Biuro Trenera
+7
Raziel
Hikaru
NPC
Vita Ora
Colinuś
Ósemka
Hazard
11 posters
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Biuro Trenera
Sro Cze 26, 2013 5:10 pm
First topic message reminder :
Niewielki gabinet z obszernym biurkiem, komputerem służbowym, jak i prywatnym oraz pukami zastawionymi książkami i dokumentami. Utrzymany w należytym porządku. Przy biurku obszerny skórzany fotel. Na szybie okiennej rozwieszona flaga z symbolem Vegety. Na jednej ze ścian portret aktualnie panującego władcy.
Gabinet, do użytku dla wszystkich trenerów Akademii. Teoretycznie każdy ma swój osobny ale temat niech będzie zbiorczy.
Gabinet, do użytku dla wszystkich trenerów Akademii. Teoretycznie każdy ma swój osobny ale temat niech będzie zbiorczy.
Re: Biuro Trenera
Pon Wrz 02, 2013 5:02 pm
- Dobrze ale nie do końca. Ivan byłby twoim podwładnym to jesteś za niego podpowiedziana, a także za ewentualne fiasko misji z powodu jego wybryków. Taki osobnik będzie nie tylko robił bałagan w grupie ale przede wszystkim podważał Twój autorytet. Jak wysłano by Was na misje na innej planecie to nikt nie przyleciałby, żeby zabrać „niegrzecznego” żołnierza. Czasem lepiej odłożyć moralność na dalszy plan. Osobnicy o takim charakterze jak Ivan po prostu nie nadają się do wojska
Ostatnio już Ci powiedziałem, ze kiedyś poznasz jakiegoś małpiszonka .......... ub ją i zmienią się twoje priorytety. Już nie będzie Ja ale My ale dorośniesz do tego.
A teraz przechodząc do konkretów. Po pierwsze na razie masz wolne, odwiedź lekarza i poczytaj pozostałe książki. Przyszykuj się do lotu na Ziemię, tutaj masz scouter wywołam Cię więc bądź w gotowości.
Dwa, jakbyś trafiła na Hazarda to przekaż mu ode mnie, że upominam go po raz trzeci i ostatni, żeby nie łaził po Akademii w stanie SSJ, bo mu to ręcznie wytłumaczę. Czasem się zastanawiam, co ten chłopak ma w głowie ech.
I po trzecie za karę przetrzymuję Twoją kurtkę do odwołania, może dzięki temu pomyślisz o wartości i szacunku dla przedmiotów, szczególnie tych wartościowych.
Na koniec na jego twarzy pojawił się uśmiech. A Vivien była już tak blisko. Pod peleryną Trenera na wieszaku wisiała jej kurtka, co było wyraźnie widać po zwisającym rękawie.
- Możesz się odmeldować ........ pszczółko.
Jakby tego było mało otrzymała przezwisko. Kiedy wychodziła, to może zauważyła lub nie, ze mężczyzna wyjął z kosza na papiery jej streszczenie i położył na biurku. Ten manewr także wykonał specjalnie aby ją sprawdzić.
OCC:
- możesz lecieć do Raza.
- dostajesz scouter z możliwością do mierzenia siły do 18 000 - potem wybucha, kolor szybki możesz sobie wybrać
Ostatnio już Ci powiedziałem, ze kiedyś poznasz jakiegoś małpiszonka .......... ub ją i zmienią się twoje priorytety. Już nie będzie Ja ale My ale dorośniesz do tego.
A teraz przechodząc do konkretów. Po pierwsze na razie masz wolne, odwiedź lekarza i poczytaj pozostałe książki. Przyszykuj się do lotu na Ziemię, tutaj masz scouter wywołam Cię więc bądź w gotowości.
Dwa, jakbyś trafiła na Hazarda to przekaż mu ode mnie, że upominam go po raz trzeci i ostatni, żeby nie łaził po Akademii w stanie SSJ, bo mu to ręcznie wytłumaczę. Czasem się zastanawiam, co ten chłopak ma w głowie ech.
I po trzecie za karę przetrzymuję Twoją kurtkę do odwołania, może dzięki temu pomyślisz o wartości i szacunku dla przedmiotów, szczególnie tych wartościowych.
Na koniec na jego twarzy pojawił się uśmiech. A Vivien była już tak blisko. Pod peleryną Trenera na wieszaku wisiała jej kurtka, co było wyraźnie widać po zwisającym rękawie.
- Możesz się odmeldować ........ pszczółko.
Jakby tego było mało otrzymała przezwisko. Kiedy wychodziła, to może zauważyła lub nie, ze mężczyzna wyjął z kosza na papiery jej streszczenie i położył na biurku. Ten manewr także wykonał specjalnie aby ją sprawdzić.
OCC:
- możesz lecieć do Raza.
- dostajesz scouter z możliwością do mierzenia siły do 18 000 - potem wybucha, kolor szybki możesz sobie wybrać
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Biuro Trenera
Pon Wrz 02, 2013 8:39 pm
- Tak jest, Sir. – Oszczędne słowa padły z ust Vivian dla kontrastu z całą wypowiedzią Trenera.
Miała ochotę westchnąć głęboko, ale powstrzymała się, zaciskając usta w wąską kreskę. Misja na Ziemi jest już pewna. Trudno, co ma być to będzie, musi tylko przeżyć… Ale kto jak kto, ona na pewno przeżyje, a przynajmniej umrze w walce. To już coś. Uniosła wyżej głowę, nie pokazując jak ubodła ją ostatnia kwestia.
~Korona~ Czyli kurtki długo nie zobaczy. Nie miała pojęcia czy Trenerom wolno konfiskować przedmioty osobiste kadetów, ale nie miała zamiaru pytać. Jeszcze gorzej oberwie. Halfka dobrze widziała brązowy rękaw w rogu pomieszczenia, przykryty białym płaszczem Przełożonego. Gdyby tylko miała taką fantazję, mogłaby go złapać i porwać, wybiegając z Biura. I wylądowałaby w karcerze. A niech to szlag…
Pszczółko?
Nie no, to już jest gorsze od Ósemki.
- Odmeldowuje się, Sir. – Uśmiechnęła się krzywo dziewczyna.
Bez zbędnych słów i pytań. Rzeczywistość i aktualne sprawy absorbują wystarczającą ilość energii oraz nerwów. Jeszcze nie doszła do porozumienia z własną głową, a z rzeczywistością tym bardziej. Chyba Vivian znów dostanie migreny…
Wychodząc, kątem oka ujrzała jak Trener wyjmuje jej zmiętolone notatki. Nie dała po sobie nic poznać i zamknęła drzwi. Ciekawe po co mu one, skoro i tak stół oblega nieziemska ilość papieru… Ironia. Kadetka zawiesiła się z dłonią na klamce.
Czterdzieści dwie sekundy zmarnowała tkwiąc ze spuszczoną głową, ściskając mocno w dłoni scouter z zielonym szkiełkiem. Po czym zacisnęła zęby, uniosła wysoko głowę i ruszyła korytarzem.
Na co im te zabawy? Bawią się z kadetami doprowadzając ich do skrajności, a potem jak gdyby nic się nie stało każą im dalej walczyć. Vivian rozumiała zaprawę psychiczną i sprawdzanie wytrzymałości, ale czy takie podstępne chwyty to nie jest przegięcie? Aż coś ją bolało w środku.
Szarpały halfką sprzeczne emocje. Ekscytacja, strach i znużenie. Dlaczego czuje się coraz gorzej? Pobiła Ivana. Wyrwała się Tsufulowi. Zgnoiła gościa który napadł ją w łazience. Jakieś tam osiągnięcia na miarę kadeta są. Pomijając fakt, że jest karaluchem. Przywykła do stanu bycia pogardzanym, nie ważne co się jej uda zrobić. I to nie brak szacunku jej doskwierał. Bolało coś z goła innego, aż chciała krzyczeć, ale dusiła to w sobie zbyt mocno. Przekonywała, że wszystko jest dobrze. Tylko dlaczego, dlaczego u cholery czuje się źle, jakby ktoś wbił jej młot w pierś?
Zaklęła.
Do Akademii wstąpiła z myślą by zostać silną wojowniczką. Pokazać, że potrafi coś osiągnąć. Walczyć, rozwijać się i kształcić w sztuce walki. Nie dać się. Teraz zwyczajnie tu trwa, poszukując powodu, dla którego mogłaby zostać.
Im dłużej tu była, tym bardziej słaba się czuła. Można ją zgnieść jednym ruchem, zdeptać jak robaka i splunąć nań przechodząc. Niby nic. Sama nie mogła nikomu pomóc, nie dała rady. Wtedy w koszarach…
Tak słaba, słaba słabością prozaiczną i zwyczajnie podłą.
Ósemka zatrzymała się raptownie na korytarzu i ciałem kadetki wstrząsnął mocny dreszcz. Potarła ramiona, które okryły się niespodziewanie gęsią skórka. Oto kwintesencja bycia kadetem… Napięła mięśnie i otworzyła szerzej brązowe oczy.
- Muszę coś rozwalić. – Burknęła do siebie.
Przyśpieszyła kroku, kierując się w odpowiednie ku temu miejsce.
OOC ---> + 10% HP
---> + 10% KI
[zt] ---> Mordownia
Miała ochotę westchnąć głęboko, ale powstrzymała się, zaciskając usta w wąską kreskę. Misja na Ziemi jest już pewna. Trudno, co ma być to będzie, musi tylko przeżyć… Ale kto jak kto, ona na pewno przeżyje, a przynajmniej umrze w walce. To już coś. Uniosła wyżej głowę, nie pokazując jak ubodła ją ostatnia kwestia.
~Korona~ Czyli kurtki długo nie zobaczy. Nie miała pojęcia czy Trenerom wolno konfiskować przedmioty osobiste kadetów, ale nie miała zamiaru pytać. Jeszcze gorzej oberwie. Halfka dobrze widziała brązowy rękaw w rogu pomieszczenia, przykryty białym płaszczem Przełożonego. Gdyby tylko miała taką fantazję, mogłaby go złapać i porwać, wybiegając z Biura. I wylądowałaby w karcerze. A niech to szlag…
Pszczółko?
Nie no, to już jest gorsze od Ósemki.
- Odmeldowuje się, Sir. – Uśmiechnęła się krzywo dziewczyna.
Bez zbędnych słów i pytań. Rzeczywistość i aktualne sprawy absorbują wystarczającą ilość energii oraz nerwów. Jeszcze nie doszła do porozumienia z własną głową, a z rzeczywistością tym bardziej. Chyba Vivian znów dostanie migreny…
Wychodząc, kątem oka ujrzała jak Trener wyjmuje jej zmiętolone notatki. Nie dała po sobie nic poznać i zamknęła drzwi. Ciekawe po co mu one, skoro i tak stół oblega nieziemska ilość papieru… Ironia. Kadetka zawiesiła się z dłonią na klamce.
Czterdzieści dwie sekundy zmarnowała tkwiąc ze spuszczoną głową, ściskając mocno w dłoni scouter z zielonym szkiełkiem. Po czym zacisnęła zęby, uniosła wysoko głowę i ruszyła korytarzem.
Na co im te zabawy? Bawią się z kadetami doprowadzając ich do skrajności, a potem jak gdyby nic się nie stało każą im dalej walczyć. Vivian rozumiała zaprawę psychiczną i sprawdzanie wytrzymałości, ale czy takie podstępne chwyty to nie jest przegięcie? Aż coś ją bolało w środku.
Szarpały halfką sprzeczne emocje. Ekscytacja, strach i znużenie. Dlaczego czuje się coraz gorzej? Pobiła Ivana. Wyrwała się Tsufulowi. Zgnoiła gościa który napadł ją w łazience. Jakieś tam osiągnięcia na miarę kadeta są. Pomijając fakt, że jest karaluchem. Przywykła do stanu bycia pogardzanym, nie ważne co się jej uda zrobić. I to nie brak szacunku jej doskwierał. Bolało coś z goła innego, aż chciała krzyczeć, ale dusiła to w sobie zbyt mocno. Przekonywała, że wszystko jest dobrze. Tylko dlaczego, dlaczego u cholery czuje się źle, jakby ktoś wbił jej młot w pierś?
Zaklęła.
Do Akademii wstąpiła z myślą by zostać silną wojowniczką. Pokazać, że potrafi coś osiągnąć. Walczyć, rozwijać się i kształcić w sztuce walki. Nie dać się. Teraz zwyczajnie tu trwa, poszukując powodu, dla którego mogłaby zostać.
Im dłużej tu była, tym bardziej słaba się czuła. Można ją zgnieść jednym ruchem, zdeptać jak robaka i splunąć nań przechodząc. Niby nic. Sama nie mogła nikomu pomóc, nie dała rady. Wtedy w koszarach…
Tak słaba, słaba słabością prozaiczną i zwyczajnie podłą.
Ósemka zatrzymała się raptownie na korytarzu i ciałem kadetki wstrząsnął mocny dreszcz. Potarła ramiona, które okryły się niespodziewanie gęsią skórka. Oto kwintesencja bycia kadetem… Napięła mięśnie i otworzyła szerzej brązowe oczy.
- Muszę coś rozwalić. – Burknęła do siebie.
Przyśpieszyła kroku, kierując się w odpowiednie ku temu miejsce.
OOC ---> + 10% HP
---> + 10% KI
[zt] ---> Mordownia
Re: Biuro Trenera
Czw Wrz 19, 2013 8:08 pm
Cała drogę dręczyło go to, co powiedział. Przeplatało się to z myślą na temat, Tsufula. Rozmowa, jaką chciał odbyć z trenerem, nie była dla niego prosta. Przypomniała mu się ta słabość. To, że nie mógł nic zrobić, by stawić się czoła przeciwnikowi, a co gorsza, przez to wszystko zranił Raziela i Ósemkę. Kim dla niego byli? Znajomymi, z którymi nie miał za wiele do czynienia? Nie. To było coś więcej. Przyjaźń? To z kolei zbyt duże słowo. Byli dobrymi kolegami. Z Razielem toczył walkę przeciwko jakiemuś Saiyanowi, podczas której przeciwnik prawie wyzionął ducha. A Ósemka? To z nią miał misję w spiżarni, gdzie mieli posprzątać. A co tam się działo? Prawie zabiła ich jakaś mała dziewczynka na furii. Właśnie. Furia. Brązowowłosy musiał, po prostu musiał jak najszybciej nauczyć się, jak panować nad sobą…
Wszedł na pierwsze piętro. Spojrzał na długi korytarz z kwaterami. Odruchowo wszedł w niego i kierował się w kierunku swojej kwatery… po chwili zdał sobie sprawę, że ma iść piętro wyżej i zawrócił. Spojrzał na mapkę. Pokój trenera był mniej więcej na środku korytarza. Tam, wyżej jeszcze nigdy nie był. Wiedział, że to miejsce, o jakim marzy każdy kadet. Miejsce dla wojowników o wyższej randze. Tamte pokoje to już nie są kwatery z łóżkiem łazienką.. I to wszystko. Tam podobną są luksusy. Jedzeni na miejsce. Kto nie chciałby tak żyć? Szedł śmiało po schodach. Powoli dopadała go jego nieśmiała natura. Tak bardzo chciał się tego wyzbyć, ale nie umiał. Zaczął układać sobie w myślach, co zrobić. Jak zacząć rozmowę.
-Zapukać, i czekać, a co jeśli nikt nie odpowie, albo nie usłyszę? Wejść czy czekać jak ten kołek? –Zapytał sam siebie w głowie. Dopadał go mętlik. Ostatni stopień. Długi korytarz. Tutaj było inaczej. Inna podłoga. Wszędzie czysto. Nawet oświetlenie było jaśniejsze i takie dziwnie uspokajające. Ale to nie pomogło Brązowookiemu. Nieśmiało szedł przed siebie. Ostatni raz spojrzał na mapkę. Zapamiętał, które to drzwi i szedł w ich stronę. Schował mapę, do kieszeni od kurtki. Przeszedł go dziwny dreszczyk. Zaczął jeszcze bardziej się denerwować. Chyba nic nie mogło go teraz uspokoić…, Chociaż nie. Byłoby coś takiego. Ciepły głos ojca mówiący „bądź mężczyzną, będzie dobrze”. Ale nie mógł tego otrzymać. Patrzył z uwagą na każde kolejne drzwi. Widniały na nich numery. Jedno wejście różniło się od pozostałych. Było masywniejsze, a napis na nich brzmiał „biuro trenera”. I w tym momencie chłopak zamarł na moment.
-Przecież ten z koszar to też trener… - znów przeszedł go dreszcz –jeśli to on będzie w środku to nie załatwię nic a nic, a jeszcze będą musieli mnie zanieść do szpitala –pomyślał. Nie ruszał się. Przez chwile w głowie wyświetliły mu obrazy, z rozmów z Koszarowym. Pierwsze? Skończyło się bólem w kręgosłupie oraz czyszczeniem sali po operacji. Ostatnie? Gdy musieli zanieść go do skrzydła szpitalnego. Ale to chyba można było mu wybaczyć. Wtedy chciał wypędzić Tsufula. Brązowooki, nie ruszał się przez kilka minut…
-Hahaha i wtedy jak mu przy****łem z fali to się ku**a rozpadł! - Mówił głos dobiegający ze schodów. Do tego dołączyły się śmiechy innych osób. Brązowooki, przestraszył się. W sumie to chyba nie było miejsce dla niego. Zapukał do drzwi. To był krótki impuls. Jednak zdarzyło się to, czego się spodziewał. Nikt mu nie odpowiedział. Śmiechy były coraz bliżej. Kolejny raz wzdłuż jego kręgosłupa przeszedł się dreszcze. Chwycił za klamkę, pociągnął ją w duł. Ktoś wszedł na piętro i zaklął siarczyście. Vernil otworzył drzwi. Wszedł do środka i zamknął je za sobą. Zasalutował, tak jak go nauczył trener w koszarach, i w końcu się odezwał
-Kadet Vernil melduje się! –Powiedział nieco głośniej –miałbym do trenera sprawę… jeśli można to tak nazwać –dodał po chwili, lekko ściszonym głosem.
-Miałem do czynienia z Tsufulem. On.. On nie był, albo inaczej, ja nie byłem dla niego żadnym problemem. On pewnie cały czas tutaj jest. Mógłby trener nauczyć mnie czegoś, albo potrenować mnie, bym mógł się jakoś przed nim obronić? -Dopowiedział, lekko zmieszany i bardzo zdenerwowany...
OCC:
Heat dome attack
Barierre
Wszedł na pierwsze piętro. Spojrzał na długi korytarz z kwaterami. Odruchowo wszedł w niego i kierował się w kierunku swojej kwatery… po chwili zdał sobie sprawę, że ma iść piętro wyżej i zawrócił. Spojrzał na mapkę. Pokój trenera był mniej więcej na środku korytarza. Tam, wyżej jeszcze nigdy nie był. Wiedział, że to miejsce, o jakim marzy każdy kadet. Miejsce dla wojowników o wyższej randze. Tamte pokoje to już nie są kwatery z łóżkiem łazienką.. I to wszystko. Tam podobną są luksusy. Jedzeni na miejsce. Kto nie chciałby tak żyć? Szedł śmiało po schodach. Powoli dopadała go jego nieśmiała natura. Tak bardzo chciał się tego wyzbyć, ale nie umiał. Zaczął układać sobie w myślach, co zrobić. Jak zacząć rozmowę.
-Zapukać, i czekać, a co jeśli nikt nie odpowie, albo nie usłyszę? Wejść czy czekać jak ten kołek? –Zapytał sam siebie w głowie. Dopadał go mętlik. Ostatni stopień. Długi korytarz. Tutaj było inaczej. Inna podłoga. Wszędzie czysto. Nawet oświetlenie było jaśniejsze i takie dziwnie uspokajające. Ale to nie pomogło Brązowookiemu. Nieśmiało szedł przed siebie. Ostatni raz spojrzał na mapkę. Zapamiętał, które to drzwi i szedł w ich stronę. Schował mapę, do kieszeni od kurtki. Przeszedł go dziwny dreszczyk. Zaczął jeszcze bardziej się denerwować. Chyba nic nie mogło go teraz uspokoić…, Chociaż nie. Byłoby coś takiego. Ciepły głos ojca mówiący „bądź mężczyzną, będzie dobrze”. Ale nie mógł tego otrzymać. Patrzył z uwagą na każde kolejne drzwi. Widniały na nich numery. Jedno wejście różniło się od pozostałych. Było masywniejsze, a napis na nich brzmiał „biuro trenera”. I w tym momencie chłopak zamarł na moment.
-Przecież ten z koszar to też trener… - znów przeszedł go dreszcz –jeśli to on będzie w środku to nie załatwię nic a nic, a jeszcze będą musieli mnie zanieść do szpitala –pomyślał. Nie ruszał się. Przez chwile w głowie wyświetliły mu obrazy, z rozmów z Koszarowym. Pierwsze? Skończyło się bólem w kręgosłupie oraz czyszczeniem sali po operacji. Ostatnie? Gdy musieli zanieść go do skrzydła szpitalnego. Ale to chyba można było mu wybaczyć. Wtedy chciał wypędzić Tsufula. Brązowooki, nie ruszał się przez kilka minut…
-Hahaha i wtedy jak mu przy****łem z fali to się ku**a rozpadł! - Mówił głos dobiegający ze schodów. Do tego dołączyły się śmiechy innych osób. Brązowooki, przestraszył się. W sumie to chyba nie było miejsce dla niego. Zapukał do drzwi. To był krótki impuls. Jednak zdarzyło się to, czego się spodziewał. Nikt mu nie odpowiedział. Śmiechy były coraz bliżej. Kolejny raz wzdłuż jego kręgosłupa przeszedł się dreszcze. Chwycił za klamkę, pociągnął ją w duł. Ktoś wszedł na piętro i zaklął siarczyście. Vernil otworzył drzwi. Wszedł do środka i zamknął je za sobą. Zasalutował, tak jak go nauczył trener w koszarach, i w końcu się odezwał
-Kadet Vernil melduje się! –Powiedział nieco głośniej –miałbym do trenera sprawę… jeśli można to tak nazwać –dodał po chwili, lekko ściszonym głosem.
-Miałem do czynienia z Tsufulem. On.. On nie był, albo inaczej, ja nie byłem dla niego żadnym problemem. On pewnie cały czas tutaj jest. Mógłby trener nauczyć mnie czegoś, albo potrenować mnie, bym mógł się jakoś przed nim obronić? -Dopowiedział, lekko zmieszany i bardzo zdenerwowany...
OCC:
Heat dome attack
Barierre
Re: Biuro Trenera
Czw Wrz 19, 2013 10:55 pm
Mężczyzna popijając kawę patrzył na kadeta. Zmarszczył czoło, a następnie rzucił zmiętą kulką papieru w halfa.
- Mówi się Sir! Następnym razem melduj się poprawienie i nie mrucz pod nosem, bo nie porozmawiamy.
Cóż większość z nas jest za słaba dla Tsufula, pewnie nawet ja. On wykorzystuje Twoje najskrytsze i najmroczniejsze pragnienia. Zresztą sam wiesz, jakie metody stosuje, a my Saiyanie jesteśmy chciwi, pewni siebie. Uważamy się za wszechpotężnych. Tak jak właśnie jeden z Nashi, który opuścił Akademię, pomimo zakazu. A tak wierzyłem w tego chłopaka. No cóż wróci do roli kadeta, to może czegoś się wtedy nauczy.
Mężczyzna wstał i podszedł naprzeciw Vernilaa, przypatrzył mu się uważnie i przysiadł na kancie swojego biurka.
- Hmmm podoba mi się Twoja postawa kadecie. W sumie chętnie rozprostuję nogi. I mam przeczucie ...... Chodź za mną, potrzeba nam więcej miejsca.
Trener zdjął swoja pelerynę i założył na pancerz, po czym opuścili pomieszczenie, kierując się w stronę koszar.
- Mówi się Sir! Następnym razem melduj się poprawienie i nie mrucz pod nosem, bo nie porozmawiamy.
Cóż większość z nas jest za słaba dla Tsufula, pewnie nawet ja. On wykorzystuje Twoje najskrytsze i najmroczniejsze pragnienia. Zresztą sam wiesz, jakie metody stosuje, a my Saiyanie jesteśmy chciwi, pewni siebie. Uważamy się za wszechpotężnych. Tak jak właśnie jeden z Nashi, który opuścił Akademię, pomimo zakazu. A tak wierzyłem w tego chłopaka. No cóż wróci do roli kadeta, to może czegoś się wtedy nauczy.
Mężczyzna wstał i podszedł naprzeciw Vernilaa, przypatrzył mu się uważnie i przysiadł na kancie swojego biurka.
- Hmmm podoba mi się Twoja postawa kadecie. W sumie chętnie rozprostuję nogi. I mam przeczucie ...... Chodź za mną, potrzeba nam więcej miejsca.
Trener zdjął swoja pelerynę i założył na pancerz, po czym opuścili pomieszczenie, kierując się w stronę koszar.
OOC: Piszesz tutaj, a potem w koszarach możesz startować trening.
Re: Biuro Trenera
Pią Wrz 20, 2013 8:35 pm
Stał jak zamrożony, a co się okazało? Najpierw dostał papierową kulką w tors. Ale później nie było tak źle… Owszem trener zaczął od delikatnego opieprzu, za to, że brązowooki nie powiedział sir..
-Seeer.. Przecież to jest głupie. Mam mówić do niego per ser, a to brzmi jak to żółte coś do jedzenia… skoro tak chce..- Pomyślał chłopak. Potem trener mówił, że Tsuful jest bardzo potężny nawet on sam mógłby mieć z nim problemy..
-Skoro tak to mamy przerąbane… -dopowiedział sobie w myślach chłopak. Owszem Vernil wiedział, jakie metody wykorzystuje Tsuful, jednak nie wiedział, ze ten glut, jest aż tak silny. Przejął kontrolę nad jakimś Nashi… NASHI!! To już nie byle kadet, który nawet jak się go przejmie to nie zrobi zbyt wiele. To już jest wyższa ranga. Każdy jej przedstawiciel musiał się czymś wyróżnić. Ale skoro na siebie nie uważał, to należy mu się kara. Degradacja..?
-On zostanie zdegradowany. Mnie też Tsuful przejął, więc pewnie z treningu nici. Skoro, jego chcą zdegradować, za to, że teraz jest pod kontrolą gluta, to pewnie i mi należy się jakaś kara -wydedukował chłopak. Następnie trener wstał. Podszedł naprzeciw Brązowookiego i zmierzył go wzrokiem.
-Noo.. Z technik nici.. –Dopowiedział cichy głos w głowie chłopaka. Kadet był już pewny ze nie otrzyma tego, o co zapytał. Trener odezwał się. Stwierdził, że podoba mu się postawa Vernila. Kilka słów, a Brązowowłosy, momentalnie podniósł głowę. Poczuł się… silniejszy. Pierwszy raz pochwalił go jakiś trener. Potem dodał, że ma przeczucie, ale urwał to i powiedział, ze chłopak ma iść za nim. Zdjął pelerynę, przywdział zbroję i wyszedł z pokoju. Zaraz za nim pomieszczenie opuścił nieco onieśmielony kadet. Jednak tym razem nie czuł się jak szara myszka, która boi się zapukać do drzwi. Kilka słów, a dało Vernilowi wiarę w siebie oraz duże pokłady pewności siebie. Był ciekaw czego się nauczy. Temu wszystkiemu towarzyszyła ogromna radość, że trener znalazł trochę czasu, dla byle kadeta.
OCC:
Z/t->Koszary
-Seeer.. Przecież to jest głupie. Mam mówić do niego per ser, a to brzmi jak to żółte coś do jedzenia… skoro tak chce..- Pomyślał chłopak. Potem trener mówił, że Tsuful jest bardzo potężny nawet on sam mógłby mieć z nim problemy..
-Skoro tak to mamy przerąbane… -dopowiedział sobie w myślach chłopak. Owszem Vernil wiedział, jakie metody wykorzystuje Tsuful, jednak nie wiedział, ze ten glut, jest aż tak silny. Przejął kontrolę nad jakimś Nashi… NASHI!! To już nie byle kadet, który nawet jak się go przejmie to nie zrobi zbyt wiele. To już jest wyższa ranga. Każdy jej przedstawiciel musiał się czymś wyróżnić. Ale skoro na siebie nie uważał, to należy mu się kara. Degradacja..?
-On zostanie zdegradowany. Mnie też Tsuful przejął, więc pewnie z treningu nici. Skoro, jego chcą zdegradować, za to, że teraz jest pod kontrolą gluta, to pewnie i mi należy się jakaś kara -wydedukował chłopak. Następnie trener wstał. Podszedł naprzeciw Brązowookiego i zmierzył go wzrokiem.
-Noo.. Z technik nici.. –Dopowiedział cichy głos w głowie chłopaka. Kadet był już pewny ze nie otrzyma tego, o co zapytał. Trener odezwał się. Stwierdził, że podoba mu się postawa Vernila. Kilka słów, a Brązowowłosy, momentalnie podniósł głowę. Poczuł się… silniejszy. Pierwszy raz pochwalił go jakiś trener. Potem dodał, że ma przeczucie, ale urwał to i powiedział, ze chłopak ma iść za nim. Zdjął pelerynę, przywdział zbroję i wyszedł z pokoju. Zaraz za nim pomieszczenie opuścił nieco onieśmielony kadet. Jednak tym razem nie czuł się jak szara myszka, która boi się zapukać do drzwi. Kilka słów, a dało Vernilowi wiarę w siebie oraz duże pokłady pewności siebie. Był ciekaw czego się nauczy. Temu wszystkiemu towarzyszyła ogromna radość, że trener znalazł trochę czasu, dla byle kadeta.
OCC:
Z/t->Koszary
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Biuro Trenera
Pią Paź 11, 2013 7:26 pm
Każdy jeden krok był dla Vulfili wysiłkiem porównywalnym z pracami w kopalni. Walczyła głównie ze sobą i swoimi słabościami. Umysł i organizm ostrzegały, że jest za bardzo ranna, żeby narażać się na kolejne wysiłki, ale pewna misja pchała ją na przód. Musiała zawiadomić trenerów, najlepiej Koszarowego, o tym, że Hazard morduje na placu przed Akademią.
Co więcej pewien głos w jej głowie nakazał jej wstać i zaprowadzić porządek. Dziewczyna nie do końca wiedziała, co właściwie miał na myśli. Bronić Vegety? Przed kim, przed kadetem z jakąś psychozą maniakalną? I Vegeta jej ojczyzną? Przecież znaleziono ją na Ziemi w bryle lodu. Nie przypominała sobie, skąd pierwotnie pochodziła. A ten głos brzmiał tak znajomo, tylko nie mogła skojarzyć, do kogo należał. Być może był tylko wytworem jej wyobraźni, ale... ale jeśli nie był? A przecież w grę wchodziło również jej własne życie...
Tak też kroczyła sapiąc przed siebie, na końcu korytarza widząc drzwi z napisem "pokój trenera". Niby tak blisko, a tak daleko. Pot lał się z jej czoła, mięśnie rwały, rany wołały o pomoc, a głowa pulsowała, jakby miałą zaraz wybuchnąć. I to przemożne pragnienie spania... Ale ona nie mogła pozwolić sobie na to, chciała... musiała poradzić sobie z tym kryzysem.
W końcu udało jej się, zbliżyła się do drzwi... Jeszcze tylko kilka kroków... Ale Vulfilę unieruchomiło paraliżujące uczucie, jakie wielu studentów nazwałoby kacem mordercą. Głowa tykała, jakby miała wybuchnąć, żołądek burczał jak szalony, a do tego złapały ją mdłości i biegunka. Miała ochotę zwrócić pustkę, którą miała w żołądku, najlepiej siedząc na tronie. I choć z zewnątrz mogło to wyglądać śmiesznie, dla Halfki wcale takie nie było. Złapała się za brzuch i przykucnęła, starając się stłumić uczucie, które wmawiało jej, że tego nie wytrzyma i ... stanie się najgorsze, co mogłoby się stać przed jej śmiercią. W końcu ktoś prędzej czy później znalazłby jej zwłoki w tak perfidnym i śmierdzącym otoczeniu.
Odczekała chwilę, aż okropna fala minęła. Ale Vulfila wiedziała, że długo już nie wytrzyma. Musiała jak najszybciej skończyć swoje katusze, zanim zemdleje lub dopadną ją konwulsje. Wstała na nogi resztkami sił i niewiele myśląc padła na klamkę od drzwi. Zawisła na niej, jednoczenie otwierając drzwi do środka. Tak zawieszona wparowała do pokoju trenerów. Z impetem przetoczyła się głębiej i nim złapała równowagę, wylądowała już na biurku, zabierając ze sobą na ziemię wysłużony komputer osobisty trenerów. Ten z hukiem padł na ziemię, tłukąc monitor i puszczając za sobą czarny dym.
- Auć...- jęknęła Vulfila, rozglądając się wokoło. Wyszukała wzrokiem pierwszego lepszego trenera, mając nadzieję, że w środku znajdować się będzie koszarowy.- Na placu... kadet... Hazard... morduje...- wysapała każde słowo z wielkim bólem wymalowanym na twarzy, a zaraz po tym zrobiła zeza i dała się wreszcie ponieść omdleniu...
OCC: Tracę przytomność i regeneruję 10% HP
Co więcej pewien głos w jej głowie nakazał jej wstać i zaprowadzić porządek. Dziewczyna nie do końca wiedziała, co właściwie miał na myśli. Bronić Vegety? Przed kim, przed kadetem z jakąś psychozą maniakalną? I Vegeta jej ojczyzną? Przecież znaleziono ją na Ziemi w bryle lodu. Nie przypominała sobie, skąd pierwotnie pochodziła. A ten głos brzmiał tak znajomo, tylko nie mogła skojarzyć, do kogo należał. Być może był tylko wytworem jej wyobraźni, ale... ale jeśli nie był? A przecież w grę wchodziło również jej własne życie...
Tak też kroczyła sapiąc przed siebie, na końcu korytarza widząc drzwi z napisem "pokój trenera". Niby tak blisko, a tak daleko. Pot lał się z jej czoła, mięśnie rwały, rany wołały o pomoc, a głowa pulsowała, jakby miałą zaraz wybuchnąć. I to przemożne pragnienie spania... Ale ona nie mogła pozwolić sobie na to, chciała... musiała poradzić sobie z tym kryzysem.
W końcu udało jej się, zbliżyła się do drzwi... Jeszcze tylko kilka kroków... Ale Vulfilę unieruchomiło paraliżujące uczucie, jakie wielu studentów nazwałoby kacem mordercą. Głowa tykała, jakby miała wybuchnąć, żołądek burczał jak szalony, a do tego złapały ją mdłości i biegunka. Miała ochotę zwrócić pustkę, którą miała w żołądku, najlepiej siedząc na tronie. I choć z zewnątrz mogło to wyglądać śmiesznie, dla Halfki wcale takie nie było. Złapała się za brzuch i przykucnęła, starając się stłumić uczucie, które wmawiało jej, że tego nie wytrzyma i ... stanie się najgorsze, co mogłoby się stać przed jej śmiercią. W końcu ktoś prędzej czy później znalazłby jej zwłoki w tak perfidnym i śmierdzącym otoczeniu.
Odczekała chwilę, aż okropna fala minęła. Ale Vulfila wiedziała, że długo już nie wytrzyma. Musiała jak najszybciej skończyć swoje katusze, zanim zemdleje lub dopadną ją konwulsje. Wstała na nogi resztkami sił i niewiele myśląc padła na klamkę od drzwi. Zawisła na niej, jednoczenie otwierając drzwi do środka. Tak zawieszona wparowała do pokoju trenerów. Z impetem przetoczyła się głębiej i nim złapała równowagę, wylądowała już na biurku, zabierając ze sobą na ziemię wysłużony komputer osobisty trenerów. Ten z hukiem padł na ziemię, tłukąc monitor i puszczając za sobą czarny dym.
- Auć...- jęknęła Vulfila, rozglądając się wokoło. Wyszukała wzrokiem pierwszego lepszego trenera, mając nadzieję, że w środku znajdować się będzie koszarowy.- Na placu... kadet... Hazard... morduje...- wysapała każde słowo z wielkim bólem wymalowanym na twarzy, a zaraz po tym zrobiła zeza i dała się wreszcie ponieść omdleniu...
OCC: Tracę przytomność i regeneruję 10% HP
Re: Biuro Trenera
Sob Paź 12, 2013 1:54 pm
Vulfilia trafiła akurat na zebranie trenerów, więc teoretycznie tak jakby wlazła prosto w paszczę lwa. Wszyscy trenerzy spojrzeli jak dziewczyna wtacza się, niszczy komputer i miesza wszystkie papiery. Pewnie myśleliby, że jest pijana gdyby nie jej stan ciała. Koszarowy nie był zadowolony...
- Puka się kurwa! - wrzasnął waląc pięścią w stół gdy Vulfilia już zemdlała. Chciał ją zrzucić, lecz jego ręka została zatrzymana przez właściciela owego biura.
- Ale ona pukała. - powiedział choć to nie była prawda. Koszarowy i tak nie skojarzył.
- Zamknij ryj bo ci go obiję! Nawet się nie przedstawiła tylko od razu rozpierdala nam sprzęt, papiery i gada, że... że właśnie... - nieco zgaszony spojrzał na kadetkę przypominając sobie jej słowa. Mordownia na placu? To już nie jest zwykła bójka kadetów o kobietę. Trener w czerwonej pelerynie wstał zwracając się do wszystkich obecnych:
- Dobra, niech wszyscy teraz ruszą dupy. Ja i Koszarowy polecimy sprawdzić co tam się dzieje, a reszta niech postawi kadetów na nogi. Ogłaszam alarm! Scoutery na paszczach, będziemy się informować! To na pewno znowu ten tsuful. - chciał już iść lecz przypomniał sobie o nieprzytomnej dziewczynie. - A... weźcie ją do regeneracyjnej. - dodał.
- Robi się. - powiedział jeden z trenerów.
- Możesz na nas liczyć. - mruknęła młoda saiyanka zabierając Vulfilię do sali. Kilka osób jeszcze zawtórowało i wszyscy się rozeszli.
OOC
Vuilfilia do budzisz się w sali regeneracyjnej.
- Puka się kurwa! - wrzasnął waląc pięścią w stół gdy Vulfilia już zemdlała. Chciał ją zrzucić, lecz jego ręka została zatrzymana przez właściciela owego biura.
- Ale ona pukała. - powiedział choć to nie była prawda. Koszarowy i tak nie skojarzył.
- Zamknij ryj bo ci go obiję! Nawet się nie przedstawiła tylko od razu rozpierdala nam sprzęt, papiery i gada, że... że właśnie... - nieco zgaszony spojrzał na kadetkę przypominając sobie jej słowa. Mordownia na placu? To już nie jest zwykła bójka kadetów o kobietę. Trener w czerwonej pelerynie wstał zwracając się do wszystkich obecnych:
- Dobra, niech wszyscy teraz ruszą dupy. Ja i Koszarowy polecimy sprawdzić co tam się dzieje, a reszta niech postawi kadetów na nogi. Ogłaszam alarm! Scoutery na paszczach, będziemy się informować! To na pewno znowu ten tsuful. - chciał już iść lecz przypomniał sobie o nieprzytomnej dziewczynie. - A... weźcie ją do regeneracyjnej. - dodał.
- Robi się. - powiedział jeden z trenerów.
- Możesz na nas liczyć. - mruknęła młoda saiyanka zabierając Vulfilię do sali. Kilka osób jeszcze zawtórowało i wszyscy się rozeszli.
OOC
Vuilfilia do budzisz się w sali regeneracyjnej.
Re: Biuro Trenera
Sro Sty 15, 2014 8:40 pm
Trener skinieniem ręki zaprosił Hikaru w przeciwnym kierunku niż udawała się reszta konwoju. Poszli schodami w górę, gdzie miesiły się pomieszczenia biurowa. Czerwony wszedł pierwszy i gestem wskazał Mistikowi fotel na przeciw biurka. Sam zdjął rękawice i rzucił je na blat, po czym zdjął skauter i wrzucił go do szuflady, zamykając ją.
- Napijesz się? Kawa? Coś mocniejszego?
Stoicki spokój mężczyzny raczej nie wróżył kłopotów. W zasadzie trudno mówić o mężczyźnie, Trener wyglądał na oko na dwukrotnie starszego od Kuro. Dotknął ściany, która podjechała w górę i ukazał się mini barek z pokaźnymi zbiorami. Zrobił sobie to samo, o co poprosił Hikaru. W międzyczasie przydreptał zdyszany Nashi i przyniósł dwie teczki. Jedna grubością przypominała tomiszcze encyklopedii z napisem Kuro & Shiro, druga chudsza opatrzona była imieniem Hazard. Przy obu imionach znajdował się znak 黒. Chłopcy byli rodziną, choć o tym nie wiedzieli. Za to grubość teczki ucznia pewnie Hikaru nie zaskoczyła, dobrze znał jego temperament. Jednak to oznaczało, że młodzik już od dziecka potrafił zaleźć wojskowym za skórę, co czynił i sam Mistik w młodości.
- Nie martw się o dzieciaka, przyszedł rozkaz od króla Zella, że trzeba go trochę doprowadzić do pionu i puścić wolno. Został ułaskawiony, za czyny, których dokonał przed chwilą, a w zasadzie za to, że posprzątał po widzimisię króla. Zabawka wymknęła mu się spod kontroli, co było do przewidzenia. Obiło mi się o uszy, że Tsuful by na Ziemi, dlatego tu jesteś? Pewnie mi nie zdradzisz, jakim sposobem wyciągnąłeś z chłopaka taką moc. Szkoda, że nie miałem okazji poznać go wcześniej. Fakt, że się nim zainteresowałeś nie przysparza mu zarówno przyjaciół, jak i wrogów, choć chłopak pewnie nie wie w co tak naprawdę jest wplątany. Zdradzisz mi co, Cię w nim takiego zainteresowało?
OOC:
Hik jak chcesz to weź sobie teczkę Kuro i przekartkuj, wiesz czego szukać
- Napijesz się? Kawa? Coś mocniejszego?
Stoicki spokój mężczyzny raczej nie wróżył kłopotów. W zasadzie trudno mówić o mężczyźnie, Trener wyglądał na oko na dwukrotnie starszego od Kuro. Dotknął ściany, która podjechała w górę i ukazał się mini barek z pokaźnymi zbiorami. Zrobił sobie to samo, o co poprosił Hikaru. W międzyczasie przydreptał zdyszany Nashi i przyniósł dwie teczki. Jedna grubością przypominała tomiszcze encyklopedii z napisem Kuro & Shiro, druga chudsza opatrzona była imieniem Hazard. Przy obu imionach znajdował się znak 黒. Chłopcy byli rodziną, choć o tym nie wiedzieli. Za to grubość teczki ucznia pewnie Hikaru nie zaskoczyła, dobrze znał jego temperament. Jednak to oznaczało, że młodzik już od dziecka potrafił zaleźć wojskowym za skórę, co czynił i sam Mistik w młodości.
- Nie martw się o dzieciaka, przyszedł rozkaz od króla Zella, że trzeba go trochę doprowadzić do pionu i puścić wolno. Został ułaskawiony, za czyny, których dokonał przed chwilą, a w zasadzie za to, że posprzątał po widzimisię króla. Zabawka wymknęła mu się spod kontroli, co było do przewidzenia. Obiło mi się o uszy, że Tsuful by na Ziemi, dlatego tu jesteś? Pewnie mi nie zdradzisz, jakim sposobem wyciągnąłeś z chłopaka taką moc. Szkoda, że nie miałem okazji poznać go wcześniej. Fakt, że się nim zainteresowałeś nie przysparza mu zarówno przyjaciół, jak i wrogów, choć chłopak pewnie nie wie w co tak naprawdę jest wplątany. Zdradzisz mi co, Cię w nim takiego zainteresowało?
OOC:
Hik jak chcesz to weź sobie teczkę Kuro i przekartkuj, wiesz czego szukać
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Biuro Trenera
Czw Sty 16, 2014 4:27 pm
Szli długo i Hikaru zerkał od czasu do czasu na swego ucznia, który aktualnie był zupełnie zresetowany, niesiony przez pomniejszych żołnierzy. W końcu się rozłączyli mistic poszedł z czerwonym trenerem. Śledził aury wszystkich by wiedzieć dokąd zmierzają, a tymczasem kiedy doszli do koszar, trener zaprowadził go do swojego biura. Szybki rzut oka ukazał brak pułapek i nienaganny porządek. Zero kurzu, walających się papierów i wszystko zrobione na kant. Weszli do środka i jako gospodarz, czerwony zaproponował coś do picia. Barek był rzeczywiście całkiem pokaźny. Hikaru nie był pewien, czy każdy w elicie miał takie możliwości i ile żyć musiało się skończyć by to wszystko zgromadzić. Wątpił, by takie trunki były uzyskiwane tylko dzięki handlu, a nie np podbojom całych cywilizacji. Może sayanie już nie robili zbyt często takich rzeczy, ale to się dalej zdarzało. Poza tym niektóre alkohole by nadawały się do picia i były najlepsze, potrzebują nawet stu lat.
- Radziłbym nie budzić mojego ucznia przez najbliższe kilka godzin. Dałem mu regeneracyjny koktajl. Możecie go rozrywać końmi... albo raczej vegańskimi robalami i i tak nie odzyska świadomości. Rzucił w momencie kiedy trener podawał mu trunek, który kolorem przypominał whisky, ale dawało się go do podłużnych szklanek. Pływało w szklance też kilka kulek lodowych... kulek ? Na Ziemi zwykle używa się kostek.. ale... CO ?? Nie ma to jak rozmyślać o kształcie lodu w drinku będąc na terenie wroga.
Zdjął pas z mieczem i położył go obok swojego fotela, rozpiął płaszcz i usiadł. Trener podał mu jedną z dwóch teczek, ta akurat należała do Kury, jego ucznia. Druga miała na okładce ten sam znak, należała do tego całego Hazarda, naczynia Tsufula. Przejrzał kilka pierwszych kartek, aż znalazł jedno słowo... właściwie imię....Marika Zrobił wielkie oczy, ale dezorientacja trwała jedynie sekundę. Raczej nie widać było jego zdziwienia poprzez okulary, które miał na nosie. Podniósł szklankę by wypić kilka łyków napoju wyskokowego i przełknąć. Westchnął i po chwili dotarło do niego co mówił siedzący na przeciwko wojownik. Uśmiechnął się na to całe zdarzenie.
- Ostatnio kiedy go zabraliście i musiałem złożyć wam wizytę, powiedziałem, że dla was przestał istnieć. Zell sobie pogrywa ze mną. Pogrywa sobie z wami wszystkimi właściwie. Podoba Ci się takie działanie, panie Trener ? Tu zrobił pauzę i znów zanurzył się w lekturze dokumentów, niestety więcej o fragmencie interesującym go nie było... Zamknął teczkę i położył ją obok tej Hazarda, którą także wziął i przejrzał. Nie było już tam nic interesującego poza tym była dużo mniej napakowana kartkami. Tą teczkę także odłożył zamkniętą równo jak na linijkę obok teczki ucznia.
-Właściwie to zawarłem z tym gówniarzem umowę, a on właśnie dzisiaj dopełnił swoją część. Dzięki moim lekcjom jest teraz najsilniejszą małpą, może z wyjątkiem waszego królika. Ty mi jakiś czas temu pokazałeś trzeci poziom a Kuro osiągając drugi już przekroczył Ciebie. Jest w nim duża moc, ale zero doświadczenia bitewnego. W końcu się pewnie nauczy, jeśli Zell czegoś nie wymyśli. Zabawne, bo ja w jego wieku nie miałem takiej mocy.Nie ja go wybrałem na ucznia, ktoś mi go podsunął. Musiałem uratować mu życie bo jak go zabrałem zaczęliście go ścigać.
- Radziłbym nie budzić mojego ucznia przez najbliższe kilka godzin. Dałem mu regeneracyjny koktajl. Możecie go rozrywać końmi... albo raczej vegańskimi robalami i i tak nie odzyska świadomości. Rzucił w momencie kiedy trener podawał mu trunek, który kolorem przypominał whisky, ale dawało się go do podłużnych szklanek. Pływało w szklance też kilka kulek lodowych... kulek ? Na Ziemi zwykle używa się kostek.. ale... CO ?? Nie ma to jak rozmyślać o kształcie lodu w drinku będąc na terenie wroga.
Zdjął pas z mieczem i położył go obok swojego fotela, rozpiął płaszcz i usiadł. Trener podał mu jedną z dwóch teczek, ta akurat należała do Kury, jego ucznia. Druga miała na okładce ten sam znak, należała do tego całego Hazarda, naczynia Tsufula. Przejrzał kilka pierwszych kartek, aż znalazł jedno słowo... właściwie imię....Marika Zrobił wielkie oczy, ale dezorientacja trwała jedynie sekundę. Raczej nie widać było jego zdziwienia poprzez okulary, które miał na nosie. Podniósł szklankę by wypić kilka łyków napoju wyskokowego i przełknąć. Westchnął i po chwili dotarło do niego co mówił siedzący na przeciwko wojownik. Uśmiechnął się na to całe zdarzenie.
- Ostatnio kiedy go zabraliście i musiałem złożyć wam wizytę, powiedziałem, że dla was przestał istnieć. Zell sobie pogrywa ze mną. Pogrywa sobie z wami wszystkimi właściwie. Podoba Ci się takie działanie, panie Trener ? Tu zrobił pauzę i znów zanurzył się w lekturze dokumentów, niestety więcej o fragmencie interesującym go nie było... Zamknął teczkę i położył ją obok tej Hazarda, którą także wziął i przejrzał. Nie było już tam nic interesującego poza tym była dużo mniej napakowana kartkami. Tą teczkę także odłożył zamkniętą równo jak na linijkę obok teczki ucznia.
-Właściwie to zawarłem z tym gówniarzem umowę, a on właśnie dzisiaj dopełnił swoją część. Dzięki moim lekcjom jest teraz najsilniejszą małpą, może z wyjątkiem waszego królika. Ty mi jakiś czas temu pokazałeś trzeci poziom a Kuro osiągając drugi już przekroczył Ciebie. Jest w nim duża moc, ale zero doświadczenia bitewnego. W końcu się pewnie nauczy, jeśli Zell czegoś nie wymyśli. Zabawne, bo ja w jego wieku nie miałem takiej mocy.Nie ja go wybrałem na ucznia, ktoś mi go podsunął. Musiałem uratować mu życie bo jak go zabrałem zaczęliście go ścigać.
Re: Biuro Trenera
Czw Sty 23, 2014 2:30 pm
Na wzmiankę o królu Trener uśmiechnął się nieznacznie. Specjalnie kierował rozmową w tą stronę. Już i tak powiedział Mistikowi, kto jest odpowiedzialny za pojawienie się Tsufula, a to nie koniec rewelacji na dziś.
- Mam to szczęście, że siedzę sobie spokojnie tutaj i nie muszę sprzątać po wybrykach Zella...no nie zawsze. Niczego mi nie brakuje, a przy okazji staram się coś wbić do tych łebków. Próbuję zrobić z tego zoo jakichś porządnych wojowników. Ech, ale te dzieciaki są uparte, krnąbrne i wydaje im się, że wiedzą wszystko najlepiej. A potem muszę patrzeć, jak bezsensownie umierają.
Zrobił pauzę i upił łuk alkoholu. Ten opis odzwierciedlał w pełni charakter najmłodszej populacji Vegety i Hikaru maił już możliwość zaobserwować na małpkach, z którym się zetknął. Kuro wystarczył za idealny przykład. Trener był jeszcze młody i wierzył, że uda mu się choćby z kilku Saiyan zrobić porządnych wojowników. Niech wierzy, lepszy taki trener niż żaden. Widać, że się starał i zależało mu na przyszłości planety.
- Przechodząc do meritum, problem polega na tym, że ten chłopak jest potomkiem wojownika sprzed 300 lat o imieniu Mukuro. Może słyszałeś o buncie halfów, dzięki niemu król Zell zasiadł na tronie, a Mukuro był jego prawą ręką. Teraz Zell Jr. uparł się, ze Twój uczeń chce zabrać mu tron, ze względu na to, że jest potomkiem buntownika, i takie tam. Już jesteśmy na skraju wojny domowej i wiele do wybuchu buntu nie brakuje. Zell już mu skutecznie wybija rodzinę i będzie próbował go dopaść. Fakt młody jest silny, nawet teraz czuć anomalia w jego mocy. Jakby nie miała dna, a z dokumentów wynikało, że raczej wielkich sukcesów mieć nie będzie. Zresztą ten drugi chłopak Hazard także powoli zaczyna przekracza granice. Na razie nie mam się czym martwic. W końcu moc to nie wszystko jak nie umie się nie dobrze posługiwać i nie ma się doświadczenia. To, że jestem słabszy nie znaczy, że nie jestem niebezpieczny. Podróżowałem trochę po kosmosie i nauczyłem się ciekawych technik. Nie masz się czego obawiać. Powiedzmy, że są osoby, które w ten sposób chcą Ci podziękować, za to, że dzieciak żyje. Zainteresowany?
Ki mężczyzny, cały czas była spokojna, nie było w niej złych zamiarów. Młodzik uśmiechał się nieznacznie. Hikaru właśnie został wplatany w grubszą, śmierdzącą aferę.
OOC:
Hik 2 techny do wyboru, nauczysz się podczas TS.
Będę po 20
- Mam to szczęście, że siedzę sobie spokojnie tutaj i nie muszę sprzątać po wybrykach Zella...no nie zawsze. Niczego mi nie brakuje, a przy okazji staram się coś wbić do tych łebków. Próbuję zrobić z tego zoo jakichś porządnych wojowników. Ech, ale te dzieciaki są uparte, krnąbrne i wydaje im się, że wiedzą wszystko najlepiej. A potem muszę patrzeć, jak bezsensownie umierają.
Zrobił pauzę i upił łuk alkoholu. Ten opis odzwierciedlał w pełni charakter najmłodszej populacji Vegety i Hikaru maił już możliwość zaobserwować na małpkach, z którym się zetknął. Kuro wystarczył za idealny przykład. Trener był jeszcze młody i wierzył, że uda mu się choćby z kilku Saiyan zrobić porządnych wojowników. Niech wierzy, lepszy taki trener niż żaden. Widać, że się starał i zależało mu na przyszłości planety.
- Przechodząc do meritum, problem polega na tym, że ten chłopak jest potomkiem wojownika sprzed 300 lat o imieniu Mukuro. Może słyszałeś o buncie halfów, dzięki niemu król Zell zasiadł na tronie, a Mukuro był jego prawą ręką. Teraz Zell Jr. uparł się, ze Twój uczeń chce zabrać mu tron, ze względu na to, że jest potomkiem buntownika, i takie tam. Już jesteśmy na skraju wojny domowej i wiele do wybuchu buntu nie brakuje. Zell już mu skutecznie wybija rodzinę i będzie próbował go dopaść. Fakt młody jest silny, nawet teraz czuć anomalia w jego mocy. Jakby nie miała dna, a z dokumentów wynikało, że raczej wielkich sukcesów mieć nie będzie. Zresztą ten drugi chłopak Hazard także powoli zaczyna przekracza granice. Na razie nie mam się czym martwic. W końcu moc to nie wszystko jak nie umie się nie dobrze posługiwać i nie ma się doświadczenia. To, że jestem słabszy nie znaczy, że nie jestem niebezpieczny. Podróżowałem trochę po kosmosie i nauczyłem się ciekawych technik. Nie masz się czego obawiać. Powiedzmy, że są osoby, które w ten sposób chcą Ci podziękować, za to, że dzieciak żyje. Zainteresowany?
Ki mężczyzny, cały czas była spokojna, nie było w niej złych zamiarów. Młodzik uśmiechał się nieznacznie. Hikaru właśnie został wplatany w grubszą, śmierdzącą aferę.
OOC:
Hik 2 techny do wyboru, nauczysz się podczas TS.
Będę po 20
- Hikaru
- Liczba postów : 899
Data rejestracji : 28/05/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Biuro Trenera
Sob Sty 25, 2014 7:42 pm
-Zdajesz sobie mam nadzieję sprawę, że te dzieciaki nie nadają się do niczego. Kiedy byłem w ich wieku istniał podział na brudnokrwistych i czystych sayan. Nienawiść jaką pałały połówki do pełnokrwistych dawała im siłę, ci którzy przeżywali oczywiście nigdy nie mogli do czegoś dojść, ale ja nie mając takich możliwości jak tacy jak Ty, zmiażdżyłem system i uciekłem na Ziemię. Dzisiaj żadnego z tych kadetów nie stać na taki myk. Tu nie przesadzał mówiąc to wszystko. Po tym czego już dowiedział się o tym pokoleniu mógł spokojnie tworzyć takie tezy. Widział już sporo nowych pokoleń wojowników, ale te akurat jest wyjątkowo kiepskie. Niesforne i kompletnie nie rozumieją co jest ważne tak naprawdę. Hikaru próbował nauczyć Kuro, ale nie wiele był w stanie zrobić przez ten krótki czas. Mimo to wszystko był jedynym jego uczniem, który wyciągał jakieś wnioski choć trwało to sporo czasu. Ani June, ani April czy ten cholerny bioandroid kompletnie nie byli w stanie postawić pewnych spraw wyżej niż inne. Zachowywali się jak dzieciaki, nie nadawali się do niczego praktycznie. Z June były same problemy, tak samo z April... i co ona wyprawiała... za jego czasów było inaczej... i to nie było zapewnianie starego człowieka.
-Tak się składa, że byłem w tych czasach na Vegecie, kiedy wybuchł bunt i być może nawet moja ucieczka była punktem kulminacyjnym. Nie można przecież organizować buntu z dnia na dzień. Mojej ucieczki nie ma w waszym necie, ale ci którzy żyli w tym czasie na pewno wiedzieli o tym wydarzeniu. Szeptali sobie to do ucha przez tygodnie, a nawet miesiące. Po jakimś czasie wróciłem jako wojownik, którego znasz i widzisz obecnie bo musiałem coś załatwić. W tym czasie właśnie trwał bunt, i słyszałem o Mukuro. Nie był dla mnie kimś istotnym dlatego nie zwracałem na niego zbytniej uwagi. Z ojcem waszego króla nie miałem zbyt wiele do czynienia, wiem jedynie, iż krążyły plotki o legendarnym sayanie siedzącym w jego ciele. Nigdy jednak nie widziałem jego mocy. Jego syn może obawia się mojego ucznia dlatego, że rzeczywiście zagraża mu. Tu się uśmiechnął na chwilę. Wiedział, że Kuro miał zostać wodzem wioski po swoim ojcu, ale nie myślał nigdy, że mógłby zostać królem. Dawno nie zajmował się polityką tej planety i nie bardzo był w temacie, ale jeśli wyglądało to wszystko tak jak przedstawiał rozmówca mistica, to Kuro mógł rzeczywiście żądać tronu.
-Nie trenowałem Kury tylko dlatego, by usiadł na waszym stołku. Mimo to tak się składa, że lada dzień będzie silniejszy od Zella i go bez problemu pokona, nawet bez mojej pomocy. Być może będzie chciał zostać królem Kuro Pierwszym, ale nie dam ku temu głowy. Polityka o bardzo śliska sprawa i nie mam ochoty nawet palcem kiwnąć by cokolwiek zrobić w tej sprawie. Co do tego, że ktoś chce by ten chłopak żył i chcesz mi coś pokazać to okej. Może jestem stary, ale trzeba być w życiu elastycznym by się nie zastać. Pokaż mi co chcesz. Znów chwycił szklankę i dopił resztę napoju po czym odstawił szklankę na blacie stołu. Czekał.
-Tak się składa, że byłem w tych czasach na Vegecie, kiedy wybuchł bunt i być może nawet moja ucieczka była punktem kulminacyjnym. Nie można przecież organizować buntu z dnia na dzień. Mojej ucieczki nie ma w waszym necie, ale ci którzy żyli w tym czasie na pewno wiedzieli o tym wydarzeniu. Szeptali sobie to do ucha przez tygodnie, a nawet miesiące. Po jakimś czasie wróciłem jako wojownik, którego znasz i widzisz obecnie bo musiałem coś załatwić. W tym czasie właśnie trwał bunt, i słyszałem o Mukuro. Nie był dla mnie kimś istotnym dlatego nie zwracałem na niego zbytniej uwagi. Z ojcem waszego króla nie miałem zbyt wiele do czynienia, wiem jedynie, iż krążyły plotki o legendarnym sayanie siedzącym w jego ciele. Nigdy jednak nie widziałem jego mocy. Jego syn może obawia się mojego ucznia dlatego, że rzeczywiście zagraża mu. Tu się uśmiechnął na chwilę. Wiedział, że Kuro miał zostać wodzem wioski po swoim ojcu, ale nie myślał nigdy, że mógłby zostać królem. Dawno nie zajmował się polityką tej planety i nie bardzo był w temacie, ale jeśli wyglądało to wszystko tak jak przedstawiał rozmówca mistica, to Kuro mógł rzeczywiście żądać tronu.
-Nie trenowałem Kury tylko dlatego, by usiadł na waszym stołku. Mimo to tak się składa, że lada dzień będzie silniejszy od Zella i go bez problemu pokona, nawet bez mojej pomocy. Być może będzie chciał zostać królem Kuro Pierwszym, ale nie dam ku temu głowy. Polityka o bardzo śliska sprawa i nie mam ochoty nawet palcem kiwnąć by cokolwiek zrobić w tej sprawie. Co do tego, że ktoś chce by ten chłopak żył i chcesz mi coś pokazać to okej. Może jestem stary, ale trzeba być w życiu elastycznym by się nie zastać. Pokaż mi co chcesz. Znów chwycił szklankę i dopił resztę napoju po czym odstawił szklankę na blacie stołu. Czekał.
Re: Biuro Trenera
Pon Sty 27, 2014 8:40 pm
Młody Trener patrzył na swojego rozmówcę, a jego lekko rozszerzone w zdziwieniu oczy zdradzały braki w wiedzy na temat wydarzeń sprzed 300 lat, lub też braki w materiałach na temat oficjalnej strony wydarzeń. Do tego dołączał fakt, że z szybkich kalkulacji wynikało, iż Mistik musiał mieć ponad trzy setki na karku, a nie wyglądał. Oczywiście pomijając fakt, że to było absurdalnie niemożliwe. Luki w wiedzy musi szybko załatać i zrobi to w wolnej chwili. Westchnął:
- Jak dla mnie to Zell zwariował do reszty i ubzdurał to sobie. To ciekawe, co mówisz, że młody może być silniejszy od króla. W sumie chętnie obejrzałbym taką walkę. Ale wracając do rzeczy, ten dzieciak pewnie nawet nie ma pojęcia, co się dookoła niego dzieje. No i nie chodzi tu o to, czy gówniarz chce tego tronu, czy nie ale pewnie zostanie wypchnięty lub uwikłany w to bagno przez innych. Chodźmy zatem.
Wstał, wziął rękawice, scouter pozostawił w szufladzie i obaj wojownicy opuścili pomieszczenie. Po korytarzu bez ładu i składu biegali żołnierze różnych rang, wielu ciągnęło ze sobą rannych. Zamieszanie to spowodowane oczywiście było ostatnimi wydarzeniami. Idąc korytarzem, mężczyzna mówił dalej:
- Przez te lata wiele się tu pozmieniało, większość dzieciaków, które aspirują na żołnierzy pochodzi z elit. W zasadzie zdobywają stopnie za wysmarkanie nosa, bo rodzice mają wpływy, a potem szybko giną, bo brak im wiedzy i umiejętności. Z half-saiyanami jest jeszcze gorzej, są nadal prześladowani i coraz słabsi, kryją się po kątach i umierają z głodu. Są tak słabi, że nawet nie są wstanie dostać się do Akademii, a jeśli uda im się nawet przeżyć te 17 lat i dostać tutaj, to też szybko giną, bo nie wytrzymują. Król pławi się w luksusie i kolejnych balach, a jego poddani po prostu umierają z głodu. Źle się dzieje.
Trener nakreślił mniej więcej aktualna sytuację na Vegecie. Nic dziwnego, że kroiła się wojna domowa i kolejny bunt.Dzięki tym kilku słowom Hikaru mógł teraz lepiej zrozumieć postawę Kuro. Chłopak rwał się do domu, nie żeby uciec od Mistika ale żeby pomóc ojcu, po to żeby zająć się mieszkańcami wioski. Kilka wspomnień, w których Kuro niczym wpatrzony jak w obrazek obserwował mentora, kiedy ten nacierał przyprawami, o których młodzik nie miał bladego pojęcia mięso na obiad i jak każdą otrzymaną rzecz traktował jak skarb. Nawet czarną szmatę, który zakrywał oczy podczas treningu wyczuwania energii. Może i 300 lat temu różnice miedzy klasami były widoczne, a teraz stały się niemal przepaścią. Kuro cenił teraz dwóch mistrzów, ale nie mógł uczyć się od obojgu na raz. Musiał wybrać, a Hikaru nie mógł go winić za to, że dzieciak wybrał swojego ojca.
- Muszę jeszcze coś załatwić, tam jest sala Treningowa, możesz na mnie poczekać? Za 10 minut jestem i wtedy zaczniemy.
Odwrócił się i szybkim krokiem udał się w inną stronę, a nim łopotała jego peleryna.
OOC:
ZT – Sala treningowa.
Hik jak chcesz to mu odpowiedz, powspominaj sobie stare czasy patrząc na bezwładnie biegających żołnierzy. Albo poczekaj na mój odpis w Sali treningowej. Muszę trenerem iść do Haza.
- Jak dla mnie to Zell zwariował do reszty i ubzdurał to sobie. To ciekawe, co mówisz, że młody może być silniejszy od króla. W sumie chętnie obejrzałbym taką walkę. Ale wracając do rzeczy, ten dzieciak pewnie nawet nie ma pojęcia, co się dookoła niego dzieje. No i nie chodzi tu o to, czy gówniarz chce tego tronu, czy nie ale pewnie zostanie wypchnięty lub uwikłany w to bagno przez innych. Chodźmy zatem.
Wstał, wziął rękawice, scouter pozostawił w szufladzie i obaj wojownicy opuścili pomieszczenie. Po korytarzu bez ładu i składu biegali żołnierze różnych rang, wielu ciągnęło ze sobą rannych. Zamieszanie to spowodowane oczywiście było ostatnimi wydarzeniami. Idąc korytarzem, mężczyzna mówił dalej:
- Przez te lata wiele się tu pozmieniało, większość dzieciaków, które aspirują na żołnierzy pochodzi z elit. W zasadzie zdobywają stopnie za wysmarkanie nosa, bo rodzice mają wpływy, a potem szybko giną, bo brak im wiedzy i umiejętności. Z half-saiyanami jest jeszcze gorzej, są nadal prześladowani i coraz słabsi, kryją się po kątach i umierają z głodu. Są tak słabi, że nawet nie są wstanie dostać się do Akademii, a jeśli uda im się nawet przeżyć te 17 lat i dostać tutaj, to też szybko giną, bo nie wytrzymują. Król pławi się w luksusie i kolejnych balach, a jego poddani po prostu umierają z głodu. Źle się dzieje.
Trener nakreślił mniej więcej aktualna sytuację na Vegecie. Nic dziwnego, że kroiła się wojna domowa i kolejny bunt.Dzięki tym kilku słowom Hikaru mógł teraz lepiej zrozumieć postawę Kuro. Chłopak rwał się do domu, nie żeby uciec od Mistika ale żeby pomóc ojcu, po to żeby zająć się mieszkańcami wioski. Kilka wspomnień, w których Kuro niczym wpatrzony jak w obrazek obserwował mentora, kiedy ten nacierał przyprawami, o których młodzik nie miał bladego pojęcia mięso na obiad i jak każdą otrzymaną rzecz traktował jak skarb. Nawet czarną szmatę, który zakrywał oczy podczas treningu wyczuwania energii. Może i 300 lat temu różnice miedzy klasami były widoczne, a teraz stały się niemal przepaścią. Kuro cenił teraz dwóch mistrzów, ale nie mógł uczyć się od obojgu na raz. Musiał wybrać, a Hikaru nie mógł go winić za to, że dzieciak wybrał swojego ojca.
- Muszę jeszcze coś załatwić, tam jest sala Treningowa, możesz na mnie poczekać? Za 10 minut jestem i wtedy zaczniemy.
Odwrócił się i szybkim krokiem udał się w inną stronę, a nim łopotała jego peleryna.
OOC:
ZT – Sala treningowa.
Hik jak chcesz to mu odpowiedz, powspominaj sobie stare czasy patrząc na bezwładnie biegających żołnierzy. Albo poczekaj na mój odpis w Sali treningowej. Muszę trenerem iść do Haza.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Biuro Trenera
Pią Cze 13, 2014 10:25 pm
Karaluch.
Kadet ma być jak karaluch.
Słowa Axdry automatycznie pojawiły się w głowie Vivian gdy znalazła się na drugim piętrze Akademii, zarezerwowanym dla elit. Na korytarzach było dziwnie pusto… Odkąd dwa lata temu wydano dekret o ‘braku litości i podbijaniu planet’ niekiedy trafiała na wyższych rangą, teraz zaś było tutaj cicho. Niemal za cicho. Podejrzliwość włączyła się i dziewczyna potarła ramiona, czując gęsią skórkę.
Nie była zagubioną kadetką, halfką, która robiła wszystko, by przeżyć w wojsku. Czasy były ciężkie, niewiele osób jej pokroju było w ogóle zdolnych do wytrwania szesnastu lat, by móc potem zapisać się do armii. Nie wspominając o awansie, ale jako Nashi już coś znaczyła w systemie. Teraz była pionkiem, mięsem armatnim, ale to lepsze od braku jakiejkolwiek pozycji.
~Dalej Ósemka, głęboki wdech, korona i zapukaj do drzwi.~
Korona… Jak dawno nie używała tego sformułowania. Brat kazał jej żyć tak, jakby miała na głowie ciężką koronę. Miała unosić brodę wysoko i patrzeć pewnie przed siebie. Cokolwiek będzie jej ciążyło na duszy, nie zatrzymywać się. Tylko ta korona strzaskała się dawno i nie była pewna, czy uda się jej kiedykolwiek ją skleić.
Brat. Teraz widziała w głowie dwie twarze.
Axdra zawsze uśmiechał się bezczelnie, brwi zdobiły mu liczne kolczyki i w oczach miał to wyzywające, czujne spojrzenie. Nie cierpiała go, ale to był właśnie motor do ćwiczeń. Jakby wzywał do podjęcia walki i miał śmiać, gdyby coś jej nie wyszło. Vivian była tylko smarkaczem który klął na o wiele starszego chłopaka, ale Axdra potrafił jakoś do niej dotrzeć. Nie robił tego na siłę. Kiedyś dał jej bandaże, kiedy indziej podrzucił szklaną kulkę, którą zawsze nosiła w kieszeni. Czasem siadał dwa metry od niej i nic nie mówił, zwyczajnie wpatrując się w przestrzeń. Zaczynała podejrzewać, że przysypiał, a potem gadał jak najęty.
Raziel bardzo się od niego różnił. Był opanowany i cichy, tym rodzajem spokoju, który w każdej chwili może wybuchnąć jak wulkan. Nic dziwnego, w końcu był czystej krwi Saiyanem. Brutalność i żądza krwi sprawiała, że potrafił podjąć kroki, do których ona nie była zdolna. Rozrzedzona krew przejawiała się ‘miękkością’ w saiyanskich standardach. Niemniej, Nashi trzymał nerwy na wodzy i wobec niej przyjmował stosunek… Dogadującego, wrednego brata. Co będzie, jak zacznie zachowywać się jak nadopiekuńczy braciszek? Ta myśl była tak nie na miejscu, że zdusiła parsknięcie śmiechem.
Zaraz, zaraz, halfka jest w pracy, niech najpierw załatwi co należy, potem będzie czas na huśtawki nastrojów.
Dotarła do drzwi, zapukała i po krótkim sygnale weszła do środka. Gabinet niewiele się zmienił przez ten czas – tony papierów zalegające każdy kąt zdawały się mnożyć. Było ich więcej niż kiedykolwiek. Ósemka nie lubiła portretu króla na przeciwległej ścianie. Zell był najpotężniejszą postacią na tej planecie, ceniony przez wielu jako symbol mocy oraz siły ich rasy. To żart, prawda? Halfy dalej były dyskryminowane, uprawnienie nie istniało, nie tutaj. Władca potrzebował jedynie żołnierzy, gotowych ginąć za ideę. Przypomniały się Vivian słowa Aryenne – o zdradzie i wybiciu Siedemnastki. Oddany oddział przez groźbę zachwiania autorytetu rządzących został wybity, niemal co do nogi. Czy Axdra zginął w podobny sposób, widząc jak towarzysze padają jeden po drugim, bluzgając z ust krwią i przekleństwami, świadomy, że śmierć zagląda mu w oczy? Śmiał się. Tak na pewno było, zaśmiał się śmierci w twarz a potem zginął.
Gdyby tylko dziewczyna miała wystarczającą ilość siły, wydrapałaby Zellowi oczy.
W powietrzu unosił się zapach kawy i zajadłe klikanie w holokomputer. Nie chcąc przeciągać ciszy dziewczyna wyprostowała się.
- Nashi Vivian Deryth melduje się, Sir. – zasalutowała.
Zdała meldunek rzeczowo, konkretnie acz szczegółowo opisując jak znaleźli bazę ze skradzionym sprzętem oraz jak zajęli się podejrzanymi. Dodała też słowo o narkotyku – nie pochodził z Vegety, ale stanowił zagrożenie dla wielu osób, nawet żołnierzy Armii. Powtórzyła w główniej mierze to, co Raziel przekazał przez scouter wcześniej. Podczas klasyfikowania zbroi i scouterów zapełnili masę papierzysk, które Vivian teraz odłożyła na biurko zwierzchnika. Biedaczyna będzie miał kolejną makulaturę do przejrzenia.
Ma się rozumieć, że żadne z nich nie wspomniało ani słowem o Aryenne, ani tym bardziej o związanych z nią sprawach. Ich światy i tak stanęły na głowie.
Z końcem meldunku Vivian spuściła brązowe spojrzenie. Oczy miała podkrążone i chociaż starała się to ukryć, błyszczało w nich zmęczenie. Taki los żołnierza…Teraz wystarczyło odpowiedzieć na pytania i będzie mogła iść, a jeśli szczęście sprzyja, wyśpi się w końcu.
Bez żadnych złych snów tym razem.
Kadet ma być jak karaluch.
Słowa Axdry automatycznie pojawiły się w głowie Vivian gdy znalazła się na drugim piętrze Akademii, zarezerwowanym dla elit. Na korytarzach było dziwnie pusto… Odkąd dwa lata temu wydano dekret o ‘braku litości i podbijaniu planet’ niekiedy trafiała na wyższych rangą, teraz zaś było tutaj cicho. Niemal za cicho. Podejrzliwość włączyła się i dziewczyna potarła ramiona, czując gęsią skórkę.
Nie była zagubioną kadetką, halfką, która robiła wszystko, by przeżyć w wojsku. Czasy były ciężkie, niewiele osób jej pokroju było w ogóle zdolnych do wytrwania szesnastu lat, by móc potem zapisać się do armii. Nie wspominając o awansie, ale jako Nashi już coś znaczyła w systemie. Teraz była pionkiem, mięsem armatnim, ale to lepsze od braku jakiejkolwiek pozycji.
~Dalej Ósemka, głęboki wdech, korona i zapukaj do drzwi.~
Korona… Jak dawno nie używała tego sformułowania. Brat kazał jej żyć tak, jakby miała na głowie ciężką koronę. Miała unosić brodę wysoko i patrzeć pewnie przed siebie. Cokolwiek będzie jej ciążyło na duszy, nie zatrzymywać się. Tylko ta korona strzaskała się dawno i nie była pewna, czy uda się jej kiedykolwiek ją skleić.
Brat. Teraz widziała w głowie dwie twarze.
Axdra zawsze uśmiechał się bezczelnie, brwi zdobiły mu liczne kolczyki i w oczach miał to wyzywające, czujne spojrzenie. Nie cierpiała go, ale to był właśnie motor do ćwiczeń. Jakby wzywał do podjęcia walki i miał śmiać, gdyby coś jej nie wyszło. Vivian była tylko smarkaczem który klął na o wiele starszego chłopaka, ale Axdra potrafił jakoś do niej dotrzeć. Nie robił tego na siłę. Kiedyś dał jej bandaże, kiedy indziej podrzucił szklaną kulkę, którą zawsze nosiła w kieszeni. Czasem siadał dwa metry od niej i nic nie mówił, zwyczajnie wpatrując się w przestrzeń. Zaczynała podejrzewać, że przysypiał, a potem gadał jak najęty.
Raziel bardzo się od niego różnił. Był opanowany i cichy, tym rodzajem spokoju, który w każdej chwili może wybuchnąć jak wulkan. Nic dziwnego, w końcu był czystej krwi Saiyanem. Brutalność i żądza krwi sprawiała, że potrafił podjąć kroki, do których ona nie była zdolna. Rozrzedzona krew przejawiała się ‘miękkością’ w saiyanskich standardach. Niemniej, Nashi trzymał nerwy na wodzy i wobec niej przyjmował stosunek… Dogadującego, wrednego brata. Co będzie, jak zacznie zachowywać się jak nadopiekuńczy braciszek? Ta myśl była tak nie na miejscu, że zdusiła parsknięcie śmiechem.
Zaraz, zaraz, halfka jest w pracy, niech najpierw załatwi co należy, potem będzie czas na huśtawki nastrojów.
Dotarła do drzwi, zapukała i po krótkim sygnale weszła do środka. Gabinet niewiele się zmienił przez ten czas – tony papierów zalegające każdy kąt zdawały się mnożyć. Było ich więcej niż kiedykolwiek. Ósemka nie lubiła portretu króla na przeciwległej ścianie. Zell był najpotężniejszą postacią na tej planecie, ceniony przez wielu jako symbol mocy oraz siły ich rasy. To żart, prawda? Halfy dalej były dyskryminowane, uprawnienie nie istniało, nie tutaj. Władca potrzebował jedynie żołnierzy, gotowych ginąć za ideę. Przypomniały się Vivian słowa Aryenne – o zdradzie i wybiciu Siedemnastki. Oddany oddział przez groźbę zachwiania autorytetu rządzących został wybity, niemal co do nogi. Czy Axdra zginął w podobny sposób, widząc jak towarzysze padają jeden po drugim, bluzgając z ust krwią i przekleństwami, świadomy, że śmierć zagląda mu w oczy? Śmiał się. Tak na pewno było, zaśmiał się śmierci w twarz a potem zginął.
Gdyby tylko dziewczyna miała wystarczającą ilość siły, wydrapałaby Zellowi oczy.
W powietrzu unosił się zapach kawy i zajadłe klikanie w holokomputer. Nie chcąc przeciągać ciszy dziewczyna wyprostowała się.
- Nashi Vivian Deryth melduje się, Sir. – zasalutowała.
Zdała meldunek rzeczowo, konkretnie acz szczegółowo opisując jak znaleźli bazę ze skradzionym sprzętem oraz jak zajęli się podejrzanymi. Dodała też słowo o narkotyku – nie pochodził z Vegety, ale stanowił zagrożenie dla wielu osób, nawet żołnierzy Armii. Powtórzyła w główniej mierze to, co Raziel przekazał przez scouter wcześniej. Podczas klasyfikowania zbroi i scouterów zapełnili masę papierzysk, które Vivian teraz odłożyła na biurko zwierzchnika. Biedaczyna będzie miał kolejną makulaturę do przejrzenia.
Ma się rozumieć, że żadne z nich nie wspomniało ani słowem o Aryenne, ani tym bardziej o związanych z nią sprawach. Ich światy i tak stanęły na głowie.
Z końcem meldunku Vivian spuściła brązowe spojrzenie. Oczy miała podkrążone i chociaż starała się to ukryć, błyszczało w nich zmęczenie. Taki los żołnierza…Teraz wystarczyło odpowiedzieć na pytania i będzie mogła iść, a jeśli szczęście sprzyja, wyśpi się w końcu.
Bez żadnych złych snów tym razem.
Re: Biuro Trenera
Sob Cze 14, 2014 6:17 pm
Mężczyzna nieco równie zmęczonym spojrzeniem obdarzył dziewczyna, przynajmniej kiedy mówiła mógł w spokoju dopić kawę. Skrzywił się trochę na kolejną stertę papieru, którą przyniosła. Jednak w duchu musiał pochwalić dokładność wykonania pracy.
- Jak Ci się współpracowało z Razielem? Może przydzielić Ci kogoś innego?
Zagadnął spokojnie, może coś sugerował, a może nie. Tajemniczy z niego wojownik.
- Dobra widzę, że już opadasz z sił, masz wolne do końca dnia, możesz iść. W nagrodę za wykonaną misję dostaniesz przepustkę na kilka dni. Przyjdź jutro do mnie i powiedz na jaką planetę chcesz lecieć i wtedy dopiero wypiszę dokumenty. Wypocznij, bo coś mi się zdaje, że po powrocie będzie czekać na ciebie ciekawe i trudne zadanie. Jakbyś spotkała Raziela to przekaż mu, że czekam na niego. Scouter mi się zepsuł, a mam dla niego jeszcze jedno zadanie.
Wskazał palcem stojącego w kacie za plecami Vi kadeta, który z obrażoną na cały świat miną opierał się nonszalancko o ścianę.
- Za karę miał stać tylko przez godzinę na baczność, a od czterech godzin nie potrafi dość do tego jak ma wykonać tą trudną czynność. Możesz się odmeldować.
Dziewczyna chyba zrozumiała, jak ma wyglądać zadanie Raziela.
- Jak Ci się współpracowało z Razielem? Może przydzielić Ci kogoś innego?
Zagadnął spokojnie, może coś sugerował, a może nie. Tajemniczy z niego wojownik.
- Dobra widzę, że już opadasz z sił, masz wolne do końca dnia, możesz iść. W nagrodę za wykonaną misję dostaniesz przepustkę na kilka dni. Przyjdź jutro do mnie i powiedz na jaką planetę chcesz lecieć i wtedy dopiero wypiszę dokumenty. Wypocznij, bo coś mi się zdaje, że po powrocie będzie czekać na ciebie ciekawe i trudne zadanie. Jakbyś spotkała Raziela to przekaż mu, że czekam na niego. Scouter mi się zepsuł, a mam dla niego jeszcze jedno zadanie.
Wskazał palcem stojącego w kacie za plecami Vi kadeta, który z obrażoną na cały świat miną opierał się nonszalancko o ścianę.
- Za karę miał stać tylko przez godzinę na baczność, a od czterech godzin nie potrafi dość do tego jak ma wykonać tą trudną czynność. Możesz się odmeldować.
Dziewczyna chyba zrozumiała, jak ma wyglądać zadanie Raziela.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Biuro Trenera
Nie Cze 15, 2014 10:34 am
Szczęśliwie co do meldunku Trener nie miał żadnych zastrzeżeń. Ósemka była w tym gabinecie częstym gościem, zdając sprawozdanie z misji i powierzonych jej zadań, słuchając pretensji albo pochwał odnośnie swojej osoby bądź innych. Lubiła ten gabinet, chociaż obraz króla kłuł ją w oczy, aromat kawy zdawał się wgryźć w każdy element wyposażenia, a papiery tworzyły chybotliwe kolumny w każdym niemal kącie.
Czerwony Trener, jak zwykli go nazywać żołnierze, miał tendencje do uczenia poprzez myślenie. Tam, gdzie inni kazali wykonywać rozkazy, on chciał by dokonywali wyborów, wyciągali wnioski i brali konsekwencje za własne działania. Był jednym z lepszych w tej placówce, ale nie miał przez to lżej. Ósemka nauczyła się z czasem wychwytywać podejrzliwość albo dwuznacznie brzmiące pytania… Jednak potrafił zaskoczyć ją, sięgając po opinie o rzeczach, na które nie miała wpływu. Jak żyje jej się w Armii? Co sądzi o Zell’u? Czy jest gotowa zginąć za ojczyznę?
Teraz pytał o jej przyrodniego brata.
Vivian przymknęła na chwilę powieki, szukając odpowiednich słów.
- Pod wieloma względami myślimy z Razielem podobnie. Zachowujemy dystans, przeważnie jesteśmy opanowani i często rozumiemy co drugie zaraz zrobi. Mamy nieco podobne charaktery. Jest on jednak bardziej ode mnie gwałtowny, kocha walkę, bywa, że zrobi coś bez namysłu lub za pierwszą opcję wybierze pobicie kogoś. – nie, Raziel był przykładem ‘inteligentnego Saiyna’, gdzie wrodzone odruchy i instynkt mieszały się dumą oraz chłodnym spojrzeniem na świat. Ósemka była bardziej miękka… – Jeśli mogę się wypowiedzieć w tej kwestii, wolałabym, by został moim partnerem, Sir. Dobrze nam się współpracuje, poza tym, jest jedyną osobą, która potrafi wytrzymać z tą Deryth. – uśmiechnęła się kącikiem warg.
Jej trudności z nawiązaniem porozumienia z innymi żołnierzami były legendarne. Kilku nawet wylądowało w skrzydle szpitalnym, paru omijało ją szerokim łukiem. Jak dotąd Raziel wytrzymywał zaskakująco długi okres tych szesnastu miesięcy walki z nią ramię w ramię – i nie wariował.
Zaraz… Przepustka? Wolne? Tutaj, w Armii dostaje krótki urlop? Pracowała ponad bite dwa lata i doczekała się kilku dni wolnego… Tak naprawdę nie miała pojęcia czy to dużo, czy mało, ale nie mogła narzekać. Do tego mogła polecieć gdzie tylko zechce… To chyba więcej niż na co może liczyć przeciętny Nashi.
Vivian nie znała wielu miejsc na które mogłaby się udać. Siedząc na Vegecie zanudziłaby się na śmierć, za to Konack nie było dobrą opcją – miała dość tego miejsca. Jedną z tych rzeczy, jakie przyszły jej do głowy była Ziemia. Uczyła się o błękitnym globie jeszcze przed pamiętną walką z Tsufulem. Trener chciał wysłać ją po Świętą Wodę, ale ją przynieśli ze sobą Kuro i April, gdy w środku piekła przybyli z odwetem na Vegetę. Axdra też powtarzał, że to ciekawe miejsce. Stamtąd była jej kurtka, szklana kulka, którą od niego dostała… Stamtąd pochodził jej ojciec.
- Sir, jestem zdecydowana lecieć na Ziemię. – powiedziała od razu.
Trener przyglądał się halfce uważnie, po czym sięgnął po plik kartek i bez słowa zaczął je wypisywać. Vivian w tym czasie pozwoliła sobie na odwrócenie głowy i przyjrzenie się zuchwałemu kadetowi. Musiał niedawno dołączyć do wojska, brakowało mu tej charakterystycznej postawy i ‘pokorności’, a sam Trener przyznał, że salutować nie potrafi… W innych warunkach posłano by go biegać naokoło sali albo robiłby pompki do upadłego. Vivian wyczuwała syna elit, który nie dość, że był niejako pod pieczą Czerwonego Trenera, to nie miał pojęcia jak bardzo mu się upiekło. Za podobny przejaw niesubordynacji ona dostałaby solidny ochrzan a następnie wypruwałaby sobie żyły podczas ćwiczeń, z wrzeszczącym Koszarowym nad głową. Oj, Raziela czeka toporne zadanie…
Trener oddał jej dokumenty, mówiąc, że może już zniknąć mu z oczu i widzą się po jej powrocie.
- Dziękuję, Sir. Nashi Vivian Deryth odmeldowuje się.
Zabrała kopię papierów, zasalutowała i skierowała się do drzwi.
OOC
[zt] ---> Kwatera Vivian
Czerwony Trener, jak zwykli go nazywać żołnierze, miał tendencje do uczenia poprzez myślenie. Tam, gdzie inni kazali wykonywać rozkazy, on chciał by dokonywali wyborów, wyciągali wnioski i brali konsekwencje za własne działania. Był jednym z lepszych w tej placówce, ale nie miał przez to lżej. Ósemka nauczyła się z czasem wychwytywać podejrzliwość albo dwuznacznie brzmiące pytania… Jednak potrafił zaskoczyć ją, sięgając po opinie o rzeczach, na które nie miała wpływu. Jak żyje jej się w Armii? Co sądzi o Zell’u? Czy jest gotowa zginąć za ojczyznę?
Teraz pytał o jej przyrodniego brata.
Vivian przymknęła na chwilę powieki, szukając odpowiednich słów.
- Pod wieloma względami myślimy z Razielem podobnie. Zachowujemy dystans, przeważnie jesteśmy opanowani i często rozumiemy co drugie zaraz zrobi. Mamy nieco podobne charaktery. Jest on jednak bardziej ode mnie gwałtowny, kocha walkę, bywa, że zrobi coś bez namysłu lub za pierwszą opcję wybierze pobicie kogoś. – nie, Raziel był przykładem ‘inteligentnego Saiyna’, gdzie wrodzone odruchy i instynkt mieszały się dumą oraz chłodnym spojrzeniem na świat. Ósemka była bardziej miękka… – Jeśli mogę się wypowiedzieć w tej kwestii, wolałabym, by został moim partnerem, Sir. Dobrze nam się współpracuje, poza tym, jest jedyną osobą, która potrafi wytrzymać z tą Deryth. – uśmiechnęła się kącikiem warg.
Jej trudności z nawiązaniem porozumienia z innymi żołnierzami były legendarne. Kilku nawet wylądowało w skrzydle szpitalnym, paru omijało ją szerokim łukiem. Jak dotąd Raziel wytrzymywał zaskakująco długi okres tych szesnastu miesięcy walki z nią ramię w ramię – i nie wariował.
Zaraz… Przepustka? Wolne? Tutaj, w Armii dostaje krótki urlop? Pracowała ponad bite dwa lata i doczekała się kilku dni wolnego… Tak naprawdę nie miała pojęcia czy to dużo, czy mało, ale nie mogła narzekać. Do tego mogła polecieć gdzie tylko zechce… To chyba więcej niż na co może liczyć przeciętny Nashi.
Vivian nie znała wielu miejsc na które mogłaby się udać. Siedząc na Vegecie zanudziłaby się na śmierć, za to Konack nie było dobrą opcją – miała dość tego miejsca. Jedną z tych rzeczy, jakie przyszły jej do głowy była Ziemia. Uczyła się o błękitnym globie jeszcze przed pamiętną walką z Tsufulem. Trener chciał wysłać ją po Świętą Wodę, ale ją przynieśli ze sobą Kuro i April, gdy w środku piekła przybyli z odwetem na Vegetę. Axdra też powtarzał, że to ciekawe miejsce. Stamtąd była jej kurtka, szklana kulka, którą od niego dostała… Stamtąd pochodził jej ojciec.
- Sir, jestem zdecydowana lecieć na Ziemię. – powiedziała od razu.
Trener przyglądał się halfce uważnie, po czym sięgnął po plik kartek i bez słowa zaczął je wypisywać. Vivian w tym czasie pozwoliła sobie na odwrócenie głowy i przyjrzenie się zuchwałemu kadetowi. Musiał niedawno dołączyć do wojska, brakowało mu tej charakterystycznej postawy i ‘pokorności’, a sam Trener przyznał, że salutować nie potrafi… W innych warunkach posłano by go biegać naokoło sali albo robiłby pompki do upadłego. Vivian wyczuwała syna elit, który nie dość, że był niejako pod pieczą Czerwonego Trenera, to nie miał pojęcia jak bardzo mu się upiekło. Za podobny przejaw niesubordynacji ona dostałaby solidny ochrzan a następnie wypruwałaby sobie żyły podczas ćwiczeń, z wrzeszczącym Koszarowym nad głową. Oj, Raziela czeka toporne zadanie…
Trener oddał jej dokumenty, mówiąc, że może już zniknąć mu z oczu i widzą się po jej powrocie.
- Dziękuję, Sir. Nashi Vivian Deryth odmeldowuje się.
Zabrała kopię papierów, zasalutowała i skierowała się do drzwi.
OOC
[zt] ---> Kwatera Vivian
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Biuro Trenera
Nie Cze 15, 2014 9:51 pm
Po tym jak wyjaśnił Eve całą złożoność tej popieprzonej sytuacji udał się do Gabinetu Trenera by zdać swoją relację z misji. Jak sądził Vivian już tam była, o czym świadczyła wiadomość na jego scouterze, że Trener chce go widzieć. Były dwa wyjścia. Albo go ochrzani, albo pochwali za misję. Jego stosunki z Czerwonym Trenerem można nazwać neutralnymi. Raz robił to co mu kazał, a on nie czepiał się syna Aryenne. Widać było, że mężczyzna bardziej zajmował się Vivian, tak jak Trener w zielonej zbroi przypodobał sobie młodego Zahne’a. Jak to mówiła Eve, każdy prędzej czy później znajdzie swojego mentora. Tak było i w przypadku rodzeństwa. Czasami do ich wychowania włączał się Koszarowy, co zazwyczaj kończyło się kilkoma siniakami i złamaniami. Jednak zielonooki przypuszczał, że Koszarowy mógł ich lubić. Byli jednymi z niewielu, którzy dawali sobie radę na jego treningach i na dodatek przetrwali podwójny atak Tsufula. Lecz Saiyanie nie mogą pokazywać, że lubią czy szanują jakichś tam kadetów, tudzież Nashi. Pokazywali jednak to w inny sposób. Lepsze godzinny służby, przepustka na kilka dni, lepsze żarcie, czy ciekawa misja. Dlatego ciemnowłosy uważał, że trzeba było żyć z kadrą w dobrych stosunkach, lecz bez przesady. Lizusów nikt nie lubił, zaś Vi i Raz byli takimi istotami, że od czasu do czasu musieli zebrać burę. Taki już ich los.
Nashi stanął przed drzwiami do gabinetu i zastukał trzy raz. Po chwili usłyszał rozkaz by wejść. Saiyanin nacisnął klamkę i wszedł do pomieszczenia. Bywał tu już kilka razy w ciągu minionych dwóch lat i prawie zawsze biuro Trenera wyglądało tak samo. Stosy papierów, porter króla Zella oraz zapach świeżej kawy. Chłopak nawet nie próbował strzelać ile ten wojownik musiał pić tego naparu by nie usnąć nad papierami. W kącie syn Zidarocka dostrzegł jakiegoś kadeta, który opierał się o ścianę. Ciekawe co też przeskrobał?
- Nashi Raziel Zahne, melduje się sir.- rzekł szmaragdowooki prostując się jak struna i salutując wyższemu stopniem.
Nashi stanął przed drzwiami do gabinetu i zastukał trzy raz. Po chwili usłyszał rozkaz by wejść. Saiyanin nacisnął klamkę i wszedł do pomieszczenia. Bywał tu już kilka razy w ciągu minionych dwóch lat i prawie zawsze biuro Trenera wyglądało tak samo. Stosy papierów, porter króla Zella oraz zapach świeżej kawy. Chłopak nawet nie próbował strzelać ile ten wojownik musiał pić tego naparu by nie usnąć nad papierami. W kącie syn Zidarocka dostrzegł jakiegoś kadeta, który opierał się o ścianę. Ciekawe co też przeskrobał?
- Nashi Raziel Zahne, melduje się sir.- rzekł szmaragdowooki prostując się jak struna i salutując wyższemu stopniem.
Re: Biuro Trenera
Wto Cze 17, 2014 12:20 am
Trener na widok młodego nashi uśmiechną się tajemniczo. Oparł się wygodnie w fotelu.
- Muszę przyznać, że wzorowo wypleniłeś dokumentację, to ułatwi mi pracę. Powiedz mi, jak Ci się pracowało z Vivian? Jednak nim odpoczniesz mam dla ciebie jeszcze jedno zadanie. Otóż mam mały problem z tą oto pchłą – tu wskazał palcem na kadeta. Za karę miał stać tylko przez godzinę na baczność, a od prawie pięciu godzin nie potrafi dość do tego jak ma wykonać tą trudną czynność. Liczę, że wyjaśnisz młodszemu koledze co i jak, pozostawiam Ci wolną rękę. Możesz go nawet zabić, tylko zrób to tak, aby wyglądało na nieszczęśliwy wypadek.
W tym momencie kadet zrobił się czerwony na twarzy i zaczął krzyczeć ze złości:
- Mój ociec Ci tego nie daruje, jestem synem .......
- Raziel ma sławniejszego – odezwał się trener wstając zza biurka i klepiąc Nashi w ramię. Jeśli pochodzisz z elity to wymaga się od Ciebie znacznie więcej, bo miałeś lepsze warunki, geny i już masz wpojone postawy ale to za mało aby przeżyć na misji. Jeśli będziesz bezużyteczny to nikt Cię tu nie będzie trzymał i fakt wtedy to twój ojciec będzie zły......
Raziel naucz go też odpowiedniego sposobu zwracania się do wyższych rangą. Idę po nowy scouter i widzimy się na Sali treningowej. Jak nie będzie chciał iść to wyciągnij go za dozwoloną kończynę, tylko ostrożnie lubię moje białe ściany.
Trener w czerwieni niby mówił niedbale, czy to z obojętnością i z lekceważeniem wyrażał się o kadecie ale to wszystko miało drugie dno. Nie chodziło o to, że nie radził sobie z kadetem ale miał cierpliwość i dawał mu szansę za szansą aby ten sam się domyślił co i jak jest ważne. Poza tym miał dosłownie alergię, gdy żołnierze nie zwracali się do niego per „Sir”, o czym już Raz zdążył się przekonać. Co w tym wszystkim robił Raziel? Trener powoli przygotowywał go i jednocześnie testował do roli Natto. Dowódca oddziału musi nad nim panować, a takich podważających rozkazy kmiotków jest na pęczki, w czym sam Nashi zresztą nie jest wyjątkiem. Raz miał posmakować sam na sobie, jak to jest z drugiej strony, no i że rozwiązanie siłowe czasem przynoszą efekt, a innym razem są bezużyteczne. Mężczyzna założył, że zapewne młodemu nashi się nie powiedzie ale to nie było ważne, to była lekcja dla niego, a nie dla krnąbrnego kadeta.
OOC: Możesz tu odpisywać - po południu napiszę drugą część na sali i dogadamy szczegóły.
- Muszę przyznać, że wzorowo wypleniłeś dokumentację, to ułatwi mi pracę. Powiedz mi, jak Ci się pracowało z Vivian? Jednak nim odpoczniesz mam dla ciebie jeszcze jedno zadanie. Otóż mam mały problem z tą oto pchłą – tu wskazał palcem na kadeta. Za karę miał stać tylko przez godzinę na baczność, a od prawie pięciu godzin nie potrafi dość do tego jak ma wykonać tą trudną czynność. Liczę, że wyjaśnisz młodszemu koledze co i jak, pozostawiam Ci wolną rękę. Możesz go nawet zabić, tylko zrób to tak, aby wyglądało na nieszczęśliwy wypadek.
W tym momencie kadet zrobił się czerwony na twarzy i zaczął krzyczeć ze złości:
- Mój ociec Ci tego nie daruje, jestem synem .......
- Raziel ma sławniejszego – odezwał się trener wstając zza biurka i klepiąc Nashi w ramię. Jeśli pochodzisz z elity to wymaga się od Ciebie znacznie więcej, bo miałeś lepsze warunki, geny i już masz wpojone postawy ale to za mało aby przeżyć na misji. Jeśli będziesz bezużyteczny to nikt Cię tu nie będzie trzymał i fakt wtedy to twój ojciec będzie zły......
Raziel naucz go też odpowiedniego sposobu zwracania się do wyższych rangą. Idę po nowy scouter i widzimy się na Sali treningowej. Jak nie będzie chciał iść to wyciągnij go za dozwoloną kończynę, tylko ostrożnie lubię moje białe ściany.
Trener w czerwieni niby mówił niedbale, czy to z obojętnością i z lekceważeniem wyrażał się o kadecie ale to wszystko miało drugie dno. Nie chodziło o to, że nie radził sobie z kadetem ale miał cierpliwość i dawał mu szansę za szansą aby ten sam się domyślił co i jak jest ważne. Poza tym miał dosłownie alergię, gdy żołnierze nie zwracali się do niego per „Sir”, o czym już Raz zdążył się przekonać. Co w tym wszystkim robił Raziel? Trener powoli przygotowywał go i jednocześnie testował do roli Natto. Dowódca oddziału musi nad nim panować, a takich podważających rozkazy kmiotków jest na pęczki, w czym sam Nashi zresztą nie jest wyjątkiem. Raz miał posmakować sam na sobie, jak to jest z drugiej strony, no i że rozwiązanie siłowe czasem przynoszą efekt, a innym razem są bezużyteczne. Mężczyzna założył, że zapewne młodemu nashi się nie powiedzie ale to nie było ważne, to była lekcja dla niego, a nie dla krnąbrnego kadeta.
OOC: Możesz tu odpisywać - po południu napiszę drugą część na sali i dogadamy szczegóły.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Biuro Trenera
Pią Cze 20, 2014 8:21 pm
Stał wyprostowany jak struna od fortepianu i wysłuchiwał tego co Trener miał mu do powiedzenia. Został pochwalony co było dobrym znakiem.
- Z Vivian współpracowało mi się bardzo dobrze. Jest specyficzna, tak samo jak ja. Może to dlatego dobrze się dogadujemy. Wie pan, dwóch świrów. – rzekł Nashi z delikatnym błyskiem w oku i wsłuchał się w dalszą część przemowy wojownika. NO pięknie. Nie dość, że wrócił z misji na Konack, po której jego mózg zamieniał się w galaretę to jeszcze musi się zajmować jakimś gnojkiem. Kiedy chłopak się zrobił czerwony to Raz wiedział co nastąpi. Tatuś czy mamusia? Jednak tatusiek. Na szczęście dla wszystkich obecnych Trener w czerwieni uratował ich od długiej przemowy na temat ojca kadeta. Jedno, krótkie zdanie, a poprawiło od razu humor synowi Aryenne. Zadanie dostał proste. Nauczyć dzieciaka szacunku do wyższych rangą z użyciem dozwolonych środków. Byle tylko nie zachlapać trenerowi ścian i dywanu posoką. Da się zrobić.
- Przyjąłem sir. – rzekł zielonooki prostując się i salutując starszemu stopniem. To już była mała lekcja dla dzieciaka, żeby wiedział jak to robić. Po chwili zostali sami w pomieszczeniu. Raziel i jego ofia.. przepraszam uczeń. Czarnowłosy staksował dzieciaka od góry do dołu i sprawdził jego poziom mocy, samemu pozostając na stu jednostkach. Dzieciak był minimalnie silniejszy teraz. Niech się cieszy, chodź sam nie zdaje sobie z tego sprawy. Zahne przetarł sobie oczy i odwrócił się w stronę klanowca. Saiyanin z blizną był na nogach od ponad dwudziestu godzin. Nie tryskał miłością.
- No dobra młody. Posłuchaj mnie uważnie. – zaczął swój wywód Raz. – Mam w dupie kim jest twój ojciec i jaką pozycję zajmuje. Teraz jesteś w armii i to, że jesteś z elity mało kogo obchodzi. Mnie szczególnie. Jesteś kadetem, czyli krótko mówiąc nikim. Mogą cię pobić, oszczać, wyśmiać, a nawet zabić. I ty nic na to nie poradzisz jeśli nie dasz rady sam walczyć. A wnioskując po twoim poziomie mocy jesteś niezbyt silny. Więc bądź tak dobry i wypad na zewnątrz.
Po tych słowach chłopak otworzył na oścież drzwi, stanął z boku. Następnie gestem dłoni wskazał na wyjście równocześnie wydając z siebie gwizd. Miał nadzieję, że dzieciak ma jakiś rozum i załapie aluzję.
Occ:
Koniec treningu.
Jestem nauczycięlę
- Z Vivian współpracowało mi się bardzo dobrze. Jest specyficzna, tak samo jak ja. Może to dlatego dobrze się dogadujemy. Wie pan, dwóch świrów. – rzekł Nashi z delikatnym błyskiem w oku i wsłuchał się w dalszą część przemowy wojownika. NO pięknie. Nie dość, że wrócił z misji na Konack, po której jego mózg zamieniał się w galaretę to jeszcze musi się zajmować jakimś gnojkiem. Kiedy chłopak się zrobił czerwony to Raz wiedział co nastąpi. Tatuś czy mamusia? Jednak tatusiek. Na szczęście dla wszystkich obecnych Trener w czerwieni uratował ich od długiej przemowy na temat ojca kadeta. Jedno, krótkie zdanie, a poprawiło od razu humor synowi Aryenne. Zadanie dostał proste. Nauczyć dzieciaka szacunku do wyższych rangą z użyciem dozwolonych środków. Byle tylko nie zachlapać trenerowi ścian i dywanu posoką. Da się zrobić.
- Przyjąłem sir. – rzekł zielonooki prostując się i salutując starszemu stopniem. To już była mała lekcja dla dzieciaka, żeby wiedział jak to robić. Po chwili zostali sami w pomieszczeniu. Raziel i jego ofia.. przepraszam uczeń. Czarnowłosy staksował dzieciaka od góry do dołu i sprawdził jego poziom mocy, samemu pozostając na stu jednostkach. Dzieciak był minimalnie silniejszy teraz. Niech się cieszy, chodź sam nie zdaje sobie z tego sprawy. Zahne przetarł sobie oczy i odwrócił się w stronę klanowca. Saiyanin z blizną był na nogach od ponad dwudziestu godzin. Nie tryskał miłością.
- No dobra młody. Posłuchaj mnie uważnie. – zaczął swój wywód Raz. – Mam w dupie kim jest twój ojciec i jaką pozycję zajmuje. Teraz jesteś w armii i to, że jesteś z elity mało kogo obchodzi. Mnie szczególnie. Jesteś kadetem, czyli krótko mówiąc nikim. Mogą cię pobić, oszczać, wyśmiać, a nawet zabić. I ty nic na to nie poradzisz jeśli nie dasz rady sam walczyć. A wnioskując po twoim poziomie mocy jesteś niezbyt silny. Więc bądź tak dobry i wypad na zewnątrz.
Po tych słowach chłopak otworzył na oścież drzwi, stanął z boku. Następnie gestem dłoni wskazał na wyjście równocześnie wydając z siebie gwizd. Miał nadzieję, że dzieciak ma jakiś rozum i załapie aluzję.
Occ:
Koniec treningu.
Jestem nauczycięlę
Re: Biuro Trenera
Wto Gru 30, 2014 11:37 pm
Czerwony Trener niósł ledwie żywą halfkę całą drogę i nie odezwał się na razie nawet słowem. Był całkowicie pogrążony we własnych myślach. Zaniósł dziewczynę do swojego gabinetu, a drugie drzwi do małego pokoiku i położył na łóżku. Niewielki pokoik pełnił raczej funkcję rekreacyjną niż mieszkalną. Obok lóżka stał niewielki stolik, w rogu mały aneks kuchenny z mini lodówką oraz niewielka toaleta z prysznicem. Pod oknem stało biurko i obok szafka zawalona po brzegi dokumentami. Mężczyzna przesłonił nieco żaluzje, żeby słońce tak nie wpadało do pokoju, po czym udał się do łazienki zmoczyć kompres i położy dziewczynie na czole. Nadal milcząc nastawił wodę w czajniku elektrycznym i zrobił im obojgu po mocnej herbacie, wyciągnął też tabliczkę czekolady, ponownie zmoczył kompres zimną wodą.
- Jak to zjesz i wypijesz poczujesz się lepiej.
Milczał, bo nie wiedział jak ma się zachować, chciał ją opieprzyć zdrowo, za to ze tam była, ostrzec i postawić na nogi po ostatnich przeżyciach. Był Saiyaninem ale nie był aż tak zimnym draniem. Powinien też wyjaśnić to i owo. Był wymagającym i surowym trenerem ale wiedział, że są pewne granice surowości. No i przede wszystkim się martwił, czekała go rozmowa z królem za to, co że zabrał stamtąd halfkę. Któryś z elitarnych na pewno go podkabluje, to była kwestia czasu i chciał obmyślić jakiś plan. Wrzucił scouter do szuflady i westchnął ciężką, przystawił krzesło obok łóżka i usiadł, potarł zmęczone skronie.
- Kiedy zobaczyłem (imię ojca April) to mi wiele wyjaśniło, muszę powiedzieć, że jesteś sprytna. Kojarzyłem skądś tą aurę ale nie mogłem sobie przypomnieć ale dobrze wydałaś mi się za dobra w sali ćwiczeń. Ale pewnie chcesz wiedzieć co się stało. To, co przeżyłaś nazwano krajobrazem strachu i faktycznie to iluzja ale całkowicie oparta na Twoich lękach, prawdziwych i skrywanych gdzieś głęboko. Pierwszy raz jest najgorszy, testowałem to trochę na sobie. Niektóre leki są niedorzeczne mi wyszło, że boję się obłażących mnie pająków, śmieszne. Czasem się zmieniają, jak się nad nimi zastanowisz i uznasz, że nie ma się czego bać, znikają lub przychodzą nowe. Planowaliśmy to dodać jako jedną z metod szkolenia żołnierzy. Poza paskudnymi efektami całkiem przydatne. Musze przyznać, że masz bardzo silny umysł, do mnie jakoś nie dociera, że to iluzja kiedy tam jestem. To wszystko jest jeszcze w fazie eksperymentów.
No nic odpocznij i najlepiej wracaj do domu, nie pakuj się w kłopoty, które Ciebie przerastają i nie węsz. Mam nadzieję, że to nie Kuro jest prowodyrem, bo w jego przypadku jeden większy wybryk skończy się odwieszeniem wyroku śmierci. Król ostatnimi czasy przestał być łaskawy.
Po przejściach z krajobrazem strachu wyglądała tak blado i żałośnie, że nawet nie miał siły na nią nakrzyczeć. Trener usiadł za swoim biurkiem, żeby dać odpocząć April i pogrążył się w myślach.
W tym samym czasie, dzięki motylom Kaede małpy się uspokoiły i żołnierze zabrali się do pakowania sprzętu.
OOC:
Kaede zapraszam do tematu. Zastanówcie się, czy chcecie go o coś wypytać, czy ma na chwilkę wyjsć, a Wy przejrzycie dokumenty.
- Jak to zjesz i wypijesz poczujesz się lepiej.
Milczał, bo nie wiedział jak ma się zachować, chciał ją opieprzyć zdrowo, za to ze tam była, ostrzec i postawić na nogi po ostatnich przeżyciach. Był Saiyaninem ale nie był aż tak zimnym draniem. Powinien też wyjaśnić to i owo. Był wymagającym i surowym trenerem ale wiedział, że są pewne granice surowości. No i przede wszystkim się martwił, czekała go rozmowa z królem za to, co że zabrał stamtąd halfkę. Któryś z elitarnych na pewno go podkabluje, to była kwestia czasu i chciał obmyślić jakiś plan. Wrzucił scouter do szuflady i westchnął ciężką, przystawił krzesło obok łóżka i usiadł, potarł zmęczone skronie.
- Kiedy zobaczyłem (imię ojca April) to mi wiele wyjaśniło, muszę powiedzieć, że jesteś sprytna. Kojarzyłem skądś tą aurę ale nie mogłem sobie przypomnieć ale dobrze wydałaś mi się za dobra w sali ćwiczeń. Ale pewnie chcesz wiedzieć co się stało. To, co przeżyłaś nazwano krajobrazem strachu i faktycznie to iluzja ale całkowicie oparta na Twoich lękach, prawdziwych i skrywanych gdzieś głęboko. Pierwszy raz jest najgorszy, testowałem to trochę na sobie. Niektóre leki są niedorzeczne mi wyszło, że boję się obłażących mnie pająków, śmieszne. Czasem się zmieniają, jak się nad nimi zastanowisz i uznasz, że nie ma się czego bać, znikają lub przychodzą nowe. Planowaliśmy to dodać jako jedną z metod szkolenia żołnierzy. Poza paskudnymi efektami całkiem przydatne. Musze przyznać, że masz bardzo silny umysł, do mnie jakoś nie dociera, że to iluzja kiedy tam jestem. To wszystko jest jeszcze w fazie eksperymentów.
No nic odpocznij i najlepiej wracaj do domu, nie pakuj się w kłopoty, które Ciebie przerastają i nie węsz. Mam nadzieję, że to nie Kuro jest prowodyrem, bo w jego przypadku jeden większy wybryk skończy się odwieszeniem wyroku śmierci. Król ostatnimi czasy przestał być łaskawy.
Po przejściach z krajobrazem strachu wyglądała tak blado i żałośnie, że nawet nie miał siły na nią nakrzyczeć. Trener usiadł za swoim biurkiem, żeby dać odpocząć April i pogrążył się w myślach.
***
W tym samym czasie, dzięki motylom Kaede małpy się uspokoiły i żołnierze zabrali się do pakowania sprzętu.
OOC:
Kaede zapraszam do tematu. Zastanówcie się, czy chcecie go o coś wypytać, czy ma na chwilkę wyjsć, a Wy przejrzycie dokumenty.
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Biuro Trenera
Sob Sty 03, 2015 11:41 am
Mocniejszy wiatr dawał poczucie lekkiego dyskomfortu modlącej się bogini. Jej moc zdawała się w opozycji do sił natury dawać innym ukojenie. Zespolona z przyrodą i tym, co gra w sercach otaczającego ją świata, zapragnęła dawać jeszcze więcej swojego ciepła tym, którzy nie doświadczali go na co dzień. Z szczerym współczuciem wysłała każdej ofierze podłego eksperymentu parę zdań pokrzepienia, nawet jeśli umrą, dojdą do pełni szczęścia, której nie da się doświadczyć na tej okrutnej planecie. Była wraz z nimi, to najwięcej co można było im dać, miłość pokonująca wrogość i kierowanie się złem, posłana od kogoś, kto jest jak światło w mroku. *Znajdę sposób na oczyszczenie wszechświata…* Prawda jest taka, że już miała ten sposób, wystarczy pielęgnować miłość, tak jak ona teraz. Pragnęła, aby wszyscy porzucili zła drogę i już niebawem objawi to światu.
Gdy emocje już cichły, a złote motyle rozleciały się na wietrze, jak nie proszony gość weszła między cienie ze swoją światłością. Wciąż w stanie głębokiej medytacji prześledziła co się dzieje z April, gdzie ją zabierają, jak ktoś o ni do końca spaczonym sercu udziela jej pomocy. Uśmiechnęła się szerzej, oto ktoś z rasy bezdusznych wojowników, pomaga ratować to co słuszne. Jak inne było jego wnętrze… Z radością obserwowała wewnętrzne konflikty, które przezywał czerwony trener, będąc blisko głosu jego sumienia, cały czas patrzyła na to jak żył. Promień nadziei… Tym razem również prześledziła podróż, w która się udał, aby nagle…
-Błagam o wybaczenie Rika, na chwilę zostawiłam cię samą sobie.- pojawiła się w biurze trenera, blokując wejście do drzwi. Jej ciepło wypełniło pomieszczenie, a życzliwość była wyczuwalna niemalże namacalnie. –Podziwiam twoje serce i odwagę, zawsze podążasz za jego głosem.- ulżyło jej, że przyjaciółka jest cała i wraca do siebie.
-Dziękuję trenerze, nie pierwszy raz robisz gest, który wprowadzi twoje życie na piękniejszą ścieżkę. Sprawia mi wielką radość, że mimo wewnętrznych konfliktów, dajesz nadzieje innym, ale też samemu sobie.- zachowywała się jak ktoś z innego świata, co biorąc pod uwagę jej kamuflaż i strój kadetki, na pewno wprowadziło w zdumienie gospodarza. Ale zanim zdołał zaprotestować przeciwko zachowaniu bezczelnej kadetki, do jego umysłu doszedł kolejny przekaz.
-Obserwuję cię od lat, wiem z czym walczysz i z czym się zmagasz. Chce być blisko twojej walki i wspomagać ją moją miłością. Błagam pomóż mi powstrzymać króla Vegety, jestem kimś znacznie większym niż ktokolwiek z tego świata. Proszę poprowadź mnie i wskaż drogę, która uratuje twoją rasę i inne, a ja udzielę tobie całego mojego wsparcia dla dobra saiyan.- jej głos był pełen poruszenia, miłości, nadziei, rozpaczy i szczerej ufności, że dobro zawsze zwycięża. Nagle tabletki nie wytrzymały nagromadzonych emocji i Kaede wróciła do swojego ciała. Małpiasty miał teraz przed oczami różową boginię, pełnie miłości i ciepła.
Gdy emocje już cichły, a złote motyle rozleciały się na wietrze, jak nie proszony gość weszła między cienie ze swoją światłością. Wciąż w stanie głębokiej medytacji prześledziła co się dzieje z April, gdzie ją zabierają, jak ktoś o ni do końca spaczonym sercu udziela jej pomocy. Uśmiechnęła się szerzej, oto ktoś z rasy bezdusznych wojowników, pomaga ratować to co słuszne. Jak inne było jego wnętrze… Z radością obserwowała wewnętrzne konflikty, które przezywał czerwony trener, będąc blisko głosu jego sumienia, cały czas patrzyła na to jak żył. Promień nadziei… Tym razem również prześledziła podróż, w która się udał, aby nagle…
-Błagam o wybaczenie Rika, na chwilę zostawiłam cię samą sobie.- pojawiła się w biurze trenera, blokując wejście do drzwi. Jej ciepło wypełniło pomieszczenie, a życzliwość była wyczuwalna niemalże namacalnie. –Podziwiam twoje serce i odwagę, zawsze podążasz za jego głosem.- ulżyło jej, że przyjaciółka jest cała i wraca do siebie.
-Dziękuję trenerze, nie pierwszy raz robisz gest, który wprowadzi twoje życie na piękniejszą ścieżkę. Sprawia mi wielką radość, że mimo wewnętrznych konfliktów, dajesz nadzieje innym, ale też samemu sobie.- zachowywała się jak ktoś z innego świata, co biorąc pod uwagę jej kamuflaż i strój kadetki, na pewno wprowadziło w zdumienie gospodarza. Ale zanim zdołał zaprotestować przeciwko zachowaniu bezczelnej kadetki, do jego umysłu doszedł kolejny przekaz.
-Obserwuję cię od lat, wiem z czym walczysz i z czym się zmagasz. Chce być blisko twojej walki i wspomagać ją moją miłością. Błagam pomóż mi powstrzymać króla Vegety, jestem kimś znacznie większym niż ktokolwiek z tego świata. Proszę poprowadź mnie i wskaż drogę, która uratuje twoją rasę i inne, a ja udzielę tobie całego mojego wsparcia dla dobra saiyan.- jej głos był pełen poruszenia, miłości, nadziei, rozpaczy i szczerej ufności, że dobro zawsze zwycięża. Nagle tabletki nie wytrzymały nagromadzonych emocji i Kaede wróciła do swojego ciała. Małpiasty miał teraz przed oczami różową boginię, pełnie miłości i ciepła.
Re: Biuro Trenera
Wto Sty 06, 2015 12:14 am
Nagle pojawienie się boginki w pokoju spowodowało napięcie u mężczyzny, jednak chwilę później z niewiadomych przyczyn rozluźnił się i kilak trosk stało mniej ważnych. Patrzył badawczo na dziewczynę, wskazał gestem jej krzesło stojące przy łóżku, gdzie leżała April. Wstał i drugiej dziewczynie w milczeniu zrobił herbaty. Zastanawiał się nad tym, co Kaede powiedziała na głos. Nie by przekonany, co do dobroci swojego serca. Niemniej jak okiem sięgnąć w całym pomieszczeniu nie było żadnych osobistych przedmiotów, choćby obrazu, choćby zdjęć rodzinny, nie było nawet kubka na kawę z durnym napisem. Pokój był całkowicie bezosobowy. Trener nie miał rodziny mógł naginać nieco system, bo nie można go było zaszantażować i karać tak, jak Kurokarę mordując bliskich. Czerwony miał dobre tak, jak wyczuła boginka ale płacił za to samotnością.
Po mentalnej wiadomości z większym zainteresowaniem świdrował wzrokiem boginkę.
- Kim Ty tak na prawdę jesteś, bo jej siostrą na pewno nie. Na pewno dysponujesz sporą Ki i jaki masz interes w tej propozycji? Zresztą, jakbyś wygrzebała mi z pod ziemi wojownika, który byłby w stanie przedrzeć się przez straż pałacową, elitarny oddział i na koniec pokonać potęgę Wszechświata to moglibyśmy to zrealizować jeszcze dziś.
Rozmawiał otwarcie, więc to było bezpieczne miejsce na poważną rozmowę. Podczas rozmowy bawił się papierem robiąc z niego niewielką kulkę i rzucił w wiszący na ścianie kalendarz prosto w czerwone kółko za 3 dni. To była data pełni księżyca. Dnia w którym jednocześnie Vegeta była najsilniejsza przez zmobilizowanie wszędzie patroli mających wyłapać niekontrolowane przemiany w ozaru i najsłabszy, kiedy wszyscy pełnokrwiści musieli spać głęboko, aby się nie przemienić. Z tego większą sprawę zdawała sobie April znająca lepiej realia życia i wydarzeń dnia pełni księżyca, kiedy musiała czuwać, aby obaj mężczyźni spali, a okna zabite biły na głucho.
Po mentalnej wiadomości z większym zainteresowaniem świdrował wzrokiem boginkę.
- Kim Ty tak na prawdę jesteś, bo jej siostrą na pewno nie. Na pewno dysponujesz sporą Ki i jaki masz interes w tej propozycji? Zresztą, jakbyś wygrzebała mi z pod ziemi wojownika, który byłby w stanie przedrzeć się przez straż pałacową, elitarny oddział i na koniec pokonać potęgę Wszechświata to moglibyśmy to zrealizować jeszcze dziś.
Rozmawiał otwarcie, więc to było bezpieczne miejsce na poważną rozmowę. Podczas rozmowy bawił się papierem robiąc z niego niewielką kulkę i rzucił w wiszący na ścianie kalendarz prosto w czerwone kółko za 3 dni. To była data pełni księżyca. Dnia w którym jednocześnie Vegeta była najsilniejsza przez zmobilizowanie wszędzie patroli mających wyłapać niekontrolowane przemiany w ozaru i najsłabszy, kiedy wszyscy pełnokrwiści musieli spać głęboko, aby się nie przemienić. Z tego większą sprawę zdawała sobie April znająca lepiej realia życia i wydarzeń dnia pełni księżyca, kiedy musiała czuwać, aby obaj mężczyźni spali, a okna zabite biły na głucho.
OOC:
Kaede pogadaj sobie z trenerem.
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Biuro Trenera
Wto Sty 06, 2015 12:26 pm
Już w powietrzu ustawiła się w pozycji siedzącej, aby po chwili lot opaść na podstawione krzesło i upić łyk herbaty. Ucieszyła się swoim budującym wpływem na trenera, którego emocje zaczęły się stabilizować.
-Jestem wszystkim za czym tęsknisz. Nie czułeś mnie, ale byłam zawsze w twojej samotności, aby dodać ci sił w przeżywaniu tego, na co się zgodziłeś. Dziękuję za twoją wytrwałość i poświęcenie dla budowania dobra, teraz możesz chwilę odpocząć.- jej moc emanowała z niej, podkreślając niezwykłe słowa i słodycz jej głosu. Kilka złotych motyli podleciało na jego ramie, aby gdy tylko się zgodzi, wchłonęły się do jego serca i wypełniły jego brak, przeżywany przez tak nieludzkie wyrzeczenie. –Smaczna herbata.- uśmiechnęła się od ucha do ucha, patrząc mu w oczy z matczyną troską. Mogła go zbombardować swoją miłością, ale nie była nachalna, dając jej dokładnie tyle ile zechciał przyjąć wojownik.
-Jestem początkującą boginią, pochodzę zupełnie spoza tego świata. Mimo to działam w sercach wielu stworzeń przez nieustanną modlitwę w sercach i nakłanianie ich do dobra. Zupełnie tak, jak byłam z każda twoją myślą.- w tej chwili motyle, które wchłonęły się do ciała Czerwonego, pokazały mu, że zawsze był przy nim ktoś jeszcze. –Niestety moja moc może tylko tyle- dać ukojenie sercom. Nikogo nie zmuszam do żadnych decyzji, akceptuję jedynie wolną wolę i pokazuje konsekwencje zła. Inspiruje i zapraszam do kierowania się sercem. Potrzebuje bohaterów otwartych na miłość, których będę mogła zainspirować do poświęcenia podobnego jak twoje, ale otrzymają za to prawdziwe szczęście.- była całkowicie wzruszona i znów uroniła małą łezkę. Szybko ją otarła, nie chcąc robić złego wrażenia. Promienny uśmiech dodawał pokrzepienia i pokazywał jak bardzo wierzy w żołnierza. –Musiałam tym razem sama wkroczyć do akcji, bo nie wszyscy słuchają już wnętrza swojego serca. Boje się o rasy i pokój we wszechświecie, a król Vegety jest największym zagrożeniem. Błagam wskaż drogę jak sobie z tym poradzić, a ja dam wszystko, czego pragnie twoje serce. Czy zostaniesz moim bohaterem?- jej dłonie pochwyciły dłoń trenera, ledwo mieszcząc rozbudowaną łapę. Zaproszenie do wiecznej radości czeka na akceptację.
-Jestem wszystkim za czym tęsknisz. Nie czułeś mnie, ale byłam zawsze w twojej samotności, aby dodać ci sił w przeżywaniu tego, na co się zgodziłeś. Dziękuję za twoją wytrwałość i poświęcenie dla budowania dobra, teraz możesz chwilę odpocząć.- jej moc emanowała z niej, podkreślając niezwykłe słowa i słodycz jej głosu. Kilka złotych motyli podleciało na jego ramie, aby gdy tylko się zgodzi, wchłonęły się do jego serca i wypełniły jego brak, przeżywany przez tak nieludzkie wyrzeczenie. –Smaczna herbata.- uśmiechnęła się od ucha do ucha, patrząc mu w oczy z matczyną troską. Mogła go zbombardować swoją miłością, ale nie była nachalna, dając jej dokładnie tyle ile zechciał przyjąć wojownik.
-Jestem początkującą boginią, pochodzę zupełnie spoza tego świata. Mimo to działam w sercach wielu stworzeń przez nieustanną modlitwę w sercach i nakłanianie ich do dobra. Zupełnie tak, jak byłam z każda twoją myślą.- w tej chwili motyle, które wchłonęły się do ciała Czerwonego, pokazały mu, że zawsze był przy nim ktoś jeszcze. –Niestety moja moc może tylko tyle- dać ukojenie sercom. Nikogo nie zmuszam do żadnych decyzji, akceptuję jedynie wolną wolę i pokazuje konsekwencje zła. Inspiruje i zapraszam do kierowania się sercem. Potrzebuje bohaterów otwartych na miłość, których będę mogła zainspirować do poświęcenia podobnego jak twoje, ale otrzymają za to prawdziwe szczęście.- była całkowicie wzruszona i znów uroniła małą łezkę. Szybko ją otarła, nie chcąc robić złego wrażenia. Promienny uśmiech dodawał pokrzepienia i pokazywał jak bardzo wierzy w żołnierza. –Musiałam tym razem sama wkroczyć do akcji, bo nie wszyscy słuchają już wnętrza swojego serca. Boje się o rasy i pokój we wszechświecie, a król Vegety jest największym zagrożeniem. Błagam wskaż drogę jak sobie z tym poradzić, a ja dam wszystko, czego pragnie twoje serce. Czy zostaniesz moim bohaterem?- jej dłonie pochwyciły dłoń trenera, ledwo mieszcząc rozbudowaną łapę. Zaproszenie do wiecznej radości czeka na akceptację.
- Ósemka
- Liczba postów : 637
Data rejestracji : 17/02/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Biuro Trenera
Wto Sty 06, 2015 11:27 pm
Lądowanie przebiegło bezproblemowo. Hangar był pełny. Znajdując się pomiędzy żołnierzami Ósemka w końcu musiała, choć niechętnie, zwiększyć nieco swój poziom energii. W przestrzeni kosmicznej automatycznie chowała swoją obecność, teraz na Vegecie nie mogła sobie na to pozwolić. Poziom mocy podskoczył na przeciętny poziom, taki, by nie być traktowanym jak śmierć i nie zwracać na siebie za wiele uwagi. Miała w tym wprawę. Vivian jak zwykle wyszła pierwsza z pojazdu, sprawdziła czy wszystko co potrzebne znajduje się w jej kieszeniach i ruszyła w stronę wyjścia.
Szła jak zwykle, spokojnym, stanowczym krokiem, wdzięczną postawą żołnierza, lecz jakby inaczej… Jakby była bardziej zamyślona.
Vivian czekała na brata, opierając się o ścianę i patrząc tępo w podłogę. Przeciągnęła się sennie, poprawiając kurtkę Axdry na ramionach. Dzisiejszy prezent jeszcze musi poczekać na swoją kolej, póki co, to najbezpieczniej czuła się w tym starym brązowym strzępie… Czuła… Czy to Vegeta czy Ziemia. Teraz tkwi w hangarze i pomyśleć, że jeszcze tego ranka spała mocno wtulona w Chepri’ego…
Reakcja była automatyczna. Zamiast lekkiego rumieńca policzki nieco zbladły, twarz spoważniała, wzrok błądził bez celu. Vivian miała świadomość, że nieprędko zobaczy znów chłopaka. Spędzili ze sobą paręnaście godzin, za mało by się dobrze poznać, za dużo, by czuć się teraz nieswojo… Coś w niej nie pękło, ale się zarysowało. Nie mogła zostać na Ziemi, więc najlepszą rzeczą, by funkcjonować w miarę normalnie, jak na Ósemkę oczywiście, było o nim zapomnieć. A tego nie chciała. Za nic. Trzeba było się odgrodzić, odsunąć uczucia na drugi plan, otoczyć się murem. Po staremu… Pojawiło się w jej podświadomości coś, co było kontrastem dla żołnierza. Coś, czego się obawiała…
Z tłumu wyszedł Raziel, trzymając w dłoni butelkę z alkoholem. Vivian uniosła jedną brew, patrząc pytająco, po czym skwitowała z lekkim uśmieszkiem:
- Próba łapówki? To karalne Panie Zahne. - wymienili spojrzenia i ruszyli na drugie piętro budynku.
Droga do Gabinetu Trenera przebiegła bezproblemowo. Kiedyś idąc tutaj była potrącana i przepychana przez innych, jako nic niewarty half, kadet. Ścierwo. Teraz? Czuła się odrobinę pewniejsza swojej pozycji i choć zdarzały się przepychanki, choć myślała o sobie źle, Ścierwem nazywano ją dwa razy rzadziej. Miła odmiana. Wsunęła dłonie w rozwleczone rękawy i zacisnęła pięści. Korona. Jest żołnierzem. Wakacje się skończyły, pozostaje harówka, urozmaicana siniakami, mordobiciem i treningiem na sali dopóki nie zacznie pluć krwią. Piękna codzienność.
Zapukała do drzwi i na znak przyzwolenia przyrodnie rodzeństwo weszło do środka. Trener wychodził z drugiego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Oboje stanęli przed biurkiem, jednocześnie wyprostowali się i zasalutowali. Idealna synchronizacja.
- Nashi Vivian Deryth melduje się, Sir.
Te same słowa, ten sam ton, ta sama postawa co zawsze.
Coś się zmieniło…
OOC
Comeback z urlopu~
Szła jak zwykle, spokojnym, stanowczym krokiem, wdzięczną postawą żołnierza, lecz jakby inaczej… Jakby była bardziej zamyślona.
Vivian czekała na brata, opierając się o ścianę i patrząc tępo w podłogę. Przeciągnęła się sennie, poprawiając kurtkę Axdry na ramionach. Dzisiejszy prezent jeszcze musi poczekać na swoją kolej, póki co, to najbezpieczniej czuła się w tym starym brązowym strzępie… Czuła… Czy to Vegeta czy Ziemia. Teraz tkwi w hangarze i pomyśleć, że jeszcze tego ranka spała mocno wtulona w Chepri’ego…
Reakcja była automatyczna. Zamiast lekkiego rumieńca policzki nieco zbladły, twarz spoważniała, wzrok błądził bez celu. Vivian miała świadomość, że nieprędko zobaczy znów chłopaka. Spędzili ze sobą paręnaście godzin, za mało by się dobrze poznać, za dużo, by czuć się teraz nieswojo… Coś w niej nie pękło, ale się zarysowało. Nie mogła zostać na Ziemi, więc najlepszą rzeczą, by funkcjonować w miarę normalnie, jak na Ósemkę oczywiście, było o nim zapomnieć. A tego nie chciała. Za nic. Trzeba było się odgrodzić, odsunąć uczucia na drugi plan, otoczyć się murem. Po staremu… Pojawiło się w jej podświadomości coś, co było kontrastem dla żołnierza. Coś, czego się obawiała…
Z tłumu wyszedł Raziel, trzymając w dłoni butelkę z alkoholem. Vivian uniosła jedną brew, patrząc pytająco, po czym skwitowała z lekkim uśmieszkiem:
- Próba łapówki? To karalne Panie Zahne. - wymienili spojrzenia i ruszyli na drugie piętro budynku.
Droga do Gabinetu Trenera przebiegła bezproblemowo. Kiedyś idąc tutaj była potrącana i przepychana przez innych, jako nic niewarty half, kadet. Ścierwo. Teraz? Czuła się odrobinę pewniejsza swojej pozycji i choć zdarzały się przepychanki, choć myślała o sobie źle, Ścierwem nazywano ją dwa razy rzadziej. Miła odmiana. Wsunęła dłonie w rozwleczone rękawy i zacisnęła pięści. Korona. Jest żołnierzem. Wakacje się skończyły, pozostaje harówka, urozmaicana siniakami, mordobiciem i treningiem na sali dopóki nie zacznie pluć krwią. Piękna codzienność.
Zapukała do drzwi i na znak przyzwolenia przyrodnie rodzeństwo weszło do środka. Trener wychodził z drugiego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Oboje stanęli przed biurkiem, jednocześnie wyprostowali się i zasalutowali. Idealna synchronizacja.
- Nashi Vivian Deryth melduje się, Sir.
Te same słowa, ten sam ton, ta sama postawa co zawsze.
Coś się zmieniło…
OOC
Comeback z urlopu~
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Biuro Trenera
Sro Sty 07, 2015 10:23 am
Była tam trochę nieprzytomna. Krajobraz strachu jak to określił czerwony może i był iluzją, której ona była świadoma, ale mimo wszystko wymęczył ją psychicznie. Nie docierały do niej żadne sensowne słowa. Tylko tyle, że już wie kim jest, ale to było jej zupełnie obojętnie. Wiedziała jedno, widział jej ojca tak jak pozostali i wiedział co jej zrobił. Po plecach przeszedł zimny dreszcz. Z nikim o tym nie rozmawiała, nie wracała do tego. Jedno było pewne, to Daichi go zabił w przypływie złości. Była w nim dobroć, jednak gdzieś głęboko schowana. Nagle w tym samym momencie weszła Kaede. Przepraszała ją, ale słowa obojga w ogóle do niej nie docierały. Skuliła się sama w sobie. Ciągle przed oczami miała cały obraz, którego wcześniej była uczestnikiem. Nie mogła pozbyć się go z głowy, był jak zły sen w każdym najmniejszym szczególe. Ciągle widziała twarz ojca, jej ojca, bezwzględnego dręczyciela. Brata, który wtedy ją kochał, Kuro, który próbował ją porzucić i chciał własnej śmierci, morderstwo Zory, która nie była niczemu winna, aż w końcu widziała samą siebie, która w tym momencie popełniała samobójstwo. Zamknęła na chwilę oczy szukając wytchnienia, chciała odwrócić swoje myśli od tego co się działo. Po chwili jakby obudziła się ze złego snu, w którym brała udział. Faktycznie zrobiło jej się trochę lepiej po czekoladzie, a przynajmniej w to wierzyła. Jej umysł nie powrócił do stanu faktycznego.
- Kuro o niczym nie wie, ale obawiam się, że się dowie i źle się to skończy, oj bardzo źle. – powiedziała bardzo machinalnie, jakby była zaprogramowana. Nie wiedziała, co jest gorsze, to że on wraca, nakrzyczy na nią na pewno i będzie chciał wiedzieć co widziała w krajobrazie i będzie musiała go trochę oszukać, czy też uczucie jakie go owładnie. Kuro był osobą spokojną, ale ona wolała żeby na nią nakrzyczał niż powiedział, że się zawiódł. Głośno westchnęła. Wiedziała tyle, że niedługo tutaj będzie. – Kaede, zawaliłam, przepraszam.
Mruknęła już ciszej, chciała przekazać to telepatycznie, ale nie miała już psychicznej siły na to. W zasadzie to nie miała siły na cokolwiek, nawet żeby podnieść się z łóżka, a Kuro już wracał. Wytężyła resztki swojej energii, aby wyczuć gdzie jest. Co dziwne nie był sam, nieznana energia również kierowała się razem z nim. Nagle ktoś zapukał do drzwi, ona aż podskoczyła ze strachu, zaczęła się kulić. Może to oni? Znowu przyszli po nią, dać jej ten płyn? Znowu zobaczy swojego ojca? A może coś gorszego? Zrobiła się blada. Trener wyszedł, a ona ślepo wpatrywała się w ścianę. Nawet nie zdawała sobie sprawę, że obok jest Raziel oraz Vi... była zbyt pogrążona w swoim labiryncie strachu. Ciągle w nim była, nie opuściła go nawet na sekundę.
Occ: Przepraszam za zwłokę, święta, facet, studia i niedługo sesja <3
- Kuro o niczym nie wie, ale obawiam się, że się dowie i źle się to skończy, oj bardzo źle. – powiedziała bardzo machinalnie, jakby była zaprogramowana. Nie wiedziała, co jest gorsze, to że on wraca, nakrzyczy na nią na pewno i będzie chciał wiedzieć co widziała w krajobrazie i będzie musiała go trochę oszukać, czy też uczucie jakie go owładnie. Kuro był osobą spokojną, ale ona wolała żeby na nią nakrzyczał niż powiedział, że się zawiódł. Głośno westchnęła. Wiedziała tyle, że niedługo tutaj będzie. – Kaede, zawaliłam, przepraszam.
Mruknęła już ciszej, chciała przekazać to telepatycznie, ale nie miała już psychicznej siły na to. W zasadzie to nie miała siły na cokolwiek, nawet żeby podnieść się z łóżka, a Kuro już wracał. Wytężyła resztki swojej energii, aby wyczuć gdzie jest. Co dziwne nie był sam, nieznana energia również kierowała się razem z nim. Nagle ktoś zapukał do drzwi, ona aż podskoczyła ze strachu, zaczęła się kulić. Może to oni? Znowu przyszli po nią, dać jej ten płyn? Znowu zobaczy swojego ojca? A może coś gorszego? Zrobiła się blada. Trener wyszedł, a ona ślepo wpatrywała się w ścianę. Nawet nie zdawała sobie sprawę, że obok jest Raziel oraz Vi... była zbyt pogrążona w swoim labiryncie strachu. Ciągle w nim była, nie opuściła go nawet na sekundę.
Occ: Przepraszam za zwłokę, święta, facet, studia i niedługo sesja <3
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Biuro Trenera
Sro Sty 07, 2015 9:01 pm
Vivian zawsze wypadała z kapsuły niczym sarenka Disneya i zaszywała się w tłumie by potem czekać na Raza i puszczać mu spojrzenie, które mówiło, że ma dość oczekiwania. Jednak to nie była wina Saiyanina, że on w przeciwieństwie do swojej młodszej siostry wolał się upewnić, że jego pojazdem się odpowiednio zaopiekują. Jak już miał się szlajać po Galaktyce to w sprawnej kapsule, tak by nie martwić się, że któregoś dnia wyleci w powietrze, bo ktoś coś źle przykręcił. Wolał upewnić się kilka razy niż później żałować. Po za tym jedenaście butelek alkoholu musiały zostać schowane i tylko delikatna groźba poskutkowała tym, że syn Aryenne nie stał się ofiarą grabieży. Na Vegecie panowało prawo silniejszego. Musisz od początku pokazywać, że nie dasz się zgnoić i upokorzyć. Wtedy będziesz szanowany. W innym wypadku zostaje się zjedzonym i ginie się na pierwszej lepszej misji. Raz mógł wyliczyć wielu kadetów, którzy w ciągu minionych dwóch lat stracili życie, zanim osiągnęli coś więcej. Śmierć zbierała spore żniwo i chłopak musiał się i na to uodpornić.
-Oj tam od razu łapówka. Pamiątka i dowód wdzięczności za prowadzenie nas. Koleś nie jest takim dupkiem na jakiego się robi. - powiedział zielonooki i uśmiechnął się nieznacznie do dziewczyny. Droga do Biur Trenerów poszła im nadzwyczaj szybko. Na początku ich kariery w Akademii byli traktowani jak larwy, czy też pluskwy. Musieli się starać by ich nie zdeptano. Teraz jako Nashi z dwuletnim doświadczeniem byli w pewnym stopniu szanowani i niektórzy schodzili im z drogi już z tego powodu. Drugim mogła być niebezpieczna aura, która otaczała tą dwójkę. Wiadome było, że Deryth jest niedotykalska, wredna i popierdolona. Ale za to Zahne to chodzące wcielenie wkurwienia. Nie było dnia by komuś nie przyłożył, choć nigdy bez winy osoby obrywającej. Jakoś dziwnym trafem liczba osób trafiających do szpitala przez czarnowłosego Nashi zwiększyła się od czasu słynnej pieśni Boskiego Raziela. Jednak teraz wszyscy byli grzeczni, także ogoniasty spokojnie doszedł do pomieszczeń kadry i zastukał kilka razy, po czym otworzył drzwi. Kulturalnie przepuścił damę przodem i wszedł zaraz za nią zamykając drzwi dokładnie w tej chwili, kiedy Trener w Czerwieni zamknął drzwi od drugiego pokoju. Pełna synchronizacja zdarzeń nastąpiła chwilę później, gdy rodzeństwo wypięło się i zasalutowało. To się nazywa żołnierz.
-Nashi Raziel Zahne melduje się, Sir. - rzekł wojownik. Dłoń z butelką trzymał przy piersi, tak by mężczyzna widział ją doskonale. - Mamy dla pana mały upominek za naszej wycieczki.
Syn elity był ciekawy jaki humor ma wojownik.
Occ:
Doprowadziłem zgubę.
-Oj tam od razu łapówka. Pamiątka i dowód wdzięczności za prowadzenie nas. Koleś nie jest takim dupkiem na jakiego się robi. - powiedział zielonooki i uśmiechnął się nieznacznie do dziewczyny. Droga do Biur Trenerów poszła im nadzwyczaj szybko. Na początku ich kariery w Akademii byli traktowani jak larwy, czy też pluskwy. Musieli się starać by ich nie zdeptano. Teraz jako Nashi z dwuletnim doświadczeniem byli w pewnym stopniu szanowani i niektórzy schodzili im z drogi już z tego powodu. Drugim mogła być niebezpieczna aura, która otaczała tą dwójkę. Wiadome było, że Deryth jest niedotykalska, wredna i popierdolona. Ale za to Zahne to chodzące wcielenie wkurwienia. Nie było dnia by komuś nie przyłożył, choć nigdy bez winy osoby obrywającej. Jakoś dziwnym trafem liczba osób trafiających do szpitala przez czarnowłosego Nashi zwiększyła się od czasu słynnej pieśni Boskiego Raziela. Jednak teraz wszyscy byli grzeczni, także ogoniasty spokojnie doszedł do pomieszczeń kadry i zastukał kilka razy, po czym otworzył drzwi. Kulturalnie przepuścił damę przodem i wszedł zaraz za nią zamykając drzwi dokładnie w tej chwili, kiedy Trener w Czerwieni zamknął drzwi od drugiego pokoju. Pełna synchronizacja zdarzeń nastąpiła chwilę później, gdy rodzeństwo wypięło się i zasalutowało. To się nazywa żołnierz.
-Nashi Raziel Zahne melduje się, Sir. - rzekł wojownik. Dłoń z butelką trzymał przy piersi, tak by mężczyzna widział ją doskonale. - Mamy dla pana mały upominek za naszej wycieczki.
Syn elity był ciekawy jaki humor ma wojownik.
Occ:
Doprowadziłem zgubę.
Re: Biuro Trenera
Czw Sty 08, 2015 5:13 pm
Obecność Kaede, a szczególnie działanie jej motyli dawały mężczyźnie błogi stan spokoju, dawno nie mógł pozwolić sobie na takie rozluźnienie, na każdym kroku musiał pilnować tego, co mówi i robi i to od lat. Chociaż z jednej strony gadkę o miłości i wsparciu z niej płynącym po części odbierał jako bredzenie pijanej małpy to nie miał też podstaw aby do końca to wszystko odrzucać.
- Myślałem, że bogowie o tylko legendy- stwierdził. Nie był złośliwy, był prostym mężczyzną i trudno mu było uwierzyć, że od tak ma przed sobą kaioshina.
- To musieliśmy się sporo narazić, że ktoś się tak interesuje Saioyanami. Niemniej nie ujmując Twoich umiejętności macie tam jakiegoś boga wojny? Nie ma innej opcji, jak tylko rozlew krwi w pałacu. Nie tylko Tobie nie podoba się co tu się wyprawia ale rozkład sił jest nierówny, to jak rzucać ludzi na pewną śmierć. Sam przestaje wierzyć, że to co planuje ma sens. Pewnie nawet ten cały Hikaru nie miałby szans. Wyabrakadabrujesz mi może jakiś dobrych wojowników nawet zombie? To by ułatwiło nieco sprawę. A może masz jakiś inny pomysł?
Rozmowę przerwały zbliżające się dobrze znajome Czerwonemu Ki. – Przepraszam Was na chwilę, zajmę się nimi i zaraz wracam. Wyszedł do dwójki swoich Nashi i rzucił od tak:
- O maja i Gucio
Miał zaskakująco dobry nastrój. Zasiadł za biurkiem. Upił łyk kawy i skrzywił się, bo była już zimna. Red emanował wyjątkowo dużym spokojem i fakt, ze zwykle miewał sporo roboty teraz zbytnio go nie zajmował. Podziękował za prezent i postawił obok na biurku, po czym przeszedł do rzeczy.
- Musiałem Was tutaj oboje ściągnąć, ponieważ inne plany nieco się pozmieniały i w najbliższych dniach czeka akurat Was sporo roboty. Najpierw mam dobrą wiadomość, nie musicie już być skazani na siebie. Każde z Was dostaje awans na Natto i będziecie się uczyć pracy w dziesięcioosobowych oddziałach. Jak się sprawdzicie później dostaniecie własny. Gratuluję, liczę ze moje trucie dupy czegoś Was nauczyło i teraz to wykorzystacie. Nie zawiedźcie mnie. Teraz udacie się do zbrojowni, po nowe uniformy i zbroje, potem pakujecie swoje manatki. Raziel, na Ciebie czeka kwatera na drugim piętrze. Potem masz się udać do laboratorium, zostałeś wybrany do przeprowadzenia kilku testów i badań do statystyk. Potrzeba im czysto-krwistych Saiyan po prostu. Vivian Ty zaraz po spakowaniu swoich rzeczy wracasz do mnie, mam dla Ciebie kwaterę w innej części budynku. Zaraz prześlę rozkazy do kwatermistrza. Nie musicie się spieszyć pożegnajcie się, bo czeka Was sporo pracy. No już poszli mi – ostatnie zdanie powiedział z uśmiechem.
Poczuł się jak ojciec, który wypuszcza swoje dzieci, tak szybko awansują. Kiedy świeżo upieczeni Natto wyszli, Red powrócił do dziewczyn. April wyglądała jeszcze bardziej blado. W międzyczasie Kaede przykryła ją kocem. Trener nie przypuszczał, że halfka aż tak źle to zniesie i nie wiedział co z tym zrobić. Nie mógł jej zabrać do skrzydła szpitalnego, przynajmniej nie teraz. Za duże zamieszanie by się zrobiło, zbyt dużo pytań w nieodpowiedniej chwili. Złapać, postawić na nogi i wydać rozkaz, jakikolwiek. Tą myśl też odpędził, czasem miał wrażenie, że kobiety pochodzą z innej planety.
- April słuchaj to co widziałaś ....... część z tych rzeczy już się wydarzyła i nie masz na to wpływu, przeszłości nie zmienisz. Natomiast inne to tylko Twoje wyobrażenie, tak nie musi się stać, to tylko wersja scenariusza, która wydaje się Tobie. Strach tnie głębiej niż nóż. Może chcesz porozmawiać z Vivian?
Spojrzał na Kaede, nie bardzo już wiedząc co robić, nawet gadka motywacyjna tym razem mu wyjątkowo nie wyszła.
- Myślałem, że bogowie o tylko legendy- stwierdził. Nie był złośliwy, był prostym mężczyzną i trudno mu było uwierzyć, że od tak ma przed sobą kaioshina.
- To musieliśmy się sporo narazić, że ktoś się tak interesuje Saioyanami. Niemniej nie ujmując Twoich umiejętności macie tam jakiegoś boga wojny? Nie ma innej opcji, jak tylko rozlew krwi w pałacu. Nie tylko Tobie nie podoba się co tu się wyprawia ale rozkład sił jest nierówny, to jak rzucać ludzi na pewną śmierć. Sam przestaje wierzyć, że to co planuje ma sens. Pewnie nawet ten cały Hikaru nie miałby szans. Wyabrakadabrujesz mi może jakiś dobrych wojowników nawet zombie? To by ułatwiło nieco sprawę. A może masz jakiś inny pomysł?
Rozmowę przerwały zbliżające się dobrze znajome Czerwonemu Ki. – Przepraszam Was na chwilę, zajmę się nimi i zaraz wracam. Wyszedł do dwójki swoich Nashi i rzucił od tak:
- O maja i Gucio
Miał zaskakująco dobry nastrój. Zasiadł za biurkiem. Upił łyk kawy i skrzywił się, bo była już zimna. Red emanował wyjątkowo dużym spokojem i fakt, ze zwykle miewał sporo roboty teraz zbytnio go nie zajmował. Podziękował za prezent i postawił obok na biurku, po czym przeszedł do rzeczy.
- Musiałem Was tutaj oboje ściągnąć, ponieważ inne plany nieco się pozmieniały i w najbliższych dniach czeka akurat Was sporo roboty. Najpierw mam dobrą wiadomość, nie musicie już być skazani na siebie. Każde z Was dostaje awans na Natto i będziecie się uczyć pracy w dziesięcioosobowych oddziałach. Jak się sprawdzicie później dostaniecie własny. Gratuluję, liczę ze moje trucie dupy czegoś Was nauczyło i teraz to wykorzystacie. Nie zawiedźcie mnie. Teraz udacie się do zbrojowni, po nowe uniformy i zbroje, potem pakujecie swoje manatki. Raziel, na Ciebie czeka kwatera na drugim piętrze. Potem masz się udać do laboratorium, zostałeś wybrany do przeprowadzenia kilku testów i badań do statystyk. Potrzeba im czysto-krwistych Saiyan po prostu. Vivian Ty zaraz po spakowaniu swoich rzeczy wracasz do mnie, mam dla Ciebie kwaterę w innej części budynku. Zaraz prześlę rozkazy do kwatermistrza. Nie musicie się spieszyć pożegnajcie się, bo czeka Was sporo pracy. No już poszli mi – ostatnie zdanie powiedział z uśmiechem.
Poczuł się jak ojciec, który wypuszcza swoje dzieci, tak szybko awansują. Kiedy świeżo upieczeni Natto wyszli, Red powrócił do dziewczyn. April wyglądała jeszcze bardziej blado. W międzyczasie Kaede przykryła ją kocem. Trener nie przypuszczał, że halfka aż tak źle to zniesie i nie wiedział co z tym zrobić. Nie mógł jej zabrać do skrzydła szpitalnego, przynajmniej nie teraz. Za duże zamieszanie by się zrobiło, zbyt dużo pytań w nieodpowiedniej chwili. Złapać, postawić na nogi i wydać rozkaz, jakikolwiek. Tą myśl też odpędził, czasem miał wrażenie, że kobiety pochodzą z innej planety.
- April słuchaj to co widziałaś ....... część z tych rzeczy już się wydarzyła i nie masz na to wpływu, przeszłości nie zmienisz. Natomiast inne to tylko Twoje wyobrażenie, tak nie musi się stać, to tylko wersja scenariusza, która wydaje się Tobie. Strach tnie głębiej niż nóż. Może chcesz porozmawiać z Vivian?
Spojrzał na Kaede, nie bardzo już wiedząc co robić, nawet gadka motywacyjna tym razem mu wyjątkowo nie wyszła.
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Biuro Trenera
Czw Sty 08, 2015 6:19 pm
-Już dobrze April. Nie nawaliłaś, zrobiłaś to co trzeba.- otuliła kocem przyjaciółkę. –Jesteś moim bohaterem, ale pozwól, że tym razem to ja ci pomogę.- zbadała podstawowe odruchy jej ciała i zastanawiała się, czy jest ona gotowa do duchowej podróży.
-Mówisz o wojownikach Redzie… Mam kilku, którzy mogliby okazać się pomocni, przypuszczam, ze koło siedmiu znajdę… Może też przekonałabym tych nieszczęśników z tej planety…- cieszyła się, że poprawiła jego stan, zasługiwał na chociaż chwilę odpoczynku i mimo, że tak niewiele mogła zrobić, to była dumna z efektu. –Zawsze jest nadzieja prawda? Nie traćmy jej z naszych oczu, będę twoim światłem, jeśli tylko zechcesz.- gestykulowała żywo, tak jakby całe obawy i niepokój, już dawno pozostał za nią. Złożyła ręce, przyciskając je do swojego serca, na znak że głęboko wierzy w sukces dobra.
W krótce w pokoju obok pojawił się ktoś nowy. Tak, znała smak jednej energii, należący do bardzo zbłąkanej duszyczki jednej z halfek. Uśmiechnęła się z lekkim współczuciem, z trudem powstrzymując przesłanie kolejnego zastrzyku swojej dobroci.
Nagle całą uwagę skupiła ponownie na April. Nie było za dobrze… Wyszeptała parę modlitw w swoim języku, czerpiąc energię prosto ze swojej głębi, najbardziej zakorzenione zapasy tego, co wymodliła. Całe ciało cierpiącej otoczyły złote motyle, ogrzewając i dając te pozytywne emocje, z których chciała skorzystać.
Trener wrócił do nich już po kilku minutach, widocznie szybko wydał rozkazy i miał czas do okazania swojej troski. Kaede kochała ten widok, gdy jedni śmiertelnicy pochylają się nad innymi i wyrażają swoją troskę. To dzięki miłości ona wciąż istniała.
-Dziękuję Red, to piękne co robisz.- posłała do niego czuły i przepełniony wdzięcznością uśmiech. –Zajmę się nią, ufasz mi prawda?- złapała za rękę dziewczynę, w której pokładała całą swoją ufność, kogoś, kto stanie się wielkim wojownikiem, który obdarzy innych tym, co najcenniejsze. –Za chwilę wrócimy.- wyszeptała, machając gospodarzowi. Po sekundzie obie zniknęły.
ZT*2—>Planeta Kaede
-Mówisz o wojownikach Redzie… Mam kilku, którzy mogliby okazać się pomocni, przypuszczam, ze koło siedmiu znajdę… Może też przekonałabym tych nieszczęśników z tej planety…- cieszyła się, że poprawiła jego stan, zasługiwał na chociaż chwilę odpoczynku i mimo, że tak niewiele mogła zrobić, to była dumna z efektu. –Zawsze jest nadzieja prawda? Nie traćmy jej z naszych oczu, będę twoim światłem, jeśli tylko zechcesz.- gestykulowała żywo, tak jakby całe obawy i niepokój, już dawno pozostał za nią. Złożyła ręce, przyciskając je do swojego serca, na znak że głęboko wierzy w sukces dobra.
W krótce w pokoju obok pojawił się ktoś nowy. Tak, znała smak jednej energii, należący do bardzo zbłąkanej duszyczki jednej z halfek. Uśmiechnęła się z lekkim współczuciem, z trudem powstrzymując przesłanie kolejnego zastrzyku swojej dobroci.
Nagle całą uwagę skupiła ponownie na April. Nie było za dobrze… Wyszeptała parę modlitw w swoim języku, czerpiąc energię prosto ze swojej głębi, najbardziej zakorzenione zapasy tego, co wymodliła. Całe ciało cierpiącej otoczyły złote motyle, ogrzewając i dając te pozytywne emocje, z których chciała skorzystać.
Trener wrócił do nich już po kilku minutach, widocznie szybko wydał rozkazy i miał czas do okazania swojej troski. Kaede kochała ten widok, gdy jedni śmiertelnicy pochylają się nad innymi i wyrażają swoją troskę. To dzięki miłości ona wciąż istniała.
-Dziękuję Red, to piękne co robisz.- posłała do niego czuły i przepełniony wdzięcznością uśmiech. –Zajmę się nią, ufasz mi prawda?- złapała za rękę dziewczynę, w której pokładała całą swoją ufność, kogoś, kto stanie się wielkim wojownikiem, który obdarzy innych tym, co najcenniejsze. –Za chwilę wrócimy.- wyszeptała, machając gospodarzowi. Po sekundzie obie zniknęły.
ZT*2—>Planeta Kaede
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach