Dragon Ball New Generation Reborn
Dragon Ball New Generation Reborn

Wulkan

+6
KOŚCI
NPC.
Khepri
Red
Reito
NPC
10 posters
Go down
NPC
NPC
Liczba postów : 1219
Data rejestracji : 29/05/2012

https://dbng.forumpl.net/f53-regulamin-i-informacje-ogolne-obowi

Wulkan - Page 7 Empty Wulkan

Czw Maj 31, 2012 6:19 pm
First topic message reminder :

Wulkan - Page 7 30310
Wulkan - Page 7 Dragon11
Gorące miejsce dla gorących facetów i lasek, pragnących darmowego solarium. Dawne podania głoszą o dziwnym demonie lubującym się w kąpielach z lawy i traktującym to miejsce jak dom, co skutecznie odstrasza mniej odważnych turystów.

NPC
Liczba postów : 1219
Data rejestracji : 29/05/2012

https://dbng.forumpl.net/f53-regulamin-i-informacje-ogolne-obowi

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Wto Wrz 17, 2013 6:32 pm
Wulkan - Page 7 Jecht_artwork

Przed Cheprim przez cały ten czas siedział Braska z bardzo niewyraźną i nieprzyjemną miną. Gdy się ocknął wstał, chwytając w ręce masywny miecz i wykierował czubek w jego stronę. Prosto przed lico by widział kto do niego przemawia - Zawiodłem się na tobie. Wyraźnie dałem rozkaz byś pilnował tamtej dziewczyny, a TY JĄ PUŚCIŁEŚ. Do czorta! Byłeś silniejszy od niej, Chepri! Jej beznadziejny płacz tak zadziałał na ciebie? Jesteś do kitu. - warknął surowo po czym jednym prostym kopem posłał ziemianina na przeciwległą ścianę tak by uderzył o nią plecami. Podszedł ponownie ciągnąc miecz po ziemi. Złapał go za włosy i podciągnął lekko do góry jak worek kartofli - Mam chęć wyrządzić ci krzywdę, dać taką karę, byś zapamiętał ją sobie do końca życia. Ale wiesz co? Dam ci szansę zabłysnąć. Masz wytępić te istoty zwane tsufulami, kręcą się w większych miastach. A teraz precz... - zmarszczył brwi po czym puścił chłopaka pozwalając mu upaść na ziemię. Wolnym i nieco chwiejnym krokiem odszedł by udać się na spoczynek.

OOC
Masz do wyboru dwa miasta, South lub Central City.
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Wulkan - Page 7 9tkhzk0/0Wulkan - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wulkan - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wulkan - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Pią Wrz 20, 2013 1:36 pm
Słowa mistrza mocno uderzyły chłopaka, nie chciał go zawieść, ale przecież... Postąpił słusznie, prawda? Powstrzymywanie zakochanych nie jest dobre. Z drugiej jednak strony, zbyt łatwo dał się omotać, kilka łez i zrobił się miękki jak rozgotowany makaron. Wojownik nie może się tak zachowywać, to niedopuszczalne. Chcąc, nie chcąc, musiał się zmienić. Trochę to potrwa, ale nie ma innego wyboru. Teraz jednak musi się skupić na powierzonym mu zadaniu. Nie odezwał się do mistrza ani słowem, nie chciał go bardziej denerwować, a wiedział, że to by właśnie zrobił. Skinął jedynie delikatnie głową i poszedł sobie. Nawet ze swoją nową mocą jest niczym w porównaniu z Braską i jeszcze długo mu zajmie zanim to się zmieni. Oznaczało to tylko jedno, dużo cięższe treningi. Właśnie, przecież zyskał nową moc. Będąc już na zewnątrz jeszcze raz odpalił wszystkie aury. Najpierw zabłysnęła niebiesko-zielono-czerwona poświata, która już po ułamku sekundy przybrała postać tamtej białej ze srebrnymi "nitkami" z Ki. Wyglądało to efektownie, ale co z efektywnością? Walcząc, jak zgadywał wewnątrz swojego umysłu, z Kiddo, odniósł już wrażenie, że stał się dzięki temu dużo silniejszy, ale teraz już był w rzeczywistości, jak więc to wyglądało? Miał niestety tego pecha, że jedynym sposobem na sprawdzenie tego byłaby walka, a na to nie ma czasu, choć dużo by dał, żeby odbyć sparing podobny do tego jaki miał z Redem... A skoro już o nim mowa.... Chepri szybko namierzył demona, ku swojemu zaskoczeniu zauważył, że jego energia się zmieniła. Nie dość, że nie dało się w niej wyczuć zła, jakie przyniósł ze sobą Tsuful, to jeszcze biła nadzwyczajnym dobrem. Czyżby dobra strona czerwonookiego odzyskała nad nim panowanie? Kto wie, w końcu i to jest możliwe. Co równie ciekawe, w pobliżu znajdowało się kilka innych Ki. Większość nie należały do wysokich, to najprawdopodobniej zwykli ludzie, dwie jednak, wyraźnie się wyróżniały. Silniejsza z nich wydała się szkarłatnowłosemu znajoma, ale nie mógł przypisać jej twarzy, ani głosu, czy czegokolwiek. Nie chciał tego tak zostawić i w sumie nie mógł. Wtedy przyszło mu do głowy, że to mogłaby być ta różowoskóra dziewczyna. Czuć było od niej wielkie dobro, czy to może ona "zresocjalizowała" czarnowłosego? Teraz się tego nie dowie, bo wyczuł coś niepokojącego. Gdzieś tam, chyba w okolicach Central City narastała negatywna moc, i to jaka, tsufuliczna. Czyli człowiek miał już pierwszy cel swojej misji - uratowanie swoich pobratymców od tego kosmicznego gluta. Wkurzała go ta sprawa z Redem, ale miał związane ręce. Póki co nie wykazywał złego nastawienia, a nawet gdyby to za dużo by mu nie zrobił. Ehh... Wzniósł się w powietrze i wystrzeliwszy niczym pocisk zniknął gdzieś na horyzoncie.

OOC:
ZT - > Central City
Khepri
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Wulkan - Page 7 9tkhzk0/0Wulkan - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wulkan - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wulkan - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Pon Lis 25, 2013 4:34 pm
***???***

Znajdowałem się... Nie wiem gdzie. Nie wiedziałem jak się tam znalazłem, ani ile czasu tu przebywałem... Ostatnie co pamiętam... Walka z zainfekowanymi, później mrok. Podejrzewam, że ktoś mnie znokautował i zaciągnął tutaj, ale dowodów na to nie mam.
Oczy miałem zamknięte. Nie było sensu je otwierać, zobaczyłbym tylko ciemność. Wszechobecną i tak głęboką, że oczy nie były w stanie przywyknąć. Tak potężną, że zdawała się przenikać przez ciało i kości, a w sercu zasiewać rozpacz i ból. Nie miałem możliwości wytworzenia światła. Nie mogłem używać mojej energii. A nawet gdyby, to od dawna nie jadłem i nie miałem sił.
Klęczałem na twardej płycie, chyba z betonu, zakuty w dyby...

Gdzieś w oddali słyszałem spadające krople, a może to działo się tuż obok mnie? Nie miałem pojęcia. Akustyka tego miejsca zadziwiała, jakby samo zmieniało swoje wymiary. Raz bicie mojego serca dudniło niczym Carski Kołakow, innym razem zapominałem, że w ogóle bije. Student architektury by pewnie z wielką chęcią przestudiował dogłębnie to miejsce. A może ja po prostu wariowałem? Ta samotność, ta ciemność i to przeklęte kapanie odbierały mi zdrowe zmysły? Ludzie w takich miejscach mogą oszaleć, to się zdarza. A oni zazwyczaj są w miejscach bardziej przyjemnych. Dlaczego przeklinałem to kapanie? Słyszeliście kiedyś o wodnej torturze? Tej, gdzie krople wody spadają na czoło? To coś o wiele gorszego, bo po jakimś czasie zaczynasz czuć uderzenia wody, chociaż wcale jej nie ma. Mówisz sobie to, ale z czasem tracisz pewność co jest prawdą, a co fikcją...

Proces ma trzy fazy. Pierwsza to wielka nadzieja. Na to, że ktoś nas znajdzie i zabierze stąd, albo sami znajdziemy na to sposób. Ale nikt nie przychodzi i nikt nie odchodzi stąd. Zaczynasz wątpić. Najtrudniej jest zacząć, później już ulatuje niczym powietrze z przebitego balonu, aż nie pozostanie nic. Wtedy pojawia się strach i rozpacz. Strach przed tą ciemnością. Faza druga. W końcu serce i umysł się uspokajają i zaczynają na powrót działać poprawnie, choć nie tak samo jak wcześniej.

Po pewnym czasie zaczynasz się zastanawiać, czy czasami nie umarłeś. Niby wszystko by się zgadzało. Nie ma tu w sumie nic. Idealny koniec dla kogoś kto nie wierzył w żadnych bogów. Ale stwierdzasz w końcu, że to jest zbyt realne by być końcem. Nadal czułem, więc nie mogłem być martwy. To jednak wcale nie pocieszało, śmierć wyglądała na dużo lepszą opcję, niż spędzenie tutaj reszty życia.

Zastanawiałem się, czy stąd jest w ogóle jakieś wyjście. Doszedłem do wniosku, że musi, w końcu jakoś się tu dostałem. Są za to odpowiedzialni jacyś ludzie, ktoś w końcu zakuł mnie w te dyby. Ten ktoś za to zapłaci... Tylko jak? Nawet gdybym miał siły, to nie wiedziałem jak się wyrwać. Ani po co... Spójrzmy prawdzie w oczy. Dlaczego miałem to robić? Byłem tylko jednym małym wojownikiem pośród wielu silniejszych. Gdybym jeszcze walczył za jakąś sprawę lub osobę... Ale tego nie robiłem. Nie miałem za co i za kogo. Pierwszym powodem do walki, jaki miałem, to zemsta na Ichiro, ale ten gdzieś zniknął, a mnie przeszło. Choć w istocie, podziałało. Urosłem w siłę i znalazłem bardzo dobrego nauczyciela. Wkrótce po tym poznałem Reda. Po naszej walce przysiągłem, że pomogę mu... Ale to też spaliło na panewce. Ktoś zrobił to za mnie. Pewnie by mnie to wkurzyło, gdyby nie fakt, że ta sama osoba pomogła i mnie. Pokonanie Kiddo pewnie nie byłoby możliwe bez jej ingerencji.
Tak dochodzimy do trzeciego powodu. Pomoc zainfekowanym przez Tsufule. Cóż... Cel szczytny, ale widzimy gdzie mnie to zaprowadziło.
I co miałem zrobić, hmm?
Zero powodów do nadziei, zero powodów do walki...

Coś usłyszałem. W pierwszej chwili pomyślałem, że to słuch mi szwankuje i, że to tylko mój oddech, albo bicie serca. Ale dźwięk się powtórzył, tym razem brzmiał wyraźniej, to nie mogło być ani jedno ani drugie. Wtedy stwierdziłem, że to musi być wytwór mojego chorego już umysłu, więc straciłem zainteresowanie nim.
W miarę biegu czasu, dźwięk pojawiał się i nabierał na wyrazistości. W końcu stał się słowem. Chepri.
Z czystego rozpaczliwego rozbawienia, jakie może mieć tylko szaleniec, zapytałem:
-Co?
-Powstań.
-Co...?
Tylko tyle zdążyłem powiedzieć, zanim to się stało. Moje ciało napięło się jak struna. Mięśnie zabolały od nie używania. Poczułem jak energia, której jeszcze sekundę temu nie było, starała się wydostać z mojego ciała. Ulatniała się przez moją skórę, najpierw powoli, a później bardzo gwałtownie. Dyby rozpadły się pod naporem tej siły, jak dom podczas huraganu. Bolało to niemiłosiernie, ale w porównaniu do tego co przechodziłem tutaj, to całkiem miła odmiana.  

Stałem prosto. Przed sobą widziałem parę błyszczących złotych ślepi o pionowych źrenicach. Reszta postaci była niedostrzegalna.
-Patrz - usłyszałem, i tak nagle jak padła komenda, tak też zacząłem widzieć w tej ciemności.
Rozejrzałem się. Zatkało mnie, kiedy zobaczyłem gdzie się znajdowałem. Olbrzymie kamienne pomieszczenie z szeregiem kolumn, a ja na jego środku. Wszystko spowijał pomarańczowy blask, jakbym patrzył przez dziwny rodzaj noktowizora.
Nie rozumiałem co się działo, ale wiedziałem jedno, to nie wytwór mojej wyobraźni, to się działo naprawdę. Nie wiem skąd, ale to wiedziałem.
Usłyszałem ciche kroki. Zbliżało się tutaj pięć osób. Czyżby to oni mnie tutaj uwięzili? Możliwe.
Zdziwiłem się, gdy ich zobaczyłem. Wewnątrz przezroczystych ciał płynęły strumienie światła w różnych kolorach: niebieskim, żółtym, czerwonym.
Chwilę zajęło mi zrozumienie tego co widzę. To była Ki. Widziałem Ki wewnątrz tych osób. Dziwny widok, ale bardzo ciekawy.
-Walcz - padła kolejna komenda.
Ruszyłem do ataku. Pierwszego z przeciwników uderzyłem z olbrzymią szybkością w brzuch. Jego energia zbladła i zwolniła przepływ w ciele. Stracił przytomność.
Następny padł od kopniaka w głowę. Trzeci wystrzelił we mnie Ki blast, czemu z zaintrygowaniem się przyglądałem. Energia w nim spiętrzyła się, zawrzała i wystrzeliła z dłoni.
Przyjąłem pocisk na otwartą dłoń, po czym sam wystrzeliłem jeden.
Trzeci padł jak długi.
Czwarty odważył się na atak. Chciał uderzyć pięścią, ale zablokowałem przedramieniem i płynnym ruchem odepchnąłem go na najbliższą kolumnę.
Piąty przybrał pozycję do walki. Skupiłem się i wytworzyłem aurę. Ta miała w sobie tyle mocy, że kamienna posadzka pękała z każdym moim ruchem. Mój gniewny wzrok wywołał w przeciwniku taki strach, że ten po prostu uciekł.
Zdezaktywowałem aurę i podszedłem do świecących oczu.
-To znów ty... Czego ode mnie chcesz? -zapytałem.
-Tego co właśnie zrobiłeś - padła odpowiedź po dobrej chwili.
-Mam walczyć? Tego chcesz?
-Walczyć, rosnąć w siłę i zwyciężać.
-Dlaczego?
Nie otrzymałem odpowiedzi. Uznałem, że teraz się nie dowiem tego.
-Zniszcz strop.
Podniosłem rękę i wystrzeliłem serię Ki blastów, które zamieniły sklepienie w gruz. Do środka wpadło światło. Miałem wrażenie, jakby oczy miały mi zaraz wypłynąć z oczodołów. Dopiero po bardzo bolesnej minucie mogłem otworzyć oczy.
Nie widziałem już Ki. Zauważyłem za to, że mój strój jest już doszczętnie zniszczony i dalsze jego używanie byłoby niewskazane, chociażby przez zasady dobrego smaku. Zobaczyłem też sporo nowych blizn, których nie pamiętałem. Jedną paskudna czułem na plecach, długa gruba krecha od  lewej łopatki po prawe biodro. Takie ślady pozostawia bicz... Ale ja nie pamiętam, żebym był biczowany.
Złotooka postać stała dalej, skrywając się w mroku.
-Odejdź, to miejsce nie jest przeznaczone dla ludzi.
-Wow, to najdłuższe zdanie, jakie do mnie powiedziałeś - rzekłem trochę sarkastycznie.
Uniosłem się w powietrze i odleciałem.

Nie mogłem się doczekać powrotu do siebie, do wulkanu. Jedna sprawa nie dawała mi jednak spokoju. Dlaczego? Z jakiego powodu znalazłem się w tamtym miejscu? W jakim celu?
Może lepiej będzie, jeśli o tym zapomnę... Teraz tak czuje, ze stamtąd dobiega straszna energia. Nie wiem co jest jej źródłem i nie mam najmniejszej ochoty wiedzieć. Cokolwiek to jest... Jest to złe i bardzo stare. Niech tam pozostanie.
"Walczyć, rosnąc w siłę i zwyciężać"... Czy taki powinienem mieć cel? Na to wyglądało.

***Wulkan***

Leciałem jakieś dwie godziny, choć wiedziałem dobrze, że w rzeczywistości zajęło by mi to mniej. Wokół mojego jeszcze niedawnego więzienia roztaczała się dziwna bariera, która zakłócała odczuwanie czasu i trochę też przestrzeni. Swoisty trójkąt bermudzki Różnica była tylko taka, że to działało tylko w jedną stronę. Trudno było się dostać, ale wydostać całkiem łatwo. Tak więc nazywanie tego więzieniem byłoby błędem... Czym to więc jest? Schronieniem?
Wylądowałem na pokrytej popiołem ziemi. Wziąłem głęboki wdech siarczystego powietrza.
-"Dom..."

Zszedłem po schodach i otwarłem drzwi do pomieszczenia, w którym przyszło mi mieszkać. Padłem jak długi. Byłem wyczerpany...
Khepri
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Wulkan - Page 7 9tkhzk0/0Wulkan - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wulkan - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wulkan - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Wto Lis 26, 2013 8:48 pm
Nie wiem ile spałem. Pewnie godzinę, czy coś koło tego. Gdybym spał dłużej ktoś by mnie pewnie zobaczył i obudził... Lub też uznał, że jestem zmęczony po wykonywaniu zadania, ale... Nawet nie wiedziałem ile czasu minęło od mojego zniknięcia, co napawało mnie niepokojem. Poza tym... Od chwili przebudzenia dręczyło mnie jakieś takie dziwne uczucie pustki. Instynktownie skupiłem się na otaczających mnie źródłach energii. Ku swojemu zdumieniu stwierdziłem, że nie wyczuwam obecności wielu znanych mi osób. Nie było ich, a na pewno nie na Ziemi, bo to zbyt nieprawdopodobne, żeby tak po prostu wszyscy wyciszyli Ki, a to oznaczało...
-"Opuścili Ziemię, ale po co? Z całą pewnością podczas mojej nieobecności wydarzyło się dużo. Mistrz pewnie będzie wiedzieć".
Przypomniałem sobie wtedy część słów, które powiedziała do mnie ta dziwna postać wtedy - "rosnąć w siłę". Na pewno nikt nie próżnował z treningami, a skoro są tam gdzie są, to raczej nie na wakacjach.
-"Muszę stać się silniejszy, muszę...!" - pomyślałem, zaciskając mocno pięści. -"Ale najpierw prysznic i przebrać się..."
Gdy tylko skończyłem tą myśl, organizm przypomniał mi o pewnej ważnej potrzebie fizjologicznej, a mianowicie o jedzeniu. Położyłem dłoń na burczącym brzuchu.
Vixen nie było w pobliżu, więc sam musiałem sobie coś zrobić do jedzenia. Szczęśliwie znałem te podstawy gotowania, które pozwalały na przeżycie... Choć nadal istniało ryzyko spalenia kuchni.
(Tu autor stwierdził, że też jest głodny i poszedł sobie zrobić coś do jedzenia)
Po jakiejś godzinie byłem najedzony, umyty, przebrany (w stary strój, żeby nie było wątpliwości), a kuchnia cała.  
Wyszedłem na zewnątrz, trening na świeżym powietrzu dobrze mi zrobi.

OOC:
Trening start.
Rikimaru
Rikimaru
Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012


Identification Number
HP:
Wulkan - Page 7 9tkhzk1/1Wulkan - Page 7 R0te38  (1/1)
KI:
Wulkan - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wulkan - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Sro Lis 27, 2013 12:21 pm
z Wyspy Żółwia

... ale skoro miał już po drodze do odległego miejsca to postanowił przypatrzeć się bliżej okolicy, gdzie wyczuwał jedną z energii. Lot z wyspy nad oceanem nie był trudny, ponieważ zła pogoda szła z południa, więc uciekł burzy lub też wichurze, a ponieważ potrafił już całkiem szybko latać to nie miał większych problemów przed dotarciem do kontynentu. Nie spodziewał się, że jedna z KI ponadprzeciętnych będzie w pobliżu wulkanu, ale z drugiej strony mogło to być idealne miejsce na trening. Tylko najsilniejsi mogą przetrwać w tak trudnych warunkach jakie dyktuje wulkan. Poleciał trochę za bardzo nad jeden z większych kraterów i wleciał w sam środek oparów siarki, a żar który bił był niesamowity. Pomimo tego, że znajdował się co najmniej 4 km nad źródłem to ciężko było wytrzymać. Z pewnością przebywanie w fetorze siarkowym i tym upale mogło umożliwić przystosowanie się do warunków innej planety, na której mogło być dużo mniej tlenu. Lampka mu się oczywiście zaświeciła, ponieważ wiedział teraz, że jest możliwe przemieszczanie się między planetami, a więc musi trenować nawet i w takich miejscach, ale nie czas teraz na trening. Przyleciał tu w jednym celu, a był nim osobnik, który był gdzieś w pobliżu. Jeszcze nie dawno czuł większą moc, a teraz już miał problem z dokładną lokalizacją, ponieważ sama moc Rikimaru była równie duża i jego aura zlewała się z tamtą mocą. Utrzymywał się na tej samej wysokości, w wulkanicznym dymie, pełnym pyłu i ciężkich dla zdrowia związków, ponieważ był tu ukryty, a jeżeli ktoś mocniejszy zdecydowałby się na atak to po pierwsze miał małą widoczność, podobnie jak chłopak, a po drugie równie ciężko by się temu komuś oddychało. Jak to bywało z tego typu zjawiskami wpatrywanie się w bliską odległość nie przynosiło nic poza ograniczoną widocznością, ale było w miarę widać to co znajdowało się wokół wulkanu. Dopatrzył się w kilku miejscach ruchu, gdzie w lesie przemierzały jelenie, a w innym miejscu widział poruszający się samochód z dużą anteną na dachu. Prawdopodobnie ekipa telewizyjna albo jacyś naukowcy ze sprzętem, ale parę kilometrów dalej ujrzał mały punkcik, jedną osobę i przygasił swoje KI na moment, żeby się upewnić czy to ten którego szukał. Oczywiście wyciszenie energii nie było pomocne w tym dymie i zaczął kaszleć, a potem zwiększył moc poprzez wzrost wytrzymałości, bo by w innym wypadku zemdlał od odoru siarki.

OoC:
Aura wytrzymałości, żeby wytrzymać w oparach siarki. PL: 6850 Z regeneracją turową HP nadal full.
Możesz spokojnie skończyć trening, ja już Cię znalazłem, pytanie czy Ty wyczujesz mnie.
Khepri
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Wulkan - Page 7 9tkhzk0/0Wulkan - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wulkan - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wulkan - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Czw Lis 28, 2013 5:26 pm
Soundtrack:
Trening:


Udawałem, że o niczym nie wiedziałem. Powoli ruszyłem w kierunku wejścia do podziemnego domu. Planowałem zajsć go od tyłu, ale stwierdziłem, że skoro wiedział gdzie jestem, to musiał umieć wyczuwać energię, takie coś byłoby bezsensowne. Uniosłem się w powietrze i ruszyłem w jego kierunku. Starałem się to zrobić jak najszybciej.
-Fajnie, że się w końcu spotkaliśmy, ale... -zacząłem i upewniłem się, że nikogo nie ma w pobliżu - ...To nie jest najlepsze do tego miejsce... - rzekłem, krzyżując ręce na piersi.
Wygladał na człowieka, ale pozory mogły mylić, więc przede wszystkim musiałem zachować ostrożność.

OOC:
Treningu koniec
10% regenu hp i ki - full hp i ki
PL: 4884
Rikimaru
Rikimaru
Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012


Identification Number
HP:
Wulkan - Page 7 9tkhzk1/1Wulkan - Page 7 R0te38  (1/1)
KI:
Wulkan - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wulkan - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Czw Lis 28, 2013 10:32 pm
Dla Rikimaru to było dobre wyjście przylecieć aż tutaj i opuścić na chwilę wyspę Genialnego Żółwia, ponieważ to co zobaczył tu przy wulkanie przeszło jego najśmielsze oczekiwania, ale nie był do końca pewien to co widział. Był co prawda za daleko, ale wytężając wzrok i skupiając się całkowicie na energii tego gościa poznał w jaki sposób formuje tę technikę i był niemal całkowicie pewien, że jest tym czym się mu wydaje. Ów jegomość na początku strzelał, jak się wydawało ki blastami, ale chyba nie o to chodziło. Później jakieś łuki, a potem obręcz. Całkowicie stworzony z ki pierścień. Jakby stworzyć takie coś tuż przed przeciwnikiem to nie będzie mieć za bardzo możliwości rozwarcia rąk, a jedyna możliwość to lot w górę lub zanurkowanie w dół, gdyby taki pierścień stworzyć w powietrzu. Wtedy sobie uzmysłowił jak wiele rzeczy można zrobić z ki, a on to ignorował! Niedawno trenował technikę, którą pokazał mu mistrz i nauczył się zmieniać kolor swojej KI, gdzie jak wcześniej przypuszczał miała ona jeden kolor odpowiadający aurze wojownika, ale tak wcale nie było. Odzwierciedlała ona stany używającego i wyobraził sobie, że ktoś przesączony agresją stworzy czerwony ki blasty, a osoba sfrustrowana prawdopodobnie jakieś żółte albo fioletowe, czyli dokładnie taki kolor jak podczas pierwszego zwiększenia mocy jakie osiągnął. Oplatały go wtedy fioletowe fale i lekko niebieskie wyładowania elektryczne, ale wyładowania prawdopodobnie odnosiły się do ilości energii jaka była zgromadzona w jego ciele. Ostatnio zauważył, że przy mocniejszych atak pojawiały się wokół niego ledwie widoczne wyładowania barwy niebieskiej i żółtej, a żółty kojarzył mu się jednak z wytrzymałością. Bądź co bądź ma jeszcze wiele do odkrycia.
Obserwacja osobnika zakończyła się w momencie jak ten zaczął unosić się do góry w kierunku Rikimaru. Dziwne, że dopiero teraz zauważył lub też go wyczuł, ale widocznie chciał bardzo dopracować technikę lub był nieuważny. Cokolwiek było tego przyczyną nie liczyło się teraz zanadto, ponieważ nie wiedział w jakim celu tamten leci, ale również i zamiary Rikimaru wobec tego były nieznane. Prędkość miał bardzo dobrą i był całkiem bezpośredni, ale w tym momencie zdziwiło go stwierdzenie: "... że się w końcu poznaliśmy". To mogło wskazywać, że jednak wyczuwał Rikimaru od bardzo dawna i wiedział, że ich losy się spotkają. Nie było wątpliwości co do miejsca, że nie jest ono najlepsze na spotkania towarzyskie. Zaśmiał się.
- Opary z siarki na pewno nie są dobrym aromatem... *kaszlu, kaszlu* przy rozmowie. Czyżbyś się mnie spodziewał od dawna?
Oczywiście Rikimaru wziął za pewnik, że chłopakowi chodziło o opary z wulkanu i temperaturę za niekorzystne czynniki tego miejsca, ale czy mógł mieć coś innego na myśli. Spojrzał w dół, w kierunku jednego z kraterów, gdzie lawa gotowała się niczym zupa pomidorowa. Nagle o niej pomyślał i zgłodniał. Trochę niezbyt dobry czas na myślenie o obiedzie, ale fakt, faktem, że naprawdę to wyglądało jak garnek z zupą.
Khepri
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Wulkan - Page 7 9tkhzk0/0Wulkan - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wulkan - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wulkan - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Pon Gru 02, 2013 4:19 pm
Teraz mogłem lepiej odczytać moc nieznajomego. Był trochę silniejszy od Reda przed jego przemianą. Coś mi mówiło, że to jednak nie jest pełnia jego możliwości. Trochę zdziwiły mnie jego słowa.
-Opary siarki dobrym aromatem? -zapytałem raczej retorycznie i zaśmiałem się. - Wybacz, ale zdążyłem do tego przywyknąć i śmieszy mnie Twoja reakcja... A co do Twojego pytania... Nie spodziewałem się Ciebie, nawet mnie trochę zaskoczyłeś, ale jakiś czas temu wyczułem Cię i zapamiętałem Twoją energię. Już wtedy wiedziałem, że kiedyś się spotkamy.
Uważnie dobierałem słowa, nie mogłem przypadkiem powiedzieć czegoś więcej o sobie lub o Mistrzu i Vixen. Przy czym musiałem liczyć na to, że żadne z nich się tutaj nie pojawi. Szczególnie Braska. Fakt, on by raczej bez problemu poradził sobie z każdym, ale w tym też jest problem, bo wiem, że nie lubi obcych. Gdyby tak się jednak stało, to modliłbym się o to, żeby miał dobry humor. Vixen chyba nie miałaby jakichś obiekcji na ten temat, chociaż kto wie, w sumie to słabo znałem Demonicę.
Przyznam, że już od pewnego czasu korciło mnie, żeby poznać możliwości tego osobnika... Ale chyba się trochę zapędzam. Najpierw muszę określić na czym stoję.
Wyglądał na człowieka, oczywiście, pozory mogły mylić. Gdybym nie wiedział, że Braska jest Demonem, to byłbym skłonny powiedzieć, że to człowiek, nawet mimo jego specyficznego zapachu. Hmm... Skoro już napomknąłem ten temat... Zauważyłem, że Demony roztaczają wyjątkową dla nich słabą woń, przypominającą nieco połączenie kwiecistej łąki i siarki, ale też indywidualnie różniła się między osobnikami gatunku. Co ciekawsze, kiedy zetknąłem się z Ichiro nie zauważyłem tego. Najwyraźniej moje zmysły się wyostrzyły, tylko co było tego powodem? Znałem technikę, która budziła we mnie pierwotny instynkt i jakoby zamieniała w wilka, a te znane są z dobrego wechu. Choć równie prawdopodobne jest, że to jakiś dziwny efekt działania siarki. W pełni zrozumiałym byłoby, gdyby wech mi się pogorszył od tego, ale polepszył? Nie powinno mnie takie coś dziwić, jeśli spojrzeć na to z szerszej perspektywy. Widziałem już dużo.
Tak czy inaczej, miałem przed sobą prawdopodobnie człowieka, bo nie pachniał Demonem, który pofatygował się tutaj tylko po to, żeby mnie spotkać. Musiał chcieć coś konkretnego, inaczej warunki by go skutecznie zniechęciły. Muszę się dowiedzieć po co przybył. Ale najpierw priorytety, zabranie go stąd.
-Zabierzmy się już jednak stąd, tutejsze warunki mogą Ci naprawdę zaszkodzić, znam jedno dobre miejsce nie tak daleko stąd, w lesie, nad strumieniem. A tak w ogóle, to jestem Chepri - wyciągnąłem dłoń w kierunku niebieskowłosego.
Cały czas zachowywałem skupienie, nie mogłem go tracić ani na chwilę. Obserwowałem ruchy i reakcje przybysza uważnie, ale dyskretnie.

OOC:
Przepraszam za zwłokę, ale miałem małe problemy z internetem w domu... Znowu -,-"
Rikimaru
Rikimaru
Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012


Identification Number
HP:
Wulkan - Page 7 9tkhzk1/1Wulkan - Page 7 R0te38  (1/1)
KI:
Wulkan - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wulkan - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Pon Gru 02, 2013 5:27 pm
Dowiedział się już ważnej rzeczy o Cheprim, a raczej dwóch. Poznał właśnie to imię, a także fakt, iż potrafi wyczuwać energię innych osób, a więc mógł znać odpowiedź na pytanie Rikimaru, gdzie podziało się wiele potężnych KI.
- Miło mi. Jestem Rikimaru. - podał dłoń czerwonowłosemu. Uśmiechnął się, ponieważ dopiero teraz zwrócił uwagę, że mają przeciwstawne barwy na głowie, co mogło z daleka wyglądać jak kogut policyjny. Chepri widocznie nie zwrócił na to jeszcze uwagi, ponieważ był przejęty bardzo tym, żeby odlecieli stąd. Naprawdę mocno go poganiał, a więc coś musiało w tym tkwić głębszego, ale w okolicy nie widział, ani nie czuł niczego złego. Być może w istocie chodziło tylko o dym wylatujący z wulkanu lub też lawę. Oba były niebezpieczne. Leśny strumień będzie dobrym miejsce, bo był spragniony po tkwieniu w chmurze z siarki i innych wulkanicznych związków. Czysta źródlana woda go nieco orzeźwi. Domyślał się nawet o który strumień chodzi, bo przelatywał nad takim całkiem niedawno.
- Ok. Może być strumień. Napiłbym się wody, a swoją drogą skoro jesteśmy przy zapamiętywaniu energii... - zrobił wymowną przerwę. - W pewnym momencie zaczęło znikać sporo mocnych energii. To znaczy... Jakby odleciały z Ziemi i szukam odpowiedzi na ten temat.
Liczył na to, że Chepri wie coś na ten temat, ponieważ znajdował się w pobliżu jednej z takich osób, które "odleciały". Oczywiście nie sprawdzał cały czas co się dzieje na całej planecie, ponieważ musiał się koncentrować na tym co się dzieje wokół niego, ale często przez jego głowę przelatywał impuls silnych zderzeń gdzieś daleko, a czerwonowłosy uczestniczył w tym. "Oby tylko był bardziej rozmowny niż Frost." Spojrzał w kierunku na południe od miejsca gdzie byli i wskazał Chepriemu ręką, a następnie poleciał tam. Przy okazji wyczuł tam również jakąś mocną KI, którą jakimś cudem wcześniej przeoczył, ale wolał polecieć trochę dalej, na drugi koniec lasu, ponieważ ta KI była dwukrotnie mocniejsza od nich dwóch.

OoC:
z/t do Leśny strumień
x2? Możesz pisać nad strumieniem jak coś.
Khepri
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Wulkan - Page 7 9tkhzk0/0Wulkan - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wulkan - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wulkan - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Pon Lut 10, 2014 12:53 am
Sporo się wydarzyło w przeciągu tych dwóch lat, które minęły od tej całej afery z
tsufulami, choć podejrzewam, że mogło się zdarzyć więcej. Tamte wspomnienia dosyć ciężko odbiły się na moim umyśle i ciele, imię Kiddo do tej pory wywołuje u mnie obrzydzenie i drgawki... Uhh... Ale nie żałuje, bo gdyby nie to, nigdy nie zaszedłbym tam, gdzie jestem teraz. Zastanawiające, jak to się dzieje, że choć coś wydaje się nam czystym przypadkiem, jak moje niegdysiejsze spotkanie z Rikimaru, to w efekcie okazuje się nas prowadzić do jakiegoś miejsca lub osoby, i czujemy, że tam mieliśmy się znaleźć. W pierwszej kolejności powinienem chyba wspomnieć mój trening u Genialnego Żółwia.
To dzięki niebieskowłosemu w ogóle się tam znalazłem, a nawet uniknąłem szukania jakiejś
dziewczyny do towarzystwa temu staremu zboczeńcowi... To się dopiero nazywało szczęście, prędzej bym zrobił sto pompek z górą Sohan na plecach, niż zagadał do dziewczyny, której nie znam... Jeszcze ładnej... O zabraniu ją na wyspę już nie mówiąc, bo to już całkiem niewykonalne. Tak wtedy myślałem... I niestety dużo się w tej kwestii nie zmieniło. Aż na mojej twarzy pojawiła się zrezygnowana mina, jak o tym pomyślałem. Teraz jak o tym myślę, to podejrzewam, że Vixen dałaby się nakłonić do pomocy w tym, po zakończeniu treningu byśmy po prostu odlecieli. Wtedy nie miałem takich pomysłów i nie analizowałem wszystkiego tak dobrze, ale może to i lepiej. Cóż, najważniejsze jest to, że to szkolenie zacząłem. Nie jestem pewien ile czasu tam spędziłem, ale nie obchodziło mnie to, jak to mawiają, nauka wymaga czasu, a nauczyłem się tam dużo. Kienzan to był dopiero przedsmak tego, co na mnie czekało. Genialny Żółw chciał, żebym polecał z nim i Rikimaru na jakąś specjalną wyspę treningową, musiałem jednak odmówić... Miałem inne plany...
Nigdy jednak nie zapomniałem skąd przybyłem i komu zawdzięczam pierwsze sukcesy. Podstawy podstaw stanowiły mordercze treningi u wujka Egharta, tak bardzo ich i jego nienawidziłem, że miałem ochotę zatańczyć na wieść, że ten bydlak nie żyje. Domu też nie było szkoda, to tylko budynek, a ja miałem wtedy już dom, bardzo przytulny, do tego z ekologicznym ogrzewaniem. Ale wracając do tematu, tamte "nauki" zdały się w sumie na nic, kiedy miałem je zastosować w prawdziwej walce, ale to mnie zawiodło do prawdziwego nauczyciela, więc nie miałem co narzekać. Braska odwrócił moje życie o sto osiemdziesiąt stopni i nadał mu właściwy kierunek.
Nauczył żyć, żyć jak demon i walczyć jak demon, choć nie potrafiłem tego co one, pluć ogniem, petryfikującą śliną, czy rozciągać swojego ciała. Mimo to, chyba całkiem nieźle spisywałem się w tej roli. Tym trudniejszy był powrót do ludzkiego społeczeństwa. Pobyt wśród ludzi na wyspie Żółwia dał mi tego przedsmak, ale nie powinienem tego porównywać. Zupełnie czym innym jest przebywanie wśród wojowników, a wśród zwykłych ludzi.
Odbudowa West City nastąpiła nad wyraz szybko, wręcz nieprawdopodobnie...  Sporym
zdziwieniem dla mnie był też fakt, iż nagle pojawiło się wiele energii, które zniknęły zaraz po ataku tsufula. Na domiar, nikt niczego nie pamiętał z tamtego czasu...
-"Do tego znów to ciemne niebo..." - pomyślałem, idąc powolnym krokiem po chodniku.  
To nie mógł być przypadek, drugi raz widziałem coś takiego i nikt, ale to nikt mi nie wmówi, że to zbieg okoliczności. W coś takiego po prostu nie mogłem uwierzyć.
-"To na pewno sprawka jakichś czarów!"
Podobnie jak w to, że pierwszą osobą z tego grona, którą spotkałem był, no bo jakżeby inaczej, wujek Eghart... Na starcie popsuło mi to dzień, który zapowiadał się całkiem fajnie, byłem w stanie to przeboleć, ale jak mi zaczął prawić morały i uwagi, to nie wytrzymałem i trzasnąłem go w gębę, aż musiał zęby zbierać z chodnika. W życiu sobie nie wyobrażałem, że po tych wszystkich latach, morderczych treningach i poniżeniach poczuje się tak dobrze jak wtedy. Yare yare, tego słowa nie opiszą, chyba, że to jedno - katharsis. Wszystkie dawne stresy, napięcia i pretensje odeszły z tym jednym ciosem. A co najlepsze, gdy było po wszystkim on bał się mi oddać. Dzień pewnie byłby najpiękniejszym w moim życiu, gdyby nie fakt, że w szkole, do której szedłem, przywitał mnie sprawdzian, o którym zapomniałem i tym samym zawaliłem. Tak, zgadza
się, szedłem do szkoły. Jak do tego doszło? Sumienie i rozsądek mówiły mi, że za wojowanie pieniędzy nie płacą sowitych, jeśli w ogóle, dlatego też musiałem pójść do szkoły, żeby uzupełnić wykształcenie. Natomiast lenistwo i duch walki stanowczo mi tego odradzały, tylko, że za słabo.
Niestety, znacząco ograniczyło to mój czas na treningi. A co do zajścia z Eghartem, takie rzeczy już się zdarzają, najważniejsze jest to, że uległem pewnej zmianie. W moim niemal demonicznym sercu zapanował spokój. Powrót do ludzi przyniósł ze sobą jeszcze jedną zmianę, zdecydowanie złagodniałem i uspokoiłem się. Nie starałem się już ukrywać tej części mojej osobowości, bo wiedziałem, że nie muszę.
Gdyby pojawiło się jakieś zagrożenie, to oczywiście byłbym gotowy, ale póki mogłem, cieszyłem się spokojem. Fajnie też było wrócić do ludzi, niby zawsze lepiej wśród swoich, co nie? Może i nigdy nie należałem do towarzyskich, a moi rówieśnicy raczej unikali kontaktu ze mną, ale Ziemia to mój dom, a Ziemianie to moi bracia. Chcę czy nie, nie zmienię tego. A zawsze jest lepiej mieć dobre stosunki z najbliższym otoczeniem.
Trochę kłopotliwe okazało się przyzwyczajenie do tych wszystkich rzeczy, które zdążyłem
zapomnieć podczas treningów, chodzi mi o to jakie kruche są rzeczy stworzone przez ludzi. Sporo przedmiotów zniszczyłem ucząc się z nich znów korzystać, używanie tak małej części mocy, to naprawdę trudne. Do tego musiałem ukrywać swoje umiejętności przed innymi. To akurat była ta prostsza część zadania, bo trenowałem w domu. Bo, dla jasności, cały czas mieszkałem pod wulkanem i codziennie latałem stamtąd do szkoły. Pewnie praktyczniejsze byłoby zamieszkanie w West City, ale nie miałem pieniędzy na wynajem mieszkania. W wakacje zarobiłem trochę, ale zostawiłem tą gotówkę na czarną godzinę...
Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Urząd miejski wyjątkowo świecił pustkami.
Podszedłem do punktu informacyjnego. Siedziała tam kobieta w średnim wieku, szczupła, o kasztanowych włosach i złotych oczach, w typowym urzędowym uniformie - koszula, marynarka, spódnica i tak dalej.
-Dzień dobry - zacząłem. - Przyszedłem po odbiór dowodu osobistego.
Składając wniosek specjalnie zaznaczyłem, że sam się pofatyguje po niego, bo to znacznie prostsze, niż tłumaczenie gdzie mieszkam i tak dalej...
-Pokój 23B, pierwsze piętro, trzecie drzwi po lewej - rzekła beznamiętnie.
Udałem się do owego pokoju. Za biurkiem siedział czarnowłosy mężczyzna, który wydał mnie się dziwnie znajomy... Po chwili przypomniałem sobie skąd go znałem i niemal od razu tego pożałowałem. To jeden z ludzi, z którymi walczyłem kiedyś w Central City.
-Dzień dobry - mruknąłem, nieco niewyraźnie.
Liczyłem na to, że mnie nie pozna, bo to mogłoby doprowadzić do dziwnych sytuacji...
-Dzień dobry - odpowiedział.
Przyglądał mi się dziwnie, ale chyba ze względu na moje zachowanie, aniżeli z jakiegoś innego powodu.
-Rozumiem, że pan w sprawie odbioru dowodu osobistego, panie...? - powiedział bardzo formalnym tonem.
-Makonen, Chepri Makonen.
-A tak... -mruknął i zaczął przeszukiwać stertę dokumentów ułożonych na pułkach za jego plecami.
-Przykro mi, ale nie mam tutaj koperty z takim imieniem, jest tylko niejaki pan Czepri - rzekł, pokazując kopertę i drapiąc się po głowie.
-Wymawia się Kepri... - powiedziałem beznamiętnie, lekko mrużąc oczy.
-Ahh, najmocniej przepraszam, proszę bardzo - mężczyzna wyglądał na poruszonego całą sytuacją, bo na jego twarzy malowała się skrucha.
Wziąłem kopertę, podpisałem jakieś tam zaświadczenie o odbiorze, podziękowałem i wyszedłem.
Niemal zaraz po tym otwarłem ją i spojrzałem na kawałek plastiku świadczący o tym kim jestem...
-"Hmm... Imię i nazwisko się zgadzają, wzrost, sto osiemdziesiąt trzy centymetry, też, oczy zielone, włosy..." - w tym momencie zaczęła mi pulsować żyła na czole. -"Rude?!" - natomiast w
tym z moich ust wydostała się bardzo barwna składanka obelg i wulgaryzmów w dwóch różnych językach pod adresem urzędników daltonistów, za którą dostałem pierwszy mandat.
-"Będę to musiał przeboleć... "
Wracając do tematu, dosyć szybko to wszystko ogarnąłem, bo jakby nie patrzeć, musiałem. To jedna z nauk, które otrzymałem od Braski, przystosuj się albo zgiń.
Po raz kolejny miałem okazję wykorzystać tą naukę jakieś pół roku temu, kiedy w ramach treningu Mistrz wysłał mnie na bliźniaczą planetę Dark Star, Makyo. Ta jedna z ostatnich ostoi dla Demonów okazała się większym wyzwaniem, niż sądziłem. Czułem się tam dobrze, praktycznie całkiem jak w domu, tylko, że po tygodniu spędzonym tam straciłem swoją "ochronną tarczę". Przez długie przebywanie z Władcą Demonów "nasiąknąłem" jego Ki do tego stopnia, że dało się nas pomylić, tak jak to zrobiła June. Obaj uznaliśmy, że lepiej będzie, jeśli pozbędę się cząstek jego energii z siebie. To stanowiło główny cel mojej misji, przetrwać miałem przy okazji. Obiło mnie się o uszy też coś, że zrobiłem się miękki jak plastelina na słońcu.
Makyańskie Demony wyczuwały we mnie Braske, więc trzymały się z daleka, ale kiedy przestały...
Przypominało to atak stada wygłodniałych lwów na jedną jedyną antylopę. Pierwsze dni
wydawały się ciężkie, kilka ataków dziennie, walka z wieloma przeciwnikami na raz... Później było tylko gorzej. Pierwsze wyczuły mnie te słabe, najbardziej zdesperowane, nazywałem je szczurami.
Gdy rozprawiłem się z chyba setką z nich odpuściły, jednocześnie zwabiło to kolejnych
przeciwników. Wilki, nazywane przeze mnie tak z powodu charakterystycznego kształtu głowy, znalazły mnie w jednej z moich siedzib, prostej jaskini w zboczu góry. Ich taktyka też przypominała wilczą, atakowały w zhierarchizowanych grupach, zawsze wtedy gdy miałem ograniczoną liczbę dróg ucieczki. To właśnie w takich sytuacjach nauczyłem się, że w walce należy zawsze być w ruchu, żeby nie stanowić celu więcej niż dwóch ataków, ponieważ trzech można już nie przeżyć. To trwało... Chyba dwa tygodnie, choć trudno określić czas na planecie, gdzie cały czas panują warunki jak w czasie nuklearnej zimy. Kosztowało mnie to kilka blizn, ale w końcu napastnicy przekonali się kto jest wilkiem alfa. W czasie tych potyczek dowiedziałem się bardzo dużo o pobratymcach mojego Mistrza, poznałem ich zachowania, techniki, anatomię i fizjologię. Szczególnie interesujące zdawały się być właśnie techniki, kilka z nich miałem okazję
poznać na Ziemi, ale tam ujrzałem cała garmażerię umiejętności, o których nawet nie śniłem. Szczególnie zainteresowały mnie Hanoo i Thunder Crash. Może to kwestia ich odmienności od innych technik, a może to fakt, że związane były z ogniem, nie wiem... W każdym razie zaintrygowały mnie i zainspirowały.
Dni na Makyo zawsze będę wspominał jako wielką próbę moich możliwości, nie dlatego, że
każdego dnia musiałem walczyć, bo to wręcz pokochałem w tej misji, ale dlatego, że codziennie musiałem zdobywać wodę i pożywienie. Z tym pierwszym miałem najmniejszy problem. Taka mała ciekawostka o planecie Demonów, występowały na niej trzy rodzaje gejzerów - z gorącą woda, z gorącym kwasem siarkowym i z lawą. O ile trafiłem na te pierwsze nie musiałem się martwić.
Jedzenie to już zupełnie inna bajka. Nie ważne jakby mnie morzył głód, nigdy bym się nie posunął do zjedzenia mięsa Demona i nie chodzi tu o moje powiązania z tą rasą, po prostu wiedziałem, że nie nadaje się do jedzenia. Szczęście trochę mi dopisało, znalazłem... Nie wiem jak to nazwać... Wyglądało to jak kamienny pęd wyrastający z podłoża, na którego końcu znajdował się kielich, w którym rósł owoc wielkości dojrzałego pomidora, żarzący się niczym roztopiona skała. Początkowo nie chciałem się do tego zbliżać, ale głód okazał się silniejszy. W smaku przypominało słodkie chili, ale zdecydowanie przewyższało je ostrością. Za pierwszym razem niemal zwymiotowałem od ilości kapsaicyny, ale w końcu wyrobiłem sobie, że tak powiem, odporność. "Makyańskie papryczki"
stanowiły podstawę mojej diety. Wkrótce znalazłem inny dziwny obiekt, przypominał skrzyżowanie kaktusa z kapustą, spomiędzy grubych zielono-pomarańczowych liści wyrastały długie na
osiemdziesiąt centymetrów kamienne kolce. Smak liści mnie zaskoczył, spodziewałem się czegoś w rodzaju pikantnej kapusty, albo cebuli, a okazało się, że smakują jak szpinak. Nigdy nie darzyłem tego warzywa szczególną sympatią, ale tylko takie pożywienie znalazłem. Możliwe, że w innych zakątkach planety rosną inne skałorośla, ale nie miałem jak tego sprawdzić, chociaż regularnie przenosiłem swój obóz. Któregoś dnia natrafiłem na jakąś maszynę, miała formę kuli i wyglądała na zniszczoną. Dopiero po jakimś czasie domyśliłem się, że to statek kosmiczny, a w ogóle później od jakiegoś Demona usłyszałem, że Saiyanie zsyłają tutaj swoje śmieci, gdzie przez śmieci rozumiał skazanych na banicję. Ta ogoniasta rasa zaintrygowała mnie wkrótce po pierwszym spotkaniu z nimi, ich sposób walki, usposobienie i przemiany... Wtedy na Makyo zdobyłem całkowita pewność, że któregoś dnia polecę na tą ich planetę Vegetę. Miałem świadomość, że Ziemianina to oni za dobrze nie będą traktować, dlatego z góry założyłem, że będzie to misja incognito. Ale przed tym, musiałem najpierw wrócić z aktualnej misji. Przez jakiś czas miałem spokój, ale wiedziałem już, że to tylko cisza przed burzą, niestety...
Po miesiącu nauczyłem się wyczuwać porę dnia na tej planecie, określić to się dało na podstawie wahań temperatury, w dzień sięgała czterdziestu pięciu, a w nocy spadała do trzydziestu. Myślałem, że to przy wulkanie jest gorąco, ale atmosfera na Makyo wycisnęła ze mnie ostatnie poty. Ostatnia fala żądnych ludzkiej krwi Demonów przyszła wczesnym rankiem, niczym tsunami... (soundtrack 1)
Właśnie zaczynał się dwudziesty dziewiąty dzień mojego pobytu na tej planecie, obudziło mnie donośne dudnienie, do którego wkrótce dołączyło ryczenie i coś jakby dźwięk rogu. Zbyt dobrze wiedziałem, że oznaczało to kłopoty. Kogo jak kogo, ale "Smoków" i "Łowców" lepiej nie mieć na karku w czasie ucieczki, szczególnie tych drugich, mają oni już swoje sposoby, żeby dopaść ofiary, między innymi deszcz energetycznych igieł. Ale wracając...
Momentalnie zerwałem się z kamienia służącego mi za łóżko, zabrałem swoje rzeczy i
wyskoczyłem z jaskini. Akurat w porę, bo zaraz po tym potężny atak, średnio miałem czas
zobaczyć co to było. Niemal natychmiast pojawił się przede mną jeden z łowców, wysoki
humanoid pokryty czarną aurą, z twarzą przywodzącą na myśl ludzką czaszkę z kłami tygrysa. Serce zabiło mi szybciej, w bezpośredniej konfrontacji nawet z moimi aurami miałbym ciężką przeprawę z tym rodzajem Demonów, a, jak zdążyłem zauważyć, stało za pierwszym jeszcze kilku.
-"Cholera" - zakląłem w myślach.
Wsunąłem dłoń pod materiał zawiniątka na moich plecach, chwyciłem nią podłużny metalowy przedmiot i szarpnąłem mocno. W powietrzu zabłysła ciemnoszara klinga z czerwonym rdzeniem, towarzyszył temu nietypowy świst. Demon już zamierzał się do ataku, kiedy wbiłem ostrze w ziemie. Ta zaś popękała i wypuściła z siebie strumienie płonącego gazu skumulowanego pod powierzchnią. Takim ogniem nie dałoby się dobrze mięsa usmażyć, a co dopiero istotę zamieszkująca Makyo, niemniej, zawsze to jakiś manewr odwracający uwagę i dający szansę na ucieczkę. Jedną z rzeczy, których się nauczyłem w czasie tej misji, to to, że przy takiej liczbie wrogów nie ma co kozaczyć, tylko brać nogi za pas i starać się załatwiać ich jeden po drugim.
Tutaj w sumie nawet ta zasada by się nie sprawdziła, za dużo tego cholerstwa się nalęgło
wtedy...
Miecz... Zabrałem go kiedyś jakiemuś konającemu przeciwnikowi. Początkowo nie chciał się mnie słuchać, dosłownie, wbijał się w ziemię, a jak udawało mnie się go wyciągnąć, to raził mnie prądem. W końcu jednak zaakceptował nowego pana. Zdecydowanie opłaciło mnie się go zabrać, nie raz i nie dwa uratował mi tyłek, jak było nieciekawie...
Ukryłem się wewnątrz pustej już komory po gazie, unosiłem się pod stropem z Ki wyciszoną do niezbędnego minimum. Miałem chwilę na obmyślenie planu.
-"Najpierw muszę sprzątnąć tych łowców, oni są najgorsi. Szczury i wilki mi to utrudnią, ale nie
aż tak bardzo. Jak zobaczą pierwsze trupy, to w sumie i tak dadzą nogę"

Na górze nadal panował zgiełk, nie mieli pojęcia gdzie jestem, a to dawało mi szansę, na
wykorzystanie efektu zaskoczenia. Nawet wiedziałem jak to rozegrać.
Wokół moich dłoni zalśniły płomienie zielonej Ki i przybrały kształt pazurów - smoczych szponów. Przedarłem się nimi przez zastygniętą lawę na powierzchnię.
Z zaciętością dzikiej bestii siekłem wszystko co znajdowało się w zasięgu mojego wzroku i
wykonywało choćby najmniejszy ruch. Wkrótce oczyściłem najbliższe metry. Dotknąłem dłońmi podłoża. Rozbłysła wokół mnie szkarłatna aura, która przybrała postać widmowego wilka. Dudnienie stawało się głośniejsze, gdzieś w oddali chyba nawet usłyszałem uderzenie pioruna, zbierało się na burzę. (soundtrack 2)
Zawarczałem groźnie na otaczające mnie demony. Już po sekundzie z małych kolorowych
cząsteczek złożyły się najbardziej paskudne istoty jakie znałem - łowcy. Bez ostrzeżenia rzuciłem się na jednego z nich, tego, który wcześniej zniszczył mój dom. Niezbyt lubiłem tamtą jaskinię, ale niech sobie nie myśli zasraniec jeden, że jak jest u siebie, to mu wszystko wolno. Pochwyciłem go w zęby i odrzuciłem w dal, niczym niejadalną resztkę zdobyczy. Chlusnąłem prawą łapą najbliższego i płynnym ruchem przeszedłem do szarży na dwóch pozostałych. Posypali się jak klocki domino. Nagle skoczyłem do góry, rozpraszając wilczą iluzję, uniosłem się na jakieś dziesięć metrów i zbombardowałem okolicę deszczem pocisków Renzoku Energy Dan. Ponownie
dobyłem miecza i rzuciłem się wprost na grupę silniejszych Makyan. Już po krótkiej chwili wpadłem w trans... Moje ruchy nabierały jeszcze większej płynności, a mieczem umiałem się już posługiwać. Ciąłem, uderzałem, paliłem przy pomocy Ki... Raz za razem, bez najmniejszej chwili wytchnienia. A mimo to, nie czułem zmęczenia. Można o to obwinić adrenalinę, ale odniosłem wrażenie, że to co innego, wola istnienia. To trwało... Nie mam pojęcia ile. Świadomość myślenia wróciła mi, gdy zostało już tylko kilkudziesięciu niedobitki, których poziomy mocy nie przekraczały jednej dziesiątej mojego.
Byłem naprawdę wycieńczony, skończyła mi się już Ki, sił brakowało nawet na stanie, musiałem się podpierać mieczem. Wbrew moim przypuszczeniom, demony okazały się odważnie stać na polu walki. Pokonałem najsilniejszych, ale z tamtymi... Nawet z jednym z nich bym sobie nie poradził. Oddychałem ciężko. Ale nie mogłem się poddać... Zbyt daleko zaszedłem, żeby wtedy po prostu dać się zabić. Zacisnąłem mocniej dłonie na mieczu. Spojrzałem zdeterminowanym wzrokiem na nich.
-Dalej... Czekam na was...
Musiałem wtedy naprawdę strasznie wyglądać - poszarpana ciuchy, potargana włosy, zadrapania i otwarte rany, oparzeliny, plamy krwi w kolorach od czerwonego po fiolet...  
Demony stały się jakby niepewne, musiały przemyśleć, czy atakowanie mnie jest dobrym
pomysłem. Wyprostowałem się, puściłem rękojeść i zrobiłem nieco chwiejny krok do przodu.
-Co? Strach was obleciał? Boimy się jednego marnego człowieczka? - rzekłem, uśmiechając się krzywo. -Jesteście żałosną namiastką prawdziwych demonów...
Wtem, rozbrzmiał znajomy dźwięk. Dźwięk materializacji. Pojawił się bardzo dobrze znany mi kształt. Braska.
Władca Demonów spojrzał najpierw na mnie, później na pobojowisko, które zrobiłem, w końcu na niedobitki. Te zaś na jedno jego zmarszczenie brwi uciekły w popłochu.
-No młody, widzę, że urządziłeś sobie małą imprezkę - powiedział.
-Rutyna - rzekłem, wzruszając ramionami.
-No nic, wracamy do domu, czeka tam na ciebie niespodzianka.
Zaintrygowało mnie co ma na myśli. W życiu bym się nie spodziewał tego co zobaczyłem.
Nawet nie sekundę po moim pojawieniu się, ktoś się na mnie rzucił, przewracając i mocno
uściskał. Stało się to tak szybko, że nie zauważyłem kto to był, ujrzałem tylko trzy lisie ogony.
-"Vixen" - pomyślałem, uśmiechając się.
Między mną i Demonicą nawiązała się silna przyjacielska więź przez ten czas, gdy mieszkałem z nią i Mistrzem, dlatego też cieszyłem się z ponownego zobaczenia jej.
Zaraz... Trzy? Zamrugałem kilka razy, sądząc, że to omamy, ale jednak nie. Trzy ogony!
Chwyciłem dziewczynę za ramiona i odsunąłem nieco od siebie. To była ona, ale... Wyglądała inaczej, doroślej i bardziej... Wojowniczo. Jej moc znacznie wzrosła. Do tego nosiła strój podobny do mojego. Pasował jej... Aż za bardzo... Miałem sporo szczęścia, że krew nadal we mnie wrzała, bo rumieniec w takiej chwili nie przyniósłby mi niczego dobrego.
-Dobrze wyglądasz Vixen-chan - rzekłem.
-Ty za to fatalnie, umyłbyś się... I przebrał - zaśmiała się.
Chociaż jej wygląd się zmienił, to charakter pozostał ten sam.
-To ja może zostawię was samych? - rzucił żartobliwie Braska.
-Nie trzeba... - powiedziałem wstając i otrzepując się z pyłu, rozejrzałem się. - Ale... Gdzie jest...
- ze zdumieniem zauważyłem, że mojego miecza niema. - Yare yare... Zostawiłem mój miecz na Makyo... - jęknąłem, strzelając facepalma.
- Nie martw się młody, jeszcze się pobawisz w szermierza. Wtenczas mam coś dla ciebie - powiedział Mistrz, rzucając mi paczkę.
Otwarłem ją, w środku znajdował się nowy komplet ciuchów.
-Idź się przebierz, Vixen nie mogła się doczekać twojego powrotu i chce się z tobą zmierzyć.
-A może tak dacie mi chwilę odpocząć, co? -mruknąłem pretensjonalnie.
Nie ma co, nieźle mnie wtedy zaskoczyli... A Vixen dała mi nieźle w kość. Dowiedziałem się w czasie walki, że pod moją nieobecność nudziło się im, więc zaczęli trenować i tak jakoś wyszło, że Demonica przeszła przemianę. Kto by pomyślał?
Dzień mijał dosyć spokojnie, dowód osobisty odebrałem, zakupy zrobiłem, szykowałem się
mentalnie na kolejny sparing z Vixen... Nagle jednak zza rogu wyszło czterech dresiarzy, jeden trzymał w ręku metalową pałkę. Okrążyli mnie i wciągnęli w zaułek.
-"A tym to się chyba serio nudzi... " - pomyślałem, przewracając oczami.
-Słuchaj no dredziarz, masz jakiś dobry towar? - zaczął jeden z nich.
Od czasu gdy zrobiłem sobie dredy, tak co rusz słyszę, jak ktoś nazywa mnie dredziarzem, to wkurzało.
-Nie, nie mam... A teraz do widzenia... - powiedziałem, próbując się przedostać pomiędzy dwoma
największymi facetami, blokującymi przejście.
-Nie masz? To dawaj kasę. Nie podoba nam się jak takie dredziaki bez towaru kręcą się po naszym rewirze - powiedział ten sam co wcześniej. Jego koledzy zaśmiali się cicho.
Zignorowałem ich.
-Ej, słuchasz mnie? - zapytał, kładąc mi rękę na ramieniu. To był największy błąd w jego życiu.
Odruchowo złapałem rękę i wykręciłem mu ją do tego stopnia, że kości w kilku miejscach
popękały, do tego zaserwowałem mu kopniaka w piszczel. Upadł na ziemię. Wykorzystałem swoją szybkość, by znaleźć się w cieniu. Znajdując się tam obudziłem drzemiące we mnie dzikie instynkty. Wilcza iluzja za każdym użyciem wydawała się coraz bardziej realistyczna, także po tylu razach sam pewnie miałbym problem z odróżnieniem jej od prawdziwego wilka. A co dopiero takie patałachy, jak tamci? Wyłoniłem się z cienia, powoli, warcząc i patrząc na nich błyszczącymi zielonymi ślepiami. Obnażyłem kły.
-Śpiącego demona się nie budzi...
Zawarczałem na nich głośniej, nawet zaszczekałem, robiąc krok do przodu. Widziałem tylko tuman kurzu, jaki wzbił się w powietrze podczas ich ucieczki.
Iluzja rozproszyła się, a ja w spokoju mogłem wrócić do domu.
***
-Chepri, wstawaj! - usłyszałem znajomy mi i przyjemny w brzmieniu głos, ale wykona danego przezeń polecenia nie miałem ochoty.
-Jeszcze pięć minut... - mruknąłem, przewracając się na drugi bok.
-Chepri, śniadanie - te słowa mnie przekonały.
Natychmiast poderwałem się do góry. Umyłem się szybko, ubrałem i usiadłem do stołu.
-"I tak zaczął się kolejny dzień..." - pomyślałem.

OOC:
Post Time Skip'owy

Wyuczone techniki:
-Dragon Claws (technika własna) - 20 pkt
NPC.
NPC.
Liczba postów : 2525
Data rejestracji : 29/05/2012

http://poke-life.net/pokemon.php?p=58946863&nakarm

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Pon Lut 24, 2014 8:44 pm
Dzień zaczął się normalnie. Wyglądało to tak, jakby nic szczególnego nie miało się zdarzyć. Gdy Chepri poderwał się z łóżka został zatrzymany przez Vixen chwytem za nadgarstek. Demonica spojrzała na czerwonowłosego mężczyznę z wyraźnym niepokojem na twarzy.
- Jest problem. Braska jest nie w sosie. Mi nic nie chce powiedzieć, więc może Tobie się uda z niego coś wydusić gdy zjemy, co? Dawno go takiego nie widziałam i się martwię. - powiedziała wpatrując się w chłopaka prawie, że zaszklonymi oczami. Gdy potrafiła to wyglądała słodko i bardzo przekonująco.
Przeszli do kuchni. Na stole już czekało na nich mnóstwo dobrze pachnącego jedzenia przygotowanego przez samą panią tego wulkanu. Z zadowoleniem usiadła przy stole nalewając wszystkim soku z pobliskich owoców. Braska faktycznie nie wyglądał na radosnego, jak to zwykle bywało. Jego ponury wyraz twarzy, aż chłodził miejsce, w którym się znajdują...
Khepri
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Wulkan - Page 7 9tkhzk0/0Wulkan - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wulkan - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wulkan - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Czw Mar 06, 2014 7:13 pm
Słowa Vixen... Szczerze nie wiem, czy bardziej mnie zdziwiły, czy zmartwiły. Jeśli faktycznie z Braską działo się coś nie tak, to jako jego uczeń nie mogłem tego zignorować, w końcu jestem mu sporo winien za wszystkie nauki, jakie od niego otrzymałem. Niemal od razu zacząłem się zastanawiać co takiego mogłoby sprawić, że ma on zły humor, ale do głowy nie przyszło mi nic sensownego. Nie mniej jednak, to trzeba było sprawdzić... Chociażby po to, żeby uspokoić Demonicę. Nie, żeby coś, ale nie lubiłem, gdy była w złym humorze... Odbijało się to na dosłownie wszystkim w okolicy.
Twarz Władcy Demonów wyglądała niczym alegoria ponurego nastroju. Atmosfera w środku aż się ochładzała, a przecież normalnie panują utaj tropikalne upały. Mistrz był jednak wprawnym obserwatorem, dlatego też przyjąłem standardowy wyraz twarzy pokazujący pogodę ducha i determinację. Rękę dam sobie uciąć, że gdyby zobaczył mnie innego, zacząłby coś podejrzewać, a wtedy nie dałoby się od niego dowiedzieć nic.
Jedzenie jak zwykle było rewelacyjne, pochłonąłem go sporą ilość, nawet jak na mnie i to z nieudawaną radością.
-To co Mistrzu, jakie masz dla mnie dzisiaj zadanie? - zapytałem, jakby nigdy nic i spojrzałem na Demona. Wzrok miał nieobecny, jakby przebywał tutaj tylko ciałem.
Wymieniliśmy szybko z Vixen porozumiewawcze spojrzenia.
-Mistrzu?
NPC
NPC
Liczba postów : 1219
Data rejestracji : 29/05/2012

https://dbng.forumpl.net/f53-regulamin-i-informacje-ogolne-obowi

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Pon Mar 10, 2014 3:02 pm
Potężny demon łypnął podminowanym wzrokiem na Chepriego gdy ten odezwał się do niego. Uderzył wielką łapą plaskiem w stół łamiąc go w pół. Głośny hałas tłuczonego szła i porcelany rozniósł się po pomieszczeniu z lekkim echem.
- Ku*wa. - warknął zeźlony. - Ktoś tu był w nocy. Dlaczego, dlaczego do czorta żadne z was tego nie zauważyło?! - Braska wstał na równe nogi i patrząc z góry na dwójkę podniósł trochę swoją KI, by pokazać, że nie ma z nim żartów. Po chwili jednak zrzucił z tonu, nawet podnoszące się od głośnego oddechu nozdrza uspokoiły się. - Nie... dlaczego JA TEGO NIE ZAUWAŻYŁEM DO JASNEJ KU*WY!? - uderzył pięścią tym razem w ścianę obok. Pomieszczenie zatrzęsło się, a kilka pyłków brudu spadło na podłogę. Temperatura zwiększyła się, mogłoby się nawet wydawać, że podłoga lekko drży. Czyżby wulkan miał wybuchnąć?


Vixen niezauważalnie wymknęła się z tego miejsca. Wolała chyba nie podpadać władcy Demonów, albo... miała inny cel.

OOC
Spróbuj uspokoić Braskę.
Wskazówka:
- W jednym z pomieszczeń w bazie znajduje się kawałek czarnego postrzępionego płótna, z którego wycieka energia demona.
Khepri
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Wulkan - Page 7 9tkhzk0/0Wulkan - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wulkan - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wulkan - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Pią Kwi 25, 2014 9:47 pm
-C-co takiego? - rzekłem mimowolnie. - Ale jak to?
Nie chciało mi się w to wierzyć, wręcz nie dopuszczałem do siebie tej informacji. Przez cały ten czas jak mieszkałem z Braską,
tylko jedna osoba dobrowolnie przybyła tu, a Rikimaru i tak miał niesłychane szczęście, że nie spotkał mistrza... Na ogół ludzie i inne stworzenia unikały tego miejsca,
czy to z powodu legendy o demonie, czy też dziwnej aury tego miejsca, no i nie każdy lubi zapach siarki przez całą dobę. Tak więc obecność kogokolwiek tutaj nie mogła być dziełem przypadku,
a fakt, że nikt z nas, nawet Braska, nie wyczuł intruza, sprawiało, że cała ta sprawa była jeszcze bardziej podejrzana.
-Mistrzu, nie wiesz może kto mógłby to być? Bo byle złodziej by tu nie przychodził - powiedziałem, chwytając się za brodę. -Dobrze też będzie się rozejrzeć, może intruz zostawił coś po sobie, i będzie można go wytropić - dodałem, uderzając pięścią w otwartą dłoń.
Nie minęło pięć minut i poruszałem się po labiryncie podziemnych korytarzy.
Czułem niepokój. Czego, jak czego ale pewny byłem, że to wtargnięcie ma coś wspólnego z Braską, Uczucie to pogłębiał fakt, że o mistrzu wiedziałem tyle co nic... Albo nie miałem czasu pytać o jego przeszłość, albo obawiałem jego reakcji na pytania. Fakt, nie raz pokazał,
że potrafi być wyluzowany, bardziej niż ja czasami, ale mimo to nie wyglądał na kogoś, kto lubił rozmawiać o swojej przeszłości... To akurat łączyło nas, bo sam też nie przepadałem za mówieniem o sobie, ale głównie dlatego, że moja przeszłość nie jest czymś, czego miło się słucha...
Skupiłem się, namierzyłem każde źródło energii w promieniu pół kilometra. Wtedy coś poczułem. Jedno, nieco przytłumione, ale wyróżniające się spośród znanych mi energii. To była energia demona, co do tego nie miałem wątpliwości. Ruszyłem w kierunku źródła.
Okazał się nim być strzępek materiału. Bez zbędnego zastanowienia zaniosłem go do Braski.

OOC:
I'm alive...
NPC.
NPC.
Liczba postów : 2525
Data rejestracji : 29/05/2012

http://poke-life.net/pokemon.php?p=58946863&nakarm

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Nie Kwi 27, 2014 9:26 pm
Braska nie wyglądał na zadowolonego. Nic dziwnego, w końcu uchodził przez prawie tysiąc lat za najwspanialszego demona jaki istnieje. Nie miał sobie równych we własnej rasie. Jego wściekłość jest więc w pełni uzasadniona.
Gdy Chepri wrócił z jakimś śladem, który mógłby ich nakierować na intruza, to ten się uśmiechnął lekko. Za chwilę jednak mina mu zrzedła. Chwycił skrawek w rękę i zacisnął w pięść.
- A jednak wrócił. - demon mruknął. Po chwili ciszy postanowił podzielić się myślami z uczniem - Istnieje ktoś, kto chce za wszelką cenę zrzucić mnie z tronu władcy demonów. To w sumie nie jest dziwne. Każdy by chciał władzy. Myślałem, że pozbyłem się go 500 lat temu, ale jak widać zło nie lubię sobie od tak odejść. Tą parszywą energię poznam wszędzie. Tylko co tu robił i dlaczego mnie nie zabił jak miał okazję? - zapadła cisza. Po kilku minutach głos znów zabrał Braska - Trzeba go odnaleźć i zniszczyć. Sam bym to zrobił, ale w moim aktualnym stanie jest to niemożliwe. Gdyby mnie dorwał Hikaru to bym przegrał już na początku. - rozglądnął się. - Vixen... gdzie ona leci?

OOC
Masz dwie opcje :
- Lecisz w poszukiwaniach demona, znajdziesz go po energii (Las skalisty)
- Lecisz za Vixen (podnóża góry)
Khepri
Khepri
Liczba postów : 637
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Wulkan - Page 7 9tkhzk0/0Wulkan - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wulkan - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wulkan - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)
http://rexvil.deviantart.com/

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Pon Kwi 28, 2014 8:34 pm
Wieść o demonie pragnącym obalić Braskę nie zdziwiła mnie. Jednak fakt, że ktoś z jego przeszłości wrócił nie napawał nie optymizmem. Nie chodziło o to, że chce zaszkodzić mistrzowi, co stawiało też mnie i Vixen... I być może June w kłopotliwej sytuacji, nie. Chodziło o to, że skoro konkurował z Władcą Demonów, to nie może być słaby...
- "Cholera, to nie polepsza ani trochę sytuacji..."
- Skoro cię nie zabił, to znaczy, że ma w tym jakiś interes, pytanie tylko jaki? - zapytałem chwytając się za brodę.
- "Powinienem sprawdzić co teraz chce zrobić, ale może się dla mnie okazać zbyt silny... Jak to załatwić?"
Wtedy przypomniałem sobie o pewnym szczególe sprzet jakichś dwóch lat...
- "Genialny Żółw! On może nauczyć mnie czegoś, co pomoże mi w walce... Chyba jeszcze pamiętam drogę na jego wyspę"
Miałem już chwycić strzępek materiału i powiedzieć, że lecę za nim, ale podobnie jak mistrza, moją uwagę przykuła energia Vixen.
-"Gdzie ona się szlaja? Zwłaszcza teraz? Ehh... "
Demonica nie była głupia i nie wpakowałaby się celowo w kłopoty, ale i tak martwiłem się o nią.
- Polecę sprawdzić co z nią i ruszę w pościg za demonem - powiedziałem, łapiąc w dłoń kawałek materiału i kierując się do wyjścia.

OOC:
Zt -> Podnóża góry
Anonymous
Gość
Gość

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Czw Lip 31, 2014 4:41 pm
>> Z West City


Po kwadransie, czy też dwudziestu minutach nieustannego szybkiego lotu doleciała z wielkiego miasta West City na odludzie, jakim jest aktywny wulkan. To było bardzo dobre miejsce na zamieszanie, bo nie kręcił się tutaj nikt przez złowrogość tej góry. W każdym bądź razie rudowłosa dziewczyna wyłączyła swoją aurę gdy tylko wylądowała. Jej bose nogi napotkały się  z gorącym podłożem tego mistycznego miejsca. Złotooka wzięła w płuca głęboki wdech, napawając się zapachem siarki. Uwielbiała tę woń, była dla niej najlepszą perfumą - w końcu przecież była demonem zrodzonym z Dark Staru.
Rozglądnęła się. Miejsce wyglądało na całkowicie niezamieszkane, nawet najmniejszy robak tędy nie chodził. Nie widziała nigdzie sylwetki króla demonów. Postanowiła więc użyć prostego sposobu kontaktowania się:
___ - Braska! Ojcze! Wyjdź proszę, potrzebuję twojej pomocy! - zaczęła krzyczeć głośno, unosząc głowę ku górze. Nic jej nie odpowiedziało. Zacisnęła więc pięści w lekkim zdenerwowaniu i kontynuuowała - Wiem, że nie pokazywałam się przez dwa lata, ale uwierz mi, miałam bardzo ważny powód. Jestem silniejsza, ojcze! Pamiętasz może, gdy setki lat temu władałam mieczem, który stworzyłam sama? Ty też używasz tej techniki! Proszę, musisz mi ją przypomnieć, bo sama nie dam rady! - gdy skończyła mówić, ukucnęła, a głowę schyliła ku dołowi. Chciała w ten sposób okazać uległość Władcy Demonów. Musi poznać tą tajemnicę.



Ostatnio zmieniony przez June dnia Pią Sie 01, 2014 3:06 pm, w całości zmieniany 1 raz
NPC.
NPC.
Liczba postów : 2525
Data rejestracji : 29/05/2012

http://poke-life.net/pokemon.php?p=58946863&nakarm

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Pią Sie 01, 2014 1:05 pm
Tego dnia nie można było nazwać wulkanu spokojnym. Większość ludzi nie zwracała na to uwagi, byli w bezpiecznej odległości. Na szczęście było kilka osób które wiedziały jak to wszystko działa. Niespokojny wulkan = niespokojny Braska. Proste równanie.

June weszła na teren swojego ojca. Oj tak, nie było jej tu długo. Chyba zbyt długo. Do tego trafiła chyba w kiepskim momencie. Zawołała Braskę a ten stanął na małej półce skalnej. Z dołu był niewidoczny. Wpatrywał się swoim surowym spojrzeniem w córeczkę. Po tym jak ta skończyła mówić i powiedziała o celu przybycia, Król Demonów ujawnił swoją moc. Teraz June mogła go zauważyć.
-Bo z wami to tak jest. Jak nie przychodzicie to macie w dupie ojca. Niech by się paliło i waliło, choroba czy śmierć to byście nawet nie przyszli zobaczyć co się stało. Ale jak coś potrzebujecie to wiecie gdzie znaleźć starego ojczulka. -powiedział będąc lekko zdenerwowanym. Jego twarz wyglądała na spokojną, ale wewnątrz panowała istna burza. Nie, to nie sprawa June, tylko tego śmiesznego demona który chce pokonać króla!
-Właź do środka, chyba, że smród siarki już Ci zaczął przeszkadzać - demon odwrócił się -jak ich nie ma to nie ma, ale jak przyjdą to "tatusiuuu, daj zabawkę". Na cholerę mi tyle dzieci -mówił do siebie po cichu i nerwowo.
Anonymous
Gość
Gość

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Pią Sie 01, 2014 3:46 pm
Miała pewne obawy związane z tą wizytą. Może Braska nie ma takich nadnaturalnych zdolności jak Kami czy ten kocur co mieszka niżej, ale też wiedział bardzo wiele mimo, że nie wychodzi z tego miejsca. Było w niej to uczucie, że mężczyzna może wiedzieć o swoim wnuku, którego połowy może nienawidzić. Na szczęście już na samym początku mogła śmiało stwierdzić, że nic nie wiedział. Jego ton głosu był co prawda uniesiony w gniewie, ale to nie chodziło o Shigo. Inaczej by potraktował ją bardziej brutalnie.
Podniosła się z klęczek gdy tylko postawny demon wyszedł z ukrycia. Zadarła głowę do góry przyglądając się uważnie mężczyźnie. Wyglądał gorzej. Znacznie gorzej niż dwa lata temu. Był najwyraźniej na wykończeniu i ciągnął na rezerwie. Zmartwiło ją to, ale mimo wszystko wiedziała, że ten nie lubi gdy okazuje mu się współczucie. Zamknęła więc czarnozłote oczy oraz spuściła głowę słuchając jego no... marudzenia. Wpuściła to jednym uchem, a drugim wypuściła. Wiedziała, że nie będzie zadowolony z wizyty po długim czasie, ale... nie mogła mu powiedzieć prawdy:
___ - Wybacz mi, miałam wiele na głowie przez tego tsufula, który dwa lata temu zaatakował Ziemię. Wiele spraw się pokręciło. To trudne do opowiedzenia. - podrapała się w tyle głowy próbując jakoś wytłumaczyć swoje postępowanie. Miała nadzieję, że zrozumie. Trochę plątała się w zeznaniach, ale tak to jest gdy staje się przed kimś silniejszym. Jedna technika i June leży rozłożona na łopatkach.

Zapach siarki wcale jej nie przeszkadzał, ale nie mogła nie skorzystać z zaproszenia zejścia do podziemi. Zaraz, podziemia? To tu było coś więcej niż tylko lawa, kamienie i smród? W każdym bądź razie weszła za Braską do dość przyjemnego pomieszczenia. Było tutaj znacznie chłodniej niż na powierzchni, a miejsce to przypominało ozdobioną na wzór skromnego mieszkanka jaskinię. Z zafascynowaniem rozglądała się, lecz w porę uzmysłowiła sobie, że miała coś ważniejszego do zrobienia.
___ - Nie ma czasu, jeżeli wciąż chcesz mieszkać spokojnie w tym miejscu to musisz pomóc mi stać się silniejszą, ojcze. - stanęła i spojrzała na demona - Nie raz sam tworzysz miecz. Coś niedobrego dzieje się na Ziemii, muszę mieć asa w rękawie. - mówiła z lekkim zdenerwowaniem w głosie.
___ - Przy okazji... była u mnie Vixen. - zniżyła nieco swój ton nadając mu powagi - Zgadnij co mi powiedziała. Pewnie wiesz. Kto  jej o tym powiedział? Była gotowa mnie zabić. To był dla mnie taki sam szok jak dla niej. - Tak, miała na myśli jej wyznanie, że jest córką June. Miała nadzieję, że chociaż Braska wie co ją tak nagle ugryzło.
NPC.
NPC.
Liczba postów : 2525
Data rejestracji : 29/05/2012

http://poke-life.net/pokemon.php?p=58946863&nakarm

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Nie Sie 03, 2014 1:18 pm
-Dobra, odpuść sobie to gadanie o Tsufulu, już dość się nasłuchałem jaki to on zły -przerwał córeczce wypowiedź o fioletowej mazi. No cóż, był wystarczająco napięty. June prosiła o technikę. Braska usiadł na swoim tronie który stał pod ścianą. Strzelił palcami u dłoni i spojrzał na rudowłosą z pełną powagą.
-Coś niedobrego dzieje się na ziemi? -uderzył pięścią w podłokietnik tak mocno, że rzeczy stojące na stole nieopodal podskoczyły, a na tronie powstało wgniecenie -przychodzi do mnie jakiś chłystek który chce mnie zdetronizować! Jakiś pier****ny k***s który pochłonął demona. Tfu! Muszę się go pozbyć i to Ty mi w tym pomożesz, rozumiesz? Nauczę Cię tej techniki, a Ty się pozbędziesz tego żałosnego żołnierzyka. Chyba, że coś o nim wiesz. Masz jakieś ciekawe informacje na jego temat? -dodał na koniec.
June przeszła do tematu Vixen, to jeszcze bardziej rozgniewało demona. Wiedział kto jej powiedział o tym wszystkim.. -To ten przeklęty Jecht! Jego też trzeba zabić, ale już moja w tym głowa. Ty masz się pozbyć tego skrzydlatego śmiecia. Potrzebujesz broni? Dostaniesz ją. -wstał, chwycił mały nożyk wrzucił do niego sporą ilość ki i powstał ogromny miecz.
-Ta technika polega na materializacji. Możesz wrzucić sporą ilość ki-do przedmiotu, a on urośnie i stanie się Twoim mieczem. Możesz też wyczarować go znikąd, formując soją Ki. To już jak wolisz. Opanujesz tę technikę, a ten śmieszny demon nie powinien być zagrożeniem.. -Braska na chwilę zamknął oczy. Wyszukiwał Ki tego demona. -Jest na wyspie, na morzu. -dodał na koniec, usiadł na tronie i czekał aż jego Córka opanuje technikę.
Anonymous
Gość
Gość

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Pon Sie 04, 2014 2:12 pm
Rudowłosej aż włoski stanęły dęba na ciele gdy tylko Braska uderzył w podłokietnik. Nie tylko rzeczy wokół podskoczyły, ale też i demonica się wzdrygnęła. To był dopiero ojciec. Wzbudzał w niej podziw, a jednocześnie również strach. Momentami nie wiedziała, czy aby jej słowa zaraz nie przyczynią się do poderżnięcia jej gardła lub w najłagodniejszym wypadku wymierzeniem sierpowego, który spowodowałby u niej omdlenie i wybudzenie po kilku tygodniach. Przełknęła jedynie mało słyszalnie ślinę, a potem uważnie słuchała co jeszcze mężczyzna ma jej do powiedzenia. Wiedziała, że nie ma nic za darmo. Domyślała się od samego początku, że będzie coś, czym będzie musiała zapłacić za tą cenną informację. Niestety nie spodziewała się czegoś  TAKIEGO.
Miała... miała pozbyć się jakiejś istoty, która czyha na tron Braski? Czy właśnie dostała zlecenie na czyjąś duszę? Rudowłosa, aż zadrżała ze strachu na samą myśl, że jej ręce splamią się czyjąś krwią. Była jednak w impasie.
___ - "Wybrać mniejsze zło." - pomyślała spuszczając głowę. Musiała, albo posłuchać ojca by posiąść moc zdolną podnosić jej zdolności kilkakrotnie lub bronić swojego syna tym, co aktualnie ma. A ma niewiele. Moc tamtej istoty, którą czuła była niewyobrażalnie silna. Na pewno w razie jego inwazji, June poległaby. Nie jest wystarczająco potężna by dać sobie z nim radę. Jedynym rozsądnym wyjściem jest zgoda na to, co polecił jej Braska. Musi dopomóc sobie tworząc miecz.
Uchyliła usta:
___ - Z-zgadzam się. - powiedziała niepewnie, ale głośno. Ktoś ją za to bardzo mocno znienawidzi, ale kocha swojego syna i nie pozwoli na to, by był skrzywdzony. Nie ma zamiaru siedzieć z założonymi rękoma czekając na cud. Szczególnie gdy wokół zaczęły kręcić się złe moce, a ojciec dziecka zniknął zostawiając wszystko na głowie samej June.
Gniew kumulował się w dziewczynie, nie mogąc znaleźć momentu by wyjść na zewnątrz. Ostatnio powstrzymał ją Vernil, za co jest mu wdzięczna, lecz to tylko odłożyło się na półkę pod tytułem "wyżyję się później". To nie było zbyt zdrowe.

Chwilę później dostała instrukcje jak nauczyć się owej techniki, o którą się ubiegała. Demonica. Po małej prezentacji wychwyciła magiczną sztuczkę po czym podziękowała ukłonem. Udała się kilka metrów dalej, by tam w spokoju zacząć swój trening.
___ - "WYSPY?!" - pomyślała nagle gorączkowo gdy doszły do niej ostatnie słowa ojca. Zaczęła drżeć ze strachu o życie jej syna. Do cholery, gdzieś tam on jest, pod opieką Kame Sennina. Jeżeli ta istota tknie jej mały skarb to gorzko tego pożałuje. Nie będzie litości.
Początki skupienia się na tym co jest teraz, było bardzo trudne, cały czas jej matczyna podświadomość nakazywała demonicy obserwować stan dziecka, lecz tak nie mogła pracować. Po pewnym czasie wyciszyła się całkowicie. Zamknęła oczy i pozwoliła mózgowi pracować nad wytworzeniem z KI ostrego miecza.

OOC
Start Treningu, a przy okazji ZT do Kame Sennina, by nie marnować czasu.
Red
Red
Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012


Identification Number
HP:
Wulkan - Page 7 9tkhzk500/500Wulkan - Page 7 R0te38  (500/500)
KI:
Wulkan - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wulkan - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Sob Gru 10, 2016 10:47 pm
>>Z West City - z laboratorium dr Briefsa

Zjawił się tutaj pierwszy, no bo w zasadzie nie określił dokładnie, gdzie będzie miejsce spotkania. Jego Ki ustabilizowała się już w konkretnym, odludnym zakątku. Skwar i spiekota od lawy drzemiącej pod stosunkowo kruchej warstwy skał biła mimo wszystko intensywnie. Hm, chyba nie było tutaj już Braski, nie mógł wyczuć jego Ki. Albo cwaniak skrył moc, żeby zwabić demona. Czy to możliwe, żeby Braska miał w posiadanie Smoczą Kulę? Bardzo możliwy scenariusz - posiadając jedną z gwiazdkowych kul uniemożliwiał skompletowanie zestawu, a to znaczyło, że trzeba byłoby zmierzyć ze starym demonem. Ciekawy wabik na sparingi czy walki na śmierć i życie.
Usiadł wygodnie ( o ile się dało ) na skale i skrzyżował ręce na torsie spoglądając kątem oka na radar wtopiony w nadgarstek. Wskazywał, że około 200 metrów stąd znajduje się przedmiot. Zweryfikują już niebawem wojownicy, którzy zbiorą się tutaj. Oby. Da sojuszniczkom godzinę czasu, potem sam pójdzie i sprawdzi, czy aby na pewno postąpił słusznie wkraczając na niegdyś bardzo wrogie mu terytorium.
avatar
April
Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Wulkan - Page 7 9tkhzk0/0Wulkan - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wulkan - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wulkan - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Nie Gru 11, 2016 9:59 pm
Rozrzucone po planecie? Tylko tyle zdążyłam zapytać samej siebie, bo nagle poczułam jak ktoś mnie ciągnie i to bardzo mocno.


- Kisaaaa – krzyknęłam gdy ta mocno pociągnęła mnie za sobą, koniec końców postanowiłam się jej poddać, a nawet pomóc, zamieniłam się w pierwsze stadium super wojownika i poszybowałam szybko za dziewczyną.
– Jesteś najbardziej szaloną osobą jaka znam!

Uśmiechnęłam się do niej, nie wiedziałam jak to przyjmie ona, ale to był zdecydowanie komplement, dawno nie spotkałam takiej osoby, która potrafiła tak bardzo zróżnicowanie się zachowywać. Była kompletnie nie do przewidzenia, ale podobało mi się to w niej.


- Raziel za nami poleci, chyba nie da Ci tak łatwo odejść, ale mimo wszystko było warto! – krzyknęłam robiąc kolejne obroty w locie, gdy nagle usłyszałam głos Reda. Natychmiast spojrzałam na Kisę, która również miała przekaz. Obie kiwnęłyśmy głową i udałyśmy się w takim kierunku – Możesz mi teraz coś powiedzieć o tym więcej?

Leciałyśmy w miarę szybko, póki co nie wyczuwałam energii szeryfa, co wydawało mi się podejrzane. Myślałam, że za nami poleci, chociaż on już i tak pewnie zorientował się, co się dzieje. Zaczęłam zastanawiać się nad tym, czym dokładnie mogą być te kule i skoro mogą być na całej Ziemi to w jaki sposób mamy je znaleźć nawet nie znając ich położenia ani czegokolwiek. Ja nawet nie wiedziałam, jak one w sumie wyglądają. Po chwili dziewczyna zaczęła mi trochę o nich opowiadać, co prawda były to szczątkowe informacje, ale przynajmniej mniej więcej wiedziałam, czego mam szukać. O ile te poszukiwania coś dadzą, bo to szukanie igły w stogu siana. Powoli zbliżałyśmy się do miejsca, w którym dało wyczuć się KI Reda, więc obie obniżyłyśmy lot. Gdy obie stałyśmy przed demonem spojrzałam na niego. Wyglądał na dosyć zamyślonego, a ja z kolei miałam nadzieję, że zobaczę nowego towarzysza.


- Jesteśmy – powiedziałam rozglądając się, szukając kogoś
– Nie ma z Tobą nowej osoby?

Spytałam z nutką żalu w głosie, co prawda nie po to tutaj przyleciałam, byłam wierna słowom i czynom Reda głównie dlatego, że on jako jedyny we mnie wierzył i dał mi siłę, o której mi obiecywał.


- Dobrze, że dałeś nam znać, bo my w zasadzie się zastanawiałyśmy jak je odnaleźć, mogą być w zasadzie wszędzie – wypowiedziałam się w imieniu Kisy chociaż tak do końca nie byłam pewna, czy dziewczyna chce szukać kul, ale skoro poleciała to raczej tak.
– Co mamy w takim razie robić?

Jakoś dziwnym trafem buzia mi się nie zamykała, nie wiedziałam, czy to dobrze czy źle, ale miałam trochę niewyjaśnionych pytań. Ciągle też byłam w szoku tym, co się dowiedziałam. Zell już nie żył, Vegeta straciła dyktatora. No i szeryf, syn nowego króla. Zamyśliłam się. Dużo działo się, kiedy tego najzupełniej w świecie nie pamiętałam. Tylko czy powinnam zaprzątać sobie tym głowę? Dla mnie najważniejsze w tym momencie było wzmocnienie się, a wiedziałam, że to jest najbardziej optymalna droga w tym kierunku.
Anonymous
Gość
Gość

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Pon Gru 12, 2016 2:28 pm
A kto by pomyślał, że ktoś spostrzeże małą, ale buntowniczą saiyankę jako kogoś "szalonego", to bardzo miłe określenie dla kogoś takiego jak ona. Chyba najsłodsze, jakie można jej przypiąć, bo zazwyczaj opisywano ją jako wariatkę, lub coś w ten deseń. Uśmiechnęła się tylko na słowa czarnowłosej i pognały obie w swoją stronę.
Zastanowiła się chwilę, gdy April powiedziała, że Raziel nie da jej zbyt łatwo uciec od siebie. Przytaknęła tylko głową, bo to był fakt. Saiyanin z jakiegoś powodu nie chce opuścić młodej wojowniczki. Ciekawiło ją właśnie - dlaczego? Czy to z powodu rozkazu, czy Raziel w jakiś sposób czuje, że powinien opiekować się małą, nierozgarniętą i wiecznie pakującą się w kłopoty dziewczynkę? Bo raczej Kisa wątpi w wersję, że się po prostu do niej przywiązał, ona nie jest osobą, do której można się przywiązać. Przynajmniej tak sądzi właścicielka ciała. Nie była za bardzo "do tulania".
Obejrzała się za siebie, jakby chcąc zobaczyć, czy znajoma sylwetka pewnego saiyanina nie leci za nimi, ale nie widziała nic, więc odwróciła się z powrotem. Nie była pewna, czy obecność Raziela przy takich sytuacjach może być zaakceptowana przez Red'a. I tak już się krzywo patrzył na Niego, gdy dołączył do dwójki w dżungli.
____ - Smocze kule to... takie okrągłe, błyszczące, pomarańczowe kule, które posiadają czerwone gwiazdki od jednej do siedmiu, bo tyle ich podobno jest. Posiadam jedną z planety Namek, ale to zupełnie inna bajka, niż ta tutaj. - skorzystała z chwili, gdy obie były same, do wytłumaczenia konkretnie, jak wyglądają rzeczy, które miały za zadanie zdobyć. Konkrety, miały nadzieje, że poda sam Red. On pewnie wie o wiele więcej.
Gdy wylądowały w wulkanie, skąd czuć było energię Red'a, dziewczyna stanęła lekko jak wryta. Doświadczyła w tym momencie małego deja vu, poczuła, że już kiedyś tutaj była... i co nawet chyba całkiem niedawno. Po chwili pokręciła głową, bo to było przecież nie możliwe, pierwszy raz jest na tej planecie, więc fizycznie... nie działa.
April zabrała głos, więc Kisa postanowiła być cichutko. Czekała na instrukcje i nerwowo obracała się co chwilę, patrząc, czy nie ma Raziela. Jeszcze chwila i wpadnie w jakąś manię prześladowczą.
Raziel
Raziel
Succub Admin
Succub Admin
Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013

Skąd : Rzeszów

Identification Number
HP:
Wulkan - Page 7 9tkhzk750/750Wulkan - Page 7 R0te38  (750/750)
KI:
Wulkan - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wulkan - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Pon Gru 12, 2016 8:35 pm
z/t z Gorących Źródeł

W trakcie lotu zastanawiał się co też Red znowu wymyślił. Bo to, że przez niego dziewczyny uciekły jak oszalałe to było więcej niż pewne. Na dodatek te tatuaże i to bycie jego. Przypominało to jakąś chorą sektę, którą kierował demon. Nie podobało mu się to coraz bardziej. Od porwania przez Rukeia, Red zachowywał się dziwnie. Co też ten popapraniec mu zrobił, lub też co mu takiego powiedział. Czyżby chciał przejąć kontrolę nad planetą? A może buduje armię i Red jest tylko narzędziem w jego celach. Kto wie czy te tatuaże nie kryją czegoś w sobie. Saiyanin zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli znów dojdzie do potyczki z Redem to już nic nie uratuje go przed pewną śmiercią. Lecz czy jego znajomy odważyłby się go zabić? Zrobiłby to na oczach Kisy i April, przed którymi przecież stara się być dobrym osobnikiem i takim chce być przez nie odbieranym? Czy może zwyczajnie usunie go jak problem i nie będzie patrzył na przeszłość. Przynajmniej Raz miał pewność, że jeśli jego energia zniknie, a był pewien, że ktoś na Vegecie stale go kontrolował, to jego ojciec tego nie odpuści. No dobra, jego matka nie odpuści. Wtedy też można spodziewać się dość ciekawych rzeczy. Jednakże nie ma co zakładać niczego. Może Red mu wszystko wyjaśni i nie będzie trzeba używać pięści. Może. Zahne przyspieszył jeszcze mocniej czując, że traci za dużo czasu i już po kilku chwilach mógł zobaczyć całą trójkę stojącą pod Wulkanem. Niezłe miejsce sobie wybrali na spotkanie, nie ma co. Dziewczyny patrzyły się na Reda, który im coś tłumaczył. Niestety z tej odległości Saiyanin nie mógł usłyszeć o co chodziło. Chyba było jednak to ważne, gdyż Red był skupiony na swojej wypowiedzi, a w ręce trzymał coś. Chyba wypada się wprosić na imprezę.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale uciekłyście bez pożegnania. – powiedział głośno Raziel akcentując swoją obecność tutaj, choć zapewne już wyczuli jego energię. Nie szkodzi. Wylądował kilka metrów od grupki i spokojnym krokiem podszedł do demona i Saiyanek. Ciekawy zespół nie ma co.
- Może mi teraz łaskawie wytłumaczycie co wy do kurwy nędzy robicie? Pytanie to kieruję do głównie do ciebie Red, bo doskonale wiem kto tu jest prowodyrem i na czyje wezwanie tu przyleciały. Robisz sobie z nich sługusów czy co? Mam nadzieję, że pamiętasz co ci powiedziałem wcześniej. Nie podobają mi się takie gierki.
Red
Red
Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012


Identification Number
HP:
Wulkan - Page 7 9tkhzk500/500Wulkan - Page 7 R0te38  (500/500)
KI:
Wulkan - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wulkan - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Pon Gru 12, 2016 9:55 pm
Minęło około dziesięciu minut, kiedy na linii horyzontu kreowały się sylwetki znanych bohaterek. Leciały szybko, w jego kierunku. Ich moce wskazywały, że zregenerowały siły. Bardzo dobrze. Poniekąd miał lekkie wyrzuty sumienia, że zostawił je na pastwę Księcia, lecz przynajmniej powróciły do zdrowia. Poza tym Red nie umiałby poprawić im nastroju, skoro sam nie okazywał ani nuty wesołości.
Jeszcze chwilkę mu zabrało zejście z obłoków na ziemię i skierowanie wzroku na przybyszki. Zauważył, że Kisa wzdrygnęła się lekko na to miejsce. Hm... zastanawiające. Czyli był coraz bardziej pewny, że w Czarnowłosej tkwią także demoniczne geny. Każdy demon miewa wrażenie, że ów wulkan i jego okolice są bardzo znajome. Nie mniej to April odważyła się, i to bez lęku, przywitać się z Redem i zapytać się nie tylko o swoje zadanie, lecz i o nowego towarzysza, którego brakowało na miejscu zbiórki.
>Icey póki co ma zadanie w mieście - odpowiedział dość krótko na ciekawość April dotyczącą nowego członka Sojuszu R.A.K.I., po czym przeszedł do rzeczy - a przynajmniej próbował - Też nie wiedziałem, jak zlokalizować pozostałe Kule, ale pomógł mi...
Urwał wypowiedź, gdyż zidentyfikował Ki należące do nikogo innego jak Raziela. No proszę, przykleił się jak rzep do psiego ogona, i nawet nie krył się z tym. W zasadzie - jeszcze miał czelność dopytywać się rzeczy, w które nie zamierzał wtajemniczać go demon. Natto to inny pododdział, ma całą planetę na usługach, dba tylko o swoje interesy, dyktuje niczym król co inni mają robić lub nie robić. Rogatemu skończyła się cierpliwość. Nawet na Ziemi nie może czuć się swobodnie, bo gdy tylko chce urozmaicić sobie życie od ciągłego spijania krwi i walki - trafia na przeszkodę. W postaci Księcia już niejednokrotnie. Skoro Raziel nie ufa demonowi, to dlaczego on miałby zaufać Saiyanowi?
>A mnie nie podoba się, że ciągle śledzisz nas, Raziel. Może jesteś Księciem Vegety, ale Ziemia nie jest pod Twoją jurysdykcją. My także nie.
Wstał ze skały i spoglądał bacznie na Natto. Był mocno wkurzony nie tylko jego obecnością, ale gadkami w stylu rad surowego ojca nad niesfornym dzieckiem. Nie, Red nigdy nie będzie pod jego butem i panowaniem. Co innego współpraca, ale jego postawa nie pokazywała chęci, wręcz przeciwnie - jątrzył niepotrzebnie mało subtelnymi zwrotami. Przecież demon nie zamierzał posyłać ani April ani Kisy na pewną śmierć. A zdradzać szczegółów nie zamierzał, chociaż zdawało mu się, że Książę i tak wie o kilka rzeczy za wiele.
>Miałeś wystarczająco dużo czasu na Vegecie, by zatroszczyć się o swoje Podwładne, a moje Sojuszniczki. Zamiast tego zarzynałeś własny lud, potem odleciałeś na pół roku gdzieś w kosmos, nie pomogłeś wtedy ani Kisie ani April wzmocnić się chociaż trochę. Teraz widząc, że mają ogromny potencjał - chcesz mieć je na oku i zachowujesz się tak, jakbyś to Ty wlał w nie swoją Ki i dbał o to, aby zastrzyk mocy nie zdominował ich ciał. Ale skoro nie wykorzystałeś nadarzającej się okazji - nie pozwolę, żebyś postawił na swoim. Ty mi też nie zdradzasz swoich planów, więc przestań wtrącać się w moje.
Także nie odda dziewczyn bez walki, poza tym nie widział powodu, aby miał spowiadać się przed wojownikiem z obcej planety co do swoich poczynań. To było już na tyle denerwujące, że odwrócił się tyłem do obecnych i rzekł chłodno:
>Jeśli nie przekonacie Raziela do opuszczenia tego miejsca, pogadam z nim inaczej. Jeśli będziecie go bronić - lepiej zejdźcie mi wszyscy z oczu. W przeciwieństwie do Was mam bardzo mało czasu na działanie.
To nie były żarty, nawet aura demona zrobiła się cięższa. Skierował wzrok na szczyt wulkanu, z którego wydobywała się czysta siarka. Nie miał wyboru, musiał już ruszyć po jedną z sześciu kul, aby zdołać je zebrać, nim straci panowanie nad sobą. Gorzej, jak przyjdzie mu zaciekle walczyć, bo nie wiedział, czy nie dostanie bzika na punkcie przelewu krwi. Ale nie będzie błagać na kolana wojowniczki, po prostu będzie na przyszłość o wiele ostrożniejszy niż dotychczas. Nie mniej pamiętał słowa April, że będzie zawsze przy nim. Kisa także zadeklarowała się pomóc, aby urosnąć w siłę. Może surowo oceniał Raziela, lecz za bardzo wpływał na dziewczyny, a to mogłoby mu pokrzyżować dalsze plany. Zresztą nie sądził, że zechciałby mieć w sobie energię demona, w obawie na przykład, że opęta go niczym moc Majinów. Aż taki silny i przebiegły nie był.
Rzucił szybkie spojrzenie na swój lewy nadgarstek, na którym mignęły dwie kropki, na środku ta najbliższa. Poderwał się z miejsca w asyście czarnych, skrzydlatych kompanów i pognał prędkim lotem na sam szczyt krateru. Lewitował nad gulgoczącą lawą, a ślepiami wodził po wystających odłamkach skalnych, szukając pomarańczowej jak magma kulki. Radar pikał z podobną częstotliwością, więc i tak to będzie jak szukanie igły w stogu siana.
Tam, gdzie siedział Red w oczekiwaniu na przybycie towarzystwa, leżały kawałki ciasta od pani Briefs. Początkowo miał nimi poczęstować wojowniczki, coś w ramach przeprosin za nagłe oderwanie się od grupy, lecz zdarzenia potoczyły się tak szybko, że zapomniał o tej swojej spokojniejszej, milszej części siebie.
avatar
April
Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013


Identification Number
HP:
Wulkan - Page 7 9tkhzk0/0Wulkan - Page 7 R0te38  (0/0)
KI:
Wulkan - Page 7 Left_bar_bleue0/0Wulkan - Page 7 Empty_bar_bleue  (0/0)

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Czw Gru 15, 2016 9:52 pm
Byłam tak bardzo zawiedziona tym, że nie poznam Iceya. Jak mamy ze sobą działać? No nic, ale byłam cierpliwa, co jak na mnie było już dosyć sporym wyczynem.


- Co Ci pomogło? – spytałam, ale w zasadzie po chwili sama zorientowałam się, że Raziel pojawił się tuż za nami. Tak bardzo skupiłam się na kryształowych kulach, że nie wyczułam jego energii. Wymieniłyśmy z Kisą spojrzenia. No to przesrane. Słuchałam jego i w zasadzie się zdziwiłam. Bo jemu nie chodziło tylko o Kisę, ale też o mnie, o April. Nikt się mną nie przejmował odkąd straciłam pamięć, oprócz Reda i teraz zielonookiego. Zrobiło mi się miło, ale z drugiej strony wiedziałam, że zaraz wybuchnie spory dym i będzie nieprzyjemnie. Czułam się jakbym znowu była w akademii, ale Raziel był moim bratem, który chodził nieraz w mojej obronie, zrobiło mi się też głupio, przecież nie byłam już dawno dzieckiem. Skąd u niego ta troska? Po chwili Red postanowił odpowiedź kontratakiem słownym, póki co stałyśmy z Kisą i tylko patrzyłyśmy to na jedną stronę, to na drugą. Po jego ostatnich słowach zamarłam. No i co teraz?


- Kisa, co robimy?! – wysłałam wiadomość do dziewczyny zastanawiając się jak to rozegrać. Chciałam dowiedzieć się czegoś więcej od demona i w zasadzie na tym mi zależało, w sumie mogę powiedzieć, że nam zależało. Wiedziałam, że czarnowłosa również nie odpuści tego tematu tak łatwo. Nie znałam jednak szeryfa tak dobrze jak ona, może miała jakieś magiczne sztuczki.
– Zróbmy coś, ja raczej narobię więcej szkody niż pożytku swoją gadką.

Przekazałam kolejną wiadomość do dziewczyny, widziałam jak demon odlatuje w stronę krateru i miałam pewność co do jednego, on nie żartuje.


- Dobra, nie sądziłam nigdy, że to powiem albo przynajmniej ostatnimi czasy się tego nie spodziewałam – rozpoczęłam swoją przemowę niczym standardowy polityk, czyli od bełkotu
– Nie chcemy tutaj żadnego przelewu krwi. Zwłaszcza, że wiesz jak może się to skończyć, pamiętamy chyba wszyscy las, w którym doszło do krwawej i nieciekawej sytuacji. Raziel musisz zaufać Kisie i tego czego ona chce. Jeżeli będzie chciała to i tak zrobi po swojemu i jej nie powstrzymasz. Nie jest już małą dziewczynką i może decydować o sobie sama. Na pewno gdy będzie w potrzebie da Ci znać, a teraz to musi ona decydować.

Nie wspominałam o sobie, bo uznałam, że troska szeryfa jest jednak skierowana głównie w dziewczynę, przecież ja już jakiś czas żyłam sama, więc umiałam sobie doskonale poradzić sama, poza tym nie byłam przyzwyczajona do troski w stosunku do mojej osoby. Tak nawiasem mówiąc, muszę znaleźć odpowiednie nowe pseudo, bo mimo tego, że szeryf pasował to już mi się znudziło. Spojrzałam na Kisę, oddałam wszystko w ręce dziewczyny, w końcu to ona miała decydować, a nie ja za nią.


- Kisa pomóż! – wysłałam jej wiadomość telepatyczną, bo wiedziałam, ze Raziel może olać moje słowa, a chęć odnalezienia smoczych kul była silna, tak samo jak chęć wzmocnienia się. Akceptowałabym każdą decyzję dziewczyny, w końcu jeżeli można tak powiedzieć byłyśmy jakoś ze sobą związane. Ja chciałam podążać za Redem, za jego mocą, zaślepiała mnie wizja tego wszystkiego.


- Wiedz, że to było chyba najmilsze powiedzenie żebyś sobie poszedł od ostatnich pół roku i to nie jest moja decyzja! – tak, tak ja też nie miałam żadnych oporów, ale to z drugiej strony była prawda, czasami nie powinnam się odzywać, bo tylko komplikuje sprawę.
– Chyba nie dostanę u Ciebie pracy jako negocjator.

April zamknij się już, proszę. Nie pogarszaj swojego obecnego stanu. Czemu ja zawsze muszę być tak strasznie nieogarnięta.

OOC: Trening start Very Happy
Sponsored content

Wulkan - Page 7 Empty Re: Wulkan

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach

Copyright ©️ 2012 - 2018 dbng.forumpl.net.
Dragon Ball and All Respective Names are Trademark of Bird Studio/Shueisha, Fuji TV and Akira Toriyama.
Theme by June & Reito