Eggroot [Układ Ufryg]
+2
KOŚCI
Kurisu
6 posters
Eggroot [Układ Ufryg]
Sob Mar 11, 2017 10:32 am
First topic message reminder :
Proszę jeszcze nie pisać postów w tym temacie, informacje będą przekazywane na PW, bądź pokażą się w następnym poście wprowadzającym do przygody. ~ Vvien
Zawracaj wędrowcze, bo poza skałami dryfującymi po przestrzeni kosmicznej, nic tu nie uświadczysz.
- Znane cytaty:
- " - Do wszystkich jednostek w układzie słonecznym, dowództwo nakazuje niezwłocznie zatrzymanie wszelkich działań w tamtejszym rejonie na rzecz udzielenia wsparcia dla oddziału Beeko w układzie Yfryg, planeta Eggroot. Sprawie nadano wysoki priorytet, niesubordynacja będzie surowo karana. -" ~Reichi Captain Rezun.
"-Kamień wieczności jest zapewniony mieszkańcom Eggroot, a czeluść wieczności jest zapewniona wszystkim poza Eggroot'owskim generacjom -" ~Natto Veteran Pandane, oddział Beeko.
"-Ile half-saiyan potrzeba do wkręcenia żarówki? Zero, bo ugrzęzną w tym bagnie, niżeli podołają temu zadaniu. -" ~Jakieś kapryśne winogronką, oddział Beeko.
- Wygląd planety Eggroot:
Proszę jeszcze nie pisać postów w tym temacie, informacje będą przekazywane na PW, bądź pokażą się w następnym poście wprowadzającym do przygody. ~ Vvien
Zawracaj wędrowcze, bo poza skałami dryfującymi po przestrzeni kosmicznej, nic tu nie uświadczysz.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Sro Maj 24, 2017 7:56 pm
Na jego twarzy pojawił się arogancki uśmieszek, kiedy słyszał te teksty małej gekonicy. Słyszał takich już naprawdę sporo i już od dawna nie robiły na nim wrażenia. Zjem cię, wybiję ci rodzinę, połamię ci wszystkie kości, sprawię, że będziesz cierpieć. To wszystko już słyszał i znał. Poza tym dochodziła też jego przemiana. Każdy wie, że Saiyanie są bezwzględni i aroganccy. To się zwiększa im większą przemianą dysponują. O ile w normalnej postaci mogą zachowywać się różnie, to na SSJ2 czy SSJ3 stają się już zupełnie inni. Agresja, arogancja i bezwzględność rosną do naprawdę wysokich poziomów. Wystarczy chwila by wojownik znudził się walką i postanowił ją zakończyć jak najszybciej. Zazwyczaj kończyło się to dość boleśnie dla przeciwnika.
- Zaczynasz mnie irytować. – powiedział Raziel w dalszym ciągu lewitując kilka metrów nad gekonicą. Ręce miał założone na torsie, a złota aura otaczała jego ciało. Camoli mogła być teraz zadowolona, gdyż wydzielał naprawdę spore ilości energii. Jego przeciwniczka jednak nie miała zamiaru się poddać, gdyż postanowiła go sparaliżować. Całkiem sprytne i zadziałałoby, gdyby Raziel był nieopierzonym gówniarzem.
- Uważaj, bym ja nie zjadł ciebie. – odparł zatrzymując zgniłozielone pęta za pomocą swojej tarczy. Próbowała go związać jak baleron, ale chyba coś jej nie wyszło. W międzyczasie Kurisu zaatakował ich przeciwniczkę. Nie było to zbyt mądre rozwiązanie zważywszy na różnicę w poziomach mocy. Równie dobrze mogła zaraz mu rozwalić czaszkę. Ale skoro chciał, to przecież mu nie będzie zabraniał. Niech się uczy na własnych błędach i poprzez swój ból. Przy okazji Shadow do nich wrócił o czymś świadczyła fala energii, która trafiła w gekonicę. Zaraz się wystrzelają z energii i tyle będzie. Natto strzelił karkiem i postanowił się przyłączyć. Zniknął z pola widzenia gekonicy i kadeta tylko po to, by po chwili trzasnąć to Haku, Hako czy jak jej tam hakiem w szczękę. Następnie poprawił kilkoma ciosami w korpus, a na zakończenie złapał ją za nogę i po kilku obrotach pizgnął prosto w drzewo. Będzie ślad.
- No to jak? Powiesz czego chcesz poza swoimi marzeniami, czy mam wrzucić drugi bieg? - zapytał Raziel. Teraz jego ciała nie otaczała aura, ale w dalszym ciągu można było odczuć moc bijącą od niego. Przynajmniej jeśli się to potrafiło. Jednakże Zahne skanował otoczenie, by nie dać się po raz kolejny zaskoczyć.
OOC:
Zablokowanie paraliżu barierą : 1501 ki
Atak szybki w Gekonicę - 9327 dmg
SSJ2 - 250 ki
- Zaczynasz mnie irytować. – powiedział Raziel w dalszym ciągu lewitując kilka metrów nad gekonicą. Ręce miał założone na torsie, a złota aura otaczała jego ciało. Camoli mogła być teraz zadowolona, gdyż wydzielał naprawdę spore ilości energii. Jego przeciwniczka jednak nie miała zamiaru się poddać, gdyż postanowiła go sparaliżować. Całkiem sprytne i zadziałałoby, gdyby Raziel był nieopierzonym gówniarzem.
- Uważaj, bym ja nie zjadł ciebie. – odparł zatrzymując zgniłozielone pęta za pomocą swojej tarczy. Próbowała go związać jak baleron, ale chyba coś jej nie wyszło. W międzyczasie Kurisu zaatakował ich przeciwniczkę. Nie było to zbyt mądre rozwiązanie zważywszy na różnicę w poziomach mocy. Równie dobrze mogła zaraz mu rozwalić czaszkę. Ale skoro chciał, to przecież mu nie będzie zabraniał. Niech się uczy na własnych błędach i poprzez swój ból. Przy okazji Shadow do nich wrócił o czymś świadczyła fala energii, która trafiła w gekonicę. Zaraz się wystrzelają z energii i tyle będzie. Natto strzelił karkiem i postanowił się przyłączyć. Zniknął z pola widzenia gekonicy i kadeta tylko po to, by po chwili trzasnąć to Haku, Hako czy jak jej tam hakiem w szczękę. Następnie poprawił kilkoma ciosami w korpus, a na zakończenie złapał ją za nogę i po kilku obrotach pizgnął prosto w drzewo. Będzie ślad.
- No to jak? Powiesz czego chcesz poza swoimi marzeniami, czy mam wrzucić drugi bieg? - zapytał Raziel. Teraz jego ciała nie otaczała aura, ale w dalszym ciągu można było odczuć moc bijącą od niego. Przynajmniej jeśli się to potrafiło. Jednakże Zahne skanował otoczenie, by nie dać się po raz kolejny zaskoczyć.
OOC:
Zablokowanie paraliżu barierą : 1501 ki
Atak szybki w Gekonicę - 9327 dmg
SSJ2 - 250 ki
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Pią Maj 26, 2017 4:38 pm
Kurisu wystartował jako pierwszy i chlasnął gekonice, która ledwo poczuła draśniecie na prawym ramieniu, a niewiele po nim kaskada pocisków Renzoku Cienia również dotarła do celu. Zaczęła powoli rozumieć, że z drapieżnika stała się zwierzyną, przeliczyła się co do mocy przeciwników, a zwłaszcza jasnoróżowe mięso o żółtych kudłach z mchem dolepionym do ogona.
-Precz! Lodowaty!- W odpowiedzi machnęła ogonem wbijając się w brzucho Kurisu. Niezależnie co by zrobił, nie mógłby powstrzymać tego precyzyjnego i niewidocznego dla jego oka uderzenia. Wybiło go obok ogniska, gdzie jeszcze z wolna tliły się węgielki. Eksplozje Renzoku w nieprecyzyjnej salwie jak przystało na naturę tej techniki zaczęły rozrywać korę z korzeni pod którymi stała gekonica, kilka z nich trafiło ją bezpośrednio, parząc ręce, którymi to się zasłoniła. Raziel już stał przy niej i mimo, że w mgnieniu jej dłoń już skierowana była na Shadowa gotowa wystrzelić salwę ki, poczuła masywne uderzenie samca alfa tej zapyziałej trójcy małp. Najwyraźniej nie pochwyciła go, a to już nadto ją zadziwiło, gdy wypluła jęzor na pół metra z resztkami poprzedniego posiłku. Cienka wiązka zgniłozielonej ki przecięła lewą nogę Shadowa, tuż nad kolanem robiąc głęboką i obficie krwawiącą ranę. Nie miał możliwości czegokolwiek przeciw temu zdziałać, poza hańbą, że przeżył tylko dlatego, iż wiązka spudłowała. Tuż za nim nawet nie był świadomy, że nim promień się zatrzymał, zrobił o paro centymetrowej średnicy dziury w pięćdziesięciu trzech masywnych drzewach anadowców pod rząd.
Łowczyni chwile wisiała na kończynie Raziela by następnie input kinetycznej mocy w końcu dotarł z komendą 'dzisiaj będzie głodówka'. Mocny ścisk na nodze i posłał ją wgłąb ciemności gdzie wbiła się w najbliższe drzewo o półtorametrowej średnicy. Cóż przesadził i najwyraźniej spudłował w najbliższego przedstawiciela władców tutejszej flory. Raziel miał słuszność by czuwać, postanowiła ukryć swoje ki, jak i zapewne samą fizyczną obecność przez co poczuł się, jakby przeciwniczka w ogóle nie istniała na pierwszym miejscu. Pozostawała kwestia, czy będzie dalej próbowała walczyć.
Camoli zeskoczyła ze masywnego zwierzaka, które postanowiło zanurzyć się pod powierzchnie wody. Odruchowo za nią wyskoczył Cień, bo miał już dość wody jak na jeden raz. Dzierżąc skrzynkę w swoich rękach, wypełnił przynależne mu zadanie. Nie trudno było się domyśleć, że Camoli pragnęła, jak najszybciej wrócić do ciepłego siedziska i po jego minie dało się dostrzec, że niezmiernie tęskniła choć to trwało może z parę godzin. Wszyscy jednogłośnie mogli stwierdzić, że nastała cisza, czerwie zniknęły...czerwono-błotnista jaszczurka nikt nie miał pewności, ale zapewne też dała dyla.
OOC:
Czerwono-błotnista jaszczurka rasy Camoli.
-Siła 4805
-Szybkość 4234
-Wytrzymałość 3000
(30668/45k PŻ) - 462 - 1161 - 9327 = 19718
-Energia 5328
(43839/79920 Ki) - 11028 = 32811 ki
-Technika paraliżująca Czerwono-błotnista jaszczurka nie przyniosła skutku na Raziel
-Kurisu atakuje Czerwono-błotnista jaszczurka, zadaje 462 obrażeń
-Czerwono-błotnista jaszczurka kontratakuje silnym ciosem Kurisu za 4805 obrażeń
-Tajemnicza siła chroni Kurisu od 3805 obrażeń, otrzymuje ostatecznie 1000 obrażeń
-Shadow atakuje Czerwono-błotnista jaszczurka, zadaje 1161 obrażeń
-Czerwono-błotnista jaszczurka kontratakuje techniką ki Shadow za 9590 obrażeń (12 % ki)
-Tajemnicza siła chroni Shadow od 7590 obrażeń, otrzymuje ostatecznie 2000 obrażeń
-Raziel atakuje Czerwono-błotnista jaszczurka, zadaje 9327 obrażeń
-Czerwono-błotnista jaszczurka aktywuje maskowanie fizyczne oraz ki.
-Precz! Lodowaty!- W odpowiedzi machnęła ogonem wbijając się w brzucho Kurisu. Niezależnie co by zrobił, nie mógłby powstrzymać tego precyzyjnego i niewidocznego dla jego oka uderzenia. Wybiło go obok ogniska, gdzie jeszcze z wolna tliły się węgielki. Eksplozje Renzoku w nieprecyzyjnej salwie jak przystało na naturę tej techniki zaczęły rozrywać korę z korzeni pod którymi stała gekonica, kilka z nich trafiło ją bezpośrednio, parząc ręce, którymi to się zasłoniła. Raziel już stał przy niej i mimo, że w mgnieniu jej dłoń już skierowana była na Shadowa gotowa wystrzelić salwę ki, poczuła masywne uderzenie samca alfa tej zapyziałej trójcy małp. Najwyraźniej nie pochwyciła go, a to już nadto ją zadziwiło, gdy wypluła jęzor na pół metra z resztkami poprzedniego posiłku. Cienka wiązka zgniłozielonej ki przecięła lewą nogę Shadowa, tuż nad kolanem robiąc głęboką i obficie krwawiącą ranę. Nie miał możliwości czegokolwiek przeciw temu zdziałać, poza hańbą, że przeżył tylko dlatego, iż wiązka spudłowała. Tuż za nim nawet nie był świadomy, że nim promień się zatrzymał, zrobił o paro centymetrowej średnicy dziury w pięćdziesięciu trzech masywnych drzewach anadowców pod rząd.
Łowczyni chwile wisiała na kończynie Raziela by następnie input kinetycznej mocy w końcu dotarł z komendą 'dzisiaj będzie głodówka'. Mocny ścisk na nodze i posłał ją wgłąb ciemności gdzie wbiła się w najbliższe drzewo o półtorametrowej średnicy. Cóż przesadził i najwyraźniej spudłował w najbliższego przedstawiciela władców tutejszej flory. Raziel miał słuszność by czuwać, postanowiła ukryć swoje ki, jak i zapewne samą fizyczną obecność przez co poczuł się, jakby przeciwniczka w ogóle nie istniała na pierwszym miejscu. Pozostawała kwestia, czy będzie dalej próbowała walczyć.
Camoli zeskoczyła ze masywnego zwierzaka, które postanowiło zanurzyć się pod powierzchnie wody. Odruchowo za nią wyskoczył Cień, bo miał już dość wody jak na jeden raz. Dzierżąc skrzynkę w swoich rękach, wypełnił przynależne mu zadanie. Nie trudno było się domyśleć, że Camoli pragnęła, jak najszybciej wrócić do ciepłego siedziska i po jego minie dało się dostrzec, że niezmiernie tęskniła choć to trwało może z parę godzin. Wszyscy jednogłośnie mogli stwierdzić, że nastała cisza, czerwie zniknęły...czerwono-błotnista jaszczurka nikt nie miał pewności, ale zapewne też dała dyla.
OOC:
Czerwono-błotnista jaszczurka rasy Camoli.
-Siła 4805
-Szybkość 4234
-Wytrzymałość 3000
(30668/45k PŻ) - 462 - 1161 - 9327 = 19718
-Energia 5328
(43839/79920 Ki) - 11028 = 32811 ki
-Technika paraliżująca Czerwono-błotnista jaszczurka nie przyniosła skutku na Raziel
-Kurisu atakuje Czerwono-błotnista jaszczurka, zadaje 462 obrażeń
-Czerwono-błotnista jaszczurka kontratakuje silnym ciosem Kurisu za 4805 obrażeń
-Tajemnicza siła chroni Kurisu od 3805 obrażeń, otrzymuje ostatecznie 1000 obrażeń
-Shadow atakuje Czerwono-błotnista jaszczurka, zadaje 1161 obrażeń
-Czerwono-błotnista jaszczurka kontratakuje techniką ki Shadow za 9590 obrażeń (12 % ki)
-Tajemnicza siła chroni Shadow od 7590 obrażeń, otrzymuje ostatecznie 2000 obrażeń
-Raziel atakuje Czerwono-błotnista jaszczurka, zadaje 9327 obrażeń
-Czerwono-błotnista jaszczurka aktywuje maskowanie fizyczne oraz ki.
- Joker
- Liczba postów : 364
Data rejestracji : 29/11/2015
Identification Number
HP:
(2100/2100)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Pon Maj 29, 2017 3:39 pm
Przeciwnik zrozumiał że z myśliwego sam stał się zwierzyną i dał dyla. Ale przed tym jednak udało mu się tak na pożegnanie porządnie pokiereszować dwoje podwładnych Raziela. Shad dostał w nogę dość poważnie, na szczęście oponent miał problem z celownikiem, więc nie był aż tak źle. Choć dalej bolało mocno. Half skoczył za Camoli i postawił skrzynkę na ziemi obok ogniska, wyłączył też Super Sayianina. Obok dostarczonej przesyłki położył resztę rzeczy. Komputer pokładowy, tabliczka z ekranem, Scoutery i jedzenie. Usiadł przy ognisku gdyż musiał się zająć raną. Niestety nie mieli żadnych bandaży ani nic podobnego dzięki któremu by się wyleczył. Więc pozostało mu tylko jedno. Zaczął przypalać sobie ranę swoją Ki. Half Siłą woli powstrzymywał ból ale nie było to łatwe. W końcu przypiekał się żywcem aby zabliźnić ranę i zabezpieczyć się przed wykrwawieniem. Zaciskał zęby i wytrzymał do końca. Po chwili udało mu się w pełni załatać ranę. Zwrócił się do Raziela a w międzyczasie wysuszał się przy ogniu. - Szefie, tą kryjówką do której mnie zabrała był dom kapitana drużyny której szukamy. Oprócz tego co przyniosłem jest tam jeszcze z tuzin Scouterów , są bezpieczne. Mam też medalion z bursztynu ale raczej do niczego się nie przyda. Mogę go sobie zabrać? Wiadomo, To Raz był dowódcą, więc trzeba zapytać o pozwolenie. Szarooki założył górną część ubrań a swój Scouter który zostawił z nimi schował do kieszeni spodni pod kombinezonem.
Occ:
SSJ wyłączone
3000 HP-2000= 1000 Hp
2924 KI
Occ:
SSJ wyłączone
3000 HP-2000= 1000 Hp
2924 KI
- Kurisu
- Liczba postów : 143
Data rejestracji : 04/12/2016
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Wto Maj 30, 2017 11:32 am
Demonica posługując się moim ciałem starała się jak najbardziej coś zdziałać, lecz po chwili przekonała się, że nasza pomoc na nic się tutaj nie zda. Potężny atak skierowany w brzuch sprawił, że czar prysł. Był tak silny, że demonica nie dała rady dalej panować nad moim ciałem i puściła wolę, a ja nawet nie dałem rady podtrzymać się w powietrzu z bólu i upadłem niedaleko ogniska na kolanach. Trzymając się za brzuch drugą ręką podpierałem się o ziemię próbując wstać, lecz ból sprawiał, że nie mogłem tego zrobić. Przy próbie wstania poczułem jeszcze więcej bólu w brzuchu, przez który plunąłem na ziemię śliną, przy czym lekko obśliniając sobie podbródek. Miałem odruch wymiotny, lecz nie zbierało się na rzyganie, lecz tylko na szczęście dławienie się własną śliną. Z całej siły przycisnąłem buzię, aby znowu nie pluć śliną. Wtedy właśnie zrozumiałem, że to kolejna lekcja pokory, której nie mogłem zrozumieć. Po co mnie tutaj wysłali, skoro nie mogę niczego zrobić? Zacząłem się zastanawiać dochodząc powoli do siebie. Po chwili wytarłem twarz i stanąłem rozglądając się. Nasz przeciwnik zniknął. Chyba zrozumiał, że nie ma z Razielem szans, a dodatkowo atak Shadowa mógł dorobić jej komplikacji. W takim razie znowu mamy spokój, z czym nie mogłem się również pogodzić. Saiyański instynkt nie mógł odmówić mi tak szybko walki, choć i tak nie miałem szans. Potrzebowałem walki jak powietrza, a ostatnie zdarzenie nie mogło mi tego zapewnić. Po cholerę ja tutaj jestem? A może wysłali mnie tutaj na pewną śmierć jak mojego brata? Na to nie mogę pozwolić. To myśl na dłuższe przemyślenia, choć siedząc tutaj niczego więcej się nie dowiem. Usiadłem przed ogniskiem po turecku i przymykając oczy zacząłem medytować. Muszą opuścić mnie emocje spowodowane ostatnimi zdarzeniami, abym mógł skupić się na istotniejszych rzeczach. Wbrew temu, co wcześniej uważałem za słuszne, to ta misja jest najważniejsza. Rozwój trzeba odstawić na drugą pozycję, choć i tak w tej chwili nie ma czego innego do zrobienia. Rzuciłem jeszcze tylko na chwilę okiem, co Shadow przyniósł ze sobą i wróciłem do medytacji. Póki mam czas, to odpowiednia chwila, aby nad sobą popracować.
OOC:
Start treningu
OOC:
Start treningu
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Wto Maj 30, 2017 8:59 pm
Przeliczyła się i to grubo. Jeśli atakujesz to miej pewność, że na pewno wygrasz. A tak to zebrała baty i uciekła z podkulonym ogonem. Dosłownie i w przenośni. Porwała się na Super Saiyanina i dostała wpierdol. Przy okazji jednak pozbyli się tych wszystkich czerwi, a Camoli i Shadow mieli niezłe wejście. To trzeba było im przyznać. Zahne jeszcze przez chwilę skanował otoczenie, w razie gdyby ta mała franca postanowiła wrócić. Najwyraźniej jednak postanowiła zrezygnować z kolacji. I dobrze dla niej. Raz był wystarczająco zirytowany, by skończyć się bawić i zwyczajnie w świecie wtłuc jej, albo skręcić kark. Niech ucieka. Saiyanin ogarnął pobojowisko i westchnął. Nie ma to jak dobra nocka. Przynajmniej wszyscy są już w komplecie, a nawet misji udało się coś znaleźć. Raziel wylądował na konarze i dezaktywował przemianę w super wojownika drugiego poziomu. Pozostawał jednak czujny i tym razem nie zaniżał swojej mocy. Jak pokazały ostatnie wydarzenia, trzeba było być gotowym na wszystko. Najwyraźniej Camoli miała rację, czego Raz jej nie przyzna. W każdym razie Shadow zachował się bardzo dobrze. Opatrzył swoją ranę i zdał mu raport. Kurisu zaś w dalszym ciągu zachowywał się jak jakiś bachor z elity, który myśli, że rodzice mu wszystko załatwią. Zła wiadomość. Nie załatwią.
- Pokaż no to. – powiedział Zahne i wziął do ręki medalion. Mógł być zarówno bezwartościowy jak i cenny. Natto uruchomił skanowanie w scouterze by sprawdzić, czy nie ma o medalionie czegoś w bazie danych.
OOC:
SSJ2 wyłączony
- Pokaż no to. – powiedział Zahne i wziął do ręki medalion. Mógł być zarówno bezwartościowy jak i cenny. Natto uruchomił skanowanie w scouterze by sprawdzić, czy nie ma o medalionie czegoś w bazie danych.
OOC:
SSJ2 wyłączony
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Sro Maj 31, 2017 6:24 pm
Scouter niczego nie wykazał, do tego trzeba by zapewne innej formy skanera ot kawałek bursztynu. Niespotykanego raczej na Vegecie, więc właściciel musiał go zdobyć w innym zakątku galaktyki, a co za tym idzie sporo podróżował. Camoli znalazła dogodne miejsce, oczywiście na czuprynie Saiyanina ciesząc się z jeszcze niedawno wyzwalanego ciepła. Niestety mimo chęci wszyscy byli zmęczeni, ale zadanie było wykonane pozyskali scoutery, mieli także jedzenie i inne przydatne przedmioty by spędzić na okrutnej planecie parę dni do tygodni. Zapewne ten czynnik już zależny byłby od łakomstwa Kurisu. Brakowało wody, ale na szczęście domostwa zapewniały ich drobny zapas, to byłby zapewne nowy problem który z pewnością wróci po kilku dniach. Na dodatek dawało wielką wątpliwość, czy woda bagienna nadawała się do picia nawet w tych bardziej przejrzystych miejscach. Noc trwała, długo i nieokiełznanie nie pozwalając nikomu wyłonić nosa poza obóz. Byli bardzo zmęczeni od ostatniej aktywności, jak również marnowanego czasu przez drapieżniki...oczywiście w odczuciu Natto.
Całą czwórkę znużył sen, nie miało znaczenia czy ktoś był na warcie, byli zbyt zmęczeni i stwierdzenie drzemki na chwile nabierało potężnej mocy. Raziel wyczuwał obecność Haki nawet przez sen, nie dawała mu spokoju sygnałami zwiększanej energii i choć przestał się nią przejmować, nie mógł odsunąć wrażenia, że tam w ciemnicy czuwała oraz obserwowała...
...
...
...
-Lodowaty! - Zachrypnięty głos zagłuszył ciężki sen, a wraz z nim dołączył następny okrzyk i jeszcze jeden, aż wszystkie zdawały się krzyczeć i co raz bardziej się przekrzykiwać. Grupa dzieci dźgała ciało młodego obcego, któremu chyba piana z ust zaczęła wypływać.
-Ke, ke, kee, ke, ke - przechodziło przez pomieszczenie nieustannie, kumkania mieszały się dźwięcznie z sykami oraz gardłowymi skowytami. Obolałe ciało jeszcze nosiło na nim rany robali, małe cięcia dopiero teraz były widoczne, a ledwo co zakrzepnięta krew oszpecała go na całym ciele. Ktoś zdarł z niego górną część kombinezonu, a listki różnych rozmiarów były przylepione pomarańczową papką do brzucha.
-Więcej gości, głupie to, że żywi gonią za martwymi. Smród śmierci odstraszać powinien, a nie zbliżać. - Ogon jaszczurki grubości saiyanskiej pięści zaczął smyrać zagubionego pod nosem, aż ten odruchowo kichnął, a następnie podrzuciło go do pozycji siedzącej. Miał wątpliwości, czy wiedział jeszcze kim jest, ale przecież demon w nim gnieżdżący zapewniał już, że wszystko jest w porządku. Niestety nikt nie mógł wyjaśnić co się stało.
-Jesteś lodowaty, jak takie duże dziecko przetrwało tam na zewnątrz? - Pytanie padło, a chłopak zerknął na bagienną chatkę złożoną ze związanych gałęzi, liści adanowca robiących zadaszenie i drewnianych pali niechlujnie poprzycinanych. Podłoga nie była równa, bo pal za palem był okrężny i łatwo było wpaść w dziurę między nimi bądź potknąć. Oczywiście jaszczurkom to nie sprawiało problemów, a były różnokolorowe niczym tęcza, ich siedmiu, dwie samice, pięciu samców różnych rozmiarów i wieku. Wszystkie jednakże nadal młode i nie przekraczające metra czterdziestu dwóch. Nad wyrem z bagiennego mchu siedział jaszczur mocarny sięgający dwóch metrów, co to nie miał żadnych charakterystycznych rogów, a gładką skórę bez owłosienia. Skóry chroniły jego ciało od kolan po szyje, choć większość klatki piersiowej była odsłonięta pokazując dobrze wyrobiony jedenastopak. Ten ostatni znajdował się na dole i nie miał pary, ułatwiał im możliwe wyginanie się. Dzieci ganiały za sobą, smyrały się ogonami, spinały po meblach i suficie, a nawet zaczepiały elementy ciała saiyanina. Szturchając go albo łaskocząc palcami tudzież ogonami.
-Trucizna powinna osłabnąć, więc co ciebie tu przyprowadziło nieznajomy grgl? - Tym samym wstał na równe nogi, dominowała od niego dzikość i siła, a łuski dawały mu upiornego, wojowniczego zacięcia. Nie łypał tak zezowato oczami, jak młode potomstwo. Jak on miał... ten pacjent, no tak, Kurisu.
Silne uderzenie zwaliło go na nierówne pale okryte warstwą skór różnorodnych zwierząt. To sierpowy właśnie przywitał się z jego twarzą i obudziło go w obecności licznych mieszkańców jaszczurzej społeczności. Gekony znajdowały się wszędzie, wszystkie wydawały się zainteresowane całym wydarzeniem, a nawet w ciasnej dziurze drzewa, pod dachami wiszących chat, tudzież w florze i wodzie wyłaniały się różnorakie łebki.
-Przybyli następni, Camoli podobno była z nimi grdl...Haka miała słuszność, że stanowią zagrożenie, ale ten tutaj musi być grdl rodzaju prowiantem dla największego z nich, bo wydaje się lodowaty i smakowity jedynie dla owadzich pożeraczy dusz. - Pęta okazały się słabe, szybko oswobodził się młodzian z ich krępujących właściwości i stał na równe nogi. Słabo, lekko przechylając się, było koszmarnie w odczuciu, jakby miał gigantyczną migrenę...ale wydawał się jego żywot stabilny.
-Za długo zwlekamy, powinniśmy go wezwać i prosić go by wyprosił ogoniaste mchy poza nasze ziemie, z powrotem do niebios grdl! - Jego słowa wydawały się kontroweryjne, bowiem gekonia wrzawa rozpętała się, a każdy przegadywał każdego w gardłowym głosie. Brakowało tu po prostu głosu rozsądku. Wszyscy wokół niego, na otwartej przestrzeni i drewnianych palach poziomo złożonych. Sterta futer znajdowała się na samym środku, cóż posągów nie mieli, ale skóry najwyraźniej miały oznaczać, że jest to miejsce ważne i niezmiernie powszechnie uczęszczane. Ten typ miał imię, zwał się Shadow, ale mało kto znal, a może nawet go rozumiał i jedynie zastanawiali się co z nim zrobić. Tym bardziej poza specyficznymi słowami wojownika z przypominającym na głowie ornamentem, to jest indiańskim pióropuszem na głowie kolorów tęczy. Z mroczkami, nawet nie był w stanie zliczyć, miał wrażenie, jakby jeszcze niedawno miał pięciogodzinną sesje wymiotów po saiyańskiej popijawie alkoholowej.
-Nuuu~ Camoli głodna...Nuuu~ wstawaj! Łe ke~ - ile godzin to minęło, dawno nastał dzień dla wszystkich, a ten jeszcze spał...spał długo i chyba czuł nawet dogłębny powód tej przyczyny. Jego ciało było zdrętwiałe, jakby ułożył kończyny w niewygodnej pozycji i zaciskało przepływ krwi. To jedno z domostw obozu, a więc wszystko potoczyło się w miarę bezpiecznie, tylko czemu młoda jaszczurka wydawała się taka zaniepokojona? Gniotła te włosy i gniotła, nie mógł także wyczuć energii swoich towarzyszy.
-Puszka~ ke ro~ - wygrzebała coś z szafki i otworzyła wyrzucając na całe domostwo zapach smrodliwej stęchlizny. Najwyraźniej konserwa miała już wyrwę i kto tam wiedział, co w niej się zagnieździło. Oczywiście dla niej to nie przeszkadzało, cóż żyła w ekosystemie, gdzie wszystko mogło być trujące bądź jadalne, a każdy kęs stanowił jedną wielką ruletkę.
-Ładne! - wyciągnęła z ręki Raziela bursztyn, no tak Shadow to przyniósł, ale scouter niczego nadzwyczajnego nie wykazał. Zanim się jednak obejrzał, ten śliczny kamyk wylądował właśnie w ustach zezowatej, a charakterystyczne gulpnięcię już zapewniło, że biżuteria znalazła się głęboko w brzuszku zmiennocieplnej. Gdyby tylko wyszedł na zewnątrz, przekonałby się, że jest znowu ciemno. Parę dziur w poszyciu leśnym nie dawało dość światła, a kula niegdyś pełniąca role latarni została rozbita.
OOC:
What a twist! Jesteście rozdzieleni, wszyscy macie scoutery przy sobie lub założone, no więc...cel został osiągnięty. Ciężko powiedzieć, ale na to wychodzi, że jest południe dla was wszystkich. Widzicie tylko dlatego bo macie scoutery, jesteście pod warstwą liści adanowca.
Uwaga, nie ma regeneracji, co więcej sen nie zapewnił wam żadnego odnowienia punktów życia bądź ki.
Odpis dowolny.
Całą czwórkę znużył sen, nie miało znaczenia czy ktoś był na warcie, byli zbyt zmęczeni i stwierdzenie drzemki na chwile nabierało potężnej mocy. Raziel wyczuwał obecność Haki nawet przez sen, nie dawała mu spokoju sygnałami zwiększanej energii i choć przestał się nią przejmować, nie mógł odsunąć wrażenia, że tam w ciemnicy czuwała oraz obserwowała...
...
...
...
Było sobie gekonie życie
-Lodowaty! - Zachrypnięty głos zagłuszył ciężki sen, a wraz z nim dołączył następny okrzyk i jeszcze jeden, aż wszystkie zdawały się krzyczeć i co raz bardziej się przekrzykiwać. Grupa dzieci dźgała ciało młodego obcego, któremu chyba piana z ust zaczęła wypływać.
-Ke, ke, kee, ke, ke - przechodziło przez pomieszczenie nieustannie, kumkania mieszały się dźwięcznie z sykami oraz gardłowymi skowytami. Obolałe ciało jeszcze nosiło na nim rany robali, małe cięcia dopiero teraz były widoczne, a ledwo co zakrzepnięta krew oszpecała go na całym ciele. Ktoś zdarł z niego górną część kombinezonu, a listki różnych rozmiarów były przylepione pomarańczową papką do brzucha.
-Więcej gości, głupie to, że żywi gonią za martwymi. Smród śmierci odstraszać powinien, a nie zbliżać. - Ogon jaszczurki grubości saiyanskiej pięści zaczął smyrać zagubionego pod nosem, aż ten odruchowo kichnął, a następnie podrzuciło go do pozycji siedzącej. Miał wątpliwości, czy wiedział jeszcze kim jest, ale przecież demon w nim gnieżdżący zapewniał już, że wszystko jest w porządku. Niestety nikt nie mógł wyjaśnić co się stało.
-Jesteś lodowaty, jak takie duże dziecko przetrwało tam na zewnątrz? - Pytanie padło, a chłopak zerknął na bagienną chatkę złożoną ze związanych gałęzi, liści adanowca robiących zadaszenie i drewnianych pali niechlujnie poprzycinanych. Podłoga nie była równa, bo pal za palem był okrężny i łatwo było wpaść w dziurę między nimi bądź potknąć. Oczywiście jaszczurkom to nie sprawiało problemów, a były różnokolorowe niczym tęcza, ich siedmiu, dwie samice, pięciu samców różnych rozmiarów i wieku. Wszystkie jednakże nadal młode i nie przekraczające metra czterdziestu dwóch. Nad wyrem z bagiennego mchu siedział jaszczur mocarny sięgający dwóch metrów, co to nie miał żadnych charakterystycznych rogów, a gładką skórę bez owłosienia. Skóry chroniły jego ciało od kolan po szyje, choć większość klatki piersiowej była odsłonięta pokazując dobrze wyrobiony jedenastopak. Ten ostatni znajdował się na dole i nie miał pary, ułatwiał im możliwe wyginanie się. Dzieci ganiały za sobą, smyrały się ogonami, spinały po meblach i suficie, a nawet zaczepiały elementy ciała saiyanina. Szturchając go albo łaskocząc palcami tudzież ogonami.
-Trucizna powinna osłabnąć, więc co ciebie tu przyprowadziło nieznajomy grgl? - Tym samym wstał na równe nogi, dominowała od niego dzikość i siła, a łuski dawały mu upiornego, wojowniczego zacięcia. Nie łypał tak zezowato oczami, jak młode potomstwo. Jak on miał... ten pacjent, no tak, Kurisu.
----------
Silne uderzenie zwaliło go na nierówne pale okryte warstwą skór różnorodnych zwierząt. To sierpowy właśnie przywitał się z jego twarzą i obudziło go w obecności licznych mieszkańców jaszczurzej społeczności. Gekony znajdowały się wszędzie, wszystkie wydawały się zainteresowane całym wydarzeniem, a nawet w ciasnej dziurze drzewa, pod dachami wiszących chat, tudzież w florze i wodzie wyłaniały się różnorakie łebki.
-Przybyli następni, Camoli podobno była z nimi grdl...Haka miała słuszność, że stanowią zagrożenie, ale ten tutaj musi być grdl rodzaju prowiantem dla największego z nich, bo wydaje się lodowaty i smakowity jedynie dla owadzich pożeraczy dusz. - Pęta okazały się słabe, szybko oswobodził się młodzian z ich krępujących właściwości i stał na równe nogi. Słabo, lekko przechylając się, było koszmarnie w odczuciu, jakby miał gigantyczną migrenę...ale wydawał się jego żywot stabilny.
-Za długo zwlekamy, powinniśmy go wezwać i prosić go by wyprosił ogoniaste mchy poza nasze ziemie, z powrotem do niebios grdl! - Jego słowa wydawały się kontroweryjne, bowiem gekonia wrzawa rozpętała się, a każdy przegadywał każdego w gardłowym głosie. Brakowało tu po prostu głosu rozsądku. Wszyscy wokół niego, na otwartej przestrzeni i drewnianych palach poziomo złożonych. Sterta futer znajdowała się na samym środku, cóż posągów nie mieli, ale skóry najwyraźniej miały oznaczać, że jest to miejsce ważne i niezmiernie powszechnie uczęszczane. Ten typ miał imię, zwał się Shadow, ale mało kto znal, a może nawet go rozumiał i jedynie zastanawiali się co z nim zrobić. Tym bardziej poza specyficznymi słowami wojownika z przypominającym na głowie ornamentem, to jest indiańskim pióropuszem na głowie kolorów tęczy. Z mroczkami, nawet nie był w stanie zliczyć, miał wrażenie, jakby jeszcze niedawno miał pięciogodzinną sesje wymiotów po saiyańskiej popijawie alkoholowej.
----------
-Nuuu~ Camoli głodna...Nuuu~ wstawaj! Łe ke~ - ile godzin to minęło, dawno nastał dzień dla wszystkich, a ten jeszcze spał...spał długo i chyba czuł nawet dogłębny powód tej przyczyny. Jego ciało było zdrętwiałe, jakby ułożył kończyny w niewygodnej pozycji i zaciskało przepływ krwi. To jedno z domostw obozu, a więc wszystko potoczyło się w miarę bezpiecznie, tylko czemu młoda jaszczurka wydawała się taka zaniepokojona? Gniotła te włosy i gniotła, nie mógł także wyczuć energii swoich towarzyszy.
-Puszka~ ke ro~ - wygrzebała coś z szafki i otworzyła wyrzucając na całe domostwo zapach smrodliwej stęchlizny. Najwyraźniej konserwa miała już wyrwę i kto tam wiedział, co w niej się zagnieździło. Oczywiście dla niej to nie przeszkadzało, cóż żyła w ekosystemie, gdzie wszystko mogło być trujące bądź jadalne, a każdy kęs stanowił jedną wielką ruletkę.
-Ładne! - wyciągnęła z ręki Raziela bursztyn, no tak Shadow to przyniósł, ale scouter niczego nadzwyczajnego nie wykazał. Zanim się jednak obejrzał, ten śliczny kamyk wylądował właśnie w ustach zezowatej, a charakterystyczne gulpnięcię już zapewniło, że biżuteria znalazła się głęboko w brzuszku zmiennocieplnej. Gdyby tylko wyszedł na zewnątrz, przekonałby się, że jest znowu ciemno. Parę dziur w poszyciu leśnym nie dawało dość światła, a kula niegdyś pełniąca role latarni została rozbita.
OOC:
What a twist! Jesteście rozdzieleni, wszyscy macie scoutery przy sobie lub założone, no więc...cel został osiągnięty. Ciężko powiedzieć, ale na to wychodzi, że jest południe dla was wszystkich. Widzicie tylko dlatego bo macie scoutery, jesteście pod warstwą liści adanowca.
Uwaga, nie ma regeneracji, co więcej sen nie zapewnił wam żadnego odnowienia punktów życia bądź ki.
Odpis dowolny.
- Kurisu
- Liczba postów : 143
Data rejestracji : 04/12/2016
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Czw Cze 01, 2017 11:53 am
Krótka medytacja na dobre mi zrobiła. Atmosfera nieco opadła i zrobiło się jakby spokojniej. Wstałem i wyprostowałem się rozglądając się na boki. Shadow mówił, że znalazł tuzin scouterów więc pozwoliłem wziąć sobie jeden jako zamienny za tamten, co mi mało co łba nie wysadził w powietrze. Ostatni raz. Po tej misji już nigdy więcej nie założę tego cholerstwa na ucho. Mogło to wydawać się paranoiczne, ale już tak trzymał mnie jakiś wyjątkowo upierdliwy pech z tymi urządzeniami, że za każdym razem, kiedy zakładałem kolejny - obliczałem sobie w głowie, za ile mi wybuchnie. Ta planeta nie raz nas zaskoczyła, więc warto mieć się na baczności. Powoli dochodził czas na sen i mojej warty. Z początku chodziłem sobie wokół ogniska co jakiś czas spoglądając na nie, na towarzyszy oraz na mrok znajdujący się wokół nas. Zaczęło mi się nudzić. Ciszę zagłuszał jedynie dźwięk palącego się drewna oraz jakiś mniejszych stworzeń, owadów, co szeleściły w liściach lub wydawały z siebie swoje naturalne odgłosy. Podniosłem kamyk z ziemi i zacząłem go podrzucać patrząc się przed siebie. Zastanawiałem się nad tą ciszą. Dlaczego ona mnie tak wkurza? Muszę się z tym oswoić. Zastanawiałem się też nad tym, jak mocno wzmocniłem się już podczas pobytu na tej planecie. Nie pamiętałem już nawet kiedy my tutaj przylecieliśmy. Mam wrażenie, jak byśmy siedzieli tutaj już kilka miesięcy. Wziąłem zamach i rzuciłem kamykiem w pień drzewa, po czym kamyk rozpadł się. Zdziwiłem się gdy zobaczyłem z jaką prędkością kamyk poleciał. Nie sądziłem, że tak poprawi się moja szybkość. Podniosłem kolejny kamyk i zacząłem się zastanawiać. Ciekawe, czy dałbym radę złapać tak szybko lecący kamień w moją stronę? Nie ma jak tego sprawdzić niestety... chociaż... Jest pewien sposób, ale nie jestem do końca pewny, czy mi to wyjdzie. Wziąłem zamach i przygotowałem się do rzutu. Kiedy rzuciłem z całej siły - od razu zacząłem przemieszczać się w tę samą stronę co lecący kamyk. Gdy prędkością wyprzedziłem go - zatrzymałem się. Kamyk teraz leciał w moją stronę i w ostatnim momencie złapałem go przed twarzą stojąc bokiem. Patrzyłem się przez chwilę na swoją rękę przed twarzą, po czym puściłem zacisk, a z dłoni posypał się skruszony kamyk. Ciekawy pomysł na trening, ale potrzeba czegoś solidniejszego, niż kamyk. Wytworzyłem po chwili w dłoni KI blasta i rzuciłem go przed siebie, lecz już z mniejszą mocą, aby zbyt szybko nie przemęczyć się. Zaczynałem prześcigać pocisk i odbijać go w inną stronę, następnie znowu szybko się poruszać, aby odbić w kolejne miejsce i tak w kółko. Trwało to jakiś czas dopóki się nie zmęczyłem. Ostatnia próba nie udała się. W ostatniej chwili odwracając się w stronę lecącego we mnie KI blasta złapałem go w dłoń. Nacisk sprawiał, że odpychało mnie do tyłu szorując stopami o ziemię. Wtedy mocno zacisnąłem pięść, a pocisk wybuchł. Nie był to silny wybuch, ponieważ nie włożyłem dużo energii w tego KI blasta. Nie zranił mnie.Wytworzył tylko nieco kurzu wokół pięści, który po chwili zwiał z wiatrem. Patrzyłem się na swoją pięść. Coś nie grało. Byłem nad wyraz zmęczony. Powieki mocno opadały mi na dół, a ja nie mogłem tego powstrzymać. Dopadło mnie nieziemskie zmęczenie. Zacząłem ziewać i przecierać oczy. Co się dzieje? Mocno napiąłem swoje ciało starając się nie upaść, ale moje ciało samowolnie opadało ze zmęczenia.
- Co się dzieje? Nie mogę zas... - Powiedziałem do siebie sennym głosem i upadłem na ziemię jak worek ziemniaków. Zaczął się sen.
Miałem przed oczami ciemno, albo to po prostu powieki miałem zamknięte. Słyszałem w głowie niewyraźne głosy. ''Lodowaty!'' - wrzeszczały. Było coraz silniejsze i było słychać coraz więcej nowych głosów wołających to samo. Próbowałem otworzyć leniwie powieki, ale miałem przed oczami zamazany obraz. Coś nieźle musiało mnie rozłożyć na łopatki... tak właściwie co? Czułem jakieś dziwne dotyki. Ktoś mnie maca? Do tego doszło jeszcze kumkanie, które naszło mi na myśl, że to ta kosmitka Camoli. Po chwili usłyszałem zdanie. Niewyraźnie, ale dało się zrozumieć, co powiedziano. Niestety po mocnym snu nie byłem jeszcze pobudzony na tyle, aby zacząć zastanawiać się o co chodzi. Poczułem jakieś smyranie po nosie. Zacząłem stopniowo wdychać coraz więcej powietrza nosem, aż nie wytrzymałem.
- A KHIU! - Mocne kichnięcie sprawiło, że od razu podniosło mnie do pozycji siedzącej. Zacząłem dochodzić do siebie, ale tutaj nic nie było widać. Uruchomiłem w scouterze nocny wizjer, wtedy ujrzałem pełno tych istot. Niezwłocznie zerwałem się z leża do pozycji stojącej i przygotowałem się do pozycji ofensywnej. Oczekiwałem na atak z ich strony. Zauważyłem wtedy, że nie mam na sobie górnej części stroju. Super, zabierzcie mi jeszcze spodnie i majtki, to wrócę na Vegetę na golasa. Zauważyłem również na brzuchu jakiś przylepiony listek z papką. Łatwo było się domyślić, że to jakaś stara metoda leczenia używana przez tę nisko rozwiniętą rasę. Usłyszałem wtedy od jednego z nich zdanie skierowane w moją stronę. Zacząłem rozglądać się po pozostałych będących wokół mnie dalej w pozycji obronnej. Spoglądałem na nich chłodnym spojrzeniem.
- Nie jestem dzieckiem. Według tabeli wieku mojej rasy wchodzę w wiek dorosłości. Poza tym potrafię o siebie zadbać. - Odpowiedziałem na skierowanie do mnie pytanie, tym razem bez złości. Dzieciaki zbiegały się wokół mnie zaczepiając mnie o oglądając. Wcale się temu nie dziwiłem. Ciekawość to naturalna rzecz, tym bardziej, że ich planetę nawiedza stworzenie, którego nigdy nie widzieli... bądź już widzieli, ale co nie zmienia faktu, że sytuacja ta należała do tych rzadkich. Modli wtedy dostrzec również moje stare blizny po szponach, które znajdowały się na całych plecach. Dzieciaki sprawiły, że lekko opuściłem gardę, ale wciąż byłem gotów. Niby chcieli mnie wyleczyć, a teraz po schwytaniu mnie nie uwięzili, to raczej dobry znak. Nie mniej jednak Raziel mnie czegoś nauczył. Nie mogę im zaufać, to niebezpieczne. Oni mogli tylko wyleczyć mi ranę po ty, aby drugi raz wbić nóż w plecy. Po chwili już kompletnie opuściłem ręce w dół, ale nadal byłem gotowy. Jednak nie wyglądali na tych, którzy chcieliby mnie skrzywdzić, ale wcale nie nastawiałem się też na to, że są na mnie przyjacielsko nastawieni. Mogli stwarzać tylko pozory, ale po co mieliby ryzykować niebezpieczeństwem dla dzieci? Dlatego ze względu na ich bezbronne potomki postanowiłem nie stwarzać tutaj problemu. Potem skierowano do mnie kolejne pytanie.
- Trucizna? Zostałem otruty? Dziwne, nic nie pamiętam... - Zacząłem drapać się po głowie ze skwaszoną miną próbując wyłapać coś z ostatnich zdarzeń.
- Otóż przybyłem tutaj z misją. Muszę znaleźć tutaj oddział nazywany Beeko lub dowiedzieć się, co z się z nimi stało. Słyszałeś coś może? Albo widziałeś ich? Wyglądają jak ja, tylko, że niektórzy mogli mieć jeszcze małpie ogony. - Po odpowiedzi zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu próbując dowiedzieć się gdzie jestem, ale dużo nie mogłem wyłapać.
- Powiesz mi gdzie jesteśmy? Z tego co pamiętam, to ostatnio byłem przy ognisku w obozie.
OOC:
Koniec treningu.
Scouter dodam do eq jak mi dasz info do ilu PL jest.
- Co się dzieje? Nie mogę zas... - Powiedziałem do siebie sennym głosem i upadłem na ziemię jak worek ziemniaków. Zaczął się sen.
___________________
Miałem przed oczami ciemno, albo to po prostu powieki miałem zamknięte. Słyszałem w głowie niewyraźne głosy. ''Lodowaty!'' - wrzeszczały. Było coraz silniejsze i było słychać coraz więcej nowych głosów wołających to samo. Próbowałem otworzyć leniwie powieki, ale miałem przed oczami zamazany obraz. Coś nieźle musiało mnie rozłożyć na łopatki... tak właściwie co? Czułem jakieś dziwne dotyki. Ktoś mnie maca? Do tego doszło jeszcze kumkanie, które naszło mi na myśl, że to ta kosmitka Camoli. Po chwili usłyszałem zdanie. Niewyraźnie, ale dało się zrozumieć, co powiedziano. Niestety po mocnym snu nie byłem jeszcze pobudzony na tyle, aby zacząć zastanawiać się o co chodzi. Poczułem jakieś smyranie po nosie. Zacząłem stopniowo wdychać coraz więcej powietrza nosem, aż nie wytrzymałem.
- A KHIU! - Mocne kichnięcie sprawiło, że od razu podniosło mnie do pozycji siedzącej. Zacząłem dochodzić do siebie, ale tutaj nic nie było widać. Uruchomiłem w scouterze nocny wizjer, wtedy ujrzałem pełno tych istot. Niezwłocznie zerwałem się z leża do pozycji stojącej i przygotowałem się do pozycji ofensywnej. Oczekiwałem na atak z ich strony. Zauważyłem wtedy, że nie mam na sobie górnej części stroju. Super, zabierzcie mi jeszcze spodnie i majtki, to wrócę na Vegetę na golasa. Zauważyłem również na brzuchu jakiś przylepiony listek z papką. Łatwo było się domyślić, że to jakaś stara metoda leczenia używana przez tę nisko rozwiniętą rasę. Usłyszałem wtedy od jednego z nich zdanie skierowane w moją stronę. Zacząłem rozglądać się po pozostałych będących wokół mnie dalej w pozycji obronnej. Spoglądałem na nich chłodnym spojrzeniem.
- Nie jestem dzieckiem. Według tabeli wieku mojej rasy wchodzę w wiek dorosłości. Poza tym potrafię o siebie zadbać. - Odpowiedziałem na skierowanie do mnie pytanie, tym razem bez złości. Dzieciaki zbiegały się wokół mnie zaczepiając mnie o oglądając. Wcale się temu nie dziwiłem. Ciekawość to naturalna rzecz, tym bardziej, że ich planetę nawiedza stworzenie, którego nigdy nie widzieli... bądź już widzieli, ale co nie zmienia faktu, że sytuacja ta należała do tych rzadkich. Modli wtedy dostrzec również moje stare blizny po szponach, które znajdowały się na całych plecach. Dzieciaki sprawiły, że lekko opuściłem gardę, ale wciąż byłem gotów. Niby chcieli mnie wyleczyć, a teraz po schwytaniu mnie nie uwięzili, to raczej dobry znak. Nie mniej jednak Raziel mnie czegoś nauczył. Nie mogę im zaufać, to niebezpieczne. Oni mogli tylko wyleczyć mi ranę po ty, aby drugi raz wbić nóż w plecy. Po chwili już kompletnie opuściłem ręce w dół, ale nadal byłem gotowy. Jednak nie wyglądali na tych, którzy chcieliby mnie skrzywdzić, ale wcale nie nastawiałem się też na to, że są na mnie przyjacielsko nastawieni. Mogli stwarzać tylko pozory, ale po co mieliby ryzykować niebezpieczeństwem dla dzieci? Dlatego ze względu na ich bezbronne potomki postanowiłem nie stwarzać tutaj problemu. Potem skierowano do mnie kolejne pytanie.
- Trucizna? Zostałem otruty? Dziwne, nic nie pamiętam... - Zacząłem drapać się po głowie ze skwaszoną miną próbując wyłapać coś z ostatnich zdarzeń.
- Otóż przybyłem tutaj z misją. Muszę znaleźć tutaj oddział nazywany Beeko lub dowiedzieć się, co z się z nimi stało. Słyszałeś coś może? Albo widziałeś ich? Wyglądają jak ja, tylko, że niektórzy mogli mieć jeszcze małpie ogony. - Po odpowiedzi zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu próbując dowiedzieć się gdzie jestem, ale dużo nie mogłem wyłapać.
- Powiesz mi gdzie jesteśmy? Z tego co pamiętam, to ostatnio byłem przy ognisku w obozie.
OOC:
Koniec treningu.
Scouter dodam do eq jak mi dasz info do ilu PL jest.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Pią Cze 02, 2017 8:43 pm
Raziel przeskanował medalion, lecz skan nie wykazał niczego niezwykłego. Ot kawałek minerału, który został ładnie oprawiony. Szef tej drużyny, po którą przylecieli musiał lubić błyskotki. No, ale Raziel nie oceniał. W każdym razie trzeba będzie to wszystko przeglądnąć i przeliczyć. Jedzenia mieli dość o ile kadet znów nie zeżre wszystkiego na raz. Camoli chyba sama sobie da radę, o czym świadczył fakt, że znów wlazła na niego. Zahne westchnął zrezygnowany, ale nic nie powiedział. To była jak walka z wiatrakami. Nie przetłumaczysz, a lepiej by siedziała na nim ona, niż tamta czerwona franca. Właśnie trzeba zapytać się czy ją zna.
- Ty. Wiesz kim jest ta cała Haka, która nas zaatakowała. Najwidoczniej cię zna, więc pewnie ty ją też. Pochodzi z twojej wioski? – zapytał Zahne swoją pasażerkę. Chciał się dowiedzieć jak najwięcej o swoim przeciwniku. Wiedział już, że była całkiem silna, ale przydałoby się zdobyć trochę więcej informacji. Przy okazji do Raza dotarło zmęczenie dzisiejszym dniem. Praktycznie nie spał, a noc jeszcze trwała. Na nic jednak zdało się wystawienie warty, gdyż szybko usnął, tak samo jak i reszta. Jednakże przez sen czuł energię tej całej Haki. Czaiła się gdzieś, ale najwidoczniej bała się ponownie przypuścić atak. To było cholernie niebezpieczne miejsce i naprawdę nie chciał przebywać tutaj dłużej niż potrzeba.
Ze snu wyrwało go tarmoszenie i okrzyki gekonicy. Raziel już chciał coś jej powiedzieć, ale zrezygnował. Ona miała zupełnie inne priorytety, poza tym i tak dobrze zrobiła, że go obudziła. Było już południe, a pracy było od groma. On sam się czuł jak przeżuta szmata. Był cały zdrętwiały i możliwe, że bardziej zmęczony niż po solidnym treningu. Taki ten sen to nie sen. Na dodatek nie czuł energii Shadowa i Kurisu. Co ci debile znów wymyślili? Camoli zaś chyba uparła się, by mu wyrwać włosy.
- Smacznego. – powiedział strzelając karkiem i robiąc kilka ćwiczeń, które miały mu pomoc wyrwać się z tego odrętwienia i do reszty dobudzić organizm. W kieszeni poczuł coś dziwnego. Jak się okazało był to ten medalion, który mu dał wczoraj Nashi. Szybko jednak zniknął w paszczy, a następnie żołądku Camoli. Czy ona nie przesadza? Raziel westchnął i postanowił wyjść na zewnątrz. Dwójki jego żołnierzy tam nie było, ale to było jasne, gdyż ich nie wyczuwał w obozie. Czyżby postanowili zwiać? Wątpliwe. Coś się musiało stać, gdyż kula która dawała światło była rozwalona, a sama gekonicą dziwnie zaniepokojona.
- Co tu się stało? Camoli chcesz mi coś powiedzieć? – zapytał Zahne i równocześnie uruchomił skaner. Jeśli ktoś tu był, to może znajdzie ślady stóp, albo coś innego. Coś się w nocy musiało stać.
- Ty. Wiesz kim jest ta cała Haka, która nas zaatakowała. Najwidoczniej cię zna, więc pewnie ty ją też. Pochodzi z twojej wioski? – zapytał Zahne swoją pasażerkę. Chciał się dowiedzieć jak najwięcej o swoim przeciwniku. Wiedział już, że była całkiem silna, ale przydałoby się zdobyć trochę więcej informacji. Przy okazji do Raza dotarło zmęczenie dzisiejszym dniem. Praktycznie nie spał, a noc jeszcze trwała. Na nic jednak zdało się wystawienie warty, gdyż szybko usnął, tak samo jak i reszta. Jednakże przez sen czuł energię tej całej Haki. Czaiła się gdzieś, ale najwidoczniej bała się ponownie przypuścić atak. To było cholernie niebezpieczne miejsce i naprawdę nie chciał przebywać tutaj dłużej niż potrzeba.
Ze snu wyrwało go tarmoszenie i okrzyki gekonicy. Raziel już chciał coś jej powiedzieć, ale zrezygnował. Ona miała zupełnie inne priorytety, poza tym i tak dobrze zrobiła, że go obudziła. Było już południe, a pracy było od groma. On sam się czuł jak przeżuta szmata. Był cały zdrętwiały i możliwe, że bardziej zmęczony niż po solidnym treningu. Taki ten sen to nie sen. Na dodatek nie czuł energii Shadowa i Kurisu. Co ci debile znów wymyślili? Camoli zaś chyba uparła się, by mu wyrwać włosy.
- Smacznego. – powiedział strzelając karkiem i robiąc kilka ćwiczeń, które miały mu pomoc wyrwać się z tego odrętwienia i do reszty dobudzić organizm. W kieszeni poczuł coś dziwnego. Jak się okazało był to ten medalion, który mu dał wczoraj Nashi. Szybko jednak zniknął w paszczy, a następnie żołądku Camoli. Czy ona nie przesadza? Raziel westchnął i postanowił wyjść na zewnątrz. Dwójki jego żołnierzy tam nie było, ale to było jasne, gdyż ich nie wyczuwał w obozie. Czyżby postanowili zwiać? Wątpliwe. Coś się musiało stać, gdyż kula która dawała światło była rozwalona, a sama gekonicą dziwnie zaniepokojona.
- Co tu się stało? Camoli chcesz mi coś powiedzieć? – zapytał Zahne i równocześnie uruchomił skaner. Jeśli ktoś tu był, to może znajdzie ślady stóp, albo coś innego. Coś się w nocy musiało stać.
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Nie Cze 04, 2017 12:18 pm
skip Shadow
-Dziecko czy nie, jesteś słaby. - duma i nienaruszona pewność siebie przemawiała przez wojownika wioski. Najmłodsza z potomstwa wspięła się na jego lewe ramie i oplotła ogon wokół ręki. Jej słodkie, choć wyłupiaste oczka zamknęły się, a wtulona w dwumetrowego olbrzyma włożyła przeciwstawnego kciuka do ust i zaczęła go ssać. Młode jaszczurki wolały najwyraźniej większość czasu spać, niżeli się bawić
-Tak, jak sądzili, przyjdą następni, ale tym razem nasi nie będą mile do was nastawieni. Przynosicie kłopoty, ty potrzebowałeś pomocy bo opiekunka starszego jest litościwa wobec dzieci, ale twoi towarzysze zapewne zginą od trucizny w ciągu paru godzin. - wypowiadając słowa wyjaśnienia, podszedł do liścia wiszącego na dwóch pnączach i wyciągnął z niej garść różnokolorowych, bagiennych ziół.
-Jesteś w naszej wiosce, powiedz mi co u Camoli. Opiekunka starszego źle zniosła jej banicje, ale ostateczne słowa ma nasz wódz. Możliwe dlatego chciała byś został podany opiece, w końcu trochę ją przypominasz grgl. - sięgnął po miskę i zasiadł na krześle by zacząć moździerzem tłuc przed chwilą c pochwycone zioła.
-Czy w ogóle czujesz ciepło? Nie wiesz nawet jak bardzo jesteś lodowaty, twoi dawni towarzysze nazywali to ki. -
------------------------
Zezowate oczy zakłopotanie rozglądały się, ale zamiast tego otworzyła kolejną puszeczkę by uwolnić potencjalnie smrodliwe rybki. W końcu nie mogła wytrzymać, nawet legowisku należały się jakieś pozytywy skoro miała spędzić z nim resztę życia.
-Haka przyprowadziła swoich łeke~ zabrali ich, ale ciebie ukryłam, więc tu nadal jesteś. - chwile zastanawiała się, a potem zrozumiała w jak wielkie kłopoty popadli.
-Zaraz ke ro~! Haka tu była i walczyliście? - Sądziła, że to jedynie chmara czerwi stanowiła potencjalne zagrożenie, ostrzegała, że bycie lodowatym przywoływało kłopoty, ale że zwróci to uwagę samej Haka, nie spodziewała się.
-Haka ciebie nie dotknęła łe ke~? Nuuuu leże zagrożone! Nie tknęła!? - Wdrapała się na niego i zaczęła mu grzebać w czuprynie, następnie zaczęła go oglądać pod pachami, na plecach, a nawet o mało mu nie włożyła głowy do majtek.
-Łeee tknęła ciebie! tknęła! - zaczęła drapać mu czuprynę tuż przy czole... długie milczenie przeciągało się, została na jego głowie i ramionach, ale mocno niezadowolona. Milczała bardzo długo, a w międzyczasie scouter zapikał pokazując lokacje dwóch pozostałych szkiełek, cóż chyba nadal ich urządzenia były aktywne, a co za tym idzie, wiedział gdzie szukać.
-Łeke łeke trudno, leże do wymiany, służyłeś mi dzielnie - pogłaskała go delikatnie, jak ulubionego zwierzaczka.
OOC:
Pisane z tabletu, kolory correction edit
Shadow ma zaległego posta, jakby co, to nie ma wpływu na rozgrywkę. Odpisz kiedy będziesz w stanie.
-Dziecko czy nie, jesteś słaby. - duma i nienaruszona pewność siebie przemawiała przez wojownika wioski. Najmłodsza z potomstwa wspięła się na jego lewe ramie i oplotła ogon wokół ręki. Jej słodkie, choć wyłupiaste oczka zamknęły się, a wtulona w dwumetrowego olbrzyma włożyła przeciwstawnego kciuka do ust i zaczęła go ssać. Młode jaszczurki wolały najwyraźniej większość czasu spać, niżeli się bawić
-Tak, jak sądzili, przyjdą następni, ale tym razem nasi nie będą mile do was nastawieni. Przynosicie kłopoty, ty potrzebowałeś pomocy bo opiekunka starszego jest litościwa wobec dzieci, ale twoi towarzysze zapewne zginą od trucizny w ciągu paru godzin. - wypowiadając słowa wyjaśnienia, podszedł do liścia wiszącego na dwóch pnączach i wyciągnął z niej garść różnokolorowych, bagiennych ziół.
-Jesteś w naszej wiosce, powiedz mi co u Camoli. Opiekunka starszego źle zniosła jej banicje, ale ostateczne słowa ma nasz wódz. Możliwe dlatego chciała byś został podany opiece, w końcu trochę ją przypominasz grgl. - sięgnął po miskę i zasiadł na krześle by zacząć moździerzem tłuc przed chwilą c pochwycone zioła.
-Czy w ogóle czujesz ciepło? Nie wiesz nawet jak bardzo jesteś lodowaty, twoi dawni towarzysze nazywali to ki. -
------------------------
Zezowate oczy zakłopotanie rozglądały się, ale zamiast tego otworzyła kolejną puszeczkę by uwolnić potencjalnie smrodliwe rybki. W końcu nie mogła wytrzymać, nawet legowisku należały się jakieś pozytywy skoro miała spędzić z nim resztę życia.
-Haka przyprowadziła swoich łeke~ zabrali ich, ale ciebie ukryłam, więc tu nadal jesteś. - chwile zastanawiała się, a potem zrozumiała w jak wielkie kłopoty popadli.
-Zaraz ke ro~! Haka tu była i walczyliście? - Sądziła, że to jedynie chmara czerwi stanowiła potencjalne zagrożenie, ostrzegała, że bycie lodowatym przywoływało kłopoty, ale że zwróci to uwagę samej Haka, nie spodziewała się.
-Haka ciebie nie dotknęła łe ke~? Nuuuu leże zagrożone! Nie tknęła!? - Wdrapała się na niego i zaczęła mu grzebać w czuprynie, następnie zaczęła go oglądać pod pachami, na plecach, a nawet o mało mu nie włożyła głowy do majtek.
-Łeee tknęła ciebie! tknęła! - zaczęła drapać mu czuprynę tuż przy czole... długie milczenie przeciągało się, została na jego głowie i ramionach, ale mocno niezadowolona. Milczała bardzo długo, a w międzyczasie scouter zapikał pokazując lokacje dwóch pozostałych szkiełek, cóż chyba nadal ich urządzenia były aktywne, a co za tym idzie, wiedział gdzie szukać.
-Łeke łeke trudno, leże do wymiany, służyłeś mi dzielnie - pogłaskała go delikatnie, jak ulubionego zwierzaczka.
OOC:
Pisane z tabletu, kolory correction edit
Shadow ma zaległego posta, jakby co, to nie ma wpływu na rozgrywkę. Odpisz kiedy będziesz w stanie.
- Kurisu
- Liczba postów : 143
Data rejestracji : 04/12/2016
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Nie Cze 04, 2017 12:59 pm
Jego wypowiedź była dosyć złośliwa, ale zawierała też prawdę. Opuściłem głowę gniewnie patrząc się na podłogę. To prawda. Jestem słaby i widzi to każdy wokół. Tak bardzo wiele bym dał, aby tylko podnieść swoje możliwości, aby stać się silniejszym. Chciałbym w końcu odgrywać jakąś znaczącą rolę w tym świecie, bo tymczasem jeszcze nic nie zdziałałem. Popatrzyłem się z zainteresowaniem, jak jedna z jaszczurek wchodzi na ramię potężnego woja. Kiedy powiedział o następnych miał zapewne na myśli nas. Nie mówiąc już o kłopotach.
- Jakiego rodzaju kłopoty sprawiali? Powiedz mi gdzie ich znajdę, a opuścimy waszą planetę i nigdy więcej mnie tutaj nie zobaczycie. - Słuchałem dalej. Zdziwiłem się kwestią, że moi towarzysze mogą zginąć od trucizny. To dosyć istotny fakt.
- Czy jesteście w stanie ich uleczyć? Nie chcę aby moi towarzysze umarli na tej planecie. - Słuchałem z zainteresowaniem co powie w tej kwestii. To byłoby dosyć żenujące, aby wojownicy wyższej rangi zmarli przez głupią truciznę. Następnie padł temat o niejakiej Camoli. Zapewne chodziło mu o tę kosmitkę, co przyczepiła się do Raziela jak rzep.
- Camoli jest bezpieczna, nic jej nie grozi. Jest z jednym z naszych pod opieką. Oprowadziła nas po obozowisku i dała trochę jedzenia. - Nie chciałem dokładniej powiedzieć przy kim jest teraz Camoli. Oni mogli wtedy ruszyć na Raziela i sprawić mu dodatkowe kłopoty, bo z tego co mówili, to nie są do nich przyjaźnie nastawieni. Mogli też w sumie domyślić się, że będzie przy tym najsilniejszym z nas, ale kto wie co oni mają w głowie. Ta cała gadka o wodzu, opiekunach była co najmniej dziwna. Nie wyobrażałem sobie jak można żyć w takich warunkach.
- Przypominam ją? W jaki sposób? - Kolejna kwestia która mnie dosyć zainteresowała. Nie wiem jak oni mogli spostrzegać moje podobieństwo z tą istotą, bo raczej nie chodziło im o wygląd. Przyglądałem się co robi wojownik z założonymi rękoma, wtedy padło od niego kolejne pytanie. Z początku nie zrozumiałem o co chodzi z tym ciepłem, ale domyśliłem się, że oni w ten sposób potrafią wyczuwać KI. To musi być podobna technika do tej, o której opowiadał mi Raziel.
- Nie... nie potrafię tego robić. Do tego używam tego urządzenia, ale jest ono dosyć wadliwe i często bezużyteczne. Czy jesteś w stanie mnie tego nauczyć? Jeśli tak, ja w zamian pomogę wam. Na pewno potrzebujecie jakiejś pomocy od osobnika innej rasy. - To była dosyć dobra okazja do zaczerpnięcia zysków z pobytu tutaj, którą zamierzałem wykorzystać. To było pewne, że ci wojownicy potrafili o wiele więcej, niż można było się po nich spodziewać. W końcu ta planeta nie raz nas zadziwiła i zapewne na tym się nie ostanie. Trzeba być czujnym. Po chwili odstąpiłem na bok i wciskając przycisk w scouterze próbowałem połączyć się z wieżą komunikacyjną.
- Halo? Tutaj Kurisu Budou z misji na Eggroot. Zdobyliśmy już te scoutery, o których była mowa. Jaki jest następny rozkaz? - Poczekałem chwilę na jakiś odzwe, a następnie zacząłem szukać położenia moich kompanów i spróbować wejść na wspólną linię, abym mógł się z nimi połączyć.
- Halo? Raziel? Shadow? Jesteście tam? Mamy poważny problem, lepiej się zgłoście. Odbiór. - Postanowiłem powiedzieć im o truciźnie. Sprawa ma wysoki priorytet jak cała ta misja tutaj.
- Jakiego rodzaju kłopoty sprawiali? Powiedz mi gdzie ich znajdę, a opuścimy waszą planetę i nigdy więcej mnie tutaj nie zobaczycie. - Słuchałem dalej. Zdziwiłem się kwestią, że moi towarzysze mogą zginąć od trucizny. To dosyć istotny fakt.
- Czy jesteście w stanie ich uleczyć? Nie chcę aby moi towarzysze umarli na tej planecie. - Słuchałem z zainteresowaniem co powie w tej kwestii. To byłoby dosyć żenujące, aby wojownicy wyższej rangi zmarli przez głupią truciznę. Następnie padł temat o niejakiej Camoli. Zapewne chodziło mu o tę kosmitkę, co przyczepiła się do Raziela jak rzep.
- Camoli jest bezpieczna, nic jej nie grozi. Jest z jednym z naszych pod opieką. Oprowadziła nas po obozowisku i dała trochę jedzenia. - Nie chciałem dokładniej powiedzieć przy kim jest teraz Camoli. Oni mogli wtedy ruszyć na Raziela i sprawić mu dodatkowe kłopoty, bo z tego co mówili, to nie są do nich przyjaźnie nastawieni. Mogli też w sumie domyślić się, że będzie przy tym najsilniejszym z nas, ale kto wie co oni mają w głowie. Ta cała gadka o wodzu, opiekunach była co najmniej dziwna. Nie wyobrażałem sobie jak można żyć w takich warunkach.
- Przypominam ją? W jaki sposób? - Kolejna kwestia która mnie dosyć zainteresowała. Nie wiem jak oni mogli spostrzegać moje podobieństwo z tą istotą, bo raczej nie chodziło im o wygląd. Przyglądałem się co robi wojownik z założonymi rękoma, wtedy padło od niego kolejne pytanie. Z początku nie zrozumiałem o co chodzi z tym ciepłem, ale domyśliłem się, że oni w ten sposób potrafią wyczuwać KI. To musi być podobna technika do tej, o której opowiadał mi Raziel.
- Nie... nie potrafię tego robić. Do tego używam tego urządzenia, ale jest ono dosyć wadliwe i często bezużyteczne. Czy jesteś w stanie mnie tego nauczyć? Jeśli tak, ja w zamian pomogę wam. Na pewno potrzebujecie jakiejś pomocy od osobnika innej rasy. - To była dosyć dobra okazja do zaczerpnięcia zysków z pobytu tutaj, którą zamierzałem wykorzystać. To było pewne, że ci wojownicy potrafili o wiele więcej, niż można było się po nich spodziewać. W końcu ta planeta nie raz nas zadziwiła i zapewne na tym się nie ostanie. Trzeba być czujnym. Po chwili odstąpiłem na bok i wciskając przycisk w scouterze próbowałem połączyć się z wieżą komunikacyjną.
- Halo? Tutaj Kurisu Budou z misji na Eggroot. Zdobyliśmy już te scoutery, o których była mowa. Jaki jest następny rozkaz? - Poczekałem chwilę na jakiś odzwe, a następnie zacząłem szukać położenia moich kompanów i spróbować wejść na wspólną linię, abym mógł się z nimi połączyć.
- Halo? Raziel? Shadow? Jesteście tam? Mamy poważny problem, lepiej się zgłoście. Odbiór. - Postanowiłem powiedzieć im o truciźnie. Sprawa ma wysoki priorytet jak cała ta misja tutaj.
- Joker
- Liczba postów : 364
Data rejestracji : 29/11/2015
Identification Number
HP:
(2100/2100)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Nie Cze 04, 2017 4:17 pm
Wszyscy byli zmęczeni i poszli spać snem bardzo twardym, wręcz jakby byli nieprzytomni. Oczywiście nie mogło się to skończyć dobrze. Obudził się pośród wręcz całej koloni gekonów, na ich nieszczęście pęta bardzo łatwo zostały zniszczone przez chłopaka który spokojnie wstał i powiedział. - Rozumiecie mnie? nie stanowię zagrożenia, rzecz jasna dopóki mnie nie zaatakujecie, jestem silniejszy niż możecie wyczuć Powiedział w eter mając nadzieje że potworki go zrozumieją. A niestety nie było to takie pewne. Half rozejrzał się po okolicy, nigdzie nie było reszty, widocznie znowu się rozdzielili. Ale czy i tym razem Kurisu jest blisko Szefa? tego już nie wiedział. W międzyczasie aż mu ktoś odpowie zaczął ćwiczyć. Uznał że dobrym treningiem będzie doskonalenie umiejętności wykrywania Energii. Odczytywał Energię obok niego oraz dalsze, starając się jak najdokładniej sprawdzić każdą. Potem zaczął obliczać kierunek wiatru [jeśli był] oraz odległość jaką miał od istot w pobliżu bez ruszania się . Na razie nie mógł spokojnie poćwiczyć fizycznie gdyż nie wiadomo jak zareagowaliby mieszkańcy tego miejsca. Potem zaczął liczyć różne rzeczy np: liście aby zwiększyć umiejętność szybkiego liczenia w pamięci, kiedyś pewien mędrzec powiedział że należy ćwiczyć umysł i ciało na równi, gdyż jeśli nie będziesz doskonalił któregoś z nich, zaniedbasz także drugie, ponieważ można było jednocześnie trenować siłę, jak i umiejętność sprawnego czytania lub jeszcze czegoś innego. Dość często zdarzali się Sayianie którzy nie umieli czytać płynnie lub szybko pisać gdyż zaniedbali to skupiając się tylko na fizycznych aspektach swego ciała. Po wszystkim próbował też nawiązać kontakt z resztą przez Scouter [ w końcu nie wie jeszcze czy jest zasięg czy nie]
Occ:
Trening start
Occ:
Trening start
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Nie Cze 04, 2017 8:57 pm
Oczywiście, bo jakże inaczej. Podeszli ich, kiedy byli najmniej przytomni i postanowili się za nich zabrać. Typowe. Skoro nie dają sobie rady w walce, to atakują z ciemności. Tchórzliwe, oszukańcze. Zupełnie jak ten demon. Same sztuczki, a zero uczciwej walki.
- Dzięki. No o tym mówię. Chciała zrobić sobie wyżerkę, ale zebrała po dupie. – powiedział Raziel. Przecież to było normalne. Ktoś go atakuje, to on odpiera atak. Choć po reakcji Camoli zrozumiał, że ta cała sytuacja miała jakieś drugie dno.
- No wlazła na mnie, ale… ej co ty znów robisz? – warknął Zahne, kiedy ta mała gekonicą zaczęła łazić po nim i badać go niczym doktor na Vegecie. Nie zgadzał się na żadne badania, więc proszę przestać. Do zielonej to chyba nie dochodziło, gdyż sprawdzała go całego. Zupełnie jak matka swoje młode. Jeszcze chwila i wsadzi mu łeb do gaci. W końcu jednak przestała, choć nie była zadowolona z wyniku badania.
- No dotknęła i co z tego? – zapytał Natto, ale Camoli jakoś nie chciała mu nic wyjaśniać. Zaczęła go drapać i głaskać jak jakiegoś zwierzaka. Serio. Ta planeta zaczynała być coraz bardziej dziwaczna, a im dłużej on na niej przebywał, tym sam chyba dziwaczał. Trzeba jak najszybciej wykonać misję i wracać do normalnego świata. Kto kuźwa wymyślił, by tutaj robić przyczółek? Chyba Zell, albo jakiś inny jego debil. W międzyczasie jego scouter zapikał, wyłapując sygnały pozostałych. Przynajmniej były uruchomione. Uruchomił nakierowywanie i wszedł na kanał w nadziei, że jeden z nich da radę się połączyć. I miał rację.
- Co się dzieje? I gdzie ty jesteś? Shadow jest z tobą? – zapytał kadeta, który był na linii. Camoli zaś w dalszym ciągu go głaskała i zachowywała się jakby to był już koniec.
- O czym ty do diabła mówisz? Czekaj. – powiedział Zahne i na chwilę się zawiesił. Czyżby tamta jaszczurka coś mu zrobiła? – Czy ta Haka mnie zatruła czy coś w tym sensie? Gadaj co wiesz?
Przestało być miło.
- Dzięki. No o tym mówię. Chciała zrobić sobie wyżerkę, ale zebrała po dupie. – powiedział Raziel. Przecież to było normalne. Ktoś go atakuje, to on odpiera atak. Choć po reakcji Camoli zrozumiał, że ta cała sytuacja miała jakieś drugie dno.
- No wlazła na mnie, ale… ej co ty znów robisz? – warknął Zahne, kiedy ta mała gekonicą zaczęła łazić po nim i badać go niczym doktor na Vegecie. Nie zgadzał się na żadne badania, więc proszę przestać. Do zielonej to chyba nie dochodziło, gdyż sprawdzała go całego. Zupełnie jak matka swoje młode. Jeszcze chwila i wsadzi mu łeb do gaci. W końcu jednak przestała, choć nie była zadowolona z wyniku badania.
- No dotknęła i co z tego? – zapytał Natto, ale Camoli jakoś nie chciała mu nic wyjaśniać. Zaczęła go drapać i głaskać jak jakiegoś zwierzaka. Serio. Ta planeta zaczynała być coraz bardziej dziwaczna, a im dłużej on na niej przebywał, tym sam chyba dziwaczał. Trzeba jak najszybciej wykonać misję i wracać do normalnego świata. Kto kuźwa wymyślił, by tutaj robić przyczółek? Chyba Zell, albo jakiś inny jego debil. W międzyczasie jego scouter zapikał, wyłapując sygnały pozostałych. Przynajmniej były uruchomione. Uruchomił nakierowywanie i wszedł na kanał w nadziei, że jeden z nich da radę się połączyć. I miał rację.
- Co się dzieje? I gdzie ty jesteś? Shadow jest z tobą? – zapytał kadeta, który był na linii. Camoli zaś w dalszym ciągu go głaskała i zachowywała się jakby to był już koniec.
- O czym ty do diabła mówisz? Czekaj. – powiedział Zahne i na chwilę się zawiesił. Czyżby tamta jaszczurka coś mu zrobiła? – Czy ta Haka mnie zatruła czy coś w tym sensie? Gadaj co wiesz?
Przestało być miło.
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Nie Cze 04, 2017 9:39 pm
Ścieżka Kurisu
-Za wiele pytań, na żadne ci nie odpowiem. Twoi przyjaciele długo nie pociągną, ale wiem kto zaspokoi twoją gadatliwą ciekawość. Jak wyjdziesz popytaj miejscowych o Ciocie Veloko grgl - skończył miażdżenie ziół i korzonków, a następnie podarował je jednemu z dzieci.
-To ci pomoże, na twój zatkany nosek - przetarł młodemu chłopakowi nosek, a ten ze skrzywioną miną zaczął zajadać papkę i zlizywać wszystko niechlujnie. Odszedł do kąta, bo najwyraźniej nie podobało mu się, że wszyscy na niego patrzyli i cicho chichotali tudzież kumkali.
-Jesteś pod opieką Cioci Veloko, wspaniałego leża starszego wioski. Wiedz, że jeśli spotkasz się z nią, tak też spotkasz naszego wodza. Miej więc do nich dwojga grgl należny szacunek, bo aż nadto jest, że możesz tu przebywać. - Podszedł do gromadki dzieci i zaczął machać dłońmi, jakby chcąc je wypędzić. Słusznie była w końcu pora aktywności fizycznej, a nie spoczynku, więc mimo ciemnicy na zewnątrz dzieciaki powinny się wyszaleć. Tak samo, Kurisu jedynie dzięki scouterowi mógł cokolwiek dostrzec. Na częstotliwości dowództwa był wyłącznie szum, ale inne scoutery były aktywne i kto wie, może jakaś wiadomość do nich dotrze.
-Tędy, robiłem jedynie i wyłącznie przysługę Veloko grgl, więc nie wracaj tu, jeśli narobisz kłopotów - kończąc te słowa, odsunął kotarę z liści wskazując drogę do wyjścia z chaty. Wioska nie była niczym nadzwyczajnym, sporo drewnianej bali stanowiło o podłożu, także sporo lian, drabin i sznurowanych siatek prowadziło do chat umiejscowionych na różnej wysokości. Mieszkańcy gapili się na niego uważnie, niektórzy nawet go z ciekawości dotykali, ale nikt szczególnie nie zainteresował się nim na długo. Polowali, zbierali zioła, szydełkowali sieci, liny i różne płótna, strugali drewno...wiele podstawowych czynności tubylczej wioski. Pełnej różnorakich jaszczurów, które chadzały gdzie chciały, na drzewa, ściany domów, pod wodą, w okolicznych krzakach. Żadna z chat nie miała okien i nie było to nic dziwnego, bowiem światło tutaj się nie uświadczyło.
Ścieżka Shadowa
-Zamilcz - ktoś ściął nogi Shadowa ogonem, że wylądował na kolanach. Masywny, dwumetrowy wojownik stanął przed nim i dodał z pełną powaga w głosie.
-Doskonale ciebie rozumiemy, a twoje słowa nas nie ruszają grgl, pod nieobecność wodza decydujemy o twoim losie. - Dysputa więc dalej trwała, a Shadow wykorzystał tą okazje by spróbować nawiązać kontakt z kimkolwiek, miał Kurisu, jak i Raziela na linii, a także dokładny obraz gdzie się znajdowali. Kurisu znajdował się w najbliższej okolicy, ale Raziel oddalony był o dziesiątki kilometrów stąd. W końcu minęło parę minut, a kumkające debaty dobiegły końca. Wojownik najwyraźniej miał mu przekazać informacje, ten sam który kazał mu uprzednio milczeć.
-Zostajesz w wiosce do dnia następnego, potem zostaniesz wysłany do świątyni gdzie będziesz oczekiwał wyroku. Możesz uciec, jeśli chcesz, ale wiedz, że daleko nie zajdziesz. - po tych słowach wszyscy się rozeszli, a Shadow pozostał sam na placu. Większość chat zawieszonych na różnych kondygnacjach nie przedstawiała niczego nadzwyczajnego. Reszta jaszczurek, uprzednich gapiów postanowiła wrócić do normalnego i bardzo powolnego rytmu. Nikt się nie śpieszył, każdy miał czas na swoje sprawunki, jak i przyjemnostki w czasie wolnym.
Ścieżka Raziela
Komunikatory działały, obydwoje byli stosunkowo daleko o dziesiątki kilometrów, ale ich pozycja niewiele się od siebie różniła. Camoli krzątała się jeszcze na jego czuprynie po czym przymknęła oczy, nie spała, tylko odpoczywała ponieważ nie czuła się swobodnie z przyszłym losem leża.
-Haka truje co dotyka, wpierw drętwienie, potem chłód, potem żar, potem ból, a na końcu śmierć w męczarniach łe ke~ - wyjaśniła krótko i przejrzyście, niczym ta bagienna woda. Więc cała sytuacja miała dość eggrootowskich defektów, by przyprawić nie jedną osobę w zakłopotanie.
-Camoli nie wie, gdzie znaleźć zioła na zneutralizowanie trucizny, więc Camoli korzysta póki może jeszcze. -
-Za wiele pytań, na żadne ci nie odpowiem. Twoi przyjaciele długo nie pociągną, ale wiem kto zaspokoi twoją gadatliwą ciekawość. Jak wyjdziesz popytaj miejscowych o Ciocie Veloko grgl - skończył miażdżenie ziół i korzonków, a następnie podarował je jednemu z dzieci.
-To ci pomoże, na twój zatkany nosek - przetarł młodemu chłopakowi nosek, a ten ze skrzywioną miną zaczął zajadać papkę i zlizywać wszystko niechlujnie. Odszedł do kąta, bo najwyraźniej nie podobało mu się, że wszyscy na niego patrzyli i cicho chichotali tudzież kumkali.
-Jesteś pod opieką Cioci Veloko, wspaniałego leża starszego wioski. Wiedz, że jeśli spotkasz się z nią, tak też spotkasz naszego wodza. Miej więc do nich dwojga grgl należny szacunek, bo aż nadto jest, że możesz tu przebywać. - Podszedł do gromadki dzieci i zaczął machać dłońmi, jakby chcąc je wypędzić. Słusznie była w końcu pora aktywności fizycznej, a nie spoczynku, więc mimo ciemnicy na zewnątrz dzieciaki powinny się wyszaleć. Tak samo, Kurisu jedynie dzięki scouterowi mógł cokolwiek dostrzec. Na częstotliwości dowództwa był wyłącznie szum, ale inne scoutery były aktywne i kto wie, może jakaś wiadomość do nich dotrze.
-Tędy, robiłem jedynie i wyłącznie przysługę Veloko grgl, więc nie wracaj tu, jeśli narobisz kłopotów - kończąc te słowa, odsunął kotarę z liści wskazując drogę do wyjścia z chaty. Wioska nie była niczym nadzwyczajnym, sporo drewnianej bali stanowiło o podłożu, także sporo lian, drabin i sznurowanych siatek prowadziło do chat umiejscowionych na różnej wysokości. Mieszkańcy gapili się na niego uważnie, niektórzy nawet go z ciekawości dotykali, ale nikt szczególnie nie zainteresował się nim na długo. Polowali, zbierali zioła, szydełkowali sieci, liny i różne płótna, strugali drewno...wiele podstawowych czynności tubylczej wioski. Pełnej różnorakich jaszczurów, które chadzały gdzie chciały, na drzewa, ściany domów, pod wodą, w okolicznych krzakach. Żadna z chat nie miała okien i nie było to nic dziwnego, bowiem światło tutaj się nie uświadczyło.
Ścieżka Shadowa
-Zamilcz - ktoś ściął nogi Shadowa ogonem, że wylądował na kolanach. Masywny, dwumetrowy wojownik stanął przed nim i dodał z pełną powaga w głosie.
-Doskonale ciebie rozumiemy, a twoje słowa nas nie ruszają grgl, pod nieobecność wodza decydujemy o twoim losie. - Dysputa więc dalej trwała, a Shadow wykorzystał tą okazje by spróbować nawiązać kontakt z kimkolwiek, miał Kurisu, jak i Raziela na linii, a także dokładny obraz gdzie się znajdowali. Kurisu znajdował się w najbliższej okolicy, ale Raziel oddalony był o dziesiątki kilometrów stąd. W końcu minęło parę minut, a kumkające debaty dobiegły końca. Wojownik najwyraźniej miał mu przekazać informacje, ten sam który kazał mu uprzednio milczeć.
-Zostajesz w wiosce do dnia następnego, potem zostaniesz wysłany do świątyni gdzie będziesz oczekiwał wyroku. Możesz uciec, jeśli chcesz, ale wiedz, że daleko nie zajdziesz. - po tych słowach wszyscy się rozeszli, a Shadow pozostał sam na placu. Większość chat zawieszonych na różnych kondygnacjach nie przedstawiała niczego nadzwyczajnego. Reszta jaszczurek, uprzednich gapiów postanowiła wrócić do normalnego i bardzo powolnego rytmu. Nikt się nie śpieszył, każdy miał czas na swoje sprawunki, jak i przyjemnostki w czasie wolnym.
Ścieżka Raziela
Komunikatory działały, obydwoje byli stosunkowo daleko o dziesiątki kilometrów, ale ich pozycja niewiele się od siebie różniła. Camoli krzątała się jeszcze na jego czuprynie po czym przymknęła oczy, nie spała, tylko odpoczywała ponieważ nie czuła się swobodnie z przyszłym losem leża.
-Haka truje co dotyka, wpierw drętwienie, potem chłód, potem żar, potem ból, a na końcu śmierć w męczarniach łe ke~ - wyjaśniła krótko i przejrzyście, niczym ta bagienna woda. Więc cała sytuacja miała dość eggrootowskich defektów, by przyprawić nie jedną osobę w zakłopotanie.
-Camoli nie wie, gdzie znaleźć zioła na zneutralizowanie trucizny, więc Camoli korzysta póki może jeszcze. -
- Joker
- Liczba postów : 364
Data rejestracji : 29/11/2015
Identification Number
HP:
(2100/2100)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Pon Cze 05, 2017 3:51 pm
Ktoś ściął ogonem halfa po czym zaczął do niego mówić. Wygląda na to że doskonale go rozumieli. Wyjaśniono mu że jutro wyślą go do świątyni aby go osądzić. Wstał spokojnie na nogi, Wykorzystał zamieszanie i gadaninę tubylców aby skontaktować się z ekipą. Wszedł na tą samą linie co Raziel i Kurisu i zaczął mówić cicho aby usłyszeli go tylko kompani do których ,,dzwonił'' starając się szybko wypowiadać poszczególne wyrazy, starał się pilnować aby Scouter nie pikał ani dawał jakichś sygnałów- Nie jest dobrze, oni tutaj odprawiają jakąś dyskusję co ze mną zrobić bo nie ma ich szefowej, Chcą mnie wysłać do jakiejś świątyni,prawdopodobnie do tej gdzie zaginął oddział którego szukamy. Tam wydadzą wyrok nie wiem za co. Co u was? Z tego co czuł Kurisu był gdzieś w miarę niedaleko, ale Raziel znajdował się o wiele dalej, prawdopodobnie dalej siedział w obozie. I znowu mają sytuację bardzo złą, oprócz Szefa który na razie był bezpieczny. Ucieczka wchodziła w grę, ale byłaby bardzo ciężka, gdyż chłopak mógłby spotkać jakieś super silnego potwora któremu nie dałby rady. Jedyna nadzieja by była że Książę by zdążył dotrzeć z odsieczą, i nie było 100% pewności że chciałby pomóc. Albo wioska wysłałaby za nim pościg, oni znali tutejszy teren więc mogliby zagonić ściganego w pułapkę. Trzeba będzie pomyśleć jak sobie poradzić samemu Niby Sayianie byli drużyną, ale Shadow wciąż nie był przekonany do zaufania towarzyszom broni.
- Kurisu
- Liczba postów : 143
Data rejestracji : 04/12/2016
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Wto Cze 06, 2017 1:21 pm
Na szczęście udało mi się połączyć z Razielem. Z jego rozmowy wynikało, że nie ma z nim Shadowa, czyli już mogłem być pewien, że to nie tylko mnie porwano. Miałem już odpowiedzieć, że nie ma ze mną Shadowa, ale ten skurczybyk mnie wyprzedził i wszedł na linię, po czym sam poinformował nas o swojej sytuacji. Nie jest ciekawie, przydałaby mu się pomoc. Tym bardziej, że wszyscy jesteśmy wyczerpani po ostatniej nocy i chłopak może nie dać sobie rady sam.
- Słuchajcie mnie. Sytuacja wygląda nieciekawie. Ja jestem teraz w wiosce, ale mną się nie przejmujcie teraz. Dam sobie tutaj radę, nikt mnie nie atakuje. Lepiej pomóżcie sobie nawzajem. Właśnie rozmawiam z wojownikiem tej rasy i powiedział, że zostaliśmy wszyscy czymś otruci. Nie wiem dlaczego, ale mnie akurat wyleczyli. Z tego co mówił pozostało wam kilka godzin życia, więc musicie pośpieszyć się z lekarstwem. Do wioski lepiej się nie zapuszczajcie, saiyanie nie są tutaj mile widziani, a tych osobników jest tutaj całkiem sporo. Postaram się wykombinować dla was lek, ale niczego nie obiecuję. Wy też szukajcie, tak w razie czego. Tym czasem to na tyle, bez odbioru. Raziel, powiadomię cię jeszcze, kiedy coś się u mnie zmieni. - Następnie opuściłem linię i wróciłem do rozmowy z jaszczurem.
Jaszczur nie chciał już odpowiadać na moje pytania, a to sprytny drań. Najpierw mnie wypytał, a potem nie dał nic w zamian. Muszę uważać ze swoją gadatliwością, kiedyś się na tym przejadę. Powiedział wtedy, abym udał się do niejakiej Veloko. Dziwne imię. Przydomek ''ciocia'' podpowiadał mi, że ona jest jakąś opiekunką. To by się zgadzało z tą słabością do dzieci. Na Vegecie nazywałoby to się pedofilią. Po kilku słowach pokazał mi wyjście z chatki. Zacząłem zmierzać w jego kierunku i zatrzymałem się tuż przy progu patrząc się na wojownika.
- Nie będę sprawiać wam tutaj problemów. Ugościliście mnie, więc będę grzeczny. I... dzięki... - Po czym wyszedłem z chatki i zacząłem rozglądać się wokół. Jednak w kosmosie istnieje kilka osób, które potrafią być miłe.
Wiocha niczym nie zaskakiwała. Zwyczajna, zbudowana na panujących na tej planecie warunkach. Szedłem przez ''ulice'' i rozglądałem się na różne strony. Ta wioska funkcjonowała na swoim poziomie dzięki pracownikom. Biegały tutaj kolejne dzieciaki, które zainteresowały się moją osobą i spoglądały się na mnie, a nawet tykały, przez co czułem się niekomfortowo. Na początku podszedłem do dziecka i zapytałem, czy mi powie, gdzie znajdę ich ciocię Veloko. Dzieci są niewinne i nie potrafią kłamać i właśnie to zamierzałem wykorzystać w razie gdyby nikt nie chciał mi zdradzić tego. Jeśli się nie udało to następnie udałem się do starszych, tych, którzy pracowali na zewnątrz. Ona nie może być daleko, ale przecież nie będę wbijać do ich domów i ich przeszukiwać. Miałem być grzeczny. No właśnie - miałem być.
- Słuchajcie mnie. Sytuacja wygląda nieciekawie. Ja jestem teraz w wiosce, ale mną się nie przejmujcie teraz. Dam sobie tutaj radę, nikt mnie nie atakuje. Lepiej pomóżcie sobie nawzajem. Właśnie rozmawiam z wojownikiem tej rasy i powiedział, że zostaliśmy wszyscy czymś otruci. Nie wiem dlaczego, ale mnie akurat wyleczyli. Z tego co mówił pozostało wam kilka godzin życia, więc musicie pośpieszyć się z lekarstwem. Do wioski lepiej się nie zapuszczajcie, saiyanie nie są tutaj mile widziani, a tych osobników jest tutaj całkiem sporo. Postaram się wykombinować dla was lek, ale niczego nie obiecuję. Wy też szukajcie, tak w razie czego. Tym czasem to na tyle, bez odbioru. Raziel, powiadomię cię jeszcze, kiedy coś się u mnie zmieni. - Następnie opuściłem linię i wróciłem do rozmowy z jaszczurem.
Jaszczur nie chciał już odpowiadać na moje pytania, a to sprytny drań. Najpierw mnie wypytał, a potem nie dał nic w zamian. Muszę uważać ze swoją gadatliwością, kiedyś się na tym przejadę. Powiedział wtedy, abym udał się do niejakiej Veloko. Dziwne imię. Przydomek ''ciocia'' podpowiadał mi, że ona jest jakąś opiekunką. To by się zgadzało z tą słabością do dzieci. Na Vegecie nazywałoby to się pedofilią. Po kilku słowach pokazał mi wyjście z chatki. Zacząłem zmierzać w jego kierunku i zatrzymałem się tuż przy progu patrząc się na wojownika.
- Nie będę sprawiać wam tutaj problemów. Ugościliście mnie, więc będę grzeczny. I... dzięki... - Po czym wyszedłem z chatki i zacząłem rozglądać się wokół. Jednak w kosmosie istnieje kilka osób, które potrafią być miłe.
Wiocha niczym nie zaskakiwała. Zwyczajna, zbudowana na panujących na tej planecie warunkach. Szedłem przez ''ulice'' i rozglądałem się na różne strony. Ta wioska funkcjonowała na swoim poziomie dzięki pracownikom. Biegały tutaj kolejne dzieciaki, które zainteresowały się moją osobą i spoglądały się na mnie, a nawet tykały, przez co czułem się niekomfortowo. Na początku podszedłem do dziecka i zapytałem, czy mi powie, gdzie znajdę ich ciocię Veloko. Dzieci są niewinne i nie potrafią kłamać i właśnie to zamierzałem wykorzystać w razie gdyby nikt nie chciał mi zdradzić tego. Jeśli się nie udało to następnie udałem się do starszych, tych, którzy pracowali na zewnątrz. Ona nie może być daleko, ale przecież nie będę wbijać do ich domów i ich przeszukiwać. Miałem być grzeczny. No właśnie - miałem być.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Wto Cze 06, 2017 8:51 pm
Wpakowali się w niezłe bagno, ale to nie było już nic nowego. Odkąd wylądował na tej planecie czuł, że coś się stanie. No i proszę, wykrakał sobie. Cała ta planeta była jednym wielkim bagnem, a on musiał się bawić w niańkę i poszukiwacza zaginionych kalek. To było poniżej jego godności, ale rozkaz to rozkaz. Jeszcze nie ma tak wysokiej pozycji w armii, by olewać rozkazy, nawet jeśli był księciem całej planety. Jeśli chciał osiągnąć coś to na własnych warunkach. Jednakże teraz pluł sobie w brodę tym, że zachciało mu się tu lecieć. Trzeba było udać, że nie usłyszało się komunikatu i wracać na Vegetę. No, ale mówi się trudno i umiera się dalej. No właśnie. Informacja o tym, że został zatruty jakoś go wielce nie zszokowała. Już kilka razy się otarł o śmierć, więc nie było to dla niego nic strasznego. Z tego co zdołał zrozumieć jest na to lekarstwo, a on sam ma jeszcze trochę czasu. Da sobie radę, choćby miał poprosić. Poza tym śmierć w męczarniach była całkiem ciekawą opcją zważywszy na perspektywę robienia za niańkę. No, ale może jeszcze dla nich była nadzieja, gdyż szybko ogarnęli się.
- Już o tym wiem. Camoli mi powiedziała, że robią to z jakichś ziół. Poza tym to oni nas zaatakowali pierwsi. Skoro jesteś w wiosce zapytaj się dlaczego. Shadow, będę zmierzał do twojej pozycji. Bez odbioru. – powiedział Raziel i rozejrzał się bo całym Obozie. Cóż na razie nie będzie tu siedział, bo i nie ma po co. Wziął znalezione rzeczy i schował je w jednym z pomieszczeń, tak by ktoś ich nie podwędził. Dla pewności wejście zastawił fragmentami drzew, które walały się po potyczce. Kiedy już to zrobił to aktywował swoją kapsułę. Miał tam lekarstwa, ale wątpił by znalazło się coś na jakieś naturalne trucizny. Choć zawsze mogła ją lekko spowolnić, a to już był plus. Raziel wbił sobie igłę w udo i wstrzyknął specyfik. Zobaczymy czy się uda. Równie dobrze, może przyspieszyć proces, ale kto nie ryzykuje, ten zdycha. Zamknął kapsułę i po ponownym zmniejszeniu skupił się na energii Nashiego.
- Skoro nie możesz mi pomóc, to poszukam kogoś kto może to zrobić. Trzymaj się. – powiedział Raziel i uniósł się ponad korony drzew. Będzie mu łatwiej lecieć. Następnie wystartował w kierunku Shadowa.
- Już o tym wiem. Camoli mi powiedziała, że robią to z jakichś ziół. Poza tym to oni nas zaatakowali pierwsi. Skoro jesteś w wiosce zapytaj się dlaczego. Shadow, będę zmierzał do twojej pozycji. Bez odbioru. – powiedział Raziel i rozejrzał się bo całym Obozie. Cóż na razie nie będzie tu siedział, bo i nie ma po co. Wziął znalezione rzeczy i schował je w jednym z pomieszczeń, tak by ktoś ich nie podwędził. Dla pewności wejście zastawił fragmentami drzew, które walały się po potyczce. Kiedy już to zrobił to aktywował swoją kapsułę. Miał tam lekarstwa, ale wątpił by znalazło się coś na jakieś naturalne trucizny. Choć zawsze mogła ją lekko spowolnić, a to już był plus. Raziel wbił sobie igłę w udo i wstrzyknął specyfik. Zobaczymy czy się uda. Równie dobrze, może przyspieszyć proces, ale kto nie ryzykuje, ten zdycha. Zamknął kapsułę i po ponownym zmniejszeniu skupił się na energii Nashiego.
- Skoro nie możesz mi pomóc, to poszukam kogoś kto może to zrobić. Trzymaj się. – powiedział Raziel i uniósł się ponad korony drzew. Będzie mu łatwiej lecieć. Następnie wystartował w kierunku Shadowa.
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Sob Cze 10, 2017 1:20 pm
- Placeholder - Wygląd wioski:
- Nie rzeczywisty obraz, ale najbardziej zbliżony dla rozbudzenia waszej wyobraźni. Panują totalne ciemności i poza paroma ogniskami nie ma tu żadnego źródła światła. Wioska także składa się z paru kondygnacji, jedna nad drugą
Istota na obrazku przedstawia średni wzrost jaszczurów, 1.6 metra
Ścieżka Kurisu
Potomstwo każdego narodu i rasy prezentowało się podobnie, zawsze pragnące bawić się i psocić przy możliwej okazji, a przy tym poznawać świat wokół nich. Zaczepione przez właściciela pokrytego mchem ogona, spojrzały na niego głupkowato i pokazały język. Następnie wszystkie się rozbiegły po kątach wioski mając nadzieje, że będzie ich gonił. Cóż może i miał taki zamiar, ale zamysł przerwała mu pewna woń, a jego brzucho domagało się najwyraźniej strawy. Zapach ostrych ziół i pieczonego mięsa dotarł do nozdrzy młodego wojownika. To z naprzeciwka starsza jaszczurka z garbem wrzucała składniki do kotła na obiad. Niewiele niższa od niego, choć bez wykrzywionego kręgosłupa stałaby ponad nim. Rogi dawno się skruszyły niczym zepsute zęby u ludzi, a jej szata przypominała skóry lokalnego zwierzęcia, tylko odcieniu żółtego niżeli jej skóra barwy zielonej. Dwójka dzieci tegoż domostwa biegały na golasa za sobą, próbując to przeskakiwać po drewnianych palach wbitych w ziemie, zapewne by owe rusztowanie podtrzymywało należycie chatę, jak i prowadzony do niego most. Ich rasa nawet bez ubrań była w stanie schować swoje prywatne miejsca, więc nie można było się przy nich czuć, aż nadto niekomfortowo.
-To niecodzienny widok, ale ostatnio was jest tutaj co raz więcej łe ke~ - staruszka wyciągnęła drewnianą chochle misternie struganą i wskazała na przybysza.
-Wybacz me maniery ke ro~ - sięgnęła po torbę usytuowaną na stołku tuż przy kotle.
-Podsłuchałam ciebie i mogę przyznać, że wiem gdzie znajdziesz czcigodną Veloko. - Pomarszczone powieki próbowały zamrugać, ale ich kotara już prawie całkowicie przysłaniała zezowaty wzrok. Można było rzec, że oczy tak samo jak ona zwolniły, a wręcz zatrzymały się w jednej pozycji nie mogąc łypać na boki, musiała obracać głową by się przyjrzeć. Wyciągnęła z torby plaster krwistego mięsa i wrzuciła go do naczynia, to w afekcie zabulgotało szczęśliwie przyjmując nowo gotujący się datek.
-Jesteś zimny, więc większość jaszczurek ciebie zignoruje jako, iż nie lubią ciepła. Mało kto też do ciebie przemówi, bo twój dech kąsa ich niczym najostrzejsze dziryty ke ro~ - Powoli podeszła do niego, na szczęście nie potrzebowała czegokolwiek do opierania się, więc to udowadniało że chociaż nogi zachowała jeszcze silne. Ogon za to w bezruchu wlókł się za nią, jakoby nie mogła go już więcej podnieść.
-Rozgrzej ciało, a zauważą ciebie. Tak uczynili twoi poprzednicy, więc jeśli ty tego nie uczynisz, pozostanie ci wyłącznie moje towarzystwo he he he łe ke - tak też rzekła stojąc przy nim, ale wtem po wypowiedzi wróciła do swojego kotła.
Ścieżka Shadowa
Koniec widowiska, najwyraźniej wszelkiej maści jaszczurki od żółci po zieleń na brązie i miedzi kończąc pragnęły jakiejś rozrywki i ją nie uświadczyły. Jeden ze strażników pozostał na placu trzymając dziryt, a jedyne w co był ubrany to pióropusz ze różnokolorowych piór i kawałek brązowej szmaty kryjącej jego dolne partie ciała. Śledził każdy ruch Shadowa, nawet na moment nie spuszczał go z oczu i jak się okazało, każdy ze strażników wyczuwał jego obecność doskonale. Gdziekolwiek się udał, zawsze na niego łypał jakichś dwumetrowy gad z poczuciem nadmiernej podejrzliwości względem obcego. Niczym posągi, jedynie ich oczy przesuwały się w kierunku chłopca o ogonie pokrytym mchem.
-Nee...nee łe ke~ - Poczuł lekkie szturchanie na swojej prawej nodze, to kombinezon oddzielał się od ciała, jak drobna przeciwstawna dłoń jaszczurki zaczęła go ciągnąć. Słodkie oczka skupiły się na nim, właściwie mnóstwo par oczu zważywszy, że sporo dzieci nagromadziło się wokół niego, a większości z nich nie przekraczały one z metra wysokości. Rodziców także w pobliżu nie było widać, a więc to społeczeństwo uznawało za bezpieczne, by ich dzieci w czasie zabaw latały za prędkimi uciechami.
-Czy umiesz się rozgrzać tak jak poprzedni ke? - spytało zaczepiające go bezpośrednio dziecię, absolutnie bez jakiejkolwiek oznaki należnej kultury względem obcych.
Ścieżka Raziela
Oślepiające promienie słońca zmusiły Raziela by na moment przymknął oczy. Nie trudno było się dziwić, bowiem ostatnie dni spędził w ciemnościach i nawet światło lampy tudzież ogniska nie mogła go przygotować na spotkanie ze światłem słonecznym.
-Nie powinniśmy lecieć do wioski, tam Camoli nie chcą nuuu~ - szarpnęła za włosy swojego legowiska, ale Raziel jakoś ścierpiał jej szarpanie się. Kontynuował lot, który trwał zaledwie parę minut, a następnie mimo prędkości przeradzał się zapewne w półgodzinne segmenty czasu. Towarzyszce ujeżdżającej łepetynę postawionego sayianina najwyraźniej robiło się nie dobrze, bo ciągle wydawała z ust odgłosy bulgotania, jakby własną śliną przepłukiwała wysuszone gardziołko.
-Nie dobrze mi, czemu tak szybko się poruszają? Łe ke~ - spytała bardziej sama siebie, ale Raziel także mógł to wyczuć, nagłe przeskoki lokacji wszystkiego co był w stanie na obecną chwile wykryć swoimi zmysłami.
- Joker
- Liczba postów : 364
Data rejestracji : 29/11/2015
Identification Number
HP:
(2100/2100)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Nie Cze 11, 2017 8:36 pm
No i pięknie, zostało mu kilka godzin życia. Half wysłuchał wszystkich wszystkich komunikatów. Po chwili całe widowiska dotyczące jego się skończyło i towarzystwo się rozeszło, oprócz jednego strażnika który cały czas obserwował poczynania więźnia. Shad uważnie rozglądając się po okolicy doszedł do wniosku że sobie potrenuję skoro i tak nie ma nic pożytecznego do roboty. Zostało mu czekać na przełożonego. zaczął klasycznie od rozciągania się, długo przygotowywał się do ćwiczeń. W końcu zabrał się do pracy, przysiady, pompki, pajacyki, salta i obroty. Chłopak miał to do siebie że był obdarzony dużymi umiejętnościami akrobatycznymi, miał je bardziej rozwinięte niż większość Sayian. Stanowiło to spory atut w walce jak i poza nim, potem zaczął trudniejsze ćwiczenia takie jak choćby podwójne salto czy pompki robione stojąc na rękach, potem robił je tylko na jednej ręce, kiedy już miał sobie chwilkę odpocząć coś szturchnęło za prawą nogę, najwyraźniej całkiem sporo dzieciaków z tej wioski postanowiło zająć mu czas. Zapytały się one czy umie się rozgrzać, czyli ktoś od tamtej drużyny też tu był. Szarooki postanowił pociągnąć maluchy za języki. Dlaczego? dzieci to najlepsi informatorzy, wszystko wypaplają, z reguły - oczywiście że umiem, co wy na to abyśmy zagrali w grę? ja wam zaprezentuję fajną rzecz, a wy mi opowiecie o tym poprzednik kimś i o waszym domu, zgoda?- Zapytał uprzejmie, było bardzo prawdopodobne że umiały one odczytywać Energię, ciekawe czy umiały to już od urodzenia czy same się tego uczyły.
Occ:
Koniec Treningu
Occ:
Koniec Treningu
- Kurisu
- Liczba postów : 143
Data rejestracji : 04/12/2016
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Pon Cze 12, 2017 12:11 pm
Szedłem dalej przez wioskę, gdy nagle w powietrzu było czuć zapach gotowanego mięsa. Od razu rozległo się wokół głośne burczenie wydobywające się z mojego brzucha, a ja łapiąc się ręką za brzuch spojrzałem się przed siebie ze smutkiem na twarzy. Eh... zjadłbym coś... Wtedy moją uwagę zwróciła staruszka, która nieopodal gotowała jedzenie w kotle. Zatem możliwe było, że było tutaj o wiele więcej saiyan, niż mogłoby się nam wydawać z samego początku. Coś tutaj nie grało. W takim razie gdzie oni wszyscy są? Lub przynajmniej ich ciała? Przeprosiła mnie również za swoje złe maniery, czego do końca nie zrozumiałem. Niektórzy byli tutaj dla mnie bardzo mili, a ja nie wiedziałem jak się zachowywać.
- Wiesz gdzie ona jest? Wskażesz mi drogę? Chcę jej zadać tylko kilka ważnych pytań. - Powiedziałem podchodząc do niej bliżej, a następnie rzucając okiem na kocioł znowu głośno zaburczało.
- Eh... poczęstujesz mnie swoim daniem? Jestem bardzo głodny... - Rzekłem, po czym czekałem na ruch staruszki. Nie byłem też do końca pewny, czy dla saiyan ich jedzenie jest jadalne, ale co mi szkodzi? Głodny saiyanin to nie saiyanin i naszego brzucha nie da się niczym oszukać. Gdy mówiła później o rozgrzewaniu od razu na myśl nasunął mi się super saiyanin. Z jej mowy wynikało również to, że bez tego ani rusz dalej. Ale jak ja mam to zrobić? Przecież próbowałem. To wcale nie jest takie proste, jakby się innym wydawało.
- Nie potrafię rozgrzać swojego ciała. Czy jesteś w stanie mi z tym jakoś pomóc?
- Wiesz gdzie ona jest? Wskażesz mi drogę? Chcę jej zadać tylko kilka ważnych pytań. - Powiedziałem podchodząc do niej bliżej, a następnie rzucając okiem na kocioł znowu głośno zaburczało.
- Eh... poczęstujesz mnie swoim daniem? Jestem bardzo głodny... - Rzekłem, po czym czekałem na ruch staruszki. Nie byłem też do końca pewny, czy dla saiyan ich jedzenie jest jadalne, ale co mi szkodzi? Głodny saiyanin to nie saiyanin i naszego brzucha nie da się niczym oszukać. Gdy mówiła później o rozgrzewaniu od razu na myśl nasunął mi się super saiyanin. Z jej mowy wynikało również to, że bez tego ani rusz dalej. Ale jak ja mam to zrobić? Przecież próbowałem. To wcale nie jest takie proste, jakby się innym wydawało.
- Nie potrafię rozgrzać swojego ciała. Czy jesteś w stanie mi z tym jakoś pomóc?
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Sro Cze 14, 2017 9:03 pm
Wystrzelił niczym pocisk, lecz równie szybko musiał wyhamować. Kiedy tylko znalazł się nad poszyciem, to został praktycznie oślepiony. Dobrze, że nic nie leciało innego, bo na sto procent wpadłby na to. Kilka dni przebywania w ciemności nie było zbyt dobre i dobrą chwilę zajęło Natto przyzwyczajenie się do takiej ilości światła. Camoli też coś tam mu marudziła na plecach, ale zignorował ją. Nie miał teraz czasu na zabawy, gdyż trzeba było szybko znaleźć lekarstwo. Z tego co mówiła to śmierć nie przyjdzie nagle, tylko objawy będą się stale nasilać, a on zapewne będzie słabł. Nie będzie to zbyt dobre jeśli dojdzie do walki. Utrzymanie transformacji też swoje kosztuje, więc musi mieć pewność, że da radę. Poza tym nie miał zamiaru umierać na takiej planecie. Miał trochę lepszy gust.
- W razie czego cię obronię, ale muszę mieć lekarstwo. Inaczej kaput, a tego nie chcę. – powiedział Zahne i kiedy w końcu już widział coś więcej niż plamki, to ruszył w stronę energii Shadowa. Chciał jak najszybciej się tam dostać, ale jego mała towarzyszka chyba miała inne plany, gdyż cały czas coś tam mu mamlała za uchem. Zaczynał się jednak obawiać, czy po tej misji nie zostanie łysy. Ile razy ona już go pociągnęła za włosy? Chyba będzie z setka, a na dodatek musiał kontrolować prędkość by nie zdmuchnęło małej. No i jeszcze te jej dźwięki. Zupełnie jakby zaraz miała puścić pawia. Chwila, on też to poczuł. Wszystko zaczęło skakać i przemieszczać się. Zupełnie jakby jego umiejętność zwariowała, ale Camoli miała to samo. Książe wyhamował w powietrzu po raz kolejny i przetarł czoło.
- Co się do cholery dzieje? – zapytał siebie, Camoli, kogokolwiek. Zaczynał się denerwować, a to nigdy nie było dobre. Nie wiedział czy to ta trucizna czy coś innego, ale nie podobało mu się to.
- W razie czego cię obronię, ale muszę mieć lekarstwo. Inaczej kaput, a tego nie chcę. – powiedział Zahne i kiedy w końcu już widział coś więcej niż plamki, to ruszył w stronę energii Shadowa. Chciał jak najszybciej się tam dostać, ale jego mała towarzyszka chyba miała inne plany, gdyż cały czas coś tam mu mamlała za uchem. Zaczynał się jednak obawiać, czy po tej misji nie zostanie łysy. Ile razy ona już go pociągnęła za włosy? Chyba będzie z setka, a na dodatek musiał kontrolować prędkość by nie zdmuchnęło małej. No i jeszcze te jej dźwięki. Zupełnie jakby zaraz miała puścić pawia. Chwila, on też to poczuł. Wszystko zaczęło skakać i przemieszczać się. Zupełnie jakby jego umiejętność zwariowała, ale Camoli miała to samo. Książe wyhamował w powietrzu po raz kolejny i przetarł czoło.
- Co się do cholery dzieje? – zapytał siebie, Camoli, kogokolwiek. Zaczynał się denerwować, a to nigdy nie było dobre. Nie wiedział czy to ta trucizna czy coś innego, ale nie podobało mu się to.
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Czw Cze 15, 2017 9:59 pm
Ścieżka Kurisu:
Zamieszała chochlą gulasz, bo jakże inaczej by nazwać gęstą ciecz z ochłapami mięsa, ziołami i nieznanymi młodzianowi warzywami. W środku gotowało się coś na rodzaj czarnej marchwi, parę bulw przypominających ziemniaki lecz fioletowe, także dziwne trawy za miękły już wewnątrz kotła, jakby drobno poszatkowana kapusta. Sama potrawa nie wydawała się apetyczna w oczach, ale głód sprawiał, że nie nikt nie byłby pod tym względem wybredny. Fioletowo czarna ciecz oczekiwała na podróż do wnętrza ciała, jak za niesamowitych podróży miniaturyzacyjnych Doktora Kleksa, ostatnio czytanej namiętnie przez buddou w czasie wolnym.
-Nie wiem gdzie jest - uśmiechnęła się zakłopotana faktem, że nie mogła mu pomóc po czym zagulgotała głośno i gardłowo. Dwójka dzieci pośpiesznie wróciła, chłopiec i dziewczynka z radością wyczekiwały na jedzenie, nawet przyniosły ze sobą drewniane miski z łyżkami.
-Najpierw dzieci - odparła jakoby umownie już przyznała, że poczęstuje głodnego. Chochla wypełniała fioletową papką każdą z misek, a dzieciaki ochoczo się zajadały siedząc na drewnianych słupkach i wymachując pociesznie małymi ogonami.
-Nie! Łe ke~- za w czasu uderzyła Kurisu łychą po łapach, mimo, że jedzenie zostało rozdane nie pozwoliła mu jeszcze na to by również przysiąść do uczty.
-Ke ro Babciu to jest pyszne, ja chce więcej! - krzyknęła dziewczynka wystawiając na przód miskę, a stara kobicina bez wahania wlała jej dokładkę.
-Wyglądasz zabawnie, widzieliśmy ciebie na placu - odrzekł chłopiec łypiąc jednym okiem na Kurisu zaś drugą na jedzenie. Przedstawiciele płci żeńskiej najwyraźniej mieli ogromny apetyt, bo chłopak jadał powoli i wyrafinowanie, a siostrzyczka wsuwała jedzenie do gardła ledwo co przeżuwając. Minęło z dziesięć minut na wyczekiwaniu, aż nie będą chciały już żadnej dokładki. Kocioł okazał się już praktycznie pusty, a staruszka postanowiła w końcu wziąć miskę dla siebie i drugą wręczyć swojemu gościowi.
-Proszę, ale uważaj jeszcze gorące - nie żartowała, bowiem ogień nadal grzał kocioł nawet, gdy reszta dzieci pałaszowała w międzyczasie. Tylko tlił się, a nie żarzył z pełnią siły. Chochla wyskrobała z dna resztki które trafiły na jej własną miskę oraz tą należną przybyszowi.
-Nie znam waszej fizjonomii ke ro~ u nas dzieci uczą się w naukowej dziupli jak wyczuwać i zmieniać ciepło w ciele oraz wokół siebie. Mamy naturalne predyspozycje, ale i tak bez nauki się nie obejdzie. Może powinieneś głośno krzyczeć? Z tego co podpatrzyłam to im pomagało łe ke~ - Zasiadła na pieńku kończąc odpowiedź na szczególnie ważne dla Kurisu pytanie. Podkuliła ogon i z wolna zaczęła wypełniać usta cieczą, mocno i dokładnie ją przeżuwając. Gdy przełknęła pierwszą porcje, kontynuowała.
-Veloko pomaga tym, którzy są użyteczni. Może i ciebie nie zauważą, ale nie znaczy to, że przemilczą twoją obecność. Jeśli ktoś będzie ci w stanie pomóc to tylko, wyłącznie ona ke ro~. - Zaczęła przyglądać się młodej różowej jaszczurce bez rogów na jednej z kładek. Dziewczyna zupełnie nago pchała łódkę przez podłoże z okrągłych bali w kierunku zjeżdżalni, tak znajdowała się bowiem nieopodal zjeżdżalnia gdzie tratwy z suwały się na bagniste wody i płynęły w siną dal mrocznego lasu.
-To wygląda na bardzo ciężkie. Jak też wspominałam Veloko nie odmawia pomocy, nie bez powodu wszyscy ją traktują, jak własną ciocie. Chociaż nawet nie jest jaszczurką, jak my. -
Ścieżka Shadowa:
-Nee Nee nie mogę ci nic mówić - dziewczynka przy nim odeszła na bok i pokazała mu jęzor, ale tym razem ze złośliwą miną. Dzieciaki zaczęły powoli rozchodzić się, najwyraźniej propozycja przekazania mu informacji nawet w małym dziecięcym mózgu była zakodowana, iż jest ona nieodpowiednia. Najwyraźniej mimo zacofania tej wioski, potomstwo miało dostęp do jakiejś edukacji i podstawowych form rozsądku.
-Idziemy i tak jest za zimny by z nim rozmawiać - najstarszy, półtora metrowy chłopak złapał za rączkę jeszcze drobniejszą jaszczurkę od poprzedniej. W małych skórzanych portkach i z dziwnym pluszakiem, coś na rodzaj humanoidalnej muchy z wielkimi czerwonymi ślepiami w postaci świecących kamieni i z ciałem będącym przeplatanką gałązek niczym wiklinowy koszyk.
-Nie! Wy już widzieliście łe ke~ a ja nie, chce zobaczyć łe ke~! - zaczęła się szarpać niezadowolona, brat bądź starszy opiekun opuścił ramiona i z niedowierzaniem spoglądał na drewniane kłody utrzymujące cały plac w ryzach. Co raz głośniej dało się słyszeć niezadowolenie dziecka, do tego stopnia, że dla saiyańskich uszu dźwięk gulgotania z ust okazał się wręcz bolesny.
-Zgoda! Przestań proszę, no więc. Nie możemy zbytnio z tobą rozmawiać, ale zrobię ci przysługę, jak pokażesz jej tą rozgrzewającą sztuczkę. - ułożył łapę za głowę i zaczął się drapać zdając sobie sprawę, że łamie zasady wioski tylko po to by usatysfakcjonować małą dziewczynkę. Nastroszył się, a jego dwa długie rogi zabłysły w całkowitej ciemności. Trzymając wolną ręką słodką drobinę w szortach podobnych do jaszczura, lecz o wiele rozmiarów mniejszy, przyglądał się wraz z nią saiyaninowi.
Ścieżka Raziela
-Łeee...nie wiem, nic nie wiem, niech przestanie! ke ro~ - zaczęła łypać oczami na wszystkie strony na około, jakby straciła całkowitą kontrole nad własnym aparatem wzroku. Raziel zatrzymał się, a wraz z postojem poczuł delikatny powiew wiatru. Okolica nie wydawała się nadzwyczajna, ot ogromne liście adanowca zakrywały rozpościerające się dalece bagna i nie można było nawet stwierdzić, że występowało na tej planecie jakiekolwiek inne ukształtowanie terenu niżeli nizinne. Ocean liści to wszystko, co mogłaby każda kreatura dostrzec z przestrzeni kosmicznej.
-Może to vooroo, ktoś nas zaklął pradawną magią szczucia i wdzięków. Nie mam innych pomysłów ke ro~ - tak bardzo przytuliła się do czerepu Raziela, że aż poczuł śluz z jej skóry i nie należało to do wspaniałych przeżyć, śliskie i oleiste.
Bardzo powoli mijała minuta za minutą, Camoli zamilkła i spróbowała jakoś przymknąć oczy byle już załagodzić dokuczliwy zawrót głowy. Wszystkie źródła ki przemieszczały się bardzo wolno na radarze razowego zmysłu. Żadnych przeskoków, żadnych problemów. Wszystko płynęło własnym, niezmiernie wolnym rytmem. Spośród mrowiska małych punktów ki, dało się wychwycić kilka nietypowych, jedno poziomu książęcej osobistości, niedaleko miejsca przebywania Shadow'a. Drugie wyjątkowo drobne, tliło się jakby pochodziło od umierającej istoty, tuż pod nim w dzikiej, bagiennej puszczy.
Zamieszała chochlą gulasz, bo jakże inaczej by nazwać gęstą ciecz z ochłapami mięsa, ziołami i nieznanymi młodzianowi warzywami. W środku gotowało się coś na rodzaj czarnej marchwi, parę bulw przypominających ziemniaki lecz fioletowe, także dziwne trawy za miękły już wewnątrz kotła, jakby drobno poszatkowana kapusta. Sama potrawa nie wydawała się apetyczna w oczach, ale głód sprawiał, że nie nikt nie byłby pod tym względem wybredny. Fioletowo czarna ciecz oczekiwała na podróż do wnętrza ciała, jak za niesamowitych podróży miniaturyzacyjnych Doktora Kleksa, ostatnio czytanej namiętnie przez buddou w czasie wolnym.
-Nie wiem gdzie jest - uśmiechnęła się zakłopotana faktem, że nie mogła mu pomóc po czym zagulgotała głośno i gardłowo. Dwójka dzieci pośpiesznie wróciła, chłopiec i dziewczynka z radością wyczekiwały na jedzenie, nawet przyniosły ze sobą drewniane miski z łyżkami.
-Najpierw dzieci - odparła jakoby umownie już przyznała, że poczęstuje głodnego. Chochla wypełniała fioletową papką każdą z misek, a dzieciaki ochoczo się zajadały siedząc na drewnianych słupkach i wymachując pociesznie małymi ogonami.
-Nie! Łe ke~- za w czasu uderzyła Kurisu łychą po łapach, mimo, że jedzenie zostało rozdane nie pozwoliła mu jeszcze na to by również przysiąść do uczty.
-Ke ro Babciu to jest pyszne, ja chce więcej! - krzyknęła dziewczynka wystawiając na przód miskę, a stara kobicina bez wahania wlała jej dokładkę.
-Wyglądasz zabawnie, widzieliśmy ciebie na placu - odrzekł chłopiec łypiąc jednym okiem na Kurisu zaś drugą na jedzenie. Przedstawiciele płci żeńskiej najwyraźniej mieli ogromny apetyt, bo chłopak jadał powoli i wyrafinowanie, a siostrzyczka wsuwała jedzenie do gardła ledwo co przeżuwając. Minęło z dziesięć minut na wyczekiwaniu, aż nie będą chciały już żadnej dokładki. Kocioł okazał się już praktycznie pusty, a staruszka postanowiła w końcu wziąć miskę dla siebie i drugą wręczyć swojemu gościowi.
-Proszę, ale uważaj jeszcze gorące - nie żartowała, bowiem ogień nadal grzał kocioł nawet, gdy reszta dzieci pałaszowała w międzyczasie. Tylko tlił się, a nie żarzył z pełnią siły. Chochla wyskrobała z dna resztki które trafiły na jej własną miskę oraz tą należną przybyszowi.
-Nie znam waszej fizjonomii ke ro~ u nas dzieci uczą się w naukowej dziupli jak wyczuwać i zmieniać ciepło w ciele oraz wokół siebie. Mamy naturalne predyspozycje, ale i tak bez nauki się nie obejdzie. Może powinieneś głośno krzyczeć? Z tego co podpatrzyłam to im pomagało łe ke~ - Zasiadła na pieńku kończąc odpowiedź na szczególnie ważne dla Kurisu pytanie. Podkuliła ogon i z wolna zaczęła wypełniać usta cieczą, mocno i dokładnie ją przeżuwając. Gdy przełknęła pierwszą porcje, kontynuowała.
-Veloko pomaga tym, którzy są użyteczni. Może i ciebie nie zauważą, ale nie znaczy to, że przemilczą twoją obecność. Jeśli ktoś będzie ci w stanie pomóc to tylko, wyłącznie ona ke ro~. - Zaczęła przyglądać się młodej różowej jaszczurce bez rogów na jednej z kładek. Dziewczyna zupełnie nago pchała łódkę przez podłoże z okrągłych bali w kierunku zjeżdżalni, tak znajdowała się bowiem nieopodal zjeżdżalnia gdzie tratwy z suwały się na bagniste wody i płynęły w siną dal mrocznego lasu.
-To wygląda na bardzo ciężkie. Jak też wspominałam Veloko nie odmawia pomocy, nie bez powodu wszyscy ją traktują, jak własną ciocie. Chociaż nawet nie jest jaszczurką, jak my. -
Ścieżka Shadowa:
-Nee Nee nie mogę ci nic mówić - dziewczynka przy nim odeszła na bok i pokazała mu jęzor, ale tym razem ze złośliwą miną. Dzieciaki zaczęły powoli rozchodzić się, najwyraźniej propozycja przekazania mu informacji nawet w małym dziecięcym mózgu była zakodowana, iż jest ona nieodpowiednia. Najwyraźniej mimo zacofania tej wioski, potomstwo miało dostęp do jakiejś edukacji i podstawowych form rozsądku.
-Idziemy i tak jest za zimny by z nim rozmawiać - najstarszy, półtora metrowy chłopak złapał za rączkę jeszcze drobniejszą jaszczurkę od poprzedniej. W małych skórzanych portkach i z dziwnym pluszakiem, coś na rodzaj humanoidalnej muchy z wielkimi czerwonymi ślepiami w postaci świecących kamieni i z ciałem będącym przeplatanką gałązek niczym wiklinowy koszyk.
-Nie! Wy już widzieliście łe ke~ a ja nie, chce zobaczyć łe ke~! - zaczęła się szarpać niezadowolona, brat bądź starszy opiekun opuścił ramiona i z niedowierzaniem spoglądał na drewniane kłody utrzymujące cały plac w ryzach. Co raz głośniej dało się słyszeć niezadowolenie dziecka, do tego stopnia, że dla saiyańskich uszu dźwięk gulgotania z ust okazał się wręcz bolesny.
-Zgoda! Przestań proszę, no więc. Nie możemy zbytnio z tobą rozmawiać, ale zrobię ci przysługę, jak pokażesz jej tą rozgrzewającą sztuczkę. - ułożył łapę za głowę i zaczął się drapać zdając sobie sprawę, że łamie zasady wioski tylko po to by usatysfakcjonować małą dziewczynkę. Nastroszył się, a jego dwa długie rogi zabłysły w całkowitej ciemności. Trzymając wolną ręką słodką drobinę w szortach podobnych do jaszczura, lecz o wiele rozmiarów mniejszy, przyglądał się wraz z nią saiyaninowi.
Ścieżka Raziela
-Łeee...nie wiem, nic nie wiem, niech przestanie! ke ro~ - zaczęła łypać oczami na wszystkie strony na około, jakby straciła całkowitą kontrole nad własnym aparatem wzroku. Raziel zatrzymał się, a wraz z postojem poczuł delikatny powiew wiatru. Okolica nie wydawała się nadzwyczajna, ot ogromne liście adanowca zakrywały rozpościerające się dalece bagna i nie można było nawet stwierdzić, że występowało na tej planecie jakiekolwiek inne ukształtowanie terenu niżeli nizinne. Ocean liści to wszystko, co mogłaby każda kreatura dostrzec z przestrzeni kosmicznej.
-Może to vooroo, ktoś nas zaklął pradawną magią szczucia i wdzięków. Nie mam innych pomysłów ke ro~ - tak bardzo przytuliła się do czerepu Raziela, że aż poczuł śluz z jej skóry i nie należało to do wspaniałych przeżyć, śliskie i oleiste.
Bardzo powoli mijała minuta za minutą, Camoli zamilkła i spróbowała jakoś przymknąć oczy byle już załagodzić dokuczliwy zawrót głowy. Wszystkie źródła ki przemieszczały się bardzo wolno na radarze razowego zmysłu. Żadnych przeskoków, żadnych problemów. Wszystko płynęło własnym, niezmiernie wolnym rytmem. Spośród mrowiska małych punktów ki, dało się wychwycić kilka nietypowych, jedno poziomu książęcej osobistości, niedaleko miejsca przebywania Shadow'a. Drugie wyjątkowo drobne, tliło się jakby pochodziło od umierającej istoty, tuż pod nim w dzikiej, bagiennej puszczy.
- Kurisu
- Liczba postów : 143
Data rejestracji : 04/12/2016
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Wto Cze 20, 2017 12:35 pm
No cóż... niczego się od nich tutaj nie dowiem. Nic mi nie powiedzą. Kompletnie żadnego śladu, który mógłby chociaż naprowadzić mnie na ścieżkę, w którą stronę powinienem szukać. Przynajmniej o tyle dobrze, że poczęstowała mnie swoim obiadem. Gdy zostało już podane jedzenie dostałem po łapach, kiedy złapałem się za swoją porcję. A no tak... najpierw dzieci. Czy ona się nade mną teraz znęca? Odczekiwałem niecierpliwie, aż dzieciaki zjedzą, wtedy rzuciłem się na swoje jedzenie jak lampart na antylopę i zacząłem szybko wyjadać wszystko energicznymi ruchami, jak bym nie jadł z miesiąc. Przy okazji...
- Na placu? Dlaczego zabawnie? - Zapytałem z pełnymi ustami, gdy wsuwałem jedzienie dalej. Wcale mi nie przeszkadzało, że było gorące, bo było nawet smaczne. Słuchałem dalej co mówi, kiedy wcinałem ostatnie resztki, następnie po dłuższej ciszy skończyłem jeść i odstawiłem miskę wzdychając, po czym z pozycji po turecku stałem na nogi wyprostowując się i rozglądając się po wiosce oraz po horyzoncie, jaki był pozasłaniany drzewami i ciemną mgłą w oddali.
- Próbowałem już krzyczeć, to nie pomoże. Poza tym krzyczy to się po pomoc. - Zdanie mogło zabrzmieć jak od osoby, która jest typowym znawcą. Dobrze zrozumiałem co trzeba zrobić. Muszę postarać się teraz jak najbardziej przemienić się w super wojownika. Inaczej nikt nie zwróci tutaj na mnie uwagi. Właśnie brałem się już za próby, kiedy gekonka powiedziała ostatnie zdanie, które rozwaliło mnie kompletnie. Stanąłem ze zdziwioną miną.
- Nie jest jaszczurką?! A więc jest saiyanką?! To znaczy... wygląda podobnie jak ja?? - Zapytałem zainteresowany tą ciocią. Tego kompletnie się nie spodziewałem. Myślałem, że tutaj nie ma innych istot, niż te gekonice. To znaczy... wiadomo, że na tej planecie istnieją jeszcze inne gatunki, ale nie sądziłem, że tutaj spotkam kogoś innego, niż ta dziwna, przyziemna rasa. Pod koniec poprawiłem swoje pytanie, ponieważ ona może nie do końca wiedzieć, kto to są saiyanie. Kto wie o czym oni myślą? Przecież oni nawet nie mają statków kosmicznych, a więc pewnie nawet im się nie śniło nigdy o podróżach kosmicznych.
Odszedłem na bok, jakby na główną uliczkę, gdzie przechadzali się inni. Usiadłem na środku po turecku, dłonie ułożyłem luźno na nogach, jedna dłoń pod długą. Zacząłem skupiać się.
OOC:
Start treningu
- Na placu? Dlaczego zabawnie? - Zapytałem z pełnymi ustami, gdy wsuwałem jedzienie dalej. Wcale mi nie przeszkadzało, że było gorące, bo było nawet smaczne. Słuchałem dalej co mówi, kiedy wcinałem ostatnie resztki, następnie po dłuższej ciszy skończyłem jeść i odstawiłem miskę wzdychając, po czym z pozycji po turecku stałem na nogi wyprostowując się i rozglądając się po wiosce oraz po horyzoncie, jaki był pozasłaniany drzewami i ciemną mgłą w oddali.
- Próbowałem już krzyczeć, to nie pomoże. Poza tym krzyczy to się po pomoc. - Zdanie mogło zabrzmieć jak od osoby, która jest typowym znawcą. Dobrze zrozumiałem co trzeba zrobić. Muszę postarać się teraz jak najbardziej przemienić się w super wojownika. Inaczej nikt nie zwróci tutaj na mnie uwagi. Właśnie brałem się już za próby, kiedy gekonka powiedziała ostatnie zdanie, które rozwaliło mnie kompletnie. Stanąłem ze zdziwioną miną.
- Nie jest jaszczurką?! A więc jest saiyanką?! To znaczy... wygląda podobnie jak ja?? - Zapytałem zainteresowany tą ciocią. Tego kompletnie się nie spodziewałem. Myślałem, że tutaj nie ma innych istot, niż te gekonice. To znaczy... wiadomo, że na tej planecie istnieją jeszcze inne gatunki, ale nie sądziłem, że tutaj spotkam kogoś innego, niż ta dziwna, przyziemna rasa. Pod koniec poprawiłem swoje pytanie, ponieważ ona może nie do końca wiedzieć, kto to są saiyanie. Kto wie o czym oni myślą? Przecież oni nawet nie mają statków kosmicznych, a więc pewnie nawet im się nie śniło nigdy o podróżach kosmicznych.
Odszedłem na bok, jakby na główną uliczkę, gdzie przechadzali się inni. Usiadłem na środku po turecku, dłonie ułożyłem luźno na nogach, jedna dłoń pod długą. Zacząłem skupiać się.
OOC:
Start treningu
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Nie Cze 25, 2017 9:46 pm
Skupił się jak najmocniej by powstrzymać zawirowania, które pojawiły się praktycznie znikąd. Jęki, które wydawała z siebie Camoli wcale mu nie pomagały. Wręcz przeciwnie, zaczynał czuć, że będzie mieć migrenę jak tak dalej pójdzie. Darła się i miotała na wszystkie strony, a on naprawdę potrzebował w tej chwili odrobiny spokoju. Raziel lewitował nad koronami drzew starając się wszystko ponownie sobie poukładać. Oddychał spokojnie i głęboko, a Camoli zaśliniła mu czaszkę.
- Czyli jestem zatruty i przeklęty. Coraz lepiej. Możesz opowiedzieć mi coś więcej? – poprosił grzecznie Raziel, choć w tonie jego głosu można było usłyszeć nutkę zniecierpliwienia. Czasu zaczynało być coraz mniej, a on był dalej niż bliżej znalezienia jakiegokolwiek rozwiązania. Wszystko dookoła się kiełbiasiło. Na całe szczęście jego zmysły wróciły do normy, choć z tego co wyczuwał to nic wielkiego się nie działo. Wyczuwał energie ki w pobliżu lecz były one zajęte swoim życiem. Zupełnie nie zwracały na niego uwagi. Z tego całego galimatiasu kilka ognisk było ciekawe. Jedno znajdujące się przy jego Nashim, dość silne, by nie powiedzieć bardzo silne. Drugie zaś centralnie pod nim. Słabnące. Miał wybór. Sprawdzić to, albo lecieć do Shadowa. Zahne zacisnął zęby. Wiedział, że kiedyś może mu się to odbić źle, ale jeśli ktoś tam potrzebuje pomocy i jest to ktoś z poszukiwanych Saiyan, to trzeba to sprawdzić.
- Uważaj na głowę. – rzucił i zaczął powoli się opuszczać, cały czas mając na radarze słabnącą ki i otoczenie wokół niej. Wystarczy mu już skrytobójczych ataków.
- Czyli jestem zatruty i przeklęty. Coraz lepiej. Możesz opowiedzieć mi coś więcej? – poprosił grzecznie Raziel, choć w tonie jego głosu można było usłyszeć nutkę zniecierpliwienia. Czasu zaczynało być coraz mniej, a on był dalej niż bliżej znalezienia jakiegokolwiek rozwiązania. Wszystko dookoła się kiełbiasiło. Na całe szczęście jego zmysły wróciły do normy, choć z tego co wyczuwał to nic wielkiego się nie działo. Wyczuwał energie ki w pobliżu lecz były one zajęte swoim życiem. Zupełnie nie zwracały na niego uwagi. Z tego całego galimatiasu kilka ognisk było ciekawe. Jedno znajdujące się przy jego Nashim, dość silne, by nie powiedzieć bardzo silne. Drugie zaś centralnie pod nim. Słabnące. Miał wybór. Sprawdzić to, albo lecieć do Shadowa. Zahne zacisnął zęby. Wiedział, że kiedyś może mu się to odbić źle, ale jeśli ktoś tam potrzebuje pomocy i jest to ktoś z poszukiwanych Saiyan, to trzeba to sprawdzić.
- Uważaj na głowę. – rzucił i zaczął powoli się opuszczać, cały czas mając na radarze słabnącą ki i otoczenie wokół niej. Wystarczy mu już skrytobójczych ataków.
- Joker
- Liczba postów : 364
Data rejestracji : 29/11/2015
Identification Number
HP:
(2100/2100)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Pon Cze 26, 2017 12:52 pm
A jednak dzieciaki były uświadomione o takich sytuacjach, już myślał że towarzystwo się rozejdzie i będzie miał spokój ale nie. Mała jaszczurka nie chciała iść gdyż jako jedyna z tego co zrozumiał nie widziała przemiany w Super Sayianina. Starszy z nich powiedział że coś dla niego zrobi w ramach przysługi jeśli pokaże ,,tą rozgrzewającą sztuczkę''. Oboje stanęli blisko niego i zaczęli się w niego wpatrywać. Przy nim ta mała wyglądała na drobinkę i faktycznie była małych rozmiarów. Zgoda- Odpowiedział krótko po czym pokazał co potrafi. Czarno- czerwone włosy stały się żółte a szaro-czerwone oczy stały się koloru morskiego. Mięśnie stały się bardziej rozbudowane i twarde a Energia wydobywająca się z ciała młodego przedstawiciela Sayian stała się o wiele większa niż przedtem. Była na tyle silna że wywoływała małe podmuchy wiatru. Half poczekał aż się już dziecko napatrzy i wyłączył przemianę. Musi zachować jak najwięcej Energii. Założył ręce na piersiach i czekał na reakcje małej obserwatorki i jej opiekuna. Ciekawe jaką przysługę mu sprezentuję, czyżby droga ucieczki? mało prawdopodobne, przyprowadzi go do kogoś ważnego? też racze mało prawdopodobne.
Occ:
Nie wiem czy mam odjąć za Sayianina skoro nie trwał on nawet całej tury.
Occ:
Nie wiem czy mam odjąć za Sayianina skoro nie trwał on nawet całej tury.
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Wto Cze 27, 2017 5:57 pm
Ścieżka Kurisu:
-Nie, zupełnie różni się od ciebie. Nosi zbroje, jakby była jej całym ciałem i wygląda jak smakowity robal, choć jest niejadalna. Veloko to najstarszy byt tychże moczar, jedynie Hor i Sierrona byli starsi, ale przepadli. - Zasiadła na pobliskim pieńku dygocząc niemiłosiernie okrytymi śluzem odnóżami i po usadowieniu się wygodnie sięgnęła po dwa długie, cienkie kolce. Roślinna nić przeplatała się przez dziurki naprzemiennie, a młodziak prędko zrozumiał, iż zaczęła dziergać ciuszek dla swoich małych pociech.
-Dałam ci sugestie, pomóż ludziom, Veloko ciebie odnajdzie. Już wskazałam nawet komu mógłbyś pomóc najpierw, ale póki jesteś zapatrzony bardziej w swoją sprawę niż innych to nic nie wskórasz. - Zaczęła się bujać na pieńku, choć to nie było bujane siedzisko i z pewnością by o takim marzyła. Tylko, czy tak proste, acz wygodne mogło w ogóle istnieć w wiosce? Dziecko pałaszujące najszybciej jedzenie łypało w kierunku Saiyanina oczami i zszokowana dodała od siebie.
-Braciszku, ale to nie go widzieliśmy na placu! - Zaśmiała się z braciaka bowiem najwyraźniej miał problemy z odróżnianiem osób. Dwójka dzieci szybko zniknęła z oczu, najwyraźniej zmieniając swoją zabawę z wspinaczki na podwodną przygodę. Podwójne chlup zasygnalizowało, że prędko zniknęły w bagnistej toni, a staruszce najwyraźniej nawet to nie przeszkadzało.
-Będziesz wiedział, że to Veloko gdy stanie przed twoim obliczem. Nie bądź głuptas i pomóż tej młodej i ślicznej łusce z wozem. Po tych balach nie jest łatwo ciągnąć koła, gdy co dołek się zatrzymuje, ale niestety ten odcinek już tak został zbudowany. - Nie trzeba było długo czekać, by wiedział na kogo spoglądać. Dwa kolce dziergające ubranka wskazały na męczącą się wozem nagą, kobiecą jaszczurkę.
Ścieżka Shadowa:
-Łe ke~! Widziałeś!? Zrobił się taki ciepły i jasny, jak żółta kula płynąca w warstwie czystej wody! - Porównała młodego saiyanina do słońca, opiekun za to jedynie wzruszył ramionami, ale by nie zrażać do siebie dziecka przytaknął tym słowom i szczerze się uśmiechnął.
-No, dosyć już widziałaś, zadowolona? - Spytał ją naprędce, gdy Shadow wyłączył formę ssj.
-Tak. - Dała w odpowiedzi wielce zadowolona, aż tylko mocniej przytuliła najukochańsza lalkę.
-Umowa, jak to umowa. Wyświadczyłeś słodziakowi przysługę, ale nadal jest karalna rozmowa z tobą. Powinieneś udać się do świątyni, jak reszta. To kawałek stąd, idź mostami o drewnianych barierkach z bali, które to są uwieńczone kamieniami z wyrytymi runami. Czym są te runy zapewne z ciekawości spytasz, tylko Ciocia Veloko, Hor oraz Sierrona to wiedzieli. Podobno mają chronić nasza wioskę przed złem. - Uniósł rękę na sam znak, że się z nim żegna, a następnie podniósł na rękach dziewczynkę i udali się w swoim kierunku. Pozostawało teraz w jego wyborze, czy miał zamiar udać się do świątyni.
-Pst kero~...tutaj - na krawędzi placu, z głębin moczar dało się usłyszeć cichy, choć szorstki głos młodzieńca w chwile dojrzewania. Nie trudno było się domyśleć, że jaszczur z rogiem na czole niczym u jednorożca, wychylił łeb ponad tafle wody. Jego nozdrza nadal znajdowały się pod powierzchnią i poza rogiem oraz łypiącymi gałami, trudno Cieniowi było określić jego prawdziwą formę i kształt.
-Do świątyni nie wejdziesz, bo nie znasz jej sekretu łe ke~ Podpatrzyłem, jak to zrobić, ale skoro lubisz umowy to i mnie pomóż ke~ ke~, a zdradzę ci sekret - bulgotał szeptem, właściwie to bańki z wody pękały na powierzchnie uwalniając słowa.
-Ciocia Veloko za karę zabrała mi ulubioną czarę, a w niej wszystko jest smaczniejsze. Każe tych, którzy wchodzą do jej domu niezaproszeni, a ta kara jest okrutniejsza niż strata duszy od chłodnej duszossajki. Zbyt się boje, ale jeśli rozumiesz aluzje...odzyskasz co moje proszę? - Uniósł bardzo grubą, wręcz spasioną łapę i wskazał palcem na domek tuż, tuż pod krańcem liści adanowca, najwyższy chyba w wiosce do którego prowadziły schodki wyżłobione na około ogromnego drzewa.
-Tam mieszka. To jak? Sekret za czarę? -
Ścieżka Raziela:
Camoli uspokoiła się, a rozszalałe zmysły na tyle ją zmęczyły, że zapadła w głęboki sen na czuprynie Raziela. Powoli schodził pod powierzchnie liści adanowca, gdzie zastała go ciemność. Scouter pozwalał mu oglądać bagnistą okolice wielkich drzew, pnączy i wód błotnistych z poziomu widzenia dnia wieczornego. Ku jego zdziwieniu odnalazł źródło cząstki energii, ta iskra najwyraźniej należała do kogoś wyjątkowo potężnego, bo mierząc w milisekundach mógł teraz stwierdzić, że stanowiła najmniej o połowie jego własnych zasobów ki. Na placu obsypanym mułem, gdzie żadne z drzew, krzewów tudzież korzeni nie sięgało. Ni niewzburzona woda nie pożerała łapczywie błotnistej kopuły, a jakże było oczywiste, owa wysepka w centrum przyozdobiona była paroma wielkimi kamulcami. W jednej z ksiąg akademii mógł skojarzyć kamienne kręgi, na ziemskim padole to chyba zwali stonehenge, ale i sam do końca nazwy nie był. Pośrodku zaś, stała statua wyprostowanego mężczyzny o mocarnych barach i szatach nie innych, jak przypominających ceremonialne ciuchy zbliżone krojem do noszonych przez Kaede. Tylko, że męskich oczywiście, dewiantem zdać się bowiem nie wydawał. Podchodząc bliżej dało się dostrzec detaliczny wyrób, ale jego kunszt nie był wyciosany w kamieniu, a w czarnym ziarnie, jakby od piaszczystych plaż.
-Tak długo oczekiwałem, aż ktoś mnie tutaj znajdzie. - Głos łagodny, ale jakże donośny trafił do głowy saiyanina.
-Wybacz, jeślim wytrącił twoje zmysły z równowagi. Dawno nie miałem towarzystwa i musiałem wypalić pozostałości swojej ki byle tylko wyłącznie z kimś się spotkać. - Humanoid zlepiony z popiołów dalej przemawiał, wolał by nikt mu w tej chwili nie przerywał.
-Jestem Hor, dawny opiekun planety Eggroot. Widzę w tobie wielką moc saiyaninie. Wyświadcz wynędzniałemu przysługę i odnajdź w moim imieniu Veloko. Powiedz jej, że Sierrona to zdrajczyni, a nasze Eglu'khan zostało przerwane. W zamian proś i pytaj o co chcesz, tu i teraz, a może będę w stanie tobie dopomóc. -
-Nie, zupełnie różni się od ciebie. Nosi zbroje, jakby była jej całym ciałem i wygląda jak smakowity robal, choć jest niejadalna. Veloko to najstarszy byt tychże moczar, jedynie Hor i Sierrona byli starsi, ale przepadli. - Zasiadła na pobliskim pieńku dygocząc niemiłosiernie okrytymi śluzem odnóżami i po usadowieniu się wygodnie sięgnęła po dwa długie, cienkie kolce. Roślinna nić przeplatała się przez dziurki naprzemiennie, a młodziak prędko zrozumiał, iż zaczęła dziergać ciuszek dla swoich małych pociech.
-Dałam ci sugestie, pomóż ludziom, Veloko ciebie odnajdzie. Już wskazałam nawet komu mógłbyś pomóc najpierw, ale póki jesteś zapatrzony bardziej w swoją sprawę niż innych to nic nie wskórasz. - Zaczęła się bujać na pieńku, choć to nie było bujane siedzisko i z pewnością by o takim marzyła. Tylko, czy tak proste, acz wygodne mogło w ogóle istnieć w wiosce? Dziecko pałaszujące najszybciej jedzenie łypało w kierunku Saiyanina oczami i zszokowana dodała od siebie.
-Braciszku, ale to nie go widzieliśmy na placu! - Zaśmiała się z braciaka bowiem najwyraźniej miał problemy z odróżnianiem osób. Dwójka dzieci szybko zniknęła z oczu, najwyraźniej zmieniając swoją zabawę z wspinaczki na podwodną przygodę. Podwójne chlup zasygnalizowało, że prędko zniknęły w bagnistej toni, a staruszce najwyraźniej nawet to nie przeszkadzało.
-Będziesz wiedział, że to Veloko gdy stanie przed twoim obliczem. Nie bądź głuptas i pomóż tej młodej i ślicznej łusce z wozem. Po tych balach nie jest łatwo ciągnąć koła, gdy co dołek się zatrzymuje, ale niestety ten odcinek już tak został zbudowany. - Nie trzeba było długo czekać, by wiedział na kogo spoglądać. Dwa kolce dziergające ubranka wskazały na męczącą się wozem nagą, kobiecą jaszczurkę.
Ścieżka Shadowa:
-Łe ke~! Widziałeś!? Zrobił się taki ciepły i jasny, jak żółta kula płynąca w warstwie czystej wody! - Porównała młodego saiyanina do słońca, opiekun za to jedynie wzruszył ramionami, ale by nie zrażać do siebie dziecka przytaknął tym słowom i szczerze się uśmiechnął.
-No, dosyć już widziałaś, zadowolona? - Spytał ją naprędce, gdy Shadow wyłączył formę ssj.
-Tak. - Dała w odpowiedzi wielce zadowolona, aż tylko mocniej przytuliła najukochańsza lalkę.
-Umowa, jak to umowa. Wyświadczyłeś słodziakowi przysługę, ale nadal jest karalna rozmowa z tobą. Powinieneś udać się do świątyni, jak reszta. To kawałek stąd, idź mostami o drewnianych barierkach z bali, które to są uwieńczone kamieniami z wyrytymi runami. Czym są te runy zapewne z ciekawości spytasz, tylko Ciocia Veloko, Hor oraz Sierrona to wiedzieli. Podobno mają chronić nasza wioskę przed złem. - Uniósł rękę na sam znak, że się z nim żegna, a następnie podniósł na rękach dziewczynkę i udali się w swoim kierunku. Pozostawało teraz w jego wyborze, czy miał zamiar udać się do świątyni.
-Pst kero~...tutaj - na krawędzi placu, z głębin moczar dało się usłyszeć cichy, choć szorstki głos młodzieńca w chwile dojrzewania. Nie trudno było się domyśleć, że jaszczur z rogiem na czole niczym u jednorożca, wychylił łeb ponad tafle wody. Jego nozdrza nadal znajdowały się pod powierzchnią i poza rogiem oraz łypiącymi gałami, trudno Cieniowi było określić jego prawdziwą formę i kształt.
-Do świątyni nie wejdziesz, bo nie znasz jej sekretu łe ke~ Podpatrzyłem, jak to zrobić, ale skoro lubisz umowy to i mnie pomóż ke~ ke~, a zdradzę ci sekret - bulgotał szeptem, właściwie to bańki z wody pękały na powierzchnie uwalniając słowa.
-Ciocia Veloko za karę zabrała mi ulubioną czarę, a w niej wszystko jest smaczniejsze. Każe tych, którzy wchodzą do jej domu niezaproszeni, a ta kara jest okrutniejsza niż strata duszy od chłodnej duszossajki. Zbyt się boje, ale jeśli rozumiesz aluzje...odzyskasz co moje proszę? - Uniósł bardzo grubą, wręcz spasioną łapę i wskazał palcem na domek tuż, tuż pod krańcem liści adanowca, najwyższy chyba w wiosce do którego prowadziły schodki wyżłobione na około ogromnego drzewa.
-Tam mieszka. To jak? Sekret za czarę? -
Ścieżka Raziela:
Camoli uspokoiła się, a rozszalałe zmysły na tyle ją zmęczyły, że zapadła w głęboki sen na czuprynie Raziela. Powoli schodził pod powierzchnie liści adanowca, gdzie zastała go ciemność. Scouter pozwalał mu oglądać bagnistą okolice wielkich drzew, pnączy i wód błotnistych z poziomu widzenia dnia wieczornego. Ku jego zdziwieniu odnalazł źródło cząstki energii, ta iskra najwyraźniej należała do kogoś wyjątkowo potężnego, bo mierząc w milisekundach mógł teraz stwierdzić, że stanowiła najmniej o połowie jego własnych zasobów ki. Na placu obsypanym mułem, gdzie żadne z drzew, krzewów tudzież korzeni nie sięgało. Ni niewzburzona woda nie pożerała łapczywie błotnistej kopuły, a jakże było oczywiste, owa wysepka w centrum przyozdobiona była paroma wielkimi kamulcami. W jednej z ksiąg akademii mógł skojarzyć kamienne kręgi, na ziemskim padole to chyba zwali stonehenge, ale i sam do końca nazwy nie był. Pośrodku zaś, stała statua wyprostowanego mężczyzny o mocarnych barach i szatach nie innych, jak przypominających ceremonialne ciuchy zbliżone krojem do noszonych przez Kaede. Tylko, że męskich oczywiście, dewiantem zdać się bowiem nie wydawał. Podchodząc bliżej dało się dostrzec detaliczny wyrób, ale jego kunszt nie był wyciosany w kamieniu, a w czarnym ziarnie, jakby od piaszczystych plaż.
-Tak długo oczekiwałem, aż ktoś mnie tutaj znajdzie. - Głos łagodny, ale jakże donośny trafił do głowy saiyanina.
-Wybacz, jeślim wytrącił twoje zmysły z równowagi. Dawno nie miałem towarzystwa i musiałem wypalić pozostałości swojej ki byle tylko wyłącznie z kimś się spotkać. - Humanoid zlepiony z popiołów dalej przemawiał, wolał by nikt mu w tej chwili nie przerywał.
-Jestem Hor, dawny opiekun planety Eggroot. Widzę w tobie wielką moc saiyaninie. Wyświadcz wynędzniałemu przysługę i odnajdź w moim imieniu Veloko. Powiedz jej, że Sierrona to zdrajczyni, a nasze Eglu'khan zostało przerwane. W zamian proś i pytaj o co chcesz, tu i teraz, a może będę w stanie tobie dopomóc. -
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Pon Lip 03, 2017 8:23 pm
Tyle dobrego z tej całej sytuacji, że mała zmęczyła się wystarczająco, by zasnąć. Dzięki temu przestała próbować wyrwać Razielowi włosy z głowy, a ten mógł się skupić na czymś innym. Tym czymś była tajemnicza energia znajdująca się pod nim. Saiyanin zaczął się powoli opuszczać w gęstwinę, a scouter automatycznie przeszedł w tryb podświetlenia. W każdym razie ta energia choć słaba, to w dalszym ciągu była silna. Można rzec, że gdyby okazała pełnię mocy, to by go zmiotło. Raziel wylądował na jakimś zapomnianym przez wszystkich miejscu. Jednakże to właśnie stąd biła ta dziwna energia. Wszystko to wyglądało nazbyt spokojnie. Wysepka, na której znajdował się okrąg kamieni. Przypominały trochę ten, który Raziel widział na materiałach dotyczących Ziemi, ale to przecież nie było zbytnio możliwe. Choć kto wie. Już zdążył się przyzwyczaić, by nie używać tego słowa zbyt często. Coś też pomiędzy nimi było. Coś nie pasującego do tego miejsca. Kiedy Raziel podszedł bliżej, to w jego umyśle rozbrzmiał głos. Dobrze, że znał telepatię i już wiele razy wykorzystywaną ją na nim. Jednak przez chwilę zakręciło mu się w głowie. To było coś naprawdę innego, od tego co wcześniej wyczuwał. To na pewno nie był Saiyanin.
- Kim jesteś? – zapytał tajemniczy głos. Czyżby ten zlepiony z popiołów twór miał w sobie kogoś?
- Veloko? Słyszałem już to imię. To ktoś z wioski tej małej. Dobra, ale pomożesz mi. Powiedz co się stało z Saiyanami, którzy przybyli tu wcześniej i co ci się do diabła stało? Twoja moc jest potężna. - zapytał Raziel. Może wreszcie otrzyma odpowiedzi na swoje pytania.
- Kim jesteś? – zapytał tajemniczy głos. Czyżby ten zlepiony z popiołów twór miał w sobie kogoś?
- Veloko? Słyszałem już to imię. To ktoś z wioski tej małej. Dobra, ale pomożesz mi. Powiedz co się stało z Saiyanami, którzy przybyli tu wcześniej i co ci się do diabła stało? Twoja moc jest potężna. - zapytał Raziel. Może wreszcie otrzyma odpowiedzi na swoje pytania.
- Joker
- Liczba postów : 364
Data rejestracji : 29/11/2015
Identification Number
HP:
(2100/2100)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Czw Lip 06, 2017 4:44 pm
Mały dzieciak podniecał się po obserwacji transformacji w Super Sayianina. Nic dziwnego, pewnie każdy kto 1 raz widział takie coś by był zdziwiony. Jej opiekun spełnił dane słowo i powiedział coś ważnego dla Shadowa. Ten pokiwał głową w podziękowaniu i został sam. Nie na długo gdyż już kolejna osoba chciała z nim rozmawiać. Zawołał go młodzieniec pewnie w trakcie dorastania. Zaczął mówić szeptem jak to odkrył sekret jak wejść do świątyni i zaczął się żalić że zabrano mu czarkę dzięki której jadło mu lepiej smakuje. Zaproponował umowę aby Half zdobył mu zabrany przedmiot z chaty tej cioci Veloko, a on sprzeda mu trik jak wbić do świątyni. Ostrzegł go też że jak ona go złapie to przewalone. Chłopak po chwili zastanowienia odparł szeptem.- Stoi, możemy się tak umówić, opisz mi dokładnie jak wygląda ta czarka, i czy na pewno jej tam nie ma?, ostrzegam że jeśli próbujesz mnie w coś wrobić to urwę ci łeb. Za chwilę nabędzie nowych doświadczeń i zarzutów do kartoteki jako włamywacz i złodziej opłacany. Half ostrożnie udał się do mieszkania przywódczyni wioski i wbił najciszej do środka. Upewniwszy się że czasem nikogo tu nie ma zaczął się rozglądać w poszukiwaniu przedmiotu. Pilnował też aby mógł bezpiecznie zwiać.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach