Stołówka
+7
Vita Ora
Raziel
Ósemka
Colinuś
NPC.
Hazard
NPC
11 posters
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
Stołówka
Sro Maj 30, 2012 1:38 am
First topic message reminder :
Miejsce, w którym jest wydawane jedzenie i gdzie można się posilić. Jakość podanego jedzenia zależy od pozycji tego kto zamawia, ale można powiedzieć, że jest znacznie lepsze niż tysiąc lat temu. Jeśli się nie chce korzystać z menu tygodniowego, to zawsze można wybrać coś z karty.
Miejsce, w którym jest wydawane jedzenie i gdzie można się posilić. Jakość podanego jedzenia zależy od pozycji tego kto zamawia, ale można powiedzieć, że jest znacznie lepsze niż tysiąc lat temu. Jeśli się nie chce korzystać z menu tygodniowego, to zawsze można wybrać coś z karty.
- Spoiler:
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Pon Sie 12, 2013 5:55 pm
Chłopak rozgrywał teraz w swym umyśle prawdziwą batalię. Można się było tego domyśleć po jego poczynaniach. Niespotykana, nawet jak na przedstawiciela rasy Saiyan, agresja nadal była górą. Szatyn leżał na ziemi trzymając się za skronie. Nagle obrócił się i zaatakował łydki złotowłosego. Nashi spodziewał się, że coś takiego może się wydarzyć. Wyskoczył do góry na około metr by uniknąć ciosu. Z lekkim "tapnięciem" wylądował z powrotem na posadzce. To nie był jedyny atak. Za chwilę był zmuszony uniknąć kopnięcia kierowanego na twarz. Nie sprawiało mu to wielkiego problemu, lecz nie to było ważne. Kadet nie radził sobie z furią, a jego telepatyczna wiadomość chyba nawet pogorszyła stan nerwusa. Nic innego mu jednak nie pozostało. Ponownie skupił się na jego Ki i jeszcze raz "przemówił":
Musiał być zdecydowany, wręcz rozkazywać szatynowi. Inaczej jeszcze długo będzie się z tym męczył.
- Telepatia:
- Co Ty wyprawiasz!? Nie jesteś sobą! Przypomnij sobie jak się nazywasz, kim jesteś. Zajrzyj wgłąb swojej świadomości i spróbuj odnaleźć jakieś wspomnienie. Dalej, zrób to!
Musiał być zdecydowany, wręcz rozkazywać szatynowi. Inaczej jeszcze długo będzie się z tym męczył.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Pon Sie 12, 2013 9:34 pm
Przemierzał szybkim krokiem korytarze. Odznaczał się w tłumie. Większość szła w grupkach, śmiejąc się i gadając. Tylko nieliczni kapitanowie czy weterani chodzili samotnie, lecz najczęściej parami. A Raziel był sam. Samotny kadet nie szukający znajomych czy przyjaciół. Zobojętniały na wszelakie bodźce. Odgrodzony lodowym murem. Jednak na murze zaczynały się pojawiać pęknięcia. Na razie minimalne, których szatyn nie zauważał, lecz były. I było ich coraz więcej. Niektóre mniejsze, inne większe. Jednak najbardziej niepokojąca była ta, którą mógł określić jednym słowem. Vivian. W tej dziewczynie było coś niepokojącego. Młody Saiyanin czuł się przy niej dziwnie. Chciał ją chronić przed wszelkim złem tego świata. Jego serce biło przy niej szybciej. Nerwy miał napięte jak postronki. I czuł żal. Każda blizna na jej ciele. Każdy sinika sprawiały, że czuł, jakby to były jego rany. Między nim, a dziewczyną utworzyła się jakaś dziwaczna więź. A wszystko to po ataku Tsufiula, na ciało i umysł chłopaka. Czy ta fioletowa maź uaktywniła coś w Saiyaninie? Nie wiedział tego. Ale musiał porozmawiać sobie z tą kadetką i wszystko wyjaśnić. Przecież jest ona dla niego nikim. Prawie obcą personą. Na pewno nic do niej nie czuje. To wszystko to tylko zmęczenie. Lecz na niekorzyść szmaragdowookiego nie było to nic.
Chłopak wszedł do Stołówki i otworzył oczy ze zdumienia. Prawie wszystkie krzesła były porozrzucane. Jeden ze stołów przerżnięty na stół. A w samej stołówce były pustki. Jedynymi osobami w tym pomieszczeniu byli teraz Raziel, kilku kapitanów i panie nakładające jedzenie. Nie musząc stać w kolejce ruszył w kierunku okienka, gdzie dawano jeść. Nie zastanawiał się nad tym co się tu wydarzyło. W końcu to Vegeta. Tutaj rozróby są na porządku dziennym. Wziął jedną z tacek nie leżących na podłodze i powoli podszedł do otyłej kobiety, która wyglądał jakby była w wielkim szoku.
-Ekhm. - odchrząknał chłopak, żeby zwrócić na siebie uwagę baby. - Czy mogę dostać coś do jedzenia?
Wszystko było wypowiedziane spokojnym, lodowato zimny głosem. Czysta obojętność.
Occ:
Regeneracja 10% HP i KI.
Czekam na papu
Chłopak wszedł do Stołówki i otworzył oczy ze zdumienia. Prawie wszystkie krzesła były porozrzucane. Jeden ze stołów przerżnięty na stół. A w samej stołówce były pustki. Jedynymi osobami w tym pomieszczeniu byli teraz Raziel, kilku kapitanów i panie nakładające jedzenie. Nie musząc stać w kolejce ruszył w kierunku okienka, gdzie dawano jeść. Nie zastanawiał się nad tym co się tu wydarzyło. W końcu to Vegeta. Tutaj rozróby są na porządku dziennym. Wziął jedną z tacek nie leżących na podłodze i powoli podszedł do otyłej kobiety, która wyglądał jakby była w wielkim szoku.
-Ekhm. - odchrząknał chłopak, żeby zwrócić na siebie uwagę baby. - Czy mogę dostać coś do jedzenia?
Wszystko było wypowiedziane spokojnym, lodowato zimny głosem. Czysta obojętność.
Occ:
Regeneracja 10% HP i KI.
Czekam na papu
Re: Stołówka
Wto Sie 13, 2013 9:50 pm
Cisza. Bardzo długa. Ani dźwięku. Szum wiatru? Nie... Chłopak siedział jak zahipnotyzowany. Czekał na jakiś znak, na jakąś pomoc. Każda sekunda wydawała się minutą. Minuta godziną... Brązwłosy czekał jak na skazanie. Nie działo się nic.
Furiat cały czas siedział na ziemi. Plecami opierał się o ścianę. Jego słonie przyłożone były do skroni. Zsunęły się na uszy. Chciał zagłuszyć to, co się stało. To, że słyszał jakiś dziwny głos. Nie radził sobie z tym, co dzieje się dokoła. Chciał zaatakować, baa. Żeby to raz. Dwa ciosy. Nashi okazał się jednak zbyt szybki. Zgrabnie ominął pierwszy cios wyskakując w górę. Drugi atak także nie był dla niego problemem. Jeszcze nigdy nie walczył z kimś takim. Jego ojciec był silnym wojownikiem, nie raz udowadniał to Vernilowi, jednakowoż, ani razu nie uwolnił przy nim całej swojej energii. Teraz siedział. Uwalniał ze swego ciała coraz większe zapasy energii. Chociaż… chwila. Była jedna osoba, która była silniejsza o Nashi, który stoi teraz przed Vernilem. Walka z nim toczyła się w koszarach. Chociaż nie wiadomo czy można nazwać to walką. Brązowooki zadał jeden cios. Natomiast Czerwonowłosy brodaty Trener z koszar, kilkoma celnymi ciosami posłał chłopaka na łopatki… To wspomnienie nie należy do najlepszych…
Jego mięśnie się napięły. Wyprostował ręce i nogi. Dolne kończyny uderzyły Hazarda w stopy. Dłonie natomiast wbiły się w posadzkę powodując pękanie płytek oraz solidne wgniecenie. Aura znów się zwiększyła. Podmuch jak przy kiai-ho. Kadeta powaliłby na ziemię. Na Nashi nie zrobił żadnego wrażenia. Przez kilka, może kilkanaście sekund leżał tak. Jego źrenice poleciały nieco do góry. Z perspektywy Hazarda wyglądało to jakby, miał samo białko. Po chwili aura zmniejszyła się. Tęczówki wróciły na swoje miejsce. Chłopak zdawał się być spokojny. Poświata jednak cały czas była czerwona. Podkurczył nogi. Rękami odbił się od ziemi. Pomagają sobie techniką Bukujutsu, sprowadził swoje ciało do pozycji pionowej. Był poważny. Zazwyczaj na jego twarzy był uśmiech. Teraz? Rządza mordu i zniszczenia. Spojrzał na twarz Hazarda. Jego twarz momentalnie się zmieniła. Skupił się na czymś. Po chwili ciało Vernila bezwładnie upadło. Gdy leżał na ziemi, znów chwycił się za skronie i ustawił w pozycji embrionalnej.
-Co ja wyprawiam? Jestem w stołówce. Długa kolejka. Jak to nie jestem sobą? Jestem Vernil. -mówił sam do siebie, a właściwie odpowiadał na pytania tajemniczego głosu. Po tym zamilkł. Chwila przerwy na przemyślenia. Szukał. Tak jak mówił głos. Wgłębi swojego umysłu… Wspomnienia? Tak bardzo chciał je gdzieś odnaleźć, ale panowała pustka. Tak jak przy Tsufulu. Normalnie umysł jest pełen marzeń, ciekawych chwil, rozmyśleń. Nie tutaj. Rzucał ki-blasty. Te rozświetliły na moment tę nieprzebytą przestrzeń. Nic tutaj nie było.
- Ale jak mam to zrobić? -zapytał sam siebie. Zamknął oczy. Jego oczom ukazał się obraz.
- Drzwi... Wyjście... Duży plac. A to ? - skomentował nieco zdziwiony. Obraz zaczął się poruszać. Przeistoczył się w swoisty, bardzo realistyczny film. Był obserwatorem. Zobaczył przed sobą brązowookiego długowłosego chłopaka. Leciał z włączoną biała aurą. Za nim barczysty oraz umięśniony wojownik bez włosów. Bez włączonej Aury, gonił Brązowookiego.
- Już pamiętam! To było tego dnia jak poszedłem spotkać się z tatą. To było ciekawe. Trener kazał mi iść się z kimś spotkać. Byłem zmartwiony, że czeka mnie jakaś kara. A tutaj wesoła niespodzianka. Później ten łysol… Wtedy byłem słaby... To znaczy bardziej niż teraz. -powiedział sam do siebie. Po chwili zobaczył cios w łysego wojownika.
- Ojej -skomentował krótko – Ja dokonałem czegoś takiego? -dodał po chwili. Zaraz po tym stop. Akcja jakby się zatrzymała. Spojrzał nieco bardziej w prawo. Na plac powoli, szedł Czarnowłosy wojownik. Miał na sobie zbroję o szerokich naramiennikach. Marzenie Vernila.
- TATA? Taaak! Już pamiętam, byłem w tarapatach i wtedy ojciec pomógł mi i pokonał tego wojownika…
Furiat miotał się po ziemi. Plecami dwukrotnie uderzył o ścianę. Nie panował nad sobą. Aura eksplodowała.
-WRAAAAAA-wydarł się chłopak. Echo niosło się w obie strony. Ludzie w stołówce krzyk słyszeli wręcz idealnie.
OCC:
To co kursywą dzieje się w umyśle Vernila.
Początek treningu.
Furiat cały czas siedział na ziemi. Plecami opierał się o ścianę. Jego słonie przyłożone były do skroni. Zsunęły się na uszy. Chciał zagłuszyć to, co się stało. To, że słyszał jakiś dziwny głos. Nie radził sobie z tym, co dzieje się dokoła. Chciał zaatakować, baa. Żeby to raz. Dwa ciosy. Nashi okazał się jednak zbyt szybki. Zgrabnie ominął pierwszy cios wyskakując w górę. Drugi atak także nie był dla niego problemem. Jeszcze nigdy nie walczył z kimś takim. Jego ojciec był silnym wojownikiem, nie raz udowadniał to Vernilowi, jednakowoż, ani razu nie uwolnił przy nim całej swojej energii. Teraz siedział. Uwalniał ze swego ciała coraz większe zapasy energii. Chociaż… chwila. Była jedna osoba, która była silniejsza o Nashi, który stoi teraz przed Vernilem. Walka z nim toczyła się w koszarach. Chociaż nie wiadomo czy można nazwać to walką. Brązowooki zadał jeden cios. Natomiast Czerwonowłosy brodaty Trener z koszar, kilkoma celnymi ciosami posłał chłopaka na łopatki… To wspomnienie nie należy do najlepszych…
Jego mięśnie się napięły. Wyprostował ręce i nogi. Dolne kończyny uderzyły Hazarda w stopy. Dłonie natomiast wbiły się w posadzkę powodując pękanie płytek oraz solidne wgniecenie. Aura znów się zwiększyła. Podmuch jak przy kiai-ho. Kadeta powaliłby na ziemię. Na Nashi nie zrobił żadnego wrażenia. Przez kilka, może kilkanaście sekund leżał tak. Jego źrenice poleciały nieco do góry. Z perspektywy Hazarda wyglądało to jakby, miał samo białko. Po chwili aura zmniejszyła się. Tęczówki wróciły na swoje miejsce. Chłopak zdawał się być spokojny. Poświata jednak cały czas była czerwona. Podkurczył nogi. Rękami odbił się od ziemi. Pomagają sobie techniką Bukujutsu, sprowadził swoje ciało do pozycji pionowej. Był poważny. Zazwyczaj na jego twarzy był uśmiech. Teraz? Rządza mordu i zniszczenia. Spojrzał na twarz Hazarda. Jego twarz momentalnie się zmieniła. Skupił się na czymś. Po chwili ciało Vernila bezwładnie upadło. Gdy leżał na ziemi, znów chwycił się za skronie i ustawił w pozycji embrionalnej.
-Co ja wyprawiam? Jestem w stołówce. Długa kolejka. Jak to nie jestem sobą? Jestem Vernil. -mówił sam do siebie, a właściwie odpowiadał na pytania tajemniczego głosu. Po tym zamilkł. Chwila przerwy na przemyślenia. Szukał. Tak jak mówił głos. Wgłębi swojego umysłu… Wspomnienia? Tak bardzo chciał je gdzieś odnaleźć, ale panowała pustka. Tak jak przy Tsufulu. Normalnie umysł jest pełen marzeń, ciekawych chwil, rozmyśleń. Nie tutaj. Rzucał ki-blasty. Te rozświetliły na moment tę nieprzebytą przestrzeń. Nic tutaj nie było.
- Ale jak mam to zrobić? -zapytał sam siebie. Zamknął oczy. Jego oczom ukazał się obraz.
- Drzwi... Wyjście... Duży plac. A to ? - skomentował nieco zdziwiony. Obraz zaczął się poruszać. Przeistoczył się w swoisty, bardzo realistyczny film. Był obserwatorem. Zobaczył przed sobą brązowookiego długowłosego chłopaka. Leciał z włączoną biała aurą. Za nim barczysty oraz umięśniony wojownik bez włosów. Bez włączonej Aury, gonił Brązowookiego.
- Już pamiętam! To było tego dnia jak poszedłem spotkać się z tatą. To było ciekawe. Trener kazał mi iść się z kimś spotkać. Byłem zmartwiony, że czeka mnie jakaś kara. A tutaj wesoła niespodzianka. Później ten łysol… Wtedy byłem słaby... To znaczy bardziej niż teraz. -powiedział sam do siebie. Po chwili zobaczył cios w łysego wojownika.
- Ojej -skomentował krótko – Ja dokonałem czegoś takiego? -dodał po chwili. Zaraz po tym stop. Akcja jakby się zatrzymała. Spojrzał nieco bardziej w prawo. Na plac powoli, szedł Czarnowłosy wojownik. Miał na sobie zbroję o szerokich naramiennikach. Marzenie Vernila.
- TATA? Taaak! Już pamiętam, byłem w tarapatach i wtedy ojciec pomógł mi i pokonał tego wojownika…
Furiat miotał się po ziemi. Plecami dwukrotnie uderzył o ścianę. Nie panował nad sobą. Aura eksplodowała.
-WRAAAAAA-wydarł się chłopak. Echo niosło się w obie strony. Ludzie w stołówce krzyk słyszeli wręcz idealnie.
OCC:
To co kursywą dzieje się w umyśle Vernila.
Początek treningu.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Pią Sie 16, 2013 7:43 pm
Okres czekania dłużył się Saiyaninowi niemiłosiernie. Wyglądało to jakby ta baba wydająca żarcie zupełnie się odłączyła, a jej dusza poleciała zabawiać się z aniołkami w niebie. „Niech jeszcze wbije tu koszarowy i zacznie tańczyć. Wtedy będziemy mieli szczyt.” pomyślał cynicznie chłopak. Nie znosił jak ktoś nie reagował na jego słowa. Jednak w przeciwieństwie do co poniektórych członków swej rasy umiał zachować kontrolę. Pierwszym z brzegu przykładem mógłby być osobnik, który zdemolował stołówkę. Pewnie dostał napadu szału bo nie nałożono mu takiego jedzenia jakie chciał. A może dostał za mało ziemniaczków. Albo kotlet był źle wypieczony. Wszystko i tak sprowadza się do jednego. Saiyanie to rasa wiecznie wkurwionych małp, którym lepiej schodzić z drogi. Na dodatek ich wiecznie wrząca krew sprawia, że ich poziom mocy stale rośnie. Z treningu na trening stają się coraz bardziej potężni i zabójczy. Po kilku miesiącach w Akademii nawet najsłabszy kadet jest dość silny by zabić bez wysiłku kilku cywili. Jednak nad wszystkim władzę sprawują trenerzy, których najniższa ranga to weteran. Ich potęga jest tak wielka, że mogliby zmieść całą Akademię i połowę Vegety w ułamku chwili. Gdyby cała Elita wojowników czyli Weterani i Kapitanowie zechcieliby zdradzić Króla, bez problemów dali by sobie radę z armią. Dlatego też mają takie dobre warunki. Im większą masz siłę na Vegecie tym bardziej Cię szanują, a co za tym idzie lepsze życie. Kapitanami nikt nie pomiata. Nikt nie każe im sprzątać kibli. Nikt ich nie tłucze, za byle co. To oni tłuką. Oni każą. Oni karają. Jednak nauczają też przyszłe pokolenia. Kolejne szeregi kadetów. Z setki śmieci przeżyje połowa. Lecz co najwyżej piątka zdobędzie rangę weterana, bądź kapitana. Dlatego też trzeba trenować. Zdobywać moc i rangi. Przestać być śmieciem, a stać się kimś ważnym. Kimś z kimś się liczą. Kimś na kogo nie będą patrzyli z góry z pogardą. Będą się na niego patrzyli z szacunkiem i strachem w oczach. Jego imię będzie znaczyło więcej niż nazwisko. Przewyższy nawet swoich rodziców.
Czekał i czekał, a kobieta nie odpowiadała. Już miał ochotę strzelić tacką, lub krzyknąć do niej by się ocknęła, kiedy usłyszał dziki krzyk pochodzący z korytarza. „A to co znowu? Koszarowy doszedł i ogłasza to całemu światu, czy też może wypuścili jakieś zwierzęta na praktyki dla kadetów.” pomyślał kruczowłosy. Jednak zastanowiło go to. A jeśli miało to pomóc tej zestresowanej kobicie, to mógł nawet zobaczyć kto się drze, jakby z niego skórę pasami darli. Rzucił tackę na ziemię i ruszył do drzwi. Po chwili znajdował się już na korytarzy i szedł w stronę dwójki wojowników, którzy najpewniej byli przyczyną całego zajścia. Kiedy był już od nich kilka metrów westchnął cicho. od razu poznał brązowe włosy Vernila. Z tego co widział jego niedawny towarzysz w boju znowu wpadł w szał. Raziel strzelał, że w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach wygląd stołówki był jego dziełem. Jednak to druga osoba, która usiłowała pomóc Halfowi przykuła uwagę szmaragdowookiego. Miał złote włosy i złote oczy. Wyglądał jakby przeszedł transformację, jednak młody kadet mógł się mylić. Przecież Vivian i dziewczyna z magazynu też miały blond włosy. Jednak w tym osobniku było coś zupełnie innego niż w tych dwóch dziewczynach. Raziel mógł prawie poczuć moc płynącą z jego ciała. Jednak nie dał tego po sobie poznać. Idealna lodowa maska na twarzy. podszedł powoli i powiedział chłodny tonem do złotowłosego.
- Moim zdaniem gadaniem nic nie wskórasz. Widziałem to już wcześniej, a nawet tego doświadczyłem. W tym stanie się nie myśli. Jedynym celem jest zniszczenie wszystkiego wokół. – powiedział Raziel do wojownika, po czym zwrócił się do Vernila, który był zupełnie nie obecny. – Słuchaj mnie tym imbecylu. Albo natychmiast się uspokoisz, albo taki Ci nakopię do dupska, że rodzona matka Cię nie pozna. Wykopię z Ciebie ten gniew na zawsze. Zrobię to jak nasz ukochany trener z Koszar.
Wszystkie słowa były wypowiedziane zimnym, spokojnym tonem. Nie było w głosie kruczowłosego Saiyanina, ani szczypty gniewu. Zero uczuć. Zero angażowania się. Czyste przekaz i ukazanie dwóch opcji. Po skończonej wypowiedzi Raziel odsunął się i oparł o przeciwległą ścianę. Zielone oczy patrzyły na brązowookiego.
Occ:
Początek treningu.
Regeneracja 10% HP i KI
Czekał i czekał, a kobieta nie odpowiadała. Już miał ochotę strzelić tacką, lub krzyknąć do niej by się ocknęła, kiedy usłyszał dziki krzyk pochodzący z korytarza. „A to co znowu? Koszarowy doszedł i ogłasza to całemu światu, czy też może wypuścili jakieś zwierzęta na praktyki dla kadetów.” pomyślał kruczowłosy. Jednak zastanowiło go to. A jeśli miało to pomóc tej zestresowanej kobicie, to mógł nawet zobaczyć kto się drze, jakby z niego skórę pasami darli. Rzucił tackę na ziemię i ruszył do drzwi. Po chwili znajdował się już na korytarzy i szedł w stronę dwójki wojowników, którzy najpewniej byli przyczyną całego zajścia. Kiedy był już od nich kilka metrów westchnął cicho. od razu poznał brązowe włosy Vernila. Z tego co widział jego niedawny towarzysz w boju znowu wpadł w szał. Raziel strzelał, że w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach wygląd stołówki był jego dziełem. Jednak to druga osoba, która usiłowała pomóc Halfowi przykuła uwagę szmaragdowookiego. Miał złote włosy i złote oczy. Wyglądał jakby przeszedł transformację, jednak młody kadet mógł się mylić. Przecież Vivian i dziewczyna z magazynu też miały blond włosy. Jednak w tym osobniku było coś zupełnie innego niż w tych dwóch dziewczynach. Raziel mógł prawie poczuć moc płynącą z jego ciała. Jednak nie dał tego po sobie poznać. Idealna lodowa maska na twarzy. podszedł powoli i powiedział chłodny tonem do złotowłosego.
- Moim zdaniem gadaniem nic nie wskórasz. Widziałem to już wcześniej, a nawet tego doświadczyłem. W tym stanie się nie myśli. Jedynym celem jest zniszczenie wszystkiego wokół. – powiedział Raziel do wojownika, po czym zwrócił się do Vernila, który był zupełnie nie obecny. – Słuchaj mnie tym imbecylu. Albo natychmiast się uspokoisz, albo taki Ci nakopię do dupska, że rodzona matka Cię nie pozna. Wykopię z Ciebie ten gniew na zawsze. Zrobię to jak nasz ukochany trener z Koszar.
Wszystkie słowa były wypowiedziane zimnym, spokojnym tonem. Nie było w głosie kruczowłosego Saiyanina, ani szczypty gniewu. Zero uczuć. Zero angażowania się. Czyste przekaz i ukazanie dwóch opcji. Po skończonej wypowiedzi Raziel odsunął się i oparł o przeciwległą ścianę. Zielone oczy patrzyły na brązowookiego.
Occ:
Początek treningu.
Regeneracja 10% HP i KI
- GośćGość
Re: Stołówka
Sob Sie 17, 2013 12:54 am
Krwistooki był niesamowicie głodny, zjadłby nawet kadecią papkę, ale na jego szczęście dostanie coś lepszego. Cóż swoje odrobił i ledwo przeżył więc mu się należy. Reszta kadetów pewnie chce dobre żarcie od zaraz, jakby się uważali za lepszych od innych. A co oni takiego zrobili by zasługiwać na lepsze żarcie? On doskonale wiedział to. W końcu był kadetem. Nic nie wartym śmieciem. Jednakże dzięki bardzo trudnej misji w której ledwo przeżył, jego towarzysz zginął a cały dystrykt został wysadzony w powietrze, zdołał awansować i zdobyć jeszcze większą siłę. Lecz to wciąż mało. Najlepsze jest to, że jego głównym celem nie jest zostanie elitarnym żołnierzem czy nawet kapitanem. O nie. Jego ambicje sięgają dalej. O wiele dalej. Lecz jest lojalny królowi i na razie nie zamierza go zdradzić by osiągnąć swoje ambicje. On nie jest taki. Kto wie. Sam Zell Junior mu się nie naraził więc nie miałby potrzeby go zdradzać. Z resztą nic by mu to nie dało, i nie wiele zdołałby zrobić. Po za tym władca to władca i jeśli nie jest tyranem to obowiązkiem żołnierzy i cywili jest go wspierać a sam Król rządzi dla innych. W końcu saiyanom na tej planecie nie rządzi się źle prawda? Podczas drogi do stołówki zauważył jakiegoś furiata który chyba nie dostał jedzenia które chciał. A to ciekawe. Myślał, że będzie lepszy i dostanie coś innego niż papkę? To rzadko się zdarza. Każdy przechodzi przez tą galaretę. Spokojnie przechodził sobie dalej. Zauważył jeszcze innego saiya-jina tym razem czystej krwi choć jego oczy był zielonego koloru. No cóż Altair miał krwiste oczy i wygląd...też bardziej demoniczny, więc wiele osób się go bało. I zbytnio się nie mylili. Olał ich obu i ich sprawy związane zapewne z rozwałkiem pomieszczenia przez brązowowłosego zważywszy na to, że obaj nie byliby w stanie mu zagrozić toteż nie musiał interweniować. Oczywiście nie patrzył na żadnego z wyższością. Nie jest taki. Choć oceniał raczej czy stanowią zagrożenie i czy należy ich "uspokoić". Zapewne to by zaraz zrobił ale dojrzał dobrze znaną mu postać złotowłosego wojownika o złotych oczach. Hazard najwidoczniej starał się uspokajać brązowookiego. W takim razie nie będzie mu przeszkadzał. Nie wiedział tylko czy mądrze robi przebywając bez przerwy w super formie. Co najwyżej przywitał się unosząc rękę w geście powitania, patrząc na swojego znajomego.
-Witaj.
I poszedł dalej. Nadal był głodny. Po chwili przeszedł przez drzwi i wziął tacę. Zauważył tutaj niezły bajzel. Wszędzie stoły był porozrzucane. Tylko u elity i kapitanów się ostały. O, a jednak jest jeszcze jeden wolny stół. Nieźle. Nawet kolejki nie było. Świetnie. Nie będzie długo czekał. Podszedł do lady i spokojnie czekał aż mu ktoś coś nałoży. W końcu po chwili na jego tacy wylądował talerz z ładnie pachnącym i zapewne smakującym, jedzeniem. Nie wiedział kto mu to nałożył, ale nie robiło mu to zbytni różnicy. Podziękował skinieniem głowy i uśmiechem oraz udał się do wolnego miejsca. Ponownie otrzymał szarą breję, mięsko i zieleninę. Nawet nie smakowało wcale tak źle. Można powiedzieć, że był dobre, a na pewno lepsze niż papka. Gdy tylko zjadł jedzenie ze smakiem od razu poczuł przypływ sił. Przyda się, gdyby był zmuszony walczyć. Po zjedzeniu wstał i odniósł tacę, a następnie ruszył ku wyjściu. Ponownie uniósł rękę patrząc na Hazarda i pożegnał się z nim.
-Na razie.
Aczkolwiek pewnie jeszcze się zobaczą. Wkrótce po tym zajściu ruszył do sali treningowej.
OOC:
Stołówka -> Sala Treningowa
Regeneracja = 15% KI
-Witaj.
I poszedł dalej. Nadal był głodny. Po chwili przeszedł przez drzwi i wziął tacę. Zauważył tutaj niezły bajzel. Wszędzie stoły był porozrzucane. Tylko u elity i kapitanów się ostały. O, a jednak jest jeszcze jeden wolny stół. Nieźle. Nawet kolejki nie było. Świetnie. Nie będzie długo czekał. Podszedł do lady i spokojnie czekał aż mu ktoś coś nałoży. W końcu po chwili na jego tacy wylądował talerz z ładnie pachnącym i zapewne smakującym, jedzeniem. Nie wiedział kto mu to nałożył, ale nie robiło mu to zbytni różnicy. Podziękował skinieniem głowy i uśmiechem oraz udał się do wolnego miejsca. Ponownie otrzymał szarą breję, mięsko i zieleninę. Nawet nie smakowało wcale tak źle. Można powiedzieć, że był dobre, a na pewno lepsze niż papka. Gdy tylko zjadł jedzenie ze smakiem od razu poczuł przypływ sił. Przyda się, gdyby był zmuszony walczyć. Po zjedzeniu wstał i odniósł tacę, a następnie ruszył ku wyjściu. Ponownie uniósł rękę patrząc na Hazarda i pożegnał się z nim.
-Na razie.
Aczkolwiek pewnie jeszcze się zobaczą. Wkrótce po tym zajściu ruszył do sali treningowej.
OOC:
Stołówka -> Sala Treningowa
Regeneracja = 15% KI
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Pon Sie 19, 2013 9:33 pm
Sytuacja wcale się nie poprawiła. Pomysł z odnalezieniem w sobie wspomnienia wydawał się złotowłosemu trafiony, problem jednak w tym, iż kadet chyba nie był do tego zdolny. Nastąpił kolejny napad szału. Dłonie szatyna wbiły się w posadzkę, nogi wyprostowały się i trafiły w kostki Hazarda. Ten nie spodziewał się tego ataku i oberwał. Niezbyt mocno, lecz na tyle, żeby na moment stracić równowagę. W tym samym momencie aura furiata zwiększyła się, niemalże powalając Nashi który jeszcze walczył o utrzymanie się na nogach.
- Szlag by to! - zawołał.
Tego już było za wiele. Źrenice nerwusa powędrowały do góry, pozostawiając same białko. Widok niezbyt przyjemny, lecz była to jedna z oznak utraty nad sobą kontroli. Haz zastanawiał się co ma teraz zrobić, gdy nagle wyczuł, że ktoś się zbliża. Znajdowali się na końcu korytarza. Dotychczas każdy kto opuszczał stołówkę szedł w drugą stronę. Ten osobnik jednak postanowił sprawdzić co jest grane. Był na mniejwięcej tym samym poziomie co szatyn. Gdy podszedł bliżej, odezwał się chłodnym głosem. To co powiedział niezbyt przypadło złotowłosemu do gustu. Nawet nie widział twarzy rozmówcy, gdyż cały czas był skupiony na furiacie. Po chwili i nowy podjął próbę uspokojenia go.
- Gadaniem nic nie wskóram, a jednak sam próbujesz tego sposobu - skomentował Nashi ze złośliwym uśmieszkiem.
Był nieco rozdrażniony całą tą sytuacją i szczerze mówiąc obecność tego chłopaka była mu nie na rękę. Łatwiej byłoby mu gdyby się tu nie przypałętał. Teraz w razie czego będzie musiał go osłaniać. Stąd ten niezbyt miły komentarz, na który w normalnych okolicznościach by się nie zdobył. Zrobił krok do przodu i rzekł:
- Pozwól, że sam się tym zajmę. Zostań z tyłu, bo możesz oberwać.
Lecz w momencie w którym to powiedział wpadł mu do głowy niezły pomysł. Kadet otoczony czerwoną aurą właśnie wzniósł się w powietrze. A więc nie ma wyboru, musi go zaatakować, inaczej to nie wypali. Sytuacja jednak znów się zmieniła. Niespodziewanie szatyn opadł bezwładnie na posadzkę i skulił się na niej. To znacząco ułatwi sprawę.
- Uwaga! - ostrzegł nowego, stojącego za nim.
Skumulował Ki, po czym gwałtownie wypchnął ją przed siebie. Potężny podmuch porwał nerwusa na ścianę. Haz tylko na to czekał. Skupił energię w palcach wskazujących obu dłoni, by po chwili wystrzelić w stronę chłopaka 4 złote pierścienie. 2 z nich zacisnęły się na nadgarstkach, kolejne 2 na kostkach, przytwierdzając kadeta do ściany. Był teraz unieruchomiony. Takie rozwiązanie niezbyt przypadło złotowłosemu do gustu, lecz sytuacja go do tego zmusiła. Jedyny plus był taki, że miał okazję wypróbować nową technikę. Wypuścił głośno powietrze i podszedł bliżej, stając metr przed nerwusem. Wpatrywał się w niego uważnie, nie wiedząc co zrobić tym razem. Czy po raz 3 spróbować telepatii, czy może inaczej się do tego zabrać. Obejrzał się za siebie sprawdzając, czy gość ze stołówki nadal tam stoi. Gdy tylko ujrzał jego twarz coś sobie uświadomił. Przeniósł wzrok na szatyna, potem ponownie na szmaragdowookiego. Przecież widział ich dzisiaj jak walczyli w Sali Treningowej z jakimś osiłkiem. A więc ta dwójka musi się znać, może nawet są kolegami. Złotowłosy uśmiechnął się lekko, gdyż wpadło mu do głowy nowe rozwiązanie.
- Hej! - zawołał - możesz tu podejść?
Poczekał chwilę, a gdy szmaragdowooki zbliżył się, zapytał:
- Znacie się dość dobrze? A zresztą nieważne. Stań przed nim.
Nieważne czy są dobrymi kumplami, czy widzieli się raz w życiu. Kluczowy był fakt, iż posiadali wspólne przeżycia. Przy odrobinie szczęścia furiat może powiązać twarz znajomego z tamtą walką i przypomni sobie kim jest.
- Nie obawiaj się, jest unieruchomiony. Nie da rady się uwolnić. Po prostu na niego popatrz, a ja zajmę się resztą.
Złotowłosy odszedł nieco na bok, zamknął oczy i skupił się na Ki kadeta. Po chwili do jego umysłu trafił kolejny komunikat:
- Szlag by to! - zawołał.
Tego już było za wiele. Źrenice nerwusa powędrowały do góry, pozostawiając same białko. Widok niezbyt przyjemny, lecz była to jedna z oznak utraty nad sobą kontroli. Haz zastanawiał się co ma teraz zrobić, gdy nagle wyczuł, że ktoś się zbliża. Znajdowali się na końcu korytarza. Dotychczas każdy kto opuszczał stołówkę szedł w drugą stronę. Ten osobnik jednak postanowił sprawdzić co jest grane. Był na mniejwięcej tym samym poziomie co szatyn. Gdy podszedł bliżej, odezwał się chłodnym głosem. To co powiedział niezbyt przypadło złotowłosemu do gustu. Nawet nie widział twarzy rozmówcy, gdyż cały czas był skupiony na furiacie. Po chwili i nowy podjął próbę uspokojenia go.
- Gadaniem nic nie wskóram, a jednak sam próbujesz tego sposobu - skomentował Nashi ze złośliwym uśmieszkiem.
Był nieco rozdrażniony całą tą sytuacją i szczerze mówiąc obecność tego chłopaka była mu nie na rękę. Łatwiej byłoby mu gdyby się tu nie przypałętał. Teraz w razie czego będzie musiał go osłaniać. Stąd ten niezbyt miły komentarz, na który w normalnych okolicznościach by się nie zdobył. Zrobił krok do przodu i rzekł:
- Pozwól, że sam się tym zajmę. Zostań z tyłu, bo możesz oberwać.
Lecz w momencie w którym to powiedział wpadł mu do głowy niezły pomysł. Kadet otoczony czerwoną aurą właśnie wzniósł się w powietrze. A więc nie ma wyboru, musi go zaatakować, inaczej to nie wypali. Sytuacja jednak znów się zmieniła. Niespodziewanie szatyn opadł bezwładnie na posadzkę i skulił się na niej. To znacząco ułatwi sprawę.
- Uwaga! - ostrzegł nowego, stojącego za nim.
Skumulował Ki, po czym gwałtownie wypchnął ją przed siebie. Potężny podmuch porwał nerwusa na ścianę. Haz tylko na to czekał. Skupił energię w palcach wskazujących obu dłoni, by po chwili wystrzelić w stronę chłopaka 4 złote pierścienie. 2 z nich zacisnęły się na nadgarstkach, kolejne 2 na kostkach, przytwierdzając kadeta do ściany. Był teraz unieruchomiony. Takie rozwiązanie niezbyt przypadło złotowłosemu do gustu, lecz sytuacja go do tego zmusiła. Jedyny plus był taki, że miał okazję wypróbować nową technikę. Wypuścił głośno powietrze i podszedł bliżej, stając metr przed nerwusem. Wpatrywał się w niego uważnie, nie wiedząc co zrobić tym razem. Czy po raz 3 spróbować telepatii, czy może inaczej się do tego zabrać. Obejrzał się za siebie sprawdzając, czy gość ze stołówki nadal tam stoi. Gdy tylko ujrzał jego twarz coś sobie uświadomił. Przeniósł wzrok na szatyna, potem ponownie na szmaragdowookiego. Przecież widział ich dzisiaj jak walczyli w Sali Treningowej z jakimś osiłkiem. A więc ta dwójka musi się znać, może nawet są kolegami. Złotowłosy uśmiechnął się lekko, gdyż wpadło mu do głowy nowe rozwiązanie.
- Hej! - zawołał - możesz tu podejść?
Poczekał chwilę, a gdy szmaragdowooki zbliżył się, zapytał:
- Znacie się dość dobrze? A zresztą nieważne. Stań przed nim.
Nieważne czy są dobrymi kumplami, czy widzieli się raz w życiu. Kluczowy był fakt, iż posiadali wspólne przeżycia. Przy odrobinie szczęścia furiat może powiązać twarz znajomego z tamtą walką i przypomni sobie kim jest.
- Nie obawiaj się, jest unieruchomiony. Nie da rady się uwolnić. Po prostu na niego popatrz, a ja zajmę się resztą.
Złotowłosy odszedł nieco na bok, zamknął oczy i skupił się na Ki kadeta. Po chwili do jego umysłu trafił kolejny komunikat:
- Telepatia:
- Poznajesz go? Nie tak dawno walczyliście razem. Pamiętasz? Przypomnij sobie, co wtedy czułeś? Podekscytowanie? Ból? I jak zakończył się ten pojedynek? Euforia zwycięstwa, czy gorycz porażki?
Re: Stołówka
Sro Sie 21, 2013 9:33 pm
Ktoś przyszedł. Zwabiony krzykiem niepanującego nad sobą furiata. Podszedł. Twarz znajoma. Jeszcze było widać na niej, ślady walk. Nie minęło dużo czasu od starcia w Sali treningowej. Oboje cierpieli od obrażeń. Wojownik coś wymamrotał…
-Chwila. Ja.. -wstrzymał się-znam ten głos-dopowiedział po chwili. Poprzedni obraz prysł jak bańka mydlana, gdy chłopak usłyszał głos Raziela.
-Jak to matka mnie nie pozna? -zapytał sam siebie-sam jej nie znam. Ona mnie pewnie tez nie… -podsumował. Na wzmiankę o trenerze z koszar, chłopak zląkł się niesamowicie. Przed nim pojawił się ”film” w którym pierwszy raz widzi koszarowego. Ten wysyła go do sprzątania jakiś urządzeń sanitarnych. Podczas kolejnych spotkań nie było lepiej. Ujrzał moment gdy wchodzi do wypełnionych po brzegi koszar.
-To było przed Tsufulem -skomentował.
Ciało zaczęło drżeć. Wyglądało, jakby było porażane prądem. Po chwili to wszystko ustało. Chłopak wstał. Cofnął rękę i uderzył Raziela w brzuch. Dokładnie tak samo jak zrobił to w formie kary, za wtrącanie się do walki. To samo miejsce. Ta sama siła i szybkość pięści. Identyczne uderzenie. Zaraz po tym chciał doskoczyć do twarzy przeciwnika… Nie udało się to. Został przygwożdżany do ściany za pomocą jakiś dziwnych obręczy zbudowanych z Ki. Pierwszy raz się z czymś takim spotkał. Pierwszy raz spotkał się z czymś co tak go ubezwłasnowolniło. Miało to jednak swoje plusy. Ciało nie ruszało się na lewo i prawo. Nie mogło. Cała siła przeniosła się do umysłu. Przed bezwładnym ciałem Brązowookiego stał Raziel. Nashi znów skupił się…
-Jego. .-zamyślił się -t…tak! To Raziel! Także został opanowany przez Tsufula… Później leżeliśmy w jednej Sali w szpitalu. Walczyliśmy razem ? -chłopak przestał komentować. Głos który do niego docierał nagle zamilkł. Zastygł. Tak jakby chciał pozwolić na chwile refleksji. Chłopak opuścił głowę. Otworzył oczy. Nie wiedział do końca co się działo. Pamięta twarz przeciwnika. Pamięta jak leciał z nim na łeb, na szyję, do skrzydła szpitalnego. Tam toczyła się prawdziwa walka. Co wtedy czuł… Wtedy w szpitalu czy wcześniej? Bezpośrednio przed walką? Wtedy na pewno podekscytowanie i chęć wygrania fantów. Podczas walki? Z początku determinację. Później? Dziura. Czarna plama na kartach przeszłości. Po walce? Ulga. Gdy zobaczył ciało czarnowłosego wojownika w napierśniku? Strach. Lęk przed tym że mógł zabić.
-CO SIĘ STAŁO POMIĘDZY!! -wykrzyczał w niebogłosy. Był zły na siebie, przez to, że nie wiedział co się działo. Wstał, zaczął nerwowo chodzić, po nieprzebytej przestrzeni.
-Spokojnie. Chłopie ułóż to sobie w głowie. To na pewno gra na uczuciach. Może nerwy mi puściły? Ale do takiego stopnia by, nie wiedzieć so się robiło? -mówił sam do siebie. Chodził coraz szybciej. Jego ciało zaczęła otaczać białą aura. Robił się coraz bardziej zły. Ponownie usiadł. Z jego ciała zaczęła wydobywać się czerwona energia. Wyglądało jakby wręcz parowała z jego organizmu.
-Co się działo później? Poszedłem po jedzenie. Hipnotyzujący zapach. To pamiętam, a później. Wszyscy przede mną dostawali papkę. Nie chciałem jej dostać! Już raz musiałem to jeść. Paskudztwo.. -tak bardzo chciał się skupić na jednej rzeczy. Niestety nie mógł. Mimowolnie cały czas skupiał się, na tym, że nie pamięta jak toczyła się walka. Jego myśli znów odleciały w inne miejsce.
-Cholera a to? -kolejny film. Rozgorączkowany Brązowowłosy szarżuje i lata dokoła Sali treningowej. Nerwowe uderzenia. Taranowanie innych kadetów. Kolor aury? Biały.
-Szybciej! Szybciej! –skomentował rozgorączkowany furiat. Nie był w stanie tego przyspieszyć widział sekunda po sekundzie co się działo. Jakby był obserwatorem wydarzeń a nie ich wykonawcą. Jego ciało otaczała czerwona aura. Dokładnie tak samo jak teraz. W umyśle. Tak i wtedy w sali treningowej. Zaczął rozwalać sprzęt na Sali. Manekiny, sztangi, ławki. Istna destrukcja.
-CO?! To nie mogę być.. ja? -skomentował. Nie wierzył, że osoba która tak dewastuje sale treningową, to on sam. Wszystko nagle zatrzymało się. Tak jak akcja jego serca. W umyśle znów zapanowała cisza. Nie mógł pogodzić się z tym, że tak czynił. Temperatura jego ciała zaczęła się obniżać tak samo w umyśle jak i w normalnym świecie…
Jego ciało uspokoiło się. Bezwładnie opadło. Trzymało się tylko na obręczach z Ki stworzonych przez Złotowłosego wojownika. Oczy wróciły do normy. Niepokojąca była tylko aura. Cały czas była czerwona.
Nowy obraz. Chwilowy. Szybciej niż poprzednio, przemienił się w film. Widział na nim walkę. Swoją i Raziela z Czarnowłosym przeciwnikiem. Jego serce znów zaczęło bić w standardowym rytmie. Z każdą sekundą szybkość skurczów i rozkurczów zwiększała się. Strach? Stres? Zdenerwowanie? Pewnie każde z tych uczuć miało na to wpływ.
-Too.. jaaa… -skomentował. Zobaczył jak trzyma przeciwnika za szyje. W drugiej tworzy miecz. Taki sam jak Raziel.
Jego ciało zaczęło się naprężać. Mięśnie zaczęły robić się większe. Aura znów wybuchła.
-Jak to możliwe że robiłem to wszystko wbrew swojej woli ? –zaczął szybko oddychać. Tętno wzrosło jeszcze bardziej. Zaczął na lewo i prawo ciskać ki-blastami by odreagować. Powoli przechodziło… Tylko w umyśle. Zaczął godzić się z tym jak w furii zachowuje się jego ciało… Ciało…
-KIAI-HO! -wykrzyczał Vernil. Odepchnął od siebie Hazarda i Raziela. Cel był jednak inny. Chciał aby twardsze niż stal obręcze, zwolniły go ze swoich makabrycznych uścisków. Nie udało się.
Wszystko zaczęło wracać do normy. Nieprzebyta czarna przestrzeń zaczęła przybierać byłego blasku. Najwidoczniej chciała coś przekazać Vernilowi. Dopięła swego. Z drobną pomocą Raziela i nieznanego z imienia i nazwisko wojownika o złotych włosach. W umyśle zapanował spokój.
Czerwona aura zaczęła zanikać. Zmieniła się. Eksplozja. Co prawda od poprzedniej minęło kilka sekund. Ta jednak była większa. Jego ki wzrosło do niewyobrażanych rozmiarów. Jeśli ktoś w pobliżu miał scouter to, maszynka musiała wariować. Jego włosy zaczęły podnosić się w górę. Aura zaczęła robić się złota. Ciało wbiło się w ziemię powodując pękanie płytek. Ściana za nim. Na niej z kolei powstało wielkie wgniecenie. Osiągnął cel. Obręcze pękły, gdy ruszył swoimi rękami. Włosy przybrały koloru aury. Opierały się grawitacji. Stały pionowo w górę. W jego oczach nie widniała furia, która przed chwilą panowała nad jego ciałem. Mimo to, nadal nie okiełznał swojego organizmu. Cofnął rękę w tył. W ułamku sekundy uderzył Raziela w klatkę piersiową i posłał go na matę. Zaraz po tym, kopnął Hazarda w kolano. Chwycił się za głowę. Zrobił krok w tył. Włosy opadły. Aura zniknęła. Był zdziwiony. Rozglądał się dokoła. Spojrzał na złotowłosego. Potem na leżącego Raziela. Podrapał się w tył głowy.
-Co się stało? –zapytał niskim tonem głosu. Nawet nie miał pomysłu na to co mogło się stać…
OCC:
CHAOS! PRELUDE OF THE SUPER SAIYAN!
Koniec treningu.
To co kursywą dzieje się w myślach Vernila.
-Chwila. Ja.. -wstrzymał się-znam ten głos-dopowiedział po chwili. Poprzedni obraz prysł jak bańka mydlana, gdy chłopak usłyszał głos Raziela.
-Jak to matka mnie nie pozna? -zapytał sam siebie-sam jej nie znam. Ona mnie pewnie tez nie… -podsumował. Na wzmiankę o trenerze z koszar, chłopak zląkł się niesamowicie. Przed nim pojawił się ”film” w którym pierwszy raz widzi koszarowego. Ten wysyła go do sprzątania jakiś urządzeń sanitarnych. Podczas kolejnych spotkań nie było lepiej. Ujrzał moment gdy wchodzi do wypełnionych po brzegi koszar.
-To było przed Tsufulem -skomentował.
Ciało zaczęło drżeć. Wyglądało, jakby było porażane prądem. Po chwili to wszystko ustało. Chłopak wstał. Cofnął rękę i uderzył Raziela w brzuch. Dokładnie tak samo jak zrobił to w formie kary, za wtrącanie się do walki. To samo miejsce. Ta sama siła i szybkość pięści. Identyczne uderzenie. Zaraz po tym chciał doskoczyć do twarzy przeciwnika… Nie udało się to. Został przygwożdżany do ściany za pomocą jakiś dziwnych obręczy zbudowanych z Ki. Pierwszy raz się z czymś takim spotkał. Pierwszy raz spotkał się z czymś co tak go ubezwłasnowolniło. Miało to jednak swoje plusy. Ciało nie ruszało się na lewo i prawo. Nie mogło. Cała siła przeniosła się do umysłu. Przed bezwładnym ciałem Brązowookiego stał Raziel. Nashi znów skupił się…
-Jego. .-zamyślił się -t…tak! To Raziel! Także został opanowany przez Tsufula… Później leżeliśmy w jednej Sali w szpitalu. Walczyliśmy razem ? -chłopak przestał komentować. Głos który do niego docierał nagle zamilkł. Zastygł. Tak jakby chciał pozwolić na chwile refleksji. Chłopak opuścił głowę. Otworzył oczy. Nie wiedział do końca co się działo. Pamięta twarz przeciwnika. Pamięta jak leciał z nim na łeb, na szyję, do skrzydła szpitalnego. Tam toczyła się prawdziwa walka. Co wtedy czuł… Wtedy w szpitalu czy wcześniej? Bezpośrednio przed walką? Wtedy na pewno podekscytowanie i chęć wygrania fantów. Podczas walki? Z początku determinację. Później? Dziura. Czarna plama na kartach przeszłości. Po walce? Ulga. Gdy zobaczył ciało czarnowłosego wojownika w napierśniku? Strach. Lęk przed tym że mógł zabić.
-CO SIĘ STAŁO POMIĘDZY!! -wykrzyczał w niebogłosy. Był zły na siebie, przez to, że nie wiedział co się działo. Wstał, zaczął nerwowo chodzić, po nieprzebytej przestrzeni.
-Spokojnie. Chłopie ułóż to sobie w głowie. To na pewno gra na uczuciach. Może nerwy mi puściły? Ale do takiego stopnia by, nie wiedzieć so się robiło? -mówił sam do siebie. Chodził coraz szybciej. Jego ciało zaczęła otaczać białą aura. Robił się coraz bardziej zły. Ponownie usiadł. Z jego ciała zaczęła wydobywać się czerwona energia. Wyglądało jakby wręcz parowała z jego organizmu.
-Co się działo później? Poszedłem po jedzenie. Hipnotyzujący zapach. To pamiętam, a później. Wszyscy przede mną dostawali papkę. Nie chciałem jej dostać! Już raz musiałem to jeść. Paskudztwo.. -tak bardzo chciał się skupić na jednej rzeczy. Niestety nie mógł. Mimowolnie cały czas skupiał się, na tym, że nie pamięta jak toczyła się walka. Jego myśli znów odleciały w inne miejsce.
-Cholera a to? -kolejny film. Rozgorączkowany Brązowowłosy szarżuje i lata dokoła Sali treningowej. Nerwowe uderzenia. Taranowanie innych kadetów. Kolor aury? Biały.
-Szybciej! Szybciej! –skomentował rozgorączkowany furiat. Nie był w stanie tego przyspieszyć widział sekunda po sekundzie co się działo. Jakby był obserwatorem wydarzeń a nie ich wykonawcą. Jego ciało otaczała czerwona aura. Dokładnie tak samo jak teraz. W umyśle. Tak i wtedy w sali treningowej. Zaczął rozwalać sprzęt na Sali. Manekiny, sztangi, ławki. Istna destrukcja.
-CO?! To nie mogę być.. ja? -skomentował. Nie wierzył, że osoba która tak dewastuje sale treningową, to on sam. Wszystko nagle zatrzymało się. Tak jak akcja jego serca. W umyśle znów zapanowała cisza. Nie mógł pogodzić się z tym, że tak czynił. Temperatura jego ciała zaczęła się obniżać tak samo w umyśle jak i w normalnym świecie…
Jego ciało uspokoiło się. Bezwładnie opadło. Trzymało się tylko na obręczach z Ki stworzonych przez Złotowłosego wojownika. Oczy wróciły do normy. Niepokojąca była tylko aura. Cały czas była czerwona.
Nowy obraz. Chwilowy. Szybciej niż poprzednio, przemienił się w film. Widział na nim walkę. Swoją i Raziela z Czarnowłosym przeciwnikiem. Jego serce znów zaczęło bić w standardowym rytmie. Z każdą sekundą szybkość skurczów i rozkurczów zwiększała się. Strach? Stres? Zdenerwowanie? Pewnie każde z tych uczuć miało na to wpływ.
-Too.. jaaa… -skomentował. Zobaczył jak trzyma przeciwnika za szyje. W drugiej tworzy miecz. Taki sam jak Raziel.
Jego ciało zaczęło się naprężać. Mięśnie zaczęły robić się większe. Aura znów wybuchła.
-Jak to możliwe że robiłem to wszystko wbrew swojej woli ? –zaczął szybko oddychać. Tętno wzrosło jeszcze bardziej. Zaczął na lewo i prawo ciskać ki-blastami by odreagować. Powoli przechodziło… Tylko w umyśle. Zaczął godzić się z tym jak w furii zachowuje się jego ciało… Ciało…
-KIAI-HO! -wykrzyczał Vernil. Odepchnął od siebie Hazarda i Raziela. Cel był jednak inny. Chciał aby twardsze niż stal obręcze, zwolniły go ze swoich makabrycznych uścisków. Nie udało się.
Wszystko zaczęło wracać do normy. Nieprzebyta czarna przestrzeń zaczęła przybierać byłego blasku. Najwidoczniej chciała coś przekazać Vernilowi. Dopięła swego. Z drobną pomocą Raziela i nieznanego z imienia i nazwisko wojownika o złotych włosach. W umyśle zapanował spokój.
Czerwona aura zaczęła zanikać. Zmieniła się. Eksplozja. Co prawda od poprzedniej minęło kilka sekund. Ta jednak była większa. Jego ki wzrosło do niewyobrażanych rozmiarów. Jeśli ktoś w pobliżu miał scouter to, maszynka musiała wariować. Jego włosy zaczęły podnosić się w górę. Aura zaczęła robić się złota. Ciało wbiło się w ziemię powodując pękanie płytek. Ściana za nim. Na niej z kolei powstało wielkie wgniecenie. Osiągnął cel. Obręcze pękły, gdy ruszył swoimi rękami. Włosy przybrały koloru aury. Opierały się grawitacji. Stały pionowo w górę. W jego oczach nie widniała furia, która przed chwilą panowała nad jego ciałem. Mimo to, nadal nie okiełznał swojego organizmu. Cofnął rękę w tył. W ułamku sekundy uderzył Raziela w klatkę piersiową i posłał go na matę. Zaraz po tym, kopnął Hazarda w kolano. Chwycił się za głowę. Zrobił krok w tył. Włosy opadły. Aura zniknęła. Był zdziwiony. Rozglądał się dokoła. Spojrzał na złotowłosego. Potem na leżącego Raziela. Podrapał się w tył głowy.
-Co się stało? –zapytał niskim tonem głosu. Nawet nie miał pomysłu na to co mogło się stać…
OCC:
CHAOS! PRELUDE OF THE SUPER SAIYAN!
Koniec treningu.
To co kursywą dzieje się w myślach Vernila.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Pią Sie 23, 2013 6:47 pm
Słowa. Wieczne słowa. Słowa i rozkazy. Zrób to, zrób tamto. Walcz. Salutuj i szczerz się do durnych mięśniaków. Zdychaj za tą pieprzoną planetę takie wartości wpajali kadetom. Słuchaj i trenuj. trenuj i walcz. Walcz i zdychaj. A to wszystko z pieśnią pochwalną na cześć króla. Tak właśnie wyglądało życie Saiyan.
Raziel obserwował jak pięść Vernila zmierza ku niemu. jednak nie doszła do celu. Złotowłosy wojownik zatrzymał ją w mgnieniu oka. Równie szybko unieruchomił furiata. Złote bransolety skutecznie przyszpiliły Vernila do ściany. Przy okazji Raziel usłyszał kąśliwą uwagę ze strony wojownika. Jednak zupełnie ją zignorował. Chłód i dystans. to właśnie przejawiało się w głównej mierze w postawie zielonookiego Saiyanina. Wolnym krokiem podszedł do skrepowanego brązowowłosego.
- Znam go na tyle ile muszę. – powiedział Raziel, zimnym prawie wypranym z emocji tonem. jednak słuchał poleceń Złotookiego i stanął naprzeciwko Vernila. Patrzył prosto w jego oczy. Zieleń walczyła z brązem. Chłodna aura przeciwko krwawej aurze. Kruczowłosy patrzył na Vernila i myślał nad samym sobą. Co sprawiło, ze różni się tak od Saiyan. Czy to może strata matki w tak wczesnym wieku. Wieczne ćwiczenia. Brak wiary w bezinteresowność. Możliwe, że wszystko po trochu. A przecież nic nie zapowiadało tego kim się stanie młodzieniec. Na początku był słodkim dzieckiem. Wiecznie uśmiechniętym. Podobno odkąd się urodził uwielbiał bawić się swoim ogonkiem. Zasypiał nawet z nim w buźce. Tak mu minęło kilka lat. Jego matka zdążyła się pochwalić synkiem wszystkim koleżankom oraz nawet w Akademii. Ojciec mówił, że uczucia jakie wzbudzał były skrajne. Niektórzy się nim zachwycali, a inni go nie lubili. No może miał na to wpływ, że próbował ugryźć jednego z Weteranów w ogon. Zapisać na przyszłość. Saiyanie nie lubią jak niemowlaki gryzą ich ogony. Potem nastało kilka lat spokoju. Rodzice jeździli na misję, ale tak, że zawsze jedno z nich było w domu. Virtian i Aryenne mieli swoje własne odziały. Matka chłopaka dowodziła większą grupą. Drużyna ojca młodzieńca była bardziej elitarna. Ciężko było się do niej dostać. To była sama śmietanka wojowników, których ojciec obserwował długi czas. Sam Raziel nawet został zabrany na ćwiczenia. Wtedy tego nie rozumiał, ale miał szansę widzieć jednych z najlepszych żołnierzy Vegety. Może niektórzy jeszcze żyją. Lecz szansa na to jest mała. Jednak pomimo swej elitarności, oddział Aryenne był o wiele ciekawszy dla ciemnowłosego dziecka. Była większa, ale też bardziej młodsza. Jej główny trzon stanowili Nashi oraz kadeci. Po za jego matką i kilkoma Saiyanami w randze Natto nie było nikogo kto mógłby kontrolować tą radosną hałastrę nazywaną wojskiem. Oczywiście Aryenne jako Kiui miała pełną władzę nad swoimi ludźmi. Była twarda, bezlitosna oraz cholernie groźna. Lecz była też sprawiedliwa i rozsądna. No i też stała murem za swoimi ludźmi. Podobno kiedy jeden z kadetów był dręczony przez świeżo upieczonego Nashiego, podeszła do oprawcy i bezceremonialnie trzasnęła go w szczękę, wybijając mu przy okazji parę ząbków. Każdy wiedział za co on dostał i nikt nie kwapił się by coś powiedzieć Elitarnej Saiyance. Niestety w końcu coś musiało pójść źle. Jedna prosta misja. Banalny cel. A wszystko poszło w diabły. Aryenne oraz jej zastępcy zostali wycięci w pień. Nie wiadomo jak i dlaczego. Po prostu. To była pierwsza przyczyna ustanowienia lodowej ściany. Młody Raziel stale odseparowywał się od społeczeństwa ćwicząc pod okiem ojca. Miał być silniejszy, szybszy. Miał pokonywać resztę Saiyan pod każdym znaczeniem. Miał być wojownikiem idealnym. Ale czy on tego chciał? Może kiedyś wierzył w to. Teraz wiedział jedno. Jest byle śmieciem, który może zginąć w każdej chwili. I to jego zadaniem jest by kiedy nadejdzie ta chwila zabrać ze sobą jak najwięcej wrogów. Bo śmierci nie można uniknąć. Można jedynie odwlekać moment, w którym zapuka do naszych drzwi. Wtedy trzeba liczyć, że możesz odejść z nią na swoich warunkach.
Silna fala energii odepchnęła Raziela prosto na ścianę. Nie wbił się w nią, jednak uderzył dość mocno plecami. Na szczęście nie padł plackiem na podłogę. Poprzednia walka najwidoczniej go wzmocniła, dzięki czemu jego siła wzrosła. Upadł na jedno kolano po czym popatrzył na Vernila. Z jego aurą działo się coś niezwykłego. Na początku krwistoczerwona zmieniła się w kilka chwil w złotą. Następnie przyszła pora na włosy. Podniosły się do góry i zmieniły swój kolor na identyczny co włosy ostatniego z trójki. „Co jest do cholery? Teraz ten się zaczyna zmieniać. Czy chociaż przez chwilę na tej popieprzonej planecie nie może być spokojnie?” pomyślał szmaragdowooki. W prawdzie widział już ten stan. Jego ojciec mu to kiedyś prezentował. Był to niby kolejny stopień mocy każdego Saiyanina. Niestety nie miał możliwości by nacieszyć się tym widokiem ponieważ Vernil po raz wtóry w swej karierze zaatakował syna Aryenne. Silny cios w klatkę piersiową posłał kruczowłosego na glebę. Młodzieniec spodziewał się potężnego bólu, jednak tak się nie stało. Ból poczuł to oczywiste, ale był o wiele słabszy niż ten jakiego się spodziewał. Najwidoczniej walka w Sali treningowej wzmocniła go bardziej niż przypuszczał. Na ich szczęście brązowooki nie zamierzał dłużej pozostawać w tym stanie. Po chwili aura zanikła, zaś włosy opadły i odzyskały naturalny kolor. W trakcie końcówki Saiyanin zdążył się pozbierać i już znalazł się przy zdekoncentrowanym Vernilu. Kiedy usłyszał jego pytanie nie wierzył własnym uszom. Złapał go za rękę, a ciało szmaragdowookiego otoczyła Biała Aura.
- Co się stało? Jajco się stało. Po raz kolejny straciłeś nad sobą panowanie. Jeśli czegoś z tym do cholery nie zrobisz to będziesz stanowił zagrożenie. A wiesz co się robi z zagrożeniami? Eliminuje się je. Popatrz się na tego Nashiego. Myślisz, że gdyby nie umiał się kontrolować to dostałby awans? Nie. Zdechłby na polu walki w swoich szczynach. I to będzie czekało Ciebie jeśli nie nauczysz się kontrolować. – powiedział chłopak. Wszystkie słowa były wypowiedziane lodowym tonem. Mogły przypominać lodowe odłamki trafiające w najczulsze miejsca. Aura pulsowała, lecz z ostatnimi słowami szatyna znikła. - A na zakończenie mam dla Ciebie wiadomość. To ostatni raz, kiedy bezkarnie mnie uderzasz. Jeszcze raz, a odpłacę Ci się pięknym za nadobne.
Po skończonej wypowiedzi młodzieniec puścił rękę Vernila i nie patrząc się na stojącego obok nich Nashiego ruszył z powrotem do stołówki.
- A teraz wybaczcie panowie. Udam się teraz do naszej pięciogwiazdowej stołówki, by coś wreszcie zjeść. – te słowa Saiyanie usłyszeli od odchodzącego zielonookiego na pożegnanie.
Po wejściu na stołówkę Raziel spokojnym ruchem wziął jedną z tacek i podszedł do okienka.
- Witam. Czy mógłbym dostać coś do jedzenia? Nic jeszcze dzisiaj nie jadłem. – powiedział zimno chłopak.
Occ:
Biała Aura -80 KI dla mnie.
Regeneracja 10% HP i KI
Koniec Treningu
Raziel obserwował jak pięść Vernila zmierza ku niemu. jednak nie doszła do celu. Złotowłosy wojownik zatrzymał ją w mgnieniu oka. Równie szybko unieruchomił furiata. Złote bransolety skutecznie przyszpiliły Vernila do ściany. Przy okazji Raziel usłyszał kąśliwą uwagę ze strony wojownika. Jednak zupełnie ją zignorował. Chłód i dystans. to właśnie przejawiało się w głównej mierze w postawie zielonookiego Saiyanina. Wolnym krokiem podszedł do skrepowanego brązowowłosego.
- Znam go na tyle ile muszę. – powiedział Raziel, zimnym prawie wypranym z emocji tonem. jednak słuchał poleceń Złotookiego i stanął naprzeciwko Vernila. Patrzył prosto w jego oczy. Zieleń walczyła z brązem. Chłodna aura przeciwko krwawej aurze. Kruczowłosy patrzył na Vernila i myślał nad samym sobą. Co sprawiło, ze różni się tak od Saiyan. Czy to może strata matki w tak wczesnym wieku. Wieczne ćwiczenia. Brak wiary w bezinteresowność. Możliwe, że wszystko po trochu. A przecież nic nie zapowiadało tego kim się stanie młodzieniec. Na początku był słodkim dzieckiem. Wiecznie uśmiechniętym. Podobno odkąd się urodził uwielbiał bawić się swoim ogonkiem. Zasypiał nawet z nim w buźce. Tak mu minęło kilka lat. Jego matka zdążyła się pochwalić synkiem wszystkim koleżankom oraz nawet w Akademii. Ojciec mówił, że uczucia jakie wzbudzał były skrajne. Niektórzy się nim zachwycali, a inni go nie lubili. No może miał na to wpływ, że próbował ugryźć jednego z Weteranów w ogon. Zapisać na przyszłość. Saiyanie nie lubią jak niemowlaki gryzą ich ogony. Potem nastało kilka lat spokoju. Rodzice jeździli na misję, ale tak, że zawsze jedno z nich było w domu. Virtian i Aryenne mieli swoje własne odziały. Matka chłopaka dowodziła większą grupą. Drużyna ojca młodzieńca była bardziej elitarna. Ciężko było się do niej dostać. To była sama śmietanka wojowników, których ojciec obserwował długi czas. Sam Raziel nawet został zabrany na ćwiczenia. Wtedy tego nie rozumiał, ale miał szansę widzieć jednych z najlepszych żołnierzy Vegety. Może niektórzy jeszcze żyją. Lecz szansa na to jest mała. Jednak pomimo swej elitarności, oddział Aryenne był o wiele ciekawszy dla ciemnowłosego dziecka. Była większa, ale też bardziej młodsza. Jej główny trzon stanowili Nashi oraz kadeci. Po za jego matką i kilkoma Saiyanami w randze Natto nie było nikogo kto mógłby kontrolować tą radosną hałastrę nazywaną wojskiem. Oczywiście Aryenne jako Kiui miała pełną władzę nad swoimi ludźmi. Była twarda, bezlitosna oraz cholernie groźna. Lecz była też sprawiedliwa i rozsądna. No i też stała murem za swoimi ludźmi. Podobno kiedy jeden z kadetów był dręczony przez świeżo upieczonego Nashiego, podeszła do oprawcy i bezceremonialnie trzasnęła go w szczękę, wybijając mu przy okazji parę ząbków. Każdy wiedział za co on dostał i nikt nie kwapił się by coś powiedzieć Elitarnej Saiyance. Niestety w końcu coś musiało pójść źle. Jedna prosta misja. Banalny cel. A wszystko poszło w diabły. Aryenne oraz jej zastępcy zostali wycięci w pień. Nie wiadomo jak i dlaczego. Po prostu. To była pierwsza przyczyna ustanowienia lodowej ściany. Młody Raziel stale odseparowywał się od społeczeństwa ćwicząc pod okiem ojca. Miał być silniejszy, szybszy. Miał pokonywać resztę Saiyan pod każdym znaczeniem. Miał być wojownikiem idealnym. Ale czy on tego chciał? Może kiedyś wierzył w to. Teraz wiedział jedno. Jest byle śmieciem, który może zginąć w każdej chwili. I to jego zadaniem jest by kiedy nadejdzie ta chwila zabrać ze sobą jak najwięcej wrogów. Bo śmierci nie można uniknąć. Można jedynie odwlekać moment, w którym zapuka do naszych drzwi. Wtedy trzeba liczyć, że możesz odejść z nią na swoich warunkach.
Silna fala energii odepchnęła Raziela prosto na ścianę. Nie wbił się w nią, jednak uderzył dość mocno plecami. Na szczęście nie padł plackiem na podłogę. Poprzednia walka najwidoczniej go wzmocniła, dzięki czemu jego siła wzrosła. Upadł na jedno kolano po czym popatrzył na Vernila. Z jego aurą działo się coś niezwykłego. Na początku krwistoczerwona zmieniła się w kilka chwil w złotą. Następnie przyszła pora na włosy. Podniosły się do góry i zmieniły swój kolor na identyczny co włosy ostatniego z trójki. „Co jest do cholery? Teraz ten się zaczyna zmieniać. Czy chociaż przez chwilę na tej popieprzonej planecie nie może być spokojnie?” pomyślał szmaragdowooki. W prawdzie widział już ten stan. Jego ojciec mu to kiedyś prezentował. Był to niby kolejny stopień mocy każdego Saiyanina. Niestety nie miał możliwości by nacieszyć się tym widokiem ponieważ Vernil po raz wtóry w swej karierze zaatakował syna Aryenne. Silny cios w klatkę piersiową posłał kruczowłosego na glebę. Młodzieniec spodziewał się potężnego bólu, jednak tak się nie stało. Ból poczuł to oczywiste, ale był o wiele słabszy niż ten jakiego się spodziewał. Najwidoczniej walka w Sali treningowej wzmocniła go bardziej niż przypuszczał. Na ich szczęście brązowooki nie zamierzał dłużej pozostawać w tym stanie. Po chwili aura zanikła, zaś włosy opadły i odzyskały naturalny kolor. W trakcie końcówki Saiyanin zdążył się pozbierać i już znalazł się przy zdekoncentrowanym Vernilu. Kiedy usłyszał jego pytanie nie wierzył własnym uszom. Złapał go za rękę, a ciało szmaragdowookiego otoczyła Biała Aura.
- Co się stało? Jajco się stało. Po raz kolejny straciłeś nad sobą panowanie. Jeśli czegoś z tym do cholery nie zrobisz to będziesz stanowił zagrożenie. A wiesz co się robi z zagrożeniami? Eliminuje się je. Popatrz się na tego Nashiego. Myślisz, że gdyby nie umiał się kontrolować to dostałby awans? Nie. Zdechłby na polu walki w swoich szczynach. I to będzie czekało Ciebie jeśli nie nauczysz się kontrolować. – powiedział chłopak. Wszystkie słowa były wypowiedziane lodowym tonem. Mogły przypominać lodowe odłamki trafiające w najczulsze miejsca. Aura pulsowała, lecz z ostatnimi słowami szatyna znikła. - A na zakończenie mam dla Ciebie wiadomość. To ostatni raz, kiedy bezkarnie mnie uderzasz. Jeszcze raz, a odpłacę Ci się pięknym za nadobne.
Po skończonej wypowiedzi młodzieniec puścił rękę Vernila i nie patrząc się na stojącego obok nich Nashiego ruszył z powrotem do stołówki.
- A teraz wybaczcie panowie. Udam się teraz do naszej pięciogwiazdowej stołówki, by coś wreszcie zjeść. – te słowa Saiyanie usłyszeli od odchodzącego zielonookiego na pożegnanie.
Po wejściu na stołówkę Raziel spokojnym ruchem wziął jedną z tacek i podszedł do okienka.
- Witam. Czy mógłbym dostać coś do jedzenia? Nic jeszcze dzisiaj nie jadłem. – powiedział zimno chłopak.
Occ:
Biała Aura -80 KI dla mnie.
Regeneracja 10% HP i KI
Koniec Treningu
- GośćGość
Re: Stołówka
Pią Sie 23, 2013 8:48 pm
Krwistooki ponownie podążał korytarzami razem z saiyańską dziewczyną. Raczej Hazardowi udało się uspokoić tamtego furiata który pewnie dostał papkę a spodziewał się, że jako kadet dostanie coś lepszego. No cóż...on też tak myślał. Niestety kadeci glut pokazał mu jakie to jedzenie jest serwowane dla ludzi z jego ranga. A raczej było. Bo teraz jest Nashi. Normalnym żołnierzem planety Vegety. Ale to mu nie uderzyło do głowy. Doskonale wiedział jak to jest być kadetem, gdyż sam był nim stosunkowo niedawno. Ale przez to, że wykonywał bardzo trudne misje ledwo przeżywając, został nagrodzony awansem, a kto wie...może razem ze złotookim niedługo awansują na rangę Natto? Byliby wreszcie weteranami. Może nawet mogliby stworzyć własne oddziały. To całkiem interesująca myśl. Będzie musiał nad tym kiedyś pomyśleć. Cała droga nie zajęła im długo i po chwili byli prawie przy stołówce a on sam zauważył złotowłosego kompana i dwójkę innych saiyan, którzy najwidoczniej się znali. W końcu ten drugi o czarnych włosach wszedł do pomieszczenia gdzie saiyanom jest serwowane żarcie. Nie omieszkał jednakże przywitać się z Hazardem.
-Yo. Widzę, że trochę się tutaj uspokoiło.
Popatrzył na brązowowłosego chłopaka wydawało mu się że musiał sporo przejść, choć na to wskazywał głównie jego wygląd. Co tutaj się zdarzyło? Cóż lepiej nie wiedzieć. Z resztą i tak go to nie interesuje. Grunt że sprawa załatwiona a jego towarzysz pewnie uratował życie temu kadetowi.
-Ciekawe czy tamten bajzel został już naprawiony. A właśnie to jest...
Specjalnie zrobił przerwę aby saiya-jinka mogłaby się przedstawić jeśliby zechciała.
-Yo. Widzę, że trochę się tutaj uspokoiło.
Popatrzył na brązowowłosego chłopaka wydawało mu się że musiał sporo przejść, choć na to wskazywał głównie jego wygląd. Co tutaj się zdarzyło? Cóż lepiej nie wiedzieć. Z resztą i tak go to nie interesuje. Grunt że sprawa załatwiona a jego towarzysz pewnie uratował życie temu kadetowi.
-Ciekawe czy tamten bajzel został już naprawiony. A właśnie to jest...
Specjalnie zrobił przerwę aby saiya-jinka mogłaby się przedstawić jeśliby zechciała.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Sob Sie 24, 2013 1:40 pm
Vulfila grzecznie podążała za Altairem, który zresztą był od niej sporo wyższy, więc czuła się jak prowadzone za rękę dziecko. Oczywiście nie szli za rękę, choć byłoby to miłe, ale dziewczyna podejrzewała, że inni saiyanie zabiliby Altaira śmiechem, gdyby to zobaczyli. Raz na jakiś czas zerkała na niego, ale nie chciała być nachalna. Kiedy weszli do stołówki, panował tam lekki nieład i stało kilku groźnie wyglądających mężczyzn, których wygląd nieco ją zaniepokoił, więc schowała się nieco za plecami Draka, bo też nie chciała znowu wylądować u pani Pielęgniarki. Lubiła ją, ale musiała sobie jakoś radzić w tym dzikim miejscu zwanym akademią saiyan.
Pierwszy mężczyzna nie wydawał się Vulfili co prawda taki bardzo groźny. Jak wszyscy tutaj był przystojny, ale nie zwróciłaby na niego większej uwagi, gdyby nie naszyjnik, jaki trzymał pod szyją. Kieł... i o ile się nie myliła, jakiegoś ziemskiego stworzenia. Więc był na Ziemi, może nawet niedawno. Miała tylko nadzieję, że nie wracał z podboju.
Drugi mężczyzna, z którym witał się Atlair, wyglądał jak drwal albinos.Jasne włosy, jasne oczy i oprawy. A na widok jego blizny aż zadrżała. Jednak tylko do niego odezwał się jej towarzysz, więc zaryzykowała i pomachała do niego, mówiąc z cicha: "Cześć".
Ostatni chłopak chyba był również kadetem, ale miał bardzo groźny wyraz twarzy. Na ustach gościł szyderczy uśmiech, włosy ułożył jak w skrzydło kruka, a zimne oczy, z czego jedno szpeciła blizna, wyrażały spore zdystansowanie.
Vulfila popatrzyła na Altaira, machając ogonem, oczekiwała na jego ruch.
Pierwszy mężczyzna nie wydawał się Vulfili co prawda taki bardzo groźny. Jak wszyscy tutaj był przystojny, ale nie zwróciłaby na niego większej uwagi, gdyby nie naszyjnik, jaki trzymał pod szyją. Kieł... i o ile się nie myliła, jakiegoś ziemskiego stworzenia. Więc był na Ziemi, może nawet niedawno. Miała tylko nadzieję, że nie wracał z podboju.
Drugi mężczyzna, z którym witał się Atlair, wyglądał jak drwal albinos.Jasne włosy, jasne oczy i oprawy. A na widok jego blizny aż zadrżała. Jednak tylko do niego odezwał się jej towarzysz, więc zaryzykowała i pomachała do niego, mówiąc z cicha: "Cześć".
Ostatni chłopak chyba był również kadetem, ale miał bardzo groźny wyraz twarzy. Na ustach gościł szyderczy uśmiech, włosy ułożył jak w skrzydło kruka, a zimne oczy, z czego jedno szpeciła blizna, wyrażały spore zdystansowanie.
Vulfila popatrzyła na Altaira, machając ogonem, oczekiwała na jego ruch.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Sob Sie 24, 2013 9:11 pm
Szmaragdowooki wykonał jego polecenie, nie obyło się jednak bez komentarza z jego strony. Haz spodziewał się tego, a ton w jakim zwrócił się do niego chłopak, a także jego sposób bycia sprawiły, iż miał ochotę jakoś mu się odgryźć. Opamiętał się jednak, nie to było teraz najważniejsze. Spojrzał na nerwusa. Wyraz jego twarzy się zmienił. Wszystko wskazywało na to, iż nieco się uspokoił. Zwisał bezwładnie na utworzonych przez złotowłosego pierścieniach. Niepokojąca była jedynie czerwona aura, która nadal otaczała jego ciało. To jeszcze nie był koniec. Nie trzeba było długo czekać na kolejny atak. Mięśnie nabrały sporych rozmiarów, nastąpiła następna eksplozja. Furiat używając techniki Kiaiho spróbował odepchnąć od siebie natrętów. Brunet wylądował na przeciwległej ścianie. Haz jedynie przesunął się o parę centymetrów do tyłu. Spojrzał przed siebie, a to co zobaczył zaskoczyło go niesamowicie. Chłopak zamieniał się w Super Saiyan'ina! Jego włosy uniosły się w górę zmieniając kolo na złoty. Ki kadeta zaczęła rosnąć, zwiększając się kilkukrotnie. Nadal sporo mu brakowało do mocy Hazard'a, lecz wynik i tak był imponujący. Wystarczyło mu teraz siły, by wyswobodzić się z pierścieni Ki. Nim zdążył zareagować, szmaradgowooki otrzymał potęzny cios. Chwilę potem Haz zablokował kopniaka kierowanego na jego kolano. Zrobił to ze sporym trudem, nie spodziewał się tego, a poza tym szybkość atakującego znacząco się zwiększyła. Cofnął się o krok i przyjął pozycję obronną. A więc nie ma wyboru, będzie musiał walczyć, inny pomysł nie przychodził mu do głowy. Teraz ten gość stał się naprawdę niebezpieczny dla otoczenia. Nic więcej jednak się nie wydarzyło. Nie minęło kilka sekund, a przed nimi znów stał szatyn. Podrapawszy się w tył głowy spytał co tak właściwie się stało. A więc faktycznie wpadł w furię, mało tego nie pamięta co w tym stanie robił. Dziwne. Bez tej czerwonej aury wokół ciała i bez żądzy mordu widniejącej na twarzy wydawał się zupełnie nieszkodliwy, ba nawet łagodny. Pozory jednak mylą, a ten chłopak jest na to najlepszym dowodem.
Nie obyło się bez solidnego opieprzu ze strony czarnowłosego kadeta. Młody Nashi nie wiedział jakie stosunki łączą tę dwójkę, lecz chyba nie byli najlepszymi kumplami. A może on w taki sposób wyraża troskę o przyjaciela? Sam nigdy nie doświadczył czegoś takiego na własnej skórze, więc nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Jeszcze jedna kąśliwa uwaga i kadet udał się do stołówki. Haz nie został jednak sam na sam z szatynem, gdyż z daleka widział zbliżającą się parę, która wyraźnie zmierzała w ich stronę. Był to Altair w towarzystwie jakiejś młodej dziewczyny. Nim ta dwójka dotarła pod drzwi jadalni westchnął i rzekł:
- Wygląda na to, że wpadłeś w furię. Porozwalałeś parę stolików i groziłeś kucharce. Było tam parę żołnierzy wyższych rangą którzy krzywo na to patrzyli, więc zabrałem Cię stamtąd i uspokoiłem.
Nie było czasu na więcej, bo czerwonooki i nieznajoma byli już kilka metrów od nich. O pozostałych rzeczach, w tym o Super Saiyan'inie, wolałby z nim porozmawiać na osobności. Odwrócił się w ich stronę by się przywitać.
- Hej - odrzekł - Taaak, kolega nie przywykł do tych smakołyków jakimi raczą kadetów i troszkę się zdenerwował. Wytłumaczyłem mu jednak co i jak i chyba wszystko gra co nie? - spojrzał na kadeta ostrym wzrokiem oczekując, że potwierdzi tą wersję wydarzeń.
Przeniósł swój wzrok z powrotem na kompana i jego koleżankę. Zdziwiło go, że kadetka stała nieco za plecami Altair'a, zupełnie jakby się ich bała. Czarnowłosy przeszedł do prezentacji. Brunetka nie przedstawiła się, a jedynie rzekła cichutkim głosem "Cześć". Chyba naprawdę budził w niej strach. Zrobiło mu się nieco głupio z tego powodu. By zmienić jej nastawienie, uśmiechnął się lekko i powiedział:
- Cześć, jestem Hazard. Znajomi mówią mi Haz. Miło mi Cię poznać.
Natychmiast po tym poczuł jak płoną mu policzki. Standard jeśli chodzi o kontakty z płcią przeciwną. Wydawało mu się jednak, że nie wypadł najgorzej. Cóż, starał się jak mógł. Nieco zbity z tropu spuścił głowę, lecz zaraz po tym spojrzał na chłopaka stojącego obok. Wypadałoby aby i on się przedstawił. Wszak on sam nie znał jego imienia, a wyglądał na to, że będą jeszcze mieli do pogadania.
Nie obyło się bez solidnego opieprzu ze strony czarnowłosego kadeta. Młody Nashi nie wiedział jakie stosunki łączą tę dwójkę, lecz chyba nie byli najlepszymi kumplami. A może on w taki sposób wyraża troskę o przyjaciela? Sam nigdy nie doświadczył czegoś takiego na własnej skórze, więc nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Jeszcze jedna kąśliwa uwaga i kadet udał się do stołówki. Haz nie został jednak sam na sam z szatynem, gdyż z daleka widział zbliżającą się parę, która wyraźnie zmierzała w ich stronę. Był to Altair w towarzystwie jakiejś młodej dziewczyny. Nim ta dwójka dotarła pod drzwi jadalni westchnął i rzekł:
- Wygląda na to, że wpadłeś w furię. Porozwalałeś parę stolików i groziłeś kucharce. Było tam parę żołnierzy wyższych rangą którzy krzywo na to patrzyli, więc zabrałem Cię stamtąd i uspokoiłem.
Nie było czasu na więcej, bo czerwonooki i nieznajoma byli już kilka metrów od nich. O pozostałych rzeczach, w tym o Super Saiyan'inie, wolałby z nim porozmawiać na osobności. Odwrócił się w ich stronę by się przywitać.
- Hej - odrzekł - Taaak, kolega nie przywykł do tych smakołyków jakimi raczą kadetów i troszkę się zdenerwował. Wytłumaczyłem mu jednak co i jak i chyba wszystko gra co nie? - spojrzał na kadeta ostrym wzrokiem oczekując, że potwierdzi tą wersję wydarzeń.
Przeniósł swój wzrok z powrotem na kompana i jego koleżankę. Zdziwiło go, że kadetka stała nieco za plecami Altair'a, zupełnie jakby się ich bała. Czarnowłosy przeszedł do prezentacji. Brunetka nie przedstawiła się, a jedynie rzekła cichutkim głosem "Cześć". Chyba naprawdę budził w niej strach. Zrobiło mu się nieco głupio z tego powodu. By zmienić jej nastawienie, uśmiechnął się lekko i powiedział:
- Cześć, jestem Hazard. Znajomi mówią mi Haz. Miło mi Cię poznać.
Natychmiast po tym poczuł jak płoną mu policzki. Standard jeśli chodzi o kontakty z płcią przeciwną. Wydawało mu się jednak, że nie wypadł najgorzej. Cóż, starał się jak mógł. Nieco zbity z tropu spuścił głowę, lecz zaraz po tym spojrzał na chłopaka stojącego obok. Wypadałoby aby i on się przedstawił. Wszak on sam nie znał jego imienia, a wyglądał na to, że będą jeszcze mieli do pogadania.
Re: Stołówka
Pon Sie 26, 2013 4:55 pm
Chwila. Czas na rozejrzenie się dokoła. Później? Refleksja, wyciągnięcie wniosków. Pod nim? Krater i zniszczona podłoga. Za nim? Ściana. Także zniszczona. Najgorsze jednak było przed nim. Raziel. Widać było ślady walki. Starej czy nowej? Tej w sali treningowej czy... Chwila zwątpienia. W głowie obraz walki z czarnowłosym Saiyanem, w której to chłopak użył Ki-sworda. Teraz pamiętał, wiedział...
Twarz Szmaragdookiego nie była zbyt wesoła. Podszedł do chłopaka o brązowych oczach. Wygłosił przemowę. Ku pokrzepieniu serca? Niee.. Chciał skarcić Vernila. Teraz już pamiętał, co działo się w wcześniej, gdy wpadł w furię. Niestety dzisiejszej akcji nie pamiętał. A może na szczęście? Zmienił się w Super Saiyanina. Zadał cios. Jeden szybki i precyzyjny. Powalił Raziela. Po chwili znajomy powiedział mu o tym, że go uderzył. Ostatni raz bez odwetu. Vernil posmutniał. Spojrzał na Hazarda. Tamten także mówił o furii. O bałaganie w stołówce, ale najgorsze zostawił na koniec. Chłopak groził kucharce. O tym chyba wolałby nie wiedzieć...
Usłyszał kroki. Spojrzał w kierunku źródła. Dwie osoby. Kobieta i mężczyzna. Chłopak miał spuszczoną głowę. Byli jeszcze daleko.
-Dziękuję wam za pomoc i..-Zawiesił głos-przepraszam-dodał po chwili. Zrobił krok w tył. Przyszły dwie osoby. Nie patrzył na nich. Był zajęty rozmyślaniem.
-Chyba...-Odpowiedział Złotowłosemu. Po chwili delikatny głos dziewczyny. Też nie spojrzał. Później Hazard przedstawił się. Teraz już znał jego imię.
-Ja odpadam. Jakby, co to będę w kwaterze albo na sali..-Powiedział smutnym głosem. Odwrócił się na pięcie i udał się w kierunku swojego pokoju. Cały czas miał w głowie obrazy. Pamięć z dwóch furii wróciła. Tak bardzo chciałby nad tym panować. Dwie plamy zniknęły. Jedna powstała. Ta najważniejsza informacja, była schowana i zapieczętowana. Jej odkrycie, może być przełomem w życiu młodego wojownika.
OCC:
Regen HP i KI 10 %
z/t -> kwatera
Twarz Szmaragdookiego nie była zbyt wesoła. Podszedł do chłopaka o brązowych oczach. Wygłosił przemowę. Ku pokrzepieniu serca? Niee.. Chciał skarcić Vernila. Teraz już pamiętał, co działo się w wcześniej, gdy wpadł w furię. Niestety dzisiejszej akcji nie pamiętał. A może na szczęście? Zmienił się w Super Saiyanina. Zadał cios. Jeden szybki i precyzyjny. Powalił Raziela. Po chwili znajomy powiedział mu o tym, że go uderzył. Ostatni raz bez odwetu. Vernil posmutniał. Spojrzał na Hazarda. Tamten także mówił o furii. O bałaganie w stołówce, ale najgorsze zostawił na koniec. Chłopak groził kucharce. O tym chyba wolałby nie wiedzieć...
Usłyszał kroki. Spojrzał w kierunku źródła. Dwie osoby. Kobieta i mężczyzna. Chłopak miał spuszczoną głowę. Byli jeszcze daleko.
-Dziękuję wam za pomoc i..-Zawiesił głos-przepraszam-dodał po chwili. Zrobił krok w tył. Przyszły dwie osoby. Nie patrzył na nich. Był zajęty rozmyślaniem.
-Chyba...-Odpowiedział Złotowłosemu. Po chwili delikatny głos dziewczyny. Też nie spojrzał. Później Hazard przedstawił się. Teraz już znał jego imię.
-Ja odpadam. Jakby, co to będę w kwaterze albo na sali..-Powiedział smutnym głosem. Odwrócił się na pięcie i udał się w kierunku swojego pokoju. Cały czas miał w głowie obrazy. Pamięć z dwóch furii wróciła. Tak bardzo chciałby nad tym panować. Dwie plamy zniknęły. Jedna powstała. Ta najważniejsza informacja, była schowana i zapieczętowana. Jej odkrycie, może być przełomem w życiu młodego wojownika.
OCC:
Regen HP i KI 10 %
z/t -> kwatera
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Pon Sie 26, 2013 7:30 pm
Po raz kolejny musiał czekać. Jednak już nie tyle co za poprzednim razem. Kucharka najpewniej wróciła do siebie po pokazie Vernilla. Choć szmaragdowooki zauważył, że ręce Saiyanki jeszcze się trzęsły to dala radę dojść do kotła, z którego wydobywał się dość nieprzyjemny swąd. Raziel podniósł delikatnie brew, jednak nie powiedział nic. Chciał już wreszcie dostać to jedzenie i wrócić do swojej kwatery. W końcu musiał jeszcze wpaść do Sali Treningowej. Choć wątpił by znalazł swoją zgubę. Jakby ktoś znalazł taką drogocenną rzecz, to by nie odniósł do dowództwa. Najpewniej już wylądował medalion na czarny, rynku kadetów i Nashi. Życie jest do bani. po chwili na jego tace wylądowała miska z szarą i niezbyt apetycznie wyglądającą papką. Młodzieniec wiedział co to jest dlatego tylko skinął głową i odszedł od lady.
Siadł i przy jakimś wolnym stoliku, które się jakoś ostał napadowi Vera. Na szczęście był oddalony o kilak metrów od wyższych ranga Saiyan. dzięki czemu taki śmieć jak Raziel nie musiał psuć im posiłku. Położył tackę z jedzeniem na stole i popatrzył się na niego. Tia kolejny etap życia kadeta, o którym wspominał ojciec. Jeśli się je przetrwa to ma się szanse na bycie przydatnym dla armii. Było kilka rzeczy do wypełnienia na liście. Przeżyć spotkanie z Koszarowym, nie zatruć się papką kadeta, wykonać pierwszą misję, stać się silniejszym. Kruczowłosy westchnął cicho i wsadził pierwszą łyżkę szarej papki do ust. Musiał użyć całej siły woli by nie wypluć tego co zjadł na podłogę. Było to tak paskudne, że chyba zwierzęta mają lepsze jedzenie. Gdyby nie to, że był głodny to pieprzył by to żarcie. Miał też przeczucie, ze to żarcie to kolejny test kadetów. jak żołądek młokosów da sobie radę z tym gównem, to ma szanse na misji. Podniósł wzrok znad miski dokładnie kiedy do stołówki weszło kilka postaci. Jednak młody wojownik nie przejmował się nimi. Wzdrygnął się lekko i wziął kolejną łyżkę do ust. To będzie ciężkie doświadczenie.
Occ:
Regeneracja 10% HP i KI.
Chociaż jak się je ta papkę to powinno się tracić Hp
Siadł i przy jakimś wolnym stoliku, które się jakoś ostał napadowi Vera. Na szczęście był oddalony o kilak metrów od wyższych ranga Saiyan. dzięki czemu taki śmieć jak Raziel nie musiał psuć im posiłku. Położył tackę z jedzeniem na stole i popatrzył się na niego. Tia kolejny etap życia kadeta, o którym wspominał ojciec. Jeśli się je przetrwa to ma się szanse na bycie przydatnym dla armii. Było kilka rzeczy do wypełnienia na liście. Przeżyć spotkanie z Koszarowym, nie zatruć się papką kadeta, wykonać pierwszą misję, stać się silniejszym. Kruczowłosy westchnął cicho i wsadził pierwszą łyżkę szarej papki do ust. Musiał użyć całej siły woli by nie wypluć tego co zjadł na podłogę. Było to tak paskudne, że chyba zwierzęta mają lepsze jedzenie. Gdyby nie to, że był głodny to pieprzył by to żarcie. Miał też przeczucie, ze to żarcie to kolejny test kadetów. jak żołądek młokosów da sobie radę z tym gównem, to ma szanse na misji. Podniósł wzrok znad miski dokładnie kiedy do stołówki weszło kilka postaci. Jednak młody wojownik nie przejmował się nimi. Wzdrygnął się lekko i wziął kolejną łyżkę do ust. To będzie ciężkie doświadczenie.
Occ:
Regeneracja 10% HP i KI.
Chociaż jak się je ta papkę to powinno się tracić Hp
- GośćGość
Re: Stołówka
Pon Sie 26, 2013 9:16 pm
Czarnowłosy nie wiele zdołał się dowiedzieć co tu tak na prawdę zaszło ale z resztą to go nie wiele obchodziło. Sam furiat po rozmowie ze złotowłosym której to on poprzednio nie słyszał poszedł sobie. Razem ze swoim kompanem przywitali się a on w części opowiedział, co tu się zdarzyło, ale szczegółów nie zdradzał. Oczywiście krwistooki nie był głupcem i doskonale wiedział, że coś musiało się zdarzyć więcej, ale nie pytał o to. To nie jego sprawa dopóki nie jest on zagrożeniem dla reszty. Jakby było inaczej to wtedy i on by musiał się tym zainteresować. Na szczęście jego przyjaciel sobie z tym poradził. Scouter był włączony, ale nie nastawiony na wykrywanie energii bo by jeszcze wybuchnął a trener by go za to zabił. Nie spodziewał się jednakże że Vulfi będzie tak się bała reszty. Cóż nie dziwił jej się ale na pewno przywyknie. Hazard starał się przywitać i nawet się przedstawił a ona wypowiedziała krótkie cześć. Musiał przyznać, że wyglądało to zabawnie. Tym bardziej, że schowała się za jego plecami. Zwrócił swoją twarz w kierunku jej twarzy i starał się ją uspokoić.
-Nie martw się, to mój przyjaciel. Nie musisz się go bać.
Tak to była osoba którą mógł nazwać przyjacielem. Razem przeszli przez bardzo trudną misje. Razem stawili czoło niebezpieczeństwu. Razem byli o krok od śmierci, jedną nogą w grobie a także obaj użyli swoich fal by pokonać wielką bestie. Zauważył też lekkie zaczerwienie na twarzy u swojego znajomego. Nie dziwił mu się, ale on czuł "gorąc" tylko gdy był zbyt blisko przeciwnej płci. Już miał coś powiedzieć, gdy nagle złapał się za skroń i upadł na kolana. Czuł ogromny ból w głowie i klatce piersiowej a serce waliło jak oszalałe. Czyżby Lethal nie dał za wygraną.
"-Cholera. Tylko nie teraz..."
Był zbyt wielkim zagrożeniem dla reszty i nawet jeśli złotooki by go powstrzymał to mógłby kogoś skrzywdzić a tego nie chciał. Nie był zły. Jeszcze nie. Starał się opanować to co się działo wewnątrz niego ale bez skutku. W końcu samo ustało ale wiedział, że może wrócić. Albo wróci. Co robić? Na razie musi stąd odejść. Gdzieś indziej. Wiedział, że przy Hazardzie dziewczynie nic nie grozi. Ciężko oddychając i trzymając się jedną ręką za skronie a drugą za serce zaczął wstawać powoli na nogi. By w końcu z ledwością się odezwać.
-Wybaczcie mi...ale musze coś załatwić. Nie martw się Vuli przy nim ci nic nie grozi. Mam nadzieje Hazard, że będzie mógł mieć na nią oko choć przez chwile.
Tutaj się uśmiechnął bo i pewnie jego kompanowi by coś takiego odpowiadało.
-Dobra ja muszę znikać... do później.
Powiedział i czym prędzej zaczął wręcz biec do wyjścia po drodze wszystkich mijając. Na pewno niektórzy mogą pomyśleć, że w jego środku zagnieździł się Tsuful. Ale wielu co badało jego krew wiedzą co innego. Że wszystko jest normalnie. A teraz cóż... po prostu miał gorszy dzień. Po parunastu sekundach zniknął z pola widzenia innych.
OOC:
Stołówka -> Kwatera Nashi Altaira Drake'a
-Nie martw się, to mój przyjaciel. Nie musisz się go bać.
Tak to była osoba którą mógł nazwać przyjacielem. Razem przeszli przez bardzo trudną misje. Razem stawili czoło niebezpieczeństwu. Razem byli o krok od śmierci, jedną nogą w grobie a także obaj użyli swoich fal by pokonać wielką bestie. Zauważył też lekkie zaczerwienie na twarzy u swojego znajomego. Nie dziwił mu się, ale on czuł "gorąc" tylko gdy był zbyt blisko przeciwnej płci. Już miał coś powiedzieć, gdy nagle złapał się za skroń i upadł na kolana. Czuł ogromny ból w głowie i klatce piersiowej a serce waliło jak oszalałe. Czyżby Lethal nie dał za wygraną.
"-Cholera. Tylko nie teraz..."
Był zbyt wielkim zagrożeniem dla reszty i nawet jeśli złotooki by go powstrzymał to mógłby kogoś skrzywdzić a tego nie chciał. Nie był zły. Jeszcze nie. Starał się opanować to co się działo wewnątrz niego ale bez skutku. W końcu samo ustało ale wiedział, że może wrócić. Albo wróci. Co robić? Na razie musi stąd odejść. Gdzieś indziej. Wiedział, że przy Hazardzie dziewczynie nic nie grozi. Ciężko oddychając i trzymając się jedną ręką za skronie a drugą za serce zaczął wstawać powoli na nogi. By w końcu z ledwością się odezwać.
-Wybaczcie mi...ale musze coś załatwić. Nie martw się Vuli przy nim ci nic nie grozi. Mam nadzieje Hazard, że będzie mógł mieć na nią oko choć przez chwile.
Tutaj się uśmiechnął bo i pewnie jego kompanowi by coś takiego odpowiadało.
-Dobra ja muszę znikać... do później.
Powiedział i czym prędzej zaczął wręcz biec do wyjścia po drodze wszystkich mijając. Na pewno niektórzy mogą pomyśleć, że w jego środku zagnieździł się Tsuful. Ale wielu co badało jego krew wiedzą co innego. Że wszystko jest normalnie. A teraz cóż... po prostu miał gorszy dzień. Po parunastu sekundach zniknął z pola widzenia innych.
OOC:
Stołówka -> Kwatera Nashi Altaira Drake'a
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Sro Sie 28, 2013 12:10 am
Vulfila zamiotła ogonem na prawo i lewo. Jej ogon był niesforny, powinna nauczyć się trzymać go zawsze przy pasie.
Dziewczyna zastanawiała się początkowo nad tym, jak to muszą w takim razie smakować te "rarytasy" ze stołówki, że jakiś kadet wpadł z tego powodu w furię? Szczerze mówiąc, obawiała się, że i jej kiedyś nerwy pękną i rozniesie meble lub komuś zrobi krzywdę. Teraz była jeszcze trochę za mało pewna siebie, ale gdy się wzmocni, samoistnie stanie się bardziej agresywna. Zawsze tak było, odkąd pamiętała.
Brązowowłosy z naszyjnikiem wyszedł ze stołówki. Vulfila odprowadziła go wzrokiem. Szkoda, bo miała nadzieję na rozmowę. Może wiedział coś o Ziemi? Może mogłaby jakoś zabrać się z nim tam kiedyś. Czy to po dobroci czy siłą. Chęć powrotu do ojca była wciąż dla niej najwyższym priorytetem, a ten chłopak mógł wnieść cokolwiek w całą sprawę.
Po tym skierowała wielkie, ufne niczym u szczeniaczka oczy na Hazarda. I całą jego postać, która z furii aż jaśniała żółcią, bo chociaż przecież wściekłości, jaką trzeba z siebie wyzwolić przy przemianie, nie da się nijak wyrazić, to tak jakby właśnie ta atmosfera wokół niego aż wywoływała podświadome dreszcze. Młoda Halfka zadrżała, ponieważ prawdę powiedziawszy nigdy nie widziała jeszcze do tej pory nikogo w postaci ssj. Zrobiło to na niej niemałe wrażenie.
Hazard jednak nie okazał względem Vulfili agresji, a uśmiech na jego ustach był niemal kontrastujący z ogólną aurą, jaka mu towarzyszyła. A skoro Altair nie bał się go, to i Halfka zdecydowała nie okazywać zbytniego zdystansowania, choć oczywiście nie ufała mu w żaden sposób. Chwilę później chłopak oblał się rumieńcem, co w ostateczności rozładowało atmosferę. Vulfila zaśmiała się pod nosem.
"Co za sprzeczność", pomyślała, wychodząc zza Altaira i przybierając bojową postawę. "Niby taki silny, niby taka aura mu towarzyszy, a wstydzi się dziewcząt. Mógłby mnie przecież palcem rozgnieść i nic bym na to nie poradziła.", zastanowiła się, a na jej ustach rozgościł uśmiech szeroki od ucha do ucha i odrobinę złośliwy. Pierś wypięła dumnie przed siebie, a głowę uniosła lekko do góry.
- Vulfila.- powiedziała, podając Hazardowi rękę jak do całowania. Wtedy Altair padł na kolana.- Altair!- zakrzyknęła w pełni przerażona. Co, jak, dlaczego? Myśli kołatały się w jej głowie, zmarszczyła brwi zatroskana i chwyciła chłopaka odruchowo za ramiona, jakby to miało mu jakkolwiek pomóc. Saiyan jednak poniósł się na nogi i oświadczył, że musi odejść.- Nie, czekaj.- powiedziała, ale Altair szybko zniknął za rogiem. Nie chciała mu się narzucać, ale cała ta scena była równie zagadkowa co niebezpieczna. Czy był chory? Może źle się poczuł. Może powinna mu pomóc? Przynieść leki, zrobić okład? Popatrzyła bezradnie i ze strachem wymalowanym na twarzy w stronę Harazda.- Co się stało? Wiesz? Czy może potrzebna mu pomoc?- zarzuciła go pytaniami, będąc wciąż w lekkim szoku. Jak by nie było, Altair pierwszy okazał jej jakąś sympatię w tej akademii. Nie chciała zostawiać go teraz na pastwę losu, ale miała też wrażenie, że gdyby faktycznie potrzebna była jej troska i pomoc, Hazard nie stałby tak bezczynnie. Westchnęła przeciągle i popatrzyła jeszcze raz całkiem bezradnie na saiyana o blond włosach, oczekując jakichś odpowiedzi.
Dziewczyna zastanawiała się początkowo nad tym, jak to muszą w takim razie smakować te "rarytasy" ze stołówki, że jakiś kadet wpadł z tego powodu w furię? Szczerze mówiąc, obawiała się, że i jej kiedyś nerwy pękną i rozniesie meble lub komuś zrobi krzywdę. Teraz była jeszcze trochę za mało pewna siebie, ale gdy się wzmocni, samoistnie stanie się bardziej agresywna. Zawsze tak było, odkąd pamiętała.
Brązowowłosy z naszyjnikiem wyszedł ze stołówki. Vulfila odprowadziła go wzrokiem. Szkoda, bo miała nadzieję na rozmowę. Może wiedział coś o Ziemi? Może mogłaby jakoś zabrać się z nim tam kiedyś. Czy to po dobroci czy siłą. Chęć powrotu do ojca była wciąż dla niej najwyższym priorytetem, a ten chłopak mógł wnieść cokolwiek w całą sprawę.
Po tym skierowała wielkie, ufne niczym u szczeniaczka oczy na Hazarda. I całą jego postać, która z furii aż jaśniała żółcią, bo chociaż przecież wściekłości, jaką trzeba z siebie wyzwolić przy przemianie, nie da się nijak wyrazić, to tak jakby właśnie ta atmosfera wokół niego aż wywoływała podświadome dreszcze. Młoda Halfka zadrżała, ponieważ prawdę powiedziawszy nigdy nie widziała jeszcze do tej pory nikogo w postaci ssj. Zrobiło to na niej niemałe wrażenie.
Hazard jednak nie okazał względem Vulfili agresji, a uśmiech na jego ustach był niemal kontrastujący z ogólną aurą, jaka mu towarzyszyła. A skoro Altair nie bał się go, to i Halfka zdecydowała nie okazywać zbytniego zdystansowania, choć oczywiście nie ufała mu w żaden sposób. Chwilę później chłopak oblał się rumieńcem, co w ostateczności rozładowało atmosferę. Vulfila zaśmiała się pod nosem.
"Co za sprzeczność", pomyślała, wychodząc zza Altaira i przybierając bojową postawę. "Niby taki silny, niby taka aura mu towarzyszy, a wstydzi się dziewcząt. Mógłby mnie przecież palcem rozgnieść i nic bym na to nie poradziła.", zastanowiła się, a na jej ustach rozgościł uśmiech szeroki od ucha do ucha i odrobinę złośliwy. Pierś wypięła dumnie przed siebie, a głowę uniosła lekko do góry.
- Vulfila.- powiedziała, podając Hazardowi rękę jak do całowania. Wtedy Altair padł na kolana.- Altair!- zakrzyknęła w pełni przerażona. Co, jak, dlaczego? Myśli kołatały się w jej głowie, zmarszczyła brwi zatroskana i chwyciła chłopaka odruchowo za ramiona, jakby to miało mu jakkolwiek pomóc. Saiyan jednak poniósł się na nogi i oświadczył, że musi odejść.- Nie, czekaj.- powiedziała, ale Altair szybko zniknął za rogiem. Nie chciała mu się narzucać, ale cała ta scena była równie zagadkowa co niebezpieczna. Czy był chory? Może źle się poczuł. Może powinna mu pomóc? Przynieść leki, zrobić okład? Popatrzyła bezradnie i ze strachem wymalowanym na twarzy w stronę Harazda.- Co się stało? Wiesz? Czy może potrzebna mu pomoc?- zarzuciła go pytaniami, będąc wciąż w lekkim szoku. Jak by nie było, Altair pierwszy okazał jej jakąś sympatię w tej akademii. Nie chciała zostawiać go teraz na pastwę losu, ale miała też wrażenie, że gdyby faktycznie potrzebna była jej troska i pomoc, Hazard nie stałby tak bezczynnie. Westchnęła przeciągle i popatrzyła jeszcze raz całkiem bezradnie na saiyana o blond włosach, oczekując jakichś odpowiedzi.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Sro Sie 28, 2013 11:52 am
Na początku było ich pięcioro, a teraz pozostała tylko dwójka. Ale po kolei. Szatyn podziękował za pomoc i przeprosił za swój wybuch agresji. Haz po raz kolejny odniósł wrażenie, że chłopak jest całkowicie nieszkodliwy. Po zjawieniu się Alt'a i Vulfily zupełnie się od nich odciął, rozmyślając nad czymś. Złotowłosy doskonale wiedział co go trapi. Niebawem z nim o tym porozmawia, ale jeszcze nie teraz. Nie był zaskoczony jego decyzją o odpuszczeniu posiłku i udaniu się do kwatery. To było teraz najrozsądniejszym wyborem.
Kadetka nabrała chyba pewności siebie, bo wyszła zza pleców Altair'a, przedstawiła się i wyciągnęła w jego stronę dłoń, układając ją w taki sposób, jakby oczekiwała że ją ucałuje. Chłopak zawahał się, wszak nie przywykł do takiego gestu. Widział co prawda jak mężczyźni witają się w ten sposób z kobietami, lecz jego zdaniem było to domena tzw. gentleman'ów. Czy on jest kimś takim? Chyba tak, chociaż nie miał doświadczenia w tych sprawach. Nie może czekać, bo dziewczyna pomyśli że jest jakiś dziwny, trzymanie dłoni przy powitaniu dłużej niż kilka sekund to przesada. Właśnie podjął decyzję, że jednak muśnie ustami jej dłoń, skłonił się już lekko, gdy nagle coś dziwnego stało się z czerwonookim. Złapał się za skronie i upadł na kolana. Vulfila natychmiast wyszarpnęła rękę z jego uścisku i usiadła przy chłopaku sprawdzając co z nim. Haz też przykucnął, starając się spojrzeć mu w oczy. Było to trudne, głowa bruneta skierowana była w dół. Widać było że chłopak cierpi. Nashi miał w głowie dwa pomysły: jego również ogarnęła furia, albo.... Tsuful. Ta druga opcja była znacznie gorsza. Wolałby aby to było coś innego, w przeciwnym razie będzie musiał podnieść alarm. Już miał wyjmować scouter i poinformować o zaistniałej sytuacji Trenera, gdy Altair się uspokoił. Wstał, a Hazard mógł wreszcie ujrzeć wyraz jego twarzy i oczu. W zasadzie nic się nie zmieniło. Co robić? Może ten pasożyt potrafi doskonale ukryć swą obecność? Czarnowłosy odszedł, pozostawiając kadetkę pod jego opieką. Haz "odprowadzał" jego Ki, chłopak wyraźnie zmierzał w stronę kwatery. Co się ostatnio ze wszystkimi dzieje? Coś niepokojącego zaczyna się dziać. Spojrzał na dziewczynę, która chwilę temu spytała go o to, nad czym sam właśnie się zastanawiał. Nie chciał siać paniki, więc skłamał:
- Taak, domyślam się. on tak czasem ma. Jedyne co możemy zrobić to zostawić go w spokoju, poradzi sobie z tym. Nie martw się, da sobie radę.
Mimowolnie uśmiechnął się lekko chcąc dodać jej otuchy, lecz miał wrażenie, że mięśnie twarzy robią to bardzo nieporadnie. Na wszelki wypadek będzie miał "oko" na Altair'a. Gdyby to był ktoś obcy, natychmiast by to zgłosił. W przypadku znajomego jeszcze poczeka, jednak cały czas musi monitorować sytuację. Gestem dłoni wskazał koleżance wejście do stołówki, puszczając ją przodem.
Od napadu szału kadeta minęło dobrych parę minut, lecz w tym czasie nikt nie posprzątał wyrządzonego przez niego bałaganu. Stoliki leżały poprzewracane, jeden przecięty na pół. Kucharka zajęta była swoją robotą, choć pewnie nadal trzęsie się ze strachu. Złotowłosy wpadł właśnie na ciekawy pomysł.
- Mogłabyś zająć stolik? - spytał - ja w tym czasie pójdę po jedzonko.
Nie chciał dopuścić do sytuacji sprzed kilku chwil. Kto wie, może Vulfila zareaguje podobnie jak szatyn na papkę dla kadetów? Podszedł do lady. Wyszczerzył zęby do kobiety i rzekł:
- 2 porcje dla Nashi jeśli można prosić.
Może skojarzy że to on powstrzymał furiata przed zaatakowaniem jej i w ramach wdzięczności dorzuci do posiłku coś ekstra. Minutę później szedł do stolika niosąc 2 tacki z jedzeniem. Okazało się, że dostali to samo co jadł już kiedyś w towarzystwie Nat'a: kanapka z okrągłym kawałkiem mięsa i warzywami, żółte "paluszki" i drapiący w gardło, czarny napój. Z tego co pamiętał to było całkiem dobre, a przede wszystkim syte. Postawił jedną tackę przed koleżanką, z drugą usiadł na przeciwko.
- Smacznego. Z tego co mi wiadomo, to pochodzi z planety o nazwie Ziemia, na której miałem przyjemność przebywać.
Po czym zabrał się za swojego hamburgera. Przez moment trwała cisza, którą przerwało pikanie wydobywające się z kieszeni jego uniformu. Był to jego scouter. Haz założył go na ucho i spojrzał na panel. "Połączenie przychodzące - Altair Drake". Czym prędzej odebrał, mając nadzieję, że powie mu coś na temat tego nagłego ataku bólu przed stołówką.
- Halo! O co chodzi....... Eeee, no dobra, niech będzie... czekaj chwilę!.....
Otworzył szeroko oczy, gdyż była to dziwna prośba. Poza tym nie dowiedział się tego co chciał, Alt rozłączył się nim zdążył spytać. Wziął łyka coli, przełknął do końca kęs kanapki i spojrzał na kadetkę.
- Właśnie dzwonił Altair i.... poprosił mnie bym pozwolił Ci korzystać z mojej... łazienki. Wiesz może o co chodzi?
Ze słów jego przyjaciela wynikało, że Vulfila korzystała przedtem z jego prysznica. Ciekawe co też łączy tę dwójkę.
OCC:
MacZestaw x2
Kadetka nabrała chyba pewności siebie, bo wyszła zza pleców Altair'a, przedstawiła się i wyciągnęła w jego stronę dłoń, układając ją w taki sposób, jakby oczekiwała że ją ucałuje. Chłopak zawahał się, wszak nie przywykł do takiego gestu. Widział co prawda jak mężczyźni witają się w ten sposób z kobietami, lecz jego zdaniem było to domena tzw. gentleman'ów. Czy on jest kimś takim? Chyba tak, chociaż nie miał doświadczenia w tych sprawach. Nie może czekać, bo dziewczyna pomyśli że jest jakiś dziwny, trzymanie dłoni przy powitaniu dłużej niż kilka sekund to przesada. Właśnie podjął decyzję, że jednak muśnie ustami jej dłoń, skłonił się już lekko, gdy nagle coś dziwnego stało się z czerwonookim. Złapał się za skronie i upadł na kolana. Vulfila natychmiast wyszarpnęła rękę z jego uścisku i usiadła przy chłopaku sprawdzając co z nim. Haz też przykucnął, starając się spojrzeć mu w oczy. Było to trudne, głowa bruneta skierowana była w dół. Widać było że chłopak cierpi. Nashi miał w głowie dwa pomysły: jego również ogarnęła furia, albo.... Tsuful. Ta druga opcja była znacznie gorsza. Wolałby aby to było coś innego, w przeciwnym razie będzie musiał podnieść alarm. Już miał wyjmować scouter i poinformować o zaistniałej sytuacji Trenera, gdy Altair się uspokoił. Wstał, a Hazard mógł wreszcie ujrzeć wyraz jego twarzy i oczu. W zasadzie nic się nie zmieniło. Co robić? Może ten pasożyt potrafi doskonale ukryć swą obecność? Czarnowłosy odszedł, pozostawiając kadetkę pod jego opieką. Haz "odprowadzał" jego Ki, chłopak wyraźnie zmierzał w stronę kwatery. Co się ostatnio ze wszystkimi dzieje? Coś niepokojącego zaczyna się dziać. Spojrzał na dziewczynę, która chwilę temu spytała go o to, nad czym sam właśnie się zastanawiał. Nie chciał siać paniki, więc skłamał:
- Taak, domyślam się. on tak czasem ma. Jedyne co możemy zrobić to zostawić go w spokoju, poradzi sobie z tym. Nie martw się, da sobie radę.
Mimowolnie uśmiechnął się lekko chcąc dodać jej otuchy, lecz miał wrażenie, że mięśnie twarzy robią to bardzo nieporadnie. Na wszelki wypadek będzie miał "oko" na Altair'a. Gdyby to był ktoś obcy, natychmiast by to zgłosił. W przypadku znajomego jeszcze poczeka, jednak cały czas musi monitorować sytuację. Gestem dłoni wskazał koleżance wejście do stołówki, puszczając ją przodem.
Od napadu szału kadeta minęło dobrych parę minut, lecz w tym czasie nikt nie posprzątał wyrządzonego przez niego bałaganu. Stoliki leżały poprzewracane, jeden przecięty na pół. Kucharka zajęta była swoją robotą, choć pewnie nadal trzęsie się ze strachu. Złotowłosy wpadł właśnie na ciekawy pomysł.
- Mogłabyś zająć stolik? - spytał - ja w tym czasie pójdę po jedzonko.
Nie chciał dopuścić do sytuacji sprzed kilku chwil. Kto wie, może Vulfila zareaguje podobnie jak szatyn na papkę dla kadetów? Podszedł do lady. Wyszczerzył zęby do kobiety i rzekł:
- 2 porcje dla Nashi jeśli można prosić.
Może skojarzy że to on powstrzymał furiata przed zaatakowaniem jej i w ramach wdzięczności dorzuci do posiłku coś ekstra. Minutę później szedł do stolika niosąc 2 tacki z jedzeniem. Okazało się, że dostali to samo co jadł już kiedyś w towarzystwie Nat'a: kanapka z okrągłym kawałkiem mięsa i warzywami, żółte "paluszki" i drapiący w gardło, czarny napój. Z tego co pamiętał to było całkiem dobre, a przede wszystkim syte. Postawił jedną tackę przed koleżanką, z drugą usiadł na przeciwko.
- Smacznego. Z tego co mi wiadomo, to pochodzi z planety o nazwie Ziemia, na której miałem przyjemność przebywać.
Po czym zabrał się za swojego hamburgera. Przez moment trwała cisza, którą przerwało pikanie wydobywające się z kieszeni jego uniformu. Był to jego scouter. Haz założył go na ucho i spojrzał na panel. "Połączenie przychodzące - Altair Drake". Czym prędzej odebrał, mając nadzieję, że powie mu coś na temat tego nagłego ataku bólu przed stołówką.
- Halo! O co chodzi....... Eeee, no dobra, niech będzie... czekaj chwilę!.....
Otworzył szeroko oczy, gdyż była to dziwna prośba. Poza tym nie dowiedział się tego co chciał, Alt rozłączył się nim zdążył spytać. Wziął łyka coli, przełknął do końca kęs kanapki i spojrzał na kadetkę.
- Właśnie dzwonił Altair i.... poprosił mnie bym pozwolił Ci korzystać z mojej... łazienki. Wiesz może o co chodzi?
Ze słów jego przyjaciela wynikało, że Vulfila korzystała przedtem z jego prysznica. Ciekawe co też łączy tę dwójkę.
OCC:
MacZestaw x2
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Sro Sie 28, 2013 7:13 pm
Siedział przy stoliku i starał się jakoś przełknąć to paskudne żarcie. Nie wiedział jakim cudem, ale z każdą kolejną łyżką papka kadeta stawała się jeszcze gorsza. Pewnie miała w sobie jakiś specjalny składnik, którym była ślina koszarowego. Raziel zastanawiał się ile mu brakuje, by rzygnąć. Najwyżej dużo, gdyż z zapałem masochisty przełykał kolejne porcje. Na jego szczęście papka przemykała przez gardło i wlatywała układem pokarmowym do żołądka. Jedyny plus tej sytuacji, ze żarcie kadetów pomimo swego paskudnego smaku, jakoś zapełniała brzuch. Raziel był wychowywany na wojownika i nie objadał się jakimiś frykasami w domu, chociaż miał taką możliwość. Lecz takiego gówna w życiu się nie spodziewał. Ojciec wspominał mu, że papka pokonała więcej kadetów niż koszarowy. Szmaragdowooki myślał, że to żarty starszego Saiyanina. W końcu koszarowy to była niszcząca i straszna siła. Tego gościa należało się obawiać, o czym mogły świadczyć siniaki i zabliźnione rany na ciele chłopaka. Nie ma co, kruczowłosy miał farta. Ledwo tydzień w Akademii i prawie został zabity przez jednego z trenerów. Po prostu kupa zabawy.
Raziel westchnął cicho i odłożył łyżkę na bok. Na półmisku zostało jeszcze trochę papki, ale młodzieniec miał wrażenie, że jeśli zje jeszcze trochę to będą musieli go zabrać do szpitala na płukanie żołądka, albo do kibla bo dostanie sraczki. I tak druga opcja była bardzo prawdopodobna. Zielone oczy spojrzały ponad stolik i dostrzegły złotowłosego wojownika. Nie było z nim Vernila. Może znajomy Raziela dał sobie spokój z jedzeniem i poszedł gdzie indziej. Możliwe. Natomiast teraz złotookiemu Nashi towarzyszyła jakaś dziewczyna. Po jej sposobie poruszania, ubraniu oraz zachowaniu można było wywnioskować, że też jest kadetką. Była dość niewysoka i ciężko było określić czy jest Halfem czy też pełnokrwistą. A w ogóle kogo to obchodzi. Jest w końcu równouprawnienie. Syn Aryenne patrzył jak dziewczyna zajmuje stolik niedaleko niego. Bliżej wejścia. Nie miała za dużego wyboru. Większość była porozrzucana po Sali, a co niektóre pocięte Ki Swordem Vernila. Po chwili do dziewczyny doszedł wojownik w pancerzu i zaczęli jeść. Raziel natomiast skończył. Odstawił tackę z półmiskiem tam gdzie je zbierali, po czym ruszył do drzwi. Kiedy mijał stolik pary Saiyan, zwolnił na chwilę krok. Spojrzał w oczy złotowłosego i delikatnie skinął mu głową w geście szacunku. Może też było tam trochę wdzięczności za uratowanie dupska Vera. Kto wie. W końcu nic go to nie kosztowało. Vegeta może być sobie planetą dzikich i wojowniczych małp. Ale są wyjątki i Raziel do takich należał. Umiał uszanować innych, nawet swoich wrogów. Po chwili młodzieniec wyszedł ze stołówki i udał się w kierunku swojej kwatery.
Occ:
Regeneracja 10% KI
z/t Stołówka – Kwatera Raziela.
Raziel westchnął cicho i odłożył łyżkę na bok. Na półmisku zostało jeszcze trochę papki, ale młodzieniec miał wrażenie, że jeśli zje jeszcze trochę to będą musieli go zabrać do szpitala na płukanie żołądka, albo do kibla bo dostanie sraczki. I tak druga opcja była bardzo prawdopodobna. Zielone oczy spojrzały ponad stolik i dostrzegły złotowłosego wojownika. Nie było z nim Vernila. Może znajomy Raziela dał sobie spokój z jedzeniem i poszedł gdzie indziej. Możliwe. Natomiast teraz złotookiemu Nashi towarzyszyła jakaś dziewczyna. Po jej sposobie poruszania, ubraniu oraz zachowaniu można było wywnioskować, że też jest kadetką. Była dość niewysoka i ciężko było określić czy jest Halfem czy też pełnokrwistą. A w ogóle kogo to obchodzi. Jest w końcu równouprawnienie. Syn Aryenne patrzył jak dziewczyna zajmuje stolik niedaleko niego. Bliżej wejścia. Nie miała za dużego wyboru. Większość była porozrzucana po Sali, a co niektóre pocięte Ki Swordem Vernila. Po chwili do dziewczyny doszedł wojownik w pancerzu i zaczęli jeść. Raziel natomiast skończył. Odstawił tackę z półmiskiem tam gdzie je zbierali, po czym ruszył do drzwi. Kiedy mijał stolik pary Saiyan, zwolnił na chwilę krok. Spojrzał w oczy złotowłosego i delikatnie skinął mu głową w geście szacunku. Może też było tam trochę wdzięczności za uratowanie dupska Vera. Kto wie. W końcu nic go to nie kosztowało. Vegeta może być sobie planetą dzikich i wojowniczych małp. Ale są wyjątki i Raziel do takich należał. Umiał uszanować innych, nawet swoich wrogów. Po chwili młodzieniec wyszedł ze stołówki i udał się w kierunku swojej kwatery.
Occ:
Regeneracja 10% KI
z/t Stołówka – Kwatera Raziela.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Sro Sie 28, 2013 11:17 pm
Po całej sytuacji z Altairem Vulfila całkiem zapomniała o tym, że Hazard mimo wszystko chciał pocałować jej dłoń. Właściwie wyciągnęła ją trochę żartobliwie i żeby zawstydzić chłopaka, ale ten wcale nie był zażenowany całą sceną, ba! Nawet pochylił się, żeby przywitać ją jak dżentelmen.
To wszystko miało jednak w tym momencie, chcąc nie chcąc, drugorzędne znaczenie, bo Vulfila cały czas myślała o Altairze. Nie wydawał się być chory. Cały ten atak był niepokojący i chociaż Hazard twierdził, że to zwykła przypadłość czarnowłosego, humor półsaiyanki nie był już tak entuzjastyczny jak wcześniej.
Ale na szczęście blondwłosy, dobrze zbudowany chłopak okazał się być niezwykle szarmancki, co w całej tej sytuacji naprawdę podnosiło Halfkę na duchu. Jego nieudolny uśmiech uznała za bardzo uroczy, a to, że przepuścił ją w drzwiach przodem za cechę niezwykle rzadką w tych czasach, a w szczególności na tej planecie i w tej akademii.
Z myślami wciąż krążącymi wokół Altaira i jego niefortunnego ataku jakiejś choroby Vulfila poszła do jedynego stolika, który nie ucierpiał podczas bijatyki. Usiadła nieco zasmucona, głowę opierając na dłoniach, a ogonem wymachując na prawo i lewo. Ten niesforny ogon, zapominała o nim, przez co wciąż robił na co tylko miał ochotę. I tym razem pacnęła nim czarnowłosego chłopca z blizną przy stoliku obok. Od razu wyprostowała się, ogon zawinęła w pasie, a ręką złamała się za tył głowy.
- Wybacz, haha!- zaśmiała się nerwowo.- Nie chciałam.- dodała, bo też bała się, że ten zaraz popchnie ją lub zrobi jej krzywdę w jakikolwiek inny sposób. Dopiero Kiedy Hazard wrócił z jedzeniem przypomniała sobie, że nie przyszła tu z byle kim i ten kadet pewnie nie chciałby z nią zadzierać. Bo Hazard był nie byle kim w mniemaniu Vulfili. Był nashi! Miał tę dziwną, żółtą aurę zła! I w ogóle był starszy i przystojny.
Hazard postawił przed nią posiłek, na który dziewczyna spojrzała z aprobatą. W porównaniu z tym, co dostał tamten kadet, to aż rarytasy.
- Dzięki.- powiedziała, uśmiechając się krótko do blondyna. Być może gdyby była w lepszym nastroju okazałaby większą wdzięczność, ale nie w tych okolicznościach. Dopiero słysząc słowo Ziemia natychmiastowo się ożywiła, otwierając szerzej oczy. Nie dało się ukryć, że bardzo ją ten temat zaciekawił, ale w myślach strofowała się, żeby nie okazywać zbytniego zaangażowania. Odrobinę ostrożności nie zaszkodzi i też nie wiadomo, jaki stosunek do Ziemi i Ziemian ma ten saiyanin. Vulfila zdecydowała się udawać zdystansowaną względem tego tematu.- Tak, to znaczy... nie do końca. Trudno to wyjaśnić w kilku słowach, a pewnie i tak byś nie uwierzył. Ja... pochodzę z Vegety, ale spędziłam trochę czasu na Ziemi. A ty po co byłeś na Ziemi?- wszystko to powiedziała ze wzrokiem utkwionym w jedzeniu, które spożywała powstrzymując łakomstwo. Zgłodniała w czasie treningu.
W czasie ciszy, kiedy oboje jedli swoje porcje, Vulfila przypatrzyła się swojemu nowemu koledze. Miał blod ogon. Lekko postrzępiony. Ale żółty tak samo jak jego grzywa. Nigdy jeszcze takiego nie widziała. Miała ochotę go macnąć, ale ... ale to w stosowniejszym momencie. Oczy Hazarda mieniły się takim samym kolorem co i aura, która go nie opuszczała. Co zabawne wyglądały niemal tak samo piekielnie jak czerwone tęczówki Altaira. W zasadzie przy pierwszym spojrzeniu Halfka źle oceniła blond towarzysza. Wcale nie wyglądał jak drwal albinos, choć ten zawód był bardzo męski wbrew pozorom. Bardziej mu było do greckiego herosa, takiego... Achillesa.
- Pierwszy raz widzę saiyana blondyna.- wyznała nieśmiało.
Na słowa odnośnie łazienki Vulfila zalała się rumieńcem. Przez chwilę znieruchomiała, zastanawiając się, co zrobić i co odpowiedzieć. Dopiero po chwili wyszczerzyła zęby w głupawym uśmiechu i spojrzała na Hazarda znowu tym bezradnym wzrokiem.
- A tego, a ...- zaczęła się trochę jąkać.- ale ... to u Altaira nie mogę? Co ci powiedział?- zapytała, bo nie wiedziała, czy przyznawać się, że ma kluczyk do pokoju Altaira schowany w staniku i że kąpała się pod jego prysznicem. Jeśli takie plotki rozniosłyby się po akademii, mogłoby to się źle skończyć. Nie dość, że każdy mógł ją zbić to jeszcze wszystko zabiliby ją śmiechem czy co gorsza.
To wszystko miało jednak w tym momencie, chcąc nie chcąc, drugorzędne znaczenie, bo Vulfila cały czas myślała o Altairze. Nie wydawał się być chory. Cały ten atak był niepokojący i chociaż Hazard twierdził, że to zwykła przypadłość czarnowłosego, humor półsaiyanki nie był już tak entuzjastyczny jak wcześniej.
Ale na szczęście blondwłosy, dobrze zbudowany chłopak okazał się być niezwykle szarmancki, co w całej tej sytuacji naprawdę podnosiło Halfkę na duchu. Jego nieudolny uśmiech uznała za bardzo uroczy, a to, że przepuścił ją w drzwiach przodem za cechę niezwykle rzadką w tych czasach, a w szczególności na tej planecie i w tej akademii.
Z myślami wciąż krążącymi wokół Altaira i jego niefortunnego ataku jakiejś choroby Vulfila poszła do jedynego stolika, który nie ucierpiał podczas bijatyki. Usiadła nieco zasmucona, głowę opierając na dłoniach, a ogonem wymachując na prawo i lewo. Ten niesforny ogon, zapominała o nim, przez co wciąż robił na co tylko miał ochotę. I tym razem pacnęła nim czarnowłosego chłopca z blizną przy stoliku obok. Od razu wyprostowała się, ogon zawinęła w pasie, a ręką złamała się za tył głowy.
- Wybacz, haha!- zaśmiała się nerwowo.- Nie chciałam.- dodała, bo też bała się, że ten zaraz popchnie ją lub zrobi jej krzywdę w jakikolwiek inny sposób. Dopiero Kiedy Hazard wrócił z jedzeniem przypomniała sobie, że nie przyszła tu z byle kim i ten kadet pewnie nie chciałby z nią zadzierać. Bo Hazard był nie byle kim w mniemaniu Vulfili. Był nashi! Miał tę dziwną, żółtą aurę zła! I w ogóle był starszy i przystojny.
Hazard postawił przed nią posiłek, na który dziewczyna spojrzała z aprobatą. W porównaniu z tym, co dostał tamten kadet, to aż rarytasy.
- Dzięki.- powiedziała, uśmiechając się krótko do blondyna. Być może gdyby była w lepszym nastroju okazałaby większą wdzięczność, ale nie w tych okolicznościach. Dopiero słysząc słowo Ziemia natychmiastowo się ożywiła, otwierając szerzej oczy. Nie dało się ukryć, że bardzo ją ten temat zaciekawił, ale w myślach strofowała się, żeby nie okazywać zbytniego zaangażowania. Odrobinę ostrożności nie zaszkodzi i też nie wiadomo, jaki stosunek do Ziemi i Ziemian ma ten saiyanin. Vulfila zdecydowała się udawać zdystansowaną względem tego tematu.- Tak, to znaczy... nie do końca. Trudno to wyjaśnić w kilku słowach, a pewnie i tak byś nie uwierzył. Ja... pochodzę z Vegety, ale spędziłam trochę czasu na Ziemi. A ty po co byłeś na Ziemi?- wszystko to powiedziała ze wzrokiem utkwionym w jedzeniu, które spożywała powstrzymując łakomstwo. Zgłodniała w czasie treningu.
W czasie ciszy, kiedy oboje jedli swoje porcje, Vulfila przypatrzyła się swojemu nowemu koledze. Miał blod ogon. Lekko postrzępiony. Ale żółty tak samo jak jego grzywa. Nigdy jeszcze takiego nie widziała. Miała ochotę go macnąć, ale ... ale to w stosowniejszym momencie. Oczy Hazarda mieniły się takim samym kolorem co i aura, która go nie opuszczała. Co zabawne wyglądały niemal tak samo piekielnie jak czerwone tęczówki Altaira. W zasadzie przy pierwszym spojrzeniu Halfka źle oceniła blond towarzysza. Wcale nie wyglądał jak drwal albinos, choć ten zawód był bardzo męski wbrew pozorom. Bardziej mu było do greckiego herosa, takiego... Achillesa.
- Pierwszy raz widzę saiyana blondyna.- wyznała nieśmiało.
Na słowa odnośnie łazienki Vulfila zalała się rumieńcem. Przez chwilę znieruchomiała, zastanawiając się, co zrobić i co odpowiedzieć. Dopiero po chwili wyszczerzyła zęby w głupawym uśmiechu i spojrzała na Hazarda znowu tym bezradnym wzrokiem.
- A tego, a ...- zaczęła się trochę jąkać.- ale ... to u Altaira nie mogę? Co ci powiedział?- zapytała, bo nie wiedziała, czy przyznawać się, że ma kluczyk do pokoju Altaira schowany w staniku i że kąpała się pod jego prysznicem. Jeśli takie plotki rozniosłyby się po akademii, mogłoby to się źle skończyć. Nie dość, że każdy mógł ją zbić to jeszcze wszystko zabiliby ją śmiechem czy co gorsza.
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Czw Sie 29, 2013 10:37 am
Trochę dziwnie byłoby jeść i się nie odzywać. Choć Haz należał raczej do samotników, to jednak gdy był z drugą osobą dążył do konwersacji. Dowiedział się czegoś nowego o koleżance, która chyba nadal była nieco onieśmielona jego osobą.
- Czy to znaczy, że jesteś half’ką – spytał – spokojnie, nie mam nic przeciwko połówkom, traktuje ich tak samo jak tych „pełnokrwistych” – nakreślił palcami cudzysłowy w powietrzu – w ogóle nie mam pojęcia o co chodzi z tą niechęcią do Half Saiyan…. A Ziemię odwiedziłem podczas wypełniania misji. Piękna planeta, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę miał okazję się tam wybrać.
Zamyślił się na chwilę. Przypomniał sobie moment w którym po raz pierwszy ktoś obraził przy nim przedstawicieli tej rasy. Złość która go wtedy ogarnęła była jednym z czynników przez który zamienił się potem w Super Saiyan’a. Przez jakiś czas bardzo go to zastanawiało, bo nikt nigdy nie wmawiał mu by bronił dobrego imienia halfów. To była automatyczna reakcja. Dziwne….
Vulfila także podjęła temat złotowłosej formy. Po uprzedniej, dogłębnej analizie jego twarzy (Haz zarumienił się nieco) stwierdziła, iż pierwszy raz widzi blondyna. Chłopak nie wiedział do końca czy ma na myśli przemianę, czy może sądzi, że taki właśnie się urodził.
- A to – potargał żółtawą czuprynę – To Super Saiyan. Mój naturalny kolor włosów to czarny, ale od czasu transformacji nie schodzę z tego stadium. Po prostu się przyzwyczaiłem.
Dosłownie i w przenośni. Hazard obawiał się, iż po powrocie do normalnej formy nie będzie wiedział jak przemienić się ponownie. Przebywanie non stop w tym stanie równało się stopniowej utracie Ki, lecz po jakimś czasie młody Nashi po prostu przywykł do tego stanu, podobnie jak jego organizm, który przestał tracić energię. Dopiero niedawno dowiedział się, że to również swego rodzaju podstadium Super Saiyan’a zwane Full Power SSJ.
Po wiadomości Altair’a tym razem to Vulfila zrobiła się czerwona na twarzy. Haz w lekkim uśmiechem obserwował jej reakcję. Teraz był już pewien, że dziewczyna korzystała z łazienki jego kompana. Ciekawe tylko czy sama….
- Powiedział, że w jego kwaterze popsuł się zamek i czy mogę udostępnić Ci moją. Stwierdził jeszcze, że lepiej byś korzystała z prywatnych łazienek, a nie z publicznych…. I tutaj przyznam mu rację.
Miał jeszcze w pamięci ostatnią przygodę podczas wizyty pod prysznicem. Swoją drogą to głupota, aby zrobić wspólne pomieszczenia dla obu płci. Potem wychodzą z tego dziwne sytuacje. Albo jeszcze coś innego….
- No cóż, ja nie mam nic przeciwko. Szczerze mówiąc nie byłem w swojej kwaterze od wieków i póki co się tam nie wybieram. Kluczyk od zamka zgubiłem już dawno, polegać mogę jedynie na kodzie, który brzmi – pochylił się lekko i wyszeptał – 7777. Tylko nie pomysł o mnie źle gdy ujrzysz cały ten bałagan….
Powoli kończyli już jeść. Nastała krótka cisza. Haz rozejrzał się po Sali. Kilka stolików dalej siedział Saiyan, którego spotkał na korytarzu. Właśnie podnosił się z krzesła. Odniósł tackę i udał się do wyjścia. Mijając ich stolik zwolnił krok, spojrzał złotowłosemu w oczy i lekko skinął głową, po czym wyszedł ze stołówki. Młody Nashi nie wiedział co o tym myśleć. Może po prostu się pożegnał? Możliwe, chociaż można się było w tym doszukać głębszego sensu.
Ostatni kawałek hamburgera, który właśnie miał włożyć do ust wypadł mu z ręki i zleciał gdzieś pod stolik. Serce zaczęło mu bić szybciej. Pomimo luźnej rozmowy, nie przestawał skupiać się na Ki Alt’a . A ta właśnie drastycznie się obniżyła…. Wstał. Spojrzał na Vulfilę.
- Coś złego dzieje się z Altair’em! Biegnę do jego kwatery!
Zostawiając nieskończony posiłek wyleciał z pomieszczenia. Minął szmaragdowookiego i pognał ile sił na piętro. Gdy był na schodach energia przyjaciela zaliczyła kolejny spadek. Był on teraz na skraju śmierci….
Z/T --> https://dbng.forumpl.net/t477-kwatera-nashi-altaira-drake-a
- Czy to znaczy, że jesteś half’ką – spytał – spokojnie, nie mam nic przeciwko połówkom, traktuje ich tak samo jak tych „pełnokrwistych” – nakreślił palcami cudzysłowy w powietrzu – w ogóle nie mam pojęcia o co chodzi z tą niechęcią do Half Saiyan…. A Ziemię odwiedziłem podczas wypełniania misji. Piękna planeta, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę miał okazję się tam wybrać.
Zamyślił się na chwilę. Przypomniał sobie moment w którym po raz pierwszy ktoś obraził przy nim przedstawicieli tej rasy. Złość która go wtedy ogarnęła była jednym z czynników przez który zamienił się potem w Super Saiyan’a. Przez jakiś czas bardzo go to zastanawiało, bo nikt nigdy nie wmawiał mu by bronił dobrego imienia halfów. To była automatyczna reakcja. Dziwne….
Vulfila także podjęła temat złotowłosej formy. Po uprzedniej, dogłębnej analizie jego twarzy (Haz zarumienił się nieco) stwierdziła, iż pierwszy raz widzi blondyna. Chłopak nie wiedział do końca czy ma na myśli przemianę, czy może sądzi, że taki właśnie się urodził.
- A to – potargał żółtawą czuprynę – To Super Saiyan. Mój naturalny kolor włosów to czarny, ale od czasu transformacji nie schodzę z tego stadium. Po prostu się przyzwyczaiłem.
Dosłownie i w przenośni. Hazard obawiał się, iż po powrocie do normalnej formy nie będzie wiedział jak przemienić się ponownie. Przebywanie non stop w tym stanie równało się stopniowej utracie Ki, lecz po jakimś czasie młody Nashi po prostu przywykł do tego stanu, podobnie jak jego organizm, który przestał tracić energię. Dopiero niedawno dowiedział się, że to również swego rodzaju podstadium Super Saiyan’a zwane Full Power SSJ.
Po wiadomości Altair’a tym razem to Vulfila zrobiła się czerwona na twarzy. Haz w lekkim uśmiechem obserwował jej reakcję. Teraz był już pewien, że dziewczyna korzystała z łazienki jego kompana. Ciekawe tylko czy sama….
- Powiedział, że w jego kwaterze popsuł się zamek i czy mogę udostępnić Ci moją. Stwierdził jeszcze, że lepiej byś korzystała z prywatnych łazienek, a nie z publicznych…. I tutaj przyznam mu rację.
Miał jeszcze w pamięci ostatnią przygodę podczas wizyty pod prysznicem. Swoją drogą to głupota, aby zrobić wspólne pomieszczenia dla obu płci. Potem wychodzą z tego dziwne sytuacje. Albo jeszcze coś innego….
- No cóż, ja nie mam nic przeciwko. Szczerze mówiąc nie byłem w swojej kwaterze od wieków i póki co się tam nie wybieram. Kluczyk od zamka zgubiłem już dawno, polegać mogę jedynie na kodzie, który brzmi – pochylił się lekko i wyszeptał – 7777. Tylko nie pomysł o mnie źle gdy ujrzysz cały ten bałagan….
Powoli kończyli już jeść. Nastała krótka cisza. Haz rozejrzał się po Sali. Kilka stolików dalej siedział Saiyan, którego spotkał na korytarzu. Właśnie podnosił się z krzesła. Odniósł tackę i udał się do wyjścia. Mijając ich stolik zwolnił krok, spojrzał złotowłosemu w oczy i lekko skinął głową, po czym wyszedł ze stołówki. Młody Nashi nie wiedział co o tym myśleć. Może po prostu się pożegnał? Możliwe, chociaż można się było w tym doszukać głębszego sensu.
Ostatni kawałek hamburgera, który właśnie miał włożyć do ust wypadł mu z ręki i zleciał gdzieś pod stolik. Serce zaczęło mu bić szybciej. Pomimo luźnej rozmowy, nie przestawał skupiać się na Ki Alt’a . A ta właśnie drastycznie się obniżyła…. Wstał. Spojrzał na Vulfilę.
- Coś złego dzieje się z Altair’em! Biegnę do jego kwatery!
Zostawiając nieskończony posiłek wyleciał z pomieszczenia. Minął szmaragdowookiego i pognał ile sił na piętro. Gdy był na schodach energia przyjaciela zaliczyła kolejny spadek. Był on teraz na skraju śmierci….
Z/T --> https://dbng.forumpl.net/t477-kwatera-nashi-altaira-drake-a
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Czw Sie 29, 2013 12:38 pm
Ze słów Hazarda można było wysnuć prosty wniosek. Lepiej nie przyznawać się do bycia Halfką, a skoro to nie tak łatwo stwierdzić po jej wyglądzie, to ukrycie tego faktu nie powinno być zbytnio problematyczne. Vulfila zastanawiała się, czy jej towarzysz mówi szczerze czy tylko chce ją podpuścić, ale w zasadzie nie okazywał wcześniej agresji, więc postanowiła się przyznać.
- Tak, jestem Halfką. Ale to dość skomplikowane. To znaczy... znam moją rodzinę saiyańską, a ziemskiej nie, mimo, że byłam na Ziemi. Ale co ja cie będę zanudzała!- uśmiechnęła się zakłopotana. Tak, nie zdążyła do tej pory wiele dowiedzieć się o swojej przeszłości.
To było miłe, że Hazard dał jej swój kod do zamka. Będzie tylko musiała znaleźć odpowiednią kwaterę. Miała do chłopaka jeszcze wiele pytań. Ciekawa była, jaką miał misję do wykonania na Ziemi i czy przypadkiem nie związała się z podbojem. Chciała wypytać o szczegóły dotyczące super saiyanina. Nie zdążyła mu nawet podziękować za udostępnienie łazienki, bo wstał, obwieścił tylko, że coś stało się Altairowi i wybiegł.
A jednak przeczucie jej nie myliło.
-Czekaj! - zakrzyknęła, choć wcale nie liczyła na to i nie chciała, żeby zaczekał,bo skoro coś się stało, powinni zjawić się na miejscu czym prędzej. Sama zerwała się z krzesła i pobiegła z Hazardem ile sił w nogach. Wiedziała, gdzie biec, więc z tym nie było problemu.
OCC: Do->Kwatera Nashi Altaira Drake'a
- Tak, jestem Halfką. Ale to dość skomplikowane. To znaczy... znam moją rodzinę saiyańską, a ziemskiej nie, mimo, że byłam na Ziemi. Ale co ja cie będę zanudzała!- uśmiechnęła się zakłopotana. Tak, nie zdążyła do tej pory wiele dowiedzieć się o swojej przeszłości.
To było miłe, że Hazard dał jej swój kod do zamka. Będzie tylko musiała znaleźć odpowiednią kwaterę. Miała do chłopaka jeszcze wiele pytań. Ciekawa była, jaką miał misję do wykonania na Ziemi i czy przypadkiem nie związała się z podbojem. Chciała wypytać o szczegóły dotyczące super saiyanina. Nie zdążyła mu nawet podziękować za udostępnienie łazienki, bo wstał, obwieścił tylko, że coś stało się Altairowi i wybiegł.
A jednak przeczucie jej nie myliło.
-Czekaj! - zakrzyknęła, choć wcale nie liczyła na to i nie chciała, żeby zaczekał,bo skoro coś się stało, powinni zjawić się na miejscu czym prędzej. Sama zerwała się z krzesła i pobiegła z Hazardem ile sił w nogach. Wiedziała, gdzie biec, więc z tym nie było problemu.
OCC: Do->Kwatera Nashi Altaira Drake'a
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Nie Lut 15, 2015 9:15 pm
Szedł niczym prawdziwa chmura burzowa. Jego energia buzowała i każdy kto choć trochę miał doświadczenia czuł wyładowania mocy w jego pobliżu. Kilku kadetów zostało odepchniętych samą mocą z drogi, co idealnie uświadczyło innych, żeby mu ustąpić miejsca. Jego reputacja była już dobrze znana i chyba co poniektórzy, którzy spędzili już trochę czasu w Akademii dziwili się dlaczego nie ma w jego pobliżu Vivian. Przecież byli nierozłączną parą psycholi. Prawda. Byli nierozłączni. Aż do teraz. Od tego momentu każde z nich będzie musiało iść własną drogą i podejmować coraz cięższe decyzje. Vi będzie w oddziale specjalnym. Razie będzie w nowej drużynie pod dowództwem jakiegoś Kiui lub starszego Natto. Wszystko się zmienia. Lecz teraz Raziel był wściekły z zupełnie innego powodu. Poczuł się zdradzony. Zdradzony przez osobę której ufał, którą kochał i z którą chciał spędzić swoje życie. Lecz teraz chyba będzie się musiał zastanowić nad tym wszystkim co się dzieje. Właśnie dostał silnego kopniaka w dupę, który dał mu do myślenia. Traktują go jak siłę, którą można wysłać by zniszczyć odpowiedni obiekt. Jednak nie pomyśleli, że ta siła ma mózg i umie z niego zrobić użytek. W przeciwieństwie do innych Raz nie zawsze ukazywał swoje prawdziwe oblicze. Większość jego pobytu w Akademii to gra. Gra w której można bardzo łatwo się zatracić. Doskonale o tym wiedział, lecz powoli zapominał czy warto walczyć. Nie widział zbyt wielu zmian. Awansował wprawdzie, lecz to cały czas było za mało. Nie mógł się jeszcze zbliżyć do Zella, a co dopiero go skasować. Dalej był za słaby by bronić swych bliskich. Zacisnął pięści i ruszył dalej, zaś z jego oczów sypały się gromy. Dzisiejszy dzień nie był zbyt udany, jeśli ktoś się chciał przymilić do Raza.
Otworzył drzwi do stołówki i spokojnym, już nieco bardziej kontrolowanym krokiem podszedł do kolejki. Składała się ona w większości z kadetów i dwóch Nashi. Najniżsi rangą wyglądali jakby oberwali kometą, albo przynajmniej kilkudziesięcioma ki blastami. Zahne wyczuwał tu dłoń Koszarowego, lecz tylko uśmiechnął się na ten widok, a jeszcze bardziej kiedy dostrzegł nadzieję na ich twarzach by dostać coś ludzkiego do żarcia. Chyba byli z najnowszego poboru, gdyż nie wiedzieli co ich czeka. Lecz papkę kadeta każdy musi przeżyć. Takie są prawa Akademii. Syn Aryenne miał to już za sobą. Czekając aż wszyscy odbiorą smaczny i odżywczy posiłek zaczął szukać swojej siostry. Spodziewał się znaleźć jej energię, gdzieś na terenie Akademii, lecz mocno się zdziwił. Była w miejscu sporo oddalonym, a na dodatek była przy niej cholernie znajoma energia. Raz choć chciał nie mógł jej przypasować do nikogo kogo znał. Wziął głęboki oddech na uspokojenie. Vivian była dorosła i da sobie radę. Umie się o siebie zatroszczyć. Z tymi myślami podszedł wreszcie do okienka.
-Natto Raziel Zahne. Poproszę coś do jedzenia. - rzekł do kucharki silac się na neutralny ton.
Occ: Żarcie
Otworzył drzwi do stołówki i spokojnym, już nieco bardziej kontrolowanym krokiem podszedł do kolejki. Składała się ona w większości z kadetów i dwóch Nashi. Najniżsi rangą wyglądali jakby oberwali kometą, albo przynajmniej kilkudziesięcioma ki blastami. Zahne wyczuwał tu dłoń Koszarowego, lecz tylko uśmiechnął się na ten widok, a jeszcze bardziej kiedy dostrzegł nadzieję na ich twarzach by dostać coś ludzkiego do żarcia. Chyba byli z najnowszego poboru, gdyż nie wiedzieli co ich czeka. Lecz papkę kadeta każdy musi przeżyć. Takie są prawa Akademii. Syn Aryenne miał to już za sobą. Czekając aż wszyscy odbiorą smaczny i odżywczy posiłek zaczął szukać swojej siostry. Spodziewał się znaleźć jej energię, gdzieś na terenie Akademii, lecz mocno się zdziwił. Była w miejscu sporo oddalonym, a na dodatek była przy niej cholernie znajoma energia. Raz choć chciał nie mógł jej przypasować do nikogo kogo znał. Wziął głęboki oddech na uspokojenie. Vivian była dorosła i da sobie radę. Umie się o siebie zatroszczyć. Z tymi myślami podszedł wreszcie do okienka.
-Natto Raziel Zahne. Poproszę coś do jedzenia. - rzekł do kucharki silac się na neutralny ton.
Occ: Żarcie
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Nie Lut 15, 2015 11:04 pm
Weszła krokiem modelki przemierzając dużą salę i promieniując swoim blaskiem na wszystkie małpy. Dla większości było to zjawiskowe, jej boskie kształty rzeczywiście przyciągały spojrzenia, ale było w tym coś jeszcze… Przekonanie, że jest boginią i może wszystko. Pewność siebie była dość nienaturalna, zwłaszcza dla kogoś o statusie kadetki, mimo to nikt nie ośmielił się jej zaczepić, a kolejne kroki zdawały się tworzyć jej wolną przestrzeń prosto do kolejki. Tu i ówdzie przesłała odrobinę swojej energii, trafiając falą pozytywnych emocji prosto w potrzeby spragnionych małpich serc. Uśmiech dziewczyny promieniał, ukazując twarz tak inną od większości tubylców. Nie było w niej zmęczenia życiem, a szczery optymizm dodatkowo rozświetlał wesołe i pełne zachwytu spojrzenie. Czuła fascynację, że jest wśród takiej ilości istnień, wręcz bezpośrednio. Pragnęła każdego przytulić i zalać swoim ciepłem, wnikając do najgłębszej otchłani dziur w sercach, które dotąd rzadko czuły radość i pokój.
Jej celem była jednak energia, której przyglądała się od dłuższego czasu. Wspomniany już przez wiele osób pełnokrwisty saiyanin. Siedział teraz sam, będąc totalnym przeciwieństwem do Kaede. Śmieszyło ją, że każde kolejne spotkanie dotyczy osób tak pesymistycznie nastawionych, ale przecież po to istnieje… Spojrzała ukradkiem na cel swojego przybycia do budynku, z pełną troską i współczuciem. Czuła to, co on. Przyglądała się jemu trochę wcześniej, tak samo jak wszystkim innym, którzy mieli uczestniczyć w rebelii. Zaświaty dają sporo możliwości wglądu do świata śmiertelnych. Ciekawiło ją pokręcone życie uczuciowe i emocjonalność młodego wojownika. Podobnie jak wielu tutaj był bardzo niepoukładany wewnętrznie i dość choleryczny. Ale nie ma serca, w którym nie zasieje ziarenka, mobilizującego do zmian i optymizmu. Jak odchodzące w cień mroku koszmary, złe moce krążyły nad nim i niektórymi w stołówce. Siła deprawacji upominając się o duszę panoszyła się pośród tubylców. Bogini od zawsze z nią walczyła, niosąc światło w to, co spowite ciemnością. Podobnie teraz zbliżała się jaśniejąc…
Podziękowała życzliwie za posiłek wydany przez wydających i ruszyła nucąc w kierunku Raziela. Usiadła naprzeciwko niego nucąc radośnie i machając nogami. Jedną ręką trzymała łyżkę, którą jadła coś dziwnego z talerza, a druga wypuszczała i gasiła złote motyle z jej ki. Zdawała się nie zwracać uwagi na małpiastego, siedziała zamyślona, jakby wcale nie wiedziała, że robi coś dziwnego i że jej zachowanie może wydawać się kokieteryjne. Nowa dusza- nowy sposób działania.
Jej celem była jednak energia, której przyglądała się od dłuższego czasu. Wspomniany już przez wiele osób pełnokrwisty saiyanin. Siedział teraz sam, będąc totalnym przeciwieństwem do Kaede. Śmieszyło ją, że każde kolejne spotkanie dotyczy osób tak pesymistycznie nastawionych, ale przecież po to istnieje… Spojrzała ukradkiem na cel swojego przybycia do budynku, z pełną troską i współczuciem. Czuła to, co on. Przyglądała się jemu trochę wcześniej, tak samo jak wszystkim innym, którzy mieli uczestniczyć w rebelii. Zaświaty dają sporo możliwości wglądu do świata śmiertelnych. Ciekawiło ją pokręcone życie uczuciowe i emocjonalność młodego wojownika. Podobnie jak wielu tutaj był bardzo niepoukładany wewnętrznie i dość choleryczny. Ale nie ma serca, w którym nie zasieje ziarenka, mobilizującego do zmian i optymizmu. Jak odchodzące w cień mroku koszmary, złe moce krążyły nad nim i niektórymi w stołówce. Siła deprawacji upominając się o duszę panoszyła się pośród tubylców. Bogini od zawsze z nią walczyła, niosąc światło w to, co spowite ciemnością. Podobnie teraz zbliżała się jaśniejąc…
Podziękowała życzliwie za posiłek wydany przez wydających i ruszyła nucąc w kierunku Raziela. Usiadła naprzeciwko niego nucąc radośnie i machając nogami. Jedną ręką trzymała łyżkę, którą jadła coś dziwnego z talerza, a druga wypuszczała i gasiła złote motyle z jej ki. Zdawała się nie zwracać uwagi na małpiastego, siedziała zamyślona, jakby wcale nie wiedziała, że robi coś dziwnego i że jej zachowanie może wydawać się kokieteryjne. Nowa dusza- nowy sposób działania.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Wto Lut 17, 2015 9:08 am
Nie musiał długo czekać na jedzenie. Kobieta popatrzyła się na niego uważnie i natychmiast wydała dyspozycje do kuchni. Po kilku minutach Raziel otrzymał sporego, ładnie wysmażonego steka z ziemniaczkami i jakąś sałatką. Zahne mruknął w podziękowaniu i ruszył do jednego z wolnych stolików. Zmniejszył swoją energię do minimum, tak że teraz mógł przypominać kadeta. Gdyby nie jego zbroja i jedzenie oraz miejsce siedzenia. Młody Saiyanin zajmował miejsca należące już do doświadczonych wojowników, których ciężko zastąpić. Miał gdzieś, że siedzi sam. Nie potrzebował w tym momencie towarzystwa. Musiał ochłonąć i dokładnie przemyśleć swoje następne działania. Nie podobało mu się to serum ćwiczebne, i miał dziwne wrażenie, że to ni był koniec. Jakimiś dziwnym trafem w Akademii zwiększył się pobór. Wiadomym było, że Zell nawoływał do walki, lecz nawet dwa lata temu, kiedy się to wszystko zaczęło nie było aż tylu chętnych. A może Natto nie zauważył. Miał na głowie inne plany, takie jak spotkanie Vivian, walka z Tsufulem i plany odnośnie Siedemnastki. Sporo rzeczy się od tego czasu zmieniło. Jednak Raz nie wiedział czy na lepsze czy na gorsze.
W zamyśleniu kroił mięso i jadł je powoli. Było smaczne i o wiele lepsze niż papka dla kadetów. Wyższe stopnie mają swoje przywileje i to było bardzo przydatne. Po skończonej misji lub treningu wie, że może dostać posiłek, który sam wybierze, a nie jakieś gówno. Plus lepsze uzbrojenie i dostęp do wiedzy o sposobach walki. Po chwili zamyślenia wyczuł jednak jakąś zmianę energii na stołówce. Wszystkie Ki podskoczyły nieznacznie i były chyba zaciekawione lub podniecone. Ciężko określić. Ciemnowłosy podniósł powoli wzrok by zobaczyć co spowodowało te zaburzenia w mocy. Oczywiście. Nie mogło być to nic innego niż dziewczyna. Może była ładna, ale to nie powód by się do niej ślinić, jak robili to kadeci kilka stolików dalej. Mruknął coś do siebie i wrócił do swojego dania, by móc ruszyć na trening. Po chwili jednak zauważył, że dziewczyna przysiadła się do niego, jakby nie było wolnych miejsc. Czy nie można mieć już nawet chwili wytchnienia i możliwości spędzenia czasu sam na sam? Popatrzył na nią i zobaczył, że bawi się jedzeniem, które jej chyba nie obrzydza, a równocześnie z Ki tworzy jakieś owady. Jej energia była dziwnie znajoma.
-W czymś pomóc? - zapytał Raziel patrząc się jej w oczy. Jego wzrok był chłodny i zdystansowany, tak jak cała postawa Saiyanina czystej krwi.
W zamyśleniu kroił mięso i jadł je powoli. Było smaczne i o wiele lepsze niż papka dla kadetów. Wyższe stopnie mają swoje przywileje i to było bardzo przydatne. Po skończonej misji lub treningu wie, że może dostać posiłek, który sam wybierze, a nie jakieś gówno. Plus lepsze uzbrojenie i dostęp do wiedzy o sposobach walki. Po chwili zamyślenia wyczuł jednak jakąś zmianę energii na stołówce. Wszystkie Ki podskoczyły nieznacznie i były chyba zaciekawione lub podniecone. Ciężko określić. Ciemnowłosy podniósł powoli wzrok by zobaczyć co spowodowało te zaburzenia w mocy. Oczywiście. Nie mogło być to nic innego niż dziewczyna. Może była ładna, ale to nie powód by się do niej ślinić, jak robili to kadeci kilka stolików dalej. Mruknął coś do siebie i wrócił do swojego dania, by móc ruszyć na trening. Po chwili jednak zauważył, że dziewczyna przysiadła się do niego, jakby nie było wolnych miejsc. Czy nie można mieć już nawet chwili wytchnienia i możliwości spędzenia czasu sam na sam? Popatrzył na nią i zobaczył, że bawi się jedzeniem, które jej chyba nie obrzydza, a równocześnie z Ki tworzy jakieś owady. Jej energia była dziwnie znajoma.
-W czymś pomóc? - zapytał Raziel patrząc się jej w oczy. Jego wzrok był chłodny i zdystansowany, tak jak cała postawa Saiyanina czystej krwi.
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Wto Lut 17, 2015 2:03 pm
-Mi?- zapytała udając zupełnie zdziwioną. –Nie.- wciąż brzmiała beztrosko i trochę tajemniczo. Młodzieniec mógł odczuć, że robi sobie z niego żarty. Nigdy wcześniej nikogo nie prowokowała nikogo, ze zdziwieniem stwierdziła, że to całkiem zabawne. Nie dawała po sobie poznać, jak wybornie się bawi. Ważne było teraz, żeby pokazać jemu prawdę o nim samym, w tym celu musiała trochę balansować na granicy ryzyka. Nawet na niego nie patrzyła, rzucając te dwa słówka, swoim ciepłym głosem. Szybko spałaszowała jedzenie, rzeczywiście stwierdzając, że jest okropne, ale co jej tam. Ona raczej nie umrze. Zaśmiała się cichutko z tej myśli, zasłaniając usta dłonią.
–To nie z ciebie Raziel.- pośpieszyła z wytłumaczeniem. W końcu jej wzrok spotkał się z jego chłodnym spojrzeniem, znów natężając kontrast pomiędzy światłem, a mrokiem. Patrzyła na wojownika z czułością matki totalnym współczuciem, przekazując że solidaryzuje się z jego bólem. –To nie ja tutaj potrzebuję pomocy…- rzuciła tajemniczo, półszeptem, żeby nikt inny oprócz nich nie słyszał. Nagle spoważniała i przestała psocić. –Mają cię za bestię co? Ale ja wiem, że jest inaczej.- mówiła, jakby znała go od zawsze, wprowadzając w coraz większe zdziwienie już i tak podirytowanego mężczyznę. Podparła twarzyczkę drobnymi dłońmi, zmniejszając dystans między nimi, biust zafalował lekko, wskakując na blat stołu. –Ale w co ty sam wierzysz?- pod stołem jeden z motyli, dotknął skóry Raziela i przekazał obraz mordowanych przez saiyan istnień. Wizja trwała przez chwilę w jego głowie, przekazując uczucia tych wszystkich, którzy wycierpieli swoje, a teraz dochodzą do siebie w zaświatach. –Może rzeczywiście nie przy jedzeniu co?- wizja ustała, a w czach Kaede znów zaszkliła się łezka. Mógł wczuć jak współczuje i ogarnia swoim ciepłem każdego, kto kiedykolwiek cierpiał, też jego samego, gdy przeżywa swoje bolączki, zastanawiając się nad tym, za kogo mają go pobratymcy.
-Nie jesteś potworem, masz dobre serce, ale są tutaj osoby, które chcą żeby było inaczej. Mam nadzieje, że nie podali ci tej drugiej fiolki…- zaczęła przekaz telepatyczny. –Użycz mi swojej siły, a na zawsze odmienisz swój stan, przestaniesz gnać za szczęściem i osiągniesz spokój, którego tak pragniesz.- rekrutacja rozpoczęła się na dobre. –Mam już dość obserwowania cierpień i zła na tym świecie. Pomożesz mi wymazać z niego zło? W zamian pomogę ci dojść do wewnętrznego ładu. To stanie się niebawem. Zell jest bardzo zagrożony, sięgniemy po jego głowę, aby ratować cały wszechświat.- Zaczęła się przeciągać, jeszcze bardziej pokazując wdzięki. Trzeba było teraz zrobić coś co ich stąd wyprowadzi i skupi uwagę ciekawskich na czymś, co wyda im się naturalne.
-Właściwie, to zawsze byłam twoją fanką Zaprosisz mnie na randkę?- gestykulowała trochę jak nastolatka, mówiąc już naturalnym głosem pod względem głośności. Zagrała napaloną kadetkę! Jakie to passe w boskiej etykiecie... Ale na pewno skuteczne w tych klimatach i nie budzące podejrzeń.
–To nie z ciebie Raziel.- pośpieszyła z wytłumaczeniem. W końcu jej wzrok spotkał się z jego chłodnym spojrzeniem, znów natężając kontrast pomiędzy światłem, a mrokiem. Patrzyła na wojownika z czułością matki totalnym współczuciem, przekazując że solidaryzuje się z jego bólem. –To nie ja tutaj potrzebuję pomocy…- rzuciła tajemniczo, półszeptem, żeby nikt inny oprócz nich nie słyszał. Nagle spoważniała i przestała psocić. –Mają cię za bestię co? Ale ja wiem, że jest inaczej.- mówiła, jakby znała go od zawsze, wprowadzając w coraz większe zdziwienie już i tak podirytowanego mężczyznę. Podparła twarzyczkę drobnymi dłońmi, zmniejszając dystans między nimi, biust zafalował lekko, wskakując na blat stołu. –Ale w co ty sam wierzysz?- pod stołem jeden z motyli, dotknął skóry Raziela i przekazał obraz mordowanych przez saiyan istnień. Wizja trwała przez chwilę w jego głowie, przekazując uczucia tych wszystkich, którzy wycierpieli swoje, a teraz dochodzą do siebie w zaświatach. –Może rzeczywiście nie przy jedzeniu co?- wizja ustała, a w czach Kaede znów zaszkliła się łezka. Mógł wczuć jak współczuje i ogarnia swoim ciepłem każdego, kto kiedykolwiek cierpiał, też jego samego, gdy przeżywa swoje bolączki, zastanawiając się nad tym, za kogo mają go pobratymcy.
-Nie jesteś potworem, masz dobre serce, ale są tutaj osoby, które chcą żeby było inaczej. Mam nadzieje, że nie podali ci tej drugiej fiolki…- zaczęła przekaz telepatyczny. –Użycz mi swojej siły, a na zawsze odmienisz swój stan, przestaniesz gnać za szczęściem i osiągniesz spokój, którego tak pragniesz.- rekrutacja rozpoczęła się na dobre. –Mam już dość obserwowania cierpień i zła na tym świecie. Pomożesz mi wymazać z niego zło? W zamian pomogę ci dojść do wewnętrznego ładu. To stanie się niebawem. Zell jest bardzo zagrożony, sięgniemy po jego głowę, aby ratować cały wszechświat.- Zaczęła się przeciągać, jeszcze bardziej pokazując wdzięki. Trzeba było teraz zrobić coś co ich stąd wyprowadzi i skupi uwagę ciekawskich na czymś, co wyda im się naturalne.
-Właściwie, to zawsze byłam twoją fanką Zaprosisz mnie na randkę?- gestykulowała trochę jak nastolatka, mówiąc już naturalnym głosem pod względem głośności. Zagrała napaloną kadetkę! Jakie to passe w boskiej etykiecie... Ale na pewno skuteczne w tych klimatach i nie budzące podejrzeń.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Sro Lut 18, 2015 9:12 am
Dziewczyna chyba miała dobrą zabawę w irytowaniu go. Zadał jej proste pytanie, a ta mu jeszcze z bezczelnym uśmiechem kłamie. Do czego ten świat zmierza? Raziel jednak nie dał nic po sobie poznać i tylko wzruszył ramionami wracając do konsumpcji. Nie lubił się bawić w jakieś gierki z nie wiadomo kim. Po stroju mógł wywnioskować, że ma do czynienia z kadetką. No to chyba jeszcze nie przebywa zbyt długo w Akademii, bo nie kojarzy rang. Nauczy się jak spotka Koszarowego.
Drgnął kiedy usłyszał swoje imię z jej ust. Proszę, jednak go zna. To powinna wiedzieć, że lepiej nie kombinować w stosunku do niego.
-Nie sądzę byśmy byli na ty. - orzekł chłodno i wziął kolejnego kęsa mięsa. Kojarzył energię dziewczyny, lecz nie mógł jej przypasować do miejsca, gdzie mógł ją spotkać lub poczuć. To było cholernie irytujące, a na dodatek ta kadetka dobrze się bawiła jego niewiedzą. Podniósł wzrok ponownie na jej osobę i w tej chwili ich spojrzenia skrzyżowały się. Jej oczy zupełnie nie przypominały oczu kadetów. Nie było w nich strachu, arogancji, respektu czy nawet zaciekawienia. Nic z tych rzeczy. Ta laska patrzyła się na niego jak matka, której syn zjadł za dużo ciasteczek przed obiadem. W co ona sobie pogrywała.
Zdziwił się słysząc jej słowa. Co ona mówiła? Ciemnowłosy rozejrzał się dookoła, lecz wszyscy zajmowali się czymś innym. Przez chwilę myślał, że to sprawka Eve lub Vivian, lecz nie wyczuł energii żadnej z nich. A kadetka, lub nie dalej nawijała i równocześnie prawie wrzuciła mu biust do talerza. Zahne prychnął.
-Co ty możesz wiedzieć? Nasłuchałaś się czegoś i myślisz, że jak palniesz jakąś mowę to wezmę cię pod ochronę? Tak kombinujesz? Niestety, ale nie tędy droga, moja droga. -rzekł wojownik Natto i ostatnimi ruchami widelca oraz noża zakończył posiłek. Już chciał wstać kiedy jeden z tych motyli czy co tam tworzyła dotknął jego skóry pod stołem. Nagle znieruchomiał, gdyż zobaczył wizje, krajobrazów które zostawiali po sobie Saiyanie. Śmierć i zniszczenia. Ale czy to było coś nowego? Nie. Potrząsnął energicznie głową by wyzwolić się z transu. Znowu jakiś pieprzony magik próbuje mu namącić w głowie. Czy ona ma na czole tabliczkę z napisem "Królik doświadczalny, dla niewydarzonych użytkowników magii"? O ile sobie przypominał to nie. Chciał jej powiedzieć coś, gdy nagle w jego umyśle rozległ się jej głos. Nie mógł się ruszyć i musiał słuchać jej słów. Kiedy skończyła uśmiechnął się delikatnie, jakby się naprał.
-Taaa. Sądzę, że lepiej zmienić klimat. - rzekł i wziął dziewczynę, kładąc rękę na jej biodrze. Napalona była na niego. Widział zdumione spojrzenia, lecz nic z tego sobie nie robił. Sama chciała. Kiedy wreszcie opuścili stołówkę i znaleźli się w jakimś odludnym korytarzu to Raz przycisnął dziewczynę plecami do ściany. Uśmiechnął się do niej, lecz ten uśmiech był zimny jak lodowiec. Tak samo oczy.
-Posłuchaj mnie laleczko. - warknął, a jego oczy na moment zmieniły się w czysty lazur. - Nie lubię jak ktoś się mną bawi, grzebie w moim umyśle lub podpuszcza. A ty zrobiłaś to wszystko naraz. Pobiłaś rekord. Wcześniej zastanawiałem się skąd kojarzę twoją energię. Teraz wiem. Byłaś razem z April u Trenera, a niedawno widziałaś się z moją znajomą. Gadaj co ty kombinujesz i po cholerę udajesz zainteresowanie.
Drgnął kiedy usłyszał swoje imię z jej ust. Proszę, jednak go zna. To powinna wiedzieć, że lepiej nie kombinować w stosunku do niego.
-Nie sądzę byśmy byli na ty. - orzekł chłodno i wziął kolejnego kęsa mięsa. Kojarzył energię dziewczyny, lecz nie mógł jej przypasować do miejsca, gdzie mógł ją spotkać lub poczuć. To było cholernie irytujące, a na dodatek ta kadetka dobrze się bawiła jego niewiedzą. Podniósł wzrok ponownie na jej osobę i w tej chwili ich spojrzenia skrzyżowały się. Jej oczy zupełnie nie przypominały oczu kadetów. Nie było w nich strachu, arogancji, respektu czy nawet zaciekawienia. Nic z tych rzeczy. Ta laska patrzyła się na niego jak matka, której syn zjadł za dużo ciasteczek przed obiadem. W co ona sobie pogrywała.
Zdziwił się słysząc jej słowa. Co ona mówiła? Ciemnowłosy rozejrzał się dookoła, lecz wszyscy zajmowali się czymś innym. Przez chwilę myślał, że to sprawka Eve lub Vivian, lecz nie wyczuł energii żadnej z nich. A kadetka, lub nie dalej nawijała i równocześnie prawie wrzuciła mu biust do talerza. Zahne prychnął.
-Co ty możesz wiedzieć? Nasłuchałaś się czegoś i myślisz, że jak palniesz jakąś mowę to wezmę cię pod ochronę? Tak kombinujesz? Niestety, ale nie tędy droga, moja droga. -rzekł wojownik Natto i ostatnimi ruchami widelca oraz noża zakończył posiłek. Już chciał wstać kiedy jeden z tych motyli czy co tam tworzyła dotknął jego skóry pod stołem. Nagle znieruchomiał, gdyż zobaczył wizje, krajobrazów które zostawiali po sobie Saiyanie. Śmierć i zniszczenia. Ale czy to było coś nowego? Nie. Potrząsnął energicznie głową by wyzwolić się z transu. Znowu jakiś pieprzony magik próbuje mu namącić w głowie. Czy ona ma na czole tabliczkę z napisem "Królik doświadczalny, dla niewydarzonych użytkowników magii"? O ile sobie przypominał to nie. Chciał jej powiedzieć coś, gdy nagle w jego umyśle rozległ się jej głos. Nie mógł się ruszyć i musiał słuchać jej słów. Kiedy skończyła uśmiechnął się delikatnie, jakby się naprał.
-Taaa. Sądzę, że lepiej zmienić klimat. - rzekł i wziął dziewczynę, kładąc rękę na jej biodrze. Napalona była na niego. Widział zdumione spojrzenia, lecz nic z tego sobie nie robił. Sama chciała. Kiedy wreszcie opuścili stołówkę i znaleźli się w jakimś odludnym korytarzu to Raz przycisnął dziewczynę plecami do ściany. Uśmiechnął się do niej, lecz ten uśmiech był zimny jak lodowiec. Tak samo oczy.
-Posłuchaj mnie laleczko. - warknął, a jego oczy na moment zmieniły się w czysty lazur. - Nie lubię jak ktoś się mną bawi, grzebie w moim umyśle lub podpuszcza. A ty zrobiłaś to wszystko naraz. Pobiłaś rekord. Wcześniej zastanawiałem się skąd kojarzę twoją energię. Teraz wiem. Byłaś razem z April u Trenera, a niedawno widziałaś się z moją znajomą. Gadaj co ty kombinujesz i po cholerę udajesz zainteresowanie.
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Sro Lut 18, 2015 9:46 pm
Zdecydowanie działało. Kaede była ucieszona z efektu, jaki wywarła. Niebawem Raziel wszedł w jej grę, wstał i wyszedł z nią, tak jakby była jego… Na twarzy bogini pojawił się lekki rumieniec, wyszło przesłodko i efektownie w tej stołówce, ale akurat tego nie zagrała, ani nie zaplanowała. *Co to jest?!* mózg trochę spanikował, w kontakcie z mężczyznami była zdecydowanie na poziomie początkującej nastolatki, mimo że sama z urzędu pomagała tysiącom par. Okazało się, że poczuć na linii bioder dłoń przy… Spojrzała na niego spod włosów, pod którymi skryła swoje zakłopotanie. Przystojnego mężczyzny, to coś innego, niż wzbudzać serca kochanków w całej galaktyce. W każdym razie, to on chwycił przynętę, perfekcyjnie założoną na jego wybuchowe ego. *Łatwizna!* przybiła sobie piątkę w jej własnym wnętrzu z mroczną Kaede.
Szli przez korytarz, przypominając parę, ale wiedziała, że to się już kończy. Wciąż z ukryta buzią pod włosami, uśmiechnęła się szeroko, dziękując bogom za rasowe talenty. Bojowa telepatia zadziałała we właściwym momencie. Dziewczyna, poczekała aż jej ofiara zacznie używać przemocy, aby w ostatniej chwili uchylić się i znaleźć zupełnie obok. Miało to wyglądać tak, że ona sama w sobie jest diabelnie szybka i raczej tak wyglądało. Pan nashi wolniejszy od kadetki? Trochę się zmartwiła, jak jego duma to zniesie, ale w brzuchu poczęła gorszy problem…
Tabletka przestawała działać, powoli skóra na wierzchu jej dłoni stawała się znów różowa, a końcówki włosów jaśniały. *Nie dobrze…* pomyślała rozglądając się wokół i upewniając, że są sami, a żadna kamera ich nie śledziła. Położyła rękę na ramię wojownika i oboje zniknęli.
ZT--> moja planetka*2
Szli przez korytarz, przypominając parę, ale wiedziała, że to się już kończy. Wciąż z ukryta buzią pod włosami, uśmiechnęła się szeroko, dziękując bogom za rasowe talenty. Bojowa telepatia zadziałała we właściwym momencie. Dziewczyna, poczekała aż jej ofiara zacznie używać przemocy, aby w ostatniej chwili uchylić się i znaleźć zupełnie obok. Miało to wyglądać tak, że ona sama w sobie jest diabelnie szybka i raczej tak wyglądało. Pan nashi wolniejszy od kadetki? Trochę się zmartwiła, jak jego duma to zniesie, ale w brzuchu poczęła gorszy problem…
Tabletka przestawała działać, powoli skóra na wierzchu jej dłoni stawała się znów różowa, a końcówki włosów jaśniały. *Nie dobrze…* pomyślała rozglądając się wokół i upewniając, że są sami, a żadna kamera ich nie śledziła. Położyła rękę na ramię wojownika i oboje zniknęli.
ZT--> moja planetka*2
- Zerb
- Liczba postów : 132
Data rejestracji : 01/04/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Stołówka
Sob Sie 08, 2015 4:20 pm
Jin spędził swoje pierwsze dni w akademii chodząc bez celu i od czasu do czasu trenując, nie przyzwyczaił się jeszcze do tego miejsca a nie chciał też nikomu zawadzać, dookoła była masa umięśnionych dupków gotowych go zaczepić więc starał się wszystkich omijać szerokim łukiem. Niestety nie miał żadnych znajomych w pobliżu więc czuł się strasznie samotny, problemem było to, że nie chciał siedzieć sam w pustym domu...
Przechodził się po korytarzu, placu przed akademią, koszarach, ogólnie przejrzał wszystko i zapoznał się z architekturą budynku, bał się że nie będzie wiedział gdzie co znaleźć gdy dostanie jakieś rozkazy, tak więc zrobił to od razu. Zawsze słyszał od kolegów jak strasznie jest w akademii, o okropnym trenerze, wyżywających się na innych wyższych rangą saiyajinach itd. Ale był na to gotowy, a przynajmniej tak sądził, jednak strach przed tym wszystkim pozostawał nadal w tyle jego głowy. Jedyne co mu umilało w tym miejscu dzień to zerkanie na dekolt żeńskich osobników jego gatunku, a widoki było znaleźć dosyć łatwo, w końcu pełno tam było wytrenowanych zgrabnych kobiet, ale także w większości niebezpiecznych...
W końcu zgłodniał po całym dniu łażenia po akademii, tak więc wstąpił do stołówki gdzie pierwszy raz w tym dniu z kimś porozmawiał, i była to kucharka która wręczyła mu tacę z jedzeniem, nie narzekał na danie które otrzymał, nie miał tego w zwyczaju, z resztą był głodny, a głód to najlepsza przyprawa.
Usiadł sam przy stole na uboczu i powoli pochłaniał zawartość tacy rozmyślając o swojej przyszłości.
OOC:
start treningu
Przechodził się po korytarzu, placu przed akademią, koszarach, ogólnie przejrzał wszystko i zapoznał się z architekturą budynku, bał się że nie będzie wiedział gdzie co znaleźć gdy dostanie jakieś rozkazy, tak więc zrobił to od razu. Zawsze słyszał od kolegów jak strasznie jest w akademii, o okropnym trenerze, wyżywających się na innych wyższych rangą saiyajinach itd. Ale był na to gotowy, a przynajmniej tak sądził, jednak strach przed tym wszystkim pozostawał nadal w tyle jego głowy. Jedyne co mu umilało w tym miejscu dzień to zerkanie na dekolt żeńskich osobników jego gatunku, a widoki było znaleźć dosyć łatwo, w końcu pełno tam było wytrenowanych zgrabnych kobiet, ale także w większości niebezpiecznych...
W końcu zgłodniał po całym dniu łażenia po akademii, tak więc wstąpił do stołówki gdzie pierwszy raz w tym dniu z kimś porozmawiał, i była to kucharka która wręczyła mu tacę z jedzeniem, nie narzekał na danie które otrzymał, nie miał tego w zwyczaju, z resztą był głodny, a głód to najlepsza przyprawa.
Usiadł sam przy stole na uboczu i powoli pochłaniał zawartość tacy rozmyślając o swojej przyszłości.
OOC:
start treningu
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach