Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Pustynia
Sob Cze 02, 2012 8:08 am
First topic message reminder :
Czyli Ziemski piekarnik naturalny z największą kuwetą dla kota. Tylko piasek i diuny. Nie wiele jest tu życia, jeśli już to tylko jaszczurki niewielkich rozmiarów, skorpiony kryjące się w piasku i wychodzące tylko w nocy. Wody tu jest tyle co nic, więc każdy kto tu się znajdzie zginie w przeciągu kilku dni jeśli nie umie jej znaleźć.
Czyli Ziemski piekarnik naturalny z największą kuwetą dla kota. Tylko piasek i diuny. Nie wiele jest tu życia, jeśli już to tylko jaszczurki niewielkich rozmiarów, skorpiony kryjące się w piasku i wychodzące tylko w nocy. Wody tu jest tyle co nic, więc każdy kto tu się znajdzie zginie w przeciągu kilku dni jeśli nie umie jej znaleźć.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Pustynia
Sro Cze 26, 2013 10:47 pm
Jeden sen zapamięta na pewno, ponieważ nie była to rzecz błaha, a związana z nim bezpośrednio. Już podczas walki z wilkołakiem wizje i te dziwne odczucia, a teraz sen.
- To jest lekko. Idziemy dalej.
Nie czekał na pozwolenie czy coś. Ruszył dalej w stronę pustyni. Po tym śnie nie miał zamiaru dalej leniuchować, a poza tym noc jest dobra do podróży przez pustynię. Co prawda jest dużo, dużo chłodniej, ale lepsze to niż prażące słońce. Przed nimi daleko, daleko na horyzoncie widać było cień. Pasmo górskie tam się zaczynało, a roślina której szukają znajduje się wysoko w górach. Kolejna trudna przeprawa.
Musiał również pomyśleć co z tym stworem który mu podarował wcześniej energię. Sam nie potrafił przekazywać komuś mocy. Rozglądnął się po okolicy i wypatrzył większego kaktusa. Podszedł do niego, ściął go szybkimi uderzeniami dłoni i przyłożył plastry z jednej i drugiej strony, a potem obwiązał oddartym kawałkiem ze swojej koszuli, która po starciu z robalem była w tragicznym stanie. Wyglądał jak obdartus. Wziął podziurawionego dziwoląga na ramię i ruszył przed siebie.
OoC:
Regeneracja +10% HP i KI (566+105= 671 HP; 474+180= 654 KI)
z/t na Pasma górskie
Trening, niesienie rannego Dragota. Start.
Sorki, że nie czekam na Ciebie Xanas, ale każdy post to regeneracja HP i KI, która mi się przyda xP
***
To nie była nawet pełnia księżyca, a po prostu popadł w szał. Stał na bezkresnej pustyni lub po prostu płaszczyźnie albo planecie bez niczego. Biel, a raczej szarość i dość ciemna. Horyzontu nie widać. Nikogo przed nim, ani za nim. Stoi tam sam, a nad nim gwiazdy, ale bardzo blado świecące. Słyszy kroki. Jeden, drugi, trzeci, ale nie wie skąd. Odwraca się, patrzy w prawo i lewo, potem znowu za siebie, ale nie ma nikogo. Kolejny krok, ale już wie skąd. Jest wyraźny, pusty dźwięk, jakby ktoś chodził w pomieszczeniu bez niczego. Dużym pomieszczeniu zamkniętym ze wszystkich stron. Spojrzał do góry. To znów ten knypek, który pokazał mu jak poruszać się z dużą szybkością.
- Won stąd. - rzekł, ale Rikimaru się tylko zdenerwował. Gniew spowodował, że nagle jego ciało zaczęło się zmieniać i w krótkiej chwili znów przybrał tę dziwną formę. Stracił panowanie nad sobą...
- Won stąd. - rzekł, ale Rikimaru się tylko zdenerwował. Gniew spowodował, że nagle jego ciało zaczęło się zmieniać i w krótkiej chwili znów przybrał tę dziwną formę. Stracił panowanie nad sobą...
***
Wtedy nagle wybudził się i usiadł uderzając zaciśniętymi pięściami w piasek. Rozejrzał się po okolicy i zrozumiał, że to był sen. Był cały mokry. Spojrzał na leżącego żałosnego stwora, krwawiącego, z raną, a potem spojrzał pytająco na Frosta. Później przypomniał sobie o promieniu z jego palca. Zacisnął zęby, wstał na równe nogi i pchnął go lekko w klatkę piersiową. - To jest lekko. Idziemy dalej.
Nie czekał na pozwolenie czy coś. Ruszył dalej w stronę pustyni. Po tym śnie nie miał zamiaru dalej leniuchować, a poza tym noc jest dobra do podróży przez pustynię. Co prawda jest dużo, dużo chłodniej, ale lepsze to niż prażące słońce. Przed nimi daleko, daleko na horyzoncie widać było cień. Pasmo górskie tam się zaczynało, a roślina której szukają znajduje się wysoko w górach. Kolejna trudna przeprawa.
Musiał również pomyśleć co z tym stworem który mu podarował wcześniej energię. Sam nie potrafił przekazywać komuś mocy. Rozglądnął się po okolicy i wypatrzył większego kaktusa. Podszedł do niego, ściął go szybkimi uderzeniami dłoni i przyłożył plastry z jednej i drugiej strony, a potem obwiązał oddartym kawałkiem ze swojej koszuli, która po starciu z robalem była w tragicznym stanie. Wyglądał jak obdartus. Wziął podziurawionego dziwoląga na ramię i ruszył przed siebie.
OoC:
Regeneracja +10% HP i KI (566+105= 671 HP; 474+180= 654 KI)
z/t na Pasma górskie
Trening, niesienie rannego Dragota. Start.
Sorki, że nie czekam na Ciebie Xanas, ale każdy post to regeneracja HP i KI, która mi się przyda xP
- Xanas
- Liczba postów : 610
Data rejestracji : 31/10/2012
Identification Number
HP:
(1127/1500)
KI:
(0/0)
Re: Pustynia
Sro Cze 26, 2013 11:15 pm
Nie przejmowałem się w ogóle rannym demonem. Jeśli przeżyje to może będzie z niego pożytek, jak nie to nie. Zająłem się pilniejszym zadaniem, którym było rwanie roślin i dorzucaniem ich do wora który taszczyłem na ramieniu. W końcu ogołociłem całe poletko i zadowolony wróciłem do Rikimaru który się właśnie obudził.
Gdy ten pchnął mnie w pierś ( musiał chyba podskoczyć bo ja mierzę ponad dwa metry wzrostu) to miałem ochotę mu przywalić. Ale powstrzymałem się tylko dlatego że zbyt dużo agresji źle wpływa na mój charakter. Wszak nie byłem tak zły, po prostu łatwo było mnie wyprowadzić z równowagi.
- Ta, idziemy, następnym przystankiem będzie.... - kliknąłem w detektor - ... Wygląda na jakieś pasmo górskie. Dosyć daleko, a ty masz zamiar taszczyć z nami to chuchro?
Spojrzałem na prawie martwego demona z politowaniem, po czym wzruszyłem ramionami.
- W sumie.. może robić za tragarza jeśli wyzdrowieje. Ruszamy. - nadałem szybkie tempo naszej gromadce, nie miałem czasu na obijanie się. Ja nie miałem zamiaru tez opiekować się tym cieniasem.
z/t - >Pasmo górskie.
Gdy ten pchnął mnie w pierś ( musiał chyba podskoczyć bo ja mierzę ponad dwa metry wzrostu) to miałem ochotę mu przywalić. Ale powstrzymałem się tylko dlatego że zbyt dużo agresji źle wpływa na mój charakter. Wszak nie byłem tak zły, po prostu łatwo było mnie wyprowadzić z równowagi.
- Ta, idziemy, następnym przystankiem będzie.... - kliknąłem w detektor - ... Wygląda na jakieś pasmo górskie. Dosyć daleko, a ty masz zamiar taszczyć z nami to chuchro?
Spojrzałem na prawie martwego demona z politowaniem, po czym wzruszyłem ramionami.
- W sumie.. może robić za tragarza jeśli wyzdrowieje. Ruszamy. - nadałem szybkie tempo naszej gromadce, nie miałem czasu na obijanie się. Ja nie miałem zamiaru tez opiekować się tym cieniasem.
z/t - >Pasmo górskie.
- BurzumGoat
- Liczba postów : 515
Data rejestracji : 05/06/2013
Skąd : Warszawa
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Pustynia
Czw Cze 27, 2013 1:29 am
Dragota nawet w stanie nieprzytomności nie oszczędzał los, rzeczy których się dzisiaj dowiedział dały mu do myślenia w negatywnym tego słowa znaczeniu. Jego sen utwierdził go w tym przekonaniu.
Stał on na wysokiej wieży, tak wysokiej że nie można było z niej zobaczyć co jest na parterze. Stał on w spokoju na tej wieży, lecz przed sobą ponownie widzi Złotego Buu, Demona który mu wyssał energię. Dragot pamięta swą wściekłość na jego widok, całkiem bezskuteczną gdyż demon jednym palcem zrzucił go z tej wieży. Spadał coraz niżej i niżej, aż dotarł do parteru, gdzie ziemia była zupełnie inna, nieprzyjazna, zanieczyszczona i cała w smogu. Ponowne przeżycie tego wydarzenia było dla niego najgorszym koszmarem, teraz nie może ochronić siebie a co dopiero całą planetę. Czarny Demon ponownie zaczął wspinać się na wieżę, i choć wiedział że przed nim długa droga to miał zamiar dotrzeć z powrotem na szczyt...
OOC:
Regeneracja HP i KI:
Moje Hp:1 + 10 = 11
Moje KI: 555 + 105 = 660
Zt/Do Pasmo Górskie
***
Stał on na wysokiej wieży, tak wysokiej że nie można było z niej zobaczyć co jest na parterze. Stał on w spokoju na tej wieży, lecz przed sobą ponownie widzi Złotego Buu, Demona który mu wyssał energię. Dragot pamięta swą wściekłość na jego widok, całkiem bezskuteczną gdyż demon jednym palcem zrzucił go z tej wieży. Spadał coraz niżej i niżej, aż dotarł do parteru, gdzie ziemia była zupełnie inna, nieprzyjazna, zanieczyszczona i cała w smogu. Ponowne przeżycie tego wydarzenia było dla niego najgorszym koszmarem, teraz nie może ochronić siebie a co dopiero całą planetę. Czarny Demon ponownie zaczął wspinać się na wieżę, i choć wiedział że przed nim długa droga to miał zamiar dotrzeć z powrotem na szczyt...
***
Dragot wciąż był w stanie nieprzytomności, jednak siły zaczęły do niego wracać powolnymi ścieżkami. Jego organizm dawał mu znaki, a to był pierwszy z nich.OOC:
Regeneracja HP i KI:
Moje Hp:1 + 10 = 11
Moje KI: 555 + 105 = 660
Zt/Do Pasmo Górskie
- GośćGość
Re: Pustynia
Sob Sie 03, 2013 5:13 pm
Bas idąc powolnymi krokami ciągnął za sobą długi płaszcz, ten szurając zostawiał ślady na piasku które prawie od razu znikały. Poił się kilka godzin temu, więc wyschnięcie na wiór mu nie groziło. Jedynym jego zmartwieniem było to, że całkowicie nie znał planety na której się znajduje. Spędzając całe doczesne życie w laboratorium nigdy nie widział krajobrazów innych niż metalowe ściany - Dokąd ja w ogóle idę.. - wzdrygnął się na dźwięk własnego głosu, od dawna nie słyszał innych słów niż tych które sam wypowiedział. Samotność doskwierała coraz bardziej, jako Bio-Android tęsknił jedynie za krzykami ofiar, które przynosiły mu Changelingi. Idąc i rozmyślając na temat przeszłości, stracił poczucie czasu. Minęły godziny a on dalej szedł żółwim tempem w losową stronę, nagle w oddali zauważył coś zielonego.. Stwierdził, że to humanoid, ręce miał uniesione do nieba. Może składał modły..? Burza piaskowa ponownie nie wspierała go przy dedukcji. Zbliżył się a obrys humanoida zmienił się w zwykły kaktus - czym jesteś tajemnicza istoto - zapytał gniewnie i nie czekając na odpowiedź wbił żądło ogona w zieloną powłokę. Zaczął siorbać płyn do środka, jego pragnienie zostało zaspokojone a on zdał sobie sprawę, że mówił do rośliny. W kompletnej już ciszy minął wyschnięty kaktus i podążył dalej wyznaczoną trasą, donikąd.
Jego wzrok przykuło ogromne, leżące na piachu stworzenie. Podszedł do niego i kucnął dokładając rękę do martwego cielska - jeszcze ciepły - rozejrzał się - jak wszystko tutaj. - zerknął na ślady prowadzące od robala, w tym miejscu burza piaskowa się uspokoiła i ślady były jeszcze widoczne - Robak musiał być silnym przeciwnikiem.. lepiej nie będę wchodził im w drogę - zerknął w stronę przejścia które prowadziło do Skalnego Lasu i ruszył w tamtą stronę.
z/t na Skalny Las
Jego wzrok przykuło ogromne, leżące na piachu stworzenie. Podszedł do niego i kucnął dokładając rękę do martwego cielska - jeszcze ciepły - rozejrzał się - jak wszystko tutaj. - zerknął na ślady prowadzące od robala, w tym miejscu burza piaskowa się uspokoiła i ślady były jeszcze widoczne - Robak musiał być silnym przeciwnikiem.. lepiej nie będę wchodził im w drogę - zerknął w stronę przejścia które prowadziło do Skalnego Lasu i ruszył w tamtą stronę.
z/t na Skalny Las
- GośćGość
Re: Pustynia
Pią Paź 25, 2013 4:20 pm
___ Wleciała w piach jak jakiś samolot pozbawiony skrzydeł. Zanurkowała przysypując swoje ciało piachem. Leżała kilka sekund nieruchomo, lekki wiatr poruszał jej długimi, rudymi włosami oraz sukienką. Podniosła głowę łapiąc oddech, wyglądała tak jakby wynurzyła się z wody po kilku minutach. Na twarzy miała pełno piachu, wchodził jej do oczu powodując łzawienie. W sumie to nie tylko przez to. Po prostu płakała.
Podniosła się. Wyciągnęła spomiędzy piersi dwie kapsułki. Jedną z nich był statek, a drugą zapasowe ubrania dziewczyny. Wyrzuciła obie. Rozległ się mały huk i uniósł dym zmieszany z piachem. Gdy opadł... Nie spodziewała się, że ten statek będzie, aż tak malutki. Okrągłe coś i nie wiadomo jak to otworzyć, ale nad tym będzie się głowić później.
Ściągnęła z siebie sukienkę oraz zdjęła i tak niewygodne dla niej buty. Jeśli zabierze je na inną planetę może to wszystko zepsuć, zabrudzić i tak dalej. A tak, jeśli schowa do kapsułki i rzuci w jakieś charakterystyczne miejsce to może ocaleją jeśli June zachce tutaj wrócić. Tak też zrobiła. Znalazła gdzieś nieopodal niewielką oazę. Zakopała tam kapsułkę na niewielką głębokość pod jedną z palm i zaznaczyła swoją aurą. To był taki X na mapie, tylko w postaci energii. Tylko osoba znająca Ki Feeling będzie w stanie to odnaleźć - czyli June. W końcu kto zwróci uwagę na takie coś?
Nałożyła na siebie swój standardowy strój, w którym zwykle walczy i chciała wsiadać do kapsuły lecz Tsuful nie chciał tak łatwo wypuścić demonicy. Dziewczyna upadła twarzą wprost na twarz jedząc nawet go. To było za wiele.
___ - NIE POKONASZ MNIE TY SZCZURZE! NIE WIESZ Z KIM MASZ DO CZYNIENIA! - krzyczała chcąc tym odstraszyć Tsufula, ale to nie było takie proste.
Spięła się. Napięła wszystkie mięśnie wydając z ust głośny krzyk wraz z aurą. Buchnęła w powietrze jak nieposkromiony ogień. Tsuful zamilkł po kilku sekundach, ale chyba nie uciekł. To by było za proste.
Korzystając z chwili spokoju weszła do statku. Po chwili poszukiwań znalazła przycisk otwierający właz. Nie było tam wygodnie, ale chciała odlecieć...
Z tematu >> Inna planeta. Dogadam się z Hazardem.
"HAHAHAHAHA"
Usłyszała rechot, który wprowadził ją w gniew choć to mało powiedziane. Uderzyła pięściami w piach krzycząc na całe gardło przez bardzo długi czas. Bez celu, to z niemocy. Przez to kim jest i kim była ma skreślone życie. Chciała być z Reito, bardzo chciała. Mogłaby nawet zapomnieć o walce, stać się jednym z tych szarych ludzi nie potrafiących nawet latać. Dla spokoju! Dla świętego spokoju! Chciała by mieć takiego małego chłopca jak Usui, z którym grała w tym parku. Chciała by... ale."W czymś przeszkodziłem!?"
Znowu.Podniosła się. Wyciągnęła spomiędzy piersi dwie kapsułki. Jedną z nich był statek, a drugą zapasowe ubrania dziewczyny. Wyrzuciła obie. Rozległ się mały huk i uniósł dym zmieszany z piachem. Gdy opadł... Nie spodziewała się, że ten statek będzie, aż tak malutki. Okrągłe coś i nie wiadomo jak to otworzyć, ale nad tym będzie się głowić później.
Ściągnęła z siebie sukienkę oraz zdjęła i tak niewygodne dla niej buty. Jeśli zabierze je na inną planetę może to wszystko zepsuć, zabrudzić i tak dalej. A tak, jeśli schowa do kapsułki i rzuci w jakieś charakterystyczne miejsce to może ocaleją jeśli June zachce tutaj wrócić. Tak też zrobiła. Znalazła gdzieś nieopodal niewielką oazę. Zakopała tam kapsułkę na niewielką głębokość pod jedną z palm i zaznaczyła swoją aurą. To był taki X na mapie, tylko w postaci energii. Tylko osoba znająca Ki Feeling będzie w stanie to odnaleźć - czyli June. W końcu kto zwróci uwagę na takie coś?
Nałożyła na siebie swój standardowy strój, w którym zwykle walczy i chciała wsiadać do kapsuły lecz Tsuful nie chciał tak łatwo wypuścić demonicy. Dziewczyna upadła twarzą wprost na twarz jedząc nawet go. To było za wiele.
___ - NIE POKONASZ MNIE TY SZCZURZE! NIE WIESZ Z KIM MASZ DO CZYNIENIA! - krzyczała chcąc tym odstraszyć Tsufula, ale to nie było takie proste.
"O tak, wiem! Wiem doskonale z kim mam do czynienia, ale z twoim poziomem mocy nie jesteś w stanie mi nic zrobić! Twoje alter ego nie istnieje już! HAHAHA! Nie jestem zagrożony!"
___ - Co...? - zbladła słysząc te słowa."Tak! Jesteś... morderczynią!"
___ - Nie... nie, kłamiesz! - nie chciała do siebie dopuścić tych słów. On musiał kłamać, to był jakiś chory żart! Chciał tym złamać dziewczynę i tym samym zawładnąć jej ciałem tak jak zawładnął Red'em. Nie da się podejść, na pewno June nie była morderczynią. Tylko czym mogło być Alter Ego? Nie, to nie ważne bo przecież to tylko marne kłamstwa. Spięła się. Napięła wszystkie mięśnie wydając z ust głośny krzyk wraz z aurą. Buchnęła w powietrze jak nieposkromiony ogień. Tsuful zamilkł po kilku sekundach, ale chyba nie uciekł. To by było za proste.
Korzystając z chwili spokoju weszła do statku. Po chwili poszukiwań znalazła przycisk otwierający właz. Nie było tam wygodnie, ale chciała odlecieć...
Z tematu >> Inna planeta. Dogadam się z Hazardem.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Pustynia
Pią Lis 01, 2013 2:55 pm
Z North City
Czuł się taki rześki, taki pełny, gdy ulokował w sobie Super Saiyanina. Wspaniałe uczucie! Co prawda nie korzystał z jego mocy, ale w pewien sposób oszukał organizm wmawiając sobie, iż jest uwięziony na stale w jego żołądku. Otóż nie, dał mu wolną rękę licząc, że zrozumie ten gest demona jako chęć współpracy. Gdyby było inaczej, już dawno wchłonąłby wojownika w swój organizm i pobierał cenną Ki. Nie był na tyle głupi, aby działać zbyt pochopnie - nie miał za wiele czasu na obmyślenie szczegółowego planu, lecz wiedział, że przyda mu się żywy koalicjant w postaci Reito. Nie miał zupełnie pojęcia co dzieje się z June, obudziła się w nim dziecięca ciekawość oraz ambicja, że cokolwiek porabia demonica, Red zrobi to lepiej! Nawet jeśli byłoby to otrzepanie tyłków kilku przeciwników jednocześnie. Dla bezpieczeństwa (co powiedziane jest nad wyraz, ponieważ jego "tajna broń" może okazać się obusieczna) wolał zabrać znajomego Rudowłosej, by w razie wypadku wykaraskać się wspólnie z bagna, w jakie wpadną. Ale, ale - to tylko ostateczna ostateczność! Najpierw sam chce stawić czoła nowej przygodzie.
No dobrze, to dlaczego uprowadził w ten sposób małpiego wojownika? Nie zgodziłby się pójść dobrowolnie, a jeśli zacząłby fikać i stawiać się demonowi, mógłby rzeczywiście zacząć czerpać z niego siły życiowe, aż do chwili przekonania się o co w tym wszystkim chodzi. Czyli dość długo.
Wylądował na piaskach pustyni w porze wieczornej, wtedy jest chłodniej niż za dnia. Ale i tak piasek był jeszcze trochę za gorący, żeby bez trudu chodzić na boso. Mimo wszystko, dla treningu i hartowania ciała, szedł wyprostowany w kierunku nikłego śladu Ki dziewczyny, którą była June. Nie zapomni tej energii do końca swoich dni. Wiatr co jakiś czas sypał piaskiem po oczach, lecz w porę osłaniał przedramieniem twarz i szedł niezmordowanie dalej.
Przystanął dopiero na pierwszym tropie. Rozkopany piach, teraz przeczesany przez silniejsze powiewy powietrza, wyraźnie emanował Ki demonicy. Mrugnął parokroć oczyma i zaczął kopać w tym miejscu myśląc, że znajdzie kolejną wskazówkę. Nic z tego, po pięciu minutach wykopał tylko wielki dół, który i tak pogrzebany został przez sypki piach. Zmarkotniał i poszedł dalej, znów natrafił na dziwne miejsce. Lejek o średnicy może trzech metrów idealnie wgłębił się w piasek. Wskazywało to na to, iż coś ciężkiego leżało przez parę chwil na rozgrzanej pustyni i odbiło swój ślad. Nadal nie wiedział czy to coś miało wszystko ze sobą wspólnego, ale nie zrażał się i badał dalej. Wtedy "uderzyła go" Ki June w innym zakątku. Dotarł tam, i... nic nie widział.
>Huh?
Upadł na kolana i sięgnął ręką pod palmę, pod którą pogrzebał palcami, aby wydobyć coś nowego. Znajdźka jak się patrzy! Tylko...nie miał pojęcia co to jest. Trzymał w dwóch palcach przedmiot wielkości kciuka i obracał nim w swojej dłoni, aczkolwiek nie uruchomił mechanizmu. To coś należało do Złotookiej, bez dwóch zdań. A co tam, zakosi sobie to coś, może ktoś mu wyjaśni do czego to służy. Schował do spodni i usiadł pod palmą, przy której majstrował. Westchnął ciężko próbując sobie poukładać poszlaki w jeden, logiczny ciąg. Z jego głową to trudne wyzwanie. To będzie jego trening mentalny na dziś - dojście do wniosku, albo na odpowiedzenie na kilka pytań.
Przede wszystkim, jakim cudem June wydostała się z tej planety i dlaczego.
[post treningowy - pierwszy]
Czuł się taki rześki, taki pełny, gdy ulokował w sobie Super Saiyanina. Wspaniałe uczucie! Co prawda nie korzystał z jego mocy, ale w pewien sposób oszukał organizm wmawiając sobie, iż jest uwięziony na stale w jego żołądku. Otóż nie, dał mu wolną rękę licząc, że zrozumie ten gest demona jako chęć współpracy. Gdyby było inaczej, już dawno wchłonąłby wojownika w swój organizm i pobierał cenną Ki. Nie był na tyle głupi, aby działać zbyt pochopnie - nie miał za wiele czasu na obmyślenie szczegółowego planu, lecz wiedział, że przyda mu się żywy koalicjant w postaci Reito. Nie miał zupełnie pojęcia co dzieje się z June, obudziła się w nim dziecięca ciekawość oraz ambicja, że cokolwiek porabia demonica, Red zrobi to lepiej! Nawet jeśli byłoby to otrzepanie tyłków kilku przeciwników jednocześnie. Dla bezpieczeństwa (co powiedziane jest nad wyraz, ponieważ jego "tajna broń" może okazać się obusieczna) wolał zabrać znajomego Rudowłosej, by w razie wypadku wykaraskać się wspólnie z bagna, w jakie wpadną. Ale, ale - to tylko ostateczna ostateczność! Najpierw sam chce stawić czoła nowej przygodzie.
No dobrze, to dlaczego uprowadził w ten sposób małpiego wojownika? Nie zgodziłby się pójść dobrowolnie, a jeśli zacząłby fikać i stawiać się demonowi, mógłby rzeczywiście zacząć czerpać z niego siły życiowe, aż do chwili przekonania się o co w tym wszystkim chodzi. Czyli dość długo.
Wylądował na piaskach pustyni w porze wieczornej, wtedy jest chłodniej niż za dnia. Ale i tak piasek był jeszcze trochę za gorący, żeby bez trudu chodzić na boso. Mimo wszystko, dla treningu i hartowania ciała, szedł wyprostowany w kierunku nikłego śladu Ki dziewczyny, którą była June. Nie zapomni tej energii do końca swoich dni. Wiatr co jakiś czas sypał piaskiem po oczach, lecz w porę osłaniał przedramieniem twarz i szedł niezmordowanie dalej.
Przystanął dopiero na pierwszym tropie. Rozkopany piach, teraz przeczesany przez silniejsze powiewy powietrza, wyraźnie emanował Ki demonicy. Mrugnął parokroć oczyma i zaczął kopać w tym miejscu myśląc, że znajdzie kolejną wskazówkę. Nic z tego, po pięciu minutach wykopał tylko wielki dół, który i tak pogrzebany został przez sypki piach. Zmarkotniał i poszedł dalej, znów natrafił na dziwne miejsce. Lejek o średnicy może trzech metrów idealnie wgłębił się w piasek. Wskazywało to na to, iż coś ciężkiego leżało przez parę chwil na rozgrzanej pustyni i odbiło swój ślad. Nadal nie wiedział czy to coś miało wszystko ze sobą wspólnego, ale nie zrażał się i badał dalej. Wtedy "uderzyła go" Ki June w innym zakątku. Dotarł tam, i... nic nie widział.
>Huh?
Upadł na kolana i sięgnął ręką pod palmę, pod którą pogrzebał palcami, aby wydobyć coś nowego. Znajdźka jak się patrzy! Tylko...nie miał pojęcia co to jest. Trzymał w dwóch palcach przedmiot wielkości kciuka i obracał nim w swojej dłoni, aczkolwiek nie uruchomił mechanizmu. To coś należało do Złotookiej, bez dwóch zdań. A co tam, zakosi sobie to coś, może ktoś mu wyjaśni do czego to służy. Schował do spodni i usiadł pod palmą, przy której majstrował. Westchnął ciężko próbując sobie poukładać poszlaki w jeden, logiczny ciąg. Z jego głową to trudne wyzwanie. To będzie jego trening mentalny na dziś - dojście do wniosku, albo na odpowiedzenie na kilka pytań.
Przede wszystkim, jakim cudem June wydostała się z tej planety i dlaczego.
[post treningowy - pierwszy]
Re: Pustynia
Sob Lis 02, 2013 7:14 pm
Spokój Red'a został szybko przerwany przez dziwne odgłosy prychania. To były chyba konie - ale co takie zwierzęta robią na pustyni?
Gdy mężczyzna się rozglądnął mógł zobaczyć mężczyznę idącego w jego stronę, a obok niego dwa konie, które wydawały te dźwięki sprzed chwili.
- Witaj nieznany przybyszu. - powiedział mężczyzna gdy był już blisko demona. Nie przeraził się, wręcz przeciwnie - wyglądał jakby taki widok dla niego był codziennością - Wyglądasz na silnego, mógłbym mieć prośbę do Ciebie? Sowicie ci to wynagrodzę... - wyglądał raczej na biednego. Co mógłby mieć do zaoferowania taki pryk? Łachy zrobione jakby z worków na kartofle, turban na głowie okrywający pół twarzy i kilka worów, które nosiły konie.
- Moje zwierzęta są już wyczerpane, a ta pustynia wydaje się nie mieć końca. Wiem, że pora nie sprzyja, ale chciałbym je napoić i byłbym wdzięczny za wskazanie mi drogi do najbliższego miasta. Zgubiłem się, skończył mi się prowiant oraz woda... mogę zginąć. Pomożesz mi wojowniku?
Gdy mężczyzna się rozglądnął mógł zobaczyć mężczyznę idącego w jego stronę, a obok niego dwa konie, które wydawały te dźwięki sprzed chwili.
- Witaj nieznany przybyszu. - powiedział mężczyzna gdy był już blisko demona. Nie przeraził się, wręcz przeciwnie - wyglądał jakby taki widok dla niego był codziennością - Wyglądasz na silnego, mógłbym mieć prośbę do Ciebie? Sowicie ci to wynagrodzę... - wyglądał raczej na biednego. Co mógłby mieć do zaoferowania taki pryk? Łachy zrobione jakby z worków na kartofle, turban na głowie okrywający pół twarzy i kilka worów, które nosiły konie.
- Moje zwierzęta są już wyczerpane, a ta pustynia wydaje się nie mieć końca. Wiem, że pora nie sprzyja, ale chciałbym je napoić i byłbym wdzięczny za wskazanie mi drogi do najbliższego miasta. Zgubiłem się, skończył mi się prowiant oraz woda... mogę zginąć. Pomożesz mi wojowniku?
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Pustynia
Nie Lis 03, 2013 11:49 am
Medytacja skończyła się szybciej niż przypuszczał. Nigdy nie był dobry w te klocki, ale nawet teraz wszystko go rozpraszało. Jakiś szmer, hałas wybudziło go z transu i niemal natychmiast uniósł ślepia na lekkie tumany kurzu gdzieś po lewej jego stronie. Ktoś zbliżał się do niego, więc zmysłami wrócił do rzeczywistości i oczekiwał w cieniu palmy. Co ciekawe, ten ktoś nie przeląkł się na widok młodzieńca znajdującego się od tak na środku pustyni, tylko wręcz przyspieszył ku niemu i przywitał się. Demon skinął lekko głową i nasłuchiwał dalej.
Między parsknięciami z jap koni udało się sprecyzować przybyszowi pytanie. Ah, nie ma to jak zagranie taktyczne nieznajomego. Mógł przecież nie komplementować demona, a zrobił to, gdyż być może wyczuł, iż takie pochlebiające słowa skutecznie zmobilizują Reda do spełnienia prośby. Tak też było - wstał z piasku, wyszedł z cienia palmy i wyprostował się maksymalnie krzyżując ręce na torsie. Spoglądał uważnie na rozmówcę, który wydawał się wieść proste, koczownicze życie. Dobytkiem mogły być tylko właśnie te dwa konie i to co na sobie nosi. Więc co mógł dać od siebie?
Może wierną służbę u stóp demona? Nie byłoby to takie złe rozwiązanie, miałby kogoś kto ugościłby go w nawet najskromniejszych progach. Nie zawsze sprzymierzeniec musi był silny w rękach i nogach, dostrzegł inny potencjał. Negocjacje. Być może to było nad wyraz wielkie uproszczenie, a na świecie znajdują się lepsi negocjatorzy, ale lepiej mieć jednego realnego dyplomatę niż setkę niedostępnych.
>Słucham, o co chodzi?
Zapytał wpatrując się w mężczyznę w płótnie. Ten zaraz powiedział nad wyraz spokojnym głosem, że zaraz umrze, jeśli nie zostanie mu udzielona pomoc. Nie rzekł tak dosadnie, ale tak odebrał je młodzieniec. Zdumiał się i prawie że wykrzyknął:
>Co takiego?! Trzeba było tak od razu mówić! co oczywiście nie byłoby takie pewne, gdyby nie nastawienie do potrzebującego oraz wymyślona w głowie przez Reda nagroda od przybysza >Nie traćmy czasu!
Już miał dość przyczyniania się do śmierci niewinnych osób. Co prawda nie znał tego zamaskowanego w turban mężczyzny, ale nie wydawał się być groźny. Na pewno nie był mordercą miasta z wieloma tysiącami osób. Ale dość rozmyślań, czas działać!
To było na pewno dziwne dla wędrowca, lecz demon wpadł na pomysł jak skutecznie i szybko przeprowadzić niedoszłe ofiary pustyni przez gorące piaski. Czerwonooki wykonał krótką, ale potrzebną rozgrzewkę mięśni, później młodzieniec bezdyskusyjnie kazał nieznajomemu wskoczyć mu na plecy i objąć rękoma jego szyję. Red w tym czasie uniósł rękoma z osobna dwa konie z tobołami - jedno zwierzę na prawej ręce, drugie na lewej. Tak obładowany z początku miał wrażenie, że zaraz zapadnie się pod piaskiem od ciężaru, nawet konie parskając współczuły "geniuszowi" Długowłosego. To, co z początku wydawało się być czysto abstrakcyjne, zamieniło się w pierwsze kroki ku sukcesowi. Najgorzej było zacząć, ruszyć się, jednak gdy już to zrobił, szedł równym chodem w kierunku skupiska energii ludzi, czyli na północ. North City było jakieś... 500 kilometrów stąd, z czego 4/5 drogi stanowiła właśnie pustynia. Nie chciał iść na łatwiznę - unieść się w powietrzu i przelecieć wielki kawał przestworzy - zrobi to, gdy zobaczy słabą kondycję nieznajomego. Dziarsko przemierzał setki hektometrów, chociaż trasa i ciężar niesionych bagaży była przytłaczającą kulminacją. Już nie wspominam o temperaturze, która przypiekała skórę i zraszała czoło oraz ciało słodkim potem. Prawie przez ten pot wyślizgły mu się z rąk konie, ale zaraz objął je tak, że przylegały do jego ramion. Jak się denerwowały, to trochę wierzgały kopytami, na szczęście ich właściciel potrafił je uspokoić (nie mniej jednak klacz kopnęła go raz w żebra i myślał, że zaraz padnie jak długi na piasku).
A dlaczego wybrał taki sposób transportu? Trening, trening, jeszcze raz trening! To na pewno było wielkie wyzwanie dla demona, tym bardziej jak był podekscytowany nowym znajomym i tym, że będzie mu dozgonnie wdzięczny. Ha! Już miał pierwszą zachciankę, gdy facet z turbanem dojdzie do siebie z końmi - kosz moreli! Jak był w North City przechodząc obok straganu z owocami porwał pierwszy lepszy owoc i skosztował. Akurat to była morelka, i zasmakowała mu, nawet bardziej niż słodycze. Niestety, nie znał nazwy, dlatego będzie musiał zaprezentować lub opisać zdrową przekąskę.
Nie może się tak zamyślać, usłyszał cichy jęk nieznajomego, który chyba tłumił długo w sobie to, iż jest na skraju wyczerpania. Może nie chciał niepokoić szalonego młodzieńca (żeby nie wymyślił jeszcze czegoś bardziej niedorzecznego), albo po prostu to płótno na głowie zagłuszało wcześniejsze stęki. Red zmarszczył brwi i rozpoczął marsz, który przeistoczył się w bieg! Tak, demon zdeterminował się do cna, i zmobilizował do osiągnięcia celu! Przebiegł kolejne kilometry, aż minęły trzy godziny i pustynia przeistaczała się w półpustynię, sawannę... i dotarli do pierwszego strumienia wody przecinającego niegościnną krainę. Położył ostrożnie konie na ziemi porośniętą skąpo trawą, także wędrowca ściągnął z siebie tuż przy brzegu wody. Sam Red padł jak długi do wody chcąc ochłodzić swoje spocone ciało i napić się. Po może dwóch minutach wypełznął na suchy ląd i wykaszlał z siebie nadmiar wody zmieszaną z piaskiem. Leżał na plecach i ciężko oddychał, taka podróż w ramach ćwiczeń to był głupi pomysł - mógł sam paść trupem na piaskach pustyni. Ale jak tak rzucił okiem na towarzysza i jego dorobek... nie żałował. Nareszcie uratował komuś życie, nareszcie nie zabił, aż mimo dużego zmęczenia podźwignął się i usiadł po turecku. Mokry warkocz ochładzał jego plecy i kark.
>Do miasta jeszcze kawałek... jeszcze z godzinę... o tam... kawałek...
Wskazał ręką obszar coraz bardziej zielony, skąd wyczuwał może nie North City, ale mniejszą wioskę. Tam powinien znaleźć coś do zjedzenia dla siebie i swoich koni. Zapamiętał energię krążącą w ciele mężczyzny, w razie gdyby teraz chciał mu zwiać aby nasycić się jedzeniem. A właśnie, zupełnie zapomniał - jego kompan padał nie tylko z pragnienia. Zamknął na chwilę oczy i pochwycił w pięści garście piasku, które przeobraził w dwa duże, piernikowe ciastka. Uchylił powieki i ostrożnie przeniósł dłonie w kierunku zamaskowanego faceta wręczając wypieki, które nie są w połowie tak pyszne jak te należące do Kaede, ale zaspokoją pierwszy głód.
>Masz... zjedz...
[post treningowy drugi - ostatni]
Między parsknięciami z jap koni udało się sprecyzować przybyszowi pytanie. Ah, nie ma to jak zagranie taktyczne nieznajomego. Mógł przecież nie komplementować demona, a zrobił to, gdyż być może wyczuł, iż takie pochlebiające słowa skutecznie zmobilizują Reda do spełnienia prośby. Tak też było - wstał z piasku, wyszedł z cienia palmy i wyprostował się maksymalnie krzyżując ręce na torsie. Spoglądał uważnie na rozmówcę, który wydawał się wieść proste, koczownicze życie. Dobytkiem mogły być tylko właśnie te dwa konie i to co na sobie nosi. Więc co mógł dać od siebie?
Może wierną służbę u stóp demona? Nie byłoby to takie złe rozwiązanie, miałby kogoś kto ugościłby go w nawet najskromniejszych progach. Nie zawsze sprzymierzeniec musi był silny w rękach i nogach, dostrzegł inny potencjał. Negocjacje. Być może to było nad wyraz wielkie uproszczenie, a na świecie znajdują się lepsi negocjatorzy, ale lepiej mieć jednego realnego dyplomatę niż setkę niedostępnych.
>Słucham, o co chodzi?
Zapytał wpatrując się w mężczyznę w płótnie. Ten zaraz powiedział nad wyraz spokojnym głosem, że zaraz umrze, jeśli nie zostanie mu udzielona pomoc. Nie rzekł tak dosadnie, ale tak odebrał je młodzieniec. Zdumiał się i prawie że wykrzyknął:
>Co takiego?! Trzeba było tak od razu mówić! co oczywiście nie byłoby takie pewne, gdyby nie nastawienie do potrzebującego oraz wymyślona w głowie przez Reda nagroda od przybysza >Nie traćmy czasu!
Już miał dość przyczyniania się do śmierci niewinnych osób. Co prawda nie znał tego zamaskowanego w turban mężczyzny, ale nie wydawał się być groźny. Na pewno nie był mordercą miasta z wieloma tysiącami osób. Ale dość rozmyślań, czas działać!
To było na pewno dziwne dla wędrowca, lecz demon wpadł na pomysł jak skutecznie i szybko przeprowadzić niedoszłe ofiary pustyni przez gorące piaski. Czerwonooki wykonał krótką, ale potrzebną rozgrzewkę mięśni, później młodzieniec bezdyskusyjnie kazał nieznajomemu wskoczyć mu na plecy i objąć rękoma jego szyję. Red w tym czasie uniósł rękoma z osobna dwa konie z tobołami - jedno zwierzę na prawej ręce, drugie na lewej. Tak obładowany z początku miał wrażenie, że zaraz zapadnie się pod piaskiem od ciężaru, nawet konie parskając współczuły "geniuszowi" Długowłosego. To, co z początku wydawało się być czysto abstrakcyjne, zamieniło się w pierwsze kroki ku sukcesowi. Najgorzej było zacząć, ruszyć się, jednak gdy już to zrobił, szedł równym chodem w kierunku skupiska energii ludzi, czyli na północ. North City było jakieś... 500 kilometrów stąd, z czego 4/5 drogi stanowiła właśnie pustynia. Nie chciał iść na łatwiznę - unieść się w powietrzu i przelecieć wielki kawał przestworzy - zrobi to, gdy zobaczy słabą kondycję nieznajomego. Dziarsko przemierzał setki hektometrów, chociaż trasa i ciężar niesionych bagaży była przytłaczającą kulminacją. Już nie wspominam o temperaturze, która przypiekała skórę i zraszała czoło oraz ciało słodkim potem. Prawie przez ten pot wyślizgły mu się z rąk konie, ale zaraz objął je tak, że przylegały do jego ramion. Jak się denerwowały, to trochę wierzgały kopytami, na szczęście ich właściciel potrafił je uspokoić (nie mniej jednak klacz kopnęła go raz w żebra i myślał, że zaraz padnie jak długi na piasku).
A dlaczego wybrał taki sposób transportu? Trening, trening, jeszcze raz trening! To na pewno było wielkie wyzwanie dla demona, tym bardziej jak był podekscytowany nowym znajomym i tym, że będzie mu dozgonnie wdzięczny. Ha! Już miał pierwszą zachciankę, gdy facet z turbanem dojdzie do siebie z końmi - kosz moreli! Jak był w North City przechodząc obok straganu z owocami porwał pierwszy lepszy owoc i skosztował. Akurat to była morelka, i zasmakowała mu, nawet bardziej niż słodycze. Niestety, nie znał nazwy, dlatego będzie musiał zaprezentować lub opisać zdrową przekąskę.
Nie może się tak zamyślać, usłyszał cichy jęk nieznajomego, który chyba tłumił długo w sobie to, iż jest na skraju wyczerpania. Może nie chciał niepokoić szalonego młodzieńca (żeby nie wymyślił jeszcze czegoś bardziej niedorzecznego), albo po prostu to płótno na głowie zagłuszało wcześniejsze stęki. Red zmarszczył brwi i rozpoczął marsz, który przeistoczył się w bieg! Tak, demon zdeterminował się do cna, i zmobilizował do osiągnięcia celu! Przebiegł kolejne kilometry, aż minęły trzy godziny i pustynia przeistaczała się w półpustynię, sawannę... i dotarli do pierwszego strumienia wody przecinającego niegościnną krainę. Położył ostrożnie konie na ziemi porośniętą skąpo trawą, także wędrowca ściągnął z siebie tuż przy brzegu wody. Sam Red padł jak długi do wody chcąc ochłodzić swoje spocone ciało i napić się. Po może dwóch minutach wypełznął na suchy ląd i wykaszlał z siebie nadmiar wody zmieszaną z piaskiem. Leżał na plecach i ciężko oddychał, taka podróż w ramach ćwiczeń to był głupi pomysł - mógł sam paść trupem na piaskach pustyni. Ale jak tak rzucił okiem na towarzysza i jego dorobek... nie żałował. Nareszcie uratował komuś życie, nareszcie nie zabił, aż mimo dużego zmęczenia podźwignął się i usiadł po turecku. Mokry warkocz ochładzał jego plecy i kark.
>Do miasta jeszcze kawałek... jeszcze z godzinę... o tam... kawałek...
Wskazał ręką obszar coraz bardziej zielony, skąd wyczuwał może nie North City, ale mniejszą wioskę. Tam powinien znaleźć coś do zjedzenia dla siebie i swoich koni. Zapamiętał energię krążącą w ciele mężczyzny, w razie gdyby teraz chciał mu zwiać aby nasycić się jedzeniem. A właśnie, zupełnie zapomniał - jego kompan padał nie tylko z pragnienia. Zamknął na chwilę oczy i pochwycił w pięści garście piasku, które przeobraził w dwa duże, piernikowe ciastka. Uchylił powieki i ostrożnie przeniósł dłonie w kierunku zamaskowanego faceta wręczając wypieki, które nie są w połowie tak pyszne jak te należące do Kaede, ale zaspokoją pierwszy głód.
>Masz... zjedz...
[post treningowy drugi - ostatni]
Re: Pustynia
Nie Lis 03, 2013 4:05 pm
Podróż była długa. Najwyraźniej starzec się zagubił, bo gdyby miał taką drogę pokonać samotnie z końmi to by zginął po drodze co najmniej dziesięć razy. Trzeba zaktualizować mapy.
- Dziękuję Ci dobra istoto, gdyby nie ty mój szkielet przyozdobiłby tamtą pustynię. - podziękował demonowi starzec ściągając z głowy turban. Okazało się, że to... - Nazywam się Mr. Briefs. Jestem naukowcem z West City, ale niestety moje miasto zostało zniszczone przez niewiadomą siłę. Udało mi się uratować rodzinę i kilka moich wynalazków. - mówił jedząc pierniki. - Wziąłem motor i chciałem nim pojechać przez pustynię bo w samolocie nie było miejsca, ale okazało się, że zabrakło paliwa. Spotkałem dwóch tubylców, sprzedali mi konie, mapę i coś do zjedzenia. Zgubiłem się bo mapy były lewe, al na szczęście spotkałem Ciebie. W ramach podziękowania dam Ci to. - wyciągnął jedną z kapsułek i wręczył demonowi - Tyle mam przy sobie. Resztę drogi przejdę sam. Dziękuję jeszcze raz!
Otrzymujesz mały statek
- Dziękuję Ci dobra istoto, gdyby nie ty mój szkielet przyozdobiłby tamtą pustynię. - podziękował demonowi starzec ściągając z głowy turban. Okazało się, że to... - Nazywam się Mr. Briefs. Jestem naukowcem z West City, ale niestety moje miasto zostało zniszczone przez niewiadomą siłę. Udało mi się uratować rodzinę i kilka moich wynalazków. - mówił jedząc pierniki. - Wziąłem motor i chciałem nim pojechać przez pustynię bo w samolocie nie było miejsca, ale okazało się, że zabrakło paliwa. Spotkałem dwóch tubylców, sprzedali mi konie, mapę i coś do zjedzenia. Zgubiłem się bo mapy były lewe, al na szczęście spotkałem Ciebie. W ramach podziękowania dam Ci to. - wyciągnął jedną z kapsułek i wręczył demonowi - Tyle mam przy sobie. Resztę drogi przejdę sam. Dziękuję jeszcze raz!
Otrzymujesz mały statek
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Pustynia
Nie Lis 03, 2013 6:30 pm
Dziękuje mu? Ale... jakie to dziwne uczucie, kiedy ktoś zupełnie obcy wypowiada ten zwrot grzecznościowy. Nie wiedział jak się zachować, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Ile jest istot, które przebywają na Ziemi nie będąc ludźmi i nie znając ich kultury? Na pewno wiele, ale Red już tyle lat istnieje, że powinien nauczyć się paru zwrotów grzecznościowych. Zresztą... to najmniej ważne. Żeby mężczyzna nie mógł odczytać nic z jego oczu, zmrużył je i rzekł jak najobojętniej potrafił:
>N-nie ma za co...
Podrapał się w tyle głowy i przysłuchiwał się o czym mówił... wąsaty facet! Nie przyświeciło mu w ślepia, zupełnie nie spodziewał się, że zobaczy kogoś takiego! Myślał, że skoro ma płótno na głowie, to znaczy, że został oszpecony, albo nie jest człowiekiem, a tu proszę. Skrywał tylko wąsy i okulary! Przekręcił lekko głowę na bok i zamarł w bezruchu słysząc skąd pochodzi. Kurcze, że też miał szczęście i udało mu się zbiec z miejsca katastrofy! Z jednego nieszczęścia mógł wpaść w drugie, jakby Red zostawiłby go na pastwę losu. Wolał nie odzywać się, kiedy staruszek wymieniał obce mu nazwy.
Zerknął na chwilę na kapsułkę z czymś tajemniczym i porównał z tym, co miała June. Wyglądało identycznie, różniły się nalepkami. Już miał zapytać się Mr. Briefsa czy nie mógłby zamienić tego czegoś na inną nagrodę, ale nie było już śladu po nieznajomym facecie z West City. Zmarszczył lekko brwi i westchnął głęboko. Uciekł mu sługa, no! Chociaż czy to nie lepiej wyszło? Prędzej czy później dowiedziałby się kto zrównał z ziemią jego rodzinne miasto, a wtedy współpraca byłaby toksyczna. Tak przynajmniej zyskał jakiś przedmiot.
Obracał to coś w palcach i rozkminiał nad tym do czego to coś służy. Jakiś fart sprawił, że kciuk najechał na przycisk, który wgniótł się w maleńką skorupkę i uruchomił cały mikroświat w kapsułce. Uniósł się dym, więc demon instynktownie rzucił przed siebie, a przed sobą rozrastało się cudeńko. Usta otwierały się coraz bardziej, aż w końcu z siebie wydusił:
>A niech mnie...
To był najprawdziwszy statek kosmiczny! Jeszcze stuknął palcem po obudowie, żeby zobaczyć prawdziwe piękno przed sobą. Oczy zaświeciły mu się milionem iskier z radości! Położył dłoń na okrągłej kapsule i wtedy przebiegła mu myśl. Czy ktoś w ogóle zechciałby w tej chwili zatrzymać demona, a jeśli tak, to czy z dobrych czy ze złych pobudek? Kaede jest na niego obrażona, April znalazła się w ramionach swojego najlepszego przyjaciela i nauczyciela, Alice także nie powinna tęsknić ni krzty za kimś kogo nie znała, Nova pewnie skopałaby mu tyłek za ostatnią akcję... Dragot mógłby być w podobnym nastroju co Bioandroidka, a reszta wojowników miała go za cel do likwidacji. Po tym krótkim rachunku wyszło na to, iż powinien wynieść się z planety jak najszybciej się da, nawet los do niego uśmiechnął się w postaci tego obiektu latającego. Ciekawe, czy June nadal chciałaby go zabić, gdy tylko go zobaczy...
...przekona się o tym, kiedy odnajdzie Zgubę, i dowie się co też takiego skłoniło Rudowłosą do ucieczki z Ziemi. Czy bilans "za lub przeciw bycia na Ziemi" czy coś innego. Nacisnął największy przycisk przy klapie, która otworzyła się, a Red bez ociągania się wgramolił się do środka. Dobrze, że miał elastyczne ciało, gdyż skompresował się na tyle, by było mu komfortowo, i aby mógł pilotować stateczkiem! Tak, wziął ster we własne dłonie, i po wielce chaotycznym kliknięciu wszystkich guzików włączył się samouczek. Instruował demona co i w jakiej kolejności powinien wcisnąć. Wedle nakazów i zakazów nieznanego głosu z głośnika już po pięciu minutach od otrzymania prezentu wzbił się w powietrze. Unosił się lekko, a po włączeniu dodatkowych turbin - odleciał z niesamowitą prędkością w kosmos.
z tematu - > Witaj Kosmosie!
>N-nie ma za co...
Podrapał się w tyle głowy i przysłuchiwał się o czym mówił... wąsaty facet! Nie przyświeciło mu w ślepia, zupełnie nie spodziewał się, że zobaczy kogoś takiego! Myślał, że skoro ma płótno na głowie, to znaczy, że został oszpecony, albo nie jest człowiekiem, a tu proszę. Skrywał tylko wąsy i okulary! Przekręcił lekko głowę na bok i zamarł w bezruchu słysząc skąd pochodzi. Kurcze, że też miał szczęście i udało mu się zbiec z miejsca katastrofy! Z jednego nieszczęścia mógł wpaść w drugie, jakby Red zostawiłby go na pastwę losu. Wolał nie odzywać się, kiedy staruszek wymieniał obce mu nazwy.
Zerknął na chwilę na kapsułkę z czymś tajemniczym i porównał z tym, co miała June. Wyglądało identycznie, różniły się nalepkami. Już miał zapytać się Mr. Briefsa czy nie mógłby zamienić tego czegoś na inną nagrodę, ale nie było już śladu po nieznajomym facecie z West City. Zmarszczył lekko brwi i westchnął głęboko. Uciekł mu sługa, no! Chociaż czy to nie lepiej wyszło? Prędzej czy później dowiedziałby się kto zrównał z ziemią jego rodzinne miasto, a wtedy współpraca byłaby toksyczna. Tak przynajmniej zyskał jakiś przedmiot.
Obracał to coś w palcach i rozkminiał nad tym do czego to coś służy. Jakiś fart sprawił, że kciuk najechał na przycisk, który wgniótł się w maleńką skorupkę i uruchomił cały mikroświat w kapsułce. Uniósł się dym, więc demon instynktownie rzucił przed siebie, a przed sobą rozrastało się cudeńko. Usta otwierały się coraz bardziej, aż w końcu z siebie wydusił:
>A niech mnie...
To był najprawdziwszy statek kosmiczny! Jeszcze stuknął palcem po obudowie, żeby zobaczyć prawdziwe piękno przed sobą. Oczy zaświeciły mu się milionem iskier z radości! Położył dłoń na okrągłej kapsule i wtedy przebiegła mu myśl. Czy ktoś w ogóle zechciałby w tej chwili zatrzymać demona, a jeśli tak, to czy z dobrych czy ze złych pobudek? Kaede jest na niego obrażona, April znalazła się w ramionach swojego najlepszego przyjaciela i nauczyciela, Alice także nie powinna tęsknić ni krzty za kimś kogo nie znała, Nova pewnie skopałaby mu tyłek za ostatnią akcję... Dragot mógłby być w podobnym nastroju co Bioandroidka, a reszta wojowników miała go za cel do likwidacji. Po tym krótkim rachunku wyszło na to, iż powinien wynieść się z planety jak najszybciej się da, nawet los do niego uśmiechnął się w postaci tego obiektu latającego. Ciekawe, czy June nadal chciałaby go zabić, gdy tylko go zobaczy...
...przekona się o tym, kiedy odnajdzie Zgubę, i dowie się co też takiego skłoniło Rudowłosą do ucieczki z Ziemi. Czy bilans "za lub przeciw bycia na Ziemi" czy coś innego. Nacisnął największy przycisk przy klapie, która otworzyła się, a Red bez ociągania się wgramolił się do środka. Dobrze, że miał elastyczne ciało, gdyż skompresował się na tyle, by było mu komfortowo, i aby mógł pilotować stateczkiem! Tak, wziął ster we własne dłonie, i po wielce chaotycznym kliknięciu wszystkich guzików włączył się samouczek. Instruował demona co i w jakiej kolejności powinien wcisnąć. Wedle nakazów i zakazów nieznanego głosu z głośnika już po pięciu minutach od otrzymania prezentu wzbił się w powietrze. Unosił się lekko, a po włączeniu dodatkowych turbin - odleciał z niesamowitą prędkością w kosmos.
z tematu - > Witaj Kosmosie!
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach