Sala treningowa
+14
Joker
Atarashii Ame
Kanade
April
Hikaru
Vita Ora
Keruru
Raziel
Ósemka
Colinuś
NPC.
KOŚCI
Hazard
NPC
18 posters
Sala treningowa
Sro Maj 30, 2012 12:24 am
First topic message reminder :
"Mordownia" - Jak zwykli nazywać to pomieszczenie szczęściarze, którzy na zawsze je opuścili. Tu zaczynał każdy nowy, gnojony do potęgi entej przez wszelkiej maści trenerów.
"Mordownia" - Jak zwykli nazywać to pomieszczenie szczęściarze, którzy na zawsze je opuścili. Tu zaczynał każdy nowy, gnojony do potęgi entej przez wszelkiej maści trenerów.
Re: Sala treningowa
Nie Wrz 29, 2013 9:50 pm
Vulfila trafiła pod zły adres. Koszarowy nie był tak delikatny jak kadet którego spotkała wcześniej. Wieść o nieprzygotowaniu do ćwiczeń spowodowała typowy dla niego napad złości.
- Że co ku*wa?! Przychodzisz do mnie na trening nie zrobiwszy wcześniej rozgrzewki? W ch*ja ze mną lecisz?
Aż zrobił się czerwony na twarzy. Najwyraźniej miał jasno określone zasady dla młokosów którzy chcieli u niego trenować. Brak choćby krótkiej przebieżki, czy paru ćwiczeń rozciągających był błędem karygodnym. Spojrzał na dziewczynę spode łba i kontynuował:
- Boli Cię rączka? Wiesz gdzie to mam? W DUPIE! Trzeba było nie zabawiać się tyle z chłoptasiem! - wytworzył w obu dłoniach energetyczne kule i wymierzył w stronę Vulfili - Pomóc Ci z rozgrzewce? Proszę bardzo!
Wystrzelił pierwszy pocisk wprost pod nogi kadetki. Bo był jedyny sygnał ostrzegawczy. Kolejne były już celowane prosto w dziewczynę, której nie pozostało nic innego jak przystać na tę formę przygotowania do zajęć u Koszarowego. Może gdy udowodni mu, że traktuje te zajęcia serio to da jej spokój.
OCC:
Brodacz jak zwykle skory do pomocy. No to teraz opisz ładnie jak biegasz po całej sali i unikasz Ki Blastów. Kilka może, a raczej musi Cię trafić, w końcu atakuje Cie nie byle kto. Koszarowy nie odpuści, dopóki nie będziesz pływała w kałuży własnego potu
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Pon Wrz 30, 2013 4:45 pm
Vulfila pobladła jak kreda, słysząc ton koszarowego.
"O nie, tak niewiele brakowało!" jęczała do siebie w myślach. Jeszcze nie wszystko stracone, ale zrobiła zdecydowanie duży błąd.
Podskoczyła jak poparzona, uchylając się w ostatnim momencie przed KI- Blastem "Koszarowego Dreda". Bez protestów ruszyła do biegu wokół sali. Nie wysilała się zbytnio. Stawiała na średnie tempo, ale wytrzymały, długi bieg bo wiedziała, że Koszarowy jej nie odpuści i każe ćwiczyć do ostatniego tchu, a w joggingu należy przekładać siły na zamiary. Nie tyle szybkość co wytrwałość ma znaczenie.
Biegła z nastroszonym ogonem i przerażeniem wymalowanym na twarzy, bo musiała mieć oczy dookoła głowy, żeby nie zostać ustrzeloną przez trenera. Póki utrzymywała w miarę równe tempo, Koszarowy nie trafiał. Tyle, że dopiero wtedy Vulfila zorientowała się, że to nie ona nadaje tempo. Okazało się, że to Koszarowy zwiększa prędkość z każdym okrążeniem. W końcu przeszła od truchtu do średniego biegu. A wokoło saiyanie chodzili jak święte krowy. Zaczęła rozpychać się łokciami, żeby utorować sobie drogę. Wkrótce zauważyła grupkę stojącą jej na drodze. Raziel, kadet z parku, Eva, jego dziewczyna oraz jakaś obca saiyanka. Vulfila wpadła między nich jak oszalała.
- Z drogi!!!- krzyczała na całą salę. W końcu złapała Raziela i Ósemkę za ramiona, próbując ich jakoś odsunąć, ale to ją niestety spowolniło.
W tym momencie po sali treningowej rozniosło się wycie, jakie wydają z siebie wilki w czasie pełni księżyca. Vulfili łzy stanęły w oczach. KI- Blast bolał tak bardzo! Popatrzyła na koszarowego z wyrzutem, ale on zapalił bezwzględnie następnego KI-Blasta. Halfka ruszyłą dalej sprintem, sapiąc i ocierając czoło ramieniem. Była tak mokra, jakby co najmniej wyszła spod prysznica. Tylko rozchodzący się wokół niej zapach nie był już taki przyjemny.
Po chwili biegła już z maksymalną dla siebie prędkością. Nie mogła już długo wytrzymać przy takiej prędkości, ale cieszyła się w myślach, bo przecież nie wyjdzie z siebie, więc Koszarowy będzie musiał zakończyć jej katusze. Wtedy jednak znowu poczuła szczypanie na pupce, która z każdym KI-Blastem stawała się coraz bardziej czerwona.
- Już szybciej nie potrafię!- warknęłą do Koszarowego, tracąc powoli cierpliwość, ale jak można się było spodziewać, wtedy trafił ją kolejny pocisk. Łzy popłynęły jej po policzkach. Co robić? Zaczęła słabnąć, dyszała ciężko. Zacisnęła pięści, zakrzyknęła dziko na całą salę, aż ściany zadrżały, a jej ciało otoczyła niebieska, świetlista poświata. Przystanęła, ugięła nogi w kolanach i wybiła się w powietrze resztką sił. Wzniosła się w górę i zaczęła lecieć, co robiła zdecydowanie szybciej i dzięki czemu mogła sprawniej unikać KI-Blastów.
Po pewnym czasie zakręciło się Vulfili w głowie, zupełnie jak wtedy, gdy trenowała z Hazardem. Zwolniła tempo, a przed oczami dostała mroczki. Wypadła z rytmu, a kolejne KI-Blasty wprawiły ją w ruch spiralny. W końcu całkiem straciła panowanie nad torem lotu. Z zamkniętymi oczami w leciała w róg, gdzie leżały nieużywane materace i worki treningowe.
HUK, TUMULT, LATAJĄCE PRZEDMIOTY. Cisza. Z górki rozdartych materacy i puchu wystawała tylko zgięta noga, kawałek czerwonego pośladka i ogon, wyglądający na złamany.
- Aaaeee...
OCC: Koniec treningu.
"O nie, tak niewiele brakowało!" jęczała do siebie w myślach. Jeszcze nie wszystko stracone, ale zrobiła zdecydowanie duży błąd.
Podskoczyła jak poparzona, uchylając się w ostatnim momencie przed KI- Blastem "Koszarowego Dreda". Bez protestów ruszyła do biegu wokół sali. Nie wysilała się zbytnio. Stawiała na średnie tempo, ale wytrzymały, długi bieg bo wiedziała, że Koszarowy jej nie odpuści i każe ćwiczyć do ostatniego tchu, a w joggingu należy przekładać siły na zamiary. Nie tyle szybkość co wytrwałość ma znaczenie.
Biegła z nastroszonym ogonem i przerażeniem wymalowanym na twarzy, bo musiała mieć oczy dookoła głowy, żeby nie zostać ustrzeloną przez trenera. Póki utrzymywała w miarę równe tempo, Koszarowy nie trafiał. Tyle, że dopiero wtedy Vulfila zorientowała się, że to nie ona nadaje tempo. Okazało się, że to Koszarowy zwiększa prędkość z każdym okrążeniem. W końcu przeszła od truchtu do średniego biegu. A wokoło saiyanie chodzili jak święte krowy. Zaczęła rozpychać się łokciami, żeby utorować sobie drogę. Wkrótce zauważyła grupkę stojącą jej na drodze. Raziel, kadet z parku, Eva, jego dziewczyna oraz jakaś obca saiyanka. Vulfila wpadła między nich jak oszalała.
- Z drogi!!!- krzyczała na całą salę. W końcu złapała Raziela i Ósemkę za ramiona, próbując ich jakoś odsunąć, ale to ją niestety spowolniło.
W tym momencie po sali treningowej rozniosło się wycie, jakie wydają z siebie wilki w czasie pełni księżyca. Vulfili łzy stanęły w oczach. KI- Blast bolał tak bardzo! Popatrzyła na koszarowego z wyrzutem, ale on zapalił bezwzględnie następnego KI-Blasta. Halfka ruszyłą dalej sprintem, sapiąc i ocierając czoło ramieniem. Była tak mokra, jakby co najmniej wyszła spod prysznica. Tylko rozchodzący się wokół niej zapach nie był już taki przyjemny.
Po chwili biegła już z maksymalną dla siebie prędkością. Nie mogła już długo wytrzymać przy takiej prędkości, ale cieszyła się w myślach, bo przecież nie wyjdzie z siebie, więc Koszarowy będzie musiał zakończyć jej katusze. Wtedy jednak znowu poczuła szczypanie na pupce, która z każdym KI-Blastem stawała się coraz bardziej czerwona.
- Już szybciej nie potrafię!- warknęłą do Koszarowego, tracąc powoli cierpliwość, ale jak można się było spodziewać, wtedy trafił ją kolejny pocisk. Łzy popłynęły jej po policzkach. Co robić? Zaczęła słabnąć, dyszała ciężko. Zacisnęła pięści, zakrzyknęła dziko na całą salę, aż ściany zadrżały, a jej ciało otoczyła niebieska, świetlista poświata. Przystanęła, ugięła nogi w kolanach i wybiła się w powietrze resztką sił. Wzniosła się w górę i zaczęła lecieć, co robiła zdecydowanie szybciej i dzięki czemu mogła sprawniej unikać KI-Blastów.
Po pewnym czasie zakręciło się Vulfili w głowie, zupełnie jak wtedy, gdy trenowała z Hazardem. Zwolniła tempo, a przed oczami dostała mroczki. Wypadła z rytmu, a kolejne KI-Blasty wprawiły ją w ruch spiralny. W końcu całkiem straciła panowanie nad torem lotu. Z zamkniętymi oczami w leciała w róg, gdzie leżały nieużywane materace i worki treningowe.
HUK, TUMULT, LATAJĄCE PRZEDMIOTY. Cisza. Z górki rozdartych materacy i puchu wystawała tylko zgięta noga, kawałek czerwonego pośladka i ogon, wyglądający na złamany.
- Aaaeee...
OCC: Koniec treningu.
Re: Sala treningowa
Sro Paź 02, 2013 6:03 pm
- Koszarowy:
- Aaa... Kocham ten zapach. Pot leje się z Ciebie strumieniami, to dowód na to, że nie opier*alałaś się podczas rozgrzewki.
W tym momencie podszedł drugi Trener obecny na Sali.
- Spoiler:
Brodacz prychnął i odstawił, a raczej zrzucił kadetkę na ziemię.
- Ktoś musi dać im solidny wycisk, inaczej nic z nich nie będzie. Tak przy okazji, chyba nie przyszedłeś tu na pogaduszki co?
- Racja. Otrzymałem wiadomość o zebraniu, masz się na nim niezwłocznie stawić. Dziwne że nie dostałeś nic na scouter.
- Ostatnio szwankuje - Koszarowy zaczął sprawdzać coś na swoim urządzeniu - a faktycznie, zaraz się zacznie. A Ciebie przysłali do pilnowania tego burdelu?
- Taak, ktoś musi...
Brodacz nie zwlekając opuścił salę. "Nowy" Trener wpatrywał się przez chwilę w Vulfilę, po czym rzekł:
- Chyba przydałaby Ci się przerwa co? Masz godzinę... nie dwie godziny, nie trenowałaś z byle kim. Możesz zostać tutaj, albo iść coś zjeść lub się zdrzemnąć. Potem wracasz tutaj i trenujesz Galick Gun. Do zobaczenia.
Odszedł nieco dalej by monitorować sytuację w całym pomieszczeniu.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Czw Paź 03, 2013 7:48 pm
Hm… Chyba nie wszyscy są gotowi na musztrę.
Kadetka wolno pokręciła głową, słysząc słowa Pofu. Zdawało się, że dziewczyna nie ma pojęcia, albo ma błędne wrażenie o tym, jakie jest życie w Akademii. Szybko się to rozwieje. Brak stroju nie zwalnia z treningów… Ba, nawet ciężki uraz psychiczny albo fizyczny nie pozwala wymigać się od ćwiczeń. Podejście świeżo upieczonej kadetki trochę ją skołowało. Tak jakby dołączenie do wojska nie było poważną sprawą. Potarła jasny kosmyk i uśmiechnęła się krzywo.
- Niestety nie. Tylko ciężki uraz zwalnia Cię z treningów. Coś takiego nie przejdzie, nie tutaj. Radziłabym nawet nie próbować w ten sposób wymigiwać się od ćwiczeń, bo źle się to może skończyć. – Ósemce przypomniało się, jak po walce z Tsufulem nie mogła wytrzymać na Mordowni i skierowała swoje kroki do wyjścia. Niedługo potem Trener zapukał do drzwi jej kwatery z pytaniem czemu jej jestestwo nie jest na Sali treningowej. – Musisz pójść po nowy strój, nie widzę innej rady, Pofu.
Vivian nie miała większego pojęcia o tym jak działa instytucja wojskowa dopóki tu nie wstąpiła. Z Pofu będzie tak samo. Prawda, Axdra wspominał co nieco, ale nie był chętny we wdrażanie siostry we wszystkie kwestię. Nagle przypomniał się jej zabazgrany notes ze wskazówkami jak przeżyć w Akademii. Zabolało.
Choć zabolało i w jej oczach przez moment oczy przygasły jej nostalgicznie, zdołała opanować drgnięcie. Potarła pięści, nie po raz pierwszy zastanawiając się, czy nie warto zakupić by rękawic. Trudniej powstawałyby pęcherze, a poza tym, proste rzeczy są najbardziej przydatne. Zdawało się, że taką parę nosi właśnie Eve.
I czemu nagle jej myśli skierowały się w stronę rzeczy prozaicznych…?
Śmiech. Vivian chciała coś powiedzieć, ale nie zdążyła nawet otworzyć ust. Zwróciła brązowe spojrzenie na Eve i Raziela, zdając sobie sprawę, że po raz pierwszy słyszy jak chłopak się śmieję. Kąciki warg i u niej drgnęły, gdy przytaknęła. Prawda, wypisz wymaluj Koszarowy. Nie zdziwił jej jednak wyluzowany ton dziewczyny, tylko widok zielonookiego kadeta z nikłym uśmiechem na ustach. Szufladkowała go jako osobnika spokojnego, zimnego i zdystansowanego. A tutaj… Jak w przypadku Vernila, pozory mylą…
Zamilkła na dłuższy moment, przysłuchując się słowom dziewczyn. Po czym wzięła krótki oddech i uniosła wyżej głowę.
- Jeśli masz własne przekonania powinnaś przy nich trwać. Jeśli masz swój cel, rób wszystko, by go zrealizować. Ale nie tak, że wszystko jest dozwolone – Tępe osiłki, też coś. – Tutaj wszyscy będą starali wgnieść Ciebie w ziemię. Złamać. Nie straszę, ostrzegam – będzie boleć. Ci którzy wytrzymają nie tylko próby cielesne, ale i fizyczne wyjdą cało. Lubią wystawiać na próbę naszą moralność i system wartości… – Dokończył nieco ciszej.
Boli? Boli. A niech was wszystkich szlag.
- Sprawa honoru, dumy i tradycji to różne kwestię, ale ja sądzę, że trzeba się rozwijać i żyć w zgodzie z sobą. Jeśli nie chcesz być wojownikiem, twoja sprawa. Swoją drogą, nauka też jest ciekawym zajęciem, ale jeśli o mnie chodzi, to gubię się przy czymś bardziej złożonym niż drzwi automatyczne. - Zaśmiała się lekko Ósemka, pocierając palcem czoło. – Jedyne co dobrze robię, to macham pięściami.
I miała nadzieję, że nikt nie zauważył, że jednoznacznie nie odpowiedziała na pytanie Eve. Prawdę mówiąc, nic co padło z jej ust nie klasyfikowało się jako odpowiedź na bardzo ważne pytanie. I bardzo dobrze Vivian to wiedziała.
- To jest mapka hologramowa. Chwilę mi zajęło rozgryzanie tego sprzętu. Nie mam umysłu naukowca. – Posłała uśmiech dziewczynie Raziela i wzięła w dłonie mapkę Pofu. – Gdyby nie inżynieria dalej walczylibyśmy na maczugi. Zaraz… O, tutaj masz przycisk, zaznaczone najważniejsze miejsca. Sala, punkt informacyjny, szpital i twoja kwatera. Gdy klikniesz dwa punkty mapa pokażę najszybszą trasę z jednego do drugiego, lub wyszuka potrzebną lokalizację. – Wyjaśniła oszczędnie czerwonowłosej saiyance, mając nadzieję, że przekazała wszystko jasno i wyraźnie.
Chwila na oddech. Vivian czuła się dziwnie, rozmawiając tak jak gdyby nigdy nic. Pogawędki o niczym, ale takie małe sprawy, kreujące obraz drugiej osoby w twoich oczach. Nie wiedzieć czemu, nagle poczuła się nieswojo. Potarła czoło i westchnęła.
- Nie wiem jak wy, ale ja idę już do Sali. Pofu, powinnaś pójść po ten strój i zaraz potem zameldować się na trenerowi. A wy… Nie wiem. Wy róbcie co chcecie. – Zasalutowała i ruszyła w kierunku drzwi Mordowni.
Przekroczyła próg, szukając najbliższej ofiary, którą w tej chwili była zgraja skleconych pośpiesznie, porzuconych manekinów.
OOC
---> Początek treningu
Przepraszam za karygodne i bulwersujące opóźnienie
Kadetka wolno pokręciła głową, słysząc słowa Pofu. Zdawało się, że dziewczyna nie ma pojęcia, albo ma błędne wrażenie o tym, jakie jest życie w Akademii. Szybko się to rozwieje. Brak stroju nie zwalnia z treningów… Ba, nawet ciężki uraz psychiczny albo fizyczny nie pozwala wymigać się od ćwiczeń. Podejście świeżo upieczonej kadetki trochę ją skołowało. Tak jakby dołączenie do wojska nie było poważną sprawą. Potarła jasny kosmyk i uśmiechnęła się krzywo.
- Niestety nie. Tylko ciężki uraz zwalnia Cię z treningów. Coś takiego nie przejdzie, nie tutaj. Radziłabym nawet nie próbować w ten sposób wymigiwać się od ćwiczeń, bo źle się to może skończyć. – Ósemce przypomniało się, jak po walce z Tsufulem nie mogła wytrzymać na Mordowni i skierowała swoje kroki do wyjścia. Niedługo potem Trener zapukał do drzwi jej kwatery z pytaniem czemu jej jestestwo nie jest na Sali treningowej. – Musisz pójść po nowy strój, nie widzę innej rady, Pofu.
Vivian nie miała większego pojęcia o tym jak działa instytucja wojskowa dopóki tu nie wstąpiła. Z Pofu będzie tak samo. Prawda, Axdra wspominał co nieco, ale nie był chętny we wdrażanie siostry we wszystkie kwestię. Nagle przypomniał się jej zabazgrany notes ze wskazówkami jak przeżyć w Akademii. Zabolało.
Choć zabolało i w jej oczach przez moment oczy przygasły jej nostalgicznie, zdołała opanować drgnięcie. Potarła pięści, nie po raz pierwszy zastanawiając się, czy nie warto zakupić by rękawic. Trudniej powstawałyby pęcherze, a poza tym, proste rzeczy są najbardziej przydatne. Zdawało się, że taką parę nosi właśnie Eve.
I czemu nagle jej myśli skierowały się w stronę rzeczy prozaicznych…?
Śmiech. Vivian chciała coś powiedzieć, ale nie zdążyła nawet otworzyć ust. Zwróciła brązowe spojrzenie na Eve i Raziela, zdając sobie sprawę, że po raz pierwszy słyszy jak chłopak się śmieję. Kąciki warg i u niej drgnęły, gdy przytaknęła. Prawda, wypisz wymaluj Koszarowy. Nie zdziwił jej jednak wyluzowany ton dziewczyny, tylko widok zielonookiego kadeta z nikłym uśmiechem na ustach. Szufladkowała go jako osobnika spokojnego, zimnego i zdystansowanego. A tutaj… Jak w przypadku Vernila, pozory mylą…
Zamilkła na dłuższy moment, przysłuchując się słowom dziewczyn. Po czym wzięła krótki oddech i uniosła wyżej głowę.
- Jeśli masz własne przekonania powinnaś przy nich trwać. Jeśli masz swój cel, rób wszystko, by go zrealizować. Ale nie tak, że wszystko jest dozwolone – Tępe osiłki, też coś. – Tutaj wszyscy będą starali wgnieść Ciebie w ziemię. Złamać. Nie straszę, ostrzegam – będzie boleć. Ci którzy wytrzymają nie tylko próby cielesne, ale i fizyczne wyjdą cało. Lubią wystawiać na próbę naszą moralność i system wartości… – Dokończył nieco ciszej.
Boli? Boli. A niech was wszystkich szlag.
- Sprawa honoru, dumy i tradycji to różne kwestię, ale ja sądzę, że trzeba się rozwijać i żyć w zgodzie z sobą. Jeśli nie chcesz być wojownikiem, twoja sprawa. Swoją drogą, nauka też jest ciekawym zajęciem, ale jeśli o mnie chodzi, to gubię się przy czymś bardziej złożonym niż drzwi automatyczne. - Zaśmiała się lekko Ósemka, pocierając palcem czoło. – Jedyne co dobrze robię, to macham pięściami.
I miała nadzieję, że nikt nie zauważył, że jednoznacznie nie odpowiedziała na pytanie Eve. Prawdę mówiąc, nic co padło z jej ust nie klasyfikowało się jako odpowiedź na bardzo ważne pytanie. I bardzo dobrze Vivian to wiedziała.
- To jest mapka hologramowa. Chwilę mi zajęło rozgryzanie tego sprzętu. Nie mam umysłu naukowca. – Posłała uśmiech dziewczynie Raziela i wzięła w dłonie mapkę Pofu. – Gdyby nie inżynieria dalej walczylibyśmy na maczugi. Zaraz… O, tutaj masz przycisk, zaznaczone najważniejsze miejsca. Sala, punkt informacyjny, szpital i twoja kwatera. Gdy klikniesz dwa punkty mapa pokażę najszybszą trasę z jednego do drugiego, lub wyszuka potrzebną lokalizację. – Wyjaśniła oszczędnie czerwonowłosej saiyance, mając nadzieję, że przekazała wszystko jasno i wyraźnie.
Chwila na oddech. Vivian czuła się dziwnie, rozmawiając tak jak gdyby nigdy nic. Pogawędki o niczym, ale takie małe sprawy, kreujące obraz drugiej osoby w twoich oczach. Nie wiedzieć czemu, nagle poczuła się nieswojo. Potarła czoło i westchnęła.
- Nie wiem jak wy, ale ja idę już do Sali. Pofu, powinnaś pójść po ten strój i zaraz potem zameldować się na trenerowi. A wy… Nie wiem. Wy róbcie co chcecie. – Zasalutowała i ruszyła w kierunku drzwi Mordowni.
Przekroczyła próg, szukając najbliższej ofiary, którą w tej chwili była zgraja skleconych pośpiesznie, porzuconych manekinów.
OOC
---> Początek treningu
Przepraszam za karygodne i bulwersujące opóźnienie
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Pią Paź 04, 2013 7:57 am
Pofu przejawiała ciekawą postawę. Zachowywała się trochę jak w szkole. Nie mam stroju, to nie ćwiczę. Lecz nie tutaj. Takie coś nie przejdzie w Akademii, gdzie za mniejsze przewinienia lali w pysk lub kazali czyścić kible. Jeśli świeża kadetka nie zmieni swojej postawy to może czekać ją bardzo szybkie spotkanie z twardą rzeczywistością. Raziel pamiętał doskonale jak to było z nim. Ledwo wyszedł ze szpitala, gdzie poskładali go do kupy, a i tak zaraz prawie tam wylądował ponownie. Nikt go nie pytał czy się źle czuje i czy nie potrzebuje wolnego. Marsz na Salę i ćwiczyć. Nawet nie miał czasu na ubranie świeżego kombinezonu. W chwilę po wejściu musiał stanąć wraz z Vernilem do pojedynku z o wiele potężniejszym przeciwnikiem. Wygrali tą walkę, lecz okupili ją kolejnymi siniakami, rana i urazami. To było dziwne, że jeszcze nie trafili do szpitala z krwotokiem wewnętrznym. Może to było jednak powiązane z fizjonomią i życiem Saiyan. Byli rasą elitarnych wojowników. Całe ich życie polegało na toczeniu wojen i obijaniu się nawzajem. Możliwe, że z upływem lat ich ciała stały się znacznie wytrzymalsze niż przeciętnego obywatela wszechświata. Ich regeneracja też wzrosła, dzięki czemu w ekspresowym tempie leczyli rany cielesne. Jednak gorzej było z tymi w psychice. Im dłużej walczysz tym stają się one większe. Tracisz uczucie, przestajesz odczuwać smutek czy też współczuje. Walka obdziera cię ze wszystkiego, aż stajesz się bezwzględną maszyną do zabijania. Wojownikiem idealnym.
- Vivan ma rację. – powiedział Raziel. – Zwolnić z treningów może Cię jedynie ciężka kontuzja, rozkaz trenera albo śmierć. W pozostałych przypadkach radzę Ci się pojawić na Sali. Ja na przykład wróciłem na Mordownię, zaledwie kilka chwil po tym jak nastawili mi wybity bark, poskładali złamane żebra i zszyli łuk brwiowy. I nikt się nie przejmował czy mnie coś boli, czy mój strój wygląda jak szmata. Natychmiast musiałem walczyć i udowodnić, że nie jestem śmieciem, ani popychadłem. Więc leć szybko po ten strój i módl się by Trener był łaskawy. A i taka rada. Podczas meldowania wyprostuj się i zasalutuj w ten sposób. – W tym momencie Zahne uniósł prawą dłoń do skroni i pokazał jak Pofu jak zasalutować. – Dzięki temu może nie dostaniesz w twarz, za nieokazanie szacunku.
To było coś nowego. Kruczowłosy udzielił rady kompletnie nieznanej mu dziewczynie, tylko po to by miała łatwiej? Po to, żeby jej nie zgnoili na dzień dobry i nie sprowadzili do roli psa? Tak. Zrobił to. I czuł się z tym dobrze. Może to obecność i wpływ Eve oraz Vivian coś w nim zmieniły. Nie wiedział tego, ale lodowa bariera zaczynała się kruszyć. Nie słuchał nawet odpowiedzi Vivian napytanie swojej dziewczyny. Był zbyt zaintrygowany swoim uczynkiem.
- No rozumiem. Każdy robi to do czego jest stworzony. Gdybym chciała mogłabym tu startować, ale byłoby mi ciężko. Mam twardy charakter i nie lubię jak ktoś mi każe robić rzeczy, do których nie mam przekonania. No i nie znoszę znęcania się. Akademia jest miejscem, gdzie niektórzy mogą zacząć od nowa. Mają tu czystą kartę. – powiedział Eve patrząc się przy okazji na swojego chłopaka. Pobyt w Saiyańskiej Akademii zmienił go. Nawet jeśli on sam tego nie dostrzegał. – Mam nadzieję, że wam się to uda i nie stracicie swoich marzeń ani ideałów. Mówiąc krótko, nie dajcie się zgnoić.
Po chwili Pofu wyciągnęła holo mapkę, którą wszyscy nowi kadeci otrzymywali po zarejestrowaniu się i dołączeniu do sił wojskowych Vegety. Vi wyjaśniała jak obsługiwać urządzenie, zaś Eve przypatrywała się mu z ciekawością. Zawsze lubiła takie rzeczy.
- Mogę zobaczyć? – zapytała, po czym delikatnie zaczęła sprawdzać mapkę. – Całkiem nieźle to wykombinowali, ale można by wprowadzić kilka usprawnień. Na przykład listę trenerów i gdzie się akuratnie znajdują. Można też by dać tu jakiś plan ćwiczeń, czy też opis misji. Wiem, że są do tego inne urządzenia, ale sensownie byłoby połączyć to w jednym. Dzięki czemu, można by sprawdzić za pomocą takiego gadżetu ranę zadaną przez przeciwnika. Od razu wyskakiwałaby informacja co zrobić by ją wyleczyć, albo jak ustabilizować swój stan. To urządzenia ma potencjał, tylko trzeba znaleźć sposoby. I dlatego właśnie potrzebni są nam naukowcy. Bo jak to dobrze stwierdziłaś. Bez nich żołnierze dalej by latali w futrach i walili się maczugami. A teraz mają skanery, zbroje, statki kosmiczne i działa przeciw kosmiczne. Technologia współgra z wojskiem idealnie.
Eve oddała holo mapę i uśmiechnęła się delikatnie. Jednak po chwili jej wzrok padł na dłoń Vivian, którą zasalutowała na pożegnanie. Była w dość kiepskim stanie. Sińce i strupy ukazywały, że dość niedawno została powierzchnia skórna dość mocno naruszona. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Bez chwili zastanowienia dogoniła blondynkę i złapała ją za rękę.
- Czekaj Vivan. Mam coś dla Ciebie. – powiedziała, po czym zaczęła zdejmować rękawiczki. Chwilę później wręczyła je Halfce. – Proszę. Są Twoje. Ja mam takich jeszcze kilka par, a i tak noszę je dla wygody, zaś Tobie się o wiele bardziej przydadzą. I nie warz mi się sprzeciwiać bo pokażę Ci, że potrafię być groźna. To prezent. – rzekła ciemnowłosa i uśmiechnęła się. Po chwili uściskała Vivian i pożegnała się z nią. Zostali tylko Raziel, Pofu i ona.
- No to co teraz? – zapytała swojego chłopaka.
- Hmm, chyba cię odprowadzę. Zaczyna się robić późno, a ja też muszę potrenować. Nie mogę wieczne być kadetem jeśli chcę odnaleźć Axela. – powiedział szmaragdowooki, z lekkim chłodem w głosie. Eve wiedziała o co mu chodzi. W dalszym stopniu się zamęczał. Dziewczyna kiwnęła głową, po czym przytuliła czerwonowłosą i ruszyła z chłopakiem w przeciwną stronę niż ta, którą obrała blondynka.
- Na razie Pofu. Miło było Cię poznać. Do następnego razu. – powiedziała. Kiedy przeszli kilkadziesiąt metrów zauważyli, że minęli już zakręt i znaleźli się na zupełnie pustym korytarzu. Łysol, którego para znokautowała wcześniej pewnie został zabrany do szpitala. Byli sami, a dźwięk ich kroków rozbrzmiewał niczym wystrzały. Cisza była aż namacalna.
Occ:
Początek treningu.
Vi dostajesz prezent od Eve. Rękawiczki!
Haziu korytarz jest pusty. Zaczynamy zabawę.
- Vivan ma rację. – powiedział Raziel. – Zwolnić z treningów może Cię jedynie ciężka kontuzja, rozkaz trenera albo śmierć. W pozostałych przypadkach radzę Ci się pojawić na Sali. Ja na przykład wróciłem na Mordownię, zaledwie kilka chwil po tym jak nastawili mi wybity bark, poskładali złamane żebra i zszyli łuk brwiowy. I nikt się nie przejmował czy mnie coś boli, czy mój strój wygląda jak szmata. Natychmiast musiałem walczyć i udowodnić, że nie jestem śmieciem, ani popychadłem. Więc leć szybko po ten strój i módl się by Trener był łaskawy. A i taka rada. Podczas meldowania wyprostuj się i zasalutuj w ten sposób. – W tym momencie Zahne uniósł prawą dłoń do skroni i pokazał jak Pofu jak zasalutować. – Dzięki temu może nie dostaniesz w twarz, za nieokazanie szacunku.
To było coś nowego. Kruczowłosy udzielił rady kompletnie nieznanej mu dziewczynie, tylko po to by miała łatwiej? Po to, żeby jej nie zgnoili na dzień dobry i nie sprowadzili do roli psa? Tak. Zrobił to. I czuł się z tym dobrze. Może to obecność i wpływ Eve oraz Vivian coś w nim zmieniły. Nie wiedział tego, ale lodowa bariera zaczynała się kruszyć. Nie słuchał nawet odpowiedzi Vivian napytanie swojej dziewczyny. Był zbyt zaintrygowany swoim uczynkiem.
- No rozumiem. Każdy robi to do czego jest stworzony. Gdybym chciała mogłabym tu startować, ale byłoby mi ciężko. Mam twardy charakter i nie lubię jak ktoś mi każe robić rzeczy, do których nie mam przekonania. No i nie znoszę znęcania się. Akademia jest miejscem, gdzie niektórzy mogą zacząć od nowa. Mają tu czystą kartę. – powiedział Eve patrząc się przy okazji na swojego chłopaka. Pobyt w Saiyańskiej Akademii zmienił go. Nawet jeśli on sam tego nie dostrzegał. – Mam nadzieję, że wam się to uda i nie stracicie swoich marzeń ani ideałów. Mówiąc krótko, nie dajcie się zgnoić.
Po chwili Pofu wyciągnęła holo mapkę, którą wszyscy nowi kadeci otrzymywali po zarejestrowaniu się i dołączeniu do sił wojskowych Vegety. Vi wyjaśniała jak obsługiwać urządzenie, zaś Eve przypatrywała się mu z ciekawością. Zawsze lubiła takie rzeczy.
- Mogę zobaczyć? – zapytała, po czym delikatnie zaczęła sprawdzać mapkę. – Całkiem nieźle to wykombinowali, ale można by wprowadzić kilka usprawnień. Na przykład listę trenerów i gdzie się akuratnie znajdują. Można też by dać tu jakiś plan ćwiczeń, czy też opis misji. Wiem, że są do tego inne urządzenia, ale sensownie byłoby połączyć to w jednym. Dzięki czemu, można by sprawdzić za pomocą takiego gadżetu ranę zadaną przez przeciwnika. Od razu wyskakiwałaby informacja co zrobić by ją wyleczyć, albo jak ustabilizować swój stan. To urządzenia ma potencjał, tylko trzeba znaleźć sposoby. I dlatego właśnie potrzebni są nam naukowcy. Bo jak to dobrze stwierdziłaś. Bez nich żołnierze dalej by latali w futrach i walili się maczugami. A teraz mają skanery, zbroje, statki kosmiczne i działa przeciw kosmiczne. Technologia współgra z wojskiem idealnie.
Eve oddała holo mapę i uśmiechnęła się delikatnie. Jednak po chwili jej wzrok padł na dłoń Vivian, którą zasalutowała na pożegnanie. Była w dość kiepskim stanie. Sińce i strupy ukazywały, że dość niedawno została powierzchnia skórna dość mocno naruszona. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Bez chwili zastanowienia dogoniła blondynkę i złapała ją za rękę.
- Czekaj Vivan. Mam coś dla Ciebie. – powiedziała, po czym zaczęła zdejmować rękawiczki. Chwilę później wręczyła je Halfce. – Proszę. Są Twoje. Ja mam takich jeszcze kilka par, a i tak noszę je dla wygody, zaś Tobie się o wiele bardziej przydadzą. I nie warz mi się sprzeciwiać bo pokażę Ci, że potrafię być groźna. To prezent. – rzekła ciemnowłosa i uśmiechnęła się. Po chwili uściskała Vivian i pożegnała się z nią. Zostali tylko Raziel, Pofu i ona.
- No to co teraz? – zapytała swojego chłopaka.
- Hmm, chyba cię odprowadzę. Zaczyna się robić późno, a ja też muszę potrenować. Nie mogę wieczne być kadetem jeśli chcę odnaleźć Axela. – powiedział szmaragdowooki, z lekkim chłodem w głosie. Eve wiedziała o co mu chodzi. W dalszym stopniu się zamęczał. Dziewczyna kiwnęła głową, po czym przytuliła czerwonowłosą i ruszyła z chłopakiem w przeciwną stronę niż ta, którą obrała blondynka.
- Na razie Pofu. Miło było Cię poznać. Do następnego razu. – powiedziała. Kiedy przeszli kilkadziesiąt metrów zauważyli, że minęli już zakręt i znaleźli się na zupełnie pustym korytarzu. Łysol, którego para znokautowała wcześniej pewnie został zabrany do szpitala. Byli sami, a dźwięk ich kroków rozbrzmiewał niczym wystrzały. Cisza była aż namacalna.
Occ:
Początek treningu.
Vi dostajesz prezent od Eve. Rękawiczki!
Haziu korytarz jest pusty. Zaczynamy zabawę.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Sob Paź 05, 2013 12:07 am
Rozejrzał się po korytarzu. Poza zakrwawionym i jęczącym gdzieś pod ścianą kadetem nie było nikogo. Chociaż... Ktoś się zbliżał. Dwójka, niezbyt mocna. Ki jednego z nich była jakoś dziwne znajoma. Zaraz się okaże kto to. Tymczasem podszedł do poobijanego Saiyan'a i podniósł go "za kołnierz". Teraz ich twarze znajdowały się na tym samym poziomie.
- A teraz bądź grzecznym chłopcem i odpowiedz na pytanie. Wspomniałeś komuś o tym co wydarzyło się kilkanaście minut temu, piętro niżej? Wiesz co mam na myśli - uśmiechnął się złośliwie.
Młodzik spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem. Zaczął coś bełkotać, trudno go było zrozumieć. Na koniec zwymiotował obficie na posadzkę. Katsu ledwo zdążył zrobić unik. Odrzucił kadeta z powrotem na podłogę, wprost w kałużę jego własnych wymiocin. Najwyraźniej przesadził i teraz ten gówniarz nie jest w stanie nic powiedzieć. A to oznacza, że jest mu niepotrzebny....
Raziel i Eve właśnie wyszli zza zakrętu. Widzieli jak Tsuful podnosi nogę, po czym wgniata ją w plecy bezbronnego ogoniastego. Słyszeli jego wrzask bólu oraz pękające kości. A po chwili jego ostatnie tchnienie. Makabryczny widok kolejnego morderstwa popełnionego przez wroga Saiyan. A ten już wpatrywał się w szmaragdowookiego, przypominając sobie zajście przed stołówką. A więc to ktoś, kto zna tego złotowłosego szczyla. Niezbyt dobrze, jednak....
- Może być ciekawie - szepnął z uśmiechem.
Spojrzał na martwe ciało, po czym ponownie przeniósł wzrok na nowoprzybyłych. Kopnął truchło, które przeleciało kilka metrów i wpadło do dziury w podłodze, spadając piętro niżej.
- Nie spodobał mi się kolor jego uniformu - zakpił Tsuful.
Z jednej strony powinien być ostrożny w towarzystwie bruneta. On poznał już nieco Hazard'a i prawdopodobnie ma o nim dobre zdanie. A tu nagle natyka się na niego w pustym korytarzu, będąc świadkiem morderstwa popełnianego przez złotowłosego. Ale nawet jeżeli zorientuje się, że coś nie gra to co z tego? Z łatwością go zlikwiduje i po problemie. I tę panienkę również. A może... kusiło go by nieco zabawić się z tą dwójką. Zrobił parę kroków w przód. Zatrzymał się będąc ze 2 metry od ogoniastych. Skrzyżował ramiona i przez chwilę wpatrywał się w nich w milczeniu. W końcu rzekł spokojnie:
- Czołem. Jak tam mija dzień? - wyszczerzył zęby, po czym kontynuował - romantyczna przechadzka po Akademii? To Twoja dziewczyna? - wskazał Eve podbródkiem - masz dobry gust, jest naprawdę niezła. Pewnie fajnie się ją posuwa co? Sam z chęcią bym to zrobił.
Podejrzewał co dzieje się teraz w głowie Raziel'a. Kadet musiał zdawać sobie sprawę z tego, że jego znajomy jest od niego dużo silniejszy. Ale co to przed chwilą usłyszał.... Saiyan'ie byli rasą przygłupich małpiszonów, ale nie zdzierżą obrazy swej kobiety. Był bardzo ciekaw reakcji chłopaka na tą prowokacje.
- A teraz bądź grzecznym chłopcem i odpowiedz na pytanie. Wspomniałeś komuś o tym co wydarzyło się kilkanaście minut temu, piętro niżej? Wiesz co mam na myśli - uśmiechnął się złośliwie.
Młodzik spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem. Zaczął coś bełkotać, trudno go było zrozumieć. Na koniec zwymiotował obficie na posadzkę. Katsu ledwo zdążył zrobić unik. Odrzucił kadeta z powrotem na podłogę, wprost w kałużę jego własnych wymiocin. Najwyraźniej przesadził i teraz ten gówniarz nie jest w stanie nic powiedzieć. A to oznacza, że jest mu niepotrzebny....
Raziel i Eve właśnie wyszli zza zakrętu. Widzieli jak Tsuful podnosi nogę, po czym wgniata ją w plecy bezbronnego ogoniastego. Słyszeli jego wrzask bólu oraz pękające kości. A po chwili jego ostatnie tchnienie. Makabryczny widok kolejnego morderstwa popełnionego przez wroga Saiyan. A ten już wpatrywał się w szmaragdowookiego, przypominając sobie zajście przed stołówką. A więc to ktoś, kto zna tego złotowłosego szczyla. Niezbyt dobrze, jednak....
- Może być ciekawie - szepnął z uśmiechem.
Spojrzał na martwe ciało, po czym ponownie przeniósł wzrok na nowoprzybyłych. Kopnął truchło, które przeleciało kilka metrów i wpadło do dziury w podłodze, spadając piętro niżej.
- Nie spodobał mi się kolor jego uniformu - zakpił Tsuful.
Z jednej strony powinien być ostrożny w towarzystwie bruneta. On poznał już nieco Hazard'a i prawdopodobnie ma o nim dobre zdanie. A tu nagle natyka się na niego w pustym korytarzu, będąc świadkiem morderstwa popełnianego przez złotowłosego. Ale nawet jeżeli zorientuje się, że coś nie gra to co z tego? Z łatwością go zlikwiduje i po problemie. I tę panienkę również. A może... kusiło go by nieco zabawić się z tą dwójką. Zrobił parę kroków w przód. Zatrzymał się będąc ze 2 metry od ogoniastych. Skrzyżował ramiona i przez chwilę wpatrywał się w nich w milczeniu. W końcu rzekł spokojnie:
- Czołem. Jak tam mija dzień? - wyszczerzył zęby, po czym kontynuował - romantyczna przechadzka po Akademii? To Twoja dziewczyna? - wskazał Eve podbródkiem - masz dobry gust, jest naprawdę niezła. Pewnie fajnie się ją posuwa co? Sam z chęcią bym to zrobił.
Podejrzewał co dzieje się teraz w głowie Raziel'a. Kadet musiał zdawać sobie sprawę z tego, że jego znajomy jest od niego dużo silniejszy. Ale co to przed chwilą usłyszał.... Saiyan'ie byli rasą przygłupich małpiszonów, ale nie zdzierżą obrazy swej kobiety. Był bardzo ciekaw reakcji chłopaka na tą prowokacje.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Sob Paź 05, 2013 1:21 pm
Koszarowy nie miał najmniejszych problemów z podniesieniem bezwładnie zwisającej Halfki. Zajęczała zdziwiona i zniesmaczona, kiedy zaciągnął się jej potem, ale nie miała sił, żeby zaprotestować. Już myślała, że katuszy ciąg dalszy, kiedy zbliżył się do nich jakiś inny, obcy Vulfili mężczyzna. Miał groźny wyraz twarzy, podkreślony skośnymi i uniesionymi w kąciku brwiami. Trudno było dziewczynie stwierdzić, czego używał na włosy, że stały w tak regularnym kształcie, ale z pewnością było to mocne i z ciągnącą się z tyłu kitą stylizowane na modę dico-polo na Ziemi.
Mimo tego Vulfili wcale nie było do śmiechu, obawiała się, że dostanie jej się i od tego mężczyzny, gdy ten zachował się całkiem niespodziewanie. Kazał Koszarowemu ją puścić i tak też znowu pofrunęła na stertę rozprutych materacy. Kiedy Koszarowy o niewiadomym imieniu zniknął z pola widzenia kadetki, ta zanurkowała w pluszu. Przez chwilę nie było jej widać a jedynie pianka wypełniająca materace poruszała się faliście. W końcu wyłoniła się, na włosach mając kilka paprochów. Wyszła na czworakach przed nowego trenera. Dmuchnęła do góry, chcąc zdmuchnąć jeden z śmietków. Ten pofrunął gdzieś na salę, a półsaiyanka z jękiem podnosiła się na nogi, ręką masując bolący pośladek.
- Dziękuję.- stęknęła jedynie w odpowiedzi młodemu saiyankowi, po czym poczłapała do ściany. Z wieszaka wzięła pierwszy lepszy ręcznik, którym wytarła czoło i pachy. Następnie sięgnęła po butelkę z wodą, nie zastanawiając się nawet przez sekundę, do kogo może należeć. Klapnęła na ławkę. W tym momencie była zmęczona i zła, więc ktokolwiek śmiał zbliżyć się do niej, ryzykował przegryzieniem tętnicy szyjnej.
Po odsapnięciu Vulfila zastanawiała się, co mogłaby z sobą zrobić w czasie przerwy. Zdecydowanie przydałby jej sie prysznic, bo śmierdziała nie lepiej niż uliczny menel. Tylko gdzie? Na pewno nie we wspólnej łaźni. Pozostawało spróbować u Hazarda lub Altaira. Jeśli blondyn siedziałby w swoim pokoju, po prostu spróbuje szczęścia u bruneta.
Podniosła się z ławki i ruszyła do wyjścia i na korytarz. W zasadzie w tym momencie było jej wszystko jedno, kogo spotka po drodze i co się stanie. Zauważyła przed sobą Raziela i Eve, idących za zakręt. No dobrze, może było jej wszystko jedno, ale przed nimi już się raz zbłaźniła. Podeszła do zakrętu i oparła się plecami o ścianę. Wychyliła tylko głowę, żeby zobaczyć, jak daleko parka się oddali. Wtedy zauważyła Hazarda.
"O nie!"- mruknęła w myślach, znowu przywierając do ściany. "Co za niefart"- myślała, ale wtedy dopiero dotarło do niej, co właściwie zauważyła. Znowu wychyliła się gwałtownie. Hazard przypierał kogoś butem do podłogi. Vulfila zrobiła wielkie oczy. "Co za psychol"- komentowała w myślach. Z nią siedział jak przymilny kotek w parku, a teraz terroryzuje jakiegoś biednego kadeta? Nie, on go ZABIJA!
Halfka znowu przywarła do ściany, pobladła, a pot wystąpił jej na czoło. Co za dziwna sytuacja, czy jej się to śni? Nie wiedziała, co zrobić, więc zdecydowała się przez chwilę odczekać. W najgorszym razie pobiegnie na salę po trenera.
- fryzura:
Mimo tego Vulfili wcale nie było do śmiechu, obawiała się, że dostanie jej się i od tego mężczyzny, gdy ten zachował się całkiem niespodziewanie. Kazał Koszarowemu ją puścić i tak też znowu pofrunęła na stertę rozprutych materacy. Kiedy Koszarowy o niewiadomym imieniu zniknął z pola widzenia kadetki, ta zanurkowała w pluszu. Przez chwilę nie było jej widać a jedynie pianka wypełniająca materace poruszała się faliście. W końcu wyłoniła się, na włosach mając kilka paprochów. Wyszła na czworakach przed nowego trenera. Dmuchnęła do góry, chcąc zdmuchnąć jeden z śmietków. Ten pofrunął gdzieś na salę, a półsaiyanka z jękiem podnosiła się na nogi, ręką masując bolący pośladek.
- Dziękuję.- stęknęła jedynie w odpowiedzi młodemu saiyankowi, po czym poczłapała do ściany. Z wieszaka wzięła pierwszy lepszy ręcznik, którym wytarła czoło i pachy. Następnie sięgnęła po butelkę z wodą, nie zastanawiając się nawet przez sekundę, do kogo może należeć. Klapnęła na ławkę. W tym momencie była zmęczona i zła, więc ktokolwiek śmiał zbliżyć się do niej, ryzykował przegryzieniem tętnicy szyjnej.
Po odsapnięciu Vulfila zastanawiała się, co mogłaby z sobą zrobić w czasie przerwy. Zdecydowanie przydałby jej sie prysznic, bo śmierdziała nie lepiej niż uliczny menel. Tylko gdzie? Na pewno nie we wspólnej łaźni. Pozostawało spróbować u Hazarda lub Altaira. Jeśli blondyn siedziałby w swoim pokoju, po prostu spróbuje szczęścia u bruneta.
Podniosła się z ławki i ruszyła do wyjścia i na korytarz. W zasadzie w tym momencie było jej wszystko jedno, kogo spotka po drodze i co się stanie. Zauważyła przed sobą Raziela i Eve, idących za zakręt. No dobrze, może było jej wszystko jedno, ale przed nimi już się raz zbłaźniła. Podeszła do zakrętu i oparła się plecami o ścianę. Wychyliła tylko głowę, żeby zobaczyć, jak daleko parka się oddali. Wtedy zauważyła Hazarda.
"O nie!"- mruknęła w myślach, znowu przywierając do ściany. "Co za niefart"- myślała, ale wtedy dopiero dotarło do niej, co właściwie zauważyła. Znowu wychyliła się gwałtownie. Hazard przypierał kogoś butem do podłogi. Vulfila zrobiła wielkie oczy. "Co za psychol"- komentowała w myślach. Z nią siedział jak przymilny kotek w parku, a teraz terroryzuje jakiegoś biednego kadeta? Nie, on go ZABIJA!
Halfka znowu przywarła do ściany, pobladła, a pot wystąpił jej na czoło. Co za dziwna sytuacja, czy jej się to śni? Nie wiedziała, co zrobić, więc zdecydowała się przez chwilę odczekać. W najgorszym razie pobiegnie na salę po trenera.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Sob Paź 05, 2013 8:25 pm
Pomieszczenie było puste. lecz do czasu. Kiedy Raziel i Eve zbliżyli się do rogu usłyszeli huk, a zaraz po tym krzyk. Gdy się wyłonili zza załomu dostrzegli makabryczną scenę. Złotowłosy wojownik, który wcześniej pomagał Vernilowi zapanować nad furią naciskał stopą na plecy jakiegoś zakrwawionego kadeta. Scena wyglądała jakby została wyjęta z horroru. W podłodze ziała olbrzymia dziura, zaś część korytarza gdzie znajdował się Nashi i jego ofiara była we krwi. Raziel przymrużył oczy wpatrując się jak Hazard miażdży kości chłopaka i zabija go na miejscu. Oczy kruczowłosego były puste. Zero emocji. Poczuł jak paznokcie Eve wbijają mu się delikatnie w ramię. Dla dziewczyny w zielonym topie była to nowość. Wiedziała, że w Akademii jest brutalnie, ale że aż tak. To przekraczało jakiekolwiek pojęcie. Żołnierz znęcał się z wyraźną satysfakcją nad tym biedakiem. Nikt nie reagował. Przecież powinni już tu przybiec trenerzy i powstrzymać tego bydlaka. Lecz nic się nie stało. Hazard bez problemu dokończył dzieła i teraz zbliżał się do pary.
-Spokojnie. – szepnął Raziel do Eve. Może nie wyglądał, ale obawiał się tego złotookiego Saiyanina. Wcześniej wydawał mu porządną osobą, lecz teraz. Było w nim coś innego. Nie był pewien, ale czuł się jakby w korytarzu, ktoś odkręcił kurek z napisem zło. Było to aż przytłaczające.
- Wszyscy raczej noszą takie same kolory. Twój uniform jest identyczny do tego jaki miał na sobie tamten kadet. – powiedział spokojnie szmaragdowooki. Jego głos był wyprany ze wszystkich uczuć. Na powrót lodowa maska zagościła na twarzy syna Aryenne. Lecz nie z powodu by się odseparować. Wolał działać spokojnie i rozważnie by nie sprowokować Nashi. Gdyby był sam miałby łatwiej, lecz była z nim jeszcze Eve.
Popatrzył się na Hazarda. Cała jego postawa wyrażała arogancję i butę. Nawet uśmiech nie był szczery. Bardziej przypominał uśmiech dzikiego zwierza, które miało zaraz rzucić się do gardła. Lód kontra pasja.
- Jak na razie nieźle i chciałbym by tak pozostało. Wybacz ale teraz się spieszymy i nie mamy czasu na pogawędki. – rzekł brunet zaciskając pięści po ostatnich słowach rozmówcy. Gdyby byli na podobnym poziomie dałby mu w pysk. Lecz nie miał z nim szans i dobrze o tym wiedział. Ruszył do przodu i modlił się by ten psychol go nie zaatakował. Po sekundzie jednak coś do niego dotarło. Odwrócił się i zobaczył, że Eve wpatruje się Nashiemu prosto w oczy. W jej wzroku była furia.
- Słuchaj ty bydlaku. Myślisz, że kim jesteś? Myślisz, że możesz sobie zabić bezbronnego kadeta, a potem rzucać czymś takim? – powiedziała tykając Hazarda w pierś palcem. – Otóż nie możesz. Nie masz żadnego prawa do mnie. I nie waż się więcej nawet do mnie odzywać bo zrobię Ci coś gorszego niż to!
W tym momencie Saiyanka uderzyła Hazarda otwartą dłonią prosto w twarz. Huk rozległ się po całym korytarzu. Twarz wojownika zaczęła czerwienić się, tworząc ślad plaśnięcia. Eve rzuciła mu jeszcze jedno wściekłe spojrzenie po czym ruszyła w stronę syna Aryenne.
- Idziemy Raziel. Z panem już skończyliśmy.
Occ:
Kolejny post treningowy.
Haz dostajesz legendarnym policzkiem. Paraliż na jedną turę (Żarcik).
Uderzenie w stylu tym, jaki prezentowała Anna w Królu Szamanów.
-Spokojnie. – szepnął Raziel do Eve. Może nie wyglądał, ale obawiał się tego złotookiego Saiyanina. Wcześniej wydawał mu porządną osobą, lecz teraz. Było w nim coś innego. Nie był pewien, ale czuł się jakby w korytarzu, ktoś odkręcił kurek z napisem zło. Było to aż przytłaczające.
- Wszyscy raczej noszą takie same kolory. Twój uniform jest identyczny do tego jaki miał na sobie tamten kadet. – powiedział spokojnie szmaragdowooki. Jego głos był wyprany ze wszystkich uczuć. Na powrót lodowa maska zagościła na twarzy syna Aryenne. Lecz nie z powodu by się odseparować. Wolał działać spokojnie i rozważnie by nie sprowokować Nashi. Gdyby był sam miałby łatwiej, lecz była z nim jeszcze Eve.
Popatrzył się na Hazarda. Cała jego postawa wyrażała arogancję i butę. Nawet uśmiech nie był szczery. Bardziej przypominał uśmiech dzikiego zwierza, które miało zaraz rzucić się do gardła. Lód kontra pasja.
- Jak na razie nieźle i chciałbym by tak pozostało. Wybacz ale teraz się spieszymy i nie mamy czasu na pogawędki. – rzekł brunet zaciskając pięści po ostatnich słowach rozmówcy. Gdyby byli na podobnym poziomie dałby mu w pysk. Lecz nie miał z nim szans i dobrze o tym wiedział. Ruszył do przodu i modlił się by ten psychol go nie zaatakował. Po sekundzie jednak coś do niego dotarło. Odwrócił się i zobaczył, że Eve wpatruje się Nashiemu prosto w oczy. W jej wzroku była furia.
- Słuchaj ty bydlaku. Myślisz, że kim jesteś? Myślisz, że możesz sobie zabić bezbronnego kadeta, a potem rzucać czymś takim? – powiedziała tykając Hazarda w pierś palcem. – Otóż nie możesz. Nie masz żadnego prawa do mnie. I nie waż się więcej nawet do mnie odzywać bo zrobię Ci coś gorszego niż to!
W tym momencie Saiyanka uderzyła Hazarda otwartą dłonią prosto w twarz. Huk rozległ się po całym korytarzu. Twarz wojownika zaczęła czerwienić się, tworząc ślad plaśnięcia. Eve rzuciła mu jeszcze jedno wściekłe spojrzenie po czym ruszyła w stronę syna Aryenne.
- Idziemy Raziel. Z panem już skończyliśmy.
Occ:
Kolejny post treningowy.
Haz dostajesz legendarnym policzkiem. Paraliż na jedną turę (Żarcik).
Uderzenie w stylu tym, jaki prezentowała Anna w Królu Szamanów.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Sob Paź 05, 2013 9:44 pm
Reakcja Raziel'a była nieco zaskakująca. Pomimo sytuacji zachował spokój i zimną krew. Ze wspomnień które posiadał Hazard wynikało, iż ten kadet taki właśnie jest. A może by tak zabawić się po raz kolejny? Zmusić chłopaka by wpadł w furię? To dopiero wyzwanie. Chociaż to raczej nie spowoduje wzrostu jego umiejętności bojowych, a na tym poniekąd mu zależało. Dość już miał słabych przeciwników, z którymi kończył jednym prostym ciosem. Z wielką przyjemnością zmierzyłby się z kimś, kto zmusiłby go do walki na większym poziomie. Ta dwójka raczej nie zapewni mu tej przyjemności.
Policzek od Eve był dość zaskakujący. Ta dziewczyna naprawdę była bojowo nastawiona, skoro po tym co widziała zdecydowała się na taki krok. Niezbyt interesowała ona Katsu - jej Ki nie rzucała na kolana. Co innego Raziel, miał wrażenie że można z niego wycisnąć dużo więcej. Dostrzegł zaciśnięte pięści, po tym co powiedział o jego dziewczynie. Nie do końca jest taki opanowany jak myślał. Stanął przed dylematem - kogo najpierw doprowadzić do szewskiej pasji? Z Eve poszłoby mu łatwiej, ale szmaragdowooki będzie większym wyzwaniem. Zobaczy jak rozwinie się sytuacja i podejmie decyzję później. Po tym co zrobiła brunetka nie mógł pozwolić ot tak sobie jej odejść. Tsuful szybkim ruchem złapał ją za łokieć i obrócił w swoją stronę. Zbliżył się, ich twarze dzieliło góra kilkanaście centymetrów.
- Odważna jesteś - wyszeptał - widziałaś co zrobiłem z tamtym śmieciem, a mimo to mnie uderzyłaś. W każdej chwili mogę to samo zrobić z Tobą.
Chwycił dziewczynę za podbródek i uniósł go lekko. Odwrócił głowę w bok, ciekaw reakcji Raz'a.
- Nie pozwolę by taka mała zdzira klepała mnie po twarzy. Nie jesteś godna tego by mnie dotykać. Ale wiesz co jest w tym wszystkich najlepsze? Że za Twoją arogancję zapłaci Twój chłoptaś....
Wszystko trwało przez ułamki sekund. Młody kadet nie był jeszcze w stanie zobaczyć ruchów kogoś tak szybkiego jak Katsu. Poczuł jedynie uderzenie w żebra. Nie było zbyt mocne, lecz wystarczające, by odleciał w bok, uderzył w ścianę i przeleciał na drugą stronę. Kolejna dziura spowodowana przez Tsufula. Jak łatwo można było się domyśleć, Eve natychmiast ruszyła na ratunek ukochanemu. Król również do nich dołączy ale za chwilę. W międzyczasie zdał sobie sprawę z czyjejś obecności....
Od razu rozpoznał tę Ki. W końcu Saiyan którego ciałem zawładnął spędził z nią kilka ostatnich godzin. Znała Hazard'a, widziała co tu się zdarzyło. Bez wątpienia zdawała sobie sprawę, że coś nie gra. A jeśli ktoś ma takie podejrzenia, to wiadomo co z nim trzeba zrobić....
- Tęskniłaś? - spytał nadzwyczaj miłym głosem.
Oparł dłoń o ścianę i pochylił się nad Vulfilą. Spojrzał jej głęboko w oczy, tak samo jak wtedy gdy leżeli razem w jego kwaterze i gdy spędzali wspólne chwili w parku. Dla Katsu ta dziewczyna nie miała znaczenia. Nie wiedział nawet czy zdaje sobie sprawę z tego, że na Vegecie znajduje się jakiś pasożyt. W zasadzie to nie miało znaczenia. Śmierć zawisła nad nią w momencie, gdy znalazła sie w tym korytarzu. Złotowłosy uniósł dłoń i pogładził kadetkę po policzku.
- Nie przejmuj się - kontynuował tym samym tonem - nie miałem wyboru, musiałem go ukarać. Nie śmiałem tknąć jego dziewczyny, dlatego jemu się dostało - zjechał nieco niżej głaszcząc szyję Vulfili - nie lubię gdy ktoś traktuje mnie w ten sposób. Tak jak Ty to zrobiłaś całkiem niedawno....
Dłoń Tsufula zacisnęła się na jej gardle. Ścisnął mocniej i uniósł bezbronną kadetkę wyżej. Po chwili zaczęło brakować jej tchu.
- Jesteś tylko w połowie Saiyanką, więc nie będę aż tak brutalny.
Już niemal traciła przytomność. Katsu szybkim ruchem rzucił jej bezwładne ciało za siebie. Podobnie jak Raziel uderzyła w ścianę i przebiła się na wylot. Tyle że zamiast wylecieć na dwór, poleciała wgłąb budynku. Nie obchodziło go gdzie wylądowała i ile pokoi po drodze zwiedziła. Prawdopodobnie jest już martwa. A nawet jeśli to przez jakiś czas będzie niezdolna do poruszania się. Zanim to nastąpi on będzie nowym władcą Vegety. Z uśmiechem szaleńca wyleciał na zewnątrz, chcąc sprawdzić jak mają się Raz i Eve.
OCC:
Raz - 190 dmg. Zawsze możesz opisać jakieś zdarzenie, łagodzące upadek, z całej siły nie uderzyłem. Przenosimy się na plac, pisz pierwszy. Z/T x2 --> https://dbng.forumpl.net/t241-plac-przed-akademia
Vulfi - wycieczka wgłąb Akademii kosztuje Cię 400 dmg. Nie zapomnij zdać ładnej relacji z tego co po drodze widziałaś. Biorąc pod uwagę Twój stan, nie będziesz w stanie tak od razu naskarżyć na mnie Trenerowi
Policzek od Eve był dość zaskakujący. Ta dziewczyna naprawdę była bojowo nastawiona, skoro po tym co widziała zdecydowała się na taki krok. Niezbyt interesowała ona Katsu - jej Ki nie rzucała na kolana. Co innego Raziel, miał wrażenie że można z niego wycisnąć dużo więcej. Dostrzegł zaciśnięte pięści, po tym co powiedział o jego dziewczynie. Nie do końca jest taki opanowany jak myślał. Stanął przed dylematem - kogo najpierw doprowadzić do szewskiej pasji? Z Eve poszłoby mu łatwiej, ale szmaragdowooki będzie większym wyzwaniem. Zobaczy jak rozwinie się sytuacja i podejmie decyzję później. Po tym co zrobiła brunetka nie mógł pozwolić ot tak sobie jej odejść. Tsuful szybkim ruchem złapał ją za łokieć i obrócił w swoją stronę. Zbliżył się, ich twarze dzieliło góra kilkanaście centymetrów.
- Odważna jesteś - wyszeptał - widziałaś co zrobiłem z tamtym śmieciem, a mimo to mnie uderzyłaś. W każdej chwili mogę to samo zrobić z Tobą.
Chwycił dziewczynę za podbródek i uniósł go lekko. Odwrócił głowę w bok, ciekaw reakcji Raz'a.
- Nie pozwolę by taka mała zdzira klepała mnie po twarzy. Nie jesteś godna tego by mnie dotykać. Ale wiesz co jest w tym wszystkich najlepsze? Że za Twoją arogancję zapłaci Twój chłoptaś....
Wszystko trwało przez ułamki sekund. Młody kadet nie był jeszcze w stanie zobaczyć ruchów kogoś tak szybkiego jak Katsu. Poczuł jedynie uderzenie w żebra. Nie było zbyt mocne, lecz wystarczające, by odleciał w bok, uderzył w ścianę i przeleciał na drugą stronę. Kolejna dziura spowodowana przez Tsufula. Jak łatwo można było się domyśleć, Eve natychmiast ruszyła na ratunek ukochanemu. Król również do nich dołączy ale za chwilę. W międzyczasie zdał sobie sprawę z czyjejś obecności....
Od razu rozpoznał tę Ki. W końcu Saiyan którego ciałem zawładnął spędził z nią kilka ostatnich godzin. Znała Hazard'a, widziała co tu się zdarzyło. Bez wątpienia zdawała sobie sprawę, że coś nie gra. A jeśli ktoś ma takie podejrzenia, to wiadomo co z nim trzeba zrobić....
- Tęskniłaś? - spytał nadzwyczaj miłym głosem.
Oparł dłoń o ścianę i pochylił się nad Vulfilą. Spojrzał jej głęboko w oczy, tak samo jak wtedy gdy leżeli razem w jego kwaterze i gdy spędzali wspólne chwili w parku. Dla Katsu ta dziewczyna nie miała znaczenia. Nie wiedział nawet czy zdaje sobie sprawę z tego, że na Vegecie znajduje się jakiś pasożyt. W zasadzie to nie miało znaczenia. Śmierć zawisła nad nią w momencie, gdy znalazła sie w tym korytarzu. Złotowłosy uniósł dłoń i pogładził kadetkę po policzku.
- Nie przejmuj się - kontynuował tym samym tonem - nie miałem wyboru, musiałem go ukarać. Nie śmiałem tknąć jego dziewczyny, dlatego jemu się dostało - zjechał nieco niżej głaszcząc szyję Vulfili - nie lubię gdy ktoś traktuje mnie w ten sposób. Tak jak Ty to zrobiłaś całkiem niedawno....
Dłoń Tsufula zacisnęła się na jej gardle. Ścisnął mocniej i uniósł bezbronną kadetkę wyżej. Po chwili zaczęło brakować jej tchu.
- Jesteś tylko w połowie Saiyanką, więc nie będę aż tak brutalny.
Już niemal traciła przytomność. Katsu szybkim ruchem rzucił jej bezwładne ciało za siebie. Podobnie jak Raziel uderzyła w ścianę i przebiła się na wylot. Tyle że zamiast wylecieć na dwór, poleciała wgłąb budynku. Nie obchodziło go gdzie wylądowała i ile pokoi po drodze zwiedziła. Prawdopodobnie jest już martwa. A nawet jeśli to przez jakiś czas będzie niezdolna do poruszania się. Zanim to nastąpi on będzie nowym władcą Vegety. Z uśmiechem szaleńca wyleciał na zewnątrz, chcąc sprawdzić jak mają się Raz i Eve.
OCC:
Raz - 190 dmg. Zawsze możesz opisać jakieś zdarzenie, łagodzące upadek, z całej siły nie uderzyłem. Przenosimy się na plac, pisz pierwszy. Z/T x2 --> https://dbng.forumpl.net/t241-plac-przed-akademia
Vulfi - wycieczka wgłąb Akademii kosztuje Cię 400 dmg. Nie zapomnij zdać ładnej relacji z tego co po drodze widziałaś. Biorąc pod uwagę Twój stan, nie będziesz w stanie tak od razu naskarżyć na mnie Trenerowi
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Nie Paź 06, 2013 4:17 pm
Vulfila wychylała się zza zakrętu, nerwowo kręcąc ogonem na prawo i lewo. Gdy Hazard przyciągnął do siebie Eve, aż wytrzeszczyła oczy. I tak to jest właśnie z obcymi chłopakami. Niby kogoś znasz, a tu się okazuje, że nic o tej osobie nie wiesz, to psychopata lub co gorsze. A tutaj niestety było to "co gorsze". To jakiś morderca i... Jak ona mogła dać mu rączkę do masowania.
- Fuu!- pomyślała, pocierając wierzch dłoni tak, jakby to miało zetrzeć z niej dotyk Hazarda.
Nim Vulfila się obejrzała, Raziel już wyleciał przez ścianę. Stanęła jak wryta, mając nadzieję, że nikt nie zauważył jej obecności za rogiem. Już miała iść znowu na salę po trenera, gdy drogę zastąpił jej Hazard. Jego oczy płonęły dziko, włosy stały nastroszone, a cała postura wprawiała w osłupienie. Dziewczyna zamarła, przeszedł ją zimny dreszcz. Miała tylko nadzieję, że nic jej nie zrobi. Wolała go nie prowokować.
- Haz... cześć... wiesz... taaak, tęskniłam bardzo.- uśmiechnęła się głupkowato, zawstydzona jego nieustępliwym spojrzeniem.- W ogóle chyba nie masz mi za złe tej sceny u ciebie. Taka ze mnie głupia koza!- powiedziała, śmiejąc się jak kretynka i rozglądając się wokoło za kimkolwiek, kto mógłby jej pomóc lub wyczekując chwili, kiedy mogłaby się wymknąć. Wtedy Katsu pogładził ją po policzku i powiedział uspokajające "Nie przejmuj się". Vulfila starała się uspokoić, zahamować pot na czole i serce bijące ze strachu jak młot. Wzniosła przestraszone, wielkie oczy do góry na twarz chłopaka. Zaniemówiła, wciągnęła powietrze do płuc. Przeszedł niżej ręką, a halfka miała ochotę wepchnąć mu tę rękę w gardło. Gdyby tylko nie ta miażdżąca dzieląca ich różnica siły ... Gdy zaczął ją dusić wpadła w panikę. Wierzgała nogami, próbowała uwolnić się od tego uścisku, ale to wszystko daremne. Ich żegnała się z życiem, łzy popłynęły jej po policzkach, ale wtedy saiyan rzucił nią o ścianę...
OCC: Z/T do: https://dbng.forumpl.net/t103-korytarz
- Fuu!- pomyślała, pocierając wierzch dłoni tak, jakby to miało zetrzeć z niej dotyk Hazarda.
Nim Vulfila się obejrzała, Raziel już wyleciał przez ścianę. Stanęła jak wryta, mając nadzieję, że nikt nie zauważył jej obecności za rogiem. Już miała iść znowu na salę po trenera, gdy drogę zastąpił jej Hazard. Jego oczy płonęły dziko, włosy stały nastroszone, a cała postura wprawiała w osłupienie. Dziewczyna zamarła, przeszedł ją zimny dreszcz. Miała tylko nadzieję, że nic jej nie zrobi. Wolała go nie prowokować.
- Haz... cześć... wiesz... taaak, tęskniłam bardzo.- uśmiechnęła się głupkowato, zawstydzona jego nieustępliwym spojrzeniem.- W ogóle chyba nie masz mi za złe tej sceny u ciebie. Taka ze mnie głupia koza!- powiedziała, śmiejąc się jak kretynka i rozglądając się wokoło za kimkolwiek, kto mógłby jej pomóc lub wyczekując chwili, kiedy mogłaby się wymknąć. Wtedy Katsu pogładził ją po policzku i powiedział uspokajające "Nie przejmuj się". Vulfila starała się uspokoić, zahamować pot na czole i serce bijące ze strachu jak młot. Wzniosła przestraszone, wielkie oczy do góry na twarz chłopaka. Zaniemówiła, wciągnęła powietrze do płuc. Przeszedł niżej ręką, a halfka miała ochotę wepchnąć mu tę rękę w gardło. Gdyby tylko nie ta miażdżąca dzieląca ich różnica siły ... Gdy zaczął ją dusić wpadła w panikę. Wierzgała nogami, próbowała uwolnić się od tego uścisku, ale to wszystko daremne. Ich żegnała się z życiem, łzy popłynęły jej po policzkach, ale wtedy saiyan rzucił nią o ścianę...
OCC: Z/T do: https://dbng.forumpl.net/t103-korytarz
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Nie Paź 06, 2013 9:43 pm
Tak jak sądziła,
Vivian ochoczo wytłumaczyła, jak działa to dziwne urządzenie. Nazwała je „mapką hologramową” , a potem, wciąż słuchając o różnych technicznych szczegółach, oddała ją na chwilę w ręce Eve. Dla niej przedmiot nie stanowił zagadki, więc od razu włączyła masę funkcji, których Pofu pewnie do końca życia nie będzie potrafiła użyć. Po krótkim zapoznaniu się, wywnioskowała, że przedmiot mógłby mieć więcej pożytecznych zastosować. Tak, żeby jeszcze trudniej było go rozgryźć – jęczała w myślach Pofu, która ledwo zapamiętała, gdzie się mapkę włącza.
Czuła się niesamowicie dobrze rozmawiając z Ósemką, Razem i Eve. Niestety czas rozstania zbliżał się wielkimi krokami i po kilku minutach rozmowy musieli się rozstać. Eve ofiarowała Vi w prezencie swoje skórzane rękawiczki, co dziewczyna przyjęła z niewielkim zaskoczeniem, ale także radością. Wszyscy się pożegnali i wrócili do załatwiania swoich spraw. Pofu najpierw tępo wpatrywała się w niknące w tłumie uczniów sylwetki zakochanych, a Kiedy zniknęli za rogiem postanowiła, że wróci do Magazynu. Nie miała pojęcia gdzie – oprócz tego miejsca – mogłaby dostać kolejny kombinezon.
Ruszyła pewnym krokiem przed siebie. Zbyt pewnym, biorąc pod uwagę, że nie wiedziała gdzie ma się udać. W momencie kiedy to sobie uświadomiła, poczuła lekkie ukłucie w klatce piersiowej. Zanim zdążyła zorientować się co się dzieje, leżała omamiona na podłodze. Jeden z kadetów – ubranych w niebieski służbowy strój – wpadł na nią i nawet nie zaprzątał sobie głowy, żeby pomóc jej wstać. Piekielna Akademia! – klęła w duszy dziewczyna, niezdarnie usiłując się podnieść.
- Co Ty tu jeszcze robisz, Baka? Na twoim miejscu wiałbym ile sił w nogach… – usłyszała za swoimi plecami.
Rozejrzała się wokoło. Korytarz zdecydowanie przerzedniał i znajdowało się na nim coraz mniej uczniów. Kadeci w mgnieniu oka rozpierzchli się we wszystkie strony, byleby tylko ominąć akurat wejście do Sali treningowej. Może i Pofu była niedoświadczona, ale nie głupia! Coś musiało się w pobliżu wydarzyć, albo po prostu ktoś nie miał ochoty, by ta cała hałastra pałętała się po korytarzu. Ciekawość Pofu nie dała jej odejść spokojnie, bez wyjaśnienia całej sytuacji. Od razu poczuła nutkę wzbierającej w niej adrenaliny. Uśmiechnęła się na samą myśl, że niedaleko dzieje się coś niebezpiecznego.
Zarzuciła na plecy torbę i pomknęła w kierunku, w którym oddalił się Raz z Eve. Oby tylko to im się nic nie stało!!! – pomyślała i w tym samym momencie gwałtownie się zatrzymała. Wysoki blondyn trzymał za ubrania przed sobą jednego z kadetów. Bezszelestnie wróciła za róg i przylgnęła do ściany. Klatka piersiowa niebezpiecznie się unosiła, ale starała się wyciszyć oddech. Udało się jej to na tyle, że bez problemów słyszała co się dzieje nieco dalej. „Bądź grzecznym chłopakiem” – dudniło jej w głowie, kiedy brała kolejne wdechy. Usłyszała odgłos wymiotowania, a potem coś ciężkiego uderzyło o podłogę. - To chyba najbezpieczniejsze wyjście dla niego. Gdyby był w pełni sił, to ten bydlak na pewno zrobiłby mu większą krzywdę. Pewnie niedługo ktoś go zabierze do punkty lekarskiego – próbowała sobie wytłumaczyć sytuację, oczywiście nie biorąc pod uwagę najczarniejszej z opcji. Odetchnęła z ulgą, ponieważ większości z przewrażliwionych mięśniaków, chcących tylko bezsensownego rozlewu krwi, zwykle wystarczało doprowadzenie jednej ofiary do jej granic i pokazanie tym samym swojej wyższości. Nie miała odwagi by się poruszyć, bo wciąż ten koleś tkwił tam, zapewne oglądając jakiego wspaniałego dzieła dokonał. Phi! – nawet nie ucieka.
Każda sekunda wyczekiwania dłużyła się Pofu niemiłosiernie, ale nie mogła się pozbyć wrażenia, że to nie koniec, że tym razem nie będzie tak jak „z większością przewrażliwionych mięśniaków”. Do jej uszu doszedł szmer, a potem dźwięk jednego z głosów, które już znała. Eve! – otwarła usta w niemym krzyku. Od razu ogarnęła ją fala strachu. Jak taka wątła dziewczyna poradzi sobie z dobrze wyuczonym wojownikiem? – liczyła, że szybko i najlepiej bez większych ran dla koleżanki. Podniosło ją na duchu to, że obok niej na pewno był Raziel i w razie problemów to on mógł ją obronić. Zacisnęła mocno powieki, kiedy usłyszała odgłos uderzenia, odbijający się po pustym korytarzu. Wiedziała, że Sayianie prowadzą rozmowę, ale adrenalina tętniąca w jej żyłach uniemożliwiała jej wsłuchanie się w poszczególne słowa. Wiedziała, że nie może im pomóc, że nie może porwać się z motyka na słońce i zaatakować ciemiężcę. Nie teraz, kiedy byłą taka słaba.
Tutaj wszyscy będą starali wgnieść Ciebie w ziemię. Złamać. Nie straszę, ostrzegam – będzie boleć. Ci którzy wytrzymają nie tylko próby cielesne, ale i fizyczne wyjdą cało. Lubią wystawiać na próbę naszą moralność i system wartości… – słowa Vivian na nowo pojawiły się w jej głowie. To niesprawiedliwe! - nie mogła sobie z tym poradzić. Serce nakazywało jej biec po pomoc, strać się wezwać kogoś odpowiedzialnego, ale umysł twardo trzymał ją w ryzach, paraliżując ciało. Jedna samotna łza spłynęła po jej policzku. Nie mogła nawet jej powstrzymać! Zacisnęła pięści, kiedy usłyszała ogromny huk, jak gdyby walił się cały budynek. Eve jest bezpieczna, Eve jest bezpieczna! Raz to wytrzyma – powtarzała jak mantrę, usiłując wymazać pojawiające się w jej świadomości obrazy.
Mięśniak uderzył kolejnym ciałem o ścianę.Nie! – krzyknęło jej wewnętrzne ja i Pofu poczuła, że otrzymuje nowy zapas sił. Otwarła kolejną łzę, pojawiającą się w kąciku jej oka. Ruszyła pędem przed siebie, aż do samych drzwi sali treningowej. Wpadła i momentalnie zaczęła szukać wzrokiem kogoś odpowiedzialnego, kogoś kto mógłby pomóc Razielowi i Eve. Pośród morza ludzi ubranych w granatowe uniformy, dostrzegła postawnego mężczyznę, który wyglądał nieco inaczej. Pomknęła do niego szybko, przeciskając się przez ćwiczących kadetów. Rozpychała się łokciami, aby utorować sobie drogę. Kilka razy oberwała w żebra, a nawet twarz kończynami rówieśników. Nie powstrzymywało ją to jednak. Tylko kilka metrów zostało jej do przebycia. Trzy… Dwa… Jeden… Już! Kiedy przed nim stanęła, ciężko dysząc i przypominając sobie słowa Raziela, uniosła prawą dłoń do skroni i zasalutowała Sayianinowi. Wyszło trochę inaczej niż gdy to robił Raz, ale błagała w myślach, żeby mężczyzna w dobry sposób odebrał jej intencje. Tak intencje tutaj liczyły się najbardziej!
-Trenerze! Trenerze, tam na korytarzu się biją! – wydarła się. Nic innego nie przychodziło jej do głowy. Nie wiedziała jak ma się zwrócić do tego Sayianina, by odebrał ją właściwie. Wpatrywała się wielkimi oczami w jego ponurą twarz, nabierającą teraz purpurowego koloru.
- Jak śmiesz! – wrzasnął, wymierzając jej mocnego plaskacza. Pofu zupełnie nie przygotowana na taką reakcję, upadła na ziemię, od razu przystawiając sobie dłonie do policzka. Piekła ją cała twarz. - Mogę pominąć już nawet to bezczelne skarżenie na kolegów! Nie wiesz, że tutaj każdy powinien sobie radzić sam? Czy to się w twojej głupiej główce nie mieści? – krzyczał, trącając ją w czoło swoim grubym paluchem. Pofu o dziwo nie zaczęła płakać. Dumnie znosiła irracjonalną postawę trenera.
- Chcę, żeby tylko pan zobaczył co się tam dzieje. Oni się tam pozabijają! – odważyła się zwrócić mu uwagę. W jej oczach skrzyły się niebezpieczne iskierki. Takim spojrzeniem przewiercała na wskroś trenera, który CHYBA POWINIEN jej pomóc! Chociaż to sprawdzić!
Wymierzył jej drugi policzek, nawet nie siląc się na podniesienie ją z klęczek. Stłumiła jęk przygryzając dolną wargę. Cała jej odwaga skuliła się niemiłosiernie okręcając się wokół zdrowego rozsądku. Zacisnęła jeszcze mocniej pięści, aż paznokcie zaczęły wbijać się w jej skórę.
I Pofu zrobiła coś na co w innych okolicznościach nigdy by sobie nie pozwoliła. Ba! Nie byłaby w stanie tego zrobić. Wspierając się na pięściach, wstała i popatrzyła mężczyźnie prosto w oczy. Starała się mu przekazać wszystko co czuje, wszystko co ją martwi i w tej chwili jak ważne jest by po prostu tylko tam poszedł. Cała sala przestała się liczyć i stała tylko naprzeciwko faceta, który był odpowiedzialny za wszystko, co dla Pofu w tej chwili liczyło się najbardziej.
- Tylko proszę…. – szepnęła, starając się nie zmącić swojego przesłania, swojej chwili. Mężczyzna wydawał się nawet przez chwilę być przekonany do jej racji. Zbliżył się do niej, stawiając jeden mały krok.
- Nie obchodzi mnie co masz do powiedzenia. Jak dla mnie nawet ci wszyscy Sayianie, którzy tu teraz są mogliby zniknąć. Nie przejąłbym się tym, tak samo jak nie przejmuje się co się z tobą zaraz stanie – pogładził Pofu po jej policzku, delikatnie przytrzymując ją za brodę, tak żeby patrzyła mu prosto w oczy. Wiała tam pustka, zero zrozumienia, zero współczucia! Ruda zamknęła oczy. – W dodatku pojawiasz się tutaj ni stąd nie zowąd bez kombinezonu, wyglądając jak jakaś ofiara… – wycedził przez zęby, a twarz Pofu omiotło ciepło jego oddechu. Cisza przed burza – pomyślała i w tym samym momencie poczuła w dole brzucha silne ukłucie. Zsunęła się znowu na kolana, łapiąc się za brzuch. Wszystko wkoło pociemniało. Pofu miała ochotę płakać, ale nie dla tego, że bała się bólu, który ogarnął jej ciało. Nie! Pofu przepełniał strach o Eve i Raziela. Z tłumoku wyrwał ją głos trenera:
- Zostałaś potraktowana tak łagodnie, bo jesteś tutaj świeżakiem. Na twoim miejscu bałbym się pierwszego treningu na tej Sali. A teraz jeśli życie Ci miłe oddal się stąd jak najszybciej, bo zaraz mogę przestać być miły.
OCC: Rozpoczęcie treningu.
Z tematu do >>Magazyn/Zbrojownia[/i]
Vivian ochoczo wytłumaczyła, jak działa to dziwne urządzenie. Nazwała je „mapką hologramową” , a potem, wciąż słuchając o różnych technicznych szczegółach, oddała ją na chwilę w ręce Eve. Dla niej przedmiot nie stanowił zagadki, więc od razu włączyła masę funkcji, których Pofu pewnie do końca życia nie będzie potrafiła użyć. Po krótkim zapoznaniu się, wywnioskowała, że przedmiot mógłby mieć więcej pożytecznych zastosować. Tak, żeby jeszcze trudniej było go rozgryźć – jęczała w myślach Pofu, która ledwo zapamiętała, gdzie się mapkę włącza.
Czuła się niesamowicie dobrze rozmawiając z Ósemką, Razem i Eve. Niestety czas rozstania zbliżał się wielkimi krokami i po kilku minutach rozmowy musieli się rozstać. Eve ofiarowała Vi w prezencie swoje skórzane rękawiczki, co dziewczyna przyjęła z niewielkim zaskoczeniem, ale także radością. Wszyscy się pożegnali i wrócili do załatwiania swoich spraw. Pofu najpierw tępo wpatrywała się w niknące w tłumie uczniów sylwetki zakochanych, a Kiedy zniknęli za rogiem postanowiła, że wróci do Magazynu. Nie miała pojęcia gdzie – oprócz tego miejsca – mogłaby dostać kolejny kombinezon.
Ruszyła pewnym krokiem przed siebie. Zbyt pewnym, biorąc pod uwagę, że nie wiedziała gdzie ma się udać. W momencie kiedy to sobie uświadomiła, poczuła lekkie ukłucie w klatce piersiowej. Zanim zdążyła zorientować się co się dzieje, leżała omamiona na podłodze. Jeden z kadetów – ubranych w niebieski służbowy strój – wpadł na nią i nawet nie zaprzątał sobie głowy, żeby pomóc jej wstać. Piekielna Akademia! – klęła w duszy dziewczyna, niezdarnie usiłując się podnieść.
- Co Ty tu jeszcze robisz, Baka? Na twoim miejscu wiałbym ile sił w nogach… – usłyszała za swoimi plecami.
Rozejrzała się wokoło. Korytarz zdecydowanie przerzedniał i znajdowało się na nim coraz mniej uczniów. Kadeci w mgnieniu oka rozpierzchli się we wszystkie strony, byleby tylko ominąć akurat wejście do Sali treningowej. Może i Pofu była niedoświadczona, ale nie głupia! Coś musiało się w pobliżu wydarzyć, albo po prostu ktoś nie miał ochoty, by ta cała hałastra pałętała się po korytarzu. Ciekawość Pofu nie dała jej odejść spokojnie, bez wyjaśnienia całej sytuacji. Od razu poczuła nutkę wzbierającej w niej adrenaliny. Uśmiechnęła się na samą myśl, że niedaleko dzieje się coś niebezpiecznego.
Zarzuciła na plecy torbę i pomknęła w kierunku, w którym oddalił się Raz z Eve. Oby tylko to im się nic nie stało!!! – pomyślała i w tym samym momencie gwałtownie się zatrzymała. Wysoki blondyn trzymał za ubrania przed sobą jednego z kadetów. Bezszelestnie wróciła za róg i przylgnęła do ściany. Klatka piersiowa niebezpiecznie się unosiła, ale starała się wyciszyć oddech. Udało się jej to na tyle, że bez problemów słyszała co się dzieje nieco dalej. „Bądź grzecznym chłopakiem” – dudniło jej w głowie, kiedy brała kolejne wdechy. Usłyszała odgłos wymiotowania, a potem coś ciężkiego uderzyło o podłogę. - To chyba najbezpieczniejsze wyjście dla niego. Gdyby był w pełni sił, to ten bydlak na pewno zrobiłby mu większą krzywdę. Pewnie niedługo ktoś go zabierze do punkty lekarskiego – próbowała sobie wytłumaczyć sytuację, oczywiście nie biorąc pod uwagę najczarniejszej z opcji. Odetchnęła z ulgą, ponieważ większości z przewrażliwionych mięśniaków, chcących tylko bezsensownego rozlewu krwi, zwykle wystarczało doprowadzenie jednej ofiary do jej granic i pokazanie tym samym swojej wyższości. Nie miała odwagi by się poruszyć, bo wciąż ten koleś tkwił tam, zapewne oglądając jakiego wspaniałego dzieła dokonał. Phi! – nawet nie ucieka.
Każda sekunda wyczekiwania dłużyła się Pofu niemiłosiernie, ale nie mogła się pozbyć wrażenia, że to nie koniec, że tym razem nie będzie tak jak „z większością przewrażliwionych mięśniaków”. Do jej uszu doszedł szmer, a potem dźwięk jednego z głosów, które już znała. Eve! – otwarła usta w niemym krzyku. Od razu ogarnęła ją fala strachu. Jak taka wątła dziewczyna poradzi sobie z dobrze wyuczonym wojownikiem? – liczyła, że szybko i najlepiej bez większych ran dla koleżanki. Podniosło ją na duchu to, że obok niej na pewno był Raziel i w razie problemów to on mógł ją obronić. Zacisnęła mocno powieki, kiedy usłyszała odgłos uderzenia, odbijający się po pustym korytarzu. Wiedziała, że Sayianie prowadzą rozmowę, ale adrenalina tętniąca w jej żyłach uniemożliwiała jej wsłuchanie się w poszczególne słowa. Wiedziała, że nie może im pomóc, że nie może porwać się z motyka na słońce i zaatakować ciemiężcę. Nie teraz, kiedy byłą taka słaba.
Tutaj wszyscy będą starali wgnieść Ciebie w ziemię. Złamać. Nie straszę, ostrzegam – będzie boleć. Ci którzy wytrzymają nie tylko próby cielesne, ale i fizyczne wyjdą cało. Lubią wystawiać na próbę naszą moralność i system wartości… – słowa Vivian na nowo pojawiły się w jej głowie. To niesprawiedliwe! - nie mogła sobie z tym poradzić. Serce nakazywało jej biec po pomoc, strać się wezwać kogoś odpowiedzialnego, ale umysł twardo trzymał ją w ryzach, paraliżując ciało. Jedna samotna łza spłynęła po jej policzku. Nie mogła nawet jej powstrzymać! Zacisnęła pięści, kiedy usłyszała ogromny huk, jak gdyby walił się cały budynek. Eve jest bezpieczna, Eve jest bezpieczna! Raz to wytrzyma – powtarzała jak mantrę, usiłując wymazać pojawiające się w jej świadomości obrazy.
Mięśniak uderzył kolejnym ciałem o ścianę.Nie! – krzyknęło jej wewnętrzne ja i Pofu poczuła, że otrzymuje nowy zapas sił. Otwarła kolejną łzę, pojawiającą się w kąciku jej oka. Ruszyła pędem przed siebie, aż do samych drzwi sali treningowej. Wpadła i momentalnie zaczęła szukać wzrokiem kogoś odpowiedzialnego, kogoś kto mógłby pomóc Razielowi i Eve. Pośród morza ludzi ubranych w granatowe uniformy, dostrzegła postawnego mężczyznę, który wyglądał nieco inaczej. Pomknęła do niego szybko, przeciskając się przez ćwiczących kadetów. Rozpychała się łokciami, aby utorować sobie drogę. Kilka razy oberwała w żebra, a nawet twarz kończynami rówieśników. Nie powstrzymywało ją to jednak. Tylko kilka metrów zostało jej do przebycia. Trzy… Dwa… Jeden… Już! Kiedy przed nim stanęła, ciężko dysząc i przypominając sobie słowa Raziela, uniosła prawą dłoń do skroni i zasalutowała Sayianinowi. Wyszło trochę inaczej niż gdy to robił Raz, ale błagała w myślach, żeby mężczyzna w dobry sposób odebrał jej intencje. Tak intencje tutaj liczyły się najbardziej!
-Trenerze! Trenerze, tam na korytarzu się biją! – wydarła się. Nic innego nie przychodziło jej do głowy. Nie wiedziała jak ma się zwrócić do tego Sayianina, by odebrał ją właściwie. Wpatrywała się wielkimi oczami w jego ponurą twarz, nabierającą teraz purpurowego koloru.
- Jak śmiesz! – wrzasnął, wymierzając jej mocnego plaskacza. Pofu zupełnie nie przygotowana na taką reakcję, upadła na ziemię, od razu przystawiając sobie dłonie do policzka. Piekła ją cała twarz. - Mogę pominąć już nawet to bezczelne skarżenie na kolegów! Nie wiesz, że tutaj każdy powinien sobie radzić sam? Czy to się w twojej głupiej główce nie mieści? – krzyczał, trącając ją w czoło swoim grubym paluchem. Pofu o dziwo nie zaczęła płakać. Dumnie znosiła irracjonalną postawę trenera.
- Chcę, żeby tylko pan zobaczył co się tam dzieje. Oni się tam pozabijają! – odważyła się zwrócić mu uwagę. W jej oczach skrzyły się niebezpieczne iskierki. Takim spojrzeniem przewiercała na wskroś trenera, który CHYBA POWINIEN jej pomóc! Chociaż to sprawdzić!
Wymierzył jej drugi policzek, nawet nie siląc się na podniesienie ją z klęczek. Stłumiła jęk przygryzając dolną wargę. Cała jej odwaga skuliła się niemiłosiernie okręcając się wokół zdrowego rozsądku. Zacisnęła jeszcze mocniej pięści, aż paznokcie zaczęły wbijać się w jej skórę.
I Pofu zrobiła coś na co w innych okolicznościach nigdy by sobie nie pozwoliła. Ba! Nie byłaby w stanie tego zrobić. Wspierając się na pięściach, wstała i popatrzyła mężczyźnie prosto w oczy. Starała się mu przekazać wszystko co czuje, wszystko co ją martwi i w tej chwili jak ważne jest by po prostu tylko tam poszedł. Cała sala przestała się liczyć i stała tylko naprzeciwko faceta, który był odpowiedzialny za wszystko, co dla Pofu w tej chwili liczyło się najbardziej.
- Tylko proszę…. – szepnęła, starając się nie zmącić swojego przesłania, swojej chwili. Mężczyzna wydawał się nawet przez chwilę być przekonany do jej racji. Zbliżył się do niej, stawiając jeden mały krok.
- Nie obchodzi mnie co masz do powiedzenia. Jak dla mnie nawet ci wszyscy Sayianie, którzy tu teraz są mogliby zniknąć. Nie przejąłbym się tym, tak samo jak nie przejmuje się co się z tobą zaraz stanie – pogładził Pofu po jej policzku, delikatnie przytrzymując ją za brodę, tak żeby patrzyła mu prosto w oczy. Wiała tam pustka, zero zrozumienia, zero współczucia! Ruda zamknęła oczy. – W dodatku pojawiasz się tutaj ni stąd nie zowąd bez kombinezonu, wyglądając jak jakaś ofiara… – wycedził przez zęby, a twarz Pofu omiotło ciepło jego oddechu. Cisza przed burza – pomyślała i w tym samym momencie poczuła w dole brzucha silne ukłucie. Zsunęła się znowu na kolana, łapiąc się za brzuch. Wszystko wkoło pociemniało. Pofu miała ochotę płakać, ale nie dla tego, że bała się bólu, który ogarnął jej ciało. Nie! Pofu przepełniał strach o Eve i Raziela. Z tłumoku wyrwał ją głos trenera:
- Zostałaś potraktowana tak łagodnie, bo jesteś tutaj świeżakiem. Na twoim miejscu bałbym się pierwszego treningu na tej Sali. A teraz jeśli życie Ci miłe oddal się stąd jak najszybciej, bo zaraz mogę przestać być miły.
OCC: Rozpoczęcie treningu.
Z tematu do >>Magazyn/Zbrojownia[/i]
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Czw Paź 17, 2013 6:05 pm
W dłonie dziewczyny włożono parę czarnych rękawiczek.
Jeden z niewielu prezentów jakie kiedykolwiek Vivian dostała. Ładne, porządnie wykonane i przede wszystkim praktyczne. Wojownik na piękno raczej nie zważa, ale czarna skóra prezentowała się świetnie. W dodatku były bez palców, co osobiście się kadetce podobało. Słowa sprzeciwu, czy chociaż obiekcji uwięzły jej w gardle – nie wyglądało na to, by Eve była osobą która łatwo zmienia zdanie. Prędzej wepchnęłaby jej prezent do gardła gdyby tylko zasugerowała oddanie.
Dziewczyna nałożyła rękawiczki i poruszyła palcami dla wprawy. Pasowały idealnie i jeszcze pozostało w nich echo ciepła innych rąk. Zacisnęła pięści, rozluźniła je i dla wprawy zamachnęła, zdzielając wyimaginowanego przeciwnika po łbie. Kadetka miała wrażenie, że to jej druga skóra, a nie element garderoby. Chciała mieć coś takiego od dawna… Życzenia czasem się spełniają.
Uśmiech, spojrzenie, skinienie głowy w kierunku pary jasno pokazały jej wdzięczność, gdy luźno im zasalutowała i odeszła w kierunku sali. Odwróciła jeszcze głowę, by ujrzeć rozmawiającą czarnowłosą parę i odchodzącą czerwonowłosą, świeżo upieczoną kadetkę.
Jak na złość lekki uśmiech nie schodził z jej ust. Jakby przykleił się do kącika jej ust i za nic nie chciał uciec, obalając tym samym teorię, że Ósemka za rzadko się szczerzy.
Cieszyła się bardzo, a jednocześnie nie. Jak drzazga tkwi pod skórą, tak sielankowy dzień wydawał się być najzwyczajniej podejrzany. Określenie przyczyny przychodziło jej z trudem.
Bardzo typowe. Vivian nie wiedziała czy co dzień zakłada maskę, czy jej naturalnym stanem jest skakanie pomiędzy humorami. Huśtawką nastrojów tego nie można było nazwać. To było jak nurkowanie na łeb na szyję ze stromych stopni podpisanych kolejno – zadowolenie, obojętność, niepokój. Kiedyś skręci sobie kark.
Niepokój. Zbyt mocno ostatnio dawał jej się we znaki. Kilka luźnych słów, uśmiechów, krótka pogawędka i podarunek a prawdopodobnie wyczerpała limit tolerancji wobec innych. Chociaż rękawiczki sprawiły, że akcje Eve i tym samym Raziela skoczyły o oczko wyżej. Wydaję się płytkie, ale mało kto, rozmawiając z nią pięć minut dawał jej jakiś prezent.
Została tylko jedna rzecz. Odbudować zbiornik paliwa poprzez natychmiastowe i gwałtowne, a nawet nieco brutalne wymęczenie mięśni. Worki odpadają, może przerzuci się na manekiny? Rozejrzała się po sali omiatając od stóp do głów wielkie pomieszczenie. Manekiny… Czemu nie? Ósemka zbliżyła się do grupy kukieł wykonanych z metalu i połamanych sprzętów, które były za dobre do wyrzucenia a w sam raz do sklepania. W akademii nic się nie marnuję. Złapała za jedną karykaturę Changa, stawiając go przed sobą.
Zrobiła krok w tył, potarła blond kosmyk i mocno uderzyła w głowę przeciwnika. Makówka jaszczura odleciała w powietrzę, znikając gdzieś w tłumie. Ósemka zawiesiła się na moment, wpatrując w zdekapitowaną kukłę i odrobinę spłoszona nerwowo potarła strzechę na głowię. Nie włożyła za dużo siły w ten cios, ani manekin nie wydawał się być rozlatujący. Czy jej moc urosła do tego stopnia, że bez trudu wyrwała umocowaną na pręcie kulę? Bądź, co bądź, ale ostatnio rozwaliła wypchany kamieniami worek, nie powinna się dziwić.
Przyjrzała się swoim dłoniom. Rękawiczka nie miała nawet rysy na czarnej skórze, ale tego się należy spodziewać. Vivian nie ma co marzyć o takim sprzęcie, a Eve ma tak na co dzień… No nic…
Powinna spróbować kontrolować swoją siłę, w innym wypadku zrobi komuś poważną krzywdę.
No nie.
- Szlag. – Burknęła pod nosem z krzywym uśmiechem.
O to chodzi w życiu wojownika, że ma walczyć i wyrządzić jak największą krzywdę wojownikowi. Niemniej, Ósemka musi nad sobą panować a ostatnio coraz gorzej z tym idzie… W tym samym momencie w zamyśloną głowę dziewczyny coś uderzyło. Potarła czoło odruchowo i spojrzała w dół. Zdeformowana komicznie makówka kukły upadła u jej stóp. Podążyła wzrokiem do miejsca skąd przyleciała i ujrzała wysokiego Nashi, patrzącego na nią z uśmiechem pełnym politowania.
- Swoich rzeczy trzeba pilnować. Ciekawe co by było, gdybyś trafiła trenera… Albo jeszcze ktoś się potknie i będzie na Ciebie, a kara za coś takiego sama w sobie brzmi idiotycznie.
Vivian podniosła głowę manekina i osadziła ją na powrót na wykrzywionym pręcie, nie zaszczycając chłopaka więcej spojrzeniem.
- Idiotyczne jest oberwanie głową Changa. – Mruknęła.
-Wolałabyś pięścią? – Saiyan wydawał się rozbawiony.
- Pięść łatwiej ugryźć. – Odpaliła Ósemka i nie odwracając się nawet odeszła w składowisko manekinów.
Tam wybrała sobie jednego, postanawiając zbadać umiejętność samokontroli. Uderzała otwartą dłonią w pierś kukły, za każdym razem odrobinę zwiększając swoją siłę. Ciężkie to było zadanie, bo do tej pory nie znała własnych granic. Najpierw lekki cios sprawił, że pojawiło się wgłębienie. O ile to możliwe, starała się zahamować moc, jednocześnie z takim samym rozpędem uderzając. Brzmiało głupio i jeszcze głupiej się czuła gdy coś, co miało działać, nie dawało efektu. Na skroni pojawił się pot. Podnosiła poprzeczkę, do momentu, gdy jej ręka przebiła się przez manekina jak przez masło. Vivian zwiesiła lekko głowę zastanawiając, czy coś to dało.
Spróbowała jeszcze raz, tym razem kopiąc. Ustawiona bokiem do kukły, wyrzucała nogę w powietrze, trafiając w szyję przeciwnika. Głowa malowniczo odpadła i zawirowała obok jej nogi. Jako-taki sukces był, ponieważ nie wyleciała jak wystrzelona pod sufit. Jakiś kadet zabrał makówkę zanim Ósemka zdążyła zaprotestować, ale w praktyce niepotrzebna jej była ta kula. Chłopak uśmiechnął się do niej, puścił oko i znikł w tłumie ze sztuczną głową pod pachą. No nic, nie należy wnikać, tylko dalej ćwiczyć.
Kontrola mocy też była wyczerpująca. Kadetka wiedziała, że nie jest dobra w zmuszani własnej Ki do współpracy, ale może w ten sposób do tego dojdzie. Małymi kroczkami oczywiście, najpierw siła fizyczna, potem mentalna… Prawdopodobnie. Tym tropem dojdzie do czegoś.
Jak Vivian się uprze, to wiele się może zdarzyć.
Ćwiczyła. Rozwaliła z dziesięć manekinów i zabierała się za jedenastego, rzucając spojrzenia spod spoconej, przyklejonej do czoła grzywki. Raczej nie z wysiłku, ale niepojętego poczucia zaczęło się jej robić niedobrze. Nie był to strach, niepokój, radość, gniewa ani złość. Nie potrafiła tego zdefiniować. Chciała to wykrzyczeć, ale gdyby zaczęła wrzeszczeć na Mordowni bez powodu, odesłano by ją do skrzydła szpitalnego. Gdy coś ją bolało, śmiała się z bólu i z siebie. Potem zabijała to dręcząc się nad mięśniami, a w ostateczności chce się jej teraz krzyczeć. Może najlżejszym sposobem byłyby łzy, ale znienawidziłaby siebie, gdyby padła nagle na kolana zanosząc się szlochem.
Dwudziesty drugi manekin. Oddech choć przyśpieszony był równomierny i o ile to możliwe spokojny. Spojrzenie Vivian było stateczne, całkowicie pochłonęło ją mierzenie mocy. Nie wychodziło tak jak chciała. Gdy starała się lekko uderzyć w manekina, masakrowała mu rękę a czasem robiła niepewne wgniecenie. Jednoznacznie nad tym nie panowała, chociaż teoretycznie wiedziała co robić, by przybijając komuś piątkę nie urwać dłoni.
Zgrzana i zmęczona kadetka odepchnęła dwudziestą ósmą kukłę na bok, obcierając zbierający się na czole pot. Jednego dnia nie opanuje nagle mocy swojego ciała. Źle, źle się z tym czuła. Już wcześniej podejrzewała, że może mieć z tym problem, ale do tej pory działało to na jej korzyść. W końcu w bójce chodziło o to by uderzyć jak najmocniej.
Doczłapała do ławek pod ścianę i usiadła na najbliższej, oddychając głęboko. Oparła się o chłodną ścianę, ciesząc z jej dotyku na rozgrzanej skórze. Przerwa się jej przyda. Spojrzenie nieświadomie wędrowało po suficie, a Ósemka uspokajała bicie serca po wysiłku.
……zzz………khaa……………yyhu…………eha……zzha………
Potarła powieki zmęczonym ruchem, a potem dłońmi przejechała po skroniach i dotknęła uszu. Niski, piskliwy dźwięk pojawił się w jej głowie. Jakże odmienny od wcześniejszych ataków bólu, teraz był zwyczajnie drażniący. Brzmiał jak nieskładne mamrotanie, albo raczej piskliwy głos dziewczątka uciekającego w popłochu przed jakimś futrzanym gryzoniem.
Coś mignęło jej przed oczyma. Coś czarnego i białego.
Na kolana dziewczyny spadł ciężki przedmiot. Skołowana zamrugała, niepewna co się stało i co ma myśleć. Podniosła znalezisko ostrożnie. Była to kolejna głowa manekina, jeszcze bardziej obita, tak, że nie było widać prowizorycznych śladów twarzy. Obróciła ją w dłoniach. Mnóstwo świeżych wgnieceń, widocznie ktoś tak jak Vivian nie lubi półśrodków.
- Hej, Ósemka! Podaj! – Wesoły krzyk doleciał z góry.
Pod sufitem krążyła grupka kadetów, wraz z tym jednym, który podwędził wcześniej głowę manekina. Vivian podrzuciła wysoko makówkę kukły, a najbliższy z kadetów momentalnie do niej podleciał i wykopał w powietrze. Zaraz następny rzucił się, odbijając ją pięścią. I kolejny zablokował głowę kolanem, wybijając na bok.
Piłka latała tak szybko, że rozmywała się w jedną smugę. Kadeci śmigali na wszystkie strony. Kto by przypuszczał jedna obita głowa manekina a tyle radości. Póki co trener z przymrużeniem oka przyglądał się temu „treningowi”. Koszarowy też pewnie nie miałby nic przeciwko, ale pewnie tylko wtedy, gdyby to była głowa prawdziwego Changelinga.
Vivian przyglądała się chwilę jak latają goniąc za oryginalną piłką, po czym uśmiechnęła się, przeciągnęła i pomyślała, że warto byłoby pójść do kwatery. Wyszła z sali, nieświadoma tego, że kilka par oczu uważnie się jej przygląda.
OOC ---> Koniec treningu
[zt] ---> Się dopisze~
Jeden z niewielu prezentów jakie kiedykolwiek Vivian dostała. Ładne, porządnie wykonane i przede wszystkim praktyczne. Wojownik na piękno raczej nie zważa, ale czarna skóra prezentowała się świetnie. W dodatku były bez palców, co osobiście się kadetce podobało. Słowa sprzeciwu, czy chociaż obiekcji uwięzły jej w gardle – nie wyglądało na to, by Eve była osobą która łatwo zmienia zdanie. Prędzej wepchnęłaby jej prezent do gardła gdyby tylko zasugerowała oddanie.
Dziewczyna nałożyła rękawiczki i poruszyła palcami dla wprawy. Pasowały idealnie i jeszcze pozostało w nich echo ciepła innych rąk. Zacisnęła pięści, rozluźniła je i dla wprawy zamachnęła, zdzielając wyimaginowanego przeciwnika po łbie. Kadetka miała wrażenie, że to jej druga skóra, a nie element garderoby. Chciała mieć coś takiego od dawna… Życzenia czasem się spełniają.
Uśmiech, spojrzenie, skinienie głowy w kierunku pary jasno pokazały jej wdzięczność, gdy luźno im zasalutowała i odeszła w kierunku sali. Odwróciła jeszcze głowę, by ujrzeć rozmawiającą czarnowłosą parę i odchodzącą czerwonowłosą, świeżo upieczoną kadetkę.
Jak na złość lekki uśmiech nie schodził z jej ust. Jakby przykleił się do kącika jej ust i za nic nie chciał uciec, obalając tym samym teorię, że Ósemka za rzadko się szczerzy.
Cieszyła się bardzo, a jednocześnie nie. Jak drzazga tkwi pod skórą, tak sielankowy dzień wydawał się być najzwyczajniej podejrzany. Określenie przyczyny przychodziło jej z trudem.
Bardzo typowe. Vivian nie wiedziała czy co dzień zakłada maskę, czy jej naturalnym stanem jest skakanie pomiędzy humorami. Huśtawką nastrojów tego nie można było nazwać. To było jak nurkowanie na łeb na szyję ze stromych stopni podpisanych kolejno – zadowolenie, obojętność, niepokój. Kiedyś skręci sobie kark.
Niepokój. Zbyt mocno ostatnio dawał jej się we znaki. Kilka luźnych słów, uśmiechów, krótka pogawędka i podarunek a prawdopodobnie wyczerpała limit tolerancji wobec innych. Chociaż rękawiczki sprawiły, że akcje Eve i tym samym Raziela skoczyły o oczko wyżej. Wydaję się płytkie, ale mało kto, rozmawiając z nią pięć minut dawał jej jakiś prezent.
Została tylko jedna rzecz. Odbudować zbiornik paliwa poprzez natychmiastowe i gwałtowne, a nawet nieco brutalne wymęczenie mięśni. Worki odpadają, może przerzuci się na manekiny? Rozejrzała się po sali omiatając od stóp do głów wielkie pomieszczenie. Manekiny… Czemu nie? Ósemka zbliżyła się do grupy kukieł wykonanych z metalu i połamanych sprzętów, które były za dobre do wyrzucenia a w sam raz do sklepania. W akademii nic się nie marnuję. Złapała za jedną karykaturę Changa, stawiając go przed sobą.
Zrobiła krok w tył, potarła blond kosmyk i mocno uderzyła w głowę przeciwnika. Makówka jaszczura odleciała w powietrzę, znikając gdzieś w tłumie. Ósemka zawiesiła się na moment, wpatrując w zdekapitowaną kukłę i odrobinę spłoszona nerwowo potarła strzechę na głowię. Nie włożyła za dużo siły w ten cios, ani manekin nie wydawał się być rozlatujący. Czy jej moc urosła do tego stopnia, że bez trudu wyrwała umocowaną na pręcie kulę? Bądź, co bądź, ale ostatnio rozwaliła wypchany kamieniami worek, nie powinna się dziwić.
Przyjrzała się swoim dłoniom. Rękawiczka nie miała nawet rysy na czarnej skórze, ale tego się należy spodziewać. Vivian nie ma co marzyć o takim sprzęcie, a Eve ma tak na co dzień… No nic…
Powinna spróbować kontrolować swoją siłę, w innym wypadku zrobi komuś poważną krzywdę.
No nie.
- Szlag. – Burknęła pod nosem z krzywym uśmiechem.
O to chodzi w życiu wojownika, że ma walczyć i wyrządzić jak największą krzywdę wojownikowi. Niemniej, Ósemka musi nad sobą panować a ostatnio coraz gorzej z tym idzie… W tym samym momencie w zamyśloną głowę dziewczyny coś uderzyło. Potarła czoło odruchowo i spojrzała w dół. Zdeformowana komicznie makówka kukły upadła u jej stóp. Podążyła wzrokiem do miejsca skąd przyleciała i ujrzała wysokiego Nashi, patrzącego na nią z uśmiechem pełnym politowania.
- Swoich rzeczy trzeba pilnować. Ciekawe co by było, gdybyś trafiła trenera… Albo jeszcze ktoś się potknie i będzie na Ciebie, a kara za coś takiego sama w sobie brzmi idiotycznie.
Vivian podniosła głowę manekina i osadziła ją na powrót na wykrzywionym pręcie, nie zaszczycając chłopaka więcej spojrzeniem.
- Idiotyczne jest oberwanie głową Changa. – Mruknęła.
-Wolałabyś pięścią? – Saiyan wydawał się rozbawiony.
- Pięść łatwiej ugryźć. – Odpaliła Ósemka i nie odwracając się nawet odeszła w składowisko manekinów.
Tam wybrała sobie jednego, postanawiając zbadać umiejętność samokontroli. Uderzała otwartą dłonią w pierś kukły, za każdym razem odrobinę zwiększając swoją siłę. Ciężkie to było zadanie, bo do tej pory nie znała własnych granic. Najpierw lekki cios sprawił, że pojawiło się wgłębienie. O ile to możliwe, starała się zahamować moc, jednocześnie z takim samym rozpędem uderzając. Brzmiało głupio i jeszcze głupiej się czuła gdy coś, co miało działać, nie dawało efektu. Na skroni pojawił się pot. Podnosiła poprzeczkę, do momentu, gdy jej ręka przebiła się przez manekina jak przez masło. Vivian zwiesiła lekko głowę zastanawiając, czy coś to dało.
Spróbowała jeszcze raz, tym razem kopiąc. Ustawiona bokiem do kukły, wyrzucała nogę w powietrze, trafiając w szyję przeciwnika. Głowa malowniczo odpadła i zawirowała obok jej nogi. Jako-taki sukces był, ponieważ nie wyleciała jak wystrzelona pod sufit. Jakiś kadet zabrał makówkę zanim Ósemka zdążyła zaprotestować, ale w praktyce niepotrzebna jej była ta kula. Chłopak uśmiechnął się do niej, puścił oko i znikł w tłumie ze sztuczną głową pod pachą. No nic, nie należy wnikać, tylko dalej ćwiczyć.
Kontrola mocy też była wyczerpująca. Kadetka wiedziała, że nie jest dobra w zmuszani własnej Ki do współpracy, ale może w ten sposób do tego dojdzie. Małymi kroczkami oczywiście, najpierw siła fizyczna, potem mentalna… Prawdopodobnie. Tym tropem dojdzie do czegoś.
Jak Vivian się uprze, to wiele się może zdarzyć.
Ćwiczyła. Rozwaliła z dziesięć manekinów i zabierała się za jedenastego, rzucając spojrzenia spod spoconej, przyklejonej do czoła grzywki. Raczej nie z wysiłku, ale niepojętego poczucia zaczęło się jej robić niedobrze. Nie był to strach, niepokój, radość, gniewa ani złość. Nie potrafiła tego zdefiniować. Chciała to wykrzyczeć, ale gdyby zaczęła wrzeszczeć na Mordowni bez powodu, odesłano by ją do skrzydła szpitalnego. Gdy coś ją bolało, śmiała się z bólu i z siebie. Potem zabijała to dręcząc się nad mięśniami, a w ostateczności chce się jej teraz krzyczeć. Może najlżejszym sposobem byłyby łzy, ale znienawidziłaby siebie, gdyby padła nagle na kolana zanosząc się szlochem.
Dwudziesty drugi manekin. Oddech choć przyśpieszony był równomierny i o ile to możliwe spokojny. Spojrzenie Vivian było stateczne, całkowicie pochłonęło ją mierzenie mocy. Nie wychodziło tak jak chciała. Gdy starała się lekko uderzyć w manekina, masakrowała mu rękę a czasem robiła niepewne wgniecenie. Jednoznacznie nad tym nie panowała, chociaż teoretycznie wiedziała co robić, by przybijając komuś piątkę nie urwać dłoni.
Zgrzana i zmęczona kadetka odepchnęła dwudziestą ósmą kukłę na bok, obcierając zbierający się na czole pot. Jednego dnia nie opanuje nagle mocy swojego ciała. Źle, źle się z tym czuła. Już wcześniej podejrzewała, że może mieć z tym problem, ale do tej pory działało to na jej korzyść. W końcu w bójce chodziło o to by uderzyć jak najmocniej.
Doczłapała do ławek pod ścianę i usiadła na najbliższej, oddychając głęboko. Oparła się o chłodną ścianę, ciesząc z jej dotyku na rozgrzanej skórze. Przerwa się jej przyda. Spojrzenie nieświadomie wędrowało po suficie, a Ósemka uspokajała bicie serca po wysiłku.
……zzz………khaa……………yyhu…………eha……zzha………
Potarła powieki zmęczonym ruchem, a potem dłońmi przejechała po skroniach i dotknęła uszu. Niski, piskliwy dźwięk pojawił się w jej głowie. Jakże odmienny od wcześniejszych ataków bólu, teraz był zwyczajnie drażniący. Brzmiał jak nieskładne mamrotanie, albo raczej piskliwy głos dziewczątka uciekającego w popłochu przed jakimś futrzanym gryzoniem.
Coś mignęło jej przed oczyma. Coś czarnego i białego.
Na kolana dziewczyny spadł ciężki przedmiot. Skołowana zamrugała, niepewna co się stało i co ma myśleć. Podniosła znalezisko ostrożnie. Była to kolejna głowa manekina, jeszcze bardziej obita, tak, że nie było widać prowizorycznych śladów twarzy. Obróciła ją w dłoniach. Mnóstwo świeżych wgnieceń, widocznie ktoś tak jak Vivian nie lubi półśrodków.
- Hej, Ósemka! Podaj! – Wesoły krzyk doleciał z góry.
Pod sufitem krążyła grupka kadetów, wraz z tym jednym, który podwędził wcześniej głowę manekina. Vivian podrzuciła wysoko makówkę kukły, a najbliższy z kadetów momentalnie do niej podleciał i wykopał w powietrze. Zaraz następny rzucił się, odbijając ją pięścią. I kolejny zablokował głowę kolanem, wybijając na bok.
Piłka latała tak szybko, że rozmywała się w jedną smugę. Kadeci śmigali na wszystkie strony. Kto by przypuszczał jedna obita głowa manekina a tyle radości. Póki co trener z przymrużeniem oka przyglądał się temu „treningowi”. Koszarowy też pewnie nie miałby nic przeciwko, ale pewnie tylko wtedy, gdyby to była głowa prawdziwego Changelinga.
Vivian przyglądała się chwilę jak latają goniąc za oryginalną piłką, po czym uśmiechnęła się, przeciągnęła i pomyślała, że warto byłoby pójść do kwatery. Wyszła z sali, nieświadoma tego, że kilka par oczu uważnie się jej przygląda.
OOC ---> Koniec treningu
[zt] ---> Się dopisze~
Re: Sala treningowa
Pon Lut 03, 2014 5:11 pm
Trener wracając do Hikaru po drodze zahaczył o swoje biuro i zabrał scouter z szuflady. Wracał sprawdzając czy na urządzeniu znajdują się jakieś wiadomości. Zastał Misticka stojącego nieopodal Sali treningowej i patrzącego przez okno na plac przed Akademią. Na ziemie leżało jeszcze wiele ciał i rannych. Bez słowa położył dłoń na panelu sterowania i kliknął kilka przycisków. Drzwi się otworzyły się, obecne na Sali kamery rejestrujące walki zostały zasłonięte, a łopaty wentylatorów zaczęły szybciej się obracać filtrując zatęchłe powietrze. Zapach potu i gumy utrzymywał się tu juz od setek lat. Za to unowocześniły się sprzęty do treningu. Trener nagle obrócił głowę w lewo w momencie, kiedy wojownik łamał Kuro żuchwę.
- Co za idiota. – mruknął.
Już miał przyłożyć scouter do ucha ale czując, że chłopaka już nie torturują odpuścił. Pomyślał, że teraz przynajmniej młodzik nie będzie prowokował wojownika pyskując, co z pewnością miało właśnie miejsce. Spojrzał na Misticka najwyraźniej obawiając się jego gwałtownej reakcji ale ten stał spokojnie i patrzył w zupełnie inną stronę. Trener powiódł wzrokiem w to miejsce i dostrzegł w kącie Sali pod ławkami ukrytego młodego ledwie 16-letniego kadeta trzęsącego się ze strachu i siedzące w kałuży... Mężczyzna westchnął, dzieciak pewnie dopiero co wstąpił do Akademii i widział taką jadkę pierwszy raz na oczy. Niemniej nie ma jak poniżenie przed 300-letnim potężnym wojownikiem. Ale taką robotę sobie wybrał. Złapał dzieciaka niczym kocię za kark, wyciągnął i postawił. Dzieciakowi trzęsły się nogi.
- Nazwisko
- Hazel Sir – powiedział drżącym głosem dzieciak.
- Syn generała Hazela? Pewnie pierwszy raz na oczy widziałeś tyle krwi flaków i prawdziwą walkę?
Dzieciak tylko pokręcił głową twierdząco.
- Zrobimy tak. Doprowadzisz się do stanu używalności i udasz się do Skrzydła Szpitalnego i będziesz sprzątał krew i flaki tak długo, aż nie karze Ci przestać. No zagęszczaj ruchy!
Powoli przechodził od spokojnego i pobłażliwego tonu do ostrego jak brzytwa. Może ta ciekawa kara umocni nieco dzieciaka. Sytuacja była doskonałym odwzorowaniem wszystkiego, o czym mężczyzna wcześniej wspominał. Odłożył scouter na jedną z ławek. Drzwi zamknęły się za kadetem i pozostali sami.
- Coś wspominałeś że 300 lat temu było inaczej....... Dobra, bo kończy nam się czas. Dawno nie używałem minimalnej cząstki mojej Ki.
Stanął nieopodal Mistika i wystrzelił w przeciwległy kat Sali pocisk BBA, po czym telekinetycznie nakazał mu powrót w stronę obu wojowników. Nim pocisk sięgnął celu mężczyzna rozpostarł ruchami rak barierę otaczającą ich oboje i pocisk rozprysł się na niej.
- Bariere, całkiem przydatna technika. Dzięki niej możesz zatrzymać silny atak energetyczny. Uprzedzając Jednak musisz uważać, ta zdawałoby się genialna technika obronna ma ogromna wadę. Aby zatrzymać silny atak trzeba poświecić bardzo dużą ilość własnej energii. No tak, na pewno to zauważyłeś. Wybacz, nawyk nauczania. Druga technika wymaga znacznie większej koncentracji, łatwo wymyka się spod kontroli ale jest niszczycielka. Ponoć wzorowana na kształt smoka. Nazywamy ją Dragon Fist.. – mówił i jednocześnie przyciągnął koło nich jeden z manekinów.
Musiał się nieco skoncentrować ale jednocześnie kumulował Ki w prawej ręce. Chwilę później nastąpił rozbłysk i z jego ręki wystrzelił złocisty smok, przebił manekin na wysokości torsu, a potem okręcił się wokoło, niczym wąż duszący ofiarę. W końcu łeb uleciał w górę i całość energii została pochłonięta przez sufit w pomieszczeniu. Hikaru z pewnością rozpoznał, na jakim smoku wzorowana była technika. Czerwony musiał hamować Ki i zaprezentowane techniki w tym momencie były słabe ale inaczej rozwaliłby pomieszczenie.
- Atak energetyczny, jak każdy inny ale bajerancko wygląda.
OOC:
- Barrie i Dragon Fist do nauki
- Co za idiota. – mruknął.
Już miał przyłożyć scouter do ucha ale czując, że chłopaka już nie torturują odpuścił. Pomyślał, że teraz przynajmniej młodzik nie będzie prowokował wojownika pyskując, co z pewnością miało właśnie miejsce. Spojrzał na Misticka najwyraźniej obawiając się jego gwałtownej reakcji ale ten stał spokojnie i patrzył w zupełnie inną stronę. Trener powiódł wzrokiem w to miejsce i dostrzegł w kącie Sali pod ławkami ukrytego młodego ledwie 16-letniego kadeta trzęsącego się ze strachu i siedzące w kałuży... Mężczyzna westchnął, dzieciak pewnie dopiero co wstąpił do Akademii i widział taką jadkę pierwszy raz na oczy. Niemniej nie ma jak poniżenie przed 300-letnim potężnym wojownikiem. Ale taką robotę sobie wybrał. Złapał dzieciaka niczym kocię za kark, wyciągnął i postawił. Dzieciakowi trzęsły się nogi.
- Nazwisko
- Hazel Sir – powiedział drżącym głosem dzieciak.
- Syn generała Hazela? Pewnie pierwszy raz na oczy widziałeś tyle krwi flaków i prawdziwą walkę?
Dzieciak tylko pokręcił głową twierdząco.
- Zrobimy tak. Doprowadzisz się do stanu używalności i udasz się do Skrzydła Szpitalnego i będziesz sprzątał krew i flaki tak długo, aż nie karze Ci przestać. No zagęszczaj ruchy!
Powoli przechodził od spokojnego i pobłażliwego tonu do ostrego jak brzytwa. Może ta ciekawa kara umocni nieco dzieciaka. Sytuacja była doskonałym odwzorowaniem wszystkiego, o czym mężczyzna wcześniej wspominał. Odłożył scouter na jedną z ławek. Drzwi zamknęły się za kadetem i pozostali sami.
- Coś wspominałeś że 300 lat temu było inaczej....... Dobra, bo kończy nam się czas. Dawno nie używałem minimalnej cząstki mojej Ki.
Stanął nieopodal Mistika i wystrzelił w przeciwległy kat Sali pocisk BBA, po czym telekinetycznie nakazał mu powrót w stronę obu wojowników. Nim pocisk sięgnął celu mężczyzna rozpostarł ruchami rak barierę otaczającą ich oboje i pocisk rozprysł się na niej.
- Bariere, całkiem przydatna technika. Dzięki niej możesz zatrzymać silny atak energetyczny. Uprzedzając Jednak musisz uważać, ta zdawałoby się genialna technika obronna ma ogromna wadę. Aby zatrzymać silny atak trzeba poświecić bardzo dużą ilość własnej energii. No tak, na pewno to zauważyłeś. Wybacz, nawyk nauczania. Druga technika wymaga znacznie większej koncentracji, łatwo wymyka się spod kontroli ale jest niszczycielka. Ponoć wzorowana na kształt smoka. Nazywamy ją Dragon Fist.. – mówił i jednocześnie przyciągnął koło nich jeden z manekinów.
Musiał się nieco skoncentrować ale jednocześnie kumulował Ki w prawej ręce. Chwilę później nastąpił rozbłysk i z jego ręki wystrzelił złocisty smok, przebił manekin na wysokości torsu, a potem okręcił się wokoło, niczym wąż duszący ofiarę. W końcu łeb uleciał w górę i całość energii została pochłonięta przez sufit w pomieszczeniu. Hikaru z pewnością rozpoznał, na jakim smoku wzorowana była technika. Czerwony musiał hamować Ki i zaprezentowane techniki w tym momencie były słabe ale inaczej rozwaliłby pomieszczenie.
- Atak energetyczny, jak każdy inny ale bajerancko wygląda.
OOC:
- Barrie i Dragon Fist do nauki
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Wto Lut 11, 2014 4:47 pm
Milczał kiedy pojawił się dzieciak w sali, który zlał się w majty na widok mistica i trenera zdaje się. To wszystko było nie ważne. Trener w czerwieni zaczął swoją lekcję na temat bariery i innej techniki zwanej dragon fist. Zachowywał się jak nauczyciel, ale Hikaru nie słuchał go. Mógłby go zdzielić ogonem za jego zachowanie. Mistic nie był uczniem i bez słów doskonale widział zalety oraz wady obu technik. Szczególnie, że widział już kilka razy w swoim życiu do czego bariera może się przydać.
-Widzę właśnie, że bariera wymaga przynajmniej połowę Ki techniki jaką się chce odbić. Widziałem już kilka razy tą technikę i co potrafi zdziałać. Teraz pytanie-lepiej wystukać się zupełnie z energii czy przyjąć technikę na klatę ? Trzeba jednak się rozwijać całe życie. Inaczej można zostać w tyle, prawda ? Tu zatrzymał swój słowotok analizując jeszcze drugą technikę. Tej akurat nie widział jeszcze i bez wątpienia może mu się przydać. Była to chyba najpotężniejsza technika nie licząc paru wyjątków, tego typu. Co ważniejsze, użycie tego ciosu na żywym przeciwniku może spowodować, że cel zachowa się podobnie jak ten manekin, to znaczy przebije się przez jakąkolwiek obronę przeciwnika, a nawet barierę jeśli będzie zbyt słaba.
-Smok pełną gębą. Ale nie jest to zwykły atak. Ten smok może przebić się, zdawać się może, nawet przez ową barierę. Przeciwnik nie byłby w stanie wytrzymać ze swoją obroną przy takiej sile. Oczywiście wszystko zależy od okoliczności, ale taka opcja istnieje i jak najbardziej jest możliwa. Jednak małpiatek lepiej nie uczyć czegoś takiego, jeśli dożyją, sami zrozumieją. Nie każdy atak energetyczny, czy fizyczny ma taki potencjał. Znów zatrzymał się i westchnął. Mniej więcej wiedział co działo się w celach, i wiedział też gdzie się znajdują. Trener pokazał mu dwie techniki, które zapamięta i opanuje w swoim czasie. Teraz jednak trzeba było coś zrobić z młodymi. Dość tego. Zabierz mnie do mojego ucznia. Twój niebieski kolega robi coś nieprzyjemnego Kurze, a jako iż nie skończyłem z tym dzieciakiem jeszcze, jak myślałem, muszę sprowadzić do rzeczywistości drugiego pewnego sadystę.
W końcu tylko mistic mógł zadawać ból swemu uczniowi. Poza tym... tak myślał, że skończył z nim już, ale okazało się, że jednak nie koniecznie. To czego dowiedział się z akt młodego trochę nim wstrząsnęło Hikaru, nie sądził, że przeszłość znów się odezwie w dodatku w takim czasie. I miejscu. Mimo trzystu lat przeżytych, dalej rzeczywistość mogła go zaskoczyć, jak widać.
-Widzę właśnie, że bariera wymaga przynajmniej połowę Ki techniki jaką się chce odbić. Widziałem już kilka razy tą technikę i co potrafi zdziałać. Teraz pytanie-lepiej wystukać się zupełnie z energii czy przyjąć technikę na klatę ? Trzeba jednak się rozwijać całe życie. Inaczej można zostać w tyle, prawda ? Tu zatrzymał swój słowotok analizując jeszcze drugą technikę. Tej akurat nie widział jeszcze i bez wątpienia może mu się przydać. Była to chyba najpotężniejsza technika nie licząc paru wyjątków, tego typu. Co ważniejsze, użycie tego ciosu na żywym przeciwniku może spowodować, że cel zachowa się podobnie jak ten manekin, to znaczy przebije się przez jakąkolwiek obronę przeciwnika, a nawet barierę jeśli będzie zbyt słaba.
-Smok pełną gębą. Ale nie jest to zwykły atak. Ten smok może przebić się, zdawać się może, nawet przez ową barierę. Przeciwnik nie byłby w stanie wytrzymać ze swoją obroną przy takiej sile. Oczywiście wszystko zależy od okoliczności, ale taka opcja istnieje i jak najbardziej jest możliwa. Jednak małpiatek lepiej nie uczyć czegoś takiego, jeśli dożyją, sami zrozumieją. Nie każdy atak energetyczny, czy fizyczny ma taki potencjał. Znów zatrzymał się i westchnął. Mniej więcej wiedział co działo się w celach, i wiedział też gdzie się znajdują. Trener pokazał mu dwie techniki, które zapamięta i opanuje w swoim czasie. Teraz jednak trzeba było coś zrobić z młodymi. Dość tego. Zabierz mnie do mojego ucznia. Twój niebieski kolega robi coś nieprzyjemnego Kurze, a jako iż nie skończyłem z tym dzieciakiem jeszcze, jak myślałem, muszę sprowadzić do rzeczywistości drugiego pewnego sadystę.
W końcu tylko mistic mógł zadawać ból swemu uczniowi. Poza tym... tak myślał, że skończył z nim już, ale okazało się, że jednak nie koniecznie. To czego dowiedział się z akt młodego trochę nim wstrząsnęło Hikaru, nie sądził, że przeszłość znów się odezwie w dodatku w takim czasie. I miejscu. Mimo trzystu lat przeżytych, dalej rzeczywistość mogła go zaskoczyć, jak widać.
Re: Sala treningowa
Pią Lut 14, 2014 7:57 pm
- Nie ma za co. – skomentował Trener. Zrobił nieco skwaszoną minę, czuł się źle potraktowany za podzielenie się swoją wiedzą. Może był słabszy ale ostatnim atakiem mógłby zabić Misticka. Jednak nie skomentował tego.
- Nie jestem Twoim chłopcem na posyłki – skomentował chłodnym tonem. Mój „niebieski” znajomy wykonuje tylko swój rozkaz, przecież Cię o tym poinformowałem. Co prawda robi to w nieco przykry sposób, ale każdy ma swoje metody. No to chodźmy.
Mówiąc to obracał scoter w dłoniach Westchnął, założył urządzenie na ucho i obaj wojownicy opuścili salę treningową. Przez chwilę szli w milczeniu. Młody Trener wyglądał, jakby nad czymś dumał głęboko i wahał się.
- Miałbym do Ciebie prośbę. Jeśli kiedyś przyjdzie mi stanąć przeciw Tobie, to zafunduj mi godną śmierć jak przystało na wojownika, a nie naprzykrzającą się muchę.
Odwrócił głowę do Mistika i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Kilka sekund później obaj poczuli wybuch furii w miejscu karceru. Trener puścił się biegiem, przyciskając guzik na scuterze próbował skontaktować się z brodatym Trenerem.
- Sage do cholery co Ty wyprawiasz! Odezwij się Sage!
OOC:
- ZT - Karcer
- Hik piszesz jako ostatni w kolejce. Zgodnie z umową możesz zrobić z Niebieskim co chcesz ale ma pozostać żywy.
- Nie jestem Twoim chłopcem na posyłki – skomentował chłodnym tonem. Mój „niebieski” znajomy wykonuje tylko swój rozkaz, przecież Cię o tym poinformowałem. Co prawda robi to w nieco przykry sposób, ale każdy ma swoje metody. No to chodźmy.
Mówiąc to obracał scoter w dłoniach Westchnął, założył urządzenie na ucho i obaj wojownicy opuścili salę treningową. Przez chwilę szli w milczeniu. Młody Trener wyglądał, jakby nad czymś dumał głęboko i wahał się.
- Miałbym do Ciebie prośbę. Jeśli kiedyś przyjdzie mi stanąć przeciw Tobie, to zafunduj mi godną śmierć jak przystało na wojownika, a nie naprzykrzającą się muchę.
Odwrócił głowę do Mistika i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Kilka sekund później obaj poczuli wybuch furii w miejscu karceru. Trener puścił się biegiem, przyciskając guzik na scuterze próbował skontaktować się z brodatym Trenerem.
- Sage do cholery co Ty wyprawiasz! Odezwij się Sage!
OOC:
- ZT - Karcer
- Hik piszesz jako ostatni w kolejce. Zgodnie z umową możesz zrobić z Niebieskim co chcesz ale ma pozostać żywy.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Sro Mar 05, 2014 9:08 pm
Vulfila spędziła sporo dni w karcerze. Nawet zaczęła przypominać sobie zdarzenia sprzed dwóch lat, kiedy to została umieszczona w celi za bezprawne opuszczenie terenu akademii. Choć akurat tym razem miała znacznie lepszy nastrój, pomimo pewnych obaw, jakie wzbudził w niej trener. Ale nawet to nie mogło przytłumić jej wyśmienitego nastroju, kiedy wciąż przypominała sobie kolejne sceny z imprezy. Siedząc na materacu podśmiechiwała się, a czasem nawet zaśmiała się głośniej, zwracając na siebie uwagę strażnika, który patrzył na nią jak na wariatkę. I jaka duma ją rozpierała! Udało jej się zrobić rewelacyjną prywatkę na skalę całej akademii, wspaniale wypadła na scenie i świetnie się bawiła, pierwszy raz od dawien dawna szczerze się śmiała. Wreszcie czuła się częścią tego świata, a nie przytarganą siłą halfką, nieporadną uczennicą najgorszego typa na Vegecie, lecz pierwszą kadetką, która odważyła się zrobić coś tak bezczelnego jak impreza na pierwszym piętrze. Udało jej się też zwrócić na siebie uwagę chłopców. Kiedy Koszarowy nie stał nad nią, widać było, że patrzyli w jej kierunku. Po cichu liczyła na to, że kiedy opuści więzienie akademickie któryś zaprosi ją na randkę. Jej pierwszą w życiu prawdziwą randkę, nie licząc spotkania z Hazardem w parku, ale to nawet nie była randka, bo przecież nie zaprosił jej, a ona omdlała. Choć mówiąc szczerze, te chwile w parku trochę tak odbierała. Tak czy inaczej miło byłoby, gdyby ktoś ulokował w niej swoje uczucia, to coś, czego jeszcze nie doświadczyła, a jak każda samotna osoba właśnie o tym marzyła. O ile nie przesadzał jej brak chłopaka w wieku 15 lat, tak teraz czuła się osamotniona i nieatrakcyjna i właściwie swój charakter obwiniała o to, że nikt nie chciał jej wcześniej. W końcu poza tym, że Koszarowy odstraszał kawalerów, musiał być jakiś inny powód... A widok znajomych saiyan, którzy przesiadywali razem na ławkach przed akademią okazując sobie uczucia trudno było znieść. Już od dawna marzyła o tym, by spotkać księcia na białym koniu, który zakocha się w czerni jej oczu. No tak, może to niezbyt saiyanskie podejście do miłości, ale ludzka natura czasem brała górę nad dziewczyną. Gdyby tak poznała kogoś, kto wsparłby ja siłą swego charakteru i umilił wolny czas, niczego więcej nie potrzebowałaby do szczęścia. Ale póki co kadetka nie miała nikogo takiego na oku, może poza kilkoma chłopcami, ale oni obawiali się jej trenera, więc nie było o czym gadać.
Tak czy inaczej po imprezie Vulfilę czekało wiele krzyku ze strony trenera. Czuła na twarzy kropelki jego śliny, gdy na nią krzyczał. Przyzwyczaiła się już do jego wymyślnych obelg, więc nie zrobiły na niej dużego wrażenia, ale kiedy wreszcie powiedział, że może zapomnieć o awansie, trafił w czuły punkt. Strach ogarnął halfkę, serce jej zadrżało. Tyle czasu poświęconego na treningi, a teraz z powodu głupiego wybryku miała dalej męczyć się na najniższej możliwej randze? Pomiatana i wyśmiewana przez innych w akademii? Aż wyobraziła sobie te tłumy saiyan, wytykających ją palcami i nazywających ją "lamą".
Dlatego też siedząc w karcerze, Vulfila miała ochotę wyciągnąć ustną harmonijką i zagrać smętny blues...
- Straciłam wszystko, co kocham... - śpiewała w swoich myślach - I nie mam już do czego dążyć i wracać... Odebrano mi przyszłość, zabrano i przeszłość... Nie mogę liczyć na awans... i nigdy już nie zasnę w pokoju po moim kochanym... Tak, to smętny blues o saiyance, żyjącej tu i teraz.
Po kilku dniach strażnik więzienny otworzył kratę i kazał dziewczynie udać się do pokoju trenerów. Vuflila była przekonana, że znowu dostanie reprymendę i wróci do monotonnych treningów. Tylko jaką katorgę wymyśli Koszarowy tym razem? Nie będzie to na pewno nic szczególnie wymyślnego, bo na myślenie o czymkolwiek, co nie jest przyziemne, nie stać go niestety. Może pompki cały dzień? A może służenie jako worek treningowy na sali treningowej? Zasmucona poczłapała na górę. Odetchnęła kilkakrotnie głęboko. Zebrała się w sobie i ze zrezygnowaną miną weszła do środka, zamykając za sobą drzwi.
Po jakichś piętnastu minutach drzwi otworzyły się z trzaskiem i wyszedł z niego snop jasnego światła, prawie jak reflektor. W progu pojawiła się Vulfila z piersią dumnie wypiętą, rękami na biodrach, ogonem swawolnie tańczącym. Biel jej zębów wyszczerzonych w uśmiechu aż oślepiał, a pewność siebie bijąca z oczu podziałać mogła jak lasery. Dostała awans! Wreszcie mogła pomiatać kadetami! Wreszcie została doceniona! Wreszcie ziścił się pierwszy krok do zostania Imperatorową!
Energia rozpierała Vulfilę, musiała ją wyrazić. Musiała ... musiała komuś przywalić! Koszarowy by to pochwalił. Chciała stać się postrachem każdego jednego kadeta. Miała ochotę poznęcać się nad nimi, ale wiedziała, że gdyby Vivian się o tym dowiedziała, pewnie nie byłaby zachwycona. Żeby więc jakoś pozbyć się nadmiaru pobudzenia, pobiegła natychmiast na salę treningową.
OCC: Trening start!
Tak czy inaczej po imprezie Vulfilę czekało wiele krzyku ze strony trenera. Czuła na twarzy kropelki jego śliny, gdy na nią krzyczał. Przyzwyczaiła się już do jego wymyślnych obelg, więc nie zrobiły na niej dużego wrażenia, ale kiedy wreszcie powiedział, że może zapomnieć o awansie, trafił w czuły punkt. Strach ogarnął halfkę, serce jej zadrżało. Tyle czasu poświęconego na treningi, a teraz z powodu głupiego wybryku miała dalej męczyć się na najniższej możliwej randze? Pomiatana i wyśmiewana przez innych w akademii? Aż wyobraziła sobie te tłumy saiyan, wytykających ją palcami i nazywających ją "lamą".
Dlatego też siedząc w karcerze, Vulfila miała ochotę wyciągnąć ustną harmonijką i zagrać smętny blues...
- blues:
- Straciłam wszystko, co kocham... - śpiewała w swoich myślach - I nie mam już do czego dążyć i wracać... Odebrano mi przyszłość, zabrano i przeszłość... Nie mogę liczyć na awans... i nigdy już nie zasnę w pokoju po moim kochanym... Tak, to smętny blues o saiyance, żyjącej tu i teraz.
Po kilku dniach strażnik więzienny otworzył kratę i kazał dziewczynie udać się do pokoju trenerów. Vuflila była przekonana, że znowu dostanie reprymendę i wróci do monotonnych treningów. Tylko jaką katorgę wymyśli Koszarowy tym razem? Nie będzie to na pewno nic szczególnie wymyślnego, bo na myślenie o czymkolwiek, co nie jest przyziemne, nie stać go niestety. Może pompki cały dzień? A może służenie jako worek treningowy na sali treningowej? Zasmucona poczłapała na górę. Odetchnęła kilkakrotnie głęboko. Zebrała się w sobie i ze zrezygnowaną miną weszła do środka, zamykając za sobą drzwi.
Po jakichś piętnastu minutach drzwi otworzyły się z trzaskiem i wyszedł z niego snop jasnego światła, prawie jak reflektor. W progu pojawiła się Vulfila z piersią dumnie wypiętą, rękami na biodrach, ogonem swawolnie tańczącym. Biel jej zębów wyszczerzonych w uśmiechu aż oślepiał, a pewność siebie bijąca z oczu podziałać mogła jak lasery. Dostała awans! Wreszcie mogła pomiatać kadetami! Wreszcie została doceniona! Wreszcie ziścił się pierwszy krok do zostania Imperatorową!
Energia rozpierała Vulfilę, musiała ją wyrazić. Musiała ... musiała komuś przywalić! Koszarowy by to pochwalił. Chciała stać się postrachem każdego jednego kadeta. Miała ochotę poznęcać się nad nimi, ale wiedziała, że gdyby Vivian się o tym dowiedziała, pewnie nie byłaby zachwycona. Żeby więc jakoś pozbyć się nadmiaru pobudzenia, pobiegła natychmiast na salę treningową.
OCC: Trening start!
Re: Sala treningowa
Czw Mar 06, 2014 10:34 pm
- Cołem ślicnotko!
Najwyraźniej nie dane było trenować Vulfili samej. Gdy tylko się odwróciła, jej wzrok padł na niskiego chłopaka o tak... niecodziennej urodzie, że aż dech zapierało w piersiach. Obcięty "na grzybka", obdarzony jedną, lecz nadzwyczaj krzaczastą brwią, z małymi, ciemnymi oczkami, z czego każde patrzyło w innym kierunku. Ponadto miał bardzo duże wargi, zza których wyłaniały się okropnie krzywe, żółte zęby z wyraźnie przerośniętymi jedynkami. Cała twarz naznaczona była masą pryszczy, kilka z nich stanowczo domagało się ich wyciśnięcia. Praktycznie nie miał szyi, co w połączeniu z długimi ramionami nadawało mu wygląd goryla. Spora nadwaga powodowała, że spod przykrótkiej, górnej części uniformu wystawała mu pokaźna oponka. Wpatrywał się teraz rozmarzony w Vulfile, a po przywitaniu zrobił krok do przodu i rzekł, opluwając ją kropelkami śliny:
- Znam Cię! Ty jesteś tą dziewcyną, któla zlobiła niedawno impleze! Lezałem w tym casie w spitalu, miałem ostlą leakcję alelgiczną na nowy lodzaj unifolmu....
Kolejne kilka minut stwierdził na wyliczaniu swoich kolejnych schorzeń, przez które spędził na treningu ledwie kilka dni, chociaż w Akademii było od 5 lat. Co 2/3 zdania podchodził nieco bliżej, aż w końcu stał zaledwie kilkanaście centymetrów od Panny Rogozin. Po całym tym monologu, wyszczerzył się w okropnym uśmiechu i spytał:
- Umówis się ze mną?
OCC:
Szkoda, że nie udało mi się znaleźć zadowalającego obrazka. Może ktoś zechce narysować tego "przystojniaka"
Najwyraźniej nie dane było trenować Vulfili samej. Gdy tylko się odwróciła, jej wzrok padł na niskiego chłopaka o tak... niecodziennej urodzie, że aż dech zapierało w piersiach. Obcięty "na grzybka", obdarzony jedną, lecz nadzwyczaj krzaczastą brwią, z małymi, ciemnymi oczkami, z czego każde patrzyło w innym kierunku. Ponadto miał bardzo duże wargi, zza których wyłaniały się okropnie krzywe, żółte zęby z wyraźnie przerośniętymi jedynkami. Cała twarz naznaczona była masą pryszczy, kilka z nich stanowczo domagało się ich wyciśnięcia. Praktycznie nie miał szyi, co w połączeniu z długimi ramionami nadawało mu wygląd goryla. Spora nadwaga powodowała, że spod przykrótkiej, górnej części uniformu wystawała mu pokaźna oponka. Wpatrywał się teraz rozmarzony w Vulfile, a po przywitaniu zrobił krok do przodu i rzekł, opluwając ją kropelkami śliny:
- Znam Cię! Ty jesteś tą dziewcyną, któla zlobiła niedawno impleze! Lezałem w tym casie w spitalu, miałem ostlą leakcję alelgiczną na nowy lodzaj unifolmu....
Kolejne kilka minut stwierdził na wyliczaniu swoich kolejnych schorzeń, przez które spędził na treningu ledwie kilka dni, chociaż w Akademii było od 5 lat. Co 2/3 zdania podchodził nieco bliżej, aż w końcu stał zaledwie kilkanaście centymetrów od Panny Rogozin. Po całym tym monologu, wyszczerzył się w okropnym uśmiechu i spytał:
- Umówis się ze mną?
OCC:
Szkoda, że nie udało mi się znaleźć zadowalającego obrazka. Może ktoś zechce narysować tego "przystojniaka"
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Sob Mar 08, 2014 7:20 pm
Vulfila stanęła w progu sali treningowej. Położyła ręce na biodrach i z uśmiechem od ucha do ucha zastanawiała się, na czym by tu tego dnia poćwiczyć. Biegać potrafiła godzinami, przyłożenie też miała już niezłe, wytrzymałość i umiejętność przetrwania w trudnych warunkach nie stanowiły dla niej wyzwania. Pozostało więc szlifować ataki energetyczne. I kiedy już miała udać się w stronę kozłów do bicia, usłyszała jakiś sepleniący głos. Odwróciła się z wściekłością wymalowaną na twarzy (chcąc tak naśladować swojego Mistrza, niektórzy się na to nabierali i od razu szli dalej), ale wtedy ukazał się jej oczom jakiś... chłopak, o nieszczególnej urodzie. Vulfila zmarszczyła brwi i zrobiła lekko zniesmaczoną minę, kiedy pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to pole minowe pełne pryszczy na jego twarzy i wystająca oponka. Oponka! U saiyana. Z każdym kolejnym słowem coraz więcej kropelek jego śliny lądowało na twarzy dziewczyny.
Gdy zakończył swoją przemową, Vulfila modliła się tylko w duchu, żeby chociaż miał świeży oddech. Ale kiedy i to stało pod znakiem zapytania, w pierwszej reakcji miała ochotę go sprać. Bo ... tak. Co to za saiyan? Jakaś zakała i jeszcze myśli, że może tak mówić do niej, do nashi. Zacisnęła piąstki i zamachała ogonem.
Po chwili jednak naszły ją wątpliwości. Bo przecież biedak był schorowany i chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że nie jest zbyt atrakcyjny. A i to był jej pierwszy fan! Dziewczyna wciągnęła powietrze nosem i wypuściła ustami.
- Koleszko...- zaczęła, kładąc znów pięści na biodrach, żeby nadać swojej posturze pewności siebie.- Nie wiem czy zauważyłeś, ale ja jestem nashi. I cieszy mnie, że podobał ci się występ, ale widzisz, nie umawiam się z przypadkowo poznanymi chłopcami. - rzuciła dość oschłym tonem. - Żeby się ze mną umówić, musisz się baaaaardzo postarać. - niechetnie zbliżyła się do chłopaka i przeczesała mu włosy dłonią lekko - Nie jesteś jeszcze zbyt silny, co?- powiedziała, bo też kadet na pewno nie miał SSJ, inaczej jego włosy stałyby do góry i były blond. - A skoro tak jest, to musisz zmienić fryzurę. - rozejrzała się po sali, aż znalazła jakiegoś saiyana z ciekawie ułożonymi włosami.- Popatrz na tamtego, tak się koniecznie obetnij. Poza tym... - popatrzyła w jego oczy, zastanawiając się, w którą stornę on patrzy - Nie myślałeś o wyprawie do okulisty? Chyba przeszkadza ci taka rozbieżność w oczach. - powiedziała, starając się być jak najdelikatniejsza. - Ale wiesz, co mnie najbardziej wkurza?- dodała, odsuwając się od niego na kilka kroków. - Że jesteś zakałą a nie saiyanem!- wrzasnęła na niego głośno niemal na całą salę. - Co to ma być?!- warknęła, starając się naśladować Koszarowego, tylko darowała sobie wulgarne sformułowania, a potem pstryknęła palcami w oponkę na brzuchu swojego rozmówcy. - Coś takiego to wstyd! Nie chce ci się trenować? CO? - burknęła gniewnie, a potem w jej dłoni pojawił się KI-Blast - TO JA CIĘ ZARAZ POGONIĘ!- krzyknęła, a potem wymierzyła w niego KI-Blasta, żeby go zaszczypało. - DOOKOŁA SALI! ALE JUŻ! - po tym rzuciła w chłopaka drugiego KI-Blasta, oczekując, że ten faktycznie zacznie biegać. Miała zamiar mieć go na oku i jeśli się będzie obijał, zamierzała rzucać następne, wzorem swojego trenera.
Kiedy chłopak robił już kułka, optrzelała ręce i uśmiechając się znów szeroko, ruszyła w stronę stojaków. W jej ręce pojawiło się srebrne ostrze utworzone z KI. Oczywiście najlepiej trenuje się z kimś w parze, ale skoro nie było nikogo innego chętnego niż ten niedorajda, musiała poradzić sobie sama. Najpierw uderzała na stojąco. Nogi luźno, biodra tańczące. Atak, cofnięcie. Atak, cofnięcie. Atak, cofnięcie, odskok. Doskok, atak, cofnięcie, odskok. Potem Pod różnym kątem. Od góry z prawej i od góry z lewej. Następnie z rozbiegu i wyskoku na wprost.
Kiedy skończyła z rozgrzewkę, zaczęła różne kombinacje. Włączała obroty wirowe i obroty skośne, starając się trafić tak w kozły. Początkowo nie było łatwo, ale takie ataki gwarantowały jej dużo większą siłę uderzenia i mniejszą szansę na kontraatak.
Dopiero po zakończeniu, kiedy opanowała technikę walki, popatrzyła w kierunku młodzika. Ruszyłą po ręcznik, wytarła się nim i napiła wody, obserwując, jak tamten sobie radzi.
OCC: koniec treningu
Gdy zakończył swoją przemową, Vulfila modliła się tylko w duchu, żeby chociaż miał świeży oddech. Ale kiedy i to stało pod znakiem zapytania, w pierwszej reakcji miała ochotę go sprać. Bo ... tak. Co to za saiyan? Jakaś zakała i jeszcze myśli, że może tak mówić do niej, do nashi. Zacisnęła piąstki i zamachała ogonem.
Po chwili jednak naszły ją wątpliwości. Bo przecież biedak był schorowany i chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że nie jest zbyt atrakcyjny. A i to był jej pierwszy fan! Dziewczyna wciągnęła powietrze nosem i wypuściła ustami.
- Koleszko...- zaczęła, kładąc znów pięści na biodrach, żeby nadać swojej posturze pewności siebie.- Nie wiem czy zauważyłeś, ale ja jestem nashi. I cieszy mnie, że podobał ci się występ, ale widzisz, nie umawiam się z przypadkowo poznanymi chłopcami. - rzuciła dość oschłym tonem. - Żeby się ze mną umówić, musisz się baaaaardzo postarać. - niechetnie zbliżyła się do chłopaka i przeczesała mu włosy dłonią lekko - Nie jesteś jeszcze zbyt silny, co?- powiedziała, bo też kadet na pewno nie miał SSJ, inaczej jego włosy stałyby do góry i były blond. - A skoro tak jest, to musisz zmienić fryzurę. - rozejrzała się po sali, aż znalazła jakiegoś saiyana z ciekawie ułożonymi włosami.- Popatrz na tamtego, tak się koniecznie obetnij. Poza tym... - popatrzyła w jego oczy, zastanawiając się, w którą stornę on patrzy - Nie myślałeś o wyprawie do okulisty? Chyba przeszkadza ci taka rozbieżność w oczach. - powiedziała, starając się być jak najdelikatniejsza. - Ale wiesz, co mnie najbardziej wkurza?- dodała, odsuwając się od niego na kilka kroków. - Że jesteś zakałą a nie saiyanem!- wrzasnęła na niego głośno niemal na całą salę. - Co to ma być?!- warknęła, starając się naśladować Koszarowego, tylko darowała sobie wulgarne sformułowania, a potem pstryknęła palcami w oponkę na brzuchu swojego rozmówcy. - Coś takiego to wstyd! Nie chce ci się trenować? CO? - burknęła gniewnie, a potem w jej dłoni pojawił się KI-Blast - TO JA CIĘ ZARAZ POGONIĘ!- krzyknęła, a potem wymierzyła w niego KI-Blasta, żeby go zaszczypało. - DOOKOŁA SALI! ALE JUŻ! - po tym rzuciła w chłopaka drugiego KI-Blasta, oczekując, że ten faktycznie zacznie biegać. Miała zamiar mieć go na oku i jeśli się będzie obijał, zamierzała rzucać następne, wzorem swojego trenera.
Kiedy chłopak robił już kułka, optrzelała ręce i uśmiechając się znów szeroko, ruszyła w stronę stojaków. W jej ręce pojawiło się srebrne ostrze utworzone z KI. Oczywiście najlepiej trenuje się z kimś w parze, ale skoro nie było nikogo innego chętnego niż ten niedorajda, musiała poradzić sobie sama. Najpierw uderzała na stojąco. Nogi luźno, biodra tańczące. Atak, cofnięcie. Atak, cofnięcie. Atak, cofnięcie, odskok. Doskok, atak, cofnięcie, odskok. Potem Pod różnym kątem. Od góry z prawej i od góry z lewej. Następnie z rozbiegu i wyskoku na wprost.
Kiedy skończyła z rozgrzewkę, zaczęła różne kombinacje. Włączała obroty wirowe i obroty skośne, starając się trafić tak w kozły. Początkowo nie było łatwo, ale takie ataki gwarantowały jej dużo większą siłę uderzenia i mniejszą szansę na kontraatak.
Dopiero po zakończeniu, kiedy opanowała technikę walki, popatrzyła w kierunku młodzika. Ruszyłą po ręcznik, wytarła się nim i napiła wody, obserwując, jak tamten sobie radzi.
OCC: koniec treningu
Re: Sala treningowa
Pon Mar 10, 2014 8:31 pm
Chłopak wodził zezowatymi oczkami za Vulfilą, a gdy ta przeczesała mu włosy dłonią, na jego twarzy pojawił się błogi wyraz. Mina zrzedła mu jednak, gdy dziewczyna wydarła się na niego, a po pierwszym Ki Blaście zgiął się wpół i padł na kolana. Po rozkazie Saiyanki natychmiast zerwał się na nogi i krzyknął:
- Tak jest!
Chciał zasalutować, lecz wrodzona skłonność go wypadków spowodowała, że palce w drodze do czoła trafiły w powiekę. Z zaczerwienionym okiem zaczął biegać dookoła sali, co chwilę potykając się o własne nogi, a raz wpadając na manekina treningowego. Nie poddawał się jednak i chociaż ledwo dychał, po zakończonym treningu Vulfila nadal mogła obserwować jego starania. Ledwo zdążyła odjąć butelkę z wodą od ust, pojawił się przed nią jakiś wysoki, umięśniony mężczyzna.
- Rogozin - zagrzmiał - mam dla Ciebie zadanie. Jest przesyłka do odebrania, półtora kilometra od zachodniego wyjścia z terenu Akademii. Przynieś ją do Biura Trenerów. To Ci się przyda.
Rzucił do rąk dziewczyny scouter, po czym odszedł. Kadet z "oponką" właśnie przebiegał niedaleko. Z wrażenia znowu się potknął i padł twarzą przy samych stopach Saiyanki.
Z/T --> https://dbng.forumpl.net/f22-pozostale-miejsca-na-vegecie - wybierz jakąś ciekawą lokacje
- Tak jest!
Chciał zasalutować, lecz wrodzona skłonność go wypadków spowodowała, że palce w drodze do czoła trafiły w powiekę. Z zaczerwienionym okiem zaczął biegać dookoła sali, co chwilę potykając się o własne nogi, a raz wpadając na manekina treningowego. Nie poddawał się jednak i chociaż ledwo dychał, po zakończonym treningu Vulfila nadal mogła obserwować jego starania. Ledwo zdążyła odjąć butelkę z wodą od ust, pojawił się przed nią jakiś wysoki, umięśniony mężczyzna.
- Rogozin - zagrzmiał - mam dla Ciebie zadanie. Jest przesyłka do odebrania, półtora kilometra od zachodniego wyjścia z terenu Akademii. Przynieś ją do Biura Trenerów. To Ci się przyda.
Rzucił do rąk dziewczyny scouter, po czym odszedł. Kadet z "oponką" właśnie przebiegał niedaleko. Z wrażenia znowu się potknął i padł twarzą przy samych stopach Saiyanki.
Z/T --> https://dbng.forumpl.net/f22-pozostale-miejsca-na-vegecie - wybierz jakąś ciekawą lokacje
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Pon Mar 17, 2014 2:48 pm
Vulfila przyglądała się pracy młodzika z zainteresowaniem. Był niezdarny, ale widocznie się starał. To oczywiście nie wystarczyło, żeby zmiękła, może, gdyby wykazał mnóstwo samozaparcia i spotkałaby go za rok w świetnej formie, wtedy zyskałby jej uznanie, ale nie teraz, kiedy tylko chciał szybko zaimponować. Nashi nie mogłaby szanować partnera, który wkładałby mniej zaangażowania w pracę niż ona sama...
- Hai!- odpowiedziała, kiedy otrzymała zadanie. Założyła scouter i podniosła się z miejsca. Machając ogonem popatrzyła na "Grubcia" u swoich stóp, jak go w myślach nazywała. Kiedy go mijała, przycisnęła go stopą do podłogi, kiedy próbował wstać. - Teraz tak przez rok i możemy umówić się na randkę. - powiedziała, po czym z uśmiechem na ustach wyszła z akademii.
OCC: Do: https://dbng.forumpl.net/t84-ukryte-jezioro-w-gorach
- Hai!- odpowiedziała, kiedy otrzymała zadanie. Założyła scouter i podniosła się z miejsca. Machając ogonem popatrzyła na "Grubcia" u swoich stóp, jak go w myślach nazywała. Kiedy go mijała, przycisnęła go stopą do podłogi, kiedy próbował wstać. - Teraz tak przez rok i możemy umówić się na randkę. - powiedziała, po czym z uśmiechem na ustach wyszła z akademii.
OCC: Do: https://dbng.forumpl.net/t84-ukryte-jezioro-w-gorach
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Wto Cze 03, 2014 3:50 pm
Idąc szerokim korytarzem rozglądałem się za tabliczkami, które wisiały nad drzwiami. Pisało na nich, co to jest za pomieszczenie. Ja szukałem sali treningowej. Po chwili usłyszałem jakieś dźwięki, jakby ktoś walczył. Zauważyłem szerokie drzwi, które były lekko otwarte. Podszedłem bliżej i nie dotykając drzwi lekko wychyliłem głowę. Zobaczyłem kilku trenujących saiyan ze sobą. Wszedłem do środka i zobaczyłem siedzących na ławce kilku trenerów, rozmawiali ze sobą o czymś. Po chwili jeden z nich zobaczył mnie, jak wpatruję się w jeden ze sparingów. Wstał powoli i wolnym krokiem szedł w moją stronę. Oparłem się o drzwi, złożyłem ręce i postanowiłem czekać, aż podejdzie i on zacznie mówić, ponieważ ja za bardzo nie wiedziałem co robić. Sala była dosyć duża a dźwięki roznosiły się od ściany do ściany. Nie opłacałoby się szukać samemu odpowiedniej osoby. Uzbroiłem się w cierpliwość choć to czekanie nie potrwa zbyt długo.
OOC;
Znowu czekam na odpowiedź NPC.
OOC;
Znowu czekam na odpowiedź NPC.
Re: Sala treningowa
Wto Cze 03, 2014 4:11 pm
Trener akurat tłumaczył wojownikom nieco wyższej klasy, jak poprawić ich styl walki. Odwrócił się, gdy usłyszał otwieranie się drzwi. Do środka wszedł nowy, czarnowłosy wojownik. Zatrzymał się a oparłszy się plecami o drzwi, założył ręce i czekał. Na co? Na zbawienie? Trener z czerwieni nie czekał zbyt długo. Podszedł do nowego. Na jego twarzy widniała wyraźna złość.
- Po co tutaj przyszedłeś? – ryknął na Świeżaka - No ludzie, wchodzisz na sale i co? Masz zamiar czekać, aż ktoś Ci spuści solidny wpierdol? - trener wskazał na dwóch wojowników którzy rozmawiając ze sobą, biegali dokoła sali. Wciąż patrząc na nowego ryknął - To jest AKADEMIA! -mimo głośnego krzyku, ostatnie słowo podkreślił wykrzykując je jeszcze głośniej - pięćset kółek. Czas start!
- Po co tutaj przyszedłeś? – ryknął na Świeżaka - No ludzie, wchodzisz na sale i co? Masz zamiar czekać, aż ktoś Ci spuści solidny wpierdol? - trener wskazał na dwóch wojowników którzy rozmawiając ze sobą, biegali dokoła sali. Wciąż patrząc na nowego ryknął - To jest AKADEMIA! -mimo głośnego krzyku, ostatnie słowo podkreślił wykrzykując je jeszcze głośniej - pięćset kółek. Czas start!
- GośćGość
Re: Sala treningowa
Wto Cze 03, 2014 6:15 pm
Trener zbliżył się do mnie i od razu zaczął od rzeczy.
-Przyszedłem tutaj na trening, proszę pana. Po woli stanąłem jak na baczność.
Po chwili usłyszałem kolejne pytanie.
-Przepraszam, jestem trochę zagubiony tym wszystkim... Dalej mówiłem spokojnym głosem, choć byłem bardzo zdenerwowany.
Wykrzyknął, że to akademia, jakbym nie zauważył. Następnie powiedział, co mam zrobić. Gdy tylko to usłyszałem, stanąłem lekko przygarbiony, siły mnie opuściły.
- Co?! Pięćset kółek?! To chyba jakiś... - Patrzał na mnie jakby chciał mnie zabić. Wolałem już nie dokańczać zdania. Wyszedłem kawałek do przodu i rozciągnąłem wszystkie mięśnie. Zauważyłem, że mam już biegać bo czas już leci. Gdy wystartowałem zdałem sobie sprawę z tego, że nie będzie tak łatwo. Szybko dobiegłem do dwóch biegnących saiyan i starałem się biec w ich tempie. Sala była dosyć duża i szeroka więc te 500 kółek będzie trwało dłużej.
Podczas biegania słuchałem, o czym rozmawiają saiyanie, w między czasie patrzyłem się na innych, co tutaj robią. Postanowiłem włączyć się do rozmowy.
-Jak długo tutaj trenujecie? Zapytałem trochę szepczącym głosem. Oby dwaj odwrócili się w moją stronę i dziwnym wzrokiem popatrzeli na mnie. Następnie jeden z nich powiedział.
- Siedzimy tutaj od ponad kilku tygodni. Słabo nam idzie, nie możemy wzbić się wyżej. Następnie drugi się odezwał.
- A ty? Pewnie nowy jesteś. Jeżeli coś nie tak to mogę ci pomóc. Ja jestem Ryushi, a to jest mój brat Wiktyshi. A ty? Jak się nazywasz? Spytał z zainteresowaniem.
- Jestem Grott i jestem trochę zagubiony w tym wszystkim.
- Nie obawiaj się, każdy tak ma na początku. Początki są trudne, później jest wszystko na luzie. Bądź spokojny, pomożemy ci. Zrobił szczery uśmiech i odwrócił się do przodu. Już nic więcej nie mówiliśmy, bo było ciężko oddychać w takim wysiłku a co dopiero rozmawiać.
Po jakimś czasie zbiegli na bok i się zatrzymali. - My już mamy koniec. Idziemy robić swoje. Jak by coś się działo to będziemy w stołówce. Gdy tylko wspomniał o stołówce od razu zrobiłem się głodny, ale biegłem dalej, nie mogłem się teraz poddać.
Trening dobiegł końca. Zrobiłem 500 okrążeń wokół sali. Zobaczyłem trenera i już wolniejszym tempem biegłem do niego jak kaleka. Gdy już byłem blisko niego padłem na ziemię zacząłem dychać i sapać. Trener złym wzrokiem spojrzał się na mnie, nie zamierzał się schylać. Ja po jakimś czasie chwiejąc się po woli wstałem na nogi. Trzęsłem nimi, bo mnie strasznie bolały po takim biegu a brzuch cały bolał z głodu i wydawał dziwne dźwięki.
- Zrobione, czekam na dalsze rozkazy...- Opierając ręce o kolana.
OOC;
Post treningowy start.
-Przyszedłem tutaj na trening, proszę pana. Po woli stanąłem jak na baczność.
Po chwili usłyszałem kolejne pytanie.
-Przepraszam, jestem trochę zagubiony tym wszystkim... Dalej mówiłem spokojnym głosem, choć byłem bardzo zdenerwowany.
Wykrzyknął, że to akademia, jakbym nie zauważył. Następnie powiedział, co mam zrobić. Gdy tylko to usłyszałem, stanąłem lekko przygarbiony, siły mnie opuściły.
- Co?! Pięćset kółek?! To chyba jakiś... - Patrzał na mnie jakby chciał mnie zabić. Wolałem już nie dokańczać zdania. Wyszedłem kawałek do przodu i rozciągnąłem wszystkie mięśnie. Zauważyłem, że mam już biegać bo czas już leci. Gdy wystartowałem zdałem sobie sprawę z tego, że nie będzie tak łatwo. Szybko dobiegłem do dwóch biegnących saiyan i starałem się biec w ich tempie. Sala była dosyć duża i szeroka więc te 500 kółek będzie trwało dłużej.
Podczas biegania słuchałem, o czym rozmawiają saiyanie, w między czasie patrzyłem się na innych, co tutaj robią. Postanowiłem włączyć się do rozmowy.
-Jak długo tutaj trenujecie? Zapytałem trochę szepczącym głosem. Oby dwaj odwrócili się w moją stronę i dziwnym wzrokiem popatrzeli na mnie. Następnie jeden z nich powiedział.
- Siedzimy tutaj od ponad kilku tygodni. Słabo nam idzie, nie możemy wzbić się wyżej. Następnie drugi się odezwał.
- A ty? Pewnie nowy jesteś. Jeżeli coś nie tak to mogę ci pomóc. Ja jestem Ryushi, a to jest mój brat Wiktyshi. A ty? Jak się nazywasz? Spytał z zainteresowaniem.
- Jestem Grott i jestem trochę zagubiony w tym wszystkim.
- Nie obawiaj się, każdy tak ma na początku. Początki są trudne, później jest wszystko na luzie. Bądź spokojny, pomożemy ci. Zrobił szczery uśmiech i odwrócił się do przodu. Już nic więcej nie mówiliśmy, bo było ciężko oddychać w takim wysiłku a co dopiero rozmawiać.
Po jakimś czasie zbiegli na bok i się zatrzymali. - My już mamy koniec. Idziemy robić swoje. Jak by coś się działo to będziemy w stołówce. Gdy tylko wspomniał o stołówce od razu zrobiłem się głodny, ale biegłem dalej, nie mogłem się teraz poddać.
Trening dobiegł końca. Zrobiłem 500 okrążeń wokół sali. Zobaczyłem trenera i już wolniejszym tempem biegłem do niego jak kaleka. Gdy już byłem blisko niego padłem na ziemię zacząłem dychać i sapać. Trener złym wzrokiem spojrzał się na mnie, nie zamierzał się schylać. Ja po jakimś czasie chwiejąc się po woli wstałem na nogi. Trzęsłem nimi, bo mnie strasznie bolały po takim biegu a brzuch cały bolał z głodu i wydawał dziwne dźwięki.
- Zrobione, czekam na dalsze rozkazy...- Opierając ręce o kolana.
OOC;
Post treningowy start.
Re: Sala treningowa
Czw Cze 05, 2014 8:07 pm
Trener spojrzał pod siebie. Właśnie podczołgał się pod niego jakiś młokos. Już nawet zapomniał, że kazał mu biegać. W akademii jest sporo ludzi, a na sali treningowej wszyscy się mylą. Odwrócił się i zrobił kilka kroków wprzód. Przecież nie będzie marnował czasu na kmiota który nie jest w stanie ustać na nogach. Po paru krokach Trenera, nowy poniósł się i odezwał się do trenera.
- Aaa, czyli nóżki bolą, tak? – mówił spoglądając na dolne kończyny Saiyanina - W rogu sali jest drążek. Do końca mojej warty siedzisz przy nim i się podciągasz. Standardowo, nachwytem do prostych ramion za każdy niepoprawnie zrobiony ki-blast na ryj!- trener mówił dość spokojnym głosem. Tak, to znaczyło tylko jedno. Niedługo koniec jego zmiany!
- Aaa, czyli nóżki bolą, tak? – mówił spoglądając na dolne kończyny Saiyanina - W rogu sali jest drążek. Do końca mojej warty siedzisz przy nim i się podciągasz. Standardowo, nachwytem do prostych ramion za każdy niepoprawnie zrobiony ki-blast na ryj!- trener mówił dość spokojnym głosem. Tak, to znaczyło tylko jedno. Niedługo koniec jego zmiany!
Re: Sala treningowa
Nie Cze 22, 2014 10:12 pm
Chwilę po tym, jak Raziel wszedł na Salę Treningową pojawił się Trner w pelerynie. Porozmawiał chwilę z trenerem w zieleni, który aktualnie siedział na ławkach i przyglądał się ćwiczącym. Nowo przybyły spojrzał na Nashi i kadeta u jego boku, po czym machnął ręką, aby ten kontynuował. Mężczyzna zaś podszedł do grupki ćwiczących w grupie ciosy podstawowe kadetów. Kiepsko im szło, więc najprawdopodobniej byli to świeżo zwerbowani. Zaliczał się do nich także ów nieszczęsny kadet przydzielony Razielowi. Trener w czerwieni przechadzał się miedzy grupką kadetów i poprawiał postawę oraz ciosy spoglądając co jakiś czas na poczynania Nashi.
:OOC: Raz jeszcze jeden post i bierzemy się za technikę.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Sala treningowa
Pią Cze 27, 2014 8:49 pm
Niestety dzieciak nie posłuchał jakże miłego pana i olał możliwość współpracowania ku obopólnej przyszłości. Krótko mówiąc gnojek uśmiechnął się wrednie, prychnął i dalej opierał się o ścianę. Raz nie wiedział czy on był taki głupi, czy tylko tak arogancki. Szczerze, to mało go to obchodziło. Był zmęczony i już przejadły mu się wszelkie fochy świeżaków z elity. Masz czystą krew to nie musisz trenować, a awansu oczekujesz? Nie ma tak dobrze. Albo zapieprzasz, albo gryziesz ziemię. To zależy tylko od ciebie. Zahne bez słowa podszedł do smarkacza i najzwyczajniej w świecie złapał go za kark jak małe kocię. Kadet wierzgał i machał wszystkimi kończynami byle tylko się uwolnić, lecz był o wiele za słaby by przełamać chwyt wojownika Nashi. Zielonooki niósł go spokojnie przez korytarz i na schodach wyrzucił. Bachor poleciał z hukiem w dół odbijając się jak piłeczka. Dziesięć na dziesięć punktów za lot. Zero za lądowanie. Syn Aryenne w międzyczasie schodził sobie dumnie i powoli po schodach. Przecież nie ma co się spieszyć. A to, że kadet się wyrywał to inna kwestia. Po chwili doszedł do stojącego już dzieciaka, który jojczał bo się trochę poobijał.
- To co młody? Idziesz grzecznie na Salę na własnych nogach, czy znów chcesz sobie polatać? – powiedział czarnowłosy z zimnym błyskiem w oku.
- Zapłacisz mi za to. Niech no tylko mój ojciec się o tym dowie. – powiedział młokos. Synowi Zidarocka nie poruszył się nawet jeden mięsień na twarzy. On go straszy tatusiem? Dobre sobie.
- Mhm. Fajnie. Pożalisz się ojcu później. Teraz won mi na Salę bo następny lot zakończysz z połamanymi kończynami. Zrozumiano kadecie?- rzekł groźnie Saiyanin. Bachor z elity przełknął ślinę patrząc na swojego rodaka. Chyba miał jeszcze jakiś olej w głowie, gdyż ruszył szybko tam gdzie musiał. No to już coś jest. Zalążek autorytetu budowanego na strachu. Koszarowy byłby dumny z niego. Z taką myślą Raziel ruszył za przebierającym girami kadetem. Młody jak chciał to potrafił. Lecz trzeba było w nim obudzić pokłady strachu, które dotąd były zaniedbywane. Kiedy Zahne wszedł na Salę Treningową od razu przeczesał ją wzrokiem. Dostrzegł czerwonego trenera, który rozmawiał ze swoim znajomy. Mężczyzna kiwnął Nashiemu głową by ten zajął się dzieciakiem. Ale gdzie smarkacz był to już inna sprawa. Siedział sobie na ławce o patrzył jak jakieś dziewczyny trenują.Gust miał niezły, lecz nie nad tym mieli pracować.
- Wstawaj bachorze i przyjmij postawę do salutowania. I bez numerów. Mogę cię zabić jednym ciosem, więc nie kombinuj. – powiedział zielonooki. Gnojek miał szczęście, że wstał. Lecz to co zaprezentował było żałosne. Tak żałosne, że kruczowłosy aż musiał go trzepnąć w kark.
- Pogrzało cię koleś?! Czego mnie bijesz? – ryknął bachor skacząc na równe nogi.
- Bo jesteś debilem, zakałą i w ogóle pomyłką. – odparował Saiyanin. – Nie wiem, kto cię uczył salutowania, ale coś mu nie wyszło. Albo ty jesteś taki denny. Powtórzę po raz ostatni. Prostujesz się jak struna. Prawa ręka do skroni. Ma je oddzielać trzy centymetry. Powtórz. Za każdy błąd dostaniesz w dziób.
Lekcja się zaczynała i trwała.
- To co młody? Idziesz grzecznie na Salę na własnych nogach, czy znów chcesz sobie polatać? – powiedział czarnowłosy z zimnym błyskiem w oku.
- Zapłacisz mi za to. Niech no tylko mój ojciec się o tym dowie. – powiedział młokos. Synowi Zidarocka nie poruszył się nawet jeden mięsień na twarzy. On go straszy tatusiem? Dobre sobie.
- Mhm. Fajnie. Pożalisz się ojcu później. Teraz won mi na Salę bo następny lot zakończysz z połamanymi kończynami. Zrozumiano kadecie?- rzekł groźnie Saiyanin. Bachor z elity przełknął ślinę patrząc na swojego rodaka. Chyba miał jeszcze jakiś olej w głowie, gdyż ruszył szybko tam gdzie musiał. No to już coś jest. Zalążek autorytetu budowanego na strachu. Koszarowy byłby dumny z niego. Z taką myślą Raziel ruszył za przebierającym girami kadetem. Młody jak chciał to potrafił. Lecz trzeba było w nim obudzić pokłady strachu, które dotąd były zaniedbywane. Kiedy Zahne wszedł na Salę Treningową od razu przeczesał ją wzrokiem. Dostrzegł czerwonego trenera, który rozmawiał ze swoim znajomy. Mężczyzna kiwnął Nashiemu głową by ten zajął się dzieciakiem. Ale gdzie smarkacz był to już inna sprawa. Siedział sobie na ławce o patrzył jak jakieś dziewczyny trenują.Gust miał niezły, lecz nie nad tym mieli pracować.
- Wstawaj bachorze i przyjmij postawę do salutowania. I bez numerów. Mogę cię zabić jednym ciosem, więc nie kombinuj. – powiedział zielonooki. Gnojek miał szczęście, że wstał. Lecz to co zaprezentował było żałosne. Tak żałosne, że kruczowłosy aż musiał go trzepnąć w kark.
- Pogrzało cię koleś?! Czego mnie bijesz? – ryknął bachor skacząc na równe nogi.
- Bo jesteś debilem, zakałą i w ogóle pomyłką. – odparował Saiyanin. – Nie wiem, kto cię uczył salutowania, ale coś mu nie wyszło. Albo ty jesteś taki denny. Powtórzę po raz ostatni. Prostujesz się jak struna. Prawa ręka do skroni. Ma je oddzielać trzy centymetry. Powtórz. Za każdy błąd dostaniesz w dziób.
Lekcja się zaczynała i trwała.
Re: Sala treningowa
Wto Lip 01, 2014 11:38 pm
Trener w czerwieni podszedł do Raziela, w ręku trzymał niewielki skrawek materiału.
- Dobra już wystarczy Raziel, uwolnię Cię od niego i przejdziemy do kolejnego zadania, a co do ciebie kadecie. Skoro nie chcesz się uczyć to mam dla Ciebie odpowiedniejsze zadanie, ta podłoga ma się świecić, jak psu jajca i nie wyjdziesz stąd, póki zadanie nie będzie wykonane. Jeśli zdechniesz z głodu po kilku dniach to mnie raczej nie zmartwi. Przyjdź do mnie jak dojrzejesz do bycia wojownikiem.
Trener podał kadetowi ową małą szmatkę o rozmiarach jakieś 4 na 4 centymetry. Trener potrafił i dopiec i wymyślić paskudną karę, choć z pozoru nie wyglądał.
- Raziel za mną, - rzucił krótko. Słyszę jak przewracasz oczami Raziel.
Opuścili budynek i weszli na teren koszar, gdzie żołnierze trenując pod okiem koszarowego wylewali hektolitry potu, krwi i innych wnętrzności. Tu i ówdzie biegały grupki delikwentów wykonujących karne okrążenia. Żar jak zwykle lał się z nieba.
- Mam dla ciebie małą nagrodę za wykonaną misję. Nauczę Cię pewnej pozornie prostej i destrukcyjnej techniki, dlatego przyszliśmy tutaj. Oto technika Final Flash.
Trener przeszedł w stan SSJ, wyprostował rękę, celując otwartą dłonią gdzieś w niebo. Chwilę później olbrzymia kula energii wystrzeliła z dłoni i pomknęła gdzieś w przestrzeń, mężczyzna już nie dbał o to, gdzie i na kogo spadnie. Po demonstracji wrócił do swojej czarnowłosej postaci i mówił dalej.
- Technika wydaje się pozornie prosta ale utrzymanie kontroli nad kulą energii o tak wysokiej mocy w jednej ręce wymaga wprawy i siły w nadgarstkach. Trening tej techniki zacznij od wystrzeliwania mniejszych pocisków i powoli zwiększaj. Przytrzymuj sobie nadgarstek drugą ręką, ponieważ dłoń z której strzelasz na początku będzie Ci odskakiwać do góry po wystrzale, nim całkowicie zapanujesz nad energia ataku. No to do roboty.
OOC:
- Raz możesz robić trening techniki.
- Pisz od razu w Koszarach
- Po treningu Ki do 0
- Dobra już wystarczy Raziel, uwolnię Cię od niego i przejdziemy do kolejnego zadania, a co do ciebie kadecie. Skoro nie chcesz się uczyć to mam dla Ciebie odpowiedniejsze zadanie, ta podłoga ma się świecić, jak psu jajca i nie wyjdziesz stąd, póki zadanie nie będzie wykonane. Jeśli zdechniesz z głodu po kilku dniach to mnie raczej nie zmartwi. Przyjdź do mnie jak dojrzejesz do bycia wojownikiem.
Trener podał kadetowi ową małą szmatkę o rozmiarach jakieś 4 na 4 centymetry. Trener potrafił i dopiec i wymyślić paskudną karę, choć z pozoru nie wyglądał.
- Raziel za mną, - rzucił krótko. Słyszę jak przewracasz oczami Raziel.
Opuścili budynek i weszli na teren koszar, gdzie żołnierze trenując pod okiem koszarowego wylewali hektolitry potu, krwi i innych wnętrzności. Tu i ówdzie biegały grupki delikwentów wykonujących karne okrążenia. Żar jak zwykle lał się z nieba.
- Mam dla ciebie małą nagrodę za wykonaną misję. Nauczę Cię pewnej pozornie prostej i destrukcyjnej techniki, dlatego przyszliśmy tutaj. Oto technika Final Flash.
Trener przeszedł w stan SSJ, wyprostował rękę, celując otwartą dłonią gdzieś w niebo. Chwilę później olbrzymia kula energii wystrzeliła z dłoni i pomknęła gdzieś w przestrzeń, mężczyzna już nie dbał o to, gdzie i na kogo spadnie. Po demonstracji wrócił do swojej czarnowłosej postaci i mówił dalej.
- Technika wydaje się pozornie prosta ale utrzymanie kontroli nad kulą energii o tak wysokiej mocy w jednej ręce wymaga wprawy i siły w nadgarstkach. Trening tej techniki zacznij od wystrzeliwania mniejszych pocisków i powoli zwiększaj. Przytrzymuj sobie nadgarstek drugą ręką, ponieważ dłoń z której strzelasz na początku będzie Ci odskakiwać do góry po wystrzale, nim całkowicie zapanujesz nad energia ataku. No to do roboty.
OOC:
- Raz możesz robić trening techniki.
- Pisz od razu w Koszarach
- Po treningu Ki do 0
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach