Dragon Ball New Generation Reborn
Dragon Ball New Generation Reborn

Wioska Kuro

+12
KOŚCI
Kuro
Raziel
Ósemka
Hazard
Khepri
Colinuś
Kanade
April
Red
Hikaru
NPC.
16 posters
Go down
NPC.
NPC.
Liczba postów : 2525
Data rejestracji : 29/05/2012

http://poke-life.net/pokemon.php?p=58946863&nakarm

Wioska Kuro - Page 7 Empty Wioska Kuro

Pon Lut 17, 2014 9:03 pm
First topic message reminder :

Wioska znajduje się na obrzeżach Czerwonej pustyni. Liczy około 300 mieszkańców, z czego 90% to Half-Saiyanie szukający schronienia przed prześladowaniem ze strony saiyan czystej krwi. Większość chat zbudowana jest z gliny pomieszanej ze słomą, rzadziej z cegieł. To sprawia, że z dala nie widać dokładnie jak jest dużą. Bardziej okazalsze domki należą do żołnierzy i kupców, których w wiosce jest niewielu. Uliczki i obejścia są skromne i czyste, wszędzie biegają chude umorusane piachem dzieci. Domy budowane z najtańszego surowca wskazywały na stan majątkowy mieszkańców. Ponad 60% mieszkańców dysponowało zbyt niskim poziomem mocy aby mogli zostać przyjęci do akademii. Większość z nich żyje skromnie wiążąc jakoś koniec z końcem. W wiosce jest karczma, szkoła itp.

Dom Kuro znajduje się w zachodniej części wioski. Przed domem tkwią dwie flagi. Jedna z symbolem Vegety, natomiast druga z symbolem rodowym.

Wioska Kuro - Page 7 Judff7

Wioska Kuro - Page 7 Jb05j5

Wygląd domku Kuro w przybliżeniu. Dom zbudowany jest z czerwonej cegły, nie ma śniegu i kwiatków w oknach Very Happy

April
Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Wioska Kuro - Page 7 9tkhzk0/0Wioska Kuro - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wioska Kuro - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wioska Kuro - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Pon Cze 22, 2015 10:29 pm
Siedziałam i chciałam słuchać tego, co każdy z nich mówił, ale w głowie miałam pustkę. Czekaliśmy, wszyscy siedzieliśmy i czekaliśmy. Na zgubę, na rozpoczęcie czegoś? To wszystko było bez sensu i coraz bardziej to czułam, jednak nie mówiłam tego na głos. Kaede była moją Boginią i nie tego ode mnie oczekiwała. Tyle już przeszliśmy, a to ostatnia prosta. Spojrzałam na Kuro. Uśmiechamy się, ale jesteśmy blisko płaczu, nawet po tych wszystkich latach. Po prostu otrzymaliśmy to uczucie, które poznajemy po raz pierwszy. Jesteśmy ze sobą tyle czasu, a niektóre rzeczy potrafiły poznawać po raz pierwszy. Czułam się dziwnie, jakbym nie przejmowała się tym wszystkim. Podniosłam się i lekko tanecznym ruchem ruszyłam przed siebie. W uszach miałam muzykę, przy której tańczyłam po raz pierwszy z Kuro. To było zabawne, bo on nigdy tego nie robił i gdy włączyłam muzykę stanął jak żołnierz na rozstrzelanie. Wtedy też poznaliśmy się bliżej po raz pierwszy, ale nie mogłam przypomnieć sobie tego uczucia. Nie pamiętałam też tego demona, który był w domu. Wiedziałam, że kiedyś go spotkałam, ale kim on jest? Miałam jakąś pustkę w głowie, oparłam się o framugę. Co się z tobą dzieje April? Nie mogłam sobie przypomnieć Daichi’ego. Jego energii, jego twarzy, oczu, a przecież one były takie wyraziste! Zaczęłam panikować. Czy to może być skutek tego, co mi wstrzyknęli? Póki co wolałam nikomu nic nie mówić o tym, co się ze mną działo. Tak będzie bezpieczniej dla Vegety, dla całej misji. Jak Kuro zacznie się mną przejmować, to nie da rady walczyć z królem, a będzie walczył o swoje życie. Jakby nigdy nic wróciłam do naszego pokoju. On w tym czasie usadzał wszystkich gości. A ja usiadłam na podłodze przeglądając księgi z ziołami szukając czegokolwiek. Ludzie i inne rasy nie doceniali tego, co potrafią te specyfiki. Można z nich stworzyć różnego rodzaju lekarstwa, antidotum oraz broń. Patrzyłam na te wszystkie nazwy i nawet nie wiedziałam czego dotyczą. Może byłam już tak zmęczona? Tyle wrażeń w jednym dniu, to na pewno o to chodziło.

- Nie wiem, czy coś sensownego wymyślimy, mało czasu zostało, a takie coś trzeba dobrze zmieszać, przetestować – powiedziałam patrząc na mężczyznę. Nie licząc tego, że faktycznie nie potrafiłam nic ze sobą zmieszać, nie mogłam przypomnieć sobie co to za zioła, to faktycznie miałam rację. Poza tym, to była dobra wymówka dla mnie. Byłam prawie pewna, że Kuro będzie chciał żebym coś stworzyła, a nie mogłam sobie przypomnieć co do czego służy. Westchnęłam głośno patrząc na Kuro, oparłam głowę o jego ramię. Wolałam już nic nie mówić, złapałam go za rękę i wolałam po prostu pomilczeć. Tak było lepiej i wygodniej.
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Wioska Kuro - Page 7 9tkhzk0/0Wioska Kuro - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wioska Kuro - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wioska Kuro - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Sro Cze 24, 2015 8:11 pm
Długo siedziałem w miejscu, nie drgnąwszy ani na centymetr. Nawet gdy cień minął i byłem wystawiony na słabsze już, ale nadal prażące słońce. W pozycji lotosu, powoli napełniałem i opróżniałem płuca, ale poza suchym powietrzem, trafiało do nich coś jeszcze... Razem z gazami wokół mnie pochłaniałem ich energię wewnętrzną, w efekcie wydychając je sporo chłodniejsze niż było. Cały ten czas absorbowałem ciepło z powietrza, czy raczej, uczyłem się jak to robić. Warunki nie sprzyjały nauce tej techniki, ilość energii była zbyt wielka by efektywnie ochłodzić nawet najbliższą okolicę, przynajmniej wtedy nie byłem w stanie czegoś takiego zrobić. A też nie sztuką jest wyciągnąć ciepło na pustyni, sztuką by było schłodzić lodowiec do jakichś minus pięćdziesięciu, minus stu stopni. Nawet w lodzie jest jakaś energia. W tych, które otrzymałem od Dragota również, choć zjadłem je zbyt szybko, by nawet pomyśleć o popróbowaniu na nich. Żałowałem, że nie mogłem jej przetworzyć w Ki, jedynie zmagazynować i ewentualnie wyzwolić. Niewątpliwie, technika ta miała cały szereg zastosowań, ale raczej nie w walce. Absorpcja wymagała dużo skupienia, nawet więcej, niż kumulowanie dużych ilości Ki w skomplikowanej formie. Mógłbym coś takiego teoretycznie użyć, ale co bym z tego miał? Zdołałbym skumulować może tyle energii by posłać w przeciwnika falę powietrza podgrzanego o trzydzieści, może czterdzieści kelwinów. Na tym poziomie taki trik jest może tak silny jak podmuch pary po otwarciu zmywarki, taa...
Może kiedyś dojdę do odpowiedniej wprawy, ale czułem w kościach, że miną lata nim tak się stanie. Tak czy inaczej, musiałem przynajmniej do takiego stopnia, do jakiego byłem w stanie, opanować tę zdolność. Wiedziałem, że byłem w stanie, choć nie miałem pojęcia, jakim cudem, ale mogłem to zrobić. Więc czemu nie? W miarę jak mijał czas i cień, coraz efektywniej mogłem "inhalować" się ciepłem. A była to w pewnym sensie gra ryzyka, małego, ale zawsze. Oparzenia słoneczne i przegrzanie nie groziły mi aż tak, nawet chociażby z powodu mojej naturalnej odporności na wysoką temperaturę. Ale udar słoneczny, oj, tu sprawy stawały się poważniejsze. Skuteczne schładzanie się tą techniką mogło w przyszłości, nawet tej bardzo bliskiej być nieocenione, jak już mówiłem, liczba zastosowań jest oszałamiająco wielka. Koniec końców stało się to tak nużące dla umysłu i ciała, że chociaż już poczyniłem spore postępy, to postanowiłem odłożyć dalszą naukę na później. Rozprostowałem kości i nieco rozgrzałem zastałe mięśnie. Wróciłem do domu Kuro. Zastanawiałem się co teraz robi, więc poszedłem do jego pokoju. Zapukałem, i zaczekałem na pozwolenie na wejście. Nieco się zawahałem ujrzawszy przytuloną do jego ramienia April, nie chciałem im przeszkadzać, ale wyglądało na to, że nie będę. Moją uwagę przykuły książki na podłodze, jak zauważyłem, były o ziołach. Odezwało się we mnie pewne bardzo stare skojarzenie, wpajane boleśnie odkąd tylko umiałem czytać i pisać. Nie chciałem mu się poddawać i wyciągać pochopnych wniosków, miałem jednak kilka możliwości na uwadze. Zapytałem Kuro co planują, odpowiedź wywołała na mojej twarzy uśmieszek, którego nie umiałem wyjaśnić ani powstrzymać. Z czego ja się cieszyłem? Że mogłem wykorzystać zdolności, które nabyłem jako dzieciak? Ta wizja wzbudziła we mnie lekkie uczucie odrazy do samego siebie... Niemniej, wydawało się, że w istocie posiadana przeze mnie wiedza mogła się przydać...
-A więc plan jest taki by zatruć Saiyan, hm? Myślę... Myślę, że mogę wam pomóc - powiedziałem, zaczynając ostrożnie. -Nie jestem jakimś specjalistą, ale trochę o tym wiem...
Wziąłem pierwszą książkę z brzegu i przekartkowałem szybko, zawczasu unosząc telekinezą kolejne dwie, by mieć je w zasięgu ręki. Nie zdziwiło mnie, że wszystkie opisane rośliny pochodziły z Ziemi. Na Vegecie by i ani makyańskie skałorośle nie wyrosły, choć na ziemskich pustyniach rosną rośliny, których niektóre części, głównie korzenie, są bardzo trujące... Ale czy na czerwonym globie takie istniały? Przede wszystkim trzeba było korzystać z tego co mieliśmy, tu też pojawiał się pierwszy problem.
-Przede wszystkim, muszę wiedzieć, które z tych roślin mamy lub możemy dostać w miarę szybko i w jakich ilościach, bo to już określa nam krąg możliwości stworzenia trucizny. Po drugie muszę wiedzieć jakie działanie jest pożądane, jak zgaduje trucizna ma tylko obezwładnić, co nie? Więc jakiś środek zwiotczający mięśnie lub paraliżujący, raczej nie substancje psychoaktywne i alergenne. Po trzecie, jak ma być trucizna podana? Pewnie nic co wymaga wstrzyknięcia, czegoś co wymaga przyswojenia przez układ pokarmowy też, przez kontakt ze skórą, dobrze myślę? Przy czym uprzedzam, że wiem jak one działają na ludzi i zwierzęta, Saiyanie mają inną anatomię i choć podobną do ludzkiej, to jednak inną.
Powiedziawszy to wróciłem do lektury, po przeczytaniu kilku stron całkiem zapomniałem, że są zapisane vegetańskimi runami. Wyglądało na to, że szybko opanowałem zdolność czytania ich, trudno powiedzieć jak z pisaniem, bo to drugie zwykle przychodziło trudniej.
Wodziłem wzrokiem po nazwach i ilustracjach roślin, z ich opisów wyciągałem praktycznie tylko ewentualne działanie trujące. Spotkałem się z wieloma dobrze znanymi mi gatunkami, sporą część pomijałem, niektóre musiałem sobie przypomnieć. W myślach już odnotowywałem te, które działały przy kontakcie ze skórą i raczej nie zabijały zbyt łatwo. Spotkałem się też z kilkoma, których nie znałem, a których działanie było cokolwiek ciekawe...
-Johimba... -mruknąłem bardzo cicho pod nosem.
Nie mogłem się jednak nie martwić, że nawet jeśli wymyślę odpowiednią truciznę, to nigdzie nie będzie można dostać odpowiednich składników. W ostateczności można stworzyć syntetyk o takim samym działaniu, z tego co mi było wiadome, to Hikaru miał do tego odpowiedni sprzęt, niemniej... Jakoś ta myśl mi towarzyszyła i nie chciała odejść.

OOC:
Trening start
Red
Red
Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012


Identification Number
HP:
Wioska Kuro - Page 7 9tkhzk500/500Wioska Kuro - Page 7 R0te38  (500/500)
KI:
Wioska Kuro - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wioska Kuro - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Pon Cze 29, 2015 6:01 pm
>>>Z Orbity Vegety

...iiii... iii... i spadał ze zdetonowanego statku wprost na wioskę, którą kojarzył doskonale. Mieszkał tutaj dwa lata z April i Kuro, prowadzili wspólnie szklarnię, dorabiali się pieniędzy (których nigdy nie wydawał, ponieważ nie były mu potrzebne) i trenowali. Pamiętał też gromadkę dzieci bawiącą się na placach przed parcelami, która gdy tylko dostrzegała młodzieńca, otaczały go ciasnym kręgiem i wołała o cukierki wielce rozradowana. Z tej perspektywy, czyli latającego kota, jeszcze nie widział.
I miał naprawdę oko, że akurat wycelował w dach. Ściślej w dach należący do chatki, ściślej - do chatki Kuro i April, ściślej - na wojownika na dachu chatki Kuro i April, jeszcze ściślej - na demona, którego doskonale pamiętał. Wyhamował w locie ile mógł, lecz w tym wcieleniu nie potrafił za dobrze operować swoją Ki, musiał zdać się na instynkt. Wysunął łapki przed siebie i to na nich wylądował spadając na ramiona arcydemona Dragota. Mówi się, że koty zawsze spadają na cztery łapy. I że mają dziewięć żywotów, chociaż ten kot mógł mieć już ich mniej, bo wyglądał jak siedem nieszczęść. Poraniony odłamkami szkła, wykopcony eksplozją, wykończony i zmarnowany. Z posypaną psychiką. Ale dotarł na Vegetę, tylko czy to miało w ogóle jakiś sens, jak siedział zaklęty w formie kota?
>Miau...
Miauknął cicho, prawie że pisnął. Ześlizgnął się z jego pleców i legł na dachu z szybkim oddechem. Spoglądał na demona Czerwono-malinowymi ślepiami i próbował porozumieć się z nim telepatycznie, lecz był zbyt słaby na to. Niemrawo machnął ogonkiem obandażowanym złotym płótnem.
Burzum
Burzum
Goat
Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013

Skąd : Warszawa

Identification Number
HP:
Wioska Kuro - Page 7 9tkhzk0/0Wioska Kuro - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wioska Kuro - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wioska Kuro - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Pon Cze 29, 2015 8:44 pm
W wiosce było ciszej i ciszej. Medytacja to coś czego mało kto by się po mnie spodziewał. Jestem zwykle narwany, spontaniczny i lekkoduszny, a teraz siedziałem w bezruchu i relaksowałem się nie robieniem niczego. Dwie skrajności można powiedzieć. Ale jedno jest potrzebne do drugiego. W tym wypadku miałem sporo tematów do rozmyślań. Jak duże jest ryzyko niepowodzenia rebelii. Czy pomogę komukolwiek. Czy przeżyję. Ale wszystkie rozmyślania prowadziły mnie do jednego słowa. Roodaka, zwana też przeze mnie Roksaną. Nie wspominając już o zdrobnieniach które swego czasu stosowałem. Zanim straciłem pamięć musiała być moją żoną. A jednak czuję coś dziwnego. Mam dobrą pamięć, zapamiętuję mnóstwo szczegółów. Obrazy w mej głowie są żywe, jakby przeżywane na nowo. Jedyne które takie nie są to wspomnienia z nią. To jedyne wspomnienia które jakimś cudem odzyskałem mimo utraty pamięci. I one są...nienaturalne. Prawie nic w nich nie widzę, słyszę tylko głos. Czuję jakieś dziwne, nieuzasadnione szczęście. Oraz maliny. Mnóstwo, mnóstwo malin. Te wspomnienia są inne od reszty. Powiedziałbym nawet, że są niewiarygodne. Zupełnie jakby...

  Z przemyśleń zostałem niestety wywleczony, przeszkodził mi nikt inny jak sam wice-właściciel tej wioski Kuro. Z jednej strony zdenerwowałem się gdy musiałem otworzyć oczy, z drugiej zaś to co powiedział było dość miłe i dało mi poczucie iż rzeczywiście jestem dla nich coś wart. Niewiele, ale więcej niż nic. Miałem też okazję zaobserwować jeden z ładniejszych zachodów słońca jakie widziałem, tym razem była to inna gwiazda oraz niebo. Cała okolica zatopiła się w czerwonym świetle. Było to niezwykle ładne zjawisko, kompletnie wywlekło mnie jednak z medytacji. Pewnie chcieliby abym marnował czas na spanie w jakimś miękkim miejscu. Jeśli wrócę do domu znowu będę milczał podczas gdy wielcy gejusze i stratedzy podyktują mi wszystko. Po drodze ktoś mnie uderzy w łeb, ponieważ zawsze to się tak kończy. Cisza jest lepszym towarzyszem niż ci pozbawieni właściwej postawy ludzie, i Saiyanie. Spokój, kontrola nad swoją duszą. Kontrola nad swoim umysłem. Kontrola nad swoim ciałem. Wybuch statku kosmicznego. Kontrola swoich emocji. Zaraz...

      Spojrzałem w  błękitne nocne niebo i coś było nie tak. Miałem wrażenie że moje ogromne uszy coś zarejestrowały. poruszyły się pod wpływem tego jak u goblina. Co się mogło stać.. Czyżby demon miał spaść z nieba? Nie no, to byłoby idiotyczne. Że też o czymś takim pomyślałem. Wróćmy do medytacji. To nie moja sprawa, nie moja planeta. Skupmy się na tym co ważne, czyli...
W tym momencie na moje plecy coś spadło. Coś lekkiego, lecz siła uderzenia była ogromna. Jakby spadło z orbity. Powiedzieć że byłem w szoku to byłoby.. prawie słuszne. W następnej sekundzie byłem jednak odwrócony w kierunku tego...tego....Kota? Kota ze złotym bandażem, całego z popiołach i ze szkłem w sierści, i ogólnie jakby ze schroniska??? CO SIE WŁAŚNIE STAŁO. DLACZEGO.JAK.SKĄD...DLACZEGO?!

 Kot był czarny, z czerwono różowymi oczami. Patrzył się w moje jak dziki, jakby się mnie bał. Ja przez pierwsze chwile nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Ale gdy minęła minuta..dwie.. Spodobał mi się. Powoli wyciągnąłem do niego ręke, podniosłem go i położyłem na swoich, ugiętych już kolanach by mógł na nich się położyć. Byłem nieprzyzwyczajony do tej sytuacji. Pierwszy raz w życiu miałem w dłoni tak wrażliwe i delikatne zwierzątko i go nie zgniotłem i nie upiekłem w piekarniku. I choć ciekaw byłem jak ten smakuje, darowałem sobie niepotrzebną przemoc. Zachowując szczególną delikatność, zacząłem go delikatnie głaskać po głowie, delikatnie drapać po szyi, i za uszkiem. Moje uszy wyłapywały wówczas mruczenie. Sierść kotka była miła w dotyku, do tego stopnia że nawet demon go polubił. Aż zacząłem do niego mówić, ze świadomością iż nic nie zrozumie.
-Ale mi słodki kotek z nieba spadł. Hehe. Jak się nazywasz maluszku? Przez ten kolor oczu kojarzysz mi się z Redem. To taki mój... przyjaciel. Demon podobny do mnie. Kiedyś bardzo nie wypaliła nam wizyta w takim jednym zakładzie w takim jednym miasteczku. Oszalał na punkcie krwi.... Kiedy następnym razem go spotkam dołożę wszelkich starań by pomóc mu okiełznać tę rządze. Mówią że demony nie mają honoru, i ja również go nie posiadam. Chodzę własnymi drogami podobnie jak koty, i czasem przypłacam to bólem i nienawiścią ze strony innych. Ale mam swoje poczucie tego, jak powinno być. Ten jeden raz, nie będę hipokrytą i wezmę odpowiedzialność za wyrządzone szkody. Obiecuję koteczku.
Mówiłem do niego zmęczonym, fantazjującym głosem, wciąż go głaszcząc. Po pewnym czasie patrzenie na niebieskie niebo jednak mnie zmęczyło. Delikatnym ruchem wziąłem kotka na ręce, i skierowałem się w stronę domku Kuro. Dopilnowując by nikt mnie nie zobaczył mimo wolnego tempa.
Przekroczyłem próg domku, podczas gdy czarny kotek mruczał coraz intensywniej. Widać lubił jak się go niesie. Albo na odwrót. Byłem w znacznie lepszym humorze w związku ze nalezieniem kotka. Trzeba go pokazać reszcie. Wpadłem do pokoju gdzie Chepri, April i Kuro obdagywali jakieś zioła.
-Hej rolnicy, paczcie Jaki piękny kotek spadł na mnie z orbity. Prawda że słodki? Przypomina mi Reda. Szczególnie po oczach.
Kuro
Kuro
Drobik
Drobik
Liczba postów : 1091
Data rejestracji : 29/05/2012


Identification Number
HP:
Wioska Kuro - Page 7 9tkhzk0/0Wioska Kuro - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wioska Kuro - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wioska Kuro - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.db4evwer.com

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Wto Cze 30, 2015 5:05 pm
Z chęcią przyjęli pomoc Chepriego. Siedzieli w trójkę i grzebali w książkach. Wprawdzie 90% z nich pochodziło z Ziemi ale kilka pozycji opisywało właściwości roślin z innych planet. Nie wszystkie można było ze sobą mieszać, żeby stworzyć coś pożytecznego. W tej materii bardzo liczył na April i w duchu oczekiwał, że zdejmie ten obowiązek z niego i zajmie się opracowaniem proporcji. Nie dało się ukryć, że była w tym najlepsza, jednak wydawała się nieobecna. Saiyan widział jak bez entuzjazmu przerzuca kartki nie skupiając się na nich albo wręcz przeciwnie gapiąc się w jeden punkt na stronie. Nic nie powiedział, przytulił halfkę do siebie i pogładził po włosach. Zapewne była wykończona, rozumiał to ale sytuacja wymagała od nich pracy na najwyższych obrotach. Saiyan będzie musiał się od rana zajac wioską, ziołami razem z Chepsem, potrenować ważną technikę i odpocząć. Chciałby też te ostatnią chwilę spędzić z April samotnie, choćby kilka minut. Zostały w zasadzie dwie doby. To stanowczo za mało czasu na to wszystko. Może przynajmniej nie będzie miał czasu aby denerwować się strachem przed spotkaniem Zella.

- April ma rację, nie ma szans ani na dostawę, ani na testy. Musimy skorzystać z tego, co mamy i zdaje mi się, że uwarzymy wszystkiego po trochu. Chepri te kilka pudeł, które przynieśliśmy z portu to nasza najnowsza dostawa. Głównie mamy zioła lecznicze. Zostaje nam tylko liczyć na szczęście, że zadziała. Hazard i Kaede przydaliby się się do pomocy ale zniknęli.

Miał jeszcze coś powiedzieć ale cała trójka zamarła. Każdy z nich poczuł, co właśnie działo się na ziemi. Atakowali ją Saiyanie, a June i Red....... Kuro ścisnęło się tylko serce..... tyle niepotrzebnej śmierci. Nie był zły, było mu tak strasznie żal tych żołnierzy. Przecisnął jeszcze bardziej April do siebie, jakby się bał że halfka znowu mu ucieknie. Nie chciał, żeby go opuszczała nie w tej chwili. Wydarzenia na błękitnym globie pominął milczeniem  Ciężko było im skopić się i wrócić do przerwanej pracy ale nie było wyjścia. Opracowali kilka ogólnych pomysłów i odłożyli niepotrzebne książki. Mieli się udać do zielarni, małego drewnianego domku nieopodal. Prześwity miedzy deskami zapewnia dobre wietrzenie ziół suchym Vegańskim powietrzem ale wystarczyła jedna zapałka, a wszystko pójdzie z dymem. Dopiero razem z April odkładali na materiały budowlane na coś solidniejszego. Kuro aż wzdrygnął się na myśl, że będzie musiał tam jutro wpuścić Dragota ale cóż był potrzebny.

Wstali i mieli się zbierać do wyjścia, aby w zielarni popracować jeszcze ze dwie godzinki i zacząć obliczać dawki, już było bardzo późno. Saiyan spojrzał na swoją ukochaną, wyglądała na wykończoną. Martwiło go to bardzo, szczególnie po ostatnich wydarzeniach.

- Może się położysz i spróbujesz odpocząć. Jutro będzie lepszy dzień.

Jeszcze nie zdążyli wyjść, a z impetem wpadł demon z czarnym kotem na rękach i twierdził, że to Red. Z Ki nie dało się nic wyczuć. Kuro zbaraniał i stał, jak wryty, nie wiedząc co zrobić. Nie, że nie wierzył demonowi ale to wydawało się wręcz absurdalne. Zresztą, przecież Red był na Ziemi, jakim cudem miałby tu dotrzeć. To April pierwsza popędziła, aby zająć się nieszczęśnikiem, tylko ona mogła czuć, ze ten kot to na prawdę ich przyjaciel demon imieniem Red.

OOC: Koniec treningu, muszę wieczorem posprawdzać te treningi.
avatar
April
Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Wioska Kuro - Page 7 9tkhzk0/0Wioska Kuro - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wioska Kuro - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wioska Kuro - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Wto Cze 30, 2015 10:20 pm
Siedzieliśmy we trójkę, ale wolałam nic mówić. Mój umysł w ogóle przeniósł się całkiem gdzieś indziej. Próbowałam przypomnieć sobie niektóre momenty z  mojego życia. Czy to możliwe, aby to serum pozbawiło mnie wspomnień? Cieszyłam się, gdy Kuro przyznał mi rację. Bałam się, że będę musiała coś robić, coś o czym na chwilę obecną nie miałam zielonego pojęcia. Spojrzałam na ziemianina i uśmiechnęłam się delikatnie. Widać było, że miał wiedzę, może dogadalibyśmy się kiedyś na temat ziół? Przełknęłam głośno ślinę. Widziałam, że Kuro coś zauważa, ale nie mogłam niczego dać po sobie poznać. Tak. To był długi dzień. To dlatego to wszystko się działo, po prostu byłam zmęczona. Nie traciłam pamięci, tylko działało na mnie przemęczenie. Miałam ochotę się położyć i już nie wstawać. Nigdy. Od jakiegoś czasu było mi wszystko obojętne i to mnie przerażało. Moje zachowanie nie przypominało już dawnej April. Nie zdążyłam odpowiedzieć nic Kuro chociaż miałam taką ochotę. Tak chce już jutro. Do środka wszedł demon, którego imienia nie mogłam skojarzyć. Miał w rękach kota, na dodatek mówił, że spadł z nieba. Czy jemu też się coś stało? Podeszłam bliżej do niego i kucnęłam. W tym momencie oczy moje i kota się zetknęły. Patrzyliśmy się tak parę minut, po czym bez słowa zabrałam go.

- Zabieram go – oświadczyłam tylko na koniec wychodząc z pokoju. Tak wiem, moje zachowanie było dziwne i raczej trudne do wyjaśnienia, ale musiałam to zrobić. Coś mi mówiło, że właśnie tak muszę zrobić, coś mi mówiło, że ja go bardzo dobrze znam i muszę się nim zaopiekować. Usiadłam zaznając trochę samotności, położyłam kota na kolanach i zaczęłam go delikatnie głaskać. – Tutaj będziesz bezpieczny.

Wyszeptałam cicho patrząc w niebo. Noc już nastała, a ja zamiast spać siedziałam z kotem na rękach. Tak to było dziwne. Niestety ja sama nie miałam wpływu na moje zachowanie. Na moje okropne zachowanie.

- Kocham go, ale nie umiem tego ostatnio wyrazić– powiedziałam do jego ucha, jakbym oczekiwała, że mi odpowie, ale czułam, że tak właśnie muszę zrobić. Muszę powiedzieć temu kotu parę spraw, nie rozumiałam w tym momencie samej siebie. – Muszę trochę poćwiczyć mentalnie, sama ze sobą. Wiesz, że tracę pamięć? I wiesz co? Mówię to wszystko Tobie. Chyba jestem wariatką. Tylko wariaci są coś warci.

Zaśmiałam się na własne słowa przytulając się do kota, który wydawał mi się tak bliski, taki mój.  Odpowiadało mi jego towarzystwo, on jedyny nic mi nie zarzucał, a tutaj był. Nie wyrywał się, był blisko. Miałam nadzieję, że pomoże mi przy treningu i mojej medytacji. Nie wiem skąd moje przeczucia, ale byłam ich pewna jak mało czego obecnie.



Trening start :3
Khepri
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Wioska Kuro - Page 7 9tkhzk0/0Wioska Kuro - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wioska Kuro - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wioska Kuro - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Sro Lip 01, 2015 6:03 pm
Czas uciekał, pracy było bez liku, w trudnych warunkach i z bardzo ograniczonymi środami... Yare... Do tego sama specyfika pracy nie pokrywała się zupełnie ze specyfiką, w której byłem biegły. Szkolono mnie w tworzeniu zabójczych trucizn, które działają szybko i mniej lub bardziej bezboleśnie. Substancje paraliżujące stanowiły bardziej broszkę dziewczyn. Do tej pory nie rozumiem dlaczego istniał taki podział miedzy edukacją obu płci, zwłaszcza, że istniała tylko i wyłącznie w tej jednej dziedzinie. No i może też nieco w łucznictwie, raczej to odradzano kobietom, bo często wiązało się to z pozbyciem się jednej piersi, a przecież dzieci też trzeba czymś wykarmić. Plemię, z którego pochodziłem było pod pewnymi względami bardzo dziwne...
Podrapałem się po brodzie. Żadnych testów i żadnych dostaw... Cholera, wiedziałem, że nie będzie łatwo, ale taka sytuacja, to już lekka przesada...
Wtem, do pokoju wpadł Dragot, a z nim... Kot. Kot? Co tu robił Kot? Bez wątpienia nie był to jakiś zwyczajny mruczuś, skoro jeszcze go grawitacja planety nie zabiła... No i te oczy, czerwone... Koty takich nie mają, a przynajmniej nie czarne. Zmarszczyłem brwi przyglądając mu się dokładniej. I co, spadł z nieba, hm? Było to możliwe, by ktoś na Vegecie miał takiego kota GMO i go porzucił? Czy raczej wyrzucił? Trudno powiedzieć. W najbliższej okolicy chyba nie było zbyt wielu siedlisk Saiyan. Coś jednak wydawało mi się dziwnego w tym kocie, choć nie umiałem sprecyzować nawet co... Nie zawracałem sobie tym tak bardzo głowy później, miałem inne sprawy do załatwienia.
-Szkoda, że wcześniej na to nie zwróciłem uwagi... Musze się przyjrzeć tej dostawie, wystarczą mi nawet dokumenty, muszę wiedzieć dokładnie co tam było - powiedziałem.
Liczyłem, że przy odrobinie szczęścia znajdzie się tam coś, co chociażby w połączeniu z czymś da pożądany rezultat... Choć miałem wrażenie, że rzeczywiście będzie trzeba przygotować całą paletę różnych możliwości... Zapowiadała się długa i pracowita noc, a co najgorsze, nieprzespana... Ehh...
Ale cóż, przynajmniej nie zapowiadało się, bym później miał sam do siebie pretensje, że niczego nie zrobiłem. Kuro, choć co prawda nie dał mi dokumentów, to wskazał mi miejsce, w którym znajdowała się część dostawy, która trafią do wioski. Niestety nie mylił się, głównie zioła lecznicze. Każda roślina lecznicza jest też trująca, wystarczy zmienić dawkę. Dobrym przykładem jest chociażby olej rycynowy wytwarzany z rącznika pospolitego, trochę za dużo i sprawy mogą być nieciekawe. Nie mówiąc już o przypadkach, gdyby ktoś uznał, że lepiej zadziała arabin, który ma takie same efekty, ale zdecydowanie większą moc. Takich przykładów jest niezliczona ilość... Więc dlaczego żadna roślina w wiosce się w to nie wpasowywała? Po prostu, ehh...
Musiałem nad tym solidnie pomyśleć.
W książkach zostało wspomniane o trujących roślinach z Vegety, ale kto miałby czas, by je zbierać? Można by też zmienić królestwo i zdać się na jad jakiegoś wielkiego robaka czy stawonoga, niestety problem jest ten sam, kto się tym zajmie?
Tylko mnie to wszystko zdenerwowało, aż zacząłem puszczać dym z ust. Podejrzewałem, że znaczny spadek temperatury też miał na to wpływ. Zdecydowanie nie lubiłem pustyń...
Praktycznie żadnych składników, a musieliśmy zrobić kilka opcji, niby jak. Im bardziej o tym myślałem, tym bardziej rosła we mnie złość. Miałem wrażenie, że całą ta rebelia, to spontaniczny zryw bohaterstwa i brawury, który rozbryźnie się krwawo na twardej ścianie rzeczywistości. Mechanizm ruszył, więc nie można już go było zatrzymać...
Nieco nieświadomie zrobiłem sobie mały spacer i oddaliłem się nieco od wioski. W moim wnętrzu już zaczęło wrzeć, miałem ochotę wybuchnąć!
Później zastanawiałem się, jak to się stało, że coś takiego tak bardzo mnie wpieniło... Wnioski, do których doszedłem wtedy teraz wywołują na moich ustach uśmiech. Miałem lepszy... W ogóle powód, do walki w tej rebelii, niż sądziłem początkowo. Powód, dla którego miałem jeszcze wiele bitew stoczyć w niegdysiejszej przyszłości.
Zebrałem w sobie całą złość ze sporą ilością gorąca i dosłownie wyplułem z siebie, te zaś przybrały postać mknącego w nieznany mrok strumienia ognia nasączonego Ki. Mimo, że włożyłem w niego niemało energii, to... Nie czułem takiego zmęczenia, jak wcześniej. Fakt, rozwinąłem się od czasu, gdy opanowałem tę technikę, ale to było... Coś innego, tak, jakby... Jakbym miał z siebie wykrzesać więcej, bo jestem w stanie. Strasznie dziwna sytuacja. Złość przeszła w zaskoczenie i z niego w pewnego rodzaju podniecenie. Skoro mogłem dać z siebie więcej, to czemu tego nie zrobić? Czekało mnie po tym jeszcze dużo pracy, więc musiałem jak najlepiej wykorzystać ten niewielki zasób czasu, który miałem.
Skupiłem energię w płucach, zawirowałem ją, ścisnąłem i wyrzuciłem z siebie. Nie myliłem się, mogłem wykrzesać z siebie w tej technice więcej, niż do tej pory. Tylko, ile?
Normalnie bym zwiększał wkładaną energię stopniowo, powoli. Tym razem musiałem robić duże kroki.
Raz, za razem, powtarzałem ten proces kumulacji, sprężania i rozprężania w płucach aż do bólu i smaku żelaza w ustach. Ale nawet wtedy się nie zatrzymywałem, czas uciekał. Dopiero ból związany z brakiem energii mnie zatrzymał. Oddychałem ciężko, moje płuca pracowały przez ostatnie... Nawet nie wiem ile, jak dwa metalowe miechy, musiały odpocząć przez jakiś czas. Zdecydowanie przesunąłem granicę możliwości mojej techniki, ale o ile? Nie umiałem określić, musiałem zaczekać do najbliższej walki, wtedy się okaże.
Odpocząłem chwilę i wróciłem do wioski. Pierwszym przystankiem był mój pokój. Na raz opróżniłem tykwę pełną yerba mate, którą miałem od siostry. Ku swojemu zdziwieniu, stwierdziłem, że w tykwie coś jest. Tym czymś okazało się być pudełko zawinięte w folię i zabezpieczone taśmą. Odwinąłem folię, na drewnianym pudełeczku znajdowała się karteczka z napisem "Na szczęście, Satra-chan".
Miałem ochotę ryknąć śmiechem wtedy, ale była noc, więc się powstrzymałem. "Satra-chan"? Jeszcze czego! Jakbym kiedykolwiek tak do niej powiedział, czemu ona w ogóle zdrobniła swoje imię? To wyglądało tak kalecznie groteskowo, że brakowało mi słów by to opisać i rozumu, by ogarnąć. Ta, którą nazywano "Tańczącym Demonem" zdrabniała swoje imię, widział to kto... Ale przy najbliższej okazji musiałem jej podziękować, bo wiedziałem co było w środku. Wiązało się to z jedną plemienną opowiastką, w której pewien mężczyzna zbierał zioła w lesie, ale wpadł w zapadlisko i złamał obie nogi. Nie mógł uciekać, więc był łatwą ofiarą dla drapieżników. Szczęśliwie miał przy sobie pewną roślinę, diffenbachię, którą się natarł, co spowodowało paraliż, ale też wypryski na skórze, które odstraszały zwierzęta. Udało mu się dotrwać do nadejścia pomocy. Od tamtej chwili liść diffenbachii był symbolem szczęścia, choć nieco bolesnego...
Ten liść powodował bardzo konkretny efekt, który nie mógł nie być konieczny w czasie rebelii. Bez zbędnego zastanowienia poszedłem do Kuro, by mu powiedzieć o planie, który uknuł się w mojej głowie.

OOC:
Koniec treningu
Red
Red
Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012


Identification Number
HP:
Wioska Kuro - Page 7 9tkhzk500/500Wioska Kuro - Page 7 R0te38  (500/500)
KI:
Wioska Kuro - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wioska Kuro - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Sro Lip 01, 2015 10:32 pm
Oho, zaraz zostanie zjedzony, tak wpierw zinterpretował ciekawskie spojrzenie Dragota. Spoglądali na siebie jak zahipnotyzowani, chociaż Red w ten sposób próbował skorzystać z telepatii - nic z tego. Ale za chwilkę zrobiło się jeszcze dziwniej, kiedy to znajomy demon zabrał go za boczki i posadowił na kolanach. Ruchem ręki nie tylko głaskał go po sierści, lecz po części zrzucał odłamki szkła na dach. I... i co ma teraz zrobić? Jakie to poniżające! Ale z drugiej strony... tak mocno utożsamiał się ze zwierzęcą formą, iż zaczął mruczeć, jak domowy koteczek! I w ogóle przez dłuższy czas stracił racjonalne myślenie na rzecz przymilnego instynktu, który najwyraźniej akceptował głaskanie Arcydemona.
Z tego kociego transu wyrwał go głos Drakoniana, który to najnormalniej w świecie zaczął z nim rozmawiać. I o dziwo o Redzie, czyli o kocie, tylko, że nie wiedział, iż Red to kot. Pogmatwane, lecz prawdziwe. Nadstawił uszu zaciekawiony i zdziwił się jeszcze bardziej dowiadując się o przyszłych zamiarach wobec Krwiopijcy. No proszę, chciałby go wyleczyć z nałogu? To nie takie proste, zważywszy, iż przybrało to naprawdę drastycznej, wręcz nieodwracalnej formy. Mordując Saiyan - mordował dla krwi. Tak samo najemców, i nawet jedną niewinną kobietę przyniesioną przez Ichiro. Gdyby Dragot to wiedział, nie byłby taki skłonny do pomocy. Raczej w drugą stronę tak to nie zadziała.
Koniec wylegiwania się na kolanach demona - zabrał go i siebie z dachu, żeby zawitać do środka domostwa Kuro i April. Oh, jaka mieszanka uczuć się zrodziła. Miał do nich pretensje, iż siedząc tak w chatce nie przejęli się ani trochę zniknięciem June (jakby w ogóle nie zdawali sobie sprawy z dziejów Ziemi), ale z drugiej strony... jak dobrze było ich widzieć! Powierzchownie wyglądali na całych i zdrowych! Aż cicho miauknął nieśmiało się witając, lecz nie mogli zrozumieć tego pozdrowienia. Prócz nich znajdował się ktoś, kogo zupełnie nie spodziewał się ujrzeć, a był najwyraźniej po stronie przyjaciół - Chepri. Wychodził z tego nietypowy kwartet, ale strasznie kontrastowy. Dwójka przyjaciół i dwójka... no właśnie. Z pewnością mógł określić ich wojownikami, jednak na pochlebstwa nie mieli co liczyć. Chepri dodatkowo nie pałałby namiętnością do kogoś, kto go kiedyś zjadł i wypluł. Dragot też mógłby poczuć się nieswojo z myślą, że pieścił akurat Reda...
Zaraz wylądował w dłoniach April, która prędko oznajmiła, iż przejmuje koteczka, i wymknęła się z nim do innego pomieszczenia. Tam zostali sami. Ponownie zażywszy następną dawkę pieszczot odwzajemniał mruczeniem i łaszeniem się. Instynkt przyćmiewał mu racjonalne myślenie po raz drugi. Pohańbiony na wieki. Ale, ale... jego czujne uszy wyłapały delikatny głos wojowniczki. Bezpieczny? Przed czym bezpieczny? On nie chciał czuć się bezpieczny, tylko przybył na Vegetę po to, by dokończyć sprawy związanymi z intruzami na orbicie Ziemi. Nie dbał o to, czy przeżyje. Tylko ta kocia postać pokrzyżowała mu plany, gdyż nie mógł korzystać z żadnych umiejętności. Owszem, mógł drapać i gryźć, lecz to żadne atrybuty przeciwko armii świetnie wyszkolonych Saiyan. Mniejsza o to.
Kolejne słowa dziewczyny o błękitnych oczach sprawiły mu przykrość. Nie, nie, nie chodziło o Kuro. Wiedział, że ich miłość jest ogromna i przetrwa niejedną próbę, tylko fakt z zapominaniem. Jakby tylko chodziło o pamięć wybiórczą, nie musiałaby pamiętać Reda. Mogliby na nowo nawiązać o wiele lepsze kontakty niż przedtem, ponieważ miał do siebie pretensje, iż nagłą ucieczką z ponad dwuletniego pobytu tutaj przekreślił szansę, aby być wciąż jej przyjacielem. Lecz wiedział, że chodziło o całkowitą utratę pamięci. Medytacja - jak zauważyła April - przyda się na pewno, aby poukładać wydarzenia na spokojnie, lecz trzeba jeszcze je przywołać, odświeżyć.
Tylko jak?
>Purr...
Mruknął zakłopotany. Jak może w tej kociej formie pomóc przyjaciółce w medytacji? Był tylko futrzakiem... ale... nagle wpadł na pomysł. Uniósł ostrożnie prawą przednią łapkę, by różowiutkie poduszeczki zetknęły się z lewym policzkiem Czarnowłosej. Zmrużył kocie ślepia i sam skoncentrował się na pozyskaniu ze swego ciała uwięzione Ki. Machał przy tym niemrawo ogonem, jakby w ten sposób rozładowywując nerwy na oczekiwanie przełomu. Nastąpił wreszcie, gdy pierwszy czarny motyl wydostał się z aury Reda i usiadł na nosku April. Potem pojawiały się następne, aż w pokoiku zaroiło się ich tak dużo, tak gdy po raz pierwszy mogli porozmawiać ze sobą w cztery oczy. W Sanktuarium Kaede także pomagał Halfce poznać Ki, tu chodziło mu o dwie rzeczy: odcięciu od otoczenia, by mogła skupić się tylko na swoich myślach; oraz bodziec wspomnień. Malutki, ponieważ kto by pamiętał taki epizodzik? Red owszem, zapamiętał, i nigdy nie zapomni. Tak jak nigdy nie zapomni o istnieniu June, tak teraz chciał ze wszystkich sił wesprzeć April, żeby i jej nie stracić. Musiał, po prostu musiał! Cóż z tego, że jego Ki zostało odtajnione, skoro teraz najważniejsza była Błękitnooka i ocalenie jej wspomnień!

Ooc: można wyczuć dosłownie 10 PL Reda
Burzum
Burzum
Goat
Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013

Skąd : Warszawa

Identification Number
HP:
Wioska Kuro - Page 7 9tkhzk0/0Wioska Kuro - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wioska Kuro - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wioska Kuro - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Pią Lip 03, 2015 9:43 pm
Miałem na twarzy uśmiech. Przestałem myśleć o trudnych rzeczach, całą swą uwagę przyłożyłem do głaskania znalezionego kotka. Zacząłem być spokojny. Zacząłem być miły. Zacząłem czuć się lepiej. Zacząłem stawać się dobry. I skończyło się tak jak zawsze. Chwila moment a nawet mi nikt cześć nie powiedział a już zabrano mi Kota którego znalazłem. Bo czemu nie. Bo jestem zły demon a nie przyzwoity szlachetny morderca jak ci Saiyanie. Kiedykolwiek zacznę się rehabilitować ktoś musi to spartaczyć. Patrzyłem się na April z niedowierzaniem. Nie poproszę, nie zapytam. Wezmę i ch**.  Pomyśleć że zostawiłem ją przy życiu. Życzę jej by zginęła na tej rebelii. Całej reszcie rebelii należy się tak samo żałosny los. A jak jej lamerski kochaś zostanie królem, to oby nie minęło długo nim poderżną mu  gardło we śnie. Ich los jest równy losowi wszy. Będę przyglądał się z góry ich cierpieniu. I w przeciwieństwie do Kaede, ja będę modlił się o to by nigdy nie ustał.
  Wyszedłem z pokoju warcząc i będąc bliski popsucia czegoś poprzez pełne gniewu kroki. Złe myśli. Złe pragnienia. Jestem demonem. Zły do szpiku kości. Cyniczny, prosty do opanowania. łatwo popadający.... Co jest... Co sie ze mną dzieje... Jakbym odpływał...

Kluczowy moment fabularny - muzyka

-Dragot, Rogat, Fagot, Draguś, Dragotek.. Nigdy nie staniesz się tak nieprzywidywalny za jakiego się uważasz. To nie jest już nawet zabawne, ja chcę byś się bronił. Tak jak bronili się Drakonianie. Gdyby ulegali tak łatwo jak ty to ich wyżynanie nie byłoby taką przyjemnością. Nie mogę uwierzyć że tak łatwo łykałeś wszystko co ci mówiłem. Wszystko co kazałem im mówić. Tak śmiejesz się z ludzi a jesteś większym przegrańcem niż typowy biedak. Masz przecież swój własny wymiar sprawiedliwości czyż nie? Użyj mózgu. Nigdy więcej nie popadaj w furię, bo absorbowanie ciebie nie będzie wcale zabawne. Co? Zaciekawiłem cię? Czekam w pałacu Zella. Przygotuj się bo nie będziesz rozrywką. Twój braciszek Togard. A.K.A Archanioł. Do zobaczenia za dwa dni.

  Otworzyłem oczy najgwałtowniej jak potrafiłem. Wessałem powietrze do płuc. Byłem zawieszony na lampie. Do góry nogami. Nie mam pytań. To co widziałem było taką samą ilizją jakie miewałem do tej pory. Lecz teraz słyszałem inny głos. Mój głos. A co za tym idzie głos kogoś kto przedstawia się jako mój brat. To wszystko nie miało sensu. To nie jest możliwe... prawda? Całe dwa lata w kłamstwie?  W iluzji? Czy to był sprawdzian ? Czy on myśli że się na to nabiorę?
   Na oko minęła minuta odkąd wyszedłem. Zszedłem na podłogę by powoli przemyśleć całą tą sytuację, i wiadomość. Nie doprowadziło mnie to do nikąd. Jedno było pewne. Odpowiedź czeka w pałacu. Bolą mnie kości. Głowa jeszcze bardziej. A moje mięśnie przegrzały się godzinę temu. Ale i tak nie ćwiczyłem jeszcze wystarczająco. Dlatego też znikam. W netherze znajdę spokój. Jak jeszcze raz zobaczę któregoś z "rebeliantów" wystrzelę krwawą niedzielę bez mrugnięcia okiem. Ściany wokół mnie zaczęły się rozpadać bowiem przechodziłem do swego domu.
OOC:
Trening start
Włączam Nether invasion tylko dla siebie.
Post klucz #1
Kuro
Kuro
Drobik
Drobik
Liczba postów : 1091
Data rejestracji : 29/05/2012


Identification Number
HP:
Wioska Kuro - Page 7 9tkhzk0/0Wioska Kuro - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wioska Kuro - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wioska Kuro - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.db4evwer.com

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Nie Lip 05, 2015 9:22 pm
Chłopaka nie zdziwiło zachowanie April, każde bezbronne zwierze mogło czuć się w jej rękach bezpieczne i na pewno będzie wobec niego delikatna. Ten kot, to była także namiastka jej tęsknoty za Ziemią, na Vegecie raczej takich futrzaków nie było. Kuro tylko przygotował tace z opatrunkami i słoiczkiem bakty na przyspieszone gojenie się ran. Mieli tego niewiele, ale po co zwierzak ma długo cierpieć, a jeżeli to faktycznie Red to dla przyjaciela wszystko, co najlepsze. Chepri przyniósł jeszcze spodeczek mleka i chłopcy zostawili tę dwójkę w spokoju.
Saiyan dostrzegł w salonie Dragota wiszącego głową w dół na żyrandolu – a jednak – pomyślał. Z miny demona można było wyczytać, że jest nadąsany. Tylko o co? O tego kota? Chłopak omal się nie roześmiał. To było oczywiste, że poranionym stworzeniem April zajmie się najlepiej, trzeba go opatrzyć i nakarmić, głaskanie i pieszczoty nie wyleczą go. Może chodziło o to, w jaki sposób April to zrobiła. Saiyan już wcześniej dostrzegł, jak demon zapewne od tak przywłaszczy sobie czyjeś ubranie. Zapewne myślał, że i kota może sobie od tak wziąć i będzie jego własnością. Dragot jeszcze nie rozumiał, że tak nie można żyć, że czasem trzeba coś oddać, wiedząc że gdzie indziej będzie mu lepiej i robiąc to dla jego dobra. Z kolei biorąc coś też można kogoś skrzywdzić bardziej niż fizycznie. Kto wie, może ten kawałek skóry był dla któregoś z mieszkańców wartością o charakterze sentymentalnym. Kuro nie miał zamiaru spierać się o to z demonem i dał spokój. Jutro na pewno będzie kłótnia i ktoś kogoś oskarży o kradzież. Trudno, po prostu zapłaci za ubranie bez zbędnej dyskusji. Miał ochotę podejść do demona i powiedzieć mu, że jeżeli byłby ranny to nie miał by oporów oddać go pod opiekę April, ale Dragot zamknął.

Dołączył do Chepriego w zielarni. Pokazał ziemianinowi działanie bakty na przykładzie skaleczonego nożem własnego palca. W kilka minut nie było nawet blizny po rance. Szczyt medycznej małpiej technologii, którą nie zamierzają się dzielić z kosmosem. Nic dziwnego, że przy takim specyfiku żołnierze z odwagą idą na rzeź, gdy prawie martwego da się w kilak godzin postawić na nogi. Pokazał tez nowemu przyjacielowi zeszyty z ich spisanymi przepisami leczniczymi, niektóre były zapewne znane Ziemianinowi ale gramatura była obliczona na Saiyan, a dawki musiały być większe. Część przepisów było też w ciekawy sposób przerobionych przez April. Trzeba było postawić, na środki odurzające, nasenne, halucynogenne. Zajmowali się lecznictwem, a nie skrytobójstwem. Oboje siedzieli nad przepisami i gramaturą wymieniając uwagi i dyskutując, warzyć i obrabiać zaczną dopiero od jutra.

Kuro późno wrócił do pokoju, ukochana już spała, a kot obok niej na środku łóżka. Zwierzak od razu się obudził i swoimi czerwonymi oczami obserwował Saiyana. Wyglądał już nieco lepiej. Po prawdzie chłopak marzył o przytuleniu się do swojej partnerki w te dwie ostatnie noce przed walką, ale za inny obrót spraw nie mógł winić kotka. Kot będzie spał w środku. Faktycznie było od niego czuć energie Reda. Spojrzenie na demona przypomniało mu o masakrze na orbicie Ziemi, zginęło tam dwóch żołnierzy z wioski. W duchu ucieszył się, że nie było tam jego ojca. Zajmie się tym jutro. Tylko westchnął i wsunął się pod kołdrę delikatnie. Nachylił się i pocałował halfkę, wyglądała tak spokojnie. Ręka April spoczywała na ciepłym kocim futrze, Kuro położył swoją obok i zasnął niemal natychmiast uprzednio nastawiwszy zegar na wczesną poranną porę. Miał dużo obowiązków.

OOC: Koniec treningu.
avatar
April
Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Wioska Kuro - Page 7 9tkhzk0/0Wioska Kuro - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wioska Kuro - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wioska Kuro - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Pon Lip 06, 2015 8:04 pm
Znacie to uczucie, kiedy ponosi was fala pozytywnych emocji? Kiedy zamykacie oczy, a uśmiech sam ciśnie się wam na usta? Albo kiedy kochacie kogoś tak mocno, że nigdy nie chcielibyście już puścić jego dłoni? Chcielibyście, aby już zawsze wam towarzyszył, a wasze myśli są skierowane codziennie wokół tej osoby? Jeżeli odpowiedź brzmi nie to znaczy, że nie zaznaliście jeszcze najwspanialszego uczucia na świecie. To dodaje siłę mimo, że jej nie masz, to wsparcie mimo utraty wszelkiej nadziei. To jedno słowo, które zmienia cały światopogląd. Nie boisz się niczego, jedynie straty tej osoby, a niebezpieczeństwo czujesz tylko i wyłącznie kiedy nie możesz spojrzeć tej osobie prosto w oczy, dotknąć jej ust. Cierpliwość kiedy widzisz, że źle kroi pomidora albo gdy widzisz jego ubrania wszędzie, uczysz się bycia cierpliwym. To cierpliwość zmienia liść morwy w jedwab, a ty jesteś jedwabnikiem. Czułam się jakbym właśnie coś tkała i to tylko ze względu na kota, a raczej Reda. Czułam cząstkę jego przy sobie, to on wyzwolił we mnie te emocje, które dotyczyły Kuro. Tak pamiętałam. Te nasze pierwsze spotkanie. Red nie wiedział, ale był moim ukojeniem dla duszy. Nigdy nie przejmowałam się tym co zrobił, dla mnie był tym najukochańszym demonem. To z nim ozdabiałam swoje strachy podczas nauki wyczuwania energii. Motyle były wszędzie. Wtedy miałam już sto procentową pewność, że kot to Red. Dlaczego taki się stał? Było dla mnie nieważne, w każdej postaci będzie dla mnie bliski, a skoro taki jest to muszę się nim zająć. Nie powiem o tym nikomu chociaż większość już podejrzewała. Widocznie nie chce, aby wszyscy o tym wiedzieli, a ja potrafię dochować tajemnicy. Patrzyłam w jego oczy i czułam jak on robi to samo, delikatnie się uśmiechnęłam. Moja KI zaczynała płynąć coraz wolniej we mnie, a ja starałam się ją uwolnić co jakiś czas zmieniając kolor włosów. Starałam się ujarzmić ostatnią przemianę, a motyle Reda pomagały mi się uspokoić. W chwilę potem ujrzałam różowe motyle, Kaede? Moja bogini? Słyszałam jej głos w swoich myślach, a motyle stykały się pomiędzy sobą. Musiałam dosyć dziwnie wyglądać. Byłam otoczona motylami, które pomagały skupić moją energię, a tuż przy mnie był kot. Nieprawdopodobne ile może się stać jednego dnia. Wiedziałam już, co muszę zrobić.

- Dziękuję Ci Red – wyszeptałam cicho do jego uszka, nie wiedząc jak bardzo może być wrażliwe – Już wiem co zrobię. Dam się wchłonąć Dragotowi. Kiedy Kuro będzie walczył z królem i nie uda mu się, dokończę jego dzieło. Będę wówczas w pełni sił nieskalana wcześniejszą walką. I Dargotowi doda to sporo siły. Muszę o tym tylko powiedzieć Kuro i jemu zanim zapomnę...co o tym myślisz?

Nie wiedziałam jednak co myśli o tym Red, a trudno było mi wyczytać coś z jego oczu oprócz zdziwienia, ale ja byłam już pewna swojego. Ostrożnie wzięłam swojego przyjaciela i wstałam. Jakie to było dziwne mieć Reda w rękach, na dodatek miał sierść i to mięciutką. Weszłam razem z nim po schodach. Widziałam Dragota, który był zapewnie na mnie wściekły po zabraniu Reda, ale musiałam to zrobić, potrzebowałam jego, a on mnie. W sypialni nie było nikogo, usiadłam na łóżku i delikatnie położyłam go na łóżku.

- Zawsze byłeś milczący, ale teraz to aż za – zaśmiałam się i nie potrzebowałam dużo czasu, aby sen całkowicie pochłonął mnie i moją duszę. Oczywiście nie spuszczałam z zasięgu mej ręki Reda, mojego demona i przyjaciela.


Occ: koniec treningu :3
NPC.
NPC.
Liczba postów : 2525
Data rejestracji : 29/05/2012

http://poke-life.net/pokemon.php?p=58946863&nakarm

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Pon Lip 06, 2015 8:24 pm
Wizja dla Hika:
Khepri
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Wioska Kuro - Page 7 9tkhzk0/0Wioska Kuro - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wioska Kuro - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wioska Kuro - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Wto Lip 07, 2015 10:22 pm
Westchnąłem. Chociaż sytuacja obróciła się o niemal sto osiemdziesiąt stopni, to jednak nadal czekała mnie cała masa pracy. Jeszcze godzinę temu nie miałem nic, z teraz już plan, materiały i wymagane informacje, mniej lub bardziej. Dane na temat dawek leczniczych były o tyle pomocne, że określały minimum, lecz nie niezbędną ilość. Nie bez przyczyn zgadywałem, że są one ustalone dla przeciętnych Saiyan a nie dla żołnierzy. Ci na pewno będą bardziej wytrzymali na trucizny niż byle szarak z ulicy, nie mówiąc o fakcie, że Ki wspomagała ich organizmy, a zatem i układ immunologiczny.
Ważenie tej mikstury było bardzo ryzykowne, bo przesada tak w jedną jak i drugą stronę był niebezpieczny... Tak, to była niebezpieczna gra...
Nie ma bezpiecznych gier, stwierdziłem w myślach.
Bezczynność byłaby nazbyt kłopotliwa, więc od razu przystąpiłem do tworzenia wstępnej mieszanki odpowiedniej dla minimalnych wymagań, które miały by spacyfikować dorosłego saiyańskiego mężczyznę. Rzecz jasna, tylko teoretycznie, a praktykę miał przyjść czas później.
Nie poczułem wyrzutów sumienia, mimo to skrzywiłem się na myśl o oberwaniu czymś takim. Natychmiastowa utrata władzy w członkach, ostre pieczenie i swędzenie, raczej nieunikniona, tymczasowa utrata wzroku. Nawet jeśli to nie obezwładni żołnierzy, to zdecydowanie utrudni im wykonywanie jakiejkolwiek czynności, a już z całą pewnością, zdenerwuje ich, mówiąc uprzejmie i zdawkowo.
Karty zostały rozdane, a do mnie, niczym do prawdziwego gracza, należał wybór czy dobrać kartę, czy je odsłonić.
Zastukałem palcami w blat stołu, przy którym pracowałem. Spojrzałem znów na dane otrzymane od Kuro. Mówiły one jednak tyle samo, co przy ostatnim odczytaniu, jak i poprzednich pięciu razach.
Gdybym tylko mógł jakoś określić jaki jest stosunek przyrostu wytrzymałości do przyrostu mocy, choćby u ludzkich wojowników, pomyślałem.
Z rozczarowaniem jednak stwierdziłem, że tych mogłem policzyć na palcach jednej dłoni, nawet wliczając halfów.
Musiałem wykorzystać to co miałem. Wiedziałem mniej więcej jak silne są młodziki z Akademii, ale i jak silni mogą być Nashi... Na myśl o tym wspomnieniu na twarz wkradł mi się uśmiech z dosyć wyraźnym zabarwieniem melancholii, szybko zakryłem go wyrazem skupienia i zamyślenia.
Różnica między nimi dawała mi już pewien pułap na jakim są silniejsi wojownicy, jeśli klasyfikowali swoich żołnierzy w sposób, o którym myślałem. Porównując to z mocą przeciętnego Saiyanina, którą określiłem z prostej zależności, o której usłyszałem dawno, bardzo dawno temu od pewnego kosmity, byłem w stanie powiedzieć różnicę między pariasami i elitą. Oraz to co się z tym wiązało, różnicę w wytrzymałości. Były to tylko moje przypuszczenia, spekulacje, ale nie miałem nic lepszego, nie miałem szans na nic lepszego.
Zakląłem pod nosem. Byłem przecież zabójcą, nie lekarzem! Obie profesje co prawda miały tyle samo wspólnego co montaż z demontażem, a więc bardzo dużo, jednak nie ułatwiało to zadania w takim stopniu w jakim powinno, przynajmniej w moim mniemaniu.
Wtedy zorientowałem się, że mam za mało składników na jedną porządną dawkę, lepiej wcześniej, niż później, ale nie mogłem tak czy inaczej nic z tym zrobić. To zdecydowanie utrudniało sprawę, wymagało to wytworzenia większej ilości syntetyku. No i cały czas chodziła za mną sprawa tej bakty, zaraza...
Ze wszystkich możliwych przeciwności ta była najtrudniejsza do przeskoczenia, nawet mimo swej mikrości, która była tylko pozorna.
Prawie martwego mogła poskładać w kilka godzin... Nie chciało mi się wierzyć, że nie poradzi sobie z trucizną, ale wcale nie chciałem wierzyć. Tutaj znajdowała się granica możliwości, jakie posiadałem; granica mojej wiedzy i doświadczenia. Mogłem jedynie liczyć, że cudownym trafem mikroskopijna maszyneria nie zadziała, mogłem, gdybym wierzył w cuda. Te jednak nie zdarzały się same z siebie. Za każdym cudownym i niewyjaśnionym zdarzeniem krył się ktoś lub coś rzeczywistego i często, banalnego.
Oznajmiłem Kuro moje myśli na temat dalszego rozwoju wydarzeń, niewiele później poszedł spać. Ja nadal czuwałem myśląc intensywnie, w końcu moja głowa osunęła się na blat stołu.

OOC:
Trening start
Burzum
Burzum
Goat
Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013

Skąd : Warszawa

Identification Number
HP:
Wioska Kuro - Page 7 9tkhzk0/0Wioska Kuro - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wioska Kuro - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wioska Kuro - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Sro Lip 08, 2015 3:51 am
Zamknąłem oczy. Gdy je otworzyłem byłem w swoim domu. W netherze. Sam w alternatywnej wersji pokoju pełnej krwi, rdzy, czerwieni, i smrodu. Każdy widzi go inaczej.Zrobiłem kilka kroków z nietęgą miną. Westchnąłem głośno swym niskim, charczącym głosem i usiadłem oparty plecami o najbliższą ścianę. Lewa noga prosta, prawa ugięta w kolanie. Coś sprawia że czuję sympatię do tego miejsca. I gdy o tym dłużej pomyślę, to lubię je tylko z jednego powodu.
      Dla mnie zawsze to tak wyglądało. Nie ważne jaka planeta, moje życie było piekłem. I lubiło mi o tym przypominać. Mili ludzie, Miłe uczynki, współpraca, czy przyjaźń. Wszystkie te rzeczy kończyły się moim cierpieniem. Przyjaciele zawodzili, a moje dobre uczynki nigdy nie były doceniane. Gdy ludziom dam się zbyt dużo karmy, będą jej oczekiwać, a potem rządać wiecej. Jak najgorsze ze zwierząt. Cały ten ból i cierpienie wkrótce zaczęły przeradzać się w nienawiść. A ta nigdy nie opuściła mojego serca. Mam tak dużą sympatię do czynienia bólu, zdrady, manipulacji, i chamstwa, ponieważ z tego powstałem. Niektórzy twierdzą że demony to reinkarnacje ludzi.I przejmują ich złe cechy. Jeśli to prawda, to mój poprzednik musiał w tym wszystkim utonąć. Nie powtarzać jego błędu. To ja będę tym który będzie topił.

  Moje otoczenie zaczęło zmieniać się na moją komendę. Wyobraziłem sobie jak musi wyglądać sala treningowa na Vegecie. Pomieszczenie o wielkości 10 KM kwadratowych.Stalowe ściany, sufit podłoga. Przede mną  100 kukieł zrobionych z najtwardszego metalu jaki jestem w stanie wytworzyć w Netherze.Same korpusy, i głowy umieszczone na słupie. To na rozgrzewkę. Wstałem, wyrzuciłem płaszcz w cholerę by mi nie przeszkadzał, przyjąłem gardę, skoncentrowałem KI.
  Poczułem nienawiść przepływającą przez moje ciało. Nienawiść do ludzi, Saiyan, ale najbardziej do manipulujących mną. Takich jak mój pieprzony brat. Potraktowano mnie jak prostytutkę. Ale te ciekawsze podrzynają gardła swoim klientom w łóżkach, po czym obrabiają cały dom. I dokładnie to zamierzam zrobić. Nie wku*wia się demonów. Nie wku*wia się szczególnie arcydemonów. Ale w szczególności nie wku*wia się MNIE. Czas wyrównać porachunki rodzinne.

Heavy metal do tła
  Moja aura wybuchła z siłą słabszej atomówki, i wystrzeliłem w stronę kukieł. Ustawione w szeregu po 2 metry od siebie. Każda ma zniknąć. Maksymalna prędkość, zamach, celność.
Cios z hukiem oderwał głowę manekinowi, mnie odebrał pół dłoni, ale adrenalina sprawiła iż nie poczułem nic poza pieczeniem. Sekundę później ciosem sierpowym lewą ręką przegiąłem słup z korpusem o 30 stopni w prawo. Choć czułem że przesadzam, od razu cofnąłem ją i powtórzyłem cios. Dziesięć razy, aż słup pękł i zdeformowany korpus padł na stalową podłogę.Nie ma co tracić czasu. Od razu przeskoczyłem na drugi, tym razem wychodząc z serią błyskawicznych ciosów na korpus, stopniowo pogłębiając wgłębienia aż przebiłem się pięścią na wylot omal nie upadajac za kukłę. Pomagając sobie drugą, ładnie zakrwawioną już ręką oderwałem figurę od słupa. Ważyła przynajmniej pół tony, ale rzuciłem ją z rozmachem na drugu koniec pomieszczenia płynnie przechodząc do masakracji następnego. Moje dłonie nie nadążały z regeneracją, przynajmniej 3 razy odpadły mi dłonie z powodu siły ciosów. Wówczas udeżałem łokciami. A gdy i one odpadły, uderzałem głową, robiłem proste kopnięcia i odgryzałem kawały żelastwa z figur. Wszystko to po kilkukrotnym utrzymywaniu netheru i walką z wieloma Saiyanami jednocześnie. Nie mogłem złapać tchu, ale to nie mogło mnie zmusić do przestania.

    Dziewięćdziesiąta ósma kukła właśnie padła po obunożnym kopnięciu z rozbiegu. Agresja nie zmalała we mnie choć wyzwalałem ją od kwadransu. Moje dłonie wciąż w stanie płynnym, moje całe ciało było obryzgane moja własną krwią, zdarzyło mi się uderzyć w pare manekinów z taką siłą że moje całe ramie eksplodowało razem z nimi. Co z tego że bolało? Mój ból nie obchodzi nikogo. I tak każdy mnie nienawidzi. Ból to dla mnie komplement. Z jakiegoś powodu nie czułem wstydy mimo ze łzy ciekły mi po policzkach, ale to niczyj interes. Zostały dwie. Jedno kopnięcie, drugie, trzecie dokładnie w szyję. Głowa ugięła się jak przy ukłonie. Lewa dłoń już się zrespiła. Odskok do tyłu, jeden markowany cios, odskok do tyłu, zamarkowane kopnięcie. Odskok do tyłu, tym razem jego głowa odbiła się od sufitu po tym jak przebiłem się przez odpowiednik szyi płaską dłonią. Tym razem palce tylko mi się zwichnęły. Po przestawieniu dalej nadawały się do treningu.
Został ostatni. Chce zobaczyć czy trening sie opłaca. Chce uzyskać ten efekt co przy drugim, lecz za pierwszym razem. Wdech, i wydech. Wdech i wydech. Odskok. Niskie kopnięcie stłukło nieco mój prawy piszczel, ale wygięło kukłę w moją stronę, nie przestając się ruszać, skoncentrowałem tyle KI w jeden cios ile nakazywała mi furia, i nie zdołałem przebić kukły. Rozpieprzyłem ją na opiłki. A moja ręka jedynie zmieniła się o pare siniaków. Wytrzymałość mojego ciała poszła na plus. Ledwo dyszę, ale to dopiero była rozgrzewka na wytrzymałość.
-Teraz.... przechodzimy do właściwego treningu.


  Poświęciłem 1/10 swojej ki na jedną kulę. Następnie podzieliłem ją na 1000, i rozproszyłem po całym pokoju. Powiększyłem go by wysokością dorównywał wieżowcom z West City. Teraz zaczynamy zabawę. Maksymalna prędkość. Wyczulony Ki Feeling, podwyższona czujność. Pociski zaczęły się poruszać w niewidocznym dla ludzkiego oka tempie. Tak więc zamknąłem oczy.Samo czucie energii. Jeden unik, drugi, trzeci. Za kilka chwil musiałem poruszyć się w 10 kierunkach w ciągu sekundy, aby uniknąć ich wszystkich. Nie mówiąc o poruszaniu kończynami.
Przez następne dziesięć minut powtarzałem ten cykl. Będąc w nieustannym ruchu, a w szczególności w najszybszym możliwym można się zmęczyć. I o to mi chodziło. Wylądowałem. Jeden wdech, drugi. Poszerzyłem pomieszczenie tak że koniec był na horyzoncie. 10 KM sześciennych. A teraz poproszę 100 demonów. O wyglądzie Saiyana i o mocy tysiąca PL. Zabawmy się. Tak jak człowiek zjada kurczaka którego upiekł sam, tak teraz ja wyrżnę wszystkich których sobie przywołałem. Jeśli po setcę będę w stanie wciąż stać, to przywołam kolejną. Każde słowo które wypowiadam to atak na ciebie, bracie. Czuję rządzę zemsty ponad i pod moją skórą.
-JESZCZE JEDEN RAZ SUKINSYNY!

***


Najstarsi kolarze nie spamietają tego. Ile ich zabiłem, ile kończyn straciłem, ilu zdekapitowałem, ile razy otarłem się o śmierć tej nocy. To był najcięższy trening w moim życiu. I najboleśniejszy. Nie wiem ile godzin minęło. Ale wiem że nie zostało mi wiele snu do świtu. Tak więc korzystam z okazji. Czysty i pachnący z racji tego iż cała moja skóra musiała powstać na nowo. I tak zasnąłem gwałtowniej niż zadawałem ciosy. Lecz nawet gdy spałem, atakowałem w myślach tego który ze mnie zakpił. I tego który urodził się w tym samym miejscu, o tym samym czasie.
OOC:
Koniec treningu


Ostatnio zmieniony przez Drag dnia Czw Gru 10, 2015 6:50 pm, w całości zmieniany 1 raz
Red
Red
Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012


Identification Number
HP:
Wioska Kuro - Page 7 9tkhzk500/500Wioska Kuro - Page 7 R0te38  (500/500)
KI:
Wioska Kuro - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wioska Kuro - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Sro Lip 08, 2015 8:51 pm
Kiedy widział, że April mogła medytować już w spokoju, nawet nie przerwał jej miauknięciem. Potrzebowała dosłownie chwili, aby już skupiona potrafiła poukładać sobie wydarzenia zarówno przeszłe, jak i te, które dopiero miały nastąpić. Nie przestawał emanować energii, którą przyjaciółka zdołała rozpoznać. Dokładnie parę sekund później objawiła się moc Bogini Kaede, której nie było przy nich fizycznie, lecz duchowo, oraz która utożsamiała się również motylami. Mimo sprzecznej natury dwóch wersji KI w otoczeniu, były zgodne w kwestii wspierania Lazurowookiej. Halfka odznaczała się niebagatelną, jednak zachwianą i chaotyczną aurą, więc na tym aspekcie skupił się Red. Miał spore trudności związane z tym, iż przebywał w kocim ciele, ale nie przerywał, dopóki dziewczyna sama nie zechciała zaprzestać medytacji. Wtedy też zdradziła co planuje. Gdyby był na jej miejscu zaniechałby poddania się absorpcji, chociażby na rzecz dowiedzenia się od Chepriego jak ono przebiega i czy zniesie bardzo dziwaczny stan jej ciała wraz z ciągłym poborem mocy. Oczywiście tego wszystkiego każdy wojownik doświadcza na swojej skórze inaczej, nie mniej nie wątpił w wytrwałość dziewczyny. Gdy go głaskała, Red łasił się do niej, tak jakby potwierdzając, że i w tej decyzji będzie ją wspierać. Cóż, zrobiła się senna, do ululania wzięła kota ze sobą i będąc zakleszczony pod jej ręką nie mógł drgnąć ani trochę. Może to i lepiej, będzie czuwać nad jej snem.
I nie tylko jej.
Zaraz do sypialni wkroczył Kuro. Na nim też odbijało się znużenie i zmęczenie, lecz nie tak wielkie, żeby od razu paść na twarz. Zdążyli zamienić ze sobą wymowne spojrzenia, chociaż o ile ślepia demona nie pałały gniewem, to miał wrażenie, iż chłopak z kitką obdarzył go surowym i pełnym wyrzutów. Zapewne nie spodobało mu się to, iż Red uśmiercił z June aż tylu jego pobratymców, jednak musiał ratować Ziemię. Bez bliższych szczegółów na temat tego, że zostali poddani trutce, traktował ich jak prawdziwych intruzów. Może nie powinien rozprawiać się z dumnymi wojownikami z Vegety jak z krwistymi befsztykami, lecz zatracił swój umysł w wielkich falach posoki tryskających z poderżniętych gardeł lub poskrajanych ciał jak z fontanny. To żadne wytłumaczenie, Red o tym wiedział, nie mniej nie potrafił inaczej ocalić Ziemi przed inwazją. W dodatku… w dodatku stracili June. Nie bezpośrednio w starciu, lecz tuż po. Kuro tylko westchnął głęboko nie racząc odezwać się do milczącego koto-Reda. To tylko jeszcze bardziej wzbudzało w młodzieńcu wyrzuty sumienia za masakrę na orbicie ziemskiej.
Dręczyło go to na tyle, iż nie spał wcale. Leżał tylko i zmysłem KI badał istoty śpiące w domostwie. Jedne spały twardo jak kamień, inne wierciły się pod wpływem nieznanych mocy (tu mowa o Dragocie, którego energia modyfikowała się – jakby ćwiczył przez sen), a on nie mógł zmrużyć oka. Dlatego też jako jeden z pierwszych wyskoczył z wyrka i bezszelestnie, na poduszeczkach od łapek, przemieszczał się w kierunku werandy. Nim tam się pojawił, natknął się na niedbale rzucone spodnie Kuro, o które o mały włos a potknąłby się i wybił kiełki. Już miał fuknąć na przeszkodę, gdy dostrzegł monetę. Ah pamiętał - monety stanowiły walutę wymienną na inne dobra. Tego akurat go nauczyli wspólnie April i Kuro. Nawet oddał swój mieszek, ciekawe czy zainwestowali go w jakiś sposób. Jako, że ładnie się świeciło i korciło w kocie oczka, wziął do pyszczka i z łupem wyszedł z pokoju. Wreszcie dotarł na werandę i zasiadł na balustradach, starał się dotrzeć w głąb siebie. Chciał w końcu na coś przydać się wojownikom, bo wydawało się, że coś szykują. Nagle myśli przerwało mu burczenie w brzuchu, na co podkulił ogon i mruknął niewyraźnie. I co teraz… Chyba nie zje monety, bo później może mieć niestrawność.
avatar
April
Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Wioska Kuro - Page 7 9tkhzk0/0Wioska Kuro - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wioska Kuro - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wioska Kuro - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Sob Lip 11, 2015 3:57 pm
Obudziłam się,  nie otworzyłam jeszcze oczu , a  już poczułam się zdecydowanie lepiej niż wczoraj. Nie miałam pojęcia, która może być godzina, ale to nie było ważne. Istotny był mój pomysł. W końcu odchyliłam powiekę i spojrzałam na Kuro. Koto-Red gdzieś już sobie poszedł, czy możne on tylko przybył po to, aby nakreślić mi drogę? Nie chciałam budzić Kuro, ale nie było czas. Musnęłam ustami najpierw w policzek, ale nic to nie dało. Spał jak zabity. Musiałam wyciągnąć inny kaliber, przybliżyłam się do jego ust i zaczęłam go namiętnie całować i też nic! Wkurzona i znużona próbą obudzenia Kuro w sposób romantyczny wykopałam go nogą. Ten niemalże natychmiast otworzył oczy i zamortyzował wypadek.

- Cały czas nie spałeś, tylko udawałeś! – krzyknęłam krzyżując bojowo ręce, ten tylko uśmiechnął się od ucha do ucha, co ja oczywiście odwzajemniłam. Wzięłam poduszkę i zaczęłam uderzać nią o głowę Kuro – Ty kłamco!

Przez cały czas się śmialiśmy, to było miłe. Jeden z niewielu miłych gestów ostatniego czasu. Przydał się jednak, można było chociaż na chwilę zapomnieć o tym wszystkim. O tym, co złego nas otaczało, teraz byliśmy tylko my. Po chwili Kuro wziął mnie za rękę i zaczął udawać, że tańczymy, bo tańcem to bym tego nie nazwała. Wywołało to u mnie kolejką fazę śmiechu i chichotu. Tak drobny gest, a tak potrafił poprawić nastrój. Przy obrocie wypuścił mnie i z impetem spadłam na podłogę zanosząc się śmiechem. Kuro przykląkł przy mnie i pocałował mnie w czoło. Ujęłam jego twarz w swoich dłoniach i łagodnie uśmiechnęłam się całując go.
- Kuro, moja pobudka była celowa tak naprawdę. Wpadłam na plan. Dragot, demon musi mnie wchłonąć. Nie denerwuj się, już Ci tłumaczę. Jeżeli Tobie się nie powiedzie... - - tu załamał mi się na chwilę głos, po czym złapałam go mocniej za rękę- Ja muszę to po Tobie dokończyć, jestem silna, a jeżeli on mnie wchłonie to będę w pełni sił. Nietknięta przez walkę, cała moja siła powinna dokończyć to co Ty zaczniesz. To tylko w razie niebezpieczeństwa, dla Twojego, mojego i Vegetańskiego dobra. Ktoś wtedy będzie musiał to dokończyć, ale wierzę, że to Tobie się uda.

Nie czekając na jego sprzeciw, złapałam go za rękę i zbiegłam ze schodów. Ujrzałam Reda, który przygnębiony siedział nad czymś, swój wzrok skierowałam jednak na demona.

- Musisz mnie zaabsorbować!  - wykrzyknęłam jakbym co najmniej ogłaszała jakaś szczęśliwą nowinę – I w razie, gdyby Kuro nie udało się pokonać króla zwrócić w pełni sił. Wiesz o co chodzi? Aby dopełnić misję. I nie mów mi, że Tobie się to nie będzie opłacało, wzrośniesz w siłę i zrobisz jakiś dobry uczynek, może to uczyni Cię kiedyś mocniejszym.

Wypaliłam, widziałam minę wszystkich. Nikt nic nie ogarniał i wszyscy byli zdziwieni, ale właśnie o to mi chodziło. Mój plan był świetny, liczyłam, że pozostali również wychwycą jego genialność, chociaż z tym może być już gorzej. Mój plan był szalony, ale skuteczny i to musiał mi każdy z obecnych przyznać. Spojrzałam na kota, który był zgaszony i miał coś

-Ej co tam masz ciekawego? - spytałam podchodząc bliżej próbując dosięgnąć pudełka.


Occ: na kolejnego posta przed wchłonięciem mam czas do przyszłej soboty... jak nie dojdzie do mojej kolejki, to komuś się wtrynię, żeby móc zostać wchłoniętą przez Draga i móc usunąć się z fabuły na miesiąc. Razz
Kuro
Kuro
Drobik
Drobik
Liczba postów : 1091
Data rejestracji : 29/05/2012


Identification Number
HP:
Wioska Kuro - Page 7 9tkhzk0/0Wioska Kuro - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wioska Kuro - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wioska Kuro - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.db4evwer.com

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Pon Lip 13, 2015 6:29 pm
Niemal wbił paznokcie w materac, tak trudno mu było udawać, że śpi niczym kłoda/ Ledwo się powstrzymywał aby się roześmiać lub odwzajemnić pocałunek. Kopa tak szybko się nie spodziewał ale siedząc na podłodze wziął to za dobra monetę, April czuła się lepiej. Dopiero teraz zauważył, że koci demon gdzieś znikł. Postanowił zrobić użytek z chwili samotności i zaczął się wygłupiać tańcząc z halfką. Żartował przy tym, że z takimi umiejętnościami bale na zamku będą rzadkością. Zapewne ich śmiech i wygłupy postawiły pozostałych mieszkańców na nogi i to o świcie. W tym momencie się nie bał, był szczęśliwy jej lepszym zdrowiem, nic więcej się nie liczyło. Spokojnie mógł żartować za wydarzeń, które nastąpią już jutrzejszej nocy. Wszystko w jednej chwili prysło niczym bańka, jakby trafił go piorun.

Na dole, Dragot wisiał na lampie i zapewne był w równie wielkim szoku, jak Saiyanin. Chłopakowi ogon podrygiwał przez zbliżającą się pełnie, tak jak wczoraj ostrzegał mógł szybko się wkurzyć ale po informacji dziewczyny cała sierść mu się zjeżyła.

- Oszalałaś?!
– wybuchnął w końcu. Chcesz się dać JEMU wchłonąć! Jeszcze Redowi to rozumiem ale czemu ON. Nie mam żadnej gwarancji, że mi Cię odda,. Pewnie da nogę i poleci w cholerę! Nie obraź się Dragot ufam ci ale nie aż tak, aby powierzyć życie April. Poza tym nie pieprz mi o naszym wspólnym dobru, bo nie ma na nie miejsca. Powiem Ci , jak będzie wyglądać ta walka. Nim się do niego przebijemy zostanie mi połowa mocy, nawet nie będę w stanie go zaatakować, a on mnie zabije jednym ciosem. Będziesz dla Zella tylko deserem i módl się o szybką śmierć, a nie coś gorszego. Idziemy na śmierć dociera to wreszcie do Ciebie?! Skoro teraz nawet Ty nie wierzysz w zwycięstwo, to co ja mam powiedzieć. Teraz to już nawet nie umrzemy razem. A potem Zell tu przyjdzie i zrobi cmentarzysko. Gdybyś myślała nas nie było by tego wszystkiego. Zresztą po co ja gadam i tak zrobisz po swojemu. Ubierz się chociaż, abyś przed nim nie paradowała w samej koszuli nocnej.

Do niego także dotarło, że stoi w bokserkach i T-shircie do spania. Złapał jeszcze jakąś książkę ze stolika i rzucił w stronę Reda. Nie celował w demona ale obok, aby hałas go przepłoszył. Nie chciał na oczach April uganiać się za demonem, to był zły moment. Widział pudełko, które trzymał w pyszczku i nie chciał aby April je odkryła, tam był pierścionek zaręczynowy dla niej. Pudełko pewnie wypadło mu z kieszeni spodni, kiedy kładł się spać. To miało być inaczej. Poszedł na górę się ubrać. Dobrze, że był zły a nie obojętny, zależało mu na dziewczynie i kochał ją. Chciałby ją ochronić i być przy niej, tak jak tego pragnęła ale to było trudne. W tych przykrych słowach było zawarte też inne przesłanie: „Boje się Zella, nie zostawiaj mnie, bez Ciebie nie dam rady”. Zostawiała go tak, jak sama nie chciałaby być nigdy porzucona. Teraz ma iść sam na śmierć, zupełnie sam. Wszedł jeszcze do gabinetu Kurokary i zabrał stamtąd kapsułkę, to był prezent dla April zamówiony przez mężczyznę na później ale teraz bardziej przydatny. Poszedł do sypialni i ubierał się w milczeniu. Przyszła, trzeba było przełamać ten impas, no i też musiała się ubrać. Milczenie już stało się po kilku sekundach nieznośne. Podszedł i wręczył jej kapsułkę.

- Chcę, żebyś była, jak najlepiej chroniona, zrób to dla mnie, proszę – wręczył jej kapsułkę, w której był dobrej jakości uniform, zbroja damska z symbolem rodowym Kuro i nóż z wyrzeźbionym na rękojeści wyjącym wilkiem na tle pełni. Wszystko to symbole członka rodziny, przygotowane i czekające na jej jedno słowo „tak”, które teraz mogło już nigdy nie przyjść. Przytulił ją mocno do siebie, sam się trząsł tylko nie wiedział, czy ze złości, z głęboko skrywanego strachu, czy z głodu.

OOC:
trening start
Kanade
Kanade
Ciasteczkowa Bogini
Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012


Identification Number
HP:
Wioska Kuro - Page 7 9tkhzk1000/1000Wioska Kuro - Page 7 R0te38  (1000/1000)
KI:
Wioska Kuro - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wioska Kuro - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Wto Lip 14, 2015 5:43 pm
Z wielu cząsteczek jej energii, złączyła się w ciało w chatce Kuro. To była pracowita wędrówka duszy, spełniająca modlitwy wielu mieszkańców Vegety. Kto by zdołał zliczyć ile z nich doznało ukojenia i spokojnego snu? Niektórzy bogowie działają tylko w ten sposób, astralnie zaspokajając pragnienia strudzonych. Inni znowu pielęgnują zło, które ma wykiełkować v być zwiastunem zmian. Przesłanie Kaede było zupełnie inne.
Dziś pełniła rolę inspiratorki dużych zmian. Brzmiało to kosmicznie, wręcz nie do wyobrażenia, nawet będąc kaio. Jednocześnie wszyscy próbowali jej wmówić, że to co robi jest złe, że nie powinna, manipuluje, skazuje na zagładę… Zdaje się, iż każdy w chatce zaczynał postrzegać to w coraz ciemniejszych barwach. Co miała zrobić? Wciąż wierzyła, że dla potomnych, dla wszechświata, dla miłości, ta misja jest najważniejszą rzeczą w galaktyce! Jak długo można obserwować zbrodnie Zella, grzebać ciała bliskich i żyć w strachu na tej okrutnej planecie?
Stała zboku i obserwowała każdego z osobna. Do jej mentalności szybko napłynęły falę negatywnych emocji. Patrzyła smutnym wzrokiem, ale w jej tęczówkach odbijał się blask niegasnącej nadziei. Z góry dobiegał odgłosy poirytowanego Kuro. *Czy oni coś nowego ustalili? Starałam się odciągnąć uwagę od wioski…* zastanawiała się, łykając kolejną tabletkę. Po chwili jej ciało znów stało się bardziej podobne do śmiertelniczek. Polubiła je, a zwłaszcza długie czarne włosy. Odgarnęła je teraz wzdychając ciężko. Chyba po prostu była zmuszona poczekać na to, aż ktoś wtajemniczy ją w dalsze plany. Szybkie przeskanowanie okolicy nie wykrywało żadnych zagrożeń, ani potrzeby boskiej interwencji. Po ostatnim ataku odbudowała już domu i elementy muru otaczającego osadę. Po wyjrzeniu przez okno, okazało się też, że całą ucztę już zdążyli zjeść. Uśmiechnęła się wyraźnie zadowolona. Straciła już dużo energii, na tyle, iż utrzymywanie pozytywnej atmosfery w powietrzu było na dzień dzisiejszy niemożliwe.
Małe czary mary i na stole pojawiły się składniki. Po chwili piekarnik był już nastawiony, a na blacie pojawiły się ciastka gotowe do wypieku. *Teraz sobie popiekę, a potem zabiorą mnie do realizowanie wspólnych planów rebelii…*
Khepri
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Wioska Kuro - Page 7 9tkhzk0/0Wioska Kuro - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wioska Kuro - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wioska Kuro - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Wto Lip 14, 2015 10:30 pm
Sen przyszedł z trudem i zadziwiająco późno. Żadna senna wizja nie zaszczyciła mnie swą obecnością, czego jakoś wcale nie żałowałem. Swego czasu zdarzały mi się problemy ze snem, czy bardziej ze snami. Co noc towarzyszyły mi zdecydowanie nieprzyjemne wizje, co w efekcie prowadziło do licznych pobudek i skrajnego zmęczenia rankiem i prawdziwego piekła dla organizmu w czasie codziennych treningów, jakby i bez tego nie sprawiały trudności. Ale to była już zamierzchła przeszłość, do której niechętnie wracałem. Myślenie o tym wywołało u mnie dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa. Warunki na planecie też zbytnio nie pomagały, spanie na niej było cokolwiek uporczywe z uwagi na suche i zimne nocne powietrze, aż musiałem zasięgnąć do swoich pokładów Ki by się nieco ogrzać. Morfeusz zaprzestał swoich czarów zaskakująco szybko w porównaniu do tego z jakim trudem je zastosował, co tylko zwiększyło moje niezadowolenie.
Kolor nieba widziany przez okno nieco mnie zmylił, byłem pierwszym, który wstał. Zaspany umysł z pewnym trudem odnalazł się w jeszcze dosyć nieznanym domu Kuro. Szukając łazienki trafiłem do kuchni. Jak się nad tym zastanowić, to nawet dobrze, bo głód zaczął niemiłosiernie ssać zaraz po wejściu do pomieszczenia. Mogłem się tego spodziewać, wczorajszy ograniczony apetyt przeminął, więc organizm chciał wyrównać rachunki, ehh...
W pierwszej chwili nie byłem pewien, czy wypada mi skorzystać z kuchni, jak ze swojej, jednakże... Pusty żołądek kusił mnie nazbyt skutecznie, ospały umysł też się tak bardzo nie buntował, skrupuły były dla niego zbytnim wysiłkiem, by się na nie zebrać. W pierwszej kolejności poszukałem lodówki. Było to nawet łatwiejsze, niż w przypadku mojej własnej, która sama w sobie nie jest wcale mała. Jednak w porównaniu z tą w kuchni Kuro... Cóż, wypadała wręcz żałośnie.
Kolosalny obiekt, szeroki na półtorej szerokości i wysoki na prawie trzy wysokości mojej kanapy, srebrny. Otwarcie obu skrzydeł wielkich wrót było niemal jak spojrzenie na inny świat. Zimny podmuch z wnętrza urządzenia miło przywitał mnie i orzeźwił. Pierwsze wrażenie minęło razem z kojącą ochłodą. Lodówka była dosyć daleka od pełności, mimo to zawierała w sobie więcej, niż moja wypchana po brzegi.
Co za cudowna rzecz, pomyślałem.
Wyuczonym nawykiem, od razu zacząłem się zastanawiać co takiego mógłbym zrobić na śniadanie.
-Zobaczmy co tu mamy... - mruknąłem pod nosem. - Bekon... To już jakiś początek.
Sam bekon to było sporo za mało, zwłaszcza w takich ilościach, poza tym jedzenie mięsa od rana nie należało do najrozsądniejszych, bez względu na to jak się je lubi. Podczas dalszej eksploracji znalazłem również cebulę i ryż, dużo ryżu... Natomiast po zwiedzeniu spiżarni trafiłem na skrzynkę zielonych jabłek...
I co ja z tego mogę zrobić...? Zastanowiłem się.
Moje zdolności kulinarne były na jakimś tam pułapie, który pozwalał mi robić jakieś tam nieco bardziej skomplikowane dania, choć nie miałem co celować w jakąś pracę związaną z dobrym gotowaniem, typu w jakiejś porządnej restauracji. Skupiałem się raczej na uczeniu się przepisów i odtwarzanie ich, ale gdybym miał stworzyć własny przepis... No właśnie, tu się zaczynał problem. Tego typu kreatywność nie należała do moich specjalności. Może mając szeroki wybór składników i sporo czasu w końcu bym na coś wpadł... Ale nie przy takich okolicznościach. Miałem raptem garść elementów, silnie nawołujący żołądek i nadal sen pod powiekami... Taa...
No nic, wykombinuje się coś po w biegu, pomyślałem.
Bez namysłu wstawiłem ryż, to był najbardziej neutralny start, bo dawał mi sporo opcji, niestety na tym się moje opcje kończyły.
-Co dalej? - zapytałem sam siebie.
Z nieukrywanym trudem starałem się przypomnieć sobie swoje śniadania, zwłaszcza te, które robiłem sam, skupiałem się na składnikach, które były w nich użyte, tak by pokrywały się z tymi, które miałem, ewentualnie z jakimiś, które widziałem w lodówce. Myślałem długo, jak i bardzo intensywnie... Aż prawie nie upilnowałem ryżu, szczęśliwie prawie. Mimo to nadal nic. Miast tego, co innego zaistniało w mojej głowie.  Skoro już robiłem śniadanie, to mogłem w sumie zrobić porcje dla wszystkich. Ponownie, skrupuły rządzenia się w nieswojej kuchni nawet nie raczyły się pojawić, choć i tak by nic nie wskórały, żołądek perswadował mi, że jeśli się postaram ze śniadaniem, to nie będzie miał mi tego nikt za złe. Zbyt łatwo się z tym musiałem zgodzić... Taka opcja nie stanowiła dużego problemu, zrobienie większej ilości porcji mogłem nazwać chlebem powszednim, w końcu nie raz i nie dwa to ja gotowałem w domu Króla Demonów. Zdobycie zdolności kucharskich pod pewnymi względami było gorsze, niż lepsze. Sądziłem tak na podstawie prostego faktu – gotować zawsze musi ten, kto umie, więc jeśli się umie, to nie można się wymigać, nawet jeśli nie warto. Tu dochodzimy do drugiej tego wady – jeśli się potrafi gotować, to stajemy się bardziej wyczuleni na to co jemy. Nie umiałem znaleźć tego przyczyny, ale już po opanowaniu niezbędnego minimum stałem się wrażliwy na moje codzienne menu. Kiedyś mogłem najeść się „byle czego, byle do pełna”, a później... Owego „byle czego” bym już nie tknął, chociażby z powodu zasmakowania czegoś lepszego i bardziej pożywnego, a mając niezbędne zdolności do stworzenia takiego dania, no cóż, ekstrawagancja wygrywa nad prostotą, nawet w obliczu mojego wrodzonego lenistwa.
Zdążyłem ugotować już kilka kilogramów ryżu nim w końcu znalazłem coś, czego wymogi spełniały dostępne dla mnie składniki, za wyjątkiem jednego, który dosyć prosto mogłem sam przygotować, można było więc rzec, iż miałem wszystko. Trochę się pośpieszyłem z ryżem, gdyż wedle przepisu nie powinien być gotowany sam, ale to udało mnie się szybko naprawić. Zdolności nabyte przede wszystkim do walki, jak się okazywało, mogły być bardzo przydatne i w kuchni. Nie raz mówiono, że kuchnia to pole walki, dopiero po jakimś czasie zrozumiałem jak wiele prawdy jest w tym stwierdzeniu. Podzielność uwagi nabyta w potyczkach z kilkoma przeciwnikami naraz pozwalała ze sporą łatwością obserwować i kontrolować przygotowywane dania na różnych stadiach gotowości, natomiast telekineza pozwalała na dysponowanie wieloma akcesoriami kuchennymi naraz, dzięki czemu moja sprawność przekraczała znacząco tą, jaką każdy, nawet najlepszy ziemski kucharz posiadał, nie mówiąc już o wyostrzonym refleksie i nadludzkiej szybkości, że tak skromnie o sobie powiem. W pewnych przypadkach byłem w stanie i czas przyśpieszyć, choć oczywiście tylko w cudzysłowie. Mogłem nieco podgrzać gotującą się wodę lub patelnię na ogniu, od niedawna również i ochłodzić. Wplatanie nowo opanowanej zdolności w gotowanie szło zadziwiająco płynnie, zastanawiałem się jak będzie z innymi dziedzinami życia.
Nawet mimo moich zdolności minęło trochę czasu nim przygotowałem w mojej opinii odpowiednią ilość jedzenia. Matematyka okazała się pomocna w zadziwiającym stopniu...
-Mamy tutaj Saiyanina, czyli jakichś dziesięciu ludzi, dwójkę halfów, to daje dwanaście ludzi, demona... Eee... Dajmy na to dwudziestu ludzi i mnie, ośmiu ludzi... W sumie jedzenia dla czterdziestu ludzi... Hmm... Najwyżej się dorobi – mruknąłem do siebie.
Rozłożyłem na stole w jadalni talerze, kwadratowe i dosyć głębokie, na środku wielką misę z risotto, lub jak kto woli ryżotto, z jabłkami, nie byłem pewien czy stół wytrzyma taką ilość, ale przypomniałem sobie, że to wszak saiyański stół. Obok znajdował się talerz z piętrzącymi się chrupiącymi paskami smażonego bekonu. Można by powiedzieć, że to dosyć ekscentryczny dodatek, ale zaskakująco dobrze komponował się jako całość z zawartością miski. Do tego szklanki, sok i sztućce, i gotowe. No, prawie. Nalałem jeszcze do miski mleko i ustawiłem obok stołu.
To teraz zostawało tylko... Obudzić resztę. Uwolniłem spokojną, można rzec oznajmiającą falę energii i czekałem w jadalni na odzew.

OOC: Koniec treningu
Hikaru
Hikaru
Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012


Identification Number
HP:
Wioska Kuro - Page 7 9tkhzk0/0Wioska Kuro - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wioska Kuro - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wioska Kuro - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Sro Lip 15, 2015 8:52 pm
Sporo czasu spędził na rozmowie z Kaioshinką, jednak nie wiele na tym zyskał. Właściwie tylko stracił czas bo nie był w stanie przemówić jej do rozumu. Raczej też nie mógł liczyć na jej pomoc, choć miał pewien pomysł... Zanim Kira odeszła wyłożył ostatnią swoją wolę.
- Jeśli chcesz pomóc w taki sposób by ograniczyć straty, odnajdź dowódców wszystkich komórek, które podejmą walkę tego dnia a ja wyślę im swój plan Blitzkrigu. Kiedy mistic to powiedział, popatrzyła na niego, ale po chwili jej wzrok stał się nieobecny. Szukanie wszystkich sayan odpowiedzialnych za rebelię zajęło jej jakieś dwie sekundy. Otworzyła łączę, dzięki któremu Hikaru mógł bez większych problemów przekazać im pokrótce swój plan. W ten sposób miał nadzieję ograniczyć jeszcze bardziej straty w małpach. Kiedy postawił kropkę za ostatnim zdaniem swej wypowiedzi Kira przerwała łączność, a po chwili odeszła.

Chłopak został jeszcze w swoim umyśle, nie mając świadomości, że w świecie rzeczywistym stworzył plastyczną kulkę Ki wielkości mniej więcej smoczej kuli, którą ugniatał niczym plastelinę. Dopiero po kilku godzinach wrócił do swojego ciała i zorientował się, że w okolicy trochę się działo. Westchnął jednak cicho nie komentując przybycia Reda pod postacią kota, czy też Chepsa robiącego śniadanie dla stada małp. Trzeba przyznać, że to dziwne zbiorowisko, zwłaszcza, patrząc na połączenie demona z boginką.

Po otwarciu oczu zalało go światło dnia, ale też światło pochodzące z jego dłoni. Spojrzał tam i zobaczył coś ciekawego. Plastyczną Ki. W zaciśniętej pięści ki blast powinien zniknąć, lub pęknąć, a ten wykorzystał wszelkie przestrzenie by wypłynąć jak ściśnięta kulka nie upieczonego ciasta. Teraz jednak musiał coś zjeść. Ktoś upichcił żarło, a Hikaru dawno nic nie jadł. Tym ktosiem był Cheps, biedny człowieczek, próbujący nakarmić nieskończone, małpie żołądki. Cóż. Może się przy tym czegoś nauczy. Pozwolił sobie usiąść przy stole jednym pośladkiem by nie stać przy zjedzeniu jednej porcji ryżotta, ale pomiędzy tym usłyszał o planie April przez co cały ryż prawie mu wyszedł nosem. Z trudem przełknął co miał na talerzu i wyszedł do grupki młodych wojowników.

- Dobrze słyszałem ? April, czy sądzisz, że pozwoliłbym swojemu wnukowi zginąć w tej walce ? VEGETA ma myśleć, że to był pojedynek jeden na jeden. "honorowy". Tylko w takiej kwestii zgodziliby się na zmianę władzy. Nie jesteś kompletnie potrzebna w Dragocie. Mało tego- przez Ciebie Kuro nie będzie się mógł skupić na walce bo będzie wiedział, że jesteś w demonie. Jednak Twoja Ki może się jak najbardziej przydać. Planowałem pilnować naszego boga-inaczej by nie stracił diametralnie energii podczas utrzymania Netheru i to też zrobię. Jednak będę musiał pilnować by król nie zabił Kury. Widział, że jego słowa nie zmienią postanowienia dziewczyny. Jednak jako jej nauczyciel musiał wyrazić swoje zdanie.

- Kuro nie przejmuj się tą walką. Damy radę. Nie po raz pierwszy jestem na rodeo. Chepri przygotował posiłek, trzeba nabrać sił przed walką. Jeśli ktokolwiek zwątpi na głos w nasz plan osobiście wyślę go na księżyc Vegety. Ponoć niedotlenienie pomaga w przemyśleniu swoich błędów. Dalej w jego dłoni była mała świetlista kulka, która uginała się pod naciskiem i formowała w różne- na razie bezkształtne-masy.

OCC Trening na technikę start.
Burzum
Burzum
Goat
Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013

Skąd : Warszawa

Identification Number
HP:
Wioska Kuro - Page 7 9tkhzk0/0Wioska Kuro - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wioska Kuro - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wioska Kuro - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Czw Lip 16, 2015 2:01 am
Miewałem ciężkie poranki. Budziłem się po drugiej stronie globu nie pamiętając co robiłem ostatniej nocy. Budziłem się w wulkanie, w kanalizacji lub nawet w gej barze. Ale miewałem również legendarnie ciężkie poranki. Takie jak dzisiejszy. Po marnej godzinie snu moje ciało ledwie uporało się z regeneracją siniaków z dzisiejszej nocy. Demony takie jak ja nie muszą spać. Ale po takim treningu jest to jak najbardziej wskazane. Czuje się mniej więcej tak styrany jak po walce z Super Saiyaninem drugiego poziomu. W pewnym momencie nawet tak wyglądałem. Na szczęście dostosowujące się ciało zregenerowało się w znacznie twardszej, i silniejszej odmianie. Mówią że jeśli nie czujesz bólu po treningu to nie trenowałeś dobrze... Widać ja trenowałem śpiewająco.

    Oczy otworzyłem w połowie lotu z lampy na kanapę. Lotu który odbywał się wyłącznie za pośrednictwem zdrętwiałych mięśni, niemogących się dłużej na lampie utrzymać i grawitacji. Zdołałem jedynie przerolować się w powietrzu by po upadku dalej być w pozycji leżącej. Niestety już jako przytomny demon. Rozejrzałem się na lewo, rozejrzałem na prawo. Nie mam pojęcia która godzina. Wiem za to jedno. Ktoś jest już przytomny. I ten ktoś to człowiek.Ale mam wrażenie że jak tam teraz przyjdę zalany potem, krwią, cudzym potem, cudzą krwią, i ogólnie cały cuchnący to mnie stąd wyproszą. Tak nie wypada jak jest się w gości, toteż przydałby się jakiś szałer. Z drugiej strony to przecież Saiyanie. Brudasy i żarłocy. Jak chrzaniłem higienę dotąd tak chrzanię ją teraz. Skoro i tak już nie śpię, to chociaż się przywitam. Zdjąłem płaszcz w netherze, ale jakimś cudem wciąż miałem go na sobie w realu, więc powiesiłem go ładnie na kanapie, i wyruszyłem w stronę z jadalni.

  Wstanie na obie nogi nigdy jeszcze nie było takie trudne. Moje nogi były jak ze steropianu, i co się dziwić. Gdybym wstał 10 godzin później nie miał bym tego problemu. Ale skoro obrałem styl hardkora, to muszę się go trzymać. Zrobiłem pierwszy krok, i zrozumiałem że bez bukujutsu nie podołam. Zaraz... ale skoro już zacząłem korzystać z tej techniki czemu by nie...
Teraz chodzenie nie sprawiało mi problemu, gdyż stopy swe stawiałem na suficie będąć do góry nogami. Musiałem się sporo nawyginać by zmieścić się w niektórych przejściach, ale demony były przyzwyczajone do walki do góry nogami, toteż nie miałem najmniejszego problemu z orientacją. I znalazłem go. Chepri Makaron, czy jakoś tak. Wygląda jakby dobierał się do lodówki Kuro. W sumie niezła myśl, duże śniadanie może nie zregeneruje mojej KI, ale dla mojego ciała przyniesie ono zbawienie. Robiłem kroki mniej lub bardziej przypominające spider mana skradającego się do super złoczyńcy. Lecz tak jakby....sytuacja była odwrotna niż w tej kreskówce.

-Bez jaj, ryż? To białe gówno nie ma smaku.Tak poza tym to Dzieńdobry Chepri.
  Powiedziałem ironicznym tonem stojąc jakiś metr za nim, wciąż do góry nogami tak, że nasze głowy były na równej wysokości mniej więcej. Patrzyłem na lodówkę, sam przeczytałem ze 4 książki o gotowaniu w bibliotece podziemnej, więc coś tam wiedziałem. Ale to co sie działo u nich w lodówce to jakiś dramat. Z tego się nic kur** nie da zrobić. Mam chocolate beam ale czekolady oni nie zjedzą na śniadanie.
-Mam pewien pomysł. Zaraz do ciebie wrócę.
Powiedziałem po czym wyleciałem z domu. Najpierw powoli by nie budzić nikogo, potem po opuszczeniu domu najszybciej jak mogłem.
Wróciłem do jadalni minutę i 48 sekund później, przynosząc ze sobą telekinezą ogromną(jak dla człowieka) ilość mięsa, wszystko czyste i zjadliwe, tłuszczu zero. Nie było tego jednocześnie za dużo, by stanowiło odpowiedną proporcję do ryżu.
-Za cholerę nie wiem co zabiłem, ale wygląda całkiem smacznie.  Dodaj to do ryżu to danie będzie zjadliwe.Lepsze byłoby z sosem Ale Kuro się wpieni jak znowu coś zawinę. Nie ma za co.

Powiedziałem beztrosko, bezczelnie wręcz ale taki jest mój styl. Jako że ta podróż nieco mnie ogarnięła to zszedłem z sufitu i usiadłem na krześle przy stole, opierając rękę o sam stół. I dając komentarze do pracy Chepsa, mniej lub bardziej irytujące. Gdy podał do stołu leniwie przysunąłem się w kierunku po części swego dzieła. Ale wtedy przyszła April, i to co powiedziała zresetowało moje podejście do świata.
-Co kur*a!?
Odpowiedziałem po jej pierwszej wypowiedzi, nie wiedząc jakie psychotropy zażyła. Mnie nie ufa się wystarczajaco by dać 5 zeni na jedzenie, a co dopiero by dać....siebie. Szczena mi opadła, oczy zaczęły przypominać filiżanki herbaty, kiwałem głową na lewo i prawo nie dowierzając ani w to co widzę, ani w to co słyszę. Ona nie może być poważna... To nie może dziać się naprawdę. Gdy skończyła mówić dalszą część planu, ponownie dodałem:
-Co kur*a!!!???
Lecz tym razem mniej zdziwiony, a bardziej podważający. Potem Kuro dodał swoje dwa grosze, i aż dziwiłem mu się co do lekkości wypowiadanych przez niego słów.Mimo iż jego opinia była negatywna wobec mnie, to była jak najbardziej słuszna. Choć mógł być bardziej stanowczy. Babie trzeba założyć Chomonto...homonto.. nieważne. Jednak gdy się temu zastanowić... To mogło by mi pójść na ręke. Chce zobaczyć minę tego dumnego Saiyanina gdy życie jej ukochanej będzie zależeć ode mnie. Chce widzieć jak boi się mnie zranić.Ale co najważniejsze, chce zobaczyć jego minę gdy... Wszystko w swoim czasie. Tak wiec jedyny powód by zgodzić się na ten pomysł - nienawiść. A może i przyjaźń? To się okaże.

 Wstałem i podszedłem do April. Blisko. Wręcz za blisko. Spojrzałem jej w oczy, i szepnąłem do jej ucha:
-Będziesz bezpieczna. Obiecuję. Pożegnaj się ze wszystkimi mimo wszystko.
Dlaczego to powiedziałem? Znowu zobaczyłem w jej oczach Roksanę. Korzystając z bliskości sprawdziłem nawet czy nie pachniała tak samo. Aż tak dobrze nie było. Ale samo to dodaje mi drugi powód by się zgodzić. By coś sobie udowodnić. Jeśli będę mógł ochronić ją, to znaczy że będę mógł ochronić Roksanę. Nawet przed królem. Wróciłem się na siedzenie i powoli opróżniałem kolejne miski smakując szczególnie kurcza...cokolwiek. Ważne że było smaczne i było mięsem.
OOC:
trening start


Ostatnio zmieniony przez MrDragot dnia Pon Lip 27, 2015 2:42 pm, w całości zmieniany 1 raz
Red
Red
Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012


Identification Number
HP:
Wioska Kuro - Page 7 9tkhzk500/500Wioska Kuro - Page 7 R0te38  (500/500)
KI:
Wioska Kuro - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wioska Kuro - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Czw Lip 16, 2015 6:18 pm
Zamyślił się na tyle mocno, że nie zauważył przybycia zarówno Kuro, April, Dragota jak i Hikaru. Chyba to małe, włochate ciałko przejmowało nad nim kontrolę i bardziej zachowywał się jak kot, a nie demon. Gonił wzrokiem za muszką, którą później chciał złapać łapką, bo w pyszczku ciągle trzymał znalezione pudełeczko. Dopiero kroki April wybudziły go z kociego transu, gdy wojowniczka prawie że pochwyciła zgubę. Przeszkodził jej nie Red, a Kuro, który omal nie trafił kota w łebek. Ten przestraszony w iście mistrzowski sposób wskoczył na dach nad werandą, a potem wpakował się przez okno do sypialni gospodarzy. Później policzy się z Drobikiem...
Odłożył pudełko na swoje miejsce, chociaż korciło go zajrzenie do środka. Niestety miał zbyt puchate i niezdarne łapki do otwarcia, a nie był w stanie zastosować telekinezy. Nie czuł się zbyt dobrze w tej przemianie - krępowała go, lecz to pewnie za karę z powodu masakry na orbicie. Los bywa złośliwy.
Wskoczył ponownie na parapet, jednak zanim zszedł do towarzystwa wyniuchał malutkim noskiem świeżo rozlane mleko, toteż tak trafił do kuchni z szefem Chepri i... Dragotem. Coś szybko przemieszczał się Arcydemon, albo Red miał już zwidy. Tak czy inaczej, nie interesował go aromat ryżotto, ani bekonu, ani świeżej dostawy mięsa z rąk Niebieskiego demona, i nawet ciasteczka Kaede nie podchodziły pod jego gust. Zaraz, zaraz... tylu wojowników na Vegecie, a nadal siedzą na czterech literach i nic nie robią?! Ktoś z nich mógł pomóc w walce z Saiyanami na orbicie Ziemi, ale niee - woleli biesiadować! Coraz mniej sensu widział w interwencji w ratowaniu Ziemi, skoro za chwilę mogą pojawić się kolejne statki zmierzające na Błękitną Planetę, bo partyzanci odpoczywali. Gdy tylko prędko wypił duszkiem mleczko na misce wyszedł na zewnątrz, i usłyszał zwątpienie Kury, deklarację April, wsparcie słowne Hikaru. Słowa, słowa, słowa! Trzeba działać!
A propo zemsty na Kuro - wskoczył mu na czuprynę, do której doczepił się pazurami i nie puszczał. Miał Saiyan tak bujną fryzurę, że było widać tylko oczy i ogon koto-Reda. Będzie trudno go stamtąd wykurzyć.
>>>Zrobię wszystko, by poświęcenie June nie poszło na marne.<<<
W końcu udało mu się przemówić telepatycznie, a to zaledwie kropla w morzu potrzeb na polu bitwy. Jak ma im pomóc? Jeszcze nie wiedział, lecz siedzieć bezczynnie nie miał zamiaru. Już i tak dotknęła go strata demonicy i Shigo - nie pozwoli na kolejną śmierć w szeregach partyzantów.

[Ooc: Trening, część pierwsza]
avatar
April
Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Wioska Kuro - Page 7 9tkhzk0/0Wioska Kuro - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wioska Kuro - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wioska Kuro - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Sob Lip 18, 2015 11:50 am
Miałam ochotę wykrzyczeć mu wszystko, ale się powstrzymałam. Zawsze byłam impulsywną osobą i zazwyczaj mówiłam co myślę, ale tym razem postanowiłam się powstrzymać. Pokornie wysłuchałam jego wyrzutów. Ja wiedziałam, że on to wygra, ale musiałam się ubezpieczyć w razie jakiejś ewentualności. Wierzyłam całym sercem, Kuro nie doceniał swoich mocy, a ja musiałam zagwarantować, że w razie czego będzie osoba, która dokończy to, co on zaczął. Wzięłam posłusznie kapsułę i spojrzałam na niego, było mi smutno, że tak to wszystko odbierał.

- Chciałam coś zmienić, dla tych ludzi, dla Ciebie i siebie. Dla wszystkich, szkoda że tylko Ty tego nie dostrzegłeś i tylko Ty nie widzisz jak wszyscy w Ciebie wierzą. Masz moc, której Zell nie ma i nie mówię to o sile. Kiedyś to zrozumiesz. – powiedziałam wychodząc z pomieszczenia, jeszcze tylko na odchodne widziałam jak Kuro rzuca książką w Reda! Ej! Weszłam do pomieszczenia obok, aby się przebrać, a gdy byłam gotowa wyszłam. Poczułam jakieś zapachy i wtedy zdałam sobie sprawę, jak bardzo byłam głodna. Zdawałam sobie sprawę, że tylko Kaede mnie rozumie i wie, że dobrze robię. Ledwo wyszłam, a dostałam reprymendę od Hikaru. No tak, bo on wie najlepiej, westchnęłam głośno. To straszne, ale w tym momencie miałam ochotę trzasnąć drzwiami i nigdy nie wrócić. Serio. Nikt nie rozumiał, że Dragot mnie odda, ja to po prostu wiem. Nie wiedziałam czemu, ale łączyła mnie z Dragotem jakaś dziwna więź, nie do opisania, ale poprzez to wiedziałam, że on mnie zwróci i ochroni. Po prostu o tym wiedziałam. Weszłam do kuchni i jak tylko zobaczyłam to bujne śniadanie aż oczy mi się zaświeciły z radości.

- Matko! Chepri, jesteś aniołem! – krzyknęłam patrząc na obfitość stołu. Mój ostatni posiłek przed wchłonięciem, ciekawe jak to jest. Wyszczerzyłam się do chłopaka i zaczęłam pałaszować, gdy w końcu się najadłam ujrzałam Reda we włosach Kuro. Wyglądało to dosyć zabawne, z jego włosów widać było tylko czerwone oczy kota. Jak ja uwielbiam tego demona. Gdy podszedł do mnie Dragot nie przeraziły mnie jego słowa, a jego spojrzenie potwierdziło to, co wcześniej myślałam. Coś na łączy, ale nie wiem co...

- Zdziwisz się Drag, ale Ci ufam – odpowiedziałam krótko delikatnie się uśmiechając. Widziałam spojrzenie Kuro, który niemalże lustrował mnie. Chciałam się z nim jeszcze pożegnać, na osobności. Wzięłam go za rękę i w ogóle nie zwracając uwagi na mojego przyjaciela na czuprynie zaciągnęłam go do drugiego pokoju.

- Zaufaj mu, tak jak ufasz mi – powiedziałam cicho odgarniając mu trochę włosów z czoła – Kocham Cię i wierzę, że niedługo się zobaczymy i opuścimy to miejsce. Należy nam się urlop, bądź dzielny, nie będzie mnie przy Tobie, ale zawsze będę tutaj.

Dotknęłam delikatnie jego klatki piersiowej, czułam jak zadrżał, nie chciał abym to robiła, ale ja musiałam. Coś mi podpowiadało, że tak właśnie będzie dobrze.

- Jesteś silniejszy od Zella, naprawdę, a gdy tylko będziesz chciał to będę przy Tobie, nie opuszczę Cię, ale to od Ciebie będzie zależeć to, czy będziesz tego chciał. – mówiąc to pocałowałam go – Opiekuj się nim.

Wskazałam na kota i znowu weszłam do kuchni tym razem z poważną miną. Zerknęłam na demona, po czym kiwnęłam głową.

- Jestem gotowa Drag.


Occ: żegnam was na miesiąc Sad Wbiję jeszcze w niedzielę na pewno, a tak to od czasu do czasu postaram się wejść żeby coś doczytać, ale niczego nie obiecuję!! Drag, wchłaniaj. Razz
Kuro
Kuro
Drobik
Drobik
Liczba postów : 1091
Data rejestracji : 29/05/2012


Identification Number
HP:
Wioska Kuro - Page 7 9tkhzk0/0Wioska Kuro - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wioska Kuro - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wioska Kuro - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://www.db4evwer.com

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Sro Lip 22, 2015 9:11 pm
Nie tak, nie tak, to wszystko nie tak miało być. Nie takie miało być ich ostatnie pożegnanie, nie teraz. Jedząc śniadanie większość czasu milczał, nie chciał, ani powodować większej kłótni, ani rozstać się z April w złej atmosferze. Specjalnie nastawił sobie budzik wcześniej, aby zrobić zakupy  na śniadanie dla gości. Chepri go uprzedził i wyczarował coś na prawdę dobrego. Pałaszował z apetytem. Saiyanowi wstyd było za taki nędzny stan lodówki w obecności gości, powinien pomyśleć o tym już wczoraj. Przy śniadaniu poinformowali Kaede o swoich planach podtrucia żołnierzy i poprosili ją o pomoc w tej sprawie. Telepatycznie Kuro poinformował też Raziela oraz Vivian, aby jutro nie jedli obiadu w stołówce, a przynajmniej zupy lub czegoś z sosem. Nie mówił dlaczego.

Gorzej gdy przyszło do pożegnania. Nawet tej chwili nie mogli od kilku dni spędzić sami, Red zemścił się za rzut książką i wbił się pazurami w głowę Saiyana. Dobra miał rację ale teraz? Kuro dźgnął kota palcem w bok zmuszając do zejścia ale z jego włosów rozległo się tylko groźne syczenie. Kiedy byli sam na sam z April, Kuro zwykł nazywać Reda ich metodą antykoncepcyjną. Nawet jako kot działał skutecznie. Nie mógł jej przytulić, ani namiętnie pocałować po raz ostatni. Musieli pożegnać się jak przyjaciele, nie jak kochankowie.

Zdaniem Kuro niezależnie od wygranej czy przegranej i tak nie będą razem. Nawet jeśli zostanie królem, to niezależnie od starań nikt nie pozwoli aby miał halfkę u boku, zresztą król Vegety nie miał żony, miał nałożnice. Nie ma mowy, żeby ukochana skończyła jako dziwka. Szybka śmierć byłaby lepszym wyjściem dla niego, wszystko by się rozwiązało. Patrzył tylko pełnym smutku wzrokiem, kiedy znikała. Ból i cierpienie wylewało się z niego za każdym razem, kiedy spojrzał na demona, bo wiedział że ma w sobie jego ukochaną. Wyszedł z kotem na głowie. Musiał zająć się mieszkańcami, wiadomość o June w tym momencie zeszła na drugi plan. Pomógł uprzątnąć jeszcze pozostałości wczorajszego ataku i obszedł wszystkich mieszkańców z informacją, aby byli gotowi na ewakuację. Kto wie, czy atak się nie powtórzy albo co stanie się po jego przegranej. Demon zeskoczył mu z głowy i kryjąc się to za płotem, czy kamieniem znienacka atakował go i drapał. Dalszy ciąg kary.

- Wyglądam teraz jakbym uprawiał dziki seks z .......
– wykrzyczał na demona i w ostatnich chwili ugryzł się w język. Red i tak nie wiedział o czym mowa.

Przez kolejne dwa dni dużo mówił do kota o wszystkim. W tym momencie, był to jego najlepszy przyjaciel. To chyba miała być właśnie kara demona, sam nic nie mógł mówić, za to słuchał, a Kuro był wobec niego szczery. Jednak, gdy do kociego cielska chciały dobrać się dzieci, Kuro zabrał go na ręce, Red był jeszcze zapewne zbyt obolały na spotkanie z niedelikatnymi rączkami. Gorzej gdy odwiedzili rodziny dwóch żołnierzy zabitych podczas ataku na Ziemię. Saiyan, ani słowem nie wspomniał o Redzie, czy June ale skłamał, że słyszał o awarii statków, rozszczelnieniu poszycia, że nie czuje ich Ki i przypuszcza, że to właśnie oni ulegli wypadkowi. I tak dowiedzą się prawdy ale już będą na nią przygotowani, no i może kilku Saiyan przeżyło tą masakrę, a wśród nich ta dwójka, kto tam wie. Przeszli się jeszcze raz po wiosce zbierając do drewnianego wózka na kółkach pistolety zabawki na wodę i wrócili do zielarni, gdzie Chepri i Dragot pracowali na razie nad środkiem przeczyszczającym. Chłopaka ponownie na widok Dragota przybiła fala smutku. Dopuszczenie demona do informacji o różnych wywarach z pewnością będzie miało katastrofalne skutki w przyszłości ale teraz potrzebna była każda para rąk do pracy. Nawet Red pomagał skacząc po pólkach i przynosząc w pyszczku woreczki z potrzebnymi ziołami.

Dołączył do pracy, a zegar tykał. Po południu i sytym obiedzie trenowali wszyscy razem walcząc nawet z Hikaru. To nie był trening siłowy, na taki było już za późno. Teraz trzeba było przygotować się na wszystkie możliwe brudne chwyty, żołnierze ani Zell nie będą się patyczkować walką fair play. Mistick znał bardzo dużo sztuczek i raczył nimi młodych wojowników z nieukrywaną przyjemnością. Po kolacji Kuro poprosił Kaede, aby zabrała go gdzieś daleko, chciał w samotności poćwiczyć pewną technikę na sucho. Po prawdzie nie chciał, aby Dragot i Chepri znali jej podstawy.
Niedawno ćwiczył smoczy atak w umyśle pod okiem Hikaru, w rzeczywistości mu nie szło. To co z niego wychodziło wyglądało bardziej na zdechłego węża. Nie rozumiał czemu, robił przecież wszystko poprawnie, oczywiście w mniejszej skali zużywając Ki. /cisza i spokój pozwalały mu się dostatecznie skupić, aż wdrożył się w rytm i wsłuchał w energię. Czasem miał tylko wrażenie, że wzrok medytującej nieopodal Kaede przewierca mu serce na wylot.

Dopiero po jakimś czasie zrozumiał, że do takiego ataku trzeba włożyć znacznie więcej Ki niż posiadał. Czyżby Hikaru liczył, na to że Kuro wybuchnie złością i co? Jak się wkurzy to wydobędzie z siebie więcej energii? Saiyan poczuł się, jakby mu ktoś wbił w plecy sporych rozmiarów siekierę. Nie był aż tak wkurzony na Zella, wychował się dorastał otoczony jego terrorem, bardziej się go bał. Czuł się jeszcze bardziej przybity i bezsilny. Jeszcze bardziej wszystko zależało od niego i od farta. Wieczorem kiedy kładł się spać w drzwiach pokoju zobaczył kota – Reda, który jakby nie mógł się zdecydować, czy wejść, czy sobie pójść. Chyba szukał miejsca na nocleg, Kuro tylko się uśmiechnął i poklepał miejsce, na którym spała April, aktualnie puste. Kilka susów i kot znalazł się na poduszce dziewczyny ocierając o nieswój łepek. Poduszka pachniała szamponem do włosów dziewczyny. Chwile później rozległo się mruczenie niczym warkot silnika. Kolejny dzień upłynął na produkcji trucizny i na jako takim planowaniu akcji, choć planowanie to dużo powiedziane. Nie trenował, ciało musiało odpocząć. Późnym popołudniem musiał założyć gogle na oczy, aby promienie księżyca nie zmałpiły go do reszty i tak był już lekko podenerwowany. Kiedy potknął się o próg we własnym domu natychmiast znalazł się wakat dla kota. Red siedział chłopakowi na ramieniu i telepatycznie mówił jak ma iść. Przez te dwa dni saiyan nawet nauczył się rozróżniać rodzaje „miau”, niemniej telepatia była nieoceniona. Wieczorem ubrał się w wysokie niebieskie buty, jego ulubione, strój szkoły Hikaru, pod bluzę założył niebieską górę uniformu wykończoną golfem, tak jak lubił, a na bluzę z logiem Mistika Zbroję z rodowym symbolem. Wyglądał zabawnie ale i ten strój był wyrazem jego wewnętrznego rozdarcia wobec szacunku zarówno dla dziadka, jak i ojca.


OOC:To taki wstępny szkielet posta, żeby było wiadomo, o co chodzi, będę go poprawiał i głębiej opisywał. Nadchodzące burze nie dają moim stawom żyć albo znowu nie będzie prądu przez 10 h, dlatego wolałem tak postąpić, aby nie wstrzymywać innych.

Koniec treningu


Ostatnio zmieniony przez Kuro dnia Wto Sie 04, 2015 6:16 pm, w całości zmieniany 3 razy
Kanade
Kanade
Ciasteczkowa Bogini
Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012


Identification Number
HP:
Wioska Kuro - Page 7 9tkhzk1000/1000Wioska Kuro - Page 7 R0te38  (1000/1000)
KI:
Wioska Kuro - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wioska Kuro - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Czw Lip 23, 2015 12:13 pm
Kaede stała zboku, udając niezaangażowaną. Ciastek przybywało z ogromną prędkością, musiała je popakować w paczki, które posłużą do osłodzenia mieszkańcom ciężkich chwil. Nie odwróciła się do reszty, nawet gdy Dragot wchłaniał April. *Ah ta wojowniczka… Ma charakter, słusznie na nią stawiam…* uśmiechnęła się pod nosem, przesyłając dziewczynie pozytywne emocje. *Tylko ten cały demon…* odkąd June zaciągnęła go siłą na tą planetę, bogini nie wiedziała co o nim myśleć. Zdaje się, że on sam nie wiedział, pozostawiając w głębokiej tajemnicy własne serce. Chłopak nie ma pojęcia jak duże postępy robi, jak dobro powoli w nim zwycięża.
Gdy już było po wszystkim, podeszła do Kuro i poklepała go przyjaźnie po plecach.
-Bez obaw Kuro, będzie dobrze.- jej ton głosu i wyraz twarzy, nakazywał wiarę w jej słowa, boska zdolność mówiąca, że nic nie jest niemożliwe. Przypatrywała się przez długi czas temu, co robił młody gospodarz wioski. Jej serce napełniało się otuchą, widząc jego starania. Rzeczywiście spisywał się na medal, a Red w postaci kota, zdawał się tylko pomagać w jakiś nienaturalny sposób. Może i demon zacznie lepiej korzystać z serca, którym został obdarowany?
Następny dzień upłynął Kaede na medytacjach w pokoju i przygotowaniu planów ewakuacyjnych dla ludności. Wieczorem wyszła na zewnątrz, wydając ogromne siły energii na budowę dwóch promów kosmicznych, zdolnych do pomieszczenia ludności wioski. Znała szkice z odległej planety, których w swojej młodości nauczyła się w boskiej bibliotece, tej samej, w której dorastała w pierwszych latach swego życia, zanim… Zanim została wygnana. Wyczarowane elementy i narzędzia pozwoliły jej na sprawną budowę, chociaż i tak skończyła dopiero nad ranem. Nie pierwszy jej twór, czuła się jak prawdziwy inżynier! Do tej pory zbudowała kilka pojazdów, schron tytanowy na jej posesji, którą zajmowały ziemskie dzieci, odnawiała dom na planetce jej i kotów w zaświatach.
Po kilku przespanych godzinach, nadleciała zobaczyć co robią inni. Wojownicy trenowali z Hikaru. Może i ona powinna? Do tej pory tak naprawdę nie walczyła z inteligentnym przeciwnikiem, nie licząc paru spacyfikowanych osobników, próbujących wydostać się z piekła i całego gniazda wielkich robaków zagrażających wiosce Eskimosów. Tym razem jednak, miała stanąć twarzą w twarz z wojownikami, z co najmniej taką samą siłą jak jej! Czy było to aż tak przerażające? Może uda się wpłynąć na nich inną drogą… inaczej wyobrażała sobie swoją rolę, była bardziej tą, która błogosławi i inspiruje, a teraz miała się włączyć w czyn. Czy będzie to dobrze odebrane przez jej rasę?
Gdy tak głowiła się nad aktualnymi wydarzeniami, w wiosce panował dziwny popłoch. Czuli, że coś się święci, w końcu król wysłał do wioski cały oddział! Spojrzała z troską na ich twarze i rozpoczęła próby zgromadzenia ich w jedno miejsce.
-Drodzy mieszkańcy!- jej słowom asystowała ciepła i miłosna energia, która otaczała wszystkich, dodając odwagi, radości, uśmiechu i wiary. –Nadzieja to coś, czego najbardziej teraz potrzebujemy! Zell tego nie daje, ale jesteśmy gotowi na chronienie was, nawet ceną własnego życia. Dlatego uwierzcie mi, nikomu tutaj nie stanie się krzywda!- przemawiała jak doświadczony mówca, co nie było bardzo trudne, biorąc pod uwagę, że znała uczucia słuchaczy i ich modlitwy o lepsze jutro. –Za tym domem znajdują się dwa statki kosmiczne, które będą pilotować moi asystenci. Gdyby coś się stało, jak najszybciej udajcie się do nich, są bowiem zupełnie odporne na ataki energetyczne. W najgorszym przypadku, zabiorą was w bezpieczne osiedle, gdzie jest pełno dobrego jedzenia i wygodne łóżka…- przez dłuższy czas tłumaczyła jeszcze plany ewakuacji, a nawet przeprowadzono dwie próby. Wieczorem znów wszyscy zasiedli przy wspólnym stole, a Kaede udała się w osobne miejsce, gdzie rozgrzewała swoje mięśnie.
Po ostatnim treningu, ostatnia zasnęła w łóżku, upewniając się, że reszta będzie miała spokojny sen przed być może jednym z najważniejszych dni w historii.
Khepri
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Wioska Kuro - Page 7 9tkhzk0/0Wioska Kuro - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wioska Kuro - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wioska Kuro - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Nie Lip 26, 2015 2:21 am
Zignorowałem komentarz Dragota na temat ryżu.
Nigdy nie przeszkadzała mi obecność innej osoby w kuchni, tak samo jak i obecność demonów, a przynajmniej tak długo jak przez drugą osobę nie przemawiał przemożny głód, który miał być zaspokojony tym, co przygotowywałem bądź mną... Szczęśliwie, Dragot nie wydawał się być zainteresowany żadną z opcji. Nawet nie zauważyłem kiedy zwlekł zwłoki... czegoś do kuchni. Pierwszy zaalarmował mnie węch. Na widok tego czegoś tylko spojrzałem zmrużonymi oczami na demona;
- Bierz to coś, czymkolwiek to jest z kuchni, ani mowy nie ma żebym to przyrządził, jestem początkującym kucharzem a nie karcynologiem, entomologiem, arachnologiem czy jakkolwiek by się nie nazywał naukowiec odpowiedzialny za to... - powiedziałem ostrzegająco, nieco ostentacyjnie wskazując w ogoniastego czubkiem trzymanego noża.
Nigdy nie byłem zaborczy w kuchni, nie czułem się uprzywilejowany do takiego zachowania jednak nawet zdrowy rozsądek odradzał wzbudzania waśni z osobami dzierżącymi ostre przedmioty.

Rebelianci w końcu zaczęli się gromadzić przy zastawionym stole. Nowy dzień przyniósł nowe wieści o zeszłonocnych decyzjach. Początkowo nie wiedząc o czym mowa, jedynie słuchałem. Wolałem ukryć swój brak rozeznania w temacie z dosyć oczywistych przyczyn, jednocześnie licząc, że z biegiem wydarzeń sęk sprawy sam się ujawni. W pewnym sensie się nie pomyliłem, po chwili myślenia domyśliłem się o co ten szum. Wcale nie spodobały mi się moje wnioski...
Nie można było odmówić April odwagi, dać się dobrowolnie pochłonąć to akt niemałego męstwa i zaufania, ale czy to na pewno najlepsze posunięcie? Bezsprzecznie, miało to swoje dobre strony. Po absorpcji Dragot stanie się silniejszy, co wzmocni Nether, kluczowy element naszego planu, jednocześnie, w jego ciele Halfka będzie dobrze chroniona przed czynnikami zewnętrznymi. Ale czy to równie dobre jak zatrzymanie dziewczyny na polu walki?
Nie mnie było o tym decydować, mimo pewnych wątpliwości postanowiłem zaufać doświadczeniu Hikaru i zaufaniu April do demona.
Czymś jeszcze czego nie brakło niebieskookiej było poczucie humoru, chcąc, nie chcąc tylko tak mogłem uzasadnić nazwanie mnie aniołem, jak to ona zrobiła.
-”Reinkarnacja połowy księcia demonów, a żeby jeszcze tej lepszej, a tu tej gorszej, co więcej uczeń obecnego króla... I coby tego było mało, od młodego szkolony na zabijakę. I ja mam być aniołem, co?” - pomyślałem.
Może i moje rozumowanie nie było najbardziej rozsądne, a na pewno pretensjonalne, lecz rozbawiło mnie to nieco.
Faktom nie da się zaprzeczyć, istniało coś takiego w Rukei'u co łączyło mnie z nim, coś w naszych energiach zaiste było podobnego... Wcześniej odtrącałem od siebie te myśli, ale, w końcu musiałem przejrzeć na oczy.
Zmusiłem się do zmiany swojego cierpiętniczego wyrazu twarzy, nim ktokolwiek mógł, na na pewno powinien go zauważyć.

Kuro niezaprzeczalnie musiał być torturowany przez własny umysł i emocje, w najmniejszym stopniu mu się nie dziwiłem i nie zazdrościłem, za to, serdecznie współczułem. Głupio aż się poczułem uświadamiając sobie jak niewiele mogę zrobić by podnieść Saiyanina na duchu. Mało znałem się na tego typu sprawach, życie w społeczeństwie, otwarta emocjonalność... Dla mnie stanowiły przysłowiową czarną magię, gdzie ironicznie, faktyczna czarna magia była mi nadspodziewanie bliska... Zawsze miałem dualistyczne nastawienie do własnej rasy, czułem z ludźmi solidarność ale i obcość pośród nich. Kontakty ograniczałem do minimum. Ciągnęło mnie do innych, mroczniejszych istot, nawet jeśli i Ziemianie potrafili się okazać gorsi od stworzeń ciemności. Wtedy jednak, na Vegecie, stanowiłem jedynego pełnokrwistego przedstawiciela swojej rasy. April z powodzeniem mogłaby uchodzić za człowieka pod względem charakteru, choć vegetańskiego zapału i odwagi jej nie brakło. Chyba tylko to pozwalało mi okiełznać zawstydzenie i nerwowość towarzyszące jej towarzystwu... Gynofobia to jednak paskudna przypadłość... Hikaru dosyć widocznie stawiał się ponad tak ludźmi jak i Saiyanami, czemu się nawet nie dziwiłem. Kuro też pod wieloma względami mógł uchodzić za Ziemianina. Ja niestety tak bardzo ludzkich cech i zdolności nie posiadałem. Empatia zawsze była czymś ponad wszystkimi rasami i każda w mniejszym lub większym stopniu ją posiadała, może nie tyle do innych gatunków co do swojego własnego... A praktycznie wszystkie „ludzkie” odruchy skupiały się w jednej osobie, Kaede. Czy to dlatego tak zawzięcie broniłem się przed zaakceptowaniem jej boskości? Możliwe... Zazdrość to potwór o zielonych oczach, co? Czułem wyraźny brak tego ludzkiego pierwiastka w sobie, a przez to nieopisaną pustkę w swojej osobie. Wiedziałem, że właśnie w tej chwili takie rzeczy jak zaufanie, empatia i zdolność do podnoszenia na duchu... Potrafiłem okazać się mentalnie pomocny tylko osobom podobnym do mnie, odludkom. I tak to się kończyło, że człowiek czasami i co sam czuje nie wie.
Widać, taki los, cholera...

Dzień toczył się dalej swoim, zarazem normalnym i nienormalnym rytmem... Od rana, zaraz po śniadaniu udałem się do zielarni, co ciekawe towarzyszył mi Dragot... Na pewno słyszał co mamy w planach, więc musiał mieć jakiś interes w roślinach i ich właściwościach. Jaki, to mnie niezbyt interesowało, a mimo to się dowiedziałem. Bez przeszkód mógłbym żyć bez tej wiedzy.
Niechętnie, ale dałem się namówić na współpracę, choć nie wiem jak, bo w pewnym momencie sam sobie musiałem przypominać, że mam coś ważniejszego na głowie. Stwierdziłem, że pomoc w realizacji celu demona nie zajmie dużo czasu, bo i zadanie było proste. Nie pomyliłem się w kalkulacjach. Stworzywszy coś potwornego, co nawet w moich oczach zasługiwało na gorszą renomę od środku stworzonego ku immobilizacji, względnie pacyfikacji Saiyan, zakończyłem współpracę z demonem. Wróciłem do produkcji wymyślonej poprzedniego dnia mieszanki. Przygotowałem pierwszą, próbną dawkę i przekazałem ją Hikaru, by ten mógł wyprodukować jej więcej w swoim laboratorium. Buro-zielona, gęstawa ciecz o ostrym, piekącym zapachu miała dość mocy by odstraszyć vegetańskie pustynne robactwo, a to już chyba można potraktować jako coś.

Południe minęło i nastała pora, która zdaniem specjalistów najlepiej nadawała się do ćwiczeń fizycznych. Co z kolei zdaniem większości nauczycieli sztuk walki było kompletną bzdurą, wszak najlepszą porą była każda pora, tak dnia, jak i nocy. Spór ten pozostaje nierozwiązany od wielu lat i żadna ze stron, mimo argumentów tej drugiej, nie chce za nic ustąpić ze stanowiska. Sam w tej kwestii nie zajmowałem stanowiska, nie miałem czasu na takie rzeczy.
Hikaru postanowił poinstruować nas co do różnych „sztuczek” używanych przez żołnierzy z Vegety, zdecydowanie to dobry ruch. Zastanawiałem się czy samemu nie wyciągnąć swoich nieczystych zagrań, wszak miałem ich pełen wachlarz, nadawały się na taką okazję. Oni nie będą nas oszczędzać, więc my ich też nie musimy, prawda? Ale... jednak w końcowym rozrachunku to też żyjące i czujące istoty, i to nie wcale one są winne, a ich król. Ehh... Czasami moralność była upierdliwą cechą, której wcale tak bardzo nie ceniłem. W naturze pojęcie moralności nie istnieje i nie istniało nigdy i jak wiadomo, sprawdza się to od zarania dziejów. Wygrywali najsilniejsi i to oni mogli dyktować warunki i płodzić kolejnych silnych.

Nie spodziewałem się, że to akurat na Vegecie zaczną się we mnie odzywać wpojone demoniczne nawyki. Nawet jeśli w towarzystwie znajdowały się, jak się okazało, dwa demony, to nie upoważniało mnie to do bezmyślnego poddawaniu się „ceremoniałom” nabytym od samego Króla Demonów. Nawet pomijając kwestie etyczne i estetyczne. Byłem człowiekiem i nigdy nie powinienem o tym zapominać, nawet jeśli żyłem jak demon, to nie byłem nim. Miałem dosyć wyraźne zrozumienie dla tych istot, nawet jeśli każdy z nich był jedyny w swoim rodzaju, mimo to... Nie mogłem zapomnieć kim byłem, kim jestem...

Następny dzień chciałem spędzić na medytacji i doszlifowywaniu środka pacyfikacyjnego, sądziłem, że tak najlepiej zagospodaruje czas przed wieczornym treningiem, jeśli można to tak nazwać, bo jednak celem treningu miało być jedynie rozgrzanie mięśni i rozprostowanie kości. Nic specjalnego, ale zawsze jakieś zabezpieczenie na wszelki wypadek. Po drodze mieliśmy omawiać dokładny plan działania. Wszystko wydawało się, jak do tej pory. Nikt z mieszkańców nic nie mówił, nikt nie szeptał. Czy to efekt zapewnień Kaede? Przyszli towarzysze broni też nie wydawali się aż tak nerwowi jak można się było spodziewać. Wszystko było dosyć... rutynowe, jakby takim rytmem odbywało się od dawna. Wątpliwości jednak nie przychodziły nikomu na myśl, to była cisza przed burzą.

Sądziłem, że w moich planach nie przeszkodzi mi nikt, bo i na co to komu? Sądziłem, że nikt nie znajdzie interesu w niepokojeniu mnie. Myliłem się. Tym kimś, bo jakżeby inaczej, okazał się Dragot. Przyszedł do medytującego mnie z propozycją kolejnego sparingu. Trochę mnie korciło by skorzystać, miałem w gruncie rzeczy pewną technikę, czy raczej udoskonalenie jednej z opanowanych przeze mnie technik, do wypróbowania, a demon sam się zgłosił na królika doświadczalnego. Grzech nie skorzystać, prawda? Ale z drugiej strony musiałem się powstrzymywać, nie powinienem był marnować energii na taką dosyć bezsensowną potyczkę. Różnica w mocy rysowała się wystarczająco wyraźnie i Dragot już ostatnim razem musiał to poczuć, czemu więc znowu chciał próbować?
Nie próbowałby, gdyby nie miał przekonania, że tym razem pojedynek będzie miał inny wynik, więc pewnie udało mu się opracować strategię, dzięki której, może i nie wygra, ale zbliży się do tego. Zaciekawił mnie tym, musiałem mu to przyznać. Tak czy inaczej, musiałem odmówić.
Jemu to najwyraźniej nie wystarczyło, jak na moje coś za bardzo na to nalegał. Jednakże, kiedy po mojej kolejnej odmowie zaatakował, miarka się przebrała...
Nim się obejrzałem, zniknęliśmy w Netherze. Co za upierdliwy gość...

Gdy było po wszystkim, okazało się, że to już wieczór. Całe moje plany poszły się... Ale miałem powody sądzić, że dałem demonowi należytą nauczkę.
Trening miałem za sobą, niestety resztę wieczoru musiałem poświęcić na dyskusje na temat planu działania. Byłem spokojniejszy, niż sądziłem, że będę, co w sumie wyszło na dobre całemu ogółowi.

OOC: Post skipowy
Red
Red
Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012


Identification Number
HP:
Wioska Kuro - Page 7 9tkhzk500/500Wioska Kuro - Page 7 R0te38  (500/500)
KI:
Wioska Kuro - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wioska Kuro - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Nie Lip 26, 2015 11:08 am
Zaczepki z jego strony wobec Kuro nie przyniosły pocieszenia, ale przynajmniej mógł przez chwilę nie myśleć o utracie April i o tym, co będzie dalej. Odpoczynek umysłu od dręczących spraw nie mógł trwać wiecznie, nie mniej jednak wyładowanie się w taki lub inny sposób mogło mu pomóc. Sam zresztą szybko pozbierał się, nawet zabrał Reda do kilku mieszkańców wioski. Demon nie mógł spojrzeć w twarz osobom bliskim tych, których mógł zabić na orbicie Ziemskiej. Wielka przykrość rodziców, rodzeństwa, znajomych osoby, która nie wróciła z misji, odbijała na demonie piętno, mimo to będąc kotem nie dane było po nim tego widać. Chociaż… spojrzenie zmatowiało, skulony bardziej we włosach Kuro za nic w świecie nie chciał z nich wychodzić, ogólnie przygnębienie nie odpuszczało go nawet na moment. Nawet dzieciaki, które chciały go „pogłaskać”, nie poprawiły mu humoru. Dobrze, że Kuro czuwał nad zawieszonym gdzieś w czasie i przestrzeni przyjacielem, gdyż nic by z niego nie zostało po oblężeniu małych wojowników Vegety. Czuł się taki bezużyteczny, wręcz szkodliwy, a przecież miał głębokie przekonanie, iż tak trzeba było postąpić z najeźdźcami. Grubo się pomylił. Ale co miał innego zrobić? Nie nadawał się do polityki/dyplomacji, do pokojowych rozwiązań tym bardziej. Mógł przynajmniej honorowo potraktować żołnierzy z Czerwonej Planety…
Co się stało, to się nie odstanie, lecz pamięć o tym zdarzeniu dołączy do poprzednich koszmarów nękających go na jawie i śnie.
Utrata June oraz wchłonięcie April także odbiła się na nim znacząco. Nie zrobił nic, by tym zdarzeniom zapobiec. Wiedział, że Halfka świadomie poddała się odważnej decyzji o absorpcji na rzecz zwiększenia mocy Arcydemona Dragota, lecz i tak mogli pomyśleć o mniej dotkliwym dla Kuro rozwiązaniu. Jego dołek też nie przeszedł obojętnie, i tym razem nie zostawi przyjaciela w potrzebie. Mimo, iż ich przyjaźń należała do tych o trudnych korzeniach, nie wyobrażał sobie pozostawienie samemu sobie z problemem Króla, tym bardziej, że już się zaangażował od tej brudniejszej strony. Nie narzucał się z niczym (bo jak, jak nie mógł nic powiedzieć na głos?), więc słuchał uważnie towarzysza, na którego głowie lub ramieniu gościł najczęściej przez te dwa dni. Skinieniem łebka lub mruczeniem, albo packaniem łapką po uchu dawał różne sygnały, że zgadza się lub nie na dane słowa. Nie wiedział na ile taka rozmowa z kotem pomagała, lecz najwyraźniej na tyle, by nie czuć się skrępowanym w towarzystwie dawnego mordercy Hikaru. Działało to w obie strony - kot przebywał najczęściej z Kuro, jakby najlepiej z nich wszystkich znał, co poniekąd było prawdą. Natomiast wobec innych już nie był taki swobodny, wszak znali Reda od tej groźniejszej, silniejszej strony, a tu taki słodki futrzak miauczeniem domagał się jedzenia… eh, porażka. No i to, że dostał pozwolenie na spanie w łóżku obok przyjaciela a nie na podłodze było również miłym zaskoczeniem i ofertą, z którego skorzystał od razu. Zwłaszcza, że poprzedniej nocy nie spał wcale.
Wypoczynek dobrze przysłużył wszystkim, demonowi również. Jako, że na polu walki był bezużyteczny, Kuro wymyślił, iż będzie jego oczami podczas pełni. Komunikacja werbalna nie wystarczyła, tutaj trzeba było wprowadzić odpowiednie gesty czy zachowania, by wojownik zareagował natychmiast. Z początku próbował przekazywać głosem różne komendy, lecz Red szybko tracił energię, dlatego zdecydowali się na połączenie - głosu z gestami. Nawet packanie łapką po głowie miało już swój przypisany algorytm postępowania, także w ciągu jednego dnia zżyli się ze sobą na tyle, iż rzeczywiście kot zastępował wzrok Kuro.
Drugi dzień Red spędził na wyzwolenie z siebie jak najwięcej energii, by przygotować się na jej użycie w trakcie potyczki. Tak więc medytacja, walka o dominację nad zwierzęcym instynktem oraz wydobycie z siebie energii świadczyło o tym, że trening przebiegał pomyślnie. Od czasu do czasu przechadzał się między innymi wojownikami i śledził ich poczynania. Lecz z powodu swojego wyglądu i kociej natury bardzo łatwo było go przepłoszyć. Wtedy wracał do Kuro i uczepiał się jego ramienia lub włosów. Zazwyczaj mając w pyszczku wykradzioną jedną sztukę lub całą paczkę ciasteczek od Kaede.
Ale raz popołudniu drugiego dnia, kiedy dostrzegł, że Dragot nie ćwiczył już, zdecydował się na przekazanie pewnej informacji. Nie wiedział jak zareaguje, lecz niech wie, że June nie spotkają już na wojennej ścieżce za życia. Podszedł bezszelestnie do demona i usiadł przed nim, a ogon w tyle kręcił się w wahadłowym ruchu, jakby chcąc go zahipnotyzować. Ten koci wzrok nie był przypadkowy.
>>>Dragot, słyszysz mnie?<<< przyglądał się przez chwilkę rozmówcy, gdy dodał kolejne słowa >>>Jako, że współpracowałeś z June na Vegecie, muszę Ci coś przekazać. Otóż ona... nie wróci do nas. Poświęciła życie za ratowanie istnień na Ziemi i przepadła. Nie chcę stracić kolejnego demona, zwłaszcza że obiecałeś mi pomoc "w okiełznaniu żądzy krwi".<<<
Średnio wyszła mu mowa motywacyjna, lecz przynajmniej przekazał, na czym stoją. Demony mimo wszystko powinny trzymać się razem. Zaraz też odszedł od Dragota, by wojownik miał czas na swoje wnioski, a Red udał się na parapet wygrzewać się w promieniach zachodzącego słońca Czerwonej Planety.

[Ooc: koniec treningu i time skip]


Ostatnio zmieniony przez Red dnia Nie Lip 26, 2015 10:58 pm, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : Edycja o dodanie jednego akapitu)
Sponsored content

Wioska Kuro - Page 7 Empty Re: Wioska Kuro

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach

Copyright ©️ 2012 - 2018 dbng.forumpl.net.
Dragon Ball and All Respective Names are Trademark of Bird Studio/Shueisha, Fuji TV and Akira Toriyama.
Theme by June & Reito