Wioska Kuro
+12
KOŚCI
Kuro
Raziel
Ósemka
Hazard
Khepri
Colinuś
Kanade
April
Red
Hikaru
NPC.
16 posters
Wioska Kuro
Pon Lut 17, 2014 9:03 pm
First topic message reminder :
Wygląd domku Kuro w przybliżeniu. Dom zbudowany jest z czerwonej cegły, nie ma śniegu i kwiatków w oknach
Wioska znajduje się na obrzeżach Czerwonej pustyni. Liczy około 300 mieszkańców, z czego 90% to Half-Saiyanie szukający schronienia przed prześladowaniem ze strony saiyan czystej krwi. Większość chat zbudowana jest z gliny pomieszanej ze słomą, rzadziej z cegieł. To sprawia, że z dala nie widać dokładnie jak jest dużą. Bardziej okazalsze domki należą do żołnierzy i kupców, których w wiosce jest niewielu. Uliczki i obejścia są skromne i czyste, wszędzie biegają chude umorusane piachem dzieci. Domy budowane z najtańszego surowca wskazywały na stan majątkowy mieszkańców. Ponad 60% mieszkańców dysponowało zbyt niskim poziomem mocy aby mogli zostać przyjęci do akademii. Większość z nich żyje skromnie wiążąc jakoś koniec z końcem. W wiosce jest karczma, szkoła itp.
Dom Kuro znajduje się w zachodniej części wioski. Przed domem tkwią dwie flagi. Jedna z symbolem Vegety, natomiast druga z symbolem rodowym.
Dom Kuro znajduje się w zachodniej części wioski. Przed domem tkwią dwie flagi. Jedna z symbolem Vegety, natomiast druga z symbolem rodowym.
Wygląd domku Kuro w przybliżeniu. Dom zbudowany jest z czerwonej cegły, nie ma śniegu i kwiatków w oknach
Re: Wioska Kuro
Czw Lut 27, 2014 9:51 pm
Po trudnej rozmowie Kuro oprowadził ich po wiosce. W nocy wymknęli się z domu przez okna w dachu pokoju chłopców. Nic nie mówiąc zabrał w ich do miasta, gdzie niemalże tarzając się w piachu zdobyli nawet niewielka fortunę rozsypana pod kilkoma budynkami. To było jego stałe źródło dochodu. Wystarczyło dobrze pomyśleć, w takich miejscach jak pub czy burdel pieniądze często opadały na podłogę, a przez szczeliny w drewnianej podłogi spadały na ziemię pod budynek. Wystarczyło tylko po cichu pogrzebać w ziemi i je pozbierać. Łup podzielili potem na trzy równe części. Wracając zahaczyli jeszcze o ruiny północnego miasta. W ferworze walki zostawi tam swój tobołek ze skarbami i pamiątkami.
Pierwsze kilka dni spędził w łóżku. Szczęka i popękane żebra dawały mu się ostro we znaki, podczas gdy Hikaru ćwiczył z April. Było słychać wyraźny szczęk metalu o metal. Pewnego dnia halfka zniknęła na parę godzin i wróciła z olbrzymim ostrzem na plecach. Kuro nie pytał. Za to w tym czasie Red trochę się nudził, więc Saiyan wyjaśniał mu to i owo oraz opowiadał historię Vegety. Okazało się, że demon nie umie ani czytać ani i pisać i chłopak postanowił to zmienić. Skoro oboje nie mieli co robić, a Kuro było wszystko jedno czy leży, czy siedzi. Spokojnie i powoli zaznajamiał Reda z alfabetem. Demon szybko tracił cierpliwość i rozpraszał się ale Kuro się nie zrażał tylko robił przerwę, był cierpliwy. Z niekłamaną radością patrzył, jak Red pękając z dumy chwalił się April czego się nauczył, a i ona ciszyła się z jego osiągnięć. Kuro już pogodził się z ich przyjaźnią i entuzjastycznymi reakcjami halfki kierowanymi w stronę demona.
Kiedy Hikaru wrócił na Ziemię, zakwaterowali Reda w pokoju gościnnym za ścianą. Demon mógł trochę odsapnąć od ich towarzystwa. Zresztą po domu mógł chodzić ubrany jak mu się żywnie podoba ale wyjść musiał w stroju mieszkańców czerwonej planety. Nie mógł odstawać. Pierwsza zasada Vegety, której musiał się nauczyć: „Jesteś inny – musisz zginąć”. Czasem Red znikał na długie godziny, zaszywając się w górach. Dawali mu spokój, wiedząc jak lubi samotność i doskwiera mu mieszkanie w takim otoczeniu. Było nie było, kiedy dzieci z wioski odkryły jego cudowna umiejętność zamieniania wszystko w słodycze, biedny demon nie mógł się od nich opędzić. W trójkę co dwa tygodnie polowali na pustynne robale dla ich mięsa, dzięki czemu mieszkańcy mogli trochę grosza oszczędzić. O dziwo populacja robali specjalnie sie nie zmniejszała ale dzięki temu unikały wioski jej okolic.
Czasem April lub Kuro ratowali go z opresji, kiedy widzieli, że otoczony piszczącymi małymi małpkami zaraz eksploduje. Niemniej chłopak starał się zbliżyć demona do społeczności ale spokojnie i powoli na warunkach Reda. Demon pomagał mu w pracach ręcznych, które przez kilka miesięcy nieobecności Saiyana się nawarstwili. Kuro wszystko mu pokazywał i wyjaśniał – po co, jak i dlaczego tak się robi. We dwóch praca szła sprawniej, a April czasem przynosiła im pyszności na drugie śniadanie. Kuro też czasem zajmował się dziećmi z wioski, nie miał takiego obowiązku ale dzieci jak dzieci garnęły się do niego, bo był jedną z niewielu osób, która się nimi interesowała. Jak miał wolną chwilę też się z nimi pobawił. Przynajmniej April mogła ocenić jego przyszłe umiejętności rodzicielskie. W efekcie czego raz wylądowali z Redem na przyjęciu dla lalek popijając niewidzialną herbatkę z plastikowych filiżanek i udając, że smakują im plastikowe ciastka. Kuro zaczął się prażnie zastanawiać, co zrobi jak kiedyś urodzi mu się córka, z chłopakiem to wiadomo jak sobie poradzić.
Ich związek miał swoje wzloty i upadki, każde z nich musiało nauczyć się żyć z drugą osobą. Red mógł obserwować i nabywać wiedzy, czym skomplikowanym jest związek, może i on kiedyś znajdzie swoją drugą połowę. Musieli się dotrzeć. Zbiegiem czasu przyszła pora na odnowienie ich wspólnego gniazdka. Kuro było ciężko z początku. Od 19 lat dzielił ten pokój z bratem, tęsknił za nim, co April nie raz miała okazję usłyszeć kiedy przezywał jego śmierć we śnie, a potem budzi się z krzykiem zlany zimnym potem. Powoli dziewczyna wspierała go w przezywaniu żałoby. Dawała mu czas aby spakował rzeczy brata do pudeł i znalazł im miejsce w piwnicy. Czasem lubi tam przesiadywać przez kilak godzin i przeglądać jego rzeczy. Niemniej przyszedł czas na mały remont. Kuro wymienił skrzypiące deski w podłodze, był robotny. Kiedy April wybrała kolor ścian przyszedł czas na malowanie. W towarzystwie Reda, Raza i Vivian robota tak palia im się w rękach, że wszystko poza ścianami, czyli „domorośli malarze’ było pokryte farbą. Vivian i Raziel wpadali do wioski od czasu do czasu, dziewczyny zaprzyjaźniły się ze sobą, a czasem w piątkę trenowali. Czyli w efekcie wszyscy rzucali się na najsilniejszego.
Kilka tygodni po powrocie na Vegetę chłopak postanowił zrobić użytek ze swojej zaoszczędzonej części pieniędzy. Mógł zrealizować po części swoje marzenie. April i Red też się dołożyli. Nieopodal domu sami, własnoręcznie wybudowali niewielki domek, dzięki temu, że ojciec jego byłej dziewczyny zajmował się handlem z Ziemi oraz pozostałych planet sprowadzili wiele odmian ziół. Założył zielarnie, a w zasadzie wspólnie założyli i pracowali tam w trójkę. Dokupili ksiązki i uczyli się wspólnie o właściwościach ziół, jak je łączyć, w jakich proporcjach pomagają na co i jak je mieszać aby zrobić proste leki. Kuro jako jedyny w wiosce posiadał najszerszą wiedzę medyczną niestety tylko zaczerpniętą z książek, a z powodu braku funduszy czasem aby opatrzyć poważniejsze rany musiał znieczulać dziecko alkoholem pomieszanym z sokiem wiśniowym. Zresztą April często mu towarzyszyła i pomagała. W takich chwilach wspominał, jak był mały i towarzyszył mamie. Dzięki dodatkowym funduszom z ziół mogli odłożyć na remont pokoju, a potem i April zaciągnęła ich do remontu całego domu. Matka Kuro zaginęła jakieś 8 lat wcześniej i w domku widać było brak kobiecej ręki. Było czysto, ale nie tak jakby to zrobiła kobieta. Halfka, wielki duch w małym ciele pogoniła demona i Saiyana i do pracy.
Pracy było od rana do wieczora. Kuro załatwiał prace na rzecz mieszkańców, potem wspólnie pracował z April lub Redem w zielarni, trenował z nimi. W tym wszystkim mieli z halfką czasem mało czasu dla siebie i wieczorem padali zmęczeni. Na Vegecie też raczej nie było wiele rozrywek. Cichaczem zbierał i odkładał pieniądze na pierścionek zaręczynowy. Ostatnio walczyli ze sobą o jego bródkę. April skarżyła się, ze ja drapie i chciała, aby ja zgolił. Natomiast Kuro bardzo się podobała i czuł się z nią bardziej męski. Walczyli ze sobą kilak tygodni, w końcu sprytna halfka zrobiła się tak nietykalska, że musiał się poddać i ją zgolić. Kochał April ale poważnie przebolał stratę zarostu.
Zgodnie ze złożoną Tsufulowi obietnicą poszukiwał wszelkich informacji o tej rasie. W sadzie miał tyle informacji na ile dostęp miała ranga ojca. Niewiele ale przynajmniej po części poznał ich historię i zrozumiał powody, jakie kierowały królem. Przeżył wystarczająco fakt, że musiał go zabić. Zrobił nawet symboliczny grób.
Co jakiś czas na Vegecie pojawiał się Hikaru i zabierał ich na treningi. Kuro nie wiedział jak ma traktować Mistika ale powoli oswajał się ze swoim nowym krewnym i skracał dystans. Pod koniec dnia treningowego przeważnie kończył z twarzą w piachu ze zmęczenia i obity jak śliwka. Za to ciekawe dawał mu zadania i dylematy, a potem szarpał się z Kuro, który rwał się do pomocy.
Pilnował treningów, długo zajęło mu przyzwyczajanie się do SSJ 2, trenował też z April i pomagał się jej uczyć technik. Raz opanowywali i szlifowali telekinezę. W obecności Hikaru szlifował wersję paraliżującą telekinezy z początku wymagała od niego sporego skupienia, a Hikaru – jako manekin treningowy nie ułatwiał mu zdania. Tym bardziej, ze ta technika wymagała używania idealnych proporcji Ki.
W samotności ćwiczył technikę wirującego dysku, którą podpatrzył u Vivian, kiedy ucięła nią ogon trenera w karcerze. Ta niebezpieczna technika dawała wiele zabawy. Nie raz dyski wymknęły mu się z rąk przecinając bez problemu drzewa w skalnym lesie. Bawił się rozmiarem i prędkością, ćwiczył kontrolę nad lotem dysków
Specjalnie wybrał to miejsce, aby łatwiej śledzić postępy oraz trudności.
Przez te dwa lata życie upływało im spokojnie i na ciężkiej pracy.
OOC:
Skip
Technika Kienzan - 14 oraz Telekineza paraliżująca - 3 z Hikiem
Pierwsze kilka dni spędził w łóżku. Szczęka i popękane żebra dawały mu się ostro we znaki, podczas gdy Hikaru ćwiczył z April. Było słychać wyraźny szczęk metalu o metal. Pewnego dnia halfka zniknęła na parę godzin i wróciła z olbrzymim ostrzem na plecach. Kuro nie pytał. Za to w tym czasie Red trochę się nudził, więc Saiyan wyjaśniał mu to i owo oraz opowiadał historię Vegety. Okazało się, że demon nie umie ani czytać ani i pisać i chłopak postanowił to zmienić. Skoro oboje nie mieli co robić, a Kuro było wszystko jedno czy leży, czy siedzi. Spokojnie i powoli zaznajamiał Reda z alfabetem. Demon szybko tracił cierpliwość i rozpraszał się ale Kuro się nie zrażał tylko robił przerwę, był cierpliwy. Z niekłamaną radością patrzył, jak Red pękając z dumy chwalił się April czego się nauczył, a i ona ciszyła się z jego osiągnięć. Kuro już pogodził się z ich przyjaźnią i entuzjastycznymi reakcjami halfki kierowanymi w stronę demona.
Kiedy Hikaru wrócił na Ziemię, zakwaterowali Reda w pokoju gościnnym za ścianą. Demon mógł trochę odsapnąć od ich towarzystwa. Zresztą po domu mógł chodzić ubrany jak mu się żywnie podoba ale wyjść musiał w stroju mieszkańców czerwonej planety. Nie mógł odstawać. Pierwsza zasada Vegety, której musiał się nauczyć: „Jesteś inny – musisz zginąć”. Czasem Red znikał na długie godziny, zaszywając się w górach. Dawali mu spokój, wiedząc jak lubi samotność i doskwiera mu mieszkanie w takim otoczeniu. Było nie było, kiedy dzieci z wioski odkryły jego cudowna umiejętność zamieniania wszystko w słodycze, biedny demon nie mógł się od nich opędzić. W trójkę co dwa tygodnie polowali na pustynne robale dla ich mięsa, dzięki czemu mieszkańcy mogli trochę grosza oszczędzić. O dziwo populacja robali specjalnie sie nie zmniejszała ale dzięki temu unikały wioski jej okolic.
Czasem April lub Kuro ratowali go z opresji, kiedy widzieli, że otoczony piszczącymi małymi małpkami zaraz eksploduje. Niemniej chłopak starał się zbliżyć demona do społeczności ale spokojnie i powoli na warunkach Reda. Demon pomagał mu w pracach ręcznych, które przez kilka miesięcy nieobecności Saiyana się nawarstwili. Kuro wszystko mu pokazywał i wyjaśniał – po co, jak i dlaczego tak się robi. We dwóch praca szła sprawniej, a April czasem przynosiła im pyszności na drugie śniadanie. Kuro też czasem zajmował się dziećmi z wioski, nie miał takiego obowiązku ale dzieci jak dzieci garnęły się do niego, bo był jedną z niewielu osób, która się nimi interesowała. Jak miał wolną chwilę też się z nimi pobawił. Przynajmniej April mogła ocenić jego przyszłe umiejętności rodzicielskie. W efekcie czego raz wylądowali z Redem na przyjęciu dla lalek popijając niewidzialną herbatkę z plastikowych filiżanek i udając, że smakują im plastikowe ciastka. Kuro zaczął się prażnie zastanawiać, co zrobi jak kiedyś urodzi mu się córka, z chłopakiem to wiadomo jak sobie poradzić.
Ich związek miał swoje wzloty i upadki, każde z nich musiało nauczyć się żyć z drugą osobą. Red mógł obserwować i nabywać wiedzy, czym skomplikowanym jest związek, może i on kiedyś znajdzie swoją drugą połowę. Musieli się dotrzeć. Zbiegiem czasu przyszła pora na odnowienie ich wspólnego gniazdka. Kuro było ciężko z początku. Od 19 lat dzielił ten pokój z bratem, tęsknił za nim, co April nie raz miała okazję usłyszeć kiedy przezywał jego śmierć we śnie, a potem budzi się z krzykiem zlany zimnym potem. Powoli dziewczyna wspierała go w przezywaniu żałoby. Dawała mu czas aby spakował rzeczy brata do pudeł i znalazł im miejsce w piwnicy. Czasem lubi tam przesiadywać przez kilak godzin i przeglądać jego rzeczy. Niemniej przyszedł czas na mały remont. Kuro wymienił skrzypiące deski w podłodze, był robotny. Kiedy April wybrała kolor ścian przyszedł czas na malowanie. W towarzystwie Reda, Raza i Vivian robota tak palia im się w rękach, że wszystko poza ścianami, czyli „domorośli malarze’ było pokryte farbą. Vivian i Raziel wpadali do wioski od czasu do czasu, dziewczyny zaprzyjaźniły się ze sobą, a czasem w piątkę trenowali. Czyli w efekcie wszyscy rzucali się na najsilniejszego.
Kilka tygodni po powrocie na Vegetę chłopak postanowił zrobić użytek ze swojej zaoszczędzonej części pieniędzy. Mógł zrealizować po części swoje marzenie. April i Red też się dołożyli. Nieopodal domu sami, własnoręcznie wybudowali niewielki domek, dzięki temu, że ojciec jego byłej dziewczyny zajmował się handlem z Ziemi oraz pozostałych planet sprowadzili wiele odmian ziół. Założył zielarnie, a w zasadzie wspólnie założyli i pracowali tam w trójkę. Dokupili ksiązki i uczyli się wspólnie o właściwościach ziół, jak je łączyć, w jakich proporcjach pomagają na co i jak je mieszać aby zrobić proste leki. Kuro jako jedyny w wiosce posiadał najszerszą wiedzę medyczną niestety tylko zaczerpniętą z książek, a z powodu braku funduszy czasem aby opatrzyć poważniejsze rany musiał znieczulać dziecko alkoholem pomieszanym z sokiem wiśniowym. Zresztą April często mu towarzyszyła i pomagała. W takich chwilach wspominał, jak był mały i towarzyszył mamie. Dzięki dodatkowym funduszom z ziół mogli odłożyć na remont pokoju, a potem i April zaciągnęła ich do remontu całego domu. Matka Kuro zaginęła jakieś 8 lat wcześniej i w domku widać było brak kobiecej ręki. Było czysto, ale nie tak jakby to zrobiła kobieta. Halfka, wielki duch w małym ciele pogoniła demona i Saiyana i do pracy.
Pracy było od rana do wieczora. Kuro załatwiał prace na rzecz mieszkańców, potem wspólnie pracował z April lub Redem w zielarni, trenował z nimi. W tym wszystkim mieli z halfką czasem mało czasu dla siebie i wieczorem padali zmęczeni. Na Vegecie też raczej nie było wiele rozrywek. Cichaczem zbierał i odkładał pieniądze na pierścionek zaręczynowy. Ostatnio walczyli ze sobą o jego bródkę. April skarżyła się, ze ja drapie i chciała, aby ja zgolił. Natomiast Kuro bardzo się podobała i czuł się z nią bardziej męski. Walczyli ze sobą kilak tygodni, w końcu sprytna halfka zrobiła się tak nietykalska, że musiał się poddać i ją zgolić. Kochał April ale poważnie przebolał stratę zarostu.
Zgodnie ze złożoną Tsufulowi obietnicą poszukiwał wszelkich informacji o tej rasie. W sadzie miał tyle informacji na ile dostęp miała ranga ojca. Niewiele ale przynajmniej po części poznał ich historię i zrozumiał powody, jakie kierowały królem. Przeżył wystarczająco fakt, że musiał go zabić. Zrobił nawet symboliczny grób.
Co jakiś czas na Vegecie pojawiał się Hikaru i zabierał ich na treningi. Kuro nie wiedział jak ma traktować Mistika ale powoli oswajał się ze swoim nowym krewnym i skracał dystans. Pod koniec dnia treningowego przeważnie kończył z twarzą w piachu ze zmęczenia i obity jak śliwka. Za to ciekawe dawał mu zadania i dylematy, a potem szarpał się z Kuro, który rwał się do pomocy.
Pilnował treningów, długo zajęło mu przyzwyczajanie się do SSJ 2, trenował też z April i pomagał się jej uczyć technik. Raz opanowywali i szlifowali telekinezę. W obecności Hikaru szlifował wersję paraliżującą telekinezy z początku wymagała od niego sporego skupienia, a Hikaru – jako manekin treningowy nie ułatwiał mu zdania. Tym bardziej, ze ta technika wymagała używania idealnych proporcji Ki.
W samotności ćwiczył technikę wirującego dysku, którą podpatrzył u Vivian, kiedy ucięła nią ogon trenera w karcerze. Ta niebezpieczna technika dawała wiele zabawy. Nie raz dyski wymknęły mu się z rąk przecinając bez problemu drzewa w skalnym lesie. Bawił się rozmiarem i prędkością, ćwiczył kontrolę nad lotem dysków
Specjalnie wybrał to miejsce, aby łatwiej śledzić postępy oraz trudności.
Przez te dwa lata życie upływało im spokojnie i na ciężkiej pracy.
OOC:
Skip
Technika Kienzan - 14 oraz Telekineza paraliżująca - 3 z Hikiem
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Kuro
Pią Lut 28, 2014 4:41 pm
I tak jak tuż po pierwszej gościnie w domostwie Kurokary, tak teraz stał oparty o balustradę, ale tym razem spoglądał na okazałą szklarnię, w której życie toczyło się zupełnie innym biegiem niż na czerwonych piaskach Vegety. Te dwa lata nie mógł określić inaczej jak naprawdę udane, rozwojowe, kształcące, zapoznawcze. A takie miał obawy, że zagości tylko na kilka dni, ha! Ale i tak miał wrażenie, że wszystko przebiegło zbyt szybko.
Jedno było niezmienne - nigdy się nie uśmiechnął. Nie dlatego, że nie było ku temu okazji, lecz mimo wielu dobrych uczynków wciąż miał głęboką zadrę w sercu, która zagoić się nie potrafiła. To ona sprawiała, iż nawet na widok dzieci i ich psotnych min nie umiał się uśmiać. Opierając się jednym łokciem o barierki werandy wystawił drugą nieco przed siebie, a na palcu wskazującym zjawił się czarny motyl z jego energii. Zupełnie skąpany w czerni. Trzepocząc skrzydełkami drżał w smutnym tonie aż rozpłynął się. Młodzieniec zmrużył oczy i zadumał się na chwilę, by po kilku minutach odwrócić się na pięcie i ruszyć do pokoju Kury. Nie było ich obecnie wewnątrz, pracowali by utrzymać dobytek zielarski w najlepszej kondycji. Podszedł do łóżka i wydobył ze swojego gumowego brzucha (najlepszy sejf świata) solidny mieszek złota, zbierany prawdopodobnie od początku pobytu na tej posiadłości w wiosce. Dorwał kawałek kartki i długopis, aby napisać kilka słów, po czym razem z tobołeczkiem podłożył pod poduszkę wojownika. Zerknął przez okno, będąc tu już dwa lata wiedział, iż nadchodziła pora obiadowa. Tym razem nie zawitał przy stole jadalnianym. Wyszedł o kilkanaście minut wcześniej z domu i z bardzo zamyśloną miną przemierzał wioskę mijając wszystkich, których znał chociażby z widzenia. Przyzwyczajeni do jego małomówności jednak nie zrozumieli, gdy demon nawet nie spojrzał w ich stronę. Nie z niegrzeczności czy braku manier poniekąd trochę wyuczonych w drobnej cywilizacji Saiyan. Dla ich dobra unikał kontaktu wzrokowego.
Już od kilku, ostatnich tygodni wolał unikać mieszkańców, ponieważ miał coraz bardziej niespokojne myśli na ich temat. Przez dwa dni raczej nie krzyżował dróg z bliższymi mu osobami, nawet z przyjaciółką April, żeby nie musiała się o niego martwić. Miała teraz o wiele więcej spraw na głowie niż w chwili pierwszego spotkania. Częste ćwiczenia z Hikaru, Kuro, praca we szklarni, szukanie zarobków na utrzymanie przedsięwzięcia, wreszcie najważniejsze - zacieśnianie więzi z Ukochanym. Powinni mieć więcej wolnej przestrzeni, bo w tym ciągłym ferworze robót nie mieli dla siebie aż tyle czasu. Był im naprawdę wdzięczny, ale nigdy nie potrafił powiedzieć im tego wprost. Po prostu wykonywał bez szemrania każdą pracę, nie sprawiał kłopotów - no, może podczas nauki pisania i czytania warczał pod nosem od kleksów i błędów w wymowie pod okiem Drobika. Nigdy nie skarżył się na bóle w plecach, trudy, niepowodzenia. W ogóle nie wypowiadał się na swój temat, uważał się za kogoś gorszego. Demoniczne myśli tylko podsycały jad w wynajdowanym kontekście słów jakie padały. Z początku uważał to za przewrażliwienie, lecz wkrótce zdołał odkryć w sobie prawdę.
On był głodny żywych istot.
Dlatego chciał się odizolować od tych, którzy zaczęli go uważać za kogoś godnego poznania. Nikt nie chciałby skończyć jak Tsu, jak Chepri (ten miał szczęście, że nie został przetrawiony) tylko dla zaspokojenia niepohamowanego głodu. Nawet słodycze nie tłumiły żądzy mocy z żywych istot, których było całkiem sporo w wiosce. Wracały wspomnienia częściej niż kiedykolwiek wcześniej świadczące o tym jak bardzo różnił się od mieszkańców Vegety. Nie pomogą cuda techniczne taty Kuro, żeby zmienić jego instynkty na bardziej ucywilizowane.
Ostatni trening w Skalnym Lesie, a potem odlot - tak to sobie zaplanował. Nie lubił pożegnań, byłoby mu bardziej tęskno za wojownikami, których szanował, lubił, doceniał wsparcie i słuchał ich rozmów. Zdążył pouczyć Vivian i April o jeszcze doskonalszym wyczuwaniu Ki dookoła, ze słynną Ósemką widywali się właśnie we Skalnym Lesie, gdzie zazwyczaj każdy przychodził na indywidualne treningi. Jak jednak przychodziło co do czego, to nie odmawiał ani sparringu ani pogawędki, co raczej u tej dwójki sprowadzało się do wymiany pojedynczych słów. Mieli tematy do rozmów, tak po prostu kształtowały się ich charaktery, że byli małomówni. Ważniejsza jednak była skuteczność w boju, prawda? A jak się pojedynkowali to aż kurz, kamienie i okolica latała dookoła! Nie mówiąc o wyładowaniach w energii.
Ale znów - nic nie mówił o sobie, tylko o tym, co dzieje się wokoło. Kiedy ktokolwiek chciał wypytać się go w tej kwestii, to albo wymownie milczał, albo zmieniał temat, lub też mówił coś neutralnego. Nie miał prawa zaprzątać ich myśli swoją osobą, to i tak było dość przebywanie w jego towarzystwie. Mimo spokojnych gestów przy porządkach czy pielęgnacji roślin, większość czasu spędzał na medytacji niżeli na siłowych treningach, aby zwalczać i dusić w zarodku demoniczne zapędy. Wiedział, iż to będzie trudne, więc nie marnował wolnych chwil na nic nie robieniu, tylko medytował, prawie w ogóle nie spał. Przez te dwa lata może z pięć razy zapadł w sen trwający więcej niż trzydzieści minut. Zdawać się mogło, że to wyrobiło w nim zapędy na zombie, bo czasem bardzo wolno przemieszczał się z jednego miejsca na drugie. Ale w tej chwili przemierzał szerokie place w niemalże truchcie.
Stanął dopiero na skraju zakątku wioski i rzucił ostatni raz demonicznymi ślepiami na cywilizację. Było mu to potrzebne, no wiecie zapoznanie się z rasą równie waleczną co demony, ale bardziej ogarniętą społecznie. Lecz już dość nadużył gościnności skromnej, jednakże życzliwej wioski, czas na dojście do siebie do ładu. Ewentualnie odlecenie na inną planetę, aby pochłonąć kogoś, z kim mniej się zżył. Warkocz powiewał przy coraz mocniejszym, pustynnym wietrze, co nie zrażało młodzieńca do zniknięcia w tumanie kurzu. Przemierzał przez gryzący piasek spore kilometry na nogach, a w głowie towarzyszyły mu wszystkie najlepsze chwile spędzone u boku April i Kuro, którzy byli niesamowici, pod wieloma względami. I którym zazdrościł w pozytywnym tego sensie znaczeniu ich szczęścia. Red mógł podejrzeć tylko fragmentarycznie tą złożoność miłości, a którą poznawał ze względu na słowa, które pewnego razu dotarły do jego głowy i wyjść nie mogły.
Kaede, Boginia o prześlicznie czystej duszy, po tak długim czasie odezwała się w zupełnie innym tonie niż jak się rozstali. Trzymał się ręką piersi po lewej stronie i ściskał przypominając sobie o tym wielkim darze, że został ufundowany dzięki Białowłosej. Próbował zrozumieć to co chciała mu przekazać, lecz nie chciał nadinterpretować. Na pewno nie miała na myśli miłości takiej jaką obdarowują się wzajemnie jego najbliżsi przyjaciele. To w takim razie o co jej chodziło? Nie znalazł do tej pory odpowiedzi, i powoli przestawał sobie zadawać pytania samemu sobie, by nie pogrążać się w naiwności.
Pewnie zastanawiacie się co napisał Czarnowłosy na tej karteczce z tobołkiem wypchanymi pieniędzmi... Koślawe, lecz czytelne litery układały się w kilkanaście słów, których nie był w stanie wypowiedzieć na głos, a które chciał skierować do pary młodych wojowników.
[z/t, Skalny Las]
[Post Time Skipowy, nie chcę uczyć się technik, po prostu poproszę pulę punktów treningowych za niego.
Jedno było niezmienne - nigdy się nie uśmiechnął. Nie dlatego, że nie było ku temu okazji, lecz mimo wielu dobrych uczynków wciąż miał głęboką zadrę w sercu, która zagoić się nie potrafiła. To ona sprawiała, iż nawet na widok dzieci i ich psotnych min nie umiał się uśmiać. Opierając się jednym łokciem o barierki werandy wystawił drugą nieco przed siebie, a na palcu wskazującym zjawił się czarny motyl z jego energii. Zupełnie skąpany w czerni. Trzepocząc skrzydełkami drżał w smutnym tonie aż rozpłynął się. Młodzieniec zmrużył oczy i zadumał się na chwilę, by po kilku minutach odwrócić się na pięcie i ruszyć do pokoju Kury. Nie było ich obecnie wewnątrz, pracowali by utrzymać dobytek zielarski w najlepszej kondycji. Podszedł do łóżka i wydobył ze swojego gumowego brzucha (najlepszy sejf świata) solidny mieszek złota, zbierany prawdopodobnie od początku pobytu na tej posiadłości w wiosce. Dorwał kawałek kartki i długopis, aby napisać kilka słów, po czym razem z tobołeczkiem podłożył pod poduszkę wojownika. Zerknął przez okno, będąc tu już dwa lata wiedział, iż nadchodziła pora obiadowa. Tym razem nie zawitał przy stole jadalnianym. Wyszedł o kilkanaście minut wcześniej z domu i z bardzo zamyśloną miną przemierzał wioskę mijając wszystkich, których znał chociażby z widzenia. Przyzwyczajeni do jego małomówności jednak nie zrozumieli, gdy demon nawet nie spojrzał w ich stronę. Nie z niegrzeczności czy braku manier poniekąd trochę wyuczonych w drobnej cywilizacji Saiyan. Dla ich dobra unikał kontaktu wzrokowego.
Już od kilku, ostatnich tygodni wolał unikać mieszkańców, ponieważ miał coraz bardziej niespokojne myśli na ich temat. Przez dwa dni raczej nie krzyżował dróg z bliższymi mu osobami, nawet z przyjaciółką April, żeby nie musiała się o niego martwić. Miała teraz o wiele więcej spraw na głowie niż w chwili pierwszego spotkania. Częste ćwiczenia z Hikaru, Kuro, praca we szklarni, szukanie zarobków na utrzymanie przedsięwzięcia, wreszcie najważniejsze - zacieśnianie więzi z Ukochanym. Powinni mieć więcej wolnej przestrzeni, bo w tym ciągłym ferworze robót nie mieli dla siebie aż tyle czasu. Był im naprawdę wdzięczny, ale nigdy nie potrafił powiedzieć im tego wprost. Po prostu wykonywał bez szemrania każdą pracę, nie sprawiał kłopotów - no, może podczas nauki pisania i czytania warczał pod nosem od kleksów i błędów w wymowie pod okiem Drobika. Nigdy nie skarżył się na bóle w plecach, trudy, niepowodzenia. W ogóle nie wypowiadał się na swój temat, uważał się za kogoś gorszego. Demoniczne myśli tylko podsycały jad w wynajdowanym kontekście słów jakie padały. Z początku uważał to za przewrażliwienie, lecz wkrótce zdołał odkryć w sobie prawdę.
On był głodny żywych istot.
Dlatego chciał się odizolować od tych, którzy zaczęli go uważać za kogoś godnego poznania. Nikt nie chciałby skończyć jak Tsu, jak Chepri (ten miał szczęście, że nie został przetrawiony) tylko dla zaspokojenia niepohamowanego głodu. Nawet słodycze nie tłumiły żądzy mocy z żywych istot, których było całkiem sporo w wiosce. Wracały wspomnienia częściej niż kiedykolwiek wcześniej świadczące o tym jak bardzo różnił się od mieszkańców Vegety. Nie pomogą cuda techniczne taty Kuro, żeby zmienić jego instynkty na bardziej ucywilizowane.
Ostatni trening w Skalnym Lesie, a potem odlot - tak to sobie zaplanował. Nie lubił pożegnań, byłoby mu bardziej tęskno za wojownikami, których szanował, lubił, doceniał wsparcie i słuchał ich rozmów. Zdążył pouczyć Vivian i April o jeszcze doskonalszym wyczuwaniu Ki dookoła, ze słynną Ósemką widywali się właśnie we Skalnym Lesie, gdzie zazwyczaj każdy przychodził na indywidualne treningi. Jak jednak przychodziło co do czego, to nie odmawiał ani sparringu ani pogawędki, co raczej u tej dwójki sprowadzało się do wymiany pojedynczych słów. Mieli tematy do rozmów, tak po prostu kształtowały się ich charaktery, że byli małomówni. Ważniejsza jednak była skuteczność w boju, prawda? A jak się pojedynkowali to aż kurz, kamienie i okolica latała dookoła! Nie mówiąc o wyładowaniach w energii.
Ale znów - nic nie mówił o sobie, tylko o tym, co dzieje się wokoło. Kiedy ktokolwiek chciał wypytać się go w tej kwestii, to albo wymownie milczał, albo zmieniał temat, lub też mówił coś neutralnego. Nie miał prawa zaprzątać ich myśli swoją osobą, to i tak było dość przebywanie w jego towarzystwie. Mimo spokojnych gestów przy porządkach czy pielęgnacji roślin, większość czasu spędzał na medytacji niżeli na siłowych treningach, aby zwalczać i dusić w zarodku demoniczne zapędy. Wiedział, iż to będzie trudne, więc nie marnował wolnych chwil na nic nie robieniu, tylko medytował, prawie w ogóle nie spał. Przez te dwa lata może z pięć razy zapadł w sen trwający więcej niż trzydzieści minut. Zdawać się mogło, że to wyrobiło w nim zapędy na zombie, bo czasem bardzo wolno przemieszczał się z jednego miejsca na drugie. Ale w tej chwili przemierzał szerokie place w niemalże truchcie.
Stanął dopiero na skraju zakątku wioski i rzucił ostatni raz demonicznymi ślepiami na cywilizację. Było mu to potrzebne, no wiecie zapoznanie się z rasą równie waleczną co demony, ale bardziej ogarniętą społecznie. Lecz już dość nadużył gościnności skromnej, jednakże życzliwej wioski, czas na dojście do siebie do ładu. Ewentualnie odlecenie na inną planetę, aby pochłonąć kogoś, z kim mniej się zżył. Warkocz powiewał przy coraz mocniejszym, pustynnym wietrze, co nie zrażało młodzieńca do zniknięcia w tumanie kurzu. Przemierzał przez gryzący piasek spore kilometry na nogach, a w głowie towarzyszyły mu wszystkie najlepsze chwile spędzone u boku April i Kuro, którzy byli niesamowici, pod wieloma względami. I którym zazdrościł w pozytywnym tego sensie znaczeniu ich szczęścia. Red mógł podejrzeć tylko fragmentarycznie tą złożoność miłości, a którą poznawał ze względu na słowa, które pewnego razu dotarły do jego głowy i wyjść nie mogły.
Kaede, Boginia o prześlicznie czystej duszy, po tak długim czasie odezwała się w zupełnie innym tonie niż jak się rozstali. Trzymał się ręką piersi po lewej stronie i ściskał przypominając sobie o tym wielkim darze, że został ufundowany dzięki Białowłosej. Próbował zrozumieć to co chciała mu przekazać, lecz nie chciał nadinterpretować. Na pewno nie miała na myśli miłości takiej jaką obdarowują się wzajemnie jego najbliżsi przyjaciele. To w takim razie o co jej chodziło? Nie znalazł do tej pory odpowiedzi, i powoli przestawał sobie zadawać pytania samemu sobie, by nie pogrążać się w naiwności.
Pewnie zastanawiacie się co napisał Czarnowłosy na tej karteczce z tobołkiem wypchanymi pieniędzmi... Koślawe, lecz czytelne litery układały się w kilkanaście słów, których nie był w stanie wypowiedzieć na głos, a które chciał skierować do pary młodych wojowników.
- Liścik:
- April, Kuro.
Nigdy nie zapomnę tego, co dla mnie zrobiliście.
Dziękuję.
Red
[z/t, Skalny Las]
[Post Time Skipowy, nie chcę uczyć się technik, po prostu poproszę pulę punktów treningowych za niego.
Re: Wioska Kuro
Czw Mar 06, 2014 6:53 pm
Czas mijał jak z bicza strzelił. Ich mała zielarnia dobrze prosperowała Dziś akurat przyleciała nowa dostawa więc kroiła się dodatkowa robota, niewielka ale zawsze. Przeważnie przygotowywali specyfiki na bieżąco w obecności klientów więc mieli dodatkową robotę. Kuro został trochę dłużej i dokończył księgowanie i segregowanie nowego towaru. Dotarł do domu, kiedy się ściemniało. Już od progu doleciał do jego nozdrzy apetyczny zapach kolacji. No tak dziś kolej April. Aż mu głośno zaburczało w brzuchu. Jedli w milczeniu. Dwa dni temu Hikaru zaserwował im ostry trening i oboje byli wykończeni. Przynajmniej wieczór będą mieli dla siebie i odpoczną trochę. Reda gdzieś poniosło. Halfka poszła pod prysznic, a on pozmywał po kolacji. Zostawił porcję dla demona w lodówce, sowicie okraszoną cukrem. Postanowił pójść w jej ślady i minęli się w łazience. Gorący prysznic przyniósł ulgę zmęczonym mięśniom. Wszedł do ich pokoiku na poddaszu z ręcznikiem przewiązanym wokół bioder. April rozczesywała mokre włosy. Przyglądał się jej odbiciu w lustrze. Wydoroślała, miała już kobiece rysy, a on przez Saiyańskie geny nadal wyglądał jak nastolatek. W zasadzie z wyglądu nie zmienił się przez te dwa lata, no poza zgoleniem zarostu. Wiedziała już o nim dosłownie wszystko, szczególnie po tym, jak zrobili remont i trzeba było uprzątnąć cały pokój. Red znalazł pod łóżkiem Shiro kilka świerszczyków i poszedł z tym do April, zmyła mu ostro głowę. Mógł się bronić tylko tym, że to był pod łóżkiem jego brata, a o zmarłych źle się nie mówi. Chłopak nie mógł się nadziwić, że demon nie wie co to. Przyglądał mu się, kiedy ten wziął gazetkę, otworzył akurat na rozkładówce i obraza dookoła ze zdziwioną miną. Po chwili dziewczyna wyrwała mu gazetkę z ręki, zwinęła w rulon i walnęła po głowie, a następnie spaliła ją swoja Ki.
Podszedł do niej i nachyliwszy się delikatnie obsypał pocałunkami od ramienia do szyi. Kilka kropel z jego bujnej czupryny spadło na jej ubranie. Przez chwilę upajał się zapachem jej włosów. Podniosła głowę i spojrzała pytająco. Pochylił się i pocałował ją w usta. Po czym jakby wypełniła go energia złapał dziewczynę w objęcia. Kręcili się wokoło aż jemu zakręciło się w głowie i przewrócili się śmiejąc na łóżku. Ciszył się jej obecnością i po prostu się wygłupiali. Aż na twarzy halfki pojawił się grymas bólu, czyżby niechcący ją uderzył. Wyciągnęła spod jego poduszki sporych rozmiarów woreczek charakterystycznie brzęczący dźwiękiem monet. Popatrzyła na niego pytająco. Nie ukrywał przed nią nic, tym bardziej pieniędzy, poza tymi które potajemnie odkładał od roku na pierścionek. Na twarzy Saiyana malowało się głębokie zdumienie. Okazało się, że była tam dołączona karteczka. Oboje usiedli, a April posmutniała. Przeczytał napis na karteczce i objął ją. Red ich zostawił, postanowił ruszyć dalej. Był z nimi już dwa lata, Kuro przywykł do niego i w zasadzie stał się częścią ich wspólnego życia. Oboje spojrzeli w okno wyczuwając energię demona.
- Co robimy?
Zapytał, może ma ochotę polecieć i po prostu uściskać go na pożegnanie. Pytanie odnosiło się także do woreczka z pieniędzmi, w zasadzie była to mała fortuna. Nie to, że by sienie przydały ale ukłuła go duma. Chciał na wszystko zapracować sam, choć wiedział, że czasem tak się nie da.
Podszedł do niej i nachyliwszy się delikatnie obsypał pocałunkami od ramienia do szyi. Kilka kropel z jego bujnej czupryny spadło na jej ubranie. Przez chwilę upajał się zapachem jej włosów. Podniosła głowę i spojrzała pytająco. Pochylił się i pocałował ją w usta. Po czym jakby wypełniła go energia złapał dziewczynę w objęcia. Kręcili się wokoło aż jemu zakręciło się w głowie i przewrócili się śmiejąc na łóżku. Ciszył się jej obecnością i po prostu się wygłupiali. Aż na twarzy halfki pojawił się grymas bólu, czyżby niechcący ją uderzył. Wyciągnęła spod jego poduszki sporych rozmiarów woreczek charakterystycznie brzęczący dźwiękiem monet. Popatrzyła na niego pytająco. Nie ukrywał przed nią nic, tym bardziej pieniędzy, poza tymi które potajemnie odkładał od roku na pierścionek. Na twarzy Saiyana malowało się głębokie zdumienie. Okazało się, że była tam dołączona karteczka. Oboje usiedli, a April posmutniała. Przeczytał napis na karteczce i objął ją. Red ich zostawił, postanowił ruszyć dalej. Był z nimi już dwa lata, Kuro przywykł do niego i w zasadzie stał się częścią ich wspólnego życia. Oboje spojrzeli w okno wyczuwając energię demona.
- Co robimy?
Zapytał, może ma ochotę polecieć i po prostu uściskać go na pożegnanie. Pytanie odnosiło się także do woreczka z pieniędzmi, w zasadzie była to mała fortuna. Nie to, że by sienie przydały ale ukłuła go duma. Chciał na wszystko zapracować sam, choć wiedział, że czasem tak się nie da.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Kuro
Pon Mar 10, 2014 12:43 pm
Wszystko było jak zawsze- niemalże jak z bajki. Tam im się układało przez ostatnie dwa lata. Stało się jednak to, czego dziewczyna się obawiała, ale i rozumiała- odszedł Red. Jak się o tym dowiedziała? Przy okazji w zasadzie, zaczęła się trochę przewracać na łóżku z Kuro i nagle poczuła ból w plecach i aż zajrzała co to. Okazało się, że demon zostawił list pożegnalny i sakiewkę z pieniędzmi. Mógł ją wziąć, na pewno się przyda. Brunetka miała ochotę polecieć za nim i go przytulić, ale powstrzymywało ją jedno- jeżeli tak odszedł, to znaczyło, że nie chciał się inaczej żegnać, a ona musi to zaakceptować. Jeszcze przez chwilę w swoim umyśle próbowała skontrolować, gdzie jest, ale za chwilę się opamiętała. Nie powinna tak robić, to jego sprawa, miała tylko dodatkową nadzieję, że przez ten czas nic mu się nie stanie, bo inaczej nie wybaczyłaby sobie swojego zachowania. Czuła, jak mężczyzna mocno przytulił do siebie, żeby pocieszyć, co prawda posmutniała, ale nie dlatego, że odszedł, bo taka była kolej rzeczy i ona o tym wiedziała, ale dlatego, że bała się, że może go więcej nie zobaczyć. Podeszła do okna wiążąc swoje już naprawdę długie, grube kruczoczarne włosy w kitkę, a część puszczając w dół. Zaczęła się powoli ubierać bez słowa, musiała sobie to wszystko przemyśleć. Ciągle obserwowała, co działo się na dworze, ale w zasadzie to co zawsze… zerknęła na niego siadając na parapet.
- Co robimy? Nie chcę się z nim żegnać, jeżeli o to Ci chodzi. Skoro odszedł, to nie chciał się z nami w inny sposób żegnać i ja to rozumiem oraz akceptuję. Myślę, że pora na małe zmiany. Może zaczniemy od odwiedzić Rei'a i June? Chciałabym ich zobaczyć. – powiedziała patrząc na pieniądze. Wzięła woreczek i razem z Kuro wychodząc na zewnątrz zakopała go pod ziemią obok drzewa, które miała z ziemi i przy którym pomagał jej Red. – Użyjemy ich, jeżeli będziemy ich potrzebować, do tego czasu będą potrzebne. Jeżeli nam je zostawił, to tak uznał za stosowane i nigdy po nie przyjdzie.
Znała go trochę bardziej niż Kuro myślał. Wiedziała dlaczego to zrobił, a przynajmniej podejrzewała, zauważyła też, że od jakiegoś czasu był inny, ale nie chciała tego komentować, ani o tym rozmawiać. Gdyby chciał, zrobiłby to. Weszli powrotem na górę, tym razem dziewczyna była w zupełnie innym nastroju, uśmiechnęła się do mężczyzny popychając go pod samą ścianę i zaczynając bawić się kosmykiem jego włosów.
- Chciałabym tylko żebyś wiedział, że bardzo Cię Kocham i zataiłam coś przed Tobą, dawno temu. Nie chciałam tego robić, ale czekałam na odpowiedni moment żeby powiedzieć Ci to, nie jest dla mnie łatwe i nigdy nie było, pamiętaj. Nie bądź zły na mnie, nie robiłam tego, bo chciałam Cię oszukać, ale ochronić jak najdłużej się da, obawiam się, że niedługo jednak może nie być na to czasu. Pamiętasz, jak opowiadałam Ci, gdy trafiłam na Ziemię w jaki sposób to się stało? Moje porwanie wówczas no i ten turniej? Jedną z osób, które była za to odpowiedzialna był mój brat. Jest ode mnie starszy no i czysto krwisty i bardzo silny. Gdy byłam w rodzinnym domu, zostawił on dla mnie miecz. Nie po to żebym trenowała, aby kiedy będę bliska jego poziomu zmierzyć się. Na śmierć i życie. Chcę żebyś to wiedział, bo... chcę żebyś mnie trenował i zdawał sobie sprawę, że jest ewentualność, że mogę nigdy nie wrócić. Nie dlatego, że Cię zostawię, ale po prostu nie uda mi się przeżyć, a wiem, że on nie przepuści tego, nie zostawi mnie w spokoju, po prostu czeka na odpowiedni moment.
Occ: Wybacz Kuro... za to, że tak długo i krótko, ale mam urwanie głowy i pewnie w tym tygodniu będę je miała do końca...
- Co robimy? Nie chcę się z nim żegnać, jeżeli o to Ci chodzi. Skoro odszedł, to nie chciał się z nami w inny sposób żegnać i ja to rozumiem oraz akceptuję. Myślę, że pora na małe zmiany. Może zaczniemy od odwiedzić Rei'a i June? Chciałabym ich zobaczyć. – powiedziała patrząc na pieniądze. Wzięła woreczek i razem z Kuro wychodząc na zewnątrz zakopała go pod ziemią obok drzewa, które miała z ziemi i przy którym pomagał jej Red. – Użyjemy ich, jeżeli będziemy ich potrzebować, do tego czasu będą potrzebne. Jeżeli nam je zostawił, to tak uznał za stosowane i nigdy po nie przyjdzie.
Znała go trochę bardziej niż Kuro myślał. Wiedziała dlaczego to zrobił, a przynajmniej podejrzewała, zauważyła też, że od jakiegoś czasu był inny, ale nie chciała tego komentować, ani o tym rozmawiać. Gdyby chciał, zrobiłby to. Weszli powrotem na górę, tym razem dziewczyna była w zupełnie innym nastroju, uśmiechnęła się do mężczyzny popychając go pod samą ścianę i zaczynając bawić się kosmykiem jego włosów.
- Chciałabym tylko żebyś wiedział, że bardzo Cię Kocham i zataiłam coś przed Tobą, dawno temu. Nie chciałam tego robić, ale czekałam na odpowiedni moment żeby powiedzieć Ci to, nie jest dla mnie łatwe i nigdy nie było, pamiętaj. Nie bądź zły na mnie, nie robiłam tego, bo chciałam Cię oszukać, ale ochronić jak najdłużej się da, obawiam się, że niedługo jednak może nie być na to czasu. Pamiętasz, jak opowiadałam Ci, gdy trafiłam na Ziemię w jaki sposób to się stało? Moje porwanie wówczas no i ten turniej? Jedną z osób, które była za to odpowiedzialna był mój brat. Jest ode mnie starszy no i czysto krwisty i bardzo silny. Gdy byłam w rodzinnym domu, zostawił on dla mnie miecz. Nie po to żebym trenowała, aby kiedy będę bliska jego poziomu zmierzyć się. Na śmierć i życie. Chcę żebyś to wiedział, bo... chcę żebyś mnie trenował i zdawał sobie sprawę, że jest ewentualność, że mogę nigdy nie wrócić. Nie dlatego, że Cię zostawię, ale po prostu nie uda mi się przeżyć, a wiem, że on nie przepuści tego, nie zostawi mnie w spokoju, po prostu czeka na odpowiedni moment.
Occ: Wybacz Kuro... za to, że tak długo i krótko, ale mam urwanie głowy i pewnie w tym tygodniu będę je miała do końca...
Re: Wioska Kuro
Sro Mar 12, 2014 8:10 pm
Na propozycję odwiedzenia Reia i June zareagował bardzo entuzjastycznie. W sumie mały relaks im się przyda. Zapewne też April stęskniła się za Ziemią, mała zmiana klimatu tez im wyjdzie na dobre.
Z wielką ulgą i jednocześnie podziwem zaakceptował jej pomysł z pieniędzmi. Nie ruszą monet ale pozostawią na czarną godzinę, jeśli niebo zwali im się na głowy. Kopiąc dziurę zastanawiał się, jak opuszczą planetę. Nie są już żołnierzami, mimo to przyszedł mu do głowy wstępy i o dziwo legalny pomysł. Przez ostatnie dwa lata pod wpływem April chłopak przestał wpadać w tarapaty, po prostu nie szukał guza i nie uprzykrzał życia żołnierzom ponad miarę.
Kilka minut później nie było już tak sielankowo. Stał jak wryty słuchając o bracie April, co za potwór. Teraz wszystkie elementy układanki miały sens. To dlatego tak trenowała ponad siły, kiedy on nie gonił za mocą i tego nie rozumiał. Chętnie zamieniliby się z dziewczyną na moc gdyby mógł, jemu aż tak nie zależało. Za to April walczyła o życie. Jej brat z tak idiotycznego powodu niszczył ją od lat. Zacisnął pięści i zmarszczył brwi.
- Nie spodziewałem się, że masz taką rodzinkę, w sensie brata. Przykro to słyszeć, jak niszczy Ci życia, nasze życie. Domyślam się, że nie chcesz mojej pomocy w walce, że chcesz to zamknąć sama. Chociaż mam ochotę wepchnąć mu tą gadkę z powrotem do gardła. Będę stał za Tobą murem i będę, kiedy będziesz mnie potrzebować. Poćwiczymy porządnie. Obiecuję wezmę się ostro za ciebie. Poza tym jesteś ze mną, a po ostatnich wydarzeniach mnie w piekle jeszcze nie chcą, więc pewnie i Ciebie też.
Zakończył nieco weselszym tonem. Potarł nosem o jej nos i przytulił mocno. Próbował ją uspokoić, chociaż serce waliło mu niczym młot. Nie podzielał jej zapędów do samotnej walki ale rozumiał, pewnie sam by tak postąpił.
- chodź, teraz spróbujemy zorganizować sobie lot na Ziemię.
Jego pomysł było poproszenie ojca Zory o transport. Był tu jedynym handlarzem i sprowadzał wiele towarów z Ziemi, miedzy innymi właśnie dla nich. Akurat pojutrze był odlot, a legalnie mogli znaleźć się na statku tylko jako pracownicy przy ładunki i rozładunku. Lepsze to niż nic. Chociaż dzięki temu papiery będą mieć w porządku, to chłopak czuł niesmak, że muszą oboje pracować na to. April powinna siedzieć wygodnie i się relaksować podczas lotu.
Stety, czy niestety w końcu halfka musiała poznać Zorę, tą pierwszą i również halfkę. Zapewne nie była tym faktem zadowolona ale wioska była mała i to musiało się wydarzyć. Szczęśliwie kiedy tylko Kuro przekroczył próg akademii, Zora puściła go kantem i znalazła innego. Teraz chłopak obserwował jak Paco tańczy jak dziewczyna zagra i zastanawiał się, czy on też był takim idiotą i latał jak wytresowany pies. Z April odkrywał miłość na nowo.
Wieczór upłynął im spokojnie, pogryzali popcorn leząc w łóżku. Kuro położył poduszkę na jej kolanach i oglądał jakiś film w holowizji , przyciszył głośność czując jak April opiera o tył jego głowy książkę. Czasem przeczesała mu placami włosy, co niezmiernie uwielbiał.
Mimo to miał wrażenie, że wisi miedzy nimi jakieś niewypowiedziane uczucie, może to tęsknota za Redem?
OOC: Ap jak chcesz to na ten jeden dzień wolny machnij trening jakiejś techniki ode mnie.
Z wielką ulgą i jednocześnie podziwem zaakceptował jej pomysł z pieniędzmi. Nie ruszą monet ale pozostawią na czarną godzinę, jeśli niebo zwali im się na głowy. Kopiąc dziurę zastanawiał się, jak opuszczą planetę. Nie są już żołnierzami, mimo to przyszedł mu do głowy wstępy i o dziwo legalny pomysł. Przez ostatnie dwa lata pod wpływem April chłopak przestał wpadać w tarapaty, po prostu nie szukał guza i nie uprzykrzał życia żołnierzom ponad miarę.
Kilka minut później nie było już tak sielankowo. Stał jak wryty słuchając o bracie April, co za potwór. Teraz wszystkie elementy układanki miały sens. To dlatego tak trenowała ponad siły, kiedy on nie gonił za mocą i tego nie rozumiał. Chętnie zamieniliby się z dziewczyną na moc gdyby mógł, jemu aż tak nie zależało. Za to April walczyła o życie. Jej brat z tak idiotycznego powodu niszczył ją od lat. Zacisnął pięści i zmarszczył brwi.
- Nie spodziewałem się, że masz taką rodzinkę, w sensie brata. Przykro to słyszeć, jak niszczy Ci życia, nasze życie. Domyślam się, że nie chcesz mojej pomocy w walce, że chcesz to zamknąć sama. Chociaż mam ochotę wepchnąć mu tą gadkę z powrotem do gardła. Będę stał za Tobą murem i będę, kiedy będziesz mnie potrzebować. Poćwiczymy porządnie. Obiecuję wezmę się ostro za ciebie. Poza tym jesteś ze mną, a po ostatnich wydarzeniach mnie w piekle jeszcze nie chcą, więc pewnie i Ciebie też.
Zakończył nieco weselszym tonem. Potarł nosem o jej nos i przytulił mocno. Próbował ją uspokoić, chociaż serce waliło mu niczym młot. Nie podzielał jej zapędów do samotnej walki ale rozumiał, pewnie sam by tak postąpił.
- chodź, teraz spróbujemy zorganizować sobie lot na Ziemię.
Jego pomysł było poproszenie ojca Zory o transport. Był tu jedynym handlarzem i sprowadzał wiele towarów z Ziemi, miedzy innymi właśnie dla nich. Akurat pojutrze był odlot, a legalnie mogli znaleźć się na statku tylko jako pracownicy przy ładunki i rozładunku. Lepsze to niż nic. Chociaż dzięki temu papiery będą mieć w porządku, to chłopak czuł niesmak, że muszą oboje pracować na to. April powinna siedzieć wygodnie i się relaksować podczas lotu.
Stety, czy niestety w końcu halfka musiała poznać Zorę, tą pierwszą i również halfkę. Zapewne nie była tym faktem zadowolona ale wioska była mała i to musiało się wydarzyć. Szczęśliwie kiedy tylko Kuro przekroczył próg akademii, Zora puściła go kantem i znalazła innego. Teraz chłopak obserwował jak Paco tańczy jak dziewczyna zagra i zastanawiał się, czy on też był takim idiotą i latał jak wytresowany pies. Z April odkrywał miłość na nowo.
Wieczór upłynął im spokojnie, pogryzali popcorn leząc w łóżku. Kuro położył poduszkę na jej kolanach i oglądał jakiś film w holowizji , przyciszył głośność czując jak April opiera o tył jego głowy książkę. Czasem przeczesała mu placami włosy, co niezmiernie uwielbiał.
Mimo to miał wrażenie, że wisi miedzy nimi jakieś niewypowiedziane uczucie, może to tęsknota za Redem?
OOC: Ap jak chcesz to na ten jeden dzień wolny machnij trening jakiejś techniki ode mnie.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Kuro
Czw Mar 13, 2014 10:18 pm
- To sprawa bardzo honorowa dla nas, dlatego nie mogę przyjąć pomocy, jakakolwiek oznaczałoby to, że nie umiem się pojedynkować, co więcej byłoby to ujmujące dla mnie. Nigdy nie chciałam tego robić, ale wiedziałam o tym od dłuższego czasu. Mój brat naprawdę jest silny, dużo silniejszy ode mnie. Nawet nie wiem, czy nie jest bliski Twojej siły Kuro… dawno temu opuścił Vegetę i szkolił się poza nią. Podejrzewam, że zna wiele technik, o którym nawet nie mam zielonego pojęcia. Co więcej pewnie Cię to zaszokuje, ale gdy pojawiał się half tak właśnie rozwikłano takie konflikty. Moja powiedzmy rodzina ma porządnego bzika na punkcie czystości krwi, ale też z kolei mężczyźni nie wahają się jechać mimo to na Ziemię, lubią tamtejsze kobiety, są zdecydowanie ładniejsze od tutejszych. Z drugiej strony zostawić dziecko o takiej sile na tamtej planecie byłoby całkowicie bezsensowne. Kiedyś ojciec mi opowiadał, jak takie walki toczyły się bardzo oficjalnie, też na śmierć i życie, tyle że obserwowała to cała rodzina. I różnie w nich to bywało, zależało od umiejętności w zasadzie, bo siłę każdy miał zbliżoną.
Skończyła swój wywód, po którym się uśmiechnęła. Nie było to dla niej nic nowego, wiedziała o tym od samego początku, gdy tylko miała parę lat- może siedem, osiem? Nie pamiętała dokładnie, ale wiedziała. Chłopak zaproponował zorganizowanie lotu na Ziemię, co skwitowała jeszcze większym i szczerym uśmiechem i rzuceniem się na szyję. Mniej przyjemna rzecz nastąpiła potem, musieli iść do ojca dziewczyny, w której kiedyś kochał się Kuro. Zazdrość lekko ją kuła gdzieś w boku. Jaka była Zora? Na pewno władcza. Aż dziwne, że on za nią biegał. Gdzie on miał oczy… mężczyźni w takich sprawach są naprawdę dziwni, wystarczy, że dziewczyna pokaże trochę swoich autorów, a chodzą za nią jak piesek. Co za jędza… nie lubiła takich. W zasadzie nie spajała do niej sympatią tylko przez jedną rzecz, ale to całkowicie pomijam. I tak była rasową żmiją.
- Co Ty w niej widziałeś? Bardzo Ci się podobała? Długo byliście razem? Jakie kontakty dokładnie was łączyły, chcę wiedzieć o niej wszystko. W ogóle jest taka brzydka! – to było śmieszne, ale dziewczyna mówiąc to była po prostu lekko obrażona. Może i zmieniła się przez te dwa lata mentalnie oraz z wyglądu, ale zazdrośnicą nadal jest i zapewne pozostanie. Wieczór był przyjemny, lubiła spędzać go w taki sposób, chociaż adrenalina w niej buzowała przed jutrem. Zwłaszcza, że podczas wieczornej rozmowy i wygłupiania się Kuro obiecał jej, że nauczy ją kolejnej techniki. Wychodziło na to, że wziął sobie na serio to co wcześniej powiedziała. Zasnęła w jego objęciach, dosłownie, Kuro spał w samych bokserkach, a ona leżała przytulona do jego klatki piersiowej tylko w koszulce i bieliźnie na tyłek. Uwielbiała tak zasypiać, czuła się najbezpieczniej na świecie. Obudziła się jak tylko słońce znalazło się na horyzoncie i wyciągnęła chłopaka na trening! W Końcu miał ją czegoś nauczyć!
Occ: Trening start
Skończyła swój wywód, po którym się uśmiechnęła. Nie było to dla niej nic nowego, wiedziała o tym od samego początku, gdy tylko miała parę lat- może siedem, osiem? Nie pamiętała dokładnie, ale wiedziała. Chłopak zaproponował zorganizowanie lotu na Ziemię, co skwitowała jeszcze większym i szczerym uśmiechem i rzuceniem się na szyję. Mniej przyjemna rzecz nastąpiła potem, musieli iść do ojca dziewczyny, w której kiedyś kochał się Kuro. Zazdrość lekko ją kuła gdzieś w boku. Jaka była Zora? Na pewno władcza. Aż dziwne, że on za nią biegał. Gdzie on miał oczy… mężczyźni w takich sprawach są naprawdę dziwni, wystarczy, że dziewczyna pokaże trochę swoich autorów, a chodzą za nią jak piesek. Co za jędza… nie lubiła takich. W zasadzie nie spajała do niej sympatią tylko przez jedną rzecz, ale to całkowicie pomijam. I tak była rasową żmiją.
- Co Ty w niej widziałeś? Bardzo Ci się podobała? Długo byliście razem? Jakie kontakty dokładnie was łączyły, chcę wiedzieć o niej wszystko. W ogóle jest taka brzydka! – to było śmieszne, ale dziewczyna mówiąc to była po prostu lekko obrażona. Może i zmieniła się przez te dwa lata mentalnie oraz z wyglądu, ale zazdrośnicą nadal jest i zapewne pozostanie. Wieczór był przyjemny, lubiła spędzać go w taki sposób, chociaż adrenalina w niej buzowała przed jutrem. Zwłaszcza, że podczas wieczornej rozmowy i wygłupiania się Kuro obiecał jej, że nauczy ją kolejnej techniki. Wychodziło na to, że wziął sobie na serio to co wcześniej powiedziała. Zasnęła w jego objęciach, dosłownie, Kuro spał w samych bokserkach, a ona leżała przytulona do jego klatki piersiowej tylko w koszulce i bieliźnie na tyłek. Uwielbiała tak zasypiać, czuła się najbezpieczniej na świecie. Obudziła się jak tylko słońce znalazło się na horyzoncie i wyciągnęła chłopaka na trening! W Końcu miał ją czegoś nauczyć!
Occ: Trening start
Re: Wioska Kuro
Pon Mar 17, 2014 8:33 pm
Droczył się z April od rana udając, że nie chce mu się wstać. Zrobili kanapki i ruszyli nieopodal wioski na pustynie. Kuro dał dziewczynie swoje obciążenia, które otrzymał od Hikaru, trening z nimi będzie cięższy ale da lepsze efekty. Przy okazji nauczył ją całej tajemnicy tych obciążeń, po prostu trzeba sobie wyobrazić, ze są ciężkie lub lekkie i takie się stają. April opanowała już telekinezę więc i to zadanie przyszło jej z łatwością. Zjedli śniadanie w promieniach wschodzącego słońca.
Nie bez przyczyny Kuro wybrał pustynie na miejsce treningu, w piasku ciężej się biega. Na początku trenowali razem, zgrywając swoje ruchy. Chłopak tłumaczył jak ma oddychać i jak układać ciało aby wykonywać jak najmniej ruchów, aby nie wytracać szybkości.
Potem siedział i dopingował halfkę. W południe wrócili do domu, nie było sensu ćwiczyć kiedy największy żar lał się z nieba. April wzięła prysznic i Kuro zaproponował jej krótką drzemkę. Masował jej obolałe łydki i stopy i starał się wytłumaczyć, jak to było z nim i z Zorą.
- W zasadzie to jest, była moją przyjaciółką od dzieciństwa, byliśmy w tym samym wieku, znaliśmy się od pieluch, często bawiliśmy się w trójkę z moim bratem. To mała społeczność jak wiesz, trudno żebyśmy się nie przyjaźnili. Kiedy dorośliśmy i bratem dokuczaliśmy żołnierzom to Zora zawsze stawała na czatach. Nie interesuje ją walka, nawet z niechęcią nauczyła się latać. Ale cóż jest córką najbogatszej tutaj osoby, więc ma wszystko czego chce. Kiedy zamordowano mojego brata chyba cos między nami się popsuło, a może to ja nie dopuszczałem nikogo do siebie sam nie wiem. Odprowadziła mnie jeszcze do akademii, pisałem do niej wiadomości ale nie odpisała, a jak na pewien weekend wróciłem do domu, miała kogoś innego...... zostałem sam. Teraz z perspektywy czasu wydaje mi się, że to była tylko przyjaźń, a nie miłość. Po prostu znaliśmy się od zawsze. No nic przekimaj się, a ja skończę zamówienia w zielarnii i wrócę.
April pewnie nie była zadowolona ale chłopak starał się być uczciwy wobec niej. Z April było zupełnie inaczej, zupełnie jakby odkrywał miłość na nowo i to miłość jako partnerstwo a nie jednostronne starania. Było pięknie i czasem czuł się w jej obecności jakby dostawał energetycznego kopa. Jóź nie był sam, miał dla kogo żyć i się starać i w zamian otrzyma to samo. Zrobiłby dla April wszystko ale nie dla tego, ze wymaga od niego ale dlatego, ze on sam tego chce.
Zasłonił rolety, żeby zrobiło się ciemniej, wentylator cicho warkotał. Kuro poszedł dokończyć kilka zamówień na dziś, nic trudnego. Myśli zaprzątały mu słowa April o jej rodzinie. Niby nie powinien się dziwić, większość klanów tak postępuje ale cholera go brała. Tak go nerwy roznosiły, że pomylił proporcję. Dla pewności zrobi wszystkie zamówienia ponownie, dostarczył klientom, posprzątał i sprawdził, czy wszystko jest na swoim miejscu. Wrócił do domu i połowie przygotowania obiadu obudziła się April. Zjedli i ponownie trenowali aż do wieczora. Spakowali swoje rzeczy wieczorem i poszli spać, rano znowu trzeba wstać wcześnie.
ZT – Port
Trening start
Nie bez przyczyny Kuro wybrał pustynie na miejsce treningu, w piasku ciężej się biega. Na początku trenowali razem, zgrywając swoje ruchy. Chłopak tłumaczył jak ma oddychać i jak układać ciało aby wykonywać jak najmniej ruchów, aby nie wytracać szybkości.
Potem siedział i dopingował halfkę. W południe wrócili do domu, nie było sensu ćwiczyć kiedy największy żar lał się z nieba. April wzięła prysznic i Kuro zaproponował jej krótką drzemkę. Masował jej obolałe łydki i stopy i starał się wytłumaczyć, jak to było z nim i z Zorą.
- W zasadzie to jest, była moją przyjaciółką od dzieciństwa, byliśmy w tym samym wieku, znaliśmy się od pieluch, często bawiliśmy się w trójkę z moim bratem. To mała społeczność jak wiesz, trudno żebyśmy się nie przyjaźnili. Kiedy dorośliśmy i bratem dokuczaliśmy żołnierzom to Zora zawsze stawała na czatach. Nie interesuje ją walka, nawet z niechęcią nauczyła się latać. Ale cóż jest córką najbogatszej tutaj osoby, więc ma wszystko czego chce. Kiedy zamordowano mojego brata chyba cos między nami się popsuło, a może to ja nie dopuszczałem nikogo do siebie sam nie wiem. Odprowadziła mnie jeszcze do akademii, pisałem do niej wiadomości ale nie odpisała, a jak na pewien weekend wróciłem do domu, miała kogoś innego...... zostałem sam. Teraz z perspektywy czasu wydaje mi się, że to była tylko przyjaźń, a nie miłość. Po prostu znaliśmy się od zawsze. No nic przekimaj się, a ja skończę zamówienia w zielarnii i wrócę.
April pewnie nie była zadowolona ale chłopak starał się być uczciwy wobec niej. Z April było zupełnie inaczej, zupełnie jakby odkrywał miłość na nowo i to miłość jako partnerstwo a nie jednostronne starania. Było pięknie i czasem czuł się w jej obecności jakby dostawał energetycznego kopa. Jóź nie był sam, miał dla kogo żyć i się starać i w zamian otrzyma to samo. Zrobiłby dla April wszystko ale nie dla tego, ze wymaga od niego ale dlatego, ze on sam tego chce.
Zasłonił rolety, żeby zrobiło się ciemniej, wentylator cicho warkotał. Kuro poszedł dokończyć kilka zamówień na dziś, nic trudnego. Myśli zaprzątały mu słowa April o jej rodzinie. Niby nie powinien się dziwić, większość klanów tak postępuje ale cholera go brała. Tak go nerwy roznosiły, że pomylił proporcję. Dla pewności zrobi wszystkie zamówienia ponownie, dostarczył klientom, posprzątał i sprawdził, czy wszystko jest na swoim miejscu. Wrócił do domu i połowie przygotowania obiadu obudziła się April. Zjedli i ponownie trenowali aż do wieczora. Spakowali swoje rzeczy wieczorem i poszli spać, rano znowu trzeba wstać wcześnie.
ZT – Port
Trening start
Re: Wioska Kuro
Sro Mar 19, 2014 10:07 am
Red wystartował i lecieli. To sporo przyspieszyło ich drogę. Chłopak na horyzoncie ujrzał parę budynków. Z każdą sekundą pojawiało się ich coraz więcej. Po krótkiej chwili te parę domków przerodziło się w wioskę. Wylądowali w jej centrum. Vernil wstał na własne nogi i uśmiechnął się do Reda.
-Dziękuje Ci bardzo -powiedział i rozejrzał się dokoła -który to Kuro? -zapytał. Udał się za Redem. Po raz kolejny musiał zdać się na niego, na jego wiedze. W końcu Kadet widział Kuro tylko przez kilka sekund. Później z nim trochę rozmawiał telepatycznie, ale co to jest? Nie wiedział tak naprawdę kim on jest, czym się zajmuje. A nie, widział jedną rzecz. Jest bardzo potężny. Jego mistrz trenował u Kaio. To musi o czymś świadczy. Chociaż... Vernil też trenował u Kaio. Fakt, był tam tylko, albo aż dwa lata, ale czy stał się dużo potężniejszy? Myślał, że Genki dama to technika, na tyle potężna, że jest dzięki niej w stanie pokonać wiele istot, a jednak, Red przeżył.
Szli spokojnie. Chyba Red wyczuł energię Kuro, gdyż nie szukali domu, a opuścili wioskę. Szli na pustynię.
-Kiedyś tutaj byłem.. -powiedział do siebie cicho rozglądając się dokoła. No cóż, kawał drogi za nimi, a celu podróży nie widać. Tylko te ciągłe przemyślenia. Kim jest Red? Kim jest Kuro... Tak mało wiedział. Przy Czarnowłosym czuł się jak mały robak. Kuro też jest potężny...
-Ehhh, czy tylko ja jestem taki słaby? Czy Raziel i Ósemka. Może Red wie? -pomyślał a po chwili spojrzał na Reda -Mówiłeś, że znasz Raziela i Ósemkę. Co się z nimi teraz dzieje? Są w akademii? To byli moi znajomi, ale nie mogłem się z nimi spotkać przez dwa lata. -zapytał i szli dalej.
Ujrzeli ich. Dwie osoby, jeden dorosły i umięśniony mężczyzna. To musiał być ten cały Kuro. A ona? Długowłosa dziewczyna z mieczem. Czarne włosy, duże błyszczące oczy. Wyglądała znajomo. Ale cóż, starość nie radość a pamieć coraz słabsza. Vernil trochę się speszył, ale podszedł do Saiyan. Najpierw spojrzał na Kuro.
-Cześć -powiedział nieco nieśmiałe. Trochę nie było to do niego podobne, ale... no serio, jak miał zareagować? Co miał powiedzieć? "Nigdy się nie widzieliśmy, ale się znamy"? Raaany. -Nazywam się Vernil. Poprosiłem Reda żeby mnie do Ciebie przyprowadził. To ja z Tobą rozmawiałem telepatycznie.. Kojarzysz może? Nie za wiele się zmieniłem..-zapytał i czekał na odpowiedź, potem podszedł do dziewczyny. Czuł się speszony jak nigdy, choć starał się to zamaskować.
-No, jak już mówiłem, nazywam się Vernil. -powiedział, uśmiechnął się i podał rękę dziewczynie.
-Dziękuje Ci bardzo -powiedział i rozejrzał się dokoła -który to Kuro? -zapytał. Udał się za Redem. Po raz kolejny musiał zdać się na niego, na jego wiedze. W końcu Kadet widział Kuro tylko przez kilka sekund. Później z nim trochę rozmawiał telepatycznie, ale co to jest? Nie wiedział tak naprawdę kim on jest, czym się zajmuje. A nie, widział jedną rzecz. Jest bardzo potężny. Jego mistrz trenował u Kaio. To musi o czymś świadczy. Chociaż... Vernil też trenował u Kaio. Fakt, był tam tylko, albo aż dwa lata, ale czy stał się dużo potężniejszy? Myślał, że Genki dama to technika, na tyle potężna, że jest dzięki niej w stanie pokonać wiele istot, a jednak, Red przeżył.
Szli spokojnie. Chyba Red wyczuł energię Kuro, gdyż nie szukali domu, a opuścili wioskę. Szli na pustynię.
-Kiedyś tutaj byłem.. -powiedział do siebie cicho rozglądając się dokoła. No cóż, kawał drogi za nimi, a celu podróży nie widać. Tylko te ciągłe przemyślenia. Kim jest Red? Kim jest Kuro... Tak mało wiedział. Przy Czarnowłosym czuł się jak mały robak. Kuro też jest potężny...
-Ehhh, czy tylko ja jestem taki słaby? Czy Raziel i Ósemka. Może Red wie? -pomyślał a po chwili spojrzał na Reda -Mówiłeś, że znasz Raziela i Ósemkę. Co się z nimi teraz dzieje? Są w akademii? To byli moi znajomi, ale nie mogłem się z nimi spotkać przez dwa lata. -zapytał i szli dalej.
Ujrzeli ich. Dwie osoby, jeden dorosły i umięśniony mężczyzna. To musiał być ten cały Kuro. A ona? Długowłosa dziewczyna z mieczem. Czarne włosy, duże błyszczące oczy. Wyglądała znajomo. Ale cóż, starość nie radość a pamieć coraz słabsza. Vernil trochę się speszył, ale podszedł do Saiyan. Najpierw spojrzał na Kuro.
-Cześć -powiedział nieco nieśmiałe. Trochę nie było to do niego podobne, ale... no serio, jak miał zareagować? Co miał powiedzieć? "Nigdy się nie widzieliśmy, ale się znamy"? Raaany. -Nazywam się Vernil. Poprosiłem Reda żeby mnie do Ciebie przyprowadził. To ja z Tobą rozmawiałem telepatycznie.. Kojarzysz może? Nie za wiele się zmieniłem..-zapytał i czekał na odpowiedź, potem podszedł do dziewczyny. Czuł się speszony jak nigdy, choć starał się to zamaskować.
-No, jak już mówiłem, nazywam się Vernil. -powiedział, uśmiechnął się i podał rękę dziewczynie.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Kuro
Sro Mar 19, 2014 11:04 am
Genki Dama Vernil'a nie była taka słaba - wszak unicestwił na drobne kawałki dwa ciała demonów. Może gdyby z całego serca chciał zniszczyć dwa Redy, to zrobiłby to bez wahania. A przecież chciał, aby Czerwonowłosy malec uciekł z miejsca zdarzenia. Czasami takie podprogowe przekazy wysyłane przez mózg mogą zmienić bieg wydarzeń. Chyba, że było inne wyjaśnienie.
Po części tak, ale nie na tyle odbiega od tego, co narrator wspomina powyżej. Różni się tylko kątem widzenia, czyli perspektywą.
>W ostatniej chwili użyłem regeneracji ciała. Ponieważ już byłem w kawałkach, zmieszałem się z... w zasadzie nie wiem z kim. Myślałem, że go znasz.
Będąc wtedy w furii nie umiał dobrze rozpoznać istot krążących wokół niego. Nawet jeśli energia była niemal identyczna jak Czarnowłosego, nie rozszyfrował jej. Nawet jak Colin rozmawiał z tą istotą w jego wnętrzu, nie pamiętał tego. Tak to jest jak jest się w amoku czy też oszalałym od rozsadzającej mocy. Może fakt - była dwa razy większa - ale przez to będzie musiał podwoić swoją czujność, aby znów nie wymknęła się spod kontroli. Jakby miał przy sobie kogoś zaufanego, może nie doszłoby do czegoś takiego w przyszłości. Nie powiedział wojownikowi na czym dokładnie polegała jego przemiana, uznał że jeszcze będą ku temu lepsze czasy. Teraz trzeba spełnić swój obowiązek i zaprowadzić Szatyna do Kuro.
Jak to miał w zwyczaju trochę szedł w ciszy, ale nie od rozmyślań tylko ze swojej małomówności. Nie lubił opowiadać o sobie, wolał mówić o innych. Nie mniej jednak odniósł się jeszcze do ostatniego pytania Vernila.
>Powinieneś zapamiętać mój typ Ki, bowiem taką energią charakteryzują się demony.
W końcu to powiedział: że nie jest jakimś kanibalistycznym Saiyanem który splamił honor jego pobratymców, a zupełnie inną rasą. Trochę gorzej mu będzie wyjaśnić na zaś udział HalfSaiyana w metamorfozie Reda, ale może znajdzie w sobie więcej odwagi do zwierzeń. Mieli chociażby spacer przed sobą, ponieważ podejrzewał, że nowy kumpel zostanie na Vegecie wraz ze swoimi rodakami. Widząc jednak, iż długa podróż nie sprzyja wypompowanemu z Ki koledze, odlecieli z tego miejsca w trymiga.
Dolecieli więc po pewnym czasie do wioski, która obecnie była dość mocno zaludniona. Mieszkańcy krążyli po ulicach, aż do momentu kiedy zjawił się tutaj z Vernilem. Miejscowi przystanęli i z nieco wrogimi minami mierzyli wzrokiem demona i współbratymca. No tak, młodzieniec miał odmienione oblicze, na co nie zwrócił uwagi, bo nawet nie był w stanie nigdzie się przejrzeć i sprawdzić jak wygląda. Dlatego trochę głowił się dlaczego zareagowali na ich przybycie w taki sposób. Wszak znali go od dwóch lat. Powiedzmy, że znali, w każdym bądź razie kojarzyli przybysza. Red dopiero po szemraniach zrozumiał, iż powinien rzucić okiem na swój wygląd. Podszedł ostrożnie do studni i zajrzał na jej taflę wody. Aż prędko cofnął się od "lustra" i zmarkotniał z lekką zmarszczką na czole. Dlaczego nie mógł bardziej upodobnić się do Saiyan tylko do potwora? Teraz to tym bardziej powinien wiać stąd co sił w nogach. W samą porę, gdyż nie ma Kuro ani April w wiosce, tylko nieopodal. Skinął lekko głową na Vernila, żeby szedł za nim, a mieszkańcy nie oporowali więcej, chociaż nabierali podejrzeń co do odmienionego wojownika.
Tak też opuścili wioskę, demon wręcz chwycił za nadgarstek HalfSaiyana, żeby przyspieszyć krok i tym samym szybciej zrealizować swoją część zobowiązania. Nim jednak to nastąpiło rozmowa przeszła dzięki inicjatywie Brązowookiego na temat jego dwójki znajomych, których kojarzył za czasów Akademii, do której należał. Red mógł rozwiać odrobinę wątpliwości co do ich pobytu na planecie, a raczej...
>Nie ma ani Vivian ani Raziela na Vegecie. Odlecieli stąd jakiś czas temu, nie wiem dokąd.
Rozmowa umilkła po następnym dystansie trzystu kroków. W oddali widzieli trenujących osobników. Nie było wątpliwości, Kuro i April ćwiczyli zawzięcie między sobą. Wojownicy spojrzeli po sobie wymownie, aby potwierdzić identyfikację poszukiwanego celu, po czym zbliżyli się do zajętych osobników. Znaczy, tylko Szatyn, bo demon po pięciu krokach stanął w miejscu jak zamurowany przypominając sobie reakcję mieszkańców na jego wizerunek. Spojrzał na swoje ręce obdarzone pazurami, które na pewno nie przypominają ludzkich. Wycofał się z widoku tak szybko jak się zjawił i skrył w głębokim cieniu między skałami. Cieszył się widząc przyjaciół w doskonałej formie, lecz aby im nie przeszkadzać w rozmowie z Vernilem i aby nie podsłuchiwać nie skracał dystansu pięćdziesięciu metrów. Chciał jeszcze móc przez chwilę ich widzieć razem, delektować się ich czystą Ki, może nawet dostrzec gram uśmiechu na obliczu April? Z tej odległości to raczej niemożliwe, ale bał się podejść bliżej. Mogliby go chcieć zaatakować, bo właściwie niewiele wskazywało po jego wizerunku, że trzyma ich stronę.
[Post treningowy czwarty - ostatni]
Po części tak, ale nie na tyle odbiega od tego, co narrator wspomina powyżej. Różni się tylko kątem widzenia, czyli perspektywą.
>W ostatniej chwili użyłem regeneracji ciała. Ponieważ już byłem w kawałkach, zmieszałem się z... w zasadzie nie wiem z kim. Myślałem, że go znasz.
Będąc wtedy w furii nie umiał dobrze rozpoznać istot krążących wokół niego. Nawet jeśli energia była niemal identyczna jak Czarnowłosego, nie rozszyfrował jej. Nawet jak Colin rozmawiał z tą istotą w jego wnętrzu, nie pamiętał tego. Tak to jest jak jest się w amoku czy też oszalałym od rozsadzającej mocy. Może fakt - była dwa razy większa - ale przez to będzie musiał podwoić swoją czujność, aby znów nie wymknęła się spod kontroli. Jakby miał przy sobie kogoś zaufanego, może nie doszłoby do czegoś takiego w przyszłości. Nie powiedział wojownikowi na czym dokładnie polegała jego przemiana, uznał że jeszcze będą ku temu lepsze czasy. Teraz trzeba spełnić swój obowiązek i zaprowadzić Szatyna do Kuro.
Jak to miał w zwyczaju trochę szedł w ciszy, ale nie od rozmyślań tylko ze swojej małomówności. Nie lubił opowiadać o sobie, wolał mówić o innych. Nie mniej jednak odniósł się jeszcze do ostatniego pytania Vernila.
>Powinieneś zapamiętać mój typ Ki, bowiem taką energią charakteryzują się demony.
W końcu to powiedział: że nie jest jakimś kanibalistycznym Saiyanem który splamił honor jego pobratymców, a zupełnie inną rasą. Trochę gorzej mu będzie wyjaśnić na zaś udział HalfSaiyana w metamorfozie Reda, ale może znajdzie w sobie więcej odwagi do zwierzeń. Mieli chociażby spacer przed sobą, ponieważ podejrzewał, że nowy kumpel zostanie na Vegecie wraz ze swoimi rodakami. Widząc jednak, iż długa podróż nie sprzyja wypompowanemu z Ki koledze, odlecieli z tego miejsca w trymiga.
Dolecieli więc po pewnym czasie do wioski, która obecnie była dość mocno zaludniona. Mieszkańcy krążyli po ulicach, aż do momentu kiedy zjawił się tutaj z Vernilem. Miejscowi przystanęli i z nieco wrogimi minami mierzyli wzrokiem demona i współbratymca. No tak, młodzieniec miał odmienione oblicze, na co nie zwrócił uwagi, bo nawet nie był w stanie nigdzie się przejrzeć i sprawdzić jak wygląda. Dlatego trochę głowił się dlaczego zareagowali na ich przybycie w taki sposób. Wszak znali go od dwóch lat. Powiedzmy, że znali, w każdym bądź razie kojarzyli przybysza. Red dopiero po szemraniach zrozumiał, iż powinien rzucić okiem na swój wygląd. Podszedł ostrożnie do studni i zajrzał na jej taflę wody. Aż prędko cofnął się od "lustra" i zmarkotniał z lekką zmarszczką na czole. Dlaczego nie mógł bardziej upodobnić się do Saiyan tylko do potwora? Teraz to tym bardziej powinien wiać stąd co sił w nogach. W samą porę, gdyż nie ma Kuro ani April w wiosce, tylko nieopodal. Skinął lekko głową na Vernila, żeby szedł za nim, a mieszkańcy nie oporowali więcej, chociaż nabierali podejrzeń co do odmienionego wojownika.
Tak też opuścili wioskę, demon wręcz chwycił za nadgarstek HalfSaiyana, żeby przyspieszyć krok i tym samym szybciej zrealizować swoją część zobowiązania. Nim jednak to nastąpiło rozmowa przeszła dzięki inicjatywie Brązowookiego na temat jego dwójki znajomych, których kojarzył za czasów Akademii, do której należał. Red mógł rozwiać odrobinę wątpliwości co do ich pobytu na planecie, a raczej...
>Nie ma ani Vivian ani Raziela na Vegecie. Odlecieli stąd jakiś czas temu, nie wiem dokąd.
Rozmowa umilkła po następnym dystansie trzystu kroków. W oddali widzieli trenujących osobników. Nie było wątpliwości, Kuro i April ćwiczyli zawzięcie między sobą. Wojownicy spojrzeli po sobie wymownie, aby potwierdzić identyfikację poszukiwanego celu, po czym zbliżyli się do zajętych osobników. Znaczy, tylko Szatyn, bo demon po pięciu krokach stanął w miejscu jak zamurowany przypominając sobie reakcję mieszkańców na jego wizerunek. Spojrzał na swoje ręce obdarzone pazurami, które na pewno nie przypominają ludzkich. Wycofał się z widoku tak szybko jak się zjawił i skrył w głębokim cieniu między skałami. Cieszył się widząc przyjaciół w doskonałej formie, lecz aby im nie przeszkadzać w rozmowie z Vernilem i aby nie podsłuchiwać nie skracał dystansu pięćdziesięciu metrów. Chciał jeszcze móc przez chwilę ich widzieć razem, delektować się ich czystą Ki, może nawet dostrzec gram uśmiechu na obliczu April? Z tej odległości to raczej niemożliwe, ale bał się podejść bliżej. Mogliby go chcieć zaatakować, bo właściwie niewiele wskazywało po jego wizerunku, że trzyma ich stronę.
[Post treningowy czwarty - ostatni]
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Kuro
Sro Mar 19, 2014 10:16 pm
Dostała obciążenia od Kuro, nigdy nie czuła się tak dziwnie, jak w tym momencie. Było jej ciężko i każdy dodatkowy ruch był dla niej utrudnieniem. Pomimo swojego atutu jakim była szybkość miała spore problemy z radzeniem sobie. Była zdecydowanie za wolna na to wszystko. Motywowało ją to do dalszego treningu. Na dodatek wybrali się na pustynię, co dodatkowo utrudniało cały ten proces. Na początku treningu próbowali synchronizować wszystkie swoje ruchy, dla niej nie było to takie łatwe, dużo jej to utrudniało i sprawiało problemów. Po paru jednak godzinach zaczyna już rozumieć o co w tym chodzi o już z mniejszym problemem poruszała się. Jakby tego było mało chłopak postanowił, że nauczy jej kolejnej techniki do kolekcji, co bardzo ucieszyło dziewczynę. Musiała rosnąć w siłę i chłopak to rozumiał. Niedługo stoczy pojedynek, z którego tylko jedna osoba wyjdzie żywa. Zanzoken, wymagał wielu wyjaśnieniom z jego strony, które często musiał prezentować, bo same słowa nie oddawały tego w pełni. Opierała się głównie na szybkości, pewnie dlatego chłopak ją wybrał. Pot spływał z niej, ale starała się jak tylko mogła, nie chciała dawać za wygraną pod żadnym pozorem. Musiała stworzyć swoją własną kopię i to na dodatek w ruchu, na początku wydawało jej się to dosyć dziwne, ale zrozumiała o co chodzi. Musi wykorzystać tak pokłady swojej szybkości, aby zamieniły się w drugą nią, dokładnie taką samą. Nie było to dla niej trudne, ta technika akurat wykorzystywała jej atut, musiała tylko trochę nad nią popracować. Starała się to robić precyzyjnie i zarazem szybko, nie było to takie łatwe przed Kuro, który był zdecydowanie szybszy. Stworzenie iluzji wymagało jednak nie tylko szybkości, ale i odpowiednich nakładów energii. Próbowała, i udało jej się za trzecim razem, był to całkiem niezły wynik, co strasznie poprawiło jej nastrój. Następnie wysłuchała, co mężczyzna ma do powiedzenia na temat Zory.
- Cóż rozumiem, nie chcę się o to spierać, bo to Twoja przyszłość, ale wiem, że gdybyś był na moim miejscu, też byś był zazdrosny. – powiedziała, gdy w końcu po zasłużonym treningu miała chwilę na odpoczynek. Położyła się na chwilę na piasku, ale nie było przyjemnie, w końcu to nie Ziemia. Wstała otrzepała się i nagle ze zdziwieniem obserwowała, jak na ich polu treningowym znalazł się mężczyzna, tajemniczy. Miecz położyła natychmiast za siebie obserwując go w milczeniu. Oparła się o niego i wyczekiwała na jego reakcję. Szatyn zachowywał się jakby ich znał, a ona z kolei miała wrażenia, jakby gdzieś go widziała. – Kojarzę Cię.
Powiedziała bardziej do siebie, niż do niego. Niestety nie miała pojęcia, że tak blisko niej jest Red, bo od razu o nim pomyślała, była ciekawa, co robi, co się z nim dzieje i czy na pewno nie wpadł w tarapaty i czy sobie poradził sam?
- Prosiłeś Reda? Gdzie on teraz jest? Wszystko z nim w porządku, zrobiłeś mu coś? – spytała bardzo powoli, bez emocji. Zmieniła się, nie uśmiechała się i nie reagowała gwałtownie. Stara April natychmiast chwyciłaby swój oręż i skoczyła na niego. Przedstawił im się i co więcej, mówił, że rozmawiał telepatycznie z Kuro. O co w tym wszystkim chodziło? Spojrzała na mężczyznę, który również był lekko zdziwiony. Podał mu jednak rękę i się przedstawił. Dziewczyna beznamiętnie uczyniła to samo.
- April. Co Cię do nas sprowadza? Mam wrażenie, że nie przyszedłeś sobie porozmawiać o tym jakże pięknym miejscu, w którym się znajdujemy? – spytała poprawiając swoje niesforne włosy, których przez te dwa lata pojawiło się jeszcze więcej, że dziewczyna część musiała wiązać w kucyk. – Oczekuję odpowiedzi zgodnej z prawdą, wyczuję kiedy będziesz coś kręcił.[/color]
Occ: Koniec treningu+nauka Zanzokena
Tak wiem, jakiś bezpłciowy ten post, ale nie mogłam już dłużej zwlekać.
- Cóż rozumiem, nie chcę się o to spierać, bo to Twoja przyszłość, ale wiem, że gdybyś był na moim miejscu, też byś był zazdrosny. – powiedziała, gdy w końcu po zasłużonym treningu miała chwilę na odpoczynek. Położyła się na chwilę na piasku, ale nie było przyjemnie, w końcu to nie Ziemia. Wstała otrzepała się i nagle ze zdziwieniem obserwowała, jak na ich polu treningowym znalazł się mężczyzna, tajemniczy. Miecz położyła natychmiast za siebie obserwując go w milczeniu. Oparła się o niego i wyczekiwała na jego reakcję. Szatyn zachowywał się jakby ich znał, a ona z kolei miała wrażenia, jakby gdzieś go widziała. – Kojarzę Cię.
Powiedziała bardziej do siebie, niż do niego. Niestety nie miała pojęcia, że tak blisko niej jest Red, bo od razu o nim pomyślała, była ciekawa, co robi, co się z nim dzieje i czy na pewno nie wpadł w tarapaty i czy sobie poradził sam?
- Prosiłeś Reda? Gdzie on teraz jest? Wszystko z nim w porządku, zrobiłeś mu coś? – spytała bardzo powoli, bez emocji. Zmieniła się, nie uśmiechała się i nie reagowała gwałtownie. Stara April natychmiast chwyciłaby swój oręż i skoczyła na niego. Przedstawił im się i co więcej, mówił, że rozmawiał telepatycznie z Kuro. O co w tym wszystkim chodziło? Spojrzała na mężczyznę, który również był lekko zdziwiony. Podał mu jednak rękę i się przedstawił. Dziewczyna beznamiętnie uczyniła to samo.
- April. Co Cię do nas sprowadza? Mam wrażenie, że nie przyszedłeś sobie porozmawiać o tym jakże pięknym miejscu, w którym się znajdujemy? – spytała poprawiając swoje niesforne włosy, których przez te dwa lata pojawiło się jeszcze więcej, że dziewczyna część musiała wiązać w kucyk. – Oczekuję odpowiedzi zgodnej z prawdą, wyczuję kiedy będziesz coś kręcił.[/color]
Occ: Koniec treningu+nauka Zanzokena
Tak wiem, jakiś bezpłciowy ten post, ale nie mogłam już dłużej zwlekać.
Re: Wioska Kuro
Sob Mar 22, 2014 9:43 pm
Od razu pchnął halfkę na głęboka wodę ale samej sobie jej nie zostawił. Przyszło mu do głowy, że może przyjdzie jej w przyszłości tą decydującą walkę odbyć właśnie w takim środowisku, gdzie nogi grzęzną w piachu i ruchy są niepewne. Próbował, jak tylko potrafił przygotować ją do ostatecznego starcia. Śmierć April nie wchodziła w rachubę, w końcu teraz to on, no i Kurokara byli jej nowa rodziną. Uśmiechnął się do swoich myśli wspominając z jaka łatwością rozstawia dwukrotnie wyższego i czterokrotnie starszego rosłego Saiyana, a on z uśmiechem jej na to pozwala, traktując ją oraz Reda jak swoje dzieci. Dziewczyna wprowadziła wiele radości do ich domu.
W końcu musieli zrobić przerwę, gorące popołudnie dawało się dziś we znaki. Odpoczywali, gdy nieopodal wylądowały dwie energie. Jedna szybko przemieszczała się w ich stronę, druga cofnęła się. Saiyan nie kojarzył chłopaka zmierzającego szybkim krokiem w ich kierunku ale nie wyczuł w nim złych zamiarów. Wstał i otrzepał się z pisku. Zmarszczył brwi i przywitał się z chłopakiem
- Vernil, Vernil – powtarzał półgłosem. Nie kojarzył go z wyglądu, bo widział jedynie jego zmasakrowane i zakrwawione ciało, tylko głos wydał mu się znajomy. W końcu zaskoczył ale zrobiło mu się głupio, że po wszystkim zupełnie o nim zapomniał.
-Aaaach Vernil, już pamiętam. Dobrze cię widzieć żywego i w żywym ciele, no wiesz... Czuje, że w zaświatach nie spałeś na chmurkach tylko ostro trenowałeś. Co Cię tutaj sprowadza? Hihihi, chciałbym zobaczyć minę Vivian na Twój widok. - Zagadnął wesoło.
- April, pamiętasz, kiedy walcząc z Tsufulem przylecieliśmy północnego miasta, po wybuchu. Obok Raziela leżało ciało innego kadeta, to był Vernil, potem jak byliśmy w karcerze rozmawiałem z nim telepatycznie trochę. Można powiedzieć, że zmartwychwstał, June i Rei maczali w tym place.
Mniej więcej nakreślił April sytuację i historię ich znajomości. Cieszył się widzieć chłopaka w dobrym zdrowiu i żywego. Za to zmartwił się Redem, demon co prawda był samotnikiem ale nie miał w zwyczaju ich unikać. Co prawda wczoraj wieczorem ich opuścił, może obawiał się ze pogniewali się o ten sposób pożegnania. Coś mu nie pasowało ale nie wiedział co.
- Red wszystko w porządku? Masz problem z odlotem? Potrzeba Ci czegoś?– zakrzyknął pełen niepokoju
OOC:
Post treningowy.
W końcu musieli zrobić przerwę, gorące popołudnie dawało się dziś we znaki. Odpoczywali, gdy nieopodal wylądowały dwie energie. Jedna szybko przemieszczała się w ich stronę, druga cofnęła się. Saiyan nie kojarzył chłopaka zmierzającego szybkim krokiem w ich kierunku ale nie wyczuł w nim złych zamiarów. Wstał i otrzepał się z pisku. Zmarszczył brwi i przywitał się z chłopakiem
- Vernil, Vernil – powtarzał półgłosem. Nie kojarzył go z wyglądu, bo widział jedynie jego zmasakrowane i zakrwawione ciało, tylko głos wydał mu się znajomy. W końcu zaskoczył ale zrobiło mu się głupio, że po wszystkim zupełnie o nim zapomniał.
-Aaaach Vernil, już pamiętam. Dobrze cię widzieć żywego i w żywym ciele, no wiesz... Czuje, że w zaświatach nie spałeś na chmurkach tylko ostro trenowałeś. Co Cię tutaj sprowadza? Hihihi, chciałbym zobaczyć minę Vivian na Twój widok. - Zagadnął wesoło.
- April, pamiętasz, kiedy walcząc z Tsufulem przylecieliśmy północnego miasta, po wybuchu. Obok Raziela leżało ciało innego kadeta, to był Vernil, potem jak byliśmy w karcerze rozmawiałem z nim telepatycznie trochę. Można powiedzieć, że zmartwychwstał, June i Rei maczali w tym place.
Mniej więcej nakreślił April sytuację i historię ich znajomości. Cieszył się widzieć chłopaka w dobrym zdrowiu i żywego. Za to zmartwił się Redem, demon co prawda był samotnikiem ale nie miał w zwyczaju ich unikać. Co prawda wczoraj wieczorem ich opuścił, może obawiał się ze pogniewali się o ten sposób pożegnania. Coś mu nie pasowało ale nie wiedział co.
- Red wszystko w porządku? Masz problem z odlotem? Potrzeba Ci czegoś?– zakrzyknął pełen niepokoju
OOC:
Post treningowy.
Re: Wioska Kuro
Wto Mar 25, 2014 8:27 pm
To wszystko było jakieś dziwne. Najpierw zachowanie Reda. Vernil już się przekonał, jak że Demon nie jest zwyczajną osobą. Bał się Kuro? Czarnowłosy zatrzymał się nagle, ale Half szedł dalej. Odwrócił tylko głowę i sprawdził, co się dzieje. Skoncentrował się na Ki czarnowłosego kolegi.
-Dobra, to będzie chwila. Jak nie chcesz się pokazywać, to, chociaż poczekaj na mnie gdzieś blisko. Nie lubię samotności -powiedział telepatycznie do Reda. Zbliżył się na tyle ile mógł do swoich... Nieznajomych? Brązowooki powoli zaczął żałować, że w ogóle tutaj przyszedł. Atmosfera jakoś mu nie odpowiadała. O tyle ile Kuro był bardzo uprzejmy i od razu skojarzył, kim jest młody przybysz, o tyle ta cała April, powiedziała, że go kojarzy i kazała mówić prawdę. Nie no, wiadomo Saiyan, ale trzeba zwracać się do reszty z taką wrogością? Chłopak pierwszy raz poczuł się, jakby mieli go za kogoś złego, za złodzieja albo mordercę. Dwa lata… Niby krótko, ale sporo mogło się pozmieniać. Może lepszym pomysłem byłby powrót od razu po wskrzeszeniu? Ahhh, nie ma, co płakać nad rozlanym mlekiem. Decyzja podjęta, już nie ma odwrotu, trzeba się przyzwyczaić do nowych zasad i reguł. Dziewczyna Kuro zapytała o Reda.
-Co mnie sprowadza? Nie zajmę wam dużo czasu. -Powiedział i podniósł dotychczas opuszczoną głowę -chciałbym Ci bardzo serdecznie podziękować Kuro. Pokonałeś tego, który mnie wysłał w zaświaty. Uratowałeś tę planetę. -Powiedział a na jego twarzy pojawił się promienny uśmiech - No, jestem ciekaw, co u Ósemki i Raziela, ale słyszałem, że nie ma ich na Vegecie, tylko polecieli na jakąś misje. Mam nadzieję, że nie będą musieli wylądować tam gdzie ja -powiedział i zaśmiał się -co do zaświatów to, no cóż, miałem bardzo dobrego trenera, który trenował Twojego trenera... Z tego, co pamiętam, ale mogło mi się coś pomylić. -Powiedział i przewrócił oczami -a co do Reda... Jeszcze niedawno był obok mnie. Gdzieś go wywiało. -Powiedział patrząc na dziewczynę z mieczem. Czuł się zmieszany. Nie wiedział na ile może sobie pozwolić, jeśli chodzi o rozmowę. Na dobrą sprawę nic nie wiedział o osobach, z którymi rozmawia.
-Jeśli łaska to, nikomu nie mówcie, o mojej wizycie w zaświatach. Niech to zostanie między nami. O tym, że wróciłem wiecie tylko Wy i Red. Byłbym szczęśliwy, jeśli by tak pozostało. Wiem, że sporo osób z Vegety zginęło, ale tylko ja zostałem w zaświatach dłużej. –Powiedział i spojrzał na parę.
-Dobra, to będzie chwila. Jak nie chcesz się pokazywać, to, chociaż poczekaj na mnie gdzieś blisko. Nie lubię samotności -powiedział telepatycznie do Reda. Zbliżył się na tyle ile mógł do swoich... Nieznajomych? Brązowooki powoli zaczął żałować, że w ogóle tutaj przyszedł. Atmosfera jakoś mu nie odpowiadała. O tyle ile Kuro był bardzo uprzejmy i od razu skojarzył, kim jest młody przybysz, o tyle ta cała April, powiedziała, że go kojarzy i kazała mówić prawdę. Nie no, wiadomo Saiyan, ale trzeba zwracać się do reszty z taką wrogością? Chłopak pierwszy raz poczuł się, jakby mieli go za kogoś złego, za złodzieja albo mordercę. Dwa lata… Niby krótko, ale sporo mogło się pozmieniać. Może lepszym pomysłem byłby powrót od razu po wskrzeszeniu? Ahhh, nie ma, co płakać nad rozlanym mlekiem. Decyzja podjęta, już nie ma odwrotu, trzeba się przyzwyczaić do nowych zasad i reguł. Dziewczyna Kuro zapytała o Reda.
-Co mnie sprowadza? Nie zajmę wam dużo czasu. -Powiedział i podniósł dotychczas opuszczoną głowę -chciałbym Ci bardzo serdecznie podziękować Kuro. Pokonałeś tego, który mnie wysłał w zaświaty. Uratowałeś tę planetę. -Powiedział a na jego twarzy pojawił się promienny uśmiech - No, jestem ciekaw, co u Ósemki i Raziela, ale słyszałem, że nie ma ich na Vegecie, tylko polecieli na jakąś misje. Mam nadzieję, że nie będą musieli wylądować tam gdzie ja -powiedział i zaśmiał się -co do zaświatów to, no cóż, miałem bardzo dobrego trenera, który trenował Twojego trenera... Z tego, co pamiętam, ale mogło mi się coś pomylić. -Powiedział i przewrócił oczami -a co do Reda... Jeszcze niedawno był obok mnie. Gdzieś go wywiało. -Powiedział patrząc na dziewczynę z mieczem. Czuł się zmieszany. Nie wiedział na ile może sobie pozwolić, jeśli chodzi o rozmowę. Na dobrą sprawę nic nie wiedział o osobach, z którymi rozmawia.
-Jeśli łaska to, nikomu nie mówcie, o mojej wizycie w zaświatach. Niech to zostanie między nami. O tym, że wróciłem wiecie tylko Wy i Red. Byłbym szczęśliwy, jeśli by tak pozostało. Wiem, że sporo osób z Vegety zginęło, ale tylko ja zostałem w zaświatach dłużej. –Powiedział i spojrzał na parę.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Kuro
Sro Mar 26, 2014 10:04 am
Nie to, że puszczał Vernila do paszczy lwa. Znał dość dobrze Kuro i April, nie mogliby mu zrobić krzywdy bez powodu. Ostrożność zawsze jest wskazana, stąd musieli wybadać przybysza nim napięcie zeszło z poziomu krytycznego na ugodowy. Początki znajomości zawsze są trudne, nie mniej jednak pamiętał, że Błękitnooka bez cienia skrępowania chciała spotkać się raz jeszcze z Redem mając surowy zakaz od Hikaru. To chyba była jedyna osoba, która nie była uprzedzona do jego osoby, ale nawet Kuro nie dawał całkowitej wiary słowom swojego mentora. A jeśli nawet - dał szansę na zmianę opinii o młodzieńcu.
Właśnie Saiyan zdobył się na to, by zawołać demona zza skał. No tak, nie ściszył swojej Ki. Wiedział o jego położeniu. Chwila, czy Kuro znów odezwał się do niego telepatycznie, czy faktycznie krzyknął z daleka? To nie istotne. Tyle osób dookoła niego potrafiło posługiwać się telepatią, że troszkę zaczynał zastanawiać się nad podjęciem nauki w tę stronę. Chociaż przy jego małomówności nie widział w tym aż tak wielkiej potrzeby. Z drugiej strony podczas walk podejmowanie decyzji z innymi w porozumieniu "za plecami wrogów" mogłoby się okazać gwoździem do trumny dla oponentów.
Tak czy inaczej, zdobył się na odrobinę odwagi, by spotkać się oko w oko z najlepszymi przyjaciółmi, których nie chciał ani trochę dłużej martwić swoim dziwnym zachowaniem.
Kilkadziesiąt czarnych motyli wydobyła się zza skał, zza których także wyłaniała się postura demona. Kiedy tylko promienie słoneczne oświetliły jego sylwetkę, zdecydował się szybko podlecieć do obecnych i stanąć przed nimi w odległości bliskiej pięciu metrów. Od prędkiego lotu jeszcze trochę falował mu warkocz w tyle, a jego aura uspokoiła się. Był przecież wśród swoich, nawet Brązowookiego, którego poznał dosłownie godzinę temu uznawał za kumpla. Jakby nie spojrzeć to on pomógł mu w przemianie, nawet jeśli nie powiedział mu tego wprost. Nie chciał przyprawiać go o ciarki, kiedy wyjaśniłby mu, iż jego energia posłużyła za katalizator nabuzowanej mocy demona do transformacji, bo to by brzmiało... jakby wyssał z niego Ki, co mogłoby przedstawiać Reda w złym świetle. Czasami lepiej nie wnikać w szczegóły dla własnego dobra.
Skinął lekko głową na przywitanie i mając opuszczone wzdłuż ciała ręce obdarzone przerośniętymi szponami nieco je chował w tkaninie. Nie grzeszył teraz przyjaznym wizerunkiem, ani urodą. W porównaniu do Czerwonowłosego chłopca, którym był w latach młodości, przeszedł nie najbardziej ludzką metamorfozę. Nadal miał biżuterię na sobie, lecz oko rubinu pojawiło się także na czole pod grzywką. Niestety nie mógł skryć ani przerośniętych kłów wystających zza linii warg, ani tatuaży pod oczyma, ani spojrzenia bestii. Odpowiedział wreszcie na apel Kuro spokojnym, nieco stłumionym wstydem za wizerunek, głosem:
>W porządku. A u Was?
Stanął bliżej nieśmiałym krokiem obok Vernila, który to wcześniej zdołał wyczerpać informacje na temat jego przybycia do Kuro. Nie usłyszał o czym rozmawiali przedtem, nie chciał podsłuchiwać. Teraz też się krępował, iż przeszkodził w rozmowach między Saiyanami i HalfSaiyanami, dlatego spuścił lekko głowę i utkwił wzrok w palce u swoich stóp. Jednak częściej dyskretnie zerkał na towarzyszy chcąc jak najwięcej zapamiętać chwil, gdy są poza ferworem walki. Trzeba było przyznać, iż dopiero teraz w przerwie kilku tygodni mógł o pełnej świadomości i bez zahamowań ocenić dwuletnie wysiłki przyjaciół. Wyglądali świetnie, ich moce rosły, April nabrała fachu w trudnej dla demona dziedzinie władania mieczem, Kuro bez przerwy doskonalił swoje ciało na wszelkie ewentualności będąc nauczony przezorności na dalszy bieg życia. Razem prezentowali się jeszcze lepiej - czuć było od nich chemię nie tylko partnerską, lecz i pełną synchronizację organizmów w sparingu. Rezultaty było widać gołym okiem. Gdyby nie to, iż często podczas treningów zjawiał się Hikaru i nie jego rosnący głód, ćwiczyłby częściej z nimi. Podpatrzyłby więcej, dowiedziałby się na pewno kilku sztuczek, lecz i tak był im bardzo wdzięczny za doprowadzenie młodzieńca na tą bardziej ucywilizowaną stronę życia.
Wciąż myślał o słowach Szatyna odnośnie tego, że chciałby jeszcze pobyć w towarzystwie demona, bo nie lubi samotności. Nie lepiej byłoby mu u swoich rodaków? Nie to, że nie chciał, ale czy to aby słuszna decyzja? Właściwie to nie taki głupi pomysł - mogliby się nawzajem kontrolować, albo chociaż doszkalać. Inna sprawa, że nie miał wcześniej sposobności poznać kogoś, kto wrócił z Zaświatów (nie, z Hikaru nie potrafił porozmawiać - zbyt burzliwa przeszłość) i całą swoją osobą ożywia otoczenie i smętne dusze jak dusza Reda. Całe szczęście, że wrócił do żywych. Podejrzewał, że to sprawa Nameczańskich Smoczych Kul (o ziemskich nie miał najmniejszego pojęcia), gdyż kiedyś dowiedział się o ich niezwykłych właściwościach. Tylko kto byłby w stanie dotrzeć aż na Namek? Z tego co pamiętał droga była daleka, no i trzeba było wiedzieć o tej planecie. Aż z ciekawości chciał tam wyruszyć i sprawdzić czy jego domysły były słuszne.
Właśnie Saiyan zdobył się na to, by zawołać demona zza skał. No tak, nie ściszył swojej Ki. Wiedział o jego położeniu. Chwila, czy Kuro znów odezwał się do niego telepatycznie, czy faktycznie krzyknął z daleka? To nie istotne. Tyle osób dookoła niego potrafiło posługiwać się telepatią, że troszkę zaczynał zastanawiać się nad podjęciem nauki w tę stronę. Chociaż przy jego małomówności nie widział w tym aż tak wielkiej potrzeby. Z drugiej strony podczas walk podejmowanie decyzji z innymi w porozumieniu "za plecami wrogów" mogłoby się okazać gwoździem do trumny dla oponentów.
Tak czy inaczej, zdobył się na odrobinę odwagi, by spotkać się oko w oko z najlepszymi przyjaciółmi, których nie chciał ani trochę dłużej martwić swoim dziwnym zachowaniem.
Kilkadziesiąt czarnych motyli wydobyła się zza skał, zza których także wyłaniała się postura demona. Kiedy tylko promienie słoneczne oświetliły jego sylwetkę, zdecydował się szybko podlecieć do obecnych i stanąć przed nimi w odległości bliskiej pięciu metrów. Od prędkiego lotu jeszcze trochę falował mu warkocz w tyle, a jego aura uspokoiła się. Był przecież wśród swoich, nawet Brązowookiego, którego poznał dosłownie godzinę temu uznawał za kumpla. Jakby nie spojrzeć to on pomógł mu w przemianie, nawet jeśli nie powiedział mu tego wprost. Nie chciał przyprawiać go o ciarki, kiedy wyjaśniłby mu, iż jego energia posłużyła za katalizator nabuzowanej mocy demona do transformacji, bo to by brzmiało... jakby wyssał z niego Ki, co mogłoby przedstawiać Reda w złym świetle. Czasami lepiej nie wnikać w szczegóły dla własnego dobra.
Skinął lekko głową na przywitanie i mając opuszczone wzdłuż ciała ręce obdarzone przerośniętymi szponami nieco je chował w tkaninie. Nie grzeszył teraz przyjaznym wizerunkiem, ani urodą. W porównaniu do Czerwonowłosego chłopca, którym był w latach młodości, przeszedł nie najbardziej ludzką metamorfozę. Nadal miał biżuterię na sobie, lecz oko rubinu pojawiło się także na czole pod grzywką. Niestety nie mógł skryć ani przerośniętych kłów wystających zza linii warg, ani tatuaży pod oczyma, ani spojrzenia bestii. Odpowiedział wreszcie na apel Kuro spokojnym, nieco stłumionym wstydem za wizerunek, głosem:
>W porządku. A u Was?
Stanął bliżej nieśmiałym krokiem obok Vernila, który to wcześniej zdołał wyczerpać informacje na temat jego przybycia do Kuro. Nie usłyszał o czym rozmawiali przedtem, nie chciał podsłuchiwać. Teraz też się krępował, iż przeszkodził w rozmowach między Saiyanami i HalfSaiyanami, dlatego spuścił lekko głowę i utkwił wzrok w palce u swoich stóp. Jednak częściej dyskretnie zerkał na towarzyszy chcąc jak najwięcej zapamiętać chwil, gdy są poza ferworem walki. Trzeba było przyznać, iż dopiero teraz w przerwie kilku tygodni mógł o pełnej świadomości i bez zahamowań ocenić dwuletnie wysiłki przyjaciół. Wyglądali świetnie, ich moce rosły, April nabrała fachu w trudnej dla demona dziedzinie władania mieczem, Kuro bez przerwy doskonalił swoje ciało na wszelkie ewentualności będąc nauczony przezorności na dalszy bieg życia. Razem prezentowali się jeszcze lepiej - czuć było od nich chemię nie tylko partnerską, lecz i pełną synchronizację organizmów w sparingu. Rezultaty było widać gołym okiem. Gdyby nie to, iż często podczas treningów zjawiał się Hikaru i nie jego rosnący głód, ćwiczyłby częściej z nimi. Podpatrzyłby więcej, dowiedziałby się na pewno kilku sztuczek, lecz i tak był im bardzo wdzięczny za doprowadzenie młodzieńca na tą bardziej ucywilizowaną stronę życia.
Wciąż myślał o słowach Szatyna odnośnie tego, że chciałby jeszcze pobyć w towarzystwie demona, bo nie lubi samotności. Nie lepiej byłoby mu u swoich rodaków? Nie to, że nie chciał, ale czy to aby słuszna decyzja? Właściwie to nie taki głupi pomysł - mogliby się nawzajem kontrolować, albo chociaż doszkalać. Inna sprawa, że nie miał wcześniej sposobności poznać kogoś, kto wrócił z Zaświatów (nie, z Hikaru nie potrafił porozmawiać - zbyt burzliwa przeszłość) i całą swoją osobą ożywia otoczenie i smętne dusze jak dusza Reda. Całe szczęście, że wrócił do żywych. Podejrzewał, że to sprawa Nameczańskich Smoczych Kul (o ziemskich nie miał najmniejszego pojęcia), gdyż kiedyś dowiedział się o ich niezwykłych właściwościach. Tylko kto byłby w stanie dotrzeć aż na Namek? Z tego co pamiętał droga była daleka, no i trzeba było wiedzieć o tej planecie. Aż z ciekawości chciał tam wyruszyć i sprawdzić czy jego domysły były słuszne.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Kuro
Czw Mar 27, 2014 9:16 pm
Zerknęła na Vernila. Faktycznie jakby gdzieś już go kiedyś kojarzyła, ale właśnie nie wiedziała skąd, aż do tego momentu. To przez niego tak urosła w siłę. Zrobiła lekko zdziwioną minę, trochę wydoroślał i się zmienił.
- Wiem już kim jesteś! To ty byłeś podczas tej fuzji z Razielem i to Ty zginąłeś w walce z Tsufulem, no i ja wtedy zdenerwowałam się i zamieniłam się w nową formę! – powiedziała błyskotliwie, pstrykając palcami na znak rozwikłania zagadki. Oboje zaczęli rozmawiać o zaświatach i ponoć jego trener, trenował trenera Kuro. To takie zagmatwane. Ale kolejną rzeczą, o której nie wiedziała o Misticku było to, że raz musiał stracić życie, inaczej nie da się tam wylądować.- Powiedz mi jeszcze jedno, bo aż jestem ciekawa, jak tam jest? Dużo osób? Sama wygoda? Jak zachowują się pozostali, ciężko tam jest, albo nieprzyjaźnie?
Jednak, gdy dziewczyna zobaczyła Reda spoważniała. Wyglądał trochę inaczej niż zwykle, w zasadzie całkowicie inaczej! Zerknęła na niego tasakując go wzrokiem od góry do dołu.
- U nas też w porządku, wybieramy się na Ziemię. A Ty co masz zamiar ze sobą zrobić? Martwię się, zdecydowanie. – powiedziała nie spuszczając z niego wzroku, nie mieli co prawda kontaktu, ale prawie czuła jakby patrzył jej w oczy.
Nie wiedziała, co ma jeszcze zrobić, patrzyła to na jednego, to na drugiego. W końcu zerknęła na Kuro. Rozumieli się zawsze bez słów, ale tym razem nie potrafiła odczytać jego myśli, powróciła do dalszego wertowania wzrokiem przybyszy.
- Vernil, co masz zamiar teraz zrobić? Przecież nie wrócisz od tak do Akademii, wszyscy wiedzą, że nie żyjesz i mogą lekko zdziwić się Twoim zmartwychwstaniem, a przyznam, że jestem dosyć ciekawa odnośnie tej kwestii... i w sumie jeszcze jedno, przyszedłeś tutaj serio tylko po to, żeby podziękować, czy chodzi o coś jeszcze? – spytała, wbijając ciężki miecz. Miała już dosyć trzymania go na plecach, wcale nie należał do najlżejszego, a teraz była świeżo po treningu.
- Wiem już kim jesteś! To ty byłeś podczas tej fuzji z Razielem i to Ty zginąłeś w walce z Tsufulem, no i ja wtedy zdenerwowałam się i zamieniłam się w nową formę! – powiedziała błyskotliwie, pstrykając palcami na znak rozwikłania zagadki. Oboje zaczęli rozmawiać o zaświatach i ponoć jego trener, trenował trenera Kuro. To takie zagmatwane. Ale kolejną rzeczą, o której nie wiedziała o Misticku było to, że raz musiał stracić życie, inaczej nie da się tam wylądować.- Powiedz mi jeszcze jedno, bo aż jestem ciekawa, jak tam jest? Dużo osób? Sama wygoda? Jak zachowują się pozostali, ciężko tam jest, albo nieprzyjaźnie?
Jednak, gdy dziewczyna zobaczyła Reda spoważniała. Wyglądał trochę inaczej niż zwykle, w zasadzie całkowicie inaczej! Zerknęła na niego tasakując go wzrokiem od góry do dołu.
- U nas też w porządku, wybieramy się na Ziemię. A Ty co masz zamiar ze sobą zrobić? Martwię się, zdecydowanie. – powiedziała nie spuszczając z niego wzroku, nie mieli co prawda kontaktu, ale prawie czuła jakby patrzył jej w oczy.
Nie wiedziała, co ma jeszcze zrobić, patrzyła to na jednego, to na drugiego. W końcu zerknęła na Kuro. Rozumieli się zawsze bez słów, ale tym razem nie potrafiła odczytać jego myśli, powróciła do dalszego wertowania wzrokiem przybyszy.
- Vernil, co masz zamiar teraz zrobić? Przecież nie wrócisz od tak do Akademii, wszyscy wiedzą, że nie żyjesz i mogą lekko zdziwić się Twoim zmartwychwstaniem, a przyznam, że jestem dosyć ciekawa odnośnie tej kwestii... i w sumie jeszcze jedno, przyszedłeś tutaj serio tylko po to, żeby podziękować, czy chodzi o coś jeszcze? – spytała, wbijając ciężki miecz. Miała już dosyć trzymania go na plecach, wcale nie należał do najlżejszego, a teraz była świeżo po treningu.
Re: Wioska Kuro
Pią Mar 28, 2014 5:10 pm
Po słowach Vernila, Saiyan długo milczał, zbierał myśli. Przybysz przypomniał mu o przykrych wydarzeniach sprzed dwóch lat. Kuro pogrążył się w swoich myślach, kiedy rozmowa toczyła się dalej. Reda nie było dobę, a zmienił się diametralnie, coś się z nim działo i ukrywał to przed nimi. Nie zaufał nic nie powiedział, nie poprosił o pomoc, a mieszkali ze sobą dwa lata. Nawet April nic nie powiedział. Za to poznanego od tak szczeniaka .... Żal i przykrość ścisnęły mu serce. Zastanawiał się, co takiego robił źle. Przez ostatnie dwa lata opiekował się Reden, chronił narażając nie tylko własne życie ale też April oraz innych i uczył, a mimo to demon nie obdarzył go zaufaniem. Może to z Saiyanem jest coś nie tak. Poczuł się jakby ktoś dał mu w twarz, niemniej włączył się do rozmowy o Ziemi.
- Lecimy odwiedzić June i Reito, lecisz z nami, czy pozdrowić ich od Ciebie? Coś po Ki czuje, że mają malutkie towarzystwo hehe. Chyba trzeba będzie kupić im jakiś drobiazg co April?
Czuł jakby jakiś niewysłowiony ciężar przygniatał mu barki. Musiał odpowiedzieć Halfowi:
- Twoja tajemnica jest u nas bezpieczna. Przykro mi ale nie masz mi za co dziękować. To przez moją błędną ocenę sytuacji zbyt późno wyruszaliśmy i nie zdążyliśmy Cię uratować. I nie jestem bohaterem ale potworem. Zabiłem go, bo wszyscy tego ode mnie oczekiwali, a Tsufulowi należała się pomoc. Byłem za słaby, żeby zdecydować po swojemu. Nie uratowałem tej planety, jest tu wielu żołnierzy, którzy pokonaliby i nawet się przy tym nie zasapali, ale nie dostali takiego rozkazu. Nie było cię tu, więc nie wiesz, że to wszystko okazało się tylko zabawą znudzonego na tronie ....... nie dokończył. Jedyny z tego plus, że za jego śmierć pozwolili mi żyć.
Przynajmniej wreszcie powiedział, to co ciążyło mu od tych dwóch lat na duszy. Informacje, które zebrał o tsufulach pozwoliły mu zmienić zdanie o ich królu Gdyby dało się cofnąć czas, spróbowałby ale czasu nie da się cofnąć. Westchnął.
- Red jeśli chcesz bezpiecznie stąd odlecieć, to startuj z tylko pustyni, tam nie ma czujników inaczej Cię wycharczą i zniszczą razem ze statkiem.
Miał ochotę powiedzieć więcej, zapewnili mu ochronę ryzykując własnym życiem, a on tak lekkomyślnie sobie idzie i chce odlecieć bez planu i wiedzy. Jednakże poczuł jak za placami ręka April z ramienia wędruje mu po plecach i ściska nasadę ogona. Zorientowała się, że chłopak zaraz się zagalopuje i powinien się zamknąć zawczasu. Zrozumiał znak.
- April wracajmy do domu, trzeba wcześnie wstać. Rano czeka nas praca przed odlotem.
OOC: Koniec treningu.
- Lecimy odwiedzić June i Reito, lecisz z nami, czy pozdrowić ich od Ciebie? Coś po Ki czuje, że mają malutkie towarzystwo hehe. Chyba trzeba będzie kupić im jakiś drobiazg co April?
Czuł jakby jakiś niewysłowiony ciężar przygniatał mu barki. Musiał odpowiedzieć Halfowi:
- Twoja tajemnica jest u nas bezpieczna. Przykro mi ale nie masz mi za co dziękować. To przez moją błędną ocenę sytuacji zbyt późno wyruszaliśmy i nie zdążyliśmy Cię uratować. I nie jestem bohaterem ale potworem. Zabiłem go, bo wszyscy tego ode mnie oczekiwali, a Tsufulowi należała się pomoc. Byłem za słaby, żeby zdecydować po swojemu. Nie uratowałem tej planety, jest tu wielu żołnierzy, którzy pokonaliby i nawet się przy tym nie zasapali, ale nie dostali takiego rozkazu. Nie było cię tu, więc nie wiesz, że to wszystko okazało się tylko zabawą znudzonego na tronie ....... nie dokończył. Jedyny z tego plus, że za jego śmierć pozwolili mi żyć.
Przynajmniej wreszcie powiedział, to co ciążyło mu od tych dwóch lat na duszy. Informacje, które zebrał o tsufulach pozwoliły mu zmienić zdanie o ich królu Gdyby dało się cofnąć czas, spróbowałby ale czasu nie da się cofnąć. Westchnął.
- Red jeśli chcesz bezpiecznie stąd odlecieć, to startuj z tylko pustyni, tam nie ma czujników inaczej Cię wycharczą i zniszczą razem ze statkiem.
Miał ochotę powiedzieć więcej, zapewnili mu ochronę ryzykując własnym życiem, a on tak lekkomyślnie sobie idzie i chce odlecieć bez planu i wiedzy. Jednakże poczuł jak za placami ręka April z ramienia wędruje mu po plecach i ściska nasadę ogona. Zorientowała się, że chłopak zaraz się zagalopuje i powinien się zamknąć zawczasu. Zrozumiał znak.
- April wracajmy do domu, trzeba wcześnie wstać. Rano czeka nas praca przed odlotem.
OOC: Koniec treningu.
Re: Wioska Kuro
Nie Mar 30, 2014 6:09 pm
-Oj, ja tutaj chyba nie pasuje… za poważnie tutaj, jak dla mnie- pomyślał wsłuchując się w słowa Kuro i April. Kobieta z mieczem na plecach rozpoznała Vernila. Wspomniała o fuzji z Razielem i o jego śmierci.
-No tak, tak było. Najpierw złączyliśmy się w jedną osobę, a później, gdy już fuzja się skończyła zostałem zabity. Miałem okazję widzieć fragment walki i widziałem jak ktoś leży przy moim ciele i przemienia się. Miło poznać –powiedział spokojnie. Nagle, obok brązowookiego pojawił się Red. Dlaczego wcześniej się chował? Bał się reakcji znajomych na nowy wygląd? Demon zapytał, co słychać u dwójki wojowników, Ci powiedzieli mu o planach wylotu na Ziemię. –To chyba na ziemi były te kulki i ten ogromny smok, który przywrócił mnie do życia, ale głowy nie daję… -pomyślał chłopak. To samo, co April, powiedział też Kuro, lecz po chwili jakby posmutniał. Zaczął mówić poważnym tonem o sytuacji z pola bitwy. Tej sytuacji, w której zniszczył Tsufula i pomścił śmierć Brązowookiego. Cała przemowa mocno zdziwiła Vernila.
-Ej staary, weź się w garść. –Powiedział wpatrując się w Kuro. Delikatnie się uśmiechnął – równie dobrze mógłbym mówić, o tym, że gdybym ja był silniejszy to bym nie zginął. Stało się i nie ma, co nad tym płakać. Powiem więcej, to, że zginąłem wyszło mi na dobre –powiedział i spojrzał na chwilę w niebo, by następnie spojrzeć z jeszcze szerszym uśmiechem na April – może dzięki mojej śmierci Twoja dziewczyna? Żona? Nie ważne, może dzięki mojej śmierci April osiągnęła poziom super Saiyanina. A jeśli chodzi o mnie –ponownie spojrzał na Kuro –spędziłem dwa lata u bardzo potężnego trenera. Nauczył mnie jak walczyć, zwiększyłem swoje zdolności, no nie mówiąc o technikach –teraz z uśmiechem spojrzał na Reda. Demon był jedyną osobą, która wiedziała o tym, że chłopak umie Genki Damę – no i przez te dwa lata się nie zestarzałem. Jak widać, wyglądam tak samo jak wtedy –zrobił krok w tył by April i Kuro mogli zobaczyć go w całej okazałości –Tsuful był potworem, nie każdemu można pomóc. Zabił tysiące osób. Spotkało go to, na co zasłużył. –Spojrzał na April – Co do akademii. Z tego, co wiem to wszyscy, którzy zginęli z ręki Tsufula wrócili do życia. Problem jest w tym, że mnie nie było rok dłużej. Nie wiem, za kogo mnie teraz uważają. Postaram się skontaktować ze starymi znajomymi. Może ktoś mi wytłumaczy jak wygląda sytuacja. I tak. Chciałem spotkać się z Kuro, tylko po to żeby podziękować no i.. Poznać go. Rozmawialiśmy telepatycznie, to stwierdziłem ze jak wrócę to go odnajdę. A teraz- powiedział, podskoczył i pomagając sobie techniką lotu zwiększał swój pułap –polecę. Widzę, że też macie inne plany to nie będę przeszkadzał –naciągnął sobie górną część maski. Skupił się na swojej energii. Tak, była na stałym poziomie średniego wojownika –Red, lecisz ze mną, czy zostajesz z nimi? –Powiedział i naciągnął sobie dolną część maski. Wszedł w tryb super Saiyanina, ale jego energia nawet nie drgnęła. Aura nie wydzielała się dzięki masce, którą miał na sobie.
-No, to bardzo wam dziękuję za rozmowę i ogólnie za spotkanie. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Część April i Ty, Bohaterze –powiedział i nie zostawiając za sobą żadnej smugi, ruszył na północ z imponującą prędkością.
OOC:
z/t-> Oaza na czerwonej pustyni
-No tak, tak było. Najpierw złączyliśmy się w jedną osobę, a później, gdy już fuzja się skończyła zostałem zabity. Miałem okazję widzieć fragment walki i widziałem jak ktoś leży przy moim ciele i przemienia się. Miło poznać –powiedział spokojnie. Nagle, obok brązowookiego pojawił się Red. Dlaczego wcześniej się chował? Bał się reakcji znajomych na nowy wygląd? Demon zapytał, co słychać u dwójki wojowników, Ci powiedzieli mu o planach wylotu na Ziemię. –To chyba na ziemi były te kulki i ten ogromny smok, który przywrócił mnie do życia, ale głowy nie daję… -pomyślał chłopak. To samo, co April, powiedział też Kuro, lecz po chwili jakby posmutniał. Zaczął mówić poważnym tonem o sytuacji z pola bitwy. Tej sytuacji, w której zniszczył Tsufula i pomścił śmierć Brązowookiego. Cała przemowa mocno zdziwiła Vernila.
-Ej staary, weź się w garść. –Powiedział wpatrując się w Kuro. Delikatnie się uśmiechnął – równie dobrze mógłbym mówić, o tym, że gdybym ja był silniejszy to bym nie zginął. Stało się i nie ma, co nad tym płakać. Powiem więcej, to, że zginąłem wyszło mi na dobre –powiedział i spojrzał na chwilę w niebo, by następnie spojrzeć z jeszcze szerszym uśmiechem na April – może dzięki mojej śmierci Twoja dziewczyna? Żona? Nie ważne, może dzięki mojej śmierci April osiągnęła poziom super Saiyanina. A jeśli chodzi o mnie –ponownie spojrzał na Kuro –spędziłem dwa lata u bardzo potężnego trenera. Nauczył mnie jak walczyć, zwiększyłem swoje zdolności, no nie mówiąc o technikach –teraz z uśmiechem spojrzał na Reda. Demon był jedyną osobą, która wiedziała o tym, że chłopak umie Genki Damę – no i przez te dwa lata się nie zestarzałem. Jak widać, wyglądam tak samo jak wtedy –zrobił krok w tył by April i Kuro mogli zobaczyć go w całej okazałości –Tsuful był potworem, nie każdemu można pomóc. Zabił tysiące osób. Spotkało go to, na co zasłużył. –Spojrzał na April – Co do akademii. Z tego, co wiem to wszyscy, którzy zginęli z ręki Tsufula wrócili do życia. Problem jest w tym, że mnie nie było rok dłużej. Nie wiem, za kogo mnie teraz uważają. Postaram się skontaktować ze starymi znajomymi. Może ktoś mi wytłumaczy jak wygląda sytuacja. I tak. Chciałem spotkać się z Kuro, tylko po to żeby podziękować no i.. Poznać go. Rozmawialiśmy telepatycznie, to stwierdziłem ze jak wrócę to go odnajdę. A teraz- powiedział, podskoczył i pomagając sobie techniką lotu zwiększał swój pułap –polecę. Widzę, że też macie inne plany to nie będę przeszkadzał –naciągnął sobie górną część maski. Skupił się na swojej energii. Tak, była na stałym poziomie średniego wojownika –Red, lecisz ze mną, czy zostajesz z nimi? –Powiedział i naciągnął sobie dolną część maski. Wszedł w tryb super Saiyanina, ale jego energia nawet nie drgnęła. Aura nie wydzielała się dzięki masce, którą miał na sobie.
-No, to bardzo wam dziękuję za rozmowę i ogólnie za spotkanie. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Część April i Ty, Bohaterze –powiedział i nie zostawiając za sobą żadnej smugi, ruszył na północ z imponującą prędkością.
OOC:
z/t-> Oaza na czerwonej pustyni
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Kuro
Nie Mar 30, 2014 8:20 pm
Szczerze to przestraszył się i speszył widząc powagę na obliczu April. Jej słowa także nie dawały powodu do dumy, wręcz przeciwnie. Także Kuro nie pozostawiał wątpliwości, iż jest nieco poirytowany na Reda. Wolał im nie patrzeć w oczy, kiedy odpowiadał niepewnie na postawione pytania:
>J-jeszcze nie wiem, April... Nie polecę z Wami na Ziemię... nie byliby zachwyceni moją obecnością, zwłaszcza Reito i June. Nie pałają do mnie "sympatią". Także... pozdrowienia nie mają sensu.
Nawet głos zdradzał objawy lęku przed tym, że jednak oszukał ich wszystkich twierdząc, że wszystko grało. Palcami coraz bardziej miętosił materiał od spodni chcąc rozładować napięcie. Na nic to, coraz bardziej krępował się, aż ucichł. Na szczęście nie zapadła martwa cisza, ponieważ rozmowa przebiegała później innym tokiem. Niezupełnie pomyślnym dla Kuro, który to opowiedział coś, co tknęło demona do żywego. Nawet ostrożnie spojrzał na obwiniającego się wojownika, który podczas przemiany miał Srebrzyste włosy. Przynajmniej on potrafił z siebie wyrzucić to, co dręczyło jego duszę. Podziwiał go za to. Można później śmiało rzec, że dało to swój owoc w późniejszej części ich spotkania.
Vernil potrafił wszystko przedstawić w pogodnym świetle. Pocieszył Kuro odważnymi stwierdzeniami, ale i prawdziwymi, które mogły podnieść na duchu syna Kurokary. Przy nim tuż była także April, która nigdy nie opuszczała swojego ukochanego, czy w walce na śmierć czy w zgryzocie. Szatyn w między czasie też opowiedział o akademii i o wszystkich, którzy zginęli z ręki Tsufula i jego podwładnych. Że został ożywiony dzięki ziemskim kulom. Huh, intensywna rozmowa, nie można było tego inaczej ująć.
Czas rozmów dobiegał końca. Brązowooki podziękował kulturalnie za spotkanie i szykując się do drogi zaproponował wspólne przygody. Młodzieniec okuty w biżuterię odpowiedział po chwili wahania:
>Dołączę później, Vernil.
Po porozumieniu się z Vernilem i jego odlotem w inne miejsce już w pełnym ekwipunku, chwilę zbierał w sobie odwagę do tego, co nieuniknione, a bardzo przydatne do rozładowania napiętej atmosfery między nimi. Nie mogą rozstać się z tyloma niewiadomymi. Skoro Kuro zdobył się na gest i opowiedział o tym co go gnębiło od dwóch lat, to i Red też mógł, prawda? Ehm... to jednak trudniejsze dla kogoś, kto przez cały dzień mógł zamienić tylko kilka zdań. Nie mniej jednak spróbuje.
Czego się nie robi dla osób, które zaufały mu, a on nadszarpnął otrzymany dar.
>Zanim odlecicie na Ziemię, ja też chciałbym Wam coś wyjaśnić -uniósł w końcu pewniej wzrok na zakochaną parę wojowników i cicho przełknął ślinę; bał się tej spowiedzi, obawiał się reakcji, mimo iż...- Nie bez powodu opuściłem Was na jeden dzień, chociaż duchowo opuściłem Was znacznie wcześniej.
Zmrużył ślepia chcąc skupić swoje myśli tylko na rzetelnym przedstawieniu przeszłości. Nie był wprawionym mówcą, toteż obawiał się, iż pod wpływem lęku zakrzywiłby obraz wypowiedzi. Wymyślił jednak coś innego. Coś, co kiedyś już raz wykorzystał, a co ułatwiało innym zrozumienie jego punktu widzenia. Rubin na szyi i czole demona połyskiwał szkarłatem, jednakowym pulsem. Dookoła rozrosła się jego czarno-czerwona poświata wypełniona chmarą motyli, która szczelnie otoczyła całą trójkę. Szeleściła i emanowała Ki demona. Kiedy okrąg był już całkowicie zamknięty swoistą kopułą odgraniczającą ich od rzeczywistości, młodzieniec otworzył nagle powieki pokazując rozświetlone ślepia. Nie miał kontaktu z wojownikami, ponieważ chciał przelać wspomnienia w motyle, które niczym w kinie na rzutniku odtworzyły film. Nie był to typowy seans, widzowie prócz wizji mogli dosłownie wejść w skórę demona odczuwając te same emocje, które towarzyszyły danej chwili.
A zaczęło się to wszystko od przygarnięcia demona pod dach. Zaintrygowany młodzieniec gościnnością dwójki młodych zakochanych skorzystał z oferty i został z nimi. Pilnie wykonywał obowiązki, doszkalał się ze zdrowiejącym na obolałą szczękę Kuro nad pisaniem i czytaniem, chodził z April do szklarni i pielęgnował sadzonki. Podczas tego etapu nastrój był łagodny, przyjemny. Nic nie stawało na przeszkodzie, aby spełniać się w roli pomocnika dla swoich kumpli. Nastąpił przeskok do kolejnego urywka dnia, kiedy to April i Kuro zostali zaproszeni przez Hikaru na solidny trening. Tutaj pojawiło się pierwsze wahanie - chciał iść z nimi, lecz poczuł od razu przeszywające go na wskroś spojrzenie Mistica, dlatego wycofał się z powrotem do szklarni. W tym miejscu też zakiełkowało w nim zwątpienie do tego czy powinien był żyć tuż obok lubianych przez mieszkańców wioski młodych wojowników. Przy kolejnych treningach byłych podopiecznych z Białowłosym nawet nie chciał myśleć o ewentualnej chęci dołączenia do nich. Dlatego ćwiczył sam, czasami w towarzystwie Vivian, z którą wiele nie rozmawiał. Po prostu dobrze się im razem trenowało, lecz ich małomówność nie kreowała większej więzi między nimi. Z czasem zaprzestał wspólnych sparingów, aby nie pogarszać jej reputacji swoją osobą.
Kolejne klatki filmu wskazywały, jak demon wił się na łóżku ściskając rękę na brzuchu. Tamował poduszką twarz, by nie krzyczeć, a pot spływający od gorączki wycierał co jakiś czas poszewką od pościeli. Słyszał za drzwiami głos April, który pytał czy wszystko w porządku. Po pierwszym odezwaniu się Halfki zbył pytanie milczeniem udając, że śpi. Później nawet Kuro pytał się przez zamknięte drzwi o stan demona. I tu pojawiło się pierwsze kłamstwo wobec mieszkańców. Skłamał mówiąc, że po prostu chciał odespać kilka dni bezsenności, po czym wyszedł z pokoju pokazując się im w kamuflowanym dobrym porządku. Nie mniej jednak od tej chwili nie rozmawiał z nimi wcale a wcale (jakby żył we własnym świecie), kolejne dni przemykał z kąta w kąt, i dalej pełnił obowiązki, lecz w zupełnej samotności. Co jakiś czas przerywał pracę, gdy coś go ssało w żołądku. Posiłki serwowane przez mieszkańców - przedtem skrupulatnie wyjadane i z dobrym smakiem - zaczęły go przyprawiać o mdłości. Większość trafiało do ubikacji. Snuł się coraz wolniej, coraz mniej pewniej z jednego miejsca pracy na drugie czy na odpoczynek uciekając wzrokiem od jakiejkolwiek żywej istoty.
Skoro tak cierpiał, dlaczego nie powiedział o tym swoim najbliższym osobom?
Wyjaśniło się to w jednym z najświeższych wspomnień, kiedy hasał po swoim pokoju już całkowicie rozdygotany, z mieszkiem pieniędzy, które oddał zakochanym. Bił się z myślami o to co powinien zrobić. Powiedzieć im? Nie mógł! Za bardzo się bał ich opinii, bo za kogo zaczęliby uważać Czarnowłosego, gdyby dowiedzieli się, że potrzebuje zabsorbować jakąś silną osobę?! Nawet nie wiedział czy w ten sposób nie uśmierci ofiary! Ale głód pustoszał jego ciało i umysł coraz dotkliwiej, stąd porwał kartkę i napisał pożegnanie. Obraz rozmazywał się, oddech coraz cięższy nie napawał optymizmem. Ucieczka z wioski, koczowanie na pustyni poszukując w swoim ciele statku, które okazało się bezskuteczne ze względu na rozkojarzenie chłopaka, spotkanie Vernila, jego prośba skierowana do demona o odnalezienie Kuro... wszystko potem przebiegało jak lawina - prędko i niszcząco. Widzieli także podczas filmu jak zawarł Red straszną umowę z dopiero co ocalałym wojownikiem. To był akt rozpaczy, nigdy o zdrowych zmysłach nie zrobiłby tego! Dlatego jeszcze mógł powstrzymać się w domostwie Błękitnookiej i jej ukochanego, dlatego ich nie skrzywdził. Nie chciał ich zjadać, nie chciał też ich rozdzielać czy pozbawić egzystencji. Ale na pustyni był już tak osłabiony, że z desperacji nawiązał taką umowę z Szatynem. Do ostatniej chwili przytomnego umysłu żałował decyzji, lecz potem był już zupełnie rozszalałą istotą podobną do bestii niszczącej skały. Nie wiedzieć czemu pojawił się na kilka sekund kadr z Ziemi, gdzie mordował podobnymi gestami niewinnych mieszkańców będąc pod wpływem Tsufula. To chyba przez to, że Kuro chwilę temu obwiniał się za śmierć kosmicznego intruza. Potem ten film był tak chaotyczny, tak zmieszany, że dopiero białe światło od Genki Damy zerwało barierę motyli, a Red wrócił umysłem do świata żywych. Zlany potem dyszał tak samo ciężko jak wtedy, gdy głód odbierał mu zdrowie.
Stał tak jeszcze przez parę sekund w nieco zgarbionej pozie, kiedy postawił dwa kroki ku obecnym. Jego aura rozprysnęła się na dobre, demon dość solidnie zmęczył się projekcją swoich wspomnień i przeżyć, których nie potrafił wypowiedzieć na głos. Lęk go nie opuszczał, a mimo wszystko zbliżył się do April i Kuro, by powiedzieć im coś na koniec cichym, roztrzęsionym głosem:
>Cokolwiek teraz myślicie... wiedzcie, że dla mnie jesteście... najlepszymi przyjaciółmi... o których mi się nawet nie śniło.
... i niespodziewanie rozłożył ręce, by objąć obie sylwetki wojowników i wtulić się w nich ze skrytą twarzą rozpaloną od emocji. Wcisnął rozczochraną głowę między szparę powstałą między April i Kuro. Po momencie ścisnął ich jeszcze mocniej ku sobie i zaczął drżeć na ciele. Był bardzo mocno przejęty, przylgnął do nich jak dziecko tulące się do matki, które strasznie nabroiło i szukało wsparcia u najbliższej osoby. Dla Reda to właśnie April i Kuro zajmowali szczególne miejsce w ofiarowanym przez Boginię Kaede sercu. Chyba jeszcze nikt nie widział tak skruszonego, pokornego demona, który okazywał odruchy przypisywane wyrzutom sumienia. Zdawało się także, że łkał cicho, prawie bezgłośnie. Tylko brakowało wilgotnych plam na ich odzieniach, w które wtopił swoje oblicze, i które świadczyłyby o łzach. Czarnowłosy nie umiał płakać, lecz także nie potrafił się śmiać. Mimo wszystko dało się wyczuć jego emocje, iż naprawdę żałuje za swoje dotychczasowe postępowanie. Nie chciał ich stracić, byli dla niego niczym rodzina, którą dawno, dawno temu stracił, i już nawet nie pamiętał o tym. Nie chciał od nich wybaczenia za te świństwa, jakimi im się odpłacił za dobro. Po prostu pragnął, aby chociaż go tolerowali w swoim otoczeniu. Nie wymagał od nich już niczego więcej - nie miał takiego prawa. Zawiódł ich, miał być dobry, miał być użyteczny, miał być pomocny, a teraz czuł się im potrzebny jak dziesiąte koło od roweru. Tak bardzo się o niego martwili, a on nie chciał po sobie dawać znaku, że coś nie grało. Dlatego to wszystko taki miało finał, mógł po prostu im to powiedzieć zanim zbiegł na pustynię. Mieliby o nim inne zdanie niż teraz.
>J-jeszcze nie wiem, April... Nie polecę z Wami na Ziemię... nie byliby zachwyceni moją obecnością, zwłaszcza Reito i June. Nie pałają do mnie "sympatią". Także... pozdrowienia nie mają sensu.
Nawet głos zdradzał objawy lęku przed tym, że jednak oszukał ich wszystkich twierdząc, że wszystko grało. Palcami coraz bardziej miętosił materiał od spodni chcąc rozładować napięcie. Na nic to, coraz bardziej krępował się, aż ucichł. Na szczęście nie zapadła martwa cisza, ponieważ rozmowa przebiegała później innym tokiem. Niezupełnie pomyślnym dla Kuro, który to opowiedział coś, co tknęło demona do żywego. Nawet ostrożnie spojrzał na obwiniającego się wojownika, który podczas przemiany miał Srebrzyste włosy. Przynajmniej on potrafił z siebie wyrzucić to, co dręczyło jego duszę. Podziwiał go za to. Można później śmiało rzec, że dało to swój owoc w późniejszej części ich spotkania.
Vernil potrafił wszystko przedstawić w pogodnym świetle. Pocieszył Kuro odważnymi stwierdzeniami, ale i prawdziwymi, które mogły podnieść na duchu syna Kurokary. Przy nim tuż była także April, która nigdy nie opuszczała swojego ukochanego, czy w walce na śmierć czy w zgryzocie. Szatyn w między czasie też opowiedział o akademii i o wszystkich, którzy zginęli z ręki Tsufula i jego podwładnych. Że został ożywiony dzięki ziemskim kulom. Huh, intensywna rozmowa, nie można było tego inaczej ująć.
Czas rozmów dobiegał końca. Brązowooki podziękował kulturalnie za spotkanie i szykując się do drogi zaproponował wspólne przygody. Młodzieniec okuty w biżuterię odpowiedział po chwili wahania:
>Dołączę później, Vernil.
Po porozumieniu się z Vernilem i jego odlotem w inne miejsce już w pełnym ekwipunku, chwilę zbierał w sobie odwagę do tego, co nieuniknione, a bardzo przydatne do rozładowania napiętej atmosfery między nimi. Nie mogą rozstać się z tyloma niewiadomymi. Skoro Kuro zdobył się na gest i opowiedział o tym co go gnębiło od dwóch lat, to i Red też mógł, prawda? Ehm... to jednak trudniejsze dla kogoś, kto przez cały dzień mógł zamienić tylko kilka zdań. Nie mniej jednak spróbuje.
Czego się nie robi dla osób, które zaufały mu, a on nadszarpnął otrzymany dar.
>Zanim odlecicie na Ziemię, ja też chciałbym Wam coś wyjaśnić -uniósł w końcu pewniej wzrok na zakochaną parę wojowników i cicho przełknął ślinę; bał się tej spowiedzi, obawiał się reakcji, mimo iż...- Nie bez powodu opuściłem Was na jeden dzień, chociaż duchowo opuściłem Was znacznie wcześniej.
Zmrużył ślepia chcąc skupić swoje myśli tylko na rzetelnym przedstawieniu przeszłości. Nie był wprawionym mówcą, toteż obawiał się, iż pod wpływem lęku zakrzywiłby obraz wypowiedzi. Wymyślił jednak coś innego. Coś, co kiedyś już raz wykorzystał, a co ułatwiało innym zrozumienie jego punktu widzenia. Rubin na szyi i czole demona połyskiwał szkarłatem, jednakowym pulsem. Dookoła rozrosła się jego czarno-czerwona poświata wypełniona chmarą motyli, która szczelnie otoczyła całą trójkę. Szeleściła i emanowała Ki demona. Kiedy okrąg był już całkowicie zamknięty swoistą kopułą odgraniczającą ich od rzeczywistości, młodzieniec otworzył nagle powieki pokazując rozświetlone ślepia. Nie miał kontaktu z wojownikami, ponieważ chciał przelać wspomnienia w motyle, które niczym w kinie na rzutniku odtworzyły film. Nie był to typowy seans, widzowie prócz wizji mogli dosłownie wejść w skórę demona odczuwając te same emocje, które towarzyszyły danej chwili.
A zaczęło się to wszystko od przygarnięcia demona pod dach. Zaintrygowany młodzieniec gościnnością dwójki młodych zakochanych skorzystał z oferty i został z nimi. Pilnie wykonywał obowiązki, doszkalał się ze zdrowiejącym na obolałą szczękę Kuro nad pisaniem i czytaniem, chodził z April do szklarni i pielęgnował sadzonki. Podczas tego etapu nastrój był łagodny, przyjemny. Nic nie stawało na przeszkodzie, aby spełniać się w roli pomocnika dla swoich kumpli. Nastąpił przeskok do kolejnego urywka dnia, kiedy to April i Kuro zostali zaproszeni przez Hikaru na solidny trening. Tutaj pojawiło się pierwsze wahanie - chciał iść z nimi, lecz poczuł od razu przeszywające go na wskroś spojrzenie Mistica, dlatego wycofał się z powrotem do szklarni. W tym miejscu też zakiełkowało w nim zwątpienie do tego czy powinien był żyć tuż obok lubianych przez mieszkańców wioski młodych wojowników. Przy kolejnych treningach byłych podopiecznych z Białowłosym nawet nie chciał myśleć o ewentualnej chęci dołączenia do nich. Dlatego ćwiczył sam, czasami w towarzystwie Vivian, z którą wiele nie rozmawiał. Po prostu dobrze się im razem trenowało, lecz ich małomówność nie kreowała większej więzi między nimi. Z czasem zaprzestał wspólnych sparingów, aby nie pogarszać jej reputacji swoją osobą.
Kolejne klatki filmu wskazywały, jak demon wił się na łóżku ściskając rękę na brzuchu. Tamował poduszką twarz, by nie krzyczeć, a pot spływający od gorączki wycierał co jakiś czas poszewką od pościeli. Słyszał za drzwiami głos April, który pytał czy wszystko w porządku. Po pierwszym odezwaniu się Halfki zbył pytanie milczeniem udając, że śpi. Później nawet Kuro pytał się przez zamknięte drzwi o stan demona. I tu pojawiło się pierwsze kłamstwo wobec mieszkańców. Skłamał mówiąc, że po prostu chciał odespać kilka dni bezsenności, po czym wyszedł z pokoju pokazując się im w kamuflowanym dobrym porządku. Nie mniej jednak od tej chwili nie rozmawiał z nimi wcale a wcale (jakby żył we własnym świecie), kolejne dni przemykał z kąta w kąt, i dalej pełnił obowiązki, lecz w zupełnej samotności. Co jakiś czas przerywał pracę, gdy coś go ssało w żołądku. Posiłki serwowane przez mieszkańców - przedtem skrupulatnie wyjadane i z dobrym smakiem - zaczęły go przyprawiać o mdłości. Większość trafiało do ubikacji. Snuł się coraz wolniej, coraz mniej pewniej z jednego miejsca pracy na drugie czy na odpoczynek uciekając wzrokiem od jakiejkolwiek żywej istoty.
Skoro tak cierpiał, dlaczego nie powiedział o tym swoim najbliższym osobom?
Wyjaśniło się to w jednym z najświeższych wspomnień, kiedy hasał po swoim pokoju już całkowicie rozdygotany, z mieszkiem pieniędzy, które oddał zakochanym. Bił się z myślami o to co powinien zrobić. Powiedzieć im? Nie mógł! Za bardzo się bał ich opinii, bo za kogo zaczęliby uważać Czarnowłosego, gdyby dowiedzieli się, że potrzebuje zabsorbować jakąś silną osobę?! Nawet nie wiedział czy w ten sposób nie uśmierci ofiary! Ale głód pustoszał jego ciało i umysł coraz dotkliwiej, stąd porwał kartkę i napisał pożegnanie. Obraz rozmazywał się, oddech coraz cięższy nie napawał optymizmem. Ucieczka z wioski, koczowanie na pustyni poszukując w swoim ciele statku, które okazało się bezskuteczne ze względu na rozkojarzenie chłopaka, spotkanie Vernila, jego prośba skierowana do demona o odnalezienie Kuro... wszystko potem przebiegało jak lawina - prędko i niszcząco. Widzieli także podczas filmu jak zawarł Red straszną umowę z dopiero co ocalałym wojownikiem. To był akt rozpaczy, nigdy o zdrowych zmysłach nie zrobiłby tego! Dlatego jeszcze mógł powstrzymać się w domostwie Błękitnookiej i jej ukochanego, dlatego ich nie skrzywdził. Nie chciał ich zjadać, nie chciał też ich rozdzielać czy pozbawić egzystencji. Ale na pustyni był już tak osłabiony, że z desperacji nawiązał taką umowę z Szatynem. Do ostatniej chwili przytomnego umysłu żałował decyzji, lecz potem był już zupełnie rozszalałą istotą podobną do bestii niszczącej skały. Nie wiedzieć czemu pojawił się na kilka sekund kadr z Ziemi, gdzie mordował podobnymi gestami niewinnych mieszkańców będąc pod wpływem Tsufula. To chyba przez to, że Kuro chwilę temu obwiniał się za śmierć kosmicznego intruza. Potem ten film był tak chaotyczny, tak zmieszany, że dopiero białe światło od Genki Damy zerwało barierę motyli, a Red wrócił umysłem do świata żywych. Zlany potem dyszał tak samo ciężko jak wtedy, gdy głód odbierał mu zdrowie.
Stał tak jeszcze przez parę sekund w nieco zgarbionej pozie, kiedy postawił dwa kroki ku obecnym. Jego aura rozprysnęła się na dobre, demon dość solidnie zmęczył się projekcją swoich wspomnień i przeżyć, których nie potrafił wypowiedzieć na głos. Lęk go nie opuszczał, a mimo wszystko zbliżył się do April i Kuro, by powiedzieć im coś na koniec cichym, roztrzęsionym głosem:
>Cokolwiek teraz myślicie... wiedzcie, że dla mnie jesteście... najlepszymi przyjaciółmi... o których mi się nawet nie śniło.
... i niespodziewanie rozłożył ręce, by objąć obie sylwetki wojowników i wtulić się w nich ze skrytą twarzą rozpaloną od emocji. Wcisnął rozczochraną głowę między szparę powstałą między April i Kuro. Po momencie ścisnął ich jeszcze mocniej ku sobie i zaczął drżeć na ciele. Był bardzo mocno przejęty, przylgnął do nich jak dziecko tulące się do matki, które strasznie nabroiło i szukało wsparcia u najbliższej osoby. Dla Reda to właśnie April i Kuro zajmowali szczególne miejsce w ofiarowanym przez Boginię Kaede sercu. Chyba jeszcze nikt nie widział tak skruszonego, pokornego demona, który okazywał odruchy przypisywane wyrzutom sumienia. Zdawało się także, że łkał cicho, prawie bezgłośnie. Tylko brakowało wilgotnych plam na ich odzieniach, w które wtopił swoje oblicze, i które świadczyłyby o łzach. Czarnowłosy nie umiał płakać, lecz także nie potrafił się śmiać. Mimo wszystko dało się wyczuć jego emocje, iż naprawdę żałuje za swoje dotychczasowe postępowanie. Nie chciał ich stracić, byli dla niego niczym rodzina, którą dawno, dawno temu stracił, i już nawet nie pamiętał o tym. Nie chciał od nich wybaczenia za te świństwa, jakimi im się odpłacił za dobro. Po prostu pragnął, aby chociaż go tolerowali w swoim otoczeniu. Nie wymagał od nich już niczego więcej - nie miał takiego prawa. Zawiódł ich, miał być dobry, miał być użyteczny, miał być pomocny, a teraz czuł się im potrzebny jak dziesiąte koło od roweru. Tak bardzo się o niego martwili, a on nie chciał po sobie dawać znaku, że coś nie grało. Dlatego to wszystko taki miało finał, mógł po prostu im to powiedzieć zanim zbiegł na pustynię. Mieliby o nim inne zdanie niż teraz.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Kuro
Pon Mar 31, 2014 10:45 am
Malutkie towarzystwo, wcześniej o tym nie myślała, ale jak Kuro to powiedział to, aż była ciekawa. Faktycznie tak było, ale zmajstrowali… chłopczyk, czy dziewczynka? Nie miała jednak zbyt dużo czasu nad zastanawianiem się, bo Kuro zaczął mówić o Tsufulu. Wiedziała, że bolało go to, pomimo, że minęły już dwa lata. Jej też się wydawało, że niepotrzebnie. Co się stało, to się nie odstanie. Niestety takie jest prawo, żeby jeden mógł przeżyć, inni muszą umrzeć. Nie było jej szkoda tego stwora, ale to nie ona go zabiła, po prostu wiedziała, ile on dał nieszczęścia. Potem Vernil znowu zaczął nawijać, strasznie przyjemny z niego koleś, jeszcze dwa lata temu dogadaliby się, o to na pewno. Ale dziewczyna trochę teraz spoważniała, za to doszło do niej to, że ożył dzięki jakimś kulkom na ziemi.
- Co to za kule? – spytała bardziej Kuro niż obecnych tutaj, ale potem zapomniała już o tym, bo jej głowę rozmyło zupełnie cos innego. Szatyn żegnał się już z nimi, dziewczyna podeszła do niego i mocno go uściskała. – Trzymaj się i nie daj się na drugim razem, bo jak zdobędę kolejny poziom przez Ciebie to skopię Ci dupsko!
Rzuciła na koniec i spojrzała na Reda. Nie odleciał z nim, czyli teraz trzymają się razem? No cóż nie miała na to żadnego wpływu, trochę rozczarowała się, że Red nie poleci z nimi na Ziemię, chciała znać jego plany, ale znała trochę demona i wiedziała, że nie może pod żadnym pozorom naciskać na niego. Nagle stało się coś całkiem dziwnego, zaczął mówić i to całkiem sporo jak na niego! Co więcej, demon chciał im coś pokazać. W ciszy dała się wplątać w jego wizję, bała się, bała się tego co zobaczy. Wspomnienia przechodziły klatka w klatkę, uczucia i emocje. Milczała i miała pustkę w głowie, musiała najpierw wszystko obejrzeć. Jedyne czego była pewna, że to wszystko łączy się w jedną całość i już wiedziała, czemu tak się stało, a nie inaczej. Widziała mnóstwo scen, jak Red pomagał jej w szklarni, ale i takich jak się męczył, bo… najpierw było to spowodowane wizytą Hikaru. Brunetka nie miała na to wpływu, on należał do rodziny Kuro, na dodatek był jego nauczycielem. Zawsze zdawała sobie sprawę, że pomiędzy tymi dwoma postaciami będzie dochodziło do zgryzu, ale tak jak szaro włosy się tym nie przejmował, tak teraz ona zauważyła, że demona to strasznie gryzło. Od razu chciała go przeprosić, czuła się w tym momencie winna, w końcu powinna jakoś zareagować, a nie zrobiła nic, bo nie pomyślała, że to może być dla niego tak bolesne, poczuła ukucie w sercu. Całe jednak to dziwne zachowanie było spowodowane tym, że on potrzebować zabsorbować jakąś silną osobę, niewiele jej to mówiło. Czy osoba zginie, czy stanie się jednością? Z dwóch osób zrobi się jedna? Jednak jeszcze bardziej zdziwiło ją, że on się do nich przytulił, po raz pierwszy uczynił ten gest pierwszy. Była w szoku, stała zdębiona i wpatrywała się w pustą przestrzeń przed siebie. Drugą ręką zaczęła powoli gładzić go po włosach.
- Już wszystko rozumiem, mogłeś nam powiedzieć, a przynajmniej mi, rozumiem. Nie chciałeś nas skrzywdzić, nigdy. Ty też jesteś moim wielkim przyjacielem Red, dbałeś o mnie, zawsze, może robiłeś to nieświadomie, ale tak było i nic tego nie zmieni. Nasze drogi się rozchodzą, ale czuję w sercu, że nie raz się spotkają. Poza tym odchodzisz, ale zostaniesz właśnie w sercu, a ja w Twoim sercu wybieram się razem z Tobą. – powiedziała i uśmiechnęła się. Czuła, że to pożegnanie, oczywiście na jakiś czas. – Na nas pora, na Ciebie też. Nie lubię się żegnać, bo zawsze wtedy chce mi się płakać.
zt- tam gdzie Kuro.
- Co to za kule? – spytała bardziej Kuro niż obecnych tutaj, ale potem zapomniała już o tym, bo jej głowę rozmyło zupełnie cos innego. Szatyn żegnał się już z nimi, dziewczyna podeszła do niego i mocno go uściskała. – Trzymaj się i nie daj się na drugim razem, bo jak zdobędę kolejny poziom przez Ciebie to skopię Ci dupsko!
Rzuciła na koniec i spojrzała na Reda. Nie odleciał z nim, czyli teraz trzymają się razem? No cóż nie miała na to żadnego wpływu, trochę rozczarowała się, że Red nie poleci z nimi na Ziemię, chciała znać jego plany, ale znała trochę demona i wiedziała, że nie może pod żadnym pozorom naciskać na niego. Nagle stało się coś całkiem dziwnego, zaczął mówić i to całkiem sporo jak na niego! Co więcej, demon chciał im coś pokazać. W ciszy dała się wplątać w jego wizję, bała się, bała się tego co zobaczy. Wspomnienia przechodziły klatka w klatkę, uczucia i emocje. Milczała i miała pustkę w głowie, musiała najpierw wszystko obejrzeć. Jedyne czego była pewna, że to wszystko łączy się w jedną całość i już wiedziała, czemu tak się stało, a nie inaczej. Widziała mnóstwo scen, jak Red pomagał jej w szklarni, ale i takich jak się męczył, bo… najpierw było to spowodowane wizytą Hikaru. Brunetka nie miała na to wpływu, on należał do rodziny Kuro, na dodatek był jego nauczycielem. Zawsze zdawała sobie sprawę, że pomiędzy tymi dwoma postaciami będzie dochodziło do zgryzu, ale tak jak szaro włosy się tym nie przejmował, tak teraz ona zauważyła, że demona to strasznie gryzło. Od razu chciała go przeprosić, czuła się w tym momencie winna, w końcu powinna jakoś zareagować, a nie zrobiła nic, bo nie pomyślała, że to może być dla niego tak bolesne, poczuła ukucie w sercu. Całe jednak to dziwne zachowanie było spowodowane tym, że on potrzebować zabsorbować jakąś silną osobę, niewiele jej to mówiło. Czy osoba zginie, czy stanie się jednością? Z dwóch osób zrobi się jedna? Jednak jeszcze bardziej zdziwiło ją, że on się do nich przytulił, po raz pierwszy uczynił ten gest pierwszy. Była w szoku, stała zdębiona i wpatrywała się w pustą przestrzeń przed siebie. Drugą ręką zaczęła powoli gładzić go po włosach.
- Już wszystko rozumiem, mogłeś nam powiedzieć, a przynajmniej mi, rozumiem. Nie chciałeś nas skrzywdzić, nigdy. Ty też jesteś moim wielkim przyjacielem Red, dbałeś o mnie, zawsze, może robiłeś to nieświadomie, ale tak było i nic tego nie zmieni. Nasze drogi się rozchodzą, ale czuję w sercu, że nie raz się spotkają. Poza tym odchodzisz, ale zostaniesz właśnie w sercu, a ja w Twoim sercu wybieram się razem z Tobą. – powiedziała i uśmiechnęła się. Czuła, że to pożegnanie, oczywiście na jakiś czas. – Na nas pora, na Ciebie też. Nie lubię się żegnać, bo zawsze wtedy chce mi się płakać.
zt- tam gdzie Kuro.
Re: Wioska Kuro
Sro Kwi 02, 2014 6:50 pm
Już nic nie powiedział w stronę Vernila, kiwnął tylko głową na pożegnanie obserwując jego aurę. Wydorośleje dzieciak albo znowu zginie. Jeszcze sam niedawno był taki naiwny ale wszystkie wydarzenia od zabicia przez Foxa sprawiły, że zaczął inaczej patrzeć na świat no i teraz miał kogoś, za kogo był odpowiedzialny.
Chwilę później Red zaczął im wyjaśniać, dlaczego tak się zachował. Nawet się do nich przytulił. Kuro nie uświadamiał demona o zasadzie 3 sekund dotyczącej mężczyzn ale to był jeden z niewielu momentów, w których Red ujawniał jakiekolwiek uczucia. Saiyan stojąc tak stawał się coraz bardziej spięty, nie czuł się zawstydzony i złość też mu przeszła, no nie do końca. Zacisnął pięść i uderzył demona w policzek zwalając go na ziemię. Cios nie był mocne ale dostatecznie silny aby demon wylądował na swoich szanownych czterech literach.
- Red Ty idioto! .... Alaaa Cholera jasna z czego Ty masz te kości?– powiedział potrząsając pięścią, jego też zabolało.
Usiadł na piasku przed Redem chuchając na obolałe knykcie.
- To, że mi nic nie powiedziałeś jestem w stanie zrozumieć. Ale gdybyśmy wiedzieli oboje zrobilibyśmy wszystko, żeby Ci pomóc. My niewiele wiemy o demonach, ale mój ojciec dużo latał po kosmosie może potrafiłby pomóc. Jeśli trzeba, błagałbym Hikaru i zniósłbym każdą jego wymyślną torturę żeby Ci pomógł. Cierpiałeś i nie powiedziałeś nam o tym. Rozumiem, ze chciałeś nas ochronić ale tak nie można. Nie możesz wszystkiego ukrywać i zamiatać pod dywan. Co by się stało gdyby Twoje cierpienie osiągnęłoby taki stopień, ze przestałbyś nad sobą panować? Wtedy nawet nie wiedzielibyśmy co się dzieje. Przyjaźń czasem polega na tym, żeby mówić o trudnych rzeczach, to właśnie jest ochrona. Lepsza taka wiedza niż żadna. To nie jest łatwe. Kiedyś w końcu będziesz musiał spotkać się z June i Reito, nie unikniesz tego, a im później tym gorzej będziesz się czuł. Pomyśl o tym, jak o zrywaniu plastra. No, nie będę już więcej truł.
Wstał i podał rękę demonowi uśmiechając się i pomagając mu wstać. Objął ramieniem April.
- Mu też się dużo od Ciebie nauczyliśmy. No ale nie zatrzymujemy Cię i w razie problemów możesz na nas liczyć. Pamiętaj.
Pożegnali się, a para wróciła do domu, po drodze kupili wór drewnianych klocków dla "szczęścia" June i Reia i zabrali się za pakowanie.
OOC:
Dziś jeszcze jeden post.
Chwilę później Red zaczął im wyjaśniać, dlaczego tak się zachował. Nawet się do nich przytulił. Kuro nie uświadamiał demona o zasadzie 3 sekund dotyczącej mężczyzn ale to był jeden z niewielu momentów, w których Red ujawniał jakiekolwiek uczucia. Saiyan stojąc tak stawał się coraz bardziej spięty, nie czuł się zawstydzony i złość też mu przeszła, no nie do końca. Zacisnął pięść i uderzył demona w policzek zwalając go na ziemię. Cios nie był mocne ale dostatecznie silny aby demon wylądował na swoich szanownych czterech literach.
- Red Ty idioto! .... Alaaa Cholera jasna z czego Ty masz te kości?– powiedział potrząsając pięścią, jego też zabolało.
Usiadł na piasku przed Redem chuchając na obolałe knykcie.
- To, że mi nic nie powiedziałeś jestem w stanie zrozumieć. Ale gdybyśmy wiedzieli oboje zrobilibyśmy wszystko, żeby Ci pomóc. My niewiele wiemy o demonach, ale mój ojciec dużo latał po kosmosie może potrafiłby pomóc. Jeśli trzeba, błagałbym Hikaru i zniósłbym każdą jego wymyślną torturę żeby Ci pomógł. Cierpiałeś i nie powiedziałeś nam o tym. Rozumiem, ze chciałeś nas ochronić ale tak nie można. Nie możesz wszystkiego ukrywać i zamiatać pod dywan. Co by się stało gdyby Twoje cierpienie osiągnęłoby taki stopień, ze przestałbyś nad sobą panować? Wtedy nawet nie wiedzielibyśmy co się dzieje. Przyjaźń czasem polega na tym, żeby mówić o trudnych rzeczach, to właśnie jest ochrona. Lepsza taka wiedza niż żadna. To nie jest łatwe. Kiedyś w końcu będziesz musiał spotkać się z June i Reito, nie unikniesz tego, a im później tym gorzej będziesz się czuł. Pomyśl o tym, jak o zrywaniu plastra. No, nie będę już więcej truł.
Wstał i podał rękę demonowi uśmiechając się i pomagając mu wstać. Objął ramieniem April.
- Mu też się dużo od Ciebie nauczyliśmy. No ale nie zatrzymujemy Cię i w razie problemów możesz na nas liczyć. Pamiętaj.
Pożegnali się, a para wróciła do domu, po drodze kupili wór drewnianych klocków dla "szczęścia" June i Reia i zabrali się za pakowanie.
OOC:
Dziś jeszcze jeden post.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Kuro
Sro Kwi 02, 2014 9:25 pm
Uwaga. Przytulenie demona ZAWSZE przynosi negatywny skutek. Jak po raz pierwszy przytulił April, to Boginia obraziła się na Reda i do tej pory tylko raz dała o sobie znać, że żyje. A teraz, kiedy z nadmiaru emocji pozwolił sobie na kolejny dobry gest w kierunku najbliższych mu osób... obrywał w twarz.
>Kh!
Pacnął na ziemi dość mocno, aż zmrużył na chwilę oczy, by później zerknąć kątem oka na winowajcę ciosu. Masując sobie dłonią policzek siedział na piasku jak karcony pies za przewinienia, z nieco schowaną głową między ramionami. Aczkolwiek nie uciekał już od nich wzrokiem, tylko pilnie słuchał. Byli jak zwykle bardziej wygadani od niego, w dodatku nie mówili o bzdurach, ale o tym, że trzeba w trudnych chwilach powierzyć swój los innym. Nie da się wszystkiego samemu naprawić, nawet jeśli to się tyczy samego siebie. Od tego właśnie ma się przyjaciół. Postara się o tym pamiętać. Będzie sukcesywnie krok po kroku bardziej otwarty wobec April i Kuro, żeby nie musieli się już martwić o demona.
A na pewno będzie powstrzymywać się przed tuleniem mężczyzny z kucykiem. Nie miał zamiaru przyjmować kolejnych bęcków z tego tytułu. Ani z innych powodów - Saiyan wzmocnił się tak bardzo, iż wyczuł równość między ich jednostkami mocy. Aż przez chwilę naprawdę korciło go, by przy wyciągnięciu dłoni przez chłopaka chwycić go mocniej za nadgarstek i sprawdzić jak mocno wbiłby się w ziemię. Ale skończyło się pokojowo - Red dzięki pomocy wstał i skinieniem głowy dał znać, że zrozumiał tą ważną lekcję i to, iż może na nich zawsze liczyć, nawet jeśli nie będzie to nic dobrego. Zwłaszcza April była, jest i będzie opoką dla młodzieńca. Tak jak mówiła wojowniczka ma ją w sercu, a ona Reda w swoim. Długie kilometry nie rozdzielą ich mentalnie czy duchowo, przyjaźń nie niszczy się od długości drogi dzielące dwie osoby, ale od braku pielęgnacji.
>Do zobaczenia.
Pożegnał się już nie tak przytulaśnie jak przed chwilą, lecz jednakowo szczerze. Obserwował ich szybki lot, jak zamieniają się w malutkie punkciki i znikają za linią horyzontu. Musieli zapewne przygotować się do podróży, młodzieniec też powinien. Przetarł nadgarstkiem jeszcze obolały, nieco spuchnięty policzek i lokalizował miejsce położenia Vernila. Chciał się upewnić, czy nie zmienił planów albo czy nie zechciałby inaczej spędzać czasu niż w podróży z Redem.
z tematu -> Oaza, do Vernila
>Kh!
Pacnął na ziemi dość mocno, aż zmrużył na chwilę oczy, by później zerknąć kątem oka na winowajcę ciosu. Masując sobie dłonią policzek siedział na piasku jak karcony pies za przewinienia, z nieco schowaną głową między ramionami. Aczkolwiek nie uciekał już od nich wzrokiem, tylko pilnie słuchał. Byli jak zwykle bardziej wygadani od niego, w dodatku nie mówili o bzdurach, ale o tym, że trzeba w trudnych chwilach powierzyć swój los innym. Nie da się wszystkiego samemu naprawić, nawet jeśli to się tyczy samego siebie. Od tego właśnie ma się przyjaciół. Postara się o tym pamiętać. Będzie sukcesywnie krok po kroku bardziej otwarty wobec April i Kuro, żeby nie musieli się już martwić o demona.
A na pewno będzie powstrzymywać się przed tuleniem mężczyzny z kucykiem. Nie miał zamiaru przyjmować kolejnych bęcków z tego tytułu. Ani z innych powodów - Saiyan wzmocnił się tak bardzo, iż wyczuł równość między ich jednostkami mocy. Aż przez chwilę naprawdę korciło go, by przy wyciągnięciu dłoni przez chłopaka chwycić go mocniej za nadgarstek i sprawdzić jak mocno wbiłby się w ziemię. Ale skończyło się pokojowo - Red dzięki pomocy wstał i skinieniem głowy dał znać, że zrozumiał tą ważną lekcję i to, iż może na nich zawsze liczyć, nawet jeśli nie będzie to nic dobrego. Zwłaszcza April była, jest i będzie opoką dla młodzieńca. Tak jak mówiła wojowniczka ma ją w sercu, a ona Reda w swoim. Długie kilometry nie rozdzielą ich mentalnie czy duchowo, przyjaźń nie niszczy się od długości drogi dzielące dwie osoby, ale od braku pielęgnacji.
>Do zobaczenia.
Pożegnał się już nie tak przytulaśnie jak przed chwilą, lecz jednakowo szczerze. Obserwował ich szybki lot, jak zamieniają się w malutkie punkciki i znikają za linią horyzontu. Musieli zapewne przygotować się do podróży, młodzieniec też powinien. Przetarł nadgarstkiem jeszcze obolały, nieco spuchnięty policzek i lokalizował miejsce położenia Vernila. Chciał się upewnić, czy nie zmienił planów albo czy nie zechciałby inaczej spędzać czasu niż w podróży z Redem.
z tematu -> Oaza, do Vernila
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Kuro
Sro Paź 08, 2014 7:33 pm
Po kolejnym skoku objęła April, upewniając się, że nie kręci się jej w głowie. Dla Kaede ten sposób podróży to już norma, ale co do śmiertelników… Patrzyła przepraszająco, wkładając całą swoją troskę w halfkę.
-Przepraszam, że tak cię ciągam… Obiecuje, że jeszcze chwila, a dam wam piękny urlop… Tak bardzo przepraszam…- po poliku bogini spłynęła łezka. Jej bracia nie byli świadomi, że być może grozi im śmiertelna inwazja, musi coś z tym zrobić.
Gdy było już pewne, że jej bohaterka nie upadnie ze zmęczenia po podróży, puściła ją i rozejrzała się po tubylcach, którzy już jakiś czas się przyglądali nowoprzybyłym turystom. O ile dla małpiastej, miejsce w którym się znaleźli jest jak dom, to ona powinna się wytłumaczyć.
-Witajcie, jestem Kaede. Bogini, ale nie tytułujcie mnie.- ukłoniła się nisko, wzbudzając sensację osadników. Nie dość, że obca, to jeszcze bogini? Pewnie myśleli, że robi sobie z nich jaja… Ale istnieje łatwy sposób na to, aby odciąć podejrzenia, po pierwsze nikt nie wyczuwa jej energii, a po drugie mogła w mig wypełnić te miejsce swoim pokojem i tak też zrobiła. Złote motyle rozleciały się chmarą po osadzie, dając każdemu, kto był na nie otwarty trochę czułości i serdeczności, która kotwiczyła się w sercu i błogosławiła wszystkim strapieniom, zwłaszcza poczuciu odrzucenia. –Znam też dobrze Kuro i April, a ona sama może potwierdzić o moich szczerych intencjach.- mówiła dalej, skupiając się, aby w głosie było pełno miłości i ciepła. Tak naprawdę była przerażona losem swych podopiecznych na odległej planecie, ale dusze mieszkańców Vegety tez są bardzo ważne. Starała się każdego obdarzyć miłym uśmiechem. –Potrzebuję spotkać się z czcigodnym Kurokarą, proszę dopuście mnie.- była przesłodka ale i stanowcza. Z całą pewnością miała boskie wejście, a jej majestat jaśniał przy pomocy energii wypełniającej domostwa i uliczki.
-Przepraszam, że tak cię ciągam… Obiecuje, że jeszcze chwila, a dam wam piękny urlop… Tak bardzo przepraszam…- po poliku bogini spłynęła łezka. Jej bracia nie byli świadomi, że być może grozi im śmiertelna inwazja, musi coś z tym zrobić.
Gdy było już pewne, że jej bohaterka nie upadnie ze zmęczenia po podróży, puściła ją i rozejrzała się po tubylcach, którzy już jakiś czas się przyglądali nowoprzybyłym turystom. O ile dla małpiastej, miejsce w którym się znaleźli jest jak dom, to ona powinna się wytłumaczyć.
-Witajcie, jestem Kaede. Bogini, ale nie tytułujcie mnie.- ukłoniła się nisko, wzbudzając sensację osadników. Nie dość, że obca, to jeszcze bogini? Pewnie myśleli, że robi sobie z nich jaja… Ale istnieje łatwy sposób na to, aby odciąć podejrzenia, po pierwsze nikt nie wyczuwa jej energii, a po drugie mogła w mig wypełnić te miejsce swoim pokojem i tak też zrobiła. Złote motyle rozleciały się chmarą po osadzie, dając każdemu, kto był na nie otwarty trochę czułości i serdeczności, która kotwiczyła się w sercu i błogosławiła wszystkim strapieniom, zwłaszcza poczuciu odrzucenia. –Znam też dobrze Kuro i April, a ona sama może potwierdzić o moich szczerych intencjach.- mówiła dalej, skupiając się, aby w głosie było pełno miłości i ciepła. Tak naprawdę była przerażona losem swych podopiecznych na odległej planecie, ale dusze mieszkańców Vegety tez są bardzo ważne. Starała się każdego obdarzyć miłym uśmiechem. –Potrzebuję spotkać się z czcigodnym Kurokarą, proszę dopuście mnie.- była przesłodka ale i stanowcza. Z całą pewnością miała boskie wejście, a jej majestat jaśniał przy pomocy energii wypełniającej domostwa i uliczki.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Kuro
Czw Paź 09, 2014 9:23 am
Bardzo często, kiedy opisuję, co dzieje się u April muszę dodać, że nigdy nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Tak było i tym razem. W jednej sekundzie była już na Vegecie, daleko od Hikaru i Kuro. Tym pierwszym w ogóle się nie przejmowała, miała to naprawdę gdzieś, ale on... znowu są daleko od siebie. Chciała w końcu zostań z nim sam na sam, czy to kiedykolwiek nastąpi? Owszem, może za 50 lat, ewentualnie sto. Teleportowali się, nigdy nie lubiła tego narzędzia podróżowania, był szybszy, ale przyprawiał ją o mdłości. Na dodatek zachwiała się już na samym początku, dobrze, że Kaede ją przytrzymała, bo zaliczyłaby porządną glebę prosto na twarz, ale wstyd. Taki z niej wojownik był czasami, że niektórzy załamywali ręce nie wiedząc, co z nią począć. Gdy usłyszała przeprosiny boginki i jej łezkę, aż zrobiło jej się głupio. Nie wiedziała, czy czasami nie wyczuła jej wcześniejszych emocji. Przytuliła ją mocno.
- Nie szkodzi, odbijemy to sobie, a chcę Ci pomóc. – powiedziała z uśmiechem na ustach, taka była prawda, zresztą to nie tylko ona to odczuwała, kiedy było się w pobliżu Kaede, każdy chciałby się uśmiechać, żyć pełnią życia, taka właśnie była; niesamowita, miała w sobie to coś, czego nie miał nikt inny tutaj. Po chwili czułości się skończyły. Dopiero teraz zrozumiała, gdzie wylądowali. To była wioska Kuro, na szczęście wszyscy ją tam znali. Bogini zaczęła się przedstawiać, April lekko się uniosła będąc na jej wysokości, po czym wyszeptała jej do ucha. – Oni nie wiedzą kim jest Bóg, my małpy nie mamy o tym zielonego pojęcia.
Spojrzała na ludzi, których tak dobrze znała, przyglądali jej się z niesamowitą ciekawością, ale swoją uwagę skupiali głównie na Kaede, pewnie zastanawiali się o co w tym chodzi, a ona przecież sama nie wiedziała, więc co miała im powiedzieć? Postanowiła tylko zareagować na jej słowa.
- To prawda, to moja... przyjaciółka. – zawahała się na moment, nie wiedziała, czy bogowie mogą przyjmować taki ,,ziemski’’ tytuł, ale miała nadzieję, że się nie obrazi. – Traktujcie ją dobrze, nie mamy złych zamiarów przecież nas znacie. Ja zaprowadzę Cię do Kurokaki.
Widziała jak motyle się rozpowszechniają i niosą ze sobą dobro i miłość, to było miłe z jej strony. W końcu znała lud małp i wiedziała, że to barbarzyńcy, a mimo wszystko się starała. Oczywiście ta wioska była inna niż wszystkie, ale mimo wszystko jakieś zło w nich tkwiło. Ruszyła w odpowiednią stronę, wiedziała, gdzie powinna się kierować, znała te okolice jak swoją własną kieszeń. Co chwile widzieli zdziwione spojrzenia, dlaczego jest sama bez Kuro? W końcu dotarli do domku, otworzyła szeroko drzwi.
- To ja April! Witaj! Przyprowadziłam Ci gościa! – krzyknęła od progu, zwracała się do niego po imieniu, już dawno ją o to poprosił, na początku nie mogła się przyzwyczaić, ale z czasem to przyszło. Otworzyła szeroko drzwi, aby bogini mogła wejść. Podczas ich rozmowy postanowiła zostać na zewnątrz. Nie wiedziała, o czym chcą rozmawiać, a ona nie miała zamiaru się w to mieszać. Jest tu z Kaede, aby jej pomagać, nie podsłuchiwać. Była w tych sprawach uczciwa. Dom nic się nie zmienił od ich ostatniego pobytu tutaj, był dokładnie taki sam. Spojrzała na boginię. - Nie spodziewa się nas, więc pewnie będzie dosyć zdziwiony.
Occ: Trening start
- Nie szkodzi, odbijemy to sobie, a chcę Ci pomóc. – powiedziała z uśmiechem na ustach, taka była prawda, zresztą to nie tylko ona to odczuwała, kiedy było się w pobliżu Kaede, każdy chciałby się uśmiechać, żyć pełnią życia, taka właśnie była; niesamowita, miała w sobie to coś, czego nie miał nikt inny tutaj. Po chwili czułości się skończyły. Dopiero teraz zrozumiała, gdzie wylądowali. To była wioska Kuro, na szczęście wszyscy ją tam znali. Bogini zaczęła się przedstawiać, April lekko się uniosła będąc na jej wysokości, po czym wyszeptała jej do ucha. – Oni nie wiedzą kim jest Bóg, my małpy nie mamy o tym zielonego pojęcia.
Spojrzała na ludzi, których tak dobrze znała, przyglądali jej się z niesamowitą ciekawością, ale swoją uwagę skupiali głównie na Kaede, pewnie zastanawiali się o co w tym chodzi, a ona przecież sama nie wiedziała, więc co miała im powiedzieć? Postanowiła tylko zareagować na jej słowa.
- To prawda, to moja... przyjaciółka. – zawahała się na moment, nie wiedziała, czy bogowie mogą przyjmować taki ,,ziemski’’ tytuł, ale miała nadzieję, że się nie obrazi. – Traktujcie ją dobrze, nie mamy złych zamiarów przecież nas znacie. Ja zaprowadzę Cię do Kurokaki.
Widziała jak motyle się rozpowszechniają i niosą ze sobą dobro i miłość, to było miłe z jej strony. W końcu znała lud małp i wiedziała, że to barbarzyńcy, a mimo wszystko się starała. Oczywiście ta wioska była inna niż wszystkie, ale mimo wszystko jakieś zło w nich tkwiło. Ruszyła w odpowiednią stronę, wiedziała, gdzie powinna się kierować, znała te okolice jak swoją własną kieszeń. Co chwile widzieli zdziwione spojrzenia, dlaczego jest sama bez Kuro? W końcu dotarli do domku, otworzyła szeroko drzwi.
- To ja April! Witaj! Przyprowadziłam Ci gościa! – krzyknęła od progu, zwracała się do niego po imieniu, już dawno ją o to poprosił, na początku nie mogła się przyzwyczaić, ale z czasem to przyszło. Otworzyła szeroko drzwi, aby bogini mogła wejść. Podczas ich rozmowy postanowiła zostać na zewnątrz. Nie wiedziała, o czym chcą rozmawiać, a ona nie miała zamiaru się w to mieszać. Jest tu z Kaede, aby jej pomagać, nie podsłuchiwać. Była w tych sprawach uczciwa. Dom nic się nie zmienił od ich ostatniego pobytu tutaj, był dokładnie taki sam. Spojrzała na boginię. - Nie spodziewa się nas, więc pewnie będzie dosyć zdziwiony.
Occ: Trening start
Re: Wioska Kuro
Czw Paź 09, 2014 10:32 pm
Dzięki obecności halfki, mieszkańcy spokojnie zareagowali na pojawienie się nowoprzybyłych. Nikt nie zaczepiał dziewczyn, jednak ciekawskie spojrzenia wędrowały wraz z Boginką. Najzabawniejsze były dzieci, które z szeroko rozdziawionymi buziami patrzyły się na Kaede. Kilkoro podbiegło do April wołając „ciocia, ciocia”. Przez te dwa lata halfka opatrzyła niejedno rozbite kolano, czy łokieć u wielu małych małpek.
Niezależnie od rasy, dzieci na wszystkich planetach są takie same, jeden z otaczających dziewczyny 6-latek z małym brakiem w uzębieniu ściskając w ręce plastikowy samochodzik po dłuższym czasie zdecydował się pociągnąć Kaede za ubranie i zapytać:
- Pse Panii, a umie Pani czarować cukierki tak jak Red?
Szczerość dzieci nie zna granic, przynajmniej Boginka dowiedziała się gdzie ostatnimi czasy podziewał się demon. Otoczone tłumem małych małpek, przemierzały wioskę, a dzięki obecności April i motyli Kaede mieszkańcy nie zabraniali swoim pociechom zamęczać boginki lawiną pytań. Na werandzie przed domem Kurokary leżała zbroja w randze Natto, buty i uniform brudne od niebieskiej krwi. Jedną z panujących zasad, było nie przynoszenie cudzej krwi do domu. Pytanie tylko do kogo mogła należeć krew na zbroi do nameczanina, czy changelinga? Przywitał je barczysty mężczyzna o wzroście 190 cm, wyglądał trochę groźnie, choć jego aura była bardzo spokojna i opanowana. Kaede miała przed sobą ojca Kuro i jednocześnie pierworodnego Hikaru. Kurokara ubrany w T-shirt i drenowe spodnie z pierwszym momencie z ciekawością przyglądał się bogince. Zlatał kawał kosmosu ale takiej rasy nie widział. Na szyi miał przewieszony ręcznik, a z burzy czarnych gęstych włosów spływała jeszcze woda. Najwyraźniej dopiero co wrócił z misji. Jego zmęczone oczy nosiły wiele trosk, a dusza cóż... Kaede mogła z niej wyczytać, że na swoim kącie miał tyle samo śmierci, co ocalenia życia innych. Mężczyzna zmarszczył brwi, próbował wyczuć Ki Kaede i nie mógł, co go bardzo niepokoiło. Popatrzył na April ale ta wycofała się na dwór. Gestem zaprosił Kaede do dalszej części domku. Zaniepokoił się nieznacznie, sprawdził Ki Kuro, Saiyan był z Hikaru, April też cała i zdrowa, więc co się stało.
Wskazał gestem miejsce przy stole kuchennym, aby usiedli. Może nieelegancko jest zapraszać boginkę do kuchni ale w końcu był tylko facetem i nie znał się na konwenansach.
- Słucham, stało się coś? Potrzebujesz pomocy? Może kawy?
Kurokara od razu przeszedł do sedna sprawy, był prostym żołnierzem ale twardym i konkretnym facetem. Te trzy proste pytania i tak już wiele o nim mówiły.
OOC:To część posta dla Kaede. April, co do twojej części fabuły dokładnie dogadam się z 8 ale możecie pisać jakby co.Niezależnie od rasy, dzieci na wszystkich planetach są takie same, jeden z otaczających dziewczyny 6-latek z małym brakiem w uzębieniu ściskając w ręce plastikowy samochodzik po dłuższym czasie zdecydował się pociągnąć Kaede za ubranie i zapytać:
- Pse Panii, a umie Pani czarować cukierki tak jak Red?
Szczerość dzieci nie zna granic, przynajmniej Boginka dowiedziała się gdzie ostatnimi czasy podziewał się demon. Otoczone tłumem małych małpek, przemierzały wioskę, a dzięki obecności April i motyli Kaede mieszkańcy nie zabraniali swoim pociechom zamęczać boginki lawiną pytań. Na werandzie przed domem Kurokary leżała zbroja w randze Natto, buty i uniform brudne od niebieskiej krwi. Jedną z panujących zasad, było nie przynoszenie cudzej krwi do domu. Pytanie tylko do kogo mogła należeć krew na zbroi do nameczanina, czy changelinga? Przywitał je barczysty mężczyzna o wzroście 190 cm, wyglądał trochę groźnie, choć jego aura była bardzo spokojna i opanowana. Kaede miała przed sobą ojca Kuro i jednocześnie pierworodnego Hikaru. Kurokara ubrany w T-shirt i drenowe spodnie z pierwszym momencie z ciekawością przyglądał się bogince. Zlatał kawał kosmosu ale takiej rasy nie widział. Na szyi miał przewieszony ręcznik, a z burzy czarnych gęstych włosów spływała jeszcze woda. Najwyraźniej dopiero co wrócił z misji. Jego zmęczone oczy nosiły wiele trosk, a dusza cóż... Kaede mogła z niej wyczytać, że na swoim kącie miał tyle samo śmierci, co ocalenia życia innych. Mężczyzna zmarszczył brwi, próbował wyczuć Ki Kaede i nie mógł, co go bardzo niepokoiło. Popatrzył na April ale ta wycofała się na dwór. Gestem zaprosił Kaede do dalszej części domku. Zaniepokoił się nieznacznie, sprawdził Ki Kuro, Saiyan był z Hikaru, April też cała i zdrowa, więc co się stało.
Wskazał gestem miejsce przy stole kuchennym, aby usiedli. Może nieelegancko jest zapraszać boginkę do kuchni ale w końcu był tylko facetem i nie znał się na konwenansach.
- Słucham, stało się coś? Potrzebujesz pomocy? Może kawy?
Kurokara od razu przeszedł do sedna sprawy, był prostym żołnierzem ale twardym i konkretnym facetem. Te trzy proste pytania i tak już wiele o nim mówiły.
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Kuro
Pią Paź 10, 2014 10:19 am
Post treningowy:
Obdarzyć cała wioskę pozytywną energią, to nie lada wyzwanie. Kochała to robić, czuła, że powinna i chętnie dawała wszystko z siebie, aby to uczynić. Tak było i tym razem, nawet jeśli nikt tutaj nie wie kim są bogowie. Czuła jak dużo wycierpieli starsi, jak dużo mordów widzieli i jak przez to ucierpiała ich wrażliwość. Teraz mogła swoją obecnością dotknąć tych miejsc w sercach, które ucierpiały na skutek stylu życia preferowanego przez ich króla i trwającego od dekad. Nie było co się wahać, nawet jeśli zmarnuje więcej sił, istnieje po to, aby się wypalać dla wszechświata. Jak zwykle jej pozytywna siła zrobiła swoje wśród społeczności, która zamiast patrzeć na nią, jak na dziwaczne zjawisko, pozwoliła nawet swoim młodym na zaczepianie jej. Uwielbiała taki kontakt ze zwykłymi śmiertelnikami, chociaż u bogów jest to bardzo passe… Jej rasa raczej nie utrzymuje kontaktu ze światem zewnętrznym, pilnując ładu i harmonii, która polega na dopuszczaniu naturalnego łańcucha, w którym śmierć i życie przeplatają się ze sobą. Dopiero śmierć ma być tym wyrwaniem się ku lepszej rzeczywistości, jednak ona pragnęła dać wszystkim przedsmak nieba już w ich naturalnym funkcjonowaniu. Mimo, że to bogowie stworzyli wszystkie rasy, trzeba je na nowo poznać, aby wiedzieć jak dać im idealny raj, a często przywrócić serca do stanu z pierwotnego zamysłu. Tak naprawdę małpy miały być pierwsza rasą, żyjącą miłością, ich największa siła bierze się z przywiązania do kogoś, kogo chcą chronić, czy trzeba kolejnego dowodu na to? A teraz zamienili się w to, kim są… Galaktyczni terroryści.
No cóż… Te pociechy, które nie bały się jej zaczepiać, zdecydowanie nie poznały jeszcze smaku krwi… Może nigdy nie będą musiały. Oby… Nachylała się z czułością do nich, głaszcząc czarne czupryny. Dobrze pamiętała spotkanie z pierwszym saiyaninem, którego w swoim życiu poznała i zachwyt nad jego futrzanym ogonem. Teraz tez bardzo ją bawiły majtające się w powietrzu pozostałości po zwierzęcej naturze.
-Przepraszam, dopiero się tego uczę…- powiedziała zgodnie z prawdą, żałując że nie opanowała wciąż magii tworzenia i wyrzucając sobie brak czasu na upieczenie nowej porcji ciastek. Co za nie takt przychodzić w gości z pustymi rękami . –Red robi bardzo dobre słodycze co?- wspomnienie niesfornego demona zawsze poruszało jej serce. To cudownie, że najmłodsze dzieci tak dobrze go wspominają, nawet jeśli to przez upominek, ale czy nie tego go nauczyła? Jej ziemskie dzieci tez uwielbiają Reda. –Może wybaczysz mi, jeśli następnym razem przyniosę całą masę ciastek? Obiecuje, że będą przepyszne!- odpowiedziała radośnie najodważniejszemu.
Sielankowy czas kończył się wraz z zobaczeniem typowego uzbrojenia wojowników Vegety. Poczuła mocniejsze zabicie serca, gdy pomyślała, że to może być krew kogoś z jej braci. Jej nameczański tatko nic nie mówił o utracie kogoś bliskiego, ale jego kondycja… Odgoniła mroczne myśli, skupiając się na tym, dlaczego właściwie tutaj jest. Początkowo turystyczny zamiar przerodził się w funkcje ambasadora. Z radością skorzystała z zaproszenia, rozkoszując się faktem, że może doświadczyć gościnności typowego mieszkańca Vegety.
-April naturalnie możesz zostać ze mną, nie mam żadnych tajemnic, a prawda jest taka, że sprawa, którą mam jest bardzo poważna…- uprzedziła halfkę, dając jej swobodę decyzji.
-Witam Panie Kurokara, jestem Kaede, przepraszam za niepokojenie tą niespodziewaną wizytą. Mam nadzieje, że nie robię kłopotu?- wymieniła uprzejmości, kłaniając się pokornie i siadając w uroczej kuchni. Przez chwilę podziwiała wystrój, jak na żołnierza bardzo zadbany i starannie, choć dość skromnie urządzony. Może sama dodałaby trochę kwiatków i zasłon, ale wnętrze przypadło jej do gustu. –Bardzo gustowne gniazdko.- pochwaliła włości, uśmiechając się i emanując tym co w niej najlepsze. Zdecydowanie przyda się, przecież niebawem zejdą na trudne tematy, więc warto zmanipulować swoją aurą lepsze wrażenie. –Oh kawa… Bardzo chętnie, jeśli to nie zbytek łaski.- spojrzała przepraszająco, zachowując dyplomatyczną uprzejmość. –Przybywam jako ambasadorka planety Namek, mam upoważnienia, aby przemawiać w ich imieniu.- tym razem mogła wywołać negatywne napięcie, więc podkręciła swoje motyle, aby dodały więcej spokoju. –Jestem świadoma planów waszego króla, ale rodzimi mieszkańcy tej cudownej planety, są bardzo zaniepokojeni ewentualną potyczką. Z tego co się orientuję, Pan przewodzi grupie uderzeniowej… Proszę mnie poprawić jeśli się mylę…- przerwała, aby upić łyk kawy. –Mmm, bardzo dobra.- wyszczerzyła ząbki, które o dziwo po specyficznym płynie, nie przebarwiły się, zachowując idealny stan. –Proszę mi powiedzieć jaki jest cel wypadów Pana drużyny na Namek i czy mieszkańcy mogą czuć się bezpiecznie? Może wspólnie znajdziemy jakiś sposób, na uniknięcie konfliktu, jestem w stanie rozmawiać o tym nawet z samym królem.- czuła, że może stąpać po cienkim lodzie, ale nie ma wyjścia. Pierwszy raz prowadzi rozmowy, które są wręcz negocjacjami. Duży wysiłek dla jej energii, która wciąż stabilizowała uczucia wszystkich mieszkańców wioski.
Obdarzyć cała wioskę pozytywną energią, to nie lada wyzwanie. Kochała to robić, czuła, że powinna i chętnie dawała wszystko z siebie, aby to uczynić. Tak było i tym razem, nawet jeśli nikt tutaj nie wie kim są bogowie. Czuła jak dużo wycierpieli starsi, jak dużo mordów widzieli i jak przez to ucierpiała ich wrażliwość. Teraz mogła swoją obecnością dotknąć tych miejsc w sercach, które ucierpiały na skutek stylu życia preferowanego przez ich króla i trwającego od dekad. Nie było co się wahać, nawet jeśli zmarnuje więcej sił, istnieje po to, aby się wypalać dla wszechświata. Jak zwykle jej pozytywna siła zrobiła swoje wśród społeczności, która zamiast patrzeć na nią, jak na dziwaczne zjawisko, pozwoliła nawet swoim młodym na zaczepianie jej. Uwielbiała taki kontakt ze zwykłymi śmiertelnikami, chociaż u bogów jest to bardzo passe… Jej rasa raczej nie utrzymuje kontaktu ze światem zewnętrznym, pilnując ładu i harmonii, która polega na dopuszczaniu naturalnego łańcucha, w którym śmierć i życie przeplatają się ze sobą. Dopiero śmierć ma być tym wyrwaniem się ku lepszej rzeczywistości, jednak ona pragnęła dać wszystkim przedsmak nieba już w ich naturalnym funkcjonowaniu. Mimo, że to bogowie stworzyli wszystkie rasy, trzeba je na nowo poznać, aby wiedzieć jak dać im idealny raj, a często przywrócić serca do stanu z pierwotnego zamysłu. Tak naprawdę małpy miały być pierwsza rasą, żyjącą miłością, ich największa siła bierze się z przywiązania do kogoś, kogo chcą chronić, czy trzeba kolejnego dowodu na to? A teraz zamienili się w to, kim są… Galaktyczni terroryści.
No cóż… Te pociechy, które nie bały się jej zaczepiać, zdecydowanie nie poznały jeszcze smaku krwi… Może nigdy nie będą musiały. Oby… Nachylała się z czułością do nich, głaszcząc czarne czupryny. Dobrze pamiętała spotkanie z pierwszym saiyaninem, którego w swoim życiu poznała i zachwyt nad jego futrzanym ogonem. Teraz tez bardzo ją bawiły majtające się w powietrzu pozostałości po zwierzęcej naturze.
-Przepraszam, dopiero się tego uczę…- powiedziała zgodnie z prawdą, żałując że nie opanowała wciąż magii tworzenia i wyrzucając sobie brak czasu na upieczenie nowej porcji ciastek. Co za nie takt przychodzić w gości z pustymi rękami . –Red robi bardzo dobre słodycze co?- wspomnienie niesfornego demona zawsze poruszało jej serce. To cudownie, że najmłodsze dzieci tak dobrze go wspominają, nawet jeśli to przez upominek, ale czy nie tego go nauczyła? Jej ziemskie dzieci tez uwielbiają Reda. –Może wybaczysz mi, jeśli następnym razem przyniosę całą masę ciastek? Obiecuje, że będą przepyszne!- odpowiedziała radośnie najodważniejszemu.
Sielankowy czas kończył się wraz z zobaczeniem typowego uzbrojenia wojowników Vegety. Poczuła mocniejsze zabicie serca, gdy pomyślała, że to może być krew kogoś z jej braci. Jej nameczański tatko nic nie mówił o utracie kogoś bliskiego, ale jego kondycja… Odgoniła mroczne myśli, skupiając się na tym, dlaczego właściwie tutaj jest. Początkowo turystyczny zamiar przerodził się w funkcje ambasadora. Z radością skorzystała z zaproszenia, rozkoszując się faktem, że może doświadczyć gościnności typowego mieszkańca Vegety.
-April naturalnie możesz zostać ze mną, nie mam żadnych tajemnic, a prawda jest taka, że sprawa, którą mam jest bardzo poważna…- uprzedziła halfkę, dając jej swobodę decyzji.
-Witam Panie Kurokara, jestem Kaede, przepraszam za niepokojenie tą niespodziewaną wizytą. Mam nadzieje, że nie robię kłopotu?- wymieniła uprzejmości, kłaniając się pokornie i siadając w uroczej kuchni. Przez chwilę podziwiała wystrój, jak na żołnierza bardzo zadbany i starannie, choć dość skromnie urządzony. Może sama dodałaby trochę kwiatków i zasłon, ale wnętrze przypadło jej do gustu. –Bardzo gustowne gniazdko.- pochwaliła włości, uśmiechając się i emanując tym co w niej najlepsze. Zdecydowanie przyda się, przecież niebawem zejdą na trudne tematy, więc warto zmanipulować swoją aurą lepsze wrażenie. –Oh kawa… Bardzo chętnie, jeśli to nie zbytek łaski.- spojrzała przepraszająco, zachowując dyplomatyczną uprzejmość. –Przybywam jako ambasadorka planety Namek, mam upoważnienia, aby przemawiać w ich imieniu.- tym razem mogła wywołać negatywne napięcie, więc podkręciła swoje motyle, aby dodały więcej spokoju. –Jestem świadoma planów waszego króla, ale rodzimi mieszkańcy tej cudownej planety, są bardzo zaniepokojeni ewentualną potyczką. Z tego co się orientuję, Pan przewodzi grupie uderzeniowej… Proszę mnie poprawić jeśli się mylę…- przerwała, aby upić łyk kawy. –Mmm, bardzo dobra.- wyszczerzyła ząbki, które o dziwo po specyficznym płynie, nie przebarwiły się, zachowując idealny stan. –Proszę mi powiedzieć jaki jest cel wypadów Pana drużyny na Namek i czy mieszkańcy mogą czuć się bezpiecznie? Może wspólnie znajdziemy jakiś sposób, na uniknięcie konfliktu, jestem w stanie rozmawiać o tym nawet z samym królem.- czuła, że może stąpać po cienkim lodzie, ale nie ma wyjścia. Pierwszy raz prowadzi rozmowy, które są wręcz negocjacjami. Duży wysiłek dla jej energii, która wciąż stabilizowała uczucia wszystkich mieszkańców wioski.
Re: Wioska Kuro
Pią Paź 10, 2014 8:50 pm
Na uwagę Kaede o przytulnie wyglądającym gniazdku mężczyzna nieco się zarumienił.
- To głównie dzięki April, żona zginęła 11 lat temu, brakowało tu kobiecej ręki. Mów mi po prostu Kurokara.
Usiadł, wysłuchał wszystkiego co boginka miała do powiedziana i milczał. Był nieco zaskoczony tym, ze ktoś już jakoś ich odkrył na Namek. Rozmyślając nad odpowiedzią przyglądał się uważnie dziewczynie. Takie niepozorne chuchro, jakoś znalazło się na Vegecie. Nadal nie mógł rozszyfrować jej energii. Milczał nie dlatego, że był głupi ale mimo wszystko obawiał się że ściany mają uszy.
- Ambasadorka planety Namek – powtórzył ze spokojem. Tylko nie powiedziałaś czyjej strony, ale obstawiam, że od Nameczan. Masz trochę złe wiadomości. Ja jestem tylko zwykłym Natto, mam pod sobą oddział 10 ludzi . Dostaję tylko rozkazy od wyższych rangą i nie wiem co ogólnie planują. Takich oddziałów jest już kilka. Mamy ze 4 poukrywane niewielkie bazy na Namek. Mój oddział akurat zajmuje się infiltracja bazy Lodowych, inny zapewne śledzi Słonecznych. Jeden na pewno bada planetę, złoża mineralne, florę i faunę i takie tam. Wbrew pozorom to oni są najgroźniejsi. Słyszałem, że jeden z oddziałów poszukuje jakiś magicznych nameczańskich artefaktów ale o co chodzi tego nie wiem. Czy pierworodni mieszkańcy powinni się obawiać? Tego nie wiem ale obstawiam, że tak. Zresztą nie tylko mieszkańcy tej planety, innych też - westchnął. Nie wiem, co będzie dalej, nie znam przyszłych rozkazów, ani czasu w którym się pojawią. Jestem zbyt szeregowym żołnierzem, żebym mógł Ci pomóc kwiatuszku..
- To głównie dzięki April, żona zginęła 11 lat temu, brakowało tu kobiecej ręki. Mów mi po prostu Kurokara.
Usiadł, wysłuchał wszystkiego co boginka miała do powiedziana i milczał. Był nieco zaskoczony tym, ze ktoś już jakoś ich odkrył na Namek. Rozmyślając nad odpowiedzią przyglądał się uważnie dziewczynie. Takie niepozorne chuchro, jakoś znalazło się na Vegecie. Nadal nie mógł rozszyfrować jej energii. Milczał nie dlatego, że był głupi ale mimo wszystko obawiał się że ściany mają uszy.
- Ambasadorka planety Namek – powtórzył ze spokojem. Tylko nie powiedziałaś czyjej strony, ale obstawiam, że od Nameczan. Masz trochę złe wiadomości. Ja jestem tylko zwykłym Natto, mam pod sobą oddział 10 ludzi . Dostaję tylko rozkazy od wyższych rangą i nie wiem co ogólnie planują. Takich oddziałów jest już kilka. Mamy ze 4 poukrywane niewielkie bazy na Namek. Mój oddział akurat zajmuje się infiltracja bazy Lodowych, inny zapewne śledzi Słonecznych. Jeden na pewno bada planetę, złoża mineralne, florę i faunę i takie tam. Wbrew pozorom to oni są najgroźniejsi. Słyszałem, że jeden z oddziałów poszukuje jakiś magicznych nameczańskich artefaktów ale o co chodzi tego nie wiem. Czy pierworodni mieszkańcy powinni się obawiać? Tego nie wiem ale obstawiam, że tak. Zresztą nie tylko mieszkańcy tej planety, innych też - westchnął. Nie wiem, co będzie dalej, nie znam przyszłych rozkazów, ani czasu w którym się pojawią. Jestem zbyt szeregowym żołnierzem, żebym mógł Ci pomóc kwiatuszku..
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Kuro
Pią Paź 10, 2014 11:20 pm
Drugi post treningowy:
Kwiatuszku? Zarywa do niej czy co? Oburzyła się lekko, ale tylko na chwilę, bo to było słodkie… Nikt jej wcześniej nie podrywał i mimo wszystko też jest kobietą. A może rzucił takim tekstem, żeby osłodzić brutalną prawdę… *Po prostu jest prostolinijnym samcem idiotko…* skarciła się za bezsensowne rozkminy, podczas gdy jej bracia i smocze kule są zagrożone. Jej twarz zbladła ze strachu, choć wydawało jej się, że nie daje po sobie poznać. Głośniej przełknęła ślinę, wyobrażając sobie rzeź wiosek. Niedobrze… Lekką pociechą jest fakt, że jaszczury są potężne i mogą prowadzić wyrównane walki, ale jej bracia są pomiędzy młotem, a kowadłem. Siła uderzenia nie powinna skupić się na Nameczaninach, mimo to jest powód do obaw.
-Mot! Dowiedziałam się o inwazji saiyan na Namek, już tam są i szukają kryształowych kul! Są bardzo niebezpieczni! Zrób wszystko, aby chronić kule i wioski, a ja postaram się rozwiązać problem na ich planecie…- rzuciła telepatyczną wiadomość do dowódcy sił zielonych.
Po tej chwili, wydawało by się milczenie, zerwała się i chwyciła gospodarza za rękę, patrząc błagalnie w oczy.
-Kto… Kto tym dowodzi…- zapytała lekko przestraszonym głosem. –Musisz mi powiedzieć, będę w stanie powstrzymać tę inwazję… Ja… Ja muszę tego dokonać i pójdę nawet do samego króla…- początkowo mocno go ściskała, ale po chwili bezradnie wróciła na swoje krzesło. –Wiem, że jesteś tylko wojownikiem, ale też zrobiłbyś wszystko, aby chronić najbliższych. Jestem jedną z Nameczan, to moi bracia…- nawet w chwili słabości, jej energia wciąż unosiła się w wiosce dając pozytywne uczucia mieszkańcom. –Niestety nawet wasza rasa na tym utraci, serca wojowników staną się jałowe jak pustynia, a to co w nich dobre zaniknie.- w jej głosie było słychać autentyczną troskę również o mieszkańców Vegety. Trochę jak matka w stosunku do niesfornych dzieci.
-Nawet jeśli wydaje ci się niemożliwe, abym mogła zaradzić cokolwiek, powiedz z kim muszę rozmawiać. Nawet, jeśli trzeba by było obalić króla.- jej oczy zdradzały tylko determinację i wiare, że może to zrobić. Dla dobra całego wszechświata.
Kwiatuszku? Zarywa do niej czy co? Oburzyła się lekko, ale tylko na chwilę, bo to było słodkie… Nikt jej wcześniej nie podrywał i mimo wszystko też jest kobietą. A może rzucił takim tekstem, żeby osłodzić brutalną prawdę… *Po prostu jest prostolinijnym samcem idiotko…* skarciła się za bezsensowne rozkminy, podczas gdy jej bracia i smocze kule są zagrożone. Jej twarz zbladła ze strachu, choć wydawało jej się, że nie daje po sobie poznać. Głośniej przełknęła ślinę, wyobrażając sobie rzeź wiosek. Niedobrze… Lekką pociechą jest fakt, że jaszczury są potężne i mogą prowadzić wyrównane walki, ale jej bracia są pomiędzy młotem, a kowadłem. Siła uderzenia nie powinna skupić się na Nameczaninach, mimo to jest powód do obaw.
-Mot! Dowiedziałam się o inwazji saiyan na Namek, już tam są i szukają kryształowych kul! Są bardzo niebezpieczni! Zrób wszystko, aby chronić kule i wioski, a ja postaram się rozwiązać problem na ich planecie…- rzuciła telepatyczną wiadomość do dowódcy sił zielonych.
Po tej chwili, wydawało by się milczenie, zerwała się i chwyciła gospodarza za rękę, patrząc błagalnie w oczy.
-Kto… Kto tym dowodzi…- zapytała lekko przestraszonym głosem. –Musisz mi powiedzieć, będę w stanie powstrzymać tę inwazję… Ja… Ja muszę tego dokonać i pójdę nawet do samego króla…- początkowo mocno go ściskała, ale po chwili bezradnie wróciła na swoje krzesło. –Wiem, że jesteś tylko wojownikiem, ale też zrobiłbyś wszystko, aby chronić najbliższych. Jestem jedną z Nameczan, to moi bracia…- nawet w chwili słabości, jej energia wciąż unosiła się w wiosce dając pozytywne uczucia mieszkańcom. –Niestety nawet wasza rasa na tym utraci, serca wojowników staną się jałowe jak pustynia, a to co w nich dobre zaniknie.- w jej głosie było słychać autentyczną troskę również o mieszkańców Vegety. Trochę jak matka w stosunku do niesfornych dzieci.
-Nawet jeśli wydaje ci się niemożliwe, abym mogła zaradzić cokolwiek, powiedz z kim muszę rozmawiać. Nawet, jeśli trzeba by było obalić króla.- jej oczy zdradzały tylko determinację i wiare, że może to zrobić. Dla dobra całego wszechświata.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Kuro
Sob Paź 11, 2014 11:58 am
Nie umiała tego opisać, ale dziwnie się czuła będąc sama u Kurokaki. Nigdy nie była tutaj bez Kuro w zasadzie. Niby czuła się tutaj jak w domu, jednak, było to ,,ale’’. Ciekawiło ją, co robi teraz, ćwiczy z Hikaru? Czy tęskni? Czy kiedyś uda im się wybudować swój mały dom na Ziemi, blisko gór i wody, aby mogła się po nich wspinać używając minimum siły- uważała, że to wzmacnia ją fizycznie. Gromadka dzieci, najlepiej trójka, nie więcej. I nikt inny, czasami wpadaliby June, Red, Vernil, Raziel, Vivian, Kaede, Hikaru,. Ich przyjaciele. Nie musieliby się niczym martwić, ale to raczej jest nierealne. Nawet gdyby znalazł się nowy obrońca planety. Sam w pojedynkę nie ma szans.
Uśmiechnęła się, gdy usłyszała, że może wejść do środka, nie była wścibska, ale ciekawa, czego Kaede może chcieć od ojca Kuro, nie znali się w sumie. Była taktowna jak zawsze w przeciwieństwie do mężczyzny, typowy wojownik. Za to ją podziwiała, wszyscy dookoła ją kochali i uwielbiali. Wiedziała, że sporo osób darzy ją zaufaniem, ale nigdy nie od razu tak jak nią. W końcu była boginią, boska. Gdy usłyszała jednak o co chodziło aż zamarła. Ciekawe jak zareaguje Kurokaka, chyba nie ma aż takich znajomości, ale ona miała rację! Nie można tak wybić nacji. Musiała jednak zostać na chwilę sama, a przynajmniej w odosobnionym miejscu. Wyszła do przedpokoju, aby równocześnie ciągle być w tej konwersacji, ale aż coś ją skręciło w żołądku na samą myśl o zabiciu Nameczan, którzy byli sympatyczni, te dzieciaki. Nie znała ich jakoś dobrze, ale nikt nie zasługiwał na śmierć.
Jej poziom energii niebezpiecznie się podniósł. Było to spowodowane złością jaką teraz emanowała w stosunku do króla. Jak tak można, znała Vegetą od zawsze, od podszewki, ale nie spodziewała się czegoś takiego. A może spodziewała? Ale nigdy tak do końca to do niej nie docierało. Wychowała się na tej planecie, ale nigdy nikogo nie zabiła. Od zawsze było to dla niej… coś najgorszego, co będzie musiała wykonać w życiu. Miała jednak nadzieję, że obędzie się bez tego. Daichi żyje. Nie ma go na sumieniu, właśnie ciekawe co teraz robi? Zaczęła wyszukiwać jego energii, ciągle była w drodze, ale już gdzieś naprawdę daleko. Zaczęła boleć ją głowa, czy to wynik telepatii? Ciągle, dokładne wyczuwanie KI też nie jest takie proste, zwłaszcza, że przed chwilą opanowała nową technikę.
Dlaczego to wszystko nie może być takie proste? Dlaczego takie nacje się rodzą, zabiją i niszczą każde istnienie, życie? Przecież można żyć w zgodzie ze wszystkimi. Poczuła zapach świeżo skoszonej trawy, a raczej to była jej wyobraźnia. Dlaczego to wszystko jest takie trudne? Coraz bardziej ją bolały w środku takie rzeczy jak śmierć, niewinnych. Dla rządzy, dla pieniędzy, dla terenów. Przestała się liczyć grupa, liczy się jednostka. Każdy dba o swój interes, nikogo nie obchodzi ktoś naokoło. Nawet jeżeli to dziecko. Tylko dziecko, tak niewinna istota. Co z tego? Teraz musi walczyć o swoją ojczyznę, bo jeżeli tego nie zrobili i tak umrze. Tak przynajmniej umiera z myślą o tym, że ratowała swój lód, swoje ukochane miejsce. Poziom jej KI ciągle rósł. Najgorsze, że nie była nawet tego świadoma, że tak ją to boli. Słuchała tego wszystkiego w milczeniu, chociaż wewnątrz niej wszystko buzowało. Nie! Nie może na to pozwolić, chociażby miała przypłacić to życiem!
Occ: Koniec treningu
Uśmiechnęła się, gdy usłyszała, że może wejść do środka, nie była wścibska, ale ciekawa, czego Kaede może chcieć od ojca Kuro, nie znali się w sumie. Była taktowna jak zawsze w przeciwieństwie do mężczyzny, typowy wojownik. Za to ją podziwiała, wszyscy dookoła ją kochali i uwielbiali. Wiedziała, że sporo osób darzy ją zaufaniem, ale nigdy nie od razu tak jak nią. W końcu była boginią, boska. Gdy usłyszała jednak o co chodziło aż zamarła. Ciekawe jak zareaguje Kurokaka, chyba nie ma aż takich znajomości, ale ona miała rację! Nie można tak wybić nacji. Musiała jednak zostać na chwilę sama, a przynajmniej w odosobnionym miejscu. Wyszła do przedpokoju, aby równocześnie ciągle być w tej konwersacji, ale aż coś ją skręciło w żołądku na samą myśl o zabiciu Nameczan, którzy byli sympatyczni, te dzieciaki. Nie znała ich jakoś dobrze, ale nikt nie zasługiwał na śmierć.
Jej poziom energii niebezpiecznie się podniósł. Było to spowodowane złością jaką teraz emanowała w stosunku do króla. Jak tak można, znała Vegetą od zawsze, od podszewki, ale nie spodziewała się czegoś takiego. A może spodziewała? Ale nigdy tak do końca to do niej nie docierało. Wychowała się na tej planecie, ale nigdy nikogo nie zabiła. Od zawsze było to dla niej… coś najgorszego, co będzie musiała wykonać w życiu. Miała jednak nadzieję, że obędzie się bez tego. Daichi żyje. Nie ma go na sumieniu, właśnie ciekawe co teraz robi? Zaczęła wyszukiwać jego energii, ciągle była w drodze, ale już gdzieś naprawdę daleko. Zaczęła boleć ją głowa, czy to wynik telepatii? Ciągle, dokładne wyczuwanie KI też nie jest takie proste, zwłaszcza, że przed chwilą opanowała nową technikę.
Dlaczego to wszystko nie może być takie proste? Dlaczego takie nacje się rodzą, zabiją i niszczą każde istnienie, życie? Przecież można żyć w zgodzie ze wszystkimi. Poczuła zapach świeżo skoszonej trawy, a raczej to była jej wyobraźnia. Dlaczego to wszystko jest takie trudne? Coraz bardziej ją bolały w środku takie rzeczy jak śmierć, niewinnych. Dla rządzy, dla pieniędzy, dla terenów. Przestała się liczyć grupa, liczy się jednostka. Każdy dba o swój interes, nikogo nie obchodzi ktoś naokoło. Nawet jeżeli to dziecko. Tylko dziecko, tak niewinna istota. Co z tego? Teraz musi walczyć o swoją ojczyznę, bo jeżeli tego nie zrobili i tak umrze. Tak przynajmniej umiera z myślą o tym, że ratowała swój lód, swoje ukochane miejsce. Poziom jej KI ciągle rósł. Najgorsze, że nie była nawet tego świadoma, że tak ją to boli. Słuchała tego wszystkiego w milczeniu, chociaż wewnątrz niej wszystko buzowało. Nie! Nie może na to pozwolić, chociażby miała przypłacić to życiem!
Occ: Koniec treningu
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach