Stołówka
+7
Vita Ora
Raziel
Ósemka
Colinuś
NPC.
Hazard
NPC
11 posters
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Stołówka
Sro Maj 30, 2012 1:38 am
First topic message reminder :
Miejsce, w którym jest wydawane jedzenie i gdzie można się posilić. Jakość podanego jedzenia zależy od pozycji tego kto zamawia, ale można powiedzieć, że jest znacznie lepsze niż tysiąc lat temu. Jeśli się nie chce korzystać z menu tygodniowego, to zawsze można wybrać coś z karty.
Miejsce, w którym jest wydawane jedzenie i gdzie można się posilić. Jakość podanego jedzenia zależy od pozycji tego kto zamawia, ale można powiedzieć, że jest znacznie lepsze niż tysiąc lat temu. Jeśli się nie chce korzystać z menu tygodniowego, to zawsze można wybrać coś z karty.
- Spoiler:
- GośćGość
Re: Stołówka
Pon Gru 10, 2012 4:13 pm
Krwistooki z całkiem nowym uniformem i scouterkiem podążał korytarzami w stronę stołówki aby zabrać stamtąd gościa sprawiającego kłopoty. Domyślał się nawet czemu tak było. Zapewne wybrednemu kadetowi jedzonko prosto od kucharzyny nie smakowało i teraz takie są tego skutki. Warto jednak zaczerpać informacji o tym co się wydarzyło, a saiyanie podczas żarcia zazwyczaj plotkują...albo opowiadają sobie słabe i nieśmiesznego suchary, które dziwnym trafem ich akurat śmieszą. W każdym razie tego wolał uniknąć, a potrzebne mu były tylko informacje o tym co się stało, a pewnie było na prawdę ciekawie. Po pewnym czasie dotarł do stołówki, gdzie większość ogoniastych siedziało przy stołach i rozmawiało ze sobą. Podszedł trochę bliżej i jego ucho wyłapało pewne dość ciekawe głosy...otóż pewien wojownik poprosił o podwójną porcję co było słowem zakazanym tutaj. Za to grubasek dał mu ogromnego gluta. To było w pewnej mierze śmieszne ale słuchał dalej. Oczywiście przez ich śmiechy z tej sytuacji nie wiele usłyszał, ale coś mu się udało. Tamten rzucił w kucharza tym glutem trafiając go w twarz, a tamten siny ze złości kazał zająć się tym jakiemuś osiłkowi. Sprowadzając go do parteru kazali mu to zlizywać z ziemi. Saiyan najwidoczniej nie zamierzał się poddać i starał się walczyć, ale jego przeciwnik za to coś całkowicie go połamał a potem razem poszli niosąc go do jakiegoś składzika czy tam zaplecza. Tego nie usłyszał, ale dość szybko dojrzał zapewne właściwe drzwi, a przynajmniej miał taką nadzieję, że były one dobre. Na szczęście nie mylił się ale wchodząc do pomieszczenia, ten widok go praktycznie wdeptał w ziemię. Jakiś gość leżał z widelcem wbitym w tyłek w kuble na śmieci. Był nieźle połamany, a do tego cuchnął. Niestety musiał on go wziąć ze sobą, a więc wyjął śmieciarza z kubła i trzymając za ogon woził po całej powierzchni wychodząc tym samym z sali i udając się w kierunku szpitali. Miał nadzieję, że smród dzięki temu na niego nie przejdzie.
OCC: Leczenie 10% KI
Stołówka -> Pokoje Szpitalne
OCC: Leczenie 10% KI
Stołówka -> Pokoje Szpitalne
Re: Stołówka
Nie Lut 03, 2013 12:22 pm
Zmęczenie towarzyszyło mu cały czas. Było jak cień, który jest tam gdzie i on. Po krótki spacerze z mapą w ręku ujrzał na końcu korytarza sale, w której stali już pojedynczy wojownicy. Schował mapę tam gdzie zawsze- kieszeń w kurtce. Wszedł do środka. Dużo miejsca, krzeseł, ławek. Bardzo dobre warunki, a temu wszystkiemu towarzyszył przyjemny zapach wydobywający się z kuchni gdzie przygotowany dania dla wszystkich. Saiyanie, którzy tam byli siedzieli spojrzeli na niego, gdy wszedł do środka i wrócili do rozmowy i konsumpcji. Powolnym krokiem szedł w kierunku okienka, z którego wydają jedzenie. Nagle zatrzymał się. Spojrzał się na wojowników, którzy nagle zaczęli się bardzo głośno śmiać. I mówili „Dobry kawał”. To dało chłopakowi trochę odwagi. Myślał, że może tutaj będzie trochę przyjemniej. Bez mordobicia, bez zbędnych zaczepek. Nie wiedział jak bardzo się mylił. Po chwili znów się ruszył. Jego oczy coraz częściej opadały a w tym czasie jego usta otwierały się pobierając i oddając więcej tlenu niż normalnie. Podszedł wreszcie do okienka. Na jego twarzy widać było zmęczenie, jednak mimo to jego usta wygięły się w górę tworząc lekki uśmiech. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie brzuch, który po raz wtóry tego dnia wydał z siebie dźwięk. Vernil lekko się zaczerwienił ze wstydu.
- Dzień dobry. Czy mógłbym dostać coś do jedzenia ?-powiedział, po czym czekał na jedzenie, na które czekał od czasu wyjścia z sali treningowej.
- Dzień dobry. Czy mógłbym dostać coś do jedzenia ?-powiedział, po czym czekał na jedzenie, na które czekał od czasu wyjścia z sali treningowej.
Re: Stołówka
Sro Lut 06, 2013 4:25 pm
Kucharz z lekkim grymasem na twarzy odpowiedział:
- Dobry dobry. Dla kogo dobry dla tego dobry...
Nałożył mu pełen talerz papki, tzw. szarej brei. Wyglądała jak mokry i pognieciony papier toaletowy a jej zapach przypominał... również papier toaletowy (w dodatku zużyty). Rzucił Vernilowi na ladę uśmiechając się przy tym i mówiąc: - Smacznego! - Po czym wybuchł śmiechem i schował się na zapleczu.
OOC: Opisz dokładnie "smak" tej papki. Wymiotowanie jak najbardziej wskazane xD
Re: Stołówka
Sro Lut 06, 2013 6:58 pm
Po chwili ukazał się grubokościsty koleś. W sumie wyglądał tak jak każdy wojownik a łatwo było wywnioskować, że jest albo kucharzem. Vernilowi aż ślinka ciekła, czekał na coś dobrego do jedzenia... Jak bardzo się przeliczył. Kucharz stanowczym ruchem ręki nałożył mu na tackę jakąś szarą breję. Śmierdziało to jak świeża gnojówka wymieszana dla klarowności z zapisanym zeszytem od matematyki. Czym to tak właściwie było? Wiedział pewnie tylko twórca dania, który rzucił tylko krótkie "smacznego" odwrócił się tyłem i udał się na zaplecze. Właśnie "tyłem" to jest słowo klucz... Brązowowłosy spojrzał na wielki tyłek kucharza i zagadka, czym jest danie rozwiązała się. Zaryzykował. Odchodząc od lady, nachylił się nad potrawą i powąchał. To był błąd. W jego nozdrzach rozprzestrzenił się zapach, jaki towarzyszy każdemu po wejściu do kabiny z ubikacją gdzie ktoś przed chwilą miał problemy z wypróżnieniem. Do tego jadł jakąś fasolkę albo coś... Sam zapach odstraszał na tyle, że resztki jedzenia znajdujące się w brzuchu młodzieńca unosiły się do góry. Spojrzał na to czy nikt nie stoi przy okienku skąd wziął jedzenie-o ile można to tak nazwać. Było pusto. Postanowił z tacką udać się do toalety. Tam wrzucił całą zawartość do miejsca skąd została ona prawdopodobnie wyjęta. Spłukał dla pewności z 3 razy i wyszedł z kabiny. Jednak głód nadal mu towarzyszył. Jedyne, co wymyślił to jego zapicie. Wziął tackę, już pustą postawił obok umywalki. Odkręcił wodę by leciał średnim strumieniem. Nachylił się do niej i zaczął pić do pełna. Po napiciu się lekko mu się odbiło. Wziął tackę w prawą rękę. Udał się w stronę kuchni. Przed wejściem zatrzymał się. Lekko się wychylił i spojrzał czy na horyzoncie jest gotujący frykasy. Znów było czysto. Podszedł, zatem do stolika bardzo szybko i taką samą szybkością wyszedł z pomieszczenia. Biegł przez korytarz i skręcił w pierwszą odnogę. Nieco zwolnił krok. Wyciągnął mapę i kierował się do swojej kwatery…
z/t -> kwatera Vernila(zaraz będzie utworzona xD)
z/t -> kwatera Vernila(zaraz będzie utworzona xD)
- GośćGość
Re: Stołówka
Pią Lut 15, 2013 5:02 pm
Czarnowłosy wojownik był cały zmęczony po treningu i miał ochotę coś zjeść. Miał wielką nadzieję, że to już nie będzie papka, bo w końcu awansował i żołnierze rangi Nashi są chyba trochę lepiej traktowani od kadetów to i może żarcie będzie lepsze, a przynajmniej tak myślał. Chłopak szczerze powiedziawszy nie pamiętał zbytnio jak trafić do stołówki, chociaż scouter by mu z pewnością wskazał drogę, ale przypomniał sobie nagle o mapie! A przecież jeszcze ani razu jej nie użył, a że miał taką ochotę to zamierzał to zrobić teraz. W tym celu wyciągnął dziwny przedmiot i go włączył. Pokazał się hologram na której była cała akademia, a nawet były widoczne różne piętra czy wielkości różnych pomieszczeń. Był szczerze zaskoczony taką techniką i zamierzał trochę się tym pobawić. Z pomocą mapy podążał w stronę stołówki i szybko do tego miejsca trafił bo wybierał przeróżne skróty w tym labiryncie korytarzy. Bez mapy czy scoutera można się zgubić tutaj, ale nie jest tak źle. To tylko świadczy jak wspaniała jest ta akademia. No pewien trener z koszar już mniej, ale na nim nastolatek się jeszcze zemści. Gdy tylko sobie o nim przypomniał to miał nadzieję, że go przed odlotem nie spotka. Wolał sobie nie wyobrażać tego co pragnąłby mu przed jego odlotem "pokazać" bądź "nauczyć" w pięknym miejscu jakim są baraki. Na swoje szczęście krwistooki nigdzie go nie widział, więc mógł odetchnąć z ulgą. W końcu też przekroczył wejście do stołówki i podszedł pewnym krokiem do lady gdzie zazwyczaj są serwowane przeróżne jedzenia. Zanim się obejrzał dostał tacę z czymś...dziwnym. To nie była papka, a na dodatek to nieźle pachniało. Wdychał powoli ten zapach, bo jeszcze czegoś takiego tutaj nie jadł...no może oprócz innego jedzenia które dały mu panie kucharki. A właśnie czy recepcjonista kogoś nie zastępował? Dlatego był może taki zły? Z resztą nieważne może jeszcze kiedyś parę osób pozna. W każdym razie wziął tacę i usiadł z nią przy wolnym stole. Na jego talerzu znajdował się chyba Pieczony kawałek mięsa, dziwna różowa masa i jakieś zielsko czy tam sałatka, jakkolwiek by się to nie zwało. Nie był pewny czy to jest lepsze od papki, ale po tym co zjadł to już wszystko będzie mu smakowało. Wziął widelec do ręki i pewnym ruchem ręki zaczął powoli jeść swój obiad. Gdy tylko przełknął pierwszy kęs wprost oniemiał. To było bardzo dobre jedzenie, choć podobne do tego co dały mu panie kucharki. Tym lepiej dla niego! Jeśli żołnierze mogą jeść coś takiego, to już mu się tutaj zaczyna powoli podobać. Oczywiście nadal jest traktowany jako mięso armatnie, ale nie jest już tak źle jak było. Jadł coraz więcej i szybciej, aż w końcu po pewnym czasie zjadł wszystko. Był już najedzony toteż odniósł i odłożył tackę tam gdzie była reszta i ruszył się do swojej kwatery, gdyż podobno dostał jakiś większy pokój w ramach awansu.
OCC: Stołówka -> Kwatera Altaira Drake'a
OCC: Stołówka -> Kwatera Altaira Drake'a
- GośćGość
Re: Stołówka
Sro Mar 06, 2013 4:45 pm
Gdy już był w środku, mógł zobaczyć niewielkie tłumy przy stołach, ale nie wszystkie stoły były zamienione. Zaczął powoli podchodzić do lady, która była na wprost jego twarzy, miał nadzieję, że nie spotka znowu tego grubasa co ostatnio tylko kogoś milszego.
Podszedł do blatu i zapytał się:
-Przepraszam, czy mogę dostać coś do jedzenia ? - zapytał miłym tonem. Wolał poczekać na odpowiedź, ponieważ tak nie kulturalnie pytać parę razy. Był ciekawy, czy może jeszcze spotka Altaira, ale to tylko przypuszczenia, wreszcie on też mógłby zgłodnieć w podróży, więc pewnie wparuje tu niedługo z pustym żołądkiem i zaczną obydwoje jeść jakieś dobre snaki.
Zastanawiało go też, czy ta Halfka by przyszła do stołówki na jakieś żarcie, mogła też wreszcie zgłodnieć, nawet mogła by przyjść z tym swoim znajomym z którym dostała misję, wreszcie Blade słyszał trochę, gdy dziewczyna trenera dawała im misję do wykonania.
Nie mniej jednak, czekał dalej na jedzenie, miał nadzieję, że dostanie coś dobrego do jedzenia, a nie znowu takie gówno co przedtem dostał od tego grubala. Zaczął się rozglądać, lecz nigdzie nie widział, wiedział że niedługo go ktoś obsłuży.
Podszedł do blatu i zapytał się:
-Przepraszam, czy mogę dostać coś do jedzenia ? - zapytał miłym tonem. Wolał poczekać na odpowiedź, ponieważ tak nie kulturalnie pytać parę razy. Był ciekawy, czy może jeszcze spotka Altaira, ale to tylko przypuszczenia, wreszcie on też mógłby zgłodnieć w podróży, więc pewnie wparuje tu niedługo z pustym żołądkiem i zaczną obydwoje jeść jakieś dobre snaki.
Zastanawiało go też, czy ta Halfka by przyszła do stołówki na jakieś żarcie, mogła też wreszcie zgłodnieć, nawet mogła by przyjść z tym swoim znajomym z którym dostała misję, wreszcie Blade słyszał trochę, gdy dziewczyna trenera dawała im misję do wykonania.
Nie mniej jednak, czekał dalej na jedzenie, miał nadzieję, że dostanie coś dobrego do jedzenia, a nie znowu takie gówno co przedtem dostał od tego grubala. Zaczął się rozglądać, lecz nigdzie nie widział, wiedział że niedługo go ktoś obsłuży.
Re: Stołówka
Czw Mar 07, 2013 10:11 pm
Tym razem za ladą znajdował się znudzony pracą, młody, szczupły Saiyan'in. Siedział z głową podpartą na dłoni i leniwym wzrokiem obserwował siedzących przy stolikach. Na słowa Blade'a westchnął, wstał i sięgnął po tackę.
- Jasne, dla głodnego coś pysznego - nabierał chochlą jakąś dziwną substancję o kaszkowatej konsystencji - Łap. Tylko postaraj się za bardzo nie upaskudzić stolika.
Ziewnął i usiadł z powrotem, zawieszając swój wzrok na kilku kadetkach, które właśnie przechodziły obok.
OCC:
Smacznego Kaszka nie jest taka zła, ale też nie smakuje jakoś nadzwyczajnie.
- Jasne, dla głodnego coś pysznego - nabierał chochlą jakąś dziwną substancję o kaszkowatej konsystencji - Łap. Tylko postaraj się za bardzo nie upaskudzić stolika.
Ziewnął i usiadł z powrotem, zawieszając swój wzrok na kilku kadetkach, które właśnie przechodziły obok.
OCC:
Smacznego Kaszka nie jest taka zła, ale też nie smakuje jakoś nadzwyczajnie.
- GośćGość
Re: Stołówka
Pią Mar 08, 2013 11:06 pm
Kiedy wreszcie Saiyan doczekał się, aż ktoś w końcu przyjdzie, mógł on dostrzec za ladą niskiego saiyan-jina. Widać, że chłopakowi strasznie się nudziło, bo raz zdarzyło mu się ziewnąć. Po krótkiej chwili, Kadet dostał wreszcie jakieś jedzonko, może nie było ładnie podane, ważne że dało się zjeść, nie to co ostatnio dostał.
Wziął tacę, podziękował i pokierował się w stronę wolnego miejsca. Kiedy już znalazł pusty stolik, usiadł przy nim i zaczął zajadać kaszkowatą papkę. Nie smakowała jakoś ohydnie, nawet była zdatna do zjedzenia, więc pałaszował ile mógł. Miał nadzieję, że nikt mu nie przeszkodzi przy jedzeniu, był strasznie głodny, nawet nie najadł się resztkami ze swojej lodówki, w której teraz aktualnie nic się nie znajdywało.
Kiedy już zjadł, poszedł z powrotem do lady, zostawiając po sobie tacę, na której przedtem było zjedzone przez niego żarcie.
-Dziękuję, było bardzo pyszne, chyba będę częściej tutaj zaglądał. - powiedział z uśmiechem na twarzy, po czym pokierował się w stronę wyjścia. Nie miał tu już nic do roboty, przyszedł się najeść, ponieważ jego zapasy się dawno skończyły, które zabrał ze swojego domu.
Kiedy już wyszedł ze stołówki, pokierował się z powrotem do swojej kwatery, za bardzo nic ciekawego nie było do roboty, a na salę nie miał co iść, bo trenera i tak pewnie jeszcze nie było. Powolnymi ruchami, zaczął wchodzić po schodach, po to by dostać się do swojej kwatery, trochę mu to zajęło, z jakąś minutę czasu.
Po wejściu po schodach, od razu powędrował w stronę swojego pokoju, po to by odpocząć po wielkiej uczcie, jaką dostał w kantynie. Blade już był przed drzwiami kwatery, otworzył je i przekroczył próg, już znajdywał się w środku.
z/t - Kwatera Blade'a Rivera.
Wziął tacę, podziękował i pokierował się w stronę wolnego miejsca. Kiedy już znalazł pusty stolik, usiadł przy nim i zaczął zajadać kaszkowatą papkę. Nie smakowała jakoś ohydnie, nawet była zdatna do zjedzenia, więc pałaszował ile mógł. Miał nadzieję, że nikt mu nie przeszkodzi przy jedzeniu, był strasznie głodny, nawet nie najadł się resztkami ze swojej lodówki, w której teraz aktualnie nic się nie znajdywało.
Kiedy już zjadł, poszedł z powrotem do lady, zostawiając po sobie tacę, na której przedtem było zjedzone przez niego żarcie.
-Dziękuję, było bardzo pyszne, chyba będę częściej tutaj zaglądał. - powiedział z uśmiechem na twarzy, po czym pokierował się w stronę wyjścia. Nie miał tu już nic do roboty, przyszedł się najeść, ponieważ jego zapasy się dawno skończyły, które zabrał ze swojego domu.
Kiedy już wyszedł ze stołówki, pokierował się z powrotem do swojej kwatery, za bardzo nic ciekawego nie było do roboty, a na salę nie miał co iść, bo trenera i tak pewnie jeszcze nie było. Powolnymi ruchami, zaczął wchodzić po schodach, po to by dostać się do swojej kwatery, trochę mu to zajęło, z jakąś minutę czasu.
Po wejściu po schodach, od razu powędrował w stronę swojego pokoju, po to by odpocząć po wielkiej uczcie, jaką dostał w kantynie. Blade już był przed drzwiami kwatery, otworzył je i przekroczył próg, już znajdywał się w środku.
z/t - Kwatera Blade'a Rivera.
Re: Stołówka
Sro Kwi 03, 2013 1:18 pm
Trening był wyczerpując, a zaraz po nim młody chłopak urodzony na ziemi postanowił udać się na stołówkę. Nie miał z tym miejscem wesołych wspomnień. Podczas ostatniej wizyty szanowny pan kucharz, poczęstował go własnej roboty „papką”, w której skład wchodziły takie frykasy jak papier toaletowy- użyty, z dodatkiem przetrawionego i wydalonego jedzenia, wymieszany lub polany wodą z toalety. Mimo wszystko postanowił jeszcze raz odwiedzić to urocze miejsce. Gdy był na korytarzu, zapach smażonego mięsa, z licznymi przyprawami, niósł się trafiając do jego narządu węchu. Chłopak przyśpieszył nieco krok. Jego myśli krążyły wokół talerza z jakimś jedzeniem. Nie miał specjalnych wymagań, byle byłoby to coś ciepłe i smaczne. A, no i nie takie jak ostatnio. Wszedł do pomieszczenia. Tam wszystko powoli traciło swój urok. W koncie jacyś Saiyanie bili się po mordach. Jeden z nich miał okrwawioną twarz, a na jego oko nachodziła solidna opuchlizna. Po silnym prawym sierpowym upadł, a Ci, którzy byli nieopodal wzięli go na barki i wynieśli drugim wejściem. Vernil obserwował całą sytuacje nie zwalniając kroku. Wiedział, że chociaż jedno spojrzenie mogło doprowadzić, do tego, że wojownicy przyjdą, zapytają jak mija dzień, a później i brązowowłosego halfa będzie trzeba na barkach wynieść ze stołówki. Zatrzymał się dopiero w kolejce, która prowadziła do okienka z jedzeniem. Nie słyszał głosu postaci, która obsługiwała mieszkańców Vegety stojących przed nim. Kolejka jak zawsze szła jak krew z nosa. W tym czasie do nosa Vernlia ponownie trafiły wesołe zapachy, które pieściły jego nos w korytarzy. Spojrzał na wojownika, którego akurat obsługiwano.
-Nooo. Nie ma się, co dziwić… -pomyślał Brązowowłosy. W rzeczy samej, Saiyan przed okienkiem był wyższej klasy wojownikiem i miał zbroje taką samą jak ojciec Mai, którego wraz z Ósemką widział w spiżarni. TA zbroja miała nieco inną kolorystykę a dla chłopaka wydawała się brzydsza.
Wreszcie nadeszła jego kolej. Uśmiechnął się do osoby wydającej jedzenia i z wesołym głosem powiedział.
-Dzień dobry, czy mógłbym dostać coś dobrego do jedzenia ?- po tych słowach czekał na coś, co uraczy jego kubki smakowe.
-Nooo. Nie ma się, co dziwić… -pomyślał Brązowowłosy. W rzeczy samej, Saiyan przed okienkiem był wyższej klasy wojownikiem i miał zbroje taką samą jak ojciec Mai, którego wraz z Ósemką widział w spiżarni. TA zbroja miała nieco inną kolorystykę a dla chłopaka wydawała się brzydsza.
Wreszcie nadeszła jego kolej. Uśmiechnął się do osoby wydającej jedzenia i z wesołym głosem powiedział.
-Dzień dobry, czy mógłbym dostać coś dobrego do jedzenia ?- po tych słowach czekał na coś, co uraczy jego kubki smakowe.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Sro Kwi 03, 2013 10:00 pm
Pomieszczenie nie wyglądało źle. Pełne zgłodniałych wojowników, najróżniejszych zapachów oraz głośnych rozmów przerywanych ciamkaniem. Mało kiedy Saiyanie przejmowali się etykietą przy stole. W rogu rozgrywała się regularna burda, ale to jakoś jej nie dziwiło. Vivian stała w drzwiach, lustrując stołówkę i szukając wzrokiem miejsca wydawań posiłków.
Porządnie zgłodniała, dlatego pośpieszyła w odpowiednie miejsce. Halfka ustawiła się w ogonku, czekając na swoją kolei. Gdzieś przed nią dwóch Saiyan kłóciło się o coś, za dziewczyną chichotały inne kadetki. Ósemka nie odzywała się ani słowem. Nie miała w sumie po co, a do zawierania nowych znajomości nie podchodziła entuzjastycznie. Nie żeby była introwertyczna… Piski i wyzwiska sprawiały, że wolała milczeć.
Zbliżając się do okienka Vivan usłyszała znajomy głos. Vernil! Uniosła rękę, pozdrawiając kadeta, ale nie była pewna, czy chłopak ją zauważył. Była właśnie jego kolej i Ósemka zastanawiała się, czy przypadkiem nie myślą o tym samym. O zapasach w spiżarni, które mocno się uszczupliły w czasie ich pobytu. Jednakże, patrząc po daniach, nie wyglądało na to, żeby czegoś brakowało.
- Dzień dobry, poproszę o coś do jedzenia. – Powiedziała, gdy nadeszła jej kolej.
OCC--> + 10% HP
Porządnie zgłodniała, dlatego pośpieszyła w odpowiednie miejsce. Halfka ustawiła się w ogonku, czekając na swoją kolei. Gdzieś przed nią dwóch Saiyan kłóciło się o coś, za dziewczyną chichotały inne kadetki. Ósemka nie odzywała się ani słowem. Nie miała w sumie po co, a do zawierania nowych znajomości nie podchodziła entuzjastycznie. Nie żeby była introwertyczna… Piski i wyzwiska sprawiały, że wolała milczeć.
Zbliżając się do okienka Vivan usłyszała znajomy głos. Vernil! Uniosła rękę, pozdrawiając kadeta, ale nie była pewna, czy chłopak ją zauważył. Była właśnie jego kolej i Ósemka zastanawiała się, czy przypadkiem nie myślą o tym samym. O zapasach w spiżarni, które mocno się uszczupliły w czasie ich pobytu. Jednakże, patrząc po daniach, nie wyglądało na to, żeby czegoś brakowało.
- Dzień dobry, poproszę o coś do jedzenia. – Powiedziała, gdy nadeszła jej kolej.
OCC--> + 10% HP
Re: Stołówka
Czw Kwi 04, 2013 12:11 am
Kolejka w stołówce szła bardzo powoli. Powodem tego były braki w asortymencie. Miało to zapewne związek z wydarzeniami w spiżarni. Niby były zapasy na "czarną godzinę", lecz przeniesienie ich do miejsca docelowego trochę zajmuje. Zza zaplecza dochodziły jakieś hałasy, szuranie kartonów, szczęk naczyń i inne takie. Za ladą, w pocie czoła uwijały się dwie osoby: chudy, nastoletni chłopak, oraz całkiem atrakcyjna, rudowłosa dziewczyna. Część głodomorów cierpliwie czekała na posiłek, lecz Ci wyżsi rangą głośno komentowali swe niezadowolenie. Jeden, z wyjątkowo wrednym wyrazem twarzy nie wytrzymał i cisnął częścią swej tacki wprost na twarz młodego Saiyan'a. Ten nie miał odwagi mu się zrewanżować i udawał że nic się nie stało. W końcu przyszła kolej na Vernil'a, a następnie na Vivian. Ruda zależało na czasie, toteż długo się nie zastanawiając, wzięła dwie tacki i nałożyła na nie typową papkę dla kadetów. Ciężko było odgadnąć jej skład, ale miała nieprzyjemny, zgniłozielony kolor.
- Proszę - rzekła z ponurym wyrazem twarzy.
Kolejka szła dalej. Gdy tylko dwójka świeżaków udała się w stronę stolików, na sali zaczęło robić się gorąco. Coraz więcej osób miało dość, nie tylko marnej obsługi ale i kiepskiego żarcia, gdyż nie było zbyt wiele czasu na jego przygotowanie. Ktoś rzucił swym talerzem, przypadkowo trafiając jakiegoś średniej klasy żołnierza. Ten nie pozostał dłużny i jego obiad wylądował we włosach "ktosia". Nie trzeba było długo czekać, reszta poszła ich przykładem. Po chwili stołówka pełna była latających talerzy i jedzenia. Niektórzy darowali sobie tę zabawę i od razu zaczęli walić się po mordach. Kilka stolików i krzeseł zostało potrzaskanych, gdy rośli Saiyan'ie rzucili się na siebie niczym rozjuszone byki.
OCC:
Każdy kadet musi przez to przejść. Papka dla kadetów - wszelkiej maści resztki zmielone do czegoś o konsystencji budyniu. Smak i zapach - ohydne, chyba że ktoś lubi "specyficzne" smaki. Dodatkową atrakcją są ekstremalne warunki panujące na sali. Także wsuwajcie i uważajcie by niczym nie oberwać
- Proszę - rzekła z ponurym wyrazem twarzy.
Kolejka szła dalej. Gdy tylko dwójka świeżaków udała się w stronę stolików, na sali zaczęło robić się gorąco. Coraz więcej osób miało dość, nie tylko marnej obsługi ale i kiepskiego żarcia, gdyż nie było zbyt wiele czasu na jego przygotowanie. Ktoś rzucił swym talerzem, przypadkowo trafiając jakiegoś średniej klasy żołnierza. Ten nie pozostał dłużny i jego obiad wylądował we włosach "ktosia". Nie trzeba było długo czekać, reszta poszła ich przykładem. Po chwili stołówka pełna była latających talerzy i jedzenia. Niektórzy darowali sobie tę zabawę i od razu zaczęli walić się po mordach. Kilka stolików i krzeseł zostało potrzaskanych, gdy rośli Saiyan'ie rzucili się na siebie niczym rozjuszone byki.
OCC:
Każdy kadet musi przez to przejść. Papka dla kadetów - wszelkiej maści resztki zmielone do czegoś o konsystencji budyniu. Smak i zapach - ohydne, chyba że ktoś lubi "specyficzne" smaki. Dodatkową atrakcją są ekstremalne warunki panujące na sali. Także wsuwajcie i uważajcie by niczym nie oberwać
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Czw Kwi 04, 2013 11:42 pm
Dziewczyna z neutralną twarzą patrzyła na zielonawą papkę, lądującą tuż przed nią. Danie wyglądało nieapetycznie, glutowa i podejrzanie lepko. Z charakterystycznym, niemiłym dla ucha plaśnięciem spadło na talerz. Zdawało się jej, czy też powierzchnia papki bulgocze?
Nie zamierzała jednak spędzić dnia na wpatrywaniu się w maziowaty posiłek. Popychana przez kadeta za sobą, chwyciła wątpliwego wdzięku obiad i umknęła na bok. Szukała Vernila wzrokiem. Równie dobrze Vivian mogłaby usiąść sama, ale nie uśmiechała się jej ta opcja. Wolała towarzystwo chłopaka od naburmuszonych wojowników i wywyższających się starszych kadetów. On przynajmniej nie miał w spojrzeniu nieskrywanej pogardy, jak kilku mijanych przez nią wojowników wyższej rangi.
Stołówka nie posiadała przyjaznej aury, ale czy cokolwiek ją w Akademii miało? Paru Saiyan zaczynało się zwyczajnie lać po mordach. Ostre słowa krążyły po sali, tak samo jak noże w spiżarni, całkiem niedawno. Ósemka usiadła gwałtownie na ławie, by uniknąć lecącego półmiska. Naczynie wpadło na kogoś z tyłu i pomieszczenie wypełnił krzyk.
Odruchowo przełknęła ślinę i dopiero wtedy zauważyła, że usiadła naprzeciwko Vernila. Uśmiechnęła się do niego i starając się przekrzyczeć narastający hałas, zapytała pół-żartem, pół-serio:
- Tu zawsze jest taka zabawa? – Po czym skinęła lekko głową i zainteresowała się swoją porcją obiadową. Prowadzenie konwersacji w tych warunkach nie byłoby najlepszym pomysłem. Zwłaszcza, że krzyki stawały się coraz bardziej natarczywe.
Kadetka zakręciła w dłoni widelcem, nie wiedząc za bardzo jak zabrać się do jedzenia. O posiłkach w Akademii, jak o wielu innych rzeczach, krążyły niezrównane legendy. Dziewczynie zdarzało się parę razy w życiu gotować i zwykle to co robiła, wychodziło jadalne. Czego nie można było powiedzieć o mętnej mazi na talerzu…
Dźgnęła papkę widelcem. Odskoczyła jak galareta. Spróbowała po raz drugi i z dłoni wypadł jej sztuciec. Nie upadł jednak na blat, ale tkwił chwilę w dziwnej pozycji, do połowy zagłębiony w jedzeniu. Potem z cichym plaśnięciem zniknął w środku. Papka wchłonęła widelec.
- Ja spasuję. – Jęknęła dziewczyna i odsunęła talerz, czując jak żołądek podjeżdża do gardła.
Brzdęk. Hałas tężał wokół kadetów, aż w końcu ryknął gromko. Gromadząca się do tej pory złość i niezadowolenie dały w końcu upust. Rozpętała się regularna burda. Za głową Vivian poszybował talerz, uderzając w ścianę. Pecyna zielonej papki spadła jej na głowę. Gdzieś z boku ktoś wrzeszczał, a po chwili dwa stoły zostały przepołowione. Krzesła i ławy uleciały w powietrze i już w całej stołówce nie było spokoju.
Dla ratowania życia Ósemka schowała się pod stół, strzepując z głowy resztki jedzenia. Szukała najkrótszej drogi do wyjścia, takiej, by nie ryzykować utraty kończyny, ani większych obrażeń. Coś w sali wybuchło. Pewnie jeden z wojowników nie wytrzymał napięcia i wystrzelił ogromnym atakiem. Zaraz potem usłyszała rumor, jakby zawaliła się ściana.
~Robi się śmiertelnie wesoło~
OCC---> + 10% HP
Nie zamierzała jednak spędzić dnia na wpatrywaniu się w maziowaty posiłek. Popychana przez kadeta za sobą, chwyciła wątpliwego wdzięku obiad i umknęła na bok. Szukała Vernila wzrokiem. Równie dobrze Vivian mogłaby usiąść sama, ale nie uśmiechała się jej ta opcja. Wolała towarzystwo chłopaka od naburmuszonych wojowników i wywyższających się starszych kadetów. On przynajmniej nie miał w spojrzeniu nieskrywanej pogardy, jak kilku mijanych przez nią wojowników wyższej rangi.
Stołówka nie posiadała przyjaznej aury, ale czy cokolwiek ją w Akademii miało? Paru Saiyan zaczynało się zwyczajnie lać po mordach. Ostre słowa krążyły po sali, tak samo jak noże w spiżarni, całkiem niedawno. Ósemka usiadła gwałtownie na ławie, by uniknąć lecącego półmiska. Naczynie wpadło na kogoś z tyłu i pomieszczenie wypełnił krzyk.
Odruchowo przełknęła ślinę i dopiero wtedy zauważyła, że usiadła naprzeciwko Vernila. Uśmiechnęła się do niego i starając się przekrzyczeć narastający hałas, zapytała pół-żartem, pół-serio:
- Tu zawsze jest taka zabawa? – Po czym skinęła lekko głową i zainteresowała się swoją porcją obiadową. Prowadzenie konwersacji w tych warunkach nie byłoby najlepszym pomysłem. Zwłaszcza, że krzyki stawały się coraz bardziej natarczywe.
Kadetka zakręciła w dłoni widelcem, nie wiedząc za bardzo jak zabrać się do jedzenia. O posiłkach w Akademii, jak o wielu innych rzeczach, krążyły niezrównane legendy. Dziewczynie zdarzało się parę razy w życiu gotować i zwykle to co robiła, wychodziło jadalne. Czego nie można było powiedzieć o mętnej mazi na talerzu…
Dźgnęła papkę widelcem. Odskoczyła jak galareta. Spróbowała po raz drugi i z dłoni wypadł jej sztuciec. Nie upadł jednak na blat, ale tkwił chwilę w dziwnej pozycji, do połowy zagłębiony w jedzeniu. Potem z cichym plaśnięciem zniknął w środku. Papka wchłonęła widelec.
- Ja spasuję. – Jęknęła dziewczyna i odsunęła talerz, czując jak żołądek podjeżdża do gardła.
Brzdęk. Hałas tężał wokół kadetów, aż w końcu ryknął gromko. Gromadząca się do tej pory złość i niezadowolenie dały w końcu upust. Rozpętała się regularna burda. Za głową Vivian poszybował talerz, uderzając w ścianę. Pecyna zielonej papki spadła jej na głowę. Gdzieś z boku ktoś wrzeszczał, a po chwili dwa stoły zostały przepołowione. Krzesła i ławy uleciały w powietrze i już w całej stołówce nie było spokoju.
Dla ratowania życia Ósemka schowała się pod stół, strzepując z głowy resztki jedzenia. Szukała najkrótszej drogi do wyjścia, takiej, by nie ryzykować utraty kończyny, ani większych obrażeń. Coś w sali wybuchło. Pewnie jeden z wojowników nie wytrzymał napięcia i wystrzelił ogromnym atakiem. Zaraz potem usłyszała rumor, jakby zawaliła się ściana.
~Robi się śmiertelnie wesoło~
OCC---> + 10% HP
Re: Stołówka
Pią Kwi 05, 2013 11:16 pm
Chłopak czekał z utęsknieniem na jedzonko i co dostał tym razem? Zieloną papkę … No fakt zawsze to lepsze niż papier toaletowy, ale chłopak odchodząc od okienka bez słowa i udając się do stolika uważnie wpatrywał się w danie, które mu podano. Vernilowi wydawało się, że potrawa uśmiecha się do niego i mówi cichym głosem „zjedz mnie zjedz mnie”! Mimo wszystko chłopak nie reagował na zaloty. Był tak zamyślony, że nie zauważył Ósemki, która stała w kolejce kilka miejsc za nim. Usiadł na ławce przy czystym blacie. Postawił, a właściwie rzucił z niewielkiej wysokości, tackę z zieloną papką, na powierzchnie stolika. Normalny posiłek podskoczyłby, ale nie ten. Ten tylko zaczął dygotać jak galaretka. Half wziął widelec. Zaczął mieszać, co dostał, jednak nawet nie przeszło mu przez myśl to, że może wziąć to coś do ust. Nagle ktoś usiadł naprzeciw niego. Dotychczas miał minę dość nie tęgą jednak dziewczyna, która przysiadła się do Brązowowłosego spowodowała, że na jego tworzy pojawił się uśmiech.
-Cześć miło Cię znowu widzieć-powiedział chłopak, na którego twarzy namalował się wesoły uśmiech. Jeszcze niedawno zastanawiał się czy spotka jeszcze dziewczynę, z którą był w spiżarni. Ich drogi przecięły się w tak specyficznym miejscu, jakim jest stołówka. Złotowłosa zapytała o atmosferę w pomieszczeniu. Chłopak tylko wzruszył ramionami. Przyszedł tutaj drugi raz, i chyba tym razem ostatni. No chyba, że po awansie, który może kiedyś nadejdzie…
W pomieszczeniu temperatura rosła z sekundy na sekundę. Wojownicy o wyższej randze zaczęli dawać upust swoim emocjom poprzez energiczne dotknięcie twarzy innego, Saiyana. Nagle uwagę Halfa przykuło coś dziwnego. Lecący talerz za głową Vivian „upuścił” zawartość prosto na jej głowę. Była to chyba ta sama papka, którą Vernil miał w tym momencie na talerzu. Bum, trzask, dźwięk pękającego blatu, po chwili drugi. Ósemka weszła pod stół. Chłopak zajrzał tam. Chwycił ją za rękę i wyciągnął spod stolika. Sytuacja, mimo, że nie najweselsza, nie była jeszcze krytyczna. Za kilka minut pewnie i ich wciągnięto by w tą bezsensowną nawalankę, jednak teraz według Halfa był jeszcze czas na ucieczkę. Spojrzał na Vivian kiwnął głową i zaczął biec w kierunku wyjścia.
-Cześć miło Cię znowu widzieć-powiedział chłopak, na którego twarzy namalował się wesoły uśmiech. Jeszcze niedawno zastanawiał się czy spotka jeszcze dziewczynę, z którą był w spiżarni. Ich drogi przecięły się w tak specyficznym miejscu, jakim jest stołówka. Złotowłosa zapytała o atmosferę w pomieszczeniu. Chłopak tylko wzruszył ramionami. Przyszedł tutaj drugi raz, i chyba tym razem ostatni. No chyba, że po awansie, który może kiedyś nadejdzie…
W pomieszczeniu temperatura rosła z sekundy na sekundę. Wojownicy o wyższej randze zaczęli dawać upust swoim emocjom poprzez energiczne dotknięcie twarzy innego, Saiyana. Nagle uwagę Halfa przykuło coś dziwnego. Lecący talerz za głową Vivian „upuścił” zawartość prosto na jej głowę. Była to chyba ta sama papka, którą Vernil miał w tym momencie na talerzu. Bum, trzask, dźwięk pękającego blatu, po chwili drugi. Ósemka weszła pod stół. Chłopak zajrzał tam. Chwycił ją za rękę i wyciągnął spod stolika. Sytuacja, mimo, że nie najweselsza, nie była jeszcze krytyczna. Za kilka minut pewnie i ich wciągnięto by w tą bezsensowną nawalankę, jednak teraz według Halfa był jeszcze czas na ucieczkę. Spojrzał na Vivian kiwnął głową i zaczął biec w kierunku wyjścia.
Re: Stołówka
Nie Kwi 07, 2013 8:07 pm
Sytuacja na stołówce powoli się stabilizowała. Coraz mniej żarcia latało po sali, a walczący kończyli swe osobiste porachunki. Dwójka młodych kadetów wystrzeliła spod stołu i pozostawiając nietknięte tacki z jedzeniem zaczęła kierować się w stronę wyjścia. Nie uszło to uwadze pewnej Saiyanki....
- A Wy gdzie się wybieracie!?
Vivian i Vernil zostali gwałtownie zatrzymani, gdy ogromne łapska chwyciły ich za karki. Rzuceni z powrotem pod stół mogli obserwować najbardziej paskudną osobę jaką w życiu widzieli.
- Jak można zostawić takie pyszności? Ja na to nie pozwolę!
Pod wpływem jej ryku kadeci przesunęli się o kilka centymetrów w tył.
- Nie wyjdziecie stąd dopóki tego wszystkiego nie zjecie! Pakujcie to sobie do mordy, albo sama to zrobię!
Mówiła całkiem serio, tak przynajmniej sugerował wyraz jej twarzy. Nie było wyboru, Vivian i Vernil musieli zasmakować typowego jedzonka dla kadetów.
OCC:
Nie popuszczę Zapewniam, że gruba spełni swą groźbę.
- A Wy gdzie się wybieracie!?
Vivian i Vernil zostali gwałtownie zatrzymani, gdy ogromne łapska chwyciły ich za karki. Rzuceni z powrotem pod stół mogli obserwować najbardziej paskudną osobę jaką w życiu widzieli.
- Wchodzicie na własną odpowiedzialność:
- Jak można zostawić takie pyszności? Ja na to nie pozwolę!
Pod wpływem jej ryku kadeci przesunęli się o kilka centymetrów w tył.
- Nie wyjdziecie stąd dopóki tego wszystkiego nie zjecie! Pakujcie to sobie do mordy, albo sama to zrobię!
Mówiła całkiem serio, tak przynajmniej sugerował wyraz jej twarzy. Nie było wyboru, Vivian i Vernil musieli zasmakować typowego jedzonka dla kadetów.
OCC:
Nie popuszczę Zapewniam, że gruba spełni swą groźbę.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Nie Kwi 07, 2013 9:22 pm
Chowanie się pod stół nie było najlepszą opcją. Meble w tym pomieszczeniu były systematycznie niszczone przez pojedynkujących się. Szczęście, że Vernil myślał trzeźwo – złapał dziewczynę za rękę i ruszyli biegiem do wyjścia. Atmosfera uspokajała się, jednak najlepiej byłoby się oddalić, mimo, że robiło się względnie bezpiecznie...
Nie postawili dwóch kroków, gdy coś koło ucha Vivian ryknęło, złapało ją za kark i cisnęło pod stół, razem z chłopakiem. Zaskoczona, odbiła się od podłogi i trafiła czołem w blat, zarabiając guza. Przecierając go, otworzyła powieki, odruchowo zamknięte podczas upadku.
Teraz już dziewczyna wiedziała, skąd się wzięły te rumory. Miała przed sobą, bardzo potężnej budowy kobietę. Każdy jej krok sprawiał, że ściany drżały. Nie było w tym nic dziwnego, skoro jej obfita postura, zasłaniała im cały widok. Kadetka odruchowo przełknęła ślinę. Cóż, przyzwyczajają ich od samego początku do widoku umięśnionych wojowników, o nogach jak dwie beczki, jedna na drugiej, do najgorszych, najpaskudniejszych ran oraz blizn… Jednak obraz kucharki miałby na trwałe wyryć się w głowie Ósemki.
Nie śmiała nic powiedzieć, przytłoczona tym widokiem. Tym bardziej by nie rozjuszyć kobiety. Skinęła jedynie głową, na znak zgody, zastanawiając się w duchu, czy po owym posiłku zdąży dobiec do najbliższej łazienki. Niezauważalnie wymieniła spojrzenie z Vernilem, zastanawiając się, co on o tym sądzi. Jedno było pewne – nie wymigają się od spożycia specjału kuchni.
Vivian usiadła na popękanej ławie, zgarniając bezpański widelec. Jej własny tkwił gdzieś w papce… Poczuła bulgotanie w żołądku, gdy ten gwałtownie zatańczył na samą myśl. Przetarła odruchowo sztuciec i chcąc, nie chcąc, musiała zabrać się do jedzenia.
~Pyszności? Nie… Nie mam słów na określenie co to jest.~ Przeszło jej przez głowę, gdy trąciła sztućcem papkę. Zatrzęsła się jak galareta.
Czując na sobie palący wzrok kucharki nabrała porcję zielonawej substancji i, pragnąć mieć to już za sobą, wpakowała do ust. Ponieważ była śliska, gładko przechodziła przez gardło, ale łykowatość miała i złą stronę. Wrażenie przypominało przełykanie jakiegoś obślizgłego robaka.
A smak… Za nic nie chciała go analizować. Wystarczyło to, że pozostawiał nieprzyjemny, zatęchły posmak w ustach. Dla własnego zdrowia psychicznego lepiej nie wnikać jaki jest skład papki.
Z kamienną twarzą przełknęła to kolejne widelce obiadu, wiedząc, że kobieta nie spuszcza z nich wzorku. Jednak, im bliżej było do końca, tym bardziej kucharka stawała się zadowolona. Pewnie jak większość kobiet jej postury, uważała, że kadeci są zbyt „chudzi” i niedożywieni. Ósemka szybciej zamiatała sztućcem, aż znalazła wcześniejszy widelec, ten sam który zielonawa galareta pochłonęła na początku.
I stało się. Talerz świecił czystością, Vivian odłożyła oba widelce na bok, czując się wyjątkowo źle. Gorzej niż po treningu, gdy była nieco otępiała ze zmęczenia. Coś w jej żołądku się zbuntowało, dając znaki, że znalezienie łazienki jest priorytetem w tym przypadku. Dziewczyna złapała pustą tackę, tak, by kucharka ją zobaczyła.
- Dziękuję. – Dodała martwo, ale w miarę grzecnie i poszła odnieść puste naczynia.
Nie patrząc już na nic i na nikogo wyszła ze stołówki, kierując się w wiadomym celu do łazienki. Puenty nie ma.
OCC ---> A raczej jest. Omijaj stołówkę.
[zt] ---> Łazienka
Nie postawili dwóch kroków, gdy coś koło ucha Vivian ryknęło, złapało ją za kark i cisnęło pod stół, razem z chłopakiem. Zaskoczona, odbiła się od podłogi i trafiła czołem w blat, zarabiając guza. Przecierając go, otworzyła powieki, odruchowo zamknięte podczas upadku.
Teraz już dziewczyna wiedziała, skąd się wzięły te rumory. Miała przed sobą, bardzo potężnej budowy kobietę. Każdy jej krok sprawiał, że ściany drżały. Nie było w tym nic dziwnego, skoro jej obfita postura, zasłaniała im cały widok. Kadetka odruchowo przełknęła ślinę. Cóż, przyzwyczajają ich od samego początku do widoku umięśnionych wojowników, o nogach jak dwie beczki, jedna na drugiej, do najgorszych, najpaskudniejszych ran oraz blizn… Jednak obraz kucharki miałby na trwałe wyryć się w głowie Ósemki.
Nie śmiała nic powiedzieć, przytłoczona tym widokiem. Tym bardziej by nie rozjuszyć kobiety. Skinęła jedynie głową, na znak zgody, zastanawiając się w duchu, czy po owym posiłku zdąży dobiec do najbliższej łazienki. Niezauważalnie wymieniła spojrzenie z Vernilem, zastanawiając się, co on o tym sądzi. Jedno było pewne – nie wymigają się od spożycia specjału kuchni.
Vivian usiadła na popękanej ławie, zgarniając bezpański widelec. Jej własny tkwił gdzieś w papce… Poczuła bulgotanie w żołądku, gdy ten gwałtownie zatańczył na samą myśl. Przetarła odruchowo sztuciec i chcąc, nie chcąc, musiała zabrać się do jedzenia.
~Pyszności? Nie… Nie mam słów na określenie co to jest.~ Przeszło jej przez głowę, gdy trąciła sztućcem papkę. Zatrzęsła się jak galareta.
Czując na sobie palący wzrok kucharki nabrała porcję zielonawej substancji i, pragnąć mieć to już za sobą, wpakowała do ust. Ponieważ była śliska, gładko przechodziła przez gardło, ale łykowatość miała i złą stronę. Wrażenie przypominało przełykanie jakiegoś obślizgłego robaka.
A smak… Za nic nie chciała go analizować. Wystarczyło to, że pozostawiał nieprzyjemny, zatęchły posmak w ustach. Dla własnego zdrowia psychicznego lepiej nie wnikać jaki jest skład papki.
Z kamienną twarzą przełknęła to kolejne widelce obiadu, wiedząc, że kobieta nie spuszcza z nich wzorku. Jednak, im bliżej było do końca, tym bardziej kucharka stawała się zadowolona. Pewnie jak większość kobiet jej postury, uważała, że kadeci są zbyt „chudzi” i niedożywieni. Ósemka szybciej zamiatała sztućcem, aż znalazła wcześniejszy widelec, ten sam który zielonawa galareta pochłonęła na początku.
I stało się. Talerz świecił czystością, Vivian odłożyła oba widelce na bok, czując się wyjątkowo źle. Gorzej niż po treningu, gdy była nieco otępiała ze zmęczenia. Coś w jej żołądku się zbuntowało, dając znaki, że znalezienie łazienki jest priorytetem w tym przypadku. Dziewczyna złapała pustą tackę, tak, by kucharka ją zobaczyła.
- Dziękuję. – Dodała martwo, ale w miarę grzecnie i poszła odnieść puste naczynia.
Nie patrząc już na nic i na nikogo wyszła ze stołówki, kierując się w wiadomym celu do łazienki. Puenty nie ma.
OCC ---> A raczej jest. Omijaj stołówkę.
[zt] ---> Łazienka
Re: Stołówka
Pon Kwi 08, 2013 12:11 pm
Wszystko działo się bardzo szybko. Biegli w kierunku wyjścia, jednak nagle głośny wrzask i ból w karku. Ktoś a właściwie coś chwyciło go, podniosło i cisnęło w miejsce, z którego wybiegał. To samo uczyniono z Ósemką. Spojrzał na koleżankę, nic nie mówił. Coś przysłoniło się światło, głośno sapało i stało nad dwójką kadetów. Chłopak na początku zobaczył tylko fałdy tłuszczów. Nie chciał patrzeć wyżej. Ten spaślak kazał im jeść tą uroczą papkę, którą dostali. Kolejne spojrzenie na Vivian. W oczach halfa można było dostrzec strach. Nie widomo, przed czym większy przed bliżej niezidentyfikowaną papką czy przed słoniem, który nimi rzucił jak poduszkami. Wyszedł spod stołu i usiadł przed tacką z jedzeniem. Wziął widelec. Przetarł go lekko, wziął małą porcję zielonego cudeńka i włożył ją do ust. Zrobił to, co zawsze, gdy jadł cos niedobrego. Nie gryzł tego tylko włożył do ust i połknął. Dzięki temu smak nie pozostawał w buzi na zbyt długo. W sumie pierwszy widelec nie był taki zły.. Ale im dalej w las tym więcej drzew. Z kawałka na kawałek czuł się coraz gorzej. Koszmarny posmak z ust nie znikał mimo krótkich przerw w konsumpcji. Nabierając kolejny fragment "pysznego" dania, Brązowooki mimowolnie spojrzał na to coś, co stało przed nim i zmuszało go do jedzenia. Przełknął resztki śliny z ust, gdy zobaczył paskudną twarz. To była kobieta...
-O booooże co to ma być ?!-pomyślał chłopak, po czym szybko wrócił do jedzenia. Już dużo nie zostało, jakaś ćwiartka z tego co było na początku. Vivian radziła sobie podobnie. W tym momencie oboje posłusznie wykonywali rozkazy wesołej pani...
Wreszcie koniec zacnego posiłku. Chłopak przełknął ślinę, głośno. Spojrzał na talerz Ósemki. Ten także był już pusty. Dziewczyna wstała. Podziękowała grubej pani. Vernil nie uczynił tego. Ominął słonia szerokim łukiem. Spojrzał na swoje ciuchy. Mimo tej burdy, większość jego rzeczy była czysta, no poza kurtką ale to jeszcze z czasów spiżarni. Na korytarzu razem z partnerką stanęli na skrzyżowaniu. Ósemka poszła w jedną stroną Half o brązowych oczach w drugą. Postanowił udać się do swojej kwatery.
z/t -> kwatera
-O booooże co to ma być ?!-pomyślał chłopak, po czym szybko wrócił do jedzenia. Już dużo nie zostało, jakaś ćwiartka z tego co było na początku. Vivian radziła sobie podobnie. W tym momencie oboje posłusznie wykonywali rozkazy wesołej pani...
Wreszcie koniec zacnego posiłku. Chłopak przełknął ślinę, głośno. Spojrzał na talerz Ósemki. Ten także był już pusty. Dziewczyna wstała. Podziękowała grubej pani. Vernil nie uczynił tego. Ominął słonia szerokim łukiem. Spojrzał na swoje ciuchy. Mimo tej burdy, większość jego rzeczy była czysta, no poza kurtką ale to jeszcze z czasów spiżarni. Na korytarzu razem z partnerką stanęli na skrzyżowaniu. Ósemka poszła w jedną stroną Half o brązowych oczach w drugą. Postanowił udać się do swojej kwatery.
z/t -> kwatera
Re: Stołówka
Sro Lip 10, 2013 5:47 pm
Dotarli na miejsce, Vi znała już to pomieszczenie ale musiała posłusznie podreptać za Trenerem w kolejkę dla wysokich rangą żołnierzy. Nie było ich wiele, przy kilku z nich także stali kadeci ale ich ciała znaczyła krew, a uniformy były poszarpane. Zdawałoby się, że mężczyzna swobodnie rozmawiając z innym trenerem w kolejce ale patrzył na nią raz po raz. Zdecydowanie tu nie pasowała. Może powinna odejść, ale Trener ani jej nie zabronił stać przy nim ani nie pozwoli odejść. W końcu nadeszła ich kolej. Gruba Saiyanka stojąca po drugiej stronie przywitała miło Trenera Sali.
- Sara dla mnie to, co zwykle i coś dobrego dla młodej damy, napracowała się, wiec mała nagroda się jej należy. – powiedział lekko rozbawiony. Oświadczył to dość głośno, aby wszyscy dookoła słyszeli. Na tacach wylądowały smakołyki.
- Dziewczyno bierz obie tace, ja za Ciebie nosić ich nie będę. Dałem Ci czysty uniform, bo nie wypada, aby osoba z moją rangą jadła wyglądając jak nędzarka. Te słowa również wypowiedział dość głośno. Z pewnością to był cios dla młodej dziewczyny, jeszcze pól godziny temu mężczyzna zachowywał się zupełnie inaczej. Nie miał wyboru, nie mógł publicznie traktować jej lepiej od innych, bo ściągnąłby jej na głowę kłopoty. Zauważył, ze jest bystra i liczył, że wpadnie na to, z jakiego powodu teraz tak ją potraktował.
Dotarli do części przeznaczonej dla elitarnych wojowników, na szczęście Trener wybrał dwuosobowy stolik. Przy innych stolikach jedli wojownicy, było tu nieco ciszej. Kilka osób popatrzyło na nią ale zaraz wróciło do swoich talerzy. Tutaj nie była obiektem specjalnego zainteresowania. Nakazał jej postawić tacę i usiąść na przeciw, a papierowa torbę postawił obok. W końcu odezwał się, a w jego głosie pobrzmiewał spokój.
- Powiedziałaś, że teraz nie masz ani powodu by odejść, ani by zostać. Postanowiłem dać Ci choć jeden. Mam nadzieję, że mój egoizm Ci zasmakuje. Najedz się dobrze, dziś czeka Cię jeszcze ciężki trening. Smacznego.
Z apetytem ale i wyrafinowaniem zabrał się za krojenie swojego wysmażonego steka z tłuczonymi ziemniaczkami, a w kolejce czekało jeszcze spagetti, sałatka z krewetek i kawałek tortu czekoladowego na deser.
OOC:
Piszesz od razu tutaj, na razie sobie jecie. Możesz napisać co dobrego dostałaś na tacy z deserem - byle Ci smakowało. Możesz zadać Trenerowi jakieś pytanie. Na razie myślę, co dalej
- Sara dla mnie to, co zwykle i coś dobrego dla młodej damy, napracowała się, wiec mała nagroda się jej należy. – powiedział lekko rozbawiony. Oświadczył to dość głośno, aby wszyscy dookoła słyszeli. Na tacach wylądowały smakołyki.
- Dziewczyno bierz obie tace, ja za Ciebie nosić ich nie będę. Dałem Ci czysty uniform, bo nie wypada, aby osoba z moją rangą jadła wyglądając jak nędzarka. Te słowa również wypowiedział dość głośno. Z pewnością to był cios dla młodej dziewczyny, jeszcze pól godziny temu mężczyzna zachowywał się zupełnie inaczej. Nie miał wyboru, nie mógł publicznie traktować jej lepiej od innych, bo ściągnąłby jej na głowę kłopoty. Zauważył, ze jest bystra i liczył, że wpadnie na to, z jakiego powodu teraz tak ją potraktował.
Dotarli do części przeznaczonej dla elitarnych wojowników, na szczęście Trener wybrał dwuosobowy stolik. Przy innych stolikach jedli wojownicy, było tu nieco ciszej. Kilka osób popatrzyło na nią ale zaraz wróciło do swoich talerzy. Tutaj nie była obiektem specjalnego zainteresowania. Nakazał jej postawić tacę i usiąść na przeciw, a papierowa torbę postawił obok. W końcu odezwał się, a w jego głosie pobrzmiewał spokój.
- Powiedziałaś, że teraz nie masz ani powodu by odejść, ani by zostać. Postanowiłem dać Ci choć jeden. Mam nadzieję, że mój egoizm Ci zasmakuje. Najedz się dobrze, dziś czeka Cię jeszcze ciężki trening. Smacznego.
Z apetytem ale i wyrafinowaniem zabrał się za krojenie swojego wysmażonego steka z tłuczonymi ziemniaczkami, a w kolejce czekało jeszcze spagetti, sałatka z krewetek i kawałek tortu czekoladowego na deser.
OOC:
Piszesz od razu tutaj, na razie sobie jecie. Możesz napisać co dobrego dostałaś na tacy z deserem - byle Ci smakowało. Możesz zadać Trenerowi jakieś pytanie. Na razie myślę, co dalej
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Czw Lip 11, 2013 1:34 am
Vivian spodziewała się treningu, morderczej serii ćwiczeń, albo jakiejś misji typowej dla kadeta. Mycie podłogi, sprzątanie, zadania które początkujący wojownik ze średnim rozgarnięciem jest w stanie wykonać bez problemu. Posłusznie poszła za Trenerem, dotrzymując mu kroku, choć trzymała się z tyłu. Nie wypada, by szła obok niego. Czuła na sobie badawcze spojrzenia pozostałych kadetów, gdy podążała za falującą peleryną.
Mogła sobie wyobrażać co ją ma czekać, ale Ósemka nie przewidziała, że wojownik zaprowadzi ją do stołówki. Jej ostatnia tu wizyta nie była wspominana mile. Pamiętała dobrze zieloną galaretę i burdę, jaka odbyła się przy wydzielaniu posiłków. W każdym razie teraz pomieszczenie nie było w najgorszym stanie, a i nie panowała tu napięta atmosfera.
Wspomnienia. Halfka nie skrzywiła się nawet, gdy poczuła kłucie w skroni. Dotknęła tylko szybko czoła, jakby upewniając się, że nie ma pękniętej czaszki. Głowę wypełniły obrazy latających naokoło talerzy oraz grubej kucharki gdzieś w tle.
Trener skierował się w stronę okienka wyższych rang. Nie były to pomyje, jakimi karmiono kadetów, sam zapach o tym mówił. To boleśnie przypomniało Vivian, że nie pamiętała kiedy jadła ostatni posiłek. Żołądek miała skurczony i doszła już do tego etapu, gdy jest się tak głodnym, że właściwie nie ma się już ochoty na jedzenie. Wojownicy przyglądali się jej to nieżyczliwie, to z zaciekawieniem czy obojętnością. Mężczyzna który ją tu przyprowadził rozmawiał z nimi swobodnie, jednak wiedziała, a raczej czuła, jego wzrok na sobie. Pilnował ją, albo oceniał reakcje halfki. A ona… Wolałaby mieć skórę na sobie. Czuła się w pewnym stopniu naga, gdy kurtka nie okrywała jej ramion.
Gdy nadeszła kolej Trenera, ujrzała tą samą Saiyanke, która wmusiła w nią obrzydliwą papkę. Nie miała ochoty na nią patrzeć, niemniej, przywitała się grzecznie. Nie narażaj się kucharkom. Jak mawiał brat. Z tej myśli wybiła ją dość głośna wypowiedź wojownika. Drgnęła. Wydawał się być rozbawiony tym, że stawia Ósemkę w krępującej sytuacji. Kucharka podała jej wyładowaną jedzeniem tackę i, o zgrozo, złapała za policzek i wytarmosiła, jak to mają w zwyczaju robić babcie niewinnym wnukom.
Na rozkaz niesienia tacy powiedziała jedynie Tak jest, Sir. Nie było sensu oponować, właściwie nic się jej nie stanie, jeśli ją poniesie. Wiedziała od razu, czemu wojownik tak się zachowuje. Gdyby zaczął traktować ją spokojniej, w mniej wywyższający się sposób… Znalazłaby się na celowniku silniejszych kadetów, pewnych, że z jakiegoś powodu robi za pupilka Trenera. Aj… Niech ją biorą za osobę, którą zapragnięto wyróżnić bohaterską postawą. Zaraz… Jak ona w ogóle sobie na to zasłużyła?
Część stołówki dla elit wyglądała również znacznie lepiej od zaułka kadetów. Stoliki, zamiast surowych ław i całkowicie inna aura. Vivian usiadła naprzeciw Trenera, wciąż nieco spięta i zaskoczona tym obrotem spraw.
- Ja… Dziękuję, Sir. – Zdołała wydobyć z siebie tylko tyle.
Na swojej wyładowanej tacy miała małą górkę z ziemniaków, żeberka z ziołami, pizzę, danie za którym przepadał Axdra do tego jakąś zieleninę i spory trójkąt szarlotki. Żaden kadet nie marzy nigdy o takich frykasach. A ona ma je przed sobą, na tacy. Żołądek upominał się o swoje, sztućce poszły w ruch. W swoim życiu Vivian mało kiedy najadała się do syta – tuzin dzieciaków walczących o każdy kęs sprawił, że nie była wybrednym przypadkiem. Perspektywa, ba, myśl, że ta ilość jedzenia jest tylko dla niej była czymś niesamowitym.
Zaspokoiwszy pierwszy głód, Vivian zaczęła się jeszcze raz zastanawiać nad słowami Trenera. Posiłek póki co przebiegał w milczeniu. Powód, dla którego ją tu zabrał… Cóż, awans nie był takim złym pomysłem, jeśli co dzień można się najadać. Ale czy w życiu chodzi tylko o pełen żołądek?
Kadetka na moment popadła w zamyślenie. Odłożyła sztućce, a cera nieco jej pobladła.
- Sir, jeśli można, to chciałabym poruszyć pewną kwestię. – Zaczęła, odrobinę ściszając ton. – Zwołano kadetów do koszar, mówiąc o wrogu, który zniszczył wiele cywilizacji. Nie podano żadnej nazwy czy imienia, tylko to, że pragnie nas unicestwić. Później, Sir, wspomniał Pan o Tsufulu, o zemście i o zagładzie jego rasy. Wróg szuka rewanżu i musi być jedynym ocalałym. Dlatego nie dba o nic, by dopiąć celu. Saiyanie musieli zniszczyć jego planetę. Sir, skoro kiedyś unicestwiono całą jego populację, to w jaki sposób można unieszkodliwić Tsuful’a?
Nie chciała go zabijać. Owszem, była zła i to jak walczył obcy napawało ją sprzeciwem, lecz jednocześnie mu współczuła. Saiyanie to okrutna rasa. To, że ona nie chce pozbawiać go życia, nie znaczy, że inni również mu darują. Pewnie zmasakrują przy pierwszej okazji. Kto jednak wie, może to jedyny sposób by ochronić Vegetę, a tym samym niewinnych, nie mających powiązania z tą sprawą.
Swoją drogą… Vivian widziała na korytarzach Akademii kamery, więc monitoring musi być obecny i w koszarach. Z tego zdarzenia, nie ważne jak bardzo próbowała, pamiętała tylko tyle, że dopadł ją Tsuful, a potem… Wypadł, a jej głowa była wirującą czarną dziurą. Nadal jest dziurą, ale przynajmniej dziewczyna wie, gdzie jest góra gdzie dół. Trwało to pewnie kilka sekund. Koszarowy pozbył się wroga z opętanych bijąc ich. Jej nawet nie tknął, o ile nie licząc sporej ilości śliny jak nakapała na kadetkę gdy wrzeszczał. Nie obchodziło jej to co się działo wtedy na zewnątrz, tylko wewnątrz jej czaszki. Kamery tu raczej nie pomogą. Trener pewnie widział całe zajście.
Ósemka zabrała się za deser, ale wciąż czuła zaniepokojenie. Jakby drzazgę, głęboko wbitą pod skórę.
Przez moment chciała spytać jak mogło dojść do tego, że umysł ją bolał, ale powstrzymała się. Co się stało, nie odstanie, a nikt jej nie pomoże. Nie w tym wypadku. Wspomnienia ułożyć musi sama.
- Sir, czy znał Pan Axdre Yon?
Zapytała o brata niemalże odruchowo.
Mogła sobie wyobrażać co ją ma czekać, ale Ósemka nie przewidziała, że wojownik zaprowadzi ją do stołówki. Jej ostatnia tu wizyta nie była wspominana mile. Pamiętała dobrze zieloną galaretę i burdę, jaka odbyła się przy wydzielaniu posiłków. W każdym razie teraz pomieszczenie nie było w najgorszym stanie, a i nie panowała tu napięta atmosfera.
Wspomnienia. Halfka nie skrzywiła się nawet, gdy poczuła kłucie w skroni. Dotknęła tylko szybko czoła, jakby upewniając się, że nie ma pękniętej czaszki. Głowę wypełniły obrazy latających naokoło talerzy oraz grubej kucharki gdzieś w tle.
Trener skierował się w stronę okienka wyższych rang. Nie były to pomyje, jakimi karmiono kadetów, sam zapach o tym mówił. To boleśnie przypomniało Vivian, że nie pamiętała kiedy jadła ostatni posiłek. Żołądek miała skurczony i doszła już do tego etapu, gdy jest się tak głodnym, że właściwie nie ma się już ochoty na jedzenie. Wojownicy przyglądali się jej to nieżyczliwie, to z zaciekawieniem czy obojętnością. Mężczyzna który ją tu przyprowadził rozmawiał z nimi swobodnie, jednak wiedziała, a raczej czuła, jego wzrok na sobie. Pilnował ją, albo oceniał reakcje halfki. A ona… Wolałaby mieć skórę na sobie. Czuła się w pewnym stopniu naga, gdy kurtka nie okrywała jej ramion.
Gdy nadeszła kolej Trenera, ujrzała tą samą Saiyanke, która wmusiła w nią obrzydliwą papkę. Nie miała ochoty na nią patrzeć, niemniej, przywitała się grzecznie. Nie narażaj się kucharkom. Jak mawiał brat. Z tej myśli wybiła ją dość głośna wypowiedź wojownika. Drgnęła. Wydawał się być rozbawiony tym, że stawia Ósemkę w krępującej sytuacji. Kucharka podała jej wyładowaną jedzeniem tackę i, o zgrozo, złapała za policzek i wytarmosiła, jak to mają w zwyczaju robić babcie niewinnym wnukom.
Na rozkaz niesienia tacy powiedziała jedynie Tak jest, Sir. Nie było sensu oponować, właściwie nic się jej nie stanie, jeśli ją poniesie. Wiedziała od razu, czemu wojownik tak się zachowuje. Gdyby zaczął traktować ją spokojniej, w mniej wywyższający się sposób… Znalazłaby się na celowniku silniejszych kadetów, pewnych, że z jakiegoś powodu robi za pupilka Trenera. Aj… Niech ją biorą za osobę, którą zapragnięto wyróżnić bohaterską postawą. Zaraz… Jak ona w ogóle sobie na to zasłużyła?
Część stołówki dla elit wyglądała również znacznie lepiej od zaułka kadetów. Stoliki, zamiast surowych ław i całkowicie inna aura. Vivian usiadła naprzeciw Trenera, wciąż nieco spięta i zaskoczona tym obrotem spraw.
- Ja… Dziękuję, Sir. – Zdołała wydobyć z siebie tylko tyle.
Na swojej wyładowanej tacy miała małą górkę z ziemniaków, żeberka z ziołami, pizzę, danie za którym przepadał Axdra do tego jakąś zieleninę i spory trójkąt szarlotki. Żaden kadet nie marzy nigdy o takich frykasach. A ona ma je przed sobą, na tacy. Żołądek upominał się o swoje, sztućce poszły w ruch. W swoim życiu Vivian mało kiedy najadała się do syta – tuzin dzieciaków walczących o każdy kęs sprawił, że nie była wybrednym przypadkiem. Perspektywa, ba, myśl, że ta ilość jedzenia jest tylko dla niej była czymś niesamowitym.
Zaspokoiwszy pierwszy głód, Vivian zaczęła się jeszcze raz zastanawiać nad słowami Trenera. Posiłek póki co przebiegał w milczeniu. Powód, dla którego ją tu zabrał… Cóż, awans nie był takim złym pomysłem, jeśli co dzień można się najadać. Ale czy w życiu chodzi tylko o pełen żołądek?
Kadetka na moment popadła w zamyślenie. Odłożyła sztućce, a cera nieco jej pobladła.
- Sir, jeśli można, to chciałabym poruszyć pewną kwestię. – Zaczęła, odrobinę ściszając ton. – Zwołano kadetów do koszar, mówiąc o wrogu, który zniszczył wiele cywilizacji. Nie podano żadnej nazwy czy imienia, tylko to, że pragnie nas unicestwić. Później, Sir, wspomniał Pan o Tsufulu, o zemście i o zagładzie jego rasy. Wróg szuka rewanżu i musi być jedynym ocalałym. Dlatego nie dba o nic, by dopiąć celu. Saiyanie musieli zniszczyć jego planetę. Sir, skoro kiedyś unicestwiono całą jego populację, to w jaki sposób można unieszkodliwić Tsuful’a?
Nie chciała go zabijać. Owszem, była zła i to jak walczył obcy napawało ją sprzeciwem, lecz jednocześnie mu współczuła. Saiyanie to okrutna rasa. To, że ona nie chce pozbawiać go życia, nie znaczy, że inni również mu darują. Pewnie zmasakrują przy pierwszej okazji. Kto jednak wie, może to jedyny sposób by ochronić Vegetę, a tym samym niewinnych, nie mających powiązania z tą sprawą.
Swoją drogą… Vivian widziała na korytarzach Akademii kamery, więc monitoring musi być obecny i w koszarach. Z tego zdarzenia, nie ważne jak bardzo próbowała, pamiętała tylko tyle, że dopadł ją Tsuful, a potem… Wypadł, a jej głowa była wirującą czarną dziurą. Nadal jest dziurą, ale przynajmniej dziewczyna wie, gdzie jest góra gdzie dół. Trwało to pewnie kilka sekund. Koszarowy pozbył się wroga z opętanych bijąc ich. Jej nawet nie tknął, o ile nie licząc sporej ilości śliny jak nakapała na kadetkę gdy wrzeszczał. Nie obchodziło jej to co się działo wtedy na zewnątrz, tylko wewnątrz jej czaszki. Kamery tu raczej nie pomogą. Trener pewnie widział całe zajście.
Ósemka zabrała się za deser, ale wciąż czuła zaniepokojenie. Jakby drzazgę, głęboko wbitą pod skórę.
Przez moment chciała spytać jak mogło dojść do tego, że umysł ją bolał, ale powstrzymała się. Co się stało, nie odstanie, a nikt jej nie pomoże. Nie w tym wypadku. Wspomnienia ułożyć musi sama.
- Sir, czy znał Pan Axdre Yon?
Zapytała o brata niemalże odruchowo.
Re: Stołówka
Czw Lip 11, 2013 9:24 pm
Trener postanowił dokończyć mięso, nim odpowiedział dziewczynie na pierwsze pytanie. Nie lubił zimnego posiłku.
- O Tsufulu wiem tyle ile sam wyczytałem w księgach. Tysiace lat temu nasza planeta nazywała się Plant i zamieszkiwały ją dwie rasy. Nasza w liczbie około stu osobników. Mieszkaliśmy w wydrążonych jaskiniach i ubieraliśmy się w zwierzęce skóry. Tak było tu jeszcze inne życie. Drugą rasą byli Tsufule, byli mali, mierzyli około 150 cm wzrostu. Za to posiadali bardzo rozwiniętą technologię. Przez kilka set lat obie rasy żyły w zgodzie ale nam było mało. Panujący wtedy król podjął decyzję, że podczas pełni księżyca, kiedy Saiyanie zamieniają się w Ozaru zaatakują miasta. Można się domyślić, ze niemal wszyscy Tsufule zginęli, a my zagrabiliśmy ich technologię, którą teraz rozwijamy. Pierwsze zbroje i komory regeneracyjne wymyślili właśnie Tsufule. Kilku niedobitków mści się teraz i atakują nas co kilka stuleci. Wnikanie w cudze ciała opanowali na drodze ewolucji i własnych badań. Nie są już w stanie żyć sami, żyją tylko jako pasożyty. Jak widzisz mają całkiem uzasadniony powód aby atakować nas ale atakują też inne planety. Opanowują ich mieszkańców i zmuszają do ataku na nas. Nikt nie wie ile ich zostało przy życiu, a w zasadzie tego, co z nich pozostało. Teraz przypominają nie humanoidy ale kałuże jakiegoś śluzu. Mimo to mogą uformować się w każdą osobę, jaką zobaczą.
Pokonanie Tsufula nie jest łatwe, trzeba go doszczętnie zniszczyć, spalić energią jego ciało, a potem dla pewności jeszcze raz jego prochy. Dotyczy to też, ofiary, którą opanował. Trener Koszar Was uratował. Wiedział, że jeśli zmasakruje ciało, to Tsuful bliski śmierci ucieknie i będzie chciał poszukać nowego lokum. Mistrz Koszar o Was dba, tylko na swój sposób. – uśmiechnął się i popił łyk wina.
Innym sposobem na zabicie pasożyta jest pokonanie go samemu. Tak, jak zrobiłaś to Ty, gratuluję, obejrzałem to i owo. Na Twoim poziomie to raczej nikomu się nie zdarza ale to znaczy, że jesteś silna psychicznie, nawet jeśli uważasz inaczej. Dlatego postanowiłem Cię odwiedzić.
Czytałem jeszcze, że można zabić w kimś Tsufula podając mu Świętą Wodę. Ten specyfik znajduje się na Ziemi i zapewne jest trudny do zdobycia. Prawie nikt tutaj nie czyta, więc pewnie nie wypróbowano tej opcji. Z pewnością jest najmniej bolesna. Hmmmmm może Cię tam wyślę abyś jej poszukała, to byłoby ciekawe. Zastanowię się nad ta opcją.
Jedli dalej w spokoju , kiedy w ich stronę szedł inny saiyan ubrany w podobną pelerynę. Na tacy trzymał stos skrzydełek ociekających mu po brodzie tłuszczem. Klepnął siedzącego trenera w ramię pozostawiając na pelerynie tłuste ślady po palcach.
- Hej widzę, że mnie posłuchałeś i przygruchałeś sobie laseczkę, Trochę wychudzona.
Mężczyzna niezwykle wolno odłożył sztuczce i rzucił mówiącemu spojrzenie tak srogie i przeszywające, z pewnością nie jeden wróg umarłby na sam jego widok. Mówił spokojnie i twardo.
- To brzmi jak początek kiepskiego kawału, a ty jesteś jego puentą. Wyjdź – nie lubię, jak głupota dominuje w pomieszczeniu.
Facecik zmył się szybko.
- Oto powód numer dwa, mogę takim prosiakom jak on rozwalić łeb i to bez żadnych konsekwencji. Przykro mi, że musiałaś to słuchać.
Musze Cię rozczarować, czytałem w Twoich aktach, że masz brata ale nie miałem okazji go poznać. Jeżeli chcesz mogę się o nim czegoś dowiedzieć, przyjdź do mojego biura na drugim piętrze za półtorej godziny. Na razie masz czas wolny. Dobra czas na nas/ Zanieś tace, spotkamy się przy wyjściu.
Kiedy zjedli i halfka odniosła tace Trener przy wyjściu ze stołówki, gdzie zawsze panowało zamieszanie dyskretnie wsunął jej papierową torbę z symbolem ciastek. Szedł dalej jak gdyby nigdy nic.
- To na osłodę ale otwórz dopiero w kwaterze. Posłuchaj mnie jeszcze. Może Twoja historia nie zaczyna się zbyt szczęśliwie ale to przecież tylko początek. Ważniejszy jest ciąg dalszy, ten który sama napiszesz. Odmaszerować.
OOC:
UWAGA - wyedytowany kawałek posta.
W Torbie są wszystkie Twoje rzeczy z kurtki. O Bracie już nie miałem siły.
Piszcz tutaj, potem w kwaterze, a potem jeśli chcesz to w biurze trenera.
- O Tsufulu wiem tyle ile sam wyczytałem w księgach. Tysiace lat temu nasza planeta nazywała się Plant i zamieszkiwały ją dwie rasy. Nasza w liczbie około stu osobników. Mieszkaliśmy w wydrążonych jaskiniach i ubieraliśmy się w zwierzęce skóry. Tak było tu jeszcze inne życie. Drugą rasą byli Tsufule, byli mali, mierzyli około 150 cm wzrostu. Za to posiadali bardzo rozwiniętą technologię. Przez kilka set lat obie rasy żyły w zgodzie ale nam było mało. Panujący wtedy król podjął decyzję, że podczas pełni księżyca, kiedy Saiyanie zamieniają się w Ozaru zaatakują miasta. Można się domyślić, ze niemal wszyscy Tsufule zginęli, a my zagrabiliśmy ich technologię, którą teraz rozwijamy. Pierwsze zbroje i komory regeneracyjne wymyślili właśnie Tsufule. Kilku niedobitków mści się teraz i atakują nas co kilka stuleci. Wnikanie w cudze ciała opanowali na drodze ewolucji i własnych badań. Nie są już w stanie żyć sami, żyją tylko jako pasożyty. Jak widzisz mają całkiem uzasadniony powód aby atakować nas ale atakują też inne planety. Opanowują ich mieszkańców i zmuszają do ataku na nas. Nikt nie wie ile ich zostało przy życiu, a w zasadzie tego, co z nich pozostało. Teraz przypominają nie humanoidy ale kałuże jakiegoś śluzu. Mimo to mogą uformować się w każdą osobę, jaką zobaczą.
Pokonanie Tsufula nie jest łatwe, trzeba go doszczętnie zniszczyć, spalić energią jego ciało, a potem dla pewności jeszcze raz jego prochy. Dotyczy to też, ofiary, którą opanował. Trener Koszar Was uratował. Wiedział, że jeśli zmasakruje ciało, to Tsuful bliski śmierci ucieknie i będzie chciał poszukać nowego lokum. Mistrz Koszar o Was dba, tylko na swój sposób. – uśmiechnął się i popił łyk wina.
Innym sposobem na zabicie pasożyta jest pokonanie go samemu. Tak, jak zrobiłaś to Ty, gratuluję, obejrzałem to i owo. Na Twoim poziomie to raczej nikomu się nie zdarza ale to znaczy, że jesteś silna psychicznie, nawet jeśli uważasz inaczej. Dlatego postanowiłem Cię odwiedzić.
Czytałem jeszcze, że można zabić w kimś Tsufula podając mu Świętą Wodę. Ten specyfik znajduje się na Ziemi i zapewne jest trudny do zdobycia. Prawie nikt tutaj nie czyta, więc pewnie nie wypróbowano tej opcji. Z pewnością jest najmniej bolesna. Hmmmmm może Cię tam wyślę abyś jej poszukała, to byłoby ciekawe. Zastanowię się nad ta opcją.
Jedli dalej w spokoju , kiedy w ich stronę szedł inny saiyan ubrany w podobną pelerynę. Na tacy trzymał stos skrzydełek ociekających mu po brodzie tłuszczem. Klepnął siedzącego trenera w ramię pozostawiając na pelerynie tłuste ślady po palcach.
- Hej widzę, że mnie posłuchałeś i przygruchałeś sobie laseczkę, Trochę wychudzona.
Mężczyzna niezwykle wolno odłożył sztuczce i rzucił mówiącemu spojrzenie tak srogie i przeszywające, z pewnością nie jeden wróg umarłby na sam jego widok. Mówił spokojnie i twardo.
- To brzmi jak początek kiepskiego kawału, a ty jesteś jego puentą. Wyjdź – nie lubię, jak głupota dominuje w pomieszczeniu.
Facecik zmył się szybko.
- Oto powód numer dwa, mogę takim prosiakom jak on rozwalić łeb i to bez żadnych konsekwencji. Przykro mi, że musiałaś to słuchać.
Musze Cię rozczarować, czytałem w Twoich aktach, że masz brata ale nie miałem okazji go poznać. Jeżeli chcesz mogę się o nim czegoś dowiedzieć, przyjdź do mojego biura na drugim piętrze za półtorej godziny. Na razie masz czas wolny. Dobra czas na nas/ Zanieś tace, spotkamy się przy wyjściu.
Kiedy zjedli i halfka odniosła tace Trener przy wyjściu ze stołówki, gdzie zawsze panowało zamieszanie dyskretnie wsunął jej papierową torbę z symbolem ciastek. Szedł dalej jak gdyby nigdy nic.
- To na osłodę ale otwórz dopiero w kwaterze. Posłuchaj mnie jeszcze. Może Twoja historia nie zaczyna się zbyt szczęśliwie ale to przecież tylko początek. Ważniejszy jest ciąg dalszy, ten który sama napiszesz. Odmaszerować.
OOC:
UWAGA - wyedytowany kawałek posta.
W Torbie są wszystkie Twoje rzeczy z kurtki. O Bracie już nie miałem siły.
Piszcz tutaj, potem w kwaterze, a potem jeśli chcesz to w biurze trenera.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Pią Lip 12, 2013 12:32 am
Mogła się domyślić. Duma Saiyan była specyficzna i choć odnosiła się głównie do zdania zabij, albo zostań zabitym, często ich rządza krwi bywała paskudna. Z jednej strony było to naturalne dla tej rasy. Adoptowali wynalazki obcych, wyniszczając ich populacje. Nie można winić lwa, za to, że poluje, a jednak... Ta informacja pozostawiała pewien niesmak i zmieszanie.
Czy żałowanie przeciwnika jest oznaką słabości?
Z zainteresowaniem wsłuchiwała się w słowa Trenera odnośnie sposobu pozbycia się wroga. Jednakże, nie był to sposób jaki przypadłby kadetce do gustu. Zabójstwo, morderstwo, nawet jeśli w obronie własnej było ciągle splamieniem dłoni krwią. Prędzej czy później Vivian będzie musiała kogoś zabić. Modliła się w duchu, by jak najpóźniej. Tsuful na pewno nie był niewinny, ale to Saiyanie doprowadzili go do tego stanu. Przeżył tyle lat, samotny, udręczony niedolą... Nie chciała o tym myśleć. Bardzo nie chciała.
~Koszarowy o nas dba... ~ Nie zdołała ukryć uśmiechu, słysząc to absurdalne zdanie. Może i dbał, i to na swój sposób, ale źle się to mogło dla kadetów skończyć. ~Jeśli dalej tak będzie się przejmował, to niedługo zostanie z nas mokra plama, nic więcej~ Nie podzieliła się tą wątpliwego wdzięku myślą, kiwając jedynie lekko głową.
Silniejsza, niż jej się wydaje? Dziwne. Vivian miała się w dalszym stopniu za tchórza, słabeusza, któremu upór i wrodzona zawziętość mimo strachu nie pozwalała uciec. Może coś w tym jest. A co do Tsufula... Pamiętała, że wszedł do jej głowy. A potem z niej wyszedł. Tego, co było pomiędzy, nie pamiętała, ba nie chciała wspominać. Zbyt bolało. Aż musiała pomasować energicznie skronie, gdy poczuła kłucie w czaszce.
- Święta Woda? – Powtórzyła bezwiednie halfka.
Lek na pasożyta. Świetny pomysł, ale jeśli to tylko czcze gadanie?
Ziemia, ojczysta planeta jej matki. Znała ją tylko z opowieści i niejakich historii opowiadanych przez brata. Przywiózł jej stamtąd kurtkę... Wszelkie, prawdziwe informacje odnośnie tego miejsca nigdy nie doleciały do uszu byle jakiej kadetki. A skoro Trener wspomniał o misji... Miło byłoby coś takiego dostać. Poważniejsze zadanie od sprzątania Spiżarni. Z drugiej strony wojownik może ją podpuszczać, gotowy w każdym momencie kazać złapać za szczotkę do kibli. Na wszelki wypadek Ósemka nie dała po sobie nic poznać.
Ocknęła się, gdy do Trenera podszedł drugi wojownik, wyraźnie taksujący Vivian ciekawskim i dwuznacznym spojrzeniem. Spięła się odruchowo słysząc jego słowa i zbladła, ale zacisnęła wargi. Nie chciała by ostra wypowiedź padła tutaj, przed Trenerem w obecności elit. Odzywa się u niej cięty język, musi trzymać go za zębami.
Widziała jak Trener spławia, a raczej jednym, znaczącym zdaniem pozbywa się natręta. Już do końca posiłku nie zabierała głosu. Nie wiedziała, o co mogłaby zapytać. O brata bardzo chciała, ale nie ośmieliła się go ponaglać. Dowie się w swoim czasie.
Na koniec, wojownik podał jej mały pakunek. Spojrzała na niego zaskoczona. Tego było już za wiele. Nowy uniform, obiad elit i do tego paczka ciastek? Stanowczo, żaden z Trenerów nie powinien być aż tak miły. Zbyt to było podejrzane.
- Tak jest, Sir.
Potulnie odmaszerowała do swojej kwatery, pogrążona w nie do końca różowych myślach.
OOC
[zt] ---> Kwatera
Nieco na szybko, ale mam nadzieję, że składnie.
Czy żałowanie przeciwnika jest oznaką słabości?
Z zainteresowaniem wsłuchiwała się w słowa Trenera odnośnie sposobu pozbycia się wroga. Jednakże, nie był to sposób jaki przypadłby kadetce do gustu. Zabójstwo, morderstwo, nawet jeśli w obronie własnej było ciągle splamieniem dłoni krwią. Prędzej czy później Vivian będzie musiała kogoś zabić. Modliła się w duchu, by jak najpóźniej. Tsuful na pewno nie był niewinny, ale to Saiyanie doprowadzili go do tego stanu. Przeżył tyle lat, samotny, udręczony niedolą... Nie chciała o tym myśleć. Bardzo nie chciała.
~Koszarowy o nas dba... ~ Nie zdołała ukryć uśmiechu, słysząc to absurdalne zdanie. Może i dbał, i to na swój sposób, ale źle się to mogło dla kadetów skończyć. ~Jeśli dalej tak będzie się przejmował, to niedługo zostanie z nas mokra plama, nic więcej~ Nie podzieliła się tą wątpliwego wdzięku myślą, kiwając jedynie lekko głową.
Silniejsza, niż jej się wydaje? Dziwne. Vivian miała się w dalszym stopniu za tchórza, słabeusza, któremu upór i wrodzona zawziętość mimo strachu nie pozwalała uciec. Może coś w tym jest. A co do Tsufula... Pamiętała, że wszedł do jej głowy. A potem z niej wyszedł. Tego, co było pomiędzy, nie pamiętała, ba nie chciała wspominać. Zbyt bolało. Aż musiała pomasować energicznie skronie, gdy poczuła kłucie w czaszce.
- Święta Woda? – Powtórzyła bezwiednie halfka.
Lek na pasożyta. Świetny pomysł, ale jeśli to tylko czcze gadanie?
Ziemia, ojczysta planeta jej matki. Znała ją tylko z opowieści i niejakich historii opowiadanych przez brata. Przywiózł jej stamtąd kurtkę... Wszelkie, prawdziwe informacje odnośnie tego miejsca nigdy nie doleciały do uszu byle jakiej kadetki. A skoro Trener wspomniał o misji... Miło byłoby coś takiego dostać. Poważniejsze zadanie od sprzątania Spiżarni. Z drugiej strony wojownik może ją podpuszczać, gotowy w każdym momencie kazać złapać za szczotkę do kibli. Na wszelki wypadek Ósemka nie dała po sobie nic poznać.
Ocknęła się, gdy do Trenera podszedł drugi wojownik, wyraźnie taksujący Vivian ciekawskim i dwuznacznym spojrzeniem. Spięła się odruchowo słysząc jego słowa i zbladła, ale zacisnęła wargi. Nie chciała by ostra wypowiedź padła tutaj, przed Trenerem w obecności elit. Odzywa się u niej cięty język, musi trzymać go za zębami.
Widziała jak Trener spławia, a raczej jednym, znaczącym zdaniem pozbywa się natręta. Już do końca posiłku nie zabierała głosu. Nie wiedziała, o co mogłaby zapytać. O brata bardzo chciała, ale nie ośmieliła się go ponaglać. Dowie się w swoim czasie.
Na koniec, wojownik podał jej mały pakunek. Spojrzała na niego zaskoczona. Tego było już za wiele. Nowy uniform, obiad elit i do tego paczka ciastek? Stanowczo, żaden z Trenerów nie powinien być aż tak miły. Zbyt to było podejrzane.
- Tak jest, Sir.
Potulnie odmaszerowała do swojej kwatery, pogrążona w nie do końca różowych myślach.
OOC
[zt] ---> Kwatera
Nieco na szybko, ale mam nadzieję, że składnie.
- GośćGość
Re: Stołówka
Pią Lip 12, 2013 7:47 pm
Czarnowłosy szedł w kierunku stołówki. Odzywał się jego pełen głodu brzuch. Dawno już nie był w tym pomieszczeniu. Na szczęście teraz dostaje w miarę dobre jedzenie a nie jakieś papki czy inne żelki. Aczkolwiek jadł to tylko raz. No i więcej jeść nie musi, by wiedzieć jakie to obrzydliwe dlatego współczuje innym kadetom co są zmuszeni ją jeść. Tak czy inaczej był bardzo głodny, a choć jadł co nie co przed powrotem to jest w końcu saiyanem i tyle co jadł było dla niego niczym. Oczywiście widział masę saiyan proszących o jedzenie lub już siedzących i gadających w małych grupkach "przyjaciół" Oczywiście choć żołnierze Natto w takich grupach jeszcze byli to elita i kapitanowie siedziała praktycznie samemu, bez nikogo. Cóż... taka jest już ta rasa. Krwistooki ustawił się w kolejce po jedzenie. Zapewne dostanie to co dostają Nashi, ale mu to pasuje. Nie jest wybredny. Wszystko jest lepsze od tej papki. Gdy nadeszła jego kolej poprosił o jedzenie.
-Mógłbym dostać coś do jedzenia?
Altair nie był jak Lethal i w przeciwieństwie do niego odczuwał do każdego szacunek nie zależnie od tego kim ten ktoś był. Ten demon na szczęście był teraz spokojny ale to może się zmienić. Im więcej przelanej krwi, tym demon otrzymuje większą kontrolę. W końcu gdy nadeszła jego kolej został obsłużony przez jakąś kucharkę. Otrzymał tacę z jedzeniem i dziękując skinieniem głowy i uśmiechem udał się w poszukiwaniu jakiegoś wolnego miejsca. W końcu i jedno takie znalazł toteż szybko je zajął i zaczął jeść swój posiłek. Na jego talerzu znajdowała się jakaś zielenina, mięso i dobrze mu znana szara masa. Choć wyglądała okropnie to była nawet smaczna. Nie czekając zbytnio zabrał się do jedzenia. Dość szybko skończył swoją porcję zważywszy na to, że był strasznie głodny. Gdy wstał by odnieść tace z talerzem i sztućcami do zlewu przez scouter usłyszał słowa wojowników. Mówili o zagrożeniu dla planety i samym Tsufulu. Ten tak zwany Tsuful był jedną z pozostałości po zniszczonej przez saiyan rasie. Dostał także wiele innych informacji. A mianowicie ich planeta nosiła kiedyś nazwę Plant a oni sami żyli w jaskiniach jak dzikusi i zwierzęta. Choć Tsuful-jinowie przygarnęli ich to wkrótce po tym traktowali ich jak niewolników. Saiyanie byli dla nich tanią siłą roboczą. Ta dumna rasa jednakże w końcu miała położyć temu kres i ich przywódca zwany wtedy Vegetą rozkazał zaatakować podczas pełni księżyca i tym samym jako Oozaru-wielkie małpy zniszczyli wszystkie miasta i pozostałości po tamtej cywilizacji a technologie zagarnęli dla siebie. Jednakże okazało się, że nie zostali oni całkowicie unicestwieni i na drodze ewolucji bądź technologii żyli jako pasożyty atakując członków innych ras i przejmując nad nimi kontrolę. Pragnęli zniszczenia saiyan ale i pewnie władzy nad kosmosem. Sposoby jego pokonania były możliwe do samodzielnego domyślenia się, ale usłyszał jeszcze coś o jakiejś Świętej Wodzie z planety Ziemi. Co to za planeta? Będzie musiał później sprawdzić o niej swoje informacje tak samo jak o planecie Namek. No cóż tak czy inaczej postanowił udać się na sale treningową po mały trening, by nie wyjść z wprawy.
OOC:
Stołówka -> Sala Treningowa
-Mógłbym dostać coś do jedzenia?
Altair nie był jak Lethal i w przeciwieństwie do niego odczuwał do każdego szacunek nie zależnie od tego kim ten ktoś był. Ten demon na szczęście był teraz spokojny ale to może się zmienić. Im więcej przelanej krwi, tym demon otrzymuje większą kontrolę. W końcu gdy nadeszła jego kolej został obsłużony przez jakąś kucharkę. Otrzymał tacę z jedzeniem i dziękując skinieniem głowy i uśmiechem udał się w poszukiwaniu jakiegoś wolnego miejsca. W końcu i jedno takie znalazł toteż szybko je zajął i zaczął jeść swój posiłek. Na jego talerzu znajdowała się jakaś zielenina, mięso i dobrze mu znana szara masa. Choć wyglądała okropnie to była nawet smaczna. Nie czekając zbytnio zabrał się do jedzenia. Dość szybko skończył swoją porcję zważywszy na to, że był strasznie głodny. Gdy wstał by odnieść tace z talerzem i sztućcami do zlewu przez scouter usłyszał słowa wojowników. Mówili o zagrożeniu dla planety i samym Tsufulu. Ten tak zwany Tsuful był jedną z pozostałości po zniszczonej przez saiyan rasie. Dostał także wiele innych informacji. A mianowicie ich planeta nosiła kiedyś nazwę Plant a oni sami żyli w jaskiniach jak dzikusi i zwierzęta. Choć Tsuful-jinowie przygarnęli ich to wkrótce po tym traktowali ich jak niewolników. Saiyanie byli dla nich tanią siłą roboczą. Ta dumna rasa jednakże w końcu miała położyć temu kres i ich przywódca zwany wtedy Vegetą rozkazał zaatakować podczas pełni księżyca i tym samym jako Oozaru-wielkie małpy zniszczyli wszystkie miasta i pozostałości po tamtej cywilizacji a technologie zagarnęli dla siebie. Jednakże okazało się, że nie zostali oni całkowicie unicestwieni i na drodze ewolucji bądź technologii żyli jako pasożyty atakując członków innych ras i przejmując nad nimi kontrolę. Pragnęli zniszczenia saiyan ale i pewnie władzy nad kosmosem. Sposoby jego pokonania były możliwe do samodzielnego domyślenia się, ale usłyszał jeszcze coś o jakiejś Świętej Wodzie z planety Ziemi. Co to za planeta? Będzie musiał później sprawdzić o niej swoje informacje tak samo jak o planecie Namek. No cóż tak czy inaczej postanowił udać się na sale treningową po mały trening, by nie wyjść z wprawy.
OOC:
Stołówka -> Sala Treningowa
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Pon Lip 15, 2013 1:24 pm
Był głodny jak wilk, ostatnią rzeczą jaką zjadł były sucharki od Babci Tanany. Czym prędzej przekroczył więc próg stołówki i ustawił się w kolejne po posiłek. Parę minut później na jego tacce wylądowała racja przeznaczona dla żołnierzy o jego randze. Nie jakieś rarytasy, ale na pewno zjadliwe, czego nie można było powiedzieć o papce dla kadetów, którą miał "przyjemność" kiedyś skonsumować. Rozejrzał się po sali. Większość miejsc była zajęta. Nie orientował się która była godzina, lecz najwyraźniej trafił na porę obiadową, stąd ten tłok. Ruszył pomiędzy stolikami w poszukiwaniu czegoś wolnego. W końcu, w rogu sali dostrzegł jednoosobowy stolik. Ruszył ochoczo w jego kierunku, nie dostrzegając faktu, że siedzący w pobliżu Saiyan'ie dziwnie na niego patrzą. Usiadł na swoim miejscu i zabrał się na jedzenie. Było dobre, trzeba przyznać. Porcja była spora, tak więc powinien się nią najeść. Gdy tak zajadał się ze smakiem, wokół niego dało się słyszeć sporo głosów. Jedni szeptali między sobą wymieniając jakieś ważne, niedostępne dla innych informacje, inni wręcz krzyczeli do siebie opowiadając jakie zabawne przygody spotkały ich w ostatnim czasie. Haz był pewien, że sytuacja która miała miejsce w łazience rozbawiłyby nie jednego sąsiada. Nagle usłyszał znajomy mu głos. Nie musiał długo rozmyślać do kogo on należy - Trener z Sali Treningowej. Siedział gdzieś za nim, maksymalnie kilka metrów dalej. Rozmawiał z jakąś dziewczyną. Złotowłosy już miał dyskretnie obrócić głowę, gdy do jego uszu dotarło słowo "Tsuful". To natychmiast spowodowało, iż zamarł w bezruchu i wsłuchiwał się w każde słowo przełożonego. Nie mógł uwierzyć w to, że udało mu się "podsłuchać" tak ważną i istotną informacje. W ciągu minuty dowiedział się nieco o przeszłości swoich przodków, lecz przedewszystkim wiedział już kim jest tajemniczy pasożyt, jak dokładnie działa i jak się go pozbyć. Na talerzu znajdowała się jeszcze ponad połowa posiłku, lecz teraz o tym nie myślał. Nagle sytuacja zrobiła się napięta. Jakiś gość pozwolił sobie na dość wulgarny komentarz względem towarzyszki Trenera. Jego dowódca w krótkim słowach poradził sobie z tym impertynentem. Haz wykorzystał moment, gdy mężczyzna siadał z powrotem na krześle i odwrócił się na chwilę by dostrzec kim jest jego towarzyszka. Zdziwiło go, że to dziewczyna wyglądająca na oko na jego rówieśniczkę, ponadto chyba nie znajdująca się wysoko w hierarchii wojska. Ale pozory mogą mylić. Po chwili dwójka ta opuściła stołówkę. Złotowłosy jeszcze długo siedział nad posiłkiem, analizując dane o Tsufulu. Koniecznie musi je zapamiętać. W końcu skończył jeść. Podniósł tackę, wstał i ruszył między stolikami. Tym razem rozejrzał się po sąsiednich stolikach, a to co zobaczył spowodowało, że zawartość obiadu podeszła mu do gardła. Wszystkie najbliższe miejsca zajmowali wysoko postawieni żołnierze. Był to najwyraźniej zakątek dla "wyższych sfer". I gdzie tam miejsce dla niego? Cud, że nikt nie zareagował i nie wykopał go z sali. Czym prędzej zwrócił tackę na miejsce i szybkim krokiem ruszył w stronę wyjścia. Stracił poczucie czasu, więc może lepiej udać się już w stronę Sali Treningowej? Może Trener po skończonym posiłku też tam się wybiera? Tak, to chyba najlepszy wybór.
Z/T --> https://dbng.forumpl.net/t96-sala-treningowa
Z/T --> https://dbng.forumpl.net/t96-sala-treningowa
Re: Stołówka
Wto Sie 06, 2013 10:06 pm
Długa droga? Nie bardzo. Szedł sobie powoli, spacerkiem. Cały czas zaprzątając sobie głowę, tym, co stało się, podczas walki.
-Dlaczego nic nie pamiętam? Co się do cholery stało? -Pytał sam siebie w myślach. Jego „medytacje” przerwał dopiero zapach unoszący się w korytarzu prowadzącym do stołówki. Tak jak w domu. Co, jak co ale Ojciec, Brązowookiego umiał gotować. Życie go nauczyło. Samotnie wychowywał syna, musiał umieć coś przyrządzić. Ale domowa kuchnia nie tworzyła aż takiego aromatu. A może tworzyła? Tylko teraz, Half, je rzadziej, mniej systematycznie i nos się odzwyczaił. Do tego teraz jest zmęczony i głodny. Szedł jak zahipnotyzowany. Na jego twarzy wymalował się delikatny uśmieszek. Na moment otworzył usta. Chciał „najeść się tym zapachem”. Niestety, było to niemożliwe.
Wszedł do środka. Kadeci, przy stołach, kadeci w kolejce, wszędzie Kadeci.
-Aaa no tak, podboje i tych wyższych rangą nie ma, na planecie-pomyślał chłopak zwiedzając wzrokiem salę. W koncie siedziało dwóch wojowników.
-O a jednak-skomentował cichy głos w głowie chłopaka. Dwaj wojownicy. Jeden bardziej umięśniony od drugiego. Mieli na sobie zbroje i scoutery. Na szczęście Chłopak nie był w stanie dostrzec frykasów, jakimi się zajadają. Przed nim przeszedł jakiś niski chłopak. Nie był zadowolony. Na tacce niósł ”przysmak kadeta”. Brązowooki ponownie rozejrzał się po stołówce. Tym razem patrzył na to, co kto je. Wszędzie to samo. Szara, łykowata, śliska potrawa, której składu nie znają nawet Ci, którzy ją gotują.
-Jak ja to dostane to umrę z głodu-pomyślał sobie. Wiedział, co go czeka, ale cały czas miał nadzieję. Chciał w to wierzyć, że po podejściu do okienka zostanie serdecznie przywitany i dostanie jakiś wysokokaloryczny, syty i co najważniejsze SMACZNY posiłek. Kolejka jednak była długa…
Był już piąty na liście oczekujących. Patrzył na to, co dostają osoby przed nim. Pierwszy? Papka.. Drugi? Był umięśniony i widać było, że dużo trenuje. Papka. Trzeci? Przywitał się. Sypnął jakimś komplementem, o zapachu, o wyglądzie pani podającej.. Papka.. Czwarty już nic nie powiedział tylko nastawił tackę. Nadeszła kolej na chłopaka w brzydkim, poprzecinanym, poprzecieranym i dziurawym kombinezonie.
-Dzień dobry. Mógłbym coś do jedzenia? Jestem strasznie gło- nie zdążył dokończyć. Pani nałożyła wielką łyżkę „przysmaku kadetów” na tackę. Half cofnął głowę, gdy do jego nosa dotarł ten specyficzny zapach.
-No to są chyba jakieś jaja.-Powiedział po cichu. Podniósł głowę i spojrzał w twarz kucharki, która podała mu jedzenie –no to są chyba jakieś jaja-powtórzył po raz drugi. Wziął do ręki łyżkę i nabrał papki-TO SĄ CHYBA JAKIEŚ JAJA! -Wykrzyczał i cisnął papką prosto w usta kucharki. Biała aura eksplodowała z jego ciała. Tacki leżące jedna na drugiej, obok Vernila, zostały wyrzucone w powietrze. Latały po całej stołówce. Vernil wziął zamach i cisnął już tylko samą łyżeczką w stronę kuchni. Obejrzał się za siebie. Kadeci zlękli się nieco nagłej zmiany u Brązowowłosego Kadeta. Ten podszedł do tego umięśnionego, który wgapiał się w papkę. Aura zaczynała przybierać czerwonego koloru. Syn Ritchula podniósł prawą rękę w górę. Stworzył w niej Ki-Sworda i popatrzył na twarz Kadeta.
-Wal to żarcie-powiedział. Na twarzy wojownika było widać.. Strach. Najwidoczniej jego postura nie odzwierciedlała odwagi w jego sercu. Pionowe cięcie wystarczyło, aby chłopak wybiegł z krzykiem. Tacka oraz stół rozcięte na pół. Aura stała się czerwona. Half odwrócił się. Spojrzał, że za ladą nadal stoi kucharka.
-Teraz Twoja kolej!- Powiedział głośno, napiął mięśnie i ruszył w jej stronę…
OCC:
Furia! ^^
-Dlaczego nic nie pamiętam? Co się do cholery stało? -Pytał sam siebie w myślach. Jego „medytacje” przerwał dopiero zapach unoszący się w korytarzu prowadzącym do stołówki. Tak jak w domu. Co, jak co ale Ojciec, Brązowookiego umiał gotować. Życie go nauczyło. Samotnie wychowywał syna, musiał umieć coś przyrządzić. Ale domowa kuchnia nie tworzyła aż takiego aromatu. A może tworzyła? Tylko teraz, Half, je rzadziej, mniej systematycznie i nos się odzwyczaił. Do tego teraz jest zmęczony i głodny. Szedł jak zahipnotyzowany. Na jego twarzy wymalował się delikatny uśmieszek. Na moment otworzył usta. Chciał „najeść się tym zapachem”. Niestety, było to niemożliwe.
Wszedł do środka. Kadeci, przy stołach, kadeci w kolejce, wszędzie Kadeci.
-Aaa no tak, podboje i tych wyższych rangą nie ma, na planecie-pomyślał chłopak zwiedzając wzrokiem salę. W koncie siedziało dwóch wojowników.
-O a jednak-skomentował cichy głos w głowie chłopaka. Dwaj wojownicy. Jeden bardziej umięśniony od drugiego. Mieli na sobie zbroje i scoutery. Na szczęście Chłopak nie był w stanie dostrzec frykasów, jakimi się zajadają. Przed nim przeszedł jakiś niski chłopak. Nie był zadowolony. Na tacce niósł ”przysmak kadeta”. Brązowooki ponownie rozejrzał się po stołówce. Tym razem patrzył na to, co kto je. Wszędzie to samo. Szara, łykowata, śliska potrawa, której składu nie znają nawet Ci, którzy ją gotują.
-Jak ja to dostane to umrę z głodu-pomyślał sobie. Wiedział, co go czeka, ale cały czas miał nadzieję. Chciał w to wierzyć, że po podejściu do okienka zostanie serdecznie przywitany i dostanie jakiś wysokokaloryczny, syty i co najważniejsze SMACZNY posiłek. Kolejka jednak była długa…
Był już piąty na liście oczekujących. Patrzył na to, co dostają osoby przed nim. Pierwszy? Papka.. Drugi? Był umięśniony i widać było, że dużo trenuje. Papka. Trzeci? Przywitał się. Sypnął jakimś komplementem, o zapachu, o wyglądzie pani podającej.. Papka.. Czwarty już nic nie powiedział tylko nastawił tackę. Nadeszła kolej na chłopaka w brzydkim, poprzecinanym, poprzecieranym i dziurawym kombinezonie.
-Dzień dobry. Mógłbym coś do jedzenia? Jestem strasznie gło- nie zdążył dokończyć. Pani nałożyła wielką łyżkę „przysmaku kadetów” na tackę. Half cofnął głowę, gdy do jego nosa dotarł ten specyficzny zapach.
-No to są chyba jakieś jaja.-Powiedział po cichu. Podniósł głowę i spojrzał w twarz kucharki, która podała mu jedzenie –no to są chyba jakieś jaja-powtórzył po raz drugi. Wziął do ręki łyżkę i nabrał papki-TO SĄ CHYBA JAKIEŚ JAJA! -Wykrzyczał i cisnął papką prosto w usta kucharki. Biała aura eksplodowała z jego ciała. Tacki leżące jedna na drugiej, obok Vernila, zostały wyrzucone w powietrze. Latały po całej stołówce. Vernil wziął zamach i cisnął już tylko samą łyżeczką w stronę kuchni. Obejrzał się za siebie. Kadeci zlękli się nieco nagłej zmiany u Brązowowłosego Kadeta. Ten podszedł do tego umięśnionego, który wgapiał się w papkę. Aura zaczynała przybierać czerwonego koloru. Syn Ritchula podniósł prawą rękę w górę. Stworzył w niej Ki-Sworda i popatrzył na twarz Kadeta.
-Wal to żarcie-powiedział. Na twarzy wojownika było widać.. Strach. Najwidoczniej jego postura nie odzwierciedlała odwagi w jego sercu. Pionowe cięcie wystarczyło, aby chłopak wybiegł z krzykiem. Tacka oraz stół rozcięte na pół. Aura stała się czerwona. Half odwrócił się. Spojrzał, że za ladą nadal stoi kucharka.
-Teraz Twoja kolej!- Powiedział głośno, napiął mięśnie i ruszył w jej stronę…
OCC:
Furia! ^^
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Wto Sie 06, 2013 11:16 pm
Droga nie zabrała mu dużo czasu. Dwie, trzy minuty i szedł już korytarzem, na końcu którego widać już było sporych rozmiarów, podwójne drzwi do stołówki. Nie czuł jeszcze zapachu wydobywającego się z tego pomieszczenia, lecz spodziewał się tego już za chwilę. Jak to dobrze, że nie musi już jeść tej ohydnej papki przeznaczonej dla kadetów. Na samo wspomnienie o niej robiło mu się niedobrze. Fakt, nie dostawał potraw z najwyższej półki, lecz przynajmniej coś, co bez problemu przechodziło przez przełyk. Zbliżał się już do wejścia. Do jego uszu dotarły jakieś dziwne dźwięki. Obejrzał się za siebie, spodziewając się jakiejś burdy na korytarzu, lecz pośpieszne kroki i krzyki dochodziły wyraźnie z miejsca do którego właśnie zmierzał. Stojąc 2 metry od celu został niemal staranowany przez wystraszony tłum, który najwyraźniej przed czymś uciekał. Tłum ten złożony był w całości z kadetów. O co chodzi? Może jakiś wyższy rangą idiota zaczął się popisywać? Wzruszył ramionami i wychylił się nieco, spoglądając czy ktoś jeszcze zamierza uciec ze stołówki. Droga wolna. Przekroczył próg pomieszczenia. To co zastał bardzo go zaskoczyło.
Okazało się, że sprawcą całego zamieszania jest... kadet. Zmrużył oczy i spojrzał na jego twarz. Wydawało mu się, że gdzieś już go widział. Miał na sobie postrzępiony kombinezon, a jego sylwetkę otaczała czerwona aura. Sądząc po jego zachowaniu miał coś w rodzaju napadu szału, czego powodem było otrzymanie papki. Wydzierał się na kobietę która wydawała posiłki. Jakby ona była czemuś winna, taka jej praca. Brunet właśnie namawiał jakiegoś pakera by dał sobie spokój z posiłkiem. Szatyn zaczął kumulować energię w dłoni, czego efektem było wytworzenie Ki Sword'a. Jeden szybki ruch i mięśniak wyleciał z piskiem z pomieszczenia, a znajdujący się za nim stolik został przecięty na pół. Nerwusowi było jednak mało. Teraz za cel obrał sobie kobietę za ladą. Haz podniósł wysoko brwi. Rozejrzał się szybko po sali. Była prawie opustoszała. W kącie siedziało dwóch wysokich rangą żołnierzy. Jeden z nich właśnie wstawał z miejsca i strzelił kośćmi w palcach. Złotowłosy zmierzył na szybko Ki kadeta i tego faceta. Różnica była ogromna, chłopak może nie przeżyć spotkania z kimś takim. Musi zareagować, tym bardziej że w niebezpieczeństwie znalazła się teraz kucharka.
W ułamku sekundy znalazł się za furiatem. Z łatwością go obezwładnił, jedną ręką wykręcił mu ramię do tyłu, drugą chwycił za kark zmuszając jego ciało po pochylenia. Ki Sword od razu zniknął. Chłopak był dość msilny jak na kadeta, lecz nie był w stanie sprawić mu problemów. Nachylił się lekko i syknął mu do ucha:
- Uspokój się! Życie Ci niemiłe? Wynosimy się stąd, szybko!
Wyprowadził krnąbrnego kadeta na zewnątrz. Podszedł z nim aż do końca korytarza, gdzie odepchnął na ścianę. Nie za mocno, nie chciał zburzyć nim konstrukcji, chociaż może dzięki temu szybciej by ochłonął. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i wpatrywał się w niego chłodnym wzrokiem. Co strzeliło mu do łba by robić taką awanturę o jedzenie? Przecież każdy nowy musi przez to przejść. Pokręcił z dezaprobatą głową. Ciało chłopaka nadal otaczała czerwona poświata, a jego oczy pełne były złości i gniewu. Musi go uspokoić. Skupił się na jego Ki, po czym przemówił bezpośrednio do jego umysłu:
To była chyba furia. Słyszał o tym, chociaż nigdy nie doświadczył na własnej skórze. Podobno dawało chwilowy przypływ sił, lecz poczynania takiej osoby były trudne do przewidzenia. Miał nadzieję, że kadet nie wywinie mu jakieś głupiego numeru. Spokojnie czekał aż ochłonie gotów by w razie czego zareagować.
Okazało się, że sprawcą całego zamieszania jest... kadet. Zmrużył oczy i spojrzał na jego twarz. Wydawało mu się, że gdzieś już go widział. Miał na sobie postrzępiony kombinezon, a jego sylwetkę otaczała czerwona aura. Sądząc po jego zachowaniu miał coś w rodzaju napadu szału, czego powodem było otrzymanie papki. Wydzierał się na kobietę która wydawała posiłki. Jakby ona była czemuś winna, taka jej praca. Brunet właśnie namawiał jakiegoś pakera by dał sobie spokój z posiłkiem. Szatyn zaczął kumulować energię w dłoni, czego efektem było wytworzenie Ki Sword'a. Jeden szybki ruch i mięśniak wyleciał z piskiem z pomieszczenia, a znajdujący się za nim stolik został przecięty na pół. Nerwusowi było jednak mało. Teraz za cel obrał sobie kobietę za ladą. Haz podniósł wysoko brwi. Rozejrzał się szybko po sali. Była prawie opustoszała. W kącie siedziało dwóch wysokich rangą żołnierzy. Jeden z nich właśnie wstawał z miejsca i strzelił kośćmi w palcach. Złotowłosy zmierzył na szybko Ki kadeta i tego faceta. Różnica była ogromna, chłopak może nie przeżyć spotkania z kimś takim. Musi zareagować, tym bardziej że w niebezpieczeństwie znalazła się teraz kucharka.
W ułamku sekundy znalazł się za furiatem. Z łatwością go obezwładnił, jedną ręką wykręcił mu ramię do tyłu, drugą chwycił za kark zmuszając jego ciało po pochylenia. Ki Sword od razu zniknął. Chłopak był dość msilny jak na kadeta, lecz nie był w stanie sprawić mu problemów. Nachylił się lekko i syknął mu do ucha:
- Uspokój się! Życie Ci niemiłe? Wynosimy się stąd, szybko!
Wyprowadził krnąbrnego kadeta na zewnątrz. Podszedł z nim aż do końca korytarza, gdzie odepchnął na ścianę. Nie za mocno, nie chciał zburzyć nim konstrukcji, chociaż może dzięki temu szybciej by ochłonął. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i wpatrywał się w niego chłodnym wzrokiem. Co strzeliło mu do łba by robić taką awanturę o jedzenie? Przecież każdy nowy musi przez to przejść. Pokręcił z dezaprobatą głową. Ciało chłopaka nadal otaczała czerwona poświata, a jego oczy pełne były złości i gniewu. Musi go uspokoić. Skupił się na jego Ki, po czym przemówił bezpośrednio do jego umysłu:
- Telepatia:
- Uspokój się, słyszysz? Nie jesteś sobą, zapanuj nad tym!
To była chyba furia. Słyszał o tym, chociaż nigdy nie doświadczył na własnej skórze. Podobno dawało chwilowy przypływ sił, lecz poczynania takiej osoby były trudne do przewidzenia. Miał nadzieję, że kadet nie wywinie mu jakieś głupiego numeru. Spokojnie czekał aż ochłonie gotów by w razie czego zareagować.
Re: Stołówka
Czw Sie 08, 2013 10:25 pm
Źle, źle i jeszcze raz źle. Vernil ponownie wpadł w furie. Nie panował nad sobą. Znów będzie ta dziura w pamięci, która tak go prześladuje. Nie lubi tego uczucia. Wtedy czuje, że zawiódł na całej linii. Był blisko zabójstwa. Uderzył swojego kolegę. O niczym nie wiedział. A wcześniej? Zniszczył kilkanaście manekinów na sali. Przestraszył kadetów, jednego pobił. Na szczęście znalazł się ktoś, kto powstrzymał ten szaleńczy napad złości. Teraz chciał szarżować na panią zza lady. Nie było źle… Było jeszcze gorzej.
Pojawił się w sali. Nie był kadetem. Był Nashi. Był osobą, która mimo to, że jest młoda, osiągnęła stadium Super Saiyanina. Przezwyciężył lodową planetę Iceberg. Wracając osiągnął jeszcze wyższe stadium złotowłosej przemiany. Był silny. Oczywiście, na planecie byli osobnicy, którzy mieli go dosłownie na jeden cios. Obecnie na stołówce był najsilniejszą osobą. Na szczęście zainteresował się losem rozwścieczonego Brązowookiego i zainterweniował. W mgnieniu oka znalazł się za Halfem. Obezwładnił go. Wykręcił mu ramię. Ki-sword prysł jak płomień świecy na wietrze. Złość ponownie zawrzała. Aura zwiększyła się. Wyzwolił niespotykane zasoby energii, co to dało? Absolutnie nic. Saiyan wymamrotał coś pod nosem. Vernil owładnięty swoją złością nie zrozumiał ani jednego słowa. Cały czas szarpał się. Wierzgał nogami. Wydawał z siebie dziwne dźwięki. Podobne do tych, jakie wydają zirytowane zwierzęta, gdy ktoś wchodzi na ich teren. To nic nie dawało. Przeciwnik wyraźnie był silniejszy…
Bez większego problemu wyprowadził furiata na zewnątrz pomieszczenia. To tędy przed chwilą przechodził brązowooki, napawając się pięknym aromatem wydobywającym się z kuchni. No i jak to się skończyło… Saiyanin popchnął Vernila na ścianę. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Half zmierzył wzrokiem wojownika. Każdy powiedziałby, że nie miał żądnych szans na zwycięstwo. Ale czy go to teraz obchodziło? Za grosz. Zmienił wyraz twarzy. Było na niej widać grymas jeszcze większej złości. Chęć mordu i wzięcia odwetu. Zemsta..
-Kiai..- Zaczął krzyczeć, gdy nagle usłyszał coś. Bardzo wyraźnie i bardzo blisko. W głowie. Chwycił się za skronie. Padł na kolana
-Wypier***** z mojej głowy!- Wykrzyczał głośno. Zaczął miotać się po ziemi. Głos zamilknął. Mówił coś o opanowaniu. Chłopak zatrzymał się. Kucał na ziemi. Otworzył szeroko oczy. Spojrzał na nogi wojownika, który tak bardzo chce mu pomóc. Położył ręce na ziemi. Wykonał obrót całym ciałem, i nogami uderzył w łydki Saiyanina. Jaki był cel? Chciał wziąć odwet za to, że był unieruchomiony. Furia postępowała. Nie myślał racjonalnie. Wstał na równe nogi. Podniósł prawą, dolną kończynę do góry i wbił ją w twarz przeciwnika. Zaraz po tym znów chwycił się za skronie i ukucnął na ziemi…
-Zapanuj? Zapanuj, nad czym? -Powiedział sam do siebie. Pustka. Nic się nie działo. Zupełnie tak samo jak wtedy, gdy Tsuful przejął umysł brązowookiego.
-Chodź tutaj Tsufulu! Nie boję się Ciebie! To ja jestem silniejszy-wykrzyczał w pustkę. Był panem swojego umysłu? Nie! Coś go przejęło. To nie był Tsuful. Tamten od razu przystąpił do walki o dominacje. Tutaj nie ma nic. Dziura.
-Chwila..-Powiedział sam do siebie. Włączył białą aurę. Stworzył w rękach ki-blasty. Wyrzucił je nad siebie. Obserwował ich tor lotu. Nic tu nie ma. Stworzył kolejne i ciskał nimi na wszystkie strony świata także obserwując czy ujawnią mu kogoś, lub coś, co tutaj urzęduje…. Nic. Tylko pustka. Wszystko działało jak Czarna Dziura, która pochłaniała wszelkie czynności, jakie robi teraz ciało chłopaka i nie pozwalała im ujrzeć światła dziennego.
Vernil usiadł na ziemi. Skrzyżował nogi. Dłonie spokojnie położył na nich. Zaczął spokojnie oddychać. Aura zanikła.
-Głosie-powiedział cicho-daj mi radę i moc bym mógł przezwyciężyć to, co się dzieje. Wiem o tym, że coś jest nie tak…-dodał.
OCC:
To co pisane kursywą dzieje się w umyśle Vernila.
Pojawił się w sali. Nie był kadetem. Był Nashi. Był osobą, która mimo to, że jest młoda, osiągnęła stadium Super Saiyanina. Przezwyciężył lodową planetę Iceberg. Wracając osiągnął jeszcze wyższe stadium złotowłosej przemiany. Był silny. Oczywiście, na planecie byli osobnicy, którzy mieli go dosłownie na jeden cios. Obecnie na stołówce był najsilniejszą osobą. Na szczęście zainteresował się losem rozwścieczonego Brązowookiego i zainterweniował. W mgnieniu oka znalazł się za Halfem. Obezwładnił go. Wykręcił mu ramię. Ki-sword prysł jak płomień świecy na wietrze. Złość ponownie zawrzała. Aura zwiększyła się. Wyzwolił niespotykane zasoby energii, co to dało? Absolutnie nic. Saiyan wymamrotał coś pod nosem. Vernil owładnięty swoją złością nie zrozumiał ani jednego słowa. Cały czas szarpał się. Wierzgał nogami. Wydawał z siebie dziwne dźwięki. Podobne do tych, jakie wydają zirytowane zwierzęta, gdy ktoś wchodzi na ich teren. To nic nie dawało. Przeciwnik wyraźnie był silniejszy…
Bez większego problemu wyprowadził furiata na zewnątrz pomieszczenia. To tędy przed chwilą przechodził brązowooki, napawając się pięknym aromatem wydobywającym się z kuchni. No i jak to się skończyło… Saiyanin popchnął Vernila na ścianę. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Half zmierzył wzrokiem wojownika. Każdy powiedziałby, że nie miał żądnych szans na zwycięstwo. Ale czy go to teraz obchodziło? Za grosz. Zmienił wyraz twarzy. Było na niej widać grymas jeszcze większej złości. Chęć mordu i wzięcia odwetu. Zemsta..
-Kiai..- Zaczął krzyczeć, gdy nagle usłyszał coś. Bardzo wyraźnie i bardzo blisko. W głowie. Chwycił się za skronie. Padł na kolana
-Wypier***** z mojej głowy!- Wykrzyczał głośno. Zaczął miotać się po ziemi. Głos zamilknął. Mówił coś o opanowaniu. Chłopak zatrzymał się. Kucał na ziemi. Otworzył szeroko oczy. Spojrzał na nogi wojownika, który tak bardzo chce mu pomóc. Położył ręce na ziemi. Wykonał obrót całym ciałem, i nogami uderzył w łydki Saiyanina. Jaki był cel? Chciał wziąć odwet za to, że był unieruchomiony. Furia postępowała. Nie myślał racjonalnie. Wstał na równe nogi. Podniósł prawą, dolną kończynę do góry i wbił ją w twarz przeciwnika. Zaraz po tym znów chwycił się za skronie i ukucnął na ziemi…
-Zapanuj? Zapanuj, nad czym? -Powiedział sam do siebie. Pustka. Nic się nie działo. Zupełnie tak samo jak wtedy, gdy Tsuful przejął umysł brązowookiego.
-Chodź tutaj Tsufulu! Nie boję się Ciebie! To ja jestem silniejszy-wykrzyczał w pustkę. Był panem swojego umysłu? Nie! Coś go przejęło. To nie był Tsuful. Tamten od razu przystąpił do walki o dominacje. Tutaj nie ma nic. Dziura.
-Chwila..-Powiedział sam do siebie. Włączył białą aurę. Stworzył w rękach ki-blasty. Wyrzucił je nad siebie. Obserwował ich tor lotu. Nic tu nie ma. Stworzył kolejne i ciskał nimi na wszystkie strony świata także obserwując czy ujawnią mu kogoś, lub coś, co tutaj urzęduje…. Nic. Tylko pustka. Wszystko działało jak Czarna Dziura, która pochłaniała wszelkie czynności, jakie robi teraz ciało chłopaka i nie pozwalała im ujrzeć światła dziennego.
Vernil usiadł na ziemi. Skrzyżował nogi. Dłonie spokojnie położył na nich. Zaczął spokojnie oddychać. Aura zanikła.
-Głosie-powiedział cicho-daj mi radę i moc bym mógł przezwyciężyć to, co się dzieje. Wiem o tym, że coś jest nie tak…-dodał.
OCC:
To co pisane kursywą dzieje się w umyśle Vernila.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Pon Sie 12, 2013 5:55 pm
Chłopak rozgrywał teraz w swym umyśle prawdziwą batalię. Można się było tego domyśleć po jego poczynaniach. Niespotykana, nawet jak na przedstawiciela rasy Saiyan, agresja nadal była górą. Szatyn leżał na ziemi trzymając się za skronie. Nagle obrócił się i zaatakował łydki złotowłosego. Nashi spodziewał się, że coś takiego może się wydarzyć. Wyskoczył do góry na około metr by uniknąć ciosu. Z lekkim "tapnięciem" wylądował z powrotem na posadzce. To nie był jedyny atak. Za chwilę był zmuszony uniknąć kopnięcia kierowanego na twarz. Nie sprawiało mu to wielkiego problemu, lecz nie to było ważne. Kadet nie radził sobie z furią, a jego telepatyczna wiadomość chyba nawet pogorszyła stan nerwusa. Nic innego mu jednak nie pozostało. Ponownie skupił się na jego Ki i jeszcze raz "przemówił":
Musiał być zdecydowany, wręcz rozkazywać szatynowi. Inaczej jeszcze długo będzie się z tym męczył.
- Telepatia:
- Co Ty wyprawiasz!? Nie jesteś sobą! Przypomnij sobie jak się nazywasz, kim jesteś. Zajrzyj wgłąb swojej świadomości i spróbuj odnaleźć jakieś wspomnienie. Dalej, zrób to!
Musiał być zdecydowany, wręcz rozkazywać szatynowi. Inaczej jeszcze długo będzie się z tym męczył.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Pon Sie 12, 2013 9:34 pm
Przemierzał szybkim krokiem korytarze. Odznaczał się w tłumie. Większość szła w grupkach, śmiejąc się i gadając. Tylko nieliczni kapitanowie czy weterani chodzili samotnie, lecz najczęściej parami. A Raziel był sam. Samotny kadet nie szukający znajomych czy przyjaciół. Zobojętniały na wszelakie bodźce. Odgrodzony lodowym murem. Jednak na murze zaczynały się pojawiać pęknięcia. Na razie minimalne, których szatyn nie zauważał, lecz były. I było ich coraz więcej. Niektóre mniejsze, inne większe. Jednak najbardziej niepokojąca była ta, którą mógł określić jednym słowem. Vivian. W tej dziewczynie było coś niepokojącego. Młody Saiyanin czuł się przy niej dziwnie. Chciał ją chronić przed wszelkim złem tego świata. Jego serce biło przy niej szybciej. Nerwy miał napięte jak postronki. I czuł żal. Każda blizna na jej ciele. Każdy sinika sprawiały, że czuł, jakby to były jego rany. Między nim, a dziewczyną utworzyła się jakaś dziwaczna więź. A wszystko to po ataku Tsufiula, na ciało i umysł chłopaka. Czy ta fioletowa maź uaktywniła coś w Saiyaninie? Nie wiedział tego. Ale musiał porozmawiać sobie z tą kadetką i wszystko wyjaśnić. Przecież jest ona dla niego nikim. Prawie obcą personą. Na pewno nic do niej nie czuje. To wszystko to tylko zmęczenie. Lecz na niekorzyść szmaragdowookiego nie było to nic.
Chłopak wszedł do Stołówki i otworzył oczy ze zdumienia. Prawie wszystkie krzesła były porozrzucane. Jeden ze stołów przerżnięty na stół. A w samej stołówce były pustki. Jedynymi osobami w tym pomieszczeniu byli teraz Raziel, kilku kapitanów i panie nakładające jedzenie. Nie musząc stać w kolejce ruszył w kierunku okienka, gdzie dawano jeść. Nie zastanawiał się nad tym co się tu wydarzyło. W końcu to Vegeta. Tutaj rozróby są na porządku dziennym. Wziął jedną z tacek nie leżących na podłodze i powoli podszedł do otyłej kobiety, która wyglądał jakby była w wielkim szoku.
-Ekhm. - odchrząknał chłopak, żeby zwrócić na siebie uwagę baby. - Czy mogę dostać coś do jedzenia?
Wszystko było wypowiedziane spokojnym, lodowato zimny głosem. Czysta obojętność.
Occ:
Regeneracja 10% HP i KI.
Czekam na papu
Chłopak wszedł do Stołówki i otworzył oczy ze zdumienia. Prawie wszystkie krzesła były porozrzucane. Jeden ze stołów przerżnięty na stół. A w samej stołówce były pustki. Jedynymi osobami w tym pomieszczeniu byli teraz Raziel, kilku kapitanów i panie nakładające jedzenie. Nie musząc stać w kolejce ruszył w kierunku okienka, gdzie dawano jeść. Nie zastanawiał się nad tym co się tu wydarzyło. W końcu to Vegeta. Tutaj rozróby są na porządku dziennym. Wziął jedną z tacek nie leżących na podłodze i powoli podszedł do otyłej kobiety, która wyglądał jakby była w wielkim szoku.
-Ekhm. - odchrząknał chłopak, żeby zwrócić na siebie uwagę baby. - Czy mogę dostać coś do jedzenia?
Wszystko było wypowiedziane spokojnym, lodowato zimny głosem. Czysta obojętność.
Occ:
Regeneracja 10% HP i KI.
Czekam na papu
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach