Ulice
+10
KOŚCI
NPC.
Vam
Kanade
Reito
Kuro
April
Vita Ora
Hazard
NPC
14 posters
Strona 1 z 2 • 1, 2
Ulice
Sro Maj 30, 2012 12:19 am
Wielopoziomowe trasy szybkiego ruchu. Nie ma pojazdów, każdy mieszkaniec porusza się za pomocą lotu, który jest kontrolowany, jak wszystko inne.
- GośćGość
Re: Ulice
Czw Lis 15, 2012 8:08 pm
Blade, po swoim wyjściu z Akademii, odwrócił się na chwilą, żeby na nią rzucić okiem. Dopiero wtedy zauważył, że jest bardzo poniszczona, w niektórych miejscach zauważył, że pracują nad naprawianiem budynku, coś musiało się wydarzyć, lecz za bardzo go to nie obchodziło. Po chwili zamyśleniu na poniszczoną akademię, ruszył ulicami w stronę burdelu. Widział jak inni gdzieś się spieszą, pewnie na treningi i do domów, lecz też to mogą być jakieś zadania. Młody saiyan, widział że też dużo patroli elitarnych saiyan tu chodzi, pewnie pilnują porządku. Nie obchodziło go to za bardzo, dziwne to było dla niego, po co patrole ? Nie mamy chyba z nikim wojny. Blade znudził się piechotną podróżą, więc podleciał w górę i poleciał w stronę burdelu, po to by się nie opierniczać tylko wreszcie wykonać zadanie. Nie mógł zawieść swojego Kapitana. Nie chciał mieć spotkania z kiblami tak jak ostatnio.
- Spoiler:
- z/t - Burdel
- GośćGość
Re: Ulice
Wto Gru 11, 2012 10:12 pm
Powolnym krokiem, wyszedł sobie z Akademii, ponieważ musiał pokazać, że nie jest taki niedostępny, jaki wydawał się wcześniej. Widział on z daleka jak dymi się coś gdzieś na planecie, pewnie doszło do jakiegoś poważniejszego wybuchu, ale nie obchodziło go to za bardzo, już miał jeden cel jaki miał zrobić. Szedł sobie dumnym krokiem, widział jak grupy saiyan, chyba to były najwyżsi rangą saiyanie, lecieli w stronę ogromnego dymu, który się dymił w mieście, chyba że to było poza miastem. Może naprawdę coś się stało, ale znudziło go takie powolne chodzenie, więc uniósł się i poleciał, żeby szybciej przelecieć trasę.
Z góry mógł podziwiać trasę, którą już kiedyś leciał, ale teraz miał wolne, nie musiał tak szybko lecieć, nie miał żadnego zadania, odpoczywał i podziwiał miasto. Nie wiedział, że ono jest takie wielki, na dodatek są piękne widoki z góry, poleciał nieco wyżej, żeby zobaczyć dalszą część miasta. Robił obroty w powietrzu, wdychał powietrze, lecz nie miał teraz czasu na podziwianie, miał coś ważnego do zrobienia, wiec obniżył lot i wylądował przed burdelem, który w połowie był chyba odnowiony, bo widział, że niektóre rozwalone zostały już naprawione.
Wszedł i czekał aż ktoś go obsłuży.
z/t - Burdel "Małpi Gaj"
Z góry mógł podziwiać trasę, którą już kiedyś leciał, ale teraz miał wolne, nie musiał tak szybko lecieć, nie miał żadnego zadania, odpoczywał i podziwiał miasto. Nie wiedział, że ono jest takie wielki, na dodatek są piękne widoki z góry, poleciał nieco wyżej, żeby zobaczyć dalszą część miasta. Robił obroty w powietrzu, wdychał powietrze, lecz nie miał teraz czasu na podziwianie, miał coś ważnego do zrobienia, wiec obniżył lot i wylądował przed burdelem, który w połowie był chyba odnowiony, bo widział, że niektóre rozwalone zostały już naprawione.
Wszedł i czekał aż ktoś go obsłuży.
z/t - Burdel "Małpi Gaj"
Re: Ulice
Wto Lut 19, 2013 8:39 pm
Wyszli obaj studzienką na jednej z ulic. Niezbyt zaludniona okolica. Nikt nawet nie zwrócił na nich uwagi. Trener zamknął za sobą ciężki właz.
- Hmm... myślałem że wyjdziemy gdzieś w okolicach parku... No... W tym labiryncie każdy by się zgubił.
Usprawiedliwił swoją pomyłkę uśmiechając się przy tym nieco.
- Chodźmy tam.
Wskazał palcem na jakiś ślepy zaułek. Momentalnie przeniósł się w wyznaczone miejsce.
- Tu będzie odpowiednio cicho. Szum miasta mógłby cię niepotrzebnie dekoncentrować. Postaraj się teraz wyciszyć swoją Ki na tyle na ile tylko będziesz potrafił. Staraj się wyrównać i uspokoić oddech. Rozluźnij wszystkie mięśnie. Wyobraź sobie, że jesteś bardzo zmęczony i nawet nie masz siły ruszyć palcem. No, coś w tym stylu...
OOC: Jeszcze jeden opis treningu. Przy okazji możesz zaliczyć tą sesję
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Ulice
Sro Lut 20, 2013 9:52 pm
Wreszcie po długiej wędrówce wyczuł, iż Trener znajduje się za najbliższym zakrętem. Po chwili ujrzał go opartego o mur i czekającego. Haz był przekonany, że nie upłynęła jeszcze godzina i zmieścił się w wyznaczonym limicie. I nie rozczarował się. Słowa przełożonego spowodowały jeszcze większy uśmiech na twarzy młodego Nashi. A więc to jeszcze nie koniec? Super, bardzo zależało mu aby opanować tę technikę do perfekcji. Po paru minutach znajdowali się już na ulicach. Hazard wciągnął głośno powietrze nosem. W końcu wyszli ze śmierdzących kanałów. Mało ludzi trzeba przyznać, spodziewał się tłumów. Czym prędzej udali się w jakiś zaułek na kontynuację treningu. Tym razem miał nauczyć się jak wyciszyć swą Ki. Bardzo przydatna rzecz, dzięki temu będzie nie do wykrycia przez scoutery.
- Trening:
Wysłuchał kolejnych słów Trenera. Kiwnął głową na znak zrozumienia i udał się wgłąb, pod sam mur. Wziął głęboki wdech wypuszczając powietrze nosem. Nie był miłośnikiem tego typu treningu, ale jak mus to mus. Oparł się o budynek i zamknął oczy. Tak jak powiedział mentor, starał się wyrównać oddech, rozluźnić mięśnie i stanąć w bezruchu. Gdy tylko jego ciało "umarło" osunął się o parę centymetrów w dół. Wściekły na siebie za własną głupotę przyjął bardziej komfortową pozycję i spróbował raz jeszcze. Nie rusza się, oddycha spokojnie, jest rozluźniony. Czego jeszcze brakuje? No tak, najtrudniejsza część: zmusić Ki do obniżenia się. Standardowo doszła maksymalna koncentracja. I jak zwykle w takiej sytuacji zaczęły go dręczyć jakieś głupie myśli. Właśnie wyobrażał sobie, jak pięcioletnie dziecko podbiega do niego i nokautuje kopiąc z całej siły w krocze. Był teraz bezbronny, byle kto mógł podejść i strzelić mu przez łeb. Cieszył się, że obok jest Trener, sprawiał wrażenie osoby dojrzałej i chyba nie przyjdzie mu do głowy tego typu pomysł. Chyba.... Potrząsnął mocno głową. Nie może się dekoncentrować. Zacisnął powieki, lecz po chwili przypomniał sobie, że nie może. Właśnie zmusił do pracy mięśnie twarzy, a przecież miał udawać sflaczałą lalę. Rozluźnione ciało, ale skoncentrowany umysł - to był klucz do sukcesu. Przez pierwsze minuty nie poczuł niczego nadzwyczajnego co oznaczało, iż jego Ki pozostaje cały czas na tym samym poziomie. Zastanawiał się, czy jeśli uda mu się ją obniżyć, to znowu będzie miał jakieś dziwne przeczucie, tak jak to było z wyczuwaniem energii. A właśnie, może warto by wypróbować tę nową zdolność? Uśmiechnął się lekko, lecz po chwili tego żałował. Przełożony z pewnością patrzy teraz na niego monitorując jego ćwiczenia, a ten grymas może mu się wydać dziwny. Odczekał parę sekund i gdy nie było żadnej reakcji z jego strony, wyostrzył zmysły i starał się wyczuć Ki osób znajdujących się na ulicy.
Syknął z bólu. Głowa rozbolała dużo bardziej niż w kanałach. Trudno się dziwić, wtedy namierzył jednego Saiyan'a, teraz było ich co najmniej kilkunastu. Nie był w stanie sprecyzować dokładnie ich ilości. Ciekawiło go, czy jeśli poćwiczy to będzie mógł to zrobić. Przez kolejne 2, może 3 minuty badał ich moc. Wydawało mu się, iż najsilniejsza jest osoba znajdująca się nieopodal nich. Nie mógł jeszcze precyzyjnie porównać tej mocy z jego własną, toteż nie wiedział czy ten ktoś jest od niego potężniejszy. Znów uśmiechnął się lekko, by po chwili skarcić w duchu. Miał nadzieję, że mentor nie potrafi czytać w myślach na odległość i nie wie na czym spędził ostatnie kilka minut. Powrócił do właściwego ćwiczenia. Minął kwadrans, a dalej nic się nie działo. Postanowił coś zmienić. Odszedł od muru i usiadł po turecku. Poprzednio przełom nastąpił w tej właśnie pozycji, może teraz będzie podobnie. Chociaż oczywiście wątpił w to, że tego typu rzeczy mają jakikolwiek wpływ. Spokojny oddech, rozluźnione ciało, skoncentrowany umysł: drugą rundę czas zacząć. Nie dochodziły do niego żadne dźwięki. Dziękował w myślach Trenerowi, że wybrał właśnie takie miejsce do ćwiczeń, to na pewno pomaga. Nie mrużył już oczu, nie zaciskał pięści. Był jak drzewo stojące w bezruchu przy bezwietrznej pogodzie. Nie myślał o niczym innym niż o wyciszeniu swojej Ki. I nagle serce zabiło mocniej. Wydawało mu się, że uchodzą z niego siły. Przez ułamek sekundy ogarnął go strach, być może ktoś kradnie mu energię. Ale przecież przełożony jest obok, nie pozwoliłby na to. Włożył wszystkie siły w utrzymanie tego dziwnego stanu. Energia malała i malała, aż w końcu nic nie czuł. Zupełnie jakby umarł. Ale przecież słyszał bicie serca, więc to niemożliwe. Nadal spokojnie oddychając otworzył jedno oko i rzekł cicho:
- Udało mi się?
Re: Ulice
Sro Lut 27, 2013 4:07 pm
Mentorskim okiem trener śledził poczynania podopiecznego. Hazardowi zajęło dość dużo czasu nim zdołał się dojść do pożądanego efektu. Trener jednak był cierpliwy ale nic nie mówił. Czekał aż Haz sam do tego dojdzie. To jedna z trudniejszych do nauki technik, ponieważ nie można nawet zobaczyć jak należy jej prawidłowo używać. Trzeba to czuć a nie każdy był w tym dobry. Koniec końców się udało. Saiyan zminimalizował swoją Ki niemalże do zera. Trener się uśmiechnął.
- Doskonale. Udało Ci się to zrobić lepiej niż się spodziewałem ale to nie wystarczy. Musisz nauczyć się wyciszać swoją KI będąc jednocześnie w ruchu. Będzie Ci przeszkadzać szum i masa innych energii w pobliżu. Koncentruj się cały czas. Bądź ciągle przygotowany. Z czasem stanie się to dla ciebie tak naturalny odruch jak oddychanie.
Zaczął iść w stronę przeciwną do akademii. Na moment się odwrócił by dodać:
- Spotkamy się w akademii a dokładnie w porcie. Czeka Cię podróż na Namek.
Nagle zniknął nie wiadomo gdzie zostawiając Hazarda samego sobie.
OCC: Trener gdzieś zniknął ale za pewne znajdziesz go w porcie. Możesz tam lecieć i pogadać z Altem w międzyczasie.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Ulice
Sro Lut 27, 2013 6:32 pm
Mina Trenera była dowodem na to, że mu się udało. On również się uśmiechnął. To było naprawdę coś, opanować tego typu technikę. Głowa bolała go dość mocno, ale nie przejmował się tym. Ważniejsze było utrzymanie niskiego poziomu Ki, o czym przypomniał mu również przełożony. Jeszcze trochę czasu minie zanim nie będzie mu to sprawiać problemu i, jak powiedział jego zwierzchnik, stanie się to dla niego naturalne. Nie zdziwił się, gdy mężczyzna zaczął iść w innym kierunku, właśnie przypomniał sobie o scouterach których tak zaciekle bronił. Ciekawiło go w czyich rękach znajdą się teraz, jednak zapomniał o nich słysząc słowa Trenera. Ma lecieć na Namek? Nigdy nie słyszał o czymś takim. Domyślił się, że chodzi o planetę, ale po co? Czyżby dalszy ciąg misji? Chciał spytać o to przełożonego, lecz ten jakby wyparował. Rozejrzał się wokół siebie, ale zobaczył tylko pojedyncze, nieznane mu jednostki przechadzające się leniwie ulicami. Miał zamiar podziękować mu za nauczenie go wyczuwania i ukrywania Ki. No cóż, będzie inna okazja. Już sposobił się do lotu, gdy jego uwagę przykuł sporej wielkości wyświetlacz. Emitowane było właśnie czyjeś przemówienie. Podszedł nieco bliżej i zaczął przepychać się przez ogoniastych, najwyraźniej nie tylko jego to zaciekawiło. Gdy już znalazł się w pierwszym rzędzie obejrzał całe nagranie.
Trudno było mu w uwierzyć, ale sądząc po słowach tego gościa, był to nie kto inny jak sam Król. Obejrzał jego wystąpienie dwukrotnie, po czym bez słowa wzbił się w powietrze i opuścił miasto. Lecąc bardzo wolno rozmyślał nad tym, co właśnie usłyszał. Zawsze wiedział, że naturą Saiyan była walka i że w dawnych czasach nie robili nic innego, jak właśnie podbijali planety. Teraz dochodzi po powtórki. Nadchodzą krwawe czasy nie ma co. Mieszkańcy innych planet nie oddadzą swego największego skarbu ot tak sobie. Zastanawiał się właśnie czy jego również będzie to dotyczyć, gdy nagle przypomniał sobie co na koniec powiedział mu Trener. Namek.... Więc to tę planetę przyjdzie mu podbić. Wcale mu się to nie podobało. I w zasadzie gdyby nie chęć poznania czegoś nowego, to musiałby zostać zmuszony do lotu. Poleci, to jasne, ale nie będzie nikogo zabijał. Po prostu poczeka na rozwój wypadków.
Ciało Hazard'a otoczyła złota aura. Nabrał pełnej prędkości i poleciał w stronę portu.
Z/T --> Wejście do Portu.
Trudno było mu w uwierzyć, ale sądząc po słowach tego gościa, był to nie kto inny jak sam Król. Obejrzał jego wystąpienie dwukrotnie, po czym bez słowa wzbił się w powietrze i opuścił miasto. Lecąc bardzo wolno rozmyślał nad tym, co właśnie usłyszał. Zawsze wiedział, że naturą Saiyan była walka i że w dawnych czasach nie robili nic innego, jak właśnie podbijali planety. Teraz dochodzi po powtórki. Nadchodzą krwawe czasy nie ma co. Mieszkańcy innych planet nie oddadzą swego największego skarbu ot tak sobie. Zastanawiał się właśnie czy jego również będzie to dotyczyć, gdy nagle przypomniał sobie co na koniec powiedział mu Trener. Namek.... Więc to tę planetę przyjdzie mu podbić. Wcale mu się to nie podobało. I w zasadzie gdyby nie chęć poznania czegoś nowego, to musiałby zostać zmuszony do lotu. Poleci, to jasne, ale nie będzie nikogo zabijał. Po prostu poczeka na rozwój wypadków.
Ciało Hazard'a otoczyła złota aura. Nabrał pełnej prędkości i poleciał w stronę portu.
Z/T --> Wejście do Portu.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ulice
Pią Lis 15, 2013 2:52 pm
Vulfila była roztrzęsiona i zrozpaczona, opuściwszy plac boju pod akademią. Nic już z tego wszystkiego nie rozumiała, straciła ogonek, a na rękach niosła zakrwawioną dziewczynę, o którą walczyła z taką zajadłością, a której przecież w zasadzie nawet nie lubiła. Może wynikało to tylko i wyłącznie z zwykłej, ludzkiej troski o drugiego człowieka w kryzysowej sytuacji?
Wiatr wiał jej prosto w twarz, rozwiewając grube, brązowe włosy na wszystkie strony. Powietrze było zimne, a cel odległy. Vulfila spoglądała co jakiś czas na bezwładną głowę czarnowłosej. Trudno powiedzieć, czy wciąż żyła, ale Halfka nie miała czasu na zatrzymywanie się. Liczyła się każda sekunda...
W końcu oczom dziewczyny ukazała się aglomeracja miejska. Wygladała nieco inaczej niż miasta, które pamiętała z Ziemi. Przede wszystkim nie kręciły się wszędobylsko samochody oraz nikt nie dbał o estetykę, a co dopiero łatwość w orientacji w terenie. W zasadzie stolica przypominała stertę żelastwa. Choć w zasadzie przy naturze saiyan zbudowanie metalowego miasta było najlepszym rozwiązaniem. Ciężej go zdewastować.
Kiedy Vulfila wleciała do miasta, rozejrzała się wokoło zagubiona. Nigdy tu wcześniej nie była. Gdzie lecieć? Co robić? Zastanawiała się rozgorączkowana, ale nigdzie żadnych wskazówek. W końcu zauważyła jakiegoś saiyana, wychodzącego z jednego z budynków. Nie wyglądał na zbytnio zajętego ani też niestety szczególnie zadowolonego, ale nie miała wyjścia. Zniżyła lot, aż zawisła nieco nad nim.
- Którędy do szpitala?- zapytała bez żadnych zwrotów grzecznościowych. Nie w takich okolicznościa.
Wiatr wiał jej prosto w twarz, rozwiewając grube, brązowe włosy na wszystkie strony. Powietrze było zimne, a cel odległy. Vulfila spoglądała co jakiś czas na bezwładną głowę czarnowłosej. Trudno powiedzieć, czy wciąż żyła, ale Halfka nie miała czasu na zatrzymywanie się. Liczyła się każda sekunda...
W końcu oczom dziewczyny ukazała się aglomeracja miejska. Wygladała nieco inaczej niż miasta, które pamiętała z Ziemi. Przede wszystkim nie kręciły się wszędobylsko samochody oraz nikt nie dbał o estetykę, a co dopiero łatwość w orientacji w terenie. W zasadzie stolica przypominała stertę żelastwa. Choć w zasadzie przy naturze saiyan zbudowanie metalowego miasta było najlepszym rozwiązaniem. Ciężej go zdewastować.
Kiedy Vulfila wleciała do miasta, rozejrzała się wokoło zagubiona. Nigdy tu wcześniej nie była. Gdzie lecieć? Co robić? Zastanawiała się rozgorączkowana, ale nigdzie żadnych wskazówek. W końcu zauważyła jakiegoś saiyana, wychodzącego z jednego z budynków. Nie wyglądał na zbytnio zajętego ani też niestety szczególnie zadowolonego, ale nie miała wyjścia. Zniżyła lot, aż zawisła nieco nad nim.
- Którędy do szpitala?- zapytała bez żadnych zwrotów grzecznościowych. Nie w takich okolicznościa.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Ulice
Wto Lis 19, 2013 11:21 pm
Leciała znowu jak najszybciej się dało, nie zwracała na nic uwagi, ani na nikogo. Ciągle miała przed oczami obraz sprzed Akademii, to było straszne, ta cała krew, wszystkie trupy. Zacisnęła pięści, żałowała, że nie jest silniejsza i nie potrafi sobie poradzić z nikim. To Kuro teraz ratuje wszystkich, była z niego dumna, ale tak cholernie się o niego bała. Przeciwnik był silny, a oni nie mieli czasu, każda minuta odbierała komuś życie, bezpieczeństwo. Nie mogła uwierzyć, że do tego wszystkiego dochodzi na Vegetcie. To nie ta sama planeta, co za jej czasów. Przyśpieszyła. Jak to możliwe, że nikt się tym nie interesował do jasnej cholery?! Przecież trener powinien go rozwalić, nikt niepotrzebnie nie musiałby tracić życia albo go narażać. Przemierzała ulice, wszystko wyglądało tutaj w miarę spokojnie, tak jakby nikt nie wiedział co się dzieje. Łudziła się, że znajdzie jakąś znajomą twarz, jakąkolwiek. Nagle zauważyła jakąś dziewczynę z tyłu. Miała krótkie, brązowe włosy i już po samej sylwetce wyglądała na stosunkowo młodą, miała coś w rękach, ale brunetka nie wiedziała co, nie widziała. Gdy dobiegła, zauważyła, że miała kogoś, kogoś rannego.
- Jesteś z Akademii, to ofiara tego czegoś? - zapytała bez żadnych grudek. Zerknęła na dziewczynę, nie rozumiała dlaczego ta się włóczy zamiast zabrać ją do szpitala. Nie miała pojęcia, że Vulfilia nie miała pojęcia gdzie to. - Jesteś z tej masakry? Opowiedz mi, co się stało? Chętnie opowiedziałabym Ci kim jestem, ale obawiam się, że mogę nie mieć na to czasu. Szukasz szpitala? To w tamtą stronę, odprowadzę Cię kawałek. Musisz wypić wodę, którą Ci dam, dzięki niej nie zarazisz się na pewno, Ona też. Wybacz, że tak wszystko lakonicznie, ale po prostu... rozumiesz sytuację, jestem tutaj, aby Wam pomóc
- Jesteś z Akademii, to ofiara tego czegoś? - zapytała bez żadnych grudek. Zerknęła na dziewczynę, nie rozumiała dlaczego ta się włóczy zamiast zabrać ją do szpitala. Nie miała pojęcia, że Vulfilia nie miała pojęcia gdzie to. - Jesteś z tej masakry? Opowiedz mi, co się stało? Chętnie opowiedziałabym Ci kim jestem, ale obawiam się, że mogę nie mieć na to czasu. Szukasz szpitala? To w tamtą stronę, odprowadzę Cię kawałek. Musisz wypić wodę, którą Ci dam, dzięki niej nie zarazisz się na pewno, Ona też. Wybacz, że tak wszystko lakonicznie, ale po prostu... rozumiesz sytuację, jestem tutaj, aby Wam pomóc
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ulice
Sro Lis 20, 2013 9:13 pm
Nim przechodzeń zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Vulfila usłyszała czyjś głos za swoimi plecami. Całkiem się tego nie spodziewała, w ogóle nie zauważyła, że ktoś tutaj leciał i mógł czegoś od niej chcieć, a w pierwszym odruchu nawet wzdrygnęła się w obawie, że to mógłby być znów jakiś napastnik. A na to nie było już miejsca... Inaczej Eve by zmarła...
Vulfila odwróciła się, a wtedy April mogła zobaczyć, jak ona sama fatalnie wygląda. Już patrząc na nią z tyłu widziała, że w szortach zionęła dziura po ogonie. Natomiast z przodu twarz halfki pokrywała spora warstwa kurzu, z włosów aż sypały się piach, liście i trawa. Nosiła napierśnik nashi, ale w tym momencie poplamiony gęsto krwią rożnego pochodzenia, w większości już zaschniętą, ale w miejscu, gdzie stykała się z Eve, jeszcze płynną. Spodnie kombinezonu działa wydarte nierówno, trudno powiedzieć w jakich okolicznościach do tego doszło. Na ramionach, rękach i nogach ukazywały się zarysowania, lekkie nacięcia i siniaki.
Na rękach Vulfili, która w tym momencie wyglądać musiała jak poturbowane i wygłodzone dziecko, znajdowała się jeszcze inna saiyanka. Czarnowłosa dziewczyna sprawiała wrażenie już martwej. Poza tym, że była równie brudna co halfka ją niosąca, to na jej ciele zionęła wielka, krwawiąca dziura, załatana tylko szybko i pobieżnie bandażem z nogawek stroju półsaiyanki.
- Tak.- powiedziała Vulfila krótko lekko chropowatym głosem. - Nie ma czasu na rozmowy. Muszę zabrać ją do szpitala.- urwała rozmowę z April dość oschle, ale w tym momencie konwenanse miały drugorzędne znaczenie.-Prowadź!- zarządziła, po czym poleciała zaraz za nowopoznaną kobietą. Dopiero w drodze pozwoliła sobie na zboczenie z jednego, wyznaczonego sobie celu- dotarcia do szpitala.- Wodę? Czym zarazić?- zapytała całkowicie zaskoczona tym, co powiedziała April. Nie miała pojęcia, o jakiej infekcji mówi dziewczyna.
Vulfila odwróciła się, a wtedy April mogła zobaczyć, jak ona sama fatalnie wygląda. Już patrząc na nią z tyłu widziała, że w szortach zionęła dziura po ogonie. Natomiast z przodu twarz halfki pokrywała spora warstwa kurzu, z włosów aż sypały się piach, liście i trawa. Nosiła napierśnik nashi, ale w tym momencie poplamiony gęsto krwią rożnego pochodzenia, w większości już zaschniętą, ale w miejscu, gdzie stykała się z Eve, jeszcze płynną. Spodnie kombinezonu działa wydarte nierówno, trudno powiedzieć w jakich okolicznościach do tego doszło. Na ramionach, rękach i nogach ukazywały się zarysowania, lekkie nacięcia i siniaki.
Na rękach Vulfili, która w tym momencie wyglądać musiała jak poturbowane i wygłodzone dziecko, znajdowała się jeszcze inna saiyanka. Czarnowłosa dziewczyna sprawiała wrażenie już martwej. Poza tym, że była równie brudna co halfka ją niosąca, to na jej ciele zionęła wielka, krwawiąca dziura, załatana tylko szybko i pobieżnie bandażem z nogawek stroju półsaiyanki.
- Tak.- powiedziała Vulfila krótko lekko chropowatym głosem. - Nie ma czasu na rozmowy. Muszę zabrać ją do szpitala.- urwała rozmowę z April dość oschle, ale w tym momencie konwenanse miały drugorzędne znaczenie.-Prowadź!- zarządziła, po czym poleciała zaraz za nowopoznaną kobietą. Dopiero w drodze pozwoliła sobie na zboczenie z jednego, wyznaczonego sobie celu- dotarcia do szpitala.- Wodę? Czym zarazić?- zapytała całkowicie zaskoczona tym, co powiedziała April. Nie miała pojęcia, o jakiej infekcji mówi dziewczyna.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Ulice
Czw Lis 21, 2013 8:17 am
Była lekko zaszokowana tym, co widziała. Nie było wątpliwości, że obie były z tej masakry. Co jeden cholerny Tsuful może zrobić. Obie dziewczyny wyglądały słabo, czarnowłosa wyczuła, że musiały być wplątane w to wszystko nagle, nie emanowały taką mocą jak Kuro, czy chociażby te trzy osoby, do których musiała się zaraz udać. Ale moment! Dwie aury, które znała pojawiły się. June?! Po stronie tego czegoś? Nie mogła zrozumieć dlaczego jej energia jest taka zła.... Zagryzła dolną wargę, nie miała czasu na rozmowę w takiej ewentualności. Zerknęła na dwie dziewczyny, jedna umierała.
- Nie mogę iść z Tobą, muszę lecieć, pozostali mnie potrzebują. Szpital jest za zakrętem, to blisko, dasz radę. Nic nie wiecie o Tsufulu? To pasożyt, który opanowuje czyjeś ciało i ten ktoś trafi kontrolę, wydziela złą aurę, dlatego proszę Cię o wypicie tej wody. Jestem z Ziemi, staramy się to wszystko opanować. - powiedziała na jednym tchu podając jej ''trunek''. Natchnęło ją jeszcze bardziej, bo wyczuła Reda! Teraz była już pewna, że nie ma czasu. Na dodatek jakaś jednostka zbliżała się w ich stronę. Znała ją, ale nie potrafiła dokładnie jej określić. - Na pewno się kiedyś spotkamy, leć pilnie do szpitala, kimkolwiek jest, lepiej żeby przeżyła, na dodatek ktoś się tutaj zbliża i czuję, że ktoś się tutaj zbliża
Spojrzała na nadchodzącą kobietę i sama postanowiła odlecieć, nigdy nie wiadomo, kto to mógł się zbliżać.
zt-->pole bitewne
- Nie mogę iść z Tobą, muszę lecieć, pozostali mnie potrzebują. Szpital jest za zakrętem, to blisko, dasz radę. Nic nie wiecie o Tsufulu? To pasożyt, który opanowuje czyjeś ciało i ten ktoś trafi kontrolę, wydziela złą aurę, dlatego proszę Cię o wypicie tej wody. Jestem z Ziemi, staramy się to wszystko opanować. - powiedziała na jednym tchu podając jej ''trunek''. Natchnęło ją jeszcze bardziej, bo wyczuła Reda! Teraz była już pewna, że nie ma czasu. Na dodatek jakaś jednostka zbliżała się w ich stronę. Znała ją, ale nie potrafiła dokładnie jej określić. - Na pewno się kiedyś spotkamy, leć pilnie do szpitala, kimkolwiek jest, lepiej żeby przeżyła, na dodatek ktoś się tutaj zbliża i czuję, że ktoś się tutaj zbliża
Spojrzała na nadchodzącą kobietę i sama postanowiła odlecieć, nigdy nie wiadomo, kto to mógł się zbliżać.
zt-->pole bitewne
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ulice
Czw Lis 21, 2013 12:10 pm
Pasożyt... Opanowujący czyjeś ciało... Tak... Dopiero teraz Vulfila zrozumiała tak wiele. Czemu Hazard tak nagle się zmienił... I ten dziwny jaszczur, choć go nie znała, zachowywał się dość dziwnie. Tylko czemu jej ciała nic nie opanowało? Może była za słaba, żeby stać się obiektem zainteresowania Tsufula?
Vulfila podparła sobie Eve na rękach jak małe dziecko, żeby móc złapać w drugą rękę napój. Tylko czy obca kobieta nie próbowała jej oszukać? Może to właśnie przez wypicie dochodziło do zarażenia? Halfka spojrzała na April podejrzliwie.
- Dziękuję za pomoc.- powiedziała, chowając napój do kieszeni. - Wypiję go, jak tylko dostanę się do szpitala.- Oświadczyła, po czym znowu ułożyła Eve w pozycji leżącej. - Powodzenia.- dodała na odchodne, po czym zniknęła, lecąc w kierunku szpitala miejskiego.
OCC: Do szpitala miejskiego
Vulfila podparła sobie Eve na rękach jak małe dziecko, żeby móc złapać w drugą rękę napój. Tylko czy obca kobieta nie próbowała jej oszukać? Może to właśnie przez wypicie dochodziło do zarażenia? Halfka spojrzała na April podejrzliwie.
- Dziękuję za pomoc.- powiedziała, chowając napój do kieszeni. - Wypiję go, jak tylko dostanę się do szpitala.- Oświadczyła, po czym znowu ułożyła Eve w pozycji leżącej. - Powodzenia.- dodała na odchodne, po czym zniknęła, lecąc w kierunku szpitala miejskiego.
OCC: Do szpitala miejskiego
Re: Ulice
Pią Lis 22, 2013 4:25 pm
- SMS do Reia:
- Niesamowite, jak się tu znalazłeś. Skurkowańcu!!!
Rei rusz dupę w troki i mi pomóż. Tutaj jest mnóstwo tsufuli, jeden z nich właśnie wysadził pół Miasta Północnego. April podaje każdemu kogo znajdzie Świętą Wodę. Twój skarb jest oponowy przez Tsufula i chce mnie zabić. Nie żebym miał pretensje ale trzeba coś wymyślić, żeby jej pomóc.
Musiał mu nakreślić ogólną sytuację. Na rozmowę o tym, ja kto się stało, że żyje i jest na Vegecie później przyjdzie pora. Teraz był czas na działanie. Kuro na pewno będzie musiał pogadać, o tym, że Rei ukrywa przed nim posiadanie kapsuły i to przynajmniej jednej. Teraz jednak to June jest najważniejsza.
Re: Ulice
Pią Lis 22, 2013 6:48 pm
___Był już prawie w mieście gdy nagle nastąpił potężny wybuch. Fala uderzeniowa zniosła go nieco w bok. Jego oczom ukazała się łuna płonącego miasta i wielki grzyb unoszący nad nim. Zamurowało go. Czyżby przyszło mu oglądać zagładę jego rodzinnej planety? Co się stało z tymi wszystkimi mieszkańcami miasta? Za pewne większość zginęła. Król z pewnością nie będzie na to patrzył z boku. Ale kto mógł to zrobić. Odpowiedź nasuwała się tylko jedna. Tsuful, o którym mówił Red. Reia wcześniejsze plany nie miały teraz najmniejszego znaczenia. Musiał udać się do centrum wybuchu jak najszybciej. Ale czy to dobry pomysł? Z pewnością pozostali przy życiu saiyanie ruszą tam jako pierwsi. Cóż… może warto się dowiedzieć co się stało. Być może dzięki temu kto to zrobił znajdzie jakiś trop June. Ale zaraz… poczuł, że ona leci właśnie w tamtym kierunku. Ponadto jest z nią też Kuro. Nim się spostrzegł był już na ulicach przy akademii. Ta część była nietknięta. Stanął na ziemi by rozeznać się w terenie. Miasto było uśpione. Zdaje się że padło całe zasilanie. Nic dziwnego. Pewnie dlatego też w akademii zapanował chaos i spóźniają się z reakcją. Wtem coś przyćmiło jego myśli, jakby ktoś wtargnął tam z butami.
Nie ukrywał, że przejmował się stanem June. Dało się to wyczuć po jego drżącym głosie. Również dłonie mu zadrżały. Zacisnął je w pięść.
- Zabiję… Pieprzeni Tsufule…
Krótko po tych słowach odleciał w wyznaczonym kierunku zostawiając za sobą stróżkę kurzu.
ZT---> Zgliszcza
- SMS od Kuro:
- Niesamowite, jak się tu znalazłeś. Skurkowańcu!!!
Rei rusz dupę w troki i mi pomóż. Tutaj jest mnóstwo tsufuli, jeden z nich właśnie wysadził pół Miasta Północnego. April podaje każdemu kogo znajdzie Świętą Wodę. Twój skarb jest oponowy przez Tsufula i chce mnie zabić. Nie żebym miał pretensje ale trzeba coś wymyślić, żeby jej pomóc.
Nie ukrywał, że przejmował się stanem June. Dało się to wyczuć po jego drżącym głosie. Również dłonie mu zadrżały. Zacisnął je w pięść.
- Zabiję… Pieprzeni Tsufule…
Krótko po tych słowach odleciał w wyznaczonym kierunku zostawiając za sobą stróżkę kurzu.
ZT---> Zgliszcza
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Ulice
Sro Maj 13, 2015 2:53 pm
Kondygnacja ulic była ustabilizowana i przypominała tą z Ziemi. Ruchem dysponowały odpowiednie służby. Tłum silnych wojowników powodował lekki stres przed tym, co sobie umyśliła. Kamuflarz sprawdzał się znakomicie, mimo to towarzyszyła jej niepewność przed tym, co się za chwilę stanie. Stała na najniższym poziomie chodników, tuż pod pierwszą z ruchliwych ulic. *Czas zacząć show…* pomyślała i przełknęła ślinę. Z drążącymi rękami wyczarowała potężną konsolę dj, wraz z równie olbrzymimi głośnikami. Następni słuchawki, które ochronią jej uszy przed potężną falą wydobywającą się z głośników. Jedne z małp już zwróciły uwagę na to co wyczynia czarnowłosa, niektórzy przystanęli, przyglądając się z zainteresowaniem. Wiedziała, że w razie czego będzie miała problem z zmasowanym atakiem, o ile nie zdąży się teleportować. Sprzęt był już przygotowany, a ona w głowi setny raz przypomniała sobie co chce powiedzieć. Nadszedł czas prawdy. Chwyciła za mikrofon i podkręciła głośność aparatury na maksa.
-Mieszkańcy Vegety!- z głośników rozległ się jej głos po wszystkich poziomach ulic, a ruch jakby na chwilę stanął. Wszyscy byli na tyle osłupieni, że nie zdążyli zareagować. Nawet wszechobecna propaganda z mniejszych głośników została zakłócona. –Naukowcy naszej planety opracowali płyn, przez który każdy, kto go wypije staje się ubezwłasnowolnioną maszyną! To Zell kazał go stworzyć, aby użyć was i wasze rodziny do swoich celów! Podobnie to on niedawno sprowadził tsufula, aby pozbyć się części waszych braci! Zell jest waszym wrogiem, nie zależy mu na was, nie zależy mu na nikim! Każdy z was stracił kogoś bliskiego przez króla, każda rodzina ma kogoś, kto cierpi pogardę i upokorzenie w akademii, gdzie elita odbiera mu prawo do myślenia! Czas zakończyć życie w strachu!- kilku strażników już namierzyło źródło rozgłosu, mimo, że jej energia była w stu procentach ukryta. Popatrzyła ze strachem na otoczenie, na szczęście wybrała miejsce, które uniemożliwiało wysłanie z daleka fali uderzeniowej, bez skutków zniszczenia części ulic. Musiała się spieszyć, po to był w planach Hazard, by jak najszybciej teleportować ich w inne miejsce, ale wybrała zrobienie tego solo…
-To wasz czas na wyjście ze strachu! Za wolną Vegetę!- wydarła się, a strażnicy byli już gotowi do zadania ciosu. Użyła telekinezy do posłania w najbliższych całego sprzętu nagłaśniającego i sama podniosła klapę od kanału kanalizacyjnego, aby znaleźć dla siebie drogę ucieczki. Po wskoczeniu tam, zasunęła właz swoją energią. Tylko czy strażnicy się zorientowali?
ZT--> Kanały (czekam tam na MG)
-Mieszkańcy Vegety!- z głośników rozległ się jej głos po wszystkich poziomach ulic, a ruch jakby na chwilę stanął. Wszyscy byli na tyle osłupieni, że nie zdążyli zareagować. Nawet wszechobecna propaganda z mniejszych głośników została zakłócona. –Naukowcy naszej planety opracowali płyn, przez który każdy, kto go wypije staje się ubezwłasnowolnioną maszyną! To Zell kazał go stworzyć, aby użyć was i wasze rodziny do swoich celów! Podobnie to on niedawno sprowadził tsufula, aby pozbyć się części waszych braci! Zell jest waszym wrogiem, nie zależy mu na was, nie zależy mu na nikim! Każdy z was stracił kogoś bliskiego przez króla, każda rodzina ma kogoś, kto cierpi pogardę i upokorzenie w akademii, gdzie elita odbiera mu prawo do myślenia! Czas zakończyć życie w strachu!- kilku strażników już namierzyło źródło rozgłosu, mimo, że jej energia była w stu procentach ukryta. Popatrzyła ze strachem na otoczenie, na szczęście wybrała miejsce, które uniemożliwiało wysłanie z daleka fali uderzeniowej, bez skutków zniszczenia części ulic. Musiała się spieszyć, po to był w planach Hazard, by jak najszybciej teleportować ich w inne miejsce, ale wybrała zrobienie tego solo…
-To wasz czas na wyjście ze strachu! Za wolną Vegetę!- wydarła się, a strażnicy byli już gotowi do zadania ciosu. Użyła telekinezy do posłania w najbliższych całego sprzętu nagłaśniającego i sama podniosła klapę od kanału kanalizacyjnego, aby znaleźć dla siebie drogę ucieczki. Po wskoczeniu tam, zasunęła właz swoją energią. Tylko czy strażnicy się zorientowali?
ZT--> Kanały (czekam tam na MG)
Re: Ulice
Nie Wrz 20, 2015 11:34 pm
Nikt nie powinien oglądać bliskich sobie osób w takiej sytuacji. Na ulicach panowała totalna anarchia, każdy atakował każdego, nie było ważne, czy cywil, czy żołnierz, miał ogon, czy był brudnokrwisty - dochodziło do regularnych walk ulicznych, brutalnych, krwawych... bezsensownych. Stosy ciał zbierane były przy opustoszałych budynkach, pod latarniami, gdyż niektórzy unikali potyczek, śmigali między walczącymi, by chociaż trochę uhonorować poległych, nie chcieli, żeby te leżały sobie na środku ulicy. Takim ludziom Takeo był wdzięczny.
Doleciałem do miasta w tempie, o które się nawet nie podejrzewałem - widać, potrzeba matką dodatkowych km/h. Gdy się rozejrzałem po chaosie i rozgardiaszu, jaki panował na ulicach, zrobiło mi się aż ciepło ze złości. Bo... Dlaczego oni ze sobą walczą? Lud, który winien być zjednoczony, ramię w ramię stawiać czoło przeciwnością... morduje się wzajemnie. Widziałem planetę w ogniu, jednakże nie spodziewałem się, że mieszkańcy sami sobie to zrobią. Czułem, że serce mi pęka, a oczy płoną szkarłatem gniewu, szczególnie po tym, jak zobaczyłem samotną Saiyańską kobietę w cywilu, którą atakowało dwóch umundurowanych pobratymców. Rozpłynąłem się w powietrzu i momentalnie pojawiłem się nad agresorami, złapałem ich za głowy i uderzyłem o siebie, pozbawiając przytomności.
- Dziękuję, nieznajomy! - Zawołała za mną dziewoja, lecz ja byłem już dalej, nokautując co słabszych wojowników, jak tamtych dwóch. Gdy widziałem wyrównaną walkę na swoim poziomie, nie reagowałem, nie warte było to mojego czasu. Dlatego jedynie wzniosłem się wyżej i zakrzyknąłem głośno:
- Co tu się do jasnego chuja dzieje?! Wojownicy Vegety skaczący sobie do gardeł jak najgorsze psy, jebane ścierwa, śmiecie? Co to ma być, rokosz marnej jakości? Co wy, dzieci małe? Uspokoicie się do kurwy nędzy, czy mam rozprostować kości elity i pokazać wam, gdzie leży granica między bójką, a idiotycznym zabijaniem, co?! - Wściekłem się, konkretnie. Powietrze wokół mnie zaczęło falować, oczy ewidentnie wskazywały na bliskość jego mózgu do poziomu obłędu, bestialskiej furii. Nie potrzeba było wiele, by przelać jej czarę i akurat wtedy się pojawił, starszy Saiyan:
- Knypku? Ja ci dam, ty skurwiały młokosie. Czy ty zdajesz sobie w ogóle sprawę, z kim rozmawiasz, małpiszonie jebany? Znany jestem jako Takeo Rewolucjonista, Falcon, lider oddziału Cień, młody. Więc nie podskakuj, bo... - Odpaliłem swą aurę udającą stadium Super Saiya-Jina, po czym złapałem go za kark i mocno ścisnąłem, po czym kontynuowałem odpowiedź, choć ciszej, a brzmienie mego głosu zmieniło się zupełnie, bardziej ochryple mówiłem, prawie że warczałem na niego. - A teraz wszystkich ładnie przeprosisz, zbierzecie się do kupy i pomożecie mieszkańcom, to rozkaz. Jak skończycie z pomocą cywilom, bierz dupę w troki i wypierdalaj w podskokach do swojego przełożonego, by dobrowolnie poddać się karze. Czy to jest kurwa jasne?! To zapierdalaj. - Cisnąłem nim o ziemie, wygasiłem aurę i zacząłem iść, z rękami w kieszeniach. Trochę się uspokoiłem, ale nadal byłem porządnie wkurwiony, prawdopodobnie dlatego nie patrzyłem w ogóle, gdzie idę.
Gdy wojownik w płaszczu i kapeluszu się oddalał, pozostawiał za sobą ciszę - walki zamarły, Saiyanie bali się podnieść na siebie wzajemnie ręki - takie wrażenie na nich wywarł. Może i ci, którzy mieli scoutery widzieli, że nie był taki silny, może wiedzieli, że dobrze ukrywał energię, to nie było wcale ważne. Chodziło o to, jaką miał w sobie charyzmę, czuć było od niego doświadczonego żołnierza, na kilometr walił również charyzmą. A to była prawdziwa potęga Elity Vegety.
ZT --> ?
Doleciałem do miasta w tempie, o które się nawet nie podejrzewałem - widać, potrzeba matką dodatkowych km/h. Gdy się rozejrzałem po chaosie i rozgardiaszu, jaki panował na ulicach, zrobiło mi się aż ciepło ze złości. Bo... Dlaczego oni ze sobą walczą? Lud, który winien być zjednoczony, ramię w ramię stawiać czoło przeciwnością... morduje się wzajemnie. Widziałem planetę w ogniu, jednakże nie spodziewałem się, że mieszkańcy sami sobie to zrobią. Czułem, że serce mi pęka, a oczy płoną szkarłatem gniewu, szczególnie po tym, jak zobaczyłem samotną Saiyańską kobietę w cywilu, którą atakowało dwóch umundurowanych pobratymców. Rozpłynąłem się w powietrzu i momentalnie pojawiłem się nad agresorami, złapałem ich za głowy i uderzyłem o siebie, pozbawiając przytomności.
- Dziękuję, nieznajomy! - Zawołała za mną dziewoja, lecz ja byłem już dalej, nokautując co słabszych wojowników, jak tamtych dwóch. Gdy widziałem wyrównaną walkę na swoim poziomie, nie reagowałem, nie warte było to mojego czasu. Dlatego jedynie wzniosłem się wyżej i zakrzyknąłem głośno:
- Co tu się do jasnego chuja dzieje?! Wojownicy Vegety skaczący sobie do gardeł jak najgorsze psy, jebane ścierwa, śmiecie? Co to ma być, rokosz marnej jakości? Co wy, dzieci małe? Uspokoicie się do kurwy nędzy, czy mam rozprostować kości elity i pokazać wam, gdzie leży granica między bójką, a idiotycznym zabijaniem, co?! - Wściekłem się, konkretnie. Powietrze wokół mnie zaczęło falować, oczy ewidentnie wskazywały na bliskość jego mózgu do poziomu obłędu, bestialskiej furii. Nie potrzeba było wiele, by przelać jej czarę i akurat wtedy się pojawił, starszy Saiyan:
- Saiyan:
- Knypku? Ja ci dam, ty skurwiały młokosie. Czy ty zdajesz sobie w ogóle sprawę, z kim rozmawiasz, małpiszonie jebany? Znany jestem jako Takeo Rewolucjonista, Falcon, lider oddziału Cień, młody. Więc nie podskakuj, bo... - Odpaliłem swą aurę udającą stadium Super Saiya-Jina, po czym złapałem go za kark i mocno ścisnąłem, po czym kontynuowałem odpowiedź, choć ciszej, a brzmienie mego głosu zmieniło się zupełnie, bardziej ochryple mówiłem, prawie że warczałem na niego. - A teraz wszystkich ładnie przeprosisz, zbierzecie się do kupy i pomożecie mieszkańcom, to rozkaz. Jak skończycie z pomocą cywilom, bierz dupę w troki i wypierdalaj w podskokach do swojego przełożonego, by dobrowolnie poddać się karze. Czy to jest kurwa jasne?! To zapierdalaj. - Cisnąłem nim o ziemie, wygasiłem aurę i zacząłem iść, z rękami w kieszeniach. Trochę się uspokoiłem, ale nadal byłem porządnie wkurwiony, prawdopodobnie dlatego nie patrzyłem w ogóle, gdzie idę.
Gdy wojownik w płaszczu i kapeluszu się oddalał, pozostawiał za sobą ciszę - walki zamarły, Saiyanie bali się podnieść na siebie wzajemnie ręki - takie wrażenie na nich wywarł. Może i ci, którzy mieli scoutery widzieli, że nie był taki silny, może wiedzieli, że dobrze ukrywał energię, to nie było wcale ważne. Chodziło o to, jaką miał w sobie charyzmę, czuć było od niego doświadczonego żołnierza, na kilometr walił również charyzmą. A to była prawdziwa potęga Elity Vegety.
ZT --> ?
Re: Ulice
Nie Paź 25, 2015 3:22 pm
Szedł powoli, ostrożnie stawiając stopę za stopą, a odgłos jego kroków zdawał się odbijać echem wzdłuż ulic, mimo hałasu wokół. Wlepiał wzrok w swoje buty, starając się nie rozglądać, unikał pustych twarzy martwych rodaków, mijał błagające o śmierć kobiety z małymi dziećmi na ramieniu, brodząc we krwi spływającej między alejami. Oddychał ciężko, głównie przez usta, w celu uniknięcia gęstego zapachu krwi wymieszanego ze spalenizną dochodzącą zarówno z ciał, jak i płonących budynków. W oczach błyszczały mu kryształki łez, raz po raz opadające na szkarłatne od posoki podłoże pod nogami. Aż w pewnym momencie dostrzegł, że coś toczy się ku niemu. Od razu spostrzegł niewielką główkę, należącą niegdyś do maksymalnie pięcioletniego dziecka. Drżącą dłonią zatkał sobie usta i zakwilił z bólu rozdzierającego mu serce i duszę. Oczami wyobraźni widział bowiem twarze swych wnucząt, wykrzywione takim samym grymasem cierpienia. Takeo stał jak wryty, nie był w stanie drgnąć nawet o milimetr - nawet tak doświadczony żołnierz, który widział już tysiące zgonów, wielokrotnie będąc ich powodem, nawet ktoś tak zniszczony wojną zapłacze nad młodym trupem, na którego czekało całe życie, pełne smutków i rozkoszy, spełniania marzeń i zawodów, nieskończonej radości i rozpaczy, wzlotów oraz upadków... Mężczyzna uklęknął nad ów głową i podniósł ją, po czym zrobiwszy parę kroków, odstawił na właściwe miejsce, przy reszcie ciała i chcąc nie chcąc, wyruszył dalej.
A... To miał być jedynie przedsmak, pierwsze nuty kompozycji, preludium do Czarnej Rozpaczy. Z każdym metrem, każdą sekundą, ciał jedynie przybywało, a kończyli się ci 'dobrzy', którzy nie bacząc na stronę, zachowywali się po prostu... humanitarnie. Oczy Takeo zachodziły mgłą z ogromu smutku kumulującego się w cieknących po policzkach łzach. Czuł on taką słabość, że nawet gniew rozpalający od środka klatkę piersiową nie mógł się wybić na powierzchnię, a cały spokój ducha zniknął, jakby go sam diabeł ogonem nakrył. *A Wain powiedział, że małpy nie są tak głupie jak kiedyś... Może i tak, teraz potrafią zabijać o wiele brutalniej...* Pomyślał, zaciskając wargi, by nie płakać. Był jak duch, tym razem przechodził koło walczących i nie miał zamiaru nic robić - ci niektórzy, co byli przy jego poprzednim 'spacerze' po ulicach, już nie walczyli, co najwyżej się bronili i ogłuszali co agresywniejszych, jednak byli w znacznej mniejszości.
- Nie wiem, co robić... Urufu... - Zaczął do siebie w ciszy mówić, jakby się modlił -Soh, Neko... - Wymieniał imiona najlepszych przyjaciół - Kochanie... Kisa, Safari... Pomóżcie mi... - Przywoływał wszystkich tych, na których najbardziej mu zależało. Już nie powstrzymywał łkań, nie miał na to siły, po prostu był za słaby.
W głowie tak mi huczało od myśli, że ponownie się zatrzymałem, próbując je sobie ułożyć. Negatywne emocje wzbierały we mnie jak nigdy dotąd, przesłaniając lekką mgłą zdrowy rozsądek. Zaczynałem powoli tracić wiarę i nadzieję na to, że mi się uda to, co sobie zaplanowałem. W końcu już było grubo za późno na uniknięcie zbędnego rozlewu krwi, a nawet nie dotarłem do Akademii, więc jak miałem powstrzymać tę bezsensowną Rebelię? Szczególnie, że... miałem tak mało sił, których jeszcze mi ubywało z każdą chwilą. Dlatego stałem i tępo patrzyłem się w swoje dłonie, raz po raz zaciskając pięści i roniąc kolejne łzy, rozcieńczając krew na ulicy. Wtem nagle jedno z ciał, które leżało bezwładnie, nagle otworzyło usta i zaczęło mówić:
- Mam cię strzelić, Falcon? - Zdziwiony, szybkim krokiem podszedłem do niego. Gdy się podniosło, a oczy zabłyszczały zielonymi płomieniami, już wiedziałem, z kim rozmawiam.
- Strażniku, ja...
- Oszczędź, głowa mnie boli, oberwałem od Płotki. Rykoszet przez Kiaiho. Bierz się za siebie, zaciśnij zęby i głowa do góry. Masz zadanie. - W tym momencie truchło ponownie opadło bezwładnie na ziemię. *Tak skarcony... No to chyba muszę... Auu!* Moje wcześniejsze lamenty nie spodobały się kolejnej osobie - moja Ukochana postanowiła przypomnieć sobie o mnie w swój specyficzny sposób. Ból nadgarstka, choć nieprzyjemny, zaczął jednak wypierać negatywne emocje, zastępować je ciarkami ekscytacji, jakbym stał na przeciw potężnego adwersarza. Mimowolnie się uśmiechnąłem i wyprostowałem.
- Bierzmy się do roboty.
Re: Ulice
Wto Paź 27, 2015 5:55 pm
Jak się okazało, Takeo pozbierał się w idealnym momencie. Za jego plecami rozległ się nagły ryk i już mknęło ku niemu 3 ogoniastych uśmiechając się nieprzyjemnie. Jakby na zaprzeczenie słów Wain'a, rzucili się bezmyślnie z pięściami na Takeo. Mogli mieć po kilkanaście lat a ich "niezgrabny" styl walki świadczył, iż są świeżym narybkiem Akademii. Teraz jednak, jakby zwietrzyli swoją szansę na dodatkowe punkty u przełożonego, wymachiwali zawzięcie rękoma i nogami by powalić przeciwnika.
OCC:
A więc powalczymy sobie trochę. Takeo vs 3 randomy. Dwójka jest słaba, niech mają po 400 hp, trzeci nieco mocniejszy: siła - 180, szybkość - 220, wytrzymka - 200, czyli HP ma 3000. Nad Ki nie panują, więc jak wypadnie technika (aaa no właśnie, walczysz za pomocą kości ), to traktujesz to jako podstawowy. Jak zdarzy się, że temu 3 wypadnie boost, to odpala białą aurę - +50 siły. Na razie walczysz przez 3 tury, potem czekasz na mój odpis
20 pkt. za dotychczasowe opisy
OCC:
A więc powalczymy sobie trochę. Takeo vs 3 randomy. Dwójka jest słaba, niech mają po 400 hp, trzeci nieco mocniejszy: siła - 180, szybkość - 220, wytrzymka - 200, czyli HP ma 3000. Nad Ki nie panują, więc jak wypadnie technika (aaa no właśnie, walczysz za pomocą kości ), to traktujesz to jako podstawowy. Jak zdarzy się, że temu 3 wypadnie boost, to odpala białą aurę - +50 siły. Na razie walczysz przez 3 tury, potem czekasz na mój odpis
20 pkt. za dotychczasowe opisy
Re: Ulice
Sro Paź 28, 2015 1:25 pm
Nawet pomimo braku możliwości wyczuwania KI, Takeo był w stanie z niesamowitą łatwością wykryć trójkę przeciwników lecących na niego zza jednego z budynków - byli niedoświadczeni i nieumiejętnie atakowali z zaskoczenia. Mężczyzna był w stanie usłyszeć każdy ich krok w promieniu stu metrów, do tego bezsensownie gadali między sobą i oddychali tak głośno, że wybudziliby wszystkie zwierzęta lasu w środku snu zimowego. *Kto uczy te dzieciaki w dzisiejszych czasach?* Złapawszy się za głowę w charakterystyczny sposób, westchnął lekko i przygotował do potyczki.
- Zginiesz marnie, gościu, a my dostaniemy za to awans. - Powiedział stojący w środku, trochę silniejszy od reszty, prawdopodobnie przywódca ów trójcy. Żołnierz nie zamierzał odpowiadać, więc udając obojętność i głupotę nabytą, Takeo wykazywał brak jakiejkolwiek reakcji na zamach na własne życie, do ostatniej chwili. Wtem wyskoczył i przy widowiskowym salcie w tył, zawisł w powietrzu, po czym stopą pochwycił jednego ze słabszych oponentów, wzlatując z nim w powietrze i lądując po chwili na pobliskim dachu. Zdezorientowany przeciwnik ruszył z nieprzemyślaną szarżą, wymachując członkami na tak zwaną 'pałę', zamykając oczy i pochylając głowę. Chłopak aż parsknął śmiechem na ten 'atak', mówiąc:
- Widać bujaliście w obłokach na zajęciach w akademii, młodziki. Lekcja pierwsza: Zawsze miej na oku swojego wroga, gotów na jego kontrę. - W banalny sposób uniknął agresora niczym torreador i odpalił ciemnozłotą aurę. Przy wybuchu energetycznym, podczas gdy włosy unosiły mu się do góry i zmieniały kolor, ten wystrzelił do tyłu jakby z procy i wbił łokieć w jego kark, pozbawiając przytomności. Wyciszając aurę, złapał go za kark oraz w połowie pleców, po czym ułożył delikatnie na powierzchni dachu.
- Śpij sobie, nie zrobisz nikomu więcej krzywdy. - Po tych słowach z gracją opadł na ulice, spoglądając na zdziwionych przeciwników, którzy byli stuprocentowo pewni, że trafili go.
- Gdzie jest Arata, morderco?! Co mu-
- Zamknij się. Pozbawiłem go jedynie przytomności. - Wszedł mu w słowo Takeo. - Nie czuję przyjemności w zabijaniu swoich braci. - Splunąwszy, na bok, spojrzał w oczy drugiemu ze słabszych towarzyszących z uśmiechem, jakby mówiąc mu, że będzie następny.
Zawsze skupiony i analizujący w środku, często na zewnątrz pokazywałem się jako typowego pozera i efekciarza, by jeszcze bardziej rozeźlić i rozproszyć przeciwników. Poza tym, ta walka będzie przydatna dla mnie - musiałem wyrobić sobie imię na powrót, jeśli miałem coś zmienić w tej rebelii. A nic nie jest lepszą renomą w tym momencie, jak pokazanie kilku młodzikom paru lekcji i utemperowanie ich charakterków.
OCC: Potężny ograniczony z BA na jednego ze słabszych - 399 DMG - nieprzytomny
Jako iż nie ma statystyk bojowych na tych słabszych, uznaję ich ataki za kompletnie nieefektywne i rzucam kością tylko za jednego.
- Zginiesz marnie, gościu, a my dostaniemy za to awans. - Powiedział stojący w środku, trochę silniejszy od reszty, prawdopodobnie przywódca ów trójcy. Żołnierz nie zamierzał odpowiadać, więc udając obojętność i głupotę nabytą, Takeo wykazywał brak jakiejkolwiek reakcji na zamach na własne życie, do ostatniej chwili. Wtem wyskoczył i przy widowiskowym salcie w tył, zawisł w powietrzu, po czym stopą pochwycił jednego ze słabszych oponentów, wzlatując z nim w powietrze i lądując po chwili na pobliskim dachu. Zdezorientowany przeciwnik ruszył z nieprzemyślaną szarżą, wymachując członkami na tak zwaną 'pałę', zamykając oczy i pochylając głowę. Chłopak aż parsknął śmiechem na ten 'atak', mówiąc:
- Widać bujaliście w obłokach na zajęciach w akademii, młodziki. Lekcja pierwsza: Zawsze miej na oku swojego wroga, gotów na jego kontrę. - W banalny sposób uniknął agresora niczym torreador i odpalił ciemnozłotą aurę. Przy wybuchu energetycznym, podczas gdy włosy unosiły mu się do góry i zmieniały kolor, ten wystrzelił do tyłu jakby z procy i wbił łokieć w jego kark, pozbawiając przytomności. Wyciszając aurę, złapał go za kark oraz w połowie pleców, po czym ułożył delikatnie na powierzchni dachu.
- Śpij sobie, nie zrobisz nikomu więcej krzywdy. - Po tych słowach z gracją opadł na ulice, spoglądając na zdziwionych przeciwników, którzy byli stuprocentowo pewni, że trafili go.
- Gdzie jest Arata, morderco?! Co mu-
- Zamknij się. Pozbawiłem go jedynie przytomności. - Wszedł mu w słowo Takeo. - Nie czuję przyjemności w zabijaniu swoich braci. - Splunąwszy, na bok, spojrzał w oczy drugiemu ze słabszych towarzyszących z uśmiechem, jakby mówiąc mu, że będzie następny.
Zawsze skupiony i analizujący w środku, często na zewnątrz pokazywałem się jako typowego pozera i efekciarza, by jeszcze bardziej rozeźlić i rozproszyć przeciwników. Poza tym, ta walka będzie przydatna dla mnie - musiałem wyrobić sobie imię na powrót, jeśli miałem coś zmienić w tej rebelii. A nic nie jest lepszą renomą w tym momencie, jak pokazanie kilku młodzikom paru lekcji i utemperowanie ich charakterków.
OCC: Potężny ograniczony z BA na jednego ze słabszych - 399 DMG - nieprzytomny
Jako iż nie ma statystyk bojowych na tych słabszych, uznaję ich ataki za kompletnie nieefektywne i rzucam kością tylko za jednego.
Re: Ulice
Sro Paź 28, 2015 1:25 pm
The member 'Vam' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
Re: Ulice
Sro Paź 28, 2015 2:06 pm
Wrażenie, jakie zrobiłem na swoich przeciwnikach, nie malało. Z nieukrywaną radością upajałem się widokiem i drżących małych piąstek, które wyciągali w moją stronę. Niczym pierwszoklasiści broniący się przed wejściem do dentysty. Ponownie ruszyli, tym razem w czymś na wzór kiepsko zebranej do kupy formacji. Drugi ze słabszych oponentów rzucił się na mnie w ten sam sposób co pierwszy jeszcze kilka sekund wcześniej - zbywałem go blokiem jednej ręki podczas zakrywania ust drugą, gdy ziewałem. Wtedy zaatakował silniejszy, od góry. Jego ataku już mogłem się lekko obawiać. Nie chciałem uskakiwać, szczególnie w lekko niekorzystnej sytuacji, dlatego postanowiłem użyć techniki, którą jeszcze dosyć dobrze i która uratowała mi zdrowie podczas walki z robalami na Ziemi. Ponownie wyczekałem na idealną chwilę, po czym wzniosłem dłoń do góry i zacząłem monolog:
- Lekcja druga: Zawsze zakładaj, że przeciwnik umie dosłownie WSZYSTKO Przewiduj nieprzewidywalne sytuacje - unikniesz większości asów w rękawie. Kiaiho! - mocne pchnięcie powietrza skutecznie odepchnęło ode mnie agresora, dzięki czemu na spokojnie mogłem zająć się 'przynętą'.
Proste uderzenie pięścią w twarz otrzeźwiło atakującego na ślepo chłopaka, który po chwili został ciśnięty w górę, trafiając w swojego towarzysza plecami i po chwili opadając mocno na pokrytą krwią glebę. Rozejrzawszy się i dostrzegłszy zbierającą się wokół widownie, skłonił się lekko ku nim. Spostrzegł także niewiastę, którą uratował przed atakiem wcześniej - przesłał jej całusa, na co jego zegarek zareagował błyskawicznie, mocnym porażeniem, które do tej pory zabolało najmocniej z całej potyczki. Potrząsnąwszy głową, odwrócił się do młodego chłopaka, którego jako pierwszego cisnął w ziemię, gdyż ten dosłownie sekundę wcześniej zwrócił się doń słowami:
- Kim ty... - Przerwał na odkaszlnięcie. - ...jesteś?
- W sumie nikim. Uważaj mnie za... - Takeo zamyślił się na chwilę, chciał ubrać to w najprostsze, acz bardzo potężne słowa, niosące impakt na wszystkich, którzy to obserwują. Po chwili przyszło mu do głowy odpowiednie, wręcz idealne określenie.
- ... Nauczyciela.
Prezentowałem się idealnie. Może trochę zbyt nonszalancko, ale czułem się z tym świetnie. Wzbierało we mnie podniecenie, krew w żyłach pulsowała mocno, a z każdym uderzeniem serca, uśmiech na mym licu poszerzał się. Mimowolnie oblizałem wargi i zmierzyłem adwersarzy groźnym spojrzeniem, przez co drżeli jeszcze bardziej, próbując pozbierać się do kupy. Taak... W tym momencie budziłem w nich grozę i szacunek. Pierwszy przyczółek w stronę zakończenia bezsensownych walk mogłem uznać za zdobyty - o ironio - poprzez zbicie na kwaśne jabłko trójki młokosów. Cóż... cel jednak uświęca środki.
OCC: Kiaiho def - obrona przed atakiem.
BA off
Szybki w drugiego ze słabszych - 258 DMG
Jego HP - 142
- Lekcja druga: Zawsze zakładaj, że przeciwnik umie dosłownie WSZYSTKO Przewiduj nieprzewidywalne sytuacje - unikniesz większości asów w rękawie. Kiaiho! - mocne pchnięcie powietrza skutecznie odepchnęło ode mnie agresora, dzięki czemu na spokojnie mogłem zająć się 'przynętą'.
Proste uderzenie pięścią w twarz otrzeźwiło atakującego na ślepo chłopaka, który po chwili został ciśnięty w górę, trafiając w swojego towarzysza plecami i po chwili opadając mocno na pokrytą krwią glebę. Rozejrzawszy się i dostrzegłszy zbierającą się wokół widownie, skłonił się lekko ku nim. Spostrzegł także niewiastę, którą uratował przed atakiem wcześniej - przesłał jej całusa, na co jego zegarek zareagował błyskawicznie, mocnym porażeniem, które do tej pory zabolało najmocniej z całej potyczki. Potrząsnąwszy głową, odwrócił się do młodego chłopaka, którego jako pierwszego cisnął w ziemię, gdyż ten dosłownie sekundę wcześniej zwrócił się doń słowami:
- Kim ty... - Przerwał na odkaszlnięcie. - ...jesteś?
- W sumie nikim. Uważaj mnie za... - Takeo zamyślił się na chwilę, chciał ubrać to w najprostsze, acz bardzo potężne słowa, niosące impakt na wszystkich, którzy to obserwują. Po chwili przyszło mu do głowy odpowiednie, wręcz idealne określenie.
- ... Nauczyciela.
Prezentowałem się idealnie. Może trochę zbyt nonszalancko, ale czułem się z tym świetnie. Wzbierało we mnie podniecenie, krew w żyłach pulsowała mocno, a z każdym uderzeniem serca, uśmiech na mym licu poszerzał się. Mimowolnie oblizałem wargi i zmierzyłem adwersarzy groźnym spojrzeniem, przez co drżeli jeszcze bardziej, próbując pozbierać się do kupy. Taak... W tym momencie budziłem w nich grozę i szacunek. Pierwszy przyczółek w stronę zakończenia bezsensownych walk mogłem uznać za zdobyty - o ironio - poprzez zbicie na kwaśne jabłko trójki młokosów. Cóż... cel jednak uświęca środki.
OCC: Kiaiho def - obrona przed atakiem.
BA off
Szybki w drugiego ze słabszych - 258 DMG
Jego HP - 142
Re: Ulice
Sro Paź 28, 2015 2:06 pm
The member 'Vam' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
Re: Ulice
Sro Paź 28, 2015 2:33 pm
Wszystko szło zgodnie z planem. Bez cienia zmęczenia, Takeo radził sobie z dwoma przeciwnikami. No, w sumie z trzema, ale jednego powalił bez żadnego problemu zanim prawdziwa batalia się w ogóle zaczęła. Chłopak czuł w sobie rozpierające uczucie dumy, które przypominało o dawnych czasach, bitwach z towarzyszami, kiedy to ostatnio odczuwał podobne emocje, pozytywne wibracje rozchodzące się po całym ciele. Ciągle uśmiechając się szerzej niźli Joker podczas napadu głupawki, wskazywał wystraszonym oponentom, by go zaatakowali, rzucał wyzwanie, jednakże ci nie śmieli nawet drgnąć, sparaliżowani strachem po ujrzeniu dotychczasowych wyczynów swojego przeciwnika. Dlatego wpadł na mały pomysł.
- Dobra, dam wam ułatwienie oraz radę, dzieciaczki. - Stanął do nich tyłem i założył ręce za głowę, zamykając oczy. Nie zawiódł się na ich naiwności.
Ruszyli do ataku - tym razem bez jakiejkolwiek formacji, obaj head-on, wprost na plecy Takeo. W pewnym momencie mężczyzna oberwał dość silnym kopnięciem w plecy, aż odchylił głowę do tyłu, jęcząc cicho z bólu. Wtem drugi, ten słabszy, już lekko ranny, postanowił złapać go za głowę i spróbować cisnąć w podobny sposób, jak sam oberwał, niestety jedno trafienie było limitem cierpliwości ich adwersarza.
- Lekcja numer trzy: - Zaczął mówić, złapawszy go za stopę. - Gdy przeciwnik nie patrzy ci w oczy, na pewno coś ukrywa. - Niemalże rozpłynął się w powietrzu, jednakże ci z lepszą percepcją zauważyli, iż tak na prawdę wzleciał szybko do góry, unikając kolejnych ciosów 'tego silniejszego', po czym wylądował na tym samym dachu, gdzie pozbył się pierwszego z agresorów. Ciągle trzymając przeciwnika za stopę, nagle wbił mu otwartą dłoń w brzuch, pozbawiając przytomności tak samo jak kolegę. Ułożył go w identyczny sposób, po czym ponownie opadł na ulicę, spoglądając na zaszokowanego wroga.
- Wykorzystałeś wszystkie swoje szanse, a co teraz? Brak wsparcia, jakiejkolwiek drogi ucieczki, do tego obserwuje nas spora grupka gapiów. Kiepsko to dla ciebie widzę, młody. - Spojrzał mu prosto w oczy, w których spostrzegł paraliżujący strach o życie. To było jeszcze dziecko, jednak Takeo nie zamierzał mu popuszczać z tego powodu. Żołnierze winni być twardzi, nawet jeśli niedoświadczeni. Nieoficjalna lekcja, wpajana przez niezliczoną ilość trenerów od początków armii.
OCC: Szybki kontrolowany na drugiego słabego - 141 dmg
Ja obrywam szybkim - 200 DMG na klatę (20 przejmuje strój).
Nie rzucam - czekam na odpis, jak było wymagane.
Podsumowując - dwóch nieprzytomnych, trzeci nietknięty.
- Dobra, dam wam ułatwienie oraz radę, dzieciaczki. - Stanął do nich tyłem i założył ręce za głowę, zamykając oczy. Nie zawiódł się na ich naiwności.
Ruszyli do ataku - tym razem bez jakiejkolwiek formacji, obaj head-on, wprost na plecy Takeo. W pewnym momencie mężczyzna oberwał dość silnym kopnięciem w plecy, aż odchylił głowę do tyłu, jęcząc cicho z bólu. Wtem drugi, ten słabszy, już lekko ranny, postanowił złapać go za głowę i spróbować cisnąć w podobny sposób, jak sam oberwał, niestety jedno trafienie było limitem cierpliwości ich adwersarza.
- Lekcja numer trzy: - Zaczął mówić, złapawszy go za stopę. - Gdy przeciwnik nie patrzy ci w oczy, na pewno coś ukrywa. - Niemalże rozpłynął się w powietrzu, jednakże ci z lepszą percepcją zauważyli, iż tak na prawdę wzleciał szybko do góry, unikając kolejnych ciosów 'tego silniejszego', po czym wylądował na tym samym dachu, gdzie pozbył się pierwszego z agresorów. Ciągle trzymając przeciwnika za stopę, nagle wbił mu otwartą dłoń w brzuch, pozbawiając przytomności tak samo jak kolegę. Ułożył go w identyczny sposób, po czym ponownie opadł na ulicę, spoglądając na zaszokowanego wroga.
- Wykorzystałeś wszystkie swoje szanse, a co teraz? Brak wsparcia, jakiejkolwiek drogi ucieczki, do tego obserwuje nas spora grupka gapiów. Kiepsko to dla ciebie widzę, młody. - Spojrzał mu prosto w oczy, w których spostrzegł paraliżujący strach o życie. To było jeszcze dziecko, jednak Takeo nie zamierzał mu popuszczać z tego powodu. Żołnierze winni być twardzi, nawet jeśli niedoświadczeni. Nieoficjalna lekcja, wpajana przez niezliczoną ilość trenerów od początków armii.
OCC: Szybki kontrolowany na drugiego słabego - 141 dmg
Ja obrywam szybkim - 200 DMG na klatę (20 przejmuje strój).
Nie rzucam - czekam na odpis, jak było wymagane.
Podsumowując - dwóch nieprzytomnych, trzeci nietknięty.
Re: Ulice
Czw Lis 05, 2015 5:52 pm
Lider paczki z rozdziawionymi ustami patrzył jak Takeo udziela "lekcji" jego słabszym kolegom. Najwyraźniej nie przewidział takiego obrotu spraw, ale było już za późno. Oponent miał rację - jego sytuacja była beznadziejna...
- Wybacz mi! - zawołał nagle i ku zdziwieniu kilku obserwatorów i zapewne samego Takeo, padł plackiem na ziemię - oszczędź mnie phoszę! Liczyłem na awans za pokonanie kogoś stahszego, od 5 lat nie mogę dostać awansu, a w dodatku pahu Thenehów się na mnie uwzięło i ciąglę dają mi najgohsze z możliwych misji, mam pięcioho młodszego hodzeństwa, muszę zaistnieć w Akademii by zapewnić im przyzwoite wahunki do życia, nasi hodzice...*
Trwało to dobre 5 minut, podczas których młodzieniec zdążył opowiedzieć pokrótce historię swojej rodziny, a także początki w armii. Trzeba przyznać, że miał dość... oryginalną osobowość. W kwestii wyglądu - był dość wysoki, a przy tym przeraźliwie chudy. Miał też wielkie, odstające uszy i piegi na całej twarzy. Cały czas kajał się przed Takeo i błagał o wybaczenie, jakby ten właśnie wymordował cały jego oddział.
- ...błagam zhobię wszystko, tylko mnie nie zabijaj!
*gość nie wymawia "r", zamiast tego wychodzi mu "h"
- Wybacz mi! - zawołał nagle i ku zdziwieniu kilku obserwatorów i zapewne samego Takeo, padł plackiem na ziemię - oszczędź mnie phoszę! Liczyłem na awans za pokonanie kogoś stahszego, od 5 lat nie mogę dostać awansu, a w dodatku pahu Thenehów się na mnie uwzięło i ciąglę dają mi najgohsze z możliwych misji, mam pięcioho młodszego hodzeństwa, muszę zaistnieć w Akademii by zapewnić im przyzwoite wahunki do życia, nasi hodzice...*
Trwało to dobre 5 minut, podczas których młodzieniec zdążył opowiedzieć pokrótce historię swojej rodziny, a także początki w armii. Trzeba przyznać, że miał dość... oryginalną osobowość. W kwestii wyglądu - był dość wysoki, a przy tym przeraźliwie chudy. Miał też wielkie, odstające uszy i piegi na całej twarzy. Cały czas kajał się przed Takeo i błagał o wybaczenie, jakby ten właśnie wymordował cały jego oddział.
- ...błagam zhobię wszystko, tylko mnie nie zabijaj!
*gość nie wymawia "r", zamiast tego wychodzi mu "h"
Re: Ulice
Czw Lis 05, 2015 6:28 pm
Przygryzając wargę w celu powstrzymania się od parsknięcia śmiechem, Takeo słuchał błagającego o litość młodzika. W międzyczasie wzleciał na dach i złapał jego dwóch nieprzytomnych towarzyszy wpół i stał przed nim, podczas gdy ten kontynuował tragiczną historię swojego dzieciństwa. Half czuł na sobie ciężar tysiąca spojrzeń, które obserwowały każdy jego najmniejszy ruch, oczekiwały na jakąkolwiek reakcję z jego strony, co napawało go dumą i pewnością siebie, szczególnie że wywarł wpływ nawet na niektórych walczących - przestali się głupio okładać pięściami i gryźć po kostkach, tylko stali obok siebie i śmiali się z marnych wysiłków młodzików.
- Wstań, młodzieńcze. - Odezwał się, ostrożnie ważąc słowa. - I podejdź do mnie. - Jego głos odbijał się echem pośród tłumu, który zamilkł, gdy tylko mężczyzna otworzył usta, taką aurę wytwarzał wokół siebie - czystą charyzmę. Dzieciak podniósł się i zrobił kilka kroków na swoich drżących niczym galareta nogach, patrząc z przerażeniem na, w sumie słabszego, oponenta. Gdy był już bardzo blisko, Takeo ponownie otworzył usta, jednakże mówił cicho, tylko do niego.
- Nie możesz się poddać, młody. Publika patrzy, trzeba dokończyć show! - Ledwo widocznie puścił doń oko i kontynuował, podczas gdy twarz słuchającego zmieniła się diametralnie ze strachu w czysty, nieokiełznany szok.
- Walnij mnie w twarz. Ja odskoczę i odłożę twoich znajomych, po czym zaczniemy zwyczajowy sparing, dokończymy to szybko. I nie pytaj, po co. - Wstrzymał go, gdy ten otwierał już usta. - Po prostu zrobisz wszystko, czego chcę, prawda?
Ppiekące ciepło na powierzchni policzka połączone z wyciem oraz rechotem tłumu przekonały mnie o pozytywnym rozpatrzeniu mojej prośby przez młodego, dlatego zgodnie z planem odskoczyłem kilka metrów do tyłu, odłożyłem ciała jego towarzyszy i ustawiłem się w gardzie bojowej - tym razem bardziej przygotowany, więc w widowiskowy sposób zrzuciłem z siebie płaszcz oraz kapelusz w taki sposób, że swobodnie opadły omdlałych Saiyan.
- Gotów czy nie, ruszam!
OCC: Trening Start!
- Wstań, młodzieńcze. - Odezwał się, ostrożnie ważąc słowa. - I podejdź do mnie. - Jego głos odbijał się echem pośród tłumu, który zamilkł, gdy tylko mężczyzna otworzył usta, taką aurę wytwarzał wokół siebie - czystą charyzmę. Dzieciak podniósł się i zrobił kilka kroków na swoich drżących niczym galareta nogach, patrząc z przerażeniem na, w sumie słabszego, oponenta. Gdy był już bardzo blisko, Takeo ponownie otworzył usta, jednakże mówił cicho, tylko do niego.
- Nie możesz się poddać, młody. Publika patrzy, trzeba dokończyć show! - Ledwo widocznie puścił doń oko i kontynuował, podczas gdy twarz słuchającego zmieniła się diametralnie ze strachu w czysty, nieokiełznany szok.
- Walnij mnie w twarz. Ja odskoczę i odłożę twoich znajomych, po czym zaczniemy zwyczajowy sparing, dokończymy to szybko. I nie pytaj, po co. - Wstrzymał go, gdy ten otwierał już usta. - Po prostu zrobisz wszystko, czego chcę, prawda?
Ppiekące ciepło na powierzchni policzka połączone z wyciem oraz rechotem tłumu przekonały mnie o pozytywnym rozpatrzeniu mojej prośby przez młodego, dlatego zgodnie z planem odskoczyłem kilka metrów do tyłu, odłożyłem ciała jego towarzyszy i ustawiłem się w gardzie bojowej - tym razem bardziej przygotowany, więc w widowiskowy sposób zrzuciłem z siebie płaszcz oraz kapelusz w taki sposób, że swobodnie opadły omdlałych Saiyan.
- Gotów czy nie, ruszam!
OCC: Trening Start!
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach