok i zamachnął nogą prosto na jego kostkę. Wątpił jednak czy chłopak poczuł to kopnięcie. Rozłożył się na trawie i czekał na rozwój wydarzeń.
Był teraz łatwym celem do zabicia. Lewa ręka bolała go coraz bardziej. Obrócił głowę na bok i spojrzał na nią. Wyglądała okropnie, jeśli w najbliższym czasie czegoś nie zrobi to może być źle. Spojrzał na młodego Saiyan'a. Ten nie zamierzał chyba zadawać mu kolejnych ciosów, zamiast tego odezwał się szeptem, przy okazji zarzucając mu brak dyskrecji. Jego umysł działał teraz na wolniejszych obrotach, przez co dopiero po chwili dotarło do niego o co chodzi. Zupełnie zapomniał że w scouterach znajdują się mikrofony, przez które są podsłuchiwani. To wyjaśniało dlaczego Nat odrzucił swój na bok przed walką, a jego zniszczył. Dotarło do niego co by się stało gdyby na jaw wyszła ich chęć pozostania na tej planecie....
Obserwował jak jego towarzysz przekazuje mu kolejną wiadomość w dość oryginalny sposób. Powoli usiadł na ziemi. Zaczął analizować sytuację. Zdecydowanie wolał pozostać tu gdzie jest, ale sytuację komplikowała jego ręka. Nie wiedział czy tutejsza rasa dysponuje technologią mogącą wyleczyć te rany. Wolał nie ryzykować, był pewien że na Vegecie z łatwością podołają takiemu "wyzwaniu". Gdyby nie ta ręka to może mógłby tu jeszcze jakiś czas zostać. Spojrzał uważnie na Nat'a. Zaczął przygotowywać sobie miejsce na którym mógłby napisać mu wiadomość. Po chwili na ziemi widniały słowa:
"Chciałbym tu zostać, Ty pewnie też. Jednak nie będę ryzykował, mój stan nie pozwala mi na to. Nie znam się na tutejszej medycynie, nie mam pewności że mi pomogą. Jeśli masz jakieś informację na ten temat, to podziel się nimi ze mną. Jeśli nie to chyba najlepszym rozwiązaniem dla mnie byłby powrót na Vegetę"
Wszystko to pisał drobnymi literkami, tak aby całość się zmieściła. Gdy był pewny że chłopak przeczytał - usunął słowa, po czym spojrzał na niego wyczekująco.
Occ:
Podstawowy osłabiony - 30 dmg
Moje HP - 565
KI - 1440
Był teraz łatwym celem do zabicia. Lewa ręka bolała go coraz bardziej. Obrócił głowę na bok i spojrzał na nią. Wyglądała okropnie, jeśli w najbliższym czasie czegoś nie zrobi to może być źle. Spojrzał na młodego Saiyan'a. Ten nie zamierzał chyba zadawać mu kolejnych ciosów, zamiast tego odezwał się szeptem, przy okazji zarzucając mu brak dyskrecji. Jego umysł działał teraz na wolniejszych obrotach, przez co dopiero po chwili dotarło do niego o co chodzi. Zupełnie zapomniał że w scouterach znajdują się mikrofony, przez które są podsłuchiwani. To wyjaśniało dlaczego Nat odrzucił swój na bok przed walką, a jego zniszczył. Dotarło do niego co by się stało gdyby na jaw wyszła ich chęć pozostania na tej planecie....
Obserwował jak jego towarzysz przekazuje mu kolejną wiadomość w dość oryginalny sposób. Powoli usiadł na ziemi. Zaczął analizować sytuację. Zdecydowanie wolał pozostać tu gdzie jest, ale sytuację komplikowała jego ręka. Nie wiedział czy tutejsza rasa dysponuje technologią mogącą wyleczyć te rany. Wolał nie ryzykować, był pewien że na Vegecie z łatwością podołają takiemu "wyzwaniu". Gdyby nie ta ręka to może mógłby tu jeszcze jakiś czas zostać. Spojrzał uważnie na Nat'a. Zaczął przygotowywać sobie miejsce na którym mógłby napisać mu wiadomość. Po chwili na ziemi widniały słowa:
"Chciałbym tu zostać, Ty pewnie też. Jednak nie będę ryzykował, mój stan nie pozwala mi na to. Nie znam się na tutejszej medycynie, nie mam pewności że mi pomogą. Jeśli masz jakieś informację na ten temat, to podziel się nimi ze mną. Jeśli nie to chyba najlepszym rozwiązaniem dla mnie byłby powrót na Vegetę"
Wszystko to pisał drobnymi literkami, tak aby całość się zmieściła. Gdy był pewny że chłopak przeczytał - usunął słowa, po czym spojrzał na niego wyczekująco.
Occ:
Podstawowy osłabiony - 30 dmg
Moje HP - 565
KI - 1440
Re: Las
Czw Sie 09, 2012 6:35 pm
Dwie małpy się tłukły w lesie i na dodatek mieli ukrytego widza. Swą zabawą spłoszyli pewne stadko ptaków, które z głośnym ćwierkaniem wzbiło się w powietrze między drzewami. Kilka przeleciało nad Natem i zafundowało mu małe bombardowanie, którego celem była twarz. Zapewne to był zwiastun powrotu pecha Saiyana.
OOC:
obsrana przez ptaszki twarz, ograniczona widoczność i 10 dmg za to
jestem wredna >D
OOC:
obsrana przez ptaszki twarz, ograniczona widoczność i 10 dmg za to
jestem wredna >D
- Go??Gość
Re: Las
Czw Sie 09, 2012 9:07 pm
Cios za ciosem. Obserwowała bardzo uważnie, ale byli zbyt szybcy, by widziała dokładnie każdy ruch. Nie była przez to zadowolona. Zazwyczaj lubiła takie widowiska. W końcu Roy próbował ją nauczyć paru chwytów, by potrafiła się bronić, a ona chętniej woli oglądać jak on walczy.
Nagle coś się zmieniło. Jeden w tym dziwnym stroju złapał drugiego za ogon i rzucił nim w krzaki dość blisko niej. Szybko schowała się bardziej za drzewem przyklejając się do pnia mocno plecami i wciągając nawet brzuch. Lekko wychyliła tylko głowę, by nadal obserwować zaistniałą sytuację. Odetchnęła widząc, że uspokoili się. Zamiast tego zaobserwowała jak piszą coś do siebie na ziemi. Nie widziała, co. Była zła. Ciekawska natura dziewczyny sprawiła, że wychylała się coraz bardziej, by cokolwiek przeczytać i zaspokoić głód niewiedzy. Patrzyła uważnie, kiedy to spłoszone stadko ptaków ruszyła z drzewa i przeleciało tuż nad obcymi. Widok zafundowanego nieszczęścia na twarzy jednego z nich spowodował niekontrolowany wybuch śmiechu. Pochyliła się nawet znacznie, że mogła zostać zauważona, a nie tylko usłyszana. Gdy zorientowała się, co uczyniła zakryła usta dłonią i przykleiła się do pnia. W oczach panowało przerażenie. Drżała przed tym, co może teraz się wydarzyć przez jej głupotę. Co ona sobie myślała? Przeszły ją zimne poty, serce biło jak szalone z trudem łapała oddech.
Nagle coś się zmieniło. Jeden w tym dziwnym stroju złapał drugiego za ogon i rzucił nim w krzaki dość blisko niej. Szybko schowała się bardziej za drzewem przyklejając się do pnia mocno plecami i wciągając nawet brzuch. Lekko wychyliła tylko głowę, by nadal obserwować zaistniałą sytuację. Odetchnęła widząc, że uspokoili się. Zamiast tego zaobserwowała jak piszą coś do siebie na ziemi. Nie widziała, co. Była zła. Ciekawska natura dziewczyny sprawiła, że wychylała się coraz bardziej, by cokolwiek przeczytać i zaspokoić głód niewiedzy. Patrzyła uważnie, kiedy to spłoszone stadko ptaków ruszyła z drzewa i przeleciało tuż nad obcymi. Widok zafundowanego nieszczęścia na twarzy jednego z nich spowodował niekontrolowany wybuch śmiechu. Pochyliła się nawet znacznie, że mogła zostać zauważona, a nie tylko usłyszana. Gdy zorientowała się, co uczyniła zakryła usta dłonią i przykleiła się do pnia. W oczach panowało przerażenie. Drżała przed tym, co może teraz się wydarzyć przez jej głupotę. Co ona sobie myślała? Przeszły ją zimne poty, serce biło jak szalone z trudem łapała oddech.
- Go??Gość
Re: Las
Czw Sie 09, 2012 9:34 pm
Cios w kostkę nie był zbyt mocny aczkolwiek nie miły dla Nat’a jednak nie miał zamiaru dalej obijać młodego, do którego ponownie podszedł, kucnął i przeczytał co ten nabazgrał na ziemi, wiedział że tu muszą się nieźle natrudzić by znaleźć jakiegoś porządnego lekarza czy kogoś tam kto mógłby poskładać Hazard’a. Nat podniósł się i zaczął intensywnie myśleć nad tym co teraz ma zrobić kiedy to jakieś stado durnych ptaszydeł zafundowało maseczkę odmładzającą (xd) wkurzyło to nieco saiyana, ale nie przejął się tym ani odrobinę toć to durne zwierzęta. Otarł nieco twarz rękawicą którą następnie ściągną z dłoni i rzucił na ziemię.
-Najpierw należy się ogarnąć potem się zobaczy.
Mrukną do Haz’a i wyciągną z kieszonki pod pancerzem kapsułkę kliknął i rzucił ją na ziemię tuż obok Nathaniela pojawiła się nieduża torba, w której znajdowały się ubrania jakie niegdyś pożyczył sobie z jakiegoś pustego zniszczonego budynku. Słysząc jakiś kobiecy śmiech z za drzew nie odwracając się nawet w tamtym kierunku ściągną z dłoni drugą rękawicę a potem pancerz i uniform pozostając w samych gatkach, rękawem uniformu przetarł jeszcze raz twarz by poprawić sobie widoczność. Następnie wyjął z torby ubrania i zaczął się ubierać, cóż nie był przyzwyczajony do tych szmat, ale jednak musiał to nosić by aż tak się nie wyróżniać od innych, kiedy był już ubrany wrzucił swoje upierdzielone ciuchy do torby i ponownie schował w kapsułce, którą włożył do kieszeni spodni. Dopiero teraz raczył odwrócić się w kierunku, z którego wcześniej usłyszał śmiech.
-Wyłaź!
Zaczął powoli iść w tamtym kierunku by sprawdzić kto kryje się za drzewami, był nieco zdziwiony że nawet nie zwracał uwagi na to czy przypadkiem nikogo nie ma w pobliżu. Spojrzał na Hazarda dając mu gestem do zrozumienia by podniósł swoje zwłoki i tu przykuśtykał.
Occ:
Ha ha ha bardzo zabawne Saf -.-
A tak przy okazji koniec walki i treningu jednocześnie
-Najpierw należy się ogarnąć potem się zobaczy.
Mrukną do Haz’a i wyciągną z kieszonki pod pancerzem kapsułkę kliknął i rzucił ją na ziemię tuż obok Nathaniela pojawiła się nieduża torba, w której znajdowały się ubrania jakie niegdyś pożyczył sobie z jakiegoś pustego zniszczonego budynku. Słysząc jakiś kobiecy śmiech z za drzew nie odwracając się nawet w tamtym kierunku ściągną z dłoni drugą rękawicę a potem pancerz i uniform pozostając w samych gatkach, rękawem uniformu przetarł jeszcze raz twarz by poprawić sobie widoczność. Następnie wyjął z torby ubrania i zaczął się ubierać, cóż nie był przyzwyczajony do tych szmat, ale jednak musiał to nosić by aż tak się nie wyróżniać od innych, kiedy był już ubrany wrzucił swoje upierdzielone ciuchy do torby i ponownie schował w kapsułce, którą włożył do kieszeni spodni. Dopiero teraz raczył odwrócić się w kierunku, z którego wcześniej usłyszał śmiech.
-Wyłaź!
Zaczął powoli iść w tamtym kierunku by sprawdzić kto kryje się za drzewami, był nieco zdziwiony że nawet nie zwracał uwagi na to czy przypadkiem nikogo nie ma w pobliżu. Spojrzał na Hazarda dając mu gestem do zrozumienia by podniósł swoje zwłoki i tu przykuśtykał.
Occ:
Ha ha ha bardzo zabawne Saf -.-
A tak przy okazji koniec walki i treningu jednocześnie
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Las
Czw Sie 09, 2012 10:01 pm
Siedzieli w milczeniu gdy nagle nad nimi znalazło się stado ptaków które dopiero co wzbiły się w powietrze z najbliższych drzew. Przeleciały im nad głowami zostawiając niespodziankę na twarzy Nat'a. Patrzył jak ten wyciera sobie twarz, przy okazji powstrzymując się całą siłą woli aby nie wybuchnąć śmiechem. Jakoś udało mu się zachować powagę. W między czasie usłyszał coś dziwnego. Jakiś chichot, ten dźwięk wydobywał się zza najbliższych krzaków. Wbił tam wzrok, jednak niczego nie zauważył. Mógł się jednak założyć że ktoś tam jest i właśnie ich obserwuje. Spojrzał na Nat'a zastanawiając się czy i on zwrócił na to uwagę. Jednak ten jak gdyby nigdy nic zaczął się przebierać w bardziej "tutejsze" ciuchy, przy okazji odpowiadając na jego wiadomość. Niezbyt go ona usatysfakcjonowała, ale postanowił jeszcze poczekać. Leniwie czekał, aż chłopak skończy się ubierać. Zaraz po tej czynności, krzyknął w stronę, skąd dochodził ten dziwny śmiech i ruszył w tamtą stronę, dając mu gestem znać aby zrobił to samo. Skrzywił się nieco, ręka bolała go coraz bardziej. Wstał i niezdarnym krokiem ruszył za Nat'em.
- Go??Gość
Re: Las
Pią Sie 10, 2012 7:07 pm
Serce waliło jak uderzane młotem w jakimś napędzanym mechanizmie. Nie mogła złapać porządnie oddechu prócz płytkich ledwo dotleniających wdechów. Od tego wszystkiego zakręciło się jej w głowie. Pobledła strasznie.
Wychyliła się odrobinę i spojrzała czy nikt jej oby nie zauważył, nie widząc po nich jakiś zmian w zachowaniu westchnęła z ulgą. Jednak, to nie był koniec niespodzianek jak na ten dzień. Źrenice rozszerzyły się, wargi rozwarły delikatnie pokazując śnieżnobiałe ząbki. Dłoń która zasłaniała usta opadła bezwładnie wzdłuż ciała. Patrzyła jak w malowany obrazek na rozbierającego się mężczyzny. Tak zbudowanego ciała nigdy z tak bliska nie widziała. Oczka błyszczały się jej, choć wiedziała, że musi nie mogła oderwać od niego wzroku. Kiedy przebrał się ponownie przykleiła się plecami do pnia. Złapała się dłońmi za piersi czując jak serce jej bije dziwnie, a na policzkach pojawiły się rumieńce.
Uspokajając się usłyszała nie miły wrzask. Zadrżała. Ciężko przełknęła ślinę, słysząc jak głośno oddycha myślała nad planem ucieczki. W głowie jednak brakowała dobrych pomysłów. Oczka przeszkliły się, jakby miała zacząć płakać. Bała się, strasznie się bała. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jak sama nie wyjdzie, to jak jej w tym pomogą, może skończyć to się dla niej źle. Opracowywała każdy szczegół swojego wyjścia, lecz widziała tylko śmierć. Łzy popłynęły stróżkami kapiąc na bluzeczkę, wargi poruszały się nerwowo tworząc szept, wołający o pomoc.
Po czasie myśli przestały spoczywać na dnie strachu, wzięła głęboki wdech. Zrobiła krok do przodu, po czym w bok wychodząc zza drzewa. Kolejny głęboki wdech i obróciła się spokojnie, małymi kroczkami w ich stronę.
Dla niej trwało to jak wieczność, ten obrót mógł być jej ostatnich. Patrzyła rozbieganym spojrzeniem wszędzie, chciała jak najwięcej zapamiętać.
W końcu stanęła, lekko zgarbiona zwijając koniec spódniczki z nerwów jakie kierowały w tej chwili jej ciałem. Jej wzrok skupiony był w ziemię, na jakiegoś robaczka, który pełzał tuż obok jej butów. Podniosła go, patrzyła raz na jednego, a raz na drugiego. Drżała. Mogli zobaczyć ją w całej okazałości. Dziewczyna jak wiele, tylko, że ona miała coś w spojrzeniu którym potrafiła zauroczyć. Szczuplutka odziana w białą koszulkę i harmonijkową, bardzo krótką spódniczkę. Niżej, jeszcze niżej i jeszcze troszeczkę białe skarpetki oraz również białe trampki z morelowymi sznurówkami. Nie zapominając o plecaku w kolorze zgniłej zieleni (jakby woskowym, ale niewielkim).
Jej klatka piersiowa pracowała coraz szybciej, a cisza zabijała ją jakby przechodziła najboleśniejsze tortury. Czekała, czekała na śmierć.
Wychyliła się odrobinę i spojrzała czy nikt jej oby nie zauważył, nie widząc po nich jakiś zmian w zachowaniu westchnęła z ulgą. Jednak, to nie był koniec niespodzianek jak na ten dzień. Źrenice rozszerzyły się, wargi rozwarły delikatnie pokazując śnieżnobiałe ząbki. Dłoń która zasłaniała usta opadła bezwładnie wzdłuż ciała. Patrzyła jak w malowany obrazek na rozbierającego się mężczyzny. Tak zbudowanego ciała nigdy z tak bliska nie widziała. Oczka błyszczały się jej, choć wiedziała, że musi nie mogła oderwać od niego wzroku. Kiedy przebrał się ponownie przykleiła się plecami do pnia. Złapała się dłońmi za piersi czując jak serce jej bije dziwnie, a na policzkach pojawiły się rumieńce.
Uspokajając się usłyszała nie miły wrzask. Zadrżała. Ciężko przełknęła ślinę, słysząc jak głośno oddycha myślała nad planem ucieczki. W głowie jednak brakowała dobrych pomysłów. Oczka przeszkliły się, jakby miała zacząć płakać. Bała się, strasznie się bała. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jak sama nie wyjdzie, to jak jej w tym pomogą, może skończyć to się dla niej źle. Opracowywała każdy szczegół swojego wyjścia, lecz widziała tylko śmierć. Łzy popłynęły stróżkami kapiąc na bluzeczkę, wargi poruszały się nerwowo tworząc szept, wołający o pomoc.
Po czasie myśli przestały spoczywać na dnie strachu, wzięła głęboki wdech. Zrobiła krok do przodu, po czym w bok wychodząc zza drzewa. Kolejny głęboki wdech i obróciła się spokojnie, małymi kroczkami w ich stronę.
Dla niej trwało to jak wieczność, ten obrót mógł być jej ostatnich. Patrzyła rozbieganym spojrzeniem wszędzie, chciała jak najwięcej zapamiętać.
W końcu stanęła, lekko zgarbiona zwijając koniec spódniczki z nerwów jakie kierowały w tej chwili jej ciałem. Jej wzrok skupiony był w ziemię, na jakiegoś robaczka, który pełzał tuż obok jej butów. Podniosła go, patrzyła raz na jednego, a raz na drugiego. Drżała. Mogli zobaczyć ją w całej okazałości. Dziewczyna jak wiele, tylko, że ona miała coś w spojrzeniu którym potrafiła zauroczyć. Szczuplutka odziana w białą koszulkę i harmonijkową, bardzo krótką spódniczkę. Niżej, jeszcze niżej i jeszcze troszeczkę białe skarpetki oraz również białe trampki z morelowymi sznurówkami. Nie zapominając o plecaku w kolorze zgniłej zieleni (jakby woskowym, ale niewielkim).
Jej klatka piersiowa pracowała coraz szybciej, a cisza zabijała ją jakby przechodziła najboleśniejsze tortury. Czekała, czekała na śmierć.
- Go??Gość
Re: Las
Pią Sie 10, 2012 9:03 pm
Młody Saiyan podszedł do dziewczyny uważnie jej się przyglądając, już wymyślał karę dla niej za podglądanie i naśmiewanie za tą niespodziewaną maseczkę na twarzy. Przyglądał się dziewczynie, drobniutka mała drżąca ze strachu istotka, która jeszcze chwilę temu rechotała się z jego pecha, cóż musiał jakoś ją ukarać skoro rodzice nie zatroszczyli się o odpowiednie wychowanie.
-Mamusia cie nie nauczyła, że nie wolno podglądać?
Rzucił po chwili krótkie pytanie dalej wgapiając się w niewiastę. Po chwili intensywnego myślenia Nat wyszczerzył się głupio i chwycił dziewczynę przerzucając ją przez ramię jak worek ziemniaków natychmiast uniósł się w powietrze pokazując Haz'owi by leciał za nim, ale to co postanowi to już jego sprawa nie obchodziło go to. Nat ruszył szybko przed siebie szukając w dole jakiegoś zbiornika z wodą, miał zamiar nieco wystraszyć dziewczynę jak i przy okazji umyć się po walce jak i tym wypadku z durnymi ptakami.
Nie podobało mu się to iż ponownie prześladuje go jakiś okropny pech, zaraz może jeszcze spadnie na niego jakiś wielki kamulec nie wiadomo skąd. Nat lecąc przed siebie uważnie wypatrywał jakiegoś zbiornika z wodą, w końcu po niezbyt długim locie dostrzegł wodospad przy nim zaś był niewielki zbiornik wodny. Przyśpieszył lot by jak najszybciej znaleźć się tam.
z/t---> Jaskinia za wodospadem (Neya tyż bo wyjścia nie ma ^^)
-Mamusia cie nie nauczyła, że nie wolno podglądać?
Rzucił po chwili krótkie pytanie dalej wgapiając się w niewiastę. Po chwili intensywnego myślenia Nat wyszczerzył się głupio i chwycił dziewczynę przerzucając ją przez ramię jak worek ziemniaków natychmiast uniósł się w powietrze pokazując Haz'owi by leciał za nim, ale to co postanowi to już jego sprawa nie obchodziło go to. Nat ruszył szybko przed siebie szukając w dole jakiegoś zbiornika z wodą, miał zamiar nieco wystraszyć dziewczynę jak i przy okazji umyć się po walce jak i tym wypadku z durnymi ptakami.
Nie podobało mu się to iż ponownie prześladuje go jakiś okropny pech, zaraz może jeszcze spadnie na niego jakiś wielki kamulec nie wiadomo skąd. Nat lecąc przed siebie uważnie wypatrywał jakiegoś zbiornika z wodą, w końcu po niezbyt długim locie dostrzegł wodospad przy nim zaś był niewielki zbiornik wodny. Przyśpieszył lot by jak najszybciej znaleźć się tam.
z/t---> Jaskinia za wodospadem (Neya tyż bo wyjścia nie ma ^^)
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Las
Pią Sie 10, 2012 9:24 pm
Z ciekawością patrzył jak zza drzewa wychodzi jakaś dziewczyna. Cała ubrana na biało, na pierwszy rzut oka - Ziemianka. Widać było, że strasznie się boi. Co robiła w krzakach, tego nie wiedział. Być może była niedaleko, usłyszała odgłosy walki i zaciekawiona przyszła popatrzeć. Teraz stała przed Nimi wpatrując się we własne stopy. Nat podszedł do niej powoli i po krótkiej chwili chwycił ją i przerzucił przez ramię jak worek ziemniaków (xD), po czym wzbił się w powietrze, dając mu znak by leciał razem z Nim.
- Eh, co on znów kombinuje? - Westchnął pod nosem.
Podskoczył lekko do góry i poszybował wyżej. I tak nie miał nic innego do roboty. Poza tym ta dziewczyna była dla niego nadzieją na wyleczenie. Chociaż kto wie, czy po takim przywitaniu będzie skłonna mu pomóc. Leciał powoli, każdy ruch lewą ręką powodował ogromny ból. Nie miał pojęcia gdzie lecieli i co ważniejsze co Nat zamierza z nią zrobić. Miał nadzieję że wylądują jak najszybciej.
ZT --> Jaskinia za wodospadem
- Eh, co on znów kombinuje? - Westchnął pod nosem.
Podskoczył lekko do góry i poszybował wyżej. I tak nie miał nic innego do roboty. Poza tym ta dziewczyna była dla niego nadzieją na wyleczenie. Chociaż kto wie, czy po takim przywitaniu będzie skłonna mu pomóc. Leciał powoli, każdy ruch lewą ręką powodował ogromny ból. Nie miał pojęcia gdzie lecieli i co ważniejsze co Nat zamierza z nią zrobić. Miał nadzieję że wylądują jak najszybciej.
ZT --> Jaskinia za wodospadem
- Go??Gość
Re: Las
Sro Sie 15, 2012 7:00 pm
Szła spokojnie, jakby nigdy nic. Wzdychając i uważając na ostre kamyczki i gałązki wędrowała mijając co róż to drzewo. Cisza zaczęła ją dobijać. I to coraz bardziej. Zdała sobie sprawę, że jest sama. Do tego zmęczona i słaba. Zaczynała szurać stópkami po ziemi, jej kolana uginały się z każdym krokiem, a oddech zwiększał tempo. Na oczy coraz gorzej widziała, same się zamykały. Opierając się o pnie drzew nie zważając na wyczerpanie wciąż szła.
Zarzuciła plecak na plecy dla ułatwienia poruszania się i po podrapaniu się w głowę rozejrzała się wokoło. Zrobiło się jakoś ciemniej. Nawet ciszej. Zadrżała. Kątem oka sprawdzała każdą przestrzeń między drzewami ze strachu. Cofając się zachowawczy nogą o wystający korzeń wywróciła się. Uderzając się mocno głową o jakiś kamień straciła przytomność.
Po możliwe nawet kilku godzinach otworzyła oczy i złapała się za głowę w której strasznie szumiało. Pokręciła nią, ale dziwny dźwięk nie znikał. Podniosła się opierając ciało na łokciach i rozejrzała się wokoło. Panowała całkowita ciemność. Przełknęła głośno ślinę, a jej powieki rozszerzyły się. W gardle zatchnęło, nie mogła wydobyć z siebie głosu. Szybko wstała, chyba zbyt szybko. Zakręciło się jej w głowie, pochyliwszy się położyła dłonie na kolanach. Zamknęła oczka i próbowała się uspokoić. Kilka głębszych wdechów dało jakiś efekt, ale gdy spojrzała przed siebie i ujrzała czerwone dwa światełka, jakby zgłodniałe oczy drapieżcy. Jej spokój zniknął, poczuła przeraźliwe zimno. Musiał nastać wieczór, co tylko przerażało ją jeszcze bardziej. Nie myśląc długo odwróciła się i zaczęła biec ze wszystkich pozostałych jej sił. Słysząc jak za nią podąża zwierz. Był szybki, ale najwyraźniej miał zamiar ją zmęczyć, bo nie dobiegł do niej i nie rzucił się. Neya spoglądała za siebie, co jakiś czas widząc jak czerwone jego ślepia zbliżają się, ale nie dobiegają. Bała się coraz bardziej. Wreszcie zaryzykowała, choć sapała, wiedziała doskonale, że ma potężny głos, wzięła dużą porcję powietrza do płuc i wydarła się.
-Naaaaa... poooooomooooooc!
Sapanie w biegu dawało o sobie znać, coraz bardziej. Z jej oczu płynęły słone łzy. To, co ją ogarnęło przewyższa wyobrażenie. Ten kto nie znalazła się w takie sytuacji, nie wie. Nie ma pojęcia, jak jej serce waliło zagłuszając cokolwiek. Jak zasychało jej w gardle od łapania powietrza i jak krtań zabolała od takiego krzyku o suchym przełyku. Ból stóp do których wbijały się ściółkowe drobiazgi. I te zmęczenie, które narastało z każdym kolejnym ruchem.
Traciła nadzieję, na przeżycie. Zaczęła żałować, że opuściła saiyana, właśnie. To on mógł być jej teraz tą jedyną nadzieją. Ale była sama, całkiem sama. Jednak nie miała zamiaru w ten sposób skończyć żywota.
-Naaaaaaaa poo......Naaaaaaaat! Naaaaaaaaaat!
Swym krzykiem obudziła ptaki, który w popłochu uciekały z drzew, a ona biegła wciąż jak oszalała, ale widocznie zwalniała. Na, co liczył zwierz, który zaczął przyspieszać.
Zarzuciła plecak na plecy dla ułatwienia poruszania się i po podrapaniu się w głowę rozejrzała się wokoło. Zrobiło się jakoś ciemniej. Nawet ciszej. Zadrżała. Kątem oka sprawdzała każdą przestrzeń między drzewami ze strachu. Cofając się zachowawczy nogą o wystający korzeń wywróciła się. Uderzając się mocno głową o jakiś kamień straciła przytomność.
Po możliwe nawet kilku godzinach otworzyła oczy i złapała się za głowę w której strasznie szumiało. Pokręciła nią, ale dziwny dźwięk nie znikał. Podniosła się opierając ciało na łokciach i rozejrzała się wokoło. Panowała całkowita ciemność. Przełknęła głośno ślinę, a jej powieki rozszerzyły się. W gardle zatchnęło, nie mogła wydobyć z siebie głosu. Szybko wstała, chyba zbyt szybko. Zakręciło się jej w głowie, pochyliwszy się położyła dłonie na kolanach. Zamknęła oczka i próbowała się uspokoić. Kilka głębszych wdechów dało jakiś efekt, ale gdy spojrzała przed siebie i ujrzała czerwone dwa światełka, jakby zgłodniałe oczy drapieżcy. Jej spokój zniknął, poczuła przeraźliwe zimno. Musiał nastać wieczór, co tylko przerażało ją jeszcze bardziej. Nie myśląc długo odwróciła się i zaczęła biec ze wszystkich pozostałych jej sił. Słysząc jak za nią podąża zwierz. Był szybki, ale najwyraźniej miał zamiar ją zmęczyć, bo nie dobiegł do niej i nie rzucił się. Neya spoglądała za siebie, co jakiś czas widząc jak czerwone jego ślepia zbliżają się, ale nie dobiegają. Bała się coraz bardziej. Wreszcie zaryzykowała, choć sapała, wiedziała doskonale, że ma potężny głos, wzięła dużą porcję powietrza do płuc i wydarła się.
-Naaaaa... poooooomooooooc!
Sapanie w biegu dawało o sobie znać, coraz bardziej. Z jej oczu płynęły słone łzy. To, co ją ogarnęło przewyższa wyobrażenie. Ten kto nie znalazła się w takie sytuacji, nie wie. Nie ma pojęcia, jak jej serce waliło zagłuszając cokolwiek. Jak zasychało jej w gardle od łapania powietrza i jak krtań zabolała od takiego krzyku o suchym przełyku. Ból stóp do których wbijały się ściółkowe drobiazgi. I te zmęczenie, które narastało z każdym kolejnym ruchem.
Traciła nadzieję, na przeżycie. Zaczęła żałować, że opuściła saiyana, właśnie. To on mógł być jej teraz tą jedyną nadzieją. Ale była sama, całkiem sama. Jednak nie miała zamiaru w ten sposób skończyć żywota.
-Naaaaaaaa poo......Naaaaaaaat! Naaaaaaaaaat!
Swym krzykiem obudziła ptaki, który w popłochu uciekały z drzew, a ona biegła wciąż jak oszalała, ale widocznie zwalniała. Na, co liczył zwierz, który zaczął przyspieszać.
- Go??Gość
Re: Las
Sro Sie 15, 2012 10:24 pm
Mijał drzewa i wystające korzenie co jakiś czas po prostu wskoczył na jedno z drzew i tak przeskakiwał z gałęzi na gałąź szukając na dole czegoś co będzie mógł pożreć, ale nie mógł nic znaleźć robiło się coraz ciemniej zaś on dalej szukał. Szwendał się po lesie przez kilka godzin nie zastanawiając się już nad tym czy znajdzie w ogóle coś do jedzenia, ale zaczynał mieć to szczerze gdzieś im dłużej szukał tym bardziej odechciewało mu się jeść. Po jakimś czasie usłyszał rozpaczliwe wołanie o pomoc, na początku w ogóle nie rozpoznał głosu ani czy to aby na pewno wołanie o pomoc czy też ma już jakieś omamy, kiedy chwilę później usłyszał wykrzykiwane swoje imię skierował się w stronę skąd dochodziły krzyki leciał między drzewami omijając gałęzie w czym kilka złamał własną głową, widząc iż niedaleko przed nim biegnie Neya do tego goniona przez jakieś zwierze wylądował na gałęzi i zeskoczył w dół wprost na zwierza, któremu odciął łeb za pomocą Ki Sworda, drapieżnik padł martwy zaś Nat wylądował cały zachlapany krwią zwierzęcia, westchną.
-No i znów muszę czyścić ubrania.
Warkną do siebie odkopując truchło zwierzęcia oraz głowę w głąb lasu, podszedł do Neyi by sprawdzić czy nic jej się nie stało. Popełnił błąd puszczając ją samą o tej porze w końcu mógł przewidzieć bo w końcu na bezbronną dziewczynę czyha wiele niebezpieczeństw zwłaszcza w środku lasu nocą. Powoli zbliżył się do wycieńczonej ucieczką dziewczyny, wolał ją odstawić bezpiecznie do domu niż miałaby dalej chodzić sama po lesie.
-Neya wszystko w porządku?
Przyglądał się dziewczynie wyczekując odpowiedzi, miał nadzieję, że ten zwierzak nie zranił jej bądź czy sama się nie poraniła podczas tej ucieczki przed nim.
//dupa nie post -.- //
-No i znów muszę czyścić ubrania.
Warkną do siebie odkopując truchło zwierzęcia oraz głowę w głąb lasu, podszedł do Neyi by sprawdzić czy nic jej się nie stało. Popełnił błąd puszczając ją samą o tej porze w końcu mógł przewidzieć bo w końcu na bezbronną dziewczynę czyha wiele niebezpieczeństw zwłaszcza w środku lasu nocą. Powoli zbliżył się do wycieńczonej ucieczką dziewczyny, wolał ją odstawić bezpiecznie do domu niż miałaby dalej chodzić sama po lesie.
-Neya wszystko w porządku?
Przyglądał się dziewczynie wyczekując odpowiedzi, miał nadzieję, że ten zwierzak nie zranił jej bądź czy sama się nie poraniła podczas tej ucieczki przed nim.
//dupa nie post -.- //
- Go??Gość
Re: Las
Czw Sie 16, 2012 12:53 pm
Biegła, biegła, a raczej uciekała jak to możliwe najszybciej. Przestała oglądać się za siebie, już nie mogła sobie na to pozwolić, bo zwalniała stopiono z każdym kolejnym krokiem. Pochylała się do przodu źle stąpając, oddech był uciążliwy. Niemalże wywróciłaby się, a on był tuż za nią. Słyszała jego stąpanie. Bawił się z nią wciąż, łzy płynęły czuła nadchodzący koniec. Serce zagłuszała racjonalne myślenie. Tak to ma się wszystko skończyć? Uwolniła się, a teraz ma przypłacić to życiem? Wolność, aż tyle kosztuje?
Straciła siły, wpadła na drzewo oparła się o nie zamykając oczy była gotowa na wszystko. Z ostatków honoru odwróciła się przodem do oprawcy. Jej ciało drżało, uderzała nerwowo zębami, plecami przykleiła się do pnia odwracając głowę na bok. Zacisnęła powieki.
Niespodziewanie usłyszała szelest gałęzi, jakby ktoś lub coś z nich spadło, a może zaskoczyło? Mimowolnie otworzyła oczy i ujrzała cień stwora? Stopami cofnęła się jeszcze bardziej, gdy krew prysnęła tuż przed nią. Na skraju wyczerpania psychicznego. Widok oddzielonego łba i tryśnięcie krwi był niezapomniany. Jednak jej strach tylko pogłębił się, serce dudniło, gdy to coś zbliżało się do niej.
Myśląc o końcu złożyła ręce do modlitwy. Jej usta poruszały się nie wydając dźwięku, jednak błagały o litość. Potwór wychłodził się z ciemności, a gdy padł na niego blask księżyca, czas się zatrzymał.
Ujrzała saiyana skąpanego we krwi, patrzył na nią, coś powiedział, ale do niej nic już nie docierało. Ledwo trzymała się na nogach. Gdyby się nie podpierała możliwe, że padłaby na ziemię. Na jej twarzy pojawiła się nadzieja w formie lekkiego uśmiechu. Odepchnęła się od pnia drzewa robiąc mały krok. Wciąż drżała. Pokręciła głową, jakby nie mogła w to uwierzyć, że żyje. Wyciągnęła ręku ku Nathanielowi i podbiegła do niego wtulając się w niego. Nerwy puściły ze szczęścia, że jest przy niej, rozpłakała się. Nie miała już zamiaru go puszczać. Miała dość na dziś.
-Tak... się cieszę... że Cię widzę...
Było jej zimno, ale dziwne ciepło od saiyana pozwoliło jej na chwilę o tym zapomnieć. Tak się do niego tuląc czuła się bezpieczna, choć jeszcze nie tak dawno stanowił dla niej zagrożenie. Teraz stał się jej opoką.
Straciła siły, wpadła na drzewo oparła się o nie zamykając oczy była gotowa na wszystko. Z ostatków honoru odwróciła się przodem do oprawcy. Jej ciało drżało, uderzała nerwowo zębami, plecami przykleiła się do pnia odwracając głowę na bok. Zacisnęła powieki.
Niespodziewanie usłyszała szelest gałęzi, jakby ktoś lub coś z nich spadło, a może zaskoczyło? Mimowolnie otworzyła oczy i ujrzała cień stwora? Stopami cofnęła się jeszcze bardziej, gdy krew prysnęła tuż przed nią. Na skraju wyczerpania psychicznego. Widok oddzielonego łba i tryśnięcie krwi był niezapomniany. Jednak jej strach tylko pogłębił się, serce dudniło, gdy to coś zbliżało się do niej.
Myśląc o końcu złożyła ręce do modlitwy. Jej usta poruszały się nie wydając dźwięku, jednak błagały o litość. Potwór wychłodził się z ciemności, a gdy padł na niego blask księżyca, czas się zatrzymał.
Ujrzała saiyana skąpanego we krwi, patrzył na nią, coś powiedział, ale do niej nic już nie docierało. Ledwo trzymała się na nogach. Gdyby się nie podpierała możliwe, że padłaby na ziemię. Na jej twarzy pojawiła się nadzieja w formie lekkiego uśmiechu. Odepchnęła się od pnia drzewa robiąc mały krok. Wciąż drżała. Pokręciła głową, jakby nie mogła w to uwierzyć, że żyje. Wyciągnęła ręku ku Nathanielowi i podbiegła do niego wtulając się w niego. Nerwy puściły ze szczęścia, że jest przy niej, rozpłakała się. Nie miała już zamiaru go puszczać. Miała dość na dziś.
-Tak... się cieszę... że Cię widzę...
Było jej zimno, ale dziwne ciepło od saiyana pozwoliło jej na chwilę o tym zapomnieć. Tak się do niego tuląc czuła się bezpieczna, choć jeszcze nie tak dawno stanowił dla niej zagrożenie. Teraz stał się jej opoką.
- Go??Gość
Re: Las
Czw Sie 16, 2012 8:28 pm
Stal przed niewiastą cały we krwi zwierzęcia, nie dość że czekała go kolejna kąpiel dzisiejszego dnia to i jeszcze musiał uprać te ciuchy.Dał dziewczynie czas na opanowanie zarówno emocji jak i oddechu po tej męczącej ucieczce przed jakimś zwierzęciem, zdziwił się iż ot tak ona się do niego przytuliła, cóż w końcu chwilę temu uratował jej życie. Na myśl przyszła mu tylko jedna rzecz by odstawić ją bezpiecznie do domu a potem wrócić do wodospadu gdzie poczeka aż wróci Hazard, a potem czeka ich powrót na Vegetę co nie widziało się Saiyanowi.
-Już dobrze uspokój się.
Objął dziewczynę by mogła poczuć się bezpieczniej i czekał aż Neya się uspokoi, a potem będzie mógł ją odstawić bezpiecznie do jej miejsca zamieszkania. Domyślał się że jest ona zmęczona tym dniem w końcu dwukrotnie się topiła i jeszcze spuścił jej lanie, a teraz jeszcze to że jakiś dziki zwierz miał zamiar zrobić z niej swoją kolację. Nathaniel musiał poczekać cierpliwie aż Neya dojdzie do siebie by wskazała mu drogę żeby mógł odstawił ją do domu i nie musiał martwić się o to, że coś ją pożre, wolał mieć spokojne sumienie.
Chłopak zaczął zastanawiać się po co w ogóle się nią przejmuje, ale jednak w końcu była tylko niewinną bezbronną dziewczyną do tego bardzo przestraszoną.
-Już dobrze uspokój się.
Objął dziewczynę by mogła poczuć się bezpieczniej i czekał aż Neya się uspokoi, a potem będzie mógł ją odstawić bezpiecznie do jej miejsca zamieszkania. Domyślał się że jest ona zmęczona tym dniem w końcu dwukrotnie się topiła i jeszcze spuścił jej lanie, a teraz jeszcze to że jakiś dziki zwierz miał zamiar zrobić z niej swoją kolację. Nathaniel musiał poczekać cierpliwie aż Neya dojdzie do siebie by wskazała mu drogę żeby mógł odstawił ją do domu i nie musiał martwić się o to, że coś ją pożre, wolał mieć spokojne sumienie.
Chłopak zaczął zastanawiać się po co w ogóle się nią przejmuje, ale jednak w końcu była tylko niewinną bezbronną dziewczyną do tego bardzo przestraszoną.
- Go??Gość
Re: Las
Czw Sie 16, 2012 9:28 pm
Miłe słowa otuchy, objął ją nawet. Strach znikał, a ona pewniej uśmiechała się. Wokoło panował mrok. Co róż coś szeleściło, ale w jego ramionach czuła spokój. Choć od saiyana biło przyjemne ciepło to w nogi było bardzo jej zimno. Stopy poranione dawały o sobie znać, jak i zadrapania na łydkach czy udach.
Wzięła jeszcze kilka wdechów i spojrzała Nat'owi w oczy. Nie wiedziała, co ma szczerze mówiąc powiedzieć. Była nie miła, nawet nie pożegnała się odchodząc. Wolność tak bardzo jej uderzyła w głowę, że zapomniała o całym świecie. Nawet o manierach jaki wbijała jej mama na każdym, kroku od dzieciństwa. Jak z niej dama, jak nie pamiętała o podstawach. Było jej głupio. A teraz to jeszcze języka w gardle zapomniała. Westchnęła przeciągle włożyła palec do ust i przygryzła paznokieć myśląc, czy spytać może, czy wypada.
Najpierw coś mało zrozumiałego mruknęła pod nosem. Chwilę później wyciągnęła palca z ust i pewnie jakby znała go od lat odezwała się.
-Odprowadzisz mnie? Do domu...
Zawahała się na moment. Przełknęła ślinę i przesunęła dłonią po jego klacie śmiejąc się.
-Oczywiście nic za darmo... u mnie jest ciepła woda... wykąpiesz się... zjesz coś...
Zaczęła proponować i zachęcać, by tylko szybciej znaleźć się w domu i do tego będzie pewna, że znajdzie się tam w jednym kawałku.
Podrapała się po głowie myśląc czy dobrze zrobiła,a le wyjścia raczej nie mała. Nie ściągając plecaka, sięgnęła z trudem do jednej z kieszonek z której wyciągnęła różowe urządzenie. Widząc jak bardzo późno jest skrzywiła się. Wiedziała doskonale, że kara będzie ją czekała za złamane słowo dane mamie. Zdziwiona odczytała jeszcze parę wiadomości z których dowiedziała się ciekawych informacji. Najważniejszą było to, ze dom jest pusty, a mamuśka w firmie do rana zostanie. Inną było sprawdzenie, gdzie ona w ogóle jest. Uśmiechnięta spojrzała na saiyana.
-To jak? To blisko... Dokładnie na wprost... jakieś pięć może sześć kilometrów...
Schowała urządzenie i stanęła naciągając koszulkę na uda.
Wzięła jeszcze kilka wdechów i spojrzała Nat'owi w oczy. Nie wiedziała, co ma szczerze mówiąc powiedzieć. Była nie miła, nawet nie pożegnała się odchodząc. Wolność tak bardzo jej uderzyła w głowę, że zapomniała o całym świecie. Nawet o manierach jaki wbijała jej mama na każdym, kroku od dzieciństwa. Jak z niej dama, jak nie pamiętała o podstawach. Było jej głupio. A teraz to jeszcze języka w gardle zapomniała. Westchnęła przeciągle włożyła palec do ust i przygryzła paznokieć myśląc, czy spytać może, czy wypada.
Najpierw coś mało zrozumiałego mruknęła pod nosem. Chwilę później wyciągnęła palca z ust i pewnie jakby znała go od lat odezwała się.
-Odprowadzisz mnie? Do domu...
Zawahała się na moment. Przełknęła ślinę i przesunęła dłonią po jego klacie śmiejąc się.
-Oczywiście nic za darmo... u mnie jest ciepła woda... wykąpiesz się... zjesz coś...
Zaczęła proponować i zachęcać, by tylko szybciej znaleźć się w domu i do tego będzie pewna, że znajdzie się tam w jednym kawałku.
Podrapała się po głowie myśląc czy dobrze zrobiła,a le wyjścia raczej nie mała. Nie ściągając plecaka, sięgnęła z trudem do jednej z kieszonek z której wyciągnęła różowe urządzenie. Widząc jak bardzo późno jest skrzywiła się. Wiedziała doskonale, że kara będzie ją czekała za złamane słowo dane mamie. Zdziwiona odczytała jeszcze parę wiadomości z których dowiedziała się ciekawych informacji. Najważniejszą było to, ze dom jest pusty, a mamuśka w firmie do rana zostanie. Inną było sprawdzenie, gdzie ona w ogóle jest. Uśmiechnięta spojrzała na saiyana.
-To jak? To blisko... Dokładnie na wprost... jakieś pięć może sześć kilometrów...
Schowała urządzenie i stanęła naciągając koszulkę na uda.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach