Punkt informacyjny
+15
Tarrip
Red
Rota
Joker
Minato
Atarashii Ame
Kanade
April
Vita Ora
Keruru
Raziel
Ósemka
Colinuś
NPC.
NPC
19 posters
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Punkt informacyjny
Sro Maj 30, 2012 12:28 am
First topic message reminder :
Nazywany też recepcją przez odwiedzający. W związku z masą odwiedzających i petentów wprowadzony został system numerków, w celu usprawnienia dokonywania zapytać przy jednym z wielu stoisk. Nad zachowaniem spokoju czuwają służby porządkowe.
Nazywany też recepcją przez odwiedzający. W związku z masą odwiedzających i petentów wprowadzony został system numerków, w celu usprawnienia dokonywania zapytać przy jednym z wielu stoisk. Nad zachowaniem spokoju czuwają służby porządkowe.
Re: Punkt informacyjny
Sob Paź 25, 2014 10:07 pm
Recepcjonista już bez słowa przyjął formularze, choć jego oczy ciskały gromy w stronę obu świeżo upieczonych kadetek. Chcąc uniknąć kolejnej konfrontacji i wymiany zdań zajął się czytaniem papierków, odwracając się plecami do korytarza.
Tymczasem, parę kroków dalej rozgrywała się inna scenka.
Ciemne, wyraziste oczy wpatrywały się w halfkę niechętnie, jakby z cieniem niedowierzania. To dla tej @#%^&… To dla tej dziewczyny z plebsu syn wodza stracił zainteresowanie nią… Nią, która na zawołanie mogła mieć każdego z wioski, ba, każdego wysoko postawionego z wojska zbić z nóg swoją urodą. Wolał przybłędę niż czystej krwi jedynaczkę najbogatszego Saiyana z okolicy.
Pożałuje tego.
- Powściągnij języka wywłoko. Nie masz prawa się tak do mnie odzywać, ani pozycji, więc zamknij mordę, bo wybiję Ci te ząbki jak perełki i zrobię sobie z nich naszyjnik. - prychnęła Zora, uśmiechając się słodko, lecz oczy miała zwężone w szparki.
Popukała się w zamyśleniu w brodę, mierząc April ponownie pogardliwym spojrzeniem. Wyraźnie oceniała wzrokiem wdzięki dziewczyny i porównując je do swoich, czuła się pewniej. Zła iskierka błysnęła w jej oczach. Na jej słowa uniosła tylko brwi, jakby słyszała bezsensowną paplaninę małego dziecka. Zaśmiała się cicho z rozbawienia.
– Nie mam zamiaru odpuszczać, zobaczymy kto o kim niedługo nie będzie pamiętał. Nie mam w zwyczaju się mylić, mężczyźni mają krótką pamięć, ale czasem wystarczy ją pobudzić… - wyszczerzyła się trochę drapieżnie. – Nie wygląda na to, biedactwo, byś ty miała to coś by potem o sobie przypomnieć… Mam na myśli charakter. Tak tanimi odzywkami raczyć możesz swoją siostrę i pozostałych kadetów… Ja niedawno awansowałam, więc radzę uważać. – przyjrzała się swoim pomalowanym na czarno paznokciom z bliska.
Nie odwróciła głowy w kierunku Kaede, gdy ta podeszła bliżej, jakby byłoby to poniżej jej godności. Na jedną wzmiankę podniosła nieco zaskoczone spojrzenie i przyjrzała się dziewczynom uważnie.
- ”Moje mięcho”? – zaśmiała się, ocierając teatralnie łzy z powiek. – Nie wiedziałam April, że masz obstawę… Nie, nie martw się biedactwo. Ona jest moja. – ostatnie słowa skierowała do Bogini, zabarwiając głos nutą groźby i wciąż chichocząc Zora odeszła.
OOC
To by było na tyle… Widzimy się na sali.
Tymczasem, parę kroków dalej rozgrywała się inna scenka.
Ciemne, wyraziste oczy wpatrywały się w halfkę niechętnie, jakby z cieniem niedowierzania. To dla tej @#%^&… To dla tej dziewczyny z plebsu syn wodza stracił zainteresowanie nią… Nią, która na zawołanie mogła mieć każdego z wioski, ba, każdego wysoko postawionego z wojska zbić z nóg swoją urodą. Wolał przybłędę niż czystej krwi jedynaczkę najbogatszego Saiyana z okolicy.
Pożałuje tego.
- Powściągnij języka wywłoko. Nie masz prawa się tak do mnie odzywać, ani pozycji, więc zamknij mordę, bo wybiję Ci te ząbki jak perełki i zrobię sobie z nich naszyjnik. - prychnęła Zora, uśmiechając się słodko, lecz oczy miała zwężone w szparki.
Popukała się w zamyśleniu w brodę, mierząc April ponownie pogardliwym spojrzeniem. Wyraźnie oceniała wzrokiem wdzięki dziewczyny i porównując je do swoich, czuła się pewniej. Zła iskierka błysnęła w jej oczach. Na jej słowa uniosła tylko brwi, jakby słyszała bezsensowną paplaninę małego dziecka. Zaśmiała się cicho z rozbawienia.
– Nie mam zamiaru odpuszczać, zobaczymy kto o kim niedługo nie będzie pamiętał. Nie mam w zwyczaju się mylić, mężczyźni mają krótką pamięć, ale czasem wystarczy ją pobudzić… - wyszczerzyła się trochę drapieżnie. – Nie wygląda na to, biedactwo, byś ty miała to coś by potem o sobie przypomnieć… Mam na myśli charakter. Tak tanimi odzywkami raczyć możesz swoją siostrę i pozostałych kadetów… Ja niedawno awansowałam, więc radzę uważać. – przyjrzała się swoim pomalowanym na czarno paznokciom z bliska.
Nie odwróciła głowy w kierunku Kaede, gdy ta podeszła bliżej, jakby byłoby to poniżej jej godności. Na jedną wzmiankę podniosła nieco zaskoczone spojrzenie i przyjrzała się dziewczynom uważnie.
- ”Moje mięcho”? – zaśmiała się, ocierając teatralnie łzy z powiek. – Nie wiedziałam April, że masz obstawę… Nie, nie martw się biedactwo. Ona jest moja. – ostatnie słowa skierowała do Bogini, zabarwiając głos nutą groźby i wciąż chichocząc Zora odeszła.
OOC
To by było na tyle… Widzimy się na sali.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Punkt informacyjny
Pon Paź 27, 2014 1:05 pm
- Kaede, spokojnie, musisz zachowywać się naturalnie, bo ktoś pozna, że coś jest nie tak, trzymaj się mnie, nie oddalaj się, a jeżeli zostaniemy zmuszone to szukaj mojej energii. Ze mną wszystko będzie dobrze. – przekazała w myślach bogince, która o dziwo radziła sobie całkiem nieźle. Niespodziewana się, że drzemie w niej druga twarz, ale to dobrze dla nich. Ona świetnie sobie radzi i póki co są nie do rozszyfrowania, co musi utrzymywać się dłużej. – Jesteś genialna, tak trzymaj.
Dodała, po czym doszły do niej słowa Zory. Pusta, tępa idiotka. Tak zazwyczaj ją mianowała, wiedziała, że jest od niej dużo słabsza. Na Vegecie wbrew pozorom mało osób jest na stadium drugiego poziomu i to szybciej ona zrobiłaby sobie perły z jej zębów. Chociaż nie, nie należały do najbielszych. Zawsze miała wysokie ego, myślała, że mężczyźni lecą na nią ze względu na urodę, ale ona nie raz słyszała. Chodziło im o poprawę pozycji i majątek, a ona widocznie była tak głupia, że tego nie dostrzegała, ale to jej problem. Za to April mogła nieskromnie o sobie powiedzieć, że jest ładna. Pamiętała jeszcze w akademii te zaczepki i wiedziała, że nie ma to nic wspólnego z pozycją, chociaż jej ojciec nie należał do najniższych, to ją już tak klasyfikowali. Nie reagowała na jej głupie zaczepki, wiedziała, że Kuro już nic do niej nie czuje i kocha ją za charakter. Za jej nieśmiałość, dobroć, waleczność. Przeszli już zbyt wiele, by jakaś głupia małpa im to zniszczyła i tak myślała. Nie dopuszczała do siebie innej myśli, bo kochała Kuro i mu ufała. Zaufanie przede wszystkim.
- Nie przejmuj się nią, to idiotka, ma o sobie zbyt wysokie mniemanie. Nienawidzi mnie, bo była kiedyś z Kuro, jest wysoko postawiona, a on jednak wybrał mnie. Kogoś z marginesu społecznego i to strasznie ją boli, że nie miała na to wpływu, że jego decyzja była wbrew tego co chciała. – skwitowała patrząc tylko jak odchodzi. Gdyby mogła wyrwałaby jej te czarne, zaniedbane kłaki. Starała się nie nienawidzić tylko kochać, ale ten osobnik jakoś strasznie działał jej na nerwy. – Wybacz za moją postawę, ale ona wyjątkowo mnie irytuje, jak kiedyś jej przywalę nie zmieniaj o mnie zdania, po prostu... należy jej się kopniak od życia, którego ja muszę wymierzyć.
Wyszeptała w stronę boginki puszczając oczko. Nie lubiła krzywdzić innych i wykorzystywać swojej siły, ale Zora aż się o to prosiła i musi to zrobić przy najbliższej okazji, aby raz na zawsze się odczepiła. I nie myślała jak to wielka ona nie jest. Ah. Ta kobieca zazdrość, jest strasznie silna i może podnosić góry, ale i nie tylko, w sumie może robić gorsze rzeczy, o których lepiej nie wspominać.
- Szybko, musimy iść na dziedziniec! – krzyknęła łapiąc za rękę przyjaciółkę i obdarowując ją czułym uśmiechem. Można stwierdzić, że matczynym; pełnym troski, zmartwień ale i radości. Obawiała się o Kaede, czy na pewno nic jej się nie stanie, gdyby odkryli, że to inna rasa byłaby tragedia, ale mimo wszystko starałaby się ją wyciągnąć z tego. W końcu to ona ją w to wpakowała. Obie razem z impetem wybiegły na dziedziniec. -Zaraz ktoś nas pogoni, albo się przyczepi, że już na samym początku się nie słuchamy, co tutaj nie jest wskazane, dlatego tak szybko pobiegłam. Pamiętaj, trzymaj się mnie.
2x zt do Placu przed akademią, Kaede pisz już tam jako pierwsza.
Dodała, po czym doszły do niej słowa Zory. Pusta, tępa idiotka. Tak zazwyczaj ją mianowała, wiedziała, że jest od niej dużo słabsza. Na Vegecie wbrew pozorom mało osób jest na stadium drugiego poziomu i to szybciej ona zrobiłaby sobie perły z jej zębów. Chociaż nie, nie należały do najbielszych. Zawsze miała wysokie ego, myślała, że mężczyźni lecą na nią ze względu na urodę, ale ona nie raz słyszała. Chodziło im o poprawę pozycji i majątek, a ona widocznie była tak głupia, że tego nie dostrzegała, ale to jej problem. Za to April mogła nieskromnie o sobie powiedzieć, że jest ładna. Pamiętała jeszcze w akademii te zaczepki i wiedziała, że nie ma to nic wspólnego z pozycją, chociaż jej ojciec nie należał do najniższych, to ją już tak klasyfikowali. Nie reagowała na jej głupie zaczepki, wiedziała, że Kuro już nic do niej nie czuje i kocha ją za charakter. Za jej nieśmiałość, dobroć, waleczność. Przeszli już zbyt wiele, by jakaś głupia małpa im to zniszczyła i tak myślała. Nie dopuszczała do siebie innej myśli, bo kochała Kuro i mu ufała. Zaufanie przede wszystkim.
- Nie przejmuj się nią, to idiotka, ma o sobie zbyt wysokie mniemanie. Nienawidzi mnie, bo była kiedyś z Kuro, jest wysoko postawiona, a on jednak wybrał mnie. Kogoś z marginesu społecznego i to strasznie ją boli, że nie miała na to wpływu, że jego decyzja była wbrew tego co chciała. – skwitowała patrząc tylko jak odchodzi. Gdyby mogła wyrwałaby jej te czarne, zaniedbane kłaki. Starała się nie nienawidzić tylko kochać, ale ten osobnik jakoś strasznie działał jej na nerwy. – Wybacz za moją postawę, ale ona wyjątkowo mnie irytuje, jak kiedyś jej przywalę nie zmieniaj o mnie zdania, po prostu... należy jej się kopniak od życia, którego ja muszę wymierzyć.
Wyszeptała w stronę boginki puszczając oczko. Nie lubiła krzywdzić innych i wykorzystywać swojej siły, ale Zora aż się o to prosiła i musi to zrobić przy najbliższej okazji, aby raz na zawsze się odczepiła. I nie myślała jak to wielka ona nie jest. Ah. Ta kobieca zazdrość, jest strasznie silna i może podnosić góry, ale i nie tylko, w sumie może robić gorsze rzeczy, o których lepiej nie wspominać.
- Szybko, musimy iść na dziedziniec! – krzyknęła łapiąc za rękę przyjaciółkę i obdarowując ją czułym uśmiechem. Można stwierdzić, że matczynym; pełnym troski, zmartwień ale i radości. Obawiała się o Kaede, czy na pewno nic jej się nie stanie, gdyby odkryli, że to inna rasa byłaby tragedia, ale mimo wszystko starałaby się ją wyciągnąć z tego. W końcu to ona ją w to wpakowała. Obie razem z impetem wybiegły na dziedziniec. -Zaraz ktoś nas pogoni, albo się przyczepi, że już na samym początku się nie słuchamy, co tutaj nie jest wskazane, dlatego tak szybko pobiegłam. Pamiętaj, trzymaj się mnie.
2x zt do Placu przed akademią, Kaede pisz już tam jako pierwsza.
Re: Punkt informacyjny
Sro Kwi 01, 2015 10:09 pm
Po powrocie na Vegecie musiała odnaleźć się w nowej rzeczywistości, ponieważ minęło kilka lat. Parę rzeczy się zmieniło, a niektóre pozostały bez zmian. Wiedziała jedno. Jeżeli ma od czegoś zacząć to od punktu informacyjnego. W końcu dopiero co zakończyła szkolenie związane z mechaniką i sprzętem na obcej planecie, ale przed nią teoretycznie stała jeszcze szkoła związana z walką, umiejętnościami fizycznymi i takimi tam typowymi pod wykształcenie agresywnej wielkiej małpy. Dawno, dawno temu podchodziła do tego bardzo sceptycznie, z dystansem, niechęcią, ale po paru latach poza Vegetą oraz po zmodyfikowaniu własnego ciała jej podejście uległo zmianie. Czuła w sobie ten niesamowity wewnętrzny spokój podobny do tego, gdy siedząc przed wielkim hangarem nad wielką maszyną, grzebiąc tam kluczem czuła rześkie powietrze niesione lekkim wiatrem. Do tego przelatujące nad jej głową ptaki, które radośnie ćwierkały i pobudzały kreatywne zmysły. Grzebiąc tak na oazie spokoju czuła się wyluzowana. Właśnie tak teraz było.
Pierwszy raz wstępując do akademii czuła strach, przerażenie i zawsze się miotała wychodząc na kolejne treningi. Widmo następnych sparingów powodował u niej odruch wymiotny, momentami paraliż całego ciała. Dopiero po kilku minutach mogła się swobodnie poruszać, ale strach sprawiał, że jej nogi były jak z waty i lekkie zderzenie się z przechodzącym sayanem powodowało upadek. W trakcie walki trochę to mijało, zapominała, ale też ból fizyczny zastępował trochę ten psychiczny. Naprawdę idealny zamiennik i prawdę mówiąc wolała już dostawać bęcki, niż ciągle o tym myśleć. Choć próbowała się wyżyć to i tak nie była w stanie. Była zbyt słaba na mocny cios albo zbyt wolna, żeby w ogóle trafić.
Teraz było całkowicie inaczej. Częściowo stalowe ciało było odporniejsze. Polimerowe mięśnie nie mogły boleć, a dzięki temu będzie wyglądała na twardszą. Była pewna i czuła to, że będzie teraz lepiej. Z dużą pewnością i tanecznym krokiem zjawiła się w recepcji, zasalutowała i przedstawiła się.
- Atarashii Ame. Byłam na szkoleniu na obcej planecie, gdzie przeszłam trening związany z mechaniką, maszynami i zabezpieczeniami. Na razie jestem wciąż rekrutem i chcę kontynuować ścieżkę, aby dalej awansować.
Streściła swoją sytuację najlepiej jak potrafiła. Pragnęła rozpocząć wszystko jak najszybciej i otrzymać pierwsze zadania, a później w wolnej chwili zjawić się w domu, żeby opowiedzieć trochę o pobycie na innej planecie, o ponownym rozpoczęciu treningu. Czuła, że zadowoli to jej ojca, a matkę nieco zaskoczy. Pewnie zdziwi ich też wygląd córki, która się nie zmieniła od czasu wyruszenia na wyprawę. Atuty bycia androidem były niesamowite. Szczególnie możliwość zachowania wiecznej młodości, a była osobą, ktora pragnęła pozostać jak najdłużej młodą. Nie tylko oczywiście z wyglądu, ale również duchem. Nie mniej jej zewnętrzny stan to ułatwiał. Również w miarę stawania się coraz silniejszą będzie innych zaskakiwać. Każdy nowy osobnik ją może zlekceważyć po wyglądzie, a za parę lat, a może nawet miesięcy będzie znacznie potężniejsza niż w chwili obecnej.
Tak bardzo chciała otrzymać już przydział, kwaterę oraz scouter. Nie wiedziała nawet ile ma teraz mocy. Jakoś na tamtej planecie nikt nie miał scoutera. Baza była uznana za bezpieczną. Jedynie strażnicy je posiadali, ale Ame często zaskakiwała innych swoim pojawieniem się, ponieważ miała teraz kocie ruchy, a w dodatku scoutery nie pokazywały jej, które owi sayanie mieli.
Pierwszy raz wstępując do akademii czuła strach, przerażenie i zawsze się miotała wychodząc na kolejne treningi. Widmo następnych sparingów powodował u niej odruch wymiotny, momentami paraliż całego ciała. Dopiero po kilku minutach mogła się swobodnie poruszać, ale strach sprawiał, że jej nogi były jak z waty i lekkie zderzenie się z przechodzącym sayanem powodowało upadek. W trakcie walki trochę to mijało, zapominała, ale też ból fizyczny zastępował trochę ten psychiczny. Naprawdę idealny zamiennik i prawdę mówiąc wolała już dostawać bęcki, niż ciągle o tym myśleć. Choć próbowała się wyżyć to i tak nie była w stanie. Była zbyt słaba na mocny cios albo zbyt wolna, żeby w ogóle trafić.
Teraz było całkowicie inaczej. Częściowo stalowe ciało było odporniejsze. Polimerowe mięśnie nie mogły boleć, a dzięki temu będzie wyglądała na twardszą. Była pewna i czuła to, że będzie teraz lepiej. Z dużą pewnością i tanecznym krokiem zjawiła się w recepcji, zasalutowała i przedstawiła się.
- Atarashii Ame. Byłam na szkoleniu na obcej planecie, gdzie przeszłam trening związany z mechaniką, maszynami i zabezpieczeniami. Na razie jestem wciąż rekrutem i chcę kontynuować ścieżkę, aby dalej awansować.
Streściła swoją sytuację najlepiej jak potrafiła. Pragnęła rozpocząć wszystko jak najszybciej i otrzymać pierwsze zadania, a później w wolnej chwili zjawić się w domu, żeby opowiedzieć trochę o pobycie na innej planecie, o ponownym rozpoczęciu treningu. Czuła, że zadowoli to jej ojca, a matkę nieco zaskoczy. Pewnie zdziwi ich też wygląd córki, która się nie zmieniła od czasu wyruszenia na wyprawę. Atuty bycia androidem były niesamowite. Szczególnie możliwość zachowania wiecznej młodości, a była osobą, ktora pragnęła pozostać jak najdłużej młodą. Nie tylko oczywiście z wyglądu, ale również duchem. Nie mniej jej zewnętrzny stan to ułatwiał. Również w miarę stawania się coraz silniejszą będzie innych zaskakiwać. Każdy nowy osobnik ją może zlekceważyć po wyglądzie, a za parę lat, a może nawet miesięcy będzie znacznie potężniejsza niż w chwili obecnej.
Tak bardzo chciała otrzymać już przydział, kwaterę oraz scouter. Nie wiedziała nawet ile ma teraz mocy. Jakoś na tamtej planecie nikt nie miał scoutera. Baza była uznana za bezpieczną. Jedynie strażnicy je posiadali, ale Ame często zaskakiwała innych swoim pojawieniem się, ponieważ miała teraz kocie ruchy, a w dodatku scoutery nie pokazywały jej, które owi sayanie mieli.
Re: Punkt informacyjny
Pią Kwi 03, 2015 11:01 pm
Recepcjonistka od dobrej chwili wklepywała dane do komputera. Pokiwała głową, popatrzyła na ekran, to znów na Ame, to ponownie utkwiła wzrok w monitorze. Przed dziewczyną wylądował mały i gruby na dwa palce bloczek oraz długopis.
- Sporo danych, ale częściowo nieaktualnych. Będziesz musiała wszystko uzupełnić ręcznie. – dziewczyna uśmiechnęła się przepraszająco. – Uzupełnij te formularze, w wolnej chwili wprowadzę Twoje dane. Tu masz kod do kwatery i mapkę Akademii, zaznaczyłam tam Twój pokój. Zajmij się najpierw papierami, potem musisz pójść zgłosić się po sprzęt do Zbrojowni i zameldować na Sali Treningowej. Powodzenia.
Re: Punkt informacyjny
Pon Kwi 06, 2015 1:11 pm
Nigdy nie spodziewała się, że spotka się z tak przyjemną obsługą w recepcji obszaru wojskowego Vegety, gdzie wokół czuć pot i krew zmęczonych od walk sayan i sayanek, którzy ciągle każdego dnia dają z siebie wszystko, aby awansować w drabince kariery i stać się kiedyś elitą.
Zjawiła się tu, aby również dołączyć do tej całej hołoty i również dążyć tą samą drogą co oni, ale jej wewnętrzny plan zakładał zupełnie co innego niż wielkich śmierdzących małp, których szczerze nienawidziła poza jedyną osobą, którą była jej siostra. Kroczyć taką ścieżką to będzie prawdziwe wyzwanie, pełne trudów, ale już się więcej nie cofnie. Stoi własnie przed całkiem śliczną panią za biurkiem do której z pewnością często zaglądają mężczyźni czujący potrzebę napatrzenia się na miły dla oka obiekt. Tak. Brzmiało to przedmiotowo, ale sayanie tak traktowali wszystko. Nie tylko płeć piękną, ale również inne rasy. Chociaż co do płci pięknej Ame też miała pewne wątpliwości. Wiele sayanek, które często zmieniały formę w wielkie gorylice miały potem okropne ciemne włosy na całym ciele i wyglądały jak potwory z jaskiń. Za to pani recepcjonistka z tym świetlistym kolorem włosów odróżniała się wyjątkowo od reszty. Być może była halfką, a może to tylko pelny poziom super wojownika. Na jej miejscu Ame by tak zrobiła. Całkiem wygodne, bo w obliczu nachalnego przetrenowanego cuchnącego mężczyzny mogła zawsze mu sprawnie wpierd***ć, lekko ujmując. Między innymi stawiła się tu Ame. Potrzebowała treningu fizycznego, gdzie pozna obecne możliwości sayan, gdzie dopasuje swoją technologię i ciało. Będzie nie tylko awansować w tej durnej hierarchii, ale również dopracowywać swoje mechanizmy do poziomu przekraczającego wszelkie wyobrażenie. Czuła, że teraz będzie zupełnie inaczej niż kiedyś. Pobyt na obcej planecie przez parę lat i modyfikacja ciala sprawiły, że była bardzo spokojna i wyluzowana. Nie miała już w głowie ciemiężenia, wiecznie zbolałych i posiniaczonych mięśni. Umięśnionych i napakowanych sparingpartnerów lejących ją po całym ciele, a bardziej siedziało w jej umyśle to uczucie lekkiego powiewu wiatru oraz zapachu tych dziwnych kwiatów idącego z pól wprost do jej nozdrzy, gdzie siedziała tuż przed magazynem i grzebała sobie w tych osmarowanych olejem maszynach i urządzeniach. Taki czynności jak naprawy lub konstruowanie uspakajały ją równie dobrze co przyjemne zapachy, słońce i lekki wietrzyk. To wszystko było niczym wobec siły deszczu. To właśnie on sprawiał jej najwięcej przyjemności ze wszystkiego. Zdarzało się często naprawiać różne maszyny badawcze w terenie, a planeta na której była miała wyjątkowy klimat, gdzie bardzo często padał deszcz. Małe kontynenty, a pomiędzy nimi wielkie oceany i morza. Dzięki temu mogłą nacieszyć swoją duszę przyjemnym i oczyszczającym deszczem. Jej rodzice idealnie trafili z imieniem.
To była jedyna rzecz, która niedawała jej spokoju. Ojciec. W pierwszej myśli chciała dość szybko spotkać się z rodzicami, ale nagle stwierdziła, że widzenie się z rodzicem, który wcześniej dzięki naciskom sprawił, że drobna i nieporadna dziewczynka musiała mierzyć się z agresywnymi i rządnymi krwi oraz siły sayanami. Wpadła na pomysł. Siostra powinna ją w tym wesprzeć i tylko z nią się będzie widywać. Spojrzała na dokumenty i zaczęła powoli wypełniać.
- Imię: Ame. Za bardzo do niego przywykła. Nie chciała przybierać nowego.
- Nazwisko: Atarashii. Po nazwisku jej ojcu będzie trudniej ją namierzyć. Co prawda kolor jej skóry był dość charakterystyczny, ponieważ nie wiele sayanek taki miało, ale już miała na to pewne rozwiązanie. Fryzurę zmieniła, włosy przyciemniła, a co ważniejsze...
- Wiek: 16. Na tyle wyglądała. Normalnie powinna mieć ponad 26 i wyglądać już znacznie poważniej. Niezmieniony wygląd przez tyle, zmieniona fryzura, nieco zmieniony głos powinny sprawić, że jej ojciec nawet jeżeli ją spotka i z nią porozmawia to powinien uznać, że to nie jest jego córka.
Pozostałe dane już uzupełniła na spokojnie, a po tym pozostało udać się do zbrojowni po sprzęt, zanieść rzeczy do kwatery, a potem udać się na salę treningową.
- Proszę. To są dokumenty. Dziękuje. Do widzenia - Podała papiery recepcjonistce i ruszyła po odbiór swoich nowych przedmiotów.
z/t korytarz
Zjawiła się tu, aby również dołączyć do tej całej hołoty i również dążyć tą samą drogą co oni, ale jej wewnętrzny plan zakładał zupełnie co innego niż wielkich śmierdzących małp, których szczerze nienawidziła poza jedyną osobą, którą była jej siostra. Kroczyć taką ścieżką to będzie prawdziwe wyzwanie, pełne trudów, ale już się więcej nie cofnie. Stoi własnie przed całkiem śliczną panią za biurkiem do której z pewnością często zaglądają mężczyźni czujący potrzebę napatrzenia się na miły dla oka obiekt. Tak. Brzmiało to przedmiotowo, ale sayanie tak traktowali wszystko. Nie tylko płeć piękną, ale również inne rasy. Chociaż co do płci pięknej Ame też miała pewne wątpliwości. Wiele sayanek, które często zmieniały formę w wielkie gorylice miały potem okropne ciemne włosy na całym ciele i wyglądały jak potwory z jaskiń. Za to pani recepcjonistka z tym świetlistym kolorem włosów odróżniała się wyjątkowo od reszty. Być może była halfką, a może to tylko pelny poziom super wojownika. Na jej miejscu Ame by tak zrobiła. Całkiem wygodne, bo w obliczu nachalnego przetrenowanego cuchnącego mężczyzny mogła zawsze mu sprawnie wpierd***ć, lekko ujmując. Między innymi stawiła się tu Ame. Potrzebowała treningu fizycznego, gdzie pozna obecne możliwości sayan, gdzie dopasuje swoją technologię i ciało. Będzie nie tylko awansować w tej durnej hierarchii, ale również dopracowywać swoje mechanizmy do poziomu przekraczającego wszelkie wyobrażenie. Czuła, że teraz będzie zupełnie inaczej niż kiedyś. Pobyt na obcej planecie przez parę lat i modyfikacja ciala sprawiły, że była bardzo spokojna i wyluzowana. Nie miała już w głowie ciemiężenia, wiecznie zbolałych i posiniaczonych mięśni. Umięśnionych i napakowanych sparingpartnerów lejących ją po całym ciele, a bardziej siedziało w jej umyśle to uczucie lekkiego powiewu wiatru oraz zapachu tych dziwnych kwiatów idącego z pól wprost do jej nozdrzy, gdzie siedziała tuż przed magazynem i grzebała sobie w tych osmarowanych olejem maszynach i urządzeniach. Taki czynności jak naprawy lub konstruowanie uspakajały ją równie dobrze co przyjemne zapachy, słońce i lekki wietrzyk. To wszystko było niczym wobec siły deszczu. To właśnie on sprawiał jej najwięcej przyjemności ze wszystkiego. Zdarzało się często naprawiać różne maszyny badawcze w terenie, a planeta na której była miała wyjątkowy klimat, gdzie bardzo często padał deszcz. Małe kontynenty, a pomiędzy nimi wielkie oceany i morza. Dzięki temu mogłą nacieszyć swoją duszę przyjemnym i oczyszczającym deszczem. Jej rodzice idealnie trafili z imieniem.
To była jedyna rzecz, która niedawała jej spokoju. Ojciec. W pierwszej myśli chciała dość szybko spotkać się z rodzicami, ale nagle stwierdziła, że widzenie się z rodzicem, który wcześniej dzięki naciskom sprawił, że drobna i nieporadna dziewczynka musiała mierzyć się z agresywnymi i rządnymi krwi oraz siły sayanami. Wpadła na pomysł. Siostra powinna ją w tym wesprzeć i tylko z nią się będzie widywać. Spojrzała na dokumenty i zaczęła powoli wypełniać.
- Imię: Ame. Za bardzo do niego przywykła. Nie chciała przybierać nowego.
- Nazwisko: Atarashii. Po nazwisku jej ojcu będzie trudniej ją namierzyć. Co prawda kolor jej skóry był dość charakterystyczny, ponieważ nie wiele sayanek taki miało, ale już miała na to pewne rozwiązanie. Fryzurę zmieniła, włosy przyciemniła, a co ważniejsze...
- Wiek: 16. Na tyle wyglądała. Normalnie powinna mieć ponad 26 i wyglądać już znacznie poważniej. Niezmieniony wygląd przez tyle, zmieniona fryzura, nieco zmieniony głos powinny sprawić, że jej ojciec nawet jeżeli ją spotka i z nią porozmawia to powinien uznać, że to nie jest jego córka.
Pozostałe dane już uzupełniła na spokojnie, a po tym pozostało udać się do zbrojowni po sprzęt, zanieść rzeczy do kwatery, a potem udać się na salę treningową.
- Proszę. To są dokumenty. Dziękuje. Do widzenia - Podała papiery recepcjonistce i ruszyła po odbiór swoich nowych przedmiotów.
z/t korytarz
- GośćGość
Re: Punkt informacyjny
Czw Lip 09, 2015 11:12 pm
Udało się jej uciec.
Choć kilka razy omal nie zawróciła, udało się wykonać grzecznie zadanie. Prawie. Teraz miała według Astar'a iść do akademii by zacząć swoją karierę jako kadet i walczyć dla Króla tej planety. Zatrzymała się gdzieś na przedmieściach i schowała w ciemny zaułek. Zacisnęła wściekła pięści, uderzyła jedną z nich w ścianę za nią, robiąc w niej lekkie wgniecenie.
___ - Jak to do cholery?! Kso! - krzyknęła. Przecież te istoty, które zabijały naukowców to żołnierze z pałacu Króla! Czy to na jego rozkaz wykonano ten wyrok na nich? I jeszcze po tym wszystkim ma walczyć dla niego?!
Wzięła kilka głębokich wdechów w płuca, po czym już nieco spokojniejsza pomyślała o tym wszystkim jeszcze raz. W prawdzie mówiąc jej wiedza była prawie zerowa. Wiedziała jedynie tyle, że kilku z tych morderców miało ogony, ale to nie znaczy od razu, że pracowali dla Króla. Nie może pochopnie wyciągać wniosków gdy jest w gniewie. Prawda, mieli zbroje i bronie, ale to zapewne dość powszechny tutaj towar na czarnym rynku. Tak czytała w sieci gdy się nie raz nudziła...
No nic. Teraz nie miała wyboru, zgodziła się na to wszystko wraz z chwilą, kiedy uciekła spod laboratorium zamiast zostać przy Astarze. Ciekawe czy on sobie dał tam jakoś radę. A co jeśli go dorwali jak resztę? Z jej winy pewnie zginął, bo ich nie obroniła. Z czasem naukowcy zaczęli być słabsi od Kisy, bo to w końcu tylko uczeni, a nie wojownicy. Powinna była tam zostać i walczyć, tylko co by było potem?
Odsunęła się od ściany i spojrzała na najwyższy budynek jaki tutaj stał. To był Pałac Nowej Vegety. Tam skierowała więc swoje kroki. Wciąż ukrywała o drobinę swoje KI. Jej poziom mocy zatrzymał się jakoś na poziomie dwóch tysięcy PL. Nie sądziła, by pokazywanie więcej było teraz konieczne, niech to zostanie niespodzianką na dobry moment. Wyskakiwanie od razu z całą mocą byłoby nie z klasą.
Pytając się innych saiyanów i halfów, doszła w końcu do Akademii. Ktoś jej powiedział by udała się do Punktu Informacyjnego i za jego wskazówkami trafiła do pewnego holu. O dziwo, było tutaj pusto. Coś się działo, że nie było tutaj tłumów? Jakoś inaczej sobie to wyobrażała. Przełknęła więc ślinę i zrobiła kilka kroków. Słychać było jedynie echem jej ciężkie buty stąpające po posadzce pomieszczenia, doszła do miejsca, które miało być punktem informacyjnym. Miała tutaj podać swoje imię i nazwisko, ale...
___ - O piernik, jak ja mam na nazwisko? - powiedziała do siebie cichutko. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, bo nigdy jej coś takiego nie było potrzebne. Była bezimienna. Oznaczano ją "K2.0" - Dzień dobry, nazywam się Kisa... Dragon. Chcę dołączyć do szeregów. - ALE GŁUPOTA. Palnęła pierwsze co jej przyszło na myśl. Co to za nazwisko? Pewnie zaraz zostanie wyśmiana. Ostrzegano ją też przed tym, że jeden saiyan w tym punkcie jest strasznie nerwowy, gburowaty, oraz, że trzeba bardzo mocno uważać na swoje słowa, bo to się może źle skończyć. A pal licho, najwyżej będzie rozróba.
Choć kilka razy omal nie zawróciła, udało się wykonać grzecznie zadanie. Prawie. Teraz miała według Astar'a iść do akademii by zacząć swoją karierę jako kadet i walczyć dla Króla tej planety. Zatrzymała się gdzieś na przedmieściach i schowała w ciemny zaułek. Zacisnęła wściekła pięści, uderzyła jedną z nich w ścianę za nią, robiąc w niej lekkie wgniecenie.
___ - Jak to do cholery?! Kso! - krzyknęła. Przecież te istoty, które zabijały naukowców to żołnierze z pałacu Króla! Czy to na jego rozkaz wykonano ten wyrok na nich? I jeszcze po tym wszystkim ma walczyć dla niego?!
Wzięła kilka głębokich wdechów w płuca, po czym już nieco spokojniejsza pomyślała o tym wszystkim jeszcze raz. W prawdzie mówiąc jej wiedza była prawie zerowa. Wiedziała jedynie tyle, że kilku z tych morderców miało ogony, ale to nie znaczy od razu, że pracowali dla Króla. Nie może pochopnie wyciągać wniosków gdy jest w gniewie. Prawda, mieli zbroje i bronie, ale to zapewne dość powszechny tutaj towar na czarnym rynku. Tak czytała w sieci gdy się nie raz nudziła...
No nic. Teraz nie miała wyboru, zgodziła się na to wszystko wraz z chwilą, kiedy uciekła spod laboratorium zamiast zostać przy Astarze. Ciekawe czy on sobie dał tam jakoś radę. A co jeśli go dorwali jak resztę? Z jej winy pewnie zginął, bo ich nie obroniła. Z czasem naukowcy zaczęli być słabsi od Kisy, bo to w końcu tylko uczeni, a nie wojownicy. Powinna była tam zostać i walczyć, tylko co by było potem?
Odsunęła się od ściany i spojrzała na najwyższy budynek jaki tutaj stał. To był Pałac Nowej Vegety. Tam skierowała więc swoje kroki. Wciąż ukrywała o drobinę swoje KI. Jej poziom mocy zatrzymał się jakoś na poziomie dwóch tysięcy PL. Nie sądziła, by pokazywanie więcej było teraz konieczne, niech to zostanie niespodzianką na dobry moment. Wyskakiwanie od razu z całą mocą byłoby nie z klasą.
Pytając się innych saiyanów i halfów, doszła w końcu do Akademii. Ktoś jej powiedział by udała się do Punktu Informacyjnego i za jego wskazówkami trafiła do pewnego holu. O dziwo, było tutaj pusto. Coś się działo, że nie było tutaj tłumów? Jakoś inaczej sobie to wyobrażała. Przełknęła więc ślinę i zrobiła kilka kroków. Słychać było jedynie echem jej ciężkie buty stąpające po posadzce pomieszczenia, doszła do miejsca, które miało być punktem informacyjnym. Miała tutaj podać swoje imię i nazwisko, ale...
___ - O piernik, jak ja mam na nazwisko? - powiedziała do siebie cichutko. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, bo nigdy jej coś takiego nie było potrzebne. Była bezimienna. Oznaczano ją "K2.0" - Dzień dobry, nazywam się Kisa... Dragon. Chcę dołączyć do szeregów. - ALE GŁUPOTA. Palnęła pierwsze co jej przyszło na myśl. Co to za nazwisko? Pewnie zaraz zostanie wyśmiana. Ostrzegano ją też przed tym, że jeden saiyan w tym punkcie jest strasznie nerwowy, gburowaty, oraz, że trzeba bardzo mocno uważać na swoje słowa, bo to się może źle skończyć. A pal licho, najwyżej będzie rozróba.
Re: Punkt informacyjny
Sob Lip 11, 2015 9:22 pm
Dzisiejszego dnia był dość spory tłum oczekujących na zapisanie się do Akademii, więc chcąc czy nie chcąc dziewczyna musiała stanąć w długiej kolejce młodych Saiyan i Halfów, którzy czekali by zdechnąć na jakiejś zapomnianej przez Boga planecie. Ale za to na chwałę Króla i Vegety. Mogła w tym czasie zaobserwować jak działa słynna administracja Vegety. Krótko mówiąc zasób jej wulgaryzmów znacząco się zwiększył, gdyż dzisiejszego dnia dyżur miał napakowany Saiyanin, którego związek chyba w dalszym ciągu przeżywał kryzys. Można było to wywnioskować, po tym jak jeden z kadetów dostał mapką prosto w twarz, a inny został znokautowany źle wypełnionymi dokumentami. Cud, miód i malina, aż się chciało zapisywać do wojska.
W końcu nadeszła kolej dziewczyny, zaś recepcjonista nie był milszy.
- Sama to wymyśliłaś, czy starym się nudziło? – rzucił biorąc formularz i wpisując dane do komputera. Z olbrzymim hukiem zaczął przybijać pieczątki tak, że kilka kropli atramentu trafiło na twarz dziewczyny. Nie była to najmilsza obsługa, lecz czego wymagać od rasy wojowników. Niech się cieszy, że koleś umie poprawnie zapisać jej dane.
W końcu wojownik wziął scouter w celu zmierzenia energii dziewczyny. Nie spodziewał się zbyt wiele, lecz wynik jaki uzyskał mocno go zdziwił. Powtarzał skanowanie kilka razy, ale za każdym wychodził ten sam wynik. Dwa tysiące. Takiego cuda to jeszcze nie miel.
- Proszę. Tu masz mapkę i informacje co i jak. W pomieszczeniu obok leci przemowa króla. Radzę się z nią zapoznać. Potem do zbrojowni po uniform i na ćwiczenia. Następny!!!!- powiedział całkiem miłym tonem mężczyzna do Kisy. Ryk, który wydarł się z jego gardła był skierowany do kolejnej osoby. Jednak kiedy dziewczyna odeszła, to mężczyzna wziął kilka minut przerwy i zadzwonił do jednego z trenerów w celu wyłuszczenia sprawy. To było bardzo ciekawe zjawisko.
Occ:
Dobra. Oglądasz przemowę króla w tym temacie Przemowa
Potem idziesz do zbrojowni. Tam pisz pierwsza
- GośćGość
Re: Punkt informacyjny
Nie Lip 12, 2015 10:17 pm
___ - Starym? - zapytała sama siebie gdy facet za biurkiem w końcu zareagował. Szybkim ruchem głowy uniknęła atakujące ją krople atramentu. Nie do końca wiedziała o co chodziło, ale Kisa bardzo dobrze wie kiedy się ją obraża! - Kono yarooo... - już była gotowa do bicia, gdy nagle ten pochwycił jakiś dziwnie wyglądający sprzęt i nałożył go na oko. On, coś tam ponaklikał kilka razy, a dziewczyna stała jak wryta zastanawiając się czy to coś ją ma skrzywdzić czy jak. Tak, małpiatka nigdy nie widziała scoutera, nauczono ją bardzo szybko wyczuwać KI, więc nie był jej za bardzo potrzebny.
Zachowanie kolesia zmieniło się diametralnie gdy tylko zdjął to dziwne dziadostwo. Czarnowłosa mrugnęła kilka razy wielkimi patrzałkami nie mogąc się ogarnąć o co chodzi, ale posłusznie wzięła mapkę oraz kartkę z informacjami i odeszła na bok. Ciarki ją przeszły po plecach gdy usłyszała jego głośne warknięcie do kolejnej osoby za nią. Znów zmienił mu się ton głosu. Co on, okres ma czy jak?
Wpatrywała się jeszcze przez chwilę na faceta próbując oczami go rozgryźć, lecz w końcu westchnęła ciężko, zrezygnowana. Nie rozumie. I chyba nie zrozumie.
Poczłapała wolnym krokiem do pomieszczenia obok, jak jej kazano. Wyświetlano tam przemowę króla, która miała miejsce dwa lata temu. Zaraz, dwa lata temu? Czy to nie wtedy gdy Vegetę atakował tsuful? To właśnie jej opowiadał Astar, na bank.
Król przemawiał do dumnej rasy saiyan. Dziewczyna jednym uchem słuchała tego co mówił, a drugim nasłuchiwała innych. Większość zgadzała się ze słowami swojego władcy, lecz byli też tacy, co to im się to nie podobało. Nie dziwota, atakowanie innych planet by dowieść swojej wielkości jest dość... gburowate. Ten cały system zapewne niedługo upadnie przez taką politykę. A co jeśli saiyanie natkną się na kogoś znacznie potężniejszego od siebie? Cóż, można tylko gdybać.
Po zakończonej przemowie użyła mapki by udać się do kolejnego punktu swojego zadania. Uniform. Miała udać się do zbrojowni, by tam odebrać swój strój. Znów ma się przebierać? Kso, nie ma bata. Mogą ją skopać, ale nie zamieni swoich bojówek i glanów na nic innego w świecie. Pomaszerowała, wpatrując się pilnie w mapę, by się nie zagubić.
>> ZT Zbrojownia
Zachowanie kolesia zmieniło się diametralnie gdy tylko zdjął to dziwne dziadostwo. Czarnowłosa mrugnęła kilka razy wielkimi patrzałkami nie mogąc się ogarnąć o co chodzi, ale posłusznie wzięła mapkę oraz kartkę z informacjami i odeszła na bok. Ciarki ją przeszły po plecach gdy usłyszała jego głośne warknięcie do kolejnej osoby za nią. Znów zmienił mu się ton głosu. Co on, okres ma czy jak?
Wpatrywała się jeszcze przez chwilę na faceta próbując oczami go rozgryźć, lecz w końcu westchnęła ciężko, zrezygnowana. Nie rozumie. I chyba nie zrozumie.
Poczłapała wolnym krokiem do pomieszczenia obok, jak jej kazano. Wyświetlano tam przemowę króla, która miała miejsce dwa lata temu. Zaraz, dwa lata temu? Czy to nie wtedy gdy Vegetę atakował tsuful? To właśnie jej opowiadał Astar, na bank.
Król przemawiał do dumnej rasy saiyan. Dziewczyna jednym uchem słuchała tego co mówił, a drugim nasłuchiwała innych. Większość zgadzała się ze słowami swojego władcy, lecz byli też tacy, co to im się to nie podobało. Nie dziwota, atakowanie innych planet by dowieść swojej wielkości jest dość... gburowate. Ten cały system zapewne niedługo upadnie przez taką politykę. A co jeśli saiyanie natkną się na kogoś znacznie potężniejszego od siebie? Cóż, można tylko gdybać.
Po zakończonej przemowie użyła mapki by udać się do kolejnego punktu swojego zadania. Uniform. Miała udać się do zbrojowni, by tam odebrać swój strój. Znów ma się przebierać? Kso, nie ma bata. Mogą ją skopać, ale nie zamieni swoich bojówek i glanów na nic innego w świecie. Pomaszerowała, wpatrując się pilnie w mapę, by się nie zagubić.
>> ZT Zbrojownia
- Minato
- Liczba postów : 11
Data rejestracji : 12/10/2015
Skąd : Mazury
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Punkt informacyjny
Pią Paź 23, 2015 9:24 pm
Gdy tylko Dakon powrócił do miasta po latach odosobnienia zaczął szukać informacji na temat akademii wojowników, kompletnie przypadkiem w ręce wpadł mu plakat informujący o tym, iż akademia poszukuje nowych rekrutów, szybko wyczytał gdzie znajduje się dany obiekt by następnie tam się udać. Nie musiał długo szukać, albowiem był to dość charakterystyczny budynek. Od razu wszedł do środka gdzie po zapytaniu kogoś o drogę dowiedział się, że ma iść do punktu informacyjnego, oraz gdzie on się znajduje. Po chwili stanął przed drzwiami do owego pokoju gdzie miał się zapisać. Stanął w kolejce, która wiodła do biurka, gotów by móc szybko odpowiedzieć na zadane mu pytania. Czarnymi oczyma lustrował pomieszczenie i stojący przed nim mały tłumek. Gdy nadeszła jego kolej bez zawahania w głosie powiedział.
-Witam, chciałbym zapisać się do akademii. Nazywam się Dakon Nisshoku. Jestem w połowie Saiyanem, w połowie człowiekiem.
Chłopak, a raczej już młody mężczyzna stał wyprostowany czekając na ewentualne pytania bądź, co innego. Nie wiedział też jak nazywa się połączenie ras człowieka i Saiyana wiec zamiast się wydurniać wolał od razu powiedzieć, że jest ‘’mieszańcem’’.
-Witam, chciałbym zapisać się do akademii. Nazywam się Dakon Nisshoku. Jestem w połowie Saiyanem, w połowie człowiekiem.
Chłopak, a raczej już młody mężczyzna stał wyprostowany czekając na ewentualne pytania bądź, co innego. Nie wiedział też jak nazywa się połączenie ras człowieka i Saiyana wiec zamiast się wydurniać wolał od razu powiedzieć, że jest ‘’mieszańcem’’.
Re: Punkt informacyjny
Nie Paź 25, 2015 8:15 pm
Facet siedzący za biurkiem obserwował już Dakona od dobrych kilku minut, lustrując go od góry do dołu. Przygryzał wargę, próbując powstrzymać oczywiste parsknięcie śmiechem. W pewnej chwili złapał go za głowę, przybliżył ją do swoich oczu i krzyknął prosto do ucha:
- Nie pojebało cię przypadkiem, dzieciaczku?! Krew na ulicach, a ty sobie wojakować przyleciałeś? Do tego... Taki słabiak?! Idź mi stąd, bo boję się, że jak kichnę, to ci mózg wysadzę falą uderzeniową. - Zamarkował kichnięcie i wyrzucił gościa przez okno. Tak po prostu.
OCC: Jak widać. Piszesz tutaj.
- Joker
- Liczba postów : 364
Data rejestracji : 29/11/2015
Identification Number
HP:
(2100/2100)
KI:
(0/0)
Re: Punkt informacyjny
Sro Gru 09, 2015 9:49 pm
Shadow skierował się do wejścia. Dotarł tam gdzie szedł. Do akademii. Wiedział że nie będzie łatwo, wręcz trudno. Szkolenie będzie niezwykle trudne, a trenerzy w żadnym razie mu tego nie ułatwią. Jednak nie przestraszył się, Musiał dać sobie radę. Nie miał zamiaru poddać się przeciwnościom jakie go spotkają na jego drodze. Shadow szybko wbiegł do do budynku. Wchodząc prawie oberwał cegłą która przypadkiem spadła, jednak uniknął jej szybkim odskokiem. Zauważył kątem oka że część ludzi jest ranna i poobijana a ich ubrania są dziurawe i potargane co wskazywało ciężki trening. Half stanął na końcu kolejki oczekujących. W miarę posuwania się kolejki naprzód jego zasób słownictwa znacznie się powiększył. Zwłaszcza przekleństwa i obelgi a także sprośne żarty. Dużo osób biegało też przeklinając i marudząc. . Shad nie był zdziwiony zachowaniem ludzi przebywających w pomieszczeniu. W końcu Sayianie byli rasą wojowników. Tymczasem kolejka posuwała się naprzód. Zauważył ze zdziwieniem że jeden z oczekujących został wyrzucony przez okno. - Nie ma co. W fajne miejsce trafiłem Pomyślał Shad z ironią. Ludzi było coraz mniej więc jego kolej powoli nadchodziła. W między czasie zauważył też że nie był jedynym pół- Sayianinem w pomieszczeniu. Było parę osób odbiegających od innych kolorem włosów i oczu. Jednak najdziwniej wyglądał Shad. Niewiele osób miało czarno-czerwone włosy jako naturalne. A zwłaszcza jeszcze mniej miało rubinowe oczy od urodzenia. Odróżniała go także blizna na jego policzku. Większość osób miała oczy koloru czarnego, niebieskiego, zielonego. Teraz on stanął przy biurku -Dzień dobry. Nazywam się Shadow i chciałbym dołączyć do Akademii. . Nazwiska nie mam i mam 17 lat. Half spoglądał na recepcjonistę czekając na odpowiedź. Z tego co mówił mu Nadic jeśli zostanie przyjęty otrzyma mapę dzięki której będzie mógł nie błądzić po akademii. Chociaż jeden problem był z głowy. Ludzie latali zarówno do środka jak i na zewnątrz. Shad miał nadzieję że nie podpadnie zbyt wielu osobom. W końcu lepiej jest mieć kilku przyjaciół niż wielu wrogów. Teraz miał chwilę czasu na rozmyślania. Co dziwne pomimo tego że księżyc był krwisto-czerwony nikt nie zmienił się w Ozaru. Dlaczego nikt się nie zmienia. Coś jest mocno nie tak. Martwię się, czuję że nadciąga niebezpieczeństwo. Nie zdążył jeszcze o czymś pomyśleć gdyż nagle nastąpił potężny wybuch. Był on tak potężny że część okien została zniszczona. Shad zasłonił odruchowo głowę chcąc uniknąć trafienia odłamkami w głowę. Cholera co jest? najpierw ten księżyc a teraz wybuch. Czyżby właśnie zaczęła się wojna?. Nie jest dobrze, nawet bardzo. Muszę później sprawdzić co z Folie i Nadickiem Shadow martwił się o swoją przyjaciółkę, tylko ona go rozumiała i traktowała go jak brata [zresztą z wzajemnością].
Re: Punkt informacyjny
Czw Gru 17, 2015 4:21 pm
- Miły Pan:
- Do ku*wy nędzy! - ryknął, zrywając się z krzesła - dopiero co skończyłem tą papierkową robotę, a teraz wszystko ch*j strzelił! Tego już za wiele, idę im wpie*dolić! Młoda, zastąp mnie!
Przeskoczył ponad biurkiem, potrącając przy okazji ramieniem Shadow'a, po czym zrywając z siebie koszulę, wyleciał na zewnątrz. Po chwili w jego miejsce pojawiła się
- Całkiem ładna Pani Recepcjonistka:
Wklepała parę danych do komputera, pogrzebała w stosie papierów, aż w końcu oznajmiła chłopakowi że został przyjęty.
- Tutaj masz wszystkie najważniejsze informacje, oraz mapę... oj chwileczkę.
Przez to samo okno którym parę minut wcześniej wleciał Ki Blast, tym razem do środka dostał się dużo większy pocisk Ki. Kobieta zamknęła na moment oczy, a po chwili wokół Punktu Informacyjnego pojawiła się przezroczysta, czerwona mgiełka która zneutralizowała energetyczny ładunek.
- A więc tak jak mówiłam, tutaj masz szczegółową mapę, w pierwszej kolejności polecam udać się do zbrojowni, o tutaj - wskazała palcem - To tyle, uważaj na siebie. Następny!
OCC:
Przyjęty. Możesz, tak jak zasugerowała recepcjonistka, udać się do zbrojowni, albo pałętać się po Akademii. Przez jakiś czas Twoje ramię może odczuwać skutki bliskiego spotkania z Recepcjonistą
- Joker
- Liczba postów : 364
Data rejestracji : 29/11/2015
Identification Number
HP:
(2100/2100)
KI:
(0/0)
Re: Punkt informacyjny
Czw Gru 17, 2015 4:42 pm
Shadow zdziwił się kiedy jakiś pocisk Ki wpadł przez okno i zniszczył szafkę która stała za biurkiem. Recepcjonista ostro się wkurzył, wykrzyczał przekleństwo i wybiegł na zewnątrz Ale nerwus. Szkoda że nie mogę tego zobaczyć Pomyślał Shadow a po chwili pojawiła się bardzo ładna pani która dokończyła dzieło tamtego. - dziękuję-odrzekł krótko, skłonił głowę przed piękną panią w geście szacunku. Odszedł od kolejki, Rzucił okiem na mapę Hmm... Zbrojownia jest tutaj. Najpierw powinienem tam pójść Zastanowił się Shad odnajdując na przewodniku po akademii który dostał zbrojownie i najkrótszą drogę do niej nią. Z tego co pamiętał z rozmowy z Nadiciem miał dostać w tejże zbrojowni Strój niezbyt dobry ale wystarczający dla kadetów. Tak, został przyjęty do akademii. Shadow cieszył się chociaż nadal odczuwał bolące skutki na skutek zderzenia z umięśnionym recepcjonistą. Shad powoli, spokojnym krokiem ruszył zgodnie z papierem w stronę zbrojowni. Idąc lekko się uśmiechnął lecz po chwili jego uśmiech zgasł, ustępując poważnemu wyrazowi twarzy. Był ciekaw co będzie z nim dalej. Słyszał że kadetów traktuję się jak ścierwa. Zwłaszcza tych którzy nie wykonują poleceń. Nadal pamiętał o karach jakie występują w Akademii i wolał nie dostać żadnej z nich.
>> ZT Zbrojownia
>> ZT Zbrojownia
- GośćGość
Re: Punkt informacyjny
Nie Kwi 24, 2016 1:06 pm
>> z Legowiska Red'a
Nie miała pojęcia zbytnio czy ten plan się powiedzie, czy też nie, ale tak czy siak... spróbowała. Przyjemny uśmieszek na twarzy, spokój ducha i jedziem.
Wylądowała przy Akademii. Xalanth'a miała przełożonego przez ramię, co pewnie wyglądało bardzo dziwnie, zważywszy na gabaryty dziewczyny oraz kota usmarowanego na pyszczku dżemem na jej głowie. Gdyby nie zbroja jaką dostała po awansie, oraz to, że ją już tutaj zna ten ogromny w różowej koszuli, to by... chyba ją wykopali.
___ - Czołem, Wielki Panie. - zagadnęła, podchodząc do lady punktu informacyjnego. No i już się zdenerwowała - Errm... taka sprawa. Ten tutaj na moim ramieniu, Xalanth, chciałby się zapisać do akademii. - cholera... jest nieprzytomny przecież! - No ten... tak się cieszył z tego, że tutaj przyjdzie, że... miał czołowe zderzenie, ze statkiem w mieście i zemdlał, ale prosił mnie bym go tutaj przyniosła i zapisała... ten no... - gubiła się już sama w swoich tłumaczeniach. Po jej zamieszanej minie od razu było widać, że blefuje jak cholera. W dodatku chłopak krwawił z pleców, oraz wyglądał jakby zderzył się, ale z wkurzoną Kisą. Rzuciła ogoniastym na kafelki po czym wskoczyła na ladę kolanami, by ją lepiej było widać - Dobra! Ta pipa potrzebuje dołączyć do tej akademii by zacząć się zachowywać jak przystało na faceta, bo nawet uderzyć porządnie nie potrafi! Pomóż mi Pan w tym, a będzie miał Pan u mnie duży dług! - złożyła ręce i ukłoniła się, gorąco prosząc. Teraz, albo dostanie po ryju za naruszenie przestrzeni osobistej Dużego, albo ten się zlituje byleby się pozbyć upartej dziewczyny, która najwyraźniej nie miała zamiaru zejść z lady. Miała tylko nadzieję, że koleś jest równie wredny co Kisa.
Cóż, jeśli to nie wypali, będzie musiała skorzystać z planu B. Cofnąć się do miasta, podrzucić Xala do szpitala, a potem wrócić do akademii jakby nigdy nic. To, co teraz robi to jest nadplanowa wersja jej pomocy. Nigdy nie widziała płaczącego saiyana, co było dla niej dużym zdziwieniem i rozczarowaniem, że ktoś z tak wielkiej rasy może uronić łzę - BUEHEHE, gdyby tylko była teraz na lądowisku i widziała Raziela!
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Punkt informacyjny
Nie Kwi 24, 2016 3:20 pm
Jest źle, jest źle, młodzieniec nadal nie kontaktował, a bordowa substancja rozpływała się po piasku. Na tyle obficie, że nie wsiąkała, tylko oblepiała ziarenka. I co zrobić... kocie łapki na nic mogły się zdać, przemienić się z powrotem w demona nie byłoby rozsądne z powodu mnóstwa posoki i tego, że nie umiał bezboleśnie w tak krótkim czasie zmieniać swojej postaci. Beznadziejnie. A właściwie czemu chciał pomóc młodzieńcowi? Żeby wyzdrowiał. Być może na spokojnie przemyśli to, co powiedział demonowi i następnym razem ugryzie się w język, by nie pleść bzdur! Do tego musiał być zdrowy, a otwarte rany na plecach nie zwiastowały rychłej poprawy kondycji.
Dlatego jedyną osobą, która mogła cokolwiek zrobić - dobrego lub złego - była Kisa. Najwyraźniej na tyle lubiła Reda, że jeszcze raz, chyba setny w tym dniu, pomogła nieprzytomnemu. I chociaż nie kryła swojego niezadowolenia, był jej wdzięczny. Nawet jak nie znał jej planów, miała głowę na karku i silne ręce, i mogła skupić się przy odorze posoki. Przydatna umiejętność, którą może śmiało wykorzystać od razu. Nawet jak nie weźmie odpowiedzialności za to, co się stanie w przyszłości, Kisa dowiodła, że można jej zaufać. Aż kotkowi ulżyło. Zbierała z ziemi ciało Xalantha przypominające w konsystencji rozlazłą galaretę i chyba już wiedziała, gdzie go zabrać. Futrzak niewiele wahał się, gdy wskoczył dziewczynie na głowę i razem z nią polecieli do szpitala. Tylko tam udzielą mu fachowej pomocy, prawda?
Bo gdzie indziej można byłoby wziąć rannego wojownika, który nie należał do armii, który rozstał się niedawno z Cressem i jedyne co mu było naprawdę potrzebne to odpoczynek?
***
O kurczaczek.
Xalanth jak się ocknie, to będzie baaaardzo niezadowolony. Właściwie umknął przed śmiercią, lecz nie po to uciekł przed Akademią, nie po to prosił samego Króla o oczyszczenie imienia, żeby wrócić tam, gdzie nie chciał. Gdzie nie było mu pisane. Eh, trzeba zapamiętać, że aby wziąć stery do okrętu zwanego życiem trzeba być... przytomnym. W każdym bądź razie nie tracić świadomości przy kimś nieobliczalnym, i tu akurat nie jest mowa o demonie. Ogoniasta przeszła samą siebie prosząc jakiegoś rosłego mężczyznę o przyjęcie wojownika do armii. Ona była zbyt dumna na uniżanie się, nie mniej robiła to dla dobra Xalantha i zrobiła to dla demona, który pragnął, aby zajęła się niedysponowanym brodatym kolegą. Oh, ale w taki sposób? Nie no, nie może nic powiedzieć (nawet gdyby mógł), obraziłby Kisę i jej dobre chęci. O ironio. Nawet nie był w stanie wytrzeć swojego pyszczka z dżemu, gdyż jeszcze zdziczałby w środku imperium Vegety i stworzyłby raban. Jeszcze tego brakowało do całego worka nieszczęść. Wojowniczka już dość dzisiaj nadstawiała karku za facetów - Kapucynkę i Kłębuszka, i za jej ucieczkę z zajęć. Oby chociaż warto było łyknąć przygody, żeby nie zdrętwieć, prawda? Eh. Naprawdę będzie musiał znaleźć sposobność na wyjście z zaciągniętego długu. Tak swoją drogą... nieprzytomny Saiyan wciąż krwawił, jak jego serce po rozstaniu z kochankiem. Ale co o tym mógł wiedzieć demon bez tegoż organu?
Mruczek leżał wśród gęstej fryzury dziewczyny i spoglądał niepewnie na Xalantha. Żeby się nie wykrwawił na śmierć. Czy Redowi było szkoda wojownika, czy to coś więcej?
Dlatego jedyną osobą, która mogła cokolwiek zrobić - dobrego lub złego - była Kisa. Najwyraźniej na tyle lubiła Reda, że jeszcze raz, chyba setny w tym dniu, pomogła nieprzytomnemu. I chociaż nie kryła swojego niezadowolenia, był jej wdzięczny. Nawet jak nie znał jej planów, miała głowę na karku i silne ręce, i mogła skupić się przy odorze posoki. Przydatna umiejętność, którą może śmiało wykorzystać od razu. Nawet jak nie weźmie odpowiedzialności za to, co się stanie w przyszłości, Kisa dowiodła, że można jej zaufać. Aż kotkowi ulżyło. Zbierała z ziemi ciało Xalantha przypominające w konsystencji rozlazłą galaretę i chyba już wiedziała, gdzie go zabrać. Futrzak niewiele wahał się, gdy wskoczył dziewczynie na głowę i razem z nią polecieli do szpitala. Tylko tam udzielą mu fachowej pomocy, prawda?
Bo gdzie indziej można byłoby wziąć rannego wojownika, który nie należał do armii, który rozstał się niedawno z Cressem i jedyne co mu było naprawdę potrzebne to odpoczynek?
***
O kurczaczek.
Xalanth jak się ocknie, to będzie baaaardzo niezadowolony. Właściwie umknął przed śmiercią, lecz nie po to uciekł przed Akademią, nie po to prosił samego Króla o oczyszczenie imienia, żeby wrócić tam, gdzie nie chciał. Gdzie nie było mu pisane. Eh, trzeba zapamiętać, że aby wziąć stery do okrętu zwanego życiem trzeba być... przytomnym. W każdym bądź razie nie tracić świadomości przy kimś nieobliczalnym, i tu akurat nie jest mowa o demonie. Ogoniasta przeszła samą siebie prosząc jakiegoś rosłego mężczyznę o przyjęcie wojownika do armii. Ona była zbyt dumna na uniżanie się, nie mniej robiła to dla dobra Xalantha i zrobiła to dla demona, który pragnął, aby zajęła się niedysponowanym brodatym kolegą. Oh, ale w taki sposób? Nie no, nie może nic powiedzieć (nawet gdyby mógł), obraziłby Kisę i jej dobre chęci. O ironio. Nawet nie był w stanie wytrzeć swojego pyszczka z dżemu, gdyż jeszcze zdziczałby w środku imperium Vegety i stworzyłby raban. Jeszcze tego brakowało do całego worka nieszczęść. Wojowniczka już dość dzisiaj nadstawiała karku za facetów - Kapucynkę i Kłębuszka, i za jej ucieczkę z zajęć. Oby chociaż warto było łyknąć przygody, żeby nie zdrętwieć, prawda? Eh. Naprawdę będzie musiał znaleźć sposobność na wyjście z zaciągniętego długu. Tak swoją drogą... nieprzytomny Saiyan wciąż krwawił, jak jego serce po rozstaniu z kochankiem. Ale co o tym mógł wiedzieć demon bez tegoż organu?
Mruczek leżał wśród gęstej fryzury dziewczyny i spoglądał niepewnie na Xalantha. Żeby się nie wykrwawił na śmierć. Czy Redowi było szkoda wojownika, czy to coś więcej?
Re: Punkt informacyjny
Wto Kwi 26, 2016 9:56 pm
To miał być spokojny dzień. Mała liczba interesantów, a ci którzy się pojawiali to szybko zostali zapisani i wysłani już na ćwiczenia. Mężczyzna z recepcji miał zamiar sobie zrobić przerwę, kiedy do pomieszczenia wparowała dwójka osobników. Jakaś mała dziewczyna, która targała za sobą chłopaka. Całe szczęście, że na razie nie dostrzegł Reda.
- Kurczaczk. Krwawcie gdzieś indziej. Dopiero tu sprzątano. – warknął mężczyzna, zakładając scouter i skanując energie osobników. Kisa od razu mu wyskoczyła, gdyż była już zapisana w armii, ale to chuchro nie. Czyli przywlekła kolesia do zapisu.
- Coś nie wygląda na chętnego. – powiedział olbrzym rzucając papierową kulką w nieprzytomnego Saiyanina. Szacunek przede wszystkim czyż nie? –I czy Akademia wygląda ci na jakiś jebany szpital? Jeśli go poraniłaś to zawieź go do szpitala, a nie cwaniakuj. Stań też dalej, jak do mnie mówisz.
Saiyanin raczej nie lubił zapachu alkoholu z cudzych ust. Kto by się spodziewał. No, ale w tym właśnie momencie ciemnowłosy Saiyanin postanowił się obudzić. Zielonowłosy oparł twarz na ręce podczas mowy Xalantha. Najwidoczniej był znudzony.
- Będziesz tak pierdolił czy się zapisujesz? Nie mam całego dnia. Po za tym. – w tym momencie spojrzał wściekle na Kisę. – Kto ci Kurczaczk pozwolił wnieść to coś do Akademi?! Kto jest twoim przełożonym?!
- GośćGość
Re: Punkt informacyjny
Czw Kwi 28, 2016 6:06 pm
No tak, nadal czuć od niej piwem, które wypiła jakiś czas temu. Oczywiście nie jest już jakoś pijana, ale najwyraźniej jej odwala. Ciekawe czy to z powodu alkoholu, czy też może... po prostu z jej charakteru i stylu bycia Kisą? Tak problematycznej dziewuchy jak ona, nie ma w całej Akademii czy też w Pałacu Króla chyba. Chyba.
___ - A niech się wykrwawia, mam to gdzieś. Interesuje mnie tylko tyle by umarł jako wojownik, a nie jak wieśniak z miasta. Nawet jeśli miałby umrzeć zaraz po zapisaniu go. - odburknęła, stając już jak człowiek, przed ladą. Założyła ręce na torsie, jakby w geście lekkiego focha. Też coś! Ona to robi tylko dla swojego widzi-mi-się, a nie dla Xalantha. Gdyby to było dla niego, pierwszym miejscem jaki by odwiedziła, to byłby szpital, a nie biurko tego mongoła w różowym. Spojrzała na podnoszącego się saiyana i przewróciła oczami. No i po co się budzi teraz? Chciała go walnąć, by spał dalej, ale to by nie przyniosło jej nic dobrego. Nie rozumiała o co chodzi z tatuażem i co ma do tego jakaś kara. Niezbyt ją to interesowało, a przynajmniej nie ta część jego słów.
Po jej plecach przeszły ciarki, a włosy na ogonie się wyraźnie zjeżyły. Ona?! DOBRA?!
___ - Nie robię tego dla Ciebie! Nie jestem wcale dobra! Nie myśl tak sobie o mnie, szczeniaku! Thy. - i kolejna fochpoza. Cóż, wracając do najgłośniejszego w tym towarzystwie:
___ - Z takim charakterem to Cię żadna laska nie zechce. - mruknęła, lecz wystarczająco głośno by usłyszeli to wszyscy wokół. No co? Zachowuje się jakby wiecznie miał kija w dupie i go to tak boli, że nie może być w innym humorze jakim jest teraz - Moim przełożonym jest... - zastanowiła się. Jak ten zielony ogór miał na imię? - Raziel. Księciunio Raziel. Właśnie on jest moim przełożonym odkąd wylądował na tej planecie, dzisiaj. Się nie spieszył... na pół roku mnie zostawić... tss.- w końcu się wyrwie od tego nudziarza Zielonego. Nie było w tej istocie nic ciekawego, nic, co by mogło Kisę zainteresować. Raziel. Raziel oczywiście, był chodzącym gburem i chłodną małpą, ale to właśnie było w nim ciekawe. Czuła, że mogła mu podpadać, dokuczać, a reakcje były przezabawne. Chyba powoli się przyzwyczaja do Kisy i jej jestectwa przyzwyczajał. Co nie znaczy, że nie dostanie po dupie jak ten w różowym pójdzie na skargę.
___ - A jak go zataszczę do miejskiego szpitala, a potem tutaj, jak go wyleczą... przyjmiesz to chuchro? - zagadnęła.
___ - A niech się wykrwawia, mam to gdzieś. Interesuje mnie tylko tyle by umarł jako wojownik, a nie jak wieśniak z miasta. Nawet jeśli miałby umrzeć zaraz po zapisaniu go. - odburknęła, stając już jak człowiek, przed ladą. Założyła ręce na torsie, jakby w geście lekkiego focha. Też coś! Ona to robi tylko dla swojego widzi-mi-się, a nie dla Xalantha. Gdyby to było dla niego, pierwszym miejscem jaki by odwiedziła, to byłby szpital, a nie biurko tego mongoła w różowym. Spojrzała na podnoszącego się saiyana i przewróciła oczami. No i po co się budzi teraz? Chciała go walnąć, by spał dalej, ale to by nie przyniosło jej nic dobrego. Nie rozumiała o co chodzi z tatuażem i co ma do tego jakaś kara. Niezbyt ją to interesowało, a przynajmniej nie ta część jego słów.
Po jej plecach przeszły ciarki, a włosy na ogonie się wyraźnie zjeżyły. Ona?! DOBRA?!
___ - Nie robię tego dla Ciebie! Nie jestem wcale dobra! Nie myśl tak sobie o mnie, szczeniaku! Thy. - i kolejna fochpoza. Cóż, wracając do najgłośniejszego w tym towarzystwie:
___ - Z takim charakterem to Cię żadna laska nie zechce. - mruknęła, lecz wystarczająco głośno by usłyszeli to wszyscy wokół. No co? Zachowuje się jakby wiecznie miał kija w dupie i go to tak boli, że nie może być w innym humorze jakim jest teraz - Moim przełożonym jest... - zastanowiła się. Jak ten zielony ogór miał na imię? - Raziel. Księciunio Raziel. Właśnie on jest moim przełożonym odkąd wylądował na tej planecie, dzisiaj. Się nie spieszył... na pół roku mnie zostawić... tss.- w końcu się wyrwie od tego nudziarza Zielonego. Nie było w tej istocie nic ciekawego, nic, co by mogło Kisę zainteresować. Raziel. Raziel oczywiście, był chodzącym gburem i chłodną małpą, ale to właśnie było w nim ciekawe. Czuła, że mogła mu podpadać, dokuczać, a reakcje były przezabawne. Chyba powoli się przyzwyczaja do Kisy i jej jestectwa przyzwyczajał. Co nie znaczy, że nie dostanie po dupie jak ten w różowym pójdzie na skargę.
___ - A jak go zataszczę do miejskiego szpitala, a potem tutaj, jak go wyleczą... przyjmiesz to chuchro? - zagadnęła.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Punkt informacyjny
Pią Kwi 29, 2016 7:54 pm
Nie był pewny czy powinien jakoś interweniować w tej sytuacji. Xalanth mógł rzeczywiście pragnąć wpierw medycznej pomocy, a najpierwej duchowej, na której demon nie znał się na tyle dobrze. Owszem, sam borykał się w przeszłości ze swoimi problemami, ale miał zawsze alternatywę. W postaci znajomych wojowników, którzy wyciągali do niego rękę, nawet jeśli w pierwszej kolejności powinni pozbawić go życia. Teraz takiego wsparcia wymagał młodzieniec z bródką, który obciążony klątwą i utratą ukochanego dość mocno posypał się zarówno fizycznie jak i psychicznie. A może taki urok Saiyana, że uwielbia wpadać w tarapaty? Tak czy siak, powinien móc z kimś mu bliskim przebywać, aby nabrać dystansu do trapiących kłopotów i znaleźć więcej pewności siebie.
O, na przykład z Kisą. Ona wie, jak zachować się w problematycznej sytuacji, i w zasadzie nie brak jej też tupetu, nie mniej nie zadręcza się drobnostkami. Jest samowystarczalna, uparcie dąży do celu, chce postawić na swoim, nawet kiedy graniczy to z cudem (że też obiera sobie trudne zadania jak chociażby okiełznanie głodu Reda, a teraz próba zapisu ledwie przytomnego kolegi do Akademii). Można powiedzieć, iż wojowniczka jest ogniem, a Xal wodą. Uzupełniają się wzajemnie. I też mówi się, że cicha woda brzegi rwie, a ogień kojarzy się z ciepłem i romantycznością. Także sposobów na skojarzenie tych dwóch osób byłoby całkiem interesujące. Heh, ale kot nie ma drygu do tego typu spraw, zwłaszcza iż po jednej i po drugiej stronie pojawiają się szczegóły, które ich od siebie oddalają.
Wracając do tego, co dzieje się przed ślepiami, chłopak ocknął się i ledwo co wstał na nogi. Przy długim leżeniu mogła krew uderzyć do głowy, a przynajmniej plecy już nie krwawiły. Red spoglądał na niego schowany w czuprynie dziewczyny i milczał. Xal, chociaż nikt go nie zmuszał, otworzył się ze swoim problemem przed Kisą i Redem. Najpierw pokazał plecy ozdobione przedziwnym tatuażem przypominającym kocie oczy demona, a później wyjaśnił, że to z powodu braku szacunku do innych został obarczony klątwą. I to wymowne spojrzenie... fakt, Xalanth trochę przegiął strunę z całowaniem, ale żeby od razu cierpieć? I to bez chęci ze strony obdarowanego karesami? Ten tatuaż musiał dalej boleć, gdyż młodzieniec tracił równowagę i równy oddech. Spuścił uszka i wzrok na bok. Poniekąd czuł się winny jego stanu zdrowia, ponieważ podobno ów znamię powstało z powodu demona. I jeszcze mieszać w to Kisę, która ma wielkie szanse na wybicie się ponad Akademię, a nawet na utarcie nosa innym potężnym istotom we wszechświecie. Eh, nie wiedział co zrobić. Wmieszać się w kolejne życie i je zniszczyć? Im bardziej angażował się w czyjeś życie, tym później okazało się, że szybko odsuwają się od siebie. Nigdy nie zapomni June, przy której był sobą, nie musiał krępować się demonicznego ciała, ani nietypowego sposobu spoglądania na świat. Ani jej synka, z którym bawił się świetnie, mimo wrogów zakłócających im spokój. June... Shigo... jak on tęsknił za tymi demonami... za najlepszymi przyjaciółmi, którzy przepadli jak kamień w wodę, a ów wodą jest cały wszechświat.
Ekhem, pan za biurkiem najwyraźniej miał pilniejsze sprawy do załatwienia niż użeranie się z młodzikami. Dość szybko przeszedł do sedna, chociaż obarczył winą dziewczynę za kondycję Xalantha. I wolał go widzieć wpierw we szpitalu niżeli tutaj, na oczach innych kandydatów na kadetów. Ale plan Kisy musiał się zgadzać, także żadna ze stron nie odpuszczała. Xal miał się zapisać, a Saiyanka udać się na zajęcia do Akademii bez towarzystwa brodatego współbratymca. Kot siedział we włosach wojowniczki już bez dżemu na pyszczku (był za dobry, by długo wyczekiwał na zjedzenie), i w milczeniu analizował to co się działo. Mógłby nawet wyjść z ukrycia, ale po co wprowadzać zamieszanie? Jeszcze niedoszli kadeci, chcąc popisać się przed panem w różowej koszuli, rzuciliby się na rogatego jegomościa i pożałowaliby wszyscy tej konfrontacji. Mógłby co prawda uleczyć rany Xalantha, tylko co, jeśli przez jego Ki ów znamię na plecach nie zagoi się, tylko wręcz przeciwnie zwiększy swoje pole rażenia? Nie chciał źle dla kolegi. Eh, coś ostatnio brakuje demonowi stanowczości. Przynajmniej w towarzystwie tej dwójki nie myślał o swoim nałogu, i nawet jak na dramatyczne zdarzenie, bawił się przednio. Może nie jak widz z popcornem w jednej łapce, a z pojemnikiem ze słodkim napojem w drugiej - bardziej tak... no... zaintrygował się losami tychże wojowników, o. Tak z ukrycia, bo tak bezpieczniej dla każdego, dla samego siebie też.
O, na przykład z Kisą. Ona wie, jak zachować się w problematycznej sytuacji, i w zasadzie nie brak jej też tupetu, nie mniej nie zadręcza się drobnostkami. Jest samowystarczalna, uparcie dąży do celu, chce postawić na swoim, nawet kiedy graniczy to z cudem (że też obiera sobie trudne zadania jak chociażby okiełznanie głodu Reda, a teraz próba zapisu ledwie przytomnego kolegi do Akademii). Można powiedzieć, iż wojowniczka jest ogniem, a Xal wodą. Uzupełniają się wzajemnie. I też mówi się, że cicha woda brzegi rwie, a ogień kojarzy się z ciepłem i romantycznością. Także sposobów na skojarzenie tych dwóch osób byłoby całkiem interesujące. Heh, ale kot nie ma drygu do tego typu spraw, zwłaszcza iż po jednej i po drugiej stronie pojawiają się szczegóły, które ich od siebie oddalają.
Wracając do tego, co dzieje się przed ślepiami, chłopak ocknął się i ledwo co wstał na nogi. Przy długim leżeniu mogła krew uderzyć do głowy, a przynajmniej plecy już nie krwawiły. Red spoglądał na niego schowany w czuprynie dziewczyny i milczał. Xal, chociaż nikt go nie zmuszał, otworzył się ze swoim problemem przed Kisą i Redem. Najpierw pokazał plecy ozdobione przedziwnym tatuażem przypominającym kocie oczy demona, a później wyjaśnił, że to z powodu braku szacunku do innych został obarczony klątwą. I to wymowne spojrzenie... fakt, Xalanth trochę przegiął strunę z całowaniem, ale żeby od razu cierpieć? I to bez chęci ze strony obdarowanego karesami? Ten tatuaż musiał dalej boleć, gdyż młodzieniec tracił równowagę i równy oddech. Spuścił uszka i wzrok na bok. Poniekąd czuł się winny jego stanu zdrowia, ponieważ podobno ów znamię powstało z powodu demona. I jeszcze mieszać w to Kisę, która ma wielkie szanse na wybicie się ponad Akademię, a nawet na utarcie nosa innym potężnym istotom we wszechświecie. Eh, nie wiedział co zrobić. Wmieszać się w kolejne życie i je zniszczyć? Im bardziej angażował się w czyjeś życie, tym później okazało się, że szybko odsuwają się od siebie. Nigdy nie zapomni June, przy której był sobą, nie musiał krępować się demonicznego ciała, ani nietypowego sposobu spoglądania na świat. Ani jej synka, z którym bawił się świetnie, mimo wrogów zakłócających im spokój. June... Shigo... jak on tęsknił za tymi demonami... za najlepszymi przyjaciółmi, którzy przepadli jak kamień w wodę, a ów wodą jest cały wszechświat.
Ekhem, pan za biurkiem najwyraźniej miał pilniejsze sprawy do załatwienia niż użeranie się z młodzikami. Dość szybko przeszedł do sedna, chociaż obarczył winą dziewczynę za kondycję Xalantha. I wolał go widzieć wpierw we szpitalu niżeli tutaj, na oczach innych kandydatów na kadetów. Ale plan Kisy musiał się zgadzać, także żadna ze stron nie odpuszczała. Xal miał się zapisać, a Saiyanka udać się na zajęcia do Akademii bez towarzystwa brodatego współbratymca. Kot siedział we włosach wojowniczki już bez dżemu na pyszczku (był za dobry, by długo wyczekiwał na zjedzenie), i w milczeniu analizował to co się działo. Mógłby nawet wyjść z ukrycia, ale po co wprowadzać zamieszanie? Jeszcze niedoszli kadeci, chcąc popisać się przed panem w różowej koszuli, rzuciliby się na rogatego jegomościa i pożałowaliby wszyscy tej konfrontacji. Mógłby co prawda uleczyć rany Xalantha, tylko co, jeśli przez jego Ki ów znamię na plecach nie zagoi się, tylko wręcz przeciwnie zwiększy swoje pole rażenia? Nie chciał źle dla kolegi. Eh, coś ostatnio brakuje demonowi stanowczości. Przynajmniej w towarzystwie tej dwójki nie myślał o swoim nałogu, i nawet jak na dramatyczne zdarzenie, bawił się przednio. Może nie jak widz z popcornem w jednej łapce, a z pojemnikiem ze słodkim napojem w drugiej - bardziej tak... no... zaintrygował się losami tychże wojowników, o. Tak z ukrycia, bo tak bezpieczniej dla każdego, dla samego siebie też.
Re: Punkt informacyjny
Wto Maj 03, 2016 8:12 pm
Cała ta sytuacja zaczynała przyprawiać recepcjonistę o ból głowy. Nie dość, że musiał tu siedzieć dzień w dzień i zapisywać tych głąbów, to jeszcze co kilka godzin zdarzały się sytuacje takiej jak ta. Czy oni naprawdę musieli już na samym starcie sprawiać, że coraz częściej miał ochotę pozbawić kogoś życia. Gdyby król zezwolił na jeden bezkarny mord na jakimś idiocie dziennie, to ta hołota nauczyłaby się szybko. Ale nie, bo musimy zmienić nasze oblicze.
- Ciebie też, więc nie szczekaj tak głośno. – odpowiedział wielki Saiyanin. Gówniara była wyszczekana. Robiło to na nim wrażenie, ale w dalszym ciągu irytowało. Szczególnie, że chyba nie wiedziała, gdzie jest granica. Zaś podała mu personalia jej przełożonego to zamarł.
- Oh. Przepraszam bardzo. Ja… ja nie wiedziałem. Nie wiedziałem, że umie pani wymyślać tak kiepskie wymówki. – powiedział Saiyanin, a następnie ryknął śmiechem. – Serio? Nie umiecie wymyślić nic lepszego? Książe jest moim chłopakiem, moim towarzyszem, moim przełożonym, moim ojcem kurwa. Jakbyście ruszyli łbami to byście wiedzieli, że wiem kto z kim ma przydział i gdzie jest na misji. Więc nie pitolcie mi z nim, bo to nudne.
No i właśnie w tym momencie do dyskusji włączył się Xalanth, który chyba najwidoczniej zapomniał, albo nie wiedział do czego może być zdolny ten wielki Saiyanin. Z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem, żyła na czole recepcjonisty bardziej pulsowało, a na twarzy pojawiał się coraz bardziej sadystyczny uśmiech. W końcu zostało wypowiedziane słowo, które przegięło pałę goryczy. Przez chwilę patrzył się na chłopaka jak na jakieś wyjątkowo smaczne jedzonko, a w następnej chwili wystrzelił w jego kierunku. Był tak szybki, że tylko pewien kot miał szansę, żeby go dostrzec. Xalanth natomiast zauważył go w momencie, kiedy jego twarz zmierzała na spotkanie ze ścianą. Następna zaś była podłoga. Wiele razy.
- Powiem ci coś mały obesrańcu, bo chyba nie rozumiesz. – powiedział i trzasnął głową Xalantha o płytki, które pękły. – Jesteś na Vegecie. Przestrzegasz naszych praw. Jeśli przychodzisz do Akademii to zachowujesz się uprzejmie, bo inaczej spotka cię kara. Nie obchodzi mnie kim jesteś. Możesz być kurwa nawet osobistym wachlarzem królowej. Jak mówisz do ludzi wyższych rangą to okazuj im szacunek. Myślisz, że jak cię mamusia z tatusiem wzięli na wycieczkę to już wszystko wiesz? Walcz kilka razy na frontach to się dowiesz co to życie i honor wojownika. Teraz zaś jesteś tylko zwykłym gnojkiem, co pierdoli jakieś górnolotne przemowy.
W czasie tej przemowy twarz ciemnowłosego Saiyanina pocałowała podłoże jeszcze kilka razy, aż w końcu mordercza seria się zakończyła. Zielonowłosy wojownik wstał i otrzepał spodnie.
- No. Aż mi się kurwa przypomniała moja była. Też pierdoliła tak, że można było się zabić. – rzekł poprawiając krawat i jakby nigdy nic siadając za stołem. – Ty! Zabierz to ścierwo do szpitala. Możesz nawet do naszego. Ale jak następnym razem zacznie pierdolić to nie skończy się tak miło. Następny!
Po tych słowach Saiyanin zakończył rozmowę.
OOC:
Xal dla ciebie obrażenia za 1000 dmg. Nie trzeba było denerwować pana. Masz złamane kości twarzoczaszki, może też jakieś samej czaszki. Złamany nos i utracone z dwa zęby. Jak chcesz możesz być przytomna. Idziecie do szpitala w Akademi. Tam piszcie i czekajcie na mój post.
- GośćGość
Re: Punkt informacyjny
Wto Maj 03, 2016 8:37 pm
A co to? Księciunio to jakaś gwiazda, że nie może być jej przełożonym? Podrapała się tylko w tyle głowy z zastanawiającą miną. A ciul z tym.
Najwyraźniej nie słuchała, bo w czasie jego długiej przemowy bezczelnie grzebała sobie palcem w uchu czy w nosie, rozglądała się po twarzach zdziwionego tłumu oraz merdała ogonem. Oh, Raziel kieruje się do Pałacu, do mamusi i tatusia, jakie to słodkie. Trzeba będzie niedługo zaszczycić swoją obecnością. Przy okazji... co to za piski i krzyki w oddali słychać? Jakby stado rozchichotanych nastolatek zmoczyło swoje majtki na widok jakiegoś idola. A to ciekawe...
___ - Skończyłeś beczeć? - spytała najwyraźniej podirytowana, lecz nie słowami Xalanth'a, tylko... a ja wiem, samym dźwiękiem skierowanym w jej stronę. Nie dotarło do niej nic. Kisa jest uparta, ma w dupie zdanie innych, widzi zazwyczaj tylko czubek własnego nosa - bo po co się przejmować innymi? Choć... to trochę nie ma sensu, bo gdyby się nie przejmowała losem innych to po co przychodziłaby dzisiaj do Reda i po cholerę przynosiłaby tu tego zdechlaka? Apropo. Pojawiła się migiem przed nim. - A ciekawe co byś zrobił będąc na moim miejscu, nie mogąc nawet popełnić samobójstwa, bo program na to nie pozwala. Żyć pod przymusem, w zamknięciu jak zwierzę, będąc testowanym. - przybliżyła się niebezpiecznie, z miną psychopaty, który zobaczył ofiarę, której może wyrwać wszystkie flaki - Nie jestem saiyanem, jestem czymś znacznie gorszym. - mówiła zagadkowo. Przecież nie mogła się na głos przyznać do bycia klonem, bo ten w różowym zaraz by ją wsypał i skończyłoby się jej wojowanie w wojsku.
No i cóż. W tej chwili... ach, cholera. Nie, że coś... ale... nawet nie miała okazji się ruszyć, zareagować. Widząc krew... chwyciła kociaka siedzącego w jej włosach i cisnęła nim w stronę otwartego okna. JA PIERDZIELĘ! Jak poczuje świeżą krew to przecież rozpęta się tutaj istne piekło! Wybacz jej Red za to, ale nie możesz tu teraz być!
Rzuciło się hasło o zabranie go do szpitala. Dziewczyna spojrzała tylko na stojącego obok kandydata na kadeta wyraźnie przerażonego tym co tu się stało. Akurat była teraz jego kolej, więc nie czekał nawet na słowa Kisy - to on postanowił zanieść Xalantha do szpitala. Chyba chciał poczekać na lepszy humor kolesia w różowym...
___ - No to cześć, Panie Tchórzu. - rzuciła jeszcze na odchodne do Xalantha. Ha! Życie jej miłe, nie chce umierać bo wkurzyła jakiegoś dryblasa za ladą. Spojrzała tylko na recepcjonistę i machnęła ręką. Wybiegła z punktu informacyjnego, natychmiast szukać Red'a. Gdy go znalazła zniżyła swój ton głosu do szeptu - Red. Nie chodź do niego, proszę. To dla Twojego dobra... jeśli znowu poszczuje Cię krwią to go zabiję, przysięgam Ci. Nie żartuje. - faktycznie. Jej głos był... bardzo poważny. Nie taki jak przed chwilą. Chyba pierwszy raz od dawna nie było w jej głosie tyle powagi co teraz. Najwyraźniej zasmakowała w zabijaniu, albo... jest po prostu saiyaninem.
edit:
Z tematu
Najwyraźniej nie słuchała, bo w czasie jego długiej przemowy bezczelnie grzebała sobie palcem w uchu czy w nosie, rozglądała się po twarzach zdziwionego tłumu oraz merdała ogonem. Oh, Raziel kieruje się do Pałacu, do mamusi i tatusia, jakie to słodkie. Trzeba będzie niedługo zaszczycić swoją obecnością. Przy okazji... co to za piski i krzyki w oddali słychać? Jakby stado rozchichotanych nastolatek zmoczyło swoje majtki na widok jakiegoś idola. A to ciekawe...
___ - Skończyłeś beczeć? - spytała najwyraźniej podirytowana, lecz nie słowami Xalanth'a, tylko... a ja wiem, samym dźwiękiem skierowanym w jej stronę. Nie dotarło do niej nic. Kisa jest uparta, ma w dupie zdanie innych, widzi zazwyczaj tylko czubek własnego nosa - bo po co się przejmować innymi? Choć... to trochę nie ma sensu, bo gdyby się nie przejmowała losem innych to po co przychodziłaby dzisiaj do Reda i po cholerę przynosiłaby tu tego zdechlaka? Apropo. Pojawiła się migiem przed nim. - A ciekawe co byś zrobił będąc na moim miejscu, nie mogąc nawet popełnić samobójstwa, bo program na to nie pozwala. Żyć pod przymusem, w zamknięciu jak zwierzę, będąc testowanym. - przybliżyła się niebezpiecznie, z miną psychopaty, który zobaczył ofiarę, której może wyrwać wszystkie flaki - Nie jestem saiyanem, jestem czymś znacznie gorszym. - mówiła zagadkowo. Przecież nie mogła się na głos przyznać do bycia klonem, bo ten w różowym zaraz by ją wsypał i skończyłoby się jej wojowanie w wojsku.
No i cóż. W tej chwili... ach, cholera. Nie, że coś... ale... nawet nie miała okazji się ruszyć, zareagować. Widząc krew... chwyciła kociaka siedzącego w jej włosach i cisnęła nim w stronę otwartego okna. JA PIERDZIELĘ! Jak poczuje świeżą krew to przecież rozpęta się tutaj istne piekło! Wybacz jej Red za to, ale nie możesz tu teraz być!
Rzuciło się hasło o zabranie go do szpitala. Dziewczyna spojrzała tylko na stojącego obok kandydata na kadeta wyraźnie przerażonego tym co tu się stało. Akurat była teraz jego kolej, więc nie czekał nawet na słowa Kisy - to on postanowił zanieść Xalantha do szpitala. Chyba chciał poczekać na lepszy humor kolesia w różowym...
___ - No to cześć, Panie Tchórzu. - rzuciła jeszcze na odchodne do Xalantha. Ha! Życie jej miłe, nie chce umierać bo wkurzyła jakiegoś dryblasa za ladą. Spojrzała tylko na recepcjonistę i machnęła ręką. Wybiegła z punktu informacyjnego, natychmiast szukać Red'a. Gdy go znalazła zniżyła swój ton głosu do szeptu - Red. Nie chodź do niego, proszę. To dla Twojego dobra... jeśli znowu poszczuje Cię krwią to go zabiję, przysięgam Ci. Nie żartuje. - faktycznie. Jej głos był... bardzo poważny. Nie taki jak przed chwilą. Chyba pierwszy raz od dawna nie było w jej głosie tyle powagi co teraz. Najwyraźniej zasmakowała w zabijaniu, albo... jest po prostu saiyaninem.
edit:
Z tematu
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Punkt informacyjny
Sro Maj 04, 2016 7:01 pm
Kisa nie musiała długo szukać wyrzuconego przez okno futrzaka. Miała na tyle dobrego cela, że kot wylądował na głowie jakiegoś rosłego, przechodzącego Saiyana, który próbował siłą zrzucić Reda ze swojej bujnej czupryny. No dobra, z łysiny. Jakby tak się nie szarpał, to miałby niezły tupecik na łepetynie chociaż na kilka chwil. Widząc wojowniczkę przestał droczyć się z wojownikiem i zeskoczył tuż przed nogami dziewczyny jakby nigdy nic. A facet nawet myślał, że zwierzak jest własnością Kisy, bo już szedł do niej z pretensjami. Oszczędzając kolejnych, zapewne niezbyt przyjemnych wrażeń Czarnowłosej przybrał swoją bardziej humanoidalną postać i stanął na drodze goryla. Zrzedła mu odrobinę mina i po prostu ominął ich jakby nigdy nic się nie stało. Pewnie już planował przerobić demona na skórzane rękawiczki.
Odprowadził nieznajomego zimnym spojrzeniem, ale urwał kontakt wzrokowy, gdy towarzyszka odezwała się cicho do niego. Kocie ucho zadrgało i zakręciło łbem Reda tak, by spojrzał tym razem uważnie na właścicielkę szeptu. Patrzył się i słuchał, aż nie mógł uwierzyć w to co słyszał. Czy ona... chciała zabić Xalantha? Już pomijając drobny szantaż - chyba wojowniczka miała dość wrażeń z młodzikiem - chciała go zabić, jeśli tylko ponownie skusi demona swoją krwią? To prędzej powinna rzec, że mówi to dla dobra Saiyana, by nie został zabity przez łakomstwo Rogatego, a nie z tej perspektywy. Jedynym wytłumaczeniem był fakt, że Kisa znała lepiej Reda niż Xalantha. I że bardziej jej zależało na demonie? Nawet zmusiła się do prośby, chociaż brzmiała bardzo wiarygodnie i poważnie. Skinął lekko głową z lekkim zamyśleniem na połowicznie skrytym maską obliczu. Przez chwilę głowę miał skierowaną właśnie tam, dokąd był zabierany obarczony klątwą chłopak. Da mu wytchnąć od demona, skoro to z jego powodu otwierają się rany na plecach. Zaraz jednak myślami wrócił do wyważonej, odrobinę groźnie brzmiącej wypowiedzi koleżanki.
"~Wierzę, że byłabyś do tego zdolna, ale nie musisz o tym myśleć. Nie po to straciłaś tyle czasu, bym zmarnował Twój wysiłek.~"
Rubinowe ślepia objęły całą sylwetkę kumpeli i niemal przeszywały ją na wylot. Bardzo możliwe, że siłował się, by powiedzieć coś na wzór podziękowania, a palce u rąk tylko miętosiły spodnie - z lekkiego poddenerwowania za swoją nieporadność. Mruknął po chwili zrezygnowany jak duży kociak i podrapał się dłonią z pazurami za uchem, by nagle dostać olśnienia. Przecież dziewczyna chciała mu pomóc, bo był jej dodatkowym nauczycielem, więc... może ją jeszcze czegoś nauczyć dzisiaj. A ściślej - zada jej zadanie do domu, by sama odkryła ów umiejętność. On jej tylko wskaże drogę.
Zrobił ku Kisie krok i ostrożnie sięgnął dłonią ku jej twarzy. Mogła się obawiać czegoś złego po demonie, gdyż była świadkiem jego zwierzęcego szału, ale pod tym kontekstem, w jakim obecnie się znajdowali, ryzyko było mniejsze. Dwoma palcami ostrożnie przymknął jej powieki (chociaż mogła sama po prostu zamknąć oczy - nie da się zawsze wszystko racjonalnie wyjaśnić) i dotykając ciągle palcami jej przymkniętych powiek przesyłał wraz z czarnymi motylami z Ki obrazy, sygnały, bodźce, które miały otworzyć umysł na inne horyzonty. Aby dzięki swojej mocy i tej drzemiącej w ciele dziewczyny móc przekazać myśli do umysłu innych istot. Tak jak Red "bombardował" ją swoją telepatią, od kiedy tylko poznali się na Vegecie. Jeśli zechce, Kisa skorzysta z tej nauki. Demonowi podkrążyły się oczy ze zmęczenia, aż oderwał palce od twarzy Ogoniastej. Reszta lekcji do samodzielnej realizacji, chociaż ma na pewno swoje inne obowiązki. Akurat mijali ich inni młodzi kadeci czy żołnierze, więc Red dłużej nie będzie zatrzymywać koleżanki. Przez dobre kilka minut zapomniał, że znajdowali się w centrum Vegety, aż się tym faktem odrobinę zafascynował. Dawno nie myślał o czymś innym niż o posoce.
"~Chyba już czas, abyś poszła skopać kilka akademickich tyłków.~"
Odezwał się po udzieleniu wskazówek co do telepatii, tym samym dając Kisie znać, że przygotowanie do zadania od Reda w pełni zaliczone i może robić co zechce. Przecież nie może trzymać jej wciąż przy sobie, dopóki Saiyanka nie wywiąże się ze swojej prywatnej misji. Jemu było dane poznać ów tajemnicę. W sumie dzisiejszego dnia dowiedział się sporo od innych, i aż za wiele od Xalantha. To, że demon to dziwny typ, to to sam wiedział, ale żeby stać się obiektem zauroczenia... eh, to za dużo, stanowczo za dużo.
Swoją drogą... co teraz powinien zrobić? Spoglądał ukradkiem na mijających ich wojowników, aż jak na jego standardy zrobiło się zbyt tłoczno i przywarł plecami do najbliższego budynku. Spuścił odrobinę uszy od zgiełku, który dopiero teraz zaczął oddziaływać na wrażliwe uszy. Będzie musiał wrócić tam, skąd przyszedł, albo znajdzie bardziej ucywilizowane sacrum. Nie, już dość zadręczał swoimi problemami i zachciankami Kisę - sam da radę coś wymyślić! Chyba...
[Ooc: Kisa ma możliwość nauczenia się telepatii]
Edit z tematu (bo zapomniałam napisać).
Odprowadził nieznajomego zimnym spojrzeniem, ale urwał kontakt wzrokowy, gdy towarzyszka odezwała się cicho do niego. Kocie ucho zadrgało i zakręciło łbem Reda tak, by spojrzał tym razem uważnie na właścicielkę szeptu. Patrzył się i słuchał, aż nie mógł uwierzyć w to co słyszał. Czy ona... chciała zabić Xalantha? Już pomijając drobny szantaż - chyba wojowniczka miała dość wrażeń z młodzikiem - chciała go zabić, jeśli tylko ponownie skusi demona swoją krwią? To prędzej powinna rzec, że mówi to dla dobra Saiyana, by nie został zabity przez łakomstwo Rogatego, a nie z tej perspektywy. Jedynym wytłumaczeniem był fakt, że Kisa znała lepiej Reda niż Xalantha. I że bardziej jej zależało na demonie? Nawet zmusiła się do prośby, chociaż brzmiała bardzo wiarygodnie i poważnie. Skinął lekko głową z lekkim zamyśleniem na połowicznie skrytym maską obliczu. Przez chwilę głowę miał skierowaną właśnie tam, dokąd był zabierany obarczony klątwą chłopak. Da mu wytchnąć od demona, skoro to z jego powodu otwierają się rany na plecach. Zaraz jednak myślami wrócił do wyważonej, odrobinę groźnie brzmiącej wypowiedzi koleżanki.
"~Wierzę, że byłabyś do tego zdolna, ale nie musisz o tym myśleć. Nie po to straciłaś tyle czasu, bym zmarnował Twój wysiłek.~"
Rubinowe ślepia objęły całą sylwetkę kumpeli i niemal przeszywały ją na wylot. Bardzo możliwe, że siłował się, by powiedzieć coś na wzór podziękowania, a palce u rąk tylko miętosiły spodnie - z lekkiego poddenerwowania za swoją nieporadność. Mruknął po chwili zrezygnowany jak duży kociak i podrapał się dłonią z pazurami za uchem, by nagle dostać olśnienia. Przecież dziewczyna chciała mu pomóc, bo był jej dodatkowym nauczycielem, więc... może ją jeszcze czegoś nauczyć dzisiaj. A ściślej - zada jej zadanie do domu, by sama odkryła ów umiejętność. On jej tylko wskaże drogę.
Zrobił ku Kisie krok i ostrożnie sięgnął dłonią ku jej twarzy. Mogła się obawiać czegoś złego po demonie, gdyż była świadkiem jego zwierzęcego szału, ale pod tym kontekstem, w jakim obecnie się znajdowali, ryzyko było mniejsze. Dwoma palcami ostrożnie przymknął jej powieki (chociaż mogła sama po prostu zamknąć oczy - nie da się zawsze wszystko racjonalnie wyjaśnić) i dotykając ciągle palcami jej przymkniętych powiek przesyłał wraz z czarnymi motylami z Ki obrazy, sygnały, bodźce, które miały otworzyć umysł na inne horyzonty. Aby dzięki swojej mocy i tej drzemiącej w ciele dziewczyny móc przekazać myśli do umysłu innych istot. Tak jak Red "bombardował" ją swoją telepatią, od kiedy tylko poznali się na Vegecie. Jeśli zechce, Kisa skorzysta z tej nauki. Demonowi podkrążyły się oczy ze zmęczenia, aż oderwał palce od twarzy Ogoniastej. Reszta lekcji do samodzielnej realizacji, chociaż ma na pewno swoje inne obowiązki. Akurat mijali ich inni młodzi kadeci czy żołnierze, więc Red dłużej nie będzie zatrzymywać koleżanki. Przez dobre kilka minut zapomniał, że znajdowali się w centrum Vegety, aż się tym faktem odrobinę zafascynował. Dawno nie myślał o czymś innym niż o posoce.
"~Chyba już czas, abyś poszła skopać kilka akademickich tyłków.~"
Odezwał się po udzieleniu wskazówek co do telepatii, tym samym dając Kisie znać, że przygotowanie do zadania od Reda w pełni zaliczone i może robić co zechce. Przecież nie może trzymać jej wciąż przy sobie, dopóki Saiyanka nie wywiąże się ze swojej prywatnej misji. Jemu było dane poznać ów tajemnicę. W sumie dzisiejszego dnia dowiedział się sporo od innych, i aż za wiele od Xalantha. To, że demon to dziwny typ, to to sam wiedział, ale żeby stać się obiektem zauroczenia... eh, to za dużo, stanowczo za dużo.
Swoją drogą... co teraz powinien zrobić? Spoglądał ukradkiem na mijających ich wojowników, aż jak na jego standardy zrobiło się zbyt tłoczno i przywarł plecami do najbliższego budynku. Spuścił odrobinę uszy od zgiełku, który dopiero teraz zaczął oddziaływać na wrażliwe uszy. Będzie musiał wrócić tam, skąd przyszedł, albo znajdzie bardziej ucywilizowane sacrum. Nie, już dość zadręczał swoimi problemami i zachciankami Kisę - sam da radę coś wymyślić! Chyba...
[Ooc: Kisa ma możliwość nauczenia się telepatii]
Edit z tematu (bo zapomniałam napisać).
Re: Punkt informacyjny
Pią Maj 06, 2016 12:26 am
Recepcjonista wyjrzał zza biurka na teraz już nieco krwawą miazgę leżącą na podłodze, której sam był autorem.
-O cholera... Chyba mnie nieco poniosło... Nosz kurwa, będą mi kazali to sprzątać... -stwierdził i wyjął z szuflady notes, na którym zrobił ołówkiem jeszcze jedną kreskę.
Zobaczywszy, że młoda Saiyanka wymigała się od powierzonego jej zadania uznał, że jemu to w sumie zupełnie obojętne. Cel pozostawał ten sam.
-Ty, szumowino! - wskazał na przyszłego obrońcę tej planety. - Masz już pierwsze zadanie, bierz tę kupę taniego mięsa do najbliższej komory regeneracyjnej. Już, natychmiast! A jak nie wiesz gdzie to jest, to się kurwa masz dowiedzieć, masz czas do wykrawienia tego obsrańca. Czyli patrząc na jego stan, już powinieneś być na kurwa miejscu. No, na co patrzysz, już, już, już! - oznajmił, swoim zwyczajowym tonem, który na pewno przywodził wspomnienia każdemu na tym piętrze i powyższym.
-Tylko imię podaj, formalności trzeba zrobić!
I tak młody Saiyanin został bohaterem z przypadku mającym życie Xalantha na swoich barkach, dosłownie.
OOC:
Xal, pisz już tutaj: https://dbng.forumpl.net/t227-pomieszczenie-regeneracji
- Tarrip
- Liczba postów : 35
Data rejestracji : 04/08/2016
Identification Number
HP:
(300/300)
KI:
(375/375)
Re: Punkt informacyjny
Pią Sie 05, 2016 12:01 am
Tarrip wczoraj skończył 16 lat. To czyniło go zdolnym do dołączenia się do armii. Tydzień temu skończył rehabilitacje. Co prawda miał odpocząć jeszcze jakiś czas lecz nie mógł się powstrzymać od treningów. Wycisk fizyczny i ćwiczenia szybkościowe i wytrzymałościowe. Niemniej jednak nie zapomniał o tym co mu się przytrafiło oraz co się działo w mieście dwa lata temu. Musiał stać się silniejszy a armia była idealnym miejscem do tego. Był świadom, że na początku będzie pomiatany i wysyłany do najgorszych misji. Wiedział też, że im ciężej będzie trenował tym wyżej zajdzie, tym silniejszy będzie i osiągnie wyższe samozadowolenie. Wszystko co trzeba było zrobić to zapisać się.
Tak więc udał się do Akademii a tam na parterze odszukał Punkt Informacyjny. Tam siedział ogromny mężczyzna za biurkiem. Był dużo bardziej umięśniony od młodego Sayianina oraz miał pewno więcej doświadczenia.
~”Ciekawe co zrobił, że siedzi tu a nie razem z innymi żołnierzami.”~ pomyślał chłopak.
Gdyby tego było mało facet miał wybitnie nieprzyjemny wyraz twarzy. No ale co tu poradzić. On był recepcjonistą i to on przyjmował Sayian do wojska. Tarrip musiał z nim pogadać. Niewiele więcej czekając podszedł do biurka i zagadał do niego.
-Witam. Jestem Tarrip i chciałbym się zapisać do Akademii.
Tak więc udał się do Akademii a tam na parterze odszukał Punkt Informacyjny. Tam siedział ogromny mężczyzna za biurkiem. Był dużo bardziej umięśniony od młodego Sayianina oraz miał pewno więcej doświadczenia.
~”Ciekawe co zrobił, że siedzi tu a nie razem z innymi żołnierzami.”~ pomyślał chłopak.
Gdyby tego było mało facet miał wybitnie nieprzyjemny wyraz twarzy. No ale co tu poradzić. On był recepcjonistą i to on przyjmował Sayian do wojska. Tarrip musiał z nim pogadać. Niewiele więcej czekając podszedł do biurka i zagadał do niego.
-Witam. Jestem Tarrip i chciałbym się zapisać do Akademii.
Re: Punkt informacyjny
Sob Sie 06, 2016 7:45 pm
Dzisiaj albo było jakieś święto, albo koniunkcja planet, albo nie wiadomo co. Ważny jednak był fakt, że dziś kolejka szła nad wyraz szybko, a obsługujący petentów Saiyanin był łagodny jak baranek. Nawet jak ktoś się głupio zapytał, to nie słychać było wyzwisk, tylko cierpliwie wyjaśniał, lub powtarzał. Cud, czy też może groźba wywalenia z roboty? Kto tam wie. Najnowszy ochotnik na obrońcę planety czekał kilka minut, zanim nadeszła jego pora. Olbrzym klepał coś na swoim komputerze w oczekiwaniu na kolejną osobę. Humor miał trochę popsuty tym, że musiał jeszcze siedzieć w robocie kilka godzin, ale umilała mu to cierpienie pewna kwestia.
- Dobry, dobry. – powiedział chłodnym głosem Saiyanin i spojrzał na chłopaka. Taki sam jak wielu, jednak po kilku treningach zobaczą z jakiej gliny jest ulepiony. Czy coś osiągnie, czy będzie tylko zwykłym mięsem, którym się pomiata, a które wykonuje rozkazy. Olbrzym zmierzył poziom siły chłopaka i zapisał coś na formularzu.
- No dobra. Podpisz tu, tu i tu. – powiedział i kiedy chłopak wykonał polecania to zabrał kartki i położył na biurku hol mapę i klucz do pokoju. – Witamy w Armii. Tu masz mapę i klucz. Po sprzęt udaj się do zbrojowni. Schodami na sam dół. Potem na Salę treningową. Tam cię przydzielą do grupy. Następny!
Po tych jakże szybkich procedurach Tarrip stanął w drzwiach świetlanej przyszłości.
OOC:
Idziesz do zbrojowni i tam dajesz jako pierwszy post, po poście tutaj.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Punkt informacyjny
Pon Sie 08, 2016 6:48 pm
Vivnyan mogłaby zacząć mamrotać pod nosem na całego, obsmarowując obecnych od góry do dołu... Zaklęcie Rukeia poprzestawiało jej kilka cegiełek w charakterze, niektóre na sto osiemdziesiąt stopni. Ale nie była ani tak wredna, ani nie miała tyle siły by się nad nimi znęcać werbalnie... Z resztą nic nie rozumieli, co to za rozrywka? W żaden sposób nie wyciągną niczego z jej słów, yare yare. Poza tym czuła się jak wymiętolony kłak futra, strasznie chciało się jej pić i patrząc na to co się działo, przeszła więcej niż zwykły kot przez wszystkie swoje dziewięć żyć. Momentami łapała ją senność i musiała przecierać oczy łapkami by się rozbudzić. Siedziała spokojnie na posadzce przysłuchując się trzem dziewczynom, czekając aż Raziel/Ravia wpadnie na genialny pomysł wrócenia do Akademii... Raczej nie pozwoli jej chodzić samopas, ale pierwsze co się by im obu przydało to coś do jedzenia i picia. Ósemkotka nie zwróciła uwagi na krzyki, nieuzasadnione pretensje Kisy i tylko łypnęła zdumiona na nową postać Dragota. Była świadoma, że potrafi zmienić postać na bardziej ludzką, ale ta wyglądała... Zjawiskowo, biorąc pod uwagę fakt, że subkultury były na Vegecie słabo ugruntowane. Dziewczyna w czerwonym płaszczu na pewno będzie zwracała na siebie uwagę, co z jej barwą ki nie było mądre, ale Dragilli musiało o to chodzić.
Kotka zerknęła brązowymi oczami na Ravię, która przykucnęła obok, skrobiąc coś na papierze. Wścibstwo kocie wzięło górę. Podniosła się, zrobiła dwa małe kroki i oparła łapy o przedramię Saiyanki, patrząc co takiego nabazgrała. No no... Pomysł był niezły. Poczynań i dekretów Księciunia nikt nie będzie kwestionował, a na pewno nie ktoś pozbawiony rozsądku - patrz gość z Informacji. Miauknęła cicho, gdy Ravia zgarnęła ją i przytuliła do napompowanej piersi. Vivnyan zerknęła jeszcze na Draga i pomachała mu łapką, dając znać, że będzie pilnować siostry. O ile takie teksty i groźby pasowały do Draga, to gdy wymawiała je Dragilla, kotka poczuła większy niż zwykle niepokój.
Lot był krótki, ale musiała się zwinąć w blond kulkę w ramionach Ravii. Po pierwsze dlatego, że tak było najwygodniej, po drugie pęd powietrza był nie do wytrzymania. W swojej prawdziwej postaci nie zwracała nawet na to uwagi, ale tak miała wrażenie, że wiatr chce zerwać jej futro z grzbietu. Mruknęła tylko by siostra na nią uważała, po czym uniosła głowę, gdy wylądowały przed Akademią. Przetarła ucho łapą, patrząc na główne wejście.
- Tylko nie pozwól zrobić ze mnie przekąski. - zaznaczyła nim weszły do środka, wciskając się Ravii pod kurtkę. Wolała mimo wszystko pozostać we względnym ukryciu. Saiyanie z reguł nie mieli zwierzątek, bo pupile kończyli jako przystawka albo deser między treningami. Udawanie pluszaka też by się źle skończyło, bo Ravia byłaby z góry skreślona z życia społecznego Akademie... Acz, pewnie by nawet nie zauważyła. Vivinyan znieruchomiała pod czarną skórą, pozostawiając resztę do zrobienia przyrodniej siostrze. Pozostało jej tylko obserwować i w razie czego... No... Zdać się na Ravie. Wyboru nie miała.
OOC
Krótko, średni brak weny, no i za bardzo nie było co opisywać.
Kotka zerknęła brązowymi oczami na Ravię, która przykucnęła obok, skrobiąc coś na papierze. Wścibstwo kocie wzięło górę. Podniosła się, zrobiła dwa małe kroki i oparła łapy o przedramię Saiyanki, patrząc co takiego nabazgrała. No no... Pomysł był niezły. Poczynań i dekretów Księciunia nikt nie będzie kwestionował, a na pewno nie ktoś pozbawiony rozsądku - patrz gość z Informacji. Miauknęła cicho, gdy Ravia zgarnęła ją i przytuliła do napompowanej piersi. Vivnyan zerknęła jeszcze na Draga i pomachała mu łapką, dając znać, że będzie pilnować siostry. O ile takie teksty i groźby pasowały do Draga, to gdy wymawiała je Dragilla, kotka poczuła większy niż zwykle niepokój.
Lot był krótki, ale musiała się zwinąć w blond kulkę w ramionach Ravii. Po pierwsze dlatego, że tak było najwygodniej, po drugie pęd powietrza był nie do wytrzymania. W swojej prawdziwej postaci nie zwracała nawet na to uwagi, ale tak miała wrażenie, że wiatr chce zerwać jej futro z grzbietu. Mruknęła tylko by siostra na nią uważała, po czym uniosła głowę, gdy wylądowały przed Akademią. Przetarła ucho łapą, patrząc na główne wejście.
- Tylko nie pozwól zrobić ze mnie przekąski. - zaznaczyła nim weszły do środka, wciskając się Ravii pod kurtkę. Wolała mimo wszystko pozostać we względnym ukryciu. Saiyanie z reguł nie mieli zwierzątek, bo pupile kończyli jako przystawka albo deser między treningami. Udawanie pluszaka też by się źle skończyło, bo Ravia byłaby z góry skreślona z życia społecznego Akademie... Acz, pewnie by nawet nie zauważyła. Vivinyan znieruchomiała pod czarną skórą, pozostawiając resztę do zrobienia przyrodniej siostrze. Pozostało jej tylko obserwować i w razie czego... No... Zdać się na Ravie. Wyboru nie miała.
OOC
Krótko, średni brak weny, no i za bardzo nie było co opisywać.
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach