Wnętrze bazy 66.6 (Wyspa na środku oceanu)
Pon Mar 20, 2017 10:58 am
Zrujnowany kompleks wojskowy ukryty przed resztą świata. Kto wchodzi, ten z natury nie wychodzi ze względu na to, że niepozornie opuszczone miejsce nadal posiada aktywne systemy obronne oraz innych, co dziwniejszych mieszkańców.
Temat niedostępny dla graczy, bez otrzymania zgody od NPC
Temat niedostępny dla graczy, bez otrzymania zgody od NPC
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wnętrze bazy 66.6 (Wyspa na środku oceanu)
Pon Mar 20, 2017 6:18 pm
Ani trochę nie podobało mu się w tych ciasnych, nieznanych zakątkach. Lubił tego typu miejsca jedynie wtedy, gdy sam miał pewność, że są wyludnione od jakichkolwiek istot, nawet tych bezbronnych. Rogaty łeb wychwycił wibracje kilku-kilkudziesięciu źródeł mocy, co oznaczało, iż nie był sam na sam z Boską Istotą. Chronili się przed bitwą? A może pragnęli dostać się przed Redem do Świętej? Hm, rzeczywiście mogłaby za taką uchodzić, bo jej głos zdradzał zatroskanie i smutek. Coraz ciekawsza wydawała mu się ta postać, nie mniej nie przybył tutaj w celu zawierania znajomości, a po Smoczą Kulę.
A propo znajomości. Gdy tylko winda przestała się ruszać i ugrzęzła między poziomami, demon próbował rozeznać się w środowisku, i natknął się na Futrzaka. Nie był sam. Nie potrafił dokładnie określić, ilu ich było i gdzie się podziewali, lecz wyraźnie czuł ich moce. Co tu robił ten oddział?
>>>Wiesz, jak dostać się do najniższej części bazy? Winda się zepsuła.<<<
Wysłał ów wiadomość telepatyczną do Kocura, którego wyhaczył swoim wrażliwym zmysłem Ki na jednym z poziomów bazy. Nie wybrał się do niego bezpośrednio, ponieważ nie chciał go skrzywdzić, a któryś z jego kompanów lub on sam mógł być ranny i krwawić. Skoro zawarli swego rodzaju pakt o nieagresji, mógł spróbować dowiedzieć się czegoś więcej o tym miejscu. Rudy zresztą pokazywał mu hologram, na którym była komnata nieznanej bliżej boskiej istoty.
Kierował się ku słabej, z pozoru, jednostki, która mogła być pomocna w dwojaki sposób. Jeśli była żywa, to nakłoniły do współpracy, żeby wskazała kierunek wgłąb wyspy. Jeśli martwa lub bliska śmierci, zaspokoi swój głód. To się nazywa łączenie przyjemnego z pożytecznym. Najpierw gołymi rękoma rozwarł na boki stalowe wnyki z windy, a potem wymknął się z wehikułu, żeby dorwać się kondygnacji z wolnoobracającym się wiatrakiem od wentylacji. Nie wiedział, jak to działało i czemu służyło, lecz miał przeczucie, że gdyby wielkie łopaty obracały się szybciej, mogłyby go zmielić ostrymi krawędziami. Nie cackając się dłużej wnet pochwycił za środek tarczy i napinając mięśnie wyrwał je z zawiasów i od kabli, które iskrząc się wydawały z siebie charakterystyczny dźwięk. Uniknął porażenia prądem odrzucając za siebie wiatrak i kucnął przed otworem, który zmuszał do zmiany sylwetki. Dobrze, że zostało w nim nieco elastyczności, chociaż przymarznięte kończyny niechętnie będą chciały współpracować. Zniżył pułap i zaczął czołgać się wąskim korytarzem w stronę nikłej Ki, która oczami wyobraźni przedstawiała się dwojako, o czym było już wspomniane. Przecisnął się przez korytarzyk, który skończył się w pewnym momencie. Wylądował miękko na podłożu i prostując się szukał energii, która tu go przywiodła. Kogo lub co znalazł?
A propo znajomości. Gdy tylko winda przestała się ruszać i ugrzęzła między poziomami, demon próbował rozeznać się w środowisku, i natknął się na Futrzaka. Nie był sam. Nie potrafił dokładnie określić, ilu ich było i gdzie się podziewali, lecz wyraźnie czuł ich moce. Co tu robił ten oddział?
>>>Wiesz, jak dostać się do najniższej części bazy? Winda się zepsuła.<<<
Wysłał ów wiadomość telepatyczną do Kocura, którego wyhaczył swoim wrażliwym zmysłem Ki na jednym z poziomów bazy. Nie wybrał się do niego bezpośrednio, ponieważ nie chciał go skrzywdzić, a któryś z jego kompanów lub on sam mógł być ranny i krwawić. Skoro zawarli swego rodzaju pakt o nieagresji, mógł spróbować dowiedzieć się czegoś więcej o tym miejscu. Rudy zresztą pokazywał mu hologram, na którym była komnata nieznanej bliżej boskiej istoty.
Kierował się ku słabej, z pozoru, jednostki, która mogła być pomocna w dwojaki sposób. Jeśli była żywa, to nakłoniły do współpracy, żeby wskazała kierunek wgłąb wyspy. Jeśli martwa lub bliska śmierci, zaspokoi swój głód. To się nazywa łączenie przyjemnego z pożytecznym. Najpierw gołymi rękoma rozwarł na boki stalowe wnyki z windy, a potem wymknął się z wehikułu, żeby dorwać się kondygnacji z wolnoobracającym się wiatrakiem od wentylacji. Nie wiedział, jak to działało i czemu służyło, lecz miał przeczucie, że gdyby wielkie łopaty obracały się szybciej, mogłyby go zmielić ostrymi krawędziami. Nie cackając się dłużej wnet pochwycił za środek tarczy i napinając mięśnie wyrwał je z zawiasów i od kabli, które iskrząc się wydawały z siebie charakterystyczny dźwięk. Uniknął porażenia prądem odrzucając za siebie wiatrak i kucnął przed otworem, który zmuszał do zmiany sylwetki. Dobrze, że zostało w nim nieco elastyczności, chociaż przymarznięte kończyny niechętnie będą chciały współpracować. Zniżył pułap i zaczął czołgać się wąskim korytarzem w stronę nikłej Ki, która oczami wyobraźni przedstawiała się dwojako, o czym było już wspomniane. Przecisnął się przez korytarzyk, który skończył się w pewnym momencie. Wylądował miękko na podłożu i prostując się szukał energii, która tu go przywiodła. Kogo lub co znalazł?
Re: Wnętrze bazy 66.6 (Wyspa na środku oceanu)
Czw Mar 23, 2017 11:13 am
Red nie uzyskał żadnej odpowiedzi telepatycznej od źródła znajomego ki, zapewne z prostego powodu, iż regularnie zaczął zapominać kwestie nieznajomości telepatii przez większość mieszkańców wszechświata. Na pewno owa wiadomość sprawiła, że zatrzymali się w miejscu, możliwe pragnąc właśnie przedyskutować treść jego wiadomości. System wentylacyjny nie sprawił najmniejszych trudności demonowi, a odrzucony wiatrak wydawał regularnie echo obijania się o ściany prowadzącego w dół szybu windy. Zaczął człapać przez ciasne, okute w blachy przejście zmuszony czołgać się, aż miał wrażenie, że w formie kota byłoby mu znacznie wygodniej. Zajęło dłuższą chwile zanim dotarł na miejsce w międzyczasie omijając kraty pod własnym ciałem. Uświadamiały Czerwonego, że system wentylacyjny jest jeszcze bardziej złożony, niż na pierwszy rzut oka by się wydawało. W końcu rozbił kratę i zeskoczył do pomieszczenia z potencjalnie słabą istotą.
Było to pomieszczenie biurowe i sądząc po jego stanie, było nieregularnie sprzątane. Różnorodne papiery walały się po metalowej podłodze z chropowatymi wypustkami antypoślizgowymi przedstawiając niezidentyfikowane dla demona wyliczenia. Kratka wentylacyjna znajdowała się tuż przy biurku, tak też miał najlepszy widok na nieaktywny komputer z płaskim monitorem, jakimiś czarnymi szufladkami na różne przybory biurowe oraz dokumenty, jak również szufladzie znajdującej się pod biurkiem, a bezpośrednio przymocowanej do owego mebla. Wszystko było plastikowe, bądź z metalu, a prezentujące się w tych samych, brudnych i szarych barwach obiekty stały się żmudne i nieapetyczne w jego oczach. Wgłąb pomieszczenia znajdowały się ogromne szafki przytwierdzone do ściany, a na samym końcu drzwi. Szafki zajmowały połowę pomieszczenia, a zważając, że wymiary pokoju to dwa i pół na osiem metra, mogło tu być stosunkowo ciasno. Istota z ki gnieździła się we szparach między ogromnymi szafkami. Wszystkie z osobna były zakute na kłódki i wymagały odpowiedniego klucza. Gdy Red zbliżył się, w słabym świetle led'ów umiejscowionych na suficie dostrzegł, że elektroniczne drzwi były otwarte. Nie trzeba było długo czekać, aż istota wywlokła drobne ciało z ciemnicy. Smukłe i obślizgłe, przypominające ślimaka z bulwiastą grudką, jako głową. Nie dłuższe, ani nie wyższe niż dziesięć centymetrów, a o średnicy do dwóch centymetrów poza główką do czterech. Odcienia czerwonawego, niczym prawdziwe i świeże ludzkie mięsko. Zorientował się o obecności Red'a, głośno pisnął niczym polna mysz, a następnie wyprężył ciałko by z niebywałą szybkością udać się w kierunku otwartych drzwi. (Szybkość około 8000 jednostek)
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wnętrze bazy 66.6 (Wyspa na środku oceanu)
Sob Mar 25, 2017 5:02 pm
Eh no tak. Był tak zaangażowany i skupiony na dostaniu się do tej istoty, która posiadała Smoczą Kulę, że nie myślał racjonalnie. W zasadzie w tym konkretnym przypadku nie pomyślał wcale, że Rudy nie odpowie mu. Dopiero zorientował się po długiej ciszy. Warknął cicho pod nosem i kontynuował samotną podróż przez ciasne kanały wentylacyjne, gdzie sama końcówka kanału miała średnicę dochodzącą nawet do dwudziestu centymetrów*. Elastyczne ciało nie ucierpiało, ale dawno nie przybierał tak nietypowych kształtów, że w zasadzie rzeczywiście powinien był przybrać postać kota. Z tym że nie wiedział, co lub kogo zastanie i wolał być w formie zdolnej do walki, a przynajmniej do obrony.
Nie zdziwił się, że nie trafił od razu do komnaty z Bóstwem, jak to sobie pierwotnie wyobraził. Byłoby miło wreszcie dokonać transakcji i rozejść się w swoją stronę. Zamiast tego było to ciemne, wąskie i zupełnie obce demonowi miejsce. Rogaty widząc elektronikę i inne sprzęty codziennego dla ludzi użytku po raz kolejny prychnął pod nosem zaciskając dłonie w pięści. Chyba spłoszył swoim niezadowoleniem ów istotę, która czmychnęła mu między nogami ku otwartym drzwiom. Irytacja demona sięgnęła zenitu.
Położył płasko uszy po sobie, a źrenice zwęziły się do malutkich kreseczek. Ruszył z miejsca w ślad za uciekinierem, niczym kot goniący za myszą, a że był szybszy to pochwycił uciekiniera już w innym pomieszczeniu w szponiaste ręce. Trzymał go tak szczelnie, żeby nawet najmniejsza cząstka tego bliżej nieokreślonego bytu nie czmychnęła między palcami. Pewnie to co zrobi będzie głupie, ale naprawdę był zdesperowany, a sposobu na złagodzenie gniewu nie znajduje w tych okolicznościach.
>Posłuchaj mały, nie zjem Cię. Szukam tylko Twojej Królowej, tutejsi nazywają ją Boską Istotą armii Sześć, Sześć punkt Sześć. Pokaż, gdzie jest, a zostawię Cię w spokoju, rozumiesz?
Przemówił do czerwonego gluto-ślimaka i uważnie go obserwował. Nie wiedział co to za istota, więc tym bardziej musiał uważać, aby to coś nie dostało się na przykład do jego organizmu. Jeszcze tego pasożyta by mu brakowało.
Wtedy do jego uszu, a właściwie umysłu dotarła dziwna wiadomość. I bardzo niepokojąca.
>Nether... Dragot...
Puścił z rąk swojego "więźnia", bo musiał stłumić gniew, a nie chciał wyżywać się na czymś, co mogło mu pomóc. Nie mógł tak stać bezczynnie, a jego znajomi przepadali jak kamień w wodę! Cóż, może i skrył się Arcydemon w iluzjonistycznym świecie, ale nie wiedział, że Saiyanka, którą przetrzymywał, miała w sobie Ki Reda. W postaci czarnego motyla. To on, jak przekaźnik, wysyłał Rogatemu swoje położenie. To wystarczyło, aby Długowłosy mógł telepatycznie przekazać nie tylko swoje myśli, ale i coś więcej.
Jeśli to możliwe, wraz ze słowami Rogaty przekazał więcej Ki o czarnym ubarwieniu i jeszcze mroczniejszym pochodzeniu.
>>>Dasz radę.<<<
Po tych słowach ubyło z demona energia, która uleciała nad wyspą i zmierzała wprost do ciała Saiyanki, którą traktował jak przyjaciółkę. Nie mógł jej pozostawić na pastwę losu, więc
Jeśli przekazanie mocy byłoby niemożliwe, Red za wszelką cenę dążyłby do odnalezienia Boskiej Istoty, nawet jeśli czerwony glut okaże się bezużyteczny. A jakby uzyskał wskazówkę, niezwłocznie wykonałby wszystko to, co konieczne, aby być bliżej celu. Agresja w jego organizmie przebijała się w mniej skoordynowanych ruchach, słyszalnym oddechu, drżeniu rąk. Bo nie czuje, aby wszystko dobrze się skończyło.
*Udowodnione wymogiem strumienia przepływu powietrza dla pomieszczeń laboratoryjnych i przypadającej jej średnicy.
OOC: Jako, że Kisa znajduje się w subforum tym samym co ta baza, przekazuję telepatycznie moc nadaną z tytułu Butterfly Effect.
Oto co następuje:
1) Red przekazuje Kisie 68250 Ki, ponieważ chce zapewnić Kisie maksymalną energię, gdy jest w formie Super Saiyanki drugiego stopnia;
2) Red sobie odejmuje 136500 Ki, bo Koszt to 200% przekazanej Ki, czyli stosunek 1:2 - w przypadku telepatii w obrębie subforum;
3) Kisa otrzymuje także Energię do statystyk wynoszącą (68250/15) / 2 = 4550 / 2 = 2275 punktów, na czas posiadania Ki Reda w sobie;
4) Po otrzymaniu bonusu Kisa musi napisać posta i rzucić kością z losowym efektem ubocznym, tak jak to w przypadku Reda następuje teraz.
HP: bez zmian
KI: 219.000 - 136.500 = 82.500
ACZKOLWIEK!
Jeśli nie będzie możliwe zastosowanie Butterfly Effect, Red nie podejmuje próby, a rzut kostką byłby anulowany.
Nie zdziwił się, że nie trafił od razu do komnaty z Bóstwem, jak to sobie pierwotnie wyobraził. Byłoby miło wreszcie dokonać transakcji i rozejść się w swoją stronę. Zamiast tego było to ciemne, wąskie i zupełnie obce demonowi miejsce. Rogaty widząc elektronikę i inne sprzęty codziennego dla ludzi użytku po raz kolejny prychnął pod nosem zaciskając dłonie w pięści. Chyba spłoszył swoim niezadowoleniem ów istotę, która czmychnęła mu między nogami ku otwartym drzwiom. Irytacja demona sięgnęła zenitu.
Położył płasko uszy po sobie, a źrenice zwęziły się do malutkich kreseczek. Ruszył z miejsca w ślad za uciekinierem, niczym kot goniący za myszą, a że był szybszy to pochwycił uciekiniera już w innym pomieszczeniu w szponiaste ręce. Trzymał go tak szczelnie, żeby nawet najmniejsza cząstka tego bliżej nieokreślonego bytu nie czmychnęła między palcami. Pewnie to co zrobi będzie głupie, ale naprawdę był zdesperowany, a sposobu na złagodzenie gniewu nie znajduje w tych okolicznościach.
>Posłuchaj mały, nie zjem Cię. Szukam tylko Twojej Królowej, tutejsi nazywają ją Boską Istotą armii Sześć, Sześć punkt Sześć. Pokaż, gdzie jest, a zostawię Cię w spokoju, rozumiesz?
Przemówił do czerwonego gluto-ślimaka i uważnie go obserwował. Nie wiedział co to za istota, więc tym bardziej musiał uważać, aby to coś nie dostało się na przykład do jego organizmu. Jeszcze tego pasożyta by mu brakowało.
Wtedy do jego uszu, a właściwie umysłu dotarła dziwna wiadomość. I bardzo niepokojąca.
- Głos Kisy:
- "Przepraszam... miło było."
>Nether... Dragot...
Puścił z rąk swojego "więźnia", bo musiał stłumić gniew, a nie chciał wyżywać się na czymś, co mogło mu pomóc. Nie mógł tak stać bezczynnie, a jego znajomi przepadali jak kamień w wodę! Cóż, może i skrył się Arcydemon w iluzjonistycznym świecie, ale nie wiedział, że Saiyanka, którą przetrzymywał, miała w sobie Ki Reda. W postaci czarnego motyla. To on, jak przekaźnik, wysyłał Rogatemu swoje położenie. To wystarczyło, aby Długowłosy mógł telepatycznie przekazać nie tylko swoje myśli, ale i coś więcej.
Jeśli to możliwe, wraz ze słowami Rogaty przekazał więcej Ki o czarnym ubarwieniu i jeszcze mroczniejszym pochodzeniu.
>>>Dasz radę.<<<
Po tych słowach ubyło z demona energia, która uleciała nad wyspą i zmierzała wprost do ciała Saiyanki, którą traktował jak przyjaciółkę. Nie mógł jej pozostawić na pastwę losu, więc
Jeśli przekazanie mocy byłoby niemożliwe, Red za wszelką cenę dążyłby do odnalezienia Boskiej Istoty, nawet jeśli czerwony glut okaże się bezużyteczny. A jakby uzyskał wskazówkę, niezwłocznie wykonałby wszystko to, co konieczne, aby być bliżej celu. Agresja w jego organizmie przebijała się w mniej skoordynowanych ruchach, słyszalnym oddechu, drżeniu rąk. Bo nie czuje, aby wszystko dobrze się skończyło.
*Udowodnione wymogiem strumienia przepływu powietrza dla pomieszczeń laboratoryjnych i przypadającej jej średnicy.
OOC: Jako, że Kisa znajduje się w subforum tym samym co ta baza, przekazuję telepatycznie moc nadaną z tytułu Butterfly Effect.
Oto co następuje:
1) Red przekazuje Kisie 68250 Ki, ponieważ chce zapewnić Kisie maksymalną energię, gdy jest w formie Super Saiyanki drugiego stopnia;
2) Red sobie odejmuje 136500 Ki, bo Koszt to 200% przekazanej Ki, czyli stosunek 1:2 - w przypadku telepatii w obrębie subforum;
3) Kisa otrzymuje także Energię do statystyk wynoszącą (68250/15) / 2 = 4550 / 2 = 2275 punktów, na czas posiadania Ki Reda w sobie;
4) Po otrzymaniu bonusu Kisa musi napisać posta i rzucić kością z losowym efektem ubocznym, tak jak to w przypadku Reda następuje teraz.
HP: bez zmian
KI: 219.000 - 136.500 = 82.500
ACZKOLWIEK!
Jeśli nie będzie możliwe zastosowanie Butterfly Effect, Red nie podejmuje próby, a rzut kostką byłby anulowany.
Re: Wnętrze bazy 66.6 (Wyspa na środku oceanu)
Sob Mar 25, 2017 5:02 pm
The member 'Red' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Procent' : 58
'Procent' : 58
Re: Wnętrze bazy 66.6 (Wyspa na środku oceanu)
Nie Mar 26, 2017 3:27 pm
Wyleciał na korytarz, ciasny o wysokości i szerokości po dwa i pół metra. Wychodząc z gabinetu niewiele z prawej, a na przeciwległej ścianie dostrzegł kolejne metalowe drzwi. Te były zaryglowane czerwonymi pasmami, a znajdujący się tuż obok zamek elektroniczny wskazywał konieczność użycia jakiegoś klucza. Możliwe, że chodziło to o prymitywną formę czytnika na bazie karty magnetycznej. Susem pochwycił ślimaczy byt o niesamowitej prędkości, nadal jednakże zbyt małej dla demona. Dostał jasny komunikat od przyszłego oprawcy, ale najwyraźniej niezbyt zrozumiał jego mowę i w następnie zaczął się niekontrolowanie wierzgać w łapskach Red'a.
Komunikat Kisy nie należał do zbyt klarownych, ale bestia poszukująca smoczej kuli dokładnie zrozumiała treść przekazu. Wypuścił obślizgłego robala, który z nadmierną prędkością wcisnął się paro centymetrową wyrwę położoną tuż przy najbliższych zamkniętych drzwiach. Tym razem, by go pochwycić musiałby znaleźć klucz, kartę dostępu bądź używając dostatecznej ilości swojej mocy, spróbować wyważyć przeszkodę. Pokrzepiające słowa demona odbiły się telepatycznym echem po ziemskim padole, ale do nikogo nie dotarły. Wraz z przekazanym komunikatem zaczął uwalniać swoje pokłady energii, ale teraz poczuł we własnym ciele lekkie wibrowanie. Pozbawienie siebie w tak nieznanych okolicznościach tak dużych zapasów ki mogłoby się okazać niezmiernie zgubne. Nieszczęście w szczęściu nie mógł wykryć energii ki towarzyszki ki, a tym samym nie był w stanie przekazać jej jakiekolwiek pokłady energii. Wziął kilka głębszych wdechów czując w powietrzu zapach mięsa oraz chemikaliów, by następnie na nowo się rozejrzeć. Oby Kisa była w stanie podołać przeciwnikowi bez jego wsparcia, bowiem nie zawsze będzie w stanie swoim dzieciom przyjść z pomocą.
Kroczył korytarzem okutym w najznakomitsze metale. Szeregi kabli przytwierdzone do sufitu najwyraźniej rozpraszały się wraz z odgałęzieniami korytarzy. Grubszy z nich okryty czarnym harmonijkowatym tworzywem sztucznym skręcał w prawo, zaś reszta kabli podążała prosto. Na tablicy umiejscowionej na ścianie skrzyżowania o kształcie litery "T" mógł dostrzec informacje;
"Sektor C-12". Niespodziewanie jego zamyślenie się w kwestii dokąd się udać zostało przerwane przez wiadomość od boskiej bestii.
OOC:
-Regeneracja punktów życia i ki niemożliwa.
-Wymyśl własne rozwiązanie sytuacji, złap robala lub udaj się do poziomu -16, gdzie znajduje się kocur używając schodów na końcu czerwono podświetlonej ścieżki.
-Post edytowany, ostatecznie nie mogłaś przekazać Ki Kisie, po omówieniu działania techniki Nether, jak również wiadomość telepatyczna do niej nie dotarła.
Komunikat Kisy nie należał do zbyt klarownych, ale bestia poszukująca smoczej kuli dokładnie zrozumiała treść przekazu. Wypuścił obślizgłego robala, który z nadmierną prędkością wcisnął się paro centymetrową wyrwę położoną tuż przy najbliższych zamkniętych drzwiach. Tym razem, by go pochwycić musiałby znaleźć klucz, kartę dostępu bądź używając dostatecznej ilości swojej mocy, spróbować wyważyć przeszkodę. Pokrzepiające słowa demona odbiły się telepatycznym echem po ziemskim padole, ale do nikogo nie dotarły. Wraz z przekazanym komunikatem zaczął uwalniać swoje pokłady energii, ale teraz poczuł we własnym ciele lekkie wibrowanie. Pozbawienie siebie w tak nieznanych okolicznościach tak dużych zapasów ki mogłoby się okazać niezmiernie zgubne. Nieszczęście w szczęściu nie mógł wykryć energii ki towarzyszki ki, a tym samym nie był w stanie przekazać jej jakiekolwiek pokłady energii. Wziął kilka głębszych wdechów czując w powietrzu zapach mięsa oraz chemikaliów, by następnie na nowo się rozejrzeć. Oby Kisa była w stanie podołać przeciwnikowi bez jego wsparcia, bowiem nie zawsze będzie w stanie swoim dzieciom przyjść z pomocą.
Kroczył korytarzem okutym w najznakomitsze metale. Szeregi kabli przytwierdzone do sufitu najwyraźniej rozpraszały się wraz z odgałęzieniami korytarzy. Grubszy z nich okryty czarnym harmonijkowatym tworzywem sztucznym skręcał w prawo, zaś reszta kabli podążała prosto. Na tablicy umiejscowionej na ścianie skrzyżowania o kształcie litery "T" mógł dostrzec informacje;
"Sektor C-12". Niespodziewanie jego zamyślenie się w kwestii dokąd się udać zostało przerwane przez wiadomość od boskiej bestii.
- Telepa'sms:
- Nieee jeeestem saaama...byyy dooo mnieee doootrzeeeć poootrzebuuujesz czteeery kaaarty dooostępu. Różooową/zieeeloną/nieeebieską i czaaarną. Pooo ostaaatnim ataaaku przeeenieśli mnieee do seeekcji eeeksperymeeentalneeej. Jeeest tu coooś zeee mną, aleee nieee możeee się do mnieee dooostać, jaaak i bloookuje przeeejście do meeej osoooby.
- Telepa'sms:
- Nieee maaało czaaasu zooostało, muuusisz odnaaaleźć ocaaalałych, byyyć moooże wieeedzą, gdzieee szuuukać kaaart dostęeepu. Iiidź zaaa czeeerwonyyym świaaatłem, zeeejdź niiiżeeej schooodami.
OOC:
-Regeneracja punktów życia i ki niemożliwa.
-Wymyśl własne rozwiązanie sytuacji, złap robala lub udaj się do poziomu -16, gdzie znajduje się kocur używając schodów na końcu czerwono podświetlonej ścieżki.
-Post edytowany, ostatecznie nie mogłaś przekazać Ki Kisie, po omówieniu działania techniki Nether, jak również wiadomość telepatyczna do niej nie dotarła.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wnętrze bazy 66.6 (Wyspa na środku oceanu)
Nie Mar 26, 2017 6:12 pm
Nic, nic się nie zmieniło. Ki Kisy było niewyczuwalne, a moc, którą chciał przekazać wraz ze słowami otuchy... nie dotarła do Mocobiorczyni. Tak jakby... jakby już nie żyła?! Kilka wdechów i wydechów to za mało, żeby być spokojnym w takich okolicznościach! Był tak naładowany negatywnymi prądami, że musiał z siebie wyrzucić cokolwiek, inaczej eksploduje! Z drugiej strony wiedział, że jeśli nie będzie kontrolować tego procesu, to wysadzi w powietrze całą wyspę, a nie o to mu chodziło. Kontrolowany gniew to taki, podczas którego wytycza się granicę swojego upustu złości i nie przekracza się jej za żadne skarby. Tutaj oznaczało tyle, że zdewastuje po ciasne, głupie, nieznane, śmierdzące pomieszczenie, a jak będzie mało, to kolejne, i kolejne, i kolejne. Wiedział jedynie, że to nie wystarczy, lecz będąc w tym dziwnym miejscu, mogąc liczyć tylko na siebie już do końca swoich dni, musi oszczędzać energię. I żeby nie stracić resztki człowieczeństwa, czy tam po prostu myślenia.
I tak ten czerwony glut mu nie pomógł, więc co ma więcej do roboty w tym miejscu jak jego unicestwienie? Chociaż ten jeden pokój, czy to za wiele?
Wysunął maksymalnie pazury z ukrycia, a z dziąseł wyrżnęły się ostre zębiska. Używając jedynie siły fizycznej zaczął rozwalać wszystkie większe i mniejsze obiekty, które były podatne na jego ciosy i drapania.
>KSA, KSA, KSAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
Kopnął jeden z monitorów na sąsiednią ścianę nie pozostawiając więcej niż zgnieciony materiał jak puszka po coli. Po kilkunastu sekundach nie było obiektu, który w mniejszym bądź większym stopniu nie ucierpiał w wyniku natarcia wściekłego demona, któremu nie było dość. Rzucił się w stronę korytarza, ale nie stąpał po nim jak humanoid, a bliżej było mu do Obcego. Po ścianach, po suficie, zostawiając ślady pazurów z rąk i nóg mknął niemal na oślep za jedyną drogą, jaka mu się pokazywała. A tu znów przeszkoda.
Drzwi. Próbował je wyważyć, skopać, wydrapać, wwiercić rękę w płytę, ale tkwiły niewzruszone. Dopiero wiadomość od Boskiej Istoty pohamowała gwałtowne działania Rogatego, który w tym czasie łapał oddech będąc kłębkiem nerwów i furii. Cztery karty. Poszukać żywe istoty. Pomieszczenie eksperymentalne i strażnik w postaci nieznanego bytu. Ryknął siarczyście w ten sposób przeklinając zawiłości, jakie stawia przed nim złośliwy Los. Rzucił krótkie, palące ślepia na lampki czerwone, które miały wskazać mu drogę. Ale nie poszedł od razu, oj nie. To był ten moment, gdzie musiał uspokoić się, w jakiś sposób wrócić do siebie. Nie mógł dłużej zatracić się w mroku, w którym dominowały jedynie pierwotne instynkty. Musiał jakoś zamknąć w sobie ocean wściekłości, któremu dał krótki, mało satysfakcjonujący upust. Drżąc ze złości, ale już krocząc normalnie na dwóch nogach, pobiegł w dół schodami. Energia wskazywała, że na drodze spotka Rudego. Nie wiedział, co tu robił, lecz musiał dorwać tą pi*rdoloną Smoczą Kulę, skoro dla tego przedmiotu zostawił Kisę na pastwę losu Dragota.
Jak tylko ujrzał znaną, kocią posturę, stanął w miejscu jak wryty, a dłonie zaciśnięte w pięści i spięte mięśnie z uwypuklonymi żyłami tu i ówdzie zdradzały, że Reda przestało dawno bawić błądzenie po labiryncie podstępów i zabezpieczeń.
>Karty... gdzie są cztery karty...
Wysapał z trudem, z ust uleciał jak zwykle mroźny obłoczek pary, który zmroził kawałek sufitu nad demonem. Kipiał z gniewu, z poirytowania i bezsilności co do Kisy i April, których energii nie był w stanie wyczuć, zwłaszcza w tej kondycji bliskiego zwierzęcemu obłędowi.
I tak ten czerwony glut mu nie pomógł, więc co ma więcej do roboty w tym miejscu jak jego unicestwienie? Chociaż ten jeden pokój, czy to za wiele?
Wysunął maksymalnie pazury z ukrycia, a z dziąseł wyrżnęły się ostre zębiska. Używając jedynie siły fizycznej zaczął rozwalać wszystkie większe i mniejsze obiekty, które były podatne na jego ciosy i drapania.
>KSA, KSA, KSAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
Kopnął jeden z monitorów na sąsiednią ścianę nie pozostawiając więcej niż zgnieciony materiał jak puszka po coli. Po kilkunastu sekundach nie było obiektu, który w mniejszym bądź większym stopniu nie ucierpiał w wyniku natarcia wściekłego demona, któremu nie było dość. Rzucił się w stronę korytarza, ale nie stąpał po nim jak humanoid, a bliżej było mu do Obcego. Po ścianach, po suficie, zostawiając ślady pazurów z rąk i nóg mknął niemal na oślep za jedyną drogą, jaka mu się pokazywała. A tu znów przeszkoda.
Drzwi. Próbował je wyważyć, skopać, wydrapać, wwiercić rękę w płytę, ale tkwiły niewzruszone. Dopiero wiadomość od Boskiej Istoty pohamowała gwałtowne działania Rogatego, który w tym czasie łapał oddech będąc kłębkiem nerwów i furii. Cztery karty. Poszukać żywe istoty. Pomieszczenie eksperymentalne i strażnik w postaci nieznanego bytu. Ryknął siarczyście w ten sposób przeklinając zawiłości, jakie stawia przed nim złośliwy Los. Rzucił krótkie, palące ślepia na lampki czerwone, które miały wskazać mu drogę. Ale nie poszedł od razu, oj nie. To był ten moment, gdzie musiał uspokoić się, w jakiś sposób wrócić do siebie. Nie mógł dłużej zatracić się w mroku, w którym dominowały jedynie pierwotne instynkty. Musiał jakoś zamknąć w sobie ocean wściekłości, któremu dał krótki, mało satysfakcjonujący upust. Drżąc ze złości, ale już krocząc normalnie na dwóch nogach, pobiegł w dół schodami. Energia wskazywała, że na drodze spotka Rudego. Nie wiedział, co tu robił, lecz musiał dorwać tą pi*rdoloną Smoczą Kulę, skoro dla tego przedmiotu zostawił Kisę na pastwę losu Dragota.
Jak tylko ujrzał znaną, kocią posturę, stanął w miejscu jak wryty, a dłonie zaciśnięte w pięści i spięte mięśnie z uwypuklonymi żyłami tu i ówdzie zdradzały, że Reda przestało dawno bawić błądzenie po labiryncie podstępów i zabezpieczeń.
>Karty... gdzie są cztery karty...
Wysapał z trudem, z ust uleciał jak zwykle mroźny obłoczek pary, który zmroził kawałek sufitu nad demonem. Kipiał z gniewu, z poirytowania i bezsilności co do Kisy i April, których energii nie był w stanie wyczuć, zwłaszcza w tej kondycji bliskiego zwierzęcemu obłędowi.
Re: Wnętrze bazy 66.6 (Wyspa na środku oceanu)
Nie Kwi 02, 2017 12:12 pm
Red najwyraźniej czuł, że coś w nim się gotowało. Kompleks wojskowy dawał wyraźnie do zrozumienia demonowi, jak bardzo sobie drwi z jego nadnaturalnych zdolności psychofizycznych. Pędem znalazł się na klatce schodowej prowadzącej na wyższe piętra, jak i niższe. Niestety owa klatka schodowa obejmowała wyłącznie wszystkie sektory C od zakresu minus dziesięć do zakresu minus szesnaście. Zawiłe w kwadratową spirale schody wskazywały na to, że stopnie między piętrem minus czternastym, a minus szesnastym były wypalone i powyginane. Sterty żelastwa i gruzu znajdowały się na dnie minus szesnaście i choć przepaść trzydziesto dwu metrowa stanowiła zakres iście bolesnego upadku dla człowieka, dla Red'a był on nieznaczący. Przecisnął się na wpół rozwarte drzwi i ruszył przed siebie korytarzem... przejściem pokrytym krwią żołnierzy sześć, sześć punkt sześć po rozstrzelanych pociskami konwencjonalnymi. Podziurawione niczym sito ciała leżały w bezruchu, a ich kamizelki oraz hełmy z wysokiej jakości polimerowych tworzyw sztucznych nie były w stanie uchronić ich przed bliskim kontaktem z ostrą amunicją.
Przemierzając korytarz śmierci śmierdzący powoli rozprzestrzeniającą się stęchlizną, Czerwony mógł naliczyć najmniej siedemnaście ciał. Między nimi również znajdowały się dziwne urządzenia, fuzje maszyny z jakąś różowawą warstwą mięsa. Na odnóżach zwieńczonych okrągłymi tarczami, zapewne rodzajem zaawansowanej wersji opon odpornej na różnorodne uszkodzenia. Większość z drzwi była zawalona, śluzy po naciśnięciu komputerowych włączników dostępu nie reagowały na jakikolwiek sygnał. Niektóre nawet zostały nadtopione i pospawane, ale każdy z nich ukazywał przez drobne otwory nowoczesny i ciągle działający samoczynnie sprzęt komputerowy. W końcu dotarł do pomieszczenia, które było zaryglowane, ale to nie stanowiło przeszkody dla demona. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że w wściekłości którą próbował tak powstrzymywać pochwycił się środkowej szczeliny śluzy i rozwarł ją szeroko włamując się do środka.
Na pierwszy rzut oka wydawało się, że to pomieszczenie socjalne, a nie ściśle ważny punkt spotkań zdesperowanych z sześć, sześć punkt sześć. Znajdowało się w nim wszystko, zapasy żywności schowane w lodówkach, kuchenka, mikrofalówka, zlewozmywak, liczne szafki na różnorodne naczynia i mnóstwo stół oraz krzeseł na których spoczywali znużeni i gdzieniegdzie poranieni żołnierze. Nawet telewizor jeszcze działał, ale zamiast pokazywać typowe wiadomości ze świata powierzchni, które zwykle o tej porze były grane, Red dostrzegł iż przedstawia jedną z kamer wyrzutni rakiet zestrzeliwujących właśnie jakieś myśliwce. Nawet siły powietrzne nieznanego pochodzenia wzięły udział w inwazji na wyspę, ale większość z nich nie dała rady przecisnąć się przez szereg bardziej zaawansowanych rakiet. Nie wydawało się by samolotami bojowymi ktokolwiek sterował, były to drony odpowiadające ogniem maszynowym i seriami rakiet. Demon domyślił się, że to zapewne zachodnia część wyspy, gdzie miał desant na wybrzeże wyspy.
Niezbyt przyjaźnie odpowiedzieli na niespodziewane wtargnięcie rozwścieczonej czerwonej bestii. Już czterech z trzydziestu siedmiu osób znajdujących się w tym ogromnym pomieszczeniu mierzyło do niego z karabinów. Dopiero jeden z nich krzyknął do wszystkich.
-To ten demon! Generale mamy gościa! - Krzyknął na całe gardło, a Red ciągle zapytywał o karty dostępu. W końcu odnajdzie odpowiedź, oto pomiędzy czterema żołnierzami trzymającymi go na muszce kroczył z wolna znany mu kocur. Jego rudawe futro było zabrudzone nie tylko spalenizną, ale także zakrzepłą krwią. Kulał na prawą przednią łapę przez co musiał nienaturalnie podskakiwać z każdym krokiem. Jego chusta nadal owijała mu szyje, ale nigdzie demon nie mógł dostrzec jego karabinu.
-Skąd wiesz o kartach dostępu? To są ścisłe informacje i poza czwórką generałów nikt nie powinien mieć do nich wglądu. - Zdziwił się kot niezadowolony, że ktoś najwyraźniej wypaplał tak ważną informacje. Możliwe, że w jakichś okolicznościach po prostu się dowiedział, obdarował go więc błogim uśmiechem.
-Moje maniery, witaj Red. Jak widzisz od naszego ostatniego spotkania po zaledwie paru godzinach rozpętało się piekło na wyspie. Boska istota zdradziła swoją obecność, a jej nienaturalna moc pozwoliła naszym wrogom zlokalizować wyspę. Łowcy demonów wcześniej uwięzieni na wyspie byli w stanie zdobyć wymarzone posiłki, choć i samotnie zdołali zrobić nie lada szkód...w każdym razie czego szukasz Red? Kart powiadasz? - wzruszył się, jakoby nie był pewny, że Red faktycznie postanowi przyjść na spotkanie z boską istotą.
-Karty zostały skradzione... Generał Wody okazał się zdrajcą i zamierza osobiście spotkać się z boską istotą, co jest zupełnie zabronione bez nadanej audiencji. Każdy z generałów posiadał kartę...jeśli chcesz, możemy aktywować monitoring i zobaczyć, jak Woda pokonuje ostatnią przeszkodę do naszej najwyższej. Najpotężniejsze wrota wszechświata z najznakomitszych i najwytrzymalszych stopów. Tylko cztery karty magnetyczne są w stanie je otworzyć. Nie sądzę by ją pokonał, ale może walczyć nie zamierza, a negocjować? - Zastanawiał się, jak zwykle miauczyście za dużo paplał, cóż był u swoich. Najwyraźniej nie miał pojęcia, że w drodze do boskiej bestii...coś jeszcze czyha w ciemnościach.
Przemierzając korytarz śmierci śmierdzący powoli rozprzestrzeniającą się stęchlizną, Czerwony mógł naliczyć najmniej siedemnaście ciał. Między nimi również znajdowały się dziwne urządzenia, fuzje maszyny z jakąś różowawą warstwą mięsa. Na odnóżach zwieńczonych okrągłymi tarczami, zapewne rodzajem zaawansowanej wersji opon odpornej na różnorodne uszkodzenia. Większość z drzwi była zawalona, śluzy po naciśnięciu komputerowych włączników dostępu nie reagowały na jakikolwiek sygnał. Niektóre nawet zostały nadtopione i pospawane, ale każdy z nich ukazywał przez drobne otwory nowoczesny i ciągle działający samoczynnie sprzęt komputerowy. W końcu dotarł do pomieszczenia, które było zaryglowane, ale to nie stanowiło przeszkody dla demona. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że w wściekłości którą próbował tak powstrzymywać pochwycił się środkowej szczeliny śluzy i rozwarł ją szeroko włamując się do środka.
Na pierwszy rzut oka wydawało się, że to pomieszczenie socjalne, a nie ściśle ważny punkt spotkań zdesperowanych z sześć, sześć punkt sześć. Znajdowało się w nim wszystko, zapasy żywności schowane w lodówkach, kuchenka, mikrofalówka, zlewozmywak, liczne szafki na różnorodne naczynia i mnóstwo stół oraz krzeseł na których spoczywali znużeni i gdzieniegdzie poranieni żołnierze. Nawet telewizor jeszcze działał, ale zamiast pokazywać typowe wiadomości ze świata powierzchni, które zwykle o tej porze były grane, Red dostrzegł iż przedstawia jedną z kamer wyrzutni rakiet zestrzeliwujących właśnie jakieś myśliwce. Nawet siły powietrzne nieznanego pochodzenia wzięły udział w inwazji na wyspę, ale większość z nich nie dała rady przecisnąć się przez szereg bardziej zaawansowanych rakiet. Nie wydawało się by samolotami bojowymi ktokolwiek sterował, były to drony odpowiadające ogniem maszynowym i seriami rakiet. Demon domyślił się, że to zapewne zachodnia część wyspy, gdzie miał desant na wybrzeże wyspy.
Niezbyt przyjaźnie odpowiedzieli na niespodziewane wtargnięcie rozwścieczonej czerwonej bestii. Już czterech z trzydziestu siedmiu osób znajdujących się w tym ogromnym pomieszczeniu mierzyło do niego z karabinów. Dopiero jeden z nich krzyknął do wszystkich.
-To ten demon! Generale mamy gościa! - Krzyknął na całe gardło, a Red ciągle zapytywał o karty dostępu. W końcu odnajdzie odpowiedź, oto pomiędzy czterema żołnierzami trzymającymi go na muszce kroczył z wolna znany mu kocur. Jego rudawe futro było zabrudzone nie tylko spalenizną, ale także zakrzepłą krwią. Kulał na prawą przednią łapę przez co musiał nienaturalnie podskakiwać z każdym krokiem. Jego chusta nadal owijała mu szyje, ale nigdzie demon nie mógł dostrzec jego karabinu.
-Skąd wiesz o kartach dostępu? To są ścisłe informacje i poza czwórką generałów nikt nie powinien mieć do nich wglądu. - Zdziwił się kot niezadowolony, że ktoś najwyraźniej wypaplał tak ważną informacje. Możliwe, że w jakichś okolicznościach po prostu się dowiedział, obdarował go więc błogim uśmiechem.
-Moje maniery, witaj Red. Jak widzisz od naszego ostatniego spotkania po zaledwie paru godzinach rozpętało się piekło na wyspie. Boska istota zdradziła swoją obecność, a jej nienaturalna moc pozwoliła naszym wrogom zlokalizować wyspę. Łowcy demonów wcześniej uwięzieni na wyspie byli w stanie zdobyć wymarzone posiłki, choć i samotnie zdołali zrobić nie lada szkód...w każdym razie czego szukasz Red? Kart powiadasz? - wzruszył się, jakoby nie był pewny, że Red faktycznie postanowi przyjść na spotkanie z boską istotą.
-Karty zostały skradzione... Generał Wody okazał się zdrajcą i zamierza osobiście spotkać się z boską istotą, co jest zupełnie zabronione bez nadanej audiencji. Każdy z generałów posiadał kartę...jeśli chcesz, możemy aktywować monitoring i zobaczyć, jak Woda pokonuje ostatnią przeszkodę do naszej najwyższej. Najpotężniejsze wrota wszechświata z najznakomitszych i najwytrzymalszych stopów. Tylko cztery karty magnetyczne są w stanie je otworzyć. Nie sądzę by ją pokonał, ale może walczyć nie zamierza, a negocjować? - Zastanawiał się, jak zwykle miauczyście za dużo paplał, cóż był u swoich. Najwyraźniej nie miał pojęcia, że w drodze do boskiej bestii...coś jeszcze czyha w ciemnościach.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wnętrze bazy 66.6 (Wyspa na środku oceanu)
Nie Kwi 02, 2017 9:11 pm
Znacie to uczucie, że macie zakaz na daną rzecz lub czynność, a całe otoczenie wręcz ocieka tym zakazanym owocem? No właśnie tak poczuł się Red, gdy podczas przemierzania przez korytarze natknął się na jeden specyficzny. Około siedemnaście rozstrzelanych, rozczłonkowanych ciał tonących w jedynej pożywce Rogatego, które zbliża go ku upadkowi resztek moralności. Jak tylko wpadł z impetem po pędzie na ubrudzoną ścianę w posoce, to aż odbił się jego ślad na krwistej ścianie. Jego ręce, ubranie, a nawet włosy przesiąkły substancją, która odbierała mu pozostałości po logicznym myśleniu.
To był ten moment krytyczny, w którym stał rozdarty między dawnym a nowym sobą. Rozgoryczony po stracie Kisy i April, dużo wcześniej June, nieskończenie głodny od wielu tygodni, jak już nie miesięcy a tym, który uzyskałby siłę po spożyciu krwi, lecz bliżej mu byłoby do zwierzęcia niż istoty myślącej. Brodząc po kostki w brei i stojąc nad jednym z truposzy toczył z samym sobą z góry przegraną walkę, jednak widział cień nadziei na wygranie całej bitwy, jeśli potrafiłby dobrze rozegrać swoje życie. Może nie będzie takie jak przedtem, ale nie skona z głodu. Może i bezpowrotnie utracił tytuł wojownika, nie mniej nie polegnie poza polem walki zwanym Losem.
Kucnął gwałtownie przy ofierze ataku i zamoczył palce we krwi, w której leżał. Zwilżył nią wargi napawając się jej zapachem. Rozbłysły się jego ślepia, a naszyjnik, który do tej pory tkwił na jego szyi, pękł przy rubinie na pół, a wraz z kamieniem reszta złota. Odłamki biżuterii nie wylądowały na ziemi, tylko zdematerializowały się w czarne motyle i uleciały ku górze wraz z sapnięciem bestii. Ostatni opór został złamany. Wychylił zza linii warg kły i wgryzając się w śmierdzące cielsko zaczął upiorną ucztę, którą skończył dopiero wtedy, gdy w tym korytarzu nie było ani ociupinki krwi. Nawet tej na ścianach. Tą, którą miał na sobie, to jest na rękach i we włosach czy ubraniu, zostawi sobie na zapas.
Także nie dziwota, że gdy wreszcie zlokalizował kocura i jego bandę, żołnierze celowali w demona karabinami. Diabeł w posoce, zsapany i krążący umysłem między rzeczywistością a prymitywnymi instynktami z trudem powstrzymywał się od pozyskania nowego źródła pożywienia. Właściwie nie zależało mu na towarzyszach kota, jedynie na rozgadanym koledze w futerku, który musiał ucierpieć w nieznanej demonowi z genezy bitwy między wyspiarzami a łowcami demonów. Niby z nazwy wrogiej frakcji można było coś wywnioskować, ale jak to się stało, że w ogóle odkryto egzystencję zmechanizowanej armii sześć, sześć punkt sześć? Odpowiedzi dostarczył sam Rudy, który powiedział o źródle mocy od Boskiej Istoty, a które to ściągnęło na większości wyspiarzy nieszczęście. Wyraźnie roztrzęsiony, ale nie losem poległych, tylko zawiłościami w zdobyciu Smoczej Kuli, oparł się brudnymi plecami o ściankę pokoju, innego niż przedtem mijane. Z jakimiś obrazami z przekazem na żywo, ze sprzętami nieco przypominającymi kuchnię u Kuro i April... Red miał kłopot z koncentracją, chociaż kocie uszy wychwyciły wszystkie słowa co do joty. Mieszały mu się te kadry z wydarzeniami sprzed zamarznięcia w lodzie. Drażniły go zapachy Ki: te tutaj, i te do których nie mógł się przedrzeć. Sprawy komplikowały się, a Red zdawał się nie kontaktować z obecnymi, o czym świadczyłoby odjęcie mowy zastąpione słyszalnym oddechem.
A to wszystko przez Generała Wody.
Dowiedział się tego od Futrzaka, którego język nie miał końca. Gorzej z przyswajalnością natłoku informacji, które tłumione były przez wiadome problemy. Zlizał jeszcze ociupinkę krwi z rąk, bo tylko tyle zostało, szukając motywacji do dalszego brnięcia w tym stalowym labiryncie. Musiał być łatwiejszy sposób do dotarcia do pomieszczenia z Istotą. Była gdzieś głęboko, poza sektorami, w których przemieszczał się obecnie. Monitoring nie dałby mu wiele, chyba że Generał Wody przemierzałby tymi samymi drogami, którymi wędrował Rogaty. Ale fakt, że jest ktoś trzeci, i którego Ki chyba był w stanie zlokalizować, dawało promyk szansy na powodzenie, bądź co bądź, zadania zdobycia artefaktu.
Podniósł leniwie podkrążone ślepia z podłogi, jakby dopiero co obudził się z drzemki na stojąco i nie zważając na reakcje kogokolwiek wystawił rękę ku dołowi, tuż przed swoje bose stopy. W jego dłoni jawiła się czarna poświata otoczona przez rój motyli. Nie mniej, kiedy pocisk został wystrzelony... to kawałek parkietu stał się wielkim herbatnikiem. Lekkim uderzeniem pięty zrobił wyłom w ciastku, więc mógł dostać się kondygnację niżej. Zrobiłby to, lecz za mrugnięciem oka dorwał łapę Rudego, którą przytrzymał szponami, ale i uleczył z kontuzji. Jeszcze kilka sekund otaczały włochatą łapkę charakterystyczne mroczne owady, lecz jego uzdrowiciel już zajął się zlizywaniem posoki z poszarpanego rękawka. Musiał uzbierać jak najwięcej zapasów energii, chociaż nawet ucztowanie w korytarzu nie zaspokoiło jego pragnienia. Puścił pobratymca (no bo też kotowaty) i posłał wzrok pozbawiony jakiegokolwiek blasku rozumowania, mimo że ostatnie czyny nie były takie zupełnie bezmyślne. Po prostu Red zaczął widzieć w obecnych jedynie źródło pożywienia, jakimś cudem Rudego jeszcze nie.
>Nie idźcie za mną.
Zabrzmiało to niczym groźba, ale skoro działali po tej samej stronie, to wychodziło na to, iż zależało Rogatemu w jakimś stopniu na egzystencji Rudego, nie to co jego towarzyszy. Nie mniej niech Kocur czuje się bardziej komfortowo ze swoimi ludźmi. Młodzieniec z piekła rodem zaraz zniknął w dziurze w herbatniku, a potem przebijał się w ten sam sposób na niższe kondygnacje. Zatrzymał się w tych dziwnych próbach, gdy był na poziomie dokładnie o jeden wyżej, lekko lewitował nad podłogą, aby nie być słyszalnym. Szukał Generała i jego skradzionych kart, więc musiał zachować spokój i ciszę. Na wszelki wypadek wyciszył także swoją Ki, jednocześnie namierzając wroga. Jak pojawiała się przeszkoda w postaci ślepego zaułka lub niemożliwych do przebicia drzwi, to zamieniał je już nie na herbatniki, a na mocno stężoną galaretę. Wtedy stłumiała dźwięki, gdy demon przechodził przez nią jak gorący nóż w masło, i dalej mógł cicho zakraść się do celu. Robił tak do momentu, gdy znajdował się centralnie nad Generałem Wody (a przynajmniej tak wnioskował z ruchu Ki, gdzie była Boska Istota, jakaś nieokreślona tuż obok, i trzecia zmierzająca ku zamkniętemu pomieszczeniu). Ostatni cukierkowy ruch polegał na przemianie podłogi Reda, a sufitu Generała w galaretę, tym razem o słabszej strukturze, by przebić się w dół w ten sposób, aby wystawiona dłoń z pazurami przed siebie w pozycji ostrza dzidy przeszła od czubka głowy złodzieja i zdrajcy aż do jego pośladek. Przekrojony na pół niczym zmechanizowany Freezer przez miecz Tsunksa byłby bezbronny i najprawdopodobniej martwy, a na pewno dobrym posiłkiem przed podwędzeniem kart i ruszenie z nimi do niezniszczalnych drzwi na karty magnetyczne. Użycie kart w odpowiedniej kombinacji mogłoby zająć demonowi trochę czasu, ponieważ było aż dwadzieścia cztery możliwości, o ile w ogóle byłby w stanie je zdobyć poprzez powyższy, planowany przez Rogatego przebieg zdarzeń.
[Ooc: początek treningu]
[Ooc2: wykreślenie z Ekwipunku naszyjnika z rubinem]
To był ten moment krytyczny, w którym stał rozdarty między dawnym a nowym sobą. Rozgoryczony po stracie Kisy i April, dużo wcześniej June, nieskończenie głodny od wielu tygodni, jak już nie miesięcy a tym, który uzyskałby siłę po spożyciu krwi, lecz bliżej mu byłoby do zwierzęcia niż istoty myślącej. Brodząc po kostki w brei i stojąc nad jednym z truposzy toczył z samym sobą z góry przegraną walkę, jednak widział cień nadziei na wygranie całej bitwy, jeśli potrafiłby dobrze rozegrać swoje życie. Może nie będzie takie jak przedtem, ale nie skona z głodu. Może i bezpowrotnie utracił tytuł wojownika, nie mniej nie polegnie poza polem walki zwanym Losem.
Kucnął gwałtownie przy ofierze ataku i zamoczył palce we krwi, w której leżał. Zwilżył nią wargi napawając się jej zapachem. Rozbłysły się jego ślepia, a naszyjnik, który do tej pory tkwił na jego szyi, pękł przy rubinie na pół, a wraz z kamieniem reszta złota. Odłamki biżuterii nie wylądowały na ziemi, tylko zdematerializowały się w czarne motyle i uleciały ku górze wraz z sapnięciem bestii. Ostatni opór został złamany. Wychylił zza linii warg kły i wgryzając się w śmierdzące cielsko zaczął upiorną ucztę, którą skończył dopiero wtedy, gdy w tym korytarzu nie było ani ociupinki krwi. Nawet tej na ścianach. Tą, którą miał na sobie, to jest na rękach i we włosach czy ubraniu, zostawi sobie na zapas.
Także nie dziwota, że gdy wreszcie zlokalizował kocura i jego bandę, żołnierze celowali w demona karabinami. Diabeł w posoce, zsapany i krążący umysłem między rzeczywistością a prymitywnymi instynktami z trudem powstrzymywał się od pozyskania nowego źródła pożywienia. Właściwie nie zależało mu na towarzyszach kota, jedynie na rozgadanym koledze w futerku, który musiał ucierpieć w nieznanej demonowi z genezy bitwy między wyspiarzami a łowcami demonów. Niby z nazwy wrogiej frakcji można było coś wywnioskować, ale jak to się stało, że w ogóle odkryto egzystencję zmechanizowanej armii sześć, sześć punkt sześć? Odpowiedzi dostarczył sam Rudy, który powiedział o źródle mocy od Boskiej Istoty, a które to ściągnęło na większości wyspiarzy nieszczęście. Wyraźnie roztrzęsiony, ale nie losem poległych, tylko zawiłościami w zdobyciu Smoczej Kuli, oparł się brudnymi plecami o ściankę pokoju, innego niż przedtem mijane. Z jakimiś obrazami z przekazem na żywo, ze sprzętami nieco przypominającymi kuchnię u Kuro i April... Red miał kłopot z koncentracją, chociaż kocie uszy wychwyciły wszystkie słowa co do joty. Mieszały mu się te kadry z wydarzeniami sprzed zamarznięcia w lodzie. Drażniły go zapachy Ki: te tutaj, i te do których nie mógł się przedrzeć. Sprawy komplikowały się, a Red zdawał się nie kontaktować z obecnymi, o czym świadczyłoby odjęcie mowy zastąpione słyszalnym oddechem.
A to wszystko przez Generała Wody.
Dowiedział się tego od Futrzaka, którego język nie miał końca. Gorzej z przyswajalnością natłoku informacji, które tłumione były przez wiadome problemy. Zlizał jeszcze ociupinkę krwi z rąk, bo tylko tyle zostało, szukając motywacji do dalszego brnięcia w tym stalowym labiryncie. Musiał być łatwiejszy sposób do dotarcia do pomieszczenia z Istotą. Była gdzieś głęboko, poza sektorami, w których przemieszczał się obecnie. Monitoring nie dałby mu wiele, chyba że Generał Wody przemierzałby tymi samymi drogami, którymi wędrował Rogaty. Ale fakt, że jest ktoś trzeci, i którego Ki chyba był w stanie zlokalizować, dawało promyk szansy na powodzenie, bądź co bądź, zadania zdobycia artefaktu.
Podniósł leniwie podkrążone ślepia z podłogi, jakby dopiero co obudził się z drzemki na stojąco i nie zważając na reakcje kogokolwiek wystawił rękę ku dołowi, tuż przed swoje bose stopy. W jego dłoni jawiła się czarna poświata otoczona przez rój motyli. Nie mniej, kiedy pocisk został wystrzelony... to kawałek parkietu stał się wielkim herbatnikiem. Lekkim uderzeniem pięty zrobił wyłom w ciastku, więc mógł dostać się kondygnację niżej. Zrobiłby to, lecz za mrugnięciem oka dorwał łapę Rudego, którą przytrzymał szponami, ale i uleczył z kontuzji. Jeszcze kilka sekund otaczały włochatą łapkę charakterystyczne mroczne owady, lecz jego uzdrowiciel już zajął się zlizywaniem posoki z poszarpanego rękawka. Musiał uzbierać jak najwięcej zapasów energii, chociaż nawet ucztowanie w korytarzu nie zaspokoiło jego pragnienia. Puścił pobratymca (no bo też kotowaty) i posłał wzrok pozbawiony jakiegokolwiek blasku rozumowania, mimo że ostatnie czyny nie były takie zupełnie bezmyślne. Po prostu Red zaczął widzieć w obecnych jedynie źródło pożywienia, jakimś cudem Rudego jeszcze nie.
>Nie idźcie za mną.
Zabrzmiało to niczym groźba, ale skoro działali po tej samej stronie, to wychodziło na to, iż zależało Rogatemu w jakimś stopniu na egzystencji Rudego, nie to co jego towarzyszy. Nie mniej niech Kocur czuje się bardziej komfortowo ze swoimi ludźmi. Młodzieniec z piekła rodem zaraz zniknął w dziurze w herbatniku, a potem przebijał się w ten sam sposób na niższe kondygnacje. Zatrzymał się w tych dziwnych próbach, gdy był na poziomie dokładnie o jeden wyżej, lekko lewitował nad podłogą, aby nie być słyszalnym. Szukał Generała i jego skradzionych kart, więc musiał zachować spokój i ciszę. Na wszelki wypadek wyciszył także swoją Ki, jednocześnie namierzając wroga. Jak pojawiała się przeszkoda w postaci ślepego zaułka lub niemożliwych do przebicia drzwi, to zamieniał je już nie na herbatniki, a na mocno stężoną galaretę. Wtedy stłumiała dźwięki, gdy demon przechodził przez nią jak gorący nóż w masło, i dalej mógł cicho zakraść się do celu. Robił tak do momentu, gdy znajdował się centralnie nad Generałem Wody (a przynajmniej tak wnioskował z ruchu Ki, gdzie była Boska Istota, jakaś nieokreślona tuż obok, i trzecia zmierzająca ku zamkniętemu pomieszczeniu). Ostatni cukierkowy ruch polegał na przemianie podłogi Reda, a sufitu Generała w galaretę, tym razem o słabszej strukturze, by przebić się w dół w ten sposób, aby wystawiona dłoń z pazurami przed siebie w pozycji ostrza dzidy przeszła od czubka głowy złodzieja i zdrajcy aż do jego pośladek. Przekrojony na pół niczym zmechanizowany Freezer przez miecz Tsunksa byłby bezbronny i najprawdopodobniej martwy, a na pewno dobrym posiłkiem przed podwędzeniem kart i ruszenie z nimi do niezniszczalnych drzwi na karty magnetyczne. Użycie kart w odpowiedniej kombinacji mogłoby zająć demonowi trochę czasu, ponieważ było aż dwadzieścia cztery możliwości, o ile w ogóle byłby w stanie je zdobyć poprzez powyższy, planowany przez Rogatego przebieg zdarzeń.
[Ooc: początek treningu]
[Ooc2: wykreślenie z Ekwipunku naszyjnika z rubinem]
Re: Wnętrze bazy 66.6 (Wyspa na środku oceanu)
Wto Kwi 04, 2017 8:02 pm
-Wszystko się zaraz zawali! - Żołnierz krzyknął spanikowany, gdy wiązka ki przypaliła podłoże, a potężne kopnięcie dopełniło dzieła robiąc dziurę. Następna próba okazała się nieskuteczna, gdy w wyłomie zastała twardą glebę odgradzającą kolejne kondygnacje.
-Ryzykujesz zawałem, ale z drugiej strony...to najszybsza droga by się dostać na najniższy poziom. Kwestia, czy wiesz gdzie kopać? - Wskazał już uzdrowioną łapą na miejsce, gdzie powinna zrobić wyłom. Kot się absolutnie nie posłuchał jej, wolał już z nią wyruszyć do najbardziej splugawionych zakamarków tegoż kompleksu. To co Red również nie wiedział, to że kot zostawił za sobą pamiątkę dla drugiej grupy nadchodzącej w tymże kierunku. Nie byli oni w bazie o nie...ale grupa ludzi najwyraźniej postanowiła szykować się do drogi. Wysoko w dziurze dało się usłyszeć ich kroki stąpające po metalowej posadzce.
-Powinniśmy zdążyć... - skomentował po długim czasie, gdy Red wyłamał kolejną dziurę w podłożu. Dodatkowa porcja żelaza w formie herbatników i galarety sypała się, aż w końcu otworzyła dostęp do obszernego korytarza. Oto Generał Woda stał w całej okazałości właśnie przesuwając ostatnią kartę magnetyczną przez czytnik, gdy ciało łaknącego krwi przenikało przez stopioną konsystencje metali.
-Nie podoba mi się to...- szepnął kocur powstrzymując się od zewu natury w postaci głośnego i niekontrolowanego miauknięcia. W sumie tak bardzo skupił uwagę na dotarciu do Generała Wody, że nie zauważył, iż kot także mógł zmieniać swoją formę i przenikać tuż za nim. Jego słowa miały słuszność, ale nie wiedział na co przedstawiciela nieziemskiego planu było stać. Rudzielec musiał przyznać, zaskoczył się, że dwadzieścia dwa piętra zostały pokonane bez większego wzruszenia. Teraz pozostał wyłącznie grodź oraz zdradziecki oszołom armii sześć, sześć punkt sześć.
Historia by się kończyła, w końcu czerwony osiągnął swoje i stanął przed ostatnim wyzwaniem nim osobiście spotka się z boską istotą. Ostrze dopełniło dzieła, choć atak zaklinował się gdzieś na pasie nie pozwalając na całkowicie przecięcie błękitnego osobnika o białych włosach. Wodnista tkanka miękka niczym gąbeczka do kąpieli załopotała dwoma oddzielonymi członkami po czym całkowicie rozpadła się na sub atomy w kałuże. Przepłynęła zaledwie metr dalej by się zregenerować w nowej, bardziej funkcjonalnej formie.
-Któż tak się skrada? - chłodny uśmiech syknął głośno niczym para buchająca z czajnika.
-Generał Wiatr...i ktoś nowy, już trochę za późno. Sześć, sześć punkt sześć to historia, ale za to stanie się nowym rozdziałem dla mnie. - Grodź hałasowała rozwarta już na pół metra średnicy, ale dalej się otwierała odsłaniając spowity mrokiem korytarz. To miejsce mogłoby zmieścić sześć czołgów na krzyż, które nadal miałyby dość swobody na manewrowanie. Wręcz sama śluza i cztery karty magnetyczne jasno wskazywały, że "NIKT" nie powinien jej otwierać. Czy to boska istota była chroniona tak szczelnie...czy to świat miał się chronić przed tym, co znajdzie się wewnątrz? Wszyscy poczuli niewyobrażalny ból głowy, ale każdy zniósł go na swój sposób. Nawet Generał Wody na moment się zachwiał, odczuwając uczucie w przednim płacie mózgowym. Ukłonił się i przedstawił uroczyście z lekkim ukłonem.
-...Wróć! Szlachetny pojedynek zła, ze złem. Boska istota na mnie czeka, ale jak chcecie, możecie mi towarzyszyć. Nie mam kaprysu na walkę...- Spojrzał na swoje pazury.
-Ni bronie wam udać się ze mną do środka bo wiem, że również tego pragnięcie. - odwrócił się zupełnie nie przejmując się dwójką i przeniknął przez szczelinę grodzi. Karty magnetyczne zostały w czytnikach, a Generał Wiatr spoglądał na oddalającego się towarzysza broni nie z obrzydzeniem na widok zdrajcy, a czystym strachem. Jego kocie źrenice były niezmiernie szerokie i tegoż przyczyną nie była wyłącznie ciemność przecinana czerwonymi sygnałami alarmowymi na ścianach.
OOC:
Proszę byś dawała w OOC informacje, jakiej techniki używasz fabularnie. W każdym razie teraz każdą technikę musisz przekalkulować na koszt ki. Twój szał wykrzesał z ciebie resztki nadnaturalnych, jak na ciebie pokładów ki. Używaj rozsądnie ki, ponieważ do końca przygody w ogóle nie będziesz mogła go zregenerować.
-Ryzykujesz zawałem, ale z drugiej strony...to najszybsza droga by się dostać na najniższy poziom. Kwestia, czy wiesz gdzie kopać? - Wskazał już uzdrowioną łapą na miejsce, gdzie powinna zrobić wyłom. Kot się absolutnie nie posłuchał jej, wolał już z nią wyruszyć do najbardziej splugawionych zakamarków tegoż kompleksu. To co Red również nie wiedział, to że kot zostawił za sobą pamiątkę dla drugiej grupy nadchodzącej w tymże kierunku. Nie byli oni w bazie o nie...ale grupa ludzi najwyraźniej postanowiła szykować się do drogi. Wysoko w dziurze dało się usłyszeć ich kroki stąpające po metalowej posadzce.
-Powinniśmy zdążyć... - skomentował po długim czasie, gdy Red wyłamał kolejną dziurę w podłożu. Dodatkowa porcja żelaza w formie herbatników i galarety sypała się, aż w końcu otworzyła dostęp do obszernego korytarza. Oto Generał Woda stał w całej okazałości właśnie przesuwając ostatnią kartę magnetyczną przez czytnik, gdy ciało łaknącego krwi przenikało przez stopioną konsystencje metali.
- Karty magnetyczne w czytniku:
-Nie podoba mi się to...- szepnął kocur powstrzymując się od zewu natury w postaci głośnego i niekontrolowanego miauknięcia. W sumie tak bardzo skupił uwagę na dotarciu do Generała Wody, że nie zauważył, iż kot także mógł zmieniać swoją formę i przenikać tuż za nim. Jego słowa miały słuszność, ale nie wiedział na co przedstawiciela nieziemskiego planu było stać. Rudzielec musiał przyznać, zaskoczył się, że dwadzieścia dwa piętra zostały pokonane bez większego wzruszenia. Teraz pozostał wyłącznie grodź oraz zdradziecki oszołom armii sześć, sześć punkt sześć.
Historia by się kończyła, w końcu czerwony osiągnął swoje i stanął przed ostatnim wyzwaniem nim osobiście spotka się z boską istotą. Ostrze dopełniło dzieła, choć atak zaklinował się gdzieś na pasie nie pozwalając na całkowicie przecięcie błękitnego osobnika o białych włosach. Wodnista tkanka miękka niczym gąbeczka do kąpieli załopotała dwoma oddzielonymi członkami po czym całkowicie rozpadła się na sub atomy w kałuże. Przepłynęła zaledwie metr dalej by się zregenerować w nowej, bardziej funkcjonalnej formie.
-Któż tak się skrada? - chłodny uśmiech syknął głośno niczym para buchająca z czajnika.
-Generał Wiatr...i ktoś nowy, już trochę za późno. Sześć, sześć punkt sześć to historia, ale za to stanie się nowym rozdziałem dla mnie. - Grodź hałasowała rozwarta już na pół metra średnicy, ale dalej się otwierała odsłaniając spowity mrokiem korytarz. To miejsce mogłoby zmieścić sześć czołgów na krzyż, które nadal miałyby dość swobody na manewrowanie. Wręcz sama śluza i cztery karty magnetyczne jasno wskazywały, że "NIKT" nie powinien jej otwierać. Czy to boska istota była chroniona tak szczelnie...czy to świat miał się chronić przed tym, co znajdzie się wewnątrz? Wszyscy poczuli niewyobrażalny ból głowy, ale każdy zniósł go na swój sposób. Nawet Generał Wody na moment się zachwiał, odczuwając uczucie w przednim płacie mózgowym. Ukłonił się i przedstawił uroczyście z lekkim ukłonem.
- Generał Woda wita!:
-...Wróć! Szlachetny pojedynek zła, ze złem. Boska istota na mnie czeka, ale jak chcecie, możecie mi towarzyszyć. Nie mam kaprysu na walkę...- Spojrzał na swoje pazury.
-Ni bronie wam udać się ze mną do środka bo wiem, że również tego pragnięcie. - odwrócił się zupełnie nie przejmując się dwójką i przeniknął przez szczelinę grodzi. Karty magnetyczne zostały w czytnikach, a Generał Wiatr spoglądał na oddalającego się towarzysza broni nie z obrzydzeniem na widok zdrajcy, a czystym strachem. Jego kocie źrenice były niezmiernie szerokie i tegoż przyczyną nie była wyłącznie ciemność przecinana czerwonymi sygnałami alarmowymi na ścianach.
OOC:
Proszę byś dawała w OOC informacje, jakiej techniki używasz fabularnie. W każdym razie teraz każdą technikę musisz przekalkulować na koszt ki. Twój szał wykrzesał z ciebie resztki nadnaturalnych, jak na ciebie pokładów ki. Używaj rozsądnie ki, ponieważ do końca przygody w ogóle nie będziesz mogła go zregenerować.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wnętrze bazy 66.6 (Wyspa na środku oceanu)
Wto Kwi 04, 2017 9:09 pm
Nie myślał racjonalnie. Zwaliska czy nie, musiał dostać się do celu. Nawet jeśli miałaby ucierpieć na tym baza, która była mu zupełnie obca. Co prawda skrywała sobie sporo tajemnic, jak szybkie gluty czy resztki armii sześć, sześć punkt sześć, lecz on miał tu jedno zadanie. Wydawało mu się, że skutecznie pokonał wszelkie przeszkody niematerialne, ale z jedną nie dał rady.
Właściwie z dwoma.
Kocur udał się za bestią, która tylko na dźwięk jego głosu zacisnął mocniej kły w niemym gniewie. Nie chciał wiedzieć czy naprawdę nie wiedział, na co się narażał podążając za Redem? Ale jego wskazówki okazały się przydatne, zatem celował kolejnymi wiązkami w kierunku pokazywanym przez uzdrowioną łapkę. Chyba jedyna dobra decyzja podczas całego pobytu w bazie, z której póki co cieszył się. Oby tylko Kocur nie wbił mu noża w plecy przy ostatecznym rozrachunku.
I już myślał, że zaatakowanie al'a ninja z zasadzki ukróci mu problemów z Generałem Wody, który... stał się wodą. No geniusz z Ciebie, Red... Mogłeś go chociaż zasypać żelatyną, by skrzepł, nie mniej nie zdążył, kiedy kałuża pozbierała się i zaczęła przemawiać z wyższością. Może jakiś fanatyk swojego ja? Albo naprawdę był silny? Tak czy inaczej od gadanek demona mdliło, o tyle dobrze, że nie chciał walczyć. To czemu Futrzak się tak przejął? Czyżby podejrzewał, że Generał zechce...
...zgładzić Boską Istotę?
Nie, nie zagra w jego grę. Nie będzie słuchać nikogo więcej. Wszyscy go ograniczają i tłamszą w skorupie zasad czy instrukcji, traktują jak sługę od "zamieć, wyrzuć, zabić", przez co traci samego siebie i tych, na których mu zależało. Co prawda po części spełni wolę Generała Wody i nie będzie z nim walczyć, ale nie pozwoli, by dotarł pierwszy do Boskiej. Już on się o to postara.
Nie czekając na oklaski czy ostrzeżenia, pochwycił Kocura do ręki i pobiegł z nim jak najszybciej potrafił przez korytarz prowadzący na miejsce. Odbijał się od ścian, sufitu i podłogi nie tracąc prędkości, wręcz ją pomnażając dzięki sprężystym krokom i stopom. Był naprawdę zwinny i szybki, do tego wpieniony do granic możliwości. Jeśli ten cały Generał dotrze przed nim do Istoty i pokrzyżuje mu układ, nic nie stałoby mu przeszkodzie zabić wszystkich, którzy znajdowali się na wyspie. Miał swoje priorytety.
Które legły w gruzach.
Przestał tolerować ciasne, nieznane korytarze. Wszystko rozmazywało mu się w jedno i to samo. Kocur widział, co działo się z Rogatym, i nawet jeśli coś mówił w tej chwili, bestia nie słuchała. Ślepia rozbłysnęły się i żarzyły się jak ognie. W głowie słyszał słowa, wyrwane z kontekstu, z przeszłości, aż musiał chwycić się za rogi. Nie mniej w ostatnim odruchu przeciął swój nadgarstek i ubrudził łapkę Rudego. Jeśli mu się uda dotrzeć do Boskiej Istoty, a skoro potrafi zmieniać kształty, to umknie nawet przed tamtym "strażnikiem" i uratuje swoją damę. Z całej siły cisnął Kotkiem w stronę źródła Ki, które zaczynało aż wnerwiać Reda, że wciąż jest tak odległe, chociaż bliskie.
Przy okazji spowolnił Generała Wody o dość kobiecej aparycji zostawiając niespodziankę. Może i potrafił zmieniać konsystencję, lecz tej formy złości Reda nie uniknie. Bynajmniej chodziło o przemianę w cukierka czy kotka. Demon ułamek sekundy później uwolnił pokłady agresji. Dosłownie rozszarpywał ściany i strop, żeby ten zawalił się przed Generałem, by Wiatr pognał bez obciążenia ze strony Wody. A potem Red pędził na złamanie karku w drogę powrotną, tylko już zupełnie oszalały, więc każdego kogo spotkał, to albo przetrącał na bok albo rozczłonkowywał.
W każdym razie uciekł z bazy, uciekł z wyspy i tyle go widziano.
[Ooc: koniec treningu, rezygnacja z przygody rozpoczętej 27 stycznia tego roku, z tematu]
OOC2:
A. Poprzednio to było tak:
1) Chocolate Beam (nie wiem ile sztuk w końcu zużyto, policzę jak za 5), koszt: 500 Ki x 5 = 2500 Ki;
2) Healing (znów nie wiem ile HP zregenerowało Rudemu, więc policzę, że 1000 HP), koszt: 3000 Ki
Razem = 2500 + 3000 = 5500 Ki
HP: bez zmian
KI: 219000 - 5500 = 213450
Właściwie z dwoma.
Kocur udał się za bestią, która tylko na dźwięk jego głosu zacisnął mocniej kły w niemym gniewie. Nie chciał wiedzieć czy naprawdę nie wiedział, na co się narażał podążając za Redem? Ale jego wskazówki okazały się przydatne, zatem celował kolejnymi wiązkami w kierunku pokazywanym przez uzdrowioną łapkę. Chyba jedyna dobra decyzja podczas całego pobytu w bazie, z której póki co cieszył się. Oby tylko Kocur nie wbił mu noża w plecy przy ostatecznym rozrachunku.
I już myślał, że zaatakowanie al'a ninja z zasadzki ukróci mu problemów z Generałem Wody, który... stał się wodą. No geniusz z Ciebie, Red... Mogłeś go chociaż zasypać żelatyną, by skrzepł, nie mniej nie zdążył, kiedy kałuża pozbierała się i zaczęła przemawiać z wyższością. Może jakiś fanatyk swojego ja? Albo naprawdę był silny? Tak czy inaczej od gadanek demona mdliło, o tyle dobrze, że nie chciał walczyć. To czemu Futrzak się tak przejął? Czyżby podejrzewał, że Generał zechce...
...zgładzić Boską Istotę?
Nie, nie zagra w jego grę. Nie będzie słuchać nikogo więcej. Wszyscy go ograniczają i tłamszą w skorupie zasad czy instrukcji, traktują jak sługę od "zamieć, wyrzuć, zabić", przez co traci samego siebie i tych, na których mu zależało. Co prawda po części spełni wolę Generała Wody i nie będzie z nim walczyć, ale nie pozwoli, by dotarł pierwszy do Boskiej. Już on się o to postara.
Nie czekając na oklaski czy ostrzeżenia, pochwycił Kocura do ręki i pobiegł z nim jak najszybciej potrafił przez korytarz prowadzący na miejsce. Odbijał się od ścian, sufitu i podłogi nie tracąc prędkości, wręcz ją pomnażając dzięki sprężystym krokom i stopom. Był naprawdę zwinny i szybki, do tego wpieniony do granic możliwości. Jeśli ten cały Generał dotrze przed nim do Istoty i pokrzyżuje mu układ, nic nie stałoby mu przeszkodzie zabić wszystkich, którzy znajdowali się na wyspie. Miał swoje priorytety.
Które legły w gruzach.
Przestał tolerować ciasne, nieznane korytarze. Wszystko rozmazywało mu się w jedno i to samo. Kocur widział, co działo się z Rogatym, i nawet jeśli coś mówił w tej chwili, bestia nie słuchała. Ślepia rozbłysnęły się i żarzyły się jak ognie. W głowie słyszał słowa, wyrwane z kontekstu, z przeszłości, aż musiał chwycić się za rogi. Nie mniej w ostatnim odruchu przeciął swój nadgarstek i ubrudził łapkę Rudego. Jeśli mu się uda dotrzeć do Boskiej Istoty, a skoro potrafi zmieniać kształty, to umknie nawet przed tamtym "strażnikiem" i uratuje swoją damę. Z całej siły cisnął Kotkiem w stronę źródła Ki, które zaczynało aż wnerwiać Reda, że wciąż jest tak odległe, chociaż bliskie.
Przy okazji spowolnił Generała Wody o dość kobiecej aparycji zostawiając niespodziankę. Może i potrafił zmieniać konsystencję, lecz tej formy złości Reda nie uniknie. Bynajmniej chodziło o przemianę w cukierka czy kotka. Demon ułamek sekundy później uwolnił pokłady agresji. Dosłownie rozszarpywał ściany i strop, żeby ten zawalił się przed Generałem, by Wiatr pognał bez obciążenia ze strony Wody. A potem Red pędził na złamanie karku w drogę powrotną, tylko już zupełnie oszalały, więc każdego kogo spotkał, to albo przetrącał na bok albo rozczłonkowywał.
W każdym razie uciekł z bazy, uciekł z wyspy i tyle go widziano.
[Ooc: koniec treningu, rezygnacja z przygody rozpoczętej 27 stycznia tego roku, z tematu]
OOC2:
A. Poprzednio to było tak:
1) Chocolate Beam (nie wiem ile sztuk w końcu zużyto, policzę jak za 5), koszt: 500 Ki x 5 = 2500 Ki;
2) Healing (znów nie wiem ile HP zregenerowało Rudemu, więc policzę, że 1000 HP), koszt: 3000 Ki
Razem = 2500 + 3000 = 5500 Ki
HP: bez zmian
KI: 219000 - 5500 = 213450
Re: Wnętrze bazy 66.6 (Wyspa na środku oceanu)
Nie Kwi 09, 2017 9:23 am
-Młode pomioty w tych dniach, zawsze im śpieszno. - skwitował Generał Wody krocząc dalej przez bardzo długi korytarz. Kompleks zamienił się w prostolinijne okute najznakomitszym materiałem przejście, które najwyraźniej prowadziło parę kilometrów poza obszar wyspy. To nie zgadzało się z oczekiwaniami jakiegokolwiek użytkownika wykrywania ki, jako iż każdy wyraźnie czuł, że ki boskiej istoty dało się odebrać ze wnętrza wyspy. Kot ledwo trzymał się na barkach Red'a nie mogąc uwierzyć w pęd z jakim pokonywała kolejne kilometry. W końcu zatrzymała się, a rudzielec z obuchem wylądował na lodowatej, metalowej posadzce. Poczuł na sobie oprysk krwi zdziczałej już bestii i poczuł jej magiczne właściwości. Nie mógł przemówić do czerwonej, ni cokolwiek wyjaśnić bowiem wściekłość w niej wybuchła i natychmiastowo zawróciła w przeciwną stronę używając pełni mocy by zatarasować przejście. Następnie wróciła do wolno kroczącego generała Wody, ten to miał czas, być może nawet całą wieczność, jakby dokładnie wiedział, kiedy, jak postąpi.
-oooh...już z powrotem? - spytał markotnie, gdy zygzakowaty promień skierował się na jego oblicze zamieniając go w słodkiego czekoladowego batonika. Może tego nie przewidział, a może po prostu wiedział, że na niewiele go powstrzyma zmuszenie do przemiany w pyszną słodkość...Czerwonego już nie było, stchórzył w ostatniej chwili i wymazał wspomnienia o boskiej istocie. Nie otrzyma swojej krwi, nie odzyska co zostało stracone, ale przed wszystkim nie zdobędzie smoczej kuli...
Bliżej nieokreślony czas później...
-Jestem prawie na miejscu - młodzian zacisnął pięści z niepokojem spoglądając na światełko w tunelu. Dzieliło go zaledwie parę set metrów od spotkania z Boską Istotą.
-Alagarth Cheryusan Kyoukor Vestrin, żądam audiencji. - rzekł, a jego słowa niczym echo odbiły się wgłąb podwodnego korytarza. W swoich myślach dostał jedyną słuszną dla niego odpowiedź "Przyyybyyywaj", ale gdy postawił następny krok poczuł głośne i nienaturalne dudnienie o metalową powierzchnie oraz nienaturalnie głośny skowyt. Z mikrofonów umiejscowionych na suficie został odegrany kobiecy głosem komunikat;Ostrzeżenie.
-Miau? - zapytał siebie chłopak jeszcze z dawnego przyzwyczajenia, miał złe podejrzenia i wyczuwał kolosalnie wysokie źródło ki wolno kroczące w jego kierunku. Spojrzał w górę, bowiem ciemność przysłaniała, jak gigantyczna sylwetka wynurzała się spod sfery czerwonych lampek, jedynego oświetlenia.
-To jest...przecież produkt Dr... - kilka macek wystrzeliło w jego kierunku z nienaturalną szybkością, ich czerwony koloryt komponował się idealnie z rubinowymi wnętrznościami osobnika, który jako pierwszy postanowił naruszyć leże potwora.
-Jak...blergh~! - zaczął się dławić własną krwią, gdy macki uderzeniami precyzyjnie zaczęły ścinać kawałek po kawałku jego ciało, był to okrutny i bardzo bolesny proces.
-To może...jeszcze...żyć! - nastała ciemność, a skowyt potwora rozproszył się po całym wojskowym kompleksie. Generał wiatr uniósł ostatkiem sił jedyną prawą rękę jaką posiadał, sięgnął po kluczyk i włożył go w stacyjkę.
-Do...do diabła z tym...heh...ludz...kie mowy...sześć...sześć...punkt...sześć...nie więcej. - przekręcił stacyjkę.
OOC:
Przygoda nieudana ze strony Red.
Konsekwencje:
-Rudzielec nie żyje.
-Nie wiadomo jeszcze, czy ktokolwiek dostał się do Boskiej Istoty.
-Nie wiadomo jeszcze, czy ktokolwiek zabił potwora pilnującego korytarza.
-Możliwość walki z potworem dla każdego gracza [wymagana znajomość ki feeling w celu odnalezienia go, informacje proszę na PM, że przyjmujesz wyzwanie].
-Smocza Kula sześć gwiazdkowa pozostaje w objęciach Boskiej Istoty [Potencjalna nagroda]
-Sześć, Sześć punkt Sześć to teraz Generał Woda.
-Aktywowano Ion Cannon, życzę miłego dnia wszystkim, którzy mają swoje dupska na wyspie, bo będzie wyjątkowo parną za kilka minut.
Przewidywane statystyki potwora:
PL 307000
Siła 11500
szybkość 3000 (Jeśli masz więcej niżeli 3500 szybkości, masz prawo uniknąć walki i udać się na spotkanie z Boską Istotą)
wytrzymałość 12000
Energia 22000
180k/180k Punktów życia
330k/330k Ki
-oooh...już z powrotem? - spytał markotnie, gdy zygzakowaty promień skierował się na jego oblicze zamieniając go w słodkiego czekoladowego batonika. Może tego nie przewidział, a może po prostu wiedział, że na niewiele go powstrzyma zmuszenie do przemiany w pyszną słodkość...Czerwonego już nie było, stchórzył w ostatniej chwili i wymazał wspomnienia o boskiej istocie. Nie otrzyma swojej krwi, nie odzyska co zostało stracone, ale przed wszystkim nie zdobędzie smoczej kuli...
Bliżej nieokreślony czas później...
-Jestem prawie na miejscu - młodzian zacisnął pięści z niepokojem spoglądając na światełko w tunelu. Dzieliło go zaledwie parę set metrów od spotkania z Boską Istotą.
-Alagarth Cheryusan Kyoukor Vestrin, żądam audiencji. - rzekł, a jego słowa niczym echo odbiły się wgłąb podwodnego korytarza. W swoich myślach dostał jedyną słuszną dla niego odpowiedź "Przyyybyyywaj", ale gdy postawił następny krok poczuł głośne i nienaturalne dudnienie o metalową powierzchnie oraz nienaturalnie głośny skowyt. Z mikrofonów umiejscowionych na suficie został odegrany kobiecy głosem komunikat;Ostrzeżenie.
-Miau? - zapytał siebie chłopak jeszcze z dawnego przyzwyczajenia, miał złe podejrzenia i wyczuwał kolosalnie wysokie źródło ki wolno kroczące w jego kierunku. Spojrzał w górę, bowiem ciemność przysłaniała, jak gigantyczna sylwetka wynurzała się spod sfery czerwonych lampek, jedynego oświetlenia.
-To jest...przecież produkt Dr... - kilka macek wystrzeliło w jego kierunku z nienaturalną szybkością, ich czerwony koloryt komponował się idealnie z rubinowymi wnętrznościami osobnika, który jako pierwszy postanowił naruszyć leże potwora.
-Jak...blergh~! - zaczął się dławić własną krwią, gdy macki uderzeniami precyzyjnie zaczęły ścinać kawałek po kawałku jego ciało, był to okrutny i bardzo bolesny proces.
-To może...jeszcze...żyć! - nastała ciemność, a skowyt potwora rozproszył się po całym wojskowym kompleksie. Generał wiatr uniósł ostatkiem sił jedyną prawą rękę jaką posiadał, sięgnął po kluczyk i włożył go w stacyjkę.
-Do...do diabła z tym...heh...ludz...kie mowy...sześć...sześć...punkt...sześć...nie więcej. - przekręcił stacyjkę.
OOC:
Przygoda nieudana ze strony Red.
Konsekwencje:
-Rudzielec nie żyje.
-Nie wiadomo jeszcze, czy ktokolwiek dostał się do Boskiej Istoty.
-Nie wiadomo jeszcze, czy ktokolwiek zabił potwora pilnującego korytarza.
-Możliwość walki z potworem dla każdego gracza [wymagana znajomość ki feeling w celu odnalezienia go, informacje proszę na PM, że przyjmujesz wyzwanie].
-Smocza Kula sześć gwiazdkowa pozostaje w objęciach Boskiej Istoty [Potencjalna nagroda]
-Sześć, Sześć punkt Sześć to teraz Generał Woda.
-Aktywowano Ion Cannon, życzę miłego dnia wszystkim, którzy mają swoje dupska na wyspie, bo będzie wyjątkowo parną za kilka minut.
Przewidywane statystyki potwora:
PL 307000
Siła 11500
szybkość 3000 (Jeśli masz więcej niżeli 3500 szybkości, masz prawo uniknąć walki i udać się na spotkanie z Boską Istotą)
wytrzymałość 12000
Energia 22000
180k/180k Punktów życia
330k/330k Ki
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach