Kame House
+4
NPC.
Rikimaru
Reito
NPC
8 posters
Kame House
Sro Maj 30, 2012 12:43 am
First topic message reminder :
"Przed napisaniem zapoznaj się z treścią postu dołączonego do tematu bądź skonsultuj się z adminem lub MG, gdyż każdy post niewłaściwie napisany zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu."
Kame House Dom Genialnego Żółwia - jest to domek na małej wysepce na środku oceanu. Mieszkają tam Żółwi Pustelnik (zwany też Kameseninem) i jego zwierzątko Morski Żółw. Wyspa jest bardzo trudna do odnalezienia ponieważ jest zbyt mała by ją umieścić i zaznaczyć na mapie przez co niewiele osób wie o jej istnieniu. |
"Przed napisaniem zapoznaj się z treścią postu dołączonego do tematu bądź skonsultuj się z adminem lub MG, gdyż każdy post niewłaściwie napisany zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu."
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Kame House
Sob Lut 01, 2014 2:16 pm
Po wskoczeniu długo balansował rękami nim znalazł odpowiedni środek ciężkości. Skorupa strasznie ciągnęła do tyłu, obciążniki na kostkach nie robiły wielkiej różnicy, ale były jeszcze te na rękach. Co prawda dużo lżejsze od skorupy, ale pochylenie się lekko do przodu i wystawienie rąk do przodu pozwoliło mu na utrzymywanie tej idealnej równowagi. Nie dość, że musiał się przyzwyczaić do dużo większego ciężaru jaki przynosiły obciążenia to jeszcze stabilność. Zawsze miał problemy ze znalezieniem idealnego punktu po środku. To była jego największa wada i to było widać teraz na wylot. Nie nacieszył się długo staniem na tej lince.
Spodziewał się tego, że dodatkowy ruch linki może go wytrącić z bezpiecznej pozycji. Chepri wskoczył na żyłkę, a ta zaczęła tak wywijać na boki, że nie miał szans się utrzymać. Wspomógł się ki i lataniem, żeby się odbić od niewidzialnej ściany, ale nie mógł używać tego, więc powstrzymując się przed używaniem ki i koncentrując na tej sprawie zapomniał o balansowaniu. Odbicie się z drugiej strony od niewidzialnej ściany już nie mogło mieć miejsca. Nie miał szans się zatrzymać, więc po raz kolejny wyrżnął do przodu na ziemię, a Chepri zaczął się z niego niemiłosiernie śmiać, ale po chwili usłyszał głuche uderzenie o ziemię dwa metry od siebie. Odwrócił się i ujrzał czerwonowłosego, który próbował nieudolnie stanąć na nogi. Wyglądało to komicznie. Zupełnie jak prawdziwy żółw, który nie może się przewrócić na brzuch i sam też nie mógł się powstrzymać od wybuchnięcia śmiechem.
W końcu Chepri powstał i wskoczył na linkę, na której stał bardzo pewnie i teraz to on zapraszał Rikimaru do zabawy. Co się zmieniło? Odczuł nieznaczny wzrost mocy, a więc w ten sposób udało mu się zwiększyć panowanie nad ciałem. Rikimaru nie miał zamiaru tak łatwo podchodzić do tego zadania i wskoczył na linkę patrząc przed siebie, przyjmując pozycję jak wcześniej. Lekko pochylony, ręce lekko do przodu i po boku. O ile teraz miał dość otwartą pozycję w której nie mógł się za bardzo bronić, o tyle stał dość stabilnie. Chwilę przyzwyczajał się robiąc małe kroczki do przodu i do tyłu. Chepri musiał chyba przejść już podobny trening, bo radził sobie dużo lepiej.
Skoro będą walczyć bardziej na poważnie to nie ma się co ograniczać. Napiął mocno mięśnie, wstrzymał powietrze i naparł tym, które miał w płucach. Szybkość uderzeń serca zwiększyła się, a jego krew zaczęła szybciej krążyć. Siła i szybkość zwiększyły się, a wokół jego ciała pojawiła się ledwie widoczna fioletowa aura. Oprócz tego jego ciało zrosił trochę pot i zaczął ciężej oddychać. Domyślił się, że Chepri zrobił podobną rzecz, bo również miał cięższy oddech. Zauważył, że łatwiej jest mu się utrzymać. Bez wątpienia oprócz szybkości, zwiększyła się zręczność i czas reakcji, a więc taka linka nie była już tak dużym problem jak na początku. Podskoczył na niej, a potem wylądował na palcach jednej nogi, drugą trzymając na boku. Ręce musiał ułożyć trochę inaczej niż wcześniej aby utrzymać wcześniejszą równowagę.
- Skoro tak uważasz to czemu nie.
W tej pozycji wyczekiwał ruchu czerwonowłosego, ponieważ dopiero co dał odpowiedź to nie był pewny czy jest już gotowy. Rikimaru był.
OoC:
Zapomniałem poprzednio o regeneracji, więc +1080 KI (4080/5400)
4050 HP
Z aurami siły i szybkości: 596 siły, 402 szybkości
Spodziewał się tego, że dodatkowy ruch linki może go wytrącić z bezpiecznej pozycji. Chepri wskoczył na żyłkę, a ta zaczęła tak wywijać na boki, że nie miał szans się utrzymać. Wspomógł się ki i lataniem, żeby się odbić od niewidzialnej ściany, ale nie mógł używać tego, więc powstrzymując się przed używaniem ki i koncentrując na tej sprawie zapomniał o balansowaniu. Odbicie się z drugiej strony od niewidzialnej ściany już nie mogło mieć miejsca. Nie miał szans się zatrzymać, więc po raz kolejny wyrżnął do przodu na ziemię, a Chepri zaczął się z niego niemiłosiernie śmiać, ale po chwili usłyszał głuche uderzenie o ziemię dwa metry od siebie. Odwrócił się i ujrzał czerwonowłosego, który próbował nieudolnie stanąć na nogi. Wyglądało to komicznie. Zupełnie jak prawdziwy żółw, który nie może się przewrócić na brzuch i sam też nie mógł się powstrzymać od wybuchnięcia śmiechem.
W końcu Chepri powstał i wskoczył na linkę, na której stał bardzo pewnie i teraz to on zapraszał Rikimaru do zabawy. Co się zmieniło? Odczuł nieznaczny wzrost mocy, a więc w ten sposób udało mu się zwiększyć panowanie nad ciałem. Rikimaru nie miał zamiaru tak łatwo podchodzić do tego zadania i wskoczył na linkę patrząc przed siebie, przyjmując pozycję jak wcześniej. Lekko pochylony, ręce lekko do przodu i po boku. O ile teraz miał dość otwartą pozycję w której nie mógł się za bardzo bronić, o tyle stał dość stabilnie. Chwilę przyzwyczajał się robiąc małe kroczki do przodu i do tyłu. Chepri musiał chyba przejść już podobny trening, bo radził sobie dużo lepiej.
Skoro będą walczyć bardziej na poważnie to nie ma się co ograniczać. Napiął mocno mięśnie, wstrzymał powietrze i naparł tym, które miał w płucach. Szybkość uderzeń serca zwiększyła się, a jego krew zaczęła szybciej krążyć. Siła i szybkość zwiększyły się, a wokół jego ciała pojawiła się ledwie widoczna fioletowa aura. Oprócz tego jego ciało zrosił trochę pot i zaczął ciężej oddychać. Domyślił się, że Chepri zrobił podobną rzecz, bo również miał cięższy oddech. Zauważył, że łatwiej jest mu się utrzymać. Bez wątpienia oprócz szybkości, zwiększyła się zręczność i czas reakcji, a więc taka linka nie była już tak dużym problem jak na początku. Podskoczył na niej, a potem wylądował na palcach jednej nogi, drugą trzymając na boku. Ręce musiał ułożyć trochę inaczej niż wcześniej aby utrzymać wcześniejszą równowagę.
- Skoro tak uważasz to czemu nie.
W tej pozycji wyczekiwał ruchu czerwonowłosego, ponieważ dopiero co dał odpowiedź to nie był pewny czy jest już gotowy. Rikimaru był.
OoC:
Zapomniałem poprzednio o regeneracji, więc +1080 KI (4080/5400)
4050 HP
Z aurami siły i szybkości: 596 siły, 402 szybkości
Re: Kame House
Nie Lut 02, 2014 7:59 pm
Pozycja, w jakiej się znajdowałem zdecydowanie utrudniała mi walkę, stałem bokiem do Rikimaru, wiec tylko jedna ręka mogła służyć do obrony, ale łatwiej mi było utrzymać stabilność. W prawdzie teraz tak bardzo nie musiałem się o to martwić, ale zawsze istniała opcja upadku w wyniku zbyt silnego uderzenia. Znałem kilka form obrony przed ciosami, ale musiałbym za każdym razem przenosić środek swojej ciężkości, a to ryzykowne.
-"Nie ma co, urządziłem się ładnie"
To jednak nie był na narzekania, tylko na wnikliwą i jak najszybszą analizę sytuacji. Na mój plus działała większa zręczność, obusieczną broń stanowiła tutaj natomiast ta żyłka.
-"Może nie będzie tak źle" - pomyślałem. -"Szkoda tylko, że przy wykonywaniu każdego ruchu będę musiał zachowywać dużą ostrożność i, co gorsza, odpowiednie tempo. W prawdzie to działa w dwie strony, ale mimo wszystko Rikimaru jest silniejszy..."
No nic, wóz albo przewóz.
Powoli przesunąłem prawą stopę bliżej lewej, starając się zrobić to w miarę niepostrzeżenie, następnie "doskoczyłem" do niebieskowłosego, przesuwając nagle nogę i wyprowadzając cios. Utrzymanie równowagi okazało się dosyć proste, choć pewnie aury miały w to duży wkład.
-"Mogę chyba czuć się pewniej, ale utrata czujności mnie zgubi"
Cały czas zachowywałem skupienie, tylko, że skupianie się jednocześnie na swojej równowadze, żyłce i przeciwniku wcale nie jest takie proste. To w sporej mierze, jak przy zwykłej walce, ale o wiele trudniejsze. Większość osób w moim wieku ma problem, żeby skupić się na jednej rzeczy przez dłużej, niż kilka minut, a ja co? Pod tym względem zazdrościłem równieśnikom. Ale cóż, sam sobie wybrałem takie życie, wiedząc, że żywot wojownika jest trudny.
OOC:
Aury: -100HP
Podstawowy: 518 dmg
-"Nie ma co, urządziłem się ładnie"
To jednak nie był na narzekania, tylko na wnikliwą i jak najszybszą analizę sytuacji. Na mój plus działała większa zręczność, obusieczną broń stanowiła tutaj natomiast ta żyłka.
-"Może nie będzie tak źle" - pomyślałem. -"Szkoda tylko, że przy wykonywaniu każdego ruchu będę musiał zachowywać dużą ostrożność i, co gorsza, odpowiednie tempo. W prawdzie to działa w dwie strony, ale mimo wszystko Rikimaru jest silniejszy..."
No nic, wóz albo przewóz.
Powoli przesunąłem prawą stopę bliżej lewej, starając się zrobić to w miarę niepostrzeżenie, następnie "doskoczyłem" do niebieskowłosego, przesuwając nagle nogę i wyprowadzając cios. Utrzymanie równowagi okazało się dosyć proste, choć pewnie aury miały w to duży wkład.
-"Mogę chyba czuć się pewniej, ale utrata czujności mnie zgubi"
Cały czas zachowywałem skupienie, tylko, że skupianie się jednocześnie na swojej równowadze, żyłce i przeciwniku wcale nie jest takie proste. To w sporej mierze, jak przy zwykłej walce, ale o wiele trudniejsze. Większość osób w moim wieku ma problem, żeby skupić się na jednej rzeczy przez dłużej, niż kilka minut, a ja co? Pod tym względem zazdrościłem równieśnikom. Ale cóż, sam sobie wybrałem takie życie, wiedząc, że żywot wojownika jest trudny.
OOC:
Aury: -100HP
Podstawowy: 518 dmg
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Kame House
Nie Lut 02, 2014 10:01 pm
Po paru minutach byli chyba na tyle przyzwyczajeni do... nietypowej powierzchni, że mogli zacząć walkę, a pierwszy to zrobił Chepri. Z początku bardzo niepewnie się poruszał, ale w jednej chwili zrobił krok i uderzenie. Mogło wskazywać wiele na to, że udawał i po prostu chciał zmylić czujność niebiesko-włosego, który próbując z całych sił utrzymać się na lince przyjął cios prosto w twarz, a ten go odchylił do tyłu, ale wykorzystał to do wykonania obrotu i zrobił zamach nogą, ale nie trafił.
Na całe szczęście przynajmniej udało mu się utrzymać środek ciężkości i pozostać na lince. Tym razem opierał się na lince piętą prawej nogi i śródstopiem lewej. W ten sposób będzie mógł postawić krok prawą nogą na nieco większą odległość i uderzyć Chepriego, a przynajmniej trafić. Twarz go bolała jakby ktoś mu przywalił cegłą. Bez zwiększonej wytrzymałości ból czuć wyraźnie, ale chciał sprawdzić jak to jest walczyć bez tego. Odkąd zapanował nad odpornością skóry, mięśni, a nawet kości na uderzenia to niemal nieustannie zachowywał ją. O ile sama w sobie tak bardzo nie wyczerpywała to bez niej, a ze zwiększoną szybkością i siłą czuł się trochę jak kaleka. Gdyby mogli używać energii i zwiększył swoją KI to pewnie mięśnie paliłyby po paru sekundach. Już teraz czuł, że poci się i męczy znacznie szybciej niż dotychczas. Liczył również na to, że Genialny Żółw to zauważy i poradzi mu co może z tym zrobić. Czy jest jakiś sposób, żeby ta moc tak nie obciążała ciała.
Walka nie będzie łatwa i wiedział to już od samego początku, ale przegrał już jeden z ich pojedynków na wyspie. Mianowicie później niż Chepri nauczył się Kienzana i musiał nadrobić ten wynik, który tkwił tylko i wyłącznie w jego umyśle. Być może czerwonowłosego też motywowały te wyzwania. Nie byłoby to dziwne. Faceci tak często mają i dlatego zrobi wszystko, żeby wygrać. Najlepiej efektownie, ale również uważnie. Musi szybko myśleć, a do tego koncentrować się na równowadze. Tyle rzeczy na raz do ogarnięcia, ale nie był początkującym.
W szkole, przed wypadkiem był reprezentantem szkoły w karate, kungfu oraz judo. Uczestniczył nawet w turnieju z mieszanymi stylami. Jeszcze do niedawna niewiele pamiętał sprzed wypadku, ale teraz pamięć mu powoli wracała i te wszystkie ruchy oraz techniki. Musiał wykorzystać tutaj wszystko co oferował ten nietypowy ring, a linka, którą mogli obaj traktować jak przeszkodą mogła stać się największym atutem. Była elastyczna i wzmacniała siłę wybicia. Wystarczyło lekko podskoczyć, dobrze trafić i odbić się pod kątem. W ten właśnie sposób postąpił i nagle znalazł się tuż przed Cheprim. Jego oba kolana na wysokości jego głowy, ale był za wysoko, żeby mógł bezpiecznie wylądować. Oparł się więc rękami na ramionach czerwonowłosego i wymierzył kolanami w brzuch. Wykorzysta stabilną pozycję przeciwnika, żeby zadać mu cios, a następnie dobrze wylądować na lince.
OoC:
Aury -100HP
Podstawowy 596 dmg
HP: 4050-100-518= 3432 (85%)
Na całe szczęście przynajmniej udało mu się utrzymać środek ciężkości i pozostać na lince. Tym razem opierał się na lince piętą prawej nogi i śródstopiem lewej. W ten sposób będzie mógł postawić krok prawą nogą na nieco większą odległość i uderzyć Chepriego, a przynajmniej trafić. Twarz go bolała jakby ktoś mu przywalił cegłą. Bez zwiększonej wytrzymałości ból czuć wyraźnie, ale chciał sprawdzić jak to jest walczyć bez tego. Odkąd zapanował nad odpornością skóry, mięśni, a nawet kości na uderzenia to niemal nieustannie zachowywał ją. O ile sama w sobie tak bardzo nie wyczerpywała to bez niej, a ze zwiększoną szybkością i siłą czuł się trochę jak kaleka. Gdyby mogli używać energii i zwiększył swoją KI to pewnie mięśnie paliłyby po paru sekundach. Już teraz czuł, że poci się i męczy znacznie szybciej niż dotychczas. Liczył również na to, że Genialny Żółw to zauważy i poradzi mu co może z tym zrobić. Czy jest jakiś sposób, żeby ta moc tak nie obciążała ciała.
Walka nie będzie łatwa i wiedział to już od samego początku, ale przegrał już jeden z ich pojedynków na wyspie. Mianowicie później niż Chepri nauczył się Kienzana i musiał nadrobić ten wynik, który tkwił tylko i wyłącznie w jego umyśle. Być może czerwonowłosego też motywowały te wyzwania. Nie byłoby to dziwne. Faceci tak często mają i dlatego zrobi wszystko, żeby wygrać. Najlepiej efektownie, ale również uważnie. Musi szybko myśleć, a do tego koncentrować się na równowadze. Tyle rzeczy na raz do ogarnięcia, ale nie był początkującym.
W szkole, przed wypadkiem był reprezentantem szkoły w karate, kungfu oraz judo. Uczestniczył nawet w turnieju z mieszanymi stylami. Jeszcze do niedawna niewiele pamiętał sprzed wypadku, ale teraz pamięć mu powoli wracała i te wszystkie ruchy oraz techniki. Musiał wykorzystać tutaj wszystko co oferował ten nietypowy ring, a linka, którą mogli obaj traktować jak przeszkodą mogła stać się największym atutem. Była elastyczna i wzmacniała siłę wybicia. Wystarczyło lekko podskoczyć, dobrze trafić i odbić się pod kątem. W ten właśnie sposób postąpił i nagle znalazł się tuż przed Cheprim. Jego oba kolana na wysokości jego głowy, ale był za wysoko, żeby mógł bezpiecznie wylądować. Oparł się więc rękami na ramionach czerwonowłosego i wymierzył kolanami w brzuch. Wykorzysta stabilną pozycję przeciwnika, żeby zadać mu cios, a następnie dobrze wylądować na lince.
OoC:
Aury -100HP
Podstawowy 596 dmg
HP: 4050-100-518= 3432 (85%)
Re: Kame House
Nie Lut 02, 2014 11:06 pm
Wojownik, który słabo zna przeciwnika, albo nie zna go wcale, musi się spodziewać wszystkiego. To właśnie dlatego tak ważne jest poznanie oponenta. Ja Rikimaru znałem bardzo słabo, choć to w sumie była nasza trzecia walka. Z jednej strony to praktyczne, bo lepiej poznawałem jego umiejętności walki, a z drugiej to trochę kłopotliwe, że nie znałem praktycznie żadnych jego danych personalnych. Fakt, to nie jest jakiś nie wiadomo jaki problem, ale jak wspominałem, lepiej znać swojego przeciwnika, to pozwala na przewidzenie jego ruchów i przygotowanie odpowiedzi. Pewnie dlatego atak niebieskowłosego wywarł na mnie aż takie wrażenie. Wbicie kolan w brzuch zabolało aż za bardzo... To przez brak aury dającej mi wytrzymałość. W pierwszej chwili pomyślałem, żeby ją włączyć, ale raz, że to by popsuło jeden z aspektów treningu, a dwa, że i tak miałem inne rzeczy na głowie, a mianowicie utrzymanie równowagi. Musiałem jakoś wymanewrować rękoma, bo zrobienie kroku do tyłu mogłoby się okazać zgubne. Odchylałem się niebezpiecznie szybko, to wina tej przeklętej skorupy na plecach, do tego ta żyłka wcale nie pomagała. W akcie umiarkowanej desperacji złapałem Rikimaru za przedramiona i przyciągnąłem się do niego. Zrobiłem to w odpowiednim momencie, bo ułamek sekundy później i znów leżałbym jak ten żółw na skorupie, dodatkowo los mi sprzyjał, że nie pociągnąłem niebieskowłosego za sobą, wtedy to bym dopiero zrobił... W każdym razie, myślałem szybko i do głowy przyszedł mi pomysł, jak to wykorzystać. Przy pomocy umiarkowanej (ale jednak) siły rozpędu i zwiększonej masy uderzyłem niebieskookiego głową w twarz. Z fizycznego punktu widzenia zrobiłem coś bardzo głupiego, bo tylko głowa nie posiadała jakiegoś obciążnika i zwiększona masa wywierała najmniejszy wpływ, niemniej, mało miałem czasu. Gdyby go było więcej pewnie wpadłbym na takie pomysły jak uderzenie pięścią, czy całym ciałem, ale cóż. Równowagę złapałem, z pewną trudnością, ale złapałem. Pozostawało mi tylko przygotowanie się na kontratak.
OOC:
Aury: -100 HP
Potężny: 955 DMG
HP: 4010 - 100 - 596 = 3314
OOC:
Aury: -100 HP
Potężny: 955 DMG
HP: 4010 - 100 - 596 = 3314
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Kame House
Pon Lut 03, 2014 12:12 am
Spodziewał się, że Chepri w jakiś sposób wykorzysta go do utrzymania się na linie. Zabawa była niezła, ale żaden z nich nie odpuszczał. Miał już plan, żeby wykorzystać tą skorupę do zablokowania ciosu, ale o ile Chepri mógłby sobie połamać rękę na niej albo ją zniszczyć, bo nie znał wytrzymałości jednak bez wątpienia spadłby z liny. Po raz drugi oberwał po twarzy i ten cios głową był dużo boleśniejszy, bo oberwał prosto w nos, a ten jest dość czuły. Powstrzymał się w ostatniej chwili od zakrycia twarzy rękami. Środek ciężkości przeniósłby się do tyłu i poleciałby na skorupę, ale z drugiej strony wpadł na bardzo dobry pomysł. Przyszedł czas na jak najlepsze wykorzystanie warunków oraz skorupy, której ciężar mógł nadać również impetu.
Zastanawiał się czy wysokość linki jest na tyle odpowiednia, żeby nie zarył o ziemię. Poza tym jej elastyczność mogła sprawić, że skorupa wbiłaby się w ziemię i już by tam został. Musiał zaryzykować i przenieść całą siłę do rąk, a więc rzucił się do przodu na nura, wystawił ręce do przodu i złapał za linę. Następnie przekręcił rękami na linie i był przez moment równolegle do ziemi. Odchylił nieco linę i Chepri omal nie spadł. Impet rzucił go do tyłu, ale zdołał kopnąć Chepriego mocno z góry w ramię robiąc salto. Wyleciał na pień drzewa, delikatnie się od niego odbił i opadł na linę. Ciężko dyszał po tej całej serii, bo ewolucja była naprawdę trudna i wymagała nie tylko maksymalnego skupienia, a także sporej zręczności.
Utrzymywanie równowagi było coraz łatwiejsze i pewnie kilka ruchów i będzie w stanie nawet bez aur sprawnie się poruszać po linie. Przynajmniej się czegoś nauczy dzięki takiej zabawie.
OoC:
Aury -100 HP
Potężny 998dmg
HP: 3432-1055= 2377 (59%)
Zastanawiał się czy wysokość linki jest na tyle odpowiednia, żeby nie zarył o ziemię. Poza tym jej elastyczność mogła sprawić, że skorupa wbiłaby się w ziemię i już by tam został. Musiał zaryzykować i przenieść całą siłę do rąk, a więc rzucił się do przodu na nura, wystawił ręce do przodu i złapał za linę. Następnie przekręcił rękami na linie i był przez moment równolegle do ziemi. Odchylił nieco linę i Chepri omal nie spadł. Impet rzucił go do tyłu, ale zdołał kopnąć Chepriego mocno z góry w ramię robiąc salto. Wyleciał na pień drzewa, delikatnie się od niego odbił i opadł na linę. Ciężko dyszał po tej całej serii, bo ewolucja była naprawdę trudna i wymagała nie tylko maksymalnego skupienia, a także sporej zręczności.
Utrzymywanie równowagi było coraz łatwiejsze i pewnie kilka ruchów i będzie w stanie nawet bez aur sprawnie się poruszać po linie. Przynajmniej się czegoś nauczy dzięki takiej zabawie.
OoC:
Aury -100 HP
Potężny 998dmg
HP: 3432-1055= 2377 (59%)
Re: Kame House
Wto Lut 04, 2014 12:02 am
Czego jak czego, ale takiego zagrania się na pewno nie spodziewałem. Może to przez to, że już w pierwszej chwili wydało mnie się bardzo ryzykowne, ale jak widać Rikimaru miał dosyć odwagi by to ryzyko podjąć i wyszedł na tym z zyskiem. A ja... Leciałem na skorupę, z małymi szansami na odzyskanie równowagi... Pięknie. Wpadło mi do głowy, żeby odbić się skorupą i wybić, robiąc coś na zasadzie sprężynki. Odrzuciłem jednak ten pomysł, ponieważ nawet w normalnych warunkach byłoby to bardzo trudna, a teraz? Zresztą, musiałbym idealnie wymierzyć uderzenie w środek skorupy, co stanowiło nie lada trudność. Rękoma też bym nic nie zdziałał. Ale może jakbym się obrócił...? Tak, to była myśl. Wystarczyło zrobić tylko to, co kot robi za każdym razem, gdy spada. Dobra, aż to. Porywałem się z motyką na słońce, ale pocieszała mnie myśl, że wcale tak dużo nie straciłbym. Jeśli nic nie zrobię, spadnę, jeśli mnie się nie uda, też spadnę, a jeśli dam radę... To wtedy dam radę.
W chyba ostatniej chwili wybiłem się nieco nogami, ze sporym trudem skręciłem tułowie, zmuszając się do obrotu o sto osiemdziesiąt stopni w osi y. Niemal od razu zakręciło mnie się w głowie, ale to wina tych obciążników... Umysł jednak miałem skupiony na zadaniu. Złapałem się linki i przywarłem do niej, jednocześnie starając się nie przechylić na którąś ze stron, bo zawisłbym jak leniwiec... Nie do końca wiem jak, ale odbiłem się... I nawet obróciłem przodem do Rikimaru. Serio nie wiem kto był bardziej zdziwiony tym, ja czy on. Szybko zdziwienie mi przeszło, jak do mózgu dotarł sygnał o uszkodzeniu ciała. Aż zasyczałem z bólu. Zadziwiające jak niebieskowłosy mógł tak celnie trafić w miejsce, gdzie mięśnie ramienia łączą się z barkiem. Mój oponent wyglądał nadal na nieco skołowanego, więc bez większego zastanowienia wyprowadziłem cios lewą ręką w jego brzuch. Opuszczona garda nieco w tym pomogła.
OOC:
Aury: -100 HP
Podstawowy: 518 DMG
Moje HP: 3314 - 100 - 998 = 2216 (53,9% ~ 54%)
W chyba ostatniej chwili wybiłem się nieco nogami, ze sporym trudem skręciłem tułowie, zmuszając się do obrotu o sto osiemdziesiąt stopni w osi y. Niemal od razu zakręciło mnie się w głowie, ale to wina tych obciążników... Umysł jednak miałem skupiony na zadaniu. Złapałem się linki i przywarłem do niej, jednocześnie starając się nie przechylić na którąś ze stron, bo zawisłbym jak leniwiec... Nie do końca wiem jak, ale odbiłem się... I nawet obróciłem przodem do Rikimaru. Serio nie wiem kto był bardziej zdziwiony tym, ja czy on. Szybko zdziwienie mi przeszło, jak do mózgu dotarł sygnał o uszkodzeniu ciała. Aż zasyczałem z bólu. Zadziwiające jak niebieskowłosy mógł tak celnie trafić w miejsce, gdzie mięśnie ramienia łączą się z barkiem. Mój oponent wyglądał nadal na nieco skołowanego, więc bez większego zastanowienia wyprowadziłem cios lewą ręką w jego brzuch. Opuszczona garda nieco w tym pomogła.
OOC:
Aury: -100 HP
Podstawowy: 518 DMG
Moje HP: 3314 - 100 - 998 = 2216 (53,9% ~ 54%)
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Kame House
Wto Lut 04, 2014 12:16 pm
O ile Rikimaru zrobił coś niezwykłego, nieprawdopodobnego to już to co zrobił Chepri przeszło najśmielsze oczekiwania, bo do końca nie wiedział jak to zrobił. Przecież runął na jego ramię nogą bardzo mocno, chociaż nie uważał, żeby ten cios miał zachwiać równowagą czerwonowłosego. Oceniał, że co najwyżej przygniecie Chepriego tak do linki, że wystrzeli w górę jak z procy, ale świetnie zamortyzował ciałem to uderzenie, ale przez to jakoś tak dziwnie poleciał na linkę, a potem zrobił jakąś niesamowitą rewolucję, która przebił chyba to co on zrobił przed chwilą. Zresztą wyraźnie było widać, kto tu jest szybszy. Ciosy Chepriego były mocne, ale nie tak bardzo jak niebieskowłosego. Grymas bólu po ostatnim uderzeniu na jego sparingpartnerze mówił wszystko, ale ruch który wykonał wyraźnie obnażył, że Rikimaru ustępuje szybkością. Jego ewolucja w głównej mierze polegała na sile i pewnym trzymaniu się linki i co prawda obroty potrzebowały sporej zręczności, ale pewnie Chepri mógłby zrobić to dużo sprawniej i płynniej.
Nie był tylko pewien co podczas walki może się okazać lepsze. Nieco większa szybkość, kosztem słabszych ciosów lub może więcej uderzeń, ale słabszych? Na tak nieznacznych różnicach jakie dzieliły Chepriego i Rikimaru nie można było tego stwierdzić i swoje dywagacje będzie musiał przesunąć do czasu pojedynku z kimś znacznie szybszym, ale ze słabszą siłą ciosu lub z kimś mającym uderzenie tysiąc tonowego młota, a wolne ruchy.
Chepri wykorzystał chwilę i przeszedł do ataku. Na lince ciężko w jakikolwiek sposób osłaniać się przed uderzeniami, więc cios w brzuch na chwilę go przytkał, ale zdołał złapać ręką za ramię przeciwnika i spróbował wykonać kopniaka w udo, żeby strącić Chepriego, ale poczuł, że noga mu się osuwa z linki, a w głowie mu zawirowało... Czy to po ciosie czerwonowłosego czy z wycieńczenia? Kso. Tylko nie to. Myślałem, że mam już z tym spokój. Kim Ty do cholery jesteś, że siedzisz w mojej głowie? Dlaczego wciąż pojawiasz się w dziwnych momentach?
OoC:
Kolejny pomysł z kościami. Rzucam kością walka. Jak wypadnie cokolwiek z unikiem, blokiem albo technika/power-up to nie trafiam Cię i wygrałeś. Jeżeli wszystko inne to trafiam.
Bez tego to dzięki szybkości wygrałeś, a jakby patrzeć na to, że ja kończę rundę to ja wygrałem. Niech zadecyduje znowu los.
Aury -100 HP
Atak podstawowy 596 dmg [Ty 1620/4110= 39%]
Moje HP: 2377-518-100= 1759/4050 [43%]
Nie był tylko pewien co podczas walki może się okazać lepsze. Nieco większa szybkość, kosztem słabszych ciosów lub może więcej uderzeń, ale słabszych? Na tak nieznacznych różnicach jakie dzieliły Chepriego i Rikimaru nie można było tego stwierdzić i swoje dywagacje będzie musiał przesunąć do czasu pojedynku z kimś znacznie szybszym, ale ze słabszą siłą ciosu lub z kimś mającym uderzenie tysiąc tonowego młota, a wolne ruchy.
Chepri wykorzystał chwilę i przeszedł do ataku. Na lince ciężko w jakikolwiek sposób osłaniać się przed uderzeniami, więc cios w brzuch na chwilę go przytkał, ale zdołał złapać ręką za ramię przeciwnika i spróbował wykonać kopniaka w udo, żeby strącić Chepriego, ale poczuł, że noga mu się osuwa z linki, a w głowie mu zawirowało... Czy to po ciosie czerwonowłosego czy z wycieńczenia? Kso. Tylko nie to. Myślałem, że mam już z tym spokój. Kim Ty do cholery jesteś, że siedzisz w mojej głowie? Dlaczego wciąż pojawiasz się w dziwnych momentach?
OoC:
Kolejny pomysł z kościami. Rzucam kością walka. Jak wypadnie cokolwiek z unikiem, blokiem albo technika/power-up to nie trafiam Cię i wygrałeś. Jeżeli wszystko inne to trafiam.
Bez tego to dzięki szybkości wygrałeś, a jakby patrzeć na to, że ja kończę rundę to ja wygrałem. Niech zadecyduje znowu los.
Aury -100 HP
Atak podstawowy 596 dmg [Ty 1620/4110= 39%]
Moje HP: 2377-518-100= 1759/4050 [43%]
Re: Kame House
Wto Lut 04, 2014 12:16 pm
The member 'Rikimaru' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
Re: Kame House
Wto Lut 04, 2014 7:07 pm
Nadal miałem w głowię wyobrażenie tego, jak dla obserwatora mógł wyglądać mój karkołomny popis umiejętności kaskaderskich, musiałem stwierdzić, że nie jednego "zawodowca" wprawiłby w kompleksy, ale takie życie.
Udało mnie się wymierzyć cios... Mogłem się jednak spodziewać, że Rikimaru zrobi coś takiego... Złapał mnie za ramię i kopnął w udo. Jeszcze zanim uderzył wiedziałem, że nie zdołam się utrzymać, czułem to, a że jeszcze trafił w najgorsze możliwe miejsce, z boku, nad kolanem, to silny ból połączony z lekkim skurczem targnął moją nogą. Podkurczyła się trochę, co w połączeniu z siłą uderzenia spowodowało mój nieuchronny spadek z linki. Tu już nie było co ratować, po prostu spadałem i nic nie mogłem na to poradzić. No, chyba, że złagodzić upadek, albo ogólnie wylądować, zamiast ryć twarzą w ziemię. Wykorzystałem dzikie instynkty, jakie przebudziła we mnie technika Rogafufuken, czy raczej, jakie musiałem w sobie przebudzić, żeby opanować ją. Wyciągnąłem ręce przed siebie i gdy tylko dłonie dotknęły ziemi, zgiąłem łokcie, przenosząc siłę uderzenia i zamieniając ją w napęd dla przewrotu w przód. Gdybyście kiedyś próbowali zrobić przewrót w przód ze skorupą... Pomyślcie o tym dwa razy, taka mała rada. Nie dość, że to strasznie utrudnia, to jeszcze jak włożymy za mało energii, to całkiem uniemożliwia. U mnie zabrakło minimalnie. Prawie już dotykałem stopami ziemi, kiedy grawitacja zachciała inaczej i znów wylądowałem na plecach. Po chwili szamotaniny z samym sobą, w kocu się podniosłem. Zdezaktywowałem aury... I to był mój błąd. Chociaż nie używałem wcześniej aury wytrzymałości, to i tak poczułem, że boli mnie wszystko bardziej, niż przedtem. Może to kwestia tych obciążników, albo bardziej rozluźnionych mięśni, nie wiedziałem i prawdę mówiąc mało mnie to obchodziło. Ból miał to do siebie, że skupiał na teraźniejszości, a w tamtej teraźniejszości wszystko mnie bolało...
Mimo to, chociaż wszystkie części mojego ciała krzyczały "Zdejmij to!", to ja jednak nie chciałem pozbywać się obciążników, bo jak to mówią: "Musi być gorzej, zanim będzie lepiej". Wtedy było fatalnie, dlatego śmiałem sądzić, że trochę zajmie mi przywyknięcie.
Odpocząłem nieco i wstałem, musiałem się wspierać rękoma na udach. Oddychałem szybko. Słyszałem wyraźnie, jak krew płynie wartkim nurtem w moich żyłach.
-Chyba Cię trochę nie doceniłem i to był mój błąd, ale nie myśl, że następnym razem go popełnię - powiedziałem do niebieskowłosego, o dziwo udało mi się to zrobić jednym tchem.
OOC:
Aury: off -100 HP
HP: 2216 - 100 - 596 = 1520
Edit z dnia 04.02.2014 o godz. 23:23 - Koniec treningu
Udało mnie się wymierzyć cios... Mogłem się jednak spodziewać, że Rikimaru zrobi coś takiego... Złapał mnie za ramię i kopnął w udo. Jeszcze zanim uderzył wiedziałem, że nie zdołam się utrzymać, czułem to, a że jeszcze trafił w najgorsze możliwe miejsce, z boku, nad kolanem, to silny ból połączony z lekkim skurczem targnął moją nogą. Podkurczyła się trochę, co w połączeniu z siłą uderzenia spowodowało mój nieuchronny spadek z linki. Tu już nie było co ratować, po prostu spadałem i nic nie mogłem na to poradzić. No, chyba, że złagodzić upadek, albo ogólnie wylądować, zamiast ryć twarzą w ziemię. Wykorzystałem dzikie instynkty, jakie przebudziła we mnie technika Rogafufuken, czy raczej, jakie musiałem w sobie przebudzić, żeby opanować ją. Wyciągnąłem ręce przed siebie i gdy tylko dłonie dotknęły ziemi, zgiąłem łokcie, przenosząc siłę uderzenia i zamieniając ją w napęd dla przewrotu w przód. Gdybyście kiedyś próbowali zrobić przewrót w przód ze skorupą... Pomyślcie o tym dwa razy, taka mała rada. Nie dość, że to strasznie utrudnia, to jeszcze jak włożymy za mało energii, to całkiem uniemożliwia. U mnie zabrakło minimalnie. Prawie już dotykałem stopami ziemi, kiedy grawitacja zachciała inaczej i znów wylądowałem na plecach. Po chwili szamotaniny z samym sobą, w kocu się podniosłem. Zdezaktywowałem aury... I to był mój błąd. Chociaż nie używałem wcześniej aury wytrzymałości, to i tak poczułem, że boli mnie wszystko bardziej, niż przedtem. Może to kwestia tych obciążników, albo bardziej rozluźnionych mięśni, nie wiedziałem i prawdę mówiąc mało mnie to obchodziło. Ból miał to do siebie, że skupiał na teraźniejszości, a w tamtej teraźniejszości wszystko mnie bolało...
Mimo to, chociaż wszystkie części mojego ciała krzyczały "Zdejmij to!", to ja jednak nie chciałem pozbywać się obciążników, bo jak to mówią: "Musi być gorzej, zanim będzie lepiej". Wtedy było fatalnie, dlatego śmiałem sądzić, że trochę zajmie mi przywyknięcie.
Odpocząłem nieco i wstałem, musiałem się wspierać rękoma na udach. Oddychałem szybko. Słyszałem wyraźnie, jak krew płynie wartkim nurtem w moich żyłach.
-Chyba Cię trochę nie doceniłem i to był mój błąd, ale nie myśl, że następnym razem go popełnię - powiedziałem do niebieskowłosego, o dziwo udało mi się to zrobić jednym tchem.
OOC:
Aury: off -100 HP
HP: 2216 - 100 - 596 = 1520
Edit z dnia 04.02.2014 o godz. 23:23 - Koniec treningu
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Kame House
Sro Lut 05, 2014 7:25 pm
Po zadanym ciosie, który na szczęście doszedł celu zawirowało mu w głowie, a zdołał zablokować siłę, która się przebijała i w ostatniej chwili opadając tak ustawił ciało, że naparł udami na linkę i zamortyzował napięcie, a następnie rozstawiając odpowiednie ręce utrzymał się tak i siedział teraz spoglądając na Chepriego. Odetchnął głęboko rozluźniając wszystkie mięśnie i musiał się trochę pochylić do przodu czując zwiększający się ciężar, który nosił na sobie. Trochę się do tego przyzwyczaił, ale wciąż jeszcze trochę czasu mu pozostanie do przyzwyczajenia się do skorupy. Będzie musiał przeznaczyć wiele godzin dziennie na trening, żeby panować dobrze nad ciałem. Musi poprosić mistrza o więcej takich ćwiczeń, ponieważ jeszcze musi być wiele rzeczy do dopracowania, a nie ma o tym jeszcze pojęcia. Treningi karate pod okiem słabych szkolnych mistrzów były niczym w porównaniu do tego wszystkiego. Uśmiechnął się słysząc pochwałę Chepriego i groźbę odegrania się za błąd.
- Trzymam Cię za słowo. - Powiedział pół żartem, pół serio. Chepri był świetnym sparingpartnerem i rywalem do treningów. Ich moc była porównywalna i rozwijali się niemal z identyczną szybkością. W dodatku znali niemal takie same techniki, więc byli prawie jak odbicie lustrzane i gdyby ktoś z zewnątrz ich w tej chwili oceniał to mógłby pomyśleć, że obaj byli uczniami Genialnego Żółwia od bardzo dawna. Trochę to było dziwne, bo ich życie z pewnością było dotychczas inne, a przeznaczenie na chwile skrzyżowało ich losy ze sobą.
- Dlaczego wciąż mi się pojawiasz? Kim jesteś?
- Jeszcze sobie nie przypomniałeś? Pozwól, że Ci wyjaśnię to raz, a dobrze. Wydaje Ci się, że wjechał w Ciebie samochód, ale do niczego takiego nie doszło. Rzuciłeś się z motyką na słońce, jakimś cudem mnie prawie zabiłeś, a ja potrzebowałem jakiegoś ciała...
Po pewnym czasie się obudził. Nie wiedział ile spał, ale nie wyglądało, żeby to trwało zbyt długo.
OoC:
Regen 10% HP i KI. 405HP + 1759= 2164. 540KI+3000=3540.
- Trzymam Cię za słowo. - Powiedział pół żartem, pół serio. Chepri był świetnym sparingpartnerem i rywalem do treningów. Ich moc była porównywalna i rozwijali się niemal z identyczną szybkością. W dodatku znali niemal takie same techniki, więc byli prawie jak odbicie lustrzane i gdyby ktoś z zewnątrz ich w tej chwili oceniał to mógłby pomyśleć, że obaj byli uczniami Genialnego Żółwia od bardzo dawna. Trochę to było dziwne, bo ich życie z pewnością było dotychczas inne, a przeznaczenie na chwile skrzyżowało ich losy ze sobą.
* * *
- Te. Cieniasie. Nie potrafisz sobie radzić sam ze sobą. - Powiedział ten sam demon z jego głowy, który pojawiał się dawno temu. Rikimaru poleciał do tyłu z zamkniętymi oczami. Genialny Żółw, Chepri i Misaki mogli pomyśleć, że padł ze zmęczenia albo że sobie robi żarty, ale głośne chrapanie szybko wyjaśniło jego stan. Podczas snu człowieczek był skryty w cieniu i twarz miał zakrytą kapeluszem. Dawno już Rikimaru nie miał do czynienia w swojej głowie z tym chłystkiem, który na początku pomógł mu zwiększyć jego moc. Tym razem pojawił się podczas snu. - Dlaczego wciąż mi się pojawiasz? Kim jesteś?
- Jeszcze sobie nie przypomniałeś? Pozwól, że Ci wyjaśnię to raz, a dobrze. Wydaje Ci się, że wjechał w Ciebie samochód, ale do niczego takiego nie doszło. Rzuciłeś się z motyką na słońce, jakimś cudem mnie prawie zabiłeś, a ja potrzebowałem jakiegoś ciała...
* * *
OoC:
Regen 10% HP i KI. 405HP + 1759= 2164. 540KI+3000=3540.
Re: Kame House
Nie Lut 09, 2014 5:03 pm
Z początku Umigame i Kame Sennin wpatrywali się w walkę na żyłce. Było jak mówili, dziwne miny które niby to pomagały utrzymać równowagę, były arcy komiczne. Po jakimś czasie Żółw znudził się i poszedł na drugą stronę wyspy. Mistrz wyspy obserwował walkę od początku do końca.
___ - No, bardzo dobrze sobie poradziliście. - powiedział zaraz po rozstrzygnięciu tej małej potyczki - Bardzo się cieszę, że nie używaliście Ki. No i bardzo dobrze, że użyliście aur. Opanowanie ich zwiększa zdolności bojowe każdego wojownika. -powiedział, odwrócił się w kierunku północy, wskazał swoją laską na horyzont -O tam. Tam jest wyspa treningu. Polecicie tam ze mną na nieco trudniejszy trening. -powiedział i spotkał się z dwoma opiniami. Rikimaru chciał lecieć, Chepri nie.
___ - No dobrze Twój wybór. Rikimaru wyruszamy za trzy godziny, po podwieczorku. -powiedział i wszedł do domu.
Minął umówiony czas. Kame sennin uszykował swój bagaż. Zatrzymał się przed domem. W dłoni miał małą kapsułkę z guzikiem. Nacisnął go, cisnął kapsułą przed siebie a po chwili w jej miejscu pojawił się mały samolot.
___ - Rikimaru, Misaki, Umigame, możecie wsiadać. Chepri, miło było Cię trenować. Liczę, że jeszcze kiedyś przelecisz, na mały sparing z Rikimaru. Do widzenia. -powiedział, podał rękę chłopakowi o czerwonych włosach i wsiadł do samolotu, za sterami, poczekał aż wszyscy wsiądą i wyruszył na swoją wyspę.
Na miejscu był budynek. Dom większy niż ten na wyspie. Rozpakował się i od razu wziął się do roboty. Zawołał Rikimaru i wszedł na wzgórze. Tam skupił energię, włączył swoją aurę mistrzowską i użył techniki Kamehame-ha. Po tym zaczał tłumaczyć uczniowi, jak ona działa...
OCC:
Dobrze, to miłego Time Skipowania.
Rikimaru, podczas Time Skipu możesz nauczyć się Kamehame-ha oraz Mafuby.
Obaj panowie +15 punktów za trening.
Re: Kame House
Sob Maj 03, 2014 11:06 pm
Mimo, że się już uspokoiłem, to adrenalina nadal buzowała mi w żyłach. Oddech miałem płytki i nierówny, a ręce mi drżały. Siłą woli zniwelowałem te objawy.
-"Mam tylko nadzieję, że mistrz nie będzie miał nic ważnego na głowie..." - tu stwierdziłem, że moje obawy są śmieszne. -"Co ja gadam, przecież on nie ma i tak nic do roboty... Oby tylko w zamian za przysługę nie chciał jakiejś ładnej dziewczyny, bo to już będzie zupełna porażka... Ehh..."
Taka wizja była bardzo nie po mojej myśli, musiałem liczyć na to, że mistrz okaże wyrozumiałość. Chociaż też w sumie już dwa lata temu mówił, żebym go kiedyś odwiedził, więc... Cóż, szkoda, że zrobię to w takich okolicznościach, ale nie mam za bardzo wyboru.
Nawet gdyby Braska znał jakiś sposób na wzmocnienie mnie, to jak go znam bez Vixen nie mam się co pokazywać...
Zrobiłem posępną minę i spuściłem głowę. Dobrze jednak, że to zrobiłem, bo prawie bym przegapił wyspę.
-"Jestem na miejscu"
Czym prędzej wylądowałem i zacząłem się rozglądać po okolicy. Nic się nie zmieniło. Zgadywałem, że od czasu, gdy byliśmy tu z Rikimaru nikt nie odwiedzał starego mistrza.
No właśnie, Rikimaru... Od jakiegoś czasu nie wyczuwałem jego energii, albo ją ukrywał, albo był zbyt daleko... Jednak to co czułem przed urwaniem kontaktu było bardzo niepokojące.
-"Co też się z tobą dzieje, hmm?"
Podobnie miały się rzeczy z Redem. Tak, mimo upływu czasu nadal wolałem mieć tego demona "na oku".
-"Ciężko, oj ciężko..." - westchnąłem.
-Halo? Mistrzu Genialny Żółwiu! Jesteś tu?
OOC:
Osoba, która będzie tu odpisywać z konta NPC proszona jest o kontakt przez PM
-"Mam tylko nadzieję, że mistrz nie będzie miał nic ważnego na głowie..." - tu stwierdziłem, że moje obawy są śmieszne. -"Co ja gadam, przecież on nie ma i tak nic do roboty... Oby tylko w zamian za przysługę nie chciał jakiejś ładnej dziewczyny, bo to już będzie zupełna porażka... Ehh..."
Taka wizja była bardzo nie po mojej myśli, musiałem liczyć na to, że mistrz okaże wyrozumiałość. Chociaż też w sumie już dwa lata temu mówił, żebym go kiedyś odwiedził, więc... Cóż, szkoda, że zrobię to w takich okolicznościach, ale nie mam za bardzo wyboru.
Nawet gdyby Braska znał jakiś sposób na wzmocnienie mnie, to jak go znam bez Vixen nie mam się co pokazywać...
Zrobiłem posępną minę i spuściłem głowę. Dobrze jednak, że to zrobiłem, bo prawie bym przegapił wyspę.
-"Jestem na miejscu"
Czym prędzej wylądowałem i zacząłem się rozglądać po okolicy. Nic się nie zmieniło. Zgadywałem, że od czasu, gdy byliśmy tu z Rikimaru nikt nie odwiedzał starego mistrza.
No właśnie, Rikimaru... Od jakiegoś czasu nie wyczuwałem jego energii, albo ją ukrywał, albo był zbyt daleko... Jednak to co czułem przed urwaniem kontaktu było bardzo niepokojące.
-"Co też się z tobą dzieje, hmm?"
Podobnie miały się rzeczy z Redem. Tak, mimo upływu czasu nadal wolałem mieć tego demona "na oku".
-"Ciężko, oj ciężko..." - westchnąłem.
-Halo? Mistrzu Genialny Żółwiu! Jesteś tu?
OOC:
Osoba, która będzie tu odpisywać z konta NPC proszona jest o kontakt przez PM
Re: Kame House
Nie Maj 04, 2014 2:38 pm
Kame-sennin wylegiwał się właśnie na swoim hamaku gdy z wizytą przyleciał Chepri. Dziadek wstał i spojrzał na chłopaka w dresie drapiąc się po łysej czuprynie. Po chwili tak jakby przypomniał sobie kim jest, bo rzucił za siebie pisemko z nagimi paniami i z uśmiechem krzyknął:
- Cheeeepri! Ale się zmieniłeś! - podszedł do niego. - Co Cię tu sprowadza? Problemy, co? - zaśmiał się.
- Cheeeepri! Ale się zmieniłeś! - podszedł do niego. - Co Cię tu sprowadza? Problemy, co? - zaśmiał się.
Re: Kame House
Nie Maj 04, 2014 3:29 pm
Trochę mi się poszczęściło, mistrz był na zewnątrz. Oczywiście czytał te swoje pisemka, ehh... Na wejściu odgadł cel mojej wizyty, chociaż patrząc na napięcie na mojej twarzy i impet z jakim wylądowałem, widać było, że coś poważnego mnie tu sprowadza... Mimo wszystko, optymistyczna energia tryskająca z tego staruszka nawet w takiej sytuacji jak moja pozwalała ukoić skołatane myśli.
-Witaj mistrzu, zgadłeś bez pudła...
Streściłem mistrzowi ostatnie wydarzenia i, na jego życzenie, co robiłem przez ostatnie dwa lata. Pominąłem kilka szczegółów, które uznałem za mało istotne, jak na przykład przynależność gatunkową mojego Mistrza...
-I tak to mniej więcej wygląda, jesteś w stanie mi pomóc? Znasz jakiś sposób?
Genialny Żółw na pewno widział, że pokładam w nim wielkie nadzieje.
-Witaj mistrzu, zgadłeś bez pudła...
Streściłem mistrzowi ostatnie wydarzenia i, na jego życzenie, co robiłem przez ostatnie dwa lata. Pominąłem kilka szczegółów, które uznałem za mało istotne, jak na przykład przynależność gatunkową mojego Mistrza...
-I tak to mniej więcej wygląda, jesteś w stanie mi pomóc? Znasz jakiś sposób?
Genialny Żółw na pewno widział, że pokładam w nim wielkie nadzieje.
Re: Kame House
Czw Maj 08, 2014 8:24 am
___ - Już kiedyś zastanawiałem się czyim uczniem możesz być. Nikt nie rośnie w siłę sam, każdy potrzebuje trenera. Czyli Braska... - spod okularów spojrzał na zmartwionego Chepriego. Braska. JEgo sława doleciała nawet na wyspę żółwia. Przeciętny człowiek co prawda nie zna demonicznego króla, ale w świecie wojowników używających Ki, zwłaszcza tych starszych, jest dość znany. Zaczął zastanawiać się jak pomóc Chepriemu. Nauka jakieś techniki? To nie wchodziło jak na razie w grę. Tajniki żółwiej szkoły nie może poznać uczeń który był tutaj tak krótko.
- Pomogę Ci, ale.. jeszcze nie wiem jak. Braska jest potężny, a jego stary rywal? Poczekaj chwile - Genialny żółw poszedł do swojego domku i wrócił z jedną kapsułką. Nacisnął guzik, z niej wypadły, cztery czerwone latające maszyny. Żółw chwycił jedną i pchnął ją w górę, za nią poleciała całą reszta. Rozstawiły się w równej odległości a w centrum było miejsce.
- Stara zabawka, że też mi się o niej przypomniało. Stajesz w środku. Te małe maszynki odbijają między sobą ki-blasty. Co odbicie atak jest mocniejszy. Nie ma reguły co do tego, ale w pewnym momencie, maszynka odbija atak pod innym kątem, w środek, czyli w osobę która rzuciła energetyczną kulkę. Możesz ją albo odbić inną techniką, albo jakoś zneutralizować, no, ewentualnie przyjąć jej siłę. Idealne do zwiększenia energii i wytrzymałości. Stań w środku. Jak masz za mało miejsca, to popchnij jedną, reszta także się rozsunie tak, by stały w równej odległości - rzekł Genialny Żółw. W drzwiach domu stanęła Misaki.
- Przed treningiem należy coś zjeść. Obiad gotowy -powiedziała dziewczyna zapraszając obu na posiłek. Genialny Żółw poszedł, delikatnie popychając laską Chepriego.
OOC:
Coś jak te maszynki z którymi miał do czynienia Vegeta podczas treningu w zwiększonej grawitacji.
Re: Kame House
Czw Maj 08, 2014 2:13 pm
Genialny Żółw zgodził się mi pomóc, ucieszyło mnie to i nieco uspokoiło nerwy. Choć muszę przyznać, że słowa "...jeszcze nie wiem jak" były nieco martwiące. Wyglądało też na to, że mistrza nie uradowała informacja o tym, że to Braska mnie uczy. Cóż, mówi się trudno. Od dawna wiem, że mniej lub bardziej zła sława Władcy Demonów nakłada na mnie pewną etykietę... Miało to swoje dobre i złe strony, choć z mojej perspektywy pewnie więcej tych drugich.
W każdym razie, byłem wdzięczny Genialnemu Żółwiowi i nie omieszkałem mu podziękować.
Trening zaproponowany przez niego wyglądał nieco dziwnie, ale zarazem bardzo interesująco i im dłużej patrzyłem na "zabawkę", tym bardziej nie mogłem się doczekać, by ją wypróbować.
***
Po całkiem smacznym obiedzie niemal natychmiast wyszedłem na zewnątrz by się przygotować do treningu. Stanąłem pomiędzy dronami, a te uniosły się nad ziemię. Wtedy jednak przyszło mi do głowy, że wyspa jest jednak trochę za mała na tego rodzaju trening, coś mogłoby zostać przypadkiem zniszczone w jego trakcie. Odleciałem trochę od wyspy, nad otwarty ocean, a maszyny podążyły za mną. Każda znajdowała się w odległości jakichś czterech metrów ode mnie.
-"No to zaczynamy"
OOC:
Trening start
W każdym razie, byłem wdzięczny Genialnemu Żółwiowi i nie omieszkałem mu podziękować.
Trening zaproponowany przez niego wyglądał nieco dziwnie, ale zarazem bardzo interesująco i im dłużej patrzyłem na "zabawkę", tym bardziej nie mogłem się doczekać, by ją wypróbować.
***
Po całkiem smacznym obiedzie niemal natychmiast wyszedłem na zewnątrz by się przygotować do treningu. Stanąłem pomiędzy dronami, a te uniosły się nad ziemię. Wtedy jednak przyszło mi do głowy, że wyspa jest jednak trochę za mała na tego rodzaju trening, coś mogłoby zostać przypadkiem zniszczone w jego trakcie. Odleciałem trochę od wyspy, nad otwarty ocean, a maszyny podążyły za mną. Każda znajdowała się w odległości jakichś czterech metrów ode mnie.
-"No to zaczynamy"
OOC:
Trening start
Re: Kame House
Pią Maj 09, 2014 8:33 pm
Był to tego rodzaju trening, gdzie zbędne myślenie tylko utrudnia sprawę. Nawet sam mistrz powiedział, że co do tego za którym odbiciem pocisk poleci w moją stronę nie ma reguły,
tak więc gdybanie i liczenie nie ma sensu. Lewitowałem kilka metrów nad wodą, zrobiłem głęboki wdech i wydech, uspokoiłem myśli i przygotowałem się mentalnie do wysiłku.
-Trening czas zacząć - powiedziałem. Gdy tylko to uczyniłem, czerwone obramowania na moich rękawiczkach i butach zaświeciły na żółto, a ja poczułem nagły przyrost masy.
Braska to nieźle wymyślił, dał mi strój z magicznymi obciążnikami reagującymi na głos i nie poinformował mnie o tym. Nieźle się zdziwiłem przy pierwszym treningu, a jak go zapytałem o to, to udawał, że zapomniał mi powiedzieć, chociaż chyba sam nie wierzył, że to kupię.
Obciążenie zwiększało się co jakiś czas, najpierw rękawiczki i buty ważą po pięćdziesiąt kilogramów, co daje w sumie dwieście. Następnie zwiększają masę pięciokrotnie, dając jedną tonę masy, a później pięć ton, i tak dalej...
Ale wracając, wycelowałem w drona po swojej prawej stronie, ten zaś przechwycił ki blasta i odbił go do sąsiedniej maszyny. Stamtąd pocisk powędrował za moje plecy i dalej, na moją lewą stronę. Wtedy poleciał do mnie. Udało mnie się zrobić unik, ale maszyna z prawej strony znów przechwyciła blast.
Podała go do tej z przodu, a ona natychmiast strzeliła we mnie. Ponownie uniknąłem strzału, ale musiałem zwiększyć czujność, bo teraz mogłem oberwać w plecy. Blast znalazł się nagle przede mną, dopiero wtedy zauważyłem, że zwiększa on nie tylko swoją siłę, ale i szybkość.
-"To nieco utrudnia sprawę"
Pocisk ruszył ku mnie, uniknąłem, ale natychmiast po podaniu w lewo obrał sobie mnie za cel. Miałem zbyt mało czasu na unik, zdążyłem tylko zasłonić się przedramieniem.
Wystrzeliłem kolejny blast, tym razem silniejszy, bo poprzedni tylko zapiekł lekko na skórze. Przemieścił się z prawej strony na lewą, a następnie do tyłu. Strzelił we mnie. Zdążyłem się odwrócić i unieść nieco w powietrzu, pocisk minął mój but o kilka centymetrów. Drony niemal natychmiast wyrównały pułap ze mną. Kolejny strzał, tym razem z lewej, uchyliłem się przed nim o włos. Z prawej powędrował do przodu, a stamtąd do tyłu, skąd znów odbił do przodu i w lewo, gdzie wykonał strzał.
Prędkość zaczynała robić się kłopotliwa, ale udało mnie się jeszcze uniknąć kuli energii. Wtedy zabłysły obramowania na rękawiczkach i butach, moja masa wzrosła o osiemset kilogramów. To znacznie utrudniało sprawę... Zwłaszcza, że strzał padł z prawej... Nie zdążyłem przywyknąć do nowej wagi i nie byłem w stanie uniknąć.
Tym razem dosyć mocno poczułem, nawet powstało małe osmalenie na moim ramieniu.
Wysłałem kolejny pocisk. Wyszedł trochę silniejszy, niż zamierzałem, ale dużo bardziej utrudnić zadania mi nie mógł. Tak przynajmniej sądziłem.
Przód, tył, prawo, tył, lewo, tył, przód, prawo, strzał. Uniknąłem, ale było bardzo blisko. I powtórka, lewo, prawo, lewo, tył, przód, prawo, tył, strzał. Czułem jak pocisk przemyka obok mojego karku. Przód, lewo, prawo, lewo, tył, prawo, tył, przód, strzał. Byłem zbyt wolny, by uniknąć, ale udało mi się zablokować, choć bolało.
Kolejny blast. Tył, przód, lewo, prawo, lewo, prawo, lewo, prawo, przód, prawo, lewo, prawo, tył, strzał. Ze sporym trudem uniknąłem. Ro mi uświadomiło, że popełniłem błąd skupiając się przede wszystkim na sile, zaniedbywanie szybkości to bardzo zły pomysł... Nawet jeśli przeciwnik ma bardzo dużą siłę, to na nic mu się ona zda, jeśli nie będzie mógł trafić. Oczywiście z drugiej strony, na nic duża szybkość, jeśli się zadaje tylko powierzchowne obrażenia, która przeciwnika wcale nie ruszają. Trzeba w tym zachować równowagę, a to naprawdę trudne zadanie.
To ćwiczenie na pewno pomoże mi zwiększyć moją szybkość... Chyba, że walnie mnie taki blast, że padnę... Ale, cholera, nie mam czasu na myślenie! Muszę reagować!
Obudziłem się w porę, bo blast właśnie leciał w moją stronę. Czasu mało, ruchy utrudnione, nie dałbym rady uniknąć, dlatego stwierdziłem, że lepsze będzie blokowanie. Jeszcze bardziej uodpornię się na ból i zachęci mnie to do unikania. Przyjąłem pocisk podudziem prawej nogi.
-"No to jedziemy dalej"
Rzuciłem blastem w drona, a ten natychmiast odbił go ku mnie. Szybkim ruchem dłoni spowodowałem jego wybuch, ale to wywołało lekkie oparzenie na skórze.
-"Hmm, musi istnieć jakiś sposób"
Wtedy przyszło mi do głowy, że mógłbym użyć do tego celu Ki-sword. Nie miałem pewności co do tego pomysłu, ale spróbować było warto.
Posłałem kolejny pocisk, tym razem dosyć silny. Prawo, przód, tył, lewo, strzał. Miecz z energii wszedł w kulę jak w masło, ale gdzieś w połowie średnicy spowodował jej wybuch i sam też się rozproszył. Niby nic mnie się nie stało, ale coś mi mówiło, że to nie jest dobry sposób. Na wszelki wypadek spróbowałem jeszcze dwa razy, efekt był niby taki sam, ale ręka, którą tworzyłem ostrze wydawała się jakaś taka bardziej zmęczona. Jak widać takie zagrania zaburzały przepływ Ki.
-"A może zwalczać blast blastem?"
Przy następnej okazji wykorzystałem ten pomysł. Gdy pocisk leciał w moją stronę wystrzeliłem w niego kolejny, wywołując eksplozję obu. Niby skuteczne, ale zbyt destrukcyjne.
-"Czyli wracamy do monotonnego blokowania i unikania..."
Wiem, wiem, wymagam za dużo, no ale co poradzę na to, że lubię jak trening jest ciekawy? To chyba nie jest nic złego... No ale muszę się skupić na ćwiczeniu.
Miałem widać zbyt lekko, dlatego rzuciłem dwa blasty zamiast jednego. Zastanawiało mnie, czy czasami się nie zderzą w locie, tak się jednak nie stało, jak widać te maszyny mają jakiś system, który to uniemożliwiał.
Strzały padły z lewej i prawej. Lekkim podmuchem Ki przesunąłem się do tylnego drona, jednocześnie pozwalając by blasty zderzyły się i wybuchły.
Coś jednak nadal mi nie pasowało. To było zbyt proste... Chwyciłem jedną z maszyn i obejrzałem. Z tyłu znajdowało się pokrętło ustawione na "jeden". Nie zastanawiając się nad konsekwencjami ustawiłem je na "trzy".
Już sekundę po rzuceniu Ki blastem zobaczyłem różnicę. Drony podawały między sobą kulę energii o wiele szybciej, prawie nie nadążałem wzrokiem. Później zrozumiałem, że popełniłem wielki błąd...
Pocisk leciał tak szybko, że nie mogłem go uniknąć, więc starałem się blokować rękoma i nogami, ale ze względu na ich masę, która zaczynała mi coraz bardziej ciążyć, nie było to łatwe.
Już po pięciu minutach miałem oparzenia na karku, ramionach, lewej nodze i klatce piersiowej. Nie mniej jednak, nie miałem zamiaru przestać. Wysłałem dwa blasty, tak jak wcześniej nie zderzyły się ze sobą. Gdy skierowały się w moją stronę, jeden z przodu, drugi z tyłu, zablokowałem pierwszy przedramieniem, drugi niestety trafił mnie w brzuch. Zabolało. Pot spływał mi już po karku i czole, oddech miałem płytki i nie równy.
Uśmiechnąłem się, takiego właśnie treningu było mi trzeba. Przy trzydziestym blaście straciłem rachubę, tak bardzo wciągnąłem się w ćwiczenie bloków i uników, że nawet nie przejmowałem się bólem oparzeń, a tych było sporo. Zdziwiło mnie trochę, że rękawice nie zwiększyły ponownie swojej masy, w prawdzie straciłem poczucie czasu, ale byłem pewien, że minęło kilka godzin, a tu nic. Nie, żeby mnie to jakoś specjalnie martwiło, ale po prostu się zastanawiałem.
Zorientowałem się ile czasu minęło dopiero, gdy zobaczyłem zachodzące słońce. Poziom adrenaliny i endorfin spadł i zaczęły do mnie docierać sygnały, które mój mózg do tej pory ignorował. Ból, głód i zmęczenie. Zakręciło mnie się w głowie, poczułem silne nudności, miałem problem z utrzymaniem pułapu lewitacji. Póki jeszcze byłem w stanie wróciłem na wyspę, choć moje tępo lotu było cokolwiek powolne. Drony same chyba wyczuły, że to koniec treningu, bo gdy doleciałem wylądowały na piasku i tam pozostały. Gdy tylko postawiłem stopy na ziemi, nogi się pode mną ugięły. Próby wstania, a nawet jakiegokolwiek ruchu spełzły na niczym. Mogłem tylko tak klęczeć i starać się nie przewrócić na plecy.
-"Cholera... Nie mogę się ruszyć... "
Zebrałem w sobie resztki silnej woli by wstać i zrobić te kilka kroków do domu mistrza. Przez chwilę rozważałem próbę udania się do jadalni, ale po krótkiej ocenie stosunku mojej silnej woli do mojej siły stwierdziłem, że tej walki nie wygram.
Czekało mnie coś trudniejszego - wejście po schodach. Oparty o poręcz, chwiejnym i drżącym krokiem wgramoliłem się na piętro. Teraz już miałem z górki, wystarczyło trafić do pokoju gościnnego, otworzyć drzwi i przewrócić się na łóżko. Taa, ale łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Zrobienie jednego kroku zajęło mi pół minuty, kolejne tak samo.
-"Jutro będę umierał... Ale to dobrze... " - pomyślałem.
Już dosyć dawno temu poznałem sposób otwierania drzwi łokciem, więc otwarcie drzwi nie należało do takich trudnych, teraz tylko trzy kroki i... Bach, padłem na łóżko jak długi i natychmiast zasnąłem.
OOC: Koniec treningu
tak więc gdybanie i liczenie nie ma sensu. Lewitowałem kilka metrów nad wodą, zrobiłem głęboki wdech i wydech, uspokoiłem myśli i przygotowałem się mentalnie do wysiłku.
-Trening czas zacząć - powiedziałem. Gdy tylko to uczyniłem, czerwone obramowania na moich rękawiczkach i butach zaświeciły na żółto, a ja poczułem nagły przyrost masy.
Braska to nieźle wymyślił, dał mi strój z magicznymi obciążnikami reagującymi na głos i nie poinformował mnie o tym. Nieźle się zdziwiłem przy pierwszym treningu, a jak go zapytałem o to, to udawał, że zapomniał mi powiedzieć, chociaż chyba sam nie wierzył, że to kupię.
Obciążenie zwiększało się co jakiś czas, najpierw rękawiczki i buty ważą po pięćdziesiąt kilogramów, co daje w sumie dwieście. Następnie zwiększają masę pięciokrotnie, dając jedną tonę masy, a później pięć ton, i tak dalej...
Ale wracając, wycelowałem w drona po swojej prawej stronie, ten zaś przechwycił ki blasta i odbił go do sąsiedniej maszyny. Stamtąd pocisk powędrował za moje plecy i dalej, na moją lewą stronę. Wtedy poleciał do mnie. Udało mnie się zrobić unik, ale maszyna z prawej strony znów przechwyciła blast.
Podała go do tej z przodu, a ona natychmiast strzeliła we mnie. Ponownie uniknąłem strzału, ale musiałem zwiększyć czujność, bo teraz mogłem oberwać w plecy. Blast znalazł się nagle przede mną, dopiero wtedy zauważyłem, że zwiększa on nie tylko swoją siłę, ale i szybkość.
-"To nieco utrudnia sprawę"
Pocisk ruszył ku mnie, uniknąłem, ale natychmiast po podaniu w lewo obrał sobie mnie za cel. Miałem zbyt mało czasu na unik, zdążyłem tylko zasłonić się przedramieniem.
Wystrzeliłem kolejny blast, tym razem silniejszy, bo poprzedni tylko zapiekł lekko na skórze. Przemieścił się z prawej strony na lewą, a następnie do tyłu. Strzelił we mnie. Zdążyłem się odwrócić i unieść nieco w powietrzu, pocisk minął mój but o kilka centymetrów. Drony niemal natychmiast wyrównały pułap ze mną. Kolejny strzał, tym razem z lewej, uchyliłem się przed nim o włos. Z prawej powędrował do przodu, a stamtąd do tyłu, skąd znów odbił do przodu i w lewo, gdzie wykonał strzał.
Prędkość zaczynała robić się kłopotliwa, ale udało mnie się jeszcze uniknąć kuli energii. Wtedy zabłysły obramowania na rękawiczkach i butach, moja masa wzrosła o osiemset kilogramów. To znacznie utrudniało sprawę... Zwłaszcza, że strzał padł z prawej... Nie zdążyłem przywyknąć do nowej wagi i nie byłem w stanie uniknąć.
Tym razem dosyć mocno poczułem, nawet powstało małe osmalenie na moim ramieniu.
Wysłałem kolejny pocisk. Wyszedł trochę silniejszy, niż zamierzałem, ale dużo bardziej utrudnić zadania mi nie mógł. Tak przynajmniej sądziłem.
Przód, tył, prawo, tył, lewo, tył, przód, prawo, strzał. Uniknąłem, ale było bardzo blisko. I powtórka, lewo, prawo, lewo, tył, przód, prawo, tył, strzał. Czułem jak pocisk przemyka obok mojego karku. Przód, lewo, prawo, lewo, tył, prawo, tył, przód, strzał. Byłem zbyt wolny, by uniknąć, ale udało mi się zablokować, choć bolało.
Kolejny blast. Tył, przód, lewo, prawo, lewo, prawo, lewo, prawo, przód, prawo, lewo, prawo, tył, strzał. Ze sporym trudem uniknąłem. Ro mi uświadomiło, że popełniłem błąd skupiając się przede wszystkim na sile, zaniedbywanie szybkości to bardzo zły pomysł... Nawet jeśli przeciwnik ma bardzo dużą siłę, to na nic mu się ona zda, jeśli nie będzie mógł trafić. Oczywiście z drugiej strony, na nic duża szybkość, jeśli się zadaje tylko powierzchowne obrażenia, która przeciwnika wcale nie ruszają. Trzeba w tym zachować równowagę, a to naprawdę trudne zadanie.
To ćwiczenie na pewno pomoże mi zwiększyć moją szybkość... Chyba, że walnie mnie taki blast, że padnę... Ale, cholera, nie mam czasu na myślenie! Muszę reagować!
Obudziłem się w porę, bo blast właśnie leciał w moją stronę. Czasu mało, ruchy utrudnione, nie dałbym rady uniknąć, dlatego stwierdziłem, że lepsze będzie blokowanie. Jeszcze bardziej uodpornię się na ból i zachęci mnie to do unikania. Przyjąłem pocisk podudziem prawej nogi.
-"No to jedziemy dalej"
Rzuciłem blastem w drona, a ten natychmiast odbił go ku mnie. Szybkim ruchem dłoni spowodowałem jego wybuch, ale to wywołało lekkie oparzenie na skórze.
-"Hmm, musi istnieć jakiś sposób"
Wtedy przyszło mi do głowy, że mógłbym użyć do tego celu Ki-sword. Nie miałem pewności co do tego pomysłu, ale spróbować było warto.
Posłałem kolejny pocisk, tym razem dosyć silny. Prawo, przód, tył, lewo, strzał. Miecz z energii wszedł w kulę jak w masło, ale gdzieś w połowie średnicy spowodował jej wybuch i sam też się rozproszył. Niby nic mnie się nie stało, ale coś mi mówiło, że to nie jest dobry sposób. Na wszelki wypadek spróbowałem jeszcze dwa razy, efekt był niby taki sam, ale ręka, którą tworzyłem ostrze wydawała się jakaś taka bardziej zmęczona. Jak widać takie zagrania zaburzały przepływ Ki.
-"A może zwalczać blast blastem?"
Przy następnej okazji wykorzystałem ten pomysł. Gdy pocisk leciał w moją stronę wystrzeliłem w niego kolejny, wywołując eksplozję obu. Niby skuteczne, ale zbyt destrukcyjne.
-"Czyli wracamy do monotonnego blokowania i unikania..."
Wiem, wiem, wymagam za dużo, no ale co poradzę na to, że lubię jak trening jest ciekawy? To chyba nie jest nic złego... No ale muszę się skupić na ćwiczeniu.
Miałem widać zbyt lekko, dlatego rzuciłem dwa blasty zamiast jednego. Zastanawiało mnie, czy czasami się nie zderzą w locie, tak się jednak nie stało, jak widać te maszyny mają jakiś system, który to uniemożliwiał.
Strzały padły z lewej i prawej. Lekkim podmuchem Ki przesunąłem się do tylnego drona, jednocześnie pozwalając by blasty zderzyły się i wybuchły.
Coś jednak nadal mi nie pasowało. To było zbyt proste... Chwyciłem jedną z maszyn i obejrzałem. Z tyłu znajdowało się pokrętło ustawione na "jeden". Nie zastanawiając się nad konsekwencjami ustawiłem je na "trzy".
Już sekundę po rzuceniu Ki blastem zobaczyłem różnicę. Drony podawały między sobą kulę energii o wiele szybciej, prawie nie nadążałem wzrokiem. Później zrozumiałem, że popełniłem wielki błąd...
Pocisk leciał tak szybko, że nie mogłem go uniknąć, więc starałem się blokować rękoma i nogami, ale ze względu na ich masę, która zaczynała mi coraz bardziej ciążyć, nie było to łatwe.
Już po pięciu minutach miałem oparzenia na karku, ramionach, lewej nodze i klatce piersiowej. Nie mniej jednak, nie miałem zamiaru przestać. Wysłałem dwa blasty, tak jak wcześniej nie zderzyły się ze sobą. Gdy skierowały się w moją stronę, jeden z przodu, drugi z tyłu, zablokowałem pierwszy przedramieniem, drugi niestety trafił mnie w brzuch. Zabolało. Pot spływał mi już po karku i czole, oddech miałem płytki i nie równy.
Uśmiechnąłem się, takiego właśnie treningu było mi trzeba. Przy trzydziestym blaście straciłem rachubę, tak bardzo wciągnąłem się w ćwiczenie bloków i uników, że nawet nie przejmowałem się bólem oparzeń, a tych było sporo. Zdziwiło mnie trochę, że rękawice nie zwiększyły ponownie swojej masy, w prawdzie straciłem poczucie czasu, ale byłem pewien, że minęło kilka godzin, a tu nic. Nie, żeby mnie to jakoś specjalnie martwiło, ale po prostu się zastanawiałem.
Zorientowałem się ile czasu minęło dopiero, gdy zobaczyłem zachodzące słońce. Poziom adrenaliny i endorfin spadł i zaczęły do mnie docierać sygnały, które mój mózg do tej pory ignorował. Ból, głód i zmęczenie. Zakręciło mnie się w głowie, poczułem silne nudności, miałem problem z utrzymaniem pułapu lewitacji. Póki jeszcze byłem w stanie wróciłem na wyspę, choć moje tępo lotu było cokolwiek powolne. Drony same chyba wyczuły, że to koniec treningu, bo gdy doleciałem wylądowały na piasku i tam pozostały. Gdy tylko postawiłem stopy na ziemi, nogi się pode mną ugięły. Próby wstania, a nawet jakiegokolwiek ruchu spełzły na niczym. Mogłem tylko tak klęczeć i starać się nie przewrócić na plecy.
-"Cholera... Nie mogę się ruszyć... "
Zebrałem w sobie resztki silnej woli by wstać i zrobić te kilka kroków do domu mistrza. Przez chwilę rozważałem próbę udania się do jadalni, ale po krótkiej ocenie stosunku mojej silnej woli do mojej siły stwierdziłem, że tej walki nie wygram.
Czekało mnie coś trudniejszego - wejście po schodach. Oparty o poręcz, chwiejnym i drżącym krokiem wgramoliłem się na piętro. Teraz już miałem z górki, wystarczyło trafić do pokoju gościnnego, otworzyć drzwi i przewrócić się na łóżko. Taa, ale łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Zrobienie jednego kroku zajęło mi pół minuty, kolejne tak samo.
-"Jutro będę umierał... Ale to dobrze... " - pomyślałem.
Już dosyć dawno temu poznałem sposób otwierania drzwi łokciem, więc otwarcie drzwi nie należało do takich trudnych, teraz tylko trzy kroki i... Bach, padłem na łóżko jak długi i natychmiast zasnąłem.
OOC: Koniec treningu
Re: Kame House
Sob Maj 10, 2014 7:18 pm
W pokoju Chepriego rozległo się pukanie. Charakterystyczne dźwięk sugerujący, że ktoś uderza drewnem o drewno. Gość poczekał aż Ziemianin zezwoli na wejście do środka po czym otworzył drzwi i wszedł do pomieszczenia.
___ - Witaj Chepri. Proszę to pomoże. Zregenerujesz swoje siły a i zakwasy miną - powiedział Kame Sennin rzucając połówkę fasolki Senzu swojemu uczniowi. Poczekał aż ten zje ją i zobaczy jak działa to małe cudeńko.
- To co dostałeś to fasolka Senzu. Regeneruje ona organizm oraz po niej, jesteś najedzony z góry na kilka dni. Idealna, żeby trening trwał dłużej. Możesz zjeść, gdy jesteś zmęczony, działają natychmiastowo i trenować dalej. Ale właśnie dostałeś ostatnia, dlatego miałbym do Ciebie zadanie. Na zachodzie wyspy jest jest ogromna wieża która sięga do nieba. W niej mieszka Korin. To od niego dostaję te fasolki. Mógłbyś po nie polecieć? Powiedz, że dla mnie i tyle co zawsze. -rzekł Kame Sennin, poczekał na odpowiedź i wyszedł z pomieszczenia.
___ - Witaj Chepri. Proszę to pomoże. Zregenerujesz swoje siły a i zakwasy miną - powiedział Kame Sennin rzucając połówkę fasolki Senzu swojemu uczniowi. Poczekał aż ten zje ją i zobaczy jak działa to małe cudeńko.
- To co dostałeś to fasolka Senzu. Regeneruje ona organizm oraz po niej, jesteś najedzony z góry na kilka dni. Idealna, żeby trening trwał dłużej. Możesz zjeść, gdy jesteś zmęczony, działają natychmiastowo i trenować dalej. Ale właśnie dostałeś ostatnia, dlatego miałbym do Ciebie zadanie. Na zachodzie wyspy jest jest ogromna wieża która sięga do nieba. W niej mieszka Korin. To od niego dostaję te fasolki. Mógłbyś po nie polecieć? Powiedz, że dla mnie i tyle co zawsze. -rzekł Kame Sennin, poczekał na odpowiedź i wyszedł z pomieszczenia.
Re: Kame House
Sob Maj 10, 2014 10:38 pm
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Charakterystyczny dźwięk drewnianej laski wskazywał, że za drzwiami stał Genialny Żółw. Miałem niestety za mało sił by zignorować ból ciała i podnieść się. Zebrałem się jednak w sobie i nieco niewyraźnie powiedziałem "Proszę".
Mistrz wszedł i rzucił mi coś. Spojrzałem na przedmiot. Wyglądał jak połowa fasoli. Zdziwiłem się, jak takie małe coś miałoby mi jakkolwiek pomóc? Przecież to definitywnie za mało na regenerację sił, no i czy fasola ma jakieś właściwości lecznicze? Nigdy nie obiło mi się o uszy. A może to placebo? Jeśli tak, to jakieś bardzo naciągane.
Mimo wątpliwości wziąłem fasolkę, włożyłem sobie do ust i zjadłem. Sekunda, dwie i... Wszystko znikło! Zmęczenie, ból, głód, jak ręką odjął. Wstałem i popatrzyłem na swoje dłonie, kilkukrotnie zaciskając je w pięści. Dla pewności zrobiłem kilka ciosów i kopniaków.
-"Niesamowite... Takie małe coś, a daje taki efekt... Rany..."
Wysłuchałem uważnie wyjaśnień mistrza, co do fasolki. Musiałem przyznać, że zaciekawiło mnie to. Biologia, ani tym bardziej medycyna nie znajdowały się w moim kręgu ulubionych zainteresowań, ale to się chyba miało zmienić. Wtem uświadomiłem sobie, że takie właściwości na pewno nie pochodzą od samej fasolki, ale od jakiejś magii, w niewiadomy sposób do niej aplikowanej.
-"Magia... Tą sztukę na pewno by się przydało opanować..."
Prośba mistrza wydawała się bardzo prosta, ale... Wieża do nieba? Nigdy nie słyszałem. A przecież jeśli sięga do nieba, to dużo ludzi powinno ją chociażby widzieć. A ten Korin? Skoro mieszka w takiej wieży to musi być odludkiem... I... Być może jakimś mistrzem sztuk walki. Trochę dziwna wizja, ale w sumie nie dziwniejsza od staruszka mieszkającego z żółwiem na małej wysepce.
-0]]"No nic, jak tam polecę, to się przekonam jaka jest prawda"[/b]
-Dobrze mistrzu, polecę tam - powiedziałem.
Chwilę później byłem już na zewnątrz i właśnie odlatywałem.
OOC:
Regen 50% HP i KI
ZT -> Wieża Karina
Mistrz wszedł i rzucił mi coś. Spojrzałem na przedmiot. Wyglądał jak połowa fasoli. Zdziwiłem się, jak takie małe coś miałoby mi jakkolwiek pomóc? Przecież to definitywnie za mało na regenerację sił, no i czy fasola ma jakieś właściwości lecznicze? Nigdy nie obiło mi się o uszy. A może to placebo? Jeśli tak, to jakieś bardzo naciągane.
Mimo wątpliwości wziąłem fasolkę, włożyłem sobie do ust i zjadłem. Sekunda, dwie i... Wszystko znikło! Zmęczenie, ból, głód, jak ręką odjął. Wstałem i popatrzyłem na swoje dłonie, kilkukrotnie zaciskając je w pięści. Dla pewności zrobiłem kilka ciosów i kopniaków.
-"Niesamowite... Takie małe coś, a daje taki efekt... Rany..."
Wysłuchałem uważnie wyjaśnień mistrza, co do fasolki. Musiałem przyznać, że zaciekawiło mnie to. Biologia, ani tym bardziej medycyna nie znajdowały się w moim kręgu ulubionych zainteresowań, ale to się chyba miało zmienić. Wtem uświadomiłem sobie, że takie właściwości na pewno nie pochodzą od samej fasolki, ale od jakiejś magii, w niewiadomy sposób do niej aplikowanej.
-"Magia... Tą sztukę na pewno by się przydało opanować..."
Prośba mistrza wydawała się bardzo prosta, ale... Wieża do nieba? Nigdy nie słyszałem. A przecież jeśli sięga do nieba, to dużo ludzi powinno ją chociażby widzieć. A ten Korin? Skoro mieszka w takiej wieży to musi być odludkiem... I... Być może jakimś mistrzem sztuk walki. Trochę dziwna wizja, ale w sumie nie dziwniejsza od staruszka mieszkającego z żółwiem na małej wysepce.
-0]]"No nic, jak tam polecę, to się przekonam jaka jest prawda"[/b]
-Dobrze mistrzu, polecę tam - powiedziałem.
Chwilę później byłem już na zewnątrz i właśnie odlatywałem.
OOC:
Regen 50% HP i KI
ZT -> Wieża Karina
Re: Kame House
Pią Maj 16, 2014 7:34 pm
W drodze powrotnej z wieży zdałem sobie sprawę, że zapomniałem zapytać o którąkolwiek z rzeczy, które chciałem wiedzieć. Tak bardzo się zafrasowałem treningiem, że całkiem o tym zapomniałem... Cóż, nie pozostawało mi nic innego, jak westchnąć i powiedzieć:
-Mówi się trudno, zapytam przy następnej okazji.
Kroki, które powziąłem w celu zwiększenia moich możliwości jak na razie przynosiły całkiem niezłe efekty, tak przynajmniej uważałem. Nie miałem złudzeń, to było za mało, ale niezbyt miałem możliwość zrobienia czegokolwiek. Robiłem co mogłem, chociaż pewnie działałoby to choćby odrobinę lepiej, gdybym w pełni skupił się na zadaniu, a niestety myśli miałem rozstrzelane...
To jak na razie znośne, ale w miarę upływu czasu może stać się uciążliwe, a nawet groźne... Może to przez to jeszcze nie próbowałem szukać innych sposobów. Albo to, że trochę się obawiałem tych metod. Chce... Nie... Muszę stać się silniejszy, ale nie wiem jaką przyjdzie mi za to zapłacić cenę...
-Hmm... -mruknąłem i ściągnąłem mocniej gumkę na włosach. -Może to pomoże.
Wylądowałem na miękkich piaskach wyspy Genialnego Żółwia.
-Mistrzu, wróciłem i mam fasolki - rzekłem wyciągając woreczek zza pasa.
-Mówi się trudno, zapytam przy następnej okazji.
Kroki, które powziąłem w celu zwiększenia moich możliwości jak na razie przynosiły całkiem niezłe efekty, tak przynajmniej uważałem. Nie miałem złudzeń, to było za mało, ale niezbyt miałem możliwość zrobienia czegokolwiek. Robiłem co mogłem, chociaż pewnie działałoby to choćby odrobinę lepiej, gdybym w pełni skupił się na zadaniu, a niestety myśli miałem rozstrzelane...
To jak na razie znośne, ale w miarę upływu czasu może stać się uciążliwe, a nawet groźne... Może to przez to jeszcze nie próbowałem szukać innych sposobów. Albo to, że trochę się obawiałem tych metod. Chce... Nie... Muszę stać się silniejszy, ale nie wiem jaką przyjdzie mi za to zapłacić cenę...
-Hmm... -mruknąłem i ściągnąłem mocniej gumkę na włosach. -Może to pomoże.
Wylądowałem na miękkich piaskach wyspy Genialnego Żółwia.
-Mistrzu, wróciłem i mam fasolki - rzekłem wyciągając woreczek zza pasa.
Re: Kame House
Wto Maj 20, 2014 1:42 pm
Kame Senin wyszedł ze swojego domu czując zbliżającą się energię swojego ucznia. ___ - Co? Jak to możliwe?- zapytał z wyraźnym zdziwieniem. Pamiętał ile jemu zajęło zyskanie fasolek za pierwszym razem, albo magicznej wody. Cóż, Ci dzisiejsi wojownicy to nie to co kiedyś... ___ - Dziękuję bardzo, jestem Ci bardzo wdzięczny.- powiedział biorąc woreczek od Czerwonowłosego. - Dostałeś wodę od Wielkiego Mistrza?- dopowiedział po chwili. Sennin trenował tam kilka lat zanim dostąpił tego zaszczytu. Był ciekaw, czy jego uczeń był aż tak dobry... |
Re: Kame House
Wto Maj 20, 2014 6:52 pm
-Nie ma za co mistrzu - powiedziałem. -Hmm? Wodę? Nie, nic takiego nie dostałem - rzekłem zdziwiony.
Ciekawe, czemu zapytał o to... Czyżby Karin był w posiadaniu wody o jakichś dziwnych właściwościach? Wykluczałem, że płyn mógłby być niemagiczny, bo nawet biorąc to na logikę zwykłego człowieka, ktoś pokroju Genialnego Żółwia nie interesowałby się zwykłą wodą. Co więc w takim razie może spowodować ta woda? Jest to możliwe, żeby w jakiś sposób zwiększała możliwości wojownika?
-Ta woda ma jakieś specjalne właściwości, prawda? Co powoduje? I, tak przy okazji, w jakim celu zbudowano tą wieżę?
Chciałem się tego dowiedzieć, i to koniecznie. Odkąd zbliżyłem się do tej budowli, prześladuje mnie jakieś dziwne wrażenie, że jest częścią większej całości, której umysł przeciętnego człowieka nie byłby w stanie ogarnąć. Sam czułem, że nie pojąłbym tego, dlatego stwierdziłem, że będę się dowiadywał wszystkiego po kolei. To najlepsze wyjście, jakie przyszło mi do głowy, pozostawało mi jedynie zacząć, zadając pierwsze pytanie, co już uczyniłem. Teraz pozostawało tylko czekać na odpowiedź.
Ciekawe, czemu zapytał o to... Czyżby Karin był w posiadaniu wody o jakichś dziwnych właściwościach? Wykluczałem, że płyn mógłby być niemagiczny, bo nawet biorąc to na logikę zwykłego człowieka, ktoś pokroju Genialnego Żółwia nie interesowałby się zwykłą wodą. Co więc w takim razie może spowodować ta woda? Jest to możliwe, żeby w jakiś sposób zwiększała możliwości wojownika?
-Ta woda ma jakieś specjalne właściwości, prawda? Co powoduje? I, tak przy okazji, w jakim celu zbudowano tą wieżę?
Chciałem się tego dowiedzieć, i to koniecznie. Odkąd zbliżyłem się do tej budowli, prześladuje mnie jakieś dziwne wrażenie, że jest częścią większej całości, której umysł przeciętnego człowieka nie byłby w stanie ogarnąć. Sam czułem, że nie pojąłbym tego, dlatego stwierdziłem, że będę się dowiadywał wszystkiego po kolei. To najlepsze wyjście, jakie przyszło mi do głowy, pozostawało mi jedynie zacząć, zadając pierwsze pytanie, co już uczyniłem. Teraz pozostawało tylko czekać na odpowiedź.
Re: Kame House
Pią Maj 23, 2014 12:52 pm
Genialny żółw był nieco zdziwiony. Zmarszczył brwi, myślał, że Karin poczęstował go tym cudownym placebo. Nie zasłużył? Nie zrobił wrażenia na Wielkim mistrzu? ___ - Ta woda znacznie zwiększa możliwości osobie która ją wypiła.- odpowiedział trochę wymijająco. ___ -Chepri, teraz mamy fasolki. Twój trening może być o wiele bardziej wydajny. Po prostu gdy jesteś zmęczony bierzesz jedną i trenujesz ponownie.-mówił patrząc na swojego ucznia. - Dzisiaj popracujemy nad wydolnością Twojego organizmu.- dopowiedział po chwili. Spojrzał na swojego olbrzymiego żółwia. Ten jakby wiedział o co chodzi. Umigame wszedł do wody a Genialny żółw wsiadł na niego. Powoli płynęli. Sennin pomachał ręką by Chepri leciał za nim. Po powolnej i długiej wycieczce dopłynęli do najdogłębniejszego punktu w pobliżu wyspy. ___ - Tam na dnie, idealnie pod nami. Jest to najgłębszy punkt w okolicy. Na dnie znajdują się dwie rzeczy. Bardzo nieporęczna szkatułka i idealnie okrągły biały kamień. Wyłów to. Czekam na wyspie -odpłynęli po tych słowach. |
Re: Kame House
Nie Maj 25, 2014 6:24 pm
A więc jednak, woda miała specjalne właściwości. Taka jest nagroda za wdrapanie się na tą gargantuiczną budowlę? Mnie to pasuje. Nadal jednak nie znałem celu powstania wieży, czyżbym jeszcze nie mógł tego wiedzieć? To możliwe. Mistrz jednak nie powiedział ani słowa na ten temat. Oznaczało to więc, że będę musiał udać się wkrótce do mistrza Karina. Najpierw jednak musiałem zakończyć obecny trening.
Za poleceniem nauczyciela udałem się lotem za nim. Lot był długi i raczej monotonny, cały czas jeden i ten sam bezkresny błękit. Ehh... Nigdy nie lubiłem niebieskiego... Ani morza... Znacznie bardziej wolałem przebywanie na stałym lądzie. Teraz jednak moje widzi misie nie miało znaczenia, byłem zdany na doświadczenie kogoś, kto na pewno je posiadał.
Po wysłuchaniu krótkiego instruktażu co do prawdziwego celu mojego zadania, niemal natychmiast wziąłem się do pracy. Wziąłem porządny wdech nasyconego jodem powietrza i dałem nura w morską wodę, która jak się okazało była zimna... Świetnie.
Podniosłem nieco swój poziom mocy, który osiągnął sto procent swojej normalnej wartości, żeby się trochę rozgrzać. Przy pomocy słabych podmuchów Ki zmierzałem wprost w mrok...
Płynąłem dosyć szybko, ponieważ nie wiedziałem na ile wystarczy mi tlenu, miałem też obawy co do głębokości na jakiej znajdują się poszukiwane przeze mnie przedmioty. Wiedziałem jak ludzkie ciało zachowuje się pod wpływem wysokiego ciśnienia i choć żaden zwykły człowiek nie mógł się ze mną równać, to jednak musiałem zachować ostrożność.
Metr za metrem zagłębiałem się coraz bardziej w czeliści, które stawały się coraz zimniejsze i mroczniejsze. Po pięciu minutach od zanurkowania poczułem pierwsze objawy wzrostu ciśnienia. Po dziesięciu było już tak ciemno, że musiałem się wspomóc Ki blastem wytworzonym w dłoni. Kilka minut później dotarłem do dna. Rozejrzałem się uważnie. Kilkanaście ryb żyjących w tym mroku zainteresowało się nowym źródłem światła i podpłynęło do kuli energii. W końcu zauważyłem cel moich poszukiwań. Od razu stwierdziłem, że użycie własnych mięśni do wyciągnięcia tych przedmiotów jest złym pomysłem, bo zmarnowałbym zbyt dużo cennego tlenu. Siłą umysłu pochwyciłem szkatułkę i kamień w niewidzialne więzy i skierowałem się ku powierzchni. Płynąłem jeszcze szybciej, bo już w połowie drogi poczułem łaknienie tlenu. Sytuacja była jednak o tyle patowa, że nie mogłem przesadzić z prędkością, bo mógłbym się nabawić choroby ciśnieniowej. Yare yare...
W końcu wynurzyłem się i mogłem zaczerpnąć powietrza. Brałem głębokie wdechy przez jakieś pół minuty. Trochę tego nie przemyślałem, mogłem najpierw przez chwilę natlenić krew, to by mi ułatwiło zadanie, ale cóż... Uniosłem się w powietrze i ruszyłem w kierunku wyspy. Po kilku minutach wylądowałem na piasku i położyłem przedmioty na ziemi. Mistrz już na mnie czekał.
OOC:
Trening start
Za poleceniem nauczyciela udałem się lotem za nim. Lot był długi i raczej monotonny, cały czas jeden i ten sam bezkresny błękit. Ehh... Nigdy nie lubiłem niebieskiego... Ani morza... Znacznie bardziej wolałem przebywanie na stałym lądzie. Teraz jednak moje widzi misie nie miało znaczenia, byłem zdany na doświadczenie kogoś, kto na pewno je posiadał.
Po wysłuchaniu krótkiego instruktażu co do prawdziwego celu mojego zadania, niemal natychmiast wziąłem się do pracy. Wziąłem porządny wdech nasyconego jodem powietrza i dałem nura w morską wodę, która jak się okazało była zimna... Świetnie.
Podniosłem nieco swój poziom mocy, który osiągnął sto procent swojej normalnej wartości, żeby się trochę rozgrzać. Przy pomocy słabych podmuchów Ki zmierzałem wprost w mrok...
Płynąłem dosyć szybko, ponieważ nie wiedziałem na ile wystarczy mi tlenu, miałem też obawy co do głębokości na jakiej znajdują się poszukiwane przeze mnie przedmioty. Wiedziałem jak ludzkie ciało zachowuje się pod wpływem wysokiego ciśnienia i choć żaden zwykły człowiek nie mógł się ze mną równać, to jednak musiałem zachować ostrożność.
Metr za metrem zagłębiałem się coraz bardziej w czeliści, które stawały się coraz zimniejsze i mroczniejsze. Po pięciu minutach od zanurkowania poczułem pierwsze objawy wzrostu ciśnienia. Po dziesięciu było już tak ciemno, że musiałem się wspomóc Ki blastem wytworzonym w dłoni. Kilka minut później dotarłem do dna. Rozejrzałem się uważnie. Kilkanaście ryb żyjących w tym mroku zainteresowało się nowym źródłem światła i podpłynęło do kuli energii. W końcu zauważyłem cel moich poszukiwań. Od razu stwierdziłem, że użycie własnych mięśni do wyciągnięcia tych przedmiotów jest złym pomysłem, bo zmarnowałbym zbyt dużo cennego tlenu. Siłą umysłu pochwyciłem szkatułkę i kamień w niewidzialne więzy i skierowałem się ku powierzchni. Płynąłem jeszcze szybciej, bo już w połowie drogi poczułem łaknienie tlenu. Sytuacja była jednak o tyle patowa, że nie mogłem przesadzić z prędkością, bo mógłbym się nabawić choroby ciśnieniowej. Yare yare...
W końcu wynurzyłem się i mogłem zaczerpnąć powietrza. Brałem głębokie wdechy przez jakieś pół minuty. Trochę tego nie przemyślałem, mogłem najpierw przez chwilę natlenić krew, to by mi ułatwiło zadanie, ale cóż... Uniosłem się w powietrze i ruszyłem w kierunku wyspy. Po kilku minutach wylądowałem na piasku i położyłem przedmioty na ziemi. Mistrz już na mnie czekał.
OOC:
Trening start
Re: Kame House
Sro Maj 28, 2014 12:37 pm
Mistrz siedział wygodnie na fotelu. Na jego twarzy leżało jego pisemko które unosiło się przy wydechu. Umagamie widząc Chepriego podszedł do fotela i szturchnął mistrza. ___ - Co? Pewnie, że możesz zostać na noc- odpowiedział nerwowo podnosząc tułów z fotela. Rozejrzał się. Tutaj nie było pięknej blondynki tylko duży żółw i jego uczeń. ___ -Chepri, widzę, że już jesteś-powiedział patrząc na rzeczy które przyniósł - Pięknie...- dopowiedział. Wszedł na chwilę do domu przerzucił kilka kartek w naściennym kalendarzu. Spojrzał na zegarek, a następnie wyszedł z domu ___ - To wszystko na dzisiaj. Odpocznij, wiem jakie uporczywe i męczące potrafi być nurkowanie. Masz wolną rękę, rób co chcesz, możesz odlecieć do miasta, odwiedzić kogoś, ale bądź tutaj jutro o trzeciej po południu. - Mistrz mówił trochę tajemniczo. Podszedł do rzeczy wziął je do domu. Szkatułkę położył na szafce, a kamień na stole, w centrum pomieszczenia. |
Re: Kame House
Sro Maj 28, 2014 7:04 pm
Zdziwiłem się słysząc, że mistrz daje mi wolne, przecież nie byłem zmęczony, czemu więc? Czyżby chciał przygotować jakieś specjalne zadanie i właśnie do tego są mu potrzebne te przedmioty? To całkiem prawdopodobne. I, jak mnie się zdawało, jeśli zobaczę te przygotowania, to wszystko może spalić na panewce... Cóż, ufałem Genialnemu Żółwiowi, także mogłem jedynie odpowiedzieć:
-Dobrze mistrzu, dziękuję.
Od razu wiedziałem jak spożytkuje ten dany mi czas. Choć nie spodziewałem się zrobić to tak wcześnie. Chciałem udać się do mistrza Karina i tam zrealizować jego propozycję, tylko czy na pewno uda mi się? W sumie, to nieco urozmaici trening. Element walki z czasem nie należał do moich ulubionych, ale musiałem uznać jego skuteczność.
Zanim jednak miałem wyruszyć, krótka drzemka, tak by choć musnąć sens tej przerwy w treningu.
Położyłem się wygodnie na ciepłym piasku i odpłynąłem na jakieś piętnaście do dwudziestu minut.
Gdy się obudziłem, podszedłem do wody, telekinezą wyciągnąłem rybę z wody i odleciałem...
ZT -> Wieża Karina
-Dobrze mistrzu, dziękuję.
Od razu wiedziałem jak spożytkuje ten dany mi czas. Choć nie spodziewałem się zrobić to tak wcześnie. Chciałem udać się do mistrza Karina i tam zrealizować jego propozycję, tylko czy na pewno uda mi się? W sumie, to nieco urozmaici trening. Element walki z czasem nie należał do moich ulubionych, ale musiałem uznać jego skuteczność.
Zanim jednak miałem wyruszyć, krótka drzemka, tak by choć musnąć sens tej przerwy w treningu.
Położyłem się wygodnie na ciepłym piasku i odpłynąłem na jakieś piętnaście do dwudziestu minut.
Gdy się obudziłem, podszedłem do wody, telekinezą wyciągnąłem rybę z wody i odleciałem...
ZT -> Wieża Karina
Re: Kame House
Pią Cze 06, 2014 9:28 pm
Trochę tak zgubiłem poczucie czasu wspinając się. Tak, tak, wiem. Słońce pozornie porusza się po niebie i jest jeszcze coś takiego jak noc. Ale serio, jak to mówią, "szczęśliwi czasu nie liczą". Sam nie sądziłem, że to prawda i nadal nie uważam tak, ale coś w tym jest. Temu nie mogłem zaprzeczyć.
Niestety działało to na moją niekorzyść. Mimo wszystko lepiej wiedzieć ile ma się czasu, choć ja w sumie ścigałem się z czasem nie widząc zegara. Do czorta...
Tak czy inaczej, musiałem całym duchem i ciałem skupić się na treningu, nawet pomimo mojej sytuacji. Jeśli tego nie zrobię, to nie będę miał szans na osiągnięcie mojego celu, a do tego nie mogę dopuścić.
Wylądowałem na wyspie i pierwsze co zrobiłem, to rozejrzałem się za mistrzem. Ten był w domu. Nie mogło więc chyba minąć tak dużo czasu, chyba nawet nie jeden dzień. Tak, wiem jak to brzmi, ale zabijcie mnie, lecz naprawdę straciłem poczucie czasu. Cóż. Niemniej jednak, działało to na moją korzyść. Miałem czas, ale byłem gotowy na dalszą część treningu. Hmm... Tylko jakby tu spożytkować ten czas? Pomysłów za bardzo nie miałem, więc zrobiłem pierwsze co mi przyszło do głowy, a mianowicie wziąłem leżący obok patyk i zacząłem kreślić szkic wieży Karina. Starałem się jak najlepiej odwzorować jej elementy, w tym ornamentację, ale średnio dobrze mi to szło. Gdy tak patrzyłem na to, co zapamiętałem, coś zwróciło moją uwagę. Te wzory... Nie mogłem powiedzieć, że je znam, ale wiele razy widziałem podobne. Przykre wspomnienie przynosiła posiadana przeze mnie wiedza... Ale nie mogłem powiedzieć, że nie jest użyteczna. Jak na razie tylko dla mnie, ale zawsze to coś. Te wzory stanowiły charakterystyczną cechę sztuki Indian z zachodu. Widywałem je raczej tylko przelotnie, ale trochę o nich słyszałem. Bardziej zapoznany zostałem ze sztuką Indian ze wschodu, bo od nich pochodzę. Niestety rodziny się nie wybiera, a szkoda. Choć nie mówię, to dobrze, że mój ojciec wziął sobie kogoś spoza plemienia, z którego pochodził. Wtedy nie mógłbym się narodzić. Przyniosło to nieciekawe konsekwencje, ale tak już bywa. Jasne, mam o to pretensję do reszty rodziny, ale jeszcze do całkiem niedawna nie mogłem nic z tym zrobić. Wcześniej byłem tylko dzieciakiem. Teraz jestem wojownikiem. A więc będę musiał coś zrobić. Czy może lepiej zostawić to i po prostu zapomnieć? Nie... Takie zbrodnie wymagają zemsty.
Nawet nie zorientowałem się, że cały czas wykonuje pociągnięcia patykiem po piasku. Gdy spojrzałem na to co zrobiłem. No, ciekawe "dzieło" stworzyłem. Szkic wyglądał całkiem porządnie i wiedziałem, że tak jest, bo widziałem wiele tego typu prac. Wtedy pomyślałem, że to tylko jakieś trochę udane bazgroły, ale to miało się jeszcze zmienić.
Ze swoistego transu wybudził mnie szósty zmysł alarmujący mnie, że Genialny Żółw się zbliża.
Niestety działało to na moją niekorzyść. Mimo wszystko lepiej wiedzieć ile ma się czasu, choć ja w sumie ścigałem się z czasem nie widząc zegara. Do czorta...
Tak czy inaczej, musiałem całym duchem i ciałem skupić się na treningu, nawet pomimo mojej sytuacji. Jeśli tego nie zrobię, to nie będę miał szans na osiągnięcie mojego celu, a do tego nie mogę dopuścić.
Wylądowałem na wyspie i pierwsze co zrobiłem, to rozejrzałem się za mistrzem. Ten był w domu. Nie mogło więc chyba minąć tak dużo czasu, chyba nawet nie jeden dzień. Tak, wiem jak to brzmi, ale zabijcie mnie, lecz naprawdę straciłem poczucie czasu. Cóż. Niemniej jednak, działało to na moją korzyść. Miałem czas, ale byłem gotowy na dalszą część treningu. Hmm... Tylko jakby tu spożytkować ten czas? Pomysłów za bardzo nie miałem, więc zrobiłem pierwsze co mi przyszło do głowy, a mianowicie wziąłem leżący obok patyk i zacząłem kreślić szkic wieży Karina. Starałem się jak najlepiej odwzorować jej elementy, w tym ornamentację, ale średnio dobrze mi to szło. Gdy tak patrzyłem na to, co zapamiętałem, coś zwróciło moją uwagę. Te wzory... Nie mogłem powiedzieć, że je znam, ale wiele razy widziałem podobne. Przykre wspomnienie przynosiła posiadana przeze mnie wiedza... Ale nie mogłem powiedzieć, że nie jest użyteczna. Jak na razie tylko dla mnie, ale zawsze to coś. Te wzory stanowiły charakterystyczną cechę sztuki Indian z zachodu. Widywałem je raczej tylko przelotnie, ale trochę o nich słyszałem. Bardziej zapoznany zostałem ze sztuką Indian ze wschodu, bo od nich pochodzę. Niestety rodziny się nie wybiera, a szkoda. Choć nie mówię, to dobrze, że mój ojciec wziął sobie kogoś spoza plemienia, z którego pochodził. Wtedy nie mógłbym się narodzić. Przyniosło to nieciekawe konsekwencje, ale tak już bywa. Jasne, mam o to pretensję do reszty rodziny, ale jeszcze do całkiem niedawna nie mogłem nic z tym zrobić. Wcześniej byłem tylko dzieciakiem. Teraz jestem wojownikiem. A więc będę musiał coś zrobić. Czy może lepiej zostawić to i po prostu zapomnieć? Nie... Takie zbrodnie wymagają zemsty.
Nawet nie zorientowałem się, że cały czas wykonuje pociągnięcia patykiem po piasku. Gdy spojrzałem na to co zrobiłem. No, ciekawe "dzieło" stworzyłem. Szkic wyglądał całkiem porządnie i wiedziałem, że tak jest, bo widziałem wiele tego typu prac. Wtedy pomyślałem, że to tylko jakieś trochę udane bazgroły, ale to miało się jeszcze zmienić.
Ze swoistego transu wybudził mnie szósty zmysł alarmujący mnie, że Genialny Żółw się zbliża.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach