Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
+5
NPC.
Rex
Red
Reito
NPC
9 posters
Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Czw Maj 31, 2012 6:21 pm
First topic message reminder :
Samotna wyspa, o której mało kto wspomina, zapewne dzięki staraniom facetów w czarnych garniturach. Nikt nie wie, co znaczy widoczny z lotu ptaka napis "Strefa 66.6, wstęp wzbroniony.", lecz dla wielu brzmi on jak zaproszenie.
Wyspa została zmieciona z powierzchni ziemi przez Ion Cannon armi Sześć, Sześć punkt Sześć. Jedynie połać morska i gigantyczny krater pod powierzchnia unormowanej wody może świadczyć o tym, że była tu jakaś połać ziemska w postaci wyspy.
Samotna wyspa, o której mało kto wspomina, zapewne dzięki staraniom facetów w czarnych garniturach. Nikt nie wie, co znaczy widoczny z lotu ptaka napis "Strefa 66.6, wstęp wzbroniony.", lecz dla wielu brzmi on jak zaproszenie.
Wyspa została zmieciona z powierzchni ziemi przez Ion Cannon armi Sześć, Sześć punkt Sześć. Jedynie połać morska i gigantyczny krater pod powierzchnia unormowanej wody może świadczyć o tym, że była tu jakaś połać ziemska w postaci wyspy.
- Rex
- Liczba postów : 457
Data rejestracji : 18/10/2015
Identification Number
HP:
(1170/1250)
KI:
(0/0)
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Czw Sty 26, 2017 4:58 am
Widząc jak czerwonooki dosłownie rzuca się na ukatrupionego przez nią stwora Raa kucnęła i nie spuszczając z demona wzroku zaczęła się zastanawiać jak on może w ogóle coś takiego jeść i to jeszcze z takim apetytem. Jej wciąż pozostawał paskudny posmak w ustach po tym jak ugryzła paskudę by wyrwać się w jej uścisku.
Jednak po dłuższym czasie dalsza obserwacja towarzysza stała się monotonna więc legła na ziemię próbując dojść czy przynosząc tego mięczaka potrzebującego tego Redowi postąpiła to co trzeba, czy może jedynie opóźniło ją to w dążeniu do swojego niedawnego postanowienia. Przecież nawet nie wiedziała, czy przypadkiem na trafi za chwilę na pobratymców Vv i nie skończy jak swoi rodacy. A to oznaczało, że musi jak najszybciej osiągnąć jak najwięcej.
Wyciągnąwszy w górę odzianą w rękawicę rękę która była jakże podobna do opancerzenia jej niedawnej rywalki i zaczęła się jej przyglądać. Co prawda dopiero co stało się coś co spowodowało, że czuła się znacznie silniejsza niż przedtem, lecz nie było przecież pewności, że była to wystarczające by móc się obronić. Wychodziło jej, że puki nie spotka się z podobnymi do niebieskobiałej istoty nie będzie mieć pewności, czy osiągnęła wystarczający poziom.
Nie wiedziała ile tak leży i próbuje dojść do jakichkolwiek wniosków. Nie zwracała na to jednak uwagi i najpewniej dalej byłaby pogrążona w takich rozważaniach lecz dalsze wywody przerwała jej kolejna mentalna wypowiedź Reda. Zacisnąwszy w pięść wyciągniętą dłoń usiadła spostrzegając, że z wielkiego kalmara pozostała ledwie sflaczała powłoka. Stanąwszy na równe nogi stwierdziła, że jeśli ma się czegokolwiek dowiedzieć o czarnowłosym to będzie musiała spędzić z nim więcej czasu.
Na szczęście to co usłyszała od niego w następnej chwili rozwiało jej dotychczasowe wątpliwości. Skoro faktycznie miał jej dać siłę o której wcześnie wspominał to wychodziło, że mimo wszystko nie zmarnowała czasu. Kiedy zaś podszedł do niej i chwycił ją za rękę, a czarne motyle znów rozpoczęły fruwać wokół ich rąk czemu znów towarzyszyło dziwne mrowienie. Z początku tylko w miejscu gdzie ich dłonie się splatały, lecz wrażenie dość szybko się nasilało jednocześnie rozprzestrzeniając się wzdłuż jej ręki, aż do ramienia, a następnie po cały ciele. A wraz z tym wszystkim podążały duże ilość mocy. I choć zdawało się, że jej własne jestestwo niejako buntowało się przez tą nową energią to jednocześnie wyczuwała jak niemal domaga się czegoś tak podobnego do siebie.
Nie do końca zwracała uwagę na kolejne przekazy od Reda, lecz gwałtowniejszy przepływ nowych zasobów Ki sprawiło, że mrowienie przeistaczało się w ostrzejsze uczucie drapania, aż doszło do poziomu porównywalnego do nacinania całego jej ciał, a już w szczególności jej lewego oka doprowadzając jednocześnie do tego, że buzująca się w niej coraz bardziej energia wręcz uniemożliwiając jakikolwiek ruch, czy też wydanie jakiegokolwiek dźwięku. Nie zmieniało to jednak faktu, że dłoń demonicy wciąż zaciskała się na dłoni Reda jakby nie chcąc by zarówno kontakt z innym demonem jak i możliwość pozyskanie jeszcze czegoś została zerwana.
Lecz równie szybko jak wszystko się zaczęło tak i się skończyło. Całe nagromadzone do tego momentu ciśnienie ulotniło się sprawiając, że różowoskóra ledwie utrzymała się na nogach które niespodziewanie się pod nią ugięły podczas z wszystkich dziurek na jej ciele gwałtownie wyleciały duże ilości pary zupełnie jakby ktoś w niej niespodziewanie zagotował wodę. Mrowienie z wolna ustępowało, a wraz z tym do ciała Raa wracało normalne czucie.
Dysząc ciężko i nie patrząc na Reda demonica skupiła się na tym by ustać na nogach będąc jednocześnie świadomą jak nowa i wciąż pobudzona energia krąży po jej ciele.
- Może i... boleć... - powiedziała między kolejnymi oddechami wciąż wpatrując się w grunt i własne stopy - To lepsze niż... Raa mógł... widać...
OCC:
Ki Raa: 11925 + 10875 = 22800
Jednak po dłuższym czasie dalsza obserwacja towarzysza stała się monotonna więc legła na ziemię próbując dojść czy przynosząc tego mięczaka potrzebującego tego Redowi postąpiła to co trzeba, czy może jedynie opóźniło ją to w dążeniu do swojego niedawnego postanowienia. Przecież nawet nie wiedziała, czy przypadkiem na trafi za chwilę na pobratymców Vv i nie skończy jak swoi rodacy. A to oznaczało, że musi jak najszybciej osiągnąć jak najwięcej.
Wyciągnąwszy w górę odzianą w rękawicę rękę która była jakże podobna do opancerzenia jej niedawnej rywalki i zaczęła się jej przyglądać. Co prawda dopiero co stało się coś co spowodowało, że czuła się znacznie silniejsza niż przedtem, lecz nie było przecież pewności, że była to wystarczające by móc się obronić. Wychodziło jej, że puki nie spotka się z podobnymi do niebieskobiałej istoty nie będzie mieć pewności, czy osiągnęła wystarczający poziom.
Nie wiedziała ile tak leży i próbuje dojść do jakichkolwiek wniosków. Nie zwracała na to jednak uwagi i najpewniej dalej byłaby pogrążona w takich rozważaniach lecz dalsze wywody przerwała jej kolejna mentalna wypowiedź Reda. Zacisnąwszy w pięść wyciągniętą dłoń usiadła spostrzegając, że z wielkiego kalmara pozostała ledwie sflaczała powłoka. Stanąwszy na równe nogi stwierdziła, że jeśli ma się czegokolwiek dowiedzieć o czarnowłosym to będzie musiała spędzić z nim więcej czasu.
Na szczęście to co usłyszała od niego w następnej chwili rozwiało jej dotychczasowe wątpliwości. Skoro faktycznie miał jej dać siłę o której wcześnie wspominał to wychodziło, że mimo wszystko nie zmarnowała czasu. Kiedy zaś podszedł do niej i chwycił ją za rękę, a czarne motyle znów rozpoczęły fruwać wokół ich rąk czemu znów towarzyszyło dziwne mrowienie. Z początku tylko w miejscu gdzie ich dłonie się splatały, lecz wrażenie dość szybko się nasilało jednocześnie rozprzestrzeniając się wzdłuż jej ręki, aż do ramienia, a następnie po cały ciele. A wraz z tym wszystkim podążały duże ilość mocy. I choć zdawało się, że jej własne jestestwo niejako buntowało się przez tą nową energią to jednocześnie wyczuwała jak niemal domaga się czegoś tak podobnego do siebie.
Nie do końca zwracała uwagę na kolejne przekazy od Reda, lecz gwałtowniejszy przepływ nowych zasobów Ki sprawiło, że mrowienie przeistaczało się w ostrzejsze uczucie drapania, aż doszło do poziomu porównywalnego do nacinania całego jej ciał, a już w szczególności jej lewego oka doprowadzając jednocześnie do tego, że buzująca się w niej coraz bardziej energia wręcz uniemożliwiając jakikolwiek ruch, czy też wydanie jakiegokolwiek dźwięku. Nie zmieniało to jednak faktu, że dłoń demonicy wciąż zaciskała się na dłoni Reda jakby nie chcąc by zarówno kontakt z innym demonem jak i możliwość pozyskanie jeszcze czegoś została zerwana.
Lecz równie szybko jak wszystko się zaczęło tak i się skończyło. Całe nagromadzone do tego momentu ciśnienie ulotniło się sprawiając, że różowoskóra ledwie utrzymała się na nogach które niespodziewanie się pod nią ugięły podczas z wszystkich dziurek na jej ciele gwałtownie wyleciały duże ilości pary zupełnie jakby ktoś w niej niespodziewanie zagotował wodę. Mrowienie z wolna ustępowało, a wraz z tym do ciała Raa wracało normalne czucie.
Dysząc ciężko i nie patrząc na Reda demonica skupiła się na tym by ustać na nogach będąc jednocześnie świadomą jak nowa i wciąż pobudzona energia krąży po jej ciele.
- Może i... boleć... - powiedziała między kolejnymi oddechami wciąż wpatrując się w grunt i własne stopy - To lepsze niż... Raa mógł... widać...
OCC:
Ki Raa: 11925 + 10875 = 22800
- Znamię wokół i na powiece lewego oka:
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Czw Sty 26, 2017 4:58 am
The member 'Raa' has done the following action : Rzut Kośćmi
'Procent' : 55
'Procent' : 55
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Czw Sty 26, 2017 9:32 am
Handel na odludziu okazał się niezmiernie owocny dla obydwu przedstawicieli demonicznego świata. Morska istota przepadła w bebechach łaknącego krwi, dziękując pozaziemskim istotom wyższym, że za życia nie musiała doświadczyć rozszarpujących ją kłów oraz pazurów. Poziom wody znacznie się podniósł do tego czasu i gdy tylko umowa została podpisana, wody sięgały obydwóm demonom do pasa. Skierowały się odruchowo wgłąb wyspy, Red bowiem wiedział, że przybył tu w ważniejszym celu, niżeli odnajdywanie nowych sojuszników. Musiał zdobyć smoczą kule spełniającą życzenia, któraż to najwyraźniej kierowała się wgłąb wyspy, a pikanie radaru jedynie to potwierdzało.
Nagle za pierwszych warstw zieleni, krzaków o rozłożystych sporych liściach, wyłonił się zwierzęcy ogon. Nie długi, ni puszysty, za to rudawy, delikatnie tulił resztkami sierści okoliczną gałązkę. Poszarpany, jakby właściciel przeżył wiele dzikich rubieży, kocich walk oraz zabaw, niż ktokolwiek mógłby naliczyć...tak, dokładnie kocich. Oto za krzaków wyłonił się pyszczek sromotny pełen blizn i długich wąsach. Rudzielec z nieskalanym, wyważonym uśmiechem spoglądał uważnie na dwójkę demonów nadal moknących w wodnych wyziewach boskiego oceanu.
Nosił on czarną czapę wojskową z krótkim daszkiem, której krój przyozdobiony był białym paskiem z jedną złocistą gwiazdką. Ludzkie oczy na kocim bycie okazały się najbardziej dziwaczną puentą w wyglądzie nieznajomego...ach! Zapomnieć się nie dało o ślicznej chuście, kraciastej o kroju iście brytyjskim w beżowo-brązowawym kolorze, który opatulał szyje kocura niczym szal.
-Miał'stycznie was widywać, Red purrniemam? - Chłopięcy głos się odezwał, nie zbliżył się zapewne od niechęci w kontakcie z przypływem, ale wyraźnie znał ludzką mowę, jak równie nie zabrakło mu odwagi by zwracać się bezpośrednio względem ich. Rozwarł szerzej oczy z nielichym uśmieszkiem, a Raa poczuła nagłe ukłucie w prawym oku, głęboko w odmętach gałki. Pamiętała ten ból za czasów jej ówczesnego pobytu na wyspie. Może jeszcze nie skojarzyła, ale teraz była pewna, to właśnie w tych okolicach, głęboko w leśnych obszarach wyspy spotkała się z łowcami demonów, jak również jednostką sześć, sześć punkt sześć i generałem ziemi. Walka za walką, goryle, metalowe ptactwo ze wirnikami, żołnierze, elektrokujki kierowane przez ówcześnie wymienionych oraz... pewna kobieta.
-Spisałaś się Raa he he he... - zmrużył oczami i zakręcił nimi na około z pełną ekscytacji, byle tylko w następstwie unieść łapę, oblizać i przetrzeć nią zbliznowacone czółko. -...wręcz rybnie! Dziękuje za naszą współpracę! Nie spodziewaliśmy się, że z taką łatwością odnajdziesz dla nas demona. Jak zapewne już wiecie, nie jestem tu sam. -
Właśnie z końcem tych słów, Red poczuła obecność nie jednego, ale nawet i czterech źródeł mocy. Wyjątkowo niskie, zapewne niestanowiące problemów nawet dla nowej demonicznej służki. Od kota zaś niczego się nie można było spodziewać, poza samą myślą, że i tysiącletni żółw cechował się większym poziomem mocy niż kot. Wydawało się to wyjątkowo naciągane, gdyż sama myśl o typowym dachowcu ubierającego się po żołniersku i...z karabinem o dogodnym do jego postury rozmiarze, który to przewieszono przez ramię była...niecodziennym widokiem.
-Zastanawiają może skąd ten sierściuch wywlekł siedzisko, czy mleczka może zechce...a owszem nie odmówię, ale choć wasze miny są bezcenne, nie mam na myśli pysznej białkowej cieczy od rogatych bytów...ach w sumie też masz rogi. - zadrwił kompletnie gubiąc temat, ciężko było się domyśleć o co właściwie chodziło mu na pierwszym miejscu, może zwyczajnie w świecie bełkotał ku uciesze dwójki demonów.
-Przejdźmy do purr'malności, oszczędzę wam kociej muzyki z dział armii sześć, sześć punkt sześć, w zamian jeśli Red zgodzisz się na wytoczenie ze swego cielska nieco demonicznej krwi. - Tymi słowami kończąc, wyciągnął pyszczkiem z szala, małą strzykawkę i zerknął uważnie na dwójkę.
-Chowajcie pazurki kocięta, w tych lasach kryje się wiele niebezpieczeństw... - skwitował i słusznie, pośród gęstwin dało się dostrzec wyraźnym wzrokiem ukryte karabiny, działa, a nawet kroczące mechy, których przeciętna istota nie byłaby w stanie dostrzec, gdyby nie była takich gabarytów mocy z jaką prezentował się znajdujący się tu ów demon Red. Miał jednak większe obawy, bowiem z gęstwiny wyczuł wyłącznie cztery źródła mocy, a na całym zalesionej granicy między piaskiem zalanym przypływem, a pierwszą zielenią dało się dostrzec jakąś morderczą zabawkę.
-Będzie trzeba to i nawet mój kosmiczny drapak zainicjuje, pah ludzie tak ciężko są w stanie odróżnić satelitę telewizyjną...oh chyba wymiałczałem już za nadto. Po co wam dawać te bonusy do późniejszego zgonu. Jestem, jednakże dobro...khyy weh. - Wypluł kłaczek i wyciągnął za szala papierosa, następnie go szarpnął pazurem, a ten zapłonął. Widać w sześć, sześć punkt sześć nawet koty mogły liczyć na specjalnie dostosowane dla nich fajki. Kto wie co jeszcze by się pomieściło w jego pyszczku, skoro potrafi jednocześnie zaciągnąć się dymkiem i nadal trzymać między kłami strzykawkę, a przy tym rozmawiać między już i tak zapchanymi zębami z nie lada płynnością.
-...Dobroczynny i pozwolę wam odejść po oddaniu próbki. Po co robić sobie wrogów. -
OCC:
No cóż za kocur! Red jeśli się zgadzasz na oddanie próbki własnego ciała, automatycznie kot podrzuci ci strzykawkę do ręki byś mogła to uczynić i mu zwrócić, on rzuci, nie poda z rączki do rączki. Trzyma odległość około ośmiu metrów od was.
Nagle za pierwszych warstw zieleni, krzaków o rozłożystych sporych liściach, wyłonił się zwierzęcy ogon. Nie długi, ni puszysty, za to rudawy, delikatnie tulił resztkami sierści okoliczną gałązkę. Poszarpany, jakby właściciel przeżył wiele dzikich rubieży, kocich walk oraz zabaw, niż ktokolwiek mógłby naliczyć...tak, dokładnie kocich. Oto za krzaków wyłonił się pyszczek sromotny pełen blizn i długich wąsach. Rudzielec z nieskalanym, wyważonym uśmiechem spoglądał uważnie na dwójkę demonów nadal moknących w wodnych wyziewach boskiego oceanu.
Nosił on czarną czapę wojskową z krótkim daszkiem, której krój przyozdobiony był białym paskiem z jedną złocistą gwiazdką. Ludzkie oczy na kocim bycie okazały się najbardziej dziwaczną puentą w wyglądzie nieznajomego...ach! Zapomnieć się nie dało o ślicznej chuście, kraciastej o kroju iście brytyjskim w beżowo-brązowawym kolorze, który opatulał szyje kocura niczym szal.
-Miał'stycznie was widywać, Red purrniemam? - Chłopięcy głos się odezwał, nie zbliżył się zapewne od niechęci w kontakcie z przypływem, ale wyraźnie znał ludzką mowę, jak równie nie zabrakło mu odwagi by zwracać się bezpośrednio względem ich. Rozwarł szerzej oczy z nielichym uśmieszkiem, a Raa poczuła nagłe ukłucie w prawym oku, głęboko w odmętach gałki. Pamiętała ten ból za czasów jej ówczesnego pobytu na wyspie. Może jeszcze nie skojarzyła, ale teraz była pewna, to właśnie w tych okolicach, głęboko w leśnych obszarach wyspy spotkała się z łowcami demonów, jak również jednostką sześć, sześć punkt sześć i generałem ziemi. Walka za walką, goryle, metalowe ptactwo ze wirnikami, żołnierze, elektrokujki kierowane przez ówcześnie wymienionych oraz... pewna kobieta.
-Spisałaś się Raa he he he... - zmrużył oczami i zakręcił nimi na około z pełną ekscytacji, byle tylko w następstwie unieść łapę, oblizać i przetrzeć nią zbliznowacone czółko. -...wręcz rybnie! Dziękuje za naszą współpracę! Nie spodziewaliśmy się, że z taką łatwością odnajdziesz dla nas demona. Jak zapewne już wiecie, nie jestem tu sam. -
Właśnie z końcem tych słów, Red poczuła obecność nie jednego, ale nawet i czterech źródeł mocy. Wyjątkowo niskie, zapewne niestanowiące problemów nawet dla nowej demonicznej służki. Od kota zaś niczego się nie można było spodziewać, poza samą myślą, że i tysiącletni żółw cechował się większym poziomem mocy niż kot. Wydawało się to wyjątkowo naciągane, gdyż sama myśl o typowym dachowcu ubierającego się po żołniersku i...z karabinem o dogodnym do jego postury rozmiarze, który to przewieszono przez ramię była...niecodziennym widokiem.
-Zastanawiają może skąd ten sierściuch wywlekł siedzisko, czy mleczka może zechce...a owszem nie odmówię, ale choć wasze miny są bezcenne, nie mam na myśli pysznej białkowej cieczy od rogatych bytów...ach w sumie też masz rogi. - zadrwił kompletnie gubiąc temat, ciężko było się domyśleć o co właściwie chodziło mu na pierwszym miejscu, może zwyczajnie w świecie bełkotał ku uciesze dwójki demonów.
-Przejdźmy do purr'malności, oszczędzę wam kociej muzyki z dział armii sześć, sześć punkt sześć, w zamian jeśli Red zgodzisz się na wytoczenie ze swego cielska nieco demonicznej krwi. - Tymi słowami kończąc, wyciągnął pyszczkiem z szala, małą strzykawkę i zerknął uważnie na dwójkę.
-Chowajcie pazurki kocięta, w tych lasach kryje się wiele niebezpieczeństw... - skwitował i słusznie, pośród gęstwin dało się dostrzec wyraźnym wzrokiem ukryte karabiny, działa, a nawet kroczące mechy, których przeciętna istota nie byłaby w stanie dostrzec, gdyby nie była takich gabarytów mocy z jaką prezentował się znajdujący się tu ów demon Red. Miał jednak większe obawy, bowiem z gęstwiny wyczuł wyłącznie cztery źródła mocy, a na całym zalesionej granicy między piaskiem zalanym przypływem, a pierwszą zielenią dało się dostrzec jakąś morderczą zabawkę.
-Będzie trzeba to i nawet mój kosmiczny drapak zainicjuje, pah ludzie tak ciężko są w stanie odróżnić satelitę telewizyjną...oh chyba wymiałczałem już za nadto. Po co wam dawać te bonusy do późniejszego zgonu. Jestem, jednakże dobro...khyy weh. - Wypluł kłaczek i wyciągnął za szala papierosa, następnie go szarpnął pazurem, a ten zapłonął. Widać w sześć, sześć punkt sześć nawet koty mogły liczyć na specjalnie dostosowane dla nich fajki. Kto wie co jeszcze by się pomieściło w jego pyszczku, skoro potrafi jednocześnie zaciągnąć się dymkiem i nadal trzymać między kłami strzykawkę, a przy tym rozmawiać między już i tak zapchanymi zębami z nie lada płynnością.
-...Dobroczynny i pozwolę wam odejść po oddaniu próbki. Po co robić sobie wrogów. -
- Rudy kot!?:
OCC:
No cóż za kocur! Red jeśli się zgadzasz na oddanie próbki własnego ciała, automatycznie kot podrzuci ci strzykawkę do ręki byś mogła to uczynić i mu zwrócić, on rzuci, nie poda z rączki do rączki. Trzyma odległość około ośmiu metrów od was.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Czw Sty 26, 2017 6:54 pm
Musiał w duchu przyznać, że posiłek był oddechem od jednej i tej samej myśli obijającej się w jego czaszce. Mógł wreszcie zająć się tym, co go sprowadzało w te strony. Polowanie na dziwnie wędrującą Smoczą Kulę musiało skończyć się sukcesem, jeśli dalej marzyłby o spełnieniu życzenia. Nim jednak przystąpił do dzieła, miał do wyregulowania porachunki z Raa, w której powoli dostrzegał kogoś więcej niż sojuszniczkę. W przeciwieństwie do Iceya wywiązała się ze swojej części umowy i dostała za to solidną nagrodę. Co prawda nie obyło się bez bólu, ale dziewczyna poradziła sobie nad wyraz dobrze. Zauważył, że na jej lewym oku zahaczającym o powiekę pojawił się tatuaż nietypowego motyla. Interesujące, że Raa tak lekko zniosła wtłaczanie obcej Ki do siebie. Najwyraźniej była głodna energii.
Wreszcie wyprostował się w kręgosłupie i poprawił warkocz. Koniec obijania się, przynajmniej dla Reda. Czas uciekał, a wieczność na niego nie czeka. Podszedł do towarzyszki i skinąwszy głową przy oględzinach zmian powiedział w umyśle:
>>>I po wszystkim. Jeszcze chwilę i nic nie będziesz czuć.<<<
Na pocieszenie poklepał ją lekko po ramieniu, a gdy już oboje doszli do siebie, Red utkwił ślepia wpierw na swoje stopy, które zaczynały być solidniej podmywane przez słoną wodę, a później wgłąb wyspy. Rzucił ostatni raz okiem na radar i schował go głęboko w sobie, aby nie wpadł w niepowołane ręce. Czyli w zasadzie do takich rąk jak Rogaty. Spojrzał łagodnie na Raa, która także zbierała się do drogi. Dobrze mieć towarzystwo, zwłaszcza kogoś, kto posiadał podobne geny co on. I jak się okazało, jest niezwykle pomocna, bo wiele ryzykowała w walce ze stworem z mackami, a potem sporo zainwestowała w niewiadomą, jakim był Milczek.
No dobra, to co było dalej?
Brodzenie po kolana w wodzie nie było niczym miłym dla Reda. Mógł zawsze pójść na łatwiznę i lewitować nad taflą wody, ale nie mógł marnować energii uzyskanej z sowitego posiłku zaserwowanego przez Raa na takie wygody. Gorzej, jak poziom wody sięgał pasa, wtedy wręcz cicho warczał pod nosem, ale uparcie nie korzystał z mocy latania. Przeczuwał, że zapas energii mógłby mu się przydać. I można powiedzieć, że wykrakał sobie ów scenariusz.
Zza krzaków o rozłożystych liściach, na skrawku suchego lądu oddalonego o około osiem metrów, wyłonił się rudy, futerkowy łebek okraszony znamionami. Rzeczywiście, nie spodziewał się Red ujrzeć kogoś takiego na tych terenach, więc aż stanął w miejscu. Może popełnił błąd, skoro niebawem dookoła zaroiło się od kilku innych skupisk energii. Niby niewielkich, ale licznych. Zagadkowe, że kot o rudej maści sierści nosił ludzkie odzienie (a przynajmniej niektóre elementy), oczy także miał bliskie ludzkim, a w dodatku znał imię Rogatego. Czyżby podsłuchiwał ich rozmowę od jakiegoś czasu na brzegu wyspy? A może ktoś mu powiedział? Kolejne słowa rodziły kolejne dylematy i wątpliwości. Raa współpracowała z nimi? Na to stwierdzenie lekko zmarszczył brwi, i chociaż nie spojrzał dziewczynie w oczy, mogła podejrzewać, że demonowi średnio uśmiechały się takie okoliczności. O ile informacje były prawdziwe; jeśli nie, powinna zdementować je czym prędzej. Dotarło do Reda, że powinien być o wiele ostrożniejszy, bo zdaje się, że koci przywódca tutejszej bandy miał ich na oku od samego początku pobytu na wyspie.
A o co w ogóle chodziło? Jak dobrze zrozumiał, to Rudy nie szukał kłopotów. Ale coś w nim było niepokojącego, coś co dawało do myślenia Szkarłatnookiemu. Zwłaszcza jak poznał powód zaczepienia demonów. Krew. Miał oddać swoją krew w zamian za możliwość odejścia z coraz ciaśniejszego kręgu nieznajomych Ki czy mechów. Ilość bodźców jaka bombardowała demona, była stanowczo za duża, aby w spokoju przyglądać się wszystkim i wszystkiemu. Zresztą wolał skoncentrować się na szefie tej grupy. Był naprawdę pewny swego, jakby wiedział, że jakikolwiek opór przybyszów znałby się na nic. Coś wspomniał o idei z satelitami, lecz nie wiedział co to są satelity, a więc z czym to się jadło. Jednakże jeśli ten plan, który knuł generał w futerku, dotyczył jedynie ludzi, to nie stanowiło dla Reda problemu. Poza małym wyjątkiem w postaci dr Briefsa, który pomógł mu ze stworzeniem radaru namierzającego Smocze Kule. Bez niego nie byłby w stanie znaleźć chociażby jednej. Tylko jego chciałby ochronić przed ewentualnym negatywnym wpływem działań Rudego. Lecz czas uciekał, a nie był za dobrym strategiem. Wiedział jedynie, iż gdyby przeciwstawił się i odmówił - mechaniczne stwory czy inni tu obecni mogliby nawet jednym solidniejszym zadrapaniem odebrać jego krew z pola bitwy. Raa już wiedziała, że jej kompan nie mógł walczyć, nawet jeśli nie znała powodu. Nie mniej pewna walka toczyła się w myślach Czarnowłosego. Co, jeśli mimo oddania posoki nie dadzą mu spokoju? Pragnął jedynie znaleźć artefakt i zostawić mieszkańców wyspy również w spokoju. Ale o istnieniu tak potężnego przedmiotu, a tym samym całego kompletu, nie mogły dowiedzieć się osoby, którym nie ufał. Definitywnie Futrzak nie mówił wszystkiego, nawet nie miał takiego zamiaru, zatem musiał być bardzo uważny w słowach, które póki co nie padły na głos, ani telepatycznie. Co robić?
Pewnie będzie żałować konsekwencji, jednak nie było sensu zwlekać dłużej z odpowiedzią.
Wyciągnął ostrożnie dłoń ku przywódcy w szaliku i berecie, który podrzucił celnie do ręki Reda. Ten wpierw przyjrzał się strzykawce, nie mniej nie był wielkim specjalistą, by dowiedzieć się, czy igła mogła mu jakoś zaszkodzić. Pomijając wysysania krwi oczywiście. I zamiast przystąpić do natychmiastowego działania, niemal od razu strzykawkę podał do dłoni Raa mówiąc telepatycznie:
>>>Skoro jesteśmy sobie równi, podejmij decyzję.<<<
Sam nie mógł sobie pobrać krwi, bo zniszczyłby strzykawkę, skoro sam jej widok wprawiał go w agresję równą w tym przypadku także samookaleczeniu. No i przy okazji dowie się czegoś więcej o towarzyszce: czy rzeczywiście jest z nimi w zmowie, czy wybierze samodzielnie. Nie mógł jej skreślać po jednym stwierdzeniu zupełnie kogoś obcego, ale prawda była taka, że sam nie znał za dobrze nowej sojuszniczki. Nie służącej, tylko sojuszniczki. Przydałoby się to jakoś naprawić, lecz wpierw musiał zająć się sobą.
Odwrócił wzrok gdzieś na bok, żeby tylko nie widzieć możliwego procesu pobierania krwi. Maska co prawda tylko częściowo blokowała mu nozdrza i usta, ale powinno wystarczyć, by nie wyniuchać ubytku w życiodajnej substancji.
Ooc:
Odbijam "piłeczkę" do Raa
Regeneracja Ki +10%, czyli full
Wreszcie wyprostował się w kręgosłupie i poprawił warkocz. Koniec obijania się, przynajmniej dla Reda. Czas uciekał, a wieczność na niego nie czeka. Podszedł do towarzyszki i skinąwszy głową przy oględzinach zmian powiedział w umyśle:
>>>I po wszystkim. Jeszcze chwilę i nic nie będziesz czuć.<<<
Na pocieszenie poklepał ją lekko po ramieniu, a gdy już oboje doszli do siebie, Red utkwił ślepia wpierw na swoje stopy, które zaczynały być solidniej podmywane przez słoną wodę, a później wgłąb wyspy. Rzucił ostatni raz okiem na radar i schował go głęboko w sobie, aby nie wpadł w niepowołane ręce. Czyli w zasadzie do takich rąk jak Rogaty. Spojrzał łagodnie na Raa, która także zbierała się do drogi. Dobrze mieć towarzystwo, zwłaszcza kogoś, kto posiadał podobne geny co on. I jak się okazało, jest niezwykle pomocna, bo wiele ryzykowała w walce ze stworem z mackami, a potem sporo zainwestowała w niewiadomą, jakim był Milczek.
No dobra, to co było dalej?
Brodzenie po kolana w wodzie nie było niczym miłym dla Reda. Mógł zawsze pójść na łatwiznę i lewitować nad taflą wody, ale nie mógł marnować energii uzyskanej z sowitego posiłku zaserwowanego przez Raa na takie wygody. Gorzej, jak poziom wody sięgał pasa, wtedy wręcz cicho warczał pod nosem, ale uparcie nie korzystał z mocy latania. Przeczuwał, że zapas energii mógłby mu się przydać. I można powiedzieć, że wykrakał sobie ów scenariusz.
Zza krzaków o rozłożystych liściach, na skrawku suchego lądu oddalonego o około osiem metrów, wyłonił się rudy, futerkowy łebek okraszony znamionami. Rzeczywiście, nie spodziewał się Red ujrzeć kogoś takiego na tych terenach, więc aż stanął w miejscu. Może popełnił błąd, skoro niebawem dookoła zaroiło się od kilku innych skupisk energii. Niby niewielkich, ale licznych. Zagadkowe, że kot o rudej maści sierści nosił ludzkie odzienie (a przynajmniej niektóre elementy), oczy także miał bliskie ludzkim, a w dodatku znał imię Rogatego. Czyżby podsłuchiwał ich rozmowę od jakiegoś czasu na brzegu wyspy? A może ktoś mu powiedział? Kolejne słowa rodziły kolejne dylematy i wątpliwości. Raa współpracowała z nimi? Na to stwierdzenie lekko zmarszczył brwi, i chociaż nie spojrzał dziewczynie w oczy, mogła podejrzewać, że demonowi średnio uśmiechały się takie okoliczności. O ile informacje były prawdziwe; jeśli nie, powinna zdementować je czym prędzej. Dotarło do Reda, że powinien być o wiele ostrożniejszy, bo zdaje się, że koci przywódca tutejszej bandy miał ich na oku od samego początku pobytu na wyspie.
A o co w ogóle chodziło? Jak dobrze zrozumiał, to Rudy nie szukał kłopotów. Ale coś w nim było niepokojącego, coś co dawało do myślenia Szkarłatnookiemu. Zwłaszcza jak poznał powód zaczepienia demonów. Krew. Miał oddać swoją krew w zamian za możliwość odejścia z coraz ciaśniejszego kręgu nieznajomych Ki czy mechów. Ilość bodźców jaka bombardowała demona, była stanowczo za duża, aby w spokoju przyglądać się wszystkim i wszystkiemu. Zresztą wolał skoncentrować się na szefie tej grupy. Był naprawdę pewny swego, jakby wiedział, że jakikolwiek opór przybyszów znałby się na nic. Coś wspomniał o idei z satelitami, lecz nie wiedział co to są satelity, a więc z czym to się jadło. Jednakże jeśli ten plan, który knuł generał w futerku, dotyczył jedynie ludzi, to nie stanowiło dla Reda problemu. Poza małym wyjątkiem w postaci dr Briefsa, który pomógł mu ze stworzeniem radaru namierzającego Smocze Kule. Bez niego nie byłby w stanie znaleźć chociażby jednej. Tylko jego chciałby ochronić przed ewentualnym negatywnym wpływem działań Rudego. Lecz czas uciekał, a nie był za dobrym strategiem. Wiedział jedynie, iż gdyby przeciwstawił się i odmówił - mechaniczne stwory czy inni tu obecni mogliby nawet jednym solidniejszym zadrapaniem odebrać jego krew z pola bitwy. Raa już wiedziała, że jej kompan nie mógł walczyć, nawet jeśli nie znała powodu. Nie mniej pewna walka toczyła się w myślach Czarnowłosego. Co, jeśli mimo oddania posoki nie dadzą mu spokoju? Pragnął jedynie znaleźć artefakt i zostawić mieszkańców wyspy również w spokoju. Ale o istnieniu tak potężnego przedmiotu, a tym samym całego kompletu, nie mogły dowiedzieć się osoby, którym nie ufał. Definitywnie Futrzak nie mówił wszystkiego, nawet nie miał takiego zamiaru, zatem musiał być bardzo uważny w słowach, które póki co nie padły na głos, ani telepatycznie. Co robić?
Pewnie będzie żałować konsekwencji, jednak nie było sensu zwlekać dłużej z odpowiedzią.
Wyciągnął ostrożnie dłoń ku przywódcy w szaliku i berecie, który podrzucił celnie do ręki Reda. Ten wpierw przyjrzał się strzykawce, nie mniej nie był wielkim specjalistą, by dowiedzieć się, czy igła mogła mu jakoś zaszkodzić. Pomijając wysysania krwi oczywiście. I zamiast przystąpić do natychmiastowego działania, niemal od razu strzykawkę podał do dłoni Raa mówiąc telepatycznie:
>>>Skoro jesteśmy sobie równi, podejmij decyzję.<<<
Sam nie mógł sobie pobrać krwi, bo zniszczyłby strzykawkę, skoro sam jej widok wprawiał go w agresję równą w tym przypadku także samookaleczeniu. No i przy okazji dowie się czegoś więcej o towarzyszce: czy rzeczywiście jest z nimi w zmowie, czy wybierze samodzielnie. Nie mógł jej skreślać po jednym stwierdzeniu zupełnie kogoś obcego, ale prawda była taka, że sam nie znał za dobrze nowej sojuszniczki. Nie służącej, tylko sojuszniczki. Przydałoby się to jakoś naprawić, lecz wpierw musiał zająć się sobą.
Odwrócił wzrok gdzieś na bok, żeby tylko nie widzieć możliwego procesu pobierania krwi. Maska co prawda tylko częściowo blokowała mu nozdrza i usta, ale powinno wystarczyć, by nie wyniuchać ubytku w życiodajnej substancji.
Ooc:
Odbijam "piłeczkę" do Raa
Regeneracja Ki +10%, czyli full
- Rex
- Liczba postów : 457
Data rejestracji : 18/10/2015
Identification Number
HP:
(1170/1250)
KI:
(0/0)
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Sob Sty 28, 2017 11:01 pm
Kiedy Raa już prawie doszła do siebie poczuła jak jej towarzysz klepie ją po ramieniu. I choć nie miała pojęcia co to miało znaczyć, to mogła też stwierdzić, że Red spojrzał na nią jakoś inaczej niż przedtem. Gdy zaś ruszyli w głąb lądu zauważyła, że demon zdawał się być poirytowany faktem brodzenia po pas w wodzie, choć nie robił też nic by temu jakoś zapobiec.
Kiedy zbliżyli się do zarośli które rosły już poza zasięgiem wody z pomiędzy nich wyłonił się rudy kot który był pokryty dużą ilością różnych blizn. I choć była pewna, że nigdy w życiu nie widziała tego stworzenia na oczy, to po tym co mówiło wychodziło jej, że ono zdawało się doskonale wiedzieć kim była.
Przyłożywszy dłoń do prawego oka na skutek jego niespodziewanego bólu momentalnie zaczęły jej się przypominać wszystkie doświadczenia z pobytu na wyspie, choć dotąd myślała, że to był zupełnie inny skrawek lądu. Nie zmieniało to jednak faktu, że w tym momencie przez jej głowę przelatywały obrazy związane właśnie z tamtymi wydarzeniami.
- Raa nie spisałaś... Ja nie... czynienie twoje rozkazy... Nie czynienie... wasze rozkazy... - zaprzeczyła kiedy usłyszała, że dla nich pracowała. Nie myślała nawet jak to może odebrać Red, lecz nie mogła pozwolić by ktokolwiek z tej wyspy, a nawet i z poza niej myślał sobie, że ma nad nią władzę - Nikt nie ma... rozkazy na... mój byt...
Kiedy zaś dostrzegła, że wśród roślinności pewne szczegóły która zgadzały się ze wspomnieniami nie miała wątpliwości, że tak jak mówił kot w chustce, to musiała być dokładnie ta sama wyspa co przedtem. Tylko jaki to musiał być przypadek, że tak szybko trafiła na nią z powrotem.
- Raa jest silniejsza... niż ostatnia... walka tu... Już nie dam... się wasze... - zaczęła w pewnym momencie grozić kotu lecz przerwała dostrzegając jak Red wyciąga rękę w stronę naznaczonego bliznami sierściucha. Tym większe było jej zdziwienie kiedy przedmiot który otrzymał został przekazany do jej rąk z niemym wyjaśnieniem, że to ona ma podjąć decyzję.
Przyjrzawszy się strzykawce upewniła się, że zdecydowanie widziała już coś podobnego i że miała nawet z tym do czynienia. Tylko, że wtedy ktoś inny używał tego wobec niej. Teraz zaś wychodziło na to, że miała użyć jej na nowo poznanym demonie. I to tylko dlatego, że tak jej mówił jakiś niewyrośnięty zwierzak w towarzystwie znanych już ludzi i innego tałatajstwa które raz dało demonicy w przysłowiową kość. Nie zamierzała jednak z tego powodu wykonywać tego co jej kazano nawet jeśli takie polecenie padało ze strony jakiegoś zwierzęcia, a nie człowieka. Skoro był wśród to stawiało go to w tej samej pozycji co ich. Poza tym tak jak mówiła, teraz była znacznie silniejsza niż przy ostatnim spotkaniu z nimi i w razie czego mogła im to udowodnić.
I jakby tego wszystkiego było jeszcze mało im dłużej przyglądała się strzykawce w swojej dłoni tym zaczynała sobie przypominać coraz więcej faktów związanych z jednym z takich przedmiotów.
- Tam... jest już jeden... z demony... Ja podejmij... Nie dam krew... - oznajmiła wreszcie po czym zamiast użyć jej na Redzie wbiła sobie strzykawkę w prawe oko, jednocześnie przekonując się, że tym razem owa czynność nie zawsze jest bezbolesna.
Kiedy zbliżyli się do zarośli które rosły już poza zasięgiem wody z pomiędzy nich wyłonił się rudy kot który był pokryty dużą ilością różnych blizn. I choć była pewna, że nigdy w życiu nie widziała tego stworzenia na oczy, to po tym co mówiło wychodziło jej, że ono zdawało się doskonale wiedzieć kim była.
Przyłożywszy dłoń do prawego oka na skutek jego niespodziewanego bólu momentalnie zaczęły jej się przypominać wszystkie doświadczenia z pobytu na wyspie, choć dotąd myślała, że to był zupełnie inny skrawek lądu. Nie zmieniało to jednak faktu, że w tym momencie przez jej głowę przelatywały obrazy związane właśnie z tamtymi wydarzeniami.
- Raa nie spisałaś... Ja nie... czynienie twoje rozkazy... Nie czynienie... wasze rozkazy... - zaprzeczyła kiedy usłyszała, że dla nich pracowała. Nie myślała nawet jak to może odebrać Red, lecz nie mogła pozwolić by ktokolwiek z tej wyspy, a nawet i z poza niej myślał sobie, że ma nad nią władzę - Nikt nie ma... rozkazy na... mój byt...
Kiedy zaś dostrzegła, że wśród roślinności pewne szczegóły która zgadzały się ze wspomnieniami nie miała wątpliwości, że tak jak mówił kot w chustce, to musiała być dokładnie ta sama wyspa co przedtem. Tylko jaki to musiał być przypadek, że tak szybko trafiła na nią z powrotem.
- Raa jest silniejsza... niż ostatnia... walka tu... Już nie dam... się wasze... - zaczęła w pewnym momencie grozić kotu lecz przerwała dostrzegając jak Red wyciąga rękę w stronę naznaczonego bliznami sierściucha. Tym większe było jej zdziwienie kiedy przedmiot który otrzymał został przekazany do jej rąk z niemym wyjaśnieniem, że to ona ma podjąć decyzję.
Przyjrzawszy się strzykawce upewniła się, że zdecydowanie widziała już coś podobnego i że miała nawet z tym do czynienia. Tylko, że wtedy ktoś inny używał tego wobec niej. Teraz zaś wychodziło na to, że miała użyć jej na nowo poznanym demonie. I to tylko dlatego, że tak jej mówił jakiś niewyrośnięty zwierzak w towarzystwie znanych już ludzi i innego tałatajstwa które raz dało demonicy w przysłowiową kość. Nie zamierzała jednak z tego powodu wykonywać tego co jej kazano nawet jeśli takie polecenie padało ze strony jakiegoś zwierzęcia, a nie człowieka. Skoro był wśród to stawiało go to w tej samej pozycji co ich. Poza tym tak jak mówiła, teraz była znacznie silniejsza niż przy ostatnim spotkaniu z nimi i w razie czego mogła im to udowodnić.
I jakby tego wszystkiego było jeszcze mało im dłużej przyglądała się strzykawce w swojej dłoni tym zaczynała sobie przypominać coraz więcej faktów związanych z jednym z takich przedmiotów.
- Tam... jest już jeden... z demony... Ja podejmij... Nie dam krew... - oznajmiła wreszcie po czym zamiast użyć jej na Redzie wbiła sobie strzykawkę w prawe oko, jednocześnie przekonując się, że tym razem owa czynność nie zawsze jest bezbolesna.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Nie Sty 29, 2017 7:09 pm
Vulfila pędziła ile tchu. Jej ogon łopotał na wietrze niczym flaga. Leciała w wysokich partiach nieba, ale od dłuższego czasu widziała pod sobą wyłącznie bezkres oceanu. Nie zwracała jednak na niego uwagi ani na chłód wywołany wiatrem czy zdarzenia toczące się wokoło. Liczył się tylko ten mężczyzna, którego ujrzała w snach. Myślała o nim bardzo intensywnie, wręcz zmuszała swój umysł do tego, by sobie cokolwiek przypomnieć. To niestety nie działało w ten sposób. Obniżyła swoje KI i liczyła na to, że to on będzie wiedział coś na jej temat…
Wkrótce jej oczom zaczynała okazywać się wyspa, położona na końcu świata. KI mężczyzny, którego szukała Vulfila, rozmywała się, im bliżej podlatywała. Nie wiedziała więc do końca, czy to właściwe miejsce, gdzie on przebywał. Równie dobrze mógł być gdzieś w głębinach okalającego ją oceanu, ale z drugiej strony sam fakt, że gdzieś tutaj znajdowała się wyspa i dało się wyczuć KI innych osobników, dawało jakiś dalszy trop.
Zbliżyła się do miejsca, gdzie wyczuwała skupisko KI. Nie podlatywała za blisko. Unosząc się w powietrzu obserwowała wydarzenia na plaży. Miała przy tym typowo saiyańską pozę – nogi szeroko rozstawione, ręce splecione przed sobą i ogon związany w pasie. Ta część jej ciała była szczególnie wrażliwym punktem. Nigdy, ale to nigdy nie chciałaby się z nim rozstawać i pewnie zrobiłaby wszystko, żeby go ochronić.
Na plaży znajdowały się, jak się okazało, trzy postacie. Jedną z nich, o dziwo, już znała. Tylko w tym momencie ciężko jej było przypomnieć sobie skąd. A może to nie był ten osobnik? Chyba jednak nie, choć na pierwszy rzut oka byli podobni. Około dwa lata temu spotkała na Vegecie chłopaka z warkoczem, podobnego do tego tutaj, ale jakby jednak innego.
Drugiego stworzenia nie poznawała. Miało różową skórę i jakieś dziwne naroślą na głowie. Vulfila mimowolnie skrzywiła się na jego widok. Miało w sobie coś… demonicznego i odstraszającego. A przy tym obnosiła się z poziomem swojego KI – inaczej na pewno by je ukryło. W każdym razie było silniejsze niż halfka. A jak to Koszarowy powiedział jej na jednym z treningów: „Wszystkich możesz mieć w dupie, ale nie tych, co są od ciebie silniejsi, bo wtedy w dupie będziesz miała czubki ich butów.”
Trzecim rozmówcą był… kot? Ubrany i gadający. Vulfilę wcale to nie zdziwiło. Pewien czas spędziła na Ziemi pod opieką swojego zastępczego ojca. Gadające zwierzęta zostawały prezydentami miast i szanowanymi obywatelami na Ziemi.
A gdzie… ten chłopak? Vilfila szukała wzrokiem poszukiwanego przez siebie mężczyzny. Próbowała namierzyć go też przez KI Feeling, ale nigdzie go nie widziała. Zrobiło jej się trochę przykro, ale nie zrażała się tak szybko. Pewnie był gdzieś tu w pobliżu, ale trzeba było go znaleźć.
Krótkie rozeznanie pozwoliło Vulfili wysnuć jeden, najważniejszy wniosek: „Wyspa na środku oceanu+ dwie silne osoby + kot…= Na pewno nie przypadek!”. Nie zamierzała jednak wtrącać się w sytuację. Tak na dobrą sprawę nawet nie chciała z nimi rozmawiać. Zamierzała zapytać wyłącznie o to, czy widzieli gdzieś tu tego szczupłego chłopaka, którego poszukiwała, reszta to nie jej biznes. Podleciała więc do pobliskiego drzewa i usiadła okrakiem na jednej z wysokich gałęzi. Ale na tyle nisko, by słyszeć rozmowę. Wybrała bezpieczne miejsce, z którego mogłaby szybko uciec, gdyby Red i Raa okazali się nie mieć wobec niej dobrych zamiarów. Nie mogła wykluczyć takiej ewentualności.
Nim zdążyli ją zauważyć, na oczach Vulfili rozegrała się makabryczna scena. Różowy demon wbił sobie strzykawkę w oko. Halfka zrobiła wielkie oczy, podniosła brwi i zadrżała.
Wkrótce jej oczom zaczynała okazywać się wyspa, położona na końcu świata. KI mężczyzny, którego szukała Vulfila, rozmywała się, im bliżej podlatywała. Nie wiedziała więc do końca, czy to właściwe miejsce, gdzie on przebywał. Równie dobrze mógł być gdzieś w głębinach okalającego ją oceanu, ale z drugiej strony sam fakt, że gdzieś tutaj znajdowała się wyspa i dało się wyczuć KI innych osobników, dawało jakiś dalszy trop.
Zbliżyła się do miejsca, gdzie wyczuwała skupisko KI. Nie podlatywała za blisko. Unosząc się w powietrzu obserwowała wydarzenia na plaży. Miała przy tym typowo saiyańską pozę – nogi szeroko rozstawione, ręce splecione przed sobą i ogon związany w pasie. Ta część jej ciała była szczególnie wrażliwym punktem. Nigdy, ale to nigdy nie chciałaby się z nim rozstawać i pewnie zrobiłaby wszystko, żeby go ochronić.
Na plaży znajdowały się, jak się okazało, trzy postacie. Jedną z nich, o dziwo, już znała. Tylko w tym momencie ciężko jej było przypomnieć sobie skąd. A może to nie był ten osobnik? Chyba jednak nie, choć na pierwszy rzut oka byli podobni. Około dwa lata temu spotkała na Vegecie chłopaka z warkoczem, podobnego do tego tutaj, ale jakby jednak innego.
Drugiego stworzenia nie poznawała. Miało różową skórę i jakieś dziwne naroślą na głowie. Vulfila mimowolnie skrzywiła się na jego widok. Miało w sobie coś… demonicznego i odstraszającego. A przy tym obnosiła się z poziomem swojego KI – inaczej na pewno by je ukryło. W każdym razie było silniejsze niż halfka. A jak to Koszarowy powiedział jej na jednym z treningów: „Wszystkich możesz mieć w dupie, ale nie tych, co są od ciebie silniejsi, bo wtedy w dupie będziesz miała czubki ich butów.”
Trzecim rozmówcą był… kot? Ubrany i gadający. Vulfilę wcale to nie zdziwiło. Pewien czas spędziła na Ziemi pod opieką swojego zastępczego ojca. Gadające zwierzęta zostawały prezydentami miast i szanowanymi obywatelami na Ziemi.
A gdzie… ten chłopak? Vilfila szukała wzrokiem poszukiwanego przez siebie mężczyzny. Próbowała namierzyć go też przez KI Feeling, ale nigdzie go nie widziała. Zrobiło jej się trochę przykro, ale nie zrażała się tak szybko. Pewnie był gdzieś tu w pobliżu, ale trzeba było go znaleźć.
Krótkie rozeznanie pozwoliło Vulfili wysnuć jeden, najważniejszy wniosek: „Wyspa na środku oceanu+ dwie silne osoby + kot…= Na pewno nie przypadek!”. Nie zamierzała jednak wtrącać się w sytuację. Tak na dobrą sprawę nawet nie chciała z nimi rozmawiać. Zamierzała zapytać wyłącznie o to, czy widzieli gdzieś tu tego szczupłego chłopaka, którego poszukiwała, reszta to nie jej biznes. Podleciała więc do pobliskiego drzewa i usiadła okrakiem na jednej z wysokich gałęzi. Ale na tyle nisko, by słyszeć rozmowę. Wybrała bezpieczne miejsce, z którego mogłaby szybko uciec, gdyby Red i Raa okazali się nie mieć wobec niej dobrych zamiarów. Nie mogła wykluczyć takiej ewentualności.
Nim zdążyli ją zauważyć, na oczach Vulfili rozegrała się makabryczna scena. Różowy demon wbił sobie strzykawkę w oko. Halfka zrobiła wielkie oczy, podniosła brwi i zadrżała.
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Sro Lut 01, 2017 7:26 am
Półsaiyan szybowała na nieboskłonie przypatrując się wyspie, wielokilometrowa połać leśna opatulona na swoich obrzeżach gorącym piaskiem przykuwała uwagę. Rajskie piękno zostało jednakże zmącone przez trzy sylwetki, dwa demoniczne byty oraz jednego, ledwo widzialnego rudzielca. Przemknęła gładko nad nimi i zaszyła się pośród rozgałęzionych gąszczy. Korona drzew ją opatulała, jak przyglądała się im, ale przeliczyła się co do ilości znajdujących się w okolicy istot żywych. Nawet przez dłuższą chwile nie była świadoma, że kilka czerwonych światełek namierzyło jej plecy, czoło oraz tył głowy. Nawet ktoś o sprośnym humorze postanowił nie odpuścić jej, gdy następna para namierzających wiązek zaczęła się obracać wokół jej wypiętych pośladków. Przyglądała się trójce wyspiarskich gości. Cieniutka igła zagłębiła się na cztery centymetry w prawym oku Raa, niewyobrażalny ból ją przeszył, jak próbowała ścierpieć własną decyzje samookaleczenia. Część obserwatorów była zadziwiona tak odważną decyzją, inni zaś uznali to za pierwszy krok do nagrody Darwina, ale brakowało wyłącznie jednego kluczowego czynnika...zgonu. Rudy wyszczerzył kły poirytowany tą całą sytuacją, miał jeszcze w zapasie nie jedną strzykawkę, ale świadomość, że zdobycie próbki opóźniało jego plany postawiła go w niezadowolonym stanie. Zaledwie parę sekund wystarczyło, by nałożył na oblicze maskę spokoju. Za pykał dymkiem i wypuścił go w kierunku dwójki demonów, zatruwając nimi siarczystym smrodem.
-Wyglądasz przekonującą Raa, aż mógłbym stwierdzić, że skończyłaś szkołę aktorską, ale skończmy już tą kuwetę bzdur. - Uśmiechnął się wypuszczając z ust niedopałek, niestety koci wariant znacznie szybciej się wypalał, ale rudzielcowi to absolutnie wystarczyło.
-Jesteś hańbą swoich braci i sióstr, a sądziłem, że zagubiona istota będzie miała choć trochę więcej oleju w głowie!- Uniósł na różową istotę karcący głos, kiedy nadal próbowała się uporać z wbitą w oku strzykawką. W końcu igła ułamała się i została w głębi oka, a pojemnik z niewielką próbką opadł bezwładnie na piasek. Przypływ uchwycił jedynie medyczny obiekt i zaciągnął go wgłąb oceanu znikając wszystkim z oczu.
-Pomiałczone to wszystko, przełamiemy to milczenie, czemu nic nie mówisz!? - Zainterweniował w kierunku kociego diabła, bo wieczne milczenie ze strony Red'a najwyraźniej, aż nadto rzucało się wszystkim. Przez cały czas nie wypowiedział, ani jednego słowa, co było dla żołnierskiego kota wyjątkowo podejrzane.
-Wcześniej Raa zadawała ci pytania, jednakże nie powiedziałaś, ani jednego słowa, a mimo wszystko wyglądało na to, że odpowiedź otrzymała. - Niewiele musiał się zastanawiać, by wywnioskować, że za tym dzieje się jakiś szwindel.
Miał na uwadze, że rozmawiał jednocześnie z dwoma bytami, zmiana tematu niekoniecznie szła mu na łapę. Zwrócił się naprędce do Raa z drwiną w purrkowatym głosie.
-Nawet nie potrafiłaś pokonać niezidentyfikowanego androida. Nie miałcz mi tu o swojej sile, choć wielce głupie było ze strony owej maszyny by obdarowywać darmową mocą taki...złom, tak...teraz jesteś złom! - Przypomniało mu się, jak okrutnie Raa skwitowała obiekt identyfikowany pod hasłem VV.
-...Co jest!? - Przerwał swą wypowiedź, gdy kątem oka zerknął na stronę prawego uszka. Dostał właśnie komunikat o niespodziewanym gościu, który obserwuje ich za drzew.
-Zostawcie, nie wyczuwam w niej zagrożenia, jest niewiele słabsza od towarzyszki Raa, ale dla pewności miejcie ją na muszce... wracając. -
Skinął głową kierując wzrok ponownie na dwójkę. Red również to wyczuła, wpierw tajemnicze źródło przeleciało nad ich głowami, następnie zaszyło się pośród koron drzew. Nie była pewna, czy kojarzyła tą sygnaturę energii, bowiem obcy próbował swoje ki skutecznie zatuszować.
-Wiem, że spotkałaś się z Generałem Ziemią, to nasz ziemski reprezentant, więc oczywiście jest niewiele silniejszy od naszych ludzkich żołnierzy... -
Nagle zamilkł, spojrzał na Reda i zabłysnął nieposkromioną słodkością ocząt. Nie pozwalał im nawet odpowiedzieć, wyraźnie nie dopuszczał do tego, by przemówili częściej niż parę słów.
-Reeeed, na co ci problemy. Demoniczne pakty możesz robić sobie z każdym mieszkańcem ziemi, tudzież kosmosu kiedy, tylko na to będziesz miał kaprys i nic nam do tego. Oddaj próbkę, bowiem przyczynisz się do przetrwania tylu istnień różnorodnych wymiarów. Zapewne ciebie owe istnienia zbytnio nie interesują oraz ich los, wyraźnie w końcu widać, iż poszukujesz sług o czym świadczy metoda jaką piętnujesz potencjalnych sojusznikó. Stąd wychodzę ci z nie lada propozycją;
Na co ci zniewalać jedną różową istotę, skoro możesz zdobyć lojalność całej armii sześć, sześć punkt sześć w podzięce za uratowanie ich życia? - Nie przestając patrzeć przecukrzonymi niczym najsłodszy dżemik oczętami, wyciągnął z chusty kolejną strzykawkę i wyprostował ogon idealnie pionowo w górę. Za głębi krzaków w odpowiedzi na ukryty sygnał, wyszedł ludzki żołnierz. Odruchowo zasalutował przełożonemu by oddać mu należyty szacunek. Nie różnił się za wiele od militarnych służb mundurowych powszechnie widzianych na ziemskim globie. Posiadał strój o naturalnym zielonkawym kamuflażu typu moro, wytrzymały wzmocniony kask, jak również liczne przyrządy namierzania w postaci gogli o zielonych szkiełkach. Kurczowo trzymał w rękach karabin z tworzyw sztucznych z namierzaniem laserowym, przypominający AK-47, jednakże pewne wyraźne przeróbki w okolicach kolby oraz lufy, mogłyby wskazywać na to, że jest to broń niekonwencjonalna i nie ładowana na standardowe pociski.
-Żołnierzu, pobierz próbkę. - Rozkazał oschle podając mu kolejną strzykawkę. Człowiek o niezidentyfikowanej płci wpierw się zawahał, ale powoli zaczął podchodzić do Red'a z zamiarem pobrania krwi. Poziom mocy brodzącego w przypływie był żałośnie niski. Nikt poza Red'em nie mógł wykryć, że posiadał znacznie większe potencjały mocy. Jego wprawienie w wyczuwaniu ki pozwoliło mu oszacować, że dziecinnie zatuszowana moc równała się najmniej jednej czwartej mocy Raa. Zważywszy, że wgłębi lasu znajdowały się ich znaczne, bliżej nieokreślone źródła ki, nadal stanowili nie lada zagrożenie. Trudno było stwierdzić, czy dla osobistości Red, ale dla Raa z pewnością.
- Na tym się kończy, możesz nas uratować albo możemy w akcie desperacji uprzykrzyć ci ten dzień, a nawet i resztę twojego żywota. Pozwól żołnierzowi na pobranie próbki twojej krwi. - Padło ostatnie słowo kota. Obserwował ich z niezmierną uwagą.
-Wyglądasz przekonującą Raa, aż mógłbym stwierdzić, że skończyłaś szkołę aktorską, ale skończmy już tą kuwetę bzdur. - Uśmiechnął się wypuszczając z ust niedopałek, niestety koci wariant znacznie szybciej się wypalał, ale rudzielcowi to absolutnie wystarczyło.
-Jesteś hańbą swoich braci i sióstr, a sądziłem, że zagubiona istota będzie miała choć trochę więcej oleju w głowie!- Uniósł na różową istotę karcący głos, kiedy nadal próbowała się uporać z wbitą w oku strzykawką. W końcu igła ułamała się i została w głębi oka, a pojemnik z niewielką próbką opadł bezwładnie na piasek. Przypływ uchwycił jedynie medyczny obiekt i zaciągnął go wgłąb oceanu znikając wszystkim z oczu.
-Pomiałczone to wszystko, przełamiemy to milczenie, czemu nic nie mówisz!? - Zainterweniował w kierunku kociego diabła, bo wieczne milczenie ze strony Red'a najwyraźniej, aż nadto rzucało się wszystkim. Przez cały czas nie wypowiedział, ani jednego słowa, co było dla żołnierskiego kota wyjątkowo podejrzane.
-Wcześniej Raa zadawała ci pytania, jednakże nie powiedziałaś, ani jednego słowa, a mimo wszystko wyglądało na to, że odpowiedź otrzymała. - Niewiele musiał się zastanawiać, by wywnioskować, że za tym dzieje się jakiś szwindel.
Miał na uwadze, że rozmawiał jednocześnie z dwoma bytami, zmiana tematu niekoniecznie szła mu na łapę. Zwrócił się naprędce do Raa z drwiną w purrkowatym głosie.
-Nawet nie potrafiłaś pokonać niezidentyfikowanego androida. Nie miałcz mi tu o swojej sile, choć wielce głupie było ze strony owej maszyny by obdarowywać darmową mocą taki...złom, tak...teraz jesteś złom! - Przypomniało mu się, jak okrutnie Raa skwitowała obiekt identyfikowany pod hasłem VV.
-...Co jest!? - Przerwał swą wypowiedź, gdy kątem oka zerknął na stronę prawego uszka. Dostał właśnie komunikat o niespodziewanym gościu, który obserwuje ich za drzew.
-Zostawcie, nie wyczuwam w niej zagrożenia, jest niewiele słabsza od towarzyszki Raa, ale dla pewności miejcie ją na muszce... wracając. -
Skinął głową kierując wzrok ponownie na dwójkę. Red również to wyczuła, wpierw tajemnicze źródło przeleciało nad ich głowami, następnie zaszyło się pośród koron drzew. Nie była pewna, czy kojarzyła tą sygnaturę energii, bowiem obcy próbował swoje ki skutecznie zatuszować.
-Wiem, że spotkałaś się z Generałem Ziemią, to nasz ziemski reprezentant, więc oczywiście jest niewiele silniejszy od naszych ludzkich żołnierzy... -
Nagle zamilkł, spojrzał na Reda i zabłysnął nieposkromioną słodkością ocząt. Nie pozwalał im nawet odpowiedzieć, wyraźnie nie dopuszczał do tego, by przemówili częściej niż parę słów.
-Reeeed, na co ci problemy. Demoniczne pakty możesz robić sobie z każdym mieszkańcem ziemi, tudzież kosmosu kiedy, tylko na to będziesz miał kaprys i nic nam do tego. Oddaj próbkę, bowiem przyczynisz się do przetrwania tylu istnień różnorodnych wymiarów. Zapewne ciebie owe istnienia zbytnio nie interesują oraz ich los, wyraźnie w końcu widać, iż poszukujesz sług o czym świadczy metoda jaką piętnujesz potencjalnych sojusznikó. Stąd wychodzę ci z nie lada propozycją;
Na co ci zniewalać jedną różową istotę, skoro możesz zdobyć lojalność całej armii sześć, sześć punkt sześć w podzięce za uratowanie ich życia? - Nie przestając patrzeć przecukrzonymi niczym najsłodszy dżemik oczętami, wyciągnął z chusty kolejną strzykawkę i wyprostował ogon idealnie pionowo w górę. Za głębi krzaków w odpowiedzi na ukryty sygnał, wyszedł ludzki żołnierz. Odruchowo zasalutował przełożonemu by oddać mu należyty szacunek. Nie różnił się za wiele od militarnych służb mundurowych powszechnie widzianych na ziemskim globie. Posiadał strój o naturalnym zielonkawym kamuflażu typu moro, wytrzymały wzmocniony kask, jak również liczne przyrządy namierzania w postaci gogli o zielonych szkiełkach. Kurczowo trzymał w rękach karabin z tworzyw sztucznych z namierzaniem laserowym, przypominający AK-47, jednakże pewne wyraźne przeróbki w okolicach kolby oraz lufy, mogłyby wskazywać na to, że jest to broń niekonwencjonalna i nie ładowana na standardowe pociski.
-Żołnierzu, pobierz próbkę. - Rozkazał oschle podając mu kolejną strzykawkę. Człowiek o niezidentyfikowanej płci wpierw się zawahał, ale powoli zaczął podchodzić do Red'a z zamiarem pobrania krwi. Poziom mocy brodzącego w przypływie był żałośnie niski. Nikt poza Red'em nie mógł wykryć, że posiadał znacznie większe potencjały mocy. Jego wprawienie w wyczuwaniu ki pozwoliło mu oszacować, że dziecinnie zatuszowana moc równała się najmniej jednej czwartej mocy Raa. Zważywszy, że wgłębi lasu znajdowały się ich znaczne, bliżej nieokreślone źródła ki, nadal stanowili nie lada zagrożenie. Trudno było stwierdzić, czy dla osobistości Red, ale dla Raa z pewnością.
- Na tym się kończy, możesz nas uratować albo możemy w akcie desperacji uprzykrzyć ci ten dzień, a nawet i resztę twojego żywota. Pozwól żołnierzowi na pobranie próbki twojej krwi. - Padło ostatnie słowo kota. Obserwował ich z niezmierną uwagą.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Sro Lut 01, 2017 7:32 pm
Szczerze nie podejrzewał, że Raa jest aż tak odważna, by w obliczu niebezpieczeństwa wypierać się wspólnej przeszłości z tutejszymi osobnikami. Ba, stanowczo demonica zaczęła grozić dowódcy grupy, który zarzekał się, że znają się. Umiała też bronić swojej racji, chociaż Red nie miał za bardzo pokrętnego myślenia, aby starać się dociec, która z osób mówi prawdę. Czy współpracowali ze sobą czy nie, dziewczyna zdawało się przyjęła front Rogatego. W imię solidarności z demonem czy dlatego, że widziała w nim pomoc? A może dlatego, że przynajmniej Red nie mieszał ją z błotem jak Futrzak w berecie?
Nie mógł za bardzo skoncentrować się na otoczeniu z racji mnóstwa jednostek żywych i tych bardziej zmechanizowanych, lecz miał wrażenie, że gdzieś nad ich głowami pojawiła się znana energia. Nie pokazywał po sobie, że ktoś tu jest jeszcze oprócz demonicy, kogo zna. Dopiero, gdy Rudy dostał informację przez słuchawkę o pojawieniu się nowej osoby, Red dyskretnie rozejrzał się. "Nie widzę w niej zagrożenia", a więc chodziło o kobietę. I to nie byle jaką. Ki należała do Vulfili, którą ostatni raz widział na Vegecie, ale z dobre dwa lata temu. Do tej pory nie wiedział, co się z nią działo, ale jej pobyt na Ziemi był zagadkowy. Udając, że nie dostrzega wojowniczki (bo skoro ukrywała się, to znaczy, że nie chciała zostać zdemaskowana czy zauważona), skupiał się na kocie i na jego strzykawce.
W zasadzie... nie wiedział co zrobić, gdy dziewczyna wbiła sobie strzykawkę w oko po krótkim oświadczeniu, z którego wynikało, że Generał już posiadał jakiegoś demona. Przynajmniej tak zrozumiał ze słownictwa koleżanki, które nie było do końca klarowne. Tak czy inaczej słowa blakły przy czynności, która wywoływała ciarki nawet na skórze Reda. Skręcił całym ciałem ku towarzyszce i próbował ją jakoś ustabilizować, żeby nie szarpała się z bólu. Kocie uszy więdły od krzyku, więc musiał działać jak najszybciej. Pochwycił wojowniczkę za ramiona i wytężył resztki sił woli na dobitnym komunikacie.
>>>Raa, nie ruszaj się.<<<
Następnie przystąpił do dzieła. Skorzystał z niezawodnej techniki telekinezy, którą Raa mogła doświadczyć tym razem na sobie. Ostrożnie, jak najdelikatniej mógł wyjmował ciało obce z oka demonicy. Musiał być niezwykle cierpliwy i skupiony, aby nie uszkodzić bardziej oka towarzyszki. A co jeśli popłynęłaby krew?
Jak już był na tyle pewny siebie i swoich zdolności, zwrócił się do pacjentki w ten sposób: >>>Jest ich za dużo... Podczas walki i tak wzięliby moją krew, lepiej oszczędzać siły. Musisz wiedzieć, kiedy ustąpić...<<<
Igła po strzykawce, ta która tkwiła w oku demonicy jakiś czas, już lewitowała między nimi, aż przestała na nią oddziaływać telekineza i zetknęła się z wodą przy upadku. Wraz z usunięciem obiektu Raa mogła poczuć także lekkie mrowienie. To czarne motyle młodzieńca przystąpiły do akcji i wędrowały w stronę rannego oka różowoskórej. Przyczyniały się do regeneracji uszkodzonej tkanki oka, w tym rogówki, siatkówki i nerwów, aby nie był nawet śladu po uszczerbku na urodzie i zdrowiu. A dlaczego to zrobił? Przyznał się niebawem:
>>>...nie mniej doceniam Twoje poświęcenie i odwagę. Przyda Ci się ta druga cecha w życiu, ale pierwsza... wpakuje Cię w same kłopoty. Tak jak mnie.<<<
Poradził i odetchnął głęboko, aż ulotniła się mroźna mgiełka zza maski Reda. Znał to z autopsji. Może tylko raz poświęcenie wyszło mu na dobre, kiedy uratował June z jej synkiem przed nieobliczalnym wrogiem zwanym Rikimaru. Ale nie do końca - wtedy to dopadła go magia Majinów. Kiedyś też wyrwał sobie serce, żeby unieruchomić Tsufula żerującego na jego ciele, lecz cóż z tego, skoro dalej był uważany za potwora? Nie był czysty jak łza, ale w trudnych chwilach (jak chociażby ostatnia wizyta na Vegecie) dostawał w kość. Mimo wszystko dalej ubierał się w ten jakże altruistyczny strój zwanym poświęceniem... tylko w imię czego, skoro to, co cenił, stracił bezpowrotnie? Ciężko zrozumieć Rogatego, kiedy przez większość czasu milczy. Od momentu obarczenia go przez klątwę zauważył też, jak potrafił być niekonsekwentny w swoich działaniach.
Wracając jeszcze do słów Kota, które były niewątpliwie napędem do kolejnych postępowań, wiedział jak podejść Reda. Możliwe, że zaryzykował stwierdzeniem o lojalności jego armii i oddaniu, albo najzwyczajniej w świecie kłamał jak z nut, ale trafił w sedno. Rzeczywiście Długowłosy nie szukał kolejnych zaczepek, tylko wsparcia. A przynajmniej znalezieniu sposobu na utorowaniu sobie drogi do bezkrwawego osiągnięcia celu. Taki układ zaproponowany przez Mruczka nie należał do najgorszych, i w zasadzie do jednych z lepszych, jakie do tej pory usłyszał. Zazwyczaj wymagano od demona więcej niż zyskiwał, a tu wydawało mu się (albo z niewiedzy, albo z naiwności), że więcej otrzyma niż da. Trzeba było więc skorzystać z okazji, bo przemknie koło nosa i będzie szkoda.
Na krótką chwilę stracił kontakt z otoczeniem. Obraz przed ślepiami rozmazał się. Niedożywienie i interwencja sprzed chwili kosztowała go trochę sił, a przy okazji pojawiło się wspomnienie. Niejasne. Same kontury, jak ktoś położył dłoń na jego ramieniu i wyraźnie składał ofertę. Tak wnioskował z gestykulacji i ruchu warg. Kobieca sylwetka, wydawało mu się, że znana. A potem kolejny urywek jak ów ręka splątała się z jego ręką na znak zgody. Nie wiedział, co to było, lecz nie wiedzieć skąd miał przeczucie, że obecność Vulfili mogła być tego powodem. Eh te głupie dyrdymały, przecież to oczywiste, iż demon tracił zdrowe zmysły. O ile je kiedykolwiek miał.
Otrząsnął się z mary na jawie. Wreszcie zebrał w sobie więcej sił (komunikowanie się z osobą naznaczoną tatuażem z czarnym motylem jest prostsze dla Reda niż łamanie barier mentalnych zupełnie obcej istoty) i zabrzmiał w głowie zarówno Raa, jak i kociego dowódcy:
>>>Lojalność za krew brzmi uczciwie... Ale skoro tak bardzo Wam na niej zależy, to w bonusie pozwólcie Raa odejść w spokoju z wyspy... Nie po to zawarłem z nią pakt, by miała zbędne troski na głowie.<<<
Oznajmił i skinął do żołnierza, który miał wykonać polecenie, że może przystąpić do procedury. Nie widział sensu tkwienia po pas w wodzie, narażając sojuszniczkę na kolejny ból. To rozwiązanie powinno być kompromisem, chociaż najbardziej demonowi zależało na uciekającym czasie, żeby starania nie poszły na marne.
Ooc: Ponieważ nie padają żadne konkretne liczby, wyleczenie (Kaifuku/Healing) i telekineza również jest fabularna, aczkolwiek pozwalam Raa na nauczenie się jednej z tych dwóch technik.
[Ooc2: za pozwoleniem Vvien, rozpoczynam trening]
Nie mógł za bardzo skoncentrować się na otoczeniu z racji mnóstwa jednostek żywych i tych bardziej zmechanizowanych, lecz miał wrażenie, że gdzieś nad ich głowami pojawiła się znana energia. Nie pokazywał po sobie, że ktoś tu jest jeszcze oprócz demonicy, kogo zna. Dopiero, gdy Rudy dostał informację przez słuchawkę o pojawieniu się nowej osoby, Red dyskretnie rozejrzał się. "Nie widzę w niej zagrożenia", a więc chodziło o kobietę. I to nie byle jaką. Ki należała do Vulfili, którą ostatni raz widział na Vegecie, ale z dobre dwa lata temu. Do tej pory nie wiedział, co się z nią działo, ale jej pobyt na Ziemi był zagadkowy. Udając, że nie dostrzega wojowniczki (bo skoro ukrywała się, to znaczy, że nie chciała zostać zdemaskowana czy zauważona), skupiał się na kocie i na jego strzykawce.
W zasadzie... nie wiedział co zrobić, gdy dziewczyna wbiła sobie strzykawkę w oko po krótkim oświadczeniu, z którego wynikało, że Generał już posiadał jakiegoś demona. Przynajmniej tak zrozumiał ze słownictwa koleżanki, które nie było do końca klarowne. Tak czy inaczej słowa blakły przy czynności, która wywoływała ciarki nawet na skórze Reda. Skręcił całym ciałem ku towarzyszce i próbował ją jakoś ustabilizować, żeby nie szarpała się z bólu. Kocie uszy więdły od krzyku, więc musiał działać jak najszybciej. Pochwycił wojowniczkę za ramiona i wytężył resztki sił woli na dobitnym komunikacie.
>>>Raa, nie ruszaj się.<<<
Następnie przystąpił do dzieła. Skorzystał z niezawodnej techniki telekinezy, którą Raa mogła doświadczyć tym razem na sobie. Ostrożnie, jak najdelikatniej mógł wyjmował ciało obce z oka demonicy. Musiał być niezwykle cierpliwy i skupiony, aby nie uszkodzić bardziej oka towarzyszki. A co jeśli popłynęłaby krew?
Jak już był na tyle pewny siebie i swoich zdolności, zwrócił się do pacjentki w ten sposób: >>>Jest ich za dużo... Podczas walki i tak wzięliby moją krew, lepiej oszczędzać siły. Musisz wiedzieć, kiedy ustąpić...<<<
Igła po strzykawce, ta która tkwiła w oku demonicy jakiś czas, już lewitowała między nimi, aż przestała na nią oddziaływać telekineza i zetknęła się z wodą przy upadku. Wraz z usunięciem obiektu Raa mogła poczuć także lekkie mrowienie. To czarne motyle młodzieńca przystąpiły do akcji i wędrowały w stronę rannego oka różowoskórej. Przyczyniały się do regeneracji uszkodzonej tkanki oka, w tym rogówki, siatkówki i nerwów, aby nie był nawet śladu po uszczerbku na urodzie i zdrowiu. A dlaczego to zrobił? Przyznał się niebawem:
>>>...nie mniej doceniam Twoje poświęcenie i odwagę. Przyda Ci się ta druga cecha w życiu, ale pierwsza... wpakuje Cię w same kłopoty. Tak jak mnie.<<<
Poradził i odetchnął głęboko, aż ulotniła się mroźna mgiełka zza maski Reda. Znał to z autopsji. Może tylko raz poświęcenie wyszło mu na dobre, kiedy uratował June z jej synkiem przed nieobliczalnym wrogiem zwanym Rikimaru. Ale nie do końca - wtedy to dopadła go magia Majinów. Kiedyś też wyrwał sobie serce, żeby unieruchomić Tsufula żerującego na jego ciele, lecz cóż z tego, skoro dalej był uważany za potwora? Nie był czysty jak łza, ale w trudnych chwilach (jak chociażby ostatnia wizyta na Vegecie) dostawał w kość. Mimo wszystko dalej ubierał się w ten jakże altruistyczny strój zwanym poświęceniem... tylko w imię czego, skoro to, co cenił, stracił bezpowrotnie? Ciężko zrozumieć Rogatego, kiedy przez większość czasu milczy. Od momentu obarczenia go przez klątwę zauważył też, jak potrafił być niekonsekwentny w swoich działaniach.
Wracając jeszcze do słów Kota, które były niewątpliwie napędem do kolejnych postępowań, wiedział jak podejść Reda. Możliwe, że zaryzykował stwierdzeniem o lojalności jego armii i oddaniu, albo najzwyczajniej w świecie kłamał jak z nut, ale trafił w sedno. Rzeczywiście Długowłosy nie szukał kolejnych zaczepek, tylko wsparcia. A przynajmniej znalezieniu sposobu na utorowaniu sobie drogi do bezkrwawego osiągnięcia celu. Taki układ zaproponowany przez Mruczka nie należał do najgorszych, i w zasadzie do jednych z lepszych, jakie do tej pory usłyszał. Zazwyczaj wymagano od demona więcej niż zyskiwał, a tu wydawało mu się (albo z niewiedzy, albo z naiwności), że więcej otrzyma niż da. Trzeba było więc skorzystać z okazji, bo przemknie koło nosa i będzie szkoda.
Na krótką chwilę stracił kontakt z otoczeniem. Obraz przed ślepiami rozmazał się. Niedożywienie i interwencja sprzed chwili kosztowała go trochę sił, a przy okazji pojawiło się wspomnienie. Niejasne. Same kontury, jak ktoś położył dłoń na jego ramieniu i wyraźnie składał ofertę. Tak wnioskował z gestykulacji i ruchu warg. Kobieca sylwetka, wydawało mu się, że znana. A potem kolejny urywek jak ów ręka splątała się z jego ręką na znak zgody. Nie wiedział, co to było, lecz nie wiedzieć skąd miał przeczucie, że obecność Vulfili mogła być tego powodem. Eh te głupie dyrdymały, przecież to oczywiste, iż demon tracił zdrowe zmysły. O ile je kiedykolwiek miał.
Otrząsnął się z mary na jawie. Wreszcie zebrał w sobie więcej sił (komunikowanie się z osobą naznaczoną tatuażem z czarnym motylem jest prostsze dla Reda niż łamanie barier mentalnych zupełnie obcej istoty) i zabrzmiał w głowie zarówno Raa, jak i kociego dowódcy:
>>>Lojalność za krew brzmi uczciwie... Ale skoro tak bardzo Wam na niej zależy, to w bonusie pozwólcie Raa odejść w spokoju z wyspy... Nie po to zawarłem z nią pakt, by miała zbędne troski na głowie.<<<
Oznajmił i skinął do żołnierza, który miał wykonać polecenie, że może przystąpić do procedury. Nie widział sensu tkwienia po pas w wodzie, narażając sojuszniczkę na kolejny ból. To rozwiązanie powinno być kompromisem, chociaż najbardziej demonowi zależało na uciekającym czasie, żeby starania nie poszły na marne.
Ooc: Ponieważ nie padają żadne konkretne liczby, wyleczenie (Kaifuku/Healing) i telekineza również jest fabularna, aczkolwiek pozwalam Raa na nauczenie się jednej z tych dwóch technik.
[Ooc2: za pozwoleniem Vvien, rozpoczynam trening]
- Rex
- Liczba postów : 457
Data rejestracji : 18/10/2015
Identification Number
HP:
(1170/1250)
KI:
(0/0)
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Pią Lut 03, 2017 10:51 pm
Skupiając się na przeszywającym bólu jaki rozchodził się z jej oka Raa praktycznie nie zwracała uwagi na słowa jakie kierował do niej rudy kot które i tak w dużym stopniu zagłuszyła krzykiem. Nie przeszkodziło jej to jednak wychwycić pewnego części wypowiedzi zwierzaka. A mianowicie momentu jak powtarzał słowa które wypowiedziała pod koniec swojej walki z Vv co spowodowała, że pomimo strzykawki w oku w demonicy momentalnie się zagotowało. Wypuściwszy gwałtownie z siebie porcję gorącego powietrza spojrzała na futrzaka z zamiarem zaduszenia go pomimo tego, że wcześniej wśród zarośli dostrzegła jakieś jednostki. Nim jednak zdążyła zmienić zamiar w czyn Red pochwycił jej ramiona jednocześnie nakazując nie ruszanie się.
Ona zaś odpowiedziała na to jedynie kolejnym gardłowym odgłosem na skutek bólu wywołanym kolejnym poruszeniem igły wbitej w jej oczodół. A z tego co udało jej się dostrzec zdrowym okiem przedmiot który sama sobie dopiero co wbiła sam powoli wysuwał się z jej ciała zupełnie jak wtedy, gdy Red zdawał się czegoś poszukiwać na zalanym już wybrzeżu.
- Ja chcę... walczyć... Muszę ich pokonać... dla własnego... spokoju... - wysyczała przez zęby gdy strzykawka wylądowała w wodzie, a czarnowłosy po raz kolejny zaczął przywoływać czarne motyle które zajęły się jej uszkodzonym okiem. A kiedy cały proces minął ze zdziwienia mrugnęła parokrotnie z niejakiego, choć niezbyt dużego zdziwienia, że widzi wszystko tak jak przed całym incydentem. A może nawet i lepiej skoro dostrzegła obłoczek pary pary wyłaniający się zza maski rogatego demona.
- Ale... dobrze... - zgodziła się w końcu jakby widok mgiełki z oddechu Reda był argumentem z któremu nie mogła się sprzeciwić, a następnie odwróciła głowę w stronę oceanu. Lecz pomimo podporządkowaniu się jego słowom nie dało się jednak ukryć, że zarówno ton jej głosu jak i ręce założone na pierś wskazywały na to, iż nie zrobiła tego do końca z własnej woli - Odmówię sobie tego...
Jednak kiedy tylko usłyszała wypowiedź drugiego demona momentalnie przeniosła spojrzenie z ciągnącej się po horyzont tafli wody na niego, a następnie na ich rozmówcę do którego w międzyczasie podszedł jeden z jego podwładnych.
- Ja zostaw... z Red... - oznajmiła szybko różowoskóra robiąc krok w stronę kota w chustce zupełnie jakby chciała zagrodzić wyznaczonemu żołnierzowi drogę do czerwonookiego. Przecież nie mogła od tak odejść. Dla niej znaczyłoby to tyle, co ponowne pozwolenie na to, by znów ktoś za nią decydował. Nawet jeśli tym kimś był Red z którym chyba zaczynała się z wolna dogadywać. Mieli być przecież sobie równi, a gdyby odeszła to najpewniej oznaczałoby koniec ich współpracy. I choć podejrzewała, że będzie dość szybko żałować kolejnych słów, zazgrzytała zębami i kontynuowała - Raa ma propozycję... jak zostaw z... Red... to nie walczyć... z wam... lecz Raa chcę... widać się z... twoje demoniczne istota...
OCC:
Start treningu
Ona zaś odpowiedziała na to jedynie kolejnym gardłowym odgłosem na skutek bólu wywołanym kolejnym poruszeniem igły wbitej w jej oczodół. A z tego co udało jej się dostrzec zdrowym okiem przedmiot który sama sobie dopiero co wbiła sam powoli wysuwał się z jej ciała zupełnie jak wtedy, gdy Red zdawał się czegoś poszukiwać na zalanym już wybrzeżu.
- Ja chcę... walczyć... Muszę ich pokonać... dla własnego... spokoju... - wysyczała przez zęby gdy strzykawka wylądowała w wodzie, a czarnowłosy po raz kolejny zaczął przywoływać czarne motyle które zajęły się jej uszkodzonym okiem. A kiedy cały proces minął ze zdziwienia mrugnęła parokrotnie z niejakiego, choć niezbyt dużego zdziwienia, że widzi wszystko tak jak przed całym incydentem. A może nawet i lepiej skoro dostrzegła obłoczek pary pary wyłaniający się zza maski rogatego demona.
- Ale... dobrze... - zgodziła się w końcu jakby widok mgiełki z oddechu Reda był argumentem z któremu nie mogła się sprzeciwić, a następnie odwróciła głowę w stronę oceanu. Lecz pomimo podporządkowaniu się jego słowom nie dało się jednak ukryć, że zarówno ton jej głosu jak i ręce założone na pierś wskazywały na to, iż nie zrobiła tego do końca z własnej woli - Odmówię sobie tego...
Jednak kiedy tylko usłyszała wypowiedź drugiego demona momentalnie przeniosła spojrzenie z ciągnącej się po horyzont tafli wody na niego, a następnie na ich rozmówcę do którego w międzyczasie podszedł jeden z jego podwładnych.
- Ja zostaw... z Red... - oznajmiła szybko różowoskóra robiąc krok w stronę kota w chustce zupełnie jakby chciała zagrodzić wyznaczonemu żołnierzowi drogę do czerwonookiego. Przecież nie mogła od tak odejść. Dla niej znaczyłoby to tyle, co ponowne pozwolenie na to, by znów ktoś za nią decydował. Nawet jeśli tym kimś był Red z którym chyba zaczynała się z wolna dogadywać. Mieli być przecież sobie równi, a gdyby odeszła to najpewniej oznaczałoby koniec ich współpracy. I choć podejrzewała, że będzie dość szybko żałować kolejnych słów, zazgrzytała zębami i kontynuowała - Raa ma propozycję... jak zostaw z... Red... to nie walczyć... z wam... lecz Raa chcę... widać się z... twoje demoniczne istota...
OCC:
Start treningu
- Vvien
- Liczba postów : 1307
Data rejestracji : 05/02/2016
Identification Number
HP:
(1510/1510)
KI:
(0/0)
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Sob Lut 04, 2017 6:40 am
[We wnętrzu Raa]
-Hym!? - Oczy szeroko rozwarły się ze stanu uśpienia, gdy poczuła kolejne wstrząsy w ciele Raa. Nanity doszczętnie pożerały wnętrze demona i dostarczały jej komórki jako należyty budulec dla jednostki Oneone1. Każda cząstka różowego hosta pośpiesznie się regenerowała w naturalnym procesie istot żywych, stąd nie odczuwał związanego z tym dyskomfortu. Tarczki źrenic przesunęły się by upewnić się, że nie znajdował się tu ktoś jeszcze. Analiza wykazywała ciągłą obecność innych świadomości w podzespołach, najwyraźniej ktokolwiek ją tu przysłał z Imperium Khalarskiego, postanowił jej wgrać opcje o których nie miała zbytniej pojęcia. Nanity przebudowywały ją według innego planu, niżeli oryginalny projekt, a na wszelkie komendy nie reagowały.
"Nanity wypełniają systemy o wysokim priorytecie, a skorumpowane stacje pamięci próbują się przedrzeć przez moje zapory. Nie nadążam z ich likwidacją, zabezpieczenia też nie wytrzymają." Zaczęła się wiercić, gdy tupot mechanicznych nóżek kompletnie zasłonił jej ciało, najwyraźniej wykorzystały materiał budulcowy również do poszerzenia swojej rzeszy. Kokon diabelskiej tkanki całkowicie został pokryty przez tafle różowobłękitnych drobinek tworząc następną warstwę tegoż wiezienia...
OCC:
Start Trening
Informuje, że Vvien nie ma dostępu do informacji fabularnych odbywających się poza ciałem Raa.
-Hym!? - Oczy szeroko rozwarły się ze stanu uśpienia, gdy poczuła kolejne wstrząsy w ciele Raa. Nanity doszczętnie pożerały wnętrze demona i dostarczały jej komórki jako należyty budulec dla jednostki Oneone1. Każda cząstka różowego hosta pośpiesznie się regenerowała w naturalnym procesie istot żywych, stąd nie odczuwał związanego z tym dyskomfortu. Tarczki źrenic przesunęły się by upewnić się, że nie znajdował się tu ktoś jeszcze. Analiza wykazywała ciągłą obecność innych świadomości w podzespołach, najwyraźniej ktokolwiek ją tu przysłał z Imperium Khalarskiego, postanowił jej wgrać opcje o których nie miała zbytniej pojęcia. Nanity przebudowywały ją według innego planu, niżeli oryginalny projekt, a na wszelkie komendy nie reagowały.
"Nanity wypełniają systemy o wysokim priorytecie, a skorumpowane stacje pamięci próbują się przedrzeć przez moje zapory. Nie nadążam z ich likwidacją, zabezpieczenia też nie wytrzymają." Zaczęła się wiercić, gdy tupot mechanicznych nóżek kompletnie zasłonił jej ciało, najwyraźniej wykorzystały materiał budulcowy również do poszerzenia swojej rzeszy. Kokon diabelskiej tkanki całkowicie został pokryty przez tafle różowobłękitnych drobinek tworząc następną warstwę tegoż wiezienia...
OCC:
Start Trening
Informuje, że Vvien nie ma dostępu do informacji fabularnych odbywających się poza ciałem Raa.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Sob Lut 04, 2017 7:14 pm
Vulfila siedziała sobie wygodnie na drzewie. W ogóle nie zauważyła, że jakieś lasery wymierzały w jej pośladki. Wręcz przeciwnie. Położyła się wygodnie na brzuchu jak pantera, głowę oparła na rekach i obserwowała nieobecnie wszystkie wydarzenia na dole. Myślami był gdzieś daleko. Tylko co jakiś czas skupiała się bardziej. Za to jej ogon zdawał się żyć własnym życiem. Rozluźnił się, puścił talię i skręcał na wszystkie strony, obrazując toczące się w umyśle dziewczyny walki. A nawet zdawał się spostrzec, że ktoś igra sobie z Halfką od drugiej strony. Uderzał więc w miejsca, gdzie pojawiały się czerwone plamki, jakby naliczał sobie punkty za każde celne trafienie.
Roztrząsała w myślach wydarzenia w Rajskiej Sali i wizje, jakich dokonała. Jej saiyański umysł miał spore trudności z wyciągnięciem racjonalnych wniosków. Trudno było jej wyobrazić sobie, co musiało zajść w przeszłości, że została uznana za nieczystą. A jednak gdzieś podświadomie wiedziała, że to nie przypadek. Dręczyło ją to od samego początku, gdy się obudziła z hibernacji.
Powiększyła oczy, kiedy igła strzykawka odpadła z oka tej dziwnej, różowej istoty. Ten fakt nie wybił jej jednak z zamyślenia. Na Vegecie nie raz widziała uszkodzenia ciała. Bardziej interesowało ją to, że pada na nią czyjś cień. Kogo to może dotyczyć? Koszarowy? Hazard? Raziel? Chyba jednak nie mieli oni takiego na nią wpływu, czy czuła się w ich cieniu.
„Mega milczący ten rogacz.” - pomyślała w końcu, patrząc z nieufnością na Red - „Czy nie umie mówić czy co?” - obracając się na plecy. - „Dziwne to jest maga. To jak… jak mówić do… no nie wiem. Do drzewa. I oczekiwać odpowiedzi." - obróciła głowę na bok i dalej patrzyła na wydarzenia na plaży. - „To już po kocie można się spodziewać mniej gadatliwości, a ten tutaj to akurat jakiś wkurzający gawędziarz. Może nie miał się komu wygadać od dawna. Mieszkając na tym końcu świata nie ma się czemu dziwić.” - pomyślała, podnosząc brew. - „No ale to coś różowego… to jest dopiero. Duka jakby próbowało nauczyć się wiersza na pamięć. I jakieś jest agresywne… brrr...”.
Halfka ziewnęła, spodziewała się dynamiczniejszej akcji po spotkaniu 3 dziwnych istot w dziwnym miejscu o dziwnej porze. Przymknęła oczy. Była czujna, nasłuchiwała. Zamierzała jednak skupić się teraz na myślach. No chyba, że wydarzy się coś alarmującego.
Trening start
Roztrząsała w myślach wydarzenia w Rajskiej Sali i wizje, jakich dokonała. Jej saiyański umysł miał spore trudności z wyciągnięciem racjonalnych wniosków. Trudno było jej wyobrazić sobie, co musiało zajść w przeszłości, że została uznana za nieczystą. A jednak gdzieś podświadomie wiedziała, że to nie przypadek. Dręczyło ją to od samego początku, gdy się obudziła z hibernacji.
Powiększyła oczy, kiedy igła strzykawka odpadła z oka tej dziwnej, różowej istoty. Ten fakt nie wybił jej jednak z zamyślenia. Na Vegecie nie raz widziała uszkodzenia ciała. Bardziej interesowało ją to, że pada na nią czyjś cień. Kogo to może dotyczyć? Koszarowy? Hazard? Raziel? Chyba jednak nie mieli oni takiego na nią wpływu, czy czuła się w ich cieniu.
„Mega milczący ten rogacz.” - pomyślała w końcu, patrząc z nieufnością na Red - „Czy nie umie mówić czy co?” - obracając się na plecy. - „Dziwne to jest maga. To jak… jak mówić do… no nie wiem. Do drzewa. I oczekiwać odpowiedzi." - obróciła głowę na bok i dalej patrzyła na wydarzenia na plaży. - „To już po kocie można się spodziewać mniej gadatliwości, a ten tutaj to akurat jakiś wkurzający gawędziarz. Może nie miał się komu wygadać od dawna. Mieszkając na tym końcu świata nie ma się czemu dziwić.” - pomyślała, podnosząc brew. - „No ale to coś różowego… to jest dopiero. Duka jakby próbowało nauczyć się wiersza na pamięć. I jakieś jest agresywne… brrr...”.
Halfka ziewnęła, spodziewała się dynamiczniejszej akcji po spotkaniu 3 dziwnych istot w dziwnym miejscu o dziwnej porze. Przymknęła oczy. Była czujna, nasłuchiwała. Zamierzała jednak skupić się teraz na myślach. No chyba, że wydarzy się coś alarmującego.
Trening start
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Pon Lut 06, 2017 5:56 am
Kot spoglądał na obydwa demony z podejrzliwością, Red bowiem zdradzała swoje kolejne możliwości, wpierw Telekineza, później uzdrawianie, a na deser telepatia. Brakowało mu języka w gębie, więc stosował sygnały ki do przekazywania słów bezpośrednio w umysł innych istot. Kot jedynie przytaknął na propozycje Red'a, Raa miała być wolna, ale różowy byt zaprzeczył temu i postawił się.
W niezadowoleniu już wysunął pazurki, bo wiedział, że jednak nie uniknie walki, rozum im odjęło, jeśli sądzą, że będą z nim tak dłużej igrać...
... -Generał Wiatr przyjmuje. - nagle skwitował do siebie, gdy do ucha nadszedł komunikat z ukrytej w małżowinie słuchawki. Żołnierz odsunął się by nie ryzykować, nie zamierzał przebijać się przez istotę, która zdolna by była zmięcić go z powierzchni ziemi jednym ciosem. Stanął w miał nadzieje bezpiecznej odległości dwóch metrów od Raa.
-Red, nie bawi mnie to, jeśli chcecie negocjować to niech jedna osoba się wypowiada. Równie dobrze moglibyśmy was teraz zmięć z powierzchni ziemi i odebrać krew siłą... - uniósł łapę, którą umownie pstryknął palcami. Choć kocia fizyczna powłoka nie pozwalała na strzał palcami, przekaz okazał się nad wyraz zrozumiały. Nagle zniknęły wszelkie źródła ki. Wyciągnął przed siebie łapę, a z małej obrączki ukrytej w sierści wystrzelił szerokoekranowy promień. Im oczom ukazał się hologram lekko unoszący się nad taflą wody. Wirtualny obraz przedstawiał kolosalną maszynę podłączoną wieloma kablami oraz grubymi rurami, w środku zaś kapsuła przypominająca znacznie rozbudowany wariant kapsuł regeneracyjnych z planety Vegeta. Tajemnicza istota gnieździła się w środku, ledwo kontury ciała dało się dostrzec w warstwie bardzo gęstego i nie przepuszczającego światła płynu. Żadnego dzielenia na płeć, rasę, czy też intencje. Nagle radar od Dr. Briefsa zaczął szwankować, podając natychmiastowo nowe położenie kuli. Gdzieś w centrum wyspy, głęboko pod ziemią zapewne, tudzież w toni oceanu. Obraz radaru wydawał się być zakłócony, a święcący punkcik przeskakiwał do różnych zakamarków tarczy, tylko czasami stabilizując się w nowo wytyczonym kierunku.
-Zadowolona Raa? Masz zaszczyt poznać kogoś ważnego, boską istotę armii sześć, sześć punkt sześć. -
Obraz hologramu kilkakrotnie został zakłócony przez kolejną falę przypływu. Nagle w gęstej wydzielinie coś zaczęło bulgotać, jakby istota wewnątrz reagowała na obserwatorów z wyraźną niechęcią. Nagle dłoń znienacka uderzyła o szklaną barierę, pokazując swój zniekształcony i pokryty śluzem pięciopalczasty byt.
-Skoro wyraża osobiście zainteresowanie, zapewne już wiesz Red, że nie blefujemy... - kończąc te słowa, wszyscy zdolni wykrywać ki zaczęli odczuwać w promieniu setek kilometrów jedno źródło energii. Znajdowało się niezmiernie blisko, wewnątrz wyspy. Narastało stopniowo, pierwszy wybuch, moc sięgnęła zaledwie poziomu Raa. Nie miała czym się w takim razie Vulfila z Red martwić. Kolejny przeskok, poziom mocy wzrósł drastycznie do połowy jego własnego potencjału. Wyspa się zatrzęsła, wyczuwając silne wyładowania mocy obijające się o głębokie warstwy skorupy ziemskiej. Ostatecznie poziom mocy stanął na równi poziomu Red'a. Zapewne, gdyby doszło do walki, stanęli by na równi w szranki o ile to faktycznie był maksymalny potencjał przyszłego gospodarza.
-Nie próbujcie uciekać z wyspy, znajdziemy was wszędzie. - Żołnierze zaczęli się wycofywać w gęstwinach wyspy, choć zapewne kilku snajperów ze znacznej odległości nadal ich obserwowało. Kolorowe ptactwo rozproszone marszem jednostek zmechanizowanych, rozproszyło się zdradzając pozycje jednej z grup. Pod kocimy wąsami na nowo pojawił się uśmiech.
-Ta moc wskaże wam drogę... podążajcie za potęgą, a odnajdziecie. Mój interes się tutaj powoli kończy, a negocjacje w kwestii krwi zostaną omówione na miejscu. -Rudzielec odszedł w gęstwinę lasu, a wraz z nim hologram zaczął się rozpraszać i dopiero wtedy Red zauważyła, że na szczycie przedstawionej w wirtualnej otoczce maszynerii podtrzymującej życie, znajdował się niewyraźny zarys kuli o sześciu gwiazdkach.
Vulfila zmrużyła oczy i przyglądała się całej sytuacji beztrosko, słyszała każde słowo, próbowała coś z tego zrozumieć. Nagle padł strzał, który odruchowo postawił ją w stan gotowości. Kinetyczna siła laserowej wiązki ścięła gałąź zapoczątkowując serie niefortunnych zdarzeń. Wpierw młoda saiyanka straciła podparcie tym samym lądując na poniższe gałęzie, następnie obijając się i jęcząc w bólu grawitacja pociągnęła ją niżej, aż w końcu wylądowała dokładnie w miejscu, gdzie ówcześnie znajdował się kot. Dwójka demonów nie mogła ominąć widoku saiyanki z wypiętym w bólu, siedziskiem skierowanym w ich stronę.
OCC: Drużyna w komplecie, teraz to jest okienko na ewentualne pogawędki, zakończenie treningów i pisanie bez NPC...z chwilą zadeklarowania Red, ze kieruje się w stronę źródła mocy, będę kontynuować. Będę też interweniować fabularnie, jeśli będziecie chcieli opuścić wyspę do innego tematu.
Ki feeling z nieznanych przyczyn nie działa na wszystko, poza źródłem mocy. Raa nie posiada ki feeling, więc nie jest w stanie wykryć tego źródła energii, choć nadal poczuła gniew wyspy.
W niezadowoleniu już wysunął pazurki, bo wiedział, że jednak nie uniknie walki, rozum im odjęło, jeśli sądzą, że będą z nim tak dłużej igrać...
... -Generał Wiatr przyjmuje. - nagle skwitował do siebie, gdy do ucha nadszedł komunikat z ukrytej w małżowinie słuchawki. Żołnierz odsunął się by nie ryzykować, nie zamierzał przebijać się przez istotę, która zdolna by była zmięcić go z powierzchni ziemi jednym ciosem. Stanął w miał nadzieje bezpiecznej odległości dwóch metrów od Raa.
-Red, nie bawi mnie to, jeśli chcecie negocjować to niech jedna osoba się wypowiada. Równie dobrze moglibyśmy was teraz zmięć z powierzchni ziemi i odebrać krew siłą... - uniósł łapę, którą umownie pstryknął palcami. Choć kocia fizyczna powłoka nie pozwalała na strzał palcami, przekaz okazał się nad wyraz zrozumiały. Nagle zniknęły wszelkie źródła ki. Wyciągnął przed siebie łapę, a z małej obrączki ukrytej w sierści wystrzelił szerokoekranowy promień. Im oczom ukazał się hologram lekko unoszący się nad taflą wody. Wirtualny obraz przedstawiał kolosalną maszynę podłączoną wieloma kablami oraz grubymi rurami, w środku zaś kapsuła przypominająca znacznie rozbudowany wariant kapsuł regeneracyjnych z planety Vegeta. Tajemnicza istota gnieździła się w środku, ledwo kontury ciała dało się dostrzec w warstwie bardzo gęstego i nie przepuszczającego światła płynu. Żadnego dzielenia na płeć, rasę, czy też intencje. Nagle radar od Dr. Briefsa zaczął szwankować, podając natychmiastowo nowe położenie kuli. Gdzieś w centrum wyspy, głęboko pod ziemią zapewne, tudzież w toni oceanu. Obraz radaru wydawał się być zakłócony, a święcący punkcik przeskakiwał do różnych zakamarków tarczy, tylko czasami stabilizując się w nowo wytyczonym kierunku.
-Zadowolona Raa? Masz zaszczyt poznać kogoś ważnego, boską istotę armii sześć, sześć punkt sześć. -
Obraz hologramu kilkakrotnie został zakłócony przez kolejną falę przypływu. Nagle w gęstej wydzielinie coś zaczęło bulgotać, jakby istota wewnątrz reagowała na obserwatorów z wyraźną niechęcią. Nagle dłoń znienacka uderzyła o szklaną barierę, pokazując swój zniekształcony i pokryty śluzem pięciopalczasty byt.
-Skoro wyraża osobiście zainteresowanie, zapewne już wiesz Red, że nie blefujemy... - kończąc te słowa, wszyscy zdolni wykrywać ki zaczęli odczuwać w promieniu setek kilometrów jedno źródło energii. Znajdowało się niezmiernie blisko, wewnątrz wyspy. Narastało stopniowo, pierwszy wybuch, moc sięgnęła zaledwie poziomu Raa. Nie miała czym się w takim razie Vulfila z Red martwić. Kolejny przeskok, poziom mocy wzrósł drastycznie do połowy jego własnego potencjału. Wyspa się zatrzęsła, wyczuwając silne wyładowania mocy obijające się o głębokie warstwy skorupy ziemskiej. Ostatecznie poziom mocy stanął na równi poziomu Red'a. Zapewne, gdyby doszło do walki, stanęli by na równi w szranki o ile to faktycznie był maksymalny potencjał przyszłego gospodarza.
-Nie próbujcie uciekać z wyspy, znajdziemy was wszędzie. - Żołnierze zaczęli się wycofywać w gęstwinach wyspy, choć zapewne kilku snajperów ze znacznej odległości nadal ich obserwowało. Kolorowe ptactwo rozproszone marszem jednostek zmechanizowanych, rozproszyło się zdradzając pozycje jednej z grup. Pod kocimy wąsami na nowo pojawił się uśmiech.
-Ta moc wskaże wam drogę... podążajcie za potęgą, a odnajdziecie. Mój interes się tutaj powoli kończy, a negocjacje w kwestii krwi zostaną omówione na miejscu. -Rudzielec odszedł w gęstwinę lasu, a wraz z nim hologram zaczął się rozpraszać i dopiero wtedy Red zauważyła, że na szczycie przedstawionej w wirtualnej otoczce maszynerii podtrzymującej życie, znajdował się niewyraźny zarys kuli o sześciu gwiazdkach.
Vulfila zmrużyła oczy i przyglądała się całej sytuacji beztrosko, słyszała każde słowo, próbowała coś z tego zrozumieć. Nagle padł strzał, który odruchowo postawił ją w stan gotowości. Kinetyczna siła laserowej wiązki ścięła gałąź zapoczątkowując serie niefortunnych zdarzeń. Wpierw młoda saiyanka straciła podparcie tym samym lądując na poniższe gałęzie, następnie obijając się i jęcząc w bólu grawitacja pociągnęła ją niżej, aż w końcu wylądowała dokładnie w miejscu, gdzie ówcześnie znajdował się kot. Dwójka demonów nie mogła ominąć widoku saiyanki z wypiętym w bólu, siedziskiem skierowanym w ich stronę.
OCC: Drużyna w komplecie, teraz to jest okienko na ewentualne pogawędki, zakończenie treningów i pisanie bez NPC...z chwilą zadeklarowania Red, ze kieruje się w stronę źródła mocy, będę kontynuować. Będę też interweniować fabularnie, jeśli będziecie chcieli opuścić wyspę do innego tematu.
Ki feeling z nieznanych przyczyn nie działa na wszystko, poza źródłem mocy. Raa nie posiada ki feeling, więc nie jest w stanie wykryć tego źródła energii, choć nadal poczuła gniew wyspy.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Pon Lut 06, 2017 6:40 pm
Że co? Jaki demon? O czym Raa mówiła? I dlaczego nie zgodziła się na przetarg Reda z kotem? Teraz zniecierpliwienie rosło po obu stronach. Nie mniej skoro miał sojuszniczkę w demonicy, poniekąd był zmuszony jej chronić. Takie zagrywki mogły się źle skończyć, i chociaż Rogaty nie był mistrzem w strategii, wolał iść jak najszybciej na ugodę. Z kolei dziewczynę ciągnęło do walki, która mogła przyczynić się do klęski dla obu demonów. Cóż, jej odwaga zdawała się pchać w najgorsze rozwiązania, ale jakimś cudem Rudy przystał na ich (trochę niedogadaną wspólnie) ugodę i przedstawił coś dziwnego. W pierwszym odruchu pokazu hologramu cofnął się od ekranu pokazanego nad taflą wody. Nie przywykł do technologii, a ten obraz wydawał się niemal jak prawdziwy. Stwór, który został przedstawiony, istniał naprawdę, bo aż ziemia trzęsła się, gdy okazywał swoje zainteresowanie obecnym istotom. Nim otrząsnął się z tego widoku, Generał zwinął siebie i swój oddział zabraniając opuszczania wyspy. No ładnie, to się wpakowali.
Dziwne, że jeszcze przed chwilą roiło się tu od podwładnych Rudego, a teraz nikogo nie wyczuwa. Możliwe, iż zastosowali coś na wzór zagłuszacza Ki, coś jak prototyp od Kurokary jaki otrzymał na Vegecie to przetestowania. Tym bardziej musiał mieć się na baczności. Zrozumiał, że nie można się wycofać, skoro cała wyspa była naszpikowana technologią i najemnikami Kota. Nie wiedział ile w tym wszystkim rozsądku, aby iść wgłąb wyspy, lecz ewidentnie widział Smoczą Kulę, która znajdowała się nad głową tego czegoś z hologramu. Nie mógł zrezygnować ze swojego życzenia, po prostu nie mógł. Nie miał pojęcia, kim dokładnie jest "boska istota" armii sześć sześć punkt sześć, lecz i tak musiał zjawić się przed jej obliczem.
Strasznie wiele niewiadomych.
Nie czekając na słowa zachęty, szedł wolnym krokiem brodząc w wodzie ku suchemu lądowi. Stanowczo za długo siedział w swoim znienawidzonym środowisku. Spływała z niego woda jak chciała, lecz już na to nie miał rady. Mógłby ewentualnie skręcić się w spiralę i wycisnąć z siebie jak ze szmatki nadmiar wilgoci, ale przede wszystkim pragnął usiąść i przemyśleć na spokojnie co robić dalej. Już miał zamiar to zrobić, gdy nagle przed jego i towarzyszki oczyma spadła z góry Vulfila. Nie mylił się, to na bank była ona. Ki nie kłamała. Utkwił obojętny wzrok na wojowniczkę z ogonem i opuścił dłonie wzdłuż ud, lekko zaciskając je w pięści.
>>>Vulfila? Co Ty tu robisz?<<<
Nie skomentował nijak styl, w jaki zjawiła się przed demonami. Red nie znał się na śmiesznych sytuacjach, zresztą ogólnie nigdy nie było mu do śmiechu. Zdjął powoli z ust czarną maskę, chociaż wargi ułożone w prostą linię nie zdradzały schowanych kłów. Hm... a gdyby tak... wypić z niej chociaż odrobinę krwi? Lekko wzdrygnął się na tą egoistyczną i prymitywną myśl, a później skręcił wzrok na bok, tam gdzie biła energia nieznanego stwora. Powinien czym prędzej kontynuować misję, lecz przed oczyma znów pojawiła się nierzeczywista scena.
Ta osoba miała charakter. Potrafiła dogryźć nawet swemu przełożonemu, ale w taki sposób, że nie wyciągał wobec niej większych konsekwencji. Jedynie coś drobnego na pokaz, aby inni nie próbowali wyrażać niekoniecznie zgodnych opinii. Z tej perspektywy wyglądało tak, jakby Red po raz pierwszy został przydzielony do jakiegokolwiek towarzystwa, a przynajmniej miał takie wrażenie. I wtedy znów powtórzył się obraz z gestem wyciągnięcia dłoni w jego kierunku. Może również na pokaz, by jeszcze bardziej nie podpadać szefostwu, lecz wkrótce złączyły się ich dłonie. Nastał nowy etap w życiu demona.
Po tej wizji aż usiadł z przytupem po turecku na ziemi, z wrażenia (nie mniejszym niż to, co jeszcze przed momentem wyczyniał Kocur z armią), i masował sobie nabrzmiałe skronie palcami. Za dużo się działo, a organizm szwankował. Pojawienie się kilkunastu sztuk czarnych motyli dookoła demona nie poprawiało mu samopoczucia. Coraz szybciej trafił koncentrację, piętrzyły się kłopoty, w dodatku nie czuł się swobodny w działaniach, skoro cała wyspa była monitorowana, tym bardziej jej goście. Nie przywykł do stałego nadzoru.
Jedyny plus to taki, że Raa chyba upiecze się i zdoła zrealizować swój plan, skoro potwór był tam, gdzie Smocza Kula. Co za tym szło, będą dalej współpracować razem. No i może taki mniejszy plus, że spodnie zdążyły wyschnąć.
[Ooc: koniec treningu]
Dziwne, że jeszcze przed chwilą roiło się tu od podwładnych Rudego, a teraz nikogo nie wyczuwa. Możliwe, iż zastosowali coś na wzór zagłuszacza Ki, coś jak prototyp od Kurokary jaki otrzymał na Vegecie to przetestowania. Tym bardziej musiał mieć się na baczności. Zrozumiał, że nie można się wycofać, skoro cała wyspa była naszpikowana technologią i najemnikami Kota. Nie wiedział ile w tym wszystkim rozsądku, aby iść wgłąb wyspy, lecz ewidentnie widział Smoczą Kulę, która znajdowała się nad głową tego czegoś z hologramu. Nie mógł zrezygnować ze swojego życzenia, po prostu nie mógł. Nie miał pojęcia, kim dokładnie jest "boska istota" armii sześć sześć punkt sześć, lecz i tak musiał zjawić się przed jej obliczem.
Strasznie wiele niewiadomych.
Nie czekając na słowa zachęty, szedł wolnym krokiem brodząc w wodzie ku suchemu lądowi. Stanowczo za długo siedział w swoim znienawidzonym środowisku. Spływała z niego woda jak chciała, lecz już na to nie miał rady. Mógłby ewentualnie skręcić się w spiralę i wycisnąć z siebie jak ze szmatki nadmiar wilgoci, ale przede wszystkim pragnął usiąść i przemyśleć na spokojnie co robić dalej. Już miał zamiar to zrobić, gdy nagle przed jego i towarzyszki oczyma spadła z góry Vulfila. Nie mylił się, to na bank była ona. Ki nie kłamała. Utkwił obojętny wzrok na wojowniczkę z ogonem i opuścił dłonie wzdłuż ud, lekko zaciskając je w pięści.
>>>Vulfila? Co Ty tu robisz?<<<
Nie skomentował nijak styl, w jaki zjawiła się przed demonami. Red nie znał się na śmiesznych sytuacjach, zresztą ogólnie nigdy nie było mu do śmiechu. Zdjął powoli z ust czarną maskę, chociaż wargi ułożone w prostą linię nie zdradzały schowanych kłów. Hm... a gdyby tak... wypić z niej chociaż odrobinę krwi? Lekko wzdrygnął się na tą egoistyczną i prymitywną myśl, a później skręcił wzrok na bok, tam gdzie biła energia nieznanego stwora. Powinien czym prędzej kontynuować misję, lecz przed oczyma znów pojawiła się nierzeczywista scena.
Ta osoba miała charakter. Potrafiła dogryźć nawet swemu przełożonemu, ale w taki sposób, że nie wyciągał wobec niej większych konsekwencji. Jedynie coś drobnego na pokaz, aby inni nie próbowali wyrażać niekoniecznie zgodnych opinii. Z tej perspektywy wyglądało tak, jakby Red po raz pierwszy został przydzielony do jakiegokolwiek towarzystwa, a przynajmniej miał takie wrażenie. I wtedy znów powtórzył się obraz z gestem wyciągnięcia dłoni w jego kierunku. Może również na pokaz, by jeszcze bardziej nie podpadać szefostwu, lecz wkrótce złączyły się ich dłonie. Nastał nowy etap w życiu demona.
Po tej wizji aż usiadł z przytupem po turecku na ziemi, z wrażenia (nie mniejszym niż to, co jeszcze przed momentem wyczyniał Kocur z armią), i masował sobie nabrzmiałe skronie palcami. Za dużo się działo, a organizm szwankował. Pojawienie się kilkunastu sztuk czarnych motyli dookoła demona nie poprawiało mu samopoczucia. Coraz szybciej trafił koncentrację, piętrzyły się kłopoty, w dodatku nie czuł się swobodny w działaniach, skoro cała wyspa była monitorowana, tym bardziej jej goście. Nie przywykł do stałego nadzoru.
Jedyny plus to taki, że Raa chyba upiecze się i zdoła zrealizować swój plan, skoro potwór był tam, gdzie Smocza Kula. Co za tym szło, będą dalej współpracować razem. No i może taki mniejszy plus, że spodnie zdążyły wyschnąć.
[Ooc: koniec treningu]
- Rex
- Liczba postów : 457
Data rejestracji : 18/10/2015
Identification Number
HP:
(1170/1250)
KI:
(0/0)
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Wto Lut 07, 2017 10:19 pm
Wyglądało na to, że pomimo jej prób pozostania z Redem bez konieczności użycia siły co dla niej było nie małym wyzwaniem to wszystko szło w stronę walki. Lecz zamiast tego stało się coś czego różowoskóra się nie spodziewała.
Po wyciągnięciu łapki przez zwierzaka tuż przed ich dwójką pojawił się trójwymiarowy obraz w wyniku czego mało nie podskoczyła z zaskoczenia. Niespodziewane pojawienie się obrazu znikąd nie było czymś co przypadłoby Raa do gustu. Tym bardziej, że sam obraz też był czymś co widywało się na co dzień, tym bardziej jeśli się jest kimś takim jak ona. Jednak kiedy pierwszy szok minął zaczęła uważniej się przyglądać temu co im pokazywano, choć poza faktem, że w centrum tego wszystkiego dostrzegła jaką istotę to ten obrazek nic jej nie mówił, zaś rzeczywistość postanowiła chyba ją jeszcze bardziej skołować poprzez wspomnieniem przez ich rozmówcę o jakiejś boskiej istocie.
- Co...? To nie jest... - zaczęła, lecz kolejna wypowiedź rudego kota jak i wstrząsy które nastały chwilę później skutecznie jej przerwały. By uniknąć wywrócenia się które skończyłoby się najpewniej kompletnym zanurzeniem w morskich odmętach uniosła się tak, że poziom wody sięgał jej do kolan. Jednak całe zajście nie zmieniało nic w kwestii tego, że nie chodziło jej o tą istotę. To tajemnicze coś znajdujące się w tej dziwnej aparaturze pomimo tego, że niewiele dostrzegła przez tą mętną ciecz w środku w żaden sposób nie przypominało tamtej zielonoskórej kobiety którą jako ostatnią zapamiętała z poprzedniej wizyty na wyspie i która z tego co pamiętała twierdziła, że również jest demonem.
Nie dane jej jednak dokładniej przyjrzeć przyjrzeć temu czemuś gdyż kocur zniknął w dżungli sprawiając, że obraz zniknął wraz z nim.
A widząc jak Red rusza w stronę brzegu sama również ruszyła w tamtą stronę całkowicie wynurzając się z wody.
- Co to za... metoda... czym ty wywlekł... tego... czegoś z Raa...? - spytała czerwonookiego obracając się w powietrzu i chwytając w locie białą muszkę leżącą na płyciźnie. Chciała mimo wszystko dotrzymać swojej propozycji skoro dano jej możliwość pozostano z Redem. A skoro miała się powstrzymać od walki to chyba musiała zająć się czymś innym, a jedynym sposobem jaki przychodził jej do głowy było nauczenie się czegoś, a ta sztuczka którą widziała w wykonaniu drugiego demona wydała się jej interesująca. Nim jednak otrzymała jakąś odpowiedź w miejscu w którym wcześniej siedział futrzak z impetem wylądowała nowa postać. A po pozycji jaką przy tym przyjęła demonica doszła do wniosku, że nie było to raczej zaplanowane lądowanie.
- Red wiem... co to za... osoba...? - zaczęła dopytywać kiedy po raz kolejny usłyszała w głowie słowa towarzysza. Wprawdzie w pierwszym odruchu spięła się zaczynając zbierać energię dostrzegając pierwsze szczegóły sylwetki nowej postaci. Lecz nim przystąpiła do działania dostrzegła coś co po raz kolejny odwiodło ją od tego, że ma do czynienia z nowym człowiekiem. Owłosiony ogon zdecydowanie wskazywał inne pochodzenie.
- Jest... jeden z demony... tak jak... my jesteśmy... tak? - zadała czarnowłosemu kolejne pytanie odrywając wzrok od nowo przybyłej i dostrzegając jak Red siedzi na ziemi masując sobie głowę samej też czując jak z wolna zaczyna rozumieć coraz mniej. Na jej rozumowanie tego wszystkiego było po prostu za dużo. I do tego zaczynała odnosić wrażenie, że im więcej próbowała przekazać innym tym częściej była nie rozumiana przez innych. W efekcie mało nie zmiażdżyła dopiero co podniesionej muszli.
OCC:
Koniec treningu
Po wyciągnięciu łapki przez zwierzaka tuż przed ich dwójką pojawił się trójwymiarowy obraz w wyniku czego mało nie podskoczyła z zaskoczenia. Niespodziewane pojawienie się obrazu znikąd nie było czymś co przypadłoby Raa do gustu. Tym bardziej, że sam obraz też był czymś co widywało się na co dzień, tym bardziej jeśli się jest kimś takim jak ona. Jednak kiedy pierwszy szok minął zaczęła uważniej się przyglądać temu co im pokazywano, choć poza faktem, że w centrum tego wszystkiego dostrzegła jaką istotę to ten obrazek nic jej nie mówił, zaś rzeczywistość postanowiła chyba ją jeszcze bardziej skołować poprzez wspomnieniem przez ich rozmówcę o jakiejś boskiej istocie.
- Co...? To nie jest... - zaczęła, lecz kolejna wypowiedź rudego kota jak i wstrząsy które nastały chwilę później skutecznie jej przerwały. By uniknąć wywrócenia się które skończyłoby się najpewniej kompletnym zanurzeniem w morskich odmętach uniosła się tak, że poziom wody sięgał jej do kolan. Jednak całe zajście nie zmieniało nic w kwestii tego, że nie chodziło jej o tą istotę. To tajemnicze coś znajdujące się w tej dziwnej aparaturze pomimo tego, że niewiele dostrzegła przez tą mętną ciecz w środku w żaden sposób nie przypominało tamtej zielonoskórej kobiety którą jako ostatnią zapamiętała z poprzedniej wizyty na wyspie i która z tego co pamiętała twierdziła, że również jest demonem.
Nie dane jej jednak dokładniej przyjrzeć przyjrzeć temu czemuś gdyż kocur zniknął w dżungli sprawiając, że obraz zniknął wraz z nim.
A widząc jak Red rusza w stronę brzegu sama również ruszyła w tamtą stronę całkowicie wynurzając się z wody.
- Co to za... metoda... czym ty wywlekł... tego... czegoś z Raa...? - spytała czerwonookiego obracając się w powietrzu i chwytając w locie białą muszkę leżącą na płyciźnie. Chciała mimo wszystko dotrzymać swojej propozycji skoro dano jej możliwość pozostano z Redem. A skoro miała się powstrzymać od walki to chyba musiała zająć się czymś innym, a jedynym sposobem jaki przychodził jej do głowy było nauczenie się czegoś, a ta sztuczka którą widziała w wykonaniu drugiego demona wydała się jej interesująca. Nim jednak otrzymała jakąś odpowiedź w miejscu w którym wcześniej siedział futrzak z impetem wylądowała nowa postać. A po pozycji jaką przy tym przyjęła demonica doszła do wniosku, że nie było to raczej zaplanowane lądowanie.
- Red wiem... co to za... osoba...? - zaczęła dopytywać kiedy po raz kolejny usłyszała w głowie słowa towarzysza. Wprawdzie w pierwszym odruchu spięła się zaczynając zbierać energię dostrzegając pierwsze szczegóły sylwetki nowej postaci. Lecz nim przystąpiła do działania dostrzegła coś co po raz kolejny odwiodło ją od tego, że ma do czynienia z nowym człowiekiem. Owłosiony ogon zdecydowanie wskazywał inne pochodzenie.
- Jest... jeden z demony... tak jak... my jesteśmy... tak? - zadała czarnowłosemu kolejne pytanie odrywając wzrok od nowo przybyłej i dostrzegając jak Red siedzi na ziemi masując sobie głowę samej też czując jak z wolna zaczyna rozumieć coraz mniej. Na jej rozumowanie tego wszystkiego było po prostu za dużo. I do tego zaczynała odnosić wrażenie, że im więcej próbowała przekazać innym tym częściej była nie rozumiana przez innych. W efekcie mało nie zmiażdżyła dopiero co podniesionej muszli.
OCC:
Koniec treningu
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Sro Lut 08, 2017 12:29 pm
Korzystając z chwili spokoju Vulfila starała sie wyczuć KI tego osobnika, którego widziała w snach. Przecież tak wyraźnie wyczuwała jego energię w tych rejonach. Czemu mimo tego nie mogła go teraz namierzyć? Elfie uszy... takie dziwne wypustki na głowie i taki pusty wzrok. „Gdzie jesteś?”- szeptała do siebie.
Wybiła się z myśli dopiero, gdy kot wyświetlił pewien hologram. Obróciła się wtedy na bok i przyglądała się uważniej, choć z tej odległości widać było znacznie mniej niż z pozycji, gdzie stał Red i Raa.
„Kapsuła regeneracyjna. Czyżby ktoś ukradł ją z Vegety?” – zastanawiała się – „Czy może maczał w tym palce jakiś saiyan? Eeee, nie, niemożliwe. Za dużo dziwnych sytuacji na raz.” – pomyślała.- „A może to mój ... to znaczy, no... ten chłopak, którego szukam? Nic nie widzę w tym rozmazanym hologramie...” – narzekała.- „Boska istota armii sześć, sześć punkt sześć. A co to jest 6,6.6? Wyglądają na silnych. Może mogłabym dołączyć? Na Vegecie chyba nie mam się już co pokazywać, meh...” – skomentowała, nie kryjąc żalu.- "Oooo!” – wydała z siebie dzwięk zachwytu pomieszanego z zaskoczeniem, na widok pięciopalczastej łapy.”- „Jest źródło energii... czuję to coś. Ale to nie jest ten, kogo szukam. Nie.”- Wtedy ziemia zadrżała i Vulfila poczuła pełnię potęgi potwora. – „Co to...? Oh nie” – włos zjeżył sie na ogonie dziewczyny. Wtedy kot ostrzegł, że nie ma dla nich ucieczki.- „Oh nie... ale mnie to się chyba nie tyczyło? Ja... nawet nie wiem, o co chodzi... Hazard, Hazard, ratuj!” – stękneła płaczliwie. Ale miała wrażenie, że Hazard jej nie słyszy i nie przyleci po nią.
Wtedy coś podcięło gałąź, na której siedziała saiyanka. Nim zdązyła sensownie zareagować, już była na ziemi. Machała rękami jak oszalała, próbując uchwycić się czegokolwiek po drodze, ale ostatecznie wylądowała na twardym gruncie.
- Auaaa... – stęknęła, łapiąc się za czerwony pośladek. Ogon zwisał dziwnie, jakby był złamany w połowie. Dopiero po chwili zorientowała się, że stoi na przciwko dwojga demonów, których podsłuchiwała. Natychmiast zwróciła się do nich przodem, ogon zwinęła w pasie i wyprostowała się dumnie po saiyańsku. – Eeee...?
Vulfila spojrzała to na jednego demona, to na drugiego, zastanawiając się, czy coś jej się już miesza w głowie, czy może słyszała jakiś głos w myślach. Zważywszy na to, że ostatnimi czasy coraz częściej zdarzają jej się wizje, musiała to zignorować . Ni stąd ni z owąd Red usiadł po turecku, a wokół niego zaroiło się od czarnych ciapków. Halfka nie ukrywała zdziwienia. I... delikatnego zmartwienia. Bycie pół saiyaninem pół człowiekiem potrafiło naprawdę nieźle mącić w głowie. Z jednej strony kotłowało się w niej uczucie mówiące: „Co za słabeusz. Zostaw go, niech się ogarnie.”, a z drugiej strony współczucie i troska: „Czy może cos się stało? Czy to choroba? A może zmęczenie?”.
- Red? – powiedziała głośno. A jednak to był ten demon, którego spotkała kiedyś na Vegecie. Ciekawy zbieg okoliczności. I jak wiele zmieniał. Podeszła do niego, przyklękneła na jedno kolano i położyła rękę na jego ramieniu. – Wszystko dobrze? – zapytała.
Wtedy Red znowu zamroczyło. Przed jego oczami ukazała się scena, która, zdawać by się mogło, działa się wczoraj.
Szalała burza śnieżna. Gdzie okiem sięgnąć widać było tylko targane wiatrem, grube płaty śniegu. Było ciemno, światło rzucały stłumione promienie z bijacych gdzieś niedaleko latarni. I to przenikliwie zimno... Pomimo, iż miał na sobie grube ubranie, to nie wystarczało. Za długo przebywał w tych warunkach. Wiatr wiał mu w oczy i raził mokrymi, zimnymi płatkami. A do tego jeszcze ten przeraźliwy ból. Czuł się okropnie. Trzymał się kurczowo za bok. Z jednej storny palce i nos skostniały mu na tyle, że w ogóle ich nie odczuwał, z drugiej strony trudny do przezwyciężenia ból wgryzał mu się w brzuch. Ale musieli biec.
„Biegnij, biegnij...” – popędzał się w myślach.
Paręnaście kroków przed nim zobaczył młodą, niską dziewczynę ubraną w ciepły kombinezon. Brnęła przez zaspy śnieżne badzo szybko. Śpieszyło jej się. Trudno mu było za nia nadążyć, ale widział, że jeśli nie dotrzyma jej kroku, to pewnie nikt nie zauważy, że go zabrakło.
A jednak tempo było za szybkie. W końcu padł na kolana i stęknął, zwijając się z bólu. Dziewczyna przed nim nie zauważyła tego faktu w pierwszej chwili. Dopiero będąc duży kawałek drogi dalej, zwróciła głowę za siebie. Przystanęła zwątpiona. Chwilę rozglądała się wokoło. W końcu podbiegła jednak do niego z powrotem. W jej wąskich, migdaowych oczach gościł strach. Istne przerażenie. Z ust chuchała parą. Przez pewien czas nie mowiła nic. Odwracała głowę w przeciwnym kierunku, wypatrując czegoś. Wahała się. Ostatecznie przyklęknęła na jedno kolano i położyła rękę na jego ramieniu.
– Wszystko dobrze? – zapytała.
Świadomość wróciła do Reda. Widział dalszy dialog pomiędzy Raa i Vulfilą. Halfka rzuciła okiem na jego różowego kompana. Jej mina nie ukrywała lekkiej kpiny z powodu problemów z wymową demona. – Ja nie jestem demonem. – odpwiedziała, choć miała ochotę dodać: „I brzydzę się demonami’, ale zważywszy na Reda nie powiedziała tego zdania. – Słuchajcie, nie myślcie, że ja was szpieguję czy coś. Nie wiem jakim cudem trafiłam właśnie na was. Myślałam, że znajdę tu pewnego... chłopaka. Ale o dziwo go tu nie ma. – stwierdziła słowem wyjasnienia. – Nie chcę się wtrącać. Nie wiem, co to jest armia 6 przecinek coś tam. I raczej widząc tego stwora w głębinach, wolałabym stąd uciekać. Był tak silny, że mógłby mnie zgnieść palcem.
OCC: Koniec treningu
Wybiła się z myśli dopiero, gdy kot wyświetlił pewien hologram. Obróciła się wtedy na bok i przyglądała się uważniej, choć z tej odległości widać było znacznie mniej niż z pozycji, gdzie stał Red i Raa.
„Kapsuła regeneracyjna. Czyżby ktoś ukradł ją z Vegety?” – zastanawiała się – „Czy może maczał w tym palce jakiś saiyan? Eeee, nie, niemożliwe. Za dużo dziwnych sytuacji na raz.” – pomyślała.- „A może to mój ... to znaczy, no... ten chłopak, którego szukam? Nic nie widzę w tym rozmazanym hologramie...” – narzekała.- „Boska istota armii sześć, sześć punkt sześć. A co to jest 6,6.6? Wyglądają na silnych. Może mogłabym dołączyć? Na Vegecie chyba nie mam się już co pokazywać, meh...” – skomentowała, nie kryjąc żalu.- "Oooo!” – wydała z siebie dzwięk zachwytu pomieszanego z zaskoczeniem, na widok pięciopalczastej łapy.”- „Jest źródło energii... czuję to coś. Ale to nie jest ten, kogo szukam. Nie.”- Wtedy ziemia zadrżała i Vulfila poczuła pełnię potęgi potwora. – „Co to...? Oh nie” – włos zjeżył sie na ogonie dziewczyny. Wtedy kot ostrzegł, że nie ma dla nich ucieczki.- „Oh nie... ale mnie to się chyba nie tyczyło? Ja... nawet nie wiem, o co chodzi... Hazard, Hazard, ratuj!” – stękneła płaczliwie. Ale miała wrażenie, że Hazard jej nie słyszy i nie przyleci po nią.
Wtedy coś podcięło gałąź, na której siedziała saiyanka. Nim zdązyła sensownie zareagować, już była na ziemi. Machała rękami jak oszalała, próbując uchwycić się czegokolwiek po drodze, ale ostatecznie wylądowała na twardym gruncie.
- Auaaa... – stęknęła, łapiąc się za czerwony pośladek. Ogon zwisał dziwnie, jakby był złamany w połowie. Dopiero po chwili zorientowała się, że stoi na przciwko dwojga demonów, których podsłuchiwała. Natychmiast zwróciła się do nich przodem, ogon zwinęła w pasie i wyprostowała się dumnie po saiyańsku. – Eeee...?
Vulfila spojrzała to na jednego demona, to na drugiego, zastanawiając się, czy coś jej się już miesza w głowie, czy może słyszała jakiś głos w myślach. Zważywszy na to, że ostatnimi czasy coraz częściej zdarzają jej się wizje, musiała to zignorować . Ni stąd ni z owąd Red usiadł po turecku, a wokół niego zaroiło się od czarnych ciapków. Halfka nie ukrywała zdziwienia. I... delikatnego zmartwienia. Bycie pół saiyaninem pół człowiekiem potrafiło naprawdę nieźle mącić w głowie. Z jednej strony kotłowało się w niej uczucie mówiące: „Co za słabeusz. Zostaw go, niech się ogarnie.”, a z drugiej strony współczucie i troska: „Czy może cos się stało? Czy to choroba? A może zmęczenie?”.
- Red? – powiedziała głośno. A jednak to był ten demon, którego spotkała kiedyś na Vegecie. Ciekawy zbieg okoliczności. I jak wiele zmieniał. Podeszła do niego, przyklękneła na jedno kolano i położyła rękę na jego ramieniu. – Wszystko dobrze? – zapytała.
Wtedy Red znowu zamroczyło. Przed jego oczami ukazała się scena, która, zdawać by się mogło, działa się wczoraj.
- muzyka:
Szalała burza śnieżna. Gdzie okiem sięgnąć widać było tylko targane wiatrem, grube płaty śniegu. Było ciemno, światło rzucały stłumione promienie z bijacych gdzieś niedaleko latarni. I to przenikliwie zimno... Pomimo, iż miał na sobie grube ubranie, to nie wystarczało. Za długo przebywał w tych warunkach. Wiatr wiał mu w oczy i raził mokrymi, zimnymi płatkami. A do tego jeszcze ten przeraźliwy ból. Czuł się okropnie. Trzymał się kurczowo za bok. Z jednej storny palce i nos skostniały mu na tyle, że w ogóle ich nie odczuwał, z drugiej strony trudny do przezwyciężenia ból wgryzał mu się w brzuch. Ale musieli biec.
„Biegnij, biegnij...” – popędzał się w myślach.
Paręnaście kroków przed nim zobaczył młodą, niską dziewczynę ubraną w ciepły kombinezon. Brnęła przez zaspy śnieżne badzo szybko. Śpieszyło jej się. Trudno mu było za nia nadążyć, ale widział, że jeśli nie dotrzyma jej kroku, to pewnie nikt nie zauważy, że go zabrakło.
A jednak tempo było za szybkie. W końcu padł na kolana i stęknął, zwijając się z bólu. Dziewczyna przed nim nie zauważyła tego faktu w pierwszej chwili. Dopiero będąc duży kawałek drogi dalej, zwróciła głowę za siebie. Przystanęła zwątpiona. Chwilę rozglądała się wokoło. W końcu podbiegła jednak do niego z powrotem. W jej wąskich, migdaowych oczach gościł strach. Istne przerażenie. Z ust chuchała parą. Przez pewien czas nie mowiła nic. Odwracała głowę w przeciwnym kierunku, wypatrując czegoś. Wahała się. Ostatecznie przyklęknęła na jedno kolano i położyła rękę na jego ramieniu.
– Wszystko dobrze? – zapytała.
Świadomość wróciła do Reda. Widział dalszy dialog pomiędzy Raa i Vulfilą. Halfka rzuciła okiem na jego różowego kompana. Jej mina nie ukrywała lekkiej kpiny z powodu problemów z wymową demona. – Ja nie jestem demonem. – odpwiedziała, choć miała ochotę dodać: „I brzydzę się demonami’, ale zważywszy na Reda nie powiedziała tego zdania. – Słuchajcie, nie myślcie, że ja was szpieguję czy coś. Nie wiem jakim cudem trafiłam właśnie na was. Myślałam, że znajdę tu pewnego... chłopaka. Ale o dziwo go tu nie ma. – stwierdziła słowem wyjasnienia. – Nie chcę się wtrącać. Nie wiem, co to jest armia 6 przecinek coś tam. I raczej widząc tego stwora w głębinach, wolałabym stąd uciekać. Był tak silny, że mógłby mnie zgnieść palcem.
OCC: Koniec treningu
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Sob Lut 11, 2017 4:53 pm
Nie było aż tak źle z komunikacją Raa. Fakt, nie mówiła płynnie, lecz gdyby ktoś inny wsłuchiwał się w jej słowa, łatwiej zostałyby zrozumiane niż jak tą sztukę chciałby wykonać Red. Młodzieniec o blado-szarej skórze starał się skupić i znaleźć odpowiedni klucz do wypowiedzi sojuszniczki, jednak dość często chybił. Jak chociażby z interpretacją, że ten potwór z hologramu to ten demon, którego poszukiwała dziewczyna. Różowoskóra prawdopodobnie chciała temu zaprzeczyć, czego Red nie dostrzegł. Nadrabiał w możliwie najszybszych momentach, kiedy to przekaz zostawał poprawnie zinterpretowany, jak chociażby wtedy, gdy demonica zapytała się o sposób, w jaki został jej wyjęty szpikulec z oka.
>>>Telekineza...<<< powiedział z początku samotne słowo, ale zaraz rozwinął je, chociaż płynność mowy Rogatego pozostawiała wiele do życzenia >>>Przy użyciu Ki... i woli umysłu... można przenosić przedmioty... i istoty...<<<
Tak pokrótce przedstawił zarys umiejętności, którą widziała i czuła na własnej skórze Raa. Byłoby w porządku, gdyby przyswoiła tą technikę, zwłaszcza że jest niezwykle przydatna. Czy to w walce czy w codziennym funkcjonowaniu. Pewnie dlatego zapytała Reda o to, bo przykuła jej uwagę. I bardzo dobrze. Gdyby nie okoliczności, że raczej nie miał aż tyle czasu na głębsze przeanalizowanie i przekazanie wiedzy demonicy, to pomógłby jej szybciej. Ale wierzył, że będąc spostrzegawcza i chłonna zdolności, w mig sama pojmie jak korzystać z telekinezy. Na pewno pomocne było zademonstrowanie telekinezy na kompance.
Ich krótka wymiana zdań została przerwana przez wcześniej wspomnianą istotę, która demonem nie była, a która zainteresowała się dwoma piekielnymi bytami. Albo z przymusu albo z namysłem, żeby coś ugrać dla siebie. Nie mniej zaplusowała u Reda, gdy ten osłabł na tyle, że usiadł i dał się pochłonąć wizji. Bo wtedy też poczuł jej dotyk i zdawać się mogło szczere słowa. I niestety znów kolejna mara i utrata kontaktu z otoczeniem.
Co... co się dzieje? Gdzie się znajdował? Dlaczego krwawił i był na jakimś lodowym zadupiu? Dlaczego nie mógł wstać i wił się z bólu? Kto do niego podszedł? W realiach była to Vulfila, ale i w tym czymś kobieta miała podobną do niej twarz. A gdzie się podziała Raa? Ani w halucynacjach, ani w czasie rzeczywistym nie padła jednoznaczna odpowiedź co do stanu zdrowia, ale słowa brzmiała w obu przypadkach tak samo:
>>>Mogło... być lepiej...<<<
Tu usta były zakneblowane swoim faktycznym zaniedbaniem, w przeszłości nie. Nie posiadały nuty ani wściekłości, ani smutku, ani rozpaczy. Puste słowa wydukane jak z syntezatora mowy.
Jakieś kilka minut później powoli wybudzał się z mary. Nie miał pewności czy to z powodu interwencji z zewnątrz czy nie. Coś go przybliżyło do rzeczywistości. Pewne stwierdzenie, które padło w dialogu między dziewczynami. Chłopaka? O jakiego chłopaka chodziło? Kocie ucho zastrzygło, a drugie nasłuchiwało pilnie. Nie spotkał tutaj żadnego chłopaka, nie licząc rudego kota, lecz chyba nie o niego chodziło Nowoprzybyłej. I nie licząc tego w marze, z którego perspektywy działa się fikcyjna akcja. A może... tak było naprawdę? Co było snem, a co prawdą? Nawet masowanie skroni nie pomogło, więc przestał to robić. Ale bezwiednie opatulił jedną ręką brzuch, jakby dopiero co został ranny w to miejsce. Jeśli rzeczywiście krwawił, chociaż nerwy nie sygnalizowały go o tym, to nie mógł się wykrwawić. Już nie wiedział, gdzie podłoga a gdzie sufit w tym wszystkim.
>>>Vulfila to... HalfSaiyanka... pół-człowiek... pół-Saiyan... spotkałem ją... na innej planecie... Vegeta.<<<
Wyjaśnił Raa w jej umyśle, skąd znał Ogoniastą i kim była. Co prawda Czarnowłosa zdołała już powiedzieć, że nie była demonem, nie mniej Różowoskóra miała prawo wiedzieć nieco więcej. Za chwilę skierował podkrążone ślepia na wspomnianą, nową towarzyszkę, która miała także obawy co do pozostania tutaj. A on miał obawy co do tego, co przed chwilą śnił na jawie, i czy to przypadkiem nie ów dziewczynę widział w wizji. Żeby to zjawisko lepiej zrozumieć, musiał postarać się, aby po pierwsze nie wzbudzał podejrzeń co do chęci poznania źródła dziwnych mar, a po drugie mieć ją na oku od niebezpieczeństwa. Jakby miał bardziej odświeżony umysł, to spróbowałby zwerbować Vulfilę w szeregi, lecz był na pograniczu między podtrzymaniem a utratą przytomności. Jako, że nie lubił pokazywać po sobie słabości, ani tym bardziej o tym opowiadać, z opóźnieniem zareagował na gest położenia dłoni na jego ramieniu i powoli podźwignął się na nogi. Taki niepoprawny macho. Jedna ręka nadal trzymała kurczowo brzuch, tak jak we wspomnieniu, jednak zorientował się, że to tylko złudzenie co do krwawiącego narządu. Tak więc spuścił ręce wzdłuż tułowia i odezwał się tym razem do obu wojowniczek telepatycznie:
>>>Będąc z nami... nie musisz się martwić.<<<
Taa... a to, że Red nie był w wyśmienitej formie wcale nie potwierdzało słów. Flegmatycznie obrócił się na pięcie tak, że był tyłem do obecnych i uniósł wyżej rogaty łeb rozglądając się z wolna po okolicy. Według wskazania hologramu, to ta bestia posiadała Smoczą Kulę, o którą mu chodziło najbardziej będąc na tej przeklętej wyspie. Co prawda zyskał sojuszniczkę, Raa, lecz nie mógł bezmyślnie kazać jej rzucić się na o wiele za silną istotę z pięściach, chociaż nie brakowało w niej ducha walki. Będzie trzeba użyć podstępu, albo bardzo dobrego układu, aby uzyskać Smoczą Kulę na własność. A przecież potrzebował dodatkowo cztery kolejne! Zacisnął pięści na tą myśl i ruszył przed siebie, marszem, nie odwracając się za resztą towarzystwa. Zmuszenie kogokolwiek do czegokolwiek zazwyczaj źle się kończyło dla Reda.
***
Może przeszedł tak dziesięć kilometrów, może mniej, ale im był bliżej celu tym częściej zwalniał tempo, aż wreszcie przystanął zerkając na radar na nadgarstku. Dwoił mu się i troił jego ekran w oczach ze zmęczenia, ale jasny sygnał dźwiękowy wskazywał, że jest blisko. Tylko że tak jakby był pod nim, a nie przed nim obiekt poszukiwań. Nagle ni stąd ni zowąd poczuł zjawienie się trzech znanych i silnych jednostek z powrotem na Ziemi. Czyżby trening dziewczyn i Księcia dobiegł końca? No ładnie, czyli musiała minąć doba lub dwie, a on nadal nie znalazł tego, czego szukał. Hm, ciekawe jak bardzo wzmocnili się? Przecież Saiyanie mają normalnie Ki ukrytą, chociaż z tego szeregu wybiła się Kisa, która zdecydowała się uaktywnić pierwszy stopień mocy. Miała więcej mocy, lecz... tak jakby... pozbawiona demonicznego pierwiastka? Musieli więc ostro trenować, skoro wyzbyła się Ki Reda. Pewnie April tak samo. Cóż, miały do tego prawo.
Silnie rozkojarzonego demona otaczał coraz większy wianuszek jego mrocznej Ki. Raa, jako że posiadała jego cząstkę, mogła wyczuć także jego temperaturę Ki bliską minus czterdziestu stopni. Mimo znacznie cieplejszego otoczenia, organizm Czarnowłosego nie przyjmował żadnej dawki promieniowania słonecznego czy ogólnej ciepłoty tutejszej flory. Jak ktoś mógłby funkcjonować przy tej temperaturze ciała? Dobrze, że nie był człowiekiem, ale i dla niego trudno było znieść takie wręcz oblodzenie organizmu. Drżały mu ręce, krok też zamarł, nie mógł też w żaden sposób skoncentrować się, czegokolwiek powiedzieć, więc tylko odruchowo wchłonął wgłąb ręki radar. Tyle zdołał wykonać, nim zaszły mu mgłą oczy i lecąc na bok jak długi stracił przytomność.
Ooc: możliwość wykrycia PL = 1.000 jednostek.
Ooc2: przepraszam za przetrzymanie kolejki!
>>>Telekineza...<<< powiedział z początku samotne słowo, ale zaraz rozwinął je, chociaż płynność mowy Rogatego pozostawiała wiele do życzenia >>>Przy użyciu Ki... i woli umysłu... można przenosić przedmioty... i istoty...<<<
Tak pokrótce przedstawił zarys umiejętności, którą widziała i czuła na własnej skórze Raa. Byłoby w porządku, gdyby przyswoiła tą technikę, zwłaszcza że jest niezwykle przydatna. Czy to w walce czy w codziennym funkcjonowaniu. Pewnie dlatego zapytała Reda o to, bo przykuła jej uwagę. I bardzo dobrze. Gdyby nie okoliczności, że raczej nie miał aż tyle czasu na głębsze przeanalizowanie i przekazanie wiedzy demonicy, to pomógłby jej szybciej. Ale wierzył, że będąc spostrzegawcza i chłonna zdolności, w mig sama pojmie jak korzystać z telekinezy. Na pewno pomocne było zademonstrowanie telekinezy na kompance.
Ich krótka wymiana zdań została przerwana przez wcześniej wspomnianą istotę, która demonem nie była, a która zainteresowała się dwoma piekielnymi bytami. Albo z przymusu albo z namysłem, żeby coś ugrać dla siebie. Nie mniej zaplusowała u Reda, gdy ten osłabł na tyle, że usiadł i dał się pochłonąć wizji. Bo wtedy też poczuł jej dotyk i zdawać się mogło szczere słowa. I niestety znów kolejna mara i utrata kontaktu z otoczeniem.
Co... co się dzieje? Gdzie się znajdował? Dlaczego krwawił i był na jakimś lodowym zadupiu? Dlaczego nie mógł wstać i wił się z bólu? Kto do niego podszedł? W realiach była to Vulfila, ale i w tym czymś kobieta miała podobną do niej twarz. A gdzie się podziała Raa? Ani w halucynacjach, ani w czasie rzeczywistym nie padła jednoznaczna odpowiedź co do stanu zdrowia, ale słowa brzmiała w obu przypadkach tak samo:
>>>Mogło... być lepiej...<<<
Tu usta były zakneblowane swoim faktycznym zaniedbaniem, w przeszłości nie. Nie posiadały nuty ani wściekłości, ani smutku, ani rozpaczy. Puste słowa wydukane jak z syntezatora mowy.
Jakieś kilka minut później powoli wybudzał się z mary. Nie miał pewności czy to z powodu interwencji z zewnątrz czy nie. Coś go przybliżyło do rzeczywistości. Pewne stwierdzenie, które padło w dialogu między dziewczynami. Chłopaka? O jakiego chłopaka chodziło? Kocie ucho zastrzygło, a drugie nasłuchiwało pilnie. Nie spotkał tutaj żadnego chłopaka, nie licząc rudego kota, lecz chyba nie o niego chodziło Nowoprzybyłej. I nie licząc tego w marze, z którego perspektywy działa się fikcyjna akcja. A może... tak było naprawdę? Co było snem, a co prawdą? Nawet masowanie skroni nie pomogło, więc przestał to robić. Ale bezwiednie opatulił jedną ręką brzuch, jakby dopiero co został ranny w to miejsce. Jeśli rzeczywiście krwawił, chociaż nerwy nie sygnalizowały go o tym, to nie mógł się wykrwawić. Już nie wiedział, gdzie podłoga a gdzie sufit w tym wszystkim.
>>>Vulfila to... HalfSaiyanka... pół-człowiek... pół-Saiyan... spotkałem ją... na innej planecie... Vegeta.<<<
Wyjaśnił Raa w jej umyśle, skąd znał Ogoniastą i kim była. Co prawda Czarnowłosa zdołała już powiedzieć, że nie była demonem, nie mniej Różowoskóra miała prawo wiedzieć nieco więcej. Za chwilę skierował podkrążone ślepia na wspomnianą, nową towarzyszkę, która miała także obawy co do pozostania tutaj. A on miał obawy co do tego, co przed chwilą śnił na jawie, i czy to przypadkiem nie ów dziewczynę widział w wizji. Żeby to zjawisko lepiej zrozumieć, musiał postarać się, aby po pierwsze nie wzbudzał podejrzeń co do chęci poznania źródła dziwnych mar, a po drugie mieć ją na oku od niebezpieczeństwa. Jakby miał bardziej odświeżony umysł, to spróbowałby zwerbować Vulfilę w szeregi, lecz był na pograniczu między podtrzymaniem a utratą przytomności. Jako, że nie lubił pokazywać po sobie słabości, ani tym bardziej o tym opowiadać, z opóźnieniem zareagował na gest położenia dłoni na jego ramieniu i powoli podźwignął się na nogi. Taki niepoprawny macho. Jedna ręka nadal trzymała kurczowo brzuch, tak jak we wspomnieniu, jednak zorientował się, że to tylko złudzenie co do krwawiącego narządu. Tak więc spuścił ręce wzdłuż tułowia i odezwał się tym razem do obu wojowniczek telepatycznie:
>>>Będąc z nami... nie musisz się martwić.<<<
Taa... a to, że Red nie był w wyśmienitej formie wcale nie potwierdzało słów. Flegmatycznie obrócił się na pięcie tak, że był tyłem do obecnych i uniósł wyżej rogaty łeb rozglądając się z wolna po okolicy. Według wskazania hologramu, to ta bestia posiadała Smoczą Kulę, o którą mu chodziło najbardziej będąc na tej przeklętej wyspie. Co prawda zyskał sojuszniczkę, Raa, lecz nie mógł bezmyślnie kazać jej rzucić się na o wiele za silną istotę z pięściach, chociaż nie brakowało w niej ducha walki. Będzie trzeba użyć podstępu, albo bardzo dobrego układu, aby uzyskać Smoczą Kulę na własność. A przecież potrzebował dodatkowo cztery kolejne! Zacisnął pięści na tą myśl i ruszył przed siebie, marszem, nie odwracając się za resztą towarzystwa. Zmuszenie kogokolwiek do czegokolwiek zazwyczaj źle się kończyło dla Reda.
***
Może przeszedł tak dziesięć kilometrów, może mniej, ale im był bliżej celu tym częściej zwalniał tempo, aż wreszcie przystanął zerkając na radar na nadgarstku. Dwoił mu się i troił jego ekran w oczach ze zmęczenia, ale jasny sygnał dźwiękowy wskazywał, że jest blisko. Tylko że tak jakby był pod nim, a nie przed nim obiekt poszukiwań. Nagle ni stąd ni zowąd poczuł zjawienie się trzech znanych i silnych jednostek z powrotem na Ziemi. Czyżby trening dziewczyn i Księcia dobiegł końca? No ładnie, czyli musiała minąć doba lub dwie, a on nadal nie znalazł tego, czego szukał. Hm, ciekawe jak bardzo wzmocnili się? Przecież Saiyanie mają normalnie Ki ukrytą, chociaż z tego szeregu wybiła się Kisa, która zdecydowała się uaktywnić pierwszy stopień mocy. Miała więcej mocy, lecz... tak jakby... pozbawiona demonicznego pierwiastka? Musieli więc ostro trenować, skoro wyzbyła się Ki Reda. Pewnie April tak samo. Cóż, miały do tego prawo.
Silnie rozkojarzonego demona otaczał coraz większy wianuszek jego mrocznej Ki. Raa, jako że posiadała jego cząstkę, mogła wyczuć także jego temperaturę Ki bliską minus czterdziestu stopni. Mimo znacznie cieplejszego otoczenia, organizm Czarnowłosego nie przyjmował żadnej dawki promieniowania słonecznego czy ogólnej ciepłoty tutejszej flory. Jak ktoś mógłby funkcjonować przy tej temperaturze ciała? Dobrze, że nie był człowiekiem, ale i dla niego trudno było znieść takie wręcz oblodzenie organizmu. Drżały mu ręce, krok też zamarł, nie mógł też w żaden sposób skoncentrować się, czegokolwiek powiedzieć, więc tylko odruchowo wchłonął wgłąb ręki radar. Tyle zdołał wykonać, nim zaszły mu mgłą oczy i lecąc na bok jak długi stracił przytomność.
Ooc: możliwość wykrycia PL = 1.000 jednostek.
Ooc2: przepraszam za przetrzymanie kolejki!
- Rex
- Liczba postów : 457
Data rejestracji : 18/10/2015
Identification Number
HP:
(1170/1250)
KI:
(0/0)
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Pon Lut 13, 2017 11:34 pm
Wysłuchawszy wpierw wypowiedzi nieznanej sobie dziewczyny, a następnie czerwonookiego Raa nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Wciąż unosząc się w powietrzu uniosła nogo zaplatając je przed sobą patrzyla to na jedno to na drugie, a wyraz jej twarzy mógł wskazywać coś na kształt zwątpienia lub czegoś podobnego.
- Vulfila... Halfsaiyanka... Na planecie... - powtórzyła jedynie słowa Reda jednocześnie przyglądając się czarnowłosej spod zmrużonych powiek. Nie komentując jednak w żaden sposób pewnego faktu, który nie przypadł jej do gustu odwróciła się w stronę rogatego który znów zaczął się jakoś dziwnie zachowywać. Tak jakby coś mu się stało, choć przecież nie dostrzegła na nim żadnych ran. Nie zmieniło to jednak tego, że kiedy zaczął iść ona ruszyła jego śladem.
Podążając wgłąb wyspy za swoim towarzyszem dalej i zachowując raczej swobodną pozę unosiła się paręnaście centymetrów na gruntem. Nie zwracała jednak szczególnej uwagi na Reda. Zamiast tego próbowała przypomnieć sobie i zrozumieć to co usłyszała odnośnie telekinezy. Jednak jedyne czego była pewna odnośnie tej techniki, to tego, że korzystano przy niej z własnej energii, tak jak podczas latania, czy też kiaiho.
Dalej próbując zrozumieć o co dokładnie chodziło czarnowłosemu zerknęła na Vulfilę. Jej obecność budziła w różowoskórej mieszane odczucia. Z jednej strony fakt, że była po części człowiekiem sprawiał, że odruchowo zaciskała dłonie w pięści. Z drugiej jednak strony fakt, że Red ją znał trochę, ale tylko trochę poprawiało zaistniałą sytuację.
Kiedy Red stanął stwierdziła w końcu, że spróbuje się od niego dowiedzieć o co dokładnie mu chodziło. Nim jednak się za to zabrała zauważyła, że wokół demona znów pojawiła się chmara czarnych motyli, a ona czuła dziwny chłód w sobie.
- Co ci jest... Red...? - zapytała, lecz zamiast odpowiedzieć demon upadł. Wylądowawszy obok pobratymca próbując dowiedzieć co się stało. Lecz poza tym, że w dotyku był znacznie zimniejszy od tego co czuła wewnątrz siebie niczego nie dostrzegała, co tylko jeszcze bardziej pogłębiało jej rozkojarzenie.
- Co Raa... ma robić...? Co robić...? - dopytywała się nie kierując pytań do kogoś konkretnego i nie mając pojęcia co zrobić. Ostatnio jak czegoś potrzebował to jej bladoskóry towarzysz dał jasno do zrozumienia czego potrzebował. I choć potrafiła stwierdzić czego chce, to coś takiego w stosunku do innych było poza jej umiejętnościami.
Szamocąc się bezsilna w swojej niewiedzy w pewnym momencie poderwała się na na nogi i najszybciej jak mogła zbliżyła się do Vulfili chwytając ją za ramiona.
- Ty wiem Vulfila... co jest Red...? Co ma zrobić...? - powtórzyła spoglądając ogoniastej w oczy i zapominając o tym, że jest częściowo człowiekiem. Nim jednak otrzymała jakąś odpowiedź zatrzymała się w pół ruchu przypominając sobie o czymś co mogło w tej chwili być dość pomocne.
Puściwszy dziewczynę odwróciła się i za pomocą kiaiho oczyściła kilkumetrowy kawałek terenu z pomniejszej roślinności zabrała się do pracy. I choć wtedy praktycznie nie zwracała uwagi na poczynania Sergieja to zebrała nieco kamieni oraz gałęzi i innej roślinności zniszczonej przez jej technikę. Klękając starała się jak najlepiej odtworzyć to co wtedy widziała ustawiła krąg z kamieni w którym następnie ułożyła całą zebraną podpałkę. Tak powstałą konstrukcję potraktowała niewielkim strumieniem ognia z ust, po czym bez zwłoki podniosła się i przyciągnęła nieprzytomnego demona bliżej ogniska.
Ułożywszy jako tako Reda chciała odwrócić się w stronę Vulfili, lecz coś innego przykuło jej uwagę. A tym czymś były coraz śmielej tańczące języki płomieni ognisku.
Próbując zignorować uczucie zimna wewnątrz siebie po raz kolejny pozwoliła by niewyjaśniona fascynacja żywiołem wzięła nad nią górę i fioletowooka ponownie opadła na ziemię pozwalając by myśli znów zaczęły krążyć swobodnie.
Lecz w przeciwieństwie do ostatnich razy kiedy to ograniczała się jedynie do urywków wspomnień z chwili jej zniewolenia. Tym razem rozmyślała również nad tym co zaczęła robić. Zamiast dążenia do wyznaczonego sobie celu który miał jej dać pewność, że przy spotkaniu z pobratymcami pokonanej przez nią Vv pomagała ledwie co poznanemu demonowi. Czemu to robiła? No właśnie nie wiedziała. Zupełnie jakby coś lub ktoś stwierdziło, że takie działanie będzie dla niej najlepsze. Może i Red dał jej w podzięce całkiem dużą porcję energii, lecz przecież nie mogła się ograniczać jedynie do tego, że demon za każdą udzieloną mu pomoc będzie się jakoś odwdzięczać.
Wypuściwszy niespodziewanie z otworów na głowię porcję pary Raa westchnęła przenosząc w końcu wzrok z roztańczonych ogników na ziemię przed sobą. Uświadomiła sobie bowiem, że pomimo tego wszystkiego co stało się od chwili ich spotkania, było tak jak stwierdził Red. Dopiero w towarzystwie innych demonów tacy jak ona, czy on mogli poczuć się pewniej. Coś na kształt więzi z kimś obcym, a jednocześnie tak bardzo do siebie podobnym. A przynajmniej tak było w jej przypadku. On już parę razy proponował by się od niego oddaliła. Postępowanie czerwonookiego było dla demonicy zdecydowanie zbyt ciężkie do zrozumienia.
OCC:
Honoo: 119
Ki Raa: 11925 - (119 x 1,3) = 11925 - 155 = 11770
- Vulfila... Halfsaiyanka... Na planecie... - powtórzyła jedynie słowa Reda jednocześnie przyglądając się czarnowłosej spod zmrużonych powiek. Nie komentując jednak w żaden sposób pewnego faktu, który nie przypadł jej do gustu odwróciła się w stronę rogatego który znów zaczął się jakoś dziwnie zachowywać. Tak jakby coś mu się stało, choć przecież nie dostrzegła na nim żadnych ran. Nie zmieniło to jednak tego, że kiedy zaczął iść ona ruszyła jego śladem.
Podążając wgłąb wyspy za swoim towarzyszem dalej i zachowując raczej swobodną pozę unosiła się paręnaście centymetrów na gruntem. Nie zwracała jednak szczególnej uwagi na Reda. Zamiast tego próbowała przypomnieć sobie i zrozumieć to co usłyszała odnośnie telekinezy. Jednak jedyne czego była pewna odnośnie tej techniki, to tego, że korzystano przy niej z własnej energii, tak jak podczas latania, czy też kiaiho.
Dalej próbując zrozumieć o co dokładnie chodziło czarnowłosemu zerknęła na Vulfilę. Jej obecność budziła w różowoskórej mieszane odczucia. Z jednej strony fakt, że była po części człowiekiem sprawiał, że odruchowo zaciskała dłonie w pięści. Z drugiej jednak strony fakt, że Red ją znał trochę, ale tylko trochę poprawiało zaistniałą sytuację.
Kiedy Red stanął stwierdziła w końcu, że spróbuje się od niego dowiedzieć o co dokładnie mu chodziło. Nim jednak się za to zabrała zauważyła, że wokół demona znów pojawiła się chmara czarnych motyli, a ona czuła dziwny chłód w sobie.
- Co ci jest... Red...? - zapytała, lecz zamiast odpowiedzieć demon upadł. Wylądowawszy obok pobratymca próbując dowiedzieć co się stało. Lecz poza tym, że w dotyku był znacznie zimniejszy od tego co czuła wewnątrz siebie niczego nie dostrzegała, co tylko jeszcze bardziej pogłębiało jej rozkojarzenie.
- Co Raa... ma robić...? Co robić...? - dopytywała się nie kierując pytań do kogoś konkretnego i nie mając pojęcia co zrobić. Ostatnio jak czegoś potrzebował to jej bladoskóry towarzysz dał jasno do zrozumienia czego potrzebował. I choć potrafiła stwierdzić czego chce, to coś takiego w stosunku do innych było poza jej umiejętnościami.
Szamocąc się bezsilna w swojej niewiedzy w pewnym momencie poderwała się na na nogi i najszybciej jak mogła zbliżyła się do Vulfili chwytając ją za ramiona.
- Ty wiem Vulfila... co jest Red...? Co ma zrobić...? - powtórzyła spoglądając ogoniastej w oczy i zapominając o tym, że jest częściowo człowiekiem. Nim jednak otrzymała jakąś odpowiedź zatrzymała się w pół ruchu przypominając sobie o czymś co mogło w tej chwili być dość pomocne.
Puściwszy dziewczynę odwróciła się i za pomocą kiaiho oczyściła kilkumetrowy kawałek terenu z pomniejszej roślinności zabrała się do pracy. I choć wtedy praktycznie nie zwracała uwagi na poczynania Sergieja to zebrała nieco kamieni oraz gałęzi i innej roślinności zniszczonej przez jej technikę. Klękając starała się jak najlepiej odtworzyć to co wtedy widziała ustawiła krąg z kamieni w którym następnie ułożyła całą zebraną podpałkę. Tak powstałą konstrukcję potraktowała niewielkim strumieniem ognia z ust, po czym bez zwłoki podniosła się i przyciągnęła nieprzytomnego demona bliżej ogniska.
Ułożywszy jako tako Reda chciała odwrócić się w stronę Vulfili, lecz coś innego przykuło jej uwagę. A tym czymś były coraz śmielej tańczące języki płomieni ognisku.
Próbując zignorować uczucie zimna wewnątrz siebie po raz kolejny pozwoliła by niewyjaśniona fascynacja żywiołem wzięła nad nią górę i fioletowooka ponownie opadła na ziemię pozwalając by myśli znów zaczęły krążyć swobodnie.
Lecz w przeciwieństwie do ostatnich razy kiedy to ograniczała się jedynie do urywków wspomnień z chwili jej zniewolenia. Tym razem rozmyślała również nad tym co zaczęła robić. Zamiast dążenia do wyznaczonego sobie celu który miał jej dać pewność, że przy spotkaniu z pobratymcami pokonanej przez nią Vv pomagała ledwie co poznanemu demonowi. Czemu to robiła? No właśnie nie wiedziała. Zupełnie jakby coś lub ktoś stwierdziło, że takie działanie będzie dla niej najlepsze. Może i Red dał jej w podzięce całkiem dużą porcję energii, lecz przecież nie mogła się ograniczać jedynie do tego, że demon za każdą udzieloną mu pomoc będzie się jakoś odwdzięczać.
Wypuściwszy niespodziewanie z otworów na głowię porcję pary Raa westchnęła przenosząc w końcu wzrok z roztańczonych ogników na ziemię przed sobą. Uświadomiła sobie bowiem, że pomimo tego wszystkiego co stało się od chwili ich spotkania, było tak jak stwierdził Red. Dopiero w towarzystwie innych demonów tacy jak ona, czy on mogli poczuć się pewniej. Coś na kształt więzi z kimś obcym, a jednocześnie tak bardzo do siebie podobnym. A przynajmniej tak było w jej przypadku. On już parę razy proponował by się od niego oddaliła. Postępowanie czerwonookiego było dla demonicy zdecydowanie zbyt ciężkie do zrozumienia.
OCC:
Honoo: 119
Ki Raa: 11925 - (119 x 1,3) = 11925 - 155 = 11770
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Pią Lut 17, 2017 5:35 pm
Vulfila spoglądała niepewnie to na Reda to na Raa. Zachowanie obojga wzbudzało jej obawy. Rogaty demon podniósł się i trzymał za bok, jakby coś go bolało. Tymczasem Różowe Dziwo łypało na nią wzrokiem, zaciskając odruchowo dłonie – nie umkneło to jej uwadze. Wyglądało to tak, jakby tylko czekało, żeby rzucić jej się do gardła. Wcale nie była przekonana, co do tego, czy nie ma się czego bać. Tak czy inaczej przybyła tu odnaleźć nieznajomego, a samotne przemierzanie tej wyspy groziłoby szybką śmiercią, gdyby wpadła w ręce uśpionego monstrum na dnie oceanu. Nawet cieszyła się, że obecni towarzysze nie zadawali jej zbyt wiele pytań, bo też niełatwo byłoby jej na nie odpowiedzieć. Ruszyła za nimi, trzymając się trochę z tyłu. Tak na wszelki wypadek, gdyby zrobiło się gorąco i musiałaby uciekać.
W czasie drogi Vulfila oglądała sobie beztrosko okolicę. Nie była nad wyraz ostrożna. Wydawało jej się, że Red wie, dokąd idzie. Starała się wyczuwać otoczenie przez KI Feeling, ale nie udawało jej się to wcale, więc uznała, że chyba robi coś źle. Znała tę umiejętność od niedawna, więc mogło się tak zdarzyć. Oglądała za to drzewa, zwierzątka w okolicy. Rozmyślała.
Nagle wokół Reda zaroiło się znów od dziwnych czarnych motylków. Ręce drżały mu. Vulfila patrzyła na niego z coraz większymi oczami. Nie widziała, czego to mogą być objawy? Zdenerwowania? Podekscytowania? Choroby? Wtem chłopak padł na ziemię jak długi. Halfka patrzyła na niego przerażona. Skamieniała. Włos zjeżył jej się na ogonie. Rozejrzała się szybko dookoła, żeby sprawdzić, czy ktoś może w niego strzelił czy może w coś wdepnął?
Raa podniosła przerażoną Vulfilę do góry za ramiona. Ścisnęła mocniej, niż mogło jej się wydawać. Nie panowała wtedy zbyt dobrze nad sobą. Zostawiła dziewczynie sińce. Halfka nie odezwała się. Była zbyt oszołomiona.
Dopiero gdy demon ja puścił, przetarła ręce i podeszła do Reda. Uklęknęła przy nim. Przełknęła głośno ślinę.
„Tamten Różak w ogóle nie ogarnia...” – pomyślała, oglądając Reda, gdy Raa zbierał rzeczy na ognisko. – „Musisz stanąć na wysokości zadania. Bo kto inny?” – pokrzepiała się w myslach.
W akademii uczono ją podstawowych umiejętności pierwszej pomocy, więc co nieco wiedziała. Jednak... Red to nie saiyanin... musiała brać to pod uwagę. Dotknęła jego czoła. Było zimne jak lód. Czemu? W tym upale? Przyłożyłą rękę do jego policzka i dłoni, sprawdzając, czy temperatura jego ciała jest taka sama na całej powierzchni.
„On jest zimny jak lód... Czy on w ogóle żyje??” – Vulfila panikowała w myślach, ale nie wyrażała ich głośno, żeby nie podjudzać Tego Różowego.
Raa przeniosła Reda bliżej ogniska, co Vulfila uznała jednak za dość dobry krok. Potem demonica zanurzyła się w myślach, a Halfka nie zamierzała go wybudzać zbyt szybko. Za bardzo się jej bała. Jej nieprzewidywalności. Powróciła do badania Rogacza.
Rozdarła mu ubranie na klatce piersiowej. Przystawiła ucho do mostka chłopaka i wsłuchowała się. Starała sie wyczuć bicie serca i oddech. Palce przyłożyła do szyi demona, próbując wyczuć puls. Potem przystawiła policzek do jego ust, aby poczyć oddech.
Jeśli nic nie wyczuwała, wtedy skierowała pełen smutku i zwątpienia wzrok na Raa.
- Czy tacy jak wy oddychają? - zapytała drżącym głosem, pełnym smutku.
Było jej niezmiernie przykro pytać o coś takiego, ale w tych okolicznościach musiała. Nawet, jeśli miałoby to sprawić przykrość Różowej. Tak naprawdę... nie wiedziała, czy to ma dla niej jakiekolwiek znaczenie. Jednak dla Halfki miałoby ogromne. W końcu nie oddychać i nie mieć krwi krążącej w żyłach... nie wydzielać ciepła... nie móc kogoś ogrzać ciepłem swojego ciała. To takie nieludzkie...
- Czy wy macie serce? Muszę wiedzieć. Powiedz mi! – podnosiła głos, nie mogąć udźwignąć presji.
Jeśli natomiast Red oddychał i biło mu serce, wtedy Vulfila uderzała Reda lekko w policzek dłonią, próbując obudzić.
- Red, obudź się. Halo, Red! – mówiła spokojnym głosem. Chciała go tylko wybudzić. Uszczypnęła go w przedramię.
Po tych czynnościach sprawdziła dokładnie całe jego ciało. A przede wszystkim miejsce, za które łapał się kurczowo. Poszukiwała jakiejkolwiek rany, którą mogłaby zabandażować.
Jeśli to nie skutkowało, Vulfila usiadła blisko ogniska okrakiem. Wsuneła sobie Reda między nogi tak, żeby mogła objąć jego ciało od tyłu ramionami i jednocześnie aby czuł żar ogniska od przodu. Starała się objąć swoim całem jak największą powierzchnię jego pleców i ramion, jednak była dużo niższa od niego, więc mogła to zrobić tylko w pewnym stopniu.
- Nie mam pojęcia, co mu się stało. – wyznała, jeśli jej wysiłki na niewiele się zdawały. Popatrzyła z troską na Raa – Może... może tobie też zimno? – przełknęła ślinę i zawahała się, ale w końcu wydusiła z siebie. – Jeśli tak, to... chodź, przytul się do nas. – Zaprosiła ją, wyciągając do niej zachęcająco rekę. Nie myslała wiele w takiej chwili. Po prostu działała tak, jak kazało jej sumienie. Pomartwić się zamierzała dopiero później. – Co wy tu właściwie robicie? – zapytała na koniec. Potrzebowała tej informacji, bo ona mogła wiele wyjasnić. – Czy Red na coś wcześniej narzekał? Coś go bolało?
W czasie drogi Vulfila oglądała sobie beztrosko okolicę. Nie była nad wyraz ostrożna. Wydawało jej się, że Red wie, dokąd idzie. Starała się wyczuwać otoczenie przez KI Feeling, ale nie udawało jej się to wcale, więc uznała, że chyba robi coś źle. Znała tę umiejętność od niedawna, więc mogło się tak zdarzyć. Oglądała za to drzewa, zwierzątka w okolicy. Rozmyślała.
Nagle wokół Reda zaroiło się znów od dziwnych czarnych motylków. Ręce drżały mu. Vulfila patrzyła na niego z coraz większymi oczami. Nie widziała, czego to mogą być objawy? Zdenerwowania? Podekscytowania? Choroby? Wtem chłopak padł na ziemię jak długi. Halfka patrzyła na niego przerażona. Skamieniała. Włos zjeżył jej się na ogonie. Rozejrzała się szybko dookoła, żeby sprawdzić, czy ktoś może w niego strzelił czy może w coś wdepnął?
Raa podniosła przerażoną Vulfilę do góry za ramiona. Ścisnęła mocniej, niż mogło jej się wydawać. Nie panowała wtedy zbyt dobrze nad sobą. Zostawiła dziewczynie sińce. Halfka nie odezwała się. Była zbyt oszołomiona.
Dopiero gdy demon ja puścił, przetarła ręce i podeszła do Reda. Uklęknęła przy nim. Przełknęła głośno ślinę.
„Tamten Różak w ogóle nie ogarnia...” – pomyślała, oglądając Reda, gdy Raa zbierał rzeczy na ognisko. – „Musisz stanąć na wysokości zadania. Bo kto inny?” – pokrzepiała się w myslach.
W akademii uczono ją podstawowych umiejętności pierwszej pomocy, więc co nieco wiedziała. Jednak... Red to nie saiyanin... musiała brać to pod uwagę. Dotknęła jego czoła. Było zimne jak lód. Czemu? W tym upale? Przyłożyłą rękę do jego policzka i dłoni, sprawdzając, czy temperatura jego ciała jest taka sama na całej powierzchni.
„On jest zimny jak lód... Czy on w ogóle żyje??” – Vulfila panikowała w myślach, ale nie wyrażała ich głośno, żeby nie podjudzać Tego Różowego.
Raa przeniosła Reda bliżej ogniska, co Vulfila uznała jednak za dość dobry krok. Potem demonica zanurzyła się w myślach, a Halfka nie zamierzała go wybudzać zbyt szybko. Za bardzo się jej bała. Jej nieprzewidywalności. Powróciła do badania Rogacza.
Rozdarła mu ubranie na klatce piersiowej. Przystawiła ucho do mostka chłopaka i wsłuchowała się. Starała sie wyczuć bicie serca i oddech. Palce przyłożyła do szyi demona, próbując wyczuć puls. Potem przystawiła policzek do jego ust, aby poczyć oddech.
Jeśli nic nie wyczuwała, wtedy skierowała pełen smutku i zwątpienia wzrok na Raa.
- Czy tacy jak wy oddychają? - zapytała drżącym głosem, pełnym smutku.
Było jej niezmiernie przykro pytać o coś takiego, ale w tych okolicznościach musiała. Nawet, jeśli miałoby to sprawić przykrość Różowej. Tak naprawdę... nie wiedziała, czy to ma dla niej jakiekolwiek znaczenie. Jednak dla Halfki miałoby ogromne. W końcu nie oddychać i nie mieć krwi krążącej w żyłach... nie wydzielać ciepła... nie móc kogoś ogrzać ciepłem swojego ciała. To takie nieludzkie...
- Czy wy macie serce? Muszę wiedzieć. Powiedz mi! – podnosiła głos, nie mogąć udźwignąć presji.
Jeśli natomiast Red oddychał i biło mu serce, wtedy Vulfila uderzała Reda lekko w policzek dłonią, próbując obudzić.
- Red, obudź się. Halo, Red! – mówiła spokojnym głosem. Chciała go tylko wybudzić. Uszczypnęła go w przedramię.
Po tych czynnościach sprawdziła dokładnie całe jego ciało. A przede wszystkim miejsce, za które łapał się kurczowo. Poszukiwała jakiejkolwiek rany, którą mogłaby zabandażować.
Jeśli to nie skutkowało, Vulfila usiadła blisko ogniska okrakiem. Wsuneła sobie Reda między nogi tak, żeby mogła objąć jego ciało od tyłu ramionami i jednocześnie aby czuł żar ogniska od przodu. Starała się objąć swoim całem jak największą powierzchnię jego pleców i ramion, jednak była dużo niższa od niego, więc mogła to zrobić tylko w pewnym stopniu.
- Nie mam pojęcia, co mu się stało. – wyznała, jeśli jej wysiłki na niewiele się zdawały. Popatrzyła z troską na Raa – Może... może tobie też zimno? – przełknęła ślinę i zawahała się, ale w końcu wydusiła z siebie. – Jeśli tak, to... chodź, przytul się do nas. – Zaprosiła ją, wyciągając do niej zachęcająco rekę. Nie myslała wiele w takiej chwili. Po prostu działała tak, jak kazało jej sumienie. Pomartwić się zamierzała dopiero później. – Co wy tu właściwie robicie? – zapytała na koniec. Potrzebowała tej informacji, bo ona mogła wiele wyjasnić. – Czy Red na coś wcześniej narzekał? Coś go bolało?
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Sob Lut 18, 2017 2:01 pm
Zaszyły się w gęstwinach leśnych połaci tropikalnej wyspy. Podążały nie będąc pewne w jakim kierunku się udać, jedynie najtrafniej pozostało podążać za ogromnym źródłem energii ki boskiej bestii. W końcu zatrzymały się, dzika flora i fauna oddawała swoje przyjazne odgłosy nie dając znaku jakichkolwiek podejrzeń. Zostało im się zmierzyć z obecnym problemem, Red najwyraźniej stracił przytomność, a dwójka towarzyszących mu kobiet nie miała za wielkiego pojęcia, jak mu pomóc. Raa wpadł na dobry pomysł by rozpalić ognisko, nawet jeśli było jeszcze stosunkowo jasno, była to kwestia paru godzin kiedy zrobi się ciemno. Źródło energii nie było daleko i zapewne z ich nadludzką prędkością spokojnie by dotarły ku celu podróży, jednakże wolały to przeczekać.
Vulfila przystąpiła do oględzin ciała potężnego demona próbując w praktyce wykorzystać wszelkie nauki nabyte z niepewnych źródeł w kwestii udzielania pierwszej pomocy. Podczas badań odkryła dziwną zieloną tarcze radaru zrośniętego z tkanką Red'a. Zniekształcony obraz przedstawiał, ku pamięci właściciela położenie smoczej kuli znajdujące się zapewne tam dokąd zmierzali. Niestety dwójka przytomnych tu obecnych osób nie miała pojęcia kto, bądź co lokalizuje urządzenie. Na radarze pojawił się, chwilowo drugi punkt, ale najwyraźniej był oddalony niezmiernie daleko. Ekran wariował na punkcie nieznanych wiązek energii przesiąkających powietrze, wszyscy to odczuli po tym, jak przestali mieć możliwość wykrywania ki innej, niż tajemniczego bytu z organizacji sześć, sześć punkt sześć. Tryby i zasięg poglądu zmieniał się z każdym ułamkiem sekundy, aż trudno było określić, a tym bardziej wyczytać wyświetlane dane.
Raa poczuł kolejne ukłucie w oku, które regularnie przypominało mu o krótkim urywku z jej życia. Kobieta, prawdopodobnie demon w asyście żołnierza przeprowadzający szybki zabieg na prawej gałce, krótkotrwały ból nasilał się, jakby sygnalizował, że to właśnie ta najgorsza pora na przeżywanie migreny. Owa kobieta musiała znajdować się na wyspie, była w końcu tam na miejscu, widziała więcej, niżeli obecnie pamiętała. Eksplozje, wiązki ki i obszerne hale łączone korytarzami okutymi w stal. Teraz uświadomiła sobie, że pośpiech nieznajomej mógł być uzasadniony, byli podczas walki. Czynności, którą tak bardzo lubowała się, ale kto odpowiedzialny był za owe zamieszanie? Mogła połączyć fakty, ale czy prosty umysł Raa byłby w stanie tego dokonać teraz?
OCC:
Na razie kontynuujcie bez MG. W razie jakiejś sytuacji dam znać. Kontynuuje, jeśli zdecydujecie dalej podążać wgłąb wyspy.
Vulfila przystąpiła do oględzin ciała potężnego demona próbując w praktyce wykorzystać wszelkie nauki nabyte z niepewnych źródeł w kwestii udzielania pierwszej pomocy. Podczas badań odkryła dziwną zieloną tarcze radaru zrośniętego z tkanką Red'a. Zniekształcony obraz przedstawiał, ku pamięci właściciela położenie smoczej kuli znajdujące się zapewne tam dokąd zmierzali. Niestety dwójka przytomnych tu obecnych osób nie miała pojęcia kto, bądź co lokalizuje urządzenie. Na radarze pojawił się, chwilowo drugi punkt, ale najwyraźniej był oddalony niezmiernie daleko. Ekran wariował na punkcie nieznanych wiązek energii przesiąkających powietrze, wszyscy to odczuli po tym, jak przestali mieć możliwość wykrywania ki innej, niż tajemniczego bytu z organizacji sześć, sześć punkt sześć. Tryby i zasięg poglądu zmieniał się z każdym ułamkiem sekundy, aż trudno było określić, a tym bardziej wyczytać wyświetlane dane.
Raa poczuł kolejne ukłucie w oku, które regularnie przypominało mu o krótkim urywku z jej życia. Kobieta, prawdopodobnie demon w asyście żołnierza przeprowadzający szybki zabieg na prawej gałce, krótkotrwały ból nasilał się, jakby sygnalizował, że to właśnie ta najgorsza pora na przeżywanie migreny. Owa kobieta musiała znajdować się na wyspie, była w końcu tam na miejscu, widziała więcej, niżeli obecnie pamiętała. Eksplozje, wiązki ki i obszerne hale łączone korytarzami okutymi w stal. Teraz uświadomiła sobie, że pośpiech nieznajomej mógł być uzasadniony, byli podczas walki. Czynności, którą tak bardzo lubowała się, ale kto odpowiedzialny był za owe zamieszanie? Mogła połączyć fakty, ale czy prosty umysł Raa byłby w stanie tego dokonać teraz?
OCC:
Na razie kontynuujcie bez MG. W razie jakiejś sytuacji dam znać. Kontynuuje, jeśli zdecydujecie dalej podążać wgłąb wyspy.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Sob Lut 18, 2017 3:07 pm
Nieznane dla siebie nawzajem dziewczyny w tym przypadku współpracowały. Próbowały rozwikłać przyczynę zasłabnięcia ich kolegi i przystąpiły do realizacji pomysłów. Nie były one wspólne, ale w jednym celu, więc chyba to nic złego. Badały go i dumały co z nim zrobić. Między sobą nawet próbowały wymienić poglądy i sposoby wybudzenia Reda. Co do oględzin, to nie tylko radar został namierzony na ciele demona. W momencie, gdy górny ubiór Reda został rozerwany na torsie, oczom dziewczyn okazał się niecodzienny widok. Owszem, klatka piersiowa była atletycznie umięśniona, ale w miejscu gdzie przebiegał mostek, tkwiły dwa półkuliste, pomarańczowe obiekty z czerwonymi gwiazdkami. Osaczone zgrubiałą, szarą tkanką demona trzymały mocno dwa ciała obce w niewoli. Jeśli będą pamiętać szczegółowo hologram ukazany przez Kota, to znajdą analogię z kulą na tronie "boskiego potwora" tejże wyspy. Nie mniej ciało Halfki dość szybko zakryło znalezisko, kiedy przystępowała do udzielenia pierwszej pomocy. W międzyczasie Raa przygotowywała czyste podłoże i szykowała ognisko. Dziewczyny naprawdę przejęły się losem kolegi, ale pewnie jak wybudzi się, to go solidnie oduczą takiego zachowania wobec nich.
Wracając, ciało demona po przebadaniu wszędzie miało taką samą temperaturę, a łuny ognia z paleniska nie poprawiały sytuacji. W dodatku Rogatemu nie biło serce, ponieważ dawno temu wyrwał je sobie, o czym świadczyła gwieździsta blizna po lewej stronie torsu wielkości jego pięści. Oddech nie był słyszalny, chociaż lekkie mgiełki wydobywające się z lekko rozwartych warg świadczyły o jakiejś wymianie powietrza z otoczeniem. Kamienna twarz nie wyrażała niczego: ani spokoju, ani bólu, zastygła w powadze. Czarne motyle nie dawały spokoju i trzepocząc nad młodzieńcem zdawały się być sępami czekającymi na zgon ofiary. Nie spieszył się na śmierć, chociaż wiele osobników tego by mu życzyło. W tym konkretnym momencie śnił o czymś, co miało związek z poprzednimi wizjami. Nękały go, tylko dlaczego?
Zakopywał się coraz bardziej w śniegu, który swą barwę zmienił na krwistą. Nie mógł podźwignąć się i tylko zaciskając zęby i pięści starał się tłumić ból w sobie, aby zebrać siły i wstać. Nic z tego. Przemarzł na kość, a ból z brzucha uniemożliwiał zmiany pozycji ciała. Miał już mroczki przed oczyma, ale długie uszy wyłapały czyjeś kroki. No to pięknie, wpadł w ręce wroga? To go zabiją na bank, nawet nie będzie mieć szansy na wybronienie się. Nie może zginąć jak tchórz. Lecz zmienił zdanie, kiedy tylko usłyszał znany mu dobrze głos.
– Wszystko dobrze?
>Mogło... być lepiej... odpowiedział z lekkim wyrazem bólu na twarzy dziewczynie, która wróciła się po niego, chociaż przebijanie się przez taką warstwę śniegu pozbawiło i ją sporo energii >Nie możesz tu zostać... trzeba dokończyć misję. Nie mogę Cię spowalniać.
Ale towarzyszka była uparta i w dodatku złożyła mu siarczysty cios w policzek, aby opamiętał się i jej pomógł w arcytrudnym zadaniu. To zmobilizowało demona do jeszcze jednej próby wstania na nogi. Tym razem miał podporę, mogli iść razem, lecz wiedział, że jest zbędnym balastem. Cóż mógł zrobić, by ulżyć wojowniczce? Jak nie swą wątłą kondycją, to chociaż pewną mobilizacją?
>Jak dotrzemy na miejsce...huh... postawię Ci kawę.
Zachęcił, ni to w żartach, ni to naprawdę. Rogaty nigdy nie potrafił żartować, aby rozśmieszyć kompankę, a i jej kawały nie zdołały przebić się przez jego pancerz ponurości. Szli noga za nogą, równym ale wolnym krokiem, który z każdym kolejnym metrem był trudniejszy do pokonania. A potem zniknęli za wielką śnieżycą.
Czerwony motyl jego prawdziwej energii obudził się na kilka chwil i zatrzepotał delikatnie skrzydełkami. To tej Ki Vulfila szukała na wyspie, a która została bardzo zmodyfikowana przez wszędobylską ciemność w ciele Reda. Ta cząstka została także zauważona przez Raa (nawet jeśli nie zdecydowała się położyć się na demonie), chociaż w mig okryła tą cząstkę kołdra z czarnych pobratymców, których było miliardy. Zbyt dużo, aby uciekły od jednej iskierki i przestały ją nękać. Czerwony motyl wybudził się w chwili, gdy Vulfila położyła się na nim i przez okład z własnego ciała podnosiła mu temperaturę. Pomysł z ogniskiem także okazał się skuteczny, nawet jeśli z początku wydawało się, że to za mało.
Raa miała tatuaż od Reda, zawarty sojusz z nim i demoniczne pochodzenie. Może nie rozumieli się w stu procentach, lecz należeli do jednej rasy. Bardzo możliwe, że to właśnie ona była bliżej odkrycia prawdy. Nie ma prawdziwych demonów tak wyciszonych jak do tej pory Rogaty. Może to był błąd, że tłamsił w sobie morderczą naturę, ale obiecał Razielowi i dziewczynom, że będzie się starać unikać konfliktów. Bo tak jak wspomniał Różowoskórej, nie jest już wojownikiem. Czarnowłosy tracił panowanie na samą myśl o krwi, a co dopiero na jej przelanie.
Nagromadzone ciepło fizyczne od ognia i tego od wtulenia sprawiło, że drgnęły mu skostniałe palce u rąk, które delikatnie splotły się z palcami Vulfili, której dłoń leżała na jego ręce. Drżały mu z zimna jak i z nigdy niewypowiedzianych bezpośrednio emocji, które zawsze trzymał w sobie. Bezwiednie objął jej dłoń i nie puszczał, jakby jej ufał. Ostrożnie też otworzyły się jego powieki do połowy. Gdzie... gdzie on był? Czy to znów sen? Kocie źrenice nie mogły zidentyfikować otoczenia, ale wyczuwał Ki dwóch kompanek. Były blisko. Bliziutko. Zatem nie tonął w śniegu i lodzie, ale był na tropikalnej wyspie. Starał się porozumieć z którąś z osób, lecz umysł nie działał jak należy, a zza długich kłów słychać było ciche rzężenie w płucach od mrozu w jego wnętrznościach. Niby był już wśród swoich towarzyszek, jednak otępiałe zmysły nie mogły wyciągnąć chłopaka z bezczynności. Czarne motyle nie odpuszczały, żerowały na nim jak wygłodniałe hieny wygryzające ostatnie kości z padliny. Jego własna Ki zjadała go od środka. Bolało, i to jak diabli, ale nawet nie miał sił, gdyby chciał to w jakiś sposób wyrazić. Jedynie jego moc była odpowiedzią na to, co siedziało w demonie. Była niestabilna, wahała się od minimum do prawie trzystu tysięcy jednostek mocy. Pojawiły się ślady potu na skroniach, Red walczył nie tylko z (tym prymitywnym) sobą, lecz o prawo do powiedzenia czegokolwiek. Na próżno, chociaż kocie uszy były gotowe do przyjęcia słów krytyki. Musiał porządnie je przestraszyć, skoro z takim zaangażowaniem podeszły do zagadnienia z nieprzytomnym wówczas demonem. Miały z nim więcej kłopotów niż pożytku.
Wracając, ciało demona po przebadaniu wszędzie miało taką samą temperaturę, a łuny ognia z paleniska nie poprawiały sytuacji. W dodatku Rogatemu nie biło serce, ponieważ dawno temu wyrwał je sobie, o czym świadczyła gwieździsta blizna po lewej stronie torsu wielkości jego pięści. Oddech nie był słyszalny, chociaż lekkie mgiełki wydobywające się z lekko rozwartych warg świadczyły o jakiejś wymianie powietrza z otoczeniem. Kamienna twarz nie wyrażała niczego: ani spokoju, ani bólu, zastygła w powadze. Czarne motyle nie dawały spokoju i trzepocząc nad młodzieńcem zdawały się być sępami czekającymi na zgon ofiary. Nie spieszył się na śmierć, chociaż wiele osobników tego by mu życzyło. W tym konkretnym momencie śnił o czymś, co miało związek z poprzednimi wizjami. Nękały go, tylko dlaczego?
Zakopywał się coraz bardziej w śniegu, który swą barwę zmienił na krwistą. Nie mógł podźwignąć się i tylko zaciskając zęby i pięści starał się tłumić ból w sobie, aby zebrać siły i wstać. Nic z tego. Przemarzł na kość, a ból z brzucha uniemożliwiał zmiany pozycji ciała. Miał już mroczki przed oczyma, ale długie uszy wyłapały czyjeś kroki. No to pięknie, wpadł w ręce wroga? To go zabiją na bank, nawet nie będzie mieć szansy na wybronienie się. Nie może zginąć jak tchórz. Lecz zmienił zdanie, kiedy tylko usłyszał znany mu dobrze głos.
– Wszystko dobrze?
>Mogło... być lepiej... odpowiedział z lekkim wyrazem bólu na twarzy dziewczynie, która wróciła się po niego, chociaż przebijanie się przez taką warstwę śniegu pozbawiło i ją sporo energii >Nie możesz tu zostać... trzeba dokończyć misję. Nie mogę Cię spowalniać.
Ale towarzyszka była uparta i w dodatku złożyła mu siarczysty cios w policzek, aby opamiętał się i jej pomógł w arcytrudnym zadaniu. To zmobilizowało demona do jeszcze jednej próby wstania na nogi. Tym razem miał podporę, mogli iść razem, lecz wiedział, że jest zbędnym balastem. Cóż mógł zrobić, by ulżyć wojowniczce? Jak nie swą wątłą kondycją, to chociaż pewną mobilizacją?
>Jak dotrzemy na miejsce...huh... postawię Ci kawę.
Zachęcił, ni to w żartach, ni to naprawdę. Rogaty nigdy nie potrafił żartować, aby rozśmieszyć kompankę, a i jej kawały nie zdołały przebić się przez jego pancerz ponurości. Szli noga za nogą, równym ale wolnym krokiem, który z każdym kolejnym metrem był trudniejszy do pokonania. A potem zniknęli za wielką śnieżycą.
Czerwony motyl jego prawdziwej energii obudził się na kilka chwil i zatrzepotał delikatnie skrzydełkami. To tej Ki Vulfila szukała na wyspie, a która została bardzo zmodyfikowana przez wszędobylską ciemność w ciele Reda. Ta cząstka została także zauważona przez Raa (nawet jeśli nie zdecydowała się położyć się na demonie), chociaż w mig okryła tą cząstkę kołdra z czarnych pobratymców, których było miliardy. Zbyt dużo, aby uciekły od jednej iskierki i przestały ją nękać. Czerwony motyl wybudził się w chwili, gdy Vulfila położyła się na nim i przez okład z własnego ciała podnosiła mu temperaturę. Pomysł z ogniskiem także okazał się skuteczny, nawet jeśli z początku wydawało się, że to za mało.
Raa miała tatuaż od Reda, zawarty sojusz z nim i demoniczne pochodzenie. Może nie rozumieli się w stu procentach, lecz należeli do jednej rasy. Bardzo możliwe, że to właśnie ona była bliżej odkrycia prawdy. Nie ma prawdziwych demonów tak wyciszonych jak do tej pory Rogaty. Może to był błąd, że tłamsił w sobie morderczą naturę, ale obiecał Razielowi i dziewczynom, że będzie się starać unikać konfliktów. Bo tak jak wspomniał Różowoskórej, nie jest już wojownikiem. Czarnowłosy tracił panowanie na samą myśl o krwi, a co dopiero na jej przelanie.
Nagromadzone ciepło fizyczne od ognia i tego od wtulenia sprawiło, że drgnęły mu skostniałe palce u rąk, które delikatnie splotły się z palcami Vulfili, której dłoń leżała na jego ręce. Drżały mu z zimna jak i z nigdy niewypowiedzianych bezpośrednio emocji, które zawsze trzymał w sobie. Bezwiednie objął jej dłoń i nie puszczał, jakby jej ufał. Ostrożnie też otworzyły się jego powieki do połowy. Gdzie... gdzie on był? Czy to znów sen? Kocie źrenice nie mogły zidentyfikować otoczenia, ale wyczuwał Ki dwóch kompanek. Były blisko. Bliziutko. Zatem nie tonął w śniegu i lodzie, ale był na tropikalnej wyspie. Starał się porozumieć z którąś z osób, lecz umysł nie działał jak należy, a zza długich kłów słychać było ciche rzężenie w płucach od mrozu w jego wnętrznościach. Niby był już wśród swoich towarzyszek, jednak otępiałe zmysły nie mogły wyciągnąć chłopaka z bezczynności. Czarne motyle nie odpuszczały, żerowały na nim jak wygłodniałe hieny wygryzające ostatnie kości z padliny. Jego własna Ki zjadała go od środka. Bolało, i to jak diabli, ale nawet nie miał sił, gdyby chciał to w jakiś sposób wyrazić. Jedynie jego moc była odpowiedzią na to, co siedziało w demonie. Była niestabilna, wahała się od minimum do prawie trzystu tysięcy jednostek mocy. Pojawiły się ślady potu na skroniach, Red walczył nie tylko z (tym prymitywnym) sobą, lecz o prawo do powiedzenia czegokolwiek. Na próżno, chociaż kocie uszy były gotowe do przyjęcia słów krytyki. Musiał porządnie je przestraszyć, skoro z takim zaangażowaniem podeszły do zagadnienia z nieprzytomnym wówczas demonem. Miały z nim więcej kłopotów niż pożytku.
- Rex
- Liczba postów : 457
Data rejestracji : 18/10/2015
Identification Number
HP:
(1170/1250)
KI:
(0/0)
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Pon Lut 20, 2017 12:05 am
Usłyszawszy jak towarzysząca im dziewczyna zwraca się do niej fioletowooka spojrzała w jej stronę. Przyglądając się halfce próbowała dojść, czy potrafi odpowiedzieć na zadane pytanie, a podczas, gdy z jej twarzy ciężko było cokolwiek wywnioskować.
- Ja nie wiedzieć... - odparła w końcu wracając wzrokiem do kawałka gruntu przed sobą. W końcu taka była prawda. Nie wiedziała, czy któreś z nich miało to o czym wspomniała Vulfila. Poza tym nie zastanawiała się nawet nad tym, co drugi demon ma, a czego nie ma. Dla niej fakt, że był demonem był już wystarczającą wiedzą i nie rozwodziła się nad takimi szczegółami. Choć słowa czarnowłosej trochę ją zaciekawiły. Nie podnosząc wzroku kontynuowała - Ale ty mówisz mi... co to jest... bo nie wiedzieć... Może Red... to ma... Wiem... że ja nie... mam krwi... Co Red ma... a co nie... Raa nie wiedzieć... Raa i Red demony... jednakże... nie jesteśmy... tak sam istoty...
Po tych słowach demonica zamilkła czując jak jej prawe oko co jakiś czas przeszywa kolejna fala bólu. I choć było to coś co można było porównać do odczuć z chwili wbicia sobie strzykawki w gałkę oczną, to i tak wywołało u niej pewną reakcję. A dokładniej to spowodowały, że zaczęła przypominać sobie coraz więcej szczegółów związanych z tamtą zielonoskórą demonicą i wydarzeniami które się wówczas działy. Były to głównie nie zrozumiale dla niej urywki obrazów jakichś pomieszczenia oraz zamieszania które świadczyły o tym, że ktoś tam walczył. I choć walka była jedna z naprawdę niewielu rzeczy z ogarnięciem których nie miała problemów, to jak na złość tym razem nie mogła zrozumieć co dokładnie tam się działo. Wnioskowała jednak, że sprawcą tego zamieszania mógł być tym samym o którym wspomniano w dżungli nim ją ogłuszono.
Nie wiedziała jednak kim on mógł być ten tajemniczy osobnik. Pewne było, że w tamtym momencie przewyższał ją siłą, lecz to było dla niej stanowczo za mało by móc stwierdzić w ten sposób stwierdzić.
- Nie... Nie jest... - odpowiedziała na niespodziewaną propozycję ogoniastej która w ten sposób wyrwała różowoskórą z zamyślenia. I nawet dobrze się stało, że to zrobiła, gdyż Raa zaczynała po raz kolejny odczuwać, że chęć wyżycia się zaczyna w niej rosnąć.
Wstając dostrzegła kolejną rzecz którą musiała dołożyć do listy rzeczy których nie rozumiała. Bowiem niespodziewane pojawienie się wśród rojących się nad Redem czarnych motyli demona dostrzegała pojedynczego czerwonego owada który zaraz po tym jak się pojawił zniknął jej z oczu otoczony przez czarną masę pozostałych stworzonek
- Red nic... nie mówisz... by coś boleć... - odpowiedziała ze słyszalnym napięciem w głosie na ostatnie ze strony Vulfili, po czym nie mogąc wytrzymać frustracji podeszła do najbliższego drzewa i uderzyła z całej siły w znajdujący się przed nią pień łamiąc go i posyłając w powietrze całą masę drzazg.
- Red nie mówisz więcej... Red mówisz mniej... - dodała jeszcze z wciąż zaciśniętymi pięściami, po czym spojrzała w stronę pozostałej dwójki przyglądając się im, a raczej zasłoniętej w tym momencie piersi Reda.
To co tam zdążyła wcześniej zobaczy raczej nie było czymś co powinno tam być. Dwa pomarańczowe przedmioty które przypominały jedną z rzeczy widocznych na obrazie pokazanym dwójce demonów przez kota w chustce. Te wszystkie podobieństwa jak i niewiadome związane z wyspą na której się znajdowali coraz bardziej ją irytowały. A irytowanie Raa nie była najmądrzejszym pomysłem.
OCC:
Ki Raa: 11770 + 155 = 11925
- Ja nie wiedzieć... - odparła w końcu wracając wzrokiem do kawałka gruntu przed sobą. W końcu taka była prawda. Nie wiedziała, czy któreś z nich miało to o czym wspomniała Vulfila. Poza tym nie zastanawiała się nawet nad tym, co drugi demon ma, a czego nie ma. Dla niej fakt, że był demonem był już wystarczającą wiedzą i nie rozwodziła się nad takimi szczegółami. Choć słowa czarnowłosej trochę ją zaciekawiły. Nie podnosząc wzroku kontynuowała - Ale ty mówisz mi... co to jest... bo nie wiedzieć... Może Red... to ma... Wiem... że ja nie... mam krwi... Co Red ma... a co nie... Raa nie wiedzieć... Raa i Red demony... jednakże... nie jesteśmy... tak sam istoty...
Po tych słowach demonica zamilkła czując jak jej prawe oko co jakiś czas przeszywa kolejna fala bólu. I choć było to coś co można było porównać do odczuć z chwili wbicia sobie strzykawki w gałkę oczną, to i tak wywołało u niej pewną reakcję. A dokładniej to spowodowały, że zaczęła przypominać sobie coraz więcej szczegółów związanych z tamtą zielonoskórą demonicą i wydarzeniami które się wówczas działy. Były to głównie nie zrozumiale dla niej urywki obrazów jakichś pomieszczenia oraz zamieszania które świadczyły o tym, że ktoś tam walczył. I choć walka była jedna z naprawdę niewielu rzeczy z ogarnięciem których nie miała problemów, to jak na złość tym razem nie mogła zrozumieć co dokładnie tam się działo. Wnioskowała jednak, że sprawcą tego zamieszania mógł być tym samym o którym wspomniano w dżungli nim ją ogłuszono.
Nie wiedziała jednak kim on mógł być ten tajemniczy osobnik. Pewne było, że w tamtym momencie przewyższał ją siłą, lecz to było dla niej stanowczo za mało by móc stwierdzić w ten sposób stwierdzić.
- Nie... Nie jest... - odpowiedziała na niespodziewaną propozycję ogoniastej która w ten sposób wyrwała różowoskórą z zamyślenia. I nawet dobrze się stało, że to zrobiła, gdyż Raa zaczynała po raz kolejny odczuwać, że chęć wyżycia się zaczyna w niej rosnąć.
Wstając dostrzegła kolejną rzecz którą musiała dołożyć do listy rzeczy których nie rozumiała. Bowiem niespodziewane pojawienie się wśród rojących się nad Redem czarnych motyli demona dostrzegała pojedynczego czerwonego owada który zaraz po tym jak się pojawił zniknął jej z oczu otoczony przez czarną masę pozostałych stworzonek
- Red nic... nie mówisz... by coś boleć... - odpowiedziała ze słyszalnym napięciem w głosie na ostatnie ze strony Vulfili, po czym nie mogąc wytrzymać frustracji podeszła do najbliższego drzewa i uderzyła z całej siły w znajdujący się przed nią pień łamiąc go i posyłając w powietrze całą masę drzazg.
- Red nie mówisz więcej... Red mówisz mniej... - dodała jeszcze z wciąż zaciśniętymi pięściami, po czym spojrzała w stronę pozostałej dwójki przyglądając się im, a raczej zasłoniętej w tym momencie piersi Reda.
To co tam zdążyła wcześniej zobaczy raczej nie było czymś co powinno tam być. Dwa pomarańczowe przedmioty które przypominały jedną z rzeczy widocznych na obrazie pokazanym dwójce demonów przez kota w chustce. Te wszystkie podobieństwa jak i niewiadome związane z wyspą na której się znajdowali coraz bardziej ją irytowały. A irytowanie Raa nie była najmądrzejszym pomysłem.
OCC:
Ki Raa: 11770 + 155 = 11925
- Vvien
- Liczba postów : 1307
Data rejestracji : 05/02/2016
Identification Number
HP:
(1510/1510)
KI:
(0/0)
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Pon Lut 20, 2017 10:05 am
[We wnętrzu Raa]
Nanitowy kokon rósł z każdą minutą wchłaniając łapczywie nagromadzoną tkankę. Prototyp Khalarskiego Imperium uwięziony we wnętrzu technologicznej powłoki oczekiwał wyjścia na wolność, lecz jaką dyrektywę wtedy obejmie... nie wiadomo. Zero jedynkowa świadomość jednostki Oneone1 zamknęła się pośród ścian powierzchni pamięciowej i wygenerowała wirtualny awatar. Żadnego pancerza, hełmu, czy też teflonowej powłoki. Tylko czysta syntetyczna tkanka o barwie śnieżnej we wnętrzu pomieszczenia obleczonego nieskończonym mrokiem. Każdy jej krok generował na powierzchni serie neonowych świateł, które przemieszczały się w różnorakich kierunkach, jakby wiedzione przez niewidzialne matryce. Nie potrzebowała źródła światła by rejestrować otoczenie, jako iż była u siebie, we wnętrzu własnego umysłu. "Analiza potwierdziła obecność skorumpowanych plików", tak też przypuszczała z owym procesem myślowym, a jej każdy mentalny przekaz prezentował wysoką nad nią szeregi zero jedynkowych pasm cyfrowych. Przecinały nieistniejące niebo generując się z wyrw pamięci innych sektorów. Uniosła lewą dłoń przed siebie, jakby wskazując na nieistniejący punkt. Czekała, aż skorumpowane pliki odnajdą wyrwę i ukażą swoje prawdziwe, plugawe oblicze. Wyrwa wykryta około dwadzieścia dwa gigabajty pustej powierzchni od jej pozycji w zakresie trójwymiarowym ukazała się, a z niej wypełzła pierwsza skorumpowana sylwetka. Fioletowa masa przelała się w swej galaretowatej konsystencji przez mały otwór by z chlupotem zasygnalizować obecność na powierzchni matrycy. Oneone1 dalej wskazując na cel przyjrzała mu się z kilku milisekundowym odstępem, "Cóż za nieczysta istota, kto wgrał tego wirusa do moich systemów?" przemknęło jej przez myśl bezdusznie, a na potwierdzenie tego pudło nieba ponownie zabłysło cyfrową serenadą. Kompilacja danych jasno stwierdziła, że to jedno z zagnieżdżonych w podzespołach AI. Sztuczna inteligencja nie wiedziała jeszcze, że jednostka Oneone1 choć prymitywna, nie jest bez zabezpieczeń.
"Aktywacja programu anty-personalnego typ Zombie", komenda aktywowała się, a przed VV kod zerojedynkowy uformował dziwną kościane kreaturę, zgarbioną i o szeroko rozdziawionej szczęce sięgającej do pasa. Przypominała coś humanoidalnego, lecz niezmiernie zgarbionego i pozbawionego emocji tak samo, jak Oneone1. Niestety personalne programy *netrunnera khalarskiego nigdy nie miały odwierciedlenia w rzeczywistości, ale gdy ktoś zostanie podłączony, wtedy mogłaby znaleźć skuteczną metodę likwidacji celów. Wygenerowany program miał jednak usterkę...z przyczyn nieokreślonych szybko się rozpadł na wirtualne subatomy w skowycie niewyobrażalnego bólu. Cierpienia, które choć nie istniało, miało jedynie sygnalizować o wystąpieniu krytycznej usterki.
"Moje zabezpieczenia nie działają, nie znajduje też żadnych usterek mogących przyczyniać się do ich wadliwego stanu" . Stanęła w bezruchu próbując mimo wszystko wykonać pośpieszny skan, inwazyjna świadomość zaś nie zwlekała, przyjęła humanoidalną formę podobną fizjonomii androida i z wolnym krokiem kierowała się ku niej. Ledwo człapała sunąc odnóżami o matrycowe podłoże. Śliniła się pozbawiona wszelkich uczuć podobnie do hosta, tak by się wydawało... kiedy nagle z jej szeroko rozdziawionych ust wypluło;
- Toookooo!, niby głośno, ale naprawdę to jedynie dało się zarejestrować audio bełtu i materialne litery skierowane ku jednostce Oneone1. Ich moc uderzyła o główny avatar popychając ją niczym silna wichura. Dalej powtarzał te same słowa, co po khalarsku miało znaczyć.
-Poooomooocy! - Tak też istota bełtała kolejne słowa i stała bezczynnie w jedno gigabajtowej odległości od hosta. Robo-Panna przycupnęła by oprzeć się potędze wirtualnego wiatru i odpaliła odrzutowce w butach by z pędem ruszyć na przeciwnika. Skoro oprogramowanie zawodziło, mogła jedynie wykorzystać własną ikonę do interwencji z potencjalnym zagrożeniem. Intruz nie przemieszczał się, lecz nadal powtarzał te same słowa z rozpaczliwym jękiem przecinającym kakofonią kolejnych bełtów. Będąc przy nim trzy szybkie kopniaki uderzyły w pachwinę, brzucho i klatkę piersiową oponenta. Odkształcając i nie pozwalając się zregenerować, istota zaczęła drżeć odczuwając realne cierpienie zmiażdżonych narządów wewnętrznych, jeśli by takowe posiadała. Broniła się brutalnie wypluwając khalarski sygnał alarmowy, gdy przyjmowała na siebie tym razem serie prostych oraz sierpowych na oblicze. Nawet z zniekształconymi ustami, istota miała nadzieje, że wygra, ale android brutalnie dawał jej do zrozumienia, że znalazł się w nieodpowiednim sektorze. W końcu skonała z połamanymi nogami opadając na glebę wykrzykując tym razem ostatnie, wyraźne pomocy zanim tonowy napór zmiażdżył galaretowatą czaszkę.
"Wroga świadomość została zlikwidowana mimo oporu", podsumowała świadomość VV, a jej awatar nie wykrywając innego zagrożenia z zamkniętej już wyrwy, wylogował się.
Rozwarła szeroko oczy by znaleźć siebie nadal uwięzioną w różowej tkance kokonu. Nanity wyparowały w głębokich zakamarkach ciała Raa, a ona mogła jedynie obserwować. Czekać, aż jej ciało w końcu zostanie naprawione. Czuła się silniejsza, najwyraźniej tego typu świadomości było więcej w ciele i spotkała najsłabszą z nich. Musiała je zlikwidować czym prędzej, by nie mogły zainterweniować w jej słusznej krucjacie odnalezienia celu, prawdziwie nadanej jej dyrektywy. Wróciła do rzeczywistości także z nową wiedzą, rój sztucznych inteligencji gnieżdżących się w podzespołach to prawdopodobnie...bracia i siostry khalarskiego imperium.
OCC:
*Netrunner Khalarski - Określenie hackera.
*Tooko - Po khalarsku, prawdopodobnie znaczy: "Pomocy/Na pomoc"
Koniec treningu.
Nanitowy kokon rósł z każdą minutą wchłaniając łapczywie nagromadzoną tkankę. Prototyp Khalarskiego Imperium uwięziony we wnętrzu technologicznej powłoki oczekiwał wyjścia na wolność, lecz jaką dyrektywę wtedy obejmie... nie wiadomo. Zero jedynkowa świadomość jednostki Oneone1 zamknęła się pośród ścian powierzchni pamięciowej i wygenerowała wirtualny awatar. Żadnego pancerza, hełmu, czy też teflonowej powłoki. Tylko czysta syntetyczna tkanka o barwie śnieżnej we wnętrzu pomieszczenia obleczonego nieskończonym mrokiem. Każdy jej krok generował na powierzchni serie neonowych świateł, które przemieszczały się w różnorakich kierunkach, jakby wiedzione przez niewidzialne matryce. Nie potrzebowała źródła światła by rejestrować otoczenie, jako iż była u siebie, we wnętrzu własnego umysłu. "Analiza potwierdziła obecność skorumpowanych plików", tak też przypuszczała z owym procesem myślowym, a jej każdy mentalny przekaz prezentował wysoką nad nią szeregi zero jedynkowych pasm cyfrowych. Przecinały nieistniejące niebo generując się z wyrw pamięci innych sektorów. Uniosła lewą dłoń przed siebie, jakby wskazując na nieistniejący punkt. Czekała, aż skorumpowane pliki odnajdą wyrwę i ukażą swoje prawdziwe, plugawe oblicze. Wyrwa wykryta około dwadzieścia dwa gigabajty pustej powierzchni od jej pozycji w zakresie trójwymiarowym ukazała się, a z niej wypełzła pierwsza skorumpowana sylwetka. Fioletowa masa przelała się w swej galaretowatej konsystencji przez mały otwór by z chlupotem zasygnalizować obecność na powierzchni matrycy. Oneone1 dalej wskazując na cel przyjrzała mu się z kilku milisekundowym odstępem, "Cóż za nieczysta istota, kto wgrał tego wirusa do moich systemów?" przemknęło jej przez myśl bezdusznie, a na potwierdzenie tego pudło nieba ponownie zabłysło cyfrową serenadą. Kompilacja danych jasno stwierdziła, że to jedno z zagnieżdżonych w podzespołach AI. Sztuczna inteligencja nie wiedziała jeszcze, że jednostka Oneone1 choć prymitywna, nie jest bez zabezpieczeń.
"Aktywacja programu anty-personalnego typ Zombie", komenda aktywowała się, a przed VV kod zerojedynkowy uformował dziwną kościane kreaturę, zgarbioną i o szeroko rozdziawionej szczęce sięgającej do pasa. Przypominała coś humanoidalnego, lecz niezmiernie zgarbionego i pozbawionego emocji tak samo, jak Oneone1. Niestety personalne programy *netrunnera khalarskiego nigdy nie miały odwierciedlenia w rzeczywistości, ale gdy ktoś zostanie podłączony, wtedy mogłaby znaleźć skuteczną metodę likwidacji celów. Wygenerowany program miał jednak usterkę...z przyczyn nieokreślonych szybko się rozpadł na wirtualne subatomy w skowycie niewyobrażalnego bólu. Cierpienia, które choć nie istniało, miało jedynie sygnalizować o wystąpieniu krytycznej usterki.
"Moje zabezpieczenia nie działają, nie znajduje też żadnych usterek mogących przyczyniać się do ich wadliwego stanu" . Stanęła w bezruchu próbując mimo wszystko wykonać pośpieszny skan, inwazyjna świadomość zaś nie zwlekała, przyjęła humanoidalną formę podobną fizjonomii androida i z wolnym krokiem kierowała się ku niej. Ledwo człapała sunąc odnóżami o matrycowe podłoże. Śliniła się pozbawiona wszelkich uczuć podobnie do hosta, tak by się wydawało... kiedy nagle z jej szeroko rozdziawionych ust wypluło;
- Toookooo!, niby głośno, ale naprawdę to jedynie dało się zarejestrować audio bełtu i materialne litery skierowane ku jednostce Oneone1. Ich moc uderzyła o główny avatar popychając ją niczym silna wichura. Dalej powtarzał te same słowa, co po khalarsku miało znaczyć.
-Poooomooocy! - Tak też istota bełtała kolejne słowa i stała bezczynnie w jedno gigabajtowej odległości od hosta. Robo-Panna przycupnęła by oprzeć się potędze wirtualnego wiatru i odpaliła odrzutowce w butach by z pędem ruszyć na przeciwnika. Skoro oprogramowanie zawodziło, mogła jedynie wykorzystać własną ikonę do interwencji z potencjalnym zagrożeniem. Intruz nie przemieszczał się, lecz nadal powtarzał te same słowa z rozpaczliwym jękiem przecinającym kakofonią kolejnych bełtów. Będąc przy nim trzy szybkie kopniaki uderzyły w pachwinę, brzucho i klatkę piersiową oponenta. Odkształcając i nie pozwalając się zregenerować, istota zaczęła drżeć odczuwając realne cierpienie zmiażdżonych narządów wewnętrznych, jeśli by takowe posiadała. Broniła się brutalnie wypluwając khalarski sygnał alarmowy, gdy przyjmowała na siebie tym razem serie prostych oraz sierpowych na oblicze. Nawet z zniekształconymi ustami, istota miała nadzieje, że wygra, ale android brutalnie dawał jej do zrozumienia, że znalazł się w nieodpowiednim sektorze. W końcu skonała z połamanymi nogami opadając na glebę wykrzykując tym razem ostatnie, wyraźne pomocy zanim tonowy napór zmiażdżył galaretowatą czaszkę.
"Wroga świadomość została zlikwidowana mimo oporu", podsumowała świadomość VV, a jej awatar nie wykrywając innego zagrożenia z zamkniętej już wyrwy, wylogował się.
Rozwarła szeroko oczy by znaleźć siebie nadal uwięzioną w różowej tkance kokonu. Nanity wyparowały w głębokich zakamarkach ciała Raa, a ona mogła jedynie obserwować. Czekać, aż jej ciało w końcu zostanie naprawione. Czuła się silniejsza, najwyraźniej tego typu świadomości było więcej w ciele i spotkała najsłabszą z nich. Musiała je zlikwidować czym prędzej, by nie mogły zainterweniować w jej słusznej krucjacie odnalezienia celu, prawdziwie nadanej jej dyrektywy. Wróciła do rzeczywistości także z nową wiedzą, rój sztucznych inteligencji gnieżdżących się w podzespołach to prawdopodobnie...bracia i siostry khalarskiego imperium.
OCC:
*Netrunner Khalarski - Określenie hackera.
*Tooko - Po khalarsku, prawdopodobnie znaczy: "Pomocy/Na pomoc"
Koniec treningu.
- Vita OraAdmin
- Liczba postów : 806
Data rejestracji : 23/07/2013
Skąd : Kraków
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Sro Lut 22, 2017 5:00 pm
Vulfila leżała jakiś czas z Redem wtulonym w siebie. Bała się o niego i miała wrażenie, że ogrzewanie jest darmene. W niczym nie pomoże. Jednocześne czuła się z tym dziwnie. Tak... jakby... zdradzała Hazarda. Choć to oczywiście absurd. Bo ani nie była z saiyanem w związku ani nie robiła nic zdrożnego z Redem. Działała tak, jak wydawało jej się to konieczne i naturalne w tej sytuacji. Bez żadnego podtekstu. Nie miało teraz znaczenia, czy Rogaty jest demonem, jak długo się znają i jakie on ma wobec niej zamiary. Gdy chodziło o czyjeś życie, Halfka nie wahała się ani chwili. Tym bardziej, że chciałaby, aby nią ktoś zaopiekował się tak samo w razie potrzeby.
Raa nie potrzebowała pomocy, co Vulfila przyjeła z ulgą. Bała się tego różowego stworzenia, tak samo zreszta jak i Reda. Nie ufała im, bo miała przekonanie, że w każdej chwili mogą obrócić się przeciwko niej. Nie wiedziała po prostu, co oni planują.
- Masz krew. – odpowiedziała na pytanie Raa, przypominając sobie scenę na plaży. – To jest to, czego chcialy te koty. – Wyjaśniła lekko drącym głosem – Czujesz? Coś się zbliża. Możesz to zbadać? – poprosiła Różową, gdy wykruła obce KI w pobliżu. – Ja popilnuję Reda w tym czasie.
Zaczęło się ściemniać. Vulfila dalej trzymała w swoich ramionach czarnego chłopaka. Strach coraz mocniej dominował w jej umyśle. Nic nie rozumiała. Czemu w jego ciele zatopione są jakieś przedmioty? Czemu nie czuła bicia jego serca, ale wyczuwała oddech? Co to może znaczyć? Czemu Raa nic nie wie i nie rozumie? Zachowuje się jakby urodziła się wczoraj. No i czym są te motyle?
Vulfila uniosła jedną rekę do góry. Wyciągnęła palec, czekając, aż któryś z czarnych motylków usiądzie na nim. W międzyczasie wyczuła lekkie drżenie skostniałego ciała Reda. To był dobry znak. Splótł palce z dłonią Halfki. Dziewczyna skierowała na nie wzrok. Zawstydziła się mocno, aż rumieniec pokrył jej policzki. Nieruchomiała. Zaniemówiła. Nie chciała płoszyć chłopaka, którego ogrzewała, więc nie wycofała się. Z jednej strony wolała nie pokazywać mu, że źle się z tym czuje. Zdawała sobie sprawę z tego, że on najprawdopodobniej jest teraz w szoku i potrzebuje wsparcia, ona też by tego oczekiwała. Nie potrafiła tylko przezwyciężyć tego, co działo się w jej umyśle. Tej niechęci do demonów, obawy przed nimi i ich nieprzewidywalnością. Z drugiej strony brakowało jej siły woli, by nie przejmować się tym. Nigdy nie należała do silnych psychicznie i pewnych siebie. Dlatego tak ciężko było jej teraz udźwignąć całą tę sytuację. Najchętniej wycofałaby się do bezpiecznej pozycji. Nie zrobiła tego jednak. Wiedziała, że to nie ona i jej uczucia mają teraz najważniejsze znaczenie. Starała się, bardzo się starała...
Wtedy zauważyła, że wokół ciała Reda zaczął krążyć czerwony motyl. Wodziła za nim wzrokiem, aż ten postanowił spocząć na jej wyciągniętym palcu. Postawił nóżki, złożył skrzydełka.
Wszystko wokół nagle zniknęło. Zmieniło się w ledwie zarys rzeczywistości, namalowany czerwonym tuszem i zamazujący się. Vulfila pojawiła się w niewielkim pomieszczeniu, w którym niosło się echo. To była chyba jaskinia. Opierała się o biurko. Przed nią stała kobieta. Była zachwycająco piękna. Halfka czuła się wręcz onieśmielona jej egzotyczną, hipnotyzującą urodą. Z podziwu aż nie mogła oderwać od niej swojego wzroku. Jej kształtne ciało wieńczył smukły ogon ze strzałką. Na twarzy, o regularnych rysach, ponętnych wargach i kolorowych oczach, malowała się pewność, której Halfka poszukiwała od tak dawna.
- Zaprosiłam was tutaj, ponieważ mam wam coś do zakomunikowania. – mówiła, krążąc po pomieszczeniu. – Zdecydowałam, że ... będziecie tworzyć drużynę. Ty i Red. – oznajmiła tonem, który nie dawał żadnego pola do sprzeciwu.
Vulfila skierowała wzrok na siedzacego na fotelu mężczyznę. Wyglądał jak człowiek... czy też elf. Jego szpiczaste uszy wywijały się lekko na boki, odsłaniając osadzone na głowie kryształy. Był przeraźliwie chudy. Jego szare włosy spływały po ciele i sięgały do pępka. Miał taki pusty wyraz twarzy, taki beznamiętny i obojętny.
- Co? – wyrzuciła z siebie Vuflila roszpaczliwie. Czuła się tak bardzo pokrzywdzona. Taka oszukana! Nie mogła tego w sobie stłumić. – Ale czemu? Nie mogę więcej chodzić z tobą na misje?
Uczucia brały górę. Vulfila bliska była płaczu. Pragnęła nie opuszczać demonicy. Ona dawała jej tak wiele – poczucie bezpieczeństwa, pewność... bliskość. A tamten chłopak? Jemu przecież nie mogła nawet ufać. Nie znali się i on jest taki małomówny... i bezduszny... i... ach!
Demonica zbliżyła się do Vulfili. Chwyciła dłonią mocno jej podbródek, że aż zostawiła na nim ślady po paznokciach. Halfka nie mogła się uwolnić, musiała spojrzeć jej w oczy, które wwiercały się niemal w duszę. Czytały w niej jak w otwartej księdze.
- Nie bój się, Vulfila. Wiesz, że nigdy nie zrobiłabym ci krzywdy, prawda?
Vulfila milczała.
- Potwierdź.
- Tak, wiem... – odpowiedziała niechętnie po chwili milczenia, opuszczając wzrok i wbijając go w podłogę.
- Będziecie doskonałym zespołem. Sama zobaczysz...
Vulfila wybudziła się z kolejnej wizji. Przeszedł ją zimny dreszcz. Trudno było jej teraz dojść do siebie. „Kim była ta kobieta? I gdzie ten elfi chłopak? Czemu? Co? Jak?”- Szybko jak uderzenie pioruna zrozumiała. – „Ten motyl. To ten motyl.... Tylko jak? Dlaczego?” Wzdrygnęła się, co na pewno nie uszło uwadze Reda. Moc w ciele Reda była prawie tak samo niestabilna jak w Halfki. Rozsadzała ją wściekłość i rozgoryczenie.
- Co. to. jest? – spytała sucho Reda, gdy zauważyła, że się obudził, wskazując mu czerwonego motyla. Nie potrafiła wykrzesać z siebie choć odrobinki ciepła w głosie. - Co ty mu zrobiłeś? Czy ty go... – przełknęła silinkę z obrzydzenia - ...zjadłes, prawda? – wysyczała nienawistnie. Nie wiedziała, czy demon będzie wiedział, o czym w ogóle mowa. Ale kompletnie jej to nie obchodziło. Dała mu jednak ostatnią szansę na wytłumaczenie się. Wyjaśnienie, że myli się i nie zrobiłby nigdy nic tak bestialskiego.
Wystarczyła teraz tylko iskierka, żeby Halfka wybuchła. Włosy migały jej na złoto. Jeśli jej przypuszczenia miałoby okazać się prawdą, znienawidziłaby Reda całą sobą. Siłą próbowałaby zdobyć od niego informacje o tym Elfie. Co mu zrobił i czy można go ożywić? Ten chłopak ze wspomnień jest jej ostatnią nitką powiązania z przeszłością. To nie były żarty dla Vulfili.
OCC: Red, jeśli chcesz, to też możesz widzieć tę samą wizję – to by było ciekawe ^^. Ta demonica to Atlantis, o której ci mówiłam.
Raa nie potrzebowała pomocy, co Vulfila przyjeła z ulgą. Bała się tego różowego stworzenia, tak samo zreszta jak i Reda. Nie ufała im, bo miała przekonanie, że w każdej chwili mogą obrócić się przeciwko niej. Nie wiedziała po prostu, co oni planują.
- Masz krew. – odpowiedziała na pytanie Raa, przypominając sobie scenę na plaży. – To jest to, czego chcialy te koty. – Wyjaśniła lekko drącym głosem – Czujesz? Coś się zbliża. Możesz to zbadać? – poprosiła Różową, gdy wykruła obce KI w pobliżu. – Ja popilnuję Reda w tym czasie.
Zaczęło się ściemniać. Vulfila dalej trzymała w swoich ramionach czarnego chłopaka. Strach coraz mocniej dominował w jej umyśle. Nic nie rozumiała. Czemu w jego ciele zatopione są jakieś przedmioty? Czemu nie czuła bicia jego serca, ale wyczuwała oddech? Co to może znaczyć? Czemu Raa nic nie wie i nie rozumie? Zachowuje się jakby urodziła się wczoraj. No i czym są te motyle?
Vulfila uniosła jedną rekę do góry. Wyciągnęła palec, czekając, aż któryś z czarnych motylków usiądzie na nim. W międzyczasie wyczuła lekkie drżenie skostniałego ciała Reda. To był dobry znak. Splótł palce z dłonią Halfki. Dziewczyna skierowała na nie wzrok. Zawstydziła się mocno, aż rumieniec pokrył jej policzki. Nieruchomiała. Zaniemówiła. Nie chciała płoszyć chłopaka, którego ogrzewała, więc nie wycofała się. Z jednej strony wolała nie pokazywać mu, że źle się z tym czuje. Zdawała sobie sprawę z tego, że on najprawdopodobniej jest teraz w szoku i potrzebuje wsparcia, ona też by tego oczekiwała. Nie potrafiła tylko przezwyciężyć tego, co działo się w jej umyśle. Tej niechęci do demonów, obawy przed nimi i ich nieprzewidywalnością. Z drugiej strony brakowało jej siły woli, by nie przejmować się tym. Nigdy nie należała do silnych psychicznie i pewnych siebie. Dlatego tak ciężko było jej teraz udźwignąć całą tę sytuację. Najchętniej wycofałaby się do bezpiecznej pozycji. Nie zrobiła tego jednak. Wiedziała, że to nie ona i jej uczucia mają teraz najważniejsze znaczenie. Starała się, bardzo się starała...
Wtedy zauważyła, że wokół ciała Reda zaczął krążyć czerwony motyl. Wodziła za nim wzrokiem, aż ten postanowił spocząć na jej wyciągniętym palcu. Postawił nóżki, złożył skrzydełka.
***
Wszystko wokół nagle zniknęło. Zmieniło się w ledwie zarys rzeczywistości, namalowany czerwonym tuszem i zamazujący się. Vulfila pojawiła się w niewielkim pomieszczeniu, w którym niosło się echo. To była chyba jaskinia. Opierała się o biurko. Przed nią stała kobieta. Była zachwycająco piękna. Halfka czuła się wręcz onieśmielona jej egzotyczną, hipnotyzującą urodą. Z podziwu aż nie mogła oderwać od niej swojego wzroku. Jej kształtne ciało wieńczył smukły ogon ze strzałką. Na twarzy, o regularnych rysach, ponętnych wargach i kolorowych oczach, malowała się pewność, której Halfka poszukiwała od tak dawna.
- Zaprosiłam was tutaj, ponieważ mam wam coś do zakomunikowania. – mówiła, krążąc po pomieszczeniu. – Zdecydowałam, że ... będziecie tworzyć drużynę. Ty i Red. – oznajmiła tonem, który nie dawał żadnego pola do sprzeciwu.
Vulfila skierowała wzrok na siedzacego na fotelu mężczyznę. Wyglądał jak człowiek... czy też elf. Jego szpiczaste uszy wywijały się lekko na boki, odsłaniając osadzone na głowie kryształy. Był przeraźliwie chudy. Jego szare włosy spływały po ciele i sięgały do pępka. Miał taki pusty wyraz twarzy, taki beznamiętny i obojętny.
- Co? – wyrzuciła z siebie Vuflila roszpaczliwie. Czuła się tak bardzo pokrzywdzona. Taka oszukana! Nie mogła tego w sobie stłumić. – Ale czemu? Nie mogę więcej chodzić z tobą na misje?
Uczucia brały górę. Vulfila bliska była płaczu. Pragnęła nie opuszczać demonicy. Ona dawała jej tak wiele – poczucie bezpieczeństwa, pewność... bliskość. A tamten chłopak? Jemu przecież nie mogła nawet ufać. Nie znali się i on jest taki małomówny... i bezduszny... i... ach!
Demonica zbliżyła się do Vulfili. Chwyciła dłonią mocno jej podbródek, że aż zostawiła na nim ślady po paznokciach. Halfka nie mogła się uwolnić, musiała spojrzeć jej w oczy, które wwiercały się niemal w duszę. Czytały w niej jak w otwartej księdze.
- Nie bój się, Vulfila. Wiesz, że nigdy nie zrobiłabym ci krzywdy, prawda?
Vulfila milczała.
- Potwierdź.
- Tak, wiem... – odpowiedziała niechętnie po chwili milczenia, opuszczając wzrok i wbijając go w podłogę.
- Będziecie doskonałym zespołem. Sama zobaczysz...
***
Vulfila wybudziła się z kolejnej wizji. Przeszedł ją zimny dreszcz. Trudno było jej teraz dojść do siebie. „Kim była ta kobieta? I gdzie ten elfi chłopak? Czemu? Co? Jak?”- Szybko jak uderzenie pioruna zrozumiała. – „Ten motyl. To ten motyl.... Tylko jak? Dlaczego?” Wzdrygnęła się, co na pewno nie uszło uwadze Reda. Moc w ciele Reda była prawie tak samo niestabilna jak w Halfki. Rozsadzała ją wściekłość i rozgoryczenie.
- Co. to. jest? – spytała sucho Reda, gdy zauważyła, że się obudził, wskazując mu czerwonego motyla. Nie potrafiła wykrzesać z siebie choć odrobinki ciepła w głosie. - Co ty mu zrobiłeś? Czy ty go... – przełknęła silinkę z obrzydzenia - ...zjadłes, prawda? – wysyczała nienawistnie. Nie wiedziała, czy demon będzie wiedział, o czym w ogóle mowa. Ale kompletnie jej to nie obchodziło. Dała mu jednak ostatnią szansę na wytłumaczenie się. Wyjaśnienie, że myli się i nie zrobiłby nigdy nic tak bestialskiego.
Wystarczyła teraz tylko iskierka, żeby Halfka wybuchła. Włosy migały jej na złoto. Jeśli jej przypuszczenia miałoby okazać się prawdą, znienawidziłaby Reda całą sobą. Siłą próbowałaby zdobyć od niego informacje o tym Elfie. Co mu zrobił i czy można go ożywić? Ten chłopak ze wspomnień jest jej ostatnią nitką powiązania z przeszłością. To nie były żarty dla Vulfili.
OCC: Red, jeśli chcesz, to też możesz widzieć tę samą wizję – to by było ciekawe ^^. Ta demonica to Atlantis, o której ci mówiłam.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Sro Lut 22, 2017 9:32 pm
Czas wstawać, Śpiochu.
Jak tu się ocknąć z mrzonki, skoro zanurzyło się w niej po sam czubek rogów? Ta sama wizja, która przesiąkła w umysł Vulfili, napłynęła również do niego. Dokładnie ta sama scena, chociaż z jego perspektywy różniła się odrobinkę oceną ówczesnego Reda, który wtedy siedział w fotelu przed biurkiem swojej przełożonej. W przeciwieństwie do wojowniczki z Vegety nie tryskał ani trochę emocjami, a samą deklarację Atlantis przyjął skromnym skinieniem głowy. Szanował jej zdanie, nie wchodził z nią w dyskusję, ale też nie dał powodu do polubienia go. Rubinowe oczy spoglądały obojętnie na ładniutką dziewczynę z ogonem, która na pewno nie była przedstawicielką demonów. Mieli stanowić zespół, to będą go stanowić. Będzie czynić to jak najlepiej potrafi, lecz bez uczuciowej otoczki. Nie mniej jak patrzył się na scenę toczącą się między kobietami z lekkim zaciekawieniem, wszak niecodziennie widzi się takie widoki.
Jego Ki. Vulfila na palcu miała cząstkę prawdziwej mocy demona. Umknęła się z czarnej niewoli i powędrowała do Halfki. Ten fakt nie uszedł Raa, która chyba powoli traciła cierpliwość na tyle niewiadomych. Nic dziwnego, na jej miejscu też nie mógłby znaleźć dla siebie miejsca i z największą ochotą rozwaliłby całą okolicę, chyba że ktoś wtajemniczyłby go w miarę sprawnie. Ale to co działo się w tym czasie nawet Red w pełni nie ogarniał. Jedynie widać było, że wszelkie zastosowane metody wobec Śpiocha przyniosły skutek. Tylko... czemu Czarnowłosa nagle zaczęła być taka oschła wobec demona? Wyostrzył mu się nieco wzrok i słuch, lecz wahania Ki dookoła, w tym bestii żyjącej gdzieś wśród tych gąszczy, drażniły go za bardzo.
>Ghrr...
Warknął cicho pod nosem, kiedy złote błyski od aury Halfki, rosnący poziom irytacji Raa i ostatnie urywki wizji pobudziły demona do wzięcia się w garść. Przez chwilę wyglądało to mizernie, lecz kilka wdechów i wydechów unormowało drżące ciało Reda, a potem jego zachowanie. Ostrożnie zjechał z ciała Czarnowłosej, przetoczył się na jeden bok i powolutku dźwignął się do pozycji kucającej. W dalszych planach miał zamiar wstać na równe nogi, jednak nim to uczynił uniósł spojrzenie na Ogoniastą i po raz pierwszy od dłuższego czasu odezwał się na głos:
>Nie zjadłem go.
Zaprzeczył bez emocjonalnie pomówieniu Vulfili, chociaż mogła mieć faktycznie pretensje, że jego Ki w ogóle przestała mieć takie barwy jak te sprzed trzystu laty. Utkwił pusty wzrok w dziewczynie, która buchała złotą aurą ze złości. Mimo zmienionego wyglądu i energii pewnych rzeczy nie da się przekształcić, nawet jak dręczy kogoś choroba. Ta była bardzo groźna, lecz póki był w stanie nad nią panować, póty był spokój. A że coraz częściej tracił nad sobą kontrolę, to i nad klątwą. Obecnie nie było tego widać, co maskował jak najlepiej umiał.
Jak już złapał pion i przeciągnął się tak, że strzeliły zastygnięte, przemarznięte kości, dodał jeszcze:
>Zawsze wierzyłaś Atlantis. Spróbuj choć raz uwierzyć komuś innemu.
To nie był przymus, tylko coś na wzór prośby, chociaż nie padło ów magiczne słówko. Przez te wizje zaczął spostrzegać Vulfilę w innym świetle niż dotychczas. Zaczynało mu zależeć na dobrych stosunkach, lecz jeśli uprze się przy fałszywych założeniach co do osoby Reda, nie będzie naciskać na siłę. Zarówno dla niej, jak i dla niego była to dość niecodzienna przewrotność losu.
Swoją uwagę skierował na Różowoskórą kompankę, która dzielnie trwała u ich boku, chociaż zdawać się mogło, że coś nie grało. Wykonał kilka kroków ku Raa, która albo tak bardzo wściekała się na Czarnowłosego, że sama przesiąkła jego złem, albo coś dolegało prywatnie demonicy. Przecież widział jak na dłoni, jak jego sojuszniczkę gryzą nerwy, wręcz jej Ki wrzeszczała o możliwość upustu. Nie powinna trzymać złości w sobie, jak Red, tylko wyrzucić z siebie wszystko, co ją trapi. Najlepiej w formie wysiłku, zatem nadal bezdusznym głosem skierował następujące słowa ku (w pewnym sensie) pokrewnej mu demonicy:
>Raa, czas dostać się do Ki Sześć Sześć, punkt Sześć. Czyń honory.
Wiedział, że dziewczyna potrzebuje rozluźnienia, a takie zajęcie powinno jej pomóc uporać się z problemami, przynajmniej częściowo. Nie był jednym z tych, którzy pytali szczegółowo o stanie zdrowia, tylko szukali natychmiastowo recepty na spokój ducha i ciała. Coś podejrzewał, że ta ogromna Ki skrywana w wyspie w postaci "boskiego stworzenia" ma związek z anomaliami zewnętrznymi, jak i wewnętrznymi dla bohaterów. Młodzieniec w tym czasie właśnie musiał złapać kolejny punkt zaczepienia w medytacji, aby nie dać się sprowokować. Ani Vulfili, ani Raa, ani tym bardziej swoim prymitywnym instynktom. To tak jakby jednym palcem chcieć przyciszyć tysiąc tygrysów jednocześnie. I te tygrysy już mocno pokąsały ów poskramiacza wielkich kotów.
Co do fabuły, Red nie czekając na odezwanie się jednej czy drugiej towarzyszki z wyspy, skrzyżował ręce na torsie i mrużąc oczy przeszukał dwie wojowniczki i Raziela, przez którego narratorka musi edytować opis, i którzy znajdowali się poza wyspą i byli już wśród żywych. Tak, odnalazł ich Ki, może próbować się kontaktować. Trochę mu to zajęło, aż odezwał się głosem podobnym w intonacji do automatycznej sekretarki w telefonie.
>>>Niebawem do Was dołączę, lecz muszę najpierw odnaleźć Smoczą Kulę, która tutaj się ukrywa. Dowiem się również, jak bardzo przyłożyłyście się do ćwiczeń.<<<
Zapowiedział z wyjątkowym, stoickim spokojem chęć spotkania się ze sojuszniczkami i trochę mniejszą z Razielem. Niby spokojnie poinformował o swoich zamiarach, chociaż to wszystko tylko pozory. Równie mocno jak Raa pragnął wyżyć się na otoczeniu, lecz wtedy uwolniłby i bestię, którą się stał. Klątwa będzie mu ciążyć aż do śmierci, ale to on zdecyduje, w jakim stopniu będzie ingerować w jego plany. Już dość pokrzyżowała mu plany. Mógłby ściągnąć na siłę pozostałe sojuszniczki na ten skrawek lądu, lecz pamiętał ostrzeżenie Kocura o braku możliwości opuszczenia wyspy. Wolałby wpierw upewnić się, że nikt więcej nie utknie w tym miejscu.
Oblizał wysuszone zimną gorączką wargi. Głód nie odpuszczał ani na moment. Tym razem sam coś upoluje, i to najlepiej w pobliżu dziewczyn, żeby w razie zasłabnięcia mieć blisko wsparcie. No i gdyby coś stało się wojowniczkom, to żeby mógł zainterweniować. Nad głową latały i nawoływały ptaki, ale jeden z nich przestał, gdy czarny jak smoła pocisk Ki z palca demona rozerwał mu szyję i automatycznie trup wylądował w ramionach Reda. Tu opanowanie demona zakończyło się, gdyż zaraz jego ręce zostały umazane krwią. Momentalnie zwęziły mu się źrenice, wydłużyły się szpony i kły, które wbił w kupkę nasyconego posokę pierza. Nie odzywał się w trakcie posiłku i kilkanaście sekund po nim. Tak bardzo absorbowała go krew, że aż swoją posturą ostrzegał, aby mu nie przeszkadzać. Wątła sylwetka demona była niezwykle napięta, a że nie miał na sobie teraz górnego ubioru, to eksponowane mięśnie klatki piersiowej również zaciskały się mocniej, zwłaszcza w miejscu gdzie wystawały przedtem Smocze Kule. Obecnie skrył je w ciele, żeby nie kusiły nikogo, w tym szpiegów, do złodziejstwa.
Jakby ktoś mu przerwał posiłek, to zareagowałby dwojako w zależności od osoby. Jeśli zrobiłaby to Raa lub Vulfi, to rzuciłby przenikliwym wzrokiem spode łba i warczał cicho pod nosem. A jeśli włączyłaby się w to osoba spoza jego grona znajomych, istniało prawdopodobieństwo zaatakowania tego kogoś telekinezą lub kiaiho w celu odrzucenia potencjalnego rywala od siebie.
Jak tu się ocknąć z mrzonki, skoro zanurzyło się w niej po sam czubek rogów? Ta sama wizja, która przesiąkła w umysł Vulfili, napłynęła również do niego. Dokładnie ta sama scena, chociaż z jego perspektywy różniła się odrobinkę oceną ówczesnego Reda, który wtedy siedział w fotelu przed biurkiem swojej przełożonej. W przeciwieństwie do wojowniczki z Vegety nie tryskał ani trochę emocjami, a samą deklarację Atlantis przyjął skromnym skinieniem głowy. Szanował jej zdanie, nie wchodził z nią w dyskusję, ale też nie dał powodu do polubienia go. Rubinowe oczy spoglądały obojętnie na ładniutką dziewczynę z ogonem, która na pewno nie była przedstawicielką demonów. Mieli stanowić zespół, to będą go stanowić. Będzie czynić to jak najlepiej potrafi, lecz bez uczuciowej otoczki. Nie mniej jak patrzył się na scenę toczącą się między kobietami z lekkim zaciekawieniem, wszak niecodziennie widzi się takie widoki.
Jego Ki. Vulfila na palcu miała cząstkę prawdziwej mocy demona. Umknęła się z czarnej niewoli i powędrowała do Halfki. Ten fakt nie uszedł Raa, która chyba powoli traciła cierpliwość na tyle niewiadomych. Nic dziwnego, na jej miejscu też nie mógłby znaleźć dla siebie miejsca i z największą ochotą rozwaliłby całą okolicę, chyba że ktoś wtajemniczyłby go w miarę sprawnie. Ale to co działo się w tym czasie nawet Red w pełni nie ogarniał. Jedynie widać było, że wszelkie zastosowane metody wobec Śpiocha przyniosły skutek. Tylko... czemu Czarnowłosa nagle zaczęła być taka oschła wobec demona? Wyostrzył mu się nieco wzrok i słuch, lecz wahania Ki dookoła, w tym bestii żyjącej gdzieś wśród tych gąszczy, drażniły go za bardzo.
>Ghrr...
Warknął cicho pod nosem, kiedy złote błyski od aury Halfki, rosnący poziom irytacji Raa i ostatnie urywki wizji pobudziły demona do wzięcia się w garść. Przez chwilę wyglądało to mizernie, lecz kilka wdechów i wydechów unormowało drżące ciało Reda, a potem jego zachowanie. Ostrożnie zjechał z ciała Czarnowłosej, przetoczył się na jeden bok i powolutku dźwignął się do pozycji kucającej. W dalszych planach miał zamiar wstać na równe nogi, jednak nim to uczynił uniósł spojrzenie na Ogoniastą i po raz pierwszy od dłuższego czasu odezwał się na głos:
>Nie zjadłem go.
Zaprzeczył bez emocjonalnie pomówieniu Vulfili, chociaż mogła mieć faktycznie pretensje, że jego Ki w ogóle przestała mieć takie barwy jak te sprzed trzystu laty. Utkwił pusty wzrok w dziewczynie, która buchała złotą aurą ze złości. Mimo zmienionego wyglądu i energii pewnych rzeczy nie da się przekształcić, nawet jak dręczy kogoś choroba. Ta była bardzo groźna, lecz póki był w stanie nad nią panować, póty był spokój. A że coraz częściej tracił nad sobą kontrolę, to i nad klątwą. Obecnie nie było tego widać, co maskował jak najlepiej umiał.
Jak już złapał pion i przeciągnął się tak, że strzeliły zastygnięte, przemarznięte kości, dodał jeszcze:
>Zawsze wierzyłaś Atlantis. Spróbuj choć raz uwierzyć komuś innemu.
To nie był przymus, tylko coś na wzór prośby, chociaż nie padło ów magiczne słówko. Przez te wizje zaczął spostrzegać Vulfilę w innym świetle niż dotychczas. Zaczynało mu zależeć na dobrych stosunkach, lecz jeśli uprze się przy fałszywych założeniach co do osoby Reda, nie będzie naciskać na siłę. Zarówno dla niej, jak i dla niego była to dość niecodzienna przewrotność losu.
Swoją uwagę skierował na Różowoskórą kompankę, która dzielnie trwała u ich boku, chociaż zdawać się mogło, że coś nie grało. Wykonał kilka kroków ku Raa, która albo tak bardzo wściekała się na Czarnowłosego, że sama przesiąkła jego złem, albo coś dolegało prywatnie demonicy. Przecież widział jak na dłoni, jak jego sojuszniczkę gryzą nerwy, wręcz jej Ki wrzeszczała o możliwość upustu. Nie powinna trzymać złości w sobie, jak Red, tylko wyrzucić z siebie wszystko, co ją trapi. Najlepiej w formie wysiłku, zatem nadal bezdusznym głosem skierował następujące słowa ku (w pewnym sensie) pokrewnej mu demonicy:
>Raa, czas dostać się do Ki Sześć Sześć, punkt Sześć. Czyń honory.
Wiedział, że dziewczyna potrzebuje rozluźnienia, a takie zajęcie powinno jej pomóc uporać się z problemami, przynajmniej częściowo. Nie był jednym z tych, którzy pytali szczegółowo o stanie zdrowia, tylko szukali natychmiastowo recepty na spokój ducha i ciała. Coś podejrzewał, że ta ogromna Ki skrywana w wyspie w postaci "boskiego stworzenia" ma związek z anomaliami zewnętrznymi, jak i wewnętrznymi dla bohaterów. Młodzieniec w tym czasie właśnie musiał złapać kolejny punkt zaczepienia w medytacji, aby nie dać się sprowokować. Ani Vulfili, ani Raa, ani tym bardziej swoim prymitywnym instynktom. To tak jakby jednym palcem chcieć przyciszyć tysiąc tygrysów jednocześnie. I te tygrysy już mocno pokąsały ów poskramiacza wielkich kotów.
Co do fabuły, Red nie czekając na odezwanie się jednej czy drugiej towarzyszki z wyspy, skrzyżował ręce na torsie i mrużąc oczy przeszukał dwie wojowniczki i Raziela, przez którego narratorka musi edytować opis, i którzy znajdowali się poza wyspą i byli już wśród żywych. Tak, odnalazł ich Ki, może próbować się kontaktować. Trochę mu to zajęło, aż odezwał się głosem podobnym w intonacji do automatycznej sekretarki w telefonie.
>>>Niebawem do Was dołączę, lecz muszę najpierw odnaleźć Smoczą Kulę, która tutaj się ukrywa. Dowiem się również, jak bardzo przyłożyłyście się do ćwiczeń.<<<
Zapowiedział z wyjątkowym, stoickim spokojem chęć spotkania się ze sojuszniczkami i trochę mniejszą z Razielem. Niby spokojnie poinformował o swoich zamiarach, chociaż to wszystko tylko pozory. Równie mocno jak Raa pragnął wyżyć się na otoczeniu, lecz wtedy uwolniłby i bestię, którą się stał. Klątwa będzie mu ciążyć aż do śmierci, ale to on zdecyduje, w jakim stopniu będzie ingerować w jego plany. Już dość pokrzyżowała mu plany. Mógłby ściągnąć na siłę pozostałe sojuszniczki na ten skrawek lądu, lecz pamiętał ostrzeżenie Kocura o braku możliwości opuszczenia wyspy. Wolałby wpierw upewnić się, że nikt więcej nie utknie w tym miejscu.
Oblizał wysuszone zimną gorączką wargi. Głód nie odpuszczał ani na moment. Tym razem sam coś upoluje, i to najlepiej w pobliżu dziewczyn, żeby w razie zasłabnięcia mieć blisko wsparcie. No i gdyby coś stało się wojowniczkom, to żeby mógł zainterweniować. Nad głową latały i nawoływały ptaki, ale jeden z nich przestał, gdy czarny jak smoła pocisk Ki z palca demona rozerwał mu szyję i automatycznie trup wylądował w ramionach Reda. Tu opanowanie demona zakończyło się, gdyż zaraz jego ręce zostały umazane krwią. Momentalnie zwęziły mu się źrenice, wydłużyły się szpony i kły, które wbił w kupkę nasyconego posokę pierza. Nie odzywał się w trakcie posiłku i kilkanaście sekund po nim. Tak bardzo absorbowała go krew, że aż swoją posturą ostrzegał, aby mu nie przeszkadzać. Wątła sylwetka demona była niezwykle napięta, a że nie miał na sobie teraz górnego ubioru, to eksponowane mięśnie klatki piersiowej również zaciskały się mocniej, zwłaszcza w miejscu gdzie wystawały przedtem Smocze Kule. Obecnie skrył je w ciele, żeby nie kusiły nikogo, w tym szpiegów, do złodziejstwa.
Jakby ktoś mu przerwał posiłek, to zareagowałby dwojako w zależności od osoby. Jeśli zrobiłaby to Raa lub Vulfi, to rzuciłby przenikliwym wzrokiem spode łba i warczał cicho pod nosem. A jeśli włączyłaby się w to osoba spoza jego grona znajomych, istniało prawdopodobieństwo zaatakowania tego kogoś telekinezą lub kiaiho w celu odrzucenia potencjalnego rywala od siebie.
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Czw Lut 23, 2017 6:56 pm
Demon odsunął się na bezpieczną odległość od swoich towarzyszy by w spokoju się rozkoszować krwią świeżo nabytej ofiary. Prędka śmierć ptaka każdego by uświadomiła, jak łatwo i bezwstydnie jest w stanie pozbawić kogoś życia niezależnie w jakiej zwierzęcej hierarchii się znajdowało. W gęstwinie traw łaknący krwi dostrzegł świetlisty obiekt, który całej trójce umknął wcześniejszej uwadze. Lampka wkręcona w ziemi niczym sygnał ludzkiej karetki pogotowia, lecz o barwie rubinowej niczym krew ptaszyska zaczęła mocno migotać. Ziemia się zatrzęsła, choć nie było mowy o tak silnej amplitudzie jaką to ówcześnie serwowała tajemnicza boska istota. Dwie płachty ziemi rozwarły się między nogami Red'a pozbawiając go równowagi by nagle znalazł się w wnętrzu wielkiego otworu rozciągającego się zapewne od pięciu do siedmiu metrów w prostokątnej powierzchni. Zapewne niezmiernie go to mogło zirytować, gdy stanął na wydobywającej się z ziemi wierzy o głowię wypełnionej sześcioma wyrzutniami rakiet większej niż sama podtrzymująca to mechaniczne cielsko podstawa. Na ich oczach ukryta w obszarach wyspy wyrosła w całej okazałości wieża rakietowa o numerze zero dwadzieścia jeden służąca zapewne do likwidowania celów przeciwlotniczych. Red kończył pałaszować pożywienie, ale stanie na widoku w promieniu wielu kilometrów mogło mu się nie uśmiechać. Widział całą bliższą okolice, a raczej nieskalaną tropikalną dżungle, która to była naturalnie powszechna w tych rejonach. W oddali mógł dostrzec starą wieże radiową pełną przymocowanych satelitów, słusznie już domyślał się, że to w tamtejszym kierunku powinni się udać.
Wieża zaczęła się obracać o sześćdziesiąt stopni w prawo tak, że Raa oraz Vulfila widziały jej front. Seria sześciu rakiet kolejno opuszczała lufy aktywując namierzanie laserowe i wyszukując celów. Byli na ziemi, więc pociski ich zignorowały, leciały w kierunku dwóch punktów daleko oddalonych na nieboskłonie, ale nim dotarły do celu, doszło do przedwczesnego zapłonu. Wiązki ki nieznanego źródła przecięły pociski nie dając najmniejszych szans destrukcyjnej technologii nadgonić z naturalną mocą ki. Dwa obiekty panoszyły się wysoko w dalszej okolicy, jeden z nich kierował się w stronę wieży, zaś drugi pozostał gdzie był i zaczął ostrzeliwać wiązkami energii najbliższą sobie okolice. Kule energii w salwach bombardowały właśnie wschodnią część wyspy nie dając jakichkolwiek szans na przetrwanie ktokolwiek tam się znajdował. Obydwa obiekty nie wydzielały również żadnej ki, choć i tak było trudno określić, czy dałoby się cokolwiek wykryć zważywszy na dziwne zakłócenia w tym zakresie.
OCC:
Wieża jest na północy, zaś obszar destrukcji jest na wschodzie.
Wieża zaczęła się obracać o sześćdziesiąt stopni w prawo tak, że Raa oraz Vulfila widziały jej front. Seria sześciu rakiet kolejno opuszczała lufy aktywując namierzanie laserowe i wyszukując celów. Byli na ziemi, więc pociski ich zignorowały, leciały w kierunku dwóch punktów daleko oddalonych na nieboskłonie, ale nim dotarły do celu, doszło do przedwczesnego zapłonu. Wiązki ki nieznanego źródła przecięły pociski nie dając najmniejszych szans destrukcyjnej technologii nadgonić z naturalną mocą ki. Dwa obiekty panoszyły się wysoko w dalszej okolicy, jeden z nich kierował się w stronę wieży, zaś drugi pozostał gdzie był i zaczął ostrzeliwać wiązkami energii najbliższą sobie okolice. Kule energii w salwach bombardowały właśnie wschodnią część wyspy nie dając jakichkolwiek szans na przetrwanie ktokolwiek tam się znajdował. Obydwa obiekty nie wydzielały również żadnej ki, choć i tak było trudno określić, czy dałoby się cokolwiek wykryć zważywszy na dziwne zakłócenia w tym zakresie.
OCC:
Wieża jest na północy, zaś obszar destrukcji jest na wschodzie.
- April
- Liczba postów : 449
Data rejestracji : 28/03/2013
Identification Number
HP:
(0/0)
KI:
(0/0)
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Pią Lut 24, 2017 6:22 pm
Wiadomość do Reda
- Spoiler:
- Stałam i słuchałam mężczyzny, który stał całkiem niedaleko mnie, gdy dotarła do mnie wiadomość Reda. Spojrzałam w niebo, czekałam na niego. Wiedział, że jestem praktycznie na każde jego zawołanie i zjawię się, gdy tylko będzie tego potrzebował.
- Red, zawsze jestem do Twojej dyspozycji, czekam tylko na sygnał – wysłałam mu telepatycznie w myślach.
- Rex
- Liczba postów : 457
Data rejestracji : 18/10/2015
Identification Number
HP:
(1170/1250)
KI:
(0/0)
Re: Wyspa na środku oceanu [Nie istnieje]
Pią Mar 03, 2017 7:53 pm
Parząc na znajdującą się przy ognisku dwójkę towarzyszy Raa nagle dostrzegła jak włosy ogoniastej nagle zaczęły zmieniać kolor na złoty, by zaraz potem wrócić do poprzedniej barwy. I tak w kółko przez co dla różowoskórej dziewczyna wyglądała jakby migotała.
I choć była to kolejna rzecz której nie rozumiała, lecz fakt, że Red odzyskał przytomność wystarczył by to zdarzenie nie wytrąciło jej jeszcze bardziej z równowagi.
- Brzmi dobrze... A to Ki... jest...? Ja nie wiem skąd... to Ki jest... - stwierdziła niemal warcząc do rogatego, gdy ten zwrócił się do niej po rozmowie z wyposażoną w ogon dziewczyną. Wyglądało jednak, że nim się odezwała demon zdążył już się zająć czymś innym i nie zwracał uwagi na to, że coś do niego mówiła. Tylko, że dla niej wyglądał jakby przez chwilę nic nie robił, by zaraz po tym zabić jednego z przelatujących nad nimi ptaków.
Jednak zarówno zabicia stworzenia jak i to, że demon momentalnie zaczął go pożerać nie zrobiły na niej żadnego wrażenia. W końcu sama też nie miała żadnych oporów przed zabijaniem. Widziała też jak pochłonął gigantycznego mięczaka wysysając z niego całą krew. Lecz niespodziewane pojawienie szkarłatnych błysków dobiegających z pobliskich zarośli, jak i niespodziewane zniknięcie czarnowłosego w dziurze która pojawiła się znikąd.
- Dobrze Red...? - spytała chcąc rzucić ku wyrwie. Jednak nim zdążyła pokonać choć połowę dzielący ich dystans spod ziemi zaczęła wyłaniać się tajemnicza konstrukcja na której wylądował rogaty demon.
Gdy całość obróciła się i wypuściła serię pocisków momentalnie skojarzyło jej się to z jednym z przedmiotów jakie widziała u ludzi podczas starć na tej wyspie. Tylko, że to tutaj był znacznie większe.
Podążając wzrokiem za wystrzelonymi rakietami różowoskóra dostrzegła na niebie dwa obiekty ku którym one leciały.
Będąc w niejakim szoku po zniszczeniu pocisków Raa uniosła się mniej więcej na wysokość koron drzew. Patrząc za jednym z obiektów który zaczął się oddalać w pewnym momencie zobaczyła coś co momentalnie oderwało jej uwagę od dotychczasowych wydarzeń i w pełni skupiło na sobie całą uwagę demonicy. Ujrzała bowiem wieżę wystającą ponad rozciągające się wokół morze zieleni.
- Raa... chcesz podleć tam... - stwierdziła na głos nie odrywaj wzroku od odległego budynku, po czym zwróciła się do reszty patrząc w ich stronę - Red i Vulfila... kieruj się... tam z ja... czy was zostawcie tu...?
Wisząc w powietrzu różowoskóra nie mogła się doczekać jakiejkolwiek wypowiedzi. Właściwie to najchętniej z miejsca ruszyła w stronę tamtej wieży. W końcu to w jej pobliżu została zaatakowana przez ludzi z tej wyspy. Teraz zamierzała skorzystać z nadarzającej się okazji by nie przebierając w środkach odpłacić im się za to co jej się wtedy przydarzyło i liczyła na to, że Red, a już w szczególności Vulfila nie będzie jej w tym przeszkadzał.
OCC:
Start treningu
I choć była to kolejna rzecz której nie rozumiała, lecz fakt, że Red odzyskał przytomność wystarczył by to zdarzenie nie wytrąciło jej jeszcze bardziej z równowagi.
- Brzmi dobrze... A to Ki... jest...? Ja nie wiem skąd... to Ki jest... - stwierdziła niemal warcząc do rogatego, gdy ten zwrócił się do niej po rozmowie z wyposażoną w ogon dziewczyną. Wyglądało jednak, że nim się odezwała demon zdążył już się zająć czymś innym i nie zwracał uwagi na to, że coś do niego mówiła. Tylko, że dla niej wyglądał jakby przez chwilę nic nie robił, by zaraz po tym zabić jednego z przelatujących nad nimi ptaków.
Jednak zarówno zabicia stworzenia jak i to, że demon momentalnie zaczął go pożerać nie zrobiły na niej żadnego wrażenia. W końcu sama też nie miała żadnych oporów przed zabijaniem. Widziała też jak pochłonął gigantycznego mięczaka wysysając z niego całą krew. Lecz niespodziewane pojawienie szkarłatnych błysków dobiegających z pobliskich zarośli, jak i niespodziewane zniknięcie czarnowłosego w dziurze która pojawiła się znikąd.
- Dobrze Red...? - spytała chcąc rzucić ku wyrwie. Jednak nim zdążyła pokonać choć połowę dzielący ich dystans spod ziemi zaczęła wyłaniać się tajemnicza konstrukcja na której wylądował rogaty demon.
Gdy całość obróciła się i wypuściła serię pocisków momentalnie skojarzyło jej się to z jednym z przedmiotów jakie widziała u ludzi podczas starć na tej wyspie. Tylko, że to tutaj był znacznie większe.
Podążając wzrokiem za wystrzelonymi rakietami różowoskóra dostrzegła na niebie dwa obiekty ku którym one leciały.
Będąc w niejakim szoku po zniszczeniu pocisków Raa uniosła się mniej więcej na wysokość koron drzew. Patrząc za jednym z obiektów który zaczął się oddalać w pewnym momencie zobaczyła coś co momentalnie oderwało jej uwagę od dotychczasowych wydarzeń i w pełni skupiło na sobie całą uwagę demonicy. Ujrzała bowiem wieżę wystającą ponad rozciągające się wokół morze zieleni.
- Raa... chcesz podleć tam... - stwierdziła na głos nie odrywaj wzroku od odległego budynku, po czym zwróciła się do reszty patrząc w ich stronę - Red i Vulfila... kieruj się... tam z ja... czy was zostawcie tu...?
Wisząc w powietrzu różowoskóra nie mogła się doczekać jakiejkolwiek wypowiedzi. Właściwie to najchętniej z miejsca ruszyła w stronę tamtej wieży. W końcu to w jej pobliżu została zaatakowana przez ludzi z tej wyspy. Teraz zamierzała skorzystać z nadarzającej się okazji by nie przebierając w środkach odpłacić im się za to co jej się wtedy przydarzyło i liczyła na to, że Red, a już w szczególności Vulfila nie będzie jej w tym przeszkadzał.
OCC:
Start treningu
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach