Skalny Las
+12
Colinuś
Xanas
Kuro
April
Vita Ora
Reito
Red
KOŚCI
NPC.
Hazard
Ósemka
NPC
16 posters
Skalny Las
Wto Maj 29, 2012 11:41 pm
First topic message reminder :
Las zbudowany z kamieni, ulubione miejsce zwariowanych miłośników przyrody, wręcz fanatyków. Podobno widziane z lotu ptaka, kamyki układają się w zdanie, lecz w niezrozumiałym dla Saiyan języku.
Las zbudowany z kamieni, ulubione miejsce zwariowanych miłośników przyrody, wręcz fanatyków. Podobno widziane z lotu ptaka, kamyki układają się w zdanie, lecz w niezrozumiałym dla Saiyan języku.
- GośćGość
Re: Skalny Las
Wto Sie 06, 2013 8:34 pm
Tym razem bestia nie zdołała zablokować tego ciosu. Z resztą nie miała na to najmniejszych szans. Widać było, że jest nieźle zmęczona, lecz to nadal nie był koniec. Niestety. Chłopak jednakże chciał go zmęczyć jeszcze bardziej toteż nie zamierzał dać mu najmniejszej nawet szansy na unik kolejnego ataku. Wróg zaatakował pierwszy i już pewnie myślał, że zmiażdży swojego wroga, pokonując go raz na zawsze, lecz wojownik po prostu odskoczył ponownie. Był zbyt szybki dla tak ogromnej małpy. To rywala niezmiernie denerwowało. Teraz kolej na atak rubinowookiego. Zaczął biec z dość dużą szybkością, że nawet małpa nie nadążała za jego ruchami. Tym bardziej, że znowu, już ostatni raz w tej walce użył zanzokena, by mieć pewność, że przeciwnik nie zdoła zablokować tego ciosu. I to zadziałało! Małpiatka nie miała pojęcia co się wokół niej dzieje toteż prawie wszędzie obrywała z ataków pięścią, czy też kopniakami. Tym razem wojownik postawił na szybkość. I zrobił dobrze. Dzięki temu plus jego technice którą rzadko używał udało mu się nie tylko dobrze wyprowadzić ataki ale i zmiękczyć trochę swojego przeciwnika. Nie doceniał mocy tej techniki ale teraz miał nauczkę. Oczywiście nie da się tego używać zbyt dużo razy. Ledwo trzy, ale nie jest tak źle. Teraz jego szanse diametralnie się zwiększyły bo szympans był wykończony. Niestety, wciąż tak samo groźny.
OOC:
Zanzoken Wersja Neutralna = 60 KI
Atak Szybki = 270 DMG
Altozaru:
Siła: 405
Szybkość: 135
Wytrzymałość: 532
Energia: 405
HP: 1948
KI: 4435
OOC:
Zanzoken Wersja Neutralna = 60 KI
Atak Szybki = 270 DMG
Altozaru:
Siła: 405
Szybkość: 135
Wytrzymałość: 532
Energia: 405
HP: 1948
KI: 4435
Re: Skalny Las
Wto Sie 06, 2013 8:34 pm
The member 'Altair Drake' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
Re: Skalny Las
Wto Sie 06, 2013 8:39 pm
The member 'Altair Drake' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Procent' : 55
'Procent' : 55
- GośćGość
Re: Skalny Las
Czw Sie 08, 2013 1:24 am
Czarnowłosy już cieszył się na myśl o tym, że ta walka jest wygrana. Niestety jak zwykle zbytnia pewność siebie jest powodem jego zguby. Stwór był tak wkurzony, że można było aż czuć całą tą agresję znajdującą się w powietrzu. Przełknął głośno ślinę. To nie wróżyło zbyt dobrze. Oj nie. Nawet nie wiedział jak bardzo miał rację. Oozaru wstał i z wzrokiem który mógł zabijać spoglądał na Altaira. Nagle otworzył paszczę a w jej wnętrzu formował się atak. Krwistooki momentalnie zbladł. Tego właśnie się obawiał. I to niestety się zdarzyło. Nie było gorszej możliwości. Usłyszał tylko złowieszczy śmiech Lethala. Fala energii już leciała w jego stronę będąc wystrzeloną przez wielką małpę. Czy to jego koniec? To nie może się tak skończyć. Czarnowłosy niestety nie miał szans by to uniknąć i oberwał z pełni mocy, znikając w fali. Czuł ogromny ból, jakby był rozrywany na drobne kawałeczki. Potem nastąpił wielki huk i wybuch a do góry podniósł się cały pył. Demon nie przestawał się śmiać, lecz doskonale wiedział, że to nie koniec, po prostu był zbyt pewny swojej wygranej. W końcu pył opadł ukazując, leżące ciało Altaira. Można by pomyśleć, że jest martwy lecz tak nie było. Po sporym czasie udało mu się podnieść a on sam z ledwością stał na nogach. Jeszcze nie dawno był pewny swojego zwycięstwa a teraz był cieniem dawnego siebie. Kto by się spodziewał, że technika ma tak ogromną moc. Nie mógł jednakże się poddać, i nie zamierzał tego zrobić. Myślał jak teraz może zwyciężyć, gdy nagle usłyszał głos Lethala.
-Hahaha. I Ty myślałeś, że jesteś w stanie zapanować nad wewnętrzną bestią? Nie rozśmieszaj mnie. Jesteś żałosnym cieniem wojownika.
Te słowa uderzały w niego z większą mocą niż niedawna technika. Chłopak padł na kolana, lecz demon nie przestawał mówić.
-A wiesz co teraz zrobię? Najpierw pokonam Ciebie i odbiorę moje ciało. Następnie zniszczę twoich wszystkich przyjaciół...
-Przestań...
Altair czuł bardzo dziwne uczucie. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie czuł w środku. Co się z nim dzieje?
-Daj mi dokończyć. Zabiję twoich przyjaciół. Blade'a, Hazarda, Vivian twojego trenera, znajomych, zniszczę wszystko co jest ci najdroższe i wybiję całą twoją rasę oraz zniszczę planetę na której żyjesz.
-Przestań....
Cała złość rosła i rosła w Altairze. Czysta agresja. Nigdy nie czuł w sobie takiej potęgi przesiąkniętej nienawiścią, lecz ona wciąż rosła. Czuła jakby zżerała go od środka. Bardzo nie przyjemne uczucie lecz coś wewnątrz mówiło mu, że nie ma innego wyboru jak tylko poddać się instynktowi.
-Po zniszczeniu planety wybiorę się na Iceberga i wybiję wszystkich jej mieszkańców łącznie z Tananą, Sitką i...Aurorą.
-Powiedziałem ci byś przestał!
Wojownik już nie wytrzymywał. W każdej chwili mógł wybuchnąć. Jego ciało czekało tylko na impuls. Impuls odpowiedni aby uwolnić całą albo prawie całą drzemiącą w nim moc i pokazać potęgę saiyan.
-Potem zniszczę resztę planet. Cały Wszechświat znajdzie się pod moją kontrolą. Nawet nie możesz ochronić swoich przyjaciół, a co dopiero siebie! Ale wiesz co jest w tym wszystkim najlepsze? Że Ty nic z tym nie możesz zrobić HAHAHAHA.
No i stało się. Ciało otrzymało jakże potrzebny mu impuls. W samym ogoniastym coś pękło. Walił dłonią w podłoże które zamieniało się w proch pod wpływem jego uderzeń, ale ból nie schodził, ta agresja była nawet większa, niż to co czuł będąc wielką małpą. Nagle się uciszył... by po chwili wybuchnąć!
-KAZAŁEM CI PRZESTAĆ!
Wstał na równe nogi i ryknął jeszcze głośniej i bardziej przeraźliwiej niż Altozaru. Przez potęgę jego głosu, kieliszek rozwalił się na małe kawałeczki a ściany zaczęły pękać pod wpływem wciąż to rosnącej mocy chłopaka.
-To niemożliwe! Jak możesz być w stanie mieć jeszcze w sobie tak ogromną moc?
Altair już go nie słyszał. Uwolnił całą drzemiącą i zbierającą się w nim złość zmieniając ją w coś dzięki czemu może wygrać. Skały unosiły się do góry by następnie zostać zmiażdżone, gdyż nie wytrzymywały całej tej potęgi. Oczy saiyana się zmieniły na demoniczne, włosy się rozpuściły. Teraz nawet w stu procentach miał wygląd Lethala. O co tu chodzi. Przez chwilę demon czuł strach. Już dawno go nie czuł odkąd walczył z jednym z najpotężniejszych przeciwników. Nie miał pojęcia, że jego drugie Ja może mieć w sobie tak ukrytą moc. Ukrytą nie tylko przed władcą, ale też i przed nim samym. Ostatni krzyk. Arena zaczęła się po części walić. Ściany runęły tak samo sufit, ale nikogo nie trafiały ani nie przygniotły. Nie wytrzymywały nacisku czystej potęgi. Wojownik przypominający bardziej demona niż saiyana popatrzył się z nienawiścią na swojego niedoszłego Nemezis. Miał zamiar to wszystko zakończyć. To była właśnie furia. Czysta furia. Lethal znowu się roześmiał. Chłopak robił dokładnie to co on chciał. Tym razem to On przechodził do ataku i zamierzał użyć Telekinezy w pełni jej mocy. Unosił się do góry, a wokół niego latały odłamki skał i areny zniszczonej przez wybuch jego gniewu. Gniewu tak potężnego, że miał nawet wpływ na wszystko co się znajdowało wokół wojownika. To co znajdowało się w centrum wybuchu praktycznie nie istniało...ale to był w końcu umysł rubinowookiego i mógł to sobie wszystko wyobrazić. Jedno jest pewne. Nie może przegrać, gdy jest tak blisko wygranej! Sam zbytnio nie wiedział co robi. Był zbyt przesiąknięty nienawiścią. A to wszystko przez słowa...Co do samego ataku to dość szybko unosił się do góry a razem z nim lewitujące wokół niego kamienie. Patrzył z żądzą mordu na swojego przeciwnika i ruchem ręki wystrzelił w niego z dużą mocą masę kamieni, a na samym końcu ogromny głazy. Małpa obrywała bez przerwy, i choć małe odłamki skalne nie wiele jej robiły to jednak dwa rozbite na jej głowie kamulce sprawiły, że ledwo trzymała się na nogach, a ostatni po spotkaniu z jego ciałem posłał go na łopatki. Rywalowi brakło sił do walki, a ogoniasty choć był wykończony to nie zamierzał się poddawać.
OOC:
Furia + 120 do statystyk (Oprócz Wytrzymałości)
Altair Drake:
Siła: 390/410
Szybkość: 390/405
Wytrzymałość: 266/276
Energia: 390/395
HP: 1001
KI: 2227
Telekineza = 780 DMG i 100 KI
Altozaru:
Siła: 405
Szybkość: 135
Wytrzymałość: 532
Energia: 405
HP: 1168
KI: 2795
-Hahaha. I Ty myślałeś, że jesteś w stanie zapanować nad wewnętrzną bestią? Nie rozśmieszaj mnie. Jesteś żałosnym cieniem wojownika.
Te słowa uderzały w niego z większą mocą niż niedawna technika. Chłopak padł na kolana, lecz demon nie przestawał mówić.
-A wiesz co teraz zrobię? Najpierw pokonam Ciebie i odbiorę moje ciało. Następnie zniszczę twoich wszystkich przyjaciół...
-Przestań...
Altair czuł bardzo dziwne uczucie. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie czuł w środku. Co się z nim dzieje?
-Daj mi dokończyć. Zabiję twoich przyjaciół. Blade'a, Hazarda, Vivian twojego trenera, znajomych, zniszczę wszystko co jest ci najdroższe i wybiję całą twoją rasę oraz zniszczę planetę na której żyjesz.
-Przestań....
Cała złość rosła i rosła w Altairze. Czysta agresja. Nigdy nie czuł w sobie takiej potęgi przesiąkniętej nienawiścią, lecz ona wciąż rosła. Czuła jakby zżerała go od środka. Bardzo nie przyjemne uczucie lecz coś wewnątrz mówiło mu, że nie ma innego wyboru jak tylko poddać się instynktowi.
-Po zniszczeniu planety wybiorę się na Iceberga i wybiję wszystkich jej mieszkańców łącznie z Tananą, Sitką i...Aurorą.
-Powiedziałem ci byś przestał!
Wojownik już nie wytrzymywał. W każdej chwili mógł wybuchnąć. Jego ciało czekało tylko na impuls. Impuls odpowiedni aby uwolnić całą albo prawie całą drzemiącą w nim moc i pokazać potęgę saiyan.
-Potem zniszczę resztę planet. Cały Wszechświat znajdzie się pod moją kontrolą. Nawet nie możesz ochronić swoich przyjaciół, a co dopiero siebie! Ale wiesz co jest w tym wszystkim najlepsze? Że Ty nic z tym nie możesz zrobić HAHAHAHA.
No i stało się. Ciało otrzymało jakże potrzebny mu impuls. W samym ogoniastym coś pękło. Walił dłonią w podłoże które zamieniało się w proch pod wpływem jego uderzeń, ale ból nie schodził, ta agresja była nawet większa, niż to co czuł będąc wielką małpą. Nagle się uciszył... by po chwili wybuchnąć!
-KAZAŁEM CI PRZESTAĆ!
Wstał na równe nogi i ryknął jeszcze głośniej i bardziej przeraźliwiej niż Altozaru. Przez potęgę jego głosu, kieliszek rozwalił się na małe kawałeczki a ściany zaczęły pękać pod wpływem wciąż to rosnącej mocy chłopaka.
-To niemożliwe! Jak możesz być w stanie mieć jeszcze w sobie tak ogromną moc?
Altair już go nie słyszał. Uwolnił całą drzemiącą i zbierającą się w nim złość zmieniając ją w coś dzięki czemu może wygrać. Skały unosiły się do góry by następnie zostać zmiażdżone, gdyż nie wytrzymywały całej tej potęgi. Oczy saiyana się zmieniły na demoniczne, włosy się rozpuściły. Teraz nawet w stu procentach miał wygląd Lethala. O co tu chodzi. Przez chwilę demon czuł strach. Już dawno go nie czuł odkąd walczył z jednym z najpotężniejszych przeciwników. Nie miał pojęcia, że jego drugie Ja może mieć w sobie tak ukrytą moc. Ukrytą nie tylko przed władcą, ale też i przed nim samym. Ostatni krzyk. Arena zaczęła się po części walić. Ściany runęły tak samo sufit, ale nikogo nie trafiały ani nie przygniotły. Nie wytrzymywały nacisku czystej potęgi. Wojownik przypominający bardziej demona niż saiyana popatrzył się z nienawiścią na swojego niedoszłego Nemezis. Miał zamiar to wszystko zakończyć. To była właśnie furia. Czysta furia. Lethal znowu się roześmiał. Chłopak robił dokładnie to co on chciał. Tym razem to On przechodził do ataku i zamierzał użyć Telekinezy w pełni jej mocy. Unosił się do góry, a wokół niego latały odłamki skał i areny zniszczonej przez wybuch jego gniewu. Gniewu tak potężnego, że miał nawet wpływ na wszystko co się znajdowało wokół wojownika. To co znajdowało się w centrum wybuchu praktycznie nie istniało...ale to był w końcu umysł rubinowookiego i mógł to sobie wszystko wyobrazić. Jedno jest pewne. Nie może przegrać, gdy jest tak blisko wygranej! Sam zbytnio nie wiedział co robi. Był zbyt przesiąknięty nienawiścią. A to wszystko przez słowa...Co do samego ataku to dość szybko unosił się do góry a razem z nim lewitujące wokół niego kamienie. Patrzył z żądzą mordu na swojego przeciwnika i ruchem ręki wystrzelił w niego z dużą mocą masę kamieni, a na samym końcu ogromny głazy. Małpa obrywała bez przerwy, i choć małe odłamki skalne nie wiele jej robiły to jednak dwa rozbite na jej głowie kamulce sprawiły, że ledwo trzymała się na nogach, a ostatni po spotkaniu z jego ciałem posłał go na łopatki. Rywalowi brakło sił do walki, a ogoniasty choć był wykończony to nie zamierzał się poddawać.
OOC:
Furia + 120 do statystyk (Oprócz Wytrzymałości)
Altair Drake:
Siła: 390/410
Szybkość: 390/405
Wytrzymałość: 266/276
Energia: 390/395
HP: 1001
KI: 2227
Telekineza = 780 DMG i 100 KI
Altozaru:
Siła: 405
Szybkość: 135
Wytrzymałość: 532
Energia: 405
HP: 1168
KI: 2795
Re: Skalny Las
Czw Sie 08, 2013 1:24 am
The member 'Altair Drake' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
- GośćGość
Re: Skalny Las
Czw Sie 08, 2013 1:47 am
Altozaru starał się uniknąć kamulców, niestety dla niego bezskutecznie. Był zbyt wykończony i ta walka, choć prawie zdołał zwyciężyć w jednym ruchu to mogła się dla niego i jego mistrza źle skończyć. Małpa zdołała ominąć parę kamulców ale tak czy inaczej oberwała tymi największymi i wywróciła się podnosząc przez to z ziemi cały ten kurz do góry. Altair musiał zatkać usta, gdy wylądował. Ki coraz bardziej mu brakło, lecz nie zważał na to. Był zbyt ogarnięty żądzą zniszczenia przeciwnika, że niedługo się okaże, że utracił całe swoje KI. To jednak nie był koniec walki. Bestia wstała szybko na swoje tylne łapy i rzuciła się do ataku. Choć była dla wzroku Altaira tak wolna, że normalnie bez problemu by uniknął tego ataku to niestety był zbyt wykończony, przez przyjęcie na klatę fali która prawie zakończyła jego żywot. Oberwał atakiem który pogruchotał mu kości i został odrzucony kilka metrów dalej. Lecz to nie był tak silny atak, jak zazwyczaj. O wiele, wiele słabszy. Saiyan-jin wypluł krew. Normalnie ledwo by stał na nogach, ale czysta złość utrzymywała go wciąż w walce. Uśmiechnął się, a to był uśmiech...zwycięzcy? Używając resztek swojej ki poleciał na do góry gdzie miał dobry widok na swojego wroga. Wielka czarna małpa. To był jego wygląd w formie Oozaru? No cóż. Rozstawił ręce na boki gdzie gromadził energię potrzebną do utworzenia jego ostatecznego ataku.
-Czas to zakończyć!
Krzyknął w eter a dźwięk jego głosu jeszcze długo się rozchodził po ruinach areny.
-FINAL...
Wypowiedział pierwsze słowo, a energia jeszcze bardziej urosła. Była trudna do kontroli i mogłaby go rozerwać, lecz jako tako nad nią panował. Złość daje na prawdę ogromną siłę która zmienia przebieg bitew, a on prawie nad nią kontrolował! A raczej kierował ją w stronę przeciwnika. Dobrze ukierunkowana może okazać się zbawieniem. Czy tak właśnie było teraz? Nadeszła wreszcie chwila na dokończenie słów. Chłopak gwałtownie włączył ręce i wystrzelił falę w stronę wewnętrznej bestii.
-FLASH!
Fala leciała z ogromną szybkością w stronę napastnika. Nie miał szans jej uniknąć.
OOC:
Altair Drake:
Siła: 390/410
Szybkość: 390/405
Wytrzymałość: 266/276
Energia: 390/395
HP: 799
KI: 2127
Mroczna Aura = 80 KI
Chibi Final Flash (20%) = 1185 DMG i 2015 KI
Altozaru:
Siła: 405
Szybkość: 135
Wytrzymałość: 532
Energia: 405
HP: 0
KI: 2795
Zwycięstwo, ale rzucę kością i tak dla zasady, żeby wiedzieć co by było, gdybym nie miał KI na Final Flasha.
-Czas to zakończyć!
Krzyknął w eter a dźwięk jego głosu jeszcze długo się rozchodził po ruinach areny.
-FINAL...
Wypowiedział pierwsze słowo, a energia jeszcze bardziej urosła. Była trudna do kontroli i mogłaby go rozerwać, lecz jako tako nad nią panował. Złość daje na prawdę ogromną siłę która zmienia przebieg bitew, a on prawie nad nią kontrolował! A raczej kierował ją w stronę przeciwnika. Dobrze ukierunkowana może okazać się zbawieniem. Czy tak właśnie było teraz? Nadeszła wreszcie chwila na dokończenie słów. Chłopak gwałtownie włączył ręce i wystrzelił falę w stronę wewnętrznej bestii.
-FLASH!
Fala leciała z ogromną szybkością w stronę napastnika. Nie miał szans jej uniknąć.
OOC:
Altair Drake:
Siła: 390/410
Szybkość: 390/405
Wytrzymałość: 266/276
Energia: 390/395
HP: 799
KI: 2127
Mroczna Aura = 80 KI
Chibi Final Flash (20%) = 1185 DMG i 2015 KI
Altozaru:
Siła: 405
Szybkość: 135
Wytrzymałość: 532
Energia: 405
HP: 0
KI: 2795
Zwycięstwo, ale rzucę kością i tak dla zasady, żeby wiedzieć co by było, gdybym nie miał KI na Final Flasha.
Re: Skalny Las
Czw Sie 08, 2013 1:47 am
The member 'Altair Drake' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
Re: Skalny Las
Czw Sie 08, 2013 1:54 am
The member 'Altair Drake' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Procent' : 42
'Procent' : 42
- GośćGość
Re: Skalny Las
Pią Sie 09, 2013 9:36 pm
Czarna fala leciała z ogromną prędkością w stronę małpy. Altair nawet się nie spodziewał, że jego rywal miał zamiar znowu użyć swojego ostatecznego ataku i zakończyć tą walkę. Saiya-jin okazał się być szybszy o sekundę. To właśnie ta sekunda pozwoliła mu zatriumfować. Jeszcze nigdy nie był tak blisko porażki jak teraz. Lecz to się zmieniło. To była walka kto pierwszy wystrzeli falę. Czy wojownik, czy Altozaru. Na szczęście Furia dała mu jakże potrzebną, choć chwilową energię ki. Szybko wytracił ją praktycznie całą na tej jeden atak. Ale było warto stworowi zabrakło czasu na otwarcie mordy i wystrzelenie własnej techniki i tym samym zniknął, gdy tylko fala do niego dotarła. Nastąpiła ogromna eksplozja i huk, aż wojownik zatkał sobie uszy. Potwór został zmieciony z powierzchni ziemi. Widząc to furia momentalnie zniknęła. Tym razem to chłopak okazał się być zwycięzcą. Choć wygrał ledwo. Poczuł też jak siły mu wracają, a widząc, że starł uśmieszek demona z jego twarzy, aż lekko się zaśmiał i zaczął lądować. Niestety, gdy tylko chłopak dotknął nogami ziemi, zobaczył, leżącą bestię w pobliskim kraterze. Była martwa? Na to wyglądało, ale tak czy inaczej zaczął do niej powoli podchodzić. Nagle zaczęło dziać się coś dziwnego. To władca nie pogodził się z tym, że jego małpka nie sprostała zadaniu i nie była w stanie pokonać chłopaka. Skierował na nią rękę jakby kazał jej wstawać.
-To jeszcze nie koniec. Masz walczyć dalej! Tak ci każe twój pan i władca. WSTAWAJ!
Krzyknął. Z jego ręki wydobywała się dziwna moc i wsiąkała w ciało pokonanego. Nic przez chwilę się nie działo, ale w końcu małpa zaczęła ożywiać i wstawać na nogi.
-Chyba sobie, ze mnie żartujecie...
Powiedział cicho saiya-jin nie bardzo wierząc w to co widzi. Jego przeciwnik był niedawno martwy i pokonany a teraz co...miał siłę walczyć dalej!? To niemożliwe. On jak zwykle musi mieć szczęście. Nawet we własnym umyśle. Przynajmniej jego wygląd wrócił do normy tak samo jak włosy. Oba jego wyglądy choć tak diametralnie różne, były prawdziwe i tak samo ważne. W każdym razie walka trwała na nowo. Altozaru od razu ruszył na swojego przeciwnika z zamiarem zdeptania go. Był jednak zbyt wolny, i Altair nie musiał się wysilać, aby to unikać i po prostu sobie co jakiś czas odskakiwał. Następnego ataku jednakże, się nie spodziewał i oberwał z małpiego ogona będąc odrzuconym trochę dalej. Gdy wpadł na pobliski gruz który wbił mu się w plecy to aż syknął z bólu. Stwór jednakże zamierzał wykorzystać okazję i już szykował w pysku atak. Chłopak zadziałał instynktownie i cudem udało mu się uniknąć ataku. Stworowi jednakże to nie wystarczyło i używając pięści zamierzał trafić ogoniastego. Jego przeciwnik zdołał się obronić krzyżując ręce. Kolejny atak, i kolejny. Żaden nie trafił. Dopiero ostatni z drugiej łapy zdołał go drasnąć i odrzucić o wiele dalej. Znowu syknął z bólu. Ta walka zaczynała go denerwować, tak samo jak ten uśmiech demona. Musiał coś wymyśleć. Niestety małpiatka zdołała go pochwycić w obie łapy zamierzając zgnieść rubinowookiego jak robaka. Bezskutecznie Altair próbował się wyswobodzić. Jednakże wizja tego, że groźby Lethala mogą się spełnić sprawiła, że użył niewiarygodnej siły i wydostał się z uścisku szybko uciekając dalej. Wielkie zębiska kłapneły obok niego. Najwyraźniej miał być przekąską. Niedoczekanie. Jednakże wróg go nie gonił. Co się stało? Gdy tylko się obejrzał zauważył, że leciała w jego stronę fala. W jednej chwili udało mu się użyć bariery i się obronić, ale coraz bardziej się męczył. Tym razem to chłopak zaatakował Oozaru, trafiając ją w pysk i rzucając na ziemię. Znowu odczuwał lekki ból dłoni ale to nic. Ważne by wygrać. Gdy bestia powoli wstawała ten wykorzystał okazję i podleciał do niej oślepiając ją techniką.
-TAIYOKEN!
Skierował swoje obie dłonie na ruiny areny i używając ki podniósł głazy telekinetycznie a następnie rozłupał je na mordzie rywala. To musiało boleć. Lecz to nie był koniec. Tym razem skupił się na niej i podniósł ją do góry. Czarna małpa zaczęła wierzgać, nie wiedząc co ją czeka, lecz to nic nie dawało. Po chwili została mocą nabita na wystający pal utworzony z dawnej kolumny. Lecz i to nie zadziałało wkrótce demon znowu kazał jej wstać i walczyć. Chłopaka powoli to denerwowało. Zamierzał to zakończyć zupełnie inaczej, dopóki jeszcze stwór nie wiedział co się kroi.
-FINAL...
Wypowiadał powoli słowa jego ostatecznej techniki zbierając potrzebną moc, i tym samym celując, by w końcu posłać zabójczą fale w stronę wroga.
-FLASH!
Choć promień leciał z ogromną szybkością to Altozaru zdołał otworzyć paszcze i tym samym wystrzelić Mouth Blasta. Dwie mroczne fale zderzyły się razem. Pot spływał z twarzy wojownika, a centrum energii niebezpiecznie zbliżało się w jego kierunku. Użył jeszcze więcej energii by ją dopchać. Stwór ze strachem w oczach, starał się zrobić to samo, gdy tylko zauważył, że fala zbliża się bardzo szybko w jego kierunku, ale czas tym razem nie działał na jego korzyść i w krótce zniknęła w jego odmętach. Kurz wzleciał do góry. Czarnowłosy myślał, że tym razem udało mu się wygrać, ale prawda była inna. Oczy prawie mu wyleciały z orbit, gdy zauważył, że to nic nie daje. Nie miał chyba wielkiego wyboru i postanowił użyć wreszcie tej samej techniki którą uczył go trener. Skoncentrował energię ki w dłoni starając się stworzyć mini księżyc, a następnie posłał ją w górę. Szybko zaczął odczuwać jego skutki, co oznaczało, że mu się powiodło. Wzmożona agresja. Ból w okolicach żeber. Reagowanie na najmniejszy szmer. Przyśpieszone i mocniejsze bicie serca. A w końcu i jego ciało zaczęło ulegać zmianie. Powiększało się do rozmiarów takich samych jak miała poprzednia wielka małpa nabierając też tej samem barwy owłosienia. Jednakże coś było w tej przemianie innego. Kontrolował się...W pełni! A więc taka jest forma Oozaru, gdy Saiya-jin się kontroluje. Niesamowite uczucie. I ogromna moc! Oczywiście wiąże się z tym spadek szybkości, ale to nic. Chłopak wyszczerzył złośliwie kły. Zapowiadała się walka gigantów. Bestie ruszyły na siebie, zaczynając się siłować na ręce. Z początku to wygrywała zła małpiatka, ale Altair też powoli rozumiał swoją moc. W końcu udało mu się przewalić rywala i przywalić mu z łapy w szczęki. Teraz to wie jak to jest dostać od innej małpy. Ten oddał mu inaczej i ugryzł go w ogon, na co chłopak aż ryknął. Podniósł go do góry, a następnie wyrzucił hen daleko w arenę. To było jasne, że to krwistooki zwycięży. Nie zauważył jednakże lecącego w jego stronę kamienia. Jednakże głaz nie uderzył w niego, a w świecący sztuczny księżyc. Chłopak tylko syknął, gdy zaczął się odmieniać. Wrócił niestety do punktu wyjścia, ale wytworzył w dłoni ki sworda i z ogromną szybkością znalazł się za wrogą małpą. Niedługo po tym trafił niedoszłego Nemezis w ogon odcinając mu go. To była zemsta. Wielki ogon upadł z hukiem na ziemię, a sam przeciwnik zmniejszał się. Gdy od transformowanie dobiegło końca, to ze zdziwieniem zauważył, że wygląda zupełnie tak samo jak on ale...ogon mu zdołał odrosnąć! Dziwne wewnętrzna bestia go już nie atakowała, tylko z zaciekawieniem patrzyła w swoje odbicie. Obaj wyciągnęli do siebie ręce i...po dotknięciu nastąpił wielki błysk, a w miejscu gdzie stało dwóch saiya-jinów był tylko jeden, z wielkim uśmiechem na twarzy. Demonowi jednak do śmiechu nie było. Jego plan się nie powiódł.
-Interesujące. Nie spodziewałem się, że zdołasz zapanować nad swoją bestią.
-Nie martw się...teraz kolej na ciebie!
Krzyknął ruszając w jego stronę i gdy wymierzył w niego pięść to Lethal zatrzymał go...palcem! Jednym palcem!
-Nie. Nie. Nie. Jeszcze nie czas na to. Tym razem wygrałeś, ale w kolejnej walce nie pójdzie ci tak łatwo. Jeszcze się spotkamy.
Cień zaczął znikać śmiejąc się głośno, a jego śmiech jeszcze przez długi czas trwał dopóty nie zniknęło całe to miejsce. W końcu niczego nie było, tylko Altair stojący w samym centrum nie skończonej pustki...
Mogło się wydawać, że to wszystko trwało pół dnia, jednakże dla tego całego miejsca trwało to zaledwie minutę. Przez ten czas jego ki w kółko drastycznie rosła i opadała. Zapewne Hazard mógł to bez problemu wyczuć. Na szczęście było po wszystkim, a Altair odzyskał zdrowy rozsądek, będąc w formie Oozaru. Poprzednio na to nie zwracał uwagi, ale teraz wszystko wydawało się być trochę takie inne, mniejsze, no i zapewne trudniej się chodziło. Wciąż będąc przytrzymywanym przez trenera powiedział tylko.
-Wewnętrzna... bestia... opanowana...Sir.
-To jeszcze nie koniec. Masz walczyć dalej! Tak ci każe twój pan i władca. WSTAWAJ!
Krzyknął. Z jego ręki wydobywała się dziwna moc i wsiąkała w ciało pokonanego. Nic przez chwilę się nie działo, ale w końcu małpa zaczęła ożywiać i wstawać na nogi.
-Chyba sobie, ze mnie żartujecie...
Powiedział cicho saiya-jin nie bardzo wierząc w to co widzi. Jego przeciwnik był niedawno martwy i pokonany a teraz co...miał siłę walczyć dalej!? To niemożliwe. On jak zwykle musi mieć szczęście. Nawet we własnym umyśle. Przynajmniej jego wygląd wrócił do normy tak samo jak włosy. Oba jego wyglądy choć tak diametralnie różne, były prawdziwe i tak samo ważne. W każdym razie walka trwała na nowo. Altozaru od razu ruszył na swojego przeciwnika z zamiarem zdeptania go. Był jednak zbyt wolny, i Altair nie musiał się wysilać, aby to unikać i po prostu sobie co jakiś czas odskakiwał. Następnego ataku jednakże, się nie spodziewał i oberwał z małpiego ogona będąc odrzuconym trochę dalej. Gdy wpadł na pobliski gruz który wbił mu się w plecy to aż syknął z bólu. Stwór jednakże zamierzał wykorzystać okazję i już szykował w pysku atak. Chłopak zadziałał instynktownie i cudem udało mu się uniknąć ataku. Stworowi jednakże to nie wystarczyło i używając pięści zamierzał trafić ogoniastego. Jego przeciwnik zdołał się obronić krzyżując ręce. Kolejny atak, i kolejny. Żaden nie trafił. Dopiero ostatni z drugiej łapy zdołał go drasnąć i odrzucić o wiele dalej. Znowu syknął z bólu. Ta walka zaczynała go denerwować, tak samo jak ten uśmiech demona. Musiał coś wymyśleć. Niestety małpiatka zdołała go pochwycić w obie łapy zamierzając zgnieść rubinowookiego jak robaka. Bezskutecznie Altair próbował się wyswobodzić. Jednakże wizja tego, że groźby Lethala mogą się spełnić sprawiła, że użył niewiarygodnej siły i wydostał się z uścisku szybko uciekając dalej. Wielkie zębiska kłapneły obok niego. Najwyraźniej miał być przekąską. Niedoczekanie. Jednakże wróg go nie gonił. Co się stało? Gdy tylko się obejrzał zauważył, że leciała w jego stronę fala. W jednej chwili udało mu się użyć bariery i się obronić, ale coraz bardziej się męczył. Tym razem to chłopak zaatakował Oozaru, trafiając ją w pysk i rzucając na ziemię. Znowu odczuwał lekki ból dłoni ale to nic. Ważne by wygrać. Gdy bestia powoli wstawała ten wykorzystał okazję i podleciał do niej oślepiając ją techniką.
-TAIYOKEN!
Skierował swoje obie dłonie na ruiny areny i używając ki podniósł głazy telekinetycznie a następnie rozłupał je na mordzie rywala. To musiało boleć. Lecz to nie był koniec. Tym razem skupił się na niej i podniósł ją do góry. Czarna małpa zaczęła wierzgać, nie wiedząc co ją czeka, lecz to nic nie dawało. Po chwili została mocą nabita na wystający pal utworzony z dawnej kolumny. Lecz i to nie zadziałało wkrótce demon znowu kazał jej wstać i walczyć. Chłopaka powoli to denerwowało. Zamierzał to zakończyć zupełnie inaczej, dopóki jeszcze stwór nie wiedział co się kroi.
-FINAL...
Wypowiadał powoli słowa jego ostatecznej techniki zbierając potrzebną moc, i tym samym celując, by w końcu posłać zabójczą fale w stronę wroga.
-FLASH!
Choć promień leciał z ogromną szybkością to Altozaru zdołał otworzyć paszcze i tym samym wystrzelić Mouth Blasta. Dwie mroczne fale zderzyły się razem. Pot spływał z twarzy wojownika, a centrum energii niebezpiecznie zbliżało się w jego kierunku. Użył jeszcze więcej energii by ją dopchać. Stwór ze strachem w oczach, starał się zrobić to samo, gdy tylko zauważył, że fala zbliża się bardzo szybko w jego kierunku, ale czas tym razem nie działał na jego korzyść i w krótce zniknęła w jego odmętach. Kurz wzleciał do góry. Czarnowłosy myślał, że tym razem udało mu się wygrać, ale prawda była inna. Oczy prawie mu wyleciały z orbit, gdy zauważył, że to nic nie daje. Nie miał chyba wielkiego wyboru i postanowił użyć wreszcie tej samej techniki którą uczył go trener. Skoncentrował energię ki w dłoni starając się stworzyć mini księżyc, a następnie posłał ją w górę. Szybko zaczął odczuwać jego skutki, co oznaczało, że mu się powiodło. Wzmożona agresja. Ból w okolicach żeber. Reagowanie na najmniejszy szmer. Przyśpieszone i mocniejsze bicie serca. A w końcu i jego ciało zaczęło ulegać zmianie. Powiększało się do rozmiarów takich samych jak miała poprzednia wielka małpa nabierając też tej samem barwy owłosienia. Jednakże coś było w tej przemianie innego. Kontrolował się...W pełni! A więc taka jest forma Oozaru, gdy Saiya-jin się kontroluje. Niesamowite uczucie. I ogromna moc! Oczywiście wiąże się z tym spadek szybkości, ale to nic. Chłopak wyszczerzył złośliwie kły. Zapowiadała się walka gigantów. Bestie ruszyły na siebie, zaczynając się siłować na ręce. Z początku to wygrywała zła małpiatka, ale Altair też powoli rozumiał swoją moc. W końcu udało mu się przewalić rywala i przywalić mu z łapy w szczęki. Teraz to wie jak to jest dostać od innej małpy. Ten oddał mu inaczej i ugryzł go w ogon, na co chłopak aż ryknął. Podniósł go do góry, a następnie wyrzucił hen daleko w arenę. To było jasne, że to krwistooki zwycięży. Nie zauważył jednakże lecącego w jego stronę kamienia. Jednakże głaz nie uderzył w niego, a w świecący sztuczny księżyc. Chłopak tylko syknął, gdy zaczął się odmieniać. Wrócił niestety do punktu wyjścia, ale wytworzył w dłoni ki sworda i z ogromną szybkością znalazł się za wrogą małpą. Niedługo po tym trafił niedoszłego Nemezis w ogon odcinając mu go. To była zemsta. Wielki ogon upadł z hukiem na ziemię, a sam przeciwnik zmniejszał się. Gdy od transformowanie dobiegło końca, to ze zdziwieniem zauważył, że wygląda zupełnie tak samo jak on ale...ogon mu zdołał odrosnąć! Dziwne wewnętrzna bestia go już nie atakowała, tylko z zaciekawieniem patrzyła w swoje odbicie. Obaj wyciągnęli do siebie ręce i...po dotknięciu nastąpił wielki błysk, a w miejscu gdzie stało dwóch saiya-jinów był tylko jeden, z wielkim uśmiechem na twarzy. Demonowi jednak do śmiechu nie było. Jego plan się nie powiódł.
-Interesujące. Nie spodziewałem się, że zdołasz zapanować nad swoją bestią.
-Nie martw się...teraz kolej na ciebie!
Krzyknął ruszając w jego stronę i gdy wymierzył w niego pięść to Lethal zatrzymał go...palcem! Jednym palcem!
-Nie. Nie. Nie. Jeszcze nie czas na to. Tym razem wygrałeś, ale w kolejnej walce nie pójdzie ci tak łatwo. Jeszcze się spotkamy.
Cień zaczął znikać śmiejąc się głośno, a jego śmiech jeszcze przez długi czas trwał dopóty nie zniknęło całe to miejsce. W końcu niczego nie było, tylko Altair stojący w samym centrum nie skończonej pustki...
Mogło się wydawać, że to wszystko trwało pół dnia, jednakże dla tego całego miejsca trwało to zaledwie minutę. Przez ten czas jego ki w kółko drastycznie rosła i opadała. Zapewne Hazard mógł to bez problemu wyczuć. Na szczęście było po wszystkim, a Altair odzyskał zdrowy rozsądek, będąc w formie Oozaru. Poprzednio na to nie zwracał uwagi, ale teraz wszystko wydawało się być trochę takie inne, mniejsze, no i zapewne trudniej się chodziło. Wciąż będąc przytrzymywanym przez trenera powiedział tylko.
-Wewnętrzna... bestia... opanowana...Sir.
Re: Skalny Las
Sob Sie 10, 2013 11:17 pm
Trener puścił Altaira i wstał. Kula energii nadal świeciła nad ich głowami.
- To jeszcze nie koniec walki. Spore osiągniecie za Tobą ale na jednym pojedynku się nie skończy. Opanowanie Ozaru, to zupełnie inny rodzaj transformacji niż Super Saiyan. SSJ jak osiągniesz to masz, a walka z małpą będzie trwała ciągle. Z czasem nauczysz się nad nią górować. Masz czarne futro i choć czasem się to zdarza, to przeważnie oznacza, ze Twoja zwierzęca natura jest silniejsza, niż u przeciętnego Saiyana i będziesz musiał się porządnie napocić, aby nad nią zapanować.
Dobra, a teraz wstań i atakuj mnie, musisz nauczyć się kontrolować ciało na tyle, aby podczas walki zdawać sobie sprawę ze swoich rozmiarów i szybkości.
OOC:
- Alt atakujesz trenera, on robi bloki i czasem Cię lekko pacnie, jak chcesz możesz z tego trening zrobić.
- 20 ptk. Za walkę.
- To jeszcze nie koniec walki. Spore osiągniecie za Tobą ale na jednym pojedynku się nie skończy. Opanowanie Ozaru, to zupełnie inny rodzaj transformacji niż Super Saiyan. SSJ jak osiągniesz to masz, a walka z małpą będzie trwała ciągle. Z czasem nauczysz się nad nią górować. Masz czarne futro i choć czasem się to zdarza, to przeważnie oznacza, ze Twoja zwierzęca natura jest silniejsza, niż u przeciętnego Saiyana i będziesz musiał się porządnie napocić, aby nad nią zapanować.
Dobra, a teraz wstań i atakuj mnie, musisz nauczyć się kontrolować ciało na tyle, aby podczas walki zdawać sobie sprawę ze swoich rozmiarów i szybkości.
OOC:
- Alt atakujesz trenera, on robi bloki i czasem Cię lekko pacnie, jak chcesz możesz z tego trening zrobić.
- 20 ptk. Za walkę.
- GośćGość
Re: Skalny Las
Nie Sie 11, 2013 1:10 am
Gdy tylko uścisk trenera zelżał, Altozaru ponownie odzyskał czucie w łapach i po chwili już udało mu się wstać. Będzie musiał przyzwyczaić się do nowej postaci, choć nie trwa ona zbyt długo. Mroczna kula energii wciąż unosiła się w górze. Jednak dobrze opanował tą technikę. Oczywiście ta przemiana nie jest potężniejsza od SSJ, ale i ją warto opanować gdyby księżyc znajdował się na górze, nie straci nad sobą panowania, choć co prawda nadal nic nie wiadomo. Trochę się zawiódł gdy usłyszał, że to nie koniec walki tym bardziej, że był wyczerpany, lecz nie na tyle by walczyć dalej. Dowiedział się jednakże, że na jednym pojedynku z małpą się nie zakończy, a przecież prawie przy tym zginął! Nie dobrze. Choć może ze swoim sprytem uda mu się coś na to wymyślić. Nie wiedział jednakże, że ta walka z wewnętrzną bestią może trwać praktycznie bez końca. Miał jednakże nadzieje, że istnieje sposób by ją w całości opanować. Trener powiedział mu także ciekawą rzecz odnośnie ubarwienia jego futra. To oznaczało, że zwierzęca natura jest silniejsza i występuje rzadko a także, będzie miał większe z nią problemy a co gorsze będzie musiał się starać jeszcze więcej. No cóż, jakoś to będzie. Teraz jego celem był trening ze swoim dowódcą i miał go atakować by nauczyć się kontrolować swoje ciało, a także przyzwyczaić do tej formy. Pokiwał głową, że zrozumiał i starał się wypowiadać słowa. Działało to podobnie co normalnie, ale jednak głos był cięższy i trochę trudniej się mówiło.
-Tak jest, sir.
Gdy tylko skończył mówić to od razu wziął się za ten trening. Najpierw musi przyzwyczaić się do chodzenia, więc starał się robić kroki w bok, tył czy zwody a także sprawdzał też swoją szybkość. Był wolniejszy dwukrotnie ale nie było tak źle jak myślał początkowo, niestety inni będą od niego o wiele szybsi więc bycie wolnym może spowodować, że to będzie gwóźdź do jego porażki. Czas było przyzwyczaić się teraz do nowej formy dopóki ma się okazje. Nie wiele myśląc zaczął biec w stronę swojego Kapitana. Teraz dopiero widział jaki jest wolny. Gdy był dostatecznie blisko uniósł swoją łapę i wymierzyć by zadać cios. Reishi bez problemu go uniknął, schodząc po prostu na bok, a Altair nie wyhamował i potknął się o podstawiony ogon, lądując na tyłku. Z bolącym zadem wstał z ziemi otrzepując się wielką ręką z kurzu. Choć umysł reagował szybko to ciało już nie. Będzie musiał jakoś reagować tak, aby wszystko ze sobą pogodzić. Zapowiadał się ostry i ciężki trening.
OOC:
Start Treningu.
-Tak jest, sir.
Gdy tylko skończył mówić to od razu wziął się za ten trening. Najpierw musi przyzwyczaić się do chodzenia, więc starał się robić kroki w bok, tył czy zwody a także sprawdzał też swoją szybkość. Był wolniejszy dwukrotnie ale nie było tak źle jak myślał początkowo, niestety inni będą od niego o wiele szybsi więc bycie wolnym może spowodować, że to będzie gwóźdź do jego porażki. Czas było przyzwyczaić się teraz do nowej formy dopóki ma się okazje. Nie wiele myśląc zaczął biec w stronę swojego Kapitana. Teraz dopiero widział jaki jest wolny. Gdy był dostatecznie blisko uniósł swoją łapę i wymierzyć by zadać cios. Reishi bez problemu go uniknął, schodząc po prostu na bok, a Altair nie wyhamował i potknął się o podstawiony ogon, lądując na tyłku. Z bolącym zadem wstał z ziemi otrzepując się wielką ręką z kurzu. Choć umysł reagował szybko to ciało już nie. Będzie musiał jakoś reagować tak, aby wszystko ze sobą pogodzić. Zapowiadał się ostry i ciężki trening.
OOC:
Start Treningu.
- GośćGość
Re: Skalny Las
Pią Sie 16, 2013 2:15 am
Wojownik ćwiczył dalej i dalej, nie dając trenerowi nawet czasu na odpoczynek...a raczej starał się tak zrobić. Jednakże nie dość, że był niezdarny i wolny w tej formie, to Reishiemu to praktycznie nie zabierało nawet odrobiny powietrza z płuc. Co najwyżej męczył samego siebie, ale dzięki temu też ten trening będzie lepszy i wydajniejszy, a przynajmniej miał taką nadzieję. Niestety nie mógł nawet raz trafić swojego dowódcy. Ten po prostu unikał każdego wymierzonego w niego ciosu, uskakując, czy po prostu robiąc kroki w bok. Jednakże po pewnym czasie został zmuszony, choć w części do lepszych uników, a nawet niektórych nie zdołałby uniknąć więc po prostu je blokował jakby były piórkiem. Czy kapitan się z nim bawi? Albo swoją moc zrównuje do niego. Tak pewnie było. Choć to czarnowłosemu nie przeszkadzało, może dzięki temu zdoła lepiej panować nad swoją nową mocą. W końcu wyprowadził kolejny cios, kolejne kopnięcia ogromną łapą. Dziwnym trafem nawet trafiał, a także w miarę udało mu się nie potykać o własny ogon, oraz jego szybkość była już trochę lepsza, choć nadal nie porównywalna co do mocy tamtego Oozaru. Będzie trenował tak długo, aż będzie przynajmniej tamtej małpie dorównywał...w umiejętnościach i opanowaniu formy oczywiście, bo ich moc jest tak na prawdę, dokładnie taka sama. Ledwo zwyciężył. Tym razem wtedy szczęście mu sprzyjało, a los był po jego stronie i Lethal nie zdołał się uwolnić. Ciekawe czy ten mężczyzna by go wtedy zabił...a może by nie wyczuł różnicy? W każdym razie trenował dalej i dalej, a trener tym razem blokował jego ataki. Lecz i on się bawił z nim dalej. Podstawiał mu ogon, czy też nogi i Altair często lądował na zadku lub na ziemi. Jeśli tak dalej pójdzie to futro tam straci. O, a właśnie! Ciekawe jakby wyglądał łysy Oozaru...zaraz, zaraz, czemu myśli o głupotach!? No i właśnie znowu wylądował na ziemi. Za każdym razem podnosił się, aż w końcu był wywalany na skały bądź kamienne drzewa, przez co bolało go ciało coraz bardziej i bardziej, ale nie na tyle by nie był w stanie ćwiczyć. Tylko uśmiechał się z każdym zadanym bólem. Nie. Nie był masochistą. Po prostu nie zamierzał poddać się bólowi. Nie jest wcale taki słaby i nie przydatny jak to miało miejsce na Icebergu! Altozaru ryknął przeraźliwie i wyskoczył w górę, lądując dokładnie przed trenerem. Wyprowadził pozorowany atak a następnie...pacnął go ogonem! Jednakże czy trafił? Przez ten kurz nie wiele było widać. Nawet się zakrztusił. Przydałoby się także sprawdzić, czy byłby w stanie używać jakiś technik. Gdy kurz opadł, ujrzał Oozaru broniącego się własnym ogonem! Ogon jednocześnie potężna broń i obrona. Ciekawe, że przez wielu saiyan był on uznawany za wadę i słaby punkt, ale według Altaira była to najpotężniejsza i najprzydatniejsza część ciała. W końcu taki ogon jest całkiem przydatny. Można go używać na tak dużą ilość sposobów. Altozaru odskoczył od swojego dowódcy i tym razem chciał go ugryźć lecz został przez niego obalony. Nawet to nie podziałało. Oczywiście tak było ponieważ, trener jest od niego o wiele silniejszy, ale musi przynajmniej choć raz go trafić. A może...Tak! To mogłoby się udać. Drake wyszczerzył mordkę i skokiem ponownie podniósł cały kurz, a następnie szybko pobiegł za trenera udając, że wyprowadza atak gdzie celem były jego plecy, lecz tak na prawdę jego czarny ogon już miał prawię uderzyć w jego brzuch...
OOC:
Koniec Treningu
OOC:
Koniec Treningu
Re: Skalny Las
Pią Sie 16, 2013 8:51 pm
Czas płynął niezauważalnie szybko. Świecąca kula energii nadająca moc transformacji robiła się coraz mniejsza. W końcu po dwóch godzinach wyczerpała się jej moc. Dwaj wojownicy powrócili do swoich naturalnych postaci.
- Uch zawsze boli mnie po tym szczeka. Dobra, pewnie masz dosyć na dziś co? No to wracamy do Akademii. Masz wolne resztę popołudnia, a na bolące mięśnie weź gorący prysznic. Zmniejszy ból. Jeszcze kilka przemian, a ból przejdzie całkowicie i Twoje ciało się przyzwyczai. Aha i miej włączony scouter.
Trener pierwszy wzbił się w powietrze i podczas lotu dostosował swoją prędkość do aktualnych możliwości Altaira, któremu zostało energii tylko na lot. Chwilę później jakieś 2 – 3 metry za młodym Nashi pojawili się dwaj lecący Natto bez ogonów. Byli to dwaj halfi wyznaczeni przez trenera na strażników. Nic nie mówiąc trzymali się na swoich miejscach w szyku i od czasu do czasu rozglądali na boki. Alarm podniesiony przez Tsufula nadal trwał.
- Uch zawsze boli mnie po tym szczeka. Dobra, pewnie masz dosyć na dziś co? No to wracamy do Akademii. Masz wolne resztę popołudnia, a na bolące mięśnie weź gorący prysznic. Zmniejszy ból. Jeszcze kilka przemian, a ból przejdzie całkowicie i Twoje ciało się przyzwyczai. Aha i miej włączony scouter.
Trener pierwszy wzbił się w powietrze i podczas lotu dostosował swoją prędkość do aktualnych możliwości Altaira, któremu zostało energii tylko na lot. Chwilę później jakieś 2 – 3 metry za młodym Nashi pojawili się dwaj lecący Natto bez ogonów. Byli to dwaj halfi wyznaczeni przez trenera na strażników. Nic nie mówiąc trzymali się na swoich miejscach w szyku i od czasu do czasu rozglądali na boki. Alarm podniesiony przez Tsufula nadal trwał.
OOC:
Alt po wejściu do Akademii standardowe badania, Ki do 0 i jak masz pytania do trenera to pytaj
- GośćGość
Re: Skalny Las
Pią Sie 16, 2013 10:29 pm
Walka była kontynuowana dalej. Nie miał pojęcia czy trafił, ale chyba jego zwód i atak tym razem przyniosły jakiś efekt, choć trenera to pewnie nawet nie zabolało. No cóż liczyło się samo to że trafił, gdyż oznaczało to także, że trochę przyzwyczaja się do tej przemiany. Choć wątpił, że będzie to często używał. Ale przyda mu się głównie po to by nie tracić nad sobą kontroli, jak to jest zazwyczaj z członkami jego własnej rasy. A także kto wie...może za nią kryje się coś więcej? W końcu po co byłaby im tak słaba i mało użyteczna przemiana? Nie. Za tym musi się kryć coś więcej, a on kiedyś się dowie co to jest. Ale na razie, skupi się wyłącznie na treningu z dowódcą. Z każdym kolejnym ciosem męczył się coraz bardziej i bardziej, ale to głównie dlatego, że dopiero stara się okiełznać tą nowo poznaną formę. Cóż w końcu mu się to uda, choć on będzie miał większy problem zważywszy na to, że jego zwierzęca agresywna natura jest silniejsza niż u innych. Ciekawe ile osób tak ma. A może są jeszcze inne kolory Oozaru? Cóż większość saiyan ma głównie czarne włosy, ale Pół saiyan się to już nie tyczy. Ciekawe czy to dlatego, że ich krew wymieszała się z krwią ziemian. Mają wiele ze sobą wspólnego, ale słyszał pogłoski, że ludzie są równie agresywni i bezwzględni co niektórzy ogoniaści ale i tam też istnieją wyjątki. W każdej rasie są wyjątki z reguły, choć to odosobnione przypadki. Już leciał kolejny cios gdy nagle poczuł dziwny skurcz w żołądku. Popatrzył się do góry. Nie widział już świecącej nad nimi kuli energii. Cóż czyli to koniec treningu. Zaczął maleć, a futro mu też po chwili znikło razem ze zmniejszeniem się organów wewnętrznych. Ponownie wyglądał jak dawniej. Ze spokojem słuchał tego co mówi do niego dowódca i pokiwał głową. Był strasznie wykończony, a raczej nie miał prawie w ogóle KI ale to nic. Na razie nie jest mu zbytnio potrzebna. Na lot mu starczy. Po niedługim czasie uniósł się do góry i razem z Reishim oraz obstawą w postaci dwóch Natto lecieli przed siebie w kierunku akademii. Gdy zbliżali się do końca swojej drogi zaczęli ponownie lądować. Altair wylądował drugi po trenerze i zasalutował stojąc na baczność. Był od meldowany już wcześniej przez dowódcę, ale i tak musiał się przynajmniej pożegnać.
-Jeszcze raz, trenerze dziękuje za ten trening. No i życzę miłego dnia.
Uśmiechnął się, a gdy i dowódca w końcu zniknął mu z oczu razem z obstawą to postanowił się udać prosto do akademii. Może później odwiedzi dziadka Yaro? A no i prawie zapomniał o pewnym urządzeniu. Włączył scouter znowu, mając nadzieję, że nic go tym razem nie wysadzi i udał się w kierunku placu.
OOC:
Skalny Las -> Plac Przed Akademią
Regeneracja KI = 10%
-Jeszcze raz, trenerze dziękuje za ten trening. No i życzę miłego dnia.
Uśmiechnął się, a gdy i dowódca w końcu zniknął mu z oczu razem z obstawą to postanowił się udać prosto do akademii. Może później odwiedzi dziadka Yaro? A no i prawie zapomniał o pewnym urządzeniu. Włączył scouter znowu, mając nadzieję, że nic go tym razem nie wysadzi i udał się w kierunku placu.
OOC:
Skalny Las -> Plac Przed Akademią
Regeneracja KI = 10%
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Sro Lis 20, 2013 6:27 pm
[Z Makyo aż tu! I to we dwóch (Red i gościnnie Reito)]
Lot był trudny, coraz bardziej doskwierało mu zmęczenie, a regeneracja ciała przebiegała wolno. W dodatku została przerwana wraz z przypomnieniem sobie o obecności bliskiej osoby dla June. Dał o sobie znać w najmniej oczekiwany sposób. Jakimś cudem powędrował aż do jego głowy, torując sobie drogę przez wyniszczenie jego naturalnej flory bakteryjnej. I co gorsza...
>Ał-ła-ła-ła! Moje uszy!
Nawet nie był świadom tego, że zawołał te słowa na głos. Nie słyszał siebie, a groźby Super Saiyana, który przedziurawił mu połowę wnętrzności swoimi wyczynami. Czuł się osłabiony, ale nie na tyle, by nie móc interweniować. Musiał coś zaradzić na te nieznośne krzyki i posiekane organy wewnętrzne. Zacisnął zęby i nastawił szybko lot na autopilota, by chociaż na kilka chwil przemówić do rozsądku osoby, która już raz dała mu ostro w kość w West City.
Nie minęło więcej niż minuta od skarg Reito, gdy nadeszła pierwsza wiadomość od demona.
>Uspokój się!
Rozległ się głos młodzieńca, który to pojawił się w swoim umyśle, jako miniaturowa wersja siebie, przed Reito. Nie mogę określić ile ich dzieliło, wszak byli w mikroświecie demona, ściślej w obszarach jego rozumu. Tak czy inaczej nie siedzieli sobie na kolanach, a to najważniejsze. Dobra, mniej ważne. Przenikliwym spojrzeniem obdarzał wojownika z małpim ogonem i czekał, aż choć trochę opanuje się, by lepiej dało mu się wyjaśnić na jakim gruncie stoi. Odchrząknął dwukrotnie, widać, że sam był zmęczony tym wszystkim, jednak nie poddawał się.
>Zamiast byczyć się nieprzytomnym w West City, wolałem działać. Nie trzeba być geniuszem, by wiedzieć jak zależy Ci na June, toteż zdecydowałem się zabrać i Ciebie w podróż. W inny sposób nigdy nie zechciałbyś współpracować. A teraz siedź cicho, i daj mi sterować statkiem. Udało mi się Ją namierzyć.
Usiadł na miękkim podłożu, które wyścielało obszar dookoła mózgu i koncentrował się. Wszak byli wciąż w kosmosie, Red nie miał współrzędnych do określenia, dlatego leciał przy użyciu manualnego steru. Skupił się na energii June, która różniła się barwą od tej co zwykle posiadała. Albo była mocno poirytowana na kogoś lub coś, albo... została zainfekowana. A to Ci dopiero - teraz rozumiał dlaczego demonica zechciała oddalić się od Ziemi. To tylko czyste przypuszczenia, jednak mogła zechcieć tak jak Red wyrzucić z siebie złość. Gorzej, że w jej otoczeniu wyróżnił także trzy inne jednostki, z czego nie był zadowolony. Zwłaszcza, iż był tam Hikaru. Hah, nikt nie pilnuje Ziemi? Zaiste ciekawe...
Trzeba było skoncentrować się na lądowaniu, ponieważ pojazd wpadał w turbulencje spowodowane przedostaniem się do atmosfery Vegety. No proszę, dawno nie widział tej planety na oczy. Aż zapomniał o jej istnieniu (niemądry...). Był tu przed trzystoma laty, i dostrzegł pierwsze zmiany. Rozrost osad Saiyanów oraz to, iż nie został zestrzelony przez systemy bezpieczeństwa. Najwyraźniej wszystkie siły skupiły się na wcześniejszych przybyszach. Było to na rękę Redowi, który przed wylądowaniem posłał wąską wiązkę energii Ki, i zamienił jeden ze skalnych szczytów w czerwoną galaretkę. Wtopił się w nią całym swym pojazdem kosmicznym i tak wyhamował cały pęd lotu. Ha, idealne rozwiązanie, by nie uszkodzić cennego nabytku od Mr Briefs'a. Od razu po lądowaniu otworzył drzwi i przedostał się z trzęsącego się deseru na czerwoną powierzchnię terenu. Tam też uwolnił Reito, materializując go z czarnej chmary motyli, którą wydobył z siebie z niechęcią. Cóż, wolałby mieć takiego "sojusznika" jak najdłużej w sobie, no ale nie kosztem zdrowia. Czarnowłosy chciał odpocząć po rozbojach małpiego wojownika i od walki Reda z Typhon'em i jego pokrewnymi istotami.
Kiedy więzień demona odzyskał wolność, pożegnał się następującymi słowami patrząc mu prosto w twarz:
>Droga wolna Reito, ale masz u mnie dług - z tytułu odnalezienia June.
Poprawił ręką długi warkocz dyndający w tyle i mając już stateczek w kapsułce oddalił się od miejsca, gdzie zostawił Szatyna samemu sobie. Na pewno nie zechce zająć się Redem, miał inne zmartwienie na głowie. Demon doskonale wiedział, iż coś niezwykłego dzieje się na okraszonej czerwonym piaskiem planecie, aczkolwiek nie widział sensu wpychać się tam na siłę. Będzie czuwać nad okazją, lecz nie miał zamiaru pokazywać się na oczy nikomu ze Szkoły Światła. Z wyjątkiem April, która jak na złość wparowała do centrum aglomeracji z mnóstwem istot o pokaźnym wskaźniku energii. Obniżył do minimum energię, żeby nie zostać szybko wykrytym (chociaż Reito wiedział o jego obecności na planecie, więc takie chowanie się nie miało większego sensu) i przeczesał Skalny Las, w którym odnalazł niewielką grotę. Wcisnął się tam na siłę i zaklinował, aby uciąć sobie drzemkę po trudnym locie i zapaść w medytacje.
[post treningowy - drugi]
Lot był trudny, coraz bardziej doskwierało mu zmęczenie, a regeneracja ciała przebiegała wolno. W dodatku została przerwana wraz z przypomnieniem sobie o obecności bliskiej osoby dla June. Dał o sobie znać w najmniej oczekiwany sposób. Jakimś cudem powędrował aż do jego głowy, torując sobie drogę przez wyniszczenie jego naturalnej flory bakteryjnej. I co gorsza...
>Ał-ła-ła-ła! Moje uszy!
Nawet nie był świadom tego, że zawołał te słowa na głos. Nie słyszał siebie, a groźby Super Saiyana, który przedziurawił mu połowę wnętrzności swoimi wyczynami. Czuł się osłabiony, ale nie na tyle, by nie móc interweniować. Musiał coś zaradzić na te nieznośne krzyki i posiekane organy wewnętrzne. Zacisnął zęby i nastawił szybko lot na autopilota, by chociaż na kilka chwil przemówić do rozsądku osoby, która już raz dała mu ostro w kość w West City.
Nie minęło więcej niż minuta od skarg Reito, gdy nadeszła pierwsza wiadomość od demona.
>Uspokój się!
Rozległ się głos młodzieńca, który to pojawił się w swoim umyśle, jako miniaturowa wersja siebie, przed Reito. Nie mogę określić ile ich dzieliło, wszak byli w mikroświecie demona, ściślej w obszarach jego rozumu. Tak czy inaczej nie siedzieli sobie na kolanach, a to najważniejsze. Dobra, mniej ważne. Przenikliwym spojrzeniem obdarzał wojownika z małpim ogonem i czekał, aż choć trochę opanuje się, by lepiej dało mu się wyjaśnić na jakim gruncie stoi. Odchrząknął dwukrotnie, widać, że sam był zmęczony tym wszystkim, jednak nie poddawał się.
>Zamiast byczyć się nieprzytomnym w West City, wolałem działać. Nie trzeba być geniuszem, by wiedzieć jak zależy Ci na June, toteż zdecydowałem się zabrać i Ciebie w podróż. W inny sposób nigdy nie zechciałbyś współpracować. A teraz siedź cicho, i daj mi sterować statkiem. Udało mi się Ją namierzyć.
Usiadł na miękkim podłożu, które wyścielało obszar dookoła mózgu i koncentrował się. Wszak byli wciąż w kosmosie, Red nie miał współrzędnych do określenia, dlatego leciał przy użyciu manualnego steru. Skupił się na energii June, która różniła się barwą od tej co zwykle posiadała. Albo była mocno poirytowana na kogoś lub coś, albo... została zainfekowana. A to Ci dopiero - teraz rozumiał dlaczego demonica zechciała oddalić się od Ziemi. To tylko czyste przypuszczenia, jednak mogła zechcieć tak jak Red wyrzucić z siebie złość. Gorzej, że w jej otoczeniu wyróżnił także trzy inne jednostki, z czego nie był zadowolony. Zwłaszcza, iż był tam Hikaru. Hah, nikt nie pilnuje Ziemi? Zaiste ciekawe...
Trzeba było skoncentrować się na lądowaniu, ponieważ pojazd wpadał w turbulencje spowodowane przedostaniem się do atmosfery Vegety. No proszę, dawno nie widział tej planety na oczy. Aż zapomniał o jej istnieniu (niemądry...). Był tu przed trzystoma laty, i dostrzegł pierwsze zmiany. Rozrost osad Saiyanów oraz to, iż nie został zestrzelony przez systemy bezpieczeństwa. Najwyraźniej wszystkie siły skupiły się na wcześniejszych przybyszach. Było to na rękę Redowi, który przed wylądowaniem posłał wąską wiązkę energii Ki, i zamienił jeden ze skalnych szczytów w czerwoną galaretkę. Wtopił się w nią całym swym pojazdem kosmicznym i tak wyhamował cały pęd lotu. Ha, idealne rozwiązanie, by nie uszkodzić cennego nabytku od Mr Briefs'a. Od razu po lądowaniu otworzył drzwi i przedostał się z trzęsącego się deseru na czerwoną powierzchnię terenu. Tam też uwolnił Reito, materializując go z czarnej chmary motyli, którą wydobył z siebie z niechęcią. Cóż, wolałby mieć takiego "sojusznika" jak najdłużej w sobie, no ale nie kosztem zdrowia. Czarnowłosy chciał odpocząć po rozbojach małpiego wojownika i od walki Reda z Typhon'em i jego pokrewnymi istotami.
Kiedy więzień demona odzyskał wolność, pożegnał się następującymi słowami patrząc mu prosto w twarz:
>Droga wolna Reito, ale masz u mnie dług - z tytułu odnalezienia June.
Poprawił ręką długi warkocz dyndający w tyle i mając już stateczek w kapsułce oddalił się od miejsca, gdzie zostawił Szatyna samemu sobie. Na pewno nie zechce zająć się Redem, miał inne zmartwienie na głowie. Demon doskonale wiedział, iż coś niezwykłego dzieje się na okraszonej czerwonym piaskiem planecie, aczkolwiek nie widział sensu wpychać się tam na siłę. Będzie czuwać nad okazją, lecz nie miał zamiaru pokazywać się na oczy nikomu ze Szkoły Światła. Z wyjątkiem April, która jak na złość wparowała do centrum aglomeracji z mnóstwem istot o pokaźnym wskaźniku energii. Obniżył do minimum energię, żeby nie zostać szybko wykrytym (chociaż Reito wiedział o jego obecności na planecie, więc takie chowanie się nie miało większego sensu) i przeczesał Skalny Las, w którym odnalazł niewielką grotę. Wcisnął się tam na siłę i zaklinował, aby uciąć sobie drzemkę po trudnym locie i zapaść w medytacje.
[post treningowy - drugi]
Re: Skalny Las
Sro Lis 20, 2013 7:43 pm
___W końcu się doczekał jakiejś reakcji. Jakby Red od razu nie mógł się pojawić… Jego mina wyraźnie ukazywała to o czym pomyślał. Stał z założonymi rękami czekając aż demon się zmaterializuje. Brwi mocno zmarszczone, usta zwężone, wzrok spode łba. Innymi słowy - bez kija nie podchodź. Posłuchał spokojnie wyjaśnień osobnika z warkoczem. Gdy skończył jego mina nadal pozostawała bez zmian.
- A w czym ty niby lepszy jesteś skoro uważasz, że sam bym jej nie znalazł, he? Nie prosiłem Cię o pomoc…
Wyglądał jakby strzelił focha ale prawda była taka, że rzeczywiście nie wiedział jak ją odnaleźć. Wyczucie Ki kogoś na taką odległość była nie łatwa. Tym bardziej jeśli ta osoba ją ukrywa, co wtedy graniczyło z cudem. Chociaż June chyba nie potrafiła tego za dobrze. Właściwie będąc uwięzionym w tym ciele nie czuł praktycznie niczego poza nim. Ki Reda skutecznie tłumiła bodźce z zewnątrz. Nie wiedział dokąd lecieli ale jedno jest pewne. Byli na statku. Przynajmniej tyle wywnioskował z dialogu Reda.
Po pewnym czasie wylądowali. Nie dało się tego wyczuć aż tak bardzo gdyż demon wymyślił ciekawy sposób na stłumienie uderzenia towarzyszącemu lądowaniu. Bardzo ciekawa technika swoją drogą. Reito został uwolniony i… zrobił wielkie oczy. Rozglądał się panicznie dookoła.
- Dlaczego ze wszystkich planet we wszechświecie June musiała wybrać akurat Vegetę? Do cholery dlaczego!? – powiedział sam do siebie. Otrząsnął się z resztek wydzielin. Przydałaby mu się kąpiel. Spojrzał na odchodzącego towarzysza.
>Droga wolna Reito, ale masz u mnie dług - z tytułu odnalezienia June.
Słysząc te słowa mruknął coś bezgłośnie. Demon zaczął się oddalać.
- Co zamierzasz teraz zrobić? Z Twoim wyglądem prędzej czy później zaczną Cię podejrzewać. Możesz nawet zginąć.
Zaczął grzebać w kieszeni w poszukiwaniu czegoś. W końcu znalazł i rzucił w jego stronę pewien przedmiot.
- Masz. To mój dawny strój kadeta. Przynajmniej nie będziesz rzucał się w oczy… - to była kapsułka z ubraniem. Czyniąc ten gest odwrócił się na pięcie i poszedł w swoją stronę.
- Ot i spłaciłem swój dług… - powiedział sam do siebie na odchodne.
Wyciągnął z kieszeni drugą kapsułkę. To był jego strój nashi. Założył go by samemu nie budzić podejrzeń. Poza tym niektórzy mogli go znać. Może i minęło trochę czasu ale zawsze znajdzie się ktoś kto mógł go zapamiętać chociażby ze względu na jego kolor włosów. To w sumie nie był problem jakby się zastanowić nad tym. Póki co jeszcze poczeka z transformacją. Jeśli w tym miejscu wydzieli za dużo energii to szybko się nim zainteresują bo niby skąd nagle się tam energia pojawi? Przy okazji zdemaskowałby też Reda, który… gdzieś zniknął. No cóż… kiepski z niego „sojusznik”. Teraz musiał skupić się na June. Miał właściwie jeden pomysł. Najgłupszy ale i najlepszy za razem. Po prostu udać się do akademii. Był kadetem, nawet nashi a gdzie najszybciej dowie się o nieznanych przybyszach jak nie tam? Nie planował tak szybkiego lotu na tą planetę. Nadal czuł się za słaby. W dodatku zaniedbał trening. Nie będzie łatwo. Póki co musi się wtopić w tłum. A w pierwszej kolejności udać do miasta.
ZT---> Ulice
- A w czym ty niby lepszy jesteś skoro uważasz, że sam bym jej nie znalazł, he? Nie prosiłem Cię o pomoc…
Wyglądał jakby strzelił focha ale prawda była taka, że rzeczywiście nie wiedział jak ją odnaleźć. Wyczucie Ki kogoś na taką odległość była nie łatwa. Tym bardziej jeśli ta osoba ją ukrywa, co wtedy graniczyło z cudem. Chociaż June chyba nie potrafiła tego za dobrze. Właściwie będąc uwięzionym w tym ciele nie czuł praktycznie niczego poza nim. Ki Reda skutecznie tłumiła bodźce z zewnątrz. Nie wiedział dokąd lecieli ale jedno jest pewne. Byli na statku. Przynajmniej tyle wywnioskował z dialogu Reda.
Po pewnym czasie wylądowali. Nie dało się tego wyczuć aż tak bardzo gdyż demon wymyślił ciekawy sposób na stłumienie uderzenia towarzyszącemu lądowaniu. Bardzo ciekawa technika swoją drogą. Reito został uwolniony i… zrobił wielkie oczy. Rozglądał się panicznie dookoła.
- Dlaczego ze wszystkich planet we wszechświecie June musiała wybrać akurat Vegetę? Do cholery dlaczego!? – powiedział sam do siebie. Otrząsnął się z resztek wydzielin. Przydałaby mu się kąpiel. Spojrzał na odchodzącego towarzysza.
>Droga wolna Reito, ale masz u mnie dług - z tytułu odnalezienia June.
Słysząc te słowa mruknął coś bezgłośnie. Demon zaczął się oddalać.
- Co zamierzasz teraz zrobić? Z Twoim wyglądem prędzej czy później zaczną Cię podejrzewać. Możesz nawet zginąć.
Zaczął grzebać w kieszeni w poszukiwaniu czegoś. W końcu znalazł i rzucił w jego stronę pewien przedmiot.
- Masz. To mój dawny strój kadeta. Przynajmniej nie będziesz rzucał się w oczy… - to była kapsułka z ubraniem. Czyniąc ten gest odwrócił się na pięcie i poszedł w swoją stronę.
- Ot i spłaciłem swój dług… - powiedział sam do siebie na odchodne.
Wyciągnął z kieszeni drugą kapsułkę. To był jego strój nashi. Założył go by samemu nie budzić podejrzeń. Poza tym niektórzy mogli go znać. Może i minęło trochę czasu ale zawsze znajdzie się ktoś kto mógł go zapamiętać chociażby ze względu na jego kolor włosów. To w sumie nie był problem jakby się zastanowić nad tym. Póki co jeszcze poczeka z transformacją. Jeśli w tym miejscu wydzieli za dużo energii to szybko się nim zainteresują bo niby skąd nagle się tam energia pojawi? Przy okazji zdemaskowałby też Reda, który… gdzieś zniknął. No cóż… kiepski z niego „sojusznik”. Teraz musiał skupić się na June. Miał właściwie jeden pomysł. Najgłupszy ale i najlepszy za razem. Po prostu udać się do akademii. Był kadetem, nawet nashi a gdzie najszybciej dowie się o nieznanych przybyszach jak nie tam? Nie planował tak szybkiego lotu na tą planetę. Nadal czuł się za słaby. W dodatku zaniedbał trening. Nie będzie łatwo. Póki co musi się wtopić w tłum. A w pierwszej kolejności udać do miasta.
ZT---> Ulice
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Pią Lis 22, 2013 4:06 pm
Piknęła mu żyłka na czole, gdy Reito odgryzł mu się wręczając podarunek będący rekompensatą za dotarcie do miejsca przebywania June. Bez słowa zmierzył Saiyana wzrokiem przez ramię, lecz zaraz oddalił się w swoją stronę. Jak odnalazł małą oazę w sam raz dla niego westchnął cicho i przeczesywał teren w poszukaniu najdoskonalszej kryjówki... powiedzmy, że najdoskonalszej, co mijało się z prawdą.
Przyjrzał się kapsułce, gdy wciśnięty w szczelinę skalną starał się na moment zrelaksować i odpocząć. Musiał także zastanowić się co począć na planecie, która szaleje od natłoku Tsufuli i wojowników, których energia aż kłuła w klatkę piersiową demona. Spodziewał się mniejszych tłumów, zwłaszcza że nie przewidział eskorty z Ziemi na pokrytym czerwonym piaskiem planecie. Tyle różnych Ki, tyle barw, tyle natężeń, iż nie mógł skupić się na jednym z ognisk. Może jak prześpi się, to znajdzie rozwiązanie?
Nie, to zły pomysł! Już raz uciął drzemkę i pożałował koszmaru jaki widział przed oczyma.
Długowłosy analizował więc będąc przytomnym poszczególne słowa i wydarzenia. Szatyn nie był zadowolony z obecności na tej planecie, widział panikę w jego oczach. Krótko, ale widział. Coś musiało być na rzeczy. I wtedy sobie przypomniał o... stroju kadeta? Moment! Mógłby wmieszać się w tą aglomerację silnych mieszkańców, aby dowiedzieć się czegoś więcej o ich zwyczajach. Według Reito znalazł się na Vegecie, a skoro wyczuwał mnóstwo pokładów Saiyańskiej Ki, mógł śmiało rzec, że to jest ojczyzna małpiatych istot. Te skurczybyki są silne już od urodzenia, tylko z czasem doskonalą się i zabijają takich jak Red. Zmarszczył nieco brwi i otworzył kapsułkę, by przywdziać ubranie z podarunku. Z początku zabarwiona tkanina była granatowa, ale po dopasowaniu się do ciała młodzieńca uzyskała czarną tonację.
[post treningowy - trzeci i ostatni]
Przyjrzał się kapsułce, gdy wciśnięty w szczelinę skalną starał się na moment zrelaksować i odpocząć. Musiał także zastanowić się co począć na planecie, która szaleje od natłoku Tsufuli i wojowników, których energia aż kłuła w klatkę piersiową demona. Spodziewał się mniejszych tłumów, zwłaszcza że nie przewidział eskorty z Ziemi na pokrytym czerwonym piaskiem planecie. Tyle różnych Ki, tyle barw, tyle natężeń, iż nie mógł skupić się na jednym z ognisk. Może jak prześpi się, to znajdzie rozwiązanie?
Nie, to zły pomysł! Już raz uciął drzemkę i pożałował koszmaru jaki widział przed oczyma.
Długowłosy analizował więc będąc przytomnym poszczególne słowa i wydarzenia. Szatyn nie był zadowolony z obecności na tej planecie, widział panikę w jego oczach. Krótko, ale widział. Coś musiało być na rzeczy. I wtedy sobie przypomniał o... stroju kadeta? Moment! Mógłby wmieszać się w tą aglomerację silnych mieszkańców, aby dowiedzieć się czegoś więcej o ich zwyczajach. Według Reito znalazł się na Vegecie, a skoro wyczuwał mnóstwo pokładów Saiyańskiej Ki, mógł śmiało rzec, że to jest ojczyzna małpiatych istot. Te skurczybyki są silne już od urodzenia, tylko z czasem doskonalą się i zabijają takich jak Red. Zmarszczył nieco brwi i otworzył kapsułkę, by przywdziać ubranie z podarunku. Z początku zabarwiona tkanina była granatowa, ale po dopasowaniu się do ciała młodzieńca uzyskała czarną tonację.
- Red w ubraniu kadeta:
Coś nie wychodzą mi obrazki ostatnio...
[post treningowy - trzeci i ostatni]
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Nie Lis 24, 2013 2:00 am
Vulfila opuściła miasto, wkraczając coraz dalej w tereny gęsto występujących przesmyków skalnych. Szukała dogodnego miejsca, własnej samotni, gdzie mogłaby ochłonąć po przeżyciach ostatnich godzin. W końcu jej wzrok przykuł występ na dość wysoko zawieszonej ścianie. Obniżyła lot, aż w końcu stanęła na płaskim podłożu. Zamknęła oczy. Czuła tylko lekki wiatr, przesuwający się po jej twarzy jak niewidoczny, jedwabny materiał. Wciągnęła w płuca nieskazitelne powietrze w tych rejonach. Rozłożyła szeroko ręce. Wsłuchiwała się w własne wnętrze. Uczucia, jakie nią targały. Układała w głowie wydarzenia, żeby nadać im sens... Oczyszczała chaos, zastępując go czystką. Tabula rasa.
Jej ciało wciąż nie zregenerowało się po walce. Mięśnie sprawiały ból... promieniowały od środka od uderzeń. Otarcia szczypały. Ale to nie ciało powodowało najwięcej cierpienia. Umysł, zamglony tysiącem sprzecznych uczuć i obaw...
" Nic nie wiecie o Tsufulu? To pasożyt, który opanowuje czyjeś ciało i ten ktoś trafi kontrolę, wydziela złą aurę, dlatego proszę Cię o wypicie tej wody."
Dźwięczało w uszach halfki. Wyjęła z kieszeni fiolkę, otworzyła oczy i przyjrzała się jej zawartości. Wypić czy nie wypić? Jeśli opróżni jej zawartość, Tsuful nigdy nie wkradnie się w jej ciało, ale... czy to miało jakieś znaczenie? Vulfila była słaba... Nie mogłaby pomóc nikomu, jest bezużyteczna... A jeśli ta woda może pozbawić kogoś pasożyta? Jeśli mogłaby zaaplikować ją... Hazardowi? Półsaiyanka ścisnęła ją mocniej w dłoni. A nawet, jeśli nie, to czy nie przyda się lepiej komuś, kto byłby w stanie pokonać przeciwnika? Strach przed opętaniem kazał dziewczynie zadbać o siebie samą. Nie oglądać się na nikogo i na nic. Ale... rozum podpowiadał inaczej. Schowała ponownie fiolkę, trochę przybita myślą o tym, że mogłaby zginąć, wybierając dobro ogółu...
Z lekko przymrużonymi powiekami przed oczami halfki stanął Hazard z opętańczym wzrokiem, miażdżący na korytarzu ciało kadeta. W momencie powrócił do niej strach, który ją ogarnął. Zbliżył się do niej. "Tęskniłaś?", zapytał, spojrzał głęboko w oczy, wywołując dreszcz na jej skórze. Dreszcz strachu, wywołany złowrogą aurą.
Vulfila potrząsnęła głową, jakby chcąc wyrzucić z myśli tę scenę, ale ona wciąż trwała dalej. Spojrzał jej głęboko w oczy... jak wtedy, kiedy leżeli razem w jego kwaterze. Halfka rozwścieczona ruszyła do walki z wyimaginowanym Hazardem. Czuła, jakby w tej chwili mogła zacząć okładać go pięściami. To też zaczęła robić, a powietrze między jej rękami świszczało od prędkości wykonywanych bez celu ciosów. Wzleciała w powietrze, zaczęła kopać, bić, uderzać. Wtedy przypomniała sobie, jak pogładził ją po policzku, a ona bezradna nie mogła nic więcej zrobić.
- Nigdy... więcej... słabości!!!- wykrzyknęła na całe gardło, kontunuując wymachy i kopniaki w powietrze. Przed oczami miała obraz tego, jak zaciskał rękę na jej gardle.- Wrrrau!- zawarczała, ale bicie powietrza wcale jej nie rozładowywało. Przystanęła w powietrzu, a wzrokiem poszukała jakiegokolwiek celu, a gdyby w tym momencie znalazła w okolicy kogoś żywego, nie zawahałaby się i poszłaby obić go w całych sił. Na szczęście w pobliżu znajdowała się tylko wielka skała, zamitnie stojąca na ziemi. Halfka podleciałą i zaczęła ją bić. Z każdym uderzeniem kruszyła kolejny kawałek powierzni twardego kamienia. Biła nieubłaganie przez dobrych kilka minut, aż w końcu pięści zaczęły stawiać opór. Przypomniała sobie, jak leciała bezwładnie przez kolejne ściany akademii... Jak Hazard chciał ją zabić, jak ledwie pozbierała się na drugim piętrze, żeby dostać się do trenerów... Którzy, o zgrozo, na nic się nie przydali! Dziewczyna zatrzymała się i popatrzyła z przerażeniem na swoje dłonie. Skóra na nich zdarła się, pozostawiając krwawy ślad na powierzchni skały. Kadetka padła na ziemię do siadu z nogami podwiniętymi po obu bokach. Opuściła głowę zła i smutna zarazem. Po co tak się stara... przecież i tak nie będzie w stanie obronić się przed nim. Jest... jest...
Jest słaba. Znów przypomniała sobie minę Frosta. I on nie miał problemu z pobiciem jej i torturowaniem. Ale, gdyby tylko na tym poprzestał. Jednak on znęcał się i nad nieprzytomną Eve!
- Sukinsyn.- wymamrotała pod nosem Vulfila. "Nie ma w tobie nienawiści", dźwięczało w jej uszach. Przypomniała sobie jego słowa, a one zadziałały jak fala tsunami. W momencie rozgorzała znów ogromną nienawiścią go niego.- Nie ma we mnie nienawiści?- zapytała retorycznie nieobecnego przeciwnika, z którym walczyła w skalnym lesie. Zaśmiała się upiornie, po czym poderwała w momencie.- Pokażę ci moją nienawiść!- wrzasnęła, żeby powrócić do okładania skały. Z każdym uderzeniem pozostawała po sobie krwawy stempel. Biła skałę tak długo, aż na jej czole wystąpił pot. Targana furią zaczęła kruszyć kamień. Chciała zatopić się w tym sączącym się do jej serca uczuciu, które napędzić mogłoby i całą lokomotywę.
Wtedy jednak znowu odezwała się jej wewnętrzna słabość. Próbowała odtrącić ją z myśli i zatopić się tylko w swojej nienawiści, ale ona powracała jak bumerang. Ojciec... "Vulfila, jesteś człowiekiem, a to znaczy, że nie możesz kierować się samolubnie tylko swoim własnym dobrem. Pamiętaj, jeśli ty będziesz dobra dla innych, to dobro do ciebie wróci ze zdwojoną siłą. Zaufaj mi."
Siła uderzeń Halfki słabła z każdą sekundą. To nie oni, to Tsuful... Nieznajoma saiyanka tak twierdziła... Pasożyt. Bo przecież Hazard... który troszczył się o stan przyjaciela Altaira... który zawstydzony masował jej dłoń... który czytał w zaciszu swojego pokoju... który opiekował się nią w akademii... on nie byłby zdolny. To nie był on. Vulfila zaprzestała uderzania w skałę. Kiedy przypomniała sobie, jak dobrze czuła się tego dnia, zanim wszystko popadło w ruinę, nie była już w stanie wykrzesać z siebie nienawiści. Tak bardzo chciała móc wtulić się w blondyna, którego znała. Pozwolić mu zaopiekować się sobą i nie musieć już bać się o swoje i Eve życie.
Vulfila niespodziewanie poczuła spokój. Jej niepewność odpłynęła, nienawiść przeminęła. KI w jej ciele przepływało przez nią z tak odczuwalną płynnością, jak nigdy wcześniej. Mogła wzmagać ją w taką łatwością. Zaczęła wznosić się w powietrze płynnym ruchem. Zamknęła oczy, ręce rozłożyła na bokach. Leciała z lekkością, jakby to wiatr pchał ją w powietrze. Jednocześnie energia wypełniająca półsaiyankę krążyła coraz szybciej i mocniej, uwidaczniając się w postaci emanującej aury. Dziewczyna odchylila ręce do tyłu, gromadząc moc w dłoniach. Kula pomiędzy nimi rosła jasnym, jednorodnym blaskiem.
- Galick...- wymruczała z cicha, a potem szybko skierowała ręce w skałę. Z jej dłoni wystrzeliło potężne pasmo KI.- GUN!!!- zakrzyknęła na całe gardło. KI trafiła w skałę z taką siłą, że wokoło wzniosła się gęsta chmara kurzu, pozostała jedynie po ogromnej skale.
Vulfila odczekała, aż wytryśnie z jej rąk cała skumulowana energia. Jej oczy płonęły w tym momencie, ale bardzo spokojnym płomieniem. Gdy zakończyła, spojrzała na efekty swojej pracy.
Halfka była zadowolona. Spokojna. Pewna siebie. Narodziła się na nowo, by tym razem nie pozwolić już nikomu doprowadzić jej do wewnętrznego konfliktu. Spośród dwóch przeciwstawnych i wzajemnie napędzających się źródeł mocy wybrała tak, jak radził ojciec. Miłość zamiast nienawiści.
Vulfila obróciła się za siebie i zauważyła coś, czego się nie spodziewała. Za jej plecami tańczył ogon. Nie wiedzieć kiedy i jak, odrósł. Złapała go w ręce. Był inny niż poprzedni. Miał miekkie futerko i jaśniejsze umaszczenie.
OCC: Koniec treningu
Jej ciało wciąż nie zregenerowało się po walce. Mięśnie sprawiały ból... promieniowały od środka od uderzeń. Otarcia szczypały. Ale to nie ciało powodowało najwięcej cierpienia. Umysł, zamglony tysiącem sprzecznych uczuć i obaw...
" Nic nie wiecie o Tsufulu? To pasożyt, który opanowuje czyjeś ciało i ten ktoś trafi kontrolę, wydziela złą aurę, dlatego proszę Cię o wypicie tej wody."
Dźwięczało w uszach halfki. Wyjęła z kieszeni fiolkę, otworzyła oczy i przyjrzała się jej zawartości. Wypić czy nie wypić? Jeśli opróżni jej zawartość, Tsuful nigdy nie wkradnie się w jej ciało, ale... czy to miało jakieś znaczenie? Vulfila była słaba... Nie mogłaby pomóc nikomu, jest bezużyteczna... A jeśli ta woda może pozbawić kogoś pasożyta? Jeśli mogłaby zaaplikować ją... Hazardowi? Półsaiyanka ścisnęła ją mocniej w dłoni. A nawet, jeśli nie, to czy nie przyda się lepiej komuś, kto byłby w stanie pokonać przeciwnika? Strach przed opętaniem kazał dziewczynie zadbać o siebie samą. Nie oglądać się na nikogo i na nic. Ale... rozum podpowiadał inaczej. Schowała ponownie fiolkę, trochę przybita myślą o tym, że mogłaby zginąć, wybierając dobro ogółu...
Z lekko przymrużonymi powiekami przed oczami halfki stanął Hazard z opętańczym wzrokiem, miażdżący na korytarzu ciało kadeta. W momencie powrócił do niej strach, który ją ogarnął. Zbliżył się do niej. "Tęskniłaś?", zapytał, spojrzał głęboko w oczy, wywołując dreszcz na jej skórze. Dreszcz strachu, wywołany złowrogą aurą.
Vulfila potrząsnęła głową, jakby chcąc wyrzucić z myśli tę scenę, ale ona wciąż trwała dalej. Spojrzał jej głęboko w oczy... jak wtedy, kiedy leżeli razem w jego kwaterze. Halfka rozwścieczona ruszyła do walki z wyimaginowanym Hazardem. Czuła, jakby w tej chwili mogła zacząć okładać go pięściami. To też zaczęła robić, a powietrze między jej rękami świszczało od prędkości wykonywanych bez celu ciosów. Wzleciała w powietrze, zaczęła kopać, bić, uderzać. Wtedy przypomniała sobie, jak pogładził ją po policzku, a ona bezradna nie mogła nic więcej zrobić.
- Nigdy... więcej... słabości!!!- wykrzyknęła na całe gardło, kontunuując wymachy i kopniaki w powietrze. Przed oczami miała obraz tego, jak zaciskał rękę na jej gardle.- Wrrrau!- zawarczała, ale bicie powietrza wcale jej nie rozładowywało. Przystanęła w powietrzu, a wzrokiem poszukała jakiegokolwiek celu, a gdyby w tym momencie znalazła w okolicy kogoś żywego, nie zawahałaby się i poszłaby obić go w całych sił. Na szczęście w pobliżu znajdowała się tylko wielka skała, zamitnie stojąca na ziemi. Halfka podleciałą i zaczęła ją bić. Z każdym uderzeniem kruszyła kolejny kawałek powierzni twardego kamienia. Biła nieubłaganie przez dobrych kilka minut, aż w końcu pięści zaczęły stawiać opór. Przypomniała sobie, jak leciała bezwładnie przez kolejne ściany akademii... Jak Hazard chciał ją zabić, jak ledwie pozbierała się na drugim piętrze, żeby dostać się do trenerów... Którzy, o zgrozo, na nic się nie przydali! Dziewczyna zatrzymała się i popatrzyła z przerażeniem na swoje dłonie. Skóra na nich zdarła się, pozostawiając krwawy ślad na powierzchni skały. Kadetka padła na ziemię do siadu z nogami podwiniętymi po obu bokach. Opuściła głowę zła i smutna zarazem. Po co tak się stara... przecież i tak nie będzie w stanie obronić się przed nim. Jest... jest...
Jest słaba. Znów przypomniała sobie minę Frosta. I on nie miał problemu z pobiciem jej i torturowaniem. Ale, gdyby tylko na tym poprzestał. Jednak on znęcał się i nad nieprzytomną Eve!
- Sukinsyn.- wymamrotała pod nosem Vulfila. "Nie ma w tobie nienawiści", dźwięczało w jej uszach. Przypomniała sobie jego słowa, a one zadziałały jak fala tsunami. W momencie rozgorzała znów ogromną nienawiścią go niego.- Nie ma we mnie nienawiści?- zapytała retorycznie nieobecnego przeciwnika, z którym walczyła w skalnym lesie. Zaśmiała się upiornie, po czym poderwała w momencie.- Pokażę ci moją nienawiść!- wrzasnęła, żeby powrócić do okładania skały. Z każdym uderzeniem pozostawała po sobie krwawy stempel. Biła skałę tak długo, aż na jej czole wystąpił pot. Targana furią zaczęła kruszyć kamień. Chciała zatopić się w tym sączącym się do jej serca uczuciu, które napędzić mogłoby i całą lokomotywę.
Wtedy jednak znowu odezwała się jej wewnętrzna słabość. Próbowała odtrącić ją z myśli i zatopić się tylko w swojej nienawiści, ale ona powracała jak bumerang. Ojciec... "Vulfila, jesteś człowiekiem, a to znaczy, że nie możesz kierować się samolubnie tylko swoim własnym dobrem. Pamiętaj, jeśli ty będziesz dobra dla innych, to dobro do ciebie wróci ze zdwojoną siłą. Zaufaj mi."
Siła uderzeń Halfki słabła z każdą sekundą. To nie oni, to Tsuful... Nieznajoma saiyanka tak twierdziła... Pasożyt. Bo przecież Hazard... który troszczył się o stan przyjaciela Altaira... który zawstydzony masował jej dłoń... który czytał w zaciszu swojego pokoju... który opiekował się nią w akademii... on nie byłby zdolny. To nie był on. Vulfila zaprzestała uderzania w skałę. Kiedy przypomniała sobie, jak dobrze czuła się tego dnia, zanim wszystko popadło w ruinę, nie była już w stanie wykrzesać z siebie nienawiści. Tak bardzo chciała móc wtulić się w blondyna, którego znała. Pozwolić mu zaopiekować się sobą i nie musieć już bać się o swoje i Eve życie.
Vulfila niespodziewanie poczuła spokój. Jej niepewność odpłynęła, nienawiść przeminęła. KI w jej ciele przepływało przez nią z tak odczuwalną płynnością, jak nigdy wcześniej. Mogła wzmagać ją w taką łatwością. Zaczęła wznosić się w powietrze płynnym ruchem. Zamknęła oczy, ręce rozłożyła na bokach. Leciała z lekkością, jakby to wiatr pchał ją w powietrze. Jednocześnie energia wypełniająca półsaiyankę krążyła coraz szybciej i mocniej, uwidaczniając się w postaci emanującej aury. Dziewczyna odchylila ręce do tyłu, gromadząc moc w dłoniach. Kula pomiędzy nimi rosła jasnym, jednorodnym blaskiem.
- Galick...- wymruczała z cicha, a potem szybko skierowała ręce w skałę. Z jej dłoni wystrzeliło potężne pasmo KI.- GUN!!!- zakrzyknęła na całe gardło. KI trafiła w skałę z taką siłą, że wokoło wzniosła się gęsta chmara kurzu, pozostała jedynie po ogromnej skale.
Vulfila odczekała, aż wytryśnie z jej rąk cała skumulowana energia. Jej oczy płonęły w tym momencie, ale bardzo spokojnym płomieniem. Gdy zakończyła, spojrzała na efekty swojej pracy.
Halfka była zadowolona. Spokojna. Pewna siebie. Narodziła się na nowo, by tym razem nie pozwolić już nikomu doprowadzić jej do wewnętrznego konfliktu. Spośród dwóch przeciwstawnych i wzajemnie napędzających się źródeł mocy wybrała tak, jak radził ojciec. Miłość zamiast nienawiści.
Vulfila obróciła się za siebie i zauważyła coś, czego się nie spodziewała. Za jej plecami tańczył ogon. Nie wiedzieć kiedy i jak, odrósł. Złapała go w ręce. Był inny niż poprzedni. Miał miekkie futerko i jaśniejsze umaszczenie.
OCC: Koniec treningu
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Nie Lis 24, 2013 10:03 am
Pozycja lotosu trwała z godzinkę lub więcej, ale nie tracił ani jednej chwili na wyciszenie i skupienie. W dzisiejszych ćwiczeniach szukał sposobu na "rozerwanie się" po planecie. Owszem, atrakcji w postaci Tsufuli i Saiyanów nie brakowało, aczkolwiek obecność wojowników z Ziemi, ściślej członków Szkoły Światła, nie dawała Redowi zbyt wiele swobody w działaniu.
Do uszu docierały pierwsze hałasy niezwiązane z jego przemyśleniami. Coś działo się poza sferą duchową, a mimo to jeszcze nie wrócił do rzeczywistości. Nie znalazł sposobu na spędzenie czasu na planecie, na której toczy się batalia z kilku frontów. Nawet nie wiedział po której stronie barykady miałby stanąć... nie był lubiany ani przez Saiyan, ani tym bardziej przez Tsufulów, już nie mówiąc o Szkole Światła. Dlatego bezowocnie rozmyślał o swoim pobycie na Vegecie.
Kolejne hałasy już nie brzmiały jak głos, a jakby coś roztrzaskało się na drobny mak. Okazało się, że Vulfila wystrzeliła pocisk w górę, u podnóży której medytował demon. Głazy skalne i kurz runęły na Reda zakrywając go pod stertą gruzu. Cały przykryty kupą kamieni musiał to odczuć na sobie, lecz zdążył w ostatnim ułamku sekundy otoczyć się czarną poświatą, która stłumiła mniej więcej połowę możliwych obrażeń. Istne zablokowanie "ataku" powalonej góry. Bez pośpiechu wygramolił się z odłamków skalnych, które mogłyby zabić na miejscu kogoś mniej doświadczonego.
W tle szaro-brązowego pyłu unoszącego się w okolicy pojawił się ciemniejszy kontur młodzieńca, który powiększał się wraz z każdym stawianym krokiem ku źródle rozróby. Aura demona uspokoiła się, wręcz zaniknęła, kiedy dostrzegł obiekt żywy będący przyczyną zawalenia się skalnej góry.
Saiyanka.
Oglądała właśnie swój ogon, gdy Red przybliżał się prawie bezszelestnie ku nieznajomej. Prawie, bo w końcu zdradził swoją obecność poprzez słowa wypowiedziane z lekką nutą pretensji w głosie:
>Następnym razem uważaj gdzie ćwiczysz, wojowniczko.
Nie był specjalnie wkurzony, po prostu zaintrygował się tą sytuacją i dał temu upust w formie skromnego zdania. Strącił palcami ostatnie małe granulki ziemi z ramiona i skierował świdrujące czerwone ślepia na Czarnowłosą dziewczynę. Bez wątpienia miał do czynienia z przedstawicielką Saiyanów, o czym świadczyła bujna czupryna, zbroja i oczywiście małpi ogon. Nie wspominając o energii, która krążyła w jej lekko umięśnionym, atletycznym ciele. Mógł bez trudu rzec, że nie tylko mogła pochwalić się dobrą kondycją, lecz także ładniutką twarzyczką. Ciekawe, zazwyczaj uważał, iż kobiety z tej rasy nie grzeszą urodą, a tu proszę - już znalazł drugi wyjątek potwierdzający regułę. Ale to najmniej istotne w tej chwili, bowiem od razu pytanie nasuwało się jedno z wielu i przesłaniało resztę zagadek: co ta Ślicznotka robiła w Skalnym Lesie, że nie uczestniczyła w obronie swojej ojczyzny?
Zrobił jeszcze dwa kroki ku nieznajomej, ażeby wyjść z tumanu kurzu i być lepiej widocznym dla Saiyanki. Czy Pół-Saiyanki - dla niego nie było w tym wielkiej różnicy. Warkocz łaskotał go po plecach przy silniejszych podmuchach wiatru, gdy wpatrywał się uparcie w młodą kobietę. Pomimo, iż nie wyczuwał ogromnej ilości Ki od niej, to nie dawał się zwieść pozorom. Do każdego przeciwnika/rywala/nieznajomego podchodził z respektem, bo tylko wtedy istnieje cień szansy, iż uszanują demona.
>Wykrzesałaś z siebie całkiem silny Galick Gun, więc dlaczego nie pomagasz swoim pobratymcom w obronie Vegety?
Zapytał wprost, żeby dłużej nie musiał trawić tego pytania na dziesiątą stronę w głowie. A nuż się dowie i zaspokoi ciekawość. Było rzeczą wielce prawdopodobną, iż nie zna wielu aspektów decyzji nieznajomej co do przebywania akurat w tym zakątku planety. A może chciała wyeliminować kolejną obcą jednostkę na Vegecie, stąd zwalenie góry na Czerwonookiego? Jeśli tak, to nie powinna byłaby go teraz okładać ciosami z pięści ukrytych w białych rękawiczkach?
Do uszu docierały pierwsze hałasy niezwiązane z jego przemyśleniami. Coś działo się poza sferą duchową, a mimo to jeszcze nie wrócił do rzeczywistości. Nie znalazł sposobu na spędzenie czasu na planecie, na której toczy się batalia z kilku frontów. Nawet nie wiedział po której stronie barykady miałby stanąć... nie był lubiany ani przez Saiyan, ani tym bardziej przez Tsufulów, już nie mówiąc o Szkole Światła. Dlatego bezowocnie rozmyślał o swoim pobycie na Vegecie.
Kolejne hałasy już nie brzmiały jak głos, a jakby coś roztrzaskało się na drobny mak. Okazało się, że Vulfila wystrzeliła pocisk w górę, u podnóży której medytował demon. Głazy skalne i kurz runęły na Reda zakrywając go pod stertą gruzu. Cały przykryty kupą kamieni musiał to odczuć na sobie, lecz zdążył w ostatnim ułamku sekundy otoczyć się czarną poświatą, która stłumiła mniej więcej połowę możliwych obrażeń. Istne zablokowanie "ataku" powalonej góry. Bez pośpiechu wygramolił się z odłamków skalnych, które mogłyby zabić na miejscu kogoś mniej doświadczonego.
W tle szaro-brązowego pyłu unoszącego się w okolicy pojawił się ciemniejszy kontur młodzieńca, który powiększał się wraz z każdym stawianym krokiem ku źródle rozróby. Aura demona uspokoiła się, wręcz zaniknęła, kiedy dostrzegł obiekt żywy będący przyczyną zawalenia się skalnej góry.
Saiyanka.
Oglądała właśnie swój ogon, gdy Red przybliżał się prawie bezszelestnie ku nieznajomej. Prawie, bo w końcu zdradził swoją obecność poprzez słowa wypowiedziane z lekką nutą pretensji w głosie:
>Następnym razem uważaj gdzie ćwiczysz, wojowniczko.
Nie był specjalnie wkurzony, po prostu zaintrygował się tą sytuacją i dał temu upust w formie skromnego zdania. Strącił palcami ostatnie małe granulki ziemi z ramiona i skierował świdrujące czerwone ślepia na Czarnowłosą dziewczynę. Bez wątpienia miał do czynienia z przedstawicielką Saiyanów, o czym świadczyła bujna czupryna, zbroja i oczywiście małpi ogon. Nie wspominając o energii, która krążyła w jej lekko umięśnionym, atletycznym ciele. Mógł bez trudu rzec, że nie tylko mogła pochwalić się dobrą kondycją, lecz także ładniutką twarzyczką. Ciekawe, zazwyczaj uważał, iż kobiety z tej rasy nie grzeszą urodą, a tu proszę - już znalazł drugi wyjątek potwierdzający regułę. Ale to najmniej istotne w tej chwili, bowiem od razu pytanie nasuwało się jedno z wielu i przesłaniało resztę zagadek: co ta Ślicznotka robiła w Skalnym Lesie, że nie uczestniczyła w obronie swojej ojczyzny?
Zrobił jeszcze dwa kroki ku nieznajomej, ażeby wyjść z tumanu kurzu i być lepiej widocznym dla Saiyanki. Czy Pół-Saiyanki - dla niego nie było w tym wielkiej różnicy. Warkocz łaskotał go po plecach przy silniejszych podmuchach wiatru, gdy wpatrywał się uparcie w młodą kobietę. Pomimo, iż nie wyczuwał ogromnej ilości Ki od niej, to nie dawał się zwieść pozorom. Do każdego przeciwnika/rywala/nieznajomego podchodził z respektem, bo tylko wtedy istnieje cień szansy, iż uszanują demona.
>Wykrzesałaś z siebie całkiem silny Galick Gun, więc dlaczego nie pomagasz swoim pobratymcom w obronie Vegety?
Zapytał wprost, żeby dłużej nie musiał trawić tego pytania na dziesiątą stronę w głowie. A nuż się dowie i zaspokoi ciekawość. Było rzeczą wielce prawdopodobną, iż nie zna wielu aspektów decyzji nieznajomej co do przebywania akurat w tym zakątku planety. A może chciała wyeliminować kolejną obcą jednostkę na Vegecie, stąd zwalenie góry na Czerwonookiego? Jeśli tak, to nie powinna byłaby go teraz okładać ciosami z pięści ukrytych w białych rękawiczkach?
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Nie Lis 24, 2013 12:04 pm
Vulfila właśnie przesuwała ręka po futerku ogona, uśmiechając się pod nosem, kiedy usłyszała za sobą męski głos. Przerażona odskoczyła z westchnieniem do przodu, obracając się w powietrzu. Przed sobą ujrzała kolejnego przedziwnego typa. Nosił czarne włosy spięte w coś na kształt warkocza. Na tle bladej cery odznaczały się jego rubinowe oczy. Nie wyglądał jak saiyan ani jak człowiek. Dziewczyna w pierwszej chwili pomyślała, że to musi być kolejny zarażony przez Tsufula. Zaczęła delikatnie odsuwać się, mając w pamięci fakt posiadania fiolki z wodą w kieszeni.
- Kim jesteś?- zapytała dość agresywnie.- Ujawnij swoją tożsamość!
Gdy Red zrobił jeszcze kilka kroków w jej kierunku, nastroszyła zaalarmowana futerko i obserwowała go bardzo uważnie, obawiając się ataku lub zarażenia.
- A czemu ty siedzisz zaszyty w skalnym lesie, skoro wiesz, że tam dzieje się masakra?- odpowiedziała pytaniem na pytanie. W tym momencie była gotowa na wszystko, nawet, jeśli miała rzucić się mężczyźnie na szyję i przegryźć mu tętnicę.
- Kim jesteś?- zapytała dość agresywnie.- Ujawnij swoją tożsamość!
Gdy Red zrobił jeszcze kilka kroków w jej kierunku, nastroszyła zaalarmowana futerko i obserwowała go bardzo uważnie, obawiając się ataku lub zarażenia.
- A czemu ty siedzisz zaszyty w skalnym lesie, skoro wiesz, że tam dzieje się masakra?- odpowiedziała pytaniem na pytanie. W tym momencie była gotowa na wszystko, nawet, jeśli miała rzucić się mężczyźnie na szyję i przegryźć mu tętnicę.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Nie Lis 24, 2013 1:13 pm
Nie pokazywał po sobie ani krzty emocji, wydawał się być twardy i niewzruszony czymkolwiek. Prawda była inna – nie mógł dawać się ponosić emocjom, bo później najczęściej żałował swoich czynów. Jeszcze drugim dnem może być fakt, że w przeszłości sam przyczyniał się do masakry ludności, tak więc widział już wiele. I także przecierpiał już wiele. Nie było sensu prowokować do kolejnej dawki zła, która mogła wytworzyć się między nimi przez nieporozumienie. Stąd odpowiedział na wątpliwości nieznajomej:
>Dobre pytanie –przeniósł dłoń w okolice szyi, która wydawała mu się parzyć od noszonej biżuterii, i podrapał palcami w miejscu najbardziej doskwierającym- Wy, Saiyanie, jesteście zbyt dumni na ratunek z zewnątrz, a Tsufule nie zważają na opinię kogokolwiek.
Poprawił naszyjnik na szyi i spuścił rękę wzdłuż swojego ciała. Nie kroczył już w kierunku dziewczyny, dzielił ich dystans niewielki, bo zaledwie dziesięciu metrów. Widać było, że wojowniczka nieustannie trzymała się pozycji bojowej, tak jakby Red od dawien dawna stał się celem dla Czarnowłosej. I wreszcie miała okazję się zemścić, gdyby oczywiście coś takiego miało naprawdę miejsce.
>Hm... Skoro jesteś świadoma tego co się dzieje, to trudno uwierzyć, że nie chciałabyś pomóc swoim rodakom. No chyba, że miałaś za zadanie znaleźć innych intruzów i skopać im tyłki. Albo Saiyanie zaleźli Ci za skórę. Albo szukasz ocalałych… hm…
Ostatnie trzy zdania były wypowiedziane w tonie zamyślenia, jakby demon sam szukał powodów przebywania Vulfili poza aglomeracją Vegety. Przeniósł wzrok z jej zaciśniętych pięści na twarz, która okraszona zmarszczkami od tłumionego gniewu czy agresji mogłaby odstraszyć tchórzliwych osobników. Nie to, że Red nie bał się w ogóle, lecz ta mimika to za mało, by dał spokój wojowniczce. Zwłaszcza, że nie poznał prawdy co do tego dlaczego znalazła się w Skalnym Lesie. Można faktycznie przypuszczać, iż demon znalazł sobie nową rozrywkę, którą była pogaduszka z urokliwą, ale pełną ducha walki, kobietką. Nawet usiadł na jednym z większych głazów i nie przestawał przewiercać dziewczynę świdrującym wzrokiem. Nawet nie mrugał, tak jakby chciał zahipnotyzować dziewczynę z ogonem. Po prostu analizował zachowanie poszczególnych osób, aby wyciągnąć trafne lub mniej trafne wnioski.
>Dobre pytanie –przeniósł dłoń w okolice szyi, która wydawała mu się parzyć od noszonej biżuterii, i podrapał palcami w miejscu najbardziej doskwierającym- Wy, Saiyanie, jesteście zbyt dumni na ratunek z zewnątrz, a Tsufule nie zważają na opinię kogokolwiek.
Poprawił naszyjnik na szyi i spuścił rękę wzdłuż swojego ciała. Nie kroczył już w kierunku dziewczyny, dzielił ich dystans niewielki, bo zaledwie dziesięciu metrów. Widać było, że wojowniczka nieustannie trzymała się pozycji bojowej, tak jakby Red od dawien dawna stał się celem dla Czarnowłosej. I wreszcie miała okazję się zemścić, gdyby oczywiście coś takiego miało naprawdę miejsce.
>Hm... Skoro jesteś świadoma tego co się dzieje, to trudno uwierzyć, że nie chciałabyś pomóc swoim rodakom. No chyba, że miałaś za zadanie znaleźć innych intruzów i skopać im tyłki. Albo Saiyanie zaleźli Ci za skórę. Albo szukasz ocalałych… hm…
Ostatnie trzy zdania były wypowiedziane w tonie zamyślenia, jakby demon sam szukał powodów przebywania Vulfili poza aglomeracją Vegety. Przeniósł wzrok z jej zaciśniętych pięści na twarz, która okraszona zmarszczkami od tłumionego gniewu czy agresji mogłaby odstraszyć tchórzliwych osobników. Nie to, że Red nie bał się w ogóle, lecz ta mimika to za mało, by dał spokój wojowniczce. Zwłaszcza, że nie poznał prawdy co do tego dlaczego znalazła się w Skalnym Lesie. Można faktycznie przypuszczać, iż demon znalazł sobie nową rozrywkę, którą była pogaduszka z urokliwą, ale pełną ducha walki, kobietką. Nawet usiadł na jednym z większych głazów i nie przestawał przewiercać dziewczynę świdrującym wzrokiem. Nawet nie mrugał, tak jakby chciał zahipnotyzować dziewczynę z ogonem. Po prostu analizował zachowanie poszczególnych osób, aby wyciągnąć trafne lub mniej trafne wnioski.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Pon Lis 25, 2013 5:35 pm
Postawa nieznajomego nie budziła w Vulfili żadnych pozytywnych odczuć. Wręcz przeciwnie. Obawiała się, że zdolny jest do wszystkiego. Jego odpowiedź natomiast niewiele jej wyjaśniła, bo w zasadzie wciąż nie wiedziała, po co przybył i czego chce. Tylko tyle, że najprawdopodobniej nie jest zarażony, skoro z dystansem wypowiadał się na temat Tsufula. Dzięki temu poczuła lekką ulgę. Co prawda zapewne wciąż miał na tyle mocy, by rozgnieść ją palcem u nogi, ale chociaż nie zamieni ją w krwiożerczą zabijakę.
Na kolejny potok słów nie odpowiedziała. Nie czuła się w obowiązku prostować jego teorii. Kiedy zasiadł na skale, Vulfila otrząsnęła się. Czemu wpadła w taką paranoję? Czy teraz każdego, kogo spotka, będzie podejrzewała o bycie mordercą? Rozluźniła ręce i westchnęła. Miała być silna, więc będzie musiała wrócić na pole walki i pomóc w ten czy inny sposób.
- Przyleciałam tu tylko na chwilę.- powiedziała, co pewnie też niewiele wyjaśniło mężczyźnie.- Wracam do walki.- powiedziała, po czym miała zamiar wystrzelić w powietrze i udać się tam, gdzie usłyszy głośniejsze wybuchy, ale w ostatniej chwili zatrzymała się w powietrzu - Lecisz ze mną?- zapytała. W końcu czemu nie?
Na kolejny potok słów nie odpowiedziała. Nie czuła się w obowiązku prostować jego teorii. Kiedy zasiadł na skale, Vulfila otrząsnęła się. Czemu wpadła w taką paranoję? Czy teraz każdego, kogo spotka, będzie podejrzewała o bycie mordercą? Rozluźniła ręce i westchnęła. Miała być silna, więc będzie musiała wrócić na pole walki i pomóc w ten czy inny sposób.
- Przyleciałam tu tylko na chwilę.- powiedziała, co pewnie też niewiele wyjaśniło mężczyźnie.- Wracam do walki.- powiedziała, po czym miała zamiar wystrzelić w powietrze i udać się tam, gdzie usłyszy głośniejsze wybuchy, ale w ostatniej chwili zatrzymała się w powietrzu - Lecisz ze mną?- zapytała. W końcu czemu nie?
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Pon Lis 25, 2013 7:54 pm
Nieznajoma najwyraźniej nie lubiła otwierać się przed obcymi, albo zachowywała dużą dozę ostrożności. Podobno kobieta zatrzymała się tylko na kilka chwil przy stercie gruzów, a więc nie miała celu likwidacji Reda. To już jest jakieś pocieszenie. W dodatku miała zamiar ruszyć na ratunek, to jest dołączyć do potyczki międzyrasowej. I chciała zabrać demona. Zmarszczył brwi, gdyż kiedy oni przebywali na odludnym terenie, tam bijatyka zbierała żniwo. I niestety, nie widział tam miejsca ani dla siebie, ani dla obecnej tu Ślicznotki.
>Nie wiem czy jestem tam potrzebny, właśnie wyczułem wojowników, którzy swoją mocą przerastają Tsufuli. Tobie także radzę wstrzymać się z walką, chyba że masz plan działania, w który mogłabyś wtajemniczyć również mnie.
Od razu powędrował wzrokiem ku dziewczynie, tym razem malowały się w ślepiach iskry dziecięcej fantazji tym co mogłaby wojowniczka wymyślić. Najlepiej coś takiego, w czym i Red mógłby dołożyć swoje dwa grosze.
>Zresztą, zaraz będziemy mieć gościa.
Odparł zupełnie beznamiętnym tonem, który aż wydawał się być tak sztucznym, że niemożliwym, aby dać wiarę w jakiekolwiek słowo demona. Ale taki już był - ani krzty pozytywnych emocji. Czym tu się cieszyć, gdy chciałby skopać tyłek niejednemu Tsufulowi, a ubiegli go w tym jacyś mega-mocni stróże z tej planety. Przede wszystkim jedna wielka, nieuregulowana Ki biła po oczach, i co gorsza nie rozpoznawał jej. Kto to może być? W pierwszej chwili podejrzewał Hikaru, ale barwa wskazywała na kogoś zupełnie nieznanego. I co dziwniejsze, aura miała dwa odcienie. Trudno opisać to słowami, trzeba poczuć.
>Jak chcesz to leć, ale uprzedzam - Tsufule to bezwzględne istoty. Wiem o tym, bo kiedyś byłem jednym z nich.
Tutaj delikatnie skrzywił usta w grymasie niezadowolenia, po czym zmrużył oczy i próbował odgadnąć czyja energia raptownie skracała dystans dzielący jego i Vulfilę a tego kogoś. Był trochę wybity z koncentracji, nie dawała mu spokoju informacja zyskana drogą impulsu jaki przebiegł wcześniej przez jego układ nerwowy. Ktoś znacznie silniejszy od demona rozwali w drobny mak nieugiętego przeciwnika, który chytrze zbierał armię mocarnych wojowników, niezależnie od rasy. Dlatego tak bardzo zdziwił się, iż ku nim wybierała się... April! No tak, przecież należała do Szkoły Światła. Dlaczego tutaj leciała? Chciała ostrzec demona czy poćwiczyć na nim nowe umiejętności? Nie wiedział czy Half-Saiyanka zmieniła o nim zdanie od ostatniego razu.
Oby nie.
>Nie wiem czy jestem tam potrzebny, właśnie wyczułem wojowników, którzy swoją mocą przerastają Tsufuli. Tobie także radzę wstrzymać się z walką, chyba że masz plan działania, w który mogłabyś wtajemniczyć również mnie.
Od razu powędrował wzrokiem ku dziewczynie, tym razem malowały się w ślepiach iskry dziecięcej fantazji tym co mogłaby wojowniczka wymyślić. Najlepiej coś takiego, w czym i Red mógłby dołożyć swoje dwa grosze.
>Zresztą, zaraz będziemy mieć gościa.
Odparł zupełnie beznamiętnym tonem, który aż wydawał się być tak sztucznym, że niemożliwym, aby dać wiarę w jakiekolwiek słowo demona. Ale taki już był - ani krzty pozytywnych emocji. Czym tu się cieszyć, gdy chciałby skopać tyłek niejednemu Tsufulowi, a ubiegli go w tym jacyś mega-mocni stróże z tej planety. Przede wszystkim jedna wielka, nieuregulowana Ki biła po oczach, i co gorsza nie rozpoznawał jej. Kto to może być? W pierwszej chwili podejrzewał Hikaru, ale barwa wskazywała na kogoś zupełnie nieznanego. I co dziwniejsze, aura miała dwa odcienie. Trudno opisać to słowami, trzeba poczuć.
>Jak chcesz to leć, ale uprzedzam - Tsufule to bezwzględne istoty. Wiem o tym, bo kiedyś byłem jednym z nich.
Tutaj delikatnie skrzywił usta w grymasie niezadowolenia, po czym zmrużył oczy i próbował odgadnąć czyja energia raptownie skracała dystans dzielący jego i Vulfilę a tego kogoś. Był trochę wybity z koncentracji, nie dawała mu spokoju informacja zyskana drogą impulsu jaki przebiegł wcześniej przez jego układ nerwowy. Ktoś znacznie silniejszy od demona rozwali w drobny mak nieugiętego przeciwnika, który chytrze zbierał armię mocarnych wojowników, niezależnie od rasy. Dlatego tak bardzo zdziwił się, iż ku nim wybierała się... April! No tak, przecież należała do Szkoły Światła. Dlaczego tutaj leciała? Chciała ostrzec demona czy poćwiczyć na nim nowe umiejętności? Nie wiedział czy Half-Saiyanka zmieniła o nim zdanie od ostatniego razu.
Oby nie.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Pon Lis 25, 2013 9:01 pm
Leciała jak najszybciej się dało, serce biło jej coraz mocniej. Moc Katsu powiększała się z każdą chwilą, czuła się jak w złym śnie, z którego chciałaby się obudzić. Zmierzała do Reda nie analizując w ogóle co działo się pod nią, co mijała albo raczej czego nie. Zmysły chodziły na pełnym obrotach, chciała kontrolować wszystko, co działo się na przeklętej planecie, ale nie było to zbyt łatwe. Z jednej strony walczący Rave, a drugiej Kuro, June i Rei. No i jeszcze Vivian. Energie zaczynały jej się powoli mieszać, dlatego wyłączyła się na moment. Zbliżała się już do chłopaka, była z nim ta dziewczyna, którą spotkała wcześniej. Gdy tylko zobaczyła ich cienie z daleka zaczęła do nich machać. Pomimo słów Hikaru i nauczki na temat demona, dziewczyna i tak miała swoje zdanie na jego temat i nikt tego nie zmieni, zresztą Mistic już ją nie interesuje. Przestał być jej nauczycielem, teraz podlegała samej sobie, no i oczywiście Kuro, dla którego zrobi wszystko. Wylądowała i spojrzała na nich, jej oczy lekko się zeszkliły. Zanim jednak cokolwiek powiedziała, postanowiła zapytać o coś halfkę.
- Pamiętasz mnie? Wskazałam Ci drogę do szpitala, chciałam zapytać jak zdrowie tamtej dziewczyny, Eve? Dobrze mówię? Jeden wojownik prosił mnie, abym się dowiedziała. – długo nie wytrzymała i spojrzała na długowłosego opierając ręce na biodrach.
- Gamoń! Jak dobrze Cię tu widzieć! Dzięki Twojej nauce, znalazłam Cię. Stęskniłam się za Tobą! – nawet nie czekając na odzew rzuciła się chłopakowi na szyję tuląc go mocno. Był dla niej jak prawdziwy przyjaciel, wiedziała, że gdyby była w potrzebie pomógłby jej. Nie mogła zrozumieć dlaczego inni mieli odmienne zdanie i byli uprzedzeni. – W ogóle tak strasznie długo się nie widzieliśmy, cieszę się, że jesteś cały i zdrowy, nie miałeś potem problemu wrócić do Kaede? Mówiłam żebyś ze mną został! Nikt by nie miał z tym problemu, a gdyby tak było, to miałby ze mną do czynienia!
Powiedziała bardziej dla żartu wypinając pierś, chociaż w tak krytycznym momencie można było pozwolić sobie na chwilę rozluźnienia. Pomimo tego, że ciągle martwiła się o Kuro ta chwila dobrze jej zrobiła. Wzięła parę głębszych wdechów. Najgorsze w tym wszystkim było to, że chciała walczyć, ale wiedziała, że będzie przeszkadzać. Nie irytowało ją to, że była słaba, bo to też nie do końca prawda. Z Kuro, Redem, Rei’em czy June nie ma co się mierzyć, ale wzmocniła się na pobycie na Ziemi, głównie chodziło jej o to, że wszyscy przeszli już transformacje i dlatego ją przewyższali. Bolało ją to, ale nie chciała tego głośno przyznać. Czuła się przez to wszystko gorsza. Musi w końcu przejść tą cholerną barierę.
- Jak się tutaj znalazłeś? Co Cię tutaj sprowadziło? Musisz mi wszystko opowiedzieć, bo jestem strasznie ciekawska... Jestem Ci wdzięczna za to, co dla mnie zrobiłeś, dzięki Tobie mogę wszystko kontrolować co się dzieje. To trochę dziwne, ale to Ty i June nauczyliście mnie tego. Oczywiście nie wątpię w to, że nie śledzisz tego się dzieje. Gorąco... w życiu bym się tego nie spodziewała. – jak zwykle zamieniła się w katarynkę przy bliskich osobach, dlatego poczuła się, aż głupio. – Wybacz, rozgadałam się strasznie. A i mam dla Ciebie świętą wodę, pewnie nie muszę Ci tłumaczyć po co ona, nie wiem czy piłeś, czy nie dlatego w razie czego dla Ciebie również zostawiłam
- Pamiętasz mnie? Wskazałam Ci drogę do szpitala, chciałam zapytać jak zdrowie tamtej dziewczyny, Eve? Dobrze mówię? Jeden wojownik prosił mnie, abym się dowiedziała. – długo nie wytrzymała i spojrzała na długowłosego opierając ręce na biodrach.
- Gamoń! Jak dobrze Cię tu widzieć! Dzięki Twojej nauce, znalazłam Cię. Stęskniłam się za Tobą! – nawet nie czekając na odzew rzuciła się chłopakowi na szyję tuląc go mocno. Był dla niej jak prawdziwy przyjaciel, wiedziała, że gdyby była w potrzebie pomógłby jej. Nie mogła zrozumieć dlaczego inni mieli odmienne zdanie i byli uprzedzeni. – W ogóle tak strasznie długo się nie widzieliśmy, cieszę się, że jesteś cały i zdrowy, nie miałeś potem problemu wrócić do Kaede? Mówiłam żebyś ze mną został! Nikt by nie miał z tym problemu, a gdyby tak było, to miałby ze mną do czynienia!
Powiedziała bardziej dla żartu wypinając pierś, chociaż w tak krytycznym momencie można było pozwolić sobie na chwilę rozluźnienia. Pomimo tego, że ciągle martwiła się o Kuro ta chwila dobrze jej zrobiła. Wzięła parę głębszych wdechów. Najgorsze w tym wszystkim było to, że chciała walczyć, ale wiedziała, że będzie przeszkadzać. Nie irytowało ją to, że była słaba, bo to też nie do końca prawda. Z Kuro, Redem, Rei’em czy June nie ma co się mierzyć, ale wzmocniła się na pobycie na Ziemi, głównie chodziło jej o to, że wszyscy przeszli już transformacje i dlatego ją przewyższali. Bolało ją to, ale nie chciała tego głośno przyznać. Czuła się przez to wszystko gorsza. Musi w końcu przejść tą cholerną barierę.
- Jak się tutaj znalazłeś? Co Cię tutaj sprowadziło? Musisz mi wszystko opowiedzieć, bo jestem strasznie ciekawska... Jestem Ci wdzięczna za to, co dla mnie zrobiłeś, dzięki Tobie mogę wszystko kontrolować co się dzieje. To trochę dziwne, ale to Ty i June nauczyliście mnie tego. Oczywiście nie wątpię w to, że nie śledzisz tego się dzieje. Gorąco... w życiu bym się tego nie spodziewała. – jak zwykle zamieniła się w katarynkę przy bliskich osobach, dlatego poczuła się, aż głupio. – Wybacz, rozgadałam się strasznie. A i mam dla Ciebie świętą wodę, pewnie nie muszę Ci tłumaczyć po co ona, nie wiem czy piłeś, czy nie dlatego w razie czego dla Ciebie również zostawiłam
Re: Skalny Las
Wto Lis 26, 2013 4:02 pm
- SMS do April:
- April, potrzebuję Cię, nie mamy czym ozdrowieć June. Zniszczyła tą Filkę, którą dał mi Hikaru. Nie mam pojęcia, jak ją odzyskać z powrotem.
Potrzebował nie tylko wody ale przede wszystkim April ale jej wrażliwości, współczucia i dobrego serca. Może to przemówi do June. Co do reda targały nim silne wątpliwości, po której stronie ostatecznie demon może stanąć. Ale skoro April mu tak ufała, może on też powinien.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Wto Lis 26, 2013 4:17 pm
Vulfila opadła na ziemię i zbliżyła się do Reda, machając ogonem we wszystkie strony, jak to miała w zwyczaju i podnosząc brew do góry.
- Wygląda na to, że jednak wiesz, czemu nie jestem w centrum walki.- powiedziała, bo skoro zdawał sobie sprawę z tego, że była po prostu za słaba do walki, nie musiał jej o to pytać. A może chciał po prostu wdać się z kimś w rozmowę? Siedzenie samemu w skalnym lesie nie musiało być zbyt fascynującym zajęciem.
Halfka zmierzyła wzrokiem dziwnego jegomościa, zastanawiając się, czy może mu zaufać. Ostatecznie stwierdziła, że chyba nie ma żadnych przeciwwskazań.
- Miałam zamiar rozejrzeć się za rannymi i dostarczyć ich do szpitala...- wyznała, drapiąc się zakłopotana w tył głowy. Wolałaby wprawdzie walczyć, ale to, co zrobił z nią Frost, raczej nie było pokrzepiające.
Kiedy Red powiedział o tym, że sam był kiedyś Tsufulem, Vulfila odsuneła się od niego odruchowo, jakby miał i ją zarazić, ale fakt, że mężczyzna wyglądał całkiem normalnie i udało mu się pozbyć pasożyta sprawił, że halfka wyskoczyła do niego podekscytowana. Złapała go rękami za kolana, kiedy siedział, jakby w obawie, żeby sobie nie poszedł. Popatrzyła głęboko w oczy z nadzieją i ufnością wymalowaną na twarzy.
- Byłeś Tsufulem? Ale już nie jesteś? Udało ci się go pozbyć? Jak to zrobiłeś?- z jej ust posypał się grad słów, a w sercu narodziła się nadzieja, że mogłaby wygnać potwora z serca Hazarda, nie musząc go zabijać.
Nagle w okolicy ponownie pojawiła się ta saiyanka, która dała Vulfili wodę. Pojawiła się tak dla Halfki niespodziewanie, że ta oderwała ręce od Reda i skierowała wzrok w jej stronę, zanim ten zdążył odpowiedzieć na którekolwiek pytanie. Dziewczyna miała zeszklone oczy. Zapewne sama była przerażona tym, co dzieje się na polu walki.
- Eve...- zaczęła, ale jej głos załamał się.- Jej stan jest bardzo krytyczny...- odrzekła, marszcząc lekko czoło. Na jej twarzy malował się teraz znów smutek z powodu tego faktu. Źle się spisała, powinna była szybciej dostarczyć koleżankę do szpitala.- Jeśli szpital runie... może tego nie przetrwać.- dodała. Nie chciała w tej chwili ukrywać przed kimkolwiek, jak wyglądała prawda. Musieli zadbać jakoś o to, żeby szpital został w bezpiecznej strefie miasta.
Po tym Vulfila odsunęła się. Nie spodziewała się, że dziwny mężczyzna ze Skalnego Lasu i nieznajoma saiyanka tak dobrze się znają. Przynajmniej nie musiała sie ich obawiać. Pozwoliła się im wygadać, choć prawdę powiedziawszy, bardzo interesowała ją odpowiedź na wcześniej zadane pytania. Odeszła trochę na bok, nie rozumiejąc o czym rozmawiają. Krążyła cierpliwie z oczami wlepionymi w skalne podłoże. Więc jest lekarstwo, musi być! Może mogłaby uratować Hazarda...? Jeśli tak... Serce zabiło jej szybciej, kiedy nadzieja zaczęła przepełniać jej duszę.
- Wygląda na to, że jednak wiesz, czemu nie jestem w centrum walki.- powiedziała, bo skoro zdawał sobie sprawę z tego, że była po prostu za słaba do walki, nie musiał jej o to pytać. A może chciał po prostu wdać się z kimś w rozmowę? Siedzenie samemu w skalnym lesie nie musiało być zbyt fascynującym zajęciem.
Halfka zmierzyła wzrokiem dziwnego jegomościa, zastanawiając się, czy może mu zaufać. Ostatecznie stwierdziła, że chyba nie ma żadnych przeciwwskazań.
- Miałam zamiar rozejrzeć się za rannymi i dostarczyć ich do szpitala...- wyznała, drapiąc się zakłopotana w tył głowy. Wolałaby wprawdzie walczyć, ale to, co zrobił z nią Frost, raczej nie było pokrzepiające.
Kiedy Red powiedział o tym, że sam był kiedyś Tsufulem, Vulfila odsuneła się od niego odruchowo, jakby miał i ją zarazić, ale fakt, że mężczyzna wyglądał całkiem normalnie i udało mu się pozbyć pasożyta sprawił, że halfka wyskoczyła do niego podekscytowana. Złapała go rękami za kolana, kiedy siedział, jakby w obawie, żeby sobie nie poszedł. Popatrzyła głęboko w oczy z nadzieją i ufnością wymalowaną na twarzy.
- Byłeś Tsufulem? Ale już nie jesteś? Udało ci się go pozbyć? Jak to zrobiłeś?- z jej ust posypał się grad słów, a w sercu narodziła się nadzieja, że mogłaby wygnać potwora z serca Hazarda, nie musząc go zabijać.
Nagle w okolicy ponownie pojawiła się ta saiyanka, która dała Vulfili wodę. Pojawiła się tak dla Halfki niespodziewanie, że ta oderwała ręce od Reda i skierowała wzrok w jej stronę, zanim ten zdążył odpowiedzieć na którekolwiek pytanie. Dziewczyna miała zeszklone oczy. Zapewne sama była przerażona tym, co dzieje się na polu walki.
- Eve...- zaczęła, ale jej głos załamał się.- Jej stan jest bardzo krytyczny...- odrzekła, marszcząc lekko czoło. Na jej twarzy malował się teraz znów smutek z powodu tego faktu. Źle się spisała, powinna była szybciej dostarczyć koleżankę do szpitala.- Jeśli szpital runie... może tego nie przetrwać.- dodała. Nie chciała w tej chwili ukrywać przed kimkolwiek, jak wyglądała prawda. Musieli zadbać jakoś o to, żeby szpital został w bezpiecznej strefie miasta.
Po tym Vulfila odsunęła się. Nie spodziewała się, że dziwny mężczyzna ze Skalnego Lasu i nieznajoma saiyanka tak dobrze się znają. Przynajmniej nie musiała sie ich obawiać. Pozwoliła się im wygadać, choć prawdę powiedziawszy, bardzo interesowała ją odpowiedź na wcześniej zadane pytania. Odeszła trochę na bok, nie rozumiejąc o czym rozmawiają. Krążyła cierpliwie z oczami wlepionymi w skalne podłoże. Więc jest lekarstwo, musi być! Może mogłaby uratować Hazarda...? Jeśli tak... Serce zabiło jej szybciej, kiedy nadzieja zaczęła przepełniać jej duszę.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Wto Lis 26, 2013 4:59 pm
Ano nie było. W ogóle od jakiegoś czasu, z dobre kilkanaście dni nie otwierał do nikogo ust. Nie licząc krótkich stwierdzeń typu "Tak", "Nie" - żadnych swoich spostrzeżeń. Także taka rozmowa z nieznajomą była swego rodzaju formą "ucywilizowania", bo tak to mógłby zupełnie zapomnieć języka w ustach. I nie, nie uważał Half-Saiyankę za słabą. Po prostu skoro Red nie był w stanie sprostać wymaganiom Tsufula i dał się opętać - jakie miał szansę na zmianę stanu rzeczy? Przecież istniała wielka szansa, iż po przegranej potyczce ponownie zostanie zarażony, a wtedy już nikt mu nie pomoże. Z drugiej strony nie mógł tak zupełnie bierne przyglądać się z dystansu jak obijają swoje mordy bez przebaczenia.
W końcu usłyszał coś konkretnego z ust Czarnowłosej i niby nie powiedziała nic skomplikowanego, ale...
>Co to jest szpital?
Zapytał przekręcając głowę na bok. Już nie zyskał odpowiedzi, ponieważ przeszli do mroczniejszego wątku. Taaaak, to nie było całkowicie przemyślane, wszak mogła wykorzystać tę informację przeciwko niemu. Co prawda z początku dziewczyna odsunęła się jakby chciała rzeczywiście przejść do rękoczynów, ale zmieniła swoją postawę i "przybiła" dłońmi kolana demona, aby nie uciekł. Mrugnął dwukrotnie oczyma zdziwiony i wpatrywał się uważnie w Ogoniastą. Zadała mnóstwo pytań, a to spowodowało, iż demon przez chwilę wahał się z odpowiedzią. Chciałby mieć ten rozdział za sobą, najwyraźniej póki Tsufule panoszą się po Wszechświecie, jest to niemożliwe.
Zanim odpowiedział na którekolwiek pytanie pojawiła się April, która wyglądała na przerażoną. Czy demon był tak obojętny, że nie malował się wizerunek uśmiechu z powodu wizyty Błękitnookiej ani smutek z powodu walk? Nigdy nie był dobry w okazywaniu emocji, chyba że w potyczkach. Ale to były skrajnie negatywne wibracje - nie chcielibyście powtórki z rozrywki. Obie wojowniczki były przybite, ich ojczyzna przechodziła bardzo bolesny okres i będąc wrażliwe na krzywdy innych chciały chociaż w ten sposób ulżyć w wewnętrznych cierpieniach. A April nawet rzuciła się na szyję demona, by go pozdrowić, uściskać, i dowiedzieć się czegoś od Czarnowłosego. Ten ostrożnie przesunął drżące ręce na jej ramiona, lecz nie wtulił w siebie. Nie dlatego, że nie chciał pocieszyć Długowłosej, ale... bał się, że nie puściłby tak szybko z objęć dziewczyny, a to mogłoby nasuwać pewnych podejrzeń. Tak, Red też strasznie stęsknił się za April.
Znów nie mógł nadążyć za słowotokiem. Albo był dzisiaj przytrzymany, albo wciąż myślał o sposobności włączenia się do bijatyki, albo po prostu nie rozumiał jak szybko kobiety mogą przekazać swoje przemyślenia. Nie potrafił też opowiedzieć o tym, iż w trakcie podróży ponownie wdał się w liczne bójki z potworami, ponieważ i tak nie voyage a chwila obecna wszystkich najbardziej trapi. Może innym razem opowie we szczegółach co przytrafiło się mu podczas lotu kosmicznego.
>Trafiłem tu przypadkiem - śledziłem June. Nie sądziłem, że Szkoła Światła tutaj zawita... ale cieszę się, że Cię widzę.
No tak, nie byli sami, chociaż poczuł się przez chwilę w tym przytulasku jakby byli w raju, do którego już nigdy nie zagości. Odchrząknął i lekko zarumienił się na policzkach, żeby wziąć się w garść i odpowiedzieć jednocześnie dziewczynom, iż nie muszą obawiać się w nim Tsufula. Spoważniał więc i zmarszczył lekko brwi jakby przypominając sobie dawno zakopane notatki z tamtego okresu.
>Pamiętam, że dwóch wojowników pobiło mnie do nieprzytomności, a Kaede - Kaioshinka - wlała do ust świętą wodę. Nie wiem skąd to miała, ale pomogło. Zostały tylko "wspomnienia".
Masakryczne wspomnienia, niczym koszmar ciągnęło się za nim kadry z tego okresu, ilekroć przypominał sobie lub innym fakty dotyczące Tsufuli. Od tamtego czasu trzymał się na uboczu wszelakiego życia, jednak jako wojownik bardzo pragnął zrewanżować się i chociaż w części odpokutować za zło, które wyrządził innym. Owszem, zarówno Nova, April jak i Kaede zaakceptowały taki stan rzeczy, że to nie była zupełna wina Reda, ale nie czuł się o wiele lepiej od słów otuch. Zwłaszcza, iż od jakiegoś czasu nie mógł zlokalizować Boginki, a gdy to już zrobił, znajdowała się na zimnym biegunie Ziemi unikając spotkania z młodzieńcem. O tym też nie chciał mówić Błękitnookiej, gdyż mogłaby poczuć się winna zaistniałej sytuacji.
W końcu usłyszał coś konkretnego z ust Czarnowłosej i niby nie powiedziała nic skomplikowanego, ale...
>Co to jest szpital?
Zapytał przekręcając głowę na bok. Już nie zyskał odpowiedzi, ponieważ przeszli do mroczniejszego wątku. Taaaak, to nie było całkowicie przemyślane, wszak mogła wykorzystać tę informację przeciwko niemu. Co prawda z początku dziewczyna odsunęła się jakby chciała rzeczywiście przejść do rękoczynów, ale zmieniła swoją postawę i "przybiła" dłońmi kolana demona, aby nie uciekł. Mrugnął dwukrotnie oczyma zdziwiony i wpatrywał się uważnie w Ogoniastą. Zadała mnóstwo pytań, a to spowodowało, iż demon przez chwilę wahał się z odpowiedzią. Chciałby mieć ten rozdział za sobą, najwyraźniej póki Tsufule panoszą się po Wszechświecie, jest to niemożliwe.
Zanim odpowiedział na którekolwiek pytanie pojawiła się April, która wyglądała na przerażoną. Czy demon był tak obojętny, że nie malował się wizerunek uśmiechu z powodu wizyty Błękitnookiej ani smutek z powodu walk? Nigdy nie był dobry w okazywaniu emocji, chyba że w potyczkach. Ale to były skrajnie negatywne wibracje - nie chcielibyście powtórki z rozrywki. Obie wojowniczki były przybite, ich ojczyzna przechodziła bardzo bolesny okres i będąc wrażliwe na krzywdy innych chciały chociaż w ten sposób ulżyć w wewnętrznych cierpieniach. A April nawet rzuciła się na szyję demona, by go pozdrowić, uściskać, i dowiedzieć się czegoś od Czarnowłosego. Ten ostrożnie przesunął drżące ręce na jej ramiona, lecz nie wtulił w siebie. Nie dlatego, że nie chciał pocieszyć Długowłosej, ale... bał się, że nie puściłby tak szybko z objęć dziewczyny, a to mogłoby nasuwać pewnych podejrzeń. Tak, Red też strasznie stęsknił się za April.
Znów nie mógł nadążyć za słowotokiem. Albo był dzisiaj przytrzymany, albo wciąż myślał o sposobności włączenia się do bijatyki, albo po prostu nie rozumiał jak szybko kobiety mogą przekazać swoje przemyślenia. Nie potrafił też opowiedzieć o tym, iż w trakcie podróży ponownie wdał się w liczne bójki z potworami, ponieważ i tak nie voyage a chwila obecna wszystkich najbardziej trapi. Może innym razem opowie we szczegółach co przytrafiło się mu podczas lotu kosmicznego.
>Trafiłem tu przypadkiem - śledziłem June. Nie sądziłem, że Szkoła Światła tutaj zawita... ale cieszę się, że Cię widzę.
No tak, nie byli sami, chociaż poczuł się przez chwilę w tym przytulasku jakby byli w raju, do którego już nigdy nie zagości. Odchrząknął i lekko zarumienił się na policzkach, żeby wziąć się w garść i odpowiedzieć jednocześnie dziewczynom, iż nie muszą obawiać się w nim Tsufula. Spoważniał więc i zmarszczył lekko brwi jakby przypominając sobie dawno zakopane notatki z tamtego okresu.
>Pamiętam, że dwóch wojowników pobiło mnie do nieprzytomności, a Kaede - Kaioshinka - wlała do ust świętą wodę. Nie wiem skąd to miała, ale pomogło. Zostały tylko "wspomnienia".
Masakryczne wspomnienia, niczym koszmar ciągnęło się za nim kadry z tego okresu, ilekroć przypominał sobie lub innym fakty dotyczące Tsufuli. Od tamtego czasu trzymał się na uboczu wszelakiego życia, jednak jako wojownik bardzo pragnął zrewanżować się i chociaż w części odpokutować za zło, które wyrządził innym. Owszem, zarówno Nova, April jak i Kaede zaakceptowały taki stan rzeczy, że to nie była zupełna wina Reda, ale nie czuł się o wiele lepiej od słów otuch. Zwłaszcza, iż od jakiegoś czasu nie mógł zlokalizować Boginki, a gdy to już zrobił, znajdowała się na zimnym biegunie Ziemi unikając spotkania z młodzieńcem. O tym też nie chciał mówić Błękitnookiej, gdyż mogłaby poczuć się winna zaistniałej sytuacji.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach