Przestrzeń powietrzna
+9
Khepri
NPC.
Rikimaru
Burzum
Red
Kanade
April
Reito
NPC
13 posters
Strona 1 z 2 • 1, 2
Przestrzeń powietrzna
Sob Cze 02, 2012 3:34 pm
First topic message reminder :
Po prostu przestrzeń powietrza. Chmury, samoloty, wędrujące ptaki i inne latające wynalazki. Nieostrożni mogą natrafić na lecący akurat w tym kierunku odrzutowiec, a zderzenie z nim niekoniecznie będzie należało do przyjemnych.
Po prostu przestrzeń powietrza. Chmury, samoloty, wędrujące ptaki i inne latające wynalazki. Nieostrożni mogą natrafić na lecący akurat w tym kierunku odrzutowiec, a zderzenie z nim niekoniecznie będzie należało do przyjemnych.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Przestrzeń powietrzna
Sro Wrz 25, 2013 10:42 am
Przez dłuższą chwilę krążył nad wodą śledząc uważnie wszystko wokół niego, ale mimo skupionej uwagi nie wyczuł dostatecznie szybko osób, które niemal na niego wpadły, a leciały tak szybko, że nie zdążył się im przyjrzeć. Dziewczyna i chłopak, byli znacznie potężniejsi od niego, ale lecieli w kierunku jak się domyślał potężnej mocy. Dziewczyna odwróciła się i rzuciła ki-blasta nie zwalniając wcale i lecąc wciąż w tym samym kierunku, tyle że tyłem. Ki-blast był duży i jego energia silna, ale skupiając swoją energię odbił go w kierunku wody. Gdyby nie nowa technika pewnie mocno by oberwał. Dziewczyna tylko lekko się uśmiechnęła i pomknęła dalej w kierunku morza. Nie mógł tak tego zostawić. Zaprowadzą go tam, czego szuka, a dodatkowo wyglądało to na wyzwanie z ich strony. Uruchomił aurę szybkości i pomknął za nimi. Lot był monotonny, a oni coraz bardziej się od niego oddalali, ale po paru kilometrach zderzania się z chmurami zauważył, że ich zaczyna doganiać, aż oni sami w końcu zwolnili i pomknęli gwałtownie w dół. Spojrzał w miejsce gdzie zmierzali. Malutka wyspa z niewielkim domkiem, a na plaży jakiś dziadek wygrzewający się na słońcu. Miał już ruszyć na dół, ale nagle jego ciało ogarnął niesamowity niepokój. Wyczuwał coś złego i dziwnego całkiem niedaleko. Obrócił głowę gwałtownie w kierunku północno-zachodnim. Bardzo wiele KI zanikało. Co chwila odczuwał takie dziwne niepokojące przebłyski, ale tam w tym miejscu znajdowała się grupa ludzi z dziwną aurą. Spojrzał na wyspę, później znów w tamtym kierunku. Miał rozterkę, ponieważ z jednej strony widmo spotkania niezwykle potężnego osobnika, którego energię czuł wcześniej, a z drugiej intrygująco negatywna aura kilkaset kilometrów od niego. "Tutaj nikt nie ginie, a poza tym poza tą Ki jest wiele innych silnych na planecie. Przynajmniej już wiem gdzie szukać."
Z podniesioną głową ruszył na zachód, a później skręcił na północ. Leciał bardzo szybko i bez chwili wytchnienia, aż w końcu znalazł się nad tym miejscem. To było ogromne miasto... South City, w którym był tylko raz, jak był mały.
z/t do Kame House, ale brak dostępu, wyczuł coś i leci tam... do South City
Z podniesioną głową ruszył na zachód, a później skręcił na północ. Leciał bardzo szybko i bez chwili wytchnienia, aż w końcu znalazł się nad tym miejscem. To było ogromne miasto... South City, w którym był tylko raz, jak był mały.
z/t do Kame House, ale brak dostępu, wyczuł coś i leci tam... do South City
Re: Przestrzeń powietrzna
Nie Sie 10, 2014 11:35 pm
Sprawy przybrały... Cokolwiek nieoczekiwany obrót. Po takim czasie takie rzeczy nie powinny mnie dziwić, w końcu widziałem już bardzo dużo, a o jeszcze większej liczbie rzeczy chociażby słyszałem. Nadal jednak zdarzało się, że coś mnie zaskakiwało. Tak jak to całe zamieszanie w Central City. I pomyśleć, że zaczęło się tak niewinnie, chciałem tylko pogadać z Kuro i wyjaśnić parę spraw. A tu nagle, niczym ten przysłowiowy Filip z konopii wyskoczył problem. Właściwością problemów jest to, że pojawiają się nagle, zwykle też w najgorszym momencie. Przede wszystkim jednak, zdarzają się, to ich najważniejsza cecha. Czy to urządnik, wojownik, włuczęga, bez znaczania, każdemu mogą się przytrafić. My, wojownicy, możemy się jednakowoż pochwalić... Raczej nietypowymi problemami. A na pewno większą ich różnorodnością. Niby to nic takiego, ktoś kogo dobrze znamy spotyka kogoś, kogo również znamy, ale wiemy, że może mieć niekoniecznie dobre intencje. Tak bywa. Ale fakt, że ten ktoś o możliwych złych zamiarach jest przedstawicielem inteligentnej rasy pozaziemskiej, wyglądem przypominającej jaszczurkę nieco to urozmaica. Podobnie jak to, że sytuacja ma miejsce wiele kilometrów dalej, a my o tym wiemy i to dzięki wyuczonej umiejętności. Taa...
Z drugiej strony zaś patrząc, z perspektywy większości ras w galaktyce to nic nadzwyczajnego, w końcu są one oswojone z istnieniem osób posługujących się Ki. Istnieją wśród nich zwykli ludzie, którzy nie umieją walczyć, dla nich takie sytuacje też są czymś niezwykłym, ale niewątpliwie czymś bliższym, niż dla przeciętnego Ziemianina. Ehh... Zawsze po takich akcjach musiałem przez przynajmniej godzinę o tym myśleć, łapałem się na tym cały czas, choć tyle przeszedłem. Chciałem się przyzwyczaić do tych wszystkich sytuacji, ale jakoś nie potrafiłem. Znacznie ułatwiło by mi to życie, zwłaszcza wtedy, miałem w końcu inne rzeczy na głowie. Jedną z mniej ważnych było utrzymywanie pułapu lotu, który przypadkiem obniżył się do wartości niebezpiecznych. A z tych bardziej ważnych, pilnowanie trasy lotu i, w miarę możliwości, szybkości.
Trochę zastanawiało mnie zachowanie April. Miała jakieś rodzinne porachunki? Na to wyglądało. Normalnie nikt o sprawach rodzinnych nie mówiłby w taki sposób, z taką... Niepewnością.
Nie była to moja sprawa, przyznaję, powiem nawet więcej, nie powinienem wściubiać nosa, a tym bardziej snuć przypuszczeń. Aczkolwiek, znów miałem jakieś złe przeczucia.
Nawet to co poczułem później wcale nie pomogło. April zdobyła wielką moc.
Moją uwagę przykuła inna energia, w innym miejscu, tam leciałem.
Zt -> Skalny Las
Z drugiej strony zaś patrząc, z perspektywy większości ras w galaktyce to nic nadzwyczajnego, w końcu są one oswojone z istnieniem osób posługujących się Ki. Istnieją wśród nich zwykli ludzie, którzy nie umieją walczyć, dla nich takie sytuacje też są czymś niezwykłym, ale niewątpliwie czymś bliższym, niż dla przeciętnego Ziemianina. Ehh... Zawsze po takich akcjach musiałem przez przynajmniej godzinę o tym myśleć, łapałem się na tym cały czas, choć tyle przeszedłem. Chciałem się przyzwyczaić do tych wszystkich sytuacji, ale jakoś nie potrafiłem. Znacznie ułatwiło by mi to życie, zwłaszcza wtedy, miałem w końcu inne rzeczy na głowie. Jedną z mniej ważnych było utrzymywanie pułapu lotu, który przypadkiem obniżył się do wartości niebezpiecznych. A z tych bardziej ważnych, pilnowanie trasy lotu i, w miarę możliwości, szybkości.
Trochę zastanawiało mnie zachowanie April. Miała jakieś rodzinne porachunki? Na to wyglądało. Normalnie nikt o sprawach rodzinnych nie mówiłby w taki sposób, z taką... Niepewnością.
Nie była to moja sprawa, przyznaję, powiem nawet więcej, nie powinienem wściubiać nosa, a tym bardziej snuć przypuszczeń. Aczkolwiek, znów miałem jakieś złe przeczucia.
Nawet to co poczułem później wcale nie pomogło. April zdobyła wielką moc.
Moją uwagę przykuła inna energia, w innym miejscu, tam leciałem.
Zt -> Skalny Las
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Przestrzeń powietrzna
Wto Sie 12, 2014 2:21 pm
Z terenu Pałacu Kamiego
Leciał przed siebie z coraz mniejszą werwą, a z coraz czarniejszym umysłem, duchem i sercem. Na nic przywoływał wspaniałe chwile spędzone z przyjaciółmi. Za nic też nie mógł z siebie wyrzucić wizji podsycających agresję w jego stanie zdrowotnym. Rana w klatce piersiowej ciekła obficie i nawet tamowanie przedramieniem nic nie dawało ulgi. Z mniejszą uwagą obserwował także otoczenie - był otumaniony magią Majin, którzy zaczęli wprowadzać procedury mające na celu wcielenie demona do swojej armii. Młodzieniec jeszcze walczył, ale nie było ucieczki od tego co zrobił - będąc trzeźwym na umyśle omal nie zabił wojownika. To nie jest godne zachowanie Obrońcy Ziemi, nawet jeśli z początku miał dobre zamiary, jakim było odbicie June z dzieckiem z rąk oprawcy i danie mu nauczki, by nie próbował powtórzyć wcielenia planu zabicia kogo popadnie.
W pobliżu była gęściejsza chmura, do której zbliżył się cichym lotem, na której położył się i podkulił nogi pod brzuch zamykając oczy i drżąc na ciele. Miał już dość bycia takim słabym psychicznie, chciałby nabrać takiej pewności na stałe jaką zademonstrował na początku walki z Rikimaru. Takim odważnym w każdej sytuacji jak Vivian. Tak oddany przyjaźni jak April. Tak oddany sprawie i uparty w dążeniu do celu jak Kuro. Tak doświadczonym w boju jak Hikaru. Tak pogodnym na duchu jak Vernil. Tak żywiołowym i pełen zacięcia jak June. Tak pełen spokojnego i ciepłego ducha jak Kaede. Nic co w sobie miał nie pokrywało się z żadnym dobrodziejstwem przyjaciół. I co z tego, że poleciał najpierw uzdrowić Vivian, później uratować demonicę i Shigo, skoro co dobrze robi - wpada w kłopoty po uszy. Przydałby mu się lepszy nadzorca, lecz nie o to chyba chodziło. Powinien SAM wiedzieć, sam podejmować słuszne decyzje, sam rozróżniać dobro od zła i sam odpowiadać za swoje błędy!
Czyli... powinien być więc sam?
Pocił się jak w gorączce, bo w takowej się znajdował, lecz nie chciał otwierać oczu. Chmurka, w której się skrył, najpierw zszarzała, a później zupełnie sczerniała od energii demona. Poobijany i wijący się kurczowo na obłoku przypominał dziecko, któremu śnił się straszny koszmar, i który wiedział, że po pobudce będzie się źle dziać. Długi warkocz zwisał mu z chmurki i kołysał na boki od pędzącego wiatru. Tak bardzo przydałby mu się sen... tak bardzo...
Leciał przed siebie z coraz mniejszą werwą, a z coraz czarniejszym umysłem, duchem i sercem. Na nic przywoływał wspaniałe chwile spędzone z przyjaciółmi. Za nic też nie mógł z siebie wyrzucić wizji podsycających agresję w jego stanie zdrowotnym. Rana w klatce piersiowej ciekła obficie i nawet tamowanie przedramieniem nic nie dawało ulgi. Z mniejszą uwagą obserwował także otoczenie - był otumaniony magią Majin, którzy zaczęli wprowadzać procedury mające na celu wcielenie demona do swojej armii. Młodzieniec jeszcze walczył, ale nie było ucieczki od tego co zrobił - będąc trzeźwym na umyśle omal nie zabił wojownika. To nie jest godne zachowanie Obrońcy Ziemi, nawet jeśli z początku miał dobre zamiary, jakim było odbicie June z dzieckiem z rąk oprawcy i danie mu nauczki, by nie próbował powtórzyć wcielenia planu zabicia kogo popadnie.
W pobliżu była gęściejsza chmura, do której zbliżył się cichym lotem, na której położył się i podkulił nogi pod brzuch zamykając oczy i drżąc na ciele. Miał już dość bycia takim słabym psychicznie, chciałby nabrać takiej pewności na stałe jaką zademonstrował na początku walki z Rikimaru. Takim odważnym w każdej sytuacji jak Vivian. Tak oddany przyjaźni jak April. Tak oddany sprawie i uparty w dążeniu do celu jak Kuro. Tak doświadczonym w boju jak Hikaru. Tak pogodnym na duchu jak Vernil. Tak żywiołowym i pełen zacięcia jak June. Tak pełen spokojnego i ciepłego ducha jak Kaede. Nic co w sobie miał nie pokrywało się z żadnym dobrodziejstwem przyjaciół. I co z tego, że poleciał najpierw uzdrowić Vivian, później uratować demonicę i Shigo, skoro co dobrze robi - wpada w kłopoty po uszy. Przydałby mu się lepszy nadzorca, lecz nie o to chyba chodziło. Powinien SAM wiedzieć, sam podejmować słuszne decyzje, sam rozróżniać dobro od zła i sam odpowiadać za swoje błędy!
Czyli... powinien być więc sam?
Pocił się jak w gorączce, bo w takowej się znajdował, lecz nie chciał otwierać oczu. Chmurka, w której się skrył, najpierw zszarzała, a później zupełnie sczerniała od energii demona. Poobijany i wijący się kurczowo na obłoku przypominał dziecko, któremu śnił się straszny koszmar, i który wiedział, że po pobudce będzie się źle dziać. Długi warkocz zwisał mu z chmurki i kołysał na boki od pędzącego wiatru. Tak bardzo przydałby mu się sen... tak bardzo...
Re: Przestrzeń powietrzna
Sro Sie 13, 2014 2:11 pm
-Boże ale to fajne! -powiedział głośno lecąc po niebie i słuchając piosenki*. Nowa fryzura, nowe ciuchy, pieniądze w sakiewce w plecaku. Half radośnie przemierzał przestrzeń powietrzną latając bez celu. Lubił to robić, w ten sposób się odprężał. Wsłuchując się w nutki które delikatnie pieściły jego uszy, zamknął oczy i popadł w swoisty trans. Leciał wolno, nigdzie mu się nie spieszyło. To nie walka. To relaks...
Z zamkniętymi oczami łatwiej się skupić. Zaczął wyczuwać coś bardzo nieprzyjemnego. Trzy siły. Jedna bardzo potężna. Red.. Toczyli walkę. June? Był ktoś trzeci. Energia rudowłosej demonicy była bardzo słaba. Została pokonana? Jak to możliwe?! Walka skończyła się. Kolega w podróżach chyba wygrał. Lecieli gdzieś daleko. Half wciąż słuchając muzyki nieco przyspieszył. Nie mógł do nich lecieć, ich energię czuł bardzo, bardzo daleko i niewyraźnie.
Leciał i jakby usnął w powietrzu. Muzyka leciała, chłopak miał zamknięte oczy i spokojny oddech. Jego obawy co do bezpieczeństwa June i Reda odeszły. Przemyślał to na spokojnie. To chyba nie jest do końca możliwe, żeby tak potężne demony mogły zostać pokonane. Poczuł znajomą energię. Tak nagle, ni stąd ni z owąd. Zawrócił. Podniósł powieki i zaczął zniżać pułap lotu.
-RED!- krzyknął do siebie w myślach. Leżał jakby schowany w chmurce. Był dość daleko, dlatego Vernil przyspieszył używając białej aury. Był wysoko nad ziemią. Ludzie widzący z dołu przecinającego Halfa, mogli tylko zgadywać, czy to samolot pozostawia ten charakterystyczny, szybko znikający, ślad. No było to dość podejrzane, ale są rzeczy na tym świecie o którym się fizjologom nie śniło.
Red jakby leżał na chmurce. Nie panował nad energię, to przez to Vernil mógł go wyczuć. Obłok zrobił się czarny. Aura demona stawała się coraz większa. Half podleciał do kolegi.
-Jeden dzień, dwa wybuchy złości na mojej warcie. Nie ma co niezły wynik, phi... -pomyślał sobie.
-Red? Wszystko porządku?- w tym momencie zamarł. Red był ranny. Cholera! Czarnowłosy demon ma problemy z panowaniem nad sobą, co już udowodnił nie raz. A co się dzieje gdy jest zmęczony walką? Czoło Halfa zalało się zimnym potem. Najpierw zsunął swoje słuchawki, przez które wciąż leciała muzyka, na szyję a następnie, złożył ręce. Gdy energia Ki wypełniła jego dłonie, rozsunął je na szerokość swojego ciała.. Wąska wstęga energii łączyła teraz obie dłonie. Przyłożył je do rany w ciele demona..
-Red, tylko spokojnie pamiętaj! Jesteś w stanie oprzeć się swojemu złu! -powiedział ku pokrzepieniu serca kolegi. No nie ma co, mówca na poziomie klasa światowa.
-Co się do cholery stało? -mówił wpatrując się w twarz kolegi, a dłonie trzymając przy ranie. No cóż, to jego leczenie w porównaniu do regeneracji Reda jest co najmniej śmieszne, ale próbować trzeba. Czy ktoś byłby w stanie powstrzymać szał Czarnowłosego demona? Furia.. oj tak, to już nie raz towarzyszyło chłopakowi z Vegety. Toczył walki w amoku a później nie pamiętał nic a nic. Musiał nauczyć się nad tym panować. Red także musi.
OOC:
Leczenie fabularne. To są śmieszne cyfry, ale chodzi o motyw xd.
*Klimat musi być xd
Początek treningu.
Z zamkniętymi oczami łatwiej się skupić. Zaczął wyczuwać coś bardzo nieprzyjemnego. Trzy siły. Jedna bardzo potężna. Red.. Toczyli walkę. June? Był ktoś trzeci. Energia rudowłosej demonicy była bardzo słaba. Została pokonana? Jak to możliwe?! Walka skończyła się. Kolega w podróżach chyba wygrał. Lecieli gdzieś daleko. Half wciąż słuchając muzyki nieco przyspieszył. Nie mógł do nich lecieć, ich energię czuł bardzo, bardzo daleko i niewyraźnie.
Leciał i jakby usnął w powietrzu. Muzyka leciała, chłopak miał zamknięte oczy i spokojny oddech. Jego obawy co do bezpieczeństwa June i Reda odeszły. Przemyślał to na spokojnie. To chyba nie jest do końca możliwe, żeby tak potężne demony mogły zostać pokonane. Poczuł znajomą energię. Tak nagle, ni stąd ni z owąd. Zawrócił. Podniósł powieki i zaczął zniżać pułap lotu.
-RED!- krzyknął do siebie w myślach. Leżał jakby schowany w chmurce. Był dość daleko, dlatego Vernil przyspieszył używając białej aury. Był wysoko nad ziemią. Ludzie widzący z dołu przecinającego Halfa, mogli tylko zgadywać, czy to samolot pozostawia ten charakterystyczny, szybko znikający, ślad. No było to dość podejrzane, ale są rzeczy na tym świecie o którym się fizjologom nie śniło.
Red jakby leżał na chmurce. Nie panował nad energię, to przez to Vernil mógł go wyczuć. Obłok zrobił się czarny. Aura demona stawała się coraz większa. Half podleciał do kolegi.
-Jeden dzień, dwa wybuchy złości na mojej warcie. Nie ma co niezły wynik, phi... -pomyślał sobie.
-Red? Wszystko porządku?- w tym momencie zamarł. Red był ranny. Cholera! Czarnowłosy demon ma problemy z panowaniem nad sobą, co już udowodnił nie raz. A co się dzieje gdy jest zmęczony walką? Czoło Halfa zalało się zimnym potem. Najpierw zsunął swoje słuchawki, przez które wciąż leciała muzyka, na szyję a następnie, złożył ręce. Gdy energia Ki wypełniła jego dłonie, rozsunął je na szerokość swojego ciała.. Wąska wstęga energii łączyła teraz obie dłonie. Przyłożył je do rany w ciele demona..
-Red, tylko spokojnie pamiętaj! Jesteś w stanie oprzeć się swojemu złu! -powiedział ku pokrzepieniu serca kolegi. No nie ma co, mówca na poziomie klasa światowa.
-Co się do cholery stało? -mówił wpatrując się w twarz kolegi, a dłonie trzymając przy ranie. No cóż, to jego leczenie w porównaniu do regeneracji Reda jest co najmniej śmieszne, ale próbować trzeba. Czy ktoś byłby w stanie powstrzymać szał Czarnowłosego demona? Furia.. oj tak, to już nie raz towarzyszyło chłopakowi z Vegety. Toczył walki w amoku a później nie pamiętał nic a nic. Musiał nauczyć się nad tym panować. Red także musi.
OOC:
Leczenie fabularne. To są śmieszne cyfry, ale chodzi o motyw xd.
*Klimat musi być xd
Początek treningu.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Przestrzeń powietrzna
Sro Sie 13, 2014 4:03 pm
Fala gorąca i zimna zalewała demona nie dając mu spokoju. Coraz źle znosił kolejne minuty, a stan nie polepszał się. To nie był zdrowy sen, tylko koszmar. Ki szalała i przelewała się na otoczenie, które brudziło swoim mrokiem czyste powietrze. Na nieszczęście przykuła uwagę znajomego Reda, którego poznał na Vegecie, i który to musiał mieć pecha do zdarzeń, w jakie wpakowywał się na dzień dobry. Oczywiście miał bardzo dobre intencje, jego duch i pozytywna Ki przebijała się niczym sztylet w maśle wprost do dręczonego demona. Dotarł też do niego głos kolegi, który za wszelką cenę próbował uspokoić nieszczęśnika.
>Ve... Vernil?
Wyszeptał cicho mając zamknięte oczy, ale doskonale wyczuwał obecność HalfSaiyana tuż obok niego. Jego energia koiła ból na klatce piersiowej, na której goiła się potężna rana po ostatnim ataku Rikimaru. Ale... nie może tutaj być! Jak tylko padło pytanie z ust próbował cokolwiek powiedzieć. Miał trudności z oddychaniem, mętlik w głowie od szeptów, które aż nazbyt dobrze rozumiał - one nakłaniały demona do siania zła! Używały trafnych argumentów, żeby skusić Reda do współpracy. Bo przecież chciał być silny, pokazać każdemu swoją potęgę, aby nikt się z niego nie nabijał czy śmiał... już mniejsza, że po drodze zostawi spustoszenie. Młodzieniec ledwie znosił katusze zarówno psychiczne i fizyczne, aż przebiegł po nim kolejny impuls posłuszeństwa wobec Mrokowi zagarniającemu jego serce. Ki Vernila było zbyt słabe, ale na tyle silne, iż jeszcze mógł podjąć próbę nierównej walki. Sam przyczynił się do zwrócenia na siebie uwagę magię Majinów. Gdyby nie uniesienie się i brak rozsądku, to nie zmasakrowałby Rikimaru do pogruchotanych kości. A najgorsze, że ten wojownik mimo wszystko przeżył, przez co jego poświęcenie i podupadanie na dno moralności nie miało sensu, tylko pogrążył siebie jeszcze bardziej.
Otworzył nieśmiało powieki i gorączkowym, niewyraźnym spojrzeniem obdarzył kolegę, który tylko przez chwilę wyglądał tak jak powinien. Z Szatyna o brązowych oczach i w nowych wdziankach przepoczwarzał się w Rikimaru z wrednym uśmiechem. Iluzja Majin była zastraszająco potężna. Od razu zamknął ślepia i wcisnął głowę w ramiona z pulsującymi czarnymi żyłami. Miał sieczkę zamiast mózgu, ale jeszcze udało mu się wydukać:
>Coś mnie... atakuje... -zacisnął mocniej palce na skroniach puchnącego od bólu łba wijąc się w konwulsjach na chmurze- K-khy...! KHAAAAAA!
Krzyczał jak opętany, bo właściwie spowiła go energia Majinów od czubka głowy po palce u stóp. To było nieznośne uczucie, tak jakby ktoś chciał wejść w jego skórę nie dbając o środki. Podburzył jeszcze bardziej swoją aurę, żeby pozbyć się intruza ze swojego ciała, lecz ani drgnął. Nie odpuszczał. Czarne motyle zniszczyły obłok rozchodząc się na boki, a krzyk demona tylko przyspieszył proces, do tego stopnia, że po minucie opadła mu głowa na tors i przez kilka sekund nie było słychać niczego więcej jak normujący się oddech. Energia wokół demona różniła się od dotychczasowej i zdawać się mogło, że mroczne Ki napływało do młodzieńca ze wszystkich stron świata cieniutkimi nićmi podobnymi do pajęczyn. Ciężka aura otoczyła Reda i wpompowała w niego nowe, ciemne moce. Dlatego, kiedy Vernil mógł przyjrzeć się bliżej obliczu demona mógł dostrzec kilka zmian.
Litera M wija się na czole w taki sposób, że rubin znajdował się po środku. Grube, czarne obwódki wokół oczu bez źrenic mogły przerażać tych o słabszych nerwach. Pulsujące smoliste żyły doładowywały na bieżąco mięśnie, które zdawały się być gotowe do zadawania ciosów oponentom, mimo poprzedniego zmęczenia organizmu. Twarz demona nie wyrażała żadnej emocji, tylko takie jakby skupienie... jakby wsłuchiwał się w jakiś niesłyszalny na zewnątrz głos... szpiczaste uszy złapały przekaz, który był rozkazem do wykonania na miejscu przez omotanego Czarnowłosego.
Pozbyć się Vernila.
Od razu otworzył dłoń, by mogły rozrosnąć się pazury, następnie zjawił się tuż przed nosem pierwszego przeciwnika po przemianie i uderzył ze sporą mocą w tors wojownika posyłając go kilkadziesiąt metrów w dół. O tak, poczuł krew przyjaciela na swoich palcach, chciałby ją więcej przelać za pomocą swoich nowych sił. I nie tylko jego posokę...
Ooc: Majin?
Atak podstawowy w Vernila = 6022 dmg
>Ve... Vernil?
Wyszeptał cicho mając zamknięte oczy, ale doskonale wyczuwał obecność HalfSaiyana tuż obok niego. Jego energia koiła ból na klatce piersiowej, na której goiła się potężna rana po ostatnim ataku Rikimaru. Ale... nie może tutaj być! Jak tylko padło pytanie z ust próbował cokolwiek powiedzieć. Miał trudności z oddychaniem, mętlik w głowie od szeptów, które aż nazbyt dobrze rozumiał - one nakłaniały demona do siania zła! Używały trafnych argumentów, żeby skusić Reda do współpracy. Bo przecież chciał być silny, pokazać każdemu swoją potęgę, aby nikt się z niego nie nabijał czy śmiał... już mniejsza, że po drodze zostawi spustoszenie. Młodzieniec ledwie znosił katusze zarówno psychiczne i fizyczne, aż przebiegł po nim kolejny impuls posłuszeństwa wobec Mrokowi zagarniającemu jego serce. Ki Vernila było zbyt słabe, ale na tyle silne, iż jeszcze mógł podjąć próbę nierównej walki. Sam przyczynił się do zwrócenia na siebie uwagę magię Majinów. Gdyby nie uniesienie się i brak rozsądku, to nie zmasakrowałby Rikimaru do pogruchotanych kości. A najgorsze, że ten wojownik mimo wszystko przeżył, przez co jego poświęcenie i podupadanie na dno moralności nie miało sensu, tylko pogrążył siebie jeszcze bardziej.
Otworzył nieśmiało powieki i gorączkowym, niewyraźnym spojrzeniem obdarzył kolegę, który tylko przez chwilę wyglądał tak jak powinien. Z Szatyna o brązowych oczach i w nowych wdziankach przepoczwarzał się w Rikimaru z wrednym uśmiechem. Iluzja Majin była zastraszająco potężna. Od razu zamknął ślepia i wcisnął głowę w ramiona z pulsującymi czarnymi żyłami. Miał sieczkę zamiast mózgu, ale jeszcze udało mu się wydukać:
>Coś mnie... atakuje... -zacisnął mocniej palce na skroniach puchnącego od bólu łba wijąc się w konwulsjach na chmurze- K-khy...! KHAAAAAA!
Krzyczał jak opętany, bo właściwie spowiła go energia Majinów od czubka głowy po palce u stóp. To było nieznośne uczucie, tak jakby ktoś chciał wejść w jego skórę nie dbając o środki. Podburzył jeszcze bardziej swoją aurę, żeby pozbyć się intruza ze swojego ciała, lecz ani drgnął. Nie odpuszczał. Czarne motyle zniszczyły obłok rozchodząc się na boki, a krzyk demona tylko przyspieszył proces, do tego stopnia, że po minucie opadła mu głowa na tors i przez kilka sekund nie było słychać niczego więcej jak normujący się oddech. Energia wokół demona różniła się od dotychczasowej i zdawać się mogło, że mroczne Ki napływało do młodzieńca ze wszystkich stron świata cieniutkimi nićmi podobnymi do pajęczyn. Ciężka aura otoczyła Reda i wpompowała w niego nowe, ciemne moce. Dlatego, kiedy Vernil mógł przyjrzeć się bliżej obliczu demona mógł dostrzec kilka zmian.
Litera M wija się na czole w taki sposób, że rubin znajdował się po środku. Grube, czarne obwódki wokół oczu bez źrenic mogły przerażać tych o słabszych nerwach. Pulsujące smoliste żyły doładowywały na bieżąco mięśnie, które zdawały się być gotowe do zadawania ciosów oponentom, mimo poprzedniego zmęczenia organizmu. Twarz demona nie wyrażała żadnej emocji, tylko takie jakby skupienie... jakby wsłuchiwał się w jakiś niesłyszalny na zewnątrz głos... szpiczaste uszy złapały przekaz, który był rozkazem do wykonania na miejscu przez omotanego Czarnowłosego.
Pozbyć się Vernila.
Od razu otworzył dłoń, by mogły rozrosnąć się pazury, następnie zjawił się tuż przed nosem pierwszego przeciwnika po przemianie i uderzył ze sporą mocą w tors wojownika posyłając go kilkadziesiąt metrów w dół. O tak, poczuł krew przyjaciela na swoich palcach, chciałby ją więcej przelać za pomocą swoich nowych sił. I nie tylko jego posokę...
Ooc: Majin?
Atak podstawowy w Vernila = 6022 dmg
Re: Przestrzeń powietrzna
Czw Sie 14, 2014 11:15 pm
No cóż, chciał dobrze a wyszło jak zwykle... Red jakby na chwile sie uspokoił. Może chwila to za dużo powiedziane. Sekunda? Może nawet ciut mniej, ale spokojny był! Leczenie przynosiło skutki, ale szał demona był zbyt potężny. Nie panował nad sobą. Będąc w amoku uderzył Vernila. No, nie ma to tamto. Demon w pełni siły, może i w furii atakuje Saiyanina na podstawowej formie. Chłopak o brązowych oczach nie miał szans na obronę. Red uderzył tak mocno, że chłopak zaczął krwawić. Skoncentrował energię i uwolnił całą swoją siłę, aby zatrzymać się w powietrzu. Half chwycił się za pierś. Poczuł szkarłatną posokę która przebiła się przez jego koszulkę.
-No kurde, Red! Nowe ciuchy! Weź się ogarnij dobre? Bo będzie źle... -powiedział chłopak wpatrując się w koleg emm? Przeciwnika? Dobra nie ważne, ważne jest to, że czarnowłosy demon właśnie zaczął szarżować na Halfa. Chłopak zaczął cofać się. Skoncentrował się. Uwolnił sporo energii. Jego włosy podniosły się i stały się złote. Oczy zmieniły barwę na zieloną. Chłopak cofnął energię.
-Jak się nie uda to jestem w dupie! -powiedział głośno do siebie. Prawą rękę trzymał wzdłuż ciała. Zatoczył ją łuk. Na czubku dłoni widniały jakby granatowe kulki które pozostawiały za sobą smugę. Tak! Udało mu się zmaterializować Ki! Demon był coraz bliżej. Za pomocą telekinezy wyprostował metrowy pasek ki który był złączony z jego dłonią, a właściwie z opuszkami. Wciąż używając mentalnej techniki cisnął pasem w Reda. Ten zaczął się wydłużać. Leciał prosto na demona. W momencie zetknięcia się z jego ciałem, granatowy energetyczny pas zaczął oplatać przeciwnika? Kolegę? Aj! To nie jest teraz ważne! Pas wydłużał się a siłę na to brał z ciała chłopaka. Pięść Czarnowłosego, która chciała "pogłaskać" Vernila powoli się zatrzymywała. Nie był w stanie się ruszać. Ręce miał powiązane z klatką piersiową od frontu a od tyłu złączone razem. Nogi związane ze sobą od pięt po pośladki. Half cofnął rękę zrywając połączenie. Mimo to technika wciąż działała.
-Dobrze, że się udało.. a teraz, posmakuj potęgi Saiyanina któremu pobrudziło się koszulę! -powiedział chłopak i zrobił kilka kroków w tył. W sumie tylko je imitował bo był w powietrzu. Prawą rękę trzymał na wysokości klatki piersiowej ale wyprostowaną. Zaczął zbierać energię. Błękitny ki-blast. Podniósł go nad głowę. Zaczął zbierać coraz więcej energii ze swojego ciała. Kula rosła.. rosła... rosła...
Osiągnęła spore rozmiary
-Mam nadzieję, że i tym razem to przeżyjesz mój więźniu. -chłopak zamknął oczy i wyczuwał Ki. Cholera! To będzie za mało! Red rośnie w siłę, a chłopak? No okej walka za walką, trening za treningiem. Ale co tak na prawdę się zmienia? Na Vegecie ciągłe treningi. Trochę czasu minęło od kiedy opuścił swoją planetę. Najpierw dwa lata u Kaio. Później podróże z Redem. Namek, Ziemia. Podróże trwają i kształcą. Chłopak nauczył się wiele rzeczy. Na przykład jak fajna może być muzyka. Albo jak bardzo można się zdenerwował z powodu zniszczonej koszulki. Spojrzał na swoją klatkę piersiową. Krew wciąż wyciekała. Skoncentrował się bardziej.
-Muszę to zrobić! Szykuj się Red! -powiedział, chociaż w głębi wiedział, że jest zbyt słaby. Ta myśl nie dawała mu spokoju i co więcej, zakłócała koncentrację. Genki dama malała.
-Co to jest?! -powiedział do siebie patrząc w górę. Początkowo mały ki-blast, teraz ogromna kula czystej energii zaczęła maleć. Chłopak napiął wszystkie swoje mięśnie by zatrzymać postępujący proces. Udało mu się.
-Potrzebuje więcej!-krzyknął głośno. Tak, jakby takie krzyczenie coś pomagało. Nie jest już małym dzieckiem które płaczem wymusi na rodzicach kupienie nowej zabawki. Nie! Jest dumnym wojownikiem. Co by ojciec powiedział...
-Wstyd... -powiedział do siebie po cichu. Jedną ręką wsunął sobie słuchawki na uszy. Spojrzał na przeciwnika. Red był bliski przełamaniu więzów.
-Jak nie teraz to kiedy? Jak nie ja to kto? Nikogo tutaj nie ma. Tylko ja i Ty. Kolejny raz muszę Cię powstrzymywać moją ostateczną techniką- był smutny. Tylko to umiał. Gdyby nie poziom super saiyanina na którym cały czas był, byłby bezwartościowym śmieciem. Śmieciem rzucanym do przodu jako mięso armatnie. Coś w nim pękło. Zamknął oczy. Kula zaczęła rosnąć. Jego mięśnie powiększyły się! A to dopiero było dziwne. Od najmłodszych lat był szczupły, żeby nie powiedzieć szkieletowaty. U Kaio wytrenował to jako swoją zdolność. Wyglądał jak chuchro. A teraz? Jak solidnie napakowany wojownik. Na szczęście nie widział tego. Genki dama zaczęła rosnąć.
-Teraz! -powiedział i cisnął kulą w kolegę...
OOC:
No oberwałem..
Jednorazowy wskok na ASSJ jako swoisty wstęp na później.
Na ASSJ wystarcza mi Ki, żeby zbić Ci HP do 1 co też czynię.
Sam sobie zostawiam 1 KI jako, że prawie całą energię wrzuciłem w damę a, że ASSJ jest tylko chwilowe.
Ciąg dalszy treningu.
-No kurde, Red! Nowe ciuchy! Weź się ogarnij dobre? Bo będzie źle... -powiedział chłopak wpatrując się w koleg emm? Przeciwnika? Dobra nie ważne, ważne jest to, że czarnowłosy demon właśnie zaczął szarżować na Halfa. Chłopak zaczął cofać się. Skoncentrował się. Uwolnił sporo energii. Jego włosy podniosły się i stały się złote. Oczy zmieniły barwę na zieloną. Chłopak cofnął energię.
-Jak się nie uda to jestem w dupie! -powiedział głośno do siebie. Prawą rękę trzymał wzdłuż ciała. Zatoczył ją łuk. Na czubku dłoni widniały jakby granatowe kulki które pozostawiały za sobą smugę. Tak! Udało mu się zmaterializować Ki! Demon był coraz bliżej. Za pomocą telekinezy wyprostował metrowy pasek ki który był złączony z jego dłonią, a właściwie z opuszkami. Wciąż używając mentalnej techniki cisnął pasem w Reda. Ten zaczął się wydłużać. Leciał prosto na demona. W momencie zetknięcia się z jego ciałem, granatowy energetyczny pas zaczął oplatać przeciwnika? Kolegę? Aj! To nie jest teraz ważne! Pas wydłużał się a siłę na to brał z ciała chłopaka. Pięść Czarnowłosego, która chciała "pogłaskać" Vernila powoli się zatrzymywała. Nie był w stanie się ruszać. Ręce miał powiązane z klatką piersiową od frontu a od tyłu złączone razem. Nogi związane ze sobą od pięt po pośladki. Half cofnął rękę zrywając połączenie. Mimo to technika wciąż działała.
-Dobrze, że się udało.. a teraz, posmakuj potęgi Saiyanina któremu pobrudziło się koszulę! -powiedział chłopak i zrobił kilka kroków w tył. W sumie tylko je imitował bo był w powietrzu. Prawą rękę trzymał na wysokości klatki piersiowej ale wyprostowaną. Zaczął zbierać energię. Błękitny ki-blast. Podniósł go nad głowę. Zaczął zbierać coraz więcej energii ze swojego ciała. Kula rosła.. rosła... rosła...
Osiągnęła spore rozmiary
-Mam nadzieję, że i tym razem to przeżyjesz mój więźniu. -chłopak zamknął oczy i wyczuwał Ki. Cholera! To będzie za mało! Red rośnie w siłę, a chłopak? No okej walka za walką, trening za treningiem. Ale co tak na prawdę się zmienia? Na Vegecie ciągłe treningi. Trochę czasu minęło od kiedy opuścił swoją planetę. Najpierw dwa lata u Kaio. Później podróże z Redem. Namek, Ziemia. Podróże trwają i kształcą. Chłopak nauczył się wiele rzeczy. Na przykład jak fajna może być muzyka. Albo jak bardzo można się zdenerwował z powodu zniszczonej koszulki. Spojrzał na swoją klatkę piersiową. Krew wciąż wyciekała. Skoncentrował się bardziej.
-Muszę to zrobić! Szykuj się Red! -powiedział, chociaż w głębi wiedział, że jest zbyt słaby. Ta myśl nie dawała mu spokoju i co więcej, zakłócała koncentrację. Genki dama malała.
-Co to jest?! -powiedział do siebie patrząc w górę. Początkowo mały ki-blast, teraz ogromna kula czystej energii zaczęła maleć. Chłopak napiął wszystkie swoje mięśnie by zatrzymać postępujący proces. Udało mu się.
-Potrzebuje więcej!-krzyknął głośno. Tak, jakby takie krzyczenie coś pomagało. Nie jest już małym dzieckiem które płaczem wymusi na rodzicach kupienie nowej zabawki. Nie! Jest dumnym wojownikiem. Co by ojciec powiedział...
-Wstyd... -powiedział do siebie po cichu. Jedną ręką wsunął sobie słuchawki na uszy. Spojrzał na przeciwnika. Red był bliski przełamaniu więzów.
-Jak nie teraz to kiedy? Jak nie ja to kto? Nikogo tutaj nie ma. Tylko ja i Ty. Kolejny raz muszę Cię powstrzymywać moją ostateczną techniką- był smutny. Tylko to umiał. Gdyby nie poziom super saiyanina na którym cały czas był, byłby bezwartościowym śmieciem. Śmieciem rzucanym do przodu jako mięso armatnie. Coś w nim pękło. Zamknął oczy. Kula zaczęła rosnąć. Jego mięśnie powiększyły się! A to dopiero było dziwne. Od najmłodszych lat był szczupły, żeby nie powiedzieć szkieletowaty. U Kaio wytrenował to jako swoją zdolność. Wyglądał jak chuchro. A teraz? Jak solidnie napakowany wojownik. Na szczęście nie widział tego. Genki dama zaczęła rosnąć.
-Teraz! -powiedział i cisnął kulą w kolegę...
OOC:
No oberwałem..
Jednorazowy wskok na ASSJ jako swoisty wstęp na później.
Na ASSJ wystarcza mi Ki, żeby zbić Ci HP do 1 co też czynię.
Sam sobie zostawiam 1 KI jako, że prawie całą energię wrzuciłem w damę a, że ASSJ jest tylko chwilowe.
Ciąg dalszy treningu.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Przestrzeń powietrzna
Pią Sie 15, 2014 3:15 pm
Jak już raz poczuł gorącą ciecz na palcach, magia Majin nie odpuszczała. Za jej sprawą chciał więcej, i więcej, i więcej krwi! Dlatego dał się ponieść już któryś raz dzisiaj z rzędu i zaatakować ponownie. Na nieszczęście demona, niedoszła ofiara zdecydowała się skutecznie unieruchomić Reda dziwnymi więzami energetycznymi, w których był skrępowany i nie mógł drgnąć z miejsca. Wariował w pułapce, a i tak nie mógł wyzwolić się z niewoli. I tak, był teraz niewolnikiem, już nie tylko mentalnie lecz i fizycznie. Nic nie mógł zrobić ani na jednym, ani na drugim froncie.
Widział jak rodzi się Genki Dama z milionów drobinek będącymi Ki kolegi, i jak ta wielka kula pulsowała rosnąc w oczach. Chyba za bardzo zbagatelizował Halfa, którego masa ciała znacząco się podniosła w mięśniach. Już nie wyglądał tak skromnie - musiał solidnie się wściec za kilka szram na brzuchu, albo za koszulkę jak to określił. Red nie mógł wydostać się z więzów, chociaż szarpał się na potęgę na lewo i prawo. Warczał i szamotał się, lecz tylko lekko poluzował kajdany, a już było za późno. Genki Dama leciała wprost na niego i nic nie mógł zrobić. Był zbyt słaby, by jakkolwiek odparować. Kiedy tylko czysta energia zetknęła się z ciałem demona, ten zaczął przeraźliwie krzyczeć i wypluł kaskadę krwi. Czarnej jak wszystko, co tkwiło w Redzie. Tak strasznie zaczął się bać, że chyba po raz pierwszy dał upust przerażenia w krzyku - Genki Dama strasznie bolała i torturowała jego ciało. Właściwie zasłużył sobie na taki los - wszak tyle złego uczynił. To on krzywdził niewinnych, to on zabijał i mordował. A teraz to on...
...dematerializował się.
Każdy kawałek jego ciała czerniał i rozpuszczał się na motyle, które nie mogąc uciec z pola rażenia, także spaliły się żywcem. A było ich naprawdę sporo, i mimo to żaden nie przetrwał ów ataku ze strony Vernila. Chyba nie do końca zdawał sobie sprawę ze swojej siły i tego co może mocą z niebios uczynić. Nie było wielkiej eksplozji, to było coś jak spalenie żywcem i wygaśnięcie kuli dopóki miało się pewność, że z przeciwnika nic nie zostało. Już nie było różowych galaretek świadczącym o gumowatym przeciwniku, ani jego aury. Piękne wspomnienia z przyjaciółmi także obróciły się w nicość, wszystko co posiadał Red zostało starte na proch. I tylko jeden jedyny ślad po demonie, który równie szybko może ulec całkowitemu unicestwieniu, świadczył teraz, iż kiedykolwiek istniał ktoś taki jak Czarnowłosy.
Tym śladem w postaci przedmiotu był rubin z czoła młodzieńca.
Tylko on wysyłał słaby znak, że jeszcze Ki Reda przetrwało, lecz samego chłopaka nie było nigdzie widać. Nawet ów kamień nie był niezniszczalny - widać było na nim pęknięcie, tak że w każdej chwili mógł rozpaść się na kawałki. Trudno było powiedzieć czy to wina Majina, czy Genki Damy, czy obu tych czynników, lecz nawet ten rubin pulsował maluteńkim blaskiem jakby cierpiąc. Lewitacja szkarłatnego minerału również zakończyła się tak prędko jak wyłonił się z tumanu kurzu i ukazał oczom HalfSaiyana. Zaczął więc rubin opadać w dół pod wpływem siły grawitacji.
Ooc:
Zostało mi 1 HP życia, i jestem rubinem.
PL = 10
Widział jak rodzi się Genki Dama z milionów drobinek będącymi Ki kolegi, i jak ta wielka kula pulsowała rosnąc w oczach. Chyba za bardzo zbagatelizował Halfa, którego masa ciała znacząco się podniosła w mięśniach. Już nie wyglądał tak skromnie - musiał solidnie się wściec za kilka szram na brzuchu, albo za koszulkę jak to określił. Red nie mógł wydostać się z więzów, chociaż szarpał się na potęgę na lewo i prawo. Warczał i szamotał się, lecz tylko lekko poluzował kajdany, a już było za późno. Genki Dama leciała wprost na niego i nic nie mógł zrobić. Był zbyt słaby, by jakkolwiek odparować. Kiedy tylko czysta energia zetknęła się z ciałem demona, ten zaczął przeraźliwie krzyczeć i wypluł kaskadę krwi. Czarnej jak wszystko, co tkwiło w Redzie. Tak strasznie zaczął się bać, że chyba po raz pierwszy dał upust przerażenia w krzyku - Genki Dama strasznie bolała i torturowała jego ciało. Właściwie zasłużył sobie na taki los - wszak tyle złego uczynił. To on krzywdził niewinnych, to on zabijał i mordował. A teraz to on...
...dematerializował się.
Każdy kawałek jego ciała czerniał i rozpuszczał się na motyle, które nie mogąc uciec z pola rażenia, także spaliły się żywcem. A było ich naprawdę sporo, i mimo to żaden nie przetrwał ów ataku ze strony Vernila. Chyba nie do końca zdawał sobie sprawę ze swojej siły i tego co może mocą z niebios uczynić. Nie było wielkiej eksplozji, to było coś jak spalenie żywcem i wygaśnięcie kuli dopóki miało się pewność, że z przeciwnika nic nie zostało. Już nie było różowych galaretek świadczącym o gumowatym przeciwniku, ani jego aury. Piękne wspomnienia z przyjaciółmi także obróciły się w nicość, wszystko co posiadał Red zostało starte na proch. I tylko jeden jedyny ślad po demonie, który równie szybko może ulec całkowitemu unicestwieniu, świadczył teraz, iż kiedykolwiek istniał ktoś taki jak Czarnowłosy.
Tym śladem w postaci przedmiotu był rubin z czoła młodzieńca.
Tylko on wysyłał słaby znak, że jeszcze Ki Reda przetrwało, lecz samego chłopaka nie było nigdzie widać. Nawet ów kamień nie był niezniszczalny - widać było na nim pęknięcie, tak że w każdej chwili mógł rozpaść się na kawałki. Trudno było powiedzieć czy to wina Majina, czy Genki Damy, czy obu tych czynników, lecz nawet ten rubin pulsował maluteńkim blaskiem jakby cierpiąc. Lewitacja szkarłatnego minerału również zakończyła się tak prędko jak wyłonił się z tumanu kurzu i ukazał oczom HalfSaiyana. Zaczął więc rubin opadać w dół pod wpływem siły grawitacji.
Ooc:
Zostało mi 1 HP życia, i jestem rubinem.
PL = 10
Re: Przestrzeń powietrzna
Pią Sie 15, 2014 11:47 pm
W locie przeszedł w stan SSJ 2, pędził na złamanie karku. Chciał zdążyć nim half rzuci śmiercionośny atak. Red jest przyjacielem, nie można go tak od razu skreślać. Nie zdążył, był już niedaleko, kiedy okolicą wstrząsnął wybuch. Doleciawszy dostrzegł wykończonego Vernila . W locie złapał jeszcze rubin, który pozostał z Reda nim ten spadł na piach. Za to sam Kuro niczym basebolista dobiegający do bazy domowej zarył ciałem w ziemi. Nie wiedział co ma robić, jak ma uratować Reda, czy jeszcze demon żył. Trzymał kamień w dłoniach klęcząc i krzyczał do niego:
- Red jeśli tam jesteś i mnie słyszysz to wyłaź, bo inaczej April mnie zabije, a potem jakoś Ciebie wskrzesi i też zabije i będziesz bardziej martwy. Wiesz, że April będzie tęsknic i cierpieć i June także. Musisz oddać Shigo jego klocki i co ja powiem dzieciom w wiosce, będą płakać Reeeed! Czemu nie poprosiłeś o pomoc nim jeszcze nie było za późno, mówiłem Ci to do diabła na Vegecie.
Mówił niemal z rozpaczą w głosie. Nagle poczuł gorąco w ramieniu. Jego tatuaż z płonącym lisem zalśnił czerwienią i niby od niechcenie wyskoczył z niego maleńki pomarańczowy kształt przypominający liska. Wielkość miał może z dwóch palców. Spokojnie potruchtał sobie po ramieniu Kuro i przysiadł na nadgarstku, podrapał się za uchem tylną łapką. Chłopak tak się wystraszył, że upuścił kamień-Reda na ziemię. W następnej chwili lisek wskoczył w kamień. Była tam Ki Foxa, niewielka ale Kuro ją rozpoznał. Z tego co pamiętał to oba demony nie przepadały za sobą ale Fox był kiedyś pod wpływem shadowów, wiec może pomoże Redowi.
- Red jeśli tam jesteś i mnie słyszysz to wyłaź, bo inaczej April mnie zabije, a potem jakoś Ciebie wskrzesi i też zabije i będziesz bardziej martwy. Wiesz, że April będzie tęsknic i cierpieć i June także. Musisz oddać Shigo jego klocki i co ja powiem dzieciom w wiosce, będą płakać Reeeed! Czemu nie poprosiłeś o pomoc nim jeszcze nie było za późno, mówiłem Ci to do diabła na Vegecie.
Mówił niemal z rozpaczą w głosie. Nagle poczuł gorąco w ramieniu. Jego tatuaż z płonącym lisem zalśnił czerwienią i niby od niechcenie wyskoczył z niego maleńki pomarańczowy kształt przypominający liska. Wielkość miał może z dwóch palców. Spokojnie potruchtał sobie po ramieniu Kuro i przysiadł na nadgarstku, podrapał się za uchem tylną łapką. Chłopak tak się wystraszył, że upuścił kamień-Reda na ziemię. W następnej chwili lisek wskoczył w kamień. Była tam Ki Foxa, niewielka ale Kuro ją rozpoznał. Z tego co pamiętał to oba demony nie przepadały za sobą ale Fox był kiedyś pod wpływem shadowów, wiec może pomoże Redowi.
Re: Przestrzeń powietrzna
Nie Sie 17, 2014 3:36 pm
Atak powiódł się. Genki Dama uderzyła w Reda ale.. Była zbyt mocna. Nagły przyrost Ki. Jak to możliwe? Dlaczego atak w który mógł włożyć całą swoją energię był silniejszy niż normalnie. Coś się na chwilę stało. Jego siła wzrosła. Czy to przez poziom super saiyanina? Czy może być coś ponad nim?
Red został pokonany. Ten atak miał go tylko obezwładnić. Osłabić, tak by ten znów, tak samo jak na Vegecie. Rozpadł się, uratował od śmierci, poświęcił masę Ki. Coś poszło nie tak, coś cholera jasna poszło nie tak! Genki dama była zbyt silna i zabiła Reda. Zabił swojego partnera w podróżach a z czarnowłosego został tylko kamień. Czerwony kamień. Vernil zamarł w powietrzu. Nie ruszał się. Tylko lewitował z poważną miną. Panowała w nim burza myśli. Nie był nawet w stanie zatrzymać spadającego Redo-kamienia. Bardzo silna energia leciała w ich kierunku. Za nim ciągnął się długi ślad w kolorze jego aury. Mimo jego szybkiego lotu a co za tym idzie uwalnianiu dużej ilości energii, Vernil nie zwracał na niego uwagi. Stał. Stał i myślał. Nigdy nikogo nie zabił. Widział śmierć i to nie raz, ale sam nikogo nie wysłał na tamten świat. Aż do teraz. Kuro minął go nie zwracając na wyczerpanego Halfa uwagi. Tak jak Saiyanin tak i Vernil nie spojrzał na znajomego, tylko patrzył w lazur oceanu. Chciał od tego uciec. Włożył sobie słuchawki na uszy. Miał nadzieje, że muzyka zagłuszy jego nieme wołanie, aby Red wrócił. Stanął przed nim i coś powiedział. Jego ogon którym przeważnie wesoło merda, bezwładnie zwisał. Nie było mu do śmiechu...
-Co teraz.. Zabiłem. Zabiłem.. Zabiłem Reda. Muszę nauczyć się panować nad swoją energią, ale jak? Jak mam to zrobić? Myślałem, że to umiem, a wrzuciłem w Genki damę sto dziesięć procent swojej Ki. Jak to możliwe? Nie wybaczę sobie tego, że zabiłem Reda. Red... -myślał. Chłopak zamknął oczy. Po jego policzku spłynęła łza która wyleciała z prawego oka. Szybko ją starł, ale po podniesieniu powiek było widać, jego przeszklone gałki. Rozejrzał się dokoła. Zacisnął pięści. Widział jak Kuro trzyma w dłoni kamień. Widział, ale nic nie mówił. Nie reagował. Tylko lewitował, na resztkach sił i patrzył na dalszy rozwój wydarzeń.
OOC:
Koniec treningu.
Red został pokonany. Ten atak miał go tylko obezwładnić. Osłabić, tak by ten znów, tak samo jak na Vegecie. Rozpadł się, uratował od śmierci, poświęcił masę Ki. Coś poszło nie tak, coś cholera jasna poszło nie tak! Genki dama była zbyt silna i zabiła Reda. Zabił swojego partnera w podróżach a z czarnowłosego został tylko kamień. Czerwony kamień. Vernil zamarł w powietrzu. Nie ruszał się. Tylko lewitował z poważną miną. Panowała w nim burza myśli. Nie był nawet w stanie zatrzymać spadającego Redo-kamienia. Bardzo silna energia leciała w ich kierunku. Za nim ciągnął się długi ślad w kolorze jego aury. Mimo jego szybkiego lotu a co za tym idzie uwalnianiu dużej ilości energii, Vernil nie zwracał na niego uwagi. Stał. Stał i myślał. Nigdy nikogo nie zabił. Widział śmierć i to nie raz, ale sam nikogo nie wysłał na tamten świat. Aż do teraz. Kuro minął go nie zwracając na wyczerpanego Halfa uwagi. Tak jak Saiyanin tak i Vernil nie spojrzał na znajomego, tylko patrzył w lazur oceanu. Chciał od tego uciec. Włożył sobie słuchawki na uszy. Miał nadzieje, że muzyka zagłuszy jego nieme wołanie, aby Red wrócił. Stanął przed nim i coś powiedział. Jego ogon którym przeważnie wesoło merda, bezwładnie zwisał. Nie było mu do śmiechu...
-Co teraz.. Zabiłem. Zabiłem.. Zabiłem Reda. Muszę nauczyć się panować nad swoją energią, ale jak? Jak mam to zrobić? Myślałem, że to umiem, a wrzuciłem w Genki damę sto dziesięć procent swojej Ki. Jak to możliwe? Nie wybaczę sobie tego, że zabiłem Reda. Red... -myślał. Chłopak zamknął oczy. Po jego policzku spłynęła łza która wyleciała z prawego oka. Szybko ją starł, ale po podniesieniu powiek było widać, jego przeszklone gałki. Rozejrzał się dokoła. Zacisnął pięści. Widział jak Kuro trzyma w dłoni kamień. Widział, ale nic nie mówił. Nie reagował. Tylko lewitował, na resztkach sił i patrzył na dalszy rozwój wydarzeń.
OOC:
Koniec treningu.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Przestrzeń powietrzna
Nie Sie 17, 2014 7:31 pm
Rubin pulsował delikatnym blaskiem nawet wtedy, gdy znajdował się w miękkiej dłoni przyjaciela, który z desperacją złapał kamień tuż przed upadkiem. Tak bardzo pragnął czegoś, co będąc kimś do kości przesiąknięty złem rozbawiło, ale nie Reda. Tyle osób chciało jego egzystencji, tak wiele, że aż trudno było uwierzyć. Polubili tego łajdaka o słabej psychice, który wciąż myślał egoistycznie, a przynajmniej brał tylko swój punkt widzenia pod uwagę. Bo rzeczywiście – mógł nie ruszać się z pałacu, kiedy odstawił June z dzieckiem, lecz nie chciał nikogo narażać. Tja… jakby ta ucieczka wiele mu pomogła. Przez Reda Vernil zmuszony był do radykalnego działania mające na celu ukrócenie wpływu zła, przez niego Kuro porzucił swoją ukochaną i pieczę nad nią, by ratować ocalały kamyk z demona. Tak czynią przyjaciele, a tak naprawdę nie tylko ta dwójka zasługiwała na miano przyjaciela, lub przyjaciółki. April, Kaede, June, Vivian… nawet Hikaru zaczął go lepiej tolerować. Zdobył też kilka punkcików u maluszka Shigo, już nie wspominając o przyjacielu z innej planety – małym Nameczaninie, Yane. Każda osoba przyczyniła się do wzrostu jego pozytywnej części: stał się troskliwszy, pomocniejszy… właściwie tylko tyle, albo aż tyle.
Szkarłatny kryształ zdobiła rozrastająca się rysa, do której z impetem wskoczył ognisty lisek wyskakujący z nadgarstka właściciela. Blask wewnętrzny powiększał się z chwili na chwilę, ognista Ki kręciła się po zakamarkach, aż po kilku minutach ognik wyskoczył powrotem do Kuro, a rubin pękł na drobne drzazgi. Najwyraźniej udało mu się rozbudzić demona ukrywającego się w skrawku minerału leżącym na piasku. A tak naprawdę zrobił coś więcej, gdyż już po kilku sekundach blask rubinu wzmacniał się, aż z pękniętego kamienia wytrysnęła specyficzna aura Reda okalająca resztki rubinu w gęstym roju insektów. Szeleściły niesamowicie głośno i zbijały się w grupy kreując zarysy postaci demona. Z początku nie wyglądało to najlepiej – motyle były rozbiegane i mało zorganizowane, aż w końcu cząsteczki Ki odnalazły swoje zadania i skleiły się w jedność. Zniknęła czarna powłoczka odsłaniając prawie taki sam koloryt ciała demona. Prawie, gdyż skóra chłopaka była strasznie blada. A dlaczego? O tym poniżej.
Niebawem powieki otworzyły się połowicznie i Red utkwił tępy wzrok w niewyraźnej sylwetce Kuro nad sobą. Patrzył się wprost na niego, lecz nie widział go jednocześnie. Nie był świadomy co się z nim obecnie dzieje, tak jakby wciąż był w szkarłatnej skorupie, w jakiej skrył się przed światem. Nie wiedział też, że to za jego przyczyną wrócił do świata żywych będąc o włos od otchłani. W sensie - to jego energia sprawiła przebudzenie w młodzieńcu, jednak nie mógł skojarzyć Ki z osobą, która przy nim klękała. Red ciągle walczył o dominację nad ciałem i umysłem - odznaczało się to przez krople potu na całym ciele, rozpalone czoło od gorączki, impulsy od wzburzonej Ki trzepiące z niezwykłą mocą bezwładny organizm młodzieńca. Nie mógł poruszyć nawet palcem u ręki, z trudem rozchylił wargi, by zrobić miejsce dla zbyt dużych kłów nie mieszczących się w ustach. Nawet zdawało się, że nie oddychał, bo klatka piersiowa nie unosiła się od wymiany powietrza. Miał rozlazłe ciało, tak giętkie jak z gumy (w sumie to jedna z jego zdolności), że gdyby Kuro chwycił w ramiona demona zdawałoby się, że i tak zaraz wyślizgnąłby się z braku usztywnienia. W dodatku bił od niego chłód - pamiątka po spotkaniu z mroźnym Rikimaru i jego mroźnej aury. Tylko Ki ognistego lisa zdołało go nieco ogrzać od środka, nie wspominając o gorączce. I to dlatego był taki blady, miał strasznie lodowatą skórę.
W pobliżu odczuwał także moc Vernila - kolegę, który posłał w niego potężną Genki Damę. To było odważne posunięcie wymagające przełamania bariery, którą było atak na kogoś bliższego niż tylko znajomego z widzenia. Owszem, ich podróż kształciła, lecz także wzmacniała zaufanie, koleżeństwo krystalizowało się na wyższą wartość będącą przyjaźnią, a mimo wszystko Szatyn zdołał być ponad swoimi emocjami i zaatakował niezwykle potężną techniką demona w celu skrócenia jego męki. Musiał być to ogromnie traumatyczne przeżycie dla HalfSaiyanina, jednak może chociaż troszkę uspokoi się widząc Czarnowłosego złożonego jako-tako do całości. Wielce prawdopodobne jego atak spowodował wycofanie się mrocznych mocy z głównego frontu, tak więc Red dostał ostatnią możliwość bronienia się i jednocześnie atakowania od wewnątrz przeciwnika. Nieszczęście jednak wciąż tkwiło w tej zagubionej istocie leżącej na piasku pod nogami wojowników. Zimne dreszcze przebiegały po demonie próbującym przejąć kontrolę nad sobą, chociażby w takiej błahej rzeczy jak ogrzanie się, lecz magia Majin najwyraźniej lubiła dręczyć swoich podwładnych... a może sprowadzać na skraj desperacji, by wykorzystać każdą okazję do zaatakowania potencjalnego przeciwnika?
Niestety na czole Czarnowłosego tkwiła wciąż litera M świadcząca o tym, że zło nie odpuszczało. Prawdopodobnie przez to, że Red pragnął zemsty i pozbycie się zagrożenia w postaci Rikimaru raz a dobrze, nie bacząc na środki. Już go raz zgubiła ta postawa, lecz nie wybaczy wrogowi za narażenie na śmierć June, jej syna i grożenie Vivian śmiercią! Jeszcze do tego kiepski stan April (bo wtedy taki był – nie mógł zdecydować się komu najpierw pospieszyć z pomocą) podburzał w demonie spontaniczne, nie do końca przemyślane zachowania.
Ooc: Dam we spoiler, bo za dużo informacji
Szkarłatny kryształ zdobiła rozrastająca się rysa, do której z impetem wskoczył ognisty lisek wyskakujący z nadgarstka właściciela. Blask wewnętrzny powiększał się z chwili na chwilę, ognista Ki kręciła się po zakamarkach, aż po kilku minutach ognik wyskoczył powrotem do Kuro, a rubin pękł na drobne drzazgi. Najwyraźniej udało mu się rozbudzić demona ukrywającego się w skrawku minerału leżącym na piasku. A tak naprawdę zrobił coś więcej, gdyż już po kilku sekundach blask rubinu wzmacniał się, aż z pękniętego kamienia wytrysnęła specyficzna aura Reda okalająca resztki rubinu w gęstym roju insektów. Szeleściły niesamowicie głośno i zbijały się w grupy kreując zarysy postaci demona. Z początku nie wyglądało to najlepiej – motyle były rozbiegane i mało zorganizowane, aż w końcu cząsteczki Ki odnalazły swoje zadania i skleiły się w jedność. Zniknęła czarna powłoczka odsłaniając prawie taki sam koloryt ciała demona. Prawie, gdyż skóra chłopaka była strasznie blada. A dlaczego? O tym poniżej.
Niebawem powieki otworzyły się połowicznie i Red utkwił tępy wzrok w niewyraźnej sylwetce Kuro nad sobą. Patrzył się wprost na niego, lecz nie widział go jednocześnie. Nie był świadomy co się z nim obecnie dzieje, tak jakby wciąż był w szkarłatnej skorupie, w jakiej skrył się przed światem. Nie wiedział też, że to za jego przyczyną wrócił do świata żywych będąc o włos od otchłani. W sensie - to jego energia sprawiła przebudzenie w młodzieńcu, jednak nie mógł skojarzyć Ki z osobą, która przy nim klękała. Red ciągle walczył o dominację nad ciałem i umysłem - odznaczało się to przez krople potu na całym ciele, rozpalone czoło od gorączki, impulsy od wzburzonej Ki trzepiące z niezwykłą mocą bezwładny organizm młodzieńca. Nie mógł poruszyć nawet palcem u ręki, z trudem rozchylił wargi, by zrobić miejsce dla zbyt dużych kłów nie mieszczących się w ustach. Nawet zdawało się, że nie oddychał, bo klatka piersiowa nie unosiła się od wymiany powietrza. Miał rozlazłe ciało, tak giętkie jak z gumy (w sumie to jedna z jego zdolności), że gdyby Kuro chwycił w ramiona demona zdawałoby się, że i tak zaraz wyślizgnąłby się z braku usztywnienia. W dodatku bił od niego chłód - pamiątka po spotkaniu z mroźnym Rikimaru i jego mroźnej aury. Tylko Ki ognistego lisa zdołało go nieco ogrzać od środka, nie wspominając o gorączce. I to dlatego był taki blady, miał strasznie lodowatą skórę.
W pobliżu odczuwał także moc Vernila - kolegę, który posłał w niego potężną Genki Damę. To było odważne posunięcie wymagające przełamania bariery, którą było atak na kogoś bliższego niż tylko znajomego z widzenia. Owszem, ich podróż kształciła, lecz także wzmacniała zaufanie, koleżeństwo krystalizowało się na wyższą wartość będącą przyjaźnią, a mimo wszystko Szatyn zdołał być ponad swoimi emocjami i zaatakował niezwykle potężną techniką demona w celu skrócenia jego męki. Musiał być to ogromnie traumatyczne przeżycie dla HalfSaiyanina, jednak może chociaż troszkę uspokoi się widząc Czarnowłosego złożonego jako-tako do całości. Wielce prawdopodobne jego atak spowodował wycofanie się mrocznych mocy z głównego frontu, tak więc Red dostał ostatnią możliwość bronienia się i jednocześnie atakowania od wewnątrz przeciwnika. Nieszczęście jednak wciąż tkwiło w tej zagubionej istocie leżącej na piasku pod nogami wojowników. Zimne dreszcze przebiegały po demonie próbującym przejąć kontrolę nad sobą, chociażby w takiej błahej rzeczy jak ogrzanie się, lecz magia Majin najwyraźniej lubiła dręczyć swoich podwładnych... a może sprowadzać na skraj desperacji, by wykorzystać każdą okazję do zaatakowania potencjalnego przeciwnika?
Niestety na czole Czarnowłosego tkwiła wciąż litera M świadcząca o tym, że zło nie odpuszczało. Prawdopodobnie przez to, że Red pragnął zemsty i pozbycie się zagrożenia w postaci Rikimaru raz a dobrze, nie bacząc na środki. Już go raz zgubiła ta postawa, lecz nie wybaczy wrogowi za narażenie na śmierć June, jej syna i grożenie Vivian śmiercią! Jeszcze do tego kiepski stan April (bo wtedy taki był – nie mógł zdecydować się komu najpierw pospieszyć z pomocą) podburzał w demonie spontaniczne, nie do końca przemyślane zachowania.
Ooc: Dam we spoiler, bo za dużo informacji
- Spoiler:
- Liczę już statystyki jak na Majina, czyli to co miałam...
HP = 1
KI = (23097/10) * (10+2,5) = 28871
Reszta statystyk:
Power Level: 219280
Siła = 7828
Szybkość = 6900
Wytrzymałość = 7200
Energia: = 10650
Całościowe HP = 108000 oraz KI = 159750
A teraz do rzeczy:
Regeneration = 10800 HP za 21600 KI
+10% HP i KI regeneracji zwykłej, czyli ostatecznie:
HP = 10800 + 10800 = 21600
KI = 15975 + (28871 - 21600) = 23216
Re: Przestrzeń powietrzna
Wto Sie 19, 2014 10:54 pm
Dopiero, kiedy usłyszał słowa Vernila, do Kuro dotarła obecność halfa. Saiyan wstał i machnął na niego ręką.
- Zlatuj na dół nim spadniesz.
Kuro powrócił do swojego normalnego poziomu, wziął delikatnie w dłonie kamień- Reda i podeszli do pobliskich kamieni, aby na nich przysiąść. Vernil był wykończony po walce, a Kuro bolały wszystkie mięśnie po treningu.
- Teraz rozumiesz, czemu nie tryskałem szczęściem, kiedy każdy gratulował mi pokonania tsufula. Zabijanie nie jest takie proste jak może się zdawać, tym bardziej jeśli chodzi o kogoś znajomego. Red jeszcze żyje, czuć jego Ki w tym kamieniu, to twardy demon. Niestety nie mam pomysłu jak mu pomóc.
Chwilę później ognisty lisek wyskoczył z kryształu, otrząsnął się i rozpłynął, a kamień pękł. Saiyan zbladł ze strachu, że zabił Reda. Niby po kilku sekundach, które zdawały się wiecznością z pęknięcia wystrzeliła Ki Reda. Początkowo niespójna aura przybierała kształt typowych dla demona czarnych motyli, aby z wolna przeobrażać się w postać demona. Kuro złapał ciało nieprzytomnego. Red nie ruszał się ani nie oddychał, a Saiyan nie miał pojęcia jak reanimować gumowe ciało. Mimo wszystko dało się wyczuć przenikający demona dojmujący chłód. Uwadze chłopaka nie umknęła duża litera „M” na czole. To znacznie komplikowało sprawę, to była oznaka, że Majin nie opuścił ciała Reda. W związku z tym, nie można było zabrać demona do pałacu i pozostałych, aby mu pomóc. W razie co jedyną linią obrony był on i Hikaru. Niby w tej chwili Red nie stwarzał zagrożenia ale nigdy nie wiadomo, a jakby ten drugi Majin wyczuł Ki i tam także przyleciał. Niebezpieczeństwo mogło spaść na osłabione dziewczyny i samego Boga tej planety. Kolejnym problemem był brak wiedzy Kuro na temat magii Majin. Miał tylko jeden pomysł, utrzymać Reda przy życiu i liczyć na Hikaru lub rozwój wypadków.
Skoncentrował się i zaczął w dłoniach manipulować swoją Ki. W stronę Reda podreptały dwa wielkie srebrne wilki, położyły się po obu stronach demona i ułożyły łby na jego klatce piersiowej. Z wolna się zmniejszały oddając życiodajną energie. To samo tylko w mniejszej skali zrobił dla halfa. Malutkie szczenię wilka podskakując dobiegło do halfa i łasiło się do jego nogi kilka sekund aż znikło.
- W razie co musisz móc chociaż latać. Dwa lata pracowałem nad tą sztuczką. Fajne nie?
Kuro się nie przechwalał, trzeba było się czymś zająć, bo to napięcie i niepewność wykończy ich obu. Chciał pomóc obojgu ale musiał to czynić niezwykle ostrożnie.
OOC:
Koniec treningu.
Red dla Ciebie 1000 HP
Col dla Ciebie 200 KI
- dla mnie - 2 000 HP i - 400 KI
- Zlatuj na dół nim spadniesz.
Kuro powrócił do swojego normalnego poziomu, wziął delikatnie w dłonie kamień- Reda i podeszli do pobliskich kamieni, aby na nich przysiąść. Vernil był wykończony po walce, a Kuro bolały wszystkie mięśnie po treningu.
- Teraz rozumiesz, czemu nie tryskałem szczęściem, kiedy każdy gratulował mi pokonania tsufula. Zabijanie nie jest takie proste jak może się zdawać, tym bardziej jeśli chodzi o kogoś znajomego. Red jeszcze żyje, czuć jego Ki w tym kamieniu, to twardy demon. Niestety nie mam pomysłu jak mu pomóc.
Chwilę później ognisty lisek wyskoczył z kryształu, otrząsnął się i rozpłynął, a kamień pękł. Saiyan zbladł ze strachu, że zabił Reda. Niby po kilku sekundach, które zdawały się wiecznością z pęknięcia wystrzeliła Ki Reda. Początkowo niespójna aura przybierała kształt typowych dla demona czarnych motyli, aby z wolna przeobrażać się w postać demona. Kuro złapał ciało nieprzytomnego. Red nie ruszał się ani nie oddychał, a Saiyan nie miał pojęcia jak reanimować gumowe ciało. Mimo wszystko dało się wyczuć przenikający demona dojmujący chłód. Uwadze chłopaka nie umknęła duża litera „M” na czole. To znacznie komplikowało sprawę, to była oznaka, że Majin nie opuścił ciała Reda. W związku z tym, nie można było zabrać demona do pałacu i pozostałych, aby mu pomóc. W razie co jedyną linią obrony był on i Hikaru. Niby w tej chwili Red nie stwarzał zagrożenia ale nigdy nie wiadomo, a jakby ten drugi Majin wyczuł Ki i tam także przyleciał. Niebezpieczeństwo mogło spaść na osłabione dziewczyny i samego Boga tej planety. Kolejnym problemem był brak wiedzy Kuro na temat magii Majin. Miał tylko jeden pomysł, utrzymać Reda przy życiu i liczyć na Hikaru lub rozwój wypadków.
Skoncentrował się i zaczął w dłoniach manipulować swoją Ki. W stronę Reda podreptały dwa wielkie srebrne wilki, położyły się po obu stronach demona i ułożyły łby na jego klatce piersiowej. Z wolna się zmniejszały oddając życiodajną energie. To samo tylko w mniejszej skali zrobił dla halfa. Malutkie szczenię wilka podskakując dobiegło do halfa i łasiło się do jego nogi kilka sekund aż znikło.
- W razie co musisz móc chociaż latać. Dwa lata pracowałem nad tą sztuczką. Fajne nie?
Kuro się nie przechwalał, trzeba było się czymś zająć, bo to napięcie i niepewność wykończy ich obu. Chciał pomóc obojgu ale musiał to czynić niezwykle ostrożnie.
OOC:
Koniec treningu.
Red dla Ciebie 1000 HP
Col dla Ciebie 200 KI
- dla mnie - 2 000 HP i - 400 KI
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Przestrzeń powietrzna
Pią Sie 22, 2014 9:31 am
Nie docierały do niego słowa wypowiadane przez wojowników, był w stanie hibernacji, z której próbował się rozbudzić. Dwa wilki będące energią chłopaka April opatuliły demona i przekazywały życiodajną energię. I rzeczywiście poskutkowało - po może pięciu minutach bladość odpuszczała, cichy oddech zwiastował przywrócenie układu oddechowego do stanu używalności. Pierwsze, bezwiedne ruchy palcami szykowały organizm demona do odzyskania kontroli nad bezwładnym ciałem, a przynajmniej na te podstawowe czynności. Tak też się stało niebawem.
>Uhm...
Jęknął cichutko otwierając szerzej ślepia, wciąż nie mogąc dostrzec wyraźnych kontur otaczających go osób. Poprawił się koloryt skóry i podniosła się temperatura ciała, ale cóż z tego, skoro nie uwolnił się od magii Majin. Szepty w głowie narastały, dlatego zmarszczył lekko czoło i chwilę milczał. Próbował je zignorować, co kończyło się mocniejszym impulsem zmuszającym Reda do posłuszeństwa.
Ostrożnie zmienił pozycję z leżącej na siedzącą, chociaż wciąż musiał się podpierać rękoma wyprostowanymi w łokciach, które utrzymywały jego ciało od runięcia do przodu. Dyszał słyszalnie, kolejne krople słodkiego potu spływały z młodzieńca rosząc nieurodzajny grunt pod sobą. Aura demona przesiąknięta na wylot obcą magią na razie była spokojna. Najwyraźniej trwały negocjacje w jego umyśle. Podniósł wzrok z podłoża na Kuro i Vernila, już widział ich kontury, lecz wciąż za mało szczegółów, by być pewnym czy to faktycznie oni. Wyczuwanie energii szwankowało od niemiłosiernego bólu głowy, lecz poprzednie zdarzenia mógł skojarzyć właśnie z tymi postaciami. Musiał ufać swoim instynktom niżeli wysyłanym przez Majina, fałszywym informacjom, że są to dwie sylwetki Rikimaru. Zadrżało ciało demona od mocy prześladowcy, który za wszelką cenę chciał odebrać swój łup w osobie Czarnowłosego.
Wziął ciężki, głęboki oddech chcąc chociaż na moment być przy swoich zmysłach. I nie myśleć o sobie, że jest w sytuacji bez wyjścia. Inni muszą być zdrowi i niezawodni. On już zawiódł ich zaufanie po raz n-ty. Jako że nadal nie mógł nikogo wyczuć, nagle powiedział drżącym i przenikliwym głosem:
>Nie chcę tego robić... oni są po mojej stronie...
Pochwycił się rękoma za skronie i ściskał mocno puchnącą czaszkę od wybudzających się pokładach zła. Paliły się ślepia na równi z rubinami, a zęby zagryzł także mocno, żeby przemóc jakoś rozsadzający ból, kiedy działa wbrew woli Majina. Ki rosło w siłę, demon walczył wciąż, żeby nie zrobić krzywdy, nawet jeśli był osłabiony. Czas działał na niekorzyść Reda, wobec którego uzurpator pokazywał niepokojące fakty. Że i tak nie wygra z przeznaczeniem - był, jest i będzie zły, bo taka jest jego natura. Opór był więc zbędny, a to okazja do wzmocnienia się i utarcia nosa tym, którzy drwili z niego. Co prawda pierwszy mógł być Rikimaru, ale niekoniecznie na tym poprzestałby swoje działania. Bo po co miałby się hamować? Dla innych? Oni go już skreślili... tak podpowiadał chytrze Majin.
Ooc:
Regeneracja +10% HP i KI, prezent od Kuro
HP = 21600 + 10800 + 1000 = 33400
KI = 23216 + 15975 = 39191
>Uhm...
Jęknął cichutko otwierając szerzej ślepia, wciąż nie mogąc dostrzec wyraźnych kontur otaczających go osób. Poprawił się koloryt skóry i podniosła się temperatura ciała, ale cóż z tego, skoro nie uwolnił się od magii Majin. Szepty w głowie narastały, dlatego zmarszczył lekko czoło i chwilę milczał. Próbował je zignorować, co kończyło się mocniejszym impulsem zmuszającym Reda do posłuszeństwa.
Ostrożnie zmienił pozycję z leżącej na siedzącą, chociaż wciąż musiał się podpierać rękoma wyprostowanymi w łokciach, które utrzymywały jego ciało od runięcia do przodu. Dyszał słyszalnie, kolejne krople słodkiego potu spływały z młodzieńca rosząc nieurodzajny grunt pod sobą. Aura demona przesiąknięta na wylot obcą magią na razie była spokojna. Najwyraźniej trwały negocjacje w jego umyśle. Podniósł wzrok z podłoża na Kuro i Vernila, już widział ich kontury, lecz wciąż za mało szczegółów, by być pewnym czy to faktycznie oni. Wyczuwanie energii szwankowało od niemiłosiernego bólu głowy, lecz poprzednie zdarzenia mógł skojarzyć właśnie z tymi postaciami. Musiał ufać swoim instynktom niżeli wysyłanym przez Majina, fałszywym informacjom, że są to dwie sylwetki Rikimaru. Zadrżało ciało demona od mocy prześladowcy, który za wszelką cenę chciał odebrać swój łup w osobie Czarnowłosego.
Wziął ciężki, głęboki oddech chcąc chociaż na moment być przy swoich zmysłach. I nie myśleć o sobie, że jest w sytuacji bez wyjścia. Inni muszą być zdrowi i niezawodni. On już zawiódł ich zaufanie po raz n-ty. Jako że nadal nie mógł nikogo wyczuć, nagle powiedział drżącym i przenikliwym głosem:
>Nie chcę tego robić... oni są po mojej stronie...
Pochwycił się rękoma za skronie i ściskał mocno puchnącą czaszkę od wybudzających się pokładach zła. Paliły się ślepia na równi z rubinami, a zęby zagryzł także mocno, żeby przemóc jakoś rozsadzający ból, kiedy działa wbrew woli Majina. Ki rosło w siłę, demon walczył wciąż, żeby nie zrobić krzywdy, nawet jeśli był osłabiony. Czas działał na niekorzyść Reda, wobec którego uzurpator pokazywał niepokojące fakty. Że i tak nie wygra z przeznaczeniem - był, jest i będzie zły, bo taka jest jego natura. Opór był więc zbędny, a to okazja do wzmocnienia się i utarcia nosa tym, którzy drwili z niego. Co prawda pierwszy mógł być Rikimaru, ale niekoniecznie na tym poprzestałby swoje działania. Bo po co miałby się hamować? Dla innych? Oni go już skreślili... tak podpowiadał chytrze Majin.
Ooc:
Regeneracja +10% HP i KI, prezent od Kuro
HP = 21600 + 10800 + 1000 = 33400
KI = 23216 + 15975 = 39191
Re: Przestrzeń powietrzna
Pon Sie 25, 2014 7:01 pm
Energia Kuro pomogła, przynajmniej pobieżnie. Red otworzył oczy i usiadł, to już był dobry początek. Saiyan popatrzył demonowi w oczy ale chłopak sprawiał wrażenie totalnie nieobecnego. Wielkie „M” nadal było wyraźnie widoczne, a więc walka trwała. Już od kilku minut zabawiał się jakby można było pomóc i pozbyć się tej magii. Niezbyt wiele o niej wiedział ale wnioskował, że jest podobna do pasożytującego tsufula. Przyszło mu do głowy tylko jedno rozwiązanie. Cholernie szalone i ryzykowne, niemniej jakoś nie bał się spróbować. Przyklęknął przed Redem i dotknął jego czoła swoim, demon był rozpalony i spływały mu po głowie kropelki potu. Kuro wywnioskował, że walka z majinem trwa ale Red przyjaciel jest u kresu sił.
Skoncentrował się i skontaktował się z umysłem demona, miał trochę nadziei, że jakoś w ten sposób dotrze do siedzącego w nim majina.
- Red niedługo umrze, opuść to ciało, oferuje Ci swoje. Oferuję ci niezmierzoną potęgę siły Saiyan Chcę zabić króla Vegety, potrzebuję Twojej siły.
Kuro mówił to też nieco pod nosem, także i Vernil mógł usłyszeć. To był szalony plan, z drugiej strony faktycznie majin nie miał dużego wyboru jeśli chciał przeżyć. Vernil nie oferował takiej potęgi jak Kuro i dodatkowo po walce z Redem był w razie co łatwym przeciwnikiem.
Skoncentrował się i skontaktował się z umysłem demona, miał trochę nadziei, że jakoś w ten sposób dotrze do siedzącego w nim majina.
- Red niedługo umrze, opuść to ciało, oferuje Ci swoje. Oferuję ci niezmierzoną potęgę siły Saiyan Chcę zabić króla Vegety, potrzebuję Twojej siły.
Kuro mówił to też nieco pod nosem, także i Vernil mógł usłyszeć. To był szalony plan, z drugiej strony faktycznie majin nie miał dużego wyboru jeśli chciał przeżyć. Vernil nie oferował takiej potęgi jak Kuro i dodatkowo po walce z Redem był w razie co łatwym przeciwnikiem.
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Przestrzeń powietrzna
Wto Sie 26, 2014 8:47 pm
Pojawił się obok Reda i swego wnuka z miną... jak zwykle krzywą. Był zniesmaczony, że musiał interweniować. Pojawił się właściwie na wyciągnięcie ręki, tak więc po sekundzie jaka upłynęła na rekonesans, Hikaru wziął się do roboty. Kopnął swego sayańskiego wnuka w szczękę tak by odepchnąć go od Reda jednocześnie wyjmując jeden kryształ i płynnym ruchem kucając na jedno kolano przyłożył go do eMki na czole demona.
- Zostaniesz w tym krysztale póki nie ogarniesz się. Potem wyjdziesz... z resztą wiesz jak to działa. To nie jest Twój pierwszy raz. Tym razem posiedzisz tak długo póki nie wyzbędziesz się majina na stałe. powiedział na głos i w tym właśnie momencie zielonkawy kryształ o kształcie wyszlifowanego, płaskiego, kilkucentymetrowego kamienia drogocennego zmienił kolor na czarny i zaczął wchłaniać całego demona. Ten zamienił się w czarną mgłę wsysaną w kryształ aż do cna. Trwało to chwilę, ale kryształ przyjął wszystko stając się prawie tak czarny jak węgiel wydobyty gdzieś z głębi Ziemi, jednak dalej miał delikatną aurę zieleni, ledwo zauważalną, jedynie oświetlony przez słońce, lub inne źródło światła. Mistic po tym wstał chowając kamień z Redem w pustą kieszeń. Tu będzie bezpieczny, nikt go nie będzie w stanie uwolnić, a nawet zabrać wojownikowi.
Podleciał do swojego wnuka nie zmieniając wyrazu twarzy. Ten jeszcze leżał w lekkim rozkroku podtrzymując się na łokciach przodem do dziadka. Z takiej perspektywy prawdopodobnie mina białowłosego wyglądała jeszcze gorzej i straszniej, z nutką ojcowskiej złości na dziecko, które mogło sobie coś zrobić robiąc coś głupiego lub zakazanego. Podniósł go telekinetycznie i mocno zdzielił w twarz otwartą dłonią, a dokładniej zewnętrzną jej częścią.
- Nigdy więcej nie rób takich rzeczy. Już ja wiem co chciałeś zrobić. Lekcje jakie Ci przekazałem o Greefisie niczego Cię nie nauczyły ? Magia majin to najgorsze gówno z jakim można mieć do czynienia. To nie wirus, którym można się zarazić, tym bardziej to nie symbiont, który przeskakuje z żywiciela. To chędożona magia!! Majin Reda nie przeszedłby na Ciebie, ale ktoś kto go stworzył mógł także Ciebie naznaczyć. Niczego Cię nie nauczyłem, gówniarzu ? Przez ten cały czas ? Nie po to poświęciłem tyle czasu byś dał się zmajinować jakiemuś czarnoksiężnikowi, którego może dziecko zabić jeśli akurat go spotka. Co by się stało z April jakbyś jednak dostał tą moc ? Nigdy po śmierci nie trafiłbyś do nieba. Musiałbyś egzystować w piekle. Za samo to bym Cię unicestwił. Majina nie da się odkupić dobrymi czynami i nie ważne dla jakich celów go przyjmujesz. Wątpię byś pamiętał o dobrodusznych celach kiedy byś już był pod władzą tej magii. Mógłbyś nawet zabić własną kobietę. Chcesz tego ? Jesteś teraz bardzo silnym wojownikiem, a za tym idzie odpowiedzialność nie tylko za swoje czyny.
Wiedział, że Vernil jest niedaleko, ale nie zwracał nań żadnej uwagi. Nie lubił zajmować się sprawami mniej ważnymi jeśli nie dokończył głównej sprawy, dla której przybył w dane miejsce.
occ Kurko 500 dmgu dla Ciebie za kopa. Szczena Cię boli Red zamknięty aż do odmajinowania.
- Zostaniesz w tym krysztale póki nie ogarniesz się. Potem wyjdziesz... z resztą wiesz jak to działa. To nie jest Twój pierwszy raz. Tym razem posiedzisz tak długo póki nie wyzbędziesz się majina na stałe. powiedział na głos i w tym właśnie momencie zielonkawy kryształ o kształcie wyszlifowanego, płaskiego, kilkucentymetrowego kamienia drogocennego zmienił kolor na czarny i zaczął wchłaniać całego demona. Ten zamienił się w czarną mgłę wsysaną w kryształ aż do cna. Trwało to chwilę, ale kryształ przyjął wszystko stając się prawie tak czarny jak węgiel wydobyty gdzieś z głębi Ziemi, jednak dalej miał delikatną aurę zieleni, ledwo zauważalną, jedynie oświetlony przez słońce, lub inne źródło światła. Mistic po tym wstał chowając kamień z Redem w pustą kieszeń. Tu będzie bezpieczny, nikt go nie będzie w stanie uwolnić, a nawet zabrać wojownikowi.
Podleciał do swojego wnuka nie zmieniając wyrazu twarzy. Ten jeszcze leżał w lekkim rozkroku podtrzymując się na łokciach przodem do dziadka. Z takiej perspektywy prawdopodobnie mina białowłosego wyglądała jeszcze gorzej i straszniej, z nutką ojcowskiej złości na dziecko, które mogło sobie coś zrobić robiąc coś głupiego lub zakazanego. Podniósł go telekinetycznie i mocno zdzielił w twarz otwartą dłonią, a dokładniej zewnętrzną jej częścią.
- Nigdy więcej nie rób takich rzeczy. Już ja wiem co chciałeś zrobić. Lekcje jakie Ci przekazałem o Greefisie niczego Cię nie nauczyły ? Magia majin to najgorsze gówno z jakim można mieć do czynienia. To nie wirus, którym można się zarazić, tym bardziej to nie symbiont, który przeskakuje z żywiciela. To chędożona magia!! Majin Reda nie przeszedłby na Ciebie, ale ktoś kto go stworzył mógł także Ciebie naznaczyć. Niczego Cię nie nauczyłem, gówniarzu ? Przez ten cały czas ? Nie po to poświęciłem tyle czasu byś dał się zmajinować jakiemuś czarnoksiężnikowi, którego może dziecko zabić jeśli akurat go spotka. Co by się stało z April jakbyś jednak dostał tą moc ? Nigdy po śmierci nie trafiłbyś do nieba. Musiałbyś egzystować w piekle. Za samo to bym Cię unicestwił. Majina nie da się odkupić dobrymi czynami i nie ważne dla jakich celów go przyjmujesz. Wątpię byś pamiętał o dobrodusznych celach kiedy byś już był pod władzą tej magii. Mógłbyś nawet zabić własną kobietę. Chcesz tego ? Jesteś teraz bardzo silnym wojownikiem, a za tym idzie odpowiedzialność nie tylko za swoje czyny.
Wiedział, że Vernil jest niedaleko, ale nie zwracał nań żadnej uwagi. Nie lubił zajmować się sprawami mniej ważnymi jeśli nie dokończył głównej sprawy, dla której przybył w dane miejsce.
occ Kurko 500 dmgu dla Ciebie za kopa. Szczena Cię boli Red zamknięty aż do odmajinowania.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Przestrzeń powietrzna
Czw Sie 28, 2014 9:37 am
Rzeczywiście walka trwała. Robił to nie tylko ze względu na siebie, lecz ze względu na osoby, które przyspieszyły mu z pomocą - teraz lub w przeszłości. Nigdy wcześniej nie miał tylu zaufanych osób w otoczeniu, nawet nie znalazł szczególnego powodu, dla którego tak było. Jego pomoc na Vegecie była znikoma, bo w porównaniu z mordowaniem... a mimo wszystko pokazywali mu dobrą drogę, nie zamykano przed demonem wrót ku szczęściu - inne niż tylko to wywołane zwycięską walką. Prezentowali inne, o wiele bardziej cenniejsze aspekty życia, takie jak przyjaźń, zaufanie, troska, wsparcie psychiczne, był też świadkiem wielu odmian miłości między przyjaciółmi. Sprawiał im tyle kłopotów, że naprawdę, tak jak powiedział to Vivian, mogliby go zabić i po wszystkim. Z jakiegoś powodu tego nie chcieli, ba - czynili wiele ryzykownych zagrań, żeby tylko wspierać zagubionego we świecie demona. Red nie zapomniał, jak w kłębie szaleństwa Vivian chwyciła go za ramiona i nakazała mu wyrzucić z siebie wszystko nie oddalając się od młodzieńca. Przecież to samo było na Vegecie, gdy tylko Vernil wrócił z zaświatów od razu ofiarował nawet swoją egzystencję, by powstrzymać szalejącego demona - w sumie tak jak i kilkanaście minut temu - za pomocą Genki Damy. Każdy z przyjaciół na swój sposób przyczyniał się do rozwijania dobrych stron demona, których nie posiadał zbyt dużo, i każdy robił to na swój sposób. Kuro z April zaprosili go na dwa lata, by pomagał im we szklarni w zamian za to mógł przebywać w otoczeniu dzieci z Vegety i uczyć się pisać, czytać, wpoili mu po części odpowiednie zachowania wobec nieznajomych. June zdecydowała się powierzyć swój skarb w postaci Shigo w ręce demona, mając na pewno w pamięci jaki był przedtem, a w dodatku nie odganiała go od przyjęcia i przytuliła go za oddanie kapsułki ze sukienką. Właściwie do tulenia miał sporo szczęścia. Pierwsza odważyła się to zrobić April, która bez skrępowania od pierwszego spotkania nie miała urazu do Reda i chciała sama poznać jego genezę i osobę, bez uprzedzeń. Później nie krępowała się tego powtórzyć Kaede, która będąc świadkiem przytulenia się demona do Halfki z początku nie mogła zrozumieć istoty tego gestu, lecz po kolejnym spotkaniu sama przywitała się tak z Redem na Namek. A skoro o Namek mowa, tam miał przyjemność poznać Yane, który na pewno dzięki talentowi daleko zajdzie w przyszłości, a który nie bał się demona i uleczył go dwukrotnie. Powracając do tulenia ze znanych mu wojowniczek tylko Vivian utrzymywała dystans od takich gestów, lecz mimo wszystko rozumiał i wiedział, że zależało jej na dobru Czarnowłosego. Może dlatego zakiełkowało w demonie powinność ochrony June z dzieckiem, kiedy zostali zaatakowani przez Rikimaru?
A co z Kuro? Cóż, był nie tylko ukochanym April, nie tylko świetnym wojownikiem i uczniem Mistica, ale bliskim przyjacielem Reda. To on przejął na swoje barki pokonanie Tsufula, chociaż to Red chciał zrobić. W zasadzie tu miał lekki uraz do Kuro, lecz nigdy mu tego nie powiedział, ani nie okazywał zachowaniem. Wojownik z Vegety doskonale wiedział co czynił, nie mógł powierzyć silnego przeciwnika słabemu we swej dobrej woli przyjacielowi. Martwił się o Reda tuż po przemianie, która nie należała do najbardziej urokliwych w wyglądzie, lecz także o moc, która kompletnie zdominowała demona odbierając mu kontrolę nad samym sobą. To prawda - minęło kilka dni po transformacji, a ani jeden dzień nie był spokojny. Zawsze coś wymykało się młodzieńcowi z rąk, wszyscy doskonale o tym wiedzieli. A teraz to on, Kuro, kucał bezpośrednio przed opanowanym magią Majin demonem starając się skusić złe moce do opuszczenia ciała wątłego na ciele i umyśle Reda. Nie bał się, stykał się czołem o palące niczym żywym ogniem czoło Czerwonookiego, którego zamurowało widząc co się dzieje. Drżące dłonie położył na ramionach wojownika dysząc przy tym słyszalnie. W pierwszej chwili chciał go odepchnąć od siebie, żeby zaniechał tego szalonego pomysłu, żeby ratował siebie, albo chociażby zajął się Rikimaru, od którego to się zaczęło. Nie... nie od niego się zaczęło... to demon nie mógł znieść prowokacji, to była tylko jego wina. Ale nie chciał wciągać w to Kuro. Mógł w tej chwili wydusić z siebie resztki sił i użyć Kiaiho odpychając wojownika z Vegety od siebie, lecz nie zrobił tego. W zamian za to mocniej ścisnął palce na jego ubiorze, zaufał mu. Ulżyło mu widząc przez rozognione patrzałki takie oddanie przyjaciela. Nie był sam. Wolałby w innych okolicznościach poznać ogrom przyjaźni od Kuro, ale podobno prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Utkwił o wiele mniej krzykliwe ślepia w wojownika jakby chcąc mu powiedzieć, by uważał na siebie. Że jeszcze może się wycofać, lecz jeśli chce w taki sposób dotrzeć do zła w jego sercu i umyśle - nie będzie go powstrzymywać.
Rolę szybko się zmieniły. Teraz przed nim był nie kto inny jak Białowłosy. Najmniej spodziewał się pomocy ze strony Hikaru. Ich wspólna przeszłość nie wróżyła niczego dobrego. Co prawda ostatnio nie dokazywali sobie pięściami, lecz czuć było na kilometry spiętą atmosferę między tymi wojownikami. Niemal od razu krótka sielanka w bólu zniknęła, a pojawiły się wątpliwości. Nie do końca zrozumiał słowa Mistica. Już to kiedyś zrobił? Ale co zrobił? W jakim krysztale? Majin szybciej połapał się o co chodzi i zdołał tylko poprzez demona cofnąć rękę w celu zadania ciosu. Było już jednak za późno, zdematerializował się tak prędko, iż nie dało się nic zrobić. Już po chwili zielonkawy kamień przesiąkł czernią od energii demona i zamknął go w pułapce.
Było tutaj stanowczo inaczej niż na zewnątrz. Tonął w dziwnej galaretowatej mazi, a mimo wszystko mógł oddychać. Wszędzie czerń, brak bodźców z zewnątrz. Nie czuł niczyjej energii, tylko swoją nabuzowaną. Nie mógł też poruszać rękoma czy nogami. Dziwny ciężar zgniatał mu klatkę piersiową tak mocno jak Majin zaciskał kajdany w jego umyśle. Opętany gniewem sługa Majina szamotał się i uwalniał swoją Ki, by rozsadzić od środka to więzienie. Na nic to. W dodatku miał wrażenie, że "klatka" zwęża się ku niemu. Nieskończona ciemność zewsząd mogła symbolizować jak bardzo zła magia opanowała wnętrze demona. Demona, który napawał się obawami czy aby słowa Mistica były prawdziwe. Chociaż z drugiej strony gdyby chciał zabić Reda, mógł to zrobić od razu jak tylko zjawił się przy Kuro i Vernilu. Opatulił się rękoma, przenikało go wielkie zimno. Nie mogąc uspokoić się od pierwszej próby ucieczki z tego miejsca próbował chociaż zrównać oddech. Coś zrobić, by w końcu jego ciało było posłuszne tylko i wyłącznie demonowi! By nikt więcej nie zakradł się do jego serca i umysłu, z których to obu ma sieczkę!
[post treningowy - pierwszy, pod wpływem Majin]
+20% HP i KI = za bezpieczne miejsce
HP = 33400 + 2*10800 = 55000
KI = 39191 + 2*15975 = 71091
A co z Kuro? Cóż, był nie tylko ukochanym April, nie tylko świetnym wojownikiem i uczniem Mistica, ale bliskim przyjacielem Reda. To on przejął na swoje barki pokonanie Tsufula, chociaż to Red chciał zrobić. W zasadzie tu miał lekki uraz do Kuro, lecz nigdy mu tego nie powiedział, ani nie okazywał zachowaniem. Wojownik z Vegety doskonale wiedział co czynił, nie mógł powierzyć silnego przeciwnika słabemu we swej dobrej woli przyjacielowi. Martwił się o Reda tuż po przemianie, która nie należała do najbardziej urokliwych w wyglądzie, lecz także o moc, która kompletnie zdominowała demona odbierając mu kontrolę nad samym sobą. To prawda - minęło kilka dni po transformacji, a ani jeden dzień nie był spokojny. Zawsze coś wymykało się młodzieńcowi z rąk, wszyscy doskonale o tym wiedzieli. A teraz to on, Kuro, kucał bezpośrednio przed opanowanym magią Majin demonem starając się skusić złe moce do opuszczenia ciała wątłego na ciele i umyśle Reda. Nie bał się, stykał się czołem o palące niczym żywym ogniem czoło Czerwonookiego, którego zamurowało widząc co się dzieje. Drżące dłonie położył na ramionach wojownika dysząc przy tym słyszalnie. W pierwszej chwili chciał go odepchnąć od siebie, żeby zaniechał tego szalonego pomysłu, żeby ratował siebie, albo chociażby zajął się Rikimaru, od którego to się zaczęło. Nie... nie od niego się zaczęło... to demon nie mógł znieść prowokacji, to była tylko jego wina. Ale nie chciał wciągać w to Kuro. Mógł w tej chwili wydusić z siebie resztki sił i użyć Kiaiho odpychając wojownika z Vegety od siebie, lecz nie zrobił tego. W zamian za to mocniej ścisnął palce na jego ubiorze, zaufał mu. Ulżyło mu widząc przez rozognione patrzałki takie oddanie przyjaciela. Nie był sam. Wolałby w innych okolicznościach poznać ogrom przyjaźni od Kuro, ale podobno prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Utkwił o wiele mniej krzykliwe ślepia w wojownika jakby chcąc mu powiedzieć, by uważał na siebie. Że jeszcze może się wycofać, lecz jeśli chce w taki sposób dotrzeć do zła w jego sercu i umyśle - nie będzie go powstrzymywać.
Rolę szybko się zmieniły. Teraz przed nim był nie kto inny jak Białowłosy. Najmniej spodziewał się pomocy ze strony Hikaru. Ich wspólna przeszłość nie wróżyła niczego dobrego. Co prawda ostatnio nie dokazywali sobie pięściami, lecz czuć było na kilometry spiętą atmosferę między tymi wojownikami. Niemal od razu krótka sielanka w bólu zniknęła, a pojawiły się wątpliwości. Nie do końca zrozumiał słowa Mistica. Już to kiedyś zrobił? Ale co zrobił? W jakim krysztale? Majin szybciej połapał się o co chodzi i zdołał tylko poprzez demona cofnąć rękę w celu zadania ciosu. Było już jednak za późno, zdematerializował się tak prędko, iż nie dało się nic zrobić. Już po chwili zielonkawy kamień przesiąkł czernią od energii demona i zamknął go w pułapce.
Było tutaj stanowczo inaczej niż na zewnątrz. Tonął w dziwnej galaretowatej mazi, a mimo wszystko mógł oddychać. Wszędzie czerń, brak bodźców z zewnątrz. Nie czuł niczyjej energii, tylko swoją nabuzowaną. Nie mógł też poruszać rękoma czy nogami. Dziwny ciężar zgniatał mu klatkę piersiową tak mocno jak Majin zaciskał kajdany w jego umyśle. Opętany gniewem sługa Majina szamotał się i uwalniał swoją Ki, by rozsadzić od środka to więzienie. Na nic to. W dodatku miał wrażenie, że "klatka" zwęża się ku niemu. Nieskończona ciemność zewsząd mogła symbolizować jak bardzo zła magia opanowała wnętrze demona. Demona, który napawał się obawami czy aby słowa Mistica były prawdziwe. Chociaż z drugiej strony gdyby chciał zabić Reda, mógł to zrobić od razu jak tylko zjawił się przy Kuro i Vernilu. Opatulił się rękoma, przenikało go wielkie zimno. Nie mogąc uspokoić się od pierwszej próby ucieczki z tego miejsca próbował chociaż zrównać oddech. Coś zrobić, by w końcu jego ciało było posłuszne tylko i wyłącznie demonowi! By nikt więcej nie zakradł się do jego serca i umysłu, z których to obu ma sieczkę!
[post treningowy - pierwszy, pod wpływem Majin]
+20% HP i KI = za bezpieczne miejsce
HP = 33400 + 2*10800 = 55000
KI = 39191 + 2*15975 = 71091
Re: Przestrzeń powietrzna
Pią Sie 29, 2014 11:20 pm
Czuł się, jakby leciał w otchłań, prosto w głębie, prosto przed siebie zmierzał do celu do Reda, do majina. Jakieś niby drzwi, niby metalowe okrągłe wrota otwierały się przed nim co kilkanaście metrów mentalnego lotu, to na pewno sprawka Reda. Demon resztkami sił starał się pomóc Saiyanowi. Kuro już bardziej czuł niż widział, że jest coraz bliżej. Czuł zło ale się nie bał, pędził na przód dalej. I nagle wszystko się urwało, poczuł silny ból w prawym policzku, aż odrzuciło jego ciało na kilka metrów. Czyżby to potęga majina? Zdążył dopiero odzyskać pełną świadomość po chwili, uniósł się na łokciach. Policzek pulsował bólem. Zdążył już tylko zobaczyć Hikaru, jak trzymał w ręce dziwny przedmiot, który wchłaniał Reda. To wszystko działo się tak szybko. Ledwo mrugnął, a ów przedmiot – kamień pochłonął demona w całości.
W następnej chwili Hikaru już był przed nim. Kuro aż przełknął głośno ślinę patrząc na minę swojego dziadka. Saiyan zastanawiał się co takiego złego zrobił, przecież ratował Reda, a właściwie jakim prawem Mistik zamykał tak demona? Juz miał poderwać się na równe nogi i zacząć wykłócać, gdy jego ciałem coś szarpnęło i jakby natychmiast oberwał dłonią w bolący policzek. Teraz już wiedział co zrobił źle. Z jednej strony przecież próbował ratować przyjaciela, z drugiej nie miał pojęcia, jakie mogą być kosekwencje. Dawno nie widział Hikaru tak złego, teraz Vernil mógł zaobserwować twardą rękę Mistika. Z początku był trochę zaszokowany, później nawet próbował wyrwać się z uścisku lub mentalnie pozbyć się więzów ale Hikaru mu na to nie pozwalał. Dopiero, kiedy białowłosy wspomniał o April chłopak zamarł w bezruchu. Niezależnie, co się teraz miedzy nimi działo nie wybaczyłby sobie, gdyby ją skrzywdził. Wyobraźnia już pracowała podsyłając chłopakowi makabryczne sceny. Czuł energię halfki, już nie spała ale nadal była słaba i zmęczona po transformacji. Przypomniał sobie, jak sam wtedy ledwo się ruszał. Nie popisał się, choć zamiary miał dobre i przynajmniej za to powinien mieć pochwałę.
-Wydawało mi się, że mi się powiedzie, że nie ma we mnie nic, co mogłoby zrobić ze mnie mordercę, że święta woda nadal działa.
Tłumaczył się trochę nieskładnie i nie było mu łatwo, na prawdę wierzył, że mu się powiedzie. Nie żywił nienawiści do króla, za to co mu zrobił. Poszukiwał jedynie morderców brata ale nie miał jak ich zabić, nawet nie miał punktu zaczepienia w poszukiwaniach.
- Co .... co zrobiłeś z Redem? Będzie żył?
Zapytał po chwili z nadzieją w głosie. Miał w głębi serca nadzieję, że Hikaru nie zabił demona tylko w jakiś sposób mu pomógł, przecież wiedział jak miedzy nimi jest.
W następnej chwili Hikaru już był przed nim. Kuro aż przełknął głośno ślinę patrząc na minę swojego dziadka. Saiyan zastanawiał się co takiego złego zrobił, przecież ratował Reda, a właściwie jakim prawem Mistik zamykał tak demona? Juz miał poderwać się na równe nogi i zacząć wykłócać, gdy jego ciałem coś szarpnęło i jakby natychmiast oberwał dłonią w bolący policzek. Teraz już wiedział co zrobił źle. Z jednej strony przecież próbował ratować przyjaciela, z drugiej nie miał pojęcia, jakie mogą być kosekwencje. Dawno nie widział Hikaru tak złego, teraz Vernil mógł zaobserwować twardą rękę Mistika. Z początku był trochę zaszokowany, później nawet próbował wyrwać się z uścisku lub mentalnie pozbyć się więzów ale Hikaru mu na to nie pozwalał. Dopiero, kiedy białowłosy wspomniał o April chłopak zamarł w bezruchu. Niezależnie, co się teraz miedzy nimi działo nie wybaczyłby sobie, gdyby ją skrzywdził. Wyobraźnia już pracowała podsyłając chłopakowi makabryczne sceny. Czuł energię halfki, już nie spała ale nadal była słaba i zmęczona po transformacji. Przypomniał sobie, jak sam wtedy ledwo się ruszał. Nie popisał się, choć zamiary miał dobre i przynajmniej za to powinien mieć pochwałę.
-Wydawało mi się, że mi się powiedzie, że nie ma we mnie nic, co mogłoby zrobić ze mnie mordercę, że święta woda nadal działa.
Tłumaczył się trochę nieskładnie i nie było mu łatwo, na prawdę wierzył, że mu się powiedzie. Nie żywił nienawiści do króla, za to co mu zrobił. Poszukiwał jedynie morderców brata ale nie miał jak ich zabić, nawet nie miał punktu zaczepienia w poszukiwaniach.
- Co .... co zrobiłeś z Redem? Będzie żył?
Zapytał po chwili z nadzieją w głosie. Miał w głębi serca nadzieję, że Hikaru nie zabił demona tylko w jakiś sposób mu pomógł, przecież wiedział jak miedzy nimi jest.
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Przestrzeń powietrzna
Sob Sie 30, 2014 9:08 pm
Właściwie był tak wkurzony na wnuka, że nawet nie chciało mu się słuchać jego bełkotu. Cokolwiek mówił nie miało w tej chwili znaczenia. Kuro jednak coś tam powiedział o Redzie, pewnie pytał co się stało. Mistic w końcu go puścił. Właściwie efektu żadnego nie było, bo i tak znajdowali się w powietrzu, ziemia była daleko pod nimi, a wszyscy tutaj umieli latać. Teraz jednak mógł swobodnie lewitować.
- Red będzie żył. Nie miał ochoty na rozmowę, już się nagadał. Przyciągnął telekinezą Vernila, który najwyraźniej wpadł w szok po rzuceniu Genki Damy. Hikaru zrobił to z taką siłą, że half właściwie wpadł w sayana. W momencie zetknięcia się obu chłopaków wojownik przyłożył dłoń do nich, a drugą-dwoma palcami-przyłożył do czoła. Po chwili cała trójka, a właściwie czwórka bo wraz z Redem zniknęli z tej wietrznej okolicy.
OCC zt do Kamiego-piszcie tam kiedy chcecie. Sorki za krótkiego posta nie mam siły dziś na wymyślanie.
- Red będzie żył. Nie miał ochoty na rozmowę, już się nagadał. Przyciągnął telekinezą Vernila, który najwyraźniej wpadł w szok po rzuceniu Genki Damy. Hikaru zrobił to z taką siłą, że half właściwie wpadł w sayana. W momencie zetknięcia się obu chłopaków wojownik przyłożył dłoń do nich, a drugą-dwoma palcami-przyłożył do czoła. Po chwili cała trójka, a właściwie czwórka bo wraz z Redem zniknęli z tej wietrznej okolicy.
OCC zt do Kamiego-piszcie tam kiedy chcecie. Sorki za krótkiego posta nie mam siły dziś na wymyślanie.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Przestrzeń powietrzna
Nie Wrz 07, 2014 12:02 pm
Z Domku Genialnego Żółwia
Stracił sporo czasu u Genialnego Żółwia, ale dowiedział się o czymś ciekawym. Mianowicie musiał znaleźć osobnika zwanego Żurawim Pustelnikiem, czyli złego, który może go czymś zaskoczyć. Prawdopodobnie był to przeciwnik jego byłego mistrza. Nie spodziewał się iż tamten dysponuje sporą mocą, ale warto będzie go znaleźć.
Sposoby tradycyjne są mało ciekawe, ponieważ zajmują dużo czasu, a Rikimaru jest jednym z mniej cierpliwych osobników. Pomysł mu wpadł nie byle jaki. Mianowicie użyje telepatii na skalę masową. Być może poświęci na to bardzo dużo energii, ale na pewno będzie warto. Nim jednak przejdzie do realizacji tego pomysłu przyszedł czas na wzmocnienie tradycyjnego ataku. Dosłownie przed momentem przyszedł mu do głowy pomysł jak może wykorzystać swoje zdolności kontrolowania powietrzem. Stworzenie lanc lub też miecza z lodu może być świetnym pomysłem. Zwiększy tym samym zasięg swoich dłoni, zaskoczy przeciwnika i będzie wyglądać jeszcze efektowniej. Brały w górę demonie zachcianki i nieco dziecinna natura.
Zaczął się koncentrować na naturze powietrza, aby to osiągnąć...
Następnie spróbuje wykorzystać to w połączeniu z telepatią, aby znaleźć Genialnego Żurawia.
Trening Start
Stracił sporo czasu u Genialnego Żółwia, ale dowiedział się o czymś ciekawym. Mianowicie musiał znaleźć osobnika zwanego Żurawim Pustelnikiem, czyli złego, który może go czymś zaskoczyć. Prawdopodobnie był to przeciwnik jego byłego mistrza. Nie spodziewał się iż tamten dysponuje sporą mocą, ale warto będzie go znaleźć.
Sposoby tradycyjne są mało ciekawe, ponieważ zajmują dużo czasu, a Rikimaru jest jednym z mniej cierpliwych osobników. Pomysł mu wpadł nie byle jaki. Mianowicie użyje telepatii na skalę masową. Być może poświęci na to bardzo dużo energii, ale na pewno będzie warto. Nim jednak przejdzie do realizacji tego pomysłu przyszedł czas na wzmocnienie tradycyjnego ataku. Dosłownie przed momentem przyszedł mu do głowy pomysł jak może wykorzystać swoje zdolności kontrolowania powietrzem. Stworzenie lanc lub też miecza z lodu może być świetnym pomysłem. Zwiększy tym samym zasięg swoich dłoni, zaskoczy przeciwnika i będzie wyglądać jeszcze efektowniej. Brały w górę demonie zachcianki i nieco dziecinna natura.
Zaczął się koncentrować na naturze powietrza, aby to osiągnąć...
Następnie spróbuje wykorzystać to w połączeniu z telepatią, aby znaleźć Genialnego Żurawia.
Trening Start
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Przestrzeń powietrzna
Sro Wrz 10, 2014 12:37 am
Już wcześniej po fuzji manipulował temperaturą, ale był to raczej niezamierzony efekt i całkowicie spontaniczny. Nie mniej jednak po dwóch walkach z demonami był w stanie tak zakręcić swoją aurą, że powietrze tuż obok niego stawało się całkowicie zimne, a podnosząc temperaturę udawało mu się nawet tak je wysuszyć, że aż parzyło, ale ogień powstawał dopiero gdy znalazło się coś co mogło zapłonąć, czyli np. ubranie.
To sprowadza się do miejsca, że musi rozwijać swoją chłodną naturę, która idealnie odzwierciedla jego złowieszczy charakter. Lecąc tak wyszukiwał obiektów latających i zdał sobie sprawę z tego, że zwierzęta też posiadają coś w rodzaju ki-feeling, coś jak szósty zmysł. Wyczuwają zagrożenie z pewnym wyprzedzeniem. To jest coś niezwykłego, czego pewnie ani człowiek, ani demon nie zrozumie, a kto wie czy istnieje jakakolwiek rasa na tym świecie.
Uzmysłowił sobie jedną rzecz. Warto na pewno będzie ukryć swoją energię, ponieważ to on powinien szukać ofiar, a nie ktoś uważać jego za swój cel. Przy okazji ma tu zamiar przetestować pewną wymyśloną przez siebie techniką walki.
- Nazwę to... Ice Sword Dance. Ice Sword. Idealna nazwa.
Następnie rozsunął lekko ręce na boki i zaczął koncentrować się na opływającym je powietrzu i tunelu jaki tworzy się za nimi. Opływało tak, że próżnia faktycznie kształtowała zaostrzony kształt. Właśnie tam skoncentrował część swojej ki i po niedługiej chwili od jego nadgarstków zaczął narastać lód, aż po parunastu sekundach sterczały długie kawały lodu. Na początku powstały jedynie wielkie bryły, które przypominały bardziej pałki, niż miecze, ale pocierając nimi o siebie nadał im odpowiedniego kształtu.
Teraz postanowił to wypróbować. Najpierw znaleźć cel, a później go pociąć lub przebić. Wyciszając energię sprawił, że stało się to, czego oczekiwał. Uśpił czujność istot ziemskich i kilka ptaków padło jego ofiarą. Ostrza tępiły się, a więc utrzymywanie tego za pomocą ki będzie konieczne. Próbując to robić sprawiał, że warstwa lodu narastała i znów tworzyły się pałki. Sporo się natrudził nim był w stanie utrzymać odpowiedni kształt, ale nabyte już dotychczas zdolności telekinezy, panowania ki ułatwiły sprawę i znacznie skróciły czas opanowywania tak prostej sztuczki. Już po paru minutach ciął wielkie gady, samoloty, aż w końcu rozciął bez wielkich trudności olbrzymi samolot pasażerski zabijając około 200 osób. Ostrza zabarwione krwią wydawały się nawet mocniejsze. Zaczął nimi dowolnie manipulować tworząc np. na kolanach albo na łokciach, gdzie idealnie pasowały. Nie mówiąc już o lodowych kolcach np. na plecach albo karku albo ogonie co nadawało mu groźnego wyglądu, ale użyteczność miało nikłą.
- Cóż... Poprzestanę na lodowych mieczach na rękach oraz kolanach albo stopach, a teraz...
... przyszedł czas, aby spróbować zrealizować inny niecny plan. Odleciał kawałek od miejsca spowodowanej przez siebie katastrofy lotniczej i zawisł po prostu w powietrzu. Znajdował się niedaleko miejsca, gdzie jak mu się wydawało poleciał demon, który go powalił, skąd też leciała bardzo mocna jednostka. Widać było zarys wieży, wyczuwał jakieś ki, ale nic więcej nie widział. Jakby jakaś dziwna mgła spowiła jego głowę.
Niemal zapomniał co tak naprawdę miał zrobić. Zamknął oczy i rozpoczął koncentracje energii i przeszedł w stan medytacji.
OoC:
Post treningowy cdn.
Trening techniki własnej-fabularnej: Ice Sword
KI: -645 za technikę.
HP i KI regeneracja poza walką 10%, a więc full i tak.
+1000 do wyglądu xP
= ukrycie KI =
To sprowadza się do miejsca, że musi rozwijać swoją chłodną naturę, która idealnie odzwierciedla jego złowieszczy charakter. Lecąc tak wyszukiwał obiektów latających i zdał sobie sprawę z tego, że zwierzęta też posiadają coś w rodzaju ki-feeling, coś jak szósty zmysł. Wyczuwają zagrożenie z pewnym wyprzedzeniem. To jest coś niezwykłego, czego pewnie ani człowiek, ani demon nie zrozumie, a kto wie czy istnieje jakakolwiek rasa na tym świecie.
Uzmysłowił sobie jedną rzecz. Warto na pewno będzie ukryć swoją energię, ponieważ to on powinien szukać ofiar, a nie ktoś uważać jego za swój cel. Przy okazji ma tu zamiar przetestować pewną wymyśloną przez siebie techniką walki.
- Nazwę to... Ice Sword Dance. Ice Sword. Idealna nazwa.
Następnie rozsunął lekko ręce na boki i zaczął koncentrować się na opływającym je powietrzu i tunelu jaki tworzy się za nimi. Opływało tak, że próżnia faktycznie kształtowała zaostrzony kształt. Właśnie tam skoncentrował część swojej ki i po niedługiej chwili od jego nadgarstków zaczął narastać lód, aż po parunastu sekundach sterczały długie kawały lodu. Na początku powstały jedynie wielkie bryły, które przypominały bardziej pałki, niż miecze, ale pocierając nimi o siebie nadał im odpowiedniego kształtu.
Teraz postanowił to wypróbować. Najpierw znaleźć cel, a później go pociąć lub przebić. Wyciszając energię sprawił, że stało się to, czego oczekiwał. Uśpił czujność istot ziemskich i kilka ptaków padło jego ofiarą. Ostrza tępiły się, a więc utrzymywanie tego za pomocą ki będzie konieczne. Próbując to robić sprawiał, że warstwa lodu narastała i znów tworzyły się pałki. Sporo się natrudził nim był w stanie utrzymać odpowiedni kształt, ale nabyte już dotychczas zdolności telekinezy, panowania ki ułatwiły sprawę i znacznie skróciły czas opanowywania tak prostej sztuczki. Już po paru minutach ciął wielkie gady, samoloty, aż w końcu rozciął bez wielkich trudności olbrzymi samolot pasażerski zabijając około 200 osób. Ostrza zabarwione krwią wydawały się nawet mocniejsze. Zaczął nimi dowolnie manipulować tworząc np. na kolanach albo na łokciach, gdzie idealnie pasowały. Nie mówiąc już o lodowych kolcach np. na plecach albo karku albo ogonie co nadawało mu groźnego wyglądu, ale użyteczność miało nikłą.
- Cóż... Poprzestanę na lodowych mieczach na rękach oraz kolanach albo stopach, a teraz...
... przyszedł czas, aby spróbować zrealizować inny niecny plan. Odleciał kawałek od miejsca spowodowanej przez siebie katastrofy lotniczej i zawisł po prostu w powietrzu. Znajdował się niedaleko miejsca, gdzie jak mu się wydawało poleciał demon, który go powalił, skąd też leciała bardzo mocna jednostka. Widać było zarys wieży, wyczuwał jakieś ki, ale nic więcej nie widział. Jakby jakaś dziwna mgła spowiła jego głowę.
Niemal zapomniał co tak naprawdę miał zrobić. Zamknął oczy i rozpoczął koncentracje energii i przeszedł w stan medytacji.
OoC:
Post treningowy cdn.
Trening techniki własnej-fabularnej: Ice Sword
KI: -645 za technikę.
HP i KI regeneracja poza walką 10%, a więc full i tak.
+1000 do wyglądu xP
= ukrycie KI =
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Przestrzeń powietrzna
Pią Wrz 12, 2014 1:42 pm
Godziny medytacji, aby usprawnić swoją energię i zwiększyć jej zasób. Taki był cel tego treningu, czyli najprostsza i najczystsza forma. Nie da się już prościej. Unosząc się w powietrzu w pozycji lotosu w bezruchu pośród chmur wyczuwa wszelkie zmiany otoczenia i przepływy ki. Poza skupianiem swojej energii i powiększaniem objętości próbował wychwycić obce strużki płynące ku wierzy gasnącej wysoko w niebie. Czuł ustawioną barierę, której nie przeniknie. Jest to miejsce, które pewnie będzie dla niego przez jakiś czas niedostępne, a które musi skrywać tajemnice.
Nie ważne jak długo będzie zwiększać swoje zasoby ki to i tak nie pomoże. Musi poznać drogę jak się tam dostać. Nie będzie już mógł trenować dłużej z Genialnym Żółwiem, ani nie potrenuje więcej z osobami, które zna. Co najwyżej może wyciągać z nich informacje, ale jak widać byli zajęci. Dobrze będzie znaleźć Genialnego Żurawia. Medytować może w dowolnej chwili. Robiąc to każdego dnia będzie stopniowo zwiększać moc, ale bez zdobywania wiedzy nie przeskoczy innych.
Zaciągnął jeszcze raz głęboko powietrze i je na moment wstrzymał. Tutaj zakończył medytację, ale ilość skupionej energii miała teraz zostać użyta.
Rozszerzył swoją jaźń na wiele kierunków i dotknął myślą wielu bardzo silnych wojowników poza tymi najmocniejszymi. Starał skoncentrować się wyłącznie na osobnikach o mocy do tej, którą sam miał podczas treningu ze starcem w Ginger Town w parku, czyli około 2000 jednostek mocy, tuż przed spotkaniem Frosta. Mogli to być ludzie, ale również słabe demony, a może i mieszkańcy innych planet ukrywający się na ziemi. Jego jaźń dotknęła około 1000 osób o mocy w przedziałach od 400 do 3000 jednostek. Następnie intensywnie selekcjonując wybrał tych o aurze przypominającej ludzką. W ten sposób zwiększył delikatnie kontrole nad własną ki, a więc była to też pewna forma treningu. Poza tym pozostało mu około 600 osób.
Teraz przyszedł czas na fajerwerki. Telepatyczny przekaz do każdej z tych osób.
OoC:
Trening Koniec.
Telepatia, przekaz do 600 osób, w celu znalezienia Genialnego Żurawia. -20KI *600 = -12000KI
HP i KI regeneracja 10%, KI +1290= 117000+12900= 129000 FULL
Z/t do East City (Park)
Nie ważne jak długo będzie zwiększać swoje zasoby ki to i tak nie pomoże. Musi poznać drogę jak się tam dostać. Nie będzie już mógł trenować dłużej z Genialnym Żółwiem, ani nie potrenuje więcej z osobami, które zna. Co najwyżej może wyciągać z nich informacje, ale jak widać byli zajęci. Dobrze będzie znaleźć Genialnego Żurawia. Medytować może w dowolnej chwili. Robiąc to każdego dnia będzie stopniowo zwiększać moc, ale bez zdobywania wiedzy nie przeskoczy innych.
Zaciągnął jeszcze raz głęboko powietrze i je na moment wstrzymał. Tutaj zakończył medytację, ale ilość skupionej energii miała teraz zostać użyta.
Rozszerzył swoją jaźń na wiele kierunków i dotknął myślą wielu bardzo silnych wojowników poza tymi najmocniejszymi. Starał skoncentrować się wyłącznie na osobnikach o mocy do tej, którą sam miał podczas treningu ze starcem w Ginger Town w parku, czyli około 2000 jednostek mocy, tuż przed spotkaniem Frosta. Mogli to być ludzie, ale również słabe demony, a może i mieszkańcy innych planet ukrywający się na ziemi. Jego jaźń dotknęła około 1000 osób o mocy w przedziałach od 400 do 3000 jednostek. Następnie intensywnie selekcjonując wybrał tych o aurze przypominającej ludzką. W ten sposób zwiększył delikatnie kontrole nad własną ki, a więc była to też pewna forma treningu. Poza tym pozostało mu około 600 osób.
Teraz przyszedł czas na fajerwerki. Telepatyczny przekaz do każdej z tych osób.
- Kod:
WITAM WAS. Nie znacie mnie, ani ja was, ale zwracam się w waszym kierunku, ponieważ szukam osobnika nazywanego Genialnym Żurawiem albo Żurawim Pustelnikiem. Jest on mistrzem sztuk walki. Ten, który wskaże mi drogę zostanie wynagrodzony. Będę czekał w West City w parku. (Gdzie jest EAST CITY?!)
OoC:
Trening Koniec.
Telepatia, przekaz do 600 osób, w celu znalezienia Genialnego Żurawia. -20KI *600 = -12000KI
HP i KI regeneracja 10%, KI +1290= 117000+12900= 129000 FULL
Z/t do East City (Park)
- Rex
- Liczba postów : 457
Data rejestracji : 18/10/2015
Identification Number
HP:
(1170/1250)
KI:
(0/0)
Re: Przestrzeń powietrzna
Pią Gru 04, 2015 4:55 pm
Z Pasmo górskie
Lecąc przed siebie Raa nie miała żadnego wyraźnego celu. Jedyne czego była pewna to to, że wrażenia po niedawnym wchłonięciu zaczynały z wolna opadać. Mogło to oznaczać tylko tyle, że niedługo jej emocje wrócą do normalnego dla niej stanu i nerwy znów zaczną brać nad nią górę.
W sumie to jej ta perspektywa w ogóle nie przeszkadzała. Gorszy był fakt, że pomimo pokonywania coraz większych odległości przestworza nie oferowały jej nic ciekawszego niż kilku samotnych ptaków. Przy czym wszystkie skończyły w podobny sposób, czyli pozbawione przynajmniej jednego skrzydła szybkim ruchem jej ręki.
Unosząc się nieruchomo w wśród chmur z pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu twarzą przyglądała się jak ostatnia ofiara spada w towarzystwie swojej utraconej kończyny i kilku wyrwanych piór. Podobnie jak na twarzy wśród jej myśli ciężko było odnaleźć jakieś emocje. Właściwie to wśród pustki odczuć zaczynało coś się klarować. A były to znudzenie zmieszane z odrobiną poirytowania, co mogło świadczyć o tym, że gniew najdzie ją szybciej niż zakładała.
Bez mrugnięcia okiem uniosła pokrytą niewielką ilością krwi rękę i skierowała ją w stronę wciąż opadającego ptaka.
- Kiaiho... - mruknęła ledwie poruszając ustami posyłając w niego podmuch sił witalnych. Chwilę później technika dosięgnęła celu w wyniku czego w powietrzu pojawiło się jeszcze swobodnych piór, a martwy zdaje się ptak nabrawszy jeszcze większej prędkości szybko zniknął demonicy z oczu.
Lecąc przed siebie Raa nie miała żadnego wyraźnego celu. Jedyne czego była pewna to to, że wrażenia po niedawnym wchłonięciu zaczynały z wolna opadać. Mogło to oznaczać tylko tyle, że niedługo jej emocje wrócą do normalnego dla niej stanu i nerwy znów zaczną brać nad nią górę.
W sumie to jej ta perspektywa w ogóle nie przeszkadzała. Gorszy był fakt, że pomimo pokonywania coraz większych odległości przestworza nie oferowały jej nic ciekawszego niż kilku samotnych ptaków. Przy czym wszystkie skończyły w podobny sposób, czyli pozbawione przynajmniej jednego skrzydła szybkim ruchem jej ręki.
Unosząc się nieruchomo w wśród chmur z pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu twarzą przyglądała się jak ostatnia ofiara spada w towarzystwie swojej utraconej kończyny i kilku wyrwanych piór. Podobnie jak na twarzy wśród jej myśli ciężko było odnaleźć jakieś emocje. Właściwie to wśród pustki odczuć zaczynało coś się klarować. A były to znudzenie zmieszane z odrobiną poirytowania, co mogło świadczyć o tym, że gniew najdzie ją szybciej niż zakładała.
Bez mrugnięcia okiem uniosła pokrytą niewielką ilością krwi rękę i skierowała ją w stronę wciąż opadającego ptaka.
- Kiaiho... - mruknęła ledwie poruszając ustami posyłając w niego podmuch sił witalnych. Chwilę później technika dosięgnęła celu w wyniku czego w powietrzu pojawiło się jeszcze swobodnych piór, a martwy zdaje się ptak nabrawszy jeszcze większej prędkości szybko zniknął demonicy z oczu.
Re: Przestrzeń powietrzna
Sob Gru 05, 2015 10:21 pm
Raa leciała sobie w przestrzeni powietrznej, w naturalny dla siebie sposób ukazując światu całe swoje poważanie dla cudu ożywionego biosystemu. Słonko radośnie świeciło, rzucając promień optymizmu na całej granicy niebos. Jednak prawdopodobnie to nie było odpowiednią pożywką dla kogoś takiego jak ona.
-Kra, kra…- zaśpiewała wrona.
-Ćwir, ćwir.- odpowiedziało jej pisklę słowika. Wnet na różowej skórze demonicy pojawił się biały kleks. Zanim zdążyła zareagować i zestrzelić kolejnego ptaka, do jej receptorów słuchu dotarł głośny klakson. Cóż… Niektórzy zwaliliby na karmę, ale według narratora to prawdziwy pech. Z niemałym impetem w plecy Raa przywalił duży samolot i nie przejmując się za bardzo powstałym hałasem, pilot pojazdu pofrunął dalej, zostawiając ją w tyle. Na jego powierzchni można było dostrzec wielki napis – „Łowcy rzadkich demonów”. Może więc jednak w całym nieszczęściu było trochę farta? W końcu nie porwali naszej wiecznie wkurzonej bohaterki, ale czy oni mogą liczyć na podobny los?
Co dziwniejsze z okna samolotu wyleciała zakorkowana stara butelka, ale jej zawartość nie była płynem. Wyglądało to tak, jakby przypadkowo ją zgubili. Tylko czy z taką łatwością gubi się cenny ładunek? Jeśli nie postara się go złapać, to z pewnością nigdy się nie przekona.
Pilot dodał jeszcze więcej przyspieszenia, a jedynym śladem po jego obecności była ciągnąca się biała smuga, wyraźnie zaznaczona na błękitnym niebie. Również wrona i skowronek szybko uciekły z miejsca wypadku, ale tym razem ich śpiew bardziej przypominał złośliwy rechot. Jak to mówią nieszczęścia chodzą parami. Za kim zdecyduje się lecieć dziewczyna?
W tych pięknych okolicznościach przyrody, nawet natura mogłaby okazać się zdradliwa. Biały ślad nie dawał dużo czasu na zastanowienie, w jego cienkiej strukturze już pojawiały się duże wyrwy. W tym samym czasie uciekające ptaki nie zostawiły już nic po czym można by było bez psiego węchu je namierzyć.
-Kra, kra…- zaśpiewała wrona.
-Ćwir, ćwir.- odpowiedziało jej pisklę słowika. Wnet na różowej skórze demonicy pojawił się biały kleks. Zanim zdążyła zareagować i zestrzelić kolejnego ptaka, do jej receptorów słuchu dotarł głośny klakson. Cóż… Niektórzy zwaliliby na karmę, ale według narratora to prawdziwy pech. Z niemałym impetem w plecy Raa przywalił duży samolot i nie przejmując się za bardzo powstałym hałasem, pilot pojazdu pofrunął dalej, zostawiając ją w tyle. Na jego powierzchni można było dostrzec wielki napis – „Łowcy rzadkich demonów”. Może więc jednak w całym nieszczęściu było trochę farta? W końcu nie porwali naszej wiecznie wkurzonej bohaterki, ale czy oni mogą liczyć na podobny los?
Co dziwniejsze z okna samolotu wyleciała zakorkowana stara butelka, ale jej zawartość nie była płynem. Wyglądało to tak, jakby przypadkowo ją zgubili. Tylko czy z taką łatwością gubi się cenny ładunek? Jeśli nie postara się go złapać, to z pewnością nigdy się nie przekona.
Pilot dodał jeszcze więcej przyspieszenia, a jedynym śladem po jego obecności była ciągnąca się biała smuga, wyraźnie zaznaczona na błękitnym niebie. Również wrona i skowronek szybko uciekły z miejsca wypadku, ale tym razem ich śpiew bardziej przypominał złośliwy rechot. Jak to mówią nieszczęścia chodzą parami. Za kim zdecyduje się lecieć dziewczyna?
W tych pięknych okolicznościach przyrody, nawet natura mogłaby okazać się zdradliwa. Biały ślad nie dawał dużo czasu na zastanowienie, w jego cienkiej strukturze już pojawiały się duże wyrwy. W tym samym czasie uciekające ptaki nie zostawiły już nic po czym można by było bez psiego węchu je namierzyć.
- Rex
- Liczba postów : 457
Data rejestracji : 18/10/2015
Identification Number
HP:
(1170/1250)
KI:
(0/0)
Re: Przestrzeń powietrzna
Czw Gru 17, 2015 9:58 pm
Pech nie pech. Karma, czy co tam kto woli. Dla Raa jedno było pewne, że jej emocjonalny wskaźnik szybko przeskoczył z "poirytowanie" na "zdenerwowanie", by chwilę później przejść na "złość".
Już zwracała swoje czarne oczy w kierunku autora jakże charakterystycznego naznaczenia ramienia białym znamieniem kiedy do jej uszu dotarł dźwięk klaksonu. Nim jednak zdążyła odwrócić się w danym kierunku została z dużą siłą staranowana.
Nie dość, że to było ewidentnie nieprzyjemne i wytrąciło ją z tego minimalnego skupienia jakiego wymagała sztuka latania to było jeszcze mocno denerwujące. No i przede wszystkim dość bolesnym zdarzeniem.
Utraciwszy kilkanaście metrów wysokości demonica gwałtownie zatrzymała się pozostając w takiej chwili w jakiej aktualnie się znalazła. Czyli niemal, że pionowo głową w dół, a jej spojrzenie było skierowane prosto w odlatujący się samolot. A dokładniej w rozwiewającą się za nim białą smugę. Mrużąc oczy tak, że niemal zmieniły się w wąskie szparki w jednej chwili, bez zbędnych przemyśleń podjęła decyzję.
Nie zmieniając pozycji momentalnie wystrzeliła nabierając maksymalnej prędkości na jaką ją tylko było stać.
W tym momencie jej frustracja znalazła nowy cel. Nie był to jednak ptak który jaksze subtelnie ją przyozdobił, jak i butelka która ledwie przez chwilę mignęła jej przed oczami kiedy w sposób niekontrolowany traciła wysokość. Był nim znikający w oddali samolot którego pilot nic sobie nie zrobił, że kogokolwiek potrącił. Co jakby się zastanowić - potrącić samolotem kogoś kto unosi się w powietrzu - mogło być dość nietypowym wydarzeniem.
Już zwracała swoje czarne oczy w kierunku autora jakże charakterystycznego naznaczenia ramienia białym znamieniem kiedy do jej uszu dotarł dźwięk klaksonu. Nim jednak zdążyła odwrócić się w danym kierunku została z dużą siłą staranowana.
Nie dość, że to było ewidentnie nieprzyjemne i wytrąciło ją z tego minimalnego skupienia jakiego wymagała sztuka latania to było jeszcze mocno denerwujące. No i przede wszystkim dość bolesnym zdarzeniem.
Utraciwszy kilkanaście metrów wysokości demonica gwałtownie zatrzymała się pozostając w takiej chwili w jakiej aktualnie się znalazła. Czyli niemal, że pionowo głową w dół, a jej spojrzenie było skierowane prosto w odlatujący się samolot. A dokładniej w rozwiewającą się za nim białą smugę. Mrużąc oczy tak, że niemal zmieniły się w wąskie szparki w jednej chwili, bez zbędnych przemyśleń podjęła decyzję.
Nie zmieniając pozycji momentalnie wystrzeliła nabierając maksymalnej prędkości na jaką ją tylko było stać.
W tym momencie jej frustracja znalazła nowy cel. Nie był to jednak ptak który jaksze subtelnie ją przyozdobił, jak i butelka która ledwie przez chwilę mignęła jej przed oczami kiedy w sposób niekontrolowany traciła wysokość. Był nim znikający w oddali samolot którego pilot nic sobie nie zrobił, że kogokolwiek potrącił. Co jakby się zastanowić - potrącić samolotem kogoś kto unosi się w powietrzu - mogło być dość nietypowym wydarzeniem.
Re: Przestrzeń powietrzna
Nie Gru 20, 2015 6:52 pm
Czyżby świat miał stanąć w pożodze przez waleczna Raa? Nieeee, po samolocie nie było już śladu, a pod przestrzenią powietrzną pojawiły się trzy małe wyspy. Na każdej z nich widoczne było palenisko, którego dym unosił się aż do poziomu, na którym przebywała demonica. Ale czy łowcy demonów byli na tyle sprawni, żeby wylądować i już przygotować sobie ogień? Po chwili lotu różowa znalazła się pomiędzy trzema skrawkami tropikalnych lądów. Na domiar serii dziwnych przypadków, które ostatnimi czasy jej towarzyszyły, każda z wysp wyglądała identycznie. Dżungla porastała znaczną część ich powierzchni, na samym środku, ponad palmami wyrastała ogromna piramida z częścią świątynną umieszczoną na jej szczycie. Poza ogniskami na piaszczystej plaży, nic nie wskazywało na to, aby owe krainy były choćby w najmniejszym stopniu ucywilizowane. Może jednak łowcy polecieli jeszcze dalej, a jedyną wskazówką aby ich dorwać i zniszczyć była zagubiona przez nich butelka? Teraz żeby ją odnaleźć trzeba by było przepłynąć wzdłuż i wszerz cały ocean, co zajęłoby z pewnością całą wieczność.
Na niebie bez zmian. Słońce mogło już doskwierać, ale wiatr typowy dla tej wysokości powodował, że skwar lejący się z nieba nie był tak odczuwalny. Wszystkie ptaki powietrzne zdawały się usłyszeć od swoich kolegów, którzy nawiali przed demonicą, że nie warto zbliżać się do niej, gdyż grozi to skończeniem żywota jako przypalony kawał mięsa. Jedynym śladem ich obecności były biały ślad na skórze Raa i głośne śpiewy dobiegające z dżungli.
Gdyby ktoś czekał teraz na nagły zwrot akcji, mógłby tak wisieć i wisieć w powietrzu, ale nie działo się kompletnie nic. Niemalże latynoska sielanka. Ale gdzie też by się spieszyła Raa? Z drugiej strony to naprawdę mogło być irytujące – przemożna niemoc złapania upatrzonej ofiary.
Ciszę przerwało z Nienacka wielkie zatrzęsienie na każdej z wysp. Głośny huk rozległ się z bliżej nieokreślonego miejsca, a jego echo dało po uszach. Co też się dzieje na tych tajemniczych wyspach?
Komentarz:
1. No to możesz uznać, że lecisz dalej, z nadzieją, że łowcy demonów pofrunęli przed siebie swoim żółtym samolocikiem.
2. Możesz przenieść się do tematu Wyspa na środku oceanu i ładnie opisujesz którą z trzech wysp zaczynasz penetrować i jak ją odbierasz. Zadbam o odpowiednie atrakcje.
Na niebie bez zmian. Słońce mogło już doskwierać, ale wiatr typowy dla tej wysokości powodował, że skwar lejący się z nieba nie był tak odczuwalny. Wszystkie ptaki powietrzne zdawały się usłyszeć od swoich kolegów, którzy nawiali przed demonicą, że nie warto zbliżać się do niej, gdyż grozi to skończeniem żywota jako przypalony kawał mięsa. Jedynym śladem ich obecności były biały ślad na skórze Raa i głośne śpiewy dobiegające z dżungli.
Gdyby ktoś czekał teraz na nagły zwrot akcji, mógłby tak wisieć i wisieć w powietrzu, ale nie działo się kompletnie nic. Niemalże latynoska sielanka. Ale gdzie też by się spieszyła Raa? Z drugiej strony to naprawdę mogło być irytujące – przemożna niemoc złapania upatrzonej ofiary.
Ciszę przerwało z Nienacka wielkie zatrzęsienie na każdej z wysp. Głośny huk rozległ się z bliżej nieokreślonego miejsca, a jego echo dało po uszach. Co też się dzieje na tych tajemniczych wyspach?
Komentarz:
1. No to możesz uznać, że lecisz dalej, z nadzieją, że łowcy demonów pofrunęli przed siebie swoim żółtym samolocikiem.
2. Możesz przenieść się do tematu Wyspa na środku oceanu i ładnie opisujesz którą z trzech wysp zaczynasz penetrować i jak ją odbierasz. Zadbam o odpowiednie atrakcje.
- Rex
- Liczba postów : 457
Data rejestracji : 18/10/2015
Identification Number
HP:
(1170/1250)
KI:
(0/0)
Re: Przestrzeń powietrzna
Wto Sty 05, 2016 10:00 pm
Kiedy pomimo jej usilnych starań wszelki ślad po ściganym samolocie zniknął z pola widzenia, Raa gwałtownie wyhamowała, a podmuch powietrza szarpną co luźniejszymi fragmentami jej ubioru.
Następnie zaczęła rozglądać się uważnie po okolicy. Nie było to jednak objaw opanowania własnych emocji. Temu zaprzeczały palce wyglądające na takie które z dużą chęcią zacisnęłyby się na czyimś gardle oraz zęby zgrzytające o siebie z taką siłą, że aż uszy więdły.
Ujrzawszy w końcu trzy wyspy pod sobą demonica próbowała stwierdzić, czy faktycznie palące się na plażach tych jakże idealnych obrazków "bezludnych" wysp ogniska mogą być dziełem poszukiwanych przez nią osób. Jednak targająca nią potrzeba wyładowania się na kimś oraz fakt, iż wszystkie trzy skrawki lądu było swoimi idealnymi kopiami nie poprawiało sprawy. Do tego jej umysł nie był zbyt często mącony myślą nie związaną z zabijaniem i niszczeniem, co zdecydowanie ułatwiało podjęcie decyzji, czy lecieć dalej, czy też zająć się przeszukiwaniem bliźniaczych wysp.
W tym też momencie można było powiedzieć, że los się uśmiechną do różowoskórej.
Echo wybuchów z wysp pomimo tego, że całkiem przyzwoicie podrażniło jej uszy, to w końcu wyznaczyło jej cel dzięki któremu - a przynajmniej takie odnosiła w tym momencie wrażenie - będzie mogła wyładować część złości. A powinna zrobić to jak najszybciej, bo jej poziom agresji zaczynał niebezpiecznie się zbliżać do przysłowiowej cienkiej czerwonej. Zupełnie jakby panujące na tej wysokości cisza i spokój zupełnie do niej nie docierały.
Starłszy w końcu z ramienia pozostałości po ptasim bombardowaniu z ramienia i bez dalszej zwłoki skierowała się ku centralnej wyspie.
Czemu akurat centralnej? A co to za różnica której skoro wszystkie i tak były identyczne?
z/t --> Wyspa na środku oceanu
Następnie zaczęła rozglądać się uważnie po okolicy. Nie było to jednak objaw opanowania własnych emocji. Temu zaprzeczały palce wyglądające na takie które z dużą chęcią zacisnęłyby się na czyimś gardle oraz zęby zgrzytające o siebie z taką siłą, że aż uszy więdły.
Ujrzawszy w końcu trzy wyspy pod sobą demonica próbowała stwierdzić, czy faktycznie palące się na plażach tych jakże idealnych obrazków "bezludnych" wysp ogniska mogą być dziełem poszukiwanych przez nią osób. Jednak targająca nią potrzeba wyładowania się na kimś oraz fakt, iż wszystkie trzy skrawki lądu było swoimi idealnymi kopiami nie poprawiało sprawy. Do tego jej umysł nie był zbyt często mącony myślą nie związaną z zabijaniem i niszczeniem, co zdecydowanie ułatwiało podjęcie decyzji, czy lecieć dalej, czy też zająć się przeszukiwaniem bliźniaczych wysp.
W tym też momencie można było powiedzieć, że los się uśmiechną do różowoskórej.
Echo wybuchów z wysp pomimo tego, że całkiem przyzwoicie podrażniło jej uszy, to w końcu wyznaczyło jej cel dzięki któremu - a przynajmniej takie odnosiła w tym momencie wrażenie - będzie mogła wyładować część złości. A powinna zrobić to jak najszybciej, bo jej poziom agresji zaczynał niebezpiecznie się zbliżać do przysłowiowej cienkiej czerwonej. Zupełnie jakby panujące na tej wysokości cisza i spokój zupełnie do niej nie docierały.
Starłszy w końcu z ramienia pozostałości po ptasim bombardowaniu z ramienia i bez dalszej zwłoki skierowała się ku centralnej wyspie.
Czemu akurat centralnej? A co to za różnica której skoro wszystkie i tak były identyczne?
z/t --> Wyspa na środku oceanu
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Przestrzeń powietrzna
Wto Gru 20, 2016 8:21 pm
>>>Z Wulkanu
Leciał z początku na oślep, tak jakby ogarnęła go furia i dała mu klapki na oczy. Tak naprawdę zamyślił się nad tym wszystkim. Czy przypadkiem przez swoje działanie nie oddalał od siebie Sojuszniczek? Może jeszcze miały odrobinę tolerancji co do jego osoby, nie mniej wiedział, że Saiyanie to wojownicy, dla których doskonalenie się jest priorytetem. Niby prawidłowo, chociaż patrząc na Reda - lepiej mieć mniej Ki i być ją w stanie kontrolować, niż dać się jej zjadać żywcem. Ale z drugiej strony, cała trójka znajomych nie jest tak podatna na zło. Owszem, Tsuful nie oszczędzał nikogo, o czym dał kilkanaście minut temu znać Raziel wyrzucając z siebie kilka informacji z tamtego okresu, jak i to, jak to na niego wpłynęło. Red zmarszczył lekko brwi na wspomnienie o tym. Sam robił wiele złego, nic nie usprawiedliwiało jego zachowania na tyle, by bronić się. Łatwiej atakować innych, prawda?
Wreszcie swój niepozorny lot przed siebie zakończył nagłym postojem w powietrzu. Tak, to ta odmiana Ki, przesłodka i przedobra sprawiała, że demon nie mógł lecieć dalej. Przynajmniej kiedy nie było większej konieczności na narażanie się. Z daleka dało się dostrzec kropeczkę odpowiadającą półkulistemu obiektowi nad wieżą Korina, czyli cel podróży był niemal na wyciągnięciu ręki. Czarne motyle od aury Rogatego niczym żarłoczna szarańcza próbowała przegryźć się przez niewidoczną otoczkę. Były tak samo głodne jak właściciel, tutaj nic się nie zmieniło - w razie zmian na lepsze czy gorsze, narrator poinformuje.
Niepokoiło go coś jeszcze prócz brak zgody od Kamiego na wpuszczenie wojowników do Komnaty. Wyczuwał energię Hikaru nieopodal. Nie potrafił dokładnie stwierdzić gdzie się znajduje, ale za długo znał Białowłosego, aby pomylić jego aurę z kimś innym. Wielce możliwe, że ta zależność działała w obie strony. Jeśli Mistic stanie na drodze kogokolwiek z trójki i nie dopuści do ich wzmocnienia, będzie musiał coś wymyślić. Tylko co, skoro jeszcze niedawno na Lodowcu zawarli ciche zawieszenie broni przeciwko sobie. Cóż, zarówno April, Kisa jak i Raziel byli na tyle silni, że poradzą sobie bez jego pomocy. I szczerze powiedziawszy... trochę go to bolało. Urośli na tyle w mocy, że niebawem spełnią się ich najskrytsze marzenia i nie będą słuchać rad kogokolwiek. Tym bardziej kogoś niestabilnego psychicznie.
A propo psychiki, na krótki moment oderwał się zmysłami od rzeczywistości i skorzystał z telepatii.
>>>Icey, słyszysz mnie?<<< zapytał, i nie czekając na odpowiedź powiedział zmęczonym głosem wciąż w jego umyśle >>>Wiesz skąd zdobyć dżem? Najlepiej taki... słodki... i czerwony. Jak go zdobędziesz... spotkajmy się...<<<
Objął się ramionami niby przyjmując poważną i gotową do przyjęcia ciosu postawę, lecz mroźna mgiełka z ust zdradzała, że było demonowi najzwyklej w świecie zimno. Długi warkocz kołysał się wolno na wietrze poruszanym od własnej smolistej aury, również jego czerwony materiałowy pas. Wpatrzony ślepiami w oddalony o kilkanaście kilometrów Pałac oczekiwał pojawienia się towarzyszy, na których czekała kolejna przygoda. O ile znów plany nie wezmą w łeb.
[Ooc: koniec treningu]
Leciał z początku na oślep, tak jakby ogarnęła go furia i dała mu klapki na oczy. Tak naprawdę zamyślił się nad tym wszystkim. Czy przypadkiem przez swoje działanie nie oddalał od siebie Sojuszniczek? Może jeszcze miały odrobinę tolerancji co do jego osoby, nie mniej wiedział, że Saiyanie to wojownicy, dla których doskonalenie się jest priorytetem. Niby prawidłowo, chociaż patrząc na Reda - lepiej mieć mniej Ki i być ją w stanie kontrolować, niż dać się jej zjadać żywcem. Ale z drugiej strony, cała trójka znajomych nie jest tak podatna na zło. Owszem, Tsuful nie oszczędzał nikogo, o czym dał kilkanaście minut temu znać Raziel wyrzucając z siebie kilka informacji z tamtego okresu, jak i to, jak to na niego wpłynęło. Red zmarszczył lekko brwi na wspomnienie o tym. Sam robił wiele złego, nic nie usprawiedliwiało jego zachowania na tyle, by bronić się. Łatwiej atakować innych, prawda?
Wreszcie swój niepozorny lot przed siebie zakończył nagłym postojem w powietrzu. Tak, to ta odmiana Ki, przesłodka i przedobra sprawiała, że demon nie mógł lecieć dalej. Przynajmniej kiedy nie było większej konieczności na narażanie się. Z daleka dało się dostrzec kropeczkę odpowiadającą półkulistemu obiektowi nad wieżą Korina, czyli cel podróży był niemal na wyciągnięciu ręki. Czarne motyle od aury Rogatego niczym żarłoczna szarańcza próbowała przegryźć się przez niewidoczną otoczkę. Były tak samo głodne jak właściciel, tutaj nic się nie zmieniło - w razie zmian na lepsze czy gorsze, narrator poinformuje.
Niepokoiło go coś jeszcze prócz brak zgody od Kamiego na wpuszczenie wojowników do Komnaty. Wyczuwał energię Hikaru nieopodal. Nie potrafił dokładnie stwierdzić gdzie się znajduje, ale za długo znał Białowłosego, aby pomylić jego aurę z kimś innym. Wielce możliwe, że ta zależność działała w obie strony. Jeśli Mistic stanie na drodze kogokolwiek z trójki i nie dopuści do ich wzmocnienia, będzie musiał coś wymyślić. Tylko co, skoro jeszcze niedawno na Lodowcu zawarli ciche zawieszenie broni przeciwko sobie. Cóż, zarówno April, Kisa jak i Raziel byli na tyle silni, że poradzą sobie bez jego pomocy. I szczerze powiedziawszy... trochę go to bolało. Urośli na tyle w mocy, że niebawem spełnią się ich najskrytsze marzenia i nie będą słuchać rad kogokolwiek. Tym bardziej kogoś niestabilnego psychicznie.
A propo psychiki, na krótki moment oderwał się zmysłami od rzeczywistości i skorzystał z telepatii.
>>>Icey, słyszysz mnie?<<< zapytał, i nie czekając na odpowiedź powiedział zmęczonym głosem wciąż w jego umyśle >>>Wiesz skąd zdobyć dżem? Najlepiej taki... słodki... i czerwony. Jak go zdobędziesz... spotkajmy się...<<<
Objął się ramionami niby przyjmując poważną i gotową do przyjęcia ciosu postawę, lecz mroźna mgiełka z ust zdradzała, że było demonowi najzwyklej w świecie zimno. Długi warkocz kołysał się wolno na wietrze poruszanym od własnej smolistej aury, również jego czerwony materiałowy pas. Wpatrzony ślepiami w oddalony o kilkanaście kilometrów Pałac oczekiwał pojawienia się towarzyszy, na których czekała kolejna przygoda. O ile znów plany nie wezmą w łeb.
[Ooc: koniec treningu]
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Przestrzeń powietrzna
Pią Gru 23, 2016 6:09 pm
Kisa zdecydowanie była nieprzewidywalna, ale w zasadzie to mi się coraz bardziej podobało. Nie dało jej się tak łatwo rozgryźć, bo tak naprawdę nie wiadomo było jak się może zachować. Gdy mówił jednak szeryf trochę się zamyśliłam. Całkiem niedawno byłam jeszcze z Kuro i Redem? Co wówczas robiłam? I o jakim serum on mówi? Czy dotarło do tematu o kulach tylko wzruszyłam ramionami.
- Ja nawet nie wiem jak to wygląda w sumie – powiedziałam patrząc na pozostałych zgromadzonych. Nawet nie zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować, bo wrócił Red. Widać było, że nie był zadowolony z naszych dalszych korków, ale obiecał wskazać komnatę. Ekstra! Dopiero teraz mogłam się nad tym wszystkim zastanowić. Raziel tak naprawdę powiedział o sobie sporo informacji, o których ja sama nie miałam pojęcia. Jedno wiedziałam na pewno, życie szeryfa nie było posłane różami, tego nie wiedziałam. Zresztą, nawet nie miałam pojęcia jak Zell stracił swoją władzę, a pewnie on był tylko pionkiem w tym wszystkim i jak sam powiedział, nikt go o zdanie nie pytał. W zasadzie każdy w tym towarzystwie był w jakiś sposób uszkodzony, Raziel, Red, Kisa, ja. Nikt z nas nie miał czystej karty i nikomu nie było łatwo. Sama też nie wiedziałam co zrobić, bo z jednej strony nie chciałam zostawiać Reda, z drugiej zaś strony chciałam zaznać komnaty, w której jeden dzień trwa jeden rok. Wydawało się to niemożliwe, a już na pewno dziwne w tym wszystkim było to, że ja tam byłam, nawet o tym nie wiedząc obecnie. Widziałam poprzez zachowanie demona jakieś zmartwienie, podeszłam do niego.
- Red, nie zostawię Cię, idę tam tylko na jeden dzień. Wrócimy i myślę, że zajmiemy się Twoją sprawą – powiedziałam w zasadzie w liczbie mnogiej nie wiedząc, co na to wszystko Kisa. – I tu nie o to chodzi, że jestem Ci coś winna, ja po prostu chcę.
Ostatnie zdanie było w stu procentach prawdziwe, bo tak naprawdę nie chodziło tylko i wyłącznie o to, że mam jakieś zobowiązane wobec Reda. Po prostu chciałam sama też to robić. Nie chciałam się przyznać, ale po pół roku samotności nie chciałam być już sama. Nie to, że w jakikolwiek zmiękłam, nadal pragnęłam zemsty, nadal pragnęłam rosnąć w sile. Chciałam jednak mieć się do kogo odezwać. Samotność strasznie wyniszcza. Zrobiłam coś, czego zapewne nikt się nie spodziewał, ale położyłam dłoń na barkach Reda, to było i tak dla mnie sporo, jeżeli chodzi o wyrażanie uczuć. I niech mi nikt nie mówi, że źli nie mają uczuć.
- Wrócimy jutro! – powiedziałam tym samym żegnając się z demonem. Zerknęłam na dwójkę swoich obecnie współpracowników – To co? Idziemy do komnaty zabawić się na cały rok?
Na samą myśl o tym adrenalina trochę mi się powiększyła, a podniecenie rosło. Rok, który w rzeczywistości trwał jeden dzień albo też na odwrót, sama nie wiedziałam, ale byłam pewna jednego, nie mogłam się już tego doczekać. Czułam, że moja siła znowu się zmieni, być może będę miała jakiekolwiek szansę wtedy z Kuro. Wyszczerzyłam się do pozostałych i ruszyliśmy w nieznane.
zt-->3x teren przed pałacem, chyba, że ktoś chce jeszcze tu pisać posta, niech pisze
OOC: kolejny post treningowy
- Ja nawet nie wiem jak to wygląda w sumie – powiedziałam patrząc na pozostałych zgromadzonych. Nawet nie zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować, bo wrócił Red. Widać było, że nie był zadowolony z naszych dalszych korków, ale obiecał wskazać komnatę. Ekstra! Dopiero teraz mogłam się nad tym wszystkim zastanowić. Raziel tak naprawdę powiedział o sobie sporo informacji, o których ja sama nie miałam pojęcia. Jedno wiedziałam na pewno, życie szeryfa nie było posłane różami, tego nie wiedziałam. Zresztą, nawet nie miałam pojęcia jak Zell stracił swoją władzę, a pewnie on był tylko pionkiem w tym wszystkim i jak sam powiedział, nikt go o zdanie nie pytał. W zasadzie każdy w tym towarzystwie był w jakiś sposób uszkodzony, Raziel, Red, Kisa, ja. Nikt z nas nie miał czystej karty i nikomu nie było łatwo. Sama też nie wiedziałam co zrobić, bo z jednej strony nie chciałam zostawiać Reda, z drugiej zaś strony chciałam zaznać komnaty, w której jeden dzień trwa jeden rok. Wydawało się to niemożliwe, a już na pewno dziwne w tym wszystkim było to, że ja tam byłam, nawet o tym nie wiedząc obecnie. Widziałam poprzez zachowanie demona jakieś zmartwienie, podeszłam do niego.
- Red, nie zostawię Cię, idę tam tylko na jeden dzień. Wrócimy i myślę, że zajmiemy się Twoją sprawą – powiedziałam w zasadzie w liczbie mnogiej nie wiedząc, co na to wszystko Kisa. – I tu nie o to chodzi, że jestem Ci coś winna, ja po prostu chcę.
Ostatnie zdanie było w stu procentach prawdziwe, bo tak naprawdę nie chodziło tylko i wyłącznie o to, że mam jakieś zobowiązane wobec Reda. Po prostu chciałam sama też to robić. Nie chciałam się przyznać, ale po pół roku samotności nie chciałam być już sama. Nie to, że w jakikolwiek zmiękłam, nadal pragnęłam zemsty, nadal pragnęłam rosnąć w sile. Chciałam jednak mieć się do kogo odezwać. Samotność strasznie wyniszcza. Zrobiłam coś, czego zapewne nikt się nie spodziewał, ale położyłam dłoń na barkach Reda, to było i tak dla mnie sporo, jeżeli chodzi o wyrażanie uczuć. I niech mi nikt nie mówi, że źli nie mają uczuć.
- Wrócimy jutro! – powiedziałam tym samym żegnając się z demonem. Zerknęłam na dwójkę swoich obecnie współpracowników – To co? Idziemy do komnaty zabawić się na cały rok?
Na samą myśl o tym adrenalina trochę mi się powiększyła, a podniecenie rosło. Rok, który w rzeczywistości trwał jeden dzień albo też na odwrót, sama nie wiedziałam, ale byłam pewna jednego, nie mogłam się już tego doczekać. Czułam, że moja siła znowu się zmieni, być może będę miała jakiekolwiek szansę wtedy z Kuro. Wyszczerzyłam się do pozostałych i ruszyliśmy w nieznane.
zt-->3x teren przed pałacem, chyba, że ktoś chce jeszcze tu pisać posta, niech pisze
OOC: kolejny post treningowy
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach