Lądowisko
+4
Ósemka
Kuro
Hazard
NPC
8 posters
Strona 2 z 2 • 1, 2
Lądowisko
Sro Maj 30, 2012 12:10 am
First topic message reminder :
Tu lądują statki.
Oraz kapsuły, jachty, samochody, helikoptery oraz ufo. No, dosłownie wszystko, co potrafi lądować, ląduje tutaj, inaczej zostaje rozstrzelane w drobny mak.
Tu lądują statki.
Oraz kapsuły, jachty, samochody, helikoptery oraz ufo. No, dosłownie wszystko, co potrafi lądować, ląduje tutaj, inaczej zostaje rozstrzelane w drobny mak.
Re: Lądowisko
Sro Kwi 13, 2016 10:07 pm
Młodego Księciunia przywitał brak uwagi na lotnisku. Nie licząc salutujących i prostych jak nabitych na pal żołnierzy, którzy na jego widok stawali jak kamienie, nikt na niego nie patrzył. Oprócz tego, wszystko wydawało się normalne, wojownicy lądowali i wylatywali w kosmos, zbierali się i dyskutowali, mechanicy sprawdzali sprzęt i maszynami przewozili nowe kapsuły. Nikt nie spoglądał mu w oczy, jakby z jakiegoś przestrachu. Nikt też nie rozłożył przed nim czerwonego dywanu, nie było fanfar, puszczania gołębi ani tłumu fanek dobijających się do drzwi hangaru. Zamiast tego standardowy spokój... Oprócz jednego, małego szczegółu.
W środku wyjścia stała wysoka, szczupła postać o bujnych kształtach, czarnych, krótkich włosach i chłodnym, czarnym spojrzeniu. W uszach kilka kolczyków, na ubraniu dopasowany kitel naukowca. W dłoni trzymała niewielką walizeczkę i odkąd Raziel wylądował, nie spuszczała z niego spojrzenia, póki nie podszedł.
- Długo raczyłeś na siebie czekać. - rzuciła szorstko Eve, dodając zgryźliwie po dłuższej chwili. - Jaśnie Panie Książe...
W środku wyjścia stała wysoka, szczupła postać o bujnych kształtach, czarnych, krótkich włosach i chłodnym, czarnym spojrzeniu. W uszach kilka kolczyków, na ubraniu dopasowany kitel naukowca. W dłoni trzymała niewielką walizeczkę i odkąd Raziel wylądował, nie spuszczała z niego spojrzenia, póki nie podszedł.
- Długo raczyłeś na siebie czekać. - rzuciła szorstko Eve, dodając zgryźliwie po dłuższej chwili. - Jaśnie Panie Książe...
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Lądowisko
Czw Kwi 14, 2016 10:21 pm
Zahne otworzył klapę pojazdu i od razu na powitanie uderzyło go w twarz gorące powietrze. Teraz już mógł po części czuć, że wrócił na rodziną planetę. Wylazł z kapsuły i zarzucił na plecy torbę ze swoimi rzeczami. Trochę ich się zebrało przez te kilka miesięcy, a jakoś nie miał serca tego zostawiać. Sam miał na sobie czarne spodnie, ciężkie glany, czerwoną koszulkę i skórzaną kurtkę. Jego zbroja i kostium były schowane do kapsułki i wciśnięte gdzieś. W sumie to mało go to interesowało. Teraz chciałby się czegoś napić i ogarnąć co się działo na Vegecie, przez ten czas kiedy go nie było. Pierwszą rzeczą jaką zauważył to kije, jakie jego ojciec powsadzał żołnierzom do tyłków. Kolesie jak tylko go zauważyli stawali i salutowali mu. Jakby wrócił właśnie z podboju galaktyki. Dostrzegł też ich spojrzenia, a raczej brak spojrzeń. Bali się spojrzeć mu prosto w oczy. Nie chcieli, albo musieli. Czy naprawdę to, że jego ojciec zasiadł na tronie, aż tak bardzo w niego uderzy. Będzie się spotykał ze strachem i sztucznym zachowaniem? Jeśli tak to ten powrót nie będzie tak dobrym pomysłem jak myślał. No, ale przy wyjściu jego wzrok napotkał znaną sylwetkę. Cholera. Dawno jej nie widział. Praktycznie ostatni raz zanim dostał świra i zaczął bawić się masowego zabójcę o filozoficznych rozprawach. Prawdę mówiąc był na nią wściekły, ale przez te pół roku wiele się zmieniło. Przede wszystkim on się zmienił.
- Serwus Eve. – powiedział Raziel kładąc rękę na głowie dziewczyny i mierzwiąc jej fryzurę. Zachowywał się zupełnie jak nie on. – Czegoś potrzebujesz, że na mnie czekasz? Przy okazji skąd wiedziałaś, że przyleciałem?
To pytanie mogło być zbędne, gdyż zapewne cała Vegeta została postawiona w stan gotowości na wieść, że syn marnotrawny wraca. Chwała królowi.
- Serwus Eve. – powiedział Raziel kładąc rękę na głowie dziewczyny i mierzwiąc jej fryzurę. Zachowywał się zupełnie jak nie on. – Czegoś potrzebujesz, że na mnie czekasz? Przy okazji skąd wiedziałaś, że przyleciałem?
To pytanie mogło być zbędne, gdyż zapewne cała Vegeta została postawiona w stan gotowości na wieść, że syn marnotrawny wraca. Chwała królowi.
Re: Lądowisko
Nie Kwi 17, 2016 7:23 pm
- Mam swoje sposoby. - dziewczyna zrobiła pół kroku w tył i dłoń chłopaka natrafiła na pustkę - Nim wyjdziesz na zewnątrz muszę Cię przebadać. Szlajałeś się pół roku po kosmosie, nie wiadomo jakie choróbsko weneryczne złapałeś... - powiedziała oschle. Wskazała miejsce pod ścianę i wolnym krokiem podeszła tam, stając obok kilku skrzyni. Na jednej ustawiła walizeczkę, która rozłożyła się ukazując miniaturowe, przenośne laboratorium, ba, mające nawet mikroskop. Ruchem głowy kazała mu usiąść, podwinęła rękaw i przyłożyła metalowe urządzenie długości długopisu do skóry przedramienia. Wykonało małe nacięcie i następnie Eve na kilku małych płytkach rozmazała nieco krwi Raziela. Znaczyła je po kolei różnymi barwnikami, podsuwając mu w międzyczasie butelkę z wodą i dwie tabletki.
- Połknij to. Nic Ci po tym nie będzie. - rzuciła beznamiętnie, badając po kolei wszystkie płytki i zapisując coś na przenośnym holokomputerze. - A swoją drogą, mogłeś choć dać znać po misji, że żyjesz. Król ledwo królowej wyperswadował posyłanie jednostki ratunkowej.
- Połknij to. Nic Ci po tym nie będzie. - rzuciła beznamiętnie, badając po kolei wszystkie płytki i zapisując coś na przenośnym holokomputerze. - A swoją drogą, mogłeś choć dać znać po misji, że żyjesz. Król ledwo królowej wyperswadował posyłanie jednostki ratunkowej.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Lądowisko
Nie Kwi 17, 2016 10:18 pm
Takiego chłodu to on się nie spodziewał. Prędzej to on powinien zachowywać się jak małe dziecko i krzyczeć na nią. I tak pewnie by się zachował te pół roku temu. Teraz zaś był inny. Wyciszył się i pod pewnym względem dorósł. Jednak w dalszym ciągu potrafił być wredny i skory do walki.
- Ciekawe jakie. – rzucił Saiyanin zakładając ręce na torsie. Jego zielone oczy dokładnie obserwowały dziewczynę. – Wypraszam sobie. Nie złapałem żadnego choróbska. A już na pewno wenerycznego.
Jego ogon zatrząsnął się niebezpiecznie. Tak, dokładnie. Ogon. Urwany pół roku przez Vivian zdążył już odrosnąć. Teraz zaś niebezpiecznie się kołysał jakby oddając sceptycyzm swojego właściciela do robienia ponownie za królika doświadczalnego. Jednak siadł na krzesełku i dał sobie pobrać krew jak na grzecznego pacjenta przystało. Może dostanie w nagrodę za dobre sprawowanie lizaka.
- Poprzednio też tak mówiłaś, a doskonale wiemy jak to się skończyło kochana. – rzekł Raz biorąc pastylki i popijając je wodą. Nie bał się, że znowu będzie miał odpał. Przecież jego tatuś i mamusia nie pozwolą, żeby synek rozrabiał.
- Ledwo? To znaczy, że on ma jakąś kontrolę nad moją matką? Coś nowego. – rzucił Zahne. W sumie miał rację. Jak jego mama się na coś uparła to ciężko było jej to wybić z głowy. Choć jego ojciec potrafił postawić na swoim. Pewnie dlatego ta dwójka tak dobrze się rozumiała. Ciekawe w ogóle jak przebiegło ich spotkanie to pół roku temu? – Po za tym gdzie ona ją chciała posłać? W rajd po całym kosmosie? Chciałbym to zobaczyć Eve.
Nie żeby Raz miał coś do swoich rodziców, ale męczyło go traktowanie jak dziecka. Dlatego też zniknął. Chciał poczuć się jak ktoś zwykły. Bez nazwiska. Przy okazji teraz zrozumiał, że cała miłość matki musiała się gdzieś ukierunkować. A na całe nieszczęście na Vegecie była Vivian. Ciemnowłosy lekko się uśmiechnął, kiedy wyobraził sobie jak Vi ucieka przed Aryenne, która chce ją wcisnąć w kieckę i zaprosić na obiad.
-To wszystko, czy dalej zamierzasz patrzyć na mnie wzrokiem, który obiecuje kastrację tępym ostrzem? – zapytał Księciunio Vegety lekko odchylając się na krześle. Głupi nawyk z barów.
- Ciekawe jakie. – rzucił Saiyanin zakładając ręce na torsie. Jego zielone oczy dokładnie obserwowały dziewczynę. – Wypraszam sobie. Nie złapałem żadnego choróbska. A już na pewno wenerycznego.
Jego ogon zatrząsnął się niebezpiecznie. Tak, dokładnie. Ogon. Urwany pół roku przez Vivian zdążył już odrosnąć. Teraz zaś niebezpiecznie się kołysał jakby oddając sceptycyzm swojego właściciela do robienia ponownie za królika doświadczalnego. Jednak siadł na krzesełku i dał sobie pobrać krew jak na grzecznego pacjenta przystało. Może dostanie w nagrodę za dobre sprawowanie lizaka.
- Poprzednio też tak mówiłaś, a doskonale wiemy jak to się skończyło kochana. – rzekł Raz biorąc pastylki i popijając je wodą. Nie bał się, że znowu będzie miał odpał. Przecież jego tatuś i mamusia nie pozwolą, żeby synek rozrabiał.
- Ledwo? To znaczy, że on ma jakąś kontrolę nad moją matką? Coś nowego. – rzucił Zahne. W sumie miał rację. Jak jego mama się na coś uparła to ciężko było jej to wybić z głowy. Choć jego ojciec potrafił postawić na swoim. Pewnie dlatego ta dwójka tak dobrze się rozumiała. Ciekawe w ogóle jak przebiegło ich spotkanie to pół roku temu? – Po za tym gdzie ona ją chciała posłać? W rajd po całym kosmosie? Chciałbym to zobaczyć Eve.
Nie żeby Raz miał coś do swoich rodziców, ale męczyło go traktowanie jak dziecka. Dlatego też zniknął. Chciał poczuć się jak ktoś zwykły. Bez nazwiska. Przy okazji teraz zrozumiał, że cała miłość matki musiała się gdzieś ukierunkować. A na całe nieszczęście na Vegecie była Vivian. Ciemnowłosy lekko się uśmiechnął, kiedy wyobraził sobie jak Vi ucieka przed Aryenne, która chce ją wcisnąć w kieckę i zaprosić na obiad.
-To wszystko, czy dalej zamierzasz patrzyć na mnie wzrokiem, który obiecuje kastrację tępym ostrzem? – zapytał Księciunio Vegety lekko odchylając się na krześle. Głupi nawyk z barów.
Re: Lądowisko
Nie Kwi 17, 2016 11:13 pm
Powieka Eve nie drgnęła na komentarz Raziela, ale dziewczyna odwróciła się jeszcze bardziej by nie widział jej twarzy i poprawiła zapięty pod szyją kołnierz. Wyraźnie zmieniła styl. Zamiast spodenek i topu oraz narzuconego na to fartucha była fachowo przyodziana w kitel laboratoryjny. Na dłoniach nawet miała białe rękawiczki, które energicznie przesuwały się po powierzchni holokomputera. Cały czas coś zapisywała, zdając się być dalej nieruchoma jak głaz.
- Można być zainfekowanym nawet o tym nie wiedząc. - powiedziała beznamiętnie. - Poleciłabym się zbadać w szpitalu, bo wygląda na to, że we krwi masz coś podejrzanego. Co jest powiązane z dużą ilością hormonów takich jak luteina i prolaktyna, co świadczy o regularnej aktywności seksualnej, nie starszej niż siedem dni.
W dalszym ciągu nie odwracała się do niego, pozornie nie reagując na kolejną dotkliwą uwagę. Komputer zapikał, Eve coś sprawdziła i zamknęła urządzenie. Na jego ostatnie słowa tylko zastygła na moment, ale zaraz odkaszlnęła. Wróciła do swoich szkiełek i zaczęła czegoś szukać wśród medykamentów.
- Mam pod ręką jedynie skalpel, może być? - rzuciła jakby mówiła o pogodzie, pokazała małe ostrze, po czym schowała je do walizeczki. - Czy uskarżasz się na coś jeszcze, co mam zbadać, czy uczynisz mi te łaskę, o, Książę Vegety i będę mogła usunąć moją nic nieznaczącą osobę sprzed Jaśnie Pana Królewskich Oczu?
Ostatnie słowa zalatywały cieniem goryczy.
- Można być zainfekowanym nawet o tym nie wiedząc. - powiedziała beznamiętnie. - Poleciłabym się zbadać w szpitalu, bo wygląda na to, że we krwi masz coś podejrzanego. Co jest powiązane z dużą ilością hormonów takich jak luteina i prolaktyna, co świadczy o regularnej aktywności seksualnej, nie starszej niż siedem dni.
W dalszym ciągu nie odwracała się do niego, pozornie nie reagując na kolejną dotkliwą uwagę. Komputer zapikał, Eve coś sprawdziła i zamknęła urządzenie. Na jego ostatnie słowa tylko zastygła na moment, ale zaraz odkaszlnęła. Wróciła do swoich szkiełek i zaczęła czegoś szukać wśród medykamentów.
- Mam pod ręką jedynie skalpel, może być? - rzuciła jakby mówiła o pogodzie, pokazała małe ostrze, po czym schowała je do walizeczki. - Czy uskarżasz się na coś jeszcze, co mam zbadać, czy uczynisz mi te łaskę, o, Książę Vegety i będę mogła usunąć moją nic nieznaczącą osobę sprzed Jaśnie Pana Królewskich Oczu?
Ostatnie słowa zalatywały cieniem goryczy.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Lądowisko
Pon Kwi 18, 2016 6:02 pm
Była spięta jakby ktoś wsadził jej kija. Zupełnie nie przypominała tej dziewczyny, którą była te kilka miesięcy temu. Styl też zmieniła. Teraz kitel laboratoryjny zakrywał jej całe ciało, choć jakby się przyjrzeć to można dostrzec atrybuty dziewczyny, na których się opinał. Jednak to co bardziej zaintrygowało Raziela to stosunek dziewczyny do niego. Wcześniej myślał, że jest na niego wkurzona tym, że nie odzywał się. Teraz jednak widział, że chodziło o coś innego. Podpowiedział mu to ten arktyczny chłód bijący od niej i ostre niczym odłamki szkła słowa.
- Ciekawe. – rzucił Saiyanin, lecz kiedy usłyszał następne słowa to jego twarz stężała. Nie znał się, aż tak dobrze na medycynie, żeby stwierdzić czy Eve mówiła prawdę czy blefowała, lecz sądząc po jej wzroku mogło być różnie. Po za tym nie złapała go za rękę. No i co ona sobie myślała. Że przejdzie na porządku dziennym po tym wszystkim co się stało. Gdyby nie te badania mogło być zupełnie inaczej. Cholera wybaczyłby każdemu, ale że z jej ręki dostał wtedy tego strzała to bolało go najbardziej. Może też dlatego zrobił to co zrobił. Czy żałował? Nie. Czuł się wtedy wolnym. Nie bał się, że kogoś skrzywdzi. Co, zaś czuł do Eve? Na pewno bardzo wiele, lecz nie wiadomo czy to może wystarczyć.
- Dzięki za diagnozę. Zbadam się w szpitalu. – odparł kąśliwie Raz. Nawet jak nie chciał to ranił. Co z nim było nie tak? W kilka sekund stał się ponownie taki sam jak wcześniej. Zupełnie niedbający o uczucia innych. Dostrzegł reakcję dziewczyny na jego słowa.
- Nie dzięki. Spasuję. – odparł Saiyanin. Wolał nie nadstawiać swoich jaj na ucięcie. Jedną z rzeczy, których się nauczył od ojca to nie wkurwiać już i tak rozjuszonej kobiety. No, ale Zahne to chodząca przekora, więc prędzej czy później to zrobi.
- Prędzej wolałby się dowiedzieć o co ci do cholery chodzi. Wracam i już na dzień dobry dostaję zjebę. Dobrze, że nie powitałaś mnie ciosem w twarz. Wyjaśnisz mi Eve, czy dalej będziemy się bawić w grę Sam się domyśl. – powiedział zielonooki, zaś ton jego głosu nieznacznie się podniósł. Zaczynało go irytować zachowanie dziewczyny.
- Ciekawe. – rzucił Saiyanin, lecz kiedy usłyszał następne słowa to jego twarz stężała. Nie znał się, aż tak dobrze na medycynie, żeby stwierdzić czy Eve mówiła prawdę czy blefowała, lecz sądząc po jej wzroku mogło być różnie. Po za tym nie złapała go za rękę. No i co ona sobie myślała. Że przejdzie na porządku dziennym po tym wszystkim co się stało. Gdyby nie te badania mogło być zupełnie inaczej. Cholera wybaczyłby każdemu, ale że z jej ręki dostał wtedy tego strzała to bolało go najbardziej. Może też dlatego zrobił to co zrobił. Czy żałował? Nie. Czuł się wtedy wolnym. Nie bał się, że kogoś skrzywdzi. Co, zaś czuł do Eve? Na pewno bardzo wiele, lecz nie wiadomo czy to może wystarczyć.
- Dzięki za diagnozę. Zbadam się w szpitalu. – odparł kąśliwie Raz. Nawet jak nie chciał to ranił. Co z nim było nie tak? W kilka sekund stał się ponownie taki sam jak wcześniej. Zupełnie niedbający o uczucia innych. Dostrzegł reakcję dziewczyny na jego słowa.
- Nie dzięki. Spasuję. – odparł Saiyanin. Wolał nie nadstawiać swoich jaj na ucięcie. Jedną z rzeczy, których się nauczył od ojca to nie wkurwiać już i tak rozjuszonej kobiety. No, ale Zahne to chodząca przekora, więc prędzej czy później to zrobi.
- Prędzej wolałby się dowiedzieć o co ci do cholery chodzi. Wracam i już na dzień dobry dostaję zjebę. Dobrze, że nie powitałaś mnie ciosem w twarz. Wyjaśnisz mi Eve, czy dalej będziemy się bawić w grę Sam się domyśl. – powiedział zielonooki, zaś ton jego głosu nieznacznie się podniósł. Zaczynało go irytować zachowanie dziewczyny.
Re: Lądowisko
Sro Kwi 20, 2016 8:26 pm
Eve obrzuciła Raziela beznamiętnym spojrzeniem, w którym grały lodowate iskierki. Przygryzła wargę w niemej emocji, mocno zaciskając pięści, jakby zaraz miała pięknym ciosem strzelić go w facjatę... Acz nagle jej ciało uspokoiło się i tylko westchnęła, patrząc na niego z ukosa, z wyraźnym żalem. Westchnęła głęboko i uśmiechnęła z się z taką goryczą, że na sam widok powinien chłopak ścierpnąć.
- A czy jest coś do wyjaśniania? Raziel, spójrz na siebie. Miałam nadzieję na nieco inne zachowanie... Wiedziałam, że może być trudno, ale nie spodziewałam się kompletnej ignorancji z Twojej strony. Powiedz... Czy ja coś jeszcze dla Ciebie znaczę..? Myślałeś może o mnie w ogóle tam, w kosmosie? Sądząc po badaniach, nie... - uniosła dłoń, by nie odpowiadał, po czym spuściła wzrok, patrząc w podłogę. - Tak, wiem dobrze co zrobiłam, jeśli zaraz znów zamierzasz mi to wytknąć. I wiem, że nie ma żadnego usprawiedliwienia dla tego, jednak to Ty jesteś cholernym egoistą. Pamiętasz co się działo po zniknięciu Axela? Odciąłeś się od wszystkich, ale trwałam przy Tobie. Gdy chciałeś odejść ode mnie, zraniłeś mnie, ale ja nie uciekłam bez słowa. Byłam, wspierałam. Ale wystarczyła jedna, jedyna rzecz z mojej strony, jeden, może i duży błąd, byś całkowicie zapomniał o tym wszystkim. Egoista. Mogę to powiedzieć jeszcze raz. - Eve zrobiła krok bliżej, wbijając czarne, lodowe spojrzenie w twarz Raziela. - Jesteś podłą, egoistyczną szują, Wasza Wysokość.
Odsunęła się od Księciunia i zaczęła pakować swoje rzeczy. Z kliknięciem zamknęła walizeczkę, poprawiła rękawiczki z zamiarem odejścia.
- A czy jest coś do wyjaśniania? Raziel, spójrz na siebie. Miałam nadzieję na nieco inne zachowanie... Wiedziałam, że może być trudno, ale nie spodziewałam się kompletnej ignorancji z Twojej strony. Powiedz... Czy ja coś jeszcze dla Ciebie znaczę..? Myślałeś może o mnie w ogóle tam, w kosmosie? Sądząc po badaniach, nie... - uniosła dłoń, by nie odpowiadał, po czym spuściła wzrok, patrząc w podłogę. - Tak, wiem dobrze co zrobiłam, jeśli zaraz znów zamierzasz mi to wytknąć. I wiem, że nie ma żadnego usprawiedliwienia dla tego, jednak to Ty jesteś cholernym egoistą. Pamiętasz co się działo po zniknięciu Axela? Odciąłeś się od wszystkich, ale trwałam przy Tobie. Gdy chciałeś odejść ode mnie, zraniłeś mnie, ale ja nie uciekłam bez słowa. Byłam, wspierałam. Ale wystarczyła jedna, jedyna rzecz z mojej strony, jeden, może i duży błąd, byś całkowicie zapomniał o tym wszystkim. Egoista. Mogę to powiedzieć jeszcze raz. - Eve zrobiła krok bliżej, wbijając czarne, lodowe spojrzenie w twarz Raziela. - Jesteś podłą, egoistyczną szują, Wasza Wysokość.
Odsunęła się od Księciunia i zaczęła pakować swoje rzeczy. Z kliknięciem zamknęła walizeczkę, poprawiła rękawiczki z zamiarem odejścia.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Lądowisko
Czw Kwi 21, 2016 9:54 pm
Ta sytuacja nie należała do normalnych. W pewnym sensie ostatnimi czasy mało co było u Raziela normalne. On też nie należał do normalnych osobników, o czym wiele osób mu często przypominało. I tutaj wychodziła sytuacja czy może kogoś uderzyć czy też nie. Jak mógł to walił w pysk za brak szacunku. Jak nie mógł to zawsze coś odpyskował. Jednakże teraz znajdował się w sytuacji, kiedy nie mógł użyć pięści i swojego ciętego języka. Nienawidził takich sytuacji, ale jak to mówią, każda decyzja przynosi konsekwencje. Najwidoczniej teraz się musiał zmierzyć z konsekwencjami swoich działań. W sumie to wolałby nigdy nie musieć tego robić, ale co zrobić?
No i kiedy zadał pytanie to poruszył kamień, który wywołał lawinę. Eve chyba tylko czekała na mocniejszy pretekst, żeby wydusić z siebie to co widocznie dusiła. Lepsze to niż trzymanie tego w sobie, lecz gorzej, że celem był ciemnowłosy. Słowa, który wypowiadały bolały, lecz były prawdą. Czy coś dla niego znaczyła? Oczywiście. Raz wiedział dokładnie ile ona dla niego znaczyła, lecz nigdy nie umiał tego dobrze pokazać. Po prostu nie umiał i wolał sądzić, że ona to wie. Jednak jego zachowanie chyba pokazało kim tak naprawdę jest.
- Masz rację. – powiedział po chwili patrząc na Eve. Jego twarz była spokojna i praktycznie nie wyrażała emocji. Zupełnie jakby została wykuta z kamienia. Zielone oczy patrzyły się smutno na ciemnowłosą.
- Wszystko co powiedziałaś to prawda. Jestem arogancką gnidą. I prawdą jest też to, że obwiniałem cię o to co zrobiłem. Lecz tam w kosmosie zrozumiałem, że wykonywałaś rozkazy. Wiele razy pokazałaś, że jesteś gotowa dla mnie wiele zrobić. Miałem wiele czasu na przemyślenia. Zrobiłem też wiele rzeczy. Jednych żałuję innych nie, ale muszę ci powiedzieć jedno. Nigdy nie przestałem myśleć o tobie. Pytasz się czy coś dla mnie znaczysz? Znaczysz wiele. Kiedyś myślałem, że umarłaś. Chciałem wtedy zniszczyć tego kto mógł mi cię odebrać. Lecz po tym co się stało pół roku temu pękłem. Za wiele rzeczy się zwaliło, wiec wybrałem najłatwiejszą rzecz. Uciekłem. Potem zaś nie chciałem wracać. W pewnym sensie chciałem was zranić. Ciebie, matkę, Vivian, mojego ojca. Chciałem wam pokazać, że nie możecie mnie kontrolować. – powiedział i spojrzał w niego. Jego głos lekko zadrżał. – Jakie to żałosne. Uważam się za wojownika, a nie umiem panować nad swoimi emocjami i zachowuję się jak rozkapryszony bachor. Trochę mi zajęło pojęcie tego, ale czasem lepiej niż wcale. Dlatego chcę cię przeprosić Eve. Za wszystko co wycierpiałaś. Za cały ten strach, obawę. Za każdą łzę. Teraz już to wiem. Byłaś dla mnie za dobra, a ja zwyczajnie nie zasługiwałem na ciebie. Tak samo jak nie zasługuję by tytułować mnie wasza wysokość. To mój ojciec jest królem, a matka królową. Ja zaś jestem bachorem o zbyt wielkim ego. Przepraszam raz jeszcze, że musiałaś cierpieć przez moją ignorancję dla twoich uczuć.
Po tych słowach Raziel spuścił głowę. Żałował tego co jej zrobił, ale czasu nie cofnie. Musi żyć ze świadomością swoich czynów.
No i kiedy zadał pytanie to poruszył kamień, który wywołał lawinę. Eve chyba tylko czekała na mocniejszy pretekst, żeby wydusić z siebie to co widocznie dusiła. Lepsze to niż trzymanie tego w sobie, lecz gorzej, że celem był ciemnowłosy. Słowa, który wypowiadały bolały, lecz były prawdą. Czy coś dla niego znaczyła? Oczywiście. Raz wiedział dokładnie ile ona dla niego znaczyła, lecz nigdy nie umiał tego dobrze pokazać. Po prostu nie umiał i wolał sądzić, że ona to wie. Jednak jego zachowanie chyba pokazało kim tak naprawdę jest.
- Masz rację. – powiedział po chwili patrząc na Eve. Jego twarz była spokojna i praktycznie nie wyrażała emocji. Zupełnie jakby została wykuta z kamienia. Zielone oczy patrzyły się smutno na ciemnowłosą.
- Wszystko co powiedziałaś to prawda. Jestem arogancką gnidą. I prawdą jest też to, że obwiniałem cię o to co zrobiłem. Lecz tam w kosmosie zrozumiałem, że wykonywałaś rozkazy. Wiele razy pokazałaś, że jesteś gotowa dla mnie wiele zrobić. Miałem wiele czasu na przemyślenia. Zrobiłem też wiele rzeczy. Jednych żałuję innych nie, ale muszę ci powiedzieć jedno. Nigdy nie przestałem myśleć o tobie. Pytasz się czy coś dla mnie znaczysz? Znaczysz wiele. Kiedyś myślałem, że umarłaś. Chciałem wtedy zniszczyć tego kto mógł mi cię odebrać. Lecz po tym co się stało pół roku temu pękłem. Za wiele rzeczy się zwaliło, wiec wybrałem najłatwiejszą rzecz. Uciekłem. Potem zaś nie chciałem wracać. W pewnym sensie chciałem was zranić. Ciebie, matkę, Vivian, mojego ojca. Chciałem wam pokazać, że nie możecie mnie kontrolować. – powiedział i spojrzał w niego. Jego głos lekko zadrżał. – Jakie to żałosne. Uważam się za wojownika, a nie umiem panować nad swoimi emocjami i zachowuję się jak rozkapryszony bachor. Trochę mi zajęło pojęcie tego, ale czasem lepiej niż wcale. Dlatego chcę cię przeprosić Eve. Za wszystko co wycierpiałaś. Za cały ten strach, obawę. Za każdą łzę. Teraz już to wiem. Byłaś dla mnie za dobra, a ja zwyczajnie nie zasługiwałem na ciebie. Tak samo jak nie zasługuję by tytułować mnie wasza wysokość. To mój ojciec jest królem, a matka królową. Ja zaś jestem bachorem o zbyt wielkim ego. Przepraszam raz jeszcze, że musiałaś cierpieć przez moją ignorancję dla twoich uczuć.
Po tych słowach Raziel spuścił głowę. Żałował tego co jej zrobił, ale czasu nie cofnie. Musi żyć ze świadomością swoich czynów.
Re: Lądowisko
Pią Kwi 22, 2016 10:04 pm
Zmrużone w szparki oczy Eve wpatrywały się w Raziela, świdrując jego szmaragdowe tęczówki bezlitośnie... Lecz w miarę jak mówił ulatywało z nich napięcie oraz bolesna irytacja. Lód topniał w spojrzeniu i zamienił się w dwie łzy oraz gorzki, lecz spokojniejszy uśmiech. Dziewczyna zasłoniła rękawem twarz, odwracając się bokiem do Raziela.
- ... Wziąłeś mnie pod włos... Byłam przygotowana jak zawsze na kłótnie, nie na przyznanie mi racji... - przetarła dłonią zaczerwienione oczy, wzdychając cicho. - Wybaczyć mogę, ale jeszcze przez jakiś czas to na pewno będzie boleć... Byłam gotowa na wyrzuty, że sama Ci to zrobiłam... Bo zrobiłam. Nawet się ucieszyłam, że mnie do tego skierowano... Wiem, źle to brzmi. - zawahała się przez moment i spuściła głowę, mówiąc dalej bardzo cicho. - To był rozkaz. Gdybym odmówiła, nic by to nie zmieniło, ktoś inny podałby Ci serum, gnojku. Ale padło na mnie, a widząc co się działo wcześniej podczas testów... Zanim przyszedłeś, podmieniłam dawkę. Dostałeś mniejszą, niż z góry mi kazano, sfałszowałam wyniki badań. Nie wiedziałeś, wiem. Od razu wyszedłeś. Wtedy po raz pierwszy nazwałam Cię w duchu egoistą. Gdy przepaliłeś nam okablowanie konsola za mną wybuchła, dostałam w łopatkę i ramię, ale myślałam tylko o Tobie... Plecy mi krwawiły... A nie czułam tego, martwiłam się o Ciebie, myślałam, myślałam... Że Cię zabiłam. Nie ruszałeś się, tętno ucichło, myślałam, że sama tam umieram... - zasłoniła oczy, kontrolując oddech. - ... A Ty po prostu odszedłeś... Nawet na mnie nie spojrzałeś draniu, jakbym nic już nie znaczyła. Przez długi czas nie mogłam Ci tego wybaczyć, choć wiedziałem, że po serum z Twoją głową mogło być gorzej niż zwykle. I odkąd odleciałeś, przez cały ten czas... Dzień w dzień czekałam na sygnał, że wrócisz. Bo chciałam Cię przeprosić. Za to wszystko, za brak wyjaśnień, za to co się stało.
Spojrzała na niego. Czystymi, palącymi czernią oczami.
- Przepraszam Raziel.
- ... Wziąłeś mnie pod włos... Byłam przygotowana jak zawsze na kłótnie, nie na przyznanie mi racji... - przetarła dłonią zaczerwienione oczy, wzdychając cicho. - Wybaczyć mogę, ale jeszcze przez jakiś czas to na pewno będzie boleć... Byłam gotowa na wyrzuty, że sama Ci to zrobiłam... Bo zrobiłam. Nawet się ucieszyłam, że mnie do tego skierowano... Wiem, źle to brzmi. - zawahała się przez moment i spuściła głowę, mówiąc dalej bardzo cicho. - To był rozkaz. Gdybym odmówiła, nic by to nie zmieniło, ktoś inny podałby Ci serum, gnojku. Ale padło na mnie, a widząc co się działo wcześniej podczas testów... Zanim przyszedłeś, podmieniłam dawkę. Dostałeś mniejszą, niż z góry mi kazano, sfałszowałam wyniki badań. Nie wiedziałeś, wiem. Od razu wyszedłeś. Wtedy po raz pierwszy nazwałam Cię w duchu egoistą. Gdy przepaliłeś nam okablowanie konsola za mną wybuchła, dostałam w łopatkę i ramię, ale myślałam tylko o Tobie... Plecy mi krwawiły... A nie czułam tego, martwiłam się o Ciebie, myślałam, myślałam... Że Cię zabiłam. Nie ruszałeś się, tętno ucichło, myślałam, że sama tam umieram... - zasłoniła oczy, kontrolując oddech. - ... A Ty po prostu odszedłeś... Nawet na mnie nie spojrzałeś draniu, jakbym nic już nie znaczyła. Przez długi czas nie mogłam Ci tego wybaczyć, choć wiedziałem, że po serum z Twoją głową mogło być gorzej niż zwykle. I odkąd odleciałeś, przez cały ten czas... Dzień w dzień czekałam na sygnał, że wrócisz. Bo chciałam Cię przeprosić. Za to wszystko, za brak wyjaśnień, za to co się stało.
Spojrzała na niego. Czystymi, palącymi czernią oczami.
- Przepraszam Raziel.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Lądowisko
Sob Kwi 23, 2016 9:04 pm
Zmienił się. Czasami są takie momenty w życiu, że trzeba przemyśleć swoje postępowanie i radykalnie zmienić niektóre aspekty. Tak też było w przypadku Raziela. W czasie tych sześciu miesięcy miał bardzo wiele czasu na przemyślenia. On nie był idiotą, ani ignorantem i naprawdę potrafił używać swojego mózgu. Analizował dokładnie swoje zachowanie i działania od momentu powrotu z Ziemi. Jego wspomnienia za czasów, kiedy był pod wpływem serum wracały, lecz nie było to coś co go bardzo uszczęśliwiało. Jednak musiał się z tym zmierzyć. Nie mógł dłużej uciekać. Jeśli chciał spojrzeć sobie prosto w oczy to od czegoś musiał zacząć. Dlatego też zdziwienie Eve, kiedy ją przeprosił było dla niego zrozumiane. Przecież on nigdy nie przepraszał i nie przyznawał się do błędów. On zawsze uważał, że jest najważniejszy, a reszta to tylko otoczenie. Pół roku temu pewnie by się wydarł na dziewczynę i obwinił o wszystko, tylko dlatego, że zwróciła mu uwagę na to, co zrobił. Teraz jednak było nieco inaczej. Starał się zachowywać bardziej dojrzale. Czasami taka forma oczyszczenia pomaga.
- Nie należy oceniać po pozorach. Ludzie się zmieniają. – powiedział spokojnie Raziel do dziewczyny. – Rozumiem.
Nie wątpił, że rana się szybko zabliźni. Nawet na to nie liczył. Samo to iż Eve była skłonna mu wybaczyć było czymś sporym dla niego. Jednak jeszcze na tej planecie pozostawało parę osób, które będzie musiał przeprosić. Ma sporo rachunków do wyrównania. Teraz jednak słuchał tego co Eve chciała mu powiedzieć. Sądząc po tonie głosu i spuszczeniu głowy, to męczyło ja to od dawna. Każde kolejne słowo, wyznanie bolało go jak igły wbijane pod skórę. Mówiła to co wiedział, lecz usłyszenie tego z jej ust, sprawiało, że czuł się jak robak. Jak ten kim nigdy nie chciał się stać, a po części nim był w czasie działania serum. Serum, które działało w połowie, bo jego dziewczyna chciała go uchronić przed kontrolą. Jednak zło i tak znalazło drogę. Nawet nie wiadomo czy gorszą. Zacisnął pięści słuchając dziewczyny, zaś jego Ki zaczęła niebezpiecznie skakać. Ci, którzy mieli scouter lub umieli wyczuwać moc, to mogli dostrzec to zdarzenie.
- Przepraszam cię. Przepraszam za wszystko. – rzekł i padł na kolana. Uderzył pięścią w podłoże, a to pękło pod wpływem ciosu. Musiał się kontrolować bo zaraz coś zniszczy, ale nie mógł. Czuł w jej głosie tyle bólu, który spowodował on. Osoba, którą kochała. On zaś zachowuje się jak dupek.
- Kiedy byłem w tym krajobrazie strachu to ty byłaś jednym z moich strachów. Bałem się, że się ode mnie odsuniesz, że uznasz mnie za słabego. Jednak najbardziej bałem się twojej śmierci, którą mogę spowodować. Ostatecznie jednak okazało się, że jestem takim słabeuszem, że nawet mniejsza dawka spowodowała, że sprawiłem cierpienie osób, które kocham. Wybacz mi Eve. – powiedział wstając. Po jego twarzy popłynęły dwie łzy. Nigdy nie chciał jej zranić. – Jestem śmieciem, który nie jest godny twojego uczucia.
Occ:
Coś mi sie Raz psuje
- Nie należy oceniać po pozorach. Ludzie się zmieniają. – powiedział spokojnie Raziel do dziewczyny. – Rozumiem.
Nie wątpił, że rana się szybko zabliźni. Nawet na to nie liczył. Samo to iż Eve była skłonna mu wybaczyć było czymś sporym dla niego. Jednak jeszcze na tej planecie pozostawało parę osób, które będzie musiał przeprosić. Ma sporo rachunków do wyrównania. Teraz jednak słuchał tego co Eve chciała mu powiedzieć. Sądząc po tonie głosu i spuszczeniu głowy, to męczyło ja to od dawna. Każde kolejne słowo, wyznanie bolało go jak igły wbijane pod skórę. Mówiła to co wiedział, lecz usłyszenie tego z jej ust, sprawiało, że czuł się jak robak. Jak ten kim nigdy nie chciał się stać, a po części nim był w czasie działania serum. Serum, które działało w połowie, bo jego dziewczyna chciała go uchronić przed kontrolą. Jednak zło i tak znalazło drogę. Nawet nie wiadomo czy gorszą. Zacisnął pięści słuchając dziewczyny, zaś jego Ki zaczęła niebezpiecznie skakać. Ci, którzy mieli scouter lub umieli wyczuwać moc, to mogli dostrzec to zdarzenie.
- Przepraszam cię. Przepraszam za wszystko. – rzekł i padł na kolana. Uderzył pięścią w podłoże, a to pękło pod wpływem ciosu. Musiał się kontrolować bo zaraz coś zniszczy, ale nie mógł. Czuł w jej głosie tyle bólu, który spowodował on. Osoba, którą kochała. On zaś zachowuje się jak dupek.
- Kiedy byłem w tym krajobrazie strachu to ty byłaś jednym z moich strachów. Bałem się, że się ode mnie odsuniesz, że uznasz mnie za słabego. Jednak najbardziej bałem się twojej śmierci, którą mogę spowodować. Ostatecznie jednak okazało się, że jestem takim słabeuszem, że nawet mniejsza dawka spowodowała, że sprawiłem cierpienie osób, które kocham. Wybacz mi Eve. – powiedział wstając. Po jego twarzy popłynęły dwie łzy. Nigdy nie chciał jej zranić. – Jestem śmieciem, który nie jest godny twojego uczucia.
Occ:
Coś mi sie Raz psuje
Re: Lądowisko
Nie Kwi 24, 2016 12:48 pm
Widocznie tego Eve też się nie spodziewała, bo w jej oczach błysnęło zdumienie, gdy jej słowa posłały Raziela na chłopaka. Od jego ciosów w Kami winną podłogę zatrzęsły się ściany hangaru, a płyta pod nimi pękła z trzaskiem. Dłonie delikatnie się jej zatrzęsły, kiedy ujęła Saiyana za ramiona, by wstał. Unikała jego wzroku, wolno odsunęła ręcę, jakby wahając się czy ma prawo go objąć czy lepiej się odsunąć.
- Jesteś idiotą Raziel. Jesteś skończonym idiotą. - powiedziała charakterystycznym dla siebie zaczepnym tonem, jakim często się z nim droczyła. - Nie jesteś słaby. Próbowałeś być za silny... Trochę za bardzo. Nikt nie jest doskonały... Nawet Ty, Wasza Wysokość. - odruchowo zmierzwiła mu włosy, widocznie już uspokojona. Ukradkiem wytarła jeszcze pozostałości łez w kącikach oczu. - Powinniśmy iść, nim zrobię z siebie płaczliwe babsko. A właśnie. Twoja matka chciała byś stawiając się u Króla wyglądał... Godnie.
Zmierzyła wzrokiem jego skórę, glany i czarne spodnie i pokręciła głową.
- Jesteś idiotą Raziel. Jesteś skończonym idiotą. - powiedziała charakterystycznym dla siebie zaczepnym tonem, jakim często się z nim droczyła. - Nie jesteś słaby. Próbowałeś być za silny... Trochę za bardzo. Nikt nie jest doskonały... Nawet Ty, Wasza Wysokość. - odruchowo zmierzwiła mu włosy, widocznie już uspokojona. Ukradkiem wytarła jeszcze pozostałości łez w kącikach oczu. - Powinniśmy iść, nim zrobię z siebie płaczliwe babsko. A właśnie. Twoja matka chciała byś stawiając się u Króla wyglądał... Godnie.
Zmierzyła wzrokiem jego skórę, glany i czarne spodnie i pokręciła głową.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Lądowisko
Nie Kwi 24, 2016 8:17 pm
Życie pisze różne scenariusze. Nikt by nie pomyślał, że Raziel, dumny Saiyanin uroni łzy i to jeszcze w miejscu publicznym. Jednakże zniszczenie płytek pod wpływem emocji już do niego bardziej pasowało. Jednakże chyba nikt nie zwrócił mu na to uwagi. Pewnie dlatego, że jego ojciec to król, ale pewnie mogło zaważyć to, że jednym ciosem spowodował małe zatrzęsienie hangarów. A lepiej nie wchodzić pod rękę takiemu osobnikowi, którym teraz targają emocje. Saiyanie opierają swoją moc na emocjach. Najczęściej agresji lub wściekłości, lecz żal i smutek tez mogły dawać niezłego kopa. Jednakże teraz Zahne nie myślał o walce. Teraz chciał przeprosić Eve za wszelkie krzywdy, które je wyrządził. Świadomie, nieświadomie to nie miało znaczenia. Zranił ją.
- To już chyba ustaliliśmy. – rzekł Raziel wstając i patrząc na ciemnowłosą, którą chyba poruszyła ta scena. Przynajmniej powiedziała do niego jak za dawnych czasów.
- Nie mów do mnie Wasza Wysokość. Nie zasługuję na takie tytułowanie. Powinnaś to wiedzieć. – powiedział Raz, trochę bardziej chłodniej niż zamierzał. Tego się obawiał. Bycia ocenianym przez pryzmat ojca. Jakby już wcześniej nie było tak bardzo. Spojrzał na Eve spokojnie, lecz w jego duszy ciągle była obawa. O to czy rana została zamknięta na stałe czy tylko na chwilę.
- Tak. Wtedy twoja opinia runie w gruzach. Ja już i tak mam opinię niestabilnego psychicznie dupka. – odparł Raz i nawet zdołał się uśmiechnąć jak za dawnych czasów. Jednak ostatni tekst dziewczyny poraził go. Godnie. Jeśli chodziło o strój to Raz mógł się założyć, że miał z matką zupełnie inne spojrzenie na definicję tego słowa.
- Źle wyglądam? Co może mam się ubrać w jakąś kieckę? – rzucił Zahne. Sam się bał czego królowa może od niego wymagać.
- To już chyba ustaliliśmy. – rzekł Raziel wstając i patrząc na ciemnowłosą, którą chyba poruszyła ta scena. Przynajmniej powiedziała do niego jak za dawnych czasów.
- Nie mów do mnie Wasza Wysokość. Nie zasługuję na takie tytułowanie. Powinnaś to wiedzieć. – powiedział Raz, trochę bardziej chłodniej niż zamierzał. Tego się obawiał. Bycia ocenianym przez pryzmat ojca. Jakby już wcześniej nie było tak bardzo. Spojrzał na Eve spokojnie, lecz w jego duszy ciągle była obawa. O to czy rana została zamknięta na stałe czy tylko na chwilę.
- Tak. Wtedy twoja opinia runie w gruzach. Ja już i tak mam opinię niestabilnego psychicznie dupka. – odparł Raz i nawet zdołał się uśmiechnąć jak za dawnych czasów. Jednak ostatni tekst dziewczyny poraził go. Godnie. Jeśli chodziło o strój to Raz mógł się założyć, że miał z matką zupełnie inne spojrzenie na definicję tego słowa.
- Źle wyglądam? Co może mam się ubrać w jakąś kieckę? – rzucił Zahne. Sam się bał czego królowa może od niego wymagać.
Re: Lądowisko
Wto Kwi 26, 2016 6:03 pm
- Twoja matka chciała być ubrał się w szaty rodowe... Gdzieś je mam, poczekaj... - Eve wyjęła z kieszeni kapsułkę, która rzucona na ziemię okazała się zawierać wypchaną po brzegi szafę, z dobudowaną przebieralnią. Wyglądało na to, że była już zorientowana w tym, czego oczekuje Jaśnie Królowa, a matka młodego Księciunia. Otworzyła ją i wyciągnęła długą, czerwoną szatę, dobrze znaną Razielowi. Miała wszystkie znaczki armii, królewskie, rodowe, posiadała długi płaszcz i wypolerowaną na błysk zbroję. Znacznie bogatsza od tej jaką nosił niegdyś ojciec chłopaka. Eve spojrzała na ubranie, potem na Raziela, potem jeszcze raz na szatę i uniosła brwi. - Ciekawe jak będziesz w tym wyglądał... Zalecenia Królowej. Bez tego strażnicy nie wpuszczą Cię do Pałacu, nawet jakbyś zrobił podkop. - pomachała wieszakiem, ciężki materiał zatrzepotał lekko.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Lądowisko
Wto Kwi 26, 2016 10:40 pm
Szaty rodowe. To słowo przyprawiło go o gęsią skórkę. Ostatni raz kiedy miał na sobie strój reprezentujący jego pozycję społeczną był, kiedy był jeszcze małym szczylem. Czyli bardzo dawno temu. Od tamtego czasu ubierał się raczej w praktyczne stroje, lub po wstąpieniu do wojska w pancerze. Teraz jednak znów musiał się ładnie ubrać, gdyż tego od niego wymagano. Jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia, kiedy zobaczył co kapsułka zawierała. A mówią, że kobiety nie są cwane.
- No to już przynajmniej wiem jakim cudem tyle razy się u mnie przebierałaś. – powiedział Raz do Eve, która grzebała w szafie w poszukiwaniu stroju. Mina mu zrzedła kiedy zobaczył strój w jakim miał się udać do pałacu. Przypominało to strój jego ojca, choć ten był o wiele bardziej zdobiony i lepszy. Prawdziwie królewski strój.
- To nawet nie głupi pomysł. A może wrócę za pół roku? – powiedział Zahne, jednak wzrok Eve szybko go zastopował. Chcąc nie chcąc wziął szatę i schował się przebieralni, żeby wcisnąć ja na siebie. W końcu się pojawił, lecz jego mina była nietęga. Oczywiście pancerz był bardzo dobrze dopasowany, lecz on sam czuł się w tym jakoś głupio.
- Tylko się nie śmiej. Coś jeszcze mam zrobić, czy już spełniam wymogi, żeby się pokazać przed własnymi rodzicami? – powiedział. Po czym dodał sobie szybko w myślach, „Jakbym nie mógł się z nimi spotkać w domu.”
- No to już przynajmniej wiem jakim cudem tyle razy się u mnie przebierałaś. – powiedział Raz do Eve, która grzebała w szafie w poszukiwaniu stroju. Mina mu zrzedła kiedy zobaczył strój w jakim miał się udać do pałacu. Przypominało to strój jego ojca, choć ten był o wiele bardziej zdobiony i lepszy. Prawdziwie królewski strój.
- To nawet nie głupi pomysł. A może wrócę za pół roku? – powiedział Zahne, jednak wzrok Eve szybko go zastopował. Chcąc nie chcąc wziął szatę i schował się przebieralni, żeby wcisnąć ja na siebie. W końcu się pojawił, lecz jego mina była nietęga. Oczywiście pancerz był bardzo dobrze dopasowany, lecz on sam czuł się w tym jakoś głupio.
- Tylko się nie śmiej. Coś jeszcze mam zrobić, czy już spełniam wymogi, żeby się pokazać przed własnymi rodzicami? – powiedział. Po czym dodał sobie szybko w myślach, „Jakbym nie mógł się z nimi spotkać w domu.”
Re: Lądowisko
Sro Kwi 27, 2016 10:22 pm
Eve, pomimo przestróg nie mogła powstrzymać chichotu, ale szybko odwróciła wzrok, odkasłując i prostując się. Zerknęła jeszcze ukradkiem na Raziela, na płaszcz i togo-podobne ubranie, mające mu nadać wygląd kogoś ważnego... Peleryna dumnie zwisała z pancerza, który lśnił, jakby polerowano go przez ostatni miesiąc. Parsknęła śmiechem, z trudem zachowując uwagę.
- Wyglądasz... Zacnie. Pamiętam Twoje zdjęcia gdy byłeś mały i rodzicie ubrali Cię w miniaturkę tego stroju. Byłeś wtedy taki uroczy... - uśmiechnęła się zaczepnie Saiyanka, poprawiła płaszcz Razielowi i upewniła się, że zapięcie pod szyją leży odpowiednio.
- O ile wiem, żadnych więcej nie mają wymogów. Oprócz tego, byś czegoś po drodze nie wysadził, ani byś nie zakrwawił przez przypadek nowego stroju. Lecimy?
OOC
Lecicie tu --> Plac
Opisz ładnie jak się Vegeta i Pałac pozmieniały pod Twoją nieobecność.
- Wyglądasz... Zacnie. Pamiętam Twoje zdjęcia gdy byłeś mały i rodzicie ubrali Cię w miniaturkę tego stroju. Byłeś wtedy taki uroczy... - uśmiechnęła się zaczepnie Saiyanka, poprawiła płaszcz Razielowi i upewniła się, że zapięcie pod szyją leży odpowiednio.
- O ile wiem, żadnych więcej nie mają wymogów. Oprócz tego, byś czegoś po drodze nie wysadził, ani byś nie zakrwawił przez przypadek nowego stroju. Lecimy?
OOC
Lecicie tu --> Plac
Opisz ładnie jak się Vegeta i Pałac pozmieniały pod Twoją nieobecność.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Lądowisko
Sro Wrz 28, 2016 9:21 pm
Raz po założeniu zbroi, która była idealnie dopasowana poczuł się o wiele lepiej. Może to podświadomość, ale jakoś pewniej mu było lecieć na Ziemię w pancerzu. Wiedział, że podczas walki może ją stracić, ale lepsze to niż nic. Przynajmniej też nie musiał już wysłuchiwać gwizdów i głupich komentarzy pod swoją osobą, lecz niektóre Saiyanki w dalszym ciągu rozpływały się na widok Vivian. A podobno nie lecą na słodycz. Jego przyrodnia siostra była bardzo urocza w tej formie. Gdyby tylko tak nie klęła w myślach to byłoby doskonale. No, ale tego mijane ich osoby nie wiedziały, więc Raz mógł sobie telepatycznie rozmawiać z siostrą. Przynajmniej już większość tego co miała do przekazania trafiała do niego. W tak przyjemnej atmosferze dotarli do portu. Mógł może lecieć statkiem, ale wolał swoją kapsułę. Zauważył jednak, że została lekko zmodernizowana i naprawiona. Ktoś też ją umył. Bardzo miły gest. Raz wszedł do środka. Vivian jakimś dziwnym cudem wlazła mu na głowę i tam się wygodnie ułożyła. Uroczo. Zahne przeszedł od razu po starcie na tryb ręczny i poleciał w stronę miejsca spotkania. Miał nadzieję, że ten kretyn nic nie odpali.
OOC:
z.t do świątyni grzechu
OOC:
z.t do świątyni grzechu
- Joker
- Liczba postów : 364
Data rejestracji : 29/11/2015
Identification Number
HP:
(2100/2100)
KI:
(0/0)
Re: Lądowisko
Czw Lis 10, 2016 8:45 pm
Shadow pojawił się w porcie. Przeszedłszy przez kontrolę i takie tam duperelę, został skierowany do wolnej kapsuły. Idąc przez port w stronę swojego pojazdu rozglądał się po miejscu startu wszelkich statków z i do Vegety. Rozładunki leków, żywności i innych rzeczy zdobytych lub przywiezionych przez żołnierzy były sprawdzane przez odpowiednich ludzi. Inspektorzy chodzili i dokładnie sprawdzali absolutnie wszystkie pakunki, walizki, skrzynki i im podobne rzeczy służące do przenoszenia dużych ilości bagażu. Z tego co wiedział Half to od czasu przejęcia władzy przez nowego władcę Zahne'a przykłada się teraz dużą większą ważność papierom i innym podpisom. Parę minut później chłopak dotarł do swojej kapsuły. Wsiadł do niej i odpowiednio przygotowany. Wystartował i natychmiast przełączył na tryb ręczny. Na szczęście umiał prowadzić takie cacka i bezproblemowo doleci na planetę Ziemia bez pomocy autopilota. Czas zwiedzić kompletnie nowe środowisko w którym przez długi czas będzie się znajdował.
Occ:
Orbita
Occ:
Orbita
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Lądowisko
Czw Sty 25, 2018 10:25 pm
I nagle czar prysł. Przez głośnik przeszedł taki komunikat, że Vulfi zamarła w bezruchu. Od razu przyszedł jej na myśl ulubiony tekst jej Nauczyciela Koszarowego, który w podobnych sytuacjach mawiał:
Poczuła się jak w złym miejscu i złym czasie. Dotknęła dłonią twarzy i przejechała nią totalnie rozbita. Przyglądała się Razielowi ukradkiem, bo widok jego bladej twarzy i ewidentnego szoku bardzo ją zmartwił. Wyczuwała skaczącą energię, która tylko czekała na okazję do wybuchu. Udawała, że zniknęła, bo nie wiedziała, jak się zachować. Czy powinna go pocieszyć czy nie odzywać się. Może w takiej chwili potrzebował samotności. A ona tkwiła z nim w klaustrofobicznej kapsule w dziwnej pozie. Postanowiła zrobić to drugie. Znała naturę saiyan, oni nie potrzebowali użalania się nad sobą. Nawet, jeśli przeżywali rozterkę wewnętrzną, lepiej było pozwolić im to w sobie przetrawić. Poza tym to nie było najlepsze miejsce ani czas na dalsze rozmowy. Pozwoliła sobie tylko położyć dłoń na jego udzie i lekko przycisnąć. Taki mały gest wsparcia, którego pewnie nawet nie zauważy.
Gdy wylądowali, natychmiast wyszła z kapsuły i ustąpiła mu miejsca. Podejrzewała, że zamierza natychmiast lecieć do pałacu i planowała udać się tam zaraz za nim, o ile straż jej nie zatrzyma. Po co? Bała się o niego. Że zrobi coś głupiego w tej chwili gniewu i żalu. Wiedziała, że nie umiałaby go powstrzymać, była od niego dużo słabsza, a jednak miała cień nadziei, że w jakiś sposób uda się jej go ochronić przed… no właśnie, przed czym? Przed pochopnymi decyzjami. Przed porwaniem się w wir nienawiści. Czy miałaby na to choć odrobinę szansy – szczerze wątpliwe, ale taka już była. Podobnie było z Hazardem, wszyscy skazali go za Tsufula, znienawidzili. A Kuro pobił go niemal na śmierć. Tylko ona przy nim została w jego najgorszej godzinie upokorzenia. Można by to nazwać ślepą potrzebą ochronienia kogoś parasolem bezpieczeństwa. A brało się to z czystej empatii wobec innych istot. Jak wiele dałaby za kogoś, kto stałby tak u jej boku w najgorszych smutkach.
- Cenzura:
- No i chuj no i cześć.
Poczuła się jak w złym miejscu i złym czasie. Dotknęła dłonią twarzy i przejechała nią totalnie rozbita. Przyglądała się Razielowi ukradkiem, bo widok jego bladej twarzy i ewidentnego szoku bardzo ją zmartwił. Wyczuwała skaczącą energię, która tylko czekała na okazję do wybuchu. Udawała, że zniknęła, bo nie wiedziała, jak się zachować. Czy powinna go pocieszyć czy nie odzywać się. Może w takiej chwili potrzebował samotności. A ona tkwiła z nim w klaustrofobicznej kapsule w dziwnej pozie. Postanowiła zrobić to drugie. Znała naturę saiyan, oni nie potrzebowali użalania się nad sobą. Nawet, jeśli przeżywali rozterkę wewnętrzną, lepiej było pozwolić im to w sobie przetrawić. Poza tym to nie było najlepsze miejsce ani czas na dalsze rozmowy. Pozwoliła sobie tylko położyć dłoń na jego udzie i lekko przycisnąć. Taki mały gest wsparcia, którego pewnie nawet nie zauważy.
Gdy wylądowali, natychmiast wyszła z kapsuły i ustąpiła mu miejsca. Podejrzewała, że zamierza natychmiast lecieć do pałacu i planowała udać się tam zaraz za nim, o ile straż jej nie zatrzyma. Po co? Bała się o niego. Że zrobi coś głupiego w tej chwili gniewu i żalu. Wiedziała, że nie umiałaby go powstrzymać, była od niego dużo słabsza, a jednak miała cień nadziei, że w jakiś sposób uda się jej go ochronić przed… no właśnie, przed czym? Przed pochopnymi decyzjami. Przed porwaniem się w wir nienawiści. Czy miałaby na to choć odrobinę szansy – szczerze wątpliwe, ale taka już była. Podobnie było z Hazardem, wszyscy skazali go za Tsufula, znienawidzili. A Kuro pobił go niemal na śmierć. Tylko ona przy nim została w jego najgorszej godzinie upokorzenia. Można by to nazwać ślepą potrzebą ochronienia kogoś parasolem bezpieczeństwa. A brało się to z czystej empatii wobec innych istot. Jak wiele dałaby za kogoś, kto stałby tak u jej boku w najgorszych smutkach.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Lądowisko
Czw Sty 25, 2018 11:06 pm
z/t z Orbity
Wszystko się w nim telepało. Ręce się trzęsły, a głos drżałby, gdyby nie włożył wszystkich w sił kontrolowanie go. Gdyby był na wolnej powierzchni, to by na pewno coś rozwalił, ale aktualnie jego pozycja nie była odpowiednia do tego typu działań. Poza tym siedział w ciasnej kapsule z Vulfi, która też usłyszała przekaz dnia. Na całe szczęście nic nie mówiła, bo mogłaby rozjuszyć Raziela. Zwyczajnie zachowywała się cicho i dawała mu działać. On zaś nie trafił na upierdliwca, tylko gościa który słucha rozkazów i od razu załatwił sprawę. Można? Można.
- Przyjąłem. – powiedział Raziel, a chłód w jego głosie mógł mrozić. Jeszcze nigdy nie miał tak lodowatego tonu. Setki myśli przewijały się przez jego głowę, a wszystkie krążyły wokół jednego pytania. „Jak?” Jak to się mogło stać? Co tu się odpierdoliło? Czy jego matka jest bezpieczna? Jak?
Podczas procedury lądowania stukał nerwowo palcami o podłokietnik fotela. Zajmowało to za dużo czasu. Za dużo. Wiedział doskonale, że wszystko jest zautomatyzowane, ale mogli by to przyspieszyć. Właśnie w takiej chwili kiedy mu się spieszyło to musiał czekać, bo procedury. Brał głębokie oddechy, a druga dłoń co chwila zaciskał. Musiał jakoś sobie radzić, by nie wybuchnąć. Musiał się uspokoić. Choć trochę. Bał się tego co zastanie kiedy wieko kapsuły się otworzy.
Vulfilia doskonale rozumiała sytuację i wyskoczyła z kapsuły chwilę po otwarciu się pokrywy. Zrobiła to co powinna w tym momencie. Stać z boku jak najmniej przeszkadzać. Zahne wyskoczył zaś z kapsuły i ruszył przed siebie. Całe lądowisko wyglądało jak strefa militarna. Żołnierze biegali i co chwila ktoś z obcych ras padał na glebę. Raziel dał tylko znak, że mają ich przepuścić. Nie mówił ani słowa tylko szedł przed siebie, a jego energia wręcz wylewała się z niego. Nie był zdenerwowany. Był wściekły. Był wkurwiony i potrzebował odpowiedzi. Teraz, już. Natychmiast! Zatrzymał się i rozejrzał się dookoła.
- Czy jest tu choć jedna osoba, która może łaskawie powiedzieć co się dzieje i zabrać mnie do pałacu? No? Czekam? – powiedział Raziel, a ton jego głosu jasno mówił, że mają zapierdalać jak sarenki Disneya. Nie miał teraz ani czasu, ani ochoty na pierdoły. Mają działać szybko i dokładnie. Czas uciekał.
Wszystko się w nim telepało. Ręce się trzęsły, a głos drżałby, gdyby nie włożył wszystkich w sił kontrolowanie go. Gdyby był na wolnej powierzchni, to by na pewno coś rozwalił, ale aktualnie jego pozycja nie była odpowiednia do tego typu działań. Poza tym siedział w ciasnej kapsule z Vulfi, która też usłyszała przekaz dnia. Na całe szczęście nic nie mówiła, bo mogłaby rozjuszyć Raziela. Zwyczajnie zachowywała się cicho i dawała mu działać. On zaś nie trafił na upierdliwca, tylko gościa który słucha rozkazów i od razu załatwił sprawę. Można? Można.
- Przyjąłem. – powiedział Raziel, a chłód w jego głosie mógł mrozić. Jeszcze nigdy nie miał tak lodowatego tonu. Setki myśli przewijały się przez jego głowę, a wszystkie krążyły wokół jednego pytania. „Jak?” Jak to się mogło stać? Co tu się odpierdoliło? Czy jego matka jest bezpieczna? Jak?
Podczas procedury lądowania stukał nerwowo palcami o podłokietnik fotela. Zajmowało to za dużo czasu. Za dużo. Wiedział doskonale, że wszystko jest zautomatyzowane, ale mogli by to przyspieszyć. Właśnie w takiej chwili kiedy mu się spieszyło to musiał czekać, bo procedury. Brał głębokie oddechy, a druga dłoń co chwila zaciskał. Musiał jakoś sobie radzić, by nie wybuchnąć. Musiał się uspokoić. Choć trochę. Bał się tego co zastanie kiedy wieko kapsuły się otworzy.
Vulfilia doskonale rozumiała sytuację i wyskoczyła z kapsuły chwilę po otwarciu się pokrywy. Zrobiła to co powinna w tym momencie. Stać z boku jak najmniej przeszkadzać. Zahne wyskoczył zaś z kapsuły i ruszył przed siebie. Całe lądowisko wyglądało jak strefa militarna. Żołnierze biegali i co chwila ktoś z obcych ras padał na glebę. Raziel dał tylko znak, że mają ich przepuścić. Nie mówił ani słowa tylko szedł przed siebie, a jego energia wręcz wylewała się z niego. Nie był zdenerwowany. Był wściekły. Był wkurwiony i potrzebował odpowiedzi. Teraz, już. Natychmiast! Zatrzymał się i rozejrzał się dookoła.
- Czy jest tu choć jedna osoba, która może łaskawie powiedzieć co się dzieje i zabrać mnie do pałacu? No? Czekam? – powiedział Raziel, a ton jego głosu jasno mówił, że mają zapierdalać jak sarenki Disneya. Nie miał teraz ani czasu, ani ochoty na pierdoły. Mają działać szybko i dokładnie. Czas uciekał.
Re: Lądowisko
Czw Sty 25, 2018 11:50 pm
" W końcu się pojawił... Raziel wyszedł w kapsuły... Żołnierze od razu go rozpoznali, ale zamieszanie było tak wielkie że żadna szara jednostka nie ważyła się podejść do Księcia... Jednak kolejny cios dla Planety wojowników nadszedł równie szybko co pierwszy... Koszary... Vegecie pozostał jeszcze jeden potężny filar, który wróg postanowił zlikwidować... "
Mieszanina Ras wypełniała teraz Port po brzegi, kolejne ofiary lądowały na ziemię obezwładniane przez Armię ogoniastych. Ciągła syrena alarmowa potęgowała zamieszanie, nie dało się w tych warunkach podjąć sensownej decyzji. Zbyt wiele, w tak krótkim czasie. Najbliższa straż przepuściła księcia bez zająknięcia, rozchodząc się, tym samym torując mu przejście...
***
Jedyną rzeczą która mogła się rzucić młodemu Księciu w oczy to, Młody Kapitan. Dało się go rozpoznać po umundurowaniu i co więcej... Złotych włosach. Pod postacią Super - Wojownika. Mknął co sił, niestety kierunkiem nie był Pałac a Koszary. Zniknął Razielowi z Oczu tak szybko jak się pojawił. Nie minęła chwila aż jeden z odważniejszych Strażników Portu podszedł do dwójki nowo przybyłych.
- Melduje... Staramy się opanować sytuację w Porcie, Książę... Statek Wroga jest pod Naszą kontrolą... W P-pałacu... D-doszło - nie był wstanie dokończyć.
- Mogę eskortować... Jeżeli wasza Wysokość... - drżał na samą myśl, że w gniewie Raziel mógłby go odesłać na samotną ścieżkę, w przeciągu sekundy.
Potęgująca się krzątanina nie pomagała w podjęciu decyzji, niestety czasu było mało a kto wie co wróg przyszykował. Dwójka ogoniastych musiała zdecydować co robić...
OCC:
- Tak jak w poście . Jeśli coś jest nie jasne, pytajcie od razu odpowiem .
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Lądowisko
Pią Sty 26, 2018 8:16 pm
W całym Porcie panował taki harmider, że nawet gdyby coś powiedział, to pewnie nikt by go nie usłyszał. Zapewne trzeba było krzyczeć, ale na razie proste gesty dawały radę, a i tak raczej nikt nie kwapił się by do niego podejść. Wręcz przeciwnie. Jeden nawet zmienił się w super wojownika i uciekł w stronę koszar. Wolał wpierdziel od Koszarowego? Razielowi nie podobała się ta cała sytuacja. Wszystko było takie nienormalne. Zazwyczaj spokojny i pełen procedur port, teraz zamienił się w świątynię chaosu. Saiyanie latali i próbowali ogarnąć aktualną sytuację. Raziel przymknął na chwilę oczy starając się wyczuć energię swojej matki, ale nie mógł jej znaleźć. Więc pewnie była w pałacu. Przy jego...
-Hanzo. – warknął cicho, zaciskając przy tym pięści. Nie mógł w to dalszym ciągu uwierzyć i chyba długo mu zejdzie zanim tak się stanie. Z tego stanu wyrwały go dwie rzeczy. Pierwszym było pojawienie się jakiegoś odważnego gościa, który zaczął coś tam mówić, a drugą … Nie to już było jakieś przegięcie. Żartowali sobie z niego. Chwila. To pewnie tam tak leciał ten gość.
- Macie natychmiast wysłać ludzi do Koszar. Wojownicy rangi Kiui wzwyż. Wróg jest na terenie Akademii i walczy z Koszarowym. – powiedział Raziel i sam zamienił się w Super Saiyanina. Dorwie tych Changów. – Na co się gapisz? Wykonać! – krzyknął na gościa, który wyglądał jakby miał się posikać, a sam wystrzelił w powietrzę i ruszył w stronę Koszar. Nieźle sobie to gnojki wykombinowały, ale tego kąska nie zdobędą. Zahne przyspieszył do granic swoich możliwości. Musiał być tam jak najszybciej. Gdzie był Kuro? Przydałby się.
Zahne nawet nie myślał o tym, że zostawił pewnie zszokowaną Vulfi w Porcie. Teraz liczyła się każda sekunda. Szybciej!
OOC:
Wydanie rozkazu, przemiana w SSJ. Lot na pełnym speedzie do Koszar.
z/t Koszary
-Hanzo. – warknął cicho, zaciskając przy tym pięści. Nie mógł w to dalszym ciągu uwierzyć i chyba długo mu zejdzie zanim tak się stanie. Z tego stanu wyrwały go dwie rzeczy. Pierwszym było pojawienie się jakiegoś odważnego gościa, który zaczął coś tam mówić, a drugą … Nie to już było jakieś przegięcie. Żartowali sobie z niego. Chwila. To pewnie tam tak leciał ten gość.
- Macie natychmiast wysłać ludzi do Koszar. Wojownicy rangi Kiui wzwyż. Wróg jest na terenie Akademii i walczy z Koszarowym. – powiedział Raziel i sam zamienił się w Super Saiyanina. Dorwie tych Changów. – Na co się gapisz? Wykonać! – krzyknął na gościa, który wyglądał jakby miał się posikać, a sam wystrzelił w powietrzę i ruszył w stronę Koszar. Nieźle sobie to gnojki wykombinowały, ale tego kąska nie zdobędą. Zahne przyspieszył do granic swoich możliwości. Musiał być tam jak najszybciej. Gdzie był Kuro? Przydałby się.
Zahne nawet nie myślał o tym, że zostawił pewnie zszokowaną Vulfi w Porcie. Teraz liczyła się każda sekunda. Szybciej!
OOC:
Wydanie rozkazu, przemiana w SSJ. Lot na pełnym speedzie do Koszar.
z/t Koszary
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Lądowisko
Pią Sty 26, 2018 10:10 pm
Vulfila stała cały czas nieśmiało za plecami Raziela, starając się nie zwracać na siebie za dużo uwagi. Bo w sumie ktoś mógłby wpaść na pomysł, żeby ją stamtąd zabrać albo gdzieś wysłać do walki. Raziel nie miał widać z tym problemu, więc trzymała się za nim i przypatrywała zza jego ramienia na tego rozdygotanego gościa. Czuła, że jest od niego silniejsza, ale i tak przypuszczała, że zagrożenie jest niebanalne, skoro jakikolwiek saiyanin w ogóle wpadł w takie rozdygotanie.
Raziel wzbił się w powietrze i natychmiast udał się w stronę Koszar. Vulfila uważała, że on chyba niewiele przykładał wagi do strategii, bo zadziałał impulsywnie. Ona zachowałaby się inaczej, najpierw określiłaby swoją pozycję i to, co wie o wrogu. Wolałaby uciec się do podstępu niż bazować na własnej sile, bo, jak się okazało, nawet Król z ochroną i potężną siłą nie był w stanie się obronić. To znaczyło dla Halfki jednoznacznie, że bez sprytnego podejścia każdy mógł zginąć w tej walce, nawet Raziel, który widocznie pakował się w problemy. Nawet nie zadał sobie trudu, by zanalizować, czy nie leci prosto w sidła wroga.
„Ehh” – westchnęła, bo nie było już czasu na zastanawianie się, a jej jako Nashi nikt nie będzie chciał udzielić informacji taktycznych. Co innego komuś z pozycją Księcia. Ktoś taki powinien najpierw strategicznie rozdzielić siły i wysłać ludzi, a tymczasem on sam poleciał na złamanie karku, a jego żołnierze nie wiedzieli, co robić.
Halfka zacisnęła pięści i zawarczała jak dzika kotka. Jej włosy podniosły się do góry, a oczy stały błękitne. Nie zamierzała pozwolić komuś na zabicie siebie za szybko bez formy SSJ. Otoczona aurą wystrzeliła w powietrze i poleciała za Razielem. Bała się o niego, ale nie mogła w tym momencie za wiele zrobić. Musiała za nim podążać, ale może nie będzie pakować się od razu w środek wydarzeń. Skryta w cieniu będzie mogła bardziej pomóc, lepiej zaszkodzić wrogowi. Spodziewała się bowiem, że przeciwnik będzie silniejszy. A jak to Koszarowy mawiał:
„Nie stawiaj się, dupeczko, silniejszym niż jesteś.”
Wprawdzie mawiał to w innym kontekście. Chodziło mu o jej zawziętość, gdy próbowała zemścić się na nim za liczne upokorzenia, do jakich doprowadzał, ale w tym momencie Halfka wyciągnęła wnioski z tej lekcji. Nie ma sensu walczyć, jeśli nie miała szans na zwycięstwo. KI Feeling, którego nauczył ją Hazard, dawał jej tę przewagę. Potrafiła ocenić, czy walka warta jest zachodu. I w ten sposób zamierzała najpierw sprawdzić, czy lepiej uciec się do podstępu czy jednak wyjść wrogowi naprzeciw. Przecież lepiej byłoby wspierać Raziela w walce w jakiś inny sposób niż dekoncentrować go swoja osobą, którą jakiś przeciwnik mógłby z łatwością użyć jako karty przetargowej. O ile to w ogóle wzruszyłoby Raziela, ale to była zupełnie inna bajka.
Jak już mowa o Koszarowym, to w jego kierunku serce Halfki biło równie mocno. Lecąc skupiła całą swoją uwagę na tym, by ocenić, czy wciąż żyje, czy daje sobie radę i ma dość energii, by wygrać. Może i był skurwysynem, chamem i zboczeńcem. Może i nie raz upokarzał ją, macał i olewał. Może nigdy nawet jednym dobrym słowem jej nie pochwalił. Ale był JEJ. JEJ MISTRZEM. Wybrał właśnie ją, nawet, jeśli chodziło mu tylko o to, że miała zgrabny tyłek, a on lubił się w niego wpatrywać, gdy ćwiczyła. Nauczył jej wbrew pozorom wielu rzeczy, nawet, jeśli w zasadzie wnioski wyciągnęła sama i w gruncie rzeczy nie miał na myśli nic mądrzejszego niż poznęcać się nad uczniem. Wciąż miała nadzieję, że Koszarowy doceni ją. Że kiedyś powie, że jest z niej dumny. Tak jak pewnego dnia, który zapamiętała na całe życie:
Z tą myślą leciała w stronę Koszar. Nie da siebie, nie dla Vegety, ale dla Koszarowego i Raziela.
z/t Koszary
Raziel wzbił się w powietrze i natychmiast udał się w stronę Koszar. Vulfila uważała, że on chyba niewiele przykładał wagi do strategii, bo zadziałał impulsywnie. Ona zachowałaby się inaczej, najpierw określiłaby swoją pozycję i to, co wie o wrogu. Wolałaby uciec się do podstępu niż bazować na własnej sile, bo, jak się okazało, nawet Król z ochroną i potężną siłą nie był w stanie się obronić. To znaczyło dla Halfki jednoznacznie, że bez sprytnego podejścia każdy mógł zginąć w tej walce, nawet Raziel, który widocznie pakował się w problemy. Nawet nie zadał sobie trudu, by zanalizować, czy nie leci prosto w sidła wroga.
„Ehh” – westchnęła, bo nie było już czasu na zastanawianie się, a jej jako Nashi nikt nie będzie chciał udzielić informacji taktycznych. Co innego komuś z pozycją Księcia. Ktoś taki powinien najpierw strategicznie rozdzielić siły i wysłać ludzi, a tymczasem on sam poleciał na złamanie karku, a jego żołnierze nie wiedzieli, co robić.
Halfka zacisnęła pięści i zawarczała jak dzika kotka. Jej włosy podniosły się do góry, a oczy stały błękitne. Nie zamierzała pozwolić komuś na zabicie siebie za szybko bez formy SSJ. Otoczona aurą wystrzeliła w powietrze i poleciała za Razielem. Bała się o niego, ale nie mogła w tym momencie za wiele zrobić. Musiała za nim podążać, ale może nie będzie pakować się od razu w środek wydarzeń. Skryta w cieniu będzie mogła bardziej pomóc, lepiej zaszkodzić wrogowi. Spodziewała się bowiem, że przeciwnik będzie silniejszy. A jak to Koszarowy mawiał:
„Nie stawiaj się, dupeczko, silniejszym niż jesteś.”
Wprawdzie mawiał to w innym kontekście. Chodziło mu o jej zawziętość, gdy próbowała zemścić się na nim za liczne upokorzenia, do jakich doprowadzał, ale w tym momencie Halfka wyciągnęła wnioski z tej lekcji. Nie ma sensu walczyć, jeśli nie miała szans na zwycięstwo. KI Feeling, którego nauczył ją Hazard, dawał jej tę przewagę. Potrafiła ocenić, czy walka warta jest zachodu. I w ten sposób zamierzała najpierw sprawdzić, czy lepiej uciec się do podstępu czy jednak wyjść wrogowi naprzeciw. Przecież lepiej byłoby wspierać Raziela w walce w jakiś inny sposób niż dekoncentrować go swoja osobą, którą jakiś przeciwnik mógłby z łatwością użyć jako karty przetargowej. O ile to w ogóle wzruszyłoby Raziela, ale to była zupełnie inna bajka.
Jak już mowa o Koszarowym, to w jego kierunku serce Halfki biło równie mocno. Lecąc skupiła całą swoją uwagę na tym, by ocenić, czy wciąż żyje, czy daje sobie radę i ma dość energii, by wygrać. Może i był skurwysynem, chamem i zboczeńcem. Może i nie raz upokarzał ją, macał i olewał. Może nigdy nawet jednym dobrym słowem jej nie pochwalił. Ale był JEJ. JEJ MISTRZEM. Wybrał właśnie ją, nawet, jeśli chodziło mu tylko o to, że miała zgrabny tyłek, a on lubił się w niego wpatrywać, gdy ćwiczyła. Nauczył jej wbrew pozorom wielu rzeczy, nawet, jeśli w zasadzie wnioski wyciągnęła sama i w gruncie rzeczy nie miał na myśli nic mądrzejszego niż poznęcać się nad uczniem. Wciąż miała nadzieję, że Koszarowy doceni ją. Że kiedyś powie, że jest z niej dumny. Tak jak pewnego dnia, który zapamiętała na całe życie:
Vulfila 2013 rok napisał:Aż do pewnego dnia, kiedy minęły już niemal dwa lata i obserwowała niesamowitą zmianę w sobie… Wyglądzie, możliwościach walki, charakterze… co mogła powiedzieć? Zawdzięczała to wszystko właśnie jemu i to jego uwagi i uznania pragnęła w tym czasie najbardziej na świecie. (No, może poza chęcią spotkania się z Aleksandrem Rogozinem.) I pewnego dnia to właśnie się stało. Koszarowy powiedział:
- I czego się tak szczerzysz? - warknął napotkawszy wzrok uśmiechniętej Vulfili - myślisz, że teraz jesteś taka silna i w ogóle? Wiesz o ile się polepszyłaś? - niemal zetknął ze sobą koniec palca wskazującego i kciuka - o tyle. Chociaż w gruncie rzeczy nie okazałaś się taką ciotą jak Ci których uczyłem wcześniej.
Tak, to był komplement. Koszarowy zrobił to na swój własny, pokręcony sposób. Nie mógł jednak za bardzo słodzić swej uczennicy, by nie pomyślała sobie Bóg wie czego i nie spoczęła na laurach
Z tą myślą leciała w stronę Koszar. Nie da siebie, nie dla Vegety, ale dla Koszarowego i Raziela.
z/t Koszary
Re: Lądowisko
Sob Mar 03, 2018 11:52 am
" Jeszcze chwilę temu wszyscy ogoniaści walczyli ze sobą o kontrolę nad Portem... Starcia były coraz krwawsze a żadna ze stron nie zamierzała ustąpić, nic nie spodziewający się wojownicy tracili tylko siły... Które już niedługo będą dla nich na wagę złota... A młoda Halfka, zmierzała czym prędzej w stronę lądowiska, mając nadzieję ze Vincent pomoże jej zdobyć statek i jakoś uda im się zmienić bieg wydarzeń... "
Kapitan wsparty na Vulfii rozglądał się na wszystkie strony, szukając odpowiedniej maszyny. Mógł się tylko domyślać co chce zrobić ogoniasta ale w tym momencie nie było to ważne. Ogromny Filar energii znikł a Vincent nie wiedział co z walczącymi. Gdyby nie brakowało mu sił, bez wahania ruszyłby do koszar na ratunek ojcu...
***
Przedzierali się uliczkami i każdą możliwą dyskretną drogą, z dala od zamieszek. Czasu było coraz mniej, a dostać się do opuszczonej i niestrzeżonej maszyny, graniczyło z cudem. Wtedy każdy możliwy transmiter zawrzał... W przestrzeni kosmicznej znajdowały się liczne siły wroga, a tempo z jakim poruszał się ich okręt był nieoceniony. Zdarzenia z Pałacu i Akademii były tylko grą taktyczną na kupienie odrobiny czasu i zamieszania... Vincent stanął w miejscu zatrzymując też Ogoniastą...
- Cały okręt... Pełen, Changelingów... Wszystko Zaplanowali... Nie mamy już czasu...
Młody Kapitan wyrwał się do przodu ledwo utrzymując sam równowagę, teraz to on ciągnął za sobą Halfkę. Zacisnął odruchowo dłonie i przeszedł w postać super wojownika. Jednak już nikt nie zwracał na niego uwagi, zszokowani komunikatem wojownicy momentalnie zaprzestali walki. Połączyli się szybko w grupki nasłuchując czy nie nadchodzą kolejne rozkazy...
***
Syn Koszarowego, podbiegł do jednaj z maszyn, w jego ocenie powinna wystarczyć. Otworzył właz kodem kapitańskim i nie tracąc czasu wszedł na pokład. Nie było tak żadnego wojownika oprócz dwóch kryjących się ze strachu załogantów. Po ich stroju dało się poznać że byli tylko grupą obsługującą maszynę, ich poziom mocy nie stanowił żadnego zagrożenia... Vincent nie miał czasu z nimi dyskutować, odepchnął obu na bok z taką siłą że potracili równowagę upadając na ziemię. Wojownik usiadł przy konsolecie, widać było że cała podróż wydrenowała z niego wiele sił. Krople potu robimy się coraz liczniejsze, a jego włosy powoli opadały tracąc złotą barwę. Zaraz osiągnie swój limit, mimo to dzielnie się trzymał...
- Statek, jest twój... Co Dalej - Powiedział po żołniersku, ale dało się wyczuć że jest kompletnie wykończony.
***
I Okręt Uderzeniowy Xenon
" Mobilizacja Trwała w Najlepsze... Każdy walczący otrzymał osprzęt, gotowi do walki, zmiennokształtni kotłowali się przy włazach... Byli podzieleni na zwarte grupy uderzeniowe... Pierwsi zostaną wypuszczeni, odmieńcy... Tak zwane obce rasy, pojmane i zmuszone do posłuszeństwa... Zwykli amatorzy o różnych poziomach mocy, rzucający się do walki na śmierć i życie... Mieli za zadanie powoli wykrwawić wroga, kosztem własnego nędznego życia... To była pierwsza Fala... "
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Lądowisko
Nie Mar 04, 2018 1:03 pm
Gdy Vincent wstrzymał Vulfilę, ta również podniosła głowę i spojrzała w kierunku odległego statku. Poziom KI, jaki kłębił się w jego wnętrzu, sprawił, że zadrżała, co bez wątpienia mógł odczuć jej towarzysz. „Ucieczka, ucieczka…” – to jedyne, co krążyło w tym momencie w jej głowie. Wiedziała, że sytuacja była zbyt poważna jak na nią i nie byłaby w stanie pomóc, nawet przy najlepszych chęciach.
Cieszyło ją tylko, że syn Koszarowego pomimo ran i ogólnej sytuacji wreszcie odzyskał trzeźwość umysłu. Pozwoliła mu ciągnąć się przed siebie. Za nim przeszła do wnętrza statku i stanęła za jego plecami, patrząc, jak włącza komputer pokładowy i przygotowuje maszynę do startu. Serce waliło jej, adrenalina buzowała w głowie, powodując zawroty. Wszystko działo się za szybko. I jeśli tylko uda im się jakoś wyjść z tego żywymi, chyba zwinie się płaczliwie w kłębek i zaśnie…
- Lecimy po twojego ojca. – powiedziała, dziwiąc się, że kapitan chce poleceń od niej samej. – Kurs na Koszary.
Vincent podniósł statek czym prędzej z lądowiska. Z gracją obrócił go w powietrzu, pozostając wciąż w przestrzeni Vegety dość nisko, niewiele ponad dachami budynków. Wieża kontrolna była najpewiej przejęta, ponieważ w locie już na samym początku otrzymali kilka wystrzałów z obrony naziemnej. Statek zakołysał i zaskrzypiał groźnie. Wielu takich uderzeń na pewno nie wytrzymają. Przynajmniej na tyle długo, ile mają nie zostaną zniszczone tarcze przeciwrakietowe pojazdu. Liczył się czas…
z/t Koszary
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach