Równina Trivarro
+4
Fanalis
Fridge
KOŚCI
Rikimaru
8 posters
Równina Trivarro
Czw Maj 31, 2012 10:46 pm
First topic message reminder :
-Po zabiciu jednego z nameczan na oczach zmutowanych dają oni możliwość nauczenia się następujących technik:
Rozległe tereny planety Namek, jest to jedyne miejsce, gdzie na tak dużym obszarze nie występuje woda. Ziemie te przesiąknięte są czystym i wręcz dziwnym złem. Od dawien dawna niektórzy z nameczan dostawali gorączki, a następnie zaczęli znosić dziwne jaja. Z ich wnętrza wykluwały się paskudne i wredne istoty. Większość z racji swego zachowania i małej siły musiała uciekać ze swoich wiosek... Właśnie to miejsce stało się skupiskiem tych zmutowanych istot. Zapuszczanie się w te okolice nie będąc wprawionym wojownikiem jest głupotą lub aktem najwyższej odwagi. Zmutowani tubylcy nie cierpią swoich krewnych i tylko Ci, którzy udowodnią lojalność mogą czerpać korzyści i czuć się bezpiecznie na tych terenach...
-Po zabiciu jednego z nameczan na oczach zmutowanych dają oni możliwość nauczenia się następujących technik:
- Fridge
- Liczba postów : 74
Data rejestracji : 28/10/2012
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Równina Trivarro
Nie Wrz 06, 2015 11:23 am
Jaszczur machnął ogonem i spojrzał na sylwetkę oddalającego się Antarctidusa. Słowa generała bardziej go rozśmieszyły niż zdenerwowały. Biorąc pod uwagę chwile spędzone w koszarach i tamte komentarze- skubaniec był bardzo wyrozumiały.
-Dupek, jak większość mojej rasy, ale w tym momencie nie jest to aż tak istotne.
Fridge zamyślił się zastanawiając się nad kolejnymi słowami swego towarzysza, w końcu odpowiedział z lekkim wahaniem.
-Informacje powiadasz...Może uda nam się dorwać jakiegoś nameczanina i go przesłuchać... Van, zapewne Ty tego nie wiesz, ale na tej planecie znajdują się kule spełniające życzenia. Moje wspomnienia są zbyt mętne i nie jestem w stanie przypomnieć sobie gdzie są przechowywane i ile ich jest, ale to jest trop którym powinniśmy podążyć i skoncentrować się na zdobyciu ich. Pomyśl tylko... Potęga? Nieśmiertelność? Są na wyciągnięcie ręki, musimy tylko po nie sięgnąć.
Lodówka ruszył za demonem i wzbił się gwałtownie w powietrze równając z nim lot, przystosował się do jego tempa tak by mogli swobodnie rozmawiać w trakcie podróży.
-Jeżeli o to pytasz widzę dwa rozwiązania. Albo udać się do lodowatych i modlić się w duchu o to, że uznają nas za pożytecznych a nie za ścierwa do unicestwienia lub grać podwójnych agentów i wkupić się w łaski nameczan by dokładnie ich rozpracować od środka. W tym momencie jeszcze nie wiem jaka opcja będzie dla nas właściwa. Ustalmy w trakcie podróży plan działania. Najpierw wykończymy sayian a co dalej?
Changeling pruł do przodu w zamyśleniu. Tyle opcji a żadna ścieżka nie jest pewna...
OOC:
ZT Archipelag
-Dupek, jak większość mojej rasy, ale w tym momencie nie jest to aż tak istotne.
Fridge zamyślił się zastanawiając się nad kolejnymi słowami swego towarzysza, w końcu odpowiedział z lekkim wahaniem.
-Informacje powiadasz...Może uda nam się dorwać jakiegoś nameczanina i go przesłuchać... Van, zapewne Ty tego nie wiesz, ale na tej planecie znajdują się kule spełniające życzenia. Moje wspomnienia są zbyt mętne i nie jestem w stanie przypomnieć sobie gdzie są przechowywane i ile ich jest, ale to jest trop którym powinniśmy podążyć i skoncentrować się na zdobyciu ich. Pomyśl tylko... Potęga? Nieśmiertelność? Są na wyciągnięcie ręki, musimy tylko po nie sięgnąć.
Lodówka ruszył za demonem i wzbił się gwałtownie w powietrze równając z nim lot, przystosował się do jego tempa tak by mogli swobodnie rozmawiać w trakcie podróży.
-Jeżeli o to pytasz widzę dwa rozwiązania. Albo udać się do lodowatych i modlić się w duchu o to, że uznają nas za pożytecznych a nie za ścierwa do unicestwienia lub grać podwójnych agentów i wkupić się w łaski nameczan by dokładnie ich rozpracować od środka. W tym momencie jeszcze nie wiem jaka opcja będzie dla nas właściwa. Ustalmy w trakcie podróży plan działania. Najpierw wykończymy sayian a co dalej?
Changeling pruł do przodu w zamyśleniu. Tyle opcji a żadna ścieżka nie jest pewna...
OOC:
ZT Archipelag
- Fanalis
- Liczba postów : 132
Data rejestracji : 18/03/2015
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Równina Trivarro
Sro Wrz 16, 2015 3:45 pm
Lot nie miałby końca, gdyby nie jego szybkość i swoboda, jaką przy tym czuł Fanalis. Zupełnie inaczej niż w przypadku żmudnego marszu po bezdrożach planety. Przy pomocy tej techniki był w stanie dotrzeć od wioski do wioski w krótkim odstępie czasu, albo tak jak teraz na dalekie równiny. Słyszał o miejscach, które budziły grozę. Nie dlatego, że były terenami Changelingów, czy jaskiniami bez światła. Powiadali, że gdzieś czaiły się złe moce, a pod ich wpływem nieliczni stawali się odmieńcami. Mogły to być zwykłe opowieści, plotki wyssane z palca. Nie zaszkodziło być odrobinę bardziej czujnym i mieć co nieco na uwadze.
W każdym razie nasz bohater szybował pełen sił i rozglądał się przez soczewki scoutera, które nie wskazywały niczego szczególnego. Dioda lokalizująca pozostawała czujna, lecz nie miała na czym skupić swojego zainteresowania. Tak samo Fan szukał dookoła śladów walki lub przeciwnika. Nie mógł już usiedzieć w jednym miejscu bez czegoś do roboty. Zajęcie mogło polegać na czymkolwiek, lecz prawdziwa natura wskazywała na jedno - walkę. Bitwa za bitwą, aż wpadnie w rutynę i zestarzeje się na polu walki. Namek cały czas miał w głowie słowa drugiego, tajemniczego Changelinga, że gdzieś tutaj odbywała się walka z udziałem dziwnych osobników. Postacie te różniły się od siebie i jeden był określony, jako... demon. Coś w tym guście. Nie wątpił, że już dawno mogli stąd odejść, kiedy przez ten czas Fan robił różne inne rzeczy. Mimo to fajnie byłoby dowiedzieć się czegoś nowego poza naturalnymi ciekawostkami tej planety. Widział już różnych Changów, Sayian zamieniających się w wielkie małpy - rozumne i nierozumne - oraz rozmaite techniki czy też urządzenia lub kapsuły kosmiczne. Wszystko to wtargnęło do świata Fanalisa w mgnieniu oka, lecz mimo wszystko był bacznym obserwatorem i zapamiętywał w ten sposób mnóstwo szczegółów. Najwyższa pora, żeby zacząć je systematycznie poznawać do końca. Na razie to z niego wyciskali wszelkie soki, ale opłaciło się. Trud był owocny w pobudzenie ciała do ciągłego wzmacniania i rośnięcia w siłę. Teraz może powiedzieć o sobie, jako o wojowniku, który bronił planety za wszelką cenę. Długo potrwa zapewne całkowite wypędzanie niedobitków, o ile ktokolwiek zajmie się oczyszczaniem planety z obecności po Wielkiej Walce na Namek. Tak określiłby odgrywane, podniosłe wydarzenie.
- To gdzieś tutaj mieli walczyć. Ciekawe, co się z nimi stało? Na pewno pozostawili po sobie ciała, w końcu ten Changeling musiał tutaj być, a jest silny, jak diabli. - napomknął do siebie, żeby nie popaść w monotonną ciszę. W rezultacie przemyśleń zleciał na równe nogi, żeby poszukać oznak walki. Być może kogoś z ocalałych pobratymców lub kogokolwiek. Nie był wybredny, co do gatunku. Chyba, że okażą się zbyt nieprzyjemni dla niego i wrogo nastawieni. Wtedy szykuje się niezłe lanie.
W każdym razie nasz bohater szybował pełen sił i rozglądał się przez soczewki scoutera, które nie wskazywały niczego szczególnego. Dioda lokalizująca pozostawała czujna, lecz nie miała na czym skupić swojego zainteresowania. Tak samo Fan szukał dookoła śladów walki lub przeciwnika. Nie mógł już usiedzieć w jednym miejscu bez czegoś do roboty. Zajęcie mogło polegać na czymkolwiek, lecz prawdziwa natura wskazywała na jedno - walkę. Bitwa za bitwą, aż wpadnie w rutynę i zestarzeje się na polu walki. Namek cały czas miał w głowie słowa drugiego, tajemniczego Changelinga, że gdzieś tutaj odbywała się walka z udziałem dziwnych osobników. Postacie te różniły się od siebie i jeden był określony, jako... demon. Coś w tym guście. Nie wątpił, że już dawno mogli stąd odejść, kiedy przez ten czas Fan robił różne inne rzeczy. Mimo to fajnie byłoby dowiedzieć się czegoś nowego poza naturalnymi ciekawostkami tej planety. Widział już różnych Changów, Sayian zamieniających się w wielkie małpy - rozumne i nierozumne - oraz rozmaite techniki czy też urządzenia lub kapsuły kosmiczne. Wszystko to wtargnęło do świata Fanalisa w mgnieniu oka, lecz mimo wszystko był bacznym obserwatorem i zapamiętywał w ten sposób mnóstwo szczegółów. Najwyższa pora, żeby zacząć je systematycznie poznawać do końca. Na razie to z niego wyciskali wszelkie soki, ale opłaciło się. Trud był owocny w pobudzenie ciała do ciągłego wzmacniania i rośnięcia w siłę. Teraz może powiedzieć o sobie, jako o wojowniku, który bronił planety za wszelką cenę. Długo potrwa zapewne całkowite wypędzanie niedobitków, o ile ktokolwiek zajmie się oczyszczaniem planety z obecności po Wielkiej Walce na Namek. Tak określiłby odgrywane, podniosłe wydarzenie.
- To gdzieś tutaj mieli walczyć. Ciekawe, co się z nimi stało? Na pewno pozostawili po sobie ciała, w końcu ten Changeling musiał tutaj być, a jest silny, jak diabli. - napomknął do siebie, żeby nie popaść w monotonną ciszę. W rezultacie przemyśleń zleciał na równe nogi, żeby poszukać oznak walki. Być może kogoś z ocalałych pobratymców lub kogokolwiek. Nie był wybredny, co do gatunku. Chyba, że okażą się zbyt nieprzyjemni dla niego i wrogo nastawieni. Wtedy szykuje się niezłe lanie.
- Rikimaru
- Liczba postów : 1293
Data rejestracji : 20/08/2012
Identification Number
HP:
(1/1)
KI:
(0/0)
Re: Równina Trivarro
Czw Wrz 17, 2015 9:03 pm
Nagle scouter Fanalisa zaczął pikać. Gdzieś niedaleko coś się znajdowało, a moc tego czegoś lub kogoś była prawie zerowa. Długo nie musiał wzrokiem szukać. Za niewielkim wzgórzem znajdowało się niedawne pole bitwy. Kratery od pocisków ki, rozbita ziemia i skały, ciała saiyan, jakiegoś niebieskiego stwora oraz nameczanina, który się powoli wykrwawiał.
- Proszę. Podejdź. Szybko, wiele czasu mi nie zostało.
Zdecydowanie niedługo umrze. O dziwo zgrajka która niedawno tu była nie zauważyła go...
OoC:
Znów Cię przejmuję. Znajdujesz ledwie żywego nameka.
- Proszę. Podejdź. Szybko, wiele czasu mi nie zostało.
Zdecydowanie niedługo umrze. O dziwo zgrajka która niedawno tu była nie zauważyła go...
OoC:
Znów Cię przejmuję. Znajdujesz ledwie żywego nameka.
- Fanalis
- Liczba postów : 132
Data rejestracji : 18/03/2015
Skąd : Wrocław
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Równina Trivarro
Sro Paź 07, 2015 2:37 pm
Jasne, że nie ciężko było przeoczyć takie miejsce. Gdy tylko Fanalis zdążył bliżej mu się przyjrzeć. Nie było tu rozpaczy ani żalu, jak dla niego. Zdążył oswoić się z podobnym widokiem i traktować go z przymrużeniem oka. Gdzieś wewnątrz miał odwrotne uczucia, lecz zdrowy na umyśle i o wiele silniejszy niż ten dawny oraz nieopierzony Namek, potrafił wreszcie zapanować nad sobą. Sęk tkwił w tym, że był jeszcze niezdolny do zapanowania nad tym. Żeby tak siłą woli zatrzymywać każde nieszczęście. Rola bohatera wcale nie musiała być mu pisana. Pospolity z niego osobnik, dlatego nie rozważał długo żadnego widzimisię. Po prostu wykonywać to, co ma przed sobą. To zadanie warte poświęcenia największej uwagi. A teraz miał do czynienia z wieloma trupami. I gdy tak rozglądał się na boki w końcu znalazł kogoś żywego. Zastanowił się tylko czy dobrze, że to Namek - był umierający - czy nie lepiej, żeby znalazł wroga. Potem doszedł do wniosku, że przeciwnika musiałby dobić i nic by z tego nie wynikło. Klęknął przy nim całkiem spokojnie, lecz wzrok i słuch miał wytężone. Na jego szczęści nie został wykryty, więc miał spokój. Zapewne na jakiś czas.
- Tak, już. - odparł cicho, chcąc dać znać poszkodowanemu. W tym czasie coś mu mówiło, że bez przeszkód może chłonąc wiedzę i oddać się medytacji. Tak wydawało się najlepiej to określić. Liczył, że nie zepsuje niczym pobocznym wydarzeń, jaki miałyby się rozegrać, gdyby nie on. Klęczenie nad konającym pobratymcem zamienił na siad ze skrzyżowanymi nogami. Oparł jeszcze dłonie na kolanach i mógł dobrowolnie wsłuchiwać się w ostatnie słowa Nameka. Miał całkowity dostęp również do własnej duszy i zrobić to, jak się zdaje, co pobudza ciało głęboko aż do duszy. Niby kontrolowany trans - wycieczka do podświadomości. Nie miała trwać ułamka sekundy, lecz tak mogło by się wydawać. Prościej było spoglądać na niego, będącego w bezruchu, niż opisywać jakikolwiek stan. Łatwa i zrozumiała ocena tego, jak wyglądało.
- Mów...
Occ: Rozpoczęcie treningu statystyk.
- Tak, już. - odparł cicho, chcąc dać znać poszkodowanemu. W tym czasie coś mu mówiło, że bez przeszkód może chłonąc wiedzę i oddać się medytacji. Tak wydawało się najlepiej to określić. Liczył, że nie zepsuje niczym pobocznym wydarzeń, jaki miałyby się rozegrać, gdyby nie on. Klęczenie nad konającym pobratymcem zamienił na siad ze skrzyżowanymi nogami. Oparł jeszcze dłonie na kolanach i mógł dobrowolnie wsłuchiwać się w ostatnie słowa Nameka. Miał całkowity dostęp również do własnej duszy i zrobić to, jak się zdaje, co pobudza ciało głęboko aż do duszy. Niby kontrolowany trans - wycieczka do podświadomości. Nie miała trwać ułamka sekundy, lecz tak mogło by się wydawać. Prościej było spoglądać na niego, będącego w bezruchu, niż opisywać jakikolwiek stan. Łatwa i zrozumiała ocena tego, jak wyglądało.
- Mów...
Occ: Rozpoczęcie treningu statystyk.
Re: Równina Trivarro
Czw Paź 08, 2015 8:57 pm
W ciszy jaka zapadło dało się słyszeć wyłącznie chrapliwy i bulgoczący oddech rannego. Krew zalewała mu płuca, krople z ust i nosa znaczyły swoją ścieżkę fioletem. Namek czując, że zostało mu bardzo niewiele czasu przymknął oczy i z trudem zaczął mówić.
- Posłuchaj. Oni… Oni… Coś jest nie tak. Był tu Chang... Nie powinno go tutaj być. – ucichł na moment, krew zalała mu usta. Z trudem przekręcił głowę w drugi bok i zanosząc się kaszlem wypluł posokę. – Miał halo nad głową i wyczuwałem od niego zło. On sam… Ekhe. Nie byłby zdolny do tego zła. Ktoś, coś… Musiało przywrócić go do życia dając mu moc. Kule nie zostały zebrane… Nie tu… Na bogów…
Głos słabł znacznie, trudno było wychwycić w tonie czy to ważne informacje czy majaczenia umierającego. Nameczanin ostatkiem sił uniósł rękę i położył na dłoni Fanalisa. Wymamrotał coś cicho po nameczańsku i głowa mu opadła na skrwawioną ziemię. Na wierzchu lewego nadgarstka zielonego wojownika pojawił się szara, cienka obręcz z gwiazdką w środku. Dłoń zmarłego opadła bezwładnie, nim zdążył wyjaśnić co się stało i co zrobił.
Pozostały tylko pytania bez odpowiedzi.
OOC
Hej Lisku, biorę Cię pod swoje skrzydła~
Niestety Riki nie powiedział mi co dokładnie wobec Ciebie pasuje, także mam nadzieję, że za bardzo w jego planie nie namieszam. 8.
- Posłuchaj. Oni… Oni… Coś jest nie tak. Był tu Chang... Nie powinno go tutaj być. – ucichł na moment, krew zalała mu usta. Z trudem przekręcił głowę w drugi bok i zanosząc się kaszlem wypluł posokę. – Miał halo nad głową i wyczuwałem od niego zło. On sam… Ekhe. Nie byłby zdolny do tego zła. Ktoś, coś… Musiało przywrócić go do życia dając mu moc. Kule nie zostały zebrane… Nie tu… Na bogów…
Głos słabł znacznie, trudno było wychwycić w tonie czy to ważne informacje czy majaczenia umierającego. Nameczanin ostatkiem sił uniósł rękę i położył na dłoni Fanalisa. Wymamrotał coś cicho po nameczańsku i głowa mu opadła na skrwawioną ziemię. Na wierzchu lewego nadgarstka zielonego wojownika pojawił się szara, cienka obręcz z gwiazdką w środku. Dłoń zmarłego opadła bezwładnie, nim zdążył wyjaśnić co się stało i co zrobił.
Pozostały tylko pytania bez odpowiedzi.
OOC
Hej Lisku, biorę Cię pod swoje skrzydła~
Niestety Riki nie powiedział mi co dokładnie wobec Ciebie pasuje, także mam nadzieję, że za bardzo w jego planie nie namieszam. 8.
- Fanalis
- Liczba postów : 132
Data rejestracji : 18/03/2015
Skąd : Wrocław
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Równina Trivarro
Pią Paź 09, 2015 10:34 am
Na lico dotychczas żywiołowego i energicznego chłopaka kreował się stoicki spokój. Nie dopuścił do wylewu złości, jak zazwyczaj miało to miejsce. Emocje wewnątrz nadal targały jego duszą, lecz wynikało z tego tylko zwyczajne rozdrażnienie. W gruncie rzeczy była to pierwsza tak poważna sytuacja, w której niepokojono ich lud. Namekowie dotąd żyli sobie bez obawy. Mimo wszystko zielona rasa skrywała cenny skarb.
Z szacunkiem podszedł do wysłuchania towarzysza. W pozycji siedzącej, niemal nienagannej. Chociaż chciałoby się powiercić z racji młodzieńczej werwy. Próbował na bierząco wyciągać sens z każdego słowa. Trud, jaki zadawał sobie konający Namek nie pozwoliły mu na pełne i składne zdania. Był to bełkot, racja, lecz Fanalis o nic go nie oskarżał ani nie oceniał. Z racji własnego charakteru i młodego rozumu minę miał raczej nietęgą. Niezrozumienie malowało się na nim w większej mierze, ale także dość wnikliwie kojarzył fakty. Changeling tutaj był, to oczywiste. Nie było pomyłki, że chodzi o tego ostatniego. Coś w nim było strasznego, jednak Fan z natury nie lękał się jego zachowaniu. W tamtej chwili nie miał wystarczająco dobrej spostrzegawczości, toteż teraźniejsze szczegóły nie przyniosły rozwiązania.
- Spotkałem go, to na pewno ten sam Chang. Jednak nie poleciałem z nim od razu. Trudna sprawa. Jest tyle niewiadomych. - wtrącił, jako komentarz w sprawie. Uwikłanie do tego stopnia ciekawiło Fanalisa, że nie pozwolił myśli zmarnować się. Tym razem mógł w bardziej dokładny sposób ocenić sytuację i być pewniejszy dostrzeżonych faktów. Moment później spoglądał już tylko, jak Namek osuwa się w wieczny sen. Cisza nabierała w takim czasie niespotykanej głębi. Jakiś czas zajęło mu oswojenie się z faktem, że pobratymiec nie odszedł na marne. Pozostawił mu bowiem znak. Symbol był mu jakoś znany. Mógł zwiastować gwiazdę, która znajduje się na smoczych kulach. Racja, że nie mogły zostać zebrane. Każdy zapewne dobrze ich pilnował. Fan nie wiedział o nich wystarczająco dużo, żeby porać się z ich problemem. Miał tylko nadzieję, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym dostanie szansę wsparcia bardziej zasłużonych. Na razie powinien cieszyć się młodością. Tylko, co dalej? Powstał. Na początek to odpowiednia czynność. Wezbrała w nim jakaś siła. Odczuwał, że nie bez powodu koncentrował się na wielu rzeczach w drodze do polepszenia swoich umiejętności. To jedna z nich, chociaż rzadko stawiał na podobne metody wyciszenia i spokoju. Skoncentrował się na wymyśleniu dostatecznie prostego i mobilizującego rozwiązania na dalszą drogę. Odszedł wolnym krokiem z bardzo zamyśloną miną. W rozrachunku poklepał się po twarzy i odbijając od ziemi wzleciał czym prędzej w pierwszym lepszym kierunku. Od razu w ruch poszedł lokalizator, którym miał nadzieje nakierować się na odpowiednie źródło mocy. Nie wiedział, czy powinien szukać silnych wskaźników. Jeżeli trafi na wroga, wtedy marnie z nim będzie, więc powinien zacząć o unormowanych skupisk, które nie wyrządzą mu szkód, lecz będą stanowić wyzwanie. tylko tak mógł się przyczynić do unieszkodliwienia najeźdźcy. Rozległe tereny Namek nie mogły być skąpane w dużej ilości krwi. Świadczył o tym fakt, że na niebie ani na ziemi nie widać żadnej pożogi okrucieństwa. Nic nadzwyczajnego w jego oczach, mimo bogatej wyobraźni.
Occ: Miło słyszeć/czytać. To od razu wzbudza sporo chęci. Lećmy z czym tam można, najwyżej później Riki coś z tym zrobi. Dobrze byłoby skontaktować się z nim, żeby ustalić zakres, co można, a czego nie. Narratorowi łatwiej zdradzić szczegóły, a mnie napięcie nieznanym dostarcza atmosfery ^_^
Koniec treningu statystyk.
Z szacunkiem podszedł do wysłuchania towarzysza. W pozycji siedzącej, niemal nienagannej. Chociaż chciałoby się powiercić z racji młodzieńczej werwy. Próbował na bierząco wyciągać sens z każdego słowa. Trud, jaki zadawał sobie konający Namek nie pozwoliły mu na pełne i składne zdania. Był to bełkot, racja, lecz Fanalis o nic go nie oskarżał ani nie oceniał. Z racji własnego charakteru i młodego rozumu minę miał raczej nietęgą. Niezrozumienie malowało się na nim w większej mierze, ale także dość wnikliwie kojarzył fakty. Changeling tutaj był, to oczywiste. Nie było pomyłki, że chodzi o tego ostatniego. Coś w nim było strasznego, jednak Fan z natury nie lękał się jego zachowaniu. W tamtej chwili nie miał wystarczająco dobrej spostrzegawczości, toteż teraźniejsze szczegóły nie przyniosły rozwiązania.
- Spotkałem go, to na pewno ten sam Chang. Jednak nie poleciałem z nim od razu. Trudna sprawa. Jest tyle niewiadomych. - wtrącił, jako komentarz w sprawie. Uwikłanie do tego stopnia ciekawiło Fanalisa, że nie pozwolił myśli zmarnować się. Tym razem mógł w bardziej dokładny sposób ocenić sytuację i być pewniejszy dostrzeżonych faktów. Moment później spoglądał już tylko, jak Namek osuwa się w wieczny sen. Cisza nabierała w takim czasie niespotykanej głębi. Jakiś czas zajęło mu oswojenie się z faktem, że pobratymiec nie odszedł na marne. Pozostawił mu bowiem znak. Symbol był mu jakoś znany. Mógł zwiastować gwiazdę, która znajduje się na smoczych kulach. Racja, że nie mogły zostać zebrane. Każdy zapewne dobrze ich pilnował. Fan nie wiedział o nich wystarczająco dużo, żeby porać się z ich problemem. Miał tylko nadzieję, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym dostanie szansę wsparcia bardziej zasłużonych. Na razie powinien cieszyć się młodością. Tylko, co dalej? Powstał. Na początek to odpowiednia czynność. Wezbrała w nim jakaś siła. Odczuwał, że nie bez powodu koncentrował się na wielu rzeczach w drodze do polepszenia swoich umiejętności. To jedna z nich, chociaż rzadko stawiał na podobne metody wyciszenia i spokoju. Skoncentrował się na wymyśleniu dostatecznie prostego i mobilizującego rozwiązania na dalszą drogę. Odszedł wolnym krokiem z bardzo zamyśloną miną. W rozrachunku poklepał się po twarzy i odbijając od ziemi wzleciał czym prędzej w pierwszym lepszym kierunku. Od razu w ruch poszedł lokalizator, którym miał nadzieje nakierować się na odpowiednie źródło mocy. Nie wiedział, czy powinien szukać silnych wskaźników. Jeżeli trafi na wroga, wtedy marnie z nim będzie, więc powinien zacząć o unormowanych skupisk, które nie wyrządzą mu szkód, lecz będą stanowić wyzwanie. tylko tak mógł się przyczynić do unieszkodliwienia najeźdźcy. Rozległe tereny Namek nie mogły być skąpane w dużej ilości krwi. Świadczył o tym fakt, że na niebie ani na ziemi nie widać żadnej pożogi okrucieństwa. Nic nadzwyczajnego w jego oczach, mimo bogatej wyobraźni.
Occ: Miło słyszeć/czytać. To od razu wzbudza sporo chęci. Lećmy z czym tam można, najwyżej później Riki coś z tym zrobi. Dobrze byłoby skontaktować się z nim, żeby ustalić zakres, co można, a czego nie. Narratorowi łatwiej zdradzić szczegóły, a mnie napięcie nieznanym dostarcza atmosfery ^_^
Koniec treningu statystyk.
Re: Równina Trivarro
Pon Paź 12, 2015 7:56 pm
Tyle pytań bez odpowiedzi a niewiadome pobudziły tylko młody umysł do rozmyślań. Ilekroć wzrok padłby na znak na nadgarstku, to nurt kazał zastanawiać się nad jego znaczeniem. Czym jest? Smocza kula, to oczywiste, ale jakim sposobem ranny namalowała na zielonej skórze ów symbol? Fanalis wzniósł się w powietrze, detektor na jego uchu pikał cicho wskazując miejsce oddalonych istot. Czy to był wróg czy przyjaciel? Energie były zbyt niskie, w dodatku sprawiały wrażenie… Zbyt małych by być potencjalnym zagrożeniem…
Coś się działo z jego lewą ręką.
Tak jak magnes, choć o słabej sile, Namek czuł, że coś go ciągnie. Znak miał własną grawitację, chciał pociągnąć zielonego wojownika w sobie znaną tylko stronę. Ba, gwiazdka na środku zaświeciła się i rozpadła na dwie mniejsze. Blade światło zgasło i nadgarstkiem lekko szarpnęło. Lekko, żeby nie było, jakby dziecko pociągnęło go za dłoń. Zupełnie jakby symbol nie zważając na to, że ciało ma inne plany, chciał ciągnąć go za sobą. To uczucie rosło wolno, ale niewątpliwe było jedno – znak miał go gdzieś zaprowadzić. Pytanie tylko, gdzie?
OOC
Jeśli będziesz się opierał, znak będzie ciągnął Cię coraz bardziej.
Prowadzi Cię tutaj ---> Wioska Dwugwiezdnej kuli
Pisz pierwszy, wioska póki co wygląda na całą i „niezaatakowaną”.
Coś się działo z jego lewą ręką.
Tak jak magnes, choć o słabej sile, Namek czuł, że coś go ciągnie. Znak miał własną grawitację, chciał pociągnąć zielonego wojownika w sobie znaną tylko stronę. Ba, gwiazdka na środku zaświeciła się i rozpadła na dwie mniejsze. Blade światło zgasło i nadgarstkiem lekko szarpnęło. Lekko, żeby nie było, jakby dziecko pociągnęło go za dłoń. Zupełnie jakby symbol nie zważając na to, że ciało ma inne plany, chciał ciągnąć go za sobą. To uczucie rosło wolno, ale niewątpliwe było jedno – znak miał go gdzieś zaprowadzić. Pytanie tylko, gdzie?
OOC
Jeśli będziesz się opierał, znak będzie ciągnął Cię coraz bardziej.
Prowadzi Cię tutaj ---> Wioska Dwugwiezdnej kuli
Pisz pierwszy, wioska póki co wygląda na całą i „niezaatakowaną”.
- MG
- Liczba postów : 97
Data rejestracji : 07/11/2016
Re: Równina Trivarro
Nie Kwi 02, 2017 6:52 pm
Idąc razem z Fanem zastanawiał się nad odpowiedzią, jaką mu udzielić.
- Oczywiście, że się da. Zaraz się za to weźmiemy.
Picon bez zgłębiania więcej tajemnic przemieszczał się dalej. Z uwagą słuchał również, co Fan do niego mówił. Podróż nie trwała długo, bowiem Piconowi chodziło tylko o opuszczenie okolic wioski. Po chwili zatrzymał się i odwrócił się w stronę nameczanina. Byli na nameczańskiej pustyni, na pustkowiu. Nikt nie będzie tutaj im przeszkadzać, bo rzadko kogo można tu spotkać. Zwrócił się ponownie do brata.
- Chciałbym cię o coś prosić, lecz zanim to zrobię - chciałbym najpierw sprawdzić, jak dobrze sobie radzisz w boju.
Picon złożył swe dłonie, jak do modlitwy, swe oczy zamknął a głowę lekko skulił w dół. Zaczął skupiać się na swojej sile i energii starając się zredukować ją do minimum nakładając sobie mentalne blokady. Kiedy po chwili przestał, położył swą dłoń na karku i strzelił kośćmi kilka rasy przekręcając głową na dwa boki, a potem stanął w pozycji defensywnej.
- Możesz potraktować to również jako formę treningu. Może czegoś nauczysz się podczas tego krótkiego sprawdzianu. Atakuj mnie z całej siły i najlepiej, jak potrafisz. Nie obawiaj się, że mnie skrzywdzisz. Zacznij, kiedy będziesz gotów.
Picon szybko oznajmił swoją gotowość i czekał na kroki Fanalisa. Miał nadzieję, że znalazł odpowiednią osobę z doświadczeniem, ponieważ sprawa, jaką do niego miał miała wysoki priorytet i nie mógł poprosić o pomoc byle kogo. Miał tylko nadzieję, że się na nim nie zawiedzie.
OOC:
Walczymy. Na razie fabularnie, bez mechaniki.
- Fanalis
- Liczba postów : 132
Data rejestracji : 18/03/2015
Skąd : Wrocław
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Równina Trivarro
Czw Kwi 06, 2017 9:44 pm
Jedyną siłą młodego Nameczanina była jego determinacja. To po niej można było określić jego poziom mocy. W innych przypadkach był to zwykły zielony ludek, który ponadto przejawia oznaki entuzjazmu i wesołego trybu życia. Co do polegania na sobie mógł on wykrzesać z siebie siłę, jaką mu przynosiły odbyte dotąd treningi. Słowa Picona dały do zrozumienia, że ten wyraźnie chce przetestować Fanalisa. Tajemnicze, chociaż niewiele mówiące naszemu bohaterowi. Czy jego pobratymiec starał się wywołać w nim poczucie specjalności, bycia kimś ważnym? Fan niespecjalnie wymagał od swojego rozumu, żeby to przyswoić. Bowiem, jeśli dochodziło do tych prób często można było dostać niezłych zawrotów głowy. Jedno na pewno dotarło do Fanalisa w całości. Prób miałą polegać na walce, której w żaden sposób nie mógł sobie odmówić. Może nie był na tyle zobowiązany do ciągłej walki i nie poczuwał się, że świat kręci się wokół bitki, to instynkty przemawiały same przez siebie. Namekowie to urodzeni wojownicy.
- Jasne, nie mam nic do ukrycie przed tobą bracie. - zakomunikował dość otwarcie. Wynikiem nie musiał się martwić do czasu, kiedy nie pozna siły rywala. Wiedział o Piconie to, że ten ze spokojem podchodzi do wszystkiego. Jako ktoś silny musiał też znacznie odstawać poziomem od takiego żółtodzioba. Warto jednak postarać się i zaskoczyć czymś. Wykazać nieomylność w jego osądzie i tym, że wybrał Fanalisa do tego testu.
Chłopak uśmiechnął się i zrobił kilka kroków w tył. Poczucie większego odstępu dawało mu więcej opcji na rozpoczęcie. Stracił tym samym szanse na szarżę, która zainicjowała by bezpośrednie starcie. Ukształtowanie terenu dawało obojgu te same szanse. Płaski teren i do tego obszerny, żeby czuć się swobodnie. Przemieszczanie mogło tutaj odebrać swoistą rolę. Niezależnie od tego czy będzie musiał uciekać lub gonić.
Nie pozwolił długo czekać Piconowi i z bojowym okrzykiem nie zawahał się wystrzelić kilku kul energii przed siebie. Część pocisków miała uderzyć w ziemię. Zasłona dymna, jaka powinna od tego powstać posłuży mu do przemieszczenia się w prawo i od lewego boku przeciwnika zastosować technikę Chou Makouhou. Po stanięciu w pozycji pochylił głowę do przodu żeby wyrzucić z jamy gębowej nagromadzoną energię i ugodzić niespodziewanie. Nie zamierzał oszczędzać mocy i przeznaczył na ten atak pełne zasoby, do jakich zdolna jest ta technika. Jak dotąd walki nie pozwalały mu na zużycie i wyczerpanie się z Ki, więc zamierzał przetestować limit swojej energii.
Occ: Dla własnej satysfakcji będę sobie odejmował zużycie Ki. Chou Makouhou, -546 Ki (4704Ki).
- Jasne, nie mam nic do ukrycie przed tobą bracie. - zakomunikował dość otwarcie. Wynikiem nie musiał się martwić do czasu, kiedy nie pozna siły rywala. Wiedział o Piconie to, że ten ze spokojem podchodzi do wszystkiego. Jako ktoś silny musiał też znacznie odstawać poziomem od takiego żółtodzioba. Warto jednak postarać się i zaskoczyć czymś. Wykazać nieomylność w jego osądzie i tym, że wybrał Fanalisa do tego testu.
Chłopak uśmiechnął się i zrobił kilka kroków w tył. Poczucie większego odstępu dawało mu więcej opcji na rozpoczęcie. Stracił tym samym szanse na szarżę, która zainicjowała by bezpośrednie starcie. Ukształtowanie terenu dawało obojgu te same szanse. Płaski teren i do tego obszerny, żeby czuć się swobodnie. Przemieszczanie mogło tutaj odebrać swoistą rolę. Niezależnie od tego czy będzie musiał uciekać lub gonić.
Nie pozwolił długo czekać Piconowi i z bojowym okrzykiem nie zawahał się wystrzelić kilku kul energii przed siebie. Część pocisków miała uderzyć w ziemię. Zasłona dymna, jaka powinna od tego powstać posłuży mu do przemieszczenia się w prawo i od lewego boku przeciwnika zastosować technikę Chou Makouhou. Po stanięciu w pozycji pochylił głowę do przodu żeby wyrzucić z jamy gębowej nagromadzoną energię i ugodzić niespodziewanie. Nie zamierzał oszczędzać mocy i przeznaczył na ten atak pełne zasoby, do jakich zdolna jest ta technika. Jak dotąd walki nie pozwalały mu na zużycie i wyczerpanie się z Ki, więc zamierzał przetestować limit swojej energii.
Occ: Dla własnej satysfakcji będę sobie odejmował zużycie Ki. Chou Makouhou, -546 Ki (4704Ki).
- MG
- Liczba postów : 97
Data rejestracji : 07/11/2016
Re: Równina Trivarro
Sob Kwi 08, 2017 1:01 pm
Picon był zadowolony z elementu zaskoczenia Fanalisa, który pomysłowo wykonał. Początkowo Picon chciał wykonać facepalma patrząc, jak pociski uderzają w ziemię a nie w niego, ponieważ myślał, że ma coś nie tak z celowaniem. Dopiero gdy powstała kłęba dymu z piasku i kurzu domyślił się, co jego przyjaciel chce zrobić. Mimo zaskoczenia Picon dalej mógł wyczuć bez problemu, w którym miejscu znajduje się Fan, ale przeciwnik bez umiejętności wykrywania energii miałby z początku mały problem.
Picon czekał, aż wyleci z kłęby dymu. Nastawiał się na niespodziewany atak serią ciosów, ale został zmylony. Ledwo co udało mu się zrobić blok rękoma układając je w znak ''X''. Atak był dosyć mocny, co zadowoliło go wykonanie ataku. Stojąc dalej w tej pozycji czekał na dalszy atak swojego brata.
- Atakuj. Nie zatrzymuj się, bo przeciwnik wykorzysta moment. - Powiedział miłym tonem. Wcale nie można było wyczuć od Picona agresji czy złości. Sprawiał wrażenie mocno opanowanego.
Nie czekając dłużej sam zaatakował kierując serię ciosów i kopnięć na przemian. Napierał na Fanalisa, aby spróbował postarać się jeszcze bardziej i go odepchnął, zmusił do defensywy. Następnie wykonał mistyczny atak wydłużając swoją rękę i uderzając otwartą dłonią w gardło przyjaciela złapał go za nie, ale nie na tyle mocno, aby go dusić. Dalej nieustannie wydłużał swoją kończynę, przez co jego sparing partner znalazł się w powietrzu i coraz wyżej się wznosił. W końcu przestał wydłużać swoją rękę i odwrócił się za siebie, po czym wziął bardzo długi zamach, aby grzmotnąć nim o glebę. Jeszcze w tym celu specjalnie zmniejszał długość ręki, aby nadać większemu tempu lotu. Kiedy już nim grzmotnął - przywołał swoją rękę do pierwotnego rozmiaru i zaczął iść po woli w jego stronę. Chciał sprawdzić, czy nie wyrządził tym atakiem większej krzywdy i czy Fan jest dalej na siłach, aby atakować.
OOC:
Mystic atack
- Fanalis
- Liczba postów : 132
Data rejestracji : 18/03/2015
Skąd : Wrocław
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Równina Trivarro
Sob Kwi 08, 2017 9:58 pm
Wtajemniczenie młodego Nameka w sztuki walki nadal było ubogie. Nie tylko mało wiedział o świecie, po którym stąpał, ale nie przypuszczał, że poza czysto fizycznymi starciami może istnieć mentalna więź ze sztukami walki. Wyczuwanie drugiej osoby jak dotąd było poza jego małym rozumem. Dlatego też stoczone dotąd walki opierał na determinacji i sile własnego przekonania. Spryt pozwalał mu na robienie użytku z nabytych umiejętności, a zatem nie wydawał się wtedy taki zacofany i bez doświadczenia. Plan, który udało mu się wymyślić zaraz po oznajmieniu, że ma rozpocząć walkę, spodobał mu się i wplótł w bezkresny czas. Rzeczywistość dokonała się na jego oczach i postawiła pierwszy dość trudny element na jego drodze. Rozczarowanie nie sparaliżowało Fanalisa na tyle, żeby ten nie wiedział, co stało się wkrótce potem. Każdy byłby przekonany, że wystarczająco dobrze rozegra swój ruch i udaremni przeciwnikowi kontratak. Tutaj zdecydowany głos Picona odegrał niebywała rolę.
Fanalis musiał się bronić, z czego nie był zadowolony. Przyjął na tyle odważną pozycję obronną i wystawioną przed siebie gardę, żeby przeciwstawić się precyzyjnym ciosom pobratymca. Napór jaki stworzył Picon, w dodatku niemal bez wysiłku na twarzy, był wielce niezrozumiały dla Fana. W jego ruchach było wystarczająco chaosu, żeby uważać go za niezdarę i żółtodzioba. Chyba po tym, jak bardzo opanowany jest wojownik poznaje się mistrza. Nie chciał jednak dać do zrozumienia, że obawia się różnicy w mocy. Po prostu musiał być niezłomny.
Następnie przyszedł już tylko ból. Nie powstrzymał nadciągającego, dobrze mu znanego ataku. Nie nastawił się na ten punkt i dał się złapać. Pożałował tego przez moment, ale nie podnosił się z miejsca. Zbierał energię na tyle po kryjomu, niczego nie podejrzewając po swoim rywalu. Tylko tak mógł oderwać umysł od rozchodzącego się po ciele cierpienia po upadku. Dał sobie chwilę do namysłu, ale już w trakcie oberwania wiedział, co zamierzał zrobić w dalszej kolejności. Nie poddawać się za żadną cenę. Choćby była to nadal wielka, jak góra małpa. W zasadzie to przetrwał ataki olbrzymiego Małpiszona i mógł być z siebie dumny. Dysponowanie energią taką, jak jego powodowało, że stał się ponadprzeciętny w swojej klasie. Pora to wykorzystać.
Wnet zwrócił się ciałem ku Piconowi, a w zebranej w dłoni energii tworzył się wirujący dysk. Nakręcił go na tyle szybko i na tyle dokładnie, żeby nadal nad nim panować i nie pozwolić na zareagowanie przeciwnikowi. Posłał Kienzan w sam środek brzucha, aby ten przeciął go w pasie. Szykując się na oczywisty unik ze strony przeciwnika przygotował Ki-Blast i wymierzył go w stronę, którą wybierze na odskok. Nie wątpił w swoja wielozadaniowość, ani w to, że dla Picona będzie kolejnym zaskoczeniem pomysłowość chłopaka. W końcu musiał go czymś zająć i nadal próbować równie skutecznie zdominować brata w walce. I na domiar złego sądząc, że nadal ma wszystko pod kontrolą także wydłużył swoją rękę z zamiarem wymierzenia ciosu w nogi Mystic Attack. Złapanie, podcięcie, przetrącenie - cokolwiek zdoła zrobić przy tej prędkości będzie zadowalające.
- To dopiero rozgrzewka, racja? - zapytał humorystycznie, sądząc, że nawet stoicki charakter Picona nie ustąpi temu, że ciało potrzebowało wejść na odpowiedni pułap wysiłku, żeby wytrzymać dalszą potyczkę.
Na koniec ze zwyczajowym dla siebie wyczekiwaniem oglądał wytworzone efekty. Złapał po tym niezłą zadyszkę, przez co nie odmówił chwili na wytchnienie. Nawet jeśli zdaniem Picona nie wypadało dawać przeciwnikowi czasu na reakcję. Nie byłby sobą, gdyby nie wygrał w uczciwej walce, dając obu stronom naprzemienne nakładać presji na rywala.
Occ: Kienzan -796, Ki-Blast -52, Mystic Attack -206 (3650 Ki)
Fanalis musiał się bronić, z czego nie był zadowolony. Przyjął na tyle odważną pozycję obronną i wystawioną przed siebie gardę, żeby przeciwstawić się precyzyjnym ciosom pobratymca. Napór jaki stworzył Picon, w dodatku niemal bez wysiłku na twarzy, był wielce niezrozumiały dla Fana. W jego ruchach było wystarczająco chaosu, żeby uważać go za niezdarę i żółtodzioba. Chyba po tym, jak bardzo opanowany jest wojownik poznaje się mistrza. Nie chciał jednak dać do zrozumienia, że obawia się różnicy w mocy. Po prostu musiał być niezłomny.
Następnie przyszedł już tylko ból. Nie powstrzymał nadciągającego, dobrze mu znanego ataku. Nie nastawił się na ten punkt i dał się złapać. Pożałował tego przez moment, ale nie podnosił się z miejsca. Zbierał energię na tyle po kryjomu, niczego nie podejrzewając po swoim rywalu. Tylko tak mógł oderwać umysł od rozchodzącego się po ciele cierpienia po upadku. Dał sobie chwilę do namysłu, ale już w trakcie oberwania wiedział, co zamierzał zrobić w dalszej kolejności. Nie poddawać się za żadną cenę. Choćby była to nadal wielka, jak góra małpa. W zasadzie to przetrwał ataki olbrzymiego Małpiszona i mógł być z siebie dumny. Dysponowanie energią taką, jak jego powodowało, że stał się ponadprzeciętny w swojej klasie. Pora to wykorzystać.
Wnet zwrócił się ciałem ku Piconowi, a w zebranej w dłoni energii tworzył się wirujący dysk. Nakręcił go na tyle szybko i na tyle dokładnie, żeby nadal nad nim panować i nie pozwolić na zareagowanie przeciwnikowi. Posłał Kienzan w sam środek brzucha, aby ten przeciął go w pasie. Szykując się na oczywisty unik ze strony przeciwnika przygotował Ki-Blast i wymierzył go w stronę, którą wybierze na odskok. Nie wątpił w swoja wielozadaniowość, ani w to, że dla Picona będzie kolejnym zaskoczeniem pomysłowość chłopaka. W końcu musiał go czymś zająć i nadal próbować równie skutecznie zdominować brata w walce. I na domiar złego sądząc, że nadal ma wszystko pod kontrolą także wydłużył swoją rękę z zamiarem wymierzenia ciosu w nogi Mystic Attack. Złapanie, podcięcie, przetrącenie - cokolwiek zdoła zrobić przy tej prędkości będzie zadowalające.
- To dopiero rozgrzewka, racja? - zapytał humorystycznie, sądząc, że nawet stoicki charakter Picona nie ustąpi temu, że ciało potrzebowało wejść na odpowiedni pułap wysiłku, żeby wytrzymać dalszą potyczkę.
Na koniec ze zwyczajowym dla siebie wyczekiwaniem oglądał wytworzone efekty. Złapał po tym niezłą zadyszkę, przez co nie odmówił chwili na wytchnienie. Nawet jeśli zdaniem Picona nie wypadało dawać przeciwnikowi czasu na reakcję. Nie byłby sobą, gdyby nie wygrał w uczciwej walce, dając obu stronom naprzemienne nakładać presji na rywala.
Occ: Kienzan -796, Ki-Blast -52, Mystic Attack -206 (3650 Ki)
- MG
- Liczba postów : 97
Data rejestracji : 07/11/2016
Re: Równina Trivarro
Pią Kwi 28, 2017 3:55 pm
- Spoiler:
Namek chciał zbliżyć się do przeciwnika aby sprawdzić czy nic mu nie jest. Ale ten wykorzystał to i zaatakował go. Kienzan już leciał w stronę Picona, ten wykonał oczywiście unik odskakując w prawo, ale Ki-blast Fanalisa dosięgnął celu i zranił oponenta w bok. Już Mystic Attack leciał w stronę przeciwnika aby go usidlić, ale plan się nie udał. Zielony w białym Gi uniknął pewnie zasadzki i stanął obiema nogami na wydłużoną rękę Fana skutecznie unieruchamiając go. Zaczął wyciągać lewą rękę przed siebie po czym podparł ją prawą. W tej pozycji zostaje naładował i wystrzelił silny atak energetyczny - Ależ oczywiście że to rozgrzewka- Odparł na komentarz swojego przeciwnika i obserwował jak atak powoli zbliża się. Fan miał coraz mniej czasu na uratowanie się, ponadto uwięziona ręka nie pomagała w uniknięciu nieznanego ataku. Teraz przewaga przechylała się w stronę sprawdzającego godność Nameczańskiego wojownika. Brat kiwał głową z zadowoleniem chwaląc plan ataku który wykonał jasny czułkowaty. Walka zapowiadała się coraz ciekawiej, I jaka to będzie ta prośba którą Picon chce wystosować do kolegi?
Occ:
Bakurikimaha, unikaj panie
- Fanalis
- Liczba postów : 132
Data rejestracji : 18/03/2015
Skąd : Wrocław
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Równina Trivarro
Nie Kwi 30, 2017 4:44 am
Trochę ruchu i nadzwyczajnych mocy potrafiło wprawić istotę taką, jak Fanalis w rewelacyjny nastrój. Rzadko kiedy był poważnie zawzięty, jeśli chodzi o walkę. Raczej sprawiała mu odpowiednią frajdę. Widział w tym sens samodoskonalenia. Tylko ów rozwój pozostał mu do podjęcia. Czuł się odmiennie od swoich braci, którzy zbici w grupie potrafili nawiązać wspólne relacje. Zielony poza walką miał manię do bycia wszędzie i poznawania tego, co obce. Stąd bardzo specyficzne, dotychczas poznane osoby czy przeżyte przygody. Dlatego nieco kontaktu z Piconem pobudziła sentyment, lecz nie skończyła się jeszcze. Ponownie na twarzy Fana pojawiła się nutka zaskoczenia. To jasne, że rywal takiego pokroju pokaże coś niemniej błyskotliwego, co jego tajemnicza postawa. Usidlona kończyna chłopaka za nic nie chciała poruszyć się, a w jego stronę już zmierzał pocisk o nieznanej mu sile. Zdążył zwrócić kątem okaz na postawę, jaką przybierał Picon, bo w dalszej kolejności instynktownie zaczął działać. Nie mógł pozwolić sobie na osłupienie, a tym bardziej nie chciał sprawić sobie niepotrzebnego bólu. Co to, to nie. Żadnej z tego satysfakcji, a opieranie się partnerowi w sparingu już owszem.
Uśmiechnął się na wzmiankę pobratymca. Skoro nie mógł odzyskać z powrotem normalnej długości ramienia poprzez jej powrót, to zamierzał pofatygować się w drugą stronę. Na drodze jednak stała mu przeszkoda, którą miał nadzieję uniknąć. Ominięcie miało polegać na szybkim zanurkowaniu ku podłożu i w tym samym czasie rozpoczęcie skracania ramienia. Przetransportowanie się prosto pod przeciwnika. Chciał skorzystać z chwili, kiedy wzrok Picona był zakłócony przez jego własną technikę, a Fanalis być może zniknął z jego pola widzenia. Gdy już znajdzie się wystarczająco blisko pora zająć się stojącym Piconem i wykonać podcięcie, aby ten zszedł z dłoni Fanalisa. O ile cała akcja była owocna dla młodego adepta, wtedy chętnie poczęstuje czułkowatego brata swoją zwinnością i bezpośrednio wymierzy kilka ciosów dla kontynuacji rozgrzewki.
Uśmiechnął się na wzmiankę pobratymca. Skoro nie mógł odzyskać z powrotem normalnej długości ramienia poprzez jej powrót, to zamierzał pofatygować się w drugą stronę. Na drodze jednak stała mu przeszkoda, którą miał nadzieję uniknąć. Ominięcie miało polegać na szybkim zanurkowaniu ku podłożu i w tym samym czasie rozpoczęcie skracania ramienia. Przetransportowanie się prosto pod przeciwnika. Chciał skorzystać z chwili, kiedy wzrok Picona był zakłócony przez jego własną technikę, a Fanalis być może zniknął z jego pola widzenia. Gdy już znajdzie się wystarczająco blisko pora zająć się stojącym Piconem i wykonać podcięcie, aby ten zszedł z dłoni Fanalisa. O ile cała akcja była owocna dla młodego adepta, wtedy chętnie poczęstuje czułkowatego brata swoją zwinnością i bezpośrednio wymierzy kilka ciosów dla kontynuacji rozgrzewki.
- MG
- Liczba postów : 97
Data rejestracji : 07/11/2016
Re: Równina Trivarro
Wto Maj 02, 2017 9:01 pm
Plan się powiódł, Fanalisowi udało się wydostać z pułapki i zbliżyć się do sparing partnera. Zadał mu kilka ciosów pozbywając się przeciwnika z ręki, teraz miał je obie wolne, pokazywał swoją zwinność i dalej atakował Picona, ale zapomniał o jednej rzeczy. Skupił się na ataku, a nie pilnował swojej defensywy. Dlatego po kilku udanych ciosach Fan otrzymał silny cios w szczękę który sprowadził go do parteru [przewrócił się]. Ten odskoczył i rzekł - Myślę że się nadasz, ostatnia runda, zobaczymy kto wygra Odparł oponent i ruszył w kierunku wroga, teraz nastąpi ostateczna konfrontacja w walce wręcz. Pic był silniejszy, ale szybkość stała po stronie Fanalisa, teraz któryś z nich musi lepiej wykorzystać swoje atuty w walce i dosięgnąć przeciwnika, wbrew pozorom obydwa te atuty były potrzebne. Ktoś kto jest silny ale wolny, ma słabe szanse na trafienie kogoś szybszego, a ten drugi z kolej może mieć zbyt słabe ciosy aby zrobić poważną krzywdę silniejszemu i pewnie wytrzymalszemu. Przeciąganie tej walki byłoby na korzyść siłacza. Starcie pomiędzy nameczanami dobiegało końca. Jeszcze kilka chwil i wszystko się okaże. a potem połączą siły w innym celu.
Occ:
Finał walki, możesz wygrać
Occ:
Finał walki, możesz wygrać
- Fanalis
- Liczba postów : 132
Data rejestracji : 18/03/2015
Skąd : Wrocław
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Równina Trivarro
Sro Maj 17, 2017 3:26 pm
Decydujące starcie? Niewyobrażalnie ekscytujący moment, napinający nerwy do granic możliwości i powodujący presję, która łechtała ciało po całym wnętrzu. Ważne było zachować spokój i kierować się rozsądkiem. Odrobina braku kontroli także wchodziła w grę. Słowa Piccona wyraźnie wskazały i skierowały chłopaka ku temu, żeby nie ograniczać się na zapas. Wystarczyło spełnić jego oczekiwania? W żadnym wypadku. Jeśli jego pobratymiec zamierzał poważnie go atakować, wtedy zrobi to samo. Obroni się albo wyprowadzi odpowiednią ku przeciwnikowi kontrę. Wystarczyło wspiąć się na wyżyny własnych umiejętności.
Wykrzesał z siebie całą moc, na jaką było go stać. Nigdy nie spotkał się z potrzebą używania połowy energii i uszczuplenia siły ataku. Czuł się dobrze będąc szybkim i zwinnym, przez co tracił na sile. Niemniej poprzez ćwiczenia stawał się równie wytrzymały, żeby znosić ciosy, które go dosięgną. Serce podpowiadało mu, aby iść w tym kierunku, a na pewno przeżyje świetne i intensywne życie. Parę wymian z nowym znajomym podpowiadały, że nie warto bezmyślnie testować nieodpowiednich ruchów. Wiedział czym nad nim góruje, a jakie są te słabsze strony. Dlatego, gdy tylko Pic zaczął natarcie Fanalis skupił się i zmienił nastawienie o sto osiemdziesiąt stopni. W głowie snuł warianty obronne i ofensywne. Mógł spodziewać się bezpośredniej walki wręcz, która raczej skazała by go na łaskę przeciwnika. Jedynym wyjściem było przechytrzenie go odpowiednim unikiem. Więc gdy tylko zauważy, że Pic zamierza działać tylko poprzez zwykłą siłę fizyczną, wtedy odpycha go Kiaiho. Zachowując potrzebny mu do działania dystans. Następnie wyskakuje w górę, posiłkując się lataniem, żeby być gotowy na unik. Obliczając trajektorię swego wyskoku działa dopiero, gdy znajdzie się dwa metry nad nim. Zmiana pozycji miała służyć dezorientacji, a kupienie sobie czasu Fan chciał wykorzystać na Eye beam. Udane sparaliżowanie przeciwnika da mu szansę na zadanie mu ciosu potrzebnego do kapitulacji. Miał taką nadzieję. Wtem ląduje za swoim celem i kumuluje ki do zastosowania Chou Makouhou.
Gdyby jednak w pewnym momencie szybowania miał przebłysk instynktu i zauważył, iż mimo jego działań Pic zamierza użyć jakiejś nieznanej mu i groźnie wyglądającej techniki energetycznej, wtedy Fanalis momentalnie sam stosuje swoją bezwzględną obronę w postaci wytworzenia dookoła siebie Berierre.
Ooc: Kiaiho -20% atak fizyczny, Chou Makouhou -420, Eye Beam -30% energii przeciwnika + 53 (3177 Ki)
Wykrzesał z siebie całą moc, na jaką było go stać. Nigdy nie spotkał się z potrzebą używania połowy energii i uszczuplenia siły ataku. Czuł się dobrze będąc szybkim i zwinnym, przez co tracił na sile. Niemniej poprzez ćwiczenia stawał się równie wytrzymały, żeby znosić ciosy, które go dosięgną. Serce podpowiadało mu, aby iść w tym kierunku, a na pewno przeżyje świetne i intensywne życie. Parę wymian z nowym znajomym podpowiadały, że nie warto bezmyślnie testować nieodpowiednich ruchów. Wiedział czym nad nim góruje, a jakie są te słabsze strony. Dlatego, gdy tylko Pic zaczął natarcie Fanalis skupił się i zmienił nastawienie o sto osiemdziesiąt stopni. W głowie snuł warianty obronne i ofensywne. Mógł spodziewać się bezpośredniej walki wręcz, która raczej skazała by go na łaskę przeciwnika. Jedynym wyjściem było przechytrzenie go odpowiednim unikiem. Więc gdy tylko zauważy, że Pic zamierza działać tylko poprzez zwykłą siłę fizyczną, wtedy odpycha go Kiaiho. Zachowując potrzebny mu do działania dystans. Następnie wyskakuje w górę, posiłkując się lataniem, żeby być gotowy na unik. Obliczając trajektorię swego wyskoku działa dopiero, gdy znajdzie się dwa metry nad nim. Zmiana pozycji miała służyć dezorientacji, a kupienie sobie czasu Fan chciał wykorzystać na Eye beam. Udane sparaliżowanie przeciwnika da mu szansę na zadanie mu ciosu potrzebnego do kapitulacji. Miał taką nadzieję. Wtem ląduje za swoim celem i kumuluje ki do zastosowania Chou Makouhou.
Gdyby jednak w pewnym momencie szybowania miał przebłysk instynktu i zauważył, iż mimo jego działań Pic zamierza użyć jakiejś nieznanej mu i groźnie wyglądającej techniki energetycznej, wtedy Fanalis momentalnie sam stosuje swoją bezwzględną obronę w postaci wytworzenia dookoła siebie Berierre.
Ooc: Kiaiho -20% atak fizyczny, Chou Makouhou -420, Eye Beam -30% energii przeciwnika + 53 (3177 Ki)
- MG
- Liczba postów : 97
Data rejestracji : 07/11/2016
Re: Równina Trivarro
Wto Maj 23, 2017 3:48 pm
Wszystko ułożyło się tak jak sobie wymyślił Fanalis w swojej głowie, jego strategia została w pełni wypełniona co do joty . Odepchnął go Kiaiho, zaatakował dwiema wręcz podręcznikowymi technikami przedstawicieli planety Namek, Bariera osłoniła go przed kontrą drugiego zielonka. Bogini zwycięstwa tym razem była mu przychylna. Pic pokonany leżał na ziemi i odpoczywał. - Dobra robota, wygląda na to że nadasz, jutro wyjaśnię ci wszystko, a teraz odpocznij. Powiedział do swojego kompana. Wcześniej tego nie zauważyli, ale walcząc czas naprawdę szybko mijał. Oboje wojowników było już zmęczonych walką. Ale chyba woleliby odpocząć przy ognisku w przyjacielskiej atmosferze niż tak spać na gołej ziemi bez niczego. Przeciwnik Fana wpadł na to wcześniej i chcąc nie chcąc wstał. - Co ty na to aby rozpalić ogień? Będzie cieplej i stworzy to taki przyjemny obozowy klimat. Pomożesz? Zapytał po czym poczekał aż ten drugi będzie przygotowany i razem ruszyli. Jeśli natomiast namek w płaszczu z zakrytą głową uznał że ma to gdzieś i nie ruszy swoich czterech liter to Picon wzruszył ramionami po czym sam udał się w nieznane. Powoli zbliżał się czas dowiedzenia się co się tutaj właściwie dzieje, i co trzeba zrobić.
Occ:
Odpoczywacie po walce, albo pomagasz Piconowi, i możesz tutaj się popisać tym co się będzie działo w czasie tego wszystkiego, albo od razu zasnąć a czas przyspieszy do później.
Occ:
Odpoczywacie po walce, albo pomagasz Piconowi, i możesz tutaj się popisać tym co się będzie działo w czasie tego wszystkiego, albo od razu zasnąć a czas przyspieszy do później.
- Van'D
- Liczba postów : 193
Data rejestracji : 28/06/2015
Identification Number
HP:
(1300/1500)
KI:
(0/0)
Re: Równina Trivarro
Czw Wrz 28, 2017 12:54 pm
[ W POGONI ZA PICCO ]
Rozległe tereny planety Namek, jest to jedyne miejsce, gdzie na tak dużym obszarze nie występuje woda. Ziemie te przesiąknięte są czystym i wręcz dziwnym złem. Od dawien dawna niektórzy z nameczan dostawali gorączki, a następnie zaczęli znosić dziwne jaja. Z ich wnętrza wykluwały się paskudne i wredne istoty. Większość z racji swego zachowania i małej siły musiała uciekać ze swoich wiosek... Właśnie to miejsce stało się skupiskiem tych zmutowanych istot. Zapuszczanie się w te okolice nie będąc wprawionym wojownikiem jest głupotą lub aktem najwyższej odwagi. Zmutowani tubylcy nie cierpią swoich krewnych i tylko Ci, którzy udowodnią lojalność mogą czerpać korzyści i czuć się bezpiecznie na tych terenach...
***
Leciał co sił przecinając kolejne lokacje, dobrze znał to miejsce, obawiał się tylko negatywnej aury tych terenów. Starając się zachować pełne skupienie przedzierał się po niebie dalej i dalej. Teraz jako Demon mógłby być odporny na takie zjawiska lub w gorszej opcji podatny czego chciał uniknąć. Teraz jednak skupił się na opracowaniu planu działania. Istoty z tej części planety to drapieżne bestie, atakują bez ostrzeżenia lub trzymają się w grupach. Nie są wprawionymi wojownikami ale nadrabiają to siłą i przebiegłością, choć łatwo z nich zadrwić i oszukać w walce, mają swoje unikalne techniki których Van nie miał zamiaru znów ujrzeć na oczy. Dobrze pamięta tego gnojka który strzelił mu w twarz pociskiem z własnego gardła. Na równiach musiał być czujny i zawsze krok przed wrogiem, zabijając natychmiast. Chociaż z drugiej strony przydałoby mu się kilku takich dywersantów, którzy uderzyli by w szaleńczy sposób na obóz a jemu dali czas na zebranie informacji.
- Powiedziałeś mi kiedyś że czeka mnie szereg trudnych do podjęcia decyzji... Choćbym musiał tułać się jako Demon, będę chronił wioskę nawet z ukrycia... Z tego miejsca, gdzie wy, nigdy byście się nie zapuścili... Jestem gotów...
Van powoli leciał w dół ku ziemi, za niedługo miał znów dotknąć tej strutej kamienistej powierzchni. Miał wyostrzone zmysły do tego stopnia że nawet delikatny powiew wiatru traktował jako przemieszczanie się wroga wokół niego. Pozostało mu tylko iść przed siebie aż spotka to czego tak naprawdę szuka. Kierował się negatywną energią, im bardziej ją odczuwał na samym sobie tym większą pewność miał co do kierunku drogi.
" Dobrze pamiętał wizję... Ból i chęć zemsty zagnała Picco na taką ścieżkę... Czy mógł go za to winić... Ta strona medalu zawsze będzie mu towarzyszyć, poznał całą jego historię... Demon był pewien że sprowadzi go do wioski, skazańca czy ponownie brata ale sprowadzi... "
Pokonując kolejne kwadranse trasy widok praktycznie się nie zmieniał, trudno było tu dostrzec coś innego. Podejrzane groty, prawdopodobnie zejścia do niekończących się jaskiń i pasm tunelów. Nie było sensu nawet się tam zapuszczać. Jedyne z czego mógł się cieszyć to brak potrzeby jedzenia i picia, już dawno by tu zdechł jako żywa istota... Wracając pamięcią, nie był pewien jaką rolę odgrywa w tym wszystkim Picco, Kazoo czy Lors. Jak mówił Bobo ich szemrane interesy wykraczają poza wiedzę Vana. Wojownik miał jednak nadzieję że uda mi się wpłynąć na samego Picco.
- Jak daleko się posunąłeś... Żeby związać się z Changelingami i to Lodowymi... Muszę Cię szybko znaleźć... Ale najpierw pozbędę się tych którzy sprowadzili całe nieszczęście...
Half szukał wciąż, tak naprawdę czegokolwiek, potrzebował ruszyć z miejsca. Miał zbyt wiele opcji ale tylko dwie mogły być efektywne. Rozprawi się raz na zawsze z ogoniastymi w obozie, odnajdzie Picco i Noino i skończy całą tą Grę. Taki przynajmniej miał plan na tą chwilę, bądź co bądź potrzebował nowych sił lub nowych sojuszy. Sława jaką się okrył niedawno nie pozwoli na spokojne poruszanie się po planecie, a w tym miejscu może idealnie się skryć.
OCC: Jestem na Równiach. Plan jest Prostu i wieloetapowy. Postaram się znaleźć ślady Picco, w mojej ocenie to jedyne miejsce gdzie mógł się skryć. Jeśli nie, poszukam sobie sojuszników u mutantów albo ich szamana wodza, przywódcy i uderzę na Obóz ^^ ogoniastych, Mam nadzieję że wieści dojdą do Raza i wystartujemy z Eventem ^^ xD
Rozległe tereny planety Namek, jest to jedyne miejsce, gdzie na tak dużym obszarze nie występuje woda. Ziemie te przesiąknięte są czystym i wręcz dziwnym złem. Od dawien dawna niektórzy z nameczan dostawali gorączki, a następnie zaczęli znosić dziwne jaja. Z ich wnętrza wykluwały się paskudne i wredne istoty. Większość z racji swego zachowania i małej siły musiała uciekać ze swoich wiosek... Właśnie to miejsce stało się skupiskiem tych zmutowanych istot. Zapuszczanie się w te okolice nie będąc wprawionym wojownikiem jest głupotą lub aktem najwyższej odwagi. Zmutowani tubylcy nie cierpią swoich krewnych i tylko Ci, którzy udowodnią lojalność mogą czerpać korzyści i czuć się bezpiecznie na tych terenach...
***
Leciał co sił przecinając kolejne lokacje, dobrze znał to miejsce, obawiał się tylko negatywnej aury tych terenów. Starając się zachować pełne skupienie przedzierał się po niebie dalej i dalej. Teraz jako Demon mógłby być odporny na takie zjawiska lub w gorszej opcji podatny czego chciał uniknąć. Teraz jednak skupił się na opracowaniu planu działania. Istoty z tej części planety to drapieżne bestie, atakują bez ostrzeżenia lub trzymają się w grupach. Nie są wprawionymi wojownikami ale nadrabiają to siłą i przebiegłością, choć łatwo z nich zadrwić i oszukać w walce, mają swoje unikalne techniki których Van nie miał zamiaru znów ujrzeć na oczy. Dobrze pamięta tego gnojka który strzelił mu w twarz pociskiem z własnego gardła. Na równiach musiał być czujny i zawsze krok przed wrogiem, zabijając natychmiast. Chociaż z drugiej strony przydałoby mu się kilku takich dywersantów, którzy uderzyli by w szaleńczy sposób na obóz a jemu dali czas na zebranie informacji.
- Powiedziałeś mi kiedyś że czeka mnie szereg trudnych do podjęcia decyzji... Choćbym musiał tułać się jako Demon, będę chronił wioskę nawet z ukrycia... Z tego miejsca, gdzie wy, nigdy byście się nie zapuścili... Jestem gotów...
Van powoli leciał w dół ku ziemi, za niedługo miał znów dotknąć tej strutej kamienistej powierzchni. Miał wyostrzone zmysły do tego stopnia że nawet delikatny powiew wiatru traktował jako przemieszczanie się wroga wokół niego. Pozostało mu tylko iść przed siebie aż spotka to czego tak naprawdę szuka. Kierował się negatywną energią, im bardziej ją odczuwał na samym sobie tym większą pewność miał co do kierunku drogi.
" Dobrze pamiętał wizję... Ból i chęć zemsty zagnała Picco na taką ścieżkę... Czy mógł go za to winić... Ta strona medalu zawsze będzie mu towarzyszyć, poznał całą jego historię... Demon był pewien że sprowadzi go do wioski, skazańca czy ponownie brata ale sprowadzi... "
Pokonując kolejne kwadranse trasy widok praktycznie się nie zmieniał, trudno było tu dostrzec coś innego. Podejrzane groty, prawdopodobnie zejścia do niekończących się jaskiń i pasm tunelów. Nie było sensu nawet się tam zapuszczać. Jedyne z czego mógł się cieszyć to brak potrzeby jedzenia i picia, już dawno by tu zdechł jako żywa istota... Wracając pamięcią, nie był pewien jaką rolę odgrywa w tym wszystkim Picco, Kazoo czy Lors. Jak mówił Bobo ich szemrane interesy wykraczają poza wiedzę Vana. Wojownik miał jednak nadzieję że uda mi się wpłynąć na samego Picco.
- Jak daleko się posunąłeś... Żeby związać się z Changelingami i to Lodowymi... Muszę Cię szybko znaleźć... Ale najpierw pozbędę się tych którzy sprowadzili całe nieszczęście...
Half szukał wciąż, tak naprawdę czegokolwiek, potrzebował ruszyć z miejsca. Miał zbyt wiele opcji ale tylko dwie mogły być efektywne. Rozprawi się raz na zawsze z ogoniastymi w obozie, odnajdzie Picco i Noino i skończy całą tą Grę. Taki przynajmniej miał plan na tą chwilę, bądź co bądź potrzebował nowych sił lub nowych sojuszy. Sława jaką się okrył niedawno nie pozwoli na spokojne poruszanie się po planecie, a w tym miejscu może idealnie się skryć.
OCC: Jestem na Równiach. Plan jest Prostu i wieloetapowy. Postaram się znaleźć ślady Picco, w mojej ocenie to jedyne miejsce gdzie mógł się skryć. Jeśli nie, poszukam sobie sojuszników u mutantów albo ich szamana wodza, przywódcy i uderzę na Obóz ^^ ogoniastych, Mam nadzieję że wieści dojdą do Raza i wystartujemy z Eventem ^^ xD
Re: Równina Trivarro
Pon Paź 02, 2017 8:26 pm
Demon leciał wgłąb równin Trivarro. Ciągnąca się za nimi wątpliwa renoma nie była przypadkiem. Wiedział o tym i czuł to. Okolica była toksyczna, ale, o dziwo, w inny sposób niż na terenach dawnego pola walki, gdzie pobudził się do życia. Tam odczuwało się pewien rozłam pomiędzy zaświatami a światem rzeczywistym. Tutaj tego nie było... atmosferę można było raczej nazwać... wynaturzoną. Ohydną. Tak, jakby to miejsce nie wyszło bogom w czasie kreacji. I im dłużej istniała w swojej karłowatej, bezpłodnej i surowej formie, tym gorszą otrzymywała twarz.
Van wylądował i szedł przed siebie. Nie miał pojęcia,w którą stronę powinien się udać. Nie znając technik lokalizacyjnych namierzenie kogoś na tych bezkresnych terenach graniczyło z cudem. A mimo to zdecydował się podążać przed siebie. Czemu? Może wierzył w przeznaczenie?
Jak długo szedł? Nie potrafił już zliczyć czasu. Szedł po prostu bez końca. Przed siebie. Nie miał zegarka, a na Namek nigdy nie zapada zmierzch, więc nie wiedział, ile czasu w zasadzie minęło. Patrząc na jedno z zachodzących słońc wydawało mu się, że idzie już jakieś osiem godzin.
W pewnym momencie teren zaczął przeradzać się w kanion. Van’D wszedł w niego i podążał jedną z dolnych ścieżek. Była bardzo głęboka, przez co tym trudniej było mu ocenić swoje położenie. Musiałby wzlecieć do góry, bo obejrzeć teren. Zaczął odczuwać zmęczenie. Kręciło mu się w głowie od czegoś... nie wiedział od czego. Miał ochotę położyć się tu i teraz i zasnąć... Dobrze, że chociaż odrobina cienia ochładzała jego głowę i skórę...
Nagle, jakieś sto metrów od niego, zamajaczył kształt jakiejś postaci. Kucała, jakby zbierała kamienie pod sobą. Choć było to oczywiście bezsensowne, ponieważ na tych terenach nie było kompletnie nic wartościowego. Po dłuższym przyglądaniu się spostrzegł, że jest to młody Nameczanin, tylko jakiś dziwny. Taki chudy jak patyk, kredowo-biały, nie miał na sobie nic poza okryciem w pasie. Widać mu było każdy jeden krąg kręgosłupa. Jedno czółko miał krótkie jak kikut, a drugie dużo dłuższe.
Gdy zauważył obcego przybysza, zerwał się do pionu. Był przekrzywiony na bok. Przez ułamek sekundy nie poruszał się. Wpatrywał się w zachowanie demona. Aż... ruszył pędem w przeciwnym kierunku, uciekając. Biegł na czworakach ile sił w nogach, kurz unosił się za jego stopami. Trzeba przyznać, że na swój dziwny, krogulczy sposób, potrafił bardzo szybko biec. Na zakręcie wbił pazury w ziemię i trzymając się na nich zadriftował, skręcając w odpowiednim kierunku. Tam zniknął Vanowi z pola widzenia...
Van wylądował i szedł przed siebie. Nie miał pojęcia,w którą stronę powinien się udać. Nie znając technik lokalizacyjnych namierzenie kogoś na tych bezkresnych terenach graniczyło z cudem. A mimo to zdecydował się podążać przed siebie. Czemu? Może wierzył w przeznaczenie?
Jak długo szedł? Nie potrafił już zliczyć czasu. Szedł po prostu bez końca. Przed siebie. Nie miał zegarka, a na Namek nigdy nie zapada zmierzch, więc nie wiedział, ile czasu w zasadzie minęło. Patrząc na jedno z zachodzących słońc wydawało mu się, że idzie już jakieś osiem godzin.
W pewnym momencie teren zaczął przeradzać się w kanion. Van’D wszedł w niego i podążał jedną z dolnych ścieżek. Była bardzo głęboka, przez co tym trudniej było mu ocenić swoje położenie. Musiałby wzlecieć do góry, bo obejrzeć teren. Zaczął odczuwać zmęczenie. Kręciło mu się w głowie od czegoś... nie wiedział od czego. Miał ochotę położyć się tu i teraz i zasnąć... Dobrze, że chociaż odrobina cienia ochładzała jego głowę i skórę...
Nagle, jakieś sto metrów od niego, zamajaczył kształt jakiejś postaci. Kucała, jakby zbierała kamienie pod sobą. Choć było to oczywiście bezsensowne, ponieważ na tych terenach nie było kompletnie nic wartościowego. Po dłuższym przyglądaniu się spostrzegł, że jest to młody Nameczanin, tylko jakiś dziwny. Taki chudy jak patyk, kredowo-biały, nie miał na sobie nic poza okryciem w pasie. Widać mu było każdy jeden krąg kręgosłupa. Jedno czółko miał krótkie jak kikut, a drugie dużo dłuższe.
Gdy zauważył obcego przybysza, zerwał się do pionu. Był przekrzywiony na bok. Przez ułamek sekundy nie poruszał się. Wpatrywał się w zachowanie demona. Aż... ruszył pędem w przeciwnym kierunku, uciekając. Biegł na czworakach ile sił w nogach, kurz unosił się za jego stopami. Trzeba przyznać, że na swój dziwny, krogulczy sposób, potrafił bardzo szybko biec. Na zakręcie wbił pazury w ziemię i trzymając się na nich zadriftował, skręcając w odpowiednim kierunku. Tam zniknął Vanowi z pola widzenia...
- Van'D
- Liczba postów : 193
Data rejestracji : 28/06/2015
Identification Number
HP:
(1300/1500)
KI:
(0/0)
Re: Równina Trivarro
Sro Paź 04, 2017 10:36 pm
" Demon wędrował po równinach już wiele godzin... To miejsce miało swój urok... Nic dziwnego że zieloni się tu nie zapuszczali... Tutaj Taiko nie przybędzie mu z pomocą... Jest zdany na siebie... Będzie trzeba dokładnie przeczesać cała tą lokację, jeżeli mroczny faktycznie chce znaleźć i przekonać do współpracy tutejszych... "
Oczy Demona wciąż przeczesywały teren i drogę jaką podążał, prędzej czy później kogoś spotka lub te dzikusy go zaatakują. Musiał być gotów, pochwyci jednego z nich i wydusi potrzebne informacje albo zmusi do pokazania kryjówki. Czuł efekty ostatniego treningu do tego stopnia że z chęcią zmierzyłby się z kimś pokroju mutantów, ich nieprzewidywalność a zarazem prostota walki była bardzo ciekawe... Wtedy ujrzał garbatego padalca, na chwilę się zawiesił starając się ogarnąć co ta istota robi. Głupiec zbierał kamienie, czyli zwykły mutant nieskalany rozumem.
- Nareszcie... Mam Cię pokrako... Doprowadzisz mnie do swoich...
Van otrząsnął się i odbił z miejsca w kierunku uciekającego, nie miał zamiaru za nim wołać i tak nie usłucha. Co dziwnego garbata łajza była dość szybka jak na powykręcaną istotę. Demon musiał przejść na drugi bieg, aby tamten mu nie zwiał. Chciał mieć pewność że uda mi się przed zakrętem, skupił tyle energii ile zdołał. Cofnął pięść za siebie i wykonując potężny prawy prosty posłał Falę Kaiho w stronę Nameka. Miał nadzieję że kontakt z falą uderzeniową zmiecie przeciwnika z zakrętu i wbije w najbliższą kamienną ścianę. Wtedy będzie miał okazję skrócić dystans. Pomysł wydawał się dobry, i tego właśnie spróbował.
- Nie wiem czy potrafisz mówić, Z resztą nie obchodzi mnie to... Gdzie twoi ziomkowie... Chcę się zobaczyć z waszym przywódcom... Prowadź, w innym wypadku zginiesz...
Mroczny stanął przed białym tubylcem, gotowy wymierzyć mu śmiertelny cios jeżeli nie uzyska odpowiedzi. Dobrze wiedział że może go obserwować już wiele oczu, był na to gotów. Będzie ich dwóch, trzech, czterech, nie miało to znaczenia.
OCC : Fabularne Kaiho
- używam w momencie kiedy wbija pazury i chce driftować, najlepsza okazją zmieść go i rozbić o ścianę.
Re: Równina Trivarro
Czw Paź 05, 2017 9:37 pm
Pierwszy post dla Hazarda
Już w momencie, gdy stopa Hazarda zaczęła przekraczać taflę portalu, gdzieś z tyłu głowy przeszło mu przez myśl, że... coś jest nie tak. Wrażenie to trwało jednak tak krótko i było na tyle niejasne, że nie cofnął się. Przestąpił na drugą stronę i poczuł, jak energia wszechświata wsysa jego ciało, rozmazuje jak woda farbę na palecie. Przez ułamek sekundy widział, jak jego kuzyn odlatuje w innym kierunku w nieskończoną przestrzeń. Właściwie nie powinien móc tego widzieć, bo podróż przez inne wymiary trwa zwykle ułamki sekund. Tymczsem widział wokół siebie mroczną nicość... Kręcił się jak śmigło, oddalał się. Nie mógł się poruszać.
Nie wiedział, ile to trwało. Dzień? Tydzień? Rok? Nicość i niemożność ruchu była dojmująca. Pozostawała mu tylko bezwładna świadomość... która... wyłączała się. Usypiała. Zapadła w hibernację.
Rażące światło. Powiew wiatru. Potem bolesny upadek na skamieniałą ziemię. Przeturlał się kilka metrów, aż zatrzymał się twarzą do ziemi. Cały pokryty kurzem. Ranny, wyczerpany. Nie był w stanie nawet się ruszyć. Był na skraju śmierci.
W oddali słychać było czyjeś kroki i rozmowę. Ktoś przewrócił saiyanina na plecy. Oczom Hazarda ukazały się twarze dwóch zielonoskórych stworzeń z czułkami na czole.
- Saiyanin? Czy to jakaś inwazja? – zapytał jeden, drapiąc się po głowie.
- Nie gadaj bzdur. – fuknął do niego drugi, po czym sięgnął po łopatę, która leżała obok.- Dobiję skurwiela. – powiedział bez cienia zawahania.
- NIE! – krzyknął drugi, łapiąc za trzon łopaty. – Może się przydać, Picco.
Nameczanin wpuścił głośno powietrze do płuc. Widocznie miał dużą ochotę zrobić to, co planował. Popatrzył jeszcze raz na twarz Hazarda. Po czym zamachnął się.
Gdy Hazard obudził się drugi raz, siedział na twardych deskach z tyłu jakiegoś pojazdu. Na twarzy ktoś zapiął mu metalową maskę złożoną z kilku prętów, przez co wyglądał jak seryjny morderca. Ręce miał związane z tyłu i przymocowane do burty jakimiś elektryzującymi kajdanami. Na swojej skórze zauważył liczne, drobne ranki, jakby ktoś pociął go żyletkami. Nie miał na sobie koszulki, był cały pokryty kurzem.
Razem z nim jechały trzy inne, tak samo związane osoby. Obok niego z jego lewej strony siedziała kobieta... czy też... ktoś, kto wyglądał jak kobieta z mechanicznym ciałem. Miała długie, rude włosy i zamiast korpusu metalową zbroją.
Naprzeciwko niej siedziało stworzenie, które trudno było nazwać kobietą czy mężczyzną. Wąska talia wskazywałaby na płeć damską, ale ostre rysy twarzy i umięśnione ciało raczej na męską. Za jego plecami wił się jaszczurzy, silny ogon.
Natomiast naprzeciwko Hazarda siedział skulony chłopak ze sterczącymi uszami i tatuażami na twarzy. Płakał z cicha.
Z przodu pojazdu ktoś znajdował się za kierownicą. Widać było tylko jego cień w niewielkim, brudnym okienku.
---
Masz 15% HP, wpisz sobie w profil
Kajdanki blokują energię i osłabiają. Możesz próbować je rozerwać lub oderwać od burty, ale będzie to musiał być trudny rzut kością, którego warunki ustalimy na priw.
Oczywiście jak zawsze za dobrze opisy daję dodatkowe bonusy do rzutów
Inne akcje oczywiście dozwolone.
Pytaj, jeśli czegoś potrzebujesz.
Już w momencie, gdy stopa Hazarda zaczęła przekraczać taflę portalu, gdzieś z tyłu głowy przeszło mu przez myśl, że... coś jest nie tak. Wrażenie to trwało jednak tak krótko i było na tyle niejasne, że nie cofnął się. Przestąpił na drugą stronę i poczuł, jak energia wszechświata wsysa jego ciało, rozmazuje jak woda farbę na palecie. Przez ułamek sekundy widział, jak jego kuzyn odlatuje w innym kierunku w nieskończoną przestrzeń. Właściwie nie powinien móc tego widzieć, bo podróż przez inne wymiary trwa zwykle ułamki sekund. Tymczsem widział wokół siebie mroczną nicość... Kręcił się jak śmigło, oddalał się. Nie mógł się poruszać.
Nie wiedział, ile to trwało. Dzień? Tydzień? Rok? Nicość i niemożność ruchu była dojmująca. Pozostawała mu tylko bezwładna świadomość... która... wyłączała się. Usypiała. Zapadła w hibernację.
***
Rażące światło. Powiew wiatru. Potem bolesny upadek na skamieniałą ziemię. Przeturlał się kilka metrów, aż zatrzymał się twarzą do ziemi. Cały pokryty kurzem. Ranny, wyczerpany. Nie był w stanie nawet się ruszyć. Był na skraju śmierci.
W oddali słychać było czyjeś kroki i rozmowę. Ktoś przewrócił saiyanina na plecy. Oczom Hazarda ukazały się twarze dwóch zielonoskórych stworzeń z czułkami na czole.
- Saiyanin? Czy to jakaś inwazja? – zapytał jeden, drapiąc się po głowie.
- Nie gadaj bzdur. – fuknął do niego drugi, po czym sięgnął po łopatę, która leżała obok.- Dobiję skurwiela. – powiedział bez cienia zawahania.
- NIE! – krzyknął drugi, łapiąc za trzon łopaty. – Może się przydać, Picco.
Nameczanin wpuścił głośno powietrze do płuc. Widocznie miał dużą ochotę zrobić to, co planował. Popatrzył jeszcze raz na twarz Hazarda. Po czym zamachnął się.
***
Gdy Hazard obudził się drugi raz, siedział na twardych deskach z tyłu jakiegoś pojazdu. Na twarzy ktoś zapiął mu metalową maskę złożoną z kilku prętów, przez co wyglądał jak seryjny morderca. Ręce miał związane z tyłu i przymocowane do burty jakimiś elektryzującymi kajdanami. Na swojej skórze zauważył liczne, drobne ranki, jakby ktoś pociął go żyletkami. Nie miał na sobie koszulki, był cały pokryty kurzem.
Razem z nim jechały trzy inne, tak samo związane osoby. Obok niego z jego lewej strony siedziała kobieta... czy też... ktoś, kto wyglądał jak kobieta z mechanicznym ciałem. Miała długie, rude włosy i zamiast korpusu metalową zbroją.
Naprzeciwko niej siedziało stworzenie, które trudno było nazwać kobietą czy mężczyzną. Wąska talia wskazywałaby na płeć damską, ale ostre rysy twarzy i umięśnione ciało raczej na męską. Za jego plecami wił się jaszczurzy, silny ogon.
Natomiast naprzeciwko Hazarda siedział skulony chłopak ze sterczącymi uszami i tatuażami na twarzy. Płakał z cicha.
Z przodu pojazdu ktoś znajdował się za kierownicą. Widać było tylko jego cień w niewielkim, brudnym okienku.
---
Masz 15% HP, wpisz sobie w profil
Kajdanki blokują energię i osłabiają. Możesz próbować je rozerwać lub oderwać od burty, ale będzie to musiał być trudny rzut kością, którego warunki ustalimy na priw.
Oczywiście jak zawsze za dobrze opisy daję dodatkowe bonusy do rzutów
Inne akcje oczywiście dozwolone.
Pytaj, jeśli czegoś potrzebujesz.
Re: Równina Trivarro
Sro Paź 11, 2017 4:55 pm
Odpis dla Vana
Powiew KI zebrał ze sobą po drodze cały kurz i kamienie, które z ogromną siłą uderzyły w ciało pokracznego Nameczanina. Ten wypadł, niesiony siłą odśrodkową, z toru biegu na zakręcie. Poleciał w bok, przeturlał sie i w końcu uderzył w pobliską skalną ścianę.
Wtedy Van podleciał bliżej niego i zaczął do niego mówić. Kątem oka zauważył, że za zakrętem, około dwieście metrów od niego, czają się dwaj kolejni, tylko masywniej zbudowani Nameczanie. Nim zdążył zareagować, usłyszał piskliwy krzyk za plecami:
- TAIYOKEN!
Zapadł mrok. A właściwie to oślepiająca biel. Van nie wiedział więc, ile osób go atakuje ani kim są. Ani co stało się z leżącym u jego stóp Pokrakiem. Czuł tylko rażą go kolejno 3 promienie KI, sprawiając piekący ból. Najpewniej rozerwały mu skórę.
---
VAN
-215 HP (za nieznane ataki energetyczne przeciwników)
- 26 KI za Kaiho
Oślepienie 2 kolejne tury
Przeciwnicy:
Użycie nieznanej techniki, utrata w zalezności:
- 94 lub – 125 KI
TAIYOKEN – 410 KI
Pokrak
- 35 HP
Powiew KI zebrał ze sobą po drodze cały kurz i kamienie, które z ogromną siłą uderzyły w ciało pokracznego Nameczanina. Ten wypadł, niesiony siłą odśrodkową, z toru biegu na zakręcie. Poleciał w bok, przeturlał sie i w końcu uderzył w pobliską skalną ścianę.
Wtedy Van podleciał bliżej niego i zaczął do niego mówić. Kątem oka zauważył, że za zakrętem, około dwieście metrów od niego, czają się dwaj kolejni, tylko masywniej zbudowani Nameczanie. Nim zdążył zareagować, usłyszał piskliwy krzyk za plecami:
- TAIYOKEN!
Zapadł mrok. A właściwie to oślepiająca biel. Van nie wiedział więc, ile osób go atakuje ani kim są. Ani co stało się z leżącym u jego stóp Pokrakiem. Czuł tylko rażą go kolejno 3 promienie KI, sprawiając piekący ból. Najpewniej rozerwały mu skórę.
---
VAN
-215 HP (za nieznane ataki energetyczne przeciwników)
- 26 KI za Kaiho
Oślepienie 2 kolejne tury
Przeciwnicy:
Użycie nieznanej techniki, utrata w zalezności:
- 94 lub – 125 KI
TAIYOKEN – 410 KI
Pokrak
- 35 HP
- Van'D
- Liczba postów : 193
Data rejestracji : 28/06/2015
Identification Number
HP:
(1300/1500)
KI:
(0/0)
Re: Równina Trivarro
Sro Paź 11, 2017 7:13 pm
" Van był pewien że zaraz wydusi wszystkie informacje z pokraki... Mylił się... Te stworzenia były sprytne... I co najgorsze dysponowały nieznanymi mu technikami... Dopiero teraz zdał sobie sprawę w jaką pułapkę mógł się tak naprawdę wplątać... I jak bardzo cieszył się z tego faktu... "
[ Van - Zostałem Stworzony dla Świata, Lecz przyniosę mu tylko Zniszczenie... ]
Było ich co najmniej jeszcze dwóch, czaili się za zakrętem, idealny motyw na zasadzkę. Te bestie były na to wszystko przygotowane, a Demon znalazł się w nieciekawej sytuacji. Choć na samą myśl ze przyjdzie mu znów walczyć o życie, pojawiał się uśmiech. Nim zdążył się zaśmiać, piskliwy głos przedarł się z nieznaną mu techniką i dał popis swoich możliwości.
" Niespodziewanie świat przed oczami Vana, zalały jaskrawe odcienie bieli... Wręcz paliły mu źrenice, kto mógł stworzyć tak nieludzką technikę... Tylko Namecy... To jednak nie był koniec... Stwory przeszły do natychmiastowego kontrataku... Mężczyzna poczuł jak niewiarygodna siła odrywa go od ofiary i ciska w tył. Jego utwardzone mięśnie przyjęły impet uderzenia, lecz mimo to zostały rozerwane a sam Van mocno grzmotnął o ścianę... Odzyskał równowagę niemal natychmiast, a wtedy poczuł ból rozrywanego ciała, jakby szaty zaszły mu żywym ogniem... Zdarł ją z głośnym okrzykiem !!! ... "
Wchłonął ból i szykował się do potyczki, nawet jeżeli miałby walczyć jako ślepiec. Zdążył wykrzyczeć.
- Skończcie te wygłupy !!!!
Kolejny impet uderzenia zbił Halfa z nóg i cisnął nim powtórnie o ścianę, a jego ciało przeszył straszliwy, niewyobrażalny ból. Wojownik próbował się na niego otworzyć, wchłonąć go i oswoić, ale cierpienie urwało się równie szybko, jak się zaczęło, pozostawiając po sobie jedynie czyste przerażenie. Energią wbiła się w ciało Demona trzykrotnie, a potem gdy znów zdołał się podnieść ucichła. Chciał odpowiedzieć ale drżące spazmatycznie mięśnie tym razem go nie posłuchały.
- Zapłacicie mi za to... Ilu by was nie było żaden nie przeżyje... He-heh Nachodzę... Moja kolej Przyjacielu...
***
muzyka od tego momentu:
Coś się w nim zmieniło, uspokoił umysł i ciało, choć było tak dotkliwie ranione. Tym razem będzie to uderzenie mrocznych mocny, negatywne pokłady energii nadchodziły. Van'D zbliżał się aby odegrać swoją rolę w tej walce. Rysy twarzy zrobiły się bardziej subtelne, wyrachowane, szyderczy uśmieszek wrócił na swoje miejsce równie sprawnie. Demon miał ochotę zapolować na mutantów z równie szaleńczym instynktem. Dotknął dłonią ziemi, biorąc odrobinę piachu, jednocześnie zaciskając pięść. Sylwetka zaczynała się prostować aż mroczny wstał na równe nogi. Opanowany skierował się tak aby wszyscy napastnicy mogli go usłyszeć...
- Odbierając mi wzrok nic nie wskóracie... Zabiję wszystkich a ostatni z was powie mi gdzie jest wasza kryjówka i przywódca... Z resztą, sami zobaczcie... Mnie nie da się pokonać... Hah-hahah...
Osobowość wykreowana jako Van Demon, była cwana i przebiegła w słowach. Miał dużo większą wiedzę i chłodną ocenę jeśli wymagała tego sytuacja, potrafił zmieniać swoje emocje w oka mgnieniu jak half odrzucać ból. Tym razem mroczny chciał kupić sobie odrobinę czasu aby zregenerować oczy, a gry tylko odzyska wzrok, skończy zabawę z tą zgrają popaprańców. Odnajdzie cel swojej wizyty i zniszczy wroga w obozie Saiyan. Jego ciało zaczęło zasklepiać rany, oparzenia stały się płytkie aż zanikły pozostawiając gładką smukłą sylwetkę. Mięśnie odznaczały się, wyglądał imponująco.
OCC:
; ) Postać Van'D
- Postaram się kupić czas aby technika oślepiająca przestała działać, demonstrując regenerację jako " nieśmiertelność " być może spękają ^^ i na moment zaprzestaną ataku. Tak wymyśliłem. Regeneruje do Full uwzględniajmy obliczenia w twoich postach.
Trochę gry aktorskiej, muzyczka no klimacik myślę jest
- HazardDon Hazardo
- Liczba postów : 928
Data rejestracji : 28/05/2012
Skąd : Bydgoszcz
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Równina Trivarro
Sob Paź 14, 2017 11:29 am
Bez wahania wkroczył do portalu, mając w myślach swój dom na Vegecie. Musiał przemyśleć sobie pewne sprawy, oraz zaplanować najbliższe dni. Po ostatnich wydarzeniach potrzebował chwili wytchnienia. Ogromna siła wessała jego ciało i nim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, wirował już w ciemnościach. Nie wiedział ile czasu mu to zajmie, wszak Czerwona Planeta znajdowała się zapewne w bardzo odległym zakątku wszechświata. Po jakimś czasie zaczynał żałować, iż nie zdecydował się na sprawdzony sposób podróżowania - za pomocą teleportacji. Zaczynało mu się robić niedobrze, nie mógł się ruszyć. Stracił poczucie czasu, nie wiedział czy kręci się tu już kilka minut, godzin czy dni. Ogarnął go niepokój. Przeczuwał, że ta podróż nie zakończy się dobrze.
Spadał. Czuł powiew wiatru na ciele. Próbował ruszyć choćby palcem, lecz nie był w stanie. Jeszcze chwila i jęknął, gdy jego ciało uderzyło o coś twardego. Przeturlał się kilka razy, i zatrzymał twarzą do podłoża. Oddychał ciężko, kręciło mu się w głowie.
- Co... do cholery... - wystękał.
Ile czasu minęło odkąd wkroczył do portalu? Nie miał pojęcia. Nie wiedział gdzie się znajduje, nie potrafił wyczuć energii wokół niego. Był wyczerpany.
Jak do tego doszło? Co poszło nie tak? Czy dla Kuro ta podróż skończyła się podobnie? Tego typu pytania krążyły mu po głowie, gdy nagle zdał sobie sprawę, że od dłuższej chwili słyszy kroki. Wytężył słuch. Ktoś zbliżał się do niego. Nie miał pojęcia czy to wróg czy przyjaciel, czy pomoże mu czy zabije. Może przynajmniej przewróci do na plecy, bo miał dość lizania piasku. Czekał. W końcu poczuł parę silnych rąk i już leżał na plecach. Słońce świeciło mu teraz prosto w twarz, nie był w stanie dojrzeć nieznajomego. Chciał coś powiedzieć, lecz nim zdążył się odezwać, usłyszał rozmowę. A więc było ich co najmniej dwóch. Wiedzieli kim jest, znali Saiyan. Inwazja? A więc byli tu inni? Serce podeszło mu do gardła i jeden z nich zamierzał go dobić, na szczęście ten drugi go powstrzymał. Nim stracił przytomność po uderzeniu szpadlem, wyszeptał:
- Picco? Zapamiętam to imię...
Ocknął się po raz drugi. Był w zupełnie innym miejscu. Tym razem był w stanie wyczuć energię innych. Razem z nim znajdowały się tu jeszcze trzy osoby. Jego organizm zregenerował się na tyle, że był w stanie unieść głowę i otworzyć oko. Wyglądało na to, że siedzą w jakimś pojeździe. On, dwie osoby naprzeciwko i kierowca z przodu. Zauważył jakiś ruch po swojej lewej i zdał sobie sprawę, że jest tu jeszcze ktoś. Ale czemu u licha ta osoba nie emanuje nawet cząsteczką energii? Odpowiedź mogła być tylko jedna - android. Spotkał już kilka takich na Ziemi. A więc są na Błękitnej Planecie? Jakoś ciężko było mu w to uwierzyć. Spróbował się poruszyć, lecz ręce miał związane i przywiązane za plecami. Pozostała trójka chyba też. A więc są ich zakładnikami? Przypomniał sobie słowa o inwazji Saiyan, lecz żadne z pozostałych nie wyglądało na przedstawiciela jego rasy. Sprawa była jednak prosta - musi się uwolnić i wiać bo ta podróż może równie dobrze skończyć się na szubienicy. Był zbyt osłabiony by siłą rozerwać łańcuchy, toteż zamierzał uwolnić z ciała energię na tyle dużą, by wysadzić ten pojazd. Los pozostałych średnio go interesował, musiał martwić się o siebie.
OCC:
Trening Start
Zakładam, że takie rozwiązanie też wymagać będzie rzutu kością.
Spadał. Czuł powiew wiatru na ciele. Próbował ruszyć choćby palcem, lecz nie był w stanie. Jeszcze chwila i jęknął, gdy jego ciało uderzyło o coś twardego. Przeturlał się kilka razy, i zatrzymał twarzą do podłoża. Oddychał ciężko, kręciło mu się w głowie.
- Co... do cholery... - wystękał.
Ile czasu minęło odkąd wkroczył do portalu? Nie miał pojęcia. Nie wiedział gdzie się znajduje, nie potrafił wyczuć energii wokół niego. Był wyczerpany.
Jak do tego doszło? Co poszło nie tak? Czy dla Kuro ta podróż skończyła się podobnie? Tego typu pytania krążyły mu po głowie, gdy nagle zdał sobie sprawę, że od dłuższej chwili słyszy kroki. Wytężył słuch. Ktoś zbliżał się do niego. Nie miał pojęcia czy to wróg czy przyjaciel, czy pomoże mu czy zabije. Może przynajmniej przewróci do na plecy, bo miał dość lizania piasku. Czekał. W końcu poczuł parę silnych rąk i już leżał na plecach. Słońce świeciło mu teraz prosto w twarz, nie był w stanie dojrzeć nieznajomego. Chciał coś powiedzieć, lecz nim zdążył się odezwać, usłyszał rozmowę. A więc było ich co najmniej dwóch. Wiedzieli kim jest, znali Saiyan. Inwazja? A więc byli tu inni? Serce podeszło mu do gardła i jeden z nich zamierzał go dobić, na szczęście ten drugi go powstrzymał. Nim stracił przytomność po uderzeniu szpadlem, wyszeptał:
- Picco? Zapamiętam to imię...
Ocknął się po raz drugi. Był w zupełnie innym miejscu. Tym razem był w stanie wyczuć energię innych. Razem z nim znajdowały się tu jeszcze trzy osoby. Jego organizm zregenerował się na tyle, że był w stanie unieść głowę i otworzyć oko. Wyglądało na to, że siedzą w jakimś pojeździe. On, dwie osoby naprzeciwko i kierowca z przodu. Zauważył jakiś ruch po swojej lewej i zdał sobie sprawę, że jest tu jeszcze ktoś. Ale czemu u licha ta osoba nie emanuje nawet cząsteczką energii? Odpowiedź mogła być tylko jedna - android. Spotkał już kilka takich na Ziemi. A więc są na Błękitnej Planecie? Jakoś ciężko było mu w to uwierzyć. Spróbował się poruszyć, lecz ręce miał związane i przywiązane za plecami. Pozostała trójka chyba też. A więc są ich zakładnikami? Przypomniał sobie słowa o inwazji Saiyan, lecz żadne z pozostałych nie wyglądało na przedstawiciela jego rasy. Sprawa była jednak prosta - musi się uwolnić i wiać bo ta podróż może równie dobrze skończyć się na szubienicy. Był zbyt osłabiony by siłą rozerwać łańcuchy, toteż zamierzał uwolnić z ciała energię na tyle dużą, by wysadzić ten pojazd. Los pozostałych średnio go interesował, musiał martwić się o siebie.
OCC:
Trening Start
Zakładam, że takie rozwiązanie też wymagać będzie rzutu kością.
Re: Równina Trivarro
Sro Paź 18, 2017 9:43 am
Odpis dla Vana
Ciało demona leczyło się w błyskawicznym tempie. Było to tak naoczne, że aż całkiem nienormalne, można by rzec. Van nie wiedział jednak, co się dzieje, ponieważ wzroku nie odzyskał. Słyszał rozbiegane kroki, a po chwili ciszę. Gdy zaczął powracać mu wzrok, zauważył, że Nameczanie uciekli, czy też pochowali się.
Pewnym było, że daleko nie uciekli. Van stał właśnie na zakręcie, a dalej prowadziła prosta droga kanionu, którego ściany były nierówne, czasem tworzyły idealne skrytki, a nawet ciemne tunele.
Van
- 430 KI
Pełna regeneracja
Wzrok powrócił
Rzut dla Vana
1-70 sukces
71-98 porażka
99-100 szczęśliwy traf
Ciało demona leczyło się w błyskawicznym tempie. Było to tak naoczne, że aż całkiem nienormalne, można by rzec. Van nie wiedział jednak, co się dzieje, ponieważ wzroku nie odzyskał. Słyszał rozbiegane kroki, a po chwili ciszę. Gdy zaczął powracać mu wzrok, zauważył, że Nameczanie uciekli, czy też pochowali się.
Pewnym było, że daleko nie uciekli. Van stał właśnie na zakręcie, a dalej prowadziła prosta droga kanionu, którego ściany były nierówne, czasem tworzyły idealne skrytki, a nawet ciemne tunele.
Van
- 430 KI
Pełna regeneracja
Wzrok powrócił
Rzut dla Vana
1-70 sukces
71-98 porażka
99-100 szczęśliwy traf
Re: Równina Trivarro
Sro Paź 18, 2017 9:43 am
The member 'NPC.' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Procent' : 53
'Procent' : 53
Re: Równina Trivarro
Sro Paź 18, 2017 10:55 am
Hazard skumulował w sobie energię. Doskonale znał możliwości techniki zwanej Kiahio. Jedyne, co chciał zrobić, to plastycznie ją zastosować. Przypuszczał, że kajdany na jego rękach mają spełniać swoją rolę i blokować go przed próbą rozerwania energią, a jednocześnie osłabiać, by nie mógł uwolnić się siłą własnych mięśni. Logika była więc prosta – skierować KI nie na siebie, lecz na pojazd, nawet kosztem towarzyszy podróży.
Wypuścił energię. Miała rozerwać pojazd. Poczuł, jak kajdany buzują. KI powędrowała z kajdan na maskę na jego twarzy. Skórę głowy Saiyanina przeszyły tysiące igieł, wpijające się do głębi ciała. Bolesne. Jego ciałem wstrząsnął silny dreszcz. Krótka nauczka.
Reszta obecnych zwróciła na niego uwagę.
- Szkoda tracić energię. – skomentował ogoniasty stwór. – Kajdany skutecznie nas blokują. Inaczej już dawno by mnie tu nie było.
- Nie da się uciec? – spytał skulony chłopak.
- Prawdopodobieństwo ucieczki określam na niskie. – odezwała się mechaniczna dziewczyna.
- Chyba lepiej zastanowić się, komu dać się wykupić. – stwierdziła znów demoniczna postać. – Najgorzej trafić na Changa, oni zwykle wykupują niewolników na eksperymenty.
---
Zakładam, że nie masz włączonej żadnej przemiany w tym momencie
-739 HP
-924 KI
Rzut dla Haza
1-70 sukces
71-98 porażka
99-100 szczęśliwy traf
Wypuścił energię. Miała rozerwać pojazd. Poczuł, jak kajdany buzują. KI powędrowała z kajdan na maskę na jego twarzy. Skórę głowy Saiyanina przeszyły tysiące igieł, wpijające się do głębi ciała. Bolesne. Jego ciałem wstrząsnął silny dreszcz. Krótka nauczka.
Reszta obecnych zwróciła na niego uwagę.
- Szkoda tracić energię. – skomentował ogoniasty stwór. – Kajdany skutecznie nas blokują. Inaczej już dawno by mnie tu nie było.
- Nie da się uciec? – spytał skulony chłopak.
- Prawdopodobieństwo ucieczki określam na niskie. – odezwała się mechaniczna dziewczyna.
- Chyba lepiej zastanowić się, komu dać się wykupić. – stwierdziła znów demoniczna postać. – Najgorzej trafić na Changa, oni zwykle wykupują niewolników na eksperymenty.
---
Zakładam, że nie masz włączonej żadnej przemiany w tym momencie
-739 HP
-924 KI
Rzut dla Haza
1-70 sukces
71-98 porażka
99-100 szczęśliwy traf
Re: Równina Trivarro
Sro Paź 18, 2017 10:55 am
The member 'NPC.' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Procent' : 89
'Procent' : 89
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach