Plac przed budynkiem
+17
Red
Joker
Vam
Atarashii Ame
Minato
Kanade
April
Xanas
Hazard
KOŚCI
Ósemka
Vita Ora
Raziel
NPC.
Colinuś
Hikaru
NPC
21 posters
Plac przed budynkiem
Sob Cze 02, 2012 4:06 pm
First topic message reminder :
Plac przed budynkiem dawnej Akademii. Jest on otoczony zielenią i nawet dość zadbany. Są nawet ławeczki, jakby ktoś chciał usiąść i chwilę odpocząć.
Plac przed budynkiem dawnej Akademii. Jest on otoczony zielenią i nawet dość zadbany. Są nawet ławeczki, jakby ktoś chciał usiąść i chwilę odpocząć.
Re: Plac przed budynkiem
Sro Maj 25, 2016 11:45 pm
Sime cały czas patrzyła na Xalantha, nie spuszczając z niego wzroku ani na moment, choć robiła to bardzo niechętnie. Cały czas obserwowała jak się zachowuje, jakie wykonuje gesty i, co najważniejsze, co takiego jej powie. Sprawdzała go.
Jednak... Jego zachowanie przekroczyło jej najśmielsze wyobrażenia, a miała już niezłe pojęcie o Saiyaninie, przynajmniej natyle, na ile się jej pokazał.
-Co za pierdoła... -mruknęła do siebie pod nosem. -Po tym wszystkim nawet nie umiesz mi spojrzeć w oczy? Ty naprawdę jesteś nieudacznikiem, jakich mało. Choć nie. Nie ma takich cieniasów jak Ty, niżej się zejść już nie da. Nikt cię nigdy nie nauczył, co nie? Saiyanie nie mówią przepraszam od tak, praktycznie wcale. Jakbyś kogoś szturchnął w barze, to byś go przepraszał? Nie, bo byś nie miał czasu, bo już by jego piącha była na kursie kolizyjnym z twoją szczęką, jakby miał zły dzień.
Jesteś o wiele zbyt miękki i nawet nie wiem jak ty przetrwałeś, widać, żeś rozwydrzony bachor wychowany pod ciepłym kominkiem... Żałosne... - powiedziała już głośno i otwarcie.
Patrzyła na niego wzrokiem tak nieprzyjaznym i srogim, że najbliższe otoczenie mogło sprawić chłopakowi wrażenie, jakby ochłodziło się nagle ładnie poniżej temperatury zamarzania wody.
-I nawet sama nie wiem po co to robię... Powinnam cię zostawić, może w końcu byś nabrał nieco więcej właściwości ciała stałego, a nie plasteliny na słońcu. Ale... Odnoszę wrażenie, że z tym też sobie nie poradzisz. Nie pozostawiasz mi więc wyboru...
Powiedziawszy, podeszła bliżej do czarnowłosego i przybrała pozycję sugerującą bardzo jasno co chce zrobić ze swoją pięścią.
OOC:
300 dmg, możesz uniknąć, jeśli to dobrze opiszesz
Sime is not amused
Jednak... Jego zachowanie przekroczyło jej najśmielsze wyobrażenia, a miała już niezłe pojęcie o Saiyaninie, przynajmniej natyle, na ile się jej pokazał.
-Co za pierdoła... -mruknęła do siebie pod nosem. -Po tym wszystkim nawet nie umiesz mi spojrzeć w oczy? Ty naprawdę jesteś nieudacznikiem, jakich mało. Choć nie. Nie ma takich cieniasów jak Ty, niżej się zejść już nie da. Nikt cię nigdy nie nauczył, co nie? Saiyanie nie mówią przepraszam od tak, praktycznie wcale. Jakbyś kogoś szturchnął w barze, to byś go przepraszał? Nie, bo byś nie miał czasu, bo już by jego piącha była na kursie kolizyjnym z twoją szczęką, jakby miał zły dzień.
Jesteś o wiele zbyt miękki i nawet nie wiem jak ty przetrwałeś, widać, żeś rozwydrzony bachor wychowany pod ciepłym kominkiem... Żałosne... - powiedziała już głośno i otwarcie.
Patrzyła na niego wzrokiem tak nieprzyjaznym i srogim, że najbliższe otoczenie mogło sprawić chłopakowi wrażenie, jakby ochłodziło się nagle ładnie poniżej temperatury zamarzania wody.
-I nawet sama nie wiem po co to robię... Powinnam cię zostawić, może w końcu byś nabrał nieco więcej właściwości ciała stałego, a nie plasteliny na słońcu. Ale... Odnoszę wrażenie, że z tym też sobie nie poradzisz. Nie pozostawiasz mi więc wyboru...
Powiedziawszy, podeszła bliżej do czarnowłosego i przybrała pozycję sugerującą bardzo jasno co chce zrobić ze swoją pięścią.
OOC:
300 dmg, możesz uniknąć, jeśli to dobrze opiszesz
Sime is not amused
Re: Plac przed budynkiem
Czw Cze 09, 2016 10:53 pm
Sime spojrzała na niego... Tak jakby... Zdawałoby się... Łagodniej? Patrząc na to co powiedziała chwilę temu, to wydawało się to nieprawdopodobne, jednak... Wszystko na to wskazywało.
Tylko dlaczego? Dlaczego w jej bystrych oczach zalśniła iskra, która mówiła, że jej postępowanie nieco zmięknie? Sęk w tym, że sprawy się miały inaczej. Saiyanka nie tyle miała nabrać delikatności, bo to zupełnie nie jej metody postępowania, ale zobaczyła w oczach Saiyanina coś... Nie widziała tego w tych oczach jeszcze, a na pewno jeszcze tak wyraźnie, jak w tamtej chwili... Coś, co pokazało jej inną stronę Xalantha, o której on sam mówił. Z przyzwyczajenia starała się tego nie pokazać po sobie, nie miała jednak pewności z jakim skutkiem jej się to udawało, co nieco ją irytowało. Niemniej...
Miała wreszcie to na co czekała. Wśród tych wszystkich rzeczy, które tworzyły Xala, w końcu ujrzała wojownika, którym on mógł się stać, a ona... No właśnie, co ona?
Ona posiadała doświadczenie, którego jemu brakowało. Odpowiedź sama nasuwała się na usta, tak, jak jej nasunęło się pewne zdanie;
-Skoro masz już dość tego, jak inni cię zmieniają, to pokaż mi kim jesteś. Pokaż mi na co cię stać. Stań do walki. Jeśli jesteś faktycznie taki, jak mówisz, to będziesz w stanie to udowodnić, prawda...?
Wzrok wrócił jej do zimnego i twardego niczym okruch lodu, coś jednak było inne. Coś jak... Determinacja?... Pojawiło się w jej ciemnoniebieskich tęczówkach. Ona wiedziała co zamierza. Pytanie co na to młodzieniec?
Tylko dlaczego? Dlaczego w jej bystrych oczach zalśniła iskra, która mówiła, że jej postępowanie nieco zmięknie? Sęk w tym, że sprawy się miały inaczej. Saiyanka nie tyle miała nabrać delikatności, bo to zupełnie nie jej metody postępowania, ale zobaczyła w oczach Saiyanina coś... Nie widziała tego w tych oczach jeszcze, a na pewno jeszcze tak wyraźnie, jak w tamtej chwili... Coś, co pokazało jej inną stronę Xalantha, o której on sam mówił. Z przyzwyczajenia starała się tego nie pokazać po sobie, nie miała jednak pewności z jakim skutkiem jej się to udawało, co nieco ją irytowało. Niemniej...
Miała wreszcie to na co czekała. Wśród tych wszystkich rzeczy, które tworzyły Xala, w końcu ujrzała wojownika, którym on mógł się stać, a ona... No właśnie, co ona?
Ona posiadała doświadczenie, którego jemu brakowało. Odpowiedź sama nasuwała się na usta, tak, jak jej nasunęło się pewne zdanie;
-Skoro masz już dość tego, jak inni cię zmieniają, to pokaż mi kim jesteś. Pokaż mi na co cię stać. Stań do walki. Jeśli jesteś faktycznie taki, jak mówisz, to będziesz w stanie to udowodnić, prawda...?
Wzrok wrócił jej do zimnego i twardego niczym okruch lodu, coś jednak było inne. Coś jak... Determinacja?... Pojawiło się w jej ciemnoniebieskich tęczówkach. Ona wiedziała co zamierza. Pytanie co na to młodzieniec?
- Kurisu
- Liczba postów : 143
Data rejestracji : 04/12/2016
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Plac przed budynkiem
Wto Sty 03, 2017 3:20 pm
Wyszedłem z akademii przez główne wejście i zacząłem krążyć wokół niej spacerując wolnym krokiem. Dookoła niej była zapielęgnowana zieleń kilku gatunków roślin. Wokół akademii zarówno jak i przed nią idąc w stronę głównego wejścia stały różne pomniki, popiersia i piedestały innych saiyan, którzy zapewne zasłużyli sobie jakimś czynem na ten zaszczyt. Nieco oddaliłem się od budynku akademii i siadając na jednej z będących tutaj ławek oczekiwałem na swoją drużynę. Oczekiwałem krótszą chwilę, długo czekać nie musiałem, gdyż po chwili już widziałem, jak idą w moją stronę. Jaca szedł normalnie, natomiast Taz trzymając ręce w górze i opierając nimi z tyłu głowy patrząc się w niebo, jakby o czymś rozmyślał. Kiedy podeszli już blisko, wstałem, złapałem Taza za ramię i szarpnąłem nim rzucając go na ławkę, na której przed chwilą siedziałem, żeby na nią usiadł. Stanęliśmy naprzeciwko niego, ja oczywiście w swojej charakterystycznej pozie i z agresją na twarzy. Taz nie wiedział, co go czeka.
- Musisz mnie tak szarpać? O co wam chodzi? - Czasami zastanawiam się, czy on zdaje sobie sprawę z tego, w jakiej sytuacji się znajduje i czy w ogóle on wie, co tutaj robi i po co on tutaj jest.
- Zamknij się. Słuchaj. Powiem ci teraz parę rzeczy, więc weź sobie to do serca i dobrze zapamiętaj. - Patrzyłem na niego z wielkim zdenerwowaniem, można było wtedy również dostrzec moje kły.
- Czeka nas poważna misja, która może zadecydować o naszych dalszych postępach i nie chodzi mi teraz jedynie o akademię. Działamy... działamy razem... - ciężko było mi to z siebie wydusić, ponieważ nigdy nie byłem w pracy zespołowej ani nigdy na taką bym się nie zgodził. Ze względu na okoliczność muszę przymrużyć na to oko i to przeboleć. - ... więc jeżeli komuś z nas powinie się noga to nam wszystkim się za to oberwie. Najbardziej boję się o ciebie, bo jesteś tutaj największą ofermą. Będziemy wykonywać polecenia starszego stopniem, ale to mnie masz się głównie słuchać. A teraz spadaj i się lepiej przygotuj do tej misji. Będę bardzo zły, jeśli zrobisz coś głupiego, zrozumiano? - Ostatnie zdanie wypowiedziałem z siebie największą grozą, jaką potrafiłem z siebie wydobyć. Taz był przerażony.
- Ja-jasne... - Przerażonym ruchem wstał z ławki i zaczął iść w stronę wejścia do akademii. Obrócił się jeszcze ostatni raz w moją stronę z przerażeniem wypisanym na twarzy. Po chwili zniknął mi z oczu. Jaca również był nieco przerażony, zapewne nie spodziewał się takiego obrotu rozmowy.
- Dlaczego tak agresywnie? Przecież jesteście kolegami. - Spojrzałem na niego agresywnie.
- Hmph. Ja nie mam kolegów. To, że z kimś pracuję nie oznacza, że muszę się z nim lubić. Poza tym to Taz - do niego inaczej nie dotrze, jak po groźbie. Sprawa wygląda już chyba na załatwioną, ale miej na niego oko co jakiś czas. - Kiwnął głową na tak, po chwili ciszy dodałem jeszcze coś od siebie.
- I ty lepiej też przygotowuj się do misji, bo łatwo nie będzie. Ja też nie będę spoczywać na laurach, więc mnie nie zawiedź.
- Jasna sprawa. - Po tych słowach również odszedł w stronę wejścia do akademii i zostałem sam. Zacząłem kręcić się wokół akademii rozmyślając i spoglądając na zieleń, której tak niewiele było na tej planecie. Przykucnąłem, podotykałem roślinność nacieszając nią swoje oczy. Zastanawiałem się nad tym, co mogę jeszcze robić. Treningi nie przynoszą na razie większych rezultatów. Pomyślałem, że w sumie mogę jeszcze pomęczyć nieco Blacka, może da mi jakieś zadanie, w którym będę mógł się wykazać. Postaram się wtedy potraktować to jako trening. Wstałem i otrzepałem ręce pobrudzone od zieleni, następnie i ja udałem się do akademii, a dokładniej prosto do trenera po nowe zadanie w oczekiwaniu na te trudniejsze.
OOC:
Zt>do sala treningowa
- Musisz mnie tak szarpać? O co wam chodzi? - Czasami zastanawiam się, czy on zdaje sobie sprawę z tego, w jakiej sytuacji się znajduje i czy w ogóle on wie, co tutaj robi i po co on tutaj jest.
- Zamknij się. Słuchaj. Powiem ci teraz parę rzeczy, więc weź sobie to do serca i dobrze zapamiętaj. - Patrzyłem na niego z wielkim zdenerwowaniem, można było wtedy również dostrzec moje kły.
- Czeka nas poważna misja, która może zadecydować o naszych dalszych postępach i nie chodzi mi teraz jedynie o akademię. Działamy... działamy razem... - ciężko było mi to z siebie wydusić, ponieważ nigdy nie byłem w pracy zespołowej ani nigdy na taką bym się nie zgodził. Ze względu na okoliczność muszę przymrużyć na to oko i to przeboleć. - ... więc jeżeli komuś z nas powinie się noga to nam wszystkim się za to oberwie. Najbardziej boję się o ciebie, bo jesteś tutaj największą ofermą. Będziemy wykonywać polecenia starszego stopniem, ale to mnie masz się głównie słuchać. A teraz spadaj i się lepiej przygotuj do tej misji. Będę bardzo zły, jeśli zrobisz coś głupiego, zrozumiano? - Ostatnie zdanie wypowiedziałem z siebie największą grozą, jaką potrafiłem z siebie wydobyć. Taz był przerażony.
- Ja-jasne... - Przerażonym ruchem wstał z ławki i zaczął iść w stronę wejścia do akademii. Obrócił się jeszcze ostatni raz w moją stronę z przerażeniem wypisanym na twarzy. Po chwili zniknął mi z oczu. Jaca również był nieco przerażony, zapewne nie spodziewał się takiego obrotu rozmowy.
- Dlaczego tak agresywnie? Przecież jesteście kolegami. - Spojrzałem na niego agresywnie.
- Hmph. Ja nie mam kolegów. To, że z kimś pracuję nie oznacza, że muszę się z nim lubić. Poza tym to Taz - do niego inaczej nie dotrze, jak po groźbie. Sprawa wygląda już chyba na załatwioną, ale miej na niego oko co jakiś czas. - Kiwnął głową na tak, po chwili ciszy dodałem jeszcze coś od siebie.
- I ty lepiej też przygotowuj się do misji, bo łatwo nie będzie. Ja też nie będę spoczywać na laurach, więc mnie nie zawiedź.
- Jasna sprawa. - Po tych słowach również odszedł w stronę wejścia do akademii i zostałem sam. Zacząłem kręcić się wokół akademii rozmyślając i spoglądając na zieleń, której tak niewiele było na tej planecie. Przykucnąłem, podotykałem roślinność nacieszając nią swoje oczy. Zastanawiałem się nad tym, co mogę jeszcze robić. Treningi nie przynoszą na razie większych rezultatów. Pomyślałem, że w sumie mogę jeszcze pomęczyć nieco Blacka, może da mi jakieś zadanie, w którym będę mógł się wykazać. Postaram się wtedy potraktować to jako trening. Wstałem i otrzepałem ręce pobrudzone od zieleni, następnie i ja udałem się do akademii, a dokładniej prosto do trenera po nowe zadanie w oczekiwaniu na te trudniejsze.
OOC:
Zt>do sala treningowa
- Kurisu
- Liczba postów : 143
Data rejestracji : 04/12/2016
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Plac przed budynkiem
Sro Lut 08, 2017 6:25 pm
Zt>Pokoje szpitalne
Czułem się coraz lepiej. W końcu poczułem się już tyle na siłach, że mogłem rozpocząć trening. Opuściłem akademię przez drzwi frontowe oddalając się nieco od budynku akademii, ale byłem cały czas na jej terenie. Obszedłem budynek idąc za jego tyły, gdzie było trochę zieleni, kilka ścieżek i ławeczek, a kawałek dalej był mały, pusty obszar, który wybrałem sobie jako miejsce treningu. Nikogo tutaj nie było w tej chwili, co mnie cieszyło, ponieważ mogłem w pełni skupić się na sobie i na swoim treningu, a nie na kimś będącym tutaj lub przechodzącym obok. Wybrałem właśnie to miejsce, ponieważ właśnie zamierzałem nauczyć się latania. Popełniłem błąd nie ucząc się tego, przez co byłem podczas walki na straconej pozycji. Muszę nauczyć się latania, aby sprawniej poruszać się podczas walki i nie tylko. Wątpię, aby sala treningowa byłaby przydatna w tej kwestii - tak właśnie myślę. Niski sufit nie pozwoliłby mi na płynne opanowanie sztuki lewitacji. Stanąłem na środku pustego, lekko zarośniętego trawą obszaru w gotowości. Wokół nie było bliżej żadnych drzewek, krzewów czy ławeczek, więc nic nie powinno mi tutaj przeszkadzać. Byłem dalej owinięty bandażami w podartych spodniach, ale to też mi nie przeszkadzało ani nie krępowało ruchów. Chwilę postałem w pozycji gotowej do działania, ale zaraz stanąłem prosto patrząc się w górę ku niebu. Zacząłem zastanawiać się jak to dokładnie zrobić. To niby nie jest nic trudnego, ale ja zawsze nigdy nie wiedziałem, jak się zabrać za nowe rzeczy. Próbowałem przypomnieć sobie, jak jaszczur zaczął latać, kiedy z nim walczyłem. Nie mogłem wychaczyć punktu odniesienia. On po prostu zaczął unosić się w powietrze. Stanąłem w pozycji koncentracyjnej, napiąłem całe swoje ciało zginając się nieco w pół i spojrzałem się do góry. Próbowałem wybić się od ziemi siłą woli, ale nic. Wiatr lekko wiał w moją twarz powiewając moimi włosami do tyłu i kosmykami do góry. Po chwili odpuściłem i po chwili znowu stanąłem prosto, rozluźniłem się. To nie tak działa. Niecierpliwiłem się już i zacząłem denerwować się, ponieważ nie wychodziło mi. Nigdy nie słynąłem z cierpliwości, przez co potem robiłem rzeczy byle jak, a potem mi nic nie wychodziło. Ugiąłem nogi w kolanach i wyskoczyłem na małą wysokość do góry. Będąc w powietrzu próbowałem odlecieć siłą woli, ale nie udało mi się - opadłem na ziemię. Zrobiłem kolejną próbę wyskakując wyżej, znów próbowałem odlecieć siłą woli, ale nic - opadłem na dół. Zdenerwowałem się, ponieważ mi nie wychodziło. Warknąłem i mocno odbiłem się do góry przecinając powietrze. Wyskoczyłem ponad wysokość budynku akademii. Leciałem cały czas do góry stopniowo zmniejszając swoją prędkość poprzez opór powietrza i grawitację, aż zatrzymałem się w powietrzu. Dalej próbowałem zrobić to samo, ale znów moje starania na nic. Zacząłem opadać z dużej wysokości, aż opadłem na nogi robiąc delikatne wgniecenie w ziemi i lekko wzniecając kurz wokół siebie. Kiedy kurz po chwili zniknął przez delikatny wiatr - usiadłem na ziemi po turecku i zakładając ręce na piersi pochyliłem głowę w dół zamykając oczy. Nie tędy droga - pomyślałem. Zacząłem odpoczywać i myśleć, skupiać się na technice. Zacząłem wsłuchiwać się w otoczenie, wtedy coś mi się przypomniało. Kiedy kiedyś podglądałem trening halfki ona właśnie medytowała, koncentrowała się na KI. Może to jest to?
OOC:
Trening start - nauka BUKUJUTSU
Czułem się coraz lepiej. W końcu poczułem się już tyle na siłach, że mogłem rozpocząć trening. Opuściłem akademię przez drzwi frontowe oddalając się nieco od budynku akademii, ale byłem cały czas na jej terenie. Obszedłem budynek idąc za jego tyły, gdzie było trochę zieleni, kilka ścieżek i ławeczek, a kawałek dalej był mały, pusty obszar, który wybrałem sobie jako miejsce treningu. Nikogo tutaj nie było w tej chwili, co mnie cieszyło, ponieważ mogłem w pełni skupić się na sobie i na swoim treningu, a nie na kimś będącym tutaj lub przechodzącym obok. Wybrałem właśnie to miejsce, ponieważ właśnie zamierzałem nauczyć się latania. Popełniłem błąd nie ucząc się tego, przez co byłem podczas walki na straconej pozycji. Muszę nauczyć się latania, aby sprawniej poruszać się podczas walki i nie tylko. Wątpię, aby sala treningowa byłaby przydatna w tej kwestii - tak właśnie myślę. Niski sufit nie pozwoliłby mi na płynne opanowanie sztuki lewitacji. Stanąłem na środku pustego, lekko zarośniętego trawą obszaru w gotowości. Wokół nie było bliżej żadnych drzewek, krzewów czy ławeczek, więc nic nie powinno mi tutaj przeszkadzać. Byłem dalej owinięty bandażami w podartych spodniach, ale to też mi nie przeszkadzało ani nie krępowało ruchów. Chwilę postałem w pozycji gotowej do działania, ale zaraz stanąłem prosto patrząc się w górę ku niebu. Zacząłem zastanawiać się jak to dokładnie zrobić. To niby nie jest nic trudnego, ale ja zawsze nigdy nie wiedziałem, jak się zabrać za nowe rzeczy. Próbowałem przypomnieć sobie, jak jaszczur zaczął latać, kiedy z nim walczyłem. Nie mogłem wychaczyć punktu odniesienia. On po prostu zaczął unosić się w powietrze. Stanąłem w pozycji koncentracyjnej, napiąłem całe swoje ciało zginając się nieco w pół i spojrzałem się do góry. Próbowałem wybić się od ziemi siłą woli, ale nic. Wiatr lekko wiał w moją twarz powiewając moimi włosami do tyłu i kosmykami do góry. Po chwili odpuściłem i po chwili znowu stanąłem prosto, rozluźniłem się. To nie tak działa. Niecierpliwiłem się już i zacząłem denerwować się, ponieważ nie wychodziło mi. Nigdy nie słynąłem z cierpliwości, przez co potem robiłem rzeczy byle jak, a potem mi nic nie wychodziło. Ugiąłem nogi w kolanach i wyskoczyłem na małą wysokość do góry. Będąc w powietrzu próbowałem odlecieć siłą woli, ale nie udało mi się - opadłem na ziemię. Zrobiłem kolejną próbę wyskakując wyżej, znów próbowałem odlecieć siłą woli, ale nic - opadłem na dół. Zdenerwowałem się, ponieważ mi nie wychodziło. Warknąłem i mocno odbiłem się do góry przecinając powietrze. Wyskoczyłem ponad wysokość budynku akademii. Leciałem cały czas do góry stopniowo zmniejszając swoją prędkość poprzez opór powietrza i grawitację, aż zatrzymałem się w powietrzu. Dalej próbowałem zrobić to samo, ale znów moje starania na nic. Zacząłem opadać z dużej wysokości, aż opadłem na nogi robiąc delikatne wgniecenie w ziemi i lekko wzniecając kurz wokół siebie. Kiedy kurz po chwili zniknął przez delikatny wiatr - usiadłem na ziemi po turecku i zakładając ręce na piersi pochyliłem głowę w dół zamykając oczy. Nie tędy droga - pomyślałem. Zacząłem odpoczywać i myśleć, skupiać się na technice. Zacząłem wsłuchiwać się w otoczenie, wtedy coś mi się przypomniało. Kiedy kiedyś podglądałem trening halfki ona właśnie medytowała, koncentrowała się na KI. Może to jest to?
OOC:
Trening start - nauka BUKUJUTSU
- Kurisu
- Liczba postów : 143
Data rejestracji : 04/12/2016
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Plac przed budynkiem
Czw Lut 09, 2017 2:20 pm
Siedziałem dalej po turecku w tej samej pozycji. Wsłuchiwałem się w otoczenie jednocześnie skupiając się i koncentrując na oddychaniu. Chyba właśnie na tym polega koncentracja. Wyciszałem się coraz bardziej. Słyszałem wiatr, szelest krzewów i drzewek, gałęzi i liści, aż ostatecznie tak się wyciszyłem, że słyszałem wszystko wokół siebie. Słyszałem również poruszającą się trawę pod wpływem delikatnego wietrzyku. Słyszałem wszystko, ale tylko to, co jest bliżej wokół mnie. Skupiałem się coraz bardziej na oddychaniu. Wdech... wydech... wdech... wydech... wdech... wydech... Po chwili skrzywiłem lekko swoją minę, ale dalej widniał na niej spokój. Cholera, jakie to jest uspokajające. Zawsze byłem taki nerwowy, agresywny, że już w ogóle zapomniałem, że istnieją jakiekolwiek sposoby na relaks, czy odprężenie, ale teraz to nie grało głównej roli. Miałem nauczyć się nowej techniki. Próbowałem wyczuć coś w sobie - KI, które we mnie drzemie, ale początkowo nic nie czułem. Dopiero, kiedy siedziałem już dłuższą chwilę poczułem KI przepływające przez moje ciało niczym woda przez rzekę. To uczucie sprawiło, że poczułem się pełny siły i energii do działania. Musiałem dalej utrzymywać spokój i skupienie, aby nie rozproszyć skoncentrowanej energii w ciele. Próbowałem wtedy wykrzesać swoją energię z ciała, aby dzięki niej unieść się w powietrze. Spróbowałem najpierw wyrzucić z siebie małą ilość KI, aby siedząc po turecku unieść się lekko nad ziemię, ale wyrzuciłem z siebie zbyt mało energii, przez co odbiła się ona od podłoża wytwarzając wiatr do góry, przez który moje włosy uniosły się ku górze, a trawa pod wpływem wiatru wytworzonego przeze mnie ugięła się w kierunku przeciwnym do mojego. Ta technika chyba polega właśnie na tym, lecz wyrzuciłem z siebie zbyt mało energii, aby unieść się z ziemi. Spróbowałem zrobić to ponownie, ale z większą siłą i z większym skupieniem, aby bardziej skoncentrowana energia nie rozpraszała się wytwarzając wiatr, lecz aby uniosła mnie ku górze. Skupiając więcej energii w nogach i tyłku wyrzuciłem jej więcej z siebie, dzięki czemu delikatnie uniosłem się na chwilę na wysokość kilku centymetrów od ziemi, lecz po chwili opadłem, kiedy przestałem wyrzucać energię z siebie. Już rozumiem. Technika ta polega na ciągłym unoszeniu się w powietrzu, poprzez ciągłe unoszenie się wyrzucaniem z siebie energii. Byłem zadowolony z siebie oraz podekscytowany, ale dalej starałem się utrzymać spokój w sobie, ponieważ to nie koniec nauki. Jeśli rozproszyłbym się teraz, to musiałbym koncentrować się od nowa, a tego bym nie chciał. Po chwili znów uspokoiłem się i przystałem do następnej próby. Skoncentrowałem swoją energię ponownie, aby wyrzucić ją dalej w małych ilościach, ale więcej, niż wcześniej. Musiałem teraz skupić się na ciągłym wyrzucaniu jej z siebie. Kiedy wykrzesałem kolejną ilość energii z ciała uniosłem się wolno nad ziemię. Próbowałem cały czas podtrzymywać się nią w powietrzu, dzięki czemu lewitowałem siedząc w powietrzu dalej po turecku. Czyżby już się udało? To chyba właśnie sekret tej techniki. Dobrze zapamiętam te uczucie. Stanąłem na ziemię rozluźniając nogi i upuszczając je na dół, rozluźniłem prosto ręce i otworzyłem oczy. Czas na próbę ostateczną. Zacząłem skupiać energię w stopach, a następnie wyrzucać ją ze swojego ciała, aby unieść się w powietrze. Stopniowo, niestabilnie, sztywno i po woli udało mi się unosić się coraz wyżej, aż uniosłem się nad budynek akademii przenosząc się w powietrzu nad jego dach. Zacisnąłem mocno pięści wysuwając je nieco przed siebie zgięte w łokciach, na mojej twarzy pojawił się arogancki uśmiech. Z ekscytacji krzyknąłem.
- Udało mi się!!! Haha! - Zacząłem lewitować nad akademią przelatując wolno na boki. Chciałem sprawdzić, jak wygląda przenoszenie się w powietrzu na różne strony. Wystarczy wyrzucić tą samą energię z siebie, ale z innej części ciała. To proste, teraz już to rozumiem. A jak pójdzie mi teraz z płynnym lataniem? Właśnie zamierzałem to teraz sprawdzić. Ugiąłem się w pół w powietrzu, a następnie jakby położyłem się prosto, następnie wyrzuciłem spod stóp gwałtownie dużą ilość energii, dzięki czemu odleciałem w szybkim tempie. Zrobiłem kilka kółek wokół akademii, ponieważ nie chciałem zbytnio opuszczać jej terenu, aby nie ponieść za to kary. Po zrobieniu parunastu kółek wokół budynku postanowiłem, że już ostatecznie opanowałem sztukę latania, tak więc wylądowałem delikatnie stąpając na schodek przy wejściu do akademii. Udało mi się! Teraz widzę, jakie to było proste! Byłem dalej podekscytowany tym, że nauczyłem się czegoś nowego. Chwilę odsapnąłem siadając na schodek obok, aby czasem nie blokować komuś przejścia. To nie był jeszcze koniec treningu. Uczucie, że nauczyłem się nowej techniki sprawiało, że chciałem nauczyć się czegoś więcej. W tym celu najzwyczajniej udałem się przez frontowe wejście do akademii do sali treningowej.
OOC:
Koniec treningu techniki.
Zt>do Sala treningowa
- Udało mi się!!! Haha! - Zacząłem lewitować nad akademią przelatując wolno na boki. Chciałem sprawdzić, jak wygląda przenoszenie się w powietrzu na różne strony. Wystarczy wyrzucić tą samą energię z siebie, ale z innej części ciała. To proste, teraz już to rozumiem. A jak pójdzie mi teraz z płynnym lataniem? Właśnie zamierzałem to teraz sprawdzić. Ugiąłem się w pół w powietrzu, a następnie jakby położyłem się prosto, następnie wyrzuciłem spod stóp gwałtownie dużą ilość energii, dzięki czemu odleciałem w szybkim tempie. Zrobiłem kilka kółek wokół akademii, ponieważ nie chciałem zbytnio opuszczać jej terenu, aby nie ponieść za to kary. Po zrobieniu parunastu kółek wokół budynku postanowiłem, że już ostatecznie opanowałem sztukę latania, tak więc wylądowałem delikatnie stąpając na schodek przy wejściu do akademii. Udało mi się! Teraz widzę, jakie to było proste! Byłem dalej podekscytowany tym, że nauczyłem się czegoś nowego. Chwilę odsapnąłem siadając na schodek obok, aby czasem nie blokować komuś przejścia. To nie był jeszcze koniec treningu. Uczucie, że nauczyłem się nowej techniki sprawiało, że chciałem nauczyć się czegoś więcej. W tym celu najzwyczajniej udałem się przez frontowe wejście do akademii do sali treningowej.
OOC:
Koniec treningu techniki.
Zt>do Sala treningowa
Re: Plac przed budynkiem
Nie Cze 11, 2017 1:30 pm
//Z Kwatery Tarripa//
-Ruszać się parszywce, nie mamy całego dnia! Mnie tak samo nie podoba się pilnowanie was, winogronek! - Krzyczał grubas na świeżo co naprawionym suficie, kadeci ciężko pracowali wyciskając ostatnie poty byle tylko doprowadzić akademie do należytego stanu. Ku szczęściu wszystkich prace były na wykończeniu, a to oznaczało, że będzie się zbliżać pora odpoczynku i dogodnej wyżerki. Tarrip natomiast mógł na długo zapomnieć o następnym posiłku, tudzież jakiejkolwiek formie relaksu. Został wysłany na misje i właśnie wkroczył do placu pokrytego piękną, choć rzadką zielenią.
-To chyba wszyscy, a więc kapłanko zapewniam ciebie, że ci tu dzielni wojownicy będą ciebie bronić do ostatniej kropli krwi. - Skwitował wojownik o bujnej czuprynie sięgającej do kostek, jego pancerz jasno wskazywał, że był rangi Nashi, a więc Tarrip miał go słuchać jeśli nie chciałby trafić do karceru.
Kobieta rozejrzała się po wszystkich, wiedziała w duchu że wystawili ją na próbę, bowiem to co dostrzegła to nie wojownicy, a banda młodzików zaczynających karierę w wojskowej musztrze. Potrójna liczba błękitnych oczu przyjrzała się im wszystkim, ktoś na końcu, tuż przy Tarripie nie mógł się powstrzymać i skwitował to słowem co za dziwactwo. Poprawiła krótko strzyżone włosie i z ciepłym uśmiechem raz jeszcze się rozejrzała, nie było pomyłki, nie mieli do niej żadnego szacunku tudzież bali się, a sam dowódca to wyczuwał z stosunkowo skwaszoną miną. Zapewne kara nie ominie tych, którzy mieli czelność tak kompromitować ich dumną rasę saiyanin wobec przedstawicieli odmiennych gatunków.
-Ruszajmy, wierze ci na słowo dowódco Onio- Odprawa najwyraźniej się skończyła, ale żadnych głębszych informacji Buddou nie otrzymali. Dopiero wychodząc poza obszary Akademii najwyższy rangą powiedział na tyle głośno, by wszyscy go usłyszeli.
-Szczegóły znajdziecie na własnych scouterach, ale wiedźcie i wbijcie sobie to do głów, że kapłanka gardzi przelewem krwi, a więc? - Oczekiwał, jakby ktokolwiek za jego pleców miał odpowiedzieć. - Więc wszelkie zagrożenia odstraszamy lub unieruchamiamy, czy to jasne? - Nie oczekiwał odpowiedzi, miał nadzieje, że wpoili to sobie raz i dobrze albo konsekwencje tego mogą być opłakane. Kadeci rozdzielili się na dwa zewnętrzne łuki, siedmiu z frontu oraz siedmiu z tyłu tym samym ograniczając do minimum. dostęp do dowódcy i kapłanki. Tak się złożyło, że Tarrip znalazł się na tyłach, a jego sąsiadem w pilnowaniu był grubas myślący nadmiernie o jedzeniu, który przez całą drogę dyskutował z chuderlakiem o tym, jak przyrządzić różne słodkie potrawy oraz po drugiej stronie masywny przygłup, który patrzył na wszystkich jak na potencjalnych wrogów. Wszyscy byli łysi poza dowódcą, Tarripem i kapłanką, czy ostatnio go ominęła jakaś sesja fryzjerska?
Scouter przedstawił uczniakom wszystkie niezbędne informacje. Eskorta kapłanki do zapomnianego cmentarza Saiyanin, podróż zajmie do dwóch godzin w jedną stronę na piechotę, wolnym tempem jakoby kapłanka za kimkolwiek by nie nadążyła. Na końcu znajdowała się lista o zakazach, bo jakże by inaczej zamiast wytycznych lepiej wlepić to, czego nie można robić dla dobra misji:
*Nie zabijamy kogokolwiek bez zgody przełożonego
*Nie ranimy kogokolwiek bez zgody przełożonego
*Nie flirtujemy z kapłanką bez zgody przełożonego
*Nie gadamy z kapłanką bez zgody przełożonego
*Nie rozbieramy się przed kapłanką bez zgody przełożonego
*Nie gramy w karty na czas obecności kapłanki bez zgody przełożonego
*Nie jemy, ani nie pijemy bez zgody przełożonego
*Nie obgadujemy kapłanki bez zgody przełożonego
*Nie dłubiemy w nosie bez zgody przełożonego
*Nie drapiemy się po tyłku bez zgody przełożonego
*Bez zgody przełożonego najlepiej niczego nie rób, tylko informuj przełożonego o sytuacji oczywiście dopiero za zgodą przełożonego
Kto nie miał scoutera, ten nie wiedział o tych zasadach, ale to go nie usprawiedliwiało od przestrzegania owych zasad. Czy to dowódca miał takie wygórowane progi, czy to kapłanka była taką prawdziwą dziwaczką?
OCC: Masz możliwość zadania jednego pytania dowódcy, zanim opuścicie całkowicie obszar placu i udacie się na Czerwoną pustynie.
-Ruszać się parszywce, nie mamy całego dnia! Mnie tak samo nie podoba się pilnowanie was, winogronek! - Krzyczał grubas na świeżo co naprawionym suficie, kadeci ciężko pracowali wyciskając ostatnie poty byle tylko doprowadzić akademie do należytego stanu. Ku szczęściu wszystkich prace były na wykończeniu, a to oznaczało, że będzie się zbliżać pora odpoczynku i dogodnej wyżerki. Tarrip natomiast mógł na długo zapomnieć o następnym posiłku, tudzież jakiejkolwiek formie relaksu. Został wysłany na misje i właśnie wkroczył do placu pokrytego piękną, choć rzadką zielenią.
-To chyba wszyscy, a więc kapłanko zapewniam ciebie, że ci tu dzielni wojownicy będą ciebie bronić do ostatniej kropli krwi. - Skwitował wojownik o bujnej czuprynie sięgającej do kostek, jego pancerz jasno wskazywał, że był rangi Nashi, a więc Tarrip miał go słuchać jeśli nie chciałby trafić do karceru.
Kobieta rozejrzała się po wszystkich, wiedziała w duchu że wystawili ją na próbę, bowiem to co dostrzegła to nie wojownicy, a banda młodzików zaczynających karierę w wojskowej musztrze. Potrójna liczba błękitnych oczu przyjrzała się im wszystkim, ktoś na końcu, tuż przy Tarripie nie mógł się powstrzymać i skwitował to słowem co za dziwactwo. Poprawiła krótko strzyżone włosie i z ciepłym uśmiechem raz jeszcze się rozejrzała, nie było pomyłki, nie mieli do niej żadnego szacunku tudzież bali się, a sam dowódca to wyczuwał z stosunkowo skwaszoną miną. Zapewne kara nie ominie tych, którzy mieli czelność tak kompromitować ich dumną rasę saiyanin wobec przedstawicieli odmiennych gatunków.
-Ruszajmy, wierze ci na słowo dowódco Onio- Odprawa najwyraźniej się skończyła, ale żadnych głębszych informacji Buddou nie otrzymali. Dopiero wychodząc poza obszary Akademii najwyższy rangą powiedział na tyle głośno, by wszyscy go usłyszeli.
-Szczegóły znajdziecie na własnych scouterach, ale wiedźcie i wbijcie sobie to do głów, że kapłanka gardzi przelewem krwi, a więc? - Oczekiwał, jakby ktokolwiek za jego pleców miał odpowiedzieć. - Więc wszelkie zagrożenia odstraszamy lub unieruchamiamy, czy to jasne? - Nie oczekiwał odpowiedzi, miał nadzieje, że wpoili to sobie raz i dobrze albo konsekwencje tego mogą być opłakane. Kadeci rozdzielili się na dwa zewnętrzne łuki, siedmiu z frontu oraz siedmiu z tyłu tym samym ograniczając do minimum. dostęp do dowódcy i kapłanki. Tak się złożyło, że Tarrip znalazł się na tyłach, a jego sąsiadem w pilnowaniu był grubas myślący nadmiernie o jedzeniu, który przez całą drogę dyskutował z chuderlakiem o tym, jak przyrządzić różne słodkie potrawy oraz po drugiej stronie masywny przygłup, który patrzył na wszystkich jak na potencjalnych wrogów. Wszyscy byli łysi poza dowódcą, Tarripem i kapłanką, czy ostatnio go ominęła jakaś sesja fryzjerska?
Scouter przedstawił uczniakom wszystkie niezbędne informacje. Eskorta kapłanki do zapomnianego cmentarza Saiyanin, podróż zajmie do dwóch godzin w jedną stronę na piechotę, wolnym tempem jakoby kapłanka za kimkolwiek by nie nadążyła. Na końcu znajdowała się lista o zakazach, bo jakże by inaczej zamiast wytycznych lepiej wlepić to, czego nie można robić dla dobra misji:
*Nie zabijamy kogokolwiek bez zgody przełożonego
*Nie ranimy kogokolwiek bez zgody przełożonego
*Nie flirtujemy z kapłanką bez zgody przełożonego
*Nie gadamy z kapłanką bez zgody przełożonego
*Nie rozbieramy się przed kapłanką bez zgody przełożonego
*Nie gramy w karty na czas obecności kapłanki bez zgody przełożonego
*Nie jemy, ani nie pijemy bez zgody przełożonego
*Nie obgadujemy kapłanki bez zgody przełożonego
*Nie dłubiemy w nosie bez zgody przełożonego
*Nie drapiemy się po tyłku bez zgody przełożonego
*Bez zgody przełożonego najlepiej niczego nie rób, tylko informuj przełożonego o sytuacji oczywiście dopiero za zgodą przełożonego
Kto nie miał scoutera, ten nie wiedział o tych zasadach, ale to go nie usprawiedliwiało od przestrzegania owych zasad. Czy to dowódca miał takie wygórowane progi, czy to kapłanka była taką prawdziwą dziwaczką?
- Kapłanka wygląd:
OCC: Masz możliwość zadania jednego pytania dowódcy, zanim opuścicie całkowicie obszar placu i udacie się na Czerwoną pustynie.
- Tarrip
- Liczba postów : 35
Data rejestracji : 04/08/2016
Identification Number
HP:
(300/300)
KI:
(375/375)
Re: Plac przed budynkiem
Wto Cze 13, 2017 3:40 pm
Chłopak dotarł na plac najszybciej jak tylko mógł. Niestety nie był jednym z pierwszych a wręcz przeciwnie, dotarł jako prawie ostatni. Szybko ustawił się w szeregu i słuchał tego co jego nowi przełożeni mają do powiedzenia. Tak jak reszta milczał jak grób gdyż każde niepotrzebne słowo może oznaczać poniżanie, dodatkowy trening i tym podobne. Oczywiście w najlepszym wypadku. Tarrip przyglądał się to kapłance którą mają eskortować to na Sayianina przedstawionego jako Onio. Był wyższy stopniem więc miał nad nimi absolutną władzę i kontrolę. Do końca zakończenia tego zadanie jego słowo było prawem. Średnio mu się to oczywiście podobało lecz co mógł na to poradzić? Chyba tylko szybko awansować. To się wiązało z sporym nadkładem pracy lecz taką drogę obrał.
Wreszcie ruszyli lecz Tarrip jeszcze nie dorobił się w swojej krótkiej karierze tak wypasionego sprzętu jakim był podstawowy scounter. Szybko postarał się dowiedzieć od któregoś z Sayian obok niego jakie są założenia i cele. Mówił oczywiście tak by tylko on go usłyszał a na pewno nie przełożony. Jeszce tego mu brakowało by niepotrzebnie dostał po głowie za byle co.
Wreszcie ruszyli lecz Tarrip jeszcze nie dorobił się w swojej krótkiej karierze tak wypasionego sprzętu jakim był podstawowy scounter. Szybko postarał się dowiedzieć od któregoś z Sayian obok niego jakie są założenia i cele. Mówił oczywiście tak by tylko on go usłyszał a na pewno nie przełożony. Jeszce tego mu brakowało by niepotrzebnie dostał po głowie za byle co.
Re: Plac przed budynkiem
Sro Cze 14, 2017 5:01 am
Gdy młodzian wraz z dużą grupą składającą się z Budou i Nashi ruszył przed siebie starając się dowiedzieć czegoś więcej o panującej sytuacji, nagle coś chwyciło go za kołnierz i szarpnęło z ogromną siłą. W mgnieniu kilku sekund twarz Tarripa zmierzyła się z rosłym, bardzo muskularnym mężczyzną. Miał kwadratową twarz, grecki nos, głęboko osadzonych oczach, brodą klingona i nietypową fryzurą charakteryzującą się krótką grzywką opadającą na prawą stronę, zaś boki były wygolone. Wnioskując po symbolu na pancerzu do saiyanina dotarło iż jest to jeden z przełożonych. Strach i niepewność przeszyły serce oraz płuca chłopaka, gdyż nie wiedział czego spodziewać się po mężczyźnie.
Nagle wielki jak dąb mąż postawił chłopaczynę na ziemi i przemówił bardzo mocnym, głębokim głosem:
- A wy gdzie się wybieracie? W takim kostiumie na zadanie?? Czy wyście na głowę upadli, sądzicie że skoro jesteśmy dumnym społeczeństwem wojowników, to należy walczyć w samym uniformie? Może od razu rozbierzcie się do gołych klejnotów i pójdźcie na gołe klaty z pustynnym robalem!? Natychmiast marsz do zbrojowni po podstawowe wyposażenie do zadań już! RU-CHY, RU-CHY, RU-CHY, RU-CHY!!!!! Zanim was tak kopnę w kałdziurę, że dolecicie tam w okamgnieniu!!!
Zanim Tarrip zdążył zareagować dostał lekkiego kopa w tyłek.
OOC:
Dobra Zanim zaczniemy zabawę idź do zbrojowni się doposażyć, przecież nie chcę żebyś mi przedwcześnie wykitował ♥
Nagle wielki jak dąb mąż postawił chłopaczynę na ziemi i przemówił bardzo mocnym, głębokim głosem:
- A wy gdzie się wybieracie? W takim kostiumie na zadanie?? Czy wyście na głowę upadli, sądzicie że skoro jesteśmy dumnym społeczeństwem wojowników, to należy walczyć w samym uniformie? Może od razu rozbierzcie się do gołych klejnotów i pójdźcie na gołe klaty z pustynnym robalem!? Natychmiast marsz do zbrojowni po podstawowe wyposażenie do zadań już! RU-CHY, RU-CHY, RU-CHY, RU-CHY!!!!! Zanim was tak kopnę w kałdziurę, że dolecicie tam w okamgnieniu!!!
Zanim Tarrip zdążył zareagować dostał lekkiego kopa w tyłek.
OOC:
Dobra Zanim zaczniemy zabawę idź do zbrojowni się doposażyć, przecież nie chcę żebyś mi przedwcześnie wykitował ♥
- Tarrip
- Liczba postów : 35
Data rejestracji : 04/08/2016
Identification Number
HP:
(300/300)
KI:
(375/375)
Re: Plac przed budynkiem
Nie Cze 18, 2017 7:34 pm
Tarrip starał się rozeznać w sytuacji. Nie dostał ostatnio żadnego scountera więc musiał się dowiedzieć od towarzyszy w zadaniu. Nim jednak którykolwiek zdążył odpowiedzieć na jego dyskretne pytania coś go złapało za uniform i zdezelowany pancerz po czym uniosło do góry przed swoje oblicze. Chłopak szybko zorientował się z kim ma do czynienia i za wszelką cenę postarał się utrzymać opanowanie na twarzy. Nigdy nie umiał wyczytać z twarzy postawionych wyżej czego od niego chcą. Na szczęście Nie musiał się długo zastanawiać gdyż jego przełożony zaraz zaczął mu tłumaczyć co spieprzył tym razem. Sądząc po jego wypowiedzi miał dziś bardzo dobry dzień albo wyładował złość na kimś innym. Może po prostu nie chciał osłabiać i tak słabego Sayianina przed misją? Tak czy inaczej upiekło mu się lecz musiał się spieszyć. Nie zwlekając ani chwili zasalutował i puścił się dzikim biegiem w stronę schodów prowadzących do zbrojowni.
OOC:
z/t -> Zbrojownia
OOC:
z/t -> Zbrojownia
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach