Pole Bitewne
+8
Hazard
Rave
Kuro
April
Colinuś
Raziel
Ósemka
NPC
12 posters
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pole Bitewne
Sro Maj 30, 2012 12:05 am
First topic message reminder :
Najbardziej rozrywkowe miejsce na planecie. Co jakiś czas Saiyanie zbierają się tu, by złożyć się w dwie drużyny i powalczyć, niekiedy na śmierć i życie, dosłownie dla zabawy. Inni tymczasem robią zakłady, która ekipa wgniecie w ziemię drugą.
Najbardziej rozrywkowe miejsce na planecie. Co jakiś czas Saiyanie zbierają się tu, by złożyć się w dwie drużyny i powalczyć, niekiedy na śmierć i życie, dosłownie dla zabawy. Inni tymczasem robią zakłady, która ekipa wgniecie w ziemię drugą.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Nie Gru 22, 2013 9:36 pm
W milczeniu wykonywał poprzednie prace socjalne jakim były wygrzebywanie ciał martwych lub ledwo żywych Saiyan, podnoszenie części konstrukcji zwalonych na uwięzionych, odprowadzanie czy przerzucanie przez ramię poszkodowanych w kierunku polowego szpitala. Snuł się jak cień starając się nie rzucać się w oczy, tylko po prostu wykonywać powierzone zadania. W milczeniu też odnosił się do wszelkich słów zgromadzonych, tak naprawdę to nie jest jego ojczyzna, lecz mimo wszystko pomagał. Dlaczego? Te cholerne wyrzuty... powiększyły się wraz ze śmiercią jednego z dwóch wojowników, którzy walczyli bezpośrednio z najeźdźcą. Gdyby nie polecieli ratować Reda, mogliby uratować Saiyana będącego w bezpośrednim starciu z groźnym przeciwnikiem wszechświata. Teraz poczuł silniej niż przedtem obowiązek "odwdzięczenia się" w możliwy sposób.
Ci, których uratowali i trzymali się najlepiej, opatrywali rany słabszym i sami zaczęli organizować się w grupki poszukiwawcze. Cała czwórka bohaterów dała im dobry przykład w obliczu tragedii.
Odlecieli tak szybko jak tylko było możliwe. Po minie Vi widać było, że to jej najbardziej zależało na osobach znajdujących się w zupełnie innej części planety. Musiała ich znać o wiele lepiej niż April i Kuro, albo takie odniósł wrażenie. Nie zapomniała o swoim mieczu, który wytarty od krwi błyszczał stalą tylko po to, by pewnie za chwilę znów splamić ostrze posoką intruza międzygalaktycznego. Nie było okazji poznać lepiej wojowniczki, jednak po tych krótkich obserwacjach zdołał zauważyć, iż jej buta i determinacja plasowała się na wysokim poziomie. Błękitnooka Halfka była tuż przy Kuro, który w locie przeszedł na wyższy stadium, i która także uzewnętrzniała swój gniew. Ściśnięte pięści, przegryziona warga do krwi, surowe spojrzenie zwiastujące pełną mobilizację... wcześniej nie widział takiego oblicza przyjaciółki, toteż zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Nie bagatelizował również jej udziału w starciu z Tsufulem. Gdyby jego kolebka została najechana przez wrogów, to pewnie odnosiłby się do katastrofy w podobny sposób co Saiyanie lecący przed nimi. Specjalnie leciał na końcu, by w razie czego chronić tyły, i przy okazji obserwować zachowania towarzyszy.
Sam maskował się z gniewem, przede wszystkim nie dlatego że padały tutaj kolejne ofiary, ale z zagrożenia jaki niesie Pasożyt tej trójce tuż przed jego nosem, i z tego, iż kiedyś przyczynił się do podobnych zdarzeń na Ziemi. Ksaaa... to ciągle w nim siedziało, i mimo wielu zapewnień, iż to nie jego wina... czuł się wstrętnie i obco w jakimkolwiek kompani. Nadal unikał dłuższego skrzyżowania spojrzeń, by nie wyczytali z jego ślepi gnębiących przemyśleń. Mieli dużo ważniejszą sprawę na głowie. Zresztą młodzieniec już wstępnie zaplanował, że gdy to wszystko się zakończy pomyślnie, to zaszyje się w jakimś odludnym miejscu i będzie się pojawiać tylko w razie tarapatów.
Jak te tutaj, z tym że skala zagrożenia sięgała znacznie więcej niż planetę.
Wylądowali i zastali makabryczny widok. Nie mógł rozpraszać swojej uwagi otoczeniem, wróg czekał u bram prowadzących jego albo ich do Piekła. Wydawał się być pewny siebie, silny, aura wprawiała w drganie żyły w ciele od pulsującej Ki. Charakterystyczne białe włosy, wielkie oczy... a niech to, zupełnie niczym Red na Ziemi. Czy to był ostatni zarażony Saiyan z glutem w sobie? Oby, bo jeśli to tylko płotka, a ta płotka była wielorybem, to wolał sobie nie wyobrażać przełożonego tutaj obecnego.
Miał oczy i uszy szeroko otwarte, gdyby Tsuful zagrał nie fair i zaatakował dziewczyny, a nie prowokującego go Kuro. Musiałby najpierw minąć mocno wkurzonego demona, który tylko spojrzeniem zdradzał swoją nienawiść do Pasożyta, którego miał kiedyś w sobie. Ogromne spustoszenie nie zostanie tak szybko zapomniane, zwłaszcza że problem istniał do tej pory. W sensie wróg stał na nogach i miał się nieźle, jeszcze pewnie podbudował sobie ego z powodu uśmiercenia silniejszego od przeciętnych Saiyan. Powziął za cel ochronę wojowniczek, które wylądowały w sąsiedztwie rannego i zabitego obrońców Vegety. Tak chyba będzie najlepiej - nie chciał wchodzić w drogę między wściekłym Kuro a nieobliczalnym Białowłosym. Dopiero, gdy sytuacja będzie tego wymagać, wkroczy. Tak czy inaczej całe ciało i umysł było w gotowości, aczkolwiek wiedział, iż nie jest w swojej szczytowej formie. I cóż z tego, nie wycofa się z tego powodu.
[Post treningowy drugi - ostatni]
+2250 HP
Ci, których uratowali i trzymali się najlepiej, opatrywali rany słabszym i sami zaczęli organizować się w grupki poszukiwawcze. Cała czwórka bohaterów dała im dobry przykład w obliczu tragedii.
Odlecieli tak szybko jak tylko było możliwe. Po minie Vi widać było, że to jej najbardziej zależało na osobach znajdujących się w zupełnie innej części planety. Musiała ich znać o wiele lepiej niż April i Kuro, albo takie odniósł wrażenie. Nie zapomniała o swoim mieczu, który wytarty od krwi błyszczał stalą tylko po to, by pewnie za chwilę znów splamić ostrze posoką intruza międzygalaktycznego. Nie było okazji poznać lepiej wojowniczki, jednak po tych krótkich obserwacjach zdołał zauważyć, iż jej buta i determinacja plasowała się na wysokim poziomie. Błękitnooka Halfka była tuż przy Kuro, który w locie przeszedł na wyższy stadium, i która także uzewnętrzniała swój gniew. Ściśnięte pięści, przegryziona warga do krwi, surowe spojrzenie zwiastujące pełną mobilizację... wcześniej nie widział takiego oblicza przyjaciółki, toteż zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Nie bagatelizował również jej udziału w starciu z Tsufulem. Gdyby jego kolebka została najechana przez wrogów, to pewnie odnosiłby się do katastrofy w podobny sposób co Saiyanie lecący przed nimi. Specjalnie leciał na końcu, by w razie czego chronić tyły, i przy okazji obserwować zachowania towarzyszy.
Sam maskował się z gniewem, przede wszystkim nie dlatego że padały tutaj kolejne ofiary, ale z zagrożenia jaki niesie Pasożyt tej trójce tuż przed jego nosem, i z tego, iż kiedyś przyczynił się do podobnych zdarzeń na Ziemi. Ksaaa... to ciągle w nim siedziało, i mimo wielu zapewnień, iż to nie jego wina... czuł się wstrętnie i obco w jakimkolwiek kompani. Nadal unikał dłuższego skrzyżowania spojrzeń, by nie wyczytali z jego ślepi gnębiących przemyśleń. Mieli dużo ważniejszą sprawę na głowie. Zresztą młodzieniec już wstępnie zaplanował, że gdy to wszystko się zakończy pomyślnie, to zaszyje się w jakimś odludnym miejscu i będzie się pojawiać tylko w razie tarapatów.
Jak te tutaj, z tym że skala zagrożenia sięgała znacznie więcej niż planetę.
Wylądowali i zastali makabryczny widok. Nie mógł rozpraszać swojej uwagi otoczeniem, wróg czekał u bram prowadzących jego albo ich do Piekła. Wydawał się być pewny siebie, silny, aura wprawiała w drganie żyły w ciele od pulsującej Ki. Charakterystyczne białe włosy, wielkie oczy... a niech to, zupełnie niczym Red na Ziemi. Czy to był ostatni zarażony Saiyan z glutem w sobie? Oby, bo jeśli to tylko płotka, a ta płotka była wielorybem, to wolał sobie nie wyobrażać przełożonego tutaj obecnego.
Miał oczy i uszy szeroko otwarte, gdyby Tsuful zagrał nie fair i zaatakował dziewczyny, a nie prowokującego go Kuro. Musiałby najpierw minąć mocno wkurzonego demona, który tylko spojrzeniem zdradzał swoją nienawiść do Pasożyta, którego miał kiedyś w sobie. Ogromne spustoszenie nie zostanie tak szybko zapomniane, zwłaszcza że problem istniał do tej pory. W sensie wróg stał na nogach i miał się nieźle, jeszcze pewnie podbudował sobie ego z powodu uśmiercenia silniejszego od przeciętnych Saiyan. Powziął za cel ochronę wojowniczek, które wylądowały w sąsiedztwie rannego i zabitego obrońców Vegety. Tak chyba będzie najlepiej - nie chciał wchodzić w drogę między wściekłym Kuro a nieobliczalnym Białowłosym. Dopiero, gdy sytuacja będzie tego wymagać, wkroczy. Tak czy inaczej całe ciało i umysł było w gotowości, aczkolwiek wiedział, iż nie jest w swojej szczytowej formie. I cóż z tego, nie wycofa się z tego powodu.
[Post treningowy drugi - ostatni]
+2250 HP
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Pon Gru 23, 2013 12:48 pm
Vulfila leciała tak szybko, jak tylko mogła. Wiatr świszczał jej w uszach, a otaczająca ją błękitna aura KI oświetlała jej postać na niebie. Początkowo nawet się nie odwracała, kiedy powietrzem mijała zasięg murów lotniska, żeby nie tracić cennych sekund przewagi nad przeciwnikiem. Dopiero po jakimś czasie spojrzała za siebie, ale tam nie zauważyła żadnego saiyana, tylko oddalające się z każdym metrem płyty lądowiska. Odetchnęła głęboko, matoł dał się nabrać na coś tak prymitywnego. Nic w tym w takim razie dziwnego, że dostał taką marną pracę, zamiast piąć się po szczeblach kariery jako superwojownik. Niestety nie każdy miał szansę zaistnieć, to normalna kolej rzeczy. Ciekawe natomiast, czy wszyscy trenerzy w akademii też wylądowali tam tylko dlatego, że na nic lepszego się nie nadawali poza niańczeniem kadetów.
Wszystko wydawało się toczyć tak, jak to planowała. Miała tylko nadzieję, że Frost i naukowcy nie napotkali na więcej przeszkód. W zasadzie Vulfila nie musiała już obawiać się wykrycia z tą szemraną bandą, więc nic więcej jej nie groziło, ale żywiła głęboką nadzieję, że chang odnajdzie Aleksandra Rogozina i przekaże mu te szczątkowe informacje. Znając mentalność naukowca, nie spocznie, dopóki jej nie odnajdzie lub nie pozna prawdy, a tak chociaż miałby spokój sumienia.
Lecąc wysoko nad miastem, Vulfila miała ogląd na całą sytuację. W chmurach było jej trochę zimno. Dreszczyk spowił jej delikatną skórę, więc przetarła w locie nagie ramiona, żeby je lekko rozgrzać.
Daleko na północy cała stolica runęła. Jak można się spodziewać, pod gruzami zginęło wielu niewinnych saiyan, choć oczywiście o jakiejkolwiek niewinności w wykonaniu tej rasy trudno mówić. Na szczęście saiyańska rodzina kadetki nie mieszkała w tamtych okolicach, a choć dziewczyna nie przejmowała się zbytnio losem nieznanych sobie w zasadzie małp, liczyła na zawiązanie jakichkolwiek stosunków w przyszłości.
W nienaruszonej dzielnicy znajdował się również szpital miejski, gdzie regenerowała się Eve. Vulfila zatrzymała się w powietrzu, spoglądając na tamtą okolicę. Rozważała, czy nie powinna tam wstąpić i zapytać o zdrowie koleżanki. Wtedy jednak usłyszała głośny świst KI nieopodal siebie. To był jakiś obcy saiyan z tą kobietą, która dała kadetce wodę i Redem. Lecieli w stronę, gdzie zapewne toczyła się dalsza walka. Być może wcale by to nie zainteresowało halfki, gdyby nie to, że pozostała tylko jedna, potężna osoba z Tsufulem - Hazard. Zmarszczyła usta i doszła do wniosku, że nawet, jeśli dziewczyna Raziela czuje się już znacznie lepiej, wciąż będzie leżała w komorze, więc jej towarzystwo na nic by się nie zdało. Wystrzeliła dalej w tę samą stronę, gdzie lecieli saiyanie.
Niebawem Vulfila doleciała do centrum wydarzeń. Wokoło kręciło się wielu gapiów, w tym sporo osób, które już kiedyś spotkała. Zanim rozejrzała się dobrze, poszukała samotnej skały gdzieś w niewielkim oddaleniu, gdzie mogłaby czuć sie bezpiecznie, a jednocześnie obserwować z dużą dokładnością. Zasiadła na występie. Jej ogon wykręcał się co chwilę zdenerwowany. Dziewczyna przechyliła się lekko do przodu, podpierając się też rękami, a nogami machała jak dziecko.
Kiedy Vulfila siedziała już wygodnie, mogła rozejrzeć się dokładnie. Szybko zauważyła Hazarda, który zresztą był centrum zainteresowania wszystkich. Wyglądał przerażająco, zupełnie do siebie niepodobny. Nawet bijąca od niego aura nie przypominała jego naturalnego ciepła i niepewności ani też siły, lecz wrogość, a nawet niezmierzoną nienawiść. Miał białe włosy, poszarzałą skórę, obłęd w oczach i czerwone pasy przedzierające się przez długość czoła aż po podbródek. Jego postura zdradzała obecność pasożyta. Że też kadetka sama tego wcześniej nie zauważyła. Znacznie gorsze jednak było to, co w tym momencie robił... U jego stóp leżało... kolejne martwe ciało, tak samo jak na korytarzu przed salą treningową... Tsuful miał nawet ten sam wyraz twarzy, mieszaninę zadowolenia i nienasycenia. Tylko tym razem półsaiyanka rozpoznała, czyje zwłoki pozostawił po sobie ten zwyrodnialec... To był ten chłopak, który na szyi nosił naszyjnik z kłem ziemskiego zwierzęcia.
Vulfila odwróciła wzrok. W takich chwilach jej ludzka natura brała górę. Przymknęła oczy czując narastające współczucie. Głównie dla kolejnej ofiary tego, który chciał dokonać takiej zemsty. Nie ulegało wątpliwości, że to, co saiyanie zrobili tsufulianom musiało być bestialskie i kadetka wcale nie wątpiła, że być może i to, czego dokonuje Katsu ma swoje uzasadnienie. Jednak patrząc jednostkowo, to przecież chłopiec z naszyjnikiem nie był niczemu winny... nie powinien płacić za błędy przodków. Życie skończyło się dla niego przedwcześnie, a mógł spełnić swoje marzenia, założyć rodzinę, dokonać czegoś szlachetnego... A nawet, jeśli nie, to przecież każde żywe stworzenie zasługuje na szansę, żeby żyć... Jemu to już nie będzie dane nawet, jeśli Tsuful miał jakiekolwiek podstawy, żeby tak się zachować.
Z drugiej strony choć Vulfila dogłębnie nienawidziła Tsufula za to, czego dokonywał, gdzieś w głębi duszy wiedziała, że musiały targać nim uczucia nie do przezwyciężenia. Takie, które zrodziłyby się i w jej sercu, gdyby saiyanie napadli na Ziemię i dokonali eksterminacji ziemian. A już w szczególności, jeśli skrzywdziliby Aleksandra Rogozina. Wtedy żal i rozrywające pragnienie zemsty zaślepiłoby ją i dokładnie to samo odczuwać musiał Katsu. Gdyby tylko dało się przekuć jego ból oraz przeżywany wiekami koszmar straty wszystkiego, co kiedykolwiek liczyło się dla niego, w rozładowujący płacz, a tym samym wyzwolić pokłady kumulowanej złości w słowa... Gdyby można było jakkolwiek go pocieszyć, zamiast być zmuszonym do walki... Dokonywania kolejnych cierpień... Być może i sama Vufila poświęciłaby się wtedy, zaryzykowała sobą, jak to już raz zrobiła dla Eve... Żeby uratować tego, którego nikt nie zrozumiał, który miał prawo do zemsty i zostania wysłuchanym...
Cała ta sytuacja natomiast skupiała się na Hazardzie, bo nawet, jeśli zostanie z niego wytrzebiony pasożyt, to on będzie musiał zapłacić za wszystkie krzywdy na saiyanach. A ta bezlitosna rasa być może nawet dokona na nim wyroku śmierci, choć przecież nie będzie niczemu winny. Tego Vulfila by nie chciała, ale też w głębi duszy miała do niego ten lekki żal o to, że pozwolił się zarazić, nie stawiał najmniejszego oporu Tsufulowi. Będzie patrzyła na jego twarz i widziała w nim dwie strony... jedną bestialską... ten wyraz twarzy, kiedy zabijał z zimną krwią, kiedy i ją samą dusił. Będzie go za to mimowolnie nienawidziła... i tę drugą stronę... tę, która wciąż śni jej się w półkoszmarach, tę niespełnioną, wrażliwą... Tę, którą wcześniej chciała poznać i smakować w intymnych chwilach. Kadetka to właśnie odczuwała, jakby w jej sercu przechylały się co rusz na szali dwa skrajne uczucia.
Nim Vulfila była w stanie ponownie spojrzeć w miejsce martwego ciała kadeta, musiała zając myśli czymś innym. Obejrzała okolicę, a nieopodal spostrzegła znanego już sobie mężczyznę z długim, czarnym warkoczem. To był Red. Dobrze znać jego strategiczne położenie na wypadek, gdyby kadetka znowu niechcący stała się obiektem zainteresowania Tsufula, to znaczy, gdyby znów chciał ją zabić.
Po dłuższej chwili Vulfila uspokoiła swoje wnętrze, tłumiąc uczucia. Chciała o tym zapomnieć, nie pozwolić sobie na łzy, które same cisnęły się na widok kolejnego martwego ciała. Kiedy zwróciła wzrok znów w stronę Katsu, zauważyła kolejnego odważnego saiyana, chcącego zmierzyć się oraz zaryzykować życiem dla uratowania kolejnych istnień. Musiał to być towarzysz kobiety, która ofiarowała Vulfili wodę. Mężczyzna wydawał się silny, nawet chyba wreszcie potężniejszy niż Tsuful. Trudno było jednak powiedzieć, czy Katsu nie ukrywa kolejnego asa w rękawie, którego wyjmie w najmniej spodziewanym momencie, więc i Jasnowłosy nie mógł czuć się bezpieczny.
Vulfila podgarnęła nogi tak, żeby usiąść po turecku. Odetchnęła kilkakrotnie głęboko. Nie wiedziała, czy to, co zamierzała zrobić, w czymkolwiek pomoże ani czy to w ogóle działa. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że KI ma wiele wciąż nieodkrytych zastosowań, więc zdecydowała sie spróbować. Wyprostowała plecy, rozświetliła wokół siebie niebieską aurę i zaczęła skupiać na sobie pozytywną energię. Chciała posłać w stronę Hazarda i Kuro jak najwięcej oczyszczającej mocy, która mogłaby w pozytywny sposób wpłynąć na wynik ich walki. Liczyła na to, że dotrze do głębi umysłu Hazarda, może gdzieś uśpiony odczuje jej nawoływanie. Próbowała konstruować myśli w ostrzeżenie, które wybudziłoby go z letargu. Jednocześnie liczyła na to, że sam Katsu odbierze i odczuje jej współczucie i zrozumienie. Może dzięki temu przełamałby się i zaprzestał dalszego mordowania? Jeśli wyczuje przeprosiny i żal ze strony potomków tych saiyan, którzy kiedyś dokonali tak bestialskich czynów. A w ostateczności kadetka chciała, by jej KI wzbogaciła energię Kuro, który teraz odważył się stanąć oko w oko ze śmiertelnym niebezpieczeństwem, ryzykując swoje życie miedzy innymi dla niej, April i Reda oraz wszystkich innych mieszkańców Vegety.
OCC: Trening start
Wszystko wydawało się toczyć tak, jak to planowała. Miała tylko nadzieję, że Frost i naukowcy nie napotkali na więcej przeszkód. W zasadzie Vulfila nie musiała już obawiać się wykrycia z tą szemraną bandą, więc nic więcej jej nie groziło, ale żywiła głęboką nadzieję, że chang odnajdzie Aleksandra Rogozina i przekaże mu te szczątkowe informacje. Znając mentalność naukowca, nie spocznie, dopóki jej nie odnajdzie lub nie pozna prawdy, a tak chociaż miałby spokój sumienia.
Lecąc wysoko nad miastem, Vulfila miała ogląd na całą sytuację. W chmurach było jej trochę zimno. Dreszczyk spowił jej delikatną skórę, więc przetarła w locie nagie ramiona, żeby je lekko rozgrzać.
Daleko na północy cała stolica runęła. Jak można się spodziewać, pod gruzami zginęło wielu niewinnych saiyan, choć oczywiście o jakiejkolwiek niewinności w wykonaniu tej rasy trudno mówić. Na szczęście saiyańska rodzina kadetki nie mieszkała w tamtych okolicach, a choć dziewczyna nie przejmowała się zbytnio losem nieznanych sobie w zasadzie małp, liczyła na zawiązanie jakichkolwiek stosunków w przyszłości.
W nienaruszonej dzielnicy znajdował się również szpital miejski, gdzie regenerowała się Eve. Vulfila zatrzymała się w powietrzu, spoglądając na tamtą okolicę. Rozważała, czy nie powinna tam wstąpić i zapytać o zdrowie koleżanki. Wtedy jednak usłyszała głośny świst KI nieopodal siebie. To był jakiś obcy saiyan z tą kobietą, która dała kadetce wodę i Redem. Lecieli w stronę, gdzie zapewne toczyła się dalsza walka. Być może wcale by to nie zainteresowało halfki, gdyby nie to, że pozostała tylko jedna, potężna osoba z Tsufulem - Hazard. Zmarszczyła usta i doszła do wniosku, że nawet, jeśli dziewczyna Raziela czuje się już znacznie lepiej, wciąż będzie leżała w komorze, więc jej towarzystwo na nic by się nie zdało. Wystrzeliła dalej w tę samą stronę, gdzie lecieli saiyanie.
Niebawem Vulfila doleciała do centrum wydarzeń. Wokoło kręciło się wielu gapiów, w tym sporo osób, które już kiedyś spotkała. Zanim rozejrzała się dobrze, poszukała samotnej skały gdzieś w niewielkim oddaleniu, gdzie mogłaby czuć sie bezpiecznie, a jednocześnie obserwować z dużą dokładnością. Zasiadła na występie. Jej ogon wykręcał się co chwilę zdenerwowany. Dziewczyna przechyliła się lekko do przodu, podpierając się też rękami, a nogami machała jak dziecko.
Kiedy Vulfila siedziała już wygodnie, mogła rozejrzeć się dokładnie. Szybko zauważyła Hazarda, który zresztą był centrum zainteresowania wszystkich. Wyglądał przerażająco, zupełnie do siebie niepodobny. Nawet bijąca od niego aura nie przypominała jego naturalnego ciepła i niepewności ani też siły, lecz wrogość, a nawet niezmierzoną nienawiść. Miał białe włosy, poszarzałą skórę, obłęd w oczach i czerwone pasy przedzierające się przez długość czoła aż po podbródek. Jego postura zdradzała obecność pasożyta. Że też kadetka sama tego wcześniej nie zauważyła. Znacznie gorsze jednak było to, co w tym momencie robił... U jego stóp leżało... kolejne martwe ciało, tak samo jak na korytarzu przed salą treningową... Tsuful miał nawet ten sam wyraz twarzy, mieszaninę zadowolenia i nienasycenia. Tylko tym razem półsaiyanka rozpoznała, czyje zwłoki pozostawił po sobie ten zwyrodnialec... To był ten chłopak, który na szyi nosił naszyjnik z kłem ziemskiego zwierzęcia.
Vulfila odwróciła wzrok. W takich chwilach jej ludzka natura brała górę. Przymknęła oczy czując narastające współczucie. Głównie dla kolejnej ofiary tego, który chciał dokonać takiej zemsty. Nie ulegało wątpliwości, że to, co saiyanie zrobili tsufulianom musiało być bestialskie i kadetka wcale nie wątpiła, że być może i to, czego dokonuje Katsu ma swoje uzasadnienie. Jednak patrząc jednostkowo, to przecież chłopiec z naszyjnikiem nie był niczemu winny... nie powinien płacić za błędy przodków. Życie skończyło się dla niego przedwcześnie, a mógł spełnić swoje marzenia, założyć rodzinę, dokonać czegoś szlachetnego... A nawet, jeśli nie, to przecież każde żywe stworzenie zasługuje na szansę, żeby żyć... Jemu to już nie będzie dane nawet, jeśli Tsuful miał jakiekolwiek podstawy, żeby tak się zachować.
Z drugiej strony choć Vulfila dogłębnie nienawidziła Tsufula za to, czego dokonywał, gdzieś w głębi duszy wiedziała, że musiały targać nim uczucia nie do przezwyciężenia. Takie, które zrodziłyby się i w jej sercu, gdyby saiyanie napadli na Ziemię i dokonali eksterminacji ziemian. A już w szczególności, jeśli skrzywdziliby Aleksandra Rogozina. Wtedy żal i rozrywające pragnienie zemsty zaślepiłoby ją i dokładnie to samo odczuwać musiał Katsu. Gdyby tylko dało się przekuć jego ból oraz przeżywany wiekami koszmar straty wszystkiego, co kiedykolwiek liczyło się dla niego, w rozładowujący płacz, a tym samym wyzwolić pokłady kumulowanej złości w słowa... Gdyby można było jakkolwiek go pocieszyć, zamiast być zmuszonym do walki... Dokonywania kolejnych cierpień... Być może i sama Vufila poświęciłaby się wtedy, zaryzykowała sobą, jak to już raz zrobiła dla Eve... Żeby uratować tego, którego nikt nie zrozumiał, który miał prawo do zemsty i zostania wysłuchanym...
Cała ta sytuacja natomiast skupiała się na Hazardzie, bo nawet, jeśli zostanie z niego wytrzebiony pasożyt, to on będzie musiał zapłacić za wszystkie krzywdy na saiyanach. A ta bezlitosna rasa być może nawet dokona na nim wyroku śmierci, choć przecież nie będzie niczemu winny. Tego Vulfila by nie chciała, ale też w głębi duszy miała do niego ten lekki żal o to, że pozwolił się zarazić, nie stawiał najmniejszego oporu Tsufulowi. Będzie patrzyła na jego twarz i widziała w nim dwie strony... jedną bestialską... ten wyraz twarzy, kiedy zabijał z zimną krwią, kiedy i ją samą dusił. Będzie go za to mimowolnie nienawidziła... i tę drugą stronę... tę, która wciąż śni jej się w półkoszmarach, tę niespełnioną, wrażliwą... Tę, którą wcześniej chciała poznać i smakować w intymnych chwilach. Kadetka to właśnie odczuwała, jakby w jej sercu przechylały się co rusz na szali dwa skrajne uczucia.
Nim Vulfila była w stanie ponownie spojrzeć w miejsce martwego ciała kadeta, musiała zając myśli czymś innym. Obejrzała okolicę, a nieopodal spostrzegła znanego już sobie mężczyznę z długim, czarnym warkoczem. To był Red. Dobrze znać jego strategiczne położenie na wypadek, gdyby kadetka znowu niechcący stała się obiektem zainteresowania Tsufula, to znaczy, gdyby znów chciał ją zabić.
Po dłuższej chwili Vulfila uspokoiła swoje wnętrze, tłumiąc uczucia. Chciała o tym zapomnieć, nie pozwolić sobie na łzy, które same cisnęły się na widok kolejnego martwego ciała. Kiedy zwróciła wzrok znów w stronę Katsu, zauważyła kolejnego odważnego saiyana, chcącego zmierzyć się oraz zaryzykować życiem dla uratowania kolejnych istnień. Musiał to być towarzysz kobiety, która ofiarowała Vulfili wodę. Mężczyzna wydawał się silny, nawet chyba wreszcie potężniejszy niż Tsuful. Trudno było jednak powiedzieć, czy Katsu nie ukrywa kolejnego asa w rękawie, którego wyjmie w najmniej spodziewanym momencie, więc i Jasnowłosy nie mógł czuć się bezpieczny.
Vulfila podgarnęła nogi tak, żeby usiąść po turecku. Odetchnęła kilkakrotnie głęboko. Nie wiedziała, czy to, co zamierzała zrobić, w czymkolwiek pomoże ani czy to w ogóle działa. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że KI ma wiele wciąż nieodkrytych zastosowań, więc zdecydowała sie spróbować. Wyprostowała plecy, rozświetliła wokół siebie niebieską aurę i zaczęła skupiać na sobie pozytywną energię. Chciała posłać w stronę Hazarda i Kuro jak najwięcej oczyszczającej mocy, która mogłaby w pozytywny sposób wpłynąć na wynik ich walki. Liczyła na to, że dotrze do głębi umysłu Hazarda, może gdzieś uśpiony odczuje jej nawoływanie. Próbowała konstruować myśli w ostrzeżenie, które wybudziłoby go z letargu. Jednocześnie liczyła na to, że sam Katsu odbierze i odczuje jej współczucie i zrozumienie. Może dzięki temu przełamałby się i zaprzestał dalszego mordowania? Jeśli wyczuje przeprosiny i żal ze strony potomków tych saiyan, którzy kiedyś dokonali tak bestialskich czynów. A w ostateczności kadetka chciała, by jej KI wzbogaciła energię Kuro, który teraz odważył się stanąć oko w oko ze śmiertelnym niebezpieczeństwem, ryzykując swoje życie miedzy innymi dla niej, April i Reda oraz wszystkich innych mieszkańców Vegety.
OCC: Trening start
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Pią Gru 27, 2013 9:42 pm
To czego chcesz, a to czego potrzebujesz nie zawsze idzie w parze. Tak naprawdę, bardzo rzadko udaje się jednostce odkryć co jest jej niezbędne do egzystencji. Utrudniają to nam wizję, sny, hierarchia wartości oraz oczywiste sprawy, które na pierwszy rzut oka nie są już tak oczywiste…
Vivian leciała najszybciej jak mogła, a i tak pozostawała w tyle za dwoma wojownikami. Złota aura roziskrzyła jej sylwetkę na czerwonym niebie. Kolor przypominał rozwodnioną posokę… Właśnie, ile czasu minęło od feralnego ataku Akademii? To już popołudnie, wieczór? Rzeczywistość pozostawała rozmazana w aurze nierealności. Te walki, wybuchy, jak najbardziej realny ból nie były jednak częścią snu. To się działo naprawdę. I z całego serca Vivian pragnęła, by w końcu się skończyło.
Gdy wzbili się w powietrze nie wypowiedziała ani słowa. Usta zamieniły w prostą linię, oczy stały obce, ostre. Nie wiedziała jaki jest plan, nie wdrożono ją w działania, ale… Dziewczyna nie byłaby w stanie o tym myśleć. W głowie tętniły jej jak czerwone ognie dwie Ki. Katsu i Raziel. Trzeciej nie było już z nimi i sam ten fakt sprawiał, że dłonie w ciemnych rękawiczkach zaciskały się w pięści. Skóra była lepka od brudu i krwi, dziewczyna nie mogła opanować drżenia. Co z tego? Mogła trzęść się jak osika, mało ją to obchodziło. Przetarła twarz, rozmazując wilgotny od wcześniejszych łez kurz i wzięła w pierś głęboki oddech.
Podkład~
Serce bolało z żalu i strachu, a ścisnęła je w żelaznej pięści furia. Ósemka miała problemy ze sobą, swoją głową… Zacisnęła zęby. Nie o nią tu chodzi, do jasnej cholery! Nie ma rozwodzić się nad sobą, co się by miało nie stać, zrobi co może! Idzie na pewną śmierć, czy też nie… Kogo to obchodzi? Obchodzi. Może. Niewiedziała. Jedyną rzeczą, jakiej była pewna, to fakt, że nie chcę by ktoś zginął… O siebie się nie martwiła. Miała przeklęte szczęście, które w jakiś durny sposób często ratowało jej skórę, chociażby miała ją żywcem wygarbowaną.
Nie ma bezsensownej śmierci gdy giniesz w walce. To nie jest śmierć głupia, gdy umierasz, bo zabija Cię wybuch reaktora. To tragiczne i niespodziewanie straszne sposoby na zakończenie żywota. Bezsensowną można nazwać taką, z której nikt niczego nie wyniesie, a głupią, poślizgnięcie na skórce od banana. Tyle osób zakończyło istnienie… I choć nie zna twarzy, imienia, każdą śmierć czuła z osobna i razem. Ci wszyscy ludzie będą czuli rozpacz podobną do tej, którą ona sama czuła gdy dowiedziała się o śmierci brata. To było jak cios w żołądek. Gdzie wojsko? Gdzie Trenerzy, wojownicy, dokąd wywiało Króla? Jednym ruchem powinni zmieść Tsufula z Vegety, a tymczasem od opuszczenia Akademii kadetka nikogo nie widziała. Co to za władca, który stawia siebie wyżej niż swój lud?
Dolecieli. Vivian z daleka rozpoznała udeptaną ziemię, tym razem jeszcze bardziej upatrzoną pięknymi dziurami po wybuchach. Red i Kuro już tam byli.
Wylądowała za nimi, bardziej z boku, by widzieć wszystko dokładnie. Wystarczyło jedno spojrzenie by obraz z Pola wyrył się w jej podświadomości i straszył po nocach. Świeżo rozgrzebana ziemia, doły i skruszone skały splamione posoką. Brązowowłosy kadet leżał martwy wśród kurzu. Ciało Vernila ociekało krwią, było zmasakrowane, pełne większych i mniejszych ran. Co czuje wojownik przed śmiercią? Ósemka mogła mieć tylko nadzieję, że nieprędko się dowie.
Katsu trzymał Raziela za gardło. Widziała dobrze zielonookiego kadeta, Tsuful ściskał jego szyję unosząc w powietrze i tym samym dając nowoprzybyłym dobry widok na całe zajście. Krew. Znów dużo krwi. Jedna ręka zwisała chłopakowi jak naderwany kawałek szmaty, rany niby upiorne ozdoby widniały wszędzie, od czubka głowy do końca ogona. Ziemia był wilgotna od posoki pod nimi. A najgorszy był fakt, że chłopaka trzymał w łapach wróg. Vivian stężała, nie śmiąc się ruszyć. W tej chwili chciała rzucić się na Katsu, ale miała na tyle rozsądku by tego nie zrobić. Nic by tym nie zyskała i prędzej zabiłby Raziela niż ona czegoś dokonała. Wściekłość i strach walczyły naprzemiennie, ale musiała dać za wygraną. Z niej żadnego pożytku tu nie będzie, zostawia to pozostałym. Jeśli będzie to możliwe, zabierze rannego i ciało Vernila. Walczył dzielnie, nie zasługuje na to, by jego ciało obróciło się w pył gdzieś na pustkowiu.
Tylko niech ten drań go puści!
Wlepiając oczy w Tsufula, powodowana impulsem spojrzała na twarz Raziela. Blady, odrapany, z krwią cieknącą obficie z ust… Najpierw był Vernil… Wyparła tę myśl, szukając jego spojrzenia. Złapała zmęczony, ale hardy wzrok chłopaka. Ścisnęło ją w żołądku, ale wbiła w niego zielony oczy, chcąc przekazać ... Wsparcie. Łatwo mówić to komuś, komu Tsuful przed chwilą nie wbił kolana w żołądek, ale jakkolwiek by to nie brzmiało, chciała pokazać, że jest. Kąciki powiek zaswędziały jednoznacznie, ale siłą hamowała uczucia. Mazgajenie się nie pomoże, a… Dwie łzy poleciały po policzkach, gdy poruszyła wargami, bezgłośnie wymawiając dwa słowa.
Trzymaj się.
Łatwo jej mówić. Wytarła ukradkiem dłonią wilgoć na policzkach, odwracając głowę i wycofując się. Teraz inni będą grali pierwsze skrzypce. Skierowała się na bok, nie przejmując tężejącym wokół napięciem podeszła do ciała leżącego nieopodal. Ciągnęła za sobą splamiony krwią miecz i najlepiej jak mogła ukrywając kuśtykanie. Może ktoś coś do niej mówił, może nie, nie słyszała. Nie obchodziło jej to.
Przyklękła obok martwego Vernila, omiotła ciężkim spojrzeniem jego rany. Nadpalone ciało, rany kłute, cięcia, obicia, krwawe sińce. Od walki, czy Tsuful kopał leżących? Nie zdziwiło jej to. Przebita na wylot klatka piersiowa. Raczej nie łaska, bo musiał być przez moment świadomy. Kadet miał otwarte oczy, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w niebo. Ostrożnie, drżącą dłonią zamknęła mu powieki.
- Miałeś nie ginąć, idioto. – Szepnęła z trudem.
Ósemkę coś w sercu bolało od samego patrzenia na chłopaka, choć z trudem oderwała wzrok. Wargi drgnęły mimowolnie, brwi uniosły się w górę jak u osób w skrajnej rozpaczy, ale zacisnęła powieki tak mocno, że plamy zatańczyły przed oczami. Wstała, odwracając się w stronę pozostałych. Żadnych więcej łez. Jeśli wszystko dobrze się skończy, będzie mogła wypłakać się w poduszkę w swojej kwaterze. Gdy otworzyła oczy, tęczówki były podbarwione szkarłatem. Walczyła z wściekłością, kurczowo ściskając rękojeść miecza.
~Panuj nad sobą!~
Są sprawy ważne i ważniejsze, ale nie należy szukać wśród nich tych przodujących. Priorytety są z reguły widoczne na samym początku. Nie chciała walczyć, jednak w razie czego rzuci się do przodu. Chronić żywych, oddać szacunek zmarłym. Martwy Vernil, Raziel trzymany przez Tsufula. Kolejne mentalne ciosy, bez tchu szarpiące jej sumieniem. Strach przeżarty wściekłością, furia zabarwiona lękiem. Tchórz!
Szlag. Wiedziała, że to tylko Tsuful kieruje Hazardem, ale jakaś część Vivian bardzo chciała zatopić w nim ostrze, aż po rękojeść, a potem uznać to za wypadek przy pracy.
Słowa. Ktoś coś powiedział, nie zorientowała się co. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Katsu ścisnął szyję Raziela a Ósemce tęczówki rozbłysły czerwienią. Wargi rozciągnęły się i warknęłaby wściekle gdyby nie szybki ruch. Tsuful rzucił kadetem jakby ćwiczył rzut w dal. Mówi się, że takie momenty widzi się w zwolnionym tempie, ale to trwało nie dłużej niż mgnienie oka. Vivian rzuciła się do przodu, łapiąc chłopaka za ramiona. Impet z jakim został wyrzucony powalił Ósemkę na kolana i wbił stopy w ziemię. Kolejne dwie wyrwy pojawiły się na przeoranym Polu.
Pomogła chłopakowi usiąść na ziemi, oddychając ciężko. Przykucnęła obok, opierając się na mieczu, rzucając czujne spojrzenie na Katsu, który jak widać stracił już nimi zainteresowanie. To już…
- Raziel. – Ósemka wzięła głęboki oddech. – Zabroniłam wam umierać.
Opuszczając głowę z bliska zobaczyła rany. Uderzył ją widok krwi, wybitego ramienia i sinej klatki piersiowej. Mogłaby w końcu przywyknąć do oglądania ran. Ona też tak wygląda? Wątpliwie, ale nieodłączne wrażenie, jakoby ktoś kopał ją w żołądek powróciło silniej niż przedtem. Na szyi Raziela widniała sina obwódka od ucisku Katsu. Niewiele brakowało…
Nie podejrzewała, że ma jeszcze w sobie tyle siły, by złapać za rękojeść miecz i zamachnąć się najpotężniej jak mogła. Stało się to w ułamku sekundy, gdy w chwili słabości pozwoliła, by echo furii znów nad nią zapanowało. Wzrok kopał po oczach czerwienią. Vivian posłała ostrze w powietrze, które jednolitym torem poleciało w kierunku Tsufula. Ten odbił je z łatwością, miecz znikł odlatując gdzieś w przestrzeń. Raczej go już nie odzyska.
Ósemka opadła wolno na kolana, wspierając rozpalone czoło na dłoni.
- Na nic więcej się tu nie przydamy. Błagam, chodźmy stąd, zanim zrobię coś jeszcze głupszego.
OOC Edit ---> (Fabularny) Rzut mieczykiem w Hazzego
---> + 10% HP
---> + 10% KI
Spojrzenie w stronę Raziela Tak, doczekałeś się
Vivian leciała najszybciej jak mogła, a i tak pozostawała w tyle za dwoma wojownikami. Złota aura roziskrzyła jej sylwetkę na czerwonym niebie. Kolor przypominał rozwodnioną posokę… Właśnie, ile czasu minęło od feralnego ataku Akademii? To już popołudnie, wieczór? Rzeczywistość pozostawała rozmazana w aurze nierealności. Te walki, wybuchy, jak najbardziej realny ból nie były jednak częścią snu. To się działo naprawdę. I z całego serca Vivian pragnęła, by w końcu się skończyło.
Gdy wzbili się w powietrze nie wypowiedziała ani słowa. Usta zamieniły w prostą linię, oczy stały obce, ostre. Nie wiedziała jaki jest plan, nie wdrożono ją w działania, ale… Dziewczyna nie byłaby w stanie o tym myśleć. W głowie tętniły jej jak czerwone ognie dwie Ki. Katsu i Raziel. Trzeciej nie było już z nimi i sam ten fakt sprawiał, że dłonie w ciemnych rękawiczkach zaciskały się w pięści. Skóra była lepka od brudu i krwi, dziewczyna nie mogła opanować drżenia. Co z tego? Mogła trzęść się jak osika, mało ją to obchodziło. Przetarła twarz, rozmazując wilgotny od wcześniejszych łez kurz i wzięła w pierś głęboki oddech.
Podkład~
Serce bolało z żalu i strachu, a ścisnęła je w żelaznej pięści furia. Ósemka miała problemy ze sobą, swoją głową… Zacisnęła zęby. Nie o nią tu chodzi, do jasnej cholery! Nie ma rozwodzić się nad sobą, co się by miało nie stać, zrobi co może! Idzie na pewną śmierć, czy też nie… Kogo to obchodzi? Obchodzi. Może. Niewiedziała. Jedyną rzeczą, jakiej była pewna, to fakt, że nie chcę by ktoś zginął… O siebie się nie martwiła. Miała przeklęte szczęście, które w jakiś durny sposób często ratowało jej skórę, chociażby miała ją żywcem wygarbowaną.
Nie ma bezsensownej śmierci gdy giniesz w walce. To nie jest śmierć głupia, gdy umierasz, bo zabija Cię wybuch reaktora. To tragiczne i niespodziewanie straszne sposoby na zakończenie żywota. Bezsensowną można nazwać taką, z której nikt niczego nie wyniesie, a głupią, poślizgnięcie na skórce od banana. Tyle osób zakończyło istnienie… I choć nie zna twarzy, imienia, każdą śmierć czuła z osobna i razem. Ci wszyscy ludzie będą czuli rozpacz podobną do tej, którą ona sama czuła gdy dowiedziała się o śmierci brata. To było jak cios w żołądek. Gdzie wojsko? Gdzie Trenerzy, wojownicy, dokąd wywiało Króla? Jednym ruchem powinni zmieść Tsufula z Vegety, a tymczasem od opuszczenia Akademii kadetka nikogo nie widziała. Co to za władca, który stawia siebie wyżej niż swój lud?
Dolecieli. Vivian z daleka rozpoznała udeptaną ziemię, tym razem jeszcze bardziej upatrzoną pięknymi dziurami po wybuchach. Red i Kuro już tam byli.
Wylądowała za nimi, bardziej z boku, by widzieć wszystko dokładnie. Wystarczyło jedno spojrzenie by obraz z Pola wyrył się w jej podświadomości i straszył po nocach. Świeżo rozgrzebana ziemia, doły i skruszone skały splamione posoką. Brązowowłosy kadet leżał martwy wśród kurzu. Ciało Vernila ociekało krwią, było zmasakrowane, pełne większych i mniejszych ran. Co czuje wojownik przed śmiercią? Ósemka mogła mieć tylko nadzieję, że nieprędko się dowie.
Katsu trzymał Raziela za gardło. Widziała dobrze zielonookiego kadeta, Tsuful ściskał jego szyję unosząc w powietrze i tym samym dając nowoprzybyłym dobry widok na całe zajście. Krew. Znów dużo krwi. Jedna ręka zwisała chłopakowi jak naderwany kawałek szmaty, rany niby upiorne ozdoby widniały wszędzie, od czubka głowy do końca ogona. Ziemia był wilgotna od posoki pod nimi. A najgorszy był fakt, że chłopaka trzymał w łapach wróg. Vivian stężała, nie śmiąc się ruszyć. W tej chwili chciała rzucić się na Katsu, ale miała na tyle rozsądku by tego nie zrobić. Nic by tym nie zyskała i prędzej zabiłby Raziela niż ona czegoś dokonała. Wściekłość i strach walczyły naprzemiennie, ale musiała dać za wygraną. Z niej żadnego pożytku tu nie będzie, zostawia to pozostałym. Jeśli będzie to możliwe, zabierze rannego i ciało Vernila. Walczył dzielnie, nie zasługuje na to, by jego ciało obróciło się w pył gdzieś na pustkowiu.
Tylko niech ten drań go puści!
Wlepiając oczy w Tsufula, powodowana impulsem spojrzała na twarz Raziela. Blady, odrapany, z krwią cieknącą obficie z ust… Najpierw był Vernil… Wyparła tę myśl, szukając jego spojrzenia. Złapała zmęczony, ale hardy wzrok chłopaka. Ścisnęło ją w żołądku, ale wbiła w niego zielony oczy, chcąc przekazać ... Wsparcie. Łatwo mówić to komuś, komu Tsuful przed chwilą nie wbił kolana w żołądek, ale jakkolwiek by to nie brzmiało, chciała pokazać, że jest. Kąciki powiek zaswędziały jednoznacznie, ale siłą hamowała uczucia. Mazgajenie się nie pomoże, a… Dwie łzy poleciały po policzkach, gdy poruszyła wargami, bezgłośnie wymawiając dwa słowa.
Trzymaj się.
Łatwo jej mówić. Wytarła ukradkiem dłonią wilgoć na policzkach, odwracając głowę i wycofując się. Teraz inni będą grali pierwsze skrzypce. Skierowała się na bok, nie przejmując tężejącym wokół napięciem podeszła do ciała leżącego nieopodal. Ciągnęła za sobą splamiony krwią miecz i najlepiej jak mogła ukrywając kuśtykanie. Może ktoś coś do niej mówił, może nie, nie słyszała. Nie obchodziło jej to.
Przyklękła obok martwego Vernila, omiotła ciężkim spojrzeniem jego rany. Nadpalone ciało, rany kłute, cięcia, obicia, krwawe sińce. Od walki, czy Tsuful kopał leżących? Nie zdziwiło jej to. Przebita na wylot klatka piersiowa. Raczej nie łaska, bo musiał być przez moment świadomy. Kadet miał otwarte oczy, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w niebo. Ostrożnie, drżącą dłonią zamknęła mu powieki.
- Miałeś nie ginąć, idioto. – Szepnęła z trudem.
Ósemkę coś w sercu bolało od samego patrzenia na chłopaka, choć z trudem oderwała wzrok. Wargi drgnęły mimowolnie, brwi uniosły się w górę jak u osób w skrajnej rozpaczy, ale zacisnęła powieki tak mocno, że plamy zatańczyły przed oczami. Wstała, odwracając się w stronę pozostałych. Żadnych więcej łez. Jeśli wszystko dobrze się skończy, będzie mogła wypłakać się w poduszkę w swojej kwaterze. Gdy otworzyła oczy, tęczówki były podbarwione szkarłatem. Walczyła z wściekłością, kurczowo ściskając rękojeść miecza.
~Panuj nad sobą!~
Są sprawy ważne i ważniejsze, ale nie należy szukać wśród nich tych przodujących. Priorytety są z reguły widoczne na samym początku. Nie chciała walczyć, jednak w razie czego rzuci się do przodu. Chronić żywych, oddać szacunek zmarłym. Martwy Vernil, Raziel trzymany przez Tsufula. Kolejne mentalne ciosy, bez tchu szarpiące jej sumieniem. Strach przeżarty wściekłością, furia zabarwiona lękiem. Tchórz!
Szlag. Wiedziała, że to tylko Tsuful kieruje Hazardem, ale jakaś część Vivian bardzo chciała zatopić w nim ostrze, aż po rękojeść, a potem uznać to za wypadek przy pracy.
Słowa. Ktoś coś powiedział, nie zorientowała się co. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Katsu ścisnął szyję Raziela a Ósemce tęczówki rozbłysły czerwienią. Wargi rozciągnęły się i warknęłaby wściekle gdyby nie szybki ruch. Tsuful rzucił kadetem jakby ćwiczył rzut w dal. Mówi się, że takie momenty widzi się w zwolnionym tempie, ale to trwało nie dłużej niż mgnienie oka. Vivian rzuciła się do przodu, łapiąc chłopaka za ramiona. Impet z jakim został wyrzucony powalił Ósemkę na kolana i wbił stopy w ziemię. Kolejne dwie wyrwy pojawiły się na przeoranym Polu.
Pomogła chłopakowi usiąść na ziemi, oddychając ciężko. Przykucnęła obok, opierając się na mieczu, rzucając czujne spojrzenie na Katsu, który jak widać stracił już nimi zainteresowanie. To już…
- Raziel. – Ósemka wzięła głęboki oddech. – Zabroniłam wam umierać.
Opuszczając głowę z bliska zobaczyła rany. Uderzył ją widok krwi, wybitego ramienia i sinej klatki piersiowej. Mogłaby w końcu przywyknąć do oglądania ran. Ona też tak wygląda? Wątpliwie, ale nieodłączne wrażenie, jakoby ktoś kopał ją w żołądek powróciło silniej niż przedtem. Na szyi Raziela widniała sina obwódka od ucisku Katsu. Niewiele brakowało…
Nie podejrzewała, że ma jeszcze w sobie tyle siły, by złapać za rękojeść miecz i zamachnąć się najpotężniej jak mogła. Stało się to w ułamku sekundy, gdy w chwili słabości pozwoliła, by echo furii znów nad nią zapanowało. Wzrok kopał po oczach czerwienią. Vivian posłała ostrze w powietrze, które jednolitym torem poleciało w kierunku Tsufula. Ten odbił je z łatwością, miecz znikł odlatując gdzieś w przestrzeń. Raczej go już nie odzyska.
Ósemka opadła wolno na kolana, wspierając rozpalone czoło na dłoni.
- Na nic więcej się tu nie przydamy. Błagam, chodźmy stąd, zanim zrobię coś jeszcze głupszego.
OOC Edit ---> (Fabularny) Rzut mieczykiem w Hazzego
---> + 10% HP
---> + 10% KI
Spojrzenie w stronę Raziela Tak, doczekałeś się
- Spoiler:
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Sob Gru 28, 2013 8:40 pm
Niektórzy mówią, że przed śmiercią widzisz całe swoje życie. Płynie ono jak film. Wszystkie chwile, lepsze i gorsze. Widzisz je, czujesz i wiesz jedno. Wiesz, że twoje życie właśnie się kończy. Może te wspomnienia mają sprawić, że opuszczenie tego padołu łez będzie lżejsze. Możliwe. Za niedługo się o tym przekona.
W życiu Raziela chwil złych było więcej niż tych dobrych. Strata matki, lodowy mur, odrzucenie ludzi, porażka z Changelingami, gnojenie w Akademii, walka z Tsufulem, strata Eve. Normalna osoba by się już załamała, albo uległa totalnemu zbydlęceniu. Jednak zielonooki nie był normalny. W końcu był Saiyaninem, zaś ta rasa byłą tak blisko normalności jak Koszarowy tego, że był ojcem Blade’a. Czyli bardzo daleko. No, ale wracając do tematu. Saiyanie mogli być gnojami, dupkami i mordercami. Mogli podbijać planety, wyrzynać ludność, ale na pewno nie byli tchórzami i zdrajcami. Przynajmniej większość. Syn Aryenne w dalszym ciągu pamiętał o pewnym panu, któremu ma przetrącić kark. Lecz co się odwlecze to nie uciecze.
Siedemnastolatek popatrzył w stronę Króla Tsufuli. Choć nie chciał tego pokazać to słowa ciemnowłosego trafiły w cel. Chciał by ten psychol zostawił Vernila. Na ich nieszczęście glut, który opanował ciało Hazarda miał inny plan. Płynnym kopniakiem podrzucił ciało brązowookiego do góry, po czym chwycił go. Na dłoni białowłosego zalśnił KI Sword. Zahne wpatrywał się w tą scenę, zupełnie nie mogąc się ruszyć. Czuł się jakby jego mięśnie zamieniły się w kamień. Jednak nawet gdyby mógł się ruszyć to co by zrobił? Zaatakował Katsu. Równie dobrze mógłby sobie sam strzelić w łeb z Big Banga. Jednak nie wróć. Nawet by mu nie wystarczyło Ki na takie przedsięwzięcie. Na dodatek stan jego ciała pozostawiał wiele do życzenia. Wybite i złamane ramię. Ciało pełne oparzeń z licznymi ranami ciętymi. Tyle widać powierzchownie. Nie wiadomo w jakim stanie były narządy wewnętrzne. Choć sądząc po dość mocnym pluciu krwią i silnym bólu to były w niezbyt dobrej kondycji. Na dodatek pewnie porozrywane mięśnie. Wszystko to składało się na obraz szmaragdowookiego Saiyanina. Pięknie nie? I jak on miał zaatakować przeciwnika, z którym nie dali sobie rady nawet podczas fuzji. Wtedy, zaś byli jedną z najpotężniejszych istot na tej planecie, a i tak nie dali mu rady. Nie miał nawet tyle siły by się ruszyć, a co dopiero mówić o ataku. Mógł jedynie ze złością się przyglądać co Katsu zamierza zrobić Vernilowi. A to było straszne z każdą chwilą. Chciał krzyknąć, chciał wystrzelić pocisk energii w tego bydlaka, lecz nie mógł. Mógł tylko patrzyć jak miecz energetyczny przeszywa ciało jego towarzysza.
- VERNIL! – ryknął kiedy ciało brązowowłosego zostało rzucone w proch Vegety. Krew zaczęła powoli zabarwiać pył ojczystej planety Saiyan. Nogi odmówiły Razielowi posłuszeństwa. Młody kadet upadł na kolana cały czas wpatrując się w martwe ciało Vernila, jakby jeszcze to do niego nie dotarło. Nawet nie zwrócił uwagi na Tsufula w ciele Nashiego, który zbliżał się do niego z ochotom tortur i kolejnego morderstwa w oczach. Kiedy go podnosił za szyję, w zielonych oczach wojownika Vegety nie było już nic. Stały się puste jak w chwili, kiedy ten gnój w tym samym stylu przebił jego ukochaną. Spojrzał w bezduszną twarz Katsu, który uśmiechał się szyderczo. W następnej sekundzie Zahne poczuł silne uderzenie w żołądek. Po chwili padło pytanie, lecz Raziel postanowił, że będzie siedział cicho i nie da temu bydlakowi satysfakcji, że go złamał. Zacisnął zęby i w milczeniu przyjmował kolejne ciosy. Uderzenia łamały mu żebra i sprawiały, że coraz ciężej mu się oddychało. Po którymś z kolei glut powtórzył pytanie. Raziel tylko się uśmiechnął i splunął krwią, prosto w twarz Hazarda.
- Tu masz moją odpowiedź gnoju. Wsadź ją sobie w dupę. – wychrypiał. Był już gotowy. Czekał tylko na chwilę, w której Katsu zaciśnie mocniej dłoń i zmiażdży mu gardło równocześnie posyłając go w niebyt. Przymknął oczy i czekał na ostateczne rozwiązanie. Po chwili usłyszał jakiś obcy głos. Otworzył zielone otwory duszy i spojrzał w bok na tyle, na ile mógł. Na Polu Bitewnym pojawił się ktoś nowy. Jakiś srebrnowłosy młodzieniec. Obok niego stała jakaś dziewczyna o czarnych włosach. April. Ale co ona tu robiła? Jednak zanim zdążył przyjrzeć się innych osobą, z tej osobliwej paczki, poczuł silnej szarpnięcie i lot. Najwyraźniej Tsuful znudził się swoją zabawką i rzucił ją w proch. Lecz ciało Raziela nie uderzyło o ziemię. Ktoś złapał go za ramiona, dzięki czemu zmniejszył impet. Spojrzał w bok i jego oczy od razu wychwyciły dobrze mu znaną blond grzywkę. Życie jest pokrętne. Pozwolił dziewczynie sobie pomóc. Usiadł na ziemi, czując złamane żebra i zmasakrowaną rękę. Teraz był już wrakiem Saiyanina i nie przedstawiał żadnej wartości bitewnej.
- Wybacz Vivian, coś nam się nie udało. – powiedział chłodnym głosem. Głosem zupełnie wypranym z emocji. Nie mógł spojrzeć na ciało Vernila, które blondynka jakimś cudem miała przy sobie.
– To moja wina. To przeze mnie on nie żyje. To ja sprowokowałem Tsufula. To wszystko moja cholerna wina! – ryknął uderzając zdrową pięścią w podłoże. Nie czuł już nawet bólu po uderzeniu. Czuł się jakby już nigdy nie mógł czuć bólu. Wszystko spieprzył. Wszystko. – Masz rację. Nic tu po nas. Chodźmy.
Wstał z niemały trudem i po raz ostatni spojrzał na Pole. Nie zaszczycił Katsu nawet jednym spojrzeniem, tylko od razu przeniósł swój wzrok na srebrnowłosego wojownika. Przystawił dwa palce w salucie. Życzył mu tym powodzenia. Oni zawiedli i przypłacili porażkę olbrzymią stratą. Powoli lecz systematycznie zaczął unosić się w powietrze. Miał mało energii, jednak starczyło mu sił jeszcze na lot. Miał nadzieję, że Katsu nie wpadnie do głowy strzelanie do nich, bo teraz stanowił idealny cel. Powoli odlatywali, zostawiając to miejsce za sobą.
Occ:
Początek treningu.
z/t do Szpital Miejski x2
W życiu Raziela chwil złych było więcej niż tych dobrych. Strata matki, lodowy mur, odrzucenie ludzi, porażka z Changelingami, gnojenie w Akademii, walka z Tsufulem, strata Eve. Normalna osoba by się już załamała, albo uległa totalnemu zbydlęceniu. Jednak zielonooki nie był normalny. W końcu był Saiyaninem, zaś ta rasa byłą tak blisko normalności jak Koszarowy tego, że był ojcem Blade’a. Czyli bardzo daleko. No, ale wracając do tematu. Saiyanie mogli być gnojami, dupkami i mordercami. Mogli podbijać planety, wyrzynać ludność, ale na pewno nie byli tchórzami i zdrajcami. Przynajmniej większość. Syn Aryenne w dalszym ciągu pamiętał o pewnym panu, któremu ma przetrącić kark. Lecz co się odwlecze to nie uciecze.
Siedemnastolatek popatrzył w stronę Króla Tsufuli. Choć nie chciał tego pokazać to słowa ciemnowłosego trafiły w cel. Chciał by ten psychol zostawił Vernila. Na ich nieszczęście glut, który opanował ciało Hazarda miał inny plan. Płynnym kopniakiem podrzucił ciało brązowookiego do góry, po czym chwycił go. Na dłoni białowłosego zalśnił KI Sword. Zahne wpatrywał się w tą scenę, zupełnie nie mogąc się ruszyć. Czuł się jakby jego mięśnie zamieniły się w kamień. Jednak nawet gdyby mógł się ruszyć to co by zrobił? Zaatakował Katsu. Równie dobrze mógłby sobie sam strzelić w łeb z Big Banga. Jednak nie wróć. Nawet by mu nie wystarczyło Ki na takie przedsięwzięcie. Na dodatek stan jego ciała pozostawiał wiele do życzenia. Wybite i złamane ramię. Ciało pełne oparzeń z licznymi ranami ciętymi. Tyle widać powierzchownie. Nie wiadomo w jakim stanie były narządy wewnętrzne. Choć sądząc po dość mocnym pluciu krwią i silnym bólu to były w niezbyt dobrej kondycji. Na dodatek pewnie porozrywane mięśnie. Wszystko to składało się na obraz szmaragdowookiego Saiyanina. Pięknie nie? I jak on miał zaatakować przeciwnika, z którym nie dali sobie rady nawet podczas fuzji. Wtedy, zaś byli jedną z najpotężniejszych istot na tej planecie, a i tak nie dali mu rady. Nie miał nawet tyle siły by się ruszyć, a co dopiero mówić o ataku. Mógł jedynie ze złością się przyglądać co Katsu zamierza zrobić Vernilowi. A to było straszne z każdą chwilą. Chciał krzyknąć, chciał wystrzelić pocisk energii w tego bydlaka, lecz nie mógł. Mógł tylko patrzyć jak miecz energetyczny przeszywa ciało jego towarzysza.
- VERNIL! – ryknął kiedy ciało brązowowłosego zostało rzucone w proch Vegety. Krew zaczęła powoli zabarwiać pył ojczystej planety Saiyan. Nogi odmówiły Razielowi posłuszeństwa. Młody kadet upadł na kolana cały czas wpatrując się w martwe ciało Vernila, jakby jeszcze to do niego nie dotarło. Nawet nie zwrócił uwagi na Tsufula w ciele Nashiego, który zbliżał się do niego z ochotom tortur i kolejnego morderstwa w oczach. Kiedy go podnosił za szyję, w zielonych oczach wojownika Vegety nie było już nic. Stały się puste jak w chwili, kiedy ten gnój w tym samym stylu przebił jego ukochaną. Spojrzał w bezduszną twarz Katsu, który uśmiechał się szyderczo. W następnej sekundzie Zahne poczuł silne uderzenie w żołądek. Po chwili padło pytanie, lecz Raziel postanowił, że będzie siedział cicho i nie da temu bydlakowi satysfakcji, że go złamał. Zacisnął zęby i w milczeniu przyjmował kolejne ciosy. Uderzenia łamały mu żebra i sprawiały, że coraz ciężej mu się oddychało. Po którymś z kolei glut powtórzył pytanie. Raziel tylko się uśmiechnął i splunął krwią, prosto w twarz Hazarda.
- Tu masz moją odpowiedź gnoju. Wsadź ją sobie w dupę. – wychrypiał. Był już gotowy. Czekał tylko na chwilę, w której Katsu zaciśnie mocniej dłoń i zmiażdży mu gardło równocześnie posyłając go w niebyt. Przymknął oczy i czekał na ostateczne rozwiązanie. Po chwili usłyszał jakiś obcy głos. Otworzył zielone otwory duszy i spojrzał w bok na tyle, na ile mógł. Na Polu Bitewnym pojawił się ktoś nowy. Jakiś srebrnowłosy młodzieniec. Obok niego stała jakaś dziewczyna o czarnych włosach. April. Ale co ona tu robiła? Jednak zanim zdążył przyjrzeć się innych osobą, z tej osobliwej paczki, poczuł silnej szarpnięcie i lot. Najwyraźniej Tsuful znudził się swoją zabawką i rzucił ją w proch. Lecz ciało Raziela nie uderzyło o ziemię. Ktoś złapał go za ramiona, dzięki czemu zmniejszył impet. Spojrzał w bok i jego oczy od razu wychwyciły dobrze mu znaną blond grzywkę. Życie jest pokrętne. Pozwolił dziewczynie sobie pomóc. Usiadł na ziemi, czując złamane żebra i zmasakrowaną rękę. Teraz był już wrakiem Saiyanina i nie przedstawiał żadnej wartości bitewnej.
- Wybacz Vivian, coś nam się nie udało. – powiedział chłodnym głosem. Głosem zupełnie wypranym z emocji. Nie mógł spojrzeć na ciało Vernila, które blondynka jakimś cudem miała przy sobie.
– To moja wina. To przeze mnie on nie żyje. To ja sprowokowałem Tsufula. To wszystko moja cholerna wina! – ryknął uderzając zdrową pięścią w podłoże. Nie czuł już nawet bólu po uderzeniu. Czuł się jakby już nigdy nie mógł czuć bólu. Wszystko spieprzył. Wszystko. – Masz rację. Nic tu po nas. Chodźmy.
Wstał z niemały trudem i po raz ostatni spojrzał na Pole. Nie zaszczycił Katsu nawet jednym spojrzeniem, tylko od razu przeniósł swój wzrok na srebrnowłosego wojownika. Przystawił dwa palce w salucie. Życzył mu tym powodzenia. Oni zawiedli i przypłacili porażkę olbrzymią stratą. Powoli lecz systematycznie zaczął unosić się w powietrze. Miał mało energii, jednak starczyło mu sił jeszcze na lot. Miał nadzieję, że Katsu nie wpadnie do głowy strzelanie do nich, bo teraz stanowił idealny cel. Powoli odlatywali, zostawiając to miejsce za sobą.
Occ:
Początek treningu.
z/t do Szpital Miejski x2
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Sob Gru 28, 2013 10:47 pm
Czuła, że ktoś umiera. Już lecąc to czuła, ale wciąż nie mogła tego urzeczywistnić. Dopóki nie zobaczy, to nie uwierzy. Śmierć nie przychodzi łatwo, to tak jakby kolejny etap w całym życiu, ale i tak w to nie wierzyła. Leciała beznamiętnie w objęciach Kuro i myślała, a co by było, gdyby to właśnie spotkało jego... albo Reda? Nie, nie mogłoby tak być, a ten chłopak na pewno nie umarł. Nie docierało to kompletnie to jej umysłu. Czuła jak energia tego chłopaka coraz bardziej i bardziej się zmniejsza, aż w końcu zniknęła, ale ciągle nie mogło uporządkować się w jej głowie, to nie mogła być prawda. Aż Uczucie pustki. To obecnie ją ogarnęło w drodze do miejsca. Wiedziała, że tylko jej mężczyzna życia na chwilę obecną może dać sobie radę i tylko on. Nie obchodziło ją, że tym czymś sterował Tsuful, był winny. W jej oczach i owszem. Nie potrafiła ułożyć w głowie żadnych odpowiedzi na pytania, które bezlitośnie kroiły jej tępym nożem serce pełne chaotycznych uczuć, pytania które szarpały ten wybijający rytm życia narząd na małe kawałeczki, duszę, która wyparowała gdzieś niczym poranna mgła, rozgoniona przez wiatr kłujący w oczy i prażące promienie słonce oraz głowę sprawiającą wrażenie gotowej do wybuchu od naporu niewyjaśnionych myśli, które dręczyły ją niemiłosiernie- czy to, aby na pewno prawda, że on nie żyje. Dolecieli na miejsce. Ona, Vivan, Red i Kuro. Rozejrzała się. Wiatr zaczął surowo smagać jej policzki i włosy. Wszystko wyglądało okropnie, samo miejsce walki, ale nie widziała chłopaków. Ścisnęła mocniej medalion, który Rave ofiarował jej dla Eve, obiecała, że mu go odda, że sam jej go ofiaruje. Wspomnienia, wspomnienia, które powinny już odejść w niepamięć, no cóż, takie jest życie, czasu cofnąć nie można. Teraz nie byłaby pewna, czy przysięgałaby to samo. Dołączyła po chwili do nich ta nowa dziewczyna, którą spotkała już kilka razy- Vulfilia. Brunetka podziwiała ją za odwagę, nie była zbyt silna, a pomimo wszystko pojawiła się tutaj.
Jej wzrok padł najpierw na Katsu. Nie było w nim złości, ani nawet trochę nienawiści, było to chłodne, nic nieznaczące spojrzenie, Kuro przemówił pierwszy, ale nawet nie zwracała uwagi na jego słowa. Jej oczy natychmiast zaszkliły się. Momenty, w których nie mogła opanować łez wpisały się już na wieczność w jej głowę- krzyk ojca, agresja jej własnego brata, wybuchające ognie z potężnej energii, które tak wiele jej przypominają... Nawet teraz, kiedy o tym pomyśli, jej oczy robią się coraz bardziej szkliste. Teraz do tego wszystkiego mogła dodać nowe, równie bolesne wspomnienie. W jej lazurowych zazwyczaj pięknych oczach dało zauważyć się niesamowity ból, który ją ogarniał. Przymknęła na chwilę powieki, co za ulga. Ulga tylko cielesna, że nie mogła dojrzeć tego, co umysł wykańczał zamiast oczu. Krew zaczęła automatycznie pulsować, a złość rosnąć. Oni nie byli niczego winni, byli słabsi, a on ich bestialsko... to były niewinne osoby, z którymi ona miała styczność. Była jedną z nielicznych osób, które widziały z daleka fuzję. Adrenalina niesamowicie szybko wkroczyła w jej krwiobieg i bardzo szybko się rozprzestrzeniała. Zawsze należała do osób spokojnych, ale nie tym razem. Dobra miarka została przekroczona. To był cholernie jeden niewinny chłopak! Podeszła bliżej, musiała chociaż strach ją otaczał, a może to nie było to uczucie? Szkoda, że chwile trwają tylko chwilę. Już dawno nauczyła się doceniać każdą minutę życia, szczególnie te wyjątkowe, które starała się przeżywać pojedynczo jak 24godzinny dzień, jak chociażby z Kuro. Chciałaby zamknąć te przeżycia w pudełeczku na coś drogocennego, gdzie nikt nie miałby dostępu, lecz zamiast tych próżnych, drogich rzeczy, otwierałaby je co jakiś czas by znów móc poczuć te bezcenne emocje i uczucia.
Dopiero teraz, myśląc nad tym wszystkim, czego miałam szczęście doświadczyć, wiem ilu pytań nie zadałam, na które chciałaby znać odpowiedzi. Ale sam fakt pojmowania tej wiedzy, przekładał się w moim mniemaniu na jedną z najciekawszych barw. Tym samym wokół mnie wytworzył się pokaźnych rozmiarów obraz. Cholera jasna, tak bardzo chciałaby się tam znaleźć jeszcze na chwilkę, tylko aby spytać co on o tym wszystkim sądzi, jakie jest jego zdanie, chciałam mu nakreślić sytuację. Teraz wiem, że mogłam to zrobić, a w momencie kiedy mijały godziny spędzone z tym człowiekiem, w którego patrzyłam jak obraz, myśli, które teraz mnie niesamowicie męczą, w ogóle nie przyszły mi do głowy.
Nie mogła zrozumieć dlaczego. Praktycznie go nie znała, widziała go przez parę sekund, a potem przemienił się w Rave, ale wydawał jej się niewątpliwie sympatyczny i blisko z nią związany. Zagryzła dolną wargę, po której w chwilę potem zaczęła spływać krew. Widziała jego ciało, ciało, które nigdy się nie poruszy, a to wszystko wina tego czegoś, tego robactwa. Przypomniała sobie zabawkę, którą znalazła po jakiejś małej dziewczynce, też nie była niczego winna. Była taka malutka... była jej rodaczką, a to coś, tak po prostu wszystko zniszczyło. Łzy coraz szybciej spływały po jej policzku. Uklękła przy nim i złapała go za rękę. Nic ją nie obchodziło. Nie słuchała nikogo do dookoła. Złość jaką czuła w stosunku do Katsu rosła z minuty na minutę. Zamknęła oczy i mocniej ścisnęła jego martwą dłoń. Jej włosy zrobiły się delikatnie złote, następnie powróciły do swojego naturalnego koloru. Odgarnęła mu włosy z czoła, był taki młody, taki niedoświadczony i tyle życia przed sobą.
Właśnie zastanawiam się nad tym ile razy jeszcze zrobię coś czego nie będę chciała zrobić, lecz ostatecznie wykonam to jak zaprogramowana lalka tylko po to aby poczuć się doceniona, lepsza, wyższa niż zazwyczaj, chyba zatraciłam granice, albo jeszcze w ogóle jej nie odnalazłam. to przykre, kiedy uświadamiam sobie, że Ci dla których mogłabym zdobywać gwiazdy, przypominają sobie o mnie dopiero wtedy kiedy ja zaczynam "błyszczeć", bo też chcą poczuć na sobie blask, a ja pomagam im w tym, bo wciąż nie oduczyłam się naiwności, wciąż wierze gdzieś w głębi siebie, że ludzie potrafią być prawdziwi, choć sama do końca nie wiem czy ja potrafię taka być. Człowiek to istota paradoksalna i na zawsze taką pozostanie. Czy on chciał zabłysnąć? Nie. Zdecydowanie nie, on chciał tylko uratować planetę, na której się wychował, nic więcej.
Z jej gardła wydobył się niezdefiniowany krzyk, a następnie rozpacz. Nie wyobrażała sobie, co Vivian musiała czuć, znała go, tak jak i tego drugiego bardzo dobrze. Jeszcze nie zajrzała w jakim stanie jest jego kolega. Czuła tylko, że żyje. Ledwo, ale żyje. Pochyliła się nad szatynem.
- Dlaczego umarłeś... dlaczego do jasnej cholery umarłeś, przecież miałeś przeżyć. – warknęła mu do ucha. I tak wiedziała, że nie słyszy, ale w tym momencie targały nią emocje, których nawet nie chciała powstrzymywać. Kolejna porcja złości przewinęła się po jej ciele z jeszcze większą nutą bezradności i nienawiści za jego śmierć. Nawet nie zdając sobie z tego sprawę, jej włosy znowu zabłyszczały. Ta niemoc... była taka słaba, a chciała mu się odwdzięczyć dokładnie tym samym, co on jemu. Nigdy nie rozumiała sensu walki i chyba nie będzie potrafiła. Po co szczerzyć nienawiść, kłótnie jak można zastąpić je tymi pozytywnymi uczuciami jak miłość i pojednanie... Nie rozumiem. Nie rozumiem tych wyborów ludzi, a najgorsze jest to, że najprawdopodobniej są one świadome...każdy konflikt rodzi się świadomie. Może sam Hazard nie do końca był, ale ten Tsuful? Na pewno, co więcej jemu morderstwo sprawiało jeszcze większą frajdę. popatrzyła na pierwsze kółka dymu, zaczepiające się o światło. Tak, kiedy jesteśmy nieszczęśliwi, silniej odczuwamy nieszczęście innych; uczucie nie rozprasza się, lecz skupia.
Z tą samą rozpaczą, bólem, łzami, niekontrolowanymi drganiami powiek, zaciskaniem pięści i bezsilnością. Dokładnie tak jak wtedy poczuła słony smak krwi z pokaleczonych zębami warg. Krótki, płynny oddech. Nic nie może więcej zrobić. Odszedł, a oni nie zdążyli mu pomóc. Nie będzie potrafiła długo sobie tego wybaczyć. Gdyby dotarli tutaj trochę wcześniej, on nadal tutaj by żył. Z całej siły walnęła pięścią w ziemię.
Jest taki moment kiedy ból jest tak duży, że nie możesz oddychać. To jest taki sprytny mechanizm. Myślę, że przećwiczony wielokrotnie przez naturę. Dusisz się, instynktownie ratujesz się i zapominasz na chwilę o bólu. Boisz się nawrotu bezdechy i dzięki temu możesz przeżyć. Brak powietrza to nie jedyny mechanizm. Inny to prawdziwy fizyczny ból. Ale trzeba go sobie samemu zadać.
Nie cuda bowiem skłaniają realistę do wiary. Prawdziwy realista, który nie wierzy, zawsze znajdzie w sobie moc i zdolność przeczenia cudom i choćby nawet stanął przed nie wątpliwym faktem, raczej nie dałby wiary własnym zmysłom, niżby miał uznać możliwość cudu. A gdyby nawet uznał, to jako fakt naturalny, który mu dotychczas nie był znany. W realiście wiara rodzi się nie od cudu, lecz cud od wiary. Tym razem tak nie było, chciała w to wierzyć, bo zawsze w życiu jej się udawało wychodzić z opresji, tak samo jak jej bliskim, a jednak tym razem stało się inaczej. Patrząc na niego zrozumiała jakie życie jest kruche i niesprawiedliwe. W jednej chwili umieramy i już nigdy nie powracamy do świata, w którym jeszcze przez moment funkcjonowaliśmy. Chciała z całej siły krzyczeć, wszystko co złe rozpraszało się w niej. Po raz pierwszy w życiu czuła jak nienawiść w niej rośnie, jej włosy ponownie zaświeciły się złotą aurą, która pojawiła się dookoła. Tak bardzo chciała stać się silniejsza, że nawet w tym momencie nie była świadoma tego, że tak właśnie się staje. Coś innego w tym momencie było dla niej ważniejsze- on. Niewinny, który umarł, a nie powinien. I to uczucie bezradności, że mu nie pomoże. Wypuściła go ze swoich objęć, wciąż klęczała na ziemi, ponownie uderzyła z całej siły o podłogę tyle, że tym razem złota poświata pojawiła się na dobre. Wstała i poczuła to, czego tak pragnęła.
Occ: hshshshshs próba ssj!
Jej wzrok padł najpierw na Katsu. Nie było w nim złości, ani nawet trochę nienawiści, było to chłodne, nic nieznaczące spojrzenie, Kuro przemówił pierwszy, ale nawet nie zwracała uwagi na jego słowa. Jej oczy natychmiast zaszkliły się. Momenty, w których nie mogła opanować łez wpisały się już na wieczność w jej głowę- krzyk ojca, agresja jej własnego brata, wybuchające ognie z potężnej energii, które tak wiele jej przypominają... Nawet teraz, kiedy o tym pomyśli, jej oczy robią się coraz bardziej szkliste. Teraz do tego wszystkiego mogła dodać nowe, równie bolesne wspomnienie. W jej lazurowych zazwyczaj pięknych oczach dało zauważyć się niesamowity ból, który ją ogarniał. Przymknęła na chwilę powieki, co za ulga. Ulga tylko cielesna, że nie mogła dojrzeć tego, co umysł wykańczał zamiast oczu. Krew zaczęła automatycznie pulsować, a złość rosnąć. Oni nie byli niczego winni, byli słabsi, a on ich bestialsko... to były niewinne osoby, z którymi ona miała styczność. Była jedną z nielicznych osób, które widziały z daleka fuzję. Adrenalina niesamowicie szybko wkroczyła w jej krwiobieg i bardzo szybko się rozprzestrzeniała. Zawsze należała do osób spokojnych, ale nie tym razem. Dobra miarka została przekroczona. To był cholernie jeden niewinny chłopak! Podeszła bliżej, musiała chociaż strach ją otaczał, a może to nie było to uczucie? Szkoda, że chwile trwają tylko chwilę. Już dawno nauczyła się doceniać każdą minutę życia, szczególnie te wyjątkowe, które starała się przeżywać pojedynczo jak 24godzinny dzień, jak chociażby z Kuro. Chciałaby zamknąć te przeżycia w pudełeczku na coś drogocennego, gdzie nikt nie miałby dostępu, lecz zamiast tych próżnych, drogich rzeczy, otwierałaby je co jakiś czas by znów móc poczuć te bezcenne emocje i uczucia.
Dopiero teraz, myśląc nad tym wszystkim, czego miałam szczęście doświadczyć, wiem ilu pytań nie zadałam, na które chciałaby znać odpowiedzi. Ale sam fakt pojmowania tej wiedzy, przekładał się w moim mniemaniu na jedną z najciekawszych barw. Tym samym wokół mnie wytworzył się pokaźnych rozmiarów obraz. Cholera jasna, tak bardzo chciałaby się tam znaleźć jeszcze na chwilkę, tylko aby spytać co on o tym wszystkim sądzi, jakie jest jego zdanie, chciałam mu nakreślić sytuację. Teraz wiem, że mogłam to zrobić, a w momencie kiedy mijały godziny spędzone z tym człowiekiem, w którego patrzyłam jak obraz, myśli, które teraz mnie niesamowicie męczą, w ogóle nie przyszły mi do głowy.
Nie mogła zrozumieć dlaczego. Praktycznie go nie znała, widziała go przez parę sekund, a potem przemienił się w Rave, ale wydawał jej się niewątpliwie sympatyczny i blisko z nią związany. Zagryzła dolną wargę, po której w chwilę potem zaczęła spływać krew. Widziała jego ciało, ciało, które nigdy się nie poruszy, a to wszystko wina tego czegoś, tego robactwa. Przypomniała sobie zabawkę, którą znalazła po jakiejś małej dziewczynce, też nie była niczego winna. Była taka malutka... była jej rodaczką, a to coś, tak po prostu wszystko zniszczyło. Łzy coraz szybciej spływały po jej policzku. Uklękła przy nim i złapała go za rękę. Nic ją nie obchodziło. Nie słuchała nikogo do dookoła. Złość jaką czuła w stosunku do Katsu rosła z minuty na minutę. Zamknęła oczy i mocniej ścisnęła jego martwą dłoń. Jej włosy zrobiły się delikatnie złote, następnie powróciły do swojego naturalnego koloru. Odgarnęła mu włosy z czoła, był taki młody, taki niedoświadczony i tyle życia przed sobą.
Właśnie zastanawiam się nad tym ile razy jeszcze zrobię coś czego nie będę chciała zrobić, lecz ostatecznie wykonam to jak zaprogramowana lalka tylko po to aby poczuć się doceniona, lepsza, wyższa niż zazwyczaj, chyba zatraciłam granice, albo jeszcze w ogóle jej nie odnalazłam. to przykre, kiedy uświadamiam sobie, że Ci dla których mogłabym zdobywać gwiazdy, przypominają sobie o mnie dopiero wtedy kiedy ja zaczynam "błyszczeć", bo też chcą poczuć na sobie blask, a ja pomagam im w tym, bo wciąż nie oduczyłam się naiwności, wciąż wierze gdzieś w głębi siebie, że ludzie potrafią być prawdziwi, choć sama do końca nie wiem czy ja potrafię taka być. Człowiek to istota paradoksalna i na zawsze taką pozostanie. Czy on chciał zabłysnąć? Nie. Zdecydowanie nie, on chciał tylko uratować planetę, na której się wychował, nic więcej.
Z jej gardła wydobył się niezdefiniowany krzyk, a następnie rozpacz. Nie wyobrażała sobie, co Vivian musiała czuć, znała go, tak jak i tego drugiego bardzo dobrze. Jeszcze nie zajrzała w jakim stanie jest jego kolega. Czuła tylko, że żyje. Ledwo, ale żyje. Pochyliła się nad szatynem.
- Dlaczego umarłeś... dlaczego do jasnej cholery umarłeś, przecież miałeś przeżyć. – warknęła mu do ucha. I tak wiedziała, że nie słyszy, ale w tym momencie targały nią emocje, których nawet nie chciała powstrzymywać. Kolejna porcja złości przewinęła się po jej ciele z jeszcze większą nutą bezradności i nienawiści za jego śmierć. Nawet nie zdając sobie z tego sprawę, jej włosy znowu zabłyszczały. Ta niemoc... była taka słaba, a chciała mu się odwdzięczyć dokładnie tym samym, co on jemu. Nigdy nie rozumiała sensu walki i chyba nie będzie potrafiła. Po co szczerzyć nienawiść, kłótnie jak można zastąpić je tymi pozytywnymi uczuciami jak miłość i pojednanie... Nie rozumiem. Nie rozumiem tych wyborów ludzi, a najgorsze jest to, że najprawdopodobniej są one świadome...każdy konflikt rodzi się świadomie. Może sam Hazard nie do końca był, ale ten Tsuful? Na pewno, co więcej jemu morderstwo sprawiało jeszcze większą frajdę. popatrzyła na pierwsze kółka dymu, zaczepiające się o światło. Tak, kiedy jesteśmy nieszczęśliwi, silniej odczuwamy nieszczęście innych; uczucie nie rozprasza się, lecz skupia.
Z tą samą rozpaczą, bólem, łzami, niekontrolowanymi drganiami powiek, zaciskaniem pięści i bezsilnością. Dokładnie tak jak wtedy poczuła słony smak krwi z pokaleczonych zębami warg. Krótki, płynny oddech. Nic nie może więcej zrobić. Odszedł, a oni nie zdążyli mu pomóc. Nie będzie potrafiła długo sobie tego wybaczyć. Gdyby dotarli tutaj trochę wcześniej, on nadal tutaj by żył. Z całej siły walnęła pięścią w ziemię.
Jest taki moment kiedy ból jest tak duży, że nie możesz oddychać. To jest taki sprytny mechanizm. Myślę, że przećwiczony wielokrotnie przez naturę. Dusisz się, instynktownie ratujesz się i zapominasz na chwilę o bólu. Boisz się nawrotu bezdechy i dzięki temu możesz przeżyć. Brak powietrza to nie jedyny mechanizm. Inny to prawdziwy fizyczny ból. Ale trzeba go sobie samemu zadać.
Nie cuda bowiem skłaniają realistę do wiary. Prawdziwy realista, który nie wierzy, zawsze znajdzie w sobie moc i zdolność przeczenia cudom i choćby nawet stanął przed nie wątpliwym faktem, raczej nie dałby wiary własnym zmysłom, niżby miał uznać możliwość cudu. A gdyby nawet uznał, to jako fakt naturalny, który mu dotychczas nie był znany. W realiście wiara rodzi się nie od cudu, lecz cud od wiary. Tym razem tak nie było, chciała w to wierzyć, bo zawsze w życiu jej się udawało wychodzić z opresji, tak samo jak jej bliskim, a jednak tym razem stało się inaczej. Patrząc na niego zrozumiała jakie życie jest kruche i niesprawiedliwe. W jednej chwili umieramy i już nigdy nie powracamy do świata, w którym jeszcze przez moment funkcjonowaliśmy. Chciała z całej siły krzyczeć, wszystko co złe rozpraszało się w niej. Po raz pierwszy w życiu czuła jak nienawiść w niej rośnie, jej włosy ponownie zaświeciły się złotą aurą, która pojawiła się dookoła. Tak bardzo chciała stać się silniejsza, że nawet w tym momencie nie była świadoma tego, że tak właśnie się staje. Coś innego w tym momencie było dla niej ważniejsze- on. Niewinny, który umarł, a nie powinien. I to uczucie bezradności, że mu nie pomoże. Wypuściła go ze swoich objęć, wciąż klęczała na ziemi, ponownie uderzyła z całej siły o podłogę tyle, że tym razem złota poświata pojawiła się na dobre. Wstała i poczuła to, czego tak pragnęła.
Occ: hshshshshs próba ssj!
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Nie Gru 29, 2013 3:43 pm
Nie dane mu było pastwić się samotnie nad półżywym już Raziel'em. Lecz nim na Polu Bitwy zjawiła się cała delegacja, jeszcze kilkakrotnie uderzył chłopaka, chcąc wydusić z niego prawdę o fuzji. Na niczym nie zależało mu teraz bardziej. Czuł że ta wiadomość może w przyszłości okazać się bezcenna. Przyda mu się to całe scalenie gdy już będzie podbijał galaktyki. Z jego pomocą będzie mógł stworzyć armię nadludzko silnych istot. Niestety, nie udało mu się poznać tego sekretu. Złotowłosy nie był skory do współpracy. Splunął mieszaniną śliny i krwi na oblicze Króla. Twarz Tsufula wykrzywił grymas złości. Otarł twarz dłonią i w ramach odwetu uderzył mocno czołem w facjate Raziel'a.
- Twój wybór. Z tego co mi wiadomo jest jeszcze jedna osoba, która wie na czym polega scalenie - uśmiechnął się złośliwie na myśl o Vivian - nie jesteś mi do niczego więcej potrzebny.
I pewnie skończyłby z chłopakiem, gdyby nie nagłe pojawienie się Kuro i reszty. Odwrócił głowę w stronę nowoprzybyłych. Byli tu prawie wszyscy, których wcześniej wyczuwał w mieście. Poza June i Rei'em rzecz jasna, ale o ich wylocie z Vegety wiedział już wcześniej. Dziewczyny natychmiast podeszły do martwego ciała Vernil'a. W ich oczach zaszkliły się łzy. Z satysfakcją obserwował ich rozpacz, gdy pochylały się nad zwłokami, szepcząc coś po nosem. Odwrócił wzrok od tego wspaniałego widoku i spojrzał na Kuro. Jego spojrzenie mogło pozbawić odwagi, lecz na Katsu to nie zadziałało. Uśmiechnął się złośliwie, wysłuchując co Saiyan ma mu do powiedzenia. W międzyczasie przybyła jeszcze jedna osoba - Vulfila, która schroniła się nieopodal. Podobnie jak Red trzymała się nieco na uboczu. Lecz Króla interesował teraz tylko Kuro. On był z tego towarzystwa zdecydowanie najsilniejszy i to z nim chciał teraz stoczyć pojedynek.
- Do spraw poważnych powiadasz... I myślisz że dasz radę dotrzymać mi kroku? Bo mnie się wydaje, że będę musiał odstąpić Ci moje miejsce na cmentarzu.
Zrobił krok w jego stronę. Jednym, szybkim ruchem odrzucił Raziel'a, prosto w Vivian. Nie dbał o to, co się z nim teraz stanie, chociaż wiedział, że będzie musiał wrócić do tej dwójki. Kątem oka dostrzegł jakiś błysk. Dziewczyna rzuciła w jego stronę miecz, najwyraźniej nie mogąc powstrzymać złości. Z łatwością odbił ten atak. Broń wyleciała w powietrze i znikła wszystkim z oczu.
- Popracuj nad siłą zanim zdecydujesz się na coś takiego - syknął.
Nagle wyczuł jakieś dziwne anomalie. Spojrzał w tamtą stronę i dostrzegł April. Waliła pięściami w ziemię, nadal rozpaczając nad śmiercią Vernil'a. Lecz tym co zainteresowało Króla był jej poziom mocy. Rósł z niezwykłą szybkością, z sekundy na sekundę, aż ciało dziewczyny rozjarzyło się złotą aurą, a ona sama przeszła transformację z Super Saiyan'kę. Kolejna małpa przybierająca tę postać pod wpływem jego krwawej zemsty. Jeszcze kilka takich przypadków i dostanie nagrodę za podniesienie poziomu mocy osobników tej nędznej rasy.
- Twoja ukochana chyba nie pała do mnie sympatią - rzekł do Kuro - lepiej jej pilnuj bo może nie wytrzymać i się na mnie rzucić. A wtedy marny jej los....
W duchu marzył mu się taki scenariusz. Nie ma nic przyjemniejszego, niż walka z przeciwnikiem który dopiero co doznał tak wielkiej straty jak choćby utrata ukochanej osoby. Wtedy jest w stanie wycisnąć z siebie więcej niż w normalnej sytuacji. W między czasie Vivian i Raziel odlecieli. Został sam z czwórką wojowników. Tylko dwójka była w stanie podjąć z nim walkę. Red jakoś nie kwapił się do potyczki. Swoją drogą to ciekawe co teraz siedzi w głowie demona. Wszak nie tak dawno był pod kontrolą Tsufula. Jak się czuje teraz, gdy ma przed sobą sprawcę tych jakże tragicznych wydarzeń mających miejsce w West City. Stanął w miejscu, skrzyżował ramiona i czekał na ruch oponentów.
OCC:
Fabularne odbicie miecza.
Raz jak to czytasz to odejmij sobie jeszcze z 300 HP xD
- Twój wybór. Z tego co mi wiadomo jest jeszcze jedna osoba, która wie na czym polega scalenie - uśmiechnął się złośliwie na myśl o Vivian - nie jesteś mi do niczego więcej potrzebny.
I pewnie skończyłby z chłopakiem, gdyby nie nagłe pojawienie się Kuro i reszty. Odwrócił głowę w stronę nowoprzybyłych. Byli tu prawie wszyscy, których wcześniej wyczuwał w mieście. Poza June i Rei'em rzecz jasna, ale o ich wylocie z Vegety wiedział już wcześniej. Dziewczyny natychmiast podeszły do martwego ciała Vernil'a. W ich oczach zaszkliły się łzy. Z satysfakcją obserwował ich rozpacz, gdy pochylały się nad zwłokami, szepcząc coś po nosem. Odwrócił wzrok od tego wspaniałego widoku i spojrzał na Kuro. Jego spojrzenie mogło pozbawić odwagi, lecz na Katsu to nie zadziałało. Uśmiechnął się złośliwie, wysłuchując co Saiyan ma mu do powiedzenia. W międzyczasie przybyła jeszcze jedna osoba - Vulfila, która schroniła się nieopodal. Podobnie jak Red trzymała się nieco na uboczu. Lecz Króla interesował teraz tylko Kuro. On był z tego towarzystwa zdecydowanie najsilniejszy i to z nim chciał teraz stoczyć pojedynek.
- Do spraw poważnych powiadasz... I myślisz że dasz radę dotrzymać mi kroku? Bo mnie się wydaje, że będę musiał odstąpić Ci moje miejsce na cmentarzu.
Zrobił krok w jego stronę. Jednym, szybkim ruchem odrzucił Raziel'a, prosto w Vivian. Nie dbał o to, co się z nim teraz stanie, chociaż wiedział, że będzie musiał wrócić do tej dwójki. Kątem oka dostrzegł jakiś błysk. Dziewczyna rzuciła w jego stronę miecz, najwyraźniej nie mogąc powstrzymać złości. Z łatwością odbił ten atak. Broń wyleciała w powietrze i znikła wszystkim z oczu.
- Popracuj nad siłą zanim zdecydujesz się na coś takiego - syknął.
Nagle wyczuł jakieś dziwne anomalie. Spojrzał w tamtą stronę i dostrzegł April. Waliła pięściami w ziemię, nadal rozpaczając nad śmiercią Vernil'a. Lecz tym co zainteresowało Króla był jej poziom mocy. Rósł z niezwykłą szybkością, z sekundy na sekundę, aż ciało dziewczyny rozjarzyło się złotą aurą, a ona sama przeszła transformację z Super Saiyan'kę. Kolejna małpa przybierająca tę postać pod wpływem jego krwawej zemsty. Jeszcze kilka takich przypadków i dostanie nagrodę za podniesienie poziomu mocy osobników tej nędznej rasy.
- Twoja ukochana chyba nie pała do mnie sympatią - rzekł do Kuro - lepiej jej pilnuj bo może nie wytrzymać i się na mnie rzucić. A wtedy marny jej los....
W duchu marzył mu się taki scenariusz. Nie ma nic przyjemniejszego, niż walka z przeciwnikiem który dopiero co doznał tak wielkiej straty jak choćby utrata ukochanej osoby. Wtedy jest w stanie wycisnąć z siebie więcej niż w normalnej sytuacji. W między czasie Vivian i Raziel odlecieli. Został sam z czwórką wojowników. Tylko dwójka była w stanie podjąć z nim walkę. Red jakoś nie kwapił się do potyczki. Swoją drogą to ciekawe co teraz siedzi w głowie demona. Wszak nie tak dawno był pod kontrolą Tsufula. Jak się czuje teraz, gdy ma przed sobą sprawcę tych jakże tragicznych wydarzeń mających miejsce w West City. Stanął w miejscu, skrzyżował ramiona i czekał na ruch oponentów.
OCC:
Fabularne odbicie miecza.
Raz jak to czytasz to odejmij sobie jeszcze z 300 HP xD
Re: Pole Bitewne
Pon Gru 30, 2013 5:31 pm
Można to nazwać szczęściem w nieszczęściu ale Katsu puścił tego młodego kadeta. Saiyan nie musiał kombinować jak wydrzeć chłopaka z rąk tsufula, nim ten zmiażdży mu kark. Dookoła działo się wiele różnych rzeczy. Ciało martwego kadeta, zostało zabrane, potem Vivian podbiegła do Raziela i jeszcze jakaś dziewczyna, kadetka chyba próbowała mu przekazać swoje drobne zasoby Ki. Decenił gest. Niestety Kuro nie potrafił ich pobrać od tak z powietrza. Potrafił dzielić się Ki ale tylko przed dotyk. Na gest Raza odpowiedział tylko kiwnięciem głowy, musiał utrzymywać koncentrację i kontakt z Tsufulem. Tenże z pewnością ma w zanadrzu wiele brudnych sztuczek. Dobrze, że odlecieli, im mniej osób, tym mniejsze ryzyka, ze Tsuful będzie kombinował z atakiem na kogoś innego.
Za to zaskoczyła go reakcja April, nie spodziewał się takiego wybuchu u niej, nie teraz. Musiało się wiele w tym drobnym ciałku skumulować. Przechodziła transformację w SSJ. Swoją pierwszą. Z jednej strony nie wiedział, czy ma ją uspokoić, czy pomóc jej utrzymać przemianę. Za to przypomniał sobie, że posiada inną wiedzę, która pomoże mu pokonać Katsu bez oporów. W duchu trzymał kciuki za dziewczynę, musiał mimo wszystko trzymać ją na dystans od Króla, w dodatku tylko ona ma jeszcze Świętą Wodę.
Drwina Katsu przywróciła go do rzeczywistości. Przeciwnik popełnił błąd, który teraz będzie go kosztował. Poleciał bawić się w bijatyki i zlekceważył całkowicie siłę oraz wiedzę Kuro. Do tego raczej powinien polecieć za April, kiedy nie była przez nikogo pilnowana, bo niemalże stracił swoich sługusów. Saiyan pomachał ogonem w prawo i w lewo, po czym owinął go wokół pasa. Mimo docinków był spokojny, a to źle wróżyło, tylko zdenerwowany Kuro popełniał błędy. W zasadzie chłopak sprawiał wrażenie zmęczonego i zimnego. Fakt zmęczony był, od rana sparing z Hikaru, brak śniadania i od razu został wrzucony w wir walki. Do tego nowa przemiana obciążała jego ciało dosyć solidnie. Za to zimnego i obojętnego udawał, trzymał uczucia na wodzy, nie mógł patrzeć na śmierć ale rozsypie się dopiero po walce. Za dużo zależało od niego, nie mógł pozwolić sobie na nieuwagę, na cierpienie, na złość, niestety nie teraz. Zabił już Tsufula siedzącego w June, ale nikt go nie pytał, musiał to zrobić. Nikt go nie pytał jak się z tym czuje, a on będzie musiał sam nieść na barkach licznik swoich ofiar.
- Moja ukochana podziela moje zdanie, co do Ciebie. Nie starczy Ci już siły, aby ją pokonać. Nie ukrywaj, że nie jesteś zmęczony po walce. Niemniej wielki z Ciebie wojownik, nie przypuszczałem, że pokonasz swojego przeciwnika. Chętnie zmierzyłbym się z Tobą w jakimś sparingu. Ale teraz to nie ma znaczenia i tak zginiesz. W sumie będziesz moim pierwszym trupem. Pójdzie mi szybciej, jeśli łaskawie opuścisz to ciało ale jeśli nie to...
Kuro nie dokończył zdania. Ogromny srebrzysty wilk szczerząc kły pomknął pędem niczym smuga cienia w stronę Katsu. Ostre pazury celowały w tors osłonięty ochraniaczem i seria ciosów spadła niczym grad, rozrywając go. Kuro nie żartował, ani się nie wahał. Król Tsufuli miał przed sobą wyszkolonego ucznia Misticka, a efekty szkolenia były miażdżące.
Za to zaskoczyła go reakcja April, nie spodziewał się takiego wybuchu u niej, nie teraz. Musiało się wiele w tym drobnym ciałku skumulować. Przechodziła transformację w SSJ. Swoją pierwszą. Z jednej strony nie wiedział, czy ma ją uspokoić, czy pomóc jej utrzymać przemianę. Za to przypomniał sobie, że posiada inną wiedzę, która pomoże mu pokonać Katsu bez oporów. W duchu trzymał kciuki za dziewczynę, musiał mimo wszystko trzymać ją na dystans od Króla, w dodatku tylko ona ma jeszcze Świętą Wodę.
Drwina Katsu przywróciła go do rzeczywistości. Przeciwnik popełnił błąd, który teraz będzie go kosztował. Poleciał bawić się w bijatyki i zlekceważył całkowicie siłę oraz wiedzę Kuro. Do tego raczej powinien polecieć za April, kiedy nie była przez nikogo pilnowana, bo niemalże stracił swoich sługusów. Saiyan pomachał ogonem w prawo i w lewo, po czym owinął go wokół pasa. Mimo docinków był spokojny, a to źle wróżyło, tylko zdenerwowany Kuro popełniał błędy. W zasadzie chłopak sprawiał wrażenie zmęczonego i zimnego. Fakt zmęczony był, od rana sparing z Hikaru, brak śniadania i od razu został wrzucony w wir walki. Do tego nowa przemiana obciążała jego ciało dosyć solidnie. Za to zimnego i obojętnego udawał, trzymał uczucia na wodzy, nie mógł patrzeć na śmierć ale rozsypie się dopiero po walce. Za dużo zależało od niego, nie mógł pozwolić sobie na nieuwagę, na cierpienie, na złość, niestety nie teraz. Zabił już Tsufula siedzącego w June, ale nikt go nie pytał, musiał to zrobić. Nikt go nie pytał jak się z tym czuje, a on będzie musiał sam nieść na barkach licznik swoich ofiar.
- Moja ukochana podziela moje zdanie, co do Ciebie. Nie starczy Ci już siły, aby ją pokonać. Nie ukrywaj, że nie jesteś zmęczony po walce. Niemniej wielki z Ciebie wojownik, nie przypuszczałem, że pokonasz swojego przeciwnika. Chętnie zmierzyłbym się z Tobą w jakimś sparingu. Ale teraz to nie ma znaczenia i tak zginiesz. W sumie będziesz moim pierwszym trupem. Pójdzie mi szybciej, jeśli łaskawie opuścisz to ciało ale jeśli nie to...
Kuro nie dokończył zdania. Ogromny srebrzysty wilk szczerząc kły pomknął pędem niczym smuga cienia w stronę Katsu. Ostre pazury celowały w tors osłonięty ochraniaczem i seria ciosów spadła niczym grad, rozrywając go. Kuro nie żartował, ani się nie wahał. Król Tsufuli miał przed sobą wyszkolonego ucznia Misticka, a efekty szkolenia były miażdżące.
OOC:
- Koniec treningu
- Dla Haza SILVER WOLF – 5310 dmg
- Dla mnie – 5841 Ki
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Pon Gru 30, 2013 6:11 pm
Za to nie można powiedzieć, że Red zachowywał spokój. Już coraz więcej czarnych motyli odrywało się od lekkiej, czarnej otoczki wokół demona. Nie przepadał za tłumami, zwłaszcza gdy w powietrzu panowała burzliwa aura. Swoim zmysłem odebrał sygnał, że za skałami niedaleko Czarnowłosego zjawiła się Kadetka, którą spotkał w tutejszym Skalnym Lesie. Dziwne, zostawiła tamtego Changelinga w spokoju czy zdążyła go dobić? Nie wyczuwał energii byłego trutnia Tsufula. Tak czy inaczej zdawała się emanować Ki, która... może i motywowała Kuro, ale Reda przyprawiała o mdłości. Czysta Ki, taka świetlista i dobroczynna drażniła młodzieńca, co uwidaczniało się w rosnącej liczbie rozstrzępionych brzegów poświaty. Czerwonooki nawet przygryzł lekko język, żeby nie warknąć czegoś niestosownego (wszak stanął po stronie tych o czystych sercach) w kierunku Vulfili, ale jego uwagę odciągnęła niebezpieczna zagrywka Vi, która przecież mogła ją kosztować życie. Udało się jej "odbić" dwóch Saiyanów, którzy wcześniej stanowili jedność, i odpraszając Tsufula rzutem mieczem, z wielką rozpaczą i desperacją na twarzy, zabrała hen daleko mężczyzn. To było dobre zagranie ze strony Blondynki, ryzyko opłaciło się, aczkolwiek nigdy nie było wiadome czy ten drugi, nieznany wojownik, nie zdąży wykrwawić się po drodze na śmierć. Wyglądał na silnego, jednak rany prezentowały się dotkliwie - czuł też jego umykające między palcami tętno i manę. Dał z siebie ponad sto procent, a mimo to wróg stał na nogach niewzruszony, wręcz cieszący się z "odgonienia muchy koło nosa".
Białowłosy miał przed sobą tylko jeden cel - Srebrzystowłosego, byłego podopiecznego Hikaru. To oznaczało, iż nie będzie pomagać nikt z zewnątrz. Świat zawęził się między tymi dwoma wojownikami, na co demon z trudem przystawał. Owszem, jakżeby nie chciał zemsty za chaos w West City, a tym bardziej w jego głowie!? Lecz to nie Red pierwszy wybuchnął gniewem, tylko April. Widział po niej wcześniej, że szykuje akcję, ale nie na aż taką skalę. Definitywnie moc wzrosła, raziła swoją agresywnością nie tylko w barwie, ale także w esencji. Halfka naprawdę przeżyła traumę widząc niepotrzebną śmierć. Okazało się, że tym samym wyraziła więcej niż znajomość z szatynem. Mogli być przyjaciółmi, a to naprawdę bolące doznanie, kiedy widzi się jego trupa. Nie miał zamiaru jej uciszać, powinna jak najszybciej wyrzucić z siebie to zło, które zrodziło się z mordu Tsufula. Wtedy lżej podejdzie do kolejnych niepowodzeń, których będzie unikać jeszcze gorliwiej niż obecnie. Red wiedział to po sobie. To, że nie uzewnętrzniał swoich emocji było zgubne dla niego, kiedy przelała się czara goryczy.
Milczeniem tłamsił w sobie gniew, chęć zemsty, agresję wobec Pasożyta Międzygalaktycznego. To nie jego walka, aczkolwiek przemknęła mu przez chwilę okrutna myśl. Jakby Kuro przegrał, mógłby wykończyć Białowłosego za niego. Oto dlaczego nie powinien wdychać oparów ze spiętej atmosfery, kiedy na polu walki znajduje się więcej niż jedna osoba - rywal.
Zrobił kilka wolnych kroków, ale nie w stronę walczących. Oni już złapali bakcyla, Kuro przeobraził się we srebrzystego wilka, a Tsuful taksował go wzrokiem szukając szansy dla siebie. Nie, Red kroczył w kierunku April, której to aura biła coraz jaśniej, kiedy zbliżał się do niej. Nie zamierzał jej zdyskredytować za nagły wybuch mocy, tylko... wspierać. Wspierać, że uczyniła dobrze, i mimo brutalnych okoliczności osiągnęła stadium dające jej wiele możliwości. Nie hamował zamierzeń dziewczyny, tylko czuwał nad poprawnym rozwojem wydarzeń. Bo co jak co, ale zwróciła na siebie sporą uwagę ich groźnego jak diabli przeciwnika, a nie pozwoli, by spadł jej chociaż jeden włos z głowy. To samo tyczyło się Vulfili.
Nikt więcej po tej stronie frontu nie zginie. Dopóki żyje, tak będzie.
Białowłosy miał przed sobą tylko jeden cel - Srebrzystowłosego, byłego podopiecznego Hikaru. To oznaczało, iż nie będzie pomagać nikt z zewnątrz. Świat zawęził się między tymi dwoma wojownikami, na co demon z trudem przystawał. Owszem, jakżeby nie chciał zemsty za chaos w West City, a tym bardziej w jego głowie!? Lecz to nie Red pierwszy wybuchnął gniewem, tylko April. Widział po niej wcześniej, że szykuje akcję, ale nie na aż taką skalę. Definitywnie moc wzrosła, raziła swoją agresywnością nie tylko w barwie, ale także w esencji. Halfka naprawdę przeżyła traumę widząc niepotrzebną śmierć. Okazało się, że tym samym wyraziła więcej niż znajomość z szatynem. Mogli być przyjaciółmi, a to naprawdę bolące doznanie, kiedy widzi się jego trupa. Nie miał zamiaru jej uciszać, powinna jak najszybciej wyrzucić z siebie to zło, które zrodziło się z mordu Tsufula. Wtedy lżej podejdzie do kolejnych niepowodzeń, których będzie unikać jeszcze gorliwiej niż obecnie. Red wiedział to po sobie. To, że nie uzewnętrzniał swoich emocji było zgubne dla niego, kiedy przelała się czara goryczy.
Milczeniem tłamsił w sobie gniew, chęć zemsty, agresję wobec Pasożyta Międzygalaktycznego. To nie jego walka, aczkolwiek przemknęła mu przez chwilę okrutna myśl. Jakby Kuro przegrał, mógłby wykończyć Białowłosego za niego. Oto dlaczego nie powinien wdychać oparów ze spiętej atmosfery, kiedy na polu walki znajduje się więcej niż jedna osoba - rywal.
Zrobił kilka wolnych kroków, ale nie w stronę walczących. Oni już złapali bakcyla, Kuro przeobraził się we srebrzystego wilka, a Tsuful taksował go wzrokiem szukając szansy dla siebie. Nie, Red kroczył w kierunku April, której to aura biła coraz jaśniej, kiedy zbliżał się do niej. Nie zamierzał jej zdyskredytować za nagły wybuch mocy, tylko... wspierać. Wspierać, że uczyniła dobrze, i mimo brutalnych okoliczności osiągnęła stadium dające jej wiele możliwości. Nie hamował zamierzeń dziewczyny, tylko czuwał nad poprawnym rozwojem wydarzeń. Bo co jak co, ale zwróciła na siebie sporą uwagę ich groźnego jak diabli przeciwnika, a nie pozwoli, by spadł jej chociaż jeden włos z głowy. To samo tyczyło się Vulfili.
Nikt więcej po tej stronie frontu nie zginie. Dopóki żyje, tak będzie.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Czw Sty 02, 2014 10:05 pm
Nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji. Stała się tym, kim w końcu chciała. Czuła jak jej siła rosła, jednocześnie czuła to obciążenie i gniew w kierunku Katsu. Nic się w tej kwestii nie zmieniło, zionęła taką samą nienawiścią, co pomogło jej zmieszać obciążenie na jej małym ciałku, ale to się w tym momencie nie liczyło. Miała jedynie nadzieję, że Kuro da sobie z nim radę, zasługiwał na to. Powinien pomścić chłopaka i innych poległych. Zobaczyła Reda, który szedł w jej kierunku, jak zwykle pomocny. Wspierał ją w przemianie, która nastąpiła nie tylko cieleśnie, ale i wewnętrznie. Złota aura połyskiwała na całych jej włosach i dookoła całego ciała, a jej już morskie oczy lustrowały wszystko, co działo się dookoła. Cieszyła się z obecności demona, który już sam w sobie dodawał jej pewności siebie. Wiedziała, że nie da sobie rady z Tsufulem. Nie dali sobie chłopaki, którzy przeszli fuzję, Vivian także, więc czemu z nią miałoby być inaczej. Jedyną szansą jest teraz chłopak, w którego gorąco wierzyła. Martwiła się o niego, wręcz bała, że nie wyjdzie z tego cały, a ona tak go Kochała... złapała Reda za rękę. Cieszyła się, że miała w nim wsparcie i, że zawsze może na niego liczyć.
- Nie masz nawet szans na przeżycie. Jesteś taki mocny w gębie, że aż nie da się Ciebie słuchać. Za godzinę będziesz stękał i błagał o litość. – warknęła w stronę Hazarda. Była ciekawa jak na to wszystko on zareaguje, czy go to ruszy. Czuła, że była trochę zbyt pewna siebie przez samą transformację, co było w tym momencie niebezpieczne dla powodzenie całego tego przedsięwzięcia. Zerknęła na swojego ,,partnera’’ obok. – Nie wiem, czy nie lepiej będzie jak się gdzieś stąd oddalimy. Obawiam się, że moja pycha może zaraz przeważyć nad wszystkim, czuję się zbyt pewna siebie. Nie możesz mi pozwolić, abym cokolwiek zrobiła zbyt pochopnie, proszę Cię o to...
Nie wiedziała, co powinna dalej zrobić. Vivian i drugi wojownik oddalili się do szpitala, on tego potrzebował. Na szyi wciąż miała naszyjnik, który Rave jej podarował, a najgorsze, że tak naprawdę nie wiedziała do kogo on był, a co jeżeli on jej go dał, a teraz nie żyje. Na samą myśl poczuła nieprzyjemne dreszcze, których nie potrafiła powstrzymać, a łzy znowu napłynęły jej do oczu.
Occ: Trochę słabo, bo bez wenowo, ale nie chcę zabierać dłużej kolejki
- Nie masz nawet szans na przeżycie. Jesteś taki mocny w gębie, że aż nie da się Ciebie słuchać. Za godzinę będziesz stękał i błagał o litość. – warknęła w stronę Hazarda. Była ciekawa jak na to wszystko on zareaguje, czy go to ruszy. Czuła, że była trochę zbyt pewna siebie przez samą transformację, co było w tym momencie niebezpieczne dla powodzenie całego tego przedsięwzięcia. Zerknęła na swojego ,,partnera’’ obok. – Nie wiem, czy nie lepiej będzie jak się gdzieś stąd oddalimy. Obawiam się, że moja pycha może zaraz przeważyć nad wszystkim, czuję się zbyt pewna siebie. Nie możesz mi pozwolić, abym cokolwiek zrobiła zbyt pochopnie, proszę Cię o to...
Nie wiedziała, co powinna dalej zrobić. Vivian i drugi wojownik oddalili się do szpitala, on tego potrzebował. Na szyi wciąż miała naszyjnik, który Rave jej podarował, a najgorsze, że tak naprawdę nie wiedziała do kogo on był, a co jeżeli on jej go dał, a teraz nie żyje. Na samą myśl poczuła nieprzyjemne dreszcze, których nie potrafiła powstrzymać, a łzy znowu napłynęły jej do oczu.
Occ: Trochę słabo, bo bez wenowo, ale nie chcę zabierać dłużej kolejki
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Czw Sty 02, 2014 10:11 pm
- Muzyka:
Vulfila przemierzała bezkresne przestworza swojego umysłu. KI płynęła przez jej ciało niemal fizycznie wyczuwalnie, muskając niczym jedwab sunący od samych koniuszków stóp, przez łomoczące serce, docierając aż do głębi jej własnego jestestwa, odkrywając każde jedno uczucie, jakie w sobie skrywała- nieugaszoną nadzieję, kiełkującą wrażliwość, nieustępliwy żal i żarzący się ból po wszystkim, czego ona i tyle innych stworzeń na Vegecie doznało w tak krótkim czasie. W medytacyjnej pozycji lekko wznosiła się w powietrzu otoczona błękitną aurą, podświetlającą jej zamyśloną twarz. Prawdziwy wojownik ma władzę nad sobą samym. Rozumie siebie, swoje ciało i potrafi opanować szum uczuć, tak ciężkich do wychwycenia... do których czasem nie chcemy się przyznać. Tylko jedność ciała i umysłu, pozwala obudzić niezmierzone pokłady energii, tkwiącej w nas i czekającej na wyzwolenie.
Otworzyła oczy. Spojrzała na to, co działo się na polu walki. Dwie saiyanki opłakiwały kolejną ofiarę Tsufula. Bliską ich sercom... Vulfila bała się... teraz dopiero KI pozwoliła jej zrozumieć, że obawy hamują ją przed rozwojem. Ciarki przechodziły ją na widok zdeformowanego ciała Hazarda, opanowanego przez pasożyta... ucieleśnienie cierpienia, bólu i nienawiści. Stwora zrodzonego z najmroczniejszych uczuć, mogących swoją mocą napędzić piekielne piece. Czy i ona chciałaby korzystać z tej potęgi? Ta moc, pozwalająca na niszczenie całych miast... niezwyciężona... Władza nad stworzeniem pociągała zakorzenione w halfce saiyańskie geny. Gdy tylko ta część jej jestestwa wychodziła na jaw, w takich chwilach pragnęła zmusić do oddania jej czci wszystkie żyjące istoty. Pożądała takiej siły, by móc zawładnąć światem.
Jednak kiedy już była w stanie przekonać siebie, że po to właśnie została urodzona i przetrwała setki lat w lodzie, by odrodzić się i dokonać swojego przeznaczenia jako Imperatorowa, do głosu dochodziły kolejne emocje, o których nie chciała mówić głośno... Czy chciałaby stać się marionetką mroku, jak Tsuful? Do tego to by prowadziło, napędzałaby siebie jedynie tym, co zabrałoby jej szczęście. Uczuciami potężnymi lecz równie bezcelowymi.
A gdyby Katsu zabił jej ojca? Gdyby tknął Aleksandra? Jaką nienawiść żywiłaby do mordercy jedynego człowieka, który był dla niej mentorem i opoką... Taką... taką jak Vivian... jak April... patrząc na ciało martwego Colina... Jak Raziel, plujący w twarz oprawcy. Musiałaby go zabić, choć pewnie nie byłaby w stanie...
Łuna otaczająca Vulfilę wybuchła w momencie jakby ktoś dolał oliwy do ognia. Kadetka otworzyła przerażona oczy. Pot spływał jej po czole. Ujrzała własne przekleństwo. Zrozumiała, że ma w sobie dwie bliźniacze twarze. Jedną uśmiechniętą, chcącą kochać i obdarzać miłością, drugą mroczną, pragnącą władzy i bezwzględną. Oby tak samo potężne, które wyznaczą ścieżkę jej losu na tym świecie. Musi wybrać, którą drogą chce podążać, inaczej nigdy nie będzie dość silna, tłumiona to przez jedną to przez drugą stronę. Ale też to właśnie jest jedną z wielu piętn, jakimi została naznaczona... już zawsze będzie musiała zwalczać w sobie to, co tworzyło Tsufula...
Nagle z medytacji wybiło Vulfilę spojrzenie Reda. Ich wzrok spotkał się. Mogła się tylko domyślać, co pomyślał, kiedy widział ją wybuchającą energią i zlaną potem. Wszystko to jednak przeminęło. Opadła zmęczona na skalny występ, prawie tak spocona jak po całogodzinnym treningu. Przeszedł ją zimny dreszcz. Już wiedziała, co robić, żeby się rozwijać, ale sama myśl o powtórzeniu tego szaleństwa przyprawiło ją o zawrót głowy. Odkrywanie mroków siebie samej wykończyło ją. Spoważniała i posmutniała. Na dole nie było już Raziela, Vivien. Pozostał Kuro, ostatnia nadzieja Vegety, i Katsu, ręka ślepej sprawiedliwości...
Vulfila wytarła ręką czoło i w pełnym napięciu oczekiwała dalszych wydarzeń. Miała nadzieje, że Białowłosy poradzi sobie z Katsu tak samo jak Vivien z Frostem. Pasożyt porzuci ciało Hazarda i wszystko dobrze się skończy.
OCC: Koniec treningu
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Czw Sty 02, 2014 11:37 pm
Ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy czekał na reakcję Kuro. A ten, jak zwykle, spokojny, opanowany. Katsu przyzwyczajał się już do tego i nawet go to nie wnerwiało. Przez myśl przeszło mu nawet, że chłopak jest dla niego godnym rywalem w utarczkach słownych, które Król wprost uwielbiał. Jednak to co powiedział, a w szczególności wzmianka na temat April, spowodowała iż Tsuful wybuchnął śmiechem.
- Hahaha teraz to dowaliłeś! Ta smarkula, która ledwo panuje nad dopiero co zdobytą przemianą, miałaby mi stawić opór? Właśnie utwierdziłeś mnie w przekonaniu, że Wy, małpy rzadko kiedy używacie mózgu.
Spojrzał kątem oka na Saiyan'kę. Wpatrywała się w niego z nienawiścią - najwyraźniej nadal rozpaczała po śmierci Vernil'a. Nie miała większych problemów z utrzymaniem transformacji, co podobno czasem u tej rasy się zdarzało. Wiedział to, gdyż przejął ciała nie tylko Hazard'a, Frost'a czy June, ale i kilkoro strażników i innych mieszkańców Vegety, którzy posiadali dużo większą wiedzę niż obecne tu dzieciaki.
- Nie denerwuj się tak maleńka, złość piękności szkodzi - zawołał, puszczając do niej oko.
W tym momencie Kuro kończył swoją wypowiedź. Zaraz potem zaatakował. Na Katsu rzucił się srebrzysty wilk, starając się zadać mu dotkliwe rany. Z początku mogło wydawać się, że osiągnął cel. Nic bardziej mylnego. Iluzja zwierza trafiła jedynie na kontur postaci Tsufula, który po paru sekundach rozpłynął się w powietrzu. Oryginał znajdował się kilkanaście metrów wyżej i już pikował z góry na Kuro. Będąc w powietrzu złożył się do ataku, po czym wyprowadził solidnego kopniaka, prosto w twarz Saiyan'a. Na tym jednak nie koniec. Szybko dogonił lecącego gdzieś w bok oponenta i chwycił go za rękę, po czym wyrzucił w górę. Wykorzystując przewagę w szybkości, pomknął za nim i uderzył po raz kolejny, tym razem pięścią w twarz. Powtarzał ten manewr jeszcze kilkakrotnie - cios, lot za przeciwnikiem, kolejny cios i tak dalej. W końcu posłał Kuro z powrotem na ziemię. Natychmiast sam się tam pojawił i gdy Srebrnowłosy zbierał się na nogi, stanął nad nim, wyciągnął przed siebie dłoń i niemalże przystawił mu ją do twarzy.
- Owszem, nie jestem w pełni sił, lecz oboje doskonale wiemy, że zachowałem dość mocy, by wysłać Cię na tamten świat. Przynajmniej dopóki nie walczył na całego. A tak przy okazji - czy Twojemu zwierzakowi nie brakuje złotego przyjaciela?
Wystrzelił fioletowy pocisk. Nastąpiła mała eksplozja. Katsu szybko wzbił się w górę i odleciał kilkanaście metrów dalej, lądując nieopodal April i Red'a. W myślach wrócił do tego, co przed chwilą powiedział rywalowi. Kuro nie zdawał sobie sprawy, że ciało, przeciwko któremu teraz walczy, należy do jego kuzyna. Nie był świadom tego, że jest on Złotym Wojownikiem z przepowiedni, która naznacza również jego jako Srebrnego. Hazard chyba nie tak wyobrażał sobie spotkanie ze swoim krewniakiem. Nic już jednak na to nie poradzi, jest pod całkowitą kontrolą Tsufula. Nie dojdzie do spotkania Saiyan którzy mieli odegrać znaczącą rolę w przyszłości całego wszechświata. A może to już się dzieje? Może tym który ma unicestwić świat jest właśnie ten złotowłosy chłopak nad którym teraz panuje pasożyt? Zresztą czy to ważne? To tylko jakaś głupia przepowiednia, liczy się tylko jedno - zemsta na tej parszywej rasie. A o podbiciu innych planet pomyśli się później.
Usłyszał za sobą głos April, nakłaniającej demona by się stąd ulotnili. Katsu uśmiechnął się pod nosem. Ta dziewczyna miała trochę oleju w głowie, przewidywała co może za chwilę zrobić pod wpływem silnym emocji, które nią targały. Nie odwracając się do nich rzekł:
- Mądra decyzja. Przemyśl jednak to jeszcze, bo póki tu jesteś możesz przynajmniej obserwować swojego chłoptasia - przekręcił górną część ciała i szczerząc się złośliwie dodał - a to ostatnie chwile życia tego smarka, naciesz się jego widokiem.
OCC:
Zanzoken - bronię się przed Silver Wolf'em - koszt = 4089 Ki.
Wykorzystuje 2 dodatkowe ataki.
Potężny oraz podstawowy - 5370 + 2760 = 8130 dmg.
Big Bang Attack - 2570 dmg - koszt = 2442 Ki
Razem dla Ciebie 10700 dmg
Trening Start.
- Hahaha teraz to dowaliłeś! Ta smarkula, która ledwo panuje nad dopiero co zdobytą przemianą, miałaby mi stawić opór? Właśnie utwierdziłeś mnie w przekonaniu, że Wy, małpy rzadko kiedy używacie mózgu.
Spojrzał kątem oka na Saiyan'kę. Wpatrywała się w niego z nienawiścią - najwyraźniej nadal rozpaczała po śmierci Vernil'a. Nie miała większych problemów z utrzymaniem transformacji, co podobno czasem u tej rasy się zdarzało. Wiedział to, gdyż przejął ciała nie tylko Hazard'a, Frost'a czy June, ale i kilkoro strażników i innych mieszkańców Vegety, którzy posiadali dużo większą wiedzę niż obecne tu dzieciaki.
- Nie denerwuj się tak maleńka, złość piękności szkodzi - zawołał, puszczając do niej oko.
W tym momencie Kuro kończył swoją wypowiedź. Zaraz potem zaatakował. Na Katsu rzucił się srebrzysty wilk, starając się zadać mu dotkliwe rany. Z początku mogło wydawać się, że osiągnął cel. Nic bardziej mylnego. Iluzja zwierza trafiła jedynie na kontur postaci Tsufula, który po paru sekundach rozpłynął się w powietrzu. Oryginał znajdował się kilkanaście metrów wyżej i już pikował z góry na Kuro. Będąc w powietrzu złożył się do ataku, po czym wyprowadził solidnego kopniaka, prosto w twarz Saiyan'a. Na tym jednak nie koniec. Szybko dogonił lecącego gdzieś w bok oponenta i chwycił go za rękę, po czym wyrzucił w górę. Wykorzystując przewagę w szybkości, pomknął za nim i uderzył po raz kolejny, tym razem pięścią w twarz. Powtarzał ten manewr jeszcze kilkakrotnie - cios, lot za przeciwnikiem, kolejny cios i tak dalej. W końcu posłał Kuro z powrotem na ziemię. Natychmiast sam się tam pojawił i gdy Srebrnowłosy zbierał się na nogi, stanął nad nim, wyciągnął przed siebie dłoń i niemalże przystawił mu ją do twarzy.
- Owszem, nie jestem w pełni sił, lecz oboje doskonale wiemy, że zachowałem dość mocy, by wysłać Cię na tamten świat. Przynajmniej dopóki nie walczył na całego. A tak przy okazji - czy Twojemu zwierzakowi nie brakuje złotego przyjaciela?
Wystrzelił fioletowy pocisk. Nastąpiła mała eksplozja. Katsu szybko wzbił się w górę i odleciał kilkanaście metrów dalej, lądując nieopodal April i Red'a. W myślach wrócił do tego, co przed chwilą powiedział rywalowi. Kuro nie zdawał sobie sprawy, że ciało, przeciwko któremu teraz walczy, należy do jego kuzyna. Nie był świadom tego, że jest on Złotym Wojownikiem z przepowiedni, która naznacza również jego jako Srebrnego. Hazard chyba nie tak wyobrażał sobie spotkanie ze swoim krewniakiem. Nic już jednak na to nie poradzi, jest pod całkowitą kontrolą Tsufula. Nie dojdzie do spotkania Saiyan którzy mieli odegrać znaczącą rolę w przyszłości całego wszechświata. A może to już się dzieje? Może tym który ma unicestwić świat jest właśnie ten złotowłosy chłopak nad którym teraz panuje pasożyt? Zresztą czy to ważne? To tylko jakaś głupia przepowiednia, liczy się tylko jedno - zemsta na tej parszywej rasie. A o podbiciu innych planet pomyśli się później.
Usłyszał za sobą głos April, nakłaniającej demona by się stąd ulotnili. Katsu uśmiechnął się pod nosem. Ta dziewczyna miała trochę oleju w głowie, przewidywała co może za chwilę zrobić pod wpływem silnym emocji, które nią targały. Nie odwracając się do nich rzekł:
- Mądra decyzja. Przemyśl jednak to jeszcze, bo póki tu jesteś możesz przynajmniej obserwować swojego chłoptasia - przekręcił górną część ciała i szczerząc się złośliwie dodał - a to ostatnie chwile życia tego smarka, naciesz się jego widokiem.
OCC:
Zanzoken - bronię się przed Silver Wolf'em - koszt = 4089 Ki.
Wykorzystuje 2 dodatkowe ataki.
Potężny oraz podstawowy - 5370 + 2760 = 8130 dmg.
Big Bang Attack - 2570 dmg - koszt = 2442 Ki
Razem dla Ciebie 10700 dmg
Trening Start.
Re: Pole Bitewne
Pią Sty 03, 2014 9:42 pm
Szlag, ten kolo jest dobry – pomyślał Kuro obrywając raz za razem. Nie dość, że uniknął ataku, to właśnie zbiera baty. Tsuful przewyższa go swoim doświadczeniem i to sporo. Oczyma wyobraźni niemalże słyszał jak Hikaru wzdycha Co on wyrabia, właśnie bardziej przejął się opinią Mistika, niż przebiegiem walki. Mimo wszystko chłopak nie był wojownikiem, który nie doceniał swojego przeciwnika. Przynajmniej chłopak był twardy, stracił kilka piór i Tsuful złamał mu nos ale Kuro już się podnosił. Zamarł niczym zamrożony, kiedy zobaczył rękę oponenta przy swojej twarzy. Nie wiedział, co ma zrobić, jak zareagować na taki pat w grze?
Chłopak musiał zrobić głupią minę, kompletnie nie rozumiał o czym ten wariat bredzi. Jaki złoty zwierzak? Złoty, złoty ... W miarę jak słowa zaczynały nabierać sens, oczy Saiyana rozszerzyły się ze strachu i niedowierzania. To niemożliwe, skąd on wie, jakim cudem? Kuro nie bardzo wierzył w tą przepowiednie, jednak kolor jego włosów nie dawał mu spokoju. Zbyt wiele niejasności i znaków zapytania krążyło wokół tej przepowiedni.
„Nie myśl, czuj”, jakby nagle zadźwięczały mu w głowie słowa mentora z ich ostatniego sparingu. Racja, trzeba ruszyć dupsko. Zadziałał jak automat, odruchowo. Kuro uniknął ataku w ostatniej chwili używając Zanzokena i pojawił się w pewnym oddaleniu ale za plecami Katsu. Zrobił kilka dziwnych ruchów rękoma i w stronę tyłu głowy Tsufula pomknęły duże kamienie, leżące nieopodal.
Celował w tył głowy i plecy, brudna zagrywka ale w ten sposób pokazał też, że nie będzie się przejmował ewentualną śmiercią swojego przeciwnika. W zasadzie ciała, którym sterował Tsuful. Czy Katsu zaczął się palić grunt pod nogami?
- Wasza Wysokość do kobiety to tylko z kwiatkiem, ale ta już jest zajęta. Ja tam nie wiem, kto tu pierwszy zginie ale starałem się być delikatny, żeby całkiem nie zmiażdżyć Twojego ego.
Kuro był w swoim żywiole. Szybko skontaktował się jeszcze telepatycznie z April, trzymając lewy nadgarstnik przy nosie i tamując krew. Przetrzymała najważniejszy element transformacji. Trzeba ją teraz trochę uspokoić. Nie wiedział, jak dobrze znała się z martwym kadetem ale zakładał po jej reakcji, że pewnie to jakiś kumpel z Akademii.
Machnął jeszcze wolną ręką do pozostałej trójki aby nieco oddalili się na bezpieczną odległość. Kuro denerwowało, że Katsu kręci się zbyt blisko nich.
OOC:
- Użycie telekinezy
- 8130 dmg. za ataki fizyczne i uniknięcie BBA Zanzokenem
- 1799 Ki za Zanzoka - 50 KI Telekineza
- DMG dla Haza (zaraz oblicze)
- Trening start
Chłopak musiał zrobić głupią minę, kompletnie nie rozumiał o czym ten wariat bredzi. Jaki złoty zwierzak? Złoty, złoty ... W miarę jak słowa zaczynały nabierać sens, oczy Saiyana rozszerzyły się ze strachu i niedowierzania. To niemożliwe, skąd on wie, jakim cudem? Kuro nie bardzo wierzył w tą przepowiednie, jednak kolor jego włosów nie dawał mu spokoju. Zbyt wiele niejasności i znaków zapytania krążyło wokół tej przepowiedni.
„Nie myśl, czuj”, jakby nagle zadźwięczały mu w głowie słowa mentora z ich ostatniego sparingu. Racja, trzeba ruszyć dupsko. Zadziałał jak automat, odruchowo. Kuro uniknął ataku w ostatniej chwili używając Zanzokena i pojawił się w pewnym oddaleniu ale za plecami Katsu. Zrobił kilka dziwnych ruchów rękoma i w stronę tyłu głowy Tsufula pomknęły duże kamienie, leżące nieopodal.
Celował w tył głowy i plecy, brudna zagrywka ale w ten sposób pokazał też, że nie będzie się przejmował ewentualną śmiercią swojego przeciwnika. W zasadzie ciała, którym sterował Tsuful. Czy Katsu zaczął się palić grunt pod nogami?
- Wasza Wysokość do kobiety to tylko z kwiatkiem, ale ta już jest zajęta. Ja tam nie wiem, kto tu pierwszy zginie ale starałem się być delikatny, żeby całkiem nie zmiażdżyć Twojego ego.
Kuro był w swoim żywiole. Szybko skontaktował się jeszcze telepatycznie z April, trzymając lewy nadgarstnik przy nosie i tamując krew. Przetrzymała najważniejszy element transformacji. Trzeba ją teraz trochę uspokoić. Nie wiedział, jak dobrze znała się z martwym kadetem ale zakładał po jej reakcji, że pewnie to jakiś kumpel z Akademii.
- SMS dla April:
- April będzie dobrze, jeszcze się z nim zobaczysz, będzie żył. Ja to wiem. Jest taka magia, która przywraca zmarłych do życia.
Machnął jeszcze wolną ręką do pozostałej trójki aby nieco oddalili się na bezpieczną odległość. Kuro denerwowało, że Katsu kręci się zbyt blisko nich.
OOC:
- Użycie telekinezy
- 8130 dmg. za ataki fizyczne i uniknięcie BBA Zanzokenem
- 1799 Ki za Zanzoka - 50 KI Telekineza
- DMG dla Haza (zaraz oblicze)
- Trening start
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Pią Sty 03, 2014 10:54 pm
To, że chciał pomóc aż nadto rzucało się w oczy. Nie chciał, żeby przyjaciółka pożałowała swoich czynów, dlatego trzymał wartę tuż obok niej. Przemyślał to taktycznie - mimo zbliżenia się do Super-Saiyanki wciąż miał na oku drugą płeć piękną i była w polu zasięgu obrony Długowłosego. Trzeba planować, aby nie zwariować od walki jaka toczyła się przed ich oczyma. Niech to! Nie może wesprzeć Kuro, Red nie był na ich poziomie. Ich ruchy i umiejętności przewyższały jego zdolności, lecz i tak burzyło się w nim i kotłowało, gdyż intensywnie rozgryzał jak podjąć się wyzwania w obronie. Zawsze jego dewizą było motto: "najlepszą obroną jest atak", ale w tutaj ten scenariusz nie sprawdzał się. Do kroćset! Tak to ma wyglądać: Kuro wylewa z siebie siódme poty, strzela pociskami o dużej sile rażenia, obrywa od kontry obezwładnionego Hazarda, a oni na to się patrzą?
Na domiar złego stało się jeszcze coś gorszego.
Mrugnięcie oka, a Tsuful zmienił miejsce położenia sprzed Kuro do przestrzeni dzielącej przeciwnika i wojowników o dosłownie kilkadziesiąt centymetrów! Co za typ! Miał tupet przerywać widowiskowy popis, by niemal przed twarzą April powiedzieć co myśli o ich pozostaniu w tym miejscu. To tak jakby pokazał, że Czarnowłosy nie wypełnił swojego obowiązku pilnowania członkiń grupy oponentów Międzygalaktycznego Gluta.
Oj uważaj, Koleżko, nie graj na nosie demona, nawet jeśli jest słabszy od Ciebie.
>Khy...
Mruknął przez zaciśnięte zęby, które lekko uwidoczniły się między liniami warg. Gdyby nie to, że April trzymała go za rękę, mógłby rzucić się na Króla Tsufuli bez ładu i składu. Takie zagranie zwiastowałoby rychły koniec swój lub towarzyszki, gdyż nie byli na tyle silni, żeby sprostać wymaganiom. A demońska krew wrzała z minuty na minuty coraz bardziej. Nawet Halfka mogła wyczuć jak jego dłoń ściskała jej smukłą rączkę, a tym samym - bez słów odczytać jego bojowy, ponury nastrój. Teraz to bliskość Błękitnookiej powstrzymywała Reda przed dokonaniem zemsty wiszącej na włosku jego cierpliwości. Spuścił głowę tak, że grzywka przesłoniła mu zupełnie oczy. Kątem oka dostrzegł gest Kuro, który pragnął ich widzieć z dalszej odległości, żeby nie byli narażeni na działania bezczelnego Pasożyta. Bez zadawania komukolwiek pytań uniósł się z April w powietrze (wciąż nie puszczał jej dłoni, jakby przykleili się Kropelką), aby w locie porwać także za rękę Vulfilę i w oka mgnieniu oddalić się z dziewczynami na kilkadziesiąt metrów. Może to nie jest wiele, ale i tak sporo, by w porę zainterweniować przed atakiem wroga. Jego chwyt za nadgarstki nie należał do najdelikatniejszych, ponieważ tracił cierpliwość do bycia jedynie obserwatorem, a Saiyanki odczuwały to przez mocniejsze ściśnięcie. Mogły poczuć ulgę dopiero, gdy ostawił je na ziemię pokrytą piaskiem i kurzem. Nie miał zamiaru robić towarzyszkom krzywdy, ale emocje robiły swoje. Miał zbyt wzburzone myśli, by dbać o delikatność, której tak bardzo pilnował do tej pory. Przepełniała go nienawiść, a to bardzo zły znak dla demona. Bo był w swoim żywiole. Coraz więcej czarnych motyli oplatało jego sylwetkę sprawiając wrażenie, że ciało młodzieńca szarzało od nieczystości w sercu, które rozrastało się w drastycznym tempie. Wiedząc o tym nawet zrobił kilka kroków przed Vulfilę i April, żeby stanąć przed nimi i stojąc do nich tyłem - nie zarazić ich umysłów tą toksyczną aurą.
Wiedział teraz jedno: jeśli jeszcze raz Tsuful przekroczy granicę, demona czy obu wojowniczek, Red nie zawaha się użyć swoich argumentów.
A gdyby tak... przekierować ten groźny pokład Ki na coś innego? Najlepiej na coś, co wzmocni jego pozycję w losach tej bitwy wszechświata. Wtedy przyszło mu wspomnienie z Ziemi, kiedy to Reito nie zginął od jego ataku energetycznego, tylko zregenerował się. Czy to możliwe, aby i demon mógł opanować coś takiego? Problemy były dwa: jak podejść do tego zagadnienia oraz jak jednocześnie przyswajać nową umiejętność i bronić dziewczyn w razie uderzenia Tsufula. Trudno, jak coś nie zrobi ze sobą w ramach "czekania na najgorsze", to wystrzeli jak rakieta, albo eksploduje! Już wtedy guzik zrobi!
[Post treningowy - pierwszy]
Na domiar złego stało się jeszcze coś gorszego.
Mrugnięcie oka, a Tsuful zmienił miejsce położenia sprzed Kuro do przestrzeni dzielącej przeciwnika i wojowników o dosłownie kilkadziesiąt centymetrów! Co za typ! Miał tupet przerywać widowiskowy popis, by niemal przed twarzą April powiedzieć co myśli o ich pozostaniu w tym miejscu. To tak jakby pokazał, że Czarnowłosy nie wypełnił swojego obowiązku pilnowania członkiń grupy oponentów Międzygalaktycznego Gluta.
Oj uważaj, Koleżko, nie graj na nosie demona, nawet jeśli jest słabszy od Ciebie.
>Khy...
Mruknął przez zaciśnięte zęby, które lekko uwidoczniły się między liniami warg. Gdyby nie to, że April trzymała go za rękę, mógłby rzucić się na Króla Tsufuli bez ładu i składu. Takie zagranie zwiastowałoby rychły koniec swój lub towarzyszki, gdyż nie byli na tyle silni, żeby sprostać wymaganiom. A demońska krew wrzała z minuty na minuty coraz bardziej. Nawet Halfka mogła wyczuć jak jego dłoń ściskała jej smukłą rączkę, a tym samym - bez słów odczytać jego bojowy, ponury nastrój. Teraz to bliskość Błękitnookiej powstrzymywała Reda przed dokonaniem zemsty wiszącej na włosku jego cierpliwości. Spuścił głowę tak, że grzywka przesłoniła mu zupełnie oczy. Kątem oka dostrzegł gest Kuro, który pragnął ich widzieć z dalszej odległości, żeby nie byli narażeni na działania bezczelnego Pasożyta. Bez zadawania komukolwiek pytań uniósł się z April w powietrze (wciąż nie puszczał jej dłoni, jakby przykleili się Kropelką), aby w locie porwać także za rękę Vulfilę i w oka mgnieniu oddalić się z dziewczynami na kilkadziesiąt metrów. Może to nie jest wiele, ale i tak sporo, by w porę zainterweniować przed atakiem wroga. Jego chwyt za nadgarstki nie należał do najdelikatniejszych, ponieważ tracił cierpliwość do bycia jedynie obserwatorem, a Saiyanki odczuwały to przez mocniejsze ściśnięcie. Mogły poczuć ulgę dopiero, gdy ostawił je na ziemię pokrytą piaskiem i kurzem. Nie miał zamiaru robić towarzyszkom krzywdy, ale emocje robiły swoje. Miał zbyt wzburzone myśli, by dbać o delikatność, której tak bardzo pilnował do tej pory. Przepełniała go nienawiść, a to bardzo zły znak dla demona. Bo był w swoim żywiole. Coraz więcej czarnych motyli oplatało jego sylwetkę sprawiając wrażenie, że ciało młodzieńca szarzało od nieczystości w sercu, które rozrastało się w drastycznym tempie. Wiedząc o tym nawet zrobił kilka kroków przed Vulfilę i April, żeby stanąć przed nimi i stojąc do nich tyłem - nie zarazić ich umysłów tą toksyczną aurą.
Wiedział teraz jedno: jeśli jeszcze raz Tsuful przekroczy granicę, demona czy obu wojowniczek, Red nie zawaha się użyć swoich argumentów.
A gdyby tak... przekierować ten groźny pokład Ki na coś innego? Najlepiej na coś, co wzmocni jego pozycję w losach tej bitwy wszechświata. Wtedy przyszło mu wspomnienie z Ziemi, kiedy to Reito nie zginął od jego ataku energetycznego, tylko zregenerował się. Czy to możliwe, aby i demon mógł opanować coś takiego? Problemy były dwa: jak podejść do tego zagadnienia oraz jak jednocześnie przyswajać nową umiejętność i bronić dziewczyn w razie uderzenia Tsufula. Trudno, jak coś nie zrobi ze sobą w ramach "czekania na najgorsze", to wystrzeli jak rakieta, albo eksploduje! Już wtedy guzik zrobi!
[Post treningowy - pierwszy]
Re: Pole Bitewne
Pią Sty 03, 2014 10:57 pm
- wiadomość telepatyczna do Kuro:
-Ee, to już… Aaa dobra. To znaczy. Witaj. Nie znamy się, ale Ty widziałeś mnie na oczy. To ciało, przy którym jedna z Twoich koleżanek obudziła super Saiyana, to moje ciało. Zabił mnie Tsuful. Trafiłem w zaświaty. Jestem pod opieką wielkiego mistrza i to dzięki jego zdolnością mogę zobaczyć walkę. Mam nadziej… MUSISZ WYGRAĆ! Wygnaj Tsufula, zniszcz go raz na zawsze… Miałbym do Ciebie ogromną prośbę. Mogę się skontaktować tylko raz z Vegetą. Czy przy sposobności z Razielem, albo Ósemką mógłbyś im przekazać, że nic mi nie jest? Jeśli ich nie znasz to to, ta dwójka, która wzięła moje ciało. Byłbym Ci dozgonnie wdzięczny. Tymczasem. Nie będę już przeszkadzał. Pokaż mu, co potrafisz. Trzymam kciuki! –Ostatnie słowa zabrzmiały bardzo entuzjastycznie. Mimo tego, że Tsuful go pokonał, jego głos był spokojny. Coś wewnątrz, mówiło mu, że ten wojownik położy kres tyranii Tsufula.
OOC:
Wiadomość wysłana przy pomocy Kaio .
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Sob Sty 04, 2014 11:43 am
Pojawił się na granicy pola, na którym małpy lubią się zabawiać w wojenki. To było dość daleko od walczących, ale nie zamierzał teleportować się do samego centrum. Wolał po prostu przemaszerować tą odległość. Powinien był zabrać stamtąd Reda i April, oni tylko przeszkadzają Kurze, który musiał się skupić na swoim tak naprawdę pierwszym przeciwniku, który do szpiku kości był zły. Owszem, Hikaru go próbował przygotować do tego, ale nie da się tego zrobić w stu procentach. Wszystkie lekcje teoretycznie mają się na nic w prawdziwym starciu. Choć to może być zabawne dla młodego sayana widzieć dokładnie to samo o czym mówił mu mistic przez cały czas treningu to jednak chyba nie miał czasu się z tego śmiać. A może... jednak ?
Mistic wolnym, lecz zdecydowanym krokiem szedł prosto w paszczę lwa, jakby od niechcenia, z lenistwa. Jakby to wszystko działo się szybciej to w ogóle by się nie musiał tu pojawiać. Kuro leci sobie w kulki i trzeba go naprostować, choć teoretycznie nie jest jego uczniem już to jednak starego mistica w takiej sytuacji raczej posłucha. Wyczuł jeszcze jedną energię, której nie znał, nie wiedział kim ona jest, ale jej aura była niewielka bardzo. Ta osoba też przeszkadza.. nie powinno jej tu być. Kiedy już zaczął dostrzegać sylwetki aura zła była dużo bardziej widoczna, ale nie przerażała w żaden sposób wojownika tak doświadczonego. Lekko się uśmiechnął bo w tym miejscu ponad trzysta lat temu jako młody kadet walczył w bójkach ze studentami, którzy byli pełnej krwi. W jego czasach sayanie nie cierpieli połówek, uważali ich za gorszych o siebie... heh tylko jedna z tych połówek przeżyła ich stając się potęgą nawet na skalę kosmosu. Oni zaś zginęli z różnych powodów, w większości w walce, albo srając po prostu ze strachu. Jeszcze przed jego ucieczką z Vegety kilkoro z nich przecież nie żyło, nie wrócili z misji.
Ocknął się ze wspomnień kiedy był jakieś dwadzieścia metrów od głównego wątku 'rozmowy' dwóch wojowników. Mistic westchnął widząc jak powoli się to toczy. Zerknął na Reda, który znajdował się najbliżej białowłosego. Stał do niego plecami. Pora się ujawnić.
- Długo jeszcze będziecie się tak przytulali ? Jest was trzech na jednego. Trociny macie pod skórą, czy mięśnie ? A może kisiel ? Zerknął na blondwłosą April.. cóż, trzeba było przyznać, że nie wyglądała w tym kolorze źle, ale stanowczo powinna skrócić włosy. W tym się nie da walczyć, chyba że splecie je w warkocz. Red znikaj stąd i zabierz April. To nie jest miejsce dla was. I tą drugą dziewczynę też... Weź się na coś przydaj. Zajmij się włosami April przecież w tym się nie da walczyć. Kuro skończ z nim wreszcie i rusz się. Nie mamy całego dnia
Mistic wolnym, lecz zdecydowanym krokiem szedł prosto w paszczę lwa, jakby od niechcenia, z lenistwa. Jakby to wszystko działo się szybciej to w ogóle by się nie musiał tu pojawiać. Kuro leci sobie w kulki i trzeba go naprostować, choć teoretycznie nie jest jego uczniem już to jednak starego mistica w takiej sytuacji raczej posłucha. Wyczuł jeszcze jedną energię, której nie znał, nie wiedział kim ona jest, ale jej aura była niewielka bardzo. Ta osoba też przeszkadza.. nie powinno jej tu być. Kiedy już zaczął dostrzegać sylwetki aura zła była dużo bardziej widoczna, ale nie przerażała w żaden sposób wojownika tak doświadczonego. Lekko się uśmiechnął bo w tym miejscu ponad trzysta lat temu jako młody kadet walczył w bójkach ze studentami, którzy byli pełnej krwi. W jego czasach sayanie nie cierpieli połówek, uważali ich za gorszych o siebie... heh tylko jedna z tych połówek przeżyła ich stając się potęgą nawet na skalę kosmosu. Oni zaś zginęli z różnych powodów, w większości w walce, albo srając po prostu ze strachu. Jeszcze przed jego ucieczką z Vegety kilkoro z nich przecież nie żyło, nie wrócili z misji.
Ocknął się ze wspomnień kiedy był jakieś dwadzieścia metrów od głównego wątku 'rozmowy' dwóch wojowników. Mistic westchnął widząc jak powoli się to toczy. Zerknął na Reda, który znajdował się najbliżej białowłosego. Stał do niego plecami. Pora się ujawnić.
- Długo jeszcze będziecie się tak przytulali ? Jest was trzech na jednego. Trociny macie pod skórą, czy mięśnie ? A może kisiel ? Zerknął na blondwłosą April.. cóż, trzeba było przyznać, że nie wyglądała w tym kolorze źle, ale stanowczo powinna skrócić włosy. W tym się nie da walczyć, chyba że splecie je w warkocz. Red znikaj stąd i zabierz April. To nie jest miejsce dla was. I tą drugą dziewczynę też... Weź się na coś przydaj. Zajmij się włosami April przecież w tym się nie da walczyć. Kuro skończ z nim wreszcie i rusz się. Nie mamy całego dnia
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Sob Sty 04, 2014 2:34 pm
Nie chciała się oddalać, a jednak to zrobiła. Gdyby nie Red, który mocno złapał ją za rękę pewnie nadal by tam sterczała jak głupia prowokując. Zawsze była rozsądna, ale nie teraz. Odkąd zdobyła dodatkową moc stało się w niej coś złego i niedobrego. Nikt zapewne z obecnych nie mógł tego wyczuć, ale nabrała dużej pewności siebie. Nie w sumie tak tego nie można nazwać to była zdecydowanie brawura. Jej nonszalanckość ją zgubi i to zapewne już niedługo. Sama nie potrafiła określić, czym to było spowodowane, po prostu pycha rozpychała się coraz bardziej w jej niewielkim, bezbronnym ciele. Zacisnęła mocno pięści, gdy tylko wylądowała trochę dalej. Zerknęła na demona i koleżankę obok niej. Była tak samo dzielna, że się nie bała tutaj być, ciekawiło ja dlaczego nie odleciała z Ósemką oraz drugim wojownikiem. Zerknęła na nią, w jej energii nie czuła nic wielkiego, ale za to miała wrażenie, że nie siłą ona tutaj górowała, ale duchem.
- On… ten Tsuful, to znaczy ten stwór, przejął Ci kogoś bliskiego? – spytała spoglądając to na nią, to na Katsu. Sama była ciekawa odpowiedzi, ale była przekonana, że dziewczyna nie stoi tutaj żeby pooglądać sobie walkę. Nic nie dzieje się bez powodu. Nie należy mylić przypadku z przeznaczeniem. Jej uwagę na chwilę rozproszyła czarna energia, która roznosiła się gdzieś blisko i nie należała do tego pasożyta. To Red! Widać było czarne motyle, które coraz gęściej pojawiały się dookoła bruneta.
Nagle ni stąd, ni z owąd pojawił się Hikaru. Dziewczyna czuła do niego urazę, co prawda był jej mistrzem, ale zjawia się nie w porę. Gdzie był, gdy chłopak umierał i dostawał przysłowiowe lanie? Jak zwykle miał to gdzieś.
- Nie mam zamiaru się stąd ruszać, tam Kuro walczy o śmierć i życie. Nie mogę go zostawić samego. W razie niebezpieczeństwa jest ze mną Red. Wiem, że myślisz, że ciągle nic nie potrafię, ale moja moc minimalnie wzrosła i myślę, że nie jestem już taka bezbronna jak kiedyś, zwłaszcza ze wsparciem tutaj. Może dla Ciebie Ci ludzie nic nie znaczą, ale dla mnie są większymi wojownikami, bo nie uciekli z pola walki. – wskazała to na chłopaka, to na krótkowłosą, której kompletnie nie znała, ale czuła przez ten fakt respekt. – A Ty gdzie byłeś jak inni umierali? Dlaczego nie zareagowałeś, przecież jesteś silniejszy? I powinieneś bronić strony dobra i osób żyjących na tej planecie.
Rzuciła oskarżycielsko nie mając zamiaru chociażby postawić stopy dalej. Nie rozumiała, co Kuro w nim widział, miał moc, ale był snobem. Gdyby chciał, uratowałby tych dwóch chłopaków przed niebezpieczeństwem, nie wspominając o tym, że zająłby się Tsufulem. W końcu był Mistickiem i swoje o życiu wiedział, to dlaczego pozwolił na śmierć niewinnych osób? Irytowało ją to jeszcze bardziej, zacisnęła pięści. Nie czuła nawet obciążenia, jakie niosła za sobą przemiana, jeszcze nie teraz. Gdy adrenalina opadnie wtedy zapewne będzie zwijać się z bólu, a co do włosów to nigdy ich nie zetnie! Krótkie włosy w jej mniemaniu były mało kobiece, a pomimo, iż była w połowie wojowniczką, to jednak pierwiastek człowieczeństwa i jej kobiecości również się wybijał.
- On… ten Tsuful, to znaczy ten stwór, przejął Ci kogoś bliskiego? – spytała spoglądając to na nią, to na Katsu. Sama była ciekawa odpowiedzi, ale była przekonana, że dziewczyna nie stoi tutaj żeby pooglądać sobie walkę. Nic nie dzieje się bez powodu. Nie należy mylić przypadku z przeznaczeniem. Jej uwagę na chwilę rozproszyła czarna energia, która roznosiła się gdzieś blisko i nie należała do tego pasożyta. To Red! Widać było czarne motyle, które coraz gęściej pojawiały się dookoła bruneta.
Nagle ni stąd, ni z owąd pojawił się Hikaru. Dziewczyna czuła do niego urazę, co prawda był jej mistrzem, ale zjawia się nie w porę. Gdzie był, gdy chłopak umierał i dostawał przysłowiowe lanie? Jak zwykle miał to gdzieś.
- Nie mam zamiaru się stąd ruszać, tam Kuro walczy o śmierć i życie. Nie mogę go zostawić samego. W razie niebezpieczeństwa jest ze mną Red. Wiem, że myślisz, że ciągle nic nie potrafię, ale moja moc minimalnie wzrosła i myślę, że nie jestem już taka bezbronna jak kiedyś, zwłaszcza ze wsparciem tutaj. Może dla Ciebie Ci ludzie nic nie znaczą, ale dla mnie są większymi wojownikami, bo nie uciekli z pola walki. – wskazała to na chłopaka, to na krótkowłosą, której kompletnie nie znała, ale czuła przez ten fakt respekt. – A Ty gdzie byłeś jak inni umierali? Dlaczego nie zareagowałeś, przecież jesteś silniejszy? I powinieneś bronić strony dobra i osób żyjących na tej planecie.
Rzuciła oskarżycielsko nie mając zamiaru chociażby postawić stopy dalej. Nie rozumiała, co Kuro w nim widział, miał moc, ale był snobem. Gdyby chciał, uratowałby tych dwóch chłopaków przed niebezpieczeństwem, nie wspominając o tym, że zająłby się Tsufulem. W końcu był Mistickiem i swoje o życiu wiedział, to dlaczego pozwolił na śmierć niewinnych osób? Irytowało ją to jeszcze bardziej, zacisnęła pięści. Nie czuła nawet obciążenia, jakie niosła za sobą przemiana, jeszcze nie teraz. Gdy adrenalina opadnie wtedy zapewne będzie zwijać się z bólu, a co do włosów to nigdy ich nie zetnie! Krótkie włosy w jej mniemaniu były mało kobiece, a pomimo, iż była w połowie wojowniczką, to jednak pierwiastek człowieczeństwa i jej kobiecości również się wybijał.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Sob Sty 04, 2014 5:15 pm
Vulfila siedziała na swoim występie skalnym, obserwując z niewielkiej odległości walczących. Obcy saiyan, który odważył się walczyć z Katsu sprawiał wrażenie opanowanego. Miał w sobie pewien balans pomiędzy siłą własną a spokojem wewnętrznym, czyli dokładnie to, co ona sama chciała kiedyś osiągnąć. Nie bał się. Strach potrafi ogarnąć człowieka i odebrać mu zdrowy rozsądek. Zmusić do działań nielogicznych, niepotrzebne to wojownikowi. Tak, widać było na pierwszy rzut oka, że chłopaka musiał szkolić ktoś potężny i mądry. Półsaiyanka zakręciła ogonem spiralkę, zastanawiając się nad tym, jak musi wyglądać jego Mistrz i czy ją również chciałby wziąć na szkolenie. Wyobrażała sobie starca, pomarszczonego, niepozornego. Pogodną duszę, która całkiem niespodziewanie może wyrządzić znacznie większe szkody, niż można by się spodziewać. Pewnie ma w sobie mnóstwo wyrozumiałości, więc mogłaby prowadzić z nim niekończące się rozmowy o życiu i śmierci.
Potem wzrok kadetki spoczął na Katsu. Zmienił się, osłabł. Niemal z trudem mogła rozpoznać w nim dawnego Hazarda. A mimo tego chciała go dojrzeć... Czy jej sygnały KI pozostały tak kompletnie nieusłyszane? Czy może już nie ma Hazarda? Może zniknął w czeluściach jadowitego serca Tsufula? Vulfila poczuła coś, czego wciąż nie rozumiała. Uczucie silnie trawiące ją od środka. Rosnące wbrew jej woli i rozsądkowi. I być może właśnie to spostrzegła April, kiedy Halfka z nie dającym się z niczym pomylić spojrzenie przygryzała zasmucona dolną wargę, a brwi zmarszczyła, żeby opanować się na tyle, ile to było możliwe.
Nagle Vulfilę za rękę złapał Red, nie pytając o nic ani nic nie wyjaśniając.
- Ej!- burknęła pod nosem, ale widząc poważną minę chłopaka zrozumiała, że to nie czas ani miejsce na dyskusje. Z reszta daleko nie odlecieli, więc nie było o co robić awantury. - Następnym razem zapytaj mnie o zdanie... - prychnęła jak dzika kotka, masując swój nadgarstek.
To chyba jednak nie dotarło do Reda. Pogrążał się w sobie, a jego silna aura wyczuwalna była na odległość. Halfka popatrzyła na niego przerażona. Co to za stworzenie? To, co wydobywało się z jego serca na zewnątrz przyprawiało o dreszcze. Wyglądał, jakby sam dobrze nie wiedział, jak radzić sobie z czymś, co w nim tkwiło. Kadetka pokręciła głową, żeby pozbyć się tych myśli, pchających się do jej głowy nazbyt nachalnie. Chłopak, który czuwał nad nią i April, skrywał w sobie coś przerażającego, co aż chciało z niego wyleźć jak plugawa zmora.
Mimo, że przyprawiał Vulfilę o dreszcze, była mu wdzięczna. To była pierwsza chwila od tak dawna, kiedy mogła powiedzieć, że czuła się bezpieczna i chroniona. Nie musiał przecież troszczyć się o nią, a jednak to robił z sobie tylko znanych powodów. I tak, w tej chwili, gdyby cokolwiek jej groziło, poleciałaby właśnie do niego, skryć się za plecami... jak wtedy... Za Altairem...
Vulfila znowu wybiła się z zamyślenia. Słysząc słowa April cała twarz halfki przybrała kolor purpury.
- Nie!- niemal krzyknęła, jakby chcąc się usprawiedliwić sama przed sobą. - To znaczy... tak...- sprostowała, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, co powiedziała. Vulfila zastanowiła się, co powinna jeszcze powiedzieć? Bo kim on dla niej w zasadzie jest? A jednak ... a jednak sama myśl o tym sprawiła, że całkiem tego nie kontrolując wzbierała w niej chęć na płacz. Chciała wydusić z siebie choć jedno słowo więcej na ten temat, żeby wyjaśnić April... kto to jest. Ale nim wydukała choć słowo, rozmyślała się.
"To... koleg... to... taki ..."
W końcu w jej głowie uformowała się myśl, którą najchętniej by wyraziła, ale której przecież nie mogła powiedzieć, bo jak to brzmiało, bo... co to niby miało znaczyć.
"To mój Hazard."
Na szczęście i nieszczęscie jednocześnie od odpowiedzi wybawił ją ktoś, kto znowu pojawił się w okolicy całkiem niespodziewanie. Vulfila nie zauważyła kolejnego saiyana, zresztą nie każdy jeden saiyan zwracał jej uwagę, a tego pewnie uznałaby za kolejnego widza całego zajścia, gdyby nie to, że podleciał dokładnie do nich i rzucił w zasadzie rozkaz buńczucznym tonem.
Vulfila wytrzeszczyła oczy, słysząc słowa obcego białowłosego. Co on sobie myślał? Kisiel? Halfka nie miała zamiaru ruszać się stamtąd na krok. A już na pewno nie będzie jej rozkazywał jakiś starzec. Kiedy April skończyła swój monolog, pod którym podpisałaby się w stu procentach, i szesnastolatka dodała swoje trzy grosze.
- Sam stąd spadaj, dziadku- warknęła, rostawiając szeroko nosi i kładąc ręce na biodrach. Z nieustępliwą mina kontynuowała - Albo sprzedam ci kopa w zadek.
Potem wzrok kadetki spoczął na Katsu. Zmienił się, osłabł. Niemal z trudem mogła rozpoznać w nim dawnego Hazarda. A mimo tego chciała go dojrzeć... Czy jej sygnały KI pozostały tak kompletnie nieusłyszane? Czy może już nie ma Hazarda? Może zniknął w czeluściach jadowitego serca Tsufula? Vulfila poczuła coś, czego wciąż nie rozumiała. Uczucie silnie trawiące ją od środka. Rosnące wbrew jej woli i rozsądkowi. I być może właśnie to spostrzegła April, kiedy Halfka z nie dającym się z niczym pomylić spojrzenie przygryzała zasmucona dolną wargę, a brwi zmarszczyła, żeby opanować się na tyle, ile to było możliwe.
Nagle Vulfilę za rękę złapał Red, nie pytając o nic ani nic nie wyjaśniając.
- Ej!- burknęła pod nosem, ale widząc poważną minę chłopaka zrozumiała, że to nie czas ani miejsce na dyskusje. Z reszta daleko nie odlecieli, więc nie było o co robić awantury. - Następnym razem zapytaj mnie o zdanie... - prychnęła jak dzika kotka, masując swój nadgarstek.
To chyba jednak nie dotarło do Reda. Pogrążał się w sobie, a jego silna aura wyczuwalna była na odległość. Halfka popatrzyła na niego przerażona. Co to za stworzenie? To, co wydobywało się z jego serca na zewnątrz przyprawiało o dreszcze. Wyglądał, jakby sam dobrze nie wiedział, jak radzić sobie z czymś, co w nim tkwiło. Kadetka pokręciła głową, żeby pozbyć się tych myśli, pchających się do jej głowy nazbyt nachalnie. Chłopak, który czuwał nad nią i April, skrywał w sobie coś przerażającego, co aż chciało z niego wyleźć jak plugawa zmora.
Mimo, że przyprawiał Vulfilę o dreszcze, była mu wdzięczna. To była pierwsza chwila od tak dawna, kiedy mogła powiedzieć, że czuła się bezpieczna i chroniona. Nie musiał przecież troszczyć się o nią, a jednak to robił z sobie tylko znanych powodów. I tak, w tej chwili, gdyby cokolwiek jej groziło, poleciałaby właśnie do niego, skryć się za plecami... jak wtedy... Za Altairem...
Vulfila znowu wybiła się z zamyślenia. Słysząc słowa April cała twarz halfki przybrała kolor purpury.
- Nie!- niemal krzyknęła, jakby chcąc się usprawiedliwić sama przed sobą. - To znaczy... tak...- sprostowała, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, co powiedziała. Vulfila zastanowiła się, co powinna jeszcze powiedzieć? Bo kim on dla niej w zasadzie jest? A jednak ... a jednak sama myśl o tym sprawiła, że całkiem tego nie kontrolując wzbierała w niej chęć na płacz. Chciała wydusić z siebie choć jedno słowo więcej na ten temat, żeby wyjaśnić April... kto to jest. Ale nim wydukała choć słowo, rozmyślała się.
"To... koleg... to... taki ..."
W końcu w jej głowie uformowała się myśl, którą najchętniej by wyraziła, ale której przecież nie mogła powiedzieć, bo jak to brzmiało, bo... co to niby miało znaczyć.
"To mój Hazard."
Na szczęście i nieszczęscie jednocześnie od odpowiedzi wybawił ją ktoś, kto znowu pojawił się w okolicy całkiem niespodziewanie. Vulfila nie zauważyła kolejnego saiyana, zresztą nie każdy jeden saiyan zwracał jej uwagę, a tego pewnie uznałaby za kolejnego widza całego zajścia, gdyby nie to, że podleciał dokładnie do nich i rzucił w zasadzie rozkaz buńczucznym tonem.
Vulfila wytrzeszczyła oczy, słysząc słowa obcego białowłosego. Co on sobie myślał? Kisiel? Halfka nie miała zamiaru ruszać się stamtąd na krok. A już na pewno nie będzie jej rozkazywał jakiś starzec. Kiedy April skończyła swój monolog, pod którym podpisałaby się w stu procentach, i szesnastolatka dodała swoje trzy grosze.
- Sam stąd spadaj, dziadku- warknęła, rostawiając szeroko nosi i kładąc ręce na biodrach. Z nieustępliwą mina kontynuowała - Albo sprzedam ci kopa w zadek.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Sob Sty 04, 2014 7:10 pm
Kuro w ostatniej chwili uniknął pocisku, pozostawiając za sobą jedynie zarys swojej postaci - Zanzoken, ta sama technika, którą przed chwilą zastosował Katsu. Gdyby nie fakt, iż potrafił wyczuwać Ki, byłby pewien, że chłopak oberwał. A tak wiedział gdzie teraz jest, za nim. Odwrócił się do tyłu, by wypowiedzieć jakąś kąśliwą uwagę, lecz dostrzegł lecące w jego stronę kamloty. Nie zdążył zareagować na czas, głazy rozbiły mu się na górnej części ciała, raniąc przedewszystkim głowę.
- Tyyy mendo... - zasyczał Tsuful, plując krwią.
Odniósł kilka ran ciętych, z których sączyła się krew. Ucierpiał łuk brwiowy, przez co lewe oko zalewała mu teraz czerwona posoka. Kuro też nie wyglądał najlepiej po jego ataku, nos Saiyan'a był w opłakanym stanie. Stali naprzeciw siebie, mierząc się wzrokiem. W tym momencie jednak Król wyczuł coś ciekawego. Red stojący nieopodal w towarzystwie dwóch ogoniastych, które "porwał" w bezpieczniejsze miejsce, emanował złością. Powód mógł być tylko jeden - bliskość Katsu. Najwyraźniej ten demon obrał sobie za cel ochronę tych dwóch dziewczyn i drażnił go fakt, że Tsuful zbliżył się na taką odległość. Jak zwykle w takich momentach białowłosego ogarnęła przemożna chęć prowokacji. Ciekaw był czy Red faktycznie zareaguje na jakiś ruch z jego strony. Wystarczyło by posłać w ich stronę Ki Blast'a, lub podejść bliżej o kilka kroków. Z tych rozmyślań wyrwało go pojawienie się nowej Ki. Spojrzał w stronę skąd dochodził odczyt. Ten ktoś pojawił się tak nagle, praktycznie znikąd. I miał bardzo ciekawą aurę. Po chwili wyjaśniło się kto to, a Król po raz pierwszy odczuł coś w rodzaju niepokoju. To był Hikaru, Mistik, Obrońca Ziemi. Spotkał go już wcześniej, wiedział z kim ma do czynienia.
- Co on tu robi do cholery? - pomyślał - pewnie przyszedł sprawdzić jak radzi sobie jego uczeń. A może zamierza włączyć się do walki? Znudziło go czekanie i sam się ze mną rozprawi? Niedobrze, w tej chwili nie byłbym go w stanie pokonać, nawet wykorzystując mój zapas mocy.
Co robić? Uciekać w poszukiwaniu większej mocy? Zostać tu i czekać na rozwój wydarzeń. Z uwagą obserwował poczynania Half'a. Ten wyraźnie oddalał się o pojedynkujących się Kuro i Katsu, zmierzając w stronę pozostałej trójki. Gdy tam doszedł, wywiązała się rozmowa. Tsuful nie słyszał dobrze o czym rozmawiają, lecz kilka czynników pozwoliło mu wywnioskować, iż o coś się kłócą. Dziewczyny było wyraźnie nadąsane, odpowiedziały mu chyba w niezbyt przyjemnym tonie.
- Co zrobisz? Przyszedłeś tu tylko na pogadanki, czy może masz zamiar walczyć?
Spokojne do tej pory myśli Króla, zostały zmącone przez pojawienie się Hikaru. W końcu, a trwało to dłuższa chwilę, postanowił kontynuować potyczkę ze srebrnowłosym, nie przejmując się na razie Mistikiem. Jeszcze nim odwrócił się z powrotem w stronę Kuro, spojrzał na każdego ze stojącej tam grupki, zawieszając nieco dłużej spojrzenie swych czarno-złotych oczu na Vulfili. Czemu to zrobił - sam do końca nie wiedział, ale podejrzewał że to dlatego, ponieważ z tego towarzystwa ta dziewczyna jest najbliższa Hazard'owi....
Pokręcił głową, jakby odpędzał się od roju muszek i zwrócił się ponownie w stronę przeciwnika. Ta krótka przerwa pozwoliła mu na obmyślenie planu. Był on bardzo prosty - jak najszybciej rozprawić się z Kuro.
- Wasza wysokość? To miłe że potrafisz się zachować. Mną się nie przejmuj, martw się o siebie! Rozumiem, że chciałbyś się wykazać w obecności mistrza, ale niestety - nie pomogę Ci w tym. Wróćmy do tego nierównego pojedynku!
Wystrzelił jak proca w stronę ogoniastego. W mgnieniu oka znalazł się tuż przed nim, uderzając go kolanem prosto w żołądek. Odczekał, aż chłopak się ogarnie, po czym podniósł prawą dłoń, celując palcem wskazującym i środkowym w srebrnowłosego. Po chwili wystrzelił z nim całą masę, małych, czarnych, bezkształtnych pocisków Ki. Żaden z nich nie trafił w oponenta. Czyżby Katsu miał problem z celnością? Nic z tych rzeczy. Po chwili obiekty te, zawróciły i zaczęły się ze sobą łączyć w jedną całość, przybierając postać długiego łańcucha, który oplótł ciasno ciało Kuro. Tsuful ryknął z uciechy i podszedł bliżej skrępowanego rywala.
- Głupia sprawa, chyba się tego nie spodziewałeś co?
Wymierzył prosty cios w i tak już obolały nos, dostarczając Saiyan'owi kolejnej dawki bólu. Następnie oparł się nogą o jego tors i pchnął mocno, zmuszając bezwładne ciało do upadku. Kopnął mocno w odsłoniętą część brzucha. Przez jakiś czas bawił się w ten sposób, zwiększając siłę uderzeń. To co robił było uderzająco podobne do pewnej gry, dobrze znanej Ziemianom, z tym że co innego zastępowało piłkę. Po całej takiej serii, podczas której Kuro niezliczoną ilość razy przeturlał się po ziemi, łańcuchy zanikły, uwalniając chłopaka. Z pewnością odczuł ten atak. Z ciekawością oczekiwał jego riposty.
OCC:
Atak telekinezą zakończony sukcesem. Z moich obliczeń wynika, iż dostanie mi się (1755 + 2055) = 3810 dmg i tyle sobie odejmuje.
Wykorzystuję kolejny dodatkowy atak - podstawowy (2760 dmg)
Następnie Galactic Donut/Kirotsurugi - paraliż na jedną turę, koszt - 60 Ki.
W trakcie trwania paraliżu potężny (5370 dmg)
Łącznie = 8130 dmg.
Koniec treningu.
- Tyyy mendo... - zasyczał Tsuful, plując krwią.
Odniósł kilka ran ciętych, z których sączyła się krew. Ucierpiał łuk brwiowy, przez co lewe oko zalewała mu teraz czerwona posoka. Kuro też nie wyglądał najlepiej po jego ataku, nos Saiyan'a był w opłakanym stanie. Stali naprzeciw siebie, mierząc się wzrokiem. W tym momencie jednak Król wyczuł coś ciekawego. Red stojący nieopodal w towarzystwie dwóch ogoniastych, które "porwał" w bezpieczniejsze miejsce, emanował złością. Powód mógł być tylko jeden - bliskość Katsu. Najwyraźniej ten demon obrał sobie za cel ochronę tych dwóch dziewczyn i drażnił go fakt, że Tsuful zbliżył się na taką odległość. Jak zwykle w takich momentach białowłosego ogarnęła przemożna chęć prowokacji. Ciekaw był czy Red faktycznie zareaguje na jakiś ruch z jego strony. Wystarczyło by posłać w ich stronę Ki Blast'a, lub podejść bliżej o kilka kroków. Z tych rozmyślań wyrwało go pojawienie się nowej Ki. Spojrzał w stronę skąd dochodził odczyt. Ten ktoś pojawił się tak nagle, praktycznie znikąd. I miał bardzo ciekawą aurę. Po chwili wyjaśniło się kto to, a Król po raz pierwszy odczuł coś w rodzaju niepokoju. To był Hikaru, Mistik, Obrońca Ziemi. Spotkał go już wcześniej, wiedział z kim ma do czynienia.
- Co on tu robi do cholery? - pomyślał - pewnie przyszedł sprawdzić jak radzi sobie jego uczeń. A może zamierza włączyć się do walki? Znudziło go czekanie i sam się ze mną rozprawi? Niedobrze, w tej chwili nie byłbym go w stanie pokonać, nawet wykorzystując mój zapas mocy.
Co robić? Uciekać w poszukiwaniu większej mocy? Zostać tu i czekać na rozwój wydarzeń. Z uwagą obserwował poczynania Half'a. Ten wyraźnie oddalał się o pojedynkujących się Kuro i Katsu, zmierzając w stronę pozostałej trójki. Gdy tam doszedł, wywiązała się rozmowa. Tsuful nie słyszał dobrze o czym rozmawiają, lecz kilka czynników pozwoliło mu wywnioskować, iż o coś się kłócą. Dziewczyny było wyraźnie nadąsane, odpowiedziały mu chyba w niezbyt przyjemnym tonie.
- Co zrobisz? Przyszedłeś tu tylko na pogadanki, czy może masz zamiar walczyć?
Spokojne do tej pory myśli Króla, zostały zmącone przez pojawienie się Hikaru. W końcu, a trwało to dłuższa chwilę, postanowił kontynuować potyczkę ze srebrnowłosym, nie przejmując się na razie Mistikiem. Jeszcze nim odwrócił się z powrotem w stronę Kuro, spojrzał na każdego ze stojącej tam grupki, zawieszając nieco dłużej spojrzenie swych czarno-złotych oczu na Vulfili. Czemu to zrobił - sam do końca nie wiedział, ale podejrzewał że to dlatego, ponieważ z tego towarzystwa ta dziewczyna jest najbliższa Hazard'owi....
Pokręcił głową, jakby odpędzał się od roju muszek i zwrócił się ponownie w stronę przeciwnika. Ta krótka przerwa pozwoliła mu na obmyślenie planu. Był on bardzo prosty - jak najszybciej rozprawić się z Kuro.
- Wasza wysokość? To miłe że potrafisz się zachować. Mną się nie przejmuj, martw się o siebie! Rozumiem, że chciałbyś się wykazać w obecności mistrza, ale niestety - nie pomogę Ci w tym. Wróćmy do tego nierównego pojedynku!
Wystrzelił jak proca w stronę ogoniastego. W mgnieniu oka znalazł się tuż przed nim, uderzając go kolanem prosto w żołądek. Odczekał, aż chłopak się ogarnie, po czym podniósł prawą dłoń, celując palcem wskazującym i środkowym w srebrnowłosego. Po chwili wystrzelił z nim całą masę, małych, czarnych, bezkształtnych pocisków Ki. Żaden z nich nie trafił w oponenta. Czyżby Katsu miał problem z celnością? Nic z tych rzeczy. Po chwili obiekty te, zawróciły i zaczęły się ze sobą łączyć w jedną całość, przybierając postać długiego łańcucha, który oplótł ciasno ciało Kuro. Tsuful ryknął z uciechy i podszedł bliżej skrępowanego rywala.
- Głupia sprawa, chyba się tego nie spodziewałeś co?
Wymierzył prosty cios w i tak już obolały nos, dostarczając Saiyan'owi kolejnej dawki bólu. Następnie oparł się nogą o jego tors i pchnął mocno, zmuszając bezwładne ciało do upadku. Kopnął mocno w odsłoniętą część brzucha. Przez jakiś czas bawił się w ten sposób, zwiększając siłę uderzeń. To co robił było uderzająco podobne do pewnej gry, dobrze znanej Ziemianom, z tym że co innego zastępowało piłkę. Po całej takiej serii, podczas której Kuro niezliczoną ilość razy przeturlał się po ziemi, łańcuchy zanikły, uwalniając chłopaka. Z pewnością odczuł ten atak. Z ciekawością oczekiwał jego riposty.
OCC:
Atak telekinezą zakończony sukcesem. Z moich obliczeń wynika, iż dostanie mi się (1755 + 2055) = 3810 dmg i tyle sobie odejmuje.
Wykorzystuję kolejny dodatkowy atak - podstawowy (2760 dmg)
Następnie Galactic Donut/Kirotsurugi - paraliż na jedną turę, koszt - 60 Ki.
W trakcie trwania paraliżu potężny (5370 dmg)
Łącznie = 8130 dmg.
Koniec treningu.
Re: Pole Bitewne
Nie Sty 05, 2014 9:23 pm
Kiedy Katsu pozbierał się po jego ciosie obdarzył chłopaka epitetem, na który ten odpowiedział wesoło.
- Cóż lubię drażnić.
Triumf nie trwał długo. Czy wszyscy się do cholery dziś na niego uwzięli, czy jak?! Wszyscy go ze wsząd bombardowali i zupełnie stracił koncentrację. Jakiś kolo w trakcie walki kontaktował się z nim telepatycznie, do tego pojawienie się Hikaru zupełnie zbiło go z tropu. Nie miał pojęcia, po co Mistik tutaj się pojawił ale zaczął mieć obawy, że jest zły o to, że chłopak sobie nie radzi i przyszedł po nim posprzątać. Lub też przypuszczał, że Kuro zginie. Młody Saiyan całkowicie stracił rezon, co mimo wszystko nie zatrzymało go, aby odszczekać się Mentorowi.
- Opalam się i popijam drinki z palemką nie wolno?
Przecież się nie obija, walczy ile tylko starcza mu sił. Robi wszystko, aby już nie powiększył się bilans ofiar, żeby już nikt nie był ranny. Przynajmniej Red go rozumiał i starał się mu pomóc biorąc pod opiekę dziewczyny i reagując szybko na znaki saiyana. Ironia losu, największe oparcie miał teraz w demonie. Toczące się dookoła wydarzenia zdekoncentrowały go zupełnie, co od razu zauważył i wykorzystał Tsuful.
Pierwszy cios w brzuch nie był zbyt silny ale wystarczająco, aby Kuro musiał podeprzeć się na kolanie. Zaraz miał wyprowadzić podcieńcie, gdy zmysły ostrzegły go o ruchu przeciwnika. Odruchowo osłonił rękoma twarz przed atakiem. Ki – blasty wirowały w powietrzu ale Kuro nie oberwał. Opuścił gardę zdziwiony tym co się stało. Kule energii zaczęły łączyć się w całość i wyglądały niczym łańcuch. Kuro próbował uciec wzbijając się w górę ale nie zdążył. Energetyczny łańcuch owinął mu się wokół klatki piersiowej paraliżując też ręce. Oberwał ponownie w nos i z bólu pociekły mu łzy, a kolejne fala krwi zalała mu twarz. Jednak na tym się nie skończyło. Katsu idealnie wykorzystał fakt, że chłopak nie miał najmniejszego pojęcia o technikach paraliżujących, co wydało się przy ich poprzedniej potyczce. Każde kopniecie powodowało nową falę bólu i okrzyki boleści wyrywały się z gardła chłopaka. Pluł krwią i raz omal się nie zachłysną. Wtedy Tsuful przestał, najwyraźniej szkoda mu było zbyt szybko zabić nową zabawkę. Więzy puściły, a Kuro zwinął się na ziemi w kłębek. W pierwszym odruchu opróżnił całą zawartość żołądka z namiastki śniadania. Oberwał solidnie, od lat nikt go tak nie obił. Trząsł się z bólu. Krew wypełniała mu usta, a on próbował chociaż złapać oddech. Martwił się, żeby April nie przyleciała i nie stała się kolejnym celem ataku.
Leżąc odpowiedział tylko telepatycznie Colinowi, znał tą technikę, ale dziwnie rozmawiało mu się z trupem? W wolnej chwili podpyta go to jak tam jest.
Musiał się w końcu podnieść nim przeciwnik znudzi się i zacznie kontynuować grę w zbijaka. Trzymając się jakiejś wystającej skały zaczął stawać na nogach, drżał. Znowu zwymiotował krwią. Oczy zalewały mu łzy ale na szczęście ich nie potrzebował, zamknął je. Pewnie wyglądał strasznie. Twarz zalana nieustającym potokiem krwi i dwie czyste bruzdy rozmazane łzami. Chłopak był żywotny jak karaluch, trzeba się namęczyć, aby go dobrze dobić. Kuro stanął w pozycji do walki i zaczął podnosić swój poziom mocy. Ziemia drżała, piach i kamienie wirowały dookoła. Musiał to zrobić przemiana była jego ostatnią deską ratunku. Krzyk rozdarł powietrze, ciało otoczyły srebrzyste iskry i Kuro wybuchł mocą. SSJ2. Powietrze było aż ciężkie od jego energii, znacznie większej niż rano. Kuro chłonął moc jak gąbka, fizycznie zaraz przerośnie moc Misticka.
Teraz musi wytrzymać obciążenia związane z przemianą i zakończyć walkę nim moc rozerwie jego mięśnie. Nadal mając zamknięte oczy wypluł napływającą mu do ust krew.
- Jeśli mam zginąć to na pewno zabiorę Cię ze sobą do grobu, choć to będzie wątpliwe towarzystwo.
Ruszył na przeciwnika, użył Zanzokena do nadania szybkości. Pojawił się tuż za Katsu podcinając go. Podparł się dłońmi na ziemi i kopnął obiega nogami tsufula nim wierzgający koń. Wyprzedził ciało lecącego i zatrzymał je wbijając kolano w brzuch. Zakończył ciosem złącznych pięści w kark, wbijając oponenta w ziemię.
- Głupia sprawa, chyba się tego nie spodziewałeś co? – sparodiował słowa Katsu.
Ponownie wypluł krew, ciężko oddychał. Poczuł silne skurcze w mięśniach, długo tak nie wytrzyma.
OOC:
- dmg już odjałem
- SSJ 2
- Atak potężny - 7898 dmg i Zanzoken
- dla mnie - 210 Ki
- Koniec treningu
- SMS do Colina (zaraz napiszę)
- Cóż lubię drażnić.
Triumf nie trwał długo. Czy wszyscy się do cholery dziś na niego uwzięli, czy jak?! Wszyscy go ze wsząd bombardowali i zupełnie stracił koncentrację. Jakiś kolo w trakcie walki kontaktował się z nim telepatycznie, do tego pojawienie się Hikaru zupełnie zbiło go z tropu. Nie miał pojęcia, po co Mistik tutaj się pojawił ale zaczął mieć obawy, że jest zły o to, że chłopak sobie nie radzi i przyszedł po nim posprzątać. Lub też przypuszczał, że Kuro zginie. Młody Saiyan całkowicie stracił rezon, co mimo wszystko nie zatrzymało go, aby odszczekać się Mentorowi.
- Opalam się i popijam drinki z palemką nie wolno?
Przecież się nie obija, walczy ile tylko starcza mu sił. Robi wszystko, aby już nie powiększył się bilans ofiar, żeby już nikt nie był ranny. Przynajmniej Red go rozumiał i starał się mu pomóc biorąc pod opiekę dziewczyny i reagując szybko na znaki saiyana. Ironia losu, największe oparcie miał teraz w demonie. Toczące się dookoła wydarzenia zdekoncentrowały go zupełnie, co od razu zauważył i wykorzystał Tsuful.
Pierwszy cios w brzuch nie był zbyt silny ale wystarczająco, aby Kuro musiał podeprzeć się na kolanie. Zaraz miał wyprowadzić podcieńcie, gdy zmysły ostrzegły go o ruchu przeciwnika. Odruchowo osłonił rękoma twarz przed atakiem. Ki – blasty wirowały w powietrzu ale Kuro nie oberwał. Opuścił gardę zdziwiony tym co się stało. Kule energii zaczęły łączyć się w całość i wyglądały niczym łańcuch. Kuro próbował uciec wzbijając się w górę ale nie zdążył. Energetyczny łańcuch owinął mu się wokół klatki piersiowej paraliżując też ręce. Oberwał ponownie w nos i z bólu pociekły mu łzy, a kolejne fala krwi zalała mu twarz. Jednak na tym się nie skończyło. Katsu idealnie wykorzystał fakt, że chłopak nie miał najmniejszego pojęcia o technikach paraliżujących, co wydało się przy ich poprzedniej potyczce. Każde kopniecie powodowało nową falę bólu i okrzyki boleści wyrywały się z gardła chłopaka. Pluł krwią i raz omal się nie zachłysną. Wtedy Tsuful przestał, najwyraźniej szkoda mu było zbyt szybko zabić nową zabawkę. Więzy puściły, a Kuro zwinął się na ziemi w kłębek. W pierwszym odruchu opróżnił całą zawartość żołądka z namiastki śniadania. Oberwał solidnie, od lat nikt go tak nie obił. Trząsł się z bólu. Krew wypełniała mu usta, a on próbował chociaż złapać oddech. Martwił się, żeby April nie przyleciała i nie stała się kolejnym celem ataku.
Leżąc odpowiedział tylko telepatycznie Colinowi, znał tą technikę, ale dziwnie rozmawiało mu się z trupem? W wolnej chwili podpyta go to jak tam jest.
Musiał się w końcu podnieść nim przeciwnik znudzi się i zacznie kontynuować grę w zbijaka. Trzymając się jakiejś wystającej skały zaczął stawać na nogach, drżał. Znowu zwymiotował krwią. Oczy zalewały mu łzy ale na szczęście ich nie potrzebował, zamknął je. Pewnie wyglądał strasznie. Twarz zalana nieustającym potokiem krwi i dwie czyste bruzdy rozmazane łzami. Chłopak był żywotny jak karaluch, trzeba się namęczyć, aby go dobrze dobić. Kuro stanął w pozycji do walki i zaczął podnosić swój poziom mocy. Ziemia drżała, piach i kamienie wirowały dookoła. Musiał to zrobić przemiana była jego ostatnią deską ratunku. Krzyk rozdarł powietrze, ciało otoczyły srebrzyste iskry i Kuro wybuchł mocą. SSJ2. Powietrze było aż ciężkie od jego energii, znacznie większej niż rano. Kuro chłonął moc jak gąbka, fizycznie zaraz przerośnie moc Misticka.
Teraz musi wytrzymać obciążenia związane z przemianą i zakończyć walkę nim moc rozerwie jego mięśnie. Nadal mając zamknięte oczy wypluł napływającą mu do ust krew.
- Jeśli mam zginąć to na pewno zabiorę Cię ze sobą do grobu, choć to będzie wątpliwe towarzystwo.
Ruszył na przeciwnika, użył Zanzokena do nadania szybkości. Pojawił się tuż za Katsu podcinając go. Podparł się dłońmi na ziemi i kopnął obiega nogami tsufula nim wierzgający koń. Wyprzedził ciało lecącego i zatrzymał je wbijając kolano w brzuch. Zakończył ciosem złącznych pięści w kark, wbijając oponenta w ziemię.
- Głupia sprawa, chyba się tego nie spodziewałeś co? – sparodiował słowa Katsu.
Ponownie wypluł krew, ciężko oddychał. Poczuł silne skurcze w mięśniach, długo tak nie wytrzyma.
OOC:
- dmg już odjałem
- SSJ 2
- Atak potężny - 7898 dmg i Zanzoken
- dla mnie - 210 Ki
- Koniec treningu
- SMS do Colina (zaraz napiszę)
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Nie Sty 05, 2014 10:42 pm
Dobra, plan był taki: podzielić świadomość na dwie części. Pierwsza połówka miałaby za zadanie stały monitoring rzeczywistości, to jest dalsze obserwacje poczynań wroga jak i obecnych wojowników. Ponieważ wzrok mógłby być tutaj zgubny, skorzysta z doskonale opanowanego wyczucia pokładów energii, tylko określi precyzyjniej ich wrażliwość na otoczenie, kształt, intensywność, położenie. Dodatkowo w tej funkcji zakodował sobie w głowie, że jakikolwiek sygnał z rzeczywistości ma automatycznie przywoływać i drugą połówkę świadomości do świata żywych. Druga część kłębiłaby się tylko w jego szarych komórkach, gdzie poszukiwałby specyficznej odmiany Ki w organizmie. Oto w jakich warunkach przyszło mu uczyć się czegoś nowego. Reito i jego regeneracja ciała... ejże! Przecież... przecież już to kiedyś opanowywał, na posesji Kaede! Gdzie specjalnie naderwał w kilku miejscach fragmenty swojego ciała, by zmotywować organizm do odnowy i rekonstrukcji uszkodzonej tkanki! Eh, co też robi z nim spięta atmosfera, w której czuć stęchliznę przeszłości zamordowanych, niewinnych istnień. No nic, nie może tracić głowy na zażenowanie samym sobą, tylko znaleźć plan zastępczy. O, już ma! Skoro podjął się niecodziennej misji chronienia dziewczyn, to połączy przyjemne z pożytecznym i skoncentruje się na leczeniu dowolnej osoby. Tak mu przecież uratowała życie June, tak też został wybudzony z odrętwienia przez Kuro - jakoś trzeba odwdzięczyć się losowi, co nie?
Aura demona skrzywiała się na boki jakby rozrywał ją hulający dookoła wiatr. Musiał zdecydować się w której części swojego umysłu znajdzie wskazówkę co do tego jak leczyć kogoś z zewnątrz. A może nie od umysłu zależy podreperowanie stanu zdrowia poszkodowanego? Hm... tak czy inaczej w ten sposób zapadł w połowiczną hibernację. Pozornie wydawał się być skupiony tylko na ewentualnej obronie dziewczyn przed czymś niespodziewanym ze strony Króla Tsufuli, ale Kuro świetnie odwracał jego uwagę i dobijał do utraty pewności. Bo do utraty przytomności jeszcze daleka droga, Białowłosy Pasożyt miał wielką determinację, mnóstwo pomysłowych zagrań i przede wszystkim żywotności. Trudna walka, zwłaszcza iż nie chodziło tu tylko o zamordowanie rywala. Nie, cel był inny, i każdy kto zna przypadłość zarażenia się Tsufulem wiedział od czego trzeba zacząć, by osiągnąć sukces. Od osłabienia ciała ofiary, które przejął władczy zarodek nienawiści do Saiyan. Tylko ktoś w pełni opanowany podołałby takiemu zadaniu, a Kuro idealnie piastował taki urząd. Dlatego... w resztkach rozsądku dał mu pole do popisu, bo z temperamentem demona bywało różnie, i mógł pokrzyżować taktykę pieczołowicie przygotowaną i realizowaną przez chłopaka April.
Póki co i jego fucha, z większym bądź mniejszym powodzeniem, nie przeszkadzała dziewczynom, wręcz odnosił wrażenie, że akceptowały taki stan rzeczy. Miały dużo oleju w głowie, by w porę powstrzymać się przed furią. Zarówno Vulfi jak i April posiadały argumenty, żeby dołączyć do walki. Nie trzeba było być wybitnie inteligentnym na dostrzeżenie ich gestów, mowy ciała, wyrazów twarzy, wzburzonych aur. I przede wszystkim zdawały się rozumieć powagę sytuacji oraz różnicę w poziomach mocy między nimi a Intruzem. Prawdziwe wojowniczki z krwi i kości.
Niespodziewanie musiał przerwać trening z przepływem Ki po ciele, ponieważ zagościł w te zbrukane krwią progi nie kto inny jak Stalowooki Mistrz Szkoły Światła. A to ciekawe, że zjawił się w trudnym momencie walki między jego uczniem a Wrogiem Publicznym Numer Jeden. Znaczy, niedosłownie między nimi. Raczył przeteleportować się jakieś kilkanaście metrów przed Redem zwiastując coś nowego na placu boju. Doczekał się dziwnej uwagi o przytulaniu się - co teraz akurat nie miało miejsca, gdyż stał przed April kilka kroków przed - o skróceniu włosów wspomnianej Halfki, ale przede wszystkim o tym, że boją się, więc mogą spokojnie oddalić się stąd. Ponadto obciążył demona tym przywilejem przetransportowania dziewczyn w inne miejsce. Nie był wielkim mówcą, ani prowokatorem jak Mistic, i chociaż Białowłosy miał trochę racji, to ewidentnie nie zdawał sobie sprawy z pewnego drobiazgu. Wszyscy obecni (no dobra, prócz Hazarda) mieli własną wolę, a tego nie da się odebrać nawet najpiękniej sformułowanymi prośbami. Rozumiał Hikaru, że nie było czasu na zgrabne formułki, ale ton słów pozostawiał dużo do życzenia. Inna sprawa, iż Kuro za odwalanie najczarniejszej roboty zamiast rady czy wsparcia usłyszał tylko ponaglanie. To i tak lepiej niż ochrzanienie demona za bezczynność i bezużyteczność. Akurat teraz, kiedy już prawie się uspokoił od nagromadzonych wibracji, przemyśleń o samolubnej zemście na Królu Tsufuli... Na szczęście dziewczyny były bardziej wygadane i nie szczędziły uwag. A nawet April powiedziała wprost o współpracy z Redem i Vulfilą. Ta ostatnia troszkę wybiegła przed szereg swoim nastawieniem, ale gdyby ktoś bez większych wyjaśnień zaczął wymagać ucieczki z pola bitwy, a nie ma się na to najmniejszej ochoty, to naprawdę mogło wyprowadzić z równowagi.
I co miał rzec Czarnowłosy? I tak był zupełnie skreślony w oczach Hikaru. Cokolwiek by teraz nie powiedział, pogrążyłoby go jeszcze bardziej. "Weź się na coś przydaj" tłukło się w jego głowie, lecz nadal nie podnosił czoła, żeby nie pokazywać rozognionych od skumulowanego gniewem ślepi. Dobrze, że miał gęste włosy, hehe.
>Hikaru, chcemy popatrzeć jak Kuro pokonuje Tsufula.
Głos demona, mimo spokojnej nuty, brzmiał nieco inaczej, tak jakby był zza szklaną ścianą. Może dlatego iż połowicznie wciąż próbował zająć się opanowywaniem techniki leczącej? Kto to wie, tak czy inaczej był na dobrej drodze do zrealizowania pomysłu, ponieważ wreszcie iskierka Ki tliła się innym kolorem niż czarny. Przedstawiała czerwonego motyla, który samotnie przemierzał ciemności panujące w umyśle Reda. To on był Posłańcem, istotką dzięki której za dotknięciem palca mógł uzdrowić wybraną osobę. Skąd to wiedział? Przetestował na dokładnych replikach obecnych w swoim sacrum w duszy. Kiedy tylko czerwony motyl przetarł skrzydełkiem chociażby policzek, to zasoby życiowe rosły i rosły... taka wizualizacja KAIFUKU, czyli specyficznego przepływu Ki w młodzieńcu z warkoczem.
Ocknął się zupełnie z transu, kiedy uderzyła go nowa siła Kuro. O tak, teraz z taką mocą rosła odpowiedzialność, ale był święcie przekonany, iż nie na darmo używa tego asa w rękawie. Musiał lepiej przyuważyć działania kolegi po fachu, żeby wiedzieć więcej o takich anomaliach w Ki. Imponujące... ten akt i ciosy na rywalu powinno być przykładem na to, iż szansa na sukces jest po ich stronie, nie po stronie Tsufula. Sądził także, że nadzieja w sercach dziewczyn wzrosła całkowicie, a może nie musiała, bo wierzyły w Kuro od samego początku?
[Post treningowy - drugi i ostatni]
Aura demona skrzywiała się na boki jakby rozrywał ją hulający dookoła wiatr. Musiał zdecydować się w której części swojego umysłu znajdzie wskazówkę co do tego jak leczyć kogoś z zewnątrz. A może nie od umysłu zależy podreperowanie stanu zdrowia poszkodowanego? Hm... tak czy inaczej w ten sposób zapadł w połowiczną hibernację. Pozornie wydawał się być skupiony tylko na ewentualnej obronie dziewczyn przed czymś niespodziewanym ze strony Króla Tsufuli, ale Kuro świetnie odwracał jego uwagę i dobijał do utraty pewności. Bo do utraty przytomności jeszcze daleka droga, Białowłosy Pasożyt miał wielką determinację, mnóstwo pomysłowych zagrań i przede wszystkim żywotności. Trudna walka, zwłaszcza iż nie chodziło tu tylko o zamordowanie rywala. Nie, cel był inny, i każdy kto zna przypadłość zarażenia się Tsufulem wiedział od czego trzeba zacząć, by osiągnąć sukces. Od osłabienia ciała ofiary, które przejął władczy zarodek nienawiści do Saiyan. Tylko ktoś w pełni opanowany podołałby takiemu zadaniu, a Kuro idealnie piastował taki urząd. Dlatego... w resztkach rozsądku dał mu pole do popisu, bo z temperamentem demona bywało różnie, i mógł pokrzyżować taktykę pieczołowicie przygotowaną i realizowaną przez chłopaka April.
Póki co i jego fucha, z większym bądź mniejszym powodzeniem, nie przeszkadzała dziewczynom, wręcz odnosił wrażenie, że akceptowały taki stan rzeczy. Miały dużo oleju w głowie, by w porę powstrzymać się przed furią. Zarówno Vulfi jak i April posiadały argumenty, żeby dołączyć do walki. Nie trzeba było być wybitnie inteligentnym na dostrzeżenie ich gestów, mowy ciała, wyrazów twarzy, wzburzonych aur. I przede wszystkim zdawały się rozumieć powagę sytuacji oraz różnicę w poziomach mocy między nimi a Intruzem. Prawdziwe wojowniczki z krwi i kości.
Niespodziewanie musiał przerwać trening z przepływem Ki po ciele, ponieważ zagościł w te zbrukane krwią progi nie kto inny jak Stalowooki Mistrz Szkoły Światła. A to ciekawe, że zjawił się w trudnym momencie walki między jego uczniem a Wrogiem Publicznym Numer Jeden. Znaczy, niedosłownie między nimi. Raczył przeteleportować się jakieś kilkanaście metrów przed Redem zwiastując coś nowego na placu boju. Doczekał się dziwnej uwagi o przytulaniu się - co teraz akurat nie miało miejsca, gdyż stał przed April kilka kroków przed - o skróceniu włosów wspomnianej Halfki, ale przede wszystkim o tym, że boją się, więc mogą spokojnie oddalić się stąd. Ponadto obciążył demona tym przywilejem przetransportowania dziewczyn w inne miejsce. Nie był wielkim mówcą, ani prowokatorem jak Mistic, i chociaż Białowłosy miał trochę racji, to ewidentnie nie zdawał sobie sprawy z pewnego drobiazgu. Wszyscy obecni (no dobra, prócz Hazarda) mieli własną wolę, a tego nie da się odebrać nawet najpiękniej sformułowanymi prośbami. Rozumiał Hikaru, że nie było czasu na zgrabne formułki, ale ton słów pozostawiał dużo do życzenia. Inna sprawa, iż Kuro za odwalanie najczarniejszej roboty zamiast rady czy wsparcia usłyszał tylko ponaglanie. To i tak lepiej niż ochrzanienie demona za bezczynność i bezużyteczność. Akurat teraz, kiedy już prawie się uspokoił od nagromadzonych wibracji, przemyśleń o samolubnej zemście na Królu Tsufuli... Na szczęście dziewczyny były bardziej wygadane i nie szczędziły uwag. A nawet April powiedziała wprost o współpracy z Redem i Vulfilą. Ta ostatnia troszkę wybiegła przed szereg swoim nastawieniem, ale gdyby ktoś bez większych wyjaśnień zaczął wymagać ucieczki z pola bitwy, a nie ma się na to najmniejszej ochoty, to naprawdę mogło wyprowadzić z równowagi.
I co miał rzec Czarnowłosy? I tak był zupełnie skreślony w oczach Hikaru. Cokolwiek by teraz nie powiedział, pogrążyłoby go jeszcze bardziej. "Weź się na coś przydaj" tłukło się w jego głowie, lecz nadal nie podnosił czoła, żeby nie pokazywać rozognionych od skumulowanego gniewem ślepi. Dobrze, że miał gęste włosy, hehe.
>Hikaru, chcemy popatrzeć jak Kuro pokonuje Tsufula.
Głos demona, mimo spokojnej nuty, brzmiał nieco inaczej, tak jakby był zza szklaną ścianą. Może dlatego iż połowicznie wciąż próbował zająć się opanowywaniem techniki leczącej? Kto to wie, tak czy inaczej był na dobrej drodze do zrealizowania pomysłu, ponieważ wreszcie iskierka Ki tliła się innym kolorem niż czarny. Przedstawiała czerwonego motyla, który samotnie przemierzał ciemności panujące w umyśle Reda. To on był Posłańcem, istotką dzięki której za dotknięciem palca mógł uzdrowić wybraną osobę. Skąd to wiedział? Przetestował na dokładnych replikach obecnych w swoim sacrum w duszy. Kiedy tylko czerwony motyl przetarł skrzydełkiem chociażby policzek, to zasoby życiowe rosły i rosły... taka wizualizacja KAIFUKU, czyli specyficznego przepływu Ki w młodzieńcu z warkoczem.
Ocknął się zupełnie z transu, kiedy uderzyła go nowa siła Kuro. O tak, teraz z taką mocą rosła odpowiedzialność, ale był święcie przekonany, iż nie na darmo używa tego asa w rękawie. Musiał lepiej przyuważyć działania kolegi po fachu, żeby wiedzieć więcej o takich anomaliach w Ki. Imponujące... ten akt i ciosy na rywalu powinno być przykładem na to, iż szansa na sukces jest po ich stronie, nie po stronie Tsufula. Sądził także, że nadzieja w sercach dziewczyn wzrosła całkowicie, a może nie musiała, bo wierzyły w Kuro od samego początku?
[Post treningowy - drugi i ostatni]
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Pon Sty 06, 2014 8:39 pm
Nikt oczywiście nie posłuchał mistica co wcale go nie dziwiło. Jednak Red powinien był go posłuchać, jeśli na prawdę chciał być dobry a nie tylko mamić dziewczynki to powinien je stąd zabrać. Siebie także stąd usunąć. Demon obecnie może wyglądał na spokojnego, ale Hikaru się wydawało, że złość w nim zbiera. Ta walka dla Kury jest zbyt ważna by taka istota mu przeszkadzała. Białowłosy wiedział, że po tej walce młoda małpa stanie się kimś innym. Narodzi się ponownie i choć był przygotowywany na ten dzień to nie wiadomo było czy sobie z tym poradzi. Na teksty dziewczyn za bardzo nie zwracał uwagi... April jak zwykle nie rozumiała nic, a ta druga... jakkolwiek się nazywała tym bardziej idiotycznymi tekstami waliła na lewo i prawo. Jej jednak trzeba było przypomnieć o szacunku dla starszych.
Kiedy Kuro wbił ssj 2 wszystkich zalała jego moc. Choć wcześniej Kuro jakoś sobie nie specjalnie radził i dawał się Tsufulowi na wszystkie możliwe sposoby to teraz stanowczo on zagórował i szala zwycięstwa przeszła na jego kolej. Teraz Kuro dorównywał prawie misticowi... co się stanie kiedy osiągnie trzeci poziom ssj ? To wtedy Hikaru będzie chłopcem do bicia.. co to za dzieciak ? Owszem nie miał doświadczenia w walce, ale siłę miał ogromną. Skoro ssj 2 dawało mu taką moc to kiedyś mógłby stać się królem Vegety. Żeby tylko nie uderzyła mu woda sodowa do głowy. Kiedy uczeń zaczął atakować jego przeciwnik, Katsu, wyglądał trochę jak piłka kauczukowa. To jednak był dopiero początek i jeśli młody zatrzyma tą moc na dłużej, to walka potrwa najwyżej kwadrans.
Teraz mistic mógł pokazać nieznajomej małpce, że tak nie zwraca się do niego bezkarnie. Kiedy wszyscy gapili się na Żywe Srebro Hikaru podszedł do wyszczekanej małpki i zdzielił ją ogonem z dużą siłą w twarz tak by przekręciła się wokół własnej osi i padła nieprzytomna na ziemię. Ręce dalej miał w kieszeni, a ogon na chwilę zafalował po uderzeniu dziewczyny po czym zwinął się w pasie. Właśnie dlatego chciał mieć ogon. W tej chwili też stał bardzo blisko demona tak żeby ten niczego głupiego nie zrobił. Stał lekko za nim, może krok ich dzielił. Vulfi leżała na ziemi nieprzytomna i niech tam pozostanie.
- Lepiej mnie posłuchaj bo cała wasza trójka przeszkadza. Nie obchodzi mnie, że chcecie patrzeć. Póki April jest blisko niego nie może pokazać co naprawdę potrafi. Potraficie wyczuwać ki więc będziecie wiedzieć co się dzieje. Powiedział to szeptem, tylko tak głośnym by Red mógł go usłyszeć, ale już nikt więcej. Położył mu dłoń na ramieniu i ścisnął sugestywnie.
OCC Vulfi masz K.O do końca walki Kury.
Kiedy Kuro wbił ssj 2 wszystkich zalała jego moc. Choć wcześniej Kuro jakoś sobie nie specjalnie radził i dawał się Tsufulowi na wszystkie możliwe sposoby to teraz stanowczo on zagórował i szala zwycięstwa przeszła na jego kolej. Teraz Kuro dorównywał prawie misticowi... co się stanie kiedy osiągnie trzeci poziom ssj ? To wtedy Hikaru będzie chłopcem do bicia.. co to za dzieciak ? Owszem nie miał doświadczenia w walce, ale siłę miał ogromną. Skoro ssj 2 dawało mu taką moc to kiedyś mógłby stać się królem Vegety. Żeby tylko nie uderzyła mu woda sodowa do głowy. Kiedy uczeń zaczął atakować jego przeciwnik, Katsu, wyglądał trochę jak piłka kauczukowa. To jednak był dopiero początek i jeśli młody zatrzyma tą moc na dłużej, to walka potrwa najwyżej kwadrans.
Teraz mistic mógł pokazać nieznajomej małpce, że tak nie zwraca się do niego bezkarnie. Kiedy wszyscy gapili się na Żywe Srebro Hikaru podszedł do wyszczekanej małpki i zdzielił ją ogonem z dużą siłą w twarz tak by przekręciła się wokół własnej osi i padła nieprzytomna na ziemię. Ręce dalej miał w kieszeni, a ogon na chwilę zafalował po uderzeniu dziewczyny po czym zwinął się w pasie. Właśnie dlatego chciał mieć ogon. W tej chwili też stał bardzo blisko demona tak żeby ten niczego głupiego nie zrobił. Stał lekko za nim, może krok ich dzielił. Vulfi leżała na ziemi nieprzytomna i niech tam pozostanie.
- Lepiej mnie posłuchaj bo cała wasza trójka przeszkadza. Nie obchodzi mnie, że chcecie patrzeć. Póki April jest blisko niego nie może pokazać co naprawdę potrafi. Potraficie wyczuwać ki więc będziecie wiedzieć co się dzieje. Powiedział to szeptem, tylko tak głośnym by Red mógł go usłyszeć, ale już nikt więcej. Położył mu dłoń na ramieniu i ścisnął sugestywnie.
OCC Vulfi masz K.O do końca walki Kury.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Wto Sty 07, 2014 10:50 am
Dziewczyna wcale nie musiała czytać w myślach żeby wiedzieć, że dla Vulfi coś znaczy, było to widać na kilometr. Dało się to ‘’wyniuchać’’. Gdy tylko krótkowłosa odpowiedziała Hikaru, brunetka aż zamarła. Na pewno mu się to nie spodoba- a nawet to za mało powiedziane. Znała go już troszkę i wiedziała jak Mistic reaguje na takie rzeczy Red miał rację, chciała oglądać walkę i tak jak pozostali zresztą. Widziała jak demon powoli się uspokaja, na szczęście. Nie widziała go jeszcze w furii i sama nie miała pojęcia jak może zareagować.
Tymczasem na polu walki zaczynało być coraz bardziej gorąco. Po ciosach Katsu, Kuro nie wyglądał zbyt dobrze, co strasznie martwiło błękitnooką. Najgorsza w tym wszystkim była niemoc. Dlaczego to akurat na niego przypadła ta walka? A co jeżeli zginie? Nie mogła tak o tym myśleć, bo szybciej zwariuje i narobi zamieszania. Musiała się uspokoić, ale to nie było łatwe, a dla niej wręcz nieosiągalne. Była osobą strasznie emocjonalną i nie potrafiła postąpić inaczej. W środku cała się gotowała, aż sama w końcu zrozumiała, że jej moc przez to rośnie. Jeszcze nie zdążyła nawet oswoić się z przemianą jaka nastąpiła, co więcej- jeszcze do końca nie była pewna, czy to się na pewno stało. Na szczęście w tym momencie, jej mężczyzna podjął kontratak. Było to bardzo szybkie i sprawne, wręcz niesamowicie. Podziwiała go za jego siłę, poczuła ją jak tylko chłopak przeszedł w kolejne stadium. Był taki silny, kiedyś niedoceniany przez wszystkich tutaj, przerósł teraz zapewne wiele osób. Posiadał niewiarygodną siłę, nie wiadomo nawet skąd. Kiedyś zaczynali równo w akademii, a teraz to on przewyższał wszystkich. Traktowali go tutaj jak śmiecia, nie pozwalali wchodzić na zajęcia, podczas gdy ona na nich była, bo była uważaną za lepszą. Przypomniała sobie sytuację pod prysznicem, w której go poznała. Dalej nie rozumiała, dlaczego wszedł do damskiej części, zboczeniec. Ale na samą myśl o tym uśmiechnęła się, ale nie tylko dlatego. Wiedziała jak bardzo się pomylili. Jak cała elita akademii popełniła błąd lekceważąc chłopaka. Teraz zapewne, gdyby wiedzieli, to by tak nie postąpili. Zaraz. Moment. Oni na pewno muszą zdawać sobie sprawę, że dwie, a w sumie trzy dodatkowe osoby pojawiły się na ich planecie, co oznacza, że będą ścigani. Na pewno nie umknęło to ich uwadze. To sprytne i silne istoty... pociągnęła Reda za rękaw.
- Jesteśmy w niebezpieczeństwie. – wyszeptała mu na ucho. – Jak nas znajdą, to będziemy mieć przewalone, nie wiem co z nami zrobią, ale pojawiliśmy się na planecie bezprawnie, nie prosiliśmy o przysłowiową zgodę na lądowanie. Ciebie mogą nie mieć w bazie, więc będziesz musiał się gdzieś ukryć i wyciszyć swoją energię do minimum.
Nagle niespodziewanie Vulfilia dostała ogonem prosto w twarz. Dosyć późno zareagował na jej docinki. Nie dosyć, że nie pomógł wcześniej w walce i zginął przez niego wojownik, czego ona mu nigdy nie wybaczy, to na dodatek jeszcze znokautował biedną dziewczynę.
- Nie musiał to być tak drastyczny sposób. – mruknęła tylko podchodząc do dziewczyny i łapiąc je w swoje ręce. To jednoznacznie przesądzało o tym, że muszą się stąd zawijać. Nie pomogą dziewczynie, gdyby znajdowała się w niebezpieczeństwie. Zacisnęła aż zęby ze zdenerwowania. Co z tego, że może wyczuwać energię, jak gdyby Kuro potrzebował pomocy będzie już za późno. – Nie mogę go zostawić, może mnie potrzebować...
Nie wiedziała, co powinna zrobić w związku z tym wszystkim. Była w sytuacji bez wyjścia. Z jednej strony faktycznie nie powinna tutaj przebywać, bo Tsuful w każdej chwili może ją wykorzystać, ale z drugiej nie mogła zostawić tak ukochanego na pastwę losu. Jeszcze na dodatek dziewczyna, która straciła przytomność, a ona trzymała ją na rękach. Widziała, że Hikaru mówi coś do Reda, ale nie słyszała co. Podniosła tylko głowę oczekując, co demon zrobi.
Occ: Trening start
Tymczasem na polu walki zaczynało być coraz bardziej gorąco. Po ciosach Katsu, Kuro nie wyglądał zbyt dobrze, co strasznie martwiło błękitnooką. Najgorsza w tym wszystkim była niemoc. Dlaczego to akurat na niego przypadła ta walka? A co jeżeli zginie? Nie mogła tak o tym myśleć, bo szybciej zwariuje i narobi zamieszania. Musiała się uspokoić, ale to nie było łatwe, a dla niej wręcz nieosiągalne. Była osobą strasznie emocjonalną i nie potrafiła postąpić inaczej. W środku cała się gotowała, aż sama w końcu zrozumiała, że jej moc przez to rośnie. Jeszcze nie zdążyła nawet oswoić się z przemianą jaka nastąpiła, co więcej- jeszcze do końca nie była pewna, czy to się na pewno stało. Na szczęście w tym momencie, jej mężczyzna podjął kontratak. Było to bardzo szybkie i sprawne, wręcz niesamowicie. Podziwiała go za jego siłę, poczuła ją jak tylko chłopak przeszedł w kolejne stadium. Był taki silny, kiedyś niedoceniany przez wszystkich tutaj, przerósł teraz zapewne wiele osób. Posiadał niewiarygodną siłę, nie wiadomo nawet skąd. Kiedyś zaczynali równo w akademii, a teraz to on przewyższał wszystkich. Traktowali go tutaj jak śmiecia, nie pozwalali wchodzić na zajęcia, podczas gdy ona na nich była, bo była uważaną za lepszą. Przypomniała sobie sytuację pod prysznicem, w której go poznała. Dalej nie rozumiała, dlaczego wszedł do damskiej części, zboczeniec. Ale na samą myśl o tym uśmiechnęła się, ale nie tylko dlatego. Wiedziała jak bardzo się pomylili. Jak cała elita akademii popełniła błąd lekceważąc chłopaka. Teraz zapewne, gdyby wiedzieli, to by tak nie postąpili. Zaraz. Moment. Oni na pewno muszą zdawać sobie sprawę, że dwie, a w sumie trzy dodatkowe osoby pojawiły się na ich planecie, co oznacza, że będą ścigani. Na pewno nie umknęło to ich uwadze. To sprytne i silne istoty... pociągnęła Reda za rękaw.
- Jesteśmy w niebezpieczeństwie. – wyszeptała mu na ucho. – Jak nas znajdą, to będziemy mieć przewalone, nie wiem co z nami zrobią, ale pojawiliśmy się na planecie bezprawnie, nie prosiliśmy o przysłowiową zgodę na lądowanie. Ciebie mogą nie mieć w bazie, więc będziesz musiał się gdzieś ukryć i wyciszyć swoją energię do minimum.
Nagle niespodziewanie Vulfilia dostała ogonem prosto w twarz. Dosyć późno zareagował na jej docinki. Nie dosyć, że nie pomógł wcześniej w walce i zginął przez niego wojownik, czego ona mu nigdy nie wybaczy, to na dodatek jeszcze znokautował biedną dziewczynę.
- Nie musiał to być tak drastyczny sposób. – mruknęła tylko podchodząc do dziewczyny i łapiąc je w swoje ręce. To jednoznacznie przesądzało o tym, że muszą się stąd zawijać. Nie pomogą dziewczynie, gdyby znajdowała się w niebezpieczeństwie. Zacisnęła aż zęby ze zdenerwowania. Co z tego, że może wyczuwać energię, jak gdyby Kuro potrzebował pomocy będzie już za późno. – Nie mogę go zostawić, może mnie potrzebować...
Nie wiedziała, co powinna zrobić w związku z tym wszystkim. Była w sytuacji bez wyjścia. Z jednej strony faktycznie nie powinna tutaj przebywać, bo Tsuful w każdej chwili może ją wykorzystać, ale z drugiej nie mogła zostawić tak ukochanego na pastwę losu. Jeszcze na dodatek dziewczyna, która straciła przytomność, a ona trzymała ją na rękach. Widziała, że Hikaru mówi coś do Reda, ale nie słyszała co. Podniosła tylko głowę oczekując, co demon zrobi.
Occ: Trening start
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Wto Sty 07, 2014 12:22 pm
Zadowolona z siebie Vulfila uśmiechnęła się szeroko z wyrazem triumfu, kiedy Hikaru początkowo zdawał się odpuścić, nie kierując w jej stronę nawet słowa. Z rękami wciąż ułożonymi na biodrach odwróciła się ostentacyjnie jak królowa w stronę walczących, wypychając dumnie niewielki biuścik do przodu i zwijając ogonem spiralki. "Żaden stary piernik nie będzie mi mówił, co mam robić", kontynuowała w myślach swój monolog, "Pewnie wyczuł, że jestem silna, wreszcie ktoś podszedł do mnie z respektem. I dobrze zrobił, bo dostałby kopala", śmiała się do siebie w duchu, co wyrażało się w formie szerokiego uśmiechu.
Potem kadetka znów skupiła się na walce, którą tak bardzo chciała obejrzeć do samego końca. I doczekać momentu, kiedy Hazard odzyska świadomość podobnie jak Frost. Oby tylko nie utracił ręki. Już sam fakt, że nie miał swojego pięknego ogona była nieodżałowaną stratą. Co prawda niczym to było względem okropności, jakich dokonał opętany przez Tsufula, ale jednak i to miało swoje znaczenie.
W pewnym momencie wzrok walczącego Katsu spoczął na Vulfili. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, kiedy ich spojrzenia spotkały się ze sobą. To sprawiło, że uśmiech natychmiast spełzł z ust kadetki, a po plecach przeszedł jej zimny dreszcz. Być może "piernik", jak nazywała w myślach Hikaru, miał trochę racji. Już raz Tsuful prawie doprowadził ją do śmierci i kto wie, czy i tym razem nie stanie się dokładnie to samo. Mógłby w każdym momencie zaatakować ją z sobie tylko znanych powodów tak silnym atakiem, który pozbawiłby ją życia. Ciekawe, czy Hazard po ocknięciu się z koszmaru w ogóle pamiętałby, kim jest halfka? Czy miałby odrobinę wyrzutów sumienia za to, czego dokonał i co mogło się stać.
"Pewnie nawet nie pamięta dobrze, kim byłam." - myślała, zastanawiając się jednocześnie, czy jednak nie posłuchać rady starszego halfa i nie odlecieć gdzieś w bezpieczne miejsce. Złapała swój ogonek w rękę i gładziła, żeby się trochę uspokoić. Nie rozumiała kompletnie, czemu blondyn wzbudzał w niej takie emocje, tym bardziej, że nienawidziła go za to, co jej zrobił. I Eve. I Razielowi, Colinowi. Wszystkim, którzy padli ofiarą Tsufula. - "Czemu w ogóle nie próbuje walczyć z pasożytem w sobie?"- zadawała sobie to pytanie, choć wiedziała, że pewnie gdyby mógł, to zrobiłby wszystko, żeby sie od niego uwolnić. A jednak odnosiła wrażenie, że ona sama nie pozwoliłaby jakiemuś Katsu zawładnąć nią do tego stopnia.
Zapewne Vulfila dalej prowadziłaby w swojej nastoletniej główce rozważania, ale zbliżył się do niej Hikaru. Nie zwróciła na niego kompletnie uwagi, aż jakaś niewiadoma siła przekręciła nią o sto osiemdziesiąt stopni. Nie spostrzegła tego, co ją uderzyło, half zrobił to tak szybko, że umknęło to nieprzyzwyczajonej i znacznie wolniejszej kadetce. Poczuła tylko silne pieczenie na policzku, na którym pojawił się czerwony pas, jakby ktoś uderzył ją biczem. Złapała się jedną ręką za twarz w miejscu bólu, ale z każdą sekundą czuła, jak opuszczają ją siły, nogi stają się miękkie i zaczyna brakować jej oddechu. Przyklęknęła łapiąc powietrze. Zrobiło jej się bardzo niedobrze, jak przy każdym omdleniu. Zdążyła wyciągnąć rękę z błagalnym wyrazem w stronę Reda, jednak chwiejący się wzrok dziewczyny powoli przykrywała kurtyna ciemności, a świadomość odlatywała w niewiadomą, więc zdołała tylko wybełkotać z siebie coś niezrozumiałego. Vulfila padła na brzuch nieprzytomna.
Przez myśl jej nie przeszło, że przecież saiyanie nie są jak ludzie i nie boją się bić kobiet. Jedno trzeba było jednak Hikaru przyznać, odkrył jeden z nielicznych sposobów na nauczenie Vulfili moresu, ponieważ zdecydowanie nigdy więcej nie odważy się powiedzieć czegoś równie bezczelnego do kogoś starszego i znacznie silniejszego. Tak bardzo zależało jej na tym, żeby obejrzeć do końca walkę pomiędzy Katsu a Kuro, a teraz pozostawała w rękach Reda i April, którzy być może zechcą ocucić ją na samo zakończenie.
Potem kadetka znów skupiła się na walce, którą tak bardzo chciała obejrzeć do samego końca. I doczekać momentu, kiedy Hazard odzyska świadomość podobnie jak Frost. Oby tylko nie utracił ręki. Już sam fakt, że nie miał swojego pięknego ogona była nieodżałowaną stratą. Co prawda niczym to było względem okropności, jakich dokonał opętany przez Tsufula, ale jednak i to miało swoje znaczenie.
W pewnym momencie wzrok walczącego Katsu spoczął na Vulfili. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, kiedy ich spojrzenia spotkały się ze sobą. To sprawiło, że uśmiech natychmiast spełzł z ust kadetki, a po plecach przeszedł jej zimny dreszcz. Być może "piernik", jak nazywała w myślach Hikaru, miał trochę racji. Już raz Tsuful prawie doprowadził ją do śmierci i kto wie, czy i tym razem nie stanie się dokładnie to samo. Mógłby w każdym momencie zaatakować ją z sobie tylko znanych powodów tak silnym atakiem, który pozbawiłby ją życia. Ciekawe, czy Hazard po ocknięciu się z koszmaru w ogóle pamiętałby, kim jest halfka? Czy miałby odrobinę wyrzutów sumienia za to, czego dokonał i co mogło się stać.
"Pewnie nawet nie pamięta dobrze, kim byłam." - myślała, zastanawiając się jednocześnie, czy jednak nie posłuchać rady starszego halfa i nie odlecieć gdzieś w bezpieczne miejsce. Złapała swój ogonek w rękę i gładziła, żeby się trochę uspokoić. Nie rozumiała kompletnie, czemu blondyn wzbudzał w niej takie emocje, tym bardziej, że nienawidziła go za to, co jej zrobił. I Eve. I Razielowi, Colinowi. Wszystkim, którzy padli ofiarą Tsufula. - "Czemu w ogóle nie próbuje walczyć z pasożytem w sobie?"- zadawała sobie to pytanie, choć wiedziała, że pewnie gdyby mógł, to zrobiłby wszystko, żeby sie od niego uwolnić. A jednak odnosiła wrażenie, że ona sama nie pozwoliłaby jakiemuś Katsu zawładnąć nią do tego stopnia.
Zapewne Vulfila dalej prowadziłaby w swojej nastoletniej główce rozważania, ale zbliżył się do niej Hikaru. Nie zwróciła na niego kompletnie uwagi, aż jakaś niewiadoma siła przekręciła nią o sto osiemdziesiąt stopni. Nie spostrzegła tego, co ją uderzyło, half zrobił to tak szybko, że umknęło to nieprzyzwyczajonej i znacznie wolniejszej kadetce. Poczuła tylko silne pieczenie na policzku, na którym pojawił się czerwony pas, jakby ktoś uderzył ją biczem. Złapała się jedną ręką za twarz w miejscu bólu, ale z każdą sekundą czuła, jak opuszczają ją siły, nogi stają się miękkie i zaczyna brakować jej oddechu. Przyklęknęła łapiąc powietrze. Zrobiło jej się bardzo niedobrze, jak przy każdym omdleniu. Zdążyła wyciągnąć rękę z błagalnym wyrazem w stronę Reda, jednak chwiejący się wzrok dziewczyny powoli przykrywała kurtyna ciemności, a świadomość odlatywała w niewiadomą, więc zdołała tylko wybełkotać z siebie coś niezrozumiałego. Vulfila padła na brzuch nieprzytomna.
Przez myśl jej nie przeszło, że przecież saiyanie nie są jak ludzie i nie boją się bić kobiet. Jedno trzeba było jednak Hikaru przyznać, odkrył jeden z nielicznych sposobów na nauczenie Vulfili moresu, ponieważ zdecydowanie nigdy więcej nie odważy się powiedzieć czegoś równie bezczelnego do kogoś starszego i znacznie silniejszego. Tak bardzo zależało jej na tym, żeby obejrzeć do końca walkę pomiędzy Katsu a Kuro, a teraz pozostawała w rękach Reda i April, którzy być może zechcą ocucić ją na samo zakończenie.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Wto Sty 07, 2014 1:16 pm
Żarty się skończyły. Ostatni, brutalny atak Króla, a także słowa mentora, który zjawił się na polu walki, zmusiły srebrnowłosego do walki na 100 procent. Kuro wreszcie podjął decyzję o przejściu na wyższe stadium Super Saiyan’a. Katsu widział już tę przemianę podczas ich pierwszego spotkania. Owszem, wywarła na nim spore wrażenie, lecz był pewien, że i tak nie pomogłaby ogoniastemu go pokonać. Jak bardzo się mylił….
Szybkość, siła przeciwnika wzrosły do niebywałego poziomu. Tsuful nie zdążył zareagować, a już został podcięty i obunożnym kopniakiem wysłany w powietrze. Obrócił się, chcąc zablokować kolejny cios, lecz nie był w stanie. Kolano oponenta przełamało jego blokadę i ugodziło go boleśnie w brzuch. Białowłosy jęknął i wypluł trochę krwi nagromadzonej w ustach. Przed ostatnim uderzeniem nawet nie próbował się bronić. Po chwili było po wszystkim, leżał w sporej wielkości kraterze, dopiero dochodziło do niego to, co właśnie się stało.
- Nie, to nie może się dziać naprawdę - pomyślał – jakim cudem ten szczyl traktuje mnie jak worek treningowy? Co to za moc, co to za potęga?
Powoli wstał. Miejsce w które trafiały ciosy Kuro pulsowały tępym bólem. Nie spuszczając z przeciwnika wzroku, powoli wzniósł się w powietrze. To jeszcze nie koniec. Nadal może odwrócić losy tej walki na swoją korzyść. Pokona wszystkich i przejmie władzę nad tą planetą – taki był przecież jego cel, do którego dążył za wszelką cenę. Ani ten srebrnowłosy dzieciak, ani jego Mistrz, ani nikt inny mu w tym nie przeszkodzi.
Rzucił okiem w dół na grupkę przyglądającą się ich walce. Cały czas trwała zażarta dyskusja. Wyczuwał negatywne nastroje jej uczestników. I nagle stało się coś nieoczekiwanego. Hikaru podszedł do jednej z dziewcząt i uderzył ją w twarz swym Saiyan’skim ogonem. Siła ciosu - dla silnego wojownika nic nie znacząca, dla początkującej kadetki niemal zabójcza – sprowadziła ją do parteru, gdzie padła bezwładnie. Była nieprzytomna. Tsuful zastanawiał się o co mogło pójść. Czyżby czarnowłosa obraziła w jakiś sposób Mistica? Odezwała się do niego w sposób, który ponad 300 letni Obrońca Ziemi uznał za karygodny? Odwrócił wzrok, by kontynuować walkę z Kuro, lecz w tym momencie głowę Króla przeszył impuls – na tyle silny, że machinalnie chwycił się za skronie. Serce zabiło mocniej, a na twarzy pojawił się wyraz niezrozumienia. Co się dzieje? Jakby w odpowiedzi na to pytanie usłyszał w głowie cichy głos, z pewnością nie należący do niego. Natychmiast go rozpoznał. Tyle że… jak? Przecież to było nie możliwe, już dawno pozbył się tego problemu. A jednak, coś spowodowało przebudzenie się „intruza”. To samo słowo powtórzyło się jeszcze kilkakrotnie, powodując u Katsu uczucie słyszanego zewsząd echa….
- Vulfila….
Otworzył oczy. Panował półmrok, a on widział jakby przez mgłę. Wpatrywał się tępo przed siebie, czekając aż wzrok powróci do normalności. Trwało to chwilę, lecz w końcu mógł dojrzeć co dzieje się wokół niego. Znajdował się w czymś w rodzaju komnaty. Wszystko – podłoże, ściany, sufit zwężający się ku górze – miało dziwną, grudkowatą powierzchnię o bladoczerwonym odcieniu. Co to za miejsce? On sam przykuty był jakąś niewidzialną mocą do jednej ze ścian, zwieszając się z niej jakby był ukrzyżowany. Powoli odwrócił głowę w prawo i lewo, obserwując swe ręce, po czym spojrzał w dół, na złączone ze sobą nogi. Całe jego ciało nosiło liczne obrażenia, rany cięte, otarcia, stłuczenia. Granatowy uniform był postrzępiony w wielu miejscach, zdzierając się całkowicie z rąk od łokci w dół i od kolan do kostek. Czuł się bardzo słaby, oddech miał szybki i płytki, bolał go niemal każdy mięsień.
- Vulfila…. – powtórzył cicho.
Co tu robił? Nim zdążył odpowiedzieć sobie na to pytanie, usłyszał kroki. Czyjaś sylwetka zamajaczyła na końcu komnaty, ktoś zbliżał się do niego. Odgłos kroków odbijał się głośnym echem po ogromnym pomieszczeniu. Starał się przebić wzrokiem przez ciemność, lecz było to niemożliwe. Dopiero gdy ten ktoś znalazł się w odległości nie mniejszej niż 5 metrów, był w stanie dostrzec jego twarz. Nie był to Saiyan, ani też człowiek. Z całą pewnością był to jakiś humanoid. Miał szarawe ciało, pokryte uniformem w tym samym kolorze, który on sam nosił. Strój ten w wielu miejscach odznaczał się czymś w rodzaju żółto-czerwonego pancerza. Postać miała charakterystyczną głowę, zakończoną wystającym „czubkiem”, oraz jakieś dziwne znamiona na twarzy. Lecz chłopak wiedział doskonale kto to, dotarło to do niego w chwili gdy ujrzał ten złośliwy uśmiech i przymrużone oczy, wpatrujące się w niego z satysfakcją.
- Tak to ja – odrzekł dużo głośniej Katsu, uśmiechając się jeszcze szerzej.
- Gdzie my….
- Gdzie jesteśmy? – spytał swym zimnym, wysokim głosem – Nie poznajesz? Przecież to Twój umysł, Twoja głowa! Uwięziłem Cię tu, po tym jak zyskałem nad Tobą kontrolę.
Młody Nashi spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na Króla. Przypomniał sobie wydarzenia z Rdzawych Gór. To jak został zaatakowany przez dziwnego, fioletowego gluta, to gdy dotarło do niego z czym ma do czynienia, swoją rozpaczliwą walkę z pasożytem. Ale w końcu przegrał, oddał swe ciało w ręce tej kreatury. Nie wiedział co się działo od tamtego czasu. W tym momencie jego myśli zaprzątała tylko jedna sprawa. Obraz który wwiercił mu się w głowę i który spowodował jego nagłe przebudzenie. I nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, oprzytomniał. Otworzył szerzej oczy, podniósł się wyżej, a jego umysł wytrzeźwiał.
- Vulfila…. – szepnął, wpatrując się w przestrzeń.
Była w niebezpieczeństwie. Jej Ki spadła diametralnie. A on wisi tu sobie i nie reaguje. Musi się uwolnić, musi jej pomóc, inaczej ona….
- Vulfila? Masz na myśli tę słabą Saiyankę?
- Zamknij się – odrzekł Hazard przez zęby.
- Martwisz się o tę zdzirę?
- ZAMKNIJ RYJ! NIE MÓW TAK O NIEJ!
Katsu roześmiał się głośno. Złotowłosy natychmiast napiął wszystkie mięśnie i spróbował się wyswobodzić z tego czegoś co przytwierdzało jego ciało do ścianki. Nie był jednak w stanie przeciwstawić się tej sile. Zaklął głośno i spróbował jeszcze raz. Skutek był identyczny. Tsuful obserwował jego walkę, nabijając się z niego głośno.
- Najwidoczniej ta mała zasłużyła sobie na karę – rzekł w końcu - Wielki Mistic nie zniósł zniewagi z jej ust i jednym ciosem powalił ją na ziemię.
W tej chwili w głowie Hazard’a pojawił się jakiś obraz, a po chwili cos w rodzaju krótkiego filmiku. Widział jak białowłosy podchodzi do Vulfili, mówi coś do niej, po czym uderza ją w twarz ogonem. Dłonie Saiyan’a mimowolnie zacisnęły się w pięści, a przez całe jego ciało przeszła gorąca fala nienawiści, skierowanej na Obrońcę Ziemi.
- Hikaru Ty….
- Haha dobre co? Pokazałbym Ci więcej, lecz nie pora na to. Przyszedłem tu by sprawdzić jakim cudem odzyskałeś świadomość, lecz teraz wszystko jest już jasne.
Haz jeszcze raz spróbował się uwolnić. Skoro to jego głowa, jego umysł, czy nie powinno mu to przyjść z łatwością? Dlaczego wiec, choć starał się ze wszystkich sił, nadal wisiał unieruchomiony, podczas gdy Tsuful poruszał się tu swobodnie? O co w tym wszystkim do cholery chodzi?
- Rusz głową – odrzekł Tsuful, jakby odpowiadał na jego pytanie – To już nie jest Twoje Królestwo. Teraz ja tu rządzę, mam władzę nad wszystkim, jestem w stanie nawet zajrzeć Ci do umysłu i dowiedzieć się o czym myślisz. Ty jesteś tu tylko gościem.
Podszedł kilka kroków bliżej. Zmierzył go od stóp do głów, po czym zamknął oczy. W tym samym momencie Hazard odczuł silny ból, jakby ktoś uderzył go z całej siły w brzuch. Zgiął się w pół na tyle, na ile pozwalały mu na to niewidzialne więzy i wypluł pod nogi trochę krwi. Dysząc ciężko spojrzał na rozmówcę.
- Widzisz? Mogę nawet zadawać Ci fizyczny ból samą MYŚLĄ o tym. Czy to nie jest wystarczający dowód na to, że to ja tu jestem Panem, a Ty tylko bezbronną kukiełką?
- To moje ciało!– krzyknął ze złością młody Nashi – Moja głowa! Mój umysł. Moje….
- Masz rację – przerwał mu Katsu – ciało w pewnym znaczeniu należy do Ciebie. Jak myślisz, skąd te wszystkie rany? To Ty przyjmujesz na siebie każde uderzenie, nie ja. Dlatego Ty masz na ciele liczne obrażenia, a ja czuję się wyśmienicie, nie mając nawet głupiego zadrapania.
Czy to prawda? Raczej tak, inaczej nie czułby się cały obolały, nie miał tak poobdzieranego uniformu. Ale to oznacza, że z kimkolwiek walczy lub walczył, ten ktoś musiał solidnie dać Tsufulowi w kość. Gdyby to zależało tylko od niego, to z chęcią pozwoliłby na zniszczenie tego ciała, byleby ten wredny pasożyt poniósł klęskę. Ta podła kreatura zawładnęła nad nim, być może zmuszając go do podłych czynów. Ale może nie jest jeszcze za późno? Może to jego szansa, by samemu pokrzyżować przeciwnikowi plany? Musiał działać, nie mógł pozwolić na to, by Katsu wykorzystywał go w ten sposób.
- To koniec – rzekł w końcu.
- Koniec? Zamierzasz odzyskać władzę na umysłem – spytał z niedowierzaniem Król, po raz kolejny czytając mu w myślach – Tak łatwo oddałeś się w moje ręce, myślisz że ot tak się ode mnie uwolnisz? Jesteś za słaby, by to zrobić!
- Zaraz Ci pokażę jak słaby jestem!
Sylwetkę Hazarda otoczyła złota aura. Ryknął z wściekłości, emanując coraz większą mocą. Zbliżał się do granicy Super Saiyan, zaraz ją przekroczy. Mięśnie wojownika zaczęły się zwiększać, wytarty w wielu miejscach materiał z którego zrobiony był uniform zaczął pękać. Jego aura była coraz większa, już wspiął się na poziom Ascended. Lecz na tym nie koniec. Tsuful cofnął się o kilka kroków, gdy potężny podmuch powietrza, uwolniony mocą Haz’a rozszedł się po całej komnacie. A za nim jeszcze jeden. Wokół ciała Saiyana zaczęły pojawiać się wyładowania elektryczne. Wznosił się ponad swoje limity. Na twarzy Katsu pojawił się wyraz niedowierzania, może nawet strachu. Złotowłosy był już bardzo blisko, jeszcze chwilą i uwolni się z tego więzienia, w którym trzymany był od dłuższego czasu. Kosztowało go to wiele wysiłku, zapewne po wszystkim padnie z wyczerpania. Lecz to jedyne co mógł w tej sytuacji zrobić, by pomóc jakoś osobom walczącym z Tsufulem. A z pewnością takie były. Już blisko, zaraz to wszystko się skończy, znów będzie sobą, wypłoszy stąd pasożyta, powróci….
Ostatnie wydarzenia, mające miejsce w tamtych dziwnych okolicznościach , były widocznie również dla Kuro i reszty. Katsu także eksplodował mocą, przeszedł na stadium Ascended. Trwała zażarta walka między nim a Hazard’em. Stawką było zapanowanie nad ciałem Saiyan’a. Aura otaczająca pasożyta zmieniała co chwilę swój kolor. Raz była fioletowo-czarna, co informowało o przewadze Króla, lecz co jakiś czas stawała się złota, co było sygnałem, iż Haz walczy i jest bardzo blisko celu. Białowłosy nie mógł dłużej tego wytrzymać.
- USPOKÓJ SIĘ! NIE JESTEŚ W STANIE MI SIĘ PRZECIWSTAWIĆ! – wydarł się na całe gardło podwójnym głosem, znów chwytając się za skronie.
Następnie wyciągnął przed siebie drżącą dłoń, nakierowując ją na Kuro. Zaczął kumulować w niej Ki w formie niewielkiego, lecz naładowanego sporą ilością mocy pocisku. Podczas tej czynności, nadal rozgrywała się walka w jego głowie. Energia, podobnie jak aura, zmieniała swój kolor, odpowiadając wojownikowi, który akurat zyskiwał przewagę. Wyciągnięta przed siebie ręka była skierowana na Super Saiyan’a drugiego poziomu, lecz po chwili zaczęła przesuwać się w prawo. Jakaś niewidzialna siła obrała sobie za cel kogoś innego. Tym kimś był Hikaru, osoba, do której Hazard pałał teraz nienawiścią. I to niezwykle silne uczucie spowodowało, że ostatecznie udało mu się wygrać. Złoty pocisk pomknął w stronę Mistica. W tym samym momencie mentalny pojedynek dobiegł końca. Katsu uspokoił się, chociaż dyszał ciężko, a jego czoło świeciło się od potu. Udało mu się stłumić ten mały bunt, wewnątrz jego głowy. Chociaż ten gówniarz osiągnął swój cel, miał na tyle silną wolę, że zmusił ciało do zaatakowania Obrońcy Ziemi. Lecz najwyraźniej to kosztowało go mnóstwo sił, bo teraz się uspokoił. Znów zapadł w sen i niewiadomo kiedy znów się przebudzi. Oby nigdy….
OCC:
Kuro tak jak się umawialiśmy, osłabiam nieco dmg Twojego ataku. Zostawiam sobie 4500 HP, jak walniesz mnie teraz podstawowym bo zostanie mi dużo mniej niż 10% HP.
Dla Hik'a Big Bang Attack za 4698 dmg. Koszt = 4463 Ki.
I takie tyci tyci wprowadzenie do SSJ2
Trening start.
Szybkość, siła przeciwnika wzrosły do niebywałego poziomu. Tsuful nie zdążył zareagować, a już został podcięty i obunożnym kopniakiem wysłany w powietrze. Obrócił się, chcąc zablokować kolejny cios, lecz nie był w stanie. Kolano oponenta przełamało jego blokadę i ugodziło go boleśnie w brzuch. Białowłosy jęknął i wypluł trochę krwi nagromadzonej w ustach. Przed ostatnim uderzeniem nawet nie próbował się bronić. Po chwili było po wszystkim, leżał w sporej wielkości kraterze, dopiero dochodziło do niego to, co właśnie się stało.
- Nie, to nie może się dziać naprawdę - pomyślał – jakim cudem ten szczyl traktuje mnie jak worek treningowy? Co to za moc, co to za potęga?
Powoli wstał. Miejsce w które trafiały ciosy Kuro pulsowały tępym bólem. Nie spuszczając z przeciwnika wzroku, powoli wzniósł się w powietrze. To jeszcze nie koniec. Nadal może odwrócić losy tej walki na swoją korzyść. Pokona wszystkich i przejmie władzę nad tą planetą – taki był przecież jego cel, do którego dążył za wszelką cenę. Ani ten srebrnowłosy dzieciak, ani jego Mistrz, ani nikt inny mu w tym nie przeszkodzi.
Rzucił okiem w dół na grupkę przyglądającą się ich walce. Cały czas trwała zażarta dyskusja. Wyczuwał negatywne nastroje jej uczestników. I nagle stało się coś nieoczekiwanego. Hikaru podszedł do jednej z dziewcząt i uderzył ją w twarz swym Saiyan’skim ogonem. Siła ciosu - dla silnego wojownika nic nie znacząca, dla początkującej kadetki niemal zabójcza – sprowadziła ją do parteru, gdzie padła bezwładnie. Była nieprzytomna. Tsuful zastanawiał się o co mogło pójść. Czyżby czarnowłosa obraziła w jakiś sposób Mistica? Odezwała się do niego w sposób, który ponad 300 letni Obrońca Ziemi uznał za karygodny? Odwrócił wzrok, by kontynuować walkę z Kuro, lecz w tym momencie głowę Króla przeszył impuls – na tyle silny, że machinalnie chwycił się za skronie. Serce zabiło mocniej, a na twarzy pojawił się wyraz niezrozumienia. Co się dzieje? Jakby w odpowiedzi na to pytanie usłyszał w głowie cichy głos, z pewnością nie należący do niego. Natychmiast go rozpoznał. Tyle że… jak? Przecież to było nie możliwe, już dawno pozbył się tego problemu. A jednak, coś spowodowało przebudzenie się „intruza”. To samo słowo powtórzyło się jeszcze kilkakrotnie, powodując u Katsu uczucie słyszanego zewsząd echa….
- Vulfila….
Otworzył oczy. Panował półmrok, a on widział jakby przez mgłę. Wpatrywał się tępo przed siebie, czekając aż wzrok powróci do normalności. Trwało to chwilę, lecz w końcu mógł dojrzeć co dzieje się wokół niego. Znajdował się w czymś w rodzaju komnaty. Wszystko – podłoże, ściany, sufit zwężający się ku górze – miało dziwną, grudkowatą powierzchnię o bladoczerwonym odcieniu. Co to za miejsce? On sam przykuty był jakąś niewidzialną mocą do jednej ze ścian, zwieszając się z niej jakby był ukrzyżowany. Powoli odwrócił głowę w prawo i lewo, obserwując swe ręce, po czym spojrzał w dół, na złączone ze sobą nogi. Całe jego ciało nosiło liczne obrażenia, rany cięte, otarcia, stłuczenia. Granatowy uniform był postrzępiony w wielu miejscach, zdzierając się całkowicie z rąk od łokci w dół i od kolan do kostek. Czuł się bardzo słaby, oddech miał szybki i płytki, bolał go niemal każdy mięsień.
- Vulfila…. – powtórzył cicho.
Co tu robił? Nim zdążył odpowiedzieć sobie na to pytanie, usłyszał kroki. Czyjaś sylwetka zamajaczyła na końcu komnaty, ktoś zbliżał się do niego. Odgłos kroków odbijał się głośnym echem po ogromnym pomieszczeniu. Starał się przebić wzrokiem przez ciemność, lecz było to niemożliwe. Dopiero gdy ten ktoś znalazł się w odległości nie mniejszej niż 5 metrów, był w stanie dostrzec jego twarz. Nie był to Saiyan, ani też człowiek. Z całą pewnością był to jakiś humanoid. Miał szarawe ciało, pokryte uniformem w tym samym kolorze, który on sam nosił. Strój ten w wielu miejscach odznaczał się czymś w rodzaju żółto-czerwonego pancerza. Postać miała charakterystyczną głowę, zakończoną wystającym „czubkiem”, oraz jakieś dziwne znamiona na twarzy. Lecz chłopak wiedział doskonale kto to, dotarło to do niego w chwili gdy ujrzał ten złośliwy uśmiech i przymrużone oczy, wpatrujące się w niego z satysfakcją.
- Tak, to on:
- Tak to ja – odrzekł dużo głośniej Katsu, uśmiechając się jeszcze szerzej.
- Gdzie my….
- Gdzie jesteśmy? – spytał swym zimnym, wysokim głosem – Nie poznajesz? Przecież to Twój umysł, Twoja głowa! Uwięziłem Cię tu, po tym jak zyskałem nad Tobą kontrolę.
Młody Nashi spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na Króla. Przypomniał sobie wydarzenia z Rdzawych Gór. To jak został zaatakowany przez dziwnego, fioletowego gluta, to gdy dotarło do niego z czym ma do czynienia, swoją rozpaczliwą walkę z pasożytem. Ale w końcu przegrał, oddał swe ciało w ręce tej kreatury. Nie wiedział co się działo od tamtego czasu. W tym momencie jego myśli zaprzątała tylko jedna sprawa. Obraz który wwiercił mu się w głowę i który spowodował jego nagłe przebudzenie. I nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, oprzytomniał. Otworzył szerzej oczy, podniósł się wyżej, a jego umysł wytrzeźwiał.
- Vulfila…. – szepnął, wpatrując się w przestrzeń.
Była w niebezpieczeństwie. Jej Ki spadła diametralnie. A on wisi tu sobie i nie reaguje. Musi się uwolnić, musi jej pomóc, inaczej ona….
- Vulfila? Masz na myśli tę słabą Saiyankę?
- Zamknij się – odrzekł Hazard przez zęby.
- Martwisz się o tę zdzirę?
- ZAMKNIJ RYJ! NIE MÓW TAK O NIEJ!
Katsu roześmiał się głośno. Złotowłosy natychmiast napiął wszystkie mięśnie i spróbował się wyswobodzić z tego czegoś co przytwierdzało jego ciało do ścianki. Nie był jednak w stanie przeciwstawić się tej sile. Zaklął głośno i spróbował jeszcze raz. Skutek był identyczny. Tsuful obserwował jego walkę, nabijając się z niego głośno.
- Najwidoczniej ta mała zasłużyła sobie na karę – rzekł w końcu - Wielki Mistic nie zniósł zniewagi z jej ust i jednym ciosem powalił ją na ziemię.
W tej chwili w głowie Hazard’a pojawił się jakiś obraz, a po chwili cos w rodzaju krótkiego filmiku. Widział jak białowłosy podchodzi do Vulfili, mówi coś do niej, po czym uderza ją w twarz ogonem. Dłonie Saiyan’a mimowolnie zacisnęły się w pięści, a przez całe jego ciało przeszła gorąca fala nienawiści, skierowanej na Obrońcę Ziemi.
- Hikaru Ty….
- Haha dobre co? Pokazałbym Ci więcej, lecz nie pora na to. Przyszedłem tu by sprawdzić jakim cudem odzyskałeś świadomość, lecz teraz wszystko jest już jasne.
Haz jeszcze raz spróbował się uwolnić. Skoro to jego głowa, jego umysł, czy nie powinno mu to przyjść z łatwością? Dlaczego wiec, choć starał się ze wszystkich sił, nadal wisiał unieruchomiony, podczas gdy Tsuful poruszał się tu swobodnie? O co w tym wszystkim do cholery chodzi?
- Rusz głową – odrzekł Tsuful, jakby odpowiadał na jego pytanie – To już nie jest Twoje Królestwo. Teraz ja tu rządzę, mam władzę nad wszystkim, jestem w stanie nawet zajrzeć Ci do umysłu i dowiedzieć się o czym myślisz. Ty jesteś tu tylko gościem.
Podszedł kilka kroków bliżej. Zmierzył go od stóp do głów, po czym zamknął oczy. W tym samym momencie Hazard odczuł silny ból, jakby ktoś uderzył go z całej siły w brzuch. Zgiął się w pół na tyle, na ile pozwalały mu na to niewidzialne więzy i wypluł pod nogi trochę krwi. Dysząc ciężko spojrzał na rozmówcę.
- Widzisz? Mogę nawet zadawać Ci fizyczny ból samą MYŚLĄ o tym. Czy to nie jest wystarczający dowód na to, że to ja tu jestem Panem, a Ty tylko bezbronną kukiełką?
- To moje ciało!– krzyknął ze złością młody Nashi – Moja głowa! Mój umysł. Moje….
- Masz rację – przerwał mu Katsu – ciało w pewnym znaczeniu należy do Ciebie. Jak myślisz, skąd te wszystkie rany? To Ty przyjmujesz na siebie każde uderzenie, nie ja. Dlatego Ty masz na ciele liczne obrażenia, a ja czuję się wyśmienicie, nie mając nawet głupiego zadrapania.
Czy to prawda? Raczej tak, inaczej nie czułby się cały obolały, nie miał tak poobdzieranego uniformu. Ale to oznacza, że z kimkolwiek walczy lub walczył, ten ktoś musiał solidnie dać Tsufulowi w kość. Gdyby to zależało tylko od niego, to z chęcią pozwoliłby na zniszczenie tego ciała, byleby ten wredny pasożyt poniósł klęskę. Ta podła kreatura zawładnęła nad nim, być może zmuszając go do podłych czynów. Ale może nie jest jeszcze za późno? Może to jego szansa, by samemu pokrzyżować przeciwnikowi plany? Musiał działać, nie mógł pozwolić na to, by Katsu wykorzystywał go w ten sposób.
- To koniec – rzekł w końcu.
- Koniec? Zamierzasz odzyskać władzę na umysłem – spytał z niedowierzaniem Król, po raz kolejny czytając mu w myślach – Tak łatwo oddałeś się w moje ręce, myślisz że ot tak się ode mnie uwolnisz? Jesteś za słaby, by to zrobić!
- Zaraz Ci pokażę jak słaby jestem!
Sylwetkę Hazarda otoczyła złota aura. Ryknął z wściekłości, emanując coraz większą mocą. Zbliżał się do granicy Super Saiyan, zaraz ją przekroczy. Mięśnie wojownika zaczęły się zwiększać, wytarty w wielu miejscach materiał z którego zrobiony był uniform zaczął pękać. Jego aura była coraz większa, już wspiął się na poziom Ascended. Lecz na tym nie koniec. Tsuful cofnął się o kilka kroków, gdy potężny podmuch powietrza, uwolniony mocą Haz’a rozszedł się po całej komnacie. A za nim jeszcze jeden. Wokół ciała Saiyana zaczęły pojawiać się wyładowania elektryczne. Wznosił się ponad swoje limity. Na twarzy Katsu pojawił się wyraz niedowierzania, może nawet strachu. Złotowłosy był już bardzo blisko, jeszcze chwilą i uwolni się z tego więzienia, w którym trzymany był od dłuższego czasu. Kosztowało go to wiele wysiłku, zapewne po wszystkim padnie z wyczerpania. Lecz to jedyne co mógł w tej sytuacji zrobić, by pomóc jakoś osobom walczącym z Tsufulem. A z pewnością takie były. Już blisko, zaraz to wszystko się skończy, znów będzie sobą, wypłoszy stąd pasożyta, powróci….
Ostatnie wydarzenia, mające miejsce w tamtych dziwnych okolicznościach , były widocznie również dla Kuro i reszty. Katsu także eksplodował mocą, przeszedł na stadium Ascended. Trwała zażarta walka między nim a Hazard’em. Stawką było zapanowanie nad ciałem Saiyan’a. Aura otaczająca pasożyta zmieniała co chwilę swój kolor. Raz była fioletowo-czarna, co informowało o przewadze Króla, lecz co jakiś czas stawała się złota, co było sygnałem, iż Haz walczy i jest bardzo blisko celu. Białowłosy nie mógł dłużej tego wytrzymać.
- USPOKÓJ SIĘ! NIE JESTEŚ W STANIE MI SIĘ PRZECIWSTAWIĆ! – wydarł się na całe gardło podwójnym głosem, znów chwytając się za skronie.
Następnie wyciągnął przed siebie drżącą dłoń, nakierowując ją na Kuro. Zaczął kumulować w niej Ki w formie niewielkiego, lecz naładowanego sporą ilością mocy pocisku. Podczas tej czynności, nadal rozgrywała się walka w jego głowie. Energia, podobnie jak aura, zmieniała swój kolor, odpowiadając wojownikowi, który akurat zyskiwał przewagę. Wyciągnięta przed siebie ręka była skierowana na Super Saiyan’a drugiego poziomu, lecz po chwili zaczęła przesuwać się w prawo. Jakaś niewidzialna siła obrała sobie za cel kogoś innego. Tym kimś był Hikaru, osoba, do której Hazard pałał teraz nienawiścią. I to niezwykle silne uczucie spowodowało, że ostatecznie udało mu się wygrać. Złoty pocisk pomknął w stronę Mistica. W tym samym momencie mentalny pojedynek dobiegł końca. Katsu uspokoił się, chociaż dyszał ciężko, a jego czoło świeciło się od potu. Udało mu się stłumić ten mały bunt, wewnątrz jego głowy. Chociaż ten gówniarz osiągnął swój cel, miał na tyle silną wolę, że zmusił ciało do zaatakowania Obrońcy Ziemi. Lecz najwyraźniej to kosztowało go mnóstwo sił, bo teraz się uspokoił. Znów zapadł w sen i niewiadomo kiedy znów się przebudzi. Oby nigdy….
OCC:
Kuro tak jak się umawialiśmy, osłabiam nieco dmg Twojego ataku. Zostawiam sobie 4500 HP, jak walniesz mnie teraz podstawowym bo zostanie mi dużo mniej niż 10% HP.
Dla Hik'a Big Bang Attack za 4698 dmg. Koszt = 4463 Ki.
I takie tyci tyci wprowadzenie do SSJ2
Trening start.
Re: Pole Bitewne
Wto Sty 07, 2014 9:59 pm
To była najdziwniejsza walka, jaką Kuro odbywał. Poczekał, aż przeciwnik się pozbiera, kie atakował leżącego. Pewnie kiedyś za to fair play słono zapłaci. Tsuful się pozbierał i wzbił w powietrze, także podwyższył poziom mocy. Imponował młodemu Saiyanowi pod względem wytrzymałości i umiejętności. Walczył zapewne od kilku godzin i jeszcze potrafił wykrzesać z siebie tyle siły na sam koniec. Tak, bo koniec już był blisko, oboje to wiedzieli. Chłopak trzymał się jedną ręką za nadal bolący brzuch i próbował wyrównać oddech ale nie spuszczał Katsu z oka. To był na tyle doskonały wojownik, że na pewno miał jakiegoś asa w rękawie.
Dziwnie zmieniał się kolor jego aury raz fioletowo-czarna a za chwilę złota. Młody Saiyan nie bardzo rozumiał co się dzieje. Dopiero kiedy ten ryknął na całe gardło chwytając się za skronie, Kuro rozpoznał głos Hazarda.
- HAZAAAARD !!!! – krzyknął.
Ale Hazarda już tam nie było, powróciła przesiąknięta złem aura i oponent kumulował atak. Kuro stał spokojnie z takiej odległości uniknie ataku. Zresztą sam musiał teraz jak najmniej męczyć mięśnie i wykonywać jak najmniej ruchów. Zresztą tak trzęsła mu się ręka, że istniał nawet margines bezpieczeństwa, ze nawet nie zostanie trafiony. Jednak w kilka sekund aura znów przybrała odcień złota, a ręka została skierowana w inną stronę, tak żeby Kuro nie oberwał. Hazard tam był i to był znak, że walczy. Jednak odruchowo podążył wzrokiem za ręka i spojrzał gdzie ten celuje. Celował w pozostałych ale dlaczego? Katsu nie marnowałby na nich drogocennej energii. Ale ten celował w Hikaru dlaczego? Kula energii pomknęła w ich stronę. Kuro nie poderwał się za nią, aby zablokować atak. Był tam Mistik, taki atak to dla niego jak łaskotki. Za to liczyło się coś innego. Teraz trzeba wyciągnąć Haza. Srebrzysty wilk ponownie niczym smuga pomknął w stronę Tsufula. Tym razem Kuro miał przewagę i pazury rozrywały pancerz oraz uniform żołnierza żądając kolejne bolesne rany. Śmierć była blisko.
- Hazard słyszysz nie poddawaj się, wyciągnę Cię stamtąd!!!!
Co prawda ten atak, mimo iż skuteczniejszy fizycznie był na podobnym poziomie, co poprzedni. Saiyan nie mógł wykrzesać pełnej siły z obolałych mięśni, przynajmniej kiedy musiał zadawać tak szybie ciosy. Jemu też przygody dzisiejszego dnia dawały się we znaki.
OOC:
- Silfer Wolf ale dmg za atak podstawowy
- dla mnie - 4765 Ki za technikę i SSJ 2
Dziwnie zmieniał się kolor jego aury raz fioletowo-czarna a za chwilę złota. Młody Saiyan nie bardzo rozumiał co się dzieje. Dopiero kiedy ten ryknął na całe gardło chwytając się za skronie, Kuro rozpoznał głos Hazarda.
- HAZAAAARD !!!! – krzyknął.
Ale Hazarda już tam nie było, powróciła przesiąknięta złem aura i oponent kumulował atak. Kuro stał spokojnie z takiej odległości uniknie ataku. Zresztą sam musiał teraz jak najmniej męczyć mięśnie i wykonywać jak najmniej ruchów. Zresztą tak trzęsła mu się ręka, że istniał nawet margines bezpieczeństwa, ze nawet nie zostanie trafiony. Jednak w kilka sekund aura znów przybrała odcień złota, a ręka została skierowana w inną stronę, tak żeby Kuro nie oberwał. Hazard tam był i to był znak, że walczy. Jednak odruchowo podążył wzrokiem za ręka i spojrzał gdzie ten celuje. Celował w pozostałych ale dlaczego? Katsu nie marnowałby na nich drogocennej energii. Ale ten celował w Hikaru dlaczego? Kula energii pomknęła w ich stronę. Kuro nie poderwał się za nią, aby zablokować atak. Był tam Mistik, taki atak to dla niego jak łaskotki. Za to liczyło się coś innego. Teraz trzeba wyciągnąć Haza. Srebrzysty wilk ponownie niczym smuga pomknął w stronę Tsufula. Tym razem Kuro miał przewagę i pazury rozrywały pancerz oraz uniform żołnierza żądając kolejne bolesne rany. Śmierć była blisko.
- Hazard słyszysz nie poddawaj się, wyciągnę Cię stamtąd!!!!
Co prawda ten atak, mimo iż skuteczniejszy fizycznie był na podobnym poziomie, co poprzedni. Saiyan nie mógł wykrzesać pełnej siły z obolałych mięśni, przynajmniej kiedy musiał zadawać tak szybie ciosy. Jemu też przygody dzisiejszego dnia dawały się we znaki.
OOC:
- Silfer Wolf ale dmg za atak podstawowy
- dla mnie - 4765 Ki za technikę i SSJ 2
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Sro Sty 08, 2014 8:47 am
Jak można słuchać kogoś, kto dosłownie dyrygował co inni mają robić? To, że jest Misticiem wcale nie oznaczało, że znał sedno sprawy i powód, dla którego jeszcze znajdują się na Polu Bitewnym Kuro i Tsufula. Nie znał zadania dziewczyn, ani ich wielkiej woli do wspierania osób im bliskich. Podważał także to, że Red nie byłby w stanie obronić wojowniczek od ataku Intruza, a tak nie było. Nie po to uzdrowili młodzieńca, nie po to również gromadził w sobie Ki, żeby teraz uciekać jak tchórz. Nie brał do siebie słów nikogo, uparcie tkwił w swoim przekonaniu, i chociaż początkowo nie odzywał się słowem demon nie spuszczał z niego oczu, aż do ujawnienia się wielkiej mocy Kuro. Nie za bardzo wiedział ile wysiłku go to kosztowało, ale mimo ran przystąpił do szarży na rywala. Poczuł jak April szarpie go za ramię, ponieważ chciała podzielić się z nim pewną informacją. W przeciwieństwie do niektórych brał pod uwagę jej słowa i nawet skierował rozżarzone ślepia na Halfkę. Był mocno wkurzony, ale nie na przyjaciółkę, tylko na to, że nie może pomóc skutecznie w pokonaniu Tsufula. Nie w tym nastawieniu.
Tak czy inaczej trochę uspokoił się, by przemyśleć komentarz co do tego co może stać się po walce. Nie przyszło mu do głowy, że za złojenie skóry Międzygalaktycznemu Stworowi mogą czuć się zagrożeni ze strony tych, których tyłki ratują. Najwyraźniej niewiele zmieniło się to od trzystu lat. Po kilku sekundach namysłu oznajmił, również szeptem, Błękitnookiej:
>Nie zostawię Was, zap...
Nie dokończył. Ten jeden moment nieuwagi wykorzystał Hikaru, który w prędki sposób ukarał Vulfilę pokazując swoje niewzruszone oblicze. Tylko ogon lekko falował ujawniając winowajcę nagłej utraty świadomości Krótkowłosej. Otworzył szeroko oczy nie mogąc uwierzyć w to co zaszło. Znów zrobiono z niego idiotę, kretyna, który nie mógł trzymać warty przy Bogu-Winnych osobach! Źrenice skurczyły się do kropek, by za chwilę rozbłysnęły wtórując jego rosnącej nienawiści.
Co do k***y nędzy miało to znaczyć?!
Jeszcze jego szept i położenie dłoni na barku demona. Zacisnął jeszcze mocniej kły i dłonie, aby pohamować się od niepotrzebnej przemocy. Niestety Hikaru czuł się zupełnie bezkarny zarówno w słowach jak i w czynach, skoro bezczelnie ścisnął ramię Reda sugerując mu wymowniej niż w słowach swoje następne kroki postępowania. Jak tylko palce przyszpilił mocniej do skóry młodzieńca, ten uwolnił dość silny ładunek czarnej Ki, który jako impuls powędrował wprost do głowy Mistica. Nie wyrządził mu oczywiście krzywdy, lecz teraz wiedział, iż popełnił błąd podjudzając już wcześniej sfrustrowanego demona. Białowłosy nie pozbędzie się szybko mroczków przed oczyma, na szczęście mógł liczyć jeszcze na inne zmysły. Natomiast Czerwonooki wyrwał się od chwytu jednym, silniejszym szarpnięciem i stanął tuż przed ukochaną Kuro. Ta trzymała Vulfilę w swoich ramionach i najwyraźniej przeczuwała co zrobi demon, skoro tylko powtórzyła swoją powinność wobec pozostania na miejscu zdarzenia. Chłopak nie miał dobrej nowiny, o czym świadczyły skrzywione wargi oraz coraz intensywniejsza aura wokół Czarnowłosego.
Musiał to zrobić. Musiał zabrać dziewczyny z dala od Mistica. Jeszcze byłby gotów unieruchomić w ten sam sposób April, a tylko wojowniczki miały przy sobie Wodę Święconą, którą mogłyby podać Hazardowi po jego utracie przytomności. W jednej chwili poświata z czarnych motyli okryła wszystkich obecnych w promieniu trzech metrów, a demon pochwycił Długowłosą wraz z koleżanką. Gdy tylko oderwał stopy od podłoża usłyszał krzyki Tsufula, któremu modyfikowało się ciało oraz głos. Nie wiedział czemu, lecz miał wrażenie, że to będzie koniec walki, a jednak jeszcze miał drań siły, by bez przeszkód wycelować rękę w...
... w Hikaru, a oni byli tuż obok! Nie czekając dłużej na oklaski uniósł się prężnie z April i Vulfilą uciekając od pocisku, który mógł wyglądać niepozornie, a w rzeczywistości mógł pozbawiać życia. Odleciał na około pięćdziesiąt metrów, żeby dokładnie sprawdzić tor lotu pocisku, Halfka też mogła ujrzeć co działo się aktualnie z opanowanym Saiyanem, jak walczył o swoje ciało. Następnie zostawił Kuro i Hikaru za siebie, wystrzelony jak z procy mknął jak najszybciej potrafił, leciał tak z jakieś dziesięć kilometrów. Wściekłym wzrokiem odnalazł odpowiednie miejsce między zwalonymi budynkami. Nie wyczuwał nikogo w promieniu pięciu kilometrów. Tylko o kolejne pięć tych, których zostali zmuszeni zostawić. Puścił April ze swoich rąk i kucnął tuż przy ziemi przyszpilając dłoń tam, gdzie miał serce. Niemiłosiernie go bolało, najwyraźniej tłumienie gniewu na dalszą metę wpływa niekorzystnie na dar od Bogini.
>Khyyy...
Warknął tylko przez zaciśnięte zęby i po chwili nieobecności podniósł się chwiejnie na nogi. Pojedyncze czarne motyle krążyły wokół demona, ale przynajmniej ślepia ustąpiły łagodniejszej palecie czerwieni. Mimo tego był świadom, że tą decyzją o oddaleniu się skrzywdził April. Wiedział doskonale jak bardzo chciała być tuż pod ręką Kuro, gdy tylko zwycięży nad zarażonym Saiyanem. To kolejny ułamek mroku, jaki skrystalizował się w sercu demona. Postanowił w jakimś chociaż minimalnym stopniu wynagrodzić trud związany z rozłąką z Kuro, lecz jeszcze nie miał pojęcia jak. Póki co mógł tylko jakoś spróbować obudzić Vulfilę. Nie powinien używać swojej ciemnej mocy na ratowaniu kogoś o czystej (według niego) duszy, ale przez numer wycięty przez Mistica czuł się zobligowany do naprawienia szkody. Wszak miał ochraniać dziewczyny od wszelkiej krzywdy.
Przytknął dłoń do silnie ubitego policzka, w które go miejsce trafił Hikaru przy pozbawianiu godności wojowniczki, i zmrużył oczy, aby przekazać Ki do regeneracji uszczerbku na twarzy*, a także rozbudzenia nerwów do pobudki. Czarne motyle przenikały do jej ciała do momentu, kiedy ujrzał pierwsze odznaki odzyskiwania przytomności. Nic więcej nie mógł zrobić, jak cofnąć się od wojowniczek i stać tyłem do nich. Był cholernie wkurzony na zaistniałe okoliczności. Zawiódł zaufanie dziewczyn - nie pomógł im w chwilach, w których najbardziej go potrzebowały.
[Ooc: fabularne użycie Healing, żeby ocucić Vulfilę (bo i tak za niedługo koniec potyczki)]
[Ooc2: nie zmieniałam tematu, bo nie chciałam co chwilę pisać "z/t", gdy walka zbliża się ku końcowi; są dość daleko (10 km), więc nie powinna stać się krzywda]
*Chyba, że Vulfila chce mieć tu bliznę, to już zależy od użytkowniczki
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitewne
Sro Sty 08, 2014 9:21 pm
Sporo się zaczęło dziać właśnie w tej chwili, Katsu zaczął szaleć i zaatakował Hikaru BBA, który właśnie leciał na niego z dużą szybkością. Red go oślepił jakimś wyładowaniem Ki co nie miało wielkiego znaczenia bo potrafił obejść się bez tego zmysłu, ale było to nieprzyjemne dosyć uczucie. April wzięła powaloną dziewczynę na ręce i odeszła z Redem gdzieś dalej. Widać było jak bardzo dokuczała mu złość. Jednak dlaczego Katsu zrobił coś tak głupiego i zaatakował mistica ? Mówił jednak jakoś inaczej.. czyżby obudził się właściciel ciała ? Ta młoda małpka była dla niego ważna ? Hmm.. może to tylko zbieg okoliczności. Właściciel ciała nazywał się.. Hazard ? Tak to brzmiało kiedy Kuro wykrzykiwał by się nie poddawał. Tyle się działo w kilka sekund...
Hikaru czekał do ostatniej chwili aż pocisk big bang attack'u znalazł się naprawdę blisko ciała białowłosego wojownika. Po tym z dużą szybkością odbił ręką atak gdzieś pod kątem w górę w stronę głównego miasta. Pocisk oczywiście nie doleciał tak daleko, wybuchł kilkanaście metrów nad ziemią. Piękne fajerwerki, ale zebrali się tutaj nie po to by je podziwiać tylko by wyplenić pasożyta. Nawet jeśli Tsufule kiedyś byli normalną cywilizacją, to teraz są tylko pasożytem, a te się tępi. Kiedy już nauczyciel szkoły światła nie był zagrożony rozejrzał się za demonem by sprawdzić jak daleko odleciał z dziewczynami. Taka odległość była chyba wystarczająca. Katsu był zbyt zajęty Kuro by lecieć tak daleko by uderzyć którąś osobę z tamtej trójki. Sam Hikaru także się trochę odsunął na parę metrów, by dać jeszcze więcej miejsca walczącym. Nie chciał przeszkadzać.
Wiedział, że jeśli Kuro nie wygra tej walki to może zginąć. To jednak mu nie groziło, bo ssj 2 dawał mu dużo większą moc niż to co potrafi Katsu, poza tym co najważniejsze obudził się właściciel, niejaki Hazard, dzięki czemu osłabi to moc pasożyta jeszcze bardziej. Jeśli sayan będzie w stanie to przeżyć to dobrze. Jeśli nie.... cóż to wtedy pozostaje jeszcze szybka reanimacja, choć może już nie pomóc. Zależy w jakim stanie skończy "naczynie"
OCC Proponuję by Kuro i Haziu zajęli się końcem walki by było szybciej a cała reszta poczeka na kulminacyjny moment nie pisząc postów wcześniej.
OCC 2: odbicie ataku Katsu
WIEM, ŻE TWOJA POSTAĆ JEST NAJSILNIEJSZA, BLA BLA BLA I TAK DALEJ, ALE NIE MOŻESZ ODBIĆ GOŁĄ RĘKĄ ATAKU ENERGETYCZNEGO DO JASNEJ ANIELKI! ~ June
Hikaru czekał do ostatniej chwili aż pocisk big bang attack'u znalazł się naprawdę blisko ciała białowłosego wojownika. Po tym z dużą szybkością odbił ręką atak gdzieś pod kątem w górę w stronę głównego miasta. Pocisk oczywiście nie doleciał tak daleko, wybuchł kilkanaście metrów nad ziemią. Piękne fajerwerki, ale zebrali się tutaj nie po to by je podziwiać tylko by wyplenić pasożyta. Nawet jeśli Tsufule kiedyś byli normalną cywilizacją, to teraz są tylko pasożytem, a te się tępi. Kiedy już nauczyciel szkoły światła nie był zagrożony rozejrzał się za demonem by sprawdzić jak daleko odleciał z dziewczynami. Taka odległość była chyba wystarczająca. Katsu był zbyt zajęty Kuro by lecieć tak daleko by uderzyć którąś osobę z tamtej trójki. Sam Hikaru także się trochę odsunął na parę metrów, by dać jeszcze więcej miejsca walczącym. Nie chciał przeszkadzać.
Wiedział, że jeśli Kuro nie wygra tej walki to może zginąć. To jednak mu nie groziło, bo ssj 2 dawał mu dużo większą moc niż to co potrafi Katsu, poza tym co najważniejsze obudził się właściciel, niejaki Hazard, dzięki czemu osłabi to moc pasożyta jeszcze bardziej. Jeśli sayan będzie w stanie to przeżyć to dobrze. Jeśli nie.... cóż to wtedy pozostaje jeszcze szybka reanimacja, choć może już nie pomóc. Zależy w jakim stanie skończy "naczynie"
OCC Proponuję by Kuro i Haziu zajęli się końcem walki by było szybciej a cała reszta poczeka na kulminacyjny moment nie pisząc postów wcześniej.
OCC 2: odbicie ataku Katsu
WIEM, ŻE TWOJA POSTAĆ JEST NAJSILNIEJSZA, BLA BLA BLA I TAK DALEJ, ALE NIE MOŻESZ ODBIĆ GOŁĄ RĘKĄ ATAKU ENERGETYCZNEGO DO JASNEJ ANIELKI! ~ June
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach