Skalny Las
+12
Colinuś
Xanas
Kuro
April
Vita Ora
Reito
Red
KOŚCI
NPC.
Hazard
Ósemka
NPC
16 posters
Skalny Las
Wto Maj 29, 2012 11:41 pm
First topic message reminder :
Las zbudowany z kamieni, ulubione miejsce zwariowanych miłośników przyrody, wręcz fanatyków. Podobno widziane z lotu ptaka, kamyki układają się w zdanie, lecz w niezrozumiałym dla Saiyan języku.
Las zbudowany z kamieni, ulubione miejsce zwariowanych miłośników przyrody, wręcz fanatyków. Podobno widziane z lotu ptaka, kamyki układają się w zdanie, lecz w niezrozumiałym dla Saiyan języku.
Re: Skalny Las
Czw Mar 13, 2014 8:50 pm
Ciężko powiedzieć, kto był teraz bardziej zdenerwowany. Vernil, czy Czarnowłosy osobnik, który od początku rozmowy siedzi jak na szpikach. Na pierwszą część zdania, nieznajomy odpowiedział skinieniem głowy i satysfakcjonującą odpowiedzią. Znał Raziela i Ósemkę. To wspaniała widomość. Half wypuścił z płuc powietrze, starł prawą dłonią pot z czoła i z uśmiechem spojrzał na chłopaka z kitką. Wyluzował się.
Chwila ciszy. Nikt nic nie mówił. Było widać jak Czarnowłosy intensywnie myśli. Half nie chciał przerywać. Nie ma, co, był uprzejmy. W końcu chłopak wydzielający z siebie czarne motyle powiedział o Kuro. Vernil uderzył się otwartą dłonią w czoło.
-Ahh, Kuro... No jasne.. - Chciał mówić dalej, ale spojrzał na palec nieznajomego, który wskazuje drogę i wystrzeliwuje małego, czarnego Ki-blasta. Brązowowłosy zamienił prawą dłoń w pięść, wystawił palec wskazujący i zaczął koncentrować energię. Chciał zrobić to samo. Podnosił i opuszczał dłoń, tak jakby strzelał z pistoletu. Ani razu się nie udało.
-Dobre to było, muszę się tego nauczyć. -Powiedział spokojnie -Może i wiem, ale... -Zawiesił głos -to dla mnie trochę niezręczne. Może pójdziesz ze mną? Nigdy się nie widziałem z tym Kuro, nie chce żeby źle zareagował. Domyślam się, że Ty go znasz. Po drodze sobie porozmawiamy. Nie bój się, nie jestem taki straszny -powiedział delikatnie uderzając dłonią w ramię Czarnowłosego. Przeciągnął się, ziewnął i podskoczył podkurczając nogi, aby te uderzyły w klatkę piersiową. Wziął głęboki oddech.
-Nawet nie wiesz jak cieszy mnie to powietrze.. -Powiedział z zamkniętymi oczami i uśmiechem zrobił pierwszy krok w przód -to, co idziesz? -Zapytał cały czas mając uśmiech na twarzy - a tak w ogóle... Jak masz na imię? -Dodał po krótkiej przerwie.
Chwila ciszy. Nikt nic nie mówił. Było widać jak Czarnowłosy intensywnie myśli. Half nie chciał przerywać. Nie ma, co, był uprzejmy. W końcu chłopak wydzielający z siebie czarne motyle powiedział o Kuro. Vernil uderzył się otwartą dłonią w czoło.
-Ahh, Kuro... No jasne.. - Chciał mówić dalej, ale spojrzał na palec nieznajomego, który wskazuje drogę i wystrzeliwuje małego, czarnego Ki-blasta. Brązowowłosy zamienił prawą dłoń w pięść, wystawił palec wskazujący i zaczął koncentrować energię. Chciał zrobić to samo. Podnosił i opuszczał dłoń, tak jakby strzelał z pistoletu. Ani razu się nie udało.
-Dobre to było, muszę się tego nauczyć. -Powiedział spokojnie -Może i wiem, ale... -Zawiesił głos -to dla mnie trochę niezręczne. Może pójdziesz ze mną? Nigdy się nie widziałem z tym Kuro, nie chce żeby źle zareagował. Domyślam się, że Ty go znasz. Po drodze sobie porozmawiamy. Nie bój się, nie jestem taki straszny -powiedział delikatnie uderzając dłonią w ramię Czarnowłosego. Przeciągnął się, ziewnął i podskoczył podkurczając nogi, aby te uderzyły w klatkę piersiową. Wziął głęboki oddech.
-Nawet nie wiesz jak cieszy mnie to powietrze.. -Powiedział z zamkniętymi oczami i uśmiechem zrobił pierwszy krok w przód -to, co idziesz? -Zapytał cały czas mając uśmiech na twarzy - a tak w ogóle... Jak masz na imię? -Dodał po krótkiej przerwie.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Pią Mar 14, 2014 3:42 pm
Trochę zdezorientowany mrugał i wykrzywiał usta w dziwnych grymasach, jakby chciał coś rzec, lecz powstrzymywał się od komentarza. Może niech rzeczywiście myśli, iż taki Ki Blast był zaplanowany? HalfSaiyan nie będzie się denerwować, Czarnowłosy będzie też spokojniejszy w tym, aby nie odkrył jego dolegliwości. Już nawet powoli popadał w skrytą radość, iż za chwilę Vernil spotka się z osobą, którą chciał widzieć tuż po ponownych narodzinach. Oczywiście nie doczekał się tego szczęśliwego finału krótkiej znajomości z żołnierzem z Vegety.
Wszystko poszło o to, że Brązowooki pragnął, żeby demon wskazał mu dokładnie gdzie przebywa chłopak April.
Nie to, że nie chciał, ale nie mógł. Eh i zatacza się koło. Nie mógł być tym faktem zadowolony, już nawet szukał sposobu, aby wykręcić się z tego, lecz pozytywne nastawienie HalfSaiyana zrobiło swoje. Wiedział, iż nie ma złych zamiarów wobec jego przyjaciela. Dodanie otuch w formie przyjacielskiego klepnięcia w ramię ruszyło dalszą machinę wdrążającą plany innych w życie. Chyba nigdy nie pozbędzie się uczucia, że nigdy nie odpokutuje za masakrę w West City.
>Red... nazywam się Red.
Zrezygnowany ze swoich planów, jednocześnie nieco ośmielony otwartością młodzieńca, zdecydował się podnieść z podłoża zakurzonego pyłem i piaskiem, by o chwiejnych krokach dorównać kroku niebiańskiego wojownika. Wbrew przewidywaniom, chłopak z warkoczem nie był ani trochę rozmowny, widać było po nim, że ma ciężki wyrzut w sobie, którego chciałby się pozbyć, ale nie mógł. Mimo, że szedł tuż obok, to obecność duchem zdystansowała się do kilometrów popadając w solidny frasunek.
To nie w porządku - spoufala się z kolejną osobą, a głód nie odpuszczał. Nie chciał pozbawiać dopiero co ożywionego wojownika wolności i świętego spokoju. Musiał mieć pilną sprawę do Kuro, skoro tuż po zejściu z Zaświatów akurat do niego chce pójść i porozmawiać. Nie mógł jednak znieść ciężaru, że nie powiedział z jakiego powodu znalazł się w Skalnym Lesie, a Vernil mimo obiekcji opowiedział o sobie i o swoim losie. Bił od niego taki entuzjazm, że dałoby się zarumienić skórkę jak od promieni słonecznych.
A tak a propo... czy właśnie dla opalenizny szli pieszo do wioski? Być może.
Młodzieńcowi słabł oddech, a przed oczyma, które piekły niemiłosiernie, jawiły się mroczki z niedotlenienia. Krok też zamierał, dlatego nagle wśród ogólnej ciszy zalewitował i znalazł się tuż przed Szatynem. Odgradzał mu swoją skromną posturą dalszą drogę do wioski.
Spojrzał nieco z góry na swojego towarzysza próbując pozbierać do całości swoje myśli. Może z zewnątrz nie wydawał się być aż tak poruszony, to jednak jego aura wyraźnie odznaczała się w otoczeniu, a słowa, które jak zwykle ograniczył do minimum, wyjaśniły jego wahanie co do udzielenia dalszej pomocy.
>Nie mogę iść do wioski. Nie w tym stanie.
Żyły wypukły się na skórze i pulsowały tak samo rytmicznie jak tęczówki Reda i jego rubin na naszyjniku. Jeszcze jakoś się trzymał, aczkolwiek było mu naprawdę ciężko. Co też wyrabia z demonem nadmiar Ki i instynkt przetrwania?
>Zróbmy układ... -coraz trudniej było demonowi dobierać wygórowane słownictwo, toteż ograniczał się do tych najprostszego przekazu werbalnego- Zaprowadzę Cię do Kuro, jak wcześniej... na kilka minut... zjem Cię.
Dłużej nie mógł znieść buntu swojego ciała. Właściwie to dał młodzieńcowi bardzo mało czasu do namysłu, aczkolwiek będąc w niebie na pewno rozwinął swoje zdolności pod wieloma aspektami. W tym szybkość, jeśli zdecyduje się na ucieczkę czy wszczęcie alarmu w pobliskiej wiosce. Wtedy na sto procent nie obędzie się bez walki, która nie będzie honorowa dla demona. Bo nie będzie przy swoich zmysłach już całkowicie. Gdyby tylko Szatyn dał się namówić na - co by nie powiedzieć - ryzykowną umowę, to oszczędziłby sobie wstydu i pohańbienia oraz bólu innych.
Półprzytomnymi ślepiami obejmował sylwetkę rozmówcy i próbował jeszcze pociągnąć dwie-trzy minuty swoje racjonalne myślenie, które zalewane zostawało przez morze informacji o tym, aby pochłonąć Vernila bez pytania. Drżało mu ciało, Ki natomiast szalała, aż szeleściła od pocieranych skrzydełek czarnych motyli.
Wszystko poszło o to, że Brązowooki pragnął, żeby demon wskazał mu dokładnie gdzie przebywa chłopak April.
Nie to, że nie chciał, ale nie mógł. Eh i zatacza się koło. Nie mógł być tym faktem zadowolony, już nawet szukał sposobu, aby wykręcić się z tego, lecz pozytywne nastawienie HalfSaiyana zrobiło swoje. Wiedział, iż nie ma złych zamiarów wobec jego przyjaciela. Dodanie otuch w formie przyjacielskiego klepnięcia w ramię ruszyło dalszą machinę wdrążającą plany innych w życie. Chyba nigdy nie pozbędzie się uczucia, że nigdy nie odpokutuje za masakrę w West City.
>Red... nazywam się Red.
Zrezygnowany ze swoich planów, jednocześnie nieco ośmielony otwartością młodzieńca, zdecydował się podnieść z podłoża zakurzonego pyłem i piaskiem, by o chwiejnych krokach dorównać kroku niebiańskiego wojownika. Wbrew przewidywaniom, chłopak z warkoczem nie był ani trochę rozmowny, widać było po nim, że ma ciężki wyrzut w sobie, którego chciałby się pozbyć, ale nie mógł. Mimo, że szedł tuż obok, to obecność duchem zdystansowała się do kilometrów popadając w solidny frasunek.
To nie w porządku - spoufala się z kolejną osobą, a głód nie odpuszczał. Nie chciał pozbawiać dopiero co ożywionego wojownika wolności i świętego spokoju. Musiał mieć pilną sprawę do Kuro, skoro tuż po zejściu z Zaświatów akurat do niego chce pójść i porozmawiać. Nie mógł jednak znieść ciężaru, że nie powiedział z jakiego powodu znalazł się w Skalnym Lesie, a Vernil mimo obiekcji opowiedział o sobie i o swoim losie. Bił od niego taki entuzjazm, że dałoby się zarumienić skórkę jak od promieni słonecznych.
A tak a propo... czy właśnie dla opalenizny szli pieszo do wioski? Być może.
Młodzieńcowi słabł oddech, a przed oczyma, które piekły niemiłosiernie, jawiły się mroczki z niedotlenienia. Krok też zamierał, dlatego nagle wśród ogólnej ciszy zalewitował i znalazł się tuż przed Szatynem. Odgradzał mu swoją skromną posturą dalszą drogę do wioski.
Spojrzał nieco z góry na swojego towarzysza próbując pozbierać do całości swoje myśli. Może z zewnątrz nie wydawał się być aż tak poruszony, to jednak jego aura wyraźnie odznaczała się w otoczeniu, a słowa, które jak zwykle ograniczył do minimum, wyjaśniły jego wahanie co do udzielenia dalszej pomocy.
>Nie mogę iść do wioski. Nie w tym stanie.
Żyły wypukły się na skórze i pulsowały tak samo rytmicznie jak tęczówki Reda i jego rubin na naszyjniku. Jeszcze jakoś się trzymał, aczkolwiek było mu naprawdę ciężko. Co też wyrabia z demonem nadmiar Ki i instynkt przetrwania?
>Zróbmy układ... -coraz trudniej było demonowi dobierać wygórowane słownictwo, toteż ograniczał się do tych najprostszego przekazu werbalnego- Zaprowadzę Cię do Kuro, jak wcześniej... na kilka minut... zjem Cię.
Dłużej nie mógł znieść buntu swojego ciała. Właściwie to dał młodzieńcowi bardzo mało czasu do namysłu, aczkolwiek będąc w niebie na pewno rozwinął swoje zdolności pod wieloma aspektami. W tym szybkość, jeśli zdecyduje się na ucieczkę czy wszczęcie alarmu w pobliskiej wiosce. Wtedy na sto procent nie obędzie się bez walki, która nie będzie honorowa dla demona. Bo nie będzie przy swoich zmysłach już całkowicie. Gdyby tylko Szatyn dał się namówić na - co by nie powiedzieć - ryzykowną umowę, to oszczędziłby sobie wstydu i pohańbienia oraz bólu innych.
Półprzytomnymi ślepiami obejmował sylwetkę rozmówcy i próbował jeszcze pociągnąć dwie-trzy minuty swoje racjonalne myślenie, które zalewane zostawało przez morze informacji o tym, aby pochłonąć Vernila bez pytania. Drżało mu ciało, Ki natomiast szalała, aż szeleściła od pocieranych skrzydełek czarnych motyli.
Re: Skalny Las
Sob Mar 15, 2014 8:08 pm
-Miło Cię poznać Red. No ja jestem Vernil jak już mówiłem -powiedział chłopak i wysunął dłoń do uścisku. No cóż, wiele rzeczy można powiedzieć o nowym koledze brązowowłosego Kadeta, ale na pewno nie można powiedzieć, że jest rozmowny. Dłuższą część spaceru spędzili milcząc. Vernil parę razy chciał coś powiedzieć, ale po spojrzeniu na Reda, zrezygnował. Ten był jakiś taki... Nieswój. Chyba miał jakiś problem..
-Możesz powiedzieć, co... - W tym momencie Half przestał mówić. Chłopak z kitką stanął przed nim. Był.. Inny. Przerażający. Jego oczy były przekrwione oraz mówiły "zaraz będzie źle". Kamień. Czerwony kamień ukryty w biżuterii pulsował. Zabawa się skończyła. Red zaczął mówić o tym, że nie może iść do wioski. Zaraz po tym zaproponował układ. Vernil odskoczył.
-Jak to zjem?! Kim Ty jesteś? Czy na Vegecie aż tak zmieniło się przez te dwa lata? -Powiedział ze zdenerwowaniem w głosie. Co prawda chłopak nie uwalniał całej swojej energii, sporą część ukrywał, ponadto umiał także przejść na wyższy stopień bojowy. Ale to wszystko było nic nie warte. Nie znał zdolności Reda, jego stylu walki, jego technik. A jego energia? Wzburzyła się, po chwili opadła, Vernil nie miał szans na wygraną. Czarne motylki zaczęły otaczać ciało. Chłopak stworzył Ki-sworda przy prawym nadgarstku. Opuścił go. Zaczął myślec.
-Na czym polega zjedzenie? Powiedział na chwilę. Czy mam szanse to przeżyć? Muszę czekać do samego końca. Kiai-ho albo bariera. Obie te techniki mogą mnie uratować, ale... -Spojrzał na oczy Reda. Był bardzo niespokojny. Nie było dużo czasu na zastanowienie. -Jeśli rzuci się na mnie z rękoma i otwartymi ustami z zębami na wierzchu to używam Kiai-ho i spadam stąd, jeśli nie? Jak to może działać? Cholera tak mało wiem. Będę miał zapas energii ewentualnie na barierę, jak będzie to jakąś technika to użyje barierę, to powinno mnie uratować.
-Dobra Red. Spokojnie -wystawił zaciśniętą pieść, przy której był ki-sword- w kierunku czarnowłosego. Miecz pękł. Krystaliczna energia pękła a dokoła mieniły się fragmenty miecza. -Zjedz mnie. Mam nadzieję, że nie pożałuję tego.... -Powiedział spokojnie. Energię koncentrował w centrum ciała. W jednym punkcie. Cały czas starał się maskować to i energię, jaką posiada. Czekał go trudny moment, ale, jak już się przekonał, nie raz się, żyje.
-Możesz powiedzieć, co... - W tym momencie Half przestał mówić. Chłopak z kitką stanął przed nim. Był.. Inny. Przerażający. Jego oczy były przekrwione oraz mówiły "zaraz będzie źle". Kamień. Czerwony kamień ukryty w biżuterii pulsował. Zabawa się skończyła. Red zaczął mówić o tym, że nie może iść do wioski. Zaraz po tym zaproponował układ. Vernil odskoczył.
-Jak to zjem?! Kim Ty jesteś? Czy na Vegecie aż tak zmieniło się przez te dwa lata? -Powiedział ze zdenerwowaniem w głosie. Co prawda chłopak nie uwalniał całej swojej energii, sporą część ukrywał, ponadto umiał także przejść na wyższy stopień bojowy. Ale to wszystko było nic nie warte. Nie znał zdolności Reda, jego stylu walki, jego technik. A jego energia? Wzburzyła się, po chwili opadła, Vernil nie miał szans na wygraną. Czarne motylki zaczęły otaczać ciało. Chłopak stworzył Ki-sworda przy prawym nadgarstku. Opuścił go. Zaczął myślec.
-Na czym polega zjedzenie? Powiedział na chwilę. Czy mam szanse to przeżyć? Muszę czekać do samego końca. Kiai-ho albo bariera. Obie te techniki mogą mnie uratować, ale... -Spojrzał na oczy Reda. Był bardzo niespokojny. Nie było dużo czasu na zastanowienie. -Jeśli rzuci się na mnie z rękoma i otwartymi ustami z zębami na wierzchu to używam Kiai-ho i spadam stąd, jeśli nie? Jak to może działać? Cholera tak mało wiem. Będę miał zapas energii ewentualnie na barierę, jak będzie to jakąś technika to użyje barierę, to powinno mnie uratować.
-Dobra Red. Spokojnie -wystawił zaciśniętą pieść, przy której był ki-sword- w kierunku czarnowłosego. Miecz pękł. Krystaliczna energia pękła a dokoła mieniły się fragmenty miecza. -Zjedz mnie. Mam nadzieję, że nie pożałuję tego.... -Powiedział spokojnie. Energię koncentrował w centrum ciała. W jednym punkcie. Cały czas starał się maskować to i energię, jaką posiada. Czekał go trudny moment, ale, jak już się przekonał, nie raz się, żyje.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Sob Mar 15, 2014 8:55 pm
W napięciu obserwował każdy ruch swojego towarzysza, który tak jak podejrzewał nie będzie zadowolony z przebiegu rozmowy. Jego świetlisty miecz mieszczący się od łokcia do opuszków palców potwierdzał obawy demona, który naprawdę nie chciał wyrządzić krzywdy znajomemu Vivian i Raziela. Miałby potem kolejnych wrogów na karku, a tego unikał jak tylko umiał. Wysilał swój organizm na jeszcze kilka chwil gotowości, żeby tylko zdążyć podporządkować się decyzji HalfSaiyana. Która sama w sobie należała do szalonych, ale jakże zbawczych dla Reda.
Nie spodziewał się zgody ze strony Vernila. Zaimponował mu po raz drugi w tak krótkim czasie. I jeszcze ten spokojny głos... czyżby znał sposób na przechytrzenie demona? A może chciał go rozwalić od środka? Tak czy inaczej, nie mógł dłużej stać bezczynnie. Dostał zgodę? Dostał. Musiał się spieszyć. Los nigdy dwa razy nie daje tej samej szansy.
Wyciągnął dłoń przed siebie, a w jej wewnętrznej części pojawił się otwór przypominający czarną dziurę. Z niego wystrzeliła cała gromada czarnych owadów, które zaczęły otaczać ciało Szatyna tak gęsto, iż zaczęły przelatywać przez niego na wylot w kilkunastu miejscach. Doprowadziły do tego, że konsystencja ciała wojownika... stała się identyczna co aura Reda. Szczelnie i bacznie pilnowana ofiara nie mogła umknąć w tej chwili z jamy mieszczącej się w ręce potwora. Już po ułamku sekundy Brązowooki zjawił się w czarnych wnętrznościach czarta.
To było pomieszczenie dość szerokie, w którym ponownie zmaterializował się wojownik, i o dziwo nie miał skrępowanego ciała. Mógł więc bez trudu dojrzeć, iż w tej przestrzeni znajdowały się dwa kokony przypominające czerwone kryształy z wtopionymi istotami. Jeden był zupełnie zniekształcony, jakby już nikogo tam w środku nie mogło być, a drugi skrywał chłopaczka z czerwoną, rozczochraną głową należąca do jego pierwotnej formy. Wyglądał tak jakby zapadł w głęboką śpiączkę. Całe pomieszczenie zdawało się kurczyć i rozszerzać wraz z nierównym oddechem demona.
>Ghrrr... raarr... grrr!
Czy było już za późno? Wiele na to wskazywało - nie tylko z zewnątrz, ale i wewnątrz. Z wyglądu ciężko było powiedzieć czy bardziej jest ludzki czy zwierzęcy. Napęczniały mu dotąd znikome mięśnie jakby napompowano go powietrzem. Włosy wraz z chmarą motyli unosiły się do góry odsłaniając całkowicie wściekłe oblicze demona. Wyrysowały się znacząco kły, liczne zmarszczki od wykrzywionej z bólu twarzy nie dodawały mu uroku, tak jak i ślepia z brakującymi tęczówkami. Tonęły one w coraz szybciej czerniejących bielmach, które nie wróżyły tego, iż panuje nad sobą. Z zachowania natomiast to łapał się rękoma za puchnącą głowę, to zaciskał ręce w bicepsach, albo posyłał na oślep kaskadę Ki Blastów. Zbombardował kilkanaście obiektów, w tym kilka runęły zupełnie w gruzach tak jak i jego racjonalne, wyuczone przez dwa lata w kulturze Saiyan, myślenie. Pochłonął Vernila, powinien organizm przestać się buntować! Z ust toczyła się gęsta ślina niezwilżona żadnym pitnym trunkiem od kilkunastu godzin. Niczym dziki zwierz rzucił się gołymi rękoma na skały, gdyż umysł płatał mu figle i podsuwał te kamienne pionki jako przeciwników. Stracił kompletnie panowanie nad sobą, miotał się od jednego skrawka Skalnego Lasu do drugiego i niszczył wszystko co stanowiło przeszkodę. I nieopacznie zbliżał się do wioski, w której mieszkali jego najlepsi przyjaciele. Nie mógł pochwycić we władanie swojego ciała ani umysłu, coś poszło nie tak jak planował. Ale co?
Ooc: Zabsorbowanie Vernila, -1/3 KI, czyli...
KI = 43655 - 1/3*43655 = 29103
Nie spodziewał się zgody ze strony Vernila. Zaimponował mu po raz drugi w tak krótkim czasie. I jeszcze ten spokojny głos... czyżby znał sposób na przechytrzenie demona? A może chciał go rozwalić od środka? Tak czy inaczej, nie mógł dłużej stać bezczynnie. Dostał zgodę? Dostał. Musiał się spieszyć. Los nigdy dwa razy nie daje tej samej szansy.
Wyciągnął dłoń przed siebie, a w jej wewnętrznej części pojawił się otwór przypominający czarną dziurę. Z niego wystrzeliła cała gromada czarnych owadów, które zaczęły otaczać ciało Szatyna tak gęsto, iż zaczęły przelatywać przez niego na wylot w kilkunastu miejscach. Doprowadziły do tego, że konsystencja ciała wojownika... stała się identyczna co aura Reda. Szczelnie i bacznie pilnowana ofiara nie mogła umknąć w tej chwili z jamy mieszczącej się w ręce potwora. Już po ułamku sekundy Brązowooki zjawił się w czarnych wnętrznościach czarta.
To było pomieszczenie dość szerokie, w którym ponownie zmaterializował się wojownik, i o dziwo nie miał skrępowanego ciała. Mógł więc bez trudu dojrzeć, iż w tej przestrzeni znajdowały się dwa kokony przypominające czerwone kryształy z wtopionymi istotami. Jeden był zupełnie zniekształcony, jakby już nikogo tam w środku nie mogło być, a drugi skrywał chłopaczka z czerwoną, rozczochraną głową należąca do jego pierwotnej formy. Wyglądał tak jakby zapadł w głęboką śpiączkę. Całe pomieszczenie zdawało się kurczyć i rozszerzać wraz z nierównym oddechem demona.
>Ghrrr... raarr... grrr!
Czy było już za późno? Wiele na to wskazywało - nie tylko z zewnątrz, ale i wewnątrz. Z wyglądu ciężko było powiedzieć czy bardziej jest ludzki czy zwierzęcy. Napęczniały mu dotąd znikome mięśnie jakby napompowano go powietrzem. Włosy wraz z chmarą motyli unosiły się do góry odsłaniając całkowicie wściekłe oblicze demona. Wyrysowały się znacząco kły, liczne zmarszczki od wykrzywionej z bólu twarzy nie dodawały mu uroku, tak jak i ślepia z brakującymi tęczówkami. Tonęły one w coraz szybciej czerniejących bielmach, które nie wróżyły tego, iż panuje nad sobą. Z zachowania natomiast to łapał się rękoma za puchnącą głowę, to zaciskał ręce w bicepsach, albo posyłał na oślep kaskadę Ki Blastów. Zbombardował kilkanaście obiektów, w tym kilka runęły zupełnie w gruzach tak jak i jego racjonalne, wyuczone przez dwa lata w kulturze Saiyan, myślenie. Pochłonął Vernila, powinien organizm przestać się buntować! Z ust toczyła się gęsta ślina niezwilżona żadnym pitnym trunkiem od kilkunastu godzin. Niczym dziki zwierz rzucił się gołymi rękoma na skały, gdyż umysł płatał mu figle i podsuwał te kamienne pionki jako przeciwników. Stracił kompletnie panowanie nad sobą, miotał się od jednego skrawka Skalnego Lasu do drugiego i niszczył wszystko co stanowiło przeszkodę. I nieopacznie zbliżał się do wioski, w której mieszkali jego najlepsi przyjaciele. Nie mógł pochwycić we władanie swojego ciała ani umysłu, coś poszło nie tak jak planował. Ale co?
Ooc: Zabsorbowanie Vernila, -1/3 KI, czyli...
KI = 43655 - 1/3*43655 = 29103
Re: Skalny Las
Nie Mar 16, 2014 2:25 pm
Wszystko było jakieś takie.. Dziwne. Red zaraz po zgodzie Vernila wyciągnął rękę, w której pokazał się otwór. Z dziury wyleciała ogromna ilość tych czarnych motyli.
-Te motyle to energia Reda, czyli bariera pomyślał chłopak. Czekał do ostatnich momentów. Owady otoczyły całe jego ciało. Zakryły, oczy i usta. Z ciała chłopaka zaczynała wypływać energia i stykała się z jego skórą. Zielona ochrona. Technika, która raz uratowała jemu życie, a raz uratowała życie.. Raziela, czy Ósemki? Ach, pamięć szwankuje, ale to teraz nie było ważne. Nic nie widział. Jego energia słabła. Bał się. Czuł jak się przemieszcza, ale nie mógł tego zobaczyć. Zbierało mu się na wymioty... Strach rósł z każdą sekundą. To byłaby ironia. Wrócić do nieba po tak szybkim czasie.
-Co? Co to jest? -Powiedział chłopak. Odwrócił się w kąt i zrobił to, co musiał. Nie był w stanie utrzymać jedzenia w środku swojego organizmu. Za bardzo nim pomieszało. -O Matko... -Powiedział po cichu i otarł usta prawą dłonią. Podniósł głowę. Jego oczy były za mgłą. Nie czuł się tutaj dobrze, a jeszcze ta reakcja na to całe „zjedzenie”. Spojrzał na rękę czy nie ma resztek z żołądka. Było czysto, a przy ciele wciąż utrzymywała się bariera. Nie chciał ryzykować, nie chciał jej zdejmować. Tak długo jak będzie mu wystarczyło energii, tak długo będzie czuł się bezpieczny. Rozejrzał się. Dokoła panowały dwa kolory, róż i czerń. Czerń... Te motyle, ta aura. Nawet tutaj. Kim jest Red? Tak mroczna istota. I co właśnie zrobił? Mówił coś o zjedzeniu.
-Jestem w jego wnętrzu? -Pomyślał chłopak i spojrzał w górę. –Pozytyw z tego taki, że przeżyłem i nie jestem znowu u Enmy. Nie chciałbym jego miny zobaczyć jakbym wrócił do niego po tak krótkim czasie. –Dopowiedział i uśmiechnął się delikatnie. Wpatrywał się w górę. "Sufit" był kilka metrów nad nim. Przed nim? Dwie drogi w prawo i w lewo. Wzruszył ramionami i wciąż utrzymując barierę poszedł prawą ścieżką. Z każdym krokiem coraz bardziej sie bał się. Robiło się coraz ciemniej, mroczniej, niebezpieczniej... Nie wiedział, co będzie ukrywało się za zakrętem. Szedł przez dłuższy czas. Dłużyło mu się okropnie. Może to przez ten strach, który go ogarniał. Na końcu tego tunelu ujrzał światło. Jedno miejsce było podświetlone w tym mroku. Zbliżał się coraz bardziej. Z daleka widział jak dokoła tego unosiła się delikatna czarna mgła. Jakby czegoś chroniła, jakby nie chciała nikogo do siebie dopuścić. Podszedł bliżej. Dwie, różowe kulki. Były połączone szeroką tkanką z górną i dolną częścią pomieszczenia. Z każdym krokiem to, co tam stało robiło się bardziej widoczne a mgła zanikała. Czyżby to jakaś magia, która miała odstraszyć ewentualnych „podróżników”? Zatrzymał się. W tych kulach coś było... A właściwie ktoś. W lewej totalnie zdeformowana postać, a w prawej? Chłopiec. Czerwone rozczochrane włosy. Wyglądał jakby spał. Jakby wszystkie bóle świata miał gdzieś i odpoczywał. Ale.. Jak to tak naprawdę działa? Przy nadgarstku chłopak wyczarował ki-sworda. Zbliżył się do tej kuli.
-Czy to może mu zaszkodzić? Może uda sie z nim porozmawiać.- Pomyślał. Położył wolną od miecza dłoń na skroni. Wyszukał energii Reda. Była wszędzie. Otaczała go z każdej możliwej strony. Ta zniekształcona postać także wydalała z siebie energię, ale niewielką. Ten chłopak o czerwonych włosach? Jego energia była podobna do energii Vernila. Chłopak postanowił sprawdzić, co z nim jest. Odwołał miecz i położył dłoń na czerwonej czuprynce.
-Halo, jesteś tam? Mogę Ci jakoś pomóc? -Powiedział telepatycznie do chłopaka. O dziwo odpowiedział. Zaraz po tym jego ciało spotkało się ze ścianą. Coś było nie tak. Ciało Reda szalało. Czuł jak jego energia wzrosła ponad maksimum. Przy uderzeniu bariera otaczająca ciało Halfa opadła.
-Cholera. Może być źle. –Powiedział na głos i zaczął rozglądać się dokoła. Skoncentrował się na energii Reda. –Hej! To ja Vernil. Co się dzieje? Mam coś zrobić? Aaaa! –Cisza. Kolejny raz ziemia się pod nim zatrzęsła i Half upadł na ziemię.
-Muszę coś zrobić.. Bo na serio źle skończę… -powiedział i wstał. Wpatrywał się w chłopaka o czerwonych włosach i w tą dziwną kulę, w której był zamknięty.
OCC:
Trening start.
-Te motyle to energia Reda, czyli bariera pomyślał chłopak. Czekał do ostatnich momentów. Owady otoczyły całe jego ciało. Zakryły, oczy i usta. Z ciała chłopaka zaczynała wypływać energia i stykała się z jego skórą. Zielona ochrona. Technika, która raz uratowała jemu życie, a raz uratowała życie.. Raziela, czy Ósemki? Ach, pamięć szwankuje, ale to teraz nie było ważne. Nic nie widział. Jego energia słabła. Bał się. Czuł jak się przemieszcza, ale nie mógł tego zobaczyć. Zbierało mu się na wymioty... Strach rósł z każdą sekundą. To byłaby ironia. Wrócić do nieba po tak szybkim czasie.
-Co? Co to jest? -Powiedział chłopak. Odwrócił się w kąt i zrobił to, co musiał. Nie był w stanie utrzymać jedzenia w środku swojego organizmu. Za bardzo nim pomieszało. -O Matko... -Powiedział po cichu i otarł usta prawą dłonią. Podniósł głowę. Jego oczy były za mgłą. Nie czuł się tutaj dobrze, a jeszcze ta reakcja na to całe „zjedzenie”. Spojrzał na rękę czy nie ma resztek z żołądka. Było czysto, a przy ciele wciąż utrzymywała się bariera. Nie chciał ryzykować, nie chciał jej zdejmować. Tak długo jak będzie mu wystarczyło energii, tak długo będzie czuł się bezpieczny. Rozejrzał się. Dokoła panowały dwa kolory, róż i czerń. Czerń... Te motyle, ta aura. Nawet tutaj. Kim jest Red? Tak mroczna istota. I co właśnie zrobił? Mówił coś o zjedzeniu.
-Jestem w jego wnętrzu? -Pomyślał chłopak i spojrzał w górę. –Pozytyw z tego taki, że przeżyłem i nie jestem znowu u Enmy. Nie chciałbym jego miny zobaczyć jakbym wrócił do niego po tak krótkim czasie. –Dopowiedział i uśmiechnął się delikatnie. Wpatrywał się w górę. "Sufit" był kilka metrów nad nim. Przed nim? Dwie drogi w prawo i w lewo. Wzruszył ramionami i wciąż utrzymując barierę poszedł prawą ścieżką. Z każdym krokiem coraz bardziej sie bał się. Robiło się coraz ciemniej, mroczniej, niebezpieczniej... Nie wiedział, co będzie ukrywało się za zakrętem. Szedł przez dłuższy czas. Dłużyło mu się okropnie. Może to przez ten strach, który go ogarniał. Na końcu tego tunelu ujrzał światło. Jedno miejsce było podświetlone w tym mroku. Zbliżał się coraz bardziej. Z daleka widział jak dokoła tego unosiła się delikatna czarna mgła. Jakby czegoś chroniła, jakby nie chciała nikogo do siebie dopuścić. Podszedł bliżej. Dwie, różowe kulki. Były połączone szeroką tkanką z górną i dolną częścią pomieszczenia. Z każdym krokiem to, co tam stało robiło się bardziej widoczne a mgła zanikała. Czyżby to jakaś magia, która miała odstraszyć ewentualnych „podróżników”? Zatrzymał się. W tych kulach coś było... A właściwie ktoś. W lewej totalnie zdeformowana postać, a w prawej? Chłopiec. Czerwone rozczochrane włosy. Wyglądał jakby spał. Jakby wszystkie bóle świata miał gdzieś i odpoczywał. Ale.. Jak to tak naprawdę działa? Przy nadgarstku chłopak wyczarował ki-sworda. Zbliżył się do tej kuli.
-Czy to może mu zaszkodzić? Może uda sie z nim porozmawiać.- Pomyślał. Położył wolną od miecza dłoń na skroni. Wyszukał energii Reda. Była wszędzie. Otaczała go z każdej możliwej strony. Ta zniekształcona postać także wydalała z siebie energię, ale niewielką. Ten chłopak o czerwonych włosach? Jego energia była podobna do energii Vernila. Chłopak postanowił sprawdzić, co z nim jest. Odwołał miecz i położył dłoń na czerwonej czuprynce.
-Halo, jesteś tam? Mogę Ci jakoś pomóc? -Powiedział telepatycznie do chłopaka. O dziwo odpowiedział. Zaraz po tym jego ciało spotkało się ze ścianą. Coś było nie tak. Ciało Reda szalało. Czuł jak jego energia wzrosła ponad maksimum. Przy uderzeniu bariera otaczająca ciało Halfa opadła.
-Cholera. Może być źle. –Powiedział na głos i zaczął rozglądać się dokoła. Skoncentrował się na energii Reda. –Hej! To ja Vernil. Co się dzieje? Mam coś zrobić? Aaaa! –Cisza. Kolejny raz ziemia się pod nim zatrzęsła i Half upadł na ziemię.
-Muszę coś zrobić.. Bo na serio źle skończę… -powiedział i wstał. Wpatrywał się w chłopaka o czerwonych włosach i w tą dziwną kulę, w której był zamknięty.
OCC:
Trening start.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Nie Mar 16, 2014 3:16 pm
Wnętrzności przemieszczały się pod wpływem gwałtownych działań demona z zewnątrz, który za nic w świecie nie oponował przed taką formą wyładowania many, która nie chciała ustać. Wylewała się z niego i tworzyła na nowo - takie błędne koło. Najwyraźniej wszystko dlatego, iż nie uwięził Vernila, ponieważ ten ochronił się Barierą przed tą możliwością. Co jakiś czas przelatywały czarne motyle, które niczym strażnicy pilnowali porządku, a w razie obecności intruza miały za zadanie odprowadzić delikwenta we specjalne miejsce. Do mielenia ciał na energię.
Na szczęście bariera Halfa działała bez zarzutu, a strażnicy nie namierzyli obcą jednostkę w sobie. W dodatku mógł przemieszczać się niezauważony, chyba że zdradziłby swoją pozycję w gwałtowny sposób. Tak też dotarł do jednego z dwóch kulistych komór, i przy jednej zatrzymał się na dłużej. Po zetknięciu się dłoni Szatyna z czołem ofiary nic się nie stało, przynajmniej nie od razu. Vernil więc spróbował skontaktować się z winowajcą tego zdarzenia, lecz bez skutku. Słychać było tylko grzmienie i burczenie przypominające warczenie wilka czy niedźwiedzia. A później następowały odgłosy z zewnątrz świadczące o demolce jaką dokonywał poza ciałem.
>Red... Red nie chce być zły... -nagle dało się usłyszeć dziecięcy głosik wydobywający się z czerwonej kuli na przeciwko Szatyna, ale właściciel głosu nadal miał zamknięte oczy, tylko niemrawo ruszał ustami jakby mamrotał przez sen- ...to wszystko przez Tsufula. Nie pokonał go, a on zniszczył drugą kulę... tam była uwięziona osoba, Tsu, która oddała za niego życie, by był dobry. Zawiódł ją, bo nie ochronił ani ludzi ani jej...
Teraz nowy więzień demona mógł zrozumieć dlaczego druga cela przypominała zgniecioną puszkę po pepsi. Wtedy też ciało chłopaczka z czerwoną czuprynką drgnęło i po chwili otworzył oczy pełne łez. Wyglądały na szczere.
Niby przemawiał do HalfSaiyana jakby opowiadał o innym demonie, ale tak naprawdę mówił o sobie. Miał po prostu specyficzną wymowę, w trzeciej osobie liczby pojedynczej. Dało się to wywnioskować po jego zachowaniu, przecież nie mówiłby o tym z takim przejęciem. W ogóle to mogło wyglądać nieco podejrzanie, skoro Czarnowłosy demon nie pokazywał po sobie ani grama uczuć, a ten malec - owszem. Najwyraźniej wraz z tym chłopcem zamknął wszelkie pozytywne i negatywne emocje, żeby jakoś sobie radzić z rosnącymi wyrzutami sumienia. Nie znał lepszej metody na zagojenie się ran w sercu, a ta do tej pory działała bez zarzutu. Nie przypuszczał tylko, iż stanie się bardziej zwierzęcy, bardziej łasy na kolejne próby przejęcia energii innych istot, bardziej demoniczny.
Nawet próby Brązowookiego ze skontaktowaniem się z obecnym młodzieńcem nie obyła się bez początkowych problemów. Dopiero po kilku próbach udało mu się nawiązać połączenie z rozszalałym demonem, który w tym samym momencie zamarł w bezruchu przestając siać spustoszenie po Skalnym Lesie. Głos Vernila ocucił go na tyle, by móc przemówić.
>Khyy... coś... coś poszło nie tak... czekaj, gdzie Ty jesteś?!... Grrr... VERNIL, WYNOŚ SIĘ STAMTĄD, ALE JUŻ!!!
Nowa fala gniewu zalała dosłownie demona, który we świecie zewnętrznym ponownie atakował na oślep, a w tym wewnętrznym zaciemniło się od nowej chmary Ki szeleszczącej i gromadzącej się w każdym możliwym zakamarku ciała bestii. Mgła robiła się coraz gęściejsza, że niemal zasłaniała mu widok na komorę z dzieckiem. Czerwonowłosy próbował się ruszyć, lecz jęknął cicho z bólu, gdyż i z niego pobierana była moc. Uwięziony i tak myślał tylko o koledze, który trafił tutaj w bardzo niebezpiecznym momencie życia demona. Jak na kogoś o genach demona miał naprawdę dobre serce, a to dzięki Kaede, która kiedyś nauczyła go bycia miłym dla innych.
>Niech Vernil idzie jak najbardziej do góry, tam jest wyjście.
Cicho jęknął i zmrużył załzawione oczy kuląc się w sobie i starając się znieść następujące po sobie dawki poboru jego Ki. Ki, która czerniała jak całe otoczenie. Zdawać się mogło, że nawet włosy malca traciły na kolorze i ciemniały jak wszystko inne.
[Trening, post pierwszy]
Na szczęście bariera Halfa działała bez zarzutu, a strażnicy nie namierzyli obcą jednostkę w sobie. W dodatku mógł przemieszczać się niezauważony, chyba że zdradziłby swoją pozycję w gwałtowny sposób. Tak też dotarł do jednego z dwóch kulistych komór, i przy jednej zatrzymał się na dłużej. Po zetknięciu się dłoni Szatyna z czołem ofiary nic się nie stało, przynajmniej nie od razu. Vernil więc spróbował skontaktować się z winowajcą tego zdarzenia, lecz bez skutku. Słychać było tylko grzmienie i burczenie przypominające warczenie wilka czy niedźwiedzia. A później następowały odgłosy z zewnątrz świadczące o demolce jaką dokonywał poza ciałem.
>Red... Red nie chce być zły... -nagle dało się usłyszeć dziecięcy głosik wydobywający się z czerwonej kuli na przeciwko Szatyna, ale właściciel głosu nadal miał zamknięte oczy, tylko niemrawo ruszał ustami jakby mamrotał przez sen- ...to wszystko przez Tsufula. Nie pokonał go, a on zniszczył drugą kulę... tam była uwięziona osoba, Tsu, która oddała za niego życie, by był dobry. Zawiódł ją, bo nie ochronił ani ludzi ani jej...
Teraz nowy więzień demona mógł zrozumieć dlaczego druga cela przypominała zgniecioną puszkę po pepsi. Wtedy też ciało chłopaczka z czerwoną czuprynką drgnęło i po chwili otworzył oczy pełne łez. Wyglądały na szczere.
- Czerwonowłosy Red:
Niby przemawiał do HalfSaiyana jakby opowiadał o innym demonie, ale tak naprawdę mówił o sobie. Miał po prostu specyficzną wymowę, w trzeciej osobie liczby pojedynczej. Dało się to wywnioskować po jego zachowaniu, przecież nie mówiłby o tym z takim przejęciem. W ogóle to mogło wyglądać nieco podejrzanie, skoro Czarnowłosy demon nie pokazywał po sobie ani grama uczuć, a ten malec - owszem. Najwyraźniej wraz z tym chłopcem zamknął wszelkie pozytywne i negatywne emocje, żeby jakoś sobie radzić z rosnącymi wyrzutami sumienia. Nie znał lepszej metody na zagojenie się ran w sercu, a ta do tej pory działała bez zarzutu. Nie przypuszczał tylko, iż stanie się bardziej zwierzęcy, bardziej łasy na kolejne próby przejęcia energii innych istot, bardziej demoniczny.
Nawet próby Brązowookiego ze skontaktowaniem się z obecnym młodzieńcem nie obyła się bez początkowych problemów. Dopiero po kilku próbach udało mu się nawiązać połączenie z rozszalałym demonem, który w tym samym momencie zamarł w bezruchu przestając siać spustoszenie po Skalnym Lesie. Głos Vernila ocucił go na tyle, by móc przemówić.
>Khyy... coś... coś poszło nie tak... czekaj, gdzie Ty jesteś?!... Grrr... VERNIL, WYNOŚ SIĘ STAMTĄD, ALE JUŻ!!!
Nowa fala gniewu zalała dosłownie demona, który we świecie zewnętrznym ponownie atakował na oślep, a w tym wewnętrznym zaciemniło się od nowej chmary Ki szeleszczącej i gromadzącej się w każdym możliwym zakamarku ciała bestii. Mgła robiła się coraz gęściejsza, że niemal zasłaniała mu widok na komorę z dzieckiem. Czerwonowłosy próbował się ruszyć, lecz jęknął cicho z bólu, gdyż i z niego pobierana była moc. Uwięziony i tak myślał tylko o koledze, który trafił tutaj w bardzo niebezpiecznym momencie życia demona. Jak na kogoś o genach demona miał naprawdę dobre serce, a to dzięki Kaede, która kiedyś nauczyła go bycia miłym dla innych.
>Niech Vernil idzie jak najbardziej do góry, tam jest wyjście.
Cicho jęknął i zmrużył załzawione oczy kuląc się w sobie i starając się znieść następujące po sobie dawki poboru jego Ki. Ki, która czerniała jak całe otoczenie. Zdawać się mogło, że nawet włosy malca traciły na kolorze i ciemniały jak wszystko inne.
[Trening, post pierwszy]
Re: Skalny Las
Nie Mar 16, 2014 6:03 pm
Czerwonowłosy odpowiedział. Mówił, że Red nie chce być zły. Specyficzny sposób mówienia? Był takim dobrym sumieniem Czarnowłosego? Aj, aj, aj, jest źle. Źle się stało, że Half tutaj trafił. Chłopiec wspomniał o tej drugiej kuli. Teraz zdeformowana postać, a kiedyś? To także była osoba. Tsuful zebrał krwawe żniwo większe niż myślał Kadet. Zniszczył sporą część Vegety. Zabił tysiące wojowników. Ci, którzy z nim walczyli ginęli. Ci, w których był ucierpieli o wiele bardziej. Niszczył ich od wewnątrz. Ich wspomnienia, ich postrzeganie dobra i zła. Zmieniał ich zachowanie. U Reda zniszczył dobro. Może, dlatego teraz, czarnowłosy nie panuje nad sobą. Chłopiec z kuli otworzył swoje wielkie oczy, które zalały się łzami. Podszedł do kuli obok. Spojrzał na nią. Już nie było ratunku. Ciało było zniszczone. Czyżby już nie było żadnej szansy na odzyskanie tej dobroci? Co ma z tym wspólnego ten czerwony? Za dużo pytań, za mało czasu…
-Powoli. Czarnowłosy demon na zewnątrz. Pochłonął mnie a w środku kule z dwoma innymi postaciami. One też zostały "zjedzone"? Po zjedzeniu są przechowywane w tych kulach. Oddziaływają na całe ciało, swoimi uczuciami. Korzysta z ich energii? To raczej niemożliwe. Tamto. Tsu. Chciał, aby demon był dobry. Przegrał walkę. Czerwonowłosy mówi, że Red nie chce być zły. Są tutaj szczątki dobroci? -Myślał Vernil, podszedł do Czerwonowłosego. Zacisnął pięść i przy nadgarstku stworzył miecz. Tym razem ten był czarny. Energia z otoczenia oddziaływała na ciało młodego wojownika z Vegety.
-Źle się dzieje. Muszę szybko się stąd wydostać -pomyślał i uniósł miecz nad głowę. Mimo to, że stał metr, może dwa od czerwonej kuli, to praktycznie nie widział ciała, Czerwonowłosego. Było coraz gorzej. Nagle krzyk. Dźwięk dochodził zewsząd. Przeszywał całe ciało Kadeta tak, że zasłonił otwartymi dłońmi uszy i skulił się. To był Red. Nakrzyczał na Halfa, że ma uciekać. Przelewki się skończyły. Jeśli był jakiś sposób na wydostanie się z ciała chłopaka z kitką to Vernil musiał bardzo szybko go znaleźć. Pomoc przyszła ze strony Rudego chłopca. Cały czas łzy wylewały się z jego wielkich oczu. Powiedział, że trzeba iść jak najwyżej. Dwa cięcia. Odciął górną i dolną część kulki, w której uwięziony był chłopiec. Kolejny krzyk. Głośniejszy i jeszcze bardziej przerażający. Mimo niemalże paraliżującego hałasu, Half nie mógł przestać. Nie było czasu na rozmyślenia, na analizowanie tego, co uczynił. Trzeba było działać.
-Ucieknę, ale Ciebie biorę ze sobą –powiedział, do Czerwonowłosego. Rozciął kulę wzdłuż i chciał uwolnić chłopca. No cóż, nie było to takie łatwe. Jego ciało stykało się z tkanką. Vernil zaparł się i ciągnął chłopca trzymając go za ramiona. Nic. Był jakby zespolony z tą czerwoną kulą. To coś na niego oddziaływało. Jego włosy ciemniały. Robił się coraz słabszy. Czas uciekał…
-Red! Nie ważne jak wielki jest Twój mrok, pomogę Ci! Moje światło jest potężniejsze! –Wykrzyczał wpatrując się w górę. Chwycił Czerwonowłosego za ramiona i mocniej ścisnął ręce. Jego włosy zaczęły się unosić. Biała aura biła od ciała chłopaka. Po chwili, zamieniła się w złotą. Promieniowała od niego z całych sił rozpraszając mgłę tajemnicy i grozy. Ciągnął z całych sił. Ciało zaczęło się odczepiać. Zaczął krzyczeć aż wreszcie… udało się! Zaczął lecieć w tył. Nie mógł się zatrzymać. Przysunął ciało Rudego chłopca do swojego, by to Vernil uderzył w ziemię. Lepiej, żeby ta dobra część miała jak najwięcej sił. Mgła ruszyła. Chciała zniszczyć światło bijące od Kadeta. Half Zrezygnował z Ki-feeling. Wypuścił z siebie całą moc, jaką posiadał. Koniec żartów. Jego aura rozpromieniała na kilka metrów. Czerń mimo usilnych prób nie mogła zbliżyć się do ciała chłopców. Przerzucił sobie ciało Czerwonowłosego na plecy. Jego ręce chwycił i trzymał blisko klatki piersiowej. Leciał w górę. Nie wiedział gdzie jest ani co gorsza jak się stąd wydostać. Przyspieszył. Dawał z siebie wszystko. Uderzył w coś głową. Zatrzymał się i rozglądał uważnie. Nie zwracał uwagi na ból. Jego zmysły były wyostrzone. Ujrzał małe przejście. Zaczął szarżować w jego kierunku. Mocniej chwycił za ręce Czerwonowłosego.
Wylecieli. Aura już nie otaczała jego ciała. Nie było czasu na decyzje. Wypuścił z dłoni ręce Czerwonowłosego i w powietrzu obrócił się. Ponownie za nie chwycił i przyciągnął do siebie. Po raz drugi uderzył plecami o ziemię. Tym razem impet był ogromny, ale Vernil zrobił to, co chciał. Ochronił go przed uderzeniem. Wstał. Z trudem łapał oddech. Zgiął się na moment. Walczył, aby w jego płucach znalazło się jak najwięcej powietrza. Długo to nie trwało. Szybko się uspokoiło. Vernil zaciągnął dolną część maski, która kończyła się pod oczami.
-Nie wiem jak to działa, ale domyślam się –sięgnął po drugą część maski prawą dłonią –że nie obędzie się bez walki –zasunął drugą część swojej zabawki na włosy. Było widać tylko jego oczy –Na moje, to ten czerwono włosy chłopak to całe dobro, które próbowałeś w sobie stłamsić- przybrał bojową postawę. Przy jego nadgarstku powstał miecz. Tym razem miał on złoty kolor –Ale zrobię tak, że to ono zdominuje Twoje ciało! Mam nadzieję, że nie przypłacę tego życiem –powiedział i czekał na ruch Czarnowłosego. Może być gorąco…
OOC:
post treningowy
-Powoli. Czarnowłosy demon na zewnątrz. Pochłonął mnie a w środku kule z dwoma innymi postaciami. One też zostały "zjedzone"? Po zjedzeniu są przechowywane w tych kulach. Oddziaływają na całe ciało, swoimi uczuciami. Korzysta z ich energii? To raczej niemożliwe. Tamto. Tsu. Chciał, aby demon był dobry. Przegrał walkę. Czerwonowłosy mówi, że Red nie chce być zły. Są tutaj szczątki dobroci? -Myślał Vernil, podszedł do Czerwonowłosego. Zacisnął pięść i przy nadgarstku stworzył miecz. Tym razem ten był czarny. Energia z otoczenia oddziaływała na ciało młodego wojownika z Vegety.
-Źle się dzieje. Muszę szybko się stąd wydostać -pomyślał i uniósł miecz nad głowę. Mimo to, że stał metr, może dwa od czerwonej kuli, to praktycznie nie widział ciała, Czerwonowłosego. Było coraz gorzej. Nagle krzyk. Dźwięk dochodził zewsząd. Przeszywał całe ciało Kadeta tak, że zasłonił otwartymi dłońmi uszy i skulił się. To był Red. Nakrzyczał na Halfa, że ma uciekać. Przelewki się skończyły. Jeśli był jakiś sposób na wydostanie się z ciała chłopaka z kitką to Vernil musiał bardzo szybko go znaleźć. Pomoc przyszła ze strony Rudego chłopca. Cały czas łzy wylewały się z jego wielkich oczu. Powiedział, że trzeba iść jak najwyżej. Dwa cięcia. Odciął górną i dolną część kulki, w której uwięziony był chłopiec. Kolejny krzyk. Głośniejszy i jeszcze bardziej przerażający. Mimo niemalże paraliżującego hałasu, Half nie mógł przestać. Nie było czasu na rozmyślenia, na analizowanie tego, co uczynił. Trzeba było działać.
-Ucieknę, ale Ciebie biorę ze sobą –powiedział, do Czerwonowłosego. Rozciął kulę wzdłuż i chciał uwolnić chłopca. No cóż, nie było to takie łatwe. Jego ciało stykało się z tkanką. Vernil zaparł się i ciągnął chłopca trzymając go za ramiona. Nic. Był jakby zespolony z tą czerwoną kulą. To coś na niego oddziaływało. Jego włosy ciemniały. Robił się coraz słabszy. Czas uciekał…
-Red! Nie ważne jak wielki jest Twój mrok, pomogę Ci! Moje światło jest potężniejsze! –Wykrzyczał wpatrując się w górę. Chwycił Czerwonowłosego za ramiona i mocniej ścisnął ręce. Jego włosy zaczęły się unosić. Biała aura biła od ciała chłopaka. Po chwili, zamieniła się w złotą. Promieniowała od niego z całych sił rozpraszając mgłę tajemnicy i grozy. Ciągnął z całych sił. Ciało zaczęło się odczepiać. Zaczął krzyczeć aż wreszcie… udało się! Zaczął lecieć w tył. Nie mógł się zatrzymać. Przysunął ciało Rudego chłopca do swojego, by to Vernil uderzył w ziemię. Lepiej, żeby ta dobra część miała jak najwięcej sił. Mgła ruszyła. Chciała zniszczyć światło bijące od Kadeta. Half Zrezygnował z Ki-feeling. Wypuścił z siebie całą moc, jaką posiadał. Koniec żartów. Jego aura rozpromieniała na kilka metrów. Czerń mimo usilnych prób nie mogła zbliżyć się do ciała chłopców. Przerzucił sobie ciało Czerwonowłosego na plecy. Jego ręce chwycił i trzymał blisko klatki piersiowej. Leciał w górę. Nie wiedział gdzie jest ani co gorsza jak się stąd wydostać. Przyspieszył. Dawał z siebie wszystko. Uderzył w coś głową. Zatrzymał się i rozglądał uważnie. Nie zwracał uwagi na ból. Jego zmysły były wyostrzone. Ujrzał małe przejście. Zaczął szarżować w jego kierunku. Mocniej chwycił za ręce Czerwonowłosego.
Wylecieli. Aura już nie otaczała jego ciała. Nie było czasu na decyzje. Wypuścił z dłoni ręce Czerwonowłosego i w powietrzu obrócił się. Ponownie za nie chwycił i przyciągnął do siebie. Po raz drugi uderzył plecami o ziemię. Tym razem impet był ogromny, ale Vernil zrobił to, co chciał. Ochronił go przed uderzeniem. Wstał. Z trudem łapał oddech. Zgiął się na moment. Walczył, aby w jego płucach znalazło się jak najwięcej powietrza. Długo to nie trwało. Szybko się uspokoiło. Vernil zaciągnął dolną część maski, która kończyła się pod oczami.
-Nie wiem jak to działa, ale domyślam się –sięgnął po drugą część maski prawą dłonią –że nie obędzie się bez walki –zasunął drugą część swojej zabawki na włosy. Było widać tylko jego oczy –Na moje, to ten czerwono włosy chłopak to całe dobro, które próbowałeś w sobie stłamsić- przybrał bojową postawę. Przy jego nadgarstku powstał miecz. Tym razem miał on złoty kolor –Ale zrobię tak, że to ono zdominuje Twoje ciało! Mam nadzieję, że nie przypłacę tego życiem –powiedział i czekał na ruch Czarnowłosego. Może być gorąco…
OOC:
post treningowy
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Nie Mar 16, 2014 7:18 pm
Dedukcja wojownika była bardzo trafna. Nie dało się ukryć, że miał do czynienia z istotą rozumną, dodatkowo na tyle odważną, by rozwiązać sprawę w drastyczny sposób. A może był na tyle szalony, albo zdesperowany w niewoli demona? Zaczęła się mozolna, ale skuteczna walka o zerwanie "kajdan" z dziecka.
>N-nie! Nie możesz-...!
Chłopiec oponował, lecz i tak nic nie wskórał przy determinacji Szatyna, który starał się nie tylko wyjąć malca z kuli, ale i odłączyć tkanki od jego ciała i zerwać kontakt z Czarnowłosym. Motyle gromadziły się szczelnie w pomieszczeniu, mimo wszystko udało się uwolnić osłabionego malca. A to dzięki rozjaśniającej wszelkie mroki aurze, która aż paliła od światła. Ki rozproszyło się niczym mrok od pochodni i umożliwiło wydostanie się na górną partię, gdzie kryła się droga do wolności. To chwilowe złudzenie - mgła ścigała po wojownika, aby zaciągnąć go do kadry mroku. Nadawałby się idealnie ze swoją mocą do zasilenia wszechobecnej czerni panującej w organizmie Reda. Na nic się to jednak zdało, odnaleźli wąskie przejście oznaczające wyjście do wymiaru rzeczywistego.
Pojawili się na zewnątrz, poprzez rubin z naszyjnika wspólnego przeciwnika. Napęczniały od bólu i cierpienia z powodu wyrwania z niego solidnego rdzenia jakim było wielkookie dziecko tarzał się po ziemi w drgawkach, krzycząc wniebogłosy. Dzięki asekuracji Halfa mały Red nie odniósł żadnych ran, aczkolwiek tak dawno nie oddychał normalnym powietrzem, że zakaszlał parokroć i starał się wstać o własnych siłach. Chłopiec z rudą czuprynką tak bardzo był wdzięczny swojemu wybawcy, że uśmiechał się w jego kierunku od ucha do ucha. Ale zagrożenie nie minęło - mieli przed sobą rozwścieczonego, poirytowanego, agresywnego czarta, z którego dalej ulatywała chmara smolistej many. Redzik podszedł ostrożnie do swojej "byłej powłoki" i gestami próbował uspokoić demona.
>My Redy musimy trzymać się razem i sobie ufać. Nie możemy więzić się wzajemnie, tylko współpracować. Rozumie Red? Hej? Red? Reeed?
W odpowiedzi dostał łypnięcie ze wściekłych ślepi, ryk...:
>Wraaaa!
... i cios w brzuch, który uniknął, dzięki giętkiemu, gumowemu ciału. Odskoczył do tyłu z lękiem i przygnębiony spoglądał na uwięzionego w szponach zła demona. Tak bardzo mu współczuł, mimo wcześniejszego ograniczenia mu całkowitej wolności, że nie mógł go tak zostawić. Przecież... nie zawsze był taki. Zniszczył go Tsuful, zniszczył podwaliny jego dobroci i wiary w swoje człowieczeństwo. Owszem, nigdy nie będzie człowiekiem, lecz nigdy też nie chciał stoczyć się na dno, mały Red doskonale to wiedział. Byli jednością, ale tylko do momentu pierwszej absorpcji Ziemianina o imieniu Chepri. Coraz bardziej ze sobą rywalizowali, a kolejne złe decyzje czy przegrana z Tsufulem odpychał malca w kąt, aż Czarnowłosy go uwięził w rubinie i nie wypuszczał ani na chwilę. Kolejne pochłonięcie Reito przypieczętowało jego dominację nad ciałem stale rosnącym w moc, którą tylko wspólnie mogliby ujarzmić.
Mogliby, ale Długowłosy nie chciał tego.
Wycofał się do jedynego sojusznika i próbował jak najszybciej coś wymyślić.
>Vernil... -spojrzał ostrożnie na wojownika, do którego lekko uśmiechnął się; zdążył go polubić po kilku minutach wspólnego uciekania z ciała bestii, a obecnie konfrontacji z nią- ...Red dziękuje za pomoc, ale obawia się, że nie pozostaje nic innego jak... uratować drugiego Reda. I wtedy Vernil powie znów: "nawet nie wiesz jak cieszy mnie to powietrze" hihi!
Co mogłaby zrobić taka malizna jak Czerwonowłosy, by zapanować nad kimś, kto nie rozróżniał wroga od przyjaciela? Kto emanował mrokiem tak wielkim, iż dało się zatracić wiarę we wszystko? Wokół demonka pojawiła się czerwona mana złożona również z motyli. Zacisnął piąstki i rzucił się na potwora. Zawiązał wokół niego zarówno swoje rozciągliwe ręce jak i nogi uniemożliwiając mu ucieczkę. Bestia wkurzała się, starała się zrzucić z siebie oponenta, a nawet sprawiała, iż czarna aura tuż przy ciele parzyła dzieciaka. Źle to wszystko wyglądało, szala zwycięstwa przechylała się po stronie złego Reda. Ten dobry jednak nie poddawał się, i z zaciśniętymi oczyma i zębami czekał na to co musiało nadejść. Na śmierć. Nie może dopuścić do uwolnienia diabła, którego energia powoli wypierała przyoszczędzoną moc chłopca z czerwoną czupryną.
>Vernil wie co musi zrobić... RED JEST GOTÓW!
Na znak tego zacieśnił więzi ze swojego ciała na szarpiącym się Długowłosym i nie odpuszczał. Niech tylko się pospieszy, żeby jego wysiłek nie poszedł na marne, a poświęcenie Szatyna - na próżno.
[Post treningowy, drugi]
>N-nie! Nie możesz-...!
Chłopiec oponował, lecz i tak nic nie wskórał przy determinacji Szatyna, który starał się nie tylko wyjąć malca z kuli, ale i odłączyć tkanki od jego ciała i zerwać kontakt z Czarnowłosym. Motyle gromadziły się szczelnie w pomieszczeniu, mimo wszystko udało się uwolnić osłabionego malca. A to dzięki rozjaśniającej wszelkie mroki aurze, która aż paliła od światła. Ki rozproszyło się niczym mrok od pochodni i umożliwiło wydostanie się na górną partię, gdzie kryła się droga do wolności. To chwilowe złudzenie - mgła ścigała po wojownika, aby zaciągnąć go do kadry mroku. Nadawałby się idealnie ze swoją mocą do zasilenia wszechobecnej czerni panującej w organizmie Reda. Na nic się to jednak zdało, odnaleźli wąskie przejście oznaczające wyjście do wymiaru rzeczywistego.
Pojawili się na zewnątrz, poprzez rubin z naszyjnika wspólnego przeciwnika. Napęczniały od bólu i cierpienia z powodu wyrwania z niego solidnego rdzenia jakim było wielkookie dziecko tarzał się po ziemi w drgawkach, krzycząc wniebogłosy. Dzięki asekuracji Halfa mały Red nie odniósł żadnych ran, aczkolwiek tak dawno nie oddychał normalnym powietrzem, że zakaszlał parokroć i starał się wstać o własnych siłach. Chłopiec z rudą czuprynką tak bardzo był wdzięczny swojemu wybawcy, że uśmiechał się w jego kierunku od ucha do ucha. Ale zagrożenie nie minęło - mieli przed sobą rozwścieczonego, poirytowanego, agresywnego czarta, z którego dalej ulatywała chmara smolistej many. Redzik podszedł ostrożnie do swojej "byłej powłoki" i gestami próbował uspokoić demona.
>My Redy musimy trzymać się razem i sobie ufać. Nie możemy więzić się wzajemnie, tylko współpracować. Rozumie Red? Hej? Red? Reeed?
W odpowiedzi dostał łypnięcie ze wściekłych ślepi, ryk...:
>Wraaaa!
... i cios w brzuch, który uniknął, dzięki giętkiemu, gumowemu ciału. Odskoczył do tyłu z lękiem i przygnębiony spoglądał na uwięzionego w szponach zła demona. Tak bardzo mu współczuł, mimo wcześniejszego ograniczenia mu całkowitej wolności, że nie mógł go tak zostawić. Przecież... nie zawsze był taki. Zniszczył go Tsuful, zniszczył podwaliny jego dobroci i wiary w swoje człowieczeństwo. Owszem, nigdy nie będzie człowiekiem, lecz nigdy też nie chciał stoczyć się na dno, mały Red doskonale to wiedział. Byli jednością, ale tylko do momentu pierwszej absorpcji Ziemianina o imieniu Chepri. Coraz bardziej ze sobą rywalizowali, a kolejne złe decyzje czy przegrana z Tsufulem odpychał malca w kąt, aż Czarnowłosy go uwięził w rubinie i nie wypuszczał ani na chwilę. Kolejne pochłonięcie Reito przypieczętowało jego dominację nad ciałem stale rosnącym w moc, którą tylko wspólnie mogliby ujarzmić.
Mogliby, ale Długowłosy nie chciał tego.
Wycofał się do jedynego sojusznika i próbował jak najszybciej coś wymyślić.
>Vernil... -spojrzał ostrożnie na wojownika, do którego lekko uśmiechnął się; zdążył go polubić po kilku minutach wspólnego uciekania z ciała bestii, a obecnie konfrontacji z nią- ...Red dziękuje za pomoc, ale obawia się, że nie pozostaje nic innego jak... uratować drugiego Reda. I wtedy Vernil powie znów: "nawet nie wiesz jak cieszy mnie to powietrze" hihi!
Co mogłaby zrobić taka malizna jak Czerwonowłosy, by zapanować nad kimś, kto nie rozróżniał wroga od przyjaciela? Kto emanował mrokiem tak wielkim, iż dało się zatracić wiarę we wszystko? Wokół demonka pojawiła się czerwona mana złożona również z motyli. Zacisnął piąstki i rzucił się na potwora. Zawiązał wokół niego zarówno swoje rozciągliwe ręce jak i nogi uniemożliwiając mu ucieczkę. Bestia wkurzała się, starała się zrzucić z siebie oponenta, a nawet sprawiała, iż czarna aura tuż przy ciele parzyła dzieciaka. Źle to wszystko wyglądało, szala zwycięstwa przechylała się po stronie złego Reda. Ten dobry jednak nie poddawał się, i z zaciśniętymi oczyma i zębami czekał na to co musiało nadejść. Na śmierć. Nie może dopuścić do uwolnienia diabła, którego energia powoli wypierała przyoszczędzoną moc chłopca z czerwoną czupryną.
>Vernil wie co musi zrobić... RED JEST GOTÓW!
Na znak tego zacieśnił więzi ze swojego ciała na szarpiącym się Długowłosym i nie odpuszczał. Niech tylko się pospieszy, żeby jego wysiłek nie poszedł na marne, a poświęcenie Szatyna - na próżno.
[Post treningowy, drugi]
Re: Skalny Las
Nie Mar 16, 2014 9:37 pm
Tak, udało się. Byli na zewnątrz z Rudym chłopcem było wszystko w jak najlepszym porządku. Z początku zakasłał kilka razy, ale zaraz po tym spojrzał swoimi wielkimi oczami na Vernila i uśmiechnął się do niego szczerze, od ucha do ucha. Half zrobił to samo, ale jego twarz była już zakryta przez maskę. Red podszedł do swojego drugiego ja i zaczął z nim rozmawiać. Brzmiało to dość śmiesznie, a właściwie jeden fragment: "my Redy musimy trzymać się razem". Kadet zaśmiał się pod nosem jednak w pogotowiu cały czas trzymał swój miecz. Niestety, wyższy, czarnowłosy spojrzał spod byka na Czerwonowłosego cofnął pięść, która chwile później zaatakowała malca. Ku zdziwieniu chłopaka w masce, ten uniknął ciosu w dziwny sposób się wyginając. Był jak guma. Po chwili Wielkooki odskoczył w tył. Z uśmiechem na ustach mówił do Vernila. Trzeba pokonać Czarnowłosego. Kadet pstryknął palcem lewej dłoni i jego ki-sword zniknął. Otworzył prawą dłoń koncentrował energię.
-Zobaczymy, czy będę w stanie to powiedzieć -powiedział zachrypłym głosem. Ukrywał swoje ego pod maską.
-Słuchaj uważnie Red. Mam technikę, która będzie w stanie go pokonać, ale.. Potrzebuje trochę czasu, już zaczynam! -Powiedział telepatycznie do swojego nowego kolegi. A właściwie drugiego ja nowego kolegi. Obiadu nowego kolegi? Ech. To skomplikowane. Nad jego dłonią zaczęła się materializować energia. Przybrała błękitny kolor i okrągły kształt. Promieniowało od niej jasne światło. Tak. Nauczył się tej techniki niedawno a teraz będzie jej używał. Kula rosła z każdą sekundą. Red ruszył. Znowu popisał się swoim ciałem. Trzymał swoje czarnowłose Ja od tyłu oplatając jego ciało. Vernil cały czas wysyłał energię do kuli. Robiła sie coraz większa. Podniósł rękę nad głowę i utrzymywał ją dwoma rękami. Wzbił się w powietrze. Technika rosła z każdą sekundą. Jej średnica wynosiła już ponad metr. Zamknął oczy.
-Wytrzymaj jeszcze moment. Ta technika zniszczy Czarnego Reda. Ale... Musisz go puścić w ostatnim momencie, w innym wypadku zniszczy i Ciebie -powiedział do Wielkookiego znów bez otwierania ust. Tak, niebiańskie techniki są nader przydatne. Kula rosła, a chłopak w masce słabł. Co ciekawe żadna aura go nie otaczała, a mimo to kula rosła i rosła? Tak naprawdę, znajdował się od założenia maski w stadium super Saiyanina, ale zabawka od Kaio skutecznie blokowała wypływanie energii, by ta stała się widoczna dla przeciwnika. W pewnym momencie chłopak krzyknął unosząc głowę w górę. Kula była wręcz ogromna. Red powiedział, że jest gotowy. Musiał jeszcze poczekać, to jeszcze nie było to. Kadet oddychał coraz szybciej. Zaczął obniżać ręce. Kula zaczęła spadać w kierunku Redów. Cały czas się powiększała. Chłopak sporo ryzykował. Jeszcze nigdy nie próbował jednocześnie rzucać Genki damą oraz do ostatnich chwil wrzucać w nią energię. Ile to mogło być? Nieco ponad dwa metry. Nieco ponad dwa metry czystej skompresowanej energii.
-UCIEKAJ! -krzyknął głośno i to były ostatnie chwile w której widział Redy. Teraz zasłoniła ich kula która została w nich wycelowana. Wbiła się w ich ciała oraz przygniatała ich swoją potęgą. Vernil zaczął czuć opór, ale coraz bardziej wciskał swoją technikę w ziemie, kierując rękami. Zobaczył jak postać wchodzi jakby w środek kuli. A więc to tak działa. Kula zaczęła zanikać. Nie wybuchała. Energią niszczyła postaci, które napotkała, ale nie wybuchała, tak jak większość destrukcyjnych technik, z jakimi spotkał się wojownik. Gdy Genki dama zniknęła. Chłopak zaczął spadać w dół. Włożył w ten atak całe swoje siły i nie był w stanie nawet unosić się w powietrzu. To dokładnie tak jak jeden z tej zgrai demonów. Jego powieki opadały. Upadł na ziemię brzuchem do dołu. Nie miał sił na nic. Otworzył oczy i spojrzał na to, co się dzieje. Dokoła było pełno resztek ciał. Było ich za dużo. Czyżby Czarnowłosy Red powstrzymał tę technikę? A Rudy?! Nie ma go. Chłopak z niedowierzaniem obserwował jak komórki zaczynają się poruszać.
-Heh, Kaio, niedługo chyba znowu się spotkamy –pomyślał i wstał. Z trudem utrzymywał się na nogach. –To nie miało tak wyglądać. Red, dlaczego go nie puściłeś? Dlaczego tego nie zrobiłeś? Dlaczego –powiedział początkowo dość głośno, a z każdym słowem mówił coraz ciszej i ciszej…
OOC:
Post treningowy.
Cała moja Ki poszła w Genki Damę i w utrzymanie SSJ.
-Zobaczymy, czy będę w stanie to powiedzieć -powiedział zachrypłym głosem. Ukrywał swoje ego pod maską.
-Słuchaj uważnie Red. Mam technikę, która będzie w stanie go pokonać, ale.. Potrzebuje trochę czasu, już zaczynam! -Powiedział telepatycznie do swojego nowego kolegi. A właściwie drugiego ja nowego kolegi. Obiadu nowego kolegi? Ech. To skomplikowane. Nad jego dłonią zaczęła się materializować energia. Przybrała błękitny kolor i okrągły kształt. Promieniowało od niej jasne światło. Tak. Nauczył się tej techniki niedawno a teraz będzie jej używał. Kula rosła z każdą sekundą. Red ruszył. Znowu popisał się swoim ciałem. Trzymał swoje czarnowłose Ja od tyłu oplatając jego ciało. Vernil cały czas wysyłał energię do kuli. Robiła sie coraz większa. Podniósł rękę nad głowę i utrzymywał ją dwoma rękami. Wzbił się w powietrze. Technika rosła z każdą sekundą. Jej średnica wynosiła już ponad metr. Zamknął oczy.
-Wytrzymaj jeszcze moment. Ta technika zniszczy Czarnego Reda. Ale... Musisz go puścić w ostatnim momencie, w innym wypadku zniszczy i Ciebie -powiedział do Wielkookiego znów bez otwierania ust. Tak, niebiańskie techniki są nader przydatne. Kula rosła, a chłopak w masce słabł. Co ciekawe żadna aura go nie otaczała, a mimo to kula rosła i rosła? Tak naprawdę, znajdował się od założenia maski w stadium super Saiyanina, ale zabawka od Kaio skutecznie blokowała wypływanie energii, by ta stała się widoczna dla przeciwnika. W pewnym momencie chłopak krzyknął unosząc głowę w górę. Kula była wręcz ogromna. Red powiedział, że jest gotowy. Musiał jeszcze poczekać, to jeszcze nie było to. Kadet oddychał coraz szybciej. Zaczął obniżać ręce. Kula zaczęła spadać w kierunku Redów. Cały czas się powiększała. Chłopak sporo ryzykował. Jeszcze nigdy nie próbował jednocześnie rzucać Genki damą oraz do ostatnich chwil wrzucać w nią energię. Ile to mogło być? Nieco ponad dwa metry. Nieco ponad dwa metry czystej skompresowanej energii.
-UCIEKAJ! -krzyknął głośno i to były ostatnie chwile w której widział Redy. Teraz zasłoniła ich kula która została w nich wycelowana. Wbiła się w ich ciała oraz przygniatała ich swoją potęgą. Vernil zaczął czuć opór, ale coraz bardziej wciskał swoją technikę w ziemie, kierując rękami. Zobaczył jak postać wchodzi jakby w środek kuli. A więc to tak działa. Kula zaczęła zanikać. Nie wybuchała. Energią niszczyła postaci, które napotkała, ale nie wybuchała, tak jak większość destrukcyjnych technik, z jakimi spotkał się wojownik. Gdy Genki dama zniknęła. Chłopak zaczął spadać w dół. Włożył w ten atak całe swoje siły i nie był w stanie nawet unosić się w powietrzu. To dokładnie tak jak jeden z tej zgrai demonów. Jego powieki opadały. Upadł na ziemię brzuchem do dołu. Nie miał sił na nic. Otworzył oczy i spojrzał na to, co się dzieje. Dokoła było pełno resztek ciał. Było ich za dużo. Czyżby Czarnowłosy Red powstrzymał tę technikę? A Rudy?! Nie ma go. Chłopak z niedowierzaniem obserwował jak komórki zaczynają się poruszać.
-Heh, Kaio, niedługo chyba znowu się spotkamy –pomyślał i wstał. Z trudem utrzymywał się na nogach. –To nie miało tak wyglądać. Red, dlaczego go nie puściłeś? Dlaczego tego nie zrobiłeś? Dlaczego –powiedział początkowo dość głośno, a z każdym słowem mówił coraz ciszej i ciszej…
OOC:
Post treningowy.
Cała moja Ki poszła w Genki Damę i w utrzymanie SSJ.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Nie Mar 16, 2014 10:49 pm
Malec nie wiedział co dokładnie szykuje kompan, ale zaufał mu w zupełności. Dlatego mimo wielu problemów z utrzymaniem Czarnowłosego w rydzach nie popuszczał chwytu i nie odpuszczał. Jeżeli to od tego ataku ma zależeć jego przyszłość - jest na to gotów. Zaiste dziwne, że powierzył swoje życie komuś, kto dopiero co odzyskał swoje własne. Nie wiedział co to takiego było, lecz miał pełną ufność w HalfSaiyanie w tym zadaniu. To nic takiego przecież... Utrzymać swoje bestialskie ciało w jednej pozycji - bułka z masłem. Nie brał pod uwagę wielu czynników, w tym przede wszystkim wolę walki Długowłosego, który wiercił się i swoją maną prażył demona na skwarki. Nie przerywał ciasnego splotu ze swoich wydłużonych rąk i nóg na oponencie, czekał cierpliwie na rozrastającą się energię w postaci niesamowicie pięknej, ale i śmiercionośnej kuli. Przełknął cicho ślinę, mimo to nie uciekał. Nawet jak Genki osiągnęła swój poziom krytyczny wysysający siły mentalne z Vernila, nadal nie schodził z linii ognia. Nawet kiedy padł rozkaz z ust wyzwalającego potężną dawkę energii, chłopak o czerwonej czuprynie trwał w jednym miejscu z drugim Redem. Miał obawy, że jak go puści, to wywinie się z tej pułapki, dlatego wolał zostać.
Nie zdążył nawet krzyknąć - ani on, ani cel ataku. Rozpływali się w niebiańskiej esencji Ki, rozdrabniali się na miliony kawałków. Nie odczuł bólu, może dlatego, iż w myślach cieszył się, że pozbyli się bestii. Razem, wspólnie... nie był przez chwilę sam w boju. Teraz już tak, jego ciało zmieszało się z tkankami wroga publicznego. Strzępki opadły na rozgrzany piach od dołu spowodowanego wypaleniem od Genki Damy. Niedługo później odważny Pół-Saiyan musiał uspokoić swoje ciało wypompowane z mocy. Spisał się na medal, ale dlaczego aż tak bardzo przejął się tym Wielkookim chłopcem? Z powodu jego dziecięcej aparycji? Uśmiechu? Iskierek radości w oczkach tuż po uwolnieniu z kuli? Trudno zgadnąć. Wiedzieć mogła tylko jedna istota.
I kiedy wśród pulsujących cząsteczek demonów rozległo się niczym echo to pytanie uskarżające los o najgorszą zbrodnię, zaszeleściło w piasku. Miękkie i kryształowe elementy rozpuszczały się w dym tworzące doskonale znane widowisko. Słup czarnych owadów skupiało się w sobie bardzo prędko, tak jakby nigdy nic się nie stało. Dało się zauważyć tą różnicę, iż było ich jeszcze więcej niż kiedykolwiek przedtem, a ponadto pełniły zgoła inną rolę. Budulcową. I nie tylko.
>Bo nie mógł tego zrobić.
Padła z nagła odpowiedź z formującej się burzliwie many w postaci motyli. Zza tego czarnego obłoku wyłoniła się postura, która nie wyglądała na Wielkookiego. Świadczył o tym chociażby warkocz, który powiewał z lekka z boku od wiatru. Cały wizerunek bardziej przypominał Czarnowłosego niżeli malca, jednakże nawet teraz wydawał się groźniejszy niż przedtem z samego wyglądu. Czarne bielma okalały niezmienne tęczówki z obramówką, a pod nimi wytatuowane czerwone znamiona. Na czole po środku zaiskrzył się rubin z dwoma mniejszymi pod spodem, które przysłaniała najczęściej gęsta grzywka. Z linii ust wystawały większe kły, które nie układały się w grymasie uśmiechu czy złości. Pazury zdobiły opuszki palców, tak samo jak i u bosych stóp. Biżuteria wtopiła się w ciało demona wpadając w harmonię stanowiąc już jedność. Rubin na naszyjniku połyskiwał refleksami wraz ze ślepiami Reda i nowym nabytkiem na czole.
>Dotrzymałeś swoją umowę , teraz moja kolej.
Szponiasta dłoń sięgnęła po ramię słabnącego na nogach Halfa i przewiesił go przez swój bark, po czym oderwał się od podłoża i pognali w przestworzach naprawdę szybko w stronę wioski. Minął jeden dzień od rozłąki, a już zaczynał tęsknić za przyjaciółmi. Gorzej, że teraz nie wygląda jak jeden z przedstawicieli Saiyan, będzie więc musiał unikać rdzennych mieszkańców, albo odlecieć na inną planetę. Tak czy inaczej złoży im jeszcze jedną wizytę, chociażby po to, aby oddać Kurokarze sprzęt maskujący jego Ki. Potem... sam do końca nie wiedział co zrobić ze sobą. Może powinien odszukać swoje własne miejsce we wszechświecie?
z tematu->Wioska Kuro (pisz pierwszy Colin)
[Ooc: post treningowy - trzeci]
Przemiana Perfect Form (?)
Nie zdążył nawet krzyknąć - ani on, ani cel ataku. Rozpływali się w niebiańskiej esencji Ki, rozdrabniali się na miliony kawałków. Nie odczuł bólu, może dlatego, iż w myślach cieszył się, że pozbyli się bestii. Razem, wspólnie... nie był przez chwilę sam w boju. Teraz już tak, jego ciało zmieszało się z tkankami wroga publicznego. Strzępki opadły na rozgrzany piach od dołu spowodowanego wypaleniem od Genki Damy. Niedługo później odważny Pół-Saiyan musiał uspokoić swoje ciało wypompowane z mocy. Spisał się na medal, ale dlaczego aż tak bardzo przejął się tym Wielkookim chłopcem? Z powodu jego dziecięcej aparycji? Uśmiechu? Iskierek radości w oczkach tuż po uwolnieniu z kuli? Trudno zgadnąć. Wiedzieć mogła tylko jedna istota.
I kiedy wśród pulsujących cząsteczek demonów rozległo się niczym echo to pytanie uskarżające los o najgorszą zbrodnię, zaszeleściło w piasku. Miękkie i kryształowe elementy rozpuszczały się w dym tworzące doskonale znane widowisko. Słup czarnych owadów skupiało się w sobie bardzo prędko, tak jakby nigdy nic się nie stało. Dało się zauważyć tą różnicę, iż było ich jeszcze więcej niż kiedykolwiek przedtem, a ponadto pełniły zgoła inną rolę. Budulcową. I nie tylko.
>Bo nie mógł tego zrobić.
Padła z nagła odpowiedź z formującej się burzliwie many w postaci motyli. Zza tego czarnego obłoku wyłoniła się postura, która nie wyglądała na Wielkookiego. Świadczył o tym chociażby warkocz, który powiewał z lekka z boku od wiatru. Cały wizerunek bardziej przypominał Czarnowłosego niżeli malca, jednakże nawet teraz wydawał się groźniejszy niż przedtem z samego wyglądu. Czarne bielma okalały niezmienne tęczówki z obramówką, a pod nimi wytatuowane czerwone znamiona. Na czole po środku zaiskrzył się rubin z dwoma mniejszymi pod spodem, które przysłaniała najczęściej gęsta grzywka. Z linii ust wystawały większe kły, które nie układały się w grymasie uśmiechu czy złości. Pazury zdobiły opuszki palców, tak samo jak i u bosych stóp. Biżuteria wtopiła się w ciało demona wpadając w harmonię stanowiąc już jedność. Rubin na naszyjniku połyskiwał refleksami wraz ze ślepiami Reda i nowym nabytkiem na czole.
- Nowy wizerunek - wersja Chibi:
>Dotrzymałeś swoją umowę , teraz moja kolej.
Szponiasta dłoń sięgnęła po ramię słabnącego na nogach Halfa i przewiesił go przez swój bark, po czym oderwał się od podłoża i pognali w przestworzach naprawdę szybko w stronę wioski. Minął jeden dzień od rozłąki, a już zaczynał tęsknić za przyjaciółmi. Gorzej, że teraz nie wygląda jak jeden z przedstawicieli Saiyan, będzie więc musiał unikać rdzennych mieszkańców, albo odlecieć na inną planetę. Tak czy inaczej złoży im jeszcze jedną wizytę, chociażby po to, aby oddać Kurokarze sprzęt maskujący jego Ki. Potem... sam do końca nie wiedział co zrobić ze sobą. Może powinien odszukać swoje własne miejsce we wszechświecie?
z tematu->Wioska Kuro (pisz pierwszy Colin)
[Ooc: post treningowy - trzeci]
Przemiana Perfect Form (?)
Re: Skalny Las
Sro Mar 19, 2014 9:30 am
Usłyszał odpowiedź. Wow... do końca mu odwaliło z powodu zmęczenia? Spojrzał a miejsce gdzie przed chwilą był Genki dama. Motyle, fragmenty ciała oraz ogrom Ki który był wyczuwalny w powietrzu zaczął formować się w postać. Postać nie była ani czarnowłosym złem, ani wielkookim dzieckiem. Plus był tego taki, ze nie zachowywał się jak to zło wcielone, nie zaatakował, nie był w berserkerskim szale podczas którego niszczył wszystko dokoła. Był spokojny. Nawet te jego dziwne motyle, jego uformowana energia była inna. Vernil czuł wypływający z niej luz. Wygląd, motyle, zmienił się pod każdym względem, ale to co przeraziło chłopaka to jego moc. Była dwukrotnie większa. Nawet gdy czarnowłosy rozwalał wszystko dokoła, jego moc była mniejsza. Red... Jego zdolności były zdumiewające. Siła, odporność i regeneracja. To był najsilniejszy atak Vernila a obecnie czarnowłosy wyszedł z tego bez szwanku. Może ta Genki dama nie jest tak potężna jak uważał?
Red wstał. Powoli podszedł do Kadeta. Wyciągnął do niego dłoń i pomógł wstać. Przełożył rękę Halfa przez bark aby pomóc mu iść. Vernil nie był w stanie samemu się poruszać. Pierwszy raz tak cierpiał z powodu wykorzystania całej Ki. Zazwyczaj mdlał lub zasypiał. Red uprzejmie odpowiedział, że teraz jego kolej na dotrzymanie umowy. Powoli szli. Energia Czarnowłosego przytłaczała Vernila. Czuł się słaby...
-Możesz mi wytłumaczyć co się stało? -zapytał robiąc kolejny krok - jak to się stało, że przeżyłeś? Dlaczego Twoja energia i resztki ciała się złączyły i dlaczego Twoja energia jest teraz tak ogromna? -zapytał. To ostatnie pytanie było dość niezręczne. Minęły już dwa lata. Dwa lata od momentu w którym chłopak odblokował wyższy stopień super Saiyanina. Wiadomo, spotkał nie jedną silniejszą osobę od siebie. Do jednej z nich należał Tsuful. Nie mniej jednak potęga Reda przeszła jego najśmielsze oczekiwania? Kim on jest? Moc Saiyanina zwiększa się trzykrotnie gdy ten wchodzi na tryb super saiyanina. A co zrobił teraz Czarnowłosy? W ciągu chwili stał się potężniejszy. Jego wygląd się zmienił. W sumie całe zachowanie Reda było dziwne. To całe pochłonięcie... Może teraz w pełni okiełznał swoje złe ja?
-Miałbym jeszcze jedno pytanie. O mnie już trochę wiesz, jestem Saiyaninem który potrafi stać się super Saiyaninem. Wtedy mój wygląd nieco się zmienia, tak jak moja aura i moja moc. A kim Ty jesteś?- zapytał spokojnie nie przerywając kroku. Był wdzięczny, że Red pomaga mu iść
OOC:
Koniec treningu.
z/t ->wioska Kuro
Red wstał. Powoli podszedł do Kadeta. Wyciągnął do niego dłoń i pomógł wstać. Przełożył rękę Halfa przez bark aby pomóc mu iść. Vernil nie był w stanie samemu się poruszać. Pierwszy raz tak cierpiał z powodu wykorzystania całej Ki. Zazwyczaj mdlał lub zasypiał. Red uprzejmie odpowiedział, że teraz jego kolej na dotrzymanie umowy. Powoli szli. Energia Czarnowłosego przytłaczała Vernila. Czuł się słaby...
-Możesz mi wytłumaczyć co się stało? -zapytał robiąc kolejny krok - jak to się stało, że przeżyłeś? Dlaczego Twoja energia i resztki ciała się złączyły i dlaczego Twoja energia jest teraz tak ogromna? -zapytał. To ostatnie pytanie było dość niezręczne. Minęły już dwa lata. Dwa lata od momentu w którym chłopak odblokował wyższy stopień super Saiyanina. Wiadomo, spotkał nie jedną silniejszą osobę od siebie. Do jednej z nich należał Tsuful. Nie mniej jednak potęga Reda przeszła jego najśmielsze oczekiwania? Kim on jest? Moc Saiyanina zwiększa się trzykrotnie gdy ten wchodzi na tryb super saiyanina. A co zrobił teraz Czarnowłosy? W ciągu chwili stał się potężniejszy. Jego wygląd się zmienił. W sumie całe zachowanie Reda było dziwne. To całe pochłonięcie... Może teraz w pełni okiełznał swoje złe ja?
-Miałbym jeszcze jedno pytanie. O mnie już trochę wiesz, jestem Saiyaninem który potrafi stać się super Saiyaninem. Wtedy mój wygląd nieco się zmienia, tak jak moja aura i moja moc. A kim Ty jesteś?- zapytał spokojnie nie przerywając kroku. Był wdzięczny, że Red pomaga mu iść
OOC:
Koniec treningu.
z/t ->wioska Kuro
Re: Skalny Las
Sob Gru 20, 2014 9:32 pm
Mężczyzna szedł przed siebie nie zwracając uwagi na nic. Nawet, kiedy po drodze zaczepił go jakiś znajomy, ten nie zareagował, a nawet z powodzeniem mógłby ciągnąć towarzysza za sobą i nic nie czuć. Opuściwszy teren Akademii zaczął biec truchtem, aż pojawił się skraj skalanego lasu. Zapewne do dziewczyn już docierało odczucie kilkunastu Ki znajdujących się gdzieś w środku. Po dotarciu na miejsce dziewczyny mogły nie tyle co wyczuć ale zapewne dobrze ukryte obserwować całe zajście. Przed sobą miały ponad 20 różnych Ki w tym dziesięciu, w już zasadzie jedenastu stojących na baczność otępiałych żołnierzy reszta to sama Elita w pelerynach no i jakiś doktorek trzymający holokoputer. Na zbrojach wojowników widniały symbole elitarnych różnych rodów Vegety. Wśród nich znajdowali się m. In. znany dziewczynom Czerwony trener, jak i znany tylko April Niebieski Trener z karceru dla kadetów. Od większości z nich wyczuwało się zło, zabijali od lat i czerpali z tego przyjemność.
Pojawienie się owego jedenastego żołnierza wśród równo stojących na baczność łącznie dziesięciu natto i nashi wywołało małe poruszenie. Doktorek obejrzał szyję nowo przybyłego i ponieważ jego zdaniem nie było śladu po dożylnym podaniu serum uznał, że delikwent musiał sam ukraść i zażyć specyfik.
- Proszę nam zademonstrować, jak dokładnie działa serum. – zapytał jeden z elitarnych.
Doktorek poklikał na holokomputerze i chwilę później jeden z otępiałych żołnierzy wystrzelił w stronę jedenastego promień Kii przebił go na wylot. Mężczyzna wybrany przez April do eksperymentu padł na ziemię martwy.
- Nazwałem to serum symulacji. Dzięki niemu można wydać rozkaz na odległość, a żołnierz bezzwłocznie go wykona. Serum można wystrzyknąć w dowolnym czasie i samo z siebie nie zadziała. Dopiero polecenie wydane programowi uruchamia nanoboty.
- Czy oni nas widzą i słyszą? – zapytał Czerwony stojący nieco na uboczu.
- Tak widzą i słyszą ale informacje przetwarzają inaczej, liczy się tylko rozkaz. Będą go wykonywać, aż zginą lub nie będą w stanie się ruszyć. Niestety same nanoboty działają około 7 godzin, po tym czasie rozpuszczają się. Symulacja działa też tak, że wszystkie osoby znajome wydają się w podczas jej działania wrogami.
- A czy znalazł się ktoś, na kogo nie zadziała? – zapytał inny
- Nie chwilę obecną nie, jego wysokość bardzo nas ponagla i testy trwały krótko. Dziś główny test. 3 oddziały polecą na Betel 13 i pod wpływem serum dokonają anihilacji planety wraz z mieszkańcami.
- Żołnierze niemalże doskonali – skomentował czerwony z westchnieniem.
- Na dniach wszyscy poza kadetami otrzymają zastrzyk z serum.
- No widzisz Red, Twój oddział specjalny też się nie uchroni, chyba przestałeś być pupilkiem króla – Niebieski jak zwykle pił do Czerwonego.
- Spokojna Twoja rozczochrana Cris, sam im je podam.
- Jakie polecenia im wydać? – zapytał doktorek.
- Popatrzyłbym na jakąś krwawą jadkę – zasugerował inny.
OOC:Pojawienie się owego jedenastego żołnierza wśród równo stojących na baczność łącznie dziesięciu natto i nashi wywołało małe poruszenie. Doktorek obejrzał szyję nowo przybyłego i ponieważ jego zdaniem nie było śladu po dożylnym podaniu serum uznał, że delikwent musiał sam ukraść i zażyć specyfik.
- Proszę nam zademonstrować, jak dokładnie działa serum. – zapytał jeden z elitarnych.
Doktorek poklikał na holokomputerze i chwilę później jeden z otępiałych żołnierzy wystrzelił w stronę jedenastego promień Kii przebił go na wylot. Mężczyzna wybrany przez April do eksperymentu padł na ziemię martwy.
- Nazwałem to serum symulacji. Dzięki niemu można wydać rozkaz na odległość, a żołnierz bezzwłocznie go wykona. Serum można wystrzyknąć w dowolnym czasie i samo z siebie nie zadziała. Dopiero polecenie wydane programowi uruchamia nanoboty.
- Czy oni nas widzą i słyszą? – zapytał Czerwony stojący nieco na uboczu.
- Tak widzą i słyszą ale informacje przetwarzają inaczej, liczy się tylko rozkaz. Będą go wykonywać, aż zginą lub nie będą w stanie się ruszyć. Niestety same nanoboty działają około 7 godzin, po tym czasie rozpuszczają się. Symulacja działa też tak, że wszystkie osoby znajome wydają się w podczas jej działania wrogami.
- A czy znalazł się ktoś, na kogo nie zadziała? – zapytał inny
- Nie chwilę obecną nie, jego wysokość bardzo nas ponagla i testy trwały krótko. Dziś główny test. 3 oddziały polecą na Betel 13 i pod wpływem serum dokonają anihilacji planety wraz z mieszkańcami.
- Żołnierze niemalże doskonali – skomentował czerwony z westchnieniem.
- Na dniach wszyscy poza kadetami otrzymają zastrzyk z serum.
- No widzisz Red, Twój oddział specjalny też się nie uchroni, chyba przestałeś być pupilkiem króla – Niebieski jak zwykle pił do Czerwonego.
- Spokojna Twoja rozczochrana Cris, sam im je podam.
- Jakie polecenia im wydać? – zapytał doktorek.
- Popatrzyłbym na jakąś krwawą jadkę – zasugerował inny.
Przepraszam, że tak długo czekałyście.
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Nie Gru 21, 2014 12:27 am
Post treningowy
Dosłownie w ostatniej chwili wzięła tabletkę, wracając do małpiej formy, chociaż prawdopodobnie strażnik zauważył chmurkę niczym po wybuchu. Zanim jednak zdążył zareagować, stał się bezmyślnym zombie. Tak ta mikstura to z całą pewnością coś złego. Siedziała cały czas na swoim łóżku, obserwując jak siostra działa… Podejmowała impulsywni różne akcje, często bez określonego planu, czym totalni różniła się od bogini, której zadaniem jest przewidywać tysiące kroków, a nawet lat. Czuła duże wyrzuty i obawiała się najgorszego. Bardzo współczuła strażnikowi, może miał rodzinę, bliskich… Dlaczego miał, przecież cały czas żyje… Czy na pewno? A jak straci życie, to będzie jej wina? Pewnie, że jej… W gruncie rzeczy niewinna małpa, dlaczego miałaby cierpieć za nic. Przez lata oglądała z zaświatów największe okrucieństwa wszechświata, do jej umysłu codziennie dochodzą modlitwy zrozpaczonych stworzeń, nie mogła powstrzymać swojej empatii nawet w stosunku do jednego osiłka z Vegety. Znów nie mogła kogoś ocalić...
April cały czas próbowała nawiązać kontakt z wrobionym przez nią samcem. Kaede rozważała w tym czasie jaki będzie kolejny krok tych dwojga, czy znów stanie się coś porywczego, czy zdąży interweniować, a może sama ulegnie emocjom? Miała nadzieję, że jest tak, jak sobie wmawiały obie i że zaprowadzi je do archiwum więziennego. Po upływie wielu minut ruszył, a one oczywiście zanim. Szybko okazało się, że zdecydowanie do zakładu karnego, a strażnik wciąż był otępiały… Jakoś nikomu wokół nie wydawało się podejrzane, że tak mknie, ale też nit ni przyczepił się, że kadetki nie są w kwaterze. Widoczni wypad ze strażnikiem jest wystarczającym wytłumaczeniem. Nie zwracał uwagi na nikogo, coraz bardziej zasmucając Kaede, której współczucie sięgało zenitu.
Doleciały do naprawdę mrocznego jak na jej gust miejsca. Surowy klimat tej planety wydawał się jeszcze gorszy niż w mieście, albo wiosce. Ukryła się pomiędzy głazami, obserwując przestraszona zbieraninę, która stała na większej przestrzeni. Boskie ki było niewyczuwalne, więc bez problemu zlała się z otoczeniem, w dużej odległości od April. Chyba lepiej działać w rozproszeniu i uciekać osobno, niż wspólnie w przypadku wykrycia przez małpy. Z przerażeniem słuchała i obserwowała sytuacje i to jak ich przewodnik zostaje unicestwiony. To była jej wina… Emocje drgnęły, a żal wypełnił kochające serce. Wiec teraz to maszyny, którymi nic nie wstrząśnie… Chciała się rzucić na naukowca, walczyć, ale przecież… To nie ma sensu. Zawsze czuła się fatalni, gdy któraś z modlitw mówiła jej o smutku, zawsze była blisko serc tych, którzy cierpią, niezależnie od ich pochodzenia. Co może zrobić teraz? To jasne, że w zaświatach otrzymają wszystko, ale teraz… Tak wielu z nich nie trafi do nieba w wypadku śmierci… Płakała, próbując dotrzeć do dziesięciu skazańców losu. Jak bardzo król Vegety był pogubiony w swoim postrzeganiu świata… Chciała go nawrócić i jego ludzi, wszystkie małpy.
Z jej oblicza rozleciała się chmara złotych motyli, tak dużo, że szybko zabarwiły niebo na zloty kolor, tuż nad jej głową. Jeśli to ostatnie doznanie skazańców, to niech poczują jej miłość, a może ona spowoduje otrzeźwienie? Motyle przenosiły wszystko czym i kim była Kaede, okruch nadziei, matczyne ciepło, które być może pierwszy raz odczuli…. Próba reanimacji serc boską magią. Szybko teleportowała się w inną kryjówkę, cały czas obserwując co się wydarzy.
Dosłownie w ostatniej chwili wzięła tabletkę, wracając do małpiej formy, chociaż prawdopodobnie strażnik zauważył chmurkę niczym po wybuchu. Zanim jednak zdążył zareagować, stał się bezmyślnym zombie. Tak ta mikstura to z całą pewnością coś złego. Siedziała cały czas na swoim łóżku, obserwując jak siostra działa… Podejmowała impulsywni różne akcje, często bez określonego planu, czym totalni różniła się od bogini, której zadaniem jest przewidywać tysiące kroków, a nawet lat. Czuła duże wyrzuty i obawiała się najgorszego. Bardzo współczuła strażnikowi, może miał rodzinę, bliskich… Dlaczego miał, przecież cały czas żyje… Czy na pewno? A jak straci życie, to będzie jej wina? Pewnie, że jej… W gruncie rzeczy niewinna małpa, dlaczego miałaby cierpieć za nic. Przez lata oglądała z zaświatów największe okrucieństwa wszechświata, do jej umysłu codziennie dochodzą modlitwy zrozpaczonych stworzeń, nie mogła powstrzymać swojej empatii nawet w stosunku do jednego osiłka z Vegety. Znów nie mogła kogoś ocalić...
April cały czas próbowała nawiązać kontakt z wrobionym przez nią samcem. Kaede rozważała w tym czasie jaki będzie kolejny krok tych dwojga, czy znów stanie się coś porywczego, czy zdąży interweniować, a może sama ulegnie emocjom? Miała nadzieję, że jest tak, jak sobie wmawiały obie i że zaprowadzi je do archiwum więziennego. Po upływie wielu minut ruszył, a one oczywiście zanim. Szybko okazało się, że zdecydowanie do zakładu karnego, a strażnik wciąż był otępiały… Jakoś nikomu wokół nie wydawało się podejrzane, że tak mknie, ale też nit ni przyczepił się, że kadetki nie są w kwaterze. Widoczni wypad ze strażnikiem jest wystarczającym wytłumaczeniem. Nie zwracał uwagi na nikogo, coraz bardziej zasmucając Kaede, której współczucie sięgało zenitu.
Doleciały do naprawdę mrocznego jak na jej gust miejsca. Surowy klimat tej planety wydawał się jeszcze gorszy niż w mieście, albo wiosce. Ukryła się pomiędzy głazami, obserwując przestraszona zbieraninę, która stała na większej przestrzeni. Boskie ki było niewyczuwalne, więc bez problemu zlała się z otoczeniem, w dużej odległości od April. Chyba lepiej działać w rozproszeniu i uciekać osobno, niż wspólnie w przypadku wykrycia przez małpy. Z przerażeniem słuchała i obserwowała sytuacje i to jak ich przewodnik zostaje unicestwiony. To była jej wina… Emocje drgnęły, a żal wypełnił kochające serce. Wiec teraz to maszyny, którymi nic nie wstrząśnie… Chciała się rzucić na naukowca, walczyć, ale przecież… To nie ma sensu. Zawsze czuła się fatalni, gdy któraś z modlitw mówiła jej o smutku, zawsze była blisko serc tych, którzy cierpią, niezależnie od ich pochodzenia. Co może zrobić teraz? To jasne, że w zaświatach otrzymają wszystko, ale teraz… Tak wielu z nich nie trafi do nieba w wypadku śmierci… Płakała, próbując dotrzeć do dziesięciu skazańców losu. Jak bardzo król Vegety był pogubiony w swoim postrzeganiu świata… Chciała go nawrócić i jego ludzi, wszystkie małpy.
Z jej oblicza rozleciała się chmara złotych motyli, tak dużo, że szybko zabarwiły niebo na zloty kolor, tuż nad jej głową. Jeśli to ostatnie doznanie skazańców, to niech poczują jej miłość, a może ona spowoduje otrzeźwienie? Motyle przenosiły wszystko czym i kim była Kaede, okruch nadziei, matczyne ciepło, które być może pierwszy raz odczuli…. Próba reanimacji serc boską magią. Szybko teleportowała się w inną kryjówkę, cały czas obserwując co się wydarzy.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Nie Gru 21, 2014 1:17 pm
Szła za nim. Nie była pewna tego, czy zrobiła dobrze? Nie była pewna, czy ją prowadzi tam gdzie powinien. Zaczęła wątpić. We wszystko, a przede wszystkim w siebie. Wyszli z akademii. Nie była już tak do końca przekonana, czy faktycznie zaprowadzi ich do archiwum? Postanowiła jednak przetrzymać swój strach. Wzięła głęboki oddech, chcąc zatrzymać powietrze. Szła chociaż nie powinna była tego robić, czuła, że to się źle zakończy, ale nie mogła powstrzymać swojej ciekawości. Nikt nie zwracał na nie uwagi, a on w ogóle nie reagował na to co się działo. Nagle poczuła części KI i zatrzymała się jak długa. O co tutaj chodzi? Rozdzieliła się z Boginką. Chciała uciec, a z drugiej strony nie mogła.
Czułam podniecenie i zarazem strach, chciałam odejść i to zostawić, ale jakaś część mnie zabraniała mi to zrobić. Ucieczka, ucieczka, ucieczka, ciągle krążyło mi to w głowie, ale nie byłam tchórzem. Swoje lęki zawsze staram się przezwyciężyć i nie pokazywać ich nikomu. Moje emocje, moje uczucia powinny być zatrzymywane tylko do mojego użytku. Brzmi to sucho, ale tak powinno być. Byłam w bezpiecznej odległości, a przynajmniej tak mi się w tym momencie wydawało. Co teraz? Byłam w jednym, wielkim dołku. W środku była cała elita, nie dałabym sobie z nimi rady, nie z nimi wszystkimi! Kiedy on wyszedł serce zaczęło mi szybciej bić! Oni zaraz odkryją, że tutaj jesteśmy, bo niby skąd się wziął ten gościu?! Strach zaczął mnie przeszywać, stałam się sztywna. Jeszcze chwile, a eksploduje. Widziała co się dzieje, on był po prostu sterowany! Umarł! A ja do tego doprowadziłam. To moja wina, zginął, chociaż ja tego nie chciałam, ale to ja mu wlałam to do ust. Pochyliłam się i zjechałam na dół, schowałam twarz w dłoniach siedząc skulona. Nie powinnam w tym momencie o tym myśleć, ale to moja wina. Właśnie kogoś zabiłam. Nie znałam go, ale jednak to zrobiłam wlewając mu serum, sama powinnam to zrobić. Nie mogę pozwolić, aby skrzywdzili Kaede. Moje łzy zaczęły powoli spływać po policzku. Nie z powodu straty tamtego, ale tego, co może się wydarzyć. Moje ciało zaczęło eksplodować. Z bólu, z płaczu przed tym, co może się stać z moimi bliskimi. A Eve na to patrzyła; nie wierzyłam, że nie ma z tym nic wspólnego, chciałam ją w tym momencie rozszarpać. Nie patrzyłam na Kaede, nie potrafiłam. Przełknęłam głośno ślinę. Nagle zauważyłam coś, motyle. Były wszędzie! Zaraz nas odkryją, zaraz umrę albo co gorsze będę służyła jako eksperyment, ale nie mogę uciec. Uciekają tylko tchórze... a ty nią April nie jesteś. Nie jesteś nią odkąd wygrałaś z bratem, przestałaś się wtedy bać. Nagle zniknęła z mojego polu widzenia, gdzie się podziała? Serce zaczęło dudnić mi coraz szybciej. Motyle były wszędzie. Miłość, dobroć czuć było dookoła, ale ona po raz pierwszy się nimi oparła. Czułam pustkę wewnątrz siebie, chciałam się stąd wyjść, bo ukrywam się teraz jak tchórz. I tak wiedzieli, że ktoś tutaj jest, nie mogę siedzieć jak ostatni szczur. Powoli się podniosłam, a kolana uginały się pode mną. Pomyślałam o Kuro.
Przepraszam Kuro... Kocham Cię! – wysłałam szybko telepatyczną wiadomość, a po moich policzkach spłynęły kolejne porcje łez. Odsunęłam się od kamienia, gotowa na to co się stanie, na walkę, a może do końca tak nie było? Może chciałam być gotowa? A może motyle Bogini pomogą, może coś się zmieni? Może nie będę musiała umierać?!
APRIL! Bądź odważna! Usłyszałam głos wewnątrz samej siebie i ukryłam się w odpowiedniej odległości, ale nie tak, aby nie było mnie widać, tylko tak abym uzyskała odpowiednią odległość. Nigdy nie byłam bardziej odważna niż teraz.
Occ: Trening start
Czułam podniecenie i zarazem strach, chciałam odejść i to zostawić, ale jakaś część mnie zabraniała mi to zrobić. Ucieczka, ucieczka, ucieczka, ciągle krążyło mi to w głowie, ale nie byłam tchórzem. Swoje lęki zawsze staram się przezwyciężyć i nie pokazywać ich nikomu. Moje emocje, moje uczucia powinny być zatrzymywane tylko do mojego użytku. Brzmi to sucho, ale tak powinno być. Byłam w bezpiecznej odległości, a przynajmniej tak mi się w tym momencie wydawało. Co teraz? Byłam w jednym, wielkim dołku. W środku była cała elita, nie dałabym sobie z nimi rady, nie z nimi wszystkimi! Kiedy on wyszedł serce zaczęło mi szybciej bić! Oni zaraz odkryją, że tutaj jesteśmy, bo niby skąd się wziął ten gościu?! Strach zaczął mnie przeszywać, stałam się sztywna. Jeszcze chwile, a eksploduje. Widziała co się dzieje, on był po prostu sterowany! Umarł! A ja do tego doprowadziłam. To moja wina, zginął, chociaż ja tego nie chciałam, ale to ja mu wlałam to do ust. Pochyliłam się i zjechałam na dół, schowałam twarz w dłoniach siedząc skulona. Nie powinnam w tym momencie o tym myśleć, ale to moja wina. Właśnie kogoś zabiłam. Nie znałam go, ale jednak to zrobiłam wlewając mu serum, sama powinnam to zrobić. Nie mogę pozwolić, aby skrzywdzili Kaede. Moje łzy zaczęły powoli spływać po policzku. Nie z powodu straty tamtego, ale tego, co może się wydarzyć. Moje ciało zaczęło eksplodować. Z bólu, z płaczu przed tym, co może się stać z moimi bliskimi. A Eve na to patrzyła; nie wierzyłam, że nie ma z tym nic wspólnego, chciałam ją w tym momencie rozszarpać. Nie patrzyłam na Kaede, nie potrafiłam. Przełknęłam głośno ślinę. Nagle zauważyłam coś, motyle. Były wszędzie! Zaraz nas odkryją, zaraz umrę albo co gorsze będę służyła jako eksperyment, ale nie mogę uciec. Uciekają tylko tchórze... a ty nią April nie jesteś. Nie jesteś nią odkąd wygrałaś z bratem, przestałaś się wtedy bać. Nagle zniknęła z mojego polu widzenia, gdzie się podziała? Serce zaczęło dudnić mi coraz szybciej. Motyle były wszędzie. Miłość, dobroć czuć było dookoła, ale ona po raz pierwszy się nimi oparła. Czułam pustkę wewnątrz siebie, chciałam się stąd wyjść, bo ukrywam się teraz jak tchórz. I tak wiedzieli, że ktoś tutaj jest, nie mogę siedzieć jak ostatni szczur. Powoli się podniosłam, a kolana uginały się pode mną. Pomyślałam o Kuro.
Przepraszam Kuro... Kocham Cię! – wysłałam szybko telepatyczną wiadomość, a po moich policzkach spłynęły kolejne porcje łez. Odsunęłam się od kamienia, gotowa na to co się stanie, na walkę, a może do końca tak nie było? Może chciałam być gotowa? A może motyle Bogini pomogą, może coś się zmieni? Może nie będę musiała umierać?!
APRIL! Bądź odważna! Usłyszałam głos wewnątrz samej siebie i ukryłam się w odpowiedniej odległości, ale nie tak, aby nie było mnie widać, tylko tak abym uzyskała odpowiednią odległość. Nigdy nie byłam bardziej odważna niż teraz.
Occ: Trening start
Re: Skalny Las
Czw Gru 25, 2014 12:08 am
Wydarzenia ostatnich minut z pewnością uświadomiły Kaede, że na Namek będzie miała do czynienia z armią bezmózgich maszyn do zabijania, a wśród zapewne będzie i Kurokara. Motyle wysyłane przez Boginkę po części podziałały na dziesięciu wojowników. Jeden stał, jakby był w szoku, a trzech innych rozglądało się nieco oszołomionych na boki nie wiedząc co się dookoła dzieje. 40% osiągniętego sukcesu jak na początek działań Kaede nie wypadał, aż tak źle.
Niestety skupiwszy się bardziej na swoich celach niebianka zapewne do tej pory nie zastanawiała się w jakim stanie fizycznym i psychicznym jest April. Nie chodziło tylko o wydarzenia ostatnich godzin ale i całego dnia – nowy poziom mocy nad którym trzeba teraz ciągle panować, walka z własnym bratem i jego odejście, nauka nowych technik obciążających umysł i brak bliskiej osoby na której można by się oprzeć. Zbyt dużo halfka musiała sama teraz dźwigać. Wahania w jej mocy spowodowane aktualnym stanem zaalarmowały scoutery. Kilka cichych piknięć brzmiało niczym złowróżbne dzwony.
Niebieski trener z karceru chwycił dziewczynę za ramie i siłą wyciągnął zza drzewa.
- Mam cię myszko – powiedział i posłał jej obleśny uśmiech. Facet zdecydowanie miał urok dyktatora z trzeciego świata.
Zaraz za nim podążył Red, złapał halfkę za drugie ramię i wyrwał z łap Niebieskiego. Jednocześnie posłał jej telepatyczną wiadomość „Milcz i rób co mówię”.
- Ona jest ze mną, kazałem jej tam siedzieć z zasłoniętymi uszami.
- A to co dziewczynka na telefon?
- To brzmi jak początek kiepskiego kawału.......
- Co to ma być za szpieg?
- Oszalałeś z takim poziomem mocy, prędzej sobie zrobi krzywdę. Nie leże tak jak Wy z dupą w fotelu tylko pracuję i potrzebuje pomagiera, żeby chociaż ktoś mi kawę zrobił. Jesteś irytujący, jak ta wysypka, którą podłapałeś od chłopaczków do towarzystwa.
Mężczyźni kłócili się i wyrywali sobie dziewczynę nawzajem, Czerwony Trener chyba zbyt mocno walczył o April, czym zapewne wzbudził podejrzenia innych.
- Może przetestować na niej drugie serum? – zasugerował inny wojownik.
Dwaj Trenerzy jak na wezwanie przestali się kłócić.
- To nie ma sensu to przecież hafka, wyniki nie będą miarodajne, prawda doktorze? – zapytał niepewnie Red.
- Cóż to prawda, że half-Saiyanie reagują trochę inaczej ale jeśli planujemy wprowadzić serum strachu, jak element treningowy w Akademii to i tak konieczne są testy i dopracowanie receptury.
- Red, skoro dziewczyna nie ma takiego znaczenia...... – zasugerował jakiś inny elitarny. Czerwony nie miał wyboru, nie mógł chronić April bez wzbudzenia podejrzenia na siebie. Miał zbyt dużo do stracenia. Silne ręce chwyciły halfkę, po czym w jej szyję wbito igłę i zaaplikowano niebieskie serum, serum strachu. april padła bezwładnie nieprzytomna.
Po pól godzinie patrząc na wijące się w cierpieniu ciało dziewczyny Red wziął na ręce i odszedł.
OOC:
April wiesz co pisać, liczbę lęków pozostawiam Tobie. Kaede, dzięki telepatii możesz odczytywać myśli i lęki April.
Niestety skupiwszy się bardziej na swoich celach niebianka zapewne do tej pory nie zastanawiała się w jakim stanie fizycznym i psychicznym jest April. Nie chodziło tylko o wydarzenia ostatnich godzin ale i całego dnia – nowy poziom mocy nad którym trzeba teraz ciągle panować, walka z własnym bratem i jego odejście, nauka nowych technik obciążających umysł i brak bliskiej osoby na której można by się oprzeć. Zbyt dużo halfka musiała sama teraz dźwigać. Wahania w jej mocy spowodowane aktualnym stanem zaalarmowały scoutery. Kilka cichych piknięć brzmiało niczym złowróżbne dzwony.
Niebieski trener z karceru chwycił dziewczynę za ramie i siłą wyciągnął zza drzewa.
- Mam cię myszko – powiedział i posłał jej obleśny uśmiech. Facet zdecydowanie miał urok dyktatora z trzeciego świata.
Zaraz za nim podążył Red, złapał halfkę za drugie ramię i wyrwał z łap Niebieskiego. Jednocześnie posłał jej telepatyczną wiadomość „Milcz i rób co mówię”.
- Ona jest ze mną, kazałem jej tam siedzieć z zasłoniętymi uszami.
- A to co dziewczynka na telefon?
- To brzmi jak początek kiepskiego kawału.......
- Co to ma być za szpieg?
- Oszalałeś z takim poziomem mocy, prędzej sobie zrobi krzywdę. Nie leże tak jak Wy z dupą w fotelu tylko pracuję i potrzebuje pomagiera, żeby chociaż ktoś mi kawę zrobił. Jesteś irytujący, jak ta wysypka, którą podłapałeś od chłopaczków do towarzystwa.
Mężczyźni kłócili się i wyrywali sobie dziewczynę nawzajem, Czerwony Trener chyba zbyt mocno walczył o April, czym zapewne wzbudził podejrzenia innych.
- Może przetestować na niej drugie serum? – zasugerował inny wojownik.
Dwaj Trenerzy jak na wezwanie przestali się kłócić.
- To nie ma sensu to przecież hafka, wyniki nie będą miarodajne, prawda doktorze? – zapytał niepewnie Red.
- Cóż to prawda, że half-Saiyanie reagują trochę inaczej ale jeśli planujemy wprowadzić serum strachu, jak element treningowy w Akademii to i tak konieczne są testy i dopracowanie receptury.
- Red, skoro dziewczyna nie ma takiego znaczenia...... – zasugerował jakiś inny elitarny. Czerwony nie miał wyboru, nie mógł chronić April bez wzbudzenia podejrzenia na siebie. Miał zbyt dużo do stracenia. Silne ręce chwyciły halfkę, po czym w jej szyję wbito igłę i zaaplikowano niebieskie serum, serum strachu. april padła bezwładnie nieprzytomna.
***
Po pól godzinie patrząc na wijące się w cierpieniu ciało dziewczyny Red wziął na ręce i odszedł.
OOC:
April wiesz co pisać, liczbę lęków pozostawiam Tobie. Kaede, dzięki telepatii możesz odczytywać myśli i lęki April.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Czw Gru 25, 2014 10:42 am
Są pewnie w momenty w życiu, które nie chciałbyś, aby się stały. Dlaczego dała się złapać, była zbyt dużym szoku, a może nie panowała nad swoimi emocjami? Dlaczego nie reagowała, dlaczego nie walczyła? Na to sama nie umiała powiedzieć, przecież mogła się zamienić, a ciągle milczała. Wiedziała jedno że czerwony jest dobry, chciał jej pomóc. Była bezwładna, czuła jak co chwilę się o nią szarpią, a ona tylko stała. W głowie ciągle miała tego żołnierza, który zginął. Przecież miała tę moc, aby zdążyć uciec do przyjaciółki, ale dlaczego? Nie czuła nic, po prostu spoglądała na każdego z osobno. Nagle do jej uszów doszło drugie serum i się obudziła. Nie chciała! Ciekawe, co stanie się tym razem? Ale nie próbowała się wyrwać, chyba nie potrafiła. Zerknęła ostatni raz na ciało i poczuła nieprzyjemne uczucie. Ale ciągle siedziała w fotelu. Co oni chcieli jej zrobić? Biedna jeszcze nie zdawała sobie sprawy, że to już się dzieje; nagle poczuła jakąś energię, a właściwie niejedną, bała się. Kto to do jasnej cholery? Po nią? Kuro? Nie, to nie ta aura, nagle na ziemię wylądowali dwaj mężczyźni, w których dziewczyna rozpoznała swojego brata i ojca. Aż coś w sercu ją zabolało, przecież on nie żyje! Nienawidziła go, zrobił jej wiele złego, o czym nie mówiła nigdy nikomu, jedynie brat widział. Przeraziła się, nie wiedziała, czy chce jego pomoc, nie wiedziała co jest gorsze, to czy on żyje, czy to, że jest tutaj przetrzymywana. Jej wzrok był błagalny, a po policzkach popłynęły łzy, spojrzała na brata. Chciała, aby jej pomógł, ona już nie mogła wytrzymywać. Na ojca nawet nie spoglądała, bała się, że ich oczy się spotkają i co w nich zobaczy? Tyrana, czy kogoś, kto się o nią troszczył, może on nie umarł, tylko Daichi go gdzieś schował, ale to przecież on go zabił! Jeszcze chwila, a eksploduje. Nagle rozpoczęła się walka, a wszyscy o niej zapomnieli. Nigdy nie sądziła, że jej własny ojciec, osoba przez którą miała psychiczny uraz będzie walczyć o nią. Nie wiedziała ile trwała walka, ale wiedziała co czuła. Pustkę, strach, bała się. Co potem? Nie było czasu na dłuższe zastanawianie się, to on. Uwolnił ją i złapał w ramiona. Spojrzała wprost w jego czarne oczy. Rozejrzały się, wszyscy nie żyli, ale ona po raz pierwszy nie czuła nic. Nie bolało ją to, była zadowolona… przytulała się do brata i poczuła złość do Kuro. To powinien być on, a olał ją, ktoś inny pofatygował się z samego kosmosu, a on miał to gdzieś. Nagle poczuła jak twarz Daich’iego przesuwa się do niej i otworzyła szeroko oczy. O co do cholery jasnej chodziło? Nie wypuści jej teraz?
- Kocham Cię. – te słowa odbiły się niczym echo. Tego właśnie bała się usłyszeć, że jej własny brat otacza ją miłością inną niż powinien. Dlaczego się tego bała? Bo to właśnie on zamordował ojca jak się dowiedział co robił, to on z nią ciągle wychodził, nie odstąpił jej na krok. Jej oczy zrobiły się szkliste, w tej sytuacji wolała po prostu umrzeć z rąk małp. Nagle poczuła jak ktoś ją szarpnął z objęć. To był jej ojciec z szelmowskim uśmiechem. Dopiero teraz zauważyła, że razem z bratem wyglądają jak dwie krople wody, tylko on jest trochę starszy. Poczuła jak się kurczy do rozmiarów małej dziewczynki. Wielkie, lazurowe oczy zrobiły się mokre od łez, chciała uciec, ale nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Chciała stąd jak najszybciej uciec, widziała tą rękę, która zbliżała się do niej.
- Nie! Już nigdy więcej! – wykrzyknęła, a jej głos był tak piskliwy, jakby naprawdę miała zaledwie pięć lat. Jej poziom mocy wzrósł. Nie zawahała się ani przez moment, tylko go uderzyła i zaczęła uciekać. Cała była we łzach, nie wiedziała gdzie biegła nawet, potknęła się i stoczyła. Całe jej ciało zachowywało się jak galaretka, z trudem się podniosła. Była cała w jakimś błocie. Nagle dopiero żałowała, że się w ogóle podnosiła. Ujrzała go. Siedział w towarzystwie jej. Krew zaczęła buzować, a adrenalina wzrastać. Zdradzał ją? Jak śmiał? Ona mu pokaże! A ją zabije! Nie pozwoli, aby ktokolwiek już ją w życiu poniżał, ten czas minął, a przed chwilą prawie się powtórzył. Już zrobiła krok, gdy poczuła jak ktoś szarpie ją za rękę. To brat, ale było już za późno, tamta dwójka już ich zauważyła.
- Czego tu szukasz wywłoko? – zapytała z uśmiechem na twarzy, szła pewnie mocno ściskając jego rękę. Nie chciała na niego patrzeć, za bardzo ją to bolała, myślała, że ją kochał. Ona zrobiłaby dla niego wszystko co byłoby w stanie, a on? Pogrywał z nią, tylko po co? Nienawidziła go swoim całym ciałem, podbiegła i z całej siły próbowała go uderzyć, on jednak natychmiast to odparł i uderzył ją prosto w twarz. Była w szoku.
- Łapy precz od mojej siostry! – warknął brat i dopiero się rozpoczęło. Obaj skoczyli na poziom Ssj2. I wtedy dopiero zaczęła się mordęga. Krzyczała, aby przestali, miała ciągle łzy w oczach, ale nikt jej nie słuchał. Ich moce były podobne, on musiał się wzmocnić w tym kosmosie, teraz ona nie miałaby z nim najmniejszych szans. Chciała już tam pobiec, gdy Zora złapała ją za rękę i próbowała uderzyć. W tym momencie fala złości jaką okryła April była nie dopisania. Zaczęła się walka, sprytnie omijała jej ciosy, wiedziała, że ma przewagę. Ona zawsze była słaba, rozpieszczana, ukochana przez tatusia, a przez nią znienawidzona.
- Zaraz Ci pokaże moją nienawiść. – warknęła niebieskooka i w tym momencie odchyliła ręce do tyłu. Każdy znając tę technikę wiedział, co chciała zrobić, ale ona nie. Fala energii wyleciała z jej rąk prosto na dziewczynę. I tak powstał jej trzeci lęk. Dym opadł, a ona podeszła bliżej, nigdzie jej nie widziała. Czyżby Zora to ominęła? Musiała być czujna, idąc dalej ciągle się rozglądała za siebie. Nagle poczuła jak upada. Walnęła szczęką i ziemię i poczuła ból. Już myślała, że to ona zadała jej jakiś cios, ale nagle zauważyła na czym leży. To było jej ciało... całe we krwi, a teraz ona była we krwi. W jej krwi. Wstała i zrobiła ogromne oczy, a jej oczy przepełniły się łzami. Właśnie kogoś zabiła. Z zimną krwią nawet nie zdając sobie sprawę z jej słabości. Przecież nie była nigdy nawet trochę silniejsza od niej. Dlaczego. Dlaczego postanowiła ją tak surowo potraktować. Upadła na kolana krzycząc najgłośniej jak się tylko dało. Schowała całą twarz w dłoniach. Wszędzie miała jej krew, na ubraniu, na włosach, twarzy, dłoniach. Nagle poczuła jak ktoś szarpie ją za długie włosy. To był Kuro. Jego wściekłość w oczach i to co trzymał w drugiej ręce. Jego ciało. Ciało brata.
- Zabiłeś go?! – wydusiła i nagle znowu spojrzała na ciało Zory. Nie wiedziała, czego bardziej się bała, czy utraty własnego brata, czy zabicia niewinnej osoby. A może równocześnie tego samego? Można to zaliczyć jako czwarty lęk, przez który przechodziła. Była roztrzęsiona, telepała się jak osika. Spojrzała na Kuro, on na nią czekał, teraz jej czas. Musi walczyć. Zrobiła parę kroków do tyłu i ponownie się przewróciła, tym razem o kamień. Usłyszała jego głośno, szyderczy śmiech. Szybko się podniosła i gdy tylko to zrobiła poczuła jak ktoś z całej siły wali ją po brzuchu. Musiała się natychmiast otrząsnąć, ból roznosił się po całym jej ciele. Szybko wzięła się w garść, zaczęła go atakować i nawet skutecznie. Nie mogła powstrzymywać łez i krzyku.
- Dlaczego?! Dlaczego mi to zrobiłeś? Byłam przy Tobie zawsze, zawsze Cię wspierałam! Dlaczego Ty tchórzu! Tak tchórzu, bo tak robią tylko Ci, którzy trzęsą portkami! Nie powiedziałeś mi tego prosto w twarz! – jej słowa roznosiły się echem, a on przystanął.
- Bo Cię już nie kocham. – stwierdził bez żadnych emocji, wywołało to w niej falę smutku, ale też złości. Tyle ile miała siły uderzyła go. Padł na ziemię bezwładnie, ale żył. Widziała jak na nią patrzył leżąc i nie mogąc już nic zrobić. Tylko ostatni cios, za to co jej zrobił. Stanęła nad nim. – Zrób to, jestem dupkiem zasługuje na to.
Ona zerknęła na niego, wciąż go kochała. Jego długie czarne włosy i czarne oczy. Skoro nie mogła żyć z nim, to sama też nie mogła funkcjonować. Wyprostowała się, a wiatr kołysał jej czarne włosy. Ciągle czuła na sobie krew Zory. Nie mogła sobie tego wybaczyć. Śmierć brata. Śmierć niewinnej osoby. Ojciec. I zabójstwo Kuro. Przyłożyła sobie dłoń do serca i ostatni raz spojrzała w górę. Nie potrafiła go zabić, prędzej sama to na sobie zrobi. Telepała się, jeszcze nigdy tego nie robiła, ale w sumie jak? Umieranie nie jest takie proste, a przez samo destrukcję jeszcze trudniejsze.
- Prędzej sama zginę niż zrobię Tobie krzywdę. – mruknęła płacząc i uwalniając z siebie całą energię jak mogła mieć.
Nikt nie wiedział, ze przechodziła przez to całkiem świadoma. Świadoma, że to nie dzieje się naprawdę, ale grała w to. Mimo bólu, który jej to fundowała, ciągle żyła ze świadomością, że to nie jest prawdziwe. To fikcja. Dlatego nie użyła formy wyższej, nikt nie mógł odkryć jak silna jest. Leżała bezwładnie. Czuła się chora psychicznie, wszyscy właśnie widzieli czego najbardziej się bała, a wstyd było jej za ojca. Za jej największą tajemnicę, a teraz wszyscy widzieli. Czy Kaede też? Gdzie ona jest? Ale nie miała siły myśleć. Czuła ból w każdym mięśniu, a głowa niemiłosiernie ją bolała. Mimo świadomości brnęło w to, czując coraz większy ból psychiczny.
- Ja wiem, to była fikcja - wyszeptała tak, że tylko czerwony mógł to słyszeć. 5 to była liczba jej lęków. Dlaczego była tak silna? Dlaczego wiedziała? Zbyt dobrze znała siebie, swoje lęki, zbyt dobrze znała Kuro. Kochała go ponad życie i tak silnie wierzyła w jego uczucie, wiedziała, że przybyłby pierwszy gdyby miała umrzeć. Jej uczucie do niego było silniejsze niż cokolwiek w tej galaktyce...
Occ: Koniec treningu
- Kocham Cię. – te słowa odbiły się niczym echo. Tego właśnie bała się usłyszeć, że jej własny brat otacza ją miłością inną niż powinien. Dlaczego się tego bała? Bo to właśnie on zamordował ojca jak się dowiedział co robił, to on z nią ciągle wychodził, nie odstąpił jej na krok. Jej oczy zrobiły się szkliste, w tej sytuacji wolała po prostu umrzeć z rąk małp. Nagle poczuła jak ktoś ją szarpnął z objęć. To był jej ojciec z szelmowskim uśmiechem. Dopiero teraz zauważyła, że razem z bratem wyglądają jak dwie krople wody, tylko on jest trochę starszy. Poczuła jak się kurczy do rozmiarów małej dziewczynki. Wielkie, lazurowe oczy zrobiły się mokre od łez, chciała uciec, ale nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Chciała stąd jak najszybciej uciec, widziała tą rękę, która zbliżała się do niej.
- Nie! Już nigdy więcej! – wykrzyknęła, a jej głos był tak piskliwy, jakby naprawdę miała zaledwie pięć lat. Jej poziom mocy wzrósł. Nie zawahała się ani przez moment, tylko go uderzyła i zaczęła uciekać. Cała była we łzach, nie wiedziała gdzie biegła nawet, potknęła się i stoczyła. Całe jej ciało zachowywało się jak galaretka, z trudem się podniosła. Była cała w jakimś błocie. Nagle dopiero żałowała, że się w ogóle podnosiła. Ujrzała go. Siedział w towarzystwie jej. Krew zaczęła buzować, a adrenalina wzrastać. Zdradzał ją? Jak śmiał? Ona mu pokaże! A ją zabije! Nie pozwoli, aby ktokolwiek już ją w życiu poniżał, ten czas minął, a przed chwilą prawie się powtórzył. Już zrobiła krok, gdy poczuła jak ktoś szarpie ją za rękę. To brat, ale było już za późno, tamta dwójka już ich zauważyła.
- Czego tu szukasz wywłoko? – zapytała z uśmiechem na twarzy, szła pewnie mocno ściskając jego rękę. Nie chciała na niego patrzeć, za bardzo ją to bolała, myślała, że ją kochał. Ona zrobiłaby dla niego wszystko co byłoby w stanie, a on? Pogrywał z nią, tylko po co? Nienawidziła go swoim całym ciałem, podbiegła i z całej siły próbowała go uderzyć, on jednak natychmiast to odparł i uderzył ją prosto w twarz. Była w szoku.
- Łapy precz od mojej siostry! – warknął brat i dopiero się rozpoczęło. Obaj skoczyli na poziom Ssj2. I wtedy dopiero zaczęła się mordęga. Krzyczała, aby przestali, miała ciągle łzy w oczach, ale nikt jej nie słuchał. Ich moce były podobne, on musiał się wzmocnić w tym kosmosie, teraz ona nie miałaby z nim najmniejszych szans. Chciała już tam pobiec, gdy Zora złapała ją za rękę i próbowała uderzyć. W tym momencie fala złości jaką okryła April była nie dopisania. Zaczęła się walka, sprytnie omijała jej ciosy, wiedziała, że ma przewagę. Ona zawsze była słaba, rozpieszczana, ukochana przez tatusia, a przez nią znienawidzona.
- Zaraz Ci pokaże moją nienawiść. – warknęła niebieskooka i w tym momencie odchyliła ręce do tyłu. Każdy znając tę technikę wiedział, co chciała zrobić, ale ona nie. Fala energii wyleciała z jej rąk prosto na dziewczynę. I tak powstał jej trzeci lęk. Dym opadł, a ona podeszła bliżej, nigdzie jej nie widziała. Czyżby Zora to ominęła? Musiała być czujna, idąc dalej ciągle się rozglądała za siebie. Nagle poczuła jak upada. Walnęła szczęką i ziemię i poczuła ból. Już myślała, że to ona zadała jej jakiś cios, ale nagle zauważyła na czym leży. To było jej ciało... całe we krwi, a teraz ona była we krwi. W jej krwi. Wstała i zrobiła ogromne oczy, a jej oczy przepełniły się łzami. Właśnie kogoś zabiła. Z zimną krwią nawet nie zdając sobie sprawę z jej słabości. Przecież nie była nigdy nawet trochę silniejsza od niej. Dlaczego. Dlaczego postanowiła ją tak surowo potraktować. Upadła na kolana krzycząc najgłośniej jak się tylko dało. Schowała całą twarz w dłoniach. Wszędzie miała jej krew, na ubraniu, na włosach, twarzy, dłoniach. Nagle poczuła jak ktoś szarpie ją za długie włosy. To był Kuro. Jego wściekłość w oczach i to co trzymał w drugiej ręce. Jego ciało. Ciało brata.
- Zabiłeś go?! – wydusiła i nagle znowu spojrzała na ciało Zory. Nie wiedziała, czego bardziej się bała, czy utraty własnego brata, czy zabicia niewinnej osoby. A może równocześnie tego samego? Można to zaliczyć jako czwarty lęk, przez który przechodziła. Była roztrzęsiona, telepała się jak osika. Spojrzała na Kuro, on na nią czekał, teraz jej czas. Musi walczyć. Zrobiła parę kroków do tyłu i ponownie się przewróciła, tym razem o kamień. Usłyszała jego głośno, szyderczy śmiech. Szybko się podniosła i gdy tylko to zrobiła poczuła jak ktoś z całej siły wali ją po brzuchu. Musiała się natychmiast otrząsnąć, ból roznosił się po całym jej ciele. Szybko wzięła się w garść, zaczęła go atakować i nawet skutecznie. Nie mogła powstrzymywać łez i krzyku.
- Dlaczego?! Dlaczego mi to zrobiłeś? Byłam przy Tobie zawsze, zawsze Cię wspierałam! Dlaczego Ty tchórzu! Tak tchórzu, bo tak robią tylko Ci, którzy trzęsą portkami! Nie powiedziałeś mi tego prosto w twarz! – jej słowa roznosiły się echem, a on przystanął.
- Bo Cię już nie kocham. – stwierdził bez żadnych emocji, wywołało to w niej falę smutku, ale też złości. Tyle ile miała siły uderzyła go. Padł na ziemię bezwładnie, ale żył. Widziała jak na nią patrzył leżąc i nie mogąc już nic zrobić. Tylko ostatni cios, za to co jej zrobił. Stanęła nad nim. – Zrób to, jestem dupkiem zasługuje na to.
Ona zerknęła na niego, wciąż go kochała. Jego długie czarne włosy i czarne oczy. Skoro nie mogła żyć z nim, to sama też nie mogła funkcjonować. Wyprostowała się, a wiatr kołysał jej czarne włosy. Ciągle czuła na sobie krew Zory. Nie mogła sobie tego wybaczyć. Śmierć brata. Śmierć niewinnej osoby. Ojciec. I zabójstwo Kuro. Przyłożyła sobie dłoń do serca i ostatni raz spojrzała w górę. Nie potrafiła go zabić, prędzej sama to na sobie zrobi. Telepała się, jeszcze nigdy tego nie robiła, ale w sumie jak? Umieranie nie jest takie proste, a przez samo destrukcję jeszcze trudniejsze.
- Prędzej sama zginę niż zrobię Tobie krzywdę. – mruknęła płacząc i uwalniając z siebie całą energię jak mogła mieć.
Nikt nie wiedział, ze przechodziła przez to całkiem świadoma. Świadoma, że to nie dzieje się naprawdę, ale grała w to. Mimo bólu, który jej to fundowała, ciągle żyła ze świadomością, że to nie jest prawdziwe. To fikcja. Dlatego nie użyła formy wyższej, nikt nie mógł odkryć jak silna jest. Leżała bezwładnie. Czuła się chora psychicznie, wszyscy właśnie widzieli czego najbardziej się bała, a wstyd było jej za ojca. Za jej największą tajemnicę, a teraz wszyscy widzieli. Czy Kaede też? Gdzie ona jest? Ale nie miała siły myśleć. Czuła ból w każdym mięśniu, a głowa niemiłosiernie ją bolała. Mimo świadomości brnęło w to, czując coraz większy ból psychiczny.
- Ja wiem, to była fikcja - wyszeptała tak, że tylko czerwony mógł to słyszeć. 5 to była liczba jej lęków. Dlaczego była tak silna? Dlaczego wiedziała? Zbyt dobrze znała siebie, swoje lęki, zbyt dobrze znała Kuro. Kochała go ponad życie i tak silnie wierzyła w jego uczucie, wiedziała, że przybyłby pierwszy gdyby miała umrzeć. Jej uczucie do niego było silniejsze niż cokolwiek w tej galaktyce...
Occ: Koniec treningu
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Sob Gru 27, 2014 12:23 am
Siedziała w ukryciu, śledząc to co się wydarzy. Jednak jej magia trochę porusza serca nieszczęśników zmuszonych do eksperymentu. Nikt nie zaczął szukać źródła jej magii? Z zastanawiania się na ten temat wyrwała ją sytuacja April. Jak to możliwe, że dała się tak beznadziejnie złapać? Zdrowy rozsądek podpowiadał, że interwencja nie ma prawa powodzenia, zostałaby zestrzelona zanim doskoczyłaby do przyjaciółki i przeteleportowała gdzieś dalej. Jak do cholery mogło się to stać?! Jej serce zadrżało, ale to ona jest nadzieją dla każdego… Przydało by się coś, co mogłoby oddziaływać bezpośrednio na serce i umysł.
-Kaede.- w jej głowie zabrzmiał ciepły i pełen miłości głos.
-Mamo?! Jestem trochę zajęta…- rozpoznała w nim mamę, która zawsze jej towarzszyła, a od jakiegoś czasu zespoliła się z nią w jednym ciele, podobnie jak robią to nameczanie. Mama wszystkich bogów, ale czemu budzi się w tak trudnych okolicznościach?
-Pamiętasz może książkę „Boskie rytuały” tego zwariowanego staruszka? Czytałaś ją w wieku czternastu lat, zanim wygonili cię z planety, abyś robiła karierę przypisaną do tej rasy.
-Tak, pamiętam…- nie była pewna dlaczego mama nawiązuje do tego teraz, ale zawsze warto było ją słuchać.
-Anima iter. Przypomnij sobie. A teraz uwolnij swoją miłość i patrz co dzieje się z tą nieszczęsną halfką. Jak to możliwe, że moja kochająca córka nie dostrzegła wcześniej z czym boryka się bliska osoba? Moja droga koniecznie musisz opanować ten rytuał.- mama znów zasnęła w jej wnętrzu, wskazując po raz kolejny słuszną drogę. Miała rację, bogini, która powinna być blisko wszystkich, nie dostrzegała tego co dzieje się obok. Rzeczywiście czytała o wspomnianej technice, ale nigdy nie była tak odważna, żeby manipulować sercami innych, poprzez prowadzenie przez różne wizje i doprowadzenie do prawdy o sobie. Teraz to musiało się zmienić, a przede wszystkim sama powinna stać się bardziej duchowa.
-Alari… Eru ga katarsis…- usiadła na ziemi odmawiając mantry wprowadzające w zjednoczenie ze światem. Być wszystkim we wszystkim, a zarazem pustką… Dopełnieniem brakującego ogniwa, nadzieją i pokojem… Oddalała się co raz bardziej, a do jej umysłu dochodziły jak gwałtowny sztorm uczucia wszystkich wokół, a nawet z krańców galaktyki. Przechadzała się duchem wokół każdego, kto czuł pustkę w sercu, aby choć trochę ją wypełnić ledwo odczuwalnym tchnieniem. Jej usta poruszały się niczym płatek róży kołysany wiatrem, co oddawało w pełni jej stan. Modląc się była poza ciałem, blisko każdego, jak eteryczna moc, jak ki żyjące we wszystkich. Czuła tylko współczucie i solidarność z otoczeniem. Gdyby ktoś ją teraz zaatakował, pogrążona w letargu nie dałaby rady się bronić. Dobrze schowane ciało i jej moc pozwalały zawędrować daleko poza ciało, które tylko ogranicza prawdziwą boskość. W psychice dziesięciu wojowników zakorzeniła być może ostatnie uczucie matczynej miłości. Bolało ją serce od wysiłku włożonego w walkę z nauką małpiastych, co gorsze zdołała tylko zaznaczyć swój ślad w ich sercach, co nie wyrwało nikogo z mocy naukowców. Wchodziła jak światło do tego, co było mrokiem, jednocześnie jej własne wnętrze napełniało się większą ilością duchowej energii. Nie pominęła nawet elit, którzy mogli poczuć lekkie ciepełko w sercu, tak zapomniane przez nich uczucie… Mimo to nikt nie rozpozna, że to Kaede jest źródłem, obwinią swoją podświadomość, zostawiając ją w wiecznej samotności. Pominęła jedynie April.
Udała się wraz z nią w podróż po jej lękach, cały czas obserwując z troską wszystkie lęki. Jak bardzo ta dziewczyna ma poranione serce i zarazem jak łatwo jest je wyciszyć… W każdej chwili mogła interweniować, udzielić jej swoich mocy, ale wstrzymała się, obserwując jak jej bohaterka przemierza jedną z trudniejszych dróg do własnego wnętrza. Czuła, że dziewczyna sama wie co robi i jej świadomość jest bezpieczna, więc mimo odczuwania wszystkiego co było udziałem April, jedynie patrzyła.
Wypluła trochę krwi… Ciało zaczęło być bardziej wychłodzone na skutek opuszczenia go na tak długi czas. Psychicznie była jak śmietnik, zachowując w sobie cały brud lęków i niepokojów, które udało się przejąć od nieszczęśników. Ale dzięki temu nabyła zdolność, która odegra jeszcze większe znaczenie…
Otworzyła oczy, wracając do siebie, ale była zupełnie odmieniona. Lęk przestał istnieć, jej miłość ogarnęła zarówno planetę Namek, jak i mieszkańców Vegety. To nie sprawiedliwe, żeby ktokolwiek miał tak poranione serce… Co teraz zrobi? Po prostu wyśledzi ich poczynania.
OCC: koniec treningu, wbicie anima iter (własna technika)
-Kaede.- w jej głowie zabrzmiał ciepły i pełen miłości głos.
-Mamo?! Jestem trochę zajęta…- rozpoznała w nim mamę, która zawsze jej towarzszyła, a od jakiegoś czasu zespoliła się z nią w jednym ciele, podobnie jak robią to nameczanie. Mama wszystkich bogów, ale czemu budzi się w tak trudnych okolicznościach?
-Pamiętasz może książkę „Boskie rytuały” tego zwariowanego staruszka? Czytałaś ją w wieku czternastu lat, zanim wygonili cię z planety, abyś robiła karierę przypisaną do tej rasy.
-Tak, pamiętam…- nie była pewna dlaczego mama nawiązuje do tego teraz, ale zawsze warto było ją słuchać.
-Anima iter. Przypomnij sobie. A teraz uwolnij swoją miłość i patrz co dzieje się z tą nieszczęsną halfką. Jak to możliwe, że moja kochająca córka nie dostrzegła wcześniej z czym boryka się bliska osoba? Moja droga koniecznie musisz opanować ten rytuał.- mama znów zasnęła w jej wnętrzu, wskazując po raz kolejny słuszną drogę. Miała rację, bogini, która powinna być blisko wszystkich, nie dostrzegała tego co dzieje się obok. Rzeczywiście czytała o wspomnianej technice, ale nigdy nie była tak odważna, żeby manipulować sercami innych, poprzez prowadzenie przez różne wizje i doprowadzenie do prawdy o sobie. Teraz to musiało się zmienić, a przede wszystkim sama powinna stać się bardziej duchowa.
-Alari… Eru ga katarsis…- usiadła na ziemi odmawiając mantry wprowadzające w zjednoczenie ze światem. Być wszystkim we wszystkim, a zarazem pustką… Dopełnieniem brakującego ogniwa, nadzieją i pokojem… Oddalała się co raz bardziej, a do jej umysłu dochodziły jak gwałtowny sztorm uczucia wszystkich wokół, a nawet z krańców galaktyki. Przechadzała się duchem wokół każdego, kto czuł pustkę w sercu, aby choć trochę ją wypełnić ledwo odczuwalnym tchnieniem. Jej usta poruszały się niczym płatek róży kołysany wiatrem, co oddawało w pełni jej stan. Modląc się była poza ciałem, blisko każdego, jak eteryczna moc, jak ki żyjące we wszystkich. Czuła tylko współczucie i solidarność z otoczeniem. Gdyby ktoś ją teraz zaatakował, pogrążona w letargu nie dałaby rady się bronić. Dobrze schowane ciało i jej moc pozwalały zawędrować daleko poza ciało, które tylko ogranicza prawdziwą boskość. W psychice dziesięciu wojowników zakorzeniła być może ostatnie uczucie matczynej miłości. Bolało ją serce od wysiłku włożonego w walkę z nauką małpiastych, co gorsze zdołała tylko zaznaczyć swój ślad w ich sercach, co nie wyrwało nikogo z mocy naukowców. Wchodziła jak światło do tego, co było mrokiem, jednocześnie jej własne wnętrze napełniało się większą ilością duchowej energii. Nie pominęła nawet elit, którzy mogli poczuć lekkie ciepełko w sercu, tak zapomniane przez nich uczucie… Mimo to nikt nie rozpozna, że to Kaede jest źródłem, obwinią swoją podświadomość, zostawiając ją w wiecznej samotności. Pominęła jedynie April.
Udała się wraz z nią w podróż po jej lękach, cały czas obserwując z troską wszystkie lęki. Jak bardzo ta dziewczyna ma poranione serce i zarazem jak łatwo jest je wyciszyć… W każdej chwili mogła interweniować, udzielić jej swoich mocy, ale wstrzymała się, obserwując jak jej bohaterka przemierza jedną z trudniejszych dróg do własnego wnętrza. Czuła, że dziewczyna sama wie co robi i jej świadomość jest bezpieczna, więc mimo odczuwania wszystkiego co było udziałem April, jedynie patrzyła.
Wypluła trochę krwi… Ciało zaczęło być bardziej wychłodzone na skutek opuszczenia go na tak długi czas. Psychicznie była jak śmietnik, zachowując w sobie cały brud lęków i niepokojów, które udało się przejąć od nieszczęśników. Ale dzięki temu nabyła zdolność, która odegra jeszcze większe znaczenie…
Otworzyła oczy, wracając do siebie, ale była zupełnie odmieniona. Lęk przestał istnieć, jej miłość ogarnęła zarówno planetę Namek, jak i mieszkańców Vegety. To nie sprawiedliwe, żeby ktokolwiek miał tak poranione serce… Co teraz zrobi? Po prostu wyśledzi ich poczynania.
OCC: koniec treningu, wbicie anima iter (własna technika)
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Pon Lut 08, 2016 9:59 pm
>>Z uliczek, z Kisą!
I jak tu być wojownikiem z krwi i kości, gdy przy drapanku za uchem aż wesolutko zamruczał i przymilał się pyszczkiem do drobnych palców Saiyanki? Oj tam, bardzo miła odmiana, no i poczuł się doceniony, że dopomógł. I to nie siłą! Rzadkość w wykonaniu Reda. No ale za głaskanko zrobi wszystko! Dawno nie czuł takiego odprężenia, że aż mruczał przytulnie. I pomyśleć, że tej osobnik nie jest zwykłym kotem. A no właśnie, a Saiyanka najwyraźniej nie miała do czynienia z takimi zwierzętami, gdyż nie potrafiła ich nazwać, gdy patrzyła się na zdezorientowane, futrzaste towarzystwo. Red od samego początku też nie wiedział, jak nazywa się zwierzę, które cechy przejął także w humanoidalnej postaci (o czym przekona się jak wyjdzie z tej formy). Nie mniej chyba April albo Drag wspomnieli o tym nazewnictwie, więc przekazał do wiadomości:
"~To są koty, planeta Ziemia.~"
Nawet nie musiał pytać, dlaczego zainteresowało to koleżankę, sama zdradziła plan, na co energicznie skinął łebkiem. Pomoże wojowniczce uzbierać pieniądze na szczytny cel. Rolę przygotowała mu Kisa, więc musiał tylko dobrze wypaść i robić odpowiednie wrażenie.
Zatem hops kotki do kartonu, mazak by wpisać kilka cyfr z walutą i gotowe. Interes ukręcił sporą sumkę, która jak się okazało wystarczyła do zapewnienia odpowiednich produktów dla Saiyanki. Już niebawem mogli wybrać się poza miasto z całym zapasem kapsułek z różnościami.
***
"~Jak bardzo ufasz tamtym osobom... które mają się tu zjawić?~"
Zapytał nagle korzystając z taksówki jaką była tymczasowo Kisa, gdyż będąc kotem nawet nie potrafił latać. Uczepił się jej ubrania i lecieli gdzieś w ustronne miejsce, pełne kamieni. Kojarzył podobny pejzaż, gdy pochłonął pewnego HalfSaiyana imieniem Vernil - przybył z zaświatów o ile dobrze pamiętał. A propo zaświatów... do jego głowy dotarł stłumiony głos, jakby ktoś właśnie dobijał się z dalekich krain. Głos... tylko czyj to głos? Znał go skądś. No tak, Hikaru. Wedle informacji zbierał moc, żeby móc nią zdziałać cuda, czyli dopomóc Kurce w powaleniu Króla. Tak, to dobry pomysł, nawet przyłożyłby do tego swojej mocy, tylko że był w kociej formie. Ile razy próbował uwolnić się z tej pułapki? W dodatku teraz nie znajdował się sam, tylko przy Saiyance. Nie to, że mogłaby się przestraszyć jego wyglądu (nie należał do najprzyjemniejszych dla oka, lecz Czarnooka nie lękała się), ale nabrałaby podejrzeń czy rzeczywiście jest po stronie dziewczyn i Changelinga w płaszczu z kapturem. Nie chciał stracić zaufania w jej oczach do jego osoby, a co gorsza - mogłaby pragnąć zemsty za wodzenie na manowce. Eh, życie partyzanta, ponadto demona, nie jest proste.
Przebiegł go dreszcz z góry na dół, a łapki zachwiały się na tyle, że musiał usiąść na futrzastym tyłku. Wyczuwał jak energia z tej planety ucieka ku górze i mknie w jedno miejsce. Do tej pory nie miał wrażliwości na przepływy Ki, a to znaczyło, że czar przestawał działać. Powinien ostrzec koleżankę, tak - żeby mogła przygotować się w razie czego, i żeby nie wyszło, że planował od dłuższego czasu odseparować ją od innych mieszkańców Vegety. Co to to nie.
"~Kisa...~"
Zdołał tylko tyle rzec telepatycznie, gdyż zaraz jego ciałko drżało i rozpływało się w swojej specyficznej, czarnej aurze. Chmara motyli tworzyła zbitą kulę, która wpierw nie była większa od piłki plażowej, ale rozrastała się i rozrastała z chwili na chwilę. Aż jedna czarna łuna wystrzeliła ku niebu, która jak dziwna kometa mknęła w stronę Pałacu. Czarne motyle szeleściły od pocieranych skrzydełek, a kiedy przerzedzały się, odsłoniły demona, który unosił wysoko rękę ku górze z otwartą dłonią i spoglądał w niebo. Musiał mieć pewność, iż dobrze zlokalizował Hikaru, aby moc trafiła do jego dyspozycji. Oby nie miał już żadnych wątpliwości co do zamiarów Reda, bo naprawdę wiele sił kosztował go ten gest. Nie tylko samo pozbycie się energii, ale zdemaskowanie przed obliczem Kisy.
Gdy ostatni uwolniony motyl opuścił palce demona, ten spuścił subtelnie rękę z góry, aby ułożyć ją wzdłuż ciała. Także wzrok zszedł z nieboskłonu na czerwone piaski planety, a dokładnie... na towarzyszkę. Te same ślepia co kocie spoglądały na dziewczynę z lekkim niepokojem, przecież nie wiedział jak zareaguje. Nie miał zamiaru jej skrzywdzić, lecz po chwili musiał znaleźć oparcie dla pleców, gdyż zakręciło mu się w głowie. Przytknął dłoń do skroni z syknięciem. Wyrzucił z siebie prawie całą Ki, w tak krótkim czasie. Aż oddychał słyszalnie obnażając kły, z których skapywały krople śliny na suchy piach. No tak, głód dawał o sobie znać. Głód na krew... Nie myśl o tym, nie jesteś sam. Przetarł nadgarstkiem wilgotne wargi i nałożył maskę na połowę twarzy, by skryć kły przed Ogoniastą. Cholera, nawet odzyskawszy ciało na nic zda się w Pałacu, jeśli jego pierwotne instynkty szaleją.
Ooc: Przekazanie mocy Hikaru, 155000 KI.
I jak tu być wojownikiem z krwi i kości, gdy przy drapanku za uchem aż wesolutko zamruczał i przymilał się pyszczkiem do drobnych palców Saiyanki? Oj tam, bardzo miła odmiana, no i poczuł się doceniony, że dopomógł. I to nie siłą! Rzadkość w wykonaniu Reda. No ale za głaskanko zrobi wszystko! Dawno nie czuł takiego odprężenia, że aż mruczał przytulnie. I pomyśleć, że tej osobnik nie jest zwykłym kotem. A no właśnie, a Saiyanka najwyraźniej nie miała do czynienia z takimi zwierzętami, gdyż nie potrafiła ich nazwać, gdy patrzyła się na zdezorientowane, futrzaste towarzystwo. Red od samego początku też nie wiedział, jak nazywa się zwierzę, które cechy przejął także w humanoidalnej postaci (o czym przekona się jak wyjdzie z tej formy). Nie mniej chyba April albo Drag wspomnieli o tym nazewnictwie, więc przekazał do wiadomości:
"~To są koty, planeta Ziemia.~"
Nawet nie musiał pytać, dlaczego zainteresowało to koleżankę, sama zdradziła plan, na co energicznie skinął łebkiem. Pomoże wojowniczce uzbierać pieniądze na szczytny cel. Rolę przygotowała mu Kisa, więc musiał tylko dobrze wypaść i robić odpowiednie wrażenie.
Zatem hops kotki do kartonu, mazak by wpisać kilka cyfr z walutą i gotowe. Interes ukręcił sporą sumkę, która jak się okazało wystarczyła do zapewnienia odpowiednich produktów dla Saiyanki. Już niebawem mogli wybrać się poza miasto z całym zapasem kapsułek z różnościami.
***
"~Jak bardzo ufasz tamtym osobom... które mają się tu zjawić?~"
Zapytał nagle korzystając z taksówki jaką była tymczasowo Kisa, gdyż będąc kotem nawet nie potrafił latać. Uczepił się jej ubrania i lecieli gdzieś w ustronne miejsce, pełne kamieni. Kojarzył podobny pejzaż, gdy pochłonął pewnego HalfSaiyana imieniem Vernil - przybył z zaświatów o ile dobrze pamiętał. A propo zaświatów... do jego głowy dotarł stłumiony głos, jakby ktoś właśnie dobijał się z dalekich krain. Głos... tylko czyj to głos? Znał go skądś. No tak, Hikaru. Wedle informacji zbierał moc, żeby móc nią zdziałać cuda, czyli dopomóc Kurce w powaleniu Króla. Tak, to dobry pomysł, nawet przyłożyłby do tego swojej mocy, tylko że był w kociej formie. Ile razy próbował uwolnić się z tej pułapki? W dodatku teraz nie znajdował się sam, tylko przy Saiyance. Nie to, że mogłaby się przestraszyć jego wyglądu (nie należał do najprzyjemniejszych dla oka, lecz Czarnooka nie lękała się), ale nabrałaby podejrzeń czy rzeczywiście jest po stronie dziewczyn i Changelinga w płaszczu z kapturem. Nie chciał stracić zaufania w jej oczach do jego osoby, a co gorsza - mogłaby pragnąć zemsty za wodzenie na manowce. Eh, życie partyzanta, ponadto demona, nie jest proste.
Przebiegł go dreszcz z góry na dół, a łapki zachwiały się na tyle, że musiał usiąść na futrzastym tyłku. Wyczuwał jak energia z tej planety ucieka ku górze i mknie w jedno miejsce. Do tej pory nie miał wrażliwości na przepływy Ki, a to znaczyło, że czar przestawał działać. Powinien ostrzec koleżankę, tak - żeby mogła przygotować się w razie czego, i żeby nie wyszło, że planował od dłuższego czasu odseparować ją od innych mieszkańców Vegety. Co to to nie.
"~Kisa...~"
Zdołał tylko tyle rzec telepatycznie, gdyż zaraz jego ciałko drżało i rozpływało się w swojej specyficznej, czarnej aurze. Chmara motyli tworzyła zbitą kulę, która wpierw nie była większa od piłki plażowej, ale rozrastała się i rozrastała z chwili na chwilę. Aż jedna czarna łuna wystrzeliła ku niebu, która jak dziwna kometa mknęła w stronę Pałacu. Czarne motyle szeleściły od pocieranych skrzydełek, a kiedy przerzedzały się, odsłoniły demona, który unosił wysoko rękę ku górze z otwartą dłonią i spoglądał w niebo. Musiał mieć pewność, iż dobrze zlokalizował Hikaru, aby moc trafiła do jego dyspozycji. Oby nie miał już żadnych wątpliwości co do zamiarów Reda, bo naprawdę wiele sił kosztował go ten gest. Nie tylko samo pozbycie się energii, ale zdemaskowanie przed obliczem Kisy.
Gdy ostatni uwolniony motyl opuścił palce demona, ten spuścił subtelnie rękę z góry, aby ułożyć ją wzdłuż ciała. Także wzrok zszedł z nieboskłonu na czerwone piaski planety, a dokładnie... na towarzyszkę. Te same ślepia co kocie spoglądały na dziewczynę z lekkim niepokojem, przecież nie wiedział jak zareaguje. Nie miał zamiaru jej skrzywdzić, lecz po chwili musiał znaleźć oparcie dla pleców, gdyż zakręciło mu się w głowie. Przytknął dłoń do skroni z syknięciem. Wyrzucił z siebie prawie całą Ki, w tak krótkim czasie. Aż oddychał słyszalnie obnażając kły, z których skapywały krople śliny na suchy piach. No tak, głód dawał o sobie znać. Głód na krew... Nie myśl o tym, nie jesteś sam. Przetarł nadgarstkiem wilgotne wargi i nałożył maskę na połowę twarzy, by skryć kły przed Ogoniastą. Cholera, nawet odzyskawszy ciało na nic zda się w Pałacu, jeśli jego pierwotne instynkty szaleją.
Ooc: Przekazanie mocy Hikaru, 155000 KI.
- GośćGość
Re: Skalny Las
Wto Lut 09, 2016 2:10 pm
Leciała powoli, nie spiesząc się nigdzie. Przy okazji nie spuszczała swojego zmysłu KI z postaci Changelinga, gdyż Ame jako androidka nie wydzielała żadnej energii. Jeśli jego moc się zachwieje, ruszy od razu. Nadal w pełni nie jest w stanie zaufać temu gadowi, mógł udawać przyjemnego oraz miłego by się uleczyć, a potem może chcieć zaatakować jej towarzyszkę, a potem zwiać z planety. Dlatego chce być w gotowości cały czas.
___ - Nie ufam, po prostu lubię ryzyko... i trochę mi się nudzi gdy jestem sama. - cóż, to brzmiało z lekka jak małe kłamstewko, ale najwyraźniej Kisa nie chciała pod żadnym pozorem ujawnić ŻADNEJ swojej słabości. Bo co? Miała się przyznać do tego, że kogoś lubi oraz, że obawia się w pewien sposób samotności? Nie chce być sama, przez cały czas była otoczona różnymi istotami, ciągle ktoś ją obserwował, jej gesty, jej słowa. Kamery, wszędzie kamery, a odkąd była kadetem to pilnował ją Raziel... więc ciężko byłoby się jej przestawić na bycie samą ze sobą. To dość dziwna wizja, ale zapewne kiedyś się ziści. Prędzej czy też później.
Co do zaufania... tutaj wszystko uległo zmianie, nadwyrężono bardzo mocno jej zaufanie, więc pewnie minie sporo czasu nim będzie w stanie znów komuś zaufać. Tutaj czeka ją sporo pracy nad sobą i kontaktami międzyludzkimi.
Wylądowała między skalnymi wieżyczkami, a kota zdjęła ze swego ramienia i położyła na ziemię. Spojrzała jeszcze raz w stronę miasta, zajęta obserwacją nie była w stanie zauważyć trzęsącego się kotka. Dopiero gdy usłyszała swoje imię odwróciła głowę.
Zatkało ją. Nagle do jej ciała zaczęły docierać ogromne ilości KI. Była tak duża, że całkowicie sparaliżowało saiyankę, nie mogła się ruszyć, nic powiedzieć, zamknąć oczu, które tak jakby na chwilę straciły blask, a źrenice poszarzały i zmniejszyły się. Obserwowała jak malutka kula uformowana z czarnych motyli rozrasta się, by ukazać po całym tym występie dziwną, humanoidalną postać. Ta KI powędrowała tam, gdzie i ona swoją oddała, czyżby też podzielił się mocą by zniszczyć króla? Kim jest tak na prawdę Red?
Długi czas nie zmieniała swojej pozycji, zszokowana mocą jakiej teraz doświadczyła. Przecież gdyby chciał, zmiótłby króla raz dwa, dlaczego więc siedział w przebraniu kota i chodził z dwoma kadetkami? Nie rozumie.
Drgnęła gdy kocie oczy demona skierowały się na saiyankę. Cofnęła się nieznacznie, jakby w obawie przed tym, że ten zechce ją zabić, ale... ale nic takiego nie miało miejsca. Red usiadł, nakładając maskę na twarz. Musiał oddać wiele mocy, więc teraz nie ma siły nawet na stanie. To uspokoiło Kisę, odetchnęła z pełną ulgą i przyjrzała się już nieco trzeźwiej mężczyźnie. Nawet ciekawa podeszła, by dotknąć jego rogów oraz uszu. Kurcze... i ona go głaskała!? To zawstydzające!
___ - T...to Twoja prawdziwa postać? - spytała mając lekkiego buraka na twarzy. - Przymilałeś się do mnie! - powiedziała głośno, cofając się. Usiadła na tyłku już w milczeniu. Co chwila zerkała na demona, ale to były ułamki sekund. Nie wiedziała zupełnie jak się zachować.
___ - Nie ufam, po prostu lubię ryzyko... i trochę mi się nudzi gdy jestem sama. - cóż, to brzmiało z lekka jak małe kłamstewko, ale najwyraźniej Kisa nie chciała pod żadnym pozorem ujawnić ŻADNEJ swojej słabości. Bo co? Miała się przyznać do tego, że kogoś lubi oraz, że obawia się w pewien sposób samotności? Nie chce być sama, przez cały czas była otoczona różnymi istotami, ciągle ktoś ją obserwował, jej gesty, jej słowa. Kamery, wszędzie kamery, a odkąd była kadetem to pilnował ją Raziel... więc ciężko byłoby się jej przestawić na bycie samą ze sobą. To dość dziwna wizja, ale zapewne kiedyś się ziści. Prędzej czy też później.
Co do zaufania... tutaj wszystko uległo zmianie, nadwyrężono bardzo mocno jej zaufanie, więc pewnie minie sporo czasu nim będzie w stanie znów komuś zaufać. Tutaj czeka ją sporo pracy nad sobą i kontaktami międzyludzkimi.
Wylądowała między skalnymi wieżyczkami, a kota zdjęła ze swego ramienia i położyła na ziemię. Spojrzała jeszcze raz w stronę miasta, zajęta obserwacją nie była w stanie zauważyć trzęsącego się kotka. Dopiero gdy usłyszała swoje imię odwróciła głowę.
Zatkało ją. Nagle do jej ciała zaczęły docierać ogromne ilości KI. Była tak duża, że całkowicie sparaliżowało saiyankę, nie mogła się ruszyć, nic powiedzieć, zamknąć oczu, które tak jakby na chwilę straciły blask, a źrenice poszarzały i zmniejszyły się. Obserwowała jak malutka kula uformowana z czarnych motyli rozrasta się, by ukazać po całym tym występie dziwną, humanoidalną postać. Ta KI powędrowała tam, gdzie i ona swoją oddała, czyżby też podzielił się mocą by zniszczyć króla? Kim jest tak na prawdę Red?
Długi czas nie zmieniała swojej pozycji, zszokowana mocą jakiej teraz doświadczyła. Przecież gdyby chciał, zmiótłby króla raz dwa, dlaczego więc siedział w przebraniu kota i chodził z dwoma kadetkami? Nie rozumie.
Drgnęła gdy kocie oczy demona skierowały się na saiyankę. Cofnęła się nieznacznie, jakby w obawie przed tym, że ten zechce ją zabić, ale... ale nic takiego nie miało miejsca. Red usiadł, nakładając maskę na twarz. Musiał oddać wiele mocy, więc teraz nie ma siły nawet na stanie. To uspokoiło Kisę, odetchnęła z pełną ulgą i przyjrzała się już nieco trzeźwiej mężczyźnie. Nawet ciekawa podeszła, by dotknąć jego rogów oraz uszu. Kurcze... i ona go głaskała!? To zawstydzające!
___ - T...to Twoja prawdziwa postać? - spytała mając lekkiego buraka na twarzy. - Przymilałeś się do mnie! - powiedziała głośno, cofając się. Usiadła na tyłku już w milczeniu. Co chwila zerkała na demona, ale to były ułamki sekund. Nie wiedziała zupełnie jak się zachować.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Wto Lut 09, 2016 6:14 pm
"~Hm...~"
Tylko tyle wymruczał w odpowiedzi na słowa kompanki. Jej logika miała sens, aczkolwiek dlaczego nie chciałaby przed podjęciem ryzyka chociaż upewnić się, komu się zwierzała? Dla Reda lepiej, gdyż poczuł się przez chwilę jak ktoś, na kim można polegać. Zupełne przeciwieństwo tego, kim był naprawdę. Mimo swoich starań, zawsze prędzej czy później naginał granicę zaufania.
Tu także miało to miejsce.
Jego przemiana nie spodobała się towarzyszce, która stała oniemiała jeszcze kilka chwil po wypuszczeniu ostatniej cząstki Ki, z którą podzielił się z Hikaru. Jednak jej ciekawość była silniejsza, i gdy tylko spoczął na piasku i kamieniach, poczuł jak ktoś go dotyka po uchu, które bezwiednie zastrzygło. Było równie mięciutkie jak te, które miał w postaci kota. Za to rogi zaostrzone po sam koniuszek nie zachęcał do przejeżdżania palcem po powierzchni. Kocie źrenice śledziły zachowanie Czarnowłosej, która zrozumiała, że kot to tylko przykrywka. Zatem na jej pytanie, Red skinął rogatą głową. Tak, to było jego prawdziwe ja. To już nie taki malutki sierściuch, ale też gdzie nie gdzie miał pozostałości po sierści kota. Najwięcej koło uszu, ale jakby dobrze przyjrzeć się skórze demona - posiadała cieniutką zamszową fakturę od sierści, która porastała całe jego ciało.
Niestety czar prysnął, chociaż z drugiej strony już mógł panować lepiej nad pewnymi odruchami. Jako kot nie mógł oprzeć się łaskotkom, na które rzeczywiście przymilał się i mruczał wesolutko. Więc... czy nie było wstydliwym dostawać pieszczoty od niemalże obcej osoby? Owszem, jak tylko Kisa wytknęła demonowi przymilanie się, sam uciekł wzrokiem na bok speszony zakładając ręce na torsie jak naburmuszony dzieciak.
"~Głaskałaś mnie, to co miałem zrobić?~" odezwał się ponownie telepatycznie, usta pod maską nawet nie drgnęły "~Ale nie żałuję...~"
"...wręcz przeciwnie, bardzo Ci dziękuję*" dopowiedział sobie w myślach spoglądając ukradkiem na Czarnowłosą towarzyszkę. Zabawne, Kisa skrępowała się drapaniem kotodemona, a Red tym, że nie zechciał w żaden sposób tego przerwać wcześniej. No cóż, tak jak zdradził cicho - warto było spróbować czegoś nowego. W życiu nikt go tak nie wytarmosił za uszkiem jak zgrabne palce Saiyanki, aż do tego momentu czuje za szpiczastym uchem wyczuwa drgania od masażu od palców. Mrrr... ponadto musiał przyznać, że od dawna nie czuł się tak swobodnie, tak lekko na ociężałej grzechami duszy. Mógłby cofnąć czas i nigdy nie ujawniać się jako demon, to miałby pieszczoty bez końca. Lecz wszystko co dobre kiedyś się kończy.
"~Twierdziłaś, że nie lubisz być sama...~" poprawił swoją pozę (siad po turecku) i wyprostował się w kręgosłupie patrząc się już pewniej na Ogoniastą "~... jeśli chcesz, potowarzyszę Ci do przyjścia znajomych.~"
Ale receptę na zabicie nudy nie posiadał, gdyż blisko myśli trzymała się kwestia pierwotnego instynktu. Głód dawał o sobie znać, burczenie brzucha rozlegało się po tutejszej okolicy, aż musiał zacisnąć dłoń na żołądku. Drugą podpierał ciężką głowę, która nie chciała tworzyć wspólnej linii z kręgosłupem. Burczenie nie ustępowało, dlatego nagle odsłonił swoją maskę dwoma palcami ujawniając ostre zębiska niczym u rekina lub wilka. A one wgryzły się w dłoń, którą odchylił rąbka tajemnicy demona. Cichy warkot wtórował łykom spijanej krwi z własnego ciała. Chciał jeszcze trochę oszukać organizm, ale z jego obecnym wypompowaniem mocy kiepsko widział możliwość upolowania czegokolwiek pożywnego.
Wreszcie niemalże wypluł obeschniętą dłoń z ust i oblizał z kłów resztki czarnej substancji, która toczyła się w żyłach Reda. Później niczym kot zlizywał z rany posokę wyłączając na moment wstydliwość, gdyż musiał oszczędzać i gospodarować odpowiednio energią. Głód na kilka chwil stłumiony nie powinien przeszkadzać w krótkiej rozmowie z Czarnowłosą. Wolałby posiedzieć dłużej przy koleżance, jednakże jego dieta nie sprzyjała Saiyance. A wolałby jej towarzystwo, gdyż tak jak i Ogoniasta... chciał uciec od samotności. Już za długo w niej przebywał.
"~Dlaczego zdecydowałaś się żyć poza miastem, z innymi? Na pustyni czyhają potężne stwory, jak widzę nie macie też łatwo z jedzeniem.~"
Może nie był najlepszym czaso-umilaczem, ale przecież nie będą tylko gapić się na siebie. Żadnego z tego pożytku, a zaintrygowała go Kisa, która wyróżniała się na tle innych nie tylko sporym zasobem Ki. W przeciwieństwie do jej pobratymców (przynajmniej większości) miała kreatywne myślenie, z determinacją dążyła do celu, nawet robiąc za kamikadze. Zapowiadała się na świetną wojowniczkę, być może wygryzie kiedyś Mistica? Może spodobałoby jej się życie na Ziemi? Miał przeczucie, takie mgliste... że kiedyś właśnie na Ziemi spotkali się po raz pierwszy. Ale z tego co zauważył, obca jej była nazwa Błękitnej Planety, albo dobrze maskowała się wiedzą.
* Edyta Gepert - "Nie żałuję"
Tylko tyle wymruczał w odpowiedzi na słowa kompanki. Jej logika miała sens, aczkolwiek dlaczego nie chciałaby przed podjęciem ryzyka chociaż upewnić się, komu się zwierzała? Dla Reda lepiej, gdyż poczuł się przez chwilę jak ktoś, na kim można polegać. Zupełne przeciwieństwo tego, kim był naprawdę. Mimo swoich starań, zawsze prędzej czy później naginał granicę zaufania.
Tu także miało to miejsce.
Jego przemiana nie spodobała się towarzyszce, która stała oniemiała jeszcze kilka chwil po wypuszczeniu ostatniej cząstki Ki, z którą podzielił się z Hikaru. Jednak jej ciekawość była silniejsza, i gdy tylko spoczął na piasku i kamieniach, poczuł jak ktoś go dotyka po uchu, które bezwiednie zastrzygło. Było równie mięciutkie jak te, które miał w postaci kota. Za to rogi zaostrzone po sam koniuszek nie zachęcał do przejeżdżania palcem po powierzchni. Kocie źrenice śledziły zachowanie Czarnowłosej, która zrozumiała, że kot to tylko przykrywka. Zatem na jej pytanie, Red skinął rogatą głową. Tak, to było jego prawdziwe ja. To już nie taki malutki sierściuch, ale też gdzie nie gdzie miał pozostałości po sierści kota. Najwięcej koło uszu, ale jakby dobrze przyjrzeć się skórze demona - posiadała cieniutką zamszową fakturę od sierści, która porastała całe jego ciało.
Niestety czar prysnął, chociaż z drugiej strony już mógł panować lepiej nad pewnymi odruchami. Jako kot nie mógł oprzeć się łaskotkom, na które rzeczywiście przymilał się i mruczał wesolutko. Więc... czy nie było wstydliwym dostawać pieszczoty od niemalże obcej osoby? Owszem, jak tylko Kisa wytknęła demonowi przymilanie się, sam uciekł wzrokiem na bok speszony zakładając ręce na torsie jak naburmuszony dzieciak.
"~Głaskałaś mnie, to co miałem zrobić?~" odezwał się ponownie telepatycznie, usta pod maską nawet nie drgnęły "~Ale nie żałuję...~"
"...wręcz przeciwnie, bardzo Ci dziękuję*" dopowiedział sobie w myślach spoglądając ukradkiem na Czarnowłosą towarzyszkę. Zabawne, Kisa skrępowała się drapaniem kotodemona, a Red tym, że nie zechciał w żaden sposób tego przerwać wcześniej. No cóż, tak jak zdradził cicho - warto było spróbować czegoś nowego. W życiu nikt go tak nie wytarmosił za uszkiem jak zgrabne palce Saiyanki, aż do tego momentu czuje za szpiczastym uchem wyczuwa drgania od masażu od palców. Mrrr... ponadto musiał przyznać, że od dawna nie czuł się tak swobodnie, tak lekko na ociężałej grzechami duszy. Mógłby cofnąć czas i nigdy nie ujawniać się jako demon, to miałby pieszczoty bez końca. Lecz wszystko co dobre kiedyś się kończy.
"~Twierdziłaś, że nie lubisz być sama...~" poprawił swoją pozę (siad po turecku) i wyprostował się w kręgosłupie patrząc się już pewniej na Ogoniastą "~... jeśli chcesz, potowarzyszę Ci do przyjścia znajomych.~"
Ale receptę na zabicie nudy nie posiadał, gdyż blisko myśli trzymała się kwestia pierwotnego instynktu. Głód dawał o sobie znać, burczenie brzucha rozlegało się po tutejszej okolicy, aż musiał zacisnąć dłoń na żołądku. Drugą podpierał ciężką głowę, która nie chciała tworzyć wspólnej linii z kręgosłupem. Burczenie nie ustępowało, dlatego nagle odsłonił swoją maskę dwoma palcami ujawniając ostre zębiska niczym u rekina lub wilka. A one wgryzły się w dłoń, którą odchylił rąbka tajemnicy demona. Cichy warkot wtórował łykom spijanej krwi z własnego ciała. Chciał jeszcze trochę oszukać organizm, ale z jego obecnym wypompowaniem mocy kiepsko widział możliwość upolowania czegokolwiek pożywnego.
Wreszcie niemalże wypluł obeschniętą dłoń z ust i oblizał z kłów resztki czarnej substancji, która toczyła się w żyłach Reda. Później niczym kot zlizywał z rany posokę wyłączając na moment wstydliwość, gdyż musiał oszczędzać i gospodarować odpowiednio energią. Głód na kilka chwil stłumiony nie powinien przeszkadzać w krótkiej rozmowie z Czarnowłosą. Wolałby posiedzieć dłużej przy koleżance, jednakże jego dieta nie sprzyjała Saiyance. A wolałby jej towarzystwo, gdyż tak jak i Ogoniasta... chciał uciec od samotności. Już za długo w niej przebywał.
"~Dlaczego zdecydowałaś się żyć poza miastem, z innymi? Na pustyni czyhają potężne stwory, jak widzę nie macie też łatwo z jedzeniem.~"
Może nie był najlepszym czaso-umilaczem, ale przecież nie będą tylko gapić się na siebie. Żadnego z tego pożytku, a zaintrygowała go Kisa, która wyróżniała się na tle innych nie tylko sporym zasobem Ki. W przeciwieństwie do jej pobratymców (przynajmniej większości) miała kreatywne myślenie, z determinacją dążyła do celu, nawet robiąc za kamikadze. Zapowiadała się na świetną wojowniczkę, być może wygryzie kiedyś Mistica? Może spodobałoby jej się życie na Ziemi? Miał przeczucie, takie mgliste... że kiedyś właśnie na Ziemi spotkali się po raz pierwszy. Ale z tego co zauważył, obca jej była nazwa Błękitnej Planety, albo dobrze maskowała się wiedzą.
* Edyta Gepert - "Nie żałuję"
- GośćGość
Re: Skalny Las
Wto Lut 09, 2016 7:47 pm
No w sumie demon miał rację. Gdyby to ją głaskali, to zapewne zareagowałaby tak samo, ale to też zależy kto jak i gdzie... ekhm. Dlaczego tak się wpatrywał w nią? Jakoś tak to trochę Kise dekoncentrowało, choć nie koncentrowała się teraz na niczym. Próbowała zakryć płonące policzki swoimi gęstymi, czarnymi włosami, ale tak jakoś dziwnie nie dawała rady. Red wydawał się tym nie przejmować. Nie potrafiła pojąć dlaczego tak reaguje, stała przecież przed Raziel'em i tak się nie zachowywała. Cóż, pomijając gburowatość oraz chęci bicia jej tego faceta to też był niczego sobie. Na razie mały klon nie jest w stanie pojąć niektórych emocji targających nią, nie poznała ich zbyt wiele w swoim życiu, przed nią wiele nauk. ___ - Nie umiesz mówić? - spytała nagle, jakby chcąc zmienić temat. Akurat po zdaniu o towarzyszeniu dopóki nie przyleci Ame z Frost'em. Nie miała nic przeciwko temu, ale przecież jako tsundere nie mogła tego powiedzieć na głos! - O-ok, posiedź. - PSIA KOŚĆ! Powiedziała! |
___ - Eh? Dlaczego? Nie wiem, nie jestem w stanie Ci odpowiedzieć. Może to dlatego, że w Pałacu dzieje się ostatnio sporo złego, chcemy być od tego jak najdalej, Ame chce chronić swoją siostrę, a ja... własny zad. Tak myślę. Za krótko żyję by dać się zabić. Na prawdę za krótko. - podrapała się po policzku palcem wskazującym z lekkim zakłopotaniem na twarzy. Szczerze to w sumie Kisa jest osobą, która chwyta dzień, jest trochę jak ten pies, co nie żyje przeszłością czy przyszłością tylko teraźniejszością. Tak chyba jest najłatwiej, ale tylko Kisie, która nie przeżyła w życiu zbyt wiele.
___ - A może opowiesz coś o sobie? Jesteś dość skryty, Red. - spojrzała na mężczyznę i uśmiechnęła się przyjacielsko. Jeśli będzie chciał milczeć dalej, zrozumie to, ale swoje i tak wyciągnie prędzej czy później więc najlepiej będzie gdy podda się już teraz.. - Masz niesamowitą moc, nigdy nie widziałam nikogo równie potężnego jak Ty. Potrenuj ze mną! Proszę! - powiedziała głośno. Chcąc wyżebrać od niego szczątki jego wiedzy na temat, jak być silnym podniosła się z ziemi i ukłoniła nisko. Nie zmieniała pozycji póki nie dostała odpowiedzi.
Do jej umysłu doszedł impuls energii. To tam gdzie toczyła się walka między jej przełożonym, a nową energią. Z początku wydawało się, że tamta obca osoba wygra, bo jej moc diametralnie wzrosła, ale...
___ - Osoba walcząca z Razielem przegrała. - powiedziała, lecz troszkę jakby z żalem w głosie. Miała cichą nadzieję, że Raziel przegra, a wtedy wróci mu trzeźwe myślenie. Niestety, ten wybuch KI zapewne był śmiertelny dla jego przeciwnika. - Raziel to mój przełożony, jednakże coś mu odbiło, ktoś go zaczął kontrolować no i chciał mnie zabić. - podrapała się w tyle głowy z lekkim głupiutkim uśmiechem na twarzy.
Następny post treningowy
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Wto Lut 09, 2016 9:17 pm
Niestety nie potrafił. Inaczej: mówił, tylko mowa przypominała bełkot, i nie potrafił wypowiedzieć żadnych konkretnych słów. Dobrze, że chociaż opanował telepatię. Wszyscy go gnębili eterycznymi SMSami, iż wkurzył się i sam podjął się nauczania. Więc jakoś był w stanie porozumieć się ze światem zewnętrznym.
Fakt, dość wnikliwie badał oczyma Czarnowłose dziewczę o młodziutkiej aparycji. Nie chciał niczego przeoczyć, już nieraz dawał się nabrać na różne sztuczki, których najwyraźniej Kisa nie stosowała na demonie. Wydawała się być szczera we wszystkim co robi i mówi. Wywnioskował to po jej przemowie, bo może nie cechowała się szczegółami, to sposób przedstawienia był szczery do bólu. Teraz podejrzewał, dlaczego Ogoniasta wolała ułożyć sobie życie poza murami Pałacu.
Bardziej zdezorientował się, gdy kompanka przygody chciała czegoś dowiedzieć się o demonie. Małomównym (przynajmniej o sobie) demonie, który powinien coś odpowiedzieć, by nie wzbudzać podejrzeń. Tylko o czym mógł powiedzieć? O walkach? To one w większości zalewały jego życiorys, ale pamiętał o osobach, które znalazły swój kąt we wspomnieniach Reda. Nie sposób wszystkich wymienić i hierarchizować, ale przypomniał sobie o June i jej synku, których Ki do tej pory nie mógł zlokalizować, i obawiał się najgorszego. Dziewczyna zaczęła komplementować Rogatego, który spuścił lekko uszy po sobie. Wcale nie uważał się za kogoś silnego. To, że miał w sobie tyle mocy, nie oznaczało, że potrafił ją okiełznać. A każdy szanujący się wojownik powinien to wiedzieć.
"~Nie jestem tym, za kogo mnie uważasz, Kisa.~"
Nie zraziła się słowami mężczyzny, tym razem pokazała dosadnie, jak bardzo zależało jej na poznaniu tajników, które posiadł demon. Hm... Już raz był nauczycielem, niestety nie na długo. Demon Ichiro przepadł jak kamień w wodę, gdy tylko pobył z Redem jeden, intensywny dzień. Wydawało się, że podołał zadaniom, lecz najwyraźniej zbyt mało dostał w zamian, aby zrezygnować z dezercji. Dlatego tym bardziej zdziwił się, że Kisa - butna, charakterna wojowniczka - w akcie niejakiej desperacji kłaniała się głęboko przed demonem. Nie przywykł do czegoś takiego, i jak tylko minęło kilka sekund ogłupienia, otrząsnął się i sięgnął dłonią po odrobinę rumiany policzek dziewczyny nie musząc wstawać. Jak to uczynił? Rozciągliwe ciało robiło swoje. Ujął na chwilkę delikatnie w palce owal twarzy towarzyszki tak, aby nie zarysować jej gładkiej skóry pazurami zaostrzonymi jak igły, i nie odrywając od niej wzroku odezwał się ponownie telepatycznie:
"~Doceniam Twoje starania, i nie musisz mi się kłaniać. Pomogę Ci i tak.~"
Sam powoli szykował się do wstania, nie mniej nie znalazł do tej pory odpowiedniej motywacji. A co do nauczania... odkąd skrzyżowały się jego drogi z Kisą i Ame, chciał je poznać bliżej i jakoś wesprzeć w rozwoju ich potencjałów. Miały ogromne szanse zasilić słabnące grono wojowników, którzy stali po właściwej stronie barykady. Nie tylko silne i błyskotliwe, ale mające w sobie moc, o jakiej nie śnili wrogowie. Tu też nie chodziło o wolę życia i manifestowania swoich możliwości. O tym wspomni kiedyś, kiedy zbierze się na odwagę.
Słowa Kisy były intrygujące. Musiała znać wyczuwanie Ki, skoro mogła ocenić, że jej przełożony kogoś pokonał. Skoro nie należał w tej bitwie po stronie dobrych to oznaczało, iż dorwał kogoś z rebeliantów. Musiał na moment skoncentrować się i zlokalizować, o kim mogła wspominać Saiyanka. Że ktoś przegrał z Razielem. I... i... i rozpoznał ów moc, aż otworzył szerzej ślepia.
"~Vivian...!~"
Podniósł się gwałtownie z ziemi na równe nogi i pożałował, gdyż przed oczyma zjawiły się mroczki. Oj źle było z nim, jeszcze objął go chłód z góry na dół, tak że z ust dymiła para wodna. Jednocześnie zrobiło mu się duszno, że musiał zdjąć maskę z twarzy. Niby twarz poważna, lecz dało się wyczytać z zaledwie kilku małych zmarszczek, iż Red coś w sobie tłamsi. Głód, potworny głód. Przecież źródło możliwej posoki stało dwa kroki od niego, w bardzo ślicznym opakowaniu z małpią kitką.
Aż mógł sobie wyobrazić, jak może smakować jej posoka.
>Ghrrr...
Warknął nieludzko, przez chwilę w jego oczach nie dało się dostrzec iskier rozumnej istoty, tylko samą bestię. I to ów bestia gwałtownie porwała ku sobie Saiyankę i zgarnęła niemalże pod pysk z kłami jej kark. Nawet potwór wysunął język, którym oblizał nie tylko swoje wargi, lecz i odcinek szyi wystający znad ubioru kadeta. Zimny język niczym lód mógł przyprawiać o gęsią skórkę. I później wysunął zębiska spod linii warg, z zamiarem wgryzienia się w szyję. Jedną ręką obejmował Kisę, a drugą stabilizował jej głowę kładąc ją na czole i w ten sposób zagarniając ku sobie odsłoniętą szyję. Dlatego miał gotową pozycję do ataku na krew, lecz tego nie zrobił. Odzyskał w ostatnim momencie władzę nad sobą i zrobił krok w tył od dziewczyny puszczając ją. Red zaś błądził rozkojarzonym wzrokiem gdzieś na bok z szybszym oddechem. Był na siebie wściekły, że o mały włos, a wbiłby kły w jedyną towarzyszkę, która nawet zdecydowała się u niego trenować. Nie ma co, taką reklamą raczej nie zagwarantował sobie wakatu nauczyciela.
[Ooc: post treningowy]
Fakt, dość wnikliwie badał oczyma Czarnowłose dziewczę o młodziutkiej aparycji. Nie chciał niczego przeoczyć, już nieraz dawał się nabrać na różne sztuczki, których najwyraźniej Kisa nie stosowała na demonie. Wydawała się być szczera we wszystkim co robi i mówi. Wywnioskował to po jej przemowie, bo może nie cechowała się szczegółami, to sposób przedstawienia był szczery do bólu. Teraz podejrzewał, dlaczego Ogoniasta wolała ułożyć sobie życie poza murami Pałacu.
Bardziej zdezorientował się, gdy kompanka przygody chciała czegoś dowiedzieć się o demonie. Małomównym (przynajmniej o sobie) demonie, który powinien coś odpowiedzieć, by nie wzbudzać podejrzeń. Tylko o czym mógł powiedzieć? O walkach? To one w większości zalewały jego życiorys, ale pamiętał o osobach, które znalazły swój kąt we wspomnieniach Reda. Nie sposób wszystkich wymienić i hierarchizować, ale przypomniał sobie o June i jej synku, których Ki do tej pory nie mógł zlokalizować, i obawiał się najgorszego. Dziewczyna zaczęła komplementować Rogatego, który spuścił lekko uszy po sobie. Wcale nie uważał się za kogoś silnego. To, że miał w sobie tyle mocy, nie oznaczało, że potrafił ją okiełznać. A każdy szanujący się wojownik powinien to wiedzieć.
"~Nie jestem tym, za kogo mnie uważasz, Kisa.~"
Nie zraziła się słowami mężczyzny, tym razem pokazała dosadnie, jak bardzo zależało jej na poznaniu tajników, które posiadł demon. Hm... Już raz był nauczycielem, niestety nie na długo. Demon Ichiro przepadł jak kamień w wodę, gdy tylko pobył z Redem jeden, intensywny dzień. Wydawało się, że podołał zadaniom, lecz najwyraźniej zbyt mało dostał w zamian, aby zrezygnować z dezercji. Dlatego tym bardziej zdziwił się, że Kisa - butna, charakterna wojowniczka - w akcie niejakiej desperacji kłaniała się głęboko przed demonem. Nie przywykł do czegoś takiego, i jak tylko minęło kilka sekund ogłupienia, otrząsnął się i sięgnął dłonią po odrobinę rumiany policzek dziewczyny nie musząc wstawać. Jak to uczynił? Rozciągliwe ciało robiło swoje. Ujął na chwilkę delikatnie w palce owal twarzy towarzyszki tak, aby nie zarysować jej gładkiej skóry pazurami zaostrzonymi jak igły, i nie odrywając od niej wzroku odezwał się ponownie telepatycznie:
"~Doceniam Twoje starania, i nie musisz mi się kłaniać. Pomogę Ci i tak.~"
Sam powoli szykował się do wstania, nie mniej nie znalazł do tej pory odpowiedniej motywacji. A co do nauczania... odkąd skrzyżowały się jego drogi z Kisą i Ame, chciał je poznać bliżej i jakoś wesprzeć w rozwoju ich potencjałów. Miały ogromne szanse zasilić słabnące grono wojowników, którzy stali po właściwej stronie barykady. Nie tylko silne i błyskotliwe, ale mające w sobie moc, o jakiej nie śnili wrogowie. Tu też nie chodziło o wolę życia i manifestowania swoich możliwości. O tym wspomni kiedyś, kiedy zbierze się na odwagę.
Słowa Kisy były intrygujące. Musiała znać wyczuwanie Ki, skoro mogła ocenić, że jej przełożony kogoś pokonał. Skoro nie należał w tej bitwie po stronie dobrych to oznaczało, iż dorwał kogoś z rebeliantów. Musiał na moment skoncentrować się i zlokalizować, o kim mogła wspominać Saiyanka. Że ktoś przegrał z Razielem. I... i... i rozpoznał ów moc, aż otworzył szerzej ślepia.
"~Vivian...!~"
Podniósł się gwałtownie z ziemi na równe nogi i pożałował, gdyż przed oczyma zjawiły się mroczki. Oj źle było z nim, jeszcze objął go chłód z góry na dół, tak że z ust dymiła para wodna. Jednocześnie zrobiło mu się duszno, że musiał zdjąć maskę z twarzy. Niby twarz poważna, lecz dało się wyczytać z zaledwie kilku małych zmarszczek, iż Red coś w sobie tłamsi. Głód, potworny głód. Przecież źródło możliwej posoki stało dwa kroki od niego, w bardzo ślicznym opakowaniu z małpią kitką.
Aż mógł sobie wyobrazić, jak może smakować jej posoka.
>Ghrrr...
Warknął nieludzko, przez chwilę w jego oczach nie dało się dostrzec iskier rozumnej istoty, tylko samą bestię. I to ów bestia gwałtownie porwała ku sobie Saiyankę i zgarnęła niemalże pod pysk z kłami jej kark. Nawet potwór wysunął język, którym oblizał nie tylko swoje wargi, lecz i odcinek szyi wystający znad ubioru kadeta. Zimny język niczym lód mógł przyprawiać o gęsią skórkę. I później wysunął zębiska spod linii warg, z zamiarem wgryzienia się w szyję. Jedną ręką obejmował Kisę, a drugą stabilizował jej głowę kładąc ją na czole i w ten sposób zagarniając ku sobie odsłoniętą szyję. Dlatego miał gotową pozycję do ataku na krew, lecz tego nie zrobił. Odzyskał w ostatnim momencie władzę nad sobą i zrobił krok w tył od dziewczyny puszczając ją. Red zaś błądził rozkojarzonym wzrokiem gdzieś na bok z szybszym oddechem. Był na siebie wściekły, że o mały włos, a wbiłby kły w jedyną towarzyszkę, która nawet zdecydowała się u niego trenować. Nie ma co, taką reklamą raczej nie zagwarantował sobie wakatu nauczyciela.
[Ooc: post treningowy]
- GośćGość
Re: Skalny Las
Czw Lut 11, 2016 7:43 pm
___ - Vivian? - spojrzała na demona ze zdziwieniem na twarzy - Znasz tą osobę? Jaki ten świat jest mały. - uśmiechnęła się troszkę smutnawo. A więc poznała tożsamość tej drugiej KI. Musi ją zapamiętać w razie czego, kto wie kiedy się przyda i do czego. W każdym razie na ten moment nie mogli nic zrobić... chyba. Raziel ranny czy nie ranny, wciąż może chcieć zabić Kisę, więc nie wie, czy chce tak bardzo się zbliżać do niego.
Była gotowa do treningu pod okiem najsilniejszego wojownika jakiego zdarzyło się jej spotkać na swojej krótkiej, choć bardzo dynamicznej drodze walk. Już nie mogła się doczekać, już miała zamiar odwrócić się i pognać na jakąś bardziej otwartą przestrzeń gdy... gdy nagle demon chwycił ją bardzo mocno, zacisnął swój stalowy uścisk na biednej małej Kisie, która teraz nie miała gruntu pod nogami, przez sporą różnicę między wzrostami obojga. Zaczęła się dusić, ale nie wiedziała, czy to przez siłę Red'a, czy przez zaskoczenie i strach jaki ją teraz ogarnął. Nie była w stanie załapać przez chwilę o co chodzi, co się dzieje. Czuła tylko jego zimny oddech oraz wilgotny język wodzący po jej szyi, w poszukiwaniu żyły. Teraz się ocuciła z lekka, zrozumiała co się zaraz stanie, jeśli nie zrobi czegoś. Tylko co ona mogła? Była słabsza od demona i to o kilkanaście razy, nie mogła mu nic zrobić, nawet używając pełni swojej mocy. Mimo, że to wiedziała, to się szarpała, licząc chyba na cud.
Czy to już był trening czy od dawna to planował? To po to za nią chodził tyle czasu? Dlaczego miałby zadać sobie tyle trudu tylko dla tego, by ją dorwać, skoro wokół było tyle martwego mięsa?
No tak! Mogła się przecież domyślić już wtedy i dać nogę, a teraz zginie za swoją lekkomyślność. Znów dała się omamić. Ale...
Nagle mężczyzna wypuścił dziewczynę z uścisku, a ta wylądowała na piachu, plecami. Natychmiast - jak topielec wynurzający się na powierzchnię - złapała w płuca powietrze. Przewróciła się na brzuch, starając przeczołgać kawałek. Myślała, że chciał się jeszcze nią pobawić, więc próbowała uciec, lecz gdy zorientowała się, że demon nie goni jej - zatrzymała się i spojrzała na niego. Wyglądał wściekle, tak jakby najchętniej pobił sam siebie. Coś ją tknęło.
Uspokajając oddech zdjęła jedną białą rękawiczkę, po czym dotknęła wilgotnego miejsca na swojej szyi. Kilka sekund zastanowienia i olśnienie.
___ - Instynkt... - mruknęła niemal bezgłośnie. Więc... nie robił tego po to, bo chciał, tylko musiał. W takim stanie Red nie będzie mógł z nią trenować, bo gdy tylko poleje się krew, to od razu ją zje w całości. Przełknęła głośno ślinę, wstając bardzo powoli, ale nie spuszczając czarnego jak smoła wzroku z towarzysza. - Red... - zawołała. Zrobiła krok, dwa, trzy, aż w końcu była na tyle blisko niego, by poczuć znów jego zimny oddech. Może być w tej chwili głupia, może być samobójczynią, ale... w końcu żyje chwilą.
Ręka, z której zdjęła rękawiczkę, odrzuciła gęste i czarne włosy do tyłu, pokazując kark. Odchyliła kawałek materiału stroju po czym zrobiła w miejscu, gdzie wcześniej celował lekkie nacięcie za pomocą własnej KI, z którego pociekło trochę jej posoki.
___ - Pewnie nie jest za smaczna, bo w końcu jestem tylko klonem, ale... - nie dokończyła, tylko zamknęła oczy. Niech to będzie zapłatą za trening. W końcu chce trenować i jest w stanie zrobić dla tego niemalże wszystko.
___ - Więc? Od czego mamy zacząć? - dziesięć minut później młoda saiyanka stała dumnie, z założonymi rękoma na biodrach i wpatrywała się z swojego demonicznego nauczyciela. - Albo wiem... - tutaj uśmiechnęła się dość cwanie po czym schyliła lekko, ugięła nogi oraz zacisnęła palce w pięści. Zamachnęła się małpim ogonem po czym po chwilowej koncentracji wyrzuciła z siebie falę energii przechodząc w poziom złotego wojownika. O dziwo, tym razem nie zmęczyła się samą przemianą, co miało miejsce na początku, gdy przyzwyczajała się do transformacji. Mięśnie już tak bardzo nie bolały, a Ki nie uchodziła szybko. Udawało jej się przyswoić złotego wojownika.
Turkusowe spojrzenie utkwiło w czarnorubinowych oczach Red'a. Wystrzeliła z miejsca, kierując swoją pięść prosto w policzek swojego towarzysza choć... to pewnie będzie bezskuteczne. Chciała tylko zademonstrować swój cios.
Koniec treningu
Była gotowa do treningu pod okiem najsilniejszego wojownika jakiego zdarzyło się jej spotkać na swojej krótkiej, choć bardzo dynamicznej drodze walk. Już nie mogła się doczekać, już miała zamiar odwrócić się i pognać na jakąś bardziej otwartą przestrzeń gdy... gdy nagle demon chwycił ją bardzo mocno, zacisnął swój stalowy uścisk na biednej małej Kisie, która teraz nie miała gruntu pod nogami, przez sporą różnicę między wzrostami obojga. Zaczęła się dusić, ale nie wiedziała, czy to przez siłę Red'a, czy przez zaskoczenie i strach jaki ją teraz ogarnął. Nie była w stanie załapać przez chwilę o co chodzi, co się dzieje. Czuła tylko jego zimny oddech oraz wilgotny język wodzący po jej szyi, w poszukiwaniu żyły. Teraz się ocuciła z lekka, zrozumiała co się zaraz stanie, jeśli nie zrobi czegoś. Tylko co ona mogła? Była słabsza od demona i to o kilkanaście razy, nie mogła mu nic zrobić, nawet używając pełni swojej mocy. Mimo, że to wiedziała, to się szarpała, licząc chyba na cud.
Czy to już był trening czy od dawna to planował? To po to za nią chodził tyle czasu? Dlaczego miałby zadać sobie tyle trudu tylko dla tego, by ją dorwać, skoro wokół było tyle martwego mięsa?
"~Nie jestem tym, za kogo mnie uważasz, Kisa.~"
No tak! Mogła się przecież domyślić już wtedy i dać nogę, a teraz zginie za swoją lekkomyślność. Znów dała się omamić. Ale...
Nagle mężczyzna wypuścił dziewczynę z uścisku, a ta wylądowała na piachu, plecami. Natychmiast - jak topielec wynurzający się na powierzchnię - złapała w płuca powietrze. Przewróciła się na brzuch, starając przeczołgać kawałek. Myślała, że chciał się jeszcze nią pobawić, więc próbowała uciec, lecz gdy zorientowała się, że demon nie goni jej - zatrzymała się i spojrzała na niego. Wyglądał wściekle, tak jakby najchętniej pobił sam siebie. Coś ją tknęło.
Uspokajając oddech zdjęła jedną białą rękawiczkę, po czym dotknęła wilgotnego miejsca na swojej szyi. Kilka sekund zastanowienia i olśnienie.
___ - Instynkt... - mruknęła niemal bezgłośnie. Więc... nie robił tego po to, bo chciał, tylko musiał. W takim stanie Red nie będzie mógł z nią trenować, bo gdy tylko poleje się krew, to od razu ją zje w całości. Przełknęła głośno ślinę, wstając bardzo powoli, ale nie spuszczając czarnego jak smoła wzroku z towarzysza. - Red... - zawołała. Zrobiła krok, dwa, trzy, aż w końcu była na tyle blisko niego, by poczuć znów jego zimny oddech. Może być w tej chwili głupia, może być samobójczynią, ale... w końcu żyje chwilą.
Ręka, z której zdjęła rękawiczkę, odrzuciła gęste i czarne włosy do tyłu, pokazując kark. Odchyliła kawałek materiału stroju po czym zrobiła w miejscu, gdzie wcześniej celował lekkie nacięcie za pomocą własnej KI, z którego pociekło trochę jej posoki.
___ - Pewnie nie jest za smaczna, bo w końcu jestem tylko klonem, ale... - nie dokończyła, tylko zamknęła oczy. Niech to będzie zapłatą za trening. W końcu chce trenować i jest w stanie zrobić dla tego niemalże wszystko.
...
___ - Więc? Od czego mamy zacząć? - dziesięć minut później młoda saiyanka stała dumnie, z założonymi rękoma na biodrach i wpatrywała się z swojego demonicznego nauczyciela. - Albo wiem... - tutaj uśmiechnęła się dość cwanie po czym schyliła lekko, ugięła nogi oraz zacisnęła palce w pięści. Zamachnęła się małpim ogonem po czym po chwilowej koncentracji wyrzuciła z siebie falę energii przechodząc w poziom złotego wojownika. O dziwo, tym razem nie zmęczyła się samą przemianą, co miało miejsce na początku, gdy przyzwyczajała się do transformacji. Mięśnie już tak bardzo nie bolały, a Ki nie uchodziła szybko. Udawało jej się przyswoić złotego wojownika.
Turkusowe spojrzenie utkwiło w czarnorubinowych oczach Red'a. Wystrzeliła z miejsca, kierując swoją pięść prosto w policzek swojego towarzysza choć... to pewnie będzie bezskuteczne. Chciała tylko zademonstrować swój cios.
Koniec treningu
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Czw Lut 11, 2016 9:11 pm
Cholera, czyli poznała jego słabość. Może nie tyle słabość, co czynnik uniemożliwiający racjonalne myślenie, a w niepowołanych rękach - stałby się punktem do nadużyć szału demona na swoją korzyść. Mowa o krwi. Przez nią omal nie stracił kompanki, bo kto wie, do czego byłby zdolny po wbiciu kłów w młodą skórkę. Omal, bo w sumie nie zatrzymał Saiyanki, ale to ona zdecydowała się zawrócić. Mimo strachu okiełznała lęk i podeszła bliżej zgłodniałego, zziębniętego demona. Co więcej, sama nacięła skórę na szyi, którą obnażyła przed Redem, a którego ślepia zaiskrzyły intensywnym, neonowym kolorem. Chyba słyszał jej ostrzeżenie przed jakością posoki, lecz był tak owładnięty instynktem, że tylko nachylił się nad dziewczyną i przytknął wargi do cieknącej rany. Niczym niemowlę do piersi matki. Przynajmniej o tyle oszczędzi bólu, że nie wbije kłów, tylko tak zgasi pragnienie. I wbrew temu, co twierdziła Saiyanka, krew miała przepyszną. Owinął dłońmi koleżankę, lecz tym razem nie tak drapieżnie jak za pierwszym podejściem. Słychać było jakie soczyste łyki pobierał z życiodajnej esencji, jaką była bordowa ciecz. Wreszcie, po dwóch-trzech minutach przyssania się niczym pijawka odsunął z wolna wargi, by zlizać dokładnie nacięcie na skórze Czarnowłosej. Nic nie mogło się zmarnować, a przy okazji wyleczy się szybciej. Mimo ofiarności Kisy nie był z siebie zadowolony, że uległ pokusie. Nie mniej skinął głową w podzięce, lecz jeszcze dał jej i sobie wypocząć. Oboje mogli mieć zawroty głowy - Kisa od utraty, a Red od uzyskania nowych sił. No i przy okazji mogli sobie poukładać pewne uzyskane informacje o ich wzajemnych sylwetkach. Może nie najlepszy początek wspólnych treningów, jednak skończyło się względnie dobrze. Na pewno gorzej dla dziewczyny.
Dziesięć minut później Kisa szykowała się do treningu, a demon wyciszył się na tyle, iż również mógł przystąpić do zajęć. Już miał coś zaproponować, ale uczennica (właściwie nie lubił określenia relacji nauczyciel-uczeń, za bardzo kojarzyło mu się ze Szkołą Światła) ubiegła go swoim czynem. Odpaliła złocistą aurę jak z petardy i rzuciła się DEMONstrując, co potrafi. No i Red bądź co bądź przyjął na siebie pierwszy cios Złotowłosej wojowniczki. Okazało się, że dziewczyna oswoiła ów rodzaj przemiany, którą widywał u innych Saiyan lub Half Saiyan. Ubywało z niej jednak nie tylko siły, ale i Ki, które obijały się o jego wrażliwe na bodźce energetyczne ciało i informowały demona o zmianach w powietrzu. Mógł rozbić na jeszcze drobniejsze cząsteczki ów niewidzialny materiał i niczym DNA określić czy już mógł mieć styczność z taką odmianą mocy.
"~Miałem przeczucie, że skądś znam tę energię~" utkwił spojrzenie w dziewczynie, a z kącika ust zlizał krew, która pojawiła się po uderzeniu w policzek "~Wydajesz się być sobą, a nie czyimś klonem.~"
Dodał po chwili i zastosował technikę Kiaiho, by wydłużyć dystans między nimi. No i przy okazji Kisa musiała uważać, by podmuch powietrza nie zmiótł jej na pobliskie skały, których pełno wszędzie. Jak tak przyglądał się towarzyszce zastanawiał się, jak mógłby służyć pomocną, szponiastą ręką. I doszedł pokrótce do wniosku, iż zechciałby poznać wpierw wszystkie jej umiejętności, a następnie skupić się na ogólnym rozwoju, który polegałby na stabilizacji Super Wojownika. Czyli innymi słowy - aby Czarnowłosa nie wyrzucała z siebie zbędnej energii, którą mogłaby w razie ryzyka wykorzystać na inną okazję. Tu potrzeba o wiele więcej czasu, więc będą regularnie trenować.
W pewnej chwili, znienacka, wysunął dłoń przed siebie, a każdy palec stał się harpunem, który w różnych odstępach czasu wystrzeliwały się w kierunku dziewczyny. Później zrobił tak samo z drugą dłonią, w międzyczasie "wciągając" palce z pierwszej. Co tym razem pokaże jego nowa podopieczna? Aż był podekscytowany. Nie mniej trzymał nerwy na wodzy, wszak nie chciał odstraszyć od siebie kandydatkę na Obrończynię Wszechświata. Miała werwę do walki, a kosmos jest cały usiany niebezpieczeństwami.
[Ooc: post treningowy, kończący]
Dziesięć minut później Kisa szykowała się do treningu, a demon wyciszył się na tyle, iż również mógł przystąpić do zajęć. Już miał coś zaproponować, ale uczennica (właściwie nie lubił określenia relacji nauczyciel-uczeń, za bardzo kojarzyło mu się ze Szkołą Światła) ubiegła go swoim czynem. Odpaliła złocistą aurę jak z petardy i rzuciła się DEMONstrując, co potrafi. No i Red bądź co bądź przyjął na siebie pierwszy cios Złotowłosej wojowniczki. Okazało się, że dziewczyna oswoiła ów rodzaj przemiany, którą widywał u innych Saiyan lub Half Saiyan. Ubywało z niej jednak nie tylko siły, ale i Ki, które obijały się o jego wrażliwe na bodźce energetyczne ciało i informowały demona o zmianach w powietrzu. Mógł rozbić na jeszcze drobniejsze cząsteczki ów niewidzialny materiał i niczym DNA określić czy już mógł mieć styczność z taką odmianą mocy.
"~Miałem przeczucie, że skądś znam tę energię~" utkwił spojrzenie w dziewczynie, a z kącika ust zlizał krew, która pojawiła się po uderzeniu w policzek "~Wydajesz się być sobą, a nie czyimś klonem.~"
Dodał po chwili i zastosował technikę Kiaiho, by wydłużyć dystans między nimi. No i przy okazji Kisa musiała uważać, by podmuch powietrza nie zmiótł jej na pobliskie skały, których pełno wszędzie. Jak tak przyglądał się towarzyszce zastanawiał się, jak mógłby służyć pomocną, szponiastą ręką. I doszedł pokrótce do wniosku, iż zechciałby poznać wpierw wszystkie jej umiejętności, a następnie skupić się na ogólnym rozwoju, który polegałby na stabilizacji Super Wojownika. Czyli innymi słowy - aby Czarnowłosa nie wyrzucała z siebie zbędnej energii, którą mogłaby w razie ryzyka wykorzystać na inną okazję. Tu potrzeba o wiele więcej czasu, więc będą regularnie trenować.
W pewnej chwili, znienacka, wysunął dłoń przed siebie, a każdy palec stał się harpunem, który w różnych odstępach czasu wystrzeliwały się w kierunku dziewczyny. Później zrobił tak samo z drugą dłonią, w międzyczasie "wciągając" palce z pierwszej. Co tym razem pokaże jego nowa podopieczna? Aż był podekscytowany. Nie mniej trzymał nerwy na wodzy, wszak nie chciał odstraszyć od siebie kandydatkę na Obrończynię Wszechświata. Miała werwę do walki, a kosmos jest cały usiany niebezpieczeństwami.
[Ooc: post treningowy, kończący]
- GośćGość
Re: Skalny Las
Pią Lut 12, 2016 8:54 pm
Po jej uderzeniu, Red powiedział, że jej energia jest mu znana. Dziewczyna lekko skwasiła się na twarzy.
___ - Nie, mylisz mnie z kimś innym. Jestem tylko klonem i niczym więcej. - powiedziała dość ponurym głosem. Nie traktowała nigdy siebie jako osoby, bardziej coś jak... w przybliżeniu worek z mięsem na duszę, z resztą którą ciekawe czy ma. Nie była niczego pewna jeśli chodzi o jej osobę. Gdyby było dane jej poznać kogoś podobnego do niej, może udałoby się poznać też bliżej siebie i odpowiedzieć na parę nurtujących ją czasami pytań.
Po chwili oberwała mocnym podmuchem energii, który odrzucił ją na spory kawał do tyłu. Przydzwoniła ciałem w skały, które zawaliły się na nią w części. Nie zdążyła się wygrzebać, bo za chwilę zaczęła obrywać czym niezidentyfikowanym dla niej. Starała się bronić jakoś przed ciosami, zasłaniając łokciami swoją twarz oraz kawałek torsu. Jednakże niewiele to dawało, bo siniaków przybywało z sekundy na sekundę. Zakręciło się w jej głowie na chwilę, zapewne przez wcześniejszą utratę krwi lub czegoś innego. Jednak w końcu ocuciła się i postanowiła, że zrobi taki sam trik co Red. Zebrała w sobie moc, po czym wyrzuciła ją w postaci podmuchu kaiho, dając sobie tym samym drogę do ucieczki. Korzystając z chwili przerwy od ataku Red'a, oraz, że kamienie zostały odrzucone, podniosła się momentalnie i wyskoczyła w powietrze, na jeden z kamiennych filarów.
Już miała szykować kolejny atak gdy...
___ - Huh? - jak szpilka, przeszedł po jej głowie mocny impuls. Odwróciła się w tamtą stronę, obserwując na horyzoncie jasną łunę. Nastąpiła potężna eksplozja, wielka kula została właśnie rzucona w Króla. Czy przeżyje coś takiego? Ta moc była niesamowita. Taka potężna. Chyba tylko tytan ze stali mógłby coś takiego przeżyć - Niesamowite. Muszę się tego nauczyć.
No dobra, tam się dzieje i tu też się dzieje. Wróciła wzrokiem na demona. Zacisnęła pięści po czym zaczęła ciskać kulami KI w stronę demona. Rzucała jedną za drugą, bez chwili wytchnienia, najszybciej jak tylko mogła, bombardując swojego przeciwnika. Gdy chmura kurzu uniemożliwiła jakąkolwiek widoczność, pojawiła się tuż przed nim i skoczyła w górę uderzając głową w jego podbródek.
___ - Nie, mylisz mnie z kimś innym. Jestem tylko klonem i niczym więcej. - powiedziała dość ponurym głosem. Nie traktowała nigdy siebie jako osoby, bardziej coś jak... w przybliżeniu worek z mięsem na duszę, z resztą którą ciekawe czy ma. Nie była niczego pewna jeśli chodzi o jej osobę. Gdyby było dane jej poznać kogoś podobnego do niej, może udałoby się poznać też bliżej siebie i odpowiedzieć na parę nurtujących ją czasami pytań.
Po chwili oberwała mocnym podmuchem energii, który odrzucił ją na spory kawał do tyłu. Przydzwoniła ciałem w skały, które zawaliły się na nią w części. Nie zdążyła się wygrzebać, bo za chwilę zaczęła obrywać czym niezidentyfikowanym dla niej. Starała się bronić jakoś przed ciosami, zasłaniając łokciami swoją twarz oraz kawałek torsu. Jednakże niewiele to dawało, bo siniaków przybywało z sekundy na sekundę. Zakręciło się w jej głowie na chwilę, zapewne przez wcześniejszą utratę krwi lub czegoś innego. Jednak w końcu ocuciła się i postanowiła, że zrobi taki sam trik co Red. Zebrała w sobie moc, po czym wyrzuciła ją w postaci podmuchu kaiho, dając sobie tym samym drogę do ucieczki. Korzystając z chwili przerwy od ataku Red'a, oraz, że kamienie zostały odrzucone, podniosła się momentalnie i wyskoczyła w powietrze, na jeden z kamiennych filarów.
Już miała szykować kolejny atak gdy...
___ - Huh? - jak szpilka, przeszedł po jej głowie mocny impuls. Odwróciła się w tamtą stronę, obserwując na horyzoncie jasną łunę. Nastąpiła potężna eksplozja, wielka kula została właśnie rzucona w Króla. Czy przeżyje coś takiego? Ta moc była niesamowita. Taka potężna. Chyba tylko tytan ze stali mógłby coś takiego przeżyć - Niesamowite. Muszę się tego nauczyć.
No dobra, tam się dzieje i tu też się dzieje. Wróciła wzrokiem na demona. Zacisnęła pięści po czym zaczęła ciskać kulami KI w stronę demona. Rzucała jedną za drugą, bez chwili wytchnienia, najszybciej jak tylko mogła, bombardując swojego przeciwnika. Gdy chmura kurzu uniemożliwiła jakąkolwiek widoczność, pojawiła się tuż przed nim i skoczyła w górę uderzając głową w jego podbródek.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Sob Lut 13, 2016 7:35 pm
Nie skomentował więcej słów towarzyszki dotyczących klonów, chociaż i tak wiedział swoje. Nawet, jeśli jest klonem, to na tyle doskonałym, iż nie powinna rozmyślać w takich kategoriach. Jakby nie spojrzeć - Red też różnił się od pierwszego demona, z którym łączyły go geny. Bo właściwie... wszystkie demony, jeśli miały szansę na odrodzenie się, inaczej formowały swoje ciałą i umiejętności. Chociażby June czy Fox, no i Red. Ich pierwsze odsłony, przemiany wyglądały inaczej niż za drugim razem. Trudno stwierdzić dlaczego, ale ich Ki nie różniły się. Pozostawały takie same, tak jak w przypadku Kisy. Oto kolejna cecha, która ich łączyła.
Na razie robił za worek treningowy, aby ocenić siłę swej towarzyszki. Była zawzięta i kombinowała, a to znaczyło, iż nie jest zwykłym kadetem. Nie stosowała jedynie prostych schematów - tworzyła wariacje i nimi mogła zaskoczyć przeciwnika. Bardzo spodobało mu się ów urozmaicenie w ruchach i gestach Czarnowłosej. Jej moc sięgała blisko 50 tysięcy jednostek Ki, co jest niemałym pokazem możliwości. Tu posyłała pociski Ki, tam kopała i tworzyła nawet zasłony dymne, by z ich obłoków posyłać ciosy. Zdawać się mogło, iż demon igra sobie z Saiyanki, skoro nawet nie jęknął z bólu, nie mniej nie chciał jej wybijać z rytmu, i sprawdzić jej umiejętności w warunkach polowych.
Sprawdzałby dalej, gdyby nie zdarzenie w mieście Małp. Tam, w największym budynku, ścierały się dwa fronty, gdzie swój udział miała olbrzymia kula z Ki, jaką uzbierał Hikaru i cisnął w przeciwnika. Usłyszał wołanie dziewczyny, i niestety... mimo ogromu zniszczeń, cel nie rozmył się w powietrzu. Aż zacisnął kły i warknął głośno spod zaciśniętych szczęk.
"~Ksaaa, Król przeżył.~"
Jakim cudem?! I jeszcze osiągnął niebotyczną moc, o której nie śniło się demonowi. Gdyby tam był osobiście... ale to zbyt wielkie ryzyko. I nie wiadomo, czy jakkolwiek pomógłby walczącym wojownikom, skoro nawet jego Ki była zbędna na polu bitwy. Aura wokół sylwetki demona zgęstniała, jakby rzeczywiście szykował się do wyruszenia do Pałacu. Aż zacisnął pięści, a ostre paznokcie wbił w dłonie. Mimo to twarz miał poważną, z lekkim grymasem zniesmaczenia. Spoglądał chwilę w kierunku Pałacu, lecz zaraz powrócił ślepiami na wojowniczkę. Był jej wiele winien, chociażby wyjaśnień.
"~Nie walczę przeciwko Królowi, ponieważ mogę bardziej zaszkodzić niż pomóc. Domyśliłaś się sama, skoro pozwoliłaś na podzielenie się krwią z kimś takim jak ja.~"
Odezwał się telepatycznie, a w mig wystrzelił w kierunku Kisy kilkadziesiąt pocisków Ki, by pamiętała o podzielności uwagi. Że nic nie może ją zaskoczyć, mieć oczy dookoła głowy, nie dać się zatrzymać niecodziennej chwili. I tak świetnie sobie radziła, tak więc nie widział przeszkód, by dalej - już w trakcie walki - bombardować dziewczynę kolejnym, już krótszym wyznaniem:
"~Poza tym Saiyan Kuro i Mistic Hikaru zdecydowali się na bezpośrednie starcie. Znasz saiyańską dumę...~"
Eh, naprawdę korciło go, by tam wpaść i chociażby pomóc w opatrywaniu ran. Nie mniej od zapachu krwi mógłby oszaleć i zamiast walczyć z Królem - stać się omyłkowo jego sprzymierzeńcem zła. Wolał nie narażać innych na niebezpieczeństwo, toteż podzielił się energią i dał im wszelkie pole do popisu. Jeśli zawiodą... poleciałby tam, a na pewno widok ich martwych ciał wpadłby w furię. Już na samą myśl jego Ki szeleściła, a w demonicznych oczach tlił się mroczny blask.
Jak już wojowniczka zauważyła, Red popadł w gorszy humor, lecz nic dziwnego. Wie, że w powietrzu wisi potężne zagrożenie dla tej planety, a on nie może kiwnąć palcem. Musiał rozładować negatywną energię, a przy okazji pragnął podjąć się rozwoju swojej towarzyszki. Wiedział, że w przyszłości będzie mieć w niej silną sojuszniczkę. O ile coś gorszego nie dopadnie planety Vegety, skoro Król nie poddał się, wręcz zwiększył swoją moc. Perspektywa nie wydawała się najlepsza.
"~Wyczuwam, jak ucieka Ci energia, nawet jak oddychasz. Skup się na tym, aby nie powracać do normalnej postaci.~"
Usiadł po turecku na ziemi i uważnie wlepił kocie źrenice w sylwetce dziewczyny, a pstrykając palcami u rąk przywołał z czarnego obłoczka klepsydrę wielkości telewizora, którą położył przed sobą i spoglądał w przesypujący się piasek. Tylko, że zamiast piasku - w środku był biały cukier w drobnych kosteczkach, a obudowa klepsydry była landrynkowa. Cóż, jeszcze pamiętał jak tworzy się słodycze, a tak przynajmniej sprawdzi jak długo Kisa potrafi utrzymać się na poziomie Super Saiyanki.
Więc na razie dość fizycznej walki, którą ocenił na dość wysokim poziomie. Teraz sprawdzi wytrzymałość Ogoniastej, a przy okazji spróbuje wyciszyć złe prądy płynące w jego żyłach.
Do jego zmysłów dotarł impuls, znanej mu energii. Mistic... musiał ucierpieć od Genki Damy, albo od zezłoszczonego Króla, na którą rzucił ogromny pocisk mocy. Jego Ki było niestabilne i malało. Pamiętał, jak Białowłosy wydobył go z karceru, dwa lata temu, chociaż nie miał takiego obowiązku. Red zmrużył lekko powieki i wstał na równe nogi.
"~Kisa, kontroluj swoją Ki na tym poziomie, wrócę za chwilę.~"
Odezwał się telepatycznie. Oczywiście, skoro polecił tak dziewczynie spędzenie wolnego czasu to znaczyło, że będzie mieć ją na oku z mocą.
Z tematu - na chwilę, więc pewnie będzie edycja... godzina 21:10
Na razie robił za worek treningowy, aby ocenić siłę swej towarzyszki. Była zawzięta i kombinowała, a to znaczyło, iż nie jest zwykłym kadetem. Nie stosowała jedynie prostych schematów - tworzyła wariacje i nimi mogła zaskoczyć przeciwnika. Bardzo spodobało mu się ów urozmaicenie w ruchach i gestach Czarnowłosej. Jej moc sięgała blisko 50 tysięcy jednostek Ki, co jest niemałym pokazem możliwości. Tu posyłała pociski Ki, tam kopała i tworzyła nawet zasłony dymne, by z ich obłoków posyłać ciosy. Zdawać się mogło, iż demon igra sobie z Saiyanki, skoro nawet nie jęknął z bólu, nie mniej nie chciał jej wybijać z rytmu, i sprawdzić jej umiejętności w warunkach polowych.
Sprawdzałby dalej, gdyby nie zdarzenie w mieście Małp. Tam, w największym budynku, ścierały się dwa fronty, gdzie swój udział miała olbrzymia kula z Ki, jaką uzbierał Hikaru i cisnął w przeciwnika. Usłyszał wołanie dziewczyny, i niestety... mimo ogromu zniszczeń, cel nie rozmył się w powietrzu. Aż zacisnął kły i warknął głośno spod zaciśniętych szczęk.
"~Ksaaa, Król przeżył.~"
Jakim cudem?! I jeszcze osiągnął niebotyczną moc, o której nie śniło się demonowi. Gdyby tam był osobiście... ale to zbyt wielkie ryzyko. I nie wiadomo, czy jakkolwiek pomógłby walczącym wojownikom, skoro nawet jego Ki była zbędna na polu bitwy. Aura wokół sylwetki demona zgęstniała, jakby rzeczywiście szykował się do wyruszenia do Pałacu. Aż zacisnął pięści, a ostre paznokcie wbił w dłonie. Mimo to twarz miał poważną, z lekkim grymasem zniesmaczenia. Spoglądał chwilę w kierunku Pałacu, lecz zaraz powrócił ślepiami na wojowniczkę. Był jej wiele winien, chociażby wyjaśnień.
"~Nie walczę przeciwko Królowi, ponieważ mogę bardziej zaszkodzić niż pomóc. Domyśliłaś się sama, skoro pozwoliłaś na podzielenie się krwią z kimś takim jak ja.~"
Odezwał się telepatycznie, a w mig wystrzelił w kierunku Kisy kilkadziesiąt pocisków Ki, by pamiętała o podzielności uwagi. Że nic nie może ją zaskoczyć, mieć oczy dookoła głowy, nie dać się zatrzymać niecodziennej chwili. I tak świetnie sobie radziła, tak więc nie widział przeszkód, by dalej - już w trakcie walki - bombardować dziewczynę kolejnym, już krótszym wyznaniem:
"~Poza tym Saiyan Kuro i Mistic Hikaru zdecydowali się na bezpośrednie starcie. Znasz saiyańską dumę...~"
Eh, naprawdę korciło go, by tam wpaść i chociażby pomóc w opatrywaniu ran. Nie mniej od zapachu krwi mógłby oszaleć i zamiast walczyć z Królem - stać się omyłkowo jego sprzymierzeńcem zła. Wolał nie narażać innych na niebezpieczeństwo, toteż podzielił się energią i dał im wszelkie pole do popisu. Jeśli zawiodą... poleciałby tam, a na pewno widok ich martwych ciał wpadłby w furię. Już na samą myśl jego Ki szeleściła, a w demonicznych oczach tlił się mroczny blask.
Jak już wojowniczka zauważyła, Red popadł w gorszy humor, lecz nic dziwnego. Wie, że w powietrzu wisi potężne zagrożenie dla tej planety, a on nie może kiwnąć palcem. Musiał rozładować negatywną energię, a przy okazji pragnął podjąć się rozwoju swojej towarzyszki. Wiedział, że w przyszłości będzie mieć w niej silną sojuszniczkę. O ile coś gorszego nie dopadnie planety Vegety, skoro Król nie poddał się, wręcz zwiększył swoją moc. Perspektywa nie wydawała się najlepsza.
"~Wyczuwam, jak ucieka Ci energia, nawet jak oddychasz. Skup się na tym, aby nie powracać do normalnej postaci.~"
Usiadł po turecku na ziemi i uważnie wlepił kocie źrenice w sylwetce dziewczyny, a pstrykając palcami u rąk przywołał z czarnego obłoczka klepsydrę wielkości telewizora, którą położył przed sobą i spoglądał w przesypujący się piasek. Tylko, że zamiast piasku - w środku był biały cukier w drobnych kosteczkach, a obudowa klepsydry była landrynkowa. Cóż, jeszcze pamiętał jak tworzy się słodycze, a tak przynajmniej sprawdzi jak długo Kisa potrafi utrzymać się na poziomie Super Saiyanki.
Więc na razie dość fizycznej walki, którą ocenił na dość wysokim poziomie. Teraz sprawdzi wytrzymałość Ogoniastej, a przy okazji spróbuje wyciszyć złe prądy płynące w jego żyłach.
Do jego zmysłów dotarł impuls, znanej mu energii. Mistic... musiał ucierpieć od Genki Damy, albo od zezłoszczonego Króla, na którą rzucił ogromny pocisk mocy. Jego Ki było niestabilne i malało. Pamiętał, jak Białowłosy wydobył go z karceru, dwa lata temu, chociaż nie miał takiego obowiązku. Red zmrużył lekko powieki i wstał na równe nogi.
"~Kisa, kontroluj swoją Ki na tym poziomie, wrócę za chwilę.~"
Odezwał się telepatycznie. Oczywiście, skoro polecił tak dziewczynie spędzenie wolnego czasu to znaczyło, że będzie mieć ją na oku z mocą.
Z tematu - na chwilę, więc pewnie będzie edycja... godzina 21:10
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Nie Lut 14, 2016 9:53 pm
>>>Wraz z Hikaru, z Placu przed Pałacem
No i wrócił. Nie sam, miał pewnego towarzysza przewieszonego przez ramię. Tak, to ten sam Mistic, o którym pokrótce wspomniał dziewczynie. Nie mniej, jeszcze nie przedstawił swego kompana, który jeszcze nie odzyskał przytomności. W pewnym sensie to dobrze, gdyż chciał podjąć lepszą kurację nad Białowłosym. Klepsydra zdążyła przesypać cukier zamiast piasku, tak więc mniej więcej dwadzieścia minut nie było go w tutejszej okolicy. Nie przeszkadzając Kisie w koncentracji zabrał się za ratunek dla Hikaru.
Najpierw zdjął z niego poszarpaną koszulę, by miał jakkolwiek miękko na skalnym podłożu. Kucnął przy nim i zgarnął z niego powierzchowny kurz i krew, na którą spoglądał przez kilka chwil z cichym powarkiwaniem i zahipnotyzowaniem. Mimo ociekającej posoki nie skusił się ani na łyk, musiał trzymać nerwy na wodzy. Poza tym dzięki niesamowicie altruistycznemu gestowi młodej Saiyanki nie odczuwał głodu. Tak czy inaczej dziewczyna była świadkiem, jak aura demona w postaci czarnych motyli wniknęła do organizmu Białowłosego i podnosiła jego podstawowe funkcje życiowe. Poprawny oddech, bardziej słyszalne bicie serca, nerwy w całości, zrośnięcie kości, spojone mięśnie w całości. Krwotok wewnętrzny także powstrzymany, aczkolwiek na tym skończyły się siły Reda, który oderwał dłonie od torsu Białowłosego i przekręcił się obok na plecy z ciężkim oddechem, jakby to on był torturowany przez Króla. Brak zasobności w Ki robiło swoje - jego ciało nastawione na magazynowanie energii nie znosiło uczucia pustki. Ale mimo wszystko ślepia skierował na Ogoniastą, która dzielnie się spisywała, chociaż coraz trudniej było jej się skoncentrować. Może dlatego, że była zaciekawiona nieprzytomnym facetem? Albo już jej rezerwy energetyczne były na minimum? Tak czy inaczej, Red musiał chwilę poleżeć na plecach i odetchnąć. Nie z ulgą, bardziej po to, by wypuścić z siebie napięcie. Kuro nadal pozostał na polu walki... niestety, na nic więcej nie mógł się zdobyć. Może gdyby napił się czegoś pożywnego... bordowego i gęstego... najlepiej ciepłego, aby znów poczuć przyjemne ciepełko? Tak jak odczuwał przy spożywaniu krwi Czarnowłosej koleżanki. Mmm... to było naprawdę miłe doznanie.
Ooc: Przekazuje Hikaru:
+3000 HP oraz
+500 KI.
Red pozostaje z 500 KI na stanie.
No i wrócił. Nie sam, miał pewnego towarzysza przewieszonego przez ramię. Tak, to ten sam Mistic, o którym pokrótce wspomniał dziewczynie. Nie mniej, jeszcze nie przedstawił swego kompana, który jeszcze nie odzyskał przytomności. W pewnym sensie to dobrze, gdyż chciał podjąć lepszą kurację nad Białowłosym. Klepsydra zdążyła przesypać cukier zamiast piasku, tak więc mniej więcej dwadzieścia minut nie było go w tutejszej okolicy. Nie przeszkadzając Kisie w koncentracji zabrał się za ratunek dla Hikaru.
Najpierw zdjął z niego poszarpaną koszulę, by miał jakkolwiek miękko na skalnym podłożu. Kucnął przy nim i zgarnął z niego powierzchowny kurz i krew, na którą spoglądał przez kilka chwil z cichym powarkiwaniem i zahipnotyzowaniem. Mimo ociekającej posoki nie skusił się ani na łyk, musiał trzymać nerwy na wodzy. Poza tym dzięki niesamowicie altruistycznemu gestowi młodej Saiyanki nie odczuwał głodu. Tak czy inaczej dziewczyna była świadkiem, jak aura demona w postaci czarnych motyli wniknęła do organizmu Białowłosego i podnosiła jego podstawowe funkcje życiowe. Poprawny oddech, bardziej słyszalne bicie serca, nerwy w całości, zrośnięcie kości, spojone mięśnie w całości. Krwotok wewnętrzny także powstrzymany, aczkolwiek na tym skończyły się siły Reda, który oderwał dłonie od torsu Białowłosego i przekręcił się obok na plecy z ciężkim oddechem, jakby to on był torturowany przez Króla. Brak zasobności w Ki robiło swoje - jego ciało nastawione na magazynowanie energii nie znosiło uczucia pustki. Ale mimo wszystko ślepia skierował na Ogoniastą, która dzielnie się spisywała, chociaż coraz trudniej było jej się skoncentrować. Może dlatego, że była zaciekawiona nieprzytomnym facetem? Albo już jej rezerwy energetyczne były na minimum? Tak czy inaczej, Red musiał chwilę poleżeć na plecach i odetchnąć. Nie z ulgą, bardziej po to, by wypuścić z siebie napięcie. Kuro nadal pozostał na polu walki... niestety, na nic więcej nie mógł się zdobyć. Może gdyby napił się czegoś pożywnego... bordowego i gęstego... najlepiej ciepłego, aby znów poczuć przyjemne ciepełko? Tak jak odczuwał przy spożywaniu krwi Czarnowłosej koleżanki. Mmm... to było naprawdę miłe doznanie.
Ooc: Przekazuje Hikaru:
+3000 HP oraz
+500 KI.
Red pozostaje z 500 KI na stanie.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach