Pole Bitewne
+8
Hazard
Rave
Kuro
April
Colinuś
Raziel
Ósemka
NPC
12 posters
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pole Bitewne
Sro Maj 30, 2012 12:05 am
Najbardziej rozrywkowe miejsce na planecie. Co jakiś czas Saiyanie zbierają się tu, by złożyć się w dwie drużyny i powalczyć, niekiedy na śmierć i życie, dosłownie dla zabawy. Inni tymczasem robią zakłady, która ekipa wgniecie w ziemię drugą.
Re: Pole Bitewne
Czw Lis 07, 2013 9:58 pm
Mężczyzna zabrał ze sobą złotowłosą saiyankę. Liczył, że przez to saiyanie na pewno za nim polecą. Nie mylił się. Mają w naturze chęć zwiększenia swojej siły. Nie przepuszczą takiej okazji.
Wylądował ostrożnie na polu bitewnym odstawiając Vivian. Liczne zniekształcenie terenu i świeżo rozgrzebana ziemia mówiły, że niedawno ktoś tutaj stoczył pojedynek. Tu nie powinien im nikt przeszkadzać.
- Wybacz. Poczekajmy na nich. - powiedział zaciągając kaptur na oczy. Jeszcze nic nie mówił. Był wielką zagadką.
Wylądował ostrożnie na polu bitewnym odstawiając Vivian. Liczne zniekształcenie terenu i świeżo rozgrzebana ziemia mówiły, że niedawno ktoś tutaj stoczył pojedynek. Tu nie powinien im nikt przeszkadzać.
- Wybacz. Poczekajmy na nich. - powiedział zaciągając kaptur na oczy. Jeszcze nic nie mówił. Był wielką zagadką.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Wto Lis 12, 2013 5:47 pm
Świat jednocześnie przyśpieszył i zwolnił. Kolory wyostrzyły się, bicie serca stało nieznośne dla uszu, skurcze ciała odczuwała tak prawdziwie, że mogła stwierdzić który mięsień za tym stoi. Walczyła. Wszystko dookoła rozmyło się i migało, pozostawiając jeden jedyny cel – zgnieść, zmiażdżyć, zdeptać wroga. Zimna furia Vivian tliła się w jej nasyconych zielenią oczach, nie blednąc ani na ułamek sekundy. Nikt, nawet ona sama nie wiedziała czy okiełznała w sobie ten gniew. Dopóki tkwi z pazurami wczepiony w jej serce, dopóty ta przemiana będzie trwać.
Czerpanie mocy z nienawiści i wściekłości wydawało się jej płytkie… Czy naprawdę nie jest zdolna do wyższych uczuć czy intencji, które dałyby jej siłę? A tak, złotowłosa forma została wzbudzona przez jedne z najpodlejszych istniejących emocji. Co za rozczarowanie.
Nikogo nie powinny dziwić krzyki na placu, ale coś w niej drgnęło, gdy obcy głos przeciął powietrze. Najpierw jej uwagę przykuła sylwetka na tle słońca, niewyraźny, zamazany kontur obejmujący czyjąś sylwetkę. I wtedy kadetka ujrzała kolekcję świetlistych pierścieni rozsypanych w powietrzu, które jak na rozkaz rzuciły się w kierunku walczących.
Złote obręcze uziemiły Changa, zainfekowanego Hazarda, zarażonych kadetów, ba, nawet trenerów… Czemu ich również? Zdrowy rozsądek kazał zauważyć, że jeśli atakuje się Tsufula, to tylko jego, a przeciwną stronę należy zostawić w spokoju. Choć z drugiej strony jeśli ta strona składa się z samych Saiyanów to zanim się coś wyjaśni, prawdopodobnie można dostać w zęby nim dojdzie się do słowa.
Nieznajomy wyraźnie chciał by podążyli za nim, ale wydawało się to dziewczynie zbyt podejrzane i w dodatku nie na miejscu. Jej obawy jeszcze się nasiliły gdy mężczyzna pojawił się nagle przed nią, łapiąc jak worek ziemniaków* i porywając ze sobą. Zbyt zaskoczona tym zagraniem na początku nie zrobiła nic, po czym gwałtownie zacisnęła mocno dłonie na jego ramieniu, jawnie dając do zrozumienia co myśli o porywaniu nieletnich kadetek w trakcie walki. Rozluźniła uścisk chwilę potem gdy usłyszała wzmiankę o pokonaniu Tsufula. Obcy musiał coś wiedzieć, bez dwóch zdań… Nie miała wielkiego wyboru, biorąc pod uwagę fakt, że trzymał ją pod pachą niby lalkę.
Lot trwał krótko i oboje znaleźli się daleko poza najbliższymi oznakami cywilizacji. Udeptana ziemia, kratery i wyrwy jak okiem sięgnąć. Ktoś niedawno urządzał sobie intensywny trening.
Gdy Vivian dotknęła stopami gleby, zrobiła dwa kroki w tył wlepiając w nieznajomego czujne spojrzenie. Był inny. Ciemny płaszcz, zarys całkiem przystojnej twarzy pod kapturem oraz uczucie. Z przeczuciami halfki powiązana była jedna rzecz, nie wiadomo było kiedy się pojawią i co oznaczają, ale z reguły dziwne rzeczy się wtedy dzieją. Porywacz, teraz milczący, mówił wcześniej o zwiększeniu ich siły by pokonać wroga. Dlaczego wybrał ją i pozostałych dwóch kadetów? Skrywał siebie i swoje plany pod płaszczem, odwracając wzrok. Nie posiadał ogona, ale to wcale nie oznaczało, że nie jest Saiyanem, jednakże pancerz wyglądał na wytwór obcej technologii. Kimkolwiek był, pochodził z daleka.
Mnóstwo pytań mogłaby teraz zadać, wyzywać za zaciągnięcie na pustkowie i wiele innych, ale nie w głowie jej to było, nie w tej chwili. Będzie co ma być. Vivian stała z opuszczonymi wzdłuż ciała ramionami, rozluźniając dłonie. Złota aura uspokoiła się nie pulsując tak intensywnie. Wolno otarła ślad krwi z obitego policzka i nosa. Ból głowy dał o sobie znać, ale znikł zaraz przytłoczony o niebo ważniejszymi sprawami. Tkwiła tak jak słup soli z lekko opuszczoną głową, błądząc gdzieś spojrzeniem.
To nie tak, że od razu mu zaufała. Była czujna, w każdej chwili gotowa uskoczyć bądź uderzyć, choć biorąc pod uwagę w jaki sposób uporał się z całym placem walczących, nie ma większych szans. W tej chwili, w tym bardzo momencie chciała jednego.
Pokonać wroga.
A jeśli on jest w stanie im w tym pomóc, to czemu się wahać?
OOC ---> Koniec treningu
Ja ---> SSJ ---> 75
* Niech się siostra cieszy…
Czerpanie mocy z nienawiści i wściekłości wydawało się jej płytkie… Czy naprawdę nie jest zdolna do wyższych uczuć czy intencji, które dałyby jej siłę? A tak, złotowłosa forma została wzbudzona przez jedne z najpodlejszych istniejących emocji. Co za rozczarowanie.
Nikogo nie powinny dziwić krzyki na placu, ale coś w niej drgnęło, gdy obcy głos przeciął powietrze. Najpierw jej uwagę przykuła sylwetka na tle słońca, niewyraźny, zamazany kontur obejmujący czyjąś sylwetkę. I wtedy kadetka ujrzała kolekcję świetlistych pierścieni rozsypanych w powietrzu, które jak na rozkaz rzuciły się w kierunku walczących.
Złote obręcze uziemiły Changa, zainfekowanego Hazarda, zarażonych kadetów, ba, nawet trenerów… Czemu ich również? Zdrowy rozsądek kazał zauważyć, że jeśli atakuje się Tsufula, to tylko jego, a przeciwną stronę należy zostawić w spokoju. Choć z drugiej strony jeśli ta strona składa się z samych Saiyanów to zanim się coś wyjaśni, prawdopodobnie można dostać w zęby nim dojdzie się do słowa.
Nieznajomy wyraźnie chciał by podążyli za nim, ale wydawało się to dziewczynie zbyt podejrzane i w dodatku nie na miejscu. Jej obawy jeszcze się nasiliły gdy mężczyzna pojawił się nagle przed nią, łapiąc jak worek ziemniaków* i porywając ze sobą. Zbyt zaskoczona tym zagraniem na początku nie zrobiła nic, po czym gwałtownie zacisnęła mocno dłonie na jego ramieniu, jawnie dając do zrozumienia co myśli o porywaniu nieletnich kadetek w trakcie walki. Rozluźniła uścisk chwilę potem gdy usłyszała wzmiankę o pokonaniu Tsufula. Obcy musiał coś wiedzieć, bez dwóch zdań… Nie miała wielkiego wyboru, biorąc pod uwagę fakt, że trzymał ją pod pachą niby lalkę.
Lot trwał krótko i oboje znaleźli się daleko poza najbliższymi oznakami cywilizacji. Udeptana ziemia, kratery i wyrwy jak okiem sięgnąć. Ktoś niedawno urządzał sobie intensywny trening.
Gdy Vivian dotknęła stopami gleby, zrobiła dwa kroki w tył wlepiając w nieznajomego czujne spojrzenie. Był inny. Ciemny płaszcz, zarys całkiem przystojnej twarzy pod kapturem oraz uczucie. Z przeczuciami halfki powiązana była jedna rzecz, nie wiadomo było kiedy się pojawią i co oznaczają, ale z reguły dziwne rzeczy się wtedy dzieją. Porywacz, teraz milczący, mówił wcześniej o zwiększeniu ich siły by pokonać wroga. Dlaczego wybrał ją i pozostałych dwóch kadetów? Skrywał siebie i swoje plany pod płaszczem, odwracając wzrok. Nie posiadał ogona, ale to wcale nie oznaczało, że nie jest Saiyanem, jednakże pancerz wyglądał na wytwór obcej technologii. Kimkolwiek był, pochodził z daleka.
Mnóstwo pytań mogłaby teraz zadać, wyzywać za zaciągnięcie na pustkowie i wiele innych, ale nie w głowie jej to było, nie w tej chwili. Będzie co ma być. Vivian stała z opuszczonymi wzdłuż ciała ramionami, rozluźniając dłonie. Złota aura uspokoiła się nie pulsując tak intensywnie. Wolno otarła ślad krwi z obitego policzka i nosa. Ból głowy dał o sobie znać, ale znikł zaraz przytłoczony o niebo ważniejszymi sprawami. Tkwiła tak jak słup soli z lekko opuszczoną głową, błądząc gdzieś spojrzeniem.
To nie tak, że od razu mu zaufała. Była czujna, w każdej chwili gotowa uskoczyć bądź uderzyć, choć biorąc pod uwagę w jaki sposób uporał się z całym placem walczących, nie ma większych szans. W tej chwili, w tym bardzo momencie chciała jednego.
Pokonać wroga.
A jeśli on jest w stanie im w tym pomóc, to czemu się wahać?
OOC ---> Koniec treningu
Ja ---> SSJ ---> 75
* Niech się siostra cieszy…
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Pią Lis 15, 2013 8:58 pm
Lecieli w bardzo szybkim tempie. Złota aura otaczała Raziela, przez co wyglądał niczym złoty pocisk. Pomimo tego, że starał się gonić nieznajomego jak najszybciej i tak został z tyłu. Na szczęście tamten nie starał się ich zgubić . Młody Zahne odwrócił delikatnie głowę do tyłu by zobaczyć, czy Hazard i ten Changeling nie ścigają ich. Najpewniej już zdążyli się uwolnić i tylko kwestią czasu pozostaje kiedy zaczną ich ścigać. Z tyłu leciał Vernil. Chłopak najwyżej trochę zmitrężył na Placu, lecz teraz już był w zasięgu wzroku złotowłosego. Po chwili złota aura zeszła z niego i jego włosy ponownie stały się brązowe. Uznał, że nie warto teraz być w tym stanie. Syn Aryenne odwrócił wzrok od towarzysza i skupił się na locie.
Młody Saiyanin zobaczył, że zakapturzony nieznajomy ląduje. Oddali się od Akademii i byli w dość odludnym miejscu. Raziel dostrzegł Vivian, która rozglądała się po miejscu i ich nowego znajomego. Przyspieszył jeszcze bardziej i już po chwili lądował obok dziewczyny.
Gdy jego stopy zetknęły się z podłożem od razu skierował swoje oczy na zakapturzonego. Pomógł im, ale pewnie miał w tym swój cel. I dlaczego wybrał akurat ich. Młodzieniec się wyprostował i spojrzał teraz na Vivian. Jej włosy stały do góry, zaś oczy stały się zielone. W tym samym momencie złota aura Zahne’a zanikła, zaś włosy opadły na powrót stając się kruczoczarne. Lazurowe oczy zmieniły swój kolor na szmaragd. Tryb Super Saiyanina został dezaktywowany czasowo.
- W porządku Vivian? – zapytał młodzieniec, swojej towarzyszki. Była trochę poobijana, ale nie aż tak jak w Koszarach. Była silniejsza. Raz wypluł odrobinę krwi na ziemię i zwrócił się do nieznajomego. – Dobra jesteśmy tutaj. Czego od nas chcesz?
Occ:
Koniec treningu.
SSJ off
Młody Saiyanin zobaczył, że zakapturzony nieznajomy ląduje. Oddali się od Akademii i byli w dość odludnym miejscu. Raziel dostrzegł Vivian, która rozglądała się po miejscu i ich nowego znajomego. Przyspieszył jeszcze bardziej i już po chwili lądował obok dziewczyny.
Gdy jego stopy zetknęły się z podłożem od razu skierował swoje oczy na zakapturzonego. Pomógł im, ale pewnie miał w tym swój cel. I dlaczego wybrał akurat ich. Młodzieniec się wyprostował i spojrzał teraz na Vivian. Jej włosy stały do góry, zaś oczy stały się zielone. W tym samym momencie złota aura Zahne’a zanikła, zaś włosy opadły na powrót stając się kruczoczarne. Lazurowe oczy zmieniły swój kolor na szmaragd. Tryb Super Saiyanina został dezaktywowany czasowo.
- W porządku Vivian? – zapytał młodzieniec, swojej towarzyszki. Była trochę poobijana, ale nie aż tak jak w Koszarach. Była silniejsza. Raz wypluł odrobinę krwi na ziemię i zwrócił się do nieznajomego. – Dobra jesteśmy tutaj. Czego od nas chcesz?
Occ:
Koniec treningu.
SSJ off
Re: Pole Bitewne
Sob Lis 16, 2013 2:44 pm
Nieznajomy był bardzo szybki. Raziel w wyższej formie także bardzo szybko dostał się na pustkowie. Ostatni był brązowooki. Jego myśli początkowo wędrowały wokół wydarzeń z placu. Morderstwa i destrukcyjna siła wojownika przejętego przez Tsufula. To doprowadziło do dekoncentracji i jego złotowłosa forma zamieniła się w podstawową, białą aurę. Gdy spostrzegł co się stało, przez resztę drogi starał się wymyślić sposób w jaki mógłby się przemienić. Koncentrował energię, próbował ją z siebie wyrzucić... niestety bezskutecznie.
W końcu wojownicy zaczęli go widzieć. Teraz był najwolniejszy z nich. Wylądował. Wyłączył białą aurę. Powoli szedł w ich kierunku. Widział Raziela. Czarnowłosy także wyłączył Super Saiyanina. Nie to jednak było najważniejsze. Viavian była cała i zdrowa. Zakapturzony mężczyzna nie zranił jej. To do niego podszedł Vernil i z chłodem w głosie oraz poważnym spojrzeniem powiedział:
-Kim jesteś?
OCC:
10% regen hp i ki.
Koniec treningu.
SSJ wyłączony.
W końcu wojownicy zaczęli go widzieć. Teraz był najwolniejszy z nich. Wylądował. Wyłączył białą aurę. Powoli szedł w ich kierunku. Widział Raziela. Czarnowłosy także wyłączył Super Saiyanina. Nie to jednak było najważniejsze. Viavian była cała i zdrowa. Zakapturzony mężczyzna nie zranił jej. To do niego podszedł Vernil i z chłodem w głosie oraz poważnym spojrzeniem powiedział:
-Kim jesteś?
OCC:
10% regen hp i ki.
Koniec treningu.
SSJ wyłączony.
Re: Pole Bitewne
Nie Lis 17, 2013 11:20 pm
Niedługo wszyscy już byli na miejscu
- Oh, oh. Spokojnie, nie dmuchajcie tak chłodem na lewo i prawo. - powiedział wymachując rękoma. No, ale to nie był czas na żarty dlatego mężczyzna spoważniał. - Nazywają mnie "Detektywem". Tropię i niszczę takie potwory jak Tsuful. Doszły do mnie wieści, że ta istota ma zamiar ruszyć na Vegetę, więc poszedłem jego tropem. Próbował zebrać armię na planecie Ziemia, ale nie wyszło mu to więc dał nogę. Zdobył jedynie tego changelinga. - przerwał na moment. - Założyłem na to miejsce barierę. Nie jesteście w stanie wyczuć jego, ani on was dzięki czemu kupiłem nam trochę czasu. A przechodząc do rzeczy... - kolejna budująca napięcie przerwa - Chcę wam dać moc potrafiącą go pokonać. Nazywa się "fuzja"... Do was należy decyzja o tym co zrobicie. Chcę tylko dodać, że właśnie ten Tsuful zabija saiyan z pomniejszych wiosek, a wy nie dacie mu rany na waszym marnym poziomie... - nagadał się. Teraz zamilkł i czekał na to co odpowie ta trójka.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Pon Lis 18, 2013 8:56 pm
Młody Saiyański kadet wpatrywał się w nieznajomego mężczyznę. Kadet miał lekkie trudności z oddychaniem. Tryb Super Saiyanina pomimo tego, że był wspaniałym doznaniem, to dość mocno eksploatował organizm Raziela. Oprócz tego dochodziły rany i zmęczenie z walki. Syn Aryenne jako pierwszy stanął przeciwko Tsufulowi, który ukrywał się w ciele Hazarda. Stoczył z nim pierwszy pojedynek, choć wojownik i tak się ograniczał. Dopiero na chwilę przed przybyciem zakapturzonego jegomościa ukazał pełnię swej mocy. Choć ona i tak miała być jeszcze większa. Vernil, Vivian i Raziel. Cała trójka w trybie Super Saiyanina nie dawała rady Hazardowi. Ukazywało to tylko, jak olbrzymią mocą dysponował pojemnik Tsufula. Jednak zakapturzony dał im nadzieję. Mogli zdobyć jeszcze większą moc i pomóc Hazowi odzyskać jego ciało. Choć nadzieja matką głupich, to trójka z Koszar zaufała nieznajomego. Ściślej mówią dwójka, bo blondwłosa Vivian nie miała zbyt dużego wyboru.
Młody Zahne wsłuchiwał się w słowa, wypowiadane przez mężczyznę, który nazywał siebie Detektywem. Okazał się jakimś łowcą i zabójcą potworów. Zaś jego celem była fioletowa maź, która niszczyła życie na planecie kadetów. Syn Aryenne podniósł delikatnie brew do góry. Założył barierę na miejsce, gdzie akuratnie przebywali. Szmaragdowooki przeleciał szybko wzrokiem po odludziu. Nie wiedział na jakiej powierzchni jest osłona, ale i tak był pod wrażeniem. Ich nowy towarzysz musiał być potężnym wojownikiem, skoro potrafił utworzyć ochronę, kryjącą ich energię. Po krótkiej chwili mężczyzna wyjawił sposób zwiększenia mocy trójki młodych Saiyan. Jakaś technika zwana fuzją. Siedemnastolatek nie słyszał nigdy o czymś takim. Jednak skoro to miało pomóc. Potomek wojowników Vegety popatrzył po swoich towarzyszach. Byli niezdecydowani. Cholera, mieli podejmować decyzje, które mogą zaważyć na losach rasy. I jak tu się nie denerwować? W jednej sekundzie Raziel namyślił się i podszedł do Detektywa.
- Jeśli to ma pomóc w uratowaniu naszej rasy to zgadzam się. Pokaż tą fuzję, a przysięgam, że wykorzystamy ją jak najlepiej by zmieść z powierzchni Vegety tą fioletową glistę, która kryje się w naszym rodaku. – powiedział Zahne do mężczyzny.
Occ:
Regeneracja 10% HP i KI
Młody Zahne wsłuchiwał się w słowa, wypowiadane przez mężczyznę, który nazywał siebie Detektywem. Okazał się jakimś łowcą i zabójcą potworów. Zaś jego celem była fioletowa maź, która niszczyła życie na planecie kadetów. Syn Aryenne podniósł delikatnie brew do góry. Założył barierę na miejsce, gdzie akuratnie przebywali. Szmaragdowooki przeleciał szybko wzrokiem po odludziu. Nie wiedział na jakiej powierzchni jest osłona, ale i tak był pod wrażeniem. Ich nowy towarzysz musiał być potężnym wojownikiem, skoro potrafił utworzyć ochronę, kryjącą ich energię. Po krótkiej chwili mężczyzna wyjawił sposób zwiększenia mocy trójki młodych Saiyan. Jakaś technika zwana fuzją. Siedemnastolatek nie słyszał nigdy o czymś takim. Jednak skoro to miało pomóc. Potomek wojowników Vegety popatrzył po swoich towarzyszach. Byli niezdecydowani. Cholera, mieli podejmować decyzje, które mogą zaważyć na losach rasy. I jak tu się nie denerwować? W jednej sekundzie Raziel namyślił się i podszedł do Detektywa.
- Jeśli to ma pomóc w uratowaniu naszej rasy to zgadzam się. Pokaż tą fuzję, a przysięgam, że wykorzystamy ją jak najlepiej by zmieść z powierzchni Vegety tą fioletową glistę, która kryje się w naszym rodaku. – powiedział Zahne do mężczyzny.
Occ:
Regeneracja 10% HP i KI
Re: Pole Bitewne
Wto Lis 19, 2013 9:29 pm
Brązowowłosy spokojnie wysłuchał tego, co mówi mężczyzna. Był sojusznikiem a to była bardzo dobra informacja. Napomknął coś o barierze ukrywającej Ki…
-Bariera ukrywająca KI? To musi być coś niesamowitego…- skomentował w myślach Vernil. Dalej wsłuchiwał się w słowa detektywa i z każdym kolejnym słowem dochodziło do niego, jaki jest potężny. Na koniec powiedział coś o fuzji.
-Co to do cholery jest fuzja? –Zapytał siebie chłopak w myślach robiąc krok w przód. Dopiero teraz zobaczył ciekawą rzecz, jaką dzierżył detektyw, mianowicie miecz. Nie wysłuchał końcówki. Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w jednoręczną zabawkę mężczyzny. Ocknął się dopiero w momencie, w którym Raziel zaczął się wypowiadać. Ten z kolei zaczął mówić o dobrym wykorzystaniu fuzji..
-Ta "fuzja" to jakaś technika? Pierwsze słyszę... – pomyślał Młodzieniec. Raziel skończył. Brązowooki spojrzał na Vivian. Później na detektywa.
-Okej - w końcu zabrał głos - wszystko ładnie pięknie, ale mam parę pytań... -Zawiesił głos. Poczuł się jak jakiś totalny idiota. Detektyw mówił o "fuzji", Raziel też, a on nie rozumiał, co to słowo oznacza.
-Po pierwsze, co to jest ta fuzja? To jakaś technika ofensywna, która pozwoli nam zabić Tsufula jednym celnym strzałem? -Powiedział bardzo szybko, lecz wyraźnie. Spojrzał poważnie na detektywa.
-Po drugie czy tej "fuzji" trzeba się długo uczyć? Akurat czas nie jest naszym sprzymierzeńcem. Jaką mamy gwarancje, że dzięki tej technice pokonamy Tsufula?- Powiedział i spojrzał na Vivian i Raziela. W głowie miał wizje, jak jego znajomi wybuchają śmiechem, że Brązowooki nie wie, co to ta fuzja...
-Po.. Kolejne –powiedział nie wiedząc, o którą rzecz pyta –skoro jesteś taki potężny, dlaczego sam go nie pokonasz, tylko każesz nam bronić całej planety, ja nie jestem jakiś super potężny, nie wiem jak oni –wskazał prawą dłonią najpierw na Ósemkę, później na Raziela –po tej przemianie. Ja nawet nie wiem jak ją z powrotem uruchomić! –Powiedział głośniej. Był podirytowany faktem, że podczas lotu nie umiał wrócić do wyższego poziomu bojowego -No i na koniec, żeby nie przedłużać. Dasz mi się pobawić Twoim mieczem, jak już pokonamy Tsufula? –powiedział, uśmiechnął się i podrapał w tył głowy.
OCC:
10 % regen obu statystyk.
-Bariera ukrywająca KI? To musi być coś niesamowitego…- skomentował w myślach Vernil. Dalej wsłuchiwał się w słowa detektywa i z każdym kolejnym słowem dochodziło do niego, jaki jest potężny. Na koniec powiedział coś o fuzji.
-Co to do cholery jest fuzja? –Zapytał siebie chłopak w myślach robiąc krok w przód. Dopiero teraz zobaczył ciekawą rzecz, jaką dzierżył detektyw, mianowicie miecz. Nie wysłuchał końcówki. Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w jednoręczną zabawkę mężczyzny. Ocknął się dopiero w momencie, w którym Raziel zaczął się wypowiadać. Ten z kolei zaczął mówić o dobrym wykorzystaniu fuzji..
-Ta "fuzja" to jakaś technika? Pierwsze słyszę... – pomyślał Młodzieniec. Raziel skończył. Brązowooki spojrzał na Vivian. Później na detektywa.
-Okej - w końcu zabrał głos - wszystko ładnie pięknie, ale mam parę pytań... -Zawiesił głos. Poczuł się jak jakiś totalny idiota. Detektyw mówił o "fuzji", Raziel też, a on nie rozumiał, co to słowo oznacza.
-Po pierwsze, co to jest ta fuzja? To jakaś technika ofensywna, która pozwoli nam zabić Tsufula jednym celnym strzałem? -Powiedział bardzo szybko, lecz wyraźnie. Spojrzał poważnie na detektywa.
-Po drugie czy tej "fuzji" trzeba się długo uczyć? Akurat czas nie jest naszym sprzymierzeńcem. Jaką mamy gwarancje, że dzięki tej technice pokonamy Tsufula?- Powiedział i spojrzał na Vivian i Raziela. W głowie miał wizje, jak jego znajomi wybuchają śmiechem, że Brązowooki nie wie, co to ta fuzja...
-Po.. Kolejne –powiedział nie wiedząc, o którą rzecz pyta –skoro jesteś taki potężny, dlaczego sam go nie pokonasz, tylko każesz nam bronić całej planety, ja nie jestem jakiś super potężny, nie wiem jak oni –wskazał prawą dłonią najpierw na Ósemkę, później na Raziela –po tej przemianie. Ja nawet nie wiem jak ją z powrotem uruchomić! –Powiedział głośniej. Był podirytowany faktem, że podczas lotu nie umiał wrócić do wyższego poziomu bojowego -No i na koniec, żeby nie przedłużać. Dasz mi się pobawić Twoim mieczem, jak już pokonamy Tsufula? –powiedział, uśmiechnął się i podrapał w tył głowy.
OCC:
10 % regen obu statystyk.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Sro Lis 20, 2013 10:59 am
Podejrzliwość. Bo co innego mogło pojawić się pod skórą dziewczyny, gdy nieznajomy rozpoczął wywód? Detektyw, ganianie za Tsufulem no i fuzja… Coś bardzo tu nie pasowało, ale postanowiła czekać i nic po sobie nie dać poznać.
Vivian nie musiała nawet pytać, kadeci ją wyprzedzili. Jej odczucia były podobne – rozprawić się z wrogiem na dobre, na amen, ostatecznie i definitywnie. Gniew palił. Płomyczek płonął… Chociaż… Aura uspokajała się od dobrej chwili, gdy w końcu znikła. Wciąż jasny kolor włosów mógł kogoś zmylić, ale zmrużone powieki kryły parę brązowych tęczówek. Gwałtowny odpływ energii skwitowała delikatnym zachwianiem, ale niczym więcej. Nie oznacza to, że ze spojrzenia wygasł żar. Ósemka dodawała do ognia, pilnie przyglądając się Detektywowi. Czuła na sobie wzrok Vernila, potem Raziela, ale nie reagowała. Zdawało się, jest nieobecna w całym tym zamieszaniu. Splotła ramiona na piersi, podpierając jedną ręką podbródek.
Fuzja… Czy przypadkiem kadetka nie słyszała gdzieś tego terminu? Bardzo możliwe, ale nie zmieniało to faktu, że nie miała pojęcia z czym przyjdzie im się zmierzyć. Technika miała im pomóc. I tu pierwsze wykrzykniki pojawiły się jak grzyby po deszczu. Nieznajomy potrafił unieruchomić zarażonych na placu bez problemu, ale uciekł, zabierając Ósemkę ze sobą. Krzyczał, że Tsuful nie jest w pełni sił i nie dadzą mu rady. W takim razie… Wrogowi w pełni sił nawet on sam nie jest w stanie podołać, to w takim razie fuzja ma sprawić, że będą silniejsi od niego? Wtedy prawdopodobnie będą mieć szanse przeciwko Tsufulowi… Z mocnym naciskiem na prawdopodobnie.
Co mieli do stracenia? Gdzieś tam właśnie Tsuful zabawiał się ciałem kadetów, mordując cywili. Czas działa na ich niekorzyść, prawda.
- Nie ma żadnego dowodu na to, że mówisz prawdę. Możesz być po ich stronie. Co jeśli jesteś zarażonym i bawisz się z nami, dając złudną nadzieję na wygraną? – Zamilkła na moment, po czym uniosła wyżej głowę. – Z drugiej strony jednak, nie ma żadnego dowodu na to, że kłamiesz. Nie ufam Ci. Ale jeśli możesz nam pomóc, to na co czekamy?
Była gotowa. Gdyby coś się jej stało, nie przejmie się za bardzo.
Nikt nie będzie po niej płakać.
OOC ---> + 10% HP
---> + 10% KI
SSJ OFF
Vivian nie musiała nawet pytać, kadeci ją wyprzedzili. Jej odczucia były podobne – rozprawić się z wrogiem na dobre, na amen, ostatecznie i definitywnie. Gniew palił. Płomyczek płonął… Chociaż… Aura uspokajała się od dobrej chwili, gdy w końcu znikła. Wciąż jasny kolor włosów mógł kogoś zmylić, ale zmrużone powieki kryły parę brązowych tęczówek. Gwałtowny odpływ energii skwitowała delikatnym zachwianiem, ale niczym więcej. Nie oznacza to, że ze spojrzenia wygasł żar. Ósemka dodawała do ognia, pilnie przyglądając się Detektywowi. Czuła na sobie wzrok Vernila, potem Raziela, ale nie reagowała. Zdawało się, jest nieobecna w całym tym zamieszaniu. Splotła ramiona na piersi, podpierając jedną ręką podbródek.
Fuzja… Czy przypadkiem kadetka nie słyszała gdzieś tego terminu? Bardzo możliwe, ale nie zmieniało to faktu, że nie miała pojęcia z czym przyjdzie im się zmierzyć. Technika miała im pomóc. I tu pierwsze wykrzykniki pojawiły się jak grzyby po deszczu. Nieznajomy potrafił unieruchomić zarażonych na placu bez problemu, ale uciekł, zabierając Ósemkę ze sobą. Krzyczał, że Tsuful nie jest w pełni sił i nie dadzą mu rady. W takim razie… Wrogowi w pełni sił nawet on sam nie jest w stanie podołać, to w takim razie fuzja ma sprawić, że będą silniejsi od niego? Wtedy prawdopodobnie będą mieć szanse przeciwko Tsufulowi… Z mocnym naciskiem na prawdopodobnie.
Co mieli do stracenia? Gdzieś tam właśnie Tsuful zabawiał się ciałem kadetów, mordując cywili. Czas działa na ich niekorzyść, prawda.
- Nie ma żadnego dowodu na to, że mówisz prawdę. Możesz być po ich stronie. Co jeśli jesteś zarażonym i bawisz się z nami, dając złudną nadzieję na wygraną? – Zamilkła na moment, po czym uniosła wyżej głowę. – Z drugiej strony jednak, nie ma żadnego dowodu na to, że kłamiesz. Nie ufam Ci. Ale jeśli możesz nam pomóc, to na co czekamy?
Była gotowa. Gdyby coś się jej stało, nie przejmie się za bardzo.
Nikt nie będzie po niej płakać.
OOC ---> + 10% HP
---> + 10% KI
SSJ OFF
Re: Pole Bitewne
Sro Lis 20, 2013 5:58 pm
Detektyw spojrzał nieco zawiedziony na Vivian oraz Vernila. Jedynie Raziel po krótkim zastanowieniu wyraził chęci wzięcia udziału w fuzję. Saiyanka powiedziała nieco mniej, ale nie wyrażała entuzjazmu. Najwięcej powiedział brązowowłosy saiyan, Detektyw musiał ich uspokoić:
- Rozumiem, że widzicie mnie po raz pierwszy i nie do końca mi ufacie, ale musicie. Jeśli tego nie zrobicie cała planeta zostanie zniszczona, a wasza rasa wraz z nią. Nie ma czasu na przemyślenia na za i przeciw. Jeśli któreś z was by znało KI Feeling to byście nie mieli wątpliwości, że moje intencje są dobre. Sam nie walczę bo jestem słabszy niż wy... moim jedynym atutem jest znajomość wielu technik. - powiedział mężczyzna. - Co do miecza... dam go waszej koleżance. Wzrośnie jej siła, ale tylko na tyle by móc pokonać tsufula w ciele changelinga. - Przeszedł kilka kroków po czym zaczął tłumaczyć - Fuzja jest to połączenie mocy dwóch wojowników... scalenie się w jedno. Kobieta z mężczyzną nie mogą tego zrobić, dlatego zostajecie wy dwaj. - Tutaj wskazał na Vernila i Raziela. - Wasza moc wzrośnie, będziecie w stanie pokonać tsufula ale... musicie to zrobić w pół godziny, bo po takim czasie fuzja mija. Jeśli myślicie, że możecie od razu zrobić kolejną fuzję to się mylicie. Musicie odczekać kolejne pół godziny. Nie możecie się pomylić. Taniec jest bardzo ważny, jeden błąd i nie wyjdzie... jesteście gotowi? - spytał po czym zaczął tłumaczyć:
Gdy już wszystko wytłumaczył wręczył miecz Ósemce w poleceniem by się z nim oswoiła. Był bardzo ciężki, bez uruchomienia Super Siayana go nie uniesie. Godzina jej powinna wystarczyć.
OOC
Raziel i Colin, wykonujecie taniec. Pierwszy nie wyjdzie, a drugi już tak. Bawcie się, liczę na długie posty.
Ósemko, jeszcze w temacie.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Sro Lis 20, 2013 7:29 pm
Vivian cierpliwie słuchała Detektywa. Może poczuł się urażony ich niechęcią, ale postawa kadetów była w pełni uzasadniona. Walka nie będzie łatwa, to pewne, a ktoś, kto nagle wpada w środek boju, krzycząc, że zna sposób na pokonanie wroga, często nie bez powodu jest osobą podejrzaną. No nic.
Z jednoznacznych i wiadomych przyczyn Vivian nie weźmie udziału w Fuzji. Feministom by się to nie spodobało, ale takie były prawa wszechświata. Nie poczuła w tym momencie zawiści ani zazdrości, jedynie dziwne ukłucie oraz przypływ ciekawości. Po krótce mężczyzna wyjaśnił co to za technika, ale reszty mogli się domyślać. Scalenie w jedno dwóch wojowników. Surrealistyczne, nie, niemalże abstrakcyjne zdawało się to pojęcie. Z drugiej strony stanie się jednością było jakoby dzieleniem się wszystkimi myślami i doznaniami z drugą osobą, a tego dziewczyna wolałaby uniknąć. Partnerka w fuzji musiałaby widzieć kilka nieprzyjemnych i porąbanych myśli oraz wspomnień. Zanurzyć się w rozharatanym, nie do końca zabliźnionym umyśle. Ajć. Za mocno dramatyzuje. Nie tylkovchciała ukryć swoje odczucia, ale i nie przestraszyć drugiej osoby na śmierć.
Za to miała dostać miecz. O szermierce nie wie praktycznie nic, ale nie wyglądało to na zwykły oręż. Które ostrze podnosi moc wojownika? Tak by Ósemka była w stanie pokonać Tsufula w ciele Changelinga... Hazard w takim razie zostaje w rękach Vernila i Raziela, a jej przypada fioletowy jaszczur, którego widziała na Placu. I pewnie masa zarażonych kadetów.
Współczuła im. Opanowania przez Tsuful oraz wewnętrznej walki jaką toczyli z pasożytem. Jej dziwnym trafem się udało, ale za wysoką cenę. Migreny nie przestawały dawać o sobie znać i dziewczyna miała serdecznie dość tych napadów boleści. Tak bardzo, że niemal mogłaby żałować, że nie poddała się Tsufulowi. Ale nie żałowała, bo taka już z niej była kreatura.
Gdy wyjaśnienia dobiegły końca, Detektyw wręczył jej miecz. Właściwie wbił go w ziemię przed dziewczyną, dając czas na oswojenie się z bronią. Spojrzała przed siebie i wolno podeszła do miecza. Położyła dłonie na jeszcze ciepłej rękojeści i zacisnęła.
- To nie tak, że chcemy marnować czas na przemyślenia. Pojawiasz się znikąd i dajesz nadzieję, która może okazać się płonna. Mamy prawo być podejrzliwi. Jeśli uraziłam, przepraszam. Ale zdania nie zmienię. – Wyrzuciła z siebie kadetka spuszczając wzrok.
Nie czas na przemyślenia czy rozterki.
Miecz, biała broń sieczna, służąca, jak sam opis wskazuje do sieczenia, kłucia, cięcia i rozpłatania na dzwonka wroga. Ostrze było całkowicie proste, miecz wiec był obusieczny. Trzon za który złapała był gruby, przeznaczony dla dorosłego mężczyzny a nie domorosłej kadetki. Głowica była wielkości jej zaciśniętej pięści, a ostrze w ostrym słońcu Vegety lśniło pięknie, drapieżnie i bardzo ostro.
Szarpnęła. Broń przekrzywiła się, ale ani myślała dać się unieść. Czyżby oręż był tak ciężki? Vivian poczuła się beznadziejnie słaba jak wtedy na placu. Nie dość, że oberwałaby zdrowo gdyby nie Vernil, to jeszcze teraz nie potrafi wyrwać ze spękanej gleby kawałka żelastwa. Co to, Excalibur? Wtedy spanikowała i nie mogła się ruszyć, w chwili obecnej poci się nad mieczem szarpiąc i próbując go wznieść. Ha, rozgrzewka na Mordowni nie wylała z niej tylu potu co teraz to mocowanie. Do tego jeszcze nerwy i bolesna świadomość, jak ważna szykuje się walka.
W końcu zgrzytnął metal i wyciągnęła miecz z ziemi. Z impetem wzniosła go do góry, by równie szybko poczuć jak ciężar leci w dół. Odgłos metalu uderzającego kamienie rozszedł się naokoło głośnym chrobotem. Siła pociągnęła zaskoczoną Ósemkę w dół, przygniatając dłonie. Skrzywiła się lekko i burknęła pod nosem, patrząc na broń. Tego się nie spodziewała. Przecież nie da się pokonać byle jakiemu żelastwu. Spięła się w sobie, zgrzytnęła zębami i uniosła na powrót miecz. Tym razem nie w górę, jak poprzednio, ale na wysokość biodra, skierowany czubkiem w dół. W szermierczym żargonie nazywało się to pozycją głupca, ale Vivian nie miała o tym bladego pojęcia. Dużo kosztowało ją utrzymanie przez chwilę w tej pozycji. Gdy uniosła ostrze wysoko, zmieniając nogi, czuła wagę miecza. Nie tylko ciężar właściwy, ale wyważenie miedzy głownią a rękojeścią. Było idealne. Miecz dałby prowadzić się z pewną gracją, niektóre ruchy przyszły by instynktownie. W końcu ruch w lewo musi być równoważony krokiem w prawo, tak jak w walce. Liczy się równowaga oraz znajomość ruchów. Vivian, choć uboga w techniki znała dużo kopniaków i różnych sierpowych, które mogłaby zamienić w cięcia oraz pchnięcia ostrzem. Gdyby tylko nie było tak diabelnie ciężkie.
Grawitacja zwyciężyła raz jeszcze, ale by uniknąć kompromitującego upadku, teraz to Vivian wbiła miecz w ziemie. Żyłka delikatnie uwypukliła się na jej skroni. Wróciła do punktu wyjścia. Jest w stanie unieść miecz, ale nie na długo, a manewrowanie nim wykracza poza jej granice. Czuła, jak na dłoniach pojawiają się odciski.
Ogień płonął dalej. Dłonie splotła na rękojeści, przyklękła i oparła czoło o głownie. Dobrą chwilę tak stała, gdy kamyki wokół dziewczyny zaczęły się odsuwać, potem odskakiwać. Z wolna tworzyła się wokół niej tam sama złota aura, która niedawno znikła. By znów ją w sobie wzbudzić kadetka wiedziała, że musi przejść przez wszystkie etapy strachu, zdenerwowania i wściekłości. I zrobiła to, przypominając sobie wszystkie odczucia jakie towarzyszyły przemianie na placu.
Oczy były zielone, włosy nastroszone, moc płynęła w aurze. Tak. Może tak pójdzie lepiej. Vivian z łatwością wyciągnęła miecz i wyciągnęła przed siebie. Nie był już taki ciężki, ważył tyle, ile powinien normalny miecz, który bez SSJ powinna udźwignąć bez problemu. Miał swoją wagę – w końcu to ona nadaje impet ciosu i sprawia, że zięcia przebijają się przez tarczę. Jednak nie był to teraz problem.
Vivian więcej trudu zajęło uspokajanie burzliwej aury i własnego oddechu. Pierwsza przemiana została po części wymuszona i ta kolejna, choć już osiągnięta, nie przyszła tak łatwo. Bądź co bądź, to nie pierwszy raz gdy dziewczyna przedobrzyła.
Wzięła głęboki wdech i przybrała postawę, która według niej powinna być odpowiednia do walki, a w istocie była amatorską, ale prawidłowa postawą okna. Krok, krok, pchnięcie, zasłona. Obrót, nie za ostry, ponieważ dodatkowa waga zwiększa tempo i sprawia, że rozmach jest większy. Zdawało się jej, że to sam miecz prowadzi jej ruchami, a raczej wskazuje czy podpowiada jej instynktowi co ma robić. Postanowiła zaufać intuicji i zobaczyć co z tego wyniknie.
OOC ---> Początek treningu
---> +10 KI
Z jednoznacznych i wiadomych przyczyn Vivian nie weźmie udziału w Fuzji. Feministom by się to nie spodobało, ale takie były prawa wszechświata. Nie poczuła w tym momencie zawiści ani zazdrości, jedynie dziwne ukłucie oraz przypływ ciekawości. Po krótce mężczyzna wyjaśnił co to za technika, ale reszty mogli się domyślać. Scalenie w jedno dwóch wojowników. Surrealistyczne, nie, niemalże abstrakcyjne zdawało się to pojęcie. Z drugiej strony stanie się jednością było jakoby dzieleniem się wszystkimi myślami i doznaniami z drugą osobą, a tego dziewczyna wolałaby uniknąć. Partnerka w fuzji musiałaby widzieć kilka nieprzyjemnych i porąbanych myśli oraz wspomnień. Zanurzyć się w rozharatanym, nie do końca zabliźnionym umyśle. Ajć. Za mocno dramatyzuje. Nie tylkovchciała ukryć swoje odczucia, ale i nie przestraszyć drugiej osoby na śmierć.
Za to miała dostać miecz. O szermierce nie wie praktycznie nic, ale nie wyglądało to na zwykły oręż. Które ostrze podnosi moc wojownika? Tak by Ósemka była w stanie pokonać Tsufula w ciele Changelinga... Hazard w takim razie zostaje w rękach Vernila i Raziela, a jej przypada fioletowy jaszczur, którego widziała na Placu. I pewnie masa zarażonych kadetów.
Współczuła im. Opanowania przez Tsuful oraz wewnętrznej walki jaką toczyli z pasożytem. Jej dziwnym trafem się udało, ale za wysoką cenę. Migreny nie przestawały dawać o sobie znać i dziewczyna miała serdecznie dość tych napadów boleści. Tak bardzo, że niemal mogłaby żałować, że nie poddała się Tsufulowi. Ale nie żałowała, bo taka już z niej była kreatura.
Gdy wyjaśnienia dobiegły końca, Detektyw wręczył jej miecz. Właściwie wbił go w ziemię przed dziewczyną, dając czas na oswojenie się z bronią. Spojrzała przed siebie i wolno podeszła do miecza. Położyła dłonie na jeszcze ciepłej rękojeści i zacisnęła.
- To nie tak, że chcemy marnować czas na przemyślenia. Pojawiasz się znikąd i dajesz nadzieję, która może okazać się płonna. Mamy prawo być podejrzliwi. Jeśli uraziłam, przepraszam. Ale zdania nie zmienię. – Wyrzuciła z siebie kadetka spuszczając wzrok.
Nie czas na przemyślenia czy rozterki.
Miecz, biała broń sieczna, służąca, jak sam opis wskazuje do sieczenia, kłucia, cięcia i rozpłatania na dzwonka wroga. Ostrze było całkowicie proste, miecz wiec był obusieczny. Trzon za który złapała był gruby, przeznaczony dla dorosłego mężczyzny a nie domorosłej kadetki. Głowica była wielkości jej zaciśniętej pięści, a ostrze w ostrym słońcu Vegety lśniło pięknie, drapieżnie i bardzo ostro.
Szarpnęła. Broń przekrzywiła się, ale ani myślała dać się unieść. Czyżby oręż był tak ciężki? Vivian poczuła się beznadziejnie słaba jak wtedy na placu. Nie dość, że oberwałaby zdrowo gdyby nie Vernil, to jeszcze teraz nie potrafi wyrwać ze spękanej gleby kawałka żelastwa. Co to, Excalibur? Wtedy spanikowała i nie mogła się ruszyć, w chwili obecnej poci się nad mieczem szarpiąc i próbując go wznieść. Ha, rozgrzewka na Mordowni nie wylała z niej tylu potu co teraz to mocowanie. Do tego jeszcze nerwy i bolesna świadomość, jak ważna szykuje się walka.
W końcu zgrzytnął metal i wyciągnęła miecz z ziemi. Z impetem wzniosła go do góry, by równie szybko poczuć jak ciężar leci w dół. Odgłos metalu uderzającego kamienie rozszedł się naokoło głośnym chrobotem. Siła pociągnęła zaskoczoną Ósemkę w dół, przygniatając dłonie. Skrzywiła się lekko i burknęła pod nosem, patrząc na broń. Tego się nie spodziewała. Przecież nie da się pokonać byle jakiemu żelastwu. Spięła się w sobie, zgrzytnęła zębami i uniosła na powrót miecz. Tym razem nie w górę, jak poprzednio, ale na wysokość biodra, skierowany czubkiem w dół. W szermierczym żargonie nazywało się to pozycją głupca, ale Vivian nie miała o tym bladego pojęcia. Dużo kosztowało ją utrzymanie przez chwilę w tej pozycji. Gdy uniosła ostrze wysoko, zmieniając nogi, czuła wagę miecza. Nie tylko ciężar właściwy, ale wyważenie miedzy głownią a rękojeścią. Było idealne. Miecz dałby prowadzić się z pewną gracją, niektóre ruchy przyszły by instynktownie. W końcu ruch w lewo musi być równoważony krokiem w prawo, tak jak w walce. Liczy się równowaga oraz znajomość ruchów. Vivian, choć uboga w techniki znała dużo kopniaków i różnych sierpowych, które mogłaby zamienić w cięcia oraz pchnięcia ostrzem. Gdyby tylko nie było tak diabelnie ciężkie.
Grawitacja zwyciężyła raz jeszcze, ale by uniknąć kompromitującego upadku, teraz to Vivian wbiła miecz w ziemie. Żyłka delikatnie uwypukliła się na jej skroni. Wróciła do punktu wyjścia. Jest w stanie unieść miecz, ale nie na długo, a manewrowanie nim wykracza poza jej granice. Czuła, jak na dłoniach pojawiają się odciski.
Ogień płonął dalej. Dłonie splotła na rękojeści, przyklękła i oparła czoło o głownie. Dobrą chwilę tak stała, gdy kamyki wokół dziewczyny zaczęły się odsuwać, potem odskakiwać. Z wolna tworzyła się wokół niej tam sama złota aura, która niedawno znikła. By znów ją w sobie wzbudzić kadetka wiedziała, że musi przejść przez wszystkie etapy strachu, zdenerwowania i wściekłości. I zrobiła to, przypominając sobie wszystkie odczucia jakie towarzyszyły przemianie na placu.
Oczy były zielone, włosy nastroszone, moc płynęła w aurze. Tak. Może tak pójdzie lepiej. Vivian z łatwością wyciągnęła miecz i wyciągnęła przed siebie. Nie był już taki ciężki, ważył tyle, ile powinien normalny miecz, który bez SSJ powinna udźwignąć bez problemu. Miał swoją wagę – w końcu to ona nadaje impet ciosu i sprawia, że zięcia przebijają się przez tarczę. Jednak nie był to teraz problem.
Vivian więcej trudu zajęło uspokajanie burzliwej aury i własnego oddechu. Pierwsza przemiana została po części wymuszona i ta kolejna, choć już osiągnięta, nie przyszła tak łatwo. Bądź co bądź, to nie pierwszy raz gdy dziewczyna przedobrzyła.
Wzięła głęboki wdech i przybrała postawę, która według niej powinna być odpowiednia do walki, a w istocie była amatorską, ale prawidłowa postawą okna. Krok, krok, pchnięcie, zasłona. Obrót, nie za ostry, ponieważ dodatkowa waga zwiększa tempo i sprawia, że rozmach jest większy. Zdawało się jej, że to sam miecz prowadzi jej ruchami, a raczej wskazuje czy podpowiada jej instynktowi co ma robić. Postanowiła zaufać intuicji i zobaczyć co z tego wyniknie.
OOC ---> Początek treningu
---> +10 KI
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Sro Lis 20, 2013 10:08 pm
Raziel czekał. Czekał na swoich towarzyszy. Czekał aż wreszcie się ockną i zaczną uczestniczyć w rozmowie z nieznajomym. Sam się określił, równocześnie nie mając zbyt dużego wyboru. Nie wiedział czym jest ta fuzja, nie wiedział po czyjej stronie stoi tak naprawdę ten detektyw. Ogólnie rzecz biorąc na dzień dzisiejszy wiedział naprawdę niewiele. Odwrócił delikatnie głowę słysząc pytania Vernila. Chłopa wydostawał na światło dzienne rzeczy, które zastanawiały trójkę młodych kadetów. I miał rację. Cholerną rację. Chłód i nieufność były aż namacalne. Vivan i Vernil nie ufali ich nowemu znajomemu w najmniejszym stopniu. Raziel pomimo tego, że ofiarował chęć poznania fuzji, to też wolał pozostać ostrożnym. Przestać okazywać większe uczucia. Stać się z powrotem zimnym obiektem. Przez chwilę myślał, że wszystko się może ułożyć. Myślał, że może odnaleźć spokój ducha i zapomnieć o tym co stracił. Jednak los brutalnie sprowadził go na ziemię. Tsuful. Istota, której jedynym celem było zniszczenie rasy Saiyan. W jednej chwili sprawił, że świat młodego kadeta znów ogarnęły płomienie. Nie wiedział czy byłą to zemsta, czy też po prostu trafił na jego lepszy humor. Maź w ciele Hazarda, bawiła się nim doprowadzając do wybuchu energii. Szmaciarz próbował odebrać jedyną istotę, która pokochał Raziela miłością czystą i nieskruszoną. Eve. Dziewczyna pomimo tego, że wiedziała, że nie ma szans z Katsu to i tak nie pozwoliła mu podejść do swojego chłopaka. I prawie zapłaciła za to najwyższą cenę. Teraz zaś utrzymuje się na krawędzi. Pomiędzy życiem, a śmiercią. Zaś on nic nie mógł zrobić. Pomimo odkrycia w sobie mocy Super Saiyanina był niczym. Hazard bawił się nim jak szmacianą lalką. Tak samo czynił z pozostałymi. Za nic miał ich ataki, w które wkładali całą swoją siłę i moc. Zaś ten Detektyw. Osobnik, który teraz twierdził, że jest za słaby by pokonać Tsufula, obezwładnił go w jednej chwili. No cóż. Coś tu śmierdziało, jednak wojownicy nie mieli czasu na proces, czy szukanie dowodów. Musieli mu zaufać.
Syn Aryenne zacisnął mocniej pięści na wspomnienie krzywd, których doznał z ręki Tsufula. Knykcie pobielały, jednak ciemnowłosy nie zwracał na to uwagi. Wsłuchiwał się w słowa, które wypowiadał Detektyw. Opowiadał o fuzji i o czasie jaki trwa. Oraz też o tym co się dzieje jeśli fuzja nie przebiegnie pomyślnie. „No cóż. Kto nie ryzykuje, ten nie może liczyć na zwycięstwo.” pomyślał z przekąsem Raziel i delikatnie kiwnął głową. Zgadzał się na połączenie. Cholera zgodziłby się na wszystko by tylko dorwać tego gnoja i posłać go do piekła. Lecz wcześniej będzie go rozrywał kawałek po kawałeczku. Będzie przeciągał jego ból. I kiedy ten będzie już złamany. Kiedy będzie błagał go o śmierć, to Raziel okaże mu łaskę i zabije. Jednak będzie musiał sobie na to zasłużyć. Bo śmierć nie będzie karą. Śmierć będzie łaską, po tym czego ta glista doświadczy z rąk Saiyańskich wojowników.
Szmaragdowooki założył obydwie ręce na torsie i obserwował ruchy ich nauczyciela, równocześnie słuchając i przyswajając to co im objaśniał. Zatrzymywał się przy każdym nowym ruchu i wyjaśniał co trzeba zrobić, jak ułożyć ciało by fuzja udała się w stu procentach. Kiedy skończył nadeszła pora na Vernila i Raziela. W tym czasie Detektyw dał Vivan swój miecz i kazał jej się do niego przyzwyczaić. Podobno miał zwiększyć jej moc do takiego poziomu, by mogła pokonać tego jaszczurzego kmiota.
Syn Aryenne popatrzył się na Vernila, który wydawał się dość zdenerwowany. W końcu musieli w krótkim czasie opanować taniec fuzyjny, a jeśli im się to uda to mają i tak zaledwie pół godziny by pokonać Hazarda. Tak mało czasu, a tak wiele rzeczy do zrobienia.
- Gotowy Vernil? – zapytał kruczowłosy swojego kolegę. Ten tylko kiwnął głową. – No to jedziem.
Raziel przyjął pozycję wyjściową, którą pokazywał im mężczyzna. Po chwili brązowooki poszedł w jego ślady i teraz obydwaj stali jak kretyni. Dla Vivian i Detektywa musiał być to świetny widok. Jednak zielonooki nie przejmował się tym. Mógł robić z siebie nawet idiotę, jeśli to ma mu pomóc w zdobyciu większej mocy w celu ocalenia planety i Eve.
- Fuuuuuzzjaaa! – krzyknęli obydwaj kadeci zbliżając się do siebie delikatnymi kroczkami i wykonując fragment tańca. Po chwili dokończyli fuzję krzycząc. – Haaa!
W następnej chwili ich palce się zetknęły. W tym momencie rozbłysło potężne światło, które zakryło ciała dwójki wykonawców. Było tak oślepiające, że Detektyw i brązowooka musieli zmrużyć oczy. Po chwili światło zaczęło zanikać, a ze środka wyłoniła się sylwetka nowego wojownika. Wojownika, który był…. gruby! Tak. Fuzja, która miała stworzyć potężnego wojownika, utworzyła kopię spaślaka ze Zbrojowni. Brązowe włosy, które przechodziły w czerń i blizna na twarzy to były jedyne dowody, po których można było określić kto dokonał tego cudu. Nawet strój, który w założeniu miał wyglądać świetnie na umięśnionym ciele, był żałosny. Tłuszcz był wszędzie. Grubasek popatrzył z niedowierzaniem po swoich tłustych paluchach, które przypominały kiełbaski. Natomiast baleron wystający z barku nie był umięśnioną ręką, która miała strzaskać szczękę Katsu. Tak jak mówił ich nauczyciel. Jeden błąd. Złe ułożenie palców i wszystko szlag trafia. I teraz Vernil i Raziel, a właściwie ich fuzja musiała czekać pół godziny na anulowanie tego błędu. Potem kolejne trzydzieści minut na ponowną możliwość połączenia. No cóż. Nikt nie jest idealny, oraz nikt nie mówił, że będzie łatwo. Saiyanie uczą się na błędach, więc trzeba było mieć nadzieję, że następna transformacja przebiegnie pomyślnie. Inaczej są w naprawdę głębokiej dupie. Spaślak usłyszał ciche kasłanie. Kiedy odwrócił się tamtą stronę piwne oczy zobaczyły ich towarzyszkę, która teraz zrobiła sobie krótką przerwę. Przerwę, którą poświęcała na hamowaniu śmiechu. W końcu nie wytrzymała i zaczęła nerwowo chichotać. Detektyw również miał dość głupi uśmiech na twarzy, co sugerowało, że spodziewał się czegoś takiego.
- Naprawdę bardzo śmieszne Vivan. Kupa śmiechu. – powiedział potrząsając tłuszczykiem na brzuchu. Tego dziewczyna już nie wytrzymała i zaczęła śmiać się jeszcze bardziej. – Dzięki. Doceniamy.
Grubcio wyglądał jakby się obraził, co też właściwie próbował zrobić, ale coś mu nie wychodziło. Cała ta sytuacja musiała wyglądać komicznie. Na szczęście po kilkunastu minutach fuzja zakończyła się i chłopaki z cichym pyknięciem rozdzielili się. Raziel podrapał się po głowie.
- Cholera. Musimy zrobić to perfekcyjnie. Bo inaczej marny nasz los. Mamy teraz pół godziny, więc poćwiczmy chwilę. – powiedział i zabrał się za trenowanie ruchów. Pod koniec czasu doszli już do wiedzy, gdzie popełnili błędy i je wyeliminowali. Mijała już trzydziesta minuta.
- No to zaczynamy. Próba numer dwa. – powiedział ciemnowłosy i przyjął pozycję.
Czy teraz im się uda?
Occ:
Pierwsza fuzja porażka. Czekamy na drugą.
Początek treningu.
Reg 10% HP i KI
Syn Aryenne zacisnął mocniej pięści na wspomnienie krzywd, których doznał z ręki Tsufula. Knykcie pobielały, jednak ciemnowłosy nie zwracał na to uwagi. Wsłuchiwał się w słowa, które wypowiadał Detektyw. Opowiadał o fuzji i o czasie jaki trwa. Oraz też o tym co się dzieje jeśli fuzja nie przebiegnie pomyślnie. „No cóż. Kto nie ryzykuje, ten nie może liczyć na zwycięstwo.” pomyślał z przekąsem Raziel i delikatnie kiwnął głową. Zgadzał się na połączenie. Cholera zgodziłby się na wszystko by tylko dorwać tego gnoja i posłać go do piekła. Lecz wcześniej będzie go rozrywał kawałek po kawałeczku. Będzie przeciągał jego ból. I kiedy ten będzie już złamany. Kiedy będzie błagał go o śmierć, to Raziel okaże mu łaskę i zabije. Jednak będzie musiał sobie na to zasłużyć. Bo śmierć nie będzie karą. Śmierć będzie łaską, po tym czego ta glista doświadczy z rąk Saiyańskich wojowników.
Szmaragdowooki założył obydwie ręce na torsie i obserwował ruchy ich nauczyciela, równocześnie słuchając i przyswajając to co im objaśniał. Zatrzymywał się przy każdym nowym ruchu i wyjaśniał co trzeba zrobić, jak ułożyć ciało by fuzja udała się w stu procentach. Kiedy skończył nadeszła pora na Vernila i Raziela. W tym czasie Detektyw dał Vivan swój miecz i kazał jej się do niego przyzwyczaić. Podobno miał zwiększyć jej moc do takiego poziomu, by mogła pokonać tego jaszczurzego kmiota.
Syn Aryenne popatrzył się na Vernila, który wydawał się dość zdenerwowany. W końcu musieli w krótkim czasie opanować taniec fuzyjny, a jeśli im się to uda to mają i tak zaledwie pół godziny by pokonać Hazarda. Tak mało czasu, a tak wiele rzeczy do zrobienia.
- Gotowy Vernil? – zapytał kruczowłosy swojego kolegę. Ten tylko kiwnął głową. – No to jedziem.
Raziel przyjął pozycję wyjściową, którą pokazywał im mężczyzna. Po chwili brązowooki poszedł w jego ślady i teraz obydwaj stali jak kretyni. Dla Vivian i Detektywa musiał być to świetny widok. Jednak zielonooki nie przejmował się tym. Mógł robić z siebie nawet idiotę, jeśli to ma mu pomóc w zdobyciu większej mocy w celu ocalenia planety i Eve.
- Fuuuuuzzjaaa! – krzyknęli obydwaj kadeci zbliżając się do siebie delikatnymi kroczkami i wykonując fragment tańca. Po chwili dokończyli fuzję krzycząc. – Haaa!
W następnej chwili ich palce się zetknęły. W tym momencie rozbłysło potężne światło, które zakryło ciała dwójki wykonawców. Było tak oślepiające, że Detektyw i brązowooka musieli zmrużyć oczy. Po chwili światło zaczęło zanikać, a ze środka wyłoniła się sylwetka nowego wojownika. Wojownika, który był…. gruby! Tak. Fuzja, która miała stworzyć potężnego wojownika, utworzyła kopię spaślaka ze Zbrojowni. Brązowe włosy, które przechodziły w czerń i blizna na twarzy to były jedyne dowody, po których można było określić kto dokonał tego cudu. Nawet strój, który w założeniu miał wyglądać świetnie na umięśnionym ciele, był żałosny. Tłuszcz był wszędzie. Grubasek popatrzył z niedowierzaniem po swoich tłustych paluchach, które przypominały kiełbaski. Natomiast baleron wystający z barku nie był umięśnioną ręką, która miała strzaskać szczękę Katsu. Tak jak mówił ich nauczyciel. Jeden błąd. Złe ułożenie palców i wszystko szlag trafia. I teraz Vernil i Raziel, a właściwie ich fuzja musiała czekać pół godziny na anulowanie tego błędu. Potem kolejne trzydzieści minut na ponowną możliwość połączenia. No cóż. Nikt nie jest idealny, oraz nikt nie mówił, że będzie łatwo. Saiyanie uczą się na błędach, więc trzeba było mieć nadzieję, że następna transformacja przebiegnie pomyślnie. Inaczej są w naprawdę głębokiej dupie. Spaślak usłyszał ciche kasłanie. Kiedy odwrócił się tamtą stronę piwne oczy zobaczyły ich towarzyszkę, która teraz zrobiła sobie krótką przerwę. Przerwę, którą poświęcała na hamowaniu śmiechu. W końcu nie wytrzymała i zaczęła nerwowo chichotać. Detektyw również miał dość głupi uśmiech na twarzy, co sugerowało, że spodziewał się czegoś takiego.
- Naprawdę bardzo śmieszne Vivan. Kupa śmiechu. – powiedział potrząsając tłuszczykiem na brzuchu. Tego dziewczyna już nie wytrzymała i zaczęła śmiać się jeszcze bardziej. – Dzięki. Doceniamy.
Grubcio wyglądał jakby się obraził, co też właściwie próbował zrobić, ale coś mu nie wychodziło. Cała ta sytuacja musiała wyglądać komicznie. Na szczęście po kilkunastu minutach fuzja zakończyła się i chłopaki z cichym pyknięciem rozdzielili się. Raziel podrapał się po głowie.
- Cholera. Musimy zrobić to perfekcyjnie. Bo inaczej marny nasz los. Mamy teraz pół godziny, więc poćwiczmy chwilę. – powiedział i zabrał się za trenowanie ruchów. Pod koniec czasu doszli już do wiedzy, gdzie popełnili błędy i je wyeliminowali. Mijała już trzydziesta minuta.
- No to zaczynamy. Próba numer dwa. – powiedział ciemnowłosy i przyjął pozycję.
Czy teraz im się uda?
Occ:
Pierwsza fuzja porażka. Czekamy na drugą.
Początek treningu.
Reg 10% HP i KI
Re: Pole Bitewne
Czw Lis 21, 2013 2:01 pm
Słuchał i słuchał.. Pierwsze, co go zdenerwowało to to, że Ósemka dostała miecz a nie on. Złość? Zazdrość? Na pewno... Celowo unikał kontaktu wzrokowego z Vivian. Skupił się na tym jak detektyw tłumaczył taniec jemu i Razielowi.
-Chwila... "Scalenie w jednego wojownika?" Że będę jednością z Razielem?!- Powiedział chłopak w kierunku detektywa i szybko uzyskał twierdzącą odpowiedź. To był moment zawahania...
-Ja i RAziel będziemy jednością... Dlaczego akurat z nim? Poznaliśmy się stosunkowo niedawno. Co prawda stawaliśmy w szranki nie raz. Czy to sparing czy walka z silnym wojownikiem lub Tsufulem. I co, ta historia ma mieć taki finał? Że będziemy mogli złączyć się w jedno? -Myślał chłopak o zaistniałej sytuacji. Detektyw pokładał w nich nadzieje. Brązowooki rozglądał się dookoła. Pustka. Byli na totalnym odludziu. Jego wzrok spotkał męczącą się z mieczem Ósemkę. Momentalnie odwrócił wzrok
-Przecież logiczne, że musisz włączyć tryb super wojownika...-Podsumował w myślach... To jeszcze bardziej go rozzłościło. Ona nie była godna tego oręża… Spojrzał na Raziela. Ten zapytał Brązowookiego o gotowość i spotkał się z twierdzącym skinieniem głowy. Stanęli obok siebie. Detektyw kiwnął im ręką, że stoją za blisko. Skinął głową, gdy odległość była optymalna. Vernil wyciągnął ręce w bok. Chciał wypuścić z siebie energię. Pamiętał o wskazówce dotyczącej zachowania identycznej ilości energii.
- Fuuuuuzzjaaa! -Krzyknął Brązowooki i przystąpił do wykonywania kolejnych kroków fuzji. W ostatnim momencie obaj krzyknęli -Haaaa- a ich palce zetknęły się. To był ten moment. Potężne światło rozbłysło oślepiając wszystkich dokoła. Coś jednak nie poszło tak jak powinno. Energia dwóch wojowników złączyła się, lecz nie byłą tak imponująca, jaka być powinna. Gdy oślepiające światło wygasło, postać spojrzała na Detektywa i na Vivian. Oboje nie mogli powstrzymać się od śmiechu. To jednak nie było takie złe. Najgorsze było to, że muszą odczekać sporą ilość czasu nim ponownie będą mogli się złączyć. Teraz powstały wojownik spojrzał na siebie. Był... Gruby. Dopiero teraz zrozumiał śmiech Ósemki oraz dziwną minę Detektywa. O ile ten pierwszy pewnie był przygotowany do efektu fuzji, o tyle Vivian mogła ich najprościej w świecie wyśmiać.
- Naprawdę bardzo śmieszne Vivan. Kupa śmiechu. – Powiedział potrząsając tłuszczykiem na brzuchu. Tego dziewczyna już nie wytrzymała i zaczęła śmiać się jeszcze bardziej. – Dzięki. Doceniamy.
Po kilkunastu minutach fuzja rozłączyła się. Wcześniej niż powinna. Pewnie nieudany efekt skraca nieco czas pozostania w fuzji. Raziel zaproponował trening Vernil poparł go, zaraz po tym podszedł do detektywa.
Oboje odeszli nieco dalej od dwójki wojowników. Ósemka włączyła tryb super Saiyanina i zaczynała machać mieczem. Vernil zacisnął zęby i pięści i w jednej sekundzie zatrzymał się. Wyciągnął ręce w bok.
-Dawaj –powiedział –wypróbujemy to na sucho. Może uda się nam perfekcyjnie zgrać. –Zaraz po tym wyciągnął ręce w bok i wykrzyczał znane już słowa towarzyszące tańcu fuzyjnemu. Niby wszystko wyszło dobrze. Przeprowadzili jeszcze kilkanaście prób. Brązowooki zrobił krok w tył. Zacisnął pięści. Zaczął koncentrować energie.
-Wybacz. Muszę w końcu z powrotem przemienić się w złotowłosego wojownika. Podczas lotu nie wychodziło mi to… -powiedział do Raziela. Zaczął koncentrować energię. Ta powoli wylatywała w niego. Biała aura powstała. Koncentrował się jeszcze bardziej. Aura zwiększała się coraz bardziej i bardziej aż w końcu.. Wybuchła. Potężna fala powietrza. To nie była przemiana a potężne kiai-ho posyłające wszystko z okolicy w tył, a z tym spore ilości piasku.
-Cholera- powiedział, splunął przez prawe ramię. Znów mimochodem ujrzał dziewczynkę z mieczem. Skoncentrował się. Energię koncentrował w centrum swojego ciała. Ta wylatywała coraz bardziej i bardziej. Biała przezroczysta aura otaczała jego ciało. Coraz bardziej zwiększał Ki. Zacisnął pięści. Zwiększył siłę, a z jego ciała zaczęła powoli wydostawać się bariera. Puścił ją. Eksplodowała na miliardy połyskujących kawałków.
-To nie na moje siły i nerwy. –Powiedział w kierunku Raziela. –Chodź, coś mi wpadło do głowy. –Powiedział i udał się w kierunku Detektywa. Wzrokiem omijał Ósemkę, jednak chcąc nie chcąc czuł jej energię…
-Mówiłeś o tej technice ki-feeling –powiedział zwracając się do nieznajomego w czerni - Pewnie ją umiesz, a po nazwie nie trudno domyślić sie, co ona robi. Czy możesz nam pomóc? Wydaje mi się, że problem był w tym, że nie wyrównaliśmy poziomu mocy. Mamy pół godziny. Raziel! -Krzyknął do kolegi i machnął ręką by ten także podszedł.
–Zwiększ swoją moc do maksimum. Możesz nawet użyć białej aury. Ja będę zmniejszał swoją mac, a Ty detektywie mów mi, czy zwiększać, czy zmniejszać, dobrze? -Zapytał z uśmiechem na ustach. Nieznajomy przytaknął. Raziel zrobił to, co miał. Włączył białą aurę. Vernil nie do końca wiedział czy jest w takim stanie silniejszy od Raziela. Nie wiedział też dokładnie jak zmniejszać i zwiększać swoją moc. "Mniej" -powiedział detektyw. A Brązowooki, zmniejszył swoją moc tak mocno, że pokonałby go pierwszy lepszy kadet z sali treningowej. "Więcej"- zwiększył moc, jednak zbyt mocno i właściwie wrócił do swojej prawdziwej mocy. "Mniej". "Więcej". "Więcej". "Mniej"...
-Już prawie! Więcej!- Powiedział Detektyw głośniej by dodać otuchy wojownikom. Brązowooki już mniej więcej wiedział jak zwiększa i zmniejsza się moc. Posilił się wiedzą, jaką dał mu trener podczas nauki techniki. Wtedy nauczył się bariery. To działało podobnie. Tam musiał dać w barierę więcej mocy, aby odeprzeć silny, wręcz zabójczy, atak. Tutaj musiał balansować energią i co najważniejsze utrzymywać ją na jednym poziomie. Tylko wtedy fuzja może odnieść sukces. Zmniejszył moc.
-Dobrze! Trochę to wam zajęło, spróbujcie się połączyć - rzekł detektyw. Szacując czas poświęcony na ich pogawędkę i ustawianie mocy, wywnioskował, że minęło już te przeklęte trzydzieści minut odpoczynku między jedną fuzją a drugą, Vernil odsunął się od Raziela utrzymując poziom mocy. Wyciągnął ręce. Ustawił się jak do fuzji. Spojrzał na nieznajomego. Ten skinął głową. Taniec rozpoczął się. Ręce były wystawione prostopadle do ciała. Nogi ugięte, pięty złączone, a cały ciężar ciała utrzymywał się na palcach stóp. Ogon ustawiony prosto w górę. Zrobił kilka kroków.
-Fuuuu- powiedział. Ręce przeniósł na drugą stronę. Wciąż były prostopadłe do reszty ciała. Ponownie przeniósł ręce. Zacisnął pięści.
-zjaaa- prawe kolano przesunął na lewą stronę. Cały czas spoglądał na przed siebie.
-Haa! –Krzyknął. Zgiął lewe kolano. Prawa noga wysunęła się. Ręce znów zatoczyły swoisty łuk. Z zaciśniętych pięści wystawały tylko palce wskazujące, które w pojedynczych punktach zetknęły się z palcami Raziela. Ponownie rozbłysło światło. O dokładnie takiej samej sile rażenia i mocy. Znikało dokładnie z tą samą szybkością. Jednak, gdy znikło, w epicentrum nie było kompletnie nikogo...
OCC:
Następny post ze wspólnego konta.
Regen 10% obu statystyk-do maxa.
Początek treningu.
-Chwila... "Scalenie w jednego wojownika?" Że będę jednością z Razielem?!- Powiedział chłopak w kierunku detektywa i szybko uzyskał twierdzącą odpowiedź. To był moment zawahania...
-Ja i RAziel będziemy jednością... Dlaczego akurat z nim? Poznaliśmy się stosunkowo niedawno. Co prawda stawaliśmy w szranki nie raz. Czy to sparing czy walka z silnym wojownikiem lub Tsufulem. I co, ta historia ma mieć taki finał? Że będziemy mogli złączyć się w jedno? -Myślał chłopak o zaistniałej sytuacji. Detektyw pokładał w nich nadzieje. Brązowooki rozglądał się dookoła. Pustka. Byli na totalnym odludziu. Jego wzrok spotkał męczącą się z mieczem Ósemkę. Momentalnie odwrócił wzrok
-Przecież logiczne, że musisz włączyć tryb super wojownika...-Podsumował w myślach... To jeszcze bardziej go rozzłościło. Ona nie była godna tego oręża… Spojrzał na Raziela. Ten zapytał Brązowookiego o gotowość i spotkał się z twierdzącym skinieniem głowy. Stanęli obok siebie. Detektyw kiwnął im ręką, że stoją za blisko. Skinął głową, gdy odległość była optymalna. Vernil wyciągnął ręce w bok. Chciał wypuścić z siebie energię. Pamiętał o wskazówce dotyczącej zachowania identycznej ilości energii.
- Fuuuuuzzjaaa! -Krzyknął Brązowooki i przystąpił do wykonywania kolejnych kroków fuzji. W ostatnim momencie obaj krzyknęli -Haaaa- a ich palce zetknęły się. To był ten moment. Potężne światło rozbłysło oślepiając wszystkich dokoła. Coś jednak nie poszło tak jak powinno. Energia dwóch wojowników złączyła się, lecz nie byłą tak imponująca, jaka być powinna. Gdy oślepiające światło wygasło, postać spojrzała na Detektywa i na Vivian. Oboje nie mogli powstrzymać się od śmiechu. To jednak nie było takie złe. Najgorsze było to, że muszą odczekać sporą ilość czasu nim ponownie będą mogli się złączyć. Teraz powstały wojownik spojrzał na siebie. Był... Gruby. Dopiero teraz zrozumiał śmiech Ósemki oraz dziwną minę Detektywa. O ile ten pierwszy pewnie był przygotowany do efektu fuzji, o tyle Vivian mogła ich najprościej w świecie wyśmiać.
- Naprawdę bardzo śmieszne Vivan. Kupa śmiechu. – Powiedział potrząsając tłuszczykiem na brzuchu. Tego dziewczyna już nie wytrzymała i zaczęła śmiać się jeszcze bardziej. – Dzięki. Doceniamy.
Po kilkunastu minutach fuzja rozłączyła się. Wcześniej niż powinna. Pewnie nieudany efekt skraca nieco czas pozostania w fuzji. Raziel zaproponował trening Vernil poparł go, zaraz po tym podszedł do detektywa.
Oboje odeszli nieco dalej od dwójki wojowników. Ósemka włączyła tryb super Saiyanina i zaczynała machać mieczem. Vernil zacisnął zęby i pięści i w jednej sekundzie zatrzymał się. Wyciągnął ręce w bok.
-Dawaj –powiedział –wypróbujemy to na sucho. Może uda się nam perfekcyjnie zgrać. –Zaraz po tym wyciągnął ręce w bok i wykrzyczał znane już słowa towarzyszące tańcu fuzyjnemu. Niby wszystko wyszło dobrze. Przeprowadzili jeszcze kilkanaście prób. Brązowooki zrobił krok w tył. Zacisnął pięści. Zaczął koncentrować energie.
-Wybacz. Muszę w końcu z powrotem przemienić się w złotowłosego wojownika. Podczas lotu nie wychodziło mi to… -powiedział do Raziela. Zaczął koncentrować energię. Ta powoli wylatywała w niego. Biała aura powstała. Koncentrował się jeszcze bardziej. Aura zwiększała się coraz bardziej i bardziej aż w końcu.. Wybuchła. Potężna fala powietrza. To nie była przemiana a potężne kiai-ho posyłające wszystko z okolicy w tył, a z tym spore ilości piasku.
-Cholera- powiedział, splunął przez prawe ramię. Znów mimochodem ujrzał dziewczynkę z mieczem. Skoncentrował się. Energię koncentrował w centrum swojego ciała. Ta wylatywała coraz bardziej i bardziej. Biała przezroczysta aura otaczała jego ciało. Coraz bardziej zwiększał Ki. Zacisnął pięści. Zwiększył siłę, a z jego ciała zaczęła powoli wydostawać się bariera. Puścił ją. Eksplodowała na miliardy połyskujących kawałków.
-To nie na moje siły i nerwy. –Powiedział w kierunku Raziela. –Chodź, coś mi wpadło do głowy. –Powiedział i udał się w kierunku Detektywa. Wzrokiem omijał Ósemkę, jednak chcąc nie chcąc czuł jej energię…
-Mówiłeś o tej technice ki-feeling –powiedział zwracając się do nieznajomego w czerni - Pewnie ją umiesz, a po nazwie nie trudno domyślić sie, co ona robi. Czy możesz nam pomóc? Wydaje mi się, że problem był w tym, że nie wyrównaliśmy poziomu mocy. Mamy pół godziny. Raziel! -Krzyknął do kolegi i machnął ręką by ten także podszedł.
–Zwiększ swoją moc do maksimum. Możesz nawet użyć białej aury. Ja będę zmniejszał swoją mac, a Ty detektywie mów mi, czy zwiększać, czy zmniejszać, dobrze? -Zapytał z uśmiechem na ustach. Nieznajomy przytaknął. Raziel zrobił to, co miał. Włączył białą aurę. Vernil nie do końca wiedział czy jest w takim stanie silniejszy od Raziela. Nie wiedział też dokładnie jak zmniejszać i zwiększać swoją moc. "Mniej" -powiedział detektyw. A Brązowooki, zmniejszył swoją moc tak mocno, że pokonałby go pierwszy lepszy kadet z sali treningowej. "Więcej"- zwiększył moc, jednak zbyt mocno i właściwie wrócił do swojej prawdziwej mocy. "Mniej". "Więcej". "Więcej". "Mniej"...
-Już prawie! Więcej!- Powiedział Detektyw głośniej by dodać otuchy wojownikom. Brązowooki już mniej więcej wiedział jak zwiększa i zmniejsza się moc. Posilił się wiedzą, jaką dał mu trener podczas nauki techniki. Wtedy nauczył się bariery. To działało podobnie. Tam musiał dać w barierę więcej mocy, aby odeprzeć silny, wręcz zabójczy, atak. Tutaj musiał balansować energią i co najważniejsze utrzymywać ją na jednym poziomie. Tylko wtedy fuzja może odnieść sukces. Zmniejszył moc.
-Dobrze! Trochę to wam zajęło, spróbujcie się połączyć - rzekł detektyw. Szacując czas poświęcony na ich pogawędkę i ustawianie mocy, wywnioskował, że minęło już te przeklęte trzydzieści minut odpoczynku między jedną fuzją a drugą, Vernil odsunął się od Raziela utrzymując poziom mocy. Wyciągnął ręce. Ustawił się jak do fuzji. Spojrzał na nieznajomego. Ten skinął głową. Taniec rozpoczął się. Ręce były wystawione prostopadle do ciała. Nogi ugięte, pięty złączone, a cały ciężar ciała utrzymywał się na palcach stóp. Ogon ustawiony prosto w górę. Zrobił kilka kroków.
-Fuuuu- powiedział. Ręce przeniósł na drugą stronę. Wciąż były prostopadłe do reszty ciała. Ponownie przeniósł ręce. Zacisnął pięści.
-zjaaa- prawe kolano przesunął na lewą stronę. Cały czas spoglądał na przed siebie.
-Haa! –Krzyknął. Zgiął lewe kolano. Prawa noga wysunęła się. Ręce znów zatoczyły swoisty łuk. Z zaciśniętych pięści wystawały tylko palce wskazujące, które w pojedynczych punktach zetknęły się z palcami Raziela. Ponownie rozbłysło światło. O dokładnie takiej samej sile rażenia i mocy. Znikało dokładnie z tą samą szybkością. Jednak, gdy znikło, w epicentrum nie było kompletnie nikogo...
OCC:
Następny post ze wspólnego konta.
Regen 10% obu statystyk-do maxa.
Początek treningu.
Re: Pole Bitewne
Czw Lis 21, 2013 5:08 pm
Cała trójka dzielnie ćwiczyła choć nie miała zbyt dużo czasu. Wiedzieli o tym, ale to nie wpływało pozytywnie na ich treningi. Robili to byle jak, na szybkiego by tylko się uwinąć, a nie o to chodziło. Efekty było widać przy pierwszej próbie zfuzjowania się chłopaków. Detektyw zapomniał im powiedzieć by na początku poćwiczyli "na sucho" zanim przejdą do rzeczy, ale było już za późno. No cóż, przynajmniej poczuli jak to jest być grubym i jak wygląda "niepowodzenie" fuzji. Pośmiali się, na chwilę pozapominali o napiętej atmosferze. Vivian to chyba umierała...
No, ale po godzinie przyszła pora na drugą turę. Saiyanka w tym czasie oswajała się w mieczem, Detektyw nawet pokazał jej kilka cennych wymachów. Pokazywał jak się w porę obronić i potem zadać skuteczny atak. Doradził, by celowała w piętę Achillesa, bo dzięki przecięciu mięśnia zyska przewagę.
Rozległo się światło i zawiał ogromny wiatr. Detektyw uśmiechnął się sam do siebie czując już niezwykłą moc jaka biła od zfuzjowanych saiyan. Bariera była zbyt słaba by znieść taki poziom mocy przez to tak po prostu się rozleciała wydostając na świat tą całą energię... W sumie i tak by to zrobił zaraz po udanej próbie.
___ - Wspaniale. Ty, Vivian. - powiedział do dziewczyny. - Musisz szybko stąd odlecieć. Jeśli udasz się w tamtą stronę znajdziesz tego changelinga. Pokonaj go nim zrobi coś złego. - polecił wskazując miejsce dokąd się udał Xanas po czym sam oddalił się spory kawałek. Tsuful zaraz tutaj przyleci czując tą moc. Chłopaki muszą go pokonać nim skończy się czas.
OOC
Więc tak:
Vivian miecz daje ci +200 do siły. Tyle powinno starczyć.
Colin i Raziel:
Siła: 2600
Szybkość: 2400
Wytrzymałość: 2000
Energia: 2000
Techniki macie również zfuzjowane.
O zaniknięciu fuzję was poinformuję ja.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Czw Lis 21, 2013 9:53 pm
Miała nadzieję, że nowo napotkana dziewczyna zdąży z tą drugą do szpitala. Jak zwykle dziewczyna w stosunku do innych posiadała straszną empatię, która kiedyś ją w tym wszystkim zgubi. Wciąż nie mogła zdefiniować tej energii, która nagle się pojawiła, znała ją, ale nie potrafiła się określić. Kto to może być? Red’a wyczuła, chce się z nim spotkać, na pewno. Jak tylko skończy sprawę z wodą i nim wróci do Kuro, June również rozpoznała. Może to była Kaede? Albo Rei. Tylko te dwie osoby przychodziły jej przez myśl. Ale ktoś, kto dokładnie wiedział gdzie się kieruje... to musiał być chłopak. Ciężko jej było zdefiniować jego aurę, więc wolała go ominąć, a co jeżeli siedzi w nim Tsuful, który ją zabije? Wiedziała, że brązowowłosy jest silny, a ona nie miałaby szans. Znowu się skupiła. Musiała zobaczyć, co robi Kuro i ten wstrętny robal. Nie działo się dobrze, przegryzła dolną wargę, nie wiedziała co zrobić. Z jednej strony nie chciała się w to mieszać, bo tylko by przeszkadzała, tak jak w walce z Braską, ale gdy coś mu się stanie natychmiast tam poleci, chociażby miałaby tam umrzeć. Nie chce już zostawać sama, a nie wyobrażała sobie swojego życia bez nikogo innego jak Kuro. Musiała wyrzuć z siebie te myśli, on był naprawdę dobry, jego poziom mocy wyraźnie wzrósł, nie mógł przegrać. Takie myślenie powinna utrzymać przez cały czas, ale to nie jest takie łatwe. Dopiero po chwili poczuła słodki smak krwi, który pochodził z jej warg. Źle się działo. Leciała ponad ziemię jak najszybciej tylko mogła. Nic innego się nie liczyło, nawet nie zwracała uwagi na swoją planetę, którą opuściła już taki kawał czasu, nie miała czasu o tym myśleć. Wcale za tym nie tęskniła, chociaż pierwszej nocy pobytu u Hikaru twierdziła inaczej, to Ziemia była jej cholernym domem, a teraz znalazła się w tym całym bagnie. Wspomnienia, wspomnienia, które powinny już odejść w niepamięć, no cóż, takie jest życie, czasu cofnąć nie można. Czasami los samoistnie oddziela nas od ludzi, którzy nie byli wstanie wnieść niczego więcej do naszego życia, a przykładowo- od nas chcieli pobrać jak najwięcej. Tak właśnie myślała o tym miejscu i swoim bracie, na samą myśl przeszły ją nieprzyjemne dreszcze. .Nie spoglądała w tył, starała się żyć teraźniejszością i wyciągać ręce do przyszłości, aby przyciągnąć do siebie swoje cele. Nie, nie straciła niczego- patrzyła na to zupełnie inaczej. To co mogła to zyskałam, na pewno jakieś doświadczenie i lekcję na przyszłość. Teraz trzeba się wytrzepać ze starego kurzu i znów brnąć przez siebie. Dobra! Koniec tego, wracamy do rzeczywistości! Po chwilowym mknięciu energie, do których zmierzała były coraz bliżej, postanowiła przyhamować i udać się resztę drogi pieszo. Nie miała ochoty tam wparowywać, mogli sobie przecież tego nie życzyć. Przystanęła na ziemi i rozejrzała się dookoła, nie było widać ani żywej duszy, a oni byli w odległości dosłownie około pięciu kilometrów, więc biegiem szybko pokona ten dystans, a goście na pewno zorientują się, że ona jest tutaj w pobliżu. Ciekawa była osób, które czekają tam, już blisko, potem do chłopaka i do Kuro. Na szczęście cała sprawa z Akademią nie zajęła jej dużo czasu. Głęboko odetchnęła i przystanęła na chwilę. Przez to wszystko nawet nie poczuła, że potrzebowała trochę odpoczynku.
- April, nie teraz błagam, jeszcze kawałek, to już tak bliziutko. – powiedziała sama do siebie próbując odnaleźć wzrokiem kogokolwiek z nich. – Nie możesz teraz zawalić.
To ją trochę zmotywowała, po chwili uśmiechnęła się, bo z daleka ich zobaczyła i była pewna, że to jest w odpowiednim miejscu. Oni pewnie jej nie zobaczą bo byli zbyt zajęci sobą i… w ogóle co oni robią?! Widziała tylko sylwetki, które wyprawiały coś dziwnego, coś tańco-podobnego. Przystanęła i zmarszczyła czoło ze zdziwienia. Coś takiego widziała po raz pierwszy w życiu, oni na pewno walczyli z tsufulem? Dlaczego! Są w formie ssj, a się tak wygłupiają! Nie mogła zrozumieć, ale to nie należało do jej obowiązku, westchnęła i ruszyła przed siebie, już zaraz ją dojrzą.
- April, nie teraz błagam, jeszcze kawałek, to już tak bliziutko. – powiedziała sama do siebie próbując odnaleźć wzrokiem kogokolwiek z nich. – Nie możesz teraz zawalić.
To ją trochę zmotywowała, po chwili uśmiechnęła się, bo z daleka ich zobaczyła i była pewna, że to jest w odpowiednim miejscu. Oni pewnie jej nie zobaczą bo byli zbyt zajęci sobą i… w ogóle co oni robią?! Widziała tylko sylwetki, które wyprawiały coś dziwnego, coś tańco-podobnego. Przystanęła i zmarszczyła czoło ze zdziwienia. Coś takiego widziała po raz pierwszy w życiu, oni na pewno walczyli z tsufulem? Dlaczego! Są w formie ssj, a się tak wygłupiają! Nie mogła zrozumieć, ale to nie należało do jej obowiązku, westchnęła i ruszyła przed siebie, już zaraz ją dojrzą.
Re: Pole Bitewne
Pią Lis 22, 2013 4:22 pm
- SMS do April:
- April, świetna robota! Tsuful leci w waszą stronę. Uciekaj, opanował June i teraz ona za punkt honoru obrała zabicie mnie, a drugi Tsuful właśnie wysadził pół Miasta Północnego. Przepraszam, że nie mogę teraz być przy Tobie. Uważaj na siebie.
Teraz był Redowi wdzięczny, ze nauczył halfkę Ki-feeleng, pewnie już czuła energię Katsu ale nie zaszkodzi, że poinformował ją o rozwoju sytuacji. Żałował, że nie mógł być przy niej ale miał nadzieję, że tamci wojownicy ją ochronią.
- Rave
- Liczba postów : 10
Data rejestracji : 21/11/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Pią Lis 22, 2013 9:51 pm
Złota kopuła mocy, która oślepiła wszystkich zgromadzonych zaczęła powoli zanikać. Po kilku chwilach było po wszystkim. Obaj wojownicy zniknęli, jednak na ich miejscu nie było niczego, ani nikogo. Dopiero po sekundzie mogli usłyszeć cichy śmiech, który stawał się coraz głośniejszy. Zgromadzeni na Polu mogli po spojrzeniu w górę dostrzec owoc fuzji dwóch kadetów. Kilka ciemnych kosmyków opadało mu na przystojną twarz, w która raz wyglądała jak Vernila by za chwilę stać się twarzą Raziela. Czarno-pomarańczowa kamizelka teraz idealnie prezentowała się na wyrzeźbionym torsie i ramionach wojownika. Całości dopełniamy białe spodnie z niebieską szarfą i tego samego koloru butami. Saiyańska fuzja patrzyła się na zgromadzonych i śmiała się głośno. Moc i potęga, aż z niego wypływały. Czas było sprawdzić jak bardzo była przydatna ta zabawa.
W jednej sekundzie znajdował się w powietrzu, by w następnej pędzić w stronę Super Saiyanki z mieczem.
-Ta, ta, ta, ta, ta…- mówił głośno coraz szybciej i szybciej –BUUUUM!- Wykrzyczał w momencie, gdy jego lewa wyprostowana ręka uderzyła w plecy Vivian, która spotkała się z podłożem. Zaraz potem chwycił za miecz. Podniósł go i wyrzucił wysoko w górę.
-Wcale nie jest taki ciężki. –powiedział mrużąc oczy i przykładając otwartą dłoń na wysokości brwi by promienie słońca go nie oślepiały. Miecz odwrócił się ostrzem ku dołowi i zaczął spadać.
-Ajajajaj!!- Krzyczał głośno i zaczął biegać dokoła leżącej Ósemki. Po chwili uderzył się otwartą dłonią w czoło. –Przecież umiem latać. –Skomentował i jak torpeda wystrzelił w górę. W locie minął się z mieczem. –Cholera, miałem go złapać. –Dopowiedział, zawrócił. Spadali w dół. Nowo powstały wojownik oraz miecz. Kilka metrów nad ziemią, chłopak chwycił miecz i pikował w kierunku dziewczyny, przy tym morderczo śmiejąc się. Jego wyraz twarzy zmienił się. Dopiero pół metra nad koleżanką odbił, przycinając jej kilka włosów z górnej części głowy. Znów rzucił miecz w górę. Tym razem nie wysoko. Ten zatoczył łuk i wylądował przed nogami Vivian.
-Uhuuu, to jest to! –Wykrzyczał. Jego głos brzmiał… dziwnie. Zdawało się jakby dwie osoby mówiły z idealną synchronizacją – To jest potęga!... –Podrapał się w głowę. Przybrał dziwną minę. Myślał.
-To dopiero jest potęga!! – Powiedział i przystąpił do ukłonu. Popatrzał na Vivian i mrugnął do niej jednym okiem. Powoli się prostował. Cały czas koncentrował energię. Gdy już stał prosto pstryknął palcami. Zaczęła otaczać go potężna biała aura, która powaliła stojącą bardzo blisko Ósemkę. Włosy delikatnie podniosły się do góry, lecz po chwili opadły. To jeszcze nie był czas na ukazanie pełni mocy.
-Z dwóch sił powstała jedna! Postać idealna a jej imię to … -zawiesił na chwile głos i wystrzelił w górę dwa ki-blasty –RAVE!- Wykrzyczał głośno. Jego aura zrobiła się tak ogromna, że zaświeciła się na moment oślepiającym światłem. Po tej krótkiej scence, detektyw zaczął mówić. Rave, podbiegł do niego, stanął na baczność i zasalutował. Stał prosto niczym koreański żołnierz. Nieznajomy mówił o zwiększonej mocy. I takie tam…, Gdy ten skończył mówić, potężny wojownik wyleciał nieco w górę. Zaczął latać dokoła detektywa robiąc minimalne okręgi. Wiatr zaczął przyspieszać. Wojownik robił coraz większe kółko. Po jakimś czasie powstało swoiste tornado, w jego epicentrum stał Detektyw, a na jego szczycie stał najbardziej majestatyczny wojownik na Vegecie. Krótko po tym, wykorzystując moment nierozwagi wyleciał przed siebie. Był nieprawdopodobnie szybki. Na chwile zamknął oczy. Chciał wyczuć ki.. Lecz nie umiał. Tornado ustało, a detektyw stał niewzruszony…
Najwidoczniej ta mała zabawa nie podobała się mu, ale cóż poradzić. Rave mógł zgrywać debila, ale miał jeszcze w sobie połowę świadomości Raziela. Kiedy robił tornado dostrzegł kilkaset metrów od nich pewną postać. Zmierzała w ich stronę i raczej nie wyglądała by się chciała ukryć. Więc co powinien zrobić uprzyjmy Saiyanin? Oczywiście dobre serduszko chłopaka nie pozwoliło mu, by ta biedna postać musiała iść jeszcze taki szmat drogi. Saiyanin wystrzelił niczym pocisk. I zanim kurz jaki powstał po jego stracie opadł, ten już był tuż obok ciemnowłosej piękności. Lecz nie zwolnił, tylko w pełnym pędzie chwycił ją niczym mąż, przenoszący pannę młodą przez próg. Zatoczył koło na pełnej prędkości i zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć już stał na placu z nową koleżanką.
- Patrzcie kogo znalazłem niedaleko. Prawda, że ładna? – powiedziała uśmiechając się pełną gębą. Po chwili jednak spoważniał. – Mam nadzieję, że masz dobry powód by tu teraz się znajdować. Bo jeśli jesteś Tsufulem, to będę musiał Ci zrobić krzywdę. A tego bym nie chciał.
Ostatnie zdanie były wypowiedziane spokojnym i stonowanym tonem. Prawie takim jakiego używał Raziel. Kiedy detektyw wspomniał o zbliżającym się niebezpieczeństwie, Rave kiwnął głową.
- Niech przybywa. Pokaże mu co znaczy Saiyańska siła. – rzekł, a jego moc wrosła jeszcze bardziej. Na razie nie uaktywniał trybu Super Wojownika. Jeszcze nie teraz. Zostawi go na danie główne, które za kilka minut powinno tu przylecieć z wywieszonym jęzorem.
Occ:
Koniec treningu dla mnie i Vernila.
Czekamy na Tsufula.
Zgadnijcie kto co pisał
W jednej sekundzie znajdował się w powietrzu, by w następnej pędzić w stronę Super Saiyanki z mieczem.
-Ta, ta, ta, ta, ta…- mówił głośno coraz szybciej i szybciej –BUUUUM!- Wykrzyczał w momencie, gdy jego lewa wyprostowana ręka uderzyła w plecy Vivian, która spotkała się z podłożem. Zaraz potem chwycił za miecz. Podniósł go i wyrzucił wysoko w górę.
-Wcale nie jest taki ciężki. –powiedział mrużąc oczy i przykładając otwartą dłoń na wysokości brwi by promienie słońca go nie oślepiały. Miecz odwrócił się ostrzem ku dołowi i zaczął spadać.
-Ajajajaj!!- Krzyczał głośno i zaczął biegać dokoła leżącej Ósemki. Po chwili uderzył się otwartą dłonią w czoło. –Przecież umiem latać. –Skomentował i jak torpeda wystrzelił w górę. W locie minął się z mieczem. –Cholera, miałem go złapać. –Dopowiedział, zawrócił. Spadali w dół. Nowo powstały wojownik oraz miecz. Kilka metrów nad ziemią, chłopak chwycił miecz i pikował w kierunku dziewczyny, przy tym morderczo śmiejąc się. Jego wyraz twarzy zmienił się. Dopiero pół metra nad koleżanką odbił, przycinając jej kilka włosów z górnej części głowy. Znów rzucił miecz w górę. Tym razem nie wysoko. Ten zatoczył łuk i wylądował przed nogami Vivian.
-Uhuuu, to jest to! –Wykrzyczał. Jego głos brzmiał… dziwnie. Zdawało się jakby dwie osoby mówiły z idealną synchronizacją – To jest potęga!... –Podrapał się w głowę. Przybrał dziwną minę. Myślał.
-To dopiero jest potęga!! – Powiedział i przystąpił do ukłonu. Popatrzał na Vivian i mrugnął do niej jednym okiem. Powoli się prostował. Cały czas koncentrował energię. Gdy już stał prosto pstryknął palcami. Zaczęła otaczać go potężna biała aura, która powaliła stojącą bardzo blisko Ósemkę. Włosy delikatnie podniosły się do góry, lecz po chwili opadły. To jeszcze nie był czas na ukazanie pełni mocy.
-Z dwóch sił powstała jedna! Postać idealna a jej imię to … -zawiesił na chwile głos i wystrzelił w górę dwa ki-blasty –RAVE!- Wykrzyczał głośno. Jego aura zrobiła się tak ogromna, że zaświeciła się na moment oślepiającym światłem. Po tej krótkiej scence, detektyw zaczął mówić. Rave, podbiegł do niego, stanął na baczność i zasalutował. Stał prosto niczym koreański żołnierz. Nieznajomy mówił o zwiększonej mocy. I takie tam…, Gdy ten skończył mówić, potężny wojownik wyleciał nieco w górę. Zaczął latać dokoła detektywa robiąc minimalne okręgi. Wiatr zaczął przyspieszać. Wojownik robił coraz większe kółko. Po jakimś czasie powstało swoiste tornado, w jego epicentrum stał Detektyw, a na jego szczycie stał najbardziej majestatyczny wojownik na Vegecie. Krótko po tym, wykorzystując moment nierozwagi wyleciał przed siebie. Był nieprawdopodobnie szybki. Na chwile zamknął oczy. Chciał wyczuć ki.. Lecz nie umiał. Tornado ustało, a detektyw stał niewzruszony…
Najwidoczniej ta mała zabawa nie podobała się mu, ale cóż poradzić. Rave mógł zgrywać debila, ale miał jeszcze w sobie połowę świadomości Raziela. Kiedy robił tornado dostrzegł kilkaset metrów od nich pewną postać. Zmierzała w ich stronę i raczej nie wyglądała by się chciała ukryć. Więc co powinien zrobić uprzyjmy Saiyanin? Oczywiście dobre serduszko chłopaka nie pozwoliło mu, by ta biedna postać musiała iść jeszcze taki szmat drogi. Saiyanin wystrzelił niczym pocisk. I zanim kurz jaki powstał po jego stracie opadł, ten już był tuż obok ciemnowłosej piękności. Lecz nie zwolnił, tylko w pełnym pędzie chwycił ją niczym mąż, przenoszący pannę młodą przez próg. Zatoczył koło na pełnej prędkości i zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć już stał na placu z nową koleżanką.
- Patrzcie kogo znalazłem niedaleko. Prawda, że ładna? – powiedziała uśmiechając się pełną gębą. Po chwili jednak spoważniał. – Mam nadzieję, że masz dobry powód by tu teraz się znajdować. Bo jeśli jesteś Tsufulem, to będę musiał Ci zrobić krzywdę. A tego bym nie chciał.
Ostatnie zdanie były wypowiedziane spokojnym i stonowanym tonem. Prawie takim jakiego używał Raziel. Kiedy detektyw wspomniał o zbliżającym się niebezpieczeństwie, Rave kiwnął głową.
- Niech przybywa. Pokaże mu co znaczy Saiyańska siła. – rzekł, a jego moc wrosła jeszcze bardziej. Na razie nie uaktywniał trybu Super Wojownika. Jeszcze nie teraz. Zostawi go na danie główne, które za kilka minut powinno tu przylecieć z wywieszonym jęzorem.
Occ:
Koniec treningu dla mnie i Vernila.
Czekamy na Tsufula.
Zgadnijcie kto co pisał
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Pią Lis 22, 2013 10:20 pm
Przyjęła wiadomość od Kuro. Zaczynało robić się coraz goręcej, nie mogła nikogo zostawić bez dania im wody, lepiej żeby stwór nie przeszedł na żadnego z nich i tak dużo było z tym problemu. Nie mogła uciec, nie była tchórzem, wiedziała, że chłopak chce dla niej jak najlepiej. Energia zbliżającego Tsufula niesamowicie wyprowadziła ją z równowagi. Nawet nie zorientowała się, kiedy z dwóch postaci zrobiła się jedna, ale poczuła nagle jak jakaś siła się zwiększyła. Nie zdążyła nawet spojrzeć, co się stało, zobaczyła jakiś wir, a następnie jak ktoś z niesamowitą gracją ją uniósł.
- Ej! – wykrzyknęła tylko, gdy ten z impetem leciał na nią i ją złapał w pasie. Poczuła jego silne dłonie, które starannie ją trzymały, aby nie wypuścić, chciała na niego spojrzeć, ale nie miała możliwości. – Umiem latać!
Zerknęła na plac, dlaczego byli tacy spokojni, skoro on się zbliżał, obejrzała się za siebie. Był coraz bliżej i czuła jak jego złowroga bijąca aura zbliża się każdym krokiem w tym kierunku.
- Czy mam dobry powód? Jestem z Ziemi przynoszę Wam świętą wodę przeciwko Tsufulowi, możecie nie chcieć mnie słuchać, ale jeżeli jej się napijecie, to ten robal was nie dotknie. Nazywam się April i tak jak Wy wychowałam się na Vegecie, musicie mnie posłuchać. – powiedziała swoim delikatnym tonem. Teraz dopiero dało się zauważyć jaka malutka jest dziewczyna, jej długie, kruczoczarne włosy jak zwykle opadały na jej delikatnie spąsowiałą buźkę sięgając jej do pasa, a błękitne, ogromne oczy świdrowały każdego po kolei. Zerknęła na dziewczynę, która również była z nimi i uśmiechnęła się przyjaźnie. Wyjęła wodę i oparła ręce o biodra, miała nadzieję, że jej posłuchają. – W ogóle was nie rozumiem, ten Tsuful się tutaj zbliża, zaraz będzie, musicie coś zrobić! Bo rozwali całą planetę, co już się dzieje, wszędzie te złe energie, moja głowa zaraz eksploduje. Błagam was ponownie, wypijcie to, nie skrzywdzę Was, nie mam takiego zamiaru, chcę Wam pomóc, a raczej nam wszystkim. Jestem tutaj w dobrej wierze.
Starała się być przekonywującą, ale nie była pewna, czy jej wychodziło. Odwróciła się na pięcie i obserwowała z daleka miejsce, w którym czuła energię Katsu, na jej ciele pojawił się natychmiast nieprzyjemny dreszcz. Poruszał się z niesamowitą szybkością i zaraz tutaj dotrze, a ona April nic na to nie poradzi. Musi najpierw trochę zmierzyć się ze wszystkimi KI, które krążyły po jej ojczystej planecie. Złapała się na moment za głowę zamykając oczy. Ból był nie do zniesienia.
- Wybaczcie, niedawno nauczyłam się wyczuwać energię, a tego jest mnóstwo i czasami ciężko mi coś zlokalizować. Tak was znalazłam. – mruknęła próbując odnaleźć Kuro, ale nie było to takie proste. O mam Cię! – pomyślała i przeraziła się, bo od razu obok niego znajdowała się June. To co mówił było prawdą więc, chciała go zabić. Nie może go zabić, to ostatnia osoba na której jej zależy. – Zbliża się tam! O Nie! Zaraz tutaj będzie?! Jesteście na pewno wystarczająco silni! On jest niesamowity, jego poziom jednostek... nie mówię, że jesteś słaby, ale jego aura jest tak ciemniejsza niż noc. Proszę wypijcie to, nie chcę żeby taki wojownik przeszedł na ich stronę, bo wtedy faktycznie nie będziemy mieć żadnych szans.
Ostatnie zdanie rzuciła w totalnej rozpaczy piskliwym głosem, bała się tego, co niedługo się wydarzy, ale nie może tego tak zostawić. Dlaczego oni do jasnej cholery go nie wyczuwają! To jest straszne, wolała żyć w tej niewiedzy. Musiała wyglądać lekko jak histeryczka, podziwiała dziewczynę, która ze stoickim spokojem przyglądała się całej tej sytuacji. No tak, ona też tak miała jeżeli chodziło o Braske, nie wiedziała jak bardzo był potężny dopóki tego nie zobaczyła.
Occ: Trening start
- Ej! – wykrzyknęła tylko, gdy ten z impetem leciał na nią i ją złapał w pasie. Poczuła jego silne dłonie, które starannie ją trzymały, aby nie wypuścić, chciała na niego spojrzeć, ale nie miała możliwości. – Umiem latać!
Zerknęła na plac, dlaczego byli tacy spokojni, skoro on się zbliżał, obejrzała się za siebie. Był coraz bliżej i czuła jak jego złowroga bijąca aura zbliża się każdym krokiem w tym kierunku.
- Czy mam dobry powód? Jestem z Ziemi przynoszę Wam świętą wodę przeciwko Tsufulowi, możecie nie chcieć mnie słuchać, ale jeżeli jej się napijecie, to ten robal was nie dotknie. Nazywam się April i tak jak Wy wychowałam się na Vegecie, musicie mnie posłuchać. – powiedziała swoim delikatnym tonem. Teraz dopiero dało się zauważyć jaka malutka jest dziewczyna, jej długie, kruczoczarne włosy jak zwykle opadały na jej delikatnie spąsowiałą buźkę sięgając jej do pasa, a błękitne, ogromne oczy świdrowały każdego po kolei. Zerknęła na dziewczynę, która również była z nimi i uśmiechnęła się przyjaźnie. Wyjęła wodę i oparła ręce o biodra, miała nadzieję, że jej posłuchają. – W ogóle was nie rozumiem, ten Tsuful się tutaj zbliża, zaraz będzie, musicie coś zrobić! Bo rozwali całą planetę, co już się dzieje, wszędzie te złe energie, moja głowa zaraz eksploduje. Błagam was ponownie, wypijcie to, nie skrzywdzę Was, nie mam takiego zamiaru, chcę Wam pomóc, a raczej nam wszystkim. Jestem tutaj w dobrej wierze.
Starała się być przekonywującą, ale nie była pewna, czy jej wychodziło. Odwróciła się na pięcie i obserwowała z daleka miejsce, w którym czuła energię Katsu, na jej ciele pojawił się natychmiast nieprzyjemny dreszcz. Poruszał się z niesamowitą szybkością i zaraz tutaj dotrze, a ona April nic na to nie poradzi. Musi najpierw trochę zmierzyć się ze wszystkimi KI, które krążyły po jej ojczystej planecie. Złapała się na moment za głowę zamykając oczy. Ból był nie do zniesienia.
- Wybaczcie, niedawno nauczyłam się wyczuwać energię, a tego jest mnóstwo i czasami ciężko mi coś zlokalizować. Tak was znalazłam. – mruknęła próbując odnaleźć Kuro, ale nie było to takie proste. O mam Cię! – pomyślała i przeraziła się, bo od razu obok niego znajdowała się June. To co mówił było prawdą więc, chciała go zabić. Nie może go zabić, to ostatnia osoba na której jej zależy. – Zbliża się tam! O Nie! Zaraz tutaj będzie?! Jesteście na pewno wystarczająco silni! On jest niesamowity, jego poziom jednostek... nie mówię, że jesteś słaby, ale jego aura jest tak ciemniejsza niż noc. Proszę wypijcie to, nie chcę żeby taki wojownik przeszedł na ich stronę, bo wtedy faktycznie nie będziemy mieć żadnych szans.
Ostatnie zdanie rzuciła w totalnej rozpaczy piskliwym głosem, bała się tego, co niedługo się wydarzy, ale nie może tego tak zostawić. Dlaczego oni do jasnej cholery go nie wyczuwają! To jest straszne, wolała żyć w tej niewiedzy. Musiała wyglądać lekko jak histeryczka, podziwiała dziewczynę, która ze stoickim spokojem przyglądała się całej tej sytuacji. No tak, ona też tak miała jeżeli chodziło o Braske, nie wiedziała jak bardzo był potężny dopóki tego nie zobaczyła.
Occ: Trening start
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Sob Lis 23, 2013 1:33 pm
Miecz dobrze leżał w dłoni Vivian. Trening nie był taki zły, jeśli już przyzwyczaiła się do posługiwania tą bronią. Musiała przestawić się na inny tryb myślenia i atakowania, jednak coś w walce było uniwersalnego co pozwalało jej podchwycić sztukę szermierki. Odkąd nauczyła się chodzić i kopać, gołymi pięściami często torowała sobie drogę w życiu. Axdra kiedyś powiedział, że od oręża łatwiej się ginie. Coś w tym było. Mieczem łatwiej wykrwawisz wroga, podczas gdy pięściami połamiesz żebra. I to był ten łagodniejszy sposób.
Ósemka przecięła ze świstem powietrze. Czarne rękawiczki bez palców chroniły skórę, ale nie powstrzymały kilku przetarć na dłoniach. Niska cena.
Vivian co jakiś czas rzucała spojrzenie na dwójkę kadetów. Mieli wykonać taniec Fuzji, coś, co zdaniem dziewczyny przypominało połączenie pokracznej wersji baletu z widokiem połamanego treningiem kadeta. Technika ta miała dać im potężny zastrzyk energii. Teoretycznie.
Przejmowała się tym czy sobie poradzą. To było aż dziwne. Może nawet bardziej niż chciałaby przed sobą przyznać.
W końcu usłyszała znajome, podniesione głosy. Fuzja! Na krótki moment odstawiła miecz, przyglądając się poczynaniom Vernila i Raziela. Zatańczyli i gdy ich palce się zetknęły, rozbłysło silne światło. Kadetka przymrużyła powieki, a gdy przetarła je i rozchyliła, nie mogła uwierzyć własnym oczom. Połączenie dwóch wojowników objawiło się jako…
Nie chwaląc się, Ósemka była dobra w ukrywaniu swoich emocji oraz wszelkich innych odczuć. Zaś tutaj poległa na całej linii. Widząc komiczne połączenie dwóch kadetów jako nieziemsko otyłego chłopaka, z jej gardła chciał wyrwać się nerwowy chichot, który zręcznie zamaskowała napadem kaszlu. Niestety, niezbyt zręcznie. Słychać było stłamszony śmiech i dziewczyna za wszelką cenę nie chciała podnieść wzroku, bojąc się, że nie wytrzyma.
Słysząc pełną wyrzutu wypowiedź, Vivian zahaczyła spojrzeniem o grubaska. Z każdym wypowiedzianym słowem fałdy tłuszczu na ramionach, brzuchu i podbródku trzęsły się pociesznie. Tego już nie wytrzymała. Oparła się o miecz i śmiała już jawnie. Zakryła dłonią oczy, chichocząc, a w kącikach zebrały się jej łzy rozbawienia.
Tak jakby całe napięcie, strach i podejrzenia uleciały w jednej chwili. Sytuacja nie poprawiła się ani o jotę – dalej Tsuful beztrosko latał po Vegecie, ale nastrój stał się lżejszy. Może tego potrzebowała.
Uniosła rękę w uspokajającym geście, a drugą przetarła powieki.
- Prze-przepraszam was. – Uśmiechnęła się nieco krzywo. – I dzię-dziękuję. Potrzebowałam, by ktoś przypomniał mi, że nadal potrafię się śmiać.
Z tymi słowami wróciła do ćwiczeń. Kadeci musieli odczekać określoną ilość czasu, ale ona nie zamierza próżnować. Nawet moment przerwy wydawał się zbyt długi. Dziewczyna wzięła głęboki oddech, ustawiła gardę i zrobiła pierwszy krok. Cięła, zadawała ciosy, parowała wyimaginowane natarcia. Starała sobie wyobrażać ataki, by następnie ustawiać zasłony. Pomocny okazał się Detektyw, który widząc jej zmagania z bronią białą dał kilka wskazówek. Całkiem przydatnych dla takiego żółtodzioba, który woli kopać i gryźć. Ćwiczyła wszystkie rodzaje obrotów, uników i kroków jakie przyszły jej do głowy. Zwody, które miały za zadanie nie tyle co zranić, ale unieszkodliwić przeciwnika. W splot słoneczny, skroń, mięsień Achillesa. Czasem tylko zdawało się jej, że ktoś śledzi ją wzrokiem. I wcześniej też to wyczuwała, a teraz złapała sfuzjowanych kadetów na śledzeniu jej ruchów. Oko za oko. Najpierw Vivian się z nich śmiała, teraz oni mogli chichotać na widok jej oswajania się z mieczem i pierwszych nieporadnych ruchów.
Z czasem przychodziło jej to lepiej. Zrobiła młynek, a miecz nie był już obcym kawałkiem zimnego metalu, ale przedłużeniem ramienia. W ten sposób mogła zastosować dźwignie, nadając większy impet pchnięcia. Przydatne, nawet bardzo. Przerzuciła miecz z ręki do ręki, zakręciła młynka i błyskawicznie ustawiła gardę. Pochlebiała sobie, że nie jest z nią najgorzej, jak na ten pierwszy raz.
Zajęta ćwiczeniami nie zauważyła, jak kadeci rozsczepili się i po raz kolejny podjęli wyzwania. Dopiero podmuch wiatru i ostry błysk światła dały Ósemce znać, że nastąpiło drugie podejście do Fuzji. Lśnienie było mocniejsze, musiała zamknąć powieki.
Szybciej usłyszała śmiech niż zobaczyła jego źródło. W miejscu gdzie stali jej dwaj znajomi kadeci, tkwiła teraz jedna osoba. Wojownik w pełnym rynsztunku, jednocześnie był tak podobny do Vernila i Raziela, że dziewczyna nie mogła zdecydować kogo przypomina bardziej. Wyładowania wokół aury pokazywały jak silna jest jego moc. Vivian wyczuła to osobiście, bo by się nie przewrócić, wbiła stopami w podłoże.
I chłopak znikł. Nie zdążyła mrugnąć okiem jak pojawia się za nią i uderzył w łopatkę. Może miało być to przyjacielskie klepnięcie albo zamierzał ją znokautować, trudno rzecz. Jedno jest pewne – będzie siniak. Kadetka padła na ziemie, rozcierając plecy i patrząc z niedowierzeniem oraz niejakim wyrzutem na wojownika, który oglądał miecz. Jego poziom mocy pozwalał bawić się nim jak patykiem. Rzucił go w powietrze, a potem jak idiota zaczął biegać naokoło dziewczyny. Brwi Vivian podnosiły się coraz bardziej, dając upust jej powątpiewaniu. Wojownik poleciał za rzuconym orężem, dziewczyna powstała, otrzepała spodnie i poszukała wzrokiem Detektywa.
- Błagam, nie mów, że wprost proporcjonalnie do wzrostu poziomu mocy spada iloraz inteligencji. – Tym zdaniem skwitowała co sądzi o nowej formie Raziela i Vernila.
Wojownik jak na zawołanie spadał z nieba, wprost w stronę Vivian. Trzymał miecz, jakby szykował się do ataku. Byli po jednej stronie, jako-tako się znali i wątpiła, by naprawdę chciał ją uderzyć. Ale chłopak zaśmiał się w nieprzyjemny sposób i przez ulotny moment po jego twarzy przemknął cień. Wystarczyła ta chwila, by Ósemka się wzdrygnęła i w jej głowie zapaliła ostrzegawcza lampka. Jednak nie ruszyła się z miejsca.
Teatralnie odciął tylko kilka stojących kosmyków na jej głowie. Rzucił miecz, który wbił się u stóp dziewczyny i skłonił. Nie miała zamiaru klaskać, ale posłała mu spojrzenie pełne politowania.
Vernil był spokojnym kadetem, chociaż Vivian była świadkiem jak się zdenerwował, to nie wyglądał na osobnika o niskim poziomie kultury. Z kolei Raziel był usposobieniem zimnego opanowania. Sądziła, że z połączenia tych dwóch osobowości wyjdzie coś równie stonowanego, ale nie, ktoś kto zachowuje jako bachor pełen uwielbienia dla swojej mocy.
Trzeba przyznać, że potęga była wielka. Rzuciło ją do tyłu, gdy wojownik zwiększył jej poziom. Kto wie, pewnie mają dość duże szanse na pokonanie Tsufula. Vivian zebrała się z ziemi i złapała za rękojeść wbitego w glebę miecza.
Rave. Chwytliwe.
- Bardziej by pasowało Pozer. – Rzuciła głośno.
Nie było czasu na przekomarzanie się, gdy głos podjął Detektyw. Wyglądało na to, że czas w drogę. Vivian będzie walczyć z Changelingiem. Która to była jej walka, tak na poważnie? Raz w łazience, potem w Koszarach, z Ivanem na Placu… Wojownik nie powinien liczyć bitew ani wojen.
Krótką retrospekcje przerwał Rave wraz z nieznajomą dziewczyną w ramionach. Vivian dotknęła dłonią czoła i jęknęła.
- Nie dość, że Pozer, to jeszcze bawidamek. – Mruknęła bardziej do siebie. Sposób bycia Rave ją irytował. Prawda, był silnym wojownikiem i nadzieją na pokonanie ich wroga. Tylko zachowywał się nie lepiej niż Saiyanie, popisujący się dużym poziomem mocy przed nowoprzybyłymi kadetami. Bawią ich miny słabszych, wywyższające się małpy… W dodatku tego najgorszego pokroju, święcie przekonane o swojej wyjątkowości. Nie można zaprzeczyć, Rave był wyjątkowy. Tylko czemu musi zachowywać się jak wrzód na tyłku?
Bardziej zainteresowała ją dziewczyna. Drobna, ciemnowłosa, pojawiając się nie wiadomo skąd. Vivian pomyślała, że musiała zbłądzić uciekając przed Tsufulem, albo zapędziła się w to odludzie, nie mając pojęcia co się dzieje. Wyszło na to, że wiedziała więcej o temacie niż oni.
Święta woda… A więc istniała. Przypomniało się jej, jak Trener mówił o misji, która miała odbyć się na Ziemi i jej celem było szukanie owej wody właśnie. Czyli nici z wyprawy na błękitną planetę. Mówi się trudno, ale April wspomniała o tym, że woda wypędza Tsufula. Czyli to nie legendy…
Przekonywanie ich jej nie wychodziło. Starała się być poważna, ale gubiła się we własnych zeznaniach. Vivian też miała dreszcze – znak, że coś się dzieje, ale pozostawała nieruchoma, oparta o miecz przyglądała się kruczowłosej. Za to ona przeskakiwała z jednego tematu do tematu, prosiła by wypili wodę, ostrzegała, namawiała… Na wzmiankę, że dziewczyna ich nie skrzywdzi uśmiechnęła się lekko. Pozory mogą mylić, ale wątpiła by było to możliwe. Za to lęk w jej błękitnych oczach był zbyt rzeczywisty.
Ósemka wzięła głęboki wdech i położyła April rękę na ramieniu, gdy ta złapała się za głowę. Wyczuwanie energii… O tym samym mówił Detektyw, ale raczej nie ma czasu by wdrażać się w ten temat. Mogła sobie tylko wyobrażać co w ten sposób czuje.
- Spokojnie. Wierzę Ci i wypiję tę wodę. Zanim rozpoczęło się to całe bagno, chciano mnie wysłać na Ziemię po Świętą Wodę, ale jakoś nie było okazji. – Pozwoliła sobie mały uśmiech. – Wiemy, że Tsuful się tu zbliża…
Nie dokończyła, bo April podjęła wątek, że silna moc naprawdę leci w ich kierunku. Drżała. Vivian też się bała, mieszanina strachu i gniewu wciąż w niej tętniła. Nie czuła jednak tego co ta dziewczynie, nie miała tej zdolności, ale strach pozostawał uniwersalny. W tej chwili wszyscy go czuli, bali się o siebie, bliskich, planetę. No, może oprócz Rave, bo ten nie wyglądał na kogoś, kto się czymś takim przejmuje. Vivian mogłaby potraktować April szorstko tak samo jak spanikowanych kadetów w Akademii, ale budziło to jakiś wewnętrzny sprzeciw.
*Objęła ramieniem kruczowłosą dziewczynę i zamknęła oczy. Czuła jak się trzęsie. Sama Vivian zmuszała się do spokoju, stojąc niewzruszona jak głaz. Stary nawyk. Puściła ją po chwili, nieco zmieszana potargała jasny kosmyk.
- Nie mogę obiecać, że wszystko będzie dobrze. Mogę jedynie przysiąc, że zrobimy co w naszej mocy by tak było. Tsufulem, który tu wpadnie, zajmie się ten Pozer, Rave. Ja lecę w stronę Miasta Północnego, pokonać zarażonego Changelinga. Woda nam się przyda.
Wzięła od April manierkę/bukłak/butelkę(niepotrzebne skreślić, bo nie mam pojęcia w czym znajduje się ta woda). Ciecz wyglądała normalnie i nie wzbraniała się przed wzięciem jej do ust. Jeden łyk, tyle powinno wystarczyć.
Tak jak stała, Vivian upadła na kolana, trzymając się za głowę. Z nosa obficie leciała jej krew, nie mogła otworzyć oczu, bojąc się, że kolory ją porażą. Pulsowanie w czaszce wypełniło jej uszy. Odczucie było zbyt podobne do tego, gdy Tsuful z niej uciekł. Wszystko było przejaskrawione, zmysły działały na najwyższych obrotach i najgorzej było z głową. Gruzowisko, ostre odłamki, z których tak pieczołowicie składała siebie znów zostały rozbite. Wspomnienia, marzenia, sny, myśli, domniemania, po raz kolejny wymieszane ze sobą… Pomyślała, że znów zwariuje, że to już jej koniec…
Gdy nagle wszystkie odłamki wróciły na swoje miejsce, a na gładkiej tafli nie było najmniejszej rysy.
Trwało to mniej niż sekundę i Ósemka puściła swoje skronie, nie trzymając swojej głowy tak, jakby bała się, że zaraz się rozpadnie. Odetchnęła, wycierając krew spod nosa i unikając wzroku zgromadzonych. Już pamiętała co się stało z nią w Koszarach. Z kim rozmawiała, jak balansowała na krawędzi pomiędzy szaleństwem a przytomnością umysłu. I wiedziała, że ataki migren, nagłe krwawienie z nosa i poczucie zagubienia znikły. Na dobre.
Wstała otrzepując kolana. Jakby nic się nie stało.
- Nie chciałam was przestraszyć. To czasem… Mi się zdarza. Już po wszystkim. – Spojrzenie miała czujne i jakby jaśniejsze, jakby zdjęto z nich cienką warstwę mgły. – Ja to już mam za sobą. Teraz twoja kolej. – Podeszła do Rave i wcisnęła mu wodę w dłoń, dźgając palcem w pierś. – Wypijesz to i nie chcę słyszeć ani słowa, że jest ci to niepotrzebne! Hazard też był silny a Tsuful go zainfekował, tak samo jak wielu innych, jeszcze potężniejszych. No, chyba, że się boisz, że dostaniesz krwotoku jak ja. – Uśmiechnęła się kpiąco.
Vivian bała się, że ego Rave’a może odmówić przyjęcia Świętej wody. Że ciecz była skuteczna – gwarantowała, ale z czystej przekory wojownik mógł nie chcieć nawet jej spożyć. Mógł sądzić, że pokona Hazarda bez takiej pomocy, a nie chciała myśleć co się stanie, jeśli Tsuful go opanuje. Miała nadzieję, że kwestionując jego pewność siebie, skłonni do wypicia wody.
Znów westchnęła. Dość czasu zmarnowała, dlatego odeszła na bok, obcierając czoło i wyrwała miecz ze spękanej gleby. Pora zaprosić Jaszczura do tańca. Poszukała jeszcze wzrokiem Detektywa i w podziękowaniu, skinęła mu poważnie głową.
- Lecę. Powodzenia. – Ósemka uniosła się lekko w powietrze. – April, powinnaś znaleźć bezpieczne miejsce, bo tutaj ziemia niedługo spłynie krwią. Tsuful do którego ja się wybieram jest słabszy, ale nie gwarantuje, że tam będzie bezpieczniej. Niczego nie można być pewnym, ale radzę się oddalić. Chyba, że chcesz patrzeć, jak Rave popada w samozachwyt. – Posłała kąśliwy uśmiech w stronę wojownika i dotknęła czołem dwóch palców, unosząc je następnie do góry, krótkim salucie. To było pożegnanie.
Aura wokół Ósemki rozbłysła złotem, i wystrzeliła, gdy dziewczyna poleciała we wskazanym kierunku. Zatrzymała się jednak szybko, nie mogąc pozbyć natrętnego uczucia. Odwróciła się, przykładając dłoń do ust.
- Raziel! Vernil! Rave! Zabiję was jeśli mi zginiecie! – Krzyknęła z oddali, a jej głos potoczył się echem w kierunku postaci stojących na Polu.
Po czym zawróciła napięcie, kierując w stronę miejsca jej własnej walki. Przez cały lot na twarzy Vivian gościł dziwny grymas.
Co ja robię ze swoim życiem…
OOC ---> Koniec treningu
---> +10% HP
[zt] ---> Główny Reaktor Miasta
*Achievement unlocked ---> Huggin’ mama
Ósemka przecięła ze świstem powietrze. Czarne rękawiczki bez palców chroniły skórę, ale nie powstrzymały kilku przetarć na dłoniach. Niska cena.
Vivian co jakiś czas rzucała spojrzenie na dwójkę kadetów. Mieli wykonać taniec Fuzji, coś, co zdaniem dziewczyny przypominało połączenie pokracznej wersji baletu z widokiem połamanego treningiem kadeta. Technika ta miała dać im potężny zastrzyk energii. Teoretycznie.
Przejmowała się tym czy sobie poradzą. To było aż dziwne. Może nawet bardziej niż chciałaby przed sobą przyznać.
W końcu usłyszała znajome, podniesione głosy. Fuzja! Na krótki moment odstawiła miecz, przyglądając się poczynaniom Vernila i Raziela. Zatańczyli i gdy ich palce się zetknęły, rozbłysło silne światło. Kadetka przymrużyła powieki, a gdy przetarła je i rozchyliła, nie mogła uwierzyć własnym oczom. Połączenie dwóch wojowników objawiło się jako…
Nie chwaląc się, Ósemka była dobra w ukrywaniu swoich emocji oraz wszelkich innych odczuć. Zaś tutaj poległa na całej linii. Widząc komiczne połączenie dwóch kadetów jako nieziemsko otyłego chłopaka, z jej gardła chciał wyrwać się nerwowy chichot, który zręcznie zamaskowała napadem kaszlu. Niestety, niezbyt zręcznie. Słychać było stłamszony śmiech i dziewczyna za wszelką cenę nie chciała podnieść wzroku, bojąc się, że nie wytrzyma.
Słysząc pełną wyrzutu wypowiedź, Vivian zahaczyła spojrzeniem o grubaska. Z każdym wypowiedzianym słowem fałdy tłuszczu na ramionach, brzuchu i podbródku trzęsły się pociesznie. Tego już nie wytrzymała. Oparła się o miecz i śmiała już jawnie. Zakryła dłonią oczy, chichocząc, a w kącikach zebrały się jej łzy rozbawienia.
Tak jakby całe napięcie, strach i podejrzenia uleciały w jednej chwili. Sytuacja nie poprawiła się ani o jotę – dalej Tsuful beztrosko latał po Vegecie, ale nastrój stał się lżejszy. Może tego potrzebowała.
Uniosła rękę w uspokajającym geście, a drugą przetarła powieki.
- Prze-przepraszam was. – Uśmiechnęła się nieco krzywo. – I dzię-dziękuję. Potrzebowałam, by ktoś przypomniał mi, że nadal potrafię się śmiać.
Z tymi słowami wróciła do ćwiczeń. Kadeci musieli odczekać określoną ilość czasu, ale ona nie zamierza próżnować. Nawet moment przerwy wydawał się zbyt długi. Dziewczyna wzięła głęboki oddech, ustawiła gardę i zrobiła pierwszy krok. Cięła, zadawała ciosy, parowała wyimaginowane natarcia. Starała sobie wyobrażać ataki, by następnie ustawiać zasłony. Pomocny okazał się Detektyw, który widząc jej zmagania z bronią białą dał kilka wskazówek. Całkiem przydatnych dla takiego żółtodzioba, który woli kopać i gryźć. Ćwiczyła wszystkie rodzaje obrotów, uników i kroków jakie przyszły jej do głowy. Zwody, które miały za zadanie nie tyle co zranić, ale unieszkodliwić przeciwnika. W splot słoneczny, skroń, mięsień Achillesa. Czasem tylko zdawało się jej, że ktoś śledzi ją wzrokiem. I wcześniej też to wyczuwała, a teraz złapała sfuzjowanych kadetów na śledzeniu jej ruchów. Oko za oko. Najpierw Vivian się z nich śmiała, teraz oni mogli chichotać na widok jej oswajania się z mieczem i pierwszych nieporadnych ruchów.
Z czasem przychodziło jej to lepiej. Zrobiła młynek, a miecz nie był już obcym kawałkiem zimnego metalu, ale przedłużeniem ramienia. W ten sposób mogła zastosować dźwignie, nadając większy impet pchnięcia. Przydatne, nawet bardzo. Przerzuciła miecz z ręki do ręki, zakręciła młynka i błyskawicznie ustawiła gardę. Pochlebiała sobie, że nie jest z nią najgorzej, jak na ten pierwszy raz.
Zajęta ćwiczeniami nie zauważyła, jak kadeci rozsczepili się i po raz kolejny podjęli wyzwania. Dopiero podmuch wiatru i ostry błysk światła dały Ósemce znać, że nastąpiło drugie podejście do Fuzji. Lśnienie było mocniejsze, musiała zamknąć powieki.
Szybciej usłyszała śmiech niż zobaczyła jego źródło. W miejscu gdzie stali jej dwaj znajomi kadeci, tkwiła teraz jedna osoba. Wojownik w pełnym rynsztunku, jednocześnie był tak podobny do Vernila i Raziela, że dziewczyna nie mogła zdecydować kogo przypomina bardziej. Wyładowania wokół aury pokazywały jak silna jest jego moc. Vivian wyczuła to osobiście, bo by się nie przewrócić, wbiła stopami w podłoże.
I chłopak znikł. Nie zdążyła mrugnąć okiem jak pojawia się za nią i uderzył w łopatkę. Może miało być to przyjacielskie klepnięcie albo zamierzał ją znokautować, trudno rzecz. Jedno jest pewne – będzie siniak. Kadetka padła na ziemie, rozcierając plecy i patrząc z niedowierzeniem oraz niejakim wyrzutem na wojownika, który oglądał miecz. Jego poziom mocy pozwalał bawić się nim jak patykiem. Rzucił go w powietrze, a potem jak idiota zaczął biegać naokoło dziewczyny. Brwi Vivian podnosiły się coraz bardziej, dając upust jej powątpiewaniu. Wojownik poleciał za rzuconym orężem, dziewczyna powstała, otrzepała spodnie i poszukała wzrokiem Detektywa.
- Błagam, nie mów, że wprost proporcjonalnie do wzrostu poziomu mocy spada iloraz inteligencji. – Tym zdaniem skwitowała co sądzi o nowej formie Raziela i Vernila.
Wojownik jak na zawołanie spadał z nieba, wprost w stronę Vivian. Trzymał miecz, jakby szykował się do ataku. Byli po jednej stronie, jako-tako się znali i wątpiła, by naprawdę chciał ją uderzyć. Ale chłopak zaśmiał się w nieprzyjemny sposób i przez ulotny moment po jego twarzy przemknął cień. Wystarczyła ta chwila, by Ósemka się wzdrygnęła i w jej głowie zapaliła ostrzegawcza lampka. Jednak nie ruszyła się z miejsca.
Teatralnie odciął tylko kilka stojących kosmyków na jej głowie. Rzucił miecz, który wbił się u stóp dziewczyny i skłonił. Nie miała zamiaru klaskać, ale posłała mu spojrzenie pełne politowania.
Vernil był spokojnym kadetem, chociaż Vivian była świadkiem jak się zdenerwował, to nie wyglądał na osobnika o niskim poziomie kultury. Z kolei Raziel był usposobieniem zimnego opanowania. Sądziła, że z połączenia tych dwóch osobowości wyjdzie coś równie stonowanego, ale nie, ktoś kto zachowuje jako bachor pełen uwielbienia dla swojej mocy.
Trzeba przyznać, że potęga była wielka. Rzuciło ją do tyłu, gdy wojownik zwiększył jej poziom. Kto wie, pewnie mają dość duże szanse na pokonanie Tsufula. Vivian zebrała się z ziemi i złapała za rękojeść wbitego w glebę miecza.
Rave. Chwytliwe.
- Bardziej by pasowało Pozer. – Rzuciła głośno.
Nie było czasu na przekomarzanie się, gdy głos podjął Detektyw. Wyglądało na to, że czas w drogę. Vivian będzie walczyć z Changelingiem. Która to była jej walka, tak na poważnie? Raz w łazience, potem w Koszarach, z Ivanem na Placu… Wojownik nie powinien liczyć bitew ani wojen.
Krótką retrospekcje przerwał Rave wraz z nieznajomą dziewczyną w ramionach. Vivian dotknęła dłonią czoła i jęknęła.
- Nie dość, że Pozer, to jeszcze bawidamek. – Mruknęła bardziej do siebie. Sposób bycia Rave ją irytował. Prawda, był silnym wojownikiem i nadzieją na pokonanie ich wroga. Tylko zachowywał się nie lepiej niż Saiyanie, popisujący się dużym poziomem mocy przed nowoprzybyłymi kadetami. Bawią ich miny słabszych, wywyższające się małpy… W dodatku tego najgorszego pokroju, święcie przekonane o swojej wyjątkowości. Nie można zaprzeczyć, Rave był wyjątkowy. Tylko czemu musi zachowywać się jak wrzód na tyłku?
Bardziej zainteresowała ją dziewczyna. Drobna, ciemnowłosa, pojawiając się nie wiadomo skąd. Vivian pomyślała, że musiała zbłądzić uciekając przed Tsufulem, albo zapędziła się w to odludzie, nie mając pojęcia co się dzieje. Wyszło na to, że wiedziała więcej o temacie niż oni.
Święta woda… A więc istniała. Przypomniało się jej, jak Trener mówił o misji, która miała odbyć się na Ziemi i jej celem było szukanie owej wody właśnie. Czyli nici z wyprawy na błękitną planetę. Mówi się trudno, ale April wspomniała o tym, że woda wypędza Tsufula. Czyli to nie legendy…
Przekonywanie ich jej nie wychodziło. Starała się być poważna, ale gubiła się we własnych zeznaniach. Vivian też miała dreszcze – znak, że coś się dzieje, ale pozostawała nieruchoma, oparta o miecz przyglądała się kruczowłosej. Za to ona przeskakiwała z jednego tematu do tematu, prosiła by wypili wodę, ostrzegała, namawiała… Na wzmiankę, że dziewczyna ich nie skrzywdzi uśmiechnęła się lekko. Pozory mogą mylić, ale wątpiła by było to możliwe. Za to lęk w jej błękitnych oczach był zbyt rzeczywisty.
Ósemka wzięła głęboki wdech i położyła April rękę na ramieniu, gdy ta złapała się za głowę. Wyczuwanie energii… O tym samym mówił Detektyw, ale raczej nie ma czasu by wdrażać się w ten temat. Mogła sobie tylko wyobrażać co w ten sposób czuje.
- Spokojnie. Wierzę Ci i wypiję tę wodę. Zanim rozpoczęło się to całe bagno, chciano mnie wysłać na Ziemię po Świętą Wodę, ale jakoś nie było okazji. – Pozwoliła sobie mały uśmiech. – Wiemy, że Tsuful się tu zbliża…
Nie dokończyła, bo April podjęła wątek, że silna moc naprawdę leci w ich kierunku. Drżała. Vivian też się bała, mieszanina strachu i gniewu wciąż w niej tętniła. Nie czuła jednak tego co ta dziewczynie, nie miała tej zdolności, ale strach pozostawał uniwersalny. W tej chwili wszyscy go czuli, bali się o siebie, bliskich, planetę. No, może oprócz Rave, bo ten nie wyglądał na kogoś, kto się czymś takim przejmuje. Vivian mogłaby potraktować April szorstko tak samo jak spanikowanych kadetów w Akademii, ale budziło to jakiś wewnętrzny sprzeciw.
*Objęła ramieniem kruczowłosą dziewczynę i zamknęła oczy. Czuła jak się trzęsie. Sama Vivian zmuszała się do spokoju, stojąc niewzruszona jak głaz. Stary nawyk. Puściła ją po chwili, nieco zmieszana potargała jasny kosmyk.
- Nie mogę obiecać, że wszystko będzie dobrze. Mogę jedynie przysiąc, że zrobimy co w naszej mocy by tak było. Tsufulem, który tu wpadnie, zajmie się ten Pozer, Rave. Ja lecę w stronę Miasta Północnego, pokonać zarażonego Changelinga. Woda nam się przyda.
Wzięła od April manierkę/bukłak/butelkę(niepotrzebne skreślić, bo nie mam pojęcia w czym znajduje się ta woda). Ciecz wyglądała normalnie i nie wzbraniała się przed wzięciem jej do ust. Jeden łyk, tyle powinno wystarczyć.
Tak jak stała, Vivian upadła na kolana, trzymając się za głowę. Z nosa obficie leciała jej krew, nie mogła otworzyć oczu, bojąc się, że kolory ją porażą. Pulsowanie w czaszce wypełniło jej uszy. Odczucie było zbyt podobne do tego, gdy Tsuful z niej uciekł. Wszystko było przejaskrawione, zmysły działały na najwyższych obrotach i najgorzej było z głową. Gruzowisko, ostre odłamki, z których tak pieczołowicie składała siebie znów zostały rozbite. Wspomnienia, marzenia, sny, myśli, domniemania, po raz kolejny wymieszane ze sobą… Pomyślała, że znów zwariuje, że to już jej koniec…
Gdy nagle wszystkie odłamki wróciły na swoje miejsce, a na gładkiej tafli nie było najmniejszej rysy.
Trwało to mniej niż sekundę i Ósemka puściła swoje skronie, nie trzymając swojej głowy tak, jakby bała się, że zaraz się rozpadnie. Odetchnęła, wycierając krew spod nosa i unikając wzroku zgromadzonych. Już pamiętała co się stało z nią w Koszarach. Z kim rozmawiała, jak balansowała na krawędzi pomiędzy szaleństwem a przytomnością umysłu. I wiedziała, że ataki migren, nagłe krwawienie z nosa i poczucie zagubienia znikły. Na dobre.
Wstała otrzepując kolana. Jakby nic się nie stało.
- Nie chciałam was przestraszyć. To czasem… Mi się zdarza. Już po wszystkim. – Spojrzenie miała czujne i jakby jaśniejsze, jakby zdjęto z nich cienką warstwę mgły. – Ja to już mam za sobą. Teraz twoja kolej. – Podeszła do Rave i wcisnęła mu wodę w dłoń, dźgając palcem w pierś. – Wypijesz to i nie chcę słyszeć ani słowa, że jest ci to niepotrzebne! Hazard też był silny a Tsuful go zainfekował, tak samo jak wielu innych, jeszcze potężniejszych. No, chyba, że się boisz, że dostaniesz krwotoku jak ja. – Uśmiechnęła się kpiąco.
Vivian bała się, że ego Rave’a może odmówić przyjęcia Świętej wody. Że ciecz była skuteczna – gwarantowała, ale z czystej przekory wojownik mógł nie chcieć nawet jej spożyć. Mógł sądzić, że pokona Hazarda bez takiej pomocy, a nie chciała myśleć co się stanie, jeśli Tsuful go opanuje. Miała nadzieję, że kwestionując jego pewność siebie, skłonni do wypicia wody.
Znów westchnęła. Dość czasu zmarnowała, dlatego odeszła na bok, obcierając czoło i wyrwała miecz ze spękanej gleby. Pora zaprosić Jaszczura do tańca. Poszukała jeszcze wzrokiem Detektywa i w podziękowaniu, skinęła mu poważnie głową.
- Lecę. Powodzenia. – Ósemka uniosła się lekko w powietrze. – April, powinnaś znaleźć bezpieczne miejsce, bo tutaj ziemia niedługo spłynie krwią. Tsuful do którego ja się wybieram jest słabszy, ale nie gwarantuje, że tam będzie bezpieczniej. Niczego nie można być pewnym, ale radzę się oddalić. Chyba, że chcesz patrzeć, jak Rave popada w samozachwyt. – Posłała kąśliwy uśmiech w stronę wojownika i dotknęła czołem dwóch palców, unosząc je następnie do góry, krótkim salucie. To było pożegnanie.
Aura wokół Ósemki rozbłysła złotem, i wystrzeliła, gdy dziewczyna poleciała we wskazanym kierunku. Zatrzymała się jednak szybko, nie mogąc pozbyć natrętnego uczucia. Odwróciła się, przykładając dłoń do ust.
- Raziel! Vernil! Rave! Zabiję was jeśli mi zginiecie! – Krzyknęła z oddali, a jej głos potoczył się echem w kierunku postaci stojących na Polu.
Po czym zawróciła napięcie, kierując w stronę miejsca jej własnej walki. Przez cały lot na twarzy Vivian gościł dziwny grymas.
Co ja robię ze swoim życiem…
OOC ---> Koniec treningu
---> +10% HP
[zt] ---> Główny Reaktor Miasta
*Achievement unlocked ---> Huggin’ mama
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Sob Lis 23, 2013 3:38 pm
Sytuacja na Vegecie zmieniała się z każdą minutą. Znajomość techniki Ki Feeling pozwalała mu na dobre rozeznanie w sytuacji. Do miejsca gdzie teraz leciał przybyła właśnie dziewczyna - ze wspomnień June wynikało, że to Halfka o imieniu April. Król był ciekaw jaka była jej misja, po co się tam udała. Cóż, będzie okazja by ją o to spytać. W innej części planety pojawiły się dwie inne, bardzo silne osoby. Red - demon który nie tak dawno był po jego stronie, oraz Rei - kolejny Saiyan przybyły z Ziemi. Widać cała śmietanka towarzyska spotkała się tu by go pokonać. Uśmiechnął się drwiąco. To na nic, nie uda im się. Wykończy wszystkich i zostanie nowym władcą tej planety.
Gdzieś w oddali rozległ się potężny wybuch, który wstrząsnął chyba całym globem. To Frost dotarł do głównego reaktora i niszcząc to ustrojstwo unicestwił sporą liczbę mieszkańców największego miasta Czerwonej Planety. Katsu czuł, jak kolejne aury zanikają. To było coś wspaniałego. Populacja Vegety zmniejszyła się o naprawdę sporo. Przeżyła jedynie garstka ogoniastych, lecz wierzył że jego podwładny wybije ich co do ostatniego.
On sam zbliżał się już do celu. Ki Vivian, April a także wojownika, od którego jednocześnie biła energia Raziel'a i Vernil'a, zbliżały się nieuchronnie. Co ciekawe, ta pierwsza odłączyła się od grupy, zmierzając w jego stronę. Czyżby chciała go zaskoczyć? Niemożliwe, z jej poziomem mocy to samobójstwo. Daleko za nim znajdowało się zniszczone miasto, może leci tam by zająć się rannymi? Była już na tyle blisko, że był w stanie dojrzeć ją wzrokiem. Zwolnił lot. Mijali się, będąc kilkanaście metrów od siebie. Zatrzymać się i ją wykończyć, czy puścić ją wolno? Kusiła go ta pierwsza opcja, wszak jakiś czas temu śmiała go odrzucić. Jednak był bardzo ciekaw zjawiska jakim było nagłe pojawienie się tak silnego wojownika. W okolicach metropolii jest dwójka jego podwładnych, oni mogą się nią zająć. Odwrócił głowę w bok, uśmiechnął się szeroko i zawołał:
- Mam nadzieję, że pożegnałaś się z tamtymi, bo więcej ich już nie zobaczysz! Jeśli starczy mi czasu to zajmę się również Tobą! Do zobaczeniaaaa!
Roześmiał się na głos, lecz po chwili się uspokoił. Za tym wzniesieniem znajduje się on. Jeszcze tylko kilka sekund.... W końcu! Dotarł na miejsce. Fioletowa aura zanikła, obniżył lot, aż w końcu wylądował. Przed nim znajdowały się 3 osoby: April, gość który przeszkodził mu na Placu, oraz.... Zmrużył lekko oczy. Chłopak był podobny zarówno do Vernil'a jak i do Raziel'a. O co w tym chodzi?
- Kim jesteś? Bije od Ciebie aura tych dwóch szczeniaków, ale jakim cudem są w jednym ciele?
Przypatrywał mu się uważnie. Jego poziom mocy wzrósł na tyle, iż może być dla niego równorzędnym przeciwnikiem. Przynajmniej przez jakiś czas. Odwrócił głowę w stronę Halfki.
- A Ty mała co tu robisz? Chcesz żebym Tobą też się zajął? Cierpliwości, skończę z nim to poświęcę Ci chwilę.
Kimkolwiek ten dziwny gość nie jest, z pewnością będzie chciał pokrzyżować mu plany. Tsuful przylatując tutaj tylko mu się przysłużył, bo chłopak nie będzie musiał go szukać po całej planecie. Na razie jednak stał ze skrzyżowanymi ramionami i czekał na jego odpowiedź.
Gdzieś w oddali rozległ się potężny wybuch, który wstrząsnął chyba całym globem. To Frost dotarł do głównego reaktora i niszcząc to ustrojstwo unicestwił sporą liczbę mieszkańców największego miasta Czerwonej Planety. Katsu czuł, jak kolejne aury zanikają. To było coś wspaniałego. Populacja Vegety zmniejszyła się o naprawdę sporo. Przeżyła jedynie garstka ogoniastych, lecz wierzył że jego podwładny wybije ich co do ostatniego.
On sam zbliżał się już do celu. Ki Vivian, April a także wojownika, od którego jednocześnie biła energia Raziel'a i Vernil'a, zbliżały się nieuchronnie. Co ciekawe, ta pierwsza odłączyła się od grupy, zmierzając w jego stronę. Czyżby chciała go zaskoczyć? Niemożliwe, z jej poziomem mocy to samobójstwo. Daleko za nim znajdowało się zniszczone miasto, może leci tam by zająć się rannymi? Była już na tyle blisko, że był w stanie dojrzeć ją wzrokiem. Zwolnił lot. Mijali się, będąc kilkanaście metrów od siebie. Zatrzymać się i ją wykończyć, czy puścić ją wolno? Kusiła go ta pierwsza opcja, wszak jakiś czas temu śmiała go odrzucić. Jednak był bardzo ciekaw zjawiska jakim było nagłe pojawienie się tak silnego wojownika. W okolicach metropolii jest dwójka jego podwładnych, oni mogą się nią zająć. Odwrócił głowę w bok, uśmiechnął się szeroko i zawołał:
- Mam nadzieję, że pożegnałaś się z tamtymi, bo więcej ich już nie zobaczysz! Jeśli starczy mi czasu to zajmę się również Tobą! Do zobaczeniaaaa!
Roześmiał się na głos, lecz po chwili się uspokoił. Za tym wzniesieniem znajduje się on. Jeszcze tylko kilka sekund.... W końcu! Dotarł na miejsce. Fioletowa aura zanikła, obniżył lot, aż w końcu wylądował. Przed nim znajdowały się 3 osoby: April, gość który przeszkodził mu na Placu, oraz.... Zmrużył lekko oczy. Chłopak był podobny zarówno do Vernil'a jak i do Raziel'a. O co w tym chodzi?
- Kim jesteś? Bije od Ciebie aura tych dwóch szczeniaków, ale jakim cudem są w jednym ciele?
Przypatrywał mu się uważnie. Jego poziom mocy wzrósł na tyle, iż może być dla niego równorzędnym przeciwnikiem. Przynajmniej przez jakiś czas. Odwrócił głowę w stronę Halfki.
- A Ty mała co tu robisz? Chcesz żebym Tobą też się zajął? Cierpliwości, skończę z nim to poświęcę Ci chwilę.
Kimkolwiek ten dziwny gość nie jest, z pewnością będzie chciał pokrzyżować mu plany. Tsuful przylatując tutaj tylko mu się przysłużył, bo chłopak nie będzie musiał go szukać po całej planecie. Na razie jednak stał ze skrzyżowanymi ramionami i czekał na jego odpowiedź.
- Rave
- Liczba postów : 10
Data rejestracji : 21/11/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Sob Lis 23, 2013 9:58 pm
Rave patrzył na ciemnowłosą dziewczynę, którą tutaj porwał. Jego wzrok przesuwał się po jej ślicznej twarzy, zatrzymując się chwilę na ustach, oczach. Dość długo patrzył w zwierciadła duszy niebieskookiej próbując zobaczyć cień Tsufula. Doświadczenia Vernila i Raziela mówiło mu, żeby nie ufać nikomu kto zjawia się tak nagle. Zawsze coś w tym było. Słuchał jej z kamienną twarzą. Obaj wojownicy byli bardzo spokojnymi przedstawicielami swego gatunku. Jednak początkowo ich psychikę zaćmiła potężna moc, która powstała. Na szczęście teraz mózg Rave’a się uruchomił i Saiyański wojownik słuchał wyjaśnień dziewczyny. Była dość mocno poruszona faktem, że Tsuful za chwilę się tu zjawi. Odszedł trochę od dziewczyn i spojrzał w niebo. Nie umiał wyczuwać energii Ki, jednak pod skórą wiedział to co wszyscy. Katsu zbliżał się już. April, bo tak się przedstawiła dziewczyna poprosiła ich o wypicie jakiejś Świętej Wody, która miała sprawić, że staną się odporni na Tsufula. Rave prychnął delikatnie. Odporni. Jakby już raz go nie zaraził. Obaj kadeci, którzy go stworzyli zostali zainfekowani wcześniej i nie istniała żadna pewność, że Tsuful nie zostawił w ich ciałach jakiejś niespodzianki.
Wojownik odwrócił się i spojrzał jak Vivian tula April. No cóż. Może blondynka nie chciała tego ukazywać, ale martwiła się o innych. Miała w sobie empatię, której brakowało wielu osobą. Jako pierwsza zaufała ich rodaczce, która powracała tu z błękitnej planety i napiła się z bukłaku. Jednak ku zdumieniu Saiyańskiej fuzji upadła na ziemię, a z jej nosa popłynęła krew.
- Vivian! – natychmiast znalazł się obok koleżanki. Instynkt zadziałał natychmiast. Coś kazało chronić mu tą małą dziewczynę. Popatrzył się wściekle na brunetkę. – Ty! Co było w tej butelce?! Czegoś ty jej dała?!
Warknął piwnooki. W jego oczach zapłonął gniew. W jednej sekundzie klęczał, a drugiej stał wyprostowany i wpatrywał się z mordem w oczach w dziewczynę. Już chciał ruszyć by wydusić z niej prawdę. Jednak kiedy już miał ruszyć usłyszał cichy głos za swoimi plecami. Odwrócił się i kamień spadł mu z serca. Vivan żyła i raczej miała się nieźle.
- Nie chciałaś, ale ci się udało. – odparł chłodnym tonem Rave. Po chwili jednak Vivan wstała i zaczęła szturchać go w pierś palcem jednej dłoni, zaś w drugiej trzymała flaszkę z wodą. Ciemnowłosy przewrócił oczami słuchając jej wywodu.
- Dobra już. Spokojnie. Już piję tę cholerną wodę.- powiedział po czym wziął kilka łyków. Święta woda smakowała nadzwyczaj normalnie. Lecz po chwili złapał się za gardło. Ciemna energia zaczęła się wydobywać z jego ciała by po chwili zniknąć. Najwidoczniej wojownik miał rację. Tsuful zostawił jakieś pamiątki w ciałach zielonookiego i brązowookiego. Na szczęście woda z Ziemi usunęła go ostatecznie. Rave oddał blondynce butle. – Zadowolona, mamo?
Pomimo sarkastycznej odpowiedzi młodzian uśmiechnął się delikatnie.
Nadszedł czas pożegnania. Katsu z każdą sekundą coraz bardziej zbliżał się do ich pozycji. Vivan już miała startować.
- Nie wiem czego miałbym popadać w samo zachwyt. Przecież każdy wie, że jestem boski. - odparł szczerząc się i również salutując. Po chwili dziewczyna wyruszyła, lecz za chwilę się zatrzymała. – Przyjęte. A jak ty mi umrzesz to skopiemy Ci dupe!
Vivian zniknęła i Rave został sam na sam z detektywem i April. Katsu się zbliżał. Fuzja Saiyan wsadziła ręce do spodni i napotkała na jakiś przedmiot w prawej kieszeni. Kiedy go wyjął okazało się, że jest to wisiorek należący do Raziela. Wojownik popatrzył się na niego z pewnym rozczuleniem i podszedł do April.
- Słuchaj April. Tutaj zaraz rozpęta się piekło. Uciekaj póki możesz, bo nie mogę zagwarantować Ci ochrony podczas walki. Proszę weź to. – powiedział wręczając ciemnowłosej naszyjnik. – Należy on do jednego z wojowników, z których powstałem. Nazywa się Raziel. Chciałbym Cię o coś prosić. Ukryj się w mieście i jeśli to możliwe udaj się do szpitala miejskiego. Spróbuj tam znaleźć dziewczynę o imieniu Eve. Powinna być z nią jeszcze jedna o imieniu Vulfilia. Chciałbym, abyś oddała wisiorek Eve. Jeśli nie przeżyję tej walki niech wie, że zawsze ją kochał. A teraz idź.
Rave już miał przegonić April z Pola, kiedy pojawił się On. Katsu wylądował na Polu Bitewnym z dość zaciekawioną miną. Wojownik szepnął tylko „Uciekaj” i ruszył w stronę swego wroga. Nienawiść Raziela i Vernila napędzały go.
- Nazywam się Rave, a moim zadaniem jest zniszczenie Cię Katsu. – powiedział przyjmując pozycję. – Szykuj się na śmierć glisto!
Occ:
Zaczynamy zabawę.
Wojownik odwrócił się i spojrzał jak Vivian tula April. No cóż. Może blondynka nie chciała tego ukazywać, ale martwiła się o innych. Miała w sobie empatię, której brakowało wielu osobą. Jako pierwsza zaufała ich rodaczce, która powracała tu z błękitnej planety i napiła się z bukłaku. Jednak ku zdumieniu Saiyańskiej fuzji upadła na ziemię, a z jej nosa popłynęła krew.
- Vivian! – natychmiast znalazł się obok koleżanki. Instynkt zadziałał natychmiast. Coś kazało chronić mu tą małą dziewczynę. Popatrzył się wściekle na brunetkę. – Ty! Co było w tej butelce?! Czegoś ty jej dała?!
Warknął piwnooki. W jego oczach zapłonął gniew. W jednej sekundzie klęczał, a drugiej stał wyprostowany i wpatrywał się z mordem w oczach w dziewczynę. Już chciał ruszyć by wydusić z niej prawdę. Jednak kiedy już miał ruszyć usłyszał cichy głos za swoimi plecami. Odwrócił się i kamień spadł mu z serca. Vivan żyła i raczej miała się nieźle.
- Nie chciałaś, ale ci się udało. – odparł chłodnym tonem Rave. Po chwili jednak Vivan wstała i zaczęła szturchać go w pierś palcem jednej dłoni, zaś w drugiej trzymała flaszkę z wodą. Ciemnowłosy przewrócił oczami słuchając jej wywodu.
- Dobra już. Spokojnie. Już piję tę cholerną wodę.- powiedział po czym wziął kilka łyków. Święta woda smakowała nadzwyczaj normalnie. Lecz po chwili złapał się za gardło. Ciemna energia zaczęła się wydobywać z jego ciała by po chwili zniknąć. Najwidoczniej wojownik miał rację. Tsuful zostawił jakieś pamiątki w ciałach zielonookiego i brązowookiego. Na szczęście woda z Ziemi usunęła go ostatecznie. Rave oddał blondynce butle. – Zadowolona, mamo?
Pomimo sarkastycznej odpowiedzi młodzian uśmiechnął się delikatnie.
Nadszedł czas pożegnania. Katsu z każdą sekundą coraz bardziej zbliżał się do ich pozycji. Vivan już miała startować.
- Nie wiem czego miałbym popadać w samo zachwyt. Przecież każdy wie, że jestem boski. - odparł szczerząc się i również salutując. Po chwili dziewczyna wyruszyła, lecz za chwilę się zatrzymała. – Przyjęte. A jak ty mi umrzesz to skopiemy Ci dupe!
Vivian zniknęła i Rave został sam na sam z detektywem i April. Katsu się zbliżał. Fuzja Saiyan wsadziła ręce do spodni i napotkała na jakiś przedmiot w prawej kieszeni. Kiedy go wyjął okazało się, że jest to wisiorek należący do Raziela. Wojownik popatrzył się na niego z pewnym rozczuleniem i podszedł do April.
- Słuchaj April. Tutaj zaraz rozpęta się piekło. Uciekaj póki możesz, bo nie mogę zagwarantować Ci ochrony podczas walki. Proszę weź to. – powiedział wręczając ciemnowłosej naszyjnik. – Należy on do jednego z wojowników, z których powstałem. Nazywa się Raziel. Chciałbym Cię o coś prosić. Ukryj się w mieście i jeśli to możliwe udaj się do szpitala miejskiego. Spróbuj tam znaleźć dziewczynę o imieniu Eve. Powinna być z nią jeszcze jedna o imieniu Vulfilia. Chciałbym, abyś oddała wisiorek Eve. Jeśli nie przeżyję tej walki niech wie, że zawsze ją kochał. A teraz idź.
Rave już miał przegonić April z Pola, kiedy pojawił się On. Katsu wylądował na Polu Bitewnym z dość zaciekawioną miną. Wojownik szepnął tylko „Uciekaj” i ruszył w stronę swego wroga. Nienawiść Raziela i Vernila napędzały go.
- Nazywam się Rave, a moim zadaniem jest zniszczenie Cię Katsu. – powiedział przyjmując pozycję. – Szykuj się na śmierć glisto!
Occ:
Zaczynamy zabawę.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Nie Lis 24, 2013 9:29 pm
Wsparcie, które okazała jej dziewczyna było wielkie, od razu poczuła się lepiej, zawsze jest lepiej mieć kogoś po swojej stronie niż przeciwko. Starała się skupiać na energiach, które krążyły po całej planecie, albo, które nagle znikały. To naprawdę nie było łatwe, zwłaszcza, że ona dopiero się tego wszystkiego uczyła. Czasami ciężko było za tym wszystkim nadążyć, jeszcze Vivian, która na początku po wypiciu wody miała lekkie problemy, ale wierzyła jej. Czarnowłosa nigdy jej tego nie zapomni. Wojownik posłuchał dziewczyny, kamień spadł jej z serca, na pewno nie zamieni się w Tsufula. Czuła dreszcze po całym ciele, Katsu zbliżał się nieubłaganie i bardzo szybko. Wiedziała, że nie będzie ucieczki, przynajmniej na razie. Wojownik zbliżył się do niej i podał jej medalion. Wzięła go do ręki i założyła na szyi żeby nie zgubić go w kieszeni.
- Przykro mi, nie mogę go dostarczyć, biorę go tylko na przechowanie. Przeżyjesz i oddam Ci go w Twoje ręce, jeżeli ten Raziel był Ci blisko to Ty powinieneś to zrobić. Wierzę w Ciebie, Twoja moc jest naprawdę imponująca. – powiedziała starając się uśmiechnąć w tej sytuacji, co nie było proste. Kolana się pod nią ugięły, już wiedziała, że On jest praktycznie tuż za nią. – Powodzenia, będę całą walkę śledzić, masz przeżyć, nic mnie to nie obchodzi.
Pomimo, że spotkała go po raz pierwszy i zapewne ostatni, o czym nie miała zielonego pojęcia w tym chłopaku była cała nadzieja. Na słowa Tsufula, że się nią zajmie przeszła ją kolejna porcja nieprzyjemnej adrenaliny, która zaczęła buzować w jej krwi. Bała się, spotkała się z nim w twarzą w twarz, a energia, która od niego biła miała niesamowitą, czarną moc. Nie musiała się zbytnio skupiać żeby to wyczuć, ale najlepszym rozwiązaniem dla niej będzie jeżeli się stąd zmyje. Nie ma tutaj czego szukać, przynajmniej na razie. Teraz pora na starcie się dwóch naprawdę silnych postaci, a ona tylko tutaj przeszkadza. Uniosła się powoli w górę, wiedziała, że wróg póki co nie zainteresuje się nią, była przecież zbyt słabym przeciwnikiem, którego mógłby zmieść w pół, więc po co się śpieszyć?
- Rozwalcie go! Jesteś moją nadzieją, znaczy nie tylko moją, a całej Vegety! – wykrzyknęła już totalnie na odchodne pokazując uniesiony kciuk do góry. Zaczęła lecieć jak najszybciej się dało, była jak najdalej od tego cholernego miejsca. Znowu musiała się skupić żeby móc wyczytać, gdzie znajduje się Kuro, bo to głównie ją obchodziło. Nie należało to do prostej rzeczy, tyle naprawdę silnych KI po prostu chowały gdzieś jego. Zaczynała się denerwować, przecież tak dobrze ją znała, powinna bez zastanowienia podać, gdzie się znajduje, a tak nie było. Na samym początku poczuła wibracje dochodzące z miejsca trochę dalej, to była ta dziewczyna walcząca z nieznanym osobnikiem, która również był silny. Jej świadomość szybko przeniosła się do Reda, który rozmawiał z dziewczyną, którą spotkała przed szpitalem, to do niej musiała się udać? Chyba tak będzie najlepiej, zapyta o zdrowie tej całej Eve, ale naszyjnika nie odda. Była przekonana, że im się nic nie stanie i przekaże jej to osobiście. Ciągle próbowała namierzyć Jego, ale nie mogła, aż przystanęła gdzieś w połowie drogi do demona i zatrzymała się na środku jakiegoś pustkowia. Obejrzała się za siebie, jeszcze nie było widać śladów walki, ale to tylko kwestia czasu. Miała nadzieję, że Red wyczuje, że do niego leci, bała się tego co obecnie działo się na jej planecie, nie chciała tutaj wracać. Było gorąco, ale wiał wiatr, czy to może po prostu skupisko energii? Jej długie, kruczoczarne włosy rozwiewane były w każdą stronę. Zacisnęła pieści. Wiedziała już w jakim bagnie jest Kuro, trochę czasu to jej zajęło, ale w końcu poczuła. June nie stroiła sobie żartów i naprawdę chciała go zabić, ale nie tylko jego, Rei’a również! Przeklęty Tsuful. Zdawała sobie sprawę, że robal był naprawdę silny, oni też, ale czy na tyle, aby ją pokonać i dać jej wodę? Martwiła się o całą trójkę, a najgorsze było to, że nie może nic zrobić, była za słaba, aby z kimkolwiek się mierzyć. Jej treningi do niczego nie prowadzą, jest silniejsza, ale ciągle nie na tyle, na ile by chciała. Dość użalania, pora lecieć dalej.
Occ: Koniec treningu
zt--> do Reeda(skalny las)
- Przykro mi, nie mogę go dostarczyć, biorę go tylko na przechowanie. Przeżyjesz i oddam Ci go w Twoje ręce, jeżeli ten Raziel był Ci blisko to Ty powinieneś to zrobić. Wierzę w Ciebie, Twoja moc jest naprawdę imponująca. – powiedziała starając się uśmiechnąć w tej sytuacji, co nie było proste. Kolana się pod nią ugięły, już wiedziała, że On jest praktycznie tuż za nią. – Powodzenia, będę całą walkę śledzić, masz przeżyć, nic mnie to nie obchodzi.
Pomimo, że spotkała go po raz pierwszy i zapewne ostatni, o czym nie miała zielonego pojęcia w tym chłopaku była cała nadzieja. Na słowa Tsufula, że się nią zajmie przeszła ją kolejna porcja nieprzyjemnej adrenaliny, która zaczęła buzować w jej krwi. Bała się, spotkała się z nim w twarzą w twarz, a energia, która od niego biła miała niesamowitą, czarną moc. Nie musiała się zbytnio skupiać żeby to wyczuć, ale najlepszym rozwiązaniem dla niej będzie jeżeli się stąd zmyje. Nie ma tutaj czego szukać, przynajmniej na razie. Teraz pora na starcie się dwóch naprawdę silnych postaci, a ona tylko tutaj przeszkadza. Uniosła się powoli w górę, wiedziała, że wróg póki co nie zainteresuje się nią, była przecież zbyt słabym przeciwnikiem, którego mógłby zmieść w pół, więc po co się śpieszyć?
- Rozwalcie go! Jesteś moją nadzieją, znaczy nie tylko moją, a całej Vegety! – wykrzyknęła już totalnie na odchodne pokazując uniesiony kciuk do góry. Zaczęła lecieć jak najszybciej się dało, była jak najdalej od tego cholernego miejsca. Znowu musiała się skupić żeby móc wyczytać, gdzie znajduje się Kuro, bo to głównie ją obchodziło. Nie należało to do prostej rzeczy, tyle naprawdę silnych KI po prostu chowały gdzieś jego. Zaczynała się denerwować, przecież tak dobrze ją znała, powinna bez zastanowienia podać, gdzie się znajduje, a tak nie było. Na samym początku poczuła wibracje dochodzące z miejsca trochę dalej, to była ta dziewczyna walcząca z nieznanym osobnikiem, która również był silny. Jej świadomość szybko przeniosła się do Reda, który rozmawiał z dziewczyną, którą spotkała przed szpitalem, to do niej musiała się udać? Chyba tak będzie najlepiej, zapyta o zdrowie tej całej Eve, ale naszyjnika nie odda. Była przekonana, że im się nic nie stanie i przekaże jej to osobiście. Ciągle próbowała namierzyć Jego, ale nie mogła, aż przystanęła gdzieś w połowie drogi do demona i zatrzymała się na środku jakiegoś pustkowia. Obejrzała się za siebie, jeszcze nie było widać śladów walki, ale to tylko kwestia czasu. Miała nadzieję, że Red wyczuje, że do niego leci, bała się tego co obecnie działo się na jej planecie, nie chciała tutaj wracać. Było gorąco, ale wiał wiatr, czy to może po prostu skupisko energii? Jej długie, kruczoczarne włosy rozwiewane były w każdą stronę. Zacisnęła pieści. Wiedziała już w jakim bagnie jest Kuro, trochę czasu to jej zajęło, ale w końcu poczuła. June nie stroiła sobie żartów i naprawdę chciała go zabić, ale nie tylko jego, Rei’a również! Przeklęty Tsuful. Zdawała sobie sprawę, że robal był naprawdę silny, oni też, ale czy na tyle, aby ją pokonać i dać jej wodę? Martwiła się o całą trójkę, a najgorsze było to, że nie może nic zrobić, była za słaba, aby z kimkolwiek się mierzyć. Jej treningi do niczego nie prowadzą, jest silniejsza, ale ciągle nie na tyle, na ile by chciała. Dość użalania, pora lecieć dalej.
Occ: Koniec treningu
zt--> do Reeda(skalny las)
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Pon Lis 25, 2013 7:31 pm
Pozwolił na dokończenie spraw między April i tym dziwnym chłopakiem. Nie spieszyło mu się aż tak bardzo, ważne że w końcu odnalazł kadetów. Vivian zajmie się jego podwładny w ciele Chang'a, początek walki miał udany. W międzyczasie "obejrzał" sobie to, co działo się u June i już wiedział o Świętej Wodzie. Tak więc część wojowników, w tym stojący przed nim Rave, była już dla niego nieosiągalna. Nie miało to żadnego znaczenia, skoro i tak zamierza wszystkich uśmiercić. Jedynym pozostałym przy życiu Saiyan'em zostanie Hazard, a raczej jego ciało, oczywiście całkowicie mu podległe. Kto wie jednak czy po jakimś czasie złotowłosy mu się nie znudzi i Katsu nie rozejrzy się za czymś ciekawszym.
Obserwował jak April odlatuje z pola walki, życząc kompanowi powodzenia. Podobnie jak Vi, pokładała w nim olbrzymie nadzieje. Już wyobrażał sobie ich miny gdy powie im, że go pokonał. Na twarzy Króla pojawił się charakterystyczny dla niego uśmieszek. A więc zostali sami. Zaraz, zaraz przecież był tam jeszcze ten gość, który unieruchomił go na placu. Stał z boku i obserwował przygotowującą się do walki dwójkę wojowników. Poziom mocy Detektywa nie rzucał na kolana, jeśli wtrąci się do walki to po prostu go wyeliminuje. Wątpił jednak by do tego doszło, gdyby ten gość chciał się na niego rzucić, zrobiłby to już wcześniej.
- Rozumiem - podsumował krótko słowa Rave'a - domyślam się o co mniej więcej chodzi, lecz nie będę się zagłębiał w szczegóły. Faktycznie, zdobyłeś moc która pozwala Ci w to wierzyć, ale - uśmiechnął się jadowicie - w praktyce to niemożliwe. Będziesz jednak pierwszym przeciwnikiem z którym mogę walczyć na serio. Posłużysz mi jako narzędzie do rozgrzewki. Zaczynajmy!
Przyjął pozycję do ataku, lecz nim ruszył, odczekał 2/3 sekundy. Ki Frost'a zmniejszyła się i to o dość dużo. Jaszczur stracił inicjatywę. Jeśli przegra z tą Saiyan'ką, to nie będzie dla niego miejsca w szeregach Tsufuli.
Katsu ryknął i zaszarżował na przeciwnika. Nic specjalnego - zwykły cios, mierzony na twarz oponenta. To dopiero początek, sprawdzał na co stać tego chłopaka.
OCC:
Dość niemrawy start - Szybki za 1500 dmg.
Obserwował jak April odlatuje z pola walki, życząc kompanowi powodzenia. Podobnie jak Vi, pokładała w nim olbrzymie nadzieje. Już wyobrażał sobie ich miny gdy powie im, że go pokonał. Na twarzy Króla pojawił się charakterystyczny dla niego uśmieszek. A więc zostali sami. Zaraz, zaraz przecież był tam jeszcze ten gość, który unieruchomił go na placu. Stał z boku i obserwował przygotowującą się do walki dwójkę wojowników. Poziom mocy Detektywa nie rzucał na kolana, jeśli wtrąci się do walki to po prostu go wyeliminuje. Wątpił jednak by do tego doszło, gdyby ten gość chciał się na niego rzucić, zrobiłby to już wcześniej.
- Rozumiem - podsumował krótko słowa Rave'a - domyślam się o co mniej więcej chodzi, lecz nie będę się zagłębiał w szczegóły. Faktycznie, zdobyłeś moc która pozwala Ci w to wierzyć, ale - uśmiechnął się jadowicie - w praktyce to niemożliwe. Będziesz jednak pierwszym przeciwnikiem z którym mogę walczyć na serio. Posłużysz mi jako narzędzie do rozgrzewki. Zaczynajmy!
Przyjął pozycję do ataku, lecz nim ruszył, odczekał 2/3 sekundy. Ki Frost'a zmniejszyła się i to o dość dużo. Jaszczur stracił inicjatywę. Jeśli przegra z tą Saiyan'ką, to nie będzie dla niego miejsca w szeregach Tsufuli.
Katsu ryknął i zaszarżował na przeciwnika. Nic specjalnego - zwykły cios, mierzony na twarz oponenta. To dopiero początek, sprawdzał na co stać tego chłopaka.
OCC:
Dość niemrawy start - Szybki za 1500 dmg.
- Rave
- Liczba postów : 10
Data rejestracji : 21/11/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Wto Lis 26, 2013 10:03 pm
Wiatr panoszący się na pustkowiu Vegety wiał z delikatną mocą. Okrążał całą planetę, lecz największą swą obecność zaznaczał na polach znajdujących poza olbrzymim miastem. Teraz ponownie wracał na Pola Bitewne gdzie właśnie miała rozpoczynać się batalia o losy planety. Najpotężniejszy z Tsufuli. Sam król po jednej stronie. Po drugiej stanął osobnik, stworzony do walki. Fuzja dwóch najbardziej obiecujących kadetów. Możliwe, że ostatnia szansa na zwycięstwo.
Wiatr poruszał włosami Rave’a i Katsu, który był ukryty w ciele Hazarda. Saiyanin nawet się nie odwrócił by po raz ostatni spojrzeć na April. Może widział ją po raz ostatni. Może była to ostatnia przyjazna osoba, którą widzi w swoim życiu. Możliwe. Jednego był pewien. Nawet jeśli przegra to zabierze to ścierwo ze sobą. W końcu do tego został stworzony przez Vernila i Raziela. Jego celem było pokonanie Tsufula. Czas natomiast płynął. Musiał zacząć działać, by w połowie walki fuzja się nie rozpadła. Wtedy czekałaby ich zagłada.
Rave uśmiechnął się słysząc słowa Katsu. Był on strasznie pewny siebie.
- No cóż. Muszę Cię zmartwić. Zamierzam sprawić, żebyś się co najmniej spocił. – rzekł spokojnym głosem. Jednak w środku już się niecierpliwił. Jeszcze chwila i nadejdzie czas potyczki. Był gotowy.
Katsu wystrzelił dość szybko, jednak jak dla piwnookiego za wolno. Saiyanin obserwował swego przeciwnika ze stoickim spokojem. Ten celował w twarz fuzji. No cóż. Nie mógł mu na to pozwolić. Delikatnym ruchem w bok przepuścił Katsu tuż obok siebie. Tsuful w ciele wojownika Vegety minął fuzję Raziela i Vernila dosłownie o kilka centymetrów. Pęd, który napędzał pięść sprawił, że kosmyki ciemnych włosów delikatnie się poruczyły. Delikatny uśmiech wciąż gościł na twarzy wojownika. Po chwili zrobił krok w bok i ponownie stał twarzą w twarz z Królem Tsufuli.
- Za wolno. Żeby mnie trafić musisz ukazać pełnię swej mocy. Inaczej to będzie dość jednostronna walka. Czyli ty będziesz robił za worek treningowy dla mnie. – powiedział sarkastycznie wojownik. – Dam Ci małą próbkę swojej mocy, żebyś się zmotywował.
Rave skupił swoją moc i zaczął ją podnosić. Jego ciemne włosy zaczęły unosić się do góry i stawać się coraz jaśniejsze. Również oczy przybrały barwę czystego lazuru. W kolejnej sekundzie wojownik opuścił pięści, równocześnie wypuszczając energię. Włosy rozbłysły złotem, tak samo jak i jego aura. Kilka kosmyków pozostających na czole Super Saiyanina poruszało się delikatnie. Twarz Rave’a stała się poważna.
Wystrzelił ze swojej pozycji, jednocześnie niszcząc podłoże. Był bardzo szybki. W ułamku sekundy znalazł się przy Hazardzie i wyprowadził silne uderzenie pięścią w twarz oponenta. Celował prosto w nos.
Occ:
Atak został uniknięty.
Dla Ciebie Maciek silny cios za skromne 2600 dmg
Na rozgrzewkę
Wiatr poruszał włosami Rave’a i Katsu, który był ukryty w ciele Hazarda. Saiyanin nawet się nie odwrócił by po raz ostatni spojrzeć na April. Może widział ją po raz ostatni. Może była to ostatnia przyjazna osoba, którą widzi w swoim życiu. Możliwe. Jednego był pewien. Nawet jeśli przegra to zabierze to ścierwo ze sobą. W końcu do tego został stworzony przez Vernila i Raziela. Jego celem było pokonanie Tsufula. Czas natomiast płynął. Musiał zacząć działać, by w połowie walki fuzja się nie rozpadła. Wtedy czekałaby ich zagłada.
Rave uśmiechnął się słysząc słowa Katsu. Był on strasznie pewny siebie.
- No cóż. Muszę Cię zmartwić. Zamierzam sprawić, żebyś się co najmniej spocił. – rzekł spokojnym głosem. Jednak w środku już się niecierpliwił. Jeszcze chwila i nadejdzie czas potyczki. Był gotowy.
Katsu wystrzelił dość szybko, jednak jak dla piwnookiego za wolno. Saiyanin obserwował swego przeciwnika ze stoickim spokojem. Ten celował w twarz fuzji. No cóż. Nie mógł mu na to pozwolić. Delikatnym ruchem w bok przepuścił Katsu tuż obok siebie. Tsuful w ciele wojownika Vegety minął fuzję Raziela i Vernila dosłownie o kilka centymetrów. Pęd, który napędzał pięść sprawił, że kosmyki ciemnych włosów delikatnie się poruczyły. Delikatny uśmiech wciąż gościł na twarzy wojownika. Po chwili zrobił krok w bok i ponownie stał twarzą w twarz z Królem Tsufuli.
- Za wolno. Żeby mnie trafić musisz ukazać pełnię swej mocy. Inaczej to będzie dość jednostronna walka. Czyli ty będziesz robił za worek treningowy dla mnie. – powiedział sarkastycznie wojownik. – Dam Ci małą próbkę swojej mocy, żebyś się zmotywował.
Rave skupił swoją moc i zaczął ją podnosić. Jego ciemne włosy zaczęły unosić się do góry i stawać się coraz jaśniejsze. Również oczy przybrały barwę czystego lazuru. W kolejnej sekundzie wojownik opuścił pięści, równocześnie wypuszczając energię. Włosy rozbłysły złotem, tak samo jak i jego aura. Kilka kosmyków pozostających na czole Super Saiyanina poruszało się delikatnie. Twarz Rave’a stała się poważna.
Wystrzelił ze swojej pozycji, jednocześnie niszcząc podłoże. Był bardzo szybki. W ułamku sekundy znalazł się przy Hazardzie i wyprowadził silne uderzenie pięścią w twarz oponenta. Celował prosto w nos.
Occ:
Atak został uniknięty.
Dla Ciebie Maciek silny cios za skromne 2600 dmg
Na rozgrzewkę
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Sro Lis 27, 2013 2:40 pm
Tak długo czekał na tę walkę. A jednak zaczęli od pogawędki. Obaj byli niezwykle pewni siebie, obaj chcieli już zacząć. Lecz ta wojna psychologiczna przed walką też była potrzebna. Trzeba było udowodnić swą wyższość, zasiać ziarno niepewności w głowie przeciwnika. Rave był nadzwyczaj wyluzowany i spokojny. Z jeden jednej strony drażniło to Króla, lecz z drugiej mówiło mu z jak silnym przeciwnikiem na do czynienia.
- Mam taką nadzieję - odpowiedział na jego słowa - inaczej byłbym bardzo rozczarowany. Nie zawiedź mnie!
Zaczęło się. Pierwsze sekundy to raczej małe rozeznanie, poznanie mocy oponenta. Tak jak się spodziewał, jego cios został uniknięty. Szybki. Sprawdził szybkość, a co z resztą? Zaraz miał okazję się przekonać. Chłopak namawiał go do ukazania pełni mocy, po czym sam zaatakował by udowodnić że ma rację. Jego moc wzrosła kolosalnie, co było skutkiem przemiany w Super Saiyan'a. Katsu ledwo zdążył zebrać energię i wypchnąć ją przed siebie, by uniknąć ataku. Podmuch Ki z trudem udaremnił cios. Jego siła również była niesamowita.
Tak jak się spodziewał, tym razem walcząc na pół gwizdka nie wygra. Rave miał rację, pora wyzwolić drzemiące w nim pokłady mocy. Mocy, którą zbierał od dawna. Uniósł się nieco w górę. Zacisnął pięści i spojrzał w dół na Saiyan'a.
- Jest tak jak mówisz - rzekł spokojnie - W ten sposób nie wygram. W takim razie pokażę Ci prawdziwą potęgę Króla Tsufuli. Patrz uważnie, taka okazja już się raczej nie powtórzy! Haaaaa....!!!!
Dłonie zacisnęły się jeszcze mocniej, to samo ze szczękami. Wszystkie mięśnie napięły się do granic możliwości. Jego Ki wzrastała, po chwili przekroczyła granicę przeznaczoną dla Hazard'a. Ale to oczywiście był dopiero początek. Ziemia wokoło zaczęła drżeć. Na niebie znikąd pojawiły się ciemne chmury. Przez chwilę można było odnieść wrażenie, że zapada zmrok. Lecz to złowroga aura Katsu powodowała te anomalie pogodowe. Jego ciało otoczyła fioletowa aura, która z każdą sekundą ciemniała. Po chwili była czarna i całkowicie przysłoniła Króla. Znajdował się teraz w czymś w rodzaju kulistej bariery. Tylko z bliska było widać co dzieje się w środku. Mięśnie zaczęły się powiększać, na całym ciele uwidoczniły się żyły. Na czole Katsu pojawiło się parę kropel potu. A co najważniejsze - jego Ki rosła i rosła. Zaczęły się pojawiać znaczące zmiany w wyglądzie. Włosy zmieniły kolor z szarawych na biało - fioletowe. Oczy - twardówki przybrały kolor czarny jak słoma, natomiast tęczówki złoty, zupełnie jak u Hazard'a. Nawet uniform przeszedł swoistą transormację. Cała postać była przesiąknięta złem. W ziemię nieopodal uderzyło kilka piorunów. Zaczął wiać strasznie mocny wiatr, który spowodował burzę piaskową. I w końcu to wszystko ustało. Dziwna bariera zanikła, odsłaniając prawdziwe oblicze Katsu. Zupełnie nowy wygląd, jak i umiejętności bojowe. Prawdziwa forma najsilniejszego z rasy Tsufuli.
Nadal ciężko oddychał, jakby właśnie przebiegł kilka kilometrów. Na czole widniało jeszcze kilka kropel potu. Ale był zachwycony, to w końcu się stało. Zacisnął i rozprostował kilka rasy palce u dłoni, zupełnie jak wtedy gdy opanował ciało Hazard'a. Czuł przepełniającą go moc. Strzelił karkiem i spojrzał w dół. Ułamek sekundy później zmienił położenie, pojawiając się za Rave'em. Poruszał się z zawrotną szybkością.
- Zadowolony? - spytał z uśmiechem - to chyba to czego oczekiwałeś prawda? A teraz jeśli pozwolisz, zaczniemy prawdziwy pojedynek.
Ruszył przed siebie i przeszedł obok chłopaka, zahaczając go lekko barkiem. Mając go za plecami szedł dalej, by w końcu odwrócić się w jego stronę. Wziął głęboki oddech. Jego sylwetkę otoczyła aura, po czym zaatakował. Wyprowadził kaskadę ciosów, począwszy od silnego kopnięcia w bok, poprzez kilkanaście uderzeń mierzonych w tors, a kończąc na "haku" w podbródek. Zwykły człowiek oglądający tę walkę nie byłby w stanie tego zobaczyć. Wszystko działo się zbyt szybko.
OCC:
Kiaiho, unikam ciosu - minus 260 Ki.
Dla Was podstawowy za 2472 dmg
- Mam taką nadzieję - odpowiedział na jego słowa - inaczej byłbym bardzo rozczarowany. Nie zawiedź mnie!
Zaczęło się. Pierwsze sekundy to raczej małe rozeznanie, poznanie mocy oponenta. Tak jak się spodziewał, jego cios został uniknięty. Szybki. Sprawdził szybkość, a co z resztą? Zaraz miał okazję się przekonać. Chłopak namawiał go do ukazania pełni mocy, po czym sam zaatakował by udowodnić że ma rację. Jego moc wzrosła kolosalnie, co było skutkiem przemiany w Super Saiyan'a. Katsu ledwo zdążył zebrać energię i wypchnąć ją przed siebie, by uniknąć ataku. Podmuch Ki z trudem udaremnił cios. Jego siła również była niesamowita.
Tak jak się spodziewał, tym razem walcząc na pół gwizdka nie wygra. Rave miał rację, pora wyzwolić drzemiące w nim pokłady mocy. Mocy, którą zbierał od dawna. Uniósł się nieco w górę. Zacisnął pięści i spojrzał w dół na Saiyan'a.
- Jest tak jak mówisz - rzekł spokojnie - W ten sposób nie wygram. W takim razie pokażę Ci prawdziwą potęgę Króla Tsufuli. Patrz uważnie, taka okazja już się raczej nie powtórzy! Haaaaa....!!!!
Dłonie zacisnęły się jeszcze mocniej, to samo ze szczękami. Wszystkie mięśnie napięły się do granic możliwości. Jego Ki wzrastała, po chwili przekroczyła granicę przeznaczoną dla Hazard'a. Ale to oczywiście był dopiero początek. Ziemia wokoło zaczęła drżeć. Na niebie znikąd pojawiły się ciemne chmury. Przez chwilę można było odnieść wrażenie, że zapada zmrok. Lecz to złowroga aura Katsu powodowała te anomalie pogodowe. Jego ciało otoczyła fioletowa aura, która z każdą sekundą ciemniała. Po chwili była czarna i całkowicie przysłoniła Króla. Znajdował się teraz w czymś w rodzaju kulistej bariery. Tylko z bliska było widać co dzieje się w środku. Mięśnie zaczęły się powiększać, na całym ciele uwidoczniły się żyły. Na czole Katsu pojawiło się parę kropel potu. A co najważniejsze - jego Ki rosła i rosła. Zaczęły się pojawiać znaczące zmiany w wyglądzie. Włosy zmieniły kolor z szarawych na biało - fioletowe. Oczy - twardówki przybrały kolor czarny jak słoma, natomiast tęczówki złoty, zupełnie jak u Hazard'a. Nawet uniform przeszedł swoistą transormację. Cała postać była przesiąknięta złem. W ziemię nieopodal uderzyło kilka piorunów. Zaczął wiać strasznie mocny wiatr, który spowodował burzę piaskową. I w końcu to wszystko ustało. Dziwna bariera zanikła, odsłaniając prawdziwe oblicze Katsu. Zupełnie nowy wygląd, jak i umiejętności bojowe. Prawdziwa forma najsilniejszego z rasy Tsufuli.
Nadal ciężko oddychał, jakby właśnie przebiegł kilka kilometrów. Na czole widniało jeszcze kilka kropel potu. Ale był zachwycony, to w końcu się stało. Zacisnął i rozprostował kilka rasy palce u dłoni, zupełnie jak wtedy gdy opanował ciało Hazard'a. Czuł przepełniającą go moc. Strzelił karkiem i spojrzał w dół. Ułamek sekundy później zmienił położenie, pojawiając się za Rave'em. Poruszał się z zawrotną szybkością.
- Zadowolony? - spytał z uśmiechem - to chyba to czego oczekiwałeś prawda? A teraz jeśli pozwolisz, zaczniemy prawdziwy pojedynek.
Ruszył przed siebie i przeszedł obok chłopaka, zahaczając go lekko barkiem. Mając go za plecami szedł dalej, by w końcu odwrócić się w jego stronę. Wziął głęboki oddech. Jego sylwetkę otoczyła aura, po czym zaatakował. Wyprowadził kaskadę ciosów, począwszy od silnego kopnięcia w bok, poprzez kilkanaście uderzeń mierzonych w tors, a kończąc na "haku" w podbródek. Zwykły człowiek oglądający tę walkę nie byłby w stanie tego zobaczyć. Wszystko działo się zbyt szybko.
OCC:
Kiaiho, unikam ciosu - minus 260 Ki.
Dla Was podstawowy za 2472 dmg
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach