Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Pole Bitwy
Nie Lut 09, 2014 8:53 pm
First topic message reminder :
Time Skip - Fragmenty ujęte w spoilerze można pominąć, bo mają mniejsze znaczenie dla TSa (chociaż zawierają też szczątkowe opisy nauki technik).
OoC:
Z Ziemii na Konack statkiem saiyana co gonił Frosta z Vegety => Na wzgórzach
Podczas skipa nauka Mafuby i Kamehame => Wytyczne od Genialnego Żółwia
Punkty: 120-26(na techniki)= 94
Time Skip - Fragmenty ujęte w spoilerze można pominąć, bo mają mniejsze znaczenie dla TSa (chociaż zawierają też szczątkowe opisy nauki technik).
CHWILA OBECNA
TRENING U MISTRZA
Z początku wydawało się, że będzie to tylko przebieżka dzięki temu, że już wcześniej zdobył dużą siłę, ale szybko się okazało, że się bardzo myli. Już na samym początku pokazał nową technikę, ale mistrz być może nie był zadowolony z tego, że Misaki się postawiła i zdecydowała na trenowanie wraz z Rikimaru i musiał szybko do tego przywyknąć, ponieważ dziewczynie zależało na rozwinięciu swoich umiejętności, a obrażony mistrz był jej w niesmak. Dlatego zdecydowała się na trening w stroju królika, który mistrz dał jej gdzieś na początku. Do tego czasu to była orka, bo sporo ćwiczeń wykraczało poza jego możliwości. Trening z Cheprim jeszcze był w miarę łatwy, bo się nie przejmował tak ośmieszeniem siebie akrobacjami na linie, ale później coraz cięższa skorupa utrudniała życie. Na sam początek dostał taką, która sięgała niemal ziemi i ograniczała jego ruchy, a do tego ważyła dobre 400 kg, a więc już ona sama sprawiła, że ważył 5 razy więcej, ale do tego jeszcze obciążniki na nogi o wadze łącznej 50 kg i na ręce o wadze kolejnych 50kg i ważył ponad sześciokrotnie więcej. To był pryszcz do tego, co dostał po dwóch tygodniach, gdy jeszcze nie przywykł do poprzednich ciężarów. Dostał chyba skorupę po żółwiu słoniowym, bo miała aż 2,5 metra długości i ważyła dobre 800 kg. To było dopiero wyzwanie, a obciążniki po 80 kg na nogach i rękach sprawiły, że miał na sobie 960 kg, czyli już 12 krotną wagę samego siebie. Mistrz chyba chciał go wykończyć, bo nie wiele mógł zrobić, a ledwo odrywał się od ziemi. A musiał latać, żeby w ogóle się poruszać, bo skorupa była dłuższa niż on sam. W końcu po miesiącu Misaki wzięła skorupę o wadze 10 kg oraz obciążniki i dołączyła się do treningu. W końcu Rikimaru mógł wziąć mniejszy ciężar, żeby mógł się ruszać. Odtąd przez kolejne miesiące stopniował wagę obciążeń. Podobnie zresztą jak Misaki, która stała się jego sparingpartnerem. Zawsze jednak dobierał ciężar tak, żeby być od niej wolniejszym, a więc brał na swoje barki więcej niż potrzebował, ale efekty treningu było widać dużo szybciej, aż pewnego wieczora mistrz wyszedł przed domek i zaczął rozgrzewkę, która trwała trochę długo, ale dwójka jego uczniów przypatrywała się w napięciu, bo jeszcze nie mieli okazji widzieć więcej niż to jak im pokazywał jak wykonać pewne ćwiczenie.
Rozgrzewka jednak nic nie dała, ale po czterech miesiącach w końcu ruszyli gdzieś w drogę. Prawie całą trasę przebiegli, a było to kilkadziesiąt kilometrów i znaleźli się na drugim końcu wyspy. Tam znajdowała się wioska, gdzie czasem Rikimaru lub Misaki biegli po zakupy, ale tym razem mistrz wybrał trasę trudniejszą, bo przez pagórki, las i większą górę. Szybko wyjaśnił się powód aktywności mistrza. Po krótkiej rozmowie z burmistrzem pobiegli na plażę. Już wcześniej widział na morzu coś wielkiego i białego, ale nie był pewien czy dobrze widzi, bo na tej długości geograficznej lodowce to rzadkość, a co dopiero góra lodowa, która płynęła wprost na miasteczko. Mogła zniszczyć nadbrzeżne budynki, a odłamki nawet te oddalone od brzegu. Czyżby mistrz kazał im załatwić ten problem? Nie tym razem, bo sam ściągnął swoją koszulę i rzucił ją na bok, rozstawił nogi i napiął mięśnie. Genialny Żółw dosłownie w sekundę w oczach im się rozrósł do sporych rozmiarów, a jego moc była niesamowicie duża, ale nie wyglądał, żeby to sprawiało mu duży wysiłek. To ta sama moc, którą poczuł wtedy, gdy… musiał się rozprawiać z tamtymi dwoma knypkami, co go zdenerwowali podczas jego lotu na wyspę. Pokazał to również tuż po przylocie na tą wyspę. Tym razem widział to na własne oczy, ale to było jeszcze nic. Rozłożył ręce unosząc prawą pionowo do góry, a lewą w dół:
- Ka… - Zaczął wymawiać przeciągając literę a bardzo długo i ręce powoli obracał zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
- Me… - Zaczynając drugą sylabę miał ręce równolegle do podłoża, a jego Ki rosła… a przeciągając literę zaczął je zginać.
- Ha… - Teraz ręce miał blisko siebie i przyciągnął je do ciała. Wyglądało to tak jakby zgniatał niewidzialną kulę, ale przy przeciąganiu po raz kolejny a pojawiło się światło, a jego ki była przeogromna. Niesamowicie duża energia skoncentrowana w rękach.
- Me… - Między dłońmi pojawiła się cała skumulowana wcześniej w rękach energia. Teraz Genialny Żółw dzierżył w dłoniach najpotężniejszą siłę, jaką widział Rikimaru i poczuł strach, że istnieje tak mocna technika. Jeżeli da się zwiększyć jej moc jeszcze bardziej to mógłby zniszczyć nią nawet planetę.
- Haaaaa. – Następnie z rąk mistrza wystrzeliła potężna fala, która pomknęła tuż nad wodą, ale zmierzała w dół rozdzielając wodę i uderzyła w sam środek góry wbijając się w nią. Tyle skumulowanej energii mogło bez problemu zniszczyć cały lodowiec ziemi. Oślepiające światło o niebieskawej barwie i sama fala otoczona niebieską łuną. Bardzo czysta energia ki użytkownika. Tylko Genialny Żółw mógł panować nad czymś tak niesamowitym. Głośny huk i potężna eksplozja rozległy się z kierunku góry lodowej, a następnie fala uderzeniowa dmuchnęła piachem i drobinkami lodu. Musiał się odwrócić, bo pył leciał mu wprost do oczu. Po sekundzie do wybrzeża dotarła zimna mgła, która oszroniła cały piasek oraz wszystkich znajdujących się na plaży. Mięśnie mistrza zmalały do normalnych rozmiarów, a jego moc znów się zmniejszyła. Po górze lodowej nie było już widać śladu, a ludzie zaczęli wiwatować i po chwili podeszły do mistrza kobiety z kwiatami oraz wysoki i barczysty mężczyzna ze skrzynią. Zapas najlepszych ryb na dwa tygodnie, a kwiaty… ozdobią salon. W trakcie jak mistrz przyjmował gratulację i wdzięczył się do dziewczyn to Rikimaru odszedł nieco na bok i wyszukał wzrokiem resztek lodowca. Napiął mięśnie zwiększając swoją energię i zaczął wykonywać podobne jak Genialny Żółw ruchy. Jeszcze podczas kręcenia rękami pojawiła się energia na jego dłoniach, a składając je doprowadził do eksplozji wywołując panikę wśród ludzi, gdzie część z nich uciekła, a niektórzy zaczęli na niego kląć. Wtedy mistrz wyłonił się z tłumu i zaczął iść w kierunku Rikimaru i Misaki.
- No to my już będziemy wracać, żeby nas noc nie zastała.
Uczniowie przytaknęli głowami, a nim wyruszali kazał Rikimaru zabrać skrzynię, a Misaki kwiaty i ruszyli biegiem tą samą trasą, co wcześniej, przez pagórki, wzgórza, lasy do domku. W trakcie powrotu mistrz udzielił im radę, a dokładniej Rikimaru, który próbował wykonać Kamehame.
- To jest Kamehame. Ja uczyłem się jej 30 lat. To jest bardzo trudna technika i trzeba wiele praktyki. Musisz skupiać energię stopniowo w rękach i ją mocno trzymać. Dopiero jak złożysz ręce to zostawiasz miejsce na to, żeby tą energię skumulować na zewnątrz. To jest bardzo duża siła.
- Więc muszę ją ściskać rękami, aż uzbieram tyle mocy ile mi będzie potrzebne?
- Dokładnie tak. Wtedy prostujesz szybko ręce.
- Wypycham energię przed siebie, a fala robi swoje.
- Czy to tak wygląda? KaMeHaMeHaaaaaa!!! – Zawołała ich Misaki, która była przed nimi, ale przystanęła i gdy się odwrócili ujrzeli jak wykonuje te wszystkie ruchy, ściąga energię z całego ciała, układa dłonie jakby trzymała tam szklaną kulę, a potem pojawiła się różowa kula energii i wyprostowała ręce wprost przed siebie, czyli w ich kierunku, a promień pomknął prosto na nich. Ledwo zdążyli odskoczyć, a fala zderzyła się ze skałą, zostawiając jedynie jej odłamki. Niebieskowłosy oraz Genialny Żółw stali tam jak wryci z szeroko otwartymi ustami. Już wcześniej dziewczyna bez problemy opanowała Kienzana, a teraz poradziła sobie z tą techniką w ciągu chwili, gdzie Rikimaru jedynie poparzył sobie ręce. Kso! To jest chore!
Nie mógł nic na to poradzić. Zacisnął jedynie ręce mocno na skrzyni i ruszył pędem przed siebie, a Genialny Żółw rzucił się na dziewczynę i zaczął ją mocno ściskać i tulić gratulując jej. Niebieskowłosy dotarł przed domek i położył skrzynię w kuchni, wybiegł na plażę i zaczął trening. Najpierw wszystkie wysiłki kierował na stabilnym kumulowania ki, ponieważ z tym miał ciągle problemy, w czym mogła mu przeszkadzać jego prawa, stalowa ręka.
- Musisz popracować nad swoją aurą. Marnujesz bardzo dużo sił witalnych, a nie wzmacniasz całego ciała. Fale wody wydają się być podobne, prawda? – Powiedział tajemniczo mistrz podchodząc do niego. Rikimaru zauważył na jego głowie dwa wielkie guzy i domyślił się, że mistrz tulił się nie tam gdzie trzeba. Spoglądał bardzo długo na fale wody i zauważył, że faktycznie jest tu pewna powtarzalność. – Natura jest najlepszym nauczycielem. Zauważyłem podczas treningu na lince, że jesteś czymś zaniepokojony. Musisz pokonać swoją niepewność, a będziesz silniejszy.
Był zdziwiony tym, jak wiele mu mistrz poradził w ostatnim czasie, chociaż nie wygadał się zbyt wiele, ale trafił wszystkim w samo sedno. Miał zapytać, czym powinien się zająć najpierw, ale mistrz kontynuował.
- Nie jesteś jeszcze gotowy na wielką moc, ale jesteś gotowy na pewną technikę. Jest na ziemi pewien demon. To jest technika, którą będziesz mógł go zatrzymać, ale… TO JEST OSTATECZNA TECHNIKA. Może Cię zabić. Widzę, że jesteś gotowy na wszystko, dlatego jestem skłonny Ci o niej powiedzieć.
Wtedy Genialny Żółw wyjaśnił mu podstawy Mafuby i pokazał pozycje jaką musi przyjąć, czyli wystawić obie ręce do przodu, a następnie wytłumaczył, że musi moc w swoich rękach upodobnić do aury demona. Jeżeli będzie walczyć przeciwko takiemu to musi poświęcić sporo czasu do wczucia się w naturę swojego przeciwnika i dzięki temu będzie mógł użyć techniki, która go całkowicie zablokuje. Żeby była skuteczna to musi mieć przy sobie metalowe naczynie, które można szczelnie zamknąć. Mogłaby to być nawet butelka wina, ale korek musiałby być dobry, żeby było wszystko szczelne. Przeciwnik będzie skazany na wieczne przebywanie w takim opakowaniu o ile nie jest zbyt potężny. Im mocniejszy potwór tym mocniejszy pojemnik jest potrzebny. Genialny Żółw powiedział mu, że najlepszy byłby stworzony z energii, ale takie rzeczy potrafią tworzyć tylko demony, a przecież żaden nie zrobi sobie trumny. Najważniejsza informacja to, że może zginąć podczas używania tej techniki. Mistrz też z tego tytułu nie może mu techniki pokazać, ale zrobił, co innego. Przykładając rękę do jego czoła przekazał mu telepatycznie wizję swojego mistrza. Odtąd Rikimaru już wiedział jak to wykonać w przyszłości w trudnej sytuacji zagrażającej ludzkości. Nie wiedział jeszcze, że przyjdzie mu ją wykonać już niedługo, ale nie będzie nią bronić ludzi, a mieszkańców innej planety...
Kolejne tygodnie przeznaczył na trening fali uderzeniowej, a najdłużej pracował nad własną mocą i w końcu udało mu się osiągnąć jakąś uśrednioną moc, a dzięki ustabilizowaniu tego był w stanie idealnie prowadzić KI przez ciało do stworzenia kuli między rękami, a później odpowiednim utrzymaniu takiej mocy, a na końcu wystrzeleniu jej przed siebie. Z początku woda pochłaniała jego fale, a po miesiącu jego Kamehame potrafiła przecinać wodę na pół podobnie jak ta w wykonaniu mistrza, gdy niszczył lodowiec. Tak minął rok odkąd pozostawał pod okiem mistrza i nadszedł czas na chwilę przerwy od treningów, o czym poinformował mistrza, który zgodził się ze spokojem. Misaki postanowiła zostać i dalej trenować, ponieważ nie ciągnęło jej tak bardzo do cywilizacji.
CHWILA PRZERWY
KIM JESTEM?
PODRÓŻ
Od tamtego wydarzenia minął miesiąc. Przez tydzień leżał nieprzytomny w łóżku, mocno przywiązany, a obok niego cały czas czuwał Roshan gotów go zabić. Po przebudzeniu w ogóle się nie odzywał ani na nikogo nie patrzył. Wyczuwał obecność Alex, która zajmowała się jego raną na twarzy. Pewnego dnia wojownik wioski przemówił:
- Zerwałeś połączenie, ale musisz odejść.
Tą decyzję już sam podjął drugiego dnia, ale teraz już się w tym przekonaniu potwierdził. W końcu odwiązano pęta, ale odleciał z wioski i żył przez tydzień w górach do czasu aż wyczuł coś złego i potężnego, co mogło zmącić spokój.
Poszedł porozmawiać z Roshanem, który stwierdził, że to się zbliża w kierunku ziemi, a życie po życiu znika, a te wibracje są naprawdę straszne. Podjął decyzję, że musi zrobić coś nim zło dotrze do Ziemii, a jego decyzja o zatrzymaniu statku była jak najbardziej słuszna. Przez cały dzień badał panel statku, aż w końcu stwierdził, że będzie w stanie się tym odpowiednio posłużyć. W szkole świetnie sobie radził z technologią, a informatyka była jego konikiem. To było najlepsze wyjście na obecną chwilę. Od tamtego wydarzenia nie zamienił z Alex żadnego słowa i rozłąka będzie dla nich teraz najlepszym wyjściem. Pragnął przekonać się, że to, kim był w poprzednim wcieleniu już nie wpływa na jego zachowanie. Nie darowałby sobie, gdyby to znowu się stało. Wsiadając do kapsuły spojrzał jeszcze raz na dziewczynę i ujrzał coś, czego się nie spodziewał. Troska i zmartwienie oraz smutek. Już pewnie nie będzie tak samo i nie wie czy jeszcze wróci. Nacisnął sekwencje przycisków, a drzwi zaczęły się zamykać.
- Musisz wrócić cały i zdrowy. – Usłyszał, a następnie drzwi szczelnie się zamknęły, a kapsuła wystrzeliła w powietrze. Przez pół roku leciał przez przestrzeń kosmiczną i nie wiedział gdzie dotrze. Będąc blisko źródła tej dziwnej energii wybudził się z narkozy, w którą wszedł podczas wyjścia z orbity Ziemi. Wtedy przeklinał koordynaty w kierunku źródła mocy i w końcu radar wskazał planetę Konack. Wybrał ją na cel tej wyprawy.
KONACK
Wylądował na pustyni, gdzie nie było nikogo, ale dość szybko przybyła ekipa, która go przywitała. Mieszkańcy okazali się bardzo mili i towarzyscy. Bardzo szybko się zaklimatyzował z mieszkańcami i wyjaśnił im powód swojego przybycia. Wiedzieli, co się zbliża i przygotowywali od pewnego czasu, a słysząc, że zamierza im pomóc wyjawili mu swój pomysł i nauczyli go władać mieczami. Mieli pociąć potwora, a za pomocą technik tutejszych mieszkańców mieli zamknąć części ciała potwora w ciałach trójki wojowników, ale Rikimaru powiedział, że może im pomóc, ponieważ zna technikę, którą może zamknąć potwora w pojemniku. Opowiedział im o technice, ale stwierdzili, że przeciwnik jest zbyt potężny…
Do walki doszło następnego dnia. Bestia przyleciała w ogromnym statku kosmicznym i 8 wojowników stanęło przeciw niej do walki. 4 zajmowała się technikom służącą do zamknięcia stwora w ciele trójki wojowników Konnack. Rikimaru korzystając z chwili po raz pierwszy użył Mafuby. Wystawił ręce, skoncentrował się na energii przeciwnika i niemal się z nią połaczył i wtedy zielony promień zaczął ciągnąć bestię w kierunku stalowego pudła, które przygotowali Konnackianie. Zaczęli ciąć potwora znajdującego się w promieniu, a technicy przenieśli części ciała do ciał swoich pobratymców. Mafuba wciągnęła bestię do pojemnika, ale wciąż było czuć potężną moc bestii, a to nie powinno mieć miejsca. Ktoś zamknięty przez ten promień miał mieć zablokowaną moc. Ciało Rikimaru przeszedł dreszcz, czuł się jakby stoczył kilka walk pod rząd. Pojedynki z Frostem albo Cheprim i ból, który im towarzyszył to była tylko cząstka tego, co czuł teraz. Zemdlał, a jego moc znacznie zmalała. Syy, jeden z konack-jinów podleciał do niego i zaczął go leczyć za pomocą techniki oraz podał mu do ust ich specjalny płyn lecznicy… I tak powróciliśmy do chwili obecnej.
- Chwila obecna, czyli zakończenie okresu 2 lat.:
- Nie był pewien czy żyje, czy śni, czy na pewno porusza własną ręką. Bolały go wszystkie mięśnie, a najbardziej głowa. Z wielkim trudem otworzył oczy. Oślepiające światło i straszny smród oraz unosząca się mgła. Wzrok przyzwyczajał się niemiłosiernie długo i jedyne bodźce, jakie docierały poza bólem to pisk w uszach oraz mnóstwo KI ponad przeciętną ludzkim oddalone od niego o parę kilometrów oraz dwie lub trzy niezwykle mocne bardzo blisko niego.
Próbował przypomnieć sobie, co się stało, gdzie jest i… kim jest, ale całkowita pustka wypełniała przestrzeń między jego uszami. „Kso, Kso, Kso. Czym jesteś!?” Miał wrażenie, że to czas się zatrzymał albo zwolnił kilkakroć.
To był tylko chwilowy efekt użycia jednej z najtrudniejszych i bardzo wymagających technik, jakie opracowali ludzie. Oczywiście ból ciała oraz dłużący się czas to efekt nie tylko wykonania Mafuby, która polegała na tym, że przeciwnika mógł zamknąć w jakimś pojemniku. Technikę trenował wcześniej na Ziemi, ale jeszcze nie na taką skalę jak tutaj, na planecie Konack. Ten potwór tego wymagał, a naczynie, jakiego użył było nietypowe. Potrzebne było specjalnie wzmocnione z twardego materiału, żeby można było zamknąć kogoś na bardzo długo. Technika służyła do zablokowania, sparaliżowania, a można też było nią nieźle kogoś oszołomić. Wystarczyło wystawić ręce i naprawdę mocno skoncentrować swoją KI, ale również energię otoczenia. Mafuba była nietypowa, ponieważ pobierała nie tylko ki użytkownika, ale również otoczenia oraz wpływała na wymiary. Niektórzy sądzili, że została ona ofiarowana ludziom przez demony, a tak naprawdę została stworzona przeciwko nim. Stąd efekty tej zielonej fali. Było podobne do natury technik piekielnych stworzeń, tak bardzo nieludzka. Stworzył ją mistrz Genialnego Żółwia, który poświęcił swoje życie, ale oczywiście im mocniejszy wojownik tym bardziej odporny jest na szkodliwe działanie Mafuby. Ktoś taki jak Rikimaru nie mógł tak łatwo zginąć po wykonaniu tej techniki.
- Rikimaru!? Ocknij się!– Powoli piszczenie i szum ustępowały, a zaczęły docierać do niego głosy. Podobnie było ze wzrokiem. Biała plama zanikała, pojawiała się pewna ostrość i ujrzał twarz mulata z irokezem. Z ogromnym trudem podparł się ręką i rozejrzał po okolicy.
Był w mieście, a raczej jego pozostałościach. Wokół gruzowisko, wielki plac jak ogromna arena walki, a otaczały je ruiny wysokich bloków mieszkalnych i biurowców. Niektóre wyglądały jak ścięte w pół, a inne miały długie i głębokie cięcia. Tylko coś wielkiego mogło tego dokonać, ale nie widział jeszcze zbyt wiele. Słychać było co chwila stukot spadających kamieni oraz sypiący się gruz z budynków. Brzdęk szkła, gdy kawałek muru spadł na leżącą szybę. Wszędzie czerwone plamy krwi i zielona maź. Z pewnością to ona musiała śmierdzieć jak wymiociny. Rikimaru… No tak. Tak się nazywam. Jestem na Konnack, a to miasto to Arfordir. A raczej było… Ale gdzie jest Ffynci Ceffyl?
- Syy. Gdzie jest Ffynci Ceffyl? – Zapytał się Konnackiana. Powoli wracała mu pamięć, ale wspomnienia miał strasznie zagmatwane. Nagle rozległ się głośny ryk, który przerwał ich chwilowy spokój.
- Shimatta! Ogarnął się szybciej niż myśleliśmy. Nie zdążymy! – Powiedział Deigr, który podleciał przed momentem. – Trzymaj. Musiał Ci wypaść przed chwilą, a pewnie się jeszcze przyda. Teraz czas na Morfila. Ty i tak wziąłeś na siebie zbyt wiele.
Dym był coraz niżej i ukazała się głowa, żółte ślepia i ostre zęby. Jeden róg po prawej stronie głowy i ucho. Te po lewej były odcięte. Im niżej osiadał pył tym więcej potwora się wyłaniało, chociaż mgła nie ustępowała, ale nie utrudniała tak bardzo widoczności. Coś tak wielkiego nie mogło umknąć sprawnym oczom silnych wojowników. Wiele cięć na ramionach i klatce piersiowej oraz odcięta jedna ręka. Potwór nie miał również jednej całej nogi i stopy u drugiej oraz jednej trzeciej jednego z ogonów, połowy drugiego i paru kolców na trzecim. Bestia bez problemu unosiła się w powietrzu i kręciła ogonami. Widać było tę wściekłość. Dopiero przy drugim głośnym ryku bestii poczuł jego moc, którą musiał ukryć po tym, co mu zrobili parę minut temu…
Znajdował się teraz na Konack i pomagał mieszkańcom planety zmierzyć się z wielkim zagrożeniem, ale jak się tam znalazł?
TRENING U MISTRZA
Z początku wydawało się, że będzie to tylko przebieżka dzięki temu, że już wcześniej zdobył dużą siłę, ale szybko się okazało, że się bardzo myli. Już na samym początku pokazał nową technikę, ale mistrz być może nie był zadowolony z tego, że Misaki się postawiła i zdecydowała na trenowanie wraz z Rikimaru i musiał szybko do tego przywyknąć, ponieważ dziewczynie zależało na rozwinięciu swoich umiejętności, a obrażony mistrz był jej w niesmak. Dlatego zdecydowała się na trening w stroju królika, który mistrz dał jej gdzieś na początku. Do tego czasu to była orka, bo sporo ćwiczeń wykraczało poza jego możliwości. Trening z Cheprim jeszcze był w miarę łatwy, bo się nie przejmował tak ośmieszeniem siebie akrobacjami na linie, ale później coraz cięższa skorupa utrudniała życie. Na sam początek dostał taką, która sięgała niemal ziemi i ograniczała jego ruchy, a do tego ważyła dobre 400 kg, a więc już ona sama sprawiła, że ważył 5 razy więcej, ale do tego jeszcze obciążniki na nogi o wadze łącznej 50 kg i na ręce o wadze kolejnych 50kg i ważył ponad sześciokrotnie więcej. To był pryszcz do tego, co dostał po dwóch tygodniach, gdy jeszcze nie przywykł do poprzednich ciężarów. Dostał chyba skorupę po żółwiu słoniowym, bo miała aż 2,5 metra długości i ważyła dobre 800 kg. To było dopiero wyzwanie, a obciążniki po 80 kg na nogach i rękach sprawiły, że miał na sobie 960 kg, czyli już 12 krotną wagę samego siebie. Mistrz chyba chciał go wykończyć, bo nie wiele mógł zrobić, a ledwo odrywał się od ziemi. A musiał latać, żeby w ogóle się poruszać, bo skorupa była dłuższa niż on sam. W końcu po miesiącu Misaki wzięła skorupę o wadze 10 kg oraz obciążniki i dołączyła się do treningu. W końcu Rikimaru mógł wziąć mniejszy ciężar, żeby mógł się ruszać. Odtąd przez kolejne miesiące stopniował wagę obciążeń. Podobnie zresztą jak Misaki, która stała się jego sparingpartnerem. Zawsze jednak dobierał ciężar tak, żeby być od niej wolniejszym, a więc brał na swoje barki więcej niż potrzebował, ale efekty treningu było widać dużo szybciej, aż pewnego wieczora mistrz wyszedł przed domek i zaczął rozgrzewkę, która trwała trochę długo, ale dwójka jego uczniów przypatrywała się w napięciu, bo jeszcze nie mieli okazji widzieć więcej niż to jak im pokazywał jak wykonać pewne ćwiczenie.
Rozgrzewka jednak nic nie dała, ale po czterech miesiącach w końcu ruszyli gdzieś w drogę. Prawie całą trasę przebiegli, a było to kilkadziesiąt kilometrów i znaleźli się na drugim końcu wyspy. Tam znajdowała się wioska, gdzie czasem Rikimaru lub Misaki biegli po zakupy, ale tym razem mistrz wybrał trasę trudniejszą, bo przez pagórki, las i większą górę. Szybko wyjaśnił się powód aktywności mistrza. Po krótkiej rozmowie z burmistrzem pobiegli na plażę. Już wcześniej widział na morzu coś wielkiego i białego, ale nie był pewien czy dobrze widzi, bo na tej długości geograficznej lodowce to rzadkość, a co dopiero góra lodowa, która płynęła wprost na miasteczko. Mogła zniszczyć nadbrzeżne budynki, a odłamki nawet te oddalone od brzegu. Czyżby mistrz kazał im załatwić ten problem? Nie tym razem, bo sam ściągnął swoją koszulę i rzucił ją na bok, rozstawił nogi i napiął mięśnie. Genialny Żółw dosłownie w sekundę w oczach im się rozrósł do sporych rozmiarów, a jego moc była niesamowicie duża, ale nie wyglądał, żeby to sprawiało mu duży wysiłek. To ta sama moc, którą poczuł wtedy, gdy… musiał się rozprawiać z tamtymi dwoma knypkami, co go zdenerwowali podczas jego lotu na wyspę. Pokazał to również tuż po przylocie na tą wyspę. Tym razem widział to na własne oczy, ale to było jeszcze nic. Rozłożył ręce unosząc prawą pionowo do góry, a lewą w dół:
- Ka… - Zaczął wymawiać przeciągając literę a bardzo długo i ręce powoli obracał zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
- Me… - Zaczynając drugą sylabę miał ręce równolegle do podłoża, a jego Ki rosła… a przeciągając literę zaczął je zginać.
- Ha… - Teraz ręce miał blisko siebie i przyciągnął je do ciała. Wyglądało to tak jakby zgniatał niewidzialną kulę, ale przy przeciąganiu po raz kolejny a pojawiło się światło, a jego ki była przeogromna. Niesamowicie duża energia skoncentrowana w rękach.
- Me… - Między dłońmi pojawiła się cała skumulowana wcześniej w rękach energia. Teraz Genialny Żółw dzierżył w dłoniach najpotężniejszą siłę, jaką widział Rikimaru i poczuł strach, że istnieje tak mocna technika. Jeżeli da się zwiększyć jej moc jeszcze bardziej to mógłby zniszczyć nią nawet planetę.
- Haaaaa. – Następnie z rąk mistrza wystrzeliła potężna fala, która pomknęła tuż nad wodą, ale zmierzała w dół rozdzielając wodę i uderzyła w sam środek góry wbijając się w nią. Tyle skumulowanej energii mogło bez problemu zniszczyć cały lodowiec ziemi. Oślepiające światło o niebieskawej barwie i sama fala otoczona niebieską łuną. Bardzo czysta energia ki użytkownika. Tylko Genialny Żółw mógł panować nad czymś tak niesamowitym. Głośny huk i potężna eksplozja rozległy się z kierunku góry lodowej, a następnie fala uderzeniowa dmuchnęła piachem i drobinkami lodu. Musiał się odwrócić, bo pył leciał mu wprost do oczu. Po sekundzie do wybrzeża dotarła zimna mgła, która oszroniła cały piasek oraz wszystkich znajdujących się na plaży. Mięśnie mistrza zmalały do normalnych rozmiarów, a jego moc znów się zmniejszyła. Po górze lodowej nie było już widać śladu, a ludzie zaczęli wiwatować i po chwili podeszły do mistrza kobiety z kwiatami oraz wysoki i barczysty mężczyzna ze skrzynią. Zapas najlepszych ryb na dwa tygodnie, a kwiaty… ozdobią salon. W trakcie jak mistrz przyjmował gratulację i wdzięczył się do dziewczyn to Rikimaru odszedł nieco na bok i wyszukał wzrokiem resztek lodowca. Napiął mięśnie zwiększając swoją energię i zaczął wykonywać podobne jak Genialny Żółw ruchy. Jeszcze podczas kręcenia rękami pojawiła się energia na jego dłoniach, a składając je doprowadził do eksplozji wywołując panikę wśród ludzi, gdzie część z nich uciekła, a niektórzy zaczęli na niego kląć. Wtedy mistrz wyłonił się z tłumu i zaczął iść w kierunku Rikimaru i Misaki.
- No to my już będziemy wracać, żeby nas noc nie zastała.
Uczniowie przytaknęli głowami, a nim wyruszali kazał Rikimaru zabrać skrzynię, a Misaki kwiaty i ruszyli biegiem tą samą trasą, co wcześniej, przez pagórki, wzgórza, lasy do domku. W trakcie powrotu mistrz udzielił im radę, a dokładniej Rikimaru, który próbował wykonać Kamehame.
- To jest Kamehame. Ja uczyłem się jej 30 lat. To jest bardzo trudna technika i trzeba wiele praktyki. Musisz skupiać energię stopniowo w rękach i ją mocno trzymać. Dopiero jak złożysz ręce to zostawiasz miejsce na to, żeby tą energię skumulować na zewnątrz. To jest bardzo duża siła.
- Więc muszę ją ściskać rękami, aż uzbieram tyle mocy ile mi będzie potrzebne?
- Dokładnie tak. Wtedy prostujesz szybko ręce.
- Wypycham energię przed siebie, a fala robi swoje.
- Czy to tak wygląda? KaMeHaMeHaaaaaa!!! – Zawołała ich Misaki, która była przed nimi, ale przystanęła i gdy się odwrócili ujrzeli jak wykonuje te wszystkie ruchy, ściąga energię z całego ciała, układa dłonie jakby trzymała tam szklaną kulę, a potem pojawiła się różowa kula energii i wyprostowała ręce wprost przed siebie, czyli w ich kierunku, a promień pomknął prosto na nich. Ledwo zdążyli odskoczyć, a fala zderzyła się ze skałą, zostawiając jedynie jej odłamki. Niebieskowłosy oraz Genialny Żółw stali tam jak wryci z szeroko otwartymi ustami. Już wcześniej dziewczyna bez problemy opanowała Kienzana, a teraz poradziła sobie z tą techniką w ciągu chwili, gdzie Rikimaru jedynie poparzył sobie ręce. Kso! To jest chore!
Nie mógł nic na to poradzić. Zacisnął jedynie ręce mocno na skrzyni i ruszył pędem przed siebie, a Genialny Żółw rzucił się na dziewczynę i zaczął ją mocno ściskać i tulić gratulując jej. Niebieskowłosy dotarł przed domek i położył skrzynię w kuchni, wybiegł na plażę i zaczął trening. Najpierw wszystkie wysiłki kierował na stabilnym kumulowania ki, ponieważ z tym miał ciągle problemy, w czym mogła mu przeszkadzać jego prawa, stalowa ręka.
- Musisz popracować nad swoją aurą. Marnujesz bardzo dużo sił witalnych, a nie wzmacniasz całego ciała. Fale wody wydają się być podobne, prawda? – Powiedział tajemniczo mistrz podchodząc do niego. Rikimaru zauważył na jego głowie dwa wielkie guzy i domyślił się, że mistrz tulił się nie tam gdzie trzeba. Spoglądał bardzo długo na fale wody i zauważył, że faktycznie jest tu pewna powtarzalność. – Natura jest najlepszym nauczycielem. Zauważyłem podczas treningu na lince, że jesteś czymś zaniepokojony. Musisz pokonać swoją niepewność, a będziesz silniejszy.
Był zdziwiony tym, jak wiele mu mistrz poradził w ostatnim czasie, chociaż nie wygadał się zbyt wiele, ale trafił wszystkim w samo sedno. Miał zapytać, czym powinien się zająć najpierw, ale mistrz kontynuował.
- Nie jesteś jeszcze gotowy na wielką moc, ale jesteś gotowy na pewną technikę. Jest na ziemi pewien demon. To jest technika, którą będziesz mógł go zatrzymać, ale… TO JEST OSTATECZNA TECHNIKA. Może Cię zabić. Widzę, że jesteś gotowy na wszystko, dlatego jestem skłonny Ci o niej powiedzieć.
Wtedy Genialny Żółw wyjaśnił mu podstawy Mafuby i pokazał pozycje jaką musi przyjąć, czyli wystawić obie ręce do przodu, a następnie wytłumaczył, że musi moc w swoich rękach upodobnić do aury demona. Jeżeli będzie walczyć przeciwko takiemu to musi poświęcić sporo czasu do wczucia się w naturę swojego przeciwnika i dzięki temu będzie mógł użyć techniki, która go całkowicie zablokuje. Żeby była skuteczna to musi mieć przy sobie metalowe naczynie, które można szczelnie zamknąć. Mogłaby to być nawet butelka wina, ale korek musiałby być dobry, żeby było wszystko szczelne. Przeciwnik będzie skazany na wieczne przebywanie w takim opakowaniu o ile nie jest zbyt potężny. Im mocniejszy potwór tym mocniejszy pojemnik jest potrzebny. Genialny Żółw powiedział mu, że najlepszy byłby stworzony z energii, ale takie rzeczy potrafią tworzyć tylko demony, a przecież żaden nie zrobi sobie trumny. Najważniejsza informacja to, że może zginąć podczas używania tej techniki. Mistrz też z tego tytułu nie może mu techniki pokazać, ale zrobił, co innego. Przykładając rękę do jego czoła przekazał mu telepatycznie wizję swojego mistrza. Odtąd Rikimaru już wiedział jak to wykonać w przyszłości w trudnej sytuacji zagrażającej ludzkości. Nie wiedział jeszcze, że przyjdzie mu ją wykonać już niedługo, ale nie będzie nią bronić ludzi, a mieszkańców innej planety...
Kolejne tygodnie przeznaczył na trening fali uderzeniowej, a najdłużej pracował nad własną mocą i w końcu udało mu się osiągnąć jakąś uśrednioną moc, a dzięki ustabilizowaniu tego był w stanie idealnie prowadzić KI przez ciało do stworzenia kuli między rękami, a później odpowiednim utrzymaniu takiej mocy, a na końcu wystrzeleniu jej przed siebie. Z początku woda pochłaniała jego fale, a po miesiącu jego Kamehame potrafiła przecinać wodę na pół podobnie jak ta w wykonaniu mistrza, gdy niszczył lodowiec. Tak minął rok odkąd pozostawał pod okiem mistrza i nadszedł czas na chwilę przerwy od treningów, o czym poinformował mistrza, który zgodził się ze spokojem. Misaki postanowiła zostać i dalej trenować, ponieważ nie ciągnęło jej tak bardzo do cywilizacji.
CHWILA PRZERWY
- Odpoczynek, czyli sprawy najmniej istotne:
- Już dawno miał wrócić do Alex, ale chciał dokończyć trening u mistrza i dowiedzieć się wszystko, co mógł na tamtą chwilę. Do pasma górskiego doleciał bardzo szybko, ale po drodze zahaczył o wzgórza, gdzie chciał coś sprawdzić. Na miejscu zastał dwa dość spore kratery, ale nie były one blisko siebie. Jeden z nich doskonale pamiętał, bo tam po raz pierwszy spotkał Frosta i ujrzał jego statek. Drugi krater musiał pojawić się wraz z przybyciem drugiego kosmicznego osobnika, który przywędrował tuż za changelingiem. Ciała nigdzie nie było widać, więc Frost musiał się raz, a dobrze rozprawić z tamtym, na co wskazywało również zniknięcie energii, ale na szczęście pozostał statek kosmiczny. Podszedł do kapsuły i zaczął przeglądać jej wnętrze, a najbardziej go interesowało jak się tym steruje. Panel wyglądał na skomplikowany, pilota nie było i mało miejsca, a aparatura nad siedzeniem mogła wskazywać, że podczas lotu pasażer jest w narkozie, co może wskazywać, że działa tu autopilot. Złapał za brzeg kapsuły i próbował ją podnieść, ale trochę ważyła. Musiał znacznie zwiększyć swoją siłę, a nawet użyj techniki Shiyoken, żeby łatwiej mu było dźwigać kapsułę. Dopiero wtedy poleciał z nią na pasmo górskie. Po paru godzinach był na miejscu, a Alex już tam na niego wyczekiwała. Widać było, że musiała go wyczuć wcześniej. Odstawił kapsułę na obrzeżach i rzucił się na nią. Kolejne parę godzin przebiegało w domowej aurze i wiadomym było, co ludzie po takiej rozłące będą robić. Trzy spokojne miesiące i brak używania większej mocy przez długi czas musiały mieć na niego wpływ…
KIM JESTEM?
- Kim jestem, pojedynczy epizod wyjaśniający rozległą bliznę.:
- =Ty gnojku… Jak ktoś taki może być moją reinkarnacją! – Obudził się cały spocony i rozejrzał się czy na pewno jest nadal w łóżku obok Alex. Spała spokojnie i słodko, ale ten sen był tak rzeczywisty… Niszczył, zabijał, rozwalone miasta, zniszczone planety i walki z potężnymi wojownikami. Zabijanie sprawiające tyle radości, a dusze zabitych były jak narkotyk wywołujący ekstazę. „Co to do cholery było…” Bał się ponownie położyć, więc podniósł się i wyszedł przed dom. Wyczuł, że Roshan, wojownik z tej wioski, który nauczył go tej techniki znajduje się na skraju wioski, tuż nad skarpą. Wydawało mu się, że stoi on trochę bokiem, a kątem oka spogląda na Rikimaru. Widać było niepokój na twarzy obrońcy wioski, ale czy mógł wyczuć coś? Rozmowa z tym silnym osobnikiem być może przyniesie mu odpowiedź.
- Coś Cię trapi niebieski wojowniku?
- Tak. Miewam ostatnio dziwne sny. Tak jakbym był kimś innym, przerażającym...
- Każdego nawiedzają duchy przeszłości, kto nie jest czysty. Póki nie poznasz tego ducha to nigdy się nie oswobodzisz z niego.
- Wasze plemię jest bardzo powiązane z przodkami. Alex bardzo często wspomina swoich rodziców, którzy odeszli. Mówiła, że raz słyszała swojego ojca i była w stanie się z nim komunikować.
- Wtedy mogła rozmawiać z duszą, która jest w krainie wiecznych łowów, ale z Tobą jest inaczej. Rozmawiasz z nim poprzez to znamię… poprzedniego wcielenia.
Kolejne dni mijały, a jego niepokój narastał, aż pewnego dnia podczas snu pojawiła się ponownie tamta postać. Tym razem wydarzenia były tak realistyczne w czasie snu, że zaczął lunatykować. Walczył w śnie z tym, kto pokonał demona, którego był wcieleniem. Potężna, przerażająca moc. Alex była przerażona, ponieważ nie docierały jej słowa do niego, a on wszystko niszczył. Na początku gołymi rękami, a później jego aury narosły i w ruch poszła KI, którą zniszczył cały ich dom oraz parę okolicznych, a gdyby nie Roshan to pewnie cała wioska poszłaby z dymem, walczyli ze sobą bardzo długo i niemal obrońca wioski przegrał, ale walka w śnie również się zakończyła.
= Zostałem pokonany i pokarany czymś takim jak Ty. Jesteś słaby i taki dobry. Rzygać mi się chce. – Powiedział demon o wyglądzie chudego, niskiego człowieczka i wtedy się ocknął. Ujrzał spore zniszczenia, a wszyscy mieszkańcy byli już daleko. Jedynie on, Roshan i Alex na skraju wioski, która patrzyła na niego z przerażeniem. Miała długą pociągłą ranę przez całą twarz i przez tors, z ręki ściekała krew i nadpalone włosy. Roshan wyglądał dużo gorzej, ponieważ wyglądało na to, że ma złamaną rękę, nie miał oka i ucha oraz stał na jednej nodze, a drugą podkuloną. Nie widział nigdzie zagrożenia.
- Co… Co się stało? – Z trudem wyszeptał. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. W parę chwil zmieniały się jego decyzje. Zabić się, odejść, ukarać się. Znamię niesamowicie pulsowało, co doprowadzało go dodatkowo do szału, ale mina Alex… - Prze… przepraszam. Khaaa.
W jednej chwili wystrzelił z ręki w stronę swojej głowy potężny promień o mocy Kamehame, którzy poparzył całą jego twarz. Czuł jak siły go zaczynają opuszczać, przeraźliwy ból na twarzy. Miał nadzieje, że umrze, ponieważ nie może żyć z myślą, że to on sam ją skrzywdził.
PODRÓŻ
Od tamtego wydarzenia minął miesiąc. Przez tydzień leżał nieprzytomny w łóżku, mocno przywiązany, a obok niego cały czas czuwał Roshan gotów go zabić. Po przebudzeniu w ogóle się nie odzywał ani na nikogo nie patrzył. Wyczuwał obecność Alex, która zajmowała się jego raną na twarzy. Pewnego dnia wojownik wioski przemówił:
- Zerwałeś połączenie, ale musisz odejść.
Tą decyzję już sam podjął drugiego dnia, ale teraz już się w tym przekonaniu potwierdził. W końcu odwiązano pęta, ale odleciał z wioski i żył przez tydzień w górach do czasu aż wyczuł coś złego i potężnego, co mogło zmącić spokój.
Poszedł porozmawiać z Roshanem, który stwierdził, że to się zbliża w kierunku ziemi, a życie po życiu znika, a te wibracje są naprawdę straszne. Podjął decyzję, że musi zrobić coś nim zło dotrze do Ziemii, a jego decyzja o zatrzymaniu statku była jak najbardziej słuszna. Przez cały dzień badał panel statku, aż w końcu stwierdził, że będzie w stanie się tym odpowiednio posłużyć. W szkole świetnie sobie radził z technologią, a informatyka była jego konikiem. To było najlepsze wyjście na obecną chwilę. Od tamtego wydarzenia nie zamienił z Alex żadnego słowa i rozłąka będzie dla nich teraz najlepszym wyjściem. Pragnął przekonać się, że to, kim był w poprzednim wcieleniu już nie wpływa na jego zachowanie. Nie darowałby sobie, gdyby to znowu się stało. Wsiadając do kapsuły spojrzał jeszcze raz na dziewczynę i ujrzał coś, czego się nie spodziewał. Troska i zmartwienie oraz smutek. Już pewnie nie będzie tak samo i nie wie czy jeszcze wróci. Nacisnął sekwencje przycisków, a drzwi zaczęły się zamykać.
- Musisz wrócić cały i zdrowy. – Usłyszał, a następnie drzwi szczelnie się zamknęły, a kapsuła wystrzeliła w powietrze. Przez pół roku leciał przez przestrzeń kosmiczną i nie wiedział gdzie dotrze. Będąc blisko źródła tej dziwnej energii wybudził się z narkozy, w którą wszedł podczas wyjścia z orbity Ziemi. Wtedy przeklinał koordynaty w kierunku źródła mocy i w końcu radar wskazał planetę Konack. Wybrał ją na cel tej wyprawy.
KONACK
Wylądował na pustyni, gdzie nie było nikogo, ale dość szybko przybyła ekipa, która go przywitała. Mieszkańcy okazali się bardzo mili i towarzyscy. Bardzo szybko się zaklimatyzował z mieszkańcami i wyjaśnił im powód swojego przybycia. Wiedzieli, co się zbliża i przygotowywali od pewnego czasu, a słysząc, że zamierza im pomóc wyjawili mu swój pomysł i nauczyli go władać mieczami. Mieli pociąć potwora, a za pomocą technik tutejszych mieszkańców mieli zamknąć części ciała potwora w ciałach trójki wojowników, ale Rikimaru powiedział, że może im pomóc, ponieważ zna technikę, którą może zamknąć potwora w pojemniku. Opowiedział im o technice, ale stwierdzili, że przeciwnik jest zbyt potężny…
Do walki doszło następnego dnia. Bestia przyleciała w ogromnym statku kosmicznym i 8 wojowników stanęło przeciw niej do walki. 4 zajmowała się technikom służącą do zamknięcia stwora w ciele trójki wojowników Konnack. Rikimaru korzystając z chwili po raz pierwszy użył Mafuby. Wystawił ręce, skoncentrował się na energii przeciwnika i niemal się z nią połaczył i wtedy zielony promień zaczął ciągnąć bestię w kierunku stalowego pudła, które przygotowali Konnackianie. Zaczęli ciąć potwora znajdującego się w promieniu, a technicy przenieśli części ciała do ciał swoich pobratymców. Mafuba wciągnęła bestię do pojemnika, ale wciąż było czuć potężną moc bestii, a to nie powinno mieć miejsca. Ktoś zamknięty przez ten promień miał mieć zablokowaną moc. Ciało Rikimaru przeszedł dreszcz, czuł się jakby stoczył kilka walk pod rząd. Pojedynki z Frostem albo Cheprim i ból, który im towarzyszył to była tylko cząstka tego, co czuł teraz. Zemdlał, a jego moc znacznie zmalała. Syy, jeden z konack-jinów podleciał do niego i zaczął go leczyć za pomocą techniki oraz podał mu do ust ich specjalny płyn lecznicy… I tak powróciliśmy do chwili obecnej.
OoC:
Z Ziemii na Konack statkiem saiyana co gonił Frosta z Vegety => Na wzgórzach
Podczas skipa nauka Mafuby i Kamehame => Wytyczne od Genialnego Żółwia
Punkty: 120-26(na techniki)= 94
Re: Pole Bitwy
Nie Lut 16, 2014 9:22 pm
The member 'Rikimaru' has done the following action : Rzut Kośćmi
#1 'Walka automat ' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Procent' : 57
#1 'Walka automat ' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Procent' : 57
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Pon Lut 17, 2014 12:29 am
Deigr i Morfir nawet nie zdążyli się unieść dość wysoko, a demon w mgnieniu oka po prostu pojawił się w ułamku sekundy za jednym i drugim uderzając ogonem i pięścią, a po kolejnym ułamku sekundy znalazł się obok Syy i Rikimaru, ale on uniknął obrażeń dzięki niezwykle szybkiej reakcji wojowniczki, która odepchnęła go za pomocą Kiaiho przez co tylko ona wyleciała wysoko w powietrze kopnięta przed demona. Trochę było to nieumyślne z jej strony, że zrobiła coś takiego, ponieważ nie mógł się odpowiednio skoncentrować na ataku i mógł albo uciec albo po prostu machnąć mieczem. Dokonał drugiego wyboru, niezbyt trafnego, ponieważ uderzenie było tak lekkie, że co prawda zrobił małe wyżłobienie w skórze demona, ale miecz się zaklinował. Demon odwrócił oko w jego stronę i wiedział, że musi się oddalić.
Zastanawiał się co zrobiliby inni na jego miejscu. Czy Genialny Żółw jest w stanie pokonać potwora, jeżeli oni polegną? Czy ktoś zdecyduje się bronić Ziemi? Z poznanych na żywo osób może byłby w stanie to zrobić Genialny Żółw lub może Braska. Chepri był za słaby, a nawet te 2 lata raczej nie dały mu aż tyle. Mógł przewyższyć Rikimaru, ale raczej nieznacznie. Była też tamta demonica June oraz parę innych Ki, które gdzieś zniknęły w przestrzeni, a był moment w kosmosie podczas snu, że wyczuł coś, ale nikt z nich chyba nie miał nawet połowy mocy jaką dysponował jego obecny przeciwnik i jeżeli on go nie pokona to być może zniknie kilka planet...
Nie mógł teraz myśleć o oddaniu komukolwiek innemu pola walki. Musi się ukryć, a na szczęście znalazł się bardzo blisko pozostałych budynków tego miasta i wleciał błyskawicznie między nie. Słyszał za sobą walące się bloki, brzęk szkła oraz pisk stali, ale demon zgubił go z oczu. Nie potrafił wyczuwać mocy Rikimaru. Musiał działać instynktem, może węchem lub słuchem, a jak długo pozostawał brudny od kurzu i bezszelestnie się unosił za ścianami to mógł być w miarę bezpieczny.
Zastanawiał się co zrobiliby inni na jego miejscu. Czy Genialny Żółw jest w stanie pokonać potwora, jeżeli oni polegną? Czy ktoś zdecyduje się bronić Ziemi? Z poznanych na żywo osób może byłby w stanie to zrobić Genialny Żółw lub może Braska. Chepri był za słaby, a nawet te 2 lata raczej nie dały mu aż tyle. Mógł przewyższyć Rikimaru, ale raczej nieznacznie. Była też tamta demonica June oraz parę innych Ki, które gdzieś zniknęły w przestrzeni, a był moment w kosmosie podczas snu, że wyczuł coś, ale nikt z nich chyba nie miał nawet połowy mocy jaką dysponował jego obecny przeciwnik i jeżeli on go nie pokona to być może zniknie kilka planet...
Nie mógł teraz myśleć o oddaniu komukolwiek innemu pola walki. Musi się ukryć, a na szczęście znalazł się bardzo blisko pozostałych budynków tego miasta i wleciał błyskawicznie między nie. Słyszał za sobą walące się bloki, brzęk szkła oraz pisk stali, ale demon zgubił go z oczu. Nie potrafił wyczuwać mocy Rikimaru. Musiał działać instynktem, może węchem lub słuchem, a jak długo pozostawał brudny od kurzu i bezszelestnie się unosił za ścianami to mógł być w miarę bezpieczny.
- OoC:
- OoC:
Demon Szybki 8000 dmg
Podstawowy 170dmg
HP: 2658+5%heal 708= 3366 (23%)/14175
KI: 14644+5% 945heal= 15 589
Staty Konnacków wspierających w walce:
Siła: 1000 // 500 // 1500 //
Szybkość: 1000 // 500 // 1500 //
Wytrzymałość: 1000 (x2) HP: 6750-1500+5%heal 750= 6 000 // HP: 5 750-2500+5%heal 750= 4 000 // 2000 HP: 5 500-4000+5% heal 1500= 3 000
Energia: 1000 (x2) KI: 15 000 // KI: 15 000 // 1500 KI: 30 000//
Uderzają w ataki demona pochłaniając odpowiednią ich część.
Staty demona "Ffynci Ceffyl":
Siła: 8000
Szybkość: 8000
Wytrzymałość: 6000 HP: 77 881-170= 77 711
Energia: 10000 KI: 135 240
Jego odporność na ataki energetyczne wynosi 50%.
Rzucam kość walka dla demona oraz procent (jest jeszcze 3 konacków, którzy zajmują się leczeniem). Jak wypada poniżej 33 to bez leczenia. Jak wypada 33-66 to leczą 5%. Jak wypada 67-99 to leczą 10%. Jak wypadnie 0, 50 lub 100 to jeden z nich zostaje zabity. Śmierć dwóch leczą max 5%, śmierć wszystkich bez leczenia.
Re: Pole Bitwy
Pon Lut 17, 2014 12:29 am
The member 'Rikimaru' has done the following action : Rzut Kośćmi
#1 'Walka automat ' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Procent' : 23
#1 'Walka automat ' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Procent' : 23
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Pon Lut 17, 2014 2:15 pm
Demon chyba zaczynał się denerwować, ponieważ zaczął rozwalać budynki jeden po drugim, a całe zwały różnego materiału przelatywało alejkami oraz nad budynkami. Tak jakby znalazł się na betonowym morzu. Ffynci Ceffyl był coraz bliżej niego i nie miał wyboru. Jeżeli tak dalej pójdzie to nie ruszą z miejsca, a kapłani powinni mu trochę mocy zregenerować.
- Trudno. Będę musiał to spróbować pierwszy raz na czymś tak potężnym...
Pierwszy i jedyny raz użył tej techniki nad leśnym strumykiem. Połączył wtedy siłę Kiaiho oraz Kiai, a nawet wzmocnił efekt. Był w stanie zatrzymać mocny i obszerny atak, ogień, eksplozje. Dodatkowo podmuch mógł być na tyle mocny, żeby coś unieruchomić na chwilę. Tak wielkiego przeciwnika jak demon nie będzie łatwo zatrzymać, ale to będzie dobry test dla jego umiejętności. Wyleciał nad budynki i momentalnie zauważając potwora skoncentrował mnóstwo energii. Nie tylko gruz nagle zatrzymał się w powietrzu i został rozrzucony na boki, ale Ffynci Ceffyl zamarł na chwilę. Noga i ręka wisiały w powietrzu, a więc nie był w stanie zrobić kroku pod naporem tak sporej KI. Udało mu się, ale czuł niesamowite zmęczenie. Tak jak się spodziewał na podstawie wszystkich poprzednich ataków. Zużył bardzo dużo energii, ale nie miał wyboru i musiał iść za ciosem.
Uniósł się znacznie wyżej i mając pewność, że już żaden mieszkaniec nie znajduje się w mieście zaczął bombardować okolicę ki-blastami. Rezoku Energy Dan było jedną z najmocniejszych technik, którymi dysponował. Nie miała ona takiego efektu jak powinna, ale na Kamehame nie miał czasu. Musiał zdecydować się na coś szybkiego, póki przeciwnik nie może zareagować. Skoncentrowanie mocy na fale uderzeniową i jej wyrzucenie zajęłoby zbyt wiele czasu i mógłby tym sposobem przegrać, a tak umożliwił towarzyszom powrót do gotowości i pozbierania się po poprzednim ataku.
Trening Start
- Trudno. Będę musiał to spróbować pierwszy raz na czymś tak potężnym...
Pierwszy i jedyny raz użył tej techniki nad leśnym strumykiem. Połączył wtedy siłę Kiaiho oraz Kiai, a nawet wzmocnił efekt. Był w stanie zatrzymać mocny i obszerny atak, ogień, eksplozje. Dodatkowo podmuch mógł być na tyle mocny, żeby coś unieruchomić na chwilę. Tak wielkiego przeciwnika jak demon nie będzie łatwo zatrzymać, ale to będzie dobry test dla jego umiejętności. Wyleciał nad budynki i momentalnie zauważając potwora skoncentrował mnóstwo energii. Nie tylko gruz nagle zatrzymał się w powietrzu i został rozrzucony na boki, ale Ffynci Ceffyl zamarł na chwilę. Noga i ręka wisiały w powietrzu, a więc nie był w stanie zrobić kroku pod naporem tak sporej KI. Udało mu się, ale czuł niesamowite zmęczenie. Tak jak się spodziewał na podstawie wszystkich poprzednich ataków. Zużył bardzo dużo energii, ale nie miał wyboru i musiał iść za ciosem.
Uniósł się znacznie wyżej i mając pewność, że już żaden mieszkaniec nie znajduje się w mieście zaczął bombardować okolicę ki-blastami. Rezoku Energy Dan było jedną z najmocniejszych technik, którymi dysponował. Nie miała ona takiego efektu jak powinna, ale na Kamehame nie miał czasu. Musiał zdecydować się na coś szybkiego, póki przeciwnik nie może zareagować. Skoncentrowanie mocy na fale uderzeniową i jej wyrzucenie zajęłoby zbyt wiele czasu i mógłby tym sposobem przegrać, a tak umożliwił towarzyszom powrót do gotowości i pozbierania się po poprzednim ataku.
- OoC:
- OoC:
DemonPotężny 16000 dmg
Riki's Kiaiho ofensywne - anulowanie potężnego, paraliż na następną turę. -4000KI
Zarzut Rezoku Energy Danem - 1134 dmg; -2449KI
aura energii -50KI
HP: 3366-50= 3316 (22%)/14175
KI: 15 589-6449= 9140
Staty Konnacków wspierających w walce:
Siła: 1000 // 500 // 1500 //
Szybkość: 1000 // 500 // 1500 //
Wytrzymałość: 1000 (x2) HP: 6 000 // HP: 4 000 // 2000 HP: 3 000
Energia: 1000 (x2) KI: 15 000 // KI: 15 000 // 1500 KI: 30 000//
Uderzają w ataki demona pochłaniając odpowiednią ich część.
Staty demona "Ffynci Ceffyl":
Siła: 8000
Szybkość: 8000
Wytrzymałość: 6000 HP: 77 881-1134= 76 747
Energia: 10000 KI: 135 240
Jego odporność na ataki energetyczne wynosi 50%.
Rzucam kość walka dla demona oraz procent (jest jeszcze 3 konacków, którzy zajmują się leczeniem). Jak wypada poniżej 33 to bez leczenia. Jak wypada 33-66 to leczą 5%. Jak wypada 67-99 to leczą 10%. Jak wypadnie 0, 50 lub 100 to jeden z nich zostaje zabity. Śmierć dwóch leczą max 5%, śmierć wszystkich bez leczenia.
Demon zblokowany przez kiaiho, kapłani mogą ewentualnie dwukrotnie poleczyć.
Trening Start
Re: Pole Bitwy
Pon Lut 17, 2014 2:15 pm
The member 'Rikimaru' has done the following action : Rzut Kośćmi
#1 'Procent' : 6
--------------------------------
#2 'Procent' : 66
--------------------------------
#3 'Walka automat ' :
#3 Result :
#1 'Procent' : 6
--------------------------------
#2 'Procent' : 66
--------------------------------
#3 'Walka automat ' :
#3 Result :
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Pon Lut 17, 2014 5:36 pm
- To był fantastyczny atak Rikimaru. - Krzyknął Morfir, który doleciał pierwszy do niego, ale zbyt długo jego radość nie trwała ponieważ palec demona wyłonił się z masy piachu i uderzył dokładnie w konakiana, którego pacnął w kierunku ziemi, a ten lecąc z ogromną szybkością wpadł na Deigra i obaj zderzyli się z gruntem, a cofająca się łapa demona zawadziła o Syy, która zdążyła wbić tylko miecz w tą rękę. Utknął w niej i dziewczyna pozostała bez miecza.
- Kso! - Zaklęła ostro, ale nie próbowała odzyskać broni, ponieważ nie byłaby w stanie jej wyciągnąć. Zamiast tego ustawiła się tuż obok Rikimaru, który patrzył niepewnie w kierunku dwójki pozostałych wojowników. Moc Morfira gwałtownie spadła, a Deigr był w nielepszym stanie.
- Co się stało? - Zapytała niepewnie Syy, która zauważyła zmartwione spojrzenie ziemianina. Nie potrafiła tak dobrze i dokładnie wyczuwać obcy, ale chyba coś ją tknęło ponieważ rzuciła się na pełnej szybkości w kierunku swoich pobratymców. Nawet kapłani nie byli w stanie już nic zrobić... Bez wątpienia Morfir oddał swój ostatni dech, a jego ostatnie słowa to była niezrozumiała fascynacja tym co zrobił przed chwilą, a tak naprawdę nic szczególnego się nie stało. Demon odczuł z pewnością ten atak jakby Rikimaru ukąsiła co najwyżej osa, ale nawet użądlenie było irytujące, więc czy tak się czuł teraz Ffynci Ceffyl? Czy tylko go rozwścieczył do tego poziomu, że unicestwił tego, który był w tym momencie najgłośniej? Może powinien był jednak zaczekać na Ziemi i się wzmocnić na przybycie tej bestii? A może powinien wsiąść do kapsuły i po prostu stąd zwiać, a zmierzyć się z bestią dopiero jak zyska więcej mocy?
- Muri... Niemożliwe, żeby był tak silny i jeszcze w dodatku odporny... Ksooooo.
Rozluźnił wszystkie mięśnie, ponieważ nie miał zupełnie pomysłu na walkę i nie znalazł żadnego słabego punktu. Zamknął jeszcze raz oczy, żeby skoncentrować się na otoczeniu, bo może coś przegapił albo jest po prostu zbyt skoncentrowany na różnicy mocy? Zapomniał, że nie liczy się tylko siła przeciwnika. Sam zyskał podczas tej całej walki i wszystkich poprzednich sporo mocy. Czy te całe dwa lata mogły pójść na marne? Przecież cały czas trenował żeby być w stanie bronić innych.
Trening Koniec.
- Kso! - Zaklęła ostro, ale nie próbowała odzyskać broni, ponieważ nie byłaby w stanie jej wyciągnąć. Zamiast tego ustawiła się tuż obok Rikimaru, który patrzył niepewnie w kierunku dwójki pozostałych wojowników. Moc Morfira gwałtownie spadła, a Deigr był w nielepszym stanie.
- Co się stało? - Zapytała niepewnie Syy, która zauważyła zmartwione spojrzenie ziemianina. Nie potrafiła tak dobrze i dokładnie wyczuwać obcy, ale chyba coś ją tknęło ponieważ rzuciła się na pełnej szybkości w kierunku swoich pobratymców. Nawet kapłani nie byli w stanie już nic zrobić... Bez wątpienia Morfir oddał swój ostatni dech, a jego ostatnie słowa to była niezrozumiała fascynacja tym co zrobił przed chwilą, a tak naprawdę nic szczególnego się nie stało. Demon odczuł z pewnością ten atak jakby Rikimaru ukąsiła co najwyżej osa, ale nawet użądlenie było irytujące, więc czy tak się czuł teraz Ffynci Ceffyl? Czy tylko go rozwścieczył do tego poziomu, że unicestwił tego, który był w tym momencie najgłośniej? Może powinien był jednak zaczekać na Ziemi i się wzmocnić na przybycie tej bestii? A może powinien wsiąść do kapsuły i po prostu stąd zwiać, a zmierzyć się z bestią dopiero jak zyska więcej mocy?
- Muri... Niemożliwe, żeby był tak silny i jeszcze w dodatku odporny... Ksooooo.
Rozluźnił wszystkie mięśnie, ponieważ nie miał zupełnie pomysłu na walkę i nie znalazł żadnego słabego punktu. Zamknął jeszcze raz oczy, żeby skoncentrować się na otoczeniu, bo może coś przegapił albo jest po prostu zbyt skoncentrowany na różnicy mocy? Zapomniał, że nie liczy się tylko siła przeciwnika. Sam zyskał podczas tej całej walki i wszystkich poprzednich sporo mocy. Czy te całe dwa lata mogły pójść na marne? Przecież cały czas trenował żeby być w stanie bronić innych.
- OoC:
- OoC:
DemonPotężny 16000 dmg(był w poprzedniej turze) Podstawowy 8000dmg /750/4750/2500
bloku nie miał bo był sparaliżowany
Podstawowy 341 dmg
HP: 3316+5%heal 708= 4024 (28%)/14175
KI: 9140+5%heal 945= 10085/18900
Staty Konnacków wspierających w walce:
Siła: 1000 // 500 // 1500 //
Szybkość: 1000 // 500 // 1500 //
Wytrzymałość: 1000 (x2) HP: 6 000+5%heal 750-750= 6000 // HP: 4 000+5%heal 750-4750= 0 // 2000 HP: 3 000+5%heal 1500-2500= 3000
Energia: 1000 (x2) KI: 15 000 // KI: 15 000 // 1500 KI: 30 000//
Uderzają w ataki demona pochłaniając odpowiednią ich część.
Staty demona "Ffynci Ceffyl":
Siła: 8000
Szybkość: 8000
Wytrzymałość: 6000 HP: 76 747-341= 76 406
Energia: 10000 KI: 135 240
Jego odporność na ataki energetyczne wynosi 50%.
Rzucam kość walka dla demona oraz procent (jest jeszcze 3 konacków, którzy zajmują się leczeniem). Jak wypada poniżej 33 to bez leczenia. Jak wypada 33-66 to leczą 5%. Jak wypada 67-99 to leczą 10%. Jak wypadnie 0, 50 lub 100 to jeden z nich zostaje zabity. Śmierć dwóch leczą max 5%, śmierć wszystkich bez leczenia.
Trening Koniec.
Re: Pole Bitwy
Pon Lut 17, 2014 5:36 pm
The member 'Rikimaru' has done the following action : Rzut Kośćmi
#1 'Walka automat ' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Procent' : 6
#1 'Walka automat ' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Procent' : 6
Re: Pole Bitwy
Pon Lut 17, 2014 8:08 pm
Walka była zaciekła. Sporo osób pomagało wojownikowi o Błękitnych włosach. Byli to nie tylko wojownicy, ale i kapłani. Ci stali z tyłu i trzymając się za ręce medytowali. Od dłuższego czasu koncentrowali energię. Mieli zamknięte oczy i wyglądali na bardzo skupionych. Nagle, jeden z nich spoważniał. Odezwał się po cichu. Reszta przytaknęła głową.
-Słuchaj młodzieńcze, skumulowaliśmy wystarczająco dużo energii, aby Cię uzdrowić z dystansu. Uważaj, to spora ilość energii-Usłyszał w swojej głowie Ziemianin. Zaraz po tym, z okręgu, jaki stworzyli kapłani, zaczęła wydobywać się błękitna energia. Na początku wypływała z każdego kapłana osobno. Złączyła się metr nad ich głowami. Długo to nie trwało i poszybowała w kierunku Rikimaru regenerując jego rany oraz ubytki w energii.
To nie spodobało się Demonowi. Atak Błękitnowłosego był słaby, Stwór zaczął się z niego śmiać. Humor zniszczyli mu kapłani, którzy uleczyli potężnego. Podniósł głowę w górę i zaczął ryczeć niczym wilk do księżyca w pełni. Opuścił głowę. Furia zadziałała na niego trochę inaczej. Poczuł przypływ sił... Coś jeszcze się zmieniło. Jego aura odblokowała się. W walce używał całej swojej mocy, ale maskował jedną rzecz. Znak. Znak, który znajdował się na jego czole. Energia demona stała się bardziej mroczna. Ruszył na Rikimaru. Teraz chłopak mógł zobaczyć ten znak. Była to litera zaokrąglona na końcach. M.
OOC:
Regeneracja Twojego życia do poziomu 70%, Ki do 13000.
Demon natomiast regeneruje sobie życie do pułapu 85000.
-Słuchaj młodzieńcze, skumulowaliśmy wystarczająco dużo energii, aby Cię uzdrowić z dystansu. Uważaj, to spora ilość energii-Usłyszał w swojej głowie Ziemianin. Zaraz po tym, z okręgu, jaki stworzyli kapłani, zaczęła wydobywać się błękitna energia. Na początku wypływała z każdego kapłana osobno. Złączyła się metr nad ich głowami. Długo to nie trwało i poszybowała w kierunku Rikimaru regenerując jego rany oraz ubytki w energii.
To nie spodobało się Demonowi. Atak Błękitnowłosego był słaby, Stwór zaczął się z niego śmiać. Humor zniszczyli mu kapłani, którzy uleczyli potężnego. Podniósł głowę w górę i zaczął ryczeć niczym wilk do księżyca w pełni. Opuścił głowę. Furia zadziałała na niego trochę inaczej. Poczuł przypływ sił... Coś jeszcze się zmieniło. Jego aura odblokowała się. W walce używał całej swojej mocy, ale maskował jedną rzecz. Znak. Znak, który znajdował się na jego czole. Energia demona stała się bardziej mroczna. Ruszył na Rikimaru. Teraz chłopak mógł zobaczyć ten znak. Była to litera zaokrąglona na końcach. M.
OOC:
Regeneracja Twojego życia do poziomu 70%, Ki do 13000.
Demon natomiast regeneruje sobie życie do pułapu 85000.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Sro Lut 19, 2014 12:50 pm
Moc Morfira całkowicie zmalała, mimo tego, że Deigr i Syy próbowali mu przekazać trochę mocy. Kapłani nie byli w stanie nic więcej zrobić, więc skupili swoją moc na Rikimaru i przekazali mu informacje trochę pocieszającą, ale śmierć jednego z wojowników i tak nim wstrząsnęła. Opuszczając całkowicie gardę i już praktycznie poddając się... poczuł coś dziwnego. Całkiem niedaleko znajdowały się dziwne Ki, które były podobne do demona. "Czy to jest możliwe, że ktoś steruje tym bydlakiem?" Wtedy coś w nim pękło. Nagłe ukłucie gniewu i nie tylko. Przebudziła się w nim rządza… sprawiedliwości? Krwi? Czy zawsze światem muszą sterować przebiegłe i chciwe jednostki? Czy tak było w tym przypadku? Miał wrażenie, że ciągle się myli i wciąż popełnia błędy? Próba obrony innych? Przecież to miało mu dodawać sił, ale być może każdy potrzebuje innej motywacji? Czego on mógł potrzebować? Genialny Żółw po prostu koncentrował swoją moc, nad którą pracował przez lata, a robił to po to, żeby być najsilniejszym, ponieważ w ten sposób mógł zwalczyć zło, jeżeli by się pokazało. Oczywiście tylko głupek mógł stanąć przeciwko najsilniejszemu.
Rikimaru był debilem stając naprzeciw takiemu potworowi, z którym nie mógł wygrać. Tak jakby stanął przed murem i zaczął w niego walić głową licząc na to, że sobie nic nie zrobi. Ffynci Ceffyl zdołał się zregenerować, a na jego czole zajaśniał jakiś znak. Aura rozbłysła wokół niego i była niezwykle mroczna. Pierwszy raz się zaśmiał i jego oczy przestały błyszczeć, a pojawiły się źrenice. Mimika jego twarzy i reakcja wskazywały jakby jego inteligencja znacznie wzrosła. Nie do końca rozumiał, co się przed chwilą stało, ale na czole bestii pojawił się jakiś znak. Czarna litera M z zaokrąglonymi końcówkami, która mieniła się pod pewnym kątem na czerwono. Ten drwiący śmiech i ta cała sytuacja były chore. Był pewien, że kolejny cios demona zakończy jego żywot i wtedy poczuł znaczny zastrzyk energii od kapłan. Nie spodziewał się, że otrzyma jej aż tyle. Nie powinni byli, ponieważ Syy i Deigr również tego potrzebują, bo przecież mogą zginąć. Demon, który spoglądał wciąż na niego nagle skręcił. Zmienił kierunek dokładnie w kierunku konakian.
- Kso! Zaufali mi. Dali mi tyle energii i nie mogę ich teraz zawieźć. Muszę coś zrobić… Taiyoken! – Najpierw zacisnął mocno pięści nie wiedząc czy atakować, czy się poświęcić, ale zostawił ten ruch na taką chwilę jak ta. Rozstawił dłonie przy twarzy i wykrzyknął te słowa, a jasny rozbłysk ki oświetlił całą tę okolicę. Poraził nerwy wzrokowe demona, jego towarzyszy, ewentualnych obserwatorów.
Wszędzie znajdowały się stery gruzu, rozbite szkło. Pół miasta rozwalone przez destrukcyjną moc niebieskiego demona. Wiele stojących budynków nie miało jednej ściany lub były w połowie rozwalone lub pocięte przez ogony jego przeciwnika. Nad miastem unosiły się gęste chmury i niezwykle złowroga aura oraz dziwne wibracje. Podobna siła jakby trzymał coś za pomocą telekinezy, trzymała stwora, a jej źródło znajdowało się teraz tuż za nim. To był zły moment, ponieważ musiał powstrzymać demona, ale odczuł, że coś go wstrzymuje. Ta sama siła próbowała teraz zawładnąć nim. Niemal tak jakby ktoś próbował się włamać do jego głowy.
Mężczyzna zaskoczył go tym pytaniem, ponieważ jego tekst trochę wskazywał jakby mu miał pomóc, ale wyczuwał w tym podstęp. Czas się kończył i jeżeli zaraz czegoś nie zrobi to pozostała dwójka Konack-jin zginie. Nie widział twarzy tego gościa, ale wyczuwał zniecierpliwienie. Jemu się również spieszyło, ale był skoncentrowany na walce i nic nie widział do tej pory. Dopiero parę sekund temu zdał sobie sprawę z ich obecności, a teraz jeden staje przed nim. Co to za pierd.... sztuczki? To nie jest telekineza, ani żadna normalna technika KI do diabła! - wydedukował w myślach i słownie dokończył:
- Jak tylko się wyrwę to Ci urwę łeb... - Chociaż nie do końca miał to wypowiedzieć, to jednak to zrobił, a tamten uśmiechnął się i odrzekł z dziwnym spokojem.
- Świetnie! Pokaż mi swój gniew. Demon rozje.... tę planetę, tamtych gnoi. Chyba nie jesteś stąd. Twoją planetę pewnie też dorwie. Chcesz go zabić, prawda? Mogę mu rozkazać, żeby się zabawiał z Twoimi przyjaciółmi bardzoooo długoo.
- Tylko... spróbuj... a... będą... zbierać... Twoje... kure... atomy! - Rikimaru próbował zerwać się z tej bariery. Po każdym słowie robił delikatny ruch i jego ręka unosiła się coraz wyżej i wyżej. Jego moc zaczęła gwałtownie rosnąć. Czuł niesamowitą złość, uderzenia serca w niesamowitym tempie i drżenie mięśni. Podniósł mi ciśnienie maksymalnie doprowadzając do szału jakiego od dawna nie czuł o ile w ogóle kiedykolwiek miał z takimi emocjami do czynienia.
- Zniszczę Ciebie, Twojego demona i Twoich pomocników. Nie pozostanie po was żaden ślad! - Aura wokół jego ciała zaczęła zmieniać barwę. Z ciemno-fioletowej z żółtymi i niebieskimi wyładowaniami energetycznymi zaczęła się rozjaśniać i momentami pojawiały się seledynowe, zielone motywy, a uderzenia mocy były znacznie ponad normę, a od nabuzowanej krwi i gniewu źrenice stały się prawie białe, ledwie widoczne. Mięśnie trochę napęczniały, ale blokada była bardzo mocna.
- Mogę Ci pomóc osiągnąć moc, którą pokonasz demona, ale nie dam Ci tego za darmo niebieskowłosy wojowniku.
Te słowa podziałały jak lek przeciwbólowy, ponieważ gniew trochę opadł. Mężczyzna przekonał się, że Rikimaru jest bardzo podatny na emocje, jak to z ziemianami niestety bywa. Nagle blokada ciała zniknęła, podobnie jak i poświata. Tylko niewielkie wyładowania wokół jego ciała i moc jak poprzednio. Ziemianin zamienił się w słuch, chociaż podejrzewał podstęp, ale nie miał wiele opcji.
- Pokonasz demona, ale nie możesz go zabić. Trzeba go znowu zamknąć. Można go kontrolować i robią to moi wspólnicy, których załatwisz jak dam Ci znak.
- Rozumiem. - Odpowiedział dość spokojnie, a raczej starał się, żeby brzmiało to przekonująco. Motyw był jasny, że chce zdradzić swoich, żeby mógł ewentualnie sam demonem władać, ale Rikimaru miał pewien pomysł, jednak obawiał się, że zabicie jego wspólników to może być nie wszystko, ale co miał do stracenia? W końcu ten zakapturzony gość wpierw mu musi dać moc, żeby mógł załatwić demona, a potem tych którzy go kontrolują. Tych załatwi z nieukrywaną przyjemnością, a jeżeli będzie mu dane to ich po torturuje tak długo jak to będzie możliwe. Powinni umierać długo i w agonii za ten los, który zgotowali paru planetom i tej. Tylu Konacków zginęło przez ich chore ambicje i przez to... że był słaby. Czy cel uświęca środki?
Na co kur... czekasz?! - Wydarł na całe gardło widząc, że demon lekko otworzył jedno z oczu, a więc efekt Taiyokena zaczyna mijać, ale nie do końca słyszał końcówkę własnych słów, ponieważ niemiłosierny pisk i ból przeszył jego głowę. Czuł wyraźnie jak pulsuje mu krew w żyłach. Miał wrażenie przez to, że głowa mu zaraz eksploduje. Spotęgowany zmysł czucia był nie do zniesienia, a do tego głosy w jego głowie. Słyszał już wcześniej podobny ton, dźwięk i ten niezrozumiały wcześniej język. To demon, którego był wcieleniem musiał również być jednym z nich. Musiał to również zauważyć zakapturzony mężczyzna, który uśmiechnął się jeszcze szerzej i pod nosem powiedział:
- No, no. Kto by się spodziewał.
Nie miało to żadnego znaczenia, ponieważ wyraźnie zaczął odczuwać wzrost mocy. Zbierało mu się na wymioty z cierpienia, ale musiał wytrzymać. Ciężko oddychał, ponieważ przemiana była zbyt gwałtowna, a poza tym widział w swojej głowie najgorsze obrazy z przeszłości. Wszystkie dobre wspomnienia całkowicie uciekły w najczarniejsze zakamarki umysłu. W końcu ujrzał najgorsze ze wspomnień, które nie miały mieć prawa istnieć, ponieważ nie zrobił tego on. Robił to przecież lunatykując, ale skoro widział jak niszczy ukochaną wioskę, krzywdzi Alex i innych mieszkańców i walczy z obrońcą wioski mocno go raniąc... Zabija jednego ze starszych wioski! O tym mu nikt nie powiedział, nie wiedział, że to zrobił i nie był pewien czy teraz po prostu nie pojawiły się iluzje, ale wszystko zlepiało się w jedną całość. Aż w końcu wizja skończyła się, a pieczenie i ucisk w głowie ustały. Pot spływał mu z czoła, które strasznie swędziało. Otarł je czując jakąś niewielką wypukłość. Jego ciało poza tym wiele się nie zmieniło. Jedynie krew wydawała się trochę szybciej krążyć przez co żyły na ciele były lepiej widoczne, a mięśnie nieznacznie powiększone, ale czuł się zdecydowanie mocniejszy i bardziej spokojny. Nagle zniknął strach przed bólem i śmiercią, ponieważ wydawały mu się lepsze niż pamięć. Poza tym obca obecność w jego głowie nie dawała mu spokoju i szybko zdał sobie sprawę, że ten gość może go kontrolować w jakiś sposób. Czyżby popełnił błąd? Starał się myśleć na głębszym poziomie w myślach nucąc jakąś piosenkę.
- Nie bądź taki sprytny. Twoja technika przestaje działać, więc ja wracam do... SWOICH, a Ty pobaw się z Ffyncim przez chwilę. Czekaj na rozkazy. - Gość musiał być dość silny, bo szybko odleciał. Poruszał się dość płynnie, ale Rikimaru patrząc na jego lot odnosił wrażenie jakby czas na chwilę zwolnił, ale im dalej był jego nowy mocodawca tym ruch był bardziej normalny.
- Kso. Nie miałem wyjścia. - Dawał sobie wymówkę do tego na co się zdecydował. To było dziwne, ponieważ nie do końca odczuwał wyrzuty sumienia, a powiedział to tylko dlatego, że wiedział iż powinien je czuć. To tak jakby zaprzedał duszę diabłu, ale moc, którą zdobył. Zacisnął pięść i aura wokół jego ciała była w tej chwili niemal czarna i pojawiły się różowe wyładowania. Poziom energii był teraz nadzwyczajny i jeżeli się odpowiednio skoncentruje to nawet Kamehame będzie bardzo potężna. Odwrócił głowę w kierunku swojego przeciwnika, ponieważ nabrał ponownej ochoty do walki, sprawdzenia swoich nowych umiejętności. Nowa i niebezpieczna wola walki.
OoC:
Taiyoken -400KI (2 tury),
? Ma-jin ?
Power Level: 8990 21130
Siła: 343 [*3] 1029
Szybkość: 270 [*1,5] 405
Wytrzymałość: 300 [*2] 600
Energia: 400 [*2,5] 1000
Trening Start
Rikimaru był debilem stając naprzeciw takiemu potworowi, z którym nie mógł wygrać. Tak jakby stanął przed murem i zaczął w niego walić głową licząc na to, że sobie nic nie zrobi. Ffynci Ceffyl zdołał się zregenerować, a na jego czole zajaśniał jakiś znak. Aura rozbłysła wokół niego i była niezwykle mroczna. Pierwszy raz się zaśmiał i jego oczy przestały błyszczeć, a pojawiły się źrenice. Mimika jego twarzy i reakcja wskazywały jakby jego inteligencja znacznie wzrosła. Nie do końca rozumiał, co się przed chwilą stało, ale na czole bestii pojawił się jakiś znak. Czarna litera M z zaokrąglonymi końcówkami, która mieniła się pod pewnym kątem na czerwono. Ten drwiący śmiech i ta cała sytuacja były chore. Był pewien, że kolejny cios demona zakończy jego żywot i wtedy poczuł znaczny zastrzyk energii od kapłan. Nie spodziewał się, że otrzyma jej aż tyle. Nie powinni byli, ponieważ Syy i Deigr również tego potrzebują, bo przecież mogą zginąć. Demon, który spoglądał wciąż na niego nagle skręcił. Zmienił kierunek dokładnie w kierunku konakian.
- Kso! Zaufali mi. Dali mi tyle energii i nie mogę ich teraz zawieźć. Muszę coś zrobić… Taiyoken! – Najpierw zacisnął mocno pięści nie wiedząc czy atakować, czy się poświęcić, ale zostawił ten ruch na taką chwilę jak ta. Rozstawił dłonie przy twarzy i wykrzyknął te słowa, a jasny rozbłysk ki oświetlił całą tę okolicę. Poraził nerwy wzrokowe demona, jego towarzyszy, ewentualnych obserwatorów.
Wszędzie znajdowały się stery gruzu, rozbite szkło. Pół miasta rozwalone przez destrukcyjną moc niebieskiego demona. Wiele stojących budynków nie miało jednej ściany lub były w połowie rozwalone lub pocięte przez ogony jego przeciwnika. Nad miastem unosiły się gęste chmury i niezwykle złowroga aura oraz dziwne wibracje. Podobna siła jakby trzymał coś za pomocą telekinezy, trzymała stwora, a jej źródło znajdowało się teraz tuż za nim. To był zły moment, ponieważ musiał powstrzymać demona, ale odczuł, że coś go wstrzymuje. Ta sama siła próbowała teraz zawładnąć nim. Niemal tak jakby ktoś próbował się włamać do jego głowy.
- Taki słabiutki. Twój umysł jest tak bardzo zachwiany i niestabilny. Nie docenialiśmy Ciebie. - Odezwał się gruby, niski głos. Rikimaru z trudem się odwrócił i ujrzał czarnego mężczyznę w białej pelerynie. Był jednym z tych których wyczuł. Świetnie maskowali swoją moc, kimkolwiek byli. Musieli być słabsi od demona, skoro nim sterowali, ale czy sądzili, że powstrzymają Rikimaru. Nie mógł odpuścić. Konacy ufali mu i nie mógł ich zawieźć. Próbował skoncentrować moc, żeby załatwić tego gościa. Uznał, że to pomoże im w zwycięstwie, ale był sparaliżowany i to nie była tylko sprawka tego gościa. - Nie zrozumiesz tego. Pragniesz siły? Chcesz zniszczyć Ffynci Ceffyl? |
- Jak tylko się wyrwę to Ci urwę łeb... - Chociaż nie do końca miał to wypowiedzieć, to jednak to zrobił, a tamten uśmiechnął się i odrzekł z dziwnym spokojem.
- Świetnie! Pokaż mi swój gniew. Demon rozje.... tę planetę, tamtych gnoi. Chyba nie jesteś stąd. Twoją planetę pewnie też dorwie. Chcesz go zabić, prawda? Mogę mu rozkazać, żeby się zabawiał z Twoimi przyjaciółmi bardzoooo długoo.
- Tylko... spróbuj... a... będą... zbierać... Twoje... kure... atomy! - Rikimaru próbował zerwać się z tej bariery. Po każdym słowie robił delikatny ruch i jego ręka unosiła się coraz wyżej i wyżej. Jego moc zaczęła gwałtownie rosnąć. Czuł niesamowitą złość, uderzenia serca w niesamowitym tempie i drżenie mięśni. Podniósł mi ciśnienie maksymalnie doprowadzając do szału jakiego od dawna nie czuł o ile w ogóle kiedykolwiek miał z takimi emocjami do czynienia.
- Zniszczę Ciebie, Twojego demona i Twoich pomocników. Nie pozostanie po was żaden ślad! - Aura wokół jego ciała zaczęła zmieniać barwę. Z ciemno-fioletowej z żółtymi i niebieskimi wyładowaniami energetycznymi zaczęła się rozjaśniać i momentami pojawiały się seledynowe, zielone motywy, a uderzenia mocy były znacznie ponad normę, a od nabuzowanej krwi i gniewu źrenice stały się prawie białe, ledwie widoczne. Mięśnie trochę napęczniały, ale blokada była bardzo mocna.
- Mogę Ci pomóc osiągnąć moc, którą pokonasz demona, ale nie dam Ci tego za darmo niebieskowłosy wojowniku.
Te słowa podziałały jak lek przeciwbólowy, ponieważ gniew trochę opadł. Mężczyzna przekonał się, że Rikimaru jest bardzo podatny na emocje, jak to z ziemianami niestety bywa. Nagle blokada ciała zniknęła, podobnie jak i poświata. Tylko niewielkie wyładowania wokół jego ciała i moc jak poprzednio. Ziemianin zamienił się w słuch, chociaż podejrzewał podstęp, ale nie miał wiele opcji.
- Pokonasz demona, ale nie możesz go zabić. Trzeba go znowu zamknąć. Można go kontrolować i robią to moi wspólnicy, których załatwisz jak dam Ci znak.
- Rozumiem. - Odpowiedział dość spokojnie, a raczej starał się, żeby brzmiało to przekonująco. Motyw był jasny, że chce zdradzić swoich, żeby mógł ewentualnie sam demonem władać, ale Rikimaru miał pewien pomysł, jednak obawiał się, że zabicie jego wspólników to może być nie wszystko, ale co miał do stracenia? W końcu ten zakapturzony gość wpierw mu musi dać moc, żeby mógł załatwić demona, a potem tych którzy go kontrolują. Tych załatwi z nieukrywaną przyjemnością, a jeżeli będzie mu dane to ich po torturuje tak długo jak to będzie możliwe. Powinni umierać długo i w agonii za ten los, który zgotowali paru planetom i tej. Tylu Konacków zginęło przez ich chore ambicje i przez to... że był słaby. Czy cel uświęca środki?
Na co kur... czekasz?! - Wydarł na całe gardło widząc, że demon lekko otworzył jedno z oczu, a więc efekt Taiyokena zaczyna mijać, ale nie do końca słyszał końcówkę własnych słów, ponieważ niemiłosierny pisk i ból przeszył jego głowę. Czuł wyraźnie jak pulsuje mu krew w żyłach. Miał wrażenie przez to, że głowa mu zaraz eksploduje. Spotęgowany zmysł czucia był nie do zniesienia, a do tego głosy w jego głowie. Słyszał już wcześniej podobny ton, dźwięk i ten niezrozumiały wcześniej język. To demon, którego był wcieleniem musiał również być jednym z nich. Musiał to również zauważyć zakapturzony mężczyzna, który uśmiechnął się jeszcze szerzej i pod nosem powiedział:
- No, no. Kto by się spodziewał.
Nie miało to żadnego znaczenia, ponieważ wyraźnie zaczął odczuwać wzrost mocy. Zbierało mu się na wymioty z cierpienia, ale musiał wytrzymać. Ciężko oddychał, ponieważ przemiana była zbyt gwałtowna, a poza tym widział w swojej głowie najgorsze obrazy z przeszłości. Wszystkie dobre wspomnienia całkowicie uciekły w najczarniejsze zakamarki umysłu. W końcu ujrzał najgorsze ze wspomnień, które nie miały mieć prawa istnieć, ponieważ nie zrobił tego on. Robił to przecież lunatykując, ale skoro widział jak niszczy ukochaną wioskę, krzywdzi Alex i innych mieszkańców i walczy z obrońcą wioski mocno go raniąc... Zabija jednego ze starszych wioski! O tym mu nikt nie powiedział, nie wiedział, że to zrobił i nie był pewien czy teraz po prostu nie pojawiły się iluzje, ale wszystko zlepiało się w jedną całość. Aż w końcu wizja skończyła się, a pieczenie i ucisk w głowie ustały. Pot spływał mu z czoła, które strasznie swędziało. Otarł je czując jakąś niewielką wypukłość. Jego ciało poza tym wiele się nie zmieniło. Jedynie krew wydawała się trochę szybciej krążyć przez co żyły na ciele były lepiej widoczne, a mięśnie nieznacznie powiększone, ale czuł się zdecydowanie mocniejszy i bardziej spokojny. Nagle zniknął strach przed bólem i śmiercią, ponieważ wydawały mu się lepsze niż pamięć. Poza tym obca obecność w jego głowie nie dawała mu spokoju i szybko zdał sobie sprawę, że ten gość może go kontrolować w jakiś sposób. Czyżby popełnił błąd? Starał się myśleć na głębszym poziomie w myślach nucąc jakąś piosenkę.
- Nie bądź taki sprytny. Twoja technika przestaje działać, więc ja wracam do... SWOICH, a Ty pobaw się z Ffyncim przez chwilę. Czekaj na rozkazy. - Gość musiał być dość silny, bo szybko odleciał. Poruszał się dość płynnie, ale Rikimaru patrząc na jego lot odnosił wrażenie jakby czas na chwilę zwolnił, ale im dalej był jego nowy mocodawca tym ruch był bardziej normalny.
- Kso. Nie miałem wyjścia. - Dawał sobie wymówkę do tego na co się zdecydował. To było dziwne, ponieważ nie do końca odczuwał wyrzuty sumienia, a powiedział to tylko dlatego, że wiedział iż powinien je czuć. To tak jakby zaprzedał duszę diabłu, ale moc, którą zdobył. Zacisnął pięść i aura wokół jego ciała była w tej chwili niemal czarna i pojawiły się różowe wyładowania. Poziom energii był teraz nadzwyczajny i jeżeli się odpowiednio skoncentruje to nawet Kamehame będzie bardzo potężna. Odwrócił głowę w kierunku swojego przeciwnika, ponieważ nabrał ponownej ochoty do walki, sprawdzenia swoich nowych umiejętności. Nowa i niebezpieczna wola walki.
OoC:
Taiyoken -400KI (2 tury),
? Ma-jin ?
Power Level: 8990 21130
Siła: 343 [*3] 1029
Szybkość: 270 [*1,5] 405
Wytrzymałość: 300 [*2] 600
Energia: 400 [*2,5] 1000
Trening Start
Re: Pole Bitwy
Czw Lut 20, 2014 5:44 pm
Stało się to, co było dla kapłanów najgorszym scenariuszem. Okazało się, że demon jest pod kontrolą Majin'ów. Wojna z nimi toczy się od dłuższego czasu, są bardzo potężni. Mnóstwo silnych wojowników poległo w walce z tymi barbarzyńcami. Nic nie przynosiło efektów…
Działo się to dwa miesiące temu. Wtedy Mędrzec wyczuł nową moc na planecie. Wysłał dwóch strażników, aby sprawdzili, czym jest ta nieznana moc. Wrócił jeden. W opłakanym stanie, zjawił się przed obliczem Najwyższego. Jedyne, co zrobił, to narysował, na ziemi, literę „M” z zaokrąglonymi końcami. Zaraz później omdlał z wycieńczenia. Mędrzec spotkał się już z tym symbolem. Nie namyślając się długo, wraz z eskortą udali się do doliny Karthin. Znane, niezamieszkałe miejsce. Dla przeciętnego mieszkańca planety nie ma tam nic szczególnego. Elita, planety wiedziała o czymś jeszcze. O tajemniczym wejściu do ogromnej świątyni Wyroczni. Ostatni raz, udali się do niej po poradę wojownicy o imieniu Dar i Khar. Byli to bracia, bliźniacy. Wyrocznia opowiedziała im przepowiednie, w której dowiedzieli się, że jeden zginie heroicznie broniąc planety... Przed tym drugim. Oboje wyszli ze świątyni śmiejąc się w głos. Byli zżyci i zgrani. Byli najsilniejszym duetem, o jakim słyszała planeta... Wtedy, podczas śmierci Khara, pierwszy raz na Konack spotkano się z symbolem litery "M" z zaokrąglonymi końcami...
Najwyższy zapytał wyroczni, kto jest w stanie wypędzić Majinów, których liczebność stale rośnie. Wtedy, mówiono o czwórce dowódców, a każdy ma pod sobą kilkanaście słabszych szeregowych. Wyrocznia odpowiedziała: "Przybędzie wojownik z innej planety. Liczba antagonistów wzrośnie do pięciu, po walce z olbrzymim demonem, wzrośnie o jeden. Tylko dwóch będzie liczyło się w tej batalii. Wszystko rozegra się w ich kręgu. Pozabijają się nawzajem. Będą chcieli władzy i dominacji. Ale... Widzę późniejszą przyszłość tego chłopaka. Spowija go czarna aura. Zło, zło, niepochodzące od Majinów opanowało jego duszę i ciało...." -Tyle zostało zapisane przez kapłana z elitarnej gwardii. Wyrocznia zemdlała. Po ocuceniu opowiedziała, że chłopak z innej planety, będzie ważą osobą w dziejach planety, ale nie była w stanie określić, czy będą go czcili, jako bohatera, czy nienawidzili...
Jeden z gwardii przybocznej najbliższego pomagał w walce z demonem. Ujrzawszy znak na czole potężnego stwora, przestraszył się. Zaraz potem pojawił się czarny mężczyzna. Jego aura była mroczna... To musiał być jeden z "przeklętej piątki" -bo to tak mieszkańcy nazywali pięciu najsilniejszych wojowników z "M" na czole. Wszystko trwało bardzo krótko. Kapłani i wojownicy biernie przyglądali się na to, co dzieje się z niebieskowłosym, który pomagał im w walce. Dołączył do przeciwników... Kapłan z elity, chciał uratować wszystkich. Niestety, demon pokrzyżował mu szyki i zaatakował. Nie zabił nikogo, ale rozdzielił trójkę kapłanów. Ten najsilniejszy chwycił jednego z Konack-jinów, oraz kapłana będącego obok niego i zaczął uciekać, na południe.
Zostało ich dwóch. Kapłan i jeden z wojowników. Niestety, Ci byli zbyt zmęczeni żeby uciekać. Ledwo się ruszali, a szans na wygranie walki nie mieli. Oboje pogodzili się ze śmiercią...
Działo się to dwa miesiące temu. Wtedy Mędrzec wyczuł nową moc na planecie. Wysłał dwóch strażników, aby sprawdzili, czym jest ta nieznana moc. Wrócił jeden. W opłakanym stanie, zjawił się przed obliczem Najwyższego. Jedyne, co zrobił, to narysował, na ziemi, literę „M” z zaokrąglonymi końcami. Zaraz później omdlał z wycieńczenia. Mędrzec spotkał się już z tym symbolem. Nie namyślając się długo, wraz z eskortą udali się do doliny Karthin. Znane, niezamieszkałe miejsce. Dla przeciętnego mieszkańca planety nie ma tam nic szczególnego. Elita, planety wiedziała o czymś jeszcze. O tajemniczym wejściu do ogromnej świątyni Wyroczni. Ostatni raz, udali się do niej po poradę wojownicy o imieniu Dar i Khar. Byli to bracia, bliźniacy. Wyrocznia opowiedziała im przepowiednie, w której dowiedzieli się, że jeden zginie heroicznie broniąc planety... Przed tym drugim. Oboje wyszli ze świątyni śmiejąc się w głos. Byli zżyci i zgrani. Byli najsilniejszym duetem, o jakim słyszała planeta... Wtedy, podczas śmierci Khara, pierwszy raz na Konack spotkano się z symbolem litery "M" z zaokrąglonymi końcami...
Najwyższy zapytał wyroczni, kto jest w stanie wypędzić Majinów, których liczebność stale rośnie. Wtedy, mówiono o czwórce dowódców, a każdy ma pod sobą kilkanaście słabszych szeregowych. Wyrocznia odpowiedziała: "Przybędzie wojownik z innej planety. Liczba antagonistów wzrośnie do pięciu, po walce z olbrzymim demonem, wzrośnie o jeden. Tylko dwóch będzie liczyło się w tej batalii. Wszystko rozegra się w ich kręgu. Pozabijają się nawzajem. Będą chcieli władzy i dominacji. Ale... Widzę późniejszą przyszłość tego chłopaka. Spowija go czarna aura. Zło, zło, niepochodzące od Majinów opanowało jego duszę i ciało...." -Tyle zostało zapisane przez kapłana z elitarnej gwardii. Wyrocznia zemdlała. Po ocuceniu opowiedziała, że chłopak z innej planety, będzie ważą osobą w dziejach planety, ale nie była w stanie określić, czy będą go czcili, jako bohatera, czy nienawidzili...
Jeden z gwardii przybocznej najbliższego pomagał w walce z demonem. Ujrzawszy znak na czole potężnego stwora, przestraszył się. Zaraz potem pojawił się czarny mężczyzna. Jego aura była mroczna... To musiał być jeden z "przeklętej piątki" -bo to tak mieszkańcy nazywali pięciu najsilniejszych wojowników z "M" na czole. Wszystko trwało bardzo krótko. Kapłani i wojownicy biernie przyglądali się na to, co dzieje się z niebieskowłosym, który pomagał im w walce. Dołączył do przeciwników... Kapłan z elity, chciał uratować wszystkich. Niestety, demon pokrzyżował mu szyki i zaatakował. Nie zabił nikogo, ale rozdzielił trójkę kapłanów. Ten najsilniejszy chwycił jednego z Konack-jinów, oraz kapłana będącego obok niego i zaczął uciekać, na południe.
Zostało ich dwóch. Kapłan i jeden z wojowników. Niestety, Ci byli zbyt zmęczeni żeby uciekać. Ledwo się ruszali, a szans na wygranie walki nie mieli. Oboje pogodzili się ze śmiercią...
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Pią Lut 21, 2014 1:22 pm
Nawet nie zwrócił uwagi, że jeden z mieczy podarowanych przez Konacków całkowicie się zniszczył, a drugi leżał gdzieś w stercie gruzów. Bardziej jego myśli były skierowane na demonie i nowej potężnej sile. Cały płaszcz był rozdarty, więc zrzucił resztki na ziemię. Podobnie było z ochraniaczami, które miał od genialnego żółwia, a które dodawały trochę ciężaru. Koszulka pękła pod wpływem przemiany i wcześniejszej walki i też mu przeszkadzała. Odkąd stał się jednym z nich jego twarz nie ukazywała nic więcej poza złością. Demon wciąż dreptał w miejscu i machał ogonami niszcząc kolejne budynki miasta.
- Czas z tym skończyć. - Lekko się schylił i skoncentrował moc. Liczył na to, że poza darem od tego murzyna będzie w stanie zwiększyć jeszcze moc i szybko się przekonał, że to działa. Był teraz znacznie mocniejszy, a dzięki dawce energii od kapłan mógł się rzucić na Ffynci Ceffyla. Przyspieszył maksymalnie robiąc zamach ręką, skoncentrował w niej KI, przez co zwiększyła swój rozmiar, a z łokcia wyrosły jeszcze dodatkowe dwie części z przedramionami i wbił się prosto w brzuch demona, niemal przebijając się na wylot. W końcu uderzenie trzech pięści w jeden punkt to spora dawka. Stwór nie wiedział wciąż co się dzieje również ze względu na oślepienie przez poprzednią technikę Rikimaru, który odleciał wtedy do góry i miał przygotować Kamehame, ale efekt Taiyoken się kończył i ich przeciwnik zaatakował grupkę oddzielając konkacków. Zauważył, że jeden z konackich kapłan zabiera Syy ze sobą i ucieka wraz z innych kapłanem. "Co jest ku...?! Poje.... ich?" Nie rozumiał decyzji tej gnidy, ale działali teraz bez pomyślunku. Pojawienie się tej grupki sterującej demonem trochę wszystkim zamieszało, ale teraz Deigr pozostał w niebezpieczeństwie wraz z trzecim z kapłan. Coś go w tej chwili tknęło, gdy przyglądał się najsilniejszemu do tej pory z konack-seijinów. "Dlaczego ten idiota nie starał się uderzać demona? Na co on do cholery oszczędzał siły? KSO! Czyżby wiedzieli o obecności obcych i mi nie powiedzieli?"
- Co za nieufne gnidy! Policzę się z wami jak z nim skończę. - Nawet nie zwracał teraz uwagi w jakiej pozycji się znajduje i co może zrobić. Deigr z kapłanem byli niedaleko demona, ale cel uświęcał środki. Konacy byli gotowi na śmierć, a demona musiał załatwić, chociaż ten czarnuch chciał go żywego.
- Kame... haaamee... - Chwilę kumulował energię, ale to nie było na tyle mocne ile chciał. - Potrzebuję jej więcej! Genialny Żółw na pewno to zrobił lepiej. - Próbował sobie przypomnieć sposób w jaki jego niedawny mistrz kumulował moc. Bez wątpienia jego Kamehame wydawała się potężniejsza. Rikimaru podczas treningów fali uderzeniowej uzyskiwał znacznie słabszy efekt, a różnica była widoczna na samej fali i rozbłysku. Jego była jednolitego koloru niczym Dodonpa, jak zwykły pojedynczy promień, ale nieco grubsza. Poza tym rozbłysk świetlny był słabszy, a fala Genialnego Żółwia miała tak skoncentrowaną moc, że osiągał efekt prawie taki jak przy Taiyokenie, prawie oślepiający blask. Szybko rozgryzł różnicę między wykonaniem i jak duży błąd popełniał. Koncentrował zbyt mało energii, przez co tracił również na sile uderzenia. - Jeszcze więcej! - Próbował zwiększyć moc, skompresować ją bardziej i czuł, że jest bliski osiągnięcia zamierzonego efektu. Kula ki, którą ściskał w dłoniach mieniła się intensywnym złotym kolorem, a snopy różowego światła krążyły dookoła oświetlając okolicę. Prawie udało mu się osiągnąć zamierzony efekt. Coraz trudniej było mu ściskać zgromadzoną ki, która próbowała się rozszerzyć. W dodatku im większą moc próbował zgromadzić tym dziwniejsze było to jak mało się męczył. Mimo jak mu się wydawało potężnej zgromadzonej energii, jego ciało tak tego nie odczuło. Wręcz przeciwnie. Czuł, że będzie mógł wkrótce użyć po raz kolejny fali uderzeniowej. Teraz jednak nie miał czasu na dopracowanie mocy. Musiał uderzyć tym co ma, ponieważ Ffynci Ceffyl już otworzył oczy i zwrócił je ku nie mu. Wtedy też Rikimaru wyprostował ręce.
- Ha! - Jeden krótki okrzyk wystarczył, żeby zapanować nad taką ilością mocy. Część z niej w ostatniej chwili cofnął, ponieważ nie wiedział, czy mu jeszcze nie będzie potrzebna za jakiś czas, dlatego wyrzucił falę o mocy jak dotychczas, a to już nie było problemem skoro przed chwilą był w stanie skumulować w rękach dwukrotnie większą siłę, która przy jednorazowej eksplozji mogłaby zmieść z powierzchni ziemi pewnie jedno ogromne miasto, a porównując rozmiary Ziemii i Konack, to na Ziemi ta energia zmiotłaby wszystko na obszarze 1/10 planety. Konack było przynajmniej 3 lub 4 razy większa od Ziemii, ale miała bardzo duże niezamieszkałe obszary przez to, że jedno miasto zajmowało wielkością 5 miast ziemskich. Miasto w którym walczyli zajmowało obszar mniej więcej 4,5 razy większy od West City. Bez wątpienia używając tak dużej siły zniszczyłby je bez problemu wraz z okolicznymi terenami. W ten sposób mógłby zagrozić porwanej przez kapłana Syy, ale nie przejmował się Deigrem, dlatego wyrzucił słabszą Kamehame, ale i tak o dość dużej mocy.
Fala pomknęła wprost na demona, który ledwie co otworzył oczy i nie mógł nic zrobić. Celował w to samo miejsce, w które uderzył wcześniej pięścią licząc, że tym razem przebije demona na wylot, ale ten się bardzo dobrze trzymał. Dużą zaletą Kamehame było to, że falę mógł długo utrzymywać, a im więcej tej energii by skumulował tym dłużej mógłby przygniatać potwora. Tym samym ta technika mogła równie dobrze posłużyć do rozwalenia planety, chociaż takiego zamiaru nie miał, ponieważ sam mógłby zginąć.
W końcu demon się przewrócił i fala wgniotła go w ziemię i nastąpiła eksplozja, która spowiła spory teren już i tak zniszczonego miasta. Przez chwilę unosił się tak w górze z wystawionymi do przodu rękoma i głęboko oddychał uspokajając swoją energię. Miał jej wciąż wystarczająco na kolejne uderzenie, ale z nim poczeka na odpowiednią pozycję. Woli nie ryzykować ewentualnym przypadkowym wysadzeniem miejsca na którym przebywa. Taka śmierć to by była dopiero porażka dla wojownika. Nieumyślne samobójstwo mogło przynieść przydomek co najwyżej klauna, niż mistrza sztuk walki.
Każdy oddech przynosił mu rozluźnienie i regulował moc, której miał w tej chwili bardzo dużo. Eksplozja była bardzo ładna, a jej blask w oczach Rikimaru ukazał jeszcze jedną zmianę. Oprócz M na czole również zmienił się kolor źrenic. Nie niebieskie, nie fioletowe, a różowe. Cóż za nietaktowny kolor dla kogoś takiego jak on. Z pewnością osobnik który nazwie go gejem długo nie pożyje, ale czy konacy znają to pojęcie? Fala uderzeniowa miała niebieską barwę z fioletowymi wyładowaniami, eksplozja jak na nią przystało rozniosła wszystko. Odcień pomarańczu i czerwieni spowodowany był ogniem, który tlił się teraz wszędzie. Na samym środku pozostała niemal jednolita masa ze stopionego kamienia, metalu i szkła. Nie było już tak dużo pyłu, który został rozrzucony dookoła epicentrum.
Leżał przez chwile na środku tego placu i ruszał ślepiami. Głośny ryk, a potem dziwne bulgotanie, które trochę jakby przypominało mowę. Nie był pewien czy usłyszał ZABIJE CIĘ, ale być może będąc opanowym przez moc tego murzyna mógł zrozumieć również ich język.
Bestia stanęła na równe nogi i była gotowa do działania, a konacy, którzy byli koło bestii schowali się gdzieś w międzyczasie za jednym z pozostałych budynków przez co uniknęli być może śmierci.
- Czas z tym skończyć. - Lekko się schylił i skoncentrował moc. Liczył na to, że poza darem od tego murzyna będzie w stanie zwiększyć jeszcze moc i szybko się przekonał, że to działa. Był teraz znacznie mocniejszy, a dzięki dawce energii od kapłan mógł się rzucić na Ffynci Ceffyla. Przyspieszył maksymalnie robiąc zamach ręką, skoncentrował w niej KI, przez co zwiększyła swój rozmiar, a z łokcia wyrosły jeszcze dodatkowe dwie części z przedramionami i wbił się prosto w brzuch demona, niemal przebijając się na wylot. W końcu uderzenie trzech pięści w jeden punkt to spora dawka. Stwór nie wiedział wciąż co się dzieje również ze względu na oślepienie przez poprzednią technikę Rikimaru, który odleciał wtedy do góry i miał przygotować Kamehame, ale efekt Taiyoken się kończył i ich przeciwnik zaatakował grupkę oddzielając konkacków. Zauważył, że jeden z konackich kapłan zabiera Syy ze sobą i ucieka wraz z innych kapłanem. "Co jest ku...?! Poje.... ich?" Nie rozumiał decyzji tej gnidy, ale działali teraz bez pomyślunku. Pojawienie się tej grupki sterującej demonem trochę wszystkim zamieszało, ale teraz Deigr pozostał w niebezpieczeństwie wraz z trzecim z kapłan. Coś go w tej chwili tknęło, gdy przyglądał się najsilniejszemu do tej pory z konack-seijinów. "Dlaczego ten idiota nie starał się uderzać demona? Na co on do cholery oszczędzał siły? KSO! Czyżby wiedzieli o obecności obcych i mi nie powiedzieli?"
- Co za nieufne gnidy! Policzę się z wami jak z nim skończę. - Nawet nie zwracał teraz uwagi w jakiej pozycji się znajduje i co może zrobić. Deigr z kapłanem byli niedaleko demona, ale cel uświęcał środki. Konacy byli gotowi na śmierć, a demona musiał załatwić, chociaż ten czarnuch chciał go żywego.
(TRENING)
Zaczął koncentrować energię i wystawił ręce do przodu, a następnie zaczął robić charakterystyczny dla tej techniki ruch:
- Kame... haaamee... - Chwilę kumulował energię, ale to nie było na tyle mocne ile chciał. - Potrzebuję jej więcej! Genialny Żółw na pewno to zrobił lepiej. - Próbował sobie przypomnieć sposób w jaki jego niedawny mistrz kumulował moc. Bez wątpienia jego Kamehame wydawała się potężniejsza. Rikimaru podczas treningów fali uderzeniowej uzyskiwał znacznie słabszy efekt, a różnica była widoczna na samej fali i rozbłysku. Jego była jednolitego koloru niczym Dodonpa, jak zwykły pojedynczy promień, ale nieco grubsza. Poza tym rozbłysk świetlny był słabszy, a fala Genialnego Żółwia miała tak skoncentrowaną moc, że osiągał efekt prawie taki jak przy Taiyokenie, prawie oślepiający blask. Szybko rozgryzł różnicę między wykonaniem i jak duży błąd popełniał. Koncentrował zbyt mało energii, przez co tracił również na sile uderzenia. - Jeszcze więcej! - Próbował zwiększyć moc, skompresować ją bardziej i czuł, że jest bliski osiągnięcia zamierzonego efektu. Kula ki, którą ściskał w dłoniach mieniła się intensywnym złotym kolorem, a snopy różowego światła krążyły dookoła oświetlając okolicę. Prawie udało mu się osiągnąć zamierzony efekt. Coraz trudniej było mu ściskać zgromadzoną ki, która próbowała się rozszerzyć. W dodatku im większą moc próbował zgromadzić tym dziwniejsze było to jak mało się męczył. Mimo jak mu się wydawało potężnej zgromadzonej energii, jego ciało tak tego nie odczuło. Wręcz przeciwnie. Czuł, że będzie mógł wkrótce użyć po raz kolejny fali uderzeniowej. Teraz jednak nie miał czasu na dopracowanie mocy. Musiał uderzyć tym co ma, ponieważ Ffynci Ceffyl już otworzył oczy i zwrócił je ku nie mu. Wtedy też Rikimaru wyprostował ręce.
- Ha! - Jeden krótki okrzyk wystarczył, żeby zapanować nad taką ilością mocy. Część z niej w ostatniej chwili cofnął, ponieważ nie wiedział, czy mu jeszcze nie będzie potrzebna za jakiś czas, dlatego wyrzucił falę o mocy jak dotychczas, a to już nie było problemem skoro przed chwilą był w stanie skumulować w rękach dwukrotnie większą siłę, która przy jednorazowej eksplozji mogłaby zmieść z powierzchni ziemi pewnie jedno ogromne miasto, a porównując rozmiary Ziemii i Konack, to na Ziemi ta energia zmiotłaby wszystko na obszarze 1/10 planety. Konack było przynajmniej 3 lub 4 razy większa od Ziemii, ale miała bardzo duże niezamieszkałe obszary przez to, że jedno miasto zajmowało wielkością 5 miast ziemskich. Miasto w którym walczyli zajmowało obszar mniej więcej 4,5 razy większy od West City. Bez wątpienia używając tak dużej siły zniszczyłby je bez problemu wraz z okolicznymi terenami. W ten sposób mógłby zagrozić porwanej przez kapłana Syy, ale nie przejmował się Deigrem, dlatego wyrzucił słabszą Kamehame, ale i tak o dość dużej mocy.
Fala pomknęła wprost na demona, który ledwie co otworzył oczy i nie mógł nic zrobić. Celował w to samo miejsce, w które uderzył wcześniej pięścią licząc, że tym razem przebije demona na wylot, ale ten się bardzo dobrze trzymał. Dużą zaletą Kamehame było to, że falę mógł długo utrzymywać, a im więcej tej energii by skumulował tym dłużej mógłby przygniatać potwora. Tym samym ta technika mogła równie dobrze posłużyć do rozwalenia planety, chociaż takiego zamiaru nie miał, ponieważ sam mógłby zginąć.
W końcu demon się przewrócił i fala wgniotła go w ziemię i nastąpiła eksplozja, która spowiła spory teren już i tak zniszczonego miasta. Przez chwilę unosił się tak w górze z wystawionymi do przodu rękoma i głęboko oddychał uspokajając swoją energię. Miał jej wciąż wystarczająco na kolejne uderzenie, ale z nim poczeka na odpowiednią pozycję. Woli nie ryzykować ewentualnym przypadkowym wysadzeniem miejsca na którym przebywa. Taka śmierć to by była dopiero porażka dla wojownika. Nieumyślne samobójstwo mogło przynieść przydomek co najwyżej klauna, niż mistrza sztuk walki.
Każdy oddech przynosił mu rozluźnienie i regulował moc, której miał w tej chwili bardzo dużo. Eksplozja była bardzo ładna, a jej blask w oczach Rikimaru ukazał jeszcze jedną zmianę. Oprócz M na czole również zmienił się kolor źrenic. Nie niebieskie, nie fioletowe, a różowe. Cóż za nietaktowny kolor dla kogoś takiego jak on. Z pewnością osobnik który nazwie go gejem długo nie pożyje, ale czy konacy znają to pojęcie? Fala uderzeniowa miała niebieską barwę z fioletowymi wyładowaniami, eksplozja jak na nią przystało rozniosła wszystko. Odcień pomarańczu i czerwieni spowodowany był ogniem, który tlił się teraz wszędzie. Na samym środku pozostała niemal jednolita masa ze stopionego kamienia, metalu i szkła. Nie było już tak dużo pyłu, który został rozrzucony dookoła epicentrum.
- Będę w stanie zwiększyć moc. Ciekawe co teraz zrobisz stworze.
(TRENING KONIEC)
Leżał przez chwile na środku tego placu i ruszał ślepiami. Głośny ryk, a potem dziwne bulgotanie, które trochę jakby przypominało mowę. Nie był pewien czy usłyszał ZABIJE CIĘ, ale być może będąc opanowym przez moc tego murzyna mógł zrozumieć również ich język.
Bestia stanęła na równe nogi i była gotowa do działania, a konacy, którzy byli koło bestii schowali się gdzieś w międzyczasie za jednym z pozostałych budynków przez co uniknęli być może śmierci.
- OoC:
- OoC:
Demon power-up, regeneracja do 85 000
Moja regeneracja do 13000KI, 75%hp
Aura wszystkie -200HP
Shiyoken -300KI
1. Steel Hand 7458dmg; -9323KI
2. Kamehame 5400dmg; -5400KI
Razem: 12 858dmg; -15023 KI; -200HP
HP: 10632/14175=75%= 18562/24750 -200= 18 362
KI: 13000/18900=69%= 24840/36000 -15023= 9817
Staty demona "Ffynci Ceffyl":
Siła: 8000
Szybkość: 8000
Wytrzymałość: 6000 HP: 85 000-12858= 72 142
Energia: 10000 KI: 135 240
Re: Pole Bitwy
Pią Lut 21, 2014 1:22 pm
The member 'Rikimaru' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Pią Lut 21, 2014 5:44 pm
Sterujący demonem z kolei byli już dawno dość daleko, ale wciąż na tyle blisko, że mogli widzieć wszystko co się działo na tej "arenie". Rikimaru nie wiedział co może dalej robić, ponieważ mimo tak mocnego ataku jaki zafundował przed chwilą demonowi ten wstał bez większego problemu i ryknął jeszcze raz, a siła KI zarzuciła ziemianinem tak mocno, że nie mógł zapanować nad kończynami i pomknął w kierunku orbity. Jego ciało napotykając opór powietrza zaczęło się nagrzewać. Gdyby nie jego moc i aura wokół ciała to spaliłby się na wiór, a na pewno niewiele zostałoby z ubrań. Lecąc tak odczuwał mocny nacisk ciśnienia, że normalnie powinien stracić przytomność, a tak miał odczucie jakby mu zgniatało wnętrzności. W pewnym momencie się ocknął, że pędzi zbyt szybko w górę. Jeszcze chwila, a znalazły się naprawdę na orbicie. Był bardzo wysoko i widział z tej odległości doskonale całe miasto i okolice. Wokół skaliste wzgórza rzadko porośnięte drzewami iglastymi, z zachodu niewielki las oraz Beoggack, a raczej jego pozostałości. Dopiero teraz widział jak daleko sięgnęła walka. Olbrzymie, piąte co do wielkości miasto prawie przestało istnieć. 4/5 miasta było w zgliszczach i ostały się już budynki na skraju, a północne granice były całkiem zniszczone i pole gruzów na którym walczyli wychodziło na tamtejsze skaliste wniesienie. Deigr pozostawał w jednym miejscu z kapłanem Konnacków, a demon właśnie leciał w jego kierunku. Był pewien, że ta bestia nie potrafi latać, ale w jakiś sposób się unosił. W końcu ujrzał to, co dostrzegł już dawno temu, czyli dziwne łączenie się demona z pyłem albo mgłą. On sam w jakiś sposób potrafił zmienić części swojego ciała lub całość w dym i teraz właśnie długi snop ciągnął się od dołu, aż do miejsca w którym znajdował się teraz Rikimaru. Przed nim unosiła się tylko górna część tułowia kończąca się tuż pod pasem. Gdyby chciał to mógłby owinąć całą planetę sznurem dymu i ją zgnieść, jeżeli tak to działało i zależało od mocy Ffynci Ceffyla.
- Ne uczeknesz my. - Rzekł stwór. Pierwszy raz Rikimaru usłyszał jego głos i słowa, co go zdziwiło, ale jeżeli stwór nagle stał się mądrzejszy to moc otrzymana od czarnego w niczym mu nie pomoże. Jedyny pomysł jaki mu przyszedł teraz do głowy to sparaliżowanie potwora i odcięcie dymu od ciała. Snop był na tyle cienki, że kienzan sobie poradzi, ale musi dać mu szansę na trafienie, więc jedyna opcja to Bankokku Bikkuri. Wyciągnął ręce przed siebie i bez słowa wystrzelił snopem pomarańczowo-zielonych błyskawic, które w mig ogarnęły całe widoczne cielsko bestii, a następnie uniósł jedną rękę i wytworzył dysk, większy niż poprzednio i rzucił w kierunku snopu dymu. Taktyka okazała się słuszna, ponieważ ze zwolnieniem paraliżujących piorunów jego ciało zaczęło opadać. Sam dym bardzo szybko opadł ku placowi, szybciej niż widoczna część ciała, tak jakby był cięższy kilkukrotnie. Sam Rikimaru zacisnął pięści i rzucił się ku opadającemu torsowi licząc na zadanie kilkunastu ciosów, a może nawet śmiertelnego ciosu.
Jednym z plusów zyskania tej dziwnej mocy był brak odczuwania bólu. Na ciele ujrzał parę poparzeń, kilka krwawiących ran, ale zupełnie nie robiło to na nim wrażenia. Nie bał się teraz śmierci, ani ryzyka i był wściekły, że ten przeklęty przeciwnik nie umiera mimo ciosów. Tak bardzo chciał go rozwalić, nie zostawić nawet drobinki, ale czuł na myślach kajdany, które zakazywały mu zadania ostatniego ciosu. To nie było jego postanowienie, a innej jednostki, która pozostawiła w nim swój ślad. "Kim wy do cholery jesteście?" - Odniósł się do czarnego mężczyzny i jego wspólników.
- Ne uczeknesz my. - Rzekł stwór. Pierwszy raz Rikimaru usłyszał jego głos i słowa, co go zdziwiło, ale jeżeli stwór nagle stał się mądrzejszy to moc otrzymana od czarnego w niczym mu nie pomoże. Jedyny pomysł jaki mu przyszedł teraz do głowy to sparaliżowanie potwora i odcięcie dymu od ciała. Snop był na tyle cienki, że kienzan sobie poradzi, ale musi dać mu szansę na trafienie, więc jedyna opcja to Bankokku Bikkuri. Wyciągnął ręce przed siebie i bez słowa wystrzelił snopem pomarańczowo-zielonych błyskawic, które w mig ogarnęły całe widoczne cielsko bestii, a następnie uniósł jedną rękę i wytworzył dysk, większy niż poprzednio i rzucił w kierunku snopu dymu. Taktyka okazała się słuszna, ponieważ ze zwolnieniem paraliżujących piorunów jego ciało zaczęło opadać. Sam dym bardzo szybko opadł ku placowi, szybciej niż widoczna część ciała, tak jakby był cięższy kilkukrotnie. Sam Rikimaru zacisnął pięści i rzucił się ku opadającemu torsowi licząc na zadanie kilkunastu ciosów, a może nawet śmiertelnego ciosu.
Jednym z plusów zyskania tej dziwnej mocy był brak odczuwania bólu. Na ciele ujrzał parę poparzeń, kilka krwawiących ran, ale zupełnie nie robiło to na nim wrażenia. Nie bał się teraz śmierci, ani ryzyka i był wściekły, że ten przeklęty przeciwnik nie umiera mimo ciosów. Tak bardzo chciał go rozwalić, nie zostawić nawet drobinki, ale czuł na myślach kajdany, które zakazywały mu zadania ostatniego ciosu. To nie było jego postanowienie, a innej jednostki, która pozostawiła w nim swój ślad. "Kim wy do cholery jesteście?" - Odniósł się do czarnego mężczyzny i jego wspólników.
- OoC:
- Demon Kiaiho def-ofe (nie miał się jak bronić skoro nic nie widział) 10 000 dmg; -1500KI
Aury energii i wytrzymałości -100HP
Bankoku Bikkuri (paraliżuje) 2400dmg; -2640KI
Kienzan 4680dmg; -5148KI
Razem: 7080dmg; -7788 KI; -100HP
HP: 18 362-10000-100= 8262 = 33%
KI: 9817-7788= 2029
Staty demona "Ffynci Ceffyl":
Siła: 8000
Szybkość: 8000
Wytrzymałość: 6000 HP: 72 142-8262= 63880
Energia: 10000 KI: 135 240-1500= 133 760
Re: Pole Bitwy
Pią Lut 21, 2014 5:44 pm
The member 'Rikimaru' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Pią Lut 21, 2014 8:18 pm
Lecąc w kierunku przeciwnika zachowywał czujność, ponieważ ten już go zaskoczył parę razy podczas pojedynku i nie mógł być pewien na co go jeszcze stać. Ostrożność popłaciła, ponieważ stwór dał radę się obrócić i zrobił zamach pięścią w kierunku zbliżającego się Rikimaru, który za pomocą Kiaiho pchnął demona, który zaczął jeszcze szybciej opadać w kierunku ziemi i jego zderzenie z nią było nieuniknione. Głośny huk zderzenia się cielska ze stopioną materią i trochę fioletowej krwi rozbryzgało się po okolicy. Rikimaru bez większego problemu i pewnie wylądował niewielkim wzniesieniu i odetchnął głęboko, ponieważ już wiedział co zrobi. Dokładnie przeanalizował sytuację w ciągu tych paru sekund zmierzania do lądu. Teraz on i demon byli owładnięci przez tę samą dziwną technikę, która mogła być jakimś rodzajem magii, w którą nigdy nie wierzył, ale wszystko się zmieniło podczas pobytu na tej planecie. Kapłani tutejszej rasy bez wykorzystania ki używali dziwnych blokad, barier i technik paraliżujących. Nawet byli w stanie wzmocnić broń, którą posługiwali się wojownicy tej planety, którzy polegali na umiejętnościach fizycznych i nie do końca panowali nad Ki. Podobnie mogło być z tym co mu zrobił ten czarnuch. Brak odczuwania bólu był bardzo przydatne, ponieważ mógł walczyć dłużej na pełnej mocy. Podobnie musiało być z demonem, a więc jego wola walki spadnie dopiero wraz ze śmiercią. On nawet nie jest do końca świadom ran i ciosów jakie otrzymał. Sam Rikimaru do końca nie był pewien czy ma coś złamane lub nie, ale wydawało mu się, że może się znacznie szybciej zregenerować niż wcześniej. Może ta dziwna magia lub technika wspiera regeneracje ciała? W końcu z demonem walczyli długo, sporo mu odcięli... No tak. Konacy przeszli z taktyki atakowania wszyscy razem na wspieranie Rikimaru po tym jak demon wrócił po raz drugi do gry. Do zdrady nie doszło, ale teraz pozostawili go samego z demonem. Kapłan powinien go wspierać regeneracją, a zamiast tego chyba nie leczył nawet samego Deigra, ponieważ nie zachodziły zmiany w mocy.
Mafuba to teraz było jedyne wyjście, a jeżeli ten ciemnoskóry osobnik nie da mu zaraz znaku to Rikimaru zginie i nie będzie miał żadnego sensu ich pakt. Dzięki tej technice powstrzyma potwora na tyle, żeby się zregenerować. Wystawił ręce przed siebie i zaczął koncentrować się. Technika jest bardzo wymagająca i potrzeba czasu, ale miał go wystarczająco po tym jak potwór walnął w twardy grunt spadając z wysokości kilku tysięcy km. Jego górna część ciała i dolna były rozdzielone, ale zaczęły się tak jakby składać ze sobą poprzez ponowne wytworzenie mgły. To była odpowiednia chwila na zakończenie tej zabawy. Zwiększył siły witalne i ki dzięki aurom, czarna poświata wokół ciała zmieniła jednak na chwilę kolor w ciemnozielony, a następnie pojawił się wielki wir energii, a niebo nad nimi pociemniało. Zielony promień uderzył w Ffynci Ceffyla i zaczął go wciągać. Dziwny powidok demona mknął przez wir, którym Rikimaru sterował, ale jedynym pojemnikiem dla demona mógł być jedynie on sam...
Głupi pomysł, ale konacy jakoś sobie radzili z zamykaniem demonów w swoich ciałach. Przyjmując ich moc stawali się znacznie silniejsi. Czy człowiek zamykając coś tak mrocznego w sobie stanie się silniejszy? Wojownicy tej planety nie zmienili się. Pewnie fuzja mogła doprowadzić do gwałtownej zmiany przekonań, ale stanie się pojemnikiem było czymś zupełnie innym. Otworzył szeroko usta i skierował promień do siebie. Musiał się mocno skupić, żeby zwęził wiązkę na koniec, ale udało się. Jedyne co mógł zrobić to skoncentrować się na tym, żeby za pomocą swojej ki powstrzymać demona przed wydostaniem się. Skoro zapanował nad czymś takim jak Mafuba to i był w stanie przez jakiś czas powstrzymać stwora. Następnie zielona aura wokół jego ciała zaniknęła. Był cały spocony i dość zmęczony. Technika ta mogła zabić kogoś słabego i sprawić sporo bólu, ale nie kogoś pod pieczą magii Ma-jinów.
- Khaaa... - Odetchnął głęboko, ponieważ poczuł ohydny smak. Był podobny do kiszonej kapusty, której nie cierpiał. Zastanawiał się co teraz, co powinien dalej robić.
Mafuba to teraz było jedyne wyjście, a jeżeli ten ciemnoskóry osobnik nie da mu zaraz znaku to Rikimaru zginie i nie będzie miał żadnego sensu ich pakt. Dzięki tej technice powstrzyma potwora na tyle, żeby się zregenerować. Wystawił ręce przed siebie i zaczął koncentrować się. Technika jest bardzo wymagająca i potrzeba czasu, ale miał go wystarczająco po tym jak potwór walnął w twardy grunt spadając z wysokości kilku tysięcy km. Jego górna część ciała i dolna były rozdzielone, ale zaczęły się tak jakby składać ze sobą poprzez ponowne wytworzenie mgły. To była odpowiednia chwila na zakończenie tej zabawy. Zwiększył siły witalne i ki dzięki aurom, czarna poświata wokół ciała zmieniła jednak na chwilę kolor w ciemnozielony, a następnie pojawił się wielki wir energii, a niebo nad nimi pociemniało. Zielony promień uderzył w Ffynci Ceffyla i zaczął go wciągać. Dziwny powidok demona mknął przez wir, którym Rikimaru sterował, ale jedynym pojemnikiem dla demona mógł być jedynie on sam...
Głupi pomysł, ale konacy jakoś sobie radzili z zamykaniem demonów w swoich ciałach. Przyjmując ich moc stawali się znacznie silniejsi. Czy człowiek zamykając coś tak mrocznego w sobie stanie się silniejszy? Wojownicy tej planety nie zmienili się. Pewnie fuzja mogła doprowadzić do gwałtownej zmiany przekonań, ale stanie się pojemnikiem było czymś zupełnie innym. Otworzył szeroko usta i skierował promień do siebie. Musiał się mocno skupić, żeby zwęził wiązkę na koniec, ale udało się. Jedyne co mógł zrobić to skoncentrować się na tym, żeby za pomocą swojej ki powstrzymać demona przed wydostaniem się. Skoro zapanował nad czymś takim jak Mafuba to i był w stanie przez jakiś czas powstrzymać stwora. Następnie zielona aura wokół jego ciała zaniknęła. Był cały spocony i dość zmęczony. Technika ta mogła zabić kogoś słabego i sprawić sporo bólu, ale nie kogoś pod pieczą magii Ma-jinów.
- Khaaa... - Odetchnął głęboko, ponieważ poczuł ohydny smak. Był podobny do kiszonej kapusty, której nie cierpiał. Zastanawiał się co teraz, co powinien dalej robić.
- OoC:
Aury energii i wytrzymałości -100HP
Demon robi Potężny, ale robię Kiaiho def-ofe 2400dmg; -360KI
Mafuba - blok na 3 tury; -900 KI, -200HP
Razem: 2400dmg; -1260 KI; -300HP
HP: 8262-300= 7962 = 32%
KI: 2029-1260= 769
Staty demona "Ffynci Ceffyl":
Siła: 8000
Szybkość: 8000
Wytrzymałość: 6000 HP: 63880-2400= 61480
Energia: 10000 KI: 133 760
Re: Pole Bitwy
Pon Lut 24, 2014 6:44 pm
Pomysł okazał się bardzo dobry. Majin wykorzystał bardzo potężną technikę, która mogła przechylić szalę zwycięstwa na korzyść wojownika z Ziemi. Wszystko szło po jego myśli. Złapał potężnego demona i... Wciągnął go do swojego ciała. To on miał zostać pojemnikiem. To była bardzo trudna sprawa. Jego ciało momentalnie napięło się. Był zmęczony. Zbyt duża moc. Ciało nie było przygotowane do takiego obciążenia. Wszystko trwało może z minutę. Dla normalnego ziemianina, oznaczałoby to piekielny ból. Na szczęście, Rikimaru był teraz Majinem. Nie czuł bólu. Demon zaczął się buntować. Miał jeszcze na tyle siły, aby stawiać opór, mimo to, że był w środku ziemianina. Nagle wbrew woli Majin'a otworzyły się jego usta. Z nich zaczął wydobywać się bardzo gęsty dym. Błysk! Ogromna ilość światła, która oślepiła pozostałych uczestników walki. Gdy jasność zniknęła, przed ziemianinem, leżało ciało demona. Przy nim stał ciemnoskóry Majin.
-Heh... No z nim to się w najbliższym czasie nie pobawimy. Tak go osłabiła ta Twoja sztuczka, ze nie jest się w stanie ruszać -powiedział. Zrobił krok do przodu, znów popisał się swoją szybkością, już znajdował się przed ziemianinem i wykorzystując jego osłabienie chwycił go za głowę. Ścisnął ją i uniósł wysoko w górę -demona pokonałeś. Teraz przyszedł czas zapłaty. Leć pięćdziesiąt kilometrów na północ. Tam znajdziesz najmniejszy oddział Majina. Liczy on dwadzieścia mieszkańców Konack i jeden.. Mieszkaniec planety Namek. Zabij go i wróć tutaj. Masz dwie godziny. Inaczej Cię znajdę i skrócę Twoje męki. - Teraz cisnął ciałem Rikimaru w kierunku północnym -mam nadzieje ze sie rozumiemy...
OOC:
Na post regenerujesz 20% życia oraz Ki.
Za wciągnięcie demona, a właściwie jego części +15 punktów do statystyk.
-Heh... No z nim to się w najbliższym czasie nie pobawimy. Tak go osłabiła ta Twoja sztuczka, ze nie jest się w stanie ruszać -powiedział. Zrobił krok do przodu, znów popisał się swoją szybkością, już znajdował się przed ziemianinem i wykorzystując jego osłabienie chwycił go za głowę. Ścisnął ją i uniósł wysoko w górę -demona pokonałeś. Teraz przyszedł czas zapłaty. Leć pięćdziesiąt kilometrów na północ. Tam znajdziesz najmniejszy oddział Majina. Liczy on dwadzieścia mieszkańców Konack i jeden.. Mieszkaniec planety Namek. Zabij go i wróć tutaj. Masz dwie godziny. Inaczej Cię znajdę i skrócę Twoje męki. - Teraz cisnął ciałem Rikimaru w kierunku północnym -mam nadzieje ze sie rozumiemy...
OOC:
Na post regenerujesz 20% życia oraz Ki.
Za wciągnięcie demona, a właściwie jego części +15 punktów do statystyk.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Pon Lut 24, 2014 8:34 pm
To było dość dziwne, ale stało się. Demon sam wyszedł, a powinien tam tkwić dużo dłużej, ale widocznie przeliczył możliwości techniki Mafuba lub swojego ciała. Ważne, że zdołał się zregenerować, ale na walkę się wcale nie szykowało, ponieważ Ffynci Ceffyl leżał niemal jak martwy przed nim. Przez ten błysk nie zauważył zbliżenia się Majina, który świetnie maskował swoją moc. Musiał być co najmniej dwukrotnie mocniejszy od Rikimaru na pełnej mocy. Nie był w stanie nic zrobić poza słuchaniem tego gościa, który z imienia się nie przedstawił i roztaczał wokół siebie aurę tajemniczości od samego początku chowając twarz za osłoną mroku i kaptura.
Rozkaz był miodem dla jego uszu, ponieważ czuł, że starcie z demonem nie pozwoliło mu rozwinąć skrzydeł. Co prawda i tak nie był go nadal w stanie pokonać, chociaż jak się okazało Mafuba dała niezły efekt, ale kto wie czy bardziej to ten czarnuch czegoś nie wykorzystał w tej całej zabawie, żeby pozbawić demona sił. Prawda jest taka, że sprawdzi się dobrze w walce ze słabeuszami i równie mocnymi co on. Pierwszym z nich mógłby być Deigr, którego moc była prawie tak duża jak Rikimaru, a biorąc pod uwagę, że był on z kapłanem, który mógł go leczyć to trochę by to trwało, ale nie wyczuwał nigdzie ich mocy. Musieli się schować widząc całe zamieszanie, a REDem nie sprawdzi dobrze terenu. Technika co prawda dość dobra na wywabienie lub przestraszenie kogoś, ale pojedyncze pociski na nic się zdadzą, a tylko straci niepotrzebnie sporo energii. Jeżeli ma kogoś zabić to musi wrócić do pełni sił, a z Deigrem sprawdzi się w innym czasie. Być może jak już się zrobi całkiem spokojnie na planecie. Tymczasem będzie musiał wybadać czy Ci dziwni ludzie nie mają asów w rękawie lub gorszych planów. Wtopienie się w ich szeregi to całkiem chytry plan, ale będzie musiał robić rzeczy z którymi w obecnej chwili nie do końca się zgadza, a które jakieś niecałe 2 i pół roku temu stanowiły jego cel, ideę na życie, czyli walka z każdym silnym aż do samej śmierci. Zginie on albo jego rywal. Później skrócił to do wybicia tylko złych istot na planecie, a potem zmienił zdanie, że równowaga musi być, aż w końcu pod wpływem Genialnego Żółwia, Alex, wojownika z wioski nie byłby w stanie nikogo zabić, ponieważ nie mógłby im spojrzeć w oczy, ale teraz... Wszystko wydawało się łatwiejsze.
- Dobrze... yyy, panie? Jak mam Cię w ogóle zwać? - Takie niby głupie dla podpuchy zamieszanie związane z nieznanym imieniem, by je poznać.
Nie czekał długo na dalsze instrukcje, ponieważ były one dość jasne. Na północy było jedno miasto, ale bardzo daleko, więc wiedział, gdzie dokładnie może znajdować się jego cel. Za bardzo nie zrozumiał dlaczego miałby mu murzyn skrócić męki, bo za bardzo nic go nie męczyło, poza dziwnym czuciem szybko płynącej krwi. Być może to oraz usunięcie bólu sprawiło, że stał się mocniejszy? Czy jeżeli sam próbowałby osiągnąć taki stan to dałby radę osiągnąć tę samą moc co Genialny Żółw?
W sumie już jestem silniejszy, więc chyba ciężko będzie tak szybko osiągnąć jeszcze więcej. - Pomyślał lecąc już w kierunku źródła mocy. Nagły zanik pamięci? Nawet nie wiedział kiedy odleciał z placu bitwy. Ktoś mu wymazał bardzo krótkie wspomnienia, czy może było to tak nie istotne, że jego mózg nie przyswoił? Może zaczyna tracić zmysły i własną wolę i staje się marionetką? Niby to tylko 2 stracone minuty z pamięci, ale to i tak niepokojące. Po 4 znalazł się dokładnie nad obozowiskiem. 5 namiotów oraz jeden większy domek o zaokrąglonych kształtach. Trochę dziwne zabudowanie, ale wyglądało jak siedziba przywódcy.
- Może powinienem to rozwalić na jeden raz?
Powstrzymał się, ponieważ jak zwykle nie lubił marnować mocy. Nie ma gwarancji, że przeciwnik jest słaby i go zabije za pierwszym razem. Zleciał na dół zwalniając całkowicie przepływ Ki, a więc spadł z wysokości jednego kilometra i z głośnym hukiem uderzył w ziemię robiąc niewielki krater. Podpierał się w przykucnięciu jedną ręką, a następnie otrzepał nogawki spodni i wstał. Włosy trochę się roztrzepały i trochę zasłaniały literę M na jego czole. Widać było tylko skrawek znaku, dwa zawijasy.
OoC:
Regeneracja
HP:+80%
(7962+19800=full/24750)
Ki:+80%
(769+28800=29569/36000)
Rozkaz był miodem dla jego uszu, ponieważ czuł, że starcie z demonem nie pozwoliło mu rozwinąć skrzydeł. Co prawda i tak nie był go nadal w stanie pokonać, chociaż jak się okazało Mafuba dała niezły efekt, ale kto wie czy bardziej to ten czarnuch czegoś nie wykorzystał w tej całej zabawie, żeby pozbawić demona sił. Prawda jest taka, że sprawdzi się dobrze w walce ze słabeuszami i równie mocnymi co on. Pierwszym z nich mógłby być Deigr, którego moc była prawie tak duża jak Rikimaru, a biorąc pod uwagę, że był on z kapłanem, który mógł go leczyć to trochę by to trwało, ale nie wyczuwał nigdzie ich mocy. Musieli się schować widząc całe zamieszanie, a REDem nie sprawdzi dobrze terenu. Technika co prawda dość dobra na wywabienie lub przestraszenie kogoś, ale pojedyncze pociski na nic się zdadzą, a tylko straci niepotrzebnie sporo energii. Jeżeli ma kogoś zabić to musi wrócić do pełni sił, a z Deigrem sprawdzi się w innym czasie. Być może jak już się zrobi całkiem spokojnie na planecie. Tymczasem będzie musiał wybadać czy Ci dziwni ludzie nie mają asów w rękawie lub gorszych planów. Wtopienie się w ich szeregi to całkiem chytry plan, ale będzie musiał robić rzeczy z którymi w obecnej chwili nie do końca się zgadza, a które jakieś niecałe 2 i pół roku temu stanowiły jego cel, ideę na życie, czyli walka z każdym silnym aż do samej śmierci. Zginie on albo jego rywal. Później skrócił to do wybicia tylko złych istot na planecie, a potem zmienił zdanie, że równowaga musi być, aż w końcu pod wpływem Genialnego Żółwia, Alex, wojownika z wioski nie byłby w stanie nikogo zabić, ponieważ nie mógłby im spojrzeć w oczy, ale teraz... Wszystko wydawało się łatwiejsze.
- Dobrze... yyy, panie? Jak mam Cię w ogóle zwać? - Takie niby głupie dla podpuchy zamieszanie związane z nieznanym imieniem, by je poznać.
Nie czekał długo na dalsze instrukcje, ponieważ były one dość jasne. Na północy było jedno miasto, ale bardzo daleko, więc wiedział, gdzie dokładnie może znajdować się jego cel. Za bardzo nie zrozumiał dlaczego miałby mu murzyn skrócić męki, bo za bardzo nic go nie męczyło, poza dziwnym czuciem szybko płynącej krwi. Być może to oraz usunięcie bólu sprawiło, że stał się mocniejszy? Czy jeżeli sam próbowałby osiągnąć taki stan to dałby radę osiągnąć tę samą moc co Genialny Żółw?
W sumie już jestem silniejszy, więc chyba ciężko będzie tak szybko osiągnąć jeszcze więcej. - Pomyślał lecąc już w kierunku źródła mocy. Nagły zanik pamięci? Nawet nie wiedział kiedy odleciał z placu bitwy. Ktoś mu wymazał bardzo krótkie wspomnienia, czy może było to tak nie istotne, że jego mózg nie przyswoił? Może zaczyna tracić zmysły i własną wolę i staje się marionetką? Niby to tylko 2 stracone minuty z pamięci, ale to i tak niepokojące. Po 4 znalazł się dokładnie nad obozowiskiem. 5 namiotów oraz jeden większy domek o zaokrąglonych kształtach. Trochę dziwne zabudowanie, ale wyglądało jak siedziba przywódcy.
- Może powinienem to rozwalić na jeden raz?
Powstrzymał się, ponieważ jak zwykle nie lubił marnować mocy. Nie ma gwarancji, że przeciwnik jest słaby i go zabije za pierwszym razem. Zleciał na dół zwalniając całkowicie przepływ Ki, a więc spadł z wysokości jednego kilometra i z głośnym hukiem uderzył w ziemię robiąc niewielki krater. Podpierał się w przykucnięciu jedną ręką, a następnie otrzepał nogawki spodni i wstał. Włosy trochę się roztrzepały i trochę zasłaniały literę M na jego czole. Widać było tylko skrawek znaku, dwa zawijasy.
OoC:
Regeneracja
HP:+80%
(7962+19800=full/24750)
Ki:+80%
(769+28800=29569/36000)
Re: Pole Bitwy
Sro Lut 26, 2014 7:14 pm
-Moje imię i tak Ci nic nie powie. Dostałeś zadanie. Czas ucieka tik, tak... -Powiedział, spoglądając spod kaptura. Rytmicznie machał palcem wskazującym lewej ręki uniesionej na wysokość brody. Lekko uniósł głowę. Dopiero teraz Ziemianin mógł zobaczyć jego oko. Było czerwone, a otacza łaja szkaradna blizna. Wyglądało to jakby całe okolice oka były oparzone, jednak sama gałka zachowała się.
Na miejscu Rikimaru zobaczył małą wioskę. Nie starał się wejść po cichu. Spadł ze sporej wysokości. Mieszkańcy usłyszawszy to wybiegli z domów i uformowali się w dwa rzędy. Wyglądali jak zahipnotyzowani. Nic nie mówili. Stali idealnie w tej samej pozie. Nieco bokiem z wyciągniętymi pięściami, trzymali je na wysokości klatki piersiowej. Każdy miał ten sam znak na czole, jaki miał ziemianin. Szeregowcy nie odezwali się. Ze stoickim spokojem, z najbardziej okazałego domu wyszedł Nameczanin. Pochylił się i wyskoczył w górę. Wylądował przed swoją małą armią i wolnym krokiem szedł w kierunku Ziemianina. Raptownie wyciągnął prawą dłoń przed siebie. Wyciągnął palec wskazujący, skierował go w stronę Rikimaru, następnie zacisnął rękę. Ziemianin nie mógł się ruszać. Nameczanin, podszedł do Majin'a i lewą ręką rozsunął jego włosy by móc ujrzeć czoło.
-No, jest tak jak myślałem
Ten, który mianował się kapitanem
Szuka nowych wojowników
By pokonać „sojuszników"
Jednak on nie wie, że znam jego plan
lecz nie jestem w stanie pokonać go sam... -Mówił Nameczanin wpatrując się w oczy, Rikimaru. Prawą rękę cały czas miał zaciśniętą i blokował ruchy Majina. Lewą rękę położył na głowie ziemianina. Myśli wojownika zaczęły kręcić się wokół rozmowy z ciemnoskórym.
-Więc to tak pogrywa, kazał Ci mnie zabić
Nie ładnie z jego strony tak innych w to wrobić
Wysłuchaj mnie najpierw, mam propozycje.
Opowiem Ci historie, lecz przed tym dam im instrukcje- powiedział, zdjął rękę z głowy wojownika, odwrócił się i spojrzał na swoich wojowników. Dotychczas zaciśniętą rękę położył na skroni. Ziemianin był może z dwa metry od Nameczanin. Po chwili szeregowcy poszli do swoich namiotów wykonując identyczne ruchy. Władca wioski machnął ręką sugerując, aby Rikimaru szedł za nim do jego domu.
-Wojownik z Vegety, przyleciał na Namek
chciał zdobyć kilka pradawnych notatek
Ja ich broniłem, lecz w walce poległem
on był silniejszy, a po tym jak przegrałem
chwycił mnie za głowę i stałem sie Majin'em
Namecka Magia jest jednak silniejsza swój rozum odzyskałem
Wojowników zebraliśmy i przybyliśmy na Konack
A każdy z nas ma na czole ten sam znak - wskazał na swój znak na czole, potem wskazał na czoło ziemianina.
-Czarnoskóry chce przejąć kontrolę nad planetą
chce zabić pozostałych i być protoplastą
chce zniszczyć przeciwników i stworzyć nowy świat
chce obrócić wszystko w niwecz, to wariat.
Moja propozycja jest taka. Do niego polecisz
dam Ci mą głowę i Czarnemu ją wręczysz
Wtedy Ci zaufa i da nowe zadanie
będziesz musiał zabić kolejnego z tym znakiem
wtedy przyleć do mnie drogi ziemianinie
Chce uratować te planetę, jakie jest Twoje zdanie? -Powiedział i wpatrywał się w Rikimaru. Był bardzo ciekawy jego reakcji. Mówił prawdę. Jako jedyny z pięciu nie był spaczony magią Majina. Intencje były czyste, chciał ocalić te planetę. Podszedł do szafy, wyjął z niej jakąś dziwną maź. Trzymał ją w prawej ręce, a drugą dłonią zaczął nad nią zataczać coraz to większe kółka. Po kilkunastu sekundach maź zamieniła się w pobitą głowę nameczanina. Wyglądała idealnie, jakby przed sekundą głowa została odcięta od reszty ciała. Położył ją na stole. Czekał na ruch ziemianina.
Na miejscu Rikimaru zobaczył małą wioskę. Nie starał się wejść po cichu. Spadł ze sporej wysokości. Mieszkańcy usłyszawszy to wybiegli z domów i uformowali się w dwa rzędy. Wyglądali jak zahipnotyzowani. Nic nie mówili. Stali idealnie w tej samej pozie. Nieco bokiem z wyciągniętymi pięściami, trzymali je na wysokości klatki piersiowej. Każdy miał ten sam znak na czole, jaki miał ziemianin. Szeregowcy nie odezwali się. Ze stoickim spokojem, z najbardziej okazałego domu wyszedł Nameczanin. Pochylił się i wyskoczył w górę. Wylądował przed swoją małą armią i wolnym krokiem szedł w kierunku Ziemianina. Raptownie wyciągnął prawą dłoń przed siebie. Wyciągnął palec wskazujący, skierował go w stronę Rikimaru, następnie zacisnął rękę. Ziemianin nie mógł się ruszać. Nameczanin, podszedł do Majin'a i lewą ręką rozsunął jego włosy by móc ujrzeć czoło.
-No, jest tak jak myślałem
Ten, który mianował się kapitanem
Szuka nowych wojowników
By pokonać „sojuszników"
Jednak on nie wie, że znam jego plan
lecz nie jestem w stanie pokonać go sam... -Mówił Nameczanin wpatrując się w oczy, Rikimaru. Prawą rękę cały czas miał zaciśniętą i blokował ruchy Majina. Lewą rękę położył na głowie ziemianina. Myśli wojownika zaczęły kręcić się wokół rozmowy z ciemnoskórym.
-Więc to tak pogrywa, kazał Ci mnie zabić
Nie ładnie z jego strony tak innych w to wrobić
Wysłuchaj mnie najpierw, mam propozycje.
Opowiem Ci historie, lecz przed tym dam im instrukcje- powiedział, zdjął rękę z głowy wojownika, odwrócił się i spojrzał na swoich wojowników. Dotychczas zaciśniętą rękę położył na skroni. Ziemianin był może z dwa metry od Nameczanin. Po chwili szeregowcy poszli do swoich namiotów wykonując identyczne ruchy. Władca wioski machnął ręką sugerując, aby Rikimaru szedł za nim do jego domu.
-Wojownik z Vegety, przyleciał na Namek
chciał zdobyć kilka pradawnych notatek
Ja ich broniłem, lecz w walce poległem
on był silniejszy, a po tym jak przegrałem
chwycił mnie za głowę i stałem sie Majin'em
Namecka Magia jest jednak silniejsza swój rozum odzyskałem
Wojowników zebraliśmy i przybyliśmy na Konack
A każdy z nas ma na czole ten sam znak - wskazał na swój znak na czole, potem wskazał na czoło ziemianina.
-Czarnoskóry chce przejąć kontrolę nad planetą
chce zabić pozostałych i być protoplastą
chce zniszczyć przeciwników i stworzyć nowy świat
chce obrócić wszystko w niwecz, to wariat.
Moja propozycja jest taka. Do niego polecisz
dam Ci mą głowę i Czarnemu ją wręczysz
Wtedy Ci zaufa i da nowe zadanie
będziesz musiał zabić kolejnego z tym znakiem
wtedy przyleć do mnie drogi ziemianinie
Chce uratować te planetę, jakie jest Twoje zdanie? -Powiedział i wpatrywał się w Rikimaru. Był bardzo ciekawy jego reakcji. Mówił prawdę. Jako jedyny z pięciu nie był spaczony magią Majina. Intencje były czyste, chciał ocalić te planetę. Podszedł do szafy, wyjął z niej jakąś dziwną maź. Trzymał ją w prawej ręce, a drugą dłonią zaczął nad nią zataczać coraz to większe kółka. Po kilkunastu sekundach maź zamieniła się w pobitą głowę nameczanina. Wyglądała idealnie, jakby przed sekundą głowa została odcięta od reszty ciała. Położył ją na stole. Czekał na ruch ziemianina.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Sro Lut 26, 2014 7:51 pm
Całym tym zdarzeniem był zaskoczony i nie mógł się nadziwić osobnikom znajdującym się na tej planecie. Co jeden to coraz większe zaskoczenie, a idąc już do domu nameczanina nie był pewien tego co nastanie, ale był pozbawiony obaw. "Dlaczego jestem tak cholernie spokojny?" Otrzymał zadanie likwidacji i sądził od samego początku, że będzie ono dotyczyć wspólników czarnego, ale również liczył się z tym, że w końcu dojdzie do rozkazu zabicia konacków. Wtedy mógłby się opierać i ewentualnie podjąć walkę. Do tego czasu pozna ich zadania, a może słabe strony. Nie spodziewał się, że nameczanin wyjawi aż tak dużo i zaoferuje... pomoc. Nie może mu ufać, nameczanin pewnie też nie może być pewien tego do Rikimaru i wtedy pomyślał, że oni nie mają nic do stracenia poza jego aktualnym mocodawcą podchodzącym do wszystkiego poważnie.
- Jeżeli trzeba wypowiedzieć rym, aby utworzyć wokół myśli dym,
Powiem tylko tyle, być może się myle.
Nie znam nazw Namek i Vegeta, choć coś mi ta druga nazwa świta.
Jedyny inny i zielony przede mną stoi, więc pewnie nameczanie są twoi?
Rikimaru w rymie nie chciał słabszy być, więc starał się również w ten sposób tworzyć. Słowa nameka, jeżeli był nim, były dla człowieka wszystkim. Musiał to chwile przemyśleć sobie, "Co ja do cholery tu robie?" Zadanie jasne przecież dostał, zabić nameka i by żaden inny się nie ostał. Jednak zależało mu na tej planecie, bo nie jest tak złym wojownikiem przecie. Spojrzał na głowę z dziwnej materii i powiedział wtedy:
- A co z dużą ilością waszej energii?
Pytanie dobre było, ale czy nagle w rozmowie rymu nie skończyło? Spojrzał na zielonego i głowę jego.
- Potrzeba w tym pomyśle trochę synergii. Jeżeli masz na to rozwiązanie, to przyjmę to jako me zadanie.
Rozmowa i sama ta wioska była dziwna, niemal jak libacja piwna. Któż to wie, co mu namek teraz powie. Liczy się teraz wroga rozpoznanie i ukończy swe zadanie. Plan jeszcze na Ziemi powstał i lepiej, żeby się Konack ostał. Czy prawda to, te niecne plany? Zrobi wszystko, żeby nie władał czarny.
OoC:
Zapomniałem o regeneracji. +7200 i mam wszystko full.
- Jeżeli trzeba wypowiedzieć rym, aby utworzyć wokół myśli dym,
Powiem tylko tyle, być może się myle.
Nie znam nazw Namek i Vegeta, choć coś mi ta druga nazwa świta.
Jedyny inny i zielony przede mną stoi, więc pewnie nameczanie są twoi?
Rikimaru w rymie nie chciał słabszy być, więc starał się również w ten sposób tworzyć. Słowa nameka, jeżeli był nim, były dla człowieka wszystkim. Musiał to chwile przemyśleć sobie, "Co ja do cholery tu robie?" Zadanie jasne przecież dostał, zabić nameka i by żaden inny się nie ostał. Jednak zależało mu na tej planecie, bo nie jest tak złym wojownikiem przecie. Spojrzał na głowę z dziwnej materii i powiedział wtedy:
- A co z dużą ilością waszej energii?
Pytanie dobre było, ale czy nagle w rozmowie rymu nie skończyło? Spojrzał na zielonego i głowę jego.
- Potrzeba w tym pomyśle trochę synergii. Jeżeli masz na to rozwiązanie, to przyjmę to jako me zadanie.
Rozmowa i sama ta wioska była dziwna, niemal jak libacja piwna. Któż to wie, co mu namek teraz powie. Liczy się teraz wroga rozpoznanie i ukończy swe zadanie. Plan jeszcze na Ziemi powstał i lepiej, żeby się Konack ostał. Czy prawda to, te niecne plany? Zrobi wszystko, żeby nie władał czarny.
OoC:
Zapomniałem o regeneracji. +7200 i mam wszystko full.
Re: Pole Bitwy
Czw Lut 27, 2014 7:44 pm
Nameczanin uważnie wsłuchał się w słowa ziemianina. Był zdziwionym, że ten nie znał planet, o których wcześniej mówił.
-Nie musisz rymować, jeśli sprawia Ci to trudność
To moje zadanie, tak utrzymuję wolność
Jeśli chodzi o Vegetę, skalista to planeta
a jej mieszkańcy ostrzy jak żyleta
wyglądem ziemian przypominają
tylko mają ogon i w małpy się zmieniają.
Na Namek jest inaczej, otacza nas zieleń
do czasu ataku Majin’a bez ostrzeżeń
zniszczył parę wiosek, zabił kilku z nas
Mnie pojmał, a następnie poleciał w las.
Znalazł te notatki, po które przyleciał
i wraz ze mną na podbój poszybował. –Mówił bardzo spokojnie, wpatrując się to w głowę, która leżała na stolę, to w twarz Rikimaru.
–Zadanie nie, nazwałbym to propozycją
oddasz te głowę, zapunktujesz swą szybkością
Czarny będzie kazał Ci zabić kolejnego
wtedy przylecisz do mnie, kolego.
Plany mam dwa, albo od razu weźmiemy odwet
zabijemy najpierw czarnego a później resztę nawet,
albo zaczniemy od tyłu, będziemy po kolei zabijać
i każdą głowę będziesz czarnemu oddawać
Dojdzie do momentu, gdy zostaniecie tylko wy dwaj
Wtedy będzie chciał walczyć z Tobą, chwilę przetrwaj
i szybko wkroczę. Zablokuje jego ruchy
trochę to trwa, ale atak jest bardzo cichy
Wtedy Ty, będziesz musiał go wykończyć
Szybkim atakiem jego ciało zniszczyć.
A teraz leć, jak najszybciej daj mu tę głowę
Chyba, że nie przystajesz na propozycję –powiedział trzymając sztuczną głowę w ręku. Wpatrywał się w Rikimaru i czekał na jego reakcje. Miał nadzieje, że wybierze plan i wszystko zakończy się w ciągu kilku godzin…
-Nie musisz rymować, jeśli sprawia Ci to trudność
To moje zadanie, tak utrzymuję wolność
Jeśli chodzi o Vegetę, skalista to planeta
a jej mieszkańcy ostrzy jak żyleta
wyglądem ziemian przypominają
tylko mają ogon i w małpy się zmieniają.
Na Namek jest inaczej, otacza nas zieleń
do czasu ataku Majin’a bez ostrzeżeń
zniszczył parę wiosek, zabił kilku z nas
Mnie pojmał, a następnie poleciał w las.
Znalazł te notatki, po które przyleciał
i wraz ze mną na podbój poszybował. –Mówił bardzo spokojnie, wpatrując się to w głowę, która leżała na stolę, to w twarz Rikimaru.
–Zadanie nie, nazwałbym to propozycją
oddasz te głowę, zapunktujesz swą szybkością
Czarny będzie kazał Ci zabić kolejnego
wtedy przylecisz do mnie, kolego.
Plany mam dwa, albo od razu weźmiemy odwet
zabijemy najpierw czarnego a później resztę nawet,
albo zaczniemy od tyłu, będziemy po kolei zabijać
i każdą głowę będziesz czarnemu oddawać
Dojdzie do momentu, gdy zostaniecie tylko wy dwaj
Wtedy będzie chciał walczyć z Tobą, chwilę przetrwaj
i szybko wkroczę. Zablokuje jego ruchy
trochę to trwa, ale atak jest bardzo cichy
Wtedy Ty, będziesz musiał go wykończyć
Szybkim atakiem jego ciało zniszczyć.
A teraz leć, jak najszybciej daj mu tę głowę
Chyba, że nie przystajesz na propozycję –powiedział trzymając sztuczną głowę w ręku. Wpatrywał się w Rikimaru i czekał na jego reakcje. Miał nadzieje, że wybierze plan i wszystko zakończy się w ciągu kilku godzin…
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Czw Lut 27, 2014 8:22 pm
Dla Rikimaru od tego rymu zaczęło się już mieszać i miał nadzieję, że nie wszyscy nameczanie mówią w ten sposób, bo jeżeli jest inaczej to po prostu będzie ich unikać. Zastanawiał się czy ma to związek z namecką magią o której wspomniał. Poznał kolejną rasę, wie jak wyglądają i skąd pochodzą, a Vegeta musiała być domem Reito, którego poznał dawno temu na Ziemi. Ogon i to o czym mówił Dragot składało się w spójną całość, ale opis tego nameczanina był pewnie zbyt ogólny, ponieważ Reito wcale nie wydawał się być ostrym jak żyleta, chociaż pewnie mocy miał nie mało. Zastanawiało go co znaczy, że zamieniają się w małpy i jak do tego dochodzi. Czy to jest jakaś technika i co wiąże się z przemianą w małpiszona? Miał ogromne pragnienie przekonania się co to znaczy, ale musi wpierw zająć się sytuacją na Konack. Wiele więcej się nie dowiedział niż to co powiedział mu wcześniej nameczanin o ciekawym planie. Obawiał się tego, że murzyn zobaczy w tym wszystkim podstęp i do czego wtedy dojdzie? Plan nameczanina mógł się wymieszać w pewnym punkcie i wejść na inną ścieżkę.
- Co się stanie, jeżeli murzyn rozpozna w tym podstęp,
W Twoich planach nie nastąpi postęp.
Powiedzmy, że fałszywą głowę on rozpozna,
Dojdzie do walki między nami,
Będziesz mieć Rikimaru z rożna,
a potem do walki między panami.
Chyba jasno przedstawił sprawę, a w słowach również określił strawę. Jak na człowieka po walce przystało, trochę mu żołądka przyrastało. Mimo braku bólu na ciele, musiał zjeść czegoś wiele.
Ale co ma teraz myśleć o posiłku, skoro być może nie dojdzie do wysiłku. Niech nameczanin przemyśli to sprawnie, żeby Rikimaru mógł działać jawnie.
- Przyłączę się do planu Twojego,
ale co wyniknie z tego dobrego.
Jeżeli dojdzie do przedstawionej przeze mnie sytuacji,
kogo mam wtedy słuchać racji?
Odpowiedź nie była do jasna do końca, ponieważ nie wie kogo on będzie obrońca. Czy to nie jest przypadkiem jakiś test, czy warte sprawdzenia tego jego życie jest?
Zaczął się zastanawiać czy nie pożałuje tej decyzji i nie powinien zabić nameczanina przy okazji i sam spróbować obmyślić odpowiedni plan. Jednak przypomniał sobie o ich sztuczkach i magii, które go blokowały tak dobrze, że nie był w stanie wykonać nawet ruchu mimo tego, że byli oni prawdopodobnie od niego słabsi. Cholerna magia... Myślałem, że chociaż coś tak idiotycznego nie istnieje, a tu ciągle ktoś stosuje na mnie jakieś g***o. Pieprzona planeta.
- Co się stanie, jeżeli murzyn rozpozna w tym podstęp,
W Twoich planach nie nastąpi postęp.
Powiedzmy, że fałszywą głowę on rozpozna,
Dojdzie do walki między nami,
Będziesz mieć Rikimaru z rożna,
a potem do walki między panami.
Chyba jasno przedstawił sprawę, a w słowach również określił strawę. Jak na człowieka po walce przystało, trochę mu żołądka przyrastało. Mimo braku bólu na ciele, musiał zjeść czegoś wiele.
Ale co ma teraz myśleć o posiłku, skoro być może nie dojdzie do wysiłku. Niech nameczanin przemyśli to sprawnie, żeby Rikimaru mógł działać jawnie.
- Przyłączę się do planu Twojego,
ale co wyniknie z tego dobrego.
Jeżeli dojdzie do przedstawionej przeze mnie sytuacji,
kogo mam wtedy słuchać racji?
Odpowiedź nie była do jasna do końca, ponieważ nie wie kogo on będzie obrońca. Czy to nie jest przypadkiem jakiś test, czy warte sprawdzenia tego jego życie jest?
Zaczął się zastanawiać czy nie pożałuje tej decyzji i nie powinien zabić nameczanina przy okazji i sam spróbować obmyślić odpowiedni plan. Jednak przypomniał sobie o ich sztuczkach i magii, które go blokowały tak dobrze, że nie był w stanie wykonać nawet ruchu mimo tego, że byli oni prawdopodobnie od niego słabsi. Cholerna magia... Myślałem, że chociaż coś tak idiotycznego nie istnieje, a tu ciągle ktoś stosuje na mnie jakieś g***o. Pieprzona planeta.
Re: Pole Bitwy
Wto Mar 04, 2014 8:31 pm
Nameczanin wsłuchał się w słowa ziemianina. Miał on sporo racji, ale Zielony był bardzo pewien swego. Jego magia była potężna, przechytrzył w swoim życiu nie jednego wojownika uważanego za niepokonanego. Tamtego dnia, tylko przypadek spowodował, że czarny wygrał walkę... To jednak nie było teraz najważniejsze.
-Uspokój się, na nic się zdadzą Twoje obawy
ta głowa jest idealna, to przez lata wprawy
Czarny nie ma szans, aby tę głowę rozpoznać
a co za tym idzie, naszego plany powstrzymać
Jednak, jeśli się boisz, pomogę Ci trochę
stworzę klona i dam Ci, jako eskortę
Przed rozmową się schowa, będzie nie do wykrycia
potem musisz rozmawiać, nie daj wykryć w sobie spięcia -powiedział Nameczanin i złożył ręce. Po chwili obok niego pojawił się klon. Był dosłownie identyczny. Wyszedł przed dom. Spojrzał na Rikimaru. Czy tym razem pójdzie za nim?
OOC:
Sorki za zwłokę.
-Uspokój się, na nic się zdadzą Twoje obawy
ta głowa jest idealna, to przez lata wprawy
Czarny nie ma szans, aby tę głowę rozpoznać
a co za tym idzie, naszego plany powstrzymać
Jednak, jeśli się boisz, pomogę Ci trochę
stworzę klona i dam Ci, jako eskortę
Przed rozmową się schowa, będzie nie do wykrycia
potem musisz rozmawiać, nie daj wykryć w sobie spięcia -powiedział Nameczanin i złożył ręce. Po chwili obok niego pojawił się klon. Był dosłownie identyczny. Wyszedł przed dom. Spojrzał na Rikimaru. Czy tym razem pójdzie za nim?
OOC:
Sorki za zwłokę.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Sob Mar 08, 2014 7:54 pm
Rikimaru spojrzał z zaskoczeniem na technikę, którą wykonał nameczanin składając ręce. Wydawało mu się, że jego moc się zachwiała, urosła, podzieliła na pół, a potem znów niemal zanikła. Skinął głową i odwrócił się. Podszedł do wyjścia, przystanął w progu i lekko głowę odwrócił.
- Jeżeli mnie oszukasz nameczaninie,
z pewnością z mych rąk nie jeden Twój zginie.
Nie boję się śmierci drogi kolego,
bo wzmocnili czarami me ego.
Wykonam jak ustaliliśmy to zadanko,
a teraz odlecę, więc na drogę uszanowanko.
Wow. Nameczański klon wyglądał jak prawdziwy, a jego styl był zaprawdę urodziwy. Wyczulił zmysły i spojrzał do góry, zobaczył wtedy że coś tnie chmury. Niewielka moc w kapsułach dwóch, chyba ktoś jeszcze wykonał ruch. Takie same statki Frost używał, ale również June i Reito taki statek skrywał. Demon lub saiyan być może leci, a może to również changelingowe dzieci. Nie miał teraz głowy do tego, bo dzierżył głowę w ręce dla czarnego. Pomysł nie był głupi, ale miał pewien mankament, bo bez skoków mocy to żaden fundament. Zrobił więc trochę na miejscu hałasu i zwiększył swą moc na chwilę czasu. Zaczął rzucać ki blastami w skały i w horyzont, a niech to wygląda jak wojny front. Huki, rozbłyski i skoki mocy, strzelał jak głupi dzieciak z procy. Żeby czarny oszustwa nie wykrył, trochę swą twarz krwią przykrył. Zrobił to niezwykle pomysłowo, uderzając w ścianę głową. Lekkie rozcięcia na rękach zostawi, duch walki w tym obrazie niech się objawi.
Teraz mógł realizować plan zielonego osobnika. Widać, że klon w nic nie wnika. Wystrzelił prosto do miejsca pobytu swojego zwierzchnika, a klon sobie za nim pomyka. Będąc już blisko trochę zwolnił i wskazał ręką klonowi na wzgórza, zielony zleciał i Rikimaru pomknął jak burza. Dwa kilometry dalej było to miasto zniszczone, a czarny tam stał i miał mięśnie znudzone. Głowę trzymał za nameka czułki, a teraz musiał odprawić aktorstwo z najwyższej półki.
Co przyszłość przyniesie, czas pokaże, albo go czarny rozniesie, albo dalej coś rozkaże.
Jeżeli czarnuch po głowie uwierzy, to z jego rozkazem ścięcia głowy się zmierzy. Poleci wtedy z powrotem do nameka i zostanie ścięta kolejna głowa przez człowieka. Jednej rzeczy ustalić zapomniał, że powinni się w innym miejscu zobaczyć, żeby czarny nie oprzytomniał. Planu miał nie odhaczyć. O tym pomyśli za jakiś czas, niech się wpierw odezwie ten czarny ku***.
OoC:
Spoko. Ja też mam mało czasu i możliwe, że w najbliższym czasie dam radę odpisać dopiero w piątek za tydzień. BTW. Technika nameczanina to multi form? xD
- Jeżeli mnie oszukasz nameczaninie,
z pewnością z mych rąk nie jeden Twój zginie.
Nie boję się śmierci drogi kolego,
bo wzmocnili czarami me ego.
Wykonam jak ustaliliśmy to zadanko,
a teraz odlecę, więc na drogę uszanowanko.
Wow. Nameczański klon wyglądał jak prawdziwy, a jego styl był zaprawdę urodziwy. Wyczulił zmysły i spojrzał do góry, zobaczył wtedy że coś tnie chmury. Niewielka moc w kapsułach dwóch, chyba ktoś jeszcze wykonał ruch. Takie same statki Frost używał, ale również June i Reito taki statek skrywał. Demon lub saiyan być może leci, a może to również changelingowe dzieci. Nie miał teraz głowy do tego, bo dzierżył głowę w ręce dla czarnego. Pomysł nie był głupi, ale miał pewien mankament, bo bez skoków mocy to żaden fundament. Zrobił więc trochę na miejscu hałasu i zwiększył swą moc na chwilę czasu. Zaczął rzucać ki blastami w skały i w horyzont, a niech to wygląda jak wojny front. Huki, rozbłyski i skoki mocy, strzelał jak głupi dzieciak z procy. Żeby czarny oszustwa nie wykrył, trochę swą twarz krwią przykrył. Zrobił to niezwykle pomysłowo, uderzając w ścianę głową. Lekkie rozcięcia na rękach zostawi, duch walki w tym obrazie niech się objawi.
Teraz mógł realizować plan zielonego osobnika. Widać, że klon w nic nie wnika. Wystrzelił prosto do miejsca pobytu swojego zwierzchnika, a klon sobie za nim pomyka. Będąc już blisko trochę zwolnił i wskazał ręką klonowi na wzgórza, zielony zleciał i Rikimaru pomknął jak burza. Dwa kilometry dalej było to miasto zniszczone, a czarny tam stał i miał mięśnie znudzone. Głowę trzymał za nameka czułki, a teraz musiał odprawić aktorstwo z najwyższej półki.
Co przyszłość przyniesie, czas pokaże, albo go czarny rozniesie, albo dalej coś rozkaże.
Jeżeli czarnuch po głowie uwierzy, to z jego rozkazem ścięcia głowy się zmierzy. Poleci wtedy z powrotem do nameka i zostanie ścięta kolejna głowa przez człowieka. Jednej rzeczy ustalić zapomniał, że powinni się w innym miejscu zobaczyć, żeby czarny nie oprzytomniał. Planu miał nie odhaczyć. O tym pomyśli za jakiś czas, niech się wpierw odezwie ten czarny ku***.
OoC:
Spoko. Ja też mam mało czasu i możliwe, że w najbliższym czasie dam radę odpisać dopiero w piątek za tydzień. BTW. Technika nameczanina to multi form? xD
Re: Pole Bitwy
Sob Mar 15, 2014 6:12 pm
Czarny czekał. Zdawałby się mogło, że od odlotu Ziemianina, cały czas stał w tym samym miejscu, w tej samej pozie. Nic się nie zmieniło. Rikimaru wylądował. Czarny podszedł do niego. Wyrwał mu głowę z ręki.
-Heh. Nieźle -powiedział, uśmiechnął się, cisnął głowę w powietrze i przebił ją bardzo wąskim pociskiem ki. Głowa po chwili wybuchła rozsypując glinę i zieloną warstwę wierzchnią dokoła -te nameki, nawet wnętrza mają dziwne. No to, co? Pora na następne zadanie. Teraz dostaniesz samotnika. Za tamtym wzgórzem - wskazał za siebie palcem - teraz skup się. Od najwyższego punktu wzgórza lecisz dwa kilometry na zachód. Tam znajdziesz małe jeziorko. Idealnie na środku tego jeziora jest niewidoczna dla oka skrytka. Stań na środku, nie utoniesz, będziesz stał na wejściu. Połóż rękę i znajdź przycisk. Usłyszysz huk, jakby zewsząd. Na pięć sekund, dla naszego doktorka to idealny czas żeby zdążyć, otworzy się przejście pod wodospadem. Jak nie zdążysz to już tego dnia, drugi raz nie otworzysz przejścia? Tyle ode mnie dalej muszisz radzić sobie sam - powiedział i odwrócił się -bez pytań, do dzieła. -Powiedział spokojnie.
-Ziemianinie, jak wolisz? Teraz atakujemy czy najpierw lecisz zabić kolejnego? -Zapytał głos w głowie Rikimaru.
OOC:
Tak to multi form, a ta głowa to nameczańska materializacja
-Heh. Nieźle -powiedział, uśmiechnął się, cisnął głowę w powietrze i przebił ją bardzo wąskim pociskiem ki. Głowa po chwili wybuchła rozsypując glinę i zieloną warstwę wierzchnią dokoła -te nameki, nawet wnętrza mają dziwne. No to, co? Pora na następne zadanie. Teraz dostaniesz samotnika. Za tamtym wzgórzem - wskazał za siebie palcem - teraz skup się. Od najwyższego punktu wzgórza lecisz dwa kilometry na zachód. Tam znajdziesz małe jeziorko. Idealnie na środku tego jeziora jest niewidoczna dla oka skrytka. Stań na środku, nie utoniesz, będziesz stał na wejściu. Połóż rękę i znajdź przycisk. Usłyszysz huk, jakby zewsząd. Na pięć sekund, dla naszego doktorka to idealny czas żeby zdążyć, otworzy się przejście pod wodospadem. Jak nie zdążysz to już tego dnia, drugi raz nie otworzysz przejścia? Tyle ode mnie dalej muszisz radzić sobie sam - powiedział i odwrócił się -bez pytań, do dzieła. -Powiedział spokojnie.
-Ziemianinie, jak wolisz? Teraz atakujemy czy najpierw lecisz zabić kolejnego? -Zapytał głos w głowie Rikimaru.
OOC:
Tak to multi form, a ta głowa to nameczańska materializacja
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Nie Mar 16, 2014 3:36 pm
Rikimaru powędrował zmysłami za wskazaniami czarnego i wykrył jakieś KI, ale było raczej słabe lub ten ktoś starał się ukryć swoją moc. Gdyby nie wskazówki zwierzchnika to pewnie nigdy by nie trafił na osobnika, który tam się ukrył. Trochę dziwna sprawa, że ktoś się chowa w ten sposób. Być może nameczanin mu wyjaśni coś więcej na ten temat. Doktorek to dziwne określenie, ale to by wyjaśniało skomplikowany mechanizm. Nie spodziewa się, że jest to ktoś silny, ale może być niezwykle szybki. Pięć sekund ze środka jeziora do jakiegoś przejścia w wodospadzie nie mówi zbyt wiele. Wszystko zależy od wielkości jeziora, ale do tej pory nie widział ani jednego zbyt wielkiego, żeby miał nie zdążyć. Skinął głową po tym jak usłyszał wszystko, a po chwili odezwał się znajomy głos. Pytanie było oczywiste i również odpowiedź. Nie poznał wystarczająco przeciwnika, żeby miał go w tej chwili zniszczyć. Postanowił, że lepiej wykończą cele, a potem jego. Nie bardzo wiedział jak ma odpowiedzieć, ponieważ telepatia to nie była jego broszka. Szybka idea przemknęła przez myśli.
- Zabijanie mi się podoba. - Powiedział dwuznacznie, ponieważ pewnie takiej odpowiedzi oczekiwał czarnuch, a poza tym dał znak nameczaninowi, o ile go słyszał, że poleci wykończyć cel.
Skupił się mocniej i zwiększył swoją moc dzięki aurze szybkości. Wystrzelił niczym rakieta zostawiając za sobą jedynie smugę. Po drodze do jeziora wyczuł jakąś grupkę osób, aż nagle zauważył paru Konacków. Jego brak zahamowań zadziałał wbrew jego woli i wystrzelił jednego ki-blasta zabijając trójkę i poważnie raniąc dwóch pozostałych. Dopiero po paru sekundach zdał sobie sprawę co zrobił, ale nie było możliwości cofnięcia tego. Jezioro było bardzo spokojne i nie takie duże, więc powinien sobie poradzić. Unosił się tak na skraju czekając na nameczanina. Liczył, że pojawi się i przeanalizuje z nim sytuacji i ustali co dalej. Te parę minut przeznaczy na uspokojenie tych porąbanych myśli. Miał ochotę dalej zabijać i był pewien, że to wina tej magii, która nie tylko zwolniła blokady bólu, ale i te związane z zabijaniem. Mógł mieć jedynie nadzieję, że nie natrafi na Syy i Deigra, którzy ukryli swoją energię. Na pewno udali się do stolicy, ale z takimi ranami podróż im trochę zajmie.
- Zabijanie mi się podoba. - Powiedział dwuznacznie, ponieważ pewnie takiej odpowiedzi oczekiwał czarnuch, a poza tym dał znak nameczaninowi, o ile go słyszał, że poleci wykończyć cel.
Skupił się mocniej i zwiększył swoją moc dzięki aurze szybkości. Wystrzelił niczym rakieta zostawiając za sobą jedynie smugę. Po drodze do jeziora wyczuł jakąś grupkę osób, aż nagle zauważył paru Konacków. Jego brak zahamowań zadziałał wbrew jego woli i wystrzelił jednego ki-blasta zabijając trójkę i poważnie raniąc dwóch pozostałych. Dopiero po paru sekundach zdał sobie sprawę co zrobił, ale nie było możliwości cofnięcia tego. Jezioro było bardzo spokojne i nie takie duże, więc powinien sobie poradzić. Unosił się tak na skraju czekając na nameczanina. Liczył, że pojawi się i przeanalizuje z nim sytuacji i ustali co dalej. Te parę minut przeznaczy na uspokojenie tych porąbanych myśli. Miał ochotę dalej zabijać i był pewien, że to wina tej magii, która nie tylko zwolniła blokady bólu, ale i te związane z zabijaniem. Mógł mieć jedynie nadzieję, że nie natrafi na Syy i Deigra, którzy ukryli swoją energię. Na pewno udali się do stolicy, ale z takimi ranami podróż im trochę zajmie.
Re: Pole Bitwy
Czw Mar 20, 2014 6:38 pm
Nameczanin zrozumiał to, co powiedział do niego ukradkiem Ziemianin. Na szczęście Czarny był zbyt rozkojarzony? Zbyt zmęczony? Zbyt podniecony? Nie wyczuł, że to podpucha, ani też nie wykrył energii Nameczanin. Chyba, że to podpucha...
Na miejscu Zielono skóry kolega, podleciał do Rikimaru. Stanął obok niego i popatrzał z góry na Niebieskowłosego.-Ten tutaj jest niebezpieczny -spojrzał na wodospad -nie znam jego imienia, ale znam niektóre jego zdolności. Nie ważne jak będziesz się starał, nie wyczujesz jego obecności, dopóki nie będziesz w odległości, może dziesięciu metrów od niego. -Rozejrzał się dokoła. Coś dziwnego stało się dokoła -dziwna sprawa... Jako klon nie rymuje i nic się nie dzieję?.. Nie ważne. Zrób to, co Ci powiedział czarny, a ja w tym czasie zadbam o to, abyś i Ty był dla niego niewyczuwalny. Schowam się gdzieś w pobliżu a Ty, leć i szybko się go pozbądź. -Powiedział Nameczanin, wystrzelił z ziemi i schował się gdzieś między skałami. Zaczął na dystans maskować energię Rikimaru.
Na miejscu Zielono skóry kolega, podleciał do Rikimaru. Stanął obok niego i popatrzał z góry na Niebieskowłosego.-Ten tutaj jest niebezpieczny -spojrzał na wodospad -nie znam jego imienia, ale znam niektóre jego zdolności. Nie ważne jak będziesz się starał, nie wyczujesz jego obecności, dopóki nie będziesz w odległości, może dziesięciu metrów od niego. -Rozejrzał się dokoła. Coś dziwnego stało się dokoła -dziwna sprawa... Jako klon nie rymuje i nic się nie dzieję?.. Nie ważne. Zrób to, co Ci powiedział czarny, a ja w tym czasie zadbam o to, abyś i Ty był dla niego niewyczuwalny. Schowam się gdzieś w pobliżu a Ty, leć i szybko się go pozbądź. -Powiedział Nameczanin, wystrzelił z ziemi i schował się gdzieś między skałami. Zaczął na dystans maskować energię Rikimaru.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pole Bitwy
Sob Mar 22, 2014 7:47 pm
Całe to zadanie robiło się coraz dziwniejsze ze względu na przeciwników z jakimi przychodziło mu się mierzyć. Nameczański wojownik-klon zaczął się zachowywać inaczej, ale może to wynikało właśnie z tego, że był klonem, ale czujność Rikimaru nie mogła spaść w tej chwili. Szczególnie, że obawiał się pewnej rzeczy. Mianowicie takiej, że czarny wie o czym ziemianin myśli i co robi oraz z kim w danej chwili. Bez wątpienia gra w której się znalazł jest niebezpieczna, ale cokolwiek będzie się działo nie złamie go. Odkąd tylko zmienił się w to czym jest teraz czuje w sobie inną siłę, z której nie zdawał sobie wcześniej sprawy. Jest tym to czego pragnął od dawna, czyli dogonić mistrza. Genialny Żółw już mu zademonstrował ten pułap jakiś czas temu i dążył swym treningiem do tego. Bez wątpienia jako wcielenie demona musiał dostać inny motywator. Było nim zwiększenie mocy poprzez inne stworzenie, poprzez dziwną magię. Jest też pewien, że gdy będzie tego potrzebować to użyje od razu i zmiażdży wroga. Potężny demon jest w tej chwili nieszkodliwy, wie kto nim steruje oraz poznaje kolejnych współpracowników czarnego. Skinął głową po ostatnim słowie nameczanina, a następnie ruszył na środek jeziora. Były dwa miejsca które mogły być wejściem i będzie musiał podjąć szybką decyzję. Miał jednak całkiem inny pomysł w razie czego. Może to być ekstremalnie drastyczne, ale taki trening... Konack jest duża i wysadzenie części planety nie wyrządzi takich szkód. Co prawda zniknie spora powierzchnia, ale mieszkańcy planety nie mają tutaj żadnych strategicznych punktów, ani miast. Jedyne w tej części globu zostało doszczętnie zniszczone przez potwora. Uniósł się lekko do góry i podleciał powoli na środek jeziora, gdzie bez problemu znalazł punkt na którym pewnie stanął. Teraz musiał znaleźć przycisk, ale wystarczyło tylko chwilę powodzić wzrokiem po przeźroczystej platformie żeby zauważyć, że w pewnym miejscu woda jest ciemniejsza. Teraz mógł przejść do realizacji swojego pomysłu... Pojawiły się dwie dodatkowe ręce. Jego ciało spowiła pomarańczowa aura, czyli szybkość, wytrzymałość i energia były w tej chwili podkręcone maksymalnie.
- Kaaa...
OoC:
Trening Start
Shiyoken -300KI
Regen KI i HP full
- Kaaa...
OoC:
Trening Start
Shiyoken -300KI
Regen KI i HP full
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach