Wioska Dwugwiezdnej kuli
+6
Soma
Fanalis
Kanade
Colinuś
Red
NPC.
10 posters
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Wioska Dwugwiezdnej kuli
Sro Maj 30, 2012 5:31 pm
First topic message reminder :
Mieszkający tu Nameczanie specjalizują się w leczeniu i uzdrawianiu. Trafiają tu już najmłodsi, wykazujący talent w zakresie tej dziedziny Z drugiej jednak strony, silnych wojowników jest tu jak na lekarstwo. Rządy sprawuje Mung - jest w stanie zdiagnozować niemal każdą chorobę i skutecznie ją wyeliminować. |
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Czw Kwi 20, 2017 9:52 pm
Milczenie. Wymiany spojrzeń i napięcie. Oczekiwanie. Co powie Wódz, co powie starszy Nameczanin i Picco? Tylu świadków, tyle faktów i obaw o przyszłość.
Van widział, jak Picco pąsowieje. Wtopił ręce w grząskie klepisko na środku wioski. Zerwał się i podbiegł pod barierę, aby stanąć prawie twarzą w twarz z demonem.
- Chyba sobie kpisz, paskudny szatański pomiocie! Będziesz tu niby nam mówił, kto czemu jest winien. A czy ciebie ktoś prosił o mordowanie naszych braci?! Przychodzisz tu z brudnymi sayańskimi butami i żądasz sobie czego chcesz. Ani nie uszanujesz naszej tradycji ani życia. Nigdy nie daruję ci tego, co zrobiłeś przed chwilą. Jak bezdusznie posłałeś na śmierć w otchłanie tej wyrwy. Zabójstwa niczego niewinnych Nameczan, którzy stanęli w obronie swojego ludu. NIENAWIDZĘ CIĘ CAŁYM SERCEM jak wszystkich twoich paskudnych braci krwi! Lepiej zabij mnie, jeśli będziesz miał okazję, bo inaczej dołożę wszelkich starań, by każda jedna małpa popamiętała czynów, jakich dokonała na tej planecie! – wykrzyczał to z pasją i zaangażowaniem tak szczerym, że nikt nie śmiał mu przeszkodzić. Dopiero, gdy ochłonął odrobinę, opuścił wzniesioną przed chwilą pięść. Opuścił głowę i zaczął szemrać łkająco– Jestem medykiem i na wojnie widziałem tysiące okrucieństw, jakie nam zadaliście. I nie chodzi tylko o morderstwa, ale też uszkodzenia ciała i wieczne zadry na psychice... Nocne krzyki cierpiących, którym już nie mogłem pomóc. Przysiągłem sobie, że moja ręka nigdy, ale to nigdy w żaden sposób nie przyczyni się do tego, co wyprawiacie. A gdybym tak pomógł twojemu pobratymcowi, ten mógłby czynić zło w swym życiu, którego pewnie niejednokrotnie się już dopuścił. Więc tak długo, jak mam wolną wolę i umysł, nie będę bezmyślnie podążał za czymś rozkazem, który kłóci się z moją filozofią. – zamilkł i przełknął ślinę. – Honor, o którym mówisz, jest tylko wymówką, jaką sobie wymyśliłeś, żeby czynić zło ku zaspokojeniu swojego ego. Wymówką, jaka być może ma stłumić ostatnie pokłady sumienia w sercu. Jeśli w ogóle jakieś posiadasz...
Na ramieniu Picco pojawiła się ręka Soprana.
- Już dobrze, bracie. – rzekł z cicha i obrócił Picco w przeciwnym kierunku. Objął go ramieniem i odprowadził kawałek dalej.
Teraz nadszedł czas na słowa Wodza. Przez chwilę milczał i zastanawiał się.
- Kradzież kuli to poważny zarzut. I o ile ufam w wierność i uczciwość moich ludzi, chciałbym wiedzieć, czy masz jakieś dowody na poparcie swojej tezy, demonie. – powiedział w końcu.
- No chyba nie zamierzasz wierzyć w słowa tego oszusta... – prychnął pomarszczony Namek.
- Kazoo, nie podważaj moich decyzji. Wiem co robię.
Van widział, jak Picco pąsowieje. Wtopił ręce w grząskie klepisko na środku wioski. Zerwał się i podbiegł pod barierę, aby stanąć prawie twarzą w twarz z demonem.
- Chyba sobie kpisz, paskudny szatański pomiocie! Będziesz tu niby nam mówił, kto czemu jest winien. A czy ciebie ktoś prosił o mordowanie naszych braci?! Przychodzisz tu z brudnymi sayańskimi butami i żądasz sobie czego chcesz. Ani nie uszanujesz naszej tradycji ani życia. Nigdy nie daruję ci tego, co zrobiłeś przed chwilą. Jak bezdusznie posłałeś na śmierć w otchłanie tej wyrwy. Zabójstwa niczego niewinnych Nameczan, którzy stanęli w obronie swojego ludu. NIENAWIDZĘ CIĘ CAŁYM SERCEM jak wszystkich twoich paskudnych braci krwi! Lepiej zabij mnie, jeśli będziesz miał okazję, bo inaczej dołożę wszelkich starań, by każda jedna małpa popamiętała czynów, jakich dokonała na tej planecie! – wykrzyczał to z pasją i zaangażowaniem tak szczerym, że nikt nie śmiał mu przeszkodzić. Dopiero, gdy ochłonął odrobinę, opuścił wzniesioną przed chwilą pięść. Opuścił głowę i zaczął szemrać łkająco– Jestem medykiem i na wojnie widziałem tysiące okrucieństw, jakie nam zadaliście. I nie chodzi tylko o morderstwa, ale też uszkodzenia ciała i wieczne zadry na psychice... Nocne krzyki cierpiących, którym już nie mogłem pomóc. Przysiągłem sobie, że moja ręka nigdy, ale to nigdy w żaden sposób nie przyczyni się do tego, co wyprawiacie. A gdybym tak pomógł twojemu pobratymcowi, ten mógłby czynić zło w swym życiu, którego pewnie niejednokrotnie się już dopuścił. Więc tak długo, jak mam wolną wolę i umysł, nie będę bezmyślnie podążał za czymś rozkazem, który kłóci się z moją filozofią. – zamilkł i przełknął ślinę. – Honor, o którym mówisz, jest tylko wymówką, jaką sobie wymyśliłeś, żeby czynić zło ku zaspokojeniu swojego ego. Wymówką, jaka być może ma stłumić ostatnie pokłady sumienia w sercu. Jeśli w ogóle jakieś posiadasz...
Na ramieniu Picco pojawiła się ręka Soprana.
- Już dobrze, bracie. – rzekł z cicha i obrócił Picco w przeciwnym kierunku. Objął go ramieniem i odprowadził kawałek dalej.
Teraz nadszedł czas na słowa Wodza. Przez chwilę milczał i zastanawiał się.
- Kradzież kuli to poważny zarzut. I o ile ufam w wierność i uczciwość moich ludzi, chciałbym wiedzieć, czy masz jakieś dowody na poparcie swojej tezy, demonie. – powiedział w końcu.
- No chyba nie zamierzasz wierzyć w słowa tego oszusta... – prychnął pomarszczony Namek.
- Kazoo, nie podważaj moich decyzji. Wiem co robię.
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Czw Kwi 20, 2017 9:52 pm
The member 'NPC.' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Procent' : 38
'Procent' : 38
- Van'D
- Liczba postów : 193
Data rejestracji : 28/06/2015
Identification Number
HP:
(1300/1500)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Sob Kwi 22, 2017 2:34 pm
" Demon wciąż mógł prowadzić rozmowę z wodzem wioski... Nerwy tamtej dwójki ewidentnie były już nadszarpnięte... Pierwszy poddał się Picco niesiony złością, nawet jeśli udawaną to powiedział na tyle dużo że dało się to wykorzystać... Więcej powagi zachował ten pomarszczony... Van spodziewał się że właśnie z nim będzie mu najtrudniej wygrać tę grę słowną... Mimo wszystko wciąż mówił prawdę na pewno dało się odczuć to w jego aurze... Wódz musiał dostrzec... "
Mroczny spodziewał się że czyjeś nerwy w końcu puszczą, nie mylił się, był to sam wyszczekany grubasek. Miernota nie potrafiąca walczyć choć język miał cięty, lecz dalej było to z zza bariery. Tym razem ciało demona przeszedł impuls triumfu na sam widok zerwanego nameka. Był prawie na wyciągnięcie ręki, jednak bańka chroniła te martwe od wysiłku mięśnie. Białowłosy wysłuchał słów tubylca, czekając aż skończy i sam przemówił dając mu chociaż tyle swobody. Nie miał zamiaru dać się wciągnąć w grę emocji. Wiedział że na planszy jest jeszcze starzec a ten był dużo bardziej cwany.
- Dołożysz starań, bardzo ciekawe słowa... Więc pewnie wytłumaczysz swojemu przywódcy dlaczego wlokłeś ciało samicy mojej rasy... Myślę że ta opowieść będzie równie ciekawa jak kula która znajdowała się w jaskini aż pewien starzec nie postanowił jej wynieść pod przykryciem. Widziałem twoją twarz... A wiem że wasza rasa skrywa wiele tajemnic, zgaduję że moja aura nie kłamie wodzu...
Demon starał się jeszcze raz uderzyć między Picco który ewidentnie był słabszym rozmówcą i dał się ponosić emocjom. Trzeba było działać z rozwagą, nie było miejsca na manipulacje tylko szczere słowo które uderzy szpadą między tych oszustów. w najlepszym wypadku mroczny ujdzie z życiem a zieloni będą mieli małą wojnę domową w wiosce.
- Mówisz o swoich braciach którzy ucierpieli... To nie Hańba, gdy ulegnie się w walce z silniejszym przeciwnikiem- odparł demon patrząc na olbrzyma, dając mu do zrozumienia że uważa go za prawdziwego wojownika.
Teraz miał szansę aby wódz przejrzał na oczy i zobaczył kto tak naprawdę rozsiał tą zarazę wokół wioski. Wizje które mu się ukazały były kluczowe aby mógł wyjść z tego cało. Nie tracąc czasu skierował swoje słowa tak aby dobrze go usłyszeli.
- Jeżeli kochacie swój lud i pragniecie, żeby pozostał wolny od waszej zbrodni... Przyznajcie się... Przyszedłem w pokoju twój brat mi zaufał i uznał byś leciał ze mną... Odmówiłeś... Twój wódz chciałby znać prawdę... Odmawiasz mu w taki sam sposób...
Van zostawił wszystko w rękach wodza który jako jedyny jeszcze nie dał się zmanipulować, wiedział że jest wstanie wyjść z tego cało.
- Dziękuję wam wodzu, byłem przygotowany że po prostu odejdę, uznawane jest bowiem, że wysłannik znajdzie u twojej rasy pomoc tym bardziej że walczyłem za waszych synów... Zabijając własnych pobratymców którzy naruszyli wasze ziemie... Jako waszemu gościowi nie wolno mi było zaatakować lecz twój syn upierał się przy mojej zbrodni... chodź sam dokonał większej. Mam tyle ile zdradzają moje słowa i zachowanie, wiem kogo wiedziałem i wiem co uczynili...
- Spoiler:
- OCC:
- Dalej walka na słowa + dokładam wątek o tym że picco ciągnął halfkę ; ))
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Wto Kwi 25, 2017 3:10 pm
Ani Picco ani Kazoo nie wyrazili swojego zdania odnośnie słów Vana. Tak, jakby nie należało wypowiadać się w sprawach jednoznacznych kłamstw. Tymczasem Wódz wioski bił się z myślami. Zerkał na wszystkich i szukał potwierdzenia lub zaprzeczenia. Mimo to nie odnalazł go.
- Jak ci na imię, demonie? – zapytał w końcu – Znam pewną technikę, która mogłaby rozwiać wszelkie wątpliwości. Jest to jednak pewna mroczna i niebezpieczna metoda, jaką w moim długim życiu zdarzyło mi się stosować tylko jeden raz, w wyjątkowej sytuacji. Polega ona na złączeniu dusz, dzięki czemu będę mógł spojrzeć w twoją przeszłość i zobaczyć własnymi oczami, czy mówisz prawdę. Konsekwencje tego działania są nieprzewidywalne. Przy rozłączeniu dusz może dojść do tego, że przejmiesz cząstkę mojej, a ja twojej. Może okazać się, że wyczytam z twego umysłu i ujawnię fakty, których sam o sobie nie chcesz wiedzieć. Innych możliwych sytuacji naprawdę ciężko mi przewidzieć. – Wódz chrząknął i potarł ręką skronie – Wiem, że żądanie powzięcia takiego ryzyka jest niewymierne do zaistniałej sytuacji. Jednak musisz zrozumieć, że czyny, jakich się dopuściłeś tutaj przed chwilą względem mojego ludu wymuszają konieczność reakcji z mojej strony. Nie mogę tego pościć płazem. Wiedz, że przy odmowie, będę musiał cię pojmać i będziemy debatować nad twoim dalszym losem. Nie ukrywam, że Namczanie pragną zemsty na tobie i chcą ślepej sprawiedliwości, a ja będę musiał zaspokoić ich pragnienia w tym względzie.
Nameczanie w wiosce nie protestowali. Wsłuchiwali się w słowa swojego przywódcy. Nawet Kazoo i Picco nie wydawali się obawiać.
- Jednak jeśli zgodzisz się na to ryzyko, pomożemy tobie i twojemu przyjacielowi w ramach zadośćuczynienia za pomoc w walce z najeźdźcą. Wtedy nie będziemy ci już nic dłużni. Jednocześnie znajdziemy pokojowy sposób na rekompensatę za krzywdy, jakich się wobec nas dopuściłeś. Rekompensatę, która i ciebie zadowoli. Zapewniam.
OCC:
Jeśli zgodzisz się się na propozycję Wodza, będziemy rzucać kością na efekt uboczny według wzoru:
1-10 Uszczerbek na zdrowiu
11-20 Uszczerbek mentalny
21-30 Opętanie
31-40 Ujawnienie poniżającego/bolesnego/osobistego faktu z życia Vana
41-50 Wymiana kawałków duszy z Wodzem
51-60 Utrata wspomnień
61-70 stan agonalny
71-80 powstanie ponownej wyrwy w czasoprzestrzeni
81-90 nie ma skutków ubocznych
91-100 rzucasz 2 razy i zyskujesz podwójny efekt uboczny
Potem będziemy wspólnie ustalać, co dokładnie w wylosowanym zakresie się wydarzy. Poprzez rzut lub ustalenia na PW
- Jak ci na imię, demonie? – zapytał w końcu – Znam pewną technikę, która mogłaby rozwiać wszelkie wątpliwości. Jest to jednak pewna mroczna i niebezpieczna metoda, jaką w moim długim życiu zdarzyło mi się stosować tylko jeden raz, w wyjątkowej sytuacji. Polega ona na złączeniu dusz, dzięki czemu będę mógł spojrzeć w twoją przeszłość i zobaczyć własnymi oczami, czy mówisz prawdę. Konsekwencje tego działania są nieprzewidywalne. Przy rozłączeniu dusz może dojść do tego, że przejmiesz cząstkę mojej, a ja twojej. Może okazać się, że wyczytam z twego umysłu i ujawnię fakty, których sam o sobie nie chcesz wiedzieć. Innych możliwych sytuacji naprawdę ciężko mi przewidzieć. – Wódz chrząknął i potarł ręką skronie – Wiem, że żądanie powzięcia takiego ryzyka jest niewymierne do zaistniałej sytuacji. Jednak musisz zrozumieć, że czyny, jakich się dopuściłeś tutaj przed chwilą względem mojego ludu wymuszają konieczność reakcji z mojej strony. Nie mogę tego pościć płazem. Wiedz, że przy odmowie, będę musiał cię pojmać i będziemy debatować nad twoim dalszym losem. Nie ukrywam, że Namczanie pragną zemsty na tobie i chcą ślepej sprawiedliwości, a ja będę musiał zaspokoić ich pragnienia w tym względzie.
Nameczanie w wiosce nie protestowali. Wsłuchiwali się w słowa swojego przywódcy. Nawet Kazoo i Picco nie wydawali się obawiać.
- Jednak jeśli zgodzisz się na to ryzyko, pomożemy tobie i twojemu przyjacielowi w ramach zadośćuczynienia za pomoc w walce z najeźdźcą. Wtedy nie będziemy ci już nic dłużni. Jednocześnie znajdziemy pokojowy sposób na rekompensatę za krzywdy, jakich się wobec nas dopuściłeś. Rekompensatę, która i ciebie zadowoli. Zapewniam.
OCC:
Jeśli zgodzisz się się na propozycję Wodza, będziemy rzucać kością na efekt uboczny według wzoru:
1-10 Uszczerbek na zdrowiu
11-20 Uszczerbek mentalny
21-30 Opętanie
31-40 Ujawnienie poniżającego/bolesnego/osobistego faktu z życia Vana
41-50 Wymiana kawałków duszy z Wodzem
51-60 Utrata wspomnień
61-70 stan agonalny
71-80 powstanie ponownej wyrwy w czasoprzestrzeni
81-90 nie ma skutków ubocznych
91-100 rzucasz 2 razy i zyskujesz podwójny efekt uboczny
Potem będziemy wspólnie ustalać, co dokładnie w wylosowanym zakresie się wydarzy. Poprzez rzut lub ustalenia na PW
- Van'D
- Liczba postów : 193
Data rejestracji : 28/06/2015
Identification Number
HP:
(1300/1500)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Wto Kwi 25, 2017 4:16 pm
" Powoli zbliżali się do finału całego przedstawienia... Demon poznał technikę jaka była wstanie rozwiać wszelkie wątpliwości... Wiedział że wódz zachował pewną neutralność i to dawało mu jeszcze opcje na wygraną... Dodatkowo ratunek dla Fridge'a ale widząc wizje, mroczny miał wątpliwości czy powierzyć przyjaciela tej rasie... Nie mógł zagwarantować mu ocalenia jeżeli w pobliżu są takie typy jak grubas i ten pomarszczony... "
Van czekał na reakcję wodza wioski. Mógł sie spodziewać dosłownie wszystkiego ale nie takiego obrotu sprawy. Przywódca wyszedł z propozycją złączenia dusz jeżeli demon dobrze zrozumiał, zielony chciał w ten sposób przyjrzeć się czy to co mówił było prawdą. Nie było by w tym nic złego gdyby nie fakt że jest to niebezpieczna technika a jej konsekwencje mogą być przeróżne. Tylko w jakiej sytuacji stawia to demona gdyby się nie zgodził, stanie się więźniem tej rasy. Zbyt dużo widział żeby tamta dwójka po prostu odpuściła i zignorowała słowa jakie padły. Trzeba było podjąć decyzję, wojownik musiał się zemścić i pokazać że nie kłamał.
- Zgadzam się... Uprzedziłeś mnie o konsekwencjach za co Ci dziękuję... Znam cenę i zapłacę tyle ile muszę za prawdę swoich słów...Twoi bracia są zdrajcami dlatego oddałem ich w mrok tym którym podlegają... Zaczynajmy...
Demon oczyścił umysł i rozluźnił ciało, sytuacja była przesądzona z góry więc nie było potrzeby stawiania oporu. Mógł tylko poprawić swoją sytuacje i zmniejszyć ryzyko niepożądanych komplikacji. Wątpił by technika była aż tak poważna, ale zawsze mądrze było przesadzić, gdy się zgadzało na taką ofertę.
" Białowłosy stanął na wprost wodza czekając aż ten zademonstruje przedziwną technikę... Nie był pewien na czym to będzie polegać i w jaki sposób to przeprowadzi... Pamiętał dokładnie to co widział i na moment przywołał stare obrazy... Była to momentalna fala z przeszłości... Pojedynczy sceny powoli urywały się zastępując nowymi..."
***
Wróg stanął u szczytu stopni w gotowości. Ale obaj mieli serce wojowników i rwali się do walki.
- Tym starciem przyniosę honor wszystkim halfom... Wywalczę nam wolność...
- Osobiście otworzę wam wrota piekieł...
Walczyli zgodnie z tradycją jeden na jednego czekając aż droga do wolności będzie pusta. Lub przeciwnik zabije ich obu. Towarzysz Vana uderzał szybko i mocno ale nie zdołał się osłonić gdy tamten owinął mu nogę wokół szyi. Resztę załatwił ciężar Querena. Trzask pękającego karku poniósł się echem po całych kanałach. To był ten moment kiedy błękitno-włosy przyjął pierwszy raz złote barwy.
***
Demon na moment zapomniał o tym co go otaczało, czerpiąc radość z przeszłości. Wiedział że zaraz wódz będzie znał cała jego historię więc mimo woli mroczny przywołał najlepsze i najgorsze chwile. Wizje jakie go nawiedzały, wyraźne i prawdziwe wciąż miał je przed oczami. Od pierwszej jaką ujrzał do tej która ukazała mu twarze zdrajców. Pora rozwiać wszelkie wątpliwości.Occ: rzucaj ; )
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Wto Kwi 25, 2017 4:34 pm
- Obowiązkowa muzyka:
Wódz wioski przełknął ślinę, poruszał głową, żeby rozciągnąć mięśnie karku. Potarł ręce.
- Dobrze... – rzekł nieprzekonany do swoich słów. – Kazoo, zdejmij proszę barierę...
- Nie bądź głupcem, Luscu. Jeśli to zrobię, on nas znowu zaatakuje. Będziesz miał na sumieniu kolejne dusze. – odparł Kazoo, patrząc na niego z góry.
- Proszę cię, zrób to. – powiedział stanowczo.
Pomarszczony mężczyzna chrząknął, ale wkrótce kurtyna zaczęła zanikać. Najpierw u podstaw, podnosiła się i wciągała z powrotem do reki stworzyciela. Gdy całkiem zanikła, Lusc wypuściła powietrze głośno nosem. Mocno stąpając po ziemi zbliżył się do wyższego od niego o głowę demona. Cały czas przecierał ręce. Zamknął oczy i rozmasował skronie. Skupiał się, ale demon czuł ewidentnie, że jest w nim nuta niepewności. Zwątpienie i obawa przed skutkami czynu, jakiego zamierzał dokonać. Wynikająca jednak nie ze strachu tylko poczucia odpowiedzialności za to, czego się dowie i co może nastąpić. Za istnienie Vana jako demona. Za szkody, jakich być może dokona w jego umyśle lub organizmie.
- Przyklęknijmy. – poprosił, a gdy obaj spoczęli na gołej ziemi, położył demonowi ręce na ramionach. – Zamknij oczy. Rozluźnij się, otwórz swój umysł. – ściskał ramiona wojownika, jakby je lekko masował. - Myśl o czymś przyjemnym. Oczyść serce z emocji. Pomyśl, że jesteś otwartą księgą, w której można czytać.
Potem Van zaczął odczuwać pewne mrowienie. KI Wodza wioski otoczyło całą powierzchnię jego skóry. Zaczęła przenikać przez nią i dostawać się w głębsze rejony jego ciała. Było to wrażenie, jakby miliony drobnych robaków wwiercało się maleńkimi otworami wgłąb każdego członka jego ciała. Wbijało się i wbijało, sprawiając nieprzyjemne doznania. W pewnym momencie zatrzymały się. To był punkt kulminacyjny. Demon wiedział, że jeszcze tylko krok, a dotrze w miejsce, które powie o nim wszystko. I... każda sekunda... dzieląca go od tego... trwała wieki.
***
NAGLE PARALIŻUJĄCY BÓL. Przed oczami błyski niczym błyskawice. Zawroty głowy. Uczucie, jakby porażał go właśnie prąd ogromnej mocy. Cierpienie tak silne, że nikt i nic nie byłoby w stanie tego przezwyciężyć. Przewijanie taśmy. Wydarzenia malowane czerwoną farbą. Kula, błyszcząca. W środku gwiazdy. Kula. Kula. KULA! Taka cenna. Tajemnicza. Nagle poczucie, jakby wielka rura wsysała umysł do wielkiego worka.
- AAAAaaaaaAAA! – gdzieś w oddali. Bardzo, bardzo daleko krzyk... Wodza.
To nieważne. Bo znów przewijanie. Bardzo wyraźna twarz wąsatego mężczyzny.
- Będę miał z niej niezłą zabawę! HA...... HA.... ha...
-Zamknij się, SUUUKOOOOooo. Jeszcze raz piśniesz, a wytrę ziemię twoją gębą.
- HA...... HA.... ha...
- Będę miał z niej niezłą zabawę! HA...... HA.... ha...
- AaaaaAAaaAAaaa- znów ryk Wodza. Bardzo donośny. Przekrzykujący wszystko.
Chluśnięcie krwią. Walka z wyrwą w czasoprzestrzeni. Myśl: EYE BEAM...!!! Czarna dziura pożera po kolej kolejne osoby.
- Żegnaj Nameku...!!!
- Żegnaj Nameku...!!!
- Żegnaj Nameku...!!!
Znów przewijanie do tyłu. Tym razem powolniejsze. Zacinające się. Fridge leży na ziemi. I ogon Halfki wywijający się. Wśród krwistej wody jeziora...
Wszystko zaczęło się zamazywać. Van odczuwał coś, czego do tej pory nigdy jeszcze nie zaznał. Jakby coś w jego wnętrzu darło się na kawałki. Jakby ktoś wyrywał mu coś ze środka kawałek po kawałku. Nie mógł tego znieść. Próbował uwolnić się od tego uczucia. Słyszał gdzieś w tle swoje jęki i krzyki. Przejmujące. To trwało za długo. Widział przed oczami już tylko poszczególne wycinki wspomnień. Nieposkładane w całość. Nie skupiał się już na nich. Nie dawał rady. Pragnął za wszelką cenę uwolnić się, uciec. Zaczął się szamotać. Czuł... że... jeszcze chwila i... zginie. Wiedział to. Wiedział, że to zaszło za daleko, że coś w nim obumiera.
***
Powiązanie zerwało się. Obaj mężczyźni, Wódz i Van, oderwali się od siebie. Padli bezwiednie w konwulsjach na ziemię upapraną krwistymi plamami. Obaj mieli usta spierzchnięte zaschniętą posoką. Z nosów sączyła im się krew. Odczuwali silne zawroty głowy i drżenie mięśni. Słabość.
Gdy wrażenia te nieco osłabły, rozejrzeli się wokoło. Wszyscy mieszkańcy wioski leżeli na ziemi sparaliżowani. Brakowało tylko dwojga z nich... Picco i Kazoo.
OCC: Vanie, opisz proszę w następnym poście po raz pierwszy ten negatywny efekt i wpisz go w stopkę.
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Wto Kwi 25, 2017 4:34 pm
The member 'NPC.' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Procent' : 20
'Procent' : 20
- Van'D
- Liczba postów : 193
Data rejestracji : 28/06/2015
Identification Number
HP:
(1300/1500)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Sro Kwi 26, 2017 5:36 pm
" Nadeszła pora skorzystać z tajemniczej techniki wodza wioski... Zapowiadało się całkiem niewinnie... Zielony podszedł powoli przygotowując się do działania... Uprzedził demona o efektach ubocznych oraz ryzyku jakie wiązało się z połączeniem dusz... Jednak to co mogło pójść nie tak było niczym w porównaniu do efektu końcowego... Nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, wszystko wywróciło się do góry nogami... "
Przyszła pora na połączenie dusz, mroczny westchnął i czekał aż wódz zacznie działać. Był świadomy że coś może pójść nie tak i będą małe komplikacje. Jednak warto było dowieść szczerości słów i wymierzyć cios tamtej dwójce. Kto się mógł spodziewać że ten atak będzie miał aż takie konsekwencje. Zielony podszedł powoli i ze spokojem rozciągając się, musiał wiedzieć co robi skoro już raz stosował podobną metodę. Van miał nadzieję że skoro ma jakieś doświadczenie to tym razem pójdzie mu o wiele sprawniej i unikną problemów ale mylił się.
" Gdy tylko zaczęli... Bariera zniknęła i Demon miał chwilowy dostęp do zdrajców... Miał ich na wyciągnięcie ręki... Gdyby był szybki, udało by mu się złamać kark grubasowi... Ale przyjął ofertę wodza... Za moment namek miał poznać sekrety które skrywały się w umyśle demona... Było to zjawisko ciekawe ale miało swoją cenę... Z początku mrowienie, KI próbowała przedzierać się przez wojownika w każdy możliwy sposób... Do pojawienia się fali bólu..."
Mroczny szkolony był na wojownika, ból zawsze mu towarzyszył ale nie taki rodzaj cierpienia. To było coś wyjęte z poza wszystkiego co było mu znane. Jeszcze nikt nigdy nie zgotował mu takiego uderzenia, wydawać się było, że to uderzenie prosto w psychikę. Uderzenie prosto w fundament mentalny i przerwanie go jak źdźbło trawy. Znał wiele osób które oddało by samych siebie aby móc dręczyć wroga taką techniką, ta jednak miała ujawnić prawdę, której cena była bardzo wysoka. Van na darmo starał się poskładać myśli i uodpornić na kolejne dawki cierpienia. Nic nie potrafiło zatrzymać obrazów, jeden po drugim zasypywały demona raniąc doszczętnie umysł. To był inny rodzaj walki, zupełnie mu nieznany. Mroczny zmieszał swoją Ki z jego i próbował siłą woli zmusić ból do uległości. Lecz ta technika umysłu nie przypominała żadnej innej z jakimi wojownik miał dotychczas do czynienia. Nikt nie przełamał jego obrany tak łatwo jak stary wódz. Tubylec wślizgnął się w duszę Vana bez wysiłku, jakby wkładał dobrze rozchodzone buty. Demon porzucił obronę i zaatakował ostro własnymi myślami w nadziei , że odkryje słabość. Równie dobrze mógłby próbować przebić głową mur akademii. Wszystko na nic. Nie pierwszy raz nadmierna pewności siebie omal nie doprowadziła go do klęski. Byłby głupcem gdyby drugi raz dał się na to namówić kiedykolwiek.
" Czuł jak rozrywa go inność KI... Zbyt mocno się różniły i nigdy nie doszło by do połączenia tych dusz... Fala cierpienia była nie do zniesienia, teraz wiedział o jakim ryzyku mówił wódz... Nie mógł nic na to poradzić chwili aż zaczęło uchodzić z niego życie... Zrobiło się lodowato... Bolało go wszystko każda gwałtowna próba, impuls kończył się rozdarciem...Wreszcie poddał się aby opaść jeszcze niżej, dotknąć dna... Tam gdzie nie było już nic poza nim samym... Rozluźnił się..."
Nadszedł upragniony koniec, obie postaci runęły na ziemię pełną krwi. Stan do jakiego się doprowadzili nie oddawał nawet cząstki tego co przeżyły ich umysły. Demon nie był wstanie normalnie funkcjonować, jego ciało było całkowicie pozbawione koordynacji. Zawiesił się w jednej pozycji nie mogąc przełamać oporu jaki stawiał on sobie sam. Patrzył na dłonie, trzęsące się i bezradność dotknęła do jeszcze silniej. Jeszcze nigdy nie doprowadził się do takiego stanu jak tu, ale było pewne że wódz dopiął swego. Nie wiedział ile czasu minęło gdy wróciła mu możliwość mowy, chaotycznie rozejrzał się wokół widząc kolejną scenę.
- Nie ma ich... Uciekli...
Tego jednego nie był wstanie przewidzieć, że jeżeli połączą swoje dusze na moment będą poza sprawami wioski. Dali okazję aby zdrajcy uciekli, przygnębiające uczucie które nawet nie mogło przeobrazić się we wściekłość. Jedyny stan który miałby na tyle mocy aby wyrwał Vana z oszołomienia był po prostu niedostępny. Spojrzał szybko na wodza ale dalej odczuwał skutki techniki, oparł się na kolanie z wielkim trudem i przemówił.
- Teraz wszystko jasne... Ale dlaczego oni wszyscy polegli... Wodzu...
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Sro Kwi 26, 2017 8:38 pm
Wódz wioski rzucił tylko pobieżne spojrzenie w kierunku wioski. Skrzywił usta. Przez krótką chwilę, dosłownie ułamek sekundy, popatrzył na Vana z dziwnym wyrazem twarzy. Mieszanką pogardy, współczucia i przykrości. Szybko jednak skierował wzrok na ziemię, o którą podpierał się drżąco na kolanach. Otarł usta i nos przedramieniem.
- To sprawka Kazoo. – burknął krótko, zbierając się z ziemi. – Paraliż zaraz puści i wszyscy ożyją. W tym momencie nic nie widzą i nie słyszą –dodał, po czym założył ręce przed sobą. – Korzystając z chwili prywatności, demonie, chciałbym przyznać ci rację. Obaj dopuścili się zbrodni. Nie mniej jednak niż ty sam. – ocenił. Tym razem pewny siebie patrzył mężczyźnie prosto w oczy. – Masz jednak swój saiyański honor, być może trudny dla nas do zrozumienia i godną podziwu odwagę. Wybacz, że dokonałem tej metody KI na tobie. Uwierz, zawsze unikam jej jak ognia i zawsze potem żałuję, gdy decyduję się na coś podobnego. Podejrzewałem jednak Kazoo od pewnego czasu. Jak widać, potwierdziłeś moje teorie. Choć... twoje poświęcenie nie było chyba warte tej prawdy. Liczę tylko na to, że pomoże przywrócić stabilność na planecie.
Po tych słowach pomógł demonowi wstać z miejsca, podając mu rękę.
- Dotrzymam słowa. Zaraz wyznaczę drugiego medyka, żeby pomógł tobie i twojemu przyjacielowi. Po tym oczekuję jednak, że wrócisz do wioski, aby wysłuchać wyroku za zbrodnie, jakich się tu dopuściłeś. – każde słowo mówił z przedziwną stanowczością. – Czy się zrozumieliśmy?
THE END OF THE EPISODE ONE: “The stolen treasure”
OCC:
I tak oto po półtora miesiąca dzielnej gry, kończymy etap pierwszy.
Twoja nagroda za sesję to zasłużone maksymalne 30 pkt do rozdania w statystyki. Dlaczego maksymalna ilość? Świetny klimat gry, wielka pomysłowość, dobry warsztat pisarski, wielki fun z zabawy. Lepszej sesji nie mogłabym sobie wyobrazić. Polecam Ci robić treningi w czasie prowadzonych sesji, żeby dopakowywać w międzyczasie statystyki.
‘Wyrok’, o którym mówi Wódz, będzie tak naprawdę kolejnym zadaniem, które być może dostaniesz zlecone do wykonania. O ile nie zechcesz pozabijać wszystkich i wyludnić wioskę xD. Oczywiście będziesz mógł negocjować nagrody za kolejny etap. Pierwszy był tylko rozgrzewką.
W tym momencie jesteś chwilowo wolny. Możesz pocieszyć się wolnością i porobić coś bez wsparcia MG. Zmienić MG, jeśli byś chciał. Kiedy natomiast zechcesz przejść do etapu 2 ze mną, to daj mi znać Pytanie jeszcze o tego Fridge – teraz warto go dopytać, czy chce dołączyć do ciebie itd.
Dostajesz medyka NPC do czasu wyleczenia Fridge i ciebie samego. Możesz go sobie nawet wymyślić i za niego pisać, o ile nie wykorzystasz go do innych celów niż wyleczenie siebie i Fridge. Chyba, że chcesz, że bym to ja go poprowadziła – nie ma problemu. Jednak ;d wiesz, że to może być specyficzny typek w moim wykonaniu.
GRATULACJE – za niezginięcie :]
- To sprawka Kazoo. – burknął krótko, zbierając się z ziemi. – Paraliż zaraz puści i wszyscy ożyją. W tym momencie nic nie widzą i nie słyszą –dodał, po czym założył ręce przed sobą. – Korzystając z chwili prywatności, demonie, chciałbym przyznać ci rację. Obaj dopuścili się zbrodni. Nie mniej jednak niż ty sam. – ocenił. Tym razem pewny siebie patrzył mężczyźnie prosto w oczy. – Masz jednak swój saiyański honor, być może trudny dla nas do zrozumienia i godną podziwu odwagę. Wybacz, że dokonałem tej metody KI na tobie. Uwierz, zawsze unikam jej jak ognia i zawsze potem żałuję, gdy decyduję się na coś podobnego. Podejrzewałem jednak Kazoo od pewnego czasu. Jak widać, potwierdziłeś moje teorie. Choć... twoje poświęcenie nie było chyba warte tej prawdy. Liczę tylko na to, że pomoże przywrócić stabilność na planecie.
Po tych słowach pomógł demonowi wstać z miejsca, podając mu rękę.
- Dotrzymam słowa. Zaraz wyznaczę drugiego medyka, żeby pomógł tobie i twojemu przyjacielowi. Po tym oczekuję jednak, że wrócisz do wioski, aby wysłuchać wyroku za zbrodnie, jakich się tu dopuściłeś. – każde słowo mówił z przedziwną stanowczością. – Czy się zrozumieliśmy?
THE END OF THE EPISODE ONE: “The stolen treasure”
OCC:
I tak oto po półtora miesiąca dzielnej gry, kończymy etap pierwszy.
Twoja nagroda za sesję to zasłużone maksymalne 30 pkt do rozdania w statystyki. Dlaczego maksymalna ilość? Świetny klimat gry, wielka pomysłowość, dobry warsztat pisarski, wielki fun z zabawy. Lepszej sesji nie mogłabym sobie wyobrazić. Polecam Ci robić treningi w czasie prowadzonych sesji, żeby dopakowywać w międzyczasie statystyki.
‘Wyrok’, o którym mówi Wódz, będzie tak naprawdę kolejnym zadaniem, które być może dostaniesz zlecone do wykonania. O ile nie zechcesz pozabijać wszystkich i wyludnić wioskę xD. Oczywiście będziesz mógł negocjować nagrody za kolejny etap. Pierwszy był tylko rozgrzewką.
W tym momencie jesteś chwilowo wolny. Możesz pocieszyć się wolnością i porobić coś bez wsparcia MG. Zmienić MG, jeśli byś chciał. Kiedy natomiast zechcesz przejść do etapu 2 ze mną, to daj mi znać Pytanie jeszcze o tego Fridge – teraz warto go dopytać, czy chce dołączyć do ciebie itd.
Dostajesz medyka NPC do czasu wyleczenia Fridge i ciebie samego. Możesz go sobie nawet wymyślić i za niego pisać, o ile nie wykorzystasz go do innych celów niż wyleczenie siebie i Fridge. Chyba, że chcesz, że bym to ja go poprowadziła – nie ma problemu. Jednak ;d wiesz, że to może być specyficzny typek w moim wykonaniu.
GRATULACJE – za niezginięcie :]
- Van'D
- Liczba postów : 193
Data rejestracji : 28/06/2015
Identification Number
HP:
(1300/1500)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Czw Kwi 27, 2017 4:45 pm
" Straszne wizję okazały się prawdą... W demonie powoli rodziła się nienawiść do dwójki nameków tak wielka że miał ochotę już teraz ruszyć pierwszym tropem... Chciał ścigać ich po całej planecie aż będzie miał okazję dopaść i zabić... Nerwowo zacisnął pięści i na moment przełamał problematyczne drgawki, emocje odblokowały umysł... Wiedział że to nie koniec, musi ich odnaleźć... "
Mroczny dalej nie mógł swobodnie podnieść się na równe nogi a tym bardziej prowadzić w takim stanie pogoni za zdrajcami. Wiedział że technika wodza wyrządziła mu ogromny ból i mogła pozostawić coś na długi czas, musiał jakoś to przecierpieć. Teraz ma pewność że namek uzdrowiciel zajmie się jego towarzyszem i Fridge będzie bezpieczny na jakiś czas aż nie odzyska sił. Była to na tyle dobra wiadomość że Van mógł od razu lecieć w miejsce gdzie zostawił sprzymierzeńca. Należało jednak uważać, jeżeli ta dwójka potrafiła sparaliżować całą wioskę i uciec kto wie jakie techniki skrywają. Jedno było pewne, trzeba było się wzmocnić, nawet walka z młodzikami nie wyglądała tak jak powinna. Choć demon czuł że jego ciało będzie mocniejsze gdy wyzdrowieje to wciąż było za mało aby rozbijać wrogów tu na planecie Namek. Starając się zebrać z ziemi wykorzystał moment na osobistą rozmowę z wodzem.
- Rozumiem... Wrócę do wioski jak tylko mój towarzysz będzie w bezpiecznym miejscu... Masz moje słowo że wrócę a twojemu medykowi nic nie grozi... Będzie ze mną bezpieczny, jeśli mogę wyruszę od razu...
Van spojrzał kogo przydzieli mu przywódca i miał pewność że tym razem nie musi się niczego obawiać. Sam nie był wstanie odpowiednio szybko zebrać się na równe nogi ale namek uzdrowiciel mógł to zmienić w bardzo szybkim czasie. KI demona również pozwalała na regenerację jak i odbudowę ciała do perfekcji ale sztuczki zielonych wciąż potrafiły zaskoczyć. Mroczny chciał się ulotnić zanim wszyscy wstaną i zrobi się znów klimat rodem z konfliktu. Mógł temu zapobiec więc zebrał się na tyle ile potrafił i potykając zrobił kilka kroków. Lekko się uniósł kierując w stronę gdzie ostatni raz widział Fridge;a. Lodówka był nieugiętym wojownikiem i tanio skóry nie sprzeda, demon był pewien że wola życia wciąż utrzymuje go na tym świecie. Dostanie się tam trochę mu zajmie ale to nie miało większego znaczenia.
OCC:
ZT Do > Wielkie Jezioro
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Sro Maj 10, 2017 7:56 pm
Kiedy demon leciał w stronę wioski, mógł z daleka obserwować, jak trujące opary unoszą się nad powierzchnią ziemi. Im bliżej celu znajdował się, tym wyraźniej widział, że wyrwa w czasoprzestrzeni na środku głównego placy nie zniknęła... W powietrzu w wyższych partiach unosił się swąd... Przypominał coś skiśniętego albo zbutwiałego. Coś podświadomie mówiło Vanowi jednak, że jest to zapach, jaki niejednokrotnie zdarzy mu się jeszcze czuć w swoim nowym wcieleniu... Pierwszy raz miał okazję nosem demona poczuć odór dusz uchodzących z tego świata... Ale dokąd? Nie wiedział.
Wkrótce wylądowali w bezpiecznym miejscu w wiosce. Medyk kiwnął głową na Vana i udał się z trzymanym na rękach ciele nieprzytomnego Changa do jednego z namiotów. Uwaga wszystkich Nameczan skupiła się na demonie. Patrzyli każdy jeden milcząco nienawistnym wzrokiem. Poza pewną dwójką, która pochylała się nad znanym Vanowi wojownikiem. Był to Nameczanim, któremu w pojedynku sparaliżował rękę. A raczej opustoszałe ciało... bez duszy... Zwykły, pusty korpus złożony z tkanek... Nad nim zawodził głośni mały chłopiec, trzymany w objęciach starszego od siebie, nastoletniego chłopca.
- Wódz wzywa cię do siebie. – powiedział nagle Sopran, kładąc Vanowi rękę na ramieniu, by zwrócić jego uwagę na siebie.
Sopran zaprowadził Vana do największego, okrągłego budynku we wiosce. Na straży wejścia stało dwóch mężczyzn, ale nie stawiali oporu. Przepuścili go do środka. Wnętrze oświetlone było szeregiem migoczących świec. Na podłodze leżał zdobiony dywan i poduszka, która widocznie służyła za gościnne krzesło. Naprzeciw siedziało trzech Nameczan w podeszłym wieku. Jeden z nich trzymał w ustach podłużną fajkę. Cykał z niej co chwilę dymek. Na środku znajdował się Wódz wioski. Miał typową dla siebie minę, sugerującą zniecierpliwienie. Przyglądał się Vanowi, choć nic nie mówił. Demon wyczuwał swego rodzaju niechęć do niego i to, że przymuszony był zachować milczącą powagę. A jak czul się wiedząc, że Wódz, po przejściu eksperymentalnego rytuału KI, wie o nim tyle, co i on sam o sobie? Trzeci mędrzec natomiast był średniego wzrostu, miał przenikliwy wzrok, ale wydawał się być najmniej zainteresowany wizytą.
- Witaj, zasiądź proszę na swoim miejscu. – powiedział Wódz, wskazując ręką poduszkę, znajdującą się jakieś cztery metry przed nim. – Przyszedłeś wysłuchać wyroku sądu, składającego się z mędrców tej wioski. Demonie zwany Vanem. Ogłaszam wszem i wobec w imieniu zebranego tu grona, że jesteś winny ataku na wioskę i zbrodni morderstwa z premedytacją jednego z naszych wojowników, próby morderstwa innego wojownika i przyczynienia się do śmierci innych osób. Tym samym zostajesz skazany na karę przejścia rytuału oczyszczenia i wygnania do wymiaru dolin piekielnych na wieczne potępienie. Czy przyznajesz się do winy i przyjmujesz wymierzoną karę?
- Van'D
- Liczba postów : 193
Data rejestracji : 28/06/2015
Identification Number
HP:
(1300/1500)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Sro Maj 10, 2017 10:18 pm
" Droga do wioski spowita była trującymi oparami... Który potrafiły zatruć umysł, przepełnione negatywną energią... Van nie potrafił jeszcze zrozumieć tego zjawiska ale z każdą chwilą czuł to coraz intensywniej, zmieniał się?... Był pewien że jego woli nie da się złamać i ten kto przywołał go do życia niewątpliwie o tym zapomniał... Liczyła się tylko zemsta..."
Lecąc nad rozległymi terenami planety Namek, demon wciąż pozostawał w kontakcie z dziwną mroczną aurą. Opary niby trujące to w czasie próby podały mu brakujących sił ale jakim kosztem. Za ogromną siłą idzie też wielka odpowiedzialność a zwłaszcza gdy chodzi o ciemną stronę. Mimo to mroczny musiał stawić się tak jak obiecał i wysłuchać oskarżeń, dane słowo było tu kluczowe. Udało mu się już poznać uroki rasy zielonych, nie byli może zbyt waleczni ale cechowali się logiką swego działania. Ich magia nie miała sobie równych a sam wódz zrobił duże wrażenie na białowłosym. W końcu pojawił się w wiosce, wylądował spokojnie nie czując zagrożenia choć wiedział że wszyscy oprócz przywódcy podpisali by wyrok jednogłośnie. Nie musiał nawet długo czekać, Sopran czekał aby zabrać go do sali w której wszystkiego wysłucha. Widząc dzieło swojej wizyty w wiosce, nie był dumny, mimo to uznał to za konieczność. Spojrzał na martwe ciało wojownika zielonych i na sekundę zamyślił się.
" Nie ten powinien zginąć... Tchórz zachował życie kiedy wojownik umiera... Van odrzucił złość tak szybko jak się pojawiła... Musiał oczyścić umysł i udać się za przewodnikiem... Oczekiwali go ... "
Zostaw wprowadzony do pomieszczenia, wyglądało klimatycznie, na swój sposób potrafiło przytłoczyć aranżacją z perspektywy demona. Miał być zaraz sądzony przez głowy wioski i to za rzeczy których faktycznie się dopuścił co nie poprawiało sytuacji. Oczy Vana dostrzegły miejsce w którym miał spocząć, uznając to za okazanie szacunku i powagi zasiadł do rozmowy. Wódz nie miał zamiaru czekać prawie jednych tchem wypowiedział wszystko co miało kluczowy sens. Została tylko sprawa odpowiedzi którą demon miał zaraz wygłosić. Sytuacje zrobiła się w istocie ciekawa...
- Przyszedłem jak obiecałem... Osądziłeś mnie mimo historii jaką ukazała Ci moja dusza... Chciałbym rzucić światło na całokształt sprawy mimo że gości we mnie mrok jestem pewien że... - Tutaj na chwilę przerwał.
Białowłosy na moment zapomniał o sprawie zaczął dostrzegać wszystkie przygody życia, decyzje do jakich był zmuszony. Mogło się zdawać że opowieść mówi nie demon a zdradzony przez własną rasę Half.
- Zabiłem waszego brata... Ale i uratowałem życie innych walcząc na archipelagu... Był wojownikiem, jego droga będzie niezapomniana... Jak mówiłem poznałeś moją przeszłość, zabrano mi wszystko, własna rasa mnie zdradziła i wysłała w podziemia na śmierć... Gdzie musiałem każdego nowego dnia zabijać mojego brata... Halfa, połówkę Saiyanina napiętnowanego tym że byliśmy gorsi... I tak brat musiał zabić brata by przeżyć. Potrafię zrozumieć co czujecie, lepiej niż myślicie...
Taka była historia młodego kadeta, wojownika który chciał przynieść planecie chwałę i dumę w szeregach nieugiętej armii. Gdzie szkolił się jak nie okazywać słabości a tą cechę przekuć w nieugiętość. Doczekał się jedynie zdrady i upokorzeń kończąc śmiercią, zapomniany gdzieś w kanałach przeklętej planety.
- Zginąłem za to kim byłem... I odrodziłem się jako mściciel... Nie oczekuję waszego współczucia ale chcę abyś ty wodzu ocenił mnie sprawiedliwie... Tak jak to widziałeś moimi oczami dzięki swojej technice... Chcesz mnie wygnać do wymiaru dolin piekielnych... Kto inny mógłby mnie wskrzesić jako demona... Nic tam po mnie... Nie wiem na czym polega rytuał oczyszczenia ale wiem że to twoja ostateczna decyzja. Mogę jedynie odkupić winy sprowadzając tamtą dwójkę przed wasze oblicze, jeśli to nie wystarczy niech olbrzym wystąpi i odbierze mi życie w walce. Zginę z Honorem...
Demon wiedział że wódz nie jest sam, pozostali nie wiedzieli tyle co on a mogło mieć to kluczowy wpływ na wyrok. Mimo to okazali łaskę changelingowi zabierając gada do siebie i otaczając go opieką medyków.
- Dziękuję za uratowanie mojego towarzysza... Jestem gotów wysłuchać waszych słów... Moja odpowiedź jest oczywista, wygnanie nie wchodzi w grę... Nie znam natomiast waszych rytuałów poza tym ostatnim...
Białowłosy rozejrzał się wokół i skupił na tym aby nie okazywać zbędnych uczuć, nie był wstanie znieść że tamci uciekli. Nie był wstanie znieść że wywodzi się z rasy zdrajców i gnijących umysłów które sprowadziły na niego ten los.
- Spoiler:
- OCC:
- Zaczynajmy sesję nr 2, Witam szanowną MG
- Wygnaniu mówię stanowcze NIE
- Rytuału nie znam więc to jest opcja do rozpoznania hah zobaczymy co na to wódź a jak nie to Olbrzym.
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Czw Maj 11, 2017 4:39 pm
- Marne wymówki o smutnej przeszłości nic nie zmieniają. – wyrzucił z siebie jeden mędrzec, który wydawał się być najmniej zainteresowany całą tą historią. Mimo tego wypowiedział te słowa, prawie przerywając Vanowi jego wypowiedź. Jakby nie mógł się powstrzymać przed tym komentarzem. Po tym pozostał już milczący.
- To prawda, Vanie. Widziałem wszystko twoimi oczami i dlatego właśnie mogę najsprawiedliwiej ocenić sytuację. – powiedział Wódz, ignorując wypowiedź poprzednika. – Nie obawiam się powiedzieć, że z całkowitą premedytacją i satysfakcją zaatakowałeś naszą wioskę i próbowałeś zamordować kilku z naszych wojowników. Twoje intencje nie pozostawiają złudzeń. – wstał, nakazał demonowi powstać i położył ręce na jego ramionach. - Przyznaj, że to prawda. Skoro oboje o tym wiemy. – mówił, patrząc mu głęboko w oczy. Z wyrazem sugerującym troskę... męską troskę jaką dziadek mógłby otaczać swojego wnuka. Po tym przysunął usta do ucha chłopaka i wyszeptał mu – Wiem, ile krzywd zaznałeś w poprzednim życiu. Wiem, że zrodziła cię chorobliwa nienawiść, pobudzona do życia przez kogoś żądnego ją wykorzystać. – wymawiając te słowa trzymał chłopaka mocno za ramiona. Demon czuł silne zaangażowanie ze strony Wodza we wszystko, co mówił.- Ale wiem też, że gdzieś głęboko pozostaje w tobie iskra dobra, która każe ci zrozumieć historię pewnej Halfki i opiekować się towarzyszem z pola walki. Nie musisz się obawiać. Wystarczy, że mi zaufasz. - Oderwał się od niego po tych słowach i zaczął chodzić po pomieszczeniu w kółko. – Rytuał oczyszczenia w tym przypadku polegał będzie na szczerym wyznaniu skruchy i chęci naprawy swoich win. Założymy ci pewien magiczny medalion. Jeśli twoje intencje będą dobre, wyczuje on to i pomoże ci on w przestąpieniu do pierwszej fazy odkupienia. Co dokładnie nastąpi jest wielką zagadką. Jeśli jednak założysz medalion, a twoje intencje będą nieczyste... myślę, że konsekwencje będą podobne do... Ostatniego zabiegu KI, jaki na tobie zastosowałem... Jesteś więc gotów na rytuał? – zapytał Wódz. Inne mężczyźni bacznie przyglądali się każdemu drgnieniu powieki demona w tym momencie. Lusc kontynuował- Przyznajesz się do winy, co jest ważnym punktem tego spotkania. Biorąc pod uwagę to, że ujawniłeś spisek, w którym udział wziął Picco i Kazoo, wnoszę o anulowanie kary w postaci wygnania do piekieł.
Reszta Nameczan popatrzyła po sobie. Słychać było rozdrażnione westchnienie jednego z nich.
- Najpierw niech powie, czy przyjmie oczyszczenie. Bez tego anulacja nie jest możliwa. – odparł mężczyzna z fajką.
- To prawda, Vanie. Widziałem wszystko twoimi oczami i dlatego właśnie mogę najsprawiedliwiej ocenić sytuację. – powiedział Wódz, ignorując wypowiedź poprzednika. – Nie obawiam się powiedzieć, że z całkowitą premedytacją i satysfakcją zaatakowałeś naszą wioskę i próbowałeś zamordować kilku z naszych wojowników. Twoje intencje nie pozostawiają złudzeń. – wstał, nakazał demonowi powstać i położył ręce na jego ramionach. - Przyznaj, że to prawda. Skoro oboje o tym wiemy. – mówił, patrząc mu głęboko w oczy. Z wyrazem sugerującym troskę... męską troskę jaką dziadek mógłby otaczać swojego wnuka. Po tym przysunął usta do ucha chłopaka i wyszeptał mu – Wiem, ile krzywd zaznałeś w poprzednim życiu. Wiem, że zrodziła cię chorobliwa nienawiść, pobudzona do życia przez kogoś żądnego ją wykorzystać. – wymawiając te słowa trzymał chłopaka mocno za ramiona. Demon czuł silne zaangażowanie ze strony Wodza we wszystko, co mówił.- Ale wiem też, że gdzieś głęboko pozostaje w tobie iskra dobra, która każe ci zrozumieć historię pewnej Halfki i opiekować się towarzyszem z pola walki. Nie musisz się obawiać. Wystarczy, że mi zaufasz. - Oderwał się od niego po tych słowach i zaczął chodzić po pomieszczeniu w kółko. – Rytuał oczyszczenia w tym przypadku polegał będzie na szczerym wyznaniu skruchy i chęci naprawy swoich win. Założymy ci pewien magiczny medalion. Jeśli twoje intencje będą dobre, wyczuje on to i pomoże ci on w przestąpieniu do pierwszej fazy odkupienia. Co dokładnie nastąpi jest wielką zagadką. Jeśli jednak założysz medalion, a twoje intencje będą nieczyste... myślę, że konsekwencje będą podobne do... Ostatniego zabiegu KI, jaki na tobie zastosowałem... Jesteś więc gotów na rytuał? – zapytał Wódz. Inne mężczyźni bacznie przyglądali się każdemu drgnieniu powieki demona w tym momencie. Lusc kontynuował- Przyznajesz się do winy, co jest ważnym punktem tego spotkania. Biorąc pod uwagę to, że ujawniłeś spisek, w którym udział wziął Picco i Kazoo, wnoszę o anulowanie kary w postaci wygnania do piekieł.
Reszta Nameczan popatrzyła po sobie. Słychać było rozdrażnione westchnienie jednego z nich.
- Najpierw niech powie, czy przyjmie oczyszczenie. Bez tego anulacja nie jest możliwa. – odparł mężczyzna z fajką.
- Van'D
- Liczba postów : 193
Data rejestracji : 28/06/2015
Identification Number
HP:
(1300/1500)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Czw Maj 11, 2017 8:42 pm
" Powierzchowna aura Vana zdradzała że ten ledwie zniósł słowa wodza... Tylko ten Namek ostatecznie walczył o niego bardziej niż on sam... Czyżby było w nim aż tak wielkie dobro, czy to połączenie ich dusz sprawiło że jako jedyny jest wstanie go zrozumieć... Kim był ten zielony starzec i dlaczego postawił na demona w tej rozgrywce... Dlaczego..."
Przebieg rozmowy zaczął się niekorzystnie ale jego kontynuacja była więcej niż ciekawa. Intrygująca przemowa wodza trafiła w demona bardziej niż najdokładniejszy cios, on jeden był wstanie aż tak wpłynąć na mrocznego. Było to zastanawiające, czy to technika tak na nich obu wpłynęła czy to szczera dobroć wodza. Każde słowo bolało coraz mocniej ale tylko tą część Vana która była zatruta ciemnością i rządzą cierpienia. Mimo to zielony przywódca walczył, walczył z nim od początku. Ratując swoich ludzi ostatnimi siłami od upadku w wir kiedy Demon posyłał ich na śmierć. Wódz niezłomnie trzymał ich swoją ki tuż nad wyrwą a teraz ratuje w ten sam sposób białowłosego.
" Chłopak poczuł na chwilę impuls życia... Gdy dłonie ścisnęły mu ramiona, znów żył... Wspaniały dar, choć trwał tylko chwilę, wojownik poczuł jak jego włosy znów nabierają dawnej barwy... Jak przechodzi go dreszcz istoty z krwi i kości... Połowa sylwetki stała się na powrót barwna i właśnie po tej stronie... Po poliku płynął ciąg łez... Reszta ciała wciąż była martwa w uczuciach... "
Van przez tą chwilę był wstanie kierować się dawnym sobą, tą częścią którą naprawdę był. Wiedział czego chce i widząc szansę zaczął rozmawiać z wodzem gdy ten był jeszcze blisko. Musiał podjąć decyzję tą częścią siebie która wciąż była żywa i wolna od wszelkich wpływów.
- Sprowokowany przez Picco... Uderzyłem na wioskę... Odebrałem Ci syna... Wojownika... Mimo to nie skreśliłeś mnie jako jedyny... Raz Ci już zaufałem... Przyznaję się do tego co uczyniłem...
Demon pochylił się do ramienia przywódcy nameków w wolnym ukłonie, odsłaniając miejsce na którym ten mógł zawiesić medalion. Był to ważny moment i z perspektywy widzów wyglądało to naprawdę godne zapamiętania. Nie miał zamiaru skończyć i rzucił do dwóch pozostałych starców których wiedza nie sięgała tak daleko.
- To nie marne wymówki... Przyjmuję... - rzekł tonem demona do tamtych.
Wiedział co reszta o nim myśli i nie kryli wrogości, gdyby nie wódz zabili by go własnoręcznie lub przy pomocy magi, to pewne. Ale tak długo jak staruszek w niego wierzył Van nie uderzyłby na wioskę drugi raz. Zaczął mieć do niego inny rodzaj szacunku, zielony nie był wojownikiem ale swego rodzaju mędrcem, kimś ważnym. Potrafił wymierzyć cios który docierał dużo dalej niż powłoka cielesna. Póki Demon mógł być jeszcze szczery chciał powiedzieć więcej, zanim mrok znów pokryje całą sylwetkę.
- Zaczynajmy Staruszku...
Udało mu się powiedzieć to z czystym sumieniem, intencją zanim zacznie się pierwszy etap kolejnej magicznej techniki. Odbierając wojownika zielonym mógł tylko zastąpić go sobą, chciał by wódz o tym wiedział. Był pewien że stanie za nim tak samo jak ten próbuje go uratować, tacy właśnie musieli być namecy. Może nie wszyscy ale jeden był tego przykładem, ten któremu zaufam nawet Demon...
- Spoiler:
- OCC:
- A to mój odpisik ; )
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Sob Maj 13, 2017 12:28 pm
Obaj starzy Nameczanie przyglądała się całej scenie z nieodgadnionymi minami, ale tym razem nieukrywaną ciekawością. To, co działo się z demonem, przerosło ich wszelkie oczekiwania. Milcząco obserwowali i próbowali zrozumieć to, co właśnie rozgrywało się na ich oczach. Pojąć przejęcie Lusca, gdy pchał młodego chłopaka w objęcia magicznych mocy tej planety, wiedząc, że rytuał oczyszczenia jest jednym z najtrudniejszych do przejścia, a jego konsekwencje potrafią tak zmazać winy z serca cierpiącego jak i pogłębić jego męki... I choć wiedział to, nie wahał się powziąć ryzyka. Dlaczego? Czy Wódz tej wioski był mądry przez doświadczenia życiowe? Czy potrafił zrozumieć tego demona, bo połączył się z jego umysłem? Czy może potrafił leczyć nie tylko rany cielesne?
Lusc podszedł do regału ustawionego przy jednej ze ścian. Wyciągnął z niego drewnianą kasetkę. Otworzył ją za pomocą kluczyka. W środku znajdował się medalion. Był wykonany z nieznanego pochodzenia kryształu, na którym wyrzeźbiono pewną scenę, przedstawiającą klęczącego Nameczanina. Z jego ust uchodziły opary. Wódz ścisnął go w dłoniach i przyłożył do ust, przymrużył oczy. Wyszeptał:
- Suelif el ubk’tik...
Po tych słowach zbliżył się do Vana. Ruchem ręka nakazał mu przyklęknąć. Gdy chłopak opuścił lekko głowę, rzekł:
- Twój los jest w twoich rękach...
Po czym nałożył mu medalion na szyję...
- Suelif el ubk’tik... – powtórzyli za nim inni...
***
Pomieszczenie spowił szary dym. Nachodził na oczy Vana, zamazując mu chatę, w której się znajdował. Nie odstępował go ani na sekundę, aż całkiem stracił z pola widzenia otoczenie...
Gdy spojrzał na swe dłonie, zauważył, że stały się maleńkie jak rączki chłopca. Klęczał, twarz miał mokrą od łez. Czuł na swych ramionach czyjeś dłonie. Gdy obrócił głowę, zauważył nastoletniego Nameczanina z zamkniętymi powiekami i poważną miną. Znów spojrzał przed siebie i widział ciało wojownika, z którym walczył jeszcze niedawno. Tego, któremu sparaliżował rękę.
Demon powoli tracił świadomość siebie. W jego sercu zaczął rodzić się przejmujący ból, który nie sposób było teraz ugasić. I miłość do tego, który leżał na ziemi bez ruchu. I żal... pragnienie, by to, co zdarzyło się przed chwilą nigdy nie miało miejsca. By czas dało się cofnąć. Choć to oczywiście niemożliwe.
Przypomniał sobie pewną scenę. Siedzieli razem jeden przed drugim. Wojownik otaczał go swoimi ramionami. Jak ojciec, którym tak naprawdę nigdy nie był. Przebywali przy ognisku razem ze wszystkimi innymi mieszkańcami wioski. Była ciemna, gwiaździsta noc. Mały chłopiec czuł się w tej chwili bezpieczny. Choć gdzieś wewnętrznie roztrzęsiony.
- Nie bój się, Lute. – powiedział wojownik. – Nie pozwolę nikomu cie skrzywdzić. – rzekł, a chłopiec uwierzył w te słowa. Chciał, by tak było. By nie musiał martwić się już o swoje życie. Choć wiedział, że oczekiwanie takiego przyrzeczenia było samolubne z jego strony. Bo czy ktoś może poświecić siebie za życie kogoś innego?
- Nie chciałem, byś mnie chronił. Byś ginął za kogoś innego niż ty sam... – szeptał, łkająco, obejmując ciało martwego Nameczanina.
Wtedy przez jego umysł przeszła inna myśl. Działo się to niedawno, zaledwie kilka dni temu. Był wesoły, rozbawiony. Krzyczał i bawił się na łące z innymi dziećmi. W oddali widać było zbliżających się Changelingów.
- Lute, wracaj natychmiast do wioski! – warknął wojownik z wyraźnie rozwścieczonym spojrzeniem. – Nie pozwoliłem ci tu przychodzić. Nigdy więcej nie rób nic bez pytania!
Chłopiec był w tym momencie równie zły. Zaczerwienił się cały. Inne dzieci śmiały się z niego.
- Nie jestem dzieckiem, nie będziesz mi mówił, co mam robić! Nie jesteś moim ojcem. – odburknął buńczucznie. Nie miał na myśli tego, co powiedział. Chciał tylko dorosłemu pograć na nerwach. Widział, co najlepiej go zrani.
Wojownik nie odpowiedział nic. Miał dalej rozzłoszczona minę. Złapał chłopca za ramię i prowadził w stronę wioski...
- Przepraszam cię, Shami... za te słowa... – chłopiec łkał dalej, nie ocierając nawet łez z policzków. – Chciałbym ci teraz powiedzieć, że kocham cię bardziej niż kogokolwiek na świecie... Chciałbym, żebyś to wiedział...
Dusza Vana wyciekła z ciała chłopca. Obserwował go teraz z lekkiej odległości. Demon czuł w swych rękach taką moc, jaką musieli mieć medycy i mędrcy nameczańscy. Widział, że jeśli położy teraz dłonie na twarzy chłopca, wszystkie jego troski znikną. Wszelkie uczucia opuszczą go. Zazna spokoju i beztroski, jaka wydawałoby się, należna jest każdemu dziecku. Będzie szczęśliwy jak czysta karta... tabula rasa. Ale zapomni o wszystkim, co spotkało go w życiu. Zarówno o wszystkich cierpieniach jak i o swojej miłości do bliźniego, do Shami.
OCC: Vanie, masz do wyboru. Albo pozwolić chłopcu o wszystkim zapomnieć albo pozostawić go w tym stanie, w jakim jest, nie ingerując. Pamiętaj jednak, że chłopiec zapomni o wszystkim.
- Van'D
- Liczba postów : 193
Data rejestracji : 28/06/2015
Identification Number
HP:
(1300/1500)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Sob Maj 13, 2017 6:40 pm
" Oczywiście, rytuał nareszcie się rozpoczął, skrywany medalion ujrzał promienie świec... Wyglądał magicznie, dało się odczuć to na własnej skórze że wydarzy się coś wielkiego... Wódz zielonych rozpoczął technikę w równie tajemniczy sposób jak ostatnio... Van pochylając się, przyjął na szyję nameczański przedmiot... Jego oczy spowiła szarość, dum rozchodzący się po całym pomieszczeniu aż odebrał mu zmysł widzenia... "
To co działo się w chacie wodza było coraz bardziej intrygujące, sąd który rozpoczął się tak niekorzystnie nabrał na tajemniczości. Nie wielu mogło oglądać całe zajście a ilu tak naprawdę chciało by to zobaczyć na własne oczy. W jednej chwili od momentu kiedy Van mam już na szyi medalion, wszystko rozwiało się zostawiając po sobie jedynie dym. Wystarczył moment aby wojownik znalazł się gdzieś poza czasem, czyżby w przeszłości, na to wskazywały obrazu, to czego teraz doświadczał. Kolejne jakże trudne doznanie, zdawało się być żywe, prawdziwe i teraźniejsze. Czuł że jest młodym chłopcem, mogącym poruszać się przyglądać dłoniom. Niemożliwe jak realistyczna potrafi być magia zielonych tubylców.
" Najgorszy był ból... Rosnący i prawdziwy, nie dało się od tak odrzucić go gdzieś poza świadomość, bowiem wracał tak szybko... Za szybko... Mimo to Van wciąż przyglądał się... Była to przeklęta okazja na nowo gościć uczucia w sercu... Tyle słów, zaufania i obietnic... Jakże łatwo było to rozwiać, pozbawić sensu... Pozbawić życia... Mroczny zaczął doceniać każdą sekundę życia tego chłopca... "
Powoli zaczynał rozumieć, widział sens w tym, czym tak naprawdę kierowali się tubylcy. Walczyli tylko wtedy kiedy było to konieczne. Taka była ich droga, takich dało się ich poznać tylko otwierając na to wszystko oczy. Demon wypłynął z ciała młodego nameka dostając przy tym wielkich możliwości, zbyt wielkich. Kto mógłby kreślić i wymazywać przeszłość, zabierałby również pamięć o najbliższych.
" Podszedł do chłopca... Widząc i czując jego ból... Czuł jak on sam płonie tą stratą, palił go ten wewnętrzny ogień... I choć wiedział że mógłby zmazać wszystko za dotknięciem ręki... Zbliżył się do młodego i przykucnął... Jego wyraz twarzy zaczął się zmieniać, wstyd i żal w obliczu dziecka... Zmagał się z jego uczuciami od samego początku rytuału... Wódz widział w nim dobro... "
Demon na nowo poczuł się dawnym sobą, wojownikiem ale nie pozbawionym wszelkich uczuć. Wiedział co powinien i co chce zrobić. Nie był pewien czy jest słyszalny czy tylko dane jest mu być obserwatorem mogącym uczynić gest oczyszczenia. Mimo to przemówił czy sam do siebie, tego nie wiedział.
- Nie odbiorę Ci Go drugi raz... Przepraszam...
Spojrzał w kierunku leżącego ciała, podszedł i położył mu rękę na ramieniu w tym samym miejscu co wtedy. Wiedział że nie ma daru wskrzeszania ale mógł się po prostu pożegnać i prosić o wybaczenie. Tamten chłopiec wciąż może pamiętać a Van nie chciał odbierać mu wspomnień, nie po kimś tak ważnym. Czuł jak to wszystko urosło już zbyt duże, nie mógł po raz kolejny samolubnie dzielić i odbierać. Zaczął dostrzegać pokorę zielonych, zmagania wodza z wyrwą były tylko symbolem. Oni wszyscy walczyli dla siebie nawzajem.
" Zajął miejsce obok płaczącego... Obaj przeżywali to samo... Van szukając sposobu, ułożył dłonie na martwym ciele czując jaką mocną na moment władał... Musiał spróbować "
- Powiedziałeś że jest we mnie dobro... Spraw więc żeby wrócił... Nigdy wcześniej o nic Cię nie prosiłem... Wiem że jest sposób...
Wojownik chciał żeby tak było, niesiony chwilą wierzył że jest sposób że nie musi iść w mroku. Dar jaki miał wódz, ten jeden namek był wstanie wejść za nim i wyciągnąć go z objęć samotnej ścieżki. On też mógł przyjąć biel na wzór ich szat, spróbować odkupić winny i stać się znów żywy. Potrafił to sobie wyobrazić, rozchodzące się mroczne pasy które zastąpiłyby białe szaty. Mógł przejść rytuał...
- Spoiler:
OCC:
- Wybrałem. Nie zabieram drugi raz chłopcu wszystkiego...
- Gdyby mi się udało mógłbym przyjąć tego Vana ?
https://2img.net/h/oi65.tinypic.com/2l8hp9u.jpg
Van po Rytuale
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Nie Maj 14, 2017 12:55 pm
Van zdecydował. Czy była to słuszna decyzja? Tego nie wiedział ani on ani najstarsi nameczańscy mędrcy... Prosił opatrzność o zesłanie cudu dla tej wioski. Oczekiwał, że coś się wydarzy... Nie nastąpiło jednak nic. Scenę spowijać zaczął znów dym, który wkrótce zamazał wszystko przed oczami Demona. W oddali, jakby za ścianą, dochodził do jego uszu głos:
- Suelif el ubk’tik...
- Jeszcze za wcześnie…
Szybko przestał zwracać na to uwagę, ponieważ zaczęła pojawiać się przed nim inna scena. Biegł. Był znów w ciele kogoś innego. Serce waliło mu jak oszalałe. Nie myślał trzeźwo. Gdy wzniósł głowę do góry, zobaczył szeregi walczących ze sobą na niebie Nameczan i Saiyan. Gdzieniegdzie także Changelingów.
„Kulele... musisz tu gdzieś być...” – powtarzał do siebie, przypominając sobie zdarzenie sprzed pół godziny...
Było ciemno. Na zewnątrz słychać było wybuchy energetyczne i odgłosy walki. Znajdował się w oświetlonym lampą namiocie. W środku rozstawiono dwa rzędy łóżek polowych. Na każdym ktoś leżał. Nie tylko Nameczanie, także Saiyanie, Changelingi i inne stworzenia. W środku krzątał się pewien medyk... i Van... w ciele Nameczanina.
Był dość młody, na ludzki wiek mógł mieć około 20 lat. Czuł się przestraszony do szpiku kości. Ręce drżały mu. Nie wiedział, co robić. Nigdy jeszcze nie spotkał się z taką sytuacją.
- Picco... – odezwał się starczy głos na jednym z łóżek.
Van podszedł drżąco do obandażowanego Nameczanina w podeszlym wieku. Wiedział, że ten nie przeżyje... To była tylko kwestia czasu.
- Tak, Ratis? – odpowiedział, łapiąc rannego za dłonie i ściskając z troską.
- Picco... Nie wiem, jak ci to powiedzieć... Musisz coś zrobić...
- Ratis... zrobiłem, co się da. Przykro mi, jeśli odczuwasz ból. Jestem tu z tobą.
- Nie... Nie o to chodzi... Nie powiedziałem ci... o czymś... – zakaszlał – W wiosce... został Kulele.
Przez Picco przeszło uczucie podobne do rażenia piorunem. Niedowierzanie, przerażenie. Dreszcz przeszył jego plecy.
- Musisz po niego wrócić...
- Ale... ja... – przez głowę przebiegało mu tysiące myśli. O tym, że sam zginie, nie da rady... ale też... że musi... to jego obowiązek...
Van znów biegł. Był już w wiosce. Wbiegał do każdej z chat.
- Kulele! Kulele! – krzyczał. Serce biło mu jak szalone. – To ja, Picco! Wyjdź!
Po dłuższej chwili zza jednego budynku wyłoniła się głowa dziecka. Czułka na jego głowie były szczególnie długie i gibały się jak dzwoneczki.
- Picco! Wróciłeś po mnie!
Dziecko pobiegło i wtopiło się w objęcia dorosłego. A Van poczuł ulgę i szczęście. Lecz nie na długo...
- No proszę... Dwie zbłąkane owieczki... - Za plecami dwojga rozbrzmiał męski, gruby głos. Obrócili się i zobaczyli umięśnionego Saiyanina z drwiącym uśmiechem.
- My... nie stanowimy zagrożenia. – odezwał się drżąco Picco. – Mm...mm... my tt..tt...tylko... – zaczął się jąkać.
- Masz mnie za głupca? – saiyanin podszedł bliżej i złapał Picco za fraki, podnosząc do góry. – Myślisz, że nie wiem, kim jest ten mały?
Tu scena urwała się. Van znów znalazł się w namiocie polowym. Był cały poobijany i ranny. Ściskał zęby i pięści w złości i uczuciu porażki. Czuł się jak dno. Nic niewarty robak.
- Picco, udało ci się? Gdzie Kulele? – zapytał starzec.
Tego było za wiele. Złość rozniosła Nameczanina. W furii chwycił łóżko z nieprzytomnym Saiyaninem i wyprowadził na zewnątrz. Tam zrzucił rannego z łóżka. Wymierzył mu kilka kopniaków i zostawił w błocie.
- Picco, co ty robisz? – strofował go inny medyk, ale nie przerywał...
W tym momencie Van wypłynął z ciała Picco. W rękach znów czuł moc. Mógł ją wykorzystać i sprawić, by nienawiść w sercu Picco zaniknęła. By był w stanie odciąć się od swojej przeszłości, zrozumieć swoje błędy i żałować decyzji i zachowań. Dzięki temu, być może, zaprzestałby swoich dotychczasowych działań i nawet próbował je naprawić. Tylko... to uczucie byłoby całkiem sztuczne. Nie zrodziłoby się z prawdziwego pragnienia...
Co wybierze Van?
- Suelif el ubk’tik...
- Jeszcze za wcześnie…
Szybko przestał zwracać na to uwagę, ponieważ zaczęła pojawiać się przed nim inna scena. Biegł. Był znów w ciele kogoś innego. Serce waliło mu jak oszalałe. Nie myślał trzeźwo. Gdy wzniósł głowę do góry, zobaczył szeregi walczących ze sobą na niebie Nameczan i Saiyan. Gdzieniegdzie także Changelingów.
„Kulele... musisz tu gdzieś być...” – powtarzał do siebie, przypominając sobie zdarzenie sprzed pół godziny...
Było ciemno. Na zewnątrz słychać było wybuchy energetyczne i odgłosy walki. Znajdował się w oświetlonym lampą namiocie. W środku rozstawiono dwa rzędy łóżek polowych. Na każdym ktoś leżał. Nie tylko Nameczanie, także Saiyanie, Changelingi i inne stworzenia. W środku krzątał się pewien medyk... i Van... w ciele Nameczanina.
Był dość młody, na ludzki wiek mógł mieć około 20 lat. Czuł się przestraszony do szpiku kości. Ręce drżały mu. Nie wiedział, co robić. Nigdy jeszcze nie spotkał się z taką sytuacją.
- Picco... – odezwał się starczy głos na jednym z łóżek.
Van podszedł drżąco do obandażowanego Nameczanina w podeszlym wieku. Wiedział, że ten nie przeżyje... To była tylko kwestia czasu.
- Tak, Ratis? – odpowiedział, łapiąc rannego za dłonie i ściskając z troską.
- Picco... Nie wiem, jak ci to powiedzieć... Musisz coś zrobić...
- Ratis... zrobiłem, co się da. Przykro mi, jeśli odczuwasz ból. Jestem tu z tobą.
- Nie... Nie o to chodzi... Nie powiedziałem ci... o czymś... – zakaszlał – W wiosce... został Kulele.
Przez Picco przeszło uczucie podobne do rażenia piorunem. Niedowierzanie, przerażenie. Dreszcz przeszył jego plecy.
- Musisz po niego wrócić...
- Ale... ja... – przez głowę przebiegało mu tysiące myśli. O tym, że sam zginie, nie da rady... ale też... że musi... to jego obowiązek...
Van znów biegł. Był już w wiosce. Wbiegał do każdej z chat.
- Kulele! Kulele! – krzyczał. Serce biło mu jak szalone. – To ja, Picco! Wyjdź!
Po dłuższej chwili zza jednego budynku wyłoniła się głowa dziecka. Czułka na jego głowie były szczególnie długie i gibały się jak dzwoneczki.
- Picco! Wróciłeś po mnie!
Dziecko pobiegło i wtopiło się w objęcia dorosłego. A Van poczuł ulgę i szczęście. Lecz nie na długo...
- No proszę... Dwie zbłąkane owieczki... - Za plecami dwojga rozbrzmiał męski, gruby głos. Obrócili się i zobaczyli umięśnionego Saiyanina z drwiącym uśmiechem.
- My... nie stanowimy zagrożenia. – odezwał się drżąco Picco. – Mm...mm... my tt..tt...tylko... – zaczął się jąkać.
- Masz mnie za głupca? – saiyanin podszedł bliżej i złapał Picco za fraki, podnosząc do góry. – Myślisz, że nie wiem, kim jest ten mały?
Tu scena urwała się. Van znów znalazł się w namiocie polowym. Był cały poobijany i ranny. Ściskał zęby i pięści w złości i uczuciu porażki. Czuł się jak dno. Nic niewarty robak.
- Picco, udało ci się? Gdzie Kulele? – zapytał starzec.
Tego było za wiele. Złość rozniosła Nameczanina. W furii chwycił łóżko z nieprzytomnym Saiyaninem i wyprowadził na zewnątrz. Tam zrzucił rannego z łóżka. Wymierzył mu kilka kopniaków i zostawił w błocie.
- Picco, co ty robisz? – strofował go inny medyk, ale nie przerywał...
W tym momencie Van wypłynął z ciała Picco. W rękach znów czuł moc. Mógł ją wykorzystać i sprawić, by nienawiść w sercu Picco zaniknęła. By był w stanie odciąć się od swojej przeszłości, zrozumieć swoje błędy i żałować decyzji i zachowań. Dzięki temu, być może, zaprzestałby swoich dotychczasowych działań i nawet próbował je naprawić. Tylko... to uczucie byłoby całkiem sztuczne. Nie zrodziłoby się z prawdziwego pragnienia...
Co wybierze Van?
- Van'D
- Liczba postów : 193
Data rejestracji : 28/06/2015
Identification Number
HP:
(1300/1500)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Nie Maj 14, 2017 2:16 pm
" Zbyt wcześnie były to słowa które zmieniały sytuacje w kolejne i kolejne... Wszystko to co zobaczył w pierwszej wizji a raczej oczach przeszłości, napełniły go szczerym bólem... Wstydem i zwątpieniem w czyny jakiś się dopuścił, mimo to stawił im czoła i starał się je zrozumieć... Rytuał utrzymywał się własnymi zasadami, ujawniał co chce i to co musi... Potrafił uderzyć w samo sedno... Tak było i tym razem, druga wizja ujawniła negatywne emocję które dusza demona wciąż podsycała... "
Nie zdążył nacieszyć się pierwszą wizją, miał okazję być żywy i zaznać uczucia straty, przywiązania i ogromnego bólu. Widział chłopca który nie musiał cierpieć ale nie musiał też tracić wspomnień które kiedyś były dla niego dobre. W głowie demona zaczęły rodzić się wtedy myśli, różne drogi oraz wiele pytań na które sam nie mógł odpowiedzieć, jeszcze nie. Mistyczny dym znów rozwiał całą scenerię szykując coś nowego, kolejny etap próby odkupienia win. To co tym razem miało miejsce, uderzyły w inne, osobne uczucia mrocznego. Wizja starała się ukazać Picco i wyzwolić nienawiść jaką Van do niego pałał odkąd dane im było się spotkać.
" Tym razem wpłynął w inne ciało, gdzieś miedzy walczące rasy... Jako medyk ratujący wszystkich, taką misją była jego droga... Lecz jakże trudna do przyjęcia kiedy ratujesz tych którzy bez wahania odebrali by Ci życie... Wszystko co widział Demon, w biegu, czując kolejny oddech, bieg i narastającą wściekłość w umyślę zielonego... To tylko przebudzało jego własną agresje i pogardę do tego jednego tubylca... Dobrze pamiętał ich rozmowę... Każde słowo..."
Obraz jaki dane mu było przeżyć ukazywał wszystko z perspektywy Picco, to z czym się zmagał do momentu aż się zmienił. Demon powoli zaczynał wszystko rozumieć, układał to sobie w sensową całość. Rozpoznawał na nowo utracone uczucia dzięki temu że przeżywał to co istoty w jakie został wtłoczony. Medyk rozpalił w sobie nienawiść do obcych ras właśnie przez to co przeżył ale była to jego decyzja. Ulatniając się z ciała zielonego Van znów poczuł moc zmian jakie mógłby wprowadzić. Rozglądał się i cofał całą historię jeszcze raz i kolejny. Chciał odczuć to całe zło, akceptując to mógłby się uwolnić i zabrać za sobą resztę tak jak to zrobił wódz z nim samym. Nie musiał wymazywać przeszłości Picco ale mógł ją zmienić. Powoli się uczył ale czuł że chce zgłębić wiedze jaką posiadał przywódca wioski, w nim było coś szczególnego. Demon przyglądał się młodemu namekowi w zastanawiający sposób. Tak naprawdę nie wiedział do końca czym jest rytuał ale czuł obecność. Przemówił w stronę obrazu pogrążonego medyka...
- Mogę Cię teraz przejrzeć na wylot... Twoje myśli biegną w kierunku nienawiści... Opatrywałeś nawet tych którzy odbierali wam życie... Do momentu aż sam nie stałeś się taki sam... Gniew prowadził Cię do zemsty... Zemsta do cierpienia...
Widząc to Van postanowił odciąć się od tego pragnienia, widząc zmianę tubylca. Był uzdrowicielem który ratował swoich i wrogów a zaprowadziło go to do zguby. Opuścił wioskę pod przykryciem techniki paraliżującej odsuwając się jeszcze bardziej od tego co chciał robić.
- Te wizje które mam... Jest tam ból i cierpienie...śmierć... Kiedy spoglądasz w przeszłość,musisz uważać... Strach przed utratą jest właśnie tą ścieżką która zrobiła ze mnie demona... Śmierć jest naturalną konsekwencją życia... Nie opłakuj ich i nie tęsknij... Powiązanie prowadzi do zemsty... A zemsta znów na tą samą drogę... Przecież Walczycie tylko wtedy kiedy musicie... Ech...
Demon i tym razem nie skorzystał z mocy jakie dała mu siła rytuału i odrzucił dar zapomnienia. Jeżeli miałby w ten sposób pomoc namekom to nie była by to żadna pomoc. Nie wiedział jaki wróci po wszystkim ale mógł nakreślić nowy tor. Odczuwał że jego umysł robi się potężniejszy niż wcześniej.
" Demon, rozmył ręką widok przed sobą na znak że odrzuca tą ścieżkę... Moment przemiany Picco to nie była ta draga jaką chciał wybrać i choć zrozumiał jego motywy... Zaczynały stawać mu się obce, czuł do nich niechęć... Za wszelką cenę chciał pozostać we harmonii... Ujął w dłoń medalion i zaczął mówić jakby zwracał się do staruszka, tamtą dawną częścią siebie... "
- Pozwól mi wrócić... Mamy tyle do zrobienia...
- Spoiler:
- OCC: To moja Odpowiedź ^^ Vulfii
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Wto Maj 16, 2017 9:42 pm
Van zdecydował... Postanowił nie ingerować w życie Picco. Na ile jego intencje były czyste i dobre, o tym zdecydować miała nieunikniona, odległa przyszłość, o której jeszcze nie wiedział. Otoczenie spowiła mgła. Scena przeminęła. I choć Demon chciałby już powrócić do przytomności, to nie on był panem czasu i losu lecz naszyjnik, jaki nosił na szyi...
Najpierw słychać było hałasy. Krzyki Nameczan. Świst wiatru. Potem obraz zaczął się ujawniać. Demon znów znajdował się w miejscu, gdzie pojawiła się wyrwa w czasoprzestrzeni. Trąba powietrzna wsysała wszystko nieubłaganie, zadając obrażenia. Na jego skórze pojawiały się nacięcia niczym żyletki. Trzymał się właśnie kurczowo ziemi rękami, żeby uchronić się przed niechybną śmiercią.
Van czuł się pewny siebie. Był całkowicie zobojętniały, bez skrupułów. Podkurczył nogi i wleciał całym impetem w ciało pobliskiego Nameka.
„Ich lud i tak nie jest nic więcej wart...” – chodziło po jego głowie.
- Żegnaj Nameku...!!! – krzyczał całym sobą.
-Aaaa!! – jęczał wojownik, nie mogąc się obronić. Minęła zaledwie chwila, gdy leciał w stronę niewiadomej...
„Ten lud musiał upaść...“ – myślał złośliwie demon. – „Zero litości dla słabych, zostałem sprowadzony aby dokonać zemsty.”
Została mu juz tylko jedna przeszkoda...
- Mówiłem twój lud upadnie... To pierwszy cios... EYE BEAM...!!!
Z oczu Vana wystrzeliły wiązki laserowe, trafiające w mężczyznę przed nim... Paraliżując jego bezwładne członki...
Wszystko znów zasnuła mgła. Co Van czuł w tej chwili, wiedział tylko on sam. Czy towarzyszyły mu te same emocje, które przeżywał wcześniej? Czy wręcz odwrotne? Czy żałował swoich czynów? Czy może szukał dla nich wyjaśnienia?
- Vanie, zastanawiasz się zapewne, co znaczyć miała ta ostatnia wizja? – nagle w głowie demona rozbrzmiał głos Wodza- Nadeszła ostatnia chwila rozrachunku. Ta scena pozostanie już na zawsze z Tobą. Będzie Twoim piętnem. Będzie opisywała kim byłeś i kim stać się chciałeś, oraz kim pozostałeś. Cokolwiek teraz byś nie zdecydował, nigdy już nie będziesz taki, jakim byłeś wcześniej, ponieważ czasu nie da się cofnąć. A nasze uczynki i decyzje mówią o nas i nas definiują... – słowa mężczyzny dudniły echem. – Nie mogę ofiarować Ci oczyszczenia, ponieważ coś takiego nie istnieje. Ten rytuał to fikcja dla naiwnych, aby mogli poczuć, że mogą coś w życiu naprawić. Ty taki nie jesteś, dlatego mówię ci prawdę. Nie da się zmazać swoich win, ponieważ zostają one w pamięci innych istot żyjących. Można jedynie pozostać czystym przez całe swoje życie, jeśli podąża się odpowiednią ścieżką. Ścieżką, jaką podążać będzie mogło to dziecko, które widziałeś w pierwszej wizji. Ono będzie musiało niebawem obrać swoją drogę i życzę mu, by nie zeszło na drogę Picco. Lecz jest duża szansa, że taką właśnie podąży. Wiesz dlaczego? Przez Ciebie. Bo czym ty różnisz się dla niego od tego Saiyana, który porwał Kulele? Czy miałeś czystsze intencje przychodząc do naszej wioski?
Nagle z mgły wyłoniła się sylwetka Wodza. Podszedł bliżej Vana, na rękach trzymając złożone skrzętnie białe szaty.
- Jedyne, co mogę ci obiecać, to walkę z sobą samym, aby nigdy już takich błędów nie popełniać, do jakich dopuściłeś się wobec moich braci. Mogę obiecać ci ciężką pracę nad sobą i szereg łamiących serce wyborów. A także wskazywanie drogi innym. W zamian za to... pewnego dnia... otrzymasz ... – Lusc zamilkł na chwilę, położył rękę na ramieniu Vana i popatrzył mu głęboko w oczy. – z powrotem... swoją ludzkość. Czy to dużo? Czy to mało? – podniósł nieco wyżej szaty – Przyjmij je, jeśli czujesz się na siłach i godzien. I nie pozwól ich zbrukać. Zostań tym samym moim uczniem. Ja ci będę przewodnikiem. – Lusc cofnął swoją rękę, na której spoczywała szata. - Nie wahaj się jednak odmówić, jeśli wolisz pozostać na poprzedniej ścieżce. I jeśli to nic dla ciebie nie znaczy.
Wódz położył szatę na obu swoich rękach i czekał cierpliwie na decyzję.
Najpierw słychać było hałasy. Krzyki Nameczan. Świst wiatru. Potem obraz zaczął się ujawniać. Demon znów znajdował się w miejscu, gdzie pojawiła się wyrwa w czasoprzestrzeni. Trąba powietrzna wsysała wszystko nieubłaganie, zadając obrażenia. Na jego skórze pojawiały się nacięcia niczym żyletki. Trzymał się właśnie kurczowo ziemi rękami, żeby uchronić się przed niechybną śmiercią.
Van czuł się pewny siebie. Był całkowicie zobojętniały, bez skrupułów. Podkurczył nogi i wleciał całym impetem w ciało pobliskiego Nameka.
„Ich lud i tak nie jest nic więcej wart...” – chodziło po jego głowie.
- Żegnaj Nameku...!!! – krzyczał całym sobą.
-Aaaa!! – jęczał wojownik, nie mogąc się obronić. Minęła zaledwie chwila, gdy leciał w stronę niewiadomej...
„Ten lud musiał upaść...“ – myślał złośliwie demon. – „Zero litości dla słabych, zostałem sprowadzony aby dokonać zemsty.”
Van'D napisał:„Z szyderczym uśmiechem czuł radość w środku mogąc widzieć ich upadek, niemoc i przypieczętowany los.”
Została mu juz tylko jedna przeszkoda...
- Mówiłem twój lud upadnie... To pierwszy cios... EYE BEAM...!!!
Z oczu Vana wystrzeliły wiązki laserowe, trafiające w mężczyznę przed nim... Paraliżując jego bezwładne członki...
Wszystko znów zasnuła mgła. Co Van czuł w tej chwili, wiedział tylko on sam. Czy towarzyszyły mu te same emocje, które przeżywał wcześniej? Czy wręcz odwrotne? Czy żałował swoich czynów? Czy może szukał dla nich wyjaśnienia?
- Vanie, zastanawiasz się zapewne, co znaczyć miała ta ostatnia wizja? – nagle w głowie demona rozbrzmiał głos Wodza- Nadeszła ostatnia chwila rozrachunku. Ta scena pozostanie już na zawsze z Tobą. Będzie Twoim piętnem. Będzie opisywała kim byłeś i kim stać się chciałeś, oraz kim pozostałeś. Cokolwiek teraz byś nie zdecydował, nigdy już nie będziesz taki, jakim byłeś wcześniej, ponieważ czasu nie da się cofnąć. A nasze uczynki i decyzje mówią o nas i nas definiują... – słowa mężczyzny dudniły echem. – Nie mogę ofiarować Ci oczyszczenia, ponieważ coś takiego nie istnieje. Ten rytuał to fikcja dla naiwnych, aby mogli poczuć, że mogą coś w życiu naprawić. Ty taki nie jesteś, dlatego mówię ci prawdę. Nie da się zmazać swoich win, ponieważ zostają one w pamięci innych istot żyjących. Można jedynie pozostać czystym przez całe swoje życie, jeśli podąża się odpowiednią ścieżką. Ścieżką, jaką podążać będzie mogło to dziecko, które widziałeś w pierwszej wizji. Ono będzie musiało niebawem obrać swoją drogę i życzę mu, by nie zeszło na drogę Picco. Lecz jest duża szansa, że taką właśnie podąży. Wiesz dlaczego? Przez Ciebie. Bo czym ty różnisz się dla niego od tego Saiyana, który porwał Kulele? Czy miałeś czystsze intencje przychodząc do naszej wioski?
Nagle z mgły wyłoniła się sylwetka Wodza. Podszedł bliżej Vana, na rękach trzymając złożone skrzętnie białe szaty.
- Jedyne, co mogę ci obiecać, to walkę z sobą samym, aby nigdy już takich błędów nie popełniać, do jakich dopuściłeś się wobec moich braci. Mogę obiecać ci ciężką pracę nad sobą i szereg łamiących serce wyborów. A także wskazywanie drogi innym. W zamian za to... pewnego dnia... otrzymasz ... – Lusc zamilkł na chwilę, położył rękę na ramieniu Vana i popatrzył mu głęboko w oczy. – z powrotem... swoją ludzkość. Czy to dużo? Czy to mało? – podniósł nieco wyżej szaty – Przyjmij je, jeśli czujesz się na siłach i godzien. I nie pozwól ich zbrukać. Zostań tym samym moim uczniem. Ja ci będę przewodnikiem. – Lusc cofnął swoją rękę, na której spoczywała szata. - Nie wahaj się jednak odmówić, jeśli wolisz pozostać na poprzedniej ścieżce. I jeśli to nic dla ciebie nie znaczy.
Wódz położył szatę na obu swoich rękach i czekał cierpliwie na decyzję.
- Van'D
- Liczba postów : 193
Data rejestracji : 28/06/2015
Identification Number
HP:
(1300/1500)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Pią Maj 19, 2017 8:34 pm
" Ostatnia wizja była najbardziej prawdziwa... Dotknęła samego Vana i czynów jakich się dopuścił... Nie było z czym się sprzeczać, wysłał nameka na pewną śmierć... Drugiego cudem ocalił wódz, kosztem ogromnych sił... Teraz pozostało przyjąć swoje winy i zmienić drogę... Wrócić do zasad sprzed tej mrocznej zmiany... Nie zawsze tak było... "
Cały rytuał przebiegał w różnych wersjach, widząc czyny z kolejnych perspektyw, Van powoli kreślił sobie nową drogę. Kiedyś był dumnym wojownikiem, nie lękającym się śmierci ale nie odbierał życia w tak łatwy sposób. Mroczne siły musiały działać w ukryciu, podburzać go, subtelnie zmieniając. Pod pozorem zemsty, zaszczepiono w nim mrok tak głęboki że dopiero wódz wioski zdołał się przebić. Rozrzucić na chwilę czarne zespojone chmury i uwolnić światło które dawno temu stracił half. Pamiętne czasy, właśnie wtedy złota aura dodawała mu sił i pchała dalej. Doskonale pamiętał tą chwilę, kiedy obudziła się w nim moc super wojownika. Nie było piękniejszego dnia niż ten sprzed tak dawna.
" Demon... Spoglądał ze spokojem przed siebie... Słyszał głos wodza... Jednak słowa jakie wypowiedział na moment nim wstrząsnęły... Czuł że jest coś jeszcze... Wierzył że to się tak nie skończy... Widział nowy obraz... Wyciągnął dłonie po białe szaty, tworząc symbol zmiany... "
- Powiedziałeś że pewnego dnia otrzymam swoje człowieczeństwo... Wiem że jest to możliwe... Mogę znów być sobą... Powiedz że jest sposób a ja go znajdę... Muszę tylko wiedzieć że istnieje... Znasz mnie tak dobrze jak ja sam siebie... Widziałeś... Mnie jako Halfa...
Po tych słowach Demon wziął w dłonie nowe szaty, były czymś wyjątkowym i nie chodziło o techniczny aspekty czy też wykonanie. Sprowadzały wspomnienia, coś na wzór finalnej zmiany jakiej tak bardzo chciał mroczny. Ukłonił się przed wodzem na znak że dokonał wyboru, odbierając nowy strój odczuwał nadzieję. Nie mógł się powstrzymać i gdy tylko narzucił na siebie biel podszedł bliżej staruszka.
- Dziękuję że wierzysz... Nie zawiodę... Co teraz Staruszku...
Zrobił jeszcze jeden krok i objął objął wodza jakby faktycznie ten zielony piernik był jego dziadkiem. Van zaczynał rozumieć, to co przesłaniało mu oczy sprytnie chciało odciąć go od przeszłości. Teraz jednak rachunki się wyrównają i wojownik będzie uczniem wodza wioski. Spłaci swój dług i stanie się silniejszy duchem.
" Twarz momentalnie mu pojaśniała... Włosy przybrały żywy kolor a on sam, prezentował się znakomicie w nowych szatach... Wyglądał silnie, zgodnie z profesją jaką się trudnił... Był Halfem... Nauczonym nigdy się nie wycofywać... Nigdy się nie poddawać... Gdzie śmierć na polu bitwy jest największym honorem jakiego można doświadczyć... A oni przyszli z ciemności i odebrali mu to... Rozpoczyna się nowa Era...
OCC: Przyjmuję Biel
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Pią Maj 19, 2017 9:49 pm
- Muzyka (nieobowiązkowa):
Van przyjął szaty. Objął w podzięce swojego nowego Mistrza. Nie miał jednak możliwości dostrzec jego reakcji. Zamiast twarzy Wodza zobaczył gęstą, białą mgłę, która otoczyła wszystko w szybkim tempie... Mrugnął, a gdy znów otworzył oczy, pojawił się znów w pomieszczeniu, gdzie siedziało trzech Nameczan ze starszyzny. Klęczał, a na swoim ciele miał już białe szaty... Rytuał dobiegł końca.
Okazało się, że w chacie było mnóstwo dymu, który najwidoczniej wytwarzała fajka jednego ze starców. Trudno było rozpoznać w nim sylwetki obserwujących go Nameczan. Dopiero po chwili, gdy demon przyzwyczaił się do tego, zauważył, że mężczyźni mieli już nieco jaśniejsze oblicza, nie ukrywające zaskoczenia z powodu obrotu spraw. Jeden z nich przetarł palcem brodę i rzekł:
- Jestem niezwykle zaskoczony... – przyznał. Był to ten Nameczanin, który wydawał się najmniej zainteresowany rytuałem. – Wygląda na to, że nie miałeś i do tej pory nie masz wolnej woli, ale pałasz szczerą chęć poprawy. – podsumował, na co reszta zebranych przytaknęła.
- Mimo to nie sądzę, żeby pokrzywdzeni byli zadowoleni z anulacji reszty kary... I wątpię, by dali się przekonać, co do intencji tego mężczyzny. Po tym paskudnym przedstawieniu, jakie wyczynił na środku wioski. To już nawet kradzież kuli ze strony Kazoo i Picco ma dla nich niższą rangę. – wypowiedział się drugi, pykając dalej z fajki. – Przykro mi, że łączy was pewna więź, Luscu. To tylko sprawia, że nie jesteś obiektywny i nie patrzysz na dobro swojego ludu...
- Mam na to pewne rozwiązanie. – Wódz nie tracił rezonu, nawet w stosunku do krytyki. - Jesteśmy teraz osłabieni po ostatnich stratach. Zamiast Wysyłać Vana na potępienie, przekażemy innym informację, że podjął się wykonania najtrudniejszych zadań, które inaczej przypadłyby w udziale niedoświadczonym wojownikom lub osłabiłyby nas jeszcze bardziej, a w konsekwencji naraziły na ataki z zewnątrz. I to byłoby zgodne z prawdą, bo też na pewno nie brakuje nam zadań, którymi mógłby się zająć.
- No tak, w końcu ktoś musi odszukać skradzioną kulę i przywrócić równowagę na planecie. – poparł go Nameczanin, który odezwał się pierwszy po obudzeniu Vana z letargu.
- Albo odszukać Kazoo i Picco... chociaż osobiście uważam, że to ryzykowne, dawać akurat to zadanie temu demonowi. – dodał Namek z fajką.
- Na początek chętnie powierzyłbym mu zadanie odszukania tego mężczyzny, któremu saiyankę sprzedał Picco. Trudno powiedzieć, co się z nią stało, ale jeśli saiyanie dowiedzą się o tym i trafią na naszą wioskę, będziemy w niebezpieczeństwie. – powiedział Wódz. – Vanie, a jakie zadane ty chciałbyś przyjąć?
- Van'D
- Liczba postów : 193
Data rejestracji : 28/06/2015
Identification Number
HP:
(1300/1500)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Sob Maj 20, 2017 12:38 am
" Saiyankę... Więc wszystko zaczęło nabierać sensu... Wizja przedstawiała intrygi Picco... Tchórzliwy grubas przehandlował ogoniastą tamtemu wąsatemu... Zielonych trudno było przekonać, niewątpliwie kierowali się logiką i dobrze wiedzieli że Van może im się przydać... Był przeszkolonym wojownikiem, mimo utraty sporych sił wciąż miał doświadczenie... Potrafił walczyć z silniejszymi od siebie... Gdzie liczna również nie stanowiła dla niego wyzwania... "
Half wysłuchał każdego z nameków, cierpliwie układając ich wypowiedzi w głowie. Może nie do końca ich przekonał ale nie wymagał od siebie tego. Miał możliwość spłacić dług wobec wodza tym samym przechylając szalę na swoją stronę. Patrząc na to z boku to nie tubylcy byli wrogiem a reszta ras, tym samym kosmiczni. Oczywiście postaci pokroju Picco doczekają się kary równie dotkliwej jak ta jaką zgotuje się ogoniastym. Teraz jednak nowy uczeń wodza musiał stanąć przed wieloma trudnymi misjami aby jakoś odkupić winy w oczach wioski. Miał do wyboru kilka opcji, każda z nich nie była nad wyraz przychylna.
" Demon, zastanawiał się jakiś czas, którą opcje mógłby wybrać... Uganianie się za grubasem nie miało większego sensu, dużo lepiej znał planetę i jej zakamarki... Dogodniejszą opcją jest odszukanie tajemniczej ogoniastej... Rozwiązała by się część zagadkowej wizji... Dobry pomysł na pierwszy ruch ze strony halfa... Musiał mieć tylko jakiś punkt zaczepienia... "
- Rozumiem... Byłem szkolony na wojownika całe moje wcześniejsze życie... Znam moją rasę lepiej niż ktokolwiek... Pozwólcie że najpierw zajmę się sprawą Saiyanki... Tylko brak mi wiedzy, gdzie ktoś taki może się ukrywać... Picco zajmę się później, zna dużo bardziej planetę... Tym bardziej wydaje mi się że to on prędzej znajdzie mnie... Bądź co bądź udam się na poszukiwanie tamtego mężczyzny... Udzielcie mi tylko jakieś wskazówki...
Mówił jak kiedyś, nie było w tych słowach ani nutki mroku, zachował spokój ducha i czekał aż rada przemówi. Van potrzebował trochę więcej wiedzy, mógłby walczyć z każdym i o wszystkich porach dnia ale tu trzeba było najpierw znaleźć cel. Myśląc o zadaniu na chwilę skupił się na roli tej ogoniastej. Dlaczego Picco sprzedał ją tamtemu kolesiowi a nie po prostu zabił, ta sprawa była równie dziwna. Tak czy siak nie było to ważne a być może uda mu się wyciągnąć z niej jakieś informacje gdyby udało się ją odbić. A jeśli nie to przyjmie saiyańską śmierć z honorem. Half poprawił strój jaki dostał od wodza i czekał aż któryś z zielonych przemówi.
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Sob Maj 20, 2017 4:10 pm
Wszyscy trzej mężczyźni zastanowili się.
- To oczywiście niełatwe zadanie, odnaleźć trop tej dziewczyny, cokolwiek się z nią stało. Jak zapewne się zorientowałeś, nikt w wiosce nie podejrzewał Picco o tego rodzaju występki. – mówił ten z fajką. – Może warto porozmawiać z Prano? Przyjaźnili się. Mógłby wiedzieć coś na temat Picco. Znajdziesz go w jednym z domków we wiosce.
- Łowcy niewolników to przyjezdni. Przywożą pojmane stworzenia lub wywożą. Skoro to przyjezdni, może warto popytać w porcie? Changelingi zbudowały coś w rodzaju ogólnodostępnego portu, żeby ułatwić wymianę towarów. Kręci się tam cała mieszanka różnych ras. Postawiono ją nieopodal bazy lodowych. Możesz też popytać w ich głównej bazie, bo to głównie oni wykupują niewolników? Znani są z handlu żywymi stworzeniami. – zaproponował drugi.
- Albo można popytać Saiyan. Pozostała im tylko jednak placówka na Namek. W zasadzie powinienem powiedzieć, że obóz. Być może czekają na lepsze czasy i powrót do agresji. – dodał Lusk.
- Odkąd doszło do powstania na Vegecie, znacznie stracili na sile. – przytaknął ten z fajką.
- Czy potrzebne ci coś jeszcze, Vanie? – zapytał Wódz.
- To oczywiście niełatwe zadanie, odnaleźć trop tej dziewczyny, cokolwiek się z nią stało. Jak zapewne się zorientowałeś, nikt w wiosce nie podejrzewał Picco o tego rodzaju występki. – mówił ten z fajką. – Może warto porozmawiać z Prano? Przyjaźnili się. Mógłby wiedzieć coś na temat Picco. Znajdziesz go w jednym z domków we wiosce.
- Łowcy niewolników to przyjezdni. Przywożą pojmane stworzenia lub wywożą. Skoro to przyjezdni, może warto popytać w porcie? Changelingi zbudowały coś w rodzaju ogólnodostępnego portu, żeby ułatwić wymianę towarów. Kręci się tam cała mieszanka różnych ras. Postawiono ją nieopodal bazy lodowych. Możesz też popytać w ich głównej bazie, bo to głównie oni wykupują niewolników? Znani są z handlu żywymi stworzeniami. – zaproponował drugi.
- Albo można popytać Saiyan. Pozostała im tylko jednak placówka na Namek. W zasadzie powinienem powiedzieć, że obóz. Być może czekają na lepsze czasy i powrót do agresji. – dodał Lusk.
- Odkąd doszło do powstania na Vegecie, znacznie stracili na sile. – przytaknął ten z fajką.
- Czy potrzebne ci coś jeszcze, Vanie? – zapytał Wódz.
- Van'D
- Liczba postów : 193
Data rejestracji : 28/06/2015
Identification Number
HP:
(1300/1500)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Nie Maj 21, 2017 2:14 pm
" Słowa starszyzny były bardzo ciekawe... Zebrali solidną wiedzę i głupio by było z niej nie skorzystać... Van wiedział teraz gdzie może się udać, zależnie od sprawy, pomocna wiedza... Ogoniastym pozostała tylko jedna konkretna placówka na planecie, to była informacja jaka od razu poprawiła humor demona... Oczywiście nie był na tyle silny żeby wtargnąć tam i żądać informacji na temat uprowadzonej... Miał za to inny pomysł... "
Słuchając trzech zielonych przywódców, sam zaczynał kreślić w głowie jakiś plan działania. Wódz wspomniał o obozie ogoniastych ale ten drugi stwierdził że na Vegecie było powstanie. Tak cenne informacje trafiły w ręce demona i trzeba było się dobrze zastanowić. Oczywistością było to że pomoże tubylcom, w końcu zgodził się być uczniem wodza. Wtedy będzie miał szansę odzyskać dawne wcielenie ale aby tego dokonać, potrzeba czasu.
- Rozumiem... Nikt nie spodziewałby się takiego aktu ze strony Picco... Zostawię sprawy między wami... W końcu trafię na jego trop ale wcześniej udam się do tego obozu... Do Lodowych nie ma co się zbliżać przynajmniej na chwilę obecną...
Van stał tak i debatował ze staruszkami ale wciąż nie wykombinował nic sensownego. Gdyby nawet udał się do kryjówki małp, nie miał pojęcia jakimi siłami dysponują. Skoro jest po stronie zielonych na pewno nie pozostało by to bez odzewu. Pobratymcy od razu wyznaczyli by za niego głowę i to dość szybko. Idąc tym tropem udanie się tak będzie dość ryzykowne, przynajmniej w pojedynkę ale ta wizyta mimo to mogła być owocna.
- Pokaż mi jeszcze kierunek w którym mam lecieć i ruszam w drogę... Wrócę możliwie najszybciej jak się da...
Mając lekko zakłopotaną minę, co dało się zauważyć, nie było sensu tego ukrywać. Sprawa była poważna, każdy kto jest wysłany na inną planetę posiada osprzęt. Detektory umiejętnie unieszkodliwią niezauważone pojawienie się w obozie, znając rasę ogoniastych nie są dyplomatami. W jaki sposób wydobyć z nich wiedzę na temat sprzedanej halfki jak nie odwołując się do siły. Pierwsze zadanie które powierzyła starszyzna nie jest wcale takie proste jak mogłoby się wydawać.
" Wojownik ukłonił się zebranym i wystrzelił w powietrze pędząc w kierunku obozu... Miał czas aby jeszcze raz przemyśleć plan działania w locie... Tak też zrobił... Jego wygląd niczym się nie różni poza strojem... Będzie mógł udać jednego z rozbitych oddziałów... Na przykład tego który rozbili z Fridge'em spory czas temu... Resztę będzie trzeba improwizować... Byle starczyło sił... "
- Spoiler:
OCC:
- Przyjmuję zadanie udania się do Obozu więc ZT => w ten temat który stworzysz Vulfii
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Pon Maj 29, 2017 3:29 pm
Tymczasem Van był już w bezpiecznej okolicy. Szybko omiótł wzrokiem wioskę. Wszystko zaczęo wracać do normalnego trybu. Jeden ze starszych Nameczan rozmawiał z innym bratem, przyglądając się śmiercionośnej wyrwie w czasoprzestrzeni, z której do tej pory nic nie wyszło, ale która też wcale nie zanikała ani nikogo ze swoich trzewi nie wypuściła...
Wodza wioski demon wypatrzył przy brzegu jednego z wielkich nameczańskich jezior. Stał po pas w wodzie wraz z innymi Nameczanami. Miał na sobie robocze ubranie, a w rekach coś w rodzaju sita, którym widocznie oczyszczał wodę. Gdy wypatrzył w powietrzu swojego ucznia, wyszedł powolnym krokiem na brzeg.
- Witaj z powrotem, Vanie. Czy czegoś ci potrzeba? – zapytał, opierając swoje sito o grząski brzeg – Dowiedziałeś się czegoś w obozie saiyan?
Wodza wioski demon wypatrzył przy brzegu jednego z wielkich nameczańskich jezior. Stał po pas w wodzie wraz z innymi Nameczanami. Miał na sobie robocze ubranie, a w rekach coś w rodzaju sita, którym widocznie oczyszczał wodę. Gdy wypatrzył w powietrzu swojego ucznia, wyszedł powolnym krokiem na brzeg.
- Witaj z powrotem, Vanie. Czy czegoś ci potrzeba? – zapytał, opierając swoje sito o grząski brzeg – Dowiedziałeś się czegoś w obozie saiyan?
- Van'D
- Liczba postów : 193
Data rejestracji : 28/06/2015
Identification Number
HP:
(1300/1500)
KI:
(0/0)
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Nie Cze 04, 2017 9:09 pm
" Nie mógł tracić czasu... Nie był pewien kiedy obóz stanie na nogi... Na pewno mieli zapasowe detektory i zaraz zaczną go ścigać... Demon miał jednak pewien pomysł jak na dłuższą chwilę zwieść przeciwnika i wmieszać się w dużo większy tłum niż wioska... "
Van nie miał za dużo czasu na rozprawianie z wodzem. Gdy tylko zjawił się w wiosce a wszystko wyglądało spokojnie jakby wracało powoli do normy, od razu ruszył do wodza. Trzeba było działać szybko, obóz wyśle swoich ludzi w akcie zemsty, co było pewne. Demon i tak uzyskał to co chciał, poznał imię i rangę poszukiwanej ogoniastej. Nie była byle wojownikiem skoro po jej zniknięciu dowodzenie objął tamten ślepy. I w tym momencie Van dostał pewnego rodzaju olśnienia, być może było o ukartowane między nowym przywódcą. Taka opcja mogła mieć miejsce i trzeba było niewątpliwie to przemyśleć. Mroczny runął na ziemię, szybko podbiegł do wodza wioski i zaczął mówić.
- Byłem w obozie... Stoczyłem walkę z dwoma ogoniastymi... Obaj są ranni ale żyją... Nie miałem zamiaru nikogo tam zabijać ale wiem że ruszą za mną w pościg... Muszę opuścić wioskę... Udam się do portu jaki postawili zmiennokształtni, tam natężenie obcych jest tak duże że Saiyanie mnie nie namierzą... Chciałbym aby wioska była bezpieczna więc muszę zniknąć na trochę... Znam jej Imię staruszku...
Tutaj głos Vana ewidentnie się zmienił, był dużo bardziej ludzki, dało się wyczuć emocje. W końcu miał jakąś opcje, informacje, choć było to tak niewiele. Mając tylko imię gotowy był ruszyć w kolejne miejsce aby szukać i starać się rozwikłać tajemnicze wizje.
" Postanowił... Miał swoją własną misję... Nazwał ją Noino..."
OCC: Jestem! Znowu dostałem Bana w Lolu więc ;d jedziemy z tą fabułką.
- Mam plan lecieć do portu aby zgubić pościg i chronić wioskę swoją nieobecnością
- chyba że już masz jakiś plan więc nie dawałem jeszcze zt ; )
Re: Wioska Dwugwiezdnej kuli
Pią Cze 09, 2017 2:04 pm
Wódz wysłuchał Vana i przytaknął. Nie zdążył nawet wyrazić swojego zdania, ponieważ chłopak już leciał dalej...
Z/T do https://dbng.forumpl.net/t1314-port-gwiezdny
Z/T do https://dbng.forumpl.net/t1314-port-gwiezdny
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach