Eggroot [Układ Ufryg]
+2
KOŚCI
Kurisu
6 posters
Eggroot [Układ Ufryg]
Sob Mar 11, 2017 10:32 am
- Znane cytaty:
- " - Do wszystkich jednostek w układzie słonecznym, dowództwo nakazuje niezwłocznie zatrzymanie wszelkich działań w tamtejszym rejonie na rzecz udzielenia wsparcia dla oddziału Beeko w układzie Yfryg, planeta Eggroot. Sprawie nadano wysoki priorytet, niesubordynacja będzie surowo karana. -" ~Reichi Captain Rezun.
"-Kamień wieczności jest zapewniony mieszkańcom Eggroot, a czeluść wieczności jest zapewniona wszystkim poza Eggroot'owskim generacjom -" ~Natto Veteran Pandane, oddział Beeko.
"-Ile half-saiyan potrzeba do wkręcenia żarówki? Zero, bo ugrzęzną w tym bagnie, niżeli podołają temu zadaniu. -" ~Jakieś kapryśne winogronką, oddział Beeko.
- Wygląd planety Eggroot:
Proszę jeszcze nie pisać postów w tym temacie, informacje będą przekazywane na PW, bądź pokażą się w następnym poście wprowadzającym do przygody. ~ Vvien
Zawracaj wędrowcze, bo poza skałami dryfującymi po przestrzeni kosmicznej, nic tu nie uświadczysz.
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Sro Mar 15, 2017 8:33 pm
Bagienna planeta pokazała się to kolejnym kapsuło wbijającym się w jej atmosferę. Łączność na czas wkraczania w atmosferę została przerwana, ale rozkazy nadal pozostały niezmienne. Mieli odnaleźć grupę Beeko i dowiedzieć się, co się stało. Było to, aż tak proste, ale w czasach nieskończonych wojennych wojaży, każda misja mogła okazać się tą ostatnią. Wojowniczość rasy Saiyanin niejednokrotnie ukazała się nawet w najodleglejszych zakątkach wszechświata, ba nawet o mało nie wyniszczyli samych siebie za czasów rebelii z Zellem. Nowy rząd ukrywał, że obecnie nie radził sobie z sytuacją w wielu sektorach zasiedlonych i tymczasowo okupowanych przez saiyan. Właśnie Eggroot należał do jednej z nich. Gdy nastąpiła rebelia, kontakt z tutejszym posterunkiem urwał się natychmiastowo, być może to byli poplecznicy Zella, którzy na wieść o śmierci króla postanowili odciąć się od Vegety. Powody mogłyby być inne.
Dane komputerów jasno wykazywały, planeta pokryta na całej powierzchni przez bagna i wyrastające nad nimi lasy płaszczkowę, jak przedstawili to saiyańscy naukowcy. Co oznacza, że roślinność w postaci drzew jest tak gęsta, że żadne światło słoneczne niezmiernie rzadko przenika poniżej ich warstwy ogromnych, przypominających baldachimy liści. Przyglądając się z kapsuły, która nabierała temperatury odpowiedniej do wzrostu tarcia przy przebiciu przez atmosfery. Każdy dostrzegł, że może gigantycznych liści to jedyne, co dało się dostrzec poniżej zachmurzonego nieba o jasno-zielonkawej barwie. Atmosfera wskazywała, że planeta nie posiada żadnych zasobów tlenu w atmosferze, a więc, jak mieli oddychać? Tutaj i saiyańscy naukowcy przychodzą na ratunek, ale w sposób głupkowaty i kompetentny tylko względem ich własnego barbarzyństwa. Mianowicie, jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności, da się bezproblemowo oddychać na planecie, choć nie wiedzą, jak to jest możliwe, skoro stężenie tlenu w powietrzu jest wręcz zerowe. Może to mieć jakiś związek ze florą. Kapsuły jedna za drugą uderzały właśnie o baldachimy drzew i z łagodzonym impetem robiły dziury w roślinnej tkance pozwalając światłu słonecznemu przeniknąć do środka. Potężny chlupot do reszty zamortyzował lądowanie, wojownicy mogli wręcz zapomnieć o zabawnym KABOOM~ towarzyszącym za każdym razem, gdy kapsuła po uderzeniu o powierzchnie planety wytwarzała solidny krater. Dalej, jak za źródło światła przedostające się przez dziurę, nie dało się dostrzec czegokolwiek, panowała bowiem pod warstwą liści wiekuista, całkowita ciemność.
OOC: Kurisu dostajesz SNx200. Scouter wykrywa PL do 100k i pozwala na widzenie w ciemności podobnie, jak za dnia w godzinach przed wieczornych [czyli, jak się zaczyna ściemniać, ale nie jest jeszcze dostatecznie ciemno...więc widzenie, jak w dzień to ściema]. Shadow oraz Raziel muszą skierować się w kierunku A21. Mapy zostały wgrane do waszych scouterów. Jeśli wszyscy wylecicie ponad powierzchnie liści, zauważycie, że jesteście oddaleni od siebie o jakieś dwa do czterech kilometrów. Dziwnym zbiegiem okoliczności nikt inny jeszcze nie dotarł, co jest stosunkowo dziwne.
Dane komputerów jasno wykazywały, planeta pokryta na całej powierzchni przez bagna i wyrastające nad nimi lasy płaszczkowę, jak przedstawili to saiyańscy naukowcy. Co oznacza, że roślinność w postaci drzew jest tak gęsta, że żadne światło słoneczne niezmiernie rzadko przenika poniżej ich warstwy ogromnych, przypominających baldachimy liści. Przyglądając się z kapsuły, która nabierała temperatury odpowiedniej do wzrostu tarcia przy przebiciu przez atmosfery. Każdy dostrzegł, że może gigantycznych liści to jedyne, co dało się dostrzec poniżej zachmurzonego nieba o jasno-zielonkawej barwie. Atmosfera wskazywała, że planeta nie posiada żadnych zasobów tlenu w atmosferze, a więc, jak mieli oddychać? Tutaj i saiyańscy naukowcy przychodzą na ratunek, ale w sposób głupkowaty i kompetentny tylko względem ich własnego barbarzyństwa. Mianowicie, jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności, da się bezproblemowo oddychać na planecie, choć nie wiedzą, jak to jest możliwe, skoro stężenie tlenu w powietrzu jest wręcz zerowe. Może to mieć jakiś związek ze florą. Kapsuły jedna za drugą uderzały właśnie o baldachimy drzew i z łagodzonym impetem robiły dziury w roślinnej tkance pozwalając światłu słonecznemu przeniknąć do środka. Potężny chlupot do reszty zamortyzował lądowanie, wojownicy mogli wręcz zapomnieć o zabawnym KABOOM~ towarzyszącym za każdym razem, gdy kapsuła po uderzeniu o powierzchnie planety wytwarzała solidny krater. Dalej, jak za źródło światła przedostające się przez dziurę, nie dało się dostrzec czegokolwiek, panowała bowiem pod warstwą liści wiekuista, całkowita ciemność.
- Komunikat z bazy:
- Witamy na Eggroot żołnierzu. To mroczne miejsce, jak zapewne dostrzeżecie po wylądowaniu. Światło przez zbyt bujną florę tam nie dochodzi, jednakże jest to małostkowy problem. Każdy z was w kapsule posiada nowy scouter klasy SNx200, jest to eksperymentalny model o podwójnych szkiełkach pozwalający widzieć w całkowitej ciemności, jak za dnia. Miejcie na uwadze, że to kosztowny sprzęt, ci co nie posiadają na swoim stanie scouterów, macie niezwłocznie udać się do sektoru A21. Mapa podana na waszych obecnie posiadanych scouterach nakieruje was. Jednakże jest rekomendowane, byście odnaleźli sektor A21 przemieszczając się ponad powierzchnią drzew płaszczkowych. Flora jest tu niezmiernie przyjazna, jak to badyle. Fauna, zaś...powiedzmy, że mięso z innych zakątków galaktyki, to dla tutejszych zwierzaków towar luksusowy.
OOC: Kurisu dostajesz SNx200. Scouter wykrywa PL do 100k i pozwala na widzenie w ciemności podobnie, jak za dnia w godzinach przed wieczornych [czyli, jak się zaczyna ściemniać, ale nie jest jeszcze dostatecznie ciemno...więc widzenie, jak w dzień to ściema]. Shadow oraz Raziel muszą skierować się w kierunku A21. Mapy zostały wgrane do waszych scouterów. Jeśli wszyscy wylecicie ponad powierzchnie liści, zauważycie, że jesteście oddaleni od siebie o jakieś dwa do czterech kilometrów. Dziwnym zbiegiem okoliczności nikt inny jeszcze nie dotarł, co jest stosunkowo dziwne.
- Kurisu
- Liczba postów : 143
Data rejestracji : 04/12/2016
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Sro Mar 15, 2017 11:16 pm
Niecierpliwie wpatrując się przez szkiełko w kapsule spoglądałem na planetę, która znajdowała się przede mną. Nie musiałem długo czekać, ponieważ już po chwili zacząłem wbijać się kapsułą w atmosferę planety. Wygodnie usiadłem sobie na siedzeniu, ponieważ nie chciałem wylecieć przez szybę przy gwałtownym i twardym lądowaniu, co o dziwo nie było tak twarde. Kapsuła wbiła się w jedno ze znajdujących się tutaj bagien, co zamortyzowało lądowanie. Zanim kapsuła otworzyła się dotarło lekko poszarpana informacja. Mam odnaleźć grupę Beeko i dowiedzieć się, jakie zamieszanie miało tutaj miejsce. Niby nic trudnego zważywszy na to, że planeta z daleka nie wyglądała nie wyglądała na zbytnio zaludnioną czy zabudowaną. Zgadywałem więc, że nie ma tutaj nawet miast, więc szukanie i pytanie okolicznych przechodniów od razu odpadło z gry. Kiedy kapsuła zaczęła się otwierać - powoli zaczęło wpływać do niej gęste błoto. Nie chciałem, aby mój nowo nabyty pojazd zatonął, ponieważ nie miałbym jak wrócić, więc lekko unosząc się w powietrze wyleciałem nad kapsułę, następnie łapiąc za ramię otworzonych drzwiczek przeniosłem kapsułę na bardziej twardszą glebę pod jedno z drzew, przy których wystawały potężne korzenie. Odstawiając statek przeniosłem się nieco na bok, następnie stanąłem na miękkiej glebie rozglądając się wokół podejrzliwym wzrokiem. Ciężko było cokolwiek zauważyć. Widziałem tylko tyle, co strzępki światła przedostawały się przez pozostawioną po mnie dziurę, które oświetlały nieco teren wokół. Panował tutaj całkowity mrok, przez co czułem się nieco zgubionym, tym bardziej, że nie było żadnej żywej duszy wokół. Planeta wyglądała kompletnie inaczej, niż sobie ją z początku wyobrażałem. Myślałem, że to będzie kolejna pustynia w podobie do Vegety, przez co nieco się zdziwiłem niecodziennym widokiem roślinności.
Podróż tutaj trwała całkiem długo, tak więc pomyślałem, że rozprostuję swoje kości. Dobrze mi to zrobi. Zacząłem rozciągać się na boki, potem nogi uginając się jedną nogą, a drugą wyprostowaną nisko ziemi. Drugą też. Potem wykonałem kilka ciosów w powietrze, następnie serie kopniaków, kilka prostych kombinacji rękoma. Uniosłem się po chwili w powietrze i robiłem to samo w powietrzu. Po kilku ruchach zatrzymałem się i skierowałem się w stronę jednego z dużych drzew, po czym zacząłem serwować roślince ciosy. Zrobiłem kilka wgnieceń w pniu, po czym jeszcze kilka razy próbowałem skosić drzewo na bok kopniakami. Kiedy zaczęły po chwili boleć mnie już kończyny wylądowałem lekko na ziemi, napiąłem swoje mięśnie lekko zginając się w pół do przodu.
- HAAAAAAA! - Krzyknąłem napinając całe swoje ciało z całej siły oraz również w tym samym czasie mocno skupiając się na swojej energii KI, która przepełnia moje ciało. Moje włosy zaczęły falować niczym wodorosty, mój poziom nieco urósł do góry, po czym wstrzymałem swoją czynność stając prosto. Tyle powinno wystarczyć na tę chwilę. Czuję się już rozgrzany i gotowy do akcji. Zauważyłem, że na tej planecie klimat jak i warunki panujące tutaj znacznie różnią się niż te na Vegecie, przez co pomyślałem sobie, że przylatując tutaj z misją równie dobrze mogę odbyć tutaj nowy trening, ponieważ to coś nowego dla mnie. I właśnie w tym momencie również postanowiłem sobie, że podczas tej misji poznam sekret super saiyan. To już odpowiednia pora, aby zacząć skupiać się na tym. Bardzo zależało mi na tym, aby poznać tę przemianę i przewyższyć siłą pewnego osobnika, który cały czas w opór stawiał dla mnie wyzwanie.
Moje rozmyślania nagle przerwał komunikat wydobywający się z kapsuły. Dowiedziałem się więcej o tej planecie oraz o moim celu. Dziwne, bo nie ma tutaj nikogo, prócz mnie. Może zbliżając się do tego sektora znajdę kogoś jeszcze? A gdzie pozostali, którzy lecieli ze mną? Znowu sam...
Podszedłem do kapsuły szperając po niej owego scoutera, który jest zapakowany w pakiet razem z kapsułą, którą otrzymałem. Scouter był schowany w schowku przy siedzeniu. Wyjąłem go trzymając go w ręce, następnie kostką palca stuknąłem w kapsułę, po czym zamknęła ona drzwi. Nie chciałem, aby jakiś delikwent wszedł mi do środka. Oddaliłem się nieco od niej i wystawiając rękę lekko przed siebie spoglądałem na scouter. Znowu te urządzenie. Mam nadzieję, że nie wybuchnie ono po chwili, jak tamte poprzednie. Nie lubię tego pisku w uchu. Podobno eksperymentalny model, więc może długo wytrzyma. Patrząc się jeszcze przez chwilę wpadłem na pomysł. A co, jak bym spróbował zmierzyć sobie poziom mocy? Nigdy tego nie robiłem i nie wiem dokładniej, na jakim poziomie jestem, jeśli chodzi o liczby jednostek. Wyprostowałem rękę i wycelowałem w siebie scouterem. Wciskając przycisk szybko obliczył jednostki. Założyłem scouter na ucho i z zainteresowaniem odczytałem liczbę. Nieco ponad 3.000 jednostek, nieźle.
Wyleciałem ponad liście przez dziurę, następnie zacząłem rozglądać się. No dobra, jak ja mam odnaleźć tą grupę Beeko? Nic nie wie, gdzie są, ani jak wyglądają. Może powinienem udać się w stronę sektora A21? Możliwe, że inni już tam polecieli. Chwilę unosiłem się nad liśćmi i drzewami drapiąc się po głowie i rozglądając, kiedy nagle wpadłem na pomysł. No tak, przecież mam scouter... Włączyłem go przyciskiem i zacząłem szukać kogoś, kogokolwiek. Po chwili wykonywania przez urządzenie obliczeń scouter namierzył dwie osoby. Pierwsza znajduje się na odległości 2 kilometrów o poziomie mocy 100 jednostek, następnie druga osoba znajdowała się niecałe 4 kilometry, zaś o mocy bojowej lekko przekraczającej 10.000 jednostek. To bardzo dużo jak na mój poziom mocy. Postanowiłem więc, że najpierw udam się do tej o wiele słabszej ode mnie osoby. Może to mieszkaniec tej planety? Poziom mocy by na to wskazywał, lecz planeta nie wygląda na zamieszkaną przez jakieś rozumne stworzenia. Dzięki technice Bukujutsu podróż zajmie chwilkę, dzięki czemu sporo oszczędzę na czasie, zamiast tradycyjnie biec. Ugiąłem się lekko w powietrzu, a następnie gwałtownie ruszyłem.
Po krótkiej chwili znalazłem się w pobliżu wykrytej niskiej mocy. Znajdowała się tutaj dziura w powierzchni liści podobna, do zostawionej po mnie, ale nie ta sama. Zacząłem szukać osobnika, po czym po chwili go znalazłem. Był to ogoniasty saiyanin o zielonym pancerzu, krótkich, ale sterczących włosach, szmaragdowych oczach oraz z małą blizną na oku. Możliwe, że to kolejna osoba z Vegety, jak ja, lub możliwe było również, że to ktoś kompletnie inny. Nie przeszkadzało mi to w zadaniu pytania.
- Hej! Czy to ty jesteś z drużyny Beeko? Przybywam tutaj z misją, mam was odnaleźć i dowiedzieć się, co tutaj zaszło. - Zapytałem spokojnym tonem oraz ze spokojem na twarzy. Nie widziałem żadnego zagrożenia ze strony osobnika o tak niskiej mocy. Zastanawiało mnie tylko, skąd on ma saiyański pancerz, skoro jest tak słaby? Nie wyglądał na osłabionego, czy wykończonego walką. To nie było możliwe ani nie pasowało mi to. Błąd scoutera? Te urządzenia chyba nie działają poprawnie.
OOC:
Trening start
Regeneracja 10%
Scouter dodany do ekwipunku
Podróż tutaj trwała całkiem długo, tak więc pomyślałem, że rozprostuję swoje kości. Dobrze mi to zrobi. Zacząłem rozciągać się na boki, potem nogi uginając się jedną nogą, a drugą wyprostowaną nisko ziemi. Drugą też. Potem wykonałem kilka ciosów w powietrze, następnie serie kopniaków, kilka prostych kombinacji rękoma. Uniosłem się po chwili w powietrze i robiłem to samo w powietrzu. Po kilku ruchach zatrzymałem się i skierowałem się w stronę jednego z dużych drzew, po czym zacząłem serwować roślince ciosy. Zrobiłem kilka wgnieceń w pniu, po czym jeszcze kilka razy próbowałem skosić drzewo na bok kopniakami. Kiedy zaczęły po chwili boleć mnie już kończyny wylądowałem lekko na ziemi, napiąłem swoje mięśnie lekko zginając się w pół do przodu.
- HAAAAAAA! - Krzyknąłem napinając całe swoje ciało z całej siły oraz również w tym samym czasie mocno skupiając się na swojej energii KI, która przepełnia moje ciało. Moje włosy zaczęły falować niczym wodorosty, mój poziom nieco urósł do góry, po czym wstrzymałem swoją czynność stając prosto. Tyle powinno wystarczyć na tę chwilę. Czuję się już rozgrzany i gotowy do akcji. Zauważyłem, że na tej planecie klimat jak i warunki panujące tutaj znacznie różnią się niż te na Vegecie, przez co pomyślałem sobie, że przylatując tutaj z misją równie dobrze mogę odbyć tutaj nowy trening, ponieważ to coś nowego dla mnie. I właśnie w tym momencie również postanowiłem sobie, że podczas tej misji poznam sekret super saiyan. To już odpowiednia pora, aby zacząć skupiać się na tym. Bardzo zależało mi na tym, aby poznać tę przemianę i przewyższyć siłą pewnego osobnika, który cały czas w opór stawiał dla mnie wyzwanie.
Moje rozmyślania nagle przerwał komunikat wydobywający się z kapsuły. Dowiedziałem się więcej o tej planecie oraz o moim celu. Dziwne, bo nie ma tutaj nikogo, prócz mnie. Może zbliżając się do tego sektora znajdę kogoś jeszcze? A gdzie pozostali, którzy lecieli ze mną? Znowu sam...
Podszedłem do kapsuły szperając po niej owego scoutera, który jest zapakowany w pakiet razem z kapsułą, którą otrzymałem. Scouter był schowany w schowku przy siedzeniu. Wyjąłem go trzymając go w ręce, następnie kostką palca stuknąłem w kapsułę, po czym zamknęła ona drzwi. Nie chciałem, aby jakiś delikwent wszedł mi do środka. Oddaliłem się nieco od niej i wystawiając rękę lekko przed siebie spoglądałem na scouter. Znowu te urządzenie. Mam nadzieję, że nie wybuchnie ono po chwili, jak tamte poprzednie. Nie lubię tego pisku w uchu. Podobno eksperymentalny model, więc może długo wytrzyma. Patrząc się jeszcze przez chwilę wpadłem na pomysł. A co, jak bym spróbował zmierzyć sobie poziom mocy? Nigdy tego nie robiłem i nie wiem dokładniej, na jakim poziomie jestem, jeśli chodzi o liczby jednostek. Wyprostowałem rękę i wycelowałem w siebie scouterem. Wciskając przycisk szybko obliczył jednostki. Założyłem scouter na ucho i z zainteresowaniem odczytałem liczbę. Nieco ponad 3.000 jednostek, nieźle.
Wyleciałem ponad liście przez dziurę, następnie zacząłem rozglądać się. No dobra, jak ja mam odnaleźć tą grupę Beeko? Nic nie wie, gdzie są, ani jak wyglądają. Może powinienem udać się w stronę sektora A21? Możliwe, że inni już tam polecieli. Chwilę unosiłem się nad liśćmi i drzewami drapiąc się po głowie i rozglądając, kiedy nagle wpadłem na pomysł. No tak, przecież mam scouter... Włączyłem go przyciskiem i zacząłem szukać kogoś, kogokolwiek. Po chwili wykonywania przez urządzenie obliczeń scouter namierzył dwie osoby. Pierwsza znajduje się na odległości 2 kilometrów o poziomie mocy 100 jednostek, następnie druga osoba znajdowała się niecałe 4 kilometry, zaś o mocy bojowej lekko przekraczającej 10.000 jednostek. To bardzo dużo jak na mój poziom mocy. Postanowiłem więc, że najpierw udam się do tej o wiele słabszej ode mnie osoby. Może to mieszkaniec tej planety? Poziom mocy by na to wskazywał, lecz planeta nie wygląda na zamieszkaną przez jakieś rozumne stworzenia. Dzięki technice Bukujutsu podróż zajmie chwilkę, dzięki czemu sporo oszczędzę na czasie, zamiast tradycyjnie biec. Ugiąłem się lekko w powietrzu, a następnie gwałtownie ruszyłem.
Po krótkiej chwili znalazłem się w pobliżu wykrytej niskiej mocy. Znajdowała się tutaj dziura w powierzchni liści podobna, do zostawionej po mnie, ale nie ta sama. Zacząłem szukać osobnika, po czym po chwili go znalazłem. Był to ogoniasty saiyanin o zielonym pancerzu, krótkich, ale sterczących włosach, szmaragdowych oczach oraz z małą blizną na oku. Możliwe, że to kolejna osoba z Vegety, jak ja, lub możliwe było również, że to ktoś kompletnie inny. Nie przeszkadzało mi to w zadaniu pytania.
- Hej! Czy to ty jesteś z drużyny Beeko? Przybywam tutaj z misją, mam was odnaleźć i dowiedzieć się, co tutaj zaszło. - Zapytałem spokojnym tonem oraz ze spokojem na twarzy. Nie widziałem żadnego zagrożenia ze strony osobnika o tak niskiej mocy. Zastanawiało mnie tylko, skąd on ma saiyański pancerz, skoro jest tak słaby? Nie wyglądał na osłabionego, czy wykończonego walką. To nie było możliwe ani nie pasowało mi to. Błąd scoutera? Te urządzenia chyba nie działają poprawnie.
OOC:
Trening start
Regeneracja 10%
Scouter dodany do ekwipunku
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Pią Mar 17, 2017 7:05 pm
Raziel przez całą podróż analizował informacje o planecie, na którą miał się udać. Po tym jak wreszcie skończył czyścić skrzynkę i jego scouter przestał wariować, to spokojnie mógł jeszcze raz przesłuchać wiadomość głosową, którą otrzymał. To wszystko było cholernie niepokojące, ale rozkaz to rozkaz. Zahne nie wiedział co też może być na tej planecie. W każdym razie był już na tylu misjach, że spodziewał się wszystkiego. Ciemna planeta wydawała się doskonałym miejscem do życia, dla jakiś naprawdę nieprzyjemnych stworzeń. Kiedy już skończył analizować wszystkie dane, to praktycznie był już u celu, gdyż przez szybę kapsuły widział planetę, a kilka minut później wszedł w jej atmosferę. Trzeba było przyznać, że miała swoisty klimacik. Zahne przymknął oczy, kiedy kapsuła podchodziła do lądowania, lecz zdziwił się lekko, kiedy nie poczuł zwyczajowego grzmotnięcia o podłoże. Wyjaśniło się to dość szybko, kiedy kapsuła się otworzyła, a oczom Saiyanina ukazało się bagno, w które wleciał.
Chcąc, nie chcąc Natto musiał działać szybko, gdyż kapsuła aktualnie mogła zapaść się w błoto i tyle byłoby z jego środku transportu. Ciemnowłosy wyszedł z pojazdu i wziął go w rękę, przenosząc na bardziej stabilny grunt. Dopiero teraz Raziel miał czas by dokładnie przyjrzeć się miejscu swojego lądowania. Przynajmniej nie kłamali z tą panującą i wszechobecną ciemnością. Światło, które padało przez dziurę w liściach, którą stworzył lądując dawało widok, tylko na ograniczony fragment terenu. Był on bardzo mały, a wokół niego tylko mrok. Cóż trzeba będzie polegać na zmyśle wyczuwania Ki i jakimś oświetleniu. Zanim jednak Raz zaczął kombinować nad zdobyciem latarki, to doszedł do niego komunikat, który był nadawany prawdopodobnie z bazy i skierowany do wszystkich kapsuł.
Miło było, że powiedzieli o florze, faunie i braku światła. Nie ma to jak poinformowanie o wszystkim przed misją. Raziel uruchomił mapę i szybko odnalazł Sektor A21, do którego miał się udać po nowy scouter. Najpierw jednak wypadałoby się przebrać, ponieważ Książe w dalszym ciągu miał na sobie GI, które otrzymał od Kamiego. Wszystko niby ładnie, ale teraz był na misji i musi się ubrać jak na żołnierza Vegety przystało.
Na całe szczęście walka z Dragotem i Treningi w Komnacie Ducha i Czasu nie zniszczyły wszystkich jego pancerzy. Miał jeszcze jedną kapsułkę, która znajdowała się w kapsule, ale wolał ją do końca trzymać, póki nie musiał jej używać. Teraz jednak przyszedł ten moment. Ten pancerz dostał kiedy wrócił na Vegetę. Był on typowy dla Natto, choć znając całą sytuację to pewnie miał jakieś specjalne udogodnienia, lub był o wiele wytrzymalszy. To akurat zaliczało się na plus. Jedyne to co się Razowi w nim nie podobało to symbol elity i jego rodu na torsie. Wiedział, że teraz musi dawać dobry przykład i w ogóle się zachowywać, ale jakoś nie lubił tym epatować kiedy nie musiał. No, ale to był jego ostatni pancerz, więc nie miał na razie wyboru. Zahne ubrał na siebie swój czarny kombinezon, a na nadgarstek założył czarną opaskę. Aż dziwnym było ile ona przetrwała. Musiała być stworzona z naprawdę mocnego materiału. W międzyczasie Zahne wyczuł wzrost energii, ale nie był on jakiś naprawdę imponujący. Zapewne jeden z członków oddziału, albo jakaś istota z tej planety. W każdym razie zaraz się to sprawdzi. Zielonooki po skończeniu przebierania zamknął kapsułę i zmienił ją w kapsułkę, która zaraz wylądowała w kieszeni. Uruchomił jeszcze w scoutrze mapę, by dostać się do bazy i mógł startować.
Powoli wzniósł się ponad listowie czując jak do jego pozycji zbliża się nieznana energia. Należała do tej samej istoty, która kilka chwil wcześniej darła się i ją zwiększała. W każdym razie nie była ona w jakiś sposób imponująca, choć kto wie. Może tak samo jak on ukrywał swoją energię. Ukrywał, bo kiedy Zahne wreszcie osiągnął odpowiednią wysokość to dojrzał właściciela energii. Był to jakiś smarkaty chłopak o długich włosach, które mu sterczały do góry niczym szpic. Na jego twarzy można było dostrzec kilka blizn, ale to o niczym nie świadczyło. Zobaczy się w trakcie walki czy umie czymś się wykazać. Ubrany był w ciemne GI i czerwoną koszulkę. Jednakże na rękach i nogach miał sprzęt z Vegety, a na głowie scouter. Interesujące. Zapewne też go nie znał, gdyż od razu zapytał go czy nie należy do poszukiwanego zespołu. Przynajmniej Raziel już nie musi pytać.
- Wybacz, ale nie trafiłeś. Tak samo jak ty dostałem rozkaz, by tu przylecieć. No, ale może najpierw się przedstawisz. Tego wymaga kultura osobista. – powiedział Zahne zakładając ręce na torsie i patrząc się na chłopaka. W międzyczasie dokładnie skanował okolicę.
OOC:
Przybyłem.
Kuriś. Raz na pancerzu ma dwa symbole.
Pierwszy to symbol elity Vegety
Drugi to herb jego rodu.
Chcąc, nie chcąc Natto musiał działać szybko, gdyż kapsuła aktualnie mogła zapaść się w błoto i tyle byłoby z jego środku transportu. Ciemnowłosy wyszedł z pojazdu i wziął go w rękę, przenosząc na bardziej stabilny grunt. Dopiero teraz Raziel miał czas by dokładnie przyjrzeć się miejscu swojego lądowania. Przynajmniej nie kłamali z tą panującą i wszechobecną ciemnością. Światło, które padało przez dziurę w liściach, którą stworzył lądując dawało widok, tylko na ograniczony fragment terenu. Był on bardzo mały, a wokół niego tylko mrok. Cóż trzeba będzie polegać na zmyśle wyczuwania Ki i jakimś oświetleniu. Zanim jednak Raz zaczął kombinować nad zdobyciem latarki, to doszedł do niego komunikat, który był nadawany prawdopodobnie z bazy i skierowany do wszystkich kapsuł.
Miło było, że powiedzieli o florze, faunie i braku światła. Nie ma to jak poinformowanie o wszystkim przed misją. Raziel uruchomił mapę i szybko odnalazł Sektor A21, do którego miał się udać po nowy scouter. Najpierw jednak wypadałoby się przebrać, ponieważ Książe w dalszym ciągu miał na sobie GI, które otrzymał od Kamiego. Wszystko niby ładnie, ale teraz był na misji i musi się ubrać jak na żołnierza Vegety przystało.
Na całe szczęście walka z Dragotem i Treningi w Komnacie Ducha i Czasu nie zniszczyły wszystkich jego pancerzy. Miał jeszcze jedną kapsułkę, która znajdowała się w kapsule, ale wolał ją do końca trzymać, póki nie musiał jej używać. Teraz jednak przyszedł ten moment. Ten pancerz dostał kiedy wrócił na Vegetę. Był on typowy dla Natto, choć znając całą sytuację to pewnie miał jakieś specjalne udogodnienia, lub był o wiele wytrzymalszy. To akurat zaliczało się na plus. Jedyne to co się Razowi w nim nie podobało to symbol elity i jego rodu na torsie. Wiedział, że teraz musi dawać dobry przykład i w ogóle się zachowywać, ale jakoś nie lubił tym epatować kiedy nie musiał. No, ale to był jego ostatni pancerz, więc nie miał na razie wyboru. Zahne ubrał na siebie swój czarny kombinezon, a na nadgarstek założył czarną opaskę. Aż dziwnym było ile ona przetrwała. Musiała być stworzona z naprawdę mocnego materiału. W międzyczasie Zahne wyczuł wzrost energii, ale nie był on jakiś naprawdę imponujący. Zapewne jeden z członków oddziału, albo jakaś istota z tej planety. W każdym razie zaraz się to sprawdzi. Zielonooki po skończeniu przebierania zamknął kapsułę i zmienił ją w kapsułkę, która zaraz wylądowała w kieszeni. Uruchomił jeszcze w scoutrze mapę, by dostać się do bazy i mógł startować.
Powoli wzniósł się ponad listowie czując jak do jego pozycji zbliża się nieznana energia. Należała do tej samej istoty, która kilka chwil wcześniej darła się i ją zwiększała. W każdym razie nie była ona w jakiś sposób imponująca, choć kto wie. Może tak samo jak on ukrywał swoją energię. Ukrywał, bo kiedy Zahne wreszcie osiągnął odpowiednią wysokość to dojrzał właściciela energii. Był to jakiś smarkaty chłopak o długich włosach, które mu sterczały do góry niczym szpic. Na jego twarzy można było dostrzec kilka blizn, ale to o niczym nie świadczyło. Zobaczy się w trakcie walki czy umie czymś się wykazać. Ubrany był w ciemne GI i czerwoną koszulkę. Jednakże na rękach i nogach miał sprzęt z Vegety, a na głowie scouter. Interesujące. Zapewne też go nie znał, gdyż od razu zapytał go czy nie należy do poszukiwanego zespołu. Przynajmniej Raziel już nie musi pytać.
- Wybacz, ale nie trafiłeś. Tak samo jak ty dostałem rozkaz, by tu przylecieć. No, ale może najpierw się przedstawisz. Tego wymaga kultura osobista. – powiedział Zahne zakładając ręce na torsie i patrząc się na chłopaka. W międzyczasie dokładnie skanował okolicę.
OOC:
Przybyłem.
Kuriś. Raz na pancerzu ma dwa symbole.
Pierwszy to symbol elity Vegety
Drugi to herb jego rodu.
- Joker
- Liczba postów : 364
Data rejestracji : 29/11/2015
Identification Number
HP:
(2100/2100)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Pią Mar 17, 2017 9:00 pm
Shadow zbliżał się powoli do planety docelowej. Cała misja go niepokoiłam, takie nagłe zniknięcie prawdopodobnie doświadczonego zespołu nie jest przypadkowe. Ktoś ewidentnie nie chce nowych na swoim terenie. Ale dysponując tak małą liczbą danych nie ma nad czym delibrować. W końcu wylądował w środku jakiegoś bagna, na szczęście nie w środku. Kiedy wychodził włączył się komunikator który zaczął przekazywać kolejne informacje. Musiał się udać do sektora A21 aby znaleźć tam jakiś specjalny Scouter. Wylazł z kapsuły i zmniejszył ją do rozmiarów małej kapsułki. Schował przedmiot do kieszeni i Upewnił się że jest zamknięta. Spokojnie wzniósł się ponad korony drzew. Czuł kilka Energii, jedna była znajoma. Udał się w ich kierunku, jednym z dwójki osób które widział był Książę Vegety, to go trochę uspokoiło. Ale drugiego kolesia nie poznawał, po dłuższym przyjrzeniu mu się strzelał że mógł to być nieco bardziej doświadczony kadet. Świadczyło tym kilka niezbyt poważnych blizn, i ogólnie jego sylwetka była nieco bardziej umięśniona. Half z swoimi szarymi oczami i spokojną osobowością podleciał blisko zatrzymując się dość blisko innych. - Wygląda na to że będziemy działać wspólnie Książe, Nashi Shadow do usług- Przedstawił się obojętnie i spojrzał na nieznajomego. -Nie znam cię ale strzelam że jesteś Kadetem i służysz w Armii w miarę od niedawna, trafiłem? -
Occ:
Trening Start
Occ:
Trening Start
- Kurisu
- Liczba postów : 143
Data rejestracji : 04/12/2016
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Sob Mar 18, 2017 2:44 pm
Po krótkim pytaniu skierowanym do zielonookiego nagle w oczy rzuciły mi się dwa symbole, które widniały na jego pancerzu. Pierwszy poznałem od razu, to był symbol elitarnych wojsk Vegety, który widziałem kilka razy, zaś drugi... pierwszy raz widziałem na oczy. Nie chciałem dopytywać o to, ponieważ to było akurat mało istotne dla mnie w tej chwili. Domyślałem się, że to mógł być emblemat jakiejś szkoły, czy herb rodziny.
Jego odpowiedź była jednoznaczna - nie trafiłem. To nie on, kogo mam szukać. Czyli przybył tutaj zarówno w tym samym celu, co ja. To była prawdopodobnie pierwsza osoba, która od X czasu była dla mnie miła, przez co moja mina poważnego saiyanina przemieniła się po chwili w delikatny smutek. ''X czasu'', ponieważ nie pamiętam już nawet, kiedy ktoś był dla mnie milszy. Nastawiałem się na narzucenie na mnie, coś z stylu ''Co tu robisz szczeniaku?! Ślepy jesteś?! Wypieprzaj na front!'', lecz ku oczekiwaniom miło się zdziwiłem. Tajemniczy osobnik był nawet zainteresowany moją osobą, przez co po prostu nie mogłem być dla niego niemiły.
- Masz rację. Jestem Kurisu, kadet wojsk Vegety. A Ty? Kim jesteś? - Zapytałem zainteresowany spokojnym tonem. Te spotkanie było dla odmiany inne, niż z pozostałymi osobnikami rasy saiyan, co sprawiało, że chciałem go poznać. Kierowało mnie do tego również uczucie tego, że czułem się samotnie, ponieważ nie znałem nikogo z Vegety. No, prawie nikogo, prócz natrętnego saiyanina widzącego we mnie tylko konkurencję do treningów i walki oraz halfkę, którą widziałem tylko raz na Ruski Rok. Przez chwilę nawet poczułem, że to może być początek jakiejś nowej przyjaźni, lecz moje pesymistyczne nastawienie po chwili rozwiało nadzieję na to, ponieważ tak naprawdę nie znałem tajemniczego saiyanina i nic o nim jeszcze nie wiem, a rozmowa w każdej chwili może zejść na zły tor.
Nurtowały mnie pewne wątpliwości, przez co miałem szereg kilku pytań skierowanych do elitarnego wojownika. Nie chciałem również denerwować, czy odstraszać nowo poznanego, przez co nie chciałem go wypytywać na raz o wszystko jak jakiś natrętny dziennikarz, dlatego ułożyłem sobie po woli w głowie najważniejsze pytania, na które najbardziej chciałbym znać w tej chwili odpowiedź.
- Słuchaj, mam pytanie, bo chyba czegoś nie rozumiem... - Przerwałem na chwilę wypowiedź ściągając z ucha ręką scouter, po czym wyciągnąłem lekko dłoń w stronę zielonookiego, w której trzymałem ów sprzęt. Spojrzałem się na Raziela podejrzliwym wzrokiem, ale nie na tyle, aby można było z niej wyczytać agresję.
- O co tutaj chodzi? Posiadasz pancerz wyższego rangą, masz nawet emblemat elitarnych sił wojskowych na torsie, co oznacza, że musisz być o wiele potężniejszy ode mnie. Tymczasem scouter wskazywał twoją siłę bojową równą stu jednostek. Nie wierzę w to, że te urządzenia się psują. One są z górnej półki, to nie może się po prostu dziać. Jestem na tyle domyślny, żeby wiedzieć, że to jakaś sztuczka. Jak Ty to robisz? I jaki masz w tym cel? Słyszałem też wcześniej o podobnej sztuczce wykrywania mocy bez żadnych urządzeń. Na czym to polega? - Nie rozumiałem tego kompletnie, więc kiedy miałem okazję zapytać się bardziej doświadczonego wojownika - od razu skorzystałem z tej okazji. Skoro jest to możliwe, to po jaką cholerę kupować te wszystkie scoutery? Chyba, że one nie służą tylko do obliczania mocy, ale również i komunikacji, przesyłania informacji. To by po części wyjaśniało moje zwątpienie w technologię. Zaczęło robić się tajemniczo, przez co zacząłem lekko odczuwać zagrożenie. Głupio zaufałem tym liczbom, przez co mogłem zrobić jakąś głupotę. Na szczęście nic nie wywinąłem, ponieważ znowu bym tego żałował.
- Nie ukrywam, że nie przybywam tutaj tylko dlatego, że mi kazano. Chcę odbyć tutaj również trening. Chcę podczas tej misji przemienić się w super wojownika, a przynajmniej dowiedzieć się, jak to zrobić. Ty pewnie masz już za sobą nie jeden poziom super saiyan. Zdradź mi - jak to zrobić? - Zadałem pytanie, które najbardziej mnie ciekawiło. To był już odpowiedni czas, aby chociażby próbować przybrać się w złote piórka. Miałem w tym większy cel, niż po prostu świecić złotymi włosami. Chciałem zdobyć tę przemianę, aby w końcu przewyższyć siła Taza i go zamordować. To będzie koniec złej passy przegrywania.
Stojąc chwilę zamyślonym dalej trzymałem wyciągniętą przed siebie rękę trzymając scouter, kiedy nagle zaczął coś obliczać wytwarzając z siebie nagły dźwięk obliczeń. Atmosfera zrobiła się tajemnicza, przez co lekko wzdrygnąłem się, przez co scouter wypadł mi z dłoni. Nie zdążyłem go złapać z powrotem, przez co spadł przez liście na sam dół niedaleko dziury w liściach.
- Psia mać. - Szybko skomentowałem moją nieuwagę. Patrząc się z powietrza dalej w tym samym miejscu na dół. Jestem głupi... - pomyślałem. Lekko zdenerwowałem się, przez co zacisnąłem mocno pięści trzymając je przy swoich nogach. Następnie lekko obróciłem głowę na bok próbując spojrzeć się za siebie.
- Scouter wykrył, że coś zbliża się w naszą stronę. To pewnie tamten osobnik o sile bojowej dziesięciu tysięcy jednostek. - Mówiąc do siebie dałem również znać Razielowi, co zauważyłem. Uznałem, że to informacja, o której on również chciałby wiedzieć. Po chwili ciszy odwróciłem głowę w jego stronę, następnie prosto zacząłem opadać na dół coraz szybciej. Machnąłem ręką w stronę Raziela.
- Poczekaj tu na mnie, dobra? Poszukam zguby. - Szybko powiedziałem, aby usłyszał. Długo nie trwało, kiedy znalazłem się już na dole wlatując przez dziurę w liściach. Zacząłem podejrzliwie rozglądać się wokół. Panujący mrok wokół sprawiał, że znowu poczułem się lekko zagubiony, przez co straciłem orientację w terenie. Mam nadzieję, że nie zgubiłem już na dobre tego urządzenia.
Chodziłem i rozglądałem się po ziemi, lecz coraz słabiej było cokolwiek widać. Wpadłem również na pomysł, że szukanie scoutera może posłużyć mi jako szybki trening. Wziąłem kawałek lepkiego głazu i zacząłem podnosić go do góry. Napinając całe ciało poczułem wielki ciężar na plecach, po czym udało mi się wyrwać go z ziemi. Trzymając go nad sobą rozglądałem się za scouterem, ale nic tutaj nie było. W takim razie odwróciłem się do tyłu i rzuciłem głazem w stronę pustego pola. Głaz po spotkaniu z miękkim podłożem jednak rozpadł się. To pewnie nie był zam głaz, lecz jakaś skamielina zlepiona z twardym, zaschniętym piachem. Ruszyłem rozglądać się dalej. Kiedy szedłem zobaczyłem, jak coś zabłyszczało pomiędzy korzeniami wystającymi z ziemi przy drzewie. Czy to było szkiełko scoutera? Zacząłem iść w stronę i złapałem od dołu pierwszy z korzeni. Zaparłem się nogami mocno o podłoże, następnie pchałem do góry, ile było sił. Korzeń z początku nie ruszał, ale po chwili zaczął wychodzić z ziemi. Wyrywałem go dalej aż do momentu, kiedy nie wyciągnąłem go na tyle, że dało radę przejść pod nim. Następnie wziąłem się za następny korzeń próbując go wyrwać nieco z ziemi. Kiedy znowu mi się to udało - zacząłem wyrywać jeszcze kolejne. Zacząłem już odczuwać coraz większe zmęczenie, aż przestałem przy ostatnim. Otarłem pot z czoła przecierając przedramieniem, lekko sapnąłem. Zdenerwowany uderzyłem pięścią w korzeń, wtedy zauważyłem, jak przesunął się do tyłu. Zacząłem uderzać w niego coraz mocniej i szybciej, a od zsuwał się coraz bardziej do tyłu, aż w końcu mogłem zauważyć zgubę. Przykucnąłem i wyciągnąłem rękę pod korzeń, aby wziąć, co swoje. Po chwili złapałem, wstałem wyprostowując się i zacząłem przecierać urządzenie z błota. Kiedy było już w miarę czyste przetarłem jeszcze tylko o nogawkę i założyłem na ucho. To był dobry trening przygotowawczy do tego, co mnie tutaj jeszcze zastanie. Mała rozgrzewka przed akcją.
Wtedy scouter wykrył, że od jakiegoś czasu ta duża, tajemnicza siła unosi się nade mną. W takim razie i ja uniosłem się do góry wracając do Raziela. Zauważyłem wtedy, że obok niego znajduje się ów osobnik, o którym tak zamyślałem. Wyglądało na to, jakby się znali i byli już po przywitaniu się, lecz ja niestety będąc na dole i skupiając się na małym treningu nie usłyszałem nawet, kiedy przyleciał i o czym rozmawiali. Wtedy padło pytanie skierowane do mnie od tajemniczej osoby. Zacząłem się mu przyglądać. Odziany w klasyczny strój Nashi, saiyanin, bez ogona jak ja. Chociaż nie, wygląd jego oczu i dziwna fryzura wskazywała bardziej na halfa. Dłużej nie zwlekając z odpowiedzią zacząłem mówić.
- Prawie trafiłeś. Jestem kadetem, ale nie jestem nowicjuszem. Mam na imię Kurisu. A Ty? Jak ciebie zwą? I kim jesteś? Domyślam się, że jesteś pół-saiyaninem. Spokojnie, nie jestem rasistą. - Spokojnie odpowiedziałem nowemu przybyłemu. Kolejna wielka moc, która przewyższa mnie niejednokrotnie... Co ja tutaj robię do cholery?
- Czy... tylko my tutaj jesteśmy? Gdzie pozostali, którzy lecieli? - Zapytałem niepewnie kierując pytanie do obojga. Zastanawiało mnie, gdzie znajdują się pozostali. Przecież tylu osobników z nami leciało, a panuje tutaj tak wszechobecna pustka. A może to my wylądowaliśmy na złej planecie? Nie wiedziałem, czego mam się jeszcze spodziewać po tym miejscu.
OOC:
Koniec treningu
Regeneracja 10%
Shadow chciałbym cię o coś prosić. Nie zwracaj się do Raziela na per Książe w mojej obecności. Nie chcieliśmy od razu wyjawiać mi tej informacji Jeśli zaś nie, no to trudno.
Jego odpowiedź była jednoznaczna - nie trafiłem. To nie on, kogo mam szukać. Czyli przybył tutaj zarówno w tym samym celu, co ja. To była prawdopodobnie pierwsza osoba, która od X czasu była dla mnie miła, przez co moja mina poważnego saiyanina przemieniła się po chwili w delikatny smutek. ''X czasu'', ponieważ nie pamiętam już nawet, kiedy ktoś był dla mnie milszy. Nastawiałem się na narzucenie na mnie, coś z stylu ''Co tu robisz szczeniaku?! Ślepy jesteś?! Wypieprzaj na front!'', lecz ku oczekiwaniom miło się zdziwiłem. Tajemniczy osobnik był nawet zainteresowany moją osobą, przez co po prostu nie mogłem być dla niego niemiły.
- Masz rację. Jestem Kurisu, kadet wojsk Vegety. A Ty? Kim jesteś? - Zapytałem zainteresowany spokojnym tonem. Te spotkanie było dla odmiany inne, niż z pozostałymi osobnikami rasy saiyan, co sprawiało, że chciałem go poznać. Kierowało mnie do tego również uczucie tego, że czułem się samotnie, ponieważ nie znałem nikogo z Vegety. No, prawie nikogo, prócz natrętnego saiyanina widzącego we mnie tylko konkurencję do treningów i walki oraz halfkę, którą widziałem tylko raz na Ruski Rok. Przez chwilę nawet poczułem, że to może być początek jakiejś nowej przyjaźni, lecz moje pesymistyczne nastawienie po chwili rozwiało nadzieję na to, ponieważ tak naprawdę nie znałem tajemniczego saiyanina i nic o nim jeszcze nie wiem, a rozmowa w każdej chwili może zejść na zły tor.
Nurtowały mnie pewne wątpliwości, przez co miałem szereg kilku pytań skierowanych do elitarnego wojownika. Nie chciałem również denerwować, czy odstraszać nowo poznanego, przez co nie chciałem go wypytywać na raz o wszystko jak jakiś natrętny dziennikarz, dlatego ułożyłem sobie po woli w głowie najważniejsze pytania, na które najbardziej chciałbym znać w tej chwili odpowiedź.
- Słuchaj, mam pytanie, bo chyba czegoś nie rozumiem... - Przerwałem na chwilę wypowiedź ściągając z ucha ręką scouter, po czym wyciągnąłem lekko dłoń w stronę zielonookiego, w której trzymałem ów sprzęt. Spojrzałem się na Raziela podejrzliwym wzrokiem, ale nie na tyle, aby można było z niej wyczytać agresję.
- O co tutaj chodzi? Posiadasz pancerz wyższego rangą, masz nawet emblemat elitarnych sił wojskowych na torsie, co oznacza, że musisz być o wiele potężniejszy ode mnie. Tymczasem scouter wskazywał twoją siłę bojową równą stu jednostek. Nie wierzę w to, że te urządzenia się psują. One są z górnej półki, to nie może się po prostu dziać. Jestem na tyle domyślny, żeby wiedzieć, że to jakaś sztuczka. Jak Ty to robisz? I jaki masz w tym cel? Słyszałem też wcześniej o podobnej sztuczce wykrywania mocy bez żadnych urządzeń. Na czym to polega? - Nie rozumiałem tego kompletnie, więc kiedy miałem okazję zapytać się bardziej doświadczonego wojownika - od razu skorzystałem z tej okazji. Skoro jest to możliwe, to po jaką cholerę kupować te wszystkie scoutery? Chyba, że one nie służą tylko do obliczania mocy, ale również i komunikacji, przesyłania informacji. To by po części wyjaśniało moje zwątpienie w technologię. Zaczęło robić się tajemniczo, przez co zacząłem lekko odczuwać zagrożenie. Głupio zaufałem tym liczbom, przez co mogłem zrobić jakąś głupotę. Na szczęście nic nie wywinąłem, ponieważ znowu bym tego żałował.
- Nie ukrywam, że nie przybywam tutaj tylko dlatego, że mi kazano. Chcę odbyć tutaj również trening. Chcę podczas tej misji przemienić się w super wojownika, a przynajmniej dowiedzieć się, jak to zrobić. Ty pewnie masz już za sobą nie jeden poziom super saiyan. Zdradź mi - jak to zrobić? - Zadałem pytanie, które najbardziej mnie ciekawiło. To był już odpowiedni czas, aby chociażby próbować przybrać się w złote piórka. Miałem w tym większy cel, niż po prostu świecić złotymi włosami. Chciałem zdobyć tę przemianę, aby w końcu przewyższyć siła Taza i go zamordować. To będzie koniec złej passy przegrywania.
Stojąc chwilę zamyślonym dalej trzymałem wyciągniętą przed siebie rękę trzymając scouter, kiedy nagle zaczął coś obliczać wytwarzając z siebie nagły dźwięk obliczeń. Atmosfera zrobiła się tajemnicza, przez co lekko wzdrygnąłem się, przez co scouter wypadł mi z dłoni. Nie zdążyłem go złapać z powrotem, przez co spadł przez liście na sam dół niedaleko dziury w liściach.
- Psia mać. - Szybko skomentowałem moją nieuwagę. Patrząc się z powietrza dalej w tym samym miejscu na dół. Jestem głupi... - pomyślałem. Lekko zdenerwowałem się, przez co zacisnąłem mocno pięści trzymając je przy swoich nogach. Następnie lekko obróciłem głowę na bok próbując spojrzeć się za siebie.
- Scouter wykrył, że coś zbliża się w naszą stronę. To pewnie tamten osobnik o sile bojowej dziesięciu tysięcy jednostek. - Mówiąc do siebie dałem również znać Razielowi, co zauważyłem. Uznałem, że to informacja, o której on również chciałby wiedzieć. Po chwili ciszy odwróciłem głowę w jego stronę, następnie prosto zacząłem opadać na dół coraz szybciej. Machnąłem ręką w stronę Raziela.
- Poczekaj tu na mnie, dobra? Poszukam zguby. - Szybko powiedziałem, aby usłyszał. Długo nie trwało, kiedy znalazłem się już na dole wlatując przez dziurę w liściach. Zacząłem podejrzliwie rozglądać się wokół. Panujący mrok wokół sprawiał, że znowu poczułem się lekko zagubiony, przez co straciłem orientację w terenie. Mam nadzieję, że nie zgubiłem już na dobre tego urządzenia.
Chodziłem i rozglądałem się po ziemi, lecz coraz słabiej było cokolwiek widać. Wpadłem również na pomysł, że szukanie scoutera może posłużyć mi jako szybki trening. Wziąłem kawałek lepkiego głazu i zacząłem podnosić go do góry. Napinając całe ciało poczułem wielki ciężar na plecach, po czym udało mi się wyrwać go z ziemi. Trzymając go nad sobą rozglądałem się za scouterem, ale nic tutaj nie było. W takim razie odwróciłem się do tyłu i rzuciłem głazem w stronę pustego pola. Głaz po spotkaniu z miękkim podłożem jednak rozpadł się. To pewnie nie był zam głaz, lecz jakaś skamielina zlepiona z twardym, zaschniętym piachem. Ruszyłem rozglądać się dalej. Kiedy szedłem zobaczyłem, jak coś zabłyszczało pomiędzy korzeniami wystającymi z ziemi przy drzewie. Czy to było szkiełko scoutera? Zacząłem iść w stronę i złapałem od dołu pierwszy z korzeni. Zaparłem się nogami mocno o podłoże, następnie pchałem do góry, ile było sił. Korzeń z początku nie ruszał, ale po chwili zaczął wychodzić z ziemi. Wyrywałem go dalej aż do momentu, kiedy nie wyciągnąłem go na tyle, że dało radę przejść pod nim. Następnie wziąłem się za następny korzeń próbując go wyrwać nieco z ziemi. Kiedy znowu mi się to udało - zacząłem wyrywać jeszcze kolejne. Zacząłem już odczuwać coraz większe zmęczenie, aż przestałem przy ostatnim. Otarłem pot z czoła przecierając przedramieniem, lekko sapnąłem. Zdenerwowany uderzyłem pięścią w korzeń, wtedy zauważyłem, jak przesunął się do tyłu. Zacząłem uderzać w niego coraz mocniej i szybciej, a od zsuwał się coraz bardziej do tyłu, aż w końcu mogłem zauważyć zgubę. Przykucnąłem i wyciągnąłem rękę pod korzeń, aby wziąć, co swoje. Po chwili złapałem, wstałem wyprostowując się i zacząłem przecierać urządzenie z błota. Kiedy było już w miarę czyste przetarłem jeszcze tylko o nogawkę i założyłem na ucho. To był dobry trening przygotowawczy do tego, co mnie tutaj jeszcze zastanie. Mała rozgrzewka przed akcją.
Wtedy scouter wykrył, że od jakiegoś czasu ta duża, tajemnicza siła unosi się nade mną. W takim razie i ja uniosłem się do góry wracając do Raziela. Zauważyłem wtedy, że obok niego znajduje się ów osobnik, o którym tak zamyślałem. Wyglądało na to, jakby się znali i byli już po przywitaniu się, lecz ja niestety będąc na dole i skupiając się na małym treningu nie usłyszałem nawet, kiedy przyleciał i o czym rozmawiali. Wtedy padło pytanie skierowane do mnie od tajemniczej osoby. Zacząłem się mu przyglądać. Odziany w klasyczny strój Nashi, saiyanin, bez ogona jak ja. Chociaż nie, wygląd jego oczu i dziwna fryzura wskazywała bardziej na halfa. Dłużej nie zwlekając z odpowiedzią zacząłem mówić.
- Prawie trafiłeś. Jestem kadetem, ale nie jestem nowicjuszem. Mam na imię Kurisu. A Ty? Jak ciebie zwą? I kim jesteś? Domyślam się, że jesteś pół-saiyaninem. Spokojnie, nie jestem rasistą. - Spokojnie odpowiedziałem nowemu przybyłemu. Kolejna wielka moc, która przewyższa mnie niejednokrotnie... Co ja tutaj robię do cholery?
- Czy... tylko my tutaj jesteśmy? Gdzie pozostali, którzy lecieli? - Zapytałem niepewnie kierując pytanie do obojga. Zastanawiało mnie, gdzie znajdują się pozostali. Przecież tylu osobników z nami leciało, a panuje tutaj tak wszechobecna pustka. A może to my wylądowaliśmy na złej planecie? Nie wiedziałem, czego mam się jeszcze spodziewać po tym miejscu.
OOC:
Koniec treningu
Regeneracja 10%
Shadow chciałbym cię o coś prosić. Nie zwracaj się do Raziela na per Książe w mojej obecności. Nie chcieliśmy od razu wyjawiać mi tej informacji Jeśli zaś nie, no to trudno.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Nie Mar 19, 2017 9:46 pm
Chłopak chyba nie miał zielonego pojęcia kim jest Raziel. I bardzo dobrze. Zahne już miał wystarczająco dużo problemów na Vegecie jeśli chodzi o jego sławę. Dzięki temu, że jego papcio został królem to zainteresowanie osobą Księcia wzrosło wielokrotnie. I nie było to coś przez co Raziel się cieszył. Tłumy piszczących idiotek, masa lizusów sprawiały, że musiał naprawdę nad sobą panować, żeby nie posłać ich wszystkich do diabła. I to w dosłownym sensie. No, ale obiecał rodzicom, że będzie się odpowiednio zachowywał i nie przyniesie wstydu. W każdym razie nikt Razowi nie zakazał robienia innych w wała i nie podawania swojej prawdziwej rangi. Prędzej czy później i tak się to wyda, ale lepiej sprawdzić reakcje zawczasu. W każdym razie powinno być ciekawie z tym dzieciakiem.
- Raziel Zahne. Natto. – odpowiedział na pytanie Kurisu. Mógł być oschły, ale skoro chłopak przetrwał na tyle długo w Akademii i zasłużył się na tyle, że go wysłali na misję, to powinien zdawać sobie sprawę, że Saiyanie to nie są wylewne jednostki. W każdym razie Raz zawsze podchodził do nowych osób z pewną dozą ostrożności. Nie ufał im i dzięki temu często wychodził na plus. Żeby zdobyć jego zaufanie, to trzeba trochę czasu. W każdym razie Zahne dokładnie przeskanował Ki nowego. Nie było w nic dziwnego, jednakże warto mieć się na baczności. Mógł udawać. W każdym razie kadet się rozkręcił i zaczął wystrzeliwać z siebie pytania z taka prędkością jak Kisa przekleństwa, kiedy tylko widziała Raza. W pewnym momencie Zahne się zaczął zastanawiać, kiedy on wreszcie zrobi przerwę na wdech, bo mówił i mówił i mówił. Przy okazji zdradził swoje plany i marzenia. Czy do wojska przyjmowali już kogo można? Za Zella to było zrozumiałe, ale teraz. Trzeba będzie pogadać z ojcem na temat jakichś testów.
- Na początek weź wdech. – powiedział Raziel podnosząc dłoń, starając się przerwać tą kanonadę pytań i próśb. To był jakiś koncert życzeń? Czy on wyglądał na organizację charytatywną? Normalnie jak z Kisą. Powiedz. A gdzie proszę?
- Ukrywam swoją energię. Jest to dość przydatne, gdyż mój przeciwnik nie wie jaką mam moc. Element zaskoczenia. Po drugie. Czy ja ci wyglądam na nauczyciela? Kolejna osoba, która myśli, że nauczy się przemiany od tak. Jeśli wiesz czym jest Super Saiyanin, to wiesz czego potrzeba, by uwolnić tę moc. Po trzecie. Zwolnij z tym dzieleniem się. Skąd wiesz czy możesz mi ufać? Równie dobrze mogłeś mi wyjawić ważne informacje, a ja mogę cię zabić. Uważaj co komu mówisz Kurisu. – powiedział Raziel. Dał mu małą lekcję na początek znajomości. Czy coś z niej wyciągnie to już jego sprawa. W każdym razie upuszczenie scoutera, który był dość kosztownym modelem sprawiło, że Zahne miał ochotę przywalić sobie czymś ciężkim. Za jakie grzechy. W każdym razie, kiedy kadet szukał swojej zguby, to znajoma już energia zdążyła do nich dołączyć.
- Z łaski swej nie nazywaj mnie Księciem. Nie lubię podlizywania się. – powiedział Raziel. W dalszym ciągu nie mógł się przyzwyczaić do swojej nowej roli i ciągłe używanie jego tytułu sprawiało, że się irytował. Może i był z rodziny królewskiej, ale w dalszym ciągu był żołnierzem. Red doskonale to wiedział i za to Raz go szanował.
- Obydwaj jesteście nowicjuszami. – odparł Raziel, kończąc przekomarzanie Shadowa i Kurisu. W porównaniu do niego, to byli jak dzieci we mgle. Brak im zapewne było doświadczenia bitewnego, które Raz już miał. Znając życie, będzie się musiał nimi opiekować. Jego zmysły w dalszym ciągu skanowały planetę, ale nie wyczuwał innych, którzy mieli przybyć.
- Możliwe, że coś ich zatrzymało. Albo zginęli. W każdym razie nie wyczuwam ich tutaj. Mogli też ukryć swoją energię, ale to mało prawdopodobne. Ilu was wyruszyło z Vegety? – zapytał Zahne. Kiedy Kurisu odpowiadał to ustawił trasę na swoim scouterze. Trzeba wreszcie się ruszyć.
- No w każdym razie wypada dostać się do bazy i dowiedzieć co nieco. Lecicie przede mną, żebym miał was na oku. I bez wydurniania się. – rzekł Natto. To będzie udana współpraca.
- Raziel Zahne. Natto. – odpowiedział na pytanie Kurisu. Mógł być oschły, ale skoro chłopak przetrwał na tyle długo w Akademii i zasłużył się na tyle, że go wysłali na misję, to powinien zdawać sobie sprawę, że Saiyanie to nie są wylewne jednostki. W każdym razie Raz zawsze podchodził do nowych osób z pewną dozą ostrożności. Nie ufał im i dzięki temu często wychodził na plus. Żeby zdobyć jego zaufanie, to trzeba trochę czasu. W każdym razie Zahne dokładnie przeskanował Ki nowego. Nie było w nic dziwnego, jednakże warto mieć się na baczności. Mógł udawać. W każdym razie kadet się rozkręcił i zaczął wystrzeliwać z siebie pytania z taka prędkością jak Kisa przekleństwa, kiedy tylko widziała Raza. W pewnym momencie Zahne się zaczął zastanawiać, kiedy on wreszcie zrobi przerwę na wdech, bo mówił i mówił i mówił. Przy okazji zdradził swoje plany i marzenia. Czy do wojska przyjmowali już kogo można? Za Zella to było zrozumiałe, ale teraz. Trzeba będzie pogadać z ojcem na temat jakichś testów.
- Na początek weź wdech. – powiedział Raziel podnosząc dłoń, starając się przerwać tą kanonadę pytań i próśb. To był jakiś koncert życzeń? Czy on wyglądał na organizację charytatywną? Normalnie jak z Kisą. Powiedz. A gdzie proszę?
- Ukrywam swoją energię. Jest to dość przydatne, gdyż mój przeciwnik nie wie jaką mam moc. Element zaskoczenia. Po drugie. Czy ja ci wyglądam na nauczyciela? Kolejna osoba, która myśli, że nauczy się przemiany od tak. Jeśli wiesz czym jest Super Saiyanin, to wiesz czego potrzeba, by uwolnić tę moc. Po trzecie. Zwolnij z tym dzieleniem się. Skąd wiesz czy możesz mi ufać? Równie dobrze mogłeś mi wyjawić ważne informacje, a ja mogę cię zabić. Uważaj co komu mówisz Kurisu. – powiedział Raziel. Dał mu małą lekcję na początek znajomości. Czy coś z niej wyciągnie to już jego sprawa. W każdym razie upuszczenie scoutera, który był dość kosztownym modelem sprawiło, że Zahne miał ochotę przywalić sobie czymś ciężkim. Za jakie grzechy. W każdym razie, kiedy kadet szukał swojej zguby, to znajoma już energia zdążyła do nich dołączyć.
- Z łaski swej nie nazywaj mnie Księciem. Nie lubię podlizywania się. – powiedział Raziel. W dalszym ciągu nie mógł się przyzwyczaić do swojej nowej roli i ciągłe używanie jego tytułu sprawiało, że się irytował. Może i był z rodziny królewskiej, ale w dalszym ciągu był żołnierzem. Red doskonale to wiedział i za to Raz go szanował.
- Obydwaj jesteście nowicjuszami. – odparł Raziel, kończąc przekomarzanie Shadowa i Kurisu. W porównaniu do niego, to byli jak dzieci we mgle. Brak im zapewne było doświadczenia bitewnego, które Raz już miał. Znając życie, będzie się musiał nimi opiekować. Jego zmysły w dalszym ciągu skanowały planetę, ale nie wyczuwał innych, którzy mieli przybyć.
- Możliwe, że coś ich zatrzymało. Albo zginęli. W każdym razie nie wyczuwam ich tutaj. Mogli też ukryć swoją energię, ale to mało prawdopodobne. Ilu was wyruszyło z Vegety? – zapytał Zahne. Kiedy Kurisu odpowiadał to ustawił trasę na swoim scouterze. Trzeba wreszcie się ruszyć.
- No w każdym razie wypada dostać się do bazy i dowiedzieć co nieco. Lecicie przede mną, żebym miał was na oku. I bez wydurniania się. – rzekł Natto. To będzie udana współpraca.
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Pon Mar 20, 2017 7:25 am
Baldachim liści przesłaniał cały żyjący świat planety Eggroot. Pośród mroku żyły istoty zdolne zmiażdżyć, zatruć i przerzuć każdego potencjalnego saiyanina, niczym świeżo otwartą gumę do żucia gotową do spożycia. Zapewne higiena ust pozostawała im wiele do życzenia, skoro za odświeżającą gumę uznawały wszelkiego rodzaju ochłapy mięsa...w każdym razie tak pisali żartobliwie w traveliapedii na każde niesprzyjające środowisko. Oddział trzech musiał kierować się do sektora A21, tam bodajże poszukiwany oddział założył swój pierwszy przyczółek. Kadet kojarzył, że wraz z nim powinno przylecieć jeszcze jedenastu żołnierzy, w tym dwóch nashi mających pełnić tymczasowo dowództwo do pojawienia się jednego Natto osobiście. Miał przejąć dowództwo, nie fatygował się zbytnio, więc dwójka potencjalnych wojowników pełniła role pilnowania porządku w niezorganizowanych oddziałach.
Raziel zdał się na swój naturalnie wyćwiczony instynkt, możliwość ukrywania, jak również wykrywania ki jest nieodzownym elementem prawdziwego wojownika. Musiał cofnąć swoje słowa, bowiem wszystkie istoty przewleczone w silne powłoki ki miał, jak na dłoni. Brakowało tylko możliwości rozróżnienia owej ki, a źródła liczyła w tysiącach, nie...miliardach!? Potencjalnych źródeł wahających się od marnych stu jednostek do bytów przytłaczających umysł Raziela nawet dwukrotnością swojej mocy. Nikt się nie krył ze swoją potęgą, prawdopodobnie nikt nie potrafił, ale nawet niechciane wyszukiwanie saiyańskiej ki kończyło się na bombardowaniu zaśmiecającymi go informacjami. Większość potencjalnych wykrytych mocy ki kryła się pod powierzchnią liści, zaś na powierzchni w niebiosach ograniczała się ona do zaledwie kilkudziesięciu źródeł na całej planecie.
Kurisu mknął przez poszycie liści, a następnie zanurzył się w otchłani ciemności wspomaganej jedynie światłem z dziury w drzewiastym suficie. Metrowy robal pierścieniowaty o średnicy paszczy z haczykowatymi zębiskami równej reszcie ciała, właśnie wypełznął na pół własnego bytu z jednej dziupli. Leniwie, nieokrzesanie, nie wyczuwał zagrożenia, ale chciał się upewnić co tam na zewnątrz się dzieje. Rozdziawił tylko szeroko gębę, gdy nieznany ogoniasty zwierz przemknął pół metra obok niego ze nieznaczną prędkością. Trudno określić, czy paszcza otworzyła się szeroko na znak obrony, czy niewystępującego u tego gatunku strachu. Pewne jest, że nosząc potencjalne gacie, wypełniłby je po brzegi częściowo strawioną korą drzewa, ot wulgarniej ujmując zesrałby się na widok niewystępującego w tych stronach, nowego drapieżnika. Kurisu nawet nie był w stanie zauważyć owej istoty, zbyt był skupiony na opadającym scouterze, który to mało nie chlupnął o bagnistą powłokę planety, ale na szczęście zdążył, ocalił sprzęt i wybył na powierzchnie.
Wszyscy pogawędzili chwile, zapoznali się, ale na nieboskłonie zupełnie nic się nie działo. Co najwyżej robiło się bardziej pochmurnie, a słoneczko leniwie przemykało między kłębiastymi obłokami. Chłodny wiaterek owiewał ich włosy dając do przekonania, że na zewnątrz jest potencjalnie z osiemnaście stopni Celcjusza.
Dostali komunikat, nie mieli powodów oczekiwać w tym miejscu, więc ruszyli w kierunku pierwszego celu misji. Raziel musiał dostosować tempo do pozostałych podróżników co znacznie przedłużało czas podróży z paru minut do pół godziny. Scouter Kurisu wykrył ogromnych rozmiarów istotę, która poziomem mocy zatrzymała się na stu tysięcy jednostkach i zatrzymała dalsze obliczenie aktywując mechanizm zabezpieczający. Kolos przemykający nieboskłon wił się wężowato wysoko nad ich głowami prezentując długość sześćdziesięciu trzech metrów, pakiet dwunastu par opierzonych skrzydeł i twardą niczym diamenty tęczową łuskę. Święcił na jasnym nieboskłonie niczym kula disco na akademickiej prywatce saiyanin, zapożyczona z ziemskich rubieży po oblewaniu pierwszej udanej misji zwiadowczej. Istota nie miała ślepi, przypominała zaś kolosalnego węża o mocno wydłużonym pysku z pakietem dwóch kłów niezmiernie ostrych, wystających z górnej szczęki. Z niebywałą szybkością, której wyłącznie Raziel mógłby dorównać zaczął pikować, aż do momentu, gdy wielkie szczęki nie uchwyciły masy liściastej planety. Dwa wystające kły, ostrzejsze od brzytew ostrza rozcinały liście po bokach by te z łatwością wędrowały do jego paszczy płaskich trzonowców przeżuwających roślinny pokarm. Było wątpliwe, by ta istota żywiła się mięsem, ale na pewno ciężko było jej się przyglądać, gdy odbijające wielokolorowe światło raziło po oczach. Większość żyjątek z odsłoniętej na światło strefy uciekała w popłochu od promieni słońca.
Warstwa liści w tym miejscu jest nietknięta, nikt nie fatygował się oczyścić sufit by nieco światła wleciało do obozu. Najwyraźniej parę kapsułek zostało użytych, by usadowić pływające domy na bagiennej powierzchni. Kilka prowizorycznych domostw zostało krzywo umocowanych na potężnych korzeniach drzew rozrastających się jeszcze ponad powierzchnią smrodliwego błotka. Detali co do stanu obozu nie dało się zidentyfikować, bowiem jak...w takiej ciemnicy? Jedynie Kurisu z nowym scouterem mógł dostrzec, że parę skrzyń oznaczonych jako prowiant, sprzęt elektroniczny oraz zestawy badawcze. W całej swojej metalowej powłoce zatonęły wyrastając ponad powierzchnie ostrymi kantami na góra parę centymetrów. Wszystkie były otwarte i rozbebeszone, aż trudno dało się stwierdzić, czy pośród tego syfu dałoby się jeszcze cokolwiek znaleźć. Wnętrza domostw zdradzały typowo żołnierskie warunki, niezbyt schludnie, zawierające dostęp do spełniania podstawowych potrzeb.
OCC:
Możecie opisać lepiej detale typowego saiyańskiego obozu opartego o użycie paru kapsułek. Trzy domostwa, mnóstwo porozwalanych skrzyń...ani żywej duszy, jak na razie. Choć Raziel wyczuwa obecność czegoś w jednej z domostw na dalszym, północnym krańcu o mocy około 11000 jednostek.
Raziel zdał się na swój naturalnie wyćwiczony instynkt, możliwość ukrywania, jak również wykrywania ki jest nieodzownym elementem prawdziwego wojownika. Musiał cofnąć swoje słowa, bowiem wszystkie istoty przewleczone w silne powłoki ki miał, jak na dłoni. Brakowało tylko możliwości rozróżnienia owej ki, a źródła liczyła w tysiącach, nie...miliardach!? Potencjalnych źródeł wahających się od marnych stu jednostek do bytów przytłaczających umysł Raziela nawet dwukrotnością swojej mocy. Nikt się nie krył ze swoją potęgą, prawdopodobnie nikt nie potrafił, ale nawet niechciane wyszukiwanie saiyańskiej ki kończyło się na bombardowaniu zaśmiecającymi go informacjami. Większość potencjalnych wykrytych mocy ki kryła się pod powierzchnią liści, zaś na powierzchni w niebiosach ograniczała się ona do zaledwie kilkudziesięciu źródeł na całej planecie.
Kurisu mknął przez poszycie liści, a następnie zanurzył się w otchłani ciemności wspomaganej jedynie światłem z dziury w drzewiastym suficie. Metrowy robal pierścieniowaty o średnicy paszczy z haczykowatymi zębiskami równej reszcie ciała, właśnie wypełznął na pół własnego bytu z jednej dziupli. Leniwie, nieokrzesanie, nie wyczuwał zagrożenia, ale chciał się upewnić co tam na zewnątrz się dzieje. Rozdziawił tylko szeroko gębę, gdy nieznany ogoniasty zwierz przemknął pół metra obok niego ze nieznaczną prędkością. Trudno określić, czy paszcza otworzyła się szeroko na znak obrony, czy niewystępującego u tego gatunku strachu. Pewne jest, że nosząc potencjalne gacie, wypełniłby je po brzegi częściowo strawioną korą drzewa, ot wulgarniej ujmując zesrałby się na widok niewystępującego w tych stronach, nowego drapieżnika. Kurisu nawet nie był w stanie zauważyć owej istoty, zbyt był skupiony na opadającym scouterze, który to mało nie chlupnął o bagnistą powłokę planety, ale na szczęście zdążył, ocalił sprzęt i wybył na powierzchnie.
Wszyscy pogawędzili chwile, zapoznali się, ale na nieboskłonie zupełnie nic się nie działo. Co najwyżej robiło się bardziej pochmurnie, a słoneczko leniwie przemykało między kłębiastymi obłokami. Chłodny wiaterek owiewał ich włosy dając do przekonania, że na zewnątrz jest potencjalnie z osiemnaście stopni Celcjusza.
- Komunikat z bazy:
- Żołnierze, dotarły do nas informacje, że tylko część oddziałów wsparcia trafiła na wyznaczone koordynaty. Grupa, która się nie przebiła została tymczasowo zatrzymana przez lokalną w tym systemie słonecznym grupę piratów. Jako, że jesteście w ograniczonej liczbie, zastrzegam o nie podejmowaniu agresywnych akcji względem tubylców, jeśli jakichkolwiek spotkacie. Tak w tej kupie łajna żyją inteligentne istoty, rozkaz jest niezmienny. Udajcie się do sektora A21, zabierzcie scoutery i czekajcie na dalsze instrukcje.
Dostali komunikat, nie mieli powodów oczekiwać w tym miejscu, więc ruszyli w kierunku pierwszego celu misji. Raziel musiał dostosować tempo do pozostałych podróżników co znacznie przedłużało czas podróży z paru minut do pół godziny. Scouter Kurisu wykrył ogromnych rozmiarów istotę, która poziomem mocy zatrzymała się na stu tysięcy jednostkach i zatrzymała dalsze obliczenie aktywując mechanizm zabezpieczający. Kolos przemykający nieboskłon wił się wężowato wysoko nad ich głowami prezentując długość sześćdziesięciu trzech metrów, pakiet dwunastu par opierzonych skrzydeł i twardą niczym diamenty tęczową łuskę. Święcił na jasnym nieboskłonie niczym kula disco na akademickiej prywatce saiyanin, zapożyczona z ziemskich rubieży po oblewaniu pierwszej udanej misji zwiadowczej. Istota nie miała ślepi, przypominała zaś kolosalnego węża o mocno wydłużonym pysku z pakietem dwóch kłów niezmiernie ostrych, wystających z górnej szczęki. Z niebywałą szybkością, której wyłącznie Raziel mógłby dorównać zaczął pikować, aż do momentu, gdy wielkie szczęki nie uchwyciły masy liściastej planety. Dwa wystające kły, ostrzejsze od brzytew ostrza rozcinały liście po bokach by te z łatwością wędrowały do jego paszczy płaskich trzonowców przeżuwających roślinny pokarm. Było wątpliwe, by ta istota żywiła się mięsem, ale na pewno ciężko było jej się przyglądać, gdy odbijające wielokolorowe światło raziło po oczach. Większość żyjątek z odsłoniętej na światło strefy uciekała w popłochu od promieni słońca.
- Komunikat z bazy:
- Znajdujecie się w sektorze A21, dokładnie pod wami. To ostatnie znane nam koordynaty oddziału Beeko. Znajduje się tutaj prawdopodobnie nietknięty obóz z całym wyposażeniem oraz skrzynią zawierającą awaryjny zapas eksperymentalnych scouterów. Nie wiemy, co było przyczyną zniknięcia oddziału, zachowajcie szczególną ostrożność. W międzyczasie dowództwo przeanalizuje nowo nabyte informacje, które po zdobyciu przez was scouterów, nakierują na nowy trop.
Warstwa liści w tym miejscu jest nietknięta, nikt nie fatygował się oczyścić sufit by nieco światła wleciało do obozu. Najwyraźniej parę kapsułek zostało użytych, by usadowić pływające domy na bagiennej powierzchni. Kilka prowizorycznych domostw zostało krzywo umocowanych na potężnych korzeniach drzew rozrastających się jeszcze ponad powierzchnią smrodliwego błotka. Detali co do stanu obozu nie dało się zidentyfikować, bowiem jak...w takiej ciemnicy? Jedynie Kurisu z nowym scouterem mógł dostrzec, że parę skrzyń oznaczonych jako prowiant, sprzęt elektroniczny oraz zestawy badawcze. W całej swojej metalowej powłoce zatonęły wyrastając ponad powierzchnie ostrymi kantami na góra parę centymetrów. Wszystkie były otwarte i rozbebeszone, aż trudno dało się stwierdzić, czy pośród tego syfu dałoby się jeszcze cokolwiek znaleźć. Wnętrza domostw zdradzały typowo żołnierskie warunki, niezbyt schludnie, zawierające dostęp do spełniania podstawowych potrzeb.
OCC:
Możecie opisać lepiej detale typowego saiyańskiego obozu opartego o użycie paru kapsułek. Trzy domostwa, mnóstwo porozwalanych skrzyń...ani żywej duszy, jak na razie. Choć Raziel wyczuwa obecność czegoś w jednej z domostw na dalszym, północnym krańcu o mocy około 11000 jednostek.
- Joker
- Liczba postów : 364
Data rejestracji : 29/11/2015
Identification Number
HP:
(2100/2100)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Pon Mar 20, 2017 4:34 pm
-Więc jeśli nie będziesz miał nic przeciwko będę ci mówił po imieniu.- Odparł i zamilknął jak głaz. W końcu nadszedł czas i ruszyli naprzód. Half leciał obok Kurisu, przed Razielem. Trasa była spokojna, że można było podziwiać dżunglową planetę. Było tu całkiem ładnie. Po drodze wysłuchał kolejnego komunikatu. Wynikało z niego że część nie dotarła gdyż została zatrzymana przez jakichś piratów. Tą planetę zamieszkiwały inteligentne osobniki. Cel się nie zmieniał, byli już blisko bazy Beeko. Kiedy byli już nad nią dotarł do nich kolejne informacje. Teraz mieli odnaleźć eksperymentalne Scoutery a dowództwo przeanalizuję nowe dane. Obóz był raczej przeciętny, typowo żołnierskie warunki czyli niezbyt schludne. Cóż ale to było oczywiste, raczej wątpliwe aby przebywający tu oddział miał niebywałe warunki mieszkaniowe. Jest szansa a zarazem problem że mogą się natknąć na kogoś kto nie będzie w stosunku do nich przyjazny. Zwłaszcza będzie przewalone jak się okaże że nie daliby rady takiemu napastnikowi.
occ:
Trening Koniec
occ:
Trening Koniec
- Kurisu
- Liczba postów : 143
Data rejestracji : 04/12/2016
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Wto Mar 21, 2017 4:13 pm
Kiedy Raziel odpowiadał mi na moje pytania uważnie go słuchałem, lecz z jego odpowiedzi nie wynikało nic istotniejszego. Nie chciał wyjawiać mi od razu tych wszystkich tajemnic, ponieważ pewnie mi jeszcze na tyle nie ufał. Nie zdziwiłem się, ponieważ to naturalne, że nowo poznanemu nie zacznie nagle ufać. To naturalna reakcja saiyan, zresztą chyba jak i innych pozostałych ras, które żyją na tym świecie.
- Dużo to ja nie wiem o super wojowniku. Jedynie tyle, że ta transformacja zmienia kolor włosów i podnosi siłę. Wcale nie uważam ciebie za nauczyciela, chcę tylko dowiedzieć się, jak to zrobić. - Odparłem na jego odpowiedź. Nie wiem, czy on wie, że nie każdy wie, na czym polega ta transformacja. Mi nawet nie miał kto wytłumaczyć to, przez co pozostawałem lekko w tyle z pewnymi informacjami. Uważał, że jestem kolejnym saiyanem mającym za duże mniemanie o sobie. Mam nadzieję, że niedługo zauważy mój potencjał. Po chwili Raziel zaczął wprawiać mi morały o zaufaniu i w sumie to miał rację. Chwilę zacząłem zastanawiać się nad tym głębiej, po czym doszedłem do wniosku, że dał mi istotną wskazówkę.
- Masz rację. Zaufałem ci, bo zobaczyłem, że posiadasz element elitarnego wojownika, przez co od razu rzuciło mi się na myśl, że można ci ufać. Zresztą, teraz już wiem, że można, skoro mi o tym powiedziałeś i jeszcze mnie nie zabiłeś. - Postanowiłem, że na następny raz posłucham się rady Raziela i nie będę tak każdemu strzelać informacjami. To mogło skończyć się gorzej. Mógł przecież należeć do tajnej grupy elitarnych wojowników, jak tamci, a ja niekoniecznie mogłem o tym wiedzieć. Ten drugi symbol na jego torsie pozostawia mały kłębek tajemnicy, ale chyba mogę mu ufać. Jeszcze mnie w żaden sposób nie zranił. Jeszcze.
Nowo przybyły nie odpowiedział mi na moje pytanie, przez co stałem się nieufny wobec niego. Milczał jak głaz, przez co sprawiał wrażenie tajemniczego. Zacząłem mu nie ufać, ponieważ miał najwyraźniej coś do ukrycia przede mną. Raziel go pewnie zna, bo nie zachowują się jak przy pierwszym spotkaniu, więc on raczej wie, czy można mu zaufać, czy też nie. Wolałem jednak przystanąć na tym, co powiedział mi wcześniej. Niekoniecznie trzeba się z kimś lubić, kiedy trzeba z kimś pracować i dobrze o tym wiedziałem. Po chwili od strony Raziela padło pytanie, przez które byłem lekko zdezorientowany.
- Hę? To ty nie wyruszyłeś z Vegety? - Zacząłem zastanawiać się. Może był podczas innej misji na innej planecie, a potem przyleciał prosto tutaj? W końcu misji nadano wysoki priorytet.
- Nie liczyłem dokładniej, ponieważ ja dotarłem do kapsuł jako jeden z ostatnich, ale myślę, że około dziesięciu wystartowało, może nawet trochę więcej. - Odpowiedziałem mu, po czym zaczął ustawiać trasę w scouterze. Po chwili padło od niego kolejne zdanie, po którym odwróciłem się plecami i również i ja zacząłem ustawiać trasę w scouterze prosto do sektora A21. Ostatnie zdanie lekko rozbawiło mnie, przez co odwróciłem się lekko głową w jego stronę z małym uśmiechem na twarzy.
- Hah. Nie musisz bawić się w opiekunkę. - Odparłem mu głupim żartem na rozluźnienie atmosfery panującej pomiędzy nami. Zawsze bawiły mnie drobne i głupie rzeczy w najmniej odpowiednich momentach. Chcąc, czy nie, musieli się do tego przygotować. Spojrzałem następnie przed siebie i gwałtownie ruszyłem lecąc z najszybszą prędkością, jaką udało mi się osiągnąć, aby nie spowalniać ich. Silniejsi wojownicy zapewne latają szybciej, przez co nie chciałem być ciężarem na ich barkach. Po chwili dotarł do mnie half, który leciał obok mnie, a za nami Raziel.
Chwilę lecieliśmy, kiedy dotarł pierwszy komunikat. Czyli reszta została zaatakowana przez kosmicznych piratów. Od razu na myśl nasunęło mi się, że to mogła być tajna grupa wojowników, ale jaki mieliby w tym cel? Tak w prawdzie to ja nie znałem bardziej ich zamiarów, czy planów. Mogłem tylko domyślać się, do czego są zdolni. Możliwe też było to, że ta grupa mogła mieć coś wspólnego z wydarzeniem tutaj, bo to do nich całkiem podobne. Zostawienie za sobą zniszczeń i żadnych śladów nakierowujących na nich. Istniało wielkie prawdopodobieństwo, że to mogli być oni, tylko po jaką cholerę? Zdenerwowałem się, gdy usłyszałem, że nie mamy podejmować agresywnych kroków. Zacisnąłem mocno pięści trzymając je w locie przy nogach, a na twarzy pojawiła się agresja, którą mógł tylko half zauważyć lecąc obok mnie. Mógł dostrzec też moje nadzwyczaj długie kły, które były wynikiem demonicznej mutacji. Przyleciałem tutaj z chętką na bitkę, a mam być spokojny i udawać grzecznego? Na pewno nie! Za bardzo napaliłem się na akcję, przez co nie byłem w stanie racjonalnie myśleć. Mogłem mieć tylko nadzieję, że któryś z kompanów zdąży w odpowiednim czasie powstrzymać mnie od podjęcia złej decyzji.
Lecąc dalej już nieco uspokoiłem się. Nie myślałem już nawet o tym zakazie atakowania, który wyleciał mi już z głowy. Myślałem ciągle o jednym - o większej sile. Zacząłem co jakiś czas spoglądać na Raziela przesuwając oczy na bok, ale starałem się ukryć zainteresowanie jego osobą. Po krótszym czasie nie wytrzymałem i musiałem zadać mu to pytanie. Lecąc dalej i patrząc się przed siebie zacząłem mówić.
- Raziel. Powiesz mi, jak zdobyć tego super wojownika? Możesz się tylko domyślać, ale mam w tym istotny cel i nie opuszczę tej planety, dopóki nie dowiem się, jak przebiega transformacja. - Zrobiłem się w tym momencie natrętny, ale trudno. Bardzo chciałem dowiedzieć się, jak to się robi. To był mój najważniejszy cel w tej misji. Poza tym miałem już dosyć latania w ciszy i chciałem też porozmawiać. Nienawidzę ciszy. Bardzo chciałem ją jakoś zagłuszyć.
Po chwili mój scouter zaczął coś obliczać, przez co gwałtownie zatrzymałem się w powietrzu. Jeśli Raziel mnie nie zauważył, to możliwe, że zderzyliśmy się ze sobą. Urządzenie wykryło jakąś długą, skrzydlatą postać. Od razu na myśl nasunęło mi się, że to jakiś smok. Liczby rosły, aż zatrzymały się minimalnie przed liczbą 100.000 jednostek.
- S-sto tysięcy jednostek?! - Odparłem zdziwiony z przerażeniem w na twarzy. Moje ciało lekko zadrżało, kiedy dowiedziałem się, że smok znajduje się nad nami. Wolno podniosłem głowę, kiedy smok ukazał się na uczy. Był cały błyszczący, przez co poraziło moje oczy, który po chwili zakryłem rękoma. Kiedy po chwili znowu odsłoniłem oczy, smoka nie było już widać. Pozostawił po sobie tylko dziurę w liściastej powierzchni przed nami. Ręce opadły mi ze zdziwienia, lekko przemieszczałem się na bok.
- Umrę tu... - Odparłem cicho pod nosem do siebie po zobaczeniu niespotykanego widowiska, kiedy nagle przyszedł drugi komunikat. To tutaj. Kiedy usłyszałem zdanie, że nie wiedzą, co mogło być sprawką zniknięcia od razu nasunęła mi się znowu myśl o tajnej grupie wojowników, ale nie miałem zamiaru mówić o tym, a nawet w prawdzie nie mogłem tego zrobić.
- Poczekajcie tutaj, bo zgubicie się w tej ciemnicy. Poszukam scouterów dla was. - Zacząłem wolno opadać na dół, następnie przedzierając się przez warstwę liści zatrzymałem się nisko nad powierzchnią błota. Było słychać przez chwilę szumy i szmery uciekających w popłochu stworzeń, które po chwili ustąpiły. Właśnie chciałem włączyć w scouterze tryb nocny, ponieważ niczego przed sobą nie widziałem, nawet swoich własnych rąk i nóg, kiedy nagle jakieś dziwne macki złapały mnie na prawą nogę. Odruchowo odwróciłem się szybko w jego stronę patrząc w dół i lekko unosząc się do góry wycelowałem otwartą dłonią, z której wyleciał szybki KI blast. Dziwne macki od razu puściły moją nogę, ze światła stworzonego przez energię tylko dałem radę na krótko dostrzec, że to była jakaś słaba roślina, zapewne jakaś mięsożerna. Wziąłem kolejną próbę włączenia trybu nocy w urządzeniu, kiedy nagle usłyszałem jakieś dziwne odgłosy, przez które zatrzymałem rękę przed wciśnięciem w scouterze przycisku. Co to było? Zacząłem rozglądać się z próbą usłyszenia czegokolwiek, kiedy nagle poczułem silny cios prosto w klatkę piersiową, przez który odleciałem szybkim tempem do tyłu i odbijając się od drzewa upadłem na kolana i łokcie. Po chwili wstałem i szybko wcisnąłem przycisk, ale scouter leniwie zaczął włączać po woli tryb nocny i zanim się włączy, to jeszcze chwilę potrwa. Co to do cholery było? To nie było jak uderzenie pięścią, bardziej jak... ścięcie ogonem? Chwilę wsłuchiwałem się w otoczenie, ale stworzenie poruszało się bezszelestnie. Nagle coś ścięło mi nogi rozrywając lekko buty, a ja zacząłem upadać przodem na ziemię, kiedy nagle odbiłem się od niej rękoma i robiąc kilka salt w powietrzu przemieściłem się kawałek na bok stając w pozycji obronnej. Ten tryb włącza się zbyt wolno, więc próbowałem znaleźć scouterem tę istotę jako jednostkę mocy. Stworzenie poruszało się bardzo szybko i stale wokół mnie, że nawet scouter nie był w stanie utworzyć obrazu sylwetki stworzenia i dokładniej obliczyć jego moc. Nagle znowu oberwałem w klatkę piersiową, uderzenie rozerwało moją czerwoną podkoszulkę pod moim GI, odbiłem się od kolejnego drzewa i znów upadłem na ziemię. Stworzenie chyba pomyślało, że już po mnie, przez co zaczęło wolniej zbliżać się do mnie. Kiedy było już obok mnie gwałtownie wstałem i złapałem go mocno za ten ogon. Wziąłem mocny zamach i właśnie chciałem cisnąć nim o drzewo, kiedy z przez niekształtną i szorstką skórę w jego ogonie zaczął wydobywać się jakiś śliski kwas, przez który gad dał radę bezproblemowo uciec z moich rąk. Kwas zaczął lekko parzyć mnie w ręce, przez co stopił moje rękawice. Byłem już mocno zdenerwowany, kiedy nagle scouter dał radę włączyć oczekiwany tryb i dostrzegłem, jak dziwne stworzenie zmierza prosto w moją stronę. Wychyliłem ręce za przez górę za siebie, po czym szybko machnąłem otwartymi dłońmi w jego stronę.
- MASENKO! - Krzyknąłem, po czym z dłoni wydostała się fala energetyczna, która uderzyła prosto w dziwnego gada i wraz z falą powędrował w dal przez mroczny las. Już spokój. Oparłem się rękoma o kolana i zacząłem łapać oddech. Cholerna planeta.
Zacząłem szukać owych scouterów dla moich kompanów unosząc się nad ziemią. Nie chciałem, aby błoto wleciało mi przez rozerwane buty. Wszędzie były lekko zatopione, porozwalane skrzynie oznaczone jako prowiant, czy sprzęt. Otwierając po kolei skrzynki szukałem sprzętu, kiedy po kilku skrzynkach trafiłem na tę właściwą. Wziąłem dwie sztuki i zacząłem lecieć do góry wylatując przez liście.
Ich miny musiały być ciekawe, kiedy zobaczyli mnie w porwanym podkoszulku, zniszczonych rękawicach i porwanych butach, kiedy jeszcze przed chwilą były całe. Rzuciłem lekko w ich stronę scoutery, aby mogli je złapać, po czym zacząłem wyjaśniać sytuację.
- Jakieś stworzenie udomowiło się w bazie, ale już je spłoszyłem. - Po tym zdaniu zdjąłem przesuwając na boki ramiona od szarego GI, po czym zdjąłem czerwony podkoszulek i go wyrzuciłem na bok, po czym znowu założyłem na ramiona szare GI. Przetopione kwasem rękawice zdjąłem z dłoni i też je wyrzuciłem na bok. Zacząłem zanurzać się znowu do ciemnicy i zacząłem szukać czegoś konkretnego przysyłając scouterem informację do bazy. W jednej ze skrzyń był mały zapas saiyańskich rękawic i butów, po czym od razu zmieniłem sobie porwane buty na nowe i założyłem nowe rękawice. Te były bez obciętych palców, zwyczajne białe rękawice, przez co dziwnie trochę czułem się w nich, ale to efekt chwilowy. Nie przeszkadzało mi to, nie chciałem brudzić sobie rąk tym całym syfem znajdującym się na tej planecie. Patrząc po kolejnych skrzyniach znajdowałem jakieś urządzenia.
- Raziel. Co ty na to, żeby po misji zabrać te rzeczy ze sobą? Wzbogacilibyśmy saiyański arsenał. - Rzekłem do niego z pomysłem, po czym oczekiwałem na dalsze wskazówki z bazy po przesłaniu informacji, które znalazłem tutaj.
- Dużo to ja nie wiem o super wojowniku. Jedynie tyle, że ta transformacja zmienia kolor włosów i podnosi siłę. Wcale nie uważam ciebie za nauczyciela, chcę tylko dowiedzieć się, jak to zrobić. - Odparłem na jego odpowiedź. Nie wiem, czy on wie, że nie każdy wie, na czym polega ta transformacja. Mi nawet nie miał kto wytłumaczyć to, przez co pozostawałem lekko w tyle z pewnymi informacjami. Uważał, że jestem kolejnym saiyanem mającym za duże mniemanie o sobie. Mam nadzieję, że niedługo zauważy mój potencjał. Po chwili Raziel zaczął wprawiać mi morały o zaufaniu i w sumie to miał rację. Chwilę zacząłem zastanawiać się nad tym głębiej, po czym doszedłem do wniosku, że dał mi istotną wskazówkę.
- Masz rację. Zaufałem ci, bo zobaczyłem, że posiadasz element elitarnego wojownika, przez co od razu rzuciło mi się na myśl, że można ci ufać. Zresztą, teraz już wiem, że można, skoro mi o tym powiedziałeś i jeszcze mnie nie zabiłeś. - Postanowiłem, że na następny raz posłucham się rady Raziela i nie będę tak każdemu strzelać informacjami. To mogło skończyć się gorzej. Mógł przecież należeć do tajnej grupy elitarnych wojowników, jak tamci, a ja niekoniecznie mogłem o tym wiedzieć. Ten drugi symbol na jego torsie pozostawia mały kłębek tajemnicy, ale chyba mogę mu ufać. Jeszcze mnie w żaden sposób nie zranił. Jeszcze.
Nowo przybyły nie odpowiedział mi na moje pytanie, przez co stałem się nieufny wobec niego. Milczał jak głaz, przez co sprawiał wrażenie tajemniczego. Zacząłem mu nie ufać, ponieważ miał najwyraźniej coś do ukrycia przede mną. Raziel go pewnie zna, bo nie zachowują się jak przy pierwszym spotkaniu, więc on raczej wie, czy można mu zaufać, czy też nie. Wolałem jednak przystanąć na tym, co powiedział mi wcześniej. Niekoniecznie trzeba się z kimś lubić, kiedy trzeba z kimś pracować i dobrze o tym wiedziałem. Po chwili od strony Raziela padło pytanie, przez które byłem lekko zdezorientowany.
- Hę? To ty nie wyruszyłeś z Vegety? - Zacząłem zastanawiać się. Może był podczas innej misji na innej planecie, a potem przyleciał prosto tutaj? W końcu misji nadano wysoki priorytet.
- Nie liczyłem dokładniej, ponieważ ja dotarłem do kapsuł jako jeden z ostatnich, ale myślę, że około dziesięciu wystartowało, może nawet trochę więcej. - Odpowiedziałem mu, po czym zaczął ustawiać trasę w scouterze. Po chwili padło od niego kolejne zdanie, po którym odwróciłem się plecami i również i ja zacząłem ustawiać trasę w scouterze prosto do sektora A21. Ostatnie zdanie lekko rozbawiło mnie, przez co odwróciłem się lekko głową w jego stronę z małym uśmiechem na twarzy.
- Hah. Nie musisz bawić się w opiekunkę. - Odparłem mu głupim żartem na rozluźnienie atmosfery panującej pomiędzy nami. Zawsze bawiły mnie drobne i głupie rzeczy w najmniej odpowiednich momentach. Chcąc, czy nie, musieli się do tego przygotować. Spojrzałem następnie przed siebie i gwałtownie ruszyłem lecąc z najszybszą prędkością, jaką udało mi się osiągnąć, aby nie spowalniać ich. Silniejsi wojownicy zapewne latają szybciej, przez co nie chciałem być ciężarem na ich barkach. Po chwili dotarł do mnie half, który leciał obok mnie, a za nami Raziel.
Chwilę lecieliśmy, kiedy dotarł pierwszy komunikat. Czyli reszta została zaatakowana przez kosmicznych piratów. Od razu na myśl nasunęło mi się, że to mogła być tajna grupa wojowników, ale jaki mieliby w tym cel? Tak w prawdzie to ja nie znałem bardziej ich zamiarów, czy planów. Mogłem tylko domyślać się, do czego są zdolni. Możliwe też było to, że ta grupa mogła mieć coś wspólnego z wydarzeniem tutaj, bo to do nich całkiem podobne. Zostawienie za sobą zniszczeń i żadnych śladów nakierowujących na nich. Istniało wielkie prawdopodobieństwo, że to mogli być oni, tylko po jaką cholerę? Zdenerwowałem się, gdy usłyszałem, że nie mamy podejmować agresywnych kroków. Zacisnąłem mocno pięści trzymając je w locie przy nogach, a na twarzy pojawiła się agresja, którą mógł tylko half zauważyć lecąc obok mnie. Mógł dostrzec też moje nadzwyczaj długie kły, które były wynikiem demonicznej mutacji. Przyleciałem tutaj z chętką na bitkę, a mam być spokojny i udawać grzecznego? Na pewno nie! Za bardzo napaliłem się na akcję, przez co nie byłem w stanie racjonalnie myśleć. Mogłem mieć tylko nadzieję, że któryś z kompanów zdąży w odpowiednim czasie powstrzymać mnie od podjęcia złej decyzji.
Lecąc dalej już nieco uspokoiłem się. Nie myślałem już nawet o tym zakazie atakowania, który wyleciał mi już z głowy. Myślałem ciągle o jednym - o większej sile. Zacząłem co jakiś czas spoglądać na Raziela przesuwając oczy na bok, ale starałem się ukryć zainteresowanie jego osobą. Po krótszym czasie nie wytrzymałem i musiałem zadać mu to pytanie. Lecąc dalej i patrząc się przed siebie zacząłem mówić.
- Raziel. Powiesz mi, jak zdobyć tego super wojownika? Możesz się tylko domyślać, ale mam w tym istotny cel i nie opuszczę tej planety, dopóki nie dowiem się, jak przebiega transformacja. - Zrobiłem się w tym momencie natrętny, ale trudno. Bardzo chciałem dowiedzieć się, jak to się robi. To był mój najważniejszy cel w tej misji. Poza tym miałem już dosyć latania w ciszy i chciałem też porozmawiać. Nienawidzę ciszy. Bardzo chciałem ją jakoś zagłuszyć.
Po chwili mój scouter zaczął coś obliczać, przez co gwałtownie zatrzymałem się w powietrzu. Jeśli Raziel mnie nie zauważył, to możliwe, że zderzyliśmy się ze sobą. Urządzenie wykryło jakąś długą, skrzydlatą postać. Od razu na myśl nasunęło mi się, że to jakiś smok. Liczby rosły, aż zatrzymały się minimalnie przed liczbą 100.000 jednostek.
- S-sto tysięcy jednostek?! - Odparłem zdziwiony z przerażeniem w na twarzy. Moje ciało lekko zadrżało, kiedy dowiedziałem się, że smok znajduje się nad nami. Wolno podniosłem głowę, kiedy smok ukazał się na uczy. Był cały błyszczący, przez co poraziło moje oczy, który po chwili zakryłem rękoma. Kiedy po chwili znowu odsłoniłem oczy, smoka nie było już widać. Pozostawił po sobie tylko dziurę w liściastej powierzchni przed nami. Ręce opadły mi ze zdziwienia, lekko przemieszczałem się na bok.
- Umrę tu... - Odparłem cicho pod nosem do siebie po zobaczeniu niespotykanego widowiska, kiedy nagle przyszedł drugi komunikat. To tutaj. Kiedy usłyszałem zdanie, że nie wiedzą, co mogło być sprawką zniknięcia od razu nasunęła mi się znowu myśl o tajnej grupie wojowników, ale nie miałem zamiaru mówić o tym, a nawet w prawdzie nie mogłem tego zrobić.
- Poczekajcie tutaj, bo zgubicie się w tej ciemnicy. Poszukam scouterów dla was. - Zacząłem wolno opadać na dół, następnie przedzierając się przez warstwę liści zatrzymałem się nisko nad powierzchnią błota. Było słychać przez chwilę szumy i szmery uciekających w popłochu stworzeń, które po chwili ustąpiły. Właśnie chciałem włączyć w scouterze tryb nocny, ponieważ niczego przed sobą nie widziałem, nawet swoich własnych rąk i nóg, kiedy nagle jakieś dziwne macki złapały mnie na prawą nogę. Odruchowo odwróciłem się szybko w jego stronę patrząc w dół i lekko unosząc się do góry wycelowałem otwartą dłonią, z której wyleciał szybki KI blast. Dziwne macki od razu puściły moją nogę, ze światła stworzonego przez energię tylko dałem radę na krótko dostrzec, że to była jakaś słaba roślina, zapewne jakaś mięsożerna. Wziąłem kolejną próbę włączenia trybu nocy w urządzeniu, kiedy nagle usłyszałem jakieś dziwne odgłosy, przez które zatrzymałem rękę przed wciśnięciem w scouterze przycisku. Co to było? Zacząłem rozglądać się z próbą usłyszenia czegokolwiek, kiedy nagle poczułem silny cios prosto w klatkę piersiową, przez który odleciałem szybkim tempem do tyłu i odbijając się od drzewa upadłem na kolana i łokcie. Po chwili wstałem i szybko wcisnąłem przycisk, ale scouter leniwie zaczął włączać po woli tryb nocny i zanim się włączy, to jeszcze chwilę potrwa. Co to do cholery było? To nie było jak uderzenie pięścią, bardziej jak... ścięcie ogonem? Chwilę wsłuchiwałem się w otoczenie, ale stworzenie poruszało się bezszelestnie. Nagle coś ścięło mi nogi rozrywając lekko buty, a ja zacząłem upadać przodem na ziemię, kiedy nagle odbiłem się od niej rękoma i robiąc kilka salt w powietrzu przemieściłem się kawałek na bok stając w pozycji obronnej. Ten tryb włącza się zbyt wolno, więc próbowałem znaleźć scouterem tę istotę jako jednostkę mocy. Stworzenie poruszało się bardzo szybko i stale wokół mnie, że nawet scouter nie był w stanie utworzyć obrazu sylwetki stworzenia i dokładniej obliczyć jego moc. Nagle znowu oberwałem w klatkę piersiową, uderzenie rozerwało moją czerwoną podkoszulkę pod moim GI, odbiłem się od kolejnego drzewa i znów upadłem na ziemię. Stworzenie chyba pomyślało, że już po mnie, przez co zaczęło wolniej zbliżać się do mnie. Kiedy było już obok mnie gwałtownie wstałem i złapałem go mocno za ten ogon. Wziąłem mocny zamach i właśnie chciałem cisnąć nim o drzewo, kiedy z przez niekształtną i szorstką skórę w jego ogonie zaczął wydobywać się jakiś śliski kwas, przez który gad dał radę bezproblemowo uciec z moich rąk. Kwas zaczął lekko parzyć mnie w ręce, przez co stopił moje rękawice. Byłem już mocno zdenerwowany, kiedy nagle scouter dał radę włączyć oczekiwany tryb i dostrzegłem, jak dziwne stworzenie zmierza prosto w moją stronę. Wychyliłem ręce za przez górę za siebie, po czym szybko machnąłem otwartymi dłońmi w jego stronę.
- MASENKO! - Krzyknąłem, po czym z dłoni wydostała się fala energetyczna, która uderzyła prosto w dziwnego gada i wraz z falą powędrował w dal przez mroczny las. Już spokój. Oparłem się rękoma o kolana i zacząłem łapać oddech. Cholerna planeta.
Zacząłem szukać owych scouterów dla moich kompanów unosząc się nad ziemią. Nie chciałem, aby błoto wleciało mi przez rozerwane buty. Wszędzie były lekko zatopione, porozwalane skrzynie oznaczone jako prowiant, czy sprzęt. Otwierając po kolei skrzynki szukałem sprzętu, kiedy po kilku skrzynkach trafiłem na tę właściwą. Wziąłem dwie sztuki i zacząłem lecieć do góry wylatując przez liście.
Ich miny musiały być ciekawe, kiedy zobaczyli mnie w porwanym podkoszulku, zniszczonych rękawicach i porwanych butach, kiedy jeszcze przed chwilą były całe. Rzuciłem lekko w ich stronę scoutery, aby mogli je złapać, po czym zacząłem wyjaśniać sytuację.
- Jakieś stworzenie udomowiło się w bazie, ale już je spłoszyłem. - Po tym zdaniu zdjąłem przesuwając na boki ramiona od szarego GI, po czym zdjąłem czerwony podkoszulek i go wyrzuciłem na bok, po czym znowu założyłem na ramiona szare GI. Przetopione kwasem rękawice zdjąłem z dłoni i też je wyrzuciłem na bok. Zacząłem zanurzać się znowu do ciemnicy i zacząłem szukać czegoś konkretnego przysyłając scouterem informację do bazy. W jednej ze skrzyń był mały zapas saiyańskich rękawic i butów, po czym od razu zmieniłem sobie porwane buty na nowe i założyłem nowe rękawice. Te były bez obciętych palców, zwyczajne białe rękawice, przez co dziwnie trochę czułem się w nich, ale to efekt chwilowy. Nie przeszkadzało mi to, nie chciałem brudzić sobie rąk tym całym syfem znajdującym się na tej planecie. Patrząc po kolejnych skrzyniach znajdowałem jakieś urządzenia.
- Raziel. Co ty na to, żeby po misji zabrać te rzeczy ze sobą? Wzbogacilibyśmy saiyański arsenał. - Rzekłem do niego z pomysłem, po czym oczekiwałem na dalsze wskazówki z bazy po przesłaniu informacji, które znalazłem tutaj.
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Sro Mar 22, 2017 8:14 pm
Chciał się dowiedzieć jak to zrobić. To miłe z jego strony, że postanowił go poinformować o tym. Przecież mógł na dzień dobry nakazać Razielowi, by pokazał mu wszystkie techniki i przemiany. Dlatego też kiedy się tak otwierał przed Natto i opowiadał wszystkie swoje marzenia, to Zahne zastanawiał się jakim cudem ten chłopak załapał się na tą misję. Czy na Vegecie doszło do jakiegoś pogromu? Wszyscy chorzy? Dawał Koszarowemu za ochronę? Chuj wie. W każdym razie Kurisu mógł trafić zarówno gorzej, jak i lepiej. Wszystko zależało od tego jaki humor będzie miał Raziel.
- Chcesz się dowiedzieć. To fajnie. Ale powiedz mi. Co jeśli ja nie mam zamiaru ci mówić jak to zrobić? Masz coś co może mnie przekonać do zmiany zdania? A może coś co możesz wymienić za informację o przemianie? Musisz wiedzieć, że w życiu nie ma nic za darmo. Więc powiedzmy. Masz coś co mógłbyś wymienić na informację o przemianie? – zapytał Raziel i uśmiechnął się. Choć w tym przypadku jego uśmiech był dosyć nieprzyjemny. Nie było w nim radości, ani dozy pokrzepienia. Ot czekał czy młody Saiyanin zrozumie lekcję, którą właśnie mu dał. Skoro chłopaczek trafił na niego, to niech się czegoś nauczy. Zahne to samo robił z Kisą. Zmuszał ją do tego by myślała nie szablonowo i sprawiła, że to on będzie chciał ją nauczyć czegoś. To samo robił z nim Red i to się sprawdzało. W każdym razie kiedy Kurisu odpowiedział Razielowi i pojawił się Shadow, a kadet znalazł swój scouter, to mogli powoli ruszać w stronę bazy.
- Gdybym wyruszał, to bym się nie pytał. Więc ilu? – zapytał ponownie Raz. Może i był niemiły, ale miał to gdzieś. Byli aktualnie na misji, a on za nich odpowiadał, gdyż byli słabsi od niego. Więc wolał ograniczyć głupoty do minimum. Na szczęście dla siebie kadet szybko podał liczbę, a komunikat z bazy potwierdził to co Zahne już wiedział. Byli tu zdani na siebie. Cała planeta zaś tętniła energią ki. Zarówno tymi słabymi, jak i naprawdę potężnymi. Taki natłok sprawiał, że szukanie odpowiedniej sygnatury było naprawdę trudnym zadaniem. Dlatego lepiej dotrzeć jak najszybciej do bazy i zdobyć te scoutery.
- Już się bawię. – mruknął cicho do siebie. Doskonale sobie zdawał sprawę z tego jak będzie wyglądała ta misja. Miał nadzieję, że nie będzie musiał po niej zdawać raportu o czyjejś śmierci. Wolał być miło rozczarowanym przez tych dwóch. Kto wie. Może pokażą coś interesującego.
Tempo podróży nie było powalająco szybkie, ale przynajmniej jakieś było. Mogło być gorzej, a nawet jeden z nich mógł nawet nie potrafić latać. Co? Raziel już widział takich geniuszy w Akademii i znając swoje szczęście to nie zdziwiłby się gdyby mu się trafił taki osobnik. Nagle jednak kadet się zatrzymał, a Zahne musiał się naprawdę wysilić, by się w niego nie wpierdolić. Już go miał opieprzyć za to, gdy zobaczył i wyczuł istotę, przez którą Kurisu zrobił zator na trasie. Trzeba było przyznać, że było to coś naprawdę niezwykłego. Olbrzymi wąż o kilku parach skrzydeł i połyskujących łuskach. Na całe szczęście było roślinożerny jak się szybko okazało. Raz nie wiedział co by było, gdyby trzeba było z nim walczyć. Na pewno byłaby to trudna potyczka, a on na razie nie miał zamiaru się napieprzać, ze wszystkim co tu żyje. No, ale może to jego towarzyszom zrobi dobrze. Właśnie zobaczyli bydle, które mogłoby ich połknąć bez problemu. Natto zaś czuł, że na tej planecie znajdują się o wiele niebezpieczniejsze osobniki. Saiyanie nie byli tu na szczycie łańcucha. Byli jednymi z wielu. W końcu przestali oglądać potwora i ruszyli w dalszą drogę. Po tej nawet miłej podróży dotarli do sektora i otrzymali kolejny komunikat. Pod nimi miała znajdować się baza oddziału, lecz skoro nikt nie wpuścił światła to ciężko byłoby teraz rozwalać poszycie. Zahne wolał nie ryzykować tym, że z listowiem spali coś przydatnego. Na całe szczęście do zadania zgłosił się Kurisu, który poleciał dół jak młody Saiyanin za nagą panienką. Niestety poleciał tak szybko, że Zahne nie zdążył mu powiedzieć, że na dole jest coś co może z łatwością go zabić. No, ale skoro jego scouter wychwycił tego smoka, to i marne jedenaście tysięcy jednostek złapie.
- Jak stawiasz. Za ile do nas wróci? – zapytał Raziel. Mieli trochę czasu, więc mogli obstawić kilka rzeczy. A skoro kadet tak się rwał do działania to tym lepiej dla nich. W każdy razie cisza nie trwała długo, gdyż została przerwana okrzykiem Masenko, którego moc poleciała w głąb dżungli. Co ten kretyn wyprawiał? Postanowił rozpieprzyć cały obóz czy przestraszył się jakiegoś konara? Bo na pewno nie trafił w to bydle, które dalej tam siedziało. Cóż trzeba będzie się tym zająć samemu. No, ale nasz bohater w końcu wrócił. I wyglądał… dość niecodziennie. Cały pokryty jakąś zielonkawą substancją, próbował im wmówić, że jego brudne i śmierdzące buty są scouterami. Raziel jedynie co mógł to zrobić facepalma.
- No to widzę, że się nieźle zaczyna. Ej! Ty! – powiedział i kilka razy pstryknął mu palcami przed nosem. W końcu gość oprzytomniał, ale nie odbyło się bez policzka. Nieźle musiało coś go trafić.
- Coś ty tam robił? Ta planeta jest niebezpieczna, a ty zupełnie na to nie patrzysz. Masz szczęście, że to była jakaś słaba substancja. Ehh. Dajcie mi chwilę. – powiedział Raziel i opuścił się na dół. Było tam w ciul ciemno, ale wytworzył na dłoni kulę ki. Wystarczyła do tego co planował. Opuścił się pod listowie i wycelował dłonią w górę. Wyczuwał sygnatury Ki towarzyszy, więc celował tak by ich nie zranić. Miał nadzieję, że żaden nie będzie kombinował. Skoncentrował energię i wystrzelił kilka pocisków, tak by przebić listowie i utworzyć dziury, które wpuszczą tutaj odrobinę światła. Przynajmniej jako tako będzie można działać.
OOC:
Chcę wytworzyć dziury, by światło wpadło do bazy.
- Chcesz się dowiedzieć. To fajnie. Ale powiedz mi. Co jeśli ja nie mam zamiaru ci mówić jak to zrobić? Masz coś co może mnie przekonać do zmiany zdania? A może coś co możesz wymienić za informację o przemianie? Musisz wiedzieć, że w życiu nie ma nic za darmo. Więc powiedzmy. Masz coś co mógłbyś wymienić na informację o przemianie? – zapytał Raziel i uśmiechnął się. Choć w tym przypadku jego uśmiech był dosyć nieprzyjemny. Nie było w nim radości, ani dozy pokrzepienia. Ot czekał czy młody Saiyanin zrozumie lekcję, którą właśnie mu dał. Skoro chłopaczek trafił na niego, to niech się czegoś nauczy. Zahne to samo robił z Kisą. Zmuszał ją do tego by myślała nie szablonowo i sprawiła, że to on będzie chciał ją nauczyć czegoś. To samo robił z nim Red i to się sprawdzało. W każdym razie kiedy Kurisu odpowiedział Razielowi i pojawił się Shadow, a kadet znalazł swój scouter, to mogli powoli ruszać w stronę bazy.
- Gdybym wyruszał, to bym się nie pytał. Więc ilu? – zapytał ponownie Raz. Może i był niemiły, ale miał to gdzieś. Byli aktualnie na misji, a on za nich odpowiadał, gdyż byli słabsi od niego. Więc wolał ograniczyć głupoty do minimum. Na szczęście dla siebie kadet szybko podał liczbę, a komunikat z bazy potwierdził to co Zahne już wiedział. Byli tu zdani na siebie. Cała planeta zaś tętniła energią ki. Zarówno tymi słabymi, jak i naprawdę potężnymi. Taki natłok sprawiał, że szukanie odpowiedniej sygnatury było naprawdę trudnym zadaniem. Dlatego lepiej dotrzeć jak najszybciej do bazy i zdobyć te scoutery.
- Już się bawię. – mruknął cicho do siebie. Doskonale sobie zdawał sprawę z tego jak będzie wyglądała ta misja. Miał nadzieję, że nie będzie musiał po niej zdawać raportu o czyjejś śmierci. Wolał być miło rozczarowanym przez tych dwóch. Kto wie. Może pokażą coś interesującego.
Tempo podróży nie było powalająco szybkie, ale przynajmniej jakieś było. Mogło być gorzej, a nawet jeden z nich mógł nawet nie potrafić latać. Co? Raziel już widział takich geniuszy w Akademii i znając swoje szczęście to nie zdziwiłby się gdyby mu się trafił taki osobnik. Nagle jednak kadet się zatrzymał, a Zahne musiał się naprawdę wysilić, by się w niego nie wpierdolić. Już go miał opieprzyć za to, gdy zobaczył i wyczuł istotę, przez którą Kurisu zrobił zator na trasie. Trzeba było przyznać, że było to coś naprawdę niezwykłego. Olbrzymi wąż o kilku parach skrzydeł i połyskujących łuskach. Na całe szczęście było roślinożerny jak się szybko okazało. Raz nie wiedział co by było, gdyby trzeba było z nim walczyć. Na pewno byłaby to trudna potyczka, a on na razie nie miał zamiaru się napieprzać, ze wszystkim co tu żyje. No, ale może to jego towarzyszom zrobi dobrze. Właśnie zobaczyli bydle, które mogłoby ich połknąć bez problemu. Natto zaś czuł, że na tej planecie znajdują się o wiele niebezpieczniejsze osobniki. Saiyanie nie byli tu na szczycie łańcucha. Byli jednymi z wielu. W końcu przestali oglądać potwora i ruszyli w dalszą drogę. Po tej nawet miłej podróży dotarli do sektora i otrzymali kolejny komunikat. Pod nimi miała znajdować się baza oddziału, lecz skoro nikt nie wpuścił światła to ciężko byłoby teraz rozwalać poszycie. Zahne wolał nie ryzykować tym, że z listowiem spali coś przydatnego. Na całe szczęście do zadania zgłosił się Kurisu, który poleciał dół jak młody Saiyanin za nagą panienką. Niestety poleciał tak szybko, że Zahne nie zdążył mu powiedzieć, że na dole jest coś co może z łatwością go zabić. No, ale skoro jego scouter wychwycił tego smoka, to i marne jedenaście tysięcy jednostek złapie.
- Jak stawiasz. Za ile do nas wróci? – zapytał Raziel. Mieli trochę czasu, więc mogli obstawić kilka rzeczy. A skoro kadet tak się rwał do działania to tym lepiej dla nich. W każdy razie cisza nie trwała długo, gdyż została przerwana okrzykiem Masenko, którego moc poleciała w głąb dżungli. Co ten kretyn wyprawiał? Postanowił rozpieprzyć cały obóz czy przestraszył się jakiegoś konara? Bo na pewno nie trafił w to bydle, które dalej tam siedziało. Cóż trzeba będzie się tym zająć samemu. No, ale nasz bohater w końcu wrócił. I wyglądał… dość niecodziennie. Cały pokryty jakąś zielonkawą substancją, próbował im wmówić, że jego brudne i śmierdzące buty są scouterami. Raziel jedynie co mógł to zrobić facepalma.
- No to widzę, że się nieźle zaczyna. Ej! Ty! – powiedział i kilka razy pstryknął mu palcami przed nosem. W końcu gość oprzytomniał, ale nie odbyło się bez policzka. Nieźle musiało coś go trafić.
- Coś ty tam robił? Ta planeta jest niebezpieczna, a ty zupełnie na to nie patrzysz. Masz szczęście, że to była jakaś słaba substancja. Ehh. Dajcie mi chwilę. – powiedział Raziel i opuścił się na dół. Było tam w ciul ciemno, ale wytworzył na dłoni kulę ki. Wystarczyła do tego co planował. Opuścił się pod listowie i wycelował dłonią w górę. Wyczuwał sygnatury Ki towarzyszy, więc celował tak by ich nie zranić. Miał nadzieję, że żaden nie będzie kombinował. Skoncentrował energię i wystrzelił kilka pocisków, tak by przebić listowie i utworzyć dziury, które wpuszczą tutaj odrobinę światła. Przynajmniej jako tako będzie można działać.
OOC:
Chcę wytworzyć dziury, by światło wpadło do bazy.
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Czw Mar 23, 2017 11:51 am
Obudził się z transu, faktycznie ku założeniu Księcia toksyna halucynogenna okazała się dostatecznie słaba i jej efekty szybko rozproszyły się. Najwyraźniej Kurisu nie dostrzegł, że pierwsza agresywna roślina na którą się natknął wystrzeliła w niego psychodelicznym pyłkiem, gdy uwagę zbytnio skupiał na mackach. Tym razem przyszła pora na Raziela, przemknął przez gęstą warstwę liści by znaleźć się w totalnej ciemnicy, a następnie wytworzył bezproblemowo kule ki. Łuna światła z wytworzonej energii ledwo oświetlała dalej, niżeli na pół metra, ale nagromadzona moc miała inny cel. Deszcz ki blastów wystrzelił tworząc szereg licznych dziur w grubym listowiu tym samym pozwalając światłu wedrzeć się do wnętrza. Promienie słoneczne przeszywały obóz w różnorodnych miejscach znacznie poprawiając widoczność, jak również prezentując, że w miejscach najbardziej naświetlonych unosił się w powietrzu dziwny pył. Jakby to miejsce było zakurzone przez tysiące lat, lecz kurzem owe lewitujące drobiny nie dało się nazwać. Nie robiły też jakiejkolwiek krzywdy.
Obóz przedstawiał trzy domostwa, otwarte i zatopione w bagnie skrzynie z różnorodnymi symbolami oraz szereg korzeni wyrastających niewiele ponad powierzchnią bagna, które pozwalały w miarę swobodnie chodzić pomiędzy domostwami. Jeśli cokolwiek dało się jeszcze wygrzebać ze skrzyń, trzeba by najpierw wyłowić je z bagna, a to wymaga nie lada siły. Raziel obserwował uważnie okolice, wiedział w którym domostwie znajdowało się stworzenie...poczuł, że się zbliża, ale nikogo nie widział. Nagle dziesięć kafli mocy wyparowało, a to nie jednego wojownika mogło wprawić w niepokój bo najwyraźniej istota potrafiła kontrolować poziom swojego ki i skutecznie go maskować. Mija kolejna chwila, nagle na swoich barkach coś się go uczepiło, poczuł śliską powierzchnie i wyraźnie to coś nie chciało z niego zejść. Było stosunkowo sporych rozmiarów, może nawet zbliżonych do ludzkich, wisiało na jego plecach, barkach, a nawet opierało się o jego głowę. Niczego nie był w stanie na sobie zobaczyć, dopiero pod światłem jednym z promieni dostrzegł, że coś tam się na nim znajdowało, bo światło załamywało się o niezidentyfikowaną powierzchnie. Mógł zareagować szybko, bądź poczekać...im dłużej czekał, tym wyraźniej stwierdził, że poza siedzeniem na jego osobistości istota absolutnie nic nie robi. Nie rani go, nie wstrzykuje trucizn, nie gilgocze go, tylko ciąży swoją czterdziesto i dwu kilogramową masą.
OOC: Coś na tobie wisi Raziel...siedzi na barkach... na placach no i jest niewyobrażalnie śliskie, ale nic poza tym. Totalnie nic się nie dzieje.
Koszt ki, jak za użycie maksymalnej liczby ki blast... ale ogólnie zregeneruje się z następną turą zapewne, więc nie musisz uwzględniać.
Obóz przedstawiał trzy domostwa, otwarte i zatopione w bagnie skrzynie z różnorodnymi symbolami oraz szereg korzeni wyrastających niewiele ponad powierzchnią bagna, które pozwalały w miarę swobodnie chodzić pomiędzy domostwami. Jeśli cokolwiek dało się jeszcze wygrzebać ze skrzyń, trzeba by najpierw wyłowić je z bagna, a to wymaga nie lada siły. Raziel obserwował uważnie okolice, wiedział w którym domostwie znajdowało się stworzenie...poczuł, że się zbliża, ale nikogo nie widział. Nagle dziesięć kafli mocy wyparowało, a to nie jednego wojownika mogło wprawić w niepokój bo najwyraźniej istota potrafiła kontrolować poziom swojego ki i skutecznie go maskować. Mija kolejna chwila, nagle na swoich barkach coś się go uczepiło, poczuł śliską powierzchnie i wyraźnie to coś nie chciało z niego zejść. Było stosunkowo sporych rozmiarów, może nawet zbliżonych do ludzkich, wisiało na jego plecach, barkach, a nawet opierało się o jego głowę. Niczego nie był w stanie na sobie zobaczyć, dopiero pod światłem jednym z promieni dostrzegł, że coś tam się na nim znajdowało, bo światło załamywało się o niezidentyfikowaną powierzchnie. Mógł zareagować szybko, bądź poczekać...im dłużej czekał, tym wyraźniej stwierdził, że poza siedzeniem na jego osobistości istota absolutnie nic nie robi. Nie rani go, nie wstrzykuje trucizn, nie gilgocze go, tylko ciąży swoją czterdziesto i dwu kilogramową masą.
OOC: Coś na tobie wisi Raziel...siedzi na barkach... na placach no i jest niewyobrażalnie śliskie, ale nic poza tym. Totalnie nic się nie dzieje.
Koszt ki, jak za użycie maksymalnej liczby ki blast... ale ogólnie zregeneruje się z następną turą zapewne, więc nie musisz uwzględniać.
- Kurisu
- Liczba postów : 143
Data rejestracji : 04/12/2016
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Sob Mar 25, 2017 6:25 pm
Słuchałem uważnie Raziela, co ma mi do powiedzenia, kiedy zadałem mu pytanie o super saiyanina. Najwyraźniej nie chciał mi nic powiedzieć. Pewnie sądził, że nie jestem aż tak użyteczny, aby znać tą wiedzę. Z wielkim bólem dalej próbowałem przyzwyczajać się do tego, że dalej jestem zwykłym kadetem do pomiatania na własne, durne zachcianki. Zaproponował również wymianę informacji. Miałem przekazać mu coś interesującego w zamian za wiedzę, którą tak pragnąłem poznać. Jedyne, co mogłoby go zainteresować i co wiem, to zapewne tylko moja wiedza o tajnej grupie elitarnych wojowników w armii Vegety, która za plecami króla knuje różne spiski oraz robi samowolkę a po misjach niszczą i mordują. Nawet jeśli bardzo bym chciał wyjawić mu ten sekret, to jednak i tak nie mógłbym tego zrobić. Wszyscy zostali byśmy skróceni o głowę, lub jeśli udałoby im się jakoś uciec, zdezerterować, to wtedy i ja miałbym mocno przechlapane za sekret, który wyjawiłem. Zapewne skończyłoby to się moją śmiercią z ich ręki, więc wolałem to zachować w tajemnicy. Ja chciałem dołączyć do tej grupy, a nie ją zdradzać. A przynajmniej mnie to motywowało na samym początku. Poddałem się. Doszedłem do wniosku, że Raziel i tak nic mi teraz nie powie. Zresztą, gdyby chciał mi coś powiedzieć, to sam by to zrobił. Może zachce mu się, gdy zobaczy, jaki potencjał w sobie skrywam? Czas pokaże. Najwyżej spytam się go ostatni raz w momencie, zanim nasze drogi po misji rozejdą się. Chwila... czy on mnie czasem nie testuje? Stanąłem w powietrzu bokiem do Natto rzucając w jego stronę zażenowaną miną, a po chwili odwróciłem się w drugą stronę.
Kiedy wróciłem już z bazy na górę do kompanów z dwoma scouterami trzymając je w obu dłoniach próbowałem im je dać, ale Raziel jakoś dziwnie zareagował. O co mu chodzi? Zaczął pstrykać mi palcami przed twarzą, co nieco mnie zdenerwowało, a po chwili zostałem spoliczkowany.
- Hej! Zostaw mnie! - Ryknąłem do niego oburzony ze złością na twarzy, ale po chwili spojrzałem się na niego ze zdziwieniem. Kiedy się ocknąłem, zobaczyłem w moich dłoniach moje dwa rozerwane i brudne buty. Co do cholery?... Byłem tam na dole pod wpływem jakiegoś halucynogennego środku. Elitarny wojownik zaczął zwracać mi uwagę na niebezpieczeństwo wynikające z pobytu na tej planecie oraz mojej lekkomyślności i nieuwadze. Zdenerwowało mnie to jeszcze bardziej, zostałem ośmieszony! Raziel poleciał na dół z kulą KI. Domyśliłem się, co chce zrobić, więc odleciałem nieco na bok, aby nie oberwać. Po drodze wyrzuciłem też swoje buty na dół. Byłem cały lepki w jakieś mazi. Ohyda. Zdjąłem z rąk moje zniszczone i stopione kwasem rękawice i też wyrzuciłem je na bok na dół. Nie przydałyby mi się już i tak. Chciałem też zdjąć swój z siebie swój czerwony podkoszulek, więc zdjąłem przesuwając na boki ramiona od szarego GI, po czym zdjąłem czerwony podkoszulek i zacząłem się nim wycierać zdejmując z siebie tą lepką maź, po czym wyrzuciłem go na bok, znowu założyłem na ramiona szare GI. Teraz już byłem tylko w nim bez żadnych dodatków. Znaczy... oczywiście, że jeszcze z moim scouterem na uchu.
Odsuwając się nieco od swoich kompanów chciałem pozostać na chwilę sam. Zostałem znowu poniżony, psia krew. Nie dawało mi to teraz spokoju, pragnąłem zemsty. Ale na kim? Tego gada tam już nie ma, a Raziela nie będę lał po mordzie. Prędzej to on mnie zleje, niżeli ja go. Mocno zaciskałem pięści, aż ręce mi się trzęsły. Ale nie ze strachu, lecz z gniewu. Byłem wypełniony nienawiścią. Nawet już przez chwilę zapomniałem, co na mnie tak źle wpłynęło. Na mojej twarzy pojawiła się złość, gniew, agresja, nienawiść, wszystko, co najgorsze razem wymieszane w jedno. Złość, która we mnie wzrastała zaczynała po woli przeobrażać się ból, który z każdą chwilą odczuwałem coraz mocniej w głowie, za którą po chwili złapałem się oburącz i lekko skuliłem się w dół będąc cały czas w powietrzu.
- Grrrr! Wrrrrrr! Agrrrhhhh! - Agresywnie stękałem i sapałem próbując przepuszczać powietrze przez mocno zaciśnięte szczęki. Zamknąłem nawet oczy, bo przez ból nie mogłem nawet patrzeć. Pojawiła się również złota aura, a moje włosy zaczęły falować niczym wodorosty. Poczułem, jak uśpiony w moim ciele demon poczuł cząstkę złowrogiej energii, którą utworzyłem w minimalnych ilościach. Poczuł i chciał więcej. Chciał jej zaczerpnąć, aby się obudzić na nowo, lecz było jej zbyt mało, aby mógł się nią przebudzić. Pragnął więcej, lecz w tej chwili nie mogłem więcej jej wytworzyć własnymi emocjami, przez co stałem się podatny na zło. Brakowało mu i ja też to odczuwałem, przez co brakowało mi tego i chciałem to zdobyć. Byłem już tylko krok od zrobienia czegoś złego, przez co musiałem z całych sił powstrzymywać się. Po chwili aura zaczęła zanikać i ja zacząłem się po woli uspokajać. Puszczając głowę zacząłem mocno dyszeć patrząc się na swoje dłonie, jak bym przebiegł kilka tysięcy kilometrów. Już było trochę lepiej, ale czułem się źle. Spojrzałem się na Shada. Był najbliżej mnie, więc szybko zwróciłem się do niego z małą prośbą, póki jeszcze mogłem.
- Ej, słuchaj. Jeśli stracę nad sobą kontrolę to mnie uspokój. Nawet, jeśli będziesz musiał użyć siły lub podjąć się ze mną walki. - Demon próbował mi przekazać, że chce więcej tej złowrogiej energii. Ci, którzy posiadali Ki Feeling mogli wyczuć złowrogą energię, którą udało mi się trochę z siebie wykrzesać, lecz z drugiej strony było jej tak mało, że mogli nawet nie zauważyć różnicy. Złowroga energia po chwili zniknęła. To było niczym przejęcia ciała przez magię Majin, choć jeszcze nie wiedziałem, co to w ogóle jest. Mogło być nawet gorsze od tego, ponieważ ten dziwny stan wytwarzał bóle w ciele, które napinały wszystkie mięśnie i zmuszały do niewoli, a niewolą było tutaj robienie bardzo złych rzeczy, aby wytworzyć jeszcze więcej złowrogiej energii, z której demon czerpie siłę.
Po chwili byłem już o niebo spokojniejszy, ale dalej dyszałem, jak bym właśnie przebiegł olimpiadę z trzy razy. Wystające kły przez ten cały czas mogły stale budować mroczny klimat, który mógł kogoś przestraszyć. Moje ciało dalej lekko drżało. Stanąłem prosto i spojrzałem się na halfa. No to dałem niezły popis... Mam nadzieję, że nie będę musiał się z tego nikomu tłumaczyć.
- Jest już okej, ale dalej miej na mnie oko. Nie chcę zrobić czegoś niepożądanego. Lepiej pójdę pomóc Razielowi. - Mówiłem spokojnie, po czym zanurzyłem się pod liście, kiedy Raziel dostarczył tutaj już nieco światła. Byłem dalej uparty, co mogło znowu źle odbić się na mnie. Zacząłem rozglądać się wokół, tym razem uważniej. Nie mam zamiaru popełniać więcej gafy. Skupmy się na pracy. Nie chcę, aby znowu stało się coś złego, lub żeby znowu zapanował mną gniew. Szczerze mówiąc, to całkiem dobrze mi tym razem poszło w opanowywaniu się. Już myślałem, że rzucę się z łapami na halfa, a wolałbym nie ranić swoich. Muszę wytrzymać na moment pojawienia się wroga. Wtedy będę miał na kim się wyżyć. Miejmy nadzieję też, że nie oddam się całkowicie tej walce, bo znowu skończy się tragicznie...
Zacząłem rozglądać się po bazie. Znajdowało się tutaj kilka sztuk skrzynek zatopionych w bagnie. Nie dotykając powierzchni błota łapałem rękoma za kanty skrzynek, a następnie starałem się je z całych sił wyłowić z błota używając przy tym w pełni technikę Bukujutsu. Jeśli udało mi się jakieś wyłowić, to następnie otwierałem je przeszukując je w nadziei, że znajdę scoutery dla kolegów.
OOC:
Próbuję wyłowić skrzynki i je otworzyć w poszukiwaniu scouterów dla Raziela i Shada.
Kiedy wróciłem już z bazy na górę do kompanów z dwoma scouterami trzymając je w obu dłoniach próbowałem im je dać, ale Raziel jakoś dziwnie zareagował. O co mu chodzi? Zaczął pstrykać mi palcami przed twarzą, co nieco mnie zdenerwowało, a po chwili zostałem spoliczkowany.
- Hej! Zostaw mnie! - Ryknąłem do niego oburzony ze złością na twarzy, ale po chwili spojrzałem się na niego ze zdziwieniem. Kiedy się ocknąłem, zobaczyłem w moich dłoniach moje dwa rozerwane i brudne buty. Co do cholery?... Byłem tam na dole pod wpływem jakiegoś halucynogennego środku. Elitarny wojownik zaczął zwracać mi uwagę na niebezpieczeństwo wynikające z pobytu na tej planecie oraz mojej lekkomyślności i nieuwadze. Zdenerwowało mnie to jeszcze bardziej, zostałem ośmieszony! Raziel poleciał na dół z kulą KI. Domyśliłem się, co chce zrobić, więc odleciałem nieco na bok, aby nie oberwać. Po drodze wyrzuciłem też swoje buty na dół. Byłem cały lepki w jakieś mazi. Ohyda. Zdjąłem z rąk moje zniszczone i stopione kwasem rękawice i też wyrzuciłem je na bok na dół. Nie przydałyby mi się już i tak. Chciałem też zdjąć swój z siebie swój czerwony podkoszulek, więc zdjąłem przesuwając na boki ramiona od szarego GI, po czym zdjąłem czerwony podkoszulek i zacząłem się nim wycierać zdejmując z siebie tą lepką maź, po czym wyrzuciłem go na bok, znowu założyłem na ramiona szare GI. Teraz już byłem tylko w nim bez żadnych dodatków. Znaczy... oczywiście, że jeszcze z moim scouterem na uchu.
Odsuwając się nieco od swoich kompanów chciałem pozostać na chwilę sam. Zostałem znowu poniżony, psia krew. Nie dawało mi to teraz spokoju, pragnąłem zemsty. Ale na kim? Tego gada tam już nie ma, a Raziela nie będę lał po mordzie. Prędzej to on mnie zleje, niżeli ja go. Mocno zaciskałem pięści, aż ręce mi się trzęsły. Ale nie ze strachu, lecz z gniewu. Byłem wypełniony nienawiścią. Nawet już przez chwilę zapomniałem, co na mnie tak źle wpłynęło. Na mojej twarzy pojawiła się złość, gniew, agresja, nienawiść, wszystko, co najgorsze razem wymieszane w jedno. Złość, która we mnie wzrastała zaczynała po woli przeobrażać się ból, który z każdą chwilą odczuwałem coraz mocniej w głowie, za którą po chwili złapałem się oburącz i lekko skuliłem się w dół będąc cały czas w powietrzu.
- Grrrr! Wrrrrrr! Agrrrhhhh! - Agresywnie stękałem i sapałem próbując przepuszczać powietrze przez mocno zaciśnięte szczęki. Zamknąłem nawet oczy, bo przez ból nie mogłem nawet patrzeć. Pojawiła się również złota aura, a moje włosy zaczęły falować niczym wodorosty. Poczułem, jak uśpiony w moim ciele demon poczuł cząstkę złowrogiej energii, którą utworzyłem w minimalnych ilościach. Poczuł i chciał więcej. Chciał jej zaczerpnąć, aby się obudzić na nowo, lecz było jej zbyt mało, aby mógł się nią przebudzić. Pragnął więcej, lecz w tej chwili nie mogłem więcej jej wytworzyć własnymi emocjami, przez co stałem się podatny na zło. Brakowało mu i ja też to odczuwałem, przez co brakowało mi tego i chciałem to zdobyć. Byłem już tylko krok od zrobienia czegoś złego, przez co musiałem z całych sił powstrzymywać się. Po chwili aura zaczęła zanikać i ja zacząłem się po woli uspokajać. Puszczając głowę zacząłem mocno dyszeć patrząc się na swoje dłonie, jak bym przebiegł kilka tysięcy kilometrów. Już było trochę lepiej, ale czułem się źle. Spojrzałem się na Shada. Był najbliżej mnie, więc szybko zwróciłem się do niego z małą prośbą, póki jeszcze mogłem.
- Ej, słuchaj. Jeśli stracę nad sobą kontrolę to mnie uspokój. Nawet, jeśli będziesz musiał użyć siły lub podjąć się ze mną walki. - Demon próbował mi przekazać, że chce więcej tej złowrogiej energii. Ci, którzy posiadali Ki Feeling mogli wyczuć złowrogą energię, którą udało mi się trochę z siebie wykrzesać, lecz z drugiej strony było jej tak mało, że mogli nawet nie zauważyć różnicy. Złowroga energia po chwili zniknęła. To było niczym przejęcia ciała przez magię Majin, choć jeszcze nie wiedziałem, co to w ogóle jest. Mogło być nawet gorsze od tego, ponieważ ten dziwny stan wytwarzał bóle w ciele, które napinały wszystkie mięśnie i zmuszały do niewoli, a niewolą było tutaj robienie bardzo złych rzeczy, aby wytworzyć jeszcze więcej złowrogiej energii, z której demon czerpie siłę.
Po chwili byłem już o niebo spokojniejszy, ale dalej dyszałem, jak bym właśnie przebiegł olimpiadę z trzy razy. Wystające kły przez ten cały czas mogły stale budować mroczny klimat, który mógł kogoś przestraszyć. Moje ciało dalej lekko drżało. Stanąłem prosto i spojrzałem się na halfa. No to dałem niezły popis... Mam nadzieję, że nie będę musiał się z tego nikomu tłumaczyć.
- Jest już okej, ale dalej miej na mnie oko. Nie chcę zrobić czegoś niepożądanego. Lepiej pójdę pomóc Razielowi. - Mówiłem spokojnie, po czym zanurzyłem się pod liście, kiedy Raziel dostarczył tutaj już nieco światła. Byłem dalej uparty, co mogło znowu źle odbić się na mnie. Zacząłem rozglądać się wokół, tym razem uważniej. Nie mam zamiaru popełniać więcej gafy. Skupmy się na pracy. Nie chcę, aby znowu stało się coś złego, lub żeby znowu zapanował mną gniew. Szczerze mówiąc, to całkiem dobrze mi tym razem poszło w opanowywaniu się. Już myślałem, że rzucę się z łapami na halfa, a wolałbym nie ranić swoich. Muszę wytrzymać na moment pojawienia się wroga. Wtedy będę miał na kim się wyżyć. Miejmy nadzieję też, że nie oddam się całkowicie tej walce, bo znowu skończy się tragicznie...
Zacząłem rozglądać się po bazie. Znajdowało się tutaj kilka sztuk skrzynek zatopionych w bagnie. Nie dotykając powierzchni błota łapałem rękoma za kanty skrzynek, a następnie starałem się je z całych sił wyłowić z błota używając przy tym w pełni technikę Bukujutsu. Jeśli udało mi się jakieś wyłowić, to następnie otwierałem je przeszukując je w nadziei, że znajdę scoutery dla kolegów.
OOC:
Próbuję wyłowić skrzynki i je otworzyć w poszukiwaniu scouterów dla Raziela i Shada.
- Joker
- Liczba postów : 364
Data rejestracji : 29/11/2015
Identification Number
HP:
(2100/2100)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Pon Mar 27, 2017 8:51 pm
Ktoś musiał wyruszyć aby poszukać Scouterów dla reszty. Na ochotnika poleciał kadet Kuri, a zrobił to na tyle szybko, że reszta nie zdążyła go ostrzec o niebezpieczeństwie które może go z łatwością wykończyć. Half nie był ekspertem w wykrywaniu i ukrywaniu KI, ale potrafił to robić. Planeta była wypełniona energiami. Było kilka naprawdę silnych, sięgających prawie sto-tysięcy, ale były też zaledwie kilku jednostkowe i takie z którymi już Szarooki może dać sobie radę. Raz zapytał co obstawia w związku z prędkością powrotu. - Sądzę że wróci w mniej niż 10 minut Po chwili usłyszeli wykrzyknięcie Masenko i użycie go. Wrócił kadet marnotrawny, był upaćkany w jakiejś substancji. Zahne zaczął mu strzelać palcami przed oczami a potem sprzedał mu liścia. - Hmmm... Jakiś środek halucynogenny, ma słabe działanie, co tłumaczy dlaczego tak bezproblemowo nastolatek został wyrwany z transu. Takich roślin lub zwierząt z jadem może być znacznie więcej, trzeba uważać Dowódca sam poleciał aby odszukać cel zadania, a Half nie ruszył się z miejsca ani o centymetr. Tymczasem ten drugi zaczął coś odwalać. Jego aura się zmieniała, a Energia lekko przypominała demonistą. Poprosił aby go uspokoił gdyby stracił nad sobą kontrolę. Wyglądała na to że walczył z czymś wewnątrz siebie. Po chwili wydawał się być już opanowany, choć drżał lekko. Poprosił o dalszą pieczę a potem chciał odlecieć aby pomóc Razowi. Ale nie uleciał daleko, gdyż drogę zastąpił mu drogę Shad. - Nigdzie nie pójdziesz, wolę mieć pewność że nic tam nie odwalisz, Jeśli nie chcesz mówić co to było, to jak chcesz. Mam to gdzieś. Poza tym mógłbyś tylko utrudnić zadanie szukającemu Ten koleś mu się nie podobał, coś ukrywał, i to coś raczej było nieprzyjazne. Ale nie martwił się tym, sam miał swoje ,,demony'' przeszłości. Shadow nie lubił przebywać w dużym towarzystwie, i wolał samotność. Często milczał a odzywał się tylko wtedy kiedy chciał, lub miał coś do powiedzenia. Nie widział powodu aby bez sensu kłapać dziobem. Planeta była typem bagiennym, pewnie jest tutaj masa miejsc w których można by się potopić, Ale im się to nie zdarzy. Pamiętał jak kiedyś w swej przeszłości która minęła, był na podobnej planecie. Wtedy razem z kilkoma chłopakami musieli przedzierać się przez dżunglę i bagna, ścigani przez potwory zamieszkujące tamte tereny, jeden z nich, który załamał się psychicznie chciał się utopić w takim bagnisku, musieli ciągnąć go za sobą gdyż odmawiał ruszania się, Ale jakoś się wydostali. Towarzyszył mu wtedy jego brat prawie bliźniak. A teraz byli bliżej siebie niż mogliby wtedy sądzić. Był ciekaw, czy reszta z drużyny też miała złe chwile w swoim życiu. Ale raczej nie przeżyli aż tyle co on. Jego psychika nadal się nie uzdrawiała. Chłopak podejrzewał że zostanie ona już taka na zawsze, spaczona i uszkodzona. Co jakiś czas prześladował go na razie najgorsze wspomnienie jakie odzyskał.
Occ:
Nigdzie nie lecisz Kuri
Occ:
Nigdzie nie lecisz Kuri
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Wto Mar 28, 2017 7:54 pm
Otaczali go kretyni. Jeden dzieciak, który chciał tak bardzo mu zaimponować, że o mało się nie zabił. Drugi zaś zachowywał się jakby był tu za karę. I on jeszcze musiał mniej więcej na nich uważać. Oczywiście nie zamierzał bawić się w niańkę i ratować im cały czas dupę, gdyż od tego nie był. Jemu nikt nie pomagał, a wszystkiego musiał się nauczyć na własnej skórze. Także wybaczcie, że nie miał zamiaru im tego ułatwiać. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, a ci co znali lub co nieco słyszeli o Razielu, to powinien wiedzieć jaki jest. Do milusich on nie należy, ani też do uprzejmych. Świadczyło to o tym pyskowanie większości istot, które się Zahne’owi nie podobały. Ta dwójka zaś go irytowała, więc będzie się do nich odnosił jak do reszty osobników, którzy go wkurzają. W każdym razie kiedy już dobudził kadeta, któremu teraz przydałaby się porządna kąpiel, to opuścił się w dół. Zamierzał wpuścić trochę światła, bo inaczej to prędzej znajdą śmierć, niż jakiekolwiek urządzenia. Co jak co, ale Razielowi nie śpieszyło się na tamten świat. No i z tego co już rozumiał to większość stworów jest przystosowania do życia w zupełnym mroku. Światło słoneczne nie tylko im pomoże w poszukiwaniach, co da pewną ochronę. Mógł umieć wyczuwać Ki, ale w zupełnej ciemności to prędzej grzmotnie w drzewo, niż uniknie ataków. Na dodatek zaś flora i fauna lubiły załatwiać halucynacje, więc mamy kolejny powód, by uważać. Ki blasty, a dokładniej ich deszcz spełniły swoje zadanie. Raz musiał użyć trochę więcej ilości niż zakładał, gdyż poszycie było naprawdę gęste, ale ostatecznie się udało. Teraz trzeba było tylko przeszukać obóz, co już samo w sobie było dość trudnym zadaniem.
Zahne lewitował nad podłożem, gdyż nie miał najmniejszego zamiaru dotykać go jeśli nie musiał. Już Kurisu mu pokazał co się dzieje jeśli nie uważasz tutaj. Syn Aryenne miał już wystarczające doświadczenie z iluzjami i halucynacjami, więc nie musiał dokładać tego i na tej planecie. Światło pomogło i to bez wątpienia. Przynajmniej widział w jak bardzo opłakanym stanie jest obóz. Wyglądał jakby został porzucony, ale to już bardzo dawno. Na dodatek te skrzynie. To wszystko zaprzeczało temu co Raz wiedział na temat przygotowywania obozu przez Saiyan. Skrzynie wyglądałaby jakby ktoś je zwyczajnie pierdolnął i zostawił, co było nie do pomyślenia. Chyba, że bagno podeszło i je wzięło, ale na to potrzeba czasu. O wiele więcej niż upłynęło od czasu wezwania ich na tą planetę. Najpierw brak wsparcia, które niby ugrzęzło w potyczce z piratami. Teraz stan obozu. Coś mu tu śmierdziało, ale jeszcze nie miał pojęcia co. Nie zdziwiłby się, gdyby w tych skrzyniach nie było scouterów. Na dodatek ta istota w jednym budynku. W dalszym ciągu ją wyczuwał. Dziesięć tysięcy to nie było wiele, ale diabli wiedzą co to stworzenie może potrafić. Starał się ją wyczuć, lecz w jednej chwili kilka rzeczy zbiegło się. Energia Kurisu się podniosła. Nie było to nic dziwnego, gdyby nie to, że wyczuł tam też energię demona. Co do chuja? Potem zaś do jego umysłu doszedł przerywany i cholernie dziwny przekaz od Kisy. O co chodzi? Co się tam dzieje na tej Ziemi. Próbował jakoś wyczuć energię dziewczyny, lecz był już za bardzo rozkojarzony. I ten moment wykorzystała ta dziwna istota.
Coś śliskiego wskoczyło na jego plecy i praktycznie się do niego przyszpiliło. Zahne próbował to złapać, ale nie miał jak, a stworzenie za bardzo nie chciało się od niego odczepić. Raziel już zamiarował wejść na pierwszy poziom SSJ, gdy zauważył, że stworzenie nic nie robi. Tylko sobie na nim siedzi. Co u licha? Na dodatek światło padało tak, że za cholerę nie mógł sprawdzić jak to coś wygląda. Super. Na dodatek tamta dwójka postanowiła urządzić sobie romantyczną sesję i go totalnie olali. No super. Dzięki chłopaki za pomoc. Doceniam. No dobrze, ale skoro ta istota się nie rusza i nie ma zamiaru go zeżreć, to nie znaczy, że nic mu nie zrobi. Trzeba było ją ściągnąć, ale w miarę delikatnie. Natto skupił się i zaczął powoli oplatać stworzenie swoimi telekinetycznymi więzami. Ta technika przydawała mu się wielokrotnie, więc to nic dziwnego, że i tym razem postanowił z niej skorzystać. Kiedy w końcu był pewny, że więzy są wystarczająco silne, to spróbował ja powoli od siebie oderwać. Cały czas stał spokojnie i pracował tylko za pomocą swojej energii. Musiał to robić delikatnie i powoli, by nie sprowokować stworzenia. Spokojnie. On ma czas. Miał tylko nadzieję, że ci dwaj debile nie wpadną tu niczym pieprzona kawaleria i nie spieprzą wszystkiego. No dalej maluchu. Odczep się od papcia i daj na siebie spojrzeć. Powoli. Powolutku. Ciężko było zachować spokój, kiedy we łbie w dalszym ciągu huczała wiadomość od Kisy. Jak tylko ściągnie to coś, to od razu znajdzie jej sygnaturę. Jeśli Red, albo ktoś jej coś zrobił, to zamorduje ich. Zacisnął pięści, ale nie ruszał się. W dalszym ciągu skupiał się na ściągnięciu stworzenia. No dalej. Złaź.
OOC:
Za pomocą telekinezy próbuję ściągnąć z siebie stworzenie. Raz stoi nieruchomo. Koszt Ki określi MG.
Zahne lewitował nad podłożem, gdyż nie miał najmniejszego zamiaru dotykać go jeśli nie musiał. Już Kurisu mu pokazał co się dzieje jeśli nie uważasz tutaj. Syn Aryenne miał już wystarczające doświadczenie z iluzjami i halucynacjami, więc nie musiał dokładać tego i na tej planecie. Światło pomogło i to bez wątpienia. Przynajmniej widział w jak bardzo opłakanym stanie jest obóz. Wyglądał jakby został porzucony, ale to już bardzo dawno. Na dodatek te skrzynie. To wszystko zaprzeczało temu co Raz wiedział na temat przygotowywania obozu przez Saiyan. Skrzynie wyglądałaby jakby ktoś je zwyczajnie pierdolnął i zostawił, co było nie do pomyślenia. Chyba, że bagno podeszło i je wzięło, ale na to potrzeba czasu. O wiele więcej niż upłynęło od czasu wezwania ich na tą planetę. Najpierw brak wsparcia, które niby ugrzęzło w potyczce z piratami. Teraz stan obozu. Coś mu tu śmierdziało, ale jeszcze nie miał pojęcia co. Nie zdziwiłby się, gdyby w tych skrzyniach nie było scouterów. Na dodatek ta istota w jednym budynku. W dalszym ciągu ją wyczuwał. Dziesięć tysięcy to nie było wiele, ale diabli wiedzą co to stworzenie może potrafić. Starał się ją wyczuć, lecz w jednej chwili kilka rzeczy zbiegło się. Energia Kurisu się podniosła. Nie było to nic dziwnego, gdyby nie to, że wyczuł tam też energię demona. Co do chuja? Potem zaś do jego umysłu doszedł przerywany i cholernie dziwny przekaz od Kisy. O co chodzi? Co się tam dzieje na tej Ziemi. Próbował jakoś wyczuć energię dziewczyny, lecz był już za bardzo rozkojarzony. I ten moment wykorzystała ta dziwna istota.
Coś śliskiego wskoczyło na jego plecy i praktycznie się do niego przyszpiliło. Zahne próbował to złapać, ale nie miał jak, a stworzenie za bardzo nie chciało się od niego odczepić. Raziel już zamiarował wejść na pierwszy poziom SSJ, gdy zauważył, że stworzenie nic nie robi. Tylko sobie na nim siedzi. Co u licha? Na dodatek światło padało tak, że za cholerę nie mógł sprawdzić jak to coś wygląda. Super. Na dodatek tamta dwójka postanowiła urządzić sobie romantyczną sesję i go totalnie olali. No super. Dzięki chłopaki za pomoc. Doceniam. No dobrze, ale skoro ta istota się nie rusza i nie ma zamiaru go zeżreć, to nie znaczy, że nic mu nie zrobi. Trzeba było ją ściągnąć, ale w miarę delikatnie. Natto skupił się i zaczął powoli oplatać stworzenie swoimi telekinetycznymi więzami. Ta technika przydawała mu się wielokrotnie, więc to nic dziwnego, że i tym razem postanowił z niej skorzystać. Kiedy w końcu był pewny, że więzy są wystarczająco silne, to spróbował ja powoli od siebie oderwać. Cały czas stał spokojnie i pracował tylko za pomocą swojej energii. Musiał to robić delikatnie i powoli, by nie sprowokować stworzenia. Spokojnie. On ma czas. Miał tylko nadzieję, że ci dwaj debile nie wpadną tu niczym pieprzona kawaleria i nie spieprzą wszystkiego. No dalej maluchu. Odczep się od papcia i daj na siebie spojrzeć. Powoli. Powolutku. Ciężko było zachować spokój, kiedy we łbie w dalszym ciągu huczała wiadomość od Kisy. Jak tylko ściągnie to coś, to od razu znajdzie jej sygnaturę. Jeśli Red, albo ktoś jej coś zrobił, to zamorduje ich. Zacisnął pięści, ale nie ruszał się. W dalszym ciągu skupiał się na ściągnięciu stworzenia. No dalej. Złaź.
OOC:
Za pomocą telekinezy próbuję ściągnąć z siebie stworzenie. Raz stoi nieruchomo. Koszt Ki określi MG.
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Sob Kwi 01, 2017 4:16 pm
Shadow wraz z Kurisu zlecieli przez dziury do opustoszałej bazy. Ten drugi w poszukiwaniu czegoś użytecznego, a pierwszy zaś by po prostu mieć na niego oko. Ostatecznie Shadow zagrodził mu drogę, ale obydwoje mogli zobaczyć, jak Raziel bezczynnie lewitował w powietrzu tuż nad partią wyrastających korzeni ponad bagienną taflą. W wiązkach światłą mogli ledwo dostrzec, że coś najwyraźniej siedziało na jego głowie oraz barkach i nie zamierzało zleźć. Istota mogąca w stanie zjednoczyć się z otaczającym ją tłem...w połączeniu z brakiem światła w tym miejscu stanowiło to niesamowitą kombinacje unikania wszelkich zagrożeń. Nie wydalała z siebie żadnych wonnych substancji, ani też nie wydawała żadnych dźwięków w każdym precyzyjnym ruchem. Nawet duchowa i mentalna świadomość wykrywania ki przebudzona w zaprawionych od treningu bytach nie była w stanie jej wykryć.
Raziel przeprowadzał delikatny zabieg zdjęcia z siebie nieznanego bytu, ale ten kurczowo się trzymał szczególnie lubując się w wydzielającym ciepło ciału. Delikatny wiaterek zawiał zdradzając, że w nieokreślonym bliżej czasie zapadnie totalna ciemność. Jakby na domiar złego pod powierzchnią korony drzew dostatecznie ciemno już nie było. Chłodno, wyjątkowo chłodno, wykrywając ki rozmieszczonej w pobliżu zwierzyny dało się poczuć, że fauna chowała się co ciepłych nor, bagiennej tafli tudzież dziupli w ogromnych drzewach o średnicy minimalnej jednego metra. To środowisko było nieskalane i długo wieczne...ale swoją uwagę trzeba było skupić na specyficznym przedstawicielu fauny, jakie to zrodziła ta podmokła ziemia. W końcu odczepiła się i zaczęła w powietrzu lewitować z rozwartymi rękoma oraz nogami. Nie widzieli, jak obracała się wokół własnej osi, jakby to była przybita do koła fortuny obracanego w starych ziemskich teleturniejach. Będąc do góry nogami, a zaledwie metr od głowy Raziela w końcu kamuflaż odsłonił jasnozielonkawy byt o długim ogonie z żółtym pasiastym odcieniem na śliskiej skórze. Bardzo zdziwiona i skrępowana niecodzienną sytuacją stworzoną przez obcych przybyszy, poczuła się niedobrze obracając w kółku. Nie mogła podtrzymać swojej koncentracji, a gdy zawiesiła się w bagiennej przestrzeni tak, że jej odwrócona głowa była na równi ze wzrokiem Raziela, zaczęła oglądać się na wszystkie strony. Nie ruszała głową, to jej gały w całej zieloności obserwowały okolice z ogromnym zezem.
Raziel przeprowadzał delikatny zabieg zdjęcia z siebie nieznanego bytu, ale ten kurczowo się trzymał szczególnie lubując się w wydzielającym ciepło ciału. Delikatny wiaterek zawiał zdradzając, że w nieokreślonym bliżej czasie zapadnie totalna ciemność. Jakby na domiar złego pod powierzchnią korony drzew dostatecznie ciemno już nie było. Chłodno, wyjątkowo chłodno, wykrywając ki rozmieszczonej w pobliżu zwierzyny dało się poczuć, że fauna chowała się co ciepłych nor, bagiennej tafli tudzież dziupli w ogromnych drzewach o średnicy minimalnej jednego metra. To środowisko było nieskalane i długo wieczne...ale swoją uwagę trzeba było skupić na specyficznym przedstawicielu fauny, jakie to zrodziła ta podmokła ziemia. W końcu odczepiła się i zaczęła w powietrzu lewitować z rozwartymi rękoma oraz nogami. Nie widzieli, jak obracała się wokół własnej osi, jakby to była przybita do koła fortuny obracanego w starych ziemskich teleturniejach. Będąc do góry nogami, a zaledwie metr od głowy Raziela w końcu kamuflaż odsłonił jasnozielonkawy byt o długim ogonie z żółtym pasiastym odcieniem na śliskiej skórze. Bardzo zdziwiona i skrępowana niecodzienną sytuacją stworzoną przez obcych przybyszy, poczuła się niedobrze obracając w kółku. Nie mogła podtrzymać swojej koncentracji, a gdy zawiesiła się w bagiennej przestrzeni tak, że jej odwrócona głowa była na równi ze wzrokiem Raziela, zaczęła oglądać się na wszystkie strony. Nie ruszała głową, to jej gały w całej zieloności obserwowały okolice z ogromnym zezem.
- Camoli:
- Kurisu
- Liczba postów : 143
Data rejestracji : 04/12/2016
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Sob Kwi 01, 2017 5:11 pm
Agresywnie zareagowałem, gdy Shad stanął mi na drodze. Lekko zgiąłem się w pół i mocno zacisnąłem pięści z nerwów. Na mojej twarzy znowu pojawiła się złość, którą Shadow mógł bez problemu wyczytać. Było widać ponownie moje kły, ponieważ przy wściekłości na twarzy mocno zaciskałem szczęki, a moje usta były nieco rozwarte. Musiałem mocno się powstrzymywać przed zrobieniem czegoś złego pod wpływem emocji. Przez dłuższą chwilę patrzyłem się tak na niego szukając w myślach jakiś konkretnych argumentów.
- Utrudniasz nam misję. Im dłużej jesteśmy na tej cholernej planecie, tym więcej zagrożenia wynika z naszego pobytu tutaj. Jak tak ci się tutaj podoba, to zostań. Ja nie zamierzam siedzieć tutaj ani chwili dłużej. Im szybciej zrobimy to, co mamy zrobić - tym szybciej opuścimy tę planetę. Więc się odsuń.
Starałem się powstrzymywać agresję, ale coraz ciężej mi szło. Miał mieć na mnie oko, a nie kneblować mi ręce. Wcale nie musimy się lubić, mamy tylko wykonać misję. Ja mu też nie ufam, ale to nie jest żaden motyw, aby zatrzymywać przebieg misji, bo mu się coś nie spodobało. Nie zamierzałem też nikomu wyjawiać mojemu sekretu. Nikt o nim nie wie i tak długo nikt o nim się nie dowie, dopóki ja nie znajdę odpowiedniej osoby, której mogę powierzyć ten sekret. W końcu demony to nie aniołki i kto wie, czy nie zabiłby mnie, gdybym mu o tym powiedział. To nie ja miałem na to wpływ.
Patrzyłem się na niego dalej agresywnie, coraz mocniej napinałem swoje mięśnie. Mocno starałem się powstrzymywać, ale starania poszły na marne. Już dłużej nie mogę. Bardzo chciałem go odepchnąć na bok. Już ustawiłem się do pozycji, aby staranować w locie Shada, kiedy nagle stało się coś nieoczekiwanego. Wokół rozległ się dosyć głośny dźwięk burczenia, przez który zatrzymałem się w miejscu. Moja mina z agresywnej zmieniła się w zaskoczoną. Kiedy spojrzałem się na swój brzuch, wtedy znowu rozległo się burczenie, a ja poczułem, jak bym miał totalnie pusty żołądek. Jak bym próbował się wygłodzić nie jedząc przez długi okres czasu. I to w sumie było prawdą. Podniosłem zaciśniętą pięść do góry i uderzyłem się kilka razy w brzuch.
- Zamknij się! - Krzyknąłem, jak bym właśnie rozmawiał ze swoim brzuchem. Tp nic nie dało, ponieważ burczenie nie ustępowało, lecz było jednak coraz cichsze. No tak... Od bardzo dawna niczego nie jadłem. Jedynie kilka drobnych okruchów, ponieważ nie smakowało mi żadne jedzenie, a jedzenie dla kadetów to istna katorga dla kubków smakowych. Przypomniało mi się, że w ciągu ostatnich dni zjadłem tylko kilka starych, wyschniętych chrupków. Jak na saiyanina przystało żaden nie wytrzymałby tyle czasu bez jedzenia, tym bardziej, że ta rasa jest również znana z ogromnego apetytu i rozmiaru żołądka. Niestety saiyańskiego ciała nie da się oszukać. Złapałem się za brzuch, a na mojej twarzy pojawiło się jakby osłabienie. Zacząłem delikatnie opadać na dół w stronę Raziela.
- Muszę... coś zjeść... - Zdawałem sobie sprawę z tego, że to najmniej odpowiedni moment, lecz niestety tak dawno nic nie jadłem, że zapomniałem, jak smakuje normalne jedzenie. W pamięci pozostawały mi tylko te okropne smaki. Od jedzenia jednak odpychało mnie właśnie to, że żadne jedzenie mi nie smakowało. W tej chwili jednak byłem tez zdolny zjeść cokolwiek, co jest jadalne. Mieszanie uczucie sprawiło, że stałem się zakłopotany. Ciągle opadałem w lekko zgiętej pozycji na dół trzymając się obiema rękoma za brzuch. Jeśli Shadow nie złapał mnie, to znalazłem się po chwili obok Raziela, ale dalej lewitując gołymi stopami nad błotnistą powierzchnią.
- Jestem głodny... - Powiedziałem sam do siebie patrząc ze smutkiem pod siebie. Dalej rozlegało się moje burczenie brzucha co pewien odstęp czasu.
OOC:
Trening start
- Utrudniasz nam misję. Im dłużej jesteśmy na tej cholernej planecie, tym więcej zagrożenia wynika z naszego pobytu tutaj. Jak tak ci się tutaj podoba, to zostań. Ja nie zamierzam siedzieć tutaj ani chwili dłużej. Im szybciej zrobimy to, co mamy zrobić - tym szybciej opuścimy tę planetę. Więc się odsuń.
Starałem się powstrzymywać agresję, ale coraz ciężej mi szło. Miał mieć na mnie oko, a nie kneblować mi ręce. Wcale nie musimy się lubić, mamy tylko wykonać misję. Ja mu też nie ufam, ale to nie jest żaden motyw, aby zatrzymywać przebieg misji, bo mu się coś nie spodobało. Nie zamierzałem też nikomu wyjawiać mojemu sekretu. Nikt o nim nie wie i tak długo nikt o nim się nie dowie, dopóki ja nie znajdę odpowiedniej osoby, której mogę powierzyć ten sekret. W końcu demony to nie aniołki i kto wie, czy nie zabiłby mnie, gdybym mu o tym powiedział. To nie ja miałem na to wpływ.
Patrzyłem się na niego dalej agresywnie, coraz mocniej napinałem swoje mięśnie. Mocno starałem się powstrzymywać, ale starania poszły na marne. Już dłużej nie mogę. Bardzo chciałem go odepchnąć na bok. Już ustawiłem się do pozycji, aby staranować w locie Shada, kiedy nagle stało się coś nieoczekiwanego. Wokół rozległ się dosyć głośny dźwięk burczenia, przez który zatrzymałem się w miejscu. Moja mina z agresywnej zmieniła się w zaskoczoną. Kiedy spojrzałem się na swój brzuch, wtedy znowu rozległo się burczenie, a ja poczułem, jak bym miał totalnie pusty żołądek. Jak bym próbował się wygłodzić nie jedząc przez długi okres czasu. I to w sumie było prawdą. Podniosłem zaciśniętą pięść do góry i uderzyłem się kilka razy w brzuch.
- Zamknij się! - Krzyknąłem, jak bym właśnie rozmawiał ze swoim brzuchem. Tp nic nie dało, ponieważ burczenie nie ustępowało, lecz było jednak coraz cichsze. No tak... Od bardzo dawna niczego nie jadłem. Jedynie kilka drobnych okruchów, ponieważ nie smakowało mi żadne jedzenie, a jedzenie dla kadetów to istna katorga dla kubków smakowych. Przypomniało mi się, że w ciągu ostatnich dni zjadłem tylko kilka starych, wyschniętych chrupków. Jak na saiyanina przystało żaden nie wytrzymałby tyle czasu bez jedzenia, tym bardziej, że ta rasa jest również znana z ogromnego apetytu i rozmiaru żołądka. Niestety saiyańskiego ciała nie da się oszukać. Złapałem się za brzuch, a na mojej twarzy pojawiło się jakby osłabienie. Zacząłem delikatnie opadać na dół w stronę Raziela.
- Muszę... coś zjeść... - Zdawałem sobie sprawę z tego, że to najmniej odpowiedni moment, lecz niestety tak dawno nic nie jadłem, że zapomniałem, jak smakuje normalne jedzenie. W pamięci pozostawały mi tylko te okropne smaki. Od jedzenia jednak odpychało mnie właśnie to, że żadne jedzenie mi nie smakowało. W tej chwili jednak byłem tez zdolny zjeść cokolwiek, co jest jadalne. Mieszanie uczucie sprawiło, że stałem się zakłopotany. Ciągle opadałem w lekko zgiętej pozycji na dół trzymając się obiema rękoma za brzuch. Jeśli Shadow nie złapał mnie, to znalazłem się po chwili obok Raziela, ale dalej lewitując gołymi stopami nad błotnistą powierzchnią.
- Jestem głodny... - Powiedziałem sam do siebie patrząc ze smutkiem pod siebie. Dalej rozlegało się moje burczenie brzucha co pewien odstęp czasu.
OOC:
Trening start
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Pon Kwi 03, 2017 9:05 pm
Musiał się skupić na tej operacji, która wcale nie była łatwa. Była wręcz kurewsko trudna, a zewsząd dobiegały do niego impulsy energii. Na dodatek miał jeszcze dwójkę tumanów, którzy rozmawiali ze sobą, który lakier pasuje im do kombinezonu, zamiast ruszyć dupska na dół. Zawsze miał szczęście do takich geniuszy, ale jakoś musi to przetrawić. Na razie trzeba pozbyć się tego stworzenia z jego pleców, które raczej nie chciało go opuszczać. Przyczepiło się jak rudy do jego siostry. Czy on wyglądał na jakąś poduszkę, na której można się położyć i uciąć sobie drzemkę. Niech jeszcze chwyci jego ogon i zacznie ssać końcówkę. Na dodatek zaczynało powoli się ściemniać, o czym świadczyła mniejsza ilość światła. Wiatr, który poruszał liśćmi też mógł sugerować zmiany, lecz Zahne nie był aż tak obeznany w języku fauny, by wiedzieć co to oznacza. Wiedział, że niedługo się ściemni, a jak na razie to byli w czarnej dupie. Więc należy się pospieszy jeśli nie chcą tu siedzieć w całkowitych ciemnościach, a na to się na razie zanosiło. Zahne czuł jak istota stawia coraz mniejszy opór, lecz musiał jeszcze się trochę wysilić. Stworzonko choć małe, to było silne i nie chciało tak łatwo odpuścić. On też nie miał zamiaru zrobić czegoś za szybko, bo potem może żałować. Nie wiadomo co za dziwactwa zrodziła ta planeta. Na chwilę nawet zamknął oczy skupiając się tylko na swoim zadaniu. Szło bardzo, ale to bardzo wolno, lecz w końcu się udało. Raz odetchnął głęboko i spojrzał na istotę, która wybrała go na swoje łóżko. Nie widział jej, ale doskonale wyczuwał. Zaczął więc nią kręcić, jak myślał dookoła. To powinno ją przekonać do zrzucenia kamuflażu. I w końcu to zrobiła. Zahne musiał przyznać, że był to dość dziwny i ciekawy okaz. Ciekawe czy był inteligentny. Na pewno głupszy od tych dwóch nie jest. O wilku mowa, gdyż Kurisu pojawił się obok niego i powiedział, że jest głody. Super. Raziel już leci i robi jedzenie dla szanownego pana. Serio. Ktoś tu zaraz zeżre własne buty jak nie zaczną się zachowywać jak żołnierze. Na razie jednak skupił się na istocie, która stwierdziła, że jej niezbyt podoba się to kręcenie. Więc ustało. Teraz jej oczy były na poziomie, a ona była w normalnej pozycji. W dalszym ciągu jednak trzymał ją za pomocą telekinezy.
- Teraz powinno być lepiej. Więc. Powiesz mi kim jesteś i dlaczego na mnie wskoczyłaś? – zapytał. Na razie musi zacząć od prostych pytań. W międzyczasie spojrzał na kadeta.
- Zachowuj się, bo jak matkę kocham coś wam zrobię. Poszukajcie tych scouterów i przestańcie mi jęczeć. A o tym zachowaniu na górze pogadamy potem. – powiedział Zahne i ponownie skupił swoją uwagę na nowej znajomej. Później skupi się na Ziemi.
OOC:
Start treningu
- Teraz powinno być lepiej. Więc. Powiesz mi kim jesteś i dlaczego na mnie wskoczyłaś? – zapytał. Na razie musi zacząć od prostych pytań. W międzyczasie spojrzał na kadeta.
- Zachowuj się, bo jak matkę kocham coś wam zrobię. Poszukajcie tych scouterów i przestańcie mi jęczeć. A o tym zachowaniu na górze pogadamy potem. – powiedział Zahne i ponownie skupił swoją uwagę na nowej znajomej. Później skupi się na Ziemi.
OOC:
Start treningu
- Joker
- Liczba postów : 364
Data rejestracji : 29/11/2015
Identification Number
HP:
(2100/2100)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Wto Kwi 04, 2017 4:55 pm
Shadow zauważył że Kurisu się zdenerwował kiedy ten stanął mu na drodze. Przez chwilę nawet myślał że ten będzie chciał go staranować. Ale powstrzymał się, po czym zaczął narzekać że jest głodny. Z dźwięku burczenia można było wywnioskować że już trochę czasu nie jadł. Szarooki go nie zatrzymywał a ten poleciał truć tyłek Nattowi. Half dopiero teraz się skupił na tym co było na nim. Jakieś dziwne stworzenie, jakby krzyżówka kilku gatunków. Wyglądało na to że jakoś sobie poradzą. Half poszedł szukać Scouterów, skupiał się maksymalnie. Chociaż nawroty bólu głowy dawały się we znaki. Pojawiały się one od kiedy pamięć chłopaka została uszkodzona, dawno temu. Raz były silne, a czasem słabe. Ale tylko dwa razy zniknęły. Sayian szukając posługiwał się wszystkimi zmysłami a także umiejętność wykrywania Energi. Nie chciał aby jego też ogarnęły haluny. Trzeba uznać że wszystko co tu się czai może być nieprzyjazne, dlatego ostrożność musi być na wysokim poziomie. Współpraca między tymczasową drużyną nie były najlepsze. Charakter samotnika także nie pomagał, dodatkowo jak dotąd Shad wykonywał wszystkie misje solo, oprócz tej kiedy opanował pierwszy poziom super-wojownika. Towarzyszył mu wtedy jego rówieśnik Tarrip, już kupę czasu go nie spotkał. Jak wróci na Vegetę będzie musiał wykombinować jak udobruchać Kwatermistrzyni, z którą miał iść na randkę, a nie poszedł bo wysłali go na ziemię. Choć dał jej kwiaty w ramach przeprosin, to czuł że porządnie mu się oberwie za to że się przez długi czas do niej nie odzywał. Ahh, te młodzieńcze związki, ale jakoś to będzie. Martwiło go tylko że jeszcze nie spotkał chociaż kilku osób z starej drużyny z innego świata. I wciąż nie wie gdzie ma szukać informacji o takich zjawiskach. Po zadaniu będzie musiał popytać Trenerów albo poszukać czegoś w tej sprawie w bibliotece. Tymczasem tak sobie wpadł na ciekawy pomysł, obie osobowości mogły w dowolnej chwili się kontaktować a kiedy jedna z nich czegoś się dowiedziała, to druga też o tym wiedziała. Więc kiedy Czarno-czerwona strona [Shadow] którą odzwierciedlało prawe oko koloru czerwonego prowadziła poszukiwania, to Szaro-niebieska [Shirou] ćwiczyła wspólny umysł. Najpierw zaczął od prostych ćwiczeń umysłowych takich jak dodawanie, odejmowanie, zapamiętywanie czegoś, powtarzanie analfabetu itp.
Occ:
Trening Start
Occ:
Trening Start
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Sro Kwi 05, 2017 8:58 pm
-Camoli - Wysunęła lekko język nadal wisząc w powietrzu. Poczuła nie lada ulgę, że obroty ustały, ale nadal czuła się niekomfortowo wisząc w powietrzu. Dopiero uwaga Raziela w kierunku Kurisu, jak również Shadowa zwróciła chwilowo ich uwagę. Mogli mieć dość czasu by przyjrzeć się humanoidalnej gekonce unieruchomionej w powietrzu.
-No jesteś ciepły łe~ ke~, masz w sobie tyle energii to postanowiłam się ogrzać. - Szeroki, luzacki uśmiech zwieńczył wypowiedź, jakby rozmarzyła się na samą myśl, jak przytulnie spoczywała na barkach saiyanina. Robiło się chłodno, wiatr co raz mocniej pompował powietrze w te rejony i miała słuszność, że przydałoby się rozgrzać. To takie oczywiste dla niej, ale dla nowo przybyłych...to tłumoki, goście z niebios od co.
-W sumie okazji do grzania się miałam już parę, ale nikt nie dorównywał tobie, jesteś zacnym legowiskiem ke~ ro~- Rozejrzała się na wszystkie strony zezowatymi oczętami.
-Nie lubię wisieć w powietrzu He~ re~, raz już leżakowałam na świetlistej fruwajce i robiło mi się tak samo niedobrze, jak teraz... - Zasmuciła się i wydzieliła szarą poświatę kompletnie łamiąc technikę Raziela.
-Przepraszam Ke~ ro~, a więc...mogę wrócić na moje nowe legowisko? - Pytanie okazało się retoryczne, bo powoli już zachodziła Raziela z chęcią ponownego wdrapania się na jego plecy.
W tle dało się usłyszeć szereg kumkających żab, które w swojej muzycznej kakofonii zostały uciszony przez głośny chlupot.
Shadow w oddali słyszał odgłos Gekonicy wyjaśniającej pobieżnie całą sytuacje z Razielem. Niewiele unosząc się nad ziemią rozpoczął poszukiwania scouterów. Misja zakładała w końcu, że powinny znajdować się w tymże obozie, więc żadnej chwili do stracenia. Zerknął na skrzynie utopione w bagnie, miały otwarte wieka, więc mogły okazać się już opróżnione. Między korzeniami jednego z drzew dało się dostrzec coś błyszczącego, a gdy po to sięgnął wsuwając rękę między drewniane ssawki, wyciągnął paro centymetrową podróżną baterie, częstą montowaną do wielu urządzeń w sytuacjach nagłych i awaryjnych. Na środku obozu do jednej z gałęzi wyrastającej z korzenia innego drzewa, najwyraźniej wisiała kula wielkości pięści ze slotem na baterie.
OOC:
Barriere skin: Wersja chibi barriery, odparowuje jeden dowolny atak, bądź akcje na właścicielu. Czas oczekiwania ponownego użycia to pięć tur.
-No jesteś ciepły łe~ ke~, masz w sobie tyle energii to postanowiłam się ogrzać. - Szeroki, luzacki uśmiech zwieńczył wypowiedź, jakby rozmarzyła się na samą myśl, jak przytulnie spoczywała na barkach saiyanina. Robiło się chłodno, wiatr co raz mocniej pompował powietrze w te rejony i miała słuszność, że przydałoby się rozgrzać. To takie oczywiste dla niej, ale dla nowo przybyłych...to tłumoki, goście z niebios od co.
-W sumie okazji do grzania się miałam już parę, ale nikt nie dorównywał tobie, jesteś zacnym legowiskiem ke~ ro~- Rozejrzała się na wszystkie strony zezowatymi oczętami.
-Nie lubię wisieć w powietrzu He~ re~, raz już leżakowałam na świetlistej fruwajce i robiło mi się tak samo niedobrze, jak teraz... - Zasmuciła się i wydzieliła szarą poświatę kompletnie łamiąc technikę Raziela.
-Przepraszam Ke~ ro~, a więc...mogę wrócić na moje nowe legowisko? - Pytanie okazało się retoryczne, bo powoli już zachodziła Raziela z chęcią ponownego wdrapania się na jego plecy.
W tle dało się usłyszeć szereg kumkających żab, które w swojej muzycznej kakofonii zostały uciszony przez głośny chlupot.
Shadow w oddali słyszał odgłos Gekonicy wyjaśniającej pobieżnie całą sytuacje z Razielem. Niewiele unosząc się nad ziemią rozpoczął poszukiwania scouterów. Misja zakładała w końcu, że powinny znajdować się w tymże obozie, więc żadnej chwili do stracenia. Zerknął na skrzynie utopione w bagnie, miały otwarte wieka, więc mogły okazać się już opróżnione. Między korzeniami jednego z drzew dało się dostrzec coś błyszczącego, a gdy po to sięgnął wsuwając rękę między drewniane ssawki, wyciągnął paro centymetrową podróżną baterie, częstą montowaną do wielu urządzeń w sytuacjach nagłych i awaryjnych. Na środku obozu do jednej z gałęzi wyrastającej z korzenia innego drzewa, najwyraźniej wisiała kula wielkości pięści ze slotem na baterie.
OOC:
Barriere skin: Wersja chibi barriery, odparowuje jeden dowolny atak, bądź akcje na właścicielu. Czas oczekiwania ponownego użycia to pięć tur.
- Joker
- Liczba postów : 364
Data rejestracji : 29/11/2015
Identification Number
HP:
(2100/2100)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Sob Kwi 08, 2017 10:27 am
Occ: A, w tej kolejce będę pierwszy
Shadow w oddali usłyszał głosy Gekonicy rozmawiającej z Razem. Zignorował te odgłosy i szukał dalej Scouterów. Rzucił okiem na skrzynie utopione w bagnie. Puste i opróżnione, nic ciekawe w każdym razie Ale jego bystry wzrok zauważył coś błyszczącego, popędził tam niczym na promocje na kroxy w Lidlu. Wyciągnął jakąś baterię a potem dostrzegł jakąś uwieszoną kulę wielkości pięści. Dokładnie sprawdził urządzenie, ile potrzebuję baterii do uruchomienia, po czym włożył tą którą ma i zaczął przeszukiwać obóz w poszukiwaniu reszty. Tym razem szło mu znacznie wolniej gdyż musiał się skupić na pojedynczych obiektach i dokładnie je zrewidować aby zdobyć paluszki. A to nie było zbyt łatwe, gdyż cel był bardzo mały. Na razie musiał radzić sobie sam, Raz był zajęty rozmową z nowym chwilowym lokatorem jego pleców a Kurisu chyba dalej się żalił że jest głodny. Half tego nie wiedział gdyż nie widział co się u nich dzieje. Musiał się skupić na tym co jest wokół niego. Wyciszony i skupiony szukał. Każdy kąt obozu nie mógł umknąć przeszukaniu. Prędzej czy później coś znajdzie. Oprócz baterii sprawdzał czy nigdzie nie leżą Scoutery. Przeszukał także kilka zawalonych jakimś przedmiotami pokoi, które ewidentnie służyły jako tymczasowe magazyny do wszystkiego. Leżały tam najróżniejsze rzeczy, osobiste, służbowe i parę innych należących do drużyny Beeko którzy je tutaj zostawili. Tymczasem Shirou, jego Druga osobowość ćwiczyła w ich umyśle. Kiedy skończyła łatwe ćwiczenia zaczęła na poważnie. Zaczęła sobie wyobrażać różne sytuacje i kombinowała jak się z nich wydostać. To ćwiczenie miało zwiększyć refleks w różnych sytuacjach. Potem zaczęła sobie wizualizować walkę z kilkoma przeciwnikami na równym poziomie. Przewidywała jakich technik mogli użyć, wymyślała taktyki na takie akcje. Potem zaczęła stwarzać atak z Ukrycia w budynku wieżowca z przeciwnikami którzy nie umieli wykrywać Energi. Potem zaczęła ich eliminować na różne sposoby. Wyrzucała przez drzwi, rzucała nimi lub czymś w nich, łamała kończyny, rozbrajała. Biła którymś z nich jego ziomków. Następnie zaczęła zadawać sobie skomplikowane obliczenia i zadania logiczne po czym je rozwiązywała na co najmniej dwa sposoby.
Occ: Koniec Treningu
Shadow w oddali usłyszał głosy Gekonicy rozmawiającej z Razem. Zignorował te odgłosy i szukał dalej Scouterów. Rzucił okiem na skrzynie utopione w bagnie. Puste i opróżnione, nic ciekawe w każdym razie Ale jego bystry wzrok zauważył coś błyszczącego, popędził tam niczym na promocje na kroxy w Lidlu. Wyciągnął jakąś baterię a potem dostrzegł jakąś uwieszoną kulę wielkości pięści. Dokładnie sprawdził urządzenie, ile potrzebuję baterii do uruchomienia, po czym włożył tą którą ma i zaczął przeszukiwać obóz w poszukiwaniu reszty. Tym razem szło mu znacznie wolniej gdyż musiał się skupić na pojedynczych obiektach i dokładnie je zrewidować aby zdobyć paluszki. A to nie było zbyt łatwe, gdyż cel był bardzo mały. Na razie musiał radzić sobie sam, Raz był zajęty rozmową z nowym chwilowym lokatorem jego pleców a Kurisu chyba dalej się żalił że jest głodny. Half tego nie wiedział gdyż nie widział co się u nich dzieje. Musiał się skupić na tym co jest wokół niego. Wyciszony i skupiony szukał. Każdy kąt obozu nie mógł umknąć przeszukaniu. Prędzej czy później coś znajdzie. Oprócz baterii sprawdzał czy nigdzie nie leżą Scoutery. Przeszukał także kilka zawalonych jakimś przedmiotami pokoi, które ewidentnie służyły jako tymczasowe magazyny do wszystkiego. Leżały tam najróżniejsze rzeczy, osobiste, służbowe i parę innych należących do drużyny Beeko którzy je tutaj zostawili. Tymczasem Shirou, jego Druga osobowość ćwiczyła w ich umyśle. Kiedy skończyła łatwe ćwiczenia zaczęła na poważnie. Zaczęła sobie wyobrażać różne sytuacje i kombinowała jak się z nich wydostać. To ćwiczenie miało zwiększyć refleks w różnych sytuacjach. Potem zaczęła sobie wizualizować walkę z kilkoma przeciwnikami na równym poziomie. Przewidywała jakich technik mogli użyć, wymyślała taktyki na takie akcje. Potem zaczęła stwarzać atak z Ukrycia w budynku wieżowca z przeciwnikami którzy nie umieli wykrywać Energi. Potem zaczęła ich eliminować na różne sposoby. Wyrzucała przez drzwi, rzucała nimi lub czymś w nich, łamała kończyny, rozbrajała. Biła którymś z nich jego ziomków. Następnie zaczęła zadawać sobie skomplikowane obliczenia i zadania logiczne po czym je rozwiązywała na co najmniej dwa sposoby.
Occ: Koniec Treningu
- Kurisu
- Liczba postów : 143
Data rejestracji : 04/12/2016
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Sob Kwi 08, 2017 11:47 am
Gdy pojawiłem się obok Raziela usłyszałem, jak zwraca się w rodzaju żeńskim. ??? Do kogo on mówi? Kiedy się odwróciłem w jego stronę wtedy zobaczyłem, jak trzyma jakieś dziwne stworzenie jakąś techniką telekinezy. Zwrócił mi wtedy uwagę, że pogadamy potem, co odebrałem jako groźbę. Po chwili rzuciłem w stronę Raziela zażenowanym wzrokiem oraz wskazałem kciukiem w stronę halfa.
- To z nim powinieneś porozmawiać. Ja od samego początku próbuję znaleźć te cholerne scoutery. - Gdy skończyłem zdanie było słychać po nim dalej burczenie wydobywające się z brzucha, przez które złapałem się za niego. Kiedy spojrzałem się na kosmitkę to normalnie mi ślina z ust poleciała. Przez głód zaczynało mi już po woli odbijać i właśnie zaczynały pojawiać się już pierwsze objawy. W moich oczach zobaczyłem soczysty, piekący się na wolnym ogniu kawał mięcha. Nie potrafiłem już opanowywać swoich emocji, przez co dawały sobie mną kierować. Na mojej twarzy pojawił się typowo psychiczny uśmiech - jedno oko szerzej otwarte od drugiego oraz szeroki, złowrogi uśmiech. Wyciągnąłem swoją rękę w stronę kosmitki, jak bym chciał, aby złapała mnie za rękę.
- Jesteś pysznym kosmitą? Mogę ciebie zjeść, nie będzie bolało. - Powiedziałem ciszej i jakby do samego siebie bez oczekiwania na odpowiedź, wtedy stworzenie zrobiło coś ciekawego. Jakąś techniką obronną w postaci bariery złamała telekinezę Raziela. Interesujące. Jednak na tej planecie istnieją jakieś stworzenia, które nawet potrafią się bronić. Impulsywnie odskoczyłem w powietrzu trochę do tyłu, a potem szybko wycelowałem ręką w stronę kosmity w razie gotowości do obrony, ale na atak z jego strony nie zapowiadało się. Po woli opuściłem rękę w dół. Zjawisko sprawiło, że przebudziłem się z psychicznego stanu i zacząłem trzepać głową na prawo i lewo, po czym lekko stuknąłem się w czoło patrząc do góry. Wcale nie jestem psychiczny... wcale mi nie odbija. Wcale. Lepiej mieć się na baczności. I tak wypadłem już źle na oczach innych, a naprawianie tego na siłę nie ma sensu. Odwróciłem się będąc w powietrzu, a następnie odleciałem z burczącym brzuchem.
Walka ze swoimi słabościami nie była łatwa. Stale musiałem powstrzymywać się od złego, a coraz gorzej mi to szło. Już prawie całkowicie straciłem tam kontrolę nad sobą, muszę uważać. Coś czuję, że rozmowa z Razielem nie będzie miła. Pewnie wyczuł aurę demona, którego w sobie skrywam. Muszę mieć tylko nadzieję, że mnie nie będzie chciał mnie za to zabić. Latałem i przeglądałem z grubsza skrzynie. Niektóre były mocniej podtopione, więc wpadłem na pomysł, że zrobię jak Raziel.
- Pfff, też tak potrafię. - Rzekłem do samego siebie rzucając w stronę kolegi obojętną miną, który był nieco dalej ode mnie. Następnie wyciągnąłem ręce prosto przed siebie skierowując dłońmi na jedną ze skrzyń. Następnie siłą woli próbowałem podnieść ją do góry, lecz nie przynosiło to z początku efektów. Próbowałem dalej, lecz głód znacznie przeszkadzał mi w koncentracji. Po trzech próbach podniesienia skrzyni zauważyłem, że to nie chodzi o siłę woli. Mogę chcieć nie wiadomo jak bardzo mocno, ale ta skrzynia nie ruszy się nawet o centymetr. Zacząłem myśleć, kiedy poczułem zimny wiatr. Spojrzałem się do góry, wtedy też zauważyłem, że zrobiło się nieco ciemniej, niż chwilę temu. Zapada zmrok? Trzeba będzie przygotować się do tego. W takim razie muszę postarać się jeszcze bardziej, aby szybciej powyławiać te skrzynki. Ale jak to zrobić?... Zacząłem krótko rozmyślać, kiedy wpadłem na pomysł. Czyżby trzeba było owinąć przedmiot wiązką energii? Szukałem rozwiązania, ale też talent do szybkiego uczenia się nowych rzeczy sprawiał, że szybko przyswajałem umiejętności, gdy tylko rozumiałem technikę. Kolejna próba. Owinąłem delikatnie wiązką energii skrzynię i próbowałem podnieść ją do góry, lecz szło to strasznie mozolnie i niedokładnie. Nie mogłem dokładniej sprecyzować dokładność owijania wiązką energii, przez co próbowałem podnieść skrzynię razem z błotem i piachem wokół. Skupmy się bardziej. Kolejne próby i tak próba za próbą, aż coraz lepiej mi to szło. Podnosząc ręce do góry próbowałem dalej tego samego, a skrzynia ledwo i i niepewnie unosiła się wolno do góry, a przynajmniej próbowała. Tak próbowałem dalej cały czas, aż udało mi się podnieść do góry jedną ze skrzyń. W końcu! Zaraz zapadnie zmrok, trzeba się śpieszyć! Otworzyłem skrzynię i szukałem w niej scouterów, ale głównie też i jakiegoś jedzenia z nadzieją, że zauważę chociaż jakieś pozostałości. Wilczy głód dokuczał coraz bardziej, przez co nie mogłem skupić się na swojej robocie. Teraz wyłaniałem z błota skrzynki jedną ręką owijając ją wiązką KI. Dawałem radę mimo, że szło mi to słabo, ale już o wiele lepiej. Skrzynki kiwały się na boki mało co nie wywracając się do góry nogami, ale lepsze to, niż nic. W każdym razie już rozumiem, o co chodzi i jak to się robi.
Kiedy przeszukałem te główne skrzynie, które są bliżej na widoku, tak przedostałem się do tamtych mieszkań. Chodziłem w środku ostrożnie rozglądając się po dwa razy na wszystkie boki.
- Halo? Jest tu ktoś? - Zapytałem niepewnie. W środku panowała ciemnica i mimo tego, że posiadałem już jeden ze scouterów, to jednak nie dostrzegałem niczego dalej. Chodziłem i szukałem, przeszukiwałem wszystko, co się dało i głównie co mogło logicznie nakierować na to, że w tym miejscu mogą być scoutery lub jedzenie. Nie mogłem czuć się tutaj bezpiecznie, bowiem głód mnie rozpraszał dalej, sprawiał, że miałem mniej sił oraz zdradzał moją pozycję przez swoje dosyć głośne burczenie.
OOC:
Koniec treningu - nauka telekinezy
Przeszukuję skrzynie wposzikawiu poszukiwaniu głównie jedzenia oraz scouterów dla dwóch panów. W budynkach to samo.
- To z nim powinieneś porozmawiać. Ja od samego początku próbuję znaleźć te cholerne scoutery. - Gdy skończyłem zdanie było słychać po nim dalej burczenie wydobywające się z brzucha, przez które złapałem się za niego. Kiedy spojrzałem się na kosmitkę to normalnie mi ślina z ust poleciała. Przez głód zaczynało mi już po woli odbijać i właśnie zaczynały pojawiać się już pierwsze objawy. W moich oczach zobaczyłem soczysty, piekący się na wolnym ogniu kawał mięcha. Nie potrafiłem już opanowywać swoich emocji, przez co dawały sobie mną kierować. Na mojej twarzy pojawił się typowo psychiczny uśmiech - jedno oko szerzej otwarte od drugiego oraz szeroki, złowrogi uśmiech. Wyciągnąłem swoją rękę w stronę kosmitki, jak bym chciał, aby złapała mnie za rękę.
- Jesteś pysznym kosmitą? Mogę ciebie zjeść, nie będzie bolało. - Powiedziałem ciszej i jakby do samego siebie bez oczekiwania na odpowiedź, wtedy stworzenie zrobiło coś ciekawego. Jakąś techniką obronną w postaci bariery złamała telekinezę Raziela. Interesujące. Jednak na tej planecie istnieją jakieś stworzenia, które nawet potrafią się bronić. Impulsywnie odskoczyłem w powietrzu trochę do tyłu, a potem szybko wycelowałem ręką w stronę kosmity w razie gotowości do obrony, ale na atak z jego strony nie zapowiadało się. Po woli opuściłem rękę w dół. Zjawisko sprawiło, że przebudziłem się z psychicznego stanu i zacząłem trzepać głową na prawo i lewo, po czym lekko stuknąłem się w czoło patrząc do góry. Wcale nie jestem psychiczny... wcale mi nie odbija. Wcale. Lepiej mieć się na baczności. I tak wypadłem już źle na oczach innych, a naprawianie tego na siłę nie ma sensu. Odwróciłem się będąc w powietrzu, a następnie odleciałem z burczącym brzuchem.
Walka ze swoimi słabościami nie była łatwa. Stale musiałem powstrzymywać się od złego, a coraz gorzej mi to szło. Już prawie całkowicie straciłem tam kontrolę nad sobą, muszę uważać. Coś czuję, że rozmowa z Razielem nie będzie miła. Pewnie wyczuł aurę demona, którego w sobie skrywam. Muszę mieć tylko nadzieję, że mnie nie będzie chciał mnie za to zabić. Latałem i przeglądałem z grubsza skrzynie. Niektóre były mocniej podtopione, więc wpadłem na pomysł, że zrobię jak Raziel.
- Pfff, też tak potrafię. - Rzekłem do samego siebie rzucając w stronę kolegi obojętną miną, który był nieco dalej ode mnie. Następnie wyciągnąłem ręce prosto przed siebie skierowując dłońmi na jedną ze skrzyń. Następnie siłą woli próbowałem podnieść ją do góry, lecz nie przynosiło to z początku efektów. Próbowałem dalej, lecz głód znacznie przeszkadzał mi w koncentracji. Po trzech próbach podniesienia skrzyni zauważyłem, że to nie chodzi o siłę woli. Mogę chcieć nie wiadomo jak bardzo mocno, ale ta skrzynia nie ruszy się nawet o centymetr. Zacząłem myśleć, kiedy poczułem zimny wiatr. Spojrzałem się do góry, wtedy też zauważyłem, że zrobiło się nieco ciemniej, niż chwilę temu. Zapada zmrok? Trzeba będzie przygotować się do tego. W takim razie muszę postarać się jeszcze bardziej, aby szybciej powyławiać te skrzynki. Ale jak to zrobić?... Zacząłem krótko rozmyślać, kiedy wpadłem na pomysł. Czyżby trzeba było owinąć przedmiot wiązką energii? Szukałem rozwiązania, ale też talent do szybkiego uczenia się nowych rzeczy sprawiał, że szybko przyswajałem umiejętności, gdy tylko rozumiałem technikę. Kolejna próba. Owinąłem delikatnie wiązką energii skrzynię i próbowałem podnieść ją do góry, lecz szło to strasznie mozolnie i niedokładnie. Nie mogłem dokładniej sprecyzować dokładność owijania wiązką energii, przez co próbowałem podnieść skrzynię razem z błotem i piachem wokół. Skupmy się bardziej. Kolejne próby i tak próba za próbą, aż coraz lepiej mi to szło. Podnosząc ręce do góry próbowałem dalej tego samego, a skrzynia ledwo i i niepewnie unosiła się wolno do góry, a przynajmniej próbowała. Tak próbowałem dalej cały czas, aż udało mi się podnieść do góry jedną ze skrzyń. W końcu! Zaraz zapadnie zmrok, trzeba się śpieszyć! Otworzyłem skrzynię i szukałem w niej scouterów, ale głównie też i jakiegoś jedzenia z nadzieją, że zauważę chociaż jakieś pozostałości. Wilczy głód dokuczał coraz bardziej, przez co nie mogłem skupić się na swojej robocie. Teraz wyłaniałem z błota skrzynki jedną ręką owijając ją wiązką KI. Dawałem radę mimo, że szło mi to słabo, ale już o wiele lepiej. Skrzynki kiwały się na boki mało co nie wywracając się do góry nogami, ale lepsze to, niż nic. W każdym razie już rozumiem, o co chodzi i jak to się robi.
Kiedy przeszukałem te główne skrzynie, które są bliżej na widoku, tak przedostałem się do tamtych mieszkań. Chodziłem w środku ostrożnie rozglądając się po dwa razy na wszystkie boki.
- Halo? Jest tu ktoś? - Zapytałem niepewnie. W środku panowała ciemnica i mimo tego, że posiadałem już jeden ze scouterów, to jednak nie dostrzegałem niczego dalej. Chodziłem i szukałem, przeszukiwałem wszystko, co się dało i głównie co mogło logicznie nakierować na to, że w tym miejscu mogą być scoutery lub jedzenie. Nie mogłem czuć się tutaj bezpiecznie, bowiem głód mnie rozpraszał dalej, sprawiał, że miałem mniej sił oraz zdradzał moją pozycję przez swoje dosyć głośne burczenie.
OOC:
Koniec treningu - nauka telekinezy
Przeszukuję skrzynie w
- RazielSuccub Admin
- Liczba postów : 1140
Data rejestracji : 19/03/2013
Skąd : Rzeszów
Identification Number
HP:
(750/750)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Nie Kwi 09, 2017 9:31 pm
Raziel wpatrywał się w istotę, jakby próbując wyczytać jej zamiary. A przynajmniej to, dlaczego wlazła akurat na niego. On to naprawdę miał szczęście do takich dziwnych sytuacji i towarzyszy, o czym świadczyła ta sympatyczna dwójka, która wraz z nim była. No, ale z nimi Raziel rozprawi się potem. Najpierw ta mała dziewoja. Dziewoja, gdyż po tym jak była zbudowana i jej głosie Zahne mógł wywnioskować, że jest to samica. Chyba. Po tej planecie można się wszystkiego spodziewać.
- Miło poznać. – powiedział Natto, w dalszym ciągu utrzymując Camoli w telepatycznym zawieszeniu. Rzucił kilka razy na to co robią jego podwładni, ale w głównej mierze skupiał się na rozmowie z gekonicą. Jako inteligentny przedstawiciel fauny mogła mu sporo powiedzieć o tym miejscu i co się stało z tym cały oddziałem. W sumie informacja o tym dlaczego na niego wlazła była dość zadziwiająca. Można nawet podciągnąć ją pod komplement. No i po jej zachowaniu widać było, że mówi prawdę. Bo po co miałaby kłamać. No i podczas jej siedzenia Zahne nie odnotował nic złego. Hmm, może być to pewien pomysł. Musi to tylko dobrze rozegrać. No, ale jak zawsze ktoś się musiał wpierdolić, a mianowicie Kurisu, który wyglądał jak ktoś komu zbrzydło życie. Serio. Jak bardzo trzeba być tępym, by wpieprzać się w dyskusję przełożonego i jeszcze mu pyskować. Raziel był spokojnym osobnikiem i naprawdę starał się być porządną osobą, ale zaczynał powoli do nich tracić cierpliwość.
- Nie pytam się o to co robisz i nie zamierzam przyjmować rozkazów od ciebie. – warknął Zahne i w tym momencie sprawy potoczyły się szybko. Stracił koncentrację, a Camoli uwolniła się z jego więzów. No i chuj bombki strzelił.
- Tknij ją, a zadławisz się własnymi zębami. Szukać kurwa tych scouterów, bo nie ręczę za siebie! Won. – prawie krzyknął Zahne na świeżaka. Będzie musiał się za nich wziąć, bo ktoś im za bardzo pobłażał. Otaczali go kretyni i zaczynał powoli rozumieć tą wieczną kurwicę Koszarowego. Jeśli musiał się cały czas użerać z takimi osobnikami, to gościowi należał się szacunek za to, że ich nie mordował. No i przez tego dzieciaka stracił z wizji tą małą. Gdzie ona…
- Chwila, czekaj no. Czy ja ci wyglądam na legowisko? – zapytał. Oczywiście, że wyglądał. Przecież sama mu o tym powiedziała, No, ale nie był taki łatwy, żeby na niego od razu włazić. Trzeba to jakoś wykorzystać, skoro na niego leciała. A dokładniej na jego ciepło.
- Może zawrzemy układ co? Ja ci pomogę się ogrzać, a ty mi powiesz to co chciałbym wiedzieć ok? Mianowicie czy wiesz od jak dawna to miejsce jest puste? Przybyliśmy po osobników, którzy tu mieszkali i chciałbym wiedzieć co się z nimi stało. - zapytał Zahne. Coś za coś słodziaku. – Ty mi pomożesz, a ja pomogę tobie co? Możesz też opowiedzieć to co wiesz o tym świecie. Więc jak? Stoi?
Był uprzejmy nad wyraz. Camoli mogła im bardzo pomóc, więc trzeba było z tego skorzystać. A co do tych dwóch, to z nimi sobie pogada. Zapowiada się ciężka noc. Trzeba będzie rozpalić jakieś ognisko.
- Ej. Poszukajcie też jakichś gałęzi na opał. Zostajemy tu na noc. – rzucił do swoich podwładnych. Super misja. Nie ma co.
OOC:
Koniec treningu
- Miło poznać. – powiedział Natto, w dalszym ciągu utrzymując Camoli w telepatycznym zawieszeniu. Rzucił kilka razy na to co robią jego podwładni, ale w głównej mierze skupiał się na rozmowie z gekonicą. Jako inteligentny przedstawiciel fauny mogła mu sporo powiedzieć o tym miejscu i co się stało z tym cały oddziałem. W sumie informacja o tym dlaczego na niego wlazła była dość zadziwiająca. Można nawet podciągnąć ją pod komplement. No i po jej zachowaniu widać było, że mówi prawdę. Bo po co miałaby kłamać. No i podczas jej siedzenia Zahne nie odnotował nic złego. Hmm, może być to pewien pomysł. Musi to tylko dobrze rozegrać. No, ale jak zawsze ktoś się musiał wpierdolić, a mianowicie Kurisu, który wyglądał jak ktoś komu zbrzydło życie. Serio. Jak bardzo trzeba być tępym, by wpieprzać się w dyskusję przełożonego i jeszcze mu pyskować. Raziel był spokojnym osobnikiem i naprawdę starał się być porządną osobą, ale zaczynał powoli do nich tracić cierpliwość.
- Nie pytam się o to co robisz i nie zamierzam przyjmować rozkazów od ciebie. – warknął Zahne i w tym momencie sprawy potoczyły się szybko. Stracił koncentrację, a Camoli uwolniła się z jego więzów. No i chuj bombki strzelił.
- Tknij ją, a zadławisz się własnymi zębami. Szukać kurwa tych scouterów, bo nie ręczę za siebie! Won. – prawie krzyknął Zahne na świeżaka. Będzie musiał się za nich wziąć, bo ktoś im za bardzo pobłażał. Otaczali go kretyni i zaczynał powoli rozumieć tą wieczną kurwicę Koszarowego. Jeśli musiał się cały czas użerać z takimi osobnikami, to gościowi należał się szacunek za to, że ich nie mordował. No i przez tego dzieciaka stracił z wizji tą małą. Gdzie ona…
- Chwila, czekaj no. Czy ja ci wyglądam na legowisko? – zapytał. Oczywiście, że wyglądał. Przecież sama mu o tym powiedziała, No, ale nie był taki łatwy, żeby na niego od razu włazić. Trzeba to jakoś wykorzystać, skoro na niego leciała. A dokładniej na jego ciepło.
- Może zawrzemy układ co? Ja ci pomogę się ogrzać, a ty mi powiesz to co chciałbym wiedzieć ok? Mianowicie czy wiesz od jak dawna to miejsce jest puste? Przybyliśmy po osobników, którzy tu mieszkali i chciałbym wiedzieć co się z nimi stało. - zapytał Zahne. Coś za coś słodziaku. – Ty mi pomożesz, a ja pomogę tobie co? Możesz też opowiedzieć to co wiesz o tym świecie. Więc jak? Stoi?
Był uprzejmy nad wyraz. Camoli mogła im bardzo pomóc, więc trzeba było z tego skorzystać. A co do tych dwóch, to z nimi sobie pogada. Zapowiada się ciężka noc. Trzeba będzie rozpalić jakieś ognisko.
- Ej. Poszukajcie też jakichś gałęzi na opał. Zostajemy tu na noc. – rzucił do swoich podwładnych. Super misja. Nie ma co.
OOC:
Koniec treningu
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Nie Kwi 09, 2017 10:45 pm
-Oczywiście, że jesteś legowiskiem ke~ ro~ no bo czym innym?. Tylko umiesz gadać łe~ ke~- Zdziwiła się trochę nie rozumiejąc do końca pytania Raziela. Chciała się wdrapać, ale Raziel odruchowo od niej odchodził. Kroczyła za nim nieustannie z nadzieją, że w końcu wróci na swoje upragnione miejsce. Możliwe, że zbyt skupiona była na tym, że czuła zimno, dlatego zignorowała chęć pożarcia przez jednego z obcych, a no i w końcu...leże by ją uchroniło.
-Układ Łe~ Re~? No dobrze, ale nie uciekaj mi. Noce są tu bardzo zimne, a muszę się prędko ogrzać. Tutaj mieszkali tacy, jak ty z dziwnym mchem na ogonach. Po rozmowie ze starszym odeszli do świątyni i stamtąd nie wrócili. Ke~ Ro~ - krążyła za nim kumkając wyraźną, choć chropowatą w tonie mową. Nagle zniknęła wszystkim z oczu i błyskawicznym susem skoczyła na plecy księcia nie pozwalając mu dostatecznie szybko zareagować. Gibkie ruchy, jakie zaprezentowała zdradziły jej naturalne skłonności do ki. Scouter Kurisu zapikał ostrzegawczo wychwytując maksymalny pułap mocy.
-Oni tak samo zimni, jak twoi ziomkowie Ke~ Ro~, nie przetrwają tu nawet jednej nocy i zamarzną na kość skoro wydzielają, aż tak niskie pokłady ciepła. - skwitowała rozbawiona spoglądając na wszystkie strony zezowato. Noc zbliżała się stosunkowo prędko, ale to nie powstrzymywało od przeszukiwania obozu przez dwójkę saiyan, zimnych w odczuciu Camoli.
Shadow rozglądał się po obozie w międzyczasie badając magazyny oraz domostwa. Właściwie nie licząc braku zasilania, dałoby się w tym miejscu wyżyć przez najbliższe kilka dni. Część skrzyń w jednym z domostw, których okazał się właśnie magazynem, to były zapasy pożywienia, dodatkowych par ubrań oraz sprzętu badawczego do pomiarów szeroko pasmowych planety. Kurisu za to zrobił coś zaskakującego, w zaskakująco szybkim stopniu opanował tajniki telekinezy na podstawie obserwacji Raziela. Wręcz można było sądzić, że nabył ją nienaturalnie i słusznie, bowiem nie on przyczynił się do tego sukcesu, a tajemnicza demoniczna energia drzemiąca w jego ciele, która do jego podświadomości szeptała ideę działania owej techniki. Raziel mógł wyraźnie to wyczuć, coś było nie tak z tym chłopakiem.
W wydobytych z bagna skrzyniach wylała się zamulona woda, ale we wnętrzu znajdowały się wyłącznie pojemniki żelaznych racji opróżnione, w drugiej zaś faktycznie znajdowały się scoutery oraz sprzęt badawczy, ale większość z nich to były stare modele, bądź służyły bardziej jako części zamienne.
-Nie widzicie w ciemności ke~ ro~? Dlatego potrzeba wam tyle światła łe~ ke~. - skomentowała Camoli widząc, jak usilnie próbują znaleźć cokolwiek, co mogłoby ułatwić ich sprawie. W międzyczasie Shadow włożył baterie do wnętrza urządzenia, a wisząca na gałęzi kula rozświetliła się intensywnie pokrywając światłem cały obóz. Źródło oświetlenia miało inną naturę niż światło słoneczne, więc nawet będąc tuż przy kuli nie raziło ono po oczach.
-Tak długo, jak mogę na tobie leżakować, czy wisieć, powiem ci wszystko co wiem. W wiosce i tak jestem niemile widziana. ke~ ro~. - rozciągnęła się szeroko leżąc na barkach Raziela. Odsłoniła kamuflaż, a śliski ogon owinęła wokół talii saiyanina.
-Ci dwaj potrzebują pomocy starszego wioski, są za zimni...ale może właśnie przez ich ciepłotę ciała, żadne większe żyjątko nie zainteresuje się konsumpcją łe~ ke~. - wskoczyła najwyższemu rangą na łepetynę po czym twarzą w twarz zawisła nad nim.
-Ty sobie poradzisz ke~ ro~ tylko ustabilizuj ciepłotę ciała na jak najwyższą -
OCC:
Już praktycznie noc, szykujcie się, bo robi się wyjątkowo zimno i cicho
[Temperatura 6'C, Wyjątkowo cicho, Wiatr porywisty]
*Poszukiwania Shadowa i Kurisu odnalazły:
-Żelazne racje żywnościowe, suszone mięsa, owoce, etc. na kilka dni
-Skład części zamiennych do scouterów w tym, jeden z poszukiwanych przez was scouterów [jednak się znalazł na dnie wypełnionej bagnem skrzyni, oby działał, potrzeba jeszcze jeden]
-Jedno z domostw to magazyn[żywność, ciuchy, sprzęt badawczy do mierzenia fizjonomii planet], drugie z domostw to pomieszczenie mieszkalne z kuchnią, komorą sypialnianą oraz łazienką dla trzech osób.
-Trzecie domostwo jest niezbadane, ale bardzo pewne, że jest podobne, jak drugie (mieszkalne), co by zdradzało, że prawdopodobnie była to grupa sześcioosobowa.
-Zauważyliście, że tak naprawdę powinno być jeszcze czwarte domostwo, dowódca zawsze śpi samotnie i ma kabinę oddzielnie od typowych żołnierzy na podstawie ostatnich dyrektyw wojskowych zarządzania nowo ustanowionym obozowiskiem. Możliwe, że jedno z domostw...znajduje się w wodzie, pod taflą bagna i zapadło się.
-Układ Łe~ Re~? No dobrze, ale nie uciekaj mi. Noce są tu bardzo zimne, a muszę się prędko ogrzać. Tutaj mieszkali tacy, jak ty z dziwnym mchem na ogonach. Po rozmowie ze starszym odeszli do świątyni i stamtąd nie wrócili. Ke~ Ro~ - krążyła za nim kumkając wyraźną, choć chropowatą w tonie mową. Nagle zniknęła wszystkim z oczu i błyskawicznym susem skoczyła na plecy księcia nie pozwalając mu dostatecznie szybko zareagować. Gibkie ruchy, jakie zaprezentowała zdradziły jej naturalne skłonności do ki. Scouter Kurisu zapikał ostrzegawczo wychwytując maksymalny pułap mocy.
-Oni tak samo zimni, jak twoi ziomkowie Ke~ Ro~, nie przetrwają tu nawet jednej nocy i zamarzną na kość skoro wydzielają, aż tak niskie pokłady ciepła. - skwitowała rozbawiona spoglądając na wszystkie strony zezowato. Noc zbliżała się stosunkowo prędko, ale to nie powstrzymywało od przeszukiwania obozu przez dwójkę saiyan, zimnych w odczuciu Camoli.
Shadow rozglądał się po obozie w międzyczasie badając magazyny oraz domostwa. Właściwie nie licząc braku zasilania, dałoby się w tym miejscu wyżyć przez najbliższe kilka dni. Część skrzyń w jednym z domostw, których okazał się właśnie magazynem, to były zapasy pożywienia, dodatkowych par ubrań oraz sprzętu badawczego do pomiarów szeroko pasmowych planety. Kurisu za to zrobił coś zaskakującego, w zaskakująco szybkim stopniu opanował tajniki telekinezy na podstawie obserwacji Raziela. Wręcz można było sądzić, że nabył ją nienaturalnie i słusznie, bowiem nie on przyczynił się do tego sukcesu, a tajemnicza demoniczna energia drzemiąca w jego ciele, która do jego podświadomości szeptała ideę działania owej techniki. Raziel mógł wyraźnie to wyczuć, coś było nie tak z tym chłopakiem.
W wydobytych z bagna skrzyniach wylała się zamulona woda, ale we wnętrzu znajdowały się wyłącznie pojemniki żelaznych racji opróżnione, w drugiej zaś faktycznie znajdowały się scoutery oraz sprzęt badawczy, ale większość z nich to były stare modele, bądź służyły bardziej jako części zamienne.
-Nie widzicie w ciemności ke~ ro~? Dlatego potrzeba wam tyle światła łe~ ke~. - skomentowała Camoli widząc, jak usilnie próbują znaleźć cokolwiek, co mogłoby ułatwić ich sprawie. W międzyczasie Shadow włożył baterie do wnętrza urządzenia, a wisząca na gałęzi kula rozświetliła się intensywnie pokrywając światłem cały obóz. Źródło oświetlenia miało inną naturę niż światło słoneczne, więc nawet będąc tuż przy kuli nie raziło ono po oczach.
-Tak długo, jak mogę na tobie leżakować, czy wisieć, powiem ci wszystko co wiem. W wiosce i tak jestem niemile widziana. ke~ ro~. - rozciągnęła się szeroko leżąc na barkach Raziela. Odsłoniła kamuflaż, a śliski ogon owinęła wokół talii saiyanina.
-Ci dwaj potrzebują pomocy starszego wioski, są za zimni...ale może właśnie przez ich ciepłotę ciała, żadne większe żyjątko nie zainteresuje się konsumpcją łe~ ke~. - wskoczyła najwyższemu rangą na łepetynę po czym twarzą w twarz zawisła nad nim.
-Ty sobie poradzisz ke~ ro~ tylko ustabilizuj ciepłotę ciała na jak najwyższą -
OCC:
Już praktycznie noc, szykujcie się, bo robi się wyjątkowo zimno i cicho
[Temperatura 6'C, Wyjątkowo cicho, Wiatr porywisty]
*Poszukiwania Shadowa i Kurisu odnalazły:
-Żelazne racje żywnościowe, suszone mięsa, owoce, etc. na kilka dni
-Skład części zamiennych do scouterów w tym, jeden z poszukiwanych przez was scouterów [jednak się znalazł na dnie wypełnionej bagnem skrzyni, oby działał, potrzeba jeszcze jeden]
-Jedno z domostw to magazyn[żywność, ciuchy, sprzęt badawczy do mierzenia fizjonomii planet], drugie z domostw to pomieszczenie mieszkalne z kuchnią, komorą sypialnianą oraz łazienką dla trzech osób.
-Trzecie domostwo jest niezbadane, ale bardzo pewne, że jest podobne, jak drugie (mieszkalne), co by zdradzało, że prawdopodobnie była to grupa sześcioosobowa.
-Zauważyliście, że tak naprawdę powinno być jeszcze czwarte domostwo, dowódca zawsze śpi samotnie i ma kabinę oddzielnie od typowych żołnierzy na podstawie ostatnich dyrektyw wojskowych zarządzania nowo ustanowionym obozowiskiem. Możliwe, że jedno z domostw...znajduje się w wodzie, pod taflą bagna i zapadło się.
- Kurisu
- Liczba postów : 143
Data rejestracji : 04/12/2016
Identification Number
HP:
(800/800)
KI:
(0/0)
Re: Eggroot [Układ Ufryg]
Pon Kwi 10, 2017 2:32 pm
Raziel robił się coraz bardziej nerwowy, a przynajmniej ja to zauważyłem. W jego słowach oraz zachowaniu było coraz więcej agresji, która przemieniała się w niewidzialną złą aurę, którą mój demon wchłaniał. Natto niemalże prawie wybuchnął złością. Nie wiedziałem, co go tak denerwuję, choć mogło to być to, że ja dalej zapominam o swoim zachowaniu do wyższych stopniem. Zapomniałem, że jesteśmy drużyną na służbie, a nie koleżkami. Czego on oczekiwał po mnie? Że będę nawalał dla niego pokłony? Bez takich, odrzućmy dobre manierki oraz klepanie rękawicami na bok. Nie mógł wymagać ode mnie kultury, ponieważ ja nie wiedziałem, co to jest kultura. Nikt mnie nie wychowywał... no, znaczy brat, ale on tylko próbował zrobić ze mnie wafla na zamówienie. Tak więc... nie mógł ode mnie wymagać grzeczności oraz kultury, ponieważ nikt mnie jej nie nauczył oraz nie pokazał, do czego to służy, w jakich przypadkach i tak w ogóle po co to jest. Zrozumiawszy swój problem oddaliłem się od dowódcy bez słowa. Nie ma sensu go denerwować, skoro moja osobowość go tak drażni. Jeszcze będąc nieco dalej od niego usłyszałem kolejny rozkaz.
- Drewno? Bardzo śmieszne. Znajdź suche drewno na bagiennej planecie... - Powiedziałem sam do siebie z oburzeniem. Byłem już w znacznej odległości od Raziela, tak więc nie słyszał, co szemrałem pod nosem. Tak czy siak, ciekawe, co on zrobi z tym drewnem. Czyżby pokaże nam technikę rozpalania wilgotnego i spróchniałego od pleśni drewna? To będzie ciekawe.
Szukając po skrzynkach nie znalazłem niczego istotniejszego. Kiedy na pierwszy rzut oka zobaczyłem jedzenie zapakowane w metalowe puszki od razu rzuciłem się na nie rękoma, ale szybko dostrzegłem prawdę. One są stare i w dodatku puste. Cholera - pomyślałem rzucając puszki za siebie i uciekając wzrokiem w inną stronę. Nagle mój scouter zaczął wykonywać obliczenia. Po krótszym namierzeniu zauważyłem, że to coś koło Raziela. To pewnie ten kosmita. Popatrzyłem chwilę w jego stronę, a następnie odleciałem lewitując nad ziemią w innym kierunku szukać dalej. To nie mój problem, niech się bawi dalej w opiekunkę.
Przeleciałem już chyba wszystkie skrzynie, nie ma tutaj tych scouterów. Znalazłem jakieś wcześniej, ale to nie tem model. Pełno jakiś małych części elektrycznych, Eskel czułby się teraz pełen różnych możliwości, jakie można byłoby stworzyć za pomocą tych rzeczy. Nagle na terenie całego obozu pojawiło się światło. Od razu przeszedłem do pozycji defensywnej i zacząłem rozglądać się we wszystkie strony gwałtownymi i szybkimi ruchami jak paranoik. Po chwili dostrzegłem, że to half aktywował jakieś urządzenie oświetlające teren. Brawa dla tego pana, w końcu po coś się przydał. Patrząc wtedy wokół siebie już stojąc w powietrzu na prosto dostrzegłem ostatnią skrzynię, która była nieco podtopiona błotem. Podleciałem do niej, następnie ruchem dwóch palców w górę uniosłem za pomocą telekinezy błoto przylegający do dna skrzyni, następnie odrzuciłem na bok. Spojrzałem się do środka. Jest! Znalazłem jeden! Szybko wziąłem go w swoje ręce i zacząłem przecierać od błota. Już myślałem, że z tymi scouterami tutaj to jakiś kit, który miał nasz wstrzymać w tym miejscu na dłużej. Zacząłem rozmyślać teraz, co zrobić. Scouter jest jeden, a ich jest dwóch. Po krótszym namyśle postanowiłem, że ten oddam Razielowi, ponieważ halfowi dalej w znacznym stopniu nie ufałem. Sądzę, że nasz przywódca lepiej się nim posłuży, niżeli Nashi. Podleciałem do Raziela tak, aby mnie widział. Następnie lekko rzuciłem w jego stronę scouter tak, aby mógł bez problemu go złapać.
- To dla ciebie. - A niech ma, niech stracę. Niech to będzie dla niego rekompensata za to, że wcześniej go zdenerwowałem. Choć nie ukrywam, że im coraz bardziej się denerwował, tym coraz większą miałem chętkę, aby kontynuować moje zachowanie.
Teraz wziąłem się za opał. Coraz bardziej się ściemniało, było coraz zimniej, ale zbytnio nie odczuwałem tego. Lubiłem niższe temperatury i byłem na nie bardziej odporny, niż na te wysokie. Na lodowej planecie mógłbym czuć się jak u siebie w domu, jakkolwiek to brzmi. Poczułem też, że zbiera się na wiatr. Musimy się pośpieszyć z tym drewnem, bo będzie niewypał. (Jaki suchar mi wyszedł xD) Jedzenie musi jeszcze chwilę poczekać, choć głód ściskał mnie już od środka. Zacząłem z czasem coraz bardziej odczuwać moc, którą demon się żywił. Z tego co wiem, to on wchłania mroczną, demoniczną, złowrogą energię, aby móc potem z niej korzystać w moim ciele. To by wyjaśniało, że zużywa tą energię nawet przy normalnym funkcjonowaniu, aby podtrzymywać swój stan, by znów nie usnąć. Ale skąd ta złowroga aura tutaj? Wiem, że ja i Raziel mieliśmy już wpływ na to wytwarzając jej małą ilość, ale to, co poczułem było jak odepchnięcie. Demon wchłaniał coraz więcej energii, co mnie uspokajało. Dobrze się z nim dogadywałem i na niego przynajmniej mogę liczyć. Tak więc zaufałem i czekałem z zadawaniem sobie pytań, bowiem odpowiedzi na nie przybędą niebawem. Nie mniej jednak zastanawia mnie dalej ta kwestia. Skąd tutaj tyle złej aury? Czyżby w tym miejscu stała się jakaś straszna rzecz? To możliwe. Możliwe było również to, że mrok i ciemność tej planety sam w sobie wytwarzał tę aurę. Zobaczymy, co powie na to demonica.
Szukałem dalej gałęzi wokół obozowiska, choć moim zdaniem to nie miało sensu. Jednak lepiej nie będę lekceważył rozkazów elitarnego wojownika. Latałem i szukałem, zbierałem, co znalazłem. Oddalałem się również nieco od bazy, ale nie za daleko. Tam, gdzie padało jeszcze światło i dało się coś widzieć, dalej już nie. Nie ma sensu się rozdzielać, jest to też dosyć niebezpieczne. Osobno możemy nie dać sobie rady, tak więc zawsze przyda się pomoc... I znów poczułem się od czegoś zależny... Jeśli udało mi się znaleźć jakieś gałęzie, to zostawiłem je przy jednym z budynków, a następnie szybko pofrunąłem do jednego z mieszkań. I tak, jak mi się wydawało właśnie tam znalazłem to, czego szukałem. Jeszcze więcej puszek, ale też i trochę jedzenia! Siadając szybko tyłkiem na ziemi zacząłem wcinać wszystko, co tylko znalazło mi się pod ręką. Nie patrzyłem już nawet na to, czy te jedzenie jest zdrowe, czy nie jest spleśniałe i takie tam. Czułem się coraz lepiej, te jedzenie mi przynajmniej smakuje. Od bardzo dawna nie miałem w ustach pysznego jedzenia, miałem dosyć kuchni Vegety. Z napełnianiem żołądka na mojej twarzy pojawił się również uśmiech, co jest bardzo rzadkim zjawiskiem u mnie. Cieszyłem się jak małe dziecko wpychając ciągle jedzenie do buzi. W końcu jakaś przyjemność nadarzyła się z wykonywania obowiązku. Przez chwilę zacząłem się zastanawiać. A co, jeśli ona potrafi mi zmieniać kubki smakowe? Nie ważne, zajmijmy się wcinaniem!
- Znalazłem jedzenie. - Powiedziałem z pełną buzią wcinając dalej. Jeśli ktoś wszedł do tego pomieszczenia, to zauważył taki widok, jak na obrazku (w sensie ja jako marchewa) :
OOC:
Szukanie za gałęziami.
Edit: Zapomniałem dodać, że z pomieszczenia, w którym się znajduję wydobywa się mój cichy chichot.~
- Drewno? Bardzo śmieszne. Znajdź suche drewno na bagiennej planecie... - Powiedziałem sam do siebie z oburzeniem. Byłem już w znacznej odległości od Raziela, tak więc nie słyszał, co szemrałem pod nosem. Tak czy siak, ciekawe, co on zrobi z tym drewnem. Czyżby pokaże nam technikę rozpalania wilgotnego i spróchniałego od pleśni drewna? To będzie ciekawe.
Szukając po skrzynkach nie znalazłem niczego istotniejszego. Kiedy na pierwszy rzut oka zobaczyłem jedzenie zapakowane w metalowe puszki od razu rzuciłem się na nie rękoma, ale szybko dostrzegłem prawdę. One są stare i w dodatku puste. Cholera - pomyślałem rzucając puszki za siebie i uciekając wzrokiem w inną stronę. Nagle mój scouter zaczął wykonywać obliczenia. Po krótszym namierzeniu zauważyłem, że to coś koło Raziela. To pewnie ten kosmita. Popatrzyłem chwilę w jego stronę, a następnie odleciałem lewitując nad ziemią w innym kierunku szukać dalej. To nie mój problem, niech się bawi dalej w opiekunkę.
Przeleciałem już chyba wszystkie skrzynie, nie ma tutaj tych scouterów. Znalazłem jakieś wcześniej, ale to nie tem model. Pełno jakiś małych części elektrycznych, Eskel czułby się teraz pełen różnych możliwości, jakie można byłoby stworzyć za pomocą tych rzeczy. Nagle na terenie całego obozu pojawiło się światło. Od razu przeszedłem do pozycji defensywnej i zacząłem rozglądać się we wszystkie strony gwałtownymi i szybkimi ruchami jak paranoik. Po chwili dostrzegłem, że to half aktywował jakieś urządzenie oświetlające teren. Brawa dla tego pana, w końcu po coś się przydał. Patrząc wtedy wokół siebie już stojąc w powietrzu na prosto dostrzegłem ostatnią skrzynię, która była nieco podtopiona błotem. Podleciałem do niej, następnie ruchem dwóch palców w górę uniosłem za pomocą telekinezy błoto przylegający do dna skrzyni, następnie odrzuciłem na bok. Spojrzałem się do środka. Jest! Znalazłem jeden! Szybko wziąłem go w swoje ręce i zacząłem przecierać od błota. Już myślałem, że z tymi scouterami tutaj to jakiś kit, który miał nasz wstrzymać w tym miejscu na dłużej. Zacząłem rozmyślać teraz, co zrobić. Scouter jest jeden, a ich jest dwóch. Po krótszym namyśle postanowiłem, że ten oddam Razielowi, ponieważ halfowi dalej w znacznym stopniu nie ufałem. Sądzę, że nasz przywódca lepiej się nim posłuży, niżeli Nashi. Podleciałem do Raziela tak, aby mnie widział. Następnie lekko rzuciłem w jego stronę scouter tak, aby mógł bez problemu go złapać.
- To dla ciebie. - A niech ma, niech stracę. Niech to będzie dla niego rekompensata za to, że wcześniej go zdenerwowałem. Choć nie ukrywam, że im coraz bardziej się denerwował, tym coraz większą miałem chętkę, aby kontynuować moje zachowanie.
Teraz wziąłem się za opał. Coraz bardziej się ściemniało, było coraz zimniej, ale zbytnio nie odczuwałem tego. Lubiłem niższe temperatury i byłem na nie bardziej odporny, niż na te wysokie. Na lodowej planecie mógłbym czuć się jak u siebie w domu, jakkolwiek to brzmi. Poczułem też, że zbiera się na wiatr. Musimy się pośpieszyć z tym drewnem, bo będzie niewypał. (Jaki suchar mi wyszedł xD) Jedzenie musi jeszcze chwilę poczekać, choć głód ściskał mnie już od środka. Zacząłem z czasem coraz bardziej odczuwać moc, którą demon się żywił. Z tego co wiem, to on wchłania mroczną, demoniczną, złowrogą energię, aby móc potem z niej korzystać w moim ciele. To by wyjaśniało, że zużywa tą energię nawet przy normalnym funkcjonowaniu, aby podtrzymywać swój stan, by znów nie usnąć. Ale skąd ta złowroga aura tutaj? Wiem, że ja i Raziel mieliśmy już wpływ na to wytwarzając jej małą ilość, ale to, co poczułem było jak odepchnięcie. Demon wchłaniał coraz więcej energii, co mnie uspokajało. Dobrze się z nim dogadywałem i na niego przynajmniej mogę liczyć. Tak więc zaufałem i czekałem z zadawaniem sobie pytań, bowiem odpowiedzi na nie przybędą niebawem. Nie mniej jednak zastanawia mnie dalej ta kwestia. Skąd tutaj tyle złej aury? Czyżby w tym miejscu stała się jakaś straszna rzecz? To możliwe. Możliwe było również to, że mrok i ciemność tej planety sam w sobie wytwarzał tę aurę. Zobaczymy, co powie na to demonica.
Szukałem dalej gałęzi wokół obozowiska, choć moim zdaniem to nie miało sensu. Jednak lepiej nie będę lekceważył rozkazów elitarnego wojownika. Latałem i szukałem, zbierałem, co znalazłem. Oddalałem się również nieco od bazy, ale nie za daleko. Tam, gdzie padało jeszcze światło i dało się coś widzieć, dalej już nie. Nie ma sensu się rozdzielać, jest to też dosyć niebezpieczne. Osobno możemy nie dać sobie rady, tak więc zawsze przyda się pomoc... I znów poczułem się od czegoś zależny... Jeśli udało mi się znaleźć jakieś gałęzie, to zostawiłem je przy jednym z budynków, a następnie szybko pofrunąłem do jednego z mieszkań. I tak, jak mi się wydawało właśnie tam znalazłem to, czego szukałem. Jeszcze więcej puszek, ale też i trochę jedzenia! Siadając szybko tyłkiem na ziemi zacząłem wcinać wszystko, co tylko znalazło mi się pod ręką. Nie patrzyłem już nawet na to, czy te jedzenie jest zdrowe, czy nie jest spleśniałe i takie tam. Czułem się coraz lepiej, te jedzenie mi przynajmniej smakuje. Od bardzo dawna nie miałem w ustach pysznego jedzenia, miałem dosyć kuchni Vegety. Z napełnianiem żołądka na mojej twarzy pojawił się również uśmiech, co jest bardzo rzadkim zjawiskiem u mnie. Cieszyłem się jak małe dziecko wpychając ciągle jedzenie do buzi. W końcu jakaś przyjemność nadarzyła się z wykonywania obowiązku. Przez chwilę zacząłem się zastanawiać. A co, jeśli ona potrafi mi zmieniać kubki smakowe? Nie ważne, zajmijmy się wcinaniem!
- Znalazłem jedzenie. - Powiedziałem z pełną buzią wcinając dalej. Jeśli ktoś wszedł do tego pomieszczenia, to zauważył taki widok, jak na obrazku (w sensie ja jako marchewa) :
OOC:
Szukanie za gałęziami.
Edit: Zapomniałem dodać, że z pomieszczenia, w którym się znajduję wydobywa się mój cichy chichot.~
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach