Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Pole Bitwy
Nie Lut 09, 2014 8:53 pm
First topic message reminder :
Time Skip - Fragmenty ujęte w spoilerze można pominąć, bo mają mniejsze znaczenie dla TSa (chociaż zawierają też szczątkowe opisy nauki technik).
OoC:
Z Ziemii na Konack statkiem saiyana co gonił Frosta z Vegety => Na wzgórzach
Podczas skipa nauka Mafuby i Kamehame => Wytyczne od Genialnego Żółwia
Punkty: 120-26(na techniki)= 94
Time Skip - Fragmenty ujęte w spoilerze można pominąć, bo mają mniejsze znaczenie dla TSa (chociaż zawierają też szczątkowe opisy nauki technik).
CHWILA OBECNA
TRENING U MISTRZA
Z początku wydawało się, że będzie to tylko przebieżka dzięki temu, że już wcześniej zdobył dużą siłę, ale szybko się okazało, że się bardzo myli. Już na samym początku pokazał nową technikę, ale mistrz być może nie był zadowolony z tego, że Misaki się postawiła i zdecydowała na trenowanie wraz z Rikimaru i musiał szybko do tego przywyknąć, ponieważ dziewczynie zależało na rozwinięciu swoich umiejętności, a obrażony mistrz był jej w niesmak. Dlatego zdecydowała się na trening w stroju królika, który mistrz dał jej gdzieś na początku. Do tego czasu to była orka, bo sporo ćwiczeń wykraczało poza jego możliwości. Trening z Cheprim jeszcze był w miarę łatwy, bo się nie przejmował tak ośmieszeniem siebie akrobacjami na linie, ale później coraz cięższa skorupa utrudniała życie. Na sam początek dostał taką, która sięgała niemal ziemi i ograniczała jego ruchy, a do tego ważyła dobre 400 kg, a więc już ona sama sprawiła, że ważył 5 razy więcej, ale do tego jeszcze obciążniki na nogi o wadze łącznej 50 kg i na ręce o wadze kolejnych 50kg i ważył ponad sześciokrotnie więcej. To był pryszcz do tego, co dostał po dwóch tygodniach, gdy jeszcze nie przywykł do poprzednich ciężarów. Dostał chyba skorupę po żółwiu słoniowym, bo miała aż 2,5 metra długości i ważyła dobre 800 kg. To było dopiero wyzwanie, a obciążniki po 80 kg na nogach i rękach sprawiły, że miał na sobie 960 kg, czyli już 12 krotną wagę samego siebie. Mistrz chyba chciał go wykończyć, bo nie wiele mógł zrobić, a ledwo odrywał się od ziemi. A musiał latać, żeby w ogóle się poruszać, bo skorupa była dłuższa niż on sam. W końcu po miesiącu Misaki wzięła skorupę o wadze 10 kg oraz obciążniki i dołączyła się do treningu. W końcu Rikimaru mógł wziąć mniejszy ciężar, żeby mógł się ruszać. Odtąd przez kolejne miesiące stopniował wagę obciążeń. Podobnie zresztą jak Misaki, która stała się jego sparingpartnerem. Zawsze jednak dobierał ciężar tak, żeby być od niej wolniejszym, a więc brał na swoje barki więcej niż potrzebował, ale efekty treningu było widać dużo szybciej, aż pewnego wieczora mistrz wyszedł przed domek i zaczął rozgrzewkę, która trwała trochę długo, ale dwójka jego uczniów przypatrywała się w napięciu, bo jeszcze nie mieli okazji widzieć więcej niż to jak im pokazywał jak wykonać pewne ćwiczenie.
Rozgrzewka jednak nic nie dała, ale po czterech miesiącach w końcu ruszyli gdzieś w drogę. Prawie całą trasę przebiegli, a było to kilkadziesiąt kilometrów i znaleźli się na drugim końcu wyspy. Tam znajdowała się wioska, gdzie czasem Rikimaru lub Misaki biegli po zakupy, ale tym razem mistrz wybrał trasę trudniejszą, bo przez pagórki, las i większą górę. Szybko wyjaśnił się powód aktywności mistrza. Po krótkiej rozmowie z burmistrzem pobiegli na plażę. Już wcześniej widział na morzu coś wielkiego i białego, ale nie był pewien czy dobrze widzi, bo na tej długości geograficznej lodowce to rzadkość, a co dopiero góra lodowa, która płynęła wprost na miasteczko. Mogła zniszczyć nadbrzeżne budynki, a odłamki nawet te oddalone od brzegu. Czyżby mistrz kazał im załatwić ten problem? Nie tym razem, bo sam ściągnął swoją koszulę i rzucił ją na bok, rozstawił nogi i napiął mięśnie. Genialny Żółw dosłownie w sekundę w oczach im się rozrósł do sporych rozmiarów, a jego moc była niesamowicie duża, ale nie wyglądał, żeby to sprawiało mu duży wysiłek. To ta sama moc, którą poczuł wtedy, gdy… musiał się rozprawiać z tamtymi dwoma knypkami, co go zdenerwowali podczas jego lotu na wyspę. Pokazał to również tuż po przylocie na tą wyspę. Tym razem widział to na własne oczy, ale to było jeszcze nic. Rozłożył ręce unosząc prawą pionowo do góry, a lewą w dół:
- Ka… - Zaczął wymawiać przeciągając literę a bardzo długo i ręce powoli obracał zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
- Me… - Zaczynając drugą sylabę miał ręce równolegle do podłoża, a jego Ki rosła… a przeciągając literę zaczął je zginać.
- Ha… - Teraz ręce miał blisko siebie i przyciągnął je do ciała. Wyglądało to tak jakby zgniatał niewidzialną kulę, ale przy przeciąganiu po raz kolejny a pojawiło się światło, a jego ki była przeogromna. Niesamowicie duża energia skoncentrowana w rękach.
- Me… - Między dłońmi pojawiła się cała skumulowana wcześniej w rękach energia. Teraz Genialny Żółw dzierżył w dłoniach najpotężniejszą siłę, jaką widział Rikimaru i poczuł strach, że istnieje tak mocna technika. Jeżeli da się zwiększyć jej moc jeszcze bardziej to mógłby zniszczyć nią nawet planetę.
- Haaaaa. – Następnie z rąk mistrza wystrzeliła potężna fala, która pomknęła tuż nad wodą, ale zmierzała w dół rozdzielając wodę i uderzyła w sam środek góry wbijając się w nią. Tyle skumulowanej energii mogło bez problemu zniszczyć cały lodowiec ziemi. Oślepiające światło o niebieskawej barwie i sama fala otoczona niebieską łuną. Bardzo czysta energia ki użytkownika. Tylko Genialny Żółw mógł panować nad czymś tak niesamowitym. Głośny huk i potężna eksplozja rozległy się z kierunku góry lodowej, a następnie fala uderzeniowa dmuchnęła piachem i drobinkami lodu. Musiał się odwrócić, bo pył leciał mu wprost do oczu. Po sekundzie do wybrzeża dotarła zimna mgła, która oszroniła cały piasek oraz wszystkich znajdujących się na plaży. Mięśnie mistrza zmalały do normalnych rozmiarów, a jego moc znów się zmniejszyła. Po górze lodowej nie było już widać śladu, a ludzie zaczęli wiwatować i po chwili podeszły do mistrza kobiety z kwiatami oraz wysoki i barczysty mężczyzna ze skrzynią. Zapas najlepszych ryb na dwa tygodnie, a kwiaty… ozdobią salon. W trakcie jak mistrz przyjmował gratulację i wdzięczył się do dziewczyn to Rikimaru odszedł nieco na bok i wyszukał wzrokiem resztek lodowca. Napiął mięśnie zwiększając swoją energię i zaczął wykonywać podobne jak Genialny Żółw ruchy. Jeszcze podczas kręcenia rękami pojawiła się energia na jego dłoniach, a składając je doprowadził do eksplozji wywołując panikę wśród ludzi, gdzie część z nich uciekła, a niektórzy zaczęli na niego kląć. Wtedy mistrz wyłonił się z tłumu i zaczął iść w kierunku Rikimaru i Misaki.
- No to my już będziemy wracać, żeby nas noc nie zastała.
Uczniowie przytaknęli głowami, a nim wyruszali kazał Rikimaru zabrać skrzynię, a Misaki kwiaty i ruszyli biegiem tą samą trasą, co wcześniej, przez pagórki, wzgórza, lasy do domku. W trakcie powrotu mistrz udzielił im radę, a dokładniej Rikimaru, który próbował wykonać Kamehame.
- To jest Kamehame. Ja uczyłem się jej 30 lat. To jest bardzo trudna technika i trzeba wiele praktyki. Musisz skupiać energię stopniowo w rękach i ją mocno trzymać. Dopiero jak złożysz ręce to zostawiasz miejsce na to, żeby tą energię skumulować na zewnątrz. To jest bardzo duża siła.
- Więc muszę ją ściskać rękami, aż uzbieram tyle mocy ile mi będzie potrzebne?
- Dokładnie tak. Wtedy prostujesz szybko ręce.
- Wypycham energię przed siebie, a fala robi swoje.
- Czy to tak wygląda? KaMeHaMeHaaaaaa!!! – Zawołała ich Misaki, która była przed nimi, ale przystanęła i gdy się odwrócili ujrzeli jak wykonuje te wszystkie ruchy, ściąga energię z całego ciała, układa dłonie jakby trzymała tam szklaną kulę, a potem pojawiła się różowa kula energii i wyprostowała ręce wprost przed siebie, czyli w ich kierunku, a promień pomknął prosto na nich. Ledwo zdążyli odskoczyć, a fala zderzyła się ze skałą, zostawiając jedynie jej odłamki. Niebieskowłosy oraz Genialny Żółw stali tam jak wryci z szeroko otwartymi ustami. Już wcześniej dziewczyna bez problemy opanowała Kienzana, a teraz poradziła sobie z tą techniką w ciągu chwili, gdzie Rikimaru jedynie poparzył sobie ręce. Kso! To jest chore!
Nie mógł nic na to poradzić. Zacisnął jedynie ręce mocno na skrzyni i ruszył pędem przed siebie, a Genialny Żółw rzucił się na dziewczynę i zaczął ją mocno ściskać i tulić gratulując jej. Niebieskowłosy dotarł przed domek i położył skrzynię w kuchni, wybiegł na plażę i zaczął trening. Najpierw wszystkie wysiłki kierował na stabilnym kumulowania ki, ponieważ z tym miał ciągle problemy, w czym mogła mu przeszkadzać jego prawa, stalowa ręka.
- Musisz popracować nad swoją aurą. Marnujesz bardzo dużo sił witalnych, a nie wzmacniasz całego ciała. Fale wody wydają się być podobne, prawda? – Powiedział tajemniczo mistrz podchodząc do niego. Rikimaru zauważył na jego głowie dwa wielkie guzy i domyślił się, że mistrz tulił się nie tam gdzie trzeba. Spoglądał bardzo długo na fale wody i zauważył, że faktycznie jest tu pewna powtarzalność. – Natura jest najlepszym nauczycielem. Zauważyłem podczas treningu na lince, że jesteś czymś zaniepokojony. Musisz pokonać swoją niepewność, a będziesz silniejszy.
Był zdziwiony tym, jak wiele mu mistrz poradził w ostatnim czasie, chociaż nie wygadał się zbyt wiele, ale trafił wszystkim w samo sedno. Miał zapytać, czym powinien się zająć najpierw, ale mistrz kontynuował.
- Nie jesteś jeszcze gotowy na wielką moc, ale jesteś gotowy na pewną technikę. Jest na ziemi pewien demon. To jest technika, którą będziesz mógł go zatrzymać, ale… TO JEST OSTATECZNA TECHNIKA. Może Cię zabić. Widzę, że jesteś gotowy na wszystko, dlatego jestem skłonny Ci o niej powiedzieć.
Wtedy Genialny Żółw wyjaśnił mu podstawy Mafuby i pokazał pozycje jaką musi przyjąć, czyli wystawić obie ręce do przodu, a następnie wytłumaczył, że musi moc w swoich rękach upodobnić do aury demona. Jeżeli będzie walczyć przeciwko takiemu to musi poświęcić sporo czasu do wczucia się w naturę swojego przeciwnika i dzięki temu będzie mógł użyć techniki, która go całkowicie zablokuje. Żeby była skuteczna to musi mieć przy sobie metalowe naczynie, które można szczelnie zamknąć. Mogłaby to być nawet butelka wina, ale korek musiałby być dobry, żeby było wszystko szczelne. Przeciwnik będzie skazany na wieczne przebywanie w takim opakowaniu o ile nie jest zbyt potężny. Im mocniejszy potwór tym mocniejszy pojemnik jest potrzebny. Genialny Żółw powiedział mu, że najlepszy byłby stworzony z energii, ale takie rzeczy potrafią tworzyć tylko demony, a przecież żaden nie zrobi sobie trumny. Najważniejsza informacja to, że może zginąć podczas używania tej techniki. Mistrz też z tego tytułu nie może mu techniki pokazać, ale zrobił, co innego. Przykładając rękę do jego czoła przekazał mu telepatycznie wizję swojego mistrza. Odtąd Rikimaru już wiedział jak to wykonać w przyszłości w trudnej sytuacji zagrażającej ludzkości. Nie wiedział jeszcze, że przyjdzie mu ją wykonać już niedługo, ale nie będzie nią bronić ludzi, a mieszkańców innej planety...
Kolejne tygodnie przeznaczył na trening fali uderzeniowej, a najdłużej pracował nad własną mocą i w końcu udało mu się osiągnąć jakąś uśrednioną moc, a dzięki ustabilizowaniu tego był w stanie idealnie prowadzić KI przez ciało do stworzenia kuli między rękami, a później odpowiednim utrzymaniu takiej mocy, a na końcu wystrzeleniu jej przed siebie. Z początku woda pochłaniała jego fale, a po miesiącu jego Kamehame potrafiła przecinać wodę na pół podobnie jak ta w wykonaniu mistrza, gdy niszczył lodowiec. Tak minął rok odkąd pozostawał pod okiem mistrza i nadszedł czas na chwilę przerwy od treningów, o czym poinformował mistrza, który zgodził się ze spokojem. Misaki postanowiła zostać i dalej trenować, ponieważ nie ciągnęło jej tak bardzo do cywilizacji.
CHWILA PRZERWY
KIM JESTEM?
PODRÓŻ
Od tamtego wydarzenia minął miesiąc. Przez tydzień leżał nieprzytomny w łóżku, mocno przywiązany, a obok niego cały czas czuwał Roshan gotów go zabić. Po przebudzeniu w ogóle się nie odzywał ani na nikogo nie patrzył. Wyczuwał obecność Alex, która zajmowała się jego raną na twarzy. Pewnego dnia wojownik wioski przemówił:
- Zerwałeś połączenie, ale musisz odejść.
Tą decyzję już sam podjął drugiego dnia, ale teraz już się w tym przekonaniu potwierdził. W końcu odwiązano pęta, ale odleciał z wioski i żył przez tydzień w górach do czasu aż wyczuł coś złego i potężnego, co mogło zmącić spokój.
Poszedł porozmawiać z Roshanem, który stwierdził, że to się zbliża w kierunku ziemi, a życie po życiu znika, a te wibracje są naprawdę straszne. Podjął decyzję, że musi zrobić coś nim zło dotrze do Ziemii, a jego decyzja o zatrzymaniu statku była jak najbardziej słuszna. Przez cały dzień badał panel statku, aż w końcu stwierdził, że będzie w stanie się tym odpowiednio posłużyć. W szkole świetnie sobie radził z technologią, a informatyka była jego konikiem. To było najlepsze wyjście na obecną chwilę. Od tamtego wydarzenia nie zamienił z Alex żadnego słowa i rozłąka będzie dla nich teraz najlepszym wyjściem. Pragnął przekonać się, że to, kim był w poprzednim wcieleniu już nie wpływa na jego zachowanie. Nie darowałby sobie, gdyby to znowu się stało. Wsiadając do kapsuły spojrzał jeszcze raz na dziewczynę i ujrzał coś, czego się nie spodziewał. Troska i zmartwienie oraz smutek. Już pewnie nie będzie tak samo i nie wie czy jeszcze wróci. Nacisnął sekwencje przycisków, a drzwi zaczęły się zamykać.
- Musisz wrócić cały i zdrowy. – Usłyszał, a następnie drzwi szczelnie się zamknęły, a kapsuła wystrzeliła w powietrze. Przez pół roku leciał przez przestrzeń kosmiczną i nie wiedział gdzie dotrze. Będąc blisko źródła tej dziwnej energii wybudził się z narkozy, w którą wszedł podczas wyjścia z orbity Ziemi. Wtedy przeklinał koordynaty w kierunku źródła mocy i w końcu radar wskazał planetę Konack. Wybrał ją na cel tej wyprawy.
KONACK
Wylądował na pustyni, gdzie nie było nikogo, ale dość szybko przybyła ekipa, która go przywitała. Mieszkańcy okazali się bardzo mili i towarzyscy. Bardzo szybko się zaklimatyzował z mieszkańcami i wyjaśnił im powód swojego przybycia. Wiedzieli, co się zbliża i przygotowywali od pewnego czasu, a słysząc, że zamierza im pomóc wyjawili mu swój pomysł i nauczyli go władać mieczami. Mieli pociąć potwora, a za pomocą technik tutejszych mieszkańców mieli zamknąć części ciała potwora w ciałach trójki wojowników, ale Rikimaru powiedział, że może im pomóc, ponieważ zna technikę, którą może zamknąć potwora w pojemniku. Opowiedział im o technice, ale stwierdzili, że przeciwnik jest zbyt potężny…
Do walki doszło następnego dnia. Bestia przyleciała w ogromnym statku kosmicznym i 8 wojowników stanęło przeciw niej do walki. 4 zajmowała się technikom służącą do zamknięcia stwora w ciele trójki wojowników Konnack. Rikimaru korzystając z chwili po raz pierwszy użył Mafuby. Wystawił ręce, skoncentrował się na energii przeciwnika i niemal się z nią połaczył i wtedy zielony promień zaczął ciągnąć bestię w kierunku stalowego pudła, które przygotowali Konnackianie. Zaczęli ciąć potwora znajdującego się w promieniu, a technicy przenieśli części ciała do ciał swoich pobratymców. Mafuba wciągnęła bestię do pojemnika, ale wciąż było czuć potężną moc bestii, a to nie powinno mieć miejsca. Ktoś zamknięty przez ten promień miał mieć zablokowaną moc. Ciało Rikimaru przeszedł dreszcz, czuł się jakby stoczył kilka walk pod rząd. Pojedynki z Frostem albo Cheprim i ból, który im towarzyszył to była tylko cząstka tego, co czuł teraz. Zemdlał, a jego moc znacznie zmalała. Syy, jeden z konack-jinów podleciał do niego i zaczął go leczyć za pomocą techniki oraz podał mu do ust ich specjalny płyn lecznicy… I tak powróciliśmy do chwili obecnej.
- Chwila obecna, czyli zakończenie okresu 2 lat.:
- Nie był pewien czy żyje, czy śni, czy na pewno porusza własną ręką. Bolały go wszystkie mięśnie, a najbardziej głowa. Z wielkim trudem otworzył oczy. Oślepiające światło i straszny smród oraz unosząca się mgła. Wzrok przyzwyczajał się niemiłosiernie długo i jedyne bodźce, jakie docierały poza bólem to pisk w uszach oraz mnóstwo KI ponad przeciętną ludzkim oddalone od niego o parę kilometrów oraz dwie lub trzy niezwykle mocne bardzo blisko niego.
Próbował przypomnieć sobie, co się stało, gdzie jest i… kim jest, ale całkowita pustka wypełniała przestrzeń między jego uszami. „Kso, Kso, Kso. Czym jesteś!?” Miał wrażenie, że to czas się zatrzymał albo zwolnił kilkakroć.
To był tylko chwilowy efekt użycia jednej z najtrudniejszych i bardzo wymagających technik, jakie opracowali ludzie. Oczywiście ból ciała oraz dłużący się czas to efekt nie tylko wykonania Mafuby, która polegała na tym, że przeciwnika mógł zamknąć w jakimś pojemniku. Technikę trenował wcześniej na Ziemi, ale jeszcze nie na taką skalę jak tutaj, na planecie Konack. Ten potwór tego wymagał, a naczynie, jakiego użył było nietypowe. Potrzebne było specjalnie wzmocnione z twardego materiału, żeby można było zamknąć kogoś na bardzo długo. Technika służyła do zablokowania, sparaliżowania, a można też było nią nieźle kogoś oszołomić. Wystarczyło wystawić ręce i naprawdę mocno skoncentrować swoją KI, ale również energię otoczenia. Mafuba była nietypowa, ponieważ pobierała nie tylko ki użytkownika, ale również otoczenia oraz wpływała na wymiary. Niektórzy sądzili, że została ona ofiarowana ludziom przez demony, a tak naprawdę została stworzona przeciwko nim. Stąd efekty tej zielonej fali. Było podobne do natury technik piekielnych stworzeń, tak bardzo nieludzka. Stworzył ją mistrz Genialnego Żółwia, który poświęcił swoje życie, ale oczywiście im mocniejszy wojownik tym bardziej odporny jest na szkodliwe działanie Mafuby. Ktoś taki jak Rikimaru nie mógł tak łatwo zginąć po wykonaniu tej techniki.
- Rikimaru!? Ocknij się!– Powoli piszczenie i szum ustępowały, a zaczęły docierać do niego głosy. Podobnie było ze wzrokiem. Biała plama zanikała, pojawiała się pewna ostrość i ujrzał twarz mulata z irokezem. Z ogromnym trudem podparł się ręką i rozejrzał po okolicy.
Był w mieście, a raczej jego pozostałościach. Wokół gruzowisko, wielki plac jak ogromna arena walki, a otaczały je ruiny wysokich bloków mieszkalnych i biurowców. Niektóre wyglądały jak ścięte w pół, a inne miały długie i głębokie cięcia. Tylko coś wielkiego mogło tego dokonać, ale nie widział jeszcze zbyt wiele. Słychać było co chwila stukot spadających kamieni oraz sypiący się gruz z budynków. Brzdęk szkła, gdy kawałek muru spadł na leżącą szybę. Wszędzie czerwone plamy krwi i zielona maź. Z pewnością to ona musiała śmierdzieć jak wymiociny. Rikimaru… No tak. Tak się nazywam. Jestem na Konnack, a to miasto to Arfordir. A raczej było… Ale gdzie jest Ffynci Ceffyl?
- Syy. Gdzie jest Ffynci Ceffyl? – Zapytał się Konnackiana. Powoli wracała mu pamięć, ale wspomnienia miał strasznie zagmatwane. Nagle rozległ się głośny ryk, który przerwał ich chwilowy spokój.
- Shimatta! Ogarnął się szybciej niż myśleliśmy. Nie zdążymy! – Powiedział Deigr, który podleciał przed momentem. – Trzymaj. Musiał Ci wypaść przed chwilą, a pewnie się jeszcze przyda. Teraz czas na Morfila. Ty i tak wziąłeś na siebie zbyt wiele.
Dym był coraz niżej i ukazała się głowa, żółte ślepia i ostre zęby. Jeden róg po prawej stronie głowy i ucho. Te po lewej były odcięte. Im niżej osiadał pył tym więcej potwora się wyłaniało, chociaż mgła nie ustępowała, ale nie utrudniała tak bardzo widoczności. Coś tak wielkiego nie mogło umknąć sprawnym oczom silnych wojowników. Wiele cięć na ramionach i klatce piersiowej oraz odcięta jedna ręka. Potwór nie miał również jednej całej nogi i stopy u drugiej oraz jednej trzeciej jednego z ogonów, połowy drugiego i paru kolców na trzecim. Bestia bez problemu unosiła się w powietrzu i kręciła ogonami. Widać było tę wściekłość. Dopiero przy drugim głośnym ryku bestii poczuł jego moc, którą musiał ukryć po tym, co mu zrobili parę minut temu…
Znajdował się teraz na Konack i pomagał mieszkańcom planety zmierzyć się z wielkim zagrożeniem, ale jak się tam znalazł?
TRENING U MISTRZA
Z początku wydawało się, że będzie to tylko przebieżka dzięki temu, że już wcześniej zdobył dużą siłę, ale szybko się okazało, że się bardzo myli. Już na samym początku pokazał nową technikę, ale mistrz być może nie był zadowolony z tego, że Misaki się postawiła i zdecydowała na trenowanie wraz z Rikimaru i musiał szybko do tego przywyknąć, ponieważ dziewczynie zależało na rozwinięciu swoich umiejętności, a obrażony mistrz był jej w niesmak. Dlatego zdecydowała się na trening w stroju królika, który mistrz dał jej gdzieś na początku. Do tego czasu to była orka, bo sporo ćwiczeń wykraczało poza jego możliwości. Trening z Cheprim jeszcze był w miarę łatwy, bo się nie przejmował tak ośmieszeniem siebie akrobacjami na linie, ale później coraz cięższa skorupa utrudniała życie. Na sam początek dostał taką, która sięgała niemal ziemi i ograniczała jego ruchy, a do tego ważyła dobre 400 kg, a więc już ona sama sprawiła, że ważył 5 razy więcej, ale do tego jeszcze obciążniki na nogi o wadze łącznej 50 kg i na ręce o wadze kolejnych 50kg i ważył ponad sześciokrotnie więcej. To był pryszcz do tego, co dostał po dwóch tygodniach, gdy jeszcze nie przywykł do poprzednich ciężarów. Dostał chyba skorupę po żółwiu słoniowym, bo miała aż 2,5 metra długości i ważyła dobre 800 kg. To było dopiero wyzwanie, a obciążniki po 80 kg na nogach i rękach sprawiły, że miał na sobie 960 kg, czyli już 12 krotną wagę samego siebie. Mistrz chyba chciał go wykończyć, bo nie wiele mógł zrobić, a ledwo odrywał się od ziemi. A musiał latać, żeby w ogóle się poruszać, bo skorupa była dłuższa niż on sam. W końcu po miesiącu Misaki wzięła skorupę o wadze 10 kg oraz obciążniki i dołączyła się do treningu. W końcu Rikimaru mógł wziąć mniejszy ciężar, żeby mógł się ruszać. Odtąd przez kolejne miesiące stopniował wagę obciążeń. Podobnie zresztą jak Misaki, która stała się jego sparingpartnerem. Zawsze jednak dobierał ciężar tak, żeby być od niej wolniejszym, a więc brał na swoje barki więcej niż potrzebował, ale efekty treningu było widać dużo szybciej, aż pewnego wieczora mistrz wyszedł przed domek i zaczął rozgrzewkę, która trwała trochę długo, ale dwójka jego uczniów przypatrywała się w napięciu, bo jeszcze nie mieli okazji widzieć więcej niż to jak im pokazywał jak wykonać pewne ćwiczenie.
Rozgrzewka jednak nic nie dała, ale po czterech miesiącach w końcu ruszyli gdzieś w drogę. Prawie całą trasę przebiegli, a było to kilkadziesiąt kilometrów i znaleźli się na drugim końcu wyspy. Tam znajdowała się wioska, gdzie czasem Rikimaru lub Misaki biegli po zakupy, ale tym razem mistrz wybrał trasę trudniejszą, bo przez pagórki, las i większą górę. Szybko wyjaśnił się powód aktywności mistrza. Po krótkiej rozmowie z burmistrzem pobiegli na plażę. Już wcześniej widział na morzu coś wielkiego i białego, ale nie był pewien czy dobrze widzi, bo na tej długości geograficznej lodowce to rzadkość, a co dopiero góra lodowa, która płynęła wprost na miasteczko. Mogła zniszczyć nadbrzeżne budynki, a odłamki nawet te oddalone od brzegu. Czyżby mistrz kazał im załatwić ten problem? Nie tym razem, bo sam ściągnął swoją koszulę i rzucił ją na bok, rozstawił nogi i napiął mięśnie. Genialny Żółw dosłownie w sekundę w oczach im się rozrósł do sporych rozmiarów, a jego moc była niesamowicie duża, ale nie wyglądał, żeby to sprawiało mu duży wysiłek. To ta sama moc, którą poczuł wtedy, gdy… musiał się rozprawiać z tamtymi dwoma knypkami, co go zdenerwowali podczas jego lotu na wyspę. Pokazał to również tuż po przylocie na tą wyspę. Tym razem widział to na własne oczy, ale to było jeszcze nic. Rozłożył ręce unosząc prawą pionowo do góry, a lewą w dół:
- Ka… - Zaczął wymawiać przeciągając literę a bardzo długo i ręce powoli obracał zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
- Me… - Zaczynając drugą sylabę miał ręce równolegle do podłoża, a jego Ki rosła… a przeciągając literę zaczął je zginać.
- Ha… - Teraz ręce miał blisko siebie i przyciągnął je do ciała. Wyglądało to tak jakby zgniatał niewidzialną kulę, ale przy przeciąganiu po raz kolejny a pojawiło się światło, a jego ki była przeogromna. Niesamowicie duża energia skoncentrowana w rękach.
- Me… - Między dłońmi pojawiła się cała skumulowana wcześniej w rękach energia. Teraz Genialny Żółw dzierżył w dłoniach najpotężniejszą siłę, jaką widział Rikimaru i poczuł strach, że istnieje tak mocna technika. Jeżeli da się zwiększyć jej moc jeszcze bardziej to mógłby zniszczyć nią nawet planetę.
- Haaaaa. – Następnie z rąk mistrza wystrzeliła potężna fala, która pomknęła tuż nad wodą, ale zmierzała w dół rozdzielając wodę i uderzyła w sam środek góry wbijając się w nią. Tyle skumulowanej energii mogło bez problemu zniszczyć cały lodowiec ziemi. Oślepiające światło o niebieskawej barwie i sama fala otoczona niebieską łuną. Bardzo czysta energia ki użytkownika. Tylko Genialny Żółw mógł panować nad czymś tak niesamowitym. Głośny huk i potężna eksplozja rozległy się z kierunku góry lodowej, a następnie fala uderzeniowa dmuchnęła piachem i drobinkami lodu. Musiał się odwrócić, bo pył leciał mu wprost do oczu. Po sekundzie do wybrzeża dotarła zimna mgła, która oszroniła cały piasek oraz wszystkich znajdujących się na plaży. Mięśnie mistrza zmalały do normalnych rozmiarów, a jego moc znów się zmniejszyła. Po górze lodowej nie było już widać śladu, a ludzie zaczęli wiwatować i po chwili podeszły do mistrza kobiety z kwiatami oraz wysoki i barczysty mężczyzna ze skrzynią. Zapas najlepszych ryb na dwa tygodnie, a kwiaty… ozdobią salon. W trakcie jak mistrz przyjmował gratulację i wdzięczył się do dziewczyn to Rikimaru odszedł nieco na bok i wyszukał wzrokiem resztek lodowca. Napiął mięśnie zwiększając swoją energię i zaczął wykonywać podobne jak Genialny Żółw ruchy. Jeszcze podczas kręcenia rękami pojawiła się energia na jego dłoniach, a składając je doprowadził do eksplozji wywołując panikę wśród ludzi, gdzie część z nich uciekła, a niektórzy zaczęli na niego kląć. Wtedy mistrz wyłonił się z tłumu i zaczął iść w kierunku Rikimaru i Misaki.
- No to my już będziemy wracać, żeby nas noc nie zastała.
Uczniowie przytaknęli głowami, a nim wyruszali kazał Rikimaru zabrać skrzynię, a Misaki kwiaty i ruszyli biegiem tą samą trasą, co wcześniej, przez pagórki, wzgórza, lasy do domku. W trakcie powrotu mistrz udzielił im radę, a dokładniej Rikimaru, który próbował wykonać Kamehame.
- To jest Kamehame. Ja uczyłem się jej 30 lat. To jest bardzo trudna technika i trzeba wiele praktyki. Musisz skupiać energię stopniowo w rękach i ją mocno trzymać. Dopiero jak złożysz ręce to zostawiasz miejsce na to, żeby tą energię skumulować na zewnątrz. To jest bardzo duża siła.
- Więc muszę ją ściskać rękami, aż uzbieram tyle mocy ile mi będzie potrzebne?
- Dokładnie tak. Wtedy prostujesz szybko ręce.
- Wypycham energię przed siebie, a fala robi swoje.
- Czy to tak wygląda? KaMeHaMeHaaaaaa!!! – Zawołała ich Misaki, która była przed nimi, ale przystanęła i gdy się odwrócili ujrzeli jak wykonuje te wszystkie ruchy, ściąga energię z całego ciała, układa dłonie jakby trzymała tam szklaną kulę, a potem pojawiła się różowa kula energii i wyprostowała ręce wprost przed siebie, czyli w ich kierunku, a promień pomknął prosto na nich. Ledwo zdążyli odskoczyć, a fala zderzyła się ze skałą, zostawiając jedynie jej odłamki. Niebieskowłosy oraz Genialny Żółw stali tam jak wryci z szeroko otwartymi ustami. Już wcześniej dziewczyna bez problemy opanowała Kienzana, a teraz poradziła sobie z tą techniką w ciągu chwili, gdzie Rikimaru jedynie poparzył sobie ręce. Kso! To jest chore!
Nie mógł nic na to poradzić. Zacisnął jedynie ręce mocno na skrzyni i ruszył pędem przed siebie, a Genialny Żółw rzucił się na dziewczynę i zaczął ją mocno ściskać i tulić gratulując jej. Niebieskowłosy dotarł przed domek i położył skrzynię w kuchni, wybiegł na plażę i zaczął trening. Najpierw wszystkie wysiłki kierował na stabilnym kumulowania ki, ponieważ z tym miał ciągle problemy, w czym mogła mu przeszkadzać jego prawa, stalowa ręka.
- Musisz popracować nad swoją aurą. Marnujesz bardzo dużo sił witalnych, a nie wzmacniasz całego ciała. Fale wody wydają się być podobne, prawda? – Powiedział tajemniczo mistrz podchodząc do niego. Rikimaru zauważył na jego głowie dwa wielkie guzy i domyślił się, że mistrz tulił się nie tam gdzie trzeba. Spoglądał bardzo długo na fale wody i zauważył, że faktycznie jest tu pewna powtarzalność. – Natura jest najlepszym nauczycielem. Zauważyłem podczas treningu na lince, że jesteś czymś zaniepokojony. Musisz pokonać swoją niepewność, a będziesz silniejszy.
Był zdziwiony tym, jak wiele mu mistrz poradził w ostatnim czasie, chociaż nie wygadał się zbyt wiele, ale trafił wszystkim w samo sedno. Miał zapytać, czym powinien się zająć najpierw, ale mistrz kontynuował.
- Nie jesteś jeszcze gotowy na wielką moc, ale jesteś gotowy na pewną technikę. Jest na ziemi pewien demon. To jest technika, którą będziesz mógł go zatrzymać, ale… TO JEST OSTATECZNA TECHNIKA. Może Cię zabić. Widzę, że jesteś gotowy na wszystko, dlatego jestem skłonny Ci o niej powiedzieć.
Wtedy Genialny Żółw wyjaśnił mu podstawy Mafuby i pokazał pozycje jaką musi przyjąć, czyli wystawić obie ręce do przodu, a następnie wytłumaczył, że musi moc w swoich rękach upodobnić do aury demona. Jeżeli będzie walczyć przeciwko takiemu to musi poświęcić sporo czasu do wczucia się w naturę swojego przeciwnika i dzięki temu będzie mógł użyć techniki, która go całkowicie zablokuje. Żeby była skuteczna to musi mieć przy sobie metalowe naczynie, które można szczelnie zamknąć. Mogłaby to być nawet butelka wina, ale korek musiałby być dobry, żeby było wszystko szczelne. Przeciwnik będzie skazany na wieczne przebywanie w takim opakowaniu o ile nie jest zbyt potężny. Im mocniejszy potwór tym mocniejszy pojemnik jest potrzebny. Genialny Żółw powiedział mu, że najlepszy byłby stworzony z energii, ale takie rzeczy potrafią tworzyć tylko demony, a przecież żaden nie zrobi sobie trumny. Najważniejsza informacja to, że może zginąć podczas używania tej techniki. Mistrz też z tego tytułu nie może mu techniki pokazać, ale zrobił, co innego. Przykładając rękę do jego czoła przekazał mu telepatycznie wizję swojego mistrza. Odtąd Rikimaru już wiedział jak to wykonać w przyszłości w trudnej sytuacji zagrażającej ludzkości. Nie wiedział jeszcze, że przyjdzie mu ją wykonać już niedługo, ale nie będzie nią bronić ludzi, a mieszkańców innej planety...
Kolejne tygodnie przeznaczył na trening fali uderzeniowej, a najdłużej pracował nad własną mocą i w końcu udało mu się osiągnąć jakąś uśrednioną moc, a dzięki ustabilizowaniu tego był w stanie idealnie prowadzić KI przez ciało do stworzenia kuli między rękami, a później odpowiednim utrzymaniu takiej mocy, a na końcu wystrzeleniu jej przed siebie. Z początku woda pochłaniała jego fale, a po miesiącu jego Kamehame potrafiła przecinać wodę na pół podobnie jak ta w wykonaniu mistrza, gdy niszczył lodowiec. Tak minął rok odkąd pozostawał pod okiem mistrza i nadszedł czas na chwilę przerwy od treningów, o czym poinformował mistrza, który zgodził się ze spokojem. Misaki postanowiła zostać i dalej trenować, ponieważ nie ciągnęło jej tak bardzo do cywilizacji.
CHWILA PRZERWY
- Odpoczynek, czyli sprawy najmniej istotne:
- Już dawno miał wrócić do Alex, ale chciał dokończyć trening u mistrza i dowiedzieć się wszystko, co mógł na tamtą chwilę. Do pasma górskiego doleciał bardzo szybko, ale po drodze zahaczył o wzgórza, gdzie chciał coś sprawdzić. Na miejscu zastał dwa dość spore kratery, ale nie były one blisko siebie. Jeden z nich doskonale pamiętał, bo tam po raz pierwszy spotkał Frosta i ujrzał jego statek. Drugi krater musiał pojawić się wraz z przybyciem drugiego kosmicznego osobnika, który przywędrował tuż za changelingiem. Ciała nigdzie nie było widać, więc Frost musiał się raz, a dobrze rozprawić z tamtym, na co wskazywało również zniknięcie energii, ale na szczęście pozostał statek kosmiczny. Podszedł do kapsuły i zaczął przeglądać jej wnętrze, a najbardziej go interesowało jak się tym steruje. Panel wyglądał na skomplikowany, pilota nie było i mało miejsca, a aparatura nad siedzeniem mogła wskazywać, że podczas lotu pasażer jest w narkozie, co może wskazywać, że działa tu autopilot. Złapał za brzeg kapsuły i próbował ją podnieść, ale trochę ważyła. Musiał znacznie zwiększyć swoją siłę, a nawet użyj techniki Shiyoken, żeby łatwiej mu było dźwigać kapsułę. Dopiero wtedy poleciał z nią na pasmo górskie. Po paru godzinach był na miejscu, a Alex już tam na niego wyczekiwała. Widać było, że musiała go wyczuć wcześniej. Odstawił kapsułę na obrzeżach i rzucił się na nią. Kolejne parę godzin przebiegało w domowej aurze i wiadomym było, co ludzie po takiej rozłące będą robić. Trzy spokojne miesiące i brak używania większej mocy przez długi czas musiały mieć na niego wpływ…
KIM JESTEM?
- Kim jestem, pojedynczy epizod wyjaśniający rozległą bliznę.:
- =Ty gnojku… Jak ktoś taki może być moją reinkarnacją! – Obudził się cały spocony i rozejrzał się czy na pewno jest nadal w łóżku obok Alex. Spała spokojnie i słodko, ale ten sen był tak rzeczywisty… Niszczył, zabijał, rozwalone miasta, zniszczone planety i walki z potężnymi wojownikami. Zabijanie sprawiające tyle radości, a dusze zabitych były jak narkotyk wywołujący ekstazę. „Co to do cholery było…” Bał się ponownie położyć, więc podniósł się i wyszedł przed dom. Wyczuł, że Roshan, wojownik z tej wioski, który nauczył go tej techniki znajduje się na skraju wioski, tuż nad skarpą. Wydawało mu się, że stoi on trochę bokiem, a kątem oka spogląda na Rikimaru. Widać było niepokój na twarzy obrońcy wioski, ale czy mógł wyczuć coś? Rozmowa z tym silnym osobnikiem być może przyniesie mu odpowiedź.
- Coś Cię trapi niebieski wojowniku?
- Tak. Miewam ostatnio dziwne sny. Tak jakbym był kimś innym, przerażającym...
- Każdego nawiedzają duchy przeszłości, kto nie jest czysty. Póki nie poznasz tego ducha to nigdy się nie oswobodzisz z niego.
- Wasze plemię jest bardzo powiązane z przodkami. Alex bardzo często wspomina swoich rodziców, którzy odeszli. Mówiła, że raz słyszała swojego ojca i była w stanie się z nim komunikować.
- Wtedy mogła rozmawiać z duszą, która jest w krainie wiecznych łowów, ale z Tobą jest inaczej. Rozmawiasz z nim poprzez to znamię… poprzedniego wcielenia.
Kolejne dni mijały, a jego niepokój narastał, aż pewnego dnia podczas snu pojawiła się ponownie tamta postać. Tym razem wydarzenia były tak realistyczne w czasie snu, że zaczął lunatykować. Walczył w śnie z tym, kto pokonał demona, którego był wcieleniem. Potężna, przerażająca moc. Alex była przerażona, ponieważ nie docierały jej słowa do niego, a on wszystko niszczył. Na początku gołymi rękami, a później jego aury narosły i w ruch poszła KI, którą zniszczył cały ich dom oraz parę okolicznych, a gdyby nie Roshan to pewnie cała wioska poszłaby z dymem, walczyli ze sobą bardzo długo i niemal obrońca wioski przegrał, ale walka w śnie również się zakończyła.
= Zostałem pokonany i pokarany czymś takim jak Ty. Jesteś słaby i taki dobry. Rzygać mi się chce. – Powiedział demon o wyglądzie chudego, niskiego człowieczka i wtedy się ocknął. Ujrzał spore zniszczenia, a wszyscy mieszkańcy byli już daleko. Jedynie on, Roshan i Alex na skraju wioski, która patrzyła na niego z przerażeniem. Miała długą pociągłą ranę przez całą twarz i przez tors, z ręki ściekała krew i nadpalone włosy. Roshan wyglądał dużo gorzej, ponieważ wyglądało na to, że ma złamaną rękę, nie miał oka i ucha oraz stał na jednej nodze, a drugą podkuloną. Nie widział nigdzie zagrożenia.
- Co… Co się stało? – Z trudem wyszeptał. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. W parę chwil zmieniały się jego decyzje. Zabić się, odejść, ukarać się. Znamię niesamowicie pulsowało, co doprowadzało go dodatkowo do szału, ale mina Alex… - Prze… przepraszam. Khaaa.
W jednej chwili wystrzelił z ręki w stronę swojej głowy potężny promień o mocy Kamehame, którzy poparzył całą jego twarz. Czuł jak siły go zaczynają opuszczać, przeraźliwy ból na twarzy. Miał nadzieje, że umrze, ponieważ nie może żyć z myślą, że to on sam ją skrzywdził.
PODRÓŻ
Od tamtego wydarzenia minął miesiąc. Przez tydzień leżał nieprzytomny w łóżku, mocno przywiązany, a obok niego cały czas czuwał Roshan gotów go zabić. Po przebudzeniu w ogóle się nie odzywał ani na nikogo nie patrzył. Wyczuwał obecność Alex, która zajmowała się jego raną na twarzy. Pewnego dnia wojownik wioski przemówił:
- Zerwałeś połączenie, ale musisz odejść.
Tą decyzję już sam podjął drugiego dnia, ale teraz już się w tym przekonaniu potwierdził. W końcu odwiązano pęta, ale odleciał z wioski i żył przez tydzień w górach do czasu aż wyczuł coś złego i potężnego, co mogło zmącić spokój.
Poszedł porozmawiać z Roshanem, który stwierdził, że to się zbliża w kierunku ziemi, a życie po życiu znika, a te wibracje są naprawdę straszne. Podjął decyzję, że musi zrobić coś nim zło dotrze do Ziemii, a jego decyzja o zatrzymaniu statku była jak najbardziej słuszna. Przez cały dzień badał panel statku, aż w końcu stwierdził, że będzie w stanie się tym odpowiednio posłużyć. W szkole świetnie sobie radził z technologią, a informatyka była jego konikiem. To było najlepsze wyjście na obecną chwilę. Od tamtego wydarzenia nie zamienił z Alex żadnego słowa i rozłąka będzie dla nich teraz najlepszym wyjściem. Pragnął przekonać się, że to, kim był w poprzednim wcieleniu już nie wpływa na jego zachowanie. Nie darowałby sobie, gdyby to znowu się stało. Wsiadając do kapsuły spojrzał jeszcze raz na dziewczynę i ujrzał coś, czego się nie spodziewał. Troska i zmartwienie oraz smutek. Już pewnie nie będzie tak samo i nie wie czy jeszcze wróci. Nacisnął sekwencje przycisków, a drzwi zaczęły się zamykać.
- Musisz wrócić cały i zdrowy. – Usłyszał, a następnie drzwi szczelnie się zamknęły, a kapsuła wystrzeliła w powietrze. Przez pół roku leciał przez przestrzeń kosmiczną i nie wiedział gdzie dotrze. Będąc blisko źródła tej dziwnej energii wybudził się z narkozy, w którą wszedł podczas wyjścia z orbity Ziemi. Wtedy przeklinał koordynaty w kierunku źródła mocy i w końcu radar wskazał planetę Konack. Wybrał ją na cel tej wyprawy.
KONACK
Wylądował na pustyni, gdzie nie było nikogo, ale dość szybko przybyła ekipa, która go przywitała. Mieszkańcy okazali się bardzo mili i towarzyscy. Bardzo szybko się zaklimatyzował z mieszkańcami i wyjaśnił im powód swojego przybycia. Wiedzieli, co się zbliża i przygotowywali od pewnego czasu, a słysząc, że zamierza im pomóc wyjawili mu swój pomysł i nauczyli go władać mieczami. Mieli pociąć potwora, a za pomocą technik tutejszych mieszkańców mieli zamknąć części ciała potwora w ciałach trójki wojowników, ale Rikimaru powiedział, że może im pomóc, ponieważ zna technikę, którą może zamknąć potwora w pojemniku. Opowiedział im o technice, ale stwierdzili, że przeciwnik jest zbyt potężny…
Do walki doszło następnego dnia. Bestia przyleciała w ogromnym statku kosmicznym i 8 wojowników stanęło przeciw niej do walki. 4 zajmowała się technikom służącą do zamknięcia stwora w ciele trójki wojowników Konnack. Rikimaru korzystając z chwili po raz pierwszy użył Mafuby. Wystawił ręce, skoncentrował się na energii przeciwnika i niemal się z nią połaczył i wtedy zielony promień zaczął ciągnąć bestię w kierunku stalowego pudła, które przygotowali Konnackianie. Zaczęli ciąć potwora znajdującego się w promieniu, a technicy przenieśli części ciała do ciał swoich pobratymców. Mafuba wciągnęła bestię do pojemnika, ale wciąż było czuć potężną moc bestii, a to nie powinno mieć miejsca. Ktoś zamknięty przez ten promień miał mieć zablokowaną moc. Ciało Rikimaru przeszedł dreszcz, czuł się jakby stoczył kilka walk pod rząd. Pojedynki z Frostem albo Cheprim i ból, który im towarzyszył to była tylko cząstka tego, co czuł teraz. Zemdlał, a jego moc znacznie zmalała. Syy, jeden z konack-jinów podleciał do niego i zaczął go leczyć za pomocą techniki oraz podał mu do ust ich specjalny płyn lecznicy… I tak powróciliśmy do chwili obecnej.
OoC:
Z Ziemii na Konack statkiem saiyana co gonił Frosta z Vegety => Na wzgórzach
Podczas skipa nauka Mafuby i Kamehame => Wytyczne od Genialnego Żółwia
Punkty: 120-26(na techniki)= 94
Re: Pole Bitwy
Sob Kwi 12, 2014 10:27 pm
Rikimaru opadał z sił. Energia Majina opuszczała go, ale zebrał jeszcze energię na ostatnią kombinacje. Unieruchomił przeciwnika techniką od genialnego żółwia, następnie wytworzył dodatkową parę rąk na plecach i ruszył z bardzo skutecznym atakiem. Nameczanin początkowo zwrócił zbyt dużą uwagę na blokowaniu ciosów przeciwników, przez co wystawił się na atak ziemianina, nader skuteczny. Nameczanin oberwał, dodatkowo jego przeciwnicy ruszyli na niego, jeden z ki-swordem zaatakował Nameczanina i uciął mu lewą rękę.
Na chwile wszyscy odpuścili. Nameczanin wstał. Zaczął krzyczeć, a żyły wyszły mu na czole. Po może sekundzie powstałą nowa ręką. Wyrosła z uciętego fragmentu. Nameczanin ciężko dyszał.
-Nooo, nieźle, ale Twoja energia nie jest już za duża... CO?! -Krzyknął po chwili a jego oczy zrobiły się wielkie, prawie wyszły z oczodołu. Obok Rikimaru pojawiły się trzy postaci. Jedna z nich to ten kapłan, który uciekł. Drugi osobnik był średniego wzrostu i miał siwą brodę. Trzeci natomiast był wysokim wojownikiem o błękitnej karnacji. Miał na sobie pancerz z szerokimi naramiennikami. Do tego ochraniacze na piszczele oraz rękawice.
-Nie wszystko zostało zapisane -rzekł ten z siwą brodą, mędrzec - "A atak przyjdzie ze strony, z której najmniej się spodziewacie..." To wszystko tłumaczy. Nie raz z Tobą handlowaliśmy. Mieliśmy dobre stosunki. -Powiedział mędrzec. Kapłan położył dłonie na Rikimaru i zaczął go leczyć. W ułamku sekundy ciało Rikimaru ruszyło się wbrew jego woli. Nameczanin przywołał je do siebie, telekinezą. Położył mu dłoń na czole. Ostatni raz, na chwile pojawił się na nim znak "M". Energia z tego znaku jakby się zmaterializowała a Nameczanin chwycił za nią i energicznie pociągnął. Wiedział, co się święci o odsunął się na bezpieczną odległość.
Z ciała Ziemianina zaczęła wyciekać energia. Formowała się w... Demona! -Ffynci Ceffyl -powiedzieli równo kapłan, wojownik i mędrzec. Demon po zmaterializowaniu się ruszył i zaczął walczyć z wojownikami, którzy przybyli pomoc ziemianinowi.
-Ta przepowiednia to stek bzdur! -Krzyknął głośno Nameczanin - ktoś z was był bardzo uczynny ze mi ją przytoczył. Kończy się słowami "... Zło zostanie wygnane z planety. Litera "M" zostanie pokonana" -zaśmiał się zielony -a obecnie to niemożliwe, Ffynci Ceffyl jest na moje rozkazy! Nie macie z nami najmniejszych szans… -Krzyknął, złączył ręce i posłał falę w kierunku Rikimaru. Ten został osłoniony przez wojownika w zbroi. Ten po zneutralizowaniu ataku ruszył na Zielonego. Kapłan i mędrzec podeszli do Rikimaru i oboje zaczęli go leczyć, –Jaki masz plan na ich pokonanie? –Zapytał spokojnie mędrzec.
Doktor i Robot zaczęli ruszać gałkami, jakby obserwowali, co się dzieje, ale poza tym się nie poruszali.
OOC:
"Ffynci Ceffyl" (zmęczony przebywaniem w Twoim ciele nie wraca z pełną mocą):
Siła: 8000
Szybkość: 8000
Wytrzymałość: 6000 HP: 50 000
Energia: 10000 KI: 70 000
PL: 220 000
Jego odporność na ataki energetyczne wynosi 50%.
HP Nameczanina: 19958 +1000=29958
K Nameczanina: 67 755-20000(za leczenie) =47 755 -7 755 za GEKIRETSUKODAN= 4000
Statystyki reszty nie są ważne.
Nameczanin i Demon zajęci walką. Jeśli przeczekasz cała turę to wyleczą Ci HP oraz Ki do maksimum, jeśli nie to 10 000 Ki i HP do maksimum.
Na chwile wszyscy odpuścili. Nameczanin wstał. Zaczął krzyczeć, a żyły wyszły mu na czole. Po może sekundzie powstałą nowa ręką. Wyrosła z uciętego fragmentu. Nameczanin ciężko dyszał.
-Nooo, nieźle, ale Twoja energia nie jest już za duża... CO?! -Krzyknął po chwili a jego oczy zrobiły się wielkie, prawie wyszły z oczodołu. Obok Rikimaru pojawiły się trzy postaci. Jedna z nich to ten kapłan, który uciekł. Drugi osobnik był średniego wzrostu i miał siwą brodę. Trzeci natomiast był wysokim wojownikiem o błękitnej karnacji. Miał na sobie pancerz z szerokimi naramiennikami. Do tego ochraniacze na piszczele oraz rękawice.
-Nie wszystko zostało zapisane -rzekł ten z siwą brodą, mędrzec - "A atak przyjdzie ze strony, z której najmniej się spodziewacie..." To wszystko tłumaczy. Nie raz z Tobą handlowaliśmy. Mieliśmy dobre stosunki. -Powiedział mędrzec. Kapłan położył dłonie na Rikimaru i zaczął go leczyć. W ułamku sekundy ciało Rikimaru ruszyło się wbrew jego woli. Nameczanin przywołał je do siebie, telekinezą. Położył mu dłoń na czole. Ostatni raz, na chwile pojawił się na nim znak "M". Energia z tego znaku jakby się zmaterializowała a Nameczanin chwycił za nią i energicznie pociągnął. Wiedział, co się święci o odsunął się na bezpieczną odległość.
Z ciała Ziemianina zaczęła wyciekać energia. Formowała się w... Demona! -Ffynci Ceffyl -powiedzieli równo kapłan, wojownik i mędrzec. Demon po zmaterializowaniu się ruszył i zaczął walczyć z wojownikami, którzy przybyli pomoc ziemianinowi.
-Ta przepowiednia to stek bzdur! -Krzyknął głośno Nameczanin - ktoś z was był bardzo uczynny ze mi ją przytoczył. Kończy się słowami "... Zło zostanie wygnane z planety. Litera "M" zostanie pokonana" -zaśmiał się zielony -a obecnie to niemożliwe, Ffynci Ceffyl jest na moje rozkazy! Nie macie z nami najmniejszych szans… -Krzyknął, złączył ręce i posłał falę w kierunku Rikimaru. Ten został osłoniony przez wojownika w zbroi. Ten po zneutralizowaniu ataku ruszył na Zielonego. Kapłan i mędrzec podeszli do Rikimaru i oboje zaczęli go leczyć, –Jaki masz plan na ich pokonanie? –Zapytał spokojnie mędrzec.
Doktor i Robot zaczęli ruszać gałkami, jakby obserwowali, co się dzieje, ale poza tym się nie poruszali.
OOC:
"Ffynci Ceffyl" (zmęczony przebywaniem w Twoim ciele nie wraca z pełną mocą):
Siła: 8000
Szybkość: 8000
Wytrzymałość: 6000 HP: 50 000
Energia: 10000 KI: 70 000
PL: 220 000
Jego odporność na ataki energetyczne wynosi 50%.
HP Nameczanina: 19958 +1000=29958
K Nameczanina: 67 755-20000(za leczenie) =47 755 -7 755 za GEKIRETSUKODAN= 4000
Statystyki reszty nie są ważne.
Nameczanin i Demon zajęci walką. Jeśli przeczekasz cała turę to wyleczą Ci HP oraz Ki do maksimum, jeśli nie to 10 000 Ki i HP do maksimum.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Nie Kwi 13, 2014 3:01 pm
Atak był dość skuteczny, bo nameczanin ruszał się wolniej, ale również Rikimaru stał się teraz słabszy. Mimo posiadania tak dużej mocy jaką była ostateczna ziemska aura to i tak w nadchodzących wydarzeniach jego udział będzie się liczył w małym stopniu.
Najpierw pojawili się Ci, których energię wyczuł jakiś czas temu. Domyślał się, że to Konack-jini, których być może przysłali Syy i Deigr, którzy ledwie uszli z życiem po ostatniej walce. Rozpoznali nameczanina, który ich zdradził, a ten nagle przyciągnął do siebie Rikimaru i coś zrobił. Ostatki znaku M rozświetliły się, a potem wystrzeliła masa energii w formie dymu. Ziemianin wiedział co jest z tym związane, ponieważ jakiś czas temu zamknął w swoim ciele demona. Blokada musiała się zwolnić wraz z mocą czarnego, którego imienia nigdy nie poznał? A może nie pamiętał. Dlaczego również nie pamięta imion majinów? Wydaje mu się, że dobrze ich znał. Obca magia sporo mu zamieszała w umyśle.
W pewnej chwili dotarły do niego słowa mędrca. Wtedy też się skapnął, że wojownik w zbroi zasłonił Rikimaru swoim ciałem. Rozejrzał się po okolicy, spojrzał na nameczanina oraz Ffynci Ceffyla. Sytuacja była trudna, ponieważ ostatnio sobie nie mógł poradzić z niebieskim demonem, ale teraz miał ponad dwukrotnie większą moc. Problemem był jednak jeszcze panujący nad potworem Majin, a zlikwidowanie jego daje kolejne znaki zapytania. Jak zacznie reagować demon oraz czy nie zwiększy on swojej mocy? Już raz doszło do tego, a więc jeżeli zniszczyć Ffynci Ceffyla to jednorazowym atakiem, ale nie miał na tyle sił, żeby unicestwić go jednym atakiem. Do tego jakaś przepowiednia, o której nic nigdy nie słyszał.
- Mam pewien plan, ale muszę się zregenerować i odpowiednio przygotować. Ile wam zajmie zregenerowanie mnie? Gdzie jest reszta? Dlaczego tylko tylu was przybyło? Gdzie Deigr i Syy?
Czuł jak wracają mu siły witalne i ki, ale musi chwilę poczekać. Kapłan, który przybył należał do elity, ponieważ jego poziom leczenia był przynajmniej tak dobry jak poziom leczenia trójki, która wspierała go w walce niemal dzień temu. Przy takich zdolnościach Konack-jin nie potrzebował snu, który go zaczynał zabierać w sferę marzeń tuż po tym jak ulotniła się moc majinów i zniosła blokadę bólu, który również powoli zanikał.
Jak tak dalej pójdzie to będzie mieć na tyle sił, by jeszcze raz uderzyć najpotężniejszą Kamehame jaką do tej pory opanował. Tym razem nie będzie mógł się ograniczać i będzie musiał stanąć lub też znaleźć się dokładnie pod Ffynci Ceffylem, żeby jego fala była wymierzona w kosmos. Wtedy nie będzie ryzykować zniszczeniem planety. Kto wie czy poprzednie użycie fali nie mogło zagrozić Konack i być może twarda stal statku powstrzymała nieco możliwość większych zniszczeń.
Obserwował wydarzenia i czekał, a to się wydawało dłużyć. Nameczanin walczył z tamtymi osobnikami, a dlaczego oni atakują tylko jego? Dlaczego nie zwracają za bardzo uwagi na Rikimaru i innych? Co zamierza zrobić doktorek ze swoim czarnym robotem? Są nieruchomi, ale widać, że reagują na zdarzenia. Co powinien wykończyć jako pierwsze? Niebieskiego potwora, którego moc zna i jego pana, a może tych, których mocy nie zna, a których nie udało mu się zniszczyć wraz ze statkiem?
Nigdy by się nie spodziewał, że planeta Konack przysporzy mu tyle problemów. Nie sądził, że pozna przedstawicielu tylu ras i różne typy magii. Co chwila coś go zaskakiwało i gdy uważał, że w końcu jest krok przed czymś lub kimś to po chwili znów wracał do punktu wyjścia. Wszelkie przeciwności losu jakim stawał czoła rzucały kolejne kłody pod nogi. Miał wrażenie, że wszechświat stara się wszystko zaadaptować do tego, żeby wykończyć Rikimaru. Tak jakby jakaś boska moc lub jednostka starała się usunąć go z tego świata i odesłać go do innego świata. Kim był? Kim jest? Czy stanowi tak duże zagrożenie? Czy może zaburza tak bardzo równowagę między dobrem, a złem, że zło wraca ciągle ze zdwojoną siłą? Kim był w cholernym poprzednim wcieleniu? "Czy ktoś może znać odpowiedź na te pytania?"
Będąc pod wpływem mocy Majin nie widział żeby dobro go lub tym z którymi współpracował wygrywało lub próbowało coś zniszczyć. Wszechświat pozwalał złu się zwalczać na wzajem. Czy aby na pewno jest teraz po dobrej stronie? Jeżeli komuś dano drugą szansę, tworząc życie jakim był Rikimaru to być może zaczął w tym żywocie po złej stronie...
Złapał za gardło kapłana i mocno ścisnął, a następnie z dziwnym spokojem powiedział:
- Regeneruj mnie szybciej, bo wszyscy tu zginą. Rozumiesz?
OoC:
Ok, więc czekam turę na pełną regenerację.
Możesz też dodać, że mi strój nowy dają czy coś, bo na razie to latałem z samą dolną częścią stroju x)
Najpierw pojawili się Ci, których energię wyczuł jakiś czas temu. Domyślał się, że to Konack-jini, których być może przysłali Syy i Deigr, którzy ledwie uszli z życiem po ostatniej walce. Rozpoznali nameczanina, który ich zdradził, a ten nagle przyciągnął do siebie Rikimaru i coś zrobił. Ostatki znaku M rozświetliły się, a potem wystrzeliła masa energii w formie dymu. Ziemianin wiedział co jest z tym związane, ponieważ jakiś czas temu zamknął w swoim ciele demona. Blokada musiała się zwolnić wraz z mocą czarnego, którego imienia nigdy nie poznał? A może nie pamiętał. Dlaczego również nie pamięta imion majinów? Wydaje mu się, że dobrze ich znał. Obca magia sporo mu zamieszała w umyśle.
W pewnej chwili dotarły do niego słowa mędrca. Wtedy też się skapnął, że wojownik w zbroi zasłonił Rikimaru swoim ciałem. Rozejrzał się po okolicy, spojrzał na nameczanina oraz Ffynci Ceffyla. Sytuacja była trudna, ponieważ ostatnio sobie nie mógł poradzić z niebieskim demonem, ale teraz miał ponad dwukrotnie większą moc. Problemem był jednak jeszcze panujący nad potworem Majin, a zlikwidowanie jego daje kolejne znaki zapytania. Jak zacznie reagować demon oraz czy nie zwiększy on swojej mocy? Już raz doszło do tego, a więc jeżeli zniszczyć Ffynci Ceffyla to jednorazowym atakiem, ale nie miał na tyle sił, żeby unicestwić go jednym atakiem. Do tego jakaś przepowiednia, o której nic nigdy nie słyszał.
- Mam pewien plan, ale muszę się zregenerować i odpowiednio przygotować. Ile wam zajmie zregenerowanie mnie? Gdzie jest reszta? Dlaczego tylko tylu was przybyło? Gdzie Deigr i Syy?
Czuł jak wracają mu siły witalne i ki, ale musi chwilę poczekać. Kapłan, który przybył należał do elity, ponieważ jego poziom leczenia był przynajmniej tak dobry jak poziom leczenia trójki, która wspierała go w walce niemal dzień temu. Przy takich zdolnościach Konack-jin nie potrzebował snu, który go zaczynał zabierać w sferę marzeń tuż po tym jak ulotniła się moc majinów i zniosła blokadę bólu, który również powoli zanikał.
Jak tak dalej pójdzie to będzie mieć na tyle sił, by jeszcze raz uderzyć najpotężniejszą Kamehame jaką do tej pory opanował. Tym razem nie będzie mógł się ograniczać i będzie musiał stanąć lub też znaleźć się dokładnie pod Ffynci Ceffylem, żeby jego fala była wymierzona w kosmos. Wtedy nie będzie ryzykować zniszczeniem planety. Kto wie czy poprzednie użycie fali nie mogło zagrozić Konack i być może twarda stal statku powstrzymała nieco możliwość większych zniszczeń.
Obserwował wydarzenia i czekał, a to się wydawało dłużyć. Nameczanin walczył z tamtymi osobnikami, a dlaczego oni atakują tylko jego? Dlaczego nie zwracają za bardzo uwagi na Rikimaru i innych? Co zamierza zrobić doktorek ze swoim czarnym robotem? Są nieruchomi, ale widać, że reagują na zdarzenia. Co powinien wykończyć jako pierwsze? Niebieskiego potwora, którego moc zna i jego pana, a może tych, których mocy nie zna, a których nie udało mu się zniszczyć wraz ze statkiem?
Nigdy by się nie spodziewał, że planeta Konack przysporzy mu tyle problemów. Nie sądził, że pozna przedstawicielu tylu ras i różne typy magii. Co chwila coś go zaskakiwało i gdy uważał, że w końcu jest krok przed czymś lub kimś to po chwili znów wracał do punktu wyjścia. Wszelkie przeciwności losu jakim stawał czoła rzucały kolejne kłody pod nogi. Miał wrażenie, że wszechświat stara się wszystko zaadaptować do tego, żeby wykończyć Rikimaru. Tak jakby jakaś boska moc lub jednostka starała się usunąć go z tego świata i odesłać go do innego świata. Kim był? Kim jest? Czy stanowi tak duże zagrożenie? Czy może zaburza tak bardzo równowagę między dobrem, a złem, że zło wraca ciągle ze zdwojoną siłą? Kim był w cholernym poprzednim wcieleniu? "Czy ktoś może znać odpowiedź na te pytania?"
Będąc pod wpływem mocy Majin nie widział żeby dobro go lub tym z którymi współpracował wygrywało lub próbowało coś zniszczyć. Wszechświat pozwalał złu się zwalczać na wzajem. Czy aby na pewno jest teraz po dobrej stronie? Jeżeli komuś dano drugą szansę, tworząc życie jakim był Rikimaru to być może zaczął w tym żywocie po złej stronie...
Złapał za gardło kapłana i mocno ścisnął, a następnie z dziwnym spokojem powiedział:
- Regeneruj mnie szybciej, bo wszyscy tu zginą. Rozumiesz?
OoC:
Ok, więc czekam turę na pełną regenerację.
Możesz też dodać, że mi strój nowy dają czy coś, bo na razie to latałem z samą dolną częścią stroju x)
Re: Pole Bitwy
Pon Kwi 14, 2014 11:52 am
Walka Ffency Ceffyla z nieznanymi wojownikami nie była wyrównana. Z początku mogło się wydawać, że przeciwnicy Nameczanina mogą mieć szanse. Posłali potężne fale w jego kierunku. Mocno go zranili, ale... to na nic się nie zdało. Widać było, że ataki energetyczne nie są tak skuteczne. Demon jednym ruchem ręki posłał na ziemię przeciwników, większość przy tym zabijając. Następnie ruszył w kierunku swojego pana, stawiając swoją wielką stopę obok robota i doktorka. Potężny wstrząs podrzucił na pół metra w powietrze obie postaci. Ci jakby obudzili się. Rozejrzeli się dokoła. Nad nimi stał błękitny Demon. zaczęli z nim walczyć. Tak, teraz było widać potęgę inżyniera i jego dzieła. Były wyraźnie silniejsi niż Ffency Ceffyl. Demon jednak nie dawał za wygraną. Do potyczki dołączyło się dwóch nieznanych wojowników. Byli wyczerpani ale chcieli pomóc. Trzymali się blisko Doktora. Walka przechodziła w nowy etap.
-Dobra, skończmy to raz na zawsze, a potem... -spojrzał na kapłana, mędrca i Rikimaru -zobaczymy... -powiedział wyraźnie do swoich towarzyszy doktorek.
-Spokojnie Ziemianinie, robimy co możemy -rzekł mędrzec -przybyło nas tylko tyle, gdyż reszta strzeże wyroczni. Musieliśmy ją ochraniać gdyż nie wiadomo co zaplanował Majin. Faktem jest też, to ze nie spodziewaliśmy się akurat jego... Gdybyśmy wiedzieli to może wzięlibyśmy jeszcze kilku wojowników. Nasza osada jest daleko stąd. Musimy dać sobie radę sami -powiedział spokojnie.
Wojownik w zbroi z początku przegrywał walkę z Nameczaninem. Doprowadził do zderzenia technik. Wielka kula energii powstała na skutek zderzenia i przepychali ją między sobą.
-POMÓŻ, ziemianinie! To nasza szansa! -krzyknął głośno wojownik. Wiedział on bowiem, że kapłan i Mędrzec nie są zbyt silni w walce w zwarciu. Mają spore ilości Ki, ale używają ją do leczenia. Są wsparciem.
-Dobra, skończmy to raz na zawsze, a potem... -spojrzał na kapłana, mędrca i Rikimaru -zobaczymy... -powiedział wyraźnie do swoich towarzyszy doktorek.
-Spokojnie Ziemianinie, robimy co możemy -rzekł mędrzec -przybyło nas tylko tyle, gdyż reszta strzeże wyroczni. Musieliśmy ją ochraniać gdyż nie wiadomo co zaplanował Majin. Faktem jest też, to ze nie spodziewaliśmy się akurat jego... Gdybyśmy wiedzieli to może wzięlibyśmy jeszcze kilku wojowników. Nasza osada jest daleko stąd. Musimy dać sobie radę sami -powiedział spokojnie.
Wojownik w zbroi z początku przegrywał walkę z Nameczaninem. Doprowadził do zderzenia technik. Wielka kula energii powstała na skutek zderzenia i przepychali ją między sobą.
-POMÓŻ, ziemianinie! To nasza szansa! -krzyknął głośno wojownik. Wiedział on bowiem, że kapłan i Mędrzec nie są zbyt silni w walce w zwarciu. Mają spore ilości Ki, ale używają ją do leczenia. Są wsparciem.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Sro Kwi 16, 2014 9:53 pm
W całej tej sytuacji było sporo niewiadomych, ale póki doktor i jego świta walczyli z Ffynci Ceffylem to Rikimaru mógł się natychmiast zająć nameczaninem. Później pomyśli co z demonem i jego przeciwnikami. Zastanawiał się tylko dlaczego naukowiec, który jest Majinem próbuje zabić tego, który dla nich walczy. Coś tu było nie tak. Nameczanin powoli zyskiwał przewagę, więc musiał zareagować natychmiast. Poczuł, że jego siły się zregenerowały, a więc mógł działać. Zielony potrafił się regenerować, ale do regeneracji potrzebuje pewnie energii. Albo zamęczy nameczanina albo... wykorzysta to, że konack-jin ściera się z nim. Podleciał do wojownika i szepnął mu.
- Gdy jest DZIESIĄTA... czas zamykać oczy i spać. - Kod był dziwny, ale ruch ziemianina powinien uświadomić konacka o co chodzi.
Błyskawicznie śmignął do przodu i znalazł się po lewej stronie wroga, a dokładnie na GODZINIE dziesiątej od wspierającego go wojownika i rozstawił ręce, a po chwili jasne światło oślepiło wszystkich w okolicy poza temu, który otrzymał WSKAZÓWKĘ. Nie widząc nic mogli tylko słyszeć szum wody wypełniającej zbiornik oraz świst wiatru. Momentalnie przesunął się za nameczanina, a odgłosy jego ruchu wydawały się wyznaczać SEKUNDY. Wtedy też wystawił ręce i sam zamknął oczy koncentrując się, żeby Kiaiho uderzyło jego przeciwnika i nie poszło dalej.
Idealnie ze szwajcarską precyzją i kunsztem zegarmistrza uderzył czystą energią w plecy przeciwnika, a następnie ponownie przemieścił się dokładnie na wprost i uderzył z łokcia w kark licząc, że pchnie przeciwnikiem na fale. Musiał umknąć w ułamku sekundy. Odleciał niżej wchodząc w obszar aury Ffynci Ceffyla i poczuł się wtedy dziwnie, ale...
Rikimaru nie rozumiał dlaczego wcześniej obrazy tej istoty działały na niego tak negatywnie, a teraz w ogóle nie przeszkadzało mu. Przecież to dlatego próbował usunąć swój znak, ponieważ uważał, że w nim jest cała wina za zło jakie wyrządził jakiś czas temu w wiosce w paśmie górskim i skrzywdził swoją ukochaną. Teraz nawet już o niej tak nie rozpamiętywał, ale coś było w tym co powiedział głosik w głowie. A może ktoś przemawiał do niego telepatycznie? To nie pierwszy raz gdy to słyszy.
Bez względu na to kto i w jaki sposób przemawiał... Aura niebieskiego działała na niego tak, że chciał walki. Po walce z nameczaninem miał ochotę na doktorka i jego robota, świtę oraz na samego demona. Pragnął wykończył jednego po drugim. Energia niebieskiego kusiła go do rzezi i zrobienia demolki. Być może przez to, że za pomocą Mafuby schował go w sobie to i rozwalił statek poprzez Kamehame. Zachował się również niehonorowo atakując zielonego od tyłu. W pewien dziwny sposób go to bawiło. Jego moc znów była zdestabilizowana, ponieważ na krótką chwilę wydawało mu się, że nagle urósł w siłę, a potem znów moc się wyrównała do poziomu aury mistrzowskiej. To było... podczas kontaktu z obcą świadomością. Wewnętrzny głos mówił mu, że taka jest jego natura. Jest ziemianinem, który ma emocje i to naturalne się nimi kierować. Panowanie nad sobą jest nudne i przewidywalne, a to ostatnie w walce jest zgubne, ponieważ przeciwnik łatwo rozpozna schemat.
A co do niebieskiego demona... Najwidoczniej jakaś jego część utkwiła w Rikimaru, a może zaciągał się jego świadomością poprzez tę potężną aurę? Czy ludzie są podatni na takie rzeczy? Czy jest skazany na to, żeby stać się demonem? Potworem w ludzkiej skórze?
OoC:
Aura -100HP
Taiyoken -400 KI (oślepienie jego, nie widzi fali Konacka?)
Shiyoken -300 KI
Kiaiho def-ofe 5040dmg; -756KI (pcham go na falę lub wybijam go z używania jego?)
Atak Potężny 10 744dmg (pcham go na falę?)
DMG na nameka: 15 784 (HP: 29 958-15 784= 14 184)
Moje KI: 75600-756-300-400= 74 144
Moje HP: 47520-100= 47420
Trochę kombinacji, czy tylko moje dmg?
Post 1/z około 50 Fuzja z demonem
- Gdy jest DZIESIĄTA... czas zamykać oczy i spać. - Kod był dziwny, ale ruch ziemianina powinien uświadomić konacka o co chodzi.
Błyskawicznie śmignął do przodu i znalazł się po lewej stronie wroga, a dokładnie na GODZINIE dziesiątej od wspierającego go wojownika i rozstawił ręce, a po chwili jasne światło oślepiło wszystkich w okolicy poza temu, który otrzymał WSKAZÓWKĘ. Nie widząc nic mogli tylko słyszeć szum wody wypełniającej zbiornik oraz świst wiatru. Momentalnie przesunął się za nameczanina, a odgłosy jego ruchu wydawały się wyznaczać SEKUNDY. Wtedy też wystawił ręce i sam zamknął oczy koncentrując się, żeby Kiaiho uderzyło jego przeciwnika i nie poszło dalej.
Idealnie ze szwajcarską precyzją i kunsztem zegarmistrza uderzył czystą energią w plecy przeciwnika, a następnie ponownie przemieścił się dokładnie na wprost i uderzył z łokcia w kark licząc, że pchnie przeciwnikiem na fale. Musiał umknąć w ułamku sekundy. Odleciał niżej wchodząc w obszar aury Ffynci Ceffyla i poczuł się wtedy dziwnie, ale...
Shin D. Ragon - wstęp
Demon! - Odezwał się dziwny głos, a może jakaś komórka w jego ciele. Nienawidzę go!!! - Tym razem niemal całe ciało przeszła fala donośnego dźwięku. Rikimaru nie panikował, ponieważ nie odczuwał niepokoju z tego powodu. Uczucie było nietypowe, bo niby obca obecność, ale wcale mu nie przeszkadzała, bo jej energia była podobna do jego własnej. Dlaczego akurat teraz to czuje?- Stałeś się silniejszy, ale to jeszcze nie jest ten czas. Zabij niebieskiego. Jego aura źle na Ciebie wpływa. |
Bez względu na to kto i w jaki sposób przemawiał... Aura niebieskiego działała na niego tak, że chciał walki. Po walce z nameczaninem miał ochotę na doktorka i jego robota, świtę oraz na samego demona. Pragnął wykończył jednego po drugim. Energia niebieskiego kusiła go do rzezi i zrobienia demolki. Być może przez to, że za pomocą Mafuby schował go w sobie to i rozwalił statek poprzez Kamehame. Zachował się również niehonorowo atakując zielonego od tyłu. W pewien dziwny sposób go to bawiło. Jego moc znów była zdestabilizowana, ponieważ na krótką chwilę wydawało mu się, że nagle urósł w siłę, a potem znów moc się wyrównała do poziomu aury mistrzowskiej. To było... podczas kontaktu z obcą świadomością. Wewnętrzny głos mówił mu, że taka jest jego natura. Jest ziemianinem, który ma emocje i to naturalne się nimi kierować. Panowanie nad sobą jest nudne i przewidywalne, a to ostatnie w walce jest zgubne, ponieważ przeciwnik łatwo rozpozna schemat.
A co do niebieskiego demona... Najwidoczniej jakaś jego część utkwiła w Rikimaru, a może zaciągał się jego świadomością poprzez tę potężną aurę? Czy ludzie są podatni na takie rzeczy? Czy jest skazany na to, żeby stać się demonem? Potworem w ludzkiej skórze?
* * * * * * *
Właśnie dlatego zachował się inaczej i zaatakował nieprzepisowo według kodeksu wojownika. To było okrutne, ale wobec takich jak Majin nie można inaczej. Trzeba ich wszystkich wykończyć tu i teraz nim wybije ostateczna godzina. Nie może im pozwolić na kolejne kombinacje i sztuczki. Bez wątpienia jest to sądny dzień, ale jeszcze nie wiadomo dla kogo.OoC:
Aura -100HP
Taiyoken -400 KI (oślepienie jego, nie widzi fali Konacka?)
Shiyoken -300 KI
Kiaiho def-ofe 5040dmg; -756KI (pcham go na falę lub wybijam go z używania jego?)
Atak Potężny 10 744dmg (pcham go na falę?)
DMG na nameka: 15 784 (HP: 29 958-15 784= 14 184)
Moje KI: 75600-756-300-400= 74 144
Moje HP: 47520-100= 47420
Trochę kombinacji, czy tylko moje dmg?
Post 1/z około 50 Fuzja z demonem
Re: Pole Bitwy
Pią Kwi 18, 2014 10:00 pm
Nameczanin cała swoją siłę wkładał w falę, którą wypuszczał w dłoni. Wiedział, że jeśli ulegnie, to zginie. Zgromadzona energia byłą już zbyt duża i zbyt potężna, żeby jakakolwiek istota mogła przeżyć zderzenie się z nią. Nawet bariera mogłaby nie podziałać. I Majin i wojownik w zbroi cały czas dodawali energii do tykającej bomby z opóźnionym zapłonem.
Wojownik w zbroi wsłuchał się w słowa ziemianina i czekał na jego ruch. Gdy Niebieskowłosy ruszył Nameczanin odepchnął go falą kiai-ho. Musiał, to była jego jedyna deska ratunku, ale w ten sposób przechylił szalę zwycięstwa na korzyść przeciwnika. Jego fala zrobiła się mniejsza, zaczął przegrywać starcie
-Cholera.. CEFFYL!!! -Krzyknął Nameczanin. Rikimaru był nieco ogłuszony falą powietrza.
Doktor ze swoją ferajną dawali ostry wycisk demonowi. Ten jednym energicznym machnięciem swoją pazurzastą łapą chciał wyeliminować z walki główny mózg. Tak to działało. Doktor mówił swoim towarzyszom, co mają robić. Jeden odwracał uwagę, inny atakował. Jeden przytrzymywał atak, reszta skupiała się i uderzała grupowo. Doktorka obronił w ostatnim momencie robot o ciemnej karnacji. Utrzymał blok! Zablokował uderzenie Ceffyla, nie przewracając się. Musiał być piekielnie mocny. W jednym momencie demon zrezygnował z ataków i jednym susem poszybował w kierunku doktora... a właściwie w kierunku fali. Wskoczył w nią i manualnie zdetonował energię. Powstał olbrzymi wybuch wewnątrz krateru, który stworzył Rikimaru a wszyscy, dosłownie wszyscy poszybowali w kierunku skalnych ścian i zatrzymali się na nich. Jedyną osobą, która coś zrobiła, była wojownik, który siłował się z Nameczaninem. Ten własnym ciałem osłonił kapłana i mędrca. Podczas lotu objął ich i tylko on uderzył w ścianę. Wszystkiemu towarzysz ogromny blask.
Wojownik postawił na ziemi swoich zwierzchników. Wyleciał w górę. Było widać na jego twarzy zmęczenie. W centrum bitwy leżało ciało demona. Nie zniszczyło się. Nie był w stanie walczyć, ale jeszcze żył. Ledwo.
Doktorek i jego towarzysze stali przy sobie. Mózg miał założone ręce i z uwagą obserwował, co dalej się wydarzy. Nie chciał niczego zaczynać.
Nameczanin najbardziej oberwał. W tym całym blasku nie było widać jak wielkie ciało demona uderza w zielonoskórego. Leżał kilkanaście metrów od demona. Zaczął czołgać się w jego kierunku z wielkimi trudnościami.
-Kur**, musi mi się udać. Muszę go tylko dotknąć.. -Powiedział do siebie. Nameczanie mają nadzwyczaj dobry słuch. Wojownik telepatycznie przekazał Niebieskowłosemu ziemianinowi słowa, jakie wypowiedział ich główny przeciwnik.
Wojownik w zbroi wsłuchał się w słowa ziemianina i czekał na jego ruch. Gdy Niebieskowłosy ruszył Nameczanin odepchnął go falą kiai-ho. Musiał, to była jego jedyna deska ratunku, ale w ten sposób przechylił szalę zwycięstwa na korzyść przeciwnika. Jego fala zrobiła się mniejsza, zaczął przegrywać starcie
-Cholera.. CEFFYL!!! -Krzyknął Nameczanin. Rikimaru był nieco ogłuszony falą powietrza.
Doktor ze swoją ferajną dawali ostry wycisk demonowi. Ten jednym energicznym machnięciem swoją pazurzastą łapą chciał wyeliminować z walki główny mózg. Tak to działało. Doktor mówił swoim towarzyszom, co mają robić. Jeden odwracał uwagę, inny atakował. Jeden przytrzymywał atak, reszta skupiała się i uderzała grupowo. Doktorka obronił w ostatnim momencie robot o ciemnej karnacji. Utrzymał blok! Zablokował uderzenie Ceffyla, nie przewracając się. Musiał być piekielnie mocny. W jednym momencie demon zrezygnował z ataków i jednym susem poszybował w kierunku doktora... a właściwie w kierunku fali. Wskoczył w nią i manualnie zdetonował energię. Powstał olbrzymi wybuch wewnątrz krateru, który stworzył Rikimaru a wszyscy, dosłownie wszyscy poszybowali w kierunku skalnych ścian i zatrzymali się na nich. Jedyną osobą, która coś zrobiła, była wojownik, który siłował się z Nameczaninem. Ten własnym ciałem osłonił kapłana i mędrca. Podczas lotu objął ich i tylko on uderzył w ścianę. Wszystkiemu towarzysz ogromny blask.
Wojownik postawił na ziemi swoich zwierzchników. Wyleciał w górę. Było widać na jego twarzy zmęczenie. W centrum bitwy leżało ciało demona. Nie zniszczyło się. Nie był w stanie walczyć, ale jeszcze żył. Ledwo.
Doktorek i jego towarzysze stali przy sobie. Mózg miał założone ręce i z uwagą obserwował, co dalej się wydarzy. Nie chciał niczego zaczynać.
Nameczanin najbardziej oberwał. W tym całym blasku nie było widać jak wielkie ciało demona uderza w zielonoskórego. Leżał kilkanaście metrów od demona. Zaczął czołgać się w jego kierunku z wielkimi trudnościami.
-Kur**, musi mi się udać. Muszę go tylko dotknąć.. -Powiedział do siebie. Nameczanie mają nadzwyczaj dobry słuch. Wojownik telepatycznie przekazał Niebieskowłosemu ziemianinowi słowa, jakie wypowiedział ich główny przeciwnik.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Sob Kwi 19, 2014 12:19 pm
Shin D. Ragon - Narodziny Diabła
Rikimaru nie jest zwykłym ziemianinem. Jak to już w historii kilkakroć bywało miał swoją przeszłość mroczną i przerażającą. Ta przeszłość to poprzednie wcielenie, które było uosobieniem prawdziwego zła. D.Ragon...Narodził się kilka wieków temu na planecie zwanej Ziemią. Tak. Tej samej co Rikimaru i wielu innych ludzi. Był pół człowiekiem i pół demonem. Ojciec D. Ebil niezbyt silny i niezbyt straszny demon grasujący w okolicach bramy demonów, tajemnego przejścia między światem żywych i umarłych. D. Ebil miał tego pecha, że spotkał na swej drodze pewną przepiękną kobietę o imieniu Shina. Siłą rzeczy jak to na demona przystało. Wziął ją do lasu... i tam też zostawił, a potem zniknął. Podobno ktoś zamknął bramę i żaden demon potem przez długi czas z nory nie wyszedł.
Pięć lat później Shina urodziła. Tyle lat z brzuchem, bo dziecko nie chciało wyjść, ale gdy kondycja Shiny nie była najlepsza to już nie było innej opcji. Tuż po narodzinach kobieta zmarła, a już dość duży dzieciak miał siłę w rękach i nogach. Lekarz, który był przy porodzie zabrał go do swojego domu, ale następnego dnia znaleziono go martwego.
D.Ragon uciekł z miasteczka i kroczył przed siebie. W ciągu dnia urósł na tyle, że wyglądał jak 10-letni chłopak, a przez noc przeczytał ponad sto książek, które miał w swojej kolekcji doktorek. Dzięki temu nie był taki głupi jak jego ojciec, a jego siła była znacznie większa...
W ciągu roku przemierzył całą ziemię zabijając kilkadziesiąt osób, przeczytał ponad 1000 ksiąg i zdobył dość dużą wiedzę. Dwa lata później miał już w posiadaniu statek kosmiczny, którym opuścił ziemię...
Narodził się dziwny twór, w niezwykłych okolicznościach i o nietypowych umiejętnościach, a Ziemia to był dopiero początek. Nie zniszczył jej, bo nie miał tyle mocy, ale też nie planował jej zniszczyć. Był owocem tej planety i uznał to jako pierwszy punkt na planszy. Przygoda się dopiero zaczęła, a wtedy na Ziemi nie znalazł przeciwnika godnego siebie.
* * * * * *
Rikimaru potrząsnął głową i rozejrzał się po okolicy. Panował teraz straszny chaos, a pierwszym który zaczął działać był wojownik w zbroi...OoC: Póki co taki tam post do transa. [2/ z około 50] (Nie wiem za bardzo o chodzi => gg) Wtedy napiszę dalej do akcji.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Sob Kwi 19, 2014 11:03 pm
... i przekazał telepatycznie informacje. Po raz kolejny ta dziwna technika, którą wydaje się znać wielu wojowników. Nie dostrzegał w tym jednak innej przydatności, ponieważ jeżeli chce komuś coś przekazać to zrobi to ustnie, ale jednak... Jak ten wojownik dowiedział się, że co mówi nameczanin? Rikimaru przyglądnął się dokładniej i wtem dostrzegł zielone czułki! Ten też był z Namek i walczył przeciw pobratymcowi, a już myślał, że tylko ludzie są takimi prymitywami. Okazuje się, że inne rasy też mają spory wewnętrzne i taki też jest świat.
D.Ragon dostał takie przezwisko, ponieważ miał jedną pamiątkę po ojcu. Zionął ogniem, a do tego miał na plecach przez kręgosłup krótkie rogi. Tutejsi nazwali go Diragon, przez ich dziwną wymowę nie potrafili jasno powiedzieć Dragon. Później im więcej ich wyeliminował to bali się wymawiać jego pełne imię. Mówili po prostu D. i tak też przyodział do siebie chłopiec, który budził grozę i posiadał ponadprzeciętną siłę.
Najsłabszych pozostawił przy życiu, ponieważ uważał ich za nudziarzy i opuścił planetę zostawiając dziesiątki tysięcy trupów i rannych... Nie wiedział, że nameczanie mają wyjątkową zdolność fuzji, która mogła ich znacząco wzmocnić. O tym miał się przekonać dopiero za jakiś czas...
Wniosek jaki wyniósł z planety to taki, że jaka rasa nie będzie to zawsze znajdzie powód do walki między sobą.
Tym co musiał teraz zrobić Rikimaru to zdecydowanie postawić na atak, który wykończy jego przeciwników, ale tak jak wcześniej ustalił to zrobić tak, żeby byli ustawieni poza zasięgiem planety, ponieważ nie chce się powstrzymywać. Jedyna rzecz, którą teraz wymyślił to telekineza, ale musi się liczyć z tym, że koszt takiej czynności będzie nadzwyczaj duży. Olbrzymie ciało Ffynci Ceffyla, a do tego jeszcze drugi obiekt, ciało nameczanina. Przynajmniej będzie wiedział jak duże przedmioty będzie mógł przenieść w przyszłości. Ten atak miał nadzieję, że będzie ostatnim, ponieważ moc demona oraz zielonego były znacznie słabsze. Teraz ma wystarczająco mocy na dwukrotne uderzenie Kamehame. Będzie musiał wyważyć jej poziom, ponieważ są jeszcze inni przeciwnicy, po których nie wie czego się spodziewać.
Błyskawicznie przemieścił się do nameczanina, ponieważ jego mógł wyrzucić w powietrze bez większego problemu.
- To jest koniec dla Ciebie. Przepowiednia? Wygląda na to, że jaka by nie była to Twoim przeznaczeniem jest śmierć. Tu i teraz.
Złapał go za rękę, którą wystawiał w kierunku niebieskiego potwora i z całej siły cisnął nim w powietrze. Następnie skoncentrował się bardzo mocno na umyśle i zadziałał energią ziemi, a po chwili wyrósł spory słup który wybił cielsko demona w powietrze. Miał teraz łatwiej, bo go bez większych problemów unosił coraz wyżej i wyżej. Wciąż trzymając go w powietrzu tuż obok nameczanin zaczął powoli pod nosem wymawiać i koncentrować spore ilości energii w dłoniach.
- Ka... Mee... Haaa... Meeee...
Wyczuł, że ta ilość mocy będzie odpowiednia do zniszczenia ich obu. Promień musi się rozejść nieco bardziej, żeby objął cielsko demona i zniszczył każdą jego oraz nameczanina komórkę. Nie był pewien czy nameczanin może regenerować się do woli bez względu na to ile mu ciała zostało, czy wystarczy zniszczyć jedynie mózg, ale nie ma co się wahać. Z tej pozycji planety nie zniszczy. Wtedy odpuścił telekinezę i momentalnie wystawił ręce do przodu i wystrzelił.
- Haaaaaaaa.
Ciemno-niebieska fala pomknęła ku górze i objęła swym zasięgiem dwójkę przeciwników. Nie była tak mocna jak fala, którą wysadził wtedy statek, ale według jego oceny wystarczająca do pokonania wroga tego i przyszłego, który pozostał. Nie wie co doktorek zamierza, ale nie odpuści mu tak łatwo.
Trwało to kilka sekund nim błysk zniknął na horyzoncie i aura wokół pola walki wróciła do normy i zagłuszające trzaski i piski fali ucichły. Fala uderzeniowa wyglądała niczym potężna błyskawica, która odbijała od ziemi w kierunku nieba. Rozdzielała chmury i ukazywała czyste rozgwieżdżone niebo, na moment rozjaśniając okolicę w promieniu paru kilometrów.
Na ten krótki moment zapadła dziwna cisza...
Shin D. Ragon - Narodziny Diabła
Przekonał się o tym D.Ragon, który pierwotnie imienia nie dostał. Przypadło mu ono w spadku na pierwszej planecie na której zauważył pewne schematy w relacjach między osobnikami. Była to jedna z planet zamieszkałych przez... Nameczan, którzy z powodu trudnych warunków na macierzystej planecie wysłali w kilka stron wszechświata swoje dzieci. Na jednym nameczanie stworzyli piekło przesiąkając złem, a na innych, które były puste stworzyli nową ciekawą społeczność. Planeta H1230 na którą trafił półdemon z początku była zamieszkiwana przez rasę pół-ludzi-pół-jaszczurów. Oczywiście była to bardzo agresywna rasa i nameczanin, który tam trafił szybko się zaadaptował, w kilka lat stworzył parunastu braci, którzy w ciągu kolejnych lat rozprawili się z tutejszą rasą poprzez stworzenie w większości demonów, tworów ubocznych dla nameczan. Walczyli często między sobą niszcząc niemal doszczętnie planetę. D.Ragon dostał takie przezwisko, ponieważ miał jedną pamiątkę po ojcu. Zionął ogniem, a do tego miał na plecach przez kręgosłup krótkie rogi. Tutejsi nazwali go Diragon, przez ich dziwną wymowę nie potrafili jasno powiedzieć Dragon. Później im więcej ich wyeliminował to bali się wymawiać jego pełne imię. Mówili po prostu D. i tak też przyodział do siebie chłopiec, który budził grozę i posiadał ponadprzeciętną siłę.
Najsłabszych pozostawił przy życiu, ponieważ uważał ich za nudziarzy i opuścił planetę zostawiając dziesiątki tysięcy trupów i rannych... Nie wiedział, że nameczanie mają wyjątkową zdolność fuzji, która mogła ich znacząco wzmocnić. O tym miał się przekonać dopiero za jakiś czas...
Wniosek jaki wyniósł z planety to taki, że jaka rasa nie będzie to zawsze znajdzie powód do walki między sobą.
* * * * *
Tym co musiał teraz zrobić Rikimaru to zdecydowanie postawić na atak, który wykończy jego przeciwników, ale tak jak wcześniej ustalił to zrobić tak, żeby byli ustawieni poza zasięgiem planety, ponieważ nie chce się powstrzymywać. Jedyna rzecz, którą teraz wymyślił to telekineza, ale musi się liczyć z tym, że koszt takiej czynności będzie nadzwyczaj duży. Olbrzymie ciało Ffynci Ceffyla, a do tego jeszcze drugi obiekt, ciało nameczanina. Przynajmniej będzie wiedział jak duże przedmioty będzie mógł przenieść w przyszłości. Ten atak miał nadzieję, że będzie ostatnim, ponieważ moc demona oraz zielonego były znacznie słabsze. Teraz ma wystarczająco mocy na dwukrotne uderzenie Kamehame. Będzie musiał wyważyć jej poziom, ponieważ są jeszcze inni przeciwnicy, po których nie wie czego się spodziewać.
Błyskawicznie przemieścił się do nameczanina, ponieważ jego mógł wyrzucić w powietrze bez większego problemu.
- To jest koniec dla Ciebie. Przepowiednia? Wygląda na to, że jaka by nie była to Twoim przeznaczeniem jest śmierć. Tu i teraz.
Złapał go za rękę, którą wystawiał w kierunku niebieskiego potwora i z całej siły cisnął nim w powietrze. Następnie skoncentrował się bardzo mocno na umyśle i zadziałał energią ziemi, a po chwili wyrósł spory słup który wybił cielsko demona w powietrze. Miał teraz łatwiej, bo go bez większych problemów unosił coraz wyżej i wyżej. Wciąż trzymając go w powietrzu tuż obok nameczanin zaczął powoli pod nosem wymawiać i koncentrować spore ilości energii w dłoniach.
- Ka... Mee... Haaa... Meeee...
Wyczuł, że ta ilość mocy będzie odpowiednia do zniszczenia ich obu. Promień musi się rozejść nieco bardziej, żeby objął cielsko demona i zniszczył każdą jego oraz nameczanina komórkę. Nie był pewien czy nameczanin może regenerować się do woli bez względu na to ile mu ciała zostało, czy wystarczy zniszczyć jedynie mózg, ale nie ma co się wahać. Z tej pozycji planety nie zniszczy. Wtedy odpuścił telekinezę i momentalnie wystawił ręce do przodu i wystrzelił.
- Haaaaaaaa.
Ciemno-niebieska fala pomknęła ku górze i objęła swym zasięgiem dwójkę przeciwników. Nie była tak mocna jak fala, którą wysadził wtedy statek, ale według jego oceny wystarczająca do pokonania wroga tego i przyszłego, który pozostał. Nie wie co doktorek zamierza, ale nie odpuści mu tak łatwo.
Trwało to kilka sekund nim błysk zniknął na horyzoncie i aura wokół pola walki wróciła do normy i zagłuszające trzaski i piski fali ucichły. Fala uderzeniowa wyglądała niczym potężna błyskawica, która odbijała od ziemi w kierunku nieba. Rozdzielała chmury i ukazywała czyste rozgwieżdżone niebo, na moment rozjaśniając okolicę w promieniu paru kilometrów.
Na ten krótki moment zapadła dziwna cisza...
OoC: Aura -100HP Telekineza (do uniesienia demona) -10000KI Kamehame III (5%KI) 3780 dmg; -2268KI Moje KI: 74 144-10000-2268= 61 876 Moje HP: 47420-100= 47320 Post 3/z około 40 Fuzja z demonem |
Re: Pole Bitwy
Wto Kwi 22, 2014 10:21 am
Rikimaru postawił an destrukcję. Postanowił zniszczyć obu swoich przeciwników. Nameczanina wyrzucił w górę chwytając go za rękę, a demona posłał górę telekinezą. Jedna fala zniszczyła ich obu Fala spychała i cały czas niszczyła ich ciała, aż nie została zniszczona najmniejsza cząsteczka. Tę walkę wygrał.
Doktorek spojrzał na swoją ekipę i pokazał im otwartą dłoń. Tamci skinęli głową. Szef tej bandy wciąż trzymając założone ręce na torsie obniżał pułap lotu zbliżając się do Niebieskowłosego.
-Piękna robota, pytanie, co dalej... -Spojrzał na kapłana i wojownika -Jest was czterech i jesteście zmęczeni walką. Mędrzec i ten kapłan zużyli wielkie ilości Ki, żeby cię wyleczyć. A ja i moj kolega -wskazał palcem na czarnego robota, ten i cała reszta ekipy zaczęli się zbliżać -jesteśmy wypoczęci. Reszta jest zmęczona, ale nie bardziej niż wy. Mam propozycję -spoważniał i spuścił ręce - Nie wchodźmy sobie w drogę. Ja tylko czasami potrzebuje obiekty do badań. Zniszczyłeś prawie całe moje laboratorium, gratuluje, ale jego najważniejsza część cudem się uchowała. W niej byłem prawdziwy ja, mój robot oraz parę innych rzeczy. Mam zamiar stąd odlecieć. Nie chce dominacji i władzy. Ja chce odkrywać i prowadzić eksperymenty. Jak widzicie dwa z nich są całkiem niezłe -wskazał na siebie i na czarnego robota-Także, zakończmy to tutaj i teraz. Idę po resztę swoich rzeczy i odlatuje w przestrzeń. Chyba, że mi nie wierzycie i chcecie walczyć. W tym przypadku zapraszam... -Odwrócił się i poszedł w kierunku miejsca gdzie jeszcze nie tak dawno leżał wraz ze swoim czarnym robotem. Reszta zbliżyła się do niego
-Niebieskowłosy... Jesteśmy, musimy dać mu spokój. Wyczuwam kłamstwo w jego głosie, ale nie jesteśmy w stanie go pokonać...- Spojrzał jak doktorek odchodzi –co zamierzasz teraz zrobić przybyszu? Pomogłeś nam, jesteśmy Ci coś winni. Może polecisz do naszej osady? Tam damy Ci odpocząć. Najesz się do syta, a na koniec damy Ci jakieś lepsze ubranie –powiedział mędrzec. Był smutny. Miał przeczucie, że ten cały doktorek jeszcze nie raz namiesza, ale nie mieli szans na wygranie walki z jego drużyną.
OOC:
Jeśli chcesz jeszcze walczyć albo coś zrobić w tym temacie to proszę bardzo. Jak nie, to możesz lecieć do tematu z wioską. Napisz w poście, że lecisz za nimi czy coś, to ja odpisze dopiero w wiosce.
Doktorek spojrzał na swoją ekipę i pokazał im otwartą dłoń. Tamci skinęli głową. Szef tej bandy wciąż trzymając założone ręce na torsie obniżał pułap lotu zbliżając się do Niebieskowłosego.
-Piękna robota, pytanie, co dalej... -Spojrzał na kapłana i wojownika -Jest was czterech i jesteście zmęczeni walką. Mędrzec i ten kapłan zużyli wielkie ilości Ki, żeby cię wyleczyć. A ja i moj kolega -wskazał palcem na czarnego robota, ten i cała reszta ekipy zaczęli się zbliżać -jesteśmy wypoczęci. Reszta jest zmęczona, ale nie bardziej niż wy. Mam propozycję -spoważniał i spuścił ręce - Nie wchodźmy sobie w drogę. Ja tylko czasami potrzebuje obiekty do badań. Zniszczyłeś prawie całe moje laboratorium, gratuluje, ale jego najważniejsza część cudem się uchowała. W niej byłem prawdziwy ja, mój robot oraz parę innych rzeczy. Mam zamiar stąd odlecieć. Nie chce dominacji i władzy. Ja chce odkrywać i prowadzić eksperymenty. Jak widzicie dwa z nich są całkiem niezłe -wskazał na siebie i na czarnego robota-Także, zakończmy to tutaj i teraz. Idę po resztę swoich rzeczy i odlatuje w przestrzeń. Chyba, że mi nie wierzycie i chcecie walczyć. W tym przypadku zapraszam... -Odwrócił się i poszedł w kierunku miejsca gdzie jeszcze nie tak dawno leżał wraz ze swoim czarnym robotem. Reszta zbliżyła się do niego
-Niebieskowłosy... Jesteśmy, musimy dać mu spokój. Wyczuwam kłamstwo w jego głosie, ale nie jesteśmy w stanie go pokonać...- Spojrzał jak doktorek odchodzi –co zamierzasz teraz zrobić przybyszu? Pomogłeś nam, jesteśmy Ci coś winni. Może polecisz do naszej osady? Tam damy Ci odpocząć. Najesz się do syta, a na koniec damy Ci jakieś lepsze ubranie –powiedział mędrzec. Był smutny. Miał przeczucie, że ten cały doktorek jeszcze nie raz namiesza, ale nie mieli szans na wygranie walki z jego drużyną.
OOC:
Jeśli chcesz jeszcze walczyć albo coś zrobić w tym temacie to proszę bardzo. Jak nie, to możesz lecieć do tematu z wioską. Napisz w poście, że lecisz za nimi czy coś, to ja odpisze dopiero w wiosce.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Wto Kwi 22, 2014 11:28 pm
Widząc, że atak się powiódł skupił swą uwagę momentalnie na doktorku i spoglądał na jego wojowników. Nie był pewien tego jak teraz powiedziecie się cała akcja, ale na jego ciało nie oddziaływała w tej chwili żadna dziwna siła. Czuł się teraz dużo luźniej mimo, że jeden z pozostałych Majinów mógł zaatakować w każdej chwili.
Po wypowiedzianych przez wroga słowach poczuł nieco zawód, ponieważ gdzieś głęboko w nim jednak odzywała się siła, która pragnęła walki. Czy to był nałóg? Najwidoczniej nie. To była większa siła, której nie pojmował. Przeszła natura, która co pewien czas ukazywała się i próbowała wydobyć na zewnątrz przejmując całkowicie kontrole. Nie był słabym człowiekiem i świetnie potrafił zachować swoje własne ja.
- Jego moc wygasa. - Potrafił określić to D.Ragon. Posiadał dziwne zdolności i niesamowity zmysł. Od razu wyczuł również kilka ciekawych mocy na całej planecie. Było ich ponad setka. Pozostałe miliony punktów świeciło się słabo. Najpierw pomyślał, że sprawdzi co to za rasa zamieszkuje planetę. Zbadał to w parę godzin. Byli dość podobni do ludzi, ale mieli kocie uszy, ich źrenice były bardziej jajowate, a zęby trochę zaostrzone. Ogony zauważył na końcu, gdy idąc środkiem drugiego miasteczka w którym znajdowała się pewna większa siła zauważył, że niektórzy się wpatrują na niego i kręcą ogonami z zaciekawienia. To było dziwne, ale fascynujące. Koto-ludzie? Nagle wyrósł przed nim jak słup dwumetrowy osobnik, o czarnych włosach, uszach i ogonie. Na Ziemi czarny kot, który przeszedł Ci drogę przynosił pecha. Tutaj? Z pewnością dla D.Ragona taki mógł zwiastować to samo. Kilkudziesięciu przedstawicieli rasy nagle odbiegło. Zostało tylko paru, którzy się przyglądali. Coś szeptali do siebie. Mówili, że to cwaniak i bandyta, który nie boi się chodzić w biały dzień. Słyszał to dobrze, bo jako syn demona miał dobry słuch. Trafił na jednego z tych gorszych i jego pierwsze słowa na to wskazywały.
- Inni nie zwrócili uwagi na Twój wygląd. Pachniesz na silnego. Aż będzie miło Cię całego zadrapać. Mraaauugh.
- Goń swój ogon pchlarzu.
Kilka kotów gapiących się z bliska na nich parsknęła i zaczęła uciekać. Wtedy czarnuch zacisnął pięść i uderzył z szybkością błyskawicy D.Ragona, który przeleciał przez całą prostą kilometrowa ulicę i wpadł w budynek, który stał na jej końcu. Rozleciał się w drobny mak, ale na demonie to nie zrobiło większego wrażenia. Jego rany w szybkim tempie się zasklepiły, jego mięśnie nagle urosły...
Walka trwała dwa dni i dwie noce. Wygrał ten, który był wytrzymalszy. D.Ragon. Mimo 9 żyć kota, bo ten faktycznie po każdym wydawać się mogło śmiertelnym ciosie jeszcze wstawał i walczył dalej.
W tym czasie przyleciało pięciu najpotężniejszych koto-ludzi na planecie i przypatrywali się tylko walce. D.Ragon był jednak wyczerpany. Nie podjął walki, więc przyjął gościnę za pokonanie jednego z większych zbrodniarzy na planecie... której koniec był bliski. Słońce, które słabo świeciło miało przed sobą jeszcze 5, może 10 lat. Więcej mu nie dawał...
- Nie wiem czy starczy wam jedzenia, żebym się najadł teraz do syta...
Przez chwilę miał poważną minę, a potem zaczął się śmiać. Chyba nie zrozumieli jego żartu, ponieważ przez chwilę patrzyli się z głupią miną, jakby pierwszy raz widzieli jak ktoś się śmieje i nie wiedzieli co to jest za emocja. Wzruszył tylko ramionami i zwolnił swoją aurę, a jego mięśnie trochę się zmniejszyły, a włosy opadły. Kolor oczu nie był tak jasny i nie było widać różnicy. Obie tęczówki były znów niebieskie. Dziwne rzeczy się działy z jego ciałem, oczami, włosami jak był opanowany przez magię Majin i później jak korzystał z aury mistrzowskiej. Moc się znacznie obniżyła, ale mógł w dowolnej chwili ją zwiększyć. Nie czuł jakiegoś szczególnego oporu. Gdyby doktorkowi się odwidziało to nie odda łatwo skóry, ale wiele wskazuje na to, że będzie spokój.
Wzniósł się do góry widząc, że Konacy ruszyli. Zaczął lecieć wolno za nimi. Przynajmniej tak mu się zdawało, że lecą wolno, ale to on zyskał tak sporo mocy, że ta prędkość była dla niego niczym specjalnym.
OoC:
Regen 10%.
Moje KI: 61 876+7560=69 436
Moje HP: 47 320+4752=FULL
Ok. Lecę do Wioski Konack-jinów
Post 4/z około 40 do fuzji
Po wypowiedzianych przez wroga słowach poczuł nieco zawód, ponieważ gdzieś głęboko w nim jednak odzywała się siła, która pragnęła walki. Czy to był nałóg? Najwidoczniej nie. To była większa siła, której nie pojmował. Przeszła natura, która co pewien czas ukazywała się i próbowała wydobyć na zewnątrz przejmując całkowicie kontrole. Nie był słabym człowiekiem i świetnie potrafił zachować swoje własne ja.
Shin D. Ragon - Narodziny Diabła
Po wyjściu ze statku poczuł świeżą morską bryzę i zapach kwiatów. Planeta niesamowicie przypominała Ziemię, ale jej niebo było czerwone, piasek pomarańczowy, a woda fioletowa. Całkiem inne barwy z powodu innego blasku słońca, ale zapachy i odczucia niemal identyczne. Słońce jednak było dużo większe. - Jego moc wygasa. - Potrafił określić to D.Ragon. Posiadał dziwne zdolności i niesamowity zmysł. Od razu wyczuł również kilka ciekawych mocy na całej planecie. Było ich ponad setka. Pozostałe miliony punktów świeciło się słabo. Najpierw pomyślał, że sprawdzi co to za rasa zamieszkuje planetę. Zbadał to w parę godzin. Byli dość podobni do ludzi, ale mieli kocie uszy, ich źrenice były bardziej jajowate, a zęby trochę zaostrzone. Ogony zauważył na końcu, gdy idąc środkiem drugiego miasteczka w którym znajdowała się pewna większa siła zauważył, że niektórzy się wpatrują na niego i kręcą ogonami z zaciekawienia. To było dziwne, ale fascynujące. Koto-ludzie? Nagle wyrósł przed nim jak słup dwumetrowy osobnik, o czarnych włosach, uszach i ogonie. Na Ziemi czarny kot, który przeszedł Ci drogę przynosił pecha. Tutaj? Z pewnością dla D.Ragona taki mógł zwiastować to samo. Kilkudziesięciu przedstawicieli rasy nagle odbiegło. Zostało tylko paru, którzy się przyglądali. Coś szeptali do siebie. Mówili, że to cwaniak i bandyta, który nie boi się chodzić w biały dzień. Słyszał to dobrze, bo jako syn demona miał dobry słuch. Trafił na jednego z tych gorszych i jego pierwsze słowa na to wskazywały.
- Inni nie zwrócili uwagi na Twój wygląd. Pachniesz na silnego. Aż będzie miło Cię całego zadrapać. Mraaauugh.
- Goń swój ogon pchlarzu.
Kilka kotów gapiących się z bliska na nich parsknęła i zaczęła uciekać. Wtedy czarnuch zacisnął pięść i uderzył z szybkością błyskawicy D.Ragona, który przeleciał przez całą prostą kilometrowa ulicę i wpadł w budynek, który stał na jej końcu. Rozleciał się w drobny mak, ale na demonie to nie zrobiło większego wrażenia. Jego rany w szybkim tempie się zasklepiły, jego mięśnie nagle urosły...
Walka trwała dwa dni i dwie noce. Wygrał ten, który był wytrzymalszy. D.Ragon. Mimo 9 żyć kota, bo ten faktycznie po każdym wydawać się mogło śmiertelnym ciosie jeszcze wstawał i walczył dalej.
W tym czasie przyleciało pięciu najpotężniejszych koto-ludzi na planecie i przypatrywali się tylko walce. D.Ragon był jednak wyczerpany. Nie podjął walki, więc przyjął gościnę za pokonanie jednego z większych zbrodniarzy na planecie... której koniec był bliski. Słońce, które słabo świeciło miało przed sobą jeszcze 5, może 10 lat. Więcej mu nie dawał...
* * * * *
Podobnie jak niegdyś D.Ragon tak i teraz wyglądało na to, że przyszedł czas spokoju dla Rikimaru, który musiał zaakceptować to co zaproponował zarówno doktor jak i potem mędrzec. Skinął głową, odetchnął, a następnie odrzekł:- Nie wiem czy starczy wam jedzenia, żebym się najadł teraz do syta...
Przez chwilę miał poważną minę, a potem zaczął się śmiać. Chyba nie zrozumieli jego żartu, ponieważ przez chwilę patrzyli się z głupią miną, jakby pierwszy raz widzieli jak ktoś się śmieje i nie wiedzieli co to jest za emocja. Wzruszył tylko ramionami i zwolnił swoją aurę, a jego mięśnie trochę się zmniejszyły, a włosy opadły. Kolor oczu nie był tak jasny i nie było widać różnicy. Obie tęczówki były znów niebieskie. Dziwne rzeczy się działy z jego ciałem, oczami, włosami jak był opanowany przez magię Majin i później jak korzystał z aury mistrzowskiej. Moc się znacznie obniżyła, ale mógł w dowolnej chwili ją zwiększyć. Nie czuł jakiegoś szczególnego oporu. Gdyby doktorkowi się odwidziało to nie odda łatwo skóry, ale wiele wskazuje na to, że będzie spokój.
Wzniósł się do góry widząc, że Konacy ruszyli. Zaczął lecieć wolno za nimi. Przynajmniej tak mu się zdawało, że lecą wolno, ale to on zyskał tak sporo mocy, że ta prędkość była dla niego niczym specjalnym.
OoC:
Regen 10%.
Moje KI: 61 876+7560=69 436
Moje HP: 47 320+4752=FULL
Ok. Lecę do Wioski Konack-jinów
Post 4/z około 40 do fuzji
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Pią Maj 16, 2014 4:56 pm
Z wioski Konack-Jinów
- Zaczynam. - Rzekł krótko Rikimaru nie tracąc zbytnio czasu i wchodzić w dodatkowe dyskusje. Aerial jedynie skinął głową, a człowiek znalazł się po chwili tuż obok niego. Nagle z jego dłoni wystrzeliła druga ręka, a z tej jeszcze kolejna przedłużając jego ramię trzykrotnie. Był o centymetry od ogona, gdy otrzymał niezłego kopniaka w tył głowy. Przewrócił się, a ręce zniknęły. Nie leżał długo, bo niemal tuż po upadku przewrócił się na plecy i odbił stając na równe nogi i popędził za konack-wilkołakiem, który przeskakiwał między drzewami i skałami, co chwila uciekając tuż przed złapaniem. Bez wątpienia był bardzo szybki, a cios który wcześniej wykonał miał w sobie dobrą moc. Nie mniej jednak to nie siła Aeriala sprawiła, że Rikimaru się przewrócił, a technika, którą zastosował. To nie był jeden cios, a przynajmniej dwa lub trzy. Gdyby tylko był na pełnej mocy to by to lepiej widział. Być może na tej podstawie odkryłby sposób na wykonanie techniki Rogafufuken, ponieważ technika strażnika była niezwykle podobna. Wiedząc, że przeciwnik polega na szybkości mógł potencjalnie zwiększyć tylko swoją szybkość i złapać ogon, ale to by było zbyt łatwe.
Wtem przyszło mu do głowy coś innego. Przecież nie zabroniono mu używania technik, a więc Telekinesa będzie idealna. Wysunął rękę w kierunku Aeriala i skoncentrował się na jego nogach, ale ten nie upadł. Wciąż się poruszał z taką samą sprawnością. Wtedy wystrzelił pierścienie z KI, które odbiły się od strażnika, a więc nawet ta technika nie jest skuteczna. Domyślił się, że to może być jakaś bariera, a więc nie tylko szybki, ale i posiada dość dużo KI. To sprawia, że musi postawić szalę na szybkości, a więc zwiększył ją i w mig znalazł się przed konack-wilkołakiem, ale nie zdecydował się na wykonanie ruchu, ponieważ spodziewał się, że ten również zwiększy swoją moc, ale tak się nie stało. Uskoczył tylko na bok i zniknął za drzewami. Teraz ich szybkość była na tym samym poziomie. Aura mistrzowska załatwić mogła sprawę, ale to by już było znaczące ułatwienie. Postanowił użyć siły. Widząc, że strażnik umyka za jakąś skałę kopnął ją licząc na to, że za jej pomocą przewróci go.
OoC:
Regeneracja na full.
Rzucam kość. Jak wypadnie ponad 50 to go łapię i idę do kolejnego strażnika.
- Zaczynam. - Rzekł krótko Rikimaru nie tracąc zbytnio czasu i wchodzić w dodatkowe dyskusje. Aerial jedynie skinął głową, a człowiek znalazł się po chwili tuż obok niego. Nagle z jego dłoni wystrzeliła druga ręka, a z tej jeszcze kolejna przedłużając jego ramię trzykrotnie. Był o centymetry od ogona, gdy otrzymał niezłego kopniaka w tył głowy. Przewrócił się, a ręce zniknęły. Nie leżał długo, bo niemal tuż po upadku przewrócił się na plecy i odbił stając na równe nogi i popędził za konack-wilkołakiem, który przeskakiwał między drzewami i skałami, co chwila uciekając tuż przed złapaniem. Bez wątpienia był bardzo szybki, a cios który wcześniej wykonał miał w sobie dobrą moc. Nie mniej jednak to nie siła Aeriala sprawiła, że Rikimaru się przewrócił, a technika, którą zastosował. To nie był jeden cios, a przynajmniej dwa lub trzy. Gdyby tylko był na pełnej mocy to by to lepiej widział. Być może na tej podstawie odkryłby sposób na wykonanie techniki Rogafufuken, ponieważ technika strażnika była niezwykle podobna. Wiedząc, że przeciwnik polega na szybkości mógł potencjalnie zwiększyć tylko swoją szybkość i złapać ogon, ale to by było zbyt łatwe.
Wtem przyszło mu do głowy coś innego. Przecież nie zabroniono mu używania technik, a więc Telekinesa będzie idealna. Wysunął rękę w kierunku Aeriala i skoncentrował się na jego nogach, ale ten nie upadł. Wciąż się poruszał z taką samą sprawnością. Wtedy wystrzelił pierścienie z KI, które odbiły się od strażnika, a więc nawet ta technika nie jest skuteczna. Domyślił się, że to może być jakaś bariera, a więc nie tylko szybki, ale i posiada dość dużo KI. To sprawia, że musi postawić szalę na szybkości, a więc zwiększył ją i w mig znalazł się przed konack-wilkołakiem, ale nie zdecydował się na wykonanie ruchu, ponieważ spodziewał się, że ten również zwiększy swoją moc, ale tak się nie stało. Uskoczył tylko na bok i zniknął za drzewami. Teraz ich szybkość była na tym samym poziomie. Aura mistrzowska załatwić mogła sprawę, ale to by już było znaczące ułatwienie. Postanowił użyć siły. Widząc, że strażnik umyka za jakąś skałę kopnął ją licząc na to, że za jej pomocą przewróci go.
OoC:
Regeneracja na full.
Rzucam kość. Jak wypadnie ponad 50 to go łapię i idę do kolejnego strażnika.
Re: Pole Bitwy
Pią Maj 16, 2014 4:56 pm
The member 'Rikimaru' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Procent' : 29
'Procent' : 29
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Pią Maj 23, 2014 6:44 pm
Aerial jednak skoczył do góry, odbił się od drzewa i znalazł się za Rikimaru, który wyczuł intencje i wyrastająca z jego karku ręka chwyciła kitę pół-Konacka, który nagle spoważniał:
- Nie brak Ci sprytu i przebiegłości, a także bezwzględności i surowego zachowania. Bez wątpienia wykorzystujesz coraz lepiej swoje pełne możliwości.
Odsunął się na bok i wskazał Rikimaru drogę. Prowadziła ona dokładnie w górę, a więc czeka go niezłe wyzwanie, bo powietrza będzie coraz mniej, a kto wie czy kolejni strażnicy nie będą groźniejsi i jakie wyzwania mu dadzą. Tym razem ścieżka prowadziła między potężnymi iglastymi drzewami, które miały prawdopodobnie do 100 metrów wysokości. Wiedział, gdzie iść, bo wyraźnie widać było pas na którym drzewa nie rosły.
Szedł bardzo długo, ale nikogo nie widział, ani nie wyczuwał. Jeżeli miał trafić na niedźwiedzia to ten musi być jeszcze wyżej, a bez wątpienia znajdował się już na wysokości 8 500 metrów. Z każdym krokiem do przodu mgła była coraz mniejsza, a drzewa coraz mniejsze, ale prześwitu między konarami nie było. Drzewa miały je bardzo długie i wszystkie porośnięte zielonymi szpilkami. Nawet jeżeli wydawało mu się, że byłby w stanie dojrzeć nieba to widać było raczej ciemne barwy.
Co chwila jego włosy roztrzepał powiew wiatru niosąc trochę zieleni ze sobą. Wyglądało to jak zielony śnieg lub deszcz, ale im drzewa były niższe tym były gęściej zasadzone, aż w końcu było ich na tyle dużo, że na odległość 3 metrów nie było nic widać po bokach poza brązową korą. Droga zwężała się, aż w pewnym momencie wyglądało na to, że się urywa. Stawiając wydawać się mogło ostatni krok na widocznej ścieżce kątem oka dostrzegł, że ona po prostu zakręca o 90 stopni, a obracając się wzdrygnął się, spiął i przygotował do wykorzystania pełnej mocy, ponieważ jego oczom ukazał się olbrzymi, na 4 metry wysokości niedźwiedź, sięgający do połowy wysokości drzew. Nie czuć było w nim żadnej energii, ani życia. Niewielka mgła przez moment zmyliła Rikimaru, ale szybko dostrzegł, że to nie jest żywe stworzenie, a kamienny posąg. Nie wiedział co to oznacza, ale powoli podszedł do posągu i postukał w niego. Nic. Obszedł dookoła, ale zwierz wciąż z groźnymi oczami i nieco wyszczerzonymi kłami spoglądał przed siebie, nie okazując strachu. Jeżeli kiedyś było to prawdziwe zwierzę, to teraz nikomu niczym nie zagrażało. Wytężył zmysły szukając energii i wyczuł w pewnej odległości od tego miejsca poruszającą się jednostkę.
Zaczął krążyć wokół drzew w kierunku źródła tej mocy, aż w pewnym momencie wyszedł zza ściany brązu i ujrzał niewielką ilość iglaków, skały i niższe rośliny, krzewy, bambusy, a po mgle nie było ani śladu. Na wysokości około 10 km na półce skalnej chodził tygrys, ale nie miał on normalnego kształtu. Wydawało się jakby był stworzony z... chmur i błyskawic, może również wody i ognia. Dziwny twór, którego energia była niesamowicie niestabilna. Nie wiedział czego może od tego czegoś oczekiwać, ale poleciał do przodu i w ciągu paru sekund znalazł się visa vi stworzenia.
- Nie porozmawiałeś z niedźwiedziem, nie oddał ostatniego elementu i mam najstraszniejszą dla Ciebie formę szczurku. Nie postawisz stopy póki nie ujarzmisz żywiołów!
- Po co mam je ujarzmiać, skoro mam KI?
- Ki jest najmocniejsza kiedy rośnie bez końca i bez umiaru, a tylko natura dysponuje taką mocą. Pokaż mi jak dzielisz się z naturą. Demony to lepiej potrafią. Są chaosem. Płyną niczym nurt rzeki z otoczeniem. Niszczą jak powódź. Palą na wiór niczym nieskończony słoneczny żar i roztrzaskują jak tnąca niebo błyskawica. Potrafią zmiażdżyć niczym skała oraz ścisnąć niczym powietrze.
Spoglądał na ten dziwny twór i się zastanawiał nad sensem tego wywodu, ponieważ Rikimaru doskonale wiedział co potrafi każdy żywioł. Nieco go zdenerwował ten ostatni strażnik uznając go za jakiegoś głupca.
- Myślisz, że kim ja jestem?! Nie musisz mi tłumaczyć takich rzeczy. Stanę na tej skale, choćbym miał stać się stalą...
- Chyba sam to właśnie dostrzegłeś szczurku. Hahahaha.
Rikimaru zrozumiał wszystko nim się odezwał na sam koniec ten dziwny tygrys. Często zdarzało się, że rzucały nim emocje. To było bardzo ludzkie zachowanie, ale przez to, czyim był wcieleniem dużo mroczniejszy był wydźwięk negatywnych emocji, ale to nie było naturalne, żeby w jego głowie pojawiał się głos tego, który już dawno powinien trafić do czyśćca.
- Koniec tych żartów, nie jesteś jeszcze gotowy. Zawróć. - Powiedział tygrys i ryknął głośno wstrząsając skałami, a parę piorunów uderzyło dookoła, a jeden niemal trafił Rikimaru.
OoC:
Post 9/ z około 40 do fuzji.
- Nie brak Ci sprytu i przebiegłości, a także bezwzględności i surowego zachowania. Bez wątpienia wykorzystujesz coraz lepiej swoje pełne możliwości.
Odsunął się na bok i wskazał Rikimaru drogę. Prowadziła ona dokładnie w górę, a więc czeka go niezłe wyzwanie, bo powietrza będzie coraz mniej, a kto wie czy kolejni strażnicy nie będą groźniejsi i jakie wyzwania mu dadzą. Tym razem ścieżka prowadziła między potężnymi iglastymi drzewami, które miały prawdopodobnie do 100 metrów wysokości. Wiedział, gdzie iść, bo wyraźnie widać było pas na którym drzewa nie rosły.
Szedł bardzo długo, ale nikogo nie widział, ani nie wyczuwał. Jeżeli miał trafić na niedźwiedzia to ten musi być jeszcze wyżej, a bez wątpienia znajdował się już na wysokości 8 500 metrów. Z każdym krokiem do przodu mgła była coraz mniejsza, a drzewa coraz mniejsze, ale prześwitu między konarami nie było. Drzewa miały je bardzo długie i wszystkie porośnięte zielonymi szpilkami. Nawet jeżeli wydawało mu się, że byłby w stanie dojrzeć nieba to widać było raczej ciemne barwy.
Co chwila jego włosy roztrzepał powiew wiatru niosąc trochę zieleni ze sobą. Wyglądało to jak zielony śnieg lub deszcz, ale im drzewa były niższe tym były gęściej zasadzone, aż w końcu było ich na tyle dużo, że na odległość 3 metrów nie było nic widać po bokach poza brązową korą. Droga zwężała się, aż w pewnym momencie wyglądało na to, że się urywa. Stawiając wydawać się mogło ostatni krok na widocznej ścieżce kątem oka dostrzegł, że ona po prostu zakręca o 90 stopni, a obracając się wzdrygnął się, spiął i przygotował do wykorzystania pełnej mocy, ponieważ jego oczom ukazał się olbrzymi, na 4 metry wysokości niedźwiedź, sięgający do połowy wysokości drzew. Nie czuć było w nim żadnej energii, ani życia. Niewielka mgła przez moment zmyliła Rikimaru, ale szybko dostrzegł, że to nie jest żywe stworzenie, a kamienny posąg. Nie wiedział co to oznacza, ale powoli podszedł do posągu i postukał w niego. Nic. Obszedł dookoła, ale zwierz wciąż z groźnymi oczami i nieco wyszczerzonymi kłami spoglądał przed siebie, nie okazując strachu. Jeżeli kiedyś było to prawdziwe zwierzę, to teraz nikomu niczym nie zagrażało. Wytężył zmysły szukając energii i wyczuł w pewnej odległości od tego miejsca poruszającą się jednostkę.
Zaczął krążyć wokół drzew w kierunku źródła tej mocy, aż w pewnym momencie wyszedł zza ściany brązu i ujrzał niewielką ilość iglaków, skały i niższe rośliny, krzewy, bambusy, a po mgle nie było ani śladu. Na wysokości około 10 km na półce skalnej chodził tygrys, ale nie miał on normalnego kształtu. Wydawało się jakby był stworzony z... chmur i błyskawic, może również wody i ognia. Dziwny twór, którego energia była niesamowicie niestabilna. Nie wiedział czego może od tego czegoś oczekiwać, ale poleciał do przodu i w ciągu paru sekund znalazł się visa vi stworzenia.
- Nie porozmawiałeś z niedźwiedziem, nie oddał ostatniego elementu i mam najstraszniejszą dla Ciebie formę szczurku. Nie postawisz stopy póki nie ujarzmisz żywiołów!
- Po co mam je ujarzmiać, skoro mam KI?
- Ki jest najmocniejsza kiedy rośnie bez końca i bez umiaru, a tylko natura dysponuje taką mocą. Pokaż mi jak dzielisz się z naturą. Demony to lepiej potrafią. Są chaosem. Płyną niczym nurt rzeki z otoczeniem. Niszczą jak powódź. Palą na wiór niczym nieskończony słoneczny żar i roztrzaskują jak tnąca niebo błyskawica. Potrafią zmiażdżyć niczym skała oraz ścisnąć niczym powietrze.
Spoglądał na ten dziwny twór i się zastanawiał nad sensem tego wywodu, ponieważ Rikimaru doskonale wiedział co potrafi każdy żywioł. Nieco go zdenerwował ten ostatni strażnik uznając go za jakiegoś głupca.
- Myślisz, że kim ja jestem?! Nie musisz mi tłumaczyć takich rzeczy. Stanę na tej skale, choćbym miał stać się stalą...
- Chyba sam to właśnie dostrzegłeś szczurku. Hahahaha.
Rikimaru zrozumiał wszystko nim się odezwał na sam koniec ten dziwny tygrys. Często zdarzało się, że rzucały nim emocje. To było bardzo ludzkie zachowanie, ale przez to, czyim był wcieleniem dużo mroczniejszy był wydźwięk negatywnych emocji, ale to nie było naturalne, żeby w jego głowie pojawiał się głos tego, który już dawno powinien trafić do czyśćca.
- Koniec tych żartów, nie jesteś jeszcze gotowy. Zawróć. - Powiedział tygrys i ryknął głośno wstrząsając skałami, a parę piorunów uderzyło dookoła, a jeden niemal trafił Rikimaru.
OoC:
Post 9/ z około 40 do fuzji.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Nie Maj 25, 2014 1:27 pm
Rikimaru nie chciał się cofnąć. Nie miał tak naprawdę szczególnego celu w tym co robił. Nic go nie zmuszało, żeby przeć naprzód. Dlaczego więc szedł wciąż do góry? Czy była to tylko czysta ciekawość? Wyrocznia była wyżej i tuż niedaleko. Chciał ją zobaczyć i się przekonać jak wygląda i jaką ma moc, ale teraz stał naprzeciw niemu dość ciekawy przeciwnik i w tej chwili po prostu chęć pokonania jego sprawiała, że miał chęć przejść dalej. Po prostu pokonanie przeciwnika było tym co go ciągnęło do przodu.
- Nie. Pragnę również zdobyć wiedzę. Dlaczego nikt nie pamięta. Co planuje mędrzec i skąd się bierze zło lub dobro...
- Zbyt wiele wymagasz malutki robaku. - Ryknął żywiołowy tygrys, a z jego pyska wyleciał ogień, który spowił ciało Rikimaru, który błyskawicznie zareagował zwiększeniem swojej aury, która rozproszyła płomienie. Jeżeli ma panować nad ogniem to głównie przez ruch powietrza lub jego brak, bo właśnie impuls wprawiający jego ciało w wibracje wywołuje na ułamek sekundy pewnego rodzaju falę, która odrzuca powietrze wokół niego. To zgasiło ogień. Jego moc wzrosła na poziom podstawowej aury szybkości na co tygrys zareagował grymasem.
- A więc ogień to za mało, huh. - Odetchnął, a nagle wokół zrobiło się niesamowicie zimno, powietrze było tak lodowate, że jego ciało zaczęła pokrywać warstwa lodu unieruchamiająca ciało. Połączył wodę z powietrzem, ale nakręcając swoje mięśnie do większej siły i wydajniejszej mocy energetycznej sprawiał, że nagrzewały się przez co lód stopniał i zamienił się w wodę. Wtedy poczuł na sobie falę silnego strumienia, a więc musiał dołączyć do tego wytrzymałość. Cofnął się ledwie o pół metra, a tygrys zamachnął się łapą wprawiając w ruch powietrze, ale ciało Rikimaru było niewzruszone. Wtedy z nieba spłynął deszcz błyskawic, a Rikimaru momentalnie zwiększył swoją moc maksymalnie i za pomocą Kiai zatrzymał kilka z nich.
- Twoja rasa jest wyjątkowa, bo potrafi panować nad naturą, ale nie nad chaosem! - Jego ton był teraz bardzo niski i głęboki, a po chwili oprócz piorunów, mocnego deszczu z gradem oraz silnego wiatru pojawiła się lawa strzelająca ze skał. Tym razem zwierzak połączył ziemię i ogień, używał również połączonych kilku innych żywiołów, ale Rikimaru był w stanie zatrzymać wszystko za pomocą przeróżnych technik. W pewnym momencie strażnik zmienił formę na nieco bardziej humanoidalną, kobiecą, w płaszczu, pod kapturem. Świecące zielone oczy niczym jakaś trucizna wydawały się przeżerać jego ciało na wylot. Czuł jak powoli jego ciało drętwieje, ale zamiast tego sam skontrował osobę naprzeciw niemu paraliżem. (Tak wygląda ów strażnik.)
Oczy zajaśniały i poczuł jakby w ogóle nie miał KI i nagle zaczął opadać kilkaset metrów w dół. Zderzenie ze skałami i ziemią oraz resztkami lawy było niczym nadzwyczajnym, ponieważ siła jego nóg była wystarczająca żeby zamortyzować upadek z chociażby kilku kilometrów wysokości.
Zauważył, że znów znajduje się niedaleko niedźwiedzia. Najpierw użył kiaiho, ale żadnej reakcji. Później telekinesa, ale również nic. Techniki ofensywne raczej nie wchodziły w grę. Nie wiedział czy zabije to coś lub zniszczy i czy robiąc to nie przechlapie sobie. Teoretycznie trzeci ze strażników potrzebuje skały, żeby mieć formę mniej... dziwną, ale czy to oznacza, że jednak powinien zniszczyć ten kamienny posąg?
OoC:
Post 10/ z około 35 do fuzji.
Trening Koniec
- Nie. Pragnę również zdobyć wiedzę. Dlaczego nikt nie pamięta. Co planuje mędrzec i skąd się bierze zło lub dobro...
- Zbyt wiele wymagasz malutki robaku. - Ryknął żywiołowy tygrys, a z jego pyska wyleciał ogień, który spowił ciało Rikimaru, który błyskawicznie zareagował zwiększeniem swojej aury, która rozproszyła płomienie. Jeżeli ma panować nad ogniem to głównie przez ruch powietrza lub jego brak, bo właśnie impuls wprawiający jego ciało w wibracje wywołuje na ułamek sekundy pewnego rodzaju falę, która odrzuca powietrze wokół niego. To zgasiło ogień. Jego moc wzrosła na poziom podstawowej aury szybkości na co tygrys zareagował grymasem.
- A więc ogień to za mało, huh. - Odetchnął, a nagle wokół zrobiło się niesamowicie zimno, powietrze było tak lodowate, że jego ciało zaczęła pokrywać warstwa lodu unieruchamiająca ciało. Połączył wodę z powietrzem, ale nakręcając swoje mięśnie do większej siły i wydajniejszej mocy energetycznej sprawiał, że nagrzewały się przez co lód stopniał i zamienił się w wodę. Wtedy poczuł na sobie falę silnego strumienia, a więc musiał dołączyć do tego wytrzymałość. Cofnął się ledwie o pół metra, a tygrys zamachnął się łapą wprawiając w ruch powietrze, ale ciało Rikimaru było niewzruszone. Wtedy z nieba spłynął deszcz błyskawic, a Rikimaru momentalnie zwiększył swoją moc maksymalnie i za pomocą Kiai zatrzymał kilka z nich.
- Twoja rasa jest wyjątkowa, bo potrafi panować nad naturą, ale nie nad chaosem! - Jego ton był teraz bardzo niski i głęboki, a po chwili oprócz piorunów, mocnego deszczu z gradem oraz silnego wiatru pojawiła się lawa strzelająca ze skał. Tym razem zwierzak połączył ziemię i ogień, używał również połączonych kilku innych żywiołów, ale Rikimaru był w stanie zatrzymać wszystko za pomocą przeróżnych technik. W pewnym momencie strażnik zmienił formę na nieco bardziej humanoidalną, kobiecą, w płaszczu, pod kapturem. Świecące zielone oczy niczym jakaś trucizna wydawały się przeżerać jego ciało na wylot. Czuł jak powoli jego ciało drętwieje, ale zamiast tego sam skontrował osobę naprzeciw niemu paraliżem. (Tak wygląda ów strażnik.)
Oczy zajaśniały i poczuł jakby w ogóle nie miał KI i nagle zaczął opadać kilkaset metrów w dół. Zderzenie ze skałami i ziemią oraz resztkami lawy było niczym nadzwyczajnym, ponieważ siła jego nóg była wystarczająca żeby zamortyzować upadek z chociażby kilku kilometrów wysokości.
Zauważył, że znów znajduje się niedaleko niedźwiedzia. Najpierw użył kiaiho, ale żadnej reakcji. Później telekinesa, ale również nic. Techniki ofensywne raczej nie wchodziły w grę. Nie wiedział czy zabije to coś lub zniszczy i czy robiąc to nie przechlapie sobie. Teoretycznie trzeci ze strażników potrzebuje skały, żeby mieć formę mniej... dziwną, ale czy to oznacza, że jednak powinien zniszczyć ten kamienny posąg?
OoC:
Post 10/ z około 35 do fuzji.
Trening Koniec
Re: Pole Bitwy
Sob Maj 31, 2014 11:59 am
Rikimaru usłyszał głos w swojej głowie.
-Wojowniku! - kobiecy piękny głos. Zdawało się jakby mówiła w pustym pomieszczeniu gdyż towarzyszyło temu lekkie echo - znam Twoją przeszłość. Czasami jestem w stanie przewidzieć przyszłość. Chciałabym Ci towarzyszyć w Twojej życiowej podróży -zawiesiła głos na chwilę. Chciała dać czas Rikimaru na przemyślenia - Moja moc słabnie. W związku z ostatnimi wydarzeniami, wraz ze starszyzną wioski zdecydowaliśmy, że nie będę przyjmować gości. Tobie sporo zawdzięczamy. Opanuj technikę jaką teraz stosuje. To telepatia. -znów na chwile zawiesiła głos -może ją opanować każdy zdolniejszy wojownik. Ty bez wątpienia do takich należysz. Musisz się jej nauczyć, żeby móc się ze mną kontaktować. Po odnalezieniu mocy, postaci z którą chcesz się kontaktować, znajdź sposób aby móc coś do niej powiedzieć. Mogę Ci służyć radą, ale nie nadużywaj tego... -to był ostatnie słowa jakie usłyszał wojownik z Ziemi.
-Wojowniku! - kobiecy piękny głos. Zdawało się jakby mówiła w pustym pomieszczeniu gdyż towarzyszyło temu lekkie echo - znam Twoją przeszłość. Czasami jestem w stanie przewidzieć przyszłość. Chciałabym Ci towarzyszyć w Twojej życiowej podróży -zawiesiła głos na chwilę. Chciała dać czas Rikimaru na przemyślenia - Moja moc słabnie. W związku z ostatnimi wydarzeniami, wraz ze starszyzną wioski zdecydowaliśmy, że nie będę przyjmować gości. Tobie sporo zawdzięczamy. Opanuj technikę jaką teraz stosuje. To telepatia. -znów na chwile zawiesiła głos -może ją opanować każdy zdolniejszy wojownik. Ty bez wątpienia do takich należysz. Musisz się jej nauczyć, żeby móc się ze mną kontaktować. Po odnalezieniu mocy, postaci z którą chcesz się kontaktować, znajdź sposób aby móc coś do niej powiedzieć. Mogę Ci służyć radą, ale nie nadużywaj tego... -to był ostatnie słowa jakie usłyszał wojownik z Ziemi.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Sob Cze 07, 2014 10:29 pm
Przekaz który właśnie otrzymał był niewiarygodnie jasny i przejrzysty. Dotychczas dostawał jedynie jakby mgliste wizje, niedokończone słowa. Słysząc "Wojowniku" obrócił się i rozejrzał dookoła, ale nie widział nikogo. Kobiecy głos nie kojarzył mu się w żaden sposób z posągiem niedźwiedzia przed którym stał. Po chwili dotarły kolejne słowa, które dały mu sporo do myślenia.
Z jednej strony mogło być faktycznie tak, jak ta osoba twierdziła, a z drugiej strony mógł to być podstęp żeby tej osobie zaufał. Później poszły dalsze instrukcje, które wskazywały sposób w jaki powinien się kontaktować z nią lub też z innymi, ale nie uważał, żeby takie coś miało przynieść korzyści. Twierdziła, że może to opanować zdolniejszy wojownik, a takim właśnie był. Taką drogę wybrał. WOJOWNIKA. Stał się nim pewnego razu. Złożyło się na to kilka sytuacji, które dowiodły go aż tutaj. Stał się znacznie silniejszy i ciągle rósł w niewyobrażalnym dla zwykłego człowieka tempie. Być może nie był tylko zwykłym śmiertelnikiem z krwi i kości, bo może przeznaczenie wiodło go do czegoś poważniejszego. Poznaje coraz to bardziej niesamowite sztuki i techniki, staje naprzeciw kolejnym niesamowitym przeciwnikom i każdy z nich posiada nadzwyczajne moce, którym raz za razem staje naprzeciw i opanowuje je.
Jednak jest tylko człowiekiem żeby miał panować nad żywiołami jak tygrys, który go przed chwilą pokonał. Wydawać się mogło, że są równi, ale jednak nieznaczna przewaga rysowała się po stronie strażnika. Czy było to jego doświadczenie? Może była to specyficzna sztuka albo technika, o której jeszcze nie pomyślał.
Czyżby sztuka wyroczni, telepatyczne przekazywanie myśli nie opierało się jedynie na formie przekazu? Może był to też odbiór, który mógł sprawiać, że na ułamek sekundy przed ruchem ktoś znał jego czyn. Mógł być dwa kroki przed nim, chociaż tak naprawdę wystarczy być przed kimś o krok, a to decyduje o zwycięstwie.
Mówi się, że wynik bitwy jest znany przed jej rozpoczęciem. Tygrys był pewny siebie. Mógł znać przeznaczenie i podążał za każdym znakiem, żeby się ono spełniło. Być może stało się odwrotnie. Rikimaru starał się je zmienić pomijając drugiego strażnika, a w kartach miał zapisane być już u stóp wyroczni. Czy więc ta służąc mu radą stara się zrealizować przeznaczenie? Zna przeszłość i przyszłość? Co jest mu pisane? Czy aby tylko bogowie nie powinni znać takich kwestii?
Zamknął oczy, odetchnął głęboko i wszedł w stan medytacyjny, w stan głębszego rozluźnienia i skupienia myśli. Potrafił to zrobić w jednym momencie, a więc przyszedł czas na wykonanie tego, co powinien. Odezwać się do niedźwiedzia...
OoC:
Trening Start.
Z jednej strony mogło być faktycznie tak, jak ta osoba twierdziła, a z drugiej strony mógł to być podstęp żeby tej osobie zaufał. Później poszły dalsze instrukcje, które wskazywały sposób w jaki powinien się kontaktować z nią lub też z innymi, ale nie uważał, żeby takie coś miało przynieść korzyści. Twierdziła, że może to opanować zdolniejszy wojownik, a takim właśnie był. Taką drogę wybrał. WOJOWNIKA. Stał się nim pewnego razu. Złożyło się na to kilka sytuacji, które dowiodły go aż tutaj. Stał się znacznie silniejszy i ciągle rósł w niewyobrażalnym dla zwykłego człowieka tempie. Być może nie był tylko zwykłym śmiertelnikiem z krwi i kości, bo może przeznaczenie wiodło go do czegoś poważniejszego. Poznaje coraz to bardziej niesamowite sztuki i techniki, staje naprzeciw kolejnym niesamowitym przeciwnikom i każdy z nich posiada nadzwyczajne moce, którym raz za razem staje naprzeciw i opanowuje je.
Jednak jest tylko człowiekiem żeby miał panować nad żywiołami jak tygrys, który go przed chwilą pokonał. Wydawać się mogło, że są równi, ale jednak nieznaczna przewaga rysowała się po stronie strażnika. Czy było to jego doświadczenie? Może była to specyficzna sztuka albo technika, o której jeszcze nie pomyślał.
Czyżby sztuka wyroczni, telepatyczne przekazywanie myśli nie opierało się jedynie na formie przekazu? Może był to też odbiór, który mógł sprawiać, że na ułamek sekundy przed ruchem ktoś znał jego czyn. Mógł być dwa kroki przed nim, chociaż tak naprawdę wystarczy być przed kimś o krok, a to decyduje o zwycięstwie.
Mówi się, że wynik bitwy jest znany przed jej rozpoczęciem. Tygrys był pewny siebie. Mógł znać przeznaczenie i podążał za każdym znakiem, żeby się ono spełniło. Być może stało się odwrotnie. Rikimaru starał się je zmienić pomijając drugiego strażnika, a w kartach miał zapisane być już u stóp wyroczni. Czy więc ta służąc mu radą stara się zrealizować przeznaczenie? Zna przeszłość i przyszłość? Co jest mu pisane? Czy aby tylko bogowie nie powinni znać takich kwestii?
Zamknął oczy, odetchnął głęboko i wszedł w stan medytacyjny, w stan głębszego rozluźnienia i skupienia myśli. Potrafił to zrobić w jednym momencie, a więc przyszedł czas na wykonanie tego, co powinien. Odezwać się do niedźwiedzia...
OoC:
Trening Start.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Czw Cze 12, 2014 11:49 pm
Próbując się skontaktować telepatycznie z kimś wykorzystywał zdolności już dotychczas nabyte. Głównie ki-feeling, którym musiał wyczuć wpierw osobę, a potem poniekąd wejść w umysł tego obiektu. Przynajmniej tak mu się z początku wydawało, ale coś go tchnęło, że powinien wykorzystać cząstki powietrza do przekazania swoich słów, poprzez wprawienie cząstek w odpowiednie wibracje. To jednak nie mogło mieć racji bytu, ponieważ na zbyt dużą odległość nie zadziała. Wyrocznia była z pewnością jeszcze kawałek od niego, a poza tym drzewa wyraźnie blokowałyby komunikację w ten sposób.
Analizował kontakt ze strony wyroczni dogłębnie, aż doszedł do wniosku, że musi skoncentrować się wyraźnie na osobie i zacząć mówić tak mocno we własnych myślach i tworzyć wyobrażenia wbijania tej myśli do czyjejś głowy. Wszystkie zmysły wyłączył. W tej chwili w pozycji wyprostowanej trzymała go jedynie jego moc ki oraz szósty zmysł, dzięki któremu mógł wyczuwać KI, za jej pomocą używać telekinezy, a także wyczuwać inne jednostki.
Wielki posąg niedźwiedzia faktycznie krył w sobie potężną siłę. Wydawało mu się, iż znajduje się przed doświadczonym i starym osobnikiem, ostrożnym i groźnym.
Przebudź się strażniku, ponieważ siła tygrysa jest zbyt duża, a me zamiary nie są złe. - Powiedział to głośno w swych myślach. Odniósł wrażenie, że jego jaźń tylko lekko dotknęła posągu. To nie było wystarczające lub też odpowiednie podejście. Na pewno nie chodziło o skupienie, ponieważ miał bardzo wysokie. Wyczuwał w końcu Ki prawdziwej istoty znajdującej się przed nim.
Tym razem postanowił myślami krzyczeć:
Nagle głowa się poruszyła, a skała zaczęła się kruszyć, a po chwili i ręce poszły w ruch. Rikimaru zamiast normalnej mowy kontynuował poprzez telepatię.
Po tych słowach cała sylwetka niedźwiedzia wyłoniła się ze skały i spoglądał prosto w oczy człowieka zastanawiając się przez chwilę. Ziemianin nie czekał na dalsze słowa tylko odparł:
Nie zareagował na tę zaczepkę tylko poleciał dalej, aż ujrzał szare szerokie schody. Wylądował na środku i przeszedł ostatnie stopnie. Teraz stał naprzeciwko starej poszarzałej budowli z białych bloków skalnych. To tam znajdowała się ta, której szukał.
OoC:
Trening Koniec.
Analizował kontakt ze strony wyroczni dogłębnie, aż doszedł do wniosku, że musi skoncentrować się wyraźnie na osobie i zacząć mówić tak mocno we własnych myślach i tworzyć wyobrażenia wbijania tej myśli do czyjejś głowy. Wszystkie zmysły wyłączył. W tej chwili w pozycji wyprostowanej trzymała go jedynie jego moc ki oraz szósty zmysł, dzięki któremu mógł wyczuwać KI, za jej pomocą używać telekinezy, a także wyczuwać inne jednostki.
Wielki posąg niedźwiedzia faktycznie krył w sobie potężną siłę. Wydawało mu się, iż znajduje się przed doświadczonym i starym osobnikiem, ostrożnym i groźnym.
Przebudź się strażniku, ponieważ siła tygrysa jest zbyt duża, a me zamiary nie są złe. - Powiedział to głośno w swych myślach. Odniósł wrażenie, że jego jaźń tylko lekko dotknęła posągu. To nie było wystarczające lub też odpowiednie podejście. Na pewno nie chodziło o skupienie, ponieważ miał bardzo wysokie. Wyczuwał w końcu Ki prawdziwej istoty znajdującej się przed nim.
Tym razem postanowił myślami krzyczeć:
- Kod:
Przebudź się!
- Kod:
Przebudź się strażniku, ponieważ siła tygrysa jest zbyt duża, a me zamiary nie są złe.
Nagle głowa się poruszyła, a skała zaczęła się kruszyć, a po chwili i ręce poszły w ruch. Rikimaru zamiast normalnej mowy kontynuował poprzez telepatię.
- Kod:
Już raz Cię ominąłem, ponieważ spałeś. Jeżeli chcesz mi postawić wyzwanie to zrób to teraz.
Po tych słowach cała sylwetka niedźwiedzia wyłoniła się ze skały i spoglądał prosto w oczy człowieka zastanawiając się przez chwilę. Ziemianin nie czekał na dalsze słowa tylko odparł:
- Kod:
Wiem o co Ci chodzi. Przeznaczenie? Nie dbam o to. Panowanie nad demonem? Każdy który nie będzie mi odpowiadać i przedstawiać złe zamiary zostanie zgładzony przeze mnie albo i ja trafię do piekła próbując go zniszczyć.
- Kod:
Droga wyrocznio. Sądziłem, że mieszkańcy tej wioski nie są Twoimi przyjaciółmi, ponieważ ich motywy wydają mi się dosyć dziwne, więc nie wiem czego się mam spodziewać po Tobie, ale ostatniego strażnika teraz zmiażdżę. Nie będę się powstrzymywać, ponieważ zmartwiły mnie Twoje słowa.
- Kod:
Dlaczego?
Nie zareagował na tę zaczepkę tylko poleciał dalej, aż ujrzał szare szerokie schody. Wylądował na środku i przeszedł ostatnie stopnie. Teraz stał naprzeciwko starej poszarzałej budowli z białych bloków skalnych. To tam znajdowała się ta, której szukał.
- Kod:
Dotarłem.
OoC:
Trening Koniec.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Nie Cze 15, 2014 2:02 pm
Wszedł do budynku, ale tam nikogo nie było. Przynajmniej nie w materialnej postaci. Ukrywała się, może nawet miała niesamowitą technikę, która pozwalała jej maskować się, ale wyczuwał jej jaźń. Stanął mniej więcej na środku pomieszczenia i zamknął oczy. Chłodne powietrze delikatnie smagało jego nozdrza, a wilgoć, która okalała ściany, sufit i posadzkę osadzała się również na jego skórze. Znajdował się bardzo wysoko, niemal na szczycie jednej z najwyższych gór, a słońca niewiele tu docierało. Jakaś dziwna mgła spowijała całą okolicą, a aura którą czuł była niezwykle mistyczna.
- To jest pierwszy przystanek. Inny wymiar z którego cofniemy się 623 lata wstecz.
- Ale... jak to? Po co?
- Żeby uniknąć połączenia się Twojej bazy z pewnym osobnikiem.
Poznał już częściowo prawdę o sobie, że jest wcieleniem jakiegoś demona, ale nie rozumiał jakim cudem się ono z czymś połączyło. Przecież demon, którego jest wcieleniem powinien był zginąć niż się łączyć z kimś. Być może ten ktoś później zginął, ale poczynił sporo zniszczeń. To wszystko było niezwykle zagmatwane dla niego.
- Ffynci Ceffyl nie miał tak potężnej formy pierwotnie. Oczywiście Twoje wcielenie zostało zniszczone wewnątrz tego niebieskiego demona przez pewnego Kaioshina, ale potem ten Kaioshin stał się ofiarą i moc demona wcale nie zmalała. Dlatego mieszkańcom wymazaliśmy pamięć. Ponieważ cofniemy się w czasie aby zabić Ffynci Ceffyla... albo Twoje wcielenie.
- Ale czy jeżeli nie zmienimy w ten sposób przyszłości, to czy ja nadal będę istniał?
- Nie ważny jest czas kiedy zginęło Twoje wcielenie, bo ten los i tak był związany.
Ponownie złapała go za ramię i zadziały się podobne rzeczy co poprzednio, ale dużo szybciej. Tym razem jednak zamknął oczy, wyciszył zmysły i skupił się na swojej energii. Dzięki temu odczucia był mniej drastyczne.
Następny obraz, który ujrzał to olbrzymie pola z trawami, przecinającymi je rzekami, górami w oddali i lasami na północ, a w pozostałych kierunkach ciągnące się bez końca stepy. Niebo, które miało kolor ziemskiego morza, a na nim dwa słońca. Jedno olbrzymie czerwone, widoczne buchające ogony oraz drugie tuż nad horyzontem bielutkie niczym poprzednie pomieszczenie. Wyczuwał biliony różnych ki, a planeta była olbrzymia. Jeżeli Konack wydawało mu się niedawno wielką planetą, to w porównaniu do tej było niczym księżyc w porównaniu do słońca, które ogrzewało ziemię.
Na planecie wyróżniało się kilka mocnych ki, wiele jednak słabszych od niego, a były i dwie potężniejsze.
- Tutaj zaczekamy.
Nagle poczuł na swoim ramieniu dotyk ręki, która się zacisnęła mocniej, a po chwili wszystko zaczęło się kręcić, a jego ciało jakoś dziwnie reagowało. Niby skręcało go w żołądku, niby nie chciało się wymiotować, wzrok się pogorszył, ale ujrzał barwy jakich dotychczas nie widział. Czuł zapachy inne niż dotychczas, a co najważniejsze jego odczucia ciała całkowicie się pochrzaniły. Miał wrażenie, że rusza ręką, a ruszała się noga, a tam gdzie swędziało go na plecach drapiąc się po brzuchu koił denerwujące odczucie. Potem wszystko jakby parło naprzód, a może się cofało. Nie potrafił już określić co się dokładnie dzieje, aż po paru minutach znalazł się w niezwykle jasnym pomieszczeniu, a obok niego stała ona. Miała ubiór podobny do Hikaru, włosy jasnozielone, a cera jasnoróżowa. Oczy nieco skośne i dwa kolczyki w uszach. Tam gdzie byli nie wyczuwał żadnej ki poza nimi.Rozmowa telepatyczna napisał:= Nikt nie pamięta Ffynci Ceffyla, ponieważ tak będzie lepiej. Może się znowu pojawić, a mieszkańcy tej planety staną do walki z nim z takim samym zapałem. Wiesz co mam na myśli.
= Nie doceniasz ich. Z pewnością nie jesteś jednym z Konacków, nie wiesz na co ich stać.
= Być może, ale moim zadaniem jest zapobiegać pewnym wydarzeniom i stwarzać równowagę. Dlatego chciałam, żebyś tu przybył. Ponieważ mam dla Ciebie jeszcze jedno ostatnie zadanie.
= Słucham. Mam wrażenie, że to coś poważnego, chociaż próby którym mnie poddałaś nie były ciężkie.
= Nie chodziło o trudność, a podejmowanie kolejnych wyzwań. Wiem, że trudnych nie boisz się podejmować, ale te łatwiejsze często wielu lekceważy, a wtedy zło ma szanse rosnąć do wielkiej skali.
= Rozumiem, że gdzieś się rodzi zło, które muszę powstrzymać?
= Niestety nie. Teraz jest już za późno, ale kilkaset lat wstecz...
= Tym razem nie rozumiem.
= Dowiesz się za moment.
- To jest pierwszy przystanek. Inny wymiar z którego cofniemy się 623 lata wstecz.
- Ale... jak to? Po co?
- Żeby uniknąć połączenia się Twojej bazy z pewnym osobnikiem.
Poznał już częściowo prawdę o sobie, że jest wcieleniem jakiegoś demona, ale nie rozumiał jakim cudem się ono z czymś połączyło. Przecież demon, którego jest wcieleniem powinien był zginąć niż się łączyć z kimś. Być może ten ktoś później zginął, ale poczynił sporo zniszczeń. To wszystko było niezwykle zagmatwane dla niego.
- Ffynci Ceffyl nie miał tak potężnej formy pierwotnie. Oczywiście Twoje wcielenie zostało zniszczone wewnątrz tego niebieskiego demona przez pewnego Kaioshina, ale potem ten Kaioshin stał się ofiarą i moc demona wcale nie zmalała. Dlatego mieszkańcom wymazaliśmy pamięć. Ponieważ cofniemy się w czasie aby zabić Ffynci Ceffyla... albo Twoje wcielenie.
- Ale czy jeżeli nie zmienimy w ten sposób przyszłości, to czy ja nadal będę istniał?
- Nie ważny jest czas kiedy zginęło Twoje wcielenie, bo ten los i tak był związany.
Ponownie złapała go za ramię i zadziały się podobne rzeczy co poprzednio, ale dużo szybciej. Tym razem jednak zamknął oczy, wyciszył zmysły i skupił się na swojej energii. Dzięki temu odczucia był mniej drastyczne.
Następny obraz, który ujrzał to olbrzymie pola z trawami, przecinającymi je rzekami, górami w oddali i lasami na północ, a w pozostałych kierunkach ciągnące się bez końca stepy. Niebo, które miało kolor ziemskiego morza, a na nim dwa słońca. Jedno olbrzymie czerwone, widoczne buchające ogony oraz drugie tuż nad horyzontem bielutkie niczym poprzednie pomieszczenie. Wyczuwał biliony różnych ki, a planeta była olbrzymia. Jeżeli Konack wydawało mu się niedawno wielką planetą, to w porównaniu do tej było niczym księżyc w porównaniu do słońca, które ogrzewało ziemię.
Na planecie wyróżniało się kilka mocnych ki, wiele jednak słabszych od niego, a były i dwie potężniejsze.
- Tutaj zaczekamy.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Sob Lip 12, 2014 10:31 pm
Nie wiedział czego się może do końca spodziewać, ale czekał. Jakiś czas temu usiadł na miękkiej soczyście seledynowej trawie i wpatrywał się w przelatujące szarawe obłoki rzucające co pewien czas cień na jego sylwetkę. Olbrzymie słońce wydawało się bardzo wolno przemieszczać, a mniejsze białe niemal wisiało w tym samym miejscu. Wiele mogło wskazywać na to, że spora część tej planety jest ocieplana przez czerwonego olbrzyma, którego ciepło jednak nie było tak intensywne. Białe słońce pewnie oświetlało pozostałą część planety, ale też i pewnie była część, która w ogóle nie była oświetlona i była spowita bardzo długim mrokiem. Zastanawiał się nad tym jaka populacja może zamieszkiwać ciemności zamiast jasnej części.
- Po drugiej stronie akurat są trzy księżyce. Dwa również są nad nami, ale światło olbrzyma sprawia, że są prawie niewidoczne. Na tych księżycach wyczujesz życie. To jest bardzo ciekawa planeta, ale zniknęła ona za trzy godziny w przód.
Wiele wskazywało na to, że czytała mu w myślach, a więc wiele przed nią nie ukryje. Przyglądając się jej nie widział, ani nie wyczuwał niczego poza chłodem. Widać było, że to co nadejdzie ją w jakiś sposób przerażało. Cokolwiek się stanie to będzie jego walka na śmierć i życie, a być może po niej stanie się jeszcze silniejszy. Czuł dziwny spokój. Miał wrażenie jakby tu był, ale jednak był to pierwszy raz.
Po kolejnych kilku minutach wyczuł to. Na jednym z księżyców, który znajdował się nad nimi poczuł potężny wybuch mocy i zanik wielu innych energii, a po chwili potężna eksplozja i obiekt kosmiczny zniknął całkowicie. Pozostała w przestworzach już jedynie niezwykle silna jednostka, która przeleciała szybko na drugi z księżyców i również w kilka właściwie sekund wybiła masę populacji. Stawał się coraz silniejszy, aż zniszczył drugi obiekt i teraz zmierzał dokładnie w kierunku Rikimaru i Wyroczni.
- Nadchodzą. Nie zwlekaj. Użyj całej mocy! Ja niestety nie mogę walczć.
- Dobrze. - Ledwie rzekł, gdy wyczuł nadlatujące trzy potężne jednostki z innej części planety. Jedna się znacznie wyróżniała, bo była o większej mocy niż Rikimaru, jedna nieznacznie mocniejsza i jedna o porównywalnej mocy.
Był już gotowy na przyjęcie pierwszego uderzenia. Zobaczył to dokładnie. Look demona Ffynci Ceffyl
Wyglądał jak jakiś bóg, prawdziwy i groźny demon, który nikomu nie odpuści. Zastanawiał się jakim cudem to coś miał stać się tamtym wielkim stworem. Ten miał znacznie mniejszą siłę i jeżeli stałoby się tak, że połączy siły z tymi co lecą to pokona go. Problem pojawiał się w innym miejscu, bo jeżeli stanie visa vi swojego gorszego ja to czy ono będzie chciało współpracować. Miał wrażenie, że jego aura jest równie negatywna co niebieskoluda.
* * * * Walka przeznaczenia Shin D.Ragona * * * *
Tym razem przybył na planetę istot podobnych do ludzi, ale żyjących w mroku. Zyskiwali znacznie na mocy, gdy spowijał ich mrok. Można powiedzieć, że wchłaniali energię z ciemności. Była to idealna rasa do ciągłego treningu, dla kogoś kto miał zamiar stać się najpotężniejszym we wszechświecie. Na początku walczył ze słabszymi, ale to było bezużyteczne. Bardzo szybko przeszedł na walkę z najsilniejszymi i to kilkoma naraz. Jednego dnia doszło do niezwykle ciekawego wydarzenia. Jeden ze starszych wojowników postanowił odbyć swoją ostatnią podróż. Zmierzyć się z demonem i zginąć z jego rąk. Oczywiście tym przeciwnikiem był Shin D.Ragon, który po dwóch dniach! walki dopiero się rozprawił ze staruszkiem, który mimo sędziwego wieku zgromadził spory zapas sił. Po przegranej starzec połączył się z pół-demonem przez co Shin D.Ragon stał się 100% demonem. Mimo, że logika powinna wskazywać na udział 75% krwi demoniej to jednak wielki wojownik narodzony na Ziemskim padole wchłonął już tyle różnych istot w tym również demonów, że nic co ludzkie prawie w nim nie zostało.
Na tej planecie był wystarczająco długo, aby natrafić na dzień w którym miał polec z niebieskim demonem...
* * * * Spotkanie (nie) przeznaczenia * * * *
Byli coraz bliżej siebie, ale również nadchodził ten... którego potęga była tak duża, że nawet mając połowę z tego co miał w przyszłości i tak był niesamowicie silny...
W dodatku pojawiła się dziwna aura, ponieważ spotykały się dwie całkowicie przeciwstawne aury, których moc przyciągała się. Jeden wcieleniem drugiego.
Tymczasem z powierzchnią planety zetknął się niebieski demon. Huk, masa kurzu i setki piorunów uderzające w grunt tworzące dodatkowe kratery. Jeżeli zniszczy Ffynci Ceffyla tu i teraz to czy coś się zmieni w przyszłości, a dokładniej teraźniejszości z której pochodzi?
OoC:
Rzut kości: 3; Pierwsza: dla Ffynci Ceffyl; Druga: Shin D.Ragon; Trzecia: Poniżej 76 - nie atakuję, bo Shin D.Ragon mnie blokuje.
- Po drugiej stronie akurat są trzy księżyce. Dwa również są nad nami, ale światło olbrzyma sprawia, że są prawie niewidoczne. Na tych księżycach wyczujesz życie. To jest bardzo ciekawa planeta, ale zniknęła ona za trzy godziny w przód.
Wiele wskazywało na to, że czytała mu w myślach, a więc wiele przed nią nie ukryje. Przyglądając się jej nie widział, ani nie wyczuwał niczego poza chłodem. Widać było, że to co nadejdzie ją w jakiś sposób przerażało. Cokolwiek się stanie to będzie jego walka na śmierć i życie, a być może po niej stanie się jeszcze silniejszy. Czuł dziwny spokój. Miał wrażenie jakby tu był, ale jednak był to pierwszy raz.
Po kolejnych kilku minutach wyczuł to. Na jednym z księżyców, który znajdował się nad nimi poczuł potężny wybuch mocy i zanik wielu innych energii, a po chwili potężna eksplozja i obiekt kosmiczny zniknął całkowicie. Pozostała w przestworzach już jedynie niezwykle silna jednostka, która przeleciała szybko na drugi z księżyców i również w kilka właściwie sekund wybiła masę populacji. Stawał się coraz silniejszy, aż zniszczył drugi obiekt i teraz zmierzał dokładnie w kierunku Rikimaru i Wyroczni.
- Nadchodzą. Nie zwlekaj. Użyj całej mocy! Ja niestety nie mogę walczć.
- Dobrze. - Ledwie rzekł, gdy wyczuł nadlatujące trzy potężne jednostki z innej części planety. Jedna się znacznie wyróżniała, bo była o większej mocy niż Rikimaru, jedna nieznacznie mocniejsza i jedna o porównywalnej mocy.
Był już gotowy na przyjęcie pierwszego uderzenia. Zobaczył to dokładnie. Look demona Ffynci Ceffyl
Wyglądał jak jakiś bóg, prawdziwy i groźny demon, który nikomu nie odpuści. Zastanawiał się jakim cudem to coś miał stać się tamtym wielkim stworem. Ten miał znacznie mniejszą siłę i jeżeli stałoby się tak, że połączy siły z tymi co lecą to pokona go. Problem pojawiał się w innym miejscu, bo jeżeli stanie visa vi swojego gorszego ja to czy ono będzie chciało współpracować. Miał wrażenie, że jego aura jest równie negatywna co niebieskoluda.
* * * * Walka przeznaczenia Shin D.Ragona * * * *
Tym razem przybył na planetę istot podobnych do ludzi, ale żyjących w mroku. Zyskiwali znacznie na mocy, gdy spowijał ich mrok. Można powiedzieć, że wchłaniali energię z ciemności. Była to idealna rasa do ciągłego treningu, dla kogoś kto miał zamiar stać się najpotężniejszym we wszechświecie. Na początku walczył ze słabszymi, ale to było bezużyteczne. Bardzo szybko przeszedł na walkę z najsilniejszymi i to kilkoma naraz. Jednego dnia doszło do niezwykle ciekawego wydarzenia. Jeden ze starszych wojowników postanowił odbyć swoją ostatnią podróż. Zmierzyć się z demonem i zginąć z jego rąk. Oczywiście tym przeciwnikiem był Shin D.Ragon, który po dwóch dniach! walki dopiero się rozprawił ze staruszkiem, który mimo sędziwego wieku zgromadził spory zapas sił. Po przegranej starzec połączył się z pół-demonem przez co Shin D.Ragon stał się 100% demonem. Mimo, że logika powinna wskazywać na udział 75% krwi demoniej to jednak wielki wojownik narodzony na Ziemskim padole wchłonął już tyle różnych istot w tym również demonów, że nic co ludzkie prawie w nim nie zostało.
Na tej planecie był wystarczająco długo, aby natrafić na dzień w którym miał polec z niebieskim demonem...
* * * * Spotkanie (nie) przeznaczenia * * * *
Byli coraz bliżej siebie, ale również nadchodził ten... którego potęga była tak duża, że nawet mając połowę z tego co miał w przyszłości i tak był niesamowicie silny...
W dodatku pojawiła się dziwna aura, ponieważ spotykały się dwie całkowicie przeciwstawne aury, których moc przyciągała się. Jeden wcieleniem drugiego.
Tymczasem z powierzchnią planety zetknął się niebieski demon. Huk, masa kurzu i setki piorunów uderzające w grunt tworzące dodatkowe kratery. Jeżeli zniszczy Ffynci Ceffyla tu i teraz to czy coś się zmieni w przyszłości, a dokładniej teraźniejszości z której pochodzi?
OoC:
Staty Ffynci Ceffyl Power Level: 220 000 Siła: 10000 Szybkość: 10000 Wytrzymałość: 8000 Energia: 8000 HP: 120 000 KI: 120 000 Techniki: 1. Red 14400 dmg; 15 552KI 2. KI-Sword 18880dmg; 18880KI 3. Mouth Wave 8400dmg; 11340dmg 4. Honoo 10800 dmg; 14040KI 5. Absorption (albo Shin D.Ragona albo Kaio-Shina +2000 do statów) | Staty Shin D.Ragon Power Level: 120 000 Siła: 4000 Szybkość: 4000 Wytrzymałość: 4000 Energia: 6000 HP: 60 000 KI: 90 000 Techniki: 1. Ki-Sword 10600dmg; -10600KI 2. Eye Beam, unieruchom na ture; 1/2 energii przeciwnika 3. Honoo 8100dmg ;10530KI 4. Final Explosion 36000dmg+pozostałe KI i HP . |
Rzut kości: 3; Pierwsza: dla Ffynci Ceffyl; Druga: Shin D.Ragon; Trzecia: Poniżej 76 - nie atakuję, bo Shin D.Ragon mnie blokuje.
Re: Pole Bitwy
Sob Lip 12, 2014 10:31 pm
The member 'Rikimaru' has done the following action : Rzut Kośćmi
#1 'Walka automat ' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Walka automat ' :
#2 Result :
--------------------------------
#3 'Procent' : 89
#1 'Walka automat ' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Walka automat ' :
#2 Result :
--------------------------------
#3 'Procent' : 89
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Sob Lip 12, 2014 11:53 pm
Mjuzik Deme
Nagle powietrze stało się niezwykle gęste, a wszelka roślinność więdnąć. Niezwykle nieznośna aura demona zapierała dech, odbierała sił słabym, a część z organizmów, które znajdowały się w promieniu paru kilometrów całkowicie zgasła. Upał, a może chłód? Dziwna mieszanka odczuć. Na przemian. Tak jakby w ciągu kilku sekund zmieniały się gwałtownie warunki.
Rozległe pola traw wyglądały teraz jak cmentarzysko. Niesamowitym było jak szybko się wszystko zmieniło w niecałą minutę po wylądowaniu straszliwego potwora. Atmosfera stała się jeszcze bardziej niezwykła po przybyciu osobnika z drugiego końca planety wraz z paroma innymi. Rikimaru przez chwilę miał wrażenie, że jest poza swoim ciałem i równocześnie czuł obecność obcego organizmu tak wyraźnie jak nigdy dotąd. Nim jednak zdążył się skupić to poczuł tylko powiew powietrza i niebieska smuga przemknęła obok niego, a trzy ki zanikły całkowicie za nim. Zginąłby gdyby nie bariera utworzona przez wyrocznię, która teleportowała się nieco dalej. Cios oprócz paru osobników otrzymał również on. Rikimaru odwracając się rozpoznał tę sylwetkę i wzrok. Dopiero po chwili powiew powietrza rozwiał włosy człowieka i ocknął go, że powinien wziąć się w garść. To wcale nie przelewki, a Ffynci Ceffyl jest jednak potężniejszy niż się spodziewał i go pamiętał z przyszłości.
Demon z jego wizji znajdował się niedaleko, zatrzymał uderzenie niebieskiego przedramieniem i błyskawicznie wyprowadził cios pięścią. Rikimaru ruszył do przodu. Jeżeli załatwią Ffynci Ceffyla to być może uratują wiele żyć. We dwóch mają spore szanse, ponieważ mają zbliżoną moc. Na pełnej szybkości ruszył do przodu i skoncentrował całe naprężenie w precyzyjnym kopniaku w kark Ffynci, ale ten pozostał niemal niewzruszony.
- Dwa dobre uderzenia! Widzę, że się dobrze dziś rozerwę. Hahaha. - Drwił z nich. Z pewnością ich ciosy odniosły jakiś skutek, ale i tak sobie stroił żarty jakby byli pchłami.
- Nie wiem kim jesteś niebiesko-włosy, ale przeszkadzasz mi. To mój przeciwnik, a potem zajmę się Tobą. - odrzekł Shin D.Ragon.
- Nie wiesz kim on jest. Musimy się nim zająć we dwójkę. Prawdopodobnie Ty tu byś zginął z jego rąk. Z resztą chyba powinienem pozwolić, aby tak się stało, bo inaczej... - Ugryzł się w ostatniej chwili w język. Domyślał się, że narodził się ponieważ to demon tutaj zginął, a jeżeli odmieni przeznaczenia to być może... zniknie?
Odskoczył do tyłu, ponieważ niebieski demon drgnął...
OoC:
Trening Start
Nagle powietrze stało się niezwykle gęste, a wszelka roślinność więdnąć. Niezwykle nieznośna aura demona zapierała dech, odbierała sił słabym, a część z organizmów, które znajdowały się w promieniu paru kilometrów całkowicie zgasła. Upał, a może chłód? Dziwna mieszanka odczuć. Na przemian. Tak jakby w ciągu kilku sekund zmieniały się gwałtownie warunki.
Rozległe pola traw wyglądały teraz jak cmentarzysko. Niesamowitym było jak szybko się wszystko zmieniło w niecałą minutę po wylądowaniu straszliwego potwora. Atmosfera stała się jeszcze bardziej niezwykła po przybyciu osobnika z drugiego końca planety wraz z paroma innymi. Rikimaru przez chwilę miał wrażenie, że jest poza swoim ciałem i równocześnie czuł obecność obcego organizmu tak wyraźnie jak nigdy dotąd. Nim jednak zdążył się skupić to poczuł tylko powiew powietrza i niebieska smuga przemknęła obok niego, a trzy ki zanikły całkowicie za nim. Zginąłby gdyby nie bariera utworzona przez wyrocznię, która teleportowała się nieco dalej. Cios oprócz paru osobników otrzymał również on. Rikimaru odwracając się rozpoznał tę sylwetkę i wzrok. Dopiero po chwili powiew powietrza rozwiał włosy człowieka i ocknął go, że powinien wziąć się w garść. To wcale nie przelewki, a Ffynci Ceffyl jest jednak potężniejszy niż się spodziewał i go pamiętał z przyszłości.
Demon z jego wizji znajdował się niedaleko, zatrzymał uderzenie niebieskiego przedramieniem i błyskawicznie wyprowadził cios pięścią. Rikimaru ruszył do przodu. Jeżeli załatwią Ffynci Ceffyla to być może uratują wiele żyć. We dwóch mają spore szanse, ponieważ mają zbliżoną moc. Na pełnej szybkości ruszył do przodu i skoncentrował całe naprężenie w precyzyjnym kopniaku w kark Ffynci, ale ten pozostał niemal niewzruszony.
- Dwa dobre uderzenia! Widzę, że się dobrze dziś rozerwę. Hahaha. - Drwił z nich. Z pewnością ich ciosy odniosły jakiś skutek, ale i tak sobie stroił żarty jakby byli pchłami.
- Nie wiem kim jesteś niebiesko-włosy, ale przeszkadzasz mi. To mój przeciwnik, a potem zajmę się Tobą. - odrzekł Shin D.Ragon.
- Nie wiesz kim on jest. Musimy się nim zająć we dwójkę. Prawdopodobnie Ty tu byś zginął z jego rąk. Z resztą chyba powinienem pozwolić, aby tak się stało, bo inaczej... - Ugryzł się w ostatniej chwili w język. Domyślał się, że narodził się ponieważ to demon tutaj zginął, a jeżeli odmieni przeznaczenia to być może... zniknie?
Odskoczył do tyłu, ponieważ niebieski demon drgnął...
OoC:
Staty Ffynci Ceffyl Power Level: 220 000 Siła: 10000 Szybkość: 10000 Wytrzymałość: 8000 Energia: 8000 HP: 120 000-4000(SDR)-8136(mój potęży)= 107864 KI: 120 000 Techniki: 1. Red 14400 dmg; 15 552KI 2. KI-Sword 18880dmg; 18880KI 3. Mouth Wave 8400dmg; 11340dmg 4. Honoo 10800 dmg; 14040KI 5. Absorption (albo Shin D.Ragona albo Kaio-Shina +2000 do statów) | Staty Shin D.Ragon Power Level: 120 000 Siła: 4000 Szybkość: 4000 Wytrzymałość: 4000 Energia: 6000 HP: 60 000-5000(zabił innych, SDR połowa obrażeń)=65000 KI: 90 000 Techniki: 1. Ki-Sword 10600dmg; -10600KI 2. Eye Beam, unieruchom na ture; 1/2 energii przeciwnika 3. Honoo 8100dmg ;10530KI 4. Final Explosion 36000dmg+pozostałe KI i HP . |
Trening Start
Re: Pole Bitwy
Sob Lip 12, 2014 11:53 pm
The member 'Rikimaru' has done the following action : Rzut Kośćmi
#1 'Walka automat ' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Walka automat ' :
#2 Result :
--------------------------------
#3 'Procent' : 87
#1 'Walka automat ' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Walka automat ' :
#2 Result :
--------------------------------
#3 'Procent' : 87
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Nie Lip 13, 2014 11:15 am
Miał dobre przeczucie, żeby się odsunąć, ponieważ Ffynci zamachnął się nogą w stronę Shin D.Ragona, ale ten w niezwykły sposób uniknął ciosu, natomiast Rikimaru nie zdołałby w jakikolwiek sposób zareagować, gdyby nie wysoki poziom energii i odrzucenie ciosu niebieskiego demona za pomocą Kiaiho. Strzępy zgniłej roślinności wzbiły się w górę, co wiązało się również z niezwykle silnym odorem, który odurzył chłopaka.
Demon zrobił salto i ustawił się na dwóch nogach. Spoglądał na Shin D.Ragona i Rikimaru przez chwilę nie podejmując żadnej agresji. Bez wątpienia stan ten ich obu zadziwił, ale woleli nie czekać. Niemal równocześnie ruszyli do przodu.
- Mówiłem Ci odpuść, bo sam oberwiesz! - Krzyknął D.Ragon.
Rikimaru nie odpowiedział na to tylko zwiększył moc w ręce powiększając ją Shiyokenem i skoncentrował się wykonaniu mocnego ciosu w tors przeciwnika, ale tuż przed wykonaniem uderzenia drugą ręką wypuścił mocną falę Bankoku Bikkuri, aby zablokować rywala przed możliwością ucieczki.
Źrenice mu się rozszerzyły kiedy poczuł energię Rikimaru i ryknął...
Cała planeta zaczynała odczuwać toczący się pojedynek. Zderzenie się trzech tak potężnych sił sprawiło, że wiele słabych jednostek, zwierząt, mieszkańców planety po prostu pomdlało. Wyładowanie energii i kumulacja takiej ki sprawiła, że warunki atmosferyczne całkowicie zmieniły się. W ciągu kilkudziesięciu minut pojawiły się huragany, tornada, gwałtowne burze, ulewy, śnieżyce, trzęsienia ziemi oraz tsunami na morzach. Z pewnością samo pojawienie się Ffynci Ceffyla mogło być przyczyną tego patrząc na to, że wszystko zgniło wokół ledwie po jego zjawieniu się.
Błyskawice non stop uderzały w grunt obok nich mimo, że było niewiele chmur. Być może planeta już przestałaby istnieć, gdyby dwaj wojownicy nie wyszli mu na przeciw...
OoC:
Kiaiho def-ofe 5600 dmg; -840KI
Bankoku Bikkuri 5600dmg; -6160KI - paraliż
Shiyoken -300KI
Steel Hand 16352dmg; -20440KI
Razem: 27552dmg; -27740KI
Moje KI: 84000-27740= 56260
Demon zrobił salto i ustawił się na dwóch nogach. Spoglądał na Shin D.Ragona i Rikimaru przez chwilę nie podejmując żadnej agresji. Bez wątpienia stan ten ich obu zadziwił, ale woleli nie czekać. Niemal równocześnie ruszyli do przodu.
- Mówiłem Ci odpuść, bo sam oberwiesz! - Krzyknął D.Ragon.
Rikimaru nie odpowiedział na to tylko zwiększył moc w ręce powiększając ją Shiyokenem i skoncentrował się wykonaniu mocnego ciosu w tors przeciwnika, ale tuż przed wykonaniem uderzenia drugą ręką wypuścił mocną falę Bankoku Bikkuri, aby zablokować rywala przed możliwością ucieczki.
Źrenice mu się rozszerzyły kiedy poczuł energię Rikimaru i ryknął...
Cała planeta zaczynała odczuwać toczący się pojedynek. Zderzenie się trzech tak potężnych sił sprawiło, że wiele słabych jednostek, zwierząt, mieszkańców planety po prostu pomdlało. Wyładowanie energii i kumulacja takiej ki sprawiła, że warunki atmosferyczne całkowicie zmieniły się. W ciągu kilkudziesięciu minut pojawiły się huragany, tornada, gwałtowne burze, ulewy, śnieżyce, trzęsienia ziemi oraz tsunami na morzach. Z pewnością samo pojawienie się Ffynci Ceffyla mogło być przyczyną tego patrząc na to, że wszystko zgniło wokół ledwie po jego zjawieniu się.
Błyskawice non stop uderzały w grunt obok nich mimo, że było niewiele chmur. Być może planeta już przestałaby istnieć, gdyby dwaj wojownicy nie wyszli mu na przeciw...
OoC:
Staty Ffynci Ceffyl Power Level: 220 000 Siła: 10000 Szybkość: 10000 Wytrzymałość: 8000 Energia: 8000 HP: 107864 -4000(SDR) -27552= 76312 KI: 120 000 Techniki: 1. Red 14400 dmg; 15 552KI 2. KI-Sword 18880dmg; 18880KI 3. Mouth Wave 8400dmg; 11340dmg 4. Honoo 10800 dmg; 14040KI 5. Absorption (albo Shin D.Ragona albo Kaio-Shina +2000 do statów) | Staty Shin D.Ragon Power Level: 120 000 Siła: 4000 Szybkość: 4000 Wytrzymałość: 4000 Energia: 6000 HP: 55000 (zrobił unik) KI: 90 000 Techniki: 1. Ki-Sword 10600dmg; -10600KI 2. Eye Beam, unieruchom na ture; 1/2 energii przeciwnika 3. Honoo 8100dmg ;10530KI 4. Final Explosion 36000dmg+pozostałe KI i HP . |
Kiaiho def-ofe 5600 dmg; -840KI
Bankoku Bikkuri 5600dmg; -6160KI - paraliż
Shiyoken -300KI
Steel Hand 16352dmg; -20440KI
Razem: 27552dmg; -27740KI
Moje KI: 84000-27740= 56260
Re: Pole Bitwy
Nie Lip 13, 2014 11:15 am
The member 'Rikimaru' has done the following action : Rzut Kośćmi
#1 'Walka automat ' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Walka automat ' :
#2 Result :
--------------------------------
#3 'Procent' : 82
#1 'Walka automat ' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Walka automat ' :
#2 Result :
--------------------------------
#3 'Procent' : 82
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Nie Lip 13, 2014 11:56 am
Ryk niebieskiego demona nie pomógł mu. Otrzymał potężne uderzenie zarówno od D.Ragona jak i Rikimaru i padł na glebę. "Ludzki" demon odskoczył w jedną stronę, a człowiek w drugą. Spoglądali na siebie, a czarnowłosy spoglądał na niebieskowłosego z wściekłością. Widać było, że demon rozważa zaatakowanie swojego wcielenia, które mu przeszkadzało w stoczeniu indywidualnego pojedynku, którego oczekiwał. Błysk w oku, coś jakby ogień, ale nim zdołał ruszyć nogą to Ffynci znalazł się już pomiędzy nimi. Z pewnością był wściekły i bez jakiejkolwiek pobłażliwości zaatakował. Shin D.Ragon zdołał zablokować ten atak, ale Rikimaru nie i uderzenie wyrzuciło go do tyłu. Poczuł dopiero teraz przerażającą siłę. O ile przez chwilę pomyślał, że Ffynci Ceffyl jednak jest do pokonania to, jeżeli przyjmą kilka takich uderzeń to polegną z kretesem, a nie wiadomo jak potężnymi technikami teraz dysponuje.
Musiał odpowiednio zareagować na wydarzenia i uniknąć większych obrażeń. Mógł na to zareagować tylko w jeden sposób, czyli techniką Taiyoken. Oślepi co prawda również Shin D.Ragona, ale będzie mógł uderzyć z pompą. Musi, bo inaczej bez wątpienia przegrają. Wystawił ręce i jasne światło oślepiło rywala, a następnie ruszył do przodu i uderzył z całej siły w głowę. Wiedział, że takie uderzenie wiele nie da, ale lepsze to niż nic, a poza tym szkoda marnować KI na techniki, które niestety nie odniosą odpowiedniego efektu na Ffyncim Ceffylu, który był dość odporny na techniki. A przynajmniej ten z przyszłości. Tego jednak Rikimaru nie wiedział, a wolał też nie próbować. Utrzymanie się jak najdłużej na ringu powinno dać szansę i nic poza tym. Słyszał jak czarnowłosy demon klnie pod nosem i przeciera oczy. Odgrażał się, że załatwi człowieka. Jak tak dalej pójdzie to dojdzie do walki każdy z każdym.
- Jesteście śmieszni. Obaj. Gdybyście się nie rozłączyli to mielibyście jakąś szansę. - Charczał niebieski demon.
- Co masz na myśli?! Z nikim się nie rozłączałem. Zawsze walczę sam! - Oburzył się Shin D.Ragon.
Rikimaru przełknął ślinę, ponieważ Ffynci odkrył jakieś połączenie między nimi. Ziemianin wiedział od razu, że czarnowłosy jest tym, którego jest wcieleniem. Jak tylko poczuł tę siłę, ale widać było, że D.Ragon nie domyślił się niczego. Pytanie jak zareaguje na wieść o tym? Nie wiedział czego może oczekiwać, nie mógł wiedzieć, że może zostać równie dobrze wchłoniętym przez czarnowłosego. To byłoby najgorsze dla niego zakończenie.
OoC:
Ffynci podstawowy 10000dmg
Ja Taiyoken -400KI; oślepienie
Shiyoken -300KI
Podstawowy 8272dmg
Moje HP: 61200-10000= 51200
Moje KI: 56260-700= 55560
Musiał odpowiednio zareagować na wydarzenia i uniknąć większych obrażeń. Mógł na to zareagować tylko w jeden sposób, czyli techniką Taiyoken. Oślepi co prawda również Shin D.Ragona, ale będzie mógł uderzyć z pompą. Musi, bo inaczej bez wątpienia przegrają. Wystawił ręce i jasne światło oślepiło rywala, a następnie ruszył do przodu i uderzył z całej siły w głowę. Wiedział, że takie uderzenie wiele nie da, ale lepsze to niż nic, a poza tym szkoda marnować KI na techniki, które niestety nie odniosą odpowiedniego efektu na Ffyncim Ceffylu, który był dość odporny na techniki. A przynajmniej ten z przyszłości. Tego jednak Rikimaru nie wiedział, a wolał też nie próbować. Utrzymanie się jak najdłużej na ringu powinno dać szansę i nic poza tym. Słyszał jak czarnowłosy demon klnie pod nosem i przeciera oczy. Odgrażał się, że załatwi człowieka. Jak tak dalej pójdzie to dojdzie do walki każdy z każdym.
- Jesteście śmieszni. Obaj. Gdybyście się nie rozłączyli to mielibyście jakąś szansę. - Charczał niebieski demon.
- Co masz na myśli?! Z nikim się nie rozłączałem. Zawsze walczę sam! - Oburzył się Shin D.Ragon.
Rikimaru przełknął ślinę, ponieważ Ffynci odkrył jakieś połączenie między nimi. Ziemianin wiedział od razu, że czarnowłosy jest tym, którego jest wcieleniem. Jak tylko poczuł tę siłę, ale widać było, że D.Ragon nie domyślił się niczego. Pytanie jak zareaguje na wieść o tym? Nie wiedział czego może oczekiwać, nie mógł wiedzieć, że może zostać równie dobrze wchłoniętym przez czarnowłosego. To byłoby najgorsze dla niego zakończenie.
OoC:
Staty Ffynci Ceffyl Power Level: 220 000 Siła: 10000 Szybkość: 10000 Wytrzymałość: 8000 Energia: 8000 HP: 76312-8272= 68040 KI: 120 000 Techniki: 1. Red 14400 dmg; 15 552KI 2. KI-Sword 18880dmg; 18880KI 3. Mouth Wave 8400dmg; 11340dmg 4. Honoo 10800 dmg; 14040KI 5. Absorption (albo Shin D.Ragona albo Kaio-Shina +2000 do statów) | Staty Shin D.Ragon Power Level: 120 000 Siła: 4000 Szybkość: 4000 Wytrzymałość: 4000 Energia: 6000 HP: 55000 (zrobił blok) KI: 90 000 Techniki: 1. Ki-Sword 10600dmg; -10600KI 2. Eye Beam, unieruchom na ture; 1/2 energii przeciwnika 3. Honoo 8100dmg ;10530KI 4. Final Explosion 36000dmg+pozostałe KI i HP . |
Ffynci podstawowy 10000dmg
Ja Taiyoken -400KI; oślepienie
Shiyoken -300KI
Podstawowy 8272dmg
Moje HP: 61200-10000= 51200
Moje KI: 56260-700= 55560
Re: Pole Bitwy
Nie Lip 13, 2014 11:56 am
The member 'Rikimaru' has done the following action : Rzut Kośćmi
#1 'Walka automat ' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Procent' : 55
#1 'Walka automat ' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Procent' : 55
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Nie Lip 13, 2014 1:13 pm
Wydawać się mogło, że uderzenie było celne i osłabi nieco Ffynci, ale ten kontynuował:
- Rozumiem. Tak to wygląda. Więc będę mieć sporo zabawy z wami młokosy. Takie uderzenia to jest nic dla mocnej skóry. Pokażę wam co to jest prawdziwa siła!
Nagle jego ciało zaczęło parować, a więc oznaczać to może, że będzie stosował swoją dziwną technikę teleportacji za pomocą dymu, ale koniec końców okazało się całkiem co innego. Ręce niebieskiego demona rozświetliły się.
# Cofnij się. Uciekaj! # - To głos wyroczni rozbrzmiał w jego głowie i jak powiedziała tak zrobił. Momentalnie znalazł się daleko poza zasięgiem, a chwilę później ujrzał setki, a może tysiące kul rozwalające rozległy obszar, a Shin D.Ragon przeskakujący między nimi. Dwa demony zaciekle walczyły. Jeden atakował, a drugi unikał, ale w końcu czarnowłosy ruszył w górę, w kierunku niebieskiego, który się uniósł. Ręka D.Ragona rozświetliła się. Bez wątpienia chciał uderzyć przeciwnika za pomocą Ki-Sworda, ale odsłonił się i duża ilość ki-blastów uderzyła w czarnowłosego. Masa dymu i ognia spowiła jego ciało i teraz niczym świetlista kula zmierzał w kierunku swojego przeciwnika i ciął po klatce piersiowej. Niesamowite zderzenie mocy, a każda z nich zmalała nieco po tej wymianie.
Cokolwiek przyniesie przyszłość to wygląda na to, że Ffynci słabnie i to dość szybko, a w dodatku techniki działają na niego całkiem dobrze.
Tymczasem z drugiego końca planety zmierzały kolejne silne ki, około 10 osób, których moc razem była równa mocy Rikimaru. Jeżeli chcą dołączyć się do walki to niebieski demon zginie tu i teraz.
- Nie wierzę, że idzie nam tak łatwo. - Powiedział do wyroczni.
- Ja też. Coś tu jest nie tak. Ffynci nie powinien był być sam. Miał podwładnych.
- 10 osób zmierza w naszym kierunku. Czy to mogą być oni?
Wyrocznia zmarszczyła czoło. Widać było jej zaskoczenie. Mogła być tak przejęta obserwacją, że nie zwróciła na to uwagi...
OoC:
Obaj na siebie dane w tabeli.
Moje HP: 61200-10000= 51200
Moje KI: 56260-700= 55560
- Rozumiem. Tak to wygląda. Więc będę mieć sporo zabawy z wami młokosy. Takie uderzenia to jest nic dla mocnej skóry. Pokażę wam co to jest prawdziwa siła!
Nagle jego ciało zaczęło parować, a więc oznaczać to może, że będzie stosował swoją dziwną technikę teleportacji za pomocą dymu, ale koniec końców okazało się całkiem co innego. Ręce niebieskiego demona rozświetliły się.
# Cofnij się. Uciekaj! # - To głos wyroczni rozbrzmiał w jego głowie i jak powiedziała tak zrobił. Momentalnie znalazł się daleko poza zasięgiem, a chwilę później ujrzał setki, a może tysiące kul rozwalające rozległy obszar, a Shin D.Ragon przeskakujący między nimi. Dwa demony zaciekle walczyły. Jeden atakował, a drugi unikał, ale w końcu czarnowłosy ruszył w górę, w kierunku niebieskiego, który się uniósł. Ręka D.Ragona rozświetliła się. Bez wątpienia chciał uderzyć przeciwnika za pomocą Ki-Sworda, ale odsłonił się i duża ilość ki-blastów uderzyła w czarnowłosego. Masa dymu i ognia spowiła jego ciało i teraz niczym świetlista kula zmierzał w kierunku swojego przeciwnika i ciął po klatce piersiowej. Niesamowite zderzenie mocy, a każda z nich zmalała nieco po tej wymianie.
Cokolwiek przyniesie przyszłość to wygląda na to, że Ffynci słabnie i to dość szybko, a w dodatku techniki działają na niego całkiem dobrze.
Tymczasem z drugiego końca planety zmierzały kolejne silne ki, około 10 osób, których moc razem była równa mocy Rikimaru. Jeżeli chcą dołączyć się do walki to niebieski demon zginie tu i teraz.
- Nie wierzę, że idzie nam tak łatwo. - Powiedział do wyroczni.
- Ja też. Coś tu jest nie tak. Ffynci nie powinien był być sam. Miał podwładnych.
- 10 osób zmierza w naszym kierunku. Czy to mogą być oni?
Wyrocznia zmarszczyła czoło. Widać było jej zaskoczenie. Mogła być tak przejęta obserwacją, że nie zwróciła na to uwagi...
OoC:
Staty Ffynci Ceffyl Power Level: 220 000 Siła: 10000 Szybkość: 10000 Wytrzymałość: 8000 Energia: 8000 HP: 76312 (zablokował mój cios)-10600(KI-sword SDR)= 65712 KI: 120 000-15552= 104448 Techniki: 1. Red 14400 dmg; 15 552KI 2. KI-Sword 18880dmg; 18880KI 3. Mouth Wave 8400dmg; 11340dmg 4. Honoo 10800 dmg; 14040KI 5. Absorption (albo Shin D.Ragona albo Kaio-Shina +2000 do statów) | Staty Shin D.Ragon Power Level: 120 000 Siła: 4000 Szybkość: 4000 Wytrzymałość: 4000 Energia: 6000 HP: 55000-14400(RED)=40600 KI: 90 000-10600=79400 Techniki: 1. Ki-Sword 10600dmg; -10600KI 2. Eye Beam, unieruchom na ture; 1/2 energii przeciwnika 3. Honoo 8100dmg ;10530KI 4. Final Explosion 36000dmg+pozostałe KI i HP . |
Moje HP: 61200-10000= 51200
Moje KI: 56260-700= 55560
Re: Pole Bitwy
Nie Lip 13, 2014 1:13 pm
The member 'Rikimaru' has done the following action : Rzut Kośćmi
#1 'Walka automat ' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Procent' : 99
#1 'Walka automat ' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Procent' : 99
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach