Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Pole Bitwy
Nie Lut 09, 2014 8:53 pm
First topic message reminder :
Time Skip - Fragmenty ujęte w spoilerze można pominąć, bo mają mniejsze znaczenie dla TSa (chociaż zawierają też szczątkowe opisy nauki technik).
OoC:
Z Ziemii na Konack statkiem saiyana co gonił Frosta z Vegety => Na wzgórzach
Podczas skipa nauka Mafuby i Kamehame => Wytyczne od Genialnego Żółwia
Punkty: 120-26(na techniki)= 94
Time Skip - Fragmenty ujęte w spoilerze można pominąć, bo mają mniejsze znaczenie dla TSa (chociaż zawierają też szczątkowe opisy nauki technik).
CHWILA OBECNA
TRENING U MISTRZA
Z początku wydawało się, że będzie to tylko przebieżka dzięki temu, że już wcześniej zdobył dużą siłę, ale szybko się okazało, że się bardzo myli. Już na samym początku pokazał nową technikę, ale mistrz być może nie był zadowolony z tego, że Misaki się postawiła i zdecydowała na trenowanie wraz z Rikimaru i musiał szybko do tego przywyknąć, ponieważ dziewczynie zależało na rozwinięciu swoich umiejętności, a obrażony mistrz był jej w niesmak. Dlatego zdecydowała się na trening w stroju królika, który mistrz dał jej gdzieś na początku. Do tego czasu to była orka, bo sporo ćwiczeń wykraczało poza jego możliwości. Trening z Cheprim jeszcze był w miarę łatwy, bo się nie przejmował tak ośmieszeniem siebie akrobacjami na linie, ale później coraz cięższa skorupa utrudniała życie. Na sam początek dostał taką, która sięgała niemal ziemi i ograniczała jego ruchy, a do tego ważyła dobre 400 kg, a więc już ona sama sprawiła, że ważył 5 razy więcej, ale do tego jeszcze obciążniki na nogi o wadze łącznej 50 kg i na ręce o wadze kolejnych 50kg i ważył ponad sześciokrotnie więcej. To był pryszcz do tego, co dostał po dwóch tygodniach, gdy jeszcze nie przywykł do poprzednich ciężarów. Dostał chyba skorupę po żółwiu słoniowym, bo miała aż 2,5 metra długości i ważyła dobre 800 kg. To było dopiero wyzwanie, a obciążniki po 80 kg na nogach i rękach sprawiły, że miał na sobie 960 kg, czyli już 12 krotną wagę samego siebie. Mistrz chyba chciał go wykończyć, bo nie wiele mógł zrobić, a ledwo odrywał się od ziemi. A musiał latać, żeby w ogóle się poruszać, bo skorupa była dłuższa niż on sam. W końcu po miesiącu Misaki wzięła skorupę o wadze 10 kg oraz obciążniki i dołączyła się do treningu. W końcu Rikimaru mógł wziąć mniejszy ciężar, żeby mógł się ruszać. Odtąd przez kolejne miesiące stopniował wagę obciążeń. Podobnie zresztą jak Misaki, która stała się jego sparingpartnerem. Zawsze jednak dobierał ciężar tak, żeby być od niej wolniejszym, a więc brał na swoje barki więcej niż potrzebował, ale efekty treningu było widać dużo szybciej, aż pewnego wieczora mistrz wyszedł przed domek i zaczął rozgrzewkę, która trwała trochę długo, ale dwójka jego uczniów przypatrywała się w napięciu, bo jeszcze nie mieli okazji widzieć więcej niż to jak im pokazywał jak wykonać pewne ćwiczenie.
Rozgrzewka jednak nic nie dała, ale po czterech miesiącach w końcu ruszyli gdzieś w drogę. Prawie całą trasę przebiegli, a było to kilkadziesiąt kilometrów i znaleźli się na drugim końcu wyspy. Tam znajdowała się wioska, gdzie czasem Rikimaru lub Misaki biegli po zakupy, ale tym razem mistrz wybrał trasę trudniejszą, bo przez pagórki, las i większą górę. Szybko wyjaśnił się powód aktywności mistrza. Po krótkiej rozmowie z burmistrzem pobiegli na plażę. Już wcześniej widział na morzu coś wielkiego i białego, ale nie był pewien czy dobrze widzi, bo na tej długości geograficznej lodowce to rzadkość, a co dopiero góra lodowa, która płynęła wprost na miasteczko. Mogła zniszczyć nadbrzeżne budynki, a odłamki nawet te oddalone od brzegu. Czyżby mistrz kazał im załatwić ten problem? Nie tym razem, bo sam ściągnął swoją koszulę i rzucił ją na bok, rozstawił nogi i napiął mięśnie. Genialny Żółw dosłownie w sekundę w oczach im się rozrósł do sporych rozmiarów, a jego moc była niesamowicie duża, ale nie wyglądał, żeby to sprawiało mu duży wysiłek. To ta sama moc, którą poczuł wtedy, gdy… musiał się rozprawiać z tamtymi dwoma knypkami, co go zdenerwowali podczas jego lotu na wyspę. Pokazał to również tuż po przylocie na tą wyspę. Tym razem widział to na własne oczy, ale to było jeszcze nic. Rozłożył ręce unosząc prawą pionowo do góry, a lewą w dół:
- Ka… - Zaczął wymawiać przeciągając literę a bardzo długo i ręce powoli obracał zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
- Me… - Zaczynając drugą sylabę miał ręce równolegle do podłoża, a jego Ki rosła… a przeciągając literę zaczął je zginać.
- Ha… - Teraz ręce miał blisko siebie i przyciągnął je do ciała. Wyglądało to tak jakby zgniatał niewidzialną kulę, ale przy przeciąganiu po raz kolejny a pojawiło się światło, a jego ki była przeogromna. Niesamowicie duża energia skoncentrowana w rękach.
- Me… - Między dłońmi pojawiła się cała skumulowana wcześniej w rękach energia. Teraz Genialny Żółw dzierżył w dłoniach najpotężniejszą siłę, jaką widział Rikimaru i poczuł strach, że istnieje tak mocna technika. Jeżeli da się zwiększyć jej moc jeszcze bardziej to mógłby zniszczyć nią nawet planetę.
- Haaaaa. – Następnie z rąk mistrza wystrzeliła potężna fala, która pomknęła tuż nad wodą, ale zmierzała w dół rozdzielając wodę i uderzyła w sam środek góry wbijając się w nią. Tyle skumulowanej energii mogło bez problemu zniszczyć cały lodowiec ziemi. Oślepiające światło o niebieskawej barwie i sama fala otoczona niebieską łuną. Bardzo czysta energia ki użytkownika. Tylko Genialny Żółw mógł panować nad czymś tak niesamowitym. Głośny huk i potężna eksplozja rozległy się z kierunku góry lodowej, a następnie fala uderzeniowa dmuchnęła piachem i drobinkami lodu. Musiał się odwrócić, bo pył leciał mu wprost do oczu. Po sekundzie do wybrzeża dotarła zimna mgła, która oszroniła cały piasek oraz wszystkich znajdujących się na plaży. Mięśnie mistrza zmalały do normalnych rozmiarów, a jego moc znów się zmniejszyła. Po górze lodowej nie było już widać śladu, a ludzie zaczęli wiwatować i po chwili podeszły do mistrza kobiety z kwiatami oraz wysoki i barczysty mężczyzna ze skrzynią. Zapas najlepszych ryb na dwa tygodnie, a kwiaty… ozdobią salon. W trakcie jak mistrz przyjmował gratulację i wdzięczył się do dziewczyn to Rikimaru odszedł nieco na bok i wyszukał wzrokiem resztek lodowca. Napiął mięśnie zwiększając swoją energię i zaczął wykonywać podobne jak Genialny Żółw ruchy. Jeszcze podczas kręcenia rękami pojawiła się energia na jego dłoniach, a składając je doprowadził do eksplozji wywołując panikę wśród ludzi, gdzie część z nich uciekła, a niektórzy zaczęli na niego kląć. Wtedy mistrz wyłonił się z tłumu i zaczął iść w kierunku Rikimaru i Misaki.
- No to my już będziemy wracać, żeby nas noc nie zastała.
Uczniowie przytaknęli głowami, a nim wyruszali kazał Rikimaru zabrać skrzynię, a Misaki kwiaty i ruszyli biegiem tą samą trasą, co wcześniej, przez pagórki, wzgórza, lasy do domku. W trakcie powrotu mistrz udzielił im radę, a dokładniej Rikimaru, który próbował wykonać Kamehame.
- To jest Kamehame. Ja uczyłem się jej 30 lat. To jest bardzo trudna technika i trzeba wiele praktyki. Musisz skupiać energię stopniowo w rękach i ją mocno trzymać. Dopiero jak złożysz ręce to zostawiasz miejsce na to, żeby tą energię skumulować na zewnątrz. To jest bardzo duża siła.
- Więc muszę ją ściskać rękami, aż uzbieram tyle mocy ile mi będzie potrzebne?
- Dokładnie tak. Wtedy prostujesz szybko ręce.
- Wypycham energię przed siebie, a fala robi swoje.
- Czy to tak wygląda? KaMeHaMeHaaaaaa!!! – Zawołała ich Misaki, która była przed nimi, ale przystanęła i gdy się odwrócili ujrzeli jak wykonuje te wszystkie ruchy, ściąga energię z całego ciała, układa dłonie jakby trzymała tam szklaną kulę, a potem pojawiła się różowa kula energii i wyprostowała ręce wprost przed siebie, czyli w ich kierunku, a promień pomknął prosto na nich. Ledwo zdążyli odskoczyć, a fala zderzyła się ze skałą, zostawiając jedynie jej odłamki. Niebieskowłosy oraz Genialny Żółw stali tam jak wryci z szeroko otwartymi ustami. Już wcześniej dziewczyna bez problemy opanowała Kienzana, a teraz poradziła sobie z tą techniką w ciągu chwili, gdzie Rikimaru jedynie poparzył sobie ręce. Kso! To jest chore!
Nie mógł nic na to poradzić. Zacisnął jedynie ręce mocno na skrzyni i ruszył pędem przed siebie, a Genialny Żółw rzucił się na dziewczynę i zaczął ją mocno ściskać i tulić gratulując jej. Niebieskowłosy dotarł przed domek i położył skrzynię w kuchni, wybiegł na plażę i zaczął trening. Najpierw wszystkie wysiłki kierował na stabilnym kumulowania ki, ponieważ z tym miał ciągle problemy, w czym mogła mu przeszkadzać jego prawa, stalowa ręka.
- Musisz popracować nad swoją aurą. Marnujesz bardzo dużo sił witalnych, a nie wzmacniasz całego ciała. Fale wody wydają się być podobne, prawda? – Powiedział tajemniczo mistrz podchodząc do niego. Rikimaru zauważył na jego głowie dwa wielkie guzy i domyślił się, że mistrz tulił się nie tam gdzie trzeba. Spoglądał bardzo długo na fale wody i zauważył, że faktycznie jest tu pewna powtarzalność. – Natura jest najlepszym nauczycielem. Zauważyłem podczas treningu na lince, że jesteś czymś zaniepokojony. Musisz pokonać swoją niepewność, a będziesz silniejszy.
Był zdziwiony tym, jak wiele mu mistrz poradził w ostatnim czasie, chociaż nie wygadał się zbyt wiele, ale trafił wszystkim w samo sedno. Miał zapytać, czym powinien się zająć najpierw, ale mistrz kontynuował.
- Nie jesteś jeszcze gotowy na wielką moc, ale jesteś gotowy na pewną technikę. Jest na ziemi pewien demon. To jest technika, którą będziesz mógł go zatrzymać, ale… TO JEST OSTATECZNA TECHNIKA. Może Cię zabić. Widzę, że jesteś gotowy na wszystko, dlatego jestem skłonny Ci o niej powiedzieć.
Wtedy Genialny Żółw wyjaśnił mu podstawy Mafuby i pokazał pozycje jaką musi przyjąć, czyli wystawić obie ręce do przodu, a następnie wytłumaczył, że musi moc w swoich rękach upodobnić do aury demona. Jeżeli będzie walczyć przeciwko takiemu to musi poświęcić sporo czasu do wczucia się w naturę swojego przeciwnika i dzięki temu będzie mógł użyć techniki, która go całkowicie zablokuje. Żeby była skuteczna to musi mieć przy sobie metalowe naczynie, które można szczelnie zamknąć. Mogłaby to być nawet butelka wina, ale korek musiałby być dobry, żeby było wszystko szczelne. Przeciwnik będzie skazany na wieczne przebywanie w takim opakowaniu o ile nie jest zbyt potężny. Im mocniejszy potwór tym mocniejszy pojemnik jest potrzebny. Genialny Żółw powiedział mu, że najlepszy byłby stworzony z energii, ale takie rzeczy potrafią tworzyć tylko demony, a przecież żaden nie zrobi sobie trumny. Najważniejsza informacja to, że może zginąć podczas używania tej techniki. Mistrz też z tego tytułu nie może mu techniki pokazać, ale zrobił, co innego. Przykładając rękę do jego czoła przekazał mu telepatycznie wizję swojego mistrza. Odtąd Rikimaru już wiedział jak to wykonać w przyszłości w trudnej sytuacji zagrażającej ludzkości. Nie wiedział jeszcze, że przyjdzie mu ją wykonać już niedługo, ale nie będzie nią bronić ludzi, a mieszkańców innej planety...
Kolejne tygodnie przeznaczył na trening fali uderzeniowej, a najdłużej pracował nad własną mocą i w końcu udało mu się osiągnąć jakąś uśrednioną moc, a dzięki ustabilizowaniu tego był w stanie idealnie prowadzić KI przez ciało do stworzenia kuli między rękami, a później odpowiednim utrzymaniu takiej mocy, a na końcu wystrzeleniu jej przed siebie. Z początku woda pochłaniała jego fale, a po miesiącu jego Kamehame potrafiła przecinać wodę na pół podobnie jak ta w wykonaniu mistrza, gdy niszczył lodowiec. Tak minął rok odkąd pozostawał pod okiem mistrza i nadszedł czas na chwilę przerwy od treningów, o czym poinformował mistrza, który zgodził się ze spokojem. Misaki postanowiła zostać i dalej trenować, ponieważ nie ciągnęło jej tak bardzo do cywilizacji.
CHWILA PRZERWY
KIM JESTEM?
PODRÓŻ
Od tamtego wydarzenia minął miesiąc. Przez tydzień leżał nieprzytomny w łóżku, mocno przywiązany, a obok niego cały czas czuwał Roshan gotów go zabić. Po przebudzeniu w ogóle się nie odzywał ani na nikogo nie patrzył. Wyczuwał obecność Alex, która zajmowała się jego raną na twarzy. Pewnego dnia wojownik wioski przemówił:
- Zerwałeś połączenie, ale musisz odejść.
Tą decyzję już sam podjął drugiego dnia, ale teraz już się w tym przekonaniu potwierdził. W końcu odwiązano pęta, ale odleciał z wioski i żył przez tydzień w górach do czasu aż wyczuł coś złego i potężnego, co mogło zmącić spokój.
Poszedł porozmawiać z Roshanem, który stwierdził, że to się zbliża w kierunku ziemi, a życie po życiu znika, a te wibracje są naprawdę straszne. Podjął decyzję, że musi zrobić coś nim zło dotrze do Ziemii, a jego decyzja o zatrzymaniu statku była jak najbardziej słuszna. Przez cały dzień badał panel statku, aż w końcu stwierdził, że będzie w stanie się tym odpowiednio posłużyć. W szkole świetnie sobie radził z technologią, a informatyka była jego konikiem. To było najlepsze wyjście na obecną chwilę. Od tamtego wydarzenia nie zamienił z Alex żadnego słowa i rozłąka będzie dla nich teraz najlepszym wyjściem. Pragnął przekonać się, że to, kim był w poprzednim wcieleniu już nie wpływa na jego zachowanie. Nie darowałby sobie, gdyby to znowu się stało. Wsiadając do kapsuły spojrzał jeszcze raz na dziewczynę i ujrzał coś, czego się nie spodziewał. Troska i zmartwienie oraz smutek. Już pewnie nie będzie tak samo i nie wie czy jeszcze wróci. Nacisnął sekwencje przycisków, a drzwi zaczęły się zamykać.
- Musisz wrócić cały i zdrowy. – Usłyszał, a następnie drzwi szczelnie się zamknęły, a kapsuła wystrzeliła w powietrze. Przez pół roku leciał przez przestrzeń kosmiczną i nie wiedział gdzie dotrze. Będąc blisko źródła tej dziwnej energii wybudził się z narkozy, w którą wszedł podczas wyjścia z orbity Ziemi. Wtedy przeklinał koordynaty w kierunku źródła mocy i w końcu radar wskazał planetę Konack. Wybrał ją na cel tej wyprawy.
KONACK
Wylądował na pustyni, gdzie nie było nikogo, ale dość szybko przybyła ekipa, która go przywitała. Mieszkańcy okazali się bardzo mili i towarzyscy. Bardzo szybko się zaklimatyzował z mieszkańcami i wyjaśnił im powód swojego przybycia. Wiedzieli, co się zbliża i przygotowywali od pewnego czasu, a słysząc, że zamierza im pomóc wyjawili mu swój pomysł i nauczyli go władać mieczami. Mieli pociąć potwora, a za pomocą technik tutejszych mieszkańców mieli zamknąć części ciała potwora w ciałach trójki wojowników, ale Rikimaru powiedział, że może im pomóc, ponieważ zna technikę, którą może zamknąć potwora w pojemniku. Opowiedział im o technice, ale stwierdzili, że przeciwnik jest zbyt potężny…
Do walki doszło następnego dnia. Bestia przyleciała w ogromnym statku kosmicznym i 8 wojowników stanęło przeciw niej do walki. 4 zajmowała się technikom służącą do zamknięcia stwora w ciele trójki wojowników Konnack. Rikimaru korzystając z chwili po raz pierwszy użył Mafuby. Wystawił ręce, skoncentrował się na energii przeciwnika i niemal się z nią połaczył i wtedy zielony promień zaczął ciągnąć bestię w kierunku stalowego pudła, które przygotowali Konnackianie. Zaczęli ciąć potwora znajdującego się w promieniu, a technicy przenieśli części ciała do ciał swoich pobratymców. Mafuba wciągnęła bestię do pojemnika, ale wciąż było czuć potężną moc bestii, a to nie powinno mieć miejsca. Ktoś zamknięty przez ten promień miał mieć zablokowaną moc. Ciało Rikimaru przeszedł dreszcz, czuł się jakby stoczył kilka walk pod rząd. Pojedynki z Frostem albo Cheprim i ból, który im towarzyszył to była tylko cząstka tego, co czuł teraz. Zemdlał, a jego moc znacznie zmalała. Syy, jeden z konack-jinów podleciał do niego i zaczął go leczyć za pomocą techniki oraz podał mu do ust ich specjalny płyn lecznicy… I tak powróciliśmy do chwili obecnej.
- Chwila obecna, czyli zakończenie okresu 2 lat.:
- Nie był pewien czy żyje, czy śni, czy na pewno porusza własną ręką. Bolały go wszystkie mięśnie, a najbardziej głowa. Z wielkim trudem otworzył oczy. Oślepiające światło i straszny smród oraz unosząca się mgła. Wzrok przyzwyczajał się niemiłosiernie długo i jedyne bodźce, jakie docierały poza bólem to pisk w uszach oraz mnóstwo KI ponad przeciętną ludzkim oddalone od niego o parę kilometrów oraz dwie lub trzy niezwykle mocne bardzo blisko niego.
Próbował przypomnieć sobie, co się stało, gdzie jest i… kim jest, ale całkowita pustka wypełniała przestrzeń między jego uszami. „Kso, Kso, Kso. Czym jesteś!?” Miał wrażenie, że to czas się zatrzymał albo zwolnił kilkakroć.
To był tylko chwilowy efekt użycia jednej z najtrudniejszych i bardzo wymagających technik, jakie opracowali ludzie. Oczywiście ból ciała oraz dłużący się czas to efekt nie tylko wykonania Mafuby, która polegała na tym, że przeciwnika mógł zamknąć w jakimś pojemniku. Technikę trenował wcześniej na Ziemi, ale jeszcze nie na taką skalę jak tutaj, na planecie Konack. Ten potwór tego wymagał, a naczynie, jakiego użył było nietypowe. Potrzebne było specjalnie wzmocnione z twardego materiału, żeby można było zamknąć kogoś na bardzo długo. Technika służyła do zablokowania, sparaliżowania, a można też było nią nieźle kogoś oszołomić. Wystarczyło wystawić ręce i naprawdę mocno skoncentrować swoją KI, ale również energię otoczenia. Mafuba była nietypowa, ponieważ pobierała nie tylko ki użytkownika, ale również otoczenia oraz wpływała na wymiary. Niektórzy sądzili, że została ona ofiarowana ludziom przez demony, a tak naprawdę została stworzona przeciwko nim. Stąd efekty tej zielonej fali. Było podobne do natury technik piekielnych stworzeń, tak bardzo nieludzka. Stworzył ją mistrz Genialnego Żółwia, który poświęcił swoje życie, ale oczywiście im mocniejszy wojownik tym bardziej odporny jest na szkodliwe działanie Mafuby. Ktoś taki jak Rikimaru nie mógł tak łatwo zginąć po wykonaniu tej techniki.
- Rikimaru!? Ocknij się!– Powoli piszczenie i szum ustępowały, a zaczęły docierać do niego głosy. Podobnie było ze wzrokiem. Biała plama zanikała, pojawiała się pewna ostrość i ujrzał twarz mulata z irokezem. Z ogromnym trudem podparł się ręką i rozejrzał po okolicy.
Był w mieście, a raczej jego pozostałościach. Wokół gruzowisko, wielki plac jak ogromna arena walki, a otaczały je ruiny wysokich bloków mieszkalnych i biurowców. Niektóre wyglądały jak ścięte w pół, a inne miały długie i głębokie cięcia. Tylko coś wielkiego mogło tego dokonać, ale nie widział jeszcze zbyt wiele. Słychać było co chwila stukot spadających kamieni oraz sypiący się gruz z budynków. Brzdęk szkła, gdy kawałek muru spadł na leżącą szybę. Wszędzie czerwone plamy krwi i zielona maź. Z pewnością to ona musiała śmierdzieć jak wymiociny. Rikimaru… No tak. Tak się nazywam. Jestem na Konnack, a to miasto to Arfordir. A raczej było… Ale gdzie jest Ffynci Ceffyl?
- Syy. Gdzie jest Ffynci Ceffyl? – Zapytał się Konnackiana. Powoli wracała mu pamięć, ale wspomnienia miał strasznie zagmatwane. Nagle rozległ się głośny ryk, który przerwał ich chwilowy spokój.
- Shimatta! Ogarnął się szybciej niż myśleliśmy. Nie zdążymy! – Powiedział Deigr, który podleciał przed momentem. – Trzymaj. Musiał Ci wypaść przed chwilą, a pewnie się jeszcze przyda. Teraz czas na Morfila. Ty i tak wziąłeś na siebie zbyt wiele.
Dym był coraz niżej i ukazała się głowa, żółte ślepia i ostre zęby. Jeden róg po prawej stronie głowy i ucho. Te po lewej były odcięte. Im niżej osiadał pył tym więcej potwora się wyłaniało, chociaż mgła nie ustępowała, ale nie utrudniała tak bardzo widoczności. Coś tak wielkiego nie mogło umknąć sprawnym oczom silnych wojowników. Wiele cięć na ramionach i klatce piersiowej oraz odcięta jedna ręka. Potwór nie miał również jednej całej nogi i stopy u drugiej oraz jednej trzeciej jednego z ogonów, połowy drugiego i paru kolców na trzecim. Bestia bez problemu unosiła się w powietrzu i kręciła ogonami. Widać było tę wściekłość. Dopiero przy drugim głośnym ryku bestii poczuł jego moc, którą musiał ukryć po tym, co mu zrobili parę minut temu…
Znajdował się teraz na Konack i pomagał mieszkańcom planety zmierzyć się z wielkim zagrożeniem, ale jak się tam znalazł?
TRENING U MISTRZA
Z początku wydawało się, że będzie to tylko przebieżka dzięki temu, że już wcześniej zdobył dużą siłę, ale szybko się okazało, że się bardzo myli. Już na samym początku pokazał nową technikę, ale mistrz być może nie był zadowolony z tego, że Misaki się postawiła i zdecydowała na trenowanie wraz z Rikimaru i musiał szybko do tego przywyknąć, ponieważ dziewczynie zależało na rozwinięciu swoich umiejętności, a obrażony mistrz był jej w niesmak. Dlatego zdecydowała się na trening w stroju królika, który mistrz dał jej gdzieś na początku. Do tego czasu to była orka, bo sporo ćwiczeń wykraczało poza jego możliwości. Trening z Cheprim jeszcze był w miarę łatwy, bo się nie przejmował tak ośmieszeniem siebie akrobacjami na linie, ale później coraz cięższa skorupa utrudniała życie. Na sam początek dostał taką, która sięgała niemal ziemi i ograniczała jego ruchy, a do tego ważyła dobre 400 kg, a więc już ona sama sprawiła, że ważył 5 razy więcej, ale do tego jeszcze obciążniki na nogi o wadze łącznej 50 kg i na ręce o wadze kolejnych 50kg i ważył ponad sześciokrotnie więcej. To był pryszcz do tego, co dostał po dwóch tygodniach, gdy jeszcze nie przywykł do poprzednich ciężarów. Dostał chyba skorupę po żółwiu słoniowym, bo miała aż 2,5 metra długości i ważyła dobre 800 kg. To było dopiero wyzwanie, a obciążniki po 80 kg na nogach i rękach sprawiły, że miał na sobie 960 kg, czyli już 12 krotną wagę samego siebie. Mistrz chyba chciał go wykończyć, bo nie wiele mógł zrobić, a ledwo odrywał się od ziemi. A musiał latać, żeby w ogóle się poruszać, bo skorupa była dłuższa niż on sam. W końcu po miesiącu Misaki wzięła skorupę o wadze 10 kg oraz obciążniki i dołączyła się do treningu. W końcu Rikimaru mógł wziąć mniejszy ciężar, żeby mógł się ruszać. Odtąd przez kolejne miesiące stopniował wagę obciążeń. Podobnie zresztą jak Misaki, która stała się jego sparingpartnerem. Zawsze jednak dobierał ciężar tak, żeby być od niej wolniejszym, a więc brał na swoje barki więcej niż potrzebował, ale efekty treningu było widać dużo szybciej, aż pewnego wieczora mistrz wyszedł przed domek i zaczął rozgrzewkę, która trwała trochę długo, ale dwójka jego uczniów przypatrywała się w napięciu, bo jeszcze nie mieli okazji widzieć więcej niż to jak im pokazywał jak wykonać pewne ćwiczenie.
Rozgrzewka jednak nic nie dała, ale po czterech miesiącach w końcu ruszyli gdzieś w drogę. Prawie całą trasę przebiegli, a było to kilkadziesiąt kilometrów i znaleźli się na drugim końcu wyspy. Tam znajdowała się wioska, gdzie czasem Rikimaru lub Misaki biegli po zakupy, ale tym razem mistrz wybrał trasę trudniejszą, bo przez pagórki, las i większą górę. Szybko wyjaśnił się powód aktywności mistrza. Po krótkiej rozmowie z burmistrzem pobiegli na plażę. Już wcześniej widział na morzu coś wielkiego i białego, ale nie był pewien czy dobrze widzi, bo na tej długości geograficznej lodowce to rzadkość, a co dopiero góra lodowa, która płynęła wprost na miasteczko. Mogła zniszczyć nadbrzeżne budynki, a odłamki nawet te oddalone od brzegu. Czyżby mistrz kazał im załatwić ten problem? Nie tym razem, bo sam ściągnął swoją koszulę i rzucił ją na bok, rozstawił nogi i napiął mięśnie. Genialny Żółw dosłownie w sekundę w oczach im się rozrósł do sporych rozmiarów, a jego moc była niesamowicie duża, ale nie wyglądał, żeby to sprawiało mu duży wysiłek. To ta sama moc, którą poczuł wtedy, gdy… musiał się rozprawiać z tamtymi dwoma knypkami, co go zdenerwowali podczas jego lotu na wyspę. Pokazał to również tuż po przylocie na tą wyspę. Tym razem widział to na własne oczy, ale to było jeszcze nic. Rozłożył ręce unosząc prawą pionowo do góry, a lewą w dół:
- Ka… - Zaczął wymawiać przeciągając literę a bardzo długo i ręce powoli obracał zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
- Me… - Zaczynając drugą sylabę miał ręce równolegle do podłoża, a jego Ki rosła… a przeciągając literę zaczął je zginać.
- Ha… - Teraz ręce miał blisko siebie i przyciągnął je do ciała. Wyglądało to tak jakby zgniatał niewidzialną kulę, ale przy przeciąganiu po raz kolejny a pojawiło się światło, a jego ki była przeogromna. Niesamowicie duża energia skoncentrowana w rękach.
- Me… - Między dłońmi pojawiła się cała skumulowana wcześniej w rękach energia. Teraz Genialny Żółw dzierżył w dłoniach najpotężniejszą siłę, jaką widział Rikimaru i poczuł strach, że istnieje tak mocna technika. Jeżeli da się zwiększyć jej moc jeszcze bardziej to mógłby zniszczyć nią nawet planetę.
- Haaaaa. – Następnie z rąk mistrza wystrzeliła potężna fala, która pomknęła tuż nad wodą, ale zmierzała w dół rozdzielając wodę i uderzyła w sam środek góry wbijając się w nią. Tyle skumulowanej energii mogło bez problemu zniszczyć cały lodowiec ziemi. Oślepiające światło o niebieskawej barwie i sama fala otoczona niebieską łuną. Bardzo czysta energia ki użytkownika. Tylko Genialny Żółw mógł panować nad czymś tak niesamowitym. Głośny huk i potężna eksplozja rozległy się z kierunku góry lodowej, a następnie fala uderzeniowa dmuchnęła piachem i drobinkami lodu. Musiał się odwrócić, bo pył leciał mu wprost do oczu. Po sekundzie do wybrzeża dotarła zimna mgła, która oszroniła cały piasek oraz wszystkich znajdujących się na plaży. Mięśnie mistrza zmalały do normalnych rozmiarów, a jego moc znów się zmniejszyła. Po górze lodowej nie było już widać śladu, a ludzie zaczęli wiwatować i po chwili podeszły do mistrza kobiety z kwiatami oraz wysoki i barczysty mężczyzna ze skrzynią. Zapas najlepszych ryb na dwa tygodnie, a kwiaty… ozdobią salon. W trakcie jak mistrz przyjmował gratulację i wdzięczył się do dziewczyn to Rikimaru odszedł nieco na bok i wyszukał wzrokiem resztek lodowca. Napiął mięśnie zwiększając swoją energię i zaczął wykonywać podobne jak Genialny Żółw ruchy. Jeszcze podczas kręcenia rękami pojawiła się energia na jego dłoniach, a składając je doprowadził do eksplozji wywołując panikę wśród ludzi, gdzie część z nich uciekła, a niektórzy zaczęli na niego kląć. Wtedy mistrz wyłonił się z tłumu i zaczął iść w kierunku Rikimaru i Misaki.
- No to my już będziemy wracać, żeby nas noc nie zastała.
Uczniowie przytaknęli głowami, a nim wyruszali kazał Rikimaru zabrać skrzynię, a Misaki kwiaty i ruszyli biegiem tą samą trasą, co wcześniej, przez pagórki, wzgórza, lasy do domku. W trakcie powrotu mistrz udzielił im radę, a dokładniej Rikimaru, który próbował wykonać Kamehame.
- To jest Kamehame. Ja uczyłem się jej 30 lat. To jest bardzo trudna technika i trzeba wiele praktyki. Musisz skupiać energię stopniowo w rękach i ją mocno trzymać. Dopiero jak złożysz ręce to zostawiasz miejsce na to, żeby tą energię skumulować na zewnątrz. To jest bardzo duża siła.
- Więc muszę ją ściskać rękami, aż uzbieram tyle mocy ile mi będzie potrzebne?
- Dokładnie tak. Wtedy prostujesz szybko ręce.
- Wypycham energię przed siebie, a fala robi swoje.
- Czy to tak wygląda? KaMeHaMeHaaaaaa!!! – Zawołała ich Misaki, która była przed nimi, ale przystanęła i gdy się odwrócili ujrzeli jak wykonuje te wszystkie ruchy, ściąga energię z całego ciała, układa dłonie jakby trzymała tam szklaną kulę, a potem pojawiła się różowa kula energii i wyprostowała ręce wprost przed siebie, czyli w ich kierunku, a promień pomknął prosto na nich. Ledwo zdążyli odskoczyć, a fala zderzyła się ze skałą, zostawiając jedynie jej odłamki. Niebieskowłosy oraz Genialny Żółw stali tam jak wryci z szeroko otwartymi ustami. Już wcześniej dziewczyna bez problemy opanowała Kienzana, a teraz poradziła sobie z tą techniką w ciągu chwili, gdzie Rikimaru jedynie poparzył sobie ręce. Kso! To jest chore!
Nie mógł nic na to poradzić. Zacisnął jedynie ręce mocno na skrzyni i ruszył pędem przed siebie, a Genialny Żółw rzucił się na dziewczynę i zaczął ją mocno ściskać i tulić gratulując jej. Niebieskowłosy dotarł przed domek i położył skrzynię w kuchni, wybiegł na plażę i zaczął trening. Najpierw wszystkie wysiłki kierował na stabilnym kumulowania ki, ponieważ z tym miał ciągle problemy, w czym mogła mu przeszkadzać jego prawa, stalowa ręka.
- Musisz popracować nad swoją aurą. Marnujesz bardzo dużo sił witalnych, a nie wzmacniasz całego ciała. Fale wody wydają się być podobne, prawda? – Powiedział tajemniczo mistrz podchodząc do niego. Rikimaru zauważył na jego głowie dwa wielkie guzy i domyślił się, że mistrz tulił się nie tam gdzie trzeba. Spoglądał bardzo długo na fale wody i zauważył, że faktycznie jest tu pewna powtarzalność. – Natura jest najlepszym nauczycielem. Zauważyłem podczas treningu na lince, że jesteś czymś zaniepokojony. Musisz pokonać swoją niepewność, a będziesz silniejszy.
Był zdziwiony tym, jak wiele mu mistrz poradził w ostatnim czasie, chociaż nie wygadał się zbyt wiele, ale trafił wszystkim w samo sedno. Miał zapytać, czym powinien się zająć najpierw, ale mistrz kontynuował.
- Nie jesteś jeszcze gotowy na wielką moc, ale jesteś gotowy na pewną technikę. Jest na ziemi pewien demon. To jest technika, którą będziesz mógł go zatrzymać, ale… TO JEST OSTATECZNA TECHNIKA. Może Cię zabić. Widzę, że jesteś gotowy na wszystko, dlatego jestem skłonny Ci o niej powiedzieć.
Wtedy Genialny Żółw wyjaśnił mu podstawy Mafuby i pokazał pozycje jaką musi przyjąć, czyli wystawić obie ręce do przodu, a następnie wytłumaczył, że musi moc w swoich rękach upodobnić do aury demona. Jeżeli będzie walczyć przeciwko takiemu to musi poświęcić sporo czasu do wczucia się w naturę swojego przeciwnika i dzięki temu będzie mógł użyć techniki, która go całkowicie zablokuje. Żeby była skuteczna to musi mieć przy sobie metalowe naczynie, które można szczelnie zamknąć. Mogłaby to być nawet butelka wina, ale korek musiałby być dobry, żeby było wszystko szczelne. Przeciwnik będzie skazany na wieczne przebywanie w takim opakowaniu o ile nie jest zbyt potężny. Im mocniejszy potwór tym mocniejszy pojemnik jest potrzebny. Genialny Żółw powiedział mu, że najlepszy byłby stworzony z energii, ale takie rzeczy potrafią tworzyć tylko demony, a przecież żaden nie zrobi sobie trumny. Najważniejsza informacja to, że może zginąć podczas używania tej techniki. Mistrz też z tego tytułu nie może mu techniki pokazać, ale zrobił, co innego. Przykładając rękę do jego czoła przekazał mu telepatycznie wizję swojego mistrza. Odtąd Rikimaru już wiedział jak to wykonać w przyszłości w trudnej sytuacji zagrażającej ludzkości. Nie wiedział jeszcze, że przyjdzie mu ją wykonać już niedługo, ale nie będzie nią bronić ludzi, a mieszkańców innej planety...
Kolejne tygodnie przeznaczył na trening fali uderzeniowej, a najdłużej pracował nad własną mocą i w końcu udało mu się osiągnąć jakąś uśrednioną moc, a dzięki ustabilizowaniu tego był w stanie idealnie prowadzić KI przez ciało do stworzenia kuli między rękami, a później odpowiednim utrzymaniu takiej mocy, a na końcu wystrzeleniu jej przed siebie. Z początku woda pochłaniała jego fale, a po miesiącu jego Kamehame potrafiła przecinać wodę na pół podobnie jak ta w wykonaniu mistrza, gdy niszczył lodowiec. Tak minął rok odkąd pozostawał pod okiem mistrza i nadszedł czas na chwilę przerwy od treningów, o czym poinformował mistrza, który zgodził się ze spokojem. Misaki postanowiła zostać i dalej trenować, ponieważ nie ciągnęło jej tak bardzo do cywilizacji.
CHWILA PRZERWY
- Odpoczynek, czyli sprawy najmniej istotne:
- Już dawno miał wrócić do Alex, ale chciał dokończyć trening u mistrza i dowiedzieć się wszystko, co mógł na tamtą chwilę. Do pasma górskiego doleciał bardzo szybko, ale po drodze zahaczył o wzgórza, gdzie chciał coś sprawdzić. Na miejscu zastał dwa dość spore kratery, ale nie były one blisko siebie. Jeden z nich doskonale pamiętał, bo tam po raz pierwszy spotkał Frosta i ujrzał jego statek. Drugi krater musiał pojawić się wraz z przybyciem drugiego kosmicznego osobnika, który przywędrował tuż za changelingiem. Ciała nigdzie nie było widać, więc Frost musiał się raz, a dobrze rozprawić z tamtym, na co wskazywało również zniknięcie energii, ale na szczęście pozostał statek kosmiczny. Podszedł do kapsuły i zaczął przeglądać jej wnętrze, a najbardziej go interesowało jak się tym steruje. Panel wyglądał na skomplikowany, pilota nie było i mało miejsca, a aparatura nad siedzeniem mogła wskazywać, że podczas lotu pasażer jest w narkozie, co może wskazywać, że działa tu autopilot. Złapał za brzeg kapsuły i próbował ją podnieść, ale trochę ważyła. Musiał znacznie zwiększyć swoją siłę, a nawet użyj techniki Shiyoken, żeby łatwiej mu było dźwigać kapsułę. Dopiero wtedy poleciał z nią na pasmo górskie. Po paru godzinach był na miejscu, a Alex już tam na niego wyczekiwała. Widać było, że musiała go wyczuć wcześniej. Odstawił kapsułę na obrzeżach i rzucił się na nią. Kolejne parę godzin przebiegało w domowej aurze i wiadomym było, co ludzie po takiej rozłące będą robić. Trzy spokojne miesiące i brak używania większej mocy przez długi czas musiały mieć na niego wpływ…
KIM JESTEM?
- Kim jestem, pojedynczy epizod wyjaśniający rozległą bliznę.:
- =Ty gnojku… Jak ktoś taki może być moją reinkarnacją! – Obudził się cały spocony i rozejrzał się czy na pewno jest nadal w łóżku obok Alex. Spała spokojnie i słodko, ale ten sen był tak rzeczywisty… Niszczył, zabijał, rozwalone miasta, zniszczone planety i walki z potężnymi wojownikami. Zabijanie sprawiające tyle radości, a dusze zabitych były jak narkotyk wywołujący ekstazę. „Co to do cholery było…” Bał się ponownie położyć, więc podniósł się i wyszedł przed dom. Wyczuł, że Roshan, wojownik z tej wioski, który nauczył go tej techniki znajduje się na skraju wioski, tuż nad skarpą. Wydawało mu się, że stoi on trochę bokiem, a kątem oka spogląda na Rikimaru. Widać było niepokój na twarzy obrońcy wioski, ale czy mógł wyczuć coś? Rozmowa z tym silnym osobnikiem być może przyniesie mu odpowiedź.
- Coś Cię trapi niebieski wojowniku?
- Tak. Miewam ostatnio dziwne sny. Tak jakbym był kimś innym, przerażającym...
- Każdego nawiedzają duchy przeszłości, kto nie jest czysty. Póki nie poznasz tego ducha to nigdy się nie oswobodzisz z niego.
- Wasze plemię jest bardzo powiązane z przodkami. Alex bardzo często wspomina swoich rodziców, którzy odeszli. Mówiła, że raz słyszała swojego ojca i była w stanie się z nim komunikować.
- Wtedy mogła rozmawiać z duszą, która jest w krainie wiecznych łowów, ale z Tobą jest inaczej. Rozmawiasz z nim poprzez to znamię… poprzedniego wcielenia.
Kolejne dni mijały, a jego niepokój narastał, aż pewnego dnia podczas snu pojawiła się ponownie tamta postać. Tym razem wydarzenia były tak realistyczne w czasie snu, że zaczął lunatykować. Walczył w śnie z tym, kto pokonał demona, którego był wcieleniem. Potężna, przerażająca moc. Alex była przerażona, ponieważ nie docierały jej słowa do niego, a on wszystko niszczył. Na początku gołymi rękami, a później jego aury narosły i w ruch poszła KI, którą zniszczył cały ich dom oraz parę okolicznych, a gdyby nie Roshan to pewnie cała wioska poszłaby z dymem, walczyli ze sobą bardzo długo i niemal obrońca wioski przegrał, ale walka w śnie również się zakończyła.
= Zostałem pokonany i pokarany czymś takim jak Ty. Jesteś słaby i taki dobry. Rzygać mi się chce. – Powiedział demon o wyglądzie chudego, niskiego człowieczka i wtedy się ocknął. Ujrzał spore zniszczenia, a wszyscy mieszkańcy byli już daleko. Jedynie on, Roshan i Alex na skraju wioski, która patrzyła na niego z przerażeniem. Miała długą pociągłą ranę przez całą twarz i przez tors, z ręki ściekała krew i nadpalone włosy. Roshan wyglądał dużo gorzej, ponieważ wyglądało na to, że ma złamaną rękę, nie miał oka i ucha oraz stał na jednej nodze, a drugą podkuloną. Nie widział nigdzie zagrożenia.
- Co… Co się stało? – Z trudem wyszeptał. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. W parę chwil zmieniały się jego decyzje. Zabić się, odejść, ukarać się. Znamię niesamowicie pulsowało, co doprowadzało go dodatkowo do szału, ale mina Alex… - Prze… przepraszam. Khaaa.
W jednej chwili wystrzelił z ręki w stronę swojej głowy potężny promień o mocy Kamehame, którzy poparzył całą jego twarz. Czuł jak siły go zaczynają opuszczać, przeraźliwy ból na twarzy. Miał nadzieje, że umrze, ponieważ nie może żyć z myślą, że to on sam ją skrzywdził.
PODRÓŻ
Od tamtego wydarzenia minął miesiąc. Przez tydzień leżał nieprzytomny w łóżku, mocno przywiązany, a obok niego cały czas czuwał Roshan gotów go zabić. Po przebudzeniu w ogóle się nie odzywał ani na nikogo nie patrzył. Wyczuwał obecność Alex, która zajmowała się jego raną na twarzy. Pewnego dnia wojownik wioski przemówił:
- Zerwałeś połączenie, ale musisz odejść.
Tą decyzję już sam podjął drugiego dnia, ale teraz już się w tym przekonaniu potwierdził. W końcu odwiązano pęta, ale odleciał z wioski i żył przez tydzień w górach do czasu aż wyczuł coś złego i potężnego, co mogło zmącić spokój.
Poszedł porozmawiać z Roshanem, który stwierdził, że to się zbliża w kierunku ziemi, a życie po życiu znika, a te wibracje są naprawdę straszne. Podjął decyzję, że musi zrobić coś nim zło dotrze do Ziemii, a jego decyzja o zatrzymaniu statku była jak najbardziej słuszna. Przez cały dzień badał panel statku, aż w końcu stwierdził, że będzie w stanie się tym odpowiednio posłużyć. W szkole świetnie sobie radził z technologią, a informatyka była jego konikiem. To było najlepsze wyjście na obecną chwilę. Od tamtego wydarzenia nie zamienił z Alex żadnego słowa i rozłąka będzie dla nich teraz najlepszym wyjściem. Pragnął przekonać się, że to, kim był w poprzednim wcieleniu już nie wpływa na jego zachowanie. Nie darowałby sobie, gdyby to znowu się stało. Wsiadając do kapsuły spojrzał jeszcze raz na dziewczynę i ujrzał coś, czego się nie spodziewał. Troska i zmartwienie oraz smutek. Już pewnie nie będzie tak samo i nie wie czy jeszcze wróci. Nacisnął sekwencje przycisków, a drzwi zaczęły się zamykać.
- Musisz wrócić cały i zdrowy. – Usłyszał, a następnie drzwi szczelnie się zamknęły, a kapsuła wystrzeliła w powietrze. Przez pół roku leciał przez przestrzeń kosmiczną i nie wiedział gdzie dotrze. Będąc blisko źródła tej dziwnej energii wybudził się z narkozy, w którą wszedł podczas wyjścia z orbity Ziemi. Wtedy przeklinał koordynaty w kierunku źródła mocy i w końcu radar wskazał planetę Konack. Wybrał ją na cel tej wyprawy.
KONACK
Wylądował na pustyni, gdzie nie było nikogo, ale dość szybko przybyła ekipa, która go przywitała. Mieszkańcy okazali się bardzo mili i towarzyscy. Bardzo szybko się zaklimatyzował z mieszkańcami i wyjaśnił im powód swojego przybycia. Wiedzieli, co się zbliża i przygotowywali od pewnego czasu, a słysząc, że zamierza im pomóc wyjawili mu swój pomysł i nauczyli go władać mieczami. Mieli pociąć potwora, a za pomocą technik tutejszych mieszkańców mieli zamknąć części ciała potwora w ciałach trójki wojowników, ale Rikimaru powiedział, że może im pomóc, ponieważ zna technikę, którą może zamknąć potwora w pojemniku. Opowiedział im o technice, ale stwierdzili, że przeciwnik jest zbyt potężny…
Do walki doszło następnego dnia. Bestia przyleciała w ogromnym statku kosmicznym i 8 wojowników stanęło przeciw niej do walki. 4 zajmowała się technikom służącą do zamknięcia stwora w ciele trójki wojowników Konnack. Rikimaru korzystając z chwili po raz pierwszy użył Mafuby. Wystawił ręce, skoncentrował się na energii przeciwnika i niemal się z nią połaczył i wtedy zielony promień zaczął ciągnąć bestię w kierunku stalowego pudła, które przygotowali Konnackianie. Zaczęli ciąć potwora znajdującego się w promieniu, a technicy przenieśli części ciała do ciał swoich pobratymców. Mafuba wciągnęła bestię do pojemnika, ale wciąż było czuć potężną moc bestii, a to nie powinno mieć miejsca. Ktoś zamknięty przez ten promień miał mieć zablokowaną moc. Ciało Rikimaru przeszedł dreszcz, czuł się jakby stoczył kilka walk pod rząd. Pojedynki z Frostem albo Cheprim i ból, który im towarzyszył to była tylko cząstka tego, co czuł teraz. Zemdlał, a jego moc znacznie zmalała. Syy, jeden z konack-jinów podleciał do niego i zaczął go leczyć za pomocą techniki oraz podał mu do ust ich specjalny płyn lecznicy… I tak powróciliśmy do chwili obecnej.
OoC:
Z Ziemii na Konack statkiem saiyana co gonił Frosta z Vegety => Na wzgórzach
Podczas skipa nauka Mafuby i Kamehame => Wytyczne od Genialnego Żółwia
Punkty: 120-26(na techniki)= 94
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Wto Lip 15, 2014 10:51 pm
O ile niebieski demon zrobił coś... wydawać się mogło spektakularnego to D.Ragon pokazywał niebywałe umiejętności. Nie dziwił się teraz, że jest tak świetnym wojownikiem i tak szybko się rozwija oraz skąd pochodzi, a raczej dlaczego mu się pojawiło to zamiłowanie do walki. Będąc wcieleniem kogoś tak nadzwyczajnego musiał przejąć po nim chociaż umiejętności lub coś... To coś widział teraz w pełnej okazałości i widział wiele podobieństwa do swojego stylu. Był niemal kopią tego wojownika. Trochę go to irytowało, ponieważ sądził, że jest wyjątkowy.
Kontra jaką wykonał czarnowłosy demon przed momentem była najwyższych lotów. Seria uderzeń, bloków, uników i zderzeń się pięści, aż w pewnym momencie zamarkowanie ciosu, nie wykonanie ataku, zamarkowanie... ucieczki, a wtedy wykorzystanie wyciągniętej ręki, żeby wyłożyć się w powietrzu tak, że niemal całkowicie schował ciało przed oczami wroga, chowając się za jego pięścią...
Wtedy przeleciał pod nią i uderzył z całej siły kolanem.
Na coś takiego pewnie by nie wpadł lub nie zdecydowałby się Rikimaru. Z pewnością brakowało mu doświadczenia, którego nabył naprawdę wiele Shin, który podróżując po planetach i spotykając niesamowitą ilość różnych ras był w stanie osiągnąć poziom techniki całkowicie nieprzewidywalnej nawet dla kogoś tak potężnego jak Ffynci. Pytanie ile razy jeszcze zaskoczy demon z Ziemi?
Rikimaru chłonął wzrokiem wszelki ruch obu wojowników. Uczył się ataków, czego przewidywać przy ewentualnej walce z Ffyncim, który miał teraz inny styl niż później, jako wielki niewolnik Majinów.
Mimo wielkiej chęci walki powstrzymywał się. Wciąż naparzali się we dwóch i siły Shin D.Ragona były coraz mniejsze. Poruszał się coraz wolniej, a jego ciosy jakby się odbijały od skóry rywala. Jak tak dalej pójdzie to nie będzie czego zbierać. Spojrzał w kierunku Wyroczni, której pozostała już trójka wojowników, gdzie ich siła była ogromna. Wyglądało na to, że jakby przed śmiercią się łączyli. To było podejrzane i niepokojące, bo im mniej ich zostawało tym dłużej się męczył żeby zabić kolejnego. Otrzymał jednak od niej komunikat, że ma pozostać tam, gdzie jest i czekać, ale był coraz bardziej zniecierpliwiony rozwojem zdarzeń. Nie jest typem supporta, który lubi czekać. On też musi walczyć, inaczej się zanudzi. Nie chodziło już tylko o uratowanie przyszłości, czy planety, a o samą chęć sprawdzenia siebie i rozwinięcia swoich umiejętności. Zebrania doświadczenia, które w przyszłości może bardzo wiele przynieść.
OoC:
Ffynci i Shin D.Ragon między sobą (w tabeli). Dla przyspieszenia dodatkowo po ciosie podstawowym między sobą.
Moje HP: 30800 (50%)
Moje KI: 45400
Kontra jaką wykonał czarnowłosy demon przed momentem była najwyższych lotów. Seria uderzeń, bloków, uników i zderzeń się pięści, aż w pewnym momencie zamarkowanie ciosu, nie wykonanie ataku, zamarkowanie... ucieczki, a wtedy wykorzystanie wyciągniętej ręki, żeby wyłożyć się w powietrzu tak, że niemal całkowicie schował ciało przed oczami wroga, chowając się za jego pięścią...
Wtedy przeleciał pod nią i uderzył z całej siły kolanem.
Na coś takiego pewnie by nie wpadł lub nie zdecydowałby się Rikimaru. Z pewnością brakowało mu doświadczenia, którego nabył naprawdę wiele Shin, który podróżując po planetach i spotykając niesamowitą ilość różnych ras był w stanie osiągnąć poziom techniki całkowicie nieprzewidywalnej nawet dla kogoś tak potężnego jak Ffynci. Pytanie ile razy jeszcze zaskoczy demon z Ziemi?
Rikimaru chłonął wzrokiem wszelki ruch obu wojowników. Uczył się ataków, czego przewidywać przy ewentualnej walce z Ffyncim, który miał teraz inny styl niż później, jako wielki niewolnik Majinów.
Mimo wielkiej chęci walki powstrzymywał się. Wciąż naparzali się we dwóch i siły Shin D.Ragona były coraz mniejsze. Poruszał się coraz wolniej, a jego ciosy jakby się odbijały od skóry rywala. Jak tak dalej pójdzie to nie będzie czego zbierać. Spojrzał w kierunku Wyroczni, której pozostała już trójka wojowników, gdzie ich siła była ogromna. Wyglądało na to, że jakby przed śmiercią się łączyli. To było podejrzane i niepokojące, bo im mniej ich zostawało tym dłużej się męczył żeby zabić kolejnego. Otrzymał jednak od niej komunikat, że ma pozostać tam, gdzie jest i czekać, ale był coraz bardziej zniecierpliwiony rozwojem zdarzeń. Nie jest typem supporta, który lubi czekać. On też musi walczyć, inaczej się zanudzi. Nie chodziło już tylko o uratowanie przyszłości, czy planety, a o samą chęć sprawdzenia siebie i rozwinięcia swoich umiejętności. Zebrania doświadczenia, które w przyszłości może bardzo wiele przynieść.
OoC:
Staty Ffynci Ceffyl Power Level: 220 000 Siła: 10000 Szybkość: 10000 Wytrzymałość: 8000 Energia: 8000 HP: 83712-8000-4000=71712 KI: 104448-60000=44448 Techniki: 1. Red 14400 dmg; 15 552KI 2. KI-Sword 18880dmg; 18880KI 3. Mouth Wave 8400dmg; 11340dmg 4. Honoo 10800 dmg; 14040KI 5. Absorption (albo Shin D.Ragona albo Kaio-Shina +2000 do statów) | Staty Shin D.Ragon Power Level: 120 000 Siła: 4000 Szybkość: 4000 Wytrzymałość: 4000 Energia: 6000 HP: 36600-10000=26600 KI: 20600 Techniki: 1. Ki-Sword 10600dmg; -10600KI 2. Eye Beam, unieruchom na ture; 1/2 energii przeciwnika 3. Honoo 8100dmg ;10530KI 4. Final Explosion 36000dmg+pozostałe KI i HP . |
Moje HP: 30800 (50%)
Moje KI: 45400
Re: Pole Bitwy
Wto Lip 15, 2014 10:51 pm
The member 'Rikimaru' has done the following action : Rzut Kośćmi
#1 'Walka automat ' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Procent' : 96
#1 'Walka automat ' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Procent' : 96
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Sro Lip 16, 2014 12:06 am
Tego się nie spodziewał chyba nikt. Czując rozterki Rikimaru wyrocznia zwiększyła moc do maksimum i w jednej chwili zabiła dwójkę wojowników, aż pozostał tylko jeden, a jego moc była równa mocy jego przeciwniczki, czyli niemal równa mocy Rikimaru, ale co gorsza nie tylko moc tego jednego stała się większa, ale również Ffynci Ceffyl poczuł napływ mocy. Zaciągnął się głęboko powietrzem, a Shin D.Ragon odleciał od niego, ponieważ niebieskie ciało zabłyszczało, a z pomiędzy włosów oraz na plecach wyrosły rogi, a jego mięśnie nieco się powiększyły.
To było nie do uwierzenia, ale czuć było przerażające wibracje. Nie rozumiał dlaczego Ffynci jest teraz silniejszy niż być powinien. Cofnięcie się w czasie Rikimaru nie powinno aż tak zaburzyć wszystkiego. Jedyne wyjaśnienie jakie znalazł to takie, że Ffynci po drodze musiał walczyć z kimś kto go poważnie osłabił. Być może cofnęli się do złego momentu w przeszłości, ale bez wątpienia wyroczni nie chodziło tylko o eliminacje niebieskiego potwora, a równocześnie o spotkanie się Rikimaru z jego poprzednikiem. To spotkanie nie powinno się chyba wydarzyć. Jak bardzo zburzą układ wszechświata? Z drugiej strony Rikimaru ciągnęła tak niesamowita ciekawość tego co się zmieni, że nie mógł się powstrzymać. Widząc, że Shin uniknął paru ciosów i to nie dzięki szybkości, a chyba doświadczeniu i dobrej taktyce stwierdził, że będzie w stanie też to robić. Musi tylko nieco zaingerować i sprawdzić czy obserwacja jest trafna. Poleciał w górę i skoncentrował się na wykonaniu jednego mocnego uderzenia. Techniki mógłby używać, ale nie było sensu tak samo jak w pierwszym starciu. Wtedy Ffynci był dość odporny na nie, a teraz się ich uczył tak szybko, że użyłby przeciw użytkownikowi. Nieprzewidywalna mimo wszystko walka. Nie spodziewał się, że z tej grupki wojowników demon uzyska jeszcze dodatkowe siły.
Kim oni do cholery byli? - Pomyślał uderzając z całej siły w klatkę piersiową przeciwnika, a następnie zsunął się w dół kilkadziesiąt metrów obawiając się szybkiej odpowiedzi oraz reakcje D.Ragona. Widząc ruch niebieskiego błyskawicznie zareagował Kiaiho aby uniemożliwić mu akcje i dać czarnowłosemu czas na reakcję, gotowość do ataku.
OoC:
Ffynci i Shin D.Ragon między sobą (w tabeli). Dla przyspieszenia dodatkowo po ciosie podstawowym między sobą.
Ja atak potężny 8136 i kiaiho defensywne -10% 1200KI
Moje HP: 30800 (50%)
Moje KI: 45400-1200= 44200
To było nie do uwierzenia, ale czuć było przerażające wibracje. Nie rozumiał dlaczego Ffynci jest teraz silniejszy niż być powinien. Cofnięcie się w czasie Rikimaru nie powinno aż tak zaburzyć wszystkiego. Jedyne wyjaśnienie jakie znalazł to takie, że Ffynci po drodze musiał walczyć z kimś kto go poważnie osłabił. Być może cofnęli się do złego momentu w przeszłości, ale bez wątpienia wyroczni nie chodziło tylko o eliminacje niebieskiego potwora, a równocześnie o spotkanie się Rikimaru z jego poprzednikiem. To spotkanie nie powinno się chyba wydarzyć. Jak bardzo zburzą układ wszechświata? Z drugiej strony Rikimaru ciągnęła tak niesamowita ciekawość tego co się zmieni, że nie mógł się powstrzymać. Widząc, że Shin uniknął paru ciosów i to nie dzięki szybkości, a chyba doświadczeniu i dobrej taktyce stwierdził, że będzie w stanie też to robić. Musi tylko nieco zaingerować i sprawdzić czy obserwacja jest trafna. Poleciał w górę i skoncentrował się na wykonaniu jednego mocnego uderzenia. Techniki mógłby używać, ale nie było sensu tak samo jak w pierwszym starciu. Wtedy Ffynci był dość odporny na nie, a teraz się ich uczył tak szybko, że użyłby przeciw użytkownikowi. Nieprzewidywalna mimo wszystko walka. Nie spodziewał się, że z tej grupki wojowników demon uzyska jeszcze dodatkowe siły.
Kim oni do cholery byli? - Pomyślał uderzając z całej siły w klatkę piersiową przeciwnika, a następnie zsunął się w dół kilkadziesiąt metrów obawiając się szybkiej odpowiedzi oraz reakcje D.Ragona. Widząc ruch niebieskiego błyskawicznie zareagował Kiaiho aby uniemożliwić mu akcje i dać czarnowłosemu czas na reakcję, gotowość do ataku.
OoC:
Staty Ffynci Ceffyl Power Level: 300 000 Siła: 12000 Szybkość: 12500 Wytrzymałość: 8000 Energia: 8000 HP: 71712-4000-4000-8136= 55 576 KI: 44448 Techniki: 1. Red 14400 dmg; 15 552KI 2. KI-Sword 18880dmg; 18880KI 3. Mouth Wave 8400dmg; 11340dmg 4. Honoo 10800 dmg; 14040KI 5. Absorption (albo Shin D.Ragona albo Kaio-Shina +2000 do statów) | Staty Shin D.Ragon Power Level: 120 000 Siła: 4000 Szybkość: 4000 Wytrzymałość: 4000 Energia: 6000 HP: 26600 KI: 20600 Techniki: 1. Ki-Sword 10600dmg; -10600KI 2. Eye Beam, unieruchom na ture; 1/2 energii przeciwnika 3. Honoo 8100dmg ;10530KI 4. Final Explosion 36000dmg+pozostałe KI i HP . |
Ja atak potężny 8136 i kiaiho defensywne -10% 1200KI
Moje HP: 30800 (50%)
Moje KI: 45400-1200= 44200
Re: Pole Bitwy
Sro Lip 16, 2014 12:06 am
The member 'Rikimaru' has done the following action : Rzut Kośćmi
#1 'Walka automat ' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Procent' : 93
#1 'Walka automat ' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Procent' : 93
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Sro Lip 16, 2014 12:32 am
Bez wątpienia reakcja była odpowiednia, ale nie dała zbyt wiele czasu ponieważ niebieski demon szybko się ogarnął i ruszył na Shina, który pierwsze ciosy znów uniknął, zleciał w dół i rzekł do Rikimaru:
- Widzę, że wyczekiwania sprawia Ci ból. Długo nie pociągnę, nie martw się.
Niebieskowłosy nie dostał okazji na odpowiedź, ponieważ Ffynci już znalazł się tuż obok nich i zaatakował Rikimaru, który wyczuł potęgę, którą pozyskał przeciwnik dzięki energii od zabitych przez wyrocznię osobników. Nie czekając na reakcję czarnowłosego po prostu zaatakował demona, ale nie cackał się tylko przygrzmocił swoją stalową ręką prosto w podbródek, a Shin dołożył mu z półobrotu. Niebieskoskóry poleciał z dużą szybkością ku powierzchni planety. Wyrocznia nie rozprawiła się z ostatnim. Leciała już w ich kierunku, a tamten stał w miejscu.
# Co tam się stało? Dlaczego tamten nie reaguje na nic?
# Taka technika. Wpierw trzeba się zając Ffynci, ponieważ nie wiem jak potężny by się stał po otrzymaniu energii od tego pomocnika. Domyślam się, że Ci są pomocnikami tamtego doktora z którym walczyłeś na konack. To znaczy staliby się nimi.
Informacja była dość interesująca, a najważniejszym było to, że prawdopodobnie wyrocznia miała zamiar się dołączyć do walki, a przynajmniej miała jakiś cel zmierzając w kierunku walki. Zastanawiał się tylko co mogą zrobić, ponieważ uderzenia Ffynci są tak niewyobrażalnie mocne, że ciężko będzie się dłużej utrzymać na nogach. Nim jednak kobieta dotarła na miejsce, to już obok nich zjawił się rozwścieczony rywal i miażdżącym ciosem posłał D.Ragona wysoko w górę. Rikimaru był gotów zablokować potencjalny silny atak za pomocą swojej ręki, ale kto wie czy coś z niej zostanie.
Nie był już taki pewien zwycięstwa. Coraz więcej znaków na niebie i ziemi wskazywało, że nawet w trójkę nie pokonają przeciwnika, którego moc była już druzgocąca. Co prawda znów jego ciało było poranione, ale wystarczy kilka trafnych ciosów i będzie po nich. Zmiażdży ich czystą siłą fizyczną i nadzwyczajną prędkością.
- Lubisz się bawić posiłkiem? - Zapytał Rikimaru próbując odwrócić kota ogonem i nieco złagodzić zapędy przeciwnika. Od czarnowłosego różniło go tylko to, że podczas walki próbował słownie zaczepiać wroga. Czasem żeby też przedłużyć walkę, kiedy wróg był naprawdę znacznie silniejszy. Słabszy lub równy? Szkoda było czasu na dyskusję, bo walka i tak by się szybko skończyła zwycięstwem, ale ktoś potężniejszy? Mógł co najwyżej szybko polec, ale zawsze istniała szansa na dłuższą egzystencję.
OoC:
Ja cios od Ffynci podstawowy, SDR również. SDR 2x podstawowy
Ja atak podstawowy i Steel Hand 8272 i 16352; -20440 KI
Shiyoken -600KI (łącznie 4 tury)
Moje HP: 30800-12000= 18800 (30%)
Moje KI: 44200-20440-600= 23160
- Widzę, że wyczekiwania sprawia Ci ból. Długo nie pociągnę, nie martw się.
Niebieskowłosy nie dostał okazji na odpowiedź, ponieważ Ffynci już znalazł się tuż obok nich i zaatakował Rikimaru, który wyczuł potęgę, którą pozyskał przeciwnik dzięki energii od zabitych przez wyrocznię osobników. Nie czekając na reakcję czarnowłosego po prostu zaatakował demona, ale nie cackał się tylko przygrzmocił swoją stalową ręką prosto w podbródek, a Shin dołożył mu z półobrotu. Niebieskoskóry poleciał z dużą szybkością ku powierzchni planety. Wyrocznia nie rozprawiła się z ostatnim. Leciała już w ich kierunku, a tamten stał w miejscu.
# Co tam się stało? Dlaczego tamten nie reaguje na nic?
# Taka technika. Wpierw trzeba się zając Ffynci, ponieważ nie wiem jak potężny by się stał po otrzymaniu energii od tego pomocnika. Domyślam się, że Ci są pomocnikami tamtego doktora z którym walczyłeś na konack. To znaczy staliby się nimi.
Informacja była dość interesująca, a najważniejszym było to, że prawdopodobnie wyrocznia miała zamiar się dołączyć do walki, a przynajmniej miała jakiś cel zmierzając w kierunku walki. Zastanawiał się tylko co mogą zrobić, ponieważ uderzenia Ffynci są tak niewyobrażalnie mocne, że ciężko będzie się dłużej utrzymać na nogach. Nim jednak kobieta dotarła na miejsce, to już obok nich zjawił się rozwścieczony rywal i miażdżącym ciosem posłał D.Ragona wysoko w górę. Rikimaru był gotów zablokować potencjalny silny atak za pomocą swojej ręki, ale kto wie czy coś z niej zostanie.
Nie był już taki pewien zwycięstwa. Coraz więcej znaków na niebie i ziemi wskazywało, że nawet w trójkę nie pokonają przeciwnika, którego moc była już druzgocąca. Co prawda znów jego ciało było poranione, ale wystarczy kilka trafnych ciosów i będzie po nich. Zmiażdży ich czystą siłą fizyczną i nadzwyczajną prędkością.
- Lubisz się bawić posiłkiem? - Zapytał Rikimaru próbując odwrócić kota ogonem i nieco złagodzić zapędy przeciwnika. Od czarnowłosego różniło go tylko to, że podczas walki próbował słownie zaczepiać wroga. Czasem żeby też przedłużyć walkę, kiedy wróg był naprawdę znacznie silniejszy. Słabszy lub równy? Szkoda było czasu na dyskusję, bo walka i tak by się szybko skończyła zwycięstwem, ale ktoś potężniejszy? Mógł co najwyżej szybko polec, ale zawsze istniała szansa na dłuższą egzystencję.
OoC:
Staty Ffynci Ceffyl Power Level: 300 000 Siła: 12000 Szybkość: 12500 Wytrzymałość: 8000 Energia: 8000 HP: 55 576-4000-4000-8272-16352= 22952 (19%) KI: 44448 Techniki: 1. Red 14400 dmg; 15 552KI 2. KI-Sword 18880dmg; 18880KI 3. Mouth Wave 8400dmg; 11340dmg 4. Honoo 10800 dmg; 14040KI 5. Absorption (albo Shin D.Ragona albo Kaio-Shina +2000 do statów) | Staty Shin D.Ragon Power Level: 120 000 Siła: 4000 Szybkość: 4000 Wytrzymałość: 4000 Energia: 6000 HP: 26600-12000=14600 (24%) KI: 20600 Techniki: 1. Ki-Sword 10600dmg; -10600KI 2. Eye Beam, unieruchom na ture; 1/2 energii przeciwnika 3. Honoo 8100dmg ;10530KI 4. Final Explosion 36000dmg+pozostałe KI i HP . |
Ja atak podstawowy i Steel Hand 8272 i 16352; -20440 KI
Shiyoken -600KI (łącznie 4 tury)
Moje HP: 30800-12000= 18800 (30%)
Moje KI: 44200-20440-600= 23160
Re: Pole Bitwy
Sro Lip 16, 2014 12:32 am
The member 'Rikimaru' has done the following action : Rzut Kośćmi
#1 'Walka automat ' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Procent' : 27
#1 'Walka automat ' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Procent' : 27
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Sro Lip 16, 2014 11:29 pm
Ta walka zmierzała donikąd i wiedział o tym zarówno Shin D.Ragon jak i Rikimaru. W końcu wszystko się zaczynało wyjaśniać. Niebieski demon nie odpowiedział wcale człowiekowi, ale ruszył ku czarnowłosemu demonowi. Wyraźnie lubił się bawić posiłkiem, bo jego czyny na to wskazywały.
- Gdybyś tylko wiedział jak będzie wyglądać Twoja przyszłość, to chyba byś zakopał się pod ziemią. - rzekł, ale tamten go raczej nie słyszał. Demon walnął drugiego demona tak mocno, że przez ułamek sekundy Rikimaru wydawało się, że niemal całkowicie zgasła energia Shina, który tylko śmignął niczym czarna smuga tuż obok niego. Wszystko wskazywało na to, że teraz przyszła kolej na niebieskowłosego, który przełknął tylko ślinę i był gotów na najgorsze. Nie sądził, że to się skończy tu i teraz, ale co może zrobić wyrocznia? Wtem usłyszał właśnie jej głos.
# Nie poddawaj się.
Znajdowała się paręset metrów za nim, a po krótkiej chwili pojawiło się malutkie światełko energii D.Ragona. Wiele wskazywało na to, że go podleczyła, ale jej siły były również słabe, a co on mógł zrobić w takim stanie? Praktycznie nic, a musieliby teraz naprawdę dokonać cudu, żeby Ffynci Ceffyl naprawdę przepadł.
Nagle niebieskoskóry demon znalazł się tuż przed nim.
- Czyżbyś stracił zapał? Zginiesz w ten sam sposób, ale wolniej!
Nie wiedział co odpowiedzieć, ale był pewien, że będzie walczyć do samego końca. Nim wykonał ruch to wyrocznia pojawiła się tak samo gwałtownie jak Ffynci, ale nie zawdzięczała tego szybkości, a technice. Następnie złapała Rikimaru za rękę i zniknęli sprzed nosa przeciwnika, który jednak wyczuł ich kilkadziesiąt kilometrów dalej i ruszył śmiejąc się w niebogłosy z powodu jak mu się wydawało ich głupoty.
- Weź ten kolczyk. - Niemal zaśpiewała, a on popatrzył na nią zaskoczony, widząc jak zdejmuje przedmiot z prawego ucha i mu wręcza. Drugi ściągając przypięła do ucha Shin D.Ragona, który miał zamknięte oczy i był mocno zmasakrowany, ale oddychał. Ledwo, bo ilość ran była zbyt duża i leczenie co najwyżej dało mu kilka dodatkowych minut życia.
- Co mi to da? - Zapytał przyglądając się czarnej kulce. Zastanawiał się czy po prostu chodzi o to, żeby wyglądał jak idiota przed śmiercią, żeby ten strażnik niebios miał ubaw po jego śmierci w momencie gdy go ujrzy? Z pewnością z czymś takim na jednym uchu będzie wyglądać kretyńsko. W takiej sytuacji daje coś co być może ma moc, ale czym by ona była, żeby liczyła na to, że coś zmieni?
Odetchnął głęboko, czekając na jej odpowiedź, a Ffynci był już kilkaset metrów od nich. Wiedział, że może rozmowa nie jest odpowiednia i powinien jej raczej zaufać, ale jeżeli ma umrzeć to woli wiedzieć czemu to ma służyć.
- Ogromną moc. Nadludzką! Pomoże spełnić wasze cholerne przeznaczenie, któreu niestety muszę dopomóc!!! Zakładaj to!!!!!
Takiej reakcji po niej się nie spodziewał. Zazwyczaj bardzo spokojna, cierpliwa i opanowana, a teraz ten wybuch złości, gniew, a może też i duży strach. Ona też zginie, jeżeli tak dalej pójdzie. Wtem poczuli podmuch, a w ułamku sekundy wydarzyło się tak wiele.
Ffynci zrobił zamach i wycelował pięścią w plecy Rikimaru, ale Wyrocznia używając resztek mocy do teleportacji zasłoniła człowieka własnym ciałem, a jej moc zaczęła przygasać... Rikimaru upuścił kolczyk, ale Shin złapał go ostatkiem sił i podał swojemu wcieleniu.
- Zniszczymy drania. - Wyszeptał z uśmiechem.
Krew trysnęła z ust kobiety, a jej energia zmalała niemal do zera. Upadła na kolana i oparła się plecami o nogi Rikimaru, który w tym momencie przypiął kolczyk zastanawiając się czy nie służy on po prostu przekazaniu mocy, a może wiedzy albo zdolności. Znajomość ciekawych technik demona oraz jego ogromne doświadczenie z pewnością pomoże w walce, a może nawet pojawi się szansa na zwycięstwo. W tej właśnie chwili wszystko jakby się zmieniło. Wyczuwał każde drgnięcie mięśni przeciwnika za nim, a także każdą najmniejszą, najdrobniejszą ki wokół, na całej planecie i okolicznych. Niesamowita ilość świateł z całego wszechświata pojawiła się wokół i dokładnie potrafił określić odległość, moc, a nawet rozmiar lub też posiadane potencjalne siły witalne. To jednak nie był koniec, ponieważ te niesamowite zdolności to była tylko cząstka.
Uczucie jakby jego ciało się rozrywało, a energia i siły witalne niemal się rozpadały. Uczucie utracenia jednolitości, jedności umysłu z ciałem, a po chwili dziwne uczucie rozdzierania duszy. To było tak niewyobrażalnie mocne i zarówno bezbolesne, że wydawało mu się jakby wypił dużą ilość alkoholu, znacznie przekraczającą wszelką dopuszczalną dawkę dającą tak niezwykłą fazę jakiej nie mógłby osiągnąć żaden normalny, ani nawet hiper potężny człowiek. Mógłby to również porównać do tego odczucia, gdy osiąga ostateczny poziom medytacji, wejścia na poziom fal, na których wydawało mu się, że łączy się z kosmosem. Tak jakby kosmos był przez chwilę nim i tak też teraz to odczuwał. Nadzwyczajna potęga spływała do niego, łączyła się, a potem zauważył, że energia jego oraz D.Ragona dążą ku sobie i się kumulują, a ich ciała następnie zderzają się ze sobą. Nadzwyczajny wybuch ogromnej mocy, jasne światło, na moment atomy ich ciał się rozpadły, a następnie w wirze się złączyły ze sobą i ukazała się nowa sylwetka wojownika: Next Music
Czarny płaszcz, ciemnogranatowe spodnie i białe buty, oraz biały pas, czarna koszula. Włosy średniej długości, a na uszach kolczyki z czarnymi perłami na końcu, a do tego na czole opaska z białego złota z czarnymi kamieniami. Do tego białe ochraniacze na nadgarstkach. Oczy w dwóch kolorach, niebieskim i czerwonym, ale były na tyle jasne, że różnice nie były bardzo widoczne.
Dobrze zbudowany, niższy niż Rikimaru i wyższy niż D.Ragon. Kilka dłuższych pukli ciemnogranatowych włosów spoczywających na ramieniu i na karku. Wojownik ów stał pewnie, wyprostowany i skoncentrowany na niebieskoskórym wojowniku przed nim.
- Jesteśmy słabsi. Może zechcesz nas zabić? Chcesz się dalej pobawić, bo my mamy na to ochotę.
Jego głos lekko zachrypnięty, trochę dziwny i mówił w formie mnogiej. Jeszcze nowa osobowość nie przyzwyczaiła się do tej niezwykłej fuzji. Zdecydowanie pierwszą rzeczą, którą zaakceptował to mimo wszystko połączona większa moc jednej osoby niż rozbity na dwa słaby byt.
Rozluźnione dłonie poruszył trochę do przodu i ustawił przed sobą. Ustawiał się bardzo powoli, lekceważąco przed Ffyncim, który był tym wszystkim chyba bardziej zaskoczony niż połączony z demonem człowiek. Ciężko było stwierdzić kto z kim się bardziej połączył i kogo lub czego było więcej. Bez wątpienia to, że przed fuzją to jednak człowiek miał więcej zachowanych sił, a Shin D.Ragon był niemal martwy to wydawać się mogło i widać było, że wyglądem zachowana została bardziej forma Rikimaru, ale z charakteru... silna dusza zawsze pozostanie silna i tak oto pół na pół. Pół wariata, pół szaleńca. Dwie połówki ambitnego wojownika i dwie połówki kochającego walkę. Połówka przebiegłego i gotowego zabić oraz pół chcącego ochraniać. Jednak znów dwie połowy... chcącego zasiać pewien chaos. Każda połówka widziała go w innej formie, ale jednak zamierzenie to samo. Nie do końca szpiku zły, ale też wcale nie taki dobry, a na pewno nie neutralny. Groźny i nieprzewidywalny, być może mający cząstkę, która będzie się w stanie do kogoś lub czegoś przywiązać by to chronić i gotowa za to zniszczyć wszystko inne. Władca ludzkości, czy władca demonów? A może niewolnik wiecznej walki, król wojny i walki? A może bezdomny, bez konkretnego miejsca dla niego?
Bez wątpienia jakkolwiek się wszystko miało kształtować to powrotu nie miał do żadnej z rzeczy które robił każdy z nich obu. Najgorsze było to, że w momencie ostatniego spojrzenia na nowego wojownika ostatnie swe tchnienie wydała wyrocznia wypowiadając do ich... jego myśli słowa:
# Jakkolwiek będziesz się zwać... po walce wrócisz tam, gdzie nie Twoje miejsce.
Domyślił się, że szyfr wskazuje iż miejsce jego jest w przyszłości z której przybył Rikimaru wraz z nią, ale nie był pewien w jaki sposób wróci. Szybko jednak się mogła sprawa wyjaśnić, ponieważ jej ciało zniknęło. Znał to. W taki sposób się teleportowała z Rikimaru do przeszłości, ale jak go ściągnie będąc w innym czasie? Dowie się, ale najpierw musi stoczyć tę walkę życia.
- Kim Ty do cholery jesteś? - Zapytał zbity z pantałyku Ffynci Ceffyl...
OoC:
O tak. Fuzja. Post ostateczny. Cała fabuła w tym temacie prowadziła do tego zdarzenia. Każdy post oraz cała walka była cząstką tej przemiany, aż do tego opisu. Kości nieco zadecydowały o wyglądzie fuzji i o tym w jaki sposób będzie się teraz zachowywać moja postać.
Była szansa na bycie dobrym, pozostanie podobnym Rikimaru jak dotychczas... i to co nadeszło. Zły.
Efekt: Siła*10,5; Szybkość*10,5; Wytrzymałość*10,5; Energia*10,5
- Staty przed:
Siła: 517/4136/(8272)
Szybkość: 510/4080
Wytrzymałość: 480/3840
Energia: 700/5600
Rozdane pkt: 2291
- Staty [color=#006699]po[/color]:
Siła: 5575
Szybkość: 5355
Wytrzymałość: 5250
Energia: 7875
Rozdane pkt: 24055
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Pon Lip 21, 2014 12:23 am
- Jesteśmy Twoim najczarniejszym koszmarem. Nie Ty będziesz władać galaktyką! - Słowa nowego wojownika były czczymi pogróżkami w porównaniu do potęgi Ffynci Ceffyla, ale ten był dość zmęczony.
Na tyle zmęczony, że "człowiek" mógł użyć swojej najpotężniejszej techniki bez żadnych oporów. Niebieskoskóry zaczął się śmiać, stojąc tuż przed swoim przeciwnikiem całkowicie go lekceważąc.
- Z taką siłą młokosie i tak mi nie poradzisz. Połączyłeś się z dwóch silnych wojowników i zyskałeś tylko połowę różnicy. Cóż za żenująca technika. Zaiste stałeś się silniejszy, ale chyba zmarnowałeś jakiś potencjał. Nawet nie zdążysz wymyślić sobie imienia!
Głupi uśmieszek zniknął z twarzy ziemskiego wojownika, który zagryzł zęby i wystawił ręce. Skoncentrował w krótkiej chwili tak dużą ilość KI, że niebieskoskóry demon został wyrzucony wysoko w górę. Obracał się tak szybko, że nie mógł złapać przez moment stabilizacji. To dało wystarczająco dużo czasu żeby przygotować się do wykonania ostatecznego uderzenia. Ffynci nawet jeśli chciałby skopiować technikę to nie miał aktualnie możliwości.
- Zapamiętaj to raz, a dobrze, bo jeśli trafisz do piekła to spotkamy się tam kiedyś. Nazywam się... ShinD. Rikimaru.
Nie mógł zbyt długo zwlekać z dalszym działaniem i błyskawicznie złożył ręce obok siebie i skoncentrował pozostała w sobie energię KI w całości. Rzucał teraz wszystkimi asami z rękawa.
Tak potężnej fali jeszcze nie zrobił. Podczas ostatniej walki z tym samym przeciwnikiem była prawdopodobnie nieco słabsza i bał się zniszczenia planety, a teraz... Nie miał żadnych skrupułów. Nawet jeżeli miałby zniszczyć jakąś część planety na której stoi to żaden problem. Zniknęło kilka blokad, poza tą, że niszcząc planetę mógłby zginąć wraz z nią i to wszystko.
- Kamehame Haaaa! - Z jego rąk wystrzeliła potężna czarno-granatowa fala. Ta barwa... niezwykle mroczna, a wibracje wstrząsały każdym organizmem wokół. Ffynci nie miał możliwości zareagować w jakikolwiek sposób. Uderzenie poniosło go w górę, przebił się jeden z księżyców, który eksplodując rozerwał pół ciała niebieskiego demona i całkowicie je zniszczył. Druga połówka natomiast uderzyła wraz z falą w słońce i również całkowicie zniknęła. Przez kilka chwil było czuć moc Ffynci Ceffyla. Rikimaru czekał jeszcze przez moment, aby się upewnić, że załatwił sprawę raz, a dobrze. Jak się spodziewał, w końcu demon padł i jego energia zniknęła na dobre. Miał spokój i mógł wejść w pozostawiony portal, przenoszący do przyszłości, z której pochodził Rikimaru. Zastanawiał się tylko czy aby nie powinien pozostać w tym miejscu, gdzie jest teraz, ale z drugiej strony obojętne w jakiej znajduje się rzeczywistości tak zawsze znajduje silnych wojowników. Podszedł do miejsca, gdzie wyczuwał resztki energii wyroczni. Ponownie to samo odczucie co za pierwszym razem, gdy przeniósł się do przeszłości. Tym razem był przygotowany na to i znacznie mocniejszy.
Znalazł się na tej samej górze co wcześniej, przed budynkiem w którym wcześniej spoczywała wyrocznia, ale teraz jej tam nie było. Podobnie jak strażników. Wszyscy się ulotnili w inne miejsce, poza mieszkańcami planety i całą resztą. Nie wyczuwał mocy mieszkańców miasta na południu. To oznaczało, że są oni wciąż martwi po starciu z Ffynci Ceffylem. Nie zmieniło się nic, poza ucieczką wyroczni do nieznanego miejsca. Nie otrzyma żadnych wyjaśnień. Pewnie nawet i mędrzec nic nie wie, a i również nie ma co liczyć na cokolwiek. Jest kimś innym. Jego energia jest inna i w dodatku zapomniał wchodząc w portal wyciszyć swoją moc, której poziom był teraz znacznie większy. W dodatku wibracje wcale nie były pozytywne. Człowiek na rozdarciu dróg pomiędzy dobrem i złem połączył się z kimś złym. To kierowało go tylko na jedną ścieżkę.
Skierował swe kroki w kierunku statku, który znajdował się niedaleko miasta. Lot w tej formie był tak szybko, że pozostawała jedynie niewielka smuga za nim i w kilka minut znalazł się obok statku. Wkroczył do kapsuły i wystukał koordynaty...
OoC:
Ja cios od Ffynci podstawowy, SDR również. SDR 2x podstawowy
Kiaiho III (25% z fizycznego) -4000KI; paraliżuje go
Kamehame III; full pozostałego KI -28569KI; 35711DMG
Moje HP: 18800/61200(31%) = 24413/78750
Moje KI: 23160/84000 = 32569/118125 || 32569-4000-28569=0
Z/t w kosmos... jeszcze nie wiem gdzie.
Na tyle zmęczony, że "człowiek" mógł użyć swojej najpotężniejszej techniki bez żadnych oporów. Niebieskoskóry zaczął się śmiać, stojąc tuż przed swoim przeciwnikiem całkowicie go lekceważąc.
- Z taką siłą młokosie i tak mi nie poradzisz. Połączyłeś się z dwóch silnych wojowników i zyskałeś tylko połowę różnicy. Cóż za żenująca technika. Zaiste stałeś się silniejszy, ale chyba zmarnowałeś jakiś potencjał. Nawet nie zdążysz wymyślić sobie imienia!
Głupi uśmieszek zniknął z twarzy ziemskiego wojownika, który zagryzł zęby i wystawił ręce. Skoncentrował w krótkiej chwili tak dużą ilość KI, że niebieskoskóry demon został wyrzucony wysoko w górę. Obracał się tak szybko, że nie mógł złapać przez moment stabilizacji. To dało wystarczająco dużo czasu żeby przygotować się do wykonania ostatecznego uderzenia. Ffynci nawet jeśli chciałby skopiować technikę to nie miał aktualnie możliwości.
- Zapamiętaj to raz, a dobrze, bo jeśli trafisz do piekła to spotkamy się tam kiedyś. Nazywam się... ShinD. Rikimaru.
Nie mógł zbyt długo zwlekać z dalszym działaniem i błyskawicznie złożył ręce obok siebie i skoncentrował pozostała w sobie energię KI w całości. Rzucał teraz wszystkimi asami z rękawa.
Tak potężnej fali jeszcze nie zrobił. Podczas ostatniej walki z tym samym przeciwnikiem była prawdopodobnie nieco słabsza i bał się zniszczenia planety, a teraz... Nie miał żadnych skrupułów. Nawet jeżeli miałby zniszczyć jakąś część planety na której stoi to żaden problem. Zniknęło kilka blokad, poza tą, że niszcząc planetę mógłby zginąć wraz z nią i to wszystko.
- Kamehame Haaaa! - Z jego rąk wystrzeliła potężna czarno-granatowa fala. Ta barwa... niezwykle mroczna, a wibracje wstrząsały każdym organizmem wokół. Ffynci nie miał możliwości zareagować w jakikolwiek sposób. Uderzenie poniosło go w górę, przebił się jeden z księżyców, który eksplodując rozerwał pół ciała niebieskiego demona i całkowicie je zniszczył. Druga połówka natomiast uderzyła wraz z falą w słońce i również całkowicie zniknęła. Przez kilka chwil było czuć moc Ffynci Ceffyla. Rikimaru czekał jeszcze przez moment, aby się upewnić, że załatwił sprawę raz, a dobrze. Jak się spodziewał, w końcu demon padł i jego energia zniknęła na dobre. Miał spokój i mógł wejść w pozostawiony portal, przenoszący do przyszłości, z której pochodził Rikimaru. Zastanawiał się tylko czy aby nie powinien pozostać w tym miejscu, gdzie jest teraz, ale z drugiej strony obojętne w jakiej znajduje się rzeczywistości tak zawsze znajduje silnych wojowników. Podszedł do miejsca, gdzie wyczuwał resztki energii wyroczni. Ponownie to samo odczucie co za pierwszym razem, gdy przeniósł się do przeszłości. Tym razem był przygotowany na to i znacznie mocniejszy.
Znalazł się na tej samej górze co wcześniej, przed budynkiem w którym wcześniej spoczywała wyrocznia, ale teraz jej tam nie było. Podobnie jak strażników. Wszyscy się ulotnili w inne miejsce, poza mieszkańcami planety i całą resztą. Nie wyczuwał mocy mieszkańców miasta na południu. To oznaczało, że są oni wciąż martwi po starciu z Ffynci Ceffylem. Nie zmieniło się nic, poza ucieczką wyroczni do nieznanego miejsca. Nie otrzyma żadnych wyjaśnień. Pewnie nawet i mędrzec nic nie wie, a i również nie ma co liczyć na cokolwiek. Jest kimś innym. Jego energia jest inna i w dodatku zapomniał wchodząc w portal wyciszyć swoją moc, której poziom był teraz znacznie większy. W dodatku wibracje wcale nie były pozytywne. Człowiek na rozdarciu dróg pomiędzy dobrem i złem połączył się z kimś złym. To kierowało go tylko na jedną ścieżkę.
Skierował swe kroki w kierunku statku, który znajdował się niedaleko miasta. Lot w tej formie był tak szybko, że pozostawała jedynie niewielka smuga za nim i w kilka minut znalazł się obok statku. Wkroczył do kapsuły i wystukał koordynaty...
OoC:
Staty Ffynci Ceffyl Power Level: 300 000 Siła: 12000 Szybkość: 12500 Wytrzymałość: 8000 Energia: 8000 HP: 22952 (19%) KI: 44448 Techniki: 1. Red 14400 dmg; 15 552KI 2. KI-Sword 18880dmg; 18880KI 3. Mouth Wave 8400dmg; 11340dmg 4. Honoo 10800 dmg; 14040KI |
Kiaiho III (25% z fizycznego) -4000KI; paraliżuje go
Kamehame III; full pozostałego KI -28569KI; 35711DMG
Moje HP: 18800/61200(31%) = 24413/78750
Moje KI: 23160/84000 = 32569/118125 || 32569-4000-28569=0
Z/t w kosmos... jeszcze nie wiem gdzie.
Re: Pole Bitwy
Pon Lip 21, 2014 12:23 am
The member 'Rikimaru' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach