Lądowisko
+4
Ósemka
Kuro
Hazard
NPC
8 posters
Strona 1 z 2 • 1, 2
Lądowisko
Sro Maj 30, 2012 12:10 am
Tu lądują statki.
Oraz kapsuły, jachty, samochody, helikoptery oraz ufo. No, dosłownie wszystko, co potrafi lądować, ląduje tutaj, inaczej zostaje rozstrzelane w drobny mak.
Oraz kapsuły, jachty, samochody, helikoptery oraz ufo. No, dosłownie wszystko, co potrafi lądować, ląduje tutaj, inaczej zostaje rozstrzelane w drobny mak.
- Go??Gość
Re: Lądowisko
Nie Sie 05, 2012 11:33 pm
Nathaniel po otrzymaniu pozwolenia na wejście do portu natychmiast pobiegł w kierunku stanowiska nr. 6 gdzie czekała na niego kapsuła, jego ostatnie doświadczenia z takimi pojazdami nie były zbyt miłe, miał nadzieję że tym razem podróż przebiegnie bez problemowo. Nat wsiadł do kapsuły zamkną właz i wprowadził odpowiednie koordynaty, kapsuła zatrzęsła się unosząc się w górę i z dużą prędkością lecąc w kierunku orbity, a następnie w stronę planety zwanej Ziemia. Młody nie czuł się dobrze w kapsule, dlatego też by podróż minęła mu szybciej zamkną oczy starając się zasnąć, po chwili już spał zaś kapsuła pędziła w stronę planety Ziemi.
z/t----> Orbita
z/t----> Orbita
- Go??Gość
Re: Lądowisko
Pon Wrz 10, 2012 9:26 pm
Kapsuła pędziła w kierunku lądowiska, saiyan nie znosił chwil, kiedy to nie wiedział, co może go czekać przy lądowaniu, ale miał nadzieję, że i tym razem wyląduje bez uszczerbku na własnym zdrowiu. Pojazd zbliżał się coraz bardziej do wyznaczonego miejsca lądowania, Nat siedział spokojnie czekając na to aż kapsuła zatrzyma się bezpiecznie w odpowiednim miejscu. Tak też się po chwili stało, czekał dość krótką chwilę, po czym otworzył właz kapsuły i wyszedł ze znienawidzonego pojazdu. Kiedy tylko stał twardo na nogach odczuł wielką ulgę, był na swojej rodzinnej planecie i zniknął mętlik, jaki miał w głowie jeszcze nie tak dawno. Czuł się dobrze aczkolwiek wiedział, że tu czeka go tylko ciężka praca i ciągłe doskonalenie swojego ciała i ducha. Nie musiał jednak się martwić jednak o nic więcej jak o własny tyłek a skoro przetrwał czasy akademii to teraz też sobie poradzi, bo w końcu nie jest już takim słabiutkim kadecikiem, jakim był kiedyś. Odszedł kilka kroków i czekał aż Hazard wyląduje w końcu musiał odstawić go do trenera, ale nie musiał robić tego natychmiast równie dobrze będzie mógł najpierw poćwiczyć i dokładnie wypytać Haz’a o to, dlaczego tak długo nie wracał na ojczystą planetę skoro mógł to już dawno zrobić.
*No to teraz trzeba będzie potrenować, a potem coś zjeść*
Przemknęło mu przez myśl, to był dobry pomysł w końcu nie będzie się nudził jak mops i będzie mógł rozprostować kości długie siedzenie w kapsule nie wychodzi nikomu na dobre a porządny trening to coś o wiele lepszego. Nat uwielbiał poświęcać czas na treningi w końcu tylko to robił przez większość swojego całkiem krótkiego życia, nie znudziło go to w żadnym razie treningi i walki były dla niego rzeczą naturalną, choć dla innych ras może dziwną i niezrozumiałą, ale jaki Saiyan by się tym przejmował? Żaden.
*No to teraz trzeba będzie potrenować, a potem coś zjeść*
Przemknęło mu przez myśl, to był dobry pomysł w końcu nie będzie się nudził jak mops i będzie mógł rozprostować kości długie siedzenie w kapsule nie wychodzi nikomu na dobre a porządny trening to coś o wiele lepszego. Nat uwielbiał poświęcać czas na treningi w końcu tylko to robił przez większość swojego całkiem krótkiego życia, nie znudziło go to w żadnym razie treningi i walki były dla niego rzeczą naturalną, choć dla innych ras może dziwną i niezrozumiałą, ale jaki Saiyan by się tym przejmował? Żaden.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Lądowisko
Pon Wrz 10, 2012 9:56 pm
Kapsuła z ogromną prędkością zbliżała się do lądowiska. Zamknął oczy, parę sekund i będzie po wszystkim. Po chwili poczuł, że jest na miejscu. Cieszył go fakt, że przeżył tę podróż bez jakichkolwiek efektów ubocznych jak mdłości, na które zebrało mu się poprzednio. Być może to kwestia przyzwyczajenia. Otworzył właz i powoli wyszedł z kapsuły. Był na to przygotowany, ale i tak wzdrygnął się nieco gdy jego ciało wystawione zostało na dziesięciokrotnie większe przyciąganie. Ostatnie tygodnie spędził na Ziemi, gdzie z początku czuł się lekki jak piórko, lecz po jakimś czasie przywykł do takiego stanu rzeczy. Teraz będzie musiał na nowo przyzwyczaić się do warunków panujących tu, na Vegecie. Nie powinno jednak zająć mu to dużo czasu. Rozejrzał się, parę metrów obok stał Nat, najwyraźniej czekał na niego. Powoli skierował swe kroki w jego kierunku, w międzyczasie rozglądając się na boki. To miejsce miało swój klimat. Masa kapsuł z których co chwila wychodzili Saiyan'ie różnej maści, w innej części kapsuły opuszczały planetę. Miał nadzieję, że za niedługo tu wróci. Stanął obok Nat'a i spojrzał na niego wyczekująco.
- Go??Gość
Re: Lądowisko
Pon Wrz 10, 2012 10:22 pm
Kiedy w końcu Haz już wylądował i podszedł do niego Nat powoli skierował swoje kroki w stronę wyjścia z portu, w końcu nie mógł przesiadywać tu nie wiadomo ile. Postanowił, iż najpierw poleci gdzieś potrenować a potem zajmie się całą resztą, w końcu i tak już długo się obijał. Pomyślał, że może zabrać ze sobą też Hazarda, jeśli ten będzie chciał z nim lecieć w końcu nie za ciekawie przebiega każde ich kolejne spotkanie aczkolwiek bawiło go to w duchu, iż za każdym razem ten musi od niego za coś oberwać. Cóż miał jednak cichą nadzieję, iż będzie mógł kiedyś tego tu kadeta uznać może nawet za przyjaciela aczkolwiek nie znał go prawie w ogóle.
-Chodź.
Rzucił do Haz’a i przyśpieszył kroku chciał jak najszybciej opuścić port a potem pokonać te kręte korytarze i udać się gdziekolwiek na trening. Po dość krótkiej chwili opuścił port i szybkim krokiem pokonywał wszystkie korytarze, nie patrzył na to czy Hazard za nim idzie czy też nie chciał po prostu udać się na trening i miał wszystko inne w nosie. Nat w końcu opuścił kręte korytarze i wyszedł na teren znajdujący się przed akademią. Uniósł się w powietrze i poleciał przed siebie dalej nie zwracając uwagi na to czy kadet za nim leci czy też nie, przyśpieszył lot i skierował się w kierunku rdzawych gór, które uważał za odpowiednie miejsce do treningu aczkolwiek nie chciałby skończyć jak ostatnio, kiedy to dorobił się poważnego urazu głowy i otarł się o śmierć.
z/t ----> Rdzawe góry
//aaa znów mi mózg znikną -.- //
-Chodź.
Rzucił do Haz’a i przyśpieszył kroku chciał jak najszybciej opuścić port a potem pokonać te kręte korytarze i udać się gdziekolwiek na trening. Po dość krótkiej chwili opuścił port i szybkim krokiem pokonywał wszystkie korytarze, nie patrzył na to czy Hazard za nim idzie czy też nie chciał po prostu udać się na trening i miał wszystko inne w nosie. Nat w końcu opuścił kręte korytarze i wyszedł na teren znajdujący się przed akademią. Uniósł się w powietrze i poleciał przed siebie dalej nie zwracając uwagi na to czy kadet za nim leci czy też nie, przyśpieszył lot i skierował się w kierunku rdzawych gór, które uważał za odpowiednie miejsce do treningu aczkolwiek nie chciałby skończyć jak ostatnio, kiedy to dorobił się poważnego urazu głowy i otarł się o śmierć.
z/t ----> Rdzawe góry
//aaa znów mi mózg znikną -.- //
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Lądowisko
Pon Wrz 10, 2012 11:56 pm
Nat prawie natychmiast nakazał mu iść za sobą, po czym nie oglądając się na niego ruszył przed siebie. Nie pozostało mu nic innego jak podążać za nim. Przemierzali kręte korytarze, już nastawiał się na niemiłe spotkanie z Trenerem z Sali Treningowej, jednak Nat minął korytarz prowadzący do Sali i najwyraźniej kierował się na zewnątrz. Zdziwiło go to nieco, sądził że od razu będzie chciał zdać raport.
- Ciekawe co też on kombinuje - pomyślał, jednak nie zwolnił tempa i nadal podążał za Saiyan'em
Po chwili znaleźli się przed Akademią. Nat bez słowa uniósł się w powietrze i poleciał w nieznanym mu kierunku. Rozejrzał się, lecz wokoło nikogo nie było. Zrezygnowany również wzbił się w powietrze i obrał ten sam kierunek. Lecąc kilkanaście metrów za towarzyszem zastanawiał się gdzie lecą. Nigdy nie był w tym sektorze. Być może chłopak dostał jakieś polecenie od kogoś wyżej, to było chyba jedyne sensowne wytłumaczenie. Nie zwalniał tempa, poruszał się ze stałą prędkością wpatrując się w plecy Nat'a
- Z/T --> Rdzawe Góry
- Ciekawe co też on kombinuje - pomyślał, jednak nie zwolnił tempa i nadal podążał za Saiyan'em
Po chwili znaleźli się przed Akademią. Nat bez słowa uniósł się w powietrze i poleciał w nieznanym mu kierunku. Rozejrzał się, lecz wokoło nikogo nie było. Zrezygnowany również wzbił się w powietrze i obrał ten sam kierunek. Lecąc kilkanaście metrów za towarzyszem zastanawiał się gdzie lecą. Nigdy nie był w tym sektorze. Być może chłopak dostał jakieś polecenie od kogoś wyżej, to było chyba jedyne sensowne wytłumaczenie. Nie zwalniał tempa, poruszał się ze stałą prędkością wpatrując się w plecy Nat'a
- Z/T --> Rdzawe Góry
- Go??Gość
Re: Lądowisko
Sro Paź 24, 2012 3:30 pm
Po otrzymaniu pozwolenia przekroczył wejście do portu i skierował się w kierunku wskazanego stanowiska, w końcu mógł już opuścić Vegetę i nie przejmować się tak naprawdę tymi wszystkimi rozkazami. Zbliżając się do stanowiska nr 13 miał przed oczami wspomnienie nieprzyjemnej pierwszej podróży kapsułą, skrzywił się, bo wciąż miał nijaki wstręt do tego typu urządzeń, ale niestety innego wyjścia nie miał skoro chciał opuścić rodzinną planetę, chociaż na jakiś czas musiał zmusić się do tego by wsiąść do kapsuły. Kiedy dotarł do wskazanego stanowiska westchną ciężko wsiadając do kapsuły zamykając właz, po czym wprowadził koordynaty na Ziemię i wcisną przycisk startu. Kapsuła zadrżała i uniosła się ruszając następnie z dużą prędkością w kierunku orbity planety.
z/t ----> Orbita
z/t ----> Orbita
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Lądowisko
Sro Mar 06, 2013 12:12 am
Chyba nie odgadł do końca intencji Trenera. w każdym razie wskazywała by na to jego reakcja. Tak czy siak to jemu przypadła funkcja dowodzącego. Wątpił czy na to związek z jego cechami przywódczymi, został wybrany bo jest silniejszy. Zresztą o jakich cechach mowa? Zawsze krył się za plecami innych, nie wygłaszał głośno swoich racji. Nie posiadał też charyzmy zdolnej do pociągnięcia za sobą tłumów. Teraz jednak będzie musiał się postarać, bo to szansa na odbudowanie u przełożonego zaufania. Ruszyli razem z Altair'em w stronę wyznaczonych im kapsuł. Nie pierwszy raz będzie leciał tą machiną, jednak jakoś nie wspominał zbyt miło wcześniejszych podróży. A już na pewno tej pierwszej, gdzie leciał do góry nogami i cudem uniknął przycięcia ogona. Miał nadzieję, że teraz będzie lepiej. Wreszcie doszli na miejsce. Haz włożył plecak do środka i sam zaczął gramolić się na wygodny fotel. Gdy już przyjął dogodną pozycje, spojrzał na Trenera. Przytaknął głową, jakby na znak zrozumienia i gotowości, po czym zamknął właz.
- Uff, no dobra. To był chyba ten.... - mruknął, wciskając przycisk startu.
Kapsuła zaczęła wydawać z siebie mechaniczne dźwięki, po czym z zawrotną szybkością wystartowała. Sam moment startu był chyba najgorszy. Zaczynało mu burczeć w brzuchu, jednak teraz nie żałował, że nie zapełnił go przed startem. Przełknął głośno ślinę i wziął parę głębszych oddechów. Niech tylko opuszczą orbitę i znajdą się w kosmosie to poczuje się o wiele lepiej. No właśnie, opuszczą orbitę....
- Cholera jasna, na śmierć zapomniałem! - zawołał.
Wcisnął szybko przycisk oznaczony głośnikiem i rozpoczął nadawanie komunikatu:
- Nashi Hazard, kapsuła AXr-123ew, proszę o zgodę na opuszczenie planety - wysapał.
Gdyby o tym zapomniał, to miałby spore problemy. W grę wchodziłoby nawet zestrzelenie jego kapsuły. Oby Altair był na tyle przytomny. Chociaż jeśli to jego pierwszy lot, to może być nieciekawie.
- Uff, no dobra. To był chyba ten.... - mruknął, wciskając przycisk startu.
Kapsuła zaczęła wydawać z siebie mechaniczne dźwięki, po czym z zawrotną szybkością wystartowała. Sam moment startu był chyba najgorszy. Zaczynało mu burczeć w brzuchu, jednak teraz nie żałował, że nie zapełnił go przed startem. Przełknął głośno ślinę i wziął parę głębszych oddechów. Niech tylko opuszczą orbitę i znajdą się w kosmosie to poczuje się o wiele lepiej. No właśnie, opuszczą orbitę....
- Cholera jasna, na śmierć zapomniałem! - zawołał.
Wcisnął szybko przycisk oznaczony głośnikiem i rozpoczął nadawanie komunikatu:
- Nashi Hazard, kapsuła AXr-123ew, proszę o zgodę na opuszczenie planety - wysapał.
Gdyby o tym zapomniał, to miałby spore problemy. W grę wchodziłoby nawet zestrzelenie jego kapsuły. Oby Altair był na tyle przytomny. Chociaż jeśli to jego pierwszy lot, to może być nieciekawie.
- GośćGość
Re: Lądowisko
Sro Mar 06, 2013 12:25 am
Trener ponownie dodał coś odnośnie Hazarda a mianowicie było to słowo "Sir". Altair miał we krwi wojskowy żargon, ale jednak nie za bardzo podobało mu się takie jednostkowe traktowanie ogoniastych wojowników którzy robili po prostu za śmieci i mięso armatnie. Niestety trzeba przez ten okres przejść, może na Namek uda mu się pozyskać o wiele większą moc? A może nawet awans? Chociaż w to szczerze wątpił. Ciekawy był jego towarzysz...pełen tajemnic których chyba on sam nie znał. Z resztą to nie dotyczyło krwistookiego więc się nie wtrącał w nie swoje sprawy. Gdy tylko usłyszał rozkaz od razu zaczął go wykonywać i podążał za trenerem, a w międzyczasie odkrył, że mają jeszcze metalowe kubki...ciekawe. Gdy przechodzili obok strażników ci na widok kapitana zasalutowali stając na baczność. Kolejne jego słowa dotyczyło tego kto dowodzi. Oczywistym było to, że będzie dowodził Hazard, chociaż też czarnowłosy napomniał o tym, że to ma być praca zespołowa. Kolejne informacje dotyczyło tego, do czego mogą użyć holo komputera, a także ostrzeżenie ich by dobrze rozdysponowali swoim prowiantem bo na Namek wiele nie znajdą...co najwyżej wodę. Możliwe, że są tam jakieś korzonki czy coś to najwyżej to zostanie. W końcu też znaleźli się na lądowisku i Altair czekał na znak by mógł ruszyć szukać swoją kapsułę. Jej numer to AXr - 124ew. Wbrew pozorom dość szybko ją odnalazł. Otworzył właz jednym kliknięciem i wsadził tam szybkim ruchem ręki plecak, ale na tyle delikatnie by nic nie uszkodzić. W końcu też on sam tam wsiadł. Kiwnął głową dając tym samym znak gotowości Reishiemu i zamknął za sobą właz, przygotowując się do startu, wpisując przy okazji koordynaty. A kapsuła uniosła się do góry lecąc niedaleko kapsuły jego towarzysza.
-Nashi Altair Drake, kapsuła AXr - 124ew prosi o pozwolenie na opuszczenie planety.
Już niedługo będzie na innej planecie...ciekawe co tam napotkają bo w końcu to "rozkaz z góry".
-Nashi Altair Drake, kapsuła AXr - 124ew prosi o pozwolenie na opuszczenie planety.
Już niedługo będzie na innej planecie...ciekawe co tam napotkają bo w końcu to "rozkaz z góry".
Re: Lądowisko
Sro Mar 06, 2013 9:04 pm
W ostatnich godzinach pracownicy wierzy kontroli lotów mieli niezwykle napięty grafik. Po nowym obwieszczeniu króla przepustowość przylotów i odlotów potroiła się. Dodatkowo musiano dbać o bezkolizyjne ustawienia lądujących i startujących statków. Obsługa naziemna także miała ręce pełne roboty. Kiedy Altair i Hazard wsiadali do swoich kapsuł, pracownicy zaczęli szykować kolejne aby umieścić je na pustych miejscach.
W wierzy wrzało jak w ulu, trzeba było nawet podwoić liczbę tamtejszych pracowników. Jak można się domyślić niższymi rangą żołnierzami zajmowali się świeżo upieczeni pracownicy. Biedacy pracowali ponad siły bez przerw od kilku godzin. Jeden z młodych odebrał meldunek obu Saiyan i szybko przejrzał wstępny raport sprawdzając czy wszystko się zgadza. W międzyczasie zajadał pizzę z podwójną szynką, bekonem, salami itp. Przypadkowo spadło mu coś niecoś na pulpit sterowania. Szybko pozbierał dodatki i dokończył procedury startowe.
- AXr-123ew oraz AXr-124ew zezwalam na start.
Pracownik wydał krotki komunikat i czekał na następne polecenia.
W wierzy wrzało jak w ulu, trzeba było nawet podwoić liczbę tamtejszych pracowników. Jak można się domyślić niższymi rangą żołnierzami zajmowali się świeżo upieczeni pracownicy. Biedacy pracowali ponad siły bez przerw od kilku godzin. Jeden z młodych odebrał meldunek obu Saiyan i szybko przejrzał wstępny raport sprawdzając czy wszystko się zgadza. W międzyczasie zajadał pizzę z podwójną szynką, bekonem, salami itp. Przypadkowo spadło mu coś niecoś na pulpit sterowania. Szybko pozbierał dodatki i dokończył procedury startowe.
- AXr-123ew oraz AXr-124ew zezwalam na start.
Pracownik wydał krotki komunikat i czekał na następne polecenia.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Lądowisko
Czw Mar 07, 2013 11:37 am
W powietrzu panował ogromny chaos. Dziesiątki, jeśli nie setki kapsuł wylatywały lub lądowały na Vegecie. Wieża kontrolna miała zapewne pełne ręce roboty, toteż nie od razu otrzymali pozwolenie. Haz czekał jednak cierpliwie i w końcu w głośniku rozległ się głos zezwalający im na opuszczenie planety. Odetchnął z ulgą i rozsiadł się nieco wygodniej w fotelu. Kapsuła zaczęła przyśpieszać, powodując u niego lekkie mdłości. Serce zabiło mu mocniej, gdy inny kulisty przedmiot minął jego o dosłownie 2 metry. Miał nadzieję, że pracownicy kontrolują sytuację i nie dojdzie do żadnej kraksy.
Z/T --> Orbita Vegety
Z/T --> Orbita Vegety
- GośćGość
Re: Lądowisko
Czw Mar 07, 2013 3:22 pm
Przez dłuższy okres czasu nic się nie działo, nie było żadnej wiadomości tylko co najwyżej leciała masa kapsuł innych wojowników. Sama kapsuła Drake'a powoli wzlatywała coraz wyżej i wyżej próbując się przedrzeć przez pierwsze warstwy atmosfery. Im był wyżej tym szybciej wzlatywał bo i opór był mniejszy, ale jak nie było słychać komunikatu tak nie było. Altair nawet się zastanawiał czy nie warto spowolnić jeszcze bardziej swoją kapsułę, zważywszy na to, że widząc całą masę lecących kul saiyanie z wieży kontrolnej musieli mieć zapewne masę roboty. Nie miał żadnych problemów z lotem, ale to i dla niego było coś zupełnie nowego, ale chyba nie odczuwał nudności, i miał nadzieję, że tak pozostanie bo wolał sobie nie zarzygać miejsca. W końcu jednakże dostali pozwolenie na opuszczenie planety a jego kapsuła przyśpieszyła i znalazła się po chwili na orbicie Vegety.
OCC: Lądowisko -> Orbita Vegety
OCC: Lądowisko -> Orbita Vegety
Re: Lądowisko
Pon Maj 06, 2013 4:43 pm
Cz.1
Nagle na radarach bazy pojawił się obiekt, była to saiyańska kapsuła spadająca w strony lądowiska. Próbowali się skontaktować z osobą znajdującą się w środku lecz bezskutecznie. Dopiero potem jeden z saiyanów zorientował się, że jest to specjalna jednostka szpiegująca wysłana całkiem niedawno. Osobnik ten miał zbadać czy nikt podejrzany nie kieruje się na Vegetę.
Dopuszczono kapsułę do orbity planety. Wkrótce chmury na czerwonym niebie Vegety rozstąpiły się w jednym miejscu tworząc ciemną dziurę, przez którą przeleciał okrągły saiyański statek otoczony przez chwilę płomieniami. Uderzył z impetem w lądowisko wbijając się w miękkie poduszki, które niemal od razu zatrzymały rozpędzoną maszynę.
Rozległ się dźwięk wyłączanych silników, a grupka trzech żołnierzy stała prosto wyczekując, aż zwiadowca wyjdzie. Minęła jedna minuta, a saiyan wciąż nie wychylał czarnego łba ze statku więc postanowili podejść i sprawdzić co się stało. Otworzyli właz i ich oczom ukazał się nieprzytomny, poturbowany saiyański zwiadowca. Trójka wojowników spojrzała na siebie zamieszana, a następnie jeden z nich postanowił zabrać rannego do lecznicy by jak najszybciej wyzdrowiał i zdał raport z misji w kosmosie. Dwóch pozostałych pędem pobiegło do koszar.
- Wszyscy kadeci mają natychmiast stawić się w Koszarach budynku Akademii! Wszyscy kadeci mają natychmiast stawić się w Koszarach budynku Akademii!....
Nagle na radarach bazy pojawił się obiekt, była to saiyańska kapsuła spadająca w strony lądowiska. Próbowali się skontaktować z osobą znajdującą się w środku lecz bezskutecznie. Dopiero potem jeden z saiyanów zorientował się, że jest to specjalna jednostka szpiegująca wysłana całkiem niedawno. Osobnik ten miał zbadać czy nikt podejrzany nie kieruje się na Vegetę.
Dopuszczono kapsułę do orbity planety. Wkrótce chmury na czerwonym niebie Vegety rozstąpiły się w jednym miejscu tworząc ciemną dziurę, przez którą przeleciał okrągły saiyański statek otoczony przez chwilę płomieniami. Uderzył z impetem w lądowisko wbijając się w miękkie poduszki, które niemal od razu zatrzymały rozpędzoną maszynę.
Rozległ się dźwięk wyłączanych silników, a grupka trzech żołnierzy stała prosto wyczekując, aż zwiadowca wyjdzie. Minęła jedna minuta, a saiyan wciąż nie wychylał czarnego łba ze statku więc postanowili podejść i sprawdzić co się stało. Otworzyli właz i ich oczom ukazał się nieprzytomny, poturbowany saiyański zwiadowca. Trójka wojowników spojrzała na siebie zamieszana, a następnie jeden z nich postanowił zabrać rannego do lecznicy by jak najszybciej wyzdrowiał i zdał raport z misji w kosmosie. Dwóch pozostałych pędem pobiegło do koszar.
- Wszyscy kadeci mają natychmiast stawić się w Koszarach budynku Akademii! Wszyscy kadeci mają natychmiast stawić się w Koszarach budynku Akademii!....
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Lądowisko
Sro Cze 26, 2013 9:26 pm
Wreszcie kapsuła wylądowała na specjalnej poduszce. Kapsuła otworzyła się. Złotowłosy chwycił rękoma za boki włazu i podpierając się o nie wysiadł i stanął na proste nogi. Pierwszym co go zaskoczyło była dziwna cisza panująca w tym miejscu. Rozejrzał się wokół siebie i zrozumiał - poza nimi i ekipą tu pracującą nie było tu nikogo. Co jest grane? Nie było mu dane dłużej nad tym rozmyślać. Podczas gdy mechanicy zajęli się im pojazdami, pojawiło się kilku żołnierzy i - o zgrozo - sanitariuszy. Po co się tu pojawili - tego nie wiedział, miał jednak nadzieję, że za chwilę zagadka ta sama się wyjaśni. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć lub spytać, rozpoczęła się rewizja. Zostali ogołoceni ze wszystkiego (dobrze, że przynajmniej ubrania zostawili - pomyślał Haz), po czym bezceremonialnie wepchnięci do jakichś kapsuł, które rozstawione były obok każdego stanowiska. W momencie, gdy zamknęła się komora, z dziurek na suficie wytrysnęła jakaś dziwna ciecz. Można by pomyśleć, że dwójka Nashi bierze prysznic, lecz zamiast wody zostali oblani jakąś żółtawą substancją , która na dodatek cuchnęła. Złotowłosy skrzywił się lekko. Po chwili zostali siłą wyciągnięci z tej dziwnej aparatury, po czym medycy przeszli do kolejnego etapu - rutynowe badanie. Zajrzeli do buzi, sprawdzili kolor białka w oku, obejrzeli każdy centymetr ich ciała jakby czegoś szukali. Saiyan'in badał z niepokojem ich poczynania. Nagle poczuł lekki ból z zgięciu łokciowym.
- Ej! Co Ty...
Nim się obejrzał, pod igłę podstawiono małą fiolkę. Z Alt'em było to samo - pobrano im krew. Na tym skończyło się badanie. Sanitariusze przez chwilę sprawdzali coś na jakichś dziwnych urządzeniach, konsultując to między sobą.
- W porządku, jesteście czyści - oświadczyli po minucie.
Co to może znaczyć? Odpowiedź niemal natychmiast pojawiła się w jego głowie.... "Osobnik ten wślizguje się do ciała ofiary i przejmuje nad nią kontrolę." A więc wszystko jasne, cała ta szopka miała na celu upewnienie się, że nie noszą w sobie tego pasożyta. Badania były bardzo szczegółowe i męczące dla "pacjenta", ale to wszystko w trosce o planetę. Złotowłosy nie miał im tego za złe. W towarzystwie 4 strażników, odzianych w zbroje i ochraniacze, udali się do Akademii. Korytarze także nie były tak zaludnione jak kiedyś. Na pojedynczych osobach, które poruszały się w pośpiechu, cały ten pochód nie zrobił wielkiego wrażenia. Najwyraźniej takie były teraz procedury i ten widok nie był im już obcy.
- Jak wygląda sytuacja? - spytał, nim zdążył ugryźć się w język - czy ten osobnik nadal tutaj jest?
Zero reakcji ze strony strażników, równie dobrze mógłby mówić do ścian które właśnie mijali. Bardzo zależało mu na informacjach. Domyślał się, że zmierzają w stronę gabinetu Trenera, wszak właśnie wchodzili po schodach na 2 piętro. Gdy tylko znaleźli się u góry, przyśpieszył tak, że pozostali musieli truchtać by za nim nadążyć. Wreszcie ich "świta" zatrzymała się przed jakimiś drzwiami. Haz, który był już 2 pokoje dalej obejrzał się za siebie, po czy zawrócił. Stali tak przez chwilę. Czując na sobie spojrzenia strażników, złotowłosy wziął głęboki oddech i zapukał 3 razy.
Z/T --> Biuro Trenera.
- Ej! Co Ty...
Nim się obejrzał, pod igłę podstawiono małą fiolkę. Z Alt'em było to samo - pobrano im krew. Na tym skończyło się badanie. Sanitariusze przez chwilę sprawdzali coś na jakichś dziwnych urządzeniach, konsultując to między sobą.
- W porządku, jesteście czyści - oświadczyli po minucie.
Co to może znaczyć? Odpowiedź niemal natychmiast pojawiła się w jego głowie.... "Osobnik ten wślizguje się do ciała ofiary i przejmuje nad nią kontrolę." A więc wszystko jasne, cała ta szopka miała na celu upewnienie się, że nie noszą w sobie tego pasożyta. Badania były bardzo szczegółowe i męczące dla "pacjenta", ale to wszystko w trosce o planetę. Złotowłosy nie miał im tego za złe. W towarzystwie 4 strażników, odzianych w zbroje i ochraniacze, udali się do Akademii. Korytarze także nie były tak zaludnione jak kiedyś. Na pojedynczych osobach, które poruszały się w pośpiechu, cały ten pochód nie zrobił wielkiego wrażenia. Najwyraźniej takie były teraz procedury i ten widok nie był im już obcy.
- Jak wygląda sytuacja? - spytał, nim zdążył ugryźć się w język - czy ten osobnik nadal tutaj jest?
Zero reakcji ze strony strażników, równie dobrze mógłby mówić do ścian które właśnie mijali. Bardzo zależało mu na informacjach. Domyślał się, że zmierzają w stronę gabinetu Trenera, wszak właśnie wchodzili po schodach na 2 piętro. Gdy tylko znaleźli się u góry, przyśpieszył tak, że pozostali musieli truchtać by za nim nadążyć. Wreszcie ich "świta" zatrzymała się przed jakimiś drzwiami. Haz, który był już 2 pokoje dalej obejrzał się za siebie, po czy zawrócił. Stali tak przez chwilę. Czując na sobie spojrzenia strażników, złotowłosy wziął głęboki oddech i zapukał 3 razy.
Z/T --> Biuro Trenera.
- GośćGość
Re: Lądowisko
Sro Cze 26, 2013 10:00 pm
Kapsuła z cichym łoskotem wylądowała na specjalnym podeście czy też tak zwanej poduszce, gdzie po chwili zajęły się nią specjalne grupy mechaników. Krwistooki ziewnął i wyszedł z kapsuły otrzepując się z kurzu czy czegokolwiek co miał. Było to bardzo cicho...za cicho. Czy to przez rozkaz króla? O podbijaniu planet i tym podobnym. A może powodem jest zupełnie co innego? Może ta dziwna istota jest powodem. Zanim jednakże zdołał cokolwiek dalej wymyślić przybył kolejny oddział mechaników pomagających przy kapsułach a także oddział żołnierzy i gości w białych kitlach, za pewne to byli sanitariusze z obstawą. Nim cokolwiek mógł powiedzieć został wręcz ogołocony ze wszystkich rzeczy razem z Hazardem i zabrany do jakiegoś pomieszczenia. Przynajmniej zostawili im ubrania a to było już coś. Co to za nowe procedury? Stracił też ten dziwny metal i talizmany od Tanany. Po krótkiej chwili zostali wrzuceni do jakiegoś pomieszczenia i maszyny z której wypłynęła jakaś żółta ciecz. Wyglądała to na jakiś prysznic lecz to nie była woda. Cuchnęła niemiłosiernie aż chłopak myślał, że się porzyga, ale najwidoczniej nie docenił swojego żołnierskiego organizmu i wytrzymał ten smród. Na co to komu? To nie był koniec i choć zostali stamtąd wyciągnięci to zaczęły się dalsze badania. Od sprawdzania białek w oczach, pulsu, oddechy czy bicia serca po spoglądanie do buzi. Poczuł małe ukłucie której przyczyną była wbita igła. Pobierali mu krew. Z resztą nie tylko mu bo i Hazard przechodził przez to samo. Pytaniem było, co jest tego powodem? A no tak, to ta istota. Procedury bardzo się zmieniły od ostatniego razu kiedy tutaj był. Doktorki gadali między sobą i po pewnym czasie rzekli, że są "czyści" cokolwiek by to znaczyło, choć Altair domyślił się, że sprawdzali czy nie ma u nich tego pasożyta. Ale czy to na pewno by zadziałało jakby coś mieli? Badania były bardzo szczegółowe i męczące ale jakoś je wytrzymali. Dostali także do towarzystwa paru strażników z którymi udali się do Akademii. W środku było o wiele mniej saiyan niż zazwyczaj no i także na nikogo taki pochód nie robił wrażenia. To musiała być norma. Złotowłosy zadał parę pytań, ale nikt mu na nie nawet nie odpowiedział toteż dalszą drogę ruszyli w ciszy. Kierowali się zapewne do gabinetu Trenera. Po przejściu na kolejne piętro trochę przyśpieszyli, ale nie na tyle by sobie czarnowłosy nie dał rady, a po paru minutach zatrzymali się pod drzwiami. Strażnicy stali trochę dalej ale ich obserwowali, a jego kompan po złapaniu oddechu zapukał. Gdy tylko jego towarzysz wejdzie on uczyni to samo, a jak na razie czekają na odzew.
OOC:
Lądowisko -> Biuro Trenera
OOC:
Lądowisko -> Biuro Trenera
Re: Lądowisko
Sro Kwi 02, 2014 7:22 pm
Ziewnął i przeciągnął się, świtało. Obok April wyłączała wściekle wyjący budzik. Niestety musieli bardzo wcześnie wstać. Na płycie lądowiska już zbierał się tłum. Transportowiec był ogromny. Otrzymali robotnicze ubrania i na drodze losowania trafiły im się zadania. Kuro dostał rolę tragarza, a April jednego z koordynatorów pilnujących, żeby odpowiednie skrzynie trafiły do odpowiadających im ładowni. Praca chłopaka nie była ciężka, bowiem na razie skrzynie były puste. Bił się z myślami, że muszą pracować, że nie może dać April takich luksusów na jakie zasługuje, aby odlecieć choć na kilka dni ale inny sposób nie przychodził mu do głowy. Załadunek trwał 3 godziny. W końcu w części przeznaczonej dla tych robotników, którzy będą pracować przy załadunku na Ziemi usiedli i zapieli pasy. Kuro po dawce porannego ruchu zabrał się za apetytem za pałaszowania kanapek.
Wkrótce ryk potężnych silników zagłuszył wszystko i wystartowali.
Wkrótce ryk potężnych silników zagłuszył wszystko i wystartowali.
ZT x 2 - Ziemia.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Lądowisko
Pią Cze 13, 2014 10:24 pm
- Już się robi. – wyrzuciła z siebie jednym tchem dziewczyna masując kark. Nie cierpiała tych siedzeń, zaraz mięśnie od nich drętwiały. Zdecydowanie, mogliby dawać po kilka poduszek do każdej kapsuły.
Siedzący w centrum dowodzenia żołnierz skierował ją na konkretny tor i Ósemka zmieniając linię lotu skierowała kapsułę w odpowiednią stronę. Na ekranie pokazało, że przyrodni brat zrobił to samo. W przeciąg chwili pojazdem zaczęło trząść, potem coś nim szarpnęło i już była na Vegecie. Nasunęła rękawy kurtki na ramiona, zapięła ją i postawiła kołnierz na baczność. Nie była w humorze. To był koniec misji, teraz czekał ich dłuższy pobyt w Akademii, jednak Vivian nie czuła tej samej ulgi co w chwili odlotu. Była dziwnie przygaszona… Wypalona? Tylko tego brakowało, by po dwóch latach służby zapał do bycia żołnierzem się skończył.
Znała ten stan. Graniczył pomiędzy tym momentem, w którym było jej wszystko jedno co się dzieje naokoło, a tym uczuciem beznadziei, który kazał jej walić głową w ścianę i wyżywać się na przedmiotach martwych. Wystarczy jeden impuls, a skoczy w którąś stronę – albo przez miesiąc będzie trudno wyciągnąć z niej monosylaby, albo spędzi każdą wolną chwilę na sali treningowej.
Jednym szarpnięciem otworzyła właz i wyskoczyła z pojazdu, otrzepując zbroję. Uniosła rękę w kierunku centrum, dając znać, że lądowanie przebiegło bez zarzutu i odwróciła się. Ruszyła w stronę wyjścia, wbijając dłonie w kieszenie i jedną z nich zaciskając na żółtej, szklanej kulce. Przespała cały lot i nie wyglądała tak źle, jednakże zmęczenie psychiczne dawało o sobie znać. Ich dwójkę czekał raport u Trenera, a potem Vivian rezerwowała sobie dojście do siebie przez najbliższe cztery godziny. Umyje się, coś zje i pójdzie jeszcze spać. Gdyby sen potrafił ukoić skołatane nerwy byłaby okazem zdrowia.
Dziewczyna minęła paru żołnierzy i zatrzymała się w drzwiach, czekając na Raziela. Zobaczyła go po chwili, równie milczącego co zwykle. Zielone spojrzenie miał bardziej obce niż zazwyczaj. Czuła przez skórę, że i jemu dały się we znaki ostatnie godziny, a wizyta u Aryenne nadwyrężyła psychikę obojgu rodzeństwu. Dlatego od momentu gdy cudem wydało się powinowactwo dręczyła ją jedna rzecz, bardziej niż inne. Vivian miała garstkę bliższych i dalszych znajomych, lubiła się z Vulfi i Eve, ale Raziel był jej… Jedynym przyjacielem. Teraz obawiała się, może i bezpodstawnie, że to się zmieni.
Zrównali się krokiem, jednak halfka stawiała wolniej kroki, po czym uniosła wzrok znad broniącego ją kołnierza starej kurtki Axdry. Brązowe tęczówki patrzyły czujnie, badawczo i niepewnie. Zamknęła na moment oczy i objęła chłopaka ramieniem. Coś pomiędzy żołnierskim a czułym gestem, choć w jej przypadku trudno rozróżnić jedno od drugiego.
Zatrzymała się na środku korytarzu, po prostu stojąc bok w bok do Raziela i uniosła jedno ramię, obejmując go za szyję. Nie patrzyła na niego. Głowę miała spuszczoną, zamyślone spojrzenie błądziło gdzieś po podłodze.
- Raziel… Czy ty masz do mnie żal? – spytała cicho, głosem wypranym z uczuć.
Może i była jego siostrą, ale… Nie znała Aryenne, dlatego czuła się winna, zabierając jej uwagę. Powinna być skupiona na pierworodnym a niejako drugie dziecko zyskało więcej czasu. Samej Ósemce się to nie podobało. Znała Raziela na tyle, by wiedzieć, że nie będzie grało to większej roli w ich relacjach, ale co na to jej brat przyrodni… Co teraz o niej myślał?
Nie usłyszała odpowiedzi, bo do uszu wdarł się cichy krzyk i coś odepchnęło Vivian w bok. Zaraz potem ujrzała wyjątkowo specyficzny obraz, który na długo utkwił jej w pamięci. Eve w swoim stroju technika okładała Raziela pięściami po głowie. Gdy zwróciła oczy na halfkę, ta ujrzała w nich ogień i wściekłość, co ją nieco zaniepokoiło. Chciała spytać o powód furii, czyżby Raziel zapomniał o jakiejś rocznicy, kupił nieodpowiedni prezent… Ale dziewczyna podeszła do niej mając wyraźny żal i pretensję w spojrzeniu.
- Ufałam Ci! Ty… Ty… – potrząsnęła jej ramieniem, nie potrafiąc wypowiedzieć jednego zdania. – Jak mogłaś?!
Tak wzburzonej Eve Ósemka nie widziała. Skołowana spojrzała na nią, następnie na Raziela, który trzymał się za krwawiący nos, mamrocząc. Jego dziewczyna miała temperament.
Nagle Vivian zrozumiała. Czyżby Eve podejrzewała, że ona i Raziel…
To była tak absurdalna myśl, że musiała się lekko uśmiechnąć. Jedna brew uniosła się do góry, jakby próbowała sprowokować Eve pytaniem jak ona mogła w ogóle o czymś podobnym pomyśleć.
- Hej bratowa. – rzuciła bez ogródek, pchając delikatnie skołowaną saiyankę w stronę chłopaka. – Raziel, wygląda na to, że musicie sobie coś wytłumaczyć… Pójdę do Trenera sama, bo pewnie trochę Ci zejdzie. Nie śpiesz się… Później porozmawiamy. Na razie.
Ostatnie słowa rzuciła przez ramię, machając im i uciekając spojrzeniem. Eve naprawdę miała wyczucie czasu. Słyszała za plecami jak zaczynają rozmawiać, to znaczy dziewczyna zaczynała krzyczeć, a Raziel próbował ją uspokoić. Vivian nie miała nic przeciwko temu, by czarnowłosa wiedziała o ich matce, to od chłopaka zależy, jak wiele jej powie. Może to trochę złagodzi te bezpodstawne podejrzenia, bo bywało, że i Vivian była świadoma mieszanych uczuć Eve wobec niej.
Za dużo się ostatnio dzieje… Taki już jej los, ale z drugiej strony nie wytrzymałaby nudy.
Wzdychając przetarła powieki i ruszyła w stronę budynku Akademii.
OOC
[zt] ---> Biuro Trenera
Siedzący w centrum dowodzenia żołnierz skierował ją na konkretny tor i Ósemka zmieniając linię lotu skierowała kapsułę w odpowiednią stronę. Na ekranie pokazało, że przyrodni brat zrobił to samo. W przeciąg chwili pojazdem zaczęło trząść, potem coś nim szarpnęło i już była na Vegecie. Nasunęła rękawy kurtki na ramiona, zapięła ją i postawiła kołnierz na baczność. Nie była w humorze. To był koniec misji, teraz czekał ich dłuższy pobyt w Akademii, jednak Vivian nie czuła tej samej ulgi co w chwili odlotu. Była dziwnie przygaszona… Wypalona? Tylko tego brakowało, by po dwóch latach służby zapał do bycia żołnierzem się skończył.
Znała ten stan. Graniczył pomiędzy tym momentem, w którym było jej wszystko jedno co się dzieje naokoło, a tym uczuciem beznadziei, który kazał jej walić głową w ścianę i wyżywać się na przedmiotach martwych. Wystarczy jeden impuls, a skoczy w którąś stronę – albo przez miesiąc będzie trudno wyciągnąć z niej monosylaby, albo spędzi każdą wolną chwilę na sali treningowej.
Jednym szarpnięciem otworzyła właz i wyskoczyła z pojazdu, otrzepując zbroję. Uniosła rękę w kierunku centrum, dając znać, że lądowanie przebiegło bez zarzutu i odwróciła się. Ruszyła w stronę wyjścia, wbijając dłonie w kieszenie i jedną z nich zaciskając na żółtej, szklanej kulce. Przespała cały lot i nie wyglądała tak źle, jednakże zmęczenie psychiczne dawało o sobie znać. Ich dwójkę czekał raport u Trenera, a potem Vivian rezerwowała sobie dojście do siebie przez najbliższe cztery godziny. Umyje się, coś zje i pójdzie jeszcze spać. Gdyby sen potrafił ukoić skołatane nerwy byłaby okazem zdrowia.
Dziewczyna minęła paru żołnierzy i zatrzymała się w drzwiach, czekając na Raziela. Zobaczyła go po chwili, równie milczącego co zwykle. Zielone spojrzenie miał bardziej obce niż zazwyczaj. Czuła przez skórę, że i jemu dały się we znaki ostatnie godziny, a wizyta u Aryenne nadwyrężyła psychikę obojgu rodzeństwu. Dlatego od momentu gdy cudem wydało się powinowactwo dręczyła ją jedna rzecz, bardziej niż inne. Vivian miała garstkę bliższych i dalszych znajomych, lubiła się z Vulfi i Eve, ale Raziel był jej… Jedynym przyjacielem. Teraz obawiała się, może i bezpodstawnie, że to się zmieni.
Zrównali się krokiem, jednak halfka stawiała wolniej kroki, po czym uniosła wzrok znad broniącego ją kołnierza starej kurtki Axdry. Brązowe tęczówki patrzyły czujnie, badawczo i niepewnie. Zamknęła na moment oczy i objęła chłopaka ramieniem. Coś pomiędzy żołnierskim a czułym gestem, choć w jej przypadku trudno rozróżnić jedno od drugiego.
Zatrzymała się na środku korytarzu, po prostu stojąc bok w bok do Raziela i uniosła jedno ramię, obejmując go za szyję. Nie patrzyła na niego. Głowę miała spuszczoną, zamyślone spojrzenie błądziło gdzieś po podłodze.
- Raziel… Czy ty masz do mnie żal? – spytała cicho, głosem wypranym z uczuć.
Może i była jego siostrą, ale… Nie znała Aryenne, dlatego czuła się winna, zabierając jej uwagę. Powinna być skupiona na pierworodnym a niejako drugie dziecko zyskało więcej czasu. Samej Ósemce się to nie podobało. Znała Raziela na tyle, by wiedzieć, że nie będzie grało to większej roli w ich relacjach, ale co na to jej brat przyrodni… Co teraz o niej myślał?
Nie usłyszała odpowiedzi, bo do uszu wdarł się cichy krzyk i coś odepchnęło Vivian w bok. Zaraz potem ujrzała wyjątkowo specyficzny obraz, który na długo utkwił jej w pamięci. Eve w swoim stroju technika okładała Raziela pięściami po głowie. Gdy zwróciła oczy na halfkę, ta ujrzała w nich ogień i wściekłość, co ją nieco zaniepokoiło. Chciała spytać o powód furii, czyżby Raziel zapomniał o jakiejś rocznicy, kupił nieodpowiedni prezent… Ale dziewczyna podeszła do niej mając wyraźny żal i pretensję w spojrzeniu.
- Ufałam Ci! Ty… Ty… – potrząsnęła jej ramieniem, nie potrafiąc wypowiedzieć jednego zdania. – Jak mogłaś?!
Tak wzburzonej Eve Ósemka nie widziała. Skołowana spojrzała na nią, następnie na Raziela, który trzymał się za krwawiący nos, mamrocząc. Jego dziewczyna miała temperament.
Nagle Vivian zrozumiała. Czyżby Eve podejrzewała, że ona i Raziel…
To była tak absurdalna myśl, że musiała się lekko uśmiechnąć. Jedna brew uniosła się do góry, jakby próbowała sprowokować Eve pytaniem jak ona mogła w ogóle o czymś podobnym pomyśleć.
- Hej bratowa. – rzuciła bez ogródek, pchając delikatnie skołowaną saiyankę w stronę chłopaka. – Raziel, wygląda na to, że musicie sobie coś wytłumaczyć… Pójdę do Trenera sama, bo pewnie trochę Ci zejdzie. Nie śpiesz się… Później porozmawiamy. Na razie.
Ostatnie słowa rzuciła przez ramię, machając im i uciekając spojrzeniem. Eve naprawdę miała wyczucie czasu. Słyszała za plecami jak zaczynają rozmawiać, to znaczy dziewczyna zaczynała krzyczeć, a Raziel próbował ją uspokoić. Vivian nie miała nic przeciwko temu, by czarnowłosa wiedziała o ich matce, to od chłopaka zależy, jak wiele jej powie. Może to trochę złagodzi te bezpodstawne podejrzenia, bo bywało, że i Vivian była świadoma mieszanych uczuć Eve wobec niej.
Za dużo się ostatnio dzieje… Taki już jej los, ale z drugiej strony nie wytrzymałaby nudy.
Wzdychając przetarła powieki i ruszyła w stronę budynku Akademii.
OOC
[zt] ---> Biuro Trenera
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Lądowisko
Nie Cze 15, 2014 9:24 pm
Powiedzieć, że wszystko było co najmniej dziwne to jak powiedzieć, że Koszarowy kocha wszystkich i wszystko. No dobra, może uściślijmy. Brodacz kocha niszczyć wszystko i wszystkich. Tak, to już o wiele bardziej pasowało. Jednak porównanie jego aktualnej sytuacji do zachowania Koszarowego było dość dziwne. W końcu odnalezienie swojej matki i odkrycie, że ma się przyrodnią siostrę nie należy do najzwyklejszych rzeczy. Młody Zahne marzył teraz by wziąć długi prysznic, przebrać się i napić się czegoś mocniejszego. Cała ta sytuacja powoli zaczynała go przerastać i może nie pokazywał tego po sobie, lecz nie miał zielonego pojęcia co teraz. Na Konack było fajnie gdyż cały czas byli w szoku i pod wpływem adrenaliny. Mieli prosty cel, do którego dążyli, zaś czas jaki poświęcali na rozmowy nie dotykał tego gorącego tematu. Szli prosto do celu po połamanych kościach i rozwalonych szczękach. Nawet kiedy spisywali wszystkie rzeczy z magazynu Flavio też mało ze sobą rozmawiali. Oboje byli cisi i zamknięci w sobie. Nie ukazywali swoich uczuć i do perfekcji opanowali przywdziewanie zimnej maski. Starali się odseparować od innych by nie pokazać, że też mogą mieć chwile słabości. Jednak teraz, stali się jeszcze bardziej niedostępni. Dla obydwojga z nich to była całkiem nowa sytuacja.
Z letargu wyrwały go słowa z wieżyczki, które zezwalały na lądowanie. Tak było zawsze. W innym wypadku zostali by rozwaleni, zanim zdążyli by wypowiedzieć „Vegeta”.
- Przyjąłem. Przechodzę na sterowanie ręczne. Bez odbioru. – powiedział Saiyanin, po czym nacisnął kilka guzików i zaczął wchodzić w atmosferę. Przy okazji wykonał jeszcze jedno połączenie. – Wstajemy księżniczko. Przejdź na ręczne bo nie wypłacisz się jak walniesz w pałac.
Po tych słowach wyłączył się i z ironicznym uśmiechem na twarzy podchodził do sekwencji lądowania. Po kilku minutach i jednym uderzeniu w specjalną matę hamującą był na Vegecie. Dziesięć na dziesięć za lądowanie i pięć punktów za styl. Po chwili otworzyły się drzwi kapsuły i chłopak mógł rozprostować kości. Może kapsuły były szybkie, lecz niezbyt wygodne. Siedzenie kilka godzin w jednej pozycji nie wpływało dobrze na ciało wojownika. Kiedy tylko Zahne zabrał wszystkie swoje rzeczy z kapsuły, do pojazdu podbiegli technicy by sprawdzić go. Rutynowa czynność. Ciemnowłosy zauważył, że kapsuła jego partnerki była pusta, wiec musiała już być przed nim. Nie przejął się tym za bardzo. Może byli rodziną, lecz zmieniało to coś? Zaczną do siebie mówić siostro i bracie? Ojciec przyjmnie Vi do klanu? Matka wróci i wszyscy będą szczęśliwi? Nie, nie i jeszcze raz nie. Nic z tych rzeczy się nie wydarzy, gdyż wojownicy muszą udawać. Inaczej rząd załatwi ich szybciej niż się spodziewają.
Kiedy tylko podszedł do drzwi, zobaczył przy nich blondynkę. Czekała na niego. Zielonooki nie zatrzymał się tylko szedł dalej przed siebie. Vivian po chwili zrównała się z nim. Jej wzrok był równie zmęczony jak jego. Ostatnie wydarzenia dały im solidnie popalić. Kiedy zatrzymała go na środku korytarza i zadała pytanie zamurowało go. Nie myślał nad tym tak bardzo, jak chyba robiła to Vivian.
- Ja. Nie wiem. – powiedział. Nie miał zielonego pojęcia co teraz odpowiedzieć swojej siostrze. Nie wściekał się tak jak to robił kiedy dowiedział się prawdy, lecz nie skakał z radości. Po prostu nie miał jeszcze zdania. Zanim jednak zdążył powiedzieć coś jeszcze do jego uszu dobiegł bardzo znajomy wrzask. Nashi od razu spiął się wiedząc co może go czekać. Odwrócił się w stronę głosu i zobaczył szarżującą Eve. Miała na sobie strój techniczny, zaś w jej oczach widział furię. Nawet nie próbował unikać jej ataku. Zamiast tego starał się przypomnieć sobie co zrobił, że tak rozwścieczył Saiyankę. Pierwsze ciosy spadły na twarz i na tors. Nie były za silne, lecz bez gardy i naprzeciw furii, uderzenia jego dziewczyny zebrały żniwo. Rozcięta skóra w kilku miejscach i lekko krwawiący nos. Jeden zero dla ciemnowłosej. Po chwili dziewczyna zmieniła cel swojego ataku. Teraz zaczynała opieprzać Vivian, co dla zielonookiego było dziwne. O co jej do diabła mogło chodzić? Vivian najwyraźniej wpadła na to, gdyż nazwała Eve bratową i ulotniła się. Nie ma, ale jego siostra wiedziała jak zwiać. Teraz chłopak musiał jakoś przerwać monolog szatynki.
- Więc tak wyglądają wasze misje! Przyjaciółka tak! Nic między wami nie ma! – krzyczała coraz głośniej, przez co ściągała na nich wzrok obsługi. Raz wolał nie ryzykować więc zaciągnął wyrywającą się i krzyczącą Saiyankę do jakiegoś pustego pomieszczenia.
- Co ty do cholery sobie wyobrażasz! Masz mnie za durną?! Puszczasz się z jakąś połówką!
- Eve. – zaczął Raziel, jednak nie dane mu było dokończyć. Dziewczyna zaczynała się dopiero rozkręcać, a to, że była Saiyanką jeszcze bardziej potęgowało nadchodzący Armagedon.
- Nie przerywaj mnie! Nie jestem ślepa! Ile razy się z nią przespałeś?! Nieważne! Nie obchodzi mnie to! Chcę ci coś uświadomić! Ja też mogę się puścić! Zobaczymy co wtedy będzie! Jesteś zwykłym szmaciarzem! Nie chcę mieć z tobą….
- Czy możesz się wreszcie zamknąć i posłuchać co chcę Ci powiedzieć!? – ryknął chłopak. Dzięki temu niespodziewanemu uderzeniu, Eve zacięła się.
- Słucham więc.
- Nie spałem z Vivian. Nic nas nie łączy oprócz przyjaźni. Uwierz mi.
- Nic was nie łączy? Akurat. A te czułe uściski na środku korytarza i czułe słówka?
- Nic nie było. Zrobiła to z innego powodu. Ona nie jest moją kochanką. Kocham tylko ciebie.
- Nie jest kochanką? To kim? Mamusią? – zapytała ironicznie dziewczyna. Saiyanki to najgorszy rodzaj kobiety. Nie dość, że cię ochrzanią to jeszcze przypieprzą.
- Nie. Siostrą. – odrzekł młody Zahne. W tym momencie Eve opadła szczęka.
- Co? Ale jak? – powtarzała, wpatrując się w swojego chłopaka. To było coś nowego.
- Jak się uspokoisz to ci powiem. Lecz obiecaj, że nikomu nie powiesz. To dość skomplikowane.
Po przyrzeczeniu wojownik zaczął opowieść o tym co wydarzyło się na Konack.
Occ:
z/y do Biura Trenera.
Z letargu wyrwały go słowa z wieżyczki, które zezwalały na lądowanie. Tak było zawsze. W innym wypadku zostali by rozwaleni, zanim zdążyli by wypowiedzieć „Vegeta”.
- Przyjąłem. Przechodzę na sterowanie ręczne. Bez odbioru. – powiedział Saiyanin, po czym nacisnął kilka guzików i zaczął wchodzić w atmosferę. Przy okazji wykonał jeszcze jedno połączenie. – Wstajemy księżniczko. Przejdź na ręczne bo nie wypłacisz się jak walniesz w pałac.
Po tych słowach wyłączył się i z ironicznym uśmiechem na twarzy podchodził do sekwencji lądowania. Po kilku minutach i jednym uderzeniu w specjalną matę hamującą był na Vegecie. Dziesięć na dziesięć za lądowanie i pięć punktów za styl. Po chwili otworzyły się drzwi kapsuły i chłopak mógł rozprostować kości. Może kapsuły były szybkie, lecz niezbyt wygodne. Siedzenie kilka godzin w jednej pozycji nie wpływało dobrze na ciało wojownika. Kiedy tylko Zahne zabrał wszystkie swoje rzeczy z kapsuły, do pojazdu podbiegli technicy by sprawdzić go. Rutynowa czynność. Ciemnowłosy zauważył, że kapsuła jego partnerki była pusta, wiec musiała już być przed nim. Nie przejął się tym za bardzo. Może byli rodziną, lecz zmieniało to coś? Zaczną do siebie mówić siostro i bracie? Ojciec przyjmnie Vi do klanu? Matka wróci i wszyscy będą szczęśliwi? Nie, nie i jeszcze raz nie. Nic z tych rzeczy się nie wydarzy, gdyż wojownicy muszą udawać. Inaczej rząd załatwi ich szybciej niż się spodziewają.
Kiedy tylko podszedł do drzwi, zobaczył przy nich blondynkę. Czekała na niego. Zielonooki nie zatrzymał się tylko szedł dalej przed siebie. Vivian po chwili zrównała się z nim. Jej wzrok był równie zmęczony jak jego. Ostatnie wydarzenia dały im solidnie popalić. Kiedy zatrzymała go na środku korytarza i zadała pytanie zamurowało go. Nie myślał nad tym tak bardzo, jak chyba robiła to Vivian.
- Ja. Nie wiem. – powiedział. Nie miał zielonego pojęcia co teraz odpowiedzieć swojej siostrze. Nie wściekał się tak jak to robił kiedy dowiedział się prawdy, lecz nie skakał z radości. Po prostu nie miał jeszcze zdania. Zanim jednak zdążył powiedzieć coś jeszcze do jego uszu dobiegł bardzo znajomy wrzask. Nashi od razu spiął się wiedząc co może go czekać. Odwrócił się w stronę głosu i zobaczył szarżującą Eve. Miała na sobie strój techniczny, zaś w jej oczach widział furię. Nawet nie próbował unikać jej ataku. Zamiast tego starał się przypomnieć sobie co zrobił, że tak rozwścieczył Saiyankę. Pierwsze ciosy spadły na twarz i na tors. Nie były za silne, lecz bez gardy i naprzeciw furii, uderzenia jego dziewczyny zebrały żniwo. Rozcięta skóra w kilku miejscach i lekko krwawiący nos. Jeden zero dla ciemnowłosej. Po chwili dziewczyna zmieniła cel swojego ataku. Teraz zaczynała opieprzać Vivian, co dla zielonookiego było dziwne. O co jej do diabła mogło chodzić? Vivian najwyraźniej wpadła na to, gdyż nazwała Eve bratową i ulotniła się. Nie ma, ale jego siostra wiedziała jak zwiać. Teraz chłopak musiał jakoś przerwać monolog szatynki.
- Więc tak wyglądają wasze misje! Przyjaciółka tak! Nic między wami nie ma! – krzyczała coraz głośniej, przez co ściągała na nich wzrok obsługi. Raz wolał nie ryzykować więc zaciągnął wyrywającą się i krzyczącą Saiyankę do jakiegoś pustego pomieszczenia.
- Co ty do cholery sobie wyobrażasz! Masz mnie za durną?! Puszczasz się z jakąś połówką!
- Eve. – zaczął Raziel, jednak nie dane mu było dokończyć. Dziewczyna zaczynała się dopiero rozkręcać, a to, że była Saiyanką jeszcze bardziej potęgowało nadchodzący Armagedon.
- Nie przerywaj mnie! Nie jestem ślepa! Ile razy się z nią przespałeś?! Nieważne! Nie obchodzi mnie to! Chcę ci coś uświadomić! Ja też mogę się puścić! Zobaczymy co wtedy będzie! Jesteś zwykłym szmaciarzem! Nie chcę mieć z tobą….
- Czy możesz się wreszcie zamknąć i posłuchać co chcę Ci powiedzieć!? – ryknął chłopak. Dzięki temu niespodziewanemu uderzeniu, Eve zacięła się.
- Słucham więc.
- Nie spałem z Vivian. Nic nas nie łączy oprócz przyjaźni. Uwierz mi.
- Nic was nie łączy? Akurat. A te czułe uściski na środku korytarza i czułe słówka?
- Nic nie było. Zrobiła to z innego powodu. Ona nie jest moją kochanką. Kocham tylko ciebie.
- Nie jest kochanką? To kim? Mamusią? – zapytała ironicznie dziewczyna. Saiyanki to najgorszy rodzaj kobiety. Nie dość, że cię ochrzanią to jeszcze przypieprzą.
- Nie. Siostrą. – odrzekł młody Zahne. W tym momencie Eve opadła szczęka.
- Co? Ale jak? – powtarzała, wpatrując się w swojego chłopaka. To było coś nowego.
- Jak się uspokoisz to ci powiem. Lecz obiecaj, że nikomu nie powiesz. To dość skomplikowane.
Po przyrzeczeniu wojownik zaczął opowieść o tym co wydarzyło się na Konack.
Occ:
z/y do Biura Trenera.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Lądowisko
Wto Cze 17, 2014 12:00 pm
Była tu z dwie godziny temu, a teraz wraca na miejsce zbrodni.
Poniekąd Vivian czuła się winna. Może sytuacja by się naprostowała, może oboje wytrzymaliby… Raziel gubił się w swoim drzewie genealogicznym, nie mając pojęcia kiedy wyrosła tam ukradkiem mała, niepożądana gałązka w postaci halfki. Ród Zahne nie zniósłby takie hańby, a ona nie chciała być przyczyną, nie chciała być nawet klasyfikowana jako ‘oni’. Była tylko mieszańcem, ścierwem, zwykłym Nashim – nikt nie miał wobec niej większych wymagań, nikt się nawet nie spodziewał, że przeżyje. Na pewien sposób było to wygodne, brak jakiejkolwiek przeszłości i korzeni, do których można się odnieść, z drugiej, była niczym. Przyzwyczaiła się i przestało robić to jej różnicę.
Dobrze było wcześniej – była tylko partnerką Raziela w misjach, przyjaciółką, więc…
Złapała się nawet na tym, że szuka plam krwi chłopaka na podłodze, jakby myślała, że Nashiemu nie udało się złagodzić temperamentu Eve i teraz jego ciało leży gdzieś upchnięte w schowku na szczotki. Myśl była tak głupia, że parsknęła śmiechem. Vivian zastanowiła się, czy na pewno ma po kolei w głowie, po czym uznała, że jednak nie. Poprawiła kołnierz kurtki, paradoksalnie, czując się odrobinę lepiej po tym stwierdzeniu.
Będzie co ma być, tak?
Lotnisko było zapchane, ładunek z transportowca zajął znaczną część energii i uwagi kadry lotniska. Żołnierze biegali, nosili skrzynie i kierowali masą pasażerów. Vivian przystanęła z boku, przyglądając się zamieszaniu spod przymrużonych powiek. Czekała, aż gwar trochę ucichnie i podeszła do stojącego nieopodal Saiyana.
- Czego chcesz, Ósemka?
Proszę, proszę, nawet tu ją znają. Uznać to za sukces czy porażkę, że jej zła sława sięga tak daleko? Bez słowa podała mu dokumenty, które przekartkował uważnie. Mężczyzna podniósł na nią zamyślony wzrok po czym odwrócił się i włączył scouter. Nie usłyszała o czym mówił, ale po chwili zwrócił się bezpośrednio do niej.
- Mamy małe zamieszanie z tym transportowcem, dopiero za jakieś dwadzieścia minut będziesz mogła wylecieć, bachorze. – rzucił sprawdzając jeszcze raz papiery. – To sobie zatrzymam. Ładnie, wszystkie dokumenty i podpisy są. Ile latałaś by je zebrać? Nie ma to jak znajomości, co? – uśmiechnął się paskudnie.
- Mogę poczekać, Sir. – odpowiedziała spokojnie Vivian, czując, że dalsza dyskusja doprowadzi ją wyłącznie do zszargania reszty nerwów. Lub nie… Gość wyglądał na typa olewatorskiego-marudę, pogada, pojęczy, ale więcej się nie naprzykrza.
Stała pod ścianą pół godziny, nim tłum przerzedził się, a mężczyzna dał jej znać, że może zająć miejsce. Tor numer dziewięć, jak poprzednio, ten sam pojazd, z którego nie zdążył opaść pył pustkowia Konack. Wskoczyła do kapsuły, zatrzasnęła właz i włączyła mechanizm. Przywitały ją znane odgłosy aparatury i pikania. System ustalał współrzędne, a z głośnika doleciał ją znajomy głos.
- Bachorze, za dwie minuty startujesz. Nie zapomnij zapiąć pasów.
- Przyjęłam, Sir, dziękuję.
Żart był o tyle śmieszny, że w kapsułach, a konkretnie w tym modelu nie było pasów… Vivian rozpięła kurtkę, przerzucając ją przez oparcie siedziska i w tym samym momencie poczuła wibracje pojazdu. Na ekranie migały napisy startowe, zabłysły diody.
Kapsuła przyśpieszyła, naokoło ryknęły silniki i wkrótce została wyrzucona w przestrzeń.
OOC
[zt] ---> Orbita Vegety
Poniekąd Vivian czuła się winna. Może sytuacja by się naprostowała, może oboje wytrzymaliby… Raziel gubił się w swoim drzewie genealogicznym, nie mając pojęcia kiedy wyrosła tam ukradkiem mała, niepożądana gałązka w postaci halfki. Ród Zahne nie zniósłby takie hańby, a ona nie chciała być przyczyną, nie chciała być nawet klasyfikowana jako ‘oni’. Była tylko mieszańcem, ścierwem, zwykłym Nashim – nikt nie miał wobec niej większych wymagań, nikt się nawet nie spodziewał, że przeżyje. Na pewien sposób było to wygodne, brak jakiejkolwiek przeszłości i korzeni, do których można się odnieść, z drugiej, była niczym. Przyzwyczaiła się i przestało robić to jej różnicę.
Dobrze było wcześniej – była tylko partnerką Raziela w misjach, przyjaciółką, więc…
Złapała się nawet na tym, że szuka plam krwi chłopaka na podłodze, jakby myślała, że Nashiemu nie udało się złagodzić temperamentu Eve i teraz jego ciało leży gdzieś upchnięte w schowku na szczotki. Myśl była tak głupia, że parsknęła śmiechem. Vivian zastanowiła się, czy na pewno ma po kolei w głowie, po czym uznała, że jednak nie. Poprawiła kołnierz kurtki, paradoksalnie, czując się odrobinę lepiej po tym stwierdzeniu.
Będzie co ma być, tak?
Lotnisko było zapchane, ładunek z transportowca zajął znaczną część energii i uwagi kadry lotniska. Żołnierze biegali, nosili skrzynie i kierowali masą pasażerów. Vivian przystanęła z boku, przyglądając się zamieszaniu spod przymrużonych powiek. Czekała, aż gwar trochę ucichnie i podeszła do stojącego nieopodal Saiyana.
- Czego chcesz, Ósemka?
Proszę, proszę, nawet tu ją znają. Uznać to za sukces czy porażkę, że jej zła sława sięga tak daleko? Bez słowa podała mu dokumenty, które przekartkował uważnie. Mężczyzna podniósł na nią zamyślony wzrok po czym odwrócił się i włączył scouter. Nie usłyszała o czym mówił, ale po chwili zwrócił się bezpośrednio do niej.
- Mamy małe zamieszanie z tym transportowcem, dopiero za jakieś dwadzieścia minut będziesz mogła wylecieć, bachorze. – rzucił sprawdzając jeszcze raz papiery. – To sobie zatrzymam. Ładnie, wszystkie dokumenty i podpisy są. Ile latałaś by je zebrać? Nie ma to jak znajomości, co? – uśmiechnął się paskudnie.
- Mogę poczekać, Sir. – odpowiedziała spokojnie Vivian, czując, że dalsza dyskusja doprowadzi ją wyłącznie do zszargania reszty nerwów. Lub nie… Gość wyglądał na typa olewatorskiego-marudę, pogada, pojęczy, ale więcej się nie naprzykrza.
Stała pod ścianą pół godziny, nim tłum przerzedził się, a mężczyzna dał jej znać, że może zająć miejsce. Tor numer dziewięć, jak poprzednio, ten sam pojazd, z którego nie zdążył opaść pył pustkowia Konack. Wskoczyła do kapsuły, zatrzasnęła właz i włączyła mechanizm. Przywitały ją znane odgłosy aparatury i pikania. System ustalał współrzędne, a z głośnika doleciał ją znajomy głos.
- Bachorze, za dwie minuty startujesz. Nie zapomnij zapiąć pasów.
- Przyjęłam, Sir, dziękuję.
Żart był o tyle śmieszny, że w kapsułach, a konkretnie w tym modelu nie było pasów… Vivian rozpięła kurtkę, przerzucając ją przez oparcie siedziska i w tym samym momencie poczuła wibracje pojazdu. Na ekranie migały napisy startowe, zabłysły diody.
Kapsuła przyśpieszyła, naokoło ryknęły silniki i wkrótce została wyrzucona w przestrzeń.
OOC
[zt] ---> Orbita Vegety
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Lądowisko
Sro Lip 30, 2014 9:03 pm
Oddychał ciężko, ale regularnie. Czuł jak jego mięśnie płoną, lecz to było dobre. Znaczyło, że trening, który właśnie odbył był pozytywny w skutkach. Technika, którą opanował na pewno pozwoli mu na o wiele więcej na polu walki. Stawał się coraz silniejszy, potężniejszy. Wiedział to i czuł. Opanował pełny poziom Super Saiyanina. Udało mu się nawet nauczył wchodzić na jedno z pod stadiów, czego Vivian nie potrafiła. Raziel nie chciał się do tego przyznać, ale w duchu konkurował z dziewczyną, która okazała się jego siostrą. Widział jak rosła w siłę i zmieniała się. Jednak dalej brak jej było tej pewności siebie i nutki arogancji, którą posiadał Raziel. Wiedział, że jest o wiele lepszy od innych i to pozwalało mu przekraczać granice mocy. Dzięki temu walczył z Hazardem, nauczył się tańca fuzyjnego i zwiększał moc. Chęć nauki i zwiększania mocy. Musiał być najpotężniejszy, gdyż miał do tego idealne predyspozycje. Był maszyną do zabijania. Wojownikiem idealnym.
Kiedy przybył Trener Zahne podniósł się z piachu i otrzepał spodnie, równocześnie ruszając za swoim przełożonym. Nie odzywał się kiedy mężczyzna wykładał mu co też znów wyczyniała jego siostrzyczka. No tak. Jej to nawet na sekundę nie wolno spuścić z oka, bo zaraz wywoła jakąś międzygalaktyczną wojnę. Ciemnowłosy również czuł skoki energii należącej do Vi, lecz nie myślał, że rozpoczęła bójkę. Tego prędzej spodziewałby się po sobie.
- Zrozumiałem Sir. – odrzekł chłopak. Sprawdzić co nawywijała i jakoś nie dać się zabić.
Po tych słowach zielonooki ruszył do magazynu, gdzie odebrał nową zbroję i scouter. Po tym szybkim spotkaniu z blondwłosą magazynierką ruszył szybko na lądowisko. Po kilku chwilach znajdował się w kapsule, która leciała na Niebieską Planetę. Raziel nie miał pojęcia co go tam może spotkać.
Occ:
Trening Start
Orbita Ziemi.
Kiedy przybył Trener Zahne podniósł się z piachu i otrzepał spodnie, równocześnie ruszając za swoim przełożonym. Nie odzywał się kiedy mężczyzna wykładał mu co też znów wyczyniała jego siostrzyczka. No tak. Jej to nawet na sekundę nie wolno spuścić z oka, bo zaraz wywoła jakąś międzygalaktyczną wojnę. Ciemnowłosy również czuł skoki energii należącej do Vi, lecz nie myślał, że rozpoczęła bójkę. Tego prędzej spodziewałby się po sobie.
- Zrozumiałem Sir. – odrzekł chłopak. Sprawdzić co nawywijała i jakoś nie dać się zabić.
Po tych słowach zielonooki ruszył do magazynu, gdzie odebrał nową zbroję i scouter. Po tym szybkim spotkaniu z blondwłosą magazynierką ruszył szybko na lądowisko. Po kilku chwilach znajdował się w kapsule, która leciała na Niebieską Planetę. Raziel nie miał pojęcia co go tam może spotkać.
Occ:
Trening Start
Orbita Ziemi.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Lądowisko
Wto Sty 06, 2015 9:29 pm
Czekał i czekał. Wiedział jednak, że jeśliby wszedł do tego mieszkania, to już nie ten ziemianin, a siostra rzucałaby się. To było coś cholernie niespotykanego. Vivian, która zawsze była cholernie wycofaną osobą, nawet w stosunku do swojej matki czy też jego, nagle otwiera się przed zwykłym człowiekiem. Czy to było rodzinne, że najpierw jego matka, a teraz siostra obdarzają uczuciem osoby z niebieskiej planety? Zaprawdę dziwny zbieg okoliczności.
-Nareszcie. - powiedział Zahne, kiedy jego partnerka raczyła się już pojawić. Musieli jeszcze odebrać tą nieszczęsną kapsułę panny Deryth i kupić parę rzeczy. Ziemski alkohol może nie należał do najmocniejszych, lecz był bardzo smaczny. Raz pił już kilka marek i mógł z czystym sercem stwierdzić, że zechce zabrać sobie z tej planety małą pamiątką. Przecież jemu też się coś należy z tej wycieczki, czyż nie? W godzinę ogarnęli większość rzeczy i aktualnie Nashi pieczołowicie układał butelki z brunatnym płynem za swoim siedzeniem. Wołał mieć pewność, że nie potłuką się w trakcie lotu, jak i podczas lądowania. W trakcie tej roboty gwizdał cicho jakąś piosenkę, którą usłyszał kilka tygodni temu u Eve. Jakiś nowy przebój zespołu, którego Raziel nawet nie znał. Ginyu czy coś. Muzyka wpadała w ucho to musiał przyznać.
-Frieza. Frieza. Frieza. Frieza. Come on. - mruczał cicho łącząc paski i zabezpieczając dwanaście butelek z alkoholem. Po kilku minutach był już gotowych. Dał znak Vi i oboje mogli już startować. Przed wystartowaniem z tej dziwacznej planety Raziel przebrał się w swoją zbroję, zaś ziemski strój schował do kapsułki. Przyda się na później. Założył scouter na ucho i puścił muzykę by jakoś się wyluzować podczas lotu. Ostatnie chwile zanim znów zaczną robotę. Młody Saiyanin czuł w kościach, że na Vegecie czeka na nich już ciężka orka. Zbyt długo byli bezczynni. Po kilku godzinach weszli w atmosferę. Jego siostrzyczka wypełniła powiadomienie, więc chłopak mógł się nie wysilać. Przytrzymał flaszki ręką kiedy uderzył w lądowisko. A więc przybyli. Odpiął pasy, kiedy drzwi od kapsuły się otwierały po czym wyszedł i się przeciągnął. Kapsuły były zdecydowanie za małe. Wojownik już miał iść, kiedy wpadł na mały pomysł. Pochylił się w stronę kapsuły i wziął jedną z butelek, gdy reszta poszła do jego szafki. Odbierze je później. Ruszył do Vivian, która na niego czekała i chyba była dość zdziwiona.
-Dla trenera. Malutka pamiątką z wycieczki. - powiedział zielonooki uśmiechając się nieznacznie.
Occ:
Muza Raziela
z/t do Biuro Trenera x 2
-Nareszcie. - powiedział Zahne, kiedy jego partnerka raczyła się już pojawić. Musieli jeszcze odebrać tą nieszczęsną kapsułę panny Deryth i kupić parę rzeczy. Ziemski alkohol może nie należał do najmocniejszych, lecz był bardzo smaczny. Raz pił już kilka marek i mógł z czystym sercem stwierdzić, że zechce zabrać sobie z tej planety małą pamiątką. Przecież jemu też się coś należy z tej wycieczki, czyż nie? W godzinę ogarnęli większość rzeczy i aktualnie Nashi pieczołowicie układał butelki z brunatnym płynem za swoim siedzeniem. Wołał mieć pewność, że nie potłuką się w trakcie lotu, jak i podczas lądowania. W trakcie tej roboty gwizdał cicho jakąś piosenkę, którą usłyszał kilka tygodni temu u Eve. Jakiś nowy przebój zespołu, którego Raziel nawet nie znał. Ginyu czy coś. Muzyka wpadała w ucho to musiał przyznać.
-Frieza. Frieza. Frieza. Frieza. Come on. - mruczał cicho łącząc paski i zabezpieczając dwanaście butelek z alkoholem. Po kilku minutach był już gotowych. Dał znak Vi i oboje mogli już startować. Przed wystartowaniem z tej dziwacznej planety Raziel przebrał się w swoją zbroję, zaś ziemski strój schował do kapsułki. Przyda się na później. Założył scouter na ucho i puścił muzykę by jakoś się wyluzować podczas lotu. Ostatnie chwile zanim znów zaczną robotę. Młody Saiyanin czuł w kościach, że na Vegecie czeka na nich już ciężka orka. Zbyt długo byli bezczynni. Po kilku godzinach weszli w atmosferę. Jego siostrzyczka wypełniła powiadomienie, więc chłopak mógł się nie wysilać. Przytrzymał flaszki ręką kiedy uderzył w lądowisko. A więc przybyli. Odpiął pasy, kiedy drzwi od kapsuły się otwierały po czym wyszedł i się przeciągnął. Kapsuły były zdecydowanie za małe. Wojownik już miał iść, kiedy wpadł na mały pomysł. Pochylił się w stronę kapsuły i wziął jedną z butelek, gdy reszta poszła do jego szafki. Odbierze je później. Ruszył do Vivian, która na niego czekała i chyba była dość zdziwiona.
-Dla trenera. Malutka pamiątką z wycieczki. - powiedział zielonooki uśmiechając się nieznacznie.
Occ:
Muza Raziela
z/t do Biuro Trenera x 2
Re: Lądowisko
Nie Sty 11, 2015 8:22 pm
Lot przebiegł na szczęście bez niespodzianek. Czekało ich sporo pracy przy rozładunku. Przynajmniej na lądowisku mogły pomagać maszyny i szło całkiem sprawnie. Na Ziemi zbytnio rzucałyby się w oczy. Kuro mimo iż zmęczony po walce poczuł się nieco lepiej na swojej planecie. Słonko przyjemnie grzało, dwa razy mocniej niż na niebieskiej planecie, gdzie dla Saiyanina było po prostu zimno. Zapewne towarzysz czuł się znacznie gorzej w tym skwarze no i to czerwone niebo zapewne nie nastrajało go optymistycznie. Szczęśliwie kontrola dokumentów i stworzenie nowych dla „halfa” Chepriego przebiegło pomyślnie. O April nie było dużo pytań, wzmianka o chorobie stanu nieważkości wystarczyła za wymówkę.
Dobrze, że w plecaku miała wszystkie dokumenty, a przykryty kocem manekin ułożony na płóciennych noszach nie przyciągał niepotrzebnego wzroku. Kilka chwil później został cichaczem ukryty. Praca nie była ani zbyt ciężka, ani lekka, jednak młody saiyam powoli miał dość. Nie skarżył się ale posykiwał czasem z bólu, a kilka opatrunków przesiąknęło świeżą krwią. Niestety musiał pracować za siebie i za April, w końcu podjęli zobowiazanie. Marzył o prysznicu, czymś przeciwbólowym i wygodnym łóżku. Pewnie się tego nie doczeka ale trudno. Bywało gorzej. Przynajmniej nowy half za swoją ciężką pracę zarobił trochę grosza Vegańskiej waluty. Po skończonej pracy przebrali się w swoje ubrania, pozostawiając robotniczy uniformy i ruszyli w stronę wioski Kuro.
ZT x2 wioska Kuro
Post treningowy
Dobrze, że w plecaku miała wszystkie dokumenty, a przykryty kocem manekin ułożony na płóciennych noszach nie przyciągał niepotrzebnego wzroku. Kilka chwil później został cichaczem ukryty. Praca nie była ani zbyt ciężka, ani lekka, jednak młody saiyam powoli miał dość. Nie skarżył się ale posykiwał czasem z bólu, a kilka opatrunków przesiąknęło świeżą krwią. Niestety musiał pracować za siebie i za April, w końcu podjęli zobowiazanie. Marzył o prysznicu, czymś przeciwbólowym i wygodnym łóżku. Pewnie się tego nie doczeka ale trudno. Bywało gorzej. Przynajmniej nowy half za swoją ciężką pracę zarobił trochę grosza Vegańskiej waluty. Po skończonej pracy przebrali się w swoje ubrania, pozostawiając robotniczy uniformy i ruszyli w stronę wioski Kuro.
ZT x2 wioska Kuro
Post treningowy
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Lądowisko
Wto Kwi 05, 2016 10:16 pm
TIME SKIP
Cała sytuacja była komiczna. Najpierw Kisa wypycha chłopaka ku chwale ojczyzny, a następnie sama postanawia zmacać ścianę. Gdyby Raz był w lepszym humorze to zapewne nawet zacząłby się śmiać z nieudolności dziewczyny. Jednak teraz sytuacja choć zabawna nie dała rady go rozśmieszyć. Zaraz potem zaś przybył jego przełożony i zaczęła się prawdziwa zabawa. Misja? Czyli jego staruszek nie próżnował, bo kto inny mógł tak szybko wydać rozkaz o wysłaniu na inną planetę. W sumie nawet to pasowało panu Zahne. Musiał zmienić otoczenie, bo czuł się coraz gorzej tu. Ciemnowłosy wziął pliki i zaczął je na szybko przeglądać. Misja dość banalna na pierwszy rzut oka, ale z tego co już zdążył się nauczyć dla niego nie ma prostych misji. Zamknął teczkę i spojrzał na Kisę, Shada i Reda.
- No to powodzenia. – rzucił do trójki i odwrócił się na pięcie w celu udania się do swojej kwatery i zabrania najpotrzebniejszych rzeczy. Walka z Vivian skutecznie zmasakrowała jego zbroję, jak i ciało. Przed wyruszeniem chciał wziąć jeszcze prysznic.
Do portu przybyły dwie godziny przed wylotem. Nie spieszył się za bardzo, gdyż z tego co już doczytał to on miał najwyższą rangę. Dlatego też spokojnie wziął prysznic i zapakował się. Do portu wyruszył ubrany w nowy pancerz i scouter, lecz miał też dwa dodatkowe w kapsułkach i torbę z ubraniami cywilnymi. Wolał być przygotowany na wszystko.
W końcu Raziel i dwójka Nashi wylecieli statkiem na misję. Zahne chciał ją zakończyć jak najszybciej.
Tak jak przewidywał misja nie była banalna. Mieli pomóc jednostką stacjonującym na innej planecie w stłumieniu buntu, który został wywołany przez kosmicznych piratów. Tylko z tego co Raz wywnioskował zaraz po wylądowaniu, ich wywiad był do dupy. To będzie jedna z pierwszych rzeczy do zmiany, które zasugeruje ojcu. Co do piratów to się zgadzało. Ale nie było nic na temat całej cholernej floty i blokady planety? Wspomnienia o wojnie na wyniszczenie też nie było. Zahne nie wiedział czy ma zabić siebie, czy też debilów od przygotowania. Cóż, takie plany muszą zostać odłożone na później, gdyż kiedy tylko wlecieli w strefę działań wojennych ich statek został zestrzelony. Cóż za przypadek? Przynajmniej mieli tyle szczęścia, że wylądowali na terytorium, który okupowali Saiyanine i ich sojusznicy. Dlatego też Raz wpadł wkurwiony do sztabu, żeby się dowiedzieć, że niby zwykły atak, był tak naprawdę zaplanowaną inwazją. Wieści szybko się rozchodzą, zaś piraci umieli się dostosowywać do sytuacji. Dlatego też zaatakowali planetę, która od zawsze stanowiła o sile Saiyańskiej floty. Olbrzymie hale produkujące zbroje oraz statki. Utrata tego wszystkiego, albo co najmniej zniszczenie na pewno by zabolało wojowników z ogonami. Dlatego wszystkie oddziały stacjonujące na Paragonie były zmobilizowane, a nawet przybyły posiłki z innych planet, w tym Raziel i jego dwóch towarzyszy z Vegety.
Bitwy o panowanie nad planetą toczyły się prawie dwa tygodnie. Saiyanie długo próbowali się przebić przez bariery stosowane przez piratów, aż w końcu im się udało. Kilkanaście istnień poświęciło się w celu rozwalenia generatora tarcz. Jednak ich śmierć nie poszła na marne, gdyż w momencie kiedy piraci stracili swojej osłony, to wojownicy z Vegety ruszyli do niszczycielskiego kontrataku. Raziel w tych tygodniach postanowił wyłączyć jakiekolwiek uczucia. Szedł zwyczajnie przed siebie i robił to co do niego należało. Zabijał i niszczył bez słowa. Był zmęczony tym wszystkim, lecz nie miał czasu na myślenie o swoim dobrym serduszku. Skoro został wysłany na tą misję, to musiał się spodziewać, że w końcu będzie zadawał śmierć na trzeźwo. Był członkiem tej rasy i chcąc czy nie chcąc musiał zabijać. Sprawa była na tyle prosta, że oni też chcieli zabić jego. Jednak ich siła opierała się tylko na technologii. Raziel natomiast mógł używać swoich technik. Dopiero te walki pokazały jak niszczycielską siłą może się okazać Laser Storm czy też Final Flash. W tamtym okresie jedyne czego chciał to zakończyć to wszystko i mieć spokój. Tak też się wkrótce stało. Większość piratów zginęła, a ci co przeżyli uciekli. Saiyanie też ponieśli straty, ale zysk je znacząco przewyższał. Raziel spisał raport z misji i przesłał go na Vegetę. Sam zaś znalazł jakiś statek i wyleciał z Paragonu. Jednak nie zamierzał wracać do domu.
Znowu jakaś burda. Po tych dwóch miesiącach wiecznego podróżowania po planetach i przesiadywania w barach Zahne już zdążył się przyzwyczaić. Na całe szczęście nie musiał brać zbyt często udziału w bójkach. Zawsze siadał gdzieś w koncie i starał się nie zwracać na siebie uwagi. Zazwyczaj to się sprawdzało, lecz dziś niestety nie wyszło.
- Hej ty!
Po tych słowach Raz już wiedział, że nie da rady spokojnie dopić drinka. Wątpił, żeby ktoś go wziął za żołnierza z Vegety. Odkąd opuścił Paragon nie nosił zbroi tylko cywilne ubranie, które kupił ponad dwa miesiące na Ziemi. Ten czas wydawał się cholernie odległy. Zupełnie jakby to były dwa lata, a nie dwa miesiące. A może to był tylko sen?
- Czego? – powiedział Raziel podnosząc wzrok. Jego zielone oczy były puste i podkrążone. Nie miał ochoty na jakieś durnoty. Przy jego stoliku stały trzy osoby. Dwóch gości i dziewczyna. Wszyscy wyglądali jakby nie umieli się ubrać, choć taka panowała moda sądząc po innych gościach tego baru. Właściwie to większość tych obskurnych knajp miała takich gości. No, ale tutaj przynajmniej nie musiał się bać, że trafi na kogoś kogo znał. Wojsko przeważnie omija takie miejsca. No, ale skoro on tutaj siedział to musiał brać pod uwagę ewentualną zaczepkę. Ciekawe czego oni chcą od niego? Drobnej pomocy do zmontowania kolejnej flaszki? Na pijanych i meneli nie wyglądali. W pewnym sensie byli dość porządnie ubrani, a po ich sylwetkach było widać, że są odpowiednio odżywieni i wysportowani. Czyli pewnie chodzi o bójkę.
- Jesteś jednym z Saiyan, którzy mordowali naszych ludzi na Paragonie. Zapłacisz za wszystko co zrobili twoi pobratymcy. – rzekł wysoki koleś, który chyba za dużo czasu spędzał na siłowni. W następnej chwili wyciągnął jakąś spluwę i strzelił zielonookiemu prosto w twarz. Cały bar zamarł, a kilka osób postanowiło się ewakuować. Raz po strzale spadł z krzesła i wyglądało na to, że walka zakończyła się zanim się zaczęła. Tak przynajmniej myśleli napastnicy.
- To jest naprawdę nudne. – rzekł Saiyanin wstając. Pocisk nie zrobił mu większych szkód, poza spowodowaniem lekkiej migreny. Czy oni naprawdę myśleli, że coś takiego go zabije? Skoro już walczyli z Saiyanami to powinni wiedzieć jak bardzo są odporni. Zahne kilka razy strzelił karkiem i podniósł się do pozycji stojącej. Oni naprawdę byli durni.
- Możecie odejść. Nie mam ochoty na zabawy. – powiedział chłodno wojownik. Po kiego miał się bić z kimś, z kim nie chciał. Ale jego rozmówcy chyba nie mieli takich dylematów. Wielkolud rzucił się na niego, chcąc go zapewne przyszpilić do ściany. Szkoda, tylko że nie pomyślał iż z wielką masą idzie olbrzymia powolność. Raziel spokojnie uniknął ataku, a następnie przebił gościem ścianę, wyrzucając go na ulicę. Po tym pokazie miał nadzieję, że reszta wieczoru upłynie spokojnie. Niestety mylił się. Potężny pocisk w plecy skutecznie wyrzucił go przez dziurę i posłał w najbliższą ścianę. Z czego oni strzelali do niego? Rakietnicy? Syn Aryenne i Zidarocka z jękiem wstał, czując jak plecy go bolą. Naprzeciwko niego stali trzej wyżej wymienieni osobnicy. Wielkolud już chyba zdążył się podnieść, dzięki pomocy swojego kumpla, który bardziej wyglądał na grzecznego uczniaka niż kosmicznego pirata, lecz pozory mogą mylić. Za to osobą, która go zaatakowała była dziewczyna. Uśmiechała się do niego równocześnie bawiąc się jakąś spluwą. Z tego co pamiętał to piraci, choć słabi w walce wręcz mieli świetną technologię. Niektóre rodzaje bywały wręcz niszczycielskie.
- No dobra. Miło, że się przedstawiliście. Ale serio, nie chce mi się z wami walczyć. Wy pozabijaliście moich ludzi, a ja pozabijałem waszych. Nie trzeba było atakować naszej planety. – rzucił Zahne. Brązowowłosa dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej i wycelowała do Saiyanina ze swoich pistoletów.
- Dawaj maleńki. Zobaczymy co potrafisz. – powiedziała. Więc Raziel pokazał co potrafi.
Raziel po raz kolejny rzucił przekleństwem pod nosem. Pot kapał mu z czoła, lecz nie było to spowodowane treningiem, tylko wysoką temperaturą. Planeta, na której aktualnie się znajdował była prawdziwym rajem dla turystów. Słońce, plaże i wysoka temperatura przez cały rok. Jedynym problemem mogła być przerośnięta fauna, lecz za odpowiednią opłatą klimatyczną nie sprawiała problemów. Raziel jednak nie miał zamiaru się bawić w opłaty, skoro sam potrafił zadbać o siebie. Dlatego też wylądował w takim miejscu, gdzie nikt raczej nie miał zamiaru się zapuszczać. Jednakże dzikie tereny mają swoje uroki. Piękna plaża i nieskalana niczym woda, aż błagały żeby tu zostać. To miejsce było zupełnie inne od Vegety. Tak spokojne. Tak cicho. Ten spokój był aż zaraźliwy. Można było tylko leżeć w wodzie, albo na piasku i zapomnieć o wszystkim. Dlatego też Raz zmusił się do jakiegoś treningu. Postanowił, że popracuje wreszcie nad umiejętnością telekinezy. Zbyt wiele razy obrywał tą techniką i wypadałoby wreszcie nauczyć się jej dokładnie. Umiejętność kontrolowania swojej ki miał już opanowane na wysokim poziomie. Większość jego technik opierała się na odpowiedniej kontroli. W tym przypadku cieszył się dodatkowo, że kilka miesięcy temu wymyślił Laser Storm. Jego autorska technika i telekineza były w pewnym sensie podobne, co na pewno pomoże mu z nauką. I tak też się stało. Szybko opanował podstawy i zaczynał podnosić przedmioty. Oczywiste, że jeszcze nie potrafił robić ścian z piasku, jak to jego pewien rudy znajomy, ale do wszystkiego można dojść. Powoli, ale do przodu. To zawsze było jego motto, podczas nauki. Widział progres, co mu dawało jeszcze większego kopa do nauki. Teraz, zaś próbował stworzyć kilka kul z piasku i podnieść je na wysokość kilku metrów. Po kilku próbach udało mu się w końcu podnieść trzy takie kule. Niestety jego radość nie trwała długo, gdyż kilka sekund później jego dzieło zostało zniszczone.
- Ej ja tutaj próbuję trenować. – warknął Raziel odwracając się i równocześnie tracąc koncentrację. Cały piach, który do tej pory utrzymywał przy sobie, teraz opadł na dół, lekko go obsypując. I w tym momencie ciszę przerwał głośny kobiecy śmiech. Brązowowłosa kobieta ubrana jedynie w dwuczęściowy strój kąpielowy śmiała się głośno z małej uszczypliwości. Kilka metrów dalej reszta tej paczki rechotała w najlepsze leżąc na wodzie. Czasami uwielbiali wpieniać ciemnowłosego. Sam zielonooki przyłączył się do ogólnej radości. Ostatnie miesiące sprawiły, że ponownie zaczął się śmiać. Czasami zmiana otoczenia i ludzi potrafiły zdziałać cuda. Aż dziw, że na początku znajomości chcieli się pozabijać. Cóż, pewnie taki ich urok.
- Taka jesteś cwana? No to zobaczymy co powiesz na to? – powiedział Zahne i złapał dziewczyną na ręce następnie szybko wzniósł się do góry, by chwilę później wylądować prosto w oceanie.
- Ej to nie było fajne. – rzuciła brązowowłosa wynurzając się na powierzchnię i patrząc na chłopaka wzrokiem zbitego szczeniaczka. Jednak ten doskonale znał je i tylko się roześmiał.
- Co ci poradzę, że sama tego chciałaś. Ale jeśli chcesz się wydostać stąd to liczę na jakąś propozycję. – odparł uśmiechając się lekko. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i podpłynęła do chłopaka.
- Chyba nawet mam jakiś pomysł. – rzekł zarzucając ręce na kark Saiyanina, a następnie pocałowała go. On też odpowiedział pocałunkiem. Para zupełnie ignorowała krzyki towarzyszy z brzegu.
- Jesteś tego pewny Raz? – rzuciła dziewczyna opierając się o ścianę statku. Naprawdę nie rozumiała decyzji swojego chłopaka. Po co ma tam wracać. Przecież mogli spokojnie sobie żyć, gdzieś gdzie nikt ich nie znajdzie. Na krańcu Wszechświata. Dla niej to było piękne marzenie, lecz dla niego już nie. On musiał coś robić. Po za tym był dumny i ambitny.
- Jestem. Muszę dokończyć to co zacząłem. – powiedział Zahne wrzucając torbę do kapsuły. Statek zostawiał swoim przyjaciołom. Znajdowali się już niedaleko Vegety i wolał nie ryzykować, żeby Saiyanie ich wykryli. I tak zbyt dużo ryzykowali odwożąc go.
- Zawsze możecie wpaść, ale najpierw mnie powiadomcie. Inaczej was zestrzelą. – rzekł Raziel odwracając się do swoich towarzyszy. Te kilka miesięcy z nimi było naprawdę szczególne. Pomimo tego, że pochodzili z różnych światów dogadywali się doskonale.
- Damy sobie radę. W międzyczasie zrobimy to o co nas prosiłeś. Czas wykorzystać kilka przysług. – powiedziała Kerah, a następnie przytuliła się do chłopaka. – Będę tęsknić.
- Ja też mała. – powiedział Natto i cmoknął brązowowłosą w głowę. Następnie pożegnał się z chłopakami i wsiadł do kapsuły. Zdążyli mu jeszcze pomachać, zanim system nie wystrzelił statku prosto w Vegetę. Raz zaczął regulować koordynaty, lecz zanim wleciał w atmosferę zatrzymał się. Dobrze wiedział czym może się skończyć nie autoryzowany wlot.
- Imię, Nazwisko i Ranga. – usłyszał spokojny ton w głośniku.
- Natto Raziel Zahne. Powrót z misji. – rzekł spokojnie ciemnowłosy. Przez chwilę panowała cisza.
- Proszę lądować Książę. – powiedział drżący głos. Więc tatuś i mamusia całkiem nieźle sobie radzili. Skoro tak ogarnęli ludzi. Raz wpisał komendę, a jego kapsuła ruszyła na lądowisko. Wszystko trwało to tak jak pamiętał. Lot, uderzenie i otwarcie kapsuły. Wrócił do domu. Ciekawiło go ile rzeczy się tutaj zmieniło.
Occ:
Nauka telekinezy pierwszego poziomu i 60 pkt za skip.
Re: Lądowisko
Sro Kwi 13, 2016 10:07 pm
Młodego Księciunia przywitał brak uwagi na lotnisku. Nie licząc salutujących i prostych jak nabitych na pal żołnierzy, którzy na jego widok stawali jak kamienie, nikt na niego nie patrzył. Oprócz tego, wszystko wydawało się normalne, wojownicy lądowali i wylatywali w kosmos, zbierali się i dyskutowali, mechanicy sprawdzali sprzęt i maszynami przewozili nowe kapsuły. Nikt nie spoglądał mu w oczy, jakby z jakiegoś przestrachu. Nikt też nie rozłożył przed nim czerwonego dywanu, nie było fanfar, puszczania gołębi ani tłumu fanek dobijających się do drzwi hangaru. Zamiast tego standardowy spokój... Oprócz jednego, małego szczegółu.
W środku wyjścia stała wysoka, szczupła postać o bujnych kształtach, czarnych, krótkich włosach i chłodnym, czarnym spojrzeniu. W uszach kilka kolczyków, na ubraniu dopasowany kitel naukowca. W dłoni trzymała niewielką walizeczkę i odkąd Raziel wylądował, nie spuszczała z niego spojrzenia, póki nie podszedł.
- Długo raczyłeś na siebie czekać. - rzuciła szorstko Eve, dodając zgryźliwie po dłuższej chwili. - Jaśnie Panie Książe...
W środku wyjścia stała wysoka, szczupła postać o bujnych kształtach, czarnych, krótkich włosach i chłodnym, czarnym spojrzeniu. W uszach kilka kolczyków, na ubraniu dopasowany kitel naukowca. W dłoni trzymała niewielką walizeczkę i odkąd Raziel wylądował, nie spuszczała z niego spojrzenia, póki nie podszedł.
- Długo raczyłeś na siebie czekać. - rzuciła szorstko Eve, dodając zgryźliwie po dłuższej chwili. - Jaśnie Panie Książe...
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Lądowisko
Czw Kwi 14, 2016 10:21 pm
Zahne otworzył klapę pojazdu i od razu na powitanie uderzyło go w twarz gorące powietrze. Teraz już mógł po części czuć, że wrócił na rodziną planetę. Wylazł z kapsuły i zarzucił na plecy torbę ze swoimi rzeczami. Trochę ich się zebrało przez te kilka miesięcy, a jakoś nie miał serca tego zostawiać. Sam miał na sobie czarne spodnie, ciężkie glany, czerwoną koszulkę i skórzaną kurtkę. Jego zbroja i kostium były schowane do kapsułki i wciśnięte gdzieś. W sumie to mało go to interesowało. Teraz chciałby się czegoś napić i ogarnąć co się działo na Vegecie, przez ten czas kiedy go nie było. Pierwszą rzeczą jaką zauważył to kije, jakie jego ojciec powsadzał żołnierzom do tyłków. Kolesie jak tylko go zauważyli stawali i salutowali mu. Jakby wrócił właśnie z podboju galaktyki. Dostrzegł też ich spojrzenia, a raczej brak spojrzeń. Bali się spojrzeć mu prosto w oczy. Nie chcieli, albo musieli. Czy naprawdę to, że jego ojciec zasiadł na tronie, aż tak bardzo w niego uderzy. Będzie się spotykał ze strachem i sztucznym zachowaniem? Jeśli tak to ten powrót nie będzie tak dobrym pomysłem jak myślał. No, ale przy wyjściu jego wzrok napotkał znaną sylwetkę. Cholera. Dawno jej nie widział. Praktycznie ostatni raz zanim dostał świra i zaczął bawić się masowego zabójcę o filozoficznych rozprawach. Prawdę mówiąc był na nią wściekły, ale przez te pół roku wiele się zmieniło. Przede wszystkim on się zmienił.
- Serwus Eve. – powiedział Raziel kładąc rękę na głowie dziewczyny i mierzwiąc jej fryzurę. Zachowywał się zupełnie jak nie on. – Czegoś potrzebujesz, że na mnie czekasz? Przy okazji skąd wiedziałaś, że przyleciałem?
To pytanie mogło być zbędne, gdyż zapewne cała Vegeta została postawiona w stan gotowości na wieść, że syn marnotrawny wraca. Chwała królowi.
- Serwus Eve. – powiedział Raziel kładąc rękę na głowie dziewczyny i mierzwiąc jej fryzurę. Zachowywał się zupełnie jak nie on. – Czegoś potrzebujesz, że na mnie czekasz? Przy okazji skąd wiedziałaś, że przyleciałem?
To pytanie mogło być zbędne, gdyż zapewne cała Vegeta została postawiona w stan gotowości na wieść, że syn marnotrawny wraca. Chwała królowi.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach