Orbita
+8
Vam
Red
Khepri
Ósemka
Xanas
NPC.
Hazard
NPC
12 posters
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Orbita
Sro Maj 30, 2012 12:32 am
Wbrew pozorom najbardziej strzeżone miejsce na planecie. Bez wiedzy oraz zgody władz wojskowych nikt nie ma prawda przybyć ani opuścić planety, jeśli chodzi o tradycyjną, lotną metodę, choć pracę nad wykrywaniem teleportacji są w toku. Krążą słuchy, że armia ma do celów obronnych potężną broń, która powaliłaby nawet boga, ale lepiej tego nie testować na własnej skórze.
- Go??Gość
Re: Orbita
Pon Sie 06, 2012 12:13 am
Nat zasnął jeszcze nim doleciał do orbity. Kapsuła z dużą prędkością kierowała się w kierunku Ziemi wraz ze śpiącym ogoniastym na pokładzie. Nathaniel nie miał niestety zbyt przyjemnego snu więc otworzył oczy i chcąc nie chcąc widział jedynie ciemność i rodzinną planetę, którą w tej chwili opuszczał na niezbyt długą wycieczkę po Ziemi.
z/t ---> Orbita Ziemi
z/t ---> Orbita Ziemi
- Go??Gość
Re: Orbita
Sob Wrz 08, 2012 9:39 pm
Kapsuła pędziła w kierunku czerwonej planety, Nat nie spał już od dobrej godziny gapiąc się na otaczającą go czerń. Nie chciał lądować tu ale niestety musiał odwrotu nie było. Po niedługim czasie kapsuła znalazła się na orbicie planety, Nat wyłączył autopilota i sterował kapsułą własnoręcznie, a należało jeszcze poprosić o pozwolenie na lądowanie nie czekając sięgną w stronę jednego przycisku, musiał poinformować tych na dole iż wraca razem z Hazardem, wcisnął po chwili ten przycisk.
-Nashi Nathaniel wracam z Ziemi razem z kadetem Hazardem. Proszę o pozwolenie na lądowanie.
Niestety musiał przestrzegać grzecznie wszystkich procedur żeby przypadkiem nie został zestrzelony i nie trafił na tamten świat w końcu nie specjalnie mu się tam śpieszyło. Wolał jeszcze trochę pożyć swoim nędznym życiem. Czekał cierpliwie na odpowiedź z dołu z pozwoleniem na lądowanie, utrzymywał swój pojazd na orbicie planety oczekując odpowiedzi.
//sorka że aż tak krótko i bezsensownie ale wszystkie pokłady weny zostawiłem w lodówce xd//
-Nashi Nathaniel wracam z Ziemi razem z kadetem Hazardem. Proszę o pozwolenie na lądowanie.
Niestety musiał przestrzegać grzecznie wszystkich procedur żeby przypadkiem nie został zestrzelony i nie trafił na tamten świat w końcu nie specjalnie mu się tam śpieszyło. Wolał jeszcze trochę pożyć swoim nędznym życiem. Czekał cierpliwie na odpowiedź z dołu z pozwoleniem na lądowanie, utrzymywał swój pojazd na orbicie planety oczekując odpowiedzi.
//sorka że aż tak krótko i bezsensownie ale wszystkie pokłady weny zostawiłem w lodówce xd//
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Sob Wrz 08, 2012 10:43 pm
Obudził się, wypoczęty po paru godzinach snu. Ziewnął, przeciągnął się (tak bardzo, jak pozwalały mu na to rozmiary pojazdu) i spojrzał na zewnątrz. Widok wciąż ten sam, jedynie co jakiś czas na horyzoncie pojawiały się różnej wielkości planety. Wykręcił się nieco w fotelu i spojrzał w bok. Obok niego leciała druga kapsuła, w której znajdował się Nat. Przez kilka kolejnych minut siedział w bezruchu pozwalając swoim myślom błądzić, podczas gdy po raz kolejny dał o sobie znać jego brzuch. No tak, od ostatniego posiłku minęła masa czasu. Jak tylko wyląduje i pozałatwia sprawy związane z podróżą to uda się do stołówki. Wizja zjedzenia czegoś, co prawdopodobnie będzie wyglądało i smakowało jak wymiociny niezbyt mu odpowiadała, ale w tej chwili marzył, aby napchać się czymkolwiek.
Kolejne kilka minut lotu o to w oddali zamajaczyła sporych rozmiarów czerwona planeta. Vegeta, nie było wątpliwości. Serce zaczęło bić nieco szybciej, bądź co bądź była to jego rodzinna planeta, na której nie był od wielu tygodni. Zbliżali się coraz bardziej, a on zaczął się zastanawiać co teraz. Wiedział że ot tak nie może wylądować, potrzebują zgody. Wolał aby kapsuła wylądowała sama, ale jeśli zaraz nie otrzymają pozwolenia to będzie musiał sam zająć się pilotowaniem. Nagle tuż przed nim przeleciała kapsuła którą leciał Nat. Ponownie wykręcił się aby mieć lepszy widok i spostrzegł że jego pojazd krąży nad orbitą, co oznaczało że nie otrzymali jeszcze zgody na lądowanie. A więc nie miał wyboru. Chwycił mocno za stery i wyłączył autopilota jednym przyciskiem.
Niemal natychmiast zniosło go w stronę Vegety. Dobrze że miał dobry refleks i zdążył wykręcić, gdyby nie to, to zapewne przekroczył by granicę i został zestrzelony. Przez kolejne kilka sekund starał się wyczuć stery i przy okazji utrzymać się na orbicie. Starał się lecieć za kapsułą swojego towarzysza, lecz niezbyt mu to wychodziło i raz po raz tracił go z oczu. Musiał jak najszybciej opanować umiejętność poprawnego sterowania kapsułą, od tego zależało prawdopodobnie jego życie. Modlił się w duchu, aby jak najszybciej otrzymali zgodę na lądowanie, nie wiedział jak długo jeszcze uda mu się utrzymać pojazd i nie spowodować żadnej kolizji.
Kolejne kilka minut lotu o to w oddali zamajaczyła sporych rozmiarów czerwona planeta. Vegeta, nie było wątpliwości. Serce zaczęło bić nieco szybciej, bądź co bądź była to jego rodzinna planeta, na której nie był od wielu tygodni. Zbliżali się coraz bardziej, a on zaczął się zastanawiać co teraz. Wiedział że ot tak nie może wylądować, potrzebują zgody. Wolał aby kapsuła wylądowała sama, ale jeśli zaraz nie otrzymają pozwolenia to będzie musiał sam zająć się pilotowaniem. Nagle tuż przed nim przeleciała kapsuła którą leciał Nat. Ponownie wykręcił się aby mieć lepszy widok i spostrzegł że jego pojazd krąży nad orbitą, co oznaczało że nie otrzymali jeszcze zgody na lądowanie. A więc nie miał wyboru. Chwycił mocno za stery i wyłączył autopilota jednym przyciskiem.
Niemal natychmiast zniosło go w stronę Vegety. Dobrze że miał dobry refleks i zdążył wykręcić, gdyby nie to, to zapewne przekroczył by granicę i został zestrzelony. Przez kolejne kilka sekund starał się wyczuć stery i przy okazji utrzymać się na orbicie. Starał się lecieć za kapsułą swojego towarzysza, lecz niezbyt mu to wychodziło i raz po raz tracił go z oczu. Musiał jak najszybciej opanować umiejętność poprawnego sterowania kapsułą, od tego zależało prawdopodobnie jego życie. Modlił się w duchu, aby jak najszybciej otrzymali zgodę na lądowanie, nie wiedział jak długo jeszcze uda mu się utrzymać pojazd i nie spowodować żadnej kolizji.
Re: Orbita
Pon Wrz 10, 2012 7:57 pm
W końcu dwie kapsuły z sayanami w środku zostały namierzone przez systemy obronne planety Vegeta. System odbiorczy w statkach został włączony i nawiązało się połączenie z portem. Chwila szumu po czym przemówił niepewny głos.
-Em... znaczy się Port lotniczy "Nowa Vegeta" do dwóch statków sayańskich, poczekajcie jeszcze kwadrans ponieważ eeee... panuje burza w okolicy lądowiska, podaję współrzędne miejsca lądowania. Emm.. tego tylko tak jak mówiłem, czekajcie kwadrans, burza już przechodzi. Bez odbioru. Ciężko było zrozumieć co mówił młody nieznajomy głos, ale sens został przesłany wystarczająco wyraźnie. Jeśli dwie kapsuły z sayanami teraz wylądują mogą eksplodować, więc może nie być innego wyjścia jak poczekać.
-Em... znaczy się Port lotniczy "Nowa Vegeta" do dwóch statków sayańskich, poczekajcie jeszcze kwadrans ponieważ eeee... panuje burza w okolicy lądowiska, podaję współrzędne miejsca lądowania. Emm.. tego tylko tak jak mówiłem, czekajcie kwadrans, burza już przechodzi. Bez odbioru. Ciężko było zrozumieć co mówił młody nieznajomy głos, ale sens został przesłany wystarczająco wyraźnie. Jeśli dwie kapsuły z sayanami teraz wylądują mogą eksplodować, więc może nie być innego wyjścia jak poczekać.
- Go??Gość
Re: Orbita
Pon Wrz 10, 2012 8:46 pm
Saiyan czekał cierpliwie na odpowiedź z portu przez cały czas utrzymując kapsułę na orbicie planety. W końcu otrzymał odpowiedź niestety nie otrzymali pozwolenia na lądowanie z powodu burzy panującej w pobliżu lądowiska, nie pasowało mu to, ale niestety musiał posłuchać tego, co mu polecono i nadal utrzymywał kapsułę na orbicie. Wolałby już wylądować niż kręcić się ciągle po tej przestrzeni aczkolwiek wytrzyma jeszcze kwadrans w końcu nie on ponosi tu winę tylko burza, jaka nawiedziła lądowisko. Klikną na przycisk by potwierdzić, iż zrozumiał polecenia.
-Zrozumiałem. Bez odbioru.
Powiedział bardzo spokojnie, nie miał innego wyjścia jak cierpliwie poczekać, ale na jego szczęście męki nie będą już trwały długo. W końcu nie znosił przebywania w tej ciasnej kapsule po tych niemiłych przeżyciach z czasów, kiedy był jeszcze kadetem, który nie miał zielonego pojęcia jak kontrolować ten pojazd. Czekał niecierpliwie ten kwadrans by móc w końcu wylądować i stanąć twardo na ziemi, nie marzył o niczym innym jak o tym by w końcu czuć grunt pod nogami i pójść coś zjeść, wiedział dobrze, że dostanie coś lepszego niż jakaś papka wyglądająca i smakująca jak wymiociny czy stara przepocona skarpeta. Odliczał kolejne minuty i sekundy z wyznaczonego czasu oczekiwania bardzo niecierpliwie aż w końcu, kiedy minęła ostatnia minuta wpisał współrzędne miejsca lądowania i przełączył na autopilota nie miał zamiaru bawić się w ręczne sterowanie. Kapsuła ruszyła w kierunku lądowiska chwilę po tym jak minął wyznaczony czas oczekiwania, pojazd mkną w wyznaczone miejsce z odpowiednią prędkością dostosowaną do bezpiecznego wylądowania.
z/t ----> Lądowisko
-Zrozumiałem. Bez odbioru.
Powiedział bardzo spokojnie, nie miał innego wyjścia jak cierpliwie poczekać, ale na jego szczęście męki nie będą już trwały długo. W końcu nie znosił przebywania w tej ciasnej kapsule po tych niemiłych przeżyciach z czasów, kiedy był jeszcze kadetem, który nie miał zielonego pojęcia jak kontrolować ten pojazd. Czekał niecierpliwie ten kwadrans by móc w końcu wylądować i stanąć twardo na ziemi, nie marzył o niczym innym jak o tym by w końcu czuć grunt pod nogami i pójść coś zjeść, wiedział dobrze, że dostanie coś lepszego niż jakaś papka wyglądająca i smakująca jak wymiociny czy stara przepocona skarpeta. Odliczał kolejne minuty i sekundy z wyznaczonego czasu oczekiwania bardzo niecierpliwie aż w końcu, kiedy minęła ostatnia minuta wpisał współrzędne miejsca lądowania i przełączył na autopilota nie miał zamiaru bawić się w ręczne sterowanie. Kapsuła ruszyła w kierunku lądowiska chwilę po tym jak minął wyznaczony czas oczekiwania, pojazd mkną w wyznaczone miejsce z odpowiednią prędkością dostosowaną do bezpiecznego wylądowania.
z/t ----> Lądowisko
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Pon Wrz 10, 2012 9:25 pm
Krążył na orbicie, w między czasie wysłuchał komunikatu nadanego przez Port Lotniczy. Mina mu zrzedła kiedy dowiedział się, że jeszcze przez kwadrans musi utrzymywać kapsułę z dala od lądowiska. No ale cóż poradzić, skoro warunki pogodowe były takie jakie były to musiał czekać. Zapamiętał współrzędne i skupił się sterowaniu, kontrolując również pozycję Nat'a. Z każdą minutą czuł się za sterami coraz pewniej, jak tak dalej pójdzie to nie spowoduje żadnego wypadku. Ostatnie minuty wyczekiwania to już leniwie wykonywane manewry. Spostrzegł, że kapsuła Nat'a w końcu kieruje się w dół. Natychmiast wpisał współrzędne podane przez Port Lotniczy do panelu sterowania i powrócił do autopilota. Kapsuła natychmiast rozpoczęła lądowanie.
Z/T --> Lądowisko
Z/T --> Lądowisko
- Go??Gość
Re: Orbita
Sro Paź 24, 2012 3:48 pm
Obserwował przestrzeń z wnętrza kapsuły, jak zwykle ostatnio przysypiał już w drodze na orbitę, nie miał ochoty gapić się bez celu na to, co jest za niewielką okrągłą szybą, ziewną przeciągle zamykając oczy i w końcu zasypiając kolejny raz w ostatnim czasie. Zapowiadało się na to, że kolejny raz prześpi całą podróż na Ziemie i nim się obejrzy będzie już na miejscu. Niestety będzie musiał jednak wrócić po jakimś czasie do swojego domu na swoją ojczystą planetę. Kapsuła po opuszczeniu orbity Vegety pędziła z dużą prędkością w kierunku Ziemi, a będący w niej śpiący ogoniasty uśmiechał się pod wpływem przyjemnych snów
z/t -----> Orbita Ziemi
z/t -----> Orbita Ziemi
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Czw Mar 07, 2013 11:53 am
Kapsuła nabierała prędkości i oddalała się od planety Vegety. Haz powoli przyzwyczajał się do panujących warunków i zdusił w sobie odruch zwymiotowania. Wcisnął nowiutką zbroję gdzieś między fotel a "ściankę" kapsuły i sięgnął po plecak, chcąc przejrzeć nieco dokładniej jego zawartość. Dwa uniformy, jeden zapewne na miejsce rozszarpanego, który ma na sobie i kolejny zapasowy. Manierka z wodą nie była zbyt duża, ale to nie problem, można ją uzupełniać na Namek. Koc nie był zbyt przyjemny w dotyku, ale lepsze to niż nic. Zastanawiał się przy okazji jaki klimat może panować na Namek. No cóż wszystkiego dowie się na miejscu. Nieco dłużej badał nóż. Fajny bajer trzeba przyznać, przyda się w błahych czynnościach, ale można go chyba również użyć w walce. Holo-komputer, to była największa zagadka. Trzeba będzie przejść szybki kurs korzystania z tego ustrojstwa. Jedzenia wolał nie tykać, już i tak był głodny, a bliższy kontakt z żarciem mógłby spowodować, że zjadłby wszystko co tam jest. Spostrzegł coś jeszcze. Na samym dnie znajdował się duży, metalowy kubek. Wrzucił wszystko z powrotem i upchnął plecak w to samo miejsce. Zajrzał przez szybę. Vegeta zmniejszyła się do minimalnych rozmiarów. Westchnął, zastanawiając się, czy nie widzi jej po raz ostatni.... W ręku nadal trzymał zdjęcie Kuro, Trener nie upomniał się o jego zwrot. Musi przeżyć, musi wrócić z Namek i udać się na poszukiwania chłopaka. On z pewnością wie coś więcej na temat ich rodziny. Ziewnął potężnie i przetarł oczy. Ostatnio nie miał okazji choćby do drzemki. Nie wiedział ile będzie leciał, więc można to nie głupi pomysł. Ułożył głowę na podgłówku, zamknął oczy i niemal natychmiast zasnął.
Z/T --> Orbita Namek
Z/T --> Orbita Namek
- GośćGość
Re: Orbita
Czw Mar 07, 2013 3:36 pm
W końcu kapsuła krwistookiego opuściła atmosferę czerwonej planety i znalazła się po chwili na jej orbicie. Przyśpieszenie towarzyszące wyjściu z orbity sprawiło, że żołądek uciekł saiyanowi do góry, ale na szczęście nic innego się nie stało. Gdy wyjrzał przez szybę widział dwie wielkie gwiazdy wokół której to krążyła Vegeta. Trochę to dziwnie wyglądało z bliska, a same słońca nie były w zbyt dalekiej od siebie odległości. Dziwiło go to bo myślał, że parę planet krąży wokół jednej siły grawitacyjnej a nie kilku. Kosmos był pełen tajemnic i ciekawych zjawisk. Wszystko z tej odległości było tak śmiesznie małe. Sam Wszechświat był ogromny i nie możliwym było to, żeby był zamieszkiwany tylko przez parę ras. Na pewno jest masa planet posiadających własne tajemnice, i wielu potężnych wojowników z którymi można się zmierzyć. Martwił go tylko zapas jedzenia. Nie wiadomo ile tam będą a ich zapasy nie były zbyt wielkie, ale może jednak jest coś co można upolować, albo przynajmniej jakieś jadalne roślinki lub korzonki. Woda to nie problem na szczęście i zazwyczaj to woda jest najważniejsza. Ale tam gdzie woda są też i rośliny! A jak są rośliny to jest i szansa na zwierzęta, więc nie wszystko stracone. Ich zadaniem było "przeżyć". Jak wyląduje na zielonej planecie to ostro się weźmie za trening. Kto wie może go Hazard wtedy nauczy tej techniki zwanej Big Bang Attack. Ciekawiło go też jak idzie Blade'owi. Miał nadzieję, że nie wpadnie w jakieś kłopot, bo teraz mu tyłka nie uratuje. Ten brązowowłosy robiący rozróbę trochę mu Rivera przypomina...ale oby tylko w zachowaniu przypominał. Natomiast ta dziewczyna...no cóż. W każdym razie ich zadanie jest dziwne. Najpierw była mowa o rozkazie z góry, a teraz, że mają po prostu tam przeżyć. Co ich na prawdę tam czeka? Skoro dostali takie zadanie to znaczy, że może być bardzo niebezpiecznie. Chociaż miał nadzieję, że uda mu się przeżyć i w chwale powrócić na swoją planetę. Bądź co bądź ma do niej sentyment i żadna inna latająca skała tego nie zmieni. Nie mając zbyt wielkiego wyboru poszedł spać, bo tylko tak ta podróż mu szybciej minie, chociaż coraz bardziej boi się śnić...
OCC: Orbita Vegety -> Orbita Namek
OCC: Orbita Vegety -> Orbita Namek
Re: Orbita
Czw Mar 07, 2013 3:54 pm
Najwyraźniej zrządzeniem losu lub siły wyższej kapsuły młodych wojowników Vegety poleciały w zupełnie innym kierunku.
ZT---> TU
ZT---> TU
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Sro Cze 26, 2013 2:22 pm
Zdecydowaną większość podróży przespał. Zjadł to co otrzymał od Tanany, porozmyślał parę minut, po czym zaczęły kleić mu się oczy. Nie minęła minuta, a zmógł go sen. Nic dziwnego, ostatniej nocy w ogóle nie spał, musiał zająć się pewną wielką, rozwścieczoną małpą. Obudziło go pikanie na panelu sterującym. Przeciągnął się, chociaż miejsca miał strasznie mało, ziewnął potężnie i spojrzał za okno. Zbliżali się do celu podróży, właśnie o tym informował sygnał. Wyłączył go jednym przyciskiem i obserwował z kosmosu Vegetę. Jeszcze kilka minut, a będzie wiedział co jest grane. Poczuł niemiły uścisk w żołądku. A co jeśli zastanie nie to czego się spodziewa? Niee, musi odgonić od siebie złe myśli. Wleciał na orbitę, czerwona planeta zbliżała się w zastraszającym tempie.
- Najwyższy czas - rzekł sam do siebie.
Przełączył na sterowanie manualne. Nie może ot tak sobie wylądować, potrzebuje na to zgody. Oderwał na moment jedną rękę od steru by wcisnął klawisz dzięki któremu będzie mógł nadać komunikat.
- Nashi Hazard, kapsuła AXr-123ew, wracam z misji zwiadowczej, proszę o zgodę na lądowanie.
Nie pozostało mu nic innego jak zataczać kółka na orbicie, przynajmniej dopóki jego prośba nie zostanie pozytywnie rozpatrzona.
- Najwyższy czas - rzekł sam do siebie.
Przełączył na sterowanie manualne. Nie może ot tak sobie wylądować, potrzebuje na to zgody. Oderwał na moment jedną rękę od steru by wcisnął klawisz dzięki któremu będzie mógł nadać komunikat.
- Nashi Hazard, kapsuła AXr-123ew, wracam z misji zwiadowczej, proszę o zgodę na lądowanie.
Nie pozostało mu nic innego jak zataczać kółka na orbicie, przynajmniej dopóki jego prośba nie zostanie pozytywnie rozpatrzona.
- GośćGość
Re: Orbita
Sro Cze 26, 2013 3:31 pm
Krwistooki wykorzystał czas lotu doskonale, a mianowicie po prostu poszedł spać, gdyż podczas poprzedniej nawet nie zmrużył oka. zdążył szybko zjeść to co otrzymał od babuni. Nie było tego sporo, ale to zawsze było coś. Gdy się obudził to jego oczom ukazała się dobrze mu znana czerwona planeta Vegeta. Dawno na niej nie był. Nie wiedział ile dni minęło, lecz nie było to ważne. Wrócił o wiele silniejszy i potężniejszy, ale to nadal nie był koniec. Nie zamierzał na tym poprzestać. W końcu jego kapsuła znalazła się na obicie a on przełączył sterowanie na ręczne robiąc tak zwane kółka jednocześnie nadając pewien komunikat.
-Nashi Altair Drake, kapsuła AXr - 124ew wracam z misji zwiadowczej, proszę o zgodę na lądowanie.
Spokojnie czekał, aż dostanie pozwolenie. Wreszcie wrócił na swoją planetę. Ciekawiło go to co tutaj zastanie.
-Nashi Altair Drake, kapsuła AXr - 124ew wracam z misji zwiadowczej, proszę o zgodę na lądowanie.
Spokojnie czekał, aż dostanie pozwolenie. Wreszcie wrócił na swoją planetę. Ciekawiło go to co tutaj zastanie.
Re: Orbita
Sro Cze 26, 2013 4:49 pm
Z powodu ostatnich wydarzeń na orbicie nie było tłoku i raport obu wojowników został przyjęty niemal natychmiast.
- Chwila – głos w głośniku nie był uprzejmy ale dla Nashi nikt miły raczej nie będzie.
Nie minął kwadrans, gdy nadeszła odpowiedź.
- Przekazano nam informacje, że powinniście wrócić trzy dni temu.....szwędało się za panienkami? ......już Wam współczuje....... Lądowisko numer 8. Bez odbioru.
Ledwo wylądowali już czekała na nich ekipa mechaników, którzy od razu zajęli się kapsułami. Najwyraźniej nie mieli dużo pracy. Dookoła niemal pustki, żaden statek nie odlatywał. Tętniące życiem lądowisko zamarło. Tylko na chwilę, bowiem zaraz też pojawili się inni żołnierze i kilku sanitariuszy. Zabrano dwóm żołnierzom wszystko, co mieli, łącznie ze scouterami i wepchnięto do jakiejś komory, gdzie z sufitu poleciała na nich dziwna ciecz. Nikt nic nie mówił. Personel medyczny pobrał im krew i zostali poddani pobieżnym badaniom. Następnie zostali przepytani przez żołnierzy. Musiano się upewnić co najmniej z 10 razy, czy aby na pewno mają się udać to trenera. Przepytywano ich w tą i z powrotem, czy aby na pewno nic nie kręcą.
Oświadczywszy, że są czyści, cokolwiek to znaczyło w obstawie czterech ubranych w zbroje i ochraniacze po zęby strażników portowych zostali eskortowani do gabinetu trenera na drugim piętrze Akademii.
- Chwila – głos w głośniku nie był uprzejmy ale dla Nashi nikt miły raczej nie będzie.
Nie minął kwadrans, gdy nadeszła odpowiedź.
- Przekazano nam informacje, że powinniście wrócić trzy dni temu.....szwędało się za panienkami? ......już Wam współczuje....... Lądowisko numer 8. Bez odbioru.
Ledwo wylądowali już czekała na nich ekipa mechaników, którzy od razu zajęli się kapsułami. Najwyraźniej nie mieli dużo pracy. Dookoła niemal pustki, żaden statek nie odlatywał. Tętniące życiem lądowisko zamarło. Tylko na chwilę, bowiem zaraz też pojawili się inni żołnierze i kilku sanitariuszy. Zabrano dwóm żołnierzom wszystko, co mieli, łącznie ze scouterami i wepchnięto do jakiejś komory, gdzie z sufitu poleciała na nich dziwna ciecz. Nikt nic nie mówił. Personel medyczny pobrał im krew i zostali poddani pobieżnym badaniom. Następnie zostali przepytani przez żołnierzy. Musiano się upewnić co najmniej z 10 razy, czy aby na pewno mają się udać to trenera. Przepytywano ich w tą i z powrotem, czy aby na pewno nic nie kręcą.
Oświadczywszy, że są czyści, cokolwiek to znaczyło w obstawie czterech ubranych w zbroje i ochraniacze po zęby strażników portowych zostali eskortowani do gabinetu trenera na drugim piętrze Akademii.
OOC:
Opisujecie co i jak na ladowisku i do gabinetu trenera, nie musicie iść prosto, możecie napisać na korytarzu czy coś. Wszędzie pełno uzbrojonych żołnierzy itp.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Sro Cze 26, 2013 9:23 pm
Nie spodziewał się tak szybkiego odzewu. Niezbyt miły głos "poprosił" o czas. Haz zdążył zrobić kilka okrążeń wokół planety, gdy ponownie usłyszał komunikat w głośniku.
- Eee... nie? - skomentował.
Jednak nikt poza nim samym tego nie usłyszał, gdyż nie wcisnął odpowiedniego przycisku. Nieco się przestraszył, wychodzi na to że wrócili z 3-dniowym opóźnieniem. To sporo, tym bardziej że są zwykłymi żołnierzami i nie zawiadomili wcześniej o tym, że mogą się spóźnić. 2 dni zleciały im na odpoczynku po walce, trzeci na próbie opanowania przez Altair'a formy Oozaru. A przecież ostatnią wiadomość do Trenera napisali krótko przed rozwaleniem laboratorium i, co za tym idzie, pojawieniem się ogromnego jaszczura. Czy spotkają ich jakieś konsekwencje? Oby nie, aż strach pomyśleć jak mogliby ich ukarać.
Z/T --> Lądowisko.
- Eee... nie? - skomentował.
Jednak nikt poza nim samym tego nie usłyszał, gdyż nie wcisnął odpowiedniego przycisku. Nieco się przestraszył, wychodzi na to że wrócili z 3-dniowym opóźnieniem. To sporo, tym bardziej że są zwykłymi żołnierzami i nie zawiadomili wcześniej o tym, że mogą się spóźnić. 2 dni zleciały im na odpoczynku po walce, trzeci na próbie opanowania przez Altair'a formy Oozaru. A przecież ostatnią wiadomość do Trenera napisali krótko przed rozwaleniem laboratorium i, co za tym idzie, pojawieniem się ogromnego jaszczura. Czy spotkają ich jakieś konsekwencje? Oby nie, aż strach pomyśleć jak mogliby ich ukarać.
Z/T --> Lądowisko.
- GośćGość
Re: Orbita
Sro Cze 26, 2013 9:32 pm
Kapsuła krwistookiego robiła kółka dopóki to też nie otrzymał komunikatu od wieży kontrolnej. Jej wiadomość go zaskoczyła a on sam jedyne co zdołał pomyśleć to były dwa słowa.
"-Że co?"
Tym bardziej, że żadnych "panienek" oprócz Aurory...i Tanany nie spotkali. No nie licząc paru osób w tamtej wiosce. Nie spodziewał się, że aż tyle czasu minęło lecz i tak o wszystkim wiedzieli...z jego scoutera. Prawie o wszystkim. A jak będzie musiał coś dopowiedzieć to, to zrobi. Szkoda, że utracił swój czarny scouter ale może otrzyma nowy a do tego lepszy. Strach pomyśleć jakie czekają ich konsekwencje. Miał nadzieję, że nic im się takiego nie stanie tym bardziej, że wykonali doskonale misje a musieli mieć czas na powrót i odpoczynek...chyba. W każdym razie jego kapsuła powoli zbliżała się w kierunku lądowiska.
OOC:
Orbita Vegety -> Lądowisko
"-Że co?"
Tym bardziej, że żadnych "panienek" oprócz Aurory...i Tanany nie spotkali. No nie licząc paru osób w tamtej wiosce. Nie spodziewał się, że aż tyle czasu minęło lecz i tak o wszystkim wiedzieli...z jego scoutera. Prawie o wszystkim. A jak będzie musiał coś dopowiedzieć to, to zrobi. Szkoda, że utracił swój czarny scouter ale może otrzyma nowy a do tego lepszy. Strach pomyśleć jakie czekają ich konsekwencje. Miał nadzieję, że nic im się takiego nie stanie tym bardziej, że wykonali doskonale misje a musieli mieć czas na powrót i odpoczynek...chyba. W każdym razie jego kapsuła powoli zbliżała się w kierunku lądowiska.
OOC:
Orbita Vegety -> Lądowisko
- Xanas
- Liczba postów : 610
Data rejestracji : 31/10/2012
Identification Number
HP:
(1127/1500)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Nie Gru 29, 2013 7:34 pm
Kosmos. W końcu Frost wyrwał się z tej planety pełnej małp i miał nadzieję że nie wróci na nią prędko. To całe zamieszanie i obrażenia jakich doznał irytowały go i nie chciał tam wracać w najbliższym czasie. Teraz musiał się skupić i wykonać zadanie które zostało mu powierzone.
Sam nie wiedział ile czasu minęło, ale praca to praca i nie miał zamiaru wracać na Namek bez roślin.
Miał nadzieje że Sayianie nie wyślą pościgu do czasu aż zmieni tę kapsułę na swoją którą zostawił na ziemi.
Dobrze że pamiętał gdzie zostawił ten wór z roślinami. Jednakże szlag go trafi jeśli nie będzie ich tam i będzie musiał zaczynać od nowa. Wtedy będzie musiał się uleczyć gdzieś na ziemi i wtedy wznowić poszukiwania. A to zajmie znowu jeszcze więcej czasu.
Po chwili zasnął starając się zregenerować siły, a kapsuła pomknęła ku miejscu przeznaczenia.
z/t-> Ziemia
Sam nie wiedział ile czasu minęło, ale praca to praca i nie miał zamiaru wracać na Namek bez roślin.
Miał nadzieje że Sayianie nie wyślą pościgu do czasu aż zmieni tę kapsułę na swoją którą zostawił na ziemi.
Dobrze że pamiętał gdzie zostawił ten wór z roślinami. Jednakże szlag go trafi jeśli nie będzie ich tam i będzie musiał zaczynać od nowa. Wtedy będzie musiał się uleczyć gdzieś na ziemi i wtedy wznowić poszukiwania. A to zajmie znowu jeszcze więcej czasu.
Po chwili zasnął starając się zregenerować siły, a kapsuła pomknęła ku miejscu przeznaczenia.
z/t-> Ziemia
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Sro Cze 11, 2014 4:35 pm
Koniec. To był wreszcie koniec.
Cała zabawa na Konack ograniczyła się do burdy w barze, następnie zamknięciu podejrzanych w jednym z pomieszczeń i spisaniu wszystkich skradzionych sprzętów. Zajęło im to ładnych kilka godzin i Ósemka miała już ciemne obwódki pod oczami ze zmęczenia. Komórki ciała domagały się snu po tylu emocjach i harmiderze, ale zmuszała się do stania na nogach. Po tym jak Raziel oświadczył, że mogą wracać na Vegetę, odetchnęła z ulgą, licząc na odrobinę spokoju w drodze powrotnej.
Pożegnania nie były łatwe.
Dwie kapsuły na pustkowiu tkwiły obok siebie, a Aryenne Zahne wymieniała uścisk ze swoim pierworodnym. Vivian taktownie odwróciła wzrok wbijając dłonie w kieszenie. Wolała odlecieć bez pożegnania, ale kobieta się uparła, poza tym… Raziel miał prawo pożegnać się z matką. Własnych uczuć co do niej nie była pewna, ale gdy ta przywołała do siebie dziewczynę, podeszła, wbijając otępiały wzrok w ziemię.
- Vivian… Powiedziałaś, że nie masz mi czego wybaczać, ale wiem, że musisz mieć do mnie ogromny żal. – zaczęła ostrożnie wojowniczka i odgarnęła blond kosmyk z policzka dziewczyny. Ósemka stała jak kamień. – Wiedz tylko, że Cię kocham i jakiekolwiek nazwisko nosisz, kochać będę. Zawsze byłam przy Tobie myślami. Moja mała Vivian…
- Nie jestem mała... – burknęła pod nosem.
Matka objęła ją mocno, a jak poprzednio halfka odpowiedziała ostrożnym uściskiem. Gest kosztował ją wiele, bo wciąż stała jak struta. Pozwoliła na tę chwilę czułości nie dając nic po sobie poznać. Jak miała zareagować na przytulenie? Odepchnąć, stać jak kołek, wtulić się? Powieki zacisnęła, by nie widać było łez, które bynajmniej nie były łzami wzruszenia. Vivian bowiem klęła w duchu rozgoryczona i zła. Tyle pretensji było w jej myślach, że Ósemka zdusiła je wszystkie w sobie, tańcząc, jak jej zagrają. Nie chciała ranić słowami Aryenne… Ona też nie miała łatwo w życiu, a ona, cokolwiek los zgotuje, przecież zawsze wstanie. To było proste.
Pożegnali się, wsiedli do kapsuł i odlecieli.
Minęła zaledwie chwila od oderwania się od ziemi, a Vivian przypominała sobie wszystkie słowa, te które padły z ust jej matki i te przez nią niewypowiedziane. Ich waga ciążyła na sercu, ale był to ciężar zaszyty głęboko w środku. Mamrocząc pod nosem strzepnęła kurtkę i narzuciła ją na ramiona, układając się wygodniej w siedzisku. System zaplanował jak najszybszy lot na czerwoną planetę, który zamierzała przespać jak kamień. Dziewczyna wcisnęła guzik, kontaktując się z Razielem. Zdawkowo dała znać, że idzie spać i porozmawiają na lotnisku, po czym rozłączyła się bez roztrząsania tematu.
Co miała mu powiedzieć? Dobranoc braciszku? Podświadomie zaakceptowała tę myśl, ale było jej nieswojo. Raziel był najbliższą jej osobą, niemniej, nigdy nie zwierzyła mu się ze swoich obaw czy myśli. Wolała chować je w sobie. Teraz nagle był jej rodziną… Nashi zamknęła oczy wspierając policzek o ramię i w ciemności, otoczona pikaniem aparatury oraz błyskami gwiazd, pozwoliła sobie na ciche łzy.
~Tylko czemu, czemu ja tego nie czuję? Powiedz… Całe życie byłam sama, a gdzie Ty wtedy byłaś? Gdzie byłaś, gdy się nade mną znęcano? Gdzie byłaś, kiedy płakałam z niemocy w poduszkę? Byłam sama gdy zamykałam oczy, byłam i jestem sama gdy je otwieram. Nic nie wiesz, o Tsufulu, o tym kim był dla mnie Axdra, kim jest dla mnie Raziel. Nie było Cię obok gdy cierpiałam, nie było gdy się cieszyłam. Myślałaś o mnie matko… Ja niczego nie czułam. Ty mnie nie znasz, ja Ciebie nie znam, więc dlaczego…? Dlaczego twierdzisz inaczej?~
Nieważne.
Tsuful, wrogowie, rodzina czy przyjaciele. W jej koszmarach wszyscy wrzeszczeli.
Z twardego i nieprzyjemnego snu obudził ją sygnał dobijającego się do niej Raziela. Przetarła sennie powieki wciskając guzik. Usłyszała litanie o tym, że są na orbicie, podchodzą do lądowania, więc niech łaskawie się obudzi i coś z tym zrobi, bo znów się rozbije…
Wymamrotała coś w odpowiedzi i przełączyła przyciski.
OOC ---> Koniec treningu
[zt]x2 ---> Lądowisko
Cała zabawa na Konack ograniczyła się do burdy w barze, następnie zamknięciu podejrzanych w jednym z pomieszczeń i spisaniu wszystkich skradzionych sprzętów. Zajęło im to ładnych kilka godzin i Ósemka miała już ciemne obwódki pod oczami ze zmęczenia. Komórki ciała domagały się snu po tylu emocjach i harmiderze, ale zmuszała się do stania na nogach. Po tym jak Raziel oświadczył, że mogą wracać na Vegetę, odetchnęła z ulgą, licząc na odrobinę spokoju w drodze powrotnej.
Pożegnania nie były łatwe.
Dwie kapsuły na pustkowiu tkwiły obok siebie, a Aryenne Zahne wymieniała uścisk ze swoim pierworodnym. Vivian taktownie odwróciła wzrok wbijając dłonie w kieszenie. Wolała odlecieć bez pożegnania, ale kobieta się uparła, poza tym… Raziel miał prawo pożegnać się z matką. Własnych uczuć co do niej nie była pewna, ale gdy ta przywołała do siebie dziewczynę, podeszła, wbijając otępiały wzrok w ziemię.
- Vivian… Powiedziałaś, że nie masz mi czego wybaczać, ale wiem, że musisz mieć do mnie ogromny żal. – zaczęła ostrożnie wojowniczka i odgarnęła blond kosmyk z policzka dziewczyny. Ósemka stała jak kamień. – Wiedz tylko, że Cię kocham i jakiekolwiek nazwisko nosisz, kochać będę. Zawsze byłam przy Tobie myślami. Moja mała Vivian…
- Nie jestem mała... – burknęła pod nosem.
Matka objęła ją mocno, a jak poprzednio halfka odpowiedziała ostrożnym uściskiem. Gest kosztował ją wiele, bo wciąż stała jak struta. Pozwoliła na tę chwilę czułości nie dając nic po sobie poznać. Jak miała zareagować na przytulenie? Odepchnąć, stać jak kołek, wtulić się? Powieki zacisnęła, by nie widać było łez, które bynajmniej nie były łzami wzruszenia. Vivian bowiem klęła w duchu rozgoryczona i zła. Tyle pretensji było w jej myślach, że Ósemka zdusiła je wszystkie w sobie, tańcząc, jak jej zagrają. Nie chciała ranić słowami Aryenne… Ona też nie miała łatwo w życiu, a ona, cokolwiek los zgotuje, przecież zawsze wstanie. To było proste.
Pożegnali się, wsiedli do kapsuł i odlecieli.
Minęła zaledwie chwila od oderwania się od ziemi, a Vivian przypominała sobie wszystkie słowa, te które padły z ust jej matki i te przez nią niewypowiedziane. Ich waga ciążyła na sercu, ale był to ciężar zaszyty głęboko w środku. Mamrocząc pod nosem strzepnęła kurtkę i narzuciła ją na ramiona, układając się wygodniej w siedzisku. System zaplanował jak najszybszy lot na czerwoną planetę, który zamierzała przespać jak kamień. Dziewczyna wcisnęła guzik, kontaktując się z Razielem. Zdawkowo dała znać, że idzie spać i porozmawiają na lotnisku, po czym rozłączyła się bez roztrząsania tematu.
Co miała mu powiedzieć? Dobranoc braciszku? Podświadomie zaakceptowała tę myśl, ale było jej nieswojo. Raziel był najbliższą jej osobą, niemniej, nigdy nie zwierzyła mu się ze swoich obaw czy myśli. Wolała chować je w sobie. Teraz nagle był jej rodziną… Nashi zamknęła oczy wspierając policzek o ramię i w ciemności, otoczona pikaniem aparatury oraz błyskami gwiazd, pozwoliła sobie na ciche łzy.
~Tylko czemu, czemu ja tego nie czuję? Powiedz… Całe życie byłam sama, a gdzie Ty wtedy byłaś? Gdzie byłaś, gdy się nade mną znęcano? Gdzie byłaś, kiedy płakałam z niemocy w poduszkę? Byłam sama gdy zamykałam oczy, byłam i jestem sama gdy je otwieram. Nic nie wiesz, o Tsufulu, o tym kim był dla mnie Axdra, kim jest dla mnie Raziel. Nie było Cię obok gdy cierpiałam, nie było gdy się cieszyłam. Myślałaś o mnie matko… Ja niczego nie czułam. Ty mnie nie znasz, ja Ciebie nie znam, więc dlaczego…? Dlaczego twierdzisz inaczej?~
Nieważne.
Tsuful, wrogowie, rodzina czy przyjaciele. W jej koszmarach wszyscy wrzeszczeli.
Z twardego i nieprzyjemnego snu obudził ją sygnał dobijającego się do niej Raziela. Przetarła sennie powieki wciskając guzik. Usłyszała litanie o tym, że są na orbicie, podchodzą do lądowania, więc niech łaskawie się obudzi i coś z tym zrobi, bo znów się rozbije…
Wymamrotała coś w odpowiedzi i przełączyła przyciski.
OOC ---> Koniec treningu
[zt]x2 ---> Lądowisko
Re: Orbita
Czw Cze 12, 2014 10:18 pm
Lecący szybko zostali wykryci przez wierzę, a pojazdy zidentyfikowane. Specjalny promień już zatrzymał obie kapsuły.
- Tu wieża. Tu wieża zgłoście się! Mamy Was na radarach zameldować się, bo inaczej zostaniecie zestrzeleni.
Po odbębnieniu formułki z głośnika dało się słyszeć:
- Gówniarze cholerni, pierwsi macie się meldować, co to ma być do cholery? Panienka łaskawie karze na siebie czekać! Lądowisko numer 9 i żwawo, bo za Tobą leci transportowiec i zrobi ci z dupy jesień średniowiecza psia jego mać. Bez odbioru.
Nie ma jak w domu...
OOC:
Możesz lądować.
- Tu wieża. Tu wieża zgłoście się! Mamy Was na radarach zameldować się, bo inaczej zostaniecie zestrzeleni.
Po odbębnieniu formułki z głośnika dało się słyszeć:
- Gówniarze cholerni, pierwsi macie się meldować, co to ma być do cholery? Panienka łaskawie karze na siebie czekać! Lądowisko numer 9 i żwawo, bo za Tobą leci transportowiec i zrobi ci z dupy jesień średniowiecza psia jego mać. Bez odbioru.
Nie ma jak w domu...
OOC:
Możesz lądować.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Pią Cze 20, 2014 12:12 am
Kapsuła gładko została wyrzucona w przestrzeń.
Mechanizm dał o sobie znać miarowym pikaniem, po czym ucichł automatycznie. Na podświetlanym ekranie pokazały się współrzędne lotu i czas podróży. Vivian zerknęła przelotnie na wyświetlacz i westchnęła, zdejmując z siebie kurtkę. Nie czuła się jeszcze zwolniona z całkowitej służby na te kilka dni, ale z ulgą przyjęła wyświetlenie komunikatu o bezpiecznym opuszczeniu orbity.
Podciągnęła kolana pod brodę, na tyle, na ile na taki manewr pomagało klaustrofobiczne wnętrze kapsuły. Sen nie chciał przyjść wcześniej, teraz jedynie czaił się w kącikach oczu, sprawiając, że przymykała sennie powieki. Dziewczyna wymamrotała coś, obejmując nogi ramionami i wspierając czoło o kolana.
Urlop.
Ot, tak nagle ma czas dla siebie... Co Ósemka będzie robić?
Pierwszą myślą był trening, ale to było spaczenie z wojska i codziennego siłowania z manekinami. Nuda była pojęciem względnym i pewnie znajdzie sobie jakieś zajęcie… Jako osobnik, który genetycznie przyciąga kłopoty, niewiele mogło ją zdziwić. Gdyby podczas jej wizyty w Ziemię walnął meteoryt, albo coś by wybuchło, przyjęłaby to bez zdziwienia.
Wyłącznie kwestia odpoczynku była kłopotliwa, bo zamiast odsypiać skołatane nerwy, pewnie doprowadzi do ich jeszcze gorszego zszargania.
Dziewczyna uniosła głowę, opierając policzek o splecione dłonie i wpatrzyła się w otaczającą ją czerń. Gwiazdy były rozrzuconymi drobinami światła w tym paśmie mroku. Niektóre z nich znała, wpatrując się w nocne niebo Vegety, teraz te konstelacje i punkty zmieniały położenie. Wędrowały… Nie, to ona zmieniała miejsce.
Westchnęła głębiej przymykając oczy.
Czekał ją dłuższy lot.
OOC
[zt] ---> Ziemia, a dokładniej tu~
Mechanizm dał o sobie znać miarowym pikaniem, po czym ucichł automatycznie. Na podświetlanym ekranie pokazały się współrzędne lotu i czas podróży. Vivian zerknęła przelotnie na wyświetlacz i westchnęła, zdejmując z siebie kurtkę. Nie czuła się jeszcze zwolniona z całkowitej służby na te kilka dni, ale z ulgą przyjęła wyświetlenie komunikatu o bezpiecznym opuszczeniu orbity.
Podciągnęła kolana pod brodę, na tyle, na ile na taki manewr pomagało klaustrofobiczne wnętrze kapsuły. Sen nie chciał przyjść wcześniej, teraz jedynie czaił się w kącikach oczu, sprawiając, że przymykała sennie powieki. Dziewczyna wymamrotała coś, obejmując nogi ramionami i wspierając czoło o kolana.
Urlop.
Ot, tak nagle ma czas dla siebie... Co Ósemka będzie robić?
Pierwszą myślą był trening, ale to było spaczenie z wojska i codziennego siłowania z manekinami. Nuda była pojęciem względnym i pewnie znajdzie sobie jakieś zajęcie… Jako osobnik, który genetycznie przyciąga kłopoty, niewiele mogło ją zdziwić. Gdyby podczas jej wizyty w Ziemię walnął meteoryt, albo coś by wybuchło, przyjęłaby to bez zdziwienia.
Wyłącznie kwestia odpoczynku była kłopotliwa, bo zamiast odsypiać skołatane nerwy, pewnie doprowadzi do ich jeszcze gorszego zszargania.
Dziewczyna uniosła głowę, opierając policzek o splecione dłonie i wpatrzyła się w otaczającą ją czerń. Gwiazdy były rozrzuconymi drobinami światła w tym paśmie mroku. Niektóre z nich znała, wpatrując się w nocne niebo Vegety, teraz te konstelacje i punkty zmieniały położenie. Wędrowały… Nie, to ona zmieniała miejsce.
Westchnęła głębiej przymykając oczy.
Czekał ją dłuższy lot.
OOC
[zt] ---> Ziemia, a dokładniej tu~
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Wto Sty 06, 2015 7:49 pm
Vivian milczała całą drogę. Nie odezwała się, zacięcie trzymając wargi ściśnięte w wąską kreskę. Bez słowa odłączyła się od Raziela by na moment zajść do Capsule Corporation, odebrać naprawioną kapsułkę i odejść ledwie skinąwszy głową. Była jak w transie… Lecz nie gorzej niż zwykle. Do tej pory dziewczyna zawsze była cicha, zamyślona acz czujna i trzymająca się na uboczu. Teraz też tak było, choć milczenie miało w sobie inny wydźwięk. Pytanie tylko jaki?
Zatrzymali się w Skalnym Lesie, miejscu jakże podobnym do ich ojczystej planety… Ósemka rzuciła jeszcze spojrzeniem na niebieskie niebo i wciągnęła w płuca chłodne powietrze. Zdążyła pokochać zieleń tej planety oraz jej rześkość, jakże odmienną od surowego klimatu Vegety. To co na czerwonej kuli było uporządkowane i tkwiło pod dyktaturą, tutaj było po prostu… Wolne. Może była to iluzja, może wmawiała sobie to, ale mogła cieszyć się robieniem czego chciała. Niby w Armii poza wykonywaniem rozkazów żołnierze też mieli wolną wolę, chociaż przecież… Nie do końca.
Zerknęła z ukosa na Raziela, który najspokojniej w świecie zapełniał swój pojazd butelkami z brunatnym płynem. Cztery, sześć, osiem… Dziesięć. Nie, dwanaście. O zgrozo, zapowiadały się kolejne okazje do picia. Halfka dobrze pamiętała dzień gdy Eve i młody Zahne zaciągnęli ją do siebie i upili owym trunkiem. Na początku nie smakował, z czasem się do niego przekonała, ale pierwszy kontakt skończył się na nudnościach i suchości w ustach – Raziel miał znakomitą zabawę obserwując, jak nieco skacowana dziewczyna nawala w worek treningowy. Uśmiechnęła się kącikiem warg, patrząc jak z troską układa butelki za siedzeniem i zaczęła szperać w kieszeniach.
Jej pojazd nie miał żadnego defektu. Wsiadła do kapsuły jakby nic się nie stało, przyciskając sztywno guziki i wprowadzając dane. Diody zabłyszczały, aparatura zapiszczała fałszywą melodyjkę i wszystko było gotowe. Namiary na Vegetę wprowadziła niemalże automatycznie. Ruchy wyuczone. Spojrzenie nieco puste, czujny wyraz twarzy… Wracała twarda Nashi… Pora pozbyć się tych kilku siedzących jak drzazga uczuć w środku i przybrać maskę. Cholera, jakie to teraz trudne!
Wzbili się szybko w powietrze, a Vivian przeszukała torbę, wyjmując nowy pancerz i uniform. Nim się przebrała odczekała, aż opuszczą ziemską orbitę. Upchnęła co mogła w kapsułkach w kieszeniach i jak na pełnoprawnego żołnierza, pogrążyła się w oczekiwaniu… A raczej melancholii. Podciągnęła kolana pod brodę obejmując je ramionami i wpatrzyła w ciemność kosmosu.
W drodze do domu czuła się obco i wejście na orbitę Vegety parę godzin później nie poprawiło jej humoru.
- Nashi Raziel Zahne i Vivian Deryth meldują się. Prosimy o zgodę na lądowanie. – nawiązała połączenie z centrum.
Głos naburmuszonego żołnierza pokierował ich na odpowiednie tory…
OOC
ztx2 ---> Lądowisko
Zatrzymali się w Skalnym Lesie, miejscu jakże podobnym do ich ojczystej planety… Ósemka rzuciła jeszcze spojrzeniem na niebieskie niebo i wciągnęła w płuca chłodne powietrze. Zdążyła pokochać zieleń tej planety oraz jej rześkość, jakże odmienną od surowego klimatu Vegety. To co na czerwonej kuli było uporządkowane i tkwiło pod dyktaturą, tutaj było po prostu… Wolne. Może była to iluzja, może wmawiała sobie to, ale mogła cieszyć się robieniem czego chciała. Niby w Armii poza wykonywaniem rozkazów żołnierze też mieli wolną wolę, chociaż przecież… Nie do końca.
Zerknęła z ukosa na Raziela, który najspokojniej w świecie zapełniał swój pojazd butelkami z brunatnym płynem. Cztery, sześć, osiem… Dziesięć. Nie, dwanaście. O zgrozo, zapowiadały się kolejne okazje do picia. Halfka dobrze pamiętała dzień gdy Eve i młody Zahne zaciągnęli ją do siebie i upili owym trunkiem. Na początku nie smakował, z czasem się do niego przekonała, ale pierwszy kontakt skończył się na nudnościach i suchości w ustach – Raziel miał znakomitą zabawę obserwując, jak nieco skacowana dziewczyna nawala w worek treningowy. Uśmiechnęła się kącikiem warg, patrząc jak z troską układa butelki za siedzeniem i zaczęła szperać w kieszeniach.
Jej pojazd nie miał żadnego defektu. Wsiadła do kapsuły jakby nic się nie stało, przyciskając sztywno guziki i wprowadzając dane. Diody zabłyszczały, aparatura zapiszczała fałszywą melodyjkę i wszystko było gotowe. Namiary na Vegetę wprowadziła niemalże automatycznie. Ruchy wyuczone. Spojrzenie nieco puste, czujny wyraz twarzy… Wracała twarda Nashi… Pora pozbyć się tych kilku siedzących jak drzazga uczuć w środku i przybrać maskę. Cholera, jakie to teraz trudne!
Wzbili się szybko w powietrze, a Vivian przeszukała torbę, wyjmując nowy pancerz i uniform. Nim się przebrała odczekała, aż opuszczą ziemską orbitę. Upchnęła co mogła w kapsułkach w kieszeniach i jak na pełnoprawnego żołnierza, pogrążyła się w oczekiwaniu… A raczej melancholii. Podciągnęła kolana pod brodę obejmując je ramionami i wpatrzyła w ciemność kosmosu.
W drodze do domu czuła się obco i wejście na orbitę Vegety parę godzin później nie poprawiło jej humoru.
- Nashi Raziel Zahne i Vivian Deryth meldują się. Prosimy o zgodę na lądowanie. – nawiązała połączenie z centrum.
Głos naburmuszonego żołnierza pokierował ich na odpowiednie tory…
OOC
ztx2 ---> Lądowisko
Re: Orbita
Czw Sty 08, 2015 4:31 pm
Wszystko poszło... Właściwie łatwiej, niż by się mogło wydawać. Nikt się w sumie o nic nie pytał, nikt nie doszukiwał się podstępu... Naprawdę, aż dziwne. Jakby nie patrzeć, to w końcu dosyć mocno się różniłem od typowego mieszkańca Vegety, a jednak ten mały szwindel się udał. Nie miałem na co narzekać. Praca specjalnie wymagająca nie była, więc nawet tym bardziej nie narzekałem, nawet więcej, miło było czymś zająć ręce i praktycznie wyłączyć umysł. Od czasu do czasu tak trzeba, wyłączyć się, skupić tylko na ciele i własnej sile. Zwykle takimi momentami dla mnie były codzienne treningi, choć z biegiem czasu coraz bardziej odchodziłem od tej metody, bo w miarę wzrostu mojej siły, zadania jakie dawał mi Braska były trudniejsze i czasami musiałem się nad nimi zastanowić. Tak, jak o tym myślałem, to stwierdziłem, że to dobrze, bo jednakowoż wojownik nie może polegać tylko na intuicji i po to ma umysł, by wykorzystywać go do lepszych efektów w walce. Z biegiem czasu coraz bieglej obmyślałem plany i strategie, co nawet czasami pomagało mi w szkole przy bardziej skomplikowanych zadanich. Nie zawsze się to udawało, na niektóre rzeczy trudno mi było wpaść, ale przede wszystkim nauczyłem się myśleć szybko, więc nawet jeśli nie znajdowałem rozwiązania od razu, to nie potrzebowałem dużo by przeanalizować kilka czy kilkanaście innych, aż w końcu trafiłem na właściwe. W czasie walki taka zdolność mogła uratować życie, więc jej posiadanie było bardzo ważne, nawet jeśli nie do wymyślania skutecznych ataków, to do rozpracowywania strategii przeciwnika, lub wymyślania skutecznej obrony dla siebie.
Granie halfa niespecjalnie mi przypadło do gustu, zwłaszcza słabego... Ale skoro nikt nie sądził, że jest inaczej... Najwidoczniej nikt poza mną i Kuro nie potrafił w okolicy wykrywać energii.
A nawet jeśli dla kogoś moje pochodzenie było niepewne, to po posiłku pewnie jego wątpliwości były rozwiane. Posiadanie saiyańskiego apetytu, co niejednokrotnie wręcz wytykał mi Mistrz, okazało się przydatne. Saiyanie nie wiedzieli zbyt dużo o ludziach, ale raczej nie sądzili by ktoś poza nimi mógł tyle jeść, a nie licząc tego wyjątku, którym byłem ja, to się nawet zgadzało.
Gdy już było po wszystkim, to jest po pracy, usiadłem wygodnie w fotelu obok Kuro. Zadawałem mu kilka pytań, głównie o to jak wygląda życie na Vegecie, tu ze szczególnym uwzględnieniem technologii i gastronomii, ale też o sławetne saiyańskie wojsko, tu szczególnie o szkolenie i siłę żołnierzy. Z własnego doświadczenia wiedziałem już o tym co nieco, a to dzięki sparingom z Vivian, choć miałem świadomość, że jej styl walki odbiegał od klasycznych metod szkolenia. Jednolitość stylu walki tej rasy działała na moją korzyść, bo nawet jeśli jedna walka nie będzie wystarczyła na wymyślenie kontr-stylu, to miałem dużo materiału badawczego.
Zapowiada się ciekawie.
Po jakimś czasie przez okno ujrzałem czerwony glob. Pierwsze co przyszło mi na myśl to to, że jak by mnie zaczęli gonić, to bez problemu bym sie ukrył zakopując po czoło w piachu, wystających czerwonych włosów by nawet nie zauważyli. Zaśmiałem się lekko na tą myśl. Niemniej, nie dziwiłem się już, że ogoniaści potrzebowali surowców z innych planet, w tej piaskownicy by nic nie wyrosło, nawet makyańskie skałorośle.
OOC:
Start trening
Granie halfa niespecjalnie mi przypadło do gustu, zwłaszcza słabego... Ale skoro nikt nie sądził, że jest inaczej... Najwidoczniej nikt poza mną i Kuro nie potrafił w okolicy wykrywać energii.
A nawet jeśli dla kogoś moje pochodzenie było niepewne, to po posiłku pewnie jego wątpliwości były rozwiane. Posiadanie saiyańskiego apetytu, co niejednokrotnie wręcz wytykał mi Mistrz, okazało się przydatne. Saiyanie nie wiedzieli zbyt dużo o ludziach, ale raczej nie sądzili by ktoś poza nimi mógł tyle jeść, a nie licząc tego wyjątku, którym byłem ja, to się nawet zgadzało.
Gdy już było po wszystkim, to jest po pracy, usiadłem wygodnie w fotelu obok Kuro. Zadawałem mu kilka pytań, głównie o to jak wygląda życie na Vegecie, tu ze szczególnym uwzględnieniem technologii i gastronomii, ale też o sławetne saiyańskie wojsko, tu szczególnie o szkolenie i siłę żołnierzy. Z własnego doświadczenia wiedziałem już o tym co nieco, a to dzięki sparingom z Vivian, choć miałem świadomość, że jej styl walki odbiegał od klasycznych metod szkolenia. Jednolitość stylu walki tej rasy działała na moją korzyść, bo nawet jeśli jedna walka nie będzie wystarczyła na wymyślenie kontr-stylu, to miałem dużo materiału badawczego.
Zapowiada się ciekawie.
Po jakimś czasie przez okno ujrzałem czerwony glob. Pierwsze co przyszło mi na myśl to to, że jak by mnie zaczęli gonić, to bez problemu bym sie ukrył zakopując po czoło w piachu, wystających czerwonych włosów by nawet nie zauważyli. Zaśmiałem się lekko na tą myśl. Niemniej, nie dziwiłem się już, że ogoniaści potrzebowali surowców z innych planet, w tej piaskownicy by nic nie wyrosło, nawet makyańskie skałorośle.
OOC:
Start trening
- GośćGość
Re: Orbita
Wto Kwi 14, 2015 4:48 pm
Czerwona poświata KI wolno wzlatywała nad orbitę planety zwanej Vegetą. Demonica zatrzymała się w miejscu, gdzie jeszcze swobodnie mogła oddychać tlenem. Dzięki jej aurze, mogła się utrzymać tutaj znacznie dłużej niż przeciętny słabiak. W końcu walczyła na Księżycu wraz z Rikimaru spory czas i przeżyła. No, ale nie to jest ważne w tej chwili.
Zawisła w powietrzu, a następnie odwróciła się twarzą w kierunku czerwonej planety. Z daleka wyglądała jak wymarła, coś jak Mars. Otoczyła ją cisza. Kompletna cisza, żaden dźwięk nie dochodził do jej uszu, mimo, że pod nogami miała bardzo hałaśliwą nację. Mrugnęła kilkanaście razy przyglądając się bardzo dokładnie każdemu skrawkowi tej planety. Gdzieś w oddali zauważyła, ruch i to nie były piękne obłoczki chmur.
___ - Tss… - parsknęła zaciskając zęby wraz z pięściami. Owy ruch to nie było nic innego jak po prostu STATKI! Dobrze wyczuwała, jakieś spore ilości jednostek kierują się kosmos. – Wredne saiyańskie pomioty. Już ja was… - to z całą pewnością nie były statki z wycieczkami zapoznawczymi. Wyczuwała w środku spore ilości bojowniczych KI na nawet sporym poziomie. To co zostało wysłane na wioskę Kuro to przy nich to nic. Król chciał odciągnąć uwagę osób w wiosce wysyłając w tym czasie lepszych na ważniejsze misje. A to drań! Nie z June takie numery. Trzeba tylko się zorientować gdzie te małpy się wybierają. W tym celu przemknęła niesłyszalnie, aż pod sam statek. Był ogromny, z całą pewnością w środku znajdywały się warunki mieszkalne bo ich misja zakładała dłuższy czas ‘zabawy’. Rozejrzała się chcąc zobaczyć jak może wślizgnąć się do środka. Na samej górze statku znajdował się właz. Nie miała pojęcia dokąd prowadzi, ale postanowiła zaryzykować, bo kto nie ryzykuje ten nie ma. Zmieniła swój wygląd na saiyański przed otworzeniem sobie wejścia po czym wślizgnęła się zwinnie. Wylądowała na metalowej podłodze. Pod jej stopami rozciągał się ogromny szyb z wielką ilością drzwi. Skoczyła w dół o kilka pięter, a następnie zatrzymała się przy losowych wrotach. Uchyliła je i zajrzała do środka. Jej oczom ukazał się korytarz wypełniony saiyanami w bojowych zbrojach. Zmarszczyła brwi, wchodząc głębiej. Zahaczyła o jednego z żołnierzy, chwytając go za rękę. Ten spojrzał na nią zaskoczony widząc dziewczynę w stroju kadeta.
___ - A Ty co tu robisz kadetko? – zapytał.
___ - Chcę coś wiedzieć. – odparła.
___ - Ale nie możesz tu przebywać! Chodź, zaprowadzę cię do więzienia i tam poczekasz. – już chciał dziewczynę popchnąć, ale ta warknęła złowieszczo, a następnie doznała olśnienia. Użyła swojej magii zauroczenia, dmuchnęła nią prosto na twarz saiyana. Ten z początku zdziwiony i zdezorientowany, po chwili zaczął zachowywać się zgodnie z jej oczekiwaniami. Przyszpilił dziewczynę do ściany dość agresywnie i zaczął się zachowywać jak niewyżyty dziki zwierz. Ba, nawet się oblizał. Cóż. To było inne zachowanie niż u Hazarda, ale ważne jest coś innego.
___ - Powiesz mi coś? – spytała obserwując saiyana.
___ - No pewnie ślicznotko, dla ciebie wszystko. Co chcesz wiedzieć? – świetnie, to było proste.
___ - Dokąd leci ten statek i z jaką misją? – zmarszczyła bardziej brwi.
___ - Dostaliśmy zakaz mówienia tego osobom niewtajemniczonym, ale dla ciebie… ten statek leci na Ziemię z zadaniem jej podbicia i wytępienia z niej życia, ewentualnie wzięcia silniejszych niewolników do pracy roboczych dla króla Vegety. – wyłożył jej wszystko tak jak chciała. A nawet więcej - Reszta wybiera się na inne planety.
___ - Ah tak. – mruknęła po czym użyła kiaiho by odrzucić od siebie niepotrzebną już małpę. Jak można się spodziewać zwróciła na siebie tym uwagę wszystkich obecnych na korytarzu. Nie byli zadowoleni, a jeszcze bardziej demonica zepsuła im humor gdy ujawniła swój prawdziwy wygląd. Machnęła swoim ogonem szczerząc się wrednie – Wybaczcie, ale nie mogę wam pozwolić na coś takiego. – zakomunikowała, a następnie wyrzuciła z siebie całe pokłady energii jaką skrywała. Korytarz wygiął się w kształt bańki mydlanej. Gdy saiyanie się o garnęli, dziewczyny już nie było. Poleciała w dół, robiąc w statku tunel jak kret w ziemi. Po chwili przewierciła się na wylot. Nie miałaby szans z taką ilością wojowników w pojedynkę więc wcisnęła ‘gaz do dechy’ i przeleciała na drugą stronę planety. Tam, wyrzuciła statek w kapsułce i weszła do środka. Ustawiła kurs na Ziemię. Na pewno im to nie przeszkodzi w dotarciu na Ziemię, ale na pewno w jakiś sposób opóźni. Kupiła czas.
Zawisła w powietrzu, a następnie odwróciła się twarzą w kierunku czerwonej planety. Z daleka wyglądała jak wymarła, coś jak Mars. Otoczyła ją cisza. Kompletna cisza, żaden dźwięk nie dochodził do jej uszu, mimo, że pod nogami miała bardzo hałaśliwą nację. Mrugnęła kilkanaście razy przyglądając się bardzo dokładnie każdemu skrawkowi tej planety. Gdzieś w oddali zauważyła, ruch i to nie były piękne obłoczki chmur.
___ - Tss… - parsknęła zaciskając zęby wraz z pięściami. Owy ruch to nie było nic innego jak po prostu STATKI! Dobrze wyczuwała, jakieś spore ilości jednostek kierują się kosmos. – Wredne saiyańskie pomioty. Już ja was… - to z całą pewnością nie były statki z wycieczkami zapoznawczymi. Wyczuwała w środku spore ilości bojowniczych KI na nawet sporym poziomie. To co zostało wysłane na wioskę Kuro to przy nich to nic. Król chciał odciągnąć uwagę osób w wiosce wysyłając w tym czasie lepszych na ważniejsze misje. A to drań! Nie z June takie numery. Trzeba tylko się zorientować gdzie te małpy się wybierają. W tym celu przemknęła niesłyszalnie, aż pod sam statek. Był ogromny, z całą pewnością w środku znajdywały się warunki mieszkalne bo ich misja zakładała dłuższy czas ‘zabawy’. Rozejrzała się chcąc zobaczyć jak może wślizgnąć się do środka. Na samej górze statku znajdował się właz. Nie miała pojęcia dokąd prowadzi, ale postanowiła zaryzykować, bo kto nie ryzykuje ten nie ma. Zmieniła swój wygląd na saiyański przed otworzeniem sobie wejścia po czym wślizgnęła się zwinnie. Wylądowała na metalowej podłodze. Pod jej stopami rozciągał się ogromny szyb z wielką ilością drzwi. Skoczyła w dół o kilka pięter, a następnie zatrzymała się przy losowych wrotach. Uchyliła je i zajrzała do środka. Jej oczom ukazał się korytarz wypełniony saiyanami w bojowych zbrojach. Zmarszczyła brwi, wchodząc głębiej. Zahaczyła o jednego z żołnierzy, chwytając go za rękę. Ten spojrzał na nią zaskoczony widząc dziewczynę w stroju kadeta.
___ - A Ty co tu robisz kadetko? – zapytał.
___ - Chcę coś wiedzieć. – odparła.
___ - Ale nie możesz tu przebywać! Chodź, zaprowadzę cię do więzienia i tam poczekasz. – już chciał dziewczynę popchnąć, ale ta warknęła złowieszczo, a następnie doznała olśnienia. Użyła swojej magii zauroczenia, dmuchnęła nią prosto na twarz saiyana. Ten z początku zdziwiony i zdezorientowany, po chwili zaczął zachowywać się zgodnie z jej oczekiwaniami. Przyszpilił dziewczynę do ściany dość agresywnie i zaczął się zachowywać jak niewyżyty dziki zwierz. Ba, nawet się oblizał. Cóż. To było inne zachowanie niż u Hazarda, ale ważne jest coś innego.
___ - Powiesz mi coś? – spytała obserwując saiyana.
___ - No pewnie ślicznotko, dla ciebie wszystko. Co chcesz wiedzieć? – świetnie, to było proste.
___ - Dokąd leci ten statek i z jaką misją? – zmarszczyła bardziej brwi.
___ - Dostaliśmy zakaz mówienia tego osobom niewtajemniczonym, ale dla ciebie… ten statek leci na Ziemię z zadaniem jej podbicia i wytępienia z niej życia, ewentualnie wzięcia silniejszych niewolników do pracy roboczych dla króla Vegety. – wyłożył jej wszystko tak jak chciała. A nawet więcej - Reszta wybiera się na inne planety.
___ - Ah tak. – mruknęła po czym użyła kiaiho by odrzucić od siebie niepotrzebną już małpę. Jak można się spodziewać zwróciła na siebie tym uwagę wszystkich obecnych na korytarzu. Nie byli zadowoleni, a jeszcze bardziej demonica zepsuła im humor gdy ujawniła swój prawdziwy wygląd. Machnęła swoim ogonem szczerząc się wrednie – Wybaczcie, ale nie mogę wam pozwolić na coś takiego. – zakomunikowała, a następnie wyrzuciła z siebie całe pokłady energii jaką skrywała. Korytarz wygiął się w kształt bańki mydlanej. Gdy saiyanie się o garnęli, dziewczyny już nie było. Poleciała w dół, robiąc w statku tunel jak kret w ziemi. Po chwili przewierciła się na wylot. Nie miałaby szans z taką ilością wojowników w pojedynkę więc wcisnęła ‘gaz do dechy’ i przeleciała na drugą stronę planety. Tam, wyrzuciła statek w kapsułce i weszła do środka. Ustawiła kurs na Ziemię. Na pewno im to nie przeszkodzi w dotarciu na Ziemię, ale na pewno w jakiś sposób opóźni. Kupiła czas.
OOC
Jeśli nic mnie nie zatrzyma to ZT na Ziemię.
(Jak jednak ktoś by chciał mnie zatrzymać to pisać na PM. Kto wie dlaczego uciekam ten wie.)
trening
Jeśli nic mnie nie zatrzyma to ZT na Ziemię.
(Jak jednak ktoś by chciał mnie zatrzymać to pisać na PM. Kto wie dlaczego uciekam ten wie.)
trening
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Pon Cze 29, 2015 4:57 pm
>>>Ze Skalnego Lasu.
Leciał statek jak pocisk przez galaktykę, w której mieściła się Vegeta. Znał na pamięć współrzędne, do tego stopnia, iż nie musiał korzystać z autozapisu ostatnich tras. Okrągły pojazd z warsztatu dr Briefs'a śmigał jak powinien, toteż zapewne już niedługo wyląduje na Czerwonej Planecie. Tylko czy aby na pewno w całości?
Skąd miał wiedzieć, iż nie przeciśnie się między bojowymi satelitami, które po dostrzeżeniu celu zaczęły wystrzeliwać wiązkami Ki w stronę Reda w kapsule. Chwycił co prawda puszystymi łapkami za drążek będący kierownicą, lecz wyślizgiwał mu się. Jak z kolei parł na niego całym ciałkiem - wykonywał gwałtowne ruchy. Nie minęło więcej niż kilka sekund, a oberwał po raz pierwszy. Elektronika siadła, autopilot zablokował się na dobre. Nie, nie, nie! Czemu wszystko się chrzani!? Mrugały lampeczki, nie wiedział co jest od czego, sypały się iskry od kolejnych uderzeń. Musiał się katapultować nim roztrzaska się o powierzchnię Vegety!
Z daleka pojazd demona przypominał spadający meteoryt, który wypalał się w atmosferze. A za nim ciągnął się dymowy ogon, z kilkoma piorunami od wyładowań.
Katapulta nie działała, zacięło się i to! Nie miał wyboru - musiał przebić się przez szybkę we drzwiach, aby ocaleć. Zacisnął kły i z impetem roztrzaskał okienko, a potem spadając w dół widział jak o wiele większy pocisk z satelity rozwalił doszczętnie jego pojazd. Wielka eksplozja musiała być widoczna i słyszana na większości planecie. Z jednej strony to źle - świadczyło o tym, iż trafili kogoś, kto mógł być sprzymierzeńcem ruchu oporu. Z drugiej strony - wrak statku na nic się nie zda, a tak stanowił świetną przykrywkę, iż pasażer nie przeżył. Wystarczyło tylko wyciszyć Ki do zera, co już uczynił na Ziemi. Teraz tylko jakoś spowolnić prędkie opadanie...
Z tematu -> Wioska Kuro
Leciał statek jak pocisk przez galaktykę, w której mieściła się Vegeta. Znał na pamięć współrzędne, do tego stopnia, iż nie musiał korzystać z autozapisu ostatnich tras. Okrągły pojazd z warsztatu dr Briefs'a śmigał jak powinien, toteż zapewne już niedługo wyląduje na Czerwonej Planecie. Tylko czy aby na pewno w całości?
Skąd miał wiedzieć, iż nie przeciśnie się między bojowymi satelitami, które po dostrzeżeniu celu zaczęły wystrzeliwać wiązkami Ki w stronę Reda w kapsule. Chwycił co prawda puszystymi łapkami za drążek będący kierownicą, lecz wyślizgiwał mu się. Jak z kolei parł na niego całym ciałkiem - wykonywał gwałtowne ruchy. Nie minęło więcej niż kilka sekund, a oberwał po raz pierwszy. Elektronika siadła, autopilot zablokował się na dobre. Nie, nie, nie! Czemu wszystko się chrzani!? Mrugały lampeczki, nie wiedział co jest od czego, sypały się iskry od kolejnych uderzeń. Musiał się katapultować nim roztrzaska się o powierzchnię Vegety!
Z daleka pojazd demona przypominał spadający meteoryt, który wypalał się w atmosferze. A za nim ciągnął się dymowy ogon, z kilkoma piorunami od wyładowań.
Katapulta nie działała, zacięło się i to! Nie miał wyboru - musiał przebić się przez szybkę we drzwiach, aby ocaleć. Zacisnął kły i z impetem roztrzaskał okienko, a potem spadając w dół widział jak o wiele większy pocisk z satelity rozwalił doszczętnie jego pojazd. Wielka eksplozja musiała być widoczna i słyszana na większości planecie. Z jednej strony to źle - świadczyło o tym, iż trafili kogoś, kto mógł być sprzymierzeńcem ruchu oporu. Z drugiej strony - wrak statku na nic się nie zda, a tak stanowił świetną przykrywkę, iż pasażer nie przeżył. Wystarczyło tylko wyciszyć Ki do zera, co już uczynił na Ziemi. Teraz tylko jakoś spowolnić prędkie opadanie...
Z tematu -> Wioska Kuro
Re: Orbita
Czw Wrz 17, 2015 9:13 pm
Kim jesteś? - Zapytał Takeo, wlepiając wzrok w dziwnego osobnika, który nie powinien go widzieć, w końcu przecież... To były urywki z przeszłości... Jednak był widoczny, o czym świadczyła szybka odpowiedź istoty:
- Chyba nie myślisz, że ci powiem, co Takeo? Sam dobrze wiesz... "wibbily wobbly timey wimey... stuff"* - Zimny głos, który nie wypowiadał niczego przerażającego wywołał w mężczyźnie mimowolne ciarki, więc po uzyskaniu nic nie wnoszącej odpowiedzi, machnął ręką i zaczął się rozglądać po mglistym otoczeniu, które wyglądało, jakby jeszcze się nie uformowało - wszędzie było blado i niewyraźnie, zupełnie jak gdyby Los zdecydował, że ta scena będzie miała miejsce, jednakże nie była pewna, gdzie. Takeo czuł ciarki robiące sobie przebieżkę po całej długości pleców, nierównomiernie i w obie strony, nieswoje uczucie, coś jakby dzika mieszanka strachu z ekscytacją, buzowało w jego organizmie i zdawało się rosnąć z każdą chwilą.
- Gdzie my...? Co...? Jak...? - Zadawał coraz więcej pytań, zagubiony, nie wiedząc w ogóle, co się dzieje i po co się tu znajdował, lecz w tym momencie wokół postaci wybuchło dziwne światło, kształty zmieniały się, energia falowała wokół.
- Cicho, skupiam się na kolorze brwi... - odpowiedziała mu postać, po czym wrzasnęła z bólu tak mocno, że Takeo został siłą wyrzucony z tej nic nie znaczącej wizji...
Obudziwszy się, mężczyzna dojrzał czerwone pustkowia okalające praktycznie całą planetę Vegeta. Z utęsknieniem patrzył na surowe warunki, wspominając z nostalgią spędzone lata na misjach, treningach, kontaktach z towarzyszami, aż napłynęły mu do oczu łzy, które szybko otarł, by wcisnąć kilka klawiszy na konsoli i zatrzymać się na orbicie. Nie (tylko) po to, by podziwiać, ale też zdawał sobie sprawę z faktu, że był w tym momencie obcym, wlatującym cudzym statkiem w sferę typowo wojskowej planety, dlatego wolał nie ryzykować odstrzału z miejsca.
OCC: Czekam.
- Chyba nie myślisz, że ci powiem, co Takeo? Sam dobrze wiesz... "wibbily wobbly timey wimey... stuff"* - Zimny głos, który nie wypowiadał niczego przerażającego wywołał w mężczyźnie mimowolne ciarki, więc po uzyskaniu nic nie wnoszącej odpowiedzi, machnął ręką i zaczął się rozglądać po mglistym otoczeniu, które wyglądało, jakby jeszcze się nie uformowało - wszędzie było blado i niewyraźnie, zupełnie jak gdyby Los zdecydował, że ta scena będzie miała miejsce, jednakże nie była pewna, gdzie. Takeo czuł ciarki robiące sobie przebieżkę po całej długości pleców, nierównomiernie i w obie strony, nieswoje uczucie, coś jakby dzika mieszanka strachu z ekscytacją, buzowało w jego organizmie i zdawało się rosnąć z każdą chwilą.
- Gdzie my...? Co...? Jak...? - Zadawał coraz więcej pytań, zagubiony, nie wiedząc w ogóle, co się dzieje i po co się tu znajdował, lecz w tym momencie wokół postaci wybuchło dziwne światło, kształty zmieniały się, energia falowała wokół.
- Cicho, skupiam się na kolorze brwi... - odpowiedziała mu postać, po czym wrzasnęła z bólu tak mocno, że Takeo został siłą wyrzucony z tej nic nie znaczącej wizji...
Obudziwszy się, mężczyzna dojrzał czerwone pustkowia okalające praktycznie całą planetę Vegeta. Z utęsknieniem patrzył na surowe warunki, wspominając z nostalgią spędzone lata na misjach, treningach, kontaktach z towarzyszami, aż napłynęły mu do oczu łzy, które szybko otarł, by wcisnąć kilka klawiszy na konsoli i zatrzymać się na orbicie. Nie (tylko) po to, by podziwiać, ale też zdawał sobie sprawę z faktu, że był w tym momencie obcym, wlatującym cudzym statkiem w sferę typowo wojskowej planety, dlatego wolał nie ryzykować odstrzału z miejsca.
OCC: Czekam.
* Tylko fani Doctor Who zrozumieją...
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach