Dragon Ball New Generation Reborn
Dragon Ball New Generation Reborn

Teren przed pałacem.

+9
Red
April
Siódemka
Kanade
NPC.
Reito
Kuro
Hikaru
NPC
13 posters
Go down
NPC
NPC
Liczba postów : 1219
Data rejestracji : 29/05/2012

https://dbng.forumpl.net/f53-regulamin-i-informacje-ogolne-obowi

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Teren przed pałacem.

Sro Maj 30, 2012 11:12 pm
First topic message reminder :

Teren przed pałacem.  - Page 4 Backgr13
Cały teren pokryty metrowej długości, kwadratowymi płytami z twardego granitu, ale nie mogło zabraknąć kilku drzew w wydzielonym do tego miejscu, w dwóch rzędach na jednej i drugiej części całego placu kilka palm wyrosło, a także mnóstwo krzaków i niewielka ilość równo przystrzyżonej trawy. Mnóstwo jest miejsca dla całego osiedla mieszkańców, ale mało kto jest w stanie w ogóle tu się zjawić. Tylko wybrańcy mogą stąpać po tej ziemi, tylko za zezwoleniem kota-Karina. W tym miejscu właśnie ci wybrańcy mogą trenować z pomocnikiem Kamiego- Mr Popo.

NPC.
Liczba postów : 2525
Data rejestracji : 29/05/2012

http://poke-life.net/pokemon.php?p=58946863&nakarm

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Sob Sie 23, 2014 9:33 pm
Teren przed pałacem.  - Page 4 15hzpg

Wraz z rozwoje dyskusji na obliczu Kamiego malowała się powaga i zatroskanie.

- Wiem, że tego nie widać ale nie jestem już taki młody jak kiedyś. Sam mam zamiar poszukać zastępstwa. Moje moc ma swoje granice. Ten kamień pozbędzie się majina z czyjegoś ciała ale nie zabije już demona, nie uczyni go lepszym. Nie potrafię tego zrobić, Smok zapewne też nie. Trzeba się pogodzić ze swoimi ograniczeniami. Doskonalenie Smoka zabrało mi dużo sił. Musiałbyś się zwrócić z tym do Kaioshinów. Jak zrobi się trochę spokojnie, prosiłbym cię abyś udał się ze mną na Namek, może uda mi się także znaleźć ucznia.  A tak przy okazji, a porpos Twojego ucznia widać, że jest wpatrzony w swoją ukochaną jak w obrazek i pewnie ratowanie planet mu nie w głowie. Niemniej bezczynnie nie siedzi, doceń to ale  coś mi mówi, że za jakiś czas za sprawą halfki zamieszkają tutaj oboje. Nie wiem co, po prostu przeczucie. O kolejna młoda krew tu leci.

\Mężczyźni przerwali rozmowę. Kami z lekkim uśmiechem skinął głową w geście powitania młodej boginki.

- Witaj skarbie.

Nastąpiła chwilka ciszy, kiedy staruszek wysłuchiwał prośbę młodej boginki, a zaraz później dostał mentalną wiadomość od guru nameczen. Rozpromienił się jeszcze bardziej.

- Ach więc pochodzisz z rodu smoków, ciekawe. Niestety nie mogą Ci oddać swojej mocy, bo także jej potrzebuje, a mu tutaj też mamy trochę kłopotów. Ale nie zostawię Cię bez niczego, chyba wiem jak Ci pomóc tylko to zajmie całą dobę.

Kami zachichotał i poprowadził Kaede z powrotem do dziewczyn

- Jak już wspomniałem mamy na Ziemi kłopoty z Majinami i nie mogę Ci poświęcić tyle czasu ile bym chciał. To, co mogę zrobić to przekazać Ci trochę wiedzy, może się przydać.

Tu położył ręką na głowie dziewczyny i skoncentrować, wkrótce w głowie Kaede pojawiło się kilka obrazów.

- Możesz także w 24 godziny rozwinąć swoją moc. Mamy tutaj specjalny pokój tzw. Komnatę Ducha i Czas gdzie roczny trening będzie trwał zaledwie ziemską dobę. April i June opuściły komnatę zaledwie wczoraj, więc mogą Ci o niej dokładniej opowiedzieć. Pozwolicie, że wrócę do swoich obowiązków.



OOC: April lub June albo obie opowiedzcie Kaede o Komnacie i zaprowadźcie ją tam.
Gość
Gość

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Pon Sie 25, 2014 11:42 am
Jakże wielkie zdziwienie się malowało na twarzy demonicy gdy April postanowiła ją od tak po prostu przytulić. Zaszklone łzami oczy spojrzały na nią, a potem się zamknęły. To było coś, czego jej brakowało. Tak długi czas nie czuła czyjegoś uścisku, ciepła, który wiele razy uspokajał ją. To było jak lek, najlepszy lek na wszystkie zmartwienia jakie trapiły demonicę. Choć nie działał zbyt długo to skutecznie. Mogła przez chwilę poczuć się, jak kiedyś u boku ukochanego. Niestety. Było, minęło. Powinna się odzwyczaić.
Wzięła głęboki wdech w piersi by uspokoić myśli, a następnie odsunęła się od przyjaciółki z podziękowaniem w oczach. Wiele razy znajdowała w niej oparcie, gdy znajdowały się w komnacie Ducha i Czasu. June mogła odwdzięczyć się naukami i solidnym wyciskiem w czasie treningu.
Rudowłosa nie dowierzała słowom czarnowłosej gdy ta zaczęła wyjaśniać sprawę ze swoim bratem. Tak ciężko trenowała by móc się obronić przed nim, a teraz dowiaduje się, że tak na prawdę chciał dobrze. Nie rozumiała jego toku myślenia, ale nie wiedziała też czym są więzi siostra-brat. Spuściła głowę. Nawet ona nie będzie w stanie uratować go przed śmiercią. Jej moce uleczające nie są wystarczająco dobre, by zabrać kogoś z rąk kostuchy gdy ta już przekracza bramy piekieł.
___ - Ważne jest to, że w końcu są między wami dobre relacje... - June nie była dobra w pocieszaniu kogoś, tylko tyle mogła zrobić. No, również zmierzwić jej włosy.

Niedługo później do towarzystwa dołączyła nowa osóbka. Od razu rozpoznała w niej znajomą twarz. To była Kaede, kaioshinka, którą kiedyś spotkała gdzieś na Ziemii. Zachodziła w głowę co może tutaj szukać, a dopiero później przypomniała sobie, że Kami to w pewnym sensie bóg. Muszą więc to być sprawy niebiańskie. No, nie wnikała.
Gdy jeden ze złotych motyli usiadł na skórze demonicy, poczuła się jakby ktoś przystawił jej rozgrzany widelec. Natychmiast strzepnęła to diabelstwo i odskoczyła do tyłu nie rozumiejąc co się dzieje. No tak, Kaede jest zupełnym przeciwieństwem June. Dobro, zło. Kaioshin, demon. To nie może chodzić w parę. Musiała się odseparować, więc wytworzyła wokół siebie lekko gorącą aurę. W ten sposób unikała kolejnych 'motyli'.
Różowowłosa udała się do pałacu, a June cicho odetchnęła. Nadal była nieco nerwowa, rozkojarzona oraz smutna zarazem. Zastanawiała się co teraz zrobić ze swoim życiem. Dalej musi się doskonalić, wzrastać w siłę, by znów nie dać sobie skopać dupska byle komu.
By zabić czas, zamieniła malutki słoik z wodą, w wiśniowy dżem. Dała go do rąk April
___ - Red to lubi, daj mu jak go spotkasz. - powiedziała.

Za chwilę na horyzoncie pojawił się Kami, który przyprowadził znajomą już koleżankę. Otworzyła nieco szerzej oczy, gdy usłyszała o Komnacie. Chciał ją wpuścić? Tylko ją?
___ - Na pewno chcesz wejść tam sama? To niebezpieczne dla zdrowia i umysłu. - ostrzegła, a następnie spojrzała na nameczanina nieco krytycznym wzrokiem. Panujące tam anomalie pogodowe nie raz były bardzo groźne. Gdyby nie pomoc drugiej osoby, już dawno by tam zamarzły, albo spłonęły w ogniach gorętszych  niż piekło. No, ale nie wnikała w decyzję Kamiego, jak chciał, to będzie odpowiadał za krzywdę Kaede w razie czego.
___ - Wybacz, April Ci wszystko opowie ze szczegółami. - mruknęła, a następnie skłoniła się. Chwyciła jeszcze czarnowłosą za ramię po czym pociągnęła by powiedzieć coś na ucho - Mam... prośbę. - zaczęła niepewnie bawiąc się swoimi palcami - Nie miej mi za złe to, co zrobię. Ja... ja po prostu nie zasługuję na bycie matką. Powinnam żyć sama, w odosobnieniu. - zrobić to, co zrobił Reito, uciec. Tego już nie powiedziała. Szybko się stąd zmyła. Zabrała z pokoju Shigo i zniknęła jak błyskawica.

<< Z tematu.
Hikaru
Hikaru
Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012


Identification Number
HP:
Teren przed pałacem.  - Page 4 9tkhzk0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 R0te38  (0/0)
KI:
Teren przed pałacem.  - Page 4 Left_bar_bleue0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Pon Sie 25, 2014 8:54 pm
- Dobra Kami. Nie gorączkuj się bo robisz się różowy na twarzy. Nie możesz, to nie możesz. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy i trzeba brać życie takie jakim jest... może z wyjątkiem momentów kiedy można użyć Twoich smoczych Kul, rzecz jasna. Pomogę Ci z przedostaniem się na Twoja planetę, ale nie próbuj umierać, zanim nie przekażesz swojego kijka następcy. Bo inaczej sam Cię znajdę i zamorduję. Uśmiechnął się szeroko, a właściwie ton całej wypowiedzi był bardziej żartobliwy... zabrało się msiticowi na słowne zabawy i dowciapkowanie. Oczywiście sprawa była poważna, ale czasami dobrze jest rozładować emocje. Na tym właściwie rozmowa się zakończyła bo przybyła Kaede, młoda Niebianka, która całkiem szybko rosła na sile.

Cóż, miała swoje problemy jak każdy. Jedyne co Hikaru zrobił to kiwnął jej głową na przywitanie i zabrał pięć kamieni, które miały zamknąć majina, po czym schował do kieszeni w płaszczu. Zaczekał na czarnego sługę Ziemskiego boga i wziął od niego woreczek z ośmioma senzu. Widać Karinowi się całkiem nieźle żyło skoro aż tyle ich miał... to jednak nie zmieniało faktu, że i tak będzie trzeba mu w tym pomóc w najbliższym czasie. Przyłożył dwa palce do czoła i namierzył ki swego wnuka. Zanim jednak gdziekolwiek się przeniósł schował nasionka do kieszeni spodni. Dopiero potem zniknął ze strażnicy Kami.

zt do Majin Reda!
avatar
April
Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Teren przed pałacem.  - Page 4 9tkhzk0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 R0te38  (0/0)
KI:
Teren przed pałacem.  - Page 4 Left_bar_bleue0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Wto Sie 26, 2014 9:08 am
Nagle ku zaskoczeniu wszystkim tu obecnym pojawiła się nowa istota, którą April również poznała wcześniej. Była to dobra i wesoła bogini Kaede, którą znała przede wszystkim z jej dobrych intencji i pysznych ciasteczek, które przynosiła. Na samą myśl o nich aż zgłodniała, uwielbiała je, były po prostu przepyszne, nigdy tak dobrych nie jadła nawet na Ziemi. Uśmiechnęła się przyjaźnie do niej i na samo słowo o ciastkach poczuła jak błoga energia ją roznosi.

- Tak, oczywiście, dziękujemy za prezent. – lekko się uchyliła i po chwili jeszcze bardziej rozpromieniła, gdy stado motyli zaczęły nad nią trzepotać swoimi małymi skrzydełkami, to był jeden z milszych aspektów tego ciężkiego dla niej dnia. Pomyślała o bracie, bała się do niego iść, a co jeżeli umiera albo już umarł? A jej przy nim nie było? Z drugiej strony po prostu się bała, to było zbyt ciężkie dla niej. Brat, Kuro, Red, June. Martwiła się o każdego z osobna z taką samą troską. Zastanowiła się na moment, sama nie wiedziała co powinna teraz zrobić, to czekanie męczyło ją z każdą minutą. Nie lubiła stać bezczynnie i się przyglądać, to było bez sensu. Westchnęła głośno wyrażając swoją całkowitą bezsilność. Nagle ze swoich przemyśleń wyrwała ja rudowłosa, która podarowała jej słoik dżemu. To dla Reda, lubił to, tylko dlaczego ona jej to daje? Nie może sama mu wręczyć po tym wszystkim? Co się dzieje? Była już totalnie zagubiona, chciała o coś zapytać, ale z kolei odezwał się najwyższy, a wiadomo, nie należało jemu przerywać. W ogóle nie powinno się komukolwiek przerywać, bo to niegrzeczne. Co do słów wypowiedzianych przez June zgadzała się w stu procentach. To niebezpieczne znaleźć się tam samemu.

- Ja to rozumiem, bycie matką to ogromna odpowiedzialność, mam nadzieję, że jednak kiedyś w przyszłości będziecie znowu rodziną. Trzymaj się ciepło, masz we mnie wsparcie, pamiętaj o tym. – powiedziała szybko nim dziewczyna całkowicie się ulotniła. Błękitnooka tylko odprowadziła ją wzrokiem, po czym ruszyła w stronę Boginki.

- Komnata Ducha i Czasu znajduje się w tamtą stronę, chodź za mną zaprowadzę Cię – mówiła delikatnie się uśmiechając, chciała być miła. Wiedziała, że średnio jej to wychodzi, ale to było spowodowane sytuacją, która pogarszała się z minuty na minutę. Ruszyła w drogę przy okazji mając w zamiarze opowiadać o niej, zajmie tak chociaż przez chwilę swój umysł. – Jest to niezwykła komnata, bo spędzasz tam rok, a na Ziemi trwa tylko jeden dzień. Jest to totalne zagięcie czasoprzestrzeni i to jest straszne. Dla Ciebie to sporo czasu, a tu na Ziemi to tylko pełna doba. W środku panują różne warunki, raz jest potwornie zimno, a za drugim razem strasznie parzy, że masz ochotę stamtąd wyjść. Przy treningu musisz uważać, aby nie zniszczyć jednych drzwi prowadzących do wyjścia, bo… utkniesz tam na zawsze. Pomieszczenie wygląda jak próżnia, więc też musisz uważać z oddalaniem się, bo jak to zrobisz zbyt, to możesz nie znaleźć drogi powrotnej i zabłądzić też na zawsze. Co by tu jeszcze dodać? Nie będzie tam nikogo, więc samotność da Ci w kość, wykorzystuj jak najwięcej się da, ale po co ja Ci to mówię? To pewnie wiesz. Jedzenia i picia masz tam pod dostatkiem, wystarczy Ci na pewno na rok. Oto drzwi, uważaj. Wbrew pozorom jest tam niebezpiecznie dla umysłu, naprawdę idzie zwariować.

Starała się przekazać wszystkie informacje rzetelnie, tak jak to zapamiętała. Oczywiście mogłaby o tym opowiadać dużo dłużej, ale lepiej aby sama przekonała się jaki to ciężki trening, bo sama nie uwierzy. Zastanawiała się, co dalej robić? Lecieć do Kuro, Reda i Vernila? Hikaru tam jest, ona by tylko przeszkadzała. Jeszcze raz głęboko westchnęła i uśmiechnęła się do Kaede.
Kanade
Kanade
Ciasteczkowa Bogini
Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012


Identification Number
HP:
Teren przed pałacem.  - Page 4 9tkhzk1000/1000Teren przed pałacem.  - Page 4 R0te38  (1000/1000)
KI:
Teren przed pałacem.  - Page 4 Left_bar_bleue0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Wto Sie 26, 2014 11:56 am
Lewitowała blisko April (chodzenie nie przystoi Bogom, Kaede bardzo rzadko stawia stopy na czymkolwiek), jednym uchem słuchając tego co ma do powiedzenia o komnacie, w której się za chwilę znajdzie. Tak naprawdę to wszelkie informacje puszczała mimo uszu, skupiając się na wielkich oczach halfki, na których dnie widziała wielkie zatroskanie i wewnętrzne obawy. „Aż dziw, że w połowie jest saiyanką, jej empatia prawie dorównuje mojej”. Motyle nieustannie krążyły wokół kobiet, dając pokrzepienie myślom, które nurtowały czarnowłosą. Co chwilę potakiwała głową i wydawała dźwięki wyrażające skupienie i uwagę na tym, co chciała jej przekazać śmiertelniczka. Wszystkie myśli Kaede krążyły wokół tego jak pomóc obolałemu sercu.
-April…- przerwała jej, gdy doszły do drzwi, prawdopodobnie komnaty czasu. –Rasa bogów żyje w samotności miliardy lat, od młodości zostałam wyrzucona z planety, którą zajmujemy, a będę mogła wrócić tam dopiero gdy stanę się pełnoprawną boginią. Można powiedzieć, że jestem w połowie drogi.- posłała swój pełen nadziei uśmiech i spojrzała rozmówczyni w oczy z matczyną miłością, całą sobą przekazując, że musi być dobrze. Jej aura nabrała majestatu, kogoś kto jest bardzo świadomy swojej wyjątkowości. –Prawdopodobnie śmiertelnicy nie są w stanie wyobrazić sobie pustki w sercu boga, kochamy wszystkich na całym wszechświecie, ale nikt nie odwzajemnia naszych uczuć. Tak naprawdę to jesteśmy stróżami ładu, ale lepiej gdy inni o nas nie wiedzą, albo po prostu zapominają. Możemy żyć samotnie, karmiąc się jedynie naszą miłością. Rok, dwa, dziesięć, miliard… Nie ma znaczenia ile, będę się tam czuła jak w domu, modląc się i wzrastając w miłości, kierowana pragnieniem dawania innym szczęścia.- kilka motyli usiadło na ramieniu April, przesyłając telepatycznie obraz wielkiego serca, całego rozpalonego ogniem. –Nas nie dotyczy zranienie, ale jestem w stanie dostrzec emocje i obawy, które masz w sobie. Gdy ludzie zostają zranieni, uczą się nienawidzić… Gdy ludzie ranią innych zostają znienawidzeni i dręczeni poczuciem winy. Ale poznanie bólu pozwala ludziom być miłym. Ból pozwala ludziom dorosnąć… A to jak dojrzewasz zależy od ciebie.- zrobiła małą przerwę, aby jej słowa zasiały odpowiednie ziarno, po czym kontynuowała. -Nienawiść się szerzy. Chciałam coś z tym zrobić… ale nie wiem co… Jednak wierzę… Że pewnego dnia nadejdzie dzień, kiedy ludzie szczerze będą się rozumieć!- jej słodki głos nagle stał się dużo bardziej energiczny, melodyjny i pełen uczucia, a po policzku spłynęła kryształowa łezka. –Moja rasa nie należy do wojowników, dajemy swoje błogosławieństwo i wwsparcie bohaterom, którzy mają odwagę pójść za swoim kochającym sercem. Będziesz moją bohaterką April? Porzuć swoje obawy, kieruj się sercem, nie jesteś za słaba, aby toczyć tą walkę, bo nie siła pięści, lecz serca odegra kluczowe znaczenie.- podleciała do klamki i otworzyła szeroko drzwi. –Czyń co masz czynić, niech błogosławieństwo bogów zawsze napawa twoje serce nadzieją. Idź za głosem serca bez lęku, który cię hamuje, wiesz przy kim jest twoje miejsce.- po tych słowach zniknęła w białej otchłani, a z rozmówczynią pozostało jeszcze przez długi czas złote stadko.

Zt --> Komnata czasu

avatar
April
Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Teren przed pałacem.  - Page 4 9tkhzk0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 R0te38  (0/0)
KI:
Teren przed pałacem.  - Page 4 Left_bar_bleue0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Pią Sie 29, 2014 12:41 pm
Stała trochę przed wyjściem zagubiona nie wiedząc co zrobić. Ciągle była tutaj sama, ale nie mogła się stąd ruszyć, musiała dbać o brata, musiała do niego zajrzeć, może odzyskał przytomność? Głośno westchnęła, jeszcze na dodatek słowa boginki. Zrobiło jej się smutno na samą myśl o tym, że ciągle była samotna, ona by tak nie potrafiła. Bycie samym w czterech ścianach zawsze ją dręczyło. Podobały jej się motyle, które ciągle nad nią latały. To było bardzo przyjemne uczucia, zwłaszcza, że one same nasączone były jakąś dobrocią. Wśród Kaede nie dało się być złym, dobroć, którą ona emitowała przenosiła się automatycznie na innych. Miała silną, pozytywną energię. A tak przynajmniej działała ona na nią. Współczuła jej; była taka dobra, a nikt nie mógł nawet odwzajemniać jej wspaniałego uczucia. Podziwiała ją, że to w ogóle jest możliwe, nie wiedziałaby, czy by tak potrafiła, ale to w końcu to nie ona urodziła się Bogiem. Odnośnie słów nienawiści, też by tak chciała. Żeby ludzie oraz inne istoty raz na zawsze przestały ze sobą walczyć, ale z drugiej strony była realistą i wiedziała, że to niemożliwe. Zbyt dobrze ich znała, wiedziała, że zawsze znajdzie się powód do walki, zawsze znajdzie się zło, które powoli w swoim zakątku będzie się szerzyć żeby wybuchnąć i wplątać zamęt. Zło zawsze rośnie w zaciszu, jest sprytniejsze od dobra, nie ukazuje na pierwszy rzut swojej potęgi. Jest ukryte.

Gdy Jej głos się zmienił, a po policzku popłynęła łza, stanęła jak wryta, nie wiedziała co powinna zrobić. Zazwyczaj przytulała w takim momencie, ale to nie była zwykła łza. Tuż za nią popłynęły słowa nad którymi należało się zastanowić. Ktoś uświadomił jej parę rzeczy, po pierwsze to, że nie jest słaba, że ma dla kogo być bohaterem, ma dla kogo czynić dobro. Nie powinna się poddawać, nigdy. A po drugie, że wiele osób jest zdecydowanie silniejszych od niej, ale to nie pięści są siłą, a to co ma w środku. Ona co prawda zamknęła za sobą drzwi i czekała ją tam ostra walka, ciężki trening, ale jej słowa jakby ciągle się powtarzały w jej głowie. Stała i zaniemówiła. Dookoła niej jednak wciąż latały magiczne motylki. Musiała wyglądać dosyć dziwnie. Stała zadumana tuż przed drzwiami, a dookoła niej fruwały złote owady. Po dłuższej chwili, sama nie wiedziała ile to trwało, może pięć minut, a może nawet godzinę; otrząsnęła się. Ciągle stała w tym samym momencie, a motyle właśnie zniknęły. Czuła wcześniej jakąś dziwną magię, jakby coś ją otaczało i wskazywało drogę, którą powinna iść.

Zamyślona udała się ponownie przed pałacem i usiadła po turecku w ciszy. Zamknęła oczy. Słowa Boginki dały jej dużo do myślenia, teraz musiała to wszystko przetrawić i powalczyć z samą sobą. Ona właśnie udała się na ciężki trening, nie mogła siedzieć tutaj bezczynnie i czekać. Skoro nie mogła udać się do Kuro, Reda, Hikaru i Vernila, to niech chociaż tutaj nie marnuje bez sensu swojego czasu. Postanowiła teraz potrenować trochę mentalnie, dawno tego nie robiła, ostatnio jej trening polegał na ciągłym wysiłku, a kwestie umysłu także należało popracować. Próbowała się skupić i odnaleźć swoich przyjaciół, aby móc dokładnie widzieć, co się u nich dzieje. Wciąż była zmęczona po walce z bratem albo raczej obolała, ale musiała dać radę. Powoli zgłębiała się w swój umysł, starając się utworzyć przed sobą wizję sytuacji. Nie wyglądała ona zbyt dobrze. Na szczęście pojawił się Hikaru, który obezwładnił złego Majina. W sumie to Reda. Co takiego musiało się stać pod jej nieobecność, że coś tak okropnego się z nim stało? Jaka zła siła musiała nim zawładnąć? Na te pytania odpowiedzi jeszcze nie znała, ale była pewna, że jej tam brakowało. Gdyby tam była, być może nie doszłoby do takiej sytuacji. Jeszcze ostatni obraz, który skontrolowała to było wydarzenie, w którym Kuro mówi, że przejmie złe moce. W tym momencie całkowicie wyłączyła się od rzeczywistości, żadne odgłosy z zewnątrz do niej nie dochodziły... tylko ona i jej umysł, w którym się zamknęła.

Occ: Trening start
Kanade
Kanade
Ciasteczkowa Bogini
Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012


Identification Number
HP:
Teren przed pałacem.  - Page 4 9tkhzk1000/1000Teren przed pałacem.  - Page 4 R0te38  (1000/1000)
KI:
Teren przed pałacem.  - Page 4 Left_bar_bleue0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Pią Sie 29, 2014 10:21 pm
Wyleciała na plac, gdzie z radością zobaczyła jak April medytuje. Trening mentalny daje dużo odpowiedzi co do sensu własnego działania. Kaede mogła również stwierdzić, że z emocjami halfki jest już dużo lepiej. Być może dzięki jej słowom… Bogini skupiła swoją energię, żeby pomóc jej w treningu, błogosławieństwo bogini spadło na medytującą w postaci błękitnego stadka motyli. Tym razem nie niosły ze sobą burzy miłości, a cichość i dar pełnego wyciszenia.
Podeszła na skraj placu, wpatrując się w odmęt nieba. Słuchała bardzo uważnie, aż w jej głowie pojawiły się prośby mieszkańców tej planety. Modlitwy, których nikt nie mógł słuchać, świat zapomniany przez bogów, taki samotny i pogubiony… Tutaj i nie tylko tutaj, na Namek, w piekle, w Vegecie… A pośród tego wszystkiego samotność Kaede, zupełnie bezradnej wobec swego przeznaczenia… Lecz wystarczą drobne kroczki, a pewnego dnia będzie miała i bohaterów i własną siłę. „Obrońcy wszechświata… Sainci… To brzmi dobrze.” Uśmiechnęła się z nadzieją. Jej wzrok przeniósł się na April. „A z niej zrobię mistica…
avatar
April
Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Teren przed pałacem.  - Page 4 9tkhzk0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 R0te38  (0/0)
KI:
Teren przed pałacem.  - Page 4 Left_bar_bleue0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Sob Sie 30, 2014 8:09 pm
Pierwszy raz w życiu miała takie dziwne uczucie, jakby coś, albo raczej ktoś prowadził ją za rękę wykonując dziwne figury w rytm muzyki. Wyraź swoją złość, pokaż swój ból, smutek. Słyszała głos, podczas gdy ona mentalnie po prostu tańczyła. Komuś może wydawać się to dziwne, ale ona często, gdy nikt nie patrzył, nawet Kuro oddawała się tej ziemskiej rozrywce, którą pokochała najbardziej ze wszystkich innych. Wychodziła z założenia, że przez parę kroków może wyrazić całe swoje uczucie. To ją uspokajało i zazwyczaj pozwalało iść dalej, głębiej. Po chwili jej umysł całkowicie mógł wykreować obraz nasączony emocjami. Cierpienie Reda, był rozdarty. W końcu wciąż był demonem, ale ona akurat zawsze wierzyła w jego dobro. Wiedziała, że gdyby tak była, to by jej nie skrzywdził, znała go już długo. Magii Majina nie, ale są silniejsze rzeczy i to właśnie Kaede pomogła jej to zrozumieć. To zawsze było w jej sercu, a ona to zapieczętowała. Hikaru może mówić co chce, że on by ją zaatakował, ale on zawsze był uparty i nigdy nie wierzył ani w nią, ani w swojego wnuka. Co udowodniło jego przybycie. Chociaż jej ciało nie ukazywało żadnych emocji, to w środku cierpiała widząc scenę zamknięcia demona. Wiedziała, że tak trzeba, że to konieczne, jeżeli się chce go z niego wyzbyć. Dalsza sceneria to był Kuro oraz Hikaru. Jej ukochany chciał przyjąć od Reda złego ducha, czyli oznaczało, że udała jej się na pewno jedna rzec. Kuro kiedyś, tak samo jak jej mistrz nie znosili demona, a teraz on był w stanie się poświęcić za niego. Udało jej się obudzić uczucie empatii, Hikaru pewnie by za to potępił. Zawsze miała wrażenie, że nie interesowały go żadne uczucia, tak jakby one nie grały żadnej roli. Nie rozumiał jednej rzeczy, że to właśnie one mogą byś silniejsze niż nie jeden oręż w ręku.

Skupiała się coraz mocniej, swoją energię przenosiła na obraz, który stawał się coraz wyraźniejszy, prawie jakby tam była. Jakby mogła zamienić się w każdego z nich i czuć to co oni. To było po prostu dziwne i niezwykłe, uczucia, emocje parowały z każdego, a ona mogła je bez trudu odczytać przechodząc obok nich, tak jakby dało się je wyczuć nosem. Na początku nie zauważyła, ale był też tam Vernil, lewitował i obserwował. Wszystko w jej głowie działo się w jakby zwolnionym tempie. Mogła podejść, dotknąć, poczuć. Sama nie była pewna, czy to się dzieje naprawdę, czy może tam poleciała, czy nadal jest przed pałacem? Wszystko było tak strasznie realne. Stojąc przed Kuro czuła jakby przeszywał ją wzrokiem, ale przecież nie mógł, nie widział jej. Już wiedziała, że nie zatopi ją ani pokusa ani strach.

Jak fastryga, trwałej prawdy wzór, skacz kochanie lecz tylko wtedy kiedy ja będę blisko, nie uciekaj sam. Powiedziała i się uśmiechnęła. Miała wrażenie jakby Kuro coś zrozumiał chociaż z fizycznego punktu widzenia nie mógł. Byli w dwóch różnych miejscach, a ona nie znała telepatii. Coraz więcej energii poświęcała w obraz, czuła jakby z niej uciekała. A ona musiała kontrolować, aby zniknęło jej jak najmniej. Nagle poczuła jakby coś jej w tym pomogło. Nie mogła wyjaśnić skąd ta siła, nagle poziom jej KI się uspokoił. Wciąż miała zamknięte oczy i była zupełnie wyłączona ze środowiska dlatego nawet nie wiedziała, że to sprawka Bogini, ale poczuła stabilizację. Mogła znowu powoli przenieść i uspokoić swoje myśli. Wciąż obserwowała, co się tam dzieje, przy tym będąc pewna swojej drogi. Nigdy nie sądziła, że jedno spotkanie może tak wiele zmienić, tak bardzo chciała jej podziękować. Zrobi to, gdy ta tylko wyjdzie z Komnaty. Biedna April, wciąż była nieświadoma, że ona jest tuż obok niej.

Occ: Pierwszy post treningowy
Red
Red
Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012


Identification Number
HP:
Teren przed pałacem.  - Page 4 9tkhzk500/500Teren przed pałacem.  - Page 4 R0te38  (500/500)
KI:
Teren przed pałacem.  - Page 4 Left_bar_bleue0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Sob Sie 30, 2014 10:16 pm
z przestrzeni powietrznej (wraz z Hikaru, Kuro i Vernilem)

Kuro był blisko celu, kiedy próbował mentalnie dotrzeć do zaćmionego umysłu demona. Z jednej strony to było bardzo odważne, ale i równie niebezpieczne, czego dowodem była nagła interwencja Hikaru. Będąc w ciemnym krysztale miał naprawdę wiele czasu do namysłu, a przede wszystkim do pokonania Majina. Tylko on i Red. Magia ulegała presji mocom kamienia, lecz definitywnym krokiem musiał być czyn demona. Czy stanie po stronie dobra czy zła. Czy będzie bronić przyjaciół i bliskich im planet. Wielka odpowiedzialność spoczęła na jego barki, ale nie tylko dlatego, że osiągnął wielką moc. Zaangażowanie się w życiorys każdego z poznanych mu istot było w tym wszystkim najtrudniejsze do zniesienia. Jako demon nigdy nie przywiązywał wagi do innych aspektów życia poza walką. Jak już narratorka wspominała, każdy z nich wykreował w Redzie odmienną wartość, która zarówno niosła pomoc, lecz była ciężarem i obowiązkiem "odwdzięczenia się". Nie to, że na siłę chciał to zrobić, ale czuł konieczność. Skoro są gotowi nieść pomoc dla jego żałosnej egzystencji, on też powinien tak zrobić. Za bardzo mu na nich zależało, by przegrać walkę z magią Majina.
Rozchylił wargi w głębokich ciemnościach próbując wypowiedzieć chociaż szeptem imię każdej osoby, która odbiła w nim kojące piętno i przyciągała w stronę dobra. Jakby chcąc się z nimi porozumieć, z nimi zjednoczyć w mroku. Jakże tu było zimno i strasznie! Przytłaczało go to więzienie, ściskało jego giętkie ciało ku epicentrum od wielkiej mocy kryształu. Pulsowała w nim krew w rytmie pulsu Ki kamienia. Coś było nie tak - magia Majin nie odchodziła, a energia kamienia przeszywała jego gumowe ciało na wylot! To nie tak miało być! Miał wyjść na zewnątrz w całości, kiedy tylko z całej duszy i serca zechce pozbyć się zła! Chciał, tak bardzo tego chciał! Piekielnie puchła głowa, klatka piersiowa zgniatała się od niewidzialnej siły, którą i tak ciężko byłoby dostrzec w zupełnych ciemnościach. Dlaczego - dlaczego tak się działo, do diaska?! Czyżby był tak bardzo przesiąknięty nienawiścią do Rikimaru, że odbiło to się na całym jego organizmie? Czyżby grzechy z przeszłości były zbyt wielkie, aby zostały wybaczone i wymazane?
Najwyraźniej nie było ratunku - musiał się z tym pogodzić.
Skulił się w sobie i zamknął ślepia z pokorą przyjmując na siebie kolejne cięcia wiązek Ki rozkrawających na drobne kawałki jego ciało. Cholerny chłód dostawał się głębiej i mroził każdy milimetr sześcienny pociachanej postury demona. Jedynie serce ofiarowane przez Kaede przytrzymywało młodzieńca przy życiu, i tylko teraz mógł zdecydować czy podąży tym tropem, czy da się unicestwić nie widząc dla siebie innego wyjścia. Skulony, przemarznięty, pogrążony w ciemnościach pragnął wrócić do świata żywych, do przyjaciół... by móc ich chronić. Dzięki nim był kimś więcej niż demonem. Zdecydował się ostatni raz dać sobie szansę na rehabilitację. Bo skoro przyjaciele nie zabili go, musieli chcieć od niego woli życia.

Kamień w kieszeni Hikaru zaczął emitować mocniejsze światło koloru szmaragdu, a kiedy pojawiły się wyładowania elektryczne i Mistic zdecydował się sięgnąć ręką po kryształ (przepraszam z góry za to drobne pokierowanie postacią), ten uwolnił moc na zewnątrz, przy tym także przepuszczając ze swojego mrocznego wnętrza do świata rzeczywistego Reda. Tonął w swojej charakterystycznej aurze szeleszczącej od wybudzenia się tylko i wyłącznie jego Ki, wyczyszczonej z magii Majin, i dość długo poświata nie mogła się wyciszyć. Lecz gdy tylko czarne motyle rozpłynęły się w przestrzeni przed Pałacem Wszechmogącego odkryły tak samo skulonego w sobie młodzieńca, zupełnie jak w krysztale. Nie otwierał oczu, drżały mu sine wargi z zimna i z tamtejszej bardzo nieprzyjemnej atmosfery, która tak bardzo przeraziła przepełnionego nienawiścią demona, że do teraz bał się otworzyć ślepia. Był też drugi powód, dla którego nie ruszał się z miejsca. Jego wygląd... uległ zmianie. Prawdopodobną przyczyną było dokończenie przebiegu transformacji do perfekcyjnego poziomu, który to trwał i trwał od Vegety aż do przybycia na Ziemię, a na którą wcześniej Red nie chciał sobie pozwolić. Chodziło o rogi na głowie: złote, ostre, długie i przysadziste tuż przy czaszce. To one przygniatały mózg i wywoływały fale złości w najmniej odpowiednich chwilach. Nie chciał ich, ale musiały wyjść na światło dzienne, by móc poprawnie funkcjonować. Tylko teraz ani trochę nie przypomina człowieka, coraz bardziej upodabniał się do potwora. Zniknęły bogate bransolety na rękach oraz ozdoby na warkoczu, który obecnie sprowadzał się do związanego ścisłą złotą tkaniną kucyka. Ponadto sprawiał wrażenie mocniej umięśnionego, ale nadal anorektycznie chudego młodzieńca. Rubin schowany pod gęstą grzywką był idealnie zsynchronizowany z tym na naszyjniku i z oczyma, i teraz nie świecił.
Kucając przy podłodze z opatulonymi rękoma nie odzywał się, bardzo cicho oddychał jakby chcąc jak najmniej zużywać cennego tlenu. Przygryzał wargi wciąż nie wiedząc, że już jest poza więzieniem z kryształu. Zupełnie zdezorientowany, ale wyleczony z magii Majin, bądź co bądź oczekiwał na to co się z nim stanie.

Ostateczny wygląd Reda:

[Post treningowy - drugi, ostatni z magią Majina]
Ooc:
"Jestem wolny, wolny, wolny! Guzik..."

Tak czy inaczej statystyki "odmajinienia" podam jutro
Ale full HP i KI
Kuro
Kuro
Drobik
Drobik
Liczba postów : 1091
Data rejestracji : 29/05/2012


Identification Number
HP:
Teren przed pałacem.  - Page 4 9tkhzk0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 R0te38  (0/0)
KI:
Teren przed pałacem.  - Page 4 Left_bar_bleue0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.db4evwer.com

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Pon Wrz 01, 2014 7:41 pm
Nie usłyszał w odpowiedzi żadnej kąśliwej uwagi, więc Hikaru musiał być na niego nieziemsko wściekły. Odbije to sobie na przyszłych treningach, Saiyan juz czuł to w kościach. Jęknął w duchu nad swoim losem i tym ile będzie go kosztować próba uratowania Reda. Telepatyczny uścisk się rozluźnił i Kuro mógł spokojnie lewitować. Dobrą wiadomością było to, ze Red żyje, tylko chłopak nie rozumiał co tak właściwie się z nim stało.Rozmasowywał sobie mięśnie, kiedy nagle coś, ktoś wbił mu łokieć w obolały policzek. Zdąż się tylko zorientować, że to za sprawa Hikaru i obraz mu się rozmazał.

Plątanina ciał z hukiem wylądowała na placu przed pałacem Kamiego. Vernil i Kuro szybko się wygrzebali. Saiyan rozmasowując obolały policzek pociągnął halfa za ubranie i szepnął mu na ucho.

- Zachowuj się to święte miejsce.

Rozejrzał się i dostrzegł dwie postacie, April i Kaede. Dziewczyny medytowały. Ucieszył się, że April prawdopodobnie czuje się lepiej. Aż mu serce zatrzepotało z radości, gdy zobaczył miłość swego serca całą i zdrową.. W towarzyszącej osobie rozpoznał Kaede, postanowił poprzeszkadzać dziewczynom. Podszedł cichutko, przyklęknął za April i objął ją od tyłu w pasie. Delikatnie pocałował jaw policzek.

- Zamartwiałem się strasznie o Ciebie.

Znów chciał tyle powiedzieć, żeby więcej tak nie robiła, że cieszy się widząc ją w lepszym stanie, że ją kocha ale cos go ścisnęło za gardło. Prawda była taka, że wtedy cholernie bał się, że ją straci, a ona nie chciała go obok. Poczuł, że łzy napływają mu do oczu, wiec cofnął swoją głowę i pocałował April w tył jej głowy, żeby to ukryć.

- Musimy koniecznie udać się na zakupić i znaleźć Ci nową sukienkę.

Zażartował w swoim stylu z efektu ciężkiej walki z Daichim. Pamiętał, jak April cieszyła się, kiedy ją sobie kupiła i jak pięknie w niej wyglądała, teraz mógł sobie pozwolić, żeby jej sprawić przyjemność zaproszeniem na zakupy, a został im tylko jeden dzień pobytu na Ziemi. Niebo powoli czerwieniało, słońce chyliło się ku zachodowi. Dyskretnie otarł łzę w rękaw i odwrócił się szczerząc się w uśmiechu do Kaede. Chociaż musiał wyglądać zabawnie ze spuchniętym prawym policzkiem, nie miał lekko ze swoim dziadkiem.

- Cześć – zagadnął wesoło.

Uwagę wszystkich przykuło czerwone światło, wydobywające się z kamienia trzymanego przez Hikaru, po czym wydostały się z niego czarne motyle. Czyżby Red wraca, tak szybko? Kucał obejmując się kurczowo rękoma, nie dało się w nim wyczuć już magii majin. Najwyraźniej było mu zimno. Kuro żałował, że nie ma czym go okryć. Postanowił jednak zrobić pierwszy krok. Wstał i pokazał dziewczynom znak ręką, żeby zostały na miejscu. Lepiej było zachować środki ostrożności. Podszedł i zarzucił demonowi na plecy swoją bluzę z symbolem Mistika. Red zmienił się nieco z wyglądu.

- Ojciec będzie niepocieszony, że przez te rogi nie będzie mógł Cię czochrać po głowie hehe. Red?

Nie powiedział mój ojciec, bo Kurokara traktował demona jak swojego kolejnego syna i czasem przechodząc obok mierzwił mu czuprynę i choć Red posyłał mu później mordercze spojrzenia mężczyzna absolutnie się nimi nie przejmował. To była jego forma okazywania uczuć i troski. Zresztą często razem siadywali na ganku po prostu milcząc i tak było dobrze.
avatar
April
Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Teren przed pałacem.  - Page 4 9tkhzk0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 R0te38  (0/0)
KI:
Teren przed pałacem.  - Page 4 Left_bar_bleue0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Wto Wrz 02, 2014 11:15 am
Zamyśliła się, ale nie na długo. Z tego wszystkiego wyrwały ją energie, które nagle zniknęły. Była zdziwiona i wybiło ją to trochę z rytmu, ale poczuła, że wszystkie postacie znalazły się nagle tutaj. Chciała już otworzyć oczy, aby się przywitać, ale nie mogła. Coś ją blokowało do dalszej medytacji. A może się myliła? Może ich tutaj nie było, czyżby była tutaj całkiem sama, a to wszystko działo się w jej umyśle? Nawet nie zdawała sobie sprawy, że Kaede jest tuż obok niej. Było to dziwne, czuła się wręcz zagubiona, nie wiedziała co zrobić. W głowie zaczął się totalny mentlik. Przed nią zaczęły pojawiać się różne obrazy- z jej życia lub też całkowicie wymyślone. Były to dobre chwile i złe, mieszały się nawzajem i przeplatały. Leciały szybko, jej głowa zaczęła eksplodować od namiaru myśli, wspomnień, obaw. Widziała Reda, który staje się zły, Kuro, który z jednej strony ją kochał, a potem zostawił i znalazł sobie inną. Chciała przestać, chciała krzyknąć, ale coś nadal ją blokowało. Było coraz gorzej, nie mogła tego powstrzymać. Zacisnęła pięści, zaczęła mrużyć oczy.

I w tym momencie przyszło jej ukojenie. To był Kuro, który niespodziewanie objął ją z tyłu w pasie. Otworzyła oczy zdziwiona. Czyli jednak nie wydawało jej się, naprawdę tu wylądowali, wszyscy cali i zdrowi. Odetchnęła z ulgą, było jej zdecydowanie lepiej. Kiedy usłyszała, że martwił się o nią z jednej strony poczuła ciepło na sercu, a z drugiej strony było jej głupio, że tak postąpiła, ale nie mogła inaczej. Poczuła jak całuje ją w tył głowy i mówi o sukience. Zapomniała o wszystkim po prostu się odwróciła i bardzo mocno się przytuliła.


- Tęskniłam za Tobą – wyszeptała mu do ucha jeszcze mocniej ściskając. Dopiero po chwili zauważyła, że nie ma koszulki, a tuż za nią praktycznie stała Bogini.
– Dlaczego jesteś bez koszulki w świętym miejscu? Kaede? Już wyszłaś z komnaty? Jejciu, strasznie długo musiałam w takim razie medytować, wybacz, że tak zostawiłam Cię samą.

Podrapała się w tył głowy uśmiechając się. Nawet nie zdawała sobie sprawę, że tyle czasu już minęło, podczas treningu musiała się strasznie zapomnieć w takim razie, ale zawsze to lepiej w tę stronę niż jakby miała w ogóle nie ćwiczyć. Nagle jej wzrok przeniósł się na Reda.
- Ty gamoniu! O Ciebie też się martwiłam. – zrobiła naburmuszoną minę, ale po chwili doszło do niej parę rzeczy, a przede wszystkim to, że się znowu zmienił! Miał rogi, wyglądało to dziwnie. – Moment, tego tutaj nie było, to Majin tak zadziałał?

Spytała i zmartwiła się, na Hikaru tylko zerknęła. Widziała jak bardzo jest zdenerwowany, więc wolała go po prostu nie tykać. Tak było bezpieczniej, chociaż i tak pewnie usłyszy jakąś docinkę, z którą będzie musiała się zmagać. Taki typ człowieka, w sumie to pół małpy-człowieka... nieważne. Westchnęła głośno, wszystko ją martwiło. Podczas jej nieobecności, a raczej tym, że po prostu była nieprzytomna tak wiele się złego wydarzyło.


- Musicie mi wybaczyć, że podczas tych złych rzeczy, które Wam się przytrafiły nie mogłam wam pomóc, nie mogłam też powstrzymać June, wyleciała gdzieś. Nie wiem nawet gdzie się znajduje, przepraszam, że nie mogłam przy was być. – powiedziała i spuściła głowę w dół. Było jej po prostu przykro, że jej przyjaciele, bliskie jej osoby były w tym wszystkim same.


Occ: Koniec treningu
Kanade
Kanade
Ciasteczkowa Bogini
Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012


Identification Number
HP:
Teren przed pałacem.  - Page 4 9tkhzk1000/1000Teren przed pałacem.  - Page 4 R0te38  (1000/1000)
KI:
Teren przed pałacem.  - Page 4 Left_bar_bleue0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Wto Wrz 02, 2014 1:45 pm
Malowniczy uśmiech bogini zdawał się być dodatkową ozdobą, która upiększa świat wokół niej. Tak jakby słonce świeciło z jej powodu, wpuszczając ostatnie promienie dnia na starannie wypolerowane kafelki. Błękitne niebo z pięknymi chmurami było tak naprawdę jej domem, niektórzy wierzyli, że to właśnie hen za nieboskłonem żyją bogowie. Kaede tak bardzo chciała żyć w sercach ludzi, nawet kosztem upadku z zaszczytnych miejsc.
Gdy tak uśmiechała się do świata i błogosławiła mu, obejmując wszystko swoją modlitwą, przybyli jej znajomi, wojownicy walczący o pokój, choć nie każdy miał w dalszym ciągu idealnie poukładane uczucia… Spojrzała ze współczuciem na mistica, zastanawiając się kiedy porzucił swoje kochające serce i stał się aż tak zgorzkniały, jak to sobą reprezentuje oraz jak to brzmi z jego słów. Musiał mieć przynajmniej takie serce jak April, skoro jej rasa zdecydowała się go obdarzyć takimi udziałami.
To nic dziwnego, że bogowie mają swoich ulubieńców, których chcą obdarzyć mocą, ona sama postawiła na April, ale przyjdzie na to właściwy czas. Z radością obserwowała, jak pojawiły się nad halfką różowe motyle, gdy tylko wymieniali się czułostkami z Kuro. „Ach ten małpiszon…” pomyślała rozbawiona, wspominając jak okazał jej wcześniej swoją arogancję i pogardę. Na jego przywitanie skinęła tylko głową z aprobatą, uśmiechając się i patrząc matczynym wzrokiem, jak rodzic wybaczający psotę małego urwisa. Magiczne motyle odpowiedzialne za emanowanie uczuć, nie widoczne dla zwykłych śmiertelników, w kolorze skóry Kaede krążyły nad zakochanymi i tym razem nie była to jej sprawka. Przysłoniła usta dłonią, śmiejąc się cichutko. Śmiertelnicy są tacy zabawni, ale takie momenty przekonywały ją, że warto o nich walczyć. Zwłaszcza, że…
Cały Red…” jej mina na powrót przybrała wyraz głębokiego zatroskania.
-Witaj Red, ile razy cię widzę, tyle razy wyglądasz inaczej, podoba mi się ta wstążka we włosach.- to jej przyjaciel, chce być dla niego miła i będzie, niezależnie od tego ile razy demon zejdzie na złą ścieżkę. Jej złote motyle, niosąc miłość na swoich skrzydłach miały zneutralizować czarne, emanujące od Reda. „Ale kto stoi za magią majin…” Być może powinna znaleźć tego kogoś… Nie, na pewno powinna.
Już od dłuższego czasu wiedziała, że ktoś jeszcze tutaj jest, a zachowanie April wskazywało, że…
-April, zechcesz mi przedstawić jegomościa, którego przede mną ukryliście? Zdaje się, że jego siła gaśnie.- spojrzała czule na czarnowłosą, być może to ktoś bliski dla niej. –Może będę w stanie mu pomóc, co prawda będzie to wymagało przeniesienia go do innych bogów, albo dużo łatwiej do moich nameczańskich braci, ale zapewniam powrót pierwszą klasą. Właściwie, to mogłabyś odbyć ze mną tę podróż. Przyda mi się ktoś silny do ochrony, zwłaszcza że wyleczenie takich ran to dla moich bliskich błahostka.
Red
Red
Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012


Identification Number
HP:
Teren przed pałacem.  - Page 4 9tkhzk500/500Teren przed pałacem.  - Page 4 R0te38  (500/500)
KI:
Teren przed pałacem.  - Page 4 Left_bar_bleue0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Wto Wrz 02, 2014 7:17 pm
Nie wiedział jak długo siedział w krysztale, ale przyjaciele ani trochę nie zmienili nastawienia wobec demona. Nie powinni być tacy mili dla Reda... nie zasługiwał na to. Martwili się o niego, nieśli pomoc narażając siebie, wspierali duchowo, a on co? Sprawiał więcej kłopotów niż było z niego pożytku, chociaż naprawdę starał się jak mógł. Mimo wszystko Kuro nie cofnął się przed podarunkiem w postaci swojej koszuli z wyszytym znakiem szkoły Mistica, żeby ogrzać Czarnowłosego. Słyszał go już wyraźnie, ten gest otworzył mu trzeźwe myślenie. Był już poza więzieniem, poza tym strasznym miejscem, o którym trudno opowiedzieć. Nikomu nie życzył pobytu w krysztale, nawet swoim wrogom. Może i były gorsze lochy, jak na przykład na Vegecie, lecz tam przynajmniej widział znajome twarze (co w sumie oznaczało, że i oni byli uwięzieni - a to najgorsza opcja), mógł knuć razem z nimi i słuchać rad. Eh, dość o tym co było, brrr, aż ciarki przechodzą.
Nie ubrał na siebie koszulki, lecz okrył nią swoje ramiona i plecy. Ściskał palcami miękki materiał wsłuchując się we słowa Kuro. Dziwnie z jego ust brzmiało określenie o Kurokarze, bo to wtedy stawiałoby Hikaru jako przyszywanego dziadka młodzieńca, co już zupełnie nie mogło współgrać dobrze.
>I na rogi znajdzie sposób... sam wiesz o tym dobrze.
Spróbował zażartować, chociaż nigdy nie był dobry w te klocki. Vernil to co innego - całkowite przeciwieństwo demona! Otworzył w końcu powieki i podźwignął się z klęczek na równe nogi. Wciąż unikał bezpośredniego spojrzenia na kogokolwiek, nie był godny spojrzeć im prosto w twarz. Przecież zawiódł już ich po raz któryś. Nieco nerwowo drapał się po nadgarstku, lecz nie okazywał po sobie więcej niepewności. No... ale tryskać optymizmem nie potrafił - przez niego zupełnie stracili czujność wobec Rikimaru. Bo żył, czuć było jego moc nawet w tym świętym miejscu, w którym przebywali.
Oh, były tu także dziewczyny! April i Kaede. Nie wyglądały na złe na siebie, może udało im się znaleźć wspólny język? Obie emanowały dobrocią, dobrymi chęciami, a także rosły w siłę! To bardzo dobrze... młode pokolenie musi zastąpić starą gwardię, ale jeśli dowiedzą się lub doświadczą na swojej skórze najgorszego. Hikaru z pewnością swoją postawą chciał przekazać cenne lekcje, bez owijania we słodkie słówka, zwłaszcza wobec Reda będącego niestabilnym pod względem obejmowanej strony konfliktu. Błękitnooka wyraziła swoje głębokie zmartwienie, nawet zbliżyła się subtelnie w stronę demona z naburmuszoną minką. Faktycznie, miała ku temu powody, więc przyjął z pokorą określenie "gamoń" nie tłumacząc się na swoją korzyść. Nie wlekł się też z wyjaśnieniami co do "ozdób" na głowie.
>Nie, to nie przez magię Majin -ostrożnie utkwił czerwone ślepia ze sczerniałymi bielmami w przyjaciółkę- wstrzymywałem się z całkowitą transformacją, żeby dzieci nie przestraszyły się rogów. Eh... nie wyszło.
Podrapał się ręką w tyle głowy z zażenowaną miną na samego siebie, po czym przeniósł wzrok na pierwszą kobietę, którą poznał tuż po rozmrożeniu z kawałka lodowca. Zdziwił się nieco jej obecnością, wszak była obrończynią Namek, ale być może miała interes do "tutejszych władz", więc nie wnikał za bardzo. Polityka to nie jego działka. Cieszył go jej widok, że wciąż emanowała radością i pozytywną Ki, że nawet zza ukrycia potrafiła na chwilę przyćmić zwiastun zła (jak znienacka podarowała Vivian paczuszkę ciastek, wiedział do kogo należą). Także i ona wyraziła, na swój sposób, zmartwienie o Reda. To prawda - zmieniała się jego sylwetka z chwili na chwilę, lecz miał już nadzieję, że bardziej nie zbrzydnie. Już i tak nie miał co liczyć na występ w Top Model. Skinął nieco głową, że chociaż gust co do ubrania mieli podobny, lecz to było mniej istotne (i to o wiele) od kondycji osoby, która znajdowała się także na tym terenie. Bogini wspomniała o pomocy, nawet na innej planecie, co widział na własne oczy. Poparł pomysł obrończyni Namek. Przy okazji podszedł na tyle blisko, by oddać Kurze jego koszulkę i skinąć w podzięce za ubranie.
>Kaede ma rację - byłem tam z Vernilem i wiem, że mają świetnych lekarzy. Potrafią uzdrawiać innych już od najmłodszych lat... zaraz, zaraz... -rozszerzył swoje zmysły na całą planetę, by odszukać istotki, która powinna być przy June- Gdzie... gdzie jest Shigo?!
Panika w jego oczach była wyraźna. A jeśli nie dlatego stał się sługusem Majina, że miał nienawiść w sercu Rikimaru, a że tak naprawdę zabił przez furię dziecko demonicy?! Nie czekając na wyjaśnienia poderwał się z idealnie białych płytek przed pałacem i ruszył w prędki lot na dół. Dlaczego nie było wśród nich June? Dlaczego była sama? Co się działo?! Przecież... przecież pamiętał, że zaniósł ich oboje w bezpieczne ręce wojowników! A jeśli i to było złudzeniem? Ksaaa!

[z tematu - do June]
Przepraszam, że opuszczam tak prędko Wasze miłe towarzystwo, ale omówiłam się z June na pisanko... przepraszam raz jeszcze, i dziękuję za wspólną fabułę!
Kuro
Kuro
Drobik
Drobik
Liczba postów : 1091
Data rejestracji : 29/05/2012


Identification Number
HP:
Teren przed pałacem.  - Page 4 9tkhzk0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 R0te38  (0/0)
KI:
Teren przed pałacem.  - Page 4 Left_bar_bleue0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.db4evwer.com

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Czw Wrz 04, 2014 8:57 pm
Zrobiło mu się lepiej na duchu wiedząc, że i z Redem już po wszystkim. Tym bardziej, że czekała go ostra przeprawa na treningach z Hikaru za karę. Odebrał od demona koszulkę, którą wcześniej go okrył i ubrał się. Red zaczął niepokoić się o Shigo i June. Rzeczywiście dopiero teraz Kuro zauważył, że ich tutaj nie ma, ciekawe dlaczego. Zależało mu, żeby poprosić June o dokończenie obrazka, który wcześniej namalowała. Bardzo mu na tym zależało. Tymczasem demon zaczął wpadać w panikę.

- Shigo nic nie jest, kiedy go od Ciebie wziąłem był cały i zdrowy. Tylko troszkę przestraszony.

Krzyknął za oddalającym się demonem ale ten już chyba nie słyszał. Poprawiając pas stroju treningowego wrócił do dziewczyn. Przytulił i pocałował April.

- Nie przejmuj się tym, będzie jeszcze mnóstwo okazji. Poza tym powinnaś odpoczywać. Jak się czujesz?

Bardzo martwił się o ukochaną, szczególnie o jej psychikę. Walka z bratem pod tym względem chyba była najtrudniejszą z możliwych walk do przeżycia. Dziewczyny zaczęły o czymś rozmawiać, więc z ciekawości udał się za nimi. Przez dłuższą chwilę milczał zbierając się w sobie. Nadarzyła się okazja, żeby przeprosić boginkę za swoje zachowanie.

- Kaede ja....nasze spotkanie dwa lata temu u Karina. Chciałem Cię przeprosić za moją niewyparzoną gębę. Wybacz mi proszę ....

Dla boginki to zapewne novum, że małpa przeprasza. Przez ostatnie lata Kuro się nieco zmienił, uspokoił się i stał się bardziej rozważniejszy. Może i miał trudny charakter ale w głębi serca był poczciwą małpą, oddał by innym wszystko co ma, choć ma niewiele. April będzie musiała powstrzymać te dobroduszne zapędy. Zresztą jak widać, halfka dobrze tresowała małpiszonka, chodził jak na sznurku. Kuro i tak nie zachowywał się jak typowy Saiyn, miał kilka zalet, które przy pierwszym spotkaniu z Kaede nie zostały ujawnione. Szedł za dziewczynami rozmasowując obolały policzek i jednocześnie czuł jak spojrzenie Hikaru wbija mu się w plecy.

Trening Start
avatar
April
Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Teren przed pałacem.  - Page 4 9tkhzk0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 R0te38  (0/0)
KI:
Teren przed pałacem.  - Page 4 Left_bar_bleue0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Pią Wrz 05, 2014 9:09 am
Wszystko co się działo pozwoliło jej zapomnieć o bracie. Dopiero teraz, gdy wszystko się ustabilizowało- powiedzmy. Bo z June wciąż nie było dobrze, a Red poleciał. Czuła się teraz jak w zwolnionym tempie. Jak mogła o nim zapomnieć, a jak umarł? To ona go do tego doprowadziła, miała wyrzuty sumienia, chciała chociaż się z nim pożegnać. Zatrzymała się. Nie wiedziała co powinna zrobić. Nagle Kuro ją przytulił i pocałował mówiąc żeby się nie przejmowała, to nie było w takiej sytuacji łatwe. Co zrobić? Znała go najlepiej, odpowiedzieć wszystko Bogini? Pewnie i tak już wie, w końcu jest osobą Boską. Lekko posmutniała.

- To moja sprawka, ale dla swojego usprawiedliwienia dodam, że myślałam, że chce mnie zabić! Zawsze mnie nękał, dopiero po walce powiedział, że to wszystko po to abym stała się silniejsza. – sama nie wiedziała, czy wypowiedziała te słowa, czy je tylko wyszeptała. Czuła się beznadziejnie, jeszcze nie do końca doszła do siebie pod względem fizycznym, a psychicznie było chyba jeszcze gorzej. Usiadła i schowała głowę w kolanach. Była w kropce. – Jak mam się nie przejmować? Kuro ja Cię bardzo kocham, ale to jednak wciąż brat, to ja doprowadziłam go do takiego stanu. Wiem, że był zły, najgorszy, ale nigdy by mnie nie zabił Kuro, a ja to prawie uczyniłam, wiesz jak się z tym czuje? To jednak moja rodzina, najbliższa.

W jej głosie było słychać pod koniec rozpacz, ale wzięła parę wdechów, nie mogła się rozklejać tu przy wszystkich. Zrobiła chwilę pauzy powstrzymując płacz, łzy. Wstając przetarła szybko oczy, kontynuując swoją wypowiedź.

- Droga Boginko Kaede, ja Ci bardzo dziękuję, jesteś wspaniała, że mi to oferujesz, ale jak sama pewnie wyczuwasz on zabił bestialsko wiele niewinnych ofiar. Myślisz, że ktokolwiek, kto będzie w stanie poczuć to samo co my zrobi dla niego coś dobrego? Chętnie go uleczę, nie chcę żeby umierał, chociaż znając jego wolę wolałby umrzeć. Wojownicy z naszej rasy są dumni tym kim są, nie proszą o ratunek, a do osoby, która im pomoże często czują odrazę. Wiem, że gdy z nim wszystko będzie w porządku będzie mnie nienawidził. Ale z drugiej strony chcę mu pomóc, ma tylko mnie. Boję się tego wszystkiego jednak, a co jeśli nadal będzie czynił zło? Nie wiem, co powinnam zrobić, nie chcę żeby zabijał, ale on jest inny niż ja. Chcę żeby Kuro też wtedy ze mną poleciał, gdy się go uleczy to odejdziemy żeby nie wiedział czy to my, ale czy to pomoże?! Jeżeli on będzie próbował zabić tych nieszczęsnych nameczan? Nie wiem, czy będę umiała drugi raz go powstrzymać. Mam mętlik w głowie, naprawdę nie wiem co zrobić.

Jak zwykle nie przebierała w słowach i była jak katarynka, ale co zrobić? Takie były jej obawy. Czuła w nim zło i jakoś była przekonana, że ciągle w nim będzie, ale z drugiej strony moralność, to jej brat. Miała nadzieję na jakąś poradę z obu stron, bo była w tej sytuacji zbyt zagubiona. To wszystko strasznie ją gryzło i nie wiedziała co zrobić, aby było dobrze. Nawet zapomniała o Hikaru, który gdzieś tam był. Nieważne, teraz liczyło się jego dobro, bądź dobro innych ludzi. Czy będzie potrafiła go poświęcić dla dobra innych? Albo czy będzie umiała poświęcić innych dla niego? Uh... znowu tylko pogorszyła sytuację we własnych myślach.
Kanade
Kanade
Ciasteczkowa Bogini
Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012


Identification Number
HP:
Teren przed pałacem.  - Page 4 9tkhzk1000/1000Teren przed pałacem.  - Page 4 R0te38  (1000/1000)
KI:
Teren przed pałacem.  - Page 4 Left_bar_bleue0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Pią Wrz 05, 2014 10:49 am
-Nawet z najciemniejszej drogi widać światło nadziei April.- halfka rzeczywiście dużo nawijała, a jej emocje coraz bardziej się nakręcały. Kaede uśmiechała się patrząc na nią z czułością i współczuciem. -Droga do zbawienia śmiertelników bywa bardzo wyboista, lecz właśnie dzięki niej stają się tym, kim mieli się stać.- zrobiła przerwę, żeby czarnowłosa mogła przyswoić ten przekaz, że jej rozterki mają sens. –Mimo licznych trosk, zachowałaś kochające serce, właśnie dlatego jako bogini mogę ci pomóc. Zmienił się przy tobie Kuro, wyrósł na całkiem grzeczną małpę.- uśmiechnęła się w jego kierunku, z przepraszającym wyrazem twarzy, tak aby nie odebrał tego na poważnie. –Odtąd twoim zadaniem będzie też wzięcie odpowiedzialności za swojego brata. Widziałam krzywdy których dokonał, słyszałam modlitwy zabijanych, ale w jego sercu jest ta sama krew, która pompuje twoją dobroć. Nie jest moją wolą, aby ktokolwiek został potępiony, jeśli jest choć cień szansy na nawrócenie dla czyniącego zło, należy to zrobić tak jak… Tak jak pomagamy Redowi… Widziałam piekło i ból osób, które tam trafiły...- już od dawna wiedziała, że ratowanie świata w pojedynkę nie ma sensu, śmiertelnicy potrzebują innych, aby wzrastać w miłości. –Zasieję ziarnko miłości w umyśle waszego rannego, ale wzrost tego zasiewu zależy już od jego bliskich. Lecicie ze mną dla ochrony, gdyby kogoś zaatakował, będzie na miejscu żeby zainterweniować. Kuro potraktuj to jako pokutę za dawne grzechy. Kocham wszystkich, dla niego też jest nadzieja.- stała się trochę bardziej poważna, lecz jej energia krążyła wokół rozmówców, dodając otuchy i pokazując jak bardzo sama Kaede wierzy w powodzenie nawrócenia.
Gdy skończyła mówić, udała się po ciało rannego i przyniosła je na plac.
-Kuro, April, złapcie się mnie i przygotujcie na dziwne uczucie…- wydała polecenie i zaczęła przygotowania do teleportacji. Westchnęła ciężko, z jej poziomem kai kai i tyloma pasażerami to strasznie ciężki skok, będzie potrzebowała wsparcia…
-Wujaszku Enma!- krzyknęła w telepatycznym przekazie do kogoś, kto pilnował ją przez wszystkie lata bycia poza boską planetą, u którego mieszkała jeszcze przed poznaniem Kaioshina i który zapewnił jej ciepły kąt na strychu swojej bazy, z której rozsyłał dusze w różne miejsca zaświatów. –Potrzebuję twojej pomocy, mam tu trochę pasażerów i szykuję się do skoku, użycz mi swojej mocy, sama nie dam rady…- jej błagalny głos rozbrzmiał w uszach zacnego mieszkańca niebios. Nie mógł jej odmówić, po trochę dlatego, że znał kochające serce shinki, a po wtóre jest już w końcu kaio, nie godzi się podważać jej wyborów. Kaede poczuła, że moc wujaszka ją napełnia i… Skoczyli.
Doskonale wiedziała, którą wioskę wybrać, na Namek nie brakowało zarówno wojowników, jak i lekarzy, ale jedni z najsilniejszych byli w Wiosce Jednogwiezdnej Kuli, u braciszka Vetusa. Jako Kaio znała doskonale każdego ze swoich braci, wybłaga ich o udzielenie pomocy, w końcu oni też ufają bezgranicznie bogini o sercu podobnym do nich i adoptowanej przez Guru.

ZT*3+ ranny --> Wioska Jednogwiezdnej Kuli (Namek)
Kuro
Kuro
Drobik
Drobik
Liczba postów : 1091
Data rejestracji : 29/05/2012


Identification Number
HP:
Teren przed pałacem.  - Page 4 9tkhzk0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 R0te38  (0/0)
KI:
Teren przed pałacem.  - Page 4 Left_bar_bleue0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.db4evwer.com

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Sro Lis 26, 2014 11:23 pm
Kami jak zwykle przyjął gościa miło. Kuro nie zdążył nic powiedzieć, a już Mr. Popo opatrywał mu rany. Saiyan nie chcąc sprawiać więcej problemów chciał zabrać wszystkie rzeczy i znaleźć sobie gdzieś jakiś kont do spania Spakował rzeczy April i swoje. Chętnie by się przebrał, tylko nie za bardzo miał w co. Pozostały mu dżinsy całe w soli, po tym jak zrobili mu chrzest bojowy i wrzucili do morza oraz T-shirt ze śladami małych pofarbowanych rączek Shigo. Pozostała jedynie czysta bielizna, jedwabne bokserki – prezent od April na specjalne okazje. Takie niestety się nie zdarzyły. Pudełeczko z pierścionkiem schował do kieszeni, w drugiej tkwiło pól fasolki. Zabrał wszystko, pożegnał się i poleciał przed siebie.

Tutaj słońce już zachodziło, to miała być ich noc, ich romantyczna chwila i to jedna z niewielu sam na sam, a tkwili na zupełnie innych planetach rozdzieleni. Kuro już tęsknił za jej zapachem, smakiem ust, ciepłym głosem i stanowczym charakterkiem, a nawet się nie pożegnali. Mieli wreszcie odpocząć, pobyć w samotności, obiecała mu pokazać uroki Ziemi, za to Saiyan zaczął coraz bardziej nienawidzić ta planetę. Do tego dwie najpotężniejsze istoty we wszechświecie rozdzieliły małpią parkę nie licząc się z ich uczuciami i jakby nic wykorzystywali do swoich celów. Wyjął pudełko z pierścionkiem i przyglądał mu się w locie. A może to on jest zbyt egoistyczny, April miała takie pojemne serce ale czy to źle, że pragnie przy niej być dzielić troski i radości. Kuro tęsknił niczym pies uwiązany i pozostawiony sam przez właścicieli. Powinien się przespać ale jakoś nie mógł znaleźć konta dla siebie, nie pogardziłby kawałkiem materaca. Mięśnie bolały jak cholera i nieprzespane noce dawały się we znaki. Miał jeszcze trochę pieniędzy i chętnie znalazłby jakieś ciche lokum, tylko nie wiedział gdzie i jak. Jedyną osobą, która mogła mu pomóc na tej planecie był Chepri. Znalazł energię Ziemianina i podążył w tamtą stronę, o dziwo leciał tam też Raziel i Vi była na miejscu w jednoznacznej sytuacji. A to się narobiło – zachichotał, był przekonany, że Hachi i raz mają się ku sobie.

ZT - do domku Chepriego
Vita Ora
Vita Ora
Admin
Admin
Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013

Skąd : Kraków

Identification Number
HP:
Teren przed pałacem.  - Page 4 9tkhzk500/500Teren przed pałacem.  - Page 4 R0te38  (500/500)
KI:
Teren przed pałacem.  - Page 4 Left_bar_bleue0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Pon Lis 30, 2015 8:44 pm
Niebawem po krótkim locie Saiyanie dotarli na sam szczyt, gdzie znajdował się rzeczywiście pałac. Całą okolica była nietypowa, ale Vulfila przywykła już do nietypowości. Wręcz zdziwiłaby się widząc cokolwiek typowego w tym nietypowym miejscu. Saiyanka obleciała wokoło teren, podążając zawsze za plecami Hazarda (tak w razie czego), aż niebawem zauważyła gospodarza.

- Hazard! – pisnęła, odciągając chłopaka na bok. – Miałam trzymać język za zębami, jak kazał kot, ale sam zobacz! - wyszeptała mu na ucho, wskazując na Boga Planety, obślizgłeogo i pomarszczonego dziwoląga. – Ja myślałam, że Mr. Kupo jest dziwny… Co to za paskudaaaaa!!!!
Hazard
Hazard
Don Hazardo
Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012

Skąd : Bydgoszcz

Identification Number
HP:
Teren przed pałacem.  - Page 4 9tkhzk800/800Teren przed pałacem.  - Page 4 R0te38  (800/800)
KI:
Teren przed pałacem.  - Page 4 Left_bar_bleue0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Wto Gru 01, 2015 2:29 pm
Ściskając w dłoni woreczek senzu, lecieli w górę wprost do Pałacu, rosnącego im w oczach z każdym metrem. Jednocześnie Hazard cały czas analizował słowa Karina. Nie skupiał się już na tym, iż według kocura nie ma szans z władcą Vegety. Teraz bardziej niepokoił go "kres okrucieństwa" Zell'a. Odkąd Król w tak brutalny sposób zaingerował w życie jego, a co za tym idzie także bliskich mu osób, uważał go za najgorszą i najpodlejszą kreaturę. Sposób w jaki traktował swoich podwładnych był według Haz'a niedopuszczalny.
 - Nie tak postępuje najważniejsza osoba na planecie, od której zależy jej los - podsumował w myślach, zgrzytając przy okazji zębami.
Z zamyślenia wyrwała go Vulfila. Byli już prawie na miejscu, a złotowłosy wyczuwał ponad nimi Ki dwójki istot. Co ciekawe, tyle samo osób znajdowało się w miejscu które dopiero co opuścili. Ciekawe...
 - Z chęcią poopowiadałbym Ci parę historyjek o naszym wspaniałym władcy, ale powinniśmy to odłożyć na później. Za chwilę czeka nas ciężka rozmowa i na tym powinniśmy się skupić. 
Wcale nie chciał zbywać towarzyszki byle czym. Po prostu chciał na spokojne wszystko jej wyjaśnić. Jakby się teraz nad tym zastanowić, nie wiedział jaki stosunek miała dziewczyna do władzy ma Vegecie. Ostatnie 2 lata spędziła właśnie tam, trenując pod okiem Koszarowego. Nie miał pojęcia jakie wartości mógł przekazać jej mentor odnoście szacunku i lojalności wobec Króla. Nie wiedział czy szanuje go i podziwia, czy ma do niego obojętny stosunek. Jeśli to pierwsze, to ciężko będzie przekonać ją o tym, że cały ten burdel spowodowany 2 lata temu przez Tsufula to tak naprawdę sprawka Zell'a. 

Wreszcie byli na miejscu. Stopy dwójki Saiyan dotknęły marmurowego (chyba xD) podłoża pałacu. To miejsce było wspaniałe, ale mogli się tego spodziewać. Wszak Bóg planety nie zamieszkiwałby w jakiejś ruderze. Wokoło rosło mnóstwo zadbanych roślinek, którymi zajmował się zapewne Mr Popo. Hazard rozejrzał się wokoło, lecz w pierwszej chwili nikogo nie dojrzał. Postanowił ruszyć naprzód do wejścia, z Vulfilą depczącą mu po piętach i rozglądającą się niespokojnie. I to właśnie ona jako pierwsza dojrzała Pana tych ziemi. Natychmiast odciągnęła go na bok, by wyrazić swą dezaprobatę wyglądem nieznajomego.
 - Ciiii! - uciszył ją natychmiast - Rany, Karin miał rację, musisz nauczyć się trzymać język za zębami! Nie nauczono Cię, że nie ocenia się innych po wyglądzie? - wszystko to wypowiedział ledwo poruszając wargami, niczym niezbyt wprawny brzuchomówca.
Faktycznie, Kami-sama nie prezentował się zbyt atrakcyjnie, przynajmniej porównując go do mieszkańców tej planety. Hazard natychmiast dostrzegł w jego wyglądzie coś znajomego. Był pewien, że gdzieś już widział podobne istoty. Chwilę mu to zajęło, ale w końcu sobie przypomniał. Misja na Iceberg i dane które przesłał in Trener na temat planety Namek, która była ich pierwotnym celem. Nie było wątpliwości.
 - To Nameczanin - szepnął do siebie, chociaż i Vulfila mogła to usłyszeć - dlaczego Nameczanin jest Bogiem Ziemi? Spodziewałem się kogoś bardziej... tutejszego.
Nie zrażając się tym jednak, ruszył w jego stronę. Wyglądał na bardzo starego, ta pomarszczona skóra i fakt, iż musiał podpierać się na lasce sugerował, że przeżył już naprawdę dużo. Jego moc także robiła wrażenie, chociaż zapewne skrywał jakiś jej procent. W końcu zatrzymał się kilka metrów przed nim, ukłonił się nisko i rzekł:
 - To zaszczyt poznać Boga tej planety. Nazywam się Hazard, a to moja towarzyszka Vulfila. Jesteśmy Saiyan'ami, ale to zapewne nie jest dla Ciebie tajemnicą. Przyszliśmy tu za pozwoleniem Karin, a także pośrednio Mr Popo. Swoją drogą, mam coś dla niego... Tak czy siak chcielibyśmy odbyć u Ciebie nauki. Jak z pewnością wiesz, na naszej rodzimej planecie Vegecie dojdzie wkrótce do wojny domowej. Chcielibyśmy stać się silniejsi, by być w stanie zaprowadzić pokój.
Dużo kosztował go właściwy dobór słów. Mówił powoli, by na bieżąco łączyć właściwe słowa w całe zdania, starając się okazać rozmówcy szacunek. Postanowił też pokrótce wyjaśnić ich obecne położenie, oraz cel tej wyprawy. Podejrzewał jednak, iż Kami-sama doskonale zdawał sobie sprawę co tu robią.

OCC:
Trening Start
Castiel
Castiel
Liczba postów : 56
Data rejestracji : 05/10/2015

Skąd : Końskie (obecnie Rotterdam)

Identification Number
HP:
Teren przed pałacem.  - Page 4 9tkhzk0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 R0te38  (0/0)
KI:
Teren przed pałacem.  - Page 4 Left_bar_bleue0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Sro Gru 02, 2015 11:29 pm

*Przybył stąd!*

W pierwszej chwili gdy kot miauknął i zaczął się myć, chłopak pomyślał, że cała przemowa na nic. Następnie zachwycony tym, że jednak się mylił, gdy usłyszał głos kota wyprostował się prawie na baczność wybałuszając szeroko oczy. Szybko jednak mina mu zrzedła gdy Karin powiedział, że nie nadaje się na obrońce Ziemi, ani tym bardziej by unieś się w górę do boskiego pałacu. Skruszony spuścił głowę a następnie zdziwił się gdy poczuł na sobie dotyk silnych rąk Siódemki, która wniosła ich w górę ignorując słowa pustelnika. Nie mogąc nic na to poradzić zrobił przepraszającą minę i rozłożył ręce w geście bezradności. Jeśli mędrzec wiedział, że dziewucha jest demonem, domyśli się zapewne, że i protesty pewnie na nic by się w tej sytuacji nie zdały. Z drugiej jednak strony Indianin ucieszył się, że i tak dopiął swego i nie będzie to całkiem jego wina. Czując powiew wiatru na twarzy i rozluźniając mięśnie zaczął bacznie obserwować zbliżającą się ku nim kulę - przynajmniej tak wyglądała z ich perspektywy.
Gdy demon odstawił go na granitowe płyty indianiec nie mógł ukryć swojego zachwytu. Wprawdzie nie tak wyobrażał sobie rajski pałac, ale i to co widział w tym momencie nie równało się z niczym co mógłby zaobserwować w wiosce i w kawałku cywilizowanego świata jakie poznawał przez krótki okres czasu. Stał tak przez chwilę z otwartą buzią w niemym zachwycie i obserwując budowlę jak i rzędy drzewek i roślin nie zauważył nawet ludzi, którzy przybyli tu przed nim. Przypominając sobie słowa Szamana o Saiyanach sprawił, że trzeźwość umysłu wróciła mu w mgnieniu oka i zapragną poznać tych ludzi jak i wszystko nowe co go otaczało. Zawołał Siódemkę i szybkim krokiem zaczęli iść w ich kierunku. Zaciekawiony zapomniał o bólu i nie myśląc o nim w ogóle nie zwracał uwagi na palące mięśnie za każdym razem, gdy choćby próbował podnieść nogę. A gdy byli już kilka metrów przed nimi chłopak dostrzegł, że znajduje się tam także inny osobnik, z wyglądu nie przypominając żadnego stworzenia jakie do tej pory widział. Zbliżył się zaciekawiony zielonoskórym, pomarszczonym osobnikiem i szybko zapomniał o Saiyanach, o których wcześniej rozmyślał. Ukłonił się, krótkim gestem dłoni nakazując Siódemce to samo.

- Witajcie, nazywam się Castiel, a to jest Siódemka. Karin wiedział wszystko, więc zakładam, że i czcigodny Kami również będzie wiedział. - Wyparował może bezpośrednio, ale cenił sobie szczerość. I nie miał zamiaru po raz kolejny strzępić sobie języka tak jak z kotem, a ucząc się na błędach tak właśnie myślał - że oni już o wszystkim wiedzą. Miał tylko nadzieję, że nie przegnają go szybko jak próbował to zrobić ten przemiły kot na dole. - Wiem, że Ziemi zagraża niebezpieczeństwo i przybyłem tu by trenować pod okiem samego ziemskiego boga i stawić temu czoła.

Na prawdę chciał przysłużyć się w ocaleniu planety jeśli ta jest zagrożona, a jeśli jest za słaby to chciał trenować by stać się silniejszym. Od chwili gdy usłyszał, że jest przeznaczony do wyższych celów wstąpiły w nim nowe siły. Gdy usłyszał jeszcze, że walczy również pewien Ziemianin - dodało mu to sił by pokonać pierwszą przeszkodę i wdrapać się o własnych siłach na sam szczyt góry, co samo to było doskonałym treningiem - chłopak wciąż odczuwał efekty. Jego pewność siebie szybko zburzył kot, który nie pozwolił mu przejść dalej. Chłopakiem targały teraz emocje radości i przygnębienia i nie wiedział co ma o tym myśleć. Korzystając z okazji i samowoli Demonicy zdecydował zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę. Odganiając od siebie złe myśli pokornie schylił głowę czekając na reakcję któregokolwiek z obecnych.
NPC.
NPC.
Liczba postów : 2525
Data rejestracji : 29/05/2012

http://poke-life.net/pokemon.php?p=58946863&nakarm

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Pią Gru 04, 2015 8:30 pm
Teren przed pałacem.  - Page 4 15hzpg

- Może jestem stary i brzydki ale nie głuchy. – Odpowiedział Kami nieco urażony. Zmroził karcąco dziewczynę spojrzeniem i to dosłownie zmroził używając paraliżu. Wysłuchał w spokoju wszystkiego.
- Ruch dzisiaj, jak na centralnym – skomentował na kilka sekund przed przybyciem Castiela. Spokojnie chłopcze, Ziemi nie zagraża niebezpieczeństwo, przynajmniej w tej chwili. Mr Popo proszę przygotuj jakąś przekąskę dla naszych gości i tort czekoladowy dla młodej damy. Zgadłem? – nachylił się z uśmiechem do małej demonicy.
- Taaak odkrzyknęła dziarsko Siódemka i pobiegła ganiać motylki.
- Najpierw mnie obrażacie, a teraz chcecie ode mnie przysługi. – odezwał się do Saiyan. Widzę, że wyrosłeś przez te ostatnie lata młody wilku. Tanana opisywała Cię, jako anemiczne chuchro. Nie bądź taki zdziwiony, to ona jest boginią Iceberg. Każda planeta ma swojego Boga, no poza Vegetą, tam nikt nie chce mieć wakatu. Przekazała mi przepowiednie dla Twojego kuzyna. Dwa lata temu, on także tu trenował. Domyślam się, co stanie się na waszej planecie, co prawda Ludzi jest znacznie więcej niż Saiyan i zabijają się nawzajem codziennie ale Vegeta spłynie krwią na niewyobrażalną dotąd skalę w kosmosie. Myślę, ze zdajecie sobie z tego sprawę. Zabrzmiało dość ponuro ale nim przejdziemy do właściwej dyskusji zjedzmy coś.

Kami zaprowadził wszystkich do wnętrza pałacu, stół w jadalni uginał się pod parującymi ciepłem podtrawi. Siódemka pierwsza wdrapała się na krzesło i bez krępacji zatopiła łapki w torcie czekoladowym.

- Mr. Popo proszę przygotuj Salę.





OOC:
Ok, możecie się zapoznać.
Vulf, chwilowy paraliż, Haz musisz ją przestawić, przy stole możesz się już powoli ruszać.
Hazard
Hazard
Don Hazardo
Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012

Skąd : Bydgoszcz

Identification Number
HP:
Teren przed pałacem.  - Page 4 9tkhzk800/800Teren przed pałacem.  - Page 4 R0te38  (800/800)
KI:
Teren przed pałacem.  - Page 4 Left_bar_bleue0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Sob Gru 05, 2015 2:38 pm
Hazard zaskoczony wyczuł, że dwójka która jeszcze niedawno wspinała się po wieży, tylko na moment zawitała u Karina, a teraz lecą prosto do nich. Złotowłosy skupił się na ich aurach. Jeden bez wątpienia był człowiekiem, drugi demonem. Oboje nie rzucali na kolana swoją mocą; wspólnymi siłami nie daliby rady Vulfili na zwykłej formie, tak więc nie stanowią dla nich żadnego zagrożenia. Z tego powodu Haz'a ciekawił powód ich wizyty tutaj. Czy tak jak oni chcą stać się silniejsi, a może chodzi im o coś innego? Cóż, zaraz się okażę, lada moment tu będą. 

Rzucił w ich stronę krótkie spojrzenie gdy tylko pojawili się w zasięgu wzroku. Wysoki czarnoskóry chłopak - Ziemianin, oraz mała czarnowłosa dziewczynka posiadająca skrzydełka i ogon - oczywiście demon. Castiel natychmiast przedstawił siebie oraz siódemkę, kierując swe słowa raczej bezpośrednio w stronę Kami'ego. 
 - Zagrożenie? O czym on mówi? - pomyślał zaskoczony - co prawda Karin wspominał coś o nalocie Saiyan, ale już ich tu nie ma, wyczułbym jeśli coś by się działo...
Długo nie musiał nad tym rozmyślać, gdyż Kami-sama natychmiast rozwiał te wątpliwości. Według niego nic niepokojącego nie działo się na Ziemi. Kolejna zagrożona planeta? Tego byłoby już zbyt wiele. 

Wszechmogący zrobił na ogoniastych spore wrażenie. Raz - miał znakomity słuch skoro był w stanie usłyszeć o czym szepczą; dwa - bez wysiłku sparaliżował Vulfilę za jej słowa - przepływ jej Ki drastycznie zmalał, co oznaczało dla niej chwilowy brak ruchu - kara za obrazę Kami'ego. Hazard już żegnał się z szansami na trening w tym osobliwym miejscu, jednak Nameczanin okazał się wyjątkowo wyrozumiały. Zaprosił ich do jadalni, gdzie miała czekać na nich przekąska. Saiyan zrobił kilka kroków do przodu, po czym obejrzał się na towarzyszkę.
 - Coo, nie idziesz? - spytał ze zlośliwym uśmiechem na twarzy - nie jesteś głodna?
Pożartował sobie z dziewczyny jeszcze przez chwilę, po czym uznał że tyle wystarczy. Kręcąc głową i śmiejąc się po nosem, jednym zgrabnym ruchem wziął ją na ręce i truchtem ruszył w stronę wnętrza Pałacu by dogonić resztę. Chciał zapytać o coś Gospodarza, więc szybko zrównał się z nim i zagadał:
 - Naprawdę przepraszam za zachowanie koleżanki, ona już tak ma, najpierw gada, dopiero potem myśli. A tak wracając do tego co mówiłeś Kami-sama, nie spodziewałem się że nawet tutaj wiecie o mnie i Kuro. Kto by pomyślał, że nasz wilczy ród jest tak znany... ale nie o to chciałem spytać. Otóż w tej przepowiedni jest taki fragment, zaraz jak to bylo... aaa już pamiętam "Jedno może zbawić świat, a drugie go unicestwić" Czy ta część nie została już spełniona? Mam na myśli to co wyczyniał Tsuful przed dwoma laty, opętał mnie i chciał zniszczyć Vegetę i może potem zająłby się resztą planet, ale Kuro go pokonał i nas uratował no i... czy nie o tym była mowa?
Już od jakiegoś czasu go to nurtowało i cieszył się, że teraz miał okazję porozmawiać z kimś, kto być może będzie w stanie  mu to wyjaśnić. Wkroczyli do jadalni, gdzie zastali bogato zastawiony stół. Żołądek Haz'a natychmiast dał o sobie znać, jednak nie zamierzał opychać się jak... Saiyan w towarzystwie Boga planety. Podszedł do stołu, posadził odzyskującą już zdolność ruchu Vulfilę na krześle, a sam usiadł obok. 
 - No to... smacznego - po czym zaczął nakładać sobie potrawy z najbliższych półmisków.
Przerwał na moment, gdy usłyszał jakie polecenie wydał Nameczanin swojemu słudze. Pałac był duży, piękny i w ogóle, ale czy zdołałby pomieścić salę treningową? W dodatku taką, która wytrzymałaby trening dwójki Saiyan? Kuro musiał odbyć tu jakiś specjalny trening, skoro stał się tak silny, ale jak to wyglądało?
 - Salę? 
Vita Ora
Vita Ora
Admin
Admin
Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013

Skąd : Kraków

Identification Number
HP:
Teren przed pałacem.  - Page 4 9tkhzk500/500Teren przed pałacem.  - Page 4 R0te38  (500/500)
KI:
Teren przed pałacem.  - Page 4 Left_bar_bleue0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Pon Gru 07, 2015 5:43 pm
Vulfila nie komentowała już wyglądu dziwnego stwora, jakiego nigdy nie spodziewałaby się spotkać na Ziemi. Zastanowiła się nad słowami Hazarda. Czy oceniała po wglądzie? Na początku na pewno. Ale czy to złe? Nazwa ‘Nameczanin’ też niewiele jej mówiła, więc pozostawała cały czas ostrożna. A jeśli grozi im tu niebezpieczeństwo? Czemu Hazard nic nie podejrzewał? Wszystko tu wydawało się Halfce podejrzane, a już na pewno nadejście dwojga nowych osób. Vulfila nie zareagowałaby źle w stosunku do przybyszy, gdyby nie to, że nawet się nie przestawili. Z chęcią skomentowałaby to głośno, ale już bała się, co mogłoby nie spodobać się Kami-Samie, skoro obraził się na celną uwagę odnośnie jego wątpliwej urody. Kto by zresztą pomyślał że jest taki czuły na ten temat.

Jedna z tych osób była najwyraźniej płci żeńskiej, choć Vulfila nie miała pewności i raczej uznałaby ją za niedojrzałą zarówno emocjonalnie jak i fizycznie. Nie wydawała się grożna – wysoka, chuda jak patyk. Tylko ostre jej zęby budziły mały niepokój. Nie zrobiłaby nimi Halfce krzywdy, ale to zawsze niemiłe zostać ugryzionym szpilkami. Nie wiadomo, co to za stworzenie, któremu wystają rogi i dziwny tatuaż, a jedno oko świeci demoniczną czerwienią, ale nie wzbudzało w Vulfili pozytywnych emocji. Nawet, jeśli dziecinnie bawiło się z motylkiem.

„Plugastwo” – skomentowała w myślach, z obrzydzenie patrząc na diabelski ogon i skrzydełka. Nie należała do osób przesądnych, ale jednak dziewczynka była zbyt dziwna, żeby nie mieć co do niej wątpliwości.  

Tymczasem drugi przybysz wyglądał jak człowiek indiańskiej urody. Przyszedł w niewyjściowym dresie.

„ Co za brak gustu…” komentowała do siebie dalej w myślach, trzymając pewnie ręce na biodrach. Nie poświęciła tej myśli jednak zbyt wiele uwagi, słysząc kolejne twierdzenie Indianina - „Ziemia też w niebezpieczeństwie?"– spojrzała zaskoczona na Hazarda, licząc na zrozumienie pomiędzy nimi. W takich okolicznościach nie wiedziała, czy wolałaby chronić Rogozina i Ziemię czy Vegetę.

„Celna uwaga” – pomyślała na słowa Kami-samy, kiedy wspomniał o ruchu w tych rejonach. „Ciekawe kto jeszcze tu zawita.„ – Po chwili po raz kolejny spojrzała zaskoczona na Hazarda. Więc on i ten Nameczanin znają się? Skąd Kami-Sama wie coś o przeszłości Saiyana?

Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, całe jej ciało zostało unieruchomione. Kiedyś już czuła coś podobnego. Kojarzyło jej się to z najgorszym wspomnieniem w życiu. Kiedy została zamrożona. Czy t Kami-Sama umieścił ją dawniej w lodzie? To było dość prawdopodobne. Zastygła bez ruchu, całkiem bezsilna. Nawet ogonem nie mogła ruszyć. Upadła na ziemię, zdezorientowana, przestraszona i zła. Hazard wcale nie polepszał sytuacji swoimi żartami, za co Vulfila miała ochotę go kopnąć. Jednak fakt, że nie zostawił jej i zaniósł w ramionach było dość miłe z jego strony. Nie wiedziała, czy Hazard zauważył rumieniec na jej twarzy, którego nie mogła ukryć, ale miała nadzieję, że jedzenie bardziej go zainteresowało. Zaniósł ją do środka i posadził na krześle, gdzie jej ciało zaczęło dochodzić do siebie. Stół nakryty był różnymi potrawami. Halfka miała ochotę coś zjeść, ale wcale nie ufała Kami-samie. Odczekała, aż inni się poczęstują i czy nic im nie zaszkodzi. Przypomniała sobie słowa swojego Mistrza.

„Nie ufaj nikomu, rozumiesz?”
„Nawet rodzinie, Koszarowysan?”
„Nawet rodzinie. Kiedyś też wydawało mi się, że dam sobie za moją matkę ręce uciąć. I wiesz co? Teraz chodziłbym kurwa bez ręki.”


Vulfila rozprostowała ręce i cały kręgosłup. Czuła się fatalnie. Bez najmniejszego uśmiechu dochodziła do siebie, lecz robiła co mogła, żeby jej zły nastrój nie rzucał się w oczy. Rozejrzała się trochę. Pałac był śliczny, chciałaby kiedyś mieć taki na własność. Słuchała też z uwagę słów Hazarda. Wilczy ród? Kuro? Widać wiedziała znacznie mniej niż sądziła i będzie musiała nadrobić zaległości. Najbardziej zaniepokoiły ja słowa odnośnie jakiejś przepowiedni"Jedno może zbawić świat, a drugie go unicestwić" - To brzmiało tragicznie. I jeśli dotyczyło Hazarda, to chyb a znaczy, że nie powinna się z nim kolegować.

- Wybacz Kami-Sama – wydukała z siebie, kiedy była już w stanie ruszać żuchwą, sepleniąc od paraliżu. – Nie miałam na myśli cię obrazić. Chociaż no… nie masz ogona i w ogóle jesteś zielony. Jeszcze nie widziałam kogoś takiego. – powiedziała szczerze ze swego rodzaju skruchą, wciąż nie częstując się pomimo nęcących zapachów. – „Ciekawe, co trzeba zrobić, żeby zostać Bogiem. Mogłabym zostać Bogiem Vegety, skoro są wolne wakaty."
Castiel
Castiel
Liczba postów : 56
Data rejestracji : 05/10/2015

Skąd : Końskie (obecnie Rotterdam)

Identification Number
HP:
Teren przed pałacem.  - Page 4 9tkhzk0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 R0te38  (0/0)
KI:
Teren przed pałacem.  - Page 4 Left_bar_bleue0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Pon Gru 07, 2015 6:16 pm
Słysząc słowa zielonego boga chłopak uspokoił się w pewnym stopniu, za chwilę jednak pomyślał, że w takim wypadku może być odesłany do domu i przeszedł go dreszcz. Nie chciał wracać. Co miałby wtedy powiedzieć, że go nie przyjęli? I tak sama wspinaczka na wieżę zabrała mu wszystkie siły. Robił się senny z każdą kolejną chwilą. Ból mięśni w końcu przebił się przez barierę podniecenia i chłopak zaczął odczuwać skutki pierwszej większej próby z jaką przyszło mu się zmierzyć. Następnie zwrócił uwagę na rozradowaną Siódemkę, zmieszany tym, że Karin nie chciał puścić jej dalej. Widocznie Kami ujrzał w niej dobro, tak jak Castiel i potwierdził jego teorię - wystarczy po prostu odpowiednie podejście. Następnie zaskoczony zmianą tonu głosu przestraszył się, gdy Wszechmogący skarcił dwójkę wojowników, zauważając w tym samym czasie, że jedno z nich - kobieta, zdaje się, nie poruszyła się jeszcze od czasu jego podejścia. Nie chciał nikogo obrażać ani tym bardziej boga tej planety. Wysłuchał dalszej wypowiedzi zielonoskórego i w spokoju analizował kolejne informacje. Zdziwiony jedną z nich - że każda planeta ma swojego boga - zaczął zestawiać to ze wszystkimi podaniami jakie do tej pory słyszał. W końcu jednak doszedł do wniosku, że gdyby jeden człowiek miał ogarniać cały wszechświat to mogłoby być problematyczne. Z drugiej strony nie wiedział jak wielki jest wszechświat i dopiero stawiał swoje pierwsze kroki w te nowe, magiczne światy.
Po chwilowych rozważaniach w swojej głowie, gdy zaczęli iść w stronę pałacu na przekąski (z tym, że ruchy Castiela chodem w tym momencie nie można było nazwać) chłopak zaczął przyglądać się i nowym osobnikom jak i Kami-samie. W pierwszej chwili nie mógł zauważyć żadnych znaczących różnic, ale umysł miał zaćmiony bólem mięśni. Powłuczając nogami, kierując się w stronę Pałacu i słysząc o posiłku poczuł się jeszcze bardziej zmęczony i głodny. Nie zwrócił nawet szczególnej uwagi na fakt, że chłopak złapał zesztywniałą dziewczynę i niosąc ją podbiegł do Wszechmogącego. Z oddali słyszał rozmowę, ale tak na prawdę jej nie rozumiał. Informacje wpadały jednym uchem, a wylatywały drugim bez żadnych emocji. Powoli siadając na krześle, nałożył sobie mało i zjadł kilka kęsów smakowitych potraw, długo przeżuwając każdy kawałek. Jego powieki robiły się coraz cięższe a szum, który pojawił się w jego głowie nie pozwolił mu już słyszeć cokolwiek innego. Nie mając już sił i poddając się błogiemu uczuciu senności, ostatnimi podrygami świadomości odłożył widelec a głowa opadła mu do prawie pustego talerza.

***
Nie potrafił stwierdzić ile czasu przebywał w nieświadomości, ale teraz gdy się obudził szok i niedowierzanie sprawiły, że jego mózg zaczął pracować na wyższych obrotach i poczuł się trochę trzeźwiej. Zrobił kilka kroków czując pod stopami ugniatający się puch... śnieg? Jego świat wypełniały zimno i okrutna, pożerająca wszystko biel; białość, która go oślepiała i nie pozwalała widzieć niczego, czego by nie mógł dosięgnąć rękoma. Mróz szarpał lodowatymi pazurami jego ciało, w torturę zmieniał kolejne kroki i przy każdym oddechu wypełniał płuca ostrzami noży. Dookoła szalała burza, wył wiatr, wszystko wirowało. Miał wrażenie, że jeśli zmusi swoje wycieńczone ciało do jeszcze kilku kroków, nie będzie już dla niego ratunku i umrze z wyczerpania; jednocześnie miał pewność, że śmierć nadejdzie o wiele szybciej, jeśli przestanie się ruszać. I choć nie podobało mu się ani stanie w miejscu, ani dalszy marsz, to wiedział jedno - chciał żyć.
Wiatr zmienił kierunek. Podmuchy, którym ostatkiem sił próbował stawić czoła, zaatakowały go z boku z taką wściekłością, że zatoczył się jak pijany i ciężko upadł. Nadwyrężone stawy strzeliły jak suche gałązki łamane stopami olbrzyma, a z ust wyrwało się bolesne jęknięcie. Piekły go dłonie, jakby trawił je lodowaty ogień. Mimo to, w jakiś niepojęty sposób w bólu znajdował nową siłę. Podniósł się z ziemi i przycisnął dłonie do twarzy: gładkie policzki bez zarostu i czarny irokez, poprzetykany przymarzniętymi kawałkami lodu. Ile już tu siedział? Jak to się stało, że się tu znalazł? Przecież zdawało mu się, że przed chwilą był w zupełnie innym miejscu. A jeśli to sen to dlaczego wszystko wydaje się takie realne? Czemu ból jest taki prawdziwy? Pytania tworzyły w jego głowie zamieć dorównującą tej, którą czuł ciałem. Wciąż jeszcze nic nie widział. Nie wiedział, w którą stronę iść, stopniowo jednak rozpoznawał, co go otacza. Był w górach. Choć szalejąca zamieć ani na chwilę nie przerwała szczelnej zasłony dookoła, czuł za plecami bliskość potężnych masywów skalnych. Naraz zamajaczyły przed nim rozmyte kontury twardych, kamiennych ścian w lodowej skorupie, spod której gdzieniegdzie wyzierały ostre jak topór krawędzie. Skały minął szerokim łukiem, przeczuwając, że mogą stanowić kryjówkę dla dzikich zwierząt lub wrogów; gdy uświadomił sobie, że stoi samotnie pośród śnieżycy w górach, myśl o napastnikach wydała mu się śmieszna. Z trudem poruszał się naprzód, aż w końcu potknął się o jakiś większy głaz i byłby upadł na ziemię, gdyby w ostatniej chwili nie odzyskał równowagi. Prostując się, dostrzegł jakieś tropy. Właściwie pojedynczy ślad. Widniał w miejscu osłoniętym odłamkiem skalnym, przez co zamieć nie ukryła go pod śniegiem. I nie pozostawił go człowiek, lecz zwierzę. Podczas polowań i szkolenia ze swoim ojcem widział podobny kształt, wiedział, że należał do wilka. Tylko wielkość się nie zgadzała: był ogromny, większa nawet niż dłoń mężczyzny z rozcapierzonymi palcami. Gdyby rzeczywiście należał do wilka, zwierzę musiałoby być potężne niczym koń albo większy; poza tym ślad był za głęboki, a do tego odbity w twardym, zlodowaciałym śniegu.
Wyprostował się powoli i rozejrzał starając się dostrzec coś niezwykłego. Wprawdzie wilka nie musiał się obawiać, ale ten ślad budził w nim dziwne emocje. Bardziej starał się słuchać niż widzieć, i czuć stawiając na swój instynkt. W tym wypadku nie miał innego wyjścia. Ostrożniejszy ruszył dalej przed siebie. Mijał czas, bardzo dużo czasu, choć trudno mu było ocenić, ile dokładnie. Zupełnie, jakby nie miał dla niego znaczenia. Burza śnieżna szalała a on ubrany w nędzne ciuchy cały trząsł się z zimna. Jego głowę nawiedziły ponure myśli o przykrym końcu w takim miejscu. Niespodziewanie jednak jej siła osłabła i po kilku ostatnich porywach umilkła tak nagle, że cisza aż zadźwięczała w uszach. Przez chwilę śnieg wirował jeszcze w powietrzu, jakby zaskoczony gwałtownym zniknięciem wiatru, ten zaś zdawał się potrzebować czasu, by przypomnieć sobie, co powinien zrobić. Unoszące się wcześniej tumany białego puchu ustąpiły miejsca mgiełce drobnych płatków, które powoli opadały na ziemię. Kiedy powietrze się oczyściło, chłopak ujrzał niewiarygodny widok: za jego plecami i dookoła wznosiły się szczyty górskie - tak jak się spodziewał - tyle że dziesięć razy wyższe, niż przypuszczał: poorana licznymi szczelinami, czarno-srebrna ściana sięgająca chmur i jeszcze wyżej. Przed nim, poniżej, rozciągała się nie mniej zapierająca dech w piersiach równina, nieregularnie poznaczona zamarzniętymi plamami, które mogły być lasami, rzekami, jeziorami czy pochwyconymi przez niekończącą się zimę osadami albo przypadkowymi kształtami, dziełami natury. Widok ten przypomniał mu podobny, jaki widział z krawędzi boskiego pałacu, gdy doleciał tam z Siódemką. A ta potężna skała zdawała się jakby mówić do niego, jednak on jakby nie chciał słuchać. Coś mu to przypominało, ale nie potrafił sobie przypomnieć. Miejsca, w którym się znalazł, w ogóle nie powinno być. Może już nie żył i trafił do nieba? W sumie ostatnim co pamiętał to Pałac samego boga, więc to całkiem możliwe. Ale dlaczego Kami by go zabił? Tylko skoro miałby być martwy, to dlaczego marzł? I skąd to przemożne uczucie straty, które wzmocniło się w jego duszy gdy tylko o tym pomyślał? Zdenerwowanie budziło w nim złe emocje. Ruszył przed siebie w dół zbocza. Śnieg był zimniejszy, niż się spodziewał i tak sypki, że zapadał się w nim po biodra.
Nagle instynkt ostrzegł go przed zbliżającym się niebezpieczeństwem. Płynnym ruchem odwrócił się i uskoczył w bok omijając wielką zaspę. W tych warunkach bardzo ciężko mu było się poruszać, ale prawidłowa reakcja uratowała mu życie. W tym samym momencie stało się coś dziwnego, z czego początkowo nie zdawał sobie sprawy: od przebudzenia w tym osobliwym i niebezpiecznym świecie bezustannie towarzyszyły mu uczucia strachu i ciągłego zagrożenia. Teraz nagłe zniknęły: został zaatakowany i walczył o życie. Nic innego się nie liczyło. Błyskawicznie stanął z powrotem na nogi, wypluł śnieg zmieszany z krwią - upadając, musiał przygryźć sobie język - i spróbował przyjąć stabilną postawę, co nie było proste na zamarzniętej ziemi i w sypkim puchu. Na szczęście wilk musiał walczyć z takimi samymi trudnościami. Wyraźnie nie mógł znaleźć łapami pewnego oparcia i kiedy znów chciał skoczyć na, jak się mu zdawało, bezbronną ofiarę, poślizgnął się i padł jak długi. Walczył przez chwilę z chęcią wykorzystania słabości zwierzęcia, ale nie zdecydował się na atak. Czas, jaki zyskał, poświęcił na znalezienie pewniejszej pozycji. Albo przynajmniej próbę. Wyglądało na to, że sam wpadł w pułapkę. Za nim i obok wystawały ze śniegu ostre jak brzytwa skały, a po drugiej stronie wyrastała sięgająca do piersi zaspa, w której z pewnością by się zapadł. Sypki śnieg spowalniał ruchy - kolejnego ataku mógłby nie przeżyć. Tymczasem przed nim wciąż stał wilk i choć nie potrafił tego nazwać, czuł, że jest w nim coś osobliwego. Zwierzę było wyjątkowo duże, ale nie olbrzymie, a więc nie mogło pozostawić tego znalezionego wcześniej śladu łapy. Mimo to patrzył na prawdziwą bestię o łypiących podstępnych oczach, błyszczących morderczą inteligencją nienależną ani temu, ani żadnemu innemu zwierzęciu. Z obnażonych dziąseł i długich na palec kłów kapała ślina, a z piersi dobywał się głęboki charkot. Castiel zauważył, że gotuje się do kolejnego skoku i pomyślał, że już chyba nie jest w stanie go odeprzeć, zważając na pozycję w jakiej się znalazł. W następnej chwili przypomniał sobie, że potrafi latać i skarcił się w duchu za swoją głupotę. Cofnął się wchodząc na ostre krawędzie skał, pomagając sobie lataniem by utrzymać równowagę. Wilk, który błędnie zinterpretował ten ruch jako ucieczkę, odbił się tylnymi łapami i skoczył, nim znalazł dobre oparcie. Młody indianin przygotowany na taką reakcję również skoczył w stronę wilka wspomagając się Bukujutsu i z dodatkową siłą uderzył zwierzę prosto w nos nim zorientowało się co się stało. Zwierzę wyrżnęło w twardą przeszkodę i wylądowało w śniegu. Zawyło, choć bardziej z zaskoczenia niż z bólu. Zranił go bardzo, ale bez wątpienia potwornie rozzłościł... Jednak chłopak nie zamierzał czekać na kolejną szansę. Jeszcze nim w powietrzu przebrzmiał zadziwiająco miękki skowyt, z jakim wilk upadł w śnieg, zwrócił swój lot w stronę pobliskiego lasu. Wilki mogły budzić strach, ale miały słabość - nie potrafiły latać.
Leciał przez chwilę w dół i gdy uznał, że jest wystarczająco daleko opadł na ziemię, niedaleko lasu. Udało mu się zrobić dwa, może trzy kroki, gdy raptem znów wyrósł przed nim wilk. Nie było to to samo zwierzę. Ten był mniejszy i chudszy - niewiele większy od zwykłego psa, spod jego futra wyzierały ropiejące rany. I choć wciąż był niebezpieczny, wiedział, że pokona go gołymi rękoma. Albo pokonałby, gdyby walczyli sam na sam. Niestety, nie byli tam sami. Po obu stronach zwierzęcia zjawiały się kolejne, znacznie potężniejsze wilki, a Castiel i bez trzeszczenia śniegu pod czarnymi łapskami i ciężkiego dyszenia domyśliłby się, że pierwsza bestia nie marnowała czasu i zaszła go od tyłu. Starał się wyczuć, który zaatakuje pierwszy, albo czy wszystkie razem skoczą w tym samym momencie. Niestety, wiedział też, że nie ma w tej walce najmniejszych szans. Myśl, że zaraz umrze, przepełniła go nie tyle strachem, co niezrozumiałym smutkiem. Jego nowe życie w nowych światach trwało ledwie kilka chwil, a miał przeczucie, że pisane mu było coś więcej niż tylko mróz, ból i strach. Chłopak nie wiedział co robić, ale wraz ze wzrostem emocji poczuł jak krąży w nim jego własna energia. Poczuł jak wypełnia go, od czubka głowy po koniuszki palców. Kątem oka spojrzał, jak zwierzęta naprężają mięśnie i wykonują skok w jego stronę. Nie myśląc dużo rozłożył szeroko ramiona szybkim zamaszystym ruchem a z ust wydobył mu się agresywny krzyk. Wyrzucając energię ze swojego ciała na wszystkie strony wytworzył falę energii, która odepchnęła zwierzęta a także zrobiła wokół niego pustą przestrzeń zmiatając nawet śnieg. Kiaiho nie uczyniło im jednak większej krzywdy i po kilku sekundach wszystkie cztery podniosły się jeszcze bardziej wściekłe, robiąc kilka powolnych kroków w jego stronę, jeden po raz kolejny próbował go okrążyć przesuwając się za jego plecami. Wykrzywił drwiąco usta domyślając się, że nie zamierzają się poddawać.
W tym momencie wilki przed nim cofnęły się gwałtownie, a zwierzę przyczajone za jego plecami zamarło w bezruchu. Na skraju zamarzniętego lasu pojawił się piąty wilk. Od razu zauważył, że to przewodnik watahy i że to odcisk jego łapy widział wyżej w górach. Miał przed sobą prawdziwego olbrzyma, przynajmniej trzy razy większego niż pozostałe. Zwierzę miało długie, lśniące, białe futro. Ale nie tylko jego niezwyczajna wielkość budziła respekt. Także oczy, całkowicie inne niż zwierzęce ślepia. Głębia ich spojrzenia poruszyła coś w mężczyźnie: coś na kształt odległego wspomnienia, które próbowało się przebić do jego świadomości, ale było jeszcze zbyt słabe. Potrząsnął głową, żeby odpędzić natrętną myśl. Czuł w sobie energię, która buzowała w nim jeszcze bardziej mimo iż znalazł jej ujście poprzez technikę defensywną. Nie wiedział co ma robić. Wyprostował rękę, zgromadził energię, a z jego ręki wystrzelił świetlisty pocisk w stronę wielkiego białego wilka, który upadł między nim a watahą. Chłopak podświadomie wiedział, że nie może go zabić, a sam basior nie ruszył się nawet na centymetr, jakby wiedział to samo. Mniejsze bestie cofnęły się o kilka kroków. Wciąż nastroszone, niebezpieczne, z położonymi po sobie uszami, szczerzyły w jego kierunku kły, które musiały budzić przerażenie... ale coś mu mówiło, że go nie zaatakują. Biały olbrzym wydał z siebie przerażająco głęboki warkot. Musiał być czymś więcej niż tylko ostrzeżeniem... czymś znacznie więcej. Pozostałe zwierzęta cofnęły się posłusznie jeszcze kilka kroków, wciąż spięte i gotowe do ataku, tak jakby chciały odstraszyć nie jego, lecz coś zupełnie innego. Albo kogoś.

- Leitsac...? - mruknął pod nosem. To pierwsze słowo, jakie rzekł. Zaskoczony brzmieniem własnego głosu, zdziwiony był i tym, co powiedział, choć od razu poczuł budzące się wspomnienie, które jednocześnie budziło w nim pokłady energii; tyle że znowu nie dane mu było przebudzić się do końca. - Leitsac. - powtórzył. Echo wypowiedzianego imienia miało dość siły, by w końcu przywołać wspomnienie. Ale też wielkie zwierzę zareagowało na jego słowa. Złowrogi warkot zamienił się w coś, czego nie umiał nazwać, lecz miejsce strachu i gotowości do walki zajęło... poczucie znajomego bezpieczeństwa.

W sytuacji, w jakiej się znalazł, myśl ta była absurdalna, mimo to nie czuł w sobie strachu. Znał to zwierzę i wiedział, że w rzeczywistości... nie jest ono zwierzęciem. Nagle uderzyło go coś na kształt potężnej siły i jeszcze większej mądrości, które wprawdzie nie były po jego stronie, ale też nie miał powodu się ich obawiać. Imiona mając moc pieczętującą i gdy tylko je wypowiedział energia, która w jego środku prawie wysadzała go od środka znalazła ujścia rozpływając się po całym jego ciele jak kombinezon, przylegając dokładnie. Zbudzone emocje sprawiły, że energię, którą wypuścił na zewnątrz zawrzała niczym woda. Gdy tylko go sobie przypomniał poczuł ogromną moc, jakby tłumił ją w sobie przez cały ten czas. W okół niego pojawiła się biała aura, która wyglądała jak biały płomień oplatający go dookoła.
Biały basior Leitsac warknął ostatni raz, a pozostałe wilki posłusznie zawróciły i odeszły. Gdy mężczyzna na niego spojrzał wydawało mu się, że widzi cień uśmiechu, albo zadowolenia na wilczej paszczy. Zerwał się wiatr, równie nagle jak wcześniej znikł i pojedynczym podmuchem przywrócił naturze jej bieg, przynosząc jednocześnie mróz, który oddech indianina zmieniał w kryształki lodu. Kiedy opadły ostatnie płatki śniegu, zniknęły nie tylko wilki, ale też wszelki po nich ślad... zupełnie, jakby ich nigdy nie było...
***

Poczuł jakąś dziwną substancję na policzku, otworzył powoli oczy i podniósł twarz z talerza zawstydzony. Szybko zorientował się, że znajduje się w Pałacu Kamiego. W tym momencie jednak bardziej interesowało go to, co przed chwilą zaszło. Nie wiedział co to było, czyżby miał omamy ze zmęczenia? W jednej chwili jednak poczuł, że uczucie zmęczenia minęło. W następnej chwili poczuł energię, która w nim wirowała, tak samo jak na tych górskich szczytach. Wmawiając sobie, że to nic takiego i tylko mu się przywidziało próbował wstać. To co zobaczył zniszczyło w nim bariery wątpliwości jakie przed sobą budował. Jeśli to wszystko było snem, to co miała oznaczać ta biała aura, która w tym momencie otaczała całe jego ciało?

OCC:
Castiel
Castiel
Liczba postów : 56
Data rejestracji : 05/10/2015

Skąd : Końskie (obecnie Rotterdam)

Identification Number
HP:
Teren przed pałacem.  - Page 4 9tkhzk0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 R0te38  (0/0)
KI:
Teren przed pałacem.  - Page 4 Left_bar_bleue0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Sob Gru 12, 2015 3:18 pm
Czuł rozpierającą go od środka energię. Stojąc przez chwilę w miejscu patrzył na swoje dłonie, które - tak jak całe jego ciało - oplatała biała poświata. Chłopak szybko przebiegł wzrokiem po zebranych, unikając jednak ich spojrzeń. Był w szoku, nie wiedział co zaszło a w tym momencie zachowywał się jak kompletny debil. W jednej chwili obniżył poziom swojej energii, do końca nawet nie zastanawiając się jak to zrobił, pod wpływem impulsu. Aura szybko zniknęła, młody indianiec zrobił krok w stronę stołu, zawahał się i odwrócił na pięcie ruszając w stronę wyjścia. Nie zamierzał opuszczać pałacu, chciał po prostu tylko trochę ochłonąć i nie być pośmiewiskiem dla reszty zebranych osób.

- Wybaczcie na moment. - rzekł krótko, bezbarwnym tonem jakby nie do końca jeszcze ufał swojemu własnemu głosowi i szybkim krokiem wyruszył, znikając za framugą drzwi nim ktoś zdążył cokolwiek powiedzieć. Miał nadzieję, że pozostali nie obrażą się za tą oznakę braku szacunku, wstał i wyszedł mimo iż nie wszyscy jeszcze zjedli. Nie patrząc nawet gdzie idzie, w swojej głowie bił się z własnymi myślami. "Co to niby miało znaczyć? Jak to możliwe, że przeniósł się w zupełnie inne miejsce i było to tak realne?" Gdy dotarł do krawędzi instynkt ostrzegł go przed niebezpieczeństwem i chłopak cofnął się do jednej z palm, oparł przedramię o konar i schował twarz w zgięciu łokcia.

Znał to stworzenie i gdy tylko wypowiedział jego imię ulotne wspomnienie wróciło, nie wyjaśniało jednak dlaczego miałby teraz pojawiać się w tak nieoczekiwanym momencie. Przecież zapomniał o nim dawno temu... mniej więcej w tym czasie gdy poznał swoją Kimiko... Następna myśl rozbudziła jego emocje sprawiając, że wyprostował się z szeroko otwartymi oczami. Po chwili jednak uznał, że to absurd i odwrócił się opierając plecami o palmę, osuwając powoli na ziemię w bezradnym geście. Poczuł mocniejszy powiew wiatru na skórze i jednocześnie chłód. Podniósł rękę i zmierzwił czarnego irokeza, jednocześnie ścierając z czoła krople potu. W tym samym momencie zorientował się, że cała jego koszulka przyklejona do jego pleców od potu. Denerwował się? Czuł strach? Dlaczego widok Leitsaca budził w nim takie emocje? W następnej chwili zorientował się, że ciężko mu się oddycha, łapał duże hausty powietrza. Domyślał się, że nie tylko dzięki przyspieszonej akcji serca - na tej wysokości powietrze musiało być rzadsze niż normalnie. Czyli trening tu mógłby być doskonałym pomysłem, samo przebywanie tu wzmacniało jego ciało.
Chłopak bardziej uświadomił sobie niż przypomniał fakt, gdy zaczynał wspinaczkę usłyszał wilcze wycie. Później dziwny głos kazał mu się nie poddawać - chłopak nie wiedział czy to przypadek, ale w tej sytuacji za wiele rzeczy do siebie pasowało. Być może basior usłyszał rozmowę Kami-samy z kosmicznym wojownikiem o wilczym klanie, którą choć chłopak słyszał to i tak nic z niej nie pamiętał. Leitsac zapewne doskonale. Indianin zamknął oczy starając się uspokoić. Wziął kilka głębokich oddechów odczuwając inną jakoś powietrza i zapadł się w swojej duszy...

OCC:
Castiel
Castiel
Liczba postów : 56
Data rejestracji : 05/10/2015

Skąd : Końskie (obecnie Rotterdam)

Identification Number
HP:
Teren przed pałacem.  - Page 4 9tkhzk0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 R0te38  (0/0)
KI:
Teren przed pałacem.  - Page 4 Left_bar_bleue0/0Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty_bar_bleue  (0/0)

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Nie Gru 13, 2015 9:22 pm
Pustka. Cisza. Wieczny sen, bez snów. Zatopił się w swojej duszy jak robił to podczas korzystania z własnej energii. Nie korzystał jednak z niej. Wydawało mu się jak całe jego ciało spada bezwładnie w ciemność. Wszędzie dookoła nie widział niczego. Czuł tylko, że spada i nie potrafił nawet przewidzieć czy i kiedy uderzy o cokolwiek - nie dbał o to. Nie potrafił się poruszyć, jakby całe jego ciało owładną mackowaty potwór przytrzymując go za każdą kończynę. Wiedziony wspomnieniem z dawnych lat chciał sprawdzić czy jednak wszystko się pozmieniało. Już kiedyś tu był. Razem z nim. Jednak teraz nikogo tu nie ma. "Gdzie on się podziewa?" - myśli chłopaka wybiegały na przód. Nie chciał dopuścić do siebie myśli, że nie potrafi zapanować nawet nad własnym 'ja'. Smutek wypełnił jego ciało, poczuł się przygnębiony, jakby nie miał już nigdy więcej poczuć szczęścia. Nie myślał już o niczym, był samotny, był pusty. Nie czuł już nic. Nie było pragnienia, głodu, zmęczenia, strachu. Zginęło wszystko, nawet wola przetrwania. Była tylko wielka, zimna, przeraźliwa pustka. Czuł ją całym jestestwem, każdą komórką organizmu. Było mu to obojętne. Był pusty. Stracił wszystko.
"Ta pustka. Nie da się jej opisać. Tylko jej następstwa. Uczepienie się mojego kretyńskiego życia. Bezsilność. Pragnienie przeszłości. Zacząć wszystko od nowa, uniknąć błędów, jakich błędów? Skazany na pustkę? To jest mi pisane. Przeznaczenie. I wszystkie te bzdury. Najmniejszy ruch jest trudny. Oczy wbite w ziemię. Obojętność na wszystko." Nie był w stanie powiedzieć co konkretnie doprowadziło go do takiego stanu. Myślał, że biały basior ukazał mu się, by mu pomóc. Teraz jednak nigdzie nie potrafił go znaleźć, a zawód był tym bardziej bolesny, że chłopak wiązał z nim ogromną nadzieję. Przecież to nie mógł być przypadek, że słyszał te wilki podczas wspinaczki. Albo gdy przeniósł się w zupełnie inne miejsce. Miał tak wiele pytań i tyle niewiadomych. Po prostu myślał, że basior daje mu zaproszenie a teraz poczuł się oszukany. Nie potrafił powiedzieć ile czasu dryfował tak w całkowitych ciemnościach. Był tak wymięty z całkowitych emocji, że tylko czysta nicość mogła go opanować. Obawiał się przyszłości, nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Wola walki i przetrwania, która wręcz ciągła go w górę podczas wspinaczki jak i na tej mroźnej górze teraz nie znaczyła nic.

Umiera się na wiele sposobów: z miłości, z tęsknoty, z rozpaczy, ze zmęczenia, z nudów, ze strachu... Umiera się nie dlatego, by przestać żyć, lecz po to, by żyć inaczej. Kiedy świat zacieśnia się do rozmiaru pułapki, śmierć zdaje się być jedynym ratunkiem, ostatnią kartą, na którą stawia się własne życie. A on przecież tak chciał żyć. Raz już umarł w sobie, teraz wydawało mu się, że umiera znowu... Wiedział jednak, że na tym świat się nie kończy. To dało mu podstawy do nie ufania ciemności, nie wierzył, że jest pusta. I w jednej chwili zrozumiał, że basior wcale nie był jego wolą walki. Był z nim wtedy gdy on sam decydował się walczyć. Słyszał wycie gdy podjął się wspinaczki obiecując sobie, że tego dokona, inaczej nie będzie wart nazwania Strażnikiem Świętych Ziem. I ten głos, gdy zwątpił i chciał odpocząć - nie pozwolił mu... Później gdy widział cień uśmiechu na pysku, zadowolenie... gdy chłopak podjął walkę odrzucając strach. I Castiel w końcu zrozumiał że nie może dłużej zachowywać się jak małe dziecko, które nie dostało cukierka. Młody chłopak bał się kiedyś podjąć walkę. Utracił wiarę w przyszłość, cierpiał z powodów, które nie były tego warte. Wątpił i zaniedbywał, mówił "tak", gdy chciał powiedzieć "nie". I dlatego teraz tu jest. Bowiem uświadczył tego wszystkiego i nie utracił nadziei, że stanie się lepszym człowiekiem. Zaczął słuchać własnego serca, ufać intuicji, mieć własne dążenia. Odrzucił uczucie bezsilności i postanowił walczyć.

W jednej chwili dostrzegł światło tam, gdzie wcześniej widział tylko ciemności. Słaby, ale jasny, mały płomień pojawił się gdzieś w oddali budząc w nim niedawno umarłe uczucie nadziei, woli walki, chęci przetrwania. To dziwne, ale kiedy nie miał już nic do stracenia dostał wszystko. Przez następną chwilę nie potrafił się ruszyć, ale czuł energię która w nim buzowała, wyobrażając sobie małą szczelinę, która pojawiła się na jego ciele jak pęknięcie na szybie. Czuł jak niewidzialne kajdany stawiają mu opór, wciąż nie mogąc pogodzić się z faktem, że on nie chce poddać się ich woli pomimo wcześniejszego uczucia bezradności. Bardzo pewny siebie indianin sięgnął głębiej uwalniając pokłady mocy do których wcześniej nie miał dostępu, albo nie wiedział nawet że istnieją. To pęknięcie robiło się coraz jaśniejsze i jaśniejsze, aż w końcu zaczęło tworzyć więcej pęknięć, aż w końcu jego energia duchowa rozsadziła od środka okowy umysłu które go trzymały, nie pozwalając mu działać. Wynurzając się ze świata własnej duszy otworzył oczy, po chwili zasłaniając je ramieniem przed blaskiem dnia. Nie mógł stwierdzić ile czasu medytował, ale czuł się szczęśliwy pokonując kolejne przeciwności.
Po chwili, gdy jego oczy przyzwyczaiły się do jasności wstał i ruszył dziarskim krokiem z powrotem w stronę pałacu. Nie był szczęśliwy tylko z powodu zwycięstwa jakie odniósł nad sobą samym. Czuł, nie - był pewien, że Leistac jednak go nie opuścił i będzie z nim za każdym razem gdy tylko jego wola walki nie będzie zbyt mała. Nie spoglądając na nikogo usiadł bez słowa na swoim poprzednim miejscu i zaczął jeść jakby nic nie zaszło. Mając jednak na uwadze lekcję, która na długo zostanie w jego pamięci...


OCC:
NPC.
NPC.
Liczba postów : 2525
Data rejestracji : 29/05/2012

http://poke-life.net/pokemon.php?p=58946863&nakarm

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Pon Gru 14, 2015 12:04 am
W przeciwieństwie do swoich gości Kami nie jadł tylko popijał wodę. Mała Siódemka pałaszowała słodycze z zapałem godnym Saiyanina. Zarzucony natłokiem pytań od dwójki kosmitów Kami zaczął spokojnie odpowiadać.

Teren przed pałacem.  - Page 4 15hzpg

- Jestem zielony, bo jestem Nameczaninem i pochodzę ze Starej Planety Namek. Kiedyś naszą planetę zaatakował pewien Changeling ze swoją armią, rodzice wpakowali mnie w kapsułę i wysłali w kosmos. Doleciałem tutaj i po kilkudziesięciu latach aktualny Bóg planty zaprosił mnie na trening. Zostać Bogiem nie jest tak łatwo. Trzeba wyzbyć się całego zła. Vulfillo zarówno Karin, jak i ja mamy wykształconych kilka umiejętności. Czytanie w myślach przychodzi nam tak naturalnie, jak czytanie gazety. W zasadzie nawet to czuję się, jakbyś bombardowała mnie swoimi myślami.  Oznajmił dziewczynie ku przestrodze. Teraz zwrócił się w stronę Hazarda.

- Z przepowiedniami bywa tak, że zrozumiemy je dopiero, kiedy się wypwłnią. Trudno jednoznacznie się wypowiadać ale myślę, że nie odnosi się do tego, co się stało dwa lata temu. Natomiast zwrot o który pytasz raczej odnosi się do faktu, że powinniście działać razem. Moim zdaniem, jeśli Kuro będzie walczył przeciw królowi to poniekąd będzie tym, który unicestwia, a tym razem Ty możesz być tym, który zatrzyma rozlew krwi na waszej planecie. Z tego, co się orientuję Karin powiedział Ci, ze sam nie pokonasz Zella. Tylko współpracując możecie tego dokonać. Tak przynajmniej my to rozumiemy

Mężczyzna przerwał rozmowę patrząc na niemal zasypiającego na siedząco Castiela, odsunął talerz sprzed twarzy ziemianina, a gdy ten położył głowę na obrusie machnął mu nad nią dłonią zsyłając sen pełen znaczeń.

- Wracając do wątku z Tsufulem, nie powinieneś się tym tak dręczyć. Jestem pewien, że gdyby poważnie rozprzestrzenił się na Ziemi to opanowałby nawet kogoś takiego, jak ja. Musisz się pogodzić z tym, że na pewne rzeczy nie masz wpływu.

- Być gotowe – Popo niczym dżin z lampy oznajmi swoje pojawienie.
- A niespodzianka dla Castiela?
- Też być gotowa.
- Wyśmienicie, to zapraszam Was wojownicy do pewnego miejsca. – Kami odezwał się do Vulfi i Hazarda, gdyż Castiel wyszedł, a demonica pałaszowała kolejna górę słodkości. Dwójka przybyłych podążała za Kamim spacerem po pałacu

- Wy oboje umiecie już bardzo dużo, więc jedyne, co mogę Wam zaoferować to trening w Komnacie Ducha i Czasu. To niezwykłe miejsce w innym wymiarze, czas mija tam zupełnie inaczej. Kiedy tutaj na Ziemi minie doba, tam minie dokładnie rok. Trening jest tam ekstremalnie trudny, przyciąganie jest takie, jak Vegecie, a temperatura waha się od minus czterdziestu do plus pięćdziesieciu stopni w ciągu doby. Nie ma tam wiele wygód ale spiżarnie macie wyposażoną na cały rok. Istotna uwaga niestety można tam wejść tylko dwa razy w życiu, gdyż trening tam, jest zbyt dużym obciążeniem dla organizmu, nawet dla Saiyan. Mogą tam wejść tylko dwie osoby jednocześnie. No i najważniejsze nie zniszczcie drzwi wejściowych, bo zostaniecie uwiezieni w innym wymiarze.

W tym samym czasie Mr. Popo pojawił się przy Castielu prowadząc ze sobą zamaskowanego wojownika o bladej cerze. Wojownika tego samego wzrostu i postury oraz w identycznym stroju lecz o kolorze pomarańczowym, jaki nosił Ziemianin. Jednak najgorszą rzeczą była owa maska, wilcza maska, przypominająca wilka ze snu.

Mr.Popo:

- To być Twój pierwszy trening i Twój przeciwnik, on posiadać taką samą siłę i umiejętności, jak Ty lecz on lepiej je wykorzystywać. Nim Kami Cię czegoś nauczyć, Ty musisz sam nauczyć się słuchać swojego ciała, nie marnować energii na niepotrzebne ruchy w walce. Ty walczyć tak długo, aż ja powiedzieć stop lub będzie wieczór.

OOC: Przepraszam, że tak długo czekaliście. Jutro poprawię błędy i dodam kolorki.
Vulf i Haz - piszecie tu po krótkim poście i wchodzicie do Komnaty.
Castiel - pamiętasz walkę Goku z kukłą? Masz to samo, możesz wykorzystać ten motyw, jak potrzebujesz. Piszesz tylko dwa posty treningowe jako walkę z nim, możesz odpalić białą aurę w walce ale on też to robi. Możesz zerwać mu maskę lub nie jak chcesz. Przegrywasz z nim lub walczysz do wieczora. Za ładny opis będą punkty.
Sponsored content

Teren przed pałacem.  - Page 4 Empty Re: Teren przed pałacem.

Powrót do góry
Similar topics
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach

Copyright ©️ 2012 - 2018 dbng.forumpl.net.
Dragon Ball and All Respective Names are Trademark of Bird Studio/Shueisha, Fuji TV and Akira Toriyama.
Theme by June & Reito