Plac przed budynkiem
+17
Red
Joker
Vam
Atarashii Ame
Minato
Kanade
April
Xanas
Hazard
KOŚCI
Ósemka
Vita Ora
Raziel
NPC.
Colinuś
Hikaru
NPC
21 posters
Plac przed budynkiem
Sob Cze 02, 2012 4:06 pm
First topic message reminder :
Plac przed budynkiem dawnej Akademii. Jest on otoczony zielenią i nawet dość zadbany. Są nawet ławeczki, jakby ktoś chciał usiąść i chwilę odpocząć.
Plac przed budynkiem dawnej Akademii. Jest on otoczony zielenią i nawet dość zadbany. Są nawet ławeczki, jakby ktoś chciał usiąść i chwilę odpocząć.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Plac przed budynkiem
Sob Sie 10, 2013 10:28 pm
W chwili gdy złączone dłonie miały uderzyć w kark, Vivian poczuła ból w nadgarstkach. Z całej swojej siły zamierzała zadać cios w Nashi, w przypływie nagłej pewności siebie porwała się na zbyt przewidywalny ruch. Na jej nieszczęście chłopak obrócił się i uniósł rękę, blokując uderzenie ramieniem. Atak był jednak wystarczająco silny by usłyszeć jednoznaczny trzask kości, a wokół walczących impet zerwał trawę do gołej ziemi.
Przez ulotną chwilę ich twarze znajdowały się bardzo blisko siebie. Jej przeciwnikowi drgnęła żyłka na czole, a w oczach błysnął krwawy blask. U kadetki zaś odwrotnie. Nie było żadnych oznak zdenerwowania, a brązowe tęczówki wwiercały się we wściekłe spojrzenie w zaskakująco opanowany sposób.
Walka dalej trwała. Oboje stali łeb w łeb, a chłopak nie zamierzał zaprzepaścić ani jednej chwili. Zamach wzięty przez Nashi łatwo zdradzał, że nie będzie to delikatny cios. Widząc jak naprężają się mięśnie, Ósemka, wiedząc jednocześnie, że nie ma szansy na unik, zacisnęła mocno powieki.
Zadziałała raczej instynktownie. Bardziej odruchowo niż z rozsądku wyrzuciła z ciała sporą ilość energii, która uderzyła w napierającą sylwetkę chłopaka.
- Kiaiho!
Tym samym udało się jej odbić cios. Pięść nie dosięgła kadetki. Szybko, jakby naładowana nową mocą otworzyła oczy i nie czekając aż Nashi weźmie się w garść skoczyła do przodu. Ślizgiem na wilgotnej trawie, zbliżyła się do przeciwnika. Nabierając rozpędu, będąc tuż przed nim, padła na ziemię, podcinając mu nogi. Walka nie była łatwa wśród tej ilości zieleni, gdzie ogrodnicy regularnie podlewali roślinność. Błoto i małe tarcie przeszkadzały w zadawaniu precyzyjnych ciosów.
Trzeba było sobie radzić. Gdy chłopak był już w powietrzu Vivian obróciła się błyskawicznie, kopiąc go w żebra, tak, że i on musiał splunąć krwią. Wpadł w pecynę wilgotnej ziemi, brudząc nowy strój Nashi. To mu się nie spodobało, tak samo jak odległy rechot przyglądających się walce gapiów. Memlał w ustach przekleństwo, a szczękościsk jawnie mówił, że to nie koniec.
OOC
Ivan
Cios szybki (BA) ---> 255
Ja
BA ---> 80
Kiaiho ---> 20
Ivan
HP --->2060/2550
KI ---> 2353/2550
Przez ulotną chwilę ich twarze znajdowały się bardzo blisko siebie. Jej przeciwnikowi drgnęła żyłka na czole, a w oczach błysnął krwawy blask. U kadetki zaś odwrotnie. Nie było żadnych oznak zdenerwowania, a brązowe tęczówki wwiercały się we wściekłe spojrzenie w zaskakująco opanowany sposób.
Walka dalej trwała. Oboje stali łeb w łeb, a chłopak nie zamierzał zaprzepaścić ani jednej chwili. Zamach wzięty przez Nashi łatwo zdradzał, że nie będzie to delikatny cios. Widząc jak naprężają się mięśnie, Ósemka, wiedząc jednocześnie, że nie ma szansy na unik, zacisnęła mocno powieki.
Zadziałała raczej instynktownie. Bardziej odruchowo niż z rozsądku wyrzuciła z ciała sporą ilość energii, która uderzyła w napierającą sylwetkę chłopaka.
- Kiaiho!
Tym samym udało się jej odbić cios. Pięść nie dosięgła kadetki. Szybko, jakby naładowana nową mocą otworzyła oczy i nie czekając aż Nashi weźmie się w garść skoczyła do przodu. Ślizgiem na wilgotnej trawie, zbliżyła się do przeciwnika. Nabierając rozpędu, będąc tuż przed nim, padła na ziemię, podcinając mu nogi. Walka nie była łatwa wśród tej ilości zieleni, gdzie ogrodnicy regularnie podlewali roślinność. Błoto i małe tarcie przeszkadzały w zadawaniu precyzyjnych ciosów.
Trzeba było sobie radzić. Gdy chłopak był już w powietrzu Vivian obróciła się błyskawicznie, kopiąc go w żebra, tak, że i on musiał splunąć krwią. Wpadł w pecynę wilgotnej ziemi, brudząc nowy strój Nashi. To mu się nie spodobało, tak samo jak odległy rechot przyglądających się walce gapiów. Memlał w ustach przekleństwo, a szczękościsk jawnie mówił, że to nie koniec.
OOC
Ivan
Cios szybki (BA) ---> 255
Ja
BA ---> 80
Kiaiho ---> 20
Ivan
HP --->2060/2550
KI ---> 2353/2550
Re: Plac przed budynkiem
Sob Sie 10, 2013 10:28 pm
The member 'Ósemka' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Plac przed budynkiem
Nie Sie 11, 2013 11:09 am
Tego było za wiele. Jedyne czego chłopak chciał to wytarcie ziemi twarzą jasnowłosej kadetki, a w odwecie zapowiadało się na to, że z dziewczyną pójdzie mu trudniej. Znacznie trudniej. Takie brudnokrwiste Ścierwo, a nie chce grzecznie robić za worek treningowy…
Nie można tego przecież tak zostawić. Za nic. Pycha którą od dawna nazywał dumą ucierpiałaby na tym. Wrzasnął z pretensją, zbierając się z ziemi i w dwóch krokach znalazł się przy Vivian.
Ósemka była na to przygotowana. Nashi próbował zadać ten sam cios co wcześniej, zmylić ją pięścią by uderzyć kolanem. Tym razem mokra trawa działała na jej korzyść. Prześlizgnęła się pod ramieniem atakującego niby jak na lodowisku. I znowu, gdy nie ustępował w ataku, podcinała go by wleciał w błoto. Sama już była nim umazana niemal po czubek głowy. Gdy uderzał, albo się uchylała, albo oszczędnymi ruchami parowała jego ciosy, by zmieniły tor. Słowem, nie dawała się dotknąć, a przynajmniej starała by do tego nie doszło.
- Nie możesz tak tańczyć cały czas, Ścierwo!
Niebezpiecznie jego ciosy robiły się bardziej brutalne. Gdyby ją trafił, zabolałoby gorzej niż ostatnio. Należałoby zwiększyć dystans. Tylko jak to zrobić? Nie zdąży odskoczyć, bo on zaraz ruszy na nią, a ulecieć w powietrze nie ma co, bo jeszcze nigdy nie walczyła w ten sposób. Wolała twardy grunt.
Kadetka poczekała na odpowiednią chwilę. Nashi wyrzucił wściekle pięść w stronę jej żołądka, a dziewczyna złapała go gwałtownie za ramię, szarpnęła mocno, podrywając z ziemi. Tak jak on na piętrze złapał ją za kombinezon i wyrzucił przez okno, tak Vivian sapnęła i posłała go na glebę udanym chwytem. Co prawda coś ją zabolało w kręgach przy tak szybkim przewrocie, ale zacisnęła zęby.
~Oko za oko~
OOC
Ivan
Cios szybki (BA) ---> 255
Ja
Unik
BA ---> 80
Ivan
HP --->1805/2550
KI ---> 2353/2550
Nie można tego przecież tak zostawić. Za nic. Pycha którą od dawna nazywał dumą ucierpiałaby na tym. Wrzasnął z pretensją, zbierając się z ziemi i w dwóch krokach znalazł się przy Vivian.
Ósemka była na to przygotowana. Nashi próbował zadać ten sam cios co wcześniej, zmylić ją pięścią by uderzyć kolanem. Tym razem mokra trawa działała na jej korzyść. Prześlizgnęła się pod ramieniem atakującego niby jak na lodowisku. I znowu, gdy nie ustępował w ataku, podcinała go by wleciał w błoto. Sama już była nim umazana niemal po czubek głowy. Gdy uderzał, albo się uchylała, albo oszczędnymi ruchami parowała jego ciosy, by zmieniły tor. Słowem, nie dawała się dotknąć, a przynajmniej starała by do tego nie doszło.
- Nie możesz tak tańczyć cały czas, Ścierwo!
Niebezpiecznie jego ciosy robiły się bardziej brutalne. Gdyby ją trafił, zabolałoby gorzej niż ostatnio. Należałoby zwiększyć dystans. Tylko jak to zrobić? Nie zdąży odskoczyć, bo on zaraz ruszy na nią, a ulecieć w powietrze nie ma co, bo jeszcze nigdy nie walczyła w ten sposób. Wolała twardy grunt.
Kadetka poczekała na odpowiednią chwilę. Nashi wyrzucił wściekle pięść w stronę jej żołądka, a dziewczyna złapała go gwałtownie za ramię, szarpnęła mocno, podrywając z ziemi. Tak jak on na piętrze złapał ją za kombinezon i wyrzucił przez okno, tak Vivian sapnęła i posłała go na glebę udanym chwytem. Co prawda coś ją zabolało w kręgach przy tak szybkim przewrocie, ale zacisnęła zęby.
~Oko za oko~
OOC
Ivan
Cios szybki (BA) ---> 255
Ja
Unik
BA ---> 80
Ivan
HP --->1805/2550
KI ---> 2353/2550
Re: Plac przed budynkiem
Nie Sie 11, 2013 11:09 am
The member 'Ósemka' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Plac przed budynkiem
Nie Sie 11, 2013 12:40 pm
Ogon. Przydatna rzec w walce.
Ósemka nie zdążyła się wyprostować, gdy poczuła szarpnięcie na kostce. Posłało ono kadetkę na wilgotną trawę. W czasie krótszym niż mgnienie oka dosięgła ją pięść Nashi. Szybki, nieco chaotyczny cios uderzył w twarz. Impet odrzucił ciało w tył.
Nashi jednak udało nabić się jej limo. Vivian czuła, jak lewa powieka puchnie i robi się sina. Potarła oko i poderwała się na nogi, dopiero sobie uzmysławiając co zaszło. Długi, Saiyanski ogon zakręcił się wokół jej nogi i jednym ruchem posłał na glebę, a gdy wylądowała na tylnej części ciała, przeciwnik nabił jej okazałą śliwę. Burknęła pod nosem, zła na siebie.
Źle to wróżyło. Lewe pole widzenia było ograniczone i Vivian napięła mięśnie, unosząc szybko gardę. Nie będąc zdolna do widzenia wszystkich ruchów agresora musiała być przygotowana na wszy…
Coś szarpnęło jej bok.
Zamiast uskoczyć, jak to miała w zwyczaju, uderzyła na oślep łokciem. Trafiła w pustkę, ale głośne plaśnięcie na mokrej trawie mówiło, że chłopak jest z drugiej strony. Kopnęła powietrze, ale zauważyła na trawie puszczony luźno ogon. Błąd. Przez karę od Trenera kadetka przestudiowała wszystkie wady i zalety tej części ciała.
Uniosła szybko nogę i z całej siły nadepnęła na długi kawałek brązowego futra. Krótki krzyk przeszedł w słaby jęk, gdy Vivian, wykorzystując nagły odpływ sił przeciwnika strzeliła go w pierś.
- Ładny ruch Cizia! – Krzyknął jeden z gapiów stojących w bezpiecznej odległości.
Cizia? To było jeszcze dziwniejsze od Fąfla.
OOC
Ivan
Cios szybki (BA) ---> 255
Ja
Cios szybki ---> 200
BA ---> 80
Ivan
HP --->1550/2550
KI ---> 2353/2550
Ósemka nie zdążyła się wyprostować, gdy poczuła szarpnięcie na kostce. Posłało ono kadetkę na wilgotną trawę. W czasie krótszym niż mgnienie oka dosięgła ją pięść Nashi. Szybki, nieco chaotyczny cios uderzył w twarz. Impet odrzucił ciało w tył.
Nashi jednak udało nabić się jej limo. Vivian czuła, jak lewa powieka puchnie i robi się sina. Potarła oko i poderwała się na nogi, dopiero sobie uzmysławiając co zaszło. Długi, Saiyanski ogon zakręcił się wokół jej nogi i jednym ruchem posłał na glebę, a gdy wylądowała na tylnej części ciała, przeciwnik nabił jej okazałą śliwę. Burknęła pod nosem, zła na siebie.
Źle to wróżyło. Lewe pole widzenia było ograniczone i Vivian napięła mięśnie, unosząc szybko gardę. Nie będąc zdolna do widzenia wszystkich ruchów agresora musiała być przygotowana na wszy…
Coś szarpnęło jej bok.
Zamiast uskoczyć, jak to miała w zwyczaju, uderzyła na oślep łokciem. Trafiła w pustkę, ale głośne plaśnięcie na mokrej trawie mówiło, że chłopak jest z drugiej strony. Kopnęła powietrze, ale zauważyła na trawie puszczony luźno ogon. Błąd. Przez karę od Trenera kadetka przestudiowała wszystkie wady i zalety tej części ciała.
Uniosła szybko nogę i z całej siły nadepnęła na długi kawałek brązowego futra. Krótki krzyk przeszedł w słaby jęk, gdy Vivian, wykorzystując nagły odpływ sił przeciwnika strzeliła go w pierś.
- Ładny ruch Cizia! – Krzyknął jeden z gapiów stojących w bezpiecznej odległości.
Cizia? To było jeszcze dziwniejsze od Fąfla.
OOC
Ivan
Cios szybki (BA) ---> 255
Ja
Cios szybki ---> 200
BA ---> 80
Ivan
HP --->1550/2550
KI ---> 2353/2550
Re: Plac przed budynkiem
Nie Sie 11, 2013 12:40 pm
The member 'Ósemka' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Plac przed budynkiem
Pon Sie 12, 2013 12:12 am
- Ścierwo jedne #&&)@#)@, jak Ci zaraz ^#*^@%#^ w #$^$$^… – Mamrotał chłopak, podnosząc się z trawy. Stał prosto, naprzeciwko kadetki, a żyłka wściekle pulsowała mu na skroni. Wybuchnie, jeśli szybko nie zmiażdży jej wszystkich kości.
Już dał się ponieść emocjom, ale widać było, że nie tędy droga. Nashi musiał przeanalizować sytuację, choć widocznie brakowało mu na to cierpliwości. Ataki z dystansu dawały szerokie pole do popisu, ale jednocześnie były łatwiejsze do obrony. Vivian zależało na tym, by mieć przeciwnika na oku, gdy ten wolał z bliska przetrzepać jej mordę. Czuła to, i nie chciała by zbliżył się do niej, nie bardziej niż konieczne.
Nastąpiła chwila przerwy. Walczących dzieliły jakieś trzy, cztery metry, podczas gdy krążyli wokół siebie, nie spuszczając z siebie wzroku. Do walki dołączył jeszcze jeden rodzaj bitwy – na spojrzenia. Były też pierwsze oznaki zmęczenia. Oprócz błota i potu, które znajdowały się nawet na twarzach, każde z nich miało przyśpieszony oddech i krwawe plamy na ciele.
Przeciwnik poderwał się tak gwałtownie, że Vivian zdążyła unieść jedynie ręce. Nie uleciał w górę, ale w linii prostej rzucił się, dosłownie, do gardła kadetki. Z taką siłą, że staranowałby ją, gdyby nie to, że jednym ramieniem przygniótł szyję, a drugim wzmagał nacisk. Tym samym porwał i przygniótł dziewczynę do ściany budynku Akademii. Małe wgłębienie pojawiło się za jej plecami. Nie zasłoniła się do końca, dlatego lewą rękę miała zakleszczoną między jego, i tylko to sprawiło, że nie udusił jej od razu. Próby uwolnienia polegały głównie na okładaniu głowy Nashi prawą dłonią, ale wściekły, nawet na to nie zważał. Płuca piekły, straciła oddech. Pomimo opuchlizny i mgły pojawiającej się w oczach, Ósemka widziała to w jego spojrzeniu. Chłopak naprawdę nie zawaha się przed zabiciem jej tutaj, właśnie tu i teraz.
Uderzyła go z całej siły czołem w głowę. Cios tak podobny do tego, którym uraczyła zainfekowanego Raziela w koszarach. Zabolało to i ją, oczy zaszły łzami, ale ucisk zelżał znacznie i zdążyła się wyswobodzić, nim na nowo oplótł jej szyję. Odepchnęła chłopaka od siebie, czując ścisk w dołku i znajome, złe tętnienie w skroniach. Złapała łapczywie powietrze.
Po sekundzie było lepiej.
- Ty naprawdę mógłbyś mnie zabić. I nic sobie z tego nie robisz. – Warknęła cicho. Słowa były bardziej rzucone w przestrzeń niż skierowane do konkretnej osoby.
Iskra strzeliła nad opuchniętym okiem kadetki.
Co jak co, ale zabić się nie da. Nawet tak z czystej przekory, chociażby przeciwnik potrafił ją zmieść jednym ruchem powieki. Pchła jest w stanie pogryźć do krwi, a co dopiero kadet. A, że i tak ją zgniotą… Przynajmniej popamiętają.
Ósemka skoczyła w prawo, podczas gdy jej cień ruszył w stronę przeciwną… Nagle rozdwojenie się nie było czymś szczególnym dla wtajemniczonych. Tak jak ćwiczyła w Skalnym Lesie, tak teraz zmusiła się, by wbić w ten rytm. Jeszcze dwie kopie otoczyły agresora, uniemożliwiając mu obronę. Udało się, chociaż nie od razu. W każdym razie Nashi był zbyt zdziwiony by zauważyć braki w technice. Grunt, że działała. Każda postać zamierzała się na niego z pięściami.
Wyciągnęła z obolałych ramion całą siłę. Wykorzystując dodatkowo rozmach i zaskoczenie, uderzyła w plecy, prawdopodobnie krusząc pancerz. Krzyk rozdarł powietrze, kilka okien się otworzył. To była chwila słabości, bo zaraz po jej ciosie przeciwnik odwrócił się gwałtownie i znów próbował rzucić Ósemce do gardła. Uniosła gardę, widząc, że teraz naprawdę chcę ją zamordować i nie spocznie, dopóki nie ujrzy jej pozbawionego czucia ciała w błocie.
OOC
Ivan
Cios potężny (BA) (Nie może go uniknąć z powodu Zanzokena) ---> 385
Ja
Cios podstawowy ---> 145
Zanzoken ---> 60
BA ---> 80
Ivan
HP --->1165/2550
KI ---> 2353/2550
Już dał się ponieść emocjom, ale widać było, że nie tędy droga. Nashi musiał przeanalizować sytuację, choć widocznie brakowało mu na to cierpliwości. Ataki z dystansu dawały szerokie pole do popisu, ale jednocześnie były łatwiejsze do obrony. Vivian zależało na tym, by mieć przeciwnika na oku, gdy ten wolał z bliska przetrzepać jej mordę. Czuła to, i nie chciała by zbliżył się do niej, nie bardziej niż konieczne.
Nastąpiła chwila przerwy. Walczących dzieliły jakieś trzy, cztery metry, podczas gdy krążyli wokół siebie, nie spuszczając z siebie wzroku. Do walki dołączył jeszcze jeden rodzaj bitwy – na spojrzenia. Były też pierwsze oznaki zmęczenia. Oprócz błota i potu, które znajdowały się nawet na twarzach, każde z nich miało przyśpieszony oddech i krwawe plamy na ciele.
Przeciwnik poderwał się tak gwałtownie, że Vivian zdążyła unieść jedynie ręce. Nie uleciał w górę, ale w linii prostej rzucił się, dosłownie, do gardła kadetki. Z taką siłą, że staranowałby ją, gdyby nie to, że jednym ramieniem przygniótł szyję, a drugim wzmagał nacisk. Tym samym porwał i przygniótł dziewczynę do ściany budynku Akademii. Małe wgłębienie pojawiło się za jej plecami. Nie zasłoniła się do końca, dlatego lewą rękę miała zakleszczoną między jego, i tylko to sprawiło, że nie udusił jej od razu. Próby uwolnienia polegały głównie na okładaniu głowy Nashi prawą dłonią, ale wściekły, nawet na to nie zważał. Płuca piekły, straciła oddech. Pomimo opuchlizny i mgły pojawiającej się w oczach, Ósemka widziała to w jego spojrzeniu. Chłopak naprawdę nie zawaha się przed zabiciem jej tutaj, właśnie tu i teraz.
Uderzyła go z całej siły czołem w głowę. Cios tak podobny do tego, którym uraczyła zainfekowanego Raziela w koszarach. Zabolało to i ją, oczy zaszły łzami, ale ucisk zelżał znacznie i zdążyła się wyswobodzić, nim na nowo oplótł jej szyję. Odepchnęła chłopaka od siebie, czując ścisk w dołku i znajome, złe tętnienie w skroniach. Złapała łapczywie powietrze.
Po sekundzie było lepiej.
- Ty naprawdę mógłbyś mnie zabić. I nic sobie z tego nie robisz. – Warknęła cicho. Słowa były bardziej rzucone w przestrzeń niż skierowane do konkretnej osoby.
Iskra strzeliła nad opuchniętym okiem kadetki.
Co jak co, ale zabić się nie da. Nawet tak z czystej przekory, chociażby przeciwnik potrafił ją zmieść jednym ruchem powieki. Pchła jest w stanie pogryźć do krwi, a co dopiero kadet. A, że i tak ją zgniotą… Przynajmniej popamiętają.
Ósemka skoczyła w prawo, podczas gdy jej cień ruszył w stronę przeciwną… Nagle rozdwojenie się nie było czymś szczególnym dla wtajemniczonych. Tak jak ćwiczyła w Skalnym Lesie, tak teraz zmusiła się, by wbić w ten rytm. Jeszcze dwie kopie otoczyły agresora, uniemożliwiając mu obronę. Udało się, chociaż nie od razu. W każdym razie Nashi był zbyt zdziwiony by zauważyć braki w technice. Grunt, że działała. Każda postać zamierzała się na niego z pięściami.
Wyciągnęła z obolałych ramion całą siłę. Wykorzystując dodatkowo rozmach i zaskoczenie, uderzyła w plecy, prawdopodobnie krusząc pancerz. Krzyk rozdarł powietrze, kilka okien się otworzył. To była chwila słabości, bo zaraz po jej ciosie przeciwnik odwrócił się gwałtownie i znów próbował rzucić Ósemce do gardła. Uniosła gardę, widząc, że teraz naprawdę chcę ją zamordować i nie spocznie, dopóki nie ujrzy jej pozbawionego czucia ciała w błocie.
OOC
Ivan
Cios potężny (BA) (Nie może go uniknąć z powodu Zanzokena) ---> 385
Ja
Cios podstawowy ---> 145
Zanzoken ---> 60
BA ---> 80
Ivan
HP --->1165/2550
KI ---> 2353/2550
Re: Plac przed budynkiem
Pon Sie 12, 2013 12:12 am
The member 'Ósemka' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Plac przed budynkiem
Pon Sie 12, 2013 12:16 pm
Odpowiednia postawa. Nogi rozstawione w ten sposób by natychmiast zejść z linii ataku, albo w przypadku obrony rozłożyć napór ciosu i pozwolić na odpowiedni manewr. Vivian nie spuszczała spojrzenia z Nashi, który najzwyczajniej w świecie stracił nad sobą kontrolę. Pędził na oślep, z uniesionymi pięściami.
Trzy kroki.
Nie wyglądał za ładnie. Miał obite żebra, złamany nos i cały był w błocie. Tak samo jak Ósemka, no cóż, ona zamiast zgruchotanej przegrody nosowej miała podbite oko, a i cios w żołądek dawał o sobie znać. Prawie zmiażdżono jej gardło. Wciąż czuła posmak krwi w ustach.
Dwa.
Miała dość. Zwyczajnie mogłaby teraz odejść, ale nie jest to możliwe z Nashi dybiącym na twoje życie. Chciała zadać kilka ciosów, by chłopak ją w końcu zostawił, ale na co na liczyła? Że nagle stwierdzi, że mu się to znudziło, i pójdzie na stołówkę? Paradoksalnie, jakaś część Ósemki cieszyła się z zadawanych ciosów. W końcu w żyłach kadetki płynie również Saiyanska krew. Bardzo gorąca krew, nie bojąca się wykrwawić podczas bitwy, nie znająca miary w zadawaniu ciosów…
Jeden.
Nashi był o krok przed nią, gdy dziewczyna wyrzuciła ramię do przodu. Ich pięści się spotkały, fala energii rozeszła się wokół. Pecyny błota uleciały w powietrze. Jedno starannie pielęgnowane drzewo, mające pecha stać najbliżej straciło pasma kory.
Zwiększenie dystansu. Planuj ruchy Vi, planuj ruchy… Czy pójść na żywioł? Coś w tym jest, że podczas walki nie myśli się do końca logicznie. Może tego jej właśnie trzeba… Odrobiny rozsądku, którego zawsze było mało pod jasnymi kudłami.
Pchnęła chłopaka, by odstęp między walczącymi wzrósł. Splunęła krwią w bok, przetarła szczypiącą powiekę i uniosła obie dłonie. Nashi wciąż trzymał gardę, a w oczach widziała czerwony błysk.
- Porozmawiajmy. – Zaczęła spokojnie, nie rozluźniając mięśni. Tak profilaktycznie.
- Nie baw się w psychologa tylko walcz, Ścierwo! – Krzyknął, chcąc ruszyć na Vivian, ale ta odskoczyła, jeszcze wyżej unosząc dłonie.
- Na cholerę mi ta walka, tobie też. – Wolno opuściła ręce. – Poddaję się. Nie mam o co się bić. Nie mam czasu. Trochę do zrobienia mnie czeka, a zmuszasz mnie do nabijania sińców. – Niejakie zmęczenie odbiło się na jej twarz. Na szyi wykwitł szarozielony siniec, tam gdzie dusił ją chłopak.
Nashi raczej nie zrozumiał. Splunął i spojrzał na nią z pogardą tak jawną w spojrzeniu, że coś halfkę zabolało w środku.
- Wymówki. Gadanie od rzeczy i tchórzostwo, to co was łączy, brudnokrwiste śmieci. Do tej pory nie rozumiem, jakim prawem pałętacie się po naszej planecie?! Czy ty nie masz honoru, by w połowie przerywać walkę? Gdzie twoja duma? A, przepraszam… Tacy jak ty nie mają ani honoru, ani dumy. – Zacisnął pięści i przybrał pozycję. – Jesteś niczym. Ja nie odpuszczę takim zdrajcom krwi. Co ty tu w ogóle robisz?! Nie masz prawa nazywać się wojownikiem. Nic nie osiągniesz. Każdy tu jest od Ciebie lepszy, silniejszy, szybszy… Ja na przykład. – Ostatnie słowa były ostrym warknięciem.
Vivian stała ze spuszczoną głową, zaciśniętymi pięściami i wzrokiem wbitym w ziemię.
Właśnie zmieszano ją z błotem, dosłownie i w przenośni. Nie bolało bardziej od wszystkich ran, ale czuła się, jakby zdzielono ją w potylice. I wiedziała, że cokolwiek odpowie, w jakikolwiek sposób się odgryzie, chłopak nie odpuści.
Kolejna iskra przebiegła po umazanym ziemią policzku.
-Za mało umiem by nazywać siebie wojownikiem. I wiesz co? – Uniosła głowę i rzuciła mu twarde spojrzenie. – Ty też.
Tak jak stała, skoczyła w stronę Nashi. Schyliła się nisko, by zadać serię ciosów w jego żołądek. Na koniec obróciła się pod ramieniem, wbijając łokieć w bok, boleśnie między żebra. Gdy chłopak w przypływie złości nie zwracał na ciosy uwagi, a złapał ją za kark, wyrwała mu się, obracając.
Nie odpuszczał. Taniec trwał.
OOC
Ivan
Cios szybki (BA) ---> 255
Ja
Kontra
BA ---> 80
Ivan
HP --->910/2550
KI ---> 2353/2550
Trzy kroki.
Nie wyglądał za ładnie. Miał obite żebra, złamany nos i cały był w błocie. Tak samo jak Ósemka, no cóż, ona zamiast zgruchotanej przegrody nosowej miała podbite oko, a i cios w żołądek dawał o sobie znać. Prawie zmiażdżono jej gardło. Wciąż czuła posmak krwi w ustach.
Dwa.
Miała dość. Zwyczajnie mogłaby teraz odejść, ale nie jest to możliwe z Nashi dybiącym na twoje życie. Chciała zadać kilka ciosów, by chłopak ją w końcu zostawił, ale na co na liczyła? Że nagle stwierdzi, że mu się to znudziło, i pójdzie na stołówkę? Paradoksalnie, jakaś część Ósemki cieszyła się z zadawanych ciosów. W końcu w żyłach kadetki płynie również Saiyanska krew. Bardzo gorąca krew, nie bojąca się wykrwawić podczas bitwy, nie znająca miary w zadawaniu ciosów…
Jeden.
Nashi był o krok przed nią, gdy dziewczyna wyrzuciła ramię do przodu. Ich pięści się spotkały, fala energii rozeszła się wokół. Pecyny błota uleciały w powietrze. Jedno starannie pielęgnowane drzewo, mające pecha stać najbliżej straciło pasma kory.
Zwiększenie dystansu. Planuj ruchy Vi, planuj ruchy… Czy pójść na żywioł? Coś w tym jest, że podczas walki nie myśli się do końca logicznie. Może tego jej właśnie trzeba… Odrobiny rozsądku, którego zawsze było mało pod jasnymi kudłami.
Pchnęła chłopaka, by odstęp między walczącymi wzrósł. Splunęła krwią w bok, przetarła szczypiącą powiekę i uniosła obie dłonie. Nashi wciąż trzymał gardę, a w oczach widziała czerwony błysk.
- Porozmawiajmy. – Zaczęła spokojnie, nie rozluźniając mięśni. Tak profilaktycznie.
- Nie baw się w psychologa tylko walcz, Ścierwo! – Krzyknął, chcąc ruszyć na Vivian, ale ta odskoczyła, jeszcze wyżej unosząc dłonie.
- Na cholerę mi ta walka, tobie też. – Wolno opuściła ręce. – Poddaję się. Nie mam o co się bić. Nie mam czasu. Trochę do zrobienia mnie czeka, a zmuszasz mnie do nabijania sińców. – Niejakie zmęczenie odbiło się na jej twarz. Na szyi wykwitł szarozielony siniec, tam gdzie dusił ją chłopak.
Nashi raczej nie zrozumiał. Splunął i spojrzał na nią z pogardą tak jawną w spojrzeniu, że coś halfkę zabolało w środku.
- Wymówki. Gadanie od rzeczy i tchórzostwo, to co was łączy, brudnokrwiste śmieci. Do tej pory nie rozumiem, jakim prawem pałętacie się po naszej planecie?! Czy ty nie masz honoru, by w połowie przerywać walkę? Gdzie twoja duma? A, przepraszam… Tacy jak ty nie mają ani honoru, ani dumy. – Zacisnął pięści i przybrał pozycję. – Jesteś niczym. Ja nie odpuszczę takim zdrajcom krwi. Co ty tu w ogóle robisz?! Nie masz prawa nazywać się wojownikiem. Nic nie osiągniesz. Każdy tu jest od Ciebie lepszy, silniejszy, szybszy… Ja na przykład. – Ostatnie słowa były ostrym warknięciem.
Vivian stała ze spuszczoną głową, zaciśniętymi pięściami i wzrokiem wbitym w ziemię.
Właśnie zmieszano ją z błotem, dosłownie i w przenośni. Nie bolało bardziej od wszystkich ran, ale czuła się, jakby zdzielono ją w potylice. I wiedziała, że cokolwiek odpowie, w jakikolwiek sposób się odgryzie, chłopak nie odpuści.
Kolejna iskra przebiegła po umazanym ziemią policzku.
-Za mało umiem by nazywać siebie wojownikiem. I wiesz co? – Uniosła głowę i rzuciła mu twarde spojrzenie. – Ty też.
Tak jak stała, skoczyła w stronę Nashi. Schyliła się nisko, by zadać serię ciosów w jego żołądek. Na koniec obróciła się pod ramieniem, wbijając łokieć w bok, boleśnie między żebra. Gdy chłopak w przypływie złości nie zwracał na ciosy uwagi, a złapał ją za kark, wyrwała mu się, obracając.
Nie odpuszczał. Taniec trwał.
OOC
Ivan
Cios szybki (BA) ---> 255
Ja
Kontra
BA ---> 80
Ivan
HP --->910/2550
KI ---> 2353/2550
Re: Plac przed budynkiem
Pon Sie 12, 2013 12:16 pm
The member 'Ósemka' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Plac przed budynkiem
Wto Sie 13, 2013 10:23 pm
Pięści uderzyły w coś twardego. Skóra na kostkach zdarła się na sztywnym materiale, a kłykcie strzyknęły przy impecie ciosu. Nashi zdążył schylić się, tak by wymierzony przez dziewczynę atak uderzył w nowy pancerz. Wojsko jednak inwestuje w sprzęt, kto by pomyślał. Zablokowany tak cios sprawił, że Ósemka całkowicie została wystawiona na atak przeciwnika. Chłopak przesunął się w tył o kilka centymetrów, nie więcej. Zdążyła tylko wydać gardłowe prychnięcie, gdy jej pięści przejechały po pancerzu, a chłopak złapał dziewczynę w pół i cisnął na ziemię. Jak szmaciana lalka wbiła się głową w skupisko trawy, przejeżdżając kilka metrów na śliskiej murawie.
Kadetka nie wstawała z ziemi. Leżała w błocie, twarzą w dół i nie podnosiła się. Kilka uderzeń serca i zdawało się, że to koniec. Przeciwnik opuścił pięści i splunął znacząco.
- Eh, szlag. Nieźle se radziła. – Stwierdził stojący przy ławce mężczyzna z kozią bródką. Z bezpiecznej odległości oglądał walkę.
- To jeszcze nie koniec, kolego. Wstawaj Cizia! – Drugi wojownik gwizdnął przeciągle. – Na nogi i sklep mu dupę!
Jakby na to hasło Vivian drgnęła. Uniosła się na łokciu, niedbale otarła twarz z błota i łypnęła okiem na bok, gdzie z mieszaniną gniewu i zdumienia na twarzy stał Nashi. Jej ruch, fakt, że jeszcze jest w stanie zmusić do wysiłku mięśnie podziałał na niego jak płachta na byka. Ruszył na nią, mocno zaciskając pięści. Jak dzikie zwierze z żądzą posmakowania krwi w oczach. Czerwony przebłysk i iskry pojawiły się naokoło chłopaka, gdy zgromadził całą siłę w dłoni.
Vivian nie miała innego wyboru, niż poderwać się gwałtownie. Tylko na to starczyło jej czasu, nie było jak odskoczyć, zrobić uniku. Uniosła obie ręce, złączając przedramiona, blokując tak cios i modląc się, by kości nie trzasnęły jej jak gałązki.
Zabolało strasznie, aż wydała z siebie krótki, mocny krzyk. Przez resztę czasu zaciskała zęby. Mięśnie w rękach odrętwiały, kiedy nogi wbiły się w glebę. Ósemka nie była tak silna by zablokować cios do końca. Nie potrafiąc przeciwstawić się naporowi, odpuściła. Uderzenie przeszło echem przez ciało, każdy skrawek skóry przeszył jakby prąd. Siła sprawiła, że przekoziołkowała na trawie. Zdołała złapać równowagę, w momencie gdy wyrzucona pięść Nashi trafiła w ziemię. Gleba zadrżała, a wokół dłoni utworzył się spory krater.
Udało się. Przeżyła ten atak.
Miała do wyboru, albo kontemplować siłę ciosu, albo działać. Ledwie chłopak uniósł głowę, w bok jego czaszki uderzył dobrze wymierzony kopniak z półobrotu. Teraz to Nashi musiał odczuć solidny ból głowy i na pewno będą go nawiedzać krwotoki z nosa. Ślizgiem wzniósł się w powietrze, zatrzymując się metr nad kadetką. Będzie trudniej.
OOC
Ivan
Cios szybki (BA) ---> 255
Ja
Blok
BA ---> 80
Ivan
HP --->910/2550
KI ---> 2353/2550
Kadetka nie wstawała z ziemi. Leżała w błocie, twarzą w dół i nie podnosiła się. Kilka uderzeń serca i zdawało się, że to koniec. Przeciwnik opuścił pięści i splunął znacząco.
- Eh, szlag. Nieźle se radziła. – Stwierdził stojący przy ławce mężczyzna z kozią bródką. Z bezpiecznej odległości oglądał walkę.
- To jeszcze nie koniec, kolego. Wstawaj Cizia! – Drugi wojownik gwizdnął przeciągle. – Na nogi i sklep mu dupę!
Jakby na to hasło Vivian drgnęła. Uniosła się na łokciu, niedbale otarła twarz z błota i łypnęła okiem na bok, gdzie z mieszaniną gniewu i zdumienia na twarzy stał Nashi. Jej ruch, fakt, że jeszcze jest w stanie zmusić do wysiłku mięśnie podziałał na niego jak płachta na byka. Ruszył na nią, mocno zaciskając pięści. Jak dzikie zwierze z żądzą posmakowania krwi w oczach. Czerwony przebłysk i iskry pojawiły się naokoło chłopaka, gdy zgromadził całą siłę w dłoni.
Vivian nie miała innego wyboru, niż poderwać się gwałtownie. Tylko na to starczyło jej czasu, nie było jak odskoczyć, zrobić uniku. Uniosła obie ręce, złączając przedramiona, blokując tak cios i modląc się, by kości nie trzasnęły jej jak gałązki.
Zabolało strasznie, aż wydała z siebie krótki, mocny krzyk. Przez resztę czasu zaciskała zęby. Mięśnie w rękach odrętwiały, kiedy nogi wbiły się w glebę. Ósemka nie była tak silna by zablokować cios do końca. Nie potrafiąc przeciwstawić się naporowi, odpuściła. Uderzenie przeszło echem przez ciało, każdy skrawek skóry przeszył jakby prąd. Siła sprawiła, że przekoziołkowała na trawie. Zdołała złapać równowagę, w momencie gdy wyrzucona pięść Nashi trafiła w ziemię. Gleba zadrżała, a wokół dłoni utworzył się spory krater.
Udało się. Przeżyła ten atak.
Miała do wyboru, albo kontemplować siłę ciosu, albo działać. Ledwie chłopak uniósł głowę, w bok jego czaszki uderzył dobrze wymierzony kopniak z półobrotu. Teraz to Nashi musiał odczuć solidny ból głowy i na pewno będą go nawiedzać krwotoki z nosa. Ślizgiem wzniósł się w powietrze, zatrzymując się metr nad kadetką. Będzie trudniej.
OOC
Ivan
Cios szybki (BA) ---> 255
Ja
Blok
BA ---> 80
Ivan
HP --->910/2550
KI ---> 2353/2550
Re: Plac przed budynkiem
Wto Sie 13, 2013 10:23 pm
The member 'Ósemka' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Plac przed budynkiem
Wto Sie 13, 2013 11:35 pm
Wściekłość dodaje sił, ale szczęście też jest przydatne. Vivian go zabrakło.
Nashi krwawił, nie tylko z nosa, czy z ust, ale z licznych sińców i zadrapań. Połowa twarzy spuchła mu od ostatniego kopniaka. Oko za oko, jak to się mówi. Wyleciał w powietrze, a teraz tkwił zawieszony nad kadetką, wbijając w nią tępy wzrok, a z każdą chwilą coraz więcej iskier sypało się z wściekłych oczu.
Tknęło ją i przełknęła odruchowo ślinę. Takie samo spojrzenie miał Vernil, w identyczny sposób patrzył na nią Raziel, wtedy w Koszarach. Zmiażdżyć. Zgnieść. Zabić.
Ósemką szarpnął irracjonalny lęk. Nagły strach, tak mocny, że w głowie jej zatętniło i musiała zacisnąć powieki by nie wrzasnąć.
Strach tnie głębiej niż nóż.
Był to zły moment na retrospekcje połączoną z atakiem pourazowego bólu.
Nashi poderwał ją w górę jednym ruchem, podlatując od tyłu. Naprawdę nie zamierzał rezygnować z możliwości uduszenia kadetki. Znów założył jej obręcz na szyi, przyciskając do swojego tułowia i miażdżąc gardło. Vivian traciła dech. Wierzgała nogami, unosiła w górę głowę, by zaczerpnąć odrobinę powietrza. Przed oczyma pojawiła się czerwona mgła.
- Zobaczymy, jak teraz będziesz tańczyć…
Zmałpował jej ruch, bo przecież to ona wprowadziła modę na uderzenia z byka. Uderzył czołem w potylicę kadetki, sprawiając tym samym, że jej głowa poleciała w dół, a w szyję wbiło się ramię. Strzyknęło w gardle i dziewczyna poczuła jak dławi się krwią. Obraz zamazała czerń i Vivian zaczęła się zastanawiać, czy tak wygląda śmierć.
Zwykła utarczka przerodziła się w prawdziwy pojedynek.
Puścił ją gwałtownie, ale nie po to, by darować życie. Złapał kadetkę z kolei za włosy i uderzył o ścianę. Na budynku Akademii pojawiło się krwawe wgniecenie, tam gdzie trafiło czoło dziewczyny. Bezwładnie opadła na ziemię, u stóp Nashi.
Splunął na nią.
- Na co ci to było, Ścierwo? Tchórza zawsze wywęszę. Chciałaś zwiać z pola walki, z podkulonym ogonem żebrać o darowanie życia. My Saiyanie mamy o wiele lepsze zmysły od mieszańców. Potrafimy wyczuć różne rzeczy. Łgarstwo, opór, złość. Od Ciebie chcę czuć strach. – W dłoni formował się energetyczny pocisk. – Może to nie najlepszy pomysł, na przemówienie gdy fąfel odleciał, co je… Khggdaa!
Kopniak trafił prosto między żebra.
Vivian nie zemdlała. Bynajmniej, ona nigdy nie traciła przytomności. Cios w czaszkę zabolał, ale zacisnęła powieki i dała sobie chwilę, by zmobilizować siły. Gdy Nashi zajęty był przemową, uniosła nagle łokcie i z wykopu trafiła go w brzuch. Bardziej ze zdziwienia niż bólu otworzył usta, a na twarzy zaraz wymalował się grymas gniewu. Zamachnął się, kula energii błysnęła mu w dłoni, gdy wyrzucił ją w stronę Vivian.
Kaboom.
Miała tyle rozsądku by przetoczyć się na bok i pocisk trafił w ścianę. Budynek Akademii został udekorowany malowniczą dziurą, a trochę dymu i sporo gruzu wpadło do, wszystkim kadetom znanej, Sali treningowej. Gdyby wytężyć słuch, można by usłyszeć charakterystyczny głos Koszarowego.
Ósemka splunęła czerwoną śliną i dotknęła obolałego gardła. Oddychanie teraz bolało, siny znaczek zdobił szyję, ale nie to przyciągało wzrok. Oczy dziewczyny, twarde i zdecydowane, wzbogaciło coś jeszcze. Niedostrzegalny błysk jasnego koloru oraz wyraz nieustępliwości.
Aura Vivian jaśniała z nową mocą, kiedy mierzyła pięściami w głowę chłopaka. Jej sobowtóry poszły w te same ślady. Pojawiały się nagle obok Nashi, zadawały lewy sierpowy w twarz i wycofywały. Kopniaki, pięści, kolana, wszystko szło w ruch. Chłopak miotał się, próbując bronić. Trafiał w Ósemkę, parował ciosy, ale nie potrafił jednoznacznie określić która z dziewczyn jest prawdziwa, więc w ostateczności obrywał.
- Bojhę się… – Zacharczała Vivian pomiędzy jednym ciosem a drugim. Przeciwnik coś naciągnął w strunach głosowych. – Tylko to nihe oznacza… – Atak, uniesienie pięści, unik i kopnięcie. – …Że jestem tchórzem!
OOC
Ivan
Seria ciosów ---> Cios potężny (BA) (Nie może go uniknąć z powodu Zanzokena) ---> 385
Ja
Cios szybki ---> 200
Zanzoken ---> 60
BA ---> 80
Ivan
HP --->525/2550
KI ---> 2353/2550
Nashi krwawił, nie tylko z nosa, czy z ust, ale z licznych sińców i zadrapań. Połowa twarzy spuchła mu od ostatniego kopniaka. Oko za oko, jak to się mówi. Wyleciał w powietrze, a teraz tkwił zawieszony nad kadetką, wbijając w nią tępy wzrok, a z każdą chwilą coraz więcej iskier sypało się z wściekłych oczu.
Tknęło ją i przełknęła odruchowo ślinę. Takie samo spojrzenie miał Vernil, w identyczny sposób patrzył na nią Raziel, wtedy w Koszarach. Zmiażdżyć. Zgnieść. Zabić.
Ósemką szarpnął irracjonalny lęk. Nagły strach, tak mocny, że w głowie jej zatętniło i musiała zacisnąć powieki by nie wrzasnąć.
Strach tnie głębiej niż nóż.
Był to zły moment na retrospekcje połączoną z atakiem pourazowego bólu.
Nashi poderwał ją w górę jednym ruchem, podlatując od tyłu. Naprawdę nie zamierzał rezygnować z możliwości uduszenia kadetki. Znów założył jej obręcz na szyi, przyciskając do swojego tułowia i miażdżąc gardło. Vivian traciła dech. Wierzgała nogami, unosiła w górę głowę, by zaczerpnąć odrobinę powietrza. Przed oczyma pojawiła się czerwona mgła.
- Zobaczymy, jak teraz będziesz tańczyć…
Zmałpował jej ruch, bo przecież to ona wprowadziła modę na uderzenia z byka. Uderzył czołem w potylicę kadetki, sprawiając tym samym, że jej głowa poleciała w dół, a w szyję wbiło się ramię. Strzyknęło w gardle i dziewczyna poczuła jak dławi się krwią. Obraz zamazała czerń i Vivian zaczęła się zastanawiać, czy tak wygląda śmierć.
Zwykła utarczka przerodziła się w prawdziwy pojedynek.
Puścił ją gwałtownie, ale nie po to, by darować życie. Złapał kadetkę z kolei za włosy i uderzył o ścianę. Na budynku Akademii pojawiło się krwawe wgniecenie, tam gdzie trafiło czoło dziewczyny. Bezwładnie opadła na ziemię, u stóp Nashi.
Splunął na nią.
- Na co ci to było, Ścierwo? Tchórza zawsze wywęszę. Chciałaś zwiać z pola walki, z podkulonym ogonem żebrać o darowanie życia. My Saiyanie mamy o wiele lepsze zmysły od mieszańców. Potrafimy wyczuć różne rzeczy. Łgarstwo, opór, złość. Od Ciebie chcę czuć strach. – W dłoni formował się energetyczny pocisk. – Może to nie najlepszy pomysł, na przemówienie gdy fąfel odleciał, co je… Khggdaa!
Kopniak trafił prosto między żebra.
Vivian nie zemdlała. Bynajmniej, ona nigdy nie traciła przytomności. Cios w czaszkę zabolał, ale zacisnęła powieki i dała sobie chwilę, by zmobilizować siły. Gdy Nashi zajęty był przemową, uniosła nagle łokcie i z wykopu trafiła go w brzuch. Bardziej ze zdziwienia niż bólu otworzył usta, a na twarzy zaraz wymalował się grymas gniewu. Zamachnął się, kula energii błysnęła mu w dłoni, gdy wyrzucił ją w stronę Vivian.
Kaboom.
Miała tyle rozsądku by przetoczyć się na bok i pocisk trafił w ścianę. Budynek Akademii został udekorowany malowniczą dziurą, a trochę dymu i sporo gruzu wpadło do, wszystkim kadetom znanej, Sali treningowej. Gdyby wytężyć słuch, można by usłyszeć charakterystyczny głos Koszarowego.
Ósemka splunęła czerwoną śliną i dotknęła obolałego gardła. Oddychanie teraz bolało, siny znaczek zdobił szyję, ale nie to przyciągało wzrok. Oczy dziewczyny, twarde i zdecydowane, wzbogaciło coś jeszcze. Niedostrzegalny błysk jasnego koloru oraz wyraz nieustępliwości.
Aura Vivian jaśniała z nową mocą, kiedy mierzyła pięściami w głowę chłopaka. Jej sobowtóry poszły w te same ślady. Pojawiały się nagle obok Nashi, zadawały lewy sierpowy w twarz i wycofywały. Kopniaki, pięści, kolana, wszystko szło w ruch. Chłopak miotał się, próbując bronić. Trafiał w Ósemkę, parował ciosy, ale nie potrafił jednoznacznie określić która z dziewczyn jest prawdziwa, więc w ostateczności obrywał.
- Bojhę się… – Zacharczała Vivian pomiędzy jednym ciosem a drugim. Przeciwnik coś naciągnął w strunach głosowych. – Tylko to nihe oznacza… – Atak, uniesienie pięści, unik i kopnięcie. – …Że jestem tchórzem!
OOC
Ivan
Seria ciosów ---> Cios potężny (BA) (Nie może go uniknąć z powodu Zanzokena) ---> 385
Ja
Cios szybki ---> 200
Zanzoken ---> 60
BA ---> 80
Ivan
HP --->525/2550
KI ---> 2353/2550
Re: Plac przed budynkiem
Wto Sie 13, 2013 11:35 pm
The member 'Ósemka' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
Re: Plac przed budynkiem
Sro Sie 14, 2013 11:42 am
The member 'Ósemka' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Procent' : 82
'Procent' : 82
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Plac przed budynkiem
Sro Sie 14, 2013 12:01 pm
Nashi opadał z sił. Pot oblepił mu twarz, ledwie patrzył na oczy a i tak się nie poddawał. Trochę jak ona. Vivian wyczuwała, że szala przechyla się na jej stronę, jednak chłopak nie zamierzał odpuścić. Udało się mu ją odepchnąć i przybrać odpowiednią postawę. Źle ukrywał drżenie nóg i słabość, a mimo to poczucie... Dumy?... Nie pozwalało mu odpuścić. W jakiś idiotyczny sposób zaczęła mu współczuć, jakby wynik był już z góry przesądzony.
Zgrzytnął zębami.
- Ja się nie poddam, Ścierwo. MASENKO! – Jeszcze jedna kula rozbłysła w zakrwawionej dłoni. Zalśniła i pomknęła w kierunku halfki.
Zasłoniła się unosząc ręce, ale nie był to atak pięścią tylko energetyczny pocisk. W ten sposób się go nie odeprze. Błysnęło i Vivian syknęła. Piekący ból w miejscu zranienia, znad czerwonej skóry unosiła się para i zapach czegoś przypalonego. Lepiej zapamiętać by nigdy nie blokować pocisków gołym ciałem. Boli jak cholera.
- Dosyć! – Wrzasnęła, torturując obolałe gardło. – Daj sobie spokój, nic z tego nie będzie!
W głosie wyczuwalna była prośba, by zakończyć tą farsę. Jednak każde uchybienie, niektórzy uważają za słabość, a pójście na rękę jako przejaw tchórzostwa.
- Znowu zaczynasz?!
Musiał czuć. Musiał chociażby mieć wrażenie, że ta walka nie toczy się takim torem jakim chciał. Zaciskał pięści i próbował skoczyć na Ósemkę. Był jednak wolny, rany dawały o sobie znać. Dziewczyna przemknęła pod jego ramieniem i wykręciła mu dłonie. Spróbował ją kopnąć, ale wzmocniła nacisk.
- To się kończy tutaj. Masz rację. Może i jestem tchórzem, może i jesteś ode mnie silniejszy i szybszy. Może się nie boisz. – Przełknęła ślinę. – Ale to nie oznacza, że jest się od razu lepszym. W tym nie chodzi o siłę ani o moc. Trzeba stać się wewnętrznie lepszym, nawet gdy to boli i panicznie się boisz. Zwłaszcza wtedy. Rozumiesz?
Wierzgnął i nie zdołała go utrzymać, gdy wbił łokieć w miejsce, gdzie wypaliło dziurę pierwsze Masenko. Wyrwał się jej.
- Po#$&*#$^&& Cię?! Nie!
- Ja też nie. – Przyznała cicho Vivian.
Chciała go znokautować. Ruszyła za nim, tańcząc. Szybko wymierzony cios łokciem w kark miał ogłuszyć przeciwnika i oszczędzić im dłuższej walki. Nashi miał w sobie więcej życia niż by sądzono, bo zachwiał się tylko i łypnął na nią groźnie. Niektórzy, nie potrafią się poddać. I zależenie od sytuacji, może to być wadą albo zaletą.
- Wygrywa. – Mruknął właściciel koziej bródki, po czym z westchnieniem zdjął scouter i podał towarzyszowi. – Bierz.
Ten schował z zadowoleniem fant.
- Wiedziałem, że warto na Cizię postawić.
OOC
Ivan
Cios szybki (BA) ---> 255
Masenko ---> 197
Ja
Masenko ---> 179
BA ---> 80
Ivan
HP ---> 270/2550
KI ---> 2156/2550
Zgrzytnął zębami.
- Ja się nie poddam, Ścierwo. MASENKO! – Jeszcze jedna kula rozbłysła w zakrwawionej dłoni. Zalśniła i pomknęła w kierunku halfki.
Zasłoniła się unosząc ręce, ale nie był to atak pięścią tylko energetyczny pocisk. W ten sposób się go nie odeprze. Błysnęło i Vivian syknęła. Piekący ból w miejscu zranienia, znad czerwonej skóry unosiła się para i zapach czegoś przypalonego. Lepiej zapamiętać by nigdy nie blokować pocisków gołym ciałem. Boli jak cholera.
- Dosyć! – Wrzasnęła, torturując obolałe gardło. – Daj sobie spokój, nic z tego nie będzie!
W głosie wyczuwalna była prośba, by zakończyć tą farsę. Jednak każde uchybienie, niektórzy uważają za słabość, a pójście na rękę jako przejaw tchórzostwa.
- Znowu zaczynasz?!
Musiał czuć. Musiał chociażby mieć wrażenie, że ta walka nie toczy się takim torem jakim chciał. Zaciskał pięści i próbował skoczyć na Ósemkę. Był jednak wolny, rany dawały o sobie znać. Dziewczyna przemknęła pod jego ramieniem i wykręciła mu dłonie. Spróbował ją kopnąć, ale wzmocniła nacisk.
- To się kończy tutaj. Masz rację. Może i jestem tchórzem, może i jesteś ode mnie silniejszy i szybszy. Może się nie boisz. – Przełknęła ślinę. – Ale to nie oznacza, że jest się od razu lepszym. W tym nie chodzi o siłę ani o moc. Trzeba stać się wewnętrznie lepszym, nawet gdy to boli i panicznie się boisz. Zwłaszcza wtedy. Rozumiesz?
Wierzgnął i nie zdołała go utrzymać, gdy wbił łokieć w miejsce, gdzie wypaliło dziurę pierwsze Masenko. Wyrwał się jej.
- Po#$&*#$^&& Cię?! Nie!
- Ja też nie. – Przyznała cicho Vivian.
Chciała go znokautować. Ruszyła za nim, tańcząc. Szybko wymierzony cios łokciem w kark miał ogłuszyć przeciwnika i oszczędzić im dłuższej walki. Nashi miał w sobie więcej życia niż by sądzono, bo zachwiał się tylko i łypnął na nią groźnie. Niektórzy, nie potrafią się poddać. I zależenie od sytuacji, może to być wadą albo zaletą.
- Wygrywa. – Mruknął właściciel koziej bródki, po czym z westchnieniem zdjął scouter i podał towarzyszowi. – Bierz.
Ten schował z zadowoleniem fant.
- Wiedziałem, że warto na Cizię postawić.
OOC
Ivan
Cios szybki (BA) ---> 255
Masenko ---> 197
Ja
Masenko ---> 179
BA ---> 80
Ivan
HP ---> 270/2550
KI ---> 2156/2550
Re: Plac przed budynkiem
Sro Sie 14, 2013 12:01 pm
The member 'Ósemka' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Walka automat ' :
Result :
'Walka automat ' :
Result :
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Plac przed budynkiem
Pią Sie 16, 2013 12:34 am
To już nie była bitwa. Nawet nie walka czy utarczka. Jej przeciwnik był wymęczony do granic możliwości i tylko charakterystyczna dla Saiyan gwałtowność oraz upór trzymały go na nogach. Vivian wiedziała, że jej stan jest niewiele lepszy – ale nie tak. Ona jeszcze trzeźwo i niejako przytomnie patrzyła na całą sytuację. Chłopak rozpaczliwie ukrywał ogarniające go poczucie porażki. Kadetka znała ten stan. Wiele razy przyparta do muru maskowała strach i poczucie beznadziei kpiącymi zwrotami. Ten pozwolił, by gniew doszedł do głosu.
Wiedział, że przegra, ale i tak będzie walczył. Słabość ukryje we wrażeniu, że zrobił wszystko co mógł, rzucając, bijąc i kopiąc kadetkę.
W dzieciństwie Vivian starając nie dać po sobie poznać jak bardzo się boi, jak beznadziejna się czuje, stawała się krnąbrna, pyskata i kpiąca. Fakt, że potrafi zadać cios słowami sprawiał, że było lżej na duszy, gdy prawdziwego ataku pięścią nie potrafiła nawet oddać. W jakiś sposób ją to dołowało a jednocześnie pomagało, bo była to jedyna forma obrony jaką dysponowała.
Teraz… Nashi był w podobnej sytuacji, ale nieugięta wola walki nie miała go bronić przed jej atakami – tylko przed zranioną dumą własną. Zaatakował kadetkę i został przez nią pobity, to coś, czego wyższej rangi Saiyan nie potrafił ścierpieć. A w dodatku przez halfa…
Vivian domyślała się, jak może się czuć i wbrew sobie zaczynała mu współczuć. Chciała zakończyć to jak najszybciej, oszczędzić mu… Czego?
Ostatni, rozpaczliwy zryw Nashi. W jednej chwili stał, w drugiej był przed Ósemką. Jej nogi oderwały się od podłoża. Nie posądziła go o wyciągnięcie takiej siły z obolałych mięśni, ale gdy na nią skoczył, polecieli oboje w tył, w kierunku ściany. Rozpęd sprawił, że przez moment mocowali się w powietrzu. Poczęstował ją ciosem w szczękę, ale Vivian nie pozostawała mu dłużna, wyprowadzając wcześniej umyślony cios. Łokieć w kark.
Chłopak błysnął białkami, wściekłość w oczach zniknęła.
Szkoda tylko, że zemdlał półtorej sekundy po tym jak się na nią rzucił. Opadł ciężko na dziewczynę, której nagły odpływ sił nie pozwolił go utrzymać. Oboje wlecieli w błoto, Aura przestała działać. Ósemka wygramoliła się spod nieprzytomnego ciała i stanęła prosto, odruchowo strzepując kombinezon. Czynność bezcelowa, bo ubabrana była ziemią, trawą i krwią.
Stała teraz nad Nashim. Kadetka poskrobała się po głowie, wzdychając, a całe napięcie towarzyszące jej od wylecenia z okna ulotniło się nagle z obolałego ciała. Umysł był otępiały i na moment zwolnił obroty. Pozwoliła sobie na jeszcze sekundę zwłoki, po czym złapała nieprzytomnego wpół, przerzuciła sobie jego ramię przez kark i postanowiła doholować do szpitala.
- Tylko mi tu nie umieraj. – Sapnęła i splunęła krwią, podnosząc jednocześnie chłopaka. – Nie pozwolę zejść Ci z tego padołu w tym błocie.
Jakby fakt, że ten sam Nashi chciał ją zabić już się nie liczył.
Dźwignęła go jakoś i wzięła głęboki oddech, gdy ciało zareagowało protestem na zbędny balas. Zacisnęła zęby. Telekinezą przywołała książkę – nieszczęsny tom, wciąż był w dobrej kondycji nie licząc kilku plam. Za to streszczenie miało się gorzej. Dziewczyna wzięła swoje rzeczy pod pachę, upewniła się, że chłopak nie spadnie jej nagle z ramienia i w miarę szybkim tempem ruszyła w stronę Akademii.
Bez dwóch zdań, musi zahaczyć o skrzydło szpitalne.
OOC ---> Koniec treningu (Wszystkie posty od rozpoczęcia do tego zaliczane są do treningu)
Ivan
Cios szybki (BA) ---> 255
Ja
Cios podstawowy (1/2 siły) ---> 73
BA ---> 80
BA OFF
Ivan
K.O ---> Nieprzytomny po ostatnim ciosie
HP tak niskie, że nie może użyć akcji defensywnych, tak więc nie rzucam Kośćmi.
HP ---> 15/2550
KI ---> 2156/2550
Koniec walki
Cel ---> Zapoznanie się z Kośćmi i ogarnięcie antytalentu do wszelkiej mechaniki. Achieved
[zt] ---> Pokoje szpitalne
Wiedział, że przegra, ale i tak będzie walczył. Słabość ukryje we wrażeniu, że zrobił wszystko co mógł, rzucając, bijąc i kopiąc kadetkę.
W dzieciństwie Vivian starając nie dać po sobie poznać jak bardzo się boi, jak beznadziejna się czuje, stawała się krnąbrna, pyskata i kpiąca. Fakt, że potrafi zadać cios słowami sprawiał, że było lżej na duszy, gdy prawdziwego ataku pięścią nie potrafiła nawet oddać. W jakiś sposób ją to dołowało a jednocześnie pomagało, bo była to jedyna forma obrony jaką dysponowała.
Teraz… Nashi był w podobnej sytuacji, ale nieugięta wola walki nie miała go bronić przed jej atakami – tylko przed zranioną dumą własną. Zaatakował kadetkę i został przez nią pobity, to coś, czego wyższej rangi Saiyan nie potrafił ścierpieć. A w dodatku przez halfa…
Vivian domyślała się, jak może się czuć i wbrew sobie zaczynała mu współczuć. Chciała zakończyć to jak najszybciej, oszczędzić mu… Czego?
Ostatni, rozpaczliwy zryw Nashi. W jednej chwili stał, w drugiej był przed Ósemką. Jej nogi oderwały się od podłoża. Nie posądziła go o wyciągnięcie takiej siły z obolałych mięśni, ale gdy na nią skoczył, polecieli oboje w tył, w kierunku ściany. Rozpęd sprawił, że przez moment mocowali się w powietrzu. Poczęstował ją ciosem w szczękę, ale Vivian nie pozostawała mu dłużna, wyprowadzając wcześniej umyślony cios. Łokieć w kark.
Chłopak błysnął białkami, wściekłość w oczach zniknęła.
Szkoda tylko, że zemdlał półtorej sekundy po tym jak się na nią rzucił. Opadł ciężko na dziewczynę, której nagły odpływ sił nie pozwolił go utrzymać. Oboje wlecieli w błoto, Aura przestała działać. Ósemka wygramoliła się spod nieprzytomnego ciała i stanęła prosto, odruchowo strzepując kombinezon. Czynność bezcelowa, bo ubabrana była ziemią, trawą i krwią.
Stała teraz nad Nashim. Kadetka poskrobała się po głowie, wzdychając, a całe napięcie towarzyszące jej od wylecenia z okna ulotniło się nagle z obolałego ciała. Umysł był otępiały i na moment zwolnił obroty. Pozwoliła sobie na jeszcze sekundę zwłoki, po czym złapała nieprzytomnego wpół, przerzuciła sobie jego ramię przez kark i postanowiła doholować do szpitala.
- Tylko mi tu nie umieraj. – Sapnęła i splunęła krwią, podnosząc jednocześnie chłopaka. – Nie pozwolę zejść Ci z tego padołu w tym błocie.
Jakby fakt, że ten sam Nashi chciał ją zabić już się nie liczył.
Dźwignęła go jakoś i wzięła głęboki oddech, gdy ciało zareagowało protestem na zbędny balas. Zacisnęła zęby. Telekinezą przywołała książkę – nieszczęsny tom, wciąż był w dobrej kondycji nie licząc kilku plam. Za to streszczenie miało się gorzej. Dziewczyna wzięła swoje rzeczy pod pachę, upewniła się, że chłopak nie spadnie jej nagle z ramienia i w miarę szybkim tempem ruszyła w stronę Akademii.
Bez dwóch zdań, musi zahaczyć o skrzydło szpitalne.
OOC ---> Koniec treningu (Wszystkie posty od rozpoczęcia do tego zaliczane są do treningu)
Ivan
Cios szybki (BA) ---> 255
Ja
Cios podstawowy (1/2 siły) ---> 73
BA ---> 80
BA OFF
Ivan
K.O ---> Nieprzytomny po ostatnim ciosie
HP tak niskie, że nie może użyć akcji defensywnych, tak więc nie rzucam Kośćmi.
HP ---> 15/2550
KI ---> 2156/2550
Koniec walki
Cel ---> Zapoznanie się z Kośćmi i ogarnięcie antytalentu do wszelkiej mechaniki. Achieved
[zt] ---> Pokoje szpitalne
- GośćGość
Re: Plac przed budynkiem
Pią Sie 16, 2013 10:33 pm
Po paru minutach znalazł się na placu. Ze dziwieniem zobaczył, że ten ponownie był po części zniszczony, ale nie aż tak jak poprzednio. Choć tym razem Mistic ich raczej nie odwiedził bo zaraz byłoby o tym głośno. Pewnie jacyś kadeci urządzili sobie bójkę pragnąć wyjaśnić sobie kto jest lepszy, czy coś w tym rodzaju. Ostatnio pełno tego, a no i jest to bardzo wojownicza rasa. Za złe przywitanie można na dzień dobry oberwać od kogoś w mordę a potem jeszcze dostać poprawiony cios, tak na zaś, albo dla zasady. Powód do oberwania bądź walki zawsze się wymyśli. A to ktoś na mnie źle spojrzał. A to mnie obrażono. A to obrażono moją matkę. A to on zaczął i wiele, wiele innych. Go jak na razie to omijało, choć nie raz walczył i nie raz udowodniłby, że jest silniejszy niż niektórzy mogą myśleć. Choć jest dopiero Nashi. Gorzej jakby to wojownik Natto go zaczepił, ale i wtedy by nie bał się walczyć, oczywiście Elicie nie mógłby nic zrobić, nawet dotknąć bo za to by dostał co najwyżej karę, a także nie miałby zbyt dużych szans w starciu z nimi. Nawet pewnie Natto nie byłby w stanie na razie dorównać. Chyba, że miałby już poziom Super Saiya-jin, to wtedy jego szanse diametralnie by wzrosły. No nic. Rozejrzał się po okolicy. Wiele rzeczy było zniszczonych. Miał nadzieję, że tym razem nie będzie tego musiał naprawiać, choć ten kto to zniszczył powinien sam to naprawić. Co za małpy. Choć komu by się chciało to robić? On nie miał wyboru, taki byłby rozkaz, a że był w akademii, wojsku z własnej woli to tak czy inaczej musiał rozkazy wykonywać. Po pewnym czasie postanowił jednakże dłużej o tym nie myśleć i udał się w kierunku wejścia do akademii dumnie je przekraczając.
OOC:
Plac Przed Akademią -> Kwatera Nashi Altaira Drake'a
Regeneracja KI = 15 %
OOC:
Plac Przed Akademią -> Kwatera Nashi Altaira Drake'a
Regeneracja KI = 15 %
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Plac przed budynkiem
Pią Wrz 13, 2013 7:34 pm
Raziel wyszedł ze swojej kwatery i zamknął dokładnie drzwi. Zupełnie nie zwracając uwagi na sąsiadujące z nim drzwi, na których było jej nazwisko ruszył przed siebie korytarzem. Był niczym lodołamacz. Nie patrzył na innych kadetów. Kilku nawet potrącił w trakcie marszu, lecz nie zwrócił na nich uwagi. Bo jaki sens ma przejmowanie się kimś. Najmniejszy. Trzeba dbać tylko o siebie, bo reszta i tak prędzej czy później zrobi coś, przez co będziesz cierpiał. Raziel wolał się odseparować od innych. W końcu dotychczas radził sobie doskonale sam. Nie potrzebował pomocy innych. Nie potrzebował tego by ktoś się o niego troszczył.
- Ej ty! Może byś uważał jak łazisz! – krzyknął jakiś kadet, który po spotkaniu z młodym Zahnem wylądował na glebie. Jednak zielonooki nie zwrócił na niego nawet najmniejszej uwagi. Wyglądał jakby był w Akademii tylko swoim ciałem. Jego dusza była gdzieś w przestworzach. Troska. To słowo było zarówno obce jak i bliskie szatynowi. Troską otaczała go matka, ojciec oraz Eve. Z drugiej strony Raz zupełnie starał się ją odpychać. Jakby uważał, że jej nie potrzebuje. Albo na nią nie zasługuje. Gdyby Eve wiedziała o czym teraz myśli kadet z blizną skopałaby mu dupsko, a na dodatek zwymyślałaby tak, że nawet koszarowy by się zaczerwienił. Eve. Tak ją można było nazwać osobą, która naprawdę się o niego troszczyła. Syn Aryenne czasami zastanawiał się dlaczego akurat wybrała jego. Raziel nie należał do brzydali, jednak nie był zbytnio towarzyski. Zaś ona, była piękna. Jedna z tych Saiyanek, które mają wszystko. Wspaniały wygląd, lotny umysł oraz twardy jak skała charakter. Nawet nie spytała się Raziela co sądzi o tym, że się do niego dosiadzie. Siadła i nie pozwoliła mu zaprotestować. I tak z dnia na dzień zaczęła robić wyrwy w lodowej barierze. Trochę czasu to trwało lecz ona się nie zniechęcała. Jakby był to jej jedyny cel w życiu. Odnaleźć w tym cichym i chłodnym chłopaku jakąś iskrę. No i jej się udało. Może to właśnie jej determinacji Raziel miał jeszcze jakieś uczucia i zahamowania. Bo co mogłoby go powstrzymać przed zabiciem przeciwnika? Nic. Właśnie dlatego był tak niebezpieczny pod wpływem Tsufula. Wtedy wszystkie jego bariery i zahamowania znikały i stawał się tym kim mógłby być. Niszczycielską maszyną, której jedynym zahamowaniem jest to czy zdoła zabić tą osobę. Dlatego też kontrola była dla szmaragdowookiego bardzo ważna. Bez niej stawał się jeszcze bardziej groźny.
Raziel wyszedł na Plac przed Akademią. Wyglądał dokładnie tak kiedy wrócił z misji w barze. Tuż przed Tsufulem. Czuł się jakby to było wieki temu, a było to raczej niedawno. Pierwsza misja, która zakończyła się niczym. Zostali wraz z Bladem oddelegowani do koszar. Szpieg dalej pozostawał nieuchwytny. Zahne usiadł na jednej z ławek i popatrzył się na pomnik króla Zella. Jego ojciec służył pod samym królem i dość często był wzywany do pałacu. Ale takie zadanie Reishi. Młodzieniec wpatrywał się w pomnik i ponownie zatopił się we własnych myślach.
- Ej ty! Może byś uważał jak łazisz! – krzyknął jakiś kadet, który po spotkaniu z młodym Zahnem wylądował na glebie. Jednak zielonooki nie zwrócił na niego nawet najmniejszej uwagi. Wyglądał jakby był w Akademii tylko swoim ciałem. Jego dusza była gdzieś w przestworzach. Troska. To słowo było zarówno obce jak i bliskie szatynowi. Troską otaczała go matka, ojciec oraz Eve. Z drugiej strony Raz zupełnie starał się ją odpychać. Jakby uważał, że jej nie potrzebuje. Albo na nią nie zasługuje. Gdyby Eve wiedziała o czym teraz myśli kadet z blizną skopałaby mu dupsko, a na dodatek zwymyślałaby tak, że nawet koszarowy by się zaczerwienił. Eve. Tak ją można było nazwać osobą, która naprawdę się o niego troszczyła. Syn Aryenne czasami zastanawiał się dlaczego akurat wybrała jego. Raziel nie należał do brzydali, jednak nie był zbytnio towarzyski. Zaś ona, była piękna. Jedna z tych Saiyanek, które mają wszystko. Wspaniały wygląd, lotny umysł oraz twardy jak skała charakter. Nawet nie spytała się Raziela co sądzi o tym, że się do niego dosiadzie. Siadła i nie pozwoliła mu zaprotestować. I tak z dnia na dzień zaczęła robić wyrwy w lodowej barierze. Trochę czasu to trwało lecz ona się nie zniechęcała. Jakby był to jej jedyny cel w życiu. Odnaleźć w tym cichym i chłodnym chłopaku jakąś iskrę. No i jej się udało. Może to właśnie jej determinacji Raziel miał jeszcze jakieś uczucia i zahamowania. Bo co mogłoby go powstrzymać przed zabiciem przeciwnika? Nic. Właśnie dlatego był tak niebezpieczny pod wpływem Tsufula. Wtedy wszystkie jego bariery i zahamowania znikały i stawał się tym kim mógłby być. Niszczycielską maszyną, której jedynym zahamowaniem jest to czy zdoła zabić tą osobę. Dlatego też kontrola była dla szmaragdowookiego bardzo ważna. Bez niej stawał się jeszcze bardziej groźny.
Raziel wyszedł na Plac przed Akademią. Wyglądał dokładnie tak kiedy wrócił z misji w barze. Tuż przed Tsufulem. Czuł się jakby to było wieki temu, a było to raczej niedawno. Pierwsza misja, która zakończyła się niczym. Zostali wraz z Bladem oddelegowani do koszar. Szpieg dalej pozostawał nieuchwytny. Zahne usiadł na jednej z ławek i popatrzył się na pomnik króla Zella. Jego ojciec służył pod samym królem i dość często był wzywany do pałacu. Ale takie zadanie Reishi. Młodzieniec wpatrywał się w pomnik i ponownie zatopił się we własnych myślach.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Plac przed budynkiem
Pią Wrz 13, 2013 10:51 pm
Vulfila wyszła ze swojego pokoju, rozglądając sie uważnie wokoło. W zasadzie miała w sobie pewne sprzeczne uczucia, w których to z jednej strony była zła na Hazarda i pewnie udawałaby, że go nie zna, gdyby go przypadkiem spotkała lub minęła po drodze, ale z drugiej strony właśnie chciałaby go zobaczyć. To obce i całkiem niezrozumiałe mężczyznom odczucie wysyła sprzeczne sygnały, bo przecież udając, że się kogoś nie zna, daje się do zrozumienia, że nie chce się mieć z kimś do czynienia. W przypadku kobiet sprawa ma się odwrotnie. Wtedy to właśnie obrażona dziewczyna wolałaby być w centrum uwagi i być może nawet przeproszona. A tu nie chodziło tylko o udawanie. Ale to już pewne zbyt zawikłane procesy w mózgu dziewczyny, których przekazanie chłopcom zawsze wiąże się z fiaskiem. I tak nigdy nie zrozumieliby jak to działa.
Niestety Vulfila nie napotkała Hazarda. A nawet, gdyby gdyby ją zauważył w tłumie, pewnie i tak nie chciałby znowu jej przeprosić. Dwukrotne przeprosiny w tak krótkim czasie nie są codziennością, więc pewnie nie było na to szans. A może nawet obraził się na Halfkę. Może jej unikał, żeby nie doszło do konfrontacji? Możliwe.
Takie myśli krążyły półsaiyance po głowie, kiedy kroczyła korytarzem w stronę dziedzińca. Gdy jednak wreszcie dotarła na plac przed akademią, obiecała sobie w myślach, że nie będzie rozkładała ostatniego tematu na czynniki pierwsze. Lubiła to robić, ale to ją tylko nakręcało. A nie chciała tak, jak to kiedyś nastąpiło będąc jeszcze na Ziemi, naskoczyć na bogu ducha winnego chłopca tylko z powodu nawarstwionych sprzeczności we własnej głowie. Ani po raz kolejny zrazić do siebie blondyna. Nie robiła sobie nadziei, że coś by z tego było, ale... po śnie tej nocy nie potrafiła wyrzucić z pamięci sceny w trawie.
Na zewnątrz nie było zbyt wiele osób, więc mogła swobodnie przespacerować się w poszukiwaniu dorodnego okazu jakiegoś ładnego kwiatka. Kawałek dalej przy wejściu znalazła łopatkę ogrodnika. Rozejrzała się, czy nikt jej nie pilnuje, a potem zabrała ją bez ceregieli. Pośpiesznie udała się w przeciwnym kierunku w razie, gdyby ktokolwiek wyłonił się niespodziewanie zza zakrętu.
Wokoło rozstawiono w jakimś przypadkowym porządku pomniki różnych zasłużonych saiyan. Przy nich posadzono ozdobne krzewy, ale także kwiaty. Vulfila kręciła się w okolicy, ale żaden okaz nie przypadł jej szczególnie do gustu. Po jakimś czasie doszła do rzeźby króla Zella, ustawioną tyłem do niej, była największa i najbardziej reprezentacyjna. Na tyle duża, że nie widziała, co znajdowało się po jej drugiej stronie za w zasadzie także niemałymi krzakami.
Tam go znalazła! Był młody, piękny i jakże prężny. Stał dumnie wyprostowany, ale olśniewał nieprzeciętną urodą. Miał co prawda niewielką skazę, ale ona tak jakby dodawała mu wdzięku i bojowego wyglądu. A może to ten specyficzny zapach tak ja do niego ciągnął? Vulfila już postanowiła. Musiała go zdobyć za wszelką cenę.
Rzuciła się w krzaki i dopadła do rośliny. Wypięła się przy tym, więc jedynie ogon wystawał jej poza wysokie krzewy i tylko to widział Raziel, którego Vulfila w ogóle nie zauważyła. Zabrała się do wykopywania znaleziska, przerzucając niewielkie szufelki ziemi za siebie wprost na ławkę i na głowę saiyana.
Niestety Vulfila nie napotkała Hazarda. A nawet, gdyby gdyby ją zauważył w tłumie, pewnie i tak nie chciałby znowu jej przeprosić. Dwukrotne przeprosiny w tak krótkim czasie nie są codziennością, więc pewnie nie było na to szans. A może nawet obraził się na Halfkę. Może jej unikał, żeby nie doszło do konfrontacji? Możliwe.
Takie myśli krążyły półsaiyance po głowie, kiedy kroczyła korytarzem w stronę dziedzińca. Gdy jednak wreszcie dotarła na plac przed akademią, obiecała sobie w myślach, że nie będzie rozkładała ostatniego tematu na czynniki pierwsze. Lubiła to robić, ale to ją tylko nakręcało. A nie chciała tak, jak to kiedyś nastąpiło będąc jeszcze na Ziemi, naskoczyć na bogu ducha winnego chłopca tylko z powodu nawarstwionych sprzeczności we własnej głowie. Ani po raz kolejny zrazić do siebie blondyna. Nie robiła sobie nadziei, że coś by z tego było, ale... po śnie tej nocy nie potrafiła wyrzucić z pamięci sceny w trawie.
Na zewnątrz nie było zbyt wiele osób, więc mogła swobodnie przespacerować się w poszukiwaniu dorodnego okazu jakiegoś ładnego kwiatka. Kawałek dalej przy wejściu znalazła łopatkę ogrodnika. Rozejrzała się, czy nikt jej nie pilnuje, a potem zabrała ją bez ceregieli. Pośpiesznie udała się w przeciwnym kierunku w razie, gdyby ktokolwiek wyłonił się niespodziewanie zza zakrętu.
Wokoło rozstawiono w jakimś przypadkowym porządku pomniki różnych zasłużonych saiyan. Przy nich posadzono ozdobne krzewy, ale także kwiaty. Vulfila kręciła się w okolicy, ale żaden okaz nie przypadł jej szczególnie do gustu. Po jakimś czasie doszła do rzeźby króla Zella, ustawioną tyłem do niej, była największa i najbardziej reprezentacyjna. Na tyle duża, że nie widziała, co znajdowało się po jej drugiej stronie za w zasadzie także niemałymi krzakami.
Tam go znalazła! Był młody, piękny i jakże prężny. Stał dumnie wyprostowany, ale olśniewał nieprzeciętną urodą. Miał co prawda niewielką skazę, ale ona tak jakby dodawała mu wdzięku i bojowego wyglądu. A może to ten specyficzny zapach tak ja do niego ciągnął? Vulfila już postanowiła. Musiała go zdobyć za wszelką cenę.
- kffiatek:
Rzuciła się w krzaki i dopadła do rośliny. Wypięła się przy tym, więc jedynie ogon wystawał jej poza wysokie krzewy i tylko to widział Raziel, którego Vulfila w ogóle nie zauważyła. Zabrała się do wykopywania znaleziska, przerzucając niewielkie szufelki ziemi za siebie wprost na ławkę i na głowę saiyana.
- prezentacja wizualna:
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Plac przed budynkiem
Sob Wrz 14, 2013 7:56 pm
Raziel patrzył na pomnik ukazujący króla Zella Jr. i myślał o tym co zrobił by uwolnić Saiyan. Z tego co pamiętał z książek i od rodziców król wyzwolił naród ogoniasty z pod władzy ich ciemiężycieli. Jednak nie wiedział kim oni byli. Dane na ten temat były dość dobrze ukryte i rzadko kto miał szanse by je oglądać. Lecz co dało to, że nie byli już niewolnikami. Nic. Teraz to Saiyanie urośli w siłę i zaczęli podbijać inne planety. Zaczynali tworzyć swoje własne Imperium. Mało kto jest w stanie powstrzymać taką furię jaką są Saiyanie. Ich rządza walki jest ogromna. Dzięki niej stają się z walki na walkę coraz bardziej potężni. Ich moc i siła wzrasta z każdym zadanym i otrzymanym ciosem. Zawsze są gotowi na walkę i toczenie bitew. Dlatego też kadeci, którzy przeżyją szkolenie i zostaną już zasłużonymi Nashi są w stanie niszczyć w kilkuosobowych grupach całe cywilizacje. Dlatego też coraz wyższe rangi były tak groźne. Kiui i Reishi mogli by bez większego trudu zniszczyć pół wszechświata. Jednak jak na razie Młody pan Zahne znajdował się na pozycji kadeta Czyli był prawie na samym dole łańcucha pokarmowego, przez co każdy silniejszy od niego mógł go zgnoić. Jednak on nie podda się łatwo. Choćby miał trenować dzień i noc. Choćby miał się kłaniać niektórym świniom to stanie się znacznie potężniejszy.
Myślał również nad tym co powiedziała mu Vivian. Nie mieli żadnych dowodów. Nie mieli niczego by móc myśleć o wyjaśnieniu sprawy Siedemnastki. Mogli tylko snuć przypuszczenia. Przypuszczenia, które w dziewięćdziesięciu procentach mogły okazać się zawodem. Jednak coś w jego sercu mówiło mu, że może być to prawda. Lecz zdrowy rozsadek kazał zachować zimną obojętność. Przecież nie może pójść do dowództwa i oskarżyć ich o jakieś machlojki. Najpewniej by zostałby zabity na miejscu.
Szmaragdowooki myślał jeszcze jakiś czas kiedy poczuł jak na jego głowę zaczyna coś spadać. Po chwili uświadomił sobie, że jest to ziemia. Popatrzył się dookoła chcąc odnaleźć sprawcę tego niezbyt śmiesznego żarciku. Po chwili dostrzegł wypięty do góry ogon, który wystawał z krzewów. Właśnie z tej strony leciały grudki ziemi, która uderzała o tors młodego Saiyanina. Siedemnastolatek wstał z ławki i ruszył w stronę swoistego znacznika jakim był ogon. Kiedy był już na tyle blisko dostrzegł właściciela ogona, a właściwie właścicielkę. Była to Saiyanka o dość jasnej karnacji, z którymi świetnie kontrastowały jej czarne jak skrzydło kruka włosy. Barwą przypominały te Raziela. Szatyn nie widział twarzy dziewczyny, gdyż była ona skierowana ku ziemi. Przed oczami wojownika znajdował się tylko niezły tyłek Saiyańskiej dziewczyny. Syn Aryenne stanął za dziewczyną i odchrząknął delikatnie.
- Co ty do cholery wyrabiasz? – zapytał chłopak wpatrując się w dziewczynę chłodnym wzrokiem.
Myślał również nad tym co powiedziała mu Vivian. Nie mieli żadnych dowodów. Nie mieli niczego by móc myśleć o wyjaśnieniu sprawy Siedemnastki. Mogli tylko snuć przypuszczenia. Przypuszczenia, które w dziewięćdziesięciu procentach mogły okazać się zawodem. Jednak coś w jego sercu mówiło mu, że może być to prawda. Lecz zdrowy rozsadek kazał zachować zimną obojętność. Przecież nie może pójść do dowództwa i oskarżyć ich o jakieś machlojki. Najpewniej by zostałby zabity na miejscu.
Szmaragdowooki myślał jeszcze jakiś czas kiedy poczuł jak na jego głowę zaczyna coś spadać. Po chwili uświadomił sobie, że jest to ziemia. Popatrzył się dookoła chcąc odnaleźć sprawcę tego niezbyt śmiesznego żarciku. Po chwili dostrzegł wypięty do góry ogon, który wystawał z krzewów. Właśnie z tej strony leciały grudki ziemi, która uderzała o tors młodego Saiyanina. Siedemnastolatek wstał z ławki i ruszył w stronę swoistego znacznika jakim był ogon. Kiedy był już na tyle blisko dostrzegł właściciela ogona, a właściwie właścicielkę. Była to Saiyanka o dość jasnej karnacji, z którymi świetnie kontrastowały jej czarne jak skrzydło kruka włosy. Barwą przypominały te Raziela. Szatyn nie widział twarzy dziewczyny, gdyż była ona skierowana ku ziemi. Przed oczami wojownika znajdował się tylko niezły tyłek Saiyańskiej dziewczyny. Syn Aryenne stanął za dziewczyną i odchrząknął delikatnie.
- Co ty do cholery wyrabiasz? – zapytał chłopak wpatrując się w dziewczynę chłodnym wzrokiem.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Plac przed budynkiem
Nie Wrz 15, 2013 10:19 am
Vulfila znieruchomiała, słysząc za sobą męski głos. "O nie, Oby to nie był koszarowy, oby to nie był!" powtarzała jak mantrę. Choć w zasadzie koszarowy raczej by nie pytał, tylko od razu rzuciłby KI-Blasta. Nie wiedziała, jak się zachować, tym bardziej, że mógł to być i ogrodnik, który możliwe, że posiadał większe umiejętności bojowe od niej. Wyprostowała się jak na baczność, wciąż odwrócona tyłem, wymyślając w głowie najlepsze wymówki, jakie przyszły jej do głowy. Dopiero po chwili obróciła się z zamkniętymi oczami, ręką drapała się w potylicę i zaśmiała się nerwowo.
- Ja tylko wącham kwiatki.- powiedziała, otwierając jedno oko, żeby podejrzeć awanturnika. Kiedy zorientowała się, że to kadet, odetchnęła głęboko, pochylając się do przodu w geście wielkiej ulgi. Kojarzyła tego saiyana, zastanawiała się tylko, czemu jest uwalony ziemią i czemu się do niej doczepił. Wydawał się nie żartować, miał stalowe oczy i skazę na twarzy, ale jakoś kadeci nie wzbudzali u dziewczyny większego respektu. Nie to co nashi, albo natto!
- Wykopuję kwiatka, nie widzisz?- burknęła buńczucznie, wracając do poprzedniej czynności, ale tym razem wypięła się w przeciwnym kierunku do wzroku młodego chłopaka, żeby nie przyglądał jej się tak ostentacyjnie w tyłek.
- Lepiej powiedz, co ty robiłeś, że jesteś taki umazany ziemią.- spytała prowokacyjnie. W końcu wykopała całą roślinę. Była dość duża. Potrzeba było jeszcze tylko sporej doniczki i mogłaby stać w rogu pokoju. Prawie jak fikus. Otrzepała ręce i spojrzała dumnie na swoją zdobycz, kładąc ręce na biodrach.
- Ja tylko wącham kwiatki.- powiedziała, otwierając jedno oko, żeby podejrzeć awanturnika. Kiedy zorientowała się, że to kadet, odetchnęła głęboko, pochylając się do przodu w geście wielkiej ulgi. Kojarzyła tego saiyana, zastanawiała się tylko, czemu jest uwalony ziemią i czemu się do niej doczepił. Wydawał się nie żartować, miał stalowe oczy i skazę na twarzy, ale jakoś kadeci nie wzbudzali u dziewczyny większego respektu. Nie to co nashi, albo natto!
- Wykopuję kwiatka, nie widzisz?- burknęła buńczucznie, wracając do poprzedniej czynności, ale tym razem wypięła się w przeciwnym kierunku do wzroku młodego chłopaka, żeby nie przyglądał jej się tak ostentacyjnie w tyłek.
- Lepiej powiedz, co ty robiłeś, że jesteś taki umazany ziemią.- spytała prowokacyjnie. W końcu wykopała całą roślinę. Była dość duża. Potrzeba było jeszcze tylko sporej doniczki i mogłaby stać w rogu pokoju. Prawie jak fikus. Otrzepała ręce i spojrzała dumnie na swoją zdobycz, kładąc ręce na biodrach.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Plac przed budynkiem
Nie Wrz 15, 2013 6:18 pm
Raziel patrzył na ruchy dziewczyny. Kiedy usłyszała jego głos podskoczyła jak oparzona. To utwierdziło młodzieńca, że to co robi ta panienka nie jest za bardzo legalne. Lecz jeśliby spojrzeć na to z boku to Saiyanka miała niezłe szczęście. W końcu mogła trafić na jakiegoś trenera, ogrodnika lub co gorsza na samego Koszarowego. W przypadku ostatniej opcji ciemnowłosa leciałaby teraz w kierunku najbliższej ściany. O tak władca Koszar był nad wyraz brutalny. Chyba najbardziej z całej Saiyańskiej rasy.
Gdy wreszcie łaskawa pani zdecydowała się podnieść i pokazać swoją twarz, kruczowłosy zrozumiał, że już ją widział wcześniej. Była na stołówce w towarzystwie tego złotowłosego wojownika Nashi, który uspokajał Vernila. Wcześniej wyglądała na biedną i zagubioną istotkę, która potrzebuje opieki. Natomiast teraz patrzyła mu hardo w oczy. Bezczelność i brak szacunku, aż pulsowały od niej. Pierwsze słowa były wypowiedziane z delikatną skruchą i próbą rozmieszenia rozmówcy. Dopóki nie zobaczyła z kim ma do czynienia. Wtedy jej ton zmienił się na dość agresywny.
- Wykopujesz kwiatka tak? A czy ty nie jesteś już za duża na zabawę w piaskownicy? Może jeszcze Ci ugotować mleczka i dać smoczek co? – powiedział syn Aryenne cynicznym tonem lustrując panienkę lodowatym wzrokiem. Albo była bardzo silna i nie bała się tak odszczekiwać, albo była w tej Akademii dość krótko i nie znała za bardzo zasad kultury. Istniała też szansa, że jest zwyczajnie bezczelna.
- Jestem uwalany ziemią dlatego, że jakaś panna postanowiła zabawić się w ogrodnika i wyrywa sobie kwiatki. – rzekł. Na jego twarzy w dalszym stopniu panowała lodowa maska, która wskazywała lekkie znudzenie i obojętność. – Kończ, zabieraj swoje zabawki i uciekaj stąd.
Szmaragdowooki dawał w tym momencie dziewczynie radę. Miał nadzieję, że wykaże się inteligencją, a nie głupotą i butą.
Gdy wreszcie łaskawa pani zdecydowała się podnieść i pokazać swoją twarz, kruczowłosy zrozumiał, że już ją widział wcześniej. Była na stołówce w towarzystwie tego złotowłosego wojownika Nashi, który uspokajał Vernila. Wcześniej wyglądała na biedną i zagubioną istotkę, która potrzebuje opieki. Natomiast teraz patrzyła mu hardo w oczy. Bezczelność i brak szacunku, aż pulsowały od niej. Pierwsze słowa były wypowiedziane z delikatną skruchą i próbą rozmieszenia rozmówcy. Dopóki nie zobaczyła z kim ma do czynienia. Wtedy jej ton zmienił się na dość agresywny.
- Wykopujesz kwiatka tak? A czy ty nie jesteś już za duża na zabawę w piaskownicy? Może jeszcze Ci ugotować mleczka i dać smoczek co? – powiedział syn Aryenne cynicznym tonem lustrując panienkę lodowatym wzrokiem. Albo była bardzo silna i nie bała się tak odszczekiwać, albo była w tej Akademii dość krótko i nie znała za bardzo zasad kultury. Istniała też szansa, że jest zwyczajnie bezczelna.
- Jestem uwalany ziemią dlatego, że jakaś panna postanowiła zabawić się w ogrodnika i wyrywa sobie kwiatki. – rzekł. Na jego twarzy w dalszym stopniu panowała lodowa maska, która wskazywała lekkie znudzenie i obojętność. – Kończ, zabieraj swoje zabawki i uciekaj stąd.
Szmaragdowooki dawał w tym momencie dziewczynie radę. Miał nadzieję, że wykaże się inteligencją, a nie głupotą i butą.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Plac przed budynkiem
Nie Wrz 15, 2013 7:35 pm
Vulfila spojrzała kątem oka na kadeta z wyrazem sporego pobłażania, kiedy mówił o piaskownicy. Zaśmiała sie też z cicha. Nie ma nic bardziej wnerwiającego niż ignorowanie osoby zdenerwowanej i śmianie się z jej słów. Najpierw miała go kompletnie zignorować, więc złapała swoją roślinkę w ręce i oparła korzeniem o biodro, żeby wygodnie jej się niosło. Nie bała się chłopaka, choć oczywiście gdyby chciał jej przyłożyć nie umiałaby się nijak obronić. Miała jednak kilka kart przetargowych i umiała dobrze blefować. Dopiero, kiedy właściwie wydał jej rozkaz, odłożyła roślinę z powrotem na ziemię z głośnym prychnięciem. Teraz to ją wkurzył. Nie lubiła takich typów. Zamiast grzecznie od razu z awanturą.
- Koleś, odczep się ode mnie. Nie masz nic lepszego do roboty niż zaczepianie kadatek? Znajdź sobie równego przeciwnika albo zawołam pana Koszarowego.- burknęła, pukając Raziela w tors palcem wskazującym. Oczywiście interwencja koszarowego była tak samo prawdopodobna jak to, że świnie zaczną latać, ale Raziel przecież nie musiał tego wiedzieć. Nie chciała już być tą słabą i bezradną, musiała znaleźć sposób na umocnienie swojej pozycji w Akademii i podbudowanie sobie ego, bo od momentu przyjazdu na Vegetę za często miała płaczliwy nastrój. Nie dawać sobą pomiatać było podstawą w tym wszystkim, tak samo jak w więzieniu. Inaczej nie będzie w stanie poradzić sobie bez czyjejś opieki.
Po tych słowach wzięła roślinę znów do rąk i ułożyła na biodrze. Drugą ręką próbowała chwycić łopatkę ogrodniczą, ale cały czas wyślizgiwał jej się kwiatek, więc robiła to dość nieporadnie.
- A czy to nie ty przypadkiem zrobiłeś tę chryję w stołówce?- zapytała wstając, bo też właśnie ją olśniło. Już widziała kiedyś tego chłopaka w zdewastowanej stołówce. Przymrużyła oczy, przyglądając mu się uważnie. Taak, to nawet jego pacnęła ogonem. Jadł jakieś śmierdzące żarcie. Pewnie nie był nikim ważnym w tej akademii.
- Koleś, odczep się ode mnie. Nie masz nic lepszego do roboty niż zaczepianie kadatek? Znajdź sobie równego przeciwnika albo zawołam pana Koszarowego.- burknęła, pukając Raziela w tors palcem wskazującym. Oczywiście interwencja koszarowego była tak samo prawdopodobna jak to, że świnie zaczną latać, ale Raziel przecież nie musiał tego wiedzieć. Nie chciała już być tą słabą i bezradną, musiała znaleźć sposób na umocnienie swojej pozycji w Akademii i podbudowanie sobie ego, bo od momentu przyjazdu na Vegetę za często miała płaczliwy nastrój. Nie dawać sobą pomiatać było podstawą w tym wszystkim, tak samo jak w więzieniu. Inaczej nie będzie w stanie poradzić sobie bez czyjejś opieki.
Po tych słowach wzięła roślinę znów do rąk i ułożyła na biodrze. Drugą ręką próbowała chwycić łopatkę ogrodniczą, ale cały czas wyślizgiwał jej się kwiatek, więc robiła to dość nieporadnie.
- A czy to nie ty przypadkiem zrobiłeś tę chryję w stołówce?- zapytała wstając, bo też właśnie ją olśniło. Już widziała kiedyś tego chłopaka w zdewastowanej stołówce. Przymrużyła oczy, przyglądając mu się uważnie. Taak, to nawet jego pacnęła ogonem. Jadł jakieś śmierdzące żarcie. Pewnie nie był nikim ważnym w tej akademii.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Plac przed budynkiem
Nie Wrz 15, 2013 8:05 pm
Kruczowłosy Saiyanin wpatrywał się w Vulfilię chłodnym wzrokiem. Jej postawa była bardzo interesująca. Z początku zawahanie by odejść i olać zupełnie syna Aryenne. Przy okazji chciała go chyba lekko wkurzyć śmiejąc się z jego słów. Jednak to za bardzo nie działało na istotę jaką był Raziel. Lodowa twierdza skutecznie gasiła chęć by wziąć tą dziewczynę za kark. Po za tym nie był taki jak reszta narodu. Nienawidził znęcania się nad słabszymi i sam tego unikał. Jednak kiedy już się obróciła by odejść zmieniła najwidoczniej zdanie. Położyła kwiatek, który wykopała na ziemi i spojrzała w na szmaragdowookiego. W jej oczach płonął ogień. Na wspomnienie o Koszarowym końcówki ust chłopaka powędrowały do góry.
- Raczej wątpię by przyszedł tutaj. Z tego co już się dowiedziałem na własnej skórze Koszarowy ma w dupie problemy kadetów. Więc mogą się oni tłuc jak tylko chcą. – powiedział chłodno, w dalszym stopniu nieznacznie się uśmiechając. – I tak. Mam lepsze rzeczy niż gadanie z jakimiś dzieciakami co dopiero wstąpiły do Akademii. Jednak chciałem się dowiedzieć czego zostałem obsypany ziemią.
Wszystkie słowa były wypowiadane obojętnym zimnym tonem. Jakby zupełnie od niechcenia. Młody Saiyanin odseparowywał się od reszty społeczeństwa czego skutkiem było jego zachowanie. Mogło się wydawać dla niektórych nie za miłe, ale życie nigdy nie jest miłe. Ręce miał w dalszym ciągu na torsie zaś oczy obserwowały próby kadetki. Brakowało jej precyzji ruchu. Chciał wziąć delikatnie kwiatka i łopatkę. Niestety nie udawało jej się to. Gdyby był bardziej złośliwy spaliłby jej tego kwiatka za pomocą Ki Blasta. Jednak co by to dało? Nic. Co najwyżej dziewczyna by go znienawidziła. Pomimo tego, że Raz trzymał się z boku to nie chciał robić sobie wrogów. Zwłaszcza wśród kobiet. One potrafią wymyślić zemstę.
Gdy panna wspomniała o zajściu na stołówce westchnął delikatnie. Najwidoczniej zobaczyła go w stołówce i od razu wysnuła wnioski.
- Nie to nie ja. Ja potrafię się kontrolować i nie dostaję szału z powodu papki dla kadetów. To był mój znajomy Vernil. Powinnaś go widzieć z tym swoim złotowłosym chłopakiem. – rzekł ciągle się uśmiechając.
- Raczej wątpię by przyszedł tutaj. Z tego co już się dowiedziałem na własnej skórze Koszarowy ma w dupie problemy kadetów. Więc mogą się oni tłuc jak tylko chcą. – powiedział chłodno, w dalszym stopniu nieznacznie się uśmiechając. – I tak. Mam lepsze rzeczy niż gadanie z jakimiś dzieciakami co dopiero wstąpiły do Akademii. Jednak chciałem się dowiedzieć czego zostałem obsypany ziemią.
Wszystkie słowa były wypowiadane obojętnym zimnym tonem. Jakby zupełnie od niechcenia. Młody Saiyanin odseparowywał się od reszty społeczeństwa czego skutkiem było jego zachowanie. Mogło się wydawać dla niektórych nie za miłe, ale życie nigdy nie jest miłe. Ręce miał w dalszym ciągu na torsie zaś oczy obserwowały próby kadetki. Brakowało jej precyzji ruchu. Chciał wziąć delikatnie kwiatka i łopatkę. Niestety nie udawało jej się to. Gdyby był bardziej złośliwy spaliłby jej tego kwiatka za pomocą Ki Blasta. Jednak co by to dało? Nic. Co najwyżej dziewczyna by go znienawidziła. Pomimo tego, że Raz trzymał się z boku to nie chciał robić sobie wrogów. Zwłaszcza wśród kobiet. One potrafią wymyślić zemstę.
Gdy panna wspomniała o zajściu na stołówce westchnął delikatnie. Najwidoczniej zobaczyła go w stołówce i od razu wysnuła wnioski.
- Nie to nie ja. Ja potrafię się kontrolować i nie dostaję szału z powodu papki dla kadetów. To był mój znajomy Vernil. Powinnaś go widzieć z tym swoim złotowłosym chłopakiem. – rzekł ciągle się uśmiechając.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Plac przed budynkiem
Nie Wrz 15, 2013 8:23 pm
Vulfila spiorunowała Raziela wzrokiem. Trochę działał jej na nerwy, ale, jak widać, nie był groźny, bo też nic jej nie zrobił, więc z każdym słowem czuła sie pewniejsza siebie.
- Ja wiedziałam, że mięśniaki nie są zbyt bystrzy, no ale żeby nie zrozumieć prostej czynności...- powiedziała bardziej do siebie niż do Raziela, więc być może nie dosłyszał całości wypowiedzi. A nawet jeśli, jakoś się go nie obawiała. Odłożyła kwiatek znów na ziemię, złapała kadeta za rękę i poprowadziła za krzak.- Chodź.- rzekła zniecierpliwiona, a potem wskazała ręką na wykopaną dziurę.- Patrz, jak się kopie dołek, to trzeba gdzieś wyrzucić ziemię.- Po tych słowach zaprezentowała. Zanurzyła łopatkę ogrodniczą w ziemi i wyciągnęła napełnioną. Następnie przerzuciła przez krzak.- Proste? Najwidoczniej siedziałeś na torze lotu. - dodała i wróciła po kwiatka. Znów złapała go w ręce. Na wspomnienie o stołówce wzruszyła ramionami. W zasadzie niewiele ją to obchodziło. Skomentowała to tylko słowami- Ktoś zdewastował stołówkę, bo nie smakowało mu żarcie? Szkoła troglodytów. - Kiedy już skończyła, miała zamiar wznieść się w powietrze i ulecieć do okna swojego pokoju. Zgięła nogi w kolanach, żeby wzbić się w górę.
- Ja wiedziałam, że mięśniaki nie są zbyt bystrzy, no ale żeby nie zrozumieć prostej czynności...- powiedziała bardziej do siebie niż do Raziela, więc być może nie dosłyszał całości wypowiedzi. A nawet jeśli, jakoś się go nie obawiała. Odłożyła kwiatek znów na ziemię, złapała kadeta za rękę i poprowadziła za krzak.- Chodź.- rzekła zniecierpliwiona, a potem wskazała ręką na wykopaną dziurę.- Patrz, jak się kopie dołek, to trzeba gdzieś wyrzucić ziemię.- Po tych słowach zaprezentowała. Zanurzyła łopatkę ogrodniczą w ziemi i wyciągnęła napełnioną. Następnie przerzuciła przez krzak.- Proste? Najwidoczniej siedziałeś na torze lotu. - dodała i wróciła po kwiatka. Znów złapała go w ręce. Na wspomnienie o stołówce wzruszyła ramionami. W zasadzie niewiele ją to obchodziło. Skomentowała to tylko słowami- Ktoś zdewastował stołówkę, bo nie smakowało mu żarcie? Szkoła troglodytów. - Kiedy już skończyła, miała zamiar wznieść się w powietrze i ulecieć do okna swojego pokoju. Zgięła nogi w kolanach, żeby wzbić się w górę.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach