Ulice
+9
Colinuś
Kuro
NPC.
Kanade
Red
Zerb
Khepri
Reito
NPC
13 posters
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Ulice
Sro Maj 30, 2012 12:50 am
First topic message reminder :
Hałas - tym jednym słowem można określić ulice West City. Potężne budowle otaczające dokoła, odstraszają skutecznie domatorów i wielbiących naturę. Łatwo się zgubić, lepiej mieć przy sobie mapę.
Hałas - tym jednym słowem można określić ulice West City. Potężne budowle otaczające dokoła, odstraszają skutecznie domatorów i wielbiących naturę. Łatwo się zgubić, lepiej mieć przy sobie mapę.
- GośćGość
Re: Ulice
Nie Wrz 01, 2013 2:30 pm
_____Jak wielkie rozczarowanie pojawiło się na twarzy June gdy okazało się, że spudłowała. Użyła pełnię swoich sił, a mimo to jej cios został zablokowany. Dla demonicy wszystko teraz działo się z spowolnionym tempie. Zdała sobie sprawę z tego, że jest bez najmniejszej szansy na wygraną. Jeśli nie zdarzy się jakiś cud skończy tak samo marnie jak ci wszyscy mieszkańcy tego miasta.
Cierpienie, które sprezentował jej demoniczny przeciwnik było nie do opisania. Cała jej bojowa aura zniknęła rozmywając się z powietrzu gdy tylko usłyszała trzask łamanych kości i poczuła rwący ból. Złote oczy zadrżały gdy spojrzała w zimne patrzałki kosmity. Nie wyglądał jakby był przejęty czy też zmęczony tym co przed chwila zaszło. Zablokował ją bez problemu, a potem pociągnął za rękę nabijając nosem na swoje kolano. Kolejne chrupnięcie jej kości zupełnie sparaliżowało demonicę. Widziała swoją krew na kolanie oprawcy między kolejnymi uderzeniami, czuła się beznadziejnie, nie była w stanie nic zrobić. Zero chęci obrony przez co skończyła jak przyrząd do orania pola, tylko tutaj był asfalt i bolało to jeszcze bardziej. Na dobitkę Red kopnął ją jak szmacianą lalkę prosto w uciekających ludzi, których przed chwilą uratowała. Widząc to kątem oka jakimś cudem udało się jej odbić od ziemi nim w nich uderzyła i polecieć w zniszczony budynek. Gruchotnęła w niego nie mając sił na to by łagodnie wylądować. Kilka grubszych kamieni opadło na nią, a rudowłosa nic z tym nie zrobiła. Leżała nieruchomo jak trup z otwartymi oczami myśląc: Co się właśnie stało? To nie była pełnia siły tego potwora, oj nie. Bawił się z nią, chciał zadać jak najwięcej bólu nim ją zabije.
Zamknęła oczy z trudem zatrzymując napływające łzy. Była w beznadziejnej sytuacji, nic nie wskóra choćby chciała nie wiadomo jak bardzo. Hikaru z Kuro zajęci są walką z jej ojcem, nie może liczyć na żadnego z nich. Lecz...
Pojawił się Reito, Wybawiciel. Kilkanaście sekund zajęło June ogarnianie kto ją wyciągnął spod tych gruzów. Była taka bez chęci do życia, widać było, że poddała się już na samym początku walki. Jest poobijana, krew znajdowała się niemal wszędzie, a ubranie pozostawiało wiele do życzenia. Najciężej było z zatamowaniem krwi z nosa oraz z poruszaniem prawą ręką, reszta ran to płotki.
___ - Żartujesz? - powiedziała zdziwiona gdy tylko dotarło do niej to co powiedział saiyan. - Nie pozwolę Ci! W pojedynkę jesteśmy dla niego tylko nic nie znaczącymi robakami! On Cię zabije! - nagle ożyła. Może nie do końca, bo była blada, ale przynajmniej się poruszyła. Potrząsnęła mężczyzną chcąc jakoś go odwieść od samobójczego planu walki sam na sam z Red'em. To było bez sensu i tak jej nie posłucha choćby krzyczała na niego całe wieki. Wojownicza rasa Ci saiyanie...
___ - Reito! Mam pomysł... potrzebuję trochę czasu. - powiedziała nagle zmieniając zupełnie nastawienie. Nie była pewna czy się jej uda, ale w tej sytuacji każdy promyk nadziei jest na wagę złota. Odleciała kawałek chowając się przed ręką Red'a i zaczęła się skupiać...
Trening Start
Cierpienie, które sprezentował jej demoniczny przeciwnik było nie do opisania. Cała jej bojowa aura zniknęła rozmywając się z powietrzu gdy tylko usłyszała trzask łamanych kości i poczuła rwący ból. Złote oczy zadrżały gdy spojrzała w zimne patrzałki kosmity. Nie wyglądał jakby był przejęty czy też zmęczony tym co przed chwila zaszło. Zablokował ją bez problemu, a potem pociągnął za rękę nabijając nosem na swoje kolano. Kolejne chrupnięcie jej kości zupełnie sparaliżowało demonicę. Widziała swoją krew na kolanie oprawcy między kolejnymi uderzeniami, czuła się beznadziejnie, nie była w stanie nic zrobić. Zero chęci obrony przez co skończyła jak przyrząd do orania pola, tylko tutaj był asfalt i bolało to jeszcze bardziej. Na dobitkę Red kopnął ją jak szmacianą lalkę prosto w uciekających ludzi, których przed chwilą uratowała. Widząc to kątem oka jakimś cudem udało się jej odbić od ziemi nim w nich uderzyła i polecieć w zniszczony budynek. Gruchotnęła w niego nie mając sił na to by łagodnie wylądować. Kilka grubszych kamieni opadło na nią, a rudowłosa nic z tym nie zrobiła. Leżała nieruchomo jak trup z otwartymi oczami myśląc: Co się właśnie stało? To nie była pełnia siły tego potwora, oj nie. Bawił się z nią, chciał zadać jak najwięcej bólu nim ją zabije.
Zamknęła oczy z trudem zatrzymując napływające łzy. Była w beznadziejnej sytuacji, nic nie wskóra choćby chciała nie wiadomo jak bardzo. Hikaru z Kuro zajęci są walką z jej ojcem, nie może liczyć na żadnego z nich. Lecz...
Pojawił się Reito, Wybawiciel. Kilkanaście sekund zajęło June ogarnianie kto ją wyciągnął spod tych gruzów. Była taka bez chęci do życia, widać było, że poddała się już na samym początku walki. Jest poobijana, krew znajdowała się niemal wszędzie, a ubranie pozostawiało wiele do życzenia. Najciężej było z zatamowaniem krwi z nosa oraz z poruszaniem prawą ręką, reszta ran to płotki.
___ - Żartujesz? - powiedziała zdziwiona gdy tylko dotarło do niej to co powiedział saiyan. - Nie pozwolę Ci! W pojedynkę jesteśmy dla niego tylko nic nie znaczącymi robakami! On Cię zabije! - nagle ożyła. Może nie do końca, bo była blada, ale przynajmniej się poruszyła. Potrząsnęła mężczyzną chcąc jakoś go odwieść od samobójczego planu walki sam na sam z Red'em. To było bez sensu i tak jej nie posłucha choćby krzyczała na niego całe wieki. Wojownicza rasa Ci saiyanie...
___ - Reito! Mam pomysł... potrzebuję trochę czasu. - powiedziała nagle zmieniając zupełnie nastawienie. Nie była pewna czy się jej uda, ale w tej sytuacji każdy promyk nadziei jest na wagę złota. Odleciała kawałek chowając się przed ręką Red'a i zaczęła się skupiać...
Trening Start
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ulice
Nie Wrz 01, 2013 7:28 pm
Nie lubił, gdy ktoś spóźniał się perfidnie na imprezę i przerywał dumanie nad krwistym arcydziełem na jezdni.
Tym kimś był wojownik, którego tylko raz w życiu widział, i którego to nie znał ani trochę. Poznał teraz Jego pięść, ale akurat wolałby poznać Go z innej strony... Jego słabości, tak... Jego mocne strony - po troszę, żeby ich uniknąć na zaś. I nie, Reito nie uderzył twarzy z uśmiechem, tylko obojętną. Mógł jedynie odczuwać, że wewnątrz demona zarażonego Tsufulem płynie rzeka ekstazy na myśl o tym co dokonał na June. A teraz był wściekły na Super Saiyanina, który zepsuł chwilę zadumy. Wychodził ostrożnie z gruzów, jakby tak miało być w programie imprezy na dzisiejszy dzień i lekko strzepnął kurz z ramiona. Przecięte plamiło posoką żółtawą chustę, lecz najgorszą kondycję miał nos. Musiał to naprawić, więc chwycił dwoma palcami za chrząstkę i z chrupnięciem nastawił na prosty nos. Czuł na sobie wzrok Blondyna, najwyraźniej wyczekiwał kolejnych wydarzeń. Oto i one.
Wyprostował się w kręgosłupie i zmierzył kosmicznymi patrzałkami swojego rywala. Wolałby dokończyć sprawę z dziewczyną, jednak z drugiej strony nigdy nie przepadał za Saiyanami, a ten niewątpliwie zaliczał się do rasy tych małpiastych wojowników. Nie mrugnął ani na chwilę oczyma, kiedy wokół jego ciała podniosła się czarna jak smoła aura, która przy złączeniu z powietrzem odrywała się w postaci malutkich motylków. Wyciągnął rękę w kierunku śmiałka, w której to dłoni pojawił się złoty motyl, ale po ściśnięciu wyfrunęła mroczna odmiana, a za nią cała chmara odrywająca się nie tylko z poświaty Reda, ale także z jego otwartej ręki. Rój szeleszczącej Ki mknął wprost na Reito, którego to szczelnie okryły od czubka włosów do palców u stóp. June zdążyła w tym czasie czmychnąć z pola rażenia, więc tylko młodzieniec poczuje ból eksplozji na własnej skórze. Szybko ścisnął dłoń, na co motyle zareagowały od razu, i wydobył się potężny huk, niczym po odpaleniu bomby atomowej. Nie mógł uciec od pułapki Tsufula, który odleciał pięćdziesiąt metrów dalej, żeby nie oberwać z Dark Soula. Dużo dymu i swądu przysmażonego mięsa unosiło się z jednego miejsca. Był ciekaw czy zdołał przetrwać zmasowany atak ciemnej Ki demona. Nawet na chwilę zapomniał o Czerwonowłosej, taką miał nieodpartą chęć zgładzenia Reito za wtrynienie się do zabawy.
Ale znów - mógł zawsze wybrać balangę u Braski i Hikaru, więc z dwojga złego przynajmniej będzie bardziej czerwono niż planował. Emocji nie wyrażał żadnych, tak jakby dawał z siebie wszystko, a przy niepowodzeniu opanuje ciało zwycięzcy. Tak to działało, prawda? Kiedy Red będzie na skraju śmierci, to Tsuful bezczelnie zostawi go na pastwę losu, którego mu naważył. Nie przejmuje się takimi drobnostkami jak śmierć ofiary, w której siedział i rozgościł się w każdym zakamarku. Znajdzie sobie nowego żywiciela, jednak w tej chwili krzyżując ręce na torsie wypatrywał konturów ciała oponenta.
Ooc:
Dark Soul = 35% Ki + 5%HP oponenta (Reito) = 0,35*22875 + 0,05*22770 = 10194,75 ~ 10194 DMG
HP = 22500 - 2235 = 20265
KI = 25875 - 0,9*10194 = 25875 - 9174 = 16699
Tym kimś był wojownik, którego tylko raz w życiu widział, i którego to nie znał ani trochę. Poznał teraz Jego pięść, ale akurat wolałby poznać Go z innej strony... Jego słabości, tak... Jego mocne strony - po troszę, żeby ich uniknąć na zaś. I nie, Reito nie uderzył twarzy z uśmiechem, tylko obojętną. Mógł jedynie odczuwać, że wewnątrz demona zarażonego Tsufulem płynie rzeka ekstazy na myśl o tym co dokonał na June. A teraz był wściekły na Super Saiyanina, który zepsuł chwilę zadumy. Wychodził ostrożnie z gruzów, jakby tak miało być w programie imprezy na dzisiejszy dzień i lekko strzepnął kurz z ramiona. Przecięte plamiło posoką żółtawą chustę, lecz najgorszą kondycję miał nos. Musiał to naprawić, więc chwycił dwoma palcami za chrząstkę i z chrupnięciem nastawił na prosty nos. Czuł na sobie wzrok Blondyna, najwyraźniej wyczekiwał kolejnych wydarzeń. Oto i one.
Wyprostował się w kręgosłupie i zmierzył kosmicznymi patrzałkami swojego rywala. Wolałby dokończyć sprawę z dziewczyną, jednak z drugiej strony nigdy nie przepadał za Saiyanami, a ten niewątpliwie zaliczał się do rasy tych małpiastych wojowników. Nie mrugnął ani na chwilę oczyma, kiedy wokół jego ciała podniosła się czarna jak smoła aura, która przy złączeniu z powietrzem odrywała się w postaci malutkich motylków. Wyciągnął rękę w kierunku śmiałka, w której to dłoni pojawił się złoty motyl, ale po ściśnięciu wyfrunęła mroczna odmiana, a za nią cała chmara odrywająca się nie tylko z poświaty Reda, ale także z jego otwartej ręki. Rój szeleszczącej Ki mknął wprost na Reito, którego to szczelnie okryły od czubka włosów do palców u stóp. June zdążyła w tym czasie czmychnąć z pola rażenia, więc tylko młodzieniec poczuje ból eksplozji na własnej skórze. Szybko ścisnął dłoń, na co motyle zareagowały od razu, i wydobył się potężny huk, niczym po odpaleniu bomby atomowej. Nie mógł uciec od pułapki Tsufula, który odleciał pięćdziesiąt metrów dalej, żeby nie oberwać z Dark Soula. Dużo dymu i swądu przysmażonego mięsa unosiło się z jednego miejsca. Był ciekaw czy zdołał przetrwać zmasowany atak ciemnej Ki demona. Nawet na chwilę zapomniał o Czerwonowłosej, taką miał nieodpartą chęć zgładzenia Reito za wtrynienie się do zabawy.
Ale znów - mógł zawsze wybrać balangę u Braski i Hikaru, więc z dwojga złego przynajmniej będzie bardziej czerwono niż planował. Emocji nie wyrażał żadnych, tak jakby dawał z siebie wszystko, a przy niepowodzeniu opanuje ciało zwycięzcy. Tak to działało, prawda? Kiedy Red będzie na skraju śmierci, to Tsuful bezczelnie zostawi go na pastwę losu, którego mu naważył. Nie przejmuje się takimi drobnostkami jak śmierć ofiary, w której siedział i rozgościł się w każdym zakamarku. Znajdzie sobie nowego żywiciela, jednak w tej chwili krzyżując ręce na torsie wypatrywał konturów ciała oponenta.
Ooc:
Dark Soul = 35% Ki + 5%HP oponenta (Reito) = 0,35*22875 + 0,05*22770 = 10194,75 ~ 10194 DMG
HP = 22500 - 2235 = 20265
KI = 25875 - 0,9*10194 = 25875 - 9174 = 16699
Re: Ulice
Nie Wrz 01, 2013 11:35 pm
___Reakcja June na jego słowa była do przewidzenia. Oczywiście nie zgodziła się. A porównanie ich do robaków było średnio trafne. Chyba że chodzi o te jadowite. O tak… Już Rei wiedział jak zajść draniowi za skórę. Demonica wtem wspomniała coś o jakimś planie. Reito chciał ją zatrzymaj. – Poczekaj. Wróć! – Ale było już za późno. Zniknęła gdzieś. Tsuful mimo wcześniejszych przypuszczeń szatyna wyglądał na spokojnego i wcale nie zachowywał się jak szaleniec szydząco patrzący na swoje ofiary. Można było wyczytać z jego wzroku obojętność. Czyżby był tak przesycony złem, iż nawet nie robiło na nim wrażenia zmasakrowanie połowy a może nawet całego miasta? Coś szykował dla Saiyana. Wyprostował swą pozycję i wyciągnął jedną rękę przed siebie. – He? Co to do… - Rozszerzyły się jego źrenice widząc mrocznego motyla wylatującego wprost z dłoni Tsufula. Nagle pojawiła się ich cała chmara. Nie było szans się przed tym ukryć ani obronić. Otuliły całe ciało chłopaka niczym szarańcza i co najgorsze, po zetknięciu z jego ciałem eksplodowały. Zdążył jedynie zakryć rękami swoją twarz a nogą krocze… Wybuch był potężny. Zmiótł ogromny obszar miasta z powierzchni ziemi tworząc krater sporej głębokości i rozpiętości, w którego centrum znajdował się Reito. Gdy kurz opadł dało się zauważyć jego pokiereszowane ciało. Prawa ręka urwana do połowy, z lewej wystawały gołe kości. Podobnie nogi. Ta wystawiona bardziej w przód była niemalże obdarta ze skóry. Z drugiej sączyła się krew. Mnóstwo krwi. Oparzenia na całym ciele i poszarpane ubranie. Mimo tak licznych i paskudnych ran dalej utrzymywał się w powietrzu. Zaciskał zęby starając się wytrzymać ten okropny ból. Normalny człowiek dawno by już umarł z bólu a w najlepszym wypadku zemdlał ale Rei był saiyanem. Dla tej rasy ból był jak motywator. Każda rana potęgowała w nich złość i chęć zabicia przeciwnika na tyle, iż z czasem przestali całkowicie przejmować się obrażeniami. Ponadto szatyn trzymał w zanadrzu pewną umiejętność nabytą dość niedawno. Ryknął jak gdyby wstąpił w niego demon. Wtem z ran zaczęła unosić się biała aura niczym para wodna. Pojedyncze komórki zaczęły się regenerować w niesamowitym tempie. Poczynając od kości jego urwana ręka uformowała się na nowo. Nie trwało to tak szybko jak przypadku nameczan ale efekt był niemalże taki sam. A może bardziej przypominało to regenerację demona… W każdym razie ciało odzyskało dawną sprawność po niecałej minucie. Nieco zdyszany zaciskał swą „nową” dłoń w pięść w oczach mając ogień nienawiści. Spojrzenie z pozoru spokojne w rzeczywistości mówiło „zabiję Cię”.
– Zniszczyłeś mój najlepszy strój popierdoleńcu…
Rzekł z pozornym spokojem ale z wyraźnym drżeniem głosu. Ot drobnostka. Przejmował się bardziej ubraniem niż urwaną ręką co było nieco komiczne biorąc pod uwagę powagę sytuacji. Momentalnie złożył przed sobą dłonie skierowując palce w stronę oponenta. Między nimi zaczęła się formować kula energii, której wyładowania ryły rowy w ziemi.
- Zdychaj! Final Flash…!
Echem rozszedł się krzyk saiyana a z dłoni wystrzeliła fala energetyczna ogromnej rozpiętości. Niemalże z prędkością światła znalazła się obok Reda niszcząc wszystko na swej drodze. Ostałe się budynki pękały za sprawą fali uderzeniowej a ich gruzy wystrzeliły w powietrze. Rei stracił sporo Ki. Po tym ataku mimowolnie osunął się na ziemię i podparł ręką by pozostać w pozycji pionowej. Zmęczenie było widać na całym jego ciele. Pot z niego spływał a klatka piersiowa poruszała się z dużą częstotliwością. Jednak to nie był koniec czuł, że Tsuful nadal żyje. Użył wszystkiego co miał. Jego przeciwnik z pewnością nie uszedł z tego bez szwanku ale jeśli by się tak stało to szatyn miałby nie lada problem.
OOC:
Regeneracja 1000HP za 2000KI
Final Flash 60%KI: 17280dmg; -13824KI
HP: 12576
KI: 12976
– Zniszczyłeś mój najlepszy strój popierdoleńcu…
Rzekł z pozornym spokojem ale z wyraźnym drżeniem głosu. Ot drobnostka. Przejmował się bardziej ubraniem niż urwaną ręką co było nieco komiczne biorąc pod uwagę powagę sytuacji. Momentalnie złożył przed sobą dłonie skierowując palce w stronę oponenta. Między nimi zaczęła się formować kula energii, której wyładowania ryły rowy w ziemi.
- Zdychaj! Final Flash…!
Echem rozszedł się krzyk saiyana a z dłoni wystrzeliła fala energetyczna ogromnej rozpiętości. Niemalże z prędkością światła znalazła się obok Reda niszcząc wszystko na swej drodze. Ostałe się budynki pękały za sprawą fali uderzeniowej a ich gruzy wystrzeliły w powietrze. Rei stracił sporo Ki. Po tym ataku mimowolnie osunął się na ziemię i podparł ręką by pozostać w pozycji pionowej. Zmęczenie było widać na całym jego ciele. Pot z niego spływał a klatka piersiowa poruszała się z dużą częstotliwością. Jednak to nie był koniec czuł, że Tsuful nadal żyje. Użył wszystkiego co miał. Jego przeciwnik z pewnością nie uszedł z tego bez szwanku ale jeśli by się tak stało to szatyn miałby nie lada problem.
OOC:
Regeneracja 1000HP za 2000KI
Final Flash 60%KI: 17280dmg; -13824KI
HP: 12576
KI: 12976
- GośćGość
Re: Ulice
Pon Wrz 02, 2013 2:41 pm
___ - REITOOOO! - nawet nie zdążyła porządnie odejść, a usłyszała potężny wybuch, który zatrząsł ziemią. Dziewczyna straciła równowagę przez co upadła na ziemię. Zawiał potężny wiatr od uderzenia targając rude kudły złotookiej. Zbladła jeszcze bardziej o ile było to możliwe. Podpierając się na łokciach odwróciła lekko głowę w stronę wybuchu. Tumany kurzu unosiły się w miejscu eksplozji, przed chwilą stał tam nikt inny jak Reito. Dziewczyna poderwała się z miejsca chcąc lecieć w chmurę pyłu lecz zatrzymała się gdy zaczęła widzieć jakąś znajomą sylwetkę. Z każdym odkrywanym kawałkiem ciała saiyana demonicy robiło się coraz słabiej. Otworzyła szeroko usta, a w oczach pojawił się czysty strach. - O nie... - tylko tyle z siebie wydukała. Nie była w stanie nic więcej powiedzieć bo to co zobaczyła było warte niejednego horroru dla ludzi o mocnych nerwach. Ten widok rozszarpanego ciała Reia zostanie w pamięci demonicy na bardzo długi czas. Nie wiedziała w tym momencie co robić, przecież w takim stanie on nie jest zdolny do walki! Ale co to? Dziwny biały dym, zaczął unosić się z ran. Tak jakby ktoś go przypalał, albo parował. Zaczęła się zastanawiać nad faktyczną rasą saiyana gdy okazało się, że jego ciało zaczęło się samo regenerować. Nawet sama June nie posiada takich zdolności mimo, że jest demonem. Można powiedzieć, że jest za bardzo uczłowieczona by robić takie czary mary. W każdym bądź razie stała jak ten słup przecierając co chwila oczy z niedowierzania. Kończyny mu odrosły... tak o. Potem go wypyta od stóp do głów jakim cudem posiadł takie umiejętności.
Wtem stała się kolejna dziwna rzecz. Dokładnie usłyszała słowa Reito, który przejął się bardziej rozszarpanym strojem, anieżeli urwaną ręką. Widząc, że ten szykuje się do ataku zasłoniła rękoma twarz i stanęła twardo na ziemi.
____ - "Cholera, tu mogą być jeszcze jacyś żywi ludzie wy głąby kapuściane, a trzaskacie falami na prawo i lewo..." - myśląc tak rozglądnęła się szybko dookoła. Widocznie ten, kto mógł już dawno uciekł. Nie widziała żadnej żywej duszy, to miasto było opustoszałe. Odbudowa tak wielkiej metropolii potrwa bardzo długo, a życia umarłym nikt nie wróci. Co za diabeł wstąpił w Red'a, że posunął się do czegoś takiego? Właśnie... dopiero tutaj June uświadomiła sobie, że za tym wszystkim nie stoi Red, a monstrum, które go opanowało. To by wyjaśniało jego okropne zachowanie, ale nic niestety nie usprawiedliwia.
Fala wystrzeliła z prędkością światła mknąc ku przeciwnikowi. Pozostawiając za sobą szeroką szparę fala wybuchła po zetknięciu z celem. Demonica walczyła z tym by podmuch wiatru nie zdmuchnął ją jak latawiec, jednym okiem podglądała co się dzieje, ale nie widziała zbyt wiele. Niedługo potem wszystko ucichło. Dostrzegła jak wykończony tym atakiem Reito opada na ziemię. Jeszce się trzymał, ale wyczuwała bardzo dobrze, że ten atak wydoił go z energii. Zerwała się z miejsca szybko podbiegając do niego. Martwiła się jak cholera. Nie dość, że przed chwilą widziała w nim trupa to jeszcze teraz ledwo trzyma się na nogach. Jeśli pójdzie tak dalej to zginie.
Stanęła przed nim. Zacisnęła pięści i z przedziwnym wyrazem na twarzy patrzała na niego. Starała się wyglądać na złą, zmarszczyła czoło, zacisnęła usta. Po chwili... uderzyła go z otwartej ręki w twarz. Na szczęście niezbyt mocno, oszczędzała go.
___ - Ty idioto! - krzyknęła zła - Jak mogłeś... jak mogłeś mi to zrobić?! - kontynuowała reprymendę lecz gołym okiem było widać, że po prostu się martwiła. Nie potrafiła w tej sytuacji inaczej tego okazać. Wystraszył ją nie na żarty gdy stracił kończyny. Myślała wtedy, że to jego koniec. Pociągnęła nosem stojąc twardo przed Nim. O nie, nie poryczy się tutaj. Ukucnęła i położyła dłoń na klatce piersiowej Reito. Zamknęła oczy i po krótkiej koncentracji zaczęła leczyć powierzchowne rany saiyana swoją energią. Nie użyła zbyt wiele, potrzebowała jej na potem. - Masz żyć... proszę... - powiedziała jeszcze gdy skończyła leczenie. Wróg powinien już się ogarnąć. Odwróciła się na pięcie po czym poleciała tam gdzie była by kontynuować trening.
OOC
Nie można używać Healing w walce, więc to tylko fabularne zagranie. Zorientowałam się późno, a nie chce mi się zmieniać posta. ^^'
Jeszcze trening
Wtem stała się kolejna dziwna rzecz. Dokładnie usłyszała słowa Reito, który przejął się bardziej rozszarpanym strojem, anieżeli urwaną ręką. Widząc, że ten szykuje się do ataku zasłoniła rękoma twarz i stanęła twardo na ziemi.
____ - "Cholera, tu mogą być jeszcze jacyś żywi ludzie wy głąby kapuściane, a trzaskacie falami na prawo i lewo..." - myśląc tak rozglądnęła się szybko dookoła. Widocznie ten, kto mógł już dawno uciekł. Nie widziała żadnej żywej duszy, to miasto było opustoszałe. Odbudowa tak wielkiej metropolii potrwa bardzo długo, a życia umarłym nikt nie wróci. Co za diabeł wstąpił w Red'a, że posunął się do czegoś takiego? Właśnie... dopiero tutaj June uświadomiła sobie, że za tym wszystkim nie stoi Red, a monstrum, które go opanowało. To by wyjaśniało jego okropne zachowanie, ale nic niestety nie usprawiedliwia.
Fala wystrzeliła z prędkością światła mknąc ku przeciwnikowi. Pozostawiając za sobą szeroką szparę fala wybuchła po zetknięciu z celem. Demonica walczyła z tym by podmuch wiatru nie zdmuchnął ją jak latawiec, jednym okiem podglądała co się dzieje, ale nie widziała zbyt wiele. Niedługo potem wszystko ucichło. Dostrzegła jak wykończony tym atakiem Reito opada na ziemię. Jeszce się trzymał, ale wyczuwała bardzo dobrze, że ten atak wydoił go z energii. Zerwała się z miejsca szybko podbiegając do niego. Martwiła się jak cholera. Nie dość, że przed chwilą widziała w nim trupa to jeszcze teraz ledwo trzyma się na nogach. Jeśli pójdzie tak dalej to zginie.
Stanęła przed nim. Zacisnęła pięści i z przedziwnym wyrazem na twarzy patrzała na niego. Starała się wyglądać na złą, zmarszczyła czoło, zacisnęła usta. Po chwili... uderzyła go z otwartej ręki w twarz. Na szczęście niezbyt mocno, oszczędzała go.
___ - Ty idioto! - krzyknęła zła - Jak mogłeś... jak mogłeś mi to zrobić?! - kontynuowała reprymendę lecz gołym okiem było widać, że po prostu się martwiła. Nie potrafiła w tej sytuacji inaczej tego okazać. Wystraszył ją nie na żarty gdy stracił kończyny. Myślała wtedy, że to jego koniec. Pociągnęła nosem stojąc twardo przed Nim. O nie, nie poryczy się tutaj. Ukucnęła i położyła dłoń na klatce piersiowej Reito. Zamknęła oczy i po krótkiej koncentracji zaczęła leczyć powierzchowne rany saiyana swoją energią. Nie użyła zbyt wiele, potrzebowała jej na potem. - Masz żyć... proszę... - powiedziała jeszcze gdy skończyła leczenie. Wróg powinien już się ogarnąć. Odwróciła się na pięcie po czym poleciała tam gdzie była by kontynuować trening.
OOC
Nie można używać Healing w walce, więc to tylko fabularne zagranie. Zorientowałam się późno, a nie chce mi się zmieniać posta. ^^'
Jeszcze trening
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ulice
Pon Wrz 02, 2013 4:27 pm
O Kami...
Jak tylko zobaczył, że przeciwnik ocalał i zregenerował swoje ciało, to kosmicie zrzedła mina. Chyba po raz pierwszy widać było na jego twarzy niedowierzanie, iż Super Saiyanin przyjął najsilniejszą technikę demona na klatę z hardą miną. Co prawda poszła też wiązanka słów, ale za nią także to czego obawiał się najbardziej. Reakcja na Dark Soul w postaci swoich umiejętności. I tak oto zrodził się Final Flash, który to mknął wprost na niego i nie zamierzał zmieniać toru lotu. Wyciągnął przed siebie ręce, aby zasłonić twarz, bo wierzył jeszcze lichą nadzieją, że to tylko tak groźnie wygląda. Że nie zostanie na nim żaden ślad po blokadzie. Nic z tego, zmiotło go z miejsca, w którym stał, otoczenie także oberwało i długo, długo trwała cisza. Wciśnięty między belki i połamane stropy dawnych wieżowców nie mógł wygrzebać się i wrócić na pole bitwy. Zacisnął zęby, grymas bólu widniał na jego twarzy. Wydawało się przez chwilę, że Tsuful wyjdzie z demona, bo Red znów dostał drgawek jak przy opętaniu. Szamotało nim w kraterze, jakby mobilizował całe ciało do boju, mimo cierpienia i poniżenia. Musiał, po prostu musiał pokazać gdzie miejsce złotych małp. Młodzieniec nie mógł odzyskać kontroli nad tak zwęglonym i skrwawionym ciałem, był bezsilny wobec zarazy, która w niego wstąpiła. Właściwie to ten prawdziwy Red nie miał zbyt wielkiej motywacji do życia... wszystko czego chciał unikać ponownie wykonywał... nie potrafił walczyć, był kompletnie zagubiony, tam w środku trzymały go w rydzach moce Tsufula, który pastwił się nad jego organizmem w brutalny sposób. Traktował swoją ofiarę jak robocze ubranie, które po pojawieniu się dziur i brudu wyrzuci i zmieni na lepsze. A co myśli o nim teraz June? Słyszał co mówiła... dla niej był potworem. A co powie Kaede jak się dowie o tym wszystkim, albo będzie świadkiem przy wtrącaniu do czeluści piekielnych? Dla niej również stracił resztki człowieczeństwa, ponieważ miał za słabą wolę i wielkiego pecha. Im bardziej popadał Red w rozpacz, tym szybciej Tsuful odzyskiwał siły do kontynuowania najgorszej walki jaką przyszło mu stoczyć w ostatnich latach. Jak nie stuleciach.
Widział i po części słyszał o czym rozmawiają obrońcy Ziemi. Dlatego zdziwił się, gdy June tak po prostu... odleciała? Czyżby zignorowała już potencjalne zagrożenie jakim był Tsuful? A może myślała, że Reito dokończy dzieła i zabije go? Pewnie tak pomyślała, bo udała się gdzieś na stronę znikając z linii zasięgu wzroku. Popełniła błąd zostawiając swojego koleżkę na pastwę opętanego demona. Wszak już wspomniano, że Tsuful walczył do końca, ale umiał zawsze wyczuć moment opuszczenia ciała przyszłego nieboszczyka. Jeszcze ten czas nie nadszedł.
Wyczekał cierpliwie aż Rudowłosa demonica nie będzie w stanie zgadnąć położenie Reda, bo będzie za daleko. Nie, nie miał zamiaru uciekać, tylko zyskać na czasie i może nieco podreperować zdrowie, a na pewno odwdzięczyć się Saiyaninowi za to co uczynił. Nie ruszał się z miejsca, jedną ręką starł z czoła pot z krwią, zbierał w sobie odrobinę energii, żeby wykonać szybką akcję. Otóż, z oczu wystrzeliły dwie wiązki czerwonej Ki, która przeobraziła Reito w... orzech (bo był trudnym do zgryzienia wojownikiem). Jak najszybciej potrafił pochwycił przemienionego rywala w swoją dłoń i drastycznie obniżył swoją energię - do zera. Mając pokiereszowane ciało nie mógł iść o własnych nogach, żeby efektownie i efektywnie oddalić się w bezpieczne miejsce. Nie mógł też polecieć wysoko w niebo, gdyż zostałby dostrzeżony przez demonicę. Zalewitował nad ziemią i niczym poduszkowiec bezszelestnie udał się w przeciwną stronę niż tą, w którą poleciała June. Musiał znaleźć się jak najdalej, a przy okazji przemieszczać się niezauważalnie, aby nie zostać nakrytym. Co prawda miał Reito w garści i on wydzielał najwięcej Ki, ale nie brał go ze sobą bez przyczyny. Po pierwsze, na jakiś czas może mieć go z głowy, po drugie - miał być wabikiem dla dziewczyny. Widać, że bardzo lubią swoje towarzystwo, dlatego był niemal pewny, iż przybędzie po niego. A wtedy Red zaatakuje Złotooką znienacka. Całą swoją siłą jaka mu pozostała. Tylko musiał złapać oddech, na chwilę...
...Tsuful coraz mniej był pewny, że wyjdzie cało z tej potyczki, ale taki plan może przedłużyć jego życie i dać więcej czasu do namysłu. Mógłby już opuścić ciało Reda i spróbować opętać którąś z tych osób, lecz bez ów otoczki będącą organizmem młodzieńca o długich włosach poniósłby w razie niepowodzenia poważne rany, a nawet śmierć. Zostawił więc orzech wśród wielkiego gruzowiska (aby dziewczyna musiała namęczyć się z odkopaniem swojego kompana), a sam zaczaił się około pięćdziesiąt metrów, w podobnej stercie żelastwa i rumowiska. Nie emanował żadnej Ki, grał na czas. A może uśpi na tyle czujność June, że uwierzy w śmierć Biało-czarnowłosego?
Ooc:
Chocolate Beam, unieruchomienie Reito na 3 tury
HP = 20265 - 17280 = 2985
KI = 16699 - 500 = 16199
Emanowane Ki = 0
Jak tylko zobaczył, że przeciwnik ocalał i zregenerował swoje ciało, to kosmicie zrzedła mina. Chyba po raz pierwszy widać było na jego twarzy niedowierzanie, iż Super Saiyanin przyjął najsilniejszą technikę demona na klatę z hardą miną. Co prawda poszła też wiązanka słów, ale za nią także to czego obawiał się najbardziej. Reakcja na Dark Soul w postaci swoich umiejętności. I tak oto zrodził się Final Flash, który to mknął wprost na niego i nie zamierzał zmieniać toru lotu. Wyciągnął przed siebie ręce, aby zasłonić twarz, bo wierzył jeszcze lichą nadzieją, że to tylko tak groźnie wygląda. Że nie zostanie na nim żaden ślad po blokadzie. Nic z tego, zmiotło go z miejsca, w którym stał, otoczenie także oberwało i długo, długo trwała cisza. Wciśnięty między belki i połamane stropy dawnych wieżowców nie mógł wygrzebać się i wrócić na pole bitwy. Zacisnął zęby, grymas bólu widniał na jego twarzy. Wydawało się przez chwilę, że Tsuful wyjdzie z demona, bo Red znów dostał drgawek jak przy opętaniu. Szamotało nim w kraterze, jakby mobilizował całe ciało do boju, mimo cierpienia i poniżenia. Musiał, po prostu musiał pokazać gdzie miejsce złotych małp. Młodzieniec nie mógł odzyskać kontroli nad tak zwęglonym i skrwawionym ciałem, był bezsilny wobec zarazy, która w niego wstąpiła. Właściwie to ten prawdziwy Red nie miał zbyt wielkiej motywacji do życia... wszystko czego chciał unikać ponownie wykonywał... nie potrafił walczyć, był kompletnie zagubiony, tam w środku trzymały go w rydzach moce Tsufula, który pastwił się nad jego organizmem w brutalny sposób. Traktował swoją ofiarę jak robocze ubranie, które po pojawieniu się dziur i brudu wyrzuci i zmieni na lepsze. A co myśli o nim teraz June? Słyszał co mówiła... dla niej był potworem. A co powie Kaede jak się dowie o tym wszystkim, albo będzie świadkiem przy wtrącaniu do czeluści piekielnych? Dla niej również stracił resztki człowieczeństwa, ponieważ miał za słabą wolę i wielkiego pecha. Im bardziej popadał Red w rozpacz, tym szybciej Tsuful odzyskiwał siły do kontynuowania najgorszej walki jaką przyszło mu stoczyć w ostatnich latach. Jak nie stuleciach.
Widział i po części słyszał o czym rozmawiają obrońcy Ziemi. Dlatego zdziwił się, gdy June tak po prostu... odleciała? Czyżby zignorowała już potencjalne zagrożenie jakim był Tsuful? A może myślała, że Reito dokończy dzieła i zabije go? Pewnie tak pomyślała, bo udała się gdzieś na stronę znikając z linii zasięgu wzroku. Popełniła błąd zostawiając swojego koleżkę na pastwę opętanego demona. Wszak już wspomniano, że Tsuful walczył do końca, ale umiał zawsze wyczuć moment opuszczenia ciała przyszłego nieboszczyka. Jeszcze ten czas nie nadszedł.
Wyczekał cierpliwie aż Rudowłosa demonica nie będzie w stanie zgadnąć położenie Reda, bo będzie za daleko. Nie, nie miał zamiaru uciekać, tylko zyskać na czasie i może nieco podreperować zdrowie, a na pewno odwdzięczyć się Saiyaninowi za to co uczynił. Nie ruszał się z miejsca, jedną ręką starł z czoła pot z krwią, zbierał w sobie odrobinę energii, żeby wykonać szybką akcję. Otóż, z oczu wystrzeliły dwie wiązki czerwonej Ki, która przeobraziła Reito w... orzech (bo był trudnym do zgryzienia wojownikiem). Jak najszybciej potrafił pochwycił przemienionego rywala w swoją dłoń i drastycznie obniżył swoją energię - do zera. Mając pokiereszowane ciało nie mógł iść o własnych nogach, żeby efektownie i efektywnie oddalić się w bezpieczne miejsce. Nie mógł też polecieć wysoko w niebo, gdyż zostałby dostrzeżony przez demonicę. Zalewitował nad ziemią i niczym poduszkowiec bezszelestnie udał się w przeciwną stronę niż tą, w którą poleciała June. Musiał znaleźć się jak najdalej, a przy okazji przemieszczać się niezauważalnie, aby nie zostać nakrytym. Co prawda miał Reito w garści i on wydzielał najwięcej Ki, ale nie brał go ze sobą bez przyczyny. Po pierwsze, na jakiś czas może mieć go z głowy, po drugie - miał być wabikiem dla dziewczyny. Widać, że bardzo lubią swoje towarzystwo, dlatego był niemal pewny, iż przybędzie po niego. A wtedy Red zaatakuje Złotooką znienacka. Całą swoją siłą jaka mu pozostała. Tylko musiał złapać oddech, na chwilę...
...Tsuful coraz mniej był pewny, że wyjdzie cało z tej potyczki, ale taki plan może przedłużyć jego życie i dać więcej czasu do namysłu. Mógłby już opuścić ciało Reda i spróbować opętać którąś z tych osób, lecz bez ów otoczki będącą organizmem młodzieńca o długich włosach poniósłby w razie niepowodzenia poważne rany, a nawet śmierć. Zostawił więc orzech wśród wielkiego gruzowiska (aby dziewczyna musiała namęczyć się z odkopaniem swojego kompana), a sam zaczaił się około pięćdziesiąt metrów, w podobnej stercie żelastwa i rumowiska. Nie emanował żadnej Ki, grał na czas. A może uśpi na tyle czujność June, że uwierzy w śmierć Biało-czarnowłosego?
Ooc:
Chocolate Beam, unieruchomienie Reito na 3 tury
HP = 20265 - 17280 = 2985
KI = 16699 - 500 = 16199
Emanowane Ki = 0
Re: Ulice
Wto Wrz 03, 2013 10:28 pm
___Atak osiągnął zamierzony cel. Tsuful został zmieciony i znalazł się gdzieś pod gruzami jakiegoś budynku. Tym samym Reito miał chwilę wytchnienia. Ten moment wykorzystała June by ukazać swoje niezadowolenie z jego postępowania. Miała do tego prawo. A nazwanie go idiotą było jak najbardziej na miejscu. Uśmiechnął się lekko wpatrzony w ziemię.
- Wybacz… - powiedział zmieniając minę na poważną. Dziewczyna ukucnęła po czym chciała mu pomóc wrócić do pełni sił lecząc powierzchniowe rany, które jemu samemu nie udało się zregenerować bądź też celowo je pozostawił chcąc zaoszczędzić trochę energii. Faktem było, że ta umiejętność zżerała jej całkiem sporo. Jemu wystarczyło odzyskać stracone kończyny. Ból nie był już takim problemem. Patrzył na nią w skupieniu. W pewnym momencie poprosiła go o to by przeżył. Spojrzał jej prosto w oczy.
- Nie martw się. Nie tak łatwo mnie zabić.
Uśmiechnął się lekko i przytulił ją. Nie mieli zbyt wiele czasu na czułości bo wróg nie spał. Reito szybko nakazał June się oddalić choć nawet mimo to odsunęła się od niego mając rzekomo jakiś plan. Nie bardzo wiedział co o tym myśleć ale postanowił jej zaufać. Nim się obejrzał coś trafiło w niego. Jakiś promień światła bądź też wiązka energii, która momentalnie zamieniła go w orzeszka. Jego los spoczywał teraz w rękach tsufula (dosłownie gdyż w ręku go trzymał). Nie miał wpływu na to co się działo. Nawet ciężko było powiedzieć czy nadal posiadał swoją świadomość… Czekał na jakiekolwiek zbawienie.
OOC: Kontynuacja treningu.
- Wybacz… - powiedział zmieniając minę na poważną. Dziewczyna ukucnęła po czym chciała mu pomóc wrócić do pełni sił lecząc powierzchniowe rany, które jemu samemu nie udało się zregenerować bądź też celowo je pozostawił chcąc zaoszczędzić trochę energii. Faktem było, że ta umiejętność zżerała jej całkiem sporo. Jemu wystarczyło odzyskać stracone kończyny. Ból nie był już takim problemem. Patrzył na nią w skupieniu. W pewnym momencie poprosiła go o to by przeżył. Spojrzał jej prosto w oczy.
- Nie martw się. Nie tak łatwo mnie zabić.
Uśmiechnął się lekko i przytulił ją. Nie mieli zbyt wiele czasu na czułości bo wróg nie spał. Reito szybko nakazał June się oddalić choć nawet mimo to odsunęła się od niego mając rzekomo jakiś plan. Nie bardzo wiedział co o tym myśleć ale postanowił jej zaufać. Nim się obejrzał coś trafiło w niego. Jakiś promień światła bądź też wiązka energii, która momentalnie zamieniła go w orzeszka. Jego los spoczywał teraz w rękach tsufula (dosłownie gdyż w ręku go trzymał). Nie miał wpływu na to co się działo. Nawet ciężko było powiedzieć czy nadal posiadał swoją świadomość… Czekał na jakiekolwiek zbawienie.
OOC: Kontynuacja treningu.
- GośćGość
Re: Ulice
Sro Wrz 04, 2013 6:51 pm
___ Demonica nie była w stanie dostrzec świeżo co wyćwiczonym zmysłem KI, że z Reito coś się stało. Zmiany w cukierka zwykle nie niwelują KI, pozostaje ona taka sama przez cały czas. To od zamienionego zależy czy ma dosyć siły by wojować mimo tak marnej i niewinnej formy. Są takie wredne wyjątki. Nawet demoniczne sztuczki nie są idealne...
Apropo sztuczek.
June wspominała coś o tym, że ma pewien plan i prosi o chwilę czasu. Nie miała go zbyt wiele, ale była pewna, że pięć minut na opanowanie jednej umiejętności jej wystarczy. Drugie pięć poświęci drugiej technice, o ile jej to wszystko wyjdzie. Wykorzysta swoją rasę maksymalnie.
Wytłumiła część swojej energii by ukryć się przed zmysłami Red'a. Nie wiedziała zupełnie co tam się dzieje, obawiała się tylko tego, że nie słyszała odgłosów walki, ale doszła do wniosku, że z drugiego końca miasta nie ma co liczyć się z tym, że ich usłyszy. Postanowiła nie martwić się tym, bo w końcu Reito obiecał jej, że nie zginie i zająć się własnymi sprawami. Bardzo dobrze wiedziała, że Rei tamtym atakiem wyciągnął swojego najsilniejszego asa z rękawa, a mimo to przeciwnik przeżył. June postanowiła, że pokaże też i nieco swoich popisowych dzieł.
Rozejrzała się ostrożnie po okolicy. Po jej prawej i lewej stronie stały domy całkowicie otulone płomieniami. Z powietrza dostrzeżenie Rudowłosej było niemożliwe, bo ogień oraz dym stanowił dla niej naturalną zasłonę.To miejsce nadawało się idealnie na trening tego typu. Rozejrzała się jeszcze czy aby nie ma tutaj jakiejś żywej duszyczki, lecz nic takiego tu nie było. Z tak ogromnego miasta ocalała zaledwie garstka ludzi. Demonica w tym momencie zapragnęła znaleźć jakiś sposób by ich wszystkich wrócić do życia. Hikaru powinien posiadać takową wiedzę...
Znalazła goły skrawek ziemi, który niegdyś był chodnikiem i przycupnęła sobie na nim. Wyłączyła zupełnie spostrzeganie świata zewnętrznego i skupiła się na tym co ma wewnątrz siebie. Wpadła na pomysł by połączyć swoje dwie umiejętności. Potrafi już zmieniać bardzo dobrze kształt własnego ciała, ale to tylko połowa sukcesu bo bardziej zaawansowany przeciwnik od razu zorientuje się, że coś jest nie tak z energią. Gdy już potrafi manipulować swoją KI to... zmieni i jej barwę! Tak! To jest sedno jej pierwszej techniki. Użyje tej sztuczki przeciwko Red'owi zamieniając się w kogoś kogo zna i boi się skrzywdzić. Tsu? Nie, przecież dobrze wie, że ona nie żyje. Zostaje więc Kaede, shinka z miasta. Niedawno tutaj we trójkę siedzieli razem gawędząc. Red chyba został z Różowoskórą na dłużej o ile pamięta... cóż, raz się żyje. Jej nie powinien skrzywdzić tak od razu. Może zyskać trochę czasu będąc pod jej postacią.
Dziewczyna zamknęła oczy odtwarzając sobie dokładnie wygląd znajomej shinki. Gdy już złapała jej obraz przeobraziła się w nią bez większego problemu. Jednak aura dalej należała do demonicy. Spojrzała na swoje bardziej delikatne ręce po czym zacisnęła je w pięści. Otworzyła usta i wydając z nich cichy dźwięk zaczęła wydzielać z siebie energię w postaci lekkiej czerwonawej aury. Metodą prób i błędów po dwóch minutach udało się jej wykonać zadanie. Czerwień zamieniła się w delikatny błękit, zaczęła pachnieć nie demonicznym złem, a niebiańską dobrocią. Szczerze mówiąc, aż się June źle zrobiło od tego nadmiaru dobroci. Ale zdzierży ten trud jeżeli ma to zagwarantować jej zwycięstwo. Wstała i zakodowała sobie głęboko w głowie jak dokonać tej transformacji po czym wróciła do swojego dawnego wyglądu. Odetchnęła z ulgą po czym spojrzała w bok. Cień trochę się przesunął. Zostało jej niewiele czasu, nie może się spóźnić. Minuta może zaważyć na życiu lub nieżyciu.
___ Postanowiła nie czekać na zbawienie i szybko zabrać się do treningu z drugą umiejętnością. Przez chwilę myślała jak się do tego w ogóle zabrać, ale po niedługich namyślunkach, doszła do wniosku, że i tutaj przyda się jej niezawodny body changer. Także od razu przystąpiła do działania. Zgięła się lekko zaciskając dłonie, po czym zaczęła wyrzucać z siebie energię równocześnie zwiększając ją. Nie było tego za dobrze widać, ale mięśnie złotookiej nabrały nieco kształtu. Ziemia zaczęła się nieznacznie trząść, dziewczyna oszczędzała się bo nie chciała zwracać na siebie zbyt wiele uwagi. Zależało jej na tym by pozostać w ukryciu.
Ogień z płonących budynków wokół dziewczyny zaczął dziwnie tańczyć oraz wirować. Jakby zahipnotyzowany przez nią zaczął oplatać jej ciało. Nie miała pojęcia, ale w tym momencie bardzo upodobniła się do Fox'a. Zaabsorbowała część jego zamiłowania do ognia i teraz to ona włada tym żywiołem. Demon mógł być spokojny, jego 'dziecko' spoczywa w dobrych oraz silnych rękach June i zrobi z niego użytek.
___ - Khh... dalej. - mruknęła skupiając się maksymalnie. Wtem jej włosy rozbłysły pochłaniając część ognia i po chwili stały się jak żywy ogień. Złotooka uśmiechnęła się triumfalnie lecz za wcześnie było jeszcze na świętowanie. Nie traciła koncentracji. Posłuszne cząstki ognia dalej kręciły się wokół dziewczyny, jak wytresowany pies, a ona je absorbowała. W końcu... BOM! Wszystko niespodziewanie wybuchło rozprzestrzeniając ogień na większą skalę niż był wcześniej. Eksplozja przypominała coś w rodzaju wybuchu furgonetki, więc nie powinno to za bardzo przyciągnąć uwagi Red'a. Liczyła, że jej kamuflaż wciąż będzie kamuflażem idealnym dlatego szybko zmyła się z miejsca zdarzenia. Czmychnęła.
___ - "Ważne, że się udało. To teraz..." - myślała będąc już blisko miejsca gdzie powinni walczyć saiyan z demonem. W połowie drogi przeobraziła się w Kaede by nie wzbudzać podejrzeń. Wychyliła się zza sterty kamieni rozglądając się. - "Cholera, gdzie oni są?" - zapytała samą siebie w myślach. Czuła przed sobą KI Reito, lecz nigdzie go nie widziała. Red krążył gdzieś wokół, nie bardzo wiedziała gdzie. Postanowiła przyjrzeć się temu gruzowisku. Ostrożnie i po cichaczu podeszła tam po czym nachyliła się. W pierwszej chwili wystraszyła się, że saiyan leży tam nieprzytomny więc szybko zaczęła odgarniać kamienie na bok. Zdziwiła się niesłychanie gdy okazało się, że nikogo tu nie było. Odkopała wszystko, a po ciele, ani śladu. Natomiast był tu... orzech. Już wcześniej go znalazła, ale po prostu wyrzuciła go myśląc, że tylko się jakoś tutaj zapodział jakimś cudem. Ale orzech, tutaj? W dodatku cały...
A! Ta KI! Wołała o pomoc! Tym orzechem był bez wątpienia Reito! Cwana bestia Red zamienił go w orzech! Czyli... to zasadzka!
Wcisnęła orzech między swoje piersi. Trochę niewygodnie było, bo cycki shinki były o wiele mniejsze niż te June i nie bardzo miał o co się zahaczyć. Na szczęście miała więcej materiału na sobie niż demonica zazwyczaj. Dziwny kostium...
OOC
Koniec Treningu.
Apropo sztuczek.
June wspominała coś o tym, że ma pewien plan i prosi o chwilę czasu. Nie miała go zbyt wiele, ale była pewna, że pięć minut na opanowanie jednej umiejętności jej wystarczy. Drugie pięć poświęci drugiej technice, o ile jej to wszystko wyjdzie. Wykorzysta swoją rasę maksymalnie.
Wytłumiła część swojej energii by ukryć się przed zmysłami Red'a. Nie wiedziała zupełnie co tam się dzieje, obawiała się tylko tego, że nie słyszała odgłosów walki, ale doszła do wniosku, że z drugiego końca miasta nie ma co liczyć się z tym, że ich usłyszy. Postanowiła nie martwić się tym, bo w końcu Reito obiecał jej, że nie zginie i zająć się własnymi sprawami. Bardzo dobrze wiedziała, że Rei tamtym atakiem wyciągnął swojego najsilniejszego asa z rękawa, a mimo to przeciwnik przeżył. June postanowiła, że pokaże też i nieco swoich popisowych dzieł.
Rozejrzała się ostrożnie po okolicy. Po jej prawej i lewej stronie stały domy całkowicie otulone płomieniami. Z powietrza dostrzeżenie Rudowłosej było niemożliwe, bo ogień oraz dym stanowił dla niej naturalną zasłonę.To miejsce nadawało się idealnie na trening tego typu. Rozejrzała się jeszcze czy aby nie ma tutaj jakiejś żywej duszyczki, lecz nic takiego tu nie było. Z tak ogromnego miasta ocalała zaledwie garstka ludzi. Demonica w tym momencie zapragnęła znaleźć jakiś sposób by ich wszystkich wrócić do życia. Hikaru powinien posiadać takową wiedzę...
Znalazła goły skrawek ziemi, który niegdyś był chodnikiem i przycupnęła sobie na nim. Wyłączyła zupełnie spostrzeganie świata zewnętrznego i skupiła się na tym co ma wewnątrz siebie. Wpadła na pomysł by połączyć swoje dwie umiejętności. Potrafi już zmieniać bardzo dobrze kształt własnego ciała, ale to tylko połowa sukcesu bo bardziej zaawansowany przeciwnik od razu zorientuje się, że coś jest nie tak z energią. Gdy już potrafi manipulować swoją KI to... zmieni i jej barwę! Tak! To jest sedno jej pierwszej techniki. Użyje tej sztuczki przeciwko Red'owi zamieniając się w kogoś kogo zna i boi się skrzywdzić. Tsu? Nie, przecież dobrze wie, że ona nie żyje. Zostaje więc Kaede, shinka z miasta. Niedawno tutaj we trójkę siedzieli razem gawędząc. Red chyba został z Różowoskórą na dłużej o ile pamięta... cóż, raz się żyje. Jej nie powinien skrzywdzić tak od razu. Może zyskać trochę czasu będąc pod jej postacią.
Dziewczyna zamknęła oczy odtwarzając sobie dokładnie wygląd znajomej shinki. Gdy już złapała jej obraz przeobraziła się w nią bez większego problemu. Jednak aura dalej należała do demonicy. Spojrzała na swoje bardziej delikatne ręce po czym zacisnęła je w pięści. Otworzyła usta i wydając z nich cichy dźwięk zaczęła wydzielać z siebie energię w postaci lekkiej czerwonawej aury. Metodą prób i błędów po dwóch minutach udało się jej wykonać zadanie. Czerwień zamieniła się w delikatny błękit, zaczęła pachnieć nie demonicznym złem, a niebiańską dobrocią. Szczerze mówiąc, aż się June źle zrobiło od tego nadmiaru dobroci. Ale zdzierży ten trud jeżeli ma to zagwarantować jej zwycięstwo. Wstała i zakodowała sobie głęboko w głowie jak dokonać tej transformacji po czym wróciła do swojego dawnego wyglądu. Odetchnęła z ulgą po czym spojrzała w bok. Cień trochę się przesunął. Zostało jej niewiele czasu, nie może się spóźnić. Minuta może zaważyć na życiu lub nieżyciu.
___ Postanowiła nie czekać na zbawienie i szybko zabrać się do treningu z drugą umiejętnością. Przez chwilę myślała jak się do tego w ogóle zabrać, ale po niedługich namyślunkach, doszła do wniosku, że i tutaj przyda się jej niezawodny body changer. Także od razu przystąpiła do działania. Zgięła się lekko zaciskając dłonie, po czym zaczęła wyrzucać z siebie energię równocześnie zwiększając ją. Nie było tego za dobrze widać, ale mięśnie złotookiej nabrały nieco kształtu. Ziemia zaczęła się nieznacznie trząść, dziewczyna oszczędzała się bo nie chciała zwracać na siebie zbyt wiele uwagi. Zależało jej na tym by pozostać w ukryciu.
Ogień z płonących budynków wokół dziewczyny zaczął dziwnie tańczyć oraz wirować. Jakby zahipnotyzowany przez nią zaczął oplatać jej ciało. Nie miała pojęcia, ale w tym momencie bardzo upodobniła się do Fox'a. Zaabsorbowała część jego zamiłowania do ognia i teraz to ona włada tym żywiołem. Demon mógł być spokojny, jego 'dziecko' spoczywa w dobrych oraz silnych rękach June i zrobi z niego użytek.
___ - Khh... dalej. - mruknęła skupiając się maksymalnie. Wtem jej włosy rozbłysły pochłaniając część ognia i po chwili stały się jak żywy ogień. Złotooka uśmiechnęła się triumfalnie lecz za wcześnie było jeszcze na świętowanie. Nie traciła koncentracji. Posłuszne cząstki ognia dalej kręciły się wokół dziewczyny, jak wytresowany pies, a ona je absorbowała. W końcu... BOM! Wszystko niespodziewanie wybuchło rozprzestrzeniając ogień na większą skalę niż był wcześniej. Eksplozja przypominała coś w rodzaju wybuchu furgonetki, więc nie powinno to za bardzo przyciągnąć uwagi Red'a. Liczyła, że jej kamuflaż wciąż będzie kamuflażem idealnym dlatego szybko zmyła się z miejsca zdarzenia. Czmychnęła.
___ - "Ważne, że się udało. To teraz..." - myślała będąc już blisko miejsca gdzie powinni walczyć saiyan z demonem. W połowie drogi przeobraziła się w Kaede by nie wzbudzać podejrzeń. Wychyliła się zza sterty kamieni rozglądając się. - "Cholera, gdzie oni są?" - zapytała samą siebie w myślach. Czuła przed sobą KI Reito, lecz nigdzie go nie widziała. Red krążył gdzieś wokół, nie bardzo wiedziała gdzie. Postanowiła przyjrzeć się temu gruzowisku. Ostrożnie i po cichaczu podeszła tam po czym nachyliła się. W pierwszej chwili wystraszyła się, że saiyan leży tam nieprzytomny więc szybko zaczęła odgarniać kamienie na bok. Zdziwiła się niesłychanie gdy okazało się, że nikogo tu nie było. Odkopała wszystko, a po ciele, ani śladu. Natomiast był tu... orzech. Już wcześniej go znalazła, ale po prostu wyrzuciła go myśląc, że tylko się jakoś tutaj zapodział jakimś cudem. Ale orzech, tutaj? W dodatku cały...
A! Ta KI! Wołała o pomoc! Tym orzechem był bez wątpienia Reito! Cwana bestia Red zamienił go w orzech! Czyli... to zasadzka!
Wcisnęła orzech między swoje piersi. Trochę niewygodnie było, bo cycki shinki były o wiele mniejsze niż te June i nie bardzo miał o co się zahaczyć. Na szczęście miała więcej materiału na sobie niż demonica zazwyczaj. Dziwny kostium...
OOC
Koniec Treningu.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ulice
Sro Wrz 04, 2013 9:30 pm
Kurcze, jednak źle to obmyślił. Mógł wziąć Reito jako zakładnika na jakiś czas, dopóki nie odzyskałby formy. Że też na to wpadł po fakcie, to jest po skryciu się. Coraz bardziej panikował, a to zły znak dla Tsufula. Nie podda się i tak bez walki, ma niewiele do stracenia, a wiele do zyskania. Musiał tylko na spokojnie to przemyśleć i unormować oddech. W dodatku rany dotkliwie dawały o sobie znać i musiał naprawdę włożyć wiele wysiłku, aby nie zdradzić swojej kryjówki sykiem czy jęknięciem od pulsujących, pobitych i usmażonych mięśni. Nieważne, musi zacisnąć zęby i dokończyć rozwałkę, to jest imprezę. Już dawno miał być w innym miejscu!
Coś pękło w młodzieńcu, gdy dostrzegł Kaede na horyzoncie. Miała zdeterminowany wyraz twarzy, na pewno szukała ocalałych w gruzowiskach. Nie widać było śladów łez na Jej drobnej twarzyczce, musiała zapewne już wcześniej wiedzieć o tym fakcie, albo miała zhardziałe serce. Nie, to drugie nie wchodziło w grę. Pamiętał jak wykładała mu o życiu ludzkim, że trzeba je chronić, bo jest za słabe na samoobronę - w większości wypadków. Drżała mu warga, ale jednocześnie zmarszczył brwi i zmrużył oczy. Red powziął kolejne kroki, żeby uwolnić się z jarzma Tsufula. Jak to zrobić? Jak pozbyć się tego pasożyta z siebie? Przez pół minuty miał istną batalię z samym sobą, podczas której miotał głową na boki i warczał cicho pod nosem. Bez skutku - ciało szybko zostało przejmowane pod kontrolę obcego. Ksa, co za cholerstwo w nim siedzi?! A może... to on sam... popadł w taką wielką skrajność, rozdwojenie jaźni? Tak, tylko wmówił sobie, iż ktoś nim steruje, a tak naprawdę dawał się ponieść mrocznym intencjom. Powinien to ukrócić jak najszybciej i stanąć tylko po jednej stronie.
Dobra lub Zła.
Wybór był prosty - już tyle Zła uczynił, iż nie zostanie zbawiony. Tak mu podpowiadał Tsuful, wielki wojownik jak i psychiatra Reda. Powinien dokończyć to co zaczął. Ale czy Kaede też ma cierpieć? Już i tak zranił June, zranił Jej znajomego, zabił tyle tysięcy ludzi... co zrobi jedna istota w tą czy w drugą stronę? Nic, ani nie zgorszy wizerunku ani go nie poprawi.
Widział jak Białowłosa odkopuje z gruzów orzeszek i wkłada go w dekolt. Musiała wyczuć energię Saiyanina przed June i chciała zapewne odlecieć z nim w bezpieczne miejsce, albo do demonicy. Przecież znały się. Ale to dziwne, iż Złotooka nie wydzielała żadnej Ki, nie mógł odnaleźć Jej ani w pobliżu ani na planecie. Co to się stało? Może Kaioshinka omyłkowo zabiła June, gdyż to Jej przypisała zagładę tego miasta? Wszak tyle wiary pokładała w Czerwonookim, że nie winiłaby go od razu. Od tych myśli był coraz bardziej zdezorientowany, nawet samego Tsufula mdliło od takich przemyśleń. Powziął szybką decyzję o zaatakowaniu Kaede.
Przygotował tyle siły ile miał i wystrzelił z gruzów wydłużoną rękę, która przebiła się przez udo dziewczyny. Trysnęła krew i to wybawiło śmiałka z kryjówki. Czuł na swojej dłoni gorącą ciecz, czyli dosięgnął celu mimo wybryków na tle załamania psychicznego młodzieńca. Kurczył swoją dłoń coraz śmielej podchodząc ku Białowłosej, ale w połowie dystansu nagle stanął. Tak, po prostu stanął i doznał nieoczekiwanego paraliżu ciała. Co właściwie się stało?
To dziwne, już powinien dawno wpaść na ten pomysł. Już sam zamiar zagłady West City był diabelny, już zabicie tyle setek ludzkości powinno dać mu do myślenia, już przy zaatakowaniu dwóch obrońców Ziemi winien był zrezygnować z sadystycznych metod zadawania cierpienia... ale dopiero widok kogoś, komu obiecał być lepszym, kto pokładał w nim najwięcej ufności i nie widział w nim tylko mordercy poruszyło demonem dogłębnie, i ów osobę nie omieszkał się zaatakować sprawiło, że zdobył odwagę na ten akt. Jeden jedyny słuszny w tym miejscu.
Dedykacja dla Kaede, June, Reito i wszystkich, którzy doznali cierpienia z ręki Reda.
Z lewej strony torsu tkwiła ręka demona, aż do łokcia, i przebiła się na wylot. W zakrwawionej dłoni, która wystawała teraz z pleców, trzymał fioletowe, obrzydliwie wyglądające serce utworzone przez Tsufula tryskające czarno-bordową posoką na boki. Stał jak wryty, sama obca istota panująca do tej pory niepodzielnie w organizmie Długowłosego nie mogła zrozumieć co zaszło i skierowała nieziemskie ślepia na dół, w kierunku klatki piersiowej. Drżał cały na ciele, bladł z każdą sekundą, nogi trzęsły się jak galareta... a w oczach stanęły łzy. Jak to jest, że nie mając własnego serca potrafił wyprodukować słone krople w patrzałkach? Możliwe, iż przypomniały mu się wszystkie twarze ludzi zalane łzami, których to zabijał bez litości. Innym wariantem był widok Kaede, która dostrzegła w nim wroga wszystkich żyjących istot, i to że ostatecznie uderzył Ją, bo nie pohamował nawet tego postępowania Tsufula. Tak czy inaczej zrobił to co powinien był przedsięwziąć dawno temu.
Zgięły się nogi w kolanach i padł na prawy bok, a w lewym nadal miał wbitą swoją własną rękę z sercem przypominającym wysuszoną śliwkę. Bolało go wszystko, taki miał zamiar, tak chciał odpokutować za stracenie tyle egzystencji, ale wiedział, iż to będzie za mało. Nigdy nie zaszyje w swoim życiorysie tych czarnych dziur wypalonych Złem i słabą wolą. Zawsze będzie niedostatek. Miał cichą nadzieję, że to co w nim siedziało, czy jego mroczne Ki, nie wsiąknie w nikogo innego, że zabił. I co z tego, że siebie też... wróć, siebie jeszcze nie. Ale był na skraju życia i śmierci, bo o ile wcześniej bytował bez serca, to jednak wcześniejsze rany jak i wykończenie organizmu dawały silnie o sobie znać. I wiedział także, że nikt nie udzieli mu pomocy, ponieważ na nią nie zasługiwał. Liczył się z tym, nawet wyręczył poniekąd Reito, który splamiłby swoje sumienie zabijając mordercę (zabójstwo to zabójstwo, prawda?) i June, która umiała zacząć od nowa z zupełnie innym nastawieniem niż przedtem.
Dlaczego jeszcze oddycha? Tsuful regenerował się jak tylko umiał czy wyrwał śledzionę zamiast serca? Gdyby wiedział, iż centrum dowodzenia osobnika znajdowało się w mózgu, a nie w sercu, to pewnie strzeliłby sobie headshota. A tak to był na siebie wściekły, że nie osłabił tego czegoś co mu ciążyło w organizmie i kontrolowało nim. Ksaaa!
Ooc:
Mystic Attack = 1,5*(siła+szybkość) =1,5*(3660+1575) = 7852.5 ~ 7852 dmg
HP = 2985 - 1985 (atak na siebie) = 1000
KI = 16199 - 0,5*7852 = 16199 - 3926 = 12273
Coś pękło w młodzieńcu, gdy dostrzegł Kaede na horyzoncie. Miała zdeterminowany wyraz twarzy, na pewno szukała ocalałych w gruzowiskach. Nie widać było śladów łez na Jej drobnej twarzyczce, musiała zapewne już wcześniej wiedzieć o tym fakcie, albo miała zhardziałe serce. Nie, to drugie nie wchodziło w grę. Pamiętał jak wykładała mu o życiu ludzkim, że trzeba je chronić, bo jest za słabe na samoobronę - w większości wypadków. Drżała mu warga, ale jednocześnie zmarszczył brwi i zmrużył oczy. Red powziął kolejne kroki, żeby uwolnić się z jarzma Tsufula. Jak to zrobić? Jak pozbyć się tego pasożyta z siebie? Przez pół minuty miał istną batalię z samym sobą, podczas której miotał głową na boki i warczał cicho pod nosem. Bez skutku - ciało szybko zostało przejmowane pod kontrolę obcego. Ksa, co za cholerstwo w nim siedzi?! A może... to on sam... popadł w taką wielką skrajność, rozdwojenie jaźni? Tak, tylko wmówił sobie, iż ktoś nim steruje, a tak naprawdę dawał się ponieść mrocznym intencjom. Powinien to ukrócić jak najszybciej i stanąć tylko po jednej stronie.
Dobra lub Zła.
Wybór był prosty - już tyle Zła uczynił, iż nie zostanie zbawiony. Tak mu podpowiadał Tsuful, wielki wojownik jak i psychiatra Reda. Powinien dokończyć to co zaczął. Ale czy Kaede też ma cierpieć? Już i tak zranił June, zranił Jej znajomego, zabił tyle tysięcy ludzi... co zrobi jedna istota w tą czy w drugą stronę? Nic, ani nie zgorszy wizerunku ani go nie poprawi.
Widział jak Białowłosa odkopuje z gruzów orzeszek i wkłada go w dekolt. Musiała wyczuć energię Saiyanina przed June i chciała zapewne odlecieć z nim w bezpieczne miejsce, albo do demonicy. Przecież znały się. Ale to dziwne, iż Złotooka nie wydzielała żadnej Ki, nie mógł odnaleźć Jej ani w pobliżu ani na planecie. Co to się stało? Może Kaioshinka omyłkowo zabiła June, gdyż to Jej przypisała zagładę tego miasta? Wszak tyle wiary pokładała w Czerwonookim, że nie winiłaby go od razu. Od tych myśli był coraz bardziej zdezorientowany, nawet samego Tsufula mdliło od takich przemyśleń. Powziął szybką decyzję o zaatakowaniu Kaede.
Przygotował tyle siły ile miał i wystrzelił z gruzów wydłużoną rękę, która przebiła się przez udo dziewczyny. Trysnęła krew i to wybawiło śmiałka z kryjówki. Czuł na swojej dłoni gorącą ciecz, czyli dosięgnął celu mimo wybryków na tle załamania psychicznego młodzieńca. Kurczył swoją dłoń coraz śmielej podchodząc ku Białowłosej, ale w połowie dystansu nagle stanął. Tak, po prostu stanął i doznał nieoczekiwanego paraliżu ciała. Co właściwie się stało?
To dziwne, już powinien dawno wpaść na ten pomysł. Już sam zamiar zagłady West City był diabelny, już zabicie tyle setek ludzkości powinno dać mu do myślenia, już przy zaatakowaniu dwóch obrońców Ziemi winien był zrezygnować z sadystycznych metod zadawania cierpienia... ale dopiero widok kogoś, komu obiecał być lepszym, kto pokładał w nim najwięcej ufności i nie widział w nim tylko mordercy poruszyło demonem dogłębnie, i ów osobę nie omieszkał się zaatakować sprawiło, że zdobył odwagę na ten akt. Jeden jedyny słuszny w tym miejscu.
Dedykacja dla Kaede, June, Reito i wszystkich, którzy doznali cierpienia z ręki Reda.
Z lewej strony torsu tkwiła ręka demona, aż do łokcia, i przebiła się na wylot. W zakrwawionej dłoni, która wystawała teraz z pleców, trzymał fioletowe, obrzydliwie wyglądające serce utworzone przez Tsufula tryskające czarno-bordową posoką na boki. Stał jak wryty, sama obca istota panująca do tej pory niepodzielnie w organizmie Długowłosego nie mogła zrozumieć co zaszło i skierowała nieziemskie ślepia na dół, w kierunku klatki piersiowej. Drżał cały na ciele, bladł z każdą sekundą, nogi trzęsły się jak galareta... a w oczach stanęły łzy. Jak to jest, że nie mając własnego serca potrafił wyprodukować słone krople w patrzałkach? Możliwe, iż przypomniały mu się wszystkie twarze ludzi zalane łzami, których to zabijał bez litości. Innym wariantem był widok Kaede, która dostrzegła w nim wroga wszystkich żyjących istot, i to że ostatecznie uderzył Ją, bo nie pohamował nawet tego postępowania Tsufula. Tak czy inaczej zrobił to co powinien był przedsięwziąć dawno temu.
Zgięły się nogi w kolanach i padł na prawy bok, a w lewym nadal miał wbitą swoją własną rękę z sercem przypominającym wysuszoną śliwkę. Bolało go wszystko, taki miał zamiar, tak chciał odpokutować za stracenie tyle egzystencji, ale wiedział, iż to będzie za mało. Nigdy nie zaszyje w swoim życiorysie tych czarnych dziur wypalonych Złem i słabą wolą. Zawsze będzie niedostatek. Miał cichą nadzieję, że to co w nim siedziało, czy jego mroczne Ki, nie wsiąknie w nikogo innego, że zabił. I co z tego, że siebie też... wróć, siebie jeszcze nie. Ale był na skraju życia i śmierci, bo o ile wcześniej bytował bez serca, to jednak wcześniejsze rany jak i wykończenie organizmu dawały silnie o sobie znać. I wiedział także, że nikt nie udzieli mu pomocy, ponieważ na nią nie zasługiwał. Liczył się z tym, nawet wyręczył poniekąd Reito, który splamiłby swoje sumienie zabijając mordercę (zabójstwo to zabójstwo, prawda?) i June, która umiała zacząć od nowa z zupełnie innym nastawieniem niż przedtem.
Dlaczego jeszcze oddycha? Tsuful regenerował się jak tylko umiał czy wyrwał śledzionę zamiast serca? Gdyby wiedział, iż centrum dowodzenia osobnika znajdowało się w mózgu, a nie w sercu, to pewnie strzeliłby sobie headshota. A tak to był na siebie wściekły, że nie osłabił tego czegoś co mu ciążyło w organizmie i kontrolowało nim. Ksaaa!
Ooc:
Mystic Attack = 1,5*(siła+szybkość) =1,5*(3660+1575) = 7852.5 ~ 7852 dmg
HP = 2985 - 1985 (atak na siebie) = 1000
KI = 16199 - 0,5*7852 = 16199 - 3926 = 12273
- GośćGość
Re: Ulice
Czw Wrz 05, 2013 9:30 pm
______Tak jak się spodziewała to była chytra zasadzka postawiona przez Red'a. Demonica nie była w stanie zareagować choć spodziewała się ataku. Poczuła tylko przeszywający ból i coś co uwierało ją w udzie. Znieruchomiała, a gdy ten wyciągnął dłoń oblepioną w jej lepkiej krwi upadła na jedno kolano trzymając mocno zaciśnięte zęby. Ciężko było jej utrzymać w tym stanie przemianę, ale jakoś się udawało. Jednak nie mogła robić dwóch rzeczy na raz dlatego tylko klęczała gdy przeciwnik zaczął się do niej zbliżać. Przerażonymi oczami kaioshinki spoglądała na przybliżającego się mężczyznę. Jednym łokciem (bo palce ma połamane) trzymała się podłoża, a drugą starała zatamować obfite krwawienie z uda. Trafił na mięśnie, stanie na niej nie wchodziło w grę, była jak zwykły kawałek mięsa. Sparaliżowana złotooka, nie miała żadnej drogi ucieczki. Postanowiła, że to będzie dobry moment by użyć tej techniki...
Demonica otworzyła szeroko powieki. Myślała, że to co właśnie zobaczyła się jej przewidziało. Nagle ten jakby sprzeciwiając się własnej woli zmienił swój cel na... siebie. Skierował najpierw rękę na swój tors, a potem przebił się nią na wylot wyrywając serce. June siedziała zdziwiona tak bardzo, że mając szansę na ucieczkę nie skorzystała z niej. Przyglądała się tak po prostu temu co wyczynia Red. Bladła z każdą sekundą nie tylko z powodu utraty krwi, szok tak działał na dziewczynę, która w tym momencie pogubiła się w tym wszystkim. Kto w końcu kontroluje Red'a? Może to jego własna natura go okiełznała? Jeśli to dziwny przybysz powinna się jak najszybciej stąd oddalić.
Poczuła, że energia ją opuszcza. Przez liczne rany nie była już w stanie utrzymać formy Kaede, więc odmieniła się w błyskawicznym tempie. Zaczęła oddychać głośno, wszystkie obrażenia wróciły jakby z podwojoną siłą, krew z nosa, z głowy, rąk... całe ciało wyglądało jakby przejechał ją kilka razy tir.
Na jedno oko naleciało jej trochę krwi z głowy, przymknęła je po czym spróbowała się podnieść. Kuśtykając na jedną nogę zaczęła się oddalać od konającego Red'a. Nagle zatrzymała się, odwróciła.
____ - Thy... - prychnęła po czym wracając jednym prostym ruchem zdrowej nogi kopnęła rękę Red'a wyciągając ją z klatki piersiowej. Splunęła na bok krwią zmierzając go wzrokiem mówiącym "następnym razem cię zabiję" i poszła. Powinien szybciej się zregenerować gdy nie ma nic w ranie. June ma zbyt miękkie serce, nie dobiła go. Postanowiła zostawić to losowi.
Będąc kawałek za miastem potknęła się o własne nogi po czym upadła twarzą na ziemię. Ledwo dysząc sięgnęła do dekoltu by wyciągnąć z niego orzeszek, który rzuciła kawałek dalej i odczarowała własnymi umiejętnościami. Pojawił się Reito, June zachowując pozory dobrego samopoczucia usiadła po turecku i spytała z uśmiechem na twarzy:
____ - Dobrze się czujesz? - sama wyglądała jak siedem nieszczęść. - Masz może... siłę latać? Może Cię ponieść? - dodała jeszcze przysuwając się do mężczyzny. Zaczęła go oglądać, bardzo dobrze badać jego rany czy, aby jakaś zbyt mocno nie krwawi. Prawa ręka była schowana, nie chciała by się o nią za bardzo zamartwiał. - Udało Ci się. Gdyby nie Ty... pewnie zabiłby mnie już dawno. - zaśmiała się krótko. Nagle zakręciło się jej w głowie, przytrzymała się Reito. Potrzebowała solidnego odpoczynku.
Demonica otworzyła szeroko powieki. Myślała, że to co właśnie zobaczyła się jej przewidziało. Nagle ten jakby sprzeciwiając się własnej woli zmienił swój cel na... siebie. Skierował najpierw rękę na swój tors, a potem przebił się nią na wylot wyrywając serce. June siedziała zdziwiona tak bardzo, że mając szansę na ucieczkę nie skorzystała z niej. Przyglądała się tak po prostu temu co wyczynia Red. Bladła z każdą sekundą nie tylko z powodu utraty krwi, szok tak działał na dziewczynę, która w tym momencie pogubiła się w tym wszystkim. Kto w końcu kontroluje Red'a? Może to jego własna natura go okiełznała? Jeśli to dziwny przybysz powinna się jak najszybciej stąd oddalić.
Poczuła, że energia ją opuszcza. Przez liczne rany nie była już w stanie utrzymać formy Kaede, więc odmieniła się w błyskawicznym tempie. Zaczęła oddychać głośno, wszystkie obrażenia wróciły jakby z podwojoną siłą, krew z nosa, z głowy, rąk... całe ciało wyglądało jakby przejechał ją kilka razy tir.
Na jedno oko naleciało jej trochę krwi z głowy, przymknęła je po czym spróbowała się podnieść. Kuśtykając na jedną nogę zaczęła się oddalać od konającego Red'a. Nagle zatrzymała się, odwróciła.
____ - Thy... - prychnęła po czym wracając jednym prostym ruchem zdrowej nogi kopnęła rękę Red'a wyciągając ją z klatki piersiowej. Splunęła na bok krwią zmierzając go wzrokiem mówiącym "następnym razem cię zabiję" i poszła. Powinien szybciej się zregenerować gdy nie ma nic w ranie. June ma zbyt miękkie serce, nie dobiła go. Postanowiła zostawić to losowi.
Będąc kawałek za miastem potknęła się o własne nogi po czym upadła twarzą na ziemię. Ledwo dysząc sięgnęła do dekoltu by wyciągnąć z niego orzeszek, który rzuciła kawałek dalej i odczarowała własnymi umiejętnościami. Pojawił się Reito, June zachowując pozory dobrego samopoczucia usiadła po turecku i spytała z uśmiechem na twarzy:
____ - Dobrze się czujesz? - sama wyglądała jak siedem nieszczęść. - Masz może... siłę latać? Może Cię ponieść? - dodała jeszcze przysuwając się do mężczyzny. Zaczęła go oglądać, bardzo dobrze badać jego rany czy, aby jakaś zbyt mocno nie krwawi. Prawa ręka była schowana, nie chciała by się o nią za bardzo zamartwiał. - Udało Ci się. Gdyby nie Ty... pewnie zabiłby mnie już dawno. - zaśmiała się krótko. Nagle zakręciło się jej w głowie, przytrzymała się Reito. Potrzebowała solidnego odpoczynku.
Re: Ulice
Pią Wrz 06, 2013 9:43 pm
___Całkowicie zatracił wszystkie zmysły. Bycie orzeszkiem sprawiło, że poczuł się jak rzecz i to dosłownie. Jego świadomość jedynie pozostała. Choć nic nie widział to mógł poczuć Ki zarówno Reda jak i June. Normalnie pewnie już dawno by oszalał nie otrzymując żadnych bodźców z zewnątrz ale właśnie ta umiejętność go ratowała. Mógł to zobaczyć z zamkniętymi oczyma. June czuł bardzo dobrze. Tak jakby był bardzo blisko niej a może nawet wewnątrz? Czyżby przez nieuwagę go zjadła? Nie… to było głupie. Z pewnością go wyczuła i schowała z dala od Tsufula. Rei czuł się całkowicie bezsilny. Nic nie mógł zrobić. Choć bardzo chciał. W tym stanie mógł zostać rozgnieciony bądź zjedzony w każdej chwili. Więc czemu tak się nie stało? Może ich przeciwnik miał inne zamiary? Ki June jakby się zmieniła. Chyba przeszła jakąś transformację choć siły jej nie przybyło. Nagle osłabła. Prawdopodobnie została zaatakowana. Chciał jej pomóc ale był zamknięty niczym w klatce. Perfidne zagranie. Musiał naprawdę zacząć obawiać się saiyana, skoro posunął się tak daleko. Ale co teraz? Demonica zdaje się z każdą chwilą tracić coraz więcej sił a on nie może jej pomóc. Ale nagle stało się coś nieprzewidywalnego. Tsuful osłabł jeszcze bardziej. Nikogo więcej nie było w pobliżu. Nie wyczuł u June nagłego wzrostu Ki więc to nie ona go zaatakowała. Samobójstwo? A może to ten android? Nie dało się go wyczuć choć z drugiej strony on chyba nie był na tyle silny by zrobić cokolwiek ich przeciwnikowi. Kuro załatwił go bez zadrapania. Ponadto powinien teraz być niezdolny do walki. Może to ktoś inny. A może pierwsza myśl była trafna… Tego się nie dowie póki nie powróci do swojej dawnej postaci.
Oddalili się od miasta. Dziewczyna była osłabiona. Żyła. Wyszła z tego cało. To było najważniejsze. Chwilę po tym odczarowała go. Rei znów mógł cieszyć się swoim ciałem. Ale wcale nie miał nastroju do świętowania. Spojrzał na rudowłosą. Wyglądała okropnie. Pokaleczona i poobijana. Nawet nie umknęła jego wzrokowi schowana przez nią ręka. A ona… martwiła się bardziej o niego niż o siebie. Choć była w znacznie gorszym stanie. Wypytywała o jego stan. Czy może latać. Czy może ma go ponieść. A ostatnie słowa trafiły go najmocniej. Zmarszczył brwi i popatrzył na nią surowym wzrokiem.
- Co ty sobie myślałaś? Dlaczego nie odczarowałaś mnie od razu? Mogłaś zginąć!
Chwilę po tym jednak zmiękł. Widział, że ona teraz nie jest w stanie nawet sama stać. Potrzebowała odpoczynku. Objął ją rękoma i przytulił. Musiał coś zrobić. Inaczej dziewczyna się wykrwawi. Spojrzał na jej udo. Te wyglądało najgorzej. Przebite niemalże na wylot. Okropna rana. Rei urwał i tak postrzępiony kawałek ubrania i owionął nim te miejsce. Mocno i dokładnie by krew nie przedostawała się przez materiał. Mogło to nieco zaboleć ale ważniejsze było jej życie. W gruncie rzeczy był samolubny. Nie potrafił leczyć tak jak ona. Jedynie własne ciało co sprawiało, że teraz źle się z tym czuł. On może być chroniony zarówno swoimi umiejętnościami jak i przez nią a sam nie potrafi nic dla niej zrobić. Dlatego nie chciał by walczyła. Nie chciał dopuścić do takiego właśnie rozwoju wydarzeń. I tak go nie posłuchała…
- Co się z nim stało? Nie żyje?
Zapytał spokojnym tonem.
- Nie możemy zostać w tym miejscu.
Wziął ją na ręce. Zdążył już odpocząć a jego rany nie powodowały trudności w poruszaniu się w przeciwieństwie do June. Jej była potrzebna natychmiastowa pomoc. Wiedział gdzie takową może znaleźć. Wzniósł się razem z nią w powietrze. Nie leciał zbyt szybko. Nie miał na to wystarczająco dużo sił a i nie chciał by opór powietrza dodatkowo zadawał cierpienia złotookiej.
ZT
OOC: Pisz w przestrzeni powietrznej od razu
Koniec treningu (właściwie mogłem go skończyć wcześniej ale co tam)
Oddalili się od miasta. Dziewczyna była osłabiona. Żyła. Wyszła z tego cało. To było najważniejsze. Chwilę po tym odczarowała go. Rei znów mógł cieszyć się swoim ciałem. Ale wcale nie miał nastroju do świętowania. Spojrzał na rudowłosą. Wyglądała okropnie. Pokaleczona i poobijana. Nawet nie umknęła jego wzrokowi schowana przez nią ręka. A ona… martwiła się bardziej o niego niż o siebie. Choć była w znacznie gorszym stanie. Wypytywała o jego stan. Czy może latać. Czy może ma go ponieść. A ostatnie słowa trafiły go najmocniej. Zmarszczył brwi i popatrzył na nią surowym wzrokiem.
- Co ty sobie myślałaś? Dlaczego nie odczarowałaś mnie od razu? Mogłaś zginąć!
Chwilę po tym jednak zmiękł. Widział, że ona teraz nie jest w stanie nawet sama stać. Potrzebowała odpoczynku. Objął ją rękoma i przytulił. Musiał coś zrobić. Inaczej dziewczyna się wykrwawi. Spojrzał na jej udo. Te wyglądało najgorzej. Przebite niemalże na wylot. Okropna rana. Rei urwał i tak postrzępiony kawałek ubrania i owionął nim te miejsce. Mocno i dokładnie by krew nie przedostawała się przez materiał. Mogło to nieco zaboleć ale ważniejsze było jej życie. W gruncie rzeczy był samolubny. Nie potrafił leczyć tak jak ona. Jedynie własne ciało co sprawiało, że teraz źle się z tym czuł. On może być chroniony zarówno swoimi umiejętnościami jak i przez nią a sam nie potrafi nic dla niej zrobić. Dlatego nie chciał by walczyła. Nie chciał dopuścić do takiego właśnie rozwoju wydarzeń. I tak go nie posłuchała…
- Co się z nim stało? Nie żyje?
Zapytał spokojnym tonem.
- Nie możemy zostać w tym miejscu.
Wziął ją na ręce. Zdążył już odpocząć a jego rany nie powodowały trudności w poruszaniu się w przeciwieństwie do June. Jej była potrzebna natychmiastowa pomoc. Wiedział gdzie takową może znaleźć. Wzniósł się razem z nią w powietrze. Nie leciał zbyt szybko. Nie miał na to wystarczająco dużo sił a i nie chciał by opór powietrza dodatkowo zadawał cierpienia złotookiej.
ZT
OOC: Pisz w przestrzeni powietrznej od razu
Koniec treningu (właściwie mogłem go skończyć wcześniej ale co tam)
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Ulice
Sob Wrz 07, 2013 3:50 pm
Ruiny miasta nie wyglądały zachęcająco. Leciała w kierunku, z którego emanowała ta ogromna siła, która prawdopodobnie była sprawcą całego zamieszania w mieście. Gdy była już przy nim, zobaczyła bruneta w dość mizernym stanie, co właściwie w tej chwili było dla niej plusem, po raz kolejny uniknęła walki. Podchodząc bliżej upewniła się w swoich przypuszczeniach. „Jedzie tsufulem na odległość.” Wyjęła wodę od Karina i pochyliła się nad pół przytomnym.
-Chlej to dziadu!- przyłożyła mu do ust butelkę i przechyliła tak, że musiał pić, inaczej by się udusił. Natychmiast tsuful zaczął ginąć jak nędzny robak. Uśmiechnęła się sadystycznie, wyczuwając zwycięstwo. Co prawda była trochę po fakcie, ale zrobiła swoje, pasożyt wykończony. Wyjęła pudełko z kapsułkami i wyrzuciła jedną na bok, po wcześniejszym uruchomieniu mechanizmu. Na zniszczonej ulicy pojawił się jej rodzinny wan. –Jedziesz ze mną, trzeba cię biedaku zabrać, zanim pojawią się ludzie, którzy nie zrozumieją…- powiedziała do niego i wpakowała na tylnie siedzenie swojego auta. Nawet jeśli zrobił dużo zła, to nie jego wina, przecież pasożyt zniszczył miasto, a nie czarnowłosy.
Mknąć autem byle dalej, miała okazje przyjrzeć się wykorzystanemu wojownikowi dokładniej. Czarne włosy i postura świadcząca o wojowniczym trybie życia i energia wskazująca na demona. „Zadziwiająco dużo na Ziemi demonów…” pomyślała kierując się poza granice miasta.
Miała plan, uciec stąd, wyjechać nad wielkie jezioro, gdzie rozbije jeden ze swoich domków i zajmie się tym kimś. Nawet bez tsufula jest bardzo silny, namówi go, żeby pomógł jej z resztą tsufuli. Póki nie jest wystarczająco silna, musi szukać sobie silnych sprzymierzeńców, zajmie się nim, po czym zdobędzie kolejną porcję wody, bo cała poszła się chrzanić przez tych dwóch.
zt--> Wielkie Jezioro*2 Red zaczynasz
-Chlej to dziadu!- przyłożyła mu do ust butelkę i przechyliła tak, że musiał pić, inaczej by się udusił. Natychmiast tsuful zaczął ginąć jak nędzny robak. Uśmiechnęła się sadystycznie, wyczuwając zwycięstwo. Co prawda była trochę po fakcie, ale zrobiła swoje, pasożyt wykończony. Wyjęła pudełko z kapsułkami i wyrzuciła jedną na bok, po wcześniejszym uruchomieniu mechanizmu. Na zniszczonej ulicy pojawił się jej rodzinny wan. –Jedziesz ze mną, trzeba cię biedaku zabrać, zanim pojawią się ludzie, którzy nie zrozumieją…- powiedziała do niego i wpakowała na tylnie siedzenie swojego auta. Nawet jeśli zrobił dużo zła, to nie jego wina, przecież pasożyt zniszczył miasto, a nie czarnowłosy.
Mknąć autem byle dalej, miała okazje przyjrzeć się wykorzystanemu wojownikowi dokładniej. Czarne włosy i postura świadcząca o wojowniczym trybie życia i energia wskazująca na demona. „Zadziwiająco dużo na Ziemi demonów…” pomyślała kierując się poza granice miasta.
Miała plan, uciec stąd, wyjechać nad wielkie jezioro, gdzie rozbije jeden ze swoich domków i zajmie się tym kimś. Nawet bez tsufula jest bardzo silny, namówi go, żeby pomógł jej z resztą tsufuli. Póki nie jest wystarczająco silna, musi szukać sobie silnych sprzymierzeńców, zajmie się nim, po czym zdobędzie kolejną porcję wody, bo cała poszła się chrzanić przez tych dwóch.
zt--> Wielkie Jezioro*2 Red zaczynasz
- GośćGość
Re: Ulice
Sob Lis 09, 2013 12:03 am
Gdy tylko postawiliśmy kroki na ulicy od razu było słychać wielki hałas pojazdów i ludzi. Stojąc na chodniku wydawałem z wyrazu twarzy wrażenie, jakbym pierwszy raz był w takim wielkim mieście. Idąc dalej podziwiałem wielkie budynki, unoszące się nad ziemią auta i skutery oraz liczne zbiorowiska ludzi. Ciągle mówiłem tylko -Wow, ooo, hyy... i tak dalej.
-Widać, że nigdy nie byłeś w mieście. Zachowujesz się jak jakiś wieśniak.
-Tak to prawda. Pierwszy raz mam okazję podziwiać takie duże wieżowce, tak dużo ludzi w jednym miejscu, tak dużo... Przerwał mi.
-Dobra, dobra! Tutaj chyba nasze drogi się rozchodzą co? Uśmiechnął się szczerze.
-Tak. Dziękuję za pomocną dłoń... Przez chwilę ucichłem gdyż mówiąc mu o dłoni bałem się, że spojrzy mi się na tą drugą, zmutowaną dłoń więc obróciłem się lekko w lewo by ją zasłonić.
-W sumie nie ma za co. I tak zmierzałem w tym kierunku. Nie mam zbytnio dużo czasu więc muszę się śpieszyć... Obrócił się do tyłu patrząc się cały czas na mnie, podniósł prawą rękę do góry machając i zaczął biec. -Adios przyjacielu...
-Żegnaj! I ja również odwróciłem się do tyłu.
Hmmm... A może to on? Może to właśnie ta odpowiednia osoba, której mogę zaufać?
Odwróciłem się szybko i podnosząc rękę do góry krzyknąłem -Ej! Pocze... ale już go nie było widać. Hmmm... Bardzo szybko się ulotnił. Ja też muszę nad tym popracować, nad tym i całym sobą. Rozejrzałem się wszędzie. Zacząłem chodzić po ulicach coraz bardziej gubiąc się po uliczkach. Każdy wyglądał inaczej i trochę dziwnie. Albo może to mi się tylko tak wydawało bo nic nie pamiętałem? Nawet wyglądu normalnego człowieka.
Idąc bardziej zaniedbaną uliczką jakiś mężczyzna mnie zaczepił. Wydawał się dziwny i pijany.
-Widać po tobie, że się zgubiłeś *glup*. Dokąd idziejesz?
-Szukam pewnej, mądrej osoby, która mi wytłumaczy pewne rzeczy.
-Ahh tak! *glup* To MNIE szukasz! Ja jestem mądry! Czy ja nie jestem genialny?! *glup* Rozłożył ręce szeroko trzymając wino i rozglądał się na wszystkie strony.
-Jeee... *glup* Nie oszukujmy się chodź, pokażę ci... Złapał mnie za plecy i dość szybkim tempem szliśmy w stronę asfaltu pokazując ręką przed siebie trzymając butelkę z czerwonym jak krew winem.
-Więc *glup* rozejrzyjmy się haha... Rozglądał się wszędzie chwiejąc się, ja patrzyłem na niego jakbym widział taką osobę pierwszy raz w życiu. W pewnym sensie to jest prawda.
-O! Zobacz! No paczaj tam! Pokazał mi kobietę w białym fartuchu.
-Oho, nigdy bym nie wpadł. Dziękuję za wskazówkę.
-Nie ma za co chłopcyku *glup* kiedyś mi coś odpalisz ekstra. Trzymaj się! Odszedł co chwilę opierając się o ścianę i nucił jakąś piosenkę. Wszyscy się na niego patrzyli, po chwili przestali zwracać na niego uwagę.
Podszedłem bliżej kawiarni, gdzie siedziała kobieta popijając kawę i czytając gazetę o elektronice.
Ymm... Dzień dobry...
-Hmm? Dzień dobry. Zainteresowana odłożyła gazetę.
-Wygląda pani na mądrą osobę...
-O jejciu! Aż tak to po mnie widać? Zadowolona zaczęła bujać w obłokach.
-Czy mógłbym pani zaufać?
-Mi? Oczywiście, że tak.
-W takim razie... Wyjąłem gruby zeszyt i położyłem jej przed oczami. ...czy mogłaby mi pani to przeczytać i nic nikomu nie mówić?
-No, jeżeli ci tak na tym zależy... Otworzyła zeszyt na pierwszej stronie.
Test Bio-Android Red
W tym roku bardziej przepiszę sobie mój czas na tworzeniu Bio-Androida. Jest to android połączony z dwóch różnych komórek. W tym przypadku są to komórki Nameczan i Saiyan.
Na razie jest to prototyp, który z czasem będzie się sam rozwijał a kolejne jego transformacje będą dawały mu większe zdolności oraz będzie coraz bardziej przypominał człowieka. Jego nazwa brzmi Reques. Został on stworzony do dwóch celów. Pierwszy z nich to chronić naturę, drugi natomiast... -Tutaj jest kawałek urwane...
Będzie się słuchał mnie i jest zależny od mojej woli...
W tym momencie się wzruszyłem, złapałem za zeszyt i bez słowa zasłaniając oczy uciekłem.
-Ej co się stało? Wracaj tu! Pomyślała Czyżby to było o nim? Dlaczego uciekł? Spróbuję to jeszcze sobie wyjaśnić.
Podczas uciekania z miasta zatrzymałem się na chwilę na ulicy by schować notes pod koszulę gdy prawie wjechał we mnie czerwony pojazd. Szybko wyskoczyłem na drugą stronę i zacząłem biec mając oczy we łzach. Zatrzymałem się jeszcze ostatni raz na chwilę, wziąłem głęboki wdech i poczułem w tych spalinach zapach lasu. Pobiegłem w jego stronę. Tym czasem już powoli zapadał wieczór.
Zt/Do Znowu Las
-Widać, że nigdy nie byłeś w mieście. Zachowujesz się jak jakiś wieśniak.
-Tak to prawda. Pierwszy raz mam okazję podziwiać takie duże wieżowce, tak dużo ludzi w jednym miejscu, tak dużo... Przerwał mi.
-Dobra, dobra! Tutaj chyba nasze drogi się rozchodzą co? Uśmiechnął się szczerze.
-Tak. Dziękuję za pomocną dłoń... Przez chwilę ucichłem gdyż mówiąc mu o dłoni bałem się, że spojrzy mi się na tą drugą, zmutowaną dłoń więc obróciłem się lekko w lewo by ją zasłonić.
-W sumie nie ma za co. I tak zmierzałem w tym kierunku. Nie mam zbytnio dużo czasu więc muszę się śpieszyć... Obrócił się do tyłu patrząc się cały czas na mnie, podniósł prawą rękę do góry machając i zaczął biec. -Adios przyjacielu...
-Żegnaj! I ja również odwróciłem się do tyłu.
Hmmm... A może to on? Może to właśnie ta odpowiednia osoba, której mogę zaufać?
Odwróciłem się szybko i podnosząc rękę do góry krzyknąłem -Ej! Pocze... ale już go nie było widać. Hmmm... Bardzo szybko się ulotnił. Ja też muszę nad tym popracować, nad tym i całym sobą. Rozejrzałem się wszędzie. Zacząłem chodzić po ulicach coraz bardziej gubiąc się po uliczkach. Każdy wyglądał inaczej i trochę dziwnie. Albo może to mi się tylko tak wydawało bo nic nie pamiętałem? Nawet wyglądu normalnego człowieka.
Idąc bardziej zaniedbaną uliczką jakiś mężczyzna mnie zaczepił. Wydawał się dziwny i pijany.
- Wygląd:
-Widać po tobie, że się zgubiłeś *glup*. Dokąd idziejesz?
-Szukam pewnej, mądrej osoby, która mi wytłumaczy pewne rzeczy.
-Ahh tak! *glup* To MNIE szukasz! Ja jestem mądry! Czy ja nie jestem genialny?! *glup* Rozłożył ręce szeroko trzymając wino i rozglądał się na wszystkie strony.
-Jeee... *glup* Nie oszukujmy się chodź, pokażę ci... Złapał mnie za plecy i dość szybkim tempem szliśmy w stronę asfaltu pokazując ręką przed siebie trzymając butelkę z czerwonym jak krew winem.
-Więc *glup* rozejrzyjmy się haha... Rozglądał się wszędzie chwiejąc się, ja patrzyłem na niego jakbym widział taką osobę pierwszy raz w życiu. W pewnym sensie to jest prawda.
-O! Zobacz! No paczaj tam! Pokazał mi kobietę w białym fartuchu.
-Oho, nigdy bym nie wpadł. Dziękuję za wskazówkę.
-Nie ma za co chłopcyku *glup* kiedyś mi coś odpalisz ekstra. Trzymaj się! Odszedł co chwilę opierając się o ścianę i nucił jakąś piosenkę. Wszyscy się na niego patrzyli, po chwili przestali zwracać na niego uwagę.
Podszedłem bliżej kawiarni, gdzie siedziała kobieta popijając kawę i czytając gazetę o elektronice.
- Wygląd:
- [/color][/b]
Ymm... Dzień dobry...
-Hmm? Dzień dobry. Zainteresowana odłożyła gazetę.
-Wygląda pani na mądrą osobę...
-O jejciu! Aż tak to po mnie widać? Zadowolona zaczęła bujać w obłokach.
-Czy mógłbym pani zaufać?
-Mi? Oczywiście, że tak.
-W takim razie... Wyjąłem gruby zeszyt i położyłem jej przed oczami. ...czy mogłaby mi pani to przeczytać i nic nikomu nie mówić?
-No, jeżeli ci tak na tym zależy... Otworzyła zeszyt na pierwszej stronie.
Test Bio-Android Red
W tym roku bardziej przepiszę sobie mój czas na tworzeniu Bio-Androida. Jest to android połączony z dwóch różnych komórek. W tym przypadku są to komórki Nameczan i Saiyan.
Na razie jest to prototyp, który z czasem będzie się sam rozwijał a kolejne jego transformacje będą dawały mu większe zdolności oraz będzie coraz bardziej przypominał człowieka. Jego nazwa brzmi Reques. Został on stworzony do dwóch celów. Pierwszy z nich to chronić naturę, drugi natomiast... -Tutaj jest kawałek urwane...
Będzie się słuchał mnie i jest zależny od mojej woli...
W tym momencie się wzruszyłem, złapałem za zeszyt i bez słowa zasłaniając oczy uciekłem.
-Ej co się stało? Wracaj tu! Pomyślała Czyżby to było o nim? Dlaczego uciekł? Spróbuję to jeszcze sobie wyjaśnić.
Podczas uciekania z miasta zatrzymałem się na chwilę na ulicy by schować notes pod koszulę gdy prawie wjechał we mnie czerwony pojazd. Szybko wyskoczyłem na drugą stronę i zacząłem biec mając oczy we łzach. Zatrzymałem się jeszcze ostatni raz na chwilę, wziąłem głęboki wdech i poczułem w tych spalinach zapach lasu. Pobiegłem w jego stronę. Tym czasem już powoli zapadał wieczór.
Zt/Do Znowu Las
- GośćGość
Re: Ulice
Nie Lis 17, 2013 4:57 pm
Ten dzień... był koszmarem! Od rana zapowiadał się nawet całkiem całkiem, a potem było tylko gorzej! Wizyta w wiosce Dragota... najście Netheru i koszmar w tym cholernym wymiarze. Ucieczka Reda... jak on mógł!? Zostawił ich tam na śmierć! Niech ona tylko go dorwie! Do tego po tym jak ją leczył, wciąż ma dziwne poczucie, że potrafi więcej niż powinna, mimo, że nie ma pojęcia o co chodzi. Nie skupiała się na tym, bo to denerwujące uczucie, z resztą... teraz to ona marzyła tylko by znaleźć się jak najdalej od tej cholernej puszczy i demonów! O tak, demonów miała dość na najbliższy czas. Musiała ochłonąć!
Nawet nie wiedziała kiedy znalazła się znowu nad Zachodnią Stolicą. Wylądowała na ulicy. Rozejrzała się bezradna. To miasto zawsze żyło, a teraz było ruiną... do tego zniszczył je kontrolowany przez jakiegoś tam Tsufula Red... tyle informacji... aż jej się głowa gotowała! Na dodatek te informacje były dla niej... tak w zasadzie bezużyteczne i tylko ją rozpraszały. Dziewczyna chyba nigdy przedtem nie miała takiego mętliku pod tą czarną burzą włosów.
Zacznijmy od początku... trzeba to poukładać! Nova dowiedziała się, od nikogo innego jak od Reda, że nie jest Sayianką... nie tak do końca. Jest Bioandroidem... mieszanką genetyczną! Red czuł w niej KI zarówno demoniczne jak i te, które czuć od Małpiszonów. Jak to jednak możliwe!? Dlaczego pamiętała tylko Saiyankę, której geny ma w sobie... dlaczego była przekonana, że nią jest?! Nie miała większej szansy się tego dowiedzieć, ale z obecnym stanem wiedzy trudno było jej zaakceptować ten fakt... no przecież sypnął jej się cały światopogląd... no może nie światopogląd dobra, ale jej spojrzenie na siebie, na swoją ocenę, pragnienia, dążenia... Rano jeszcze była energiczną wojowniczką, teraz czuła się jak zagubiona dziewczynka.
Idąc przed siebie zrujnowanymi ulicami starała się jednak przekonać... mimo wszystko... że Red miał rację... to, że ma geny różnych ras w sobie to jej zaleta. Może więcej niż każdy demon i więcej niż inni Saiyanie... to sobie powtarzała! Co prawda nie było to łatwe... ale przecież co innego jej zostawało jak brać garściami z tego co daje życie?...
Nawet nie wiedziała kiedy znalazła się znowu nad Zachodnią Stolicą. Wylądowała na ulicy. Rozejrzała się bezradna. To miasto zawsze żyło, a teraz było ruiną... do tego zniszczył je kontrolowany przez jakiegoś tam Tsufula Red... tyle informacji... aż jej się głowa gotowała! Na dodatek te informacje były dla niej... tak w zasadzie bezużyteczne i tylko ją rozpraszały. Dziewczyna chyba nigdy przedtem nie miała takiego mętliku pod tą czarną burzą włosów.
Zacznijmy od początku... trzeba to poukładać! Nova dowiedziała się, od nikogo innego jak od Reda, że nie jest Sayianką... nie tak do końca. Jest Bioandroidem... mieszanką genetyczną! Red czuł w niej KI zarówno demoniczne jak i te, które czuć od Małpiszonów. Jak to jednak możliwe!? Dlaczego pamiętała tylko Saiyankę, której geny ma w sobie... dlaczego była przekonana, że nią jest?! Nie miała większej szansy się tego dowiedzieć, ale z obecnym stanem wiedzy trudno było jej zaakceptować ten fakt... no przecież sypnął jej się cały światopogląd... no może nie światopogląd dobra, ale jej spojrzenie na siebie, na swoją ocenę, pragnienia, dążenia... Rano jeszcze była energiczną wojowniczką, teraz czuła się jak zagubiona dziewczynka.
Idąc przed siebie zrujnowanymi ulicami starała się jednak przekonać... mimo wszystko... że Red miał rację... to, że ma geny różnych ras w sobie to jej zaleta. Może więcej niż każdy demon i więcej niż inni Saiyanie... to sobie powtarzała! Co prawda nie było to łatwe... ale przecież co innego jej zostawało jak brać garściami z tego co daje życie?...
Re: Ulice
Nie Lis 17, 2013 5:18 pm
W okolicy było wiele miast jednakże Nova postanowiła się wybrać się do tego zrujnowanego którego ktoś kiedyś wyssał życie za pomocą jednego wybuchu. Pogorzelisko oraz masowy grób w jednym , a wszędzie tylko ruiny budynków w których kiedyś tliło się życie.
Spokojne miejsce do odpoczynku i przemyśleń? Mogłoby się zdawać że nikt jej tu nie będzie nękał ponieważ nie było tu już istnienia. Ale człowiek zapomina o pewnych grupach ludzi którzy żerują na cierpieniu innych poprzez dominację siłą i zastraszaniem. Wtedy też Nova usłyszała strzał i zobaczyła pocisk który przeleciał jej koło włosów, a strzelający musiał być za jej plecami.
- Odwróć się powoli mała. - rzekł jakiś męski głos, a wtedy można było usłyszeć szuranie wielu par butów, a więc napastnik nie był sam.
Spokojne miejsce do odpoczynku i przemyśleń? Mogłoby się zdawać że nikt jej tu nie będzie nękał ponieważ nie było tu już istnienia. Ale człowiek zapomina o pewnych grupach ludzi którzy żerują na cierpieniu innych poprzez dominację siłą i zastraszaniem. Wtedy też Nova usłyszała strzał i zobaczyła pocisk który przeleciał jej koło włosów, a strzelający musiał być za jej plecami.
- Odwróć się powoli mała. - rzekł jakiś męski głos, a wtedy można było usłyszeć szuranie wielu par butów, a więc napastnik nie był sam.
- GośćGość
Re: Ulice
Nie Lis 17, 2013 8:01 pm
Tak na dobrą sprawę ta stolica była jedynym miejscem jakie Nova jakoś podświadomie znała, no i po przebudzeniu tylko tutaj była. Sądziła, że gdzieś w okolicy mogła rozbić się jej kapsuła, a po tym jak dowiedziała się, że jest jakimś biocosiem, stwierdziła, że w takim razie musi być gdzieś niedaleko miejsce, z którego wylazła. Do tego chyba nie miała nastroju żeby pokazywać się wśród ludzi to raz... a dwa... nawet pomijając jej ogon za plecami, to nie bardzo wiedziałby gdzie się podziać i co zrobić, bez kasy trochę ciężko.
No ale co tam...
Z jej gorączkowej gonitwy myśli wyrwał ją dźwięk wystrzału i świst przelatującej obok jej głowy kuli. Ta zniknęła gdzieś dalej, a za plecami nastolatki ktoś się odezwał. Powoli? Mała? Nova naprawdę nie była w nastroju... Westchnęła ciężko.
Odwróciła się spokojnie odgarniając wszystkie kłaki na plecy. Czarnymi ślepiami powiodła po wszystkich, których dostrzegła. Była zmęczona psychicznie, fizycznie też tak trochę no i chciała odpocząć, a ta banda stała jej na drodze. -Czego? - Burknęła. Nie bała się, może i powinna być ostrożna, po spotkaniu dwóch niepozornych... trzech niepozornych gości, którzy okazali się demonami, a jeden z nich nawet królem demonów... Ci mogli być w zasadzie kimkolwiek. Jej przyjazne nastawienie też wyparowało, z resztą... ten koleś do niej strzelił... z jakiegoś rodzaju broni... strzelił do niej, więc raczej przyjaznych zamiarów nie ma. Kto wie, może właśnie nadarza się okazja do rozładowania tych wszystkich negatywnych emocji nazbieranych dzisiejszego dnia? -Coście za jedni?
No ale co tam...
Z jej gorączkowej gonitwy myśli wyrwał ją dźwięk wystrzału i świst przelatującej obok jej głowy kuli. Ta zniknęła gdzieś dalej, a za plecami nastolatki ktoś się odezwał. Powoli? Mała? Nova naprawdę nie była w nastroju... Westchnęła ciężko.
Odwróciła się spokojnie odgarniając wszystkie kłaki na plecy. Czarnymi ślepiami powiodła po wszystkich, których dostrzegła. Była zmęczona psychicznie, fizycznie też tak trochę no i chciała odpocząć, a ta banda stała jej na drodze. -Czego? - Burknęła. Nie bała się, może i powinna być ostrożna, po spotkaniu dwóch niepozornych... trzech niepozornych gości, którzy okazali się demonami, a jeden z nich nawet królem demonów... Ci mogli być w zasadzie kimkolwiek. Jej przyjazne nastawienie też wyparowało, z resztą... ten koleś do niej strzelił... z jakiegoś rodzaju broni... strzelił do niej, więc raczej przyjaznych zamiarów nie ma. Kto wie, może właśnie nadarza się okazja do rozładowania tych wszystkich negatywnych emocji nazbieranych dzisiejszego dnia? -Coście za jedni?
Re: Ulice
Pon Lis 18, 2013 4:27 pm
Było ich czterech, trzech mężczyzn i jedna kobieta. Wszyscy mieli na sobie czarne, skórzane kurtki i wyglądali na bandziorów, chociaż kobieta mogłaby nawet uchodzić za atrakcyjną. Nie zmieniało to jednak faktu że dwóch facetów i dziewczyna celowali do niej z karabinów maszynowych, a typ który najprawdopodobniej był szefem mierzył z pistoletu. Obok nich lezały worki pełne różnych rzeczy które mogły być łupami. A zatem szabrownicy i hieny cmentarne.
- Proszę proszę kogo my tu mamy. - uśmiechnął się ten najbardziej z przodu. - Co taka laleczka robi w takim upiornym miejscu? W tej mieścinie już raczej nie znajdziesz klientów.
Cała reszta na te słowa zachichotała. Widać przywódca gangu bił do pięknego i niczego nie pokazującego stroju Novej które w nim wyglądała co prawda pięknie, ale wielu mogłoby pomylić ją z panną lekkich obyczajów.
- Szefie, a może my się z nią zabawimy co? - uśmiechnął się czarnoskóry który stał po prawej i powoli zaczął się do niej zbliżać opuściwszy broń. Bo co taka laleczka mogła mu zrobić, tym bardziej ze nie miała żadnej broni.
- Rób co chcesz, a potem musimy odstawić lupy do kryjówki, bo wiesz że Avet nie lubi gdy się spóźniamy.
- Ta jasne, jak tak mu się śpieszy zabrać stąd wszystkie rzeczy to czemu nam nie pomaga? Codziennie zamyka się w tym swoim tajnym pokoju i coś tam robi. Płaci nam za to, ale czy ktoś go widział od tygodnia? - spytał czarnoskóry zbliżając się coraz bardziej po czym złapał Novę za rekę swoją muskularną dłonią. - Zabawimy się słonko?
- Proszę proszę kogo my tu mamy. - uśmiechnął się ten najbardziej z przodu. - Co taka laleczka robi w takim upiornym miejscu? W tej mieścinie już raczej nie znajdziesz klientów.
Cała reszta na te słowa zachichotała. Widać przywódca gangu bił do pięknego i niczego nie pokazującego stroju Novej które w nim wyglądała co prawda pięknie, ale wielu mogłoby pomylić ją z panną lekkich obyczajów.
- Szefie, a może my się z nią zabawimy co? - uśmiechnął się czarnoskóry który stał po prawej i powoli zaczął się do niej zbliżać opuściwszy broń. Bo co taka laleczka mogła mu zrobić, tym bardziej ze nie miała żadnej broni.
- Rób co chcesz, a potem musimy odstawić lupy do kryjówki, bo wiesz że Avet nie lubi gdy się spóźniamy.
- Ta jasne, jak tak mu się śpieszy zabrać stąd wszystkie rzeczy to czemu nam nie pomaga? Codziennie zamyka się w tym swoim tajnym pokoju i coś tam robi. Płaci nam za to, ale czy ktoś go widział od tygodnia? - spytał czarnoskóry zbliżając się coraz bardziej po czym złapał Novę za rekę swoją muskularną dłonią. - Zabawimy się słonko?
- GośćGość
Re: Ulice
Pon Lis 18, 2013 6:59 pm
Cztery osoby. Nova popatrzała po każdym z zebranych, a potem westchnęła. Była już pewna, że to szabrownicy. Jak można być takim wstrętnym typem, żeby bogacić się na cierpieniu i tragedii innych?! Może to naiwne ze strony nastolatki, ale nie rozumiała tego. Sama pomogłaby zapewne jeśli ktoś potrzebowałby pomocy czy wsparcia, a ta banda tutaj... szkoda słów, nie dość że rozbój w biały dzień to jeszcze te ich pukawki. -Co? - mruknęła na wzmiankę o klientach. Oczywiście ona nie pojęła aluzji i nie rozumiała dlaczego tamci zachichotali. Podrapała się po głowie robiąc nieco zażenowaną minę. Naprawdę z swoim GI robiła tak piorunujące wrażenie? Ludziom mało trzeba! Co za rasa! Jeden z typków zaczął do niej podchodzić, ale Novusia nie ruszyła się z miejsca, jedyną oznaką, że coś zaczyna się dziać z jej strony był zamiatający na prawo i lewo brązowy, kudłaty ogon za jej plecami. Tak naprawdę to nawet nie patrzyła na czarnego, który do niej lazł, wodząc ślepiami po pozostałych. Rozmawiali o kryjówce i prawdopodobnie swoim zleceniodawcy... hm... a może tak spuścić im łomot a potem kazać się wziąć do kryjówki? Sprałaby też tego gamonia co wysyłał ich no i może znalazłaby coś dla siebie wśród ich łupów... sumienie będzie miała czyste biorąc pod uwagę, że nawet nie wie czyje mogłby być wcześniej skradzione rzeczy i czy ich właściciele nadal żyją. Hm...
Dopiero kiedy ten zwrócił się bezpośrednio do niej i złapał ja za rękę podniosła na niego wzrok. Sama była szczupła i drobna choć wcale nie taka niska, facet czuł się prawdopodobnie pewnie. -Mam na imię Nova buraku. - warknęła w pierwszym zdaniu odpowiedzi. -Ale chętnie się z wami zabawię. - dodała robiąc swój firmowy, szelmowski uśmieszek. Sekundę później, wspomnianego, czarnoskórego buraka strzeliła w pysk ogonem, którego chyba jeszcze dotąd nikt z nich nie dostrzegł. ups...
OOC:
Atak szybki = dmg 30
Nie wiem czy to coś pisać więc piszę
Dopiero kiedy ten zwrócił się bezpośrednio do niej i złapał ja za rękę podniosła na niego wzrok. Sama była szczupła i drobna choć wcale nie taka niska, facet czuł się prawdopodobnie pewnie. -Mam na imię Nova buraku. - warknęła w pierwszym zdaniu odpowiedzi. -Ale chętnie się z wami zabawię. - dodała robiąc swój firmowy, szelmowski uśmieszek. Sekundę później, wspomnianego, czarnoskórego buraka strzeliła w pysk ogonem, którego chyba jeszcze dotąd nikt z nich nie dostrzegł. ups...
OOC:
Atak szybki = dmg 30
Nie wiem czy to coś pisać więc piszę
Re: Ulice
Sro Lis 20, 2013 12:03 pm
Szef bandy nie spuszczał jej z oka, lecz nie dojrzał ogona który wyrastał Novie z tylnej części ciała dopóki sama go nie użyła. Ten wystrzelił jak z bicza i trzasnął murzyna prosto w twarz.
Ten z wrzaskiem cofnął się o krok i zaczął kląć z bólu. Na jego twarzy pojawiła się krew, a nos był wygięty pod nienaturalnym kątem.
- ty dziwko... złamałaś mi nos. Ogon do cholery? Coś ty za jedna?! - warknął i ścisnął mocniej karabin po czym trzasnął kolbą kobietę w pierś.
Włożył w to całą swoja siłę jednakże Nova poczuła tylko lekkie puknięcie, a co było dziwniejsze to kolba się wykrzywiła.
Cała reszta wyraziła swoje zdumienie, po czym przywódca warknął.
- Pieprzony robot. Rozwalić! - następnie zobaczyć można jak wszyscy się rozbiegli (oprócz czarnego który wciąż nie doszedł do siebie ) i gdy znaleźli się za osłonami zaczęli ostrzał.
OOC:
Ich statystyk nie daje bo to zwykli ludzie, masz ich na 1-2 uderzenia. Ich pociski przebiją ci skórę ale na podstawie twojego opisu uznam ile z nich dosięgło celu.
Ten z wrzaskiem cofnął się o krok i zaczął kląć z bólu. Na jego twarzy pojawiła się krew, a nos był wygięty pod nienaturalnym kątem.
- ty dziwko... złamałaś mi nos. Ogon do cholery? Coś ty za jedna?! - warknął i ścisnął mocniej karabin po czym trzasnął kolbą kobietę w pierś.
Włożył w to całą swoja siłę jednakże Nova poczuła tylko lekkie puknięcie, a co było dziwniejsze to kolba się wykrzywiła.
Cała reszta wyraziła swoje zdumienie, po czym przywódca warknął.
- Pieprzony robot. Rozwalić! - następnie zobaczyć można jak wszyscy się rozbiegli (oprócz czarnego który wciąż nie doszedł do siebie ) i gdy znaleźli się za osłonami zaczęli ostrzał.
OOC:
Ich statystyk nie daje bo to zwykli ludzie, masz ich na 1-2 uderzenia. Ich pociski przebiją ci skórę ale na podstawie twojego opisu uznam ile z nich dosięgło celu.
- GośćGość
Re: Ulice
Sro Lis 20, 2013 6:04 pm
Piękny trzask! O taki efekt chodziło! Novej z pyszczka nie schodził szelmowski uśmieszek. Facet wrzasnął z bólu, a nosa poszła mu jucha... musiało go to dotknąć, do tego zląkł się jej ogona. No niemożliwe, przecież ten puchaty ogonek to taki super dodatek do całości czarnowłosej latynoskiej piękności! Jak można tego nie docenić!? Gdy zamachnął się i uderzył ją bronią w pierś... cóż, przez pierwszy ułamek sekundy zastanawiała się w zasadzie jak zareagować, blokować cios, wykonać unik, dać się mu położyć na glebie, no bo chyba własnie takiego efektu oczekiwał no nie? W efekcie stała jednak jednak tylko, a gdy kolba uderzyła, rozległo się głuche pacnięcie i chyba pukawka mu się popsuła. Nie było żadnego metalicznego odgłosu świadczącego, że pod cienką warstwa skóry może znajdować się metalowe wnętrze robota, więc nie rozumiała skąd taki domysł. Niemniej trafiła na tych mniej inteligentnych przedstawicieli rasy zamieszkującej Ziemię, pech. Nova była w nastroju, który pozwalał jej na dwa obroty spraw i poradzenie sobie z własnymi emocjami. Pierwszy to rozmowa, a właściwie płaczliwy monolog Novej do osoby, która miałaby na tyle duże serce i bogatą cierpliwość i zechciałaby ją wysłuchać. Drugi zaś, to spuszczenie komuś ciężkiego łomotu. Na własne nieszczęście sami jej się nawinęli... jedyny ich fart to taki, że nastolatka nie była psychopatycznym mordercą i nie zarżnie tej bandy oprychów jak stada dzikich świń... najwyżej sklepie im zadki i pokaże gdzie raki zimują. - Nie jestem robotem. - Odpowiedziała rozbrajająco szczerze, gdy banda się rozbiegała, ale chyba i tak już nikt jej nie ani nie słuchał, ani nie słyszał. Popatrzyła po wszystkich, a gdy Ci znaleźli się za zasłonami rozstawiła nogi, ugięła kolana i uniosła ręce w gardzie obronnej. Nie za bardzo orientowała się w możliwościach ich broni, choć biorąc pod uwagę, że widziała bez problemu lecący pocisk, a kolba pogięła się przy uderzeniu w jej ciało, mogła przypuszczać, że niewiele jej zrobi, przynajmniej pojedynczy strzał. Zmasowany atak to zawsze co innego i duża ilość bezpośrednich trafień może okazać się nieprzyjemna, a nawet groźna. Dlatego wolała nie ryzykować i gdy tylko usłyszała szczęk pierwszego naciskanego spustu ona wyrzuciła ręce na boki krzycząc -Kiaiho!! - Okręgiem od niej rozeszła się silna fala uderzeniowa, która powinna ładnie oczyścić najbliższą okolicę ze wszelkiego rodzaju osłon i śmieci za nimi, a kto wie, może nawet i odbić pociski? Nie jej to oceniać, niemniej zareagowała w podobnym jak nie tym samym czasie co oni, więc pewniakiem zbyt wiele pocisków nie opuściło luf ich pukawek nim zderzyli się z efektem wywołanym KI dziewczyny... Sama była ciekawa efektu.
OOC:
Nie piszę alternatyw w tej akcji, jestem ciekawa efektów takiego starcia, więc poczekam grzecznie na podsumowanie i wtedy się ustosunkuję i podziałamy dalej
OOC:
Nie piszę alternatyw w tej akcji, jestem ciekawa efektów takiego starcia, więc poczekam grzecznie na podsumowanie i wtedy się ustosunkuję i podziałamy dalej
Re: Ulice
Sob Lis 23, 2013 9:57 pm
Akcja Novej wywołała na pewno spore poruszenie w pobliżu. Zapewne pod względem skali wojowników bazujących na KI ten atak był dosyć słaby, lecz to byli zwykli ludzie. Nie mieli w ogóle pojęcia co się dzieje. Jednym uderzeniem dziewczyna sprawiła że wszystkie śmieci , worki oraz sami oponenci odlecieli spory kawałek wpadając na ściany zniszczonych domów.
Mimo wszystko brunetka poczuła jak jedna z kul przebija jej skórę na prawym ramieniu i zostaje w środku. Będzie musiała sobie ja potem wyciagnąć.
Następnie wszystko ucichło, ale słychać było jęki które wydobywały się spod najbliższej sterty gruzu. Jeśli nova się rozejrzała to zobaczyła przywódcę gangu nabitego na jakiś pręt wystający z bloku. Kaszlał krwią i dogorywał, a jego oczy były puste więc pewnie to pośmiertne drgawki.
Niedaleko dziewczyny zaczął wyczołgiwać się ten czarnoskóry którego wcześniej uderzyła ogonem. Krew spływała mu z licznych ran, ale widać było że przeżyje. Trochę dalej leżała dziewczyna która musiała chyba walnąć się w głowę w jakąś ostrą krawędź bo pod nią pojawiała się kałuża czerwonej cieczy.
Czarnoskóry wyczołgał się i spróbował sięgnąć po karabin.
- Cholera.... Nie mogę... tu zginąć...
Mimo wszystko brunetka poczuła jak jedna z kul przebija jej skórę na prawym ramieniu i zostaje w środku. Będzie musiała sobie ja potem wyciagnąć.
Następnie wszystko ucichło, ale słychać było jęki które wydobywały się spod najbliższej sterty gruzu. Jeśli nova się rozejrzała to zobaczyła przywódcę gangu nabitego na jakiś pręt wystający z bloku. Kaszlał krwią i dogorywał, a jego oczy były puste więc pewnie to pośmiertne drgawki.
Niedaleko dziewczyny zaczął wyczołgiwać się ten czarnoskóry którego wcześniej uderzyła ogonem. Krew spływała mu z licznych ran, ale widać było że przeżyje. Trochę dalej leżała dziewczyna która musiała chyba walnąć się w głowę w jakąś ostrą krawędź bo pod nią pojawiała się kałuża czerwonej cieczy.
Czarnoskóry wyczołgał się i spróbował sięgnąć po karabin.
- Cholera.... Nie mogę... tu zginąć...
- GośćGość
Re: Ulice
Sro Lis 27, 2013 6:27 pm
HA! Zadziałało tak jak chciała! Zmiotło wszystko i wszystkich nawet silniej niż zamierzała! Niemniej i tak jedna z kul trafiła ja w ramię. Nova skrzywiła się i syknęła patrząc najpierw na stróżkę krwi. -Ooo... dali radę. - mruknęła przymykając oko i przygryzając język by sprawdzić co z ręką. Nic poważnego, ale kula została, będzie trzeba ją wyciągnąć, ale nie teraz! Czarnuch czołgał się do upuszczonej spluwy. Nova odbiła się i skoczyła w tamta stronę lądując między nim a bronią. Podniosła gnata, obejrzała go po czym spojrzała na faceta. -Ale masz niefart stary. - Powiedziała i zwinęła lufę gnata w trąbkę po czym złom odrzuciła za plecy zupełnie obojętnie. Potem dopiero popatrzała na okolicę. Kiaiho zmiotło wszystko, gruz, śmieci, osłony no i ludzi... Gdyby nie to, że chcieli ją rozstrzelać pewnie zareagowałaby inaczej, a może to ta demoniczna cząstka niej poczuła krew i... zatarła głos sumienia? Tego nikt nie wie, nawet sama Nova. -Jak polecisz ze mną grzecznie do waszego szefa w kryjówce to nie zginiesz. Masz złamany nos i może jakieś żebra, ale jak mnie wkurzysz będzie znacznie gorzej. - Powiedziała kucając przed mężczyzną i patrząc na niego czarnymi gałkami. -To jak, będziesz grzeczny? - zapytała uśmiechając się niewinnie. Chciała zobaczyć tą ich kryjówkę... jeśli mieli więcej broni, to zniszczy ją i tyle,a ich łupy zabierze do miasta, ludzie tam będą potrzebować wszystkiego nim się zorganizują, nim nadejdzie duża pomoc, no nie...
Kucając wciąż przed mężczyzną, czekała na odpowiedź.
OOC:
Wybacz poślizg, mam problem z zatokami i ciągle napieprza mnie baniak, stąd zniżka formy.
Kucając wciąż przed mężczyzną, czekała na odpowiedź.
OOC:
Wybacz poślizg, mam problem z zatokami i ciągle napieprza mnie baniak, stąd zniżka formy.
Re: Ulice
Sro Gru 04, 2013 8:01 pm
Facet popatrzył na Novę wielkimi, przerażonymi oczami i przełknął głośno ślinę.
- Pokażę, pokaże tylko mnie nie zabijaj! - krzyknął i zaczął potakiwać głową. - To niedaleko, mieliśmy tylko zbierać kosztowności.
Po chwili dał radę się podnieść i zaczął powoli iść w stronę centrum miasta. Widać bolało go wszystko i chyba miał zwichniętą kostkę bo kulał. Szedł jednak mężnie przed siebie nie uskarżając się nic, a nic. Może gnał nim strach że straci życie jeśli będzie się ociągał?
W końcu dotarli do ruin jakiegoś domku, a czarnoskóry wszedł do środka, przez zniszczone drzwi. Nova mogła zobaczyć że prowadzi ja przez zrujnowana kuchnię, hol, a następnie wchodzi do pokoju który był najwyraźniej pokoikiem dziecięcym. Zniszczona kołyska, porozrzucane, spalone zabawki walały się wszędzie ukazując smutny widok.
- To tutaj. - podszedł do ściany która kiedyś przedstawiała błękitne niebo z chmurami i słońcem, po czym nacisnął punkt na jednej z chmur.
Kawałek ściany zaskrzypiały i po chwili otwarło się wejście do windy.
- Windą na sam dół... m-moge już iść?
- Pokażę, pokaże tylko mnie nie zabijaj! - krzyknął i zaczął potakiwać głową. - To niedaleko, mieliśmy tylko zbierać kosztowności.
Po chwili dał radę się podnieść i zaczął powoli iść w stronę centrum miasta. Widać bolało go wszystko i chyba miał zwichniętą kostkę bo kulał. Szedł jednak mężnie przed siebie nie uskarżając się nic, a nic. Może gnał nim strach że straci życie jeśli będzie się ociągał?
W końcu dotarli do ruin jakiegoś domku, a czarnoskóry wszedł do środka, przez zniszczone drzwi. Nova mogła zobaczyć że prowadzi ja przez zrujnowana kuchnię, hol, a następnie wchodzi do pokoju który był najwyraźniej pokoikiem dziecięcym. Zniszczona kołyska, porozrzucane, spalone zabawki walały się wszędzie ukazując smutny widok.
- To tutaj. - podszedł do ściany która kiedyś przedstawiała błękitne niebo z chmurami i słońcem, po czym nacisnął punkt na jednej z chmur.
Kawałek ściany zaskrzypiały i po chwili otwarło się wejście do windy.
- Windą na sam dół... m-moge już iść?
Re: Ulice
Nie Lip 13, 2014 9:45 pm
Znalazł się w środku miasta i wisiał tak w powietrzu przez chwilę. O mało nie wylądował na środku ruchliwej ulicy. Dobrze, że kiedyś Rei opowiedział mu, że ziemianie jeżdżą w samochodach, bo już i tak jego pojawienie się narobiło zamieszania. Lecz Saiyan kompletnie nie zwracał na to uwagi. W dżinsach, T-shircie i bluzie podążał spokojnie chodnikiem przed siebie. Był poranek i robiło się coraz tłoczniej, ludzie pędzili do pracy, dzieci do szkół. Na ulicach robił się coraz tłoczniej i Kuro co chwilę był przez kogoś potrącany lub dźgany torebką. Z różnych stron docierały zapachy świeżo upieczonego chleba, drożdżówek, kawy i innych smakowitości, których nazw nie znał. Za to zapach pobudził jego saiyański apetyt, aż pożałował, że przed wyjściem nie uszczknął tego i tamtego. Może lepiej było zostać, April już wstała, a go tam nie ma. Jak nic zmyje mu głowę i to delikatnie pozwiedzane. Wreszcie po raz pierwszy widział mieszkańców Ziemi na oczy. Faktycznie byli słabi, mógłby zniszczyć to miasto i nawet się nie spocić. Rozglądał się z zaciekaniem, tutaj wszystko było takie inne, bardziej kolorowe niż na Vegecie. Jakaś ubrana w firanki staruszka chciała przepowiedzieć mu przyszłość, a kiedy odmówił to splunęła na niego. Inny chudy człowiek odsłaniając płaszcz zachwalał sprzedawane zegarki. Kuro już chciał go podpytać o pierścionki, jednak dzięki umiejętności wyczuwanie energii dało się odczytać, że facet go oszukiwał. Ludzie są tacy dziwni.
Kuro zamyślił się i zaczął zastanawiać, co taka wspaniała w każdym calu dziewczyna w nim widzi i jeszcze ta ostatnia kłótnia Naszły go wątpliwości, czy aby on jest odpowiednim facetem dla halfki, April zasługuje na kogoś lepszego, a on nawet nie może dać jej tego na co zasługuje. Zauważył, że nawet ostatnio zaczęła olewać jego wsparcie i zrobiła się skryta. Ostatnio czuł się niekochany. Zresztą co jej mógł zaoferować, był biedna, ten jego cięty język i pakowanie się w kłopoty, nie mógł spełnić marzenia April o mieszkaniu na Ziemi.
Zaczął go drażnić ten tłok, wiec wzbił się tylko na kilka centymetrów, tylko aby wystawać ponad tłum i rozglądał za jubilerem. Swobodnie majtał ogonem na prawo i lewo, nie ukrywał swojej Ki, utrzymywał ją swobodnie na tym samym poziomie co zwykle. Pogrążony w myślach rozglądał się na boki chłonąc nowości tego świata, nawet nie zauważył, że tłum sam się przed rozstępuje i ludzie pokazują go palcem. Kuro nie wiedział, że umiejętność latania nie jest tutaj tak naturalna, jak na Vegecie, dalej poszukiwał jubilera.
Kuro zamyślił się i zaczął zastanawiać, co taka wspaniała w każdym calu dziewczyna w nim widzi i jeszcze ta ostatnia kłótnia Naszły go wątpliwości, czy aby on jest odpowiednim facetem dla halfki, April zasługuje na kogoś lepszego, a on nawet nie może dać jej tego na co zasługuje. Zauważył, że nawet ostatnio zaczęła olewać jego wsparcie i zrobiła się skryta. Ostatnio czuł się niekochany. Zresztą co jej mógł zaoferować, był biedna, ten jego cięty język i pakowanie się w kłopoty, nie mógł spełnić marzenia April o mieszkaniu na Ziemi.
Zaczął go drażnić ten tłok, wiec wzbił się tylko na kilka centymetrów, tylko aby wystawać ponad tłum i rozglądał za jubilerem. Swobodnie majtał ogonem na prawo i lewo, nie ukrywał swojej Ki, utrzymywał ją swobodnie na tym samym poziomie co zwykle. Pogrążony w myślach rozglądał się na boki chłonąc nowości tego świata, nawet nie zauważył, że tłum sam się przed rozstępuje i ludzie pokazują go palcem. Kuro nie wiedział, że umiejętność latania nie jest tutaj tak naturalna, jak na Vegecie, dalej poszukiwał jubilera.
Re: Ulice
Nie Lip 13, 2014 10:47 pm
Leciałem dosyć powoli, bo nie wyglądało na to, żebym musiał się śpieszyć. Kuro wylądował w mieście i dalej poruszał się pieszo, jak mi się zdawało. Przyznam, że zaciekawiło mnie co też takiego może tutaj robić. Był sam. Został po coś wysłany? Nie wydawało mnie się, żeby był z nim ktoś inny, bo czemu wtedy tylko jego energię mógłbym wyczuć? To niezbyt logiczne posunięcie. No i właśnie, nie wyciszył mocy. Czyżby był tutaj rekreacyjnie? Kto wie, wszystko jest możliwe. A mogłem się tego dowiedzieć po spotkaniu go.
Zmniejszyłem swoją własną moc do zera, jeśli by mnie wyczuł, mógłby odlecieć lub nawet mnie zaatakować. A jeśli już ma to zrobić, to po uprzednim usłyszeniu co mam do powiedzenia.
Obniżyłem lot i wylądowałem dwie ulice od tej, na której znajdował się Saiyanin. Stamtąd poszedłem pieszo, żeby nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Trochę zniszczony strój tego nie ułatwiał, żałowałem, że nie mam czasu zahaczyć o moje mieszkanie, taka okazja jednak może się nie powtórzyć. W razie czego wymyśliłem sobie alibi, że wracam z treningu w którejś z wielu szkół walki, choć wątpiłem, żebym spotkał kogoś, kto będzie mnie pytać o takie rzeczy, jak dlaczego mam przypaloną bluzkę, czy rozciętą bluzę. Duże miasta mają to do siebie, że są pełne dziwaków, co pozwala takim jak ja, czyli wojownikom, łatwo wtopić się w tło, nawet w strojach do walki. Sam strój lubiłem bardzo, nie utrudniał poruszania się i miał swój styl. Mimo to, lepiej bym się czuł poruszając się po mieście w zwykłych ciuchach. No ale mniejsza. Miasta pozwalały różnym ludziom i nie tylko ludziom zniknąć, bo większa gama zachowań jest akceptowana. Ale lewitujący facet z ogonem się do nich zdecydowanie nie zaliczał.
-"Co on robi? Zwraca na siebie zbędną uwagę. Jak tak dalej pójdzie, to zainteresują się nim służby porządkowe i dopiero się zacznie..."
Powoli zbierał się wokół niego tłum gapiów, on jednak wydawał się nie przejmować nimi. Dziwne...
-"Mam nadzieję, że biorą go za jakiegoś iluzjonistę lub kogoś w tym rodzaju..."
Przeszedłem na drugą stronę ulicy, czyli tam, gdzie znajdował się czarnowłosy. Ukryłem się w jednej z uliczek, co nie sprawiło żadnego problemu, nikt mnie chyba nawet nie zauważył.
-"Jak teraz zwrócić jego uwagę?"
W pierwszej chwili pomyślałem, żeby zawołać go po imieniu, na to powinien zareagować. Dałbym radę zrobić to tak cicho, żeby ludzie tego nie słyszeli, ale dosyć głośno, by Saiyanin mógł. Miałem jednak wątpliwości, czy to się uda.
Drugą opcją było małe show, podejść do niego, powiedzieć mu, żeby się nie popisywał zdolnościami iluzjonistycznymi i poszedł ze mną, ale to skończyłoby się źle, coś czułem. A mówiąc dokładniej, mogłaby się wywiązać walka, a gapie wtedy są bardzo niepożądani... Trzecia opcja wydała mnie się najskuteczniejsza, ale dekonspirowała mnie...
Po krótkiej chwili zastanowienia zdecydowałem się na ostatnią opcję, jednocześnie uwalniając całą moc, jaką posiadałem. Nie traciłem czasu i energii na wytwarzanie wokół siebie jakiejkolwiek poświaty, po prostu emanowałem mocą. Było jej prawie dwa razy tyle ile miał Saiyanin, więc powinien na to zareagować. A, że nadal trąciło ode mnie energią Braski powinno tylko wzmocnić efekt.
OOC:
Regeneracja 10% HP i KI
Zmniejszyłem swoją własną moc do zera, jeśli by mnie wyczuł, mógłby odlecieć lub nawet mnie zaatakować. A jeśli już ma to zrobić, to po uprzednim usłyszeniu co mam do powiedzenia.
Obniżyłem lot i wylądowałem dwie ulice od tej, na której znajdował się Saiyanin. Stamtąd poszedłem pieszo, żeby nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Trochę zniszczony strój tego nie ułatwiał, żałowałem, że nie mam czasu zahaczyć o moje mieszkanie, taka okazja jednak może się nie powtórzyć. W razie czego wymyśliłem sobie alibi, że wracam z treningu w którejś z wielu szkół walki, choć wątpiłem, żebym spotkał kogoś, kto będzie mnie pytać o takie rzeczy, jak dlaczego mam przypaloną bluzkę, czy rozciętą bluzę. Duże miasta mają to do siebie, że są pełne dziwaków, co pozwala takim jak ja, czyli wojownikom, łatwo wtopić się w tło, nawet w strojach do walki. Sam strój lubiłem bardzo, nie utrudniał poruszania się i miał swój styl. Mimo to, lepiej bym się czuł poruszając się po mieście w zwykłych ciuchach. No ale mniejsza. Miasta pozwalały różnym ludziom i nie tylko ludziom zniknąć, bo większa gama zachowań jest akceptowana. Ale lewitujący facet z ogonem się do nich zdecydowanie nie zaliczał.
-"Co on robi? Zwraca na siebie zbędną uwagę. Jak tak dalej pójdzie, to zainteresują się nim służby porządkowe i dopiero się zacznie..."
Powoli zbierał się wokół niego tłum gapiów, on jednak wydawał się nie przejmować nimi. Dziwne...
-"Mam nadzieję, że biorą go za jakiegoś iluzjonistę lub kogoś w tym rodzaju..."
Przeszedłem na drugą stronę ulicy, czyli tam, gdzie znajdował się czarnowłosy. Ukryłem się w jednej z uliczek, co nie sprawiło żadnego problemu, nikt mnie chyba nawet nie zauważył.
-"Jak teraz zwrócić jego uwagę?"
W pierwszej chwili pomyślałem, żeby zawołać go po imieniu, na to powinien zareagować. Dałbym radę zrobić to tak cicho, żeby ludzie tego nie słyszeli, ale dosyć głośno, by Saiyanin mógł. Miałem jednak wątpliwości, czy to się uda.
Drugą opcją było małe show, podejść do niego, powiedzieć mu, żeby się nie popisywał zdolnościami iluzjonistycznymi i poszedł ze mną, ale to skończyłoby się źle, coś czułem. A mówiąc dokładniej, mogłaby się wywiązać walka, a gapie wtedy są bardzo niepożądani... Trzecia opcja wydała mnie się najskuteczniejsza, ale dekonspirowała mnie...
Po krótkiej chwili zastanowienia zdecydowałem się na ostatnią opcję, jednocześnie uwalniając całą moc, jaką posiadałem. Nie traciłem czasu i energii na wytwarzanie wokół siebie jakiejkolwiek poświaty, po prostu emanowałem mocą. Było jej prawie dwa razy tyle ile miał Saiyanin, więc powinien na to zareagować. A, że nadal trąciło ode mnie energią Braski powinno tylko wzmocnić efekt.
OOC:
Regeneracja 10% HP i KI
Re: Ulice
Pon Lip 14, 2014 11:50 pm
Z zadumy wyrwał go nagły wybuch Ki nieopodal, niby nic wielkiego ale odruch zadziałał. Natychmiast wylądował, lekko ugiął kolana przygotowując się do walki. Rozpoznał już właściciela Ki, czyli to z nim przed chwilą walczyła Vivien.
- Jak nie urok to sraczka – odpowiedział rozpoznawszy przybysza.
Jeszcze tylko jego tutaj brakowało – pomyślał. Od razu powędrował umysłem w poszukiwaniu Ki Vixen ale nigdzie nie czuł. Już podejrzewał czerwonowłosego o jakiś paskudny numer. Doskonale zapamięta do końca życia krzywdy wyrządzone przez Braskę, a i Vixen dwa dni temu również sobie nagrabiła. Nigdzie nie czuł jej Ki i na szczęście Hikaru był z June oraz April, więc dziewczyny były bezpieczne. Niemniej saiyan nie należał do tych, co pchają się do bitki ale nie był zadowolony z towarzystwa o czym świadczyła zjeżona sierść na ogonie. Mimo wszystko kilka srebrzystych iskier przebiegło po ciele Kuro. To był tylko luźny komunikat „nie wkładaj rąsi, bo Cię ukąsi”. Od ostatnich dwóch lat sporo przybyło mu siły i nawet mógłby spokojnie pokonać Braskę. Niech no tylko demon da mu porządny pretekst.
No i czego ten Ziemianin mógł od niego chcieć, przecież nic nie robił, spacerował sobie – w Saiyańskim pojęciu tego słowa. Niby dostrzegł jak otacza ich tłumek gapiów ale nie rozumiał powodów. Uczeń Braski wyglądał trochę na sponiewieranego ale po pojedynku to norma. W duchu odetchnął z ulgą, że Haczi nic się nie stało.
- A Ty co nastopny w kolejce? Już wczoraj Vixen ubzdurała sobie, że jestem jej ojcem, co mi omal związku nie rozwaliło. Czego Ty ode mnie chcesz? Pis end Love do jasnej cholery.
Fakt, powitanie miłe nie było ale i wszystko to, czego doświadczył od Braski także. Energia Foxa, której cząstkę w sobie posiadał sprawiała chyba że przyciągał demony i to w nadmiernych ilościach.
OOC: Jutro oblicze PL
- Jak nie urok to sraczka – odpowiedział rozpoznawszy przybysza.
Jeszcze tylko jego tutaj brakowało – pomyślał. Od razu powędrował umysłem w poszukiwaniu Ki Vixen ale nigdzie nie czuł. Już podejrzewał czerwonowłosego o jakiś paskudny numer. Doskonale zapamięta do końca życia krzywdy wyrządzone przez Braskę, a i Vixen dwa dni temu również sobie nagrabiła. Nigdzie nie czuł jej Ki i na szczęście Hikaru był z June oraz April, więc dziewczyny były bezpieczne. Niemniej saiyan nie należał do tych, co pchają się do bitki ale nie był zadowolony z towarzystwa o czym świadczyła zjeżona sierść na ogonie. Mimo wszystko kilka srebrzystych iskier przebiegło po ciele Kuro. To był tylko luźny komunikat „nie wkładaj rąsi, bo Cię ukąsi”. Od ostatnich dwóch lat sporo przybyło mu siły i nawet mógłby spokojnie pokonać Braskę. Niech no tylko demon da mu porządny pretekst.
No i czego ten Ziemianin mógł od niego chcieć, przecież nic nie robił, spacerował sobie – w Saiyańskim pojęciu tego słowa. Niby dostrzegł jak otacza ich tłumek gapiów ale nie rozumiał powodów. Uczeń Braski wyglądał trochę na sponiewieranego ale po pojedynku to norma. W duchu odetchnął z ulgą, że Haczi nic się nie stało.
- A Ty co nastopny w kolejce? Już wczoraj Vixen ubzdurała sobie, że jestem jej ojcem, co mi omal związku nie rozwaliło. Czego Ty ode mnie chcesz? Pis end Love do jasnej cholery.
Fakt, powitanie miłe nie było ale i wszystko to, czego doświadczył od Braski także. Energia Foxa, której cząstkę w sobie posiadał sprawiała chyba że przyciągał demony i to w nadmiernych ilościach.
OOC: Jutro oblicze PL
Re: Ulice
Wto Lip 15, 2014 1:14 am
Miałem dobre przeczucia z tym sposobem zwrócenia na siebie uwagi, aż za dobre, bo podziałało natychmiastowo. Jak się spodziewałem, Saiyanin nie wyglądał na nijak zadowolonego z mojego widoku. Starałem się zachować beznamiętny wyraz twarzy, wpełzł jednak na nią cień żalu do samego siebie. Szczerze żałowałem tego co wydarzyło się dwa lata wcześniej, gdybym miał pojęcie jak to się skończy, to nie wyściubiałbym nosa spod wulkanu. Miałem świadomość, że bycie uczniem Władcy Demonów nie przysporzy mi przyjaciół, ale... Nie chciałem się z tym godzić bez walki. Zawsze starałem się odpłacać za wyrządzane krzywdy, by chociaż nikt nie mógł mi niczego wytknąć, że czego to ja niby w przeszłości złego nie zrobiłem. Ale chwila... Co on powiedział o Vixen?
Nie ważne jak chciałem, to nie mogłem ukryć zdumienia.
-"Co takiego? Co Vixen tam robiła? Że niby Kuro jest jej ojcem? A to to jakim psia krew cudem? Co jej ten przeklęty Demon nagadał?"
Kiedyś, jakoś z miesiąc przed moim pobytem na Makyo, Demonica wyznała mi, że Braska nie jest jej prawdziwym ojcem, ale wychowywał ją i tak go traktowała. Kto jest biologicznym ojcem się nie dowiedziałem od niej... Z pewnych powodów, już mniejsza jakich. Ale co to miało wszystko znaczyć? To część planu dawnego rywala Braski? Ale co chciał tym osiągnąć? Musiałem te pytania zostawić na później, bo wtedy co innego stanowiło priorytet.
-Spokojnie, chciałem tylko pogadać. Nie mam wrogich zamiarów, a nawet gdybym miał, to bez problemu byś mnie pokonał - zacząłem, jak mnie się zdawało, w dobry sposób, niejako budując sobie alibi.
-Wiem, że darzysz mojego Mistrza wszystkim innym, niż sympatią i rozumiem to, masz do tego prawo, zasłużył sobie. Ale ja nie chce należeć do tego kręgu nienawiści. Tak, wiem jak to brzmi. Rozumiem, że nie masz powodów żeby mi wierzyć i ufać. Ale... Przepraszam... Szczerze żałuje tego co się wydarzyło, nie miałem intencji narażać się komukolwiek... Nawet jeśli moje zachowanie wskazywało na coś innego. Wiem, to tylko puste słowa, a nie chce, żeby nimi były, dlatego... Jeśli będziesz... Będziecie z April potrzebować pomocy w czymkolwiek, nawet najbardziej błahej sprawie, możecie na mnie liczyć. Nie chce robić sobie wrogów, nie w taki sposób. To jak będzie?
Nieco niepewnie wyciągnąłem dłoń, na znak zgody.
Nie liczyłem na to, że Kuro tak łatwo da się przekonać. W końcu swoje z Braską przeszedł... Nie maskowałem energii, tak że czarnowłosy mógł z niej czytać jak z otwartej księgi, to też powinno stanowić dowód na to, że nie kłamię, wszak po energii dało się poznać intencję drugiej osoby.
OOC:
Regeneracja 10%
Nie ważne jak chciałem, to nie mogłem ukryć zdumienia.
-"Co takiego? Co Vixen tam robiła? Że niby Kuro jest jej ojcem? A to to jakim psia krew cudem? Co jej ten przeklęty Demon nagadał?"
Kiedyś, jakoś z miesiąc przed moim pobytem na Makyo, Demonica wyznała mi, że Braska nie jest jej prawdziwym ojcem, ale wychowywał ją i tak go traktowała. Kto jest biologicznym ojcem się nie dowiedziałem od niej... Z pewnych powodów, już mniejsza jakich. Ale co to miało wszystko znaczyć? To część planu dawnego rywala Braski? Ale co chciał tym osiągnąć? Musiałem te pytania zostawić na później, bo wtedy co innego stanowiło priorytet.
-Spokojnie, chciałem tylko pogadać. Nie mam wrogich zamiarów, a nawet gdybym miał, to bez problemu byś mnie pokonał - zacząłem, jak mnie się zdawało, w dobry sposób, niejako budując sobie alibi.
-Wiem, że darzysz mojego Mistrza wszystkim innym, niż sympatią i rozumiem to, masz do tego prawo, zasłużył sobie. Ale ja nie chce należeć do tego kręgu nienawiści. Tak, wiem jak to brzmi. Rozumiem, że nie masz powodów żeby mi wierzyć i ufać. Ale... Przepraszam... Szczerze żałuje tego co się wydarzyło, nie miałem intencji narażać się komukolwiek... Nawet jeśli moje zachowanie wskazywało na coś innego. Wiem, to tylko puste słowa, a nie chce, żeby nimi były, dlatego... Jeśli będziesz... Będziecie z April potrzebować pomocy w czymkolwiek, nawet najbardziej błahej sprawie, możecie na mnie liczyć. Nie chce robić sobie wrogów, nie w taki sposób. To jak będzie?
Nieco niepewnie wyciągnąłem dłoń, na znak zgody.
Nie liczyłem na to, że Kuro tak łatwo da się przekonać. W końcu swoje z Braską przeszedł... Nie maskowałem energii, tak że czarnowłosy mógł z niej czytać jak z otwartej księgi, to też powinno stanowić dowód na to, że nie kłamię, wszak po energii dało się poznać intencję drugiej osoby.
OOC:
Regeneracja 10%
Re: Ulice
Sro Lip 16, 2014 8:53 pm
Kuro słuchał spokojnie, co przybysz miał do powiedzenia. Nie dało się zaprzeczyć, że chłopak gadał z sensem. Braska i Hikaru darli ze sobą koty od setek lat i ich konflikt przeniósł się na uczniów. Zasadniczo głównym winowajcom jest Braska, który jako pierwszy zaczął porywać uczniów szkoły światła. No ale nie ma się co rozmieniać na drobne, z energii dało się wyczuć, że Chepri mówi poważnie i szczerze. Może jednak warto by było przyjąć wyciągniętą dłoń. Aktualny pobyt na Ziemi obfitował w wiele wydarzeń i trudnych decyzji. June mu wybaczyła, więc teraz przyszedł czas, aby i on wybaczył. Po chwili wahania uścisnął wyciągniętą rękę Ziemianina.
- Masz racje, powinniśmy być mądrzejsi od swoich mistrzów. Nigdy nie wiadomo, kto kogo w przyszłości będzie potrzebował. Zgoda, tak na dobry początek.
Spokojnie przyznał ziemianinowi rację, bez poczucia uszczerbku na własnej godności. Co z tego wyniknie to się zobaczy, czy cząstka zaufania, jaką nieco naiwny Kuro obdarzył nie zwróci się przeciw niemu. Z drugiej strony, co mu szkodzi. Na początku i tak będzie miał się na baczności. Ostrożności nigdy za wiele, szczególnie jak się miało do czynienia z demonicznymi umiejętnościami Braski. Poziom mocy Saiyana powrócił do stanu wyjściowego i sierść na ogonie również.
- Słuchaj, czy mógłbym mieć prośbę? Nie bardzo znam się na Ziemi, miastach itp. W sumie jestem pierwszy raz w mieście. Szukam jakiegoś jubilera, czy coś takiego macie na Ziemi? Mam nadzieję, że przyjmują tu Saiyańską walutę.
Kuro nie miał się kogo poradzić, wiec lepszy Chepri niż nikt, Saiyan i tak miał mizerne pojęcie o tej planecie. Dziwny początek znajomości ale z drugiej strony lepiej tak, niż miałaby zapanować niezręczna cisza. Kuro oderwał stopy od podłoża i zaczął powoli wzbijać się w powietrze.
- Masz racje, powinniśmy być mądrzejsi od swoich mistrzów. Nigdy nie wiadomo, kto kogo w przyszłości będzie potrzebował. Zgoda, tak na dobry początek.
Spokojnie przyznał ziemianinowi rację, bez poczucia uszczerbku na własnej godności. Co z tego wyniknie to się zobaczy, czy cząstka zaufania, jaką nieco naiwny Kuro obdarzył nie zwróci się przeciw niemu. Z drugiej strony, co mu szkodzi. Na początku i tak będzie miał się na baczności. Ostrożności nigdy za wiele, szczególnie jak się miało do czynienia z demonicznymi umiejętnościami Braski. Poziom mocy Saiyana powrócił do stanu wyjściowego i sierść na ogonie również.
- Słuchaj, czy mógłbym mieć prośbę? Nie bardzo znam się na Ziemi, miastach itp. W sumie jestem pierwszy raz w mieście. Szukam jakiegoś jubilera, czy coś takiego macie na Ziemi? Mam nadzieję, że przyjmują tu Saiyańską walutę.
Kuro nie miał się kogo poradzić, wiec lepszy Chepri niż nikt, Saiyan i tak miał mizerne pojęcie o tej planecie. Dziwny początek znajomości ale z drugiej strony lepiej tak, niż miałaby zapanować niezręczna cisza. Kuro oderwał stopy od podłoża i zaczął powoli wzbijać się w powietrze.
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach