Orbita
+8
Vam
Red
Khepri
Ósemka
Xanas
NPC.
Hazard
NPC
12 posters
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Orbita
Sro Maj 30, 2012 12:32 am
First topic message reminder :
Wbrew pozorom najbardziej strzeżone miejsce na planecie. Bez wiedzy oraz zgody władz wojskowych nikt nie ma prawda przybyć ani opuścić planety, jeśli chodzi o tradycyjną, lotną metodę, choć pracę nad wykrywaniem teleportacji są w toku. Krążą słuchy, że armia ma do celów obronnych potężną broń, która powaliłaby nawet boga, ale lepiej tego nie testować na własnej skórze.
Wbrew pozorom najbardziej strzeżone miejsce na planecie. Bez wiedzy oraz zgody władz wojskowych nikt nie ma prawda przybyć ani opuścić planety, jeśli chodzi o tradycyjną, lotną metodę, choć pracę nad wykrywaniem teleportacji są w toku. Krążą słuchy, że armia ma do celów obronnych potężną broń, która powaliłaby nawet boga, ale lepiej tego nie testować na własnej skórze.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Pon Cze 29, 2015 4:57 pm
>>>Ze Skalnego Lasu.
Leciał statek jak pocisk przez galaktykę, w której mieściła się Vegeta. Znał na pamięć współrzędne, do tego stopnia, iż nie musiał korzystać z autozapisu ostatnich tras. Okrągły pojazd z warsztatu dr Briefs'a śmigał jak powinien, toteż zapewne już niedługo wyląduje na Czerwonej Planecie. Tylko czy aby na pewno w całości?
Skąd miał wiedzieć, iż nie przeciśnie się między bojowymi satelitami, które po dostrzeżeniu celu zaczęły wystrzeliwać wiązkami Ki w stronę Reda w kapsule. Chwycił co prawda puszystymi łapkami za drążek będący kierownicą, lecz wyślizgiwał mu się. Jak z kolei parł na niego całym ciałkiem - wykonywał gwałtowne ruchy. Nie minęło więcej niż kilka sekund, a oberwał po raz pierwszy. Elektronika siadła, autopilot zablokował się na dobre. Nie, nie, nie! Czemu wszystko się chrzani!? Mrugały lampeczki, nie wiedział co jest od czego, sypały się iskry od kolejnych uderzeń. Musiał się katapultować nim roztrzaska się o powierzchnię Vegety!
Z daleka pojazd demona przypominał spadający meteoryt, który wypalał się w atmosferze. A za nim ciągnął się dymowy ogon, z kilkoma piorunami od wyładowań.
Katapulta nie działała, zacięło się i to! Nie miał wyboru - musiał przebić się przez szybkę we drzwiach, aby ocaleć. Zacisnął kły i z impetem roztrzaskał okienko, a potem spadając w dół widział jak o wiele większy pocisk z satelity rozwalił doszczętnie jego pojazd. Wielka eksplozja musiała być widoczna i słyszana na większości planecie. Z jednej strony to źle - świadczyło o tym, iż trafili kogoś, kto mógł być sprzymierzeńcem ruchu oporu. Z drugiej strony - wrak statku na nic się nie zda, a tak stanowił świetną przykrywkę, iż pasażer nie przeżył. Wystarczyło tylko wyciszyć Ki do zera, co już uczynił na Ziemi. Teraz tylko jakoś spowolnić prędkie opadanie...
Z tematu -> Wioska Kuro
Leciał statek jak pocisk przez galaktykę, w której mieściła się Vegeta. Znał na pamięć współrzędne, do tego stopnia, iż nie musiał korzystać z autozapisu ostatnich tras. Okrągły pojazd z warsztatu dr Briefs'a śmigał jak powinien, toteż zapewne już niedługo wyląduje na Czerwonej Planecie. Tylko czy aby na pewno w całości?
Skąd miał wiedzieć, iż nie przeciśnie się między bojowymi satelitami, które po dostrzeżeniu celu zaczęły wystrzeliwać wiązkami Ki w stronę Reda w kapsule. Chwycił co prawda puszystymi łapkami za drążek będący kierownicą, lecz wyślizgiwał mu się. Jak z kolei parł na niego całym ciałkiem - wykonywał gwałtowne ruchy. Nie minęło więcej niż kilka sekund, a oberwał po raz pierwszy. Elektronika siadła, autopilot zablokował się na dobre. Nie, nie, nie! Czemu wszystko się chrzani!? Mrugały lampeczki, nie wiedział co jest od czego, sypały się iskry od kolejnych uderzeń. Musiał się katapultować nim roztrzaska się o powierzchnię Vegety!
Z daleka pojazd demona przypominał spadający meteoryt, który wypalał się w atmosferze. A za nim ciągnął się dymowy ogon, z kilkoma piorunami od wyładowań.
Katapulta nie działała, zacięło się i to! Nie miał wyboru - musiał przebić się przez szybkę we drzwiach, aby ocaleć. Zacisnął kły i z impetem roztrzaskał okienko, a potem spadając w dół widział jak o wiele większy pocisk z satelity rozwalił doszczętnie jego pojazd. Wielka eksplozja musiała być widoczna i słyszana na większości planecie. Z jednej strony to źle - świadczyło o tym, iż trafili kogoś, kto mógł być sprzymierzeńcem ruchu oporu. Z drugiej strony - wrak statku na nic się nie zda, a tak stanowił świetną przykrywkę, iż pasażer nie przeżył. Wystarczyło tylko wyciszyć Ki do zera, co już uczynił na Ziemi. Teraz tylko jakoś spowolnić prędkie opadanie...
Z tematu -> Wioska Kuro
Re: Orbita
Czw Wrz 17, 2015 9:13 pm
Kim jesteś? - Zapytał Takeo, wlepiając wzrok w dziwnego osobnika, który nie powinien go widzieć, w końcu przecież... To były urywki z przeszłości... Jednak był widoczny, o czym świadczyła szybka odpowiedź istoty:
- Chyba nie myślisz, że ci powiem, co Takeo? Sam dobrze wiesz... "wibbily wobbly timey wimey... stuff"* - Zimny głos, który nie wypowiadał niczego przerażającego wywołał w mężczyźnie mimowolne ciarki, więc po uzyskaniu nic nie wnoszącej odpowiedzi, machnął ręką i zaczął się rozglądać po mglistym otoczeniu, które wyglądało, jakby jeszcze się nie uformowało - wszędzie było blado i niewyraźnie, zupełnie jak gdyby Los zdecydował, że ta scena będzie miała miejsce, jednakże nie była pewna, gdzie. Takeo czuł ciarki robiące sobie przebieżkę po całej długości pleców, nierównomiernie i w obie strony, nieswoje uczucie, coś jakby dzika mieszanka strachu z ekscytacją, buzowało w jego organizmie i zdawało się rosnąć z każdą chwilą.
- Gdzie my...? Co...? Jak...? - Zadawał coraz więcej pytań, zagubiony, nie wiedząc w ogóle, co się dzieje i po co się tu znajdował, lecz w tym momencie wokół postaci wybuchło dziwne światło, kształty zmieniały się, energia falowała wokół.
- Cicho, skupiam się na kolorze brwi... - odpowiedziała mu postać, po czym wrzasnęła z bólu tak mocno, że Takeo został siłą wyrzucony z tej nic nie znaczącej wizji...
Obudziwszy się, mężczyzna dojrzał czerwone pustkowia okalające praktycznie całą planetę Vegeta. Z utęsknieniem patrzył na surowe warunki, wspominając z nostalgią spędzone lata na misjach, treningach, kontaktach z towarzyszami, aż napłynęły mu do oczu łzy, które szybko otarł, by wcisnąć kilka klawiszy na konsoli i zatrzymać się na orbicie. Nie (tylko) po to, by podziwiać, ale też zdawał sobie sprawę z faktu, że był w tym momencie obcym, wlatującym cudzym statkiem w sferę typowo wojskowej planety, dlatego wolał nie ryzykować odstrzału z miejsca.
OCC: Czekam.
- Chyba nie myślisz, że ci powiem, co Takeo? Sam dobrze wiesz... "wibbily wobbly timey wimey... stuff"* - Zimny głos, który nie wypowiadał niczego przerażającego wywołał w mężczyźnie mimowolne ciarki, więc po uzyskaniu nic nie wnoszącej odpowiedzi, machnął ręką i zaczął się rozglądać po mglistym otoczeniu, które wyglądało, jakby jeszcze się nie uformowało - wszędzie było blado i niewyraźnie, zupełnie jak gdyby Los zdecydował, że ta scena będzie miała miejsce, jednakże nie była pewna, gdzie. Takeo czuł ciarki robiące sobie przebieżkę po całej długości pleców, nierównomiernie i w obie strony, nieswoje uczucie, coś jakby dzika mieszanka strachu z ekscytacją, buzowało w jego organizmie i zdawało się rosnąć z każdą chwilą.
- Gdzie my...? Co...? Jak...? - Zadawał coraz więcej pytań, zagubiony, nie wiedząc w ogóle, co się dzieje i po co się tu znajdował, lecz w tym momencie wokół postaci wybuchło dziwne światło, kształty zmieniały się, energia falowała wokół.
- Cicho, skupiam się na kolorze brwi... - odpowiedziała mu postać, po czym wrzasnęła z bólu tak mocno, że Takeo został siłą wyrzucony z tej nic nie znaczącej wizji...
Obudziwszy się, mężczyzna dojrzał czerwone pustkowia okalające praktycznie całą planetę Vegeta. Z utęsknieniem patrzył na surowe warunki, wspominając z nostalgią spędzone lata na misjach, treningach, kontaktach z towarzyszami, aż napłynęły mu do oczu łzy, które szybko otarł, by wcisnąć kilka klawiszy na konsoli i zatrzymać się na orbicie. Nie (tylko) po to, by podziwiać, ale też zdawał sobie sprawę z faktu, że był w tym momencie obcym, wlatującym cudzym statkiem w sferę typowo wojskowej planety, dlatego wolał nie ryzykować odstrzału z miejsca.
OCC: Czekam.
* Tylko fani Doctor Who zrozumieją...
Re: Orbita
Nie Wrz 20, 2015 9:28 pm
Kapsuła wisiała na orbicie przez kilka dobrych chwil. W normalnych warunkach jej położenie i stan zmierzono, by jeszcze zanim by dobrze weszła na orbitę. Jednakże nie były to normalne warunki. Na planecie panowało piekło i chyba tylko cud sprawił, że kontrola lotów jeszcze w miarę jakoś ogarniała co się dzieje. Kapsuła równie dobrze mogła zostać sprowadzona na powierzchnię planety co też rozwalona w kosmiczny pył.
- Halo! Słychać mnie? Kierujący kapsułą. Sprowadzimy cię na lądowisko miasta centralnego. Proszę nie wykonywać żadnych manewrów. – głos z głośników w kabinie, w której przybywał Takeo jasno poinformował go o następnych wydarzeniach. Mężczyzna poczuł silne szarpnięcie i jego kapsuła ruszyła w stronę powierzchni. Nie było to nic innego od tego co już kiedyś doświadczył, więc spokojnie przetrwał tą podróż. Przynajmniej do czasu. Kiedy kapsuła demona znajdowała się zaledwie pięć kilometrów od celu podróży to coś strzeliło i nagle pojazd zaczął opadać. Dość szybko. Kontrolki oraz panel nie reagowały, wiec jedyne co zostało pasażerowi to złapać się mocno i uważać, żeby nie wybić sobie zębów. W końcu kapsuła walnęła porządnie w ziemię, przez co kierujący nią nabił sobie guza. Jednak większych obrażeń chyba nie odnotowano. Jednakże sytuacja też nie wyglądała na piękną, gdyż do najbliższego miasta było trochę drogi. Co zrobi nasz przybysz.
Occ:
Witam na Vegecie. Mam nadzieję, że lot był miły. Dziękujemy za wybranie linii Admin Air Force. Życzymy przyjemnego pobytu.
Idziesz tu
- Halo! Słychać mnie? Kierujący kapsułą. Sprowadzimy cię na lądowisko miasta centralnego. Proszę nie wykonywać żadnych manewrów. – głos z głośników w kabinie, w której przybywał Takeo jasno poinformował go o następnych wydarzeniach. Mężczyzna poczuł silne szarpnięcie i jego kapsuła ruszyła w stronę powierzchni. Nie było to nic innego od tego co już kiedyś doświadczył, więc spokojnie przetrwał tą podróż. Przynajmniej do czasu. Kiedy kapsuła demona znajdowała się zaledwie pięć kilometrów od celu podróży to coś strzeliło i nagle pojazd zaczął opadać. Dość szybko. Kontrolki oraz panel nie reagowały, wiec jedyne co zostało pasażerowi to złapać się mocno i uważać, żeby nie wybić sobie zębów. W końcu kapsuła walnęła porządnie w ziemię, przez co kierujący nią nabił sobie guza. Jednak większych obrażeń chyba nie odnotowano. Jednakże sytuacja też nie wyglądała na piękną, gdyż do najbliższego miasta było trochę drogi. Co zrobi nasz przybysz.
Occ:
Witam na Vegecie. Mam nadzieję, że lot był miły. Dziękujemy za wybranie linii Admin Air Force. Życzymy przyjemnego pobytu.
Idziesz tu
- Xanas
- Liczba postów : 610
Data rejestracji : 31/10/2012
Identification Number
HP:
(1127/1500)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Pon Sty 11, 2016 5:28 pm
-------------------------------------Rok wcześniej-----------------
Kapsuła oberwała kulą zniszczenia przeciwnika Frosta. Death Ball dogonił pojazd dopiero w przestrzeni kosmicznej i w efekcie nastąpił bezgłośny wybuch który zniszczył kapsułę w sekundę. Nie ważne jak była twarda, nic nie oprze się takiej mocy energetycznej która może niszczyć planety.
Frost od razu padł nieprzytomny i nie mógł już nic zrobić. Changelingi mogą długo przetrwać bez jedzenia, a skoro mogą przeżyć bez tlenu w przestrzeni kosmicznej to przez długi czas dryfował w przestrzeni kosmicznej. W pewnym momencie przelatywał obok lodowej, niezidentyfikowanej planety która to zamroziła ciało changa w wielkiej górze lodu.
Taka bryła leciała powoli przez kosmos nie niepokojona niczym. Po wielu miesiącach znalazła się nad planetą Vegeta. Minęłaby ją tak jak wiele wcześniej, gdyby nie grad asteroid który zaczął uderzać o lodowiec.
Tak uderzany pojemnik Frosta wleciał w atmosferę planety i zaczął spadać niesiony siłą grawitacji planety. Okazało się że bryła wylądowała w wielkim jeziorze i zostanie tam na wieki, jeśli lód będzie na tyle gruby, by nie stopnieć.
Lecem bo riki pozwolił -> https://dbng.forumpl.net/t84-ukryte-jezioro-w-gorach#17873
Kapsuła oberwała kulą zniszczenia przeciwnika Frosta. Death Ball dogonił pojazd dopiero w przestrzeni kosmicznej i w efekcie nastąpił bezgłośny wybuch który zniszczył kapsułę w sekundę. Nie ważne jak była twarda, nic nie oprze się takiej mocy energetycznej która może niszczyć planety.
Frost od razu padł nieprzytomny i nie mógł już nic zrobić. Changelingi mogą długo przetrwać bez jedzenia, a skoro mogą przeżyć bez tlenu w przestrzeni kosmicznej to przez długi czas dryfował w przestrzeni kosmicznej. W pewnym momencie przelatywał obok lodowej, niezidentyfikowanej planety która to zamroziła ciało changa w wielkiej górze lodu.
Taka bryła leciała powoli przez kosmos nie niepokojona niczym. Po wielu miesiącach znalazła się nad planetą Vegeta. Minęłaby ją tak jak wiele wcześniej, gdyby nie grad asteroid który zaczął uderzać o lodowiec.
Tak uderzany pojemnik Frosta wleciał w atmosferę planety i zaczął spadać niesiony siłą grawitacji planety. Okazało się że bryła wylądowała w wielkim jeziorze i zostanie tam na wieki, jeśli lód będzie na tyle gruby, by nie stopnieć.
Lecem bo riki pozwolił -> https://dbng.forumpl.net/t84-ukryte-jezioro-w-gorach#17873
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Pon Sty 11, 2016 6:11 pm
NPC napisał:Bum. Kapsuła uderzyła o coś. To krążacy po orbicie satelita. Changeling przez nieumyślność rozwala część transmisji satelitarnej planety i łączność w iwelu miejscach będzie ograniczona.
Niestety kapsuła, którą leciał uległa całkowitemu zniszczeniu. W dodatku zachaczył tak niefortunnie ciałem, że część ogona aż urwało. Do tego może przejawiać zaniki pamięci. Np. jak latać. Jak sobie przypomni nasz bohater sztukę latania? Tego dowiemy się już niedługo.
OoC:
Malutko. Za karę tracisz 1/2 ogona. Czyli do czasu następnej transformacji (V) wyglądasz bardziej jak chomik, a nie jaszczur. Liczyłem na trochę lepsze opisy.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Czw Wrz 29, 2016 7:16 pm
Kapsuła wznosiła się nadzwyczaj szybko, lecz Raziel musiał pamiętać o tym, że w pewnym momencie trzeba się zatrzymać. Pomimo zmiany władzy, to Vegeta w dalszym ciągu była planetą wojskową i każdy nieautoryzowany wylot, był bardzo źle widziany. Księciu raczej nie widziało się zestrzelenie przez działo planetarne. To byłoby bardzo nieprzyjemne, choć na pewno bardzo ciekawe. W końcu Raz wleciał w odpowiednie pole i wyhamował kapsułę, równocześnie uruchamiając mikrofon.
- Natto Raziel Zahne prosi o zgodę na opuszczenie orbity. – powiedział spokojnym tonem Raz. To była tylko kwestia kilku sekund o ile Red wysłał już wszelkie autoryzacje.
- Natto Raziel Zahne prosi o zgodę na opuszczenie orbity. – powiedział spokojnym tonem Raz. To była tylko kwestia kilku sekund o ile Red wysłał już wszelkie autoryzacje.
Re: Orbita
Czw Wrz 29, 2016 11:21 pm
Tu wieża, tu wieża – odezwał się przyjemny damski głosik. Melduje się Natto Johnson. Otrzymaliśmy rozkazy. Jest zgoda na opuszczenie polenty. Miejsce lotu Ziemia. Życzę bezpiecznej podróży książę, bez odbioru.
Raziel chyba po raz pierwszy usłyszał pełen meldunek. Jak widać nowy król zabrał się za porządki.
Raziel chyba po raz pierwszy usłyszał pełen meldunek. Jak widać nowy król zabrał się za porządki.
- Joker
- Liczba postów : 364
Data rejestracji : 29/11/2015
Identification Number
HP:
(2100/2100)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Czw Lis 10, 2016 9:03 pm
Shadow był już na orbicie. Nashi Shadow prosi o pozwolenie na opuszczenie planety Odezwał się Half do interkomu umieszczonego w kapsule. Czekając na odpowiedź niedawno awansowany Sayianin sprawdzał jakie dane zwierzą i roślin ma wysłać. Nigdy nie widział żadnych zwierząt ani roślin podobnych do tych przedstawionych na obrazkach i opisach [ bo nie ma wspomnień ] Był szczerze zdumiony że takie istoty istnieją. Tymczasem po chwili hałasów wydobył się dźwięk - Zrozumiałem, dane się zgadzają. Jest zgoda na opuszczenie planety. Cel misji to Planeta Ziemia. Powodzenia żołnierzu Obsługa wieży zamilkła a Czerwonooki ruszył swoją kapsułą zgodnie z współrzędnymi na niebieską planetę. Z tego co przeczytał w informacjach w Scouterze, ziemia była planetą o różniących się klimatach, z wszechobecną florą i fauną. Jej mieszkańcy nie byli zbytnio silni. Ale zdarzali się wśród nich siłacze [ Chepri ] Jego misje się właśnie oficjalnie rozpoczęły.
Zt:
Orbita Ziemska
Zt:
Orbita Ziemska
- Xanas
- Liczba postów : 610
Data rejestracji : 31/10/2012
Identification Number
HP:
(1127/1500)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Nie Kwi 09, 2017 11:40 am
W końcu fala uderzeniowa się wypaliła i Frost zaczął dryfować w przestrzeni kosmicznej. Nie miał prawej ręki, lewej nogi, a dodatkowo jego ciało było całe popalone. Mimo to, jego rasa ma możliwość życia w kosmosie, a ponadto przedstawiciela tej rasy bardzo ciężko zlikwidować. Terany byłyby zabójcze dla wielu innych ras, ale nie dla changelingów. Nie był wstanie się ruszać, nie był wstanie się ocknąć... ale żył!
- Małpy....t-to... były tylko... małpy.. - wydukał w majakach niesiony przez kosmos.
Cała ta wyprawa na Vegecie była tylko głupim kaprysem losu. Rozbił się w końcu na tej planecie, został pochwycony, torturowany, a gdy udało mu się uciec, został praktycznie zniszczony. Wszystko to dlatego, że miał pecha rozbić się na tej planecie. Tej urazy jednak nigdy nie zapomni.
Miał małe szanse że ktoś zainteresuje się rozbitkiem dryfującym w kosmosie, jednakże był cały czas na oku czarnoksiężnika, a to niosło za sobą pewne opcje. Mógł też w końcu sam się wybudzić z oszołomienia i skrawkami sił wylądować na innej, pobliskiej planecie. Mogli go też jednak znaleźć jacyś podróżnicy kosmosu. Było tyle opcji.
Na razie jednak tylko dryfował.'
Koniec treningu.
- Małpy....t-to... były tylko... małpy.. - wydukał w majakach niesiony przez kosmos.
Cała ta wyprawa na Vegecie była tylko głupim kaprysem losu. Rozbił się w końcu na tej planecie, został pochwycony, torturowany, a gdy udało mu się uciec, został praktycznie zniszczony. Wszystko to dlatego, że miał pecha rozbić się na tej planecie. Tej urazy jednak nigdy nie zapomni.
Miał małe szanse że ktoś zainteresuje się rozbitkiem dryfującym w kosmosie, jednakże był cały czas na oku czarnoksiężnika, a to niosło za sobą pewne opcje. Mógł też w końcu sam się wybudzić z oszołomienia i skrawkami sił wylądować na innej, pobliskiej planecie. Mogli go też jednak znaleźć jacyś podróżnicy kosmosu. Było tyle opcji.
Na razie jednak tylko dryfował.'
Koniec treningu.
Re: Orbita
Sro Kwi 12, 2017 4:31 pm
- Muzyka obowiązkowa:
Minęło wiele, wiele dni… gdy Frost dryfował w niezmierzonych przestworzach Galaktyki. Jeden za drugim mijały spowite mrokiem galaktycznej pustki, która tylko zniekształcała poczucie czasu. Mężczyźnie towarzyszyło nieprzerwane cierpienie, związane z utratą kończyn. Miał dziwne przekonanie, że nadal je posiada... że może nimi ruszać... Rzeczywistość była zupełnie inna... Ćmiąca upartym bólem poparzeń. Ten okres w życiu Jaszczura przesycony był pełnymi jadu i żalu przemyśleniami. Czy miał pecha? Czy ktoś przeklął go? Czy może był to jeden z gorzkich korków w jego życiu, konieczny do nakierowania go we właściwym kierunku?
Pewnego dnia... zbudził go snop światła... Otworzył zmęczone powieki. Jego oczom ukazała się średniej wielkości fregata. Wyglądała na saiyańską. Rzucała reflektorami światło na poturbowanego Changa.
Wkrótce właz statu otworzył się i wysunęła się platforma. Przez otwór przecisnęła się postać w skafandrze. Była przyczepiona do fregaty linką. Przez dłuższą chwilę zbliżała się do Changelinga. W końcu chwyciła się jego poszarpanego ciała, zadając mu przy tym nieumyślnie lekki ból. Wtedy mężczyzna zobaczył, że jest to rudowłosa kobieta.
- Mam cię. – rzekła. – Nie nudzi ci się tutaj samemu? Mogę zabrać cię na swój statek. Ale nie za darmo. – ostrzegła. Miała piękną twarz dwudziestoparolatki o regularnych rysach, przeciętą brzydką szramą, ciągnącą się od oka przez policzek.
- Xanas
- Liczba postów : 610
Data rejestracji : 31/10/2012
Identification Number
HP:
(1127/1500)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Sro Kwi 12, 2017 5:51 pm
- muzyczka:
Jego życie na Vegecie było przekleństwem. Dostał się tam przez przypadek i doznał z rąk małp wielkich tortur i bólu. Dlaczego to go spotkało? Śmierć każdej małpie którą kiedyś spotka!
Tak dryfował i nie widział niczego. Zresztą nawet gdyby nie to że miał mglisty wzrok to i tak nie było tu niczego. Tylko ciemność.
- Małp..yyy... Mał...pyyyy ..mmałpyyy.... - powtarzał charcząco jak mantrę.
W pewnym momencie przez przemglone oko zaobserwował ostry słup światła. Czyżby statek? Nie miał jednak sił, aby ruszyć w jego stronę, ani nawet krzyknąć. Mimo wszystko chyba go zauważyli.
Patrzył jednym okiem jak jakaś postać płynie w jego stronę. Nie rozumiał do końca jej słów poprzez ból w głowie ale domyślał się co powiedziała. Ratunek, za bycie psem jakiejś osóbki... A może to łowcy niewolników? Szlag by to.... Ważne by przeżyć.
- Z-Zgod..aaa... - wycharczał przez spalone wargi....
Po czym jego ciało przeszedł spazm bólu i znów stracił przytomność na chwilę jak to robił już kilkukrotnie w przestrzeni.
Re: Orbita
Czw Kwi 13, 2017 2:53 pm
Frost otworzył powoli zmęczone oczy. Wkrótce jego oczom ukazało szare wnętrze niewielkiej kajuty, oświetlone zaledwie mrygającą świetlówką. Leżał na łóżku przykryty prześcieradłem. Jego ciało nie zmieniło się w żaden sposób. Nadal brakowało mu kończyn, jednak nie odczuwał już bólu. Być może za sprawą sączących się do jego ciała środków przeciwbólowych, pompowanych przez niewielką rurkę umocowaną w aparaturze pamiętającej niejedną wojnę.
Nad panelem starej maszyny pochylała się pewna dziewczyna. Frost jak przez mgłę przypominał sobie jej rysy twarzy za szklaną kulą kombinezonu. To ona znalazła go w kosmosie. Tylko jak? I po co?
Teraz mógł lepiej jej się przyjrzeć. Jeden bok głowy miała wygolony. Reszta długich, rudych włosów wpływała jej na przeciwnej stronie, przysłaniając połowę twarzy. Na odsłoniętym policzku widniała szrama. Dopiero teraz widać było, że jedną z rąk zastępowała mechaniczna proteza. Dzierżyła w niej papierosa. Zza pleców wystawał jej natomiast długi, kudłaty ogon, wskazujący niechybnie na rasę pochodzenia. Ubrana była w krótki, odsłaniający brzuch t-shirt i szerokie, jeansowe spodnie, wpuszczone w wojskowe trapery.
Gdy spostrzegła, że Changeling się obudził, przysunęła sobie bliżej taborecik i usiadła na nim. Miała poważną minę. Splotła ręce i patrzyła się poturbowanemu mężczyźnie w oczy.
- Witaj, Frost. Jak się czujesz? – przywitała się, nie spuszczając wzroku z mężczyzny.- Ja nazywam się Jennis. Znajdujemy się na fregacie Bounty. Jestem kapitanem tego statku. – zaciągnęła się dymem papierosowym, po czym wypuściła go, zadymiając małe pomieszczenie. – Zabrałam cię na pokład, ponieważ sądzę, że mamy sporo wspólnego. – uśmiechnęła się kącikiem ust. – I chyba muszę ci sporo wyjaśnić. Najpierw mam do ciebie kilka pytań. Co sądzisz o Saiyanach? Masz obecnie jakieś zobowiązania? Czy... nadal odczuwasz ... pewną istotę wewnątrz siebie?
Nad panelem starej maszyny pochylała się pewna dziewczyna. Frost jak przez mgłę przypominał sobie jej rysy twarzy za szklaną kulą kombinezonu. To ona znalazła go w kosmosie. Tylko jak? I po co?
Teraz mógł lepiej jej się przyjrzeć. Jeden bok głowy miała wygolony. Reszta długich, rudych włosów wpływała jej na przeciwnej stronie, przysłaniając połowę twarzy. Na odsłoniętym policzku widniała szrama. Dopiero teraz widać było, że jedną z rąk zastępowała mechaniczna proteza. Dzierżyła w niej papierosa. Zza pleców wystawał jej natomiast długi, kudłaty ogon, wskazujący niechybnie na rasę pochodzenia. Ubrana była w krótki, odsłaniający brzuch t-shirt i szerokie, jeansowe spodnie, wpuszczone w wojskowe trapery.
Gdy spostrzegła, że Changeling się obudził, przysunęła sobie bliżej taborecik i usiadła na nim. Miała poważną minę. Splotła ręce i patrzyła się poturbowanemu mężczyźnie w oczy.
- Witaj, Frost. Jak się czujesz? – przywitała się, nie spuszczając wzroku z mężczyzny.- Ja nazywam się Jennis. Znajdujemy się na fregacie Bounty. Jestem kapitanem tego statku. – zaciągnęła się dymem papierosowym, po czym wypuściła go, zadymiając małe pomieszczenie. – Zabrałam cię na pokład, ponieważ sądzę, że mamy sporo wspólnego. – uśmiechnęła się kącikiem ust. – I chyba muszę ci sporo wyjaśnić. Najpierw mam do ciebie kilka pytań. Co sądzisz o Saiyanach? Masz obecnie jakieś zobowiązania? Czy... nadal odczuwasz ... pewną istotę wewnątrz siebie?
- Xanas
- Liczba postów : 610
Data rejestracji : 31/10/2012
Identification Number
HP:
(1127/1500)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Pią Kwi 14, 2017 1:09 pm
- Sad Song:
Dalej nie mógł się ruszyć, ale nie bolało go już nic. Może to dlatego, że dostał bardzo dużo środków przeciwbólowych, a może dlatego że nerwy były już usmażone? Nie był lekarzem to nie wiedział. Mógł lekko obracać głową, ale by zerwać się z łóżka o tym nie było mowy.
jaszczur zauważył tą kobietę, to ona go uratowała... Zlustrował ją jednym okiem i widząc machający ogon jego oko napłynęło krwią ze zdenerwowania... małpa... Dla innych pewnie wyglądałaby na atrakcyjną, ale ostatnie o czym mógłby teraz myśleć Frost to sex ze swoją wybawicielką.
Nie wiedział czy to wróg czy przyjaciel, a to jednak wkradło mu w duszę ziarno niepokoju. Czyżby wpadł z deszczu pod rynnę? Tak czy inaczej, nie mógł już nic na to poradzić.
Patrzył na nią baczenie na razie jednak nic nie mówiąc. Zanotował że ona wie jak się nazywa, wie też o tajemniczych głosach w jego głowie.
Jeśli miał podpiętą aparaturę do mierzenia ciśnienia to teraz urządzenie mogłoby zacząć wariować. Postanowił jednak odpowiedzieć. Zaczerpnął tchu i zaczął mówić poparzonymi wargami.
- Nie... wiem... c-coś ty za jedna... i skąd.. wiesz kim jestem... ale jeśli chcesz mnie znów wsadzić do laboratorium.... to lepiej mnie zabij... - Sayianie mieli jego dane z czasów więzienia więc możliwe, że ona jest wojskowym który ma go sprowadzić z powrotem. - Nienawidzę was wszystkich! Zadaliście mi tyle cierpienia!.... Tą planetę trzeba..by rozpieprzyć... w pizdu.... Czy wyczuwam?... Tak jest tam... czeka na coś... ale teraz jest cicha...
Jego ciałem wstrząsnął dreszcz z powodu udzielanych mu się teraz emocji... Znak Majina dalej widniał na jego glowie i pewnie szybko nie zniknie.
Re: Orbita
Wto Kwi 18, 2017 3:18 pm
Aparatury w pomieszczeniu zaczęły wariować. Ciśnienie Changa podskoczyło nagle. Rudowłosa kobieta przyglądała się furii Frosta z nieukrywaną pasją. A to mrużyła oczy a to otwierała szeroko. Gdy skończył mówić, zerwała się niemal z miejsca i pochyliła się nad nim. Patrzyła mu prosto w oko.
- Dobrze, bardzo dobrze... – wyszeptała, wysyczała wręcz.
Po tym wstała z miejsca i odwróciła się chwilowo tyłem do Changa.
- Jak mówiłam... muszę ci się do czegoś przyznać... Nie sądzę, byś był z tego faktu zadowolony. – wyznała, wzdychając. Po tym obróciła się znów przodem i powiedziała – Ten głos w twojej głowie... to moja sprawka. Celowo ci go wszczepiliśmy. To, co tkwi w tobie teraz, to majin. Pradawna, destruktywna energia, zdolna do nadludzkich czynów, która daje tyle samo, co i sama żąda w zamian... – znów pochyliła się nad poturbowanym ciałem. Jej włosy dotykały jego spalonego korpusu.– Wiem, że to okrutne, co zrobiłam bez twojej woli i wiedzy. Zapewne nienawidzisz mnie teraz za to nawet dwa razy mocniej. I rozumiem to. Akceptuję. – czekała na reakcję ze strony mężczyzny, przygotowana nawet na najgorsze obelgi. - Pamiętaj tylko, że bez tego przeżywałbyś męki w vegetiańskich lochach. Prowadzonoby na tobie eksperymenty do czasu, aż ostatkiem sił wyzionąłbyś ducha. Upokorzony, poniżony. – przetarła ręką czule po jego policzku – Dużo gorzej niż teraz.
Po tym wyprostowała się i popatrzyła na Changa z góry. Jak na kapitana statu przystało.
- Ponieważ dopuściłam się takiego czynu, chciałabym naprawić swój haniebny błąd. Odstawię cię w dowolne miejsce Galaktyki. Gdziekolwiek sobie tego życzysz.- sztucznie wykonała kilka kroków w stronę drzwi. Tak, jakby chciała już wyjść. - Chyba... – przystanęła, trzymając klamkę. Obróciła głowę w kierunku łóżka. – Chyba, że chciałbyś usłyszeć ode mnie coś więcej. Może nawet propozycję?
- Dobrze, bardzo dobrze... – wyszeptała, wysyczała wręcz.
Po tym wstała z miejsca i odwróciła się chwilowo tyłem do Changa.
- Jak mówiłam... muszę ci się do czegoś przyznać... Nie sądzę, byś był z tego faktu zadowolony. – wyznała, wzdychając. Po tym obróciła się znów przodem i powiedziała – Ten głos w twojej głowie... to moja sprawka. Celowo ci go wszczepiliśmy. To, co tkwi w tobie teraz, to majin. Pradawna, destruktywna energia, zdolna do nadludzkich czynów, która daje tyle samo, co i sama żąda w zamian... – znów pochyliła się nad poturbowanym ciałem. Jej włosy dotykały jego spalonego korpusu.– Wiem, że to okrutne, co zrobiłam bez twojej woli i wiedzy. Zapewne nienawidzisz mnie teraz za to nawet dwa razy mocniej. I rozumiem to. Akceptuję. – czekała na reakcję ze strony mężczyzny, przygotowana nawet na najgorsze obelgi. - Pamiętaj tylko, że bez tego przeżywałbyś męki w vegetiańskich lochach. Prowadzonoby na tobie eksperymenty do czasu, aż ostatkiem sił wyzionąłbyś ducha. Upokorzony, poniżony. – przetarła ręką czule po jego policzku – Dużo gorzej niż teraz.
Po tym wyprostowała się i popatrzyła na Changa z góry. Jak na kapitana statu przystało.
- Ponieważ dopuściłam się takiego czynu, chciałabym naprawić swój haniebny błąd. Odstawię cię w dowolne miejsce Galaktyki. Gdziekolwiek sobie tego życzysz.- sztucznie wykonała kilka kroków w stronę drzwi. Tak, jakby chciała już wyjść. - Chyba... – przystanęła, trzymając klamkę. Obróciła głowę w kierunku łóżka. – Chyba, że chciałbyś usłyszeć ode mnie coś więcej. Może nawet propozycję?
- Xanas
- Liczba postów : 610
Data rejestracji : 31/10/2012
Identification Number
HP:
(1127/1500)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Sro Kwi 19, 2017 3:25 pm
Gdy kobieta odwróciła się tyłe do Frosta, ten miał przez chwilę dobry widok na jej tyłek, chociaż go to w tej chwili mało co obchodziło. Słuchał jej uważnie uspokajając się powoli. W sumie ten majin nie kontrolował go jakoś strasznie mocno. Gdyby tak było to nie dopuściłby do walki z Koszarowym. Na jej czułości mimo wszystko nie mógł odpowiedzieć ponieważ nie mógł się ruszyć. Nie był leczony, dlatego też nie zdrowiał z każdą chwilą. Cały czas czuł się jak zbitek gówna.
Majin na początku był utrapieniem, bo nagła próba kontroli wywołała wspomnienia związane z Tsufulem, ale okazało się że jest to trochę inne. Nie ma całkowitego przejęcia jego ciała i dalej odpowiadał za siebie. Pewnie gdyby chciał się oprzeć rozkazom Majina mogłoby to spowodować poważnymi konsekwencjami, ale w obecnej chwili czuł pełną swobodę.
Po tym jak jej wysłuchał nie czuł do niej nienawiści. W końcu nie był debilem i idiotą. Umiał dodać dwa do dwóch i wiedział że moc którą otrzymał pozwoliła mu przeżyć z dala od lochów Vegety.
Ona czekała na jego odpowiedź, a on powoli uśmiechnął się lekko i zaczął się śmiać charczącym głosem z powodu obrażeń jakich doznał.
- Nienawidzić cię?... Skąd ten pomysł... jeśli to co mówisz jest prawdą to powinienem ci dziękować. Nie umarłem... zatem będę miał możliwość zemścić się na tych którzy mnie upokorzyli. Nie dziś, nie za rok... ale ja nigdy nie zapomnę. - rozluźnił się oddychając głośno.
Jego bystre oko nie spuszczało wzroku z sylwetki kobiety.
- Zaintrygowałaś mnie... uratowałaś mnie... i przepraszasz za to... ciekawa z ciebie bestyjka ale changi nie zapominają. Mam u ciebie dług życia, a i z chęcią wysłucham propozycji. - odrzekł z łóżka czekając na wyjaśnienia kobiety.
Majin na początku był utrapieniem, bo nagła próba kontroli wywołała wspomnienia związane z Tsufulem, ale okazało się że jest to trochę inne. Nie ma całkowitego przejęcia jego ciała i dalej odpowiadał za siebie. Pewnie gdyby chciał się oprzeć rozkazom Majina mogłoby to spowodować poważnymi konsekwencjami, ale w obecnej chwili czuł pełną swobodę.
Po tym jak jej wysłuchał nie czuł do niej nienawiści. W końcu nie był debilem i idiotą. Umiał dodać dwa do dwóch i wiedział że moc którą otrzymał pozwoliła mu przeżyć z dala od lochów Vegety.
Ona czekała na jego odpowiedź, a on powoli uśmiechnął się lekko i zaczął się śmiać charczącym głosem z powodu obrażeń jakich doznał.
- Nienawidzić cię?... Skąd ten pomysł... jeśli to co mówisz jest prawdą to powinienem ci dziękować. Nie umarłem... zatem będę miał możliwość zemścić się na tych którzy mnie upokorzyli. Nie dziś, nie za rok... ale ja nigdy nie zapomnę. - rozluźnił się oddychając głośno.
Jego bystre oko nie spuszczało wzroku z sylwetki kobiety.
- Zaintrygowałaś mnie... uratowałaś mnie... i przepraszasz za to... ciekawa z ciebie bestyjka ale changi nie zapominają. Mam u ciebie dług życia, a i z chęcią wysłucham propozycji. - odrzekł z łóżka czekając na wyjaśnienia kobiety.
Re: Orbita
Czw Kwi 20, 2017 9:37 pm
Jennis uśmiechnęła się kącikiem ust. Przymrużyła oczy zadowolona. Obróciła się do Changelinga znów przodem i zajęła swoje miejsce obok łóżka. Tym razem jednak usiadła wygodnie. Jedną nogę położyła po męsku ma drugiej. Ręce założyła za głowę i tak patrzyła na łóżko, gdzie leżał Frost.
- O mojej propozycji porozmawiamy, kiedy już się lepiej poznamy. W tym momencie są ważniejsze sprawy. Przede wszystkim nie sądzę, byś mógł wiele zdziałać w obecnym stanie. Tak się jednak składa, że mam pewne lekarstwo na twoje dolegliwości.
Kobieta pstryknęła palcami w swoją mechaniczną rękę.
- Tytanowa, nierdzewna stal stal najwyższej jakości, której uścisk jest setkrotnie silniejszy niż ludzkiej. – chwyciła się dumnie za protezę. Ściskała pięść i rozluźniała. – Mogę podnosić ciężkie przedmioty, rzucać nimi i miażdżyć. Ale to nie wszystko! – zakrzyknęła, po czym zerwała się z siedzenia i przybliżyła przedramię do oka changelinga. – Widzisz to?
W pierwszej chwili ręka wyglądała całkiem zwyczajnie. Dopiero po chwili przyglądania się, oczom Frosta ukazał się sekundowy błysk w środku.
- To... co widzisz... To jest własna dusza... Ma też własne pokłady drogocennej KI. – wyznała szeptem, pilnie obserwując reakcje Changa – Widziałeś kiedyś coś takiego? - zapytała, po czym powróciła na swoje miejsce. – Coś takiego nie jest tanie. I... uprzedzę twoje pytanie: Nie, nie zamierzam ci tego podarować. Na coś takiego musisz sobie sam zapracować. A przy odrobinie lojalności pozwolę ci poznać sekret wyrobi takich rzeczy. Zainteresowany?
- O mojej propozycji porozmawiamy, kiedy już się lepiej poznamy. W tym momencie są ważniejsze sprawy. Przede wszystkim nie sądzę, byś mógł wiele zdziałać w obecnym stanie. Tak się jednak składa, że mam pewne lekarstwo na twoje dolegliwości.
Kobieta pstryknęła palcami w swoją mechaniczną rękę.
- Tytanowa, nierdzewna stal stal najwyższej jakości, której uścisk jest setkrotnie silniejszy niż ludzkiej. – chwyciła się dumnie za protezę. Ściskała pięść i rozluźniała. – Mogę podnosić ciężkie przedmioty, rzucać nimi i miażdżyć. Ale to nie wszystko! – zakrzyknęła, po czym zerwała się z siedzenia i przybliżyła przedramię do oka changelinga. – Widzisz to?
W pierwszej chwili ręka wyglądała całkiem zwyczajnie. Dopiero po chwili przyglądania się, oczom Frosta ukazał się sekundowy błysk w środku.
- To... co widzisz... To jest własna dusza... Ma też własne pokłady drogocennej KI. – wyznała szeptem, pilnie obserwując reakcje Changa – Widziałeś kiedyś coś takiego? - zapytała, po czym powróciła na swoje miejsce. – Coś takiego nie jest tanie. I... uprzedzę twoje pytanie: Nie, nie zamierzam ci tego podarować. Na coś takiego musisz sobie sam zapracować. A przy odrobinie lojalności pozwolę ci poznać sekret wyrobi takich rzeczy. Zainteresowany?
- Xanas
- Liczba postów : 610
Data rejestracji : 31/10/2012
Identification Number
HP:
(1127/1500)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Pią Kwi 21, 2017 7:34 pm
- Nie wiem jak chcesz mnie lepiej poznać, ale widać że i tak wiele o mnie wiesz. Tak czy inaczej niech będzie po twojemu, bo raczej nie mam możliwości na negocjacje. - mruknął Frost już się uspokajając całkowicie.
A więc mechaniczne protezy. Nie jest to w sumie złe rozwiązanie. Na namek już wiele osób posiadało protezy i jakoś żyli. Lepsze to niż bycie pod kroplówką całe życie. To byłby okrutny los dla wojownika jakim był. Rany są normalne dla żołnierzy. Ważne że żył i że ktoś może go jakkolwiek poskładać. Wziął głęboki oddech i przyglądał się protezom które prezentowała kobieta. Widząc błysk w ręce zmrużył oko. Dodatkowy bank energii byłby czymś niezłym i na pewno pomocnym. Ciekawa technologia bo sama ręka nie odbiegała niczym od tego co mogliby zbudować inżynierowie changów, ale własna dusza... ciekawe czyja.
- Nie, nie widziałem nigdy nic takiego. - potrząsnął lekko głową. - Domyślam się że nie dostanę tego za darmo i zainteresowany jestem. Ale nie wiem jak chcesz bym na to zapracował piękna skoro w obecnym stanie nie mam możliwości nawet się ruszyć.
Domyślał się jednak że dziewczyna ma swoje plany i pewnie go w nim uwzględniła.
- Więc skoro już się zgodziłem na wszystko, to co teraz?
A więc mechaniczne protezy. Nie jest to w sumie złe rozwiązanie. Na namek już wiele osób posiadało protezy i jakoś żyli. Lepsze to niż bycie pod kroplówką całe życie. To byłby okrutny los dla wojownika jakim był. Rany są normalne dla żołnierzy. Ważne że żył i że ktoś może go jakkolwiek poskładać. Wziął głęboki oddech i przyglądał się protezom które prezentowała kobieta. Widząc błysk w ręce zmrużył oko. Dodatkowy bank energii byłby czymś niezłym i na pewno pomocnym. Ciekawa technologia bo sama ręka nie odbiegała niczym od tego co mogliby zbudować inżynierowie changów, ale własna dusza... ciekawe czyja.
- Nie, nie widziałem nigdy nic takiego. - potrząsnął lekko głową. - Domyślam się że nie dostanę tego za darmo i zainteresowany jestem. Ale nie wiem jak chcesz bym na to zapracował piękna skoro w obecnym stanie nie mam możliwości nawet się ruszyć.
Domyślał się jednak że dziewczyna ma swoje plany i pewnie go w nim uwzględniła.
- Więc skoro już się zgodziłem na wszystko, to co teraz?
Re: Orbita
Wto Kwi 25, 2017 4:55 pm
- Nie obawiaj się, Frost. Wyleczymy cię, podamy leki przeciwbólowe i zadbamy o to, byś mógł się poruszać. Tymczasowo mogę zaoferować Ci platformę, która unosi się w powietrzu – dość trwałą - lub niskiej jakości protezy. Te usprawniłyby twoją motorykę, ale nie nadają się do walki. Mogłyby szybko się uszkodzić przy silnym uderzeniu. Co byś wolał? Na brak oka też mam pomysł. Posiadam pewne okulary, które poszerzają pole widzenia i umożliwiają widzenie w mroku. Mam nadzieję, że to wystarczy na ten moment? Chyba, że masz jeszcze jakieś propozycje?
Jennis wstała i zaczęła przechadzać się po niewielkim pomieszczeniu.
- Na te lepsze protezy potrzebujemy pieniędzy. Mam pewne zlecenie i chciałabym, byś z nami na tę misję poleciał. Musimy pojmać pewnego zbrodniarza. – Jennis uważnie ważyła każde słowo, zanim je powiedziała - Z informacji, jakie do tej pory udało mi się uzyskać, ukrywa się na pewnej planecie w odległych zakątkach Galaktyki. Ta planeta jest zasiedlona. Musimy dać się tam i wkupić w ich łaski, by udostępnili nam o nim informacje. Potem złapiemy go i... zrobimy, co trzeba. – ostatnie słowa mówiła z powagą, patrząc się nieobecnie w podłogę.
- Nie myśl sobie tylko, że jesteśmy łowcami głów. Pomimo nazwy statku wcale nie tym się zajmujemy. Zbieramy tylko pewne zlecenia aby realizować wyższe cele. Które są wszystkim naszym członkom wspólne. – dodała w ramach wyjaśnienia. – Czyli wchodzisz w nasz układ? Misja za lepszą protezę, a potem ... jeśli będziesz chciał... to wtajemniczę cię w cel naszej działalności.
Jennis wstała i zaczęła przechadzać się po niewielkim pomieszczeniu.
- Na te lepsze protezy potrzebujemy pieniędzy. Mam pewne zlecenie i chciałabym, byś z nami na tę misję poleciał. Musimy pojmać pewnego zbrodniarza. – Jennis uważnie ważyła każde słowo, zanim je powiedziała - Z informacji, jakie do tej pory udało mi się uzyskać, ukrywa się na pewnej planecie w odległych zakątkach Galaktyki. Ta planeta jest zasiedlona. Musimy dać się tam i wkupić w ich łaski, by udostępnili nam o nim informacje. Potem złapiemy go i... zrobimy, co trzeba. – ostatnie słowa mówiła z powagą, patrząc się nieobecnie w podłogę.
- Nie myśl sobie tylko, że jesteśmy łowcami głów. Pomimo nazwy statku wcale nie tym się zajmujemy. Zbieramy tylko pewne zlecenia aby realizować wyższe cele. Które są wszystkim naszym członkom wspólne. – dodała w ramach wyjaśnienia. – Czyli wchodzisz w nasz układ? Misja za lepszą protezę, a potem ... jeśli będziesz chciał... to wtajemniczę cię w cel naszej działalności.
- Xanas
- Liczba postów : 610
Data rejestracji : 31/10/2012
Identification Number
HP:
(1127/1500)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Sro Kwi 26, 2017 8:28 pm
Te protezy wydawały się spoko. W końcu miał jeszcze jedną rękę i nogę sprawną więc nie byłoby problemu z rzuceniem z nich blastami lub wykonaniem silnego ciosu zdrową ręką. Ta platforma brzmiała bardzo niefajnie bo wtedy wyglądałby zupełnie komicznie. Jak jakiś pieprzony kaleka.
- Protezy brzmią całkiem sensownie... przyjaciółko. - rzekł z łóżka - Mimo wszystko będę wstanie skumulować energię lub polecieć w razie czego. Okulary też brzmią dobrze jeśli polepszą mój wzrok na tę chwilę.
On nie miał żadnego pomysłu. Mogliby polecieć na Namek i poprosić tam inżynierów słonecznych o naprawę co nie było głupim pomysłem gdyby nie to że nie ufał tej kobiecie do końca. Majin na jego czole mimo wszystko zmuszał go do posłuszeństwa w większości spraw gdy tego będzie chciała więc na razie najlepiej nie zdradzać jej koordynatów Namek. Cholera wie co to za dziunia.
- Brzmi dobrze chociaż ja nie wyglądam na osobę godną zaufania. - uśmiechnął się krzywo. - Ma być żywy?
Słuchał dalej, bo w sumie nie miał nic do roboty w tym momencie. Układ wydawał się uczciwy. Inżynierowie changów na pewno nie opanowali technologi przenoszenia duszy do przedmiotów. Chyba że to pic na wodę, a ona wodzi go za nos. Jest taka możliwość, ale nie miał wyboru w tym momencie.
- Brzmi dobrze... w końcu coś ci mimo wszystko wiszę. Postaw mnie na nogi i możemy zaczynać.
- Protezy brzmią całkiem sensownie... przyjaciółko. - rzekł z łóżka - Mimo wszystko będę wstanie skumulować energię lub polecieć w razie czego. Okulary też brzmią dobrze jeśli polepszą mój wzrok na tę chwilę.
On nie miał żadnego pomysłu. Mogliby polecieć na Namek i poprosić tam inżynierów słonecznych o naprawę co nie było głupim pomysłem gdyby nie to że nie ufał tej kobiecie do końca. Majin na jego czole mimo wszystko zmuszał go do posłuszeństwa w większości spraw gdy tego będzie chciała więc na razie najlepiej nie zdradzać jej koordynatów Namek. Cholera wie co to za dziunia.
- Brzmi dobrze chociaż ja nie wyglądam na osobę godną zaufania. - uśmiechnął się krzywo. - Ma być żywy?
Słuchał dalej, bo w sumie nie miał nic do roboty w tym momencie. Układ wydawał się uczciwy. Inżynierowie changów na pewno nie opanowali technologi przenoszenia duszy do przedmiotów. Chyba że to pic na wodę, a ona wodzi go za nos. Jest taka możliwość, ale nie miał wyboru w tym momencie.
- Brzmi dobrze... w końcu coś ci mimo wszystko wiszę. Postaw mnie na nogi i możemy zaczynać.
Re: Orbita
Czw Kwi 27, 2017 1:42 pm
- Musimy mieć dowód jego pochwycenia. – wyjaśniła. Zbliżyła sie do Frosta i położyła rękę na ramieniu. – Odpoczywaj. Przed nami długa droga.
Po tych słowach podeszła do aparatury i podkręciła jedną gałką. Przez rurki przepłynęły nieznanego pochodzenia płyny. Wkrótce dotarły do żył Frosta. Nie minęła minuta, gdy mężczyzna już spał. A o czym śnił?
Frost śnił. Ból nie przeszkadzał mu w niczym. Dopiero w pewnym momencie miał wrażenie, że zaraz spadnie z łóżka. Otworzył szybko oko. Nadal był w niewielkim pomieszczeniu z aparaturami. Lampy oświetlały je migoczącym, czerwonym światłem. Z głośnika w rogu dochodził dźwięk Syreny alarmowej. Do tego statkiem wstrząsało silnie co jakiś czas.
Nastąpiła jednak pewna zmiana. W miejscu brakujących kończyn zostały mu zamontowane proste, metalowe protezy. Wyglądały jak rury przyspawane do imitujących stawy tulei. Między nimi plątały się gołe przewody i siłowniki, służące widocznie za systemy nerwowe i mięśniowe, aby mieć władzę w mechanizmie. Na końcu palców dłoni przyklejone były kawałki jakiegoś materiału, dzięki któremu Frost mógł sprawnie chwytać przedmioty. Changeling niestety czuł, że jest to obce ciało przymocowane do jego własnego kośćca. Jednak być może była to tylko kwestia czasu, aż się do niego przyzwyczai i uzna, za własne.
Na szafce obok łóżka leżały okrągłe okulary:
OCC:
50% statow przywrocone – dopisz sobie do profilu.
Otrzymujesz:
Proteza nogi i ręki
Okulary
Dopisz do ekwipunku
Po tych słowach podeszła do aparatury i podkręciła jedną gałką. Przez rurki przepłynęły nieznanego pochodzenia płyny. Wkrótce dotarły do żył Frosta. Nie minęła minuta, gdy mężczyzna już spał. A o czym śnił?
***
- Muzyka:
Frost śnił. Ból nie przeszkadzał mu w niczym. Dopiero w pewnym momencie miał wrażenie, że zaraz spadnie z łóżka. Otworzył szybko oko. Nadal był w niewielkim pomieszczeniu z aparaturami. Lampy oświetlały je migoczącym, czerwonym światłem. Z głośnika w rogu dochodził dźwięk Syreny alarmowej. Do tego statkiem wstrząsało silnie co jakiś czas.
Nastąpiła jednak pewna zmiana. W miejscu brakujących kończyn zostały mu zamontowane proste, metalowe protezy. Wyglądały jak rury przyspawane do imitujących stawy tulei. Między nimi plątały się gołe przewody i siłowniki, służące widocznie za systemy nerwowe i mięśniowe, aby mieć władzę w mechanizmie. Na końcu palców dłoni przyklejone były kawałki jakiegoś materiału, dzięki któremu Frost mógł sprawnie chwytać przedmioty. Changeling niestety czuł, że jest to obce ciało przymocowane do jego własnego kośćca. Jednak być może była to tylko kwestia czasu, aż się do niego przyzwyczai i uzna, za własne.
Na szafce obok łóżka leżały okrągłe okulary:
OCC:
50% statow przywrocone – dopisz sobie do profilu.
Otrzymujesz:
Proteza nogi i ręki
Okulary
Dopisz do ekwipunku
- Xanas
- Liczba postów : 610
Data rejestracji : 31/10/2012
Identification Number
HP:
(1127/1500)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Pią Kwi 28, 2017 4:51 pm
W końcu zapadł w sen który opadł na niego niczym puch. W końcu i tak nie wiedział co z nim robili. Mogli go nawet gwałcić, a on by o tym nie wiedział. Był zdany na łaskę tych którzy go uratowali, ale w momencie snu raczej o tym nie myślał.
O czym śnił. Był na rodzimej planecie changów, był zdrowy i silny. Miał żonę, a w ogródku bawiły się dwa jaszczurze szkraby które chciały wyrosnąć kiedyś na wielkich wojowników. Miał duży dom, a nie małą celę jak w bazie changów. W końcu miał czas na rozrywki, a nie tylko walka i walka. Może to była emerytura? A może po prostu miła fantazja która miała pokazać mu coś do czego nigdy nie dojdzie? W końcu teraz będzie pół robotem. A jaka niewiasta mogłaby pokochać kogoś takiego? Mało prawdopodobne. Zostało mu żyć jak żołnierz i umrzeć jako żołnierz.
W końcu się obudził, a raczej zbudziło go wycie syren alarmowych. Spostrzegł, że w końcu może się ruszać dzięki protezom które mu zamontowali. Nie był to wymysł sztuki. Widać że oszczędzali na komponentach. Inżynierowie na Namek by się lepiej postarali, no ale nie byli na Namek więc nie mógł narzekać. Dobrze było się znów poruszać po tygodniach spędzonych w paraliżu.
Ale czas było zająć się alarmem. Czyżby byli atakowani? Cholera, nawet nie znał rozkładu statku.
Wstał powoli by nie rozwalić protez już przy pierwszym ruchu, po czym ruszył do wyjścia ubierając te dziwne okulary. Miał nadzieję że się nie rozbiją, bo ostatnio każde lądowanie na każdej planecie kończyło się kraksą.
Ruszył na poszukiwanie kogoś kto by mu wyjaśnił co tu się dzieje.
O czym śnił. Był na rodzimej planecie changów, był zdrowy i silny. Miał żonę, a w ogródku bawiły się dwa jaszczurze szkraby które chciały wyrosnąć kiedyś na wielkich wojowników. Miał duży dom, a nie małą celę jak w bazie changów. W końcu miał czas na rozrywki, a nie tylko walka i walka. Może to była emerytura? A może po prostu miła fantazja która miała pokazać mu coś do czego nigdy nie dojdzie? W końcu teraz będzie pół robotem. A jaka niewiasta mogłaby pokochać kogoś takiego? Mało prawdopodobne. Zostało mu żyć jak żołnierz i umrzeć jako żołnierz.
W końcu się obudził, a raczej zbudziło go wycie syren alarmowych. Spostrzegł, że w końcu może się ruszać dzięki protezom które mu zamontowali. Nie był to wymysł sztuki. Widać że oszczędzali na komponentach. Inżynierowie na Namek by się lepiej postarali, no ale nie byli na Namek więc nie mógł narzekać. Dobrze było się znów poruszać po tygodniach spędzonych w paraliżu.
Ale czas było zająć się alarmem. Czyżby byli atakowani? Cholera, nawet nie znał rozkładu statku.
Wstał powoli by nie rozwalić protez już przy pierwszym ruchu, po czym ruszył do wyjścia ubierając te dziwne okulary. Miał nadzieję że się nie rozbiją, bo ostatnio każde lądowanie na każdej planecie kończyło się kraksą.
Ruszył na poszukiwanie kogoś kto by mu wyjaśnił co tu się dzieje.
Re: Orbita
Sro Maj 03, 2017 4:27 pm
Czy ktoś gwałcił śpiącego jaszczura? Trudno powiedzieć, czy na pokładzie tej fregaty znaleźć się mogli tacy degeneraci. Frost w każdym razie nie czuł nic, co mogłoby na to wskazywać.
Gdy Frost postawił nową nogę na ziemi, usłyszał głośny dźwięk działania mechanicznych stawów i siłowników, które teraz służyć miały za mięśnie i kości. Przy staniu nie odczuwał żadnych negatywnych wrażeń, choć od razy wyczuł słabość swoich protez - nie był wykonane ze zbyt dobrych materiałów. Potem założył na oczy okulary. Działały one na ciekawej zasadzie. Kopiowały obraz widziany z drugiej soczewki i uzupełniał o brakujące elementy ze wszechświata, dzięki czemu Changeling miał wrażenie, że jednym okiem widzi niemalże za swoimi plecami.
Z/t do: https://dbng.forumpl.net/t1299-fregata-bounty#22331
Gdy Frost postawił nową nogę na ziemi, usłyszał głośny dźwięk działania mechanicznych stawów i siłowników, które teraz służyć miały za mięśnie i kości. Przy staniu nie odczuwał żadnych negatywnych wrażeń, choć od razy wyczuł słabość swoich protez - nie był wykonane ze zbyt dobrych materiałów. Potem założył na oczy okulary. Działały one na ciekawej zasadzie. Kopiowały obraz widziany z drugiej soczewki i uzupełniał o brakujące elementy ze wszechświata, dzięki czemu Changeling miał wrażenie, że jednym okiem widzi niemalże za swoimi plecami.
Z/t do: https://dbng.forumpl.net/t1299-fregata-bounty#22331
- Joker
- Liczba postów : 364
Data rejestracji : 29/11/2015
Identification Number
HP:
(2100/2100)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Sob Gru 30, 2017 4:24 pm
Shadow razem z resztą statku ocalałych jaszczurów z Eggrott i kompanami których uratował, no i ze swoją córką rzecz jasna zbliżał się do orbity Vegety. Half odpalił Scoutera i ustawił się na częstotliwość Vegety.-Vegeta odbiór, tutaj Nashi Shadow z misji w Eggrott, proszę o możliwość zadekowania w porcie statkiem uchodźców którzy odstawią mnie uratowanych Sayian z oddziału Beeko.
Powtarzam, proszę o pozwolenie na lądowanie.- Kiedy skończył mówić czekał na odzew. Obok niego stali ocalali z tamtego oddziału oraz jego córka która się do niego tuliła. Czuł energię Księcia więc on też żyję, Cóż on przynajmniej nie dorobił się potomstwa w niewłaściwy sposób... Tak czy inaczej chłopak dalej stał i czekał aż w końcu pozwolą im wylądować, pewnie będą musieli przejść przez kontrole i te inne duperele. Chłopak zaczął się zastanawiać komu mógłby powierzyć opiekę nad dzieckiem. Po głębszym namyśle uznał że jedyną osobą jest jego babcia która żyła jako jedyna z jego rodziny gdzieś na Vegecie.
Z/T do portu
Powtarzam, proszę o pozwolenie na lądowanie.- Kiedy skończył mówić czekał na odzew. Obok niego stali ocalali z tamtego oddziału oraz jego córka która się do niego tuliła. Czuł energię Księcia więc on też żyję, Cóż on przynajmniej nie dorobił się potomstwa w niewłaściwy sposób... Tak czy inaczej chłopak dalej stał i czekał aż w końcu pozwolą im wylądować, pewnie będą musieli przejść przez kontrole i te inne duperele. Chłopak zaczął się zastanawiać komu mógłby powierzyć opiekę nad dzieckiem. Po głębszym namyśle uznał że jedyną osobą jest jego babcia która żyła jako jedyna z jego rodziny gdzieś na Vegecie.
Z/T do portu
Re: Orbita
Sob Gru 30, 2017 7:15 pm
[ Event - Smocze Paliwo ]
- Tutaj, Wieża Kontrolna Vegety... Masz zgodę na lądowanie... Odział Prot_Vegeta jest gotowy do przyjęcia was...
Powrót Shadowa był oczywisty, misja skończona a on sam mógł zając się kolejnymi sprawami. Odział portowy, przejmie resztę procedur a sam wojownik będzie mógł w końcu odetchnąć z ulgą. Na jego polecenie, jedna z ogoniastych Kobiet, mogła by się zająć dzieckiem i odprowadzić je w bezpieczne miejsce. To jednak nie było wszystko.
***
Jeżeli wieści zbyt szybko dotrą do nieprzyjaznych uszu, nie można było przewidzieć, co się stanie. Żadnemu z wyżej postawionych wojowników nie można było ufać, nie zawahali by się i przystąpili do działania, gdyby tylko leżało to w ich interesie. Olbrzym spacerował w tę i z powrotem, zaciskając i otwierając wielkie dłonie. Najwidoczniej niecierpliwił się procedurami i samym przylotem pojazdu, który już za chwilę miał się pojawić w porcie. Mimo to tajemnicza postać pozostawała w cieniu, tylko obserwując...
OCC:
- Witaj Shadow. Jeśli chcesz, na czas przyszłych wydarzeń, dziecko będzie bezpieczne u jednej z ogoniastych.
- Możesz kontynuować swój ruch w Evencie
- Tutaj, Wieża Kontrolna Vegety... Masz zgodę na lądowanie... Odział Prot_Vegeta jest gotowy do przyjęcia was...
Powrót Shadowa był oczywisty, misja skończona a on sam mógł zając się kolejnymi sprawami. Odział portowy, przejmie resztę procedur a sam wojownik będzie mógł w końcu odetchnąć z ulgą. Na jego polecenie, jedna z ogoniastych Kobiet, mogła by się zająć dzieckiem i odprowadzić je w bezpieczne miejsce. To jednak nie było wszystko.
***
Jeżeli wieści zbyt szybko dotrą do nieprzyjaznych uszu, nie można było przewidzieć, co się stanie. Żadnemu z wyżej postawionych wojowników nie można było ufać, nie zawahali by się i przystąpili do działania, gdyby tylko leżało to w ich interesie. Olbrzym spacerował w tę i z powrotem, zaciskając i otwierając wielkie dłonie. Najwidoczniej niecierpliwił się procedurami i samym przylotem pojazdu, który już za chwilę miał się pojawić w porcie. Mimo to tajemnicza postać pozostawała w cieniu, tylko obserwując...
OCC:
- Witaj Shadow. Jeśli chcesz, na czas przyszłych wydarzeń, dziecko będzie bezpieczne u jednej z ogoniastych.
- Możesz kontynuować swój ruch w Evencie
- Joker
- Liczba postów : 364
Data rejestracji : 29/11/2015
Identification Number
HP:
(2100/2100)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Nie Gru 31, 2017 10:54 am
No i gitara, zyskali zezwolenie na lądowanie, w końcu w domu jak to mawiają. Chłopak razem z towarzyszami których przekonał do powrotu do służby ustawili się przy wyjściu a także z swoim dziedzicem. Po chwili statek już był zadekowany a czwórka wspaniałych mogła zostać przejęta przez oddział Prot, teraz najprawdopodobniej będą różnego rodzaju procedury, badania, pewnie wstrzykną im coś antybakteriowego czy coś. Nie mylił się, odpowiednia grupa przeniosła ich w odpowiednie pomieszczenie i zbadała w poszukiwaniu różnego rodzaju wirusów. Kiedy Wszyscy byli już przebadani a statek zaczął odlatywać Pomachał im kilka razy i powiedział do towarzyszy.-Rozdzielamy się, ja idę odstawić dziecko do znajomej, Wy idźcie do jakiegoś kapitana.- Tak jak powiedział tak zrobił, wyszedł z portu po czym wzniósł się w powietrze i z córką w ramionach ruszył w kierunku jednej z pomniejszych wiosek. Tam bowiem mieszkała dość bliska mu osoba, jedyna powiązana z nim krwią jaka została [oprócz córki].
Z/T do Pomniejszych wiosek
Z/T do Pomniejszych wiosek
Re: Orbita
Wto Sty 23, 2018 7:57 pm
[ Event - Smoczy Oddech / Paliwo ]
Statek, a raczej dzieło geniuszu jakim był Savas, przemknęło przez kosmos błyskawicznie. Był to naprawdę szczyt technologi, napędzany tajemniczym surowcem nie miał sobie równych. Vegeta długo może być w cieniu tak precyzyjnego wykorzystania nowego " Dobra " znanego tylko Xenończykom. Mimo to Ci pchali się w łapy wroga składając mu otwartą wizytę, czy na pewno dyplomatyczną...
***
- Jesteśmy w zasięgu Vegety Mistrzu. Wszystko gotowe, odbędzie się według planu. Odwiedzimy obecnego władcę i złożymy mu naszą propozycję... Reszta jest wszystkim znana... Za Xenon...
Pozostało im czekać na wszelkie procedury związane z lądowaniem w porcie, choć nie wszyscy mieli tam dotrzeć. Trójka wojowników pod osłoną technologi Savasa, znajdowała się już na planecie w bliżej nie określonym miejscu. Straż znajdująca się na pokładzie zaczęła nagłe przygotowania, była ich raptem garstka, ale ich wyszkolenie wykraczało poza dopuszczalne normy. W biegu nałożyli pancerze i ustawili się przy głównym wyjściu, czekając aż głowy wyprawy wyjdą z pomieszczenia dowódcy.
- Zapewniłem port o naszej pokojowej wizycie, pozwoliłem im na prześwietlenie tylko tego co chcę aby wydzieli... Nasz człowiek wszystko wie, możemy działać Mistrzu Ćwiczeń IceBreaker...
Mistrz Ćwiczeń, stał w zamyśleniu, dla niego była to ostatnia misja w karierze. Dobrze wiedział na co się powołuje i pewnym było że stanie na wysokości zadania. Zbyt długo siedział w lochach aby teraz odmówić sobie tak ważnej misji. Jego cel był prosty, jeden i tylko jeden... Przyodział Xenońskie opancerzenie, a materiał przyczepiony do naramienników swobodnie opadał ku ziemi. Gotów do opuszczenia statku, udał się pod główne wejście. Armia portowa już na nich czekała, było ich trzy razy tyle co w normalnych warunkach. Wszyscy gotowi rzucić się na przybyłych jeżeli padłby taki rozkaz. Zmiennokształtni nie postawili dobrze kroku a już odebrano im detektory i inny sprzęt. Nadzwyczaj spokojny był tylko Savas który, został pilnować maszynę wraz z dwójką swoich ochroniarzy...
***
Kolejne procedury przechodzili pomyślnie. Jaszczurów było siedmiu, Mistrz i jego straż przyboczna. Grupka która w normalnych okolicznościach nie była by wstanie nikomu zagrozić. Idąc korytarzami pod ścisłą kontrolą i eskortą gwardii Vegety, IceB. pozostawał w nieocenionym skupieniu. Zastanawiał się pewnie, gdzie dotarła już trójka innych wojowników. Plan musiał wypalić. Krok za krokiem, powoli zbliżali się do Pałacu Królewskiego. Cała grupa nawet na siebie nie spojrzała, szli przed siebie pewni i lojalni rozkazowi. Historia miała pisać się właśnie w tym miejscu.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Orbita
Sro Sty 24, 2018 12:40 am
z/t z Orbity Ziemi
Opuścili Ziemię z dość pokaźną prędkością, która z wzrosła jeszcze bardziej po opuszczeniu orbity tej planety. Przez chwilę mogli jeszcze podziwiać niebieski glob, zanim kapsuła się odwróciła i skierowała w stronę planety ogoniastych. Szykowała się dość długa podróż pomimo tego, że Raziel ustawił przyspieszony lot. Cisza panowała w kosmosie, kiedy statek z dwoma małpkami leciał w wytyczonym kierunku. Autopilot kierował samodzielnie kapsułom, ogarniając wszelkie funkcje, dzięki czemu Raziel mógł się skupić na ważniejszych sprawach. Skanował Vegetę w celu wykrycia czegoś co mogło mu się tam nie podobać, a równocześnie rozmyślał o wiadomości, którą otrzymał zanim trafił na Ziemię. Czyżby tak długie posiadywanie na Ziemi mogło być błędem? W pewnym sensie tak, ale z drugiej strony zdobył fasolkę, a na dodatek miał ze sobą Vulfilię, która może wrócić do domu. Dom. Dla Saiyanina była to prosta definicja, ale dla Halfów już nie. Byli rozdarci między dwoma kulturami, dwoma światami i dwoma naturami. Widział to doskonale po swojej siostrze i widział u Vulfili. Rzucił okiem na dziewczynę, która teraz spała i o dziwo była wtulona w jego klatkę piersiową. O dziwo też mu to nie przeszkadzało. Uśmiechnął się lekko do siebie i też przymknął oczy. Podróż potrwa jeszcze chwilę, a on może złapie kilka chwil odpoczynku. Odchylił głowę opierając ją o oparcie siedzenia i rozpoczął regenerowanie swoich sił. Komputer pokładowy powiadomi go kiedy dolecą.
Co do samego spania to nie można powiedzieć, że śniły mu się łąki, sarenki Disneya i inne jednorożce. Raczej był to ciąg krwi, śmierci i innych złych rzeczy. Koszmary często go nawiedzały, a od czasów rebelii i bycia pod wpływem tego serum stały się dość regularne, a na dodatek takie same. Mało kto mógł mu z tym pomóc, gdyż wiedział, że musi sam to przetrwać. Da sobie radę.
Dźwięk budzika powitał z pewną radością. Zbliżali się do planety i za kilka minut komputer zatrzyma kapsułę, a on będzie musiał podać swoje dane. Standardowa procedura. Strzelił kilka razy karkiem, gdy kapsuła hamowała, a następnie uruchomił komunikator i wszedł na linie.
- Tu Natto Raziel Zahne. Powrót z misji na Eggroot. Proszę o pozwolenie na lądowanie. Jest ze mną Nashi Rogozin. – powiedział Raziel, który doskonale zdawał sobie sprawę, że kapsuła już pewnie była prześwietlana i wykryli funkcje życia drugiej osoby. Saiyanie nie byli głupi i wiedzieli jak się chronić.
Opuścili Ziemię z dość pokaźną prędkością, która z wzrosła jeszcze bardziej po opuszczeniu orbity tej planety. Przez chwilę mogli jeszcze podziwiać niebieski glob, zanim kapsuła się odwróciła i skierowała w stronę planety ogoniastych. Szykowała się dość długa podróż pomimo tego, że Raziel ustawił przyspieszony lot. Cisza panowała w kosmosie, kiedy statek z dwoma małpkami leciał w wytyczonym kierunku. Autopilot kierował samodzielnie kapsułom, ogarniając wszelkie funkcje, dzięki czemu Raziel mógł się skupić na ważniejszych sprawach. Skanował Vegetę w celu wykrycia czegoś co mogło mu się tam nie podobać, a równocześnie rozmyślał o wiadomości, którą otrzymał zanim trafił na Ziemię. Czyżby tak długie posiadywanie na Ziemi mogło być błędem? W pewnym sensie tak, ale z drugiej strony zdobył fasolkę, a na dodatek miał ze sobą Vulfilię, która może wrócić do domu. Dom. Dla Saiyanina była to prosta definicja, ale dla Halfów już nie. Byli rozdarci między dwoma kulturami, dwoma światami i dwoma naturami. Widział to doskonale po swojej siostrze i widział u Vulfili. Rzucił okiem na dziewczynę, która teraz spała i o dziwo była wtulona w jego klatkę piersiową. O dziwo też mu to nie przeszkadzało. Uśmiechnął się lekko do siebie i też przymknął oczy. Podróż potrwa jeszcze chwilę, a on może złapie kilka chwil odpoczynku. Odchylił głowę opierając ją o oparcie siedzenia i rozpoczął regenerowanie swoich sił. Komputer pokładowy powiadomi go kiedy dolecą.
Co do samego spania to nie można powiedzieć, że śniły mu się łąki, sarenki Disneya i inne jednorożce. Raczej był to ciąg krwi, śmierci i innych złych rzeczy. Koszmary często go nawiedzały, a od czasów rebelii i bycia pod wpływem tego serum stały się dość regularne, a na dodatek takie same. Mało kto mógł mu z tym pomóc, gdyż wiedział, że musi sam to przetrwać. Da sobie radę.
Dźwięk budzika powitał z pewną radością. Zbliżali się do planety i za kilka minut komputer zatrzyma kapsułę, a on będzie musiał podać swoje dane. Standardowa procedura. Strzelił kilka razy karkiem, gdy kapsuła hamowała, a następnie uruchomił komunikator i wszedł na linie.
- Tu Natto Raziel Zahne. Powrót z misji na Eggroot. Proszę o pozwolenie na lądowanie. Jest ze mną Nashi Rogozin. – powiedział Raziel, który doskonale zdawał sobie sprawę, że kapsuła już pewnie była prześwietlana i wykryli funkcje życia drugiej osoby. Saiyanie nie byli głupi i wiedzieli jak się chronić.
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach