Wnętrze Pałacu Kami-samy
+2
NPC.
NPC
6 posters
Strona 1 z 2 • 1, 2
Re: Wnętrze Pałacu Kami-samy
Nie Sty 17, 2016 9:04 pm
Kami zostawił swoich podopiecznych i swoim zwyczajem z krawędzi obserwował Ziemian. Dał młodemu nieco czasu na przywykniecie do ciężaru. Spokojnie przeszedł obok trenującej dwójki i dyskretnie machnąwszy dłonią wyczarował małej demonicy podobne obciążenia. Zadowolony z psikusa przerwał ćwiczenia.
- Chodź ze mną Castiel poćwiczysz znowu swoją Ki. Kontynuując naszą dyskusję zdradzę Ci kilka sekretów. Owe sto kilko jakie w tej chwili nosisz na sobie to pryszcz. Tajemnicą potęgi siły Saiyan jest ich planeta o dziesięciokrotnie większym przyciąganiu niż Ziemia. Zrozumiesz to z czasem ale postaraj się kontynuować trening z obciążeniem, daje najlepsze efekty. Z wojownikami Urunai Baby bywa różnie. Ponieważ ma ona możliwość podróżowania miedzy Ziemią a zaświatami sprowadza stamtąd najróżniejsze indywidua. Z tego, co pamiętam ostatnio chyba miała mumię, wampira, a nawet diabła takiego z kopytami i widłami. Jednak jest sposób na obejście walk, wystarczy jej zapłacić milion zeni.
Oboje weszli do wnętrza pałacu, a Kami pokierował ich do jednej z komnat kontynuując.
- Wiem, że masz czyste serce, więc zdradzę Ci na razie część tajemnicy. Na Ziemi istnieje magia, taka prawdziwa magia, zresztą sam ją stworzyłem. Stworzyłem smoka, który potrafi spełnić trzy dowolne życzenia. Można go poprosić o bogactwo, nieśmiertelność, czy przywoływanie zmarłych do życia. Trzeba uważać na wypowiedziane życzenia, ów smok spełnia je dosłownie. Na razie więcej Ci nie zdradzę. Kilaset lat temu smok spełniał każde życzenie każdego człowieka ale z czasem ludzie zaczęli być zbyt chciwi i leniwi, więc musiałem go ukryć.
Weszli do zdawałoby się pustej komnaty, na podłodze widniało olbrzymie koło uformowane z czerwonych kamieni, a nad nim wisiał równie olbrzymi zegar.
- To specjalna komnata, dzięki której mogę przemieścić Cię w miejscu i czasie na dowolną planetę ale nie w przyszłość. Przeniosę Cię na Ziemię kilka lat wstecz ale to nie ma znaczenia. Znajdziesz się w pobliżu rzeki. Zrelaksuj się, a potem wykonaj pewne zadanie. W tej rzece znajduje się dużo ryb, masz je złowić. Nie wygląda na trudne zdanie ale spróbuj się postarać wyczuć jak taka maleńka rybka porusza przynętą, dotyka jej, jak płynąc obok woda porusza przynętą. Dobrze wiesz, że jak wrzuci się kamień do wody to rozchodzą się fale. Ki rozchodzi się od każdej żywej istoty w podobny sposób. Zamknij oczy.
- Chodź ze mną Castiel poćwiczysz znowu swoją Ki. Kontynuując naszą dyskusję zdradzę Ci kilka sekretów. Owe sto kilko jakie w tej chwili nosisz na sobie to pryszcz. Tajemnicą potęgi siły Saiyan jest ich planeta o dziesięciokrotnie większym przyciąganiu niż Ziemia. Zrozumiesz to z czasem ale postaraj się kontynuować trening z obciążeniem, daje najlepsze efekty. Z wojownikami Urunai Baby bywa różnie. Ponieważ ma ona możliwość podróżowania miedzy Ziemią a zaświatami sprowadza stamtąd najróżniejsze indywidua. Z tego, co pamiętam ostatnio chyba miała mumię, wampira, a nawet diabła takiego z kopytami i widłami. Jednak jest sposób na obejście walk, wystarczy jej zapłacić milion zeni.
Oboje weszli do wnętrza pałacu, a Kami pokierował ich do jednej z komnat kontynuując.
- Wiem, że masz czyste serce, więc zdradzę Ci na razie część tajemnicy. Na Ziemi istnieje magia, taka prawdziwa magia, zresztą sam ją stworzyłem. Stworzyłem smoka, który potrafi spełnić trzy dowolne życzenia. Można go poprosić o bogactwo, nieśmiertelność, czy przywoływanie zmarłych do życia. Trzeba uważać na wypowiedziane życzenia, ów smok spełnia je dosłownie. Na razie więcej Ci nie zdradzę. Kilaset lat temu smok spełniał każde życzenie każdego człowieka ale z czasem ludzie zaczęli być zbyt chciwi i leniwi, więc musiałem go ukryć.
Weszli do zdawałoby się pustej komnaty, na podłodze widniało olbrzymie koło uformowane z czerwonych kamieni, a nad nim wisiał równie olbrzymi zegar.
- To specjalna komnata, dzięki której mogę przemieścić Cię w miejscu i czasie na dowolną planetę ale nie w przyszłość. Przeniosę Cię na Ziemię kilka lat wstecz ale to nie ma znaczenia. Znajdziesz się w pobliżu rzeki. Zrelaksuj się, a potem wykonaj pewne zadanie. W tej rzece znajduje się dużo ryb, masz je złowić. Nie wygląda na trudne zdanie ale spróbuj się postarać wyczuć jak taka maleńka rybka porusza przynętą, dotyka jej, jak płynąc obok woda porusza przynętą. Dobrze wiesz, że jak wrzuci się kamień do wody to rozchodzą się fale. Ki rozchodzi się od każdej żywej istoty w podobny sposób. Zamknij oczy.
- Castiel
- Liczba postów : 56
Data rejestracji : 05/10/2015
Skąd : Końskie (obecnie Rotterdam)
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wnętrze Pałacu Kami-samy
Pią Lut 05, 2016 8:53 pm
*Przybył stąd!*
Kami, który wcześniej zdawał się nie obserwować dokładnie swoich uczniów, akurat zgrał się w czasie i podszedł w momencie, w którym chłopakowi udało się 'dorwać' swojego przeciwnika. W końcu. A może Ziemski Wszechmogący doskonale wiedział kiedy ma przybyć i wcale nie musiał na nich patrzeć, żeby wiedzieć co się dzieje? Choć jak do tej pory młody indianin sporo się nauczył to jedno wiedział na pewno - są na świecie istoty tak potężne, że sama myśl o ich możliwościach przyprawiała go o ból głowy. Nameczanin nie raz już go zaskoczył i zrobi to zapewne jeszcze wiele razy, a chłopaki przyjdzie jedynie obserwować to wszystko z podziwem i uczyć się jak najwięcej.
Stary mistrz zawołał go ratując od niezręcznej sytuacji i chłopak oddalił się od Siódemki w jego stronę, skutecznie ukrywając rumieńce wstydu. Oddychał ciężko a na ciemno-brązowym czole skrzyły się wielkie krople potu, które co jakiś czas nieregularnie spadały na ziemie i z głośnym kapnięciem rozbijały o granitową posadzkę, na miliony drobnych kropelek, lśniących w promieniach słońca. A może po prostu wydawało mu się to tak głośne? Przez odpowiedni trening udało mu się znacznie wyczulić swoje zmysły i teraz miał problemy z rozróżnieniem co i jak powinno brzmieć normalnie. Stawiał kroki powoli i z wysiłkiem, skutecznie stawiając opór grawitacji która - dzięki specjalnemu strojowi od Wszechmogącego - usilnie starała się przyszpilić go do Ziemi w pozycji nieruchomej. Nie poddawał się jednak i po chwili dotarł do nauczyciela, który prowadził go w inne miejsce, jednocześnie kontynuując szkolenie i poszerzając jego wiedzę o świecie, do którego wpadł jak Alicja do króliczej nory.
Gdy usłyszał o tajemnicy skrywającej potęgę Saiyańskiej rasy jego całe ciało i mięśnie napięły się mimowolnie w geście protestu. "Dziesięć razy!! Dziesięciokrotnie większe przyciąganie, jak oni w ogóle poruszają się w takich warunkach?!" - krzyczał do siebie w myślach. Jego obawy szybko przeminęły gdy usłyszał z kolei słowa o zawodnikach Urunai Baby i przypomniał sobie przysięgę, jaką niedawno złożył. Zacisnął zęby i ruszył dalej jak gdyby nigdy nic, przystając na tak krótką chwilę, że prawie nie zauważalną. Już na spokojnie zapamiętywał wszystkie informacje i starał się je powoli analizować. Z samego wyobrażenia o wampirach, mumiach czy diabłach przeszył go dreszcz - ile jeszcze niespodzianek czeka go na tym świecie?! - ale już teraz zaczął zastanawiać się jak ich pokonać, wyobrażając sobie ich wygląd w głowie...
- Jaka szkoda, że nie mam miliona Zeni. Tak gwoli ścisłości to nie mam żadnych ziemskich pieniędzy... - odezwał się w stronę pomarszczonego Nameczanina, a w jego głosie można było wyczuć irytację. Miał bardzo niewiele pieniędzy, ledwie drobne a i te zostawił w zamkniętej skrzyni w namiocie. Były to pozostałości, jego 'teleporty' do wspomnień z cywilizowanego życia, jakie przyniósł ze sobą do wioski po powrocie. Gdy się tak teraz nad tym zastanawiał to, jeśli teraz wyruszyłby w świat to nie miał by czym płacić za jedzenie i inne dobra, a przecież nie zamierzał kraść. Nigdy tego nie zrobił i odrzucał od siebie taką myśl całym swoim jestestwem.
Jakby na potwierdzenie swoich myśli usłyszał od Kamiego, że ma czyste serce, co znacznie dodało mu otuchy i pewności przy trwaniu w swoich przekonaniach. Weszli do wnętrza pałacu a Castiel od razu poczuł lekki powiew chłodu na swojej skórze. Był spocony, mokry więc od razu poczuł spotęgowany chłód ścian Pałacu skąpanego w ciemnościach. A wydobywające się z zielonych ust słowa o magii jeszcze bardziej spotęgowały to uczucie, sprawiając, że po plecach chłopaka przebiegł kolejny dreszcz. "Magia, smok, trzy życzenia... TRZY!" Przed jego oczami pojawiały się różne obrazy, wiele myśli na raz zaatakowały jego głowę. Tak bardzo marzył o przywróceniu życia Kimiko, tyle razy przed snem zastanawiał się ile byłby w stanie oddać za przywrócenie jej życia. A teraz dowiaduje się, że mimo wszystko jest to możliwe. Jego przysięga nabrała zupełnie nowej mocy, a on ochoty i zapału do pracy. Usłyszał o ludziach chciwych, leniwych jakby to miała być przestroga. Z kłębu myśli nasunęło mu się pytanie..."To ile w końcu ten nasz Ziemski Bóg ma lat?!"
Weszli do tajemniczego pomieszczenia. Uwagę chłopaka od razu przykuł duży zegar wiszący nad dużym, czerwonym kołem uformowanym z kamieni na posadce. Poruszał się powoli, jakby niepewnie, ale to raczej była zasługa ciężkiego stroju. Usłyszał na czym ma polegać jego następny trening i nie odzywając się kiwną tylko krótko głową. Zrobił tak jak mu polecono i zamknął oczy, słysząc różne piski i pobrzękiwania różnych dźwięków, jakby mechanizmów czy komputerów, ale nie otwierał oczu - był pojętnym uczniem. Oddychał płytko, starając się skupić tak jak uczono go wcześniej...
- OCC:
- C.D.N.
- Castiel
- Liczba postów : 56
Data rejestracji : 05/10/2015
Skąd : Końskie (obecnie Rotterdam)
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wnętrze Pałacu Kami-samy
Sob Lut 06, 2016 4:35 pm
Jego oddech stał się spokojny, miarowy, głębokim haustem powietrza pozwolił sobie by go ono wypełniło. Przez chwilę skupił się na swojej klatce piersiowej, obserwując jak wznosi się i opada, wyobrażając sobie spokój, jaki go dzięki temu wypełnia. Skupił się na swoich zmysłach - słyszał każdy najmniejszy szmer, skórą czuł minimalne ruchy powietrza, niemal słyszał jak bije serce starego Nameczanina. Zupełnie nie zdawał sobie sprawy jak otoczenie w okół niego zmienia się. Podłoga pozostała niezmieniona, dach też, jedynie 'ściany' zmieniły się. Nie był już tak ciemne i nieruchome, pojawiło się jasne światło dnia słonecznego, drzewa z zielonymi liśćmi falującymi na wietrze. Przypominało to trochę zdjęcie 'panoramiczne', tyle że był to dokładny widok trzystu sześćdziesięciu stopni. Młody indianiec stał pośrodku czerwonego kręgu z kamieni nieruchomo. Po chwili zmieniła się także podłoga a także 'sufit' zalewając indianina ciepłym, słonecznym blaskiem, które poczuł na swoich policzkach. Było to kojące. Na wysokości było dosyć chłodno, tu natomiast było ciepło.
*świst*
Bardziej wyczuł zmianę ruchów powietrza niż cokolwiek zauważył. Wciąż stał skupiony z zamkniętymi oczami, więc nie było to dla niego trudne. Spokojnym ruchem przekręcił głowę w bok, niemal dotykał uchem swojego barku. Strzała której uniknął wbiła się z tępym dźwiękiem w korę drewna, mierzwiąc mu czarnego irokeza, pędem powietrza jaki wytworzyła. Nim otworzył oczy usłyszał brzdęk uwalnianych cięciw... i poczuł pęd powietrza strzał które leciały w jego stronę. Na szczęście mógł dokładnie przewidzieć gdzie trafią owe groty - większość, choć leciała w jego stronę nie była dobrze wycelowana by trafić. Minimalnie mijały go wbijając się z głuchym brzękiem w korę drzewa za nim, więc nie zadawał sobie zbyt wiele trudu by cokolwiek z nimi zrobić, nie chciał tracić niepotrzebnie energii. Jedynie dwie strzały mogłyby trafić w cel. Uniósł prawą rękę i w odpowiednim momencie uderzył wierzchem dłoni nie w grot strzały, lecz w patyk za nim, gdy ta była już tuż przy jego prawej piersi, sprawiając, że odbiła się w prawo i bezpiecznie minęła jego ciało. Następnie tą samą ręką poruszył w drugą stronę, lewą i złapał strzałę tuż przed swoją twarzą. Podniósł powieki i uniósł skupiony wzrok. Przed twarzą trzymał w ręku strzałę amatorskiej roboty, aczkolwiek była solidna. Ptasie pióra idealnie ułożone w lotkę na końcu. Zdziwiło go natomiast z jaką łatwością przyszło mu ją złapać. Wydawało mu się, że rzeczy poruszają się nieco wolniej niż zazwyczaj, ale domyślał się, że poprawił się jego refleks i czas reakcji.
Przeniósł wzrok ze strzały na ludzi przed sobą. Było ich kilkunastu, kilku miało proste, drewniane łuki a większość widły, kije i dzidy. Wyglądało to jak pospolite ruszenie. U kilku z nich widać było perliste krople potu na czole, u innych źrenice były szeroko otworzone, następni oddychali szybko, a Castiel niemal słyszał ich serca łopocące w szaleńczym tempie. Byli przerażeni, niektórzy drżeli. Zakręcił młyńca między palcami, strzałą którą wciąż trzymał w dłoni. Zanim młody indianin zdążył pomyśleć, że przecież nie jest taki straszny usłyszał cichy, głęboki pomruk za sobą, jeszcze za drzewem wyglądającym jak jeż, naszpikowanym odstającymi strzałami. Nie musiał się odwracać, żeby wiedzieć co to takiego. Czuł ciepło bijące z cielska rozgrzanego zwierza, które okrążało go z boku mijając drzewo. Poczuł ostry, piżmowy zapach futra i wiedział, że stoi blisko ogromny tygrys szablozębny, najwidoczniej zagoniony w pułapkę przez miejscowych ludzi. Chłopak odwrócił się i zobaczył wielkie kły ociekające śliną, pysk pobrudzony krwią. Domyślił się, że wielki tygrys zdołał już kogoś poranić a ludzie zebrali się tu by wziąć na nim odwet. On widział te zwierzęta wiele razy, gdy polowali by zapewnić byt swoim współplemieńcom. Zwierzę było groźne, a ich mięso całkiem smaczne. Widział jak zwierzę najeżyło sierść, jak ustawia łapy na dobrym gruncie, napina mięśnie przygotowując się do skoku... Widział to już zbyt wiele razy, by stać po prostu bezczynnie. W tym samym momencie w którym zwierzę skoczyło na niego wykorzystując moment konsternacji ludzi, on skoczył w bok. Pomimo ciężaru stroju powoli zdołał się już do niego przyzwyczaić. Obrócił się w locie, odbił stopami od drzewa i równolegle do ziemi skoczył w miejsce, w które przed chwilą stał, a teraz lądował tam zdziwiony tygrys szablozębny. Wyciągając łokieć przed siebie uderzył nim w szyje bestii unieruchamiając ją w jednym momencie.
Zwierzę padło bezwładne na ziemię, a chłopak przyklęknął przy nim, kładąc mu rękę na wciąż unoszącym się brzuchu. Bestia oddychała płytko, przerażona, szukając oczami niewidocznego punktu, ale nie mogąc się ruszyć. Pogłaskał jego długie, miękkie futro i odezwał się w swoim ojczystym, indiańskim języku, tak jak go uczono. Wierzył, że każde zwierzę w lesie rozumie ten język. Uspokoił je, głaszcząc futro, mówiąc, żeby się nie bał. Przeprosił go za to co mu zrobił i jednocześnie podziękował, za to że przyczynił się do przedłużenia życia jemu i jego pobratymcom. Była to oficjalna formuła, którą dziękowali każdemu pokonanemu zwierzęciu za dar jedzenia jaki od nich dostali. Był to naturalny krąg życia. Zwierzę oddychało spokojniej, wydawało mu się nawet że mrugnął do Castiela. On tymczasem szybkim ruchem wbił strzałę, którą wciąż trzymał w ręku w miejsce na szyi, które szybko i bezboleśnie zabiło zwierzę. To był chyba jedyny sposób na uratowanie go od długiego cierpienia jakie zapewne chcieli zadać mu Ci myśliwi, mimo iż z pewnością mieli ku temu powody. Wyjął strzałę z cielska i wytarł posokę o zieloną trawę. Wstał i podszedł do jednego z nielicznych obecnych tam młodzieńców, który wystrzelił tą strzałę.
- To chyba należy do Ciebie chłopcze. - wszyscy stali nieruchomo z otwartymi szeroko oczami buziami, patrzyli na niego przerażeni. Wiedział, że to jego strzała, tylko on tak je zdobił specjalnymi do tego piórami. Castiel wcześniej przyjrzał się tej, którą trzymał a tylko ten młodzieniec miał w kołczanie takie strzały. Uśmiechnął się do niego, wiedząc że nieźle radził sobie z łukiem - był jednym z dwóch ludzi, którzy posłali celną strzałę w jego stronę.
- Panie, ten tygrys terroryzował naszą wioskę, a gdy zabił jedno z naszych dzieci musieliśmy coś z tym zrobić, panie... - brodacz odezwał się do indianina, lecz przerwał gdy ten podniósł rękę by go zatrzymać. - Rozumiem Was, zwierzęta zabijają by przetrwać, ludzie także. To naturalny krąg życia. Jego mięso jest dobre, możecie je zabrać, pamiętajcie jednak by resztki i wnętrzności dobrze zakopać w ziemi. Inaczej inne drapieżniki także się tu zlezą.
Brodaty starszy mężczyzna kiwnął głową. Castiel podejrzewał, że wiedzą to równie dobrze jak on. Odetchnął głęboko i przebiegł wzrokiem po otoczeniu. Dopiero teraz zauważył całą gamę kolorów i barw, które ich otaczały. Niebo było niebieskie, roślinność głęboko zielona a promienie słońca złote. Był chyba środek lata. Chłopak czuł powiew wiatru na swojej skórze, ciepłe promienie padające na jego rozgrzane plecy. Brakowało mu tego. Spędził te kilka dni na górze, w Pałacu Wszechmogącego i nawet nie zdawał sobie sprawy jak tęsknił za lasem. Przypomniał sobie jednak o swojej misji, odwrócił w stronę zebranych, którzy już zaczęli zajmować się oprawianiem zwierza.
- Chciałbym nałowić sobie ryb, a wiem, że w pobliżu powinna znajdować się rzeka. Czy ktoś z Was mógłby wskazać mi drogę? - spytał, a zebrani mężczyźni spojrzeli po sobie zdziwieni. Odpowiedzieli jednak bez problemu.
- Tu niedaleko, kieruj się na zachód. Jeden z naszych mieszkańców także tam łowi, powiedz mu co się tu stało a na pewno Ci pomoże. - Castiel kiwnął głową na znak podziękowania i ukłonił się w geście pożegnania. Odwrócił się w stronę zachodu i ruszył w promieniach południowego słońca...
*świst*
Bardziej wyczuł zmianę ruchów powietrza niż cokolwiek zauważył. Wciąż stał skupiony z zamkniętymi oczami, więc nie było to dla niego trudne. Spokojnym ruchem przekręcił głowę w bok, niemal dotykał uchem swojego barku. Strzała której uniknął wbiła się z tępym dźwiękiem w korę drewna, mierzwiąc mu czarnego irokeza, pędem powietrza jaki wytworzyła. Nim otworzył oczy usłyszał brzdęk uwalnianych cięciw... i poczuł pęd powietrza strzał które leciały w jego stronę. Na szczęście mógł dokładnie przewidzieć gdzie trafią owe groty - większość, choć leciała w jego stronę nie była dobrze wycelowana by trafić. Minimalnie mijały go wbijając się z głuchym brzękiem w korę drzewa za nim, więc nie zadawał sobie zbyt wiele trudu by cokolwiek z nimi zrobić, nie chciał tracić niepotrzebnie energii. Jedynie dwie strzały mogłyby trafić w cel. Uniósł prawą rękę i w odpowiednim momencie uderzył wierzchem dłoni nie w grot strzały, lecz w patyk za nim, gdy ta była już tuż przy jego prawej piersi, sprawiając, że odbiła się w prawo i bezpiecznie minęła jego ciało. Następnie tą samą ręką poruszył w drugą stronę, lewą i złapał strzałę tuż przed swoją twarzą. Podniósł powieki i uniósł skupiony wzrok. Przed twarzą trzymał w ręku strzałę amatorskiej roboty, aczkolwiek była solidna. Ptasie pióra idealnie ułożone w lotkę na końcu. Zdziwiło go natomiast z jaką łatwością przyszło mu ją złapać. Wydawało mu się, że rzeczy poruszają się nieco wolniej niż zazwyczaj, ale domyślał się, że poprawił się jego refleks i czas reakcji.
Przeniósł wzrok ze strzały na ludzi przed sobą. Było ich kilkunastu, kilku miało proste, drewniane łuki a większość widły, kije i dzidy. Wyglądało to jak pospolite ruszenie. U kilku z nich widać było perliste krople potu na czole, u innych źrenice były szeroko otworzone, następni oddychali szybko, a Castiel niemal słyszał ich serca łopocące w szaleńczym tempie. Byli przerażeni, niektórzy drżeli. Zakręcił młyńca między palcami, strzałą którą wciąż trzymał w dłoni. Zanim młody indianin zdążył pomyśleć, że przecież nie jest taki straszny usłyszał cichy, głęboki pomruk za sobą, jeszcze za drzewem wyglądającym jak jeż, naszpikowanym odstającymi strzałami. Nie musiał się odwracać, żeby wiedzieć co to takiego. Czuł ciepło bijące z cielska rozgrzanego zwierza, które okrążało go z boku mijając drzewo. Poczuł ostry, piżmowy zapach futra i wiedział, że stoi blisko ogromny tygrys szablozębny, najwidoczniej zagoniony w pułapkę przez miejscowych ludzi. Chłopak odwrócił się i zobaczył wielkie kły ociekające śliną, pysk pobrudzony krwią. Domyślił się, że wielki tygrys zdołał już kogoś poranić a ludzie zebrali się tu by wziąć na nim odwet. On widział te zwierzęta wiele razy, gdy polowali by zapewnić byt swoim współplemieńcom. Zwierzę było groźne, a ich mięso całkiem smaczne. Widział jak zwierzę najeżyło sierść, jak ustawia łapy na dobrym gruncie, napina mięśnie przygotowując się do skoku... Widział to już zbyt wiele razy, by stać po prostu bezczynnie. W tym samym momencie w którym zwierzę skoczyło na niego wykorzystując moment konsternacji ludzi, on skoczył w bok. Pomimo ciężaru stroju powoli zdołał się już do niego przyzwyczaić. Obrócił się w locie, odbił stopami od drzewa i równolegle do ziemi skoczył w miejsce, w które przed chwilą stał, a teraz lądował tam zdziwiony tygrys szablozębny. Wyciągając łokieć przed siebie uderzył nim w szyje bestii unieruchamiając ją w jednym momencie.
Zwierzę padło bezwładne na ziemię, a chłopak przyklęknął przy nim, kładąc mu rękę na wciąż unoszącym się brzuchu. Bestia oddychała płytko, przerażona, szukając oczami niewidocznego punktu, ale nie mogąc się ruszyć. Pogłaskał jego długie, miękkie futro i odezwał się w swoim ojczystym, indiańskim języku, tak jak go uczono. Wierzył, że każde zwierzę w lesie rozumie ten język. Uspokoił je, głaszcząc futro, mówiąc, żeby się nie bał. Przeprosił go za to co mu zrobił i jednocześnie podziękował, za to że przyczynił się do przedłużenia życia jemu i jego pobratymcom. Była to oficjalna formuła, którą dziękowali każdemu pokonanemu zwierzęciu za dar jedzenia jaki od nich dostali. Był to naturalny krąg życia. Zwierzę oddychało spokojniej, wydawało mu się nawet że mrugnął do Castiela. On tymczasem szybkim ruchem wbił strzałę, którą wciąż trzymał w ręku w miejsce na szyi, które szybko i bezboleśnie zabiło zwierzę. To był chyba jedyny sposób na uratowanie go od długiego cierpienia jakie zapewne chcieli zadać mu Ci myśliwi, mimo iż z pewnością mieli ku temu powody. Wyjął strzałę z cielska i wytarł posokę o zieloną trawę. Wstał i podszedł do jednego z nielicznych obecnych tam młodzieńców, który wystrzelił tą strzałę.
- To chyba należy do Ciebie chłopcze. - wszyscy stali nieruchomo z otwartymi szeroko oczami buziami, patrzyli na niego przerażeni. Wiedział, że to jego strzała, tylko on tak je zdobił specjalnymi do tego piórami. Castiel wcześniej przyjrzał się tej, którą trzymał a tylko ten młodzieniec miał w kołczanie takie strzały. Uśmiechnął się do niego, wiedząc że nieźle radził sobie z łukiem - był jednym z dwóch ludzi, którzy posłali celną strzałę w jego stronę.
- Panie, ten tygrys terroryzował naszą wioskę, a gdy zabił jedno z naszych dzieci musieliśmy coś z tym zrobić, panie... - brodacz odezwał się do indianina, lecz przerwał gdy ten podniósł rękę by go zatrzymać. - Rozumiem Was, zwierzęta zabijają by przetrwać, ludzie także. To naturalny krąg życia. Jego mięso jest dobre, możecie je zabrać, pamiętajcie jednak by resztki i wnętrzności dobrze zakopać w ziemi. Inaczej inne drapieżniki także się tu zlezą.
Brodaty starszy mężczyzna kiwnął głową. Castiel podejrzewał, że wiedzą to równie dobrze jak on. Odetchnął głęboko i przebiegł wzrokiem po otoczeniu. Dopiero teraz zauważył całą gamę kolorów i barw, które ich otaczały. Niebo było niebieskie, roślinność głęboko zielona a promienie słońca złote. Był chyba środek lata. Chłopak czuł powiew wiatru na swojej skórze, ciepłe promienie padające na jego rozgrzane plecy. Brakowało mu tego. Spędził te kilka dni na górze, w Pałacu Wszechmogącego i nawet nie zdawał sobie sprawy jak tęsknił za lasem. Przypomniał sobie jednak o swojej misji, odwrócił w stronę zebranych, którzy już zaczęli zajmować się oprawianiem zwierza.
- Chciałbym nałowić sobie ryb, a wiem, że w pobliżu powinna znajdować się rzeka. Czy ktoś z Was mógłby wskazać mi drogę? - spytał, a zebrani mężczyźni spojrzeli po sobie zdziwieni. Odpowiedzieli jednak bez problemu.
- Tu niedaleko, kieruj się na zachód. Jeden z naszych mieszkańców także tam łowi, powiedz mu co się tu stało a na pewno Ci pomoże. - Castiel kiwnął głową na znak podziękowania i ukłonił się w geście pożegnania. Odwrócił się w stronę zachodu i ruszył w promieniach południowego słońca...
- OCC:
- Post treningowy
C.D.N. ;D
Biorąc pod uwagę różnorodność świata db z dinozaurami i technologią, mam nadzieję, że nie będziesz miał mi za złe za wprowadzenie takiej malutkiej sytuacji
- Castiel
- Liczba postów : 56
Data rejestracji : 05/10/2015
Skąd : Końskie (obecnie Rotterdam)
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wnętrze Pałacu Kami-samy
Nie Lut 07, 2016 10:57 pm
Słońce grzało wysoko na niebie. Młodzieniec szedł i rozkoszował się ciepłem promieni i barwną paletą kolorów otoczenia. Wielka ognista kula w zenicie grzała teraz najbardziej, lecz on nie przejmował się tym - kolor jego skóry i tak sprawiał, że nie było mu tak gorąco jak mogło być pozostałym. Nie śpieszył się, szedł spokojnie delektując się każdym krokiem i oddechem czystego powietrza, nie próbował nawet latać. Gdzie nie gdzie zauważał małe zwierzęta na gałęziach i koronach drzew, niektóre nieśmiało wyglądały zza krzaków by szybko umknąć do bezpiecznej nory. Z każdym kolejnym krokiem uśmiechał się do siebie radośnie, sam do końca nie wiedząc z jakiego konkretnego powodu. Gdy po chwili do jego uszu dotarł dźwięk wody przypomniał sobie o swojej misji. Dotarło do niego, że musi już być bardzo blisko.
Gdy zobaczył udeptaną ścieżką, zbiegającą w lewo z gościńca, a dźwięk wody nasilał się - był już pewien. Szybkim krokiem zbiegł nieco w dół a jego oczom ukazała się szeroka, niebieska tafla wody. Rzeka płynęła własnym, spokojnym rytmem nadając otoczeniu przyjemnego klimatu. Rozejrzał się, lecz nigdzie nie zobaczył żadnego jegomościa łowiącego ryby, o którym wspominał poprzedni tubylec. Przeszedł się kilkaset metrów wzdłuż rzeki w nadziei, że odnajdzie mężczyznę, gdy wreszcie ujrzał mężczyznę siedzącego na wzniesieniu tuż przy samym brzegu rzeki. Szybko do niego podbiegł.
- Witajcie staruszku. - skłonił się do siedzącego mężczyzny. Ten zaś zwrócony był do niego bokiem, na wprost rwącej rzeki. Jego proste, białe - wręcz srebrne - sięgające mu pasa włosy lśniły w blasku słońca. Miał długą brodę brodę i wąsy przechodzące w długie, proste włosy na brodzie tego samego koloru. Trzymał długiego, prostego kija z przywiązaną na końcu żyłką, a gdy młodzieniec podniósł wzrok ujrzał mały czerwony spławik na tafli spokojnej rzeki. Miał twarz zaoraną bruzdami, głębokie zmarszczki zdradzały jego wiek - mógłby mieć spokojnie z siedemdziesiąt lat. - Jestem Castiel i przynoszę pozdrowienia od Twoich ziomków, którym pomogłem ubić tygrysa nękającego waszą wioskę. Czy mógłbym się do Ciebie dołączyć? - mężczyzna siedział przez chwilę cicho nie poruszając się.
- Witaj chłopcze... - odezwał się w końcu. Jego wargi poruszały się szybko i cicho niczym hipnotyzujący szmer drzew. Jego oczy zaś były niemalże zamknięte, tak że chłopak nie potrafił odgadnąć czy tak odpoczywa, czy w ten sposób ochrania oczy przed promieniami światła. - Weź sobie wędkę i usiądź koło mnie. A najważniejsze - nie krzycz tak bo mi ryby płoszysz! - nie poruszając głową ani tułowiem, oderwał jedną rękę od wędki i spokojnym ruchem pokazał tę drugą, nieco dłuższą.
Młody indianin przez chwilę stał jak wryty zaskoczony takim obrotem spraw, a przede wszystkim słowami staruszka, które przeszyły jego głowę niczym zimny kryształek lodu. Gdy się otrząsnął sięgnął po wędkę i przeszedł kilka kroków od wody, wykopał ręką nie wielką dziurę. Przerzucając wilgotną ziemię wybrał kilka dorodnych robali i nabijając jednego na haczyk wrócił do sędziwego mężczyzny. Zarzucając kij za lewe ramie, wykonał gwałtowny ruch w przeciwną stronę zarzucając haczyk. Spławik z lekkim pluśnięciem wylądował w wodzie, wzburzając lekkie fale i podskakując na nich zadziornie. Usiadł po lewej stronie starca w pozycji kwiatu lotosu, rękami jednak trzymając wędkę. Poczekał aż spławik spokojnie osiądzie na wodzie i wpatrując się w niego czekał. Zastanawiał się co konkretnie ma mu przynieść ta część treningu. Przecież Wszechmogący ma inne smakołyki, a ryby mógłby złowić machnięciem ręki! Miałoby mu to pomóc jakoś w treningu energii ki... Po chwili zauważył jak jego spławik zanurza się na moment i wyskakuje z powrotem. Nie namyślając się chłopak poderwał kij do góry... Niestety, jedyne co zobaczył to pusty haczyk ociekający wodą. Przyciągnął go więc do siebie i założył nowego robaka, nie zrażając się pierwszą porażką - wiedział, że w tym fachu trzeba być cierpliwym. Zarzucając znowu przynętę, po raz kolejny wpatrywał się w spławik... Za kolejnym podejściem czekał tak długo, że niemal już sam się niecierpliwił. Słońce wschodziło coraz dalej, promieniami dokładnie oplatając ich ciała. Stary człowiek nie poruszył, ani nie odezwał się do niego ani na moment. Niemal z zamkniętymi oczami czekał i po chwili złowił jedną rybkę długości dłoni. Nie zrażając się tym wrócił do swojej wędki i czekał. Co jakiś czas widział jak spławik na chwilę się zanurzył, ale gdy tylko podrywał wędkę na haczyku nie było niczego. W dodatku mężczyzna co jakiś czas wyciągał swoje ryby, wrzucając je do przygotowanego wiadra. A gdy przez następne kilkanaście minut nic nie udało mu się złowić, próbował odezwać się do starca.
- Musisz się uspokoić. Jeśli tracisz pieniądze, nic nie tracisz. Jeśli tracisz zdrowie, coś tracisz. Jeśli tracisz spokój, tracisz wszystko. Spójrz, masz branie. - przerwał mu siwy mężczyzna zanim jeszcze wypowiedział słowo, otwierając dopiero buzię. Zdziwiony jego słowami obrócił głowę w stronę wędki. Widział lekkie rozchodzące się fale, ale spławik wciąż znajdował się na powierzchni wody. Wydawało mu się, że lekko drga. Gdy nagle szybkim ruchem zanurzył się w wodzie i w tym czasie Castiel poderwał swój kij w górę. Od razu poczuł opór, a sekundę później z wody wystrzeliła ryba niemal tej samej wielkości, jakie łowił mężczyzna.
Zaskoczony tym faktem zdjął rybkę z haczyka i wrzucił do wiadra. Mężczyzna nie odezwał się ani słowem. Nabił kolejną dżdżownicę na haczyk i zarzucił wędkę. Tym razem zamierzał być cierpliwy, a jednocześnie zamknął oczy tak jak to robił starzec. Po chwili uspokoił się i wyczuł podmuchy wiatru, słyszał pęd wody tak, że niemal go czuł. Wyostrzył swoje zmysły skupiając się na miarowym, powolnym oddechu. Przypomniał sobie słowa Wszechmogącego, zadanie jakie przed nim postawiono. Wyczuł wiele stworzeń czających się w zaroślach i dalej, nieopodal drzew. Chciał wyczuć ruch wody, starał się myśleć jak ryba. Przez chwilę zapadł się w swojej duszy pozwalając by energia krążyła w jego ciele, ogrzała go, skupiając swoje zmysły słuchał rytmu wody, poczuł lekki prąd z jakim płynęła. W jego umyśle znowu zabrzmiały słowa Ziemskiego Boga napędzając jego działania. Niemalże czuł na swojej skórze chłodną bryzę, na każdym włosku zmieniający się prąd wody. Oczami umysłu ujrzał jak jedna z wielu krążących dookoła ryb podpływa niepewnie do jego robaka. Lekko dziobnęła, ostrożnie, odsuwając się na bezpieczną odległość. Powoli okrążyła go, i chłopak już myślał, że nie weźmie. Nie spodziewał się, że ryba zatoczy jeszcze jedno koło w okół i szybko rzuciła się na haczyk. Niemalże w tym samym momencie spiął mięśnie ramion wyrzucając ją w górę. Uradowany zrobił z nią porządek i wrzucił do wiaderka. Przez moment wydawało mu się, że stary mężczyzna się uśmiecha, lecz mógł to być cień przelatującego ptaka...
Zaskoczyło go, jak nieźle mu poszło. Wesoły próbował jeszcze raz, wyobrażając sobie prąd i fale, jakie wytwarzały poruszające się ryby, porównując je do fal jakie powstają gdy się wrzuci kamieniem, jak poradził mu Wszechmogący. Z czasem przychodziło mu łatwiej, i udawało mu się łowić ryby raz za razem, tak, że starzec musiał wyciągnąć dodatkowe wiadro. Nie odzywali się jednak do siebie, oboje skupieni na swoim zadaniu. Za każdym razem chłopak zagłębiał się w sobie, wyczulając wszystkie zmysły. Skupiony w tym stanie nie miał poczucia czasu i nie zauważył nawet, gdy słońce już chyliło się ku zachodowi...
Gdy zobaczył udeptaną ścieżką, zbiegającą w lewo z gościńca, a dźwięk wody nasilał się - był już pewien. Szybkim krokiem zbiegł nieco w dół a jego oczom ukazała się szeroka, niebieska tafla wody. Rzeka płynęła własnym, spokojnym rytmem nadając otoczeniu przyjemnego klimatu. Rozejrzał się, lecz nigdzie nie zobaczył żadnego jegomościa łowiącego ryby, o którym wspominał poprzedni tubylec. Przeszedł się kilkaset metrów wzdłuż rzeki w nadziei, że odnajdzie mężczyznę, gdy wreszcie ujrzał mężczyznę siedzącego na wzniesieniu tuż przy samym brzegu rzeki. Szybko do niego podbiegł.
- Witajcie staruszku. - skłonił się do siedzącego mężczyzny. Ten zaś zwrócony był do niego bokiem, na wprost rwącej rzeki. Jego proste, białe - wręcz srebrne - sięgające mu pasa włosy lśniły w blasku słońca. Miał długą brodę brodę i wąsy przechodzące w długie, proste włosy na brodzie tego samego koloru. Trzymał długiego, prostego kija z przywiązaną na końcu żyłką, a gdy młodzieniec podniósł wzrok ujrzał mały czerwony spławik na tafli spokojnej rzeki. Miał twarz zaoraną bruzdami, głębokie zmarszczki zdradzały jego wiek - mógłby mieć spokojnie z siedemdziesiąt lat. - Jestem Castiel i przynoszę pozdrowienia od Twoich ziomków, którym pomogłem ubić tygrysa nękającego waszą wioskę. Czy mógłbym się do Ciebie dołączyć? - mężczyzna siedział przez chwilę cicho nie poruszając się.
- Witaj chłopcze... - odezwał się w końcu. Jego wargi poruszały się szybko i cicho niczym hipnotyzujący szmer drzew. Jego oczy zaś były niemalże zamknięte, tak że chłopak nie potrafił odgadnąć czy tak odpoczywa, czy w ten sposób ochrania oczy przed promieniami światła. - Weź sobie wędkę i usiądź koło mnie. A najważniejsze - nie krzycz tak bo mi ryby płoszysz! - nie poruszając głową ani tułowiem, oderwał jedną rękę od wędki i spokojnym ruchem pokazał tę drugą, nieco dłuższą.
Młody indianin przez chwilę stał jak wryty zaskoczony takim obrotem spraw, a przede wszystkim słowami staruszka, które przeszyły jego głowę niczym zimny kryształek lodu. Gdy się otrząsnął sięgnął po wędkę i przeszedł kilka kroków od wody, wykopał ręką nie wielką dziurę. Przerzucając wilgotną ziemię wybrał kilka dorodnych robali i nabijając jednego na haczyk wrócił do sędziwego mężczyzny. Zarzucając kij za lewe ramie, wykonał gwałtowny ruch w przeciwną stronę zarzucając haczyk. Spławik z lekkim pluśnięciem wylądował w wodzie, wzburzając lekkie fale i podskakując na nich zadziornie. Usiadł po lewej stronie starca w pozycji kwiatu lotosu, rękami jednak trzymając wędkę. Poczekał aż spławik spokojnie osiądzie na wodzie i wpatrując się w niego czekał. Zastanawiał się co konkretnie ma mu przynieść ta część treningu. Przecież Wszechmogący ma inne smakołyki, a ryby mógłby złowić machnięciem ręki! Miałoby mu to pomóc jakoś w treningu energii ki... Po chwili zauważył jak jego spławik zanurza się na moment i wyskakuje z powrotem. Nie namyślając się chłopak poderwał kij do góry... Niestety, jedyne co zobaczył to pusty haczyk ociekający wodą. Przyciągnął go więc do siebie i założył nowego robaka, nie zrażając się pierwszą porażką - wiedział, że w tym fachu trzeba być cierpliwym. Zarzucając znowu przynętę, po raz kolejny wpatrywał się w spławik... Za kolejnym podejściem czekał tak długo, że niemal już sam się niecierpliwił. Słońce wschodziło coraz dalej, promieniami dokładnie oplatając ich ciała. Stary człowiek nie poruszył, ani nie odezwał się do niego ani na moment. Niemal z zamkniętymi oczami czekał i po chwili złowił jedną rybkę długości dłoni. Nie zrażając się tym wrócił do swojej wędki i czekał. Co jakiś czas widział jak spławik na chwilę się zanurzył, ale gdy tylko podrywał wędkę na haczyku nie było niczego. W dodatku mężczyzna co jakiś czas wyciągał swoje ryby, wrzucając je do przygotowanego wiadra. A gdy przez następne kilkanaście minut nic nie udało mu się złowić, próbował odezwać się do starca.
- Musisz się uspokoić. Jeśli tracisz pieniądze, nic nie tracisz. Jeśli tracisz zdrowie, coś tracisz. Jeśli tracisz spokój, tracisz wszystko. Spójrz, masz branie. - przerwał mu siwy mężczyzna zanim jeszcze wypowiedział słowo, otwierając dopiero buzię. Zdziwiony jego słowami obrócił głowę w stronę wędki. Widział lekkie rozchodzące się fale, ale spławik wciąż znajdował się na powierzchni wody. Wydawało mu się, że lekko drga. Gdy nagle szybkim ruchem zanurzył się w wodzie i w tym czasie Castiel poderwał swój kij w górę. Od razu poczuł opór, a sekundę później z wody wystrzeliła ryba niemal tej samej wielkości, jakie łowił mężczyzna.
Zaskoczony tym faktem zdjął rybkę z haczyka i wrzucił do wiadra. Mężczyzna nie odezwał się ani słowem. Nabił kolejną dżdżownicę na haczyk i zarzucił wędkę. Tym razem zamierzał być cierpliwy, a jednocześnie zamknął oczy tak jak to robił starzec. Po chwili uspokoił się i wyczuł podmuchy wiatru, słyszał pęd wody tak, że niemal go czuł. Wyostrzył swoje zmysły skupiając się na miarowym, powolnym oddechu. Przypomniał sobie słowa Wszechmogącego, zadanie jakie przed nim postawiono. Wyczuł wiele stworzeń czających się w zaroślach i dalej, nieopodal drzew. Chciał wyczuć ruch wody, starał się myśleć jak ryba. Przez chwilę zapadł się w swojej duszy pozwalając by energia krążyła w jego ciele, ogrzała go, skupiając swoje zmysły słuchał rytmu wody, poczuł lekki prąd z jakim płynęła. W jego umyśle znowu zabrzmiały słowa Ziemskiego Boga napędzając jego działania. Niemalże czuł na swojej skórze chłodną bryzę, na każdym włosku zmieniający się prąd wody. Oczami umysłu ujrzał jak jedna z wielu krążących dookoła ryb podpływa niepewnie do jego robaka. Lekko dziobnęła, ostrożnie, odsuwając się na bezpieczną odległość. Powoli okrążyła go, i chłopak już myślał, że nie weźmie. Nie spodziewał się, że ryba zatoczy jeszcze jedno koło w okół i szybko rzuciła się na haczyk. Niemalże w tym samym momencie spiął mięśnie ramion wyrzucając ją w górę. Uradowany zrobił z nią porządek i wrzucił do wiaderka. Przez moment wydawało mu się, że stary mężczyzna się uśmiecha, lecz mógł to być cień przelatującego ptaka...
Zaskoczyło go, jak nieźle mu poszło. Wesoły próbował jeszcze raz, wyobrażając sobie prąd i fale, jakie wytwarzały poruszające się ryby, porównując je do fal jakie powstają gdy się wrzuci kamieniem, jak poradził mu Wszechmogący. Z czasem przychodziło mu łatwiej, i udawało mu się łowić ryby raz za razem, tak, że starzec musiał wyciągnąć dodatkowe wiadro. Nie odzywali się jednak do siebie, oboje skupieni na swoim zadaniu. Za każdym razem chłopak zagłębiał się w sobie, wyczulając wszystkie zmysły. Skupiony w tym stanie nie miał poczucia czasu i nie zauważył nawet, gdy słońce już chyliło się ku zachodowi...
- OCC:
- Koniec treningu
Re: Wnętrze Pałacu Kami-samy
Czw Lut 11, 2016 10:15 pm
Castiel pewnie nawet nie zauważył, jak ponownie znalazł się w Komnacie. Pałac Kamiego skrywał jeszcze wiele tajemnic przed młodym Ziemianinem. Ciche chrząkniecie starego nameczanina wyrwało Castiela z transu.
- Jak wycieczka? Coś czuję, że zaczynasz łapać o co mi chodzi z tą energią Ki. Zrobimy przerwę. Mam dla Ciebie niespodziankę chłopcze. Chodź za mną.
Ponownie wrócili na teren przed pałacem, gdzie Siódemka pieczołowicie demolowała rabatki bawiąc się na swój własny sposób, a Mr Popo cierpliwie naprawiał poczynione szkody. Po drodze Kami jeszcze raz przestrzegał młodego wojownika.
- Wracając do naszej rozmowy o Smoku, wiem że jesteś podekscytowany myślą o przywróceniu do życia pewnej osoby. Takie życzenie nie jest niemożliwe do spełnienia, chcę tylko zwrócić Twoją uwagę, żebyś uważnie przemyślał swoje życzenie, gdyż smok spełni je takim, jakie zostało wypowiedziane. Chodzi mi to, żeby przez twoją nieroztropność nie ożywił tej osoby, taką, jaka będzie po kilku latach leżenia pod ziemią. Chyba wiesz, co mam na myśli. A propos wspomnianej niespodzianki.
Wszechmogący machną swoją laską i zaraz obok przyleciał żółty obłok. Siódemka uradowana widokiem czegoś nowego wskoczyła na chmurkę i przeleciała przez nią nabijając sobie solidnego guza przy uderzeniu o posadzkę.
- To chmurka Kinto – odezwał się ze spokojem Kami. Można na niej latać ale mogą wsiąść na nią tylko osoby o czystym sercu. Wbrew pozorom chmurka ma swój rozum i swoje kaprysy, można z nią rozmawiać jak ktoś chce, choć nie odpowie. Kieruje się nią samymi myślami. To tak na początek, nim nauczysz się dobrze latać. Chmurka jest Twoja na zawsze, ona nie może umrzeć. Możesz ją przekazać komuś innemu albo swoim dzieciom. Zawsze będzie ukryta w innych chmurach czekać na Twoje wezwanie.
Mała siódemka uczepiła się szaty Wszechmogącego ze łzami w oczach, też chciała taką chmurkę, ot zwykła dziecięca zachcianka. Bóg Ziemi cierpliwie wyjaśniał, ze tak wprawionej mistrzyni latania nie potrzebna jest chmurka. Koniec końców musiał obiecać małej demonicy inną niespodziankę.
- No dalej, wsiadaj i wypróbują ją.
OOC: Castiel nie rób teraz treningu.
- Jak wycieczka? Coś czuję, że zaczynasz łapać o co mi chodzi z tą energią Ki. Zrobimy przerwę. Mam dla Ciebie niespodziankę chłopcze. Chodź za mną.
Ponownie wrócili na teren przed pałacem, gdzie Siódemka pieczołowicie demolowała rabatki bawiąc się na swój własny sposób, a Mr Popo cierpliwie naprawiał poczynione szkody. Po drodze Kami jeszcze raz przestrzegał młodego wojownika.
- Wracając do naszej rozmowy o Smoku, wiem że jesteś podekscytowany myślą o przywróceniu do życia pewnej osoby. Takie życzenie nie jest niemożliwe do spełnienia, chcę tylko zwrócić Twoją uwagę, żebyś uważnie przemyślał swoje życzenie, gdyż smok spełni je takim, jakie zostało wypowiedziane. Chodzi mi to, żeby przez twoją nieroztropność nie ożywił tej osoby, taką, jaka będzie po kilku latach leżenia pod ziemią. Chyba wiesz, co mam na myśli. A propos wspomnianej niespodzianki.
Wszechmogący machną swoją laską i zaraz obok przyleciał żółty obłok. Siódemka uradowana widokiem czegoś nowego wskoczyła na chmurkę i przeleciała przez nią nabijając sobie solidnego guza przy uderzeniu o posadzkę.
- To chmurka Kinto – odezwał się ze spokojem Kami. Można na niej latać ale mogą wsiąść na nią tylko osoby o czystym sercu. Wbrew pozorom chmurka ma swój rozum i swoje kaprysy, można z nią rozmawiać jak ktoś chce, choć nie odpowie. Kieruje się nią samymi myślami. To tak na początek, nim nauczysz się dobrze latać. Chmurka jest Twoja na zawsze, ona nie może umrzeć. Możesz ją przekazać komuś innemu albo swoim dzieciom. Zawsze będzie ukryta w innych chmurach czekać na Twoje wezwanie.
Mała siódemka uczepiła się szaty Wszechmogącego ze łzami w oczach, też chciała taką chmurkę, ot zwykła dziecięca zachcianka. Bóg Ziemi cierpliwie wyjaśniał, ze tak wprawionej mistrzyni latania nie potrzebna jest chmurka. Koniec końców musiał obiecać małej demonicy inną niespodziankę.
- No dalej, wsiadaj i wypróbują ją.
OOC: Castiel nie rób teraz treningu.
- Castiel
- Liczba postów : 56
Data rejestracji : 05/10/2015
Skąd : Końskie (obecnie Rotterdam)
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wnętrze Pałacu Kami-samy
Pią Lut 12, 2016 12:30 pm
Nie zorientował się nawet gdy został przeniesiony z powrotem do wnętrza Pałacu. Na moment przed chrząknięciem Nameczanina zwrócił uwagę o innym obiegu powietrza, a przyjemny dla ucha szum rzeczki znikł, zatapiając go w "głośnej" ciszy. Gdy otworzył oczy musiał przez chwilę pomyśleć gdzie się aktualnie znajduje. Głos Wszechmogącego upewnił go w przekonaniu, zarządzając przerwę. Młodzieniec wstał koślawo by ruszyć za nim i ciężko mu było się poruszać. Nie tylko ze względu na obciążenie, ale przede wszystkim dlatego, że siedząc prawie cały dzień w nieruchomej pozycji zastał się niemiłosiernie, na domiar złego, dochodziły jeszcze zakwasy z ćwiczeń dnia poprzedniego. Krzywiąc się stawiał kolejne kroki i słuchał co ten mam mu do powiedzenia. Również zwrócił uwagę na lekko rozrabiającą Siódemkę, mając nadzieję, że Kami nie będzie jakoś specjalnie na nią zły. Swoją drogą gdy znajdował się w tamtym miejscu nie raz przeszło mu przez myśl co może robić Demonica, czy staruszek zafundował jej jakiś specjalny trening? Uśmiechnął się do siebie, uświadamiając sobie, że w pewnym sensie było to śmieszne, dziecinne zachowanie jakie prezentowała pomimo swojego wieku. Problem jednak polegał na tym, że Castiel do końca nie wiedział ile tak na prawdę ona ma lat. Słuchając dalej spochmurniał, czując że jego poprzednia radość z wyczynów jego małej towarzyszki znika w mgnieniu oka.
- Rozumiem co masz na myśli, Mistrzu. Ona należy już do tamtego świata... - przez głowę przechodziły mu różne myśli. Chciałby ją ożywić, ale co jeśli jej teraz dobrze tam gdzie jest? Zmusił by ją do powrotu nie pytając nawet o zdanie. Mógłby oczywiście przez cały ten czas zastanawiać się nad życzeniem, przemyśleć każdy jego aspekt aż w końcu dotarłby do tej idealnej formuły, nie dając miejsca na pomyłkę. Tłumił te emocje w sobie, nie odzywając się więcej. Słowa ugrzęzły mu w gardle.
Ma dużo czasu by o tym myśleć, ale jak na razie uczepił się myśli o spotkaniu z Urunai Babą. Musiał skupić się na treningu by pokonać jej zawodników, wtedy miałby szansę porozmawiania z Kimiko i mógłby spytać ją czy zechciała by do niego wrócić za sprawą tajemniczego życzenia. Jeśli nie - co dla Castiela byłoby najgorszym scenariuszem - mógłby również poprosić smoka o możliwość spotykania się z nią raz w roku, albo jedną noc w roku. W głowie miał teraz wiele myśli, ale wiedział, że musi dopracować swój plan. Z zamyślenia wyrwała go żółto-pomarańczowa smuga, przelatująca mu koło nosa i zatrzymująca się blisko Nameczanina. Siódemka widząc to starała się wykorzystać sytuację i wskoczyć na nią, niestety z opłakanym skutkiem. Chłopak podszedł bliżej i zafascynowanymi oczami oglądał obłok, lekko furkający. Pierwszy raz widział takie cuda, jego spojrzenie wędrowało co chwilę od chmurki do nauczyciela, jednocześnie spijał słowa z jego ust. Zbliżył się do obłoku i lekko, niepewnie podniósł rękę kładąc na niej. Była miękka i puszysta w dotyku, przypominała mu trochę watę cukrową. Nie potrafił wyobrazić sobie lepszego daru, a jego humor wrócił równie szybko jak znikł wcześniej.
- Dziękuję Ci z całego serca, Kami-sama. To bezcenny dar i obiecuję, że będę się z nią obchodził ostrożnie i z czułością. - odrzekł ze łzami szczęścia w oczach, skłaniając się Wszechmogącemu do pasa. Jednocześnie widział jak Siódemka także pragnie dostać swoją chmurkę. Zrobiło mu się jej żal i postanowił, że jeszcze coś na ten temat wymyśli, ale z drugiej strony Wszechmogący miał trochę racji - takiej mistrzyni latania nie potrzebny dodatkowy środek transportu.
Chciał wskoczyć na Kinto i wypróbować ją od razu, tak jak zaproponował mu staruszek, ale w ostatnim momencie dopadło go zwątpienie - co jeśli on także przez nią przeleci? Co jeśli nie jest jej godny? Stał przez chwilę bez ruchu, lecz przypomniał sobie jak Nameczanin mówił, że ma czyste serce - bóg nie mógł się mylić. Odbijając się lekko od podłoża wskoczył na obłok, stając na niej z ugiętymi lekko kolanami niczym na desce surfingowej. Jego stopy zapadły się kilka milimetrów w dół i chłopak myślał, że przez nią przeleci - nic takiego się jednak nie stało. Wydawało mu się, że chmurka lekko zacieśnia się przy jego stopach, jakby próbowała go trzymać by nie spadł. Po chwili wydał komendę myślową a Kinto ruszyła przed siebie zostawiając za sobą rozciągającą się smugę, podobną do tych jakie widział za samolotami, które przelatywały po niebie.
Była szybka - szybsza od jego obecnych możliwości latania i chłopak musiał pochylić się stawiając opór powietrzu. Wiatr mierzwił jego irokeza, pędem zaczesując go do tyłu. Musiał zmrużyć oczy, ale wiedział, że przyzwyczai się - gdy pierwszy raz nauczył się latać również nie był na to przygotowany, ale później nie sprawiało mu to problemu. Mógł również użyć swojej energii Ki i kontrolując ją rozbijać powietrze na boki, przed swoją twarzą. Zrobił kilka rund dookoła zawieszonego w powietrzu placu. Był zaskoczony zwrotnością Kinto a jednocześnie tak uradowany, jak nie był już chyba od bardzo dawna. Zastanawiał się jak mógłby odwdzięczyć się Ziemskiemu Bogu, ale na razie miał przed sobą inne zadanie, które wpadło mu do głowy - zawrócił myślami chmurkę w stronę czekających na placu przyjaciół. Usiadł na chmurce po raz kolejny podziwiając jej miękkość. Wcale nie zwalniał gdy był już blisko nich, lecz przelatując obok wyciągnął rękę i przechylił się w bok 'porywając' Siódemkę ze sobą i sadzając ją na barana. "Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Chciałem po prostu ją uszczęśliwić - to chyba dobry uczynek..." - odezwał się w myślach do chmurki obawiając się, że może ona nie pozwoli by Castiel 'obszedł' jej 'zabezpieczenia', poklepując ją lekko i czule po jednym z wielu wybrzuszeń. Dziewczynka na jego barkach mocniej ścisnęła go nogami i oboje śmiejąc się w głos podnieśli ręce w zabawie jak na roller coasterze...
ZT ---> Teren przed Pałacem.
- Rozumiem co masz na myśli, Mistrzu. Ona należy już do tamtego świata... - przez głowę przechodziły mu różne myśli. Chciałby ją ożywić, ale co jeśli jej teraz dobrze tam gdzie jest? Zmusił by ją do powrotu nie pytając nawet o zdanie. Mógłby oczywiście przez cały ten czas zastanawiać się nad życzeniem, przemyśleć każdy jego aspekt aż w końcu dotarłby do tej idealnej formuły, nie dając miejsca na pomyłkę. Tłumił te emocje w sobie, nie odzywając się więcej. Słowa ugrzęzły mu w gardle.
Ma dużo czasu by o tym myśleć, ale jak na razie uczepił się myśli o spotkaniu z Urunai Babą. Musiał skupić się na treningu by pokonać jej zawodników, wtedy miałby szansę porozmawiania z Kimiko i mógłby spytać ją czy zechciała by do niego wrócić za sprawą tajemniczego życzenia. Jeśli nie - co dla Castiela byłoby najgorszym scenariuszem - mógłby również poprosić smoka o możliwość spotykania się z nią raz w roku, albo jedną noc w roku. W głowie miał teraz wiele myśli, ale wiedział, że musi dopracować swój plan. Z zamyślenia wyrwała go żółto-pomarańczowa smuga, przelatująca mu koło nosa i zatrzymująca się blisko Nameczanina. Siódemka widząc to starała się wykorzystać sytuację i wskoczyć na nią, niestety z opłakanym skutkiem. Chłopak podszedł bliżej i zafascynowanymi oczami oglądał obłok, lekko furkający. Pierwszy raz widział takie cuda, jego spojrzenie wędrowało co chwilę od chmurki do nauczyciela, jednocześnie spijał słowa z jego ust. Zbliżył się do obłoku i lekko, niepewnie podniósł rękę kładąc na niej. Była miękka i puszysta w dotyku, przypominała mu trochę watę cukrową. Nie potrafił wyobrazić sobie lepszego daru, a jego humor wrócił równie szybko jak znikł wcześniej.
- Dziękuję Ci z całego serca, Kami-sama. To bezcenny dar i obiecuję, że będę się z nią obchodził ostrożnie i z czułością. - odrzekł ze łzami szczęścia w oczach, skłaniając się Wszechmogącemu do pasa. Jednocześnie widział jak Siódemka także pragnie dostać swoją chmurkę. Zrobiło mu się jej żal i postanowił, że jeszcze coś na ten temat wymyśli, ale z drugiej strony Wszechmogący miał trochę racji - takiej mistrzyni latania nie potrzebny dodatkowy środek transportu.
Chciał wskoczyć na Kinto i wypróbować ją od razu, tak jak zaproponował mu staruszek, ale w ostatnim momencie dopadło go zwątpienie - co jeśli on także przez nią przeleci? Co jeśli nie jest jej godny? Stał przez chwilę bez ruchu, lecz przypomniał sobie jak Nameczanin mówił, że ma czyste serce - bóg nie mógł się mylić. Odbijając się lekko od podłoża wskoczył na obłok, stając na niej z ugiętymi lekko kolanami niczym na desce surfingowej. Jego stopy zapadły się kilka milimetrów w dół i chłopak myślał, że przez nią przeleci - nic takiego się jednak nie stało. Wydawało mu się, że chmurka lekko zacieśnia się przy jego stopach, jakby próbowała go trzymać by nie spadł. Po chwili wydał komendę myślową a Kinto ruszyła przed siebie zostawiając za sobą rozciągającą się smugę, podobną do tych jakie widział za samolotami, które przelatywały po niebie.
Była szybka - szybsza od jego obecnych możliwości latania i chłopak musiał pochylić się stawiając opór powietrzu. Wiatr mierzwił jego irokeza, pędem zaczesując go do tyłu. Musiał zmrużyć oczy, ale wiedział, że przyzwyczai się - gdy pierwszy raz nauczył się latać również nie był na to przygotowany, ale później nie sprawiało mu to problemu. Mógł również użyć swojej energii Ki i kontrolując ją rozbijać powietrze na boki, przed swoją twarzą. Zrobił kilka rund dookoła zawieszonego w powietrzu placu. Był zaskoczony zwrotnością Kinto a jednocześnie tak uradowany, jak nie był już chyba od bardzo dawna. Zastanawiał się jak mógłby odwdzięczyć się Ziemskiemu Bogu, ale na razie miał przed sobą inne zadanie, które wpadło mu do głowy - zawrócił myślami chmurkę w stronę czekających na placu przyjaciół. Usiadł na chmurce po raz kolejny podziwiając jej miękkość. Wcale nie zwalniał gdy był już blisko nich, lecz przelatując obok wyciągnął rękę i przechylił się w bok 'porywając' Siódemkę ze sobą i sadzając ją na barana. "Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Chciałem po prostu ją uszczęśliwić - to chyba dobry uczynek..." - odezwał się w myślach do chmurki obawiając się, że może ona nie pozwoli by Castiel 'obszedł' jej 'zabezpieczenia', poklepując ją lekko i czule po jednym z wielu wybrzuszeń. Dziewczynka na jego barkach mocniej ścisnęła go nogami i oboje śmiejąc się w głos podnieśli ręce w zabawie jak na roller coasterze...
ZT ---> Teren przed Pałacem.
Re: Wnętrze Pałacu Kami-samy
Sro Lut 17, 2016 5:48 pm
- No tak, my możemy oglądać tą walkę dzięki umiejętności wyczuwania Ki ale znam tez inny ciekawy sposób. Wrócimy znów do Komnaty, gdzie przeniosłem Cię niedawno nad rzekę. Choć tym razem przeniesiemy same umysły, będąc biernymi obserwatorami.
Wszyscy weszli do wnętrza pałacu, a następnie do komnaty. Mr. Popo podał Wszechmogącemu krzesło i wszyscy znaleźli się wewnątrz koła. Kami przymknął oczy koncentrując się na chwilę, po czym machnął ręką. Obraz zaczął się przekształcać i wszystko wyglądało, jakby właśnie podróżowali przez kosmos, aż dotarli do pewnej czerwonej planety.
- Najpierw opowiem Ci nieco o samej planecie i jej mieszkańcach. Kiedyś ta planeta nazywała się Plant, mieszkali na niej Saiyania i Tsufule. Tsufule byli rasą małych ale bardzo inteligentnych istot. Z biegiem lat, pewnej nocy w czasie Saiyanie zmobilizowali swoje siły, wybili wszystkich Tsufuli i przejęli ich technologię. Planetę nazwali Vegeta. Kiedyś, jak było ich mniej każdy z Saiyan nosił imię określające, jakieś warzywo, a każdy ich król nosił imię Vegeta. Teraz jako jedyna rasa w kosmosie dysponują fantastyczną technologią medyczną opierającą się na płynie regeneracyjnym. Wystarczy kilkugodzinna kąpiel i prawie martwy wojownik wychodzi z niej zdrów, jak ryba. Trzeba wiedzieć, że Saiyanie ale tylko Ci, którzy posiadają swoje ogony w trakcie pełni księżyca zamieniają się w wielkiego potwora w kształcie małpy. Taki dziesięcio piętrowy King Kong ale paskudnie silna bestia, kierująca się instynktem zniszczenia. Z tego względu na kilka lat musiałem zniszczyć Ziemski księżyc ale to już inna historia. Większość Saiyan jest dosłownie owładniętych obsesją czystości krwi, pogardzają innymi rasami i pól- Saiyanami, czyli halfami. Half to najprościej mówiąc potomek Saiyana i Ziemianina. Przewodzi im król, naturalnie najokrutniejszy i najsilniejszy bydlak na planecie. Każdy, kto ma się za silniejszego i jeszcze gorszego może wyzwać króla na pojedynek i po pokonaniu zostać kolejnym władcą. Co kilka set lat Saiyanie buntują się przeciw władcy. Mogą żyć około 200 lat i starzeją się znacznie wolniej niż my Ziemianie ale z powodu swojej wojowniczej natury pakują się w pojedynki i umierają młodo. Ze świecą tam szukać wojownika po pięćdziesiątce. To lud waleczny, butny i dumny. Jak widzisz na ich planecie nie ma jezior ani mórz, są tylko cienkie strumyki i wody podziemne. Wszędzie tylko czerwone kamienie i piach. Pożywienie i wiele innych rzeczy sprowadzają z Ziemi. Tysiace lat temu trudnili się też anihilacją mieszkańców planet, a same planety sprzedawali temu, kto zapłaci więcej. Zniszczyli wiele cywilizacji i wymazali jedną czwartą galaktyki z map kosmosu. Patrz to ich wioski, gdzie Ci, co nie walczą ledwo dają radę żyć. Ich miasta, rozwijające się całkiem prężnie. Tam jest tylko jedna droga kariery – wojsko. Albo walczysz albo giniesz i tyle. Patrz tak w tle te wielkie potwory to właśnie OPzaru. Dziś na ich planecie też jest pełnia. Widzę, że walka z królem zebrała żniwa. Wielki Ennma szaleje pewnie ze złości w zaświatach, próbując zapanować nad duszami zmarłych wojowników. Oto pałac króla, a oto i sam król Zell Junior, jego armia i przeciwnicy. Ten białowłosy do Half o imieniu Hikaru, Jest Mistikiem, czyli czymś w stylu wybranego przez bogów. Jest obrońcą Ziemi.
Cały kosmos obserwuje tą walkę.
- Castiel
- Liczba postów : 56
Data rejestracji : 05/10/2015
Skąd : Końskie (obecnie Rotterdam)
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wnętrze Pałacu Kami-samy
Sob Lut 20, 2016 2:50 pm
*Przybył stąd!*
Kiwnął głową jedynie i poklepał czule magiczną chmurkę po jednym z wybrzuszeń nakazując jej myślami by na ten moment zajęła się sobą. Odwracając się w stronę nauczyciela po raz kolejny ruszył za Wszechmogącym. Jeszcze raz zawitał do komnaty, z której niedawno wyszedł. "W sumie jeśli ta sala potrafi przenieść przyszłość, czemu by nie oglądać teraźniejszości?" - myślał chłopak, którego myśli szybko biegły na przód - starając się ogarnąć cały schemat działania pomieszczenia, co oczywiście było poza jego zasięgiem. Dotarli szybkim krokiem, a Castiel ustawił się wewnątrz koła, jak wcześniej oczekując na obraz na żywo. Kami zajął swoje miejsce na krześle a w indianinie rosło napięcie i uczucie niepokoju. Mimo iż przyzwyczaił się już do powietrza na tej wysokości, teraz głębiej nabierał powietrze przez przyspieszone serce, tłukące mu się w piersi jak oszalałe - w końcu od tego zależą losy galaktyki!
Wydawało mu się jakby podróżował między gwiazdami. Kiedyś nawet nie pomyślał o tym, że istnieją inne zamieszkane planety niż Ziemia! Ba! - gdy był dzieckiem nie spodziewał się nawet innej cywilizacji niż jego własna wioska, dopóki pewien uczony nie odwiedził Świętej Ziemi i odmienił jego życie. Później pobierając nauki pochłaniał wiele ciekawych zagadnień, ale inne rasy i planety wciąż były dla niego niedostępne. Teraz poznawał je, zdobył wiedzę o niesamowitej energii, która drzemie w każdej żywej istocie, nauczył się ją kontrolować i zmuszać do przybierania różnych form - wszystko to byłoby kiedyś dla niego jedynie bajką, a teraz fascynowało go zmuszając do refleksji - ile jeszcze wielkich tajemnic skrywa ten świat? Na pewno nie byłby w stanie poznać wszystkich bo nie sądził by wszystkie nadzwyczajne rzeczy - które on kiedyś nazwałby cudami - zmieściły mu się w głowie.
Dotarli do czerwonej planety a chłopak z zapartym tchem przyglądał się jej powierzchni. "Czy ona na pewno jest zdatna do życia? Wygląda, jakby nie było na niej wody... Ci Saiyanie muszą być na prawdę twardymi wojownikami, skoro od małego wychowują się w takich warunkach..." - myślał. Nie odrywając wzroku od od obrazu słuchał Wszechmogącego starając się zapamiętać każde słowo z lekcji historii. Jego myśli biegły szybko, czasem chciał wtrącić jakieś pytanie, ale zafascynowany słowami poczekał aż Ziemski Bóg skończy, nie chcąc mu przerywać.
- A więc to tak na prawdę nie jest ich rodowa planeta? A co się stało z tymi Tsufulami? - Próbował sobie wszystko poukładać w głowie, ale potrzebował więcej szczegółowych informacji. Obudził się w nim głód wiedzy, jak wtedy gdy trafił do miasta i dosłownie pochłaniał księgi podsuwane mu przez swojego nauczyciela. Na wzmiankę o transformacji w ogromne małpy w końcu utwierdził się w przekonaniu, że te ogony, które widział wcześniej u wojowników wychodzących z tajemniczej komnaty nie były przypadkowe. Wciąż dziwił i zaskakiwał go ten świat, mimo iż tak odległy.
Gdy widział ich nędzne wioski i zabiedzoną ludność wezbrała w nim gniew. Nie mógł pojąc dlaczego Ci ludzie nie mają nawet litości, ale w końcu dotarło do niego, że to zupełnie inna cywilizacja, mają inne wartości. Słuchając Wszechmogącego czuł coraz większe obrzydzenie do rasy wojowniczych małp. Nie rozumiał dlaczego inne rasy i planety musiały ginąć dla zwykłych ambicji i żądzy krwi. Z drugiej jednak strony nie wszyscy musieli być tacy. Z doświadczenia wiedział - patrząc na małą Siódemkę - że nie można szufladkować ludzi tylko ze względu na pochodzenie. W końcu widział tu dwóch kosmicznych wojowników, a był pewien, że Wszechmogący nie wpuścił by tu ludzi stanowiących zagrożenia dla tej planety. Gdy obraz się przybliżył pokazując pałac i toczącą się w nim walkę - a także tajemniczego białowłosego Mistica, którego nazwał Obrońcą Ziemi utwierdził się w swoich przekonaniu, że nie wolno oceniać ludzi po okładce. Zobaczył wściekłego króla i innych wojowników, którzy zapewne stali po drugiej stronie barykady, dzielnie stawiając mu czoło. Chłopak zapragnął być tak odważnym i silnym jak oni, postanawiając, że będzie do tego dążył i za wszelką cenę nie dopuści do anihilacji Ziemi - nawet jeśli Zell wygra tą wojnę.
- A Ty, jak mówiłeś wcześniej pochodzisz z planety Namek. Czy kiedyś mógłbyś mi i ją pokazać? - zapytał chłopak z nadzieją w głosie, wciąż nie odrywając wzroku od obrazu i akcji, która rozgrywała się przed nimi. Zastanawiał się czy znalazła by się tu jakaś biblioteka, w której poczytałby o różnych rasach w galaktyce, planetach, innych tradycjach i wierzeniach. Pociągało go to, a Wszechmogący zapewne mógł to rozpoznać. Wiedział, że musi opanować pewną technikę, ale na razie chciał zdobyć nieco wiedzy. Pamiętał, że Nameczanin wspominał również o kolejnej rasie, która napadła na jego rodzimą planetę, ale w tym momencie nie mógł sobie przypomnieć jej nazwy...
Re: Wnętrze Pałacu Kami-samy
Pon Lut 22, 2016 12:24 pm
- Zasadniczo to ich rodzinna planeta. Po prosty wcześniej zamieszkiwały ją dwie rasy. Tsufule wysoko zaawansowani technologicznie i garstka Saiyan żyjących jakby to ująć .... hmmmm. Coś, jak nasi jaskiniowcy, czyli prymitywniejsza cywilizacja. Jakby się tak zastanowić, to konflikt był tylko kwestią czasu. W końcu znalazł się mądrzejszy przedstawiciel rasy Saiyan i podczas pełni, która na tamtej planecie pojawia się stosunkowo rzadko wydał rozkaz do ataku i tak rasa Tsufuli zniknęła z powierzchni planety. W sumie nie do końca. Król tsufuli bardzo ciężko ranny wysłał się w kapsule kosmicznej w przestrzeń. Nie dokładnie wiem, co stało się w międzyczasie ale kilka setek lat później powrócił jakby zmutowany, mógł wchodzić w ciało każdej żywej osoby, zostawiać tam, coś na kształt pasożyta i przejmować kontrolę nad nim. Saiyanie go dopadli i trzymają w swoich laboratoriach. Dwa lata temu, król Zell dla zabawy wypuścił króla Tsufuli i ten opanował sporą część Saiyańskich żołnierzy. Zrobił na planecie igrzyska śmierci. Król Tsufuli zagnieździł się głównie w tym chłopaku z jednym okiem, którego widziałeś. Zresztą nikt, nawet ktoś o nieskazitelnym sercu, ani nawet ja nie uchroniłbym się przed przejęciem kontroli. Dobrze, że mam w pałacu lek. Udało się wypędzić króla z ciała tego młodego chłopaka i zabić ta istniejącą cząstkę. Zrobił to ten srebrnowłosy chłopak. Jak sporo komórek przechowują saiyanie w swoich laboratoriach, tego nie wie nikt.
Pokarze ci coś innego. Ten wojownik o czerwonych włosach walczący w podziemiach pałacu to Ziemianin o imieniu Chepri. Kto wie, może w przyszłości spotkacie się i nauczy Ciebie czegoś ciekawego.
- Nie mogę Ci obiecać, że zabiorę Cię na planetę Namek, z tej prostej przyczyny, że nie umiem poruszać się miedzy planetami. Chociaż i tak powinienem wybrać się na Namek, aby poszukać jakiegoś swojego następcy i będę musiał poprosić o to Hikaru. Może załapiesz się na wycieczkę. Planeta Namek jest zupełnie inna. Tam góruje zieleń i niebieski kolor. Mamy zielone niebo z trzema słońcami. Całą powierzchnię pokrywa woda i obsiana jest wieloma wyspami. Mamy zielono-niebieską trawę i drzewa o kilkumetrowej wysokości. Upraszczając jesteśmy ludem roślinnym, naszym jedynym pożywieniem jest woda, a odcięta ręka odrasta w kilka chwil. Uprawiamy rośliny i drzewa ale mamy też grupy Nameczan-wojowników chroniących wioski i planetę oraz Nameczan z rodu smoków, obdarzonych mocami, takich jak ja. Akurat na Namek znajdują się dwie bazy wojowników z rasy Changeling zwanych lodowymi jaszczurami. Do niedawna mieszkali oni na swojej rodzinnej planecie Xenomorf, czy jakoś tak. Ta planeta z koli była jedna z najbardziej oddalonych od słońca i w całości skuwał ją lód. Zasadniczo, changelingowie są równie okrutni, jak Saiyanie i trudnili się podobną profesją tylko w innej części galaktyki. Obie te rasy pałają do siebie nienawiścią. Konflikt trwa tyle tysiącleci, ze juz nikt nie pamięta dlaczego wybuchł. Jakieś dwa, czy trzy lata temu Hikaru walczył na ich planecie z potężnym demonem, w skutek czego planeta wybuchła. Ci, którzy się uratowali przenieśli się na Namek. Jak wspomniałem założyli tam dwie bazy: „Słonecznych” i „Lodowych”, w skrócie dobrych i złych. Na razie zajęci są konfliktami miedzy sobą. Co do poszukiwania wiadomości, mam skromne zasoby w swojej bibliotece gromadzone przez wszystkich poprzednich Bogów planety. Jednak najlepsze bazy danych znajdziesz u Saiyan i Changelingów. Wbrew pozorom i barbarzyńskich zachowań tych ras, są tam też błyskotliwi naukowcy. Wprawdzie całą swoją wiedzę wykorzystują do własnych, niszczycielskich celów ale to już inna historia.
- A to psikus. – skomentował Kami ostateczny zwrot akcji w walce przeciw Zellowi. Czyli na tronie zasiada przebiegły, bezwzględny spryciarz. Castiel spójrz na insygnia na zbroi i płaszcz tego wojownika, świadczą one o tym, że był wysoko postawionym elitarnym wojownikiem. A kto wie, może nawet prawą ręką poprzedniego króla. To co wracamy do treningu?
- Castiel
- Liczba postów : 56
Data rejestracji : 05/10/2015
Skąd : Końskie (obecnie Rotterdam)
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wnętrze Pałacu Kami-samy
Wto Lut 23, 2016 1:48 pm
Castiel słuchał uważnie, nie mogąc wyjść z podziwu na temat rozległej wiedzy niezwiązanej tak bardzo z samą planetą, którą się opiekował. Ale w końcu był Bogiem, żyjącym już długi czas - przeżył wiele a i widział jeszcze więcej. Nie odrywając wzroku od wciąż zmieniających się obrazów dookoła nich, starał się układać całą wiedzę w głowie. Może i było to trudne, ale chłopak miał podzielność uwagi, ale skupił się mocno zapamiętując informację. Kiedyś, gdy się uczył przychodziło mu to łatwo, miał więc wytrenowany umysł i niezawodne sposoby kojarzenia. Przed jego oczami, w jego głowie pojawił się obraz tego chłopaka z jednym okiem, który kilka chwil wcześniej zniknął razem z dziewczyną, a teraz widział go na ekranie jak obrywał od Króla Vegety. Młody indianin nie wiedział jak on to zrobił - tak szybko przemieścił się z miejsca na miejsce, ale na razie akcja na czerwonej planecie toczyła się tak szybko, że nie zdążył o to zapytać, zaciekawiony i przestraszony kolejnymi wypadkami w wojnie o tron. Trochę współczuł Saiyanowi - być opanowanym przez obcą istotę, tracąc kontrolę nad własnym ciałem musi być okropne - popełniając rzeczy, których normalnie byśmy nie zrobili. Cieszył się, że Kami ma na to lekarstwo.
Przenosząc nerwowo ciężar ciała z jednej nogi na drugą, obserwował jak oboje młodych wojowników z odwagą dają z siebie sto dziesięć procent, a i tak to wszystko idzie na marne - Zell strzelił w jednookiego potężnym uderzeniem KI, o mocy tak śmiercionośnej, że chyba Castielowi wydawało się, że słyszy gruchotane kości. Drugi został przybity do podłogi dwoma prętami, dostając niemiłosierne baty - młody indianiec nie mógł patrzeć na jego cierpienie, chciał mu jakoś pomóc mimo iż miał świadomość, że wobec takiej mocy zdmuchnęliby go zwykłym pierdnięciem. Chciał odwrócić wzrok i w tym czasie Nameczanin wspomniał o wojowniku z Ziemi, co chłopak wykorzystał i spojrzał na niego udając zaciekawienie i skutecznie ukrywając grymas bólu jaki podzielał razem z wojownikami. Wszechmogący pokazał mu czerwonowłosego chłopaka, ziemianina o imieniu Chepri... Wyrył sobie to imię w pamięci, mając nadzieję, że kiedyś nadarzy się okazja do spotkania przedstawiciela tej samej rasy.
Następnie usłyszał o planecie Namek, mimowolnie zamknął oczy i wyobrażał sobie jej wygląd wraz z kolejnym opisem. Uznał, że takie odcienie kolorów - jeśli tylko dobrze to sobie wyobrażał - pasują do Nameczaninów. Jedynym mankamentem byli jedynie Changelingowie i Castiel pochłonął kolejną dawkę historii. Ożywił się nieco na wzmiankę o biblioteczce i bardzo chciał kiedyś wrócić tu i nieco się dokształcić na poziomie 'boskim'.
Jego uwagę przykuł ton głosu nauczyciela - teraz zmieniony, dzięki któremu szybko odgonił od siebie swoje egoistyczne myśli i spojrzał na obraz. Zobaczył emblematy i insygnia, znaczące o - jak wspomniał mu Kami - elitarnej jednostce. Nie przejmował się nim, bardziej ucieszył się, że dwoje młodych wojowników zostało uratowanych od niechybnej śmierci. Odetchnął z ulgą na ten fakt, odsuwając na bok myśli o nowym królu. Na razie sytuacja na ich czerwonej planecie musi się ustabilizować, później mogą roztrząsać czy to będzie dobry król. A teraz już spokojny głos Nameczanina przywołał go do jego poprzedniego zadania - treningu nowej techniki. Kiwnął jedynie głową i rzucając ostatnie spojrzenie na ekran, gdzie młodzi byli właśnie transportowani zapewne do centrum medycznego, on odwrócił się i wyszedł z ciemnej komnaty. Do nauki potrzebował przestrzeni i powietrza. Ruszył przed siebie w myślach wybierając miejsce, w którym chciał się zatrzymać...
ZT --> Teren przed Pałacem
Przenosząc nerwowo ciężar ciała z jednej nogi na drugą, obserwował jak oboje młodych wojowników z odwagą dają z siebie sto dziesięć procent, a i tak to wszystko idzie na marne - Zell strzelił w jednookiego potężnym uderzeniem KI, o mocy tak śmiercionośnej, że chyba Castielowi wydawało się, że słyszy gruchotane kości. Drugi został przybity do podłogi dwoma prętami, dostając niemiłosierne baty - młody indianiec nie mógł patrzeć na jego cierpienie, chciał mu jakoś pomóc mimo iż miał świadomość, że wobec takiej mocy zdmuchnęliby go zwykłym pierdnięciem. Chciał odwrócić wzrok i w tym czasie Nameczanin wspomniał o wojowniku z Ziemi, co chłopak wykorzystał i spojrzał na niego udając zaciekawienie i skutecznie ukrywając grymas bólu jaki podzielał razem z wojownikami. Wszechmogący pokazał mu czerwonowłosego chłopaka, ziemianina o imieniu Chepri... Wyrył sobie to imię w pamięci, mając nadzieję, że kiedyś nadarzy się okazja do spotkania przedstawiciela tej samej rasy.
Następnie usłyszał o planecie Namek, mimowolnie zamknął oczy i wyobrażał sobie jej wygląd wraz z kolejnym opisem. Uznał, że takie odcienie kolorów - jeśli tylko dobrze to sobie wyobrażał - pasują do Nameczaninów. Jedynym mankamentem byli jedynie Changelingowie i Castiel pochłonął kolejną dawkę historii. Ożywił się nieco na wzmiankę o biblioteczce i bardzo chciał kiedyś wrócić tu i nieco się dokształcić na poziomie 'boskim'.
Jego uwagę przykuł ton głosu nauczyciela - teraz zmieniony, dzięki któremu szybko odgonił od siebie swoje egoistyczne myśli i spojrzał na obraz. Zobaczył emblematy i insygnia, znaczące o - jak wspomniał mu Kami - elitarnej jednostce. Nie przejmował się nim, bardziej ucieszył się, że dwoje młodych wojowników zostało uratowanych od niechybnej śmierci. Odetchnął z ulgą na ten fakt, odsuwając na bok myśli o nowym królu. Na razie sytuacja na ich czerwonej planecie musi się ustabilizować, później mogą roztrząsać czy to będzie dobry król. A teraz już spokojny głos Nameczanina przywołał go do jego poprzedniego zadania - treningu nowej techniki. Kiwnął jedynie głową i rzucając ostatnie spojrzenie na ekran, gdzie młodzi byli właśnie transportowani zapewne do centrum medycznego, on odwrócił się i wyszedł z ciemnej komnaty. Do nauki potrzebował przestrzeni i powietrza. Ruszył przed siebie w myślach wybierając miejsce, w którym chciał się zatrzymać...
ZT --> Teren przed Pałacem
Re: Wnętrze Pałacu Kami-samy
Czw Lut 09, 2017 9:23 pm
Kami znalazł naszych bohaterów nieprzytomnych. Nic dziwnego po przeżytym rocznym treningu. Zmienili się. Popo przeniósł wszystkich do jednego z atriów pałacu. Dzięki otwartej przestrzeni do pałacu wpadał lekki przyjemnych wietrzyk. Każdy został opatrzony, a obok łózka pojawił się czysty, nowy strój nie nieciekawym kolorze pomarańczowym z emblematem Wszechmogacego Ziemi oraz po fasolce senzu na odzyskanie sił. Ciekaw wrażeń Kami czekał przy powoli zapełniającym się potrawami stole. Może goście zechcą go pożegnać i zjeść coś. Pod sufitem zaś siedziała ciekawska mała demonica i obserwowała śpiących wojowników.
OOC:
Każdy dostaje z was po senzu – wpiszcie w ekwipunek oraz po pasującym rozmiarem pomarańczowym stroju, jaki nosił młody Goku i Kuririn Jak nie chcecie nie musicie ich zakładać. Zdecydujcie sami, czy śpicie w jednym pomieszczeniu, czy każdy osobno.
Trening zaliczony, przemiany zaliczone
OOC:
Każdy dostaje z was po senzu – wpiszcie w ekwipunek oraz po pasującym rozmiarem pomarańczowym stroju, jaki nosił młody Goku i Kuririn Jak nie chcecie nie musicie ich zakładać. Zdecydujcie sami, czy śpicie w jednym pomieszczeniu, czy każdy osobno.
Trening zaliczony, przemiany zaliczone
- GośćGość
Re: Wnętrze Pałacu Kami-samy
Pią Lut 10, 2017 5:45 pm
Całej trójce zostało jeszcze dobre trzy godziny do wyjścia z sali. Postanowili więc, że spędzą ten czas w aktywny sposób, a nie siedząc i wpatrując się w piasek w wielkich klepsydrach, aż górna część zostanie pusta. Dziewczyny chciały udoskonalić pewną technikę, jaką pokazał im Raziel, poza tym, tylko w taki sposób miały z nim jakąkolwiek szansę. Po fuzji, oraz aktywując super saiyanina drugiego poziomu, mogły z łatwością położyć swojego przeciwnika na łopatki i nawet super saiyanin trzeciego stopnia nie był dla nich przeszkodą. Kiedy czas scalenia się skończył, walczyły o własnych siłach. W tym momencie dziewczyny, oraz Raziel tak bardzo pochłonęli się sparringiem, że nawet nie zauważyli zbliżającego się końca. Przeholowali i padli jak muchy.
Na szczęście pilnowani byli przez Kami-samę, oraz z lekka przerażającego mr. Popo, choć tutaj jak się okazało - wygląd mylił. Zostali położeni, oraz dostali po ubraniu, oraz magicznej fasolce. Młoda wojowniczka o teraz czarnych włosach, wyglądała na niezbyt spokojną podczas snu. Zbudziła się jako pierwsza, a raczej zerwała jak poparzona ogniem w zadek, otwierając szeroko oczy. Siedziała na dość dużym łóżku, w otwartym pomieszczeniu bez okien. Poczuła lekki wiatr na swoim okrągłym policzku, oraz we włosach. Ogarnęła w myślach miejsce, w którym się znajduje, oraz to, jak się tutaj pojawiła. Pomyślała, że ktoś musiał ich tutaj przyprowadzić, nie ma innej opcji. Z resztą, dla Kisy ostatnio to był chleb codzienny, więc się tym za bardzo nie przejęła. Jedno było pewne, nie byli już w komnacie, a w normalnym świecie i tylko to teraz powinno całą trójkę w tym pomieszczeniu interesować.
Po cichutku przeszła w stan super saiyanina - jakoś się do tego przyzwyczaiła, od tak to było dla niej bardziej normalne, niż paradowanie w czarnych włosach. Rany miała opatrzone, a włosy nawet uczesane, jedynie czego jej brakowało to ubrania - była w samej bieliźnie. O nie! Zniszczyła doszczętnie strój od Red'a! Będzie na nią zły! Chyba, że jakoś ładnie przeprosi demona, oraz poprosi o nowe gi. Tak. Tak powinno być, a teraz skorzysta z uprzejmości gospodarza, który przygotował dla nich nowe stroje. Kolor, oraz krój przypadł dziewczynie do gustu. Wbiła się w koszulę, spodnie oraz leciutkie buty. Poprawiła pas. Świetne, przewiewne, szkoda, że w walce łatwo to rozerwać.
Pomknęła korytarzami do miejsca, z którego wyczuwała KI Kamiego i jego służącego.
___ - Kami-sama! - krzyknęła uradowana na widok starego nameka. - Wyglądasz na doświadczonego, a Mr. Popo skrywa całkiem ciekawą moc. Mogłabym tutaj czasami wpaść, by potrenować? Nie w sali, tutaj. Chętnie posłucham rad. - uśmiechnęła się serdecznie, jak to nie Kisa. Musiała się chyba zbyt mocno uderzyć w głowę w trakcie treningu, albo po prostu tak bardzo cieszy się z nowego poziomu jaki osiągnęła, że postanowiła być miła dla wszystkich żyjątek dookoła. - Oh... - do jej nosa doszedł zapach jedzenia, a z brzucha wydobył się głośny dźwięk burczenia w brzuchu. No... od paru godzin nic nie jadła.
Na szczęście pilnowani byli przez Kami-samę, oraz z lekka przerażającego mr. Popo, choć tutaj jak się okazało - wygląd mylił. Zostali położeni, oraz dostali po ubraniu, oraz magicznej fasolce. Młoda wojowniczka o teraz czarnych włosach, wyglądała na niezbyt spokojną podczas snu. Zbudziła się jako pierwsza, a raczej zerwała jak poparzona ogniem w zadek, otwierając szeroko oczy. Siedziała na dość dużym łóżku, w otwartym pomieszczeniu bez okien. Poczuła lekki wiatr na swoim okrągłym policzku, oraz we włosach. Ogarnęła w myślach miejsce, w którym się znajduje, oraz to, jak się tutaj pojawiła. Pomyślała, że ktoś musiał ich tutaj przyprowadzić, nie ma innej opcji. Z resztą, dla Kisy ostatnio to był chleb codzienny, więc się tym za bardzo nie przejęła. Jedno było pewne, nie byli już w komnacie, a w normalnym świecie i tylko to teraz powinno całą trójkę w tym pomieszczeniu interesować.
Po cichutku przeszła w stan super saiyanina - jakoś się do tego przyzwyczaiła, od tak to było dla niej bardziej normalne, niż paradowanie w czarnych włosach. Rany miała opatrzone, a włosy nawet uczesane, jedynie czego jej brakowało to ubrania - była w samej bieliźnie. O nie! Zniszczyła doszczętnie strój od Red'a! Będzie na nią zły! Chyba, że jakoś ładnie przeprosi demona, oraz poprosi o nowe gi. Tak. Tak powinno być, a teraz skorzysta z uprzejmości gospodarza, który przygotował dla nich nowe stroje. Kolor, oraz krój przypadł dziewczynie do gustu. Wbiła się w koszulę, spodnie oraz leciutkie buty. Poprawiła pas. Świetne, przewiewne, szkoda, że w walce łatwo to rozerwać.
Pomknęła korytarzami do miejsca, z którego wyczuwała KI Kamiego i jego służącego.
___ - Kami-sama! - krzyknęła uradowana na widok starego nameka. - Wyglądasz na doświadczonego, a Mr. Popo skrywa całkiem ciekawą moc. Mogłabym tutaj czasami wpaść, by potrenować? Nie w sali, tutaj. Chętnie posłucham rad. - uśmiechnęła się serdecznie, jak to nie Kisa. Musiała się chyba zbyt mocno uderzyć w głowę w trakcie treningu, albo po prostu tak bardzo cieszy się z nowego poziomu jaki osiągnęła, że postanowiła być miła dla wszystkich żyjątek dookoła. - Oh... - do jej nosa doszedł zapach jedzenia, a z brzucha wydobył się głośny dźwięk burczenia w brzuchu. No... od paru godzin nic nie jadła.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Wnętrze Pałacu Kami-samy
Pią Lut 10, 2017 8:39 pm
Musiał przyznać, że dziewczyny dość szybko ogarnęły fuzję. Doskonale wiedział czego się spodziewać po poprawnej przemianie. On sam kiedy połączył się z Vernilem dysponował olbrzymią mocą, a byli wtedy tylko na pierwszym poziomie. Drugi poziom stwarzał jeszcze większe możliwości, lecz był to doskonały trening dla Raziela. Każda opcja by sprawdzić trzeci poziom była dobra, choć musiał przyznać, że fuzja Kisy i April na drugim poziomie sprawiała mu kłopoty. To tylko świadczyło o potędze tej techniki. Jednakże musieli przedobrzyć. Dziewczyny przez fuzję, a on przez trzeci poziom. I tak skończyli pobyt w Komnacie nieprzytomni. Całe szczęści, że Kami i Mr. Popo nie byli jakimiś gwałcicielami, bo nie byłoby to zbyt miłe.
Raziel obudził się po dość przyjemnej serii snów. Nie pamiętał dokładnie czego dotyczyły, ale pozwoliły mu wypocząć i po raz pierwszy od dawna był naprawdę wyspany. Pomieszczenie, w którym się znajdował nie było zbyt znajome, wiec przez chwilę myślał, że dalej jest w Komnacie Ducha i Czasu. Jednakże energii Kisy, April, Kamiego, Mr. Popo i całej reszty osób zamieszkujących tą planetę, które doskonale wyczuwał uświadomiły go, że już jest poza Komnatą. Zapewne znajdował się w komnatach dla gości. Jego rany były odpowiednio opatrzone, więc przynajmniej tym się nie musiał martwić. Zahne był w samych bokserkach. Z tego co pamiętał to pancerz uległ zniszczeniu w trakcie walki z dziewczynami. Nie oszczędzali się, wiec nic dziwnego, że było po nim. Szkoda tylko, że był to jego ostatni. Jednakże Kami pomyślał też o tym, gdyż na krześle leżały przygotowane ubrania, a dokładnie niebieska koszulka, buty i pomarańczowy strój do walki. Na piersi miał taki sam symbol jaki nosił Kami. To było… miłe. Raziel założył na siebie strój, który był doskonale dopasowany. W kieszeni znalazł też jakąś fasolkę. Wyglądała niepozornie, ale zdołał się już przekonać, że właśnie takie rzeczy są dość interesujące. Z zewnątrz dobiegły go czyjeś głosy.
Wyszedł z pomieszczenia i natrafił na dość zaskakującą scenę. Mianowicie Kisę, która wypowiedziała naprawdę długie zdanie i to w dodatku w miłym tonie. Ani odrobiny wredności. Podmienili ją czy jak?
- Bardzo dziękuję za wszystko. Mam jeszcze pytanie. – powiedział Raziel i wyciągnął fasolkę z kieszeni. – Co to jest? Zapewne coś wartego uwagi.
Raziel obudził się po dość przyjemnej serii snów. Nie pamiętał dokładnie czego dotyczyły, ale pozwoliły mu wypocząć i po raz pierwszy od dawna był naprawdę wyspany. Pomieszczenie, w którym się znajdował nie było zbyt znajome, wiec przez chwilę myślał, że dalej jest w Komnacie Ducha i Czasu. Jednakże energii Kisy, April, Kamiego, Mr. Popo i całej reszty osób zamieszkujących tą planetę, które doskonale wyczuwał uświadomiły go, że już jest poza Komnatą. Zapewne znajdował się w komnatach dla gości. Jego rany były odpowiednio opatrzone, więc przynajmniej tym się nie musiał martwić. Zahne był w samych bokserkach. Z tego co pamiętał to pancerz uległ zniszczeniu w trakcie walki z dziewczynami. Nie oszczędzali się, wiec nic dziwnego, że było po nim. Szkoda tylko, że był to jego ostatni. Jednakże Kami pomyślał też o tym, gdyż na krześle leżały przygotowane ubrania, a dokładnie niebieska koszulka, buty i pomarańczowy strój do walki. Na piersi miał taki sam symbol jaki nosił Kami. To było… miłe. Raziel założył na siebie strój, który był doskonale dopasowany. W kieszeni znalazł też jakąś fasolkę. Wyglądała niepozornie, ale zdołał się już przekonać, że właśnie takie rzeczy są dość interesujące. Z zewnątrz dobiegły go czyjeś głosy.
Wyszedł z pomieszczenia i natrafił na dość zaskakującą scenę. Mianowicie Kisę, która wypowiedziała naprawdę długie zdanie i to w dodatku w miłym tonie. Ani odrobiny wredności. Podmienili ją czy jak?
- Bardzo dziękuję za wszystko. Mam jeszcze pytanie. – powiedział Raziel i wyciągnął fasolkę z kieszeni. – Co to jest? Zapewne coś wartego uwagi.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wnętrze Pałacu Kami-samy
Nie Lut 12, 2017 9:13 pm
Cały czas treningów doprowadził do tego, że już sama byłam zmęczona. Końcówka jednak podobała mi się tak samo jak wcześniejsza część treningu, bo razem z Kisą robiłyśmy fuzję. Nie miałam pojęcia w zasadzie, co to jest ani jak to się wykonuje, ale zdecydowanie byłam zadowolona z efektów. Zresztą sam szeryf też dostała nieźle tym. Wcale nie było mu łatwo wygrać z nami, a osobowość, która się stworzyła była dosyć osobliwa. Miała chyba nasze najbardziej wkurzające cechy charakteru. Myśląc o tym uśmiechałam się sama do siebie, bo wiedziałam, że Raziel to chyba jednak woli nas osobno. W końcu wszyscy przesadziliśmy i upadliśmy ze zmęczenia. Dobrze, że ktoś nas odnalazł i się nami zaopiekował, bo inaczej marny byłby nasz los. Gdy w końcu się obudziłam rozejrzałam się dookoła. W ogóle czułam się jakbym na nowo się narodziła. Przeciągnęłam się leniwie rozglądając się. Sama też byłam zmuszona przebrać się w coś innego, bo strój nie nadawał się do niczego. Na szczęście Kisa też była do tego zmuszona. Jednak rok treningu dawał się we znaki.
- Kisa, fuzja była zajebista! – powiedziałam jeszcze lekko podekscytowana tym faktem, sama dziewczyna też trochę się zmieniła, fakt tego, że opanowała przemianę działał na jej charakter łagodząco. Byłam teraz w zasadzie ciekawa, co dalej, czy wrócimy do Reda? Próbowałam zeskanować energię Kuro. Nie było go już na Ziemi, czyżby się ulotnił? Może chciał ze mną walczyć, ale mnie akurat nie było? - Dziękujemy za możliwość treningu.
Powiedziałam, gdy po słowach Raziela i ja zajrzałam do kieszeni. Też miałam dziwną fasolkę, zaczęłam ją wąchać próbując się dowiedzieć, co to takiego. Wymieniłam spojrzenie z dziewczyną, bo dotarł do nas zapach pysznego jedzenia, nie mogłam się oprzeć i zaczęłam jeść. Wszystko było takie pyszne, nie wiadomo w końcu kiedy może nastąpić kolejny dobry posiłek. Czekałam też na to, co odpowiedzą odnośnie tej dziwnej fasolki. W sumie to teraz nie wiedziałam, co powinnam zrobić, wytropiłam energię demona i w zasadzie nie miałam się nigdzie indziej podziać. Cieszyłam się przede wszystkim z tego, że udało mi się wydostać z tej cholernej próżni, bo trening był dobry, ale mimo wszystko rok przebywania tam trochę mogło zmęczyć.
- Kisa, wracamy do Reda? - wysłałam do dziewczyny telepatyczną wiadomość, nie byłam pewna sama, co też planuje.
- Kisa, fuzja była zajebista! – powiedziałam jeszcze lekko podekscytowana tym faktem, sama dziewczyna też trochę się zmieniła, fakt tego, że opanowała przemianę działał na jej charakter łagodząco. Byłam teraz w zasadzie ciekawa, co dalej, czy wrócimy do Reda? Próbowałam zeskanować energię Kuro. Nie było go już na Ziemi, czyżby się ulotnił? Może chciał ze mną walczyć, ale mnie akurat nie było? - Dziękujemy za możliwość treningu.
Powiedziałam, gdy po słowach Raziela i ja zajrzałam do kieszeni. Też miałam dziwną fasolkę, zaczęłam ją wąchać próbując się dowiedzieć, co to takiego. Wymieniłam spojrzenie z dziewczyną, bo dotarł do nas zapach pysznego jedzenia, nie mogłam się oprzeć i zaczęłam jeść. Wszystko było takie pyszne, nie wiadomo w końcu kiedy może nastąpić kolejny dobry posiłek. Czekałam też na to, co odpowiedzą odnośnie tej dziwnej fasolki. W sumie to teraz nie wiedziałam, co powinnam zrobić, wytropiłam energię demona i w zasadzie nie miałam się nigdzie indziej podziać. Cieszyłam się przede wszystkim z tego, że udało mi się wydostać z tej cholernej próżni, bo trening był dobry, ale mimo wszystko rok przebywania tam trochę mogło zmęczyć.
- Kisa, wracamy do Reda? - wysłałam do dziewczyny telepatyczną wiadomość, nie byłam pewna sama, co też planuje.
Re: Wnętrze Pałacu Kami-samy
Wto Lut 14, 2017 9:52 pm
Kami siedział przy nakrytym stole i popijał wodę. Uśmiechnął się widząc Kisę w tak pozytywnym nastroju, tak uprzejmą i otwartą. Komnata zmienia wojowników.
- Gratuluję wytrwałości, smacznego musicie naładować baterie. Trening w Komnacie Ducha i Czasu bardzo wyniszcza organizm, nawet jeśli tego nie czujecie. Radziłbym choćby przez trzy dni odpoczywać i unikać walki. Każde z Was jest tu mile widziane, mam tu specjalną komnatę przyszłości, teraźniejszości i przyszłości. Dzięki niej możecie udać się na dowolną planetę w czasie i zmierzyć się z mieszkającymi wojownikami. Jednakże moje życie powoli dobiega końca. Przeżyłem kilka stuleci i czas oddać miejsce komuś innemu. Poprosiłem niedawno Hikaru aby sprowadził kogoś z Namek. Mam nadzieję, że jeszcze przez kilka lat będę mógł przekazywać wiedzę mojemu następcy.
Te fasolki to wyjątkowy artefakt, hoduje się je tylko tu na Ziemi. Zjedzenie jej prawie umarłego może postawić na nogi w pełni sił w kilak sekund ale warunek jest taki, że trzeba ją połknąć. Połowa też potrafi zadziałać. Dodatkowo poczujecie się najedzeni nawet na kilka dni. Radzę zachować na czarną godzinę. Uprawa jest bardzo trudna. Czy w czymś mogę Wam jeszcze pomóc?
- GośćGość
Re: Wnętrze Pałacu Kami-samy
Sro Lut 15, 2017 7:46 pm
Mogłoby się wydawać, że Kisa jest w dobrym nastroju po osiągnięciu super saiyanina drugiego poziomu, lecz gdy tylko na horyzoncie pojawił się Raziel... jakoś mimika jej twarzy się zmieniła.
___ - Księżniczka Raziel. - powiedziała z wrednością w głosie typowym tylko dla młodej saiyanki. Trudno powiedzieć, że jest wredna w stosunku do Niego bo Go nie lubi, czy też zupełnie odwrotnie. Może po prostu boi się pokazać jakiekolwiek swoje pozytywne strony w obawie przed uznaniem za słabą, albo... nie potrafi się w jego towarzystwie po prostu normalnie zachowywać? Cóż. - Phy. - prychnęła z burakiem na twarzy i odwróciła wzrok, zakładając ręce w zawiadiacki sposób. Machnęła puszystym ogonkiem, sięgając do kieszeni. Też miała tą dziwną fasolkę, nie zauważyła jej wcześniej. Z tego co się dowiedziała, posiadała ona nadzwyczajne zdolności, w które ciężko było uwierzyć. To oni, saiyanie posiadali taką rozwiniętą technologię jeżeli chodzi o leczenie, a na zacofanej Ziemi... fasolki.
Zabrali się do jedzenia.
___ - Co do fuzji, trzeba będzie kiedyś skopać komuś tyłek z jej pomocą. - powiedziała w trakcie upychania sobie do dzioba kawałków pysznie upieczonego mięska. Więc Mr. Popo ma również talent do gotowania, świetnie, kolejny powód, by tutaj przychodzić. - Namek? - powiedziała nagle, słysząc nazwę znajomej dla niej planety. Po chwili zastanowienia się, oświeciło ją - Posiadam przedmiot... z tej planety. Znaczy bardziej jest zakopany na Vegecie... jest to smocza kula. Kami-sama, to jest potężny przedmiot, myślisz, że powinnam zwrócić go mieszkańcom Namek? Ja z tym nic nie zrobię chyba. - spojrzała na staruszka. Jakby pomyśleć... nie miała życzeń, które mógłby spełnić nawet magiczny smok. Nie chce nieśmiertelności, choć jej życie klona na pewno będzie mocno skrócone od tego normalnego człowieka, cudem będzie, jeżeli przeżyje jeszcze dwadzieścia lat. Raczej wie o tym tylko ona i lepiej by tak pozostało. Nie powinna też więc w związku z tym zawierać przyjaźni, bo to może źle się skończyć w przyszłości. Neh. Ma mało czasu na udoskonalenie się.
___ - Chciałabym, ale Red jest w czyjejś obecności, w dodatku odczyt KI jest strasznie słaby. - odpowiedziała do April i westchnęła ciężko. - Może już zebrał wszystkie kule... - mruknęła, ugryzła jabłko i przeżuwając je spojrzała pytającym wzrokiem na Raziela. Ciekawe co On ma zamiar teraz począć. Zabrać ją z tej planety?
___ - Księżniczka Raziel. - powiedziała z wrednością w głosie typowym tylko dla młodej saiyanki. Trudno powiedzieć, że jest wredna w stosunku do Niego bo Go nie lubi, czy też zupełnie odwrotnie. Może po prostu boi się pokazać jakiekolwiek swoje pozytywne strony w obawie przed uznaniem za słabą, albo... nie potrafi się w jego towarzystwie po prostu normalnie zachowywać? Cóż. - Phy. - prychnęła z burakiem na twarzy i odwróciła wzrok, zakładając ręce w zawiadiacki sposób. Machnęła puszystym ogonkiem, sięgając do kieszeni. Też miała tą dziwną fasolkę, nie zauważyła jej wcześniej. Z tego co się dowiedziała, posiadała ona nadzwyczajne zdolności, w które ciężko było uwierzyć. To oni, saiyanie posiadali taką rozwiniętą technologię jeżeli chodzi o leczenie, a na zacofanej Ziemi... fasolki.
Zabrali się do jedzenia.
___ - Co do fuzji, trzeba będzie kiedyś skopać komuś tyłek z jej pomocą. - powiedziała w trakcie upychania sobie do dzioba kawałków pysznie upieczonego mięska. Więc Mr. Popo ma również talent do gotowania, świetnie, kolejny powód, by tutaj przychodzić. - Namek? - powiedziała nagle, słysząc nazwę znajomej dla niej planety. Po chwili zastanowienia się, oświeciło ją - Posiadam przedmiot... z tej planety. Znaczy bardziej jest zakopany na Vegecie... jest to smocza kula. Kami-sama, to jest potężny przedmiot, myślisz, że powinnam zwrócić go mieszkańcom Namek? Ja z tym nic nie zrobię chyba. - spojrzała na staruszka. Jakby pomyśleć... nie miała życzeń, które mógłby spełnić nawet magiczny smok. Nie chce nieśmiertelności, choć jej życie klona na pewno będzie mocno skrócone od tego normalnego człowieka, cudem będzie, jeżeli przeżyje jeszcze dwadzieścia lat. Raczej wie o tym tylko ona i lepiej by tak pozostało. Nie powinna też więc w związku z tym zawierać przyjaźni, bo to może źle się skończyć w przyszłości. Neh. Ma mało czasu na udoskonalenie się.
___ - Chciałabym, ale Red jest w czyjejś obecności, w dodatku odczyt KI jest strasznie słaby. - odpowiedziała do April i westchnęła ciężko. - Może już zebrał wszystkie kule... - mruknęła, ugryzła jabłko i przeżuwając je spojrzała pytającym wzrokiem na Raziela. Ciekawe co On ma zamiar teraz począć. Zabrać ją z tej planety?
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Wnętrze Pałacu Kami-samy
Sob Lut 18, 2017 7:45 pm
Spojrzał na Kisę lecz nie odpowiedział nic. Już dawno się nauczył, że ignorowanie jej zaczepek było najlepszą metodą. W sumie to było nawet ciekawe, że osobą, która Kisa najbardziej lubiła się czepiać był właśnie on. Czasami była w stosunku do niego miła, by zaraz zrobić coś przeczącego zdrowemu i racjonalnemu zachowaniu. Cholera wie co się tam działo w jej głowie, ale nie było to raczej nic co można było nazwać normalnym. No, ale rozmyślanie na temat Kisy i tego czy go lubi, nie lubi czy zwyczajnie jest wredna to Raziel pozostawi sobie na kiedy indziej. Teraz zaś słuchał wypowiedzi Kamiego na temat tej fasolki, która jak się Raz już spodziewał nie była taka zwyczajna. Równocześnie słuchał o innej komnacie i o Namek. Więc niedługo zmieni się strażnik, a z tym zaufanie. Zahne polubił starego Nameczanina. Gość był uprzejmy i widać było, że chciał służyć radą młodszym osobnikom. Ciekawiło Księcia ile on już żyje, ale pytać raczej nie wypadało. Także więc kiedy Kami wyjaśnił już co i jak to Zahne siadł do jedzenia, którego była naprawdę spora ilość. Saiyanie po ciężkim treningu byli zaś zawsze głodni.
Słuchał jak Kisa mówi na temat fuzji i możliwości skopania komuś tyłka. Owszem udało im się to, ale lepiej nie nastawiać się na to jako najpotężniejszą broń.
- Tak. Całkiem nieźle wam to wychodzi, ale jeszcze macie sporo błędów do poprawienia. – odparł Zahne, a następnie pochłonął kilka kotletów. Co jak co, ale jedzenie to mieli na tej planecie doskonałe. Jak Raz pomyślał sobie, że kadeci na Vegecie musieli jeść teraz tą paskudną papkę, to nawet zrobiło mu się ich żal. Ale tylko przez chwilę. W końcu każdy musiał to przetrwać. Kisa pochwaliła się posiadaną smoczą kulą i nawet zachowała się bardzo ładnie. Raz spojrzał na nią trochę z boku zastanawiając się co ona kombinuje. Zachowywała się nadzwyczaj dziwnie. No właśnie, skoro o niej mowa, to Zahne musi w końcu złożyć raport Redowi. Był Księciem, ale jednak w dalszym ciągu był w wojsku i podlegał przełożonym. Miał za zadanie sprowadzić Kisę na Vegetę, ale z tego co teraz widział to ona raczej nie była na to chętna. Fascynacja demonem była dla Raziela czymś dziwnym. Trzeba coś z tym fantem zrobić. Natto przełknął kolejną miskę jedzenia i spojrzał na Kisę.
- No dobra. Zakończyliśmy trening w Komnacie. Teraz Kisa mi powiedz co zamierzasz. Wiesz dlaczego mnie wysłali na Ziemię, jednakże nie mam zamiaru cię zabierać siłą. Sam też nie chce jeszcze wracać, jednakże musimy coś ustalić. Więc? – powiedział Raziel. Chciał poznać jej opinię. To już było coś, gdyż Zahne często robił to co uważał za słuszne, a zdanie innych mniej szanował.
Słuchał jak Kisa mówi na temat fuzji i możliwości skopania komuś tyłka. Owszem udało im się to, ale lepiej nie nastawiać się na to jako najpotężniejszą broń.
- Tak. Całkiem nieźle wam to wychodzi, ale jeszcze macie sporo błędów do poprawienia. – odparł Zahne, a następnie pochłonął kilka kotletów. Co jak co, ale jedzenie to mieli na tej planecie doskonałe. Jak Raz pomyślał sobie, że kadeci na Vegecie musieli jeść teraz tą paskudną papkę, to nawet zrobiło mu się ich żal. Ale tylko przez chwilę. W końcu każdy musiał to przetrwać. Kisa pochwaliła się posiadaną smoczą kulą i nawet zachowała się bardzo ładnie. Raz spojrzał na nią trochę z boku zastanawiając się co ona kombinuje. Zachowywała się nadzwyczaj dziwnie. No właśnie, skoro o niej mowa, to Zahne musi w końcu złożyć raport Redowi. Był Księciem, ale jednak w dalszym ciągu był w wojsku i podlegał przełożonym. Miał za zadanie sprowadzić Kisę na Vegetę, ale z tego co teraz widział to ona raczej nie była na to chętna. Fascynacja demonem była dla Raziela czymś dziwnym. Trzeba coś z tym fantem zrobić. Natto przełknął kolejną miskę jedzenia i spojrzał na Kisę.
- No dobra. Zakończyliśmy trening w Komnacie. Teraz Kisa mi powiedz co zamierzasz. Wiesz dlaczego mnie wysłali na Ziemię, jednakże nie mam zamiaru cię zabierać siłą. Sam też nie chce jeszcze wracać, jednakże musimy coś ustalić. Więc? – powiedział Raziel. Chciał poznać jej opinię. To już było coś, gdyż Zahne często robił to co uważał za słuszne, a zdanie innych mniej szanował.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wnętrze Pałacu Kami-samy
Pon Lut 20, 2017 8:26 pm
Napełnienie swojego żołądka to było to, czego teraz zdecydowanie potrzebowałam. Byłam taka pełna przy tym. Pomysł z kopaniem dupy bardzo mi się spodobał, na myśl o tym uśmiechnęłam się do Kisy. Uwagę Szeryfa zignorowałam, znowu zaczął gwiazdorzyć, ale to w sumie nic nowego dla niego. Podziękowałam Wszechmogącemu za możliwość przebywania w komnacie oraz jedzenie. Słyszałam też jak Raziel i Kisa rozmawiają o swoich planach. Nie zamierzałam się im mieszać w to, nie chciałam wchodzić pomiędzy nimi przede wszystkim. Wiedziałam też, że Red jest zajęty, słabo odczuwałam, co tam się działo, ale wiedziałam, że jakoś szczególnie na nas nie czekał. Znowu zostałam sama i miałam tego pełną świadomość. Ciekawe było, że Kisa posiadała smoczą kulę z Namek i sama zamierzała ją oddać, zmieniła się przez ten czas, a może to było tylko chwilowe? Nie mnie oceniać.
- Hm... nie będę Wam zabierała więcej czasu, dzięki za trening, dzięki Gwiazdorze, że mogłam się nauczyć czegoś od Ciebie, a Tobie Kiso za miłe towarzystwo i skopanie jemu dupy, to była czysta przyjemność – zaśmiałam się, bo wiedziałam, że czarnowłosemu się to nie spodoba, ale nie ulegało wątpliwości, że byłyśmy podczas fuzji silne. Nie byłam pewna, gdzie się jeszcze udam, ale miałam świadomość, że pozostałam sama i nie mogę siedzieć komuś na garnuszku cały czas. Raziel i Kisa byli w pewien sposób złączeni, mnie mogli mieć już po prostu dosyć, chciałam żeby samo mogli przedyskutować ich decyzję dotyczącą co powinni zrobić dalej. Wiedziałam, że nie jestem już im potrzebna, a tym bardziej niezbędna do dalszych kroków. Podobnie jak Red’owi zresztą, nie lubiłam też pożegnań, więc tylko uniosłam w ich kierunku dłoń – Gdybyście mnie potrzebowali łatwo będzie Wam mnie znaleźć, nie chcę nadużywać już Waszej gościnności, no ten. Miło było.
zt-> Jeszcze nie wiem gdzie dokładnie, ale napiszę.
- Hm... nie będę Wam zabierała więcej czasu, dzięki za trening, dzięki Gwiazdorze, że mogłam się nauczyć czegoś od Ciebie, a Tobie Kiso za miłe towarzystwo i skopanie jemu dupy, to była czysta przyjemność – zaśmiałam się, bo wiedziałam, że czarnowłosemu się to nie spodoba, ale nie ulegało wątpliwości, że byłyśmy podczas fuzji silne. Nie byłam pewna, gdzie się jeszcze udam, ale miałam świadomość, że pozostałam sama i nie mogę siedzieć komuś na garnuszku cały czas. Raziel i Kisa byli w pewien sposób złączeni, mnie mogli mieć już po prostu dosyć, chciałam żeby samo mogli przedyskutować ich decyzję dotyczącą co powinni zrobić dalej. Wiedziałam, że nie jestem już im potrzebna, a tym bardziej niezbędna do dalszych kroków. Podobnie jak Red’owi zresztą, nie lubiłam też pożegnań, więc tylko uniosłam w ich kierunku dłoń – Gdybyście mnie potrzebowali łatwo będzie Wam mnie znaleźć, nie chcę nadużywać już Waszej gościnności, no ten. Miło było.
zt-> Jeszcze nie wiem gdzie dokładnie, ale napiszę.
Re: Wnętrze Pałacu Kami-samy
Wto Lut 21, 2017 8:28 pm
Wszechmogącemu zrzedła mina na wieść o tym, co zrobiła Kisa.
- Dziecko drogie.. – odezwał się łamiącym głosem. - Smocze Kule na Namek są nieco inne niż te tutaj. Tamte zostały stworzone i są pielęgnowane zawsze przez kolejnego Guru Nameczan. Są nierozerwalnie związane z planetą, z jej biologiczną naturą. Zabierając ją możesz nawet spowodować zagładę ludu Nameczan. Niebo może zwalić się im na głowy i to dosłownie. Postaraj się naprawić ten błąd jak najszybciej. Dla Ciebie jedna kula nie przedstawia wartości ale na Namek jest cząstką planety.
Kami żałował, że goście już odchodzą. Nie ma się czemu dziwić, żyje tu sam od wielu set lat. Popo to milczący towarzysz. Wszechmogący chciał zachęcić April do pozostania i dalszego treningu kusząc Komnatą przyszłości, teraźniejszości i przyszłości. Ale najwyraźniej albo nie była gotowa ale miała zbyt duże wątpliwości na zmierzenie się z prawdą. Zawsze była tu mile widziana, tak jak pozostali wojownicy.
OOC: Jak coś chcecie od Kamiego to zapraszam, a jak nie to możecie lecieć.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wnętrze Pałacu Kami-samy
Sro Lut 22, 2017 9:34 pm
- Telepatia do Kisy i Raziela:
- Co do fabuły, Red nie czekając na odezwanie się jednej czy drugiej towarzyszki z wyspy, skrzyżował ręce na torsie i mrużąc oczy przeszukał dwie wojowniczki i Raziela, przez którego narratorka musi edytować opis, i którzy znajdowali się poza wyspą i byli już wśród żywych. Tak, odnalazł ich Ki, może próbować się kontaktować. Trochę mu to zajęło, aż odezwał się głosem podobnym w intonacji do automatycznej sekretarki w telefonie.
>>>Niebawem do Was dołączę, lecz muszę najpierw odnaleźć Smoczą Kulę, która tutaj się ukrywa. Dowiem się również, jak bardzo przyłożyłyście się do ćwiczeń.<<<
Zapowiedział z wyjątkowym, stoickim spokojem chęć spotkania się ze sojuszniczkami i trochę mniejszą z Razielem. Niby spokojnie poinformował o swoich zamiarach, chociaż to wszystko tylko pozory.
- GośćGość
Re: Wnętrze Pałacu Kami-samy
Sob Lut 25, 2017 5:56 pm
___ - Huh? - podniosła głowę na April, która najwyraźniej szykowała się do odlotu stąd. Wysłuchała jej, ale za późno było dla niej zareagować w jakiś sposób. - April, czekaj! - krzyknęła tylko wysuwając dłoń, ale tej już nie było. No jasny gwint, zostawiła ją i sobie poleciała. Świetnie. Gdzie się udała? To nie jest droga do KI Red'a, tylko do innej, znacznie mniejszej od tej demonicznej. Jak śmiała...
___ - Nigdy nie byłam na Namek, kula została w takim razie ukradziona, dostałam ją od kupca na Vegecie. - odpowiedziała i wyrzuciła ogryzek od jabłka hen daleko w dal. Raczej by nie wzięła rzeczy, która nie należy do niej. Ta kula to przypadek, dowiedziała się o jej przeznaczeniu i miejscu pochodzenia od demona Red'a, który aktualnie szuka ziemskich odpowiedników. - Poza tym... nie mam opcji się tam dostać, nie posiadam statku kosmicznego, uprowadził mnie tutaj Hikaru swoją techniką teleportacji. Może on ją zaniesie, skoro i tak ma być na tej planecie... ale tylko ja wiem, gdzie kula jest zakopana. - westchnęła ciężko i podrapała się po jasnej czuprynie, a następnie ziewnęła przeciągle, najwyraźniej niewyspana. Trudno mówić z resztą o wyspaniu się, gdy zemdlało się z wycieńczenia.
___ - Ustalić... - powtórzyła słowa po Razielu. - Wrócę na Vegetę gdy pomogę Redowi zebrać wszystkie Smocze Kule i dowiem się, dlaczego je zbierał. Nadal nie znam jego życzenia, ale chcę mu pomóc. - zacisnęła piąstki i na chwilę zamilkła, doszła do niej telepatia demona. O wilku mowa. Raziel chyba też to słyszał. - Tylko teraz nie mogę do Niego lecieć, jak widzisz... - podniosła wzrok na mężczyznę, oczy miała lekko... smutne? - A Ty? Też gdzieś lecisz teraz, prawda? W takim razie ja zostanę tutaj, o. Łaski bez. Nie potrzebuję niczyjego towarzystwa. - Jej ton uległ lekkiej zmianie, znowu czuć było w jej głosie butność. Tak, idzie sobie wszyscy! Zrobiła parę kroków ku wyjściu, a następnie ucupnęła tyłkiem na zimnych kafelkach, podparła głowę o jedną rękę, a drugą trzymała na udzie. Foch.
___ - Nigdy nie byłam na Namek, kula została w takim razie ukradziona, dostałam ją od kupca na Vegecie. - odpowiedziała i wyrzuciła ogryzek od jabłka hen daleko w dal. Raczej by nie wzięła rzeczy, która nie należy do niej. Ta kula to przypadek, dowiedziała się o jej przeznaczeniu i miejscu pochodzenia od demona Red'a, który aktualnie szuka ziemskich odpowiedników. - Poza tym... nie mam opcji się tam dostać, nie posiadam statku kosmicznego, uprowadził mnie tutaj Hikaru swoją techniką teleportacji. Może on ją zaniesie, skoro i tak ma być na tej planecie... ale tylko ja wiem, gdzie kula jest zakopana. - westchnęła ciężko i podrapała się po jasnej czuprynie, a następnie ziewnęła przeciągle, najwyraźniej niewyspana. Trudno mówić z resztą o wyspaniu się, gdy zemdlało się z wycieńczenia.
___ - Ustalić... - powtórzyła słowa po Razielu. - Wrócę na Vegetę gdy pomogę Redowi zebrać wszystkie Smocze Kule i dowiem się, dlaczego je zbierał. Nadal nie znam jego życzenia, ale chcę mu pomóc. - zacisnęła piąstki i na chwilę zamilkła, doszła do niej telepatia demona. O wilku mowa. Raziel chyba też to słyszał. - Tylko teraz nie mogę do Niego lecieć, jak widzisz... - podniosła wzrok na mężczyznę, oczy miała lekko... smutne? - A Ty? Też gdzieś lecisz teraz, prawda? W takim razie ja zostanę tutaj, o. Łaski bez. Nie potrzebuję niczyjego towarzystwa. - Jej ton uległ lekkiej zmianie, znowu czuć było w jej głosie butność. Tak, idzie sobie wszyscy! Zrobiła parę kroków ku wyjściu, a następnie ucupnęła tyłkiem na zimnych kafelkach, podparła głowę o jedną rękę, a drugą trzymała na udzie. Foch.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Wnętrze Pałacu Kami-samy
Wto Lut 28, 2017 6:26 pm
- Zawsze do usług. – odparł Raziel. W ciągu roku spędzonego razem w Komnacie już przywykł do tych ksywek, które mu dziewczyna nadawała. Prawdę mówiąc to niektóre były dość fajne, lecz raczej tego publicznie nie przyzna. Dziwne jedynie było to dlaczego opuszczała ich, a nie czekała na Kisę. Musiała o czymś wiedzieć, o czym pozostała dwójka nie miała zielonego pojęcia. Machnął dziewczynie na pożegnanie i tyle ją widzieli. No, ale została jeszcze Kisa, która nie miała zbyt radosnej miny. To raczej nie była wina Raziela, choć znając Saiyankę to wszystkiego się można było spodziewać. Kisa zachowywała się czasami dość nieprzewidywalnie i Zahne nie wiedział co o tym ma myśleć. Czasem była grzeczna i spokojna, by za chwilę kopnąć go, rzucić jakiś dziwny tekst i spalić buraka. Choć sprawdzenie tego co czaiło się w jej głowie było kuszące, to Natto miał też inne plany. Poza tym nie wiedział, czy dziewczynie podobałoby się grzebanie w jej umyśle. Raz mógł posłuchać rozmowy Kamiego z Kisą na temat smoczej kuli i możliwości jej oddawania. No jakoś trzeba będzie ją stąd zabrać. Będzie musiał wezwać dodatkową kapsułę. Zajmie to pewien czas, ale lepsze to niż nic.
I kiedy Kisa wreszcie postanowiła odpowiedzieć, to jeszcze do jego umysłu doszedł przekaz od demona. Ciekawe dlaczego i Saiyanin otrzymał ten przekaz. Czyżby Red miał jakieś plany w stosunku do niego? Zahne postanowił nie odpowiadać. Chciał zobaczyć co wyniknie z tego spotkania. Nie był podporządkowany Redowi i nic mu nie obiecywał, a prawdę mówiąc to przez niego dziewczyny poszły do Komnaty niż na poszukiwania. Możliwe, że Red może mieć do niego pewien żal. Ech. Relacje społeczne były tak bardzo upierdliwe.
- No sama nie wrócisz, gdyż jak już zauważyłaś nie masz statku. No, ale to nie problem. Wystarczy, że jak już skończysz się bawić w dobrego samarytanina to mi dasz znać. – odparł Zahne i również wstał od stołu. No i tu się stało to, o czym wcześniej była mowa. Kisa znów się obraziła nie wiadomo za co. Raziel uśmiechnął się lekko widząc jak usiadła i zrobiła tą swoją typową minę. Czasami zachowywała się jak dziecko elity. Cholera wie czyje geny ona miała w sobie, ale na pewno nie była to spokojna persona.
- Wiesz, że nie musisz siedzieć tu sama. Przecież nic ci nie mówiłem o tym, że nie możesz ze mną lecieć. – powiedział Zahne i wyciągnął z kieszeni kapsułkę, którą rzucił na podłogę. Ta po chwili się uruchomiła i na jej miejscu znajdowała się Kapsuła Księcia. Raz otworzył ją i wyciągnął ze środka swój scouter, który zamontował na uchu i uruchomił. Kapsuła zaś została ponownie zmniejszona i wsadzona do kieszeni. Nigdzie na razie nie leciał. Natto poklikał coś przy swoim urządzeniu i wybrał numer Reda.
- Natto Zahne melduje się. Znalazłem naszą zagubioną Nashi. Jest cała i zdrowa, jednakże chciałbym zostać na tej planecie jeszcze trochę. Myślę, że pomoże mi to lepiej zrozumieć jej fenomen i zdobyć wiele doświadczenia. – powiedział mężczyzna, a następnie wysłał wiadomość do trenera. Dobrze, teraz można przeskanować całą planetę. Wiedział, że scouter nie da rady, ale od czego ma swoje umiejętności. Pierwszym zdziwieniem była Ki, do której poleciała April. Dziwnie znajoma. Zapewne jakiś Saiyanin z Akademii. Tylko co on tu robił? Trzeba będzie go obserwować. Na Ziemi panoszyło się sporo różnych energii, a po pobycie w Komnacie jeszcze był lekko otumaniony. Spojrzał na Kisę i westchnął.
- Wiesz. – zaczął, kiedy już klapnął sobie obok niej. – Jesteś nawet urocza kiedy udajesz, że jesteś obrażona. Choć osobiście wolę jak się uśmiechasz. Kilka razy cię widziałem jak to robiła w Komnacie. Lepsza energia z ciebie wtedy bije.
I kiedy Kisa wreszcie postanowiła odpowiedzieć, to jeszcze do jego umysłu doszedł przekaz od demona. Ciekawe dlaczego i Saiyanin otrzymał ten przekaz. Czyżby Red miał jakieś plany w stosunku do niego? Zahne postanowił nie odpowiadać. Chciał zobaczyć co wyniknie z tego spotkania. Nie był podporządkowany Redowi i nic mu nie obiecywał, a prawdę mówiąc to przez niego dziewczyny poszły do Komnaty niż na poszukiwania. Możliwe, że Red może mieć do niego pewien żal. Ech. Relacje społeczne były tak bardzo upierdliwe.
- No sama nie wrócisz, gdyż jak już zauważyłaś nie masz statku. No, ale to nie problem. Wystarczy, że jak już skończysz się bawić w dobrego samarytanina to mi dasz znać. – odparł Zahne i również wstał od stołu. No i tu się stało to, o czym wcześniej była mowa. Kisa znów się obraziła nie wiadomo za co. Raziel uśmiechnął się lekko widząc jak usiadła i zrobiła tą swoją typową minę. Czasami zachowywała się jak dziecko elity. Cholera wie czyje geny ona miała w sobie, ale na pewno nie była to spokojna persona.
- Wiesz, że nie musisz siedzieć tu sama. Przecież nic ci nie mówiłem o tym, że nie możesz ze mną lecieć. – powiedział Zahne i wyciągnął z kieszeni kapsułkę, którą rzucił na podłogę. Ta po chwili się uruchomiła i na jej miejscu znajdowała się Kapsuła Księcia. Raz otworzył ją i wyciągnął ze środka swój scouter, który zamontował na uchu i uruchomił. Kapsuła zaś została ponownie zmniejszona i wsadzona do kieszeni. Nigdzie na razie nie leciał. Natto poklikał coś przy swoim urządzeniu i wybrał numer Reda.
- Natto Zahne melduje się. Znalazłem naszą zagubioną Nashi. Jest cała i zdrowa, jednakże chciałbym zostać na tej planecie jeszcze trochę. Myślę, że pomoże mi to lepiej zrozumieć jej fenomen i zdobyć wiele doświadczenia. – powiedział mężczyzna, a następnie wysłał wiadomość do trenera. Dobrze, teraz można przeskanować całą planetę. Wiedział, że scouter nie da rady, ale od czego ma swoje umiejętności. Pierwszym zdziwieniem była Ki, do której poleciała April. Dziwnie znajoma. Zapewne jakiś Saiyanin z Akademii. Tylko co on tu robił? Trzeba będzie go obserwować. Na Ziemi panoszyło się sporo różnych energii, a po pobycie w Komnacie jeszcze był lekko otumaniony. Spojrzał na Kisę i westchnął.
- Wiesz. – zaczął, kiedy już klapnął sobie obok niej. – Jesteś nawet urocza kiedy udajesz, że jesteś obrażona. Choć osobiście wolę jak się uśmiechasz. Kilka razy cię widziałem jak to robiła w Komnacie. Lepsza energia z ciebie wtedy bije.
- GośćGość
Re: Wnętrze Pałacu Kami-samy
Sob Mar 04, 2017 11:03 am
___ - Nie wiem gdzie lecisz, ale mi się nie chce. - odpowiedziała oschle. - To miejsce jest znacznie ciekawsze i chyba skrywa więcej ciekawych miejsc. - chyba ostatnio gada o wiele więcej jak na Kisę. Zamknęła oczy, jakby chcąc dać do zrozumienia Razielowi, że jej przeszkadza w byciu samą, po czym uchyliła jedną powiekę widząc, jak ten wyciąga statek, a ze statku scouter. Tak poza tym, fakt. Przydałby się jej statek, bo jak widać oboje by się nie zmieścili w tak malutkim. Saiyanie nie przewidzieli pasażerów na gapę w swoich statkach jak widać.
Chyba Raziel kupił im więcej czasu na tej planecie, nim będą musieli rozkazem zapieprzać z powrotem, bo ktoś byłby zniecierpliwiony długą nieobecnością Księcia. Kto by się nią przejmował tam, on pewnie jest ważniejszy... nie, na pewno jest ważniejszy dla obecnych tam osób. Nashi to tylko pionek, jakich wiele na tej planecie.
Machnęła znudzona ogonem, po czym ponownie zamknęła oczy, starając się w żaden sposób nie reagować na to co robi mężczyzna, a ten przysiadł się obok niej, zagadując. Na pierwsze słowo odwróciła głowę z głośnym, wrednym, obrażonym "HYM!". Z kolejnymi słowami jej mina zaczęła dziwnie drżeć, a twarz zalewać rumieńcem. Z trudem zaczęła utrzymywać kamienną twarz, nawet sama zaczęła drżeć.
Spoufala się! Jak śmie!
___ - G-goń się, buraku! - odkrzyknęła w końcu, zakrywając twarz za burzą złotych włosów, tak, by nie było widać, choć pewnie odnosiła marny skutek. Uniesione włosy i tak odkrywały wiele jej okrągłej twarzy. To jest ten minus super saiyanina. - J-jakbym miała powód do uśmiechania tobymsięuśmiechałaaleniemamwiecspadaj. - ostatnie słowa wypowiedziała strasznie niewyraźnie i z załamującym się głosem, jak dziecko, które zaraz ma się popłakać. Zaraz, czy to w jej kącikach oczu to łzy, czy się wydaje?
OOC
Jako, że ja bym musiała Ci odpisać tutaj NPC'em, bo Redem teraz kieruję ja, uznaj, że odpowiedział Ci: "Nie ma sprawy, z resztą mamy awarię na Wieży Kontrolnej, więc lepiej, żebyście teraz nie wracali, bo by was zestrzelono przez przypadek. Jaszczurka nam wariuje na pokładzie." to umieszczę w poście u Xanasa w każdym bądź razie.
Chyba Raziel kupił im więcej czasu na tej planecie, nim będą musieli rozkazem zapieprzać z powrotem, bo ktoś byłby zniecierpliwiony długą nieobecnością Księcia. Kto by się nią przejmował tam, on pewnie jest ważniejszy... nie, na pewno jest ważniejszy dla obecnych tam osób. Nashi to tylko pionek, jakich wiele na tej planecie.
Machnęła znudzona ogonem, po czym ponownie zamknęła oczy, starając się w żaden sposób nie reagować na to co robi mężczyzna, a ten przysiadł się obok niej, zagadując. Na pierwsze słowo odwróciła głowę z głośnym, wrednym, obrażonym "HYM!". Z kolejnymi słowami jej mina zaczęła dziwnie drżeć, a twarz zalewać rumieńcem. Z trudem zaczęła utrzymywać kamienną twarz, nawet sama zaczęła drżeć.
Spoufala się! Jak śmie!
___ - G-goń się, buraku! - odkrzyknęła w końcu, zakrywając twarz za burzą złotych włosów, tak, by nie było widać, choć pewnie odnosiła marny skutek. Uniesione włosy i tak odkrywały wiele jej okrągłej twarzy. To jest ten minus super saiyanina. - J-jakbym miała powód do uśmiechania tobymsięuśmiechałaaleniemamwiecspadaj. - ostatnie słowa wypowiedziała strasznie niewyraźnie i z załamującym się głosem, jak dziecko, które zaraz ma się popłakać. Zaraz, czy to w jej kącikach oczu to łzy, czy się wydaje?
OOC
Jako, że ja bym musiała Ci odpisać tutaj NPC'em, bo Redem teraz kieruję ja, uznaj, że odpowiedział Ci: "Nie ma sprawy, z resztą mamy awarię na Wieży Kontrolnej, więc lepiej, żebyście teraz nie wracali, bo by was zestrzelono przez przypadek. Jaszczurka nam wariuje na pokładzie." to umieszczę w poście u Xanasa w każdym bądź razie.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Wnętrze Pałacu Kami-samy
Pon Mar 06, 2017 7:10 pm
- Jak uważasz. Pamiętaj jednak, że zawsze możesz się do mnie odezwać. W końcu jestem twoim opiekunem i muszę o ciebie dbać. – powiedział Raz poprawiając scouter. W sumie to było chyba najlepsze określenie, gdyż na mistrza czy mentora nie nadawał się w stosunku do Kisy, a wolał nie podkreślać hierarchii, gdyż doskonale wiedział jak ona na to reaguje. Postawił więc na dość neutralne słowo, choć zdawał sobie sprawę z tego, że i to może u Kisy wywołać focha, agresję czy Kami wie co jeszcze. Co do statku to racja, że potrzebowali by większego, ale aktualnie jeszcze żadne nie posiadało rangi na takie statki. No Raziel jako Książe mógł rozbijać się statkiem większym od normalnych, ale niezbyt dobrze to wyglądało. Trzeba było dbać o dobre imię i nie robić siary ojcu, którego polityczni przeciwnicy tylko na coś takiego czekali. Poza tym Zahne obiecał sobie, że na wszystko zapracuje sobie sam.
Po kilku chwilach dostał wiadomość od Reda i szczerze nie była ona zbyt dobra. Chang na Vegecie nigdy nie wróżył niczego dobrego. Ciekawiło go skąd się wziął, ale zapewne nie potrwa to długo. W komunikacie Raziel wyłapał przekleństwa, które rzucała tylko jedna osoba. Zaczynał nawet współczuć jaszczurowi. W każdym razie trener się nie nudził, a on miał zgodę na małą samowolkę. W końcu jak dostanie misję to go powiadomią, więc wszystko jest ok.
Cóż. Reakcji Kisy to Raz się spodziewał jak niczego innego. I jak tu ma nie mówić, że jest urocza kiedy jest. Po prostu tylko dobrze to ukrywa, ale trzeba umieć ją odpowiednio uruchomić. No, ale nie spodziewał się, że będzie przez niego płakała. Ej, no to było…
- No przepraszam. Nie płacz. Przecież to nic złego czasem się uśmiechnąć. – powiedział i poklepał Kisę po głowę. Mogło to się skończyć stratą dłoni, ale kto nie ryzykuje ten nie… no tu sobie sami dopowiedzcie.
Po kilku chwilach dostał wiadomość od Reda i szczerze nie była ona zbyt dobra. Chang na Vegecie nigdy nie wróżył niczego dobrego. Ciekawiło go skąd się wziął, ale zapewne nie potrwa to długo. W komunikacie Raziel wyłapał przekleństwa, które rzucała tylko jedna osoba. Zaczynał nawet współczuć jaszczurowi. W każdym razie trener się nie nudził, a on miał zgodę na małą samowolkę. W końcu jak dostanie misję to go powiadomią, więc wszystko jest ok.
Cóż. Reakcji Kisy to Raz się spodziewał jak niczego innego. I jak tu ma nie mówić, że jest urocza kiedy jest. Po prostu tylko dobrze to ukrywa, ale trzeba umieć ją odpowiednio uruchomić. No, ale nie spodziewał się, że będzie przez niego płakała. Ej, no to było…
- No przepraszam. Nie płacz. Przecież to nic złego czasem się uśmiechnąć. – powiedział i poklepał Kisę po głowę. Mogło to się skończyć stratą dłoni, ale kto nie ryzykuje ten nie… no tu sobie sami dopowiedzcie.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach