Skalny Las
+12
Colinuś
Xanas
Kuro
April
Vita Ora
Reito
Red
KOŚCI
NPC.
Hazard
Ósemka
NPC
16 posters
Skalny Las
Wto Maj 29, 2012 11:41 pm
First topic message reminder :
Las zbudowany z kamieni, ulubione miejsce zwariowanych miłośników przyrody, wręcz fanatyków. Podobno widziane z lotu ptaka, kamyki układają się w zdanie, lecz w niezrozumiałym dla Saiyan języku.
Las zbudowany z kamieni, ulubione miejsce zwariowanych miłośników przyrody, wręcz fanatyków. Podobno widziane z lotu ptaka, kamyki układają się w zdanie, lecz w niezrozumiałym dla Saiyan języku.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Wto Lis 26, 2013 4:17 pm
Vulfila opadła na ziemię i zbliżyła się do Reda, machając ogonem we wszystkie strony, jak to miała w zwyczaju i podnosząc brew do góry.
- Wygląda na to, że jednak wiesz, czemu nie jestem w centrum walki.- powiedziała, bo skoro zdawał sobie sprawę z tego, że była po prostu za słaba do walki, nie musiał jej o to pytać. A może chciał po prostu wdać się z kimś w rozmowę? Siedzenie samemu w skalnym lesie nie musiało być zbyt fascynującym zajęciem.
Halfka zmierzyła wzrokiem dziwnego jegomościa, zastanawiając się, czy może mu zaufać. Ostatecznie stwierdziła, że chyba nie ma żadnych przeciwwskazań.
- Miałam zamiar rozejrzeć się za rannymi i dostarczyć ich do szpitala...- wyznała, drapiąc się zakłopotana w tył głowy. Wolałaby wprawdzie walczyć, ale to, co zrobił z nią Frost, raczej nie było pokrzepiające.
Kiedy Red powiedział o tym, że sam był kiedyś Tsufulem, Vulfila odsuneła się od niego odruchowo, jakby miał i ją zarazić, ale fakt, że mężczyzna wyglądał całkiem normalnie i udało mu się pozbyć pasożyta sprawił, że halfka wyskoczyła do niego podekscytowana. Złapała go rękami za kolana, kiedy siedział, jakby w obawie, żeby sobie nie poszedł. Popatrzyła głęboko w oczy z nadzieją i ufnością wymalowaną na twarzy.
- Byłeś Tsufulem? Ale już nie jesteś? Udało ci się go pozbyć? Jak to zrobiłeś?- z jej ust posypał się grad słów, a w sercu narodziła się nadzieja, że mogłaby wygnać potwora z serca Hazarda, nie musząc go zabijać.
Nagle w okolicy ponownie pojawiła się ta saiyanka, która dała Vulfili wodę. Pojawiła się tak dla Halfki niespodziewanie, że ta oderwała ręce od Reda i skierowała wzrok w jej stronę, zanim ten zdążył odpowiedzieć na którekolwiek pytanie. Dziewczyna miała zeszklone oczy. Zapewne sama była przerażona tym, co dzieje się na polu walki.
- Eve...- zaczęła, ale jej głos załamał się.- Jej stan jest bardzo krytyczny...- odrzekła, marszcząc lekko czoło. Na jej twarzy malował się teraz znów smutek z powodu tego faktu. Źle się spisała, powinna była szybciej dostarczyć koleżankę do szpitala.- Jeśli szpital runie... może tego nie przetrwać.- dodała. Nie chciała w tej chwili ukrywać przed kimkolwiek, jak wyglądała prawda. Musieli zadbać jakoś o to, żeby szpital został w bezpiecznej strefie miasta.
Po tym Vulfila odsunęła się. Nie spodziewała się, że dziwny mężczyzna ze Skalnego Lasu i nieznajoma saiyanka tak dobrze się znają. Przynajmniej nie musiała sie ich obawiać. Pozwoliła się im wygadać, choć prawdę powiedziawszy, bardzo interesowała ją odpowiedź na wcześniej zadane pytania. Odeszła trochę na bok, nie rozumiejąc o czym rozmawiają. Krążyła cierpliwie z oczami wlepionymi w skalne podłoże. Więc jest lekarstwo, musi być! Może mogłaby uratować Hazarda...? Jeśli tak... Serce zabiło jej szybciej, kiedy nadzieja zaczęła przepełniać jej duszę.
- Wygląda na to, że jednak wiesz, czemu nie jestem w centrum walki.- powiedziała, bo skoro zdawał sobie sprawę z tego, że była po prostu za słaba do walki, nie musiał jej o to pytać. A może chciał po prostu wdać się z kimś w rozmowę? Siedzenie samemu w skalnym lesie nie musiało być zbyt fascynującym zajęciem.
Halfka zmierzyła wzrokiem dziwnego jegomościa, zastanawiając się, czy może mu zaufać. Ostatecznie stwierdziła, że chyba nie ma żadnych przeciwwskazań.
- Miałam zamiar rozejrzeć się za rannymi i dostarczyć ich do szpitala...- wyznała, drapiąc się zakłopotana w tył głowy. Wolałaby wprawdzie walczyć, ale to, co zrobił z nią Frost, raczej nie było pokrzepiające.
Kiedy Red powiedział o tym, że sam był kiedyś Tsufulem, Vulfila odsuneła się od niego odruchowo, jakby miał i ją zarazić, ale fakt, że mężczyzna wyglądał całkiem normalnie i udało mu się pozbyć pasożyta sprawił, że halfka wyskoczyła do niego podekscytowana. Złapała go rękami za kolana, kiedy siedział, jakby w obawie, żeby sobie nie poszedł. Popatrzyła głęboko w oczy z nadzieją i ufnością wymalowaną na twarzy.
- Byłeś Tsufulem? Ale już nie jesteś? Udało ci się go pozbyć? Jak to zrobiłeś?- z jej ust posypał się grad słów, a w sercu narodziła się nadzieja, że mogłaby wygnać potwora z serca Hazarda, nie musząc go zabijać.
Nagle w okolicy ponownie pojawiła się ta saiyanka, która dała Vulfili wodę. Pojawiła się tak dla Halfki niespodziewanie, że ta oderwała ręce od Reda i skierowała wzrok w jej stronę, zanim ten zdążył odpowiedzieć na którekolwiek pytanie. Dziewczyna miała zeszklone oczy. Zapewne sama była przerażona tym, co dzieje się na polu walki.
- Eve...- zaczęła, ale jej głos załamał się.- Jej stan jest bardzo krytyczny...- odrzekła, marszcząc lekko czoło. Na jej twarzy malował się teraz znów smutek z powodu tego faktu. Źle się spisała, powinna była szybciej dostarczyć koleżankę do szpitala.- Jeśli szpital runie... może tego nie przetrwać.- dodała. Nie chciała w tej chwili ukrywać przed kimkolwiek, jak wyglądała prawda. Musieli zadbać jakoś o to, żeby szpital został w bezpiecznej strefie miasta.
Po tym Vulfila odsunęła się. Nie spodziewała się, że dziwny mężczyzna ze Skalnego Lasu i nieznajoma saiyanka tak dobrze się znają. Przynajmniej nie musiała sie ich obawiać. Pozwoliła się im wygadać, choć prawdę powiedziawszy, bardzo interesowała ją odpowiedź na wcześniej zadane pytania. Odeszła trochę na bok, nie rozumiejąc o czym rozmawiają. Krążyła cierpliwie z oczami wlepionymi w skalne podłoże. Więc jest lekarstwo, musi być! Może mogłaby uratować Hazarda...? Jeśli tak... Serce zabiło jej szybciej, kiedy nadzieja zaczęła przepełniać jej duszę.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Wto Lis 26, 2013 4:59 pm
Ano nie było. W ogóle od jakiegoś czasu, z dobre kilkanaście dni nie otwierał do nikogo ust. Nie licząc krótkich stwierdzeń typu "Tak", "Nie" - żadnych swoich spostrzeżeń. Także taka rozmowa z nieznajomą była swego rodzaju formą "ucywilizowania", bo tak to mógłby zupełnie zapomnieć języka w ustach. I nie, nie uważał Half-Saiyankę za słabą. Po prostu skoro Red nie był w stanie sprostać wymaganiom Tsufula i dał się opętać - jakie miał szansę na zmianę stanu rzeczy? Przecież istniała wielka szansa, iż po przegranej potyczce ponownie zostanie zarażony, a wtedy już nikt mu nie pomoże. Z drugiej strony nie mógł tak zupełnie bierne przyglądać się z dystansu jak obijają swoje mordy bez przebaczenia.
W końcu usłyszał coś konkretnego z ust Czarnowłosej i niby nie powiedziała nic skomplikowanego, ale...
>Co to jest szpital?
Zapytał przekręcając głowę na bok. Już nie zyskał odpowiedzi, ponieważ przeszli do mroczniejszego wątku. Taaaak, to nie było całkowicie przemyślane, wszak mogła wykorzystać tę informację przeciwko niemu. Co prawda z początku dziewczyna odsunęła się jakby chciała rzeczywiście przejść do rękoczynów, ale zmieniła swoją postawę i "przybiła" dłońmi kolana demona, aby nie uciekł. Mrugnął dwukrotnie oczyma zdziwiony i wpatrywał się uważnie w Ogoniastą. Zadała mnóstwo pytań, a to spowodowało, iż demon przez chwilę wahał się z odpowiedzią. Chciałby mieć ten rozdział za sobą, najwyraźniej póki Tsufule panoszą się po Wszechświecie, jest to niemożliwe.
Zanim odpowiedział na którekolwiek pytanie pojawiła się April, która wyglądała na przerażoną. Czy demon był tak obojętny, że nie malował się wizerunek uśmiechu z powodu wizyty Błękitnookiej ani smutek z powodu walk? Nigdy nie był dobry w okazywaniu emocji, chyba że w potyczkach. Ale to były skrajnie negatywne wibracje - nie chcielibyście powtórki z rozrywki. Obie wojowniczki były przybite, ich ojczyzna przechodziła bardzo bolesny okres i będąc wrażliwe na krzywdy innych chciały chociaż w ten sposób ulżyć w wewnętrznych cierpieniach. A April nawet rzuciła się na szyję demona, by go pozdrowić, uściskać, i dowiedzieć się czegoś od Czarnowłosego. Ten ostrożnie przesunął drżące ręce na jej ramiona, lecz nie wtulił w siebie. Nie dlatego, że nie chciał pocieszyć Długowłosej, ale... bał się, że nie puściłby tak szybko z objęć dziewczyny, a to mogłoby nasuwać pewnych podejrzeń. Tak, Red też strasznie stęsknił się za April.
Znów nie mógł nadążyć za słowotokiem. Albo był dzisiaj przytrzymany, albo wciąż myślał o sposobności włączenia się do bijatyki, albo po prostu nie rozumiał jak szybko kobiety mogą przekazać swoje przemyślenia. Nie potrafił też opowiedzieć o tym, iż w trakcie podróży ponownie wdał się w liczne bójki z potworami, ponieważ i tak nie voyage a chwila obecna wszystkich najbardziej trapi. Może innym razem opowie we szczegółach co przytrafiło się mu podczas lotu kosmicznego.
>Trafiłem tu przypadkiem - śledziłem June. Nie sądziłem, że Szkoła Światła tutaj zawita... ale cieszę się, że Cię widzę.
No tak, nie byli sami, chociaż poczuł się przez chwilę w tym przytulasku jakby byli w raju, do którego już nigdy nie zagości. Odchrząknął i lekko zarumienił się na policzkach, żeby wziąć się w garść i odpowiedzieć jednocześnie dziewczynom, iż nie muszą obawiać się w nim Tsufula. Spoważniał więc i zmarszczył lekko brwi jakby przypominając sobie dawno zakopane notatki z tamtego okresu.
>Pamiętam, że dwóch wojowników pobiło mnie do nieprzytomności, a Kaede - Kaioshinka - wlała do ust świętą wodę. Nie wiem skąd to miała, ale pomogło. Zostały tylko "wspomnienia".
Masakryczne wspomnienia, niczym koszmar ciągnęło się za nim kadry z tego okresu, ilekroć przypominał sobie lub innym fakty dotyczące Tsufuli. Od tamtego czasu trzymał się na uboczu wszelakiego życia, jednak jako wojownik bardzo pragnął zrewanżować się i chociaż w części odpokutować za zło, które wyrządził innym. Owszem, zarówno Nova, April jak i Kaede zaakceptowały taki stan rzeczy, że to nie była zupełna wina Reda, ale nie czuł się o wiele lepiej od słów otuch. Zwłaszcza, iż od jakiegoś czasu nie mógł zlokalizować Boginki, a gdy to już zrobił, znajdowała się na zimnym biegunie Ziemi unikając spotkania z młodzieńcem. O tym też nie chciał mówić Błękitnookiej, gdyż mogłaby poczuć się winna zaistniałej sytuacji.
W końcu usłyszał coś konkretnego z ust Czarnowłosej i niby nie powiedziała nic skomplikowanego, ale...
>Co to jest szpital?
Zapytał przekręcając głowę na bok. Już nie zyskał odpowiedzi, ponieważ przeszli do mroczniejszego wątku. Taaaak, to nie było całkowicie przemyślane, wszak mogła wykorzystać tę informację przeciwko niemu. Co prawda z początku dziewczyna odsunęła się jakby chciała rzeczywiście przejść do rękoczynów, ale zmieniła swoją postawę i "przybiła" dłońmi kolana demona, aby nie uciekł. Mrugnął dwukrotnie oczyma zdziwiony i wpatrywał się uważnie w Ogoniastą. Zadała mnóstwo pytań, a to spowodowało, iż demon przez chwilę wahał się z odpowiedzią. Chciałby mieć ten rozdział za sobą, najwyraźniej póki Tsufule panoszą się po Wszechświecie, jest to niemożliwe.
Zanim odpowiedział na którekolwiek pytanie pojawiła się April, która wyglądała na przerażoną. Czy demon był tak obojętny, że nie malował się wizerunek uśmiechu z powodu wizyty Błękitnookiej ani smutek z powodu walk? Nigdy nie był dobry w okazywaniu emocji, chyba że w potyczkach. Ale to były skrajnie negatywne wibracje - nie chcielibyście powtórki z rozrywki. Obie wojowniczki były przybite, ich ojczyzna przechodziła bardzo bolesny okres i będąc wrażliwe na krzywdy innych chciały chociaż w ten sposób ulżyć w wewnętrznych cierpieniach. A April nawet rzuciła się na szyję demona, by go pozdrowić, uściskać, i dowiedzieć się czegoś od Czarnowłosego. Ten ostrożnie przesunął drżące ręce na jej ramiona, lecz nie wtulił w siebie. Nie dlatego, że nie chciał pocieszyć Długowłosej, ale... bał się, że nie puściłby tak szybko z objęć dziewczyny, a to mogłoby nasuwać pewnych podejrzeń. Tak, Red też strasznie stęsknił się za April.
Znów nie mógł nadążyć za słowotokiem. Albo był dzisiaj przytrzymany, albo wciąż myślał o sposobności włączenia się do bijatyki, albo po prostu nie rozumiał jak szybko kobiety mogą przekazać swoje przemyślenia. Nie potrafił też opowiedzieć o tym, iż w trakcie podróży ponownie wdał się w liczne bójki z potworami, ponieważ i tak nie voyage a chwila obecna wszystkich najbardziej trapi. Może innym razem opowie we szczegółach co przytrafiło się mu podczas lotu kosmicznego.
>Trafiłem tu przypadkiem - śledziłem June. Nie sądziłem, że Szkoła Światła tutaj zawita... ale cieszę się, że Cię widzę.
No tak, nie byli sami, chociaż poczuł się przez chwilę w tym przytulasku jakby byli w raju, do którego już nigdy nie zagości. Odchrząknął i lekko zarumienił się na policzkach, żeby wziąć się w garść i odpowiedzieć jednocześnie dziewczynom, iż nie muszą obawiać się w nim Tsufula. Spoważniał więc i zmarszczył lekko brwi jakby przypominając sobie dawno zakopane notatki z tamtego okresu.
>Pamiętam, że dwóch wojowników pobiło mnie do nieprzytomności, a Kaede - Kaioshinka - wlała do ust świętą wodę. Nie wiem skąd to miała, ale pomogło. Zostały tylko "wspomnienia".
Masakryczne wspomnienia, niczym koszmar ciągnęło się za nim kadry z tego okresu, ilekroć przypominał sobie lub innym fakty dotyczące Tsufuli. Od tamtego czasu trzymał się na uboczu wszelakiego życia, jednak jako wojownik bardzo pragnął zrewanżować się i chociaż w części odpokutować za zło, które wyrządził innym. Owszem, zarówno Nova, April jak i Kaede zaakceptowały taki stan rzeczy, że to nie była zupełna wina Reda, ale nie czuł się o wiele lepiej od słów otuch. Zwłaszcza, iż od jakiegoś czasu nie mógł zlokalizować Boginki, a gdy to już zrobił, znajdowała się na zimnym biegunie Ziemi unikając spotkania z młodzieńcem. O tym też nie chciał mówić Błękitnookiej, gdyż mogłaby poczuć się winna zaistniałej sytuacji.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Wto Lis 26, 2013 6:58 pm
Zaznała chwili spokoju, ale dosłownie chwili. Widocznie nie było jej pisane odpocząć chociażby na chwilę. Zacisnęła mocno zęby, gdy dostała mentalną wiadomość od Kuro. Nie wiedziała zupełnie, co ma teraz robić. W tym samym czasie halfka mówiła o ciężkim stanie dziewczyny, dla której naszyjnik miała. Teraz już zupełnie zgubiła się w swoim myśleniu.
- Niedobrze, mam jej coś do przekazania od wojownika, który nazywa się Raziel... musi przeżyć. – mruknęła do dziewczyny, ale to nie było jej jedyne zmartwienie. Jej myśli ciągle krążyły dookoła tego, że musi już lecieć. Ledwo zdążyła przywitać się z Redem, a już musi uciekać, to podłe. Poza tym bała się trochę lecieć w tamtym kierunku. Po pierwsze z powodu tego, że będzie tam przeszkadzać w walce Kuro i Rei’owi, nie wiadomo do czego zdolna jest rudowłosa, a raczej to coś, co objęło jej ciało. Drugi powód to walka, którą toczyła dziewczyna, która jeszcze niedawno ją tuliła. Zerknęła na mężczyznę, na pewno widział zakłopotanie na jej twarzy.
- Szkoła Światła już nie istnieje, a przynajmniej dla nas Hikaru już się nami nie zajmuje, przeniósł nas tylko tutaj i przestał nas trenować, uznał, że Kuro już jest gotowy. Cieszę się, że nic Ci się nie stało. – powiedziała natychmiast, gdy ten opowiedział o Tsufulu i o tym, jak Boginia Kaede uratowała go. – I cieszę się, że znowu mogłam Cię spotkać, pomimo tych cholernie złych okoliczności z jakich to wynika.
Przerażało ją to, że zaraz będzie musiała polecieć prosto w szpony tego centrum walki, ale była tam potrzebna. Strach lekko ją obleciał. Nie mogła lecieć z fiolkami, bo ją złapie Tsuful i jej zabierze, a ona się nawet nie obroni. Najlepiej i najprościej będzie, jeżeli zakopie je w pobliżu, tuż pod ich nosem, a jedną będzie miała przy sobie w razie czego.
- Czujesz w jakim stanie jest June... Trzeba jej pomóc, bo inaczej nigdy jej nie odzyskamy. Mam jeszcze trochę świętej wody, wystarczy dla niej, muszę lecieć w takim razie. Nie wymagam tego, że będziesz mi towarzyszył, bo to nie Twoja wojna, ale cieszę się, że mam Ciebie przy sobie. Jeżeli nie fizycznie, to tutaj. To daje mi moc o jakiej ten przeklęty Tsuful może sobie pomarzyć, a przynajmniej tak mogę się pocieszać.
Uśmiechnęła się składając dłonie na swojej klatce piersiowej. Nie chciała się żegnać, ale nie miała innego wyjścia. Spojrzała na swój zapas, kończył się, zostało go niewiele. Przegryzła dolną wargę, zostało naprawdę niewiele. Gdy ich szukała poczuła nożyk, który dostała od Kuro. Podała jedną brunetowi nie spuszczając go z oczu. Wzięła jego dłoń, wetknęła fiolkę i zamknęła.
- Na wszelki wypadek, na czarną godzinę, gdy będę jej potrzebowała będziesz wiedział. U Ciebie będzie bezpieczniejsza niż u mnie. Żałuję, że nie mogę zostać dłużej, ale nawet nie myśl, że się mnie pozbyłeś i ostatni raz mnie widzisz, nie dam się tak szybko i łatwo spławić.
Wyszczerzyła się i pomachała obojgu na pożegnanie. Wniosła się delikatnie do góry i przeszedł ją kolejny nieprzyjemny dreszcz. Miała nadzieję, że tak naprawdę się stanie, że to nie będzie jej ostatni raz, kiedy się widzą, że to nie będzie jej ostatni raz. Nie mogłaby tego przetrawić, że nawet tak naprawdę nie całowała się jeszcze z Kuro, że nie spędziła z nim luźno czasu. Potrzebowała tego, na pewno wyjdą z tego cało, chociażby dla takich chwil. Muszą.
zt-> https://dbng.forumpl.net/t744-ulice-zgliszcza-pozostale-po-zniszczonym-miescie
- Niedobrze, mam jej coś do przekazania od wojownika, który nazywa się Raziel... musi przeżyć. – mruknęła do dziewczyny, ale to nie było jej jedyne zmartwienie. Jej myśli ciągle krążyły dookoła tego, że musi już lecieć. Ledwo zdążyła przywitać się z Redem, a już musi uciekać, to podłe. Poza tym bała się trochę lecieć w tamtym kierunku. Po pierwsze z powodu tego, że będzie tam przeszkadzać w walce Kuro i Rei’owi, nie wiadomo do czego zdolna jest rudowłosa, a raczej to coś, co objęło jej ciało. Drugi powód to walka, którą toczyła dziewczyna, która jeszcze niedawno ją tuliła. Zerknęła na mężczyznę, na pewno widział zakłopotanie na jej twarzy.
- Szkoła Światła już nie istnieje, a przynajmniej dla nas Hikaru już się nami nie zajmuje, przeniósł nas tylko tutaj i przestał nas trenować, uznał, że Kuro już jest gotowy. Cieszę się, że nic Ci się nie stało. – powiedziała natychmiast, gdy ten opowiedział o Tsufulu i o tym, jak Boginia Kaede uratowała go. – I cieszę się, że znowu mogłam Cię spotkać, pomimo tych cholernie złych okoliczności z jakich to wynika.
Przerażało ją to, że zaraz będzie musiała polecieć prosto w szpony tego centrum walki, ale była tam potrzebna. Strach lekko ją obleciał. Nie mogła lecieć z fiolkami, bo ją złapie Tsuful i jej zabierze, a ona się nawet nie obroni. Najlepiej i najprościej będzie, jeżeli zakopie je w pobliżu, tuż pod ich nosem, a jedną będzie miała przy sobie w razie czego.
- Czujesz w jakim stanie jest June... Trzeba jej pomóc, bo inaczej nigdy jej nie odzyskamy. Mam jeszcze trochę świętej wody, wystarczy dla niej, muszę lecieć w takim razie. Nie wymagam tego, że będziesz mi towarzyszył, bo to nie Twoja wojna, ale cieszę się, że mam Ciebie przy sobie. Jeżeli nie fizycznie, to tutaj. To daje mi moc o jakiej ten przeklęty Tsuful może sobie pomarzyć, a przynajmniej tak mogę się pocieszać.
Uśmiechnęła się składając dłonie na swojej klatce piersiowej. Nie chciała się żegnać, ale nie miała innego wyjścia. Spojrzała na swój zapas, kończył się, zostało go niewiele. Przegryzła dolną wargę, zostało naprawdę niewiele. Gdy ich szukała poczuła nożyk, który dostała od Kuro. Podała jedną brunetowi nie spuszczając go z oczu. Wzięła jego dłoń, wetknęła fiolkę i zamknęła.
- Na wszelki wypadek, na czarną godzinę, gdy będę jej potrzebowała będziesz wiedział. U Ciebie będzie bezpieczniejsza niż u mnie. Żałuję, że nie mogę zostać dłużej, ale nawet nie myśl, że się mnie pozbyłeś i ostatni raz mnie widzisz, nie dam się tak szybko i łatwo spławić.
Wyszczerzyła się i pomachała obojgu na pożegnanie. Wniosła się delikatnie do góry i przeszedł ją kolejny nieprzyjemny dreszcz. Miała nadzieję, że tak naprawdę się stanie, że to nie będzie jej ostatni raz, kiedy się widzą, że to nie będzie jej ostatni raz. Nie mogłaby tego przetrawić, że nawet tak naprawdę nie całowała się jeszcze z Kuro, że nie spędziła z nim luźno czasu. Potrzebowała tego, na pewno wyjdą z tego cało, chociażby dla takich chwil. Muszą.
zt-> https://dbng.forumpl.net/t744-ulice-zgliszcza-pozostale-po-zniszczonym-miescie
- Xanas
- Liczba postów : 610
Data rejestracji : 31/10/2012
Identification Number
HP:
(1127/1500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Wto Lis 26, 2013 10:28 pm
Frost leciał powoli przed siebie oddychając ciężko. Musiał oddalić się od tego przeklętego miasta, wszystkich glizd i małp. Nie miał siły na żadną walkę mimo iż czucie w kończynach mu wracało. W sumie teraz to pokonałby go kilkulatek. Bolało go całe ciało, ale przynajmniej znów był sobą. Musiał tylko odpocząć i poszukać jakiegoś statku. Co mogło pójść nie tak?
Powoli wleciał między skalne drzewa rozglądając się ponuro. Musiał być ostrożny, jeśli tylko by kogoś spotkał to musiał się chować. Bez scoutera nie zna poziomów mocy nikogo tutaj, a widać na tej planetce są jacyś silni przeciwnicy.
Najgorsze były dwie rany, jedna na jego piersi oraz brak ręki. One mogły doprowadzić do jego śmierci, a by przeżyć potrzebował profesjonalnego medyka. Frost był jednak wytrzymały tak jak każdy z jego rasy, z taką raną mógł wytrzymać bardzo długo, ale nieleczona i tak doprowadzi do jego śmierci.
Oprócz tego miał pełno mniejszych ran, a jego pancerz naturalny był niemalże rozbity. Krew ciekła mu z ust oraz innych ran, a dwa rogi które miał na głowie zostały ścięte. Normalnie wyglądał strasznie słabo i przez to mógł być łatwym łupem.
W pewnym momencie lecąc zakrztusił się krwią i próbując łapać oddech stracił koncentrację nad lotem. Poleciał w dół jak kamień i trzasnął o kamienne drzewo po czym przeturlał się i spadł na ziemię z hukiem.
- Kurwa... -syknął i rozejrzał się.
Nikogo nie było więc skoro już leży to postanowił tutaj odpocząć leżąc na plecach pod jednym ze skalnych drzew.
Powoli wleciał między skalne drzewa rozglądając się ponuro. Musiał być ostrożny, jeśli tylko by kogoś spotkał to musiał się chować. Bez scoutera nie zna poziomów mocy nikogo tutaj, a widać na tej planetce są jacyś silni przeciwnicy.
Najgorsze były dwie rany, jedna na jego piersi oraz brak ręki. One mogły doprowadzić do jego śmierci, a by przeżyć potrzebował profesjonalnego medyka. Frost był jednak wytrzymały tak jak każdy z jego rasy, z taką raną mógł wytrzymać bardzo długo, ale nieleczona i tak doprowadzi do jego śmierci.
Oprócz tego miał pełno mniejszych ran, a jego pancerz naturalny był niemalże rozbity. Krew ciekła mu z ust oraz innych ran, a dwa rogi które miał na głowie zostały ścięte. Normalnie wyglądał strasznie słabo i przez to mógł być łatwym łupem.
W pewnym momencie lecąc zakrztusił się krwią i próbując łapać oddech stracił koncentrację nad lotem. Poleciał w dół jak kamień i trzasnął o kamienne drzewo po czym przeturlał się i spadł na ziemię z hukiem.
- Kurwa... -syknął i rozejrzał się.
Nikogo nie było więc skoro już leży to postanowił tutaj odpocząć leżąc na plecach pod jednym ze skalnych drzew.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Sro Lis 27, 2013 9:37 am
Vulfila zmarszczyła czoło, słysząc pytanie Reda, ale potrząsnąwszy głową uznała, że chyba się przesłyszała, więc nie odpowiedziała ani nie dopytywała, ale wciąż oczekiwała na to, że odpowie jej na wcześniej zadane pytania.
Z rozmowy jego i April niewiele zrozumiała i niestety nie sądziła, że może chodzić im o wydarzenia na Ziemi. W przeciwnym razie miałaby znacznie więcej pytań. Odnośnie ojca i w ogóle planety. Może mogliby pomóc jej powrócić do domu rodzinnego?
Raziel wciąż nie zapomniał o swojej dziewczynie. Zaufał Vulfili, walczył za Eve i za halfkę też. Zanim jednak kadetka zdążyła poprosić April o naszyjnik, który mogłaby osobiście podarować rannej w momencie, gdy ta oprzytomnieje, saiyanka już leciała gdzieś w dal, gnana zapewne wydarzeniami na polu walki. Było to dość niepokojące, więc Vulfila zaczęła zastanawiać się, czy nie powinna udać się gdzieś indziej.
Wtedy jednak zauważyła coś w powietrzu nieopodal. Z daleka nie widziała, kto to był ani co mu się stało. Usłyszała za to huk uderzenia o ziemię i lot spadkowy. Odwróciła się i spojrzała na Reda. Już się go nie bała, skoro nieznajoma saiyanka tak ciepło go traktowała.
- Idziemy sprawdzić?- zapytała, ale nie czekając na reakcję wystrzeliła w powietrze i udała się w miejsce, gdzie widziała upadającą osobę. Po krótkich poszukiwaniach zauważyła niewielkie wgłębienie w skalistym podłożu i mocno poturbowane ciało. Dopiero z góry i niewielkiej odległości zorientowała się, kto to był. Frost, z raną na klatce piersiowej i urwaną ręką.
Nagle obudziły się w niej sprzeczne emocje. Z jednej strony było jej go szkoda, jak każdej osoby, która doznała silnych obrażeń. Stracenie ręki to jednak smutny los, a ten jaszczur wyglądał na umierającego. Poza tym zdawała sobie teraz sprawę z tego, że to nie jego wina, co zaszło i jakich szkód dokonał.
Mimo tego już sam widok jego twarzy przyprawiał ją o mdłości. Bo to w końcu on ją tak bezczelnie pobił po twarzy, urwał ogon i chciał zamordować Eve, nie wspominając o tym, że w tak parszywy sposób pogarszał jej stan i nie wiadomo już, czy się z tego wyliże.
Vulfila ostrożnie opadła na ziemię. Stanęła nad jaszczurem z nogami szeroko rozstawionymi, rękami założonymi na piersi i wpół zadowoloną miną z uniesionym jednym kącikiem ust. Gdy tak patrzyła na niego z góry niczym pani sytuacji, Frost widział jak oślepiające promienie światła przebijają się przez jej gęstą grzywę.
- Kogo my tu mamy!- powiedziała buńczucznie, mając nieodpartą ochotę zabić przeciwnika. Po tych słowach kopnęła jaszczura w żebra po jego prawej stronie.
Z rozmowy jego i April niewiele zrozumiała i niestety nie sądziła, że może chodzić im o wydarzenia na Ziemi. W przeciwnym razie miałaby znacznie więcej pytań. Odnośnie ojca i w ogóle planety. Może mogliby pomóc jej powrócić do domu rodzinnego?
Raziel wciąż nie zapomniał o swojej dziewczynie. Zaufał Vulfili, walczył za Eve i za halfkę też. Zanim jednak kadetka zdążyła poprosić April o naszyjnik, który mogłaby osobiście podarować rannej w momencie, gdy ta oprzytomnieje, saiyanka już leciała gdzieś w dal, gnana zapewne wydarzeniami na polu walki. Było to dość niepokojące, więc Vulfila zaczęła zastanawiać się, czy nie powinna udać się gdzieś indziej.
Wtedy jednak zauważyła coś w powietrzu nieopodal. Z daleka nie widziała, kto to był ani co mu się stało. Usłyszała za to huk uderzenia o ziemię i lot spadkowy. Odwróciła się i spojrzała na Reda. Już się go nie bała, skoro nieznajoma saiyanka tak ciepło go traktowała.
- Idziemy sprawdzić?- zapytała, ale nie czekając na reakcję wystrzeliła w powietrze i udała się w miejsce, gdzie widziała upadającą osobę. Po krótkich poszukiwaniach zauważyła niewielkie wgłębienie w skalistym podłożu i mocno poturbowane ciało. Dopiero z góry i niewielkiej odległości zorientowała się, kto to był. Frost, z raną na klatce piersiowej i urwaną ręką.
Nagle obudziły się w niej sprzeczne emocje. Z jednej strony było jej go szkoda, jak każdej osoby, która doznała silnych obrażeń. Stracenie ręki to jednak smutny los, a ten jaszczur wyglądał na umierającego. Poza tym zdawała sobie teraz sprawę z tego, że to nie jego wina, co zaszło i jakich szkód dokonał.
Mimo tego już sam widok jego twarzy przyprawiał ją o mdłości. Bo to w końcu on ją tak bezczelnie pobił po twarzy, urwał ogon i chciał zamordować Eve, nie wspominając o tym, że w tak parszywy sposób pogarszał jej stan i nie wiadomo już, czy się z tego wyliże.
Vulfila ostrożnie opadła na ziemię. Stanęła nad jaszczurem z nogami szeroko rozstawionymi, rękami założonymi na piersi i wpół zadowoloną miną z uniesionym jednym kącikiem ust. Gdy tak patrzyła na niego z góry niczym pani sytuacji, Frost widział jak oślepiające promienie światła przebijają się przez jej gęstą grzywę.
- Kogo my tu mamy!- powiedziała buńczucznie, mając nieodpartą ochotę zabić przeciwnika. Po tych słowach kopnęła jaszczura w żebra po jego prawej stronie.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Sro Lis 27, 2013 10:22 am
Nie chciał rozstawać się z April, ale wiedział, iż jego obecność mogłaby namieszać w głowach wojowników tam przebywających. Tylko April wierzyła w jego dobre intencje - Reito i Kuro nigdy nie darzyli go zaufaniem, a June... raczej nie jest tą samą June. Znał demonicę nie tylko z własnych wspomnień, i na pewno nie chciał zostawić jej na pastwę losu, lecz przy niej byli już Ci, którzy martwią się o nią bardziej niż Red. Bo właściwie demonowi chodziło bardziej o to, żeby zrewanżować się za ostatnią przegraną walkę, nie mniej jednak nie zamierzał zabijać Rudowłosej. Po prostu sprawdzić się czy cokolwiek urósł w siłę i czy nadąża za treningiem innych wojowników.
Nawet już nie myślał o Szkole Światła, wpatrzony w April jak w obrazek nie przeoczył ani pół słówka z jej ust. Bała się lecieć w kierunku zgruzowanego miasta, ale przełamała się. Nawet nie ciągnęła na siłę demona ze sobą - powiedziała, że przyda się każde wsparcie, nawet duchowe. Młodzieniec w pierwszej chwili był skory do zmiany stanowiska i lotu za Half-Saiyanką, ale w porę zreflektował się. Nie powinien wtrącać się w te sprawy, zwłaszcza że miewał zakrzywienie racjonalnego myślenia podczas walk. Mógł w furii bić na oślep, a to wcale nie pomogłoby Anty-Tsufulom. Wtedy też poczuł dotyk Błękitnookiej i to jak rozprostowała mu palce w pięści, by umieścić w jego dłoni fiolkę. Przeniósł tam na chwilę wzrok, lecz za moment ponownie słuchał uważnie polecenia April wpatrując się w jej oczy. Skinął głową, że zrozumiał. Faktycznie, ponieważ w jego ciele buzowała się energia od tego, że czuje w powietrzu walkę, w której nie uczestniczył, zużywał Ki by zlokalizować na bieżąco wszystkich na planecie. Będzie więc wiedzieć, kiedy mógłby być przydatny na miejscu zdarzenia, i to bez szemrania innych.
Czas na rozstanie. Wahał się naprawdę czy powinien tu zostać. Wybrał mniejsze zło, lecz będzie uważnie badać sytuację, by móc chociażby ochronić kogokolwiek przed śmiercią. I tak jego egzystencja była jałowa, a tak może w ten sposób... znajdzie akceptację wśród innych wojowników. Kiedy Half-Saiyanka odlatywała, demon także pożegnał się nieco żywiej niż zwykle:
>Do zobaczenia!
Zawołał w kierunku April i także pomachał, co wyglądało śmiesznie w jego wykonaniu - jak machanie ręką jakiegoś robota. Spuścił rękę wzdłuż ciała, gdy tylko przyjaciółka odleciała w misji. Nie wiedział czy miał prawo nazywać April przyjaciółką, lecz w tym istnieniu pomogła mu bardzo. Szkoda, że stosunki z Kaede pogorszyły się. Eh, nie czas na to. Z zamyślenia wyrwała go Vulfila, która dostrzegła niezidentyfikowany obiekt runący w kierunku południowej części Skalnego Lasu. Skinął głową i trochę spóźniony z lotem poleciał za śliczną nieznajomą. Okazało się, że im bardziej zbliżali się do celu, tym Red miał przeczucia, iż to coś wywoływało w nim wspomnienia o Ziemi. Zaiste ciekawe.
Gdy wylądował, właśnie słyszał słowa Vulfili i widział jej czyn. Kopać leżącego? To takie... demoniczne w sumie zagranie. Podszedł bliżej i schylając się nad Changelingiem spłynął mu warkocz z barku i lekko zawisł nad głową kosmity.
>Też go "znam". Był na Ziemi.
Przyglądał mu się. Był ranny, i to okropnie. Brakowało mu także górnej kończyny. Czy to ofiara Tsufula, czy pobity Tsuful? Póki się tego nie dowie, dopóty da mu spokój. Jeśli byłby po stronie Anty-Tsufuli, przydałoby się go wyleczyć, bo wyzionie ducha w parę minut.
Nawet już nie myślał o Szkole Światła, wpatrzony w April jak w obrazek nie przeoczył ani pół słówka z jej ust. Bała się lecieć w kierunku zgruzowanego miasta, ale przełamała się. Nawet nie ciągnęła na siłę demona ze sobą - powiedziała, że przyda się każde wsparcie, nawet duchowe. Młodzieniec w pierwszej chwili był skory do zmiany stanowiska i lotu za Half-Saiyanką, ale w porę zreflektował się. Nie powinien wtrącać się w te sprawy, zwłaszcza że miewał zakrzywienie racjonalnego myślenia podczas walk. Mógł w furii bić na oślep, a to wcale nie pomogłoby Anty-Tsufulom. Wtedy też poczuł dotyk Błękitnookiej i to jak rozprostowała mu palce w pięści, by umieścić w jego dłoni fiolkę. Przeniósł tam na chwilę wzrok, lecz za moment ponownie słuchał uważnie polecenia April wpatrując się w jej oczy. Skinął głową, że zrozumiał. Faktycznie, ponieważ w jego ciele buzowała się energia od tego, że czuje w powietrzu walkę, w której nie uczestniczył, zużywał Ki by zlokalizować na bieżąco wszystkich na planecie. Będzie więc wiedzieć, kiedy mógłby być przydatny na miejscu zdarzenia, i to bez szemrania innych.
Czas na rozstanie. Wahał się naprawdę czy powinien tu zostać. Wybrał mniejsze zło, lecz będzie uważnie badać sytuację, by móc chociażby ochronić kogokolwiek przed śmiercią. I tak jego egzystencja była jałowa, a tak może w ten sposób... znajdzie akceptację wśród innych wojowników. Kiedy Half-Saiyanka odlatywała, demon także pożegnał się nieco żywiej niż zwykle:
>Do zobaczenia!
Zawołał w kierunku April i także pomachał, co wyglądało śmiesznie w jego wykonaniu - jak machanie ręką jakiegoś robota. Spuścił rękę wzdłuż ciała, gdy tylko przyjaciółka odleciała w misji. Nie wiedział czy miał prawo nazywać April przyjaciółką, lecz w tym istnieniu pomogła mu bardzo. Szkoda, że stosunki z Kaede pogorszyły się. Eh, nie czas na to. Z zamyślenia wyrwała go Vulfila, która dostrzegła niezidentyfikowany obiekt runący w kierunku południowej części Skalnego Lasu. Skinął głową i trochę spóźniony z lotem poleciał za śliczną nieznajomą. Okazało się, że im bardziej zbliżali się do celu, tym Red miał przeczucia, iż to coś wywoływało w nim wspomnienia o Ziemi. Zaiste ciekawe.
Gdy wylądował, właśnie słyszał słowa Vulfili i widział jej czyn. Kopać leżącego? To takie... demoniczne w sumie zagranie. Podszedł bliżej i schylając się nad Changelingiem spłynął mu warkocz z barku i lekko zawisł nad głową kosmity.
>Też go "znam". Był na Ziemi.
Przyglądał mu się. Był ranny, i to okropnie. Brakowało mu także górnej kończyny. Czy to ofiara Tsufula, czy pobity Tsuful? Póki się tego nie dowie, dopóty da mu spokój. Jeśli byłby po stronie Anty-Tsufuli, przydałoby się go wyleczyć, bo wyzionie ducha w parę minut.
- Xanas
- Liczba postów : 610
Data rejestracji : 31/10/2012
Identification Number
HP:
(1127/1500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Sro Lis 27, 2013 10:40 am
Odpoczynek Frosta nie trwał zbyt długo. W sumie to nie odpoczął nawet pięciu minut gdy zobaczył lecące w jego stronę sylwetki. Zaklął w duchu, jego upadek musiał ich zaalarmować gdy byli niedaleko. Spróbował się podnieść ale ciało po raz kolejny odmówiło mu posłuszeństwa i nie chciało się ruszyć więc jedyne co mógł zrobić to splunąć krew na bok i przygotować się mentalnie na konfrontację jaka go czeka.
W końcu przybyli. Okazało się że to jeden sayianin i jeden człowiek. Za cholerę nie wiedział co tu robi ktoś z jego gatunku, ale w sumie teraz mało go to obchodziło. Słodka panienka nachyliła się nad nim tak że zasłaniała cześć słońca. Po ich słowach okazuje się że musieli go znać, ale on ich w ogóle nie kojarzył. Możliwe że spotkał się z nimi gdy opętała go ta glizda.
W pewny momencie kobieta kopnęła go w żebra. Normalnie pewnie nawet by tego nie odczuł, ale jej kopniak wzmocnił ból jego ciała który już buzował w jego ciele. Jęknął i z ust znów poleciała mu krew.
Suka... Chyba to lubiła i sprawiało jej to przyjemność.
- Powinienem cię kojarzyć złotko? - mruknął zupełnie innym głosem niż pamiętała to Vulfi. - Kopać leżącego.. byłabyś dobrym lodowym changiem. Ulżyj sobie jeszcze. Po takim powitaniu raczej nie powinienem liczyć na pomoc z waszej strony co?
W końcu przybyli. Okazało się że to jeden sayianin i jeden człowiek. Za cholerę nie wiedział co tu robi ktoś z jego gatunku, ale w sumie teraz mało go to obchodziło. Słodka panienka nachyliła się nad nim tak że zasłaniała cześć słońca. Po ich słowach okazuje się że musieli go znać, ale on ich w ogóle nie kojarzył. Możliwe że spotkał się z nimi gdy opętała go ta glizda.
W pewny momencie kobieta kopnęła go w żebra. Normalnie pewnie nawet by tego nie odczuł, ale jej kopniak wzmocnił ból jego ciała który już buzował w jego ciele. Jęknął i z ust znów poleciała mu krew.
Suka... Chyba to lubiła i sprawiało jej to przyjemność.
- Powinienem cię kojarzyć złotko? - mruknął zupełnie innym głosem niż pamiętała to Vulfi. - Kopać leżącego.. byłabyś dobrym lodowym changiem. Ulżyj sobie jeszcze. Po takim powitaniu raczej nie powinienem liczyć na pomoc z waszej strony co?
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Sro Lis 27, 2013 11:47 am
Vulfila naprawdę wnerwiła się, słysząc głos jaszczura. Zrobiła się czerwona na twarzy, a pięści zacisnęła tak mocno, że niemal je sobie poraniła. Wydał jej się taki parszywy i dwulicowy. Teraz będzie udawał, że nic nie pamięta? Aż włosy zjeżyły jej się na ogonie. Zwinęła usta w trąbkę i kompletnie zapomniała o tym, że Red na to wszystko patrzy. Pochyliła się nad Jaszczurem. Drżącymi ze złości rękami i sapiąc głośno, złapała Frosta za krawędź zniszczonego pancerza, żeby podnieść go lekko do góry. Kiedy już byli ze sobą twarzą w twarz, syknęła z nienawiścią:
- Złotko, to ty możesz mówić do swojego pana, Tsufula.- powiedziała, przypatrując mu się głęboko w oczy. Chciała znaleźć w nich Katsu, którego mogłaby spokojnie nienawidzić. Co prawda nie pozwoliłaby sobie na taką beztroskę, gdyby jaszczur był silniejszy, ale... nie był, a złość do niego tak ją przepełniała, że musiała dać jej upust.- Do mnie, pani Imperatorowo!- dodała, jak śmiesznie by to nie brzmiało, po czym wymierzyła Frostowi siarczysty policzek.
Vulfila puściła ciało Frosta. Im dłużej na niego patrzyła tym większą chciała wyrządzić mu krzywdę. Tak buzowała w niej saiyańska natura. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, najpierw przydepnęła nogą jego klatkę piersiową, machając ogonem wokoło, żeby nigdzie się nie odczołgał.
- Ja bym była dobrym lodowym changiem?- warknęła w furii, a choć nie wiedziała, co to w ogóle jest chang, domyśliła się, że musi to być nie mała obraza. - Spójrz na siebie, dupku!- krzyknęła na całe gardło, przyciskając go do ziemi w miejscu rany na klatce piersiowej.- Wymordowałeś tylu niewinnych saiyan! I mnie chciałeś zabić! Myślisz, że ktoś ci teraz pomoże?- wrzeszczała na cały skalny las wykonując przy tym krótkie i gwałtowne ruchy.
Dopiero po chwili lekko się opanowała, bo przypomniała sobie, że Red się jej przygląda.
- Wiem...- zaczęła po chwili zastanowienia. Zeszła z klatki piersiowej Frosta, po czym obeszła go, żeby móc dostać się do jego ogona.- Powieszę cię za ...- zrobiła złowieszczą pauzę, patrząc opętańczym wzrokiem na Frosta.Uśmiechała się przy tym jak potepieniec, a w jej oczach skakały ogniki.- ...ogon. - złapała changa za czubek grubego ogona swoją maleńką dłonią i wbiła w niego pazury. A potem niczym dziecko swojego wielkiego misia pluszowego, ciągnęła go za sobą, idąc w poszukiwaniu jakiegoś drzewa, na którym mogłaby go zawiesić.- I użyję cię jako worka treningowego.
- Złotko, to ty możesz mówić do swojego pana, Tsufula.- powiedziała, przypatrując mu się głęboko w oczy. Chciała znaleźć w nich Katsu, którego mogłaby spokojnie nienawidzić. Co prawda nie pozwoliłaby sobie na taką beztroskę, gdyby jaszczur był silniejszy, ale... nie był, a złość do niego tak ją przepełniała, że musiała dać jej upust.- Do mnie, pani Imperatorowo!- dodała, jak śmiesznie by to nie brzmiało, po czym wymierzyła Frostowi siarczysty policzek.
Vulfila puściła ciało Frosta. Im dłużej na niego patrzyła tym większą chciała wyrządzić mu krzywdę. Tak buzowała w niej saiyańska natura. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, najpierw przydepnęła nogą jego klatkę piersiową, machając ogonem wokoło, żeby nigdzie się nie odczołgał.
- Ja bym była dobrym lodowym changiem?- warknęła w furii, a choć nie wiedziała, co to w ogóle jest chang, domyśliła się, że musi to być nie mała obraza. - Spójrz na siebie, dupku!- krzyknęła na całe gardło, przyciskając go do ziemi w miejscu rany na klatce piersiowej.- Wymordowałeś tylu niewinnych saiyan! I mnie chciałeś zabić! Myślisz, że ktoś ci teraz pomoże?- wrzeszczała na cały skalny las wykonując przy tym krótkie i gwałtowne ruchy.
Dopiero po chwili lekko się opanowała, bo przypomniała sobie, że Red się jej przygląda.
- Wiem...- zaczęła po chwili zastanowienia. Zeszła z klatki piersiowej Frosta, po czym obeszła go, żeby móc dostać się do jego ogona.- Powieszę cię za ...- zrobiła złowieszczą pauzę, patrząc opętańczym wzrokiem na Frosta.Uśmiechała się przy tym jak potepieniec, a w jej oczach skakały ogniki.- ...ogon. - złapała changa za czubek grubego ogona swoją maleńką dłonią i wbiła w niego pazury. A potem niczym dziecko swojego wielkiego misia pluszowego, ciągnęła go za sobą, idąc w poszukiwaniu jakiegoś drzewa, na którym mogłaby go zawiesić.- I użyję cię jako worka treningowego.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Sro Lis 27, 2013 12:40 pm
>Uhu...
Robił coraz większe oczy widząc jak nieznajoma rozszalała się na dobre. Znali się najprawdopodobniej od tej złej strony. Gdy tylko wspomniała, że ten Changeling mógł być na usługach Tsufula zaświeciła mu się czerwona lampka w głowie, a po ciele przebiegł impuls. Ki uderzyło mu do głowy, aż zacisnął zęby i dłonie w pięści. Kolejna istota padła ofiarą tych okrutników! Vulfila nie mogła wiedzieć, że pastwi się teraz nad kimś winnym, ale tylko w tym sensie winnym, że dał się zawładnąć pasożytowi. Tak jak Red.
Nie wiedział co w niego wstąpiło, lecz gdy zobaczył co wyczynia Brutalna Piękność, coś w nim pękło i sięgnął ręką ku niej w gwałtowny sposób, po czym krzyknął:
>Czekaj, nieznajoma! -pochwycił ją za ramię i nie pozwalał jej iść dalej z przewieszonym ogonem Frosta przez bark- Tsufula nie ma w jego ciele. Jeśli go zabijesz, to nie zabijesz tego, który naprawdę zniszczył życie na Twojej planecie. Przemyśl to zanim pożałujesz.
Puścił dziewczynę i odsunął się od niej na dwa kroki cofając się tyłem. Rubin na jego szyi świecił intensywnie, Ki Reda chciało uciec z ciasnego lokum jakim było ciało wojownika. Czarna energia otoczyła jego sylwetkę i rozszczepiała się przy kontakcie z powietrzem na czarne skrawki przypominające żywe motyle. Nawet tęczówki rozpalały się intensywną czerwienią. Robił kolejne kroki do tyłu ze spuszczoną głową i zaciśniętymi kłami.
>Y-k... k-k... Ksaaa...
Energia rozsadzała go bardziej niż przypuszczał. Powinien od razu dać upust mocy przyczyniając się do czegoś pożytecznego, ale obecnie był na skraju skalnego lasu z dwoma istotami. Może i był silnym wojownikiem, lecz energia jaką trzymał w sobie, dość często wymykała mu się spod kontroli. Wszystko w nim chciało walki z wrogami, tylko rozum oponował. Musiał wrócić do medytacji, aby uspokoić się. Był teraz chodzącą bombą zegarową - jeden impuls i może zupełnie skierować swoje myśli w inną stronę. Bez słowa pożegnania (nie to, że nie chciał - nie mógł wysilić swojego organizmu do tego gestu) zostawił "parę zakochaną" sam na sam, a Red wleciał wgłąb Skalnego Lasu szukając zacisznego miejsca, w którym mógłby stłumić świat zewnętrzny i zanurzyć się tylko w swoim duchowym uniwersum. Znalazł grotę, w której chciał to wszystko przeczekać. Wyciszyć swoje Ki, żeby móc sprawnie nieść ratunek April, gdyby jej misja nie powiodła się.
Było tutaj chłodno, i cicho. Aura wciąż buzowała wokół demona, nawet jak siedział w pozycji relaksacyjnej. Biżuteria skutecznie hamowała wybuch energii, co mogło lada chwila zmienić się w coś innego.
Ooc: omijajcie mnie w kolejce, będę aktywna w swoim czasie
Robił coraz większe oczy widząc jak nieznajoma rozszalała się na dobre. Znali się najprawdopodobniej od tej złej strony. Gdy tylko wspomniała, że ten Changeling mógł być na usługach Tsufula zaświeciła mu się czerwona lampka w głowie, a po ciele przebiegł impuls. Ki uderzyło mu do głowy, aż zacisnął zęby i dłonie w pięści. Kolejna istota padła ofiarą tych okrutników! Vulfila nie mogła wiedzieć, że pastwi się teraz nad kimś winnym, ale tylko w tym sensie winnym, że dał się zawładnąć pasożytowi. Tak jak Red.
Nie wiedział co w niego wstąpiło, lecz gdy zobaczył co wyczynia Brutalna Piękność, coś w nim pękło i sięgnął ręką ku niej w gwałtowny sposób, po czym krzyknął:
>Czekaj, nieznajoma! -pochwycił ją za ramię i nie pozwalał jej iść dalej z przewieszonym ogonem Frosta przez bark- Tsufula nie ma w jego ciele. Jeśli go zabijesz, to nie zabijesz tego, który naprawdę zniszczył życie na Twojej planecie. Przemyśl to zanim pożałujesz.
Puścił dziewczynę i odsunął się od niej na dwa kroki cofając się tyłem. Rubin na jego szyi świecił intensywnie, Ki Reda chciało uciec z ciasnego lokum jakim było ciało wojownika. Czarna energia otoczyła jego sylwetkę i rozszczepiała się przy kontakcie z powietrzem na czarne skrawki przypominające żywe motyle. Nawet tęczówki rozpalały się intensywną czerwienią. Robił kolejne kroki do tyłu ze spuszczoną głową i zaciśniętymi kłami.
>Y-k... k-k... Ksaaa...
Energia rozsadzała go bardziej niż przypuszczał. Powinien od razu dać upust mocy przyczyniając się do czegoś pożytecznego, ale obecnie był na skraju skalnego lasu z dwoma istotami. Może i był silnym wojownikiem, lecz energia jaką trzymał w sobie, dość często wymykała mu się spod kontroli. Wszystko w nim chciało walki z wrogami, tylko rozum oponował. Musiał wrócić do medytacji, aby uspokoić się. Był teraz chodzącą bombą zegarową - jeden impuls i może zupełnie skierować swoje myśli w inną stronę. Bez słowa pożegnania (nie to, że nie chciał - nie mógł wysilić swojego organizmu do tego gestu) zostawił "parę zakochaną" sam na sam, a Red wleciał wgłąb Skalnego Lasu szukając zacisznego miejsca, w którym mógłby stłumić świat zewnętrzny i zanurzyć się tylko w swoim duchowym uniwersum. Znalazł grotę, w której chciał to wszystko przeczekać. Wyciszyć swoje Ki, żeby móc sprawnie nieść ratunek April, gdyby jej misja nie powiodła się.
Było tutaj chłodno, i cicho. Aura wciąż buzowała wokół demona, nawet jak siedział w pozycji relaksacyjnej. Biżuteria skutecznie hamowała wybuch energii, co mogło lada chwila zmienić się w coś innego.
Ooc: omijajcie mnie w kolejce, będę aktywna w swoim czasie
- Xanas
- Liczba postów : 610
Data rejestracji : 31/10/2012
Identification Number
HP:
(1127/1500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Sro Lis 27, 2013 1:30 pm
- Nie wiem kim był ten Tsuful ani co ci zrobił, ale on zawładnął moim ciałem Ja.. nic ci nie zrobiłem! - syknął zdenerwowany.
Nie miał zamiaru dawać sobą pomiatać komukolwiek, ale teraz miał problemy nawet z poruszaniem się, a co dopiero z walką. Nie chciał być workiem treningowym, chociaż nie wiedział czy tym sayianom można wszystko logicznie wyjaśnić. Musiał zdobyć statek i wrócić do siebie by go wyleczyli. Tutaj nie mógł liczyć na żadną opiekę, bo widać że ci byli jacyś dziwni. Gdy ta stanęła na jego korpusie skrzywił się z bólu.
- Ja jestem Słonecznym changiem. Lodowi to ci którzy lubują się w cierpieniu innych, a ty mi na taką wyglądasz. - zaklął w duchu, gdyby nie był taki słaby w tym momencie to inaczej by pogadali.
Jej pomysł z rzuceniem go przez drzewo i zrobienie z niego worka nie spodobał mu się nic, a nic.
trzeba nadmienić że gdy Tsuful go kontrolował jego oczy były całe białe, a teraz gdy wróciły do normy były pomarańczowe. Jeśli ktoś potrafił wyczuwać Ki to można było zauważyć że energia którą wydzielał była zupełnie inna niż przedtem.
Kobieta zaczęła go ciągnąć po ziemi za ogon, a ten starał się zebrać siły do stawienia jakiegokolwiek oporu. Nie zwracał uwagi na drugą osobę, ponieważ ta była bierna i najwyraźniej nie stanowiła dla niego obecnie zagrożenia.
Szansa nadarzyła się gdy człowiek zatrzymał ja na chwilę. Zebrał wszystkie siły i podniósł się do pozycji stojącej. Następnie spróbował postawić krok w stronę przeciwną niż ta w która ciągnęła go Vulfi. Ogon naprężył się, a chang ponownie stracił rów nogę lecąc na ziemię, zdarzył się jednak obrócić by paść na plecy.
Jako że Vulfi miała pazury wbite w jego ogon to powinna nagłym szarpnięciem polecieć za ogonem i spaść mu na klatkę piersiową.
Gdy tak się stało jego twarz znalazła się bardzo blisko jej. Mimo wszystko rzekł spokojnie.
- Nie wiem co ci zrobiłem, ale gdybym był sobą nigdy bym nie pastwił nad nikim. Więc jeśli chciałem cię zabić bez powodu.... przepraszam. - następnie w ramach przeprosin pocałował ją.
Nie miał zamiaru dawać sobą pomiatać komukolwiek, ale teraz miał problemy nawet z poruszaniem się, a co dopiero z walką. Nie chciał być workiem treningowym, chociaż nie wiedział czy tym sayianom można wszystko logicznie wyjaśnić. Musiał zdobyć statek i wrócić do siebie by go wyleczyli. Tutaj nie mógł liczyć na żadną opiekę, bo widać że ci byli jacyś dziwni. Gdy ta stanęła na jego korpusie skrzywił się z bólu.
- Ja jestem Słonecznym changiem. Lodowi to ci którzy lubują się w cierpieniu innych, a ty mi na taką wyglądasz. - zaklął w duchu, gdyby nie był taki słaby w tym momencie to inaczej by pogadali.
Jej pomysł z rzuceniem go przez drzewo i zrobienie z niego worka nie spodobał mu się nic, a nic.
trzeba nadmienić że gdy Tsuful go kontrolował jego oczy były całe białe, a teraz gdy wróciły do normy były pomarańczowe. Jeśli ktoś potrafił wyczuwać Ki to można było zauważyć że energia którą wydzielał była zupełnie inna niż przedtem.
Kobieta zaczęła go ciągnąć po ziemi za ogon, a ten starał się zebrać siły do stawienia jakiegokolwiek oporu. Nie zwracał uwagi na drugą osobę, ponieważ ta była bierna i najwyraźniej nie stanowiła dla niego obecnie zagrożenia.
Szansa nadarzyła się gdy człowiek zatrzymał ja na chwilę. Zebrał wszystkie siły i podniósł się do pozycji stojącej. Następnie spróbował postawić krok w stronę przeciwną niż ta w która ciągnęła go Vulfi. Ogon naprężył się, a chang ponownie stracił rów nogę lecąc na ziemię, zdarzył się jednak obrócić by paść na plecy.
Jako że Vulfi miała pazury wbite w jego ogon to powinna nagłym szarpnięciem polecieć za ogonem i spaść mu na klatkę piersiową.
Gdy tak się stało jego twarz znalazła się bardzo blisko jej. Mimo wszystko rzekł spokojnie.
- Nie wiem co ci zrobiłem, ale gdybym był sobą nigdy bym nie pastwił nad nikim. Więc jeśli chciałem cię zabić bez powodu.... przepraszam. - następnie w ramach przeprosin pocałował ją.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Sro Lis 27, 2013 2:11 pm
Vulfila przystanęła, kiedy Red prosił ją o zastanowienie nad całą sytuacją. Popatrzyła na niego i to, co się z nim działo. Wyglądał na co najmniej chorego, a już z pewnością coś go bardzo przybiło. Już miała pytać, czy wszystko z nim w porządku, ale ostatecznie wydawał się nie życzyć sobie w tym momencie towarzystwa. Odprowadziła go milcząco wzrokiem, szanując jego decyzję. Jeszcze do niego wróci, tylko najpierw rozprawi się z tym, który jeszcze jakiś czas temu tak ją bezczelnie pobił. Prawie zabił! Tak... Halfka zdawała sobie sprawę z tego, że on nie był niczemu winny, ale jednak... ochota na zrobienie mu krzywdy stała się niepowstrzymana dla niej.
Już miała ruszyć dalej, kiedy to ogon, który ciągnęła, stawił opór. Nim zdążyła cokolwiek zrobić lub zareagować, poleciała, aż wylądowała na torsie jaszczura. Trochę zszokowana obrotem sytuacji poczuła, jak wielki, umięśniony chang składa pocałunek na jej ustach. Kiedy skończył, wytrzeszczyła oczy w szoku. Nigdy wcześniej nikogo nie całowała i ten jej pierwszy pocałunek ukradł jej ten, który urwał jej ogonek? Otworzyła usta zdziwiona, zaróżowiła się na twarzy zawstydzona, ale jej pierwsza reakcją było oczywiście uderzenie- w końcu saiyańskie korzenie zobowiązują. Spoliczkowała siarczyście wojownika, bo w takie roztrzęsienie jeszcze nikt dotąd jej nie wprowadził.
Wstała i zszokowana ukryła twarz w dłoniach, przetarła, po czym nie wiedziała już, czy śmiać się czy krzyczeć.
- Nie dość, że mordercza, to jeszcze zboczona Jaszczura!- krzyknęła na Frosta, chcąc się wyładować. Miała ochotę znowu go kopnąć.- Widzisz, co zrobiłeś? Wypłoszyłeś mi nowego kolegę!- warknęła jak dziecko- Nigdy nie będę miała przyjaciół, jak będzie mi ich ktoś wypłaszał!- , wskazując w miejsce, gdzie udał się Red. Jednak im dłużej patrzyła na poturbowanego changa, tym bardziej jej nienawiść słabła. Nie odnalazła w jego oczach Katsu. Ten jaszczur nie był niczemu winien, a teraz jego stan był krytyczny. Jego powłoka zewnętrzna co prawda niemal nie różniła się od jej napastnika, ale charakter był z goła inny. W ogóle mówił cokolwiek ponad gadki o zemście i chęci siania zniszczenia. A do tego ta urwana ręka... i dziura w ciele. Nagle zrobiło jej się go żal. Bezczelny typ, ale z drugiej strony niegroźny. A papo nie pochwalałby znęcania się nad słabszymi.
Vulfila zrobiła smutną i obrażoną minę. Usiadła na pobliskiej skale i oparła głowę na rękach. Zastanowiłą się chwilę, co powinna mu powiedzieć. Gdzieś w głębi duszy wciąż go nienawidziła, ale też pojawiły się pewne opory przed pobiciem go lub nawet zabiciem. Pomagać mu też nie chciała. Takiemu bezczelnemu typowi.
- Spadaj stąd. - fuknęła mdło.- I żebym cię tu więcej nie widziała.- syknęła, odpuszczając mu jednak. Szkoda, że nie okazał się z natury zły. Wtedy mogłaby go przeciągnąć przez magiel.
Już miała ruszyć dalej, kiedy to ogon, który ciągnęła, stawił opór. Nim zdążyła cokolwiek zrobić lub zareagować, poleciała, aż wylądowała na torsie jaszczura. Trochę zszokowana obrotem sytuacji poczuła, jak wielki, umięśniony chang składa pocałunek na jej ustach. Kiedy skończył, wytrzeszczyła oczy w szoku. Nigdy wcześniej nikogo nie całowała i ten jej pierwszy pocałunek ukradł jej ten, który urwał jej ogonek? Otworzyła usta zdziwiona, zaróżowiła się na twarzy zawstydzona, ale jej pierwsza reakcją było oczywiście uderzenie- w końcu saiyańskie korzenie zobowiązują. Spoliczkowała siarczyście wojownika, bo w takie roztrzęsienie jeszcze nikt dotąd jej nie wprowadził.
Wstała i zszokowana ukryła twarz w dłoniach, przetarła, po czym nie wiedziała już, czy śmiać się czy krzyczeć.
- Nie dość, że mordercza, to jeszcze zboczona Jaszczura!- krzyknęła na Frosta, chcąc się wyładować. Miała ochotę znowu go kopnąć.- Widzisz, co zrobiłeś? Wypłoszyłeś mi nowego kolegę!- warknęła jak dziecko- Nigdy nie będę miała przyjaciół, jak będzie mi ich ktoś wypłaszał!- , wskazując w miejsce, gdzie udał się Red. Jednak im dłużej patrzyła na poturbowanego changa, tym bardziej jej nienawiść słabła. Nie odnalazła w jego oczach Katsu. Ten jaszczur nie był niczemu winien, a teraz jego stan był krytyczny. Jego powłoka zewnętrzna co prawda niemal nie różniła się od jej napastnika, ale charakter był z goła inny. W ogóle mówił cokolwiek ponad gadki o zemście i chęci siania zniszczenia. A do tego ta urwana ręka... i dziura w ciele. Nagle zrobiło jej się go żal. Bezczelny typ, ale z drugiej strony niegroźny. A papo nie pochwalałby znęcania się nad słabszymi.
Vulfila zrobiła smutną i obrażoną minę. Usiadła na pobliskiej skale i oparła głowę na rękach. Zastanowiłą się chwilę, co powinna mu powiedzieć. Gdzieś w głębi duszy wciąż go nienawidziła, ale też pojawiły się pewne opory przed pobiciem go lub nawet zabiciem. Pomagać mu też nie chciała. Takiemu bezczelnemu typowi.
- Spadaj stąd. - fuknęła mdło.- I żebym cię tu więcej nie widziała.- syknęła, odpuszczając mu jednak. Szkoda, że nie okazał się z natury zły. Wtedy mogłaby go przeciągnąć przez magiel.
- Xanas
- Liczba postów : 610
Data rejestracji : 31/10/2012
Identification Number
HP:
(1127/1500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Sro Lis 27, 2013 4:31 pm
Frost nie wiedział co zrobić więc pocałował dziewczynę w usta chcąc ją otrzeźwić z tego bezsensu i szału w jaki przeszła. Mimo wszystko changi to też rozumne i czujące istoty, a nie tylko bestie które można do woli zarzynać. Nie zastanawiał się dokładnie co robi, bo mimo wszystko chciał przeżyć. Przeszedł przez to całe piekło by teraz zabiła go ta ładna dziewuszka? Nie ma mowy!
Po kolejnym policzku przyglądał się jej uważnie z dołu. Mimo wszystko oblizał suche wargi co mogło dziwnie wyglądać.
Na jej słowa o przyjacielu nic nie skomentował, nie miał za bardzo pojęcia jak rozumuje ta dziewczyna i co jego pocałunek miał wspólnego z odejściem faceta. Może był zazdrosny?
W międzyczasie Frost podparł się na jednym ramieniu z dużym wysiłkiem. Na jej ostatnie słowa znów się skrzywił. Gdyby mógł to by odleciał,ale nie miał statku , a tym bardziej siły by teraz stąd uciec.
- Dzięki, ale raczej bez pomocy nie będę wstanie spełnić twojej prośby. Po pierwsze nie mam siły, a po drugie potrzebuję statku. Pomóż mi, a ja kiedyś pomogę tobie.
Po kolejnym policzku przyglądał się jej uważnie z dołu. Mimo wszystko oblizał suche wargi co mogło dziwnie wyglądać.
Na jej słowa o przyjacielu nic nie skomentował, nie miał za bardzo pojęcia jak rozumuje ta dziewczyna i co jego pocałunek miał wspólnego z odejściem faceta. Może był zazdrosny?
W międzyczasie Frost podparł się na jednym ramieniu z dużym wysiłkiem. Na jej ostatnie słowa znów się skrzywił. Gdyby mógł to by odleciał,ale nie miał statku , a tym bardziej siły by teraz stąd uciec.
- Dzięki, ale raczej bez pomocy nie będę wstanie spełnić twojej prośby. Po pierwsze nie mam siły, a po drugie potrzebuję statku. Pomóż mi, a ja kiedyś pomogę tobie.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Sro Lis 27, 2013 5:28 pm
Vulfila siedziała na gałęzi drzewa. Jej ogon zwisał swobodnie, a ona machała nogami naprzemiennie. Co za niespodziewana sytuacja. Najpierw daje się katować, potem ma zamiar się zemścić, ale odpuszcza, choć może równie dobrze dawać się zwodzić. A jaszczur jeszcze śmiał prosić ją o pomoc. Czy ona wyglądała na łzawą nastolatkę? Może czasem sobie popłakiwała, ale nie! Ona była saiyanką, chcącą niszczyć inne planety i niewolić stworzenia, o ile ich nie zabijać czy zjadać, bo i głód, kiedy jej dopisuje, musi być zaspokojony.
Halfka założyła ręce na piersi i z fuknięciem podniosła głowę do góry. Jaszczur ją wnerwiał, i to bardzo. A już szczególnie tym, na jak wiele sobie pozwalał. Czy nie wyraziła się jasno, że jest... będzie Imperatorową? A Imperatorową całować może tylko Imperator, więc jej przyszły mąż!
- Postradałeś zmysły?!- krzyknęła z gałęzi, dając upust swojej złości.- Ciesz się, ze żyjesz. Chciałam cię dobić, a ty jeszcze śmiesz prosić mnie o pomoc?- krzyczała, wciąż nie schodząc z gałęzi.- Lepiej coś wymyśl i zmiataj stąd, bo zmienię zdanie! Gdyby... Koszarowy wiedział, że cię puszczam wolno, złoiłby mi skórę!
Halfka założyła ręce na piersi i z fuknięciem podniosła głowę do góry. Jaszczur ją wnerwiał, i to bardzo. A już szczególnie tym, na jak wiele sobie pozwalał. Czy nie wyraziła się jasno, że jest... będzie Imperatorową? A Imperatorową całować może tylko Imperator, więc jej przyszły mąż!
- Postradałeś zmysły?!- krzyknęła z gałęzi, dając upust swojej złości.- Ciesz się, ze żyjesz. Chciałam cię dobić, a ty jeszcze śmiesz prosić mnie o pomoc?- krzyczała, wciąż nie schodząc z gałęzi.- Lepiej coś wymyśl i zmiataj stąd, bo zmienię zdanie! Gdyby... Koszarowy wiedział, że cię puszczam wolno, złoiłby mi skórę!
- Xanas
- Liczba postów : 610
Data rejestracji : 31/10/2012
Identification Number
HP:
(1127/1500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Czw Lis 28, 2013 3:43 pm
Dziewczyna zachowywała się jak mała dziewczynka. Za grosz nie było w niej dyscypliny wojskowej, a mówiła że jest wojownikiem. Ciekawe jakby się zachowywała gdyby ten był w pełni sił. Może los da by się jeszcze kiedyś spotkali? Frost chciał być miły, ale z takimi jak ona trzeba brutalnie i z siłą. Pewnie by to prawo zastosował gdyby nie osłabienie organizmu.
Wzruszył ramionami i podniósł się ciężko chwiejąc się na nogach.
Spojrzał na nią i zmrużył oczy chcąc zapamiętać jej twarz. Może gdy wyzdrowieje to tu wróci wyrównać rachunki z paroma osobami. Przypomniał sobie tez o swojej misji jaką musi wykonać, a więc pierw będzie musiał lecieć na ziemię. Jakby wrócił z pustymi rękoma to by mu nogi jeszcze urwali jego dowódcy.
- To chociaż powiedz mi gdzie mogę zdobyć jakiś statek. Macie tu chyba kosmoport czy coś w tym rodzaju gdzie mogę zakosić kapsułę? - Spytał obserwując ją uważnie.
W głowie kręciło mu się coraz mocniej, ale musiał znać drogę do portu kosmicznego.
Wzruszył ramionami i podniósł się ciężko chwiejąc się na nogach.
Spojrzał na nią i zmrużył oczy chcąc zapamiętać jej twarz. Może gdy wyzdrowieje to tu wróci wyrównać rachunki z paroma osobami. Przypomniał sobie tez o swojej misji jaką musi wykonać, a więc pierw będzie musiał lecieć na ziemię. Jakby wrócił z pustymi rękoma to by mu nogi jeszcze urwali jego dowódcy.
- To chociaż powiedz mi gdzie mogę zdobyć jakiś statek. Macie tu chyba kosmoport czy coś w tym rodzaju gdzie mogę zakosić kapsułę? - Spytał obserwując ją uważnie.
W głowie kręciło mu się coraz mocniej, ale musiał znać drogę do portu kosmicznego.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Czw Lis 28, 2013 11:50 pm
Vulfila obserwowała ruchy Frosta z kamiennym wyrazem twarzy. Jak kot na gałęzi, wysoko i bezpiecznie. Nie dała po sobie poznać, jakie odczucia w tym momencie panowały w jej umyśle. Mieszanka niesmaku, związanego z ostatnimi przeżyciami, oraz współczucia względem pobitego obcego.
W zasadzie kiedy trochę ochłonęła, głębiej zastanowiła się nad jego losem. Musiał przeżyć spory dramat. Nie wiedzieć kiedy owładnął nim pasożyt, stracił władzę nad sobą, a obudził się już całkiem poturbowany. I bez ręki! Gdyby halfka obudziła się bez ręki, chyba wpadłaby w głęboką depresję. A ten tutaj wcale nie narzekał zbytnio.
Z drugiej strony miała pewną blokadę w sobie. W części wynikającą z charakteru saiyan, którzy nie są skorzy do pomagania, a tym bardziej słabszym i tym, którzy ich pobili. Dlatego nie mogła pozwolić swoim uczuciom pokierować nią w stu procentach.
W wypowiedzi Jaszczura była jednak jedna rzecz, która wzbudziła zainteresowanie Vulfili. Statek! Ten jaszczur będzie chciał odlecieć. Może wie, gdzie jest Ziemia? Może w ramach rewanżu za pomoc zabrałby ją ze sobą, żeby mogła wrócić do ojca?
Zeskoczyła z drzewa i wylądowała na ziemi tuż obok wojownika. Obeszła go z poważną miną i trzymając dystans powiedziała:
- Najpierw przydałaby ci się chyba pomoc medyczna...- obeszła changa, żeby móc tyknąć palcem którąś z ran, jakby chciała sprawdzić, czy są prawdziwe. - Daleko nie zalecisz w tym stanie...- dodała, po czym kontynuowała, jakby się usprawiedliwiała. - Nie wiem, gdzie tu jest port kosmiczny. - rzekła szybko, a w myślach do dała do siebie "Gdybym wiedziała, już dawno by mnie tu nie było."- Ale wiem, gdzie mógłbyś się wyleczyć.- powiedziała całkiem poważnie, zatrzymując się twarzą w twarz z Frostem.- A potem może mogłabym pomóc ci poszukać statku.
W zasadzie kiedy trochę ochłonęła, głębiej zastanowiła się nad jego losem. Musiał przeżyć spory dramat. Nie wiedzieć kiedy owładnął nim pasożyt, stracił władzę nad sobą, a obudził się już całkiem poturbowany. I bez ręki! Gdyby halfka obudziła się bez ręki, chyba wpadłaby w głęboką depresję. A ten tutaj wcale nie narzekał zbytnio.
Z drugiej strony miała pewną blokadę w sobie. W części wynikającą z charakteru saiyan, którzy nie są skorzy do pomagania, a tym bardziej słabszym i tym, którzy ich pobili. Dlatego nie mogła pozwolić swoim uczuciom pokierować nią w stu procentach.
W wypowiedzi Jaszczura była jednak jedna rzecz, która wzbudziła zainteresowanie Vulfili. Statek! Ten jaszczur będzie chciał odlecieć. Może wie, gdzie jest Ziemia? Może w ramach rewanżu za pomoc zabrałby ją ze sobą, żeby mogła wrócić do ojca?
Zeskoczyła z drzewa i wylądowała na ziemi tuż obok wojownika. Obeszła go z poważną miną i trzymając dystans powiedziała:
- Najpierw przydałaby ci się chyba pomoc medyczna...- obeszła changa, żeby móc tyknąć palcem którąś z ran, jakby chciała sprawdzić, czy są prawdziwe. - Daleko nie zalecisz w tym stanie...- dodała, po czym kontynuowała, jakby się usprawiedliwiała. - Nie wiem, gdzie tu jest port kosmiczny. - rzekła szybko, a w myślach do dała do siebie "Gdybym wiedziała, już dawno by mnie tu nie było."- Ale wiem, gdzie mógłbyś się wyleczyć.- powiedziała całkiem poważnie, zatrzymując się twarzą w twarz z Frostem.- A potem może mogłabym pomóc ci poszukać statku.
- Xanas
- Liczba postów : 610
Data rejestracji : 31/10/2012
Identification Number
HP:
(1127/1500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Pią Lis 29, 2013 12:50 pm
Po jej wcześniejszym zachowaniu Frost nie spodziewał się od niej jakiejkolwiek pomocy. Mimo wszystko musiał spróbować. Na szczęście changelingi mają silny organizm i pomimo tej rany nie mógł zginąć z wykrwawienia od takich ran ,a raczej od infekcji jaka wejdzie w rany po kilku dniach.
Zdziwił się jednak gdy ta zeskoczyła z drzewa i całkowicie zmieniła nastawienie. No cóż, kobiety zmienna są i nic się na to nie poradzi. Frost mógł tylko się cieszyć że będzie miał jakie takie wsparcie.
- Skąd ta nagła zmiana co? Co do pomocy medycznej jestem silniejszy niż myślisz. W takim stanie mogę przeżyć jeszcze parę dni, ale faktycznie daleko tak nie zalecę. Wątpię też by ktokolwiek użyczył mi opieki medycznej na tej planecie. Może na którymś ze statków będzie zestaw do kuracji? Ja lecieć za bardzo nie mogę więc może rozejrzysz się w powietrzu w pobliżu miasta? Kosmoport jest zawsze łatwo widoczny, zazwyczaj jest na obrzeżach. Charakteryzuje się wysokimi i smukłymi wieżami kontrolnymi więc nie powinno być problemów chyba że zmiotło go razem z tą połową miasta która zniszczył Tsuful. Poszukasz? Ja bym tu poczekał. Chyba że masz inny pomysł.
Zdziwił się jednak gdy ta zeskoczyła z drzewa i całkowicie zmieniła nastawienie. No cóż, kobiety zmienna są i nic się na to nie poradzi. Frost mógł tylko się cieszyć że będzie miał jakie takie wsparcie.
- Skąd ta nagła zmiana co? Co do pomocy medycznej jestem silniejszy niż myślisz. W takim stanie mogę przeżyć jeszcze parę dni, ale faktycznie daleko tak nie zalecę. Wątpię też by ktokolwiek użyczył mi opieki medycznej na tej planecie. Może na którymś ze statków będzie zestaw do kuracji? Ja lecieć za bardzo nie mogę więc może rozejrzysz się w powietrzu w pobliżu miasta? Kosmoport jest zawsze łatwo widoczny, zazwyczaj jest na obrzeżach. Charakteryzuje się wysokimi i smukłymi wieżami kontrolnymi więc nie powinno być problemów chyba że zmiotło go razem z tą połową miasta która zniszczył Tsuful. Poszukasz? Ja bym tu poczekał. Chyba że masz inny pomysł.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Pią Lis 29, 2013 11:34 pm
Vulfila przystanęła niezadowolona z tego, że Jaszczur ma jakieś wątpliwości. Był w pewnym sensie bezczelny w zachowaniu. Mogłaby go zabić, groziła mu, nawet go trochę obiła, a on mimo wszystko śmiał komentować jej chęć pomocy.
- Jeśli nie podoba ci się ta zmiana, mogę sobie iść.- burknęła, zwijając usta w trąbkę i rzucając Frostowi wyzywające spojrzenie.
Co do jednego Jaszczur miał rację, z opieką medyczną mogłoby być kiepsko. Gdyby w akademii natknęli się na kogokolwiek, kto by go rozpoznał, pewnie by go zabito. W szpitalu podobnie, bo to przecież on spowodował zawalenie się połowy miasta. Vulfila nie znała się na statkach kosmicznych. Ostatni, na którym leciała należał do obcego saiyana, który zresztą zamknął ją w klatce i nie chciał wypuścić, więc nie mogła sobie pozwiedzać. Dlatego dziewczyna nie wiedziała, czy to możliwe, że na statkach montuje się kapsuły medyczne. Ale w zasadzie dlaczego nie?
Wokół dziewczyny ni z tego ni z owego zapaliła się błękitna poświata. Wystrzeliła w powietrze jak z procy. Leciała wysoko nad miasto, żeby mieć doskonałą panoramę. Kiedy już temperatura i ciśnienie spadły, wywołując u halfki dreszcz chłodu i nieprzyjemne uczucie w uszach, rozejrzała się dokładnie. Miasto nie było małe, a budynki nie różniły się zbytnio. Musiała dobrze się zastanowić, gdzie mogłoby być ulokowane lotnisko. Szukała dobre 10 minut i już miała się poddawać, gdy zauważyła niedaleko nad sobą lądujący statek kosmiczny. Zmierzał prosto za miasto, gdzie faktycznie kadetka ujrzała ogromne platformy różnych statków, zarówno niewielkich jednoosobowych jak i wielokajutowych frachtowców.
Zadowolona powróciła na miejsce, gdzie pozostał jaszczur. Zadowolona z siebie wylądowała, uśmiechając się pod nosem z zamkniętymi oczami.
- Wiem, gdzie jest lotnisko.- wyznała, a jej serce zaczęło bić szybciej na myśl o powrocie na Ziemię. Najpierw jednak musiała upewnić się, gdzie chciał udać się chang. - Ale mamy jeszcze kilka rzeczy do omówienia. - stwierdziła, mając przecież tę kartę przetargową w postaci wiedzy o umiejscowieniu lotniska oraz własnej mocy, potrzebnej obcemu na dotarcie do celu.- Dokąd się wybierasz? Czy wiesz może, gdzie znajduje się planeta Ziemia? - zapytała w nadziei, że Frost będzie to wiedział. Bo jeśli nie, to w zasadzie nie musiałaby mu pomagać. Tylko i wyłącznie ta wiedza decydowała o tym, co dziewczyna zadecyduje.- I nawet, jeśli dostaniemy się na Lotnisko, co dalej? Przecież nikt nie zostawia statków niezabezpieczonych przed kradzieżą.
- Jeśli nie podoba ci się ta zmiana, mogę sobie iść.- burknęła, zwijając usta w trąbkę i rzucając Frostowi wyzywające spojrzenie.
Co do jednego Jaszczur miał rację, z opieką medyczną mogłoby być kiepsko. Gdyby w akademii natknęli się na kogokolwiek, kto by go rozpoznał, pewnie by go zabito. W szpitalu podobnie, bo to przecież on spowodował zawalenie się połowy miasta. Vulfila nie znała się na statkach kosmicznych. Ostatni, na którym leciała należał do obcego saiyana, który zresztą zamknął ją w klatce i nie chciał wypuścić, więc nie mogła sobie pozwiedzać. Dlatego dziewczyna nie wiedziała, czy to możliwe, że na statkach montuje się kapsuły medyczne. Ale w zasadzie dlaczego nie?
Wokół dziewczyny ni z tego ni z owego zapaliła się błękitna poświata. Wystrzeliła w powietrze jak z procy. Leciała wysoko nad miasto, żeby mieć doskonałą panoramę. Kiedy już temperatura i ciśnienie spadły, wywołując u halfki dreszcz chłodu i nieprzyjemne uczucie w uszach, rozejrzała się dokładnie. Miasto nie było małe, a budynki nie różniły się zbytnio. Musiała dobrze się zastanowić, gdzie mogłoby być ulokowane lotnisko. Szukała dobre 10 minut i już miała się poddawać, gdy zauważyła niedaleko nad sobą lądujący statek kosmiczny. Zmierzał prosto za miasto, gdzie faktycznie kadetka ujrzała ogromne platformy różnych statków, zarówno niewielkich jednoosobowych jak i wielokajutowych frachtowców.
Zadowolona powróciła na miejsce, gdzie pozostał jaszczur. Zadowolona z siebie wylądowała, uśmiechając się pod nosem z zamkniętymi oczami.
- Wiem, gdzie jest lotnisko.- wyznała, a jej serce zaczęło bić szybciej na myśl o powrocie na Ziemię. Najpierw jednak musiała upewnić się, gdzie chciał udać się chang. - Ale mamy jeszcze kilka rzeczy do omówienia. - stwierdziła, mając przecież tę kartę przetargową w postaci wiedzy o umiejscowieniu lotniska oraz własnej mocy, potrzebnej obcemu na dotarcie do celu.- Dokąd się wybierasz? Czy wiesz może, gdzie znajduje się planeta Ziemia? - zapytała w nadziei, że Frost będzie to wiedział. Bo jeśli nie, to w zasadzie nie musiałaby mu pomagać. Tylko i wyłącznie ta wiedza decydowała o tym, co dziewczyna zadecyduje.- I nawet, jeśli dostaniemy się na Lotnisko, co dalej? Przecież nikt nie zostawia statków niezabezpieczonych przed kradzieżą.
- Xanas
- Liczba postów : 610
Data rejestracji : 31/10/2012
Identification Number
HP:
(1127/1500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Sob Lis 30, 2013 5:07 pm
Dziewczyna była typem buntownika i gdy tylko sie coś źle powiedziała to się fochała. Ah ten wiek dojrzewania. W sumie Frost sam nie był jakiś tam starym facetem, a przystojnym kawalerem w sile wieku wedle standardów jego rasy. Co to jest dwadzieścia dwa lata więc jeszcze sporo życia przed nim . O ile przetrwa ,bo na razie to jego życie może skończyć sie bardzo szybko.
Gdy ta poleciała szukać lotnika to ten siadł znów pod drzewem i starał sie nie tracić tej energii która mu pozostała. Cały ten stan go wkurzał bo musiał polegać na innych, a ci mogli go zdradzić. W końcu ta panienka straciła przez niego pół miasta, a takze doznała szkód na swojej osobie jeśli nie kłamała by się na nim po wyżywać.
Kiedy tak odpoczywał oczy miał jednak otwarte, bo nie mógł pozwolić by ktokolwiek go zaskoczył ponownie. Miał dość energii na jedna technikę, ale nie wiedział czy nie straci do tego przytomności. Był to jego as w rękawie na wypadek gdyby ktoś go zaatakował tak by zabić.
W końcu małpka wrócił, a ten słysząc jej słowa uśmiechnął się lekko. Ciekawe że wiedział to czego ona potrzebuje. Oblizał ponownie suche wargi patrząc na nią i odrzekł.
- moim głównym celem jest planeta Namek.... ale.. -specjalnie przedłużył. - Znam współrzędne planety o nazwie Ziemia. Zbiegiem okoliczności muszę mimo wszystko zrobić tam przystanek, ponieważ zostawiłem tam coś ważnego dla mojej rasy.
Co do kradzieży statku to też się uśmiechnął.
- To też przewidziałem. Plan jest prosty. Ja czekam w pobliżu, a ty wejdziesz do jednej z wież i powiesz że cię przysłano do sprawdzenia statków. Będziesz mówiła że masz sprawdzić czy są sprawne po wybuchu połowy miasta. Powinno być tam wystarczająco chaosu by nie mieli czasu zadawać pytań. Tam gdzie ja mieszkam takie kontrole są częste, a w przypadku takich klęsk nawet wymagane. Wyglądasz też na jedną z ładniejszych kobiet ze swojej rasy więc nie powinno być problemu prawda?. - po tych słowach wyszczerzył się lekko, po czym zaczął kaszleć przez chwile.
Gdy spazm minął powoli się podniósł.
- To idziemy tam?
Gdy ta poleciała szukać lotnika to ten siadł znów pod drzewem i starał sie nie tracić tej energii która mu pozostała. Cały ten stan go wkurzał bo musiał polegać na innych, a ci mogli go zdradzić. W końcu ta panienka straciła przez niego pół miasta, a takze doznała szkód na swojej osobie jeśli nie kłamała by się na nim po wyżywać.
Kiedy tak odpoczywał oczy miał jednak otwarte, bo nie mógł pozwolić by ktokolwiek go zaskoczył ponownie. Miał dość energii na jedna technikę, ale nie wiedział czy nie straci do tego przytomności. Był to jego as w rękawie na wypadek gdyby ktoś go zaatakował tak by zabić.
W końcu małpka wrócił, a ten słysząc jej słowa uśmiechnął się lekko. Ciekawe że wiedział to czego ona potrzebuje. Oblizał ponownie suche wargi patrząc na nią i odrzekł.
- moim głównym celem jest planeta Namek.... ale.. -specjalnie przedłużył. - Znam współrzędne planety o nazwie Ziemia. Zbiegiem okoliczności muszę mimo wszystko zrobić tam przystanek, ponieważ zostawiłem tam coś ważnego dla mojej rasy.
Co do kradzieży statku to też się uśmiechnął.
- To też przewidziałem. Plan jest prosty. Ja czekam w pobliżu, a ty wejdziesz do jednej z wież i powiesz że cię przysłano do sprawdzenia statków. Będziesz mówiła że masz sprawdzić czy są sprawne po wybuchu połowy miasta. Powinno być tam wystarczająco chaosu by nie mieli czasu zadawać pytań. Tam gdzie ja mieszkam takie kontrole są częste, a w przypadku takich klęsk nawet wymagane. Wyglądasz też na jedną z ładniejszych kobiet ze swojej rasy więc nie powinno być problemu prawda?. - po tych słowach wyszczerzył się lekko, po czym zaczął kaszleć przez chwile.
Gdy spazm minął powoli się podniósł.
- To idziemy tam?
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Nie Gru 01, 2013 12:18 pm
Oblizywanie suchych warg przez changa trochę ją zniesmaczyło. Wyglądał jak wygłodniała jaszczura, która chciałaby najpierw ją wykorzystać, a potem zjeść. Co więcej już raz ją pocałował, więc jego zamiary były dość jednoznaczne. Przestraszona tym trochę, czy on aby nie chce jej zapędzić na ciemny statek i zniewolić, postanowiła jakoś go sobie podporządkować. Zbliżyła się i zaczęła pukać go palcem w klatkę piersiową, jednocześnie mówiąc ze zmarszczonymi brwiami i stanowczym głosem.
- Spróbuj tylko wykręcić jakiś numer, a pożegnasz się z każdą kolejna kończyną! Może nie wyglądam, ale potrafię się bronić. Trenuję sztuki walki, ho, ha!- zaprezentowała, oddając mu dwa żałośnie słabe uderzenia w tors.
Zostawił coś ważnego dla swojej rasy... jak to brzmiało. Ciekawe, co miał na myśli i kiedy zostawił to na Ziemi. Ile tam mieszkała, nigdy nie widziała żadnego kosmity, a wychodzi na to, że ci co jakiś czas zjawiali się na tej planecie w sobie tylko znanym celu.
Komplement co do wyglądu co prawda całkiem jej schlebiał, ale mówiąc szczerze, Vulfila nie patrzyła na siebie w ten sposób. Była smarkulą, która swoim zachowaniem chciałaby wydawać się niewinna i słodka, nie przyszło jej dotąd na myśl, że w oczach mężczyzn jest atrakcyjną saiyanką. Gdyby to wiedziała wcześniej, być może całkiem inaczej rozegrałaby pewne sprawy. A słowa Frosta dały jej sporo do myślenia.
- Dobrze, to lećmy na to lotnisko. Mam nadzieję, że dam radę cię unieść...- powiedziała, po czym zbliżyła się do jaszczura.- I jak mówiłam, bez żadnych sztuczek. Tylko spróbujesz mnie jeszcze raz pocałować, a po prostu cię puszczę w locie. - burknęła, po czym trochę zawstydzona całą sytuacją, objęła Frosta w pasie. Następnie wokół jej ciała zabłysła niebieska poświata. Dziewczyna czuła, że lot z ciałem umięśnionego i zarazem ciężskiego faceta będzie sporym wyzwaniem, ale na pieszo zajęłoby im całą wieczność dostanie się na lotnisko. Zaparła się w sobie, a potem z krzykiem wyskoczyła w powietrze. Niestety nie tam szybko i energicznie, jak to robi lecąc obciążona jedynie ciężarem swojego szczupłego ciała, ale jednak jakoś ...
OCC: Wejście do portu x2
Twoja kolej na odpis już przy wejściu, Xancia
- Spróbuj tylko wykręcić jakiś numer, a pożegnasz się z każdą kolejna kończyną! Może nie wyglądam, ale potrafię się bronić. Trenuję sztuki walki, ho, ha!- zaprezentowała, oddając mu dwa żałośnie słabe uderzenia w tors.
Zostawił coś ważnego dla swojej rasy... jak to brzmiało. Ciekawe, co miał na myśli i kiedy zostawił to na Ziemi. Ile tam mieszkała, nigdy nie widziała żadnego kosmity, a wychodzi na to, że ci co jakiś czas zjawiali się na tej planecie w sobie tylko znanym celu.
Komplement co do wyglądu co prawda całkiem jej schlebiał, ale mówiąc szczerze, Vulfila nie patrzyła na siebie w ten sposób. Była smarkulą, która swoim zachowaniem chciałaby wydawać się niewinna i słodka, nie przyszło jej dotąd na myśl, że w oczach mężczyzn jest atrakcyjną saiyanką. Gdyby to wiedziała wcześniej, być może całkiem inaczej rozegrałaby pewne sprawy. A słowa Frosta dały jej sporo do myślenia.
- Dobrze, to lećmy na to lotnisko. Mam nadzieję, że dam radę cię unieść...- powiedziała, po czym zbliżyła się do jaszczura.- I jak mówiłam, bez żadnych sztuczek. Tylko spróbujesz mnie jeszcze raz pocałować, a po prostu cię puszczę w locie. - burknęła, po czym trochę zawstydzona całą sytuacją, objęła Frosta w pasie. Następnie wokół jej ciała zabłysła niebieska poświata. Dziewczyna czuła, że lot z ciałem umięśnionego i zarazem ciężskiego faceta będzie sporym wyzwaniem, ale na pieszo zajęłoby im całą wieczność dostanie się na lotnisko. Zaparła się w sobie, a potem z krzykiem wyskoczyła w powietrze. Niestety nie tam szybko i energicznie, jak to robi lecąc obciążona jedynie ciężarem swojego szczupłego ciała, ale jednak jakoś ...
OCC: Wejście do portu x2
Twoja kolej na odpis już przy wejściu, Xancia
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Pon Gru 02, 2013 2:17 pm
Impulsem wybudzającym demona ze snu okazał się być dość prosty. Otóż wzbiły się dwa źródła energii lecąc ku miastu Vegety. Mimo świadomości, że te Ki należą do dopiero co poznanych wojowników, ciało zareagowało zgoła odmiennie. Rozsunął ręce na boki i wysadził grotę skalną, w której przebywał, żeby wystrzelić niczym pocisk ku górze. Czarna smuga aury demona ciągnęła się na kilkadziesiąt metrów aż ustała w jednym miejscu wraz z młodzieńcem. Dryfował nad pustkowiem, lecz czujny wzrok skierował na oddalone kawałek czasu peryferia stolicy, gdzie było najwięcej zniszczeń. Tam bowiem wyczuwał słabnące Ki nieznanych dla niego osób, a być może wrogów, których mógłby dobić. Albo mieszkańców, którzy są u schyłku życia i potrzebują wsparcia. Tak czy inaczej, pomknął w oka mgnieniu na miejsce zdarzenia.
[z tematu > Główny Reaktor Miasta]
[z tematu > Główny Reaktor Miasta]
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Nie Mar 02, 2014 10:59 am
z Wioski Kuro
Zjawił się tutaj niebawem od momentu wyruszenia z domostwa Kuro i April. Tak, niewątpliwie była to jego druga ulubiona miejscówka na Vegecie. Pierwsza znajdowała się pod łóżkiem w gościnnym pokoju, gdzie medytował w ciszy i mając pewność, że nikt go nie zaatakuje. Nie odwracał się za sobą, żeby nie rozmyślić się w trakcie marszu. Z zaciśniętymi pięściami przemieszczał się między wąskimi wąwozami i pojedynczymi głazami, by odnaleźć taką polankę, na której zazwyczaj ćwiczył, i z której to najlepiej byłoby wystartować pojazdem kosmicznym, żeby nie dać się zestrzelić sondom krążącym dookoła planety.
Nie wyczuł nikogo w pobliżu, nawet Vivian, która czasami także pojawiała się niespodziewanie w tym samym miejscu. Nie miałby jej tego za złe, jak zresztą zawsze nie miał jej tego za złe, lecz musiałby poczekać z odlotem, aby i ona nie dowiedziała się o jego planach. Niby to głupie, skoro zostawił karteczkę u April i Kuro oznajmiającą jego wdzięczność za dotychczasowe, wspaniałe chwile, ale nie określił co zamierza z sobą zrobić. Nie chciał... być kolejną przyczyną kłopotów. Już i tak nie było łatwo pozbierać się po najeździe Tsufuli. Dopiero kilka ostatnich miesięcy można było uznać za całkowicie relaksujące i bez zmartwień. Tak czy siak, dostrzegł już swoje poletko startowe, i już miał iść na jego środek, kiedy nagle znieruchomiał. Nie mógł zrobić ani pół kroku do przodu. Zmniejszyły się jego tęczówki, w których pojawił się blask strachu.
Tym razem nie chciał do tego dopuścić, żeby ktokolwiek, kto mu zaufał - ucierpiał. Musiał odnaleźć kapsułkę ze statkiem, jaką otrzymał od profesora Briefsa na Ziemi, a jak zwykle ulokował w swoim ciele. Niestety nie mógł skupić się na dokładnej lokalizacji przedmiotu, głowa pękała w szwach, a jego Ki pęczniała wraz z każdą próbą przypomnienia sobie umiejscowienia pojazdu kosmicznego. Usiadł po turecku pod jednej ze skał i wciąż trzymając się ręką głowy dążył do uspokojenia swojego organizmu. To ciężkie zadanie, kiedy ma się niemal zupełnie odcięty dopływ powietrza. Niemal, ponieważ gdy tylko fala łagodniała szukał sposobności na zaczerpnięcie oddechu. Czarne motyle przenikały przez skórę i otoczyły demona w gęściejszym kręgu niż dotychczas. Bardzo wiele mówiły o nastroju młodzieńca, który drżał od coraz silniejszej dawki Ki chcącej rozerwać demona od środka. Dziwne, że jeszcze urządzenie podarowane przez ojca Kuro działało jak należy, aczkolwiek wysyłało sygnał do bazy o przeciążeniach. Póki co pełniło wzorowo swoją funkcję, ale przy takich i rosnących anomaliach wewnątrz Czarnowłosego prędko może rozpaść się na kawałki. Co jakiś czas dla rozładowania napięcia wyciągał dłoń w kierunku gór naprzeciwko i posyłał pociski Ki, by wyzbyć się wciąż rozrastającej się agresji ze strony własnego organizmu i umysłu. Miał na szczęście jeszcze tyle kontroli nad sobą, by rozsądnie rozdysponowywać maną, lecz musiał kierować się intuicją, a nie myślami, które zostały zablokowane przez czarną chmarę motyli rozgrzewające jego spojrzenie i biżuterię do czerwoności. Nawet bransolety na przedramionach zaciskały się od pęczniejącego od żył szczupłego ciała Reda.
>April... Kuro... Vivian... Kaede... April... Kuro... Vivian... Kaede... April...
Wymawiał bezwiednie przez zaciśnięte zęby te imiona, bo za nimi kryli się ci, dla których chciał być pomocnym wojownikiem. Byli dla niego kimś więcej niż żyjącymi istotami, i mobilizowali go swoimi poczynaniami do przystania po dobrej stronie. Ale... jak można być dobrym, skoro ewidentnie ma się zapędy na pochłonięcie kogoś?! Z czoła spływał mu zimny pot, a zęby, które teraz bardziej przypominały kły wilka niż humanoidalne, zgrzytały między sobą. Zupełnie nie wiedział jak temu zaradzić... mógł powiedzieć komukolwiek o tych nasilających się objawach, lecz nigdy nie był skory do rozmów na ten temat. Może bał się odrzucenia? Jakbyście zareagowali, gdyby po długotrwałych kursach dokształcających ze społeczeństwa dowiedzieli się, że dotąd pilny uczeń skrywał w sobie zupełnie niepokojące objawy zła wobec jakiegoś istnienia? Nie chcielibyście raczej podejmować nauczania kogoś takiego.
Zmęczenie i bezsilność dawało mu się we znaki, bo nagle głowa opadła na tors, a sylwetka młodzieńca mocno oparła się o ścianę skały za sobą. Oddychał nierówno ze zmrużonymi oczyma, a rubin na naszyjniku nie malał na sile w swej intensywności pulsowania. Czarne motyle, które wcześniej uwolniły się, wolno krążyły wokół jego wymiętej sylwetki.
Zjawił się tutaj niebawem od momentu wyruszenia z domostwa Kuro i April. Tak, niewątpliwie była to jego druga ulubiona miejscówka na Vegecie. Pierwsza znajdowała się pod łóżkiem w gościnnym pokoju, gdzie medytował w ciszy i mając pewność, że nikt go nie zaatakuje. Nie odwracał się za sobą, żeby nie rozmyślić się w trakcie marszu. Z zaciśniętymi pięściami przemieszczał się między wąskimi wąwozami i pojedynczymi głazami, by odnaleźć taką polankę, na której zazwyczaj ćwiczył, i z której to najlepiej byłoby wystartować pojazdem kosmicznym, żeby nie dać się zestrzelić sondom krążącym dookoła planety.
Nie wyczuł nikogo w pobliżu, nawet Vivian, która czasami także pojawiała się niespodziewanie w tym samym miejscu. Nie miałby jej tego za złe, jak zresztą zawsze nie miał jej tego za złe, lecz musiałby poczekać z odlotem, aby i ona nie dowiedziała się o jego planach. Niby to głupie, skoro zostawił karteczkę u April i Kuro oznajmiającą jego wdzięczność za dotychczasowe, wspaniałe chwile, ale nie określił co zamierza z sobą zrobić. Nie chciał... być kolejną przyczyną kłopotów. Już i tak nie było łatwo pozbierać się po najeździe Tsufuli. Dopiero kilka ostatnich miesięcy można było uznać za całkowicie relaksujące i bez zmartwień. Tak czy siak, dostrzegł już swoje poletko startowe, i już miał iść na jego środek, kiedy nagle znieruchomiał. Nie mógł zrobić ani pół kroku do przodu. Zmniejszyły się jego tęczówki, w których pojawił się blask strachu.
Uczucie rozsadzające wojownika od środka pojawiło się znikąd. Jego umysł zalewały gorące fale krwi, a głowa puchła od nadmiaru negatywnych wibracji zgromadzonych w jednej chwili. Tym razem nie mógł przez dobre dwie minuty uchwycić chociaż najdrobniejszego haustu powietrza, czy to przez nos czy usta. Oczko biżuterii na szyi tliła się rubinowym blaskiem na równi ze ślepiami demona. Jego moc chciała się wyswobodzić spod ucisku ograniczeń nałożonych przez między innymi Kurokarę w postaci ustrojstwa wplątanego za jego uchem. Owszem, do tej pory dawało mu to coś wolność, lecz tylko w oczach Saiyan mieszkających na Vegecie. Do tej pory nie doskwierało mu to tak bardzo, przyzwyczaił się, jednak teraz, będąc iście diabelnie głodnym, wszystkie zmysły Reda wyostrzyły się i chciały korzystać z pełni swoich możliwości. Zupełnie jak trzysta lat temu, najwyraźniej historia lubi się powtarzać. |
>April... Kuro... Vivian... Kaede... April... Kuro... Vivian... Kaede... April...
Wymawiał bezwiednie przez zaciśnięte zęby te imiona, bo za nimi kryli się ci, dla których chciał być pomocnym wojownikiem. Byli dla niego kimś więcej niż żyjącymi istotami, i mobilizowali go swoimi poczynaniami do przystania po dobrej stronie. Ale... jak można być dobrym, skoro ewidentnie ma się zapędy na pochłonięcie kogoś?! Z czoła spływał mu zimny pot, a zęby, które teraz bardziej przypominały kły wilka niż humanoidalne, zgrzytały między sobą. Zupełnie nie wiedział jak temu zaradzić... mógł powiedzieć komukolwiek o tych nasilających się objawach, lecz nigdy nie był skory do rozmów na ten temat. Może bał się odrzucenia? Jakbyście zareagowali, gdyby po długotrwałych kursach dokształcających ze społeczeństwa dowiedzieli się, że dotąd pilny uczeń skrywał w sobie zupełnie niepokojące objawy zła wobec jakiegoś istnienia? Nie chcielibyście raczej podejmować nauczania kogoś takiego.
Zmęczenie i bezsilność dawało mu się we znaki, bo nagle głowa opadła na tors, a sylwetka młodzieńca mocno oparła się o ścianę skały za sobą. Oddychał nierówno ze zmrużonymi oczyma, a rubin na naszyjniku nie malał na sile w swej intensywności pulsowania. Czarne motyle, które wcześniej uwolniły się, wolno krążyły wokół jego wymiętej sylwetki.
Re: Skalny Las
Sro Mar 12, 2014 8:20 pm
Leciał przed siebie, spory kawałek, podczas drogi na chwilę, włączył tryb super Saiyanina, a gdy na horyzoncie pojawił się skalny las, chłopak zrezygnował z bezsensownego wydawania energii. Zszedł do normalnej formy oraz zniżył pułap lotu. Był coraz niżej, niżej... Aż wreszcie wylądował. Spokojnie szedł przed siebie. Cały czas rozmyślał nad tym imieniem. Taka ważna rzecz a zapomniał. Tak go to męczyło, że postanowił zapytać o Srebrnowłosego pierwszą napotkaną osobę. Rozejrzał się dokoła. To jest pech. Ani widu, ani słychu... W tym momencie Vernil uderzył się otwartą pięścią w czoło i zaśmiał się po cichu.
-Przecież umiem wyczuwać energie. Coś przestałem myśleć przez te dwa lata. -Pomyślał Half. Złożył ręce. Łokcie trzymał blisko miednic, a podbródek oparł delikatnie o proste dłonie. Zamknął oczy. Skupił się na wyszukiwaniu jakichkolwiek form żyjących. Z wyższego pułapu.. Nikogo. Jest! Momentalnie otworzył oczy i ruszył w kierunku północnym. To stamtąd dobiegała jakaś moc. Nie wyglądała na silną, ale równie dobrze użytkownik mógł używać Ki-Feeling. Tak jak ta Ka.. Coś tam i Kaio. Teraz Vernil także ukrywa swoją siłę, ale nie ciała. Tylko jej ułamek. Może jakiś przeciwnik się nabierze i będzie myślał, że naprawdę ma taką moc i zaatakuje. Wtedy chłopak będzie miał przewagę. Nie dość, że tak naprawdę jest prawie dwa razy silniejszy to jeszcze poziom super Saiyanina, który zwiększa jego zdolności trzykrotnie. No akurat za to to musiałby podziękować Tsufulowi. Ósemka i RAziel zresztą tez. Cała trójka zwiększyła swoją siłę podczas tej pamiętnej walki. Szedł przed siebie.
Usłyszał kogoś. Schował się w cieniu. Szedł powoli. Stawiał całe stopy, bardzo ostrożnie. Umiał się skradać. Wychował się na Vegecie, wiedział jak postawić nogę by pozostać niezauważonym. Niewyraźne dźwięki. Kolejne kroki Halfa. Te "dźwięki" przerodziły się w chrapanie. Wszystko było bardzo nierówne. Jakby ten ktoś był... Ranny? Nie ryzykował. Powoli szedł przed siebie. Wzniósł się bezszelestnie i w końcu ujrzał jakąś postać. Długie czarne włosy. Niby spał, ale jakoś niespokojnie. Wiercił się i był zlany potem. Vernil podleciał spokojnie. Coś tutaj nie pasowało. Czarne owady? Latały przy ciele tej postaci. Nie było to ważne. Podleciał bliżej. Czarnowłosy mimo snu był bardzo niespokojny. Vernil chwycił go pod szyję i posadził, delikatnie uderzył go otwartą dłonią w prawe Policzko.
-Ej! Wszystko porządku? Jesteś ranny czy masz koszmary? -Zapytał z powagą w głosie -spokojnie nic Ci nie zrobię. -Dodał po chwili i uniósł ręce w geście "poddania się".
-Przecież umiem wyczuwać energie. Coś przestałem myśleć przez te dwa lata. -Pomyślał Half. Złożył ręce. Łokcie trzymał blisko miednic, a podbródek oparł delikatnie o proste dłonie. Zamknął oczy. Skupił się na wyszukiwaniu jakichkolwiek form żyjących. Z wyższego pułapu.. Nikogo. Jest! Momentalnie otworzył oczy i ruszył w kierunku północnym. To stamtąd dobiegała jakaś moc. Nie wyglądała na silną, ale równie dobrze użytkownik mógł używać Ki-Feeling. Tak jak ta Ka.. Coś tam i Kaio. Teraz Vernil także ukrywa swoją siłę, ale nie ciała. Tylko jej ułamek. Może jakiś przeciwnik się nabierze i będzie myślał, że naprawdę ma taką moc i zaatakuje. Wtedy chłopak będzie miał przewagę. Nie dość, że tak naprawdę jest prawie dwa razy silniejszy to jeszcze poziom super Saiyanina, który zwiększa jego zdolności trzykrotnie. No akurat za to to musiałby podziękować Tsufulowi. Ósemka i RAziel zresztą tez. Cała trójka zwiększyła swoją siłę podczas tej pamiętnej walki. Szedł przed siebie.
Usłyszał kogoś. Schował się w cieniu. Szedł powoli. Stawiał całe stopy, bardzo ostrożnie. Umiał się skradać. Wychował się na Vegecie, wiedział jak postawić nogę by pozostać niezauważonym. Niewyraźne dźwięki. Kolejne kroki Halfa. Te "dźwięki" przerodziły się w chrapanie. Wszystko było bardzo nierówne. Jakby ten ktoś był... Ranny? Nie ryzykował. Powoli szedł przed siebie. Wzniósł się bezszelestnie i w końcu ujrzał jakąś postać. Długie czarne włosy. Niby spał, ale jakoś niespokojnie. Wiercił się i był zlany potem. Vernil podleciał spokojnie. Coś tutaj nie pasowało. Czarne owady? Latały przy ciele tej postaci. Nie było to ważne. Podleciał bliżej. Czarnowłosy mimo snu był bardzo niespokojny. Vernil chwycił go pod szyję i posadził, delikatnie uderzył go otwartą dłonią w prawe Policzko.
-Ej! Wszystko porządku? Jesteś ranny czy masz koszmary? -Zapytał z powagą w głosie -spokojnie nic Ci nie zrobię. -Dodał po chwili i uniósł ręce w geście "poddania się".
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Sro Mar 12, 2014 9:02 pm
Wiatr rozciągał się od wschodu i nanosił niewielkie garści piasku, które to deponował na ubraniach i skórze Czerwonookiego. Nic sobie z tego nie robił, po prostu leżał oparty częściowo o skałę i walczył w ciszy i medytacji o zdrowe zmysły. Cóż, nic z tego nie wychodziło, czas zbliżał go do nieubłagalnej chwili. Nie może jej przeoczyć, ani uniknąć. Tak jak i tego, że spotka kogoś zupełnie niespodziewanego, bo po części znajomemu młodzieńcowi.
Zmarszczył brwi czując na sobie czyjś dotyk i szarpnięcie, by siedział prosto, ale oczy otworzył dopiero po ocuceniu uderzeniem z liścia w prawy bok twarzy. Miał wyraźnie... niewyraźną minę, jakby zbudzono kogoś chorego po dwóch godzinach snu. Właściwie demon drzemał przez niecałą godzinę, i trudno to było nazwać zdrowym snem, toteż pytania nieznajomego były na miejscu. Wzrok wyostrzał się, by objąć rozmyte kontury ciała osobnika przed nim, jednak i tak nie rozpoznał w nim nikogo. Spierzchnięte usta ledwo się od siebie odkleiły, by odpowiedzieć skromnym zdaniem:
>Koszmary... na jawie.
Spuścił wzrok tak, że grzywka przesłoniła rozognione tęczówki bardzo gęsto, praktycznie nic nie było pod włosami widać. Tylko biżuteria połyskiwała szkarłatem pulsując mocniejszym i słabszym akcentem naprzemiennie. Dłonie chłopaka to rozluźniały się, to zgrabywały palcami piasek do piąstek. Strużka potu spłynęła mu za kołnierz, lecz nie zdradzał powodów takiego zachowania. Gdyby powiedział, walka byłaby nieunikniona. Zupełnie niepotrzebna walka, gdyż Zamaskowany mógłby to potraktować jak sparing, w najgorszym wypadku potyczkę na śmierć. Dla demona za to rywal byłby sprowadzony do roli posiłku - nie z powodu rangi jego mocy, a instynktu, który ciągle wołał o jedzenie.
Właściwie z kim miał do czynienia? Nikogo nie znał, kto chodziłby z takim nakryciem twarzy. Może ktoś go oszpecił? Albo zbiegł za przestępstwa w tutejszym świecie? Mógł tylko polegać na zmysłach, które trochę go rozbudziły. Bowiem nagle drgnął lekko i starając się wypaść jak najmniej podejrzanie powiedział spokojnym głosem:
>Twoja energia... wydaje się znajoma...
Przytknął dłoń do skroni i masował ją opuszkami palców. Nie powinien wysilać KI w tym stanie - jeden fałszywy bodziec czy impuls, a może go ponieść demoniczna natura. Kimkolwiek był wojownik w masce nie życzył mu śmierci. Pokazał objawy martwienia się o Czarnowłosego, chociaż nawet nie znał jego zamiarów. Jakby też na przekór samemu sobie postanowił wstać z ziemi, by okazać szacunek przybyszowi, lecz nogi miał jak z waty. Jak tylko podniósł się do zgiętych kolan, ciało odmówiło współpracy i znów bęcnął tyłkiem na piasku. Co za kompromitacja. Czarne motyle rozrzedzały się, ponieważ niektóre z nich przenikając przez skórę i materiał ubrania Reda gnieździły się w ciele chcąc pobudzić organizm do działania. Niestety nie tego pożądanego przez młodzieńca, który przez dwa lata starał się być jednym z obywateli Vegety. Nigdy nim jednak nie zostanie, zawsze będzie odmieńcem, wędrowcem po planetach. Nawet jak zamieszkał u April i Kuro, nie czuł się tak swobodnie jak rodowici mieszkańcy ojczyzny.
Żałował, że rozstał się z przyjaciółmi, ale chciał dla nich jak najlepiej.
>Szukasz czegoś? Może... będę mógł pomóc.
Wolał nie utrzymywać kontaktu wzrokowego z przybyszem, by nie prowokować swojego organizmu do złych decyzji. Żyły przy bransoletkach i naszyjniku, napęczniałe od krwi demona, zabarwiły się na zewnętrznej skórze na czarno, a Długowłosy oddychał z wyraźnymi problemami przy każdym wdechu.
Zmarszczył brwi czując na sobie czyjś dotyk i szarpnięcie, by siedział prosto, ale oczy otworzył dopiero po ocuceniu uderzeniem z liścia w prawy bok twarzy. Miał wyraźnie... niewyraźną minę, jakby zbudzono kogoś chorego po dwóch godzinach snu. Właściwie demon drzemał przez niecałą godzinę, i trudno to było nazwać zdrowym snem, toteż pytania nieznajomego były na miejscu. Wzrok wyostrzał się, by objąć rozmyte kontury ciała osobnika przed nim, jednak i tak nie rozpoznał w nim nikogo. Spierzchnięte usta ledwo się od siebie odkleiły, by odpowiedzieć skromnym zdaniem:
>Koszmary... na jawie.
Spuścił wzrok tak, że grzywka przesłoniła rozognione tęczówki bardzo gęsto, praktycznie nic nie było pod włosami widać. Tylko biżuteria połyskiwała szkarłatem pulsując mocniejszym i słabszym akcentem naprzemiennie. Dłonie chłopaka to rozluźniały się, to zgrabywały palcami piasek do piąstek. Strużka potu spłynęła mu za kołnierz, lecz nie zdradzał powodów takiego zachowania. Gdyby powiedział, walka byłaby nieunikniona. Zupełnie niepotrzebna walka, gdyż Zamaskowany mógłby to potraktować jak sparing, w najgorszym wypadku potyczkę na śmierć. Dla demona za to rywal byłby sprowadzony do roli posiłku - nie z powodu rangi jego mocy, a instynktu, który ciągle wołał o jedzenie.
Właściwie z kim miał do czynienia? Nikogo nie znał, kto chodziłby z takim nakryciem twarzy. Może ktoś go oszpecił? Albo zbiegł za przestępstwa w tutejszym świecie? Mógł tylko polegać na zmysłach, które trochę go rozbudziły. Bowiem nagle drgnął lekko i starając się wypaść jak najmniej podejrzanie powiedział spokojnym głosem:
>Twoja energia... wydaje się znajoma...
Przytknął dłoń do skroni i masował ją opuszkami palców. Nie powinien wysilać KI w tym stanie - jeden fałszywy bodziec czy impuls, a może go ponieść demoniczna natura. Kimkolwiek był wojownik w masce nie życzył mu śmierci. Pokazał objawy martwienia się o Czarnowłosego, chociaż nawet nie znał jego zamiarów. Jakby też na przekór samemu sobie postanowił wstać z ziemi, by okazać szacunek przybyszowi, lecz nogi miał jak z waty. Jak tylko podniósł się do zgiętych kolan, ciało odmówiło współpracy i znów bęcnął tyłkiem na piasku. Co za kompromitacja. Czarne motyle rozrzedzały się, ponieważ niektóre z nich przenikając przez skórę i materiał ubrania Reda gnieździły się w ciele chcąc pobudzić organizm do działania. Niestety nie tego pożądanego przez młodzieńca, który przez dwa lata starał się być jednym z obywateli Vegety. Nigdy nim jednak nie zostanie, zawsze będzie odmieńcem, wędrowcem po planetach. Nawet jak zamieszkał u April i Kuro, nie czuł się tak swobodnie jak rodowici mieszkańcy ojczyzny.
Żałował, że rozstał się z przyjaciółmi, ale chciał dla nich jak najlepiej.
>Szukasz czegoś? Może... będę mógł pomóc.
Wolał nie utrzymywać kontaktu wzrokowego z przybyszem, by nie prowokować swojego organizmu do złych decyzji. Żyły przy bransoletkach i naszyjniku, napęczniałe od krwi demona, zabarwiły się na zewnętrznej skórze na czarno, a Długowłosy oddychał z wyraźnymi problemami przy każdym wdechu.
Re: Skalny Las
Sro Mar 12, 2014 9:39 pm
Było przyjemnie, o ile tak można nazwać klimat na Vegecie. Gorąc, gdzie nie spojrzysz kamienie, ogólnie nuda. Powietrze suche a przy silnym wietrze drobinki tej wysuszonej ziemie wpadają do oczu. Nic teraz nie przeszkadzało Kadetowi. Tęsknił za ojczyzną przez te dwa lata. Dopiero teraz, dotarło do niego jak ważne jest dla niego to miejsce. Nie chodzi o Vegetę, a dokładnie o to miejsce. Skalny las. Za młodu przychodził tutaj trenować. A teraz? Siedzi i chce pomóc nieznajomemu. Nie ma, co, ładny gest, ale czy się opłaci?
-Koszmary na jawie? Nie no chyba aż tak straszny nie jestem. -Powiedział spokojnie chłopak, a po tym do uszu czarnowłosego dotarł cichu śmiech wydobywający się spod maski Halfa. Kadet nie wyczuł złych zamiarów. Może to dziwne zachowanie to tylko przemęczenie. Vernil wstał. Ruszył ogonem i uniósł go na wysokość klatki piersiowej. Długo nie trwało, a na miękkim ogonku usiadł motyl. Czarny motyl.
-Co to jest? Nigdy się z czymś takim nie spotkałem. -Powiedział wpatrując się w owada. Uniósł ogon nieco wyżej tak, aby stworzenie znajdowało się blisko jego oczu. Uważną obserwacje przerwało stwierdzenie czarnowłosego, że energia Halfa jest znajoma. Brązwłosy zrobił krok w tył. Schował ogon za siebie a motyl odleciał przelatując kilka centymetrów przed twarzą przestraszonego chłopca.
-Znajoma? T-to chyba niemożliwe, chyba, że widzieliśmy się w akademii –powiedział. Jego głos zmienił się. Łatwo było wyczuć w nim strach-Chyba, że... –Zawiesił głos. Postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Pokaże twarz. Prawą dłonią zsunął dolną część maski, po chwili ta sama dłoń, powędrowała w górę i zsunęła resztę jego zabawki. Chłopak zmierzwił sobie grzywkę, by ta nie wpadała mu w oczy. Poprawił sobie obiema rękami materiał, który teraz opierał się o ramiona owijając szyję Brązokiego wojownika -Nazywam się Vernil. Ostatni raz byłem na tej planecie podczas walki z Tsufulem... –Zaryzykował po raz kolejny. Powiedział o tym, kim jest. Miał nadzieję, że czarnowłosy nie jest jakimś nowym trenerem, albo kimś wyżej postawionym i nie odprawi Halfa jednym szybkim kopniakiem. Nadzieja umiera ostatnia. Już ma znajomych w niebie…
-No ja Ciebie nie kojarzę nawet za grosz, a jeśli chodzi o pomoc - odpowiedział na pytanie zmęczonego nieznajomego -To szukam srebrnowłosego wojownika, który pokonał Tsufula. Wiesz może jak on ma na imię? Albo gdzie go znajdę? Muszę mu podziękować -powiedział spokojnie. Zrobił tylko to, co sobie obiecał. Pytanie jest jedno, czy Half nie był zbyt otwarty? Sporo ryzykował przedstawiając się z imienia. Nie był tutaj widziany przez dwa lata. Może ta osoba także walczyła z Tsufulem? Skoro zna energię, to musiała dołączyć do walki zaraz przed śmiercią chłopaka. No, ewentualnie mogła wyczuć siłę Rave'a i poznać jego energię. Dużo pytań małe odpowiedzi. Chłopak usiadł na ziemię. Spojrzał w niebo. Na jego twarzy pojawił się mimowolny uśmiech. Jeszcze nie dawno był tam. Ćwiczył, trenował, uczył się. A teraz? Siedzi i pastwi się nad sobą.
-Mam nadzieję, że nie wrócę tam w ciągu najbliższych minut -pomyślał i spojrzał na Czarnowłosego.
-Koszmary na jawie? Nie no chyba aż tak straszny nie jestem. -Powiedział spokojnie chłopak, a po tym do uszu czarnowłosego dotarł cichu śmiech wydobywający się spod maski Halfa. Kadet nie wyczuł złych zamiarów. Może to dziwne zachowanie to tylko przemęczenie. Vernil wstał. Ruszył ogonem i uniósł go na wysokość klatki piersiowej. Długo nie trwało, a na miękkim ogonku usiadł motyl. Czarny motyl.
-Co to jest? Nigdy się z czymś takim nie spotkałem. -Powiedział wpatrując się w owada. Uniósł ogon nieco wyżej tak, aby stworzenie znajdowało się blisko jego oczu. Uważną obserwacje przerwało stwierdzenie czarnowłosego, że energia Halfa jest znajoma. Brązwłosy zrobił krok w tył. Schował ogon za siebie a motyl odleciał przelatując kilka centymetrów przed twarzą przestraszonego chłopca.
-Znajoma? T-to chyba niemożliwe, chyba, że widzieliśmy się w akademii –powiedział. Jego głos zmienił się. Łatwo było wyczuć w nim strach-Chyba, że... –Zawiesił głos. Postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Pokaże twarz. Prawą dłonią zsunął dolną część maski, po chwili ta sama dłoń, powędrowała w górę i zsunęła resztę jego zabawki. Chłopak zmierzwił sobie grzywkę, by ta nie wpadała mu w oczy. Poprawił sobie obiema rękami materiał, który teraz opierał się o ramiona owijając szyję Brązokiego wojownika -Nazywam się Vernil. Ostatni raz byłem na tej planecie podczas walki z Tsufulem... –Zaryzykował po raz kolejny. Powiedział o tym, kim jest. Miał nadzieję, że czarnowłosy nie jest jakimś nowym trenerem, albo kimś wyżej postawionym i nie odprawi Halfa jednym szybkim kopniakiem. Nadzieja umiera ostatnia. Już ma znajomych w niebie…
-No ja Ciebie nie kojarzę nawet za grosz, a jeśli chodzi o pomoc - odpowiedział na pytanie zmęczonego nieznajomego -To szukam srebrnowłosego wojownika, który pokonał Tsufula. Wiesz może jak on ma na imię? Albo gdzie go znajdę? Muszę mu podziękować -powiedział spokojnie. Zrobił tylko to, co sobie obiecał. Pytanie jest jedno, czy Half nie był zbyt otwarty? Sporo ryzykował przedstawiając się z imienia. Nie był tutaj widziany przez dwa lata. Może ta osoba także walczyła z Tsufulem? Skoro zna energię, to musiała dołączyć do walki zaraz przed śmiercią chłopaka. No, ewentualnie mogła wyczuć siłę Rave'a i poznać jego energię. Dużo pytań małe odpowiedzi. Chłopak usiadł na ziemię. Spojrzał w niebo. Na jego twarzy pojawił się mimowolny uśmiech. Jeszcze nie dawno był tam. Ćwiczył, trenował, uczył się. A teraz? Siedzi i pastwi się nad sobą.
-Mam nadzieję, że nie wrócę tam w ciągu najbliższych minut -pomyślał i spojrzał na Czarnowłosego.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Sro Mar 12, 2014 10:36 pm
Musiał przyznać, że poczucie humoru to miał. Uśmiechnąłby się, gdyby potrafił, lecz nie umiał, więc tylko baczniej nasłuchiwał i przyglądał się osobnikowi. Ten bawił się z drobinką jego czarnej many, która usiadła na włochatym ogonku i trochę łaskotała skrzydełkami. Nie trwało to długo, bowiem stwierdzenie demona wyraźnie go zmieszało, i z pewnym wahaniem zdjął z siebie brzemię tajemnicy skrywanej w postaci maski oraz nieznanej dotąd tożsamości. Przedstawił się oraz okoliczności, w jakim mogło dojść do ich spotkania. Tsuful - connecting people. Skinął raz głową tak jakby w ułamku sekundy zrobiła się tak ciężka, że opadła na klatkę piersiową. Nic z tych rzeczy, po prostu dość szybko podchwycił wskazówki podane przez młodzieńca.
>Vernil... znajomy Vivian i Raziela. Zaczynam kojarzyć.
Czyli ten wojownik musiał ożyć! Ciekawe jakim sposobem? Czyżby kłaniały się tutaj smocze kule z Namek? Nie wiedział o istnieniu ziemskich odpowiedników, więc przyjął takie wyjaśnienie. Przez grzywkę przyglądał się towarzyszowi i naprawdę rozmawiał z kimś kto jest wśród żywych. Żadnej aureoli, esencja Ki, żywotność i gadulstwo przemawiało za tym, iż nie gada z trupem czy duchem.
Nie wiedział czemu, ale dopytywanie się o jego przyjaciela podniosło mu ciśnienie. Pewnie dlatego, że do dzisiaj nie pogodził się z tym, iż to Saiyan, a nie on, pokonał Intruza Międzygalaktycznego o imieniu Katsu. W dodatku nie miał pojęcia z kim ucinał obecnie pogawędkę, a przecież także był przy walce. Może nie bezpośrednio, lecz bronił dziewczyny w razie ataku ze strony wroga. To trochę przykre, że pomagał mieszkańcom tej planety, a ich jedyna forma wdzięczności to możliwość przebywania wśród nich. I to dzięki urządzeniu od Kurokary zakłócającemu fale emitowane jako te należące do demona. I oczywiście nie wspominając tych, którzy przebywali w jego otoczeniu podczas bitwy i w więzieniu. Znajomi byli w porządku, dlatego dla tej garstki zbiegł jak zwierz do Skalnego Lasu i przeczekuje chwile wzmożonej aktywności swojego ciała.
Trochę się z sobą mocował, żeby nie tracić panowania nad sobą, toteż rzekł w ten sposób:
>"Srebrnowłosy wojownik, który pokonał Tsufula"... -powtórzył pod nosem sens pytania Vernila i po krótkim namyśle dodał- ...tak, to Kuro. Mieszka we wiosce... trzeba iść w tą stro-...
Kiedy pokazał palcem kierunek, całkowicie niecelowo wystrzelił z palca wskazującego czarnego Ki Blasta, który pomknął na górę oddzielającą drogę do wioski. Zamarł w bezruchu nie wiedząc jak się zachować. Właśnie przed chwilą nieumyślnie mógł zasugerować powód, dla którego mógłby tu być. Nie chciał tego, nie chciał tego, nie chciał tego! Ostrożnie cofnął dłoń za siebie i przygryzł dolną wargę. Znów wychodziła mu KI spod kontroli umysłu, ponieważ ciało od dawna odmawiało posłuszeństwa, to jest od kilku dni domaga się pożywienia z żywych istot. Nie chciał ani tego, ani strzelania Ki Blastami gdzie popadnie. To prawda, że z wielką mocą przychodzi wielka odpowiedzialność, to w takim razie dlaczego kipiała mana w nim jak magma w wulkanie? Nie na wszystko ma się odpowiedź.
Rzucił ukradkowe, rozświetlone czerwoną poświatą ślepia z czarnymi żyłkami w bielmach i mruknął:
>...to już wiesz jak trafić.
Ponownie zamknął oczy i oparł się o skałę za sobą czując się już niepotrzebny dla Vernila. Skoro szukał Kuro, to teraz wie gdzie go znajdzie. Jak na milczka dzisiaj nadwyrężył gardło jak za trzy dni, a to wszystko po to, by ktoś bliski dla Vivian i Razielowi odnalazł cel. Powinien się tylko pospieszyć, bo ani niebiański wojownik ani Red nie wiedzieli co planują w najbliższym czasie młodzi zakochani.
>Vernil... znajomy Vivian i Raziela. Zaczynam kojarzyć.
Czyli ten wojownik musiał ożyć! Ciekawe jakim sposobem? Czyżby kłaniały się tutaj smocze kule z Namek? Nie wiedział o istnieniu ziemskich odpowiedników, więc przyjął takie wyjaśnienie. Przez grzywkę przyglądał się towarzyszowi i naprawdę rozmawiał z kimś kto jest wśród żywych. Żadnej aureoli, esencja Ki, żywotność i gadulstwo przemawiało za tym, iż nie gada z trupem czy duchem.
Nie wiedział czemu, ale dopytywanie się o jego przyjaciela podniosło mu ciśnienie. Pewnie dlatego, że do dzisiaj nie pogodził się z tym, iż to Saiyan, a nie on, pokonał Intruza Międzygalaktycznego o imieniu Katsu. W dodatku nie miał pojęcia z kim ucinał obecnie pogawędkę, a przecież także był przy walce. Może nie bezpośrednio, lecz bronił dziewczyny w razie ataku ze strony wroga. To trochę przykre, że pomagał mieszkańcom tej planety, a ich jedyna forma wdzięczności to możliwość przebywania wśród nich. I to dzięki urządzeniu od Kurokary zakłócającemu fale emitowane jako te należące do demona. I oczywiście nie wspominając tych, którzy przebywali w jego otoczeniu podczas bitwy i w więzieniu. Znajomi byli w porządku, dlatego dla tej garstki zbiegł jak zwierz do Skalnego Lasu i przeczekuje chwile wzmożonej aktywności swojego ciała.
Trochę się z sobą mocował, żeby nie tracić panowania nad sobą, toteż rzekł w ten sposób:
>"Srebrnowłosy wojownik, który pokonał Tsufula"... -powtórzył pod nosem sens pytania Vernila i po krótkim namyśle dodał- ...tak, to Kuro. Mieszka we wiosce... trzeba iść w tą stro-...
Kiedy pokazał palcem kierunek, całkowicie niecelowo wystrzelił z palca wskazującego czarnego Ki Blasta, który pomknął na górę oddzielającą drogę do wioski. Zamarł w bezruchu nie wiedząc jak się zachować. Właśnie przed chwilą nieumyślnie mógł zasugerować powód, dla którego mógłby tu być. Nie chciał tego, nie chciał tego, nie chciał tego! Ostrożnie cofnął dłoń za siebie i przygryzł dolną wargę. Znów wychodziła mu KI spod kontroli umysłu, ponieważ ciało od dawna odmawiało posłuszeństwa, to jest od kilku dni domaga się pożywienia z żywych istot. Nie chciał ani tego, ani strzelania Ki Blastami gdzie popadnie. To prawda, że z wielką mocą przychodzi wielka odpowiedzialność, to w takim razie dlaczego kipiała mana w nim jak magma w wulkanie? Nie na wszystko ma się odpowiedź.
Rzucił ukradkowe, rozświetlone czerwoną poświatą ślepia z czarnymi żyłkami w bielmach i mruknął:
>...to już wiesz jak trafić.
Ponownie zamknął oczy i oparł się o skałę za sobą czując się już niepotrzebny dla Vernila. Skoro szukał Kuro, to teraz wie gdzie go znajdzie. Jak na milczka dzisiaj nadwyrężył gardło jak za trzy dni, a to wszystko po to, by ktoś bliski dla Vivian i Razielowi odnalazł cel. Powinien się tylko pospieszyć, bo ani niebiański wojownik ani Red nie wiedzieli co planują w najbliższym czasie młodzi zakochani.
Re: Skalny Las
Czw Mar 13, 2014 8:50 pm
Ciężko powiedzieć, kto był teraz bardziej zdenerwowany. Vernil, czy Czarnowłosy osobnik, który od początku rozmowy siedzi jak na szpikach. Na pierwszą część zdania, nieznajomy odpowiedział skinieniem głowy i satysfakcjonującą odpowiedzią. Znał Raziela i Ósemkę. To wspaniała widomość. Half wypuścił z płuc powietrze, starł prawą dłonią pot z czoła i z uśmiechem spojrzał na chłopaka z kitką. Wyluzował się.
Chwila ciszy. Nikt nic nie mówił. Było widać jak Czarnowłosy intensywnie myśli. Half nie chciał przerywać. Nie ma, co, był uprzejmy. W końcu chłopak wydzielający z siebie czarne motyle powiedział o Kuro. Vernil uderzył się otwartą dłonią w czoło.
-Ahh, Kuro... No jasne.. - Chciał mówić dalej, ale spojrzał na palec nieznajomego, który wskazuje drogę i wystrzeliwuje małego, czarnego Ki-blasta. Brązowowłosy zamienił prawą dłoń w pięść, wystawił palec wskazujący i zaczął koncentrować energię. Chciał zrobić to samo. Podnosił i opuszczał dłoń, tak jakby strzelał z pistoletu. Ani razu się nie udało.
-Dobre to było, muszę się tego nauczyć. -Powiedział spokojnie -Może i wiem, ale... -Zawiesił głos -to dla mnie trochę niezręczne. Może pójdziesz ze mną? Nigdy się nie widziałem z tym Kuro, nie chce żeby źle zareagował. Domyślam się, że Ty go znasz. Po drodze sobie porozmawiamy. Nie bój się, nie jestem taki straszny -powiedział delikatnie uderzając dłonią w ramię Czarnowłosego. Przeciągnął się, ziewnął i podskoczył podkurczając nogi, aby te uderzyły w klatkę piersiową. Wziął głęboki oddech.
-Nawet nie wiesz jak cieszy mnie to powietrze.. -Powiedział z zamkniętymi oczami i uśmiechem zrobił pierwszy krok w przód -to, co idziesz? -Zapytał cały czas mając uśmiech na twarzy - a tak w ogóle... Jak masz na imię? -Dodał po krótkiej przerwie.
Chwila ciszy. Nikt nic nie mówił. Było widać jak Czarnowłosy intensywnie myśli. Half nie chciał przerywać. Nie ma, co, był uprzejmy. W końcu chłopak wydzielający z siebie czarne motyle powiedział o Kuro. Vernil uderzył się otwartą dłonią w czoło.
-Ahh, Kuro... No jasne.. - Chciał mówić dalej, ale spojrzał na palec nieznajomego, który wskazuje drogę i wystrzeliwuje małego, czarnego Ki-blasta. Brązowowłosy zamienił prawą dłoń w pięść, wystawił palec wskazujący i zaczął koncentrować energię. Chciał zrobić to samo. Podnosił i opuszczał dłoń, tak jakby strzelał z pistoletu. Ani razu się nie udało.
-Dobre to było, muszę się tego nauczyć. -Powiedział spokojnie -Może i wiem, ale... -Zawiesił głos -to dla mnie trochę niezręczne. Może pójdziesz ze mną? Nigdy się nie widziałem z tym Kuro, nie chce żeby źle zareagował. Domyślam się, że Ty go znasz. Po drodze sobie porozmawiamy. Nie bój się, nie jestem taki straszny -powiedział delikatnie uderzając dłonią w ramię Czarnowłosego. Przeciągnął się, ziewnął i podskoczył podkurczając nogi, aby te uderzyły w klatkę piersiową. Wziął głęboki oddech.
-Nawet nie wiesz jak cieszy mnie to powietrze.. -Powiedział z zamkniętymi oczami i uśmiechem zrobił pierwszy krok w przód -to, co idziesz? -Zapytał cały czas mając uśmiech na twarzy - a tak w ogóle... Jak masz na imię? -Dodał po krótkiej przerwie.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Skalny Las
Pią Mar 14, 2014 3:42 pm
Trochę zdezorientowany mrugał i wykrzywiał usta w dziwnych grymasach, jakby chciał coś rzec, lecz powstrzymywał się od komentarza. Może niech rzeczywiście myśli, iż taki Ki Blast był zaplanowany? HalfSaiyan nie będzie się denerwować, Czarnowłosy będzie też spokojniejszy w tym, aby nie odkrył jego dolegliwości. Już nawet powoli popadał w skrytą radość, iż za chwilę Vernil spotka się z osobą, którą chciał widzieć tuż po ponownych narodzinach. Oczywiście nie doczekał się tego szczęśliwego finału krótkiej znajomości z żołnierzem z Vegety.
Wszystko poszło o to, że Brązowooki pragnął, żeby demon wskazał mu dokładnie gdzie przebywa chłopak April.
Nie to, że nie chciał, ale nie mógł. Eh i zatacza się koło. Nie mógł być tym faktem zadowolony, już nawet szukał sposobu, aby wykręcić się z tego, lecz pozytywne nastawienie HalfSaiyana zrobiło swoje. Wiedział, iż nie ma złych zamiarów wobec jego przyjaciela. Dodanie otuch w formie przyjacielskiego klepnięcia w ramię ruszyło dalszą machinę wdrążającą plany innych w życie. Chyba nigdy nie pozbędzie się uczucia, że nigdy nie odpokutuje za masakrę w West City.
>Red... nazywam się Red.
Zrezygnowany ze swoich planów, jednocześnie nieco ośmielony otwartością młodzieńca, zdecydował się podnieść z podłoża zakurzonego pyłem i piaskiem, by o chwiejnych krokach dorównać kroku niebiańskiego wojownika. Wbrew przewidywaniom, chłopak z warkoczem nie był ani trochę rozmowny, widać było po nim, że ma ciężki wyrzut w sobie, którego chciałby się pozbyć, ale nie mógł. Mimo, że szedł tuż obok, to obecność duchem zdystansowała się do kilometrów popadając w solidny frasunek.
To nie w porządku - spoufala się z kolejną osobą, a głód nie odpuszczał. Nie chciał pozbawiać dopiero co ożywionego wojownika wolności i świętego spokoju. Musiał mieć pilną sprawę do Kuro, skoro tuż po zejściu z Zaświatów akurat do niego chce pójść i porozmawiać. Nie mógł jednak znieść ciężaru, że nie powiedział z jakiego powodu znalazł się w Skalnym Lesie, a Vernil mimo obiekcji opowiedział o sobie i o swoim losie. Bił od niego taki entuzjazm, że dałoby się zarumienić skórkę jak od promieni słonecznych.
A tak a propo... czy właśnie dla opalenizny szli pieszo do wioski? Być może.
Młodzieńcowi słabł oddech, a przed oczyma, które piekły niemiłosiernie, jawiły się mroczki z niedotlenienia. Krok też zamierał, dlatego nagle wśród ogólnej ciszy zalewitował i znalazł się tuż przed Szatynem. Odgradzał mu swoją skromną posturą dalszą drogę do wioski.
Spojrzał nieco z góry na swojego towarzysza próbując pozbierać do całości swoje myśli. Może z zewnątrz nie wydawał się być aż tak poruszony, to jednak jego aura wyraźnie odznaczała się w otoczeniu, a słowa, które jak zwykle ograniczył do minimum, wyjaśniły jego wahanie co do udzielenia dalszej pomocy.
>Nie mogę iść do wioski. Nie w tym stanie.
Żyły wypukły się na skórze i pulsowały tak samo rytmicznie jak tęczówki Reda i jego rubin na naszyjniku. Jeszcze jakoś się trzymał, aczkolwiek było mu naprawdę ciężko. Co też wyrabia z demonem nadmiar Ki i instynkt przetrwania?
>Zróbmy układ... -coraz trudniej było demonowi dobierać wygórowane słownictwo, toteż ograniczał się do tych najprostszego przekazu werbalnego- Zaprowadzę Cię do Kuro, jak wcześniej... na kilka minut... zjem Cię.
Dłużej nie mógł znieść buntu swojego ciała. Właściwie to dał młodzieńcowi bardzo mało czasu do namysłu, aczkolwiek będąc w niebie na pewno rozwinął swoje zdolności pod wieloma aspektami. W tym szybkość, jeśli zdecyduje się na ucieczkę czy wszczęcie alarmu w pobliskiej wiosce. Wtedy na sto procent nie obędzie się bez walki, która nie będzie honorowa dla demona. Bo nie będzie przy swoich zmysłach już całkowicie. Gdyby tylko Szatyn dał się namówić na - co by nie powiedzieć - ryzykowną umowę, to oszczędziłby sobie wstydu i pohańbienia oraz bólu innych.
Półprzytomnymi ślepiami obejmował sylwetkę rozmówcy i próbował jeszcze pociągnąć dwie-trzy minuty swoje racjonalne myślenie, które zalewane zostawało przez morze informacji o tym, aby pochłonąć Vernila bez pytania. Drżało mu ciało, Ki natomiast szalała, aż szeleściła od pocieranych skrzydełek czarnych motyli.
Wszystko poszło o to, że Brązowooki pragnął, żeby demon wskazał mu dokładnie gdzie przebywa chłopak April.
Nie to, że nie chciał, ale nie mógł. Eh i zatacza się koło. Nie mógł być tym faktem zadowolony, już nawet szukał sposobu, aby wykręcić się z tego, lecz pozytywne nastawienie HalfSaiyana zrobiło swoje. Wiedział, iż nie ma złych zamiarów wobec jego przyjaciela. Dodanie otuch w formie przyjacielskiego klepnięcia w ramię ruszyło dalszą machinę wdrążającą plany innych w życie. Chyba nigdy nie pozbędzie się uczucia, że nigdy nie odpokutuje za masakrę w West City.
>Red... nazywam się Red.
Zrezygnowany ze swoich planów, jednocześnie nieco ośmielony otwartością młodzieńca, zdecydował się podnieść z podłoża zakurzonego pyłem i piaskiem, by o chwiejnych krokach dorównać kroku niebiańskiego wojownika. Wbrew przewidywaniom, chłopak z warkoczem nie był ani trochę rozmowny, widać było po nim, że ma ciężki wyrzut w sobie, którego chciałby się pozbyć, ale nie mógł. Mimo, że szedł tuż obok, to obecność duchem zdystansowała się do kilometrów popadając w solidny frasunek.
To nie w porządku - spoufala się z kolejną osobą, a głód nie odpuszczał. Nie chciał pozbawiać dopiero co ożywionego wojownika wolności i świętego spokoju. Musiał mieć pilną sprawę do Kuro, skoro tuż po zejściu z Zaświatów akurat do niego chce pójść i porozmawiać. Nie mógł jednak znieść ciężaru, że nie powiedział z jakiego powodu znalazł się w Skalnym Lesie, a Vernil mimo obiekcji opowiedział o sobie i o swoim losie. Bił od niego taki entuzjazm, że dałoby się zarumienić skórkę jak od promieni słonecznych.
A tak a propo... czy właśnie dla opalenizny szli pieszo do wioski? Być może.
Młodzieńcowi słabł oddech, a przed oczyma, które piekły niemiłosiernie, jawiły się mroczki z niedotlenienia. Krok też zamierał, dlatego nagle wśród ogólnej ciszy zalewitował i znalazł się tuż przed Szatynem. Odgradzał mu swoją skromną posturą dalszą drogę do wioski.
Spojrzał nieco z góry na swojego towarzysza próbując pozbierać do całości swoje myśli. Może z zewnątrz nie wydawał się być aż tak poruszony, to jednak jego aura wyraźnie odznaczała się w otoczeniu, a słowa, które jak zwykle ograniczył do minimum, wyjaśniły jego wahanie co do udzielenia dalszej pomocy.
>Nie mogę iść do wioski. Nie w tym stanie.
Żyły wypukły się na skórze i pulsowały tak samo rytmicznie jak tęczówki Reda i jego rubin na naszyjniku. Jeszcze jakoś się trzymał, aczkolwiek było mu naprawdę ciężko. Co też wyrabia z demonem nadmiar Ki i instynkt przetrwania?
>Zróbmy układ... -coraz trudniej było demonowi dobierać wygórowane słownictwo, toteż ograniczał się do tych najprostszego przekazu werbalnego- Zaprowadzę Cię do Kuro, jak wcześniej... na kilka minut... zjem Cię.
Dłużej nie mógł znieść buntu swojego ciała. Właściwie to dał młodzieńcowi bardzo mało czasu do namysłu, aczkolwiek będąc w niebie na pewno rozwinął swoje zdolności pod wieloma aspektami. W tym szybkość, jeśli zdecyduje się na ucieczkę czy wszczęcie alarmu w pobliskiej wiosce. Wtedy na sto procent nie obędzie się bez walki, która nie będzie honorowa dla demona. Bo nie będzie przy swoich zmysłach już całkowicie. Gdyby tylko Szatyn dał się namówić na - co by nie powiedzieć - ryzykowną umowę, to oszczędziłby sobie wstydu i pohańbienia oraz bólu innych.
Półprzytomnymi ślepiami obejmował sylwetkę rozmówcy i próbował jeszcze pociągnąć dwie-trzy minuty swoje racjonalne myślenie, które zalewane zostawało przez morze informacji o tym, aby pochłonąć Vernila bez pytania. Drżało mu ciało, Ki natomiast szalała, aż szeleściła od pocieranych skrzydełek czarnych motyli.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach