Ulice
+9
Colinuś
Kuro
NPC.
Kanade
Red
Zerb
Khepri
Reito
NPC
13 posters
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Ulice
Sro Maj 30, 2012 12:50 am
First topic message reminder :
Hałas - tym jednym słowem można określić ulice West City. Potężne budowle otaczające dokoła, odstraszają skutecznie domatorów i wielbiących naturę. Łatwo się zgubić, lepiej mieć przy sobie mapę.
Hałas - tym jednym słowem można określić ulice West City. Potężne budowle otaczające dokoła, odstraszają skutecznie domatorów i wielbiących naturę. Łatwo się zgubić, lepiej mieć przy sobie mapę.
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Ulice
Czw Kwi 25, 2013 10:02 pm
-June boisz się mi tego powiedzieć? Czy ktoś skrzywdzi June, gdy mi to powiesz? Nie musisz się bać… Nikomu nie powiem.- próbowała wyciągnąć z dziewczyny informację, która tak bardzo zamknęła złotooką.
-Jak mi powiesz dam ci więcej ciastek. Dobre prawda?- spróbowała ponownie.
„Jaki sekret?” June bała się wyjawić jej tego co wie o zaburzeniach pogodowych, ktoś ją terroryzuje? Serce Kaede zalała fala smutku i współczucia, spotęgowana smutną miną chłopca, który nie wyglądał w dalszym ciągu za dobrze. „Naprawdę chcę poprawić im nastrój…” miłość do stworzeń, które miała pod sobą płonęła w jej sercu, napędzając do działania. Niewiele myśląc, podleciała do Reda i przytuliła go mocno, wkładając w to całe swoje ciepło i pozytywne uczucia. Nie ważne co zrobił, na pewno nie było to cos tak złego. W tym momencie zrozumiała również, że może mieć do czynienia z demonami, lecz nie przeraziło ją to, a powinno. Intuicja zaburzała jej wrodzony spokój, lecz przecież właśnie tego pragnęła, aby wyjść do wszystkich i wypełniać ich miłością i radością.
-Red pamiętaj, najlepsze dopiero przed tobą, wszystko może być dobrze, pochodzę z miejsca, gdzie każdy jest szczęśliwy, wiem jak spowodować, aby inni byli radośni.- mówiła subtelnym i delikatnym głosem, prosto do ucha chłopca, delikatnie tuląc go do siebie. –Ta Tsu zginęła przez ciebie, czy może i tak by umarła? A może tak naprawdę uratowałeś ją i przedłużyłeś żywot?- przypomniała sobie, że naturalną zdolnością demonów jest absorbcja innych, ale te osoby wciąż żyją w ich ciałach, to znaczy, że jeśli ta Tsu była na wykończeniu, chłopiec nie zrobił nic złego.
Obie postacie, które poznała po przybyciu tutaj okazały się bardzo skrzywdzone wewnętrznie. Żyły w jakimś terrorze psychicznym, co bardzo niepokoiło niebiankę. Przywykła do tego, że każdy żyje w wolności i bez presji, tak powinno być, bo taki jest porządek rzeczy w zaświatach. Dlaczego więc w tak pięknym miejscu jak Ziemia, jest tyle smutku w sercach ludzi? Kaede upewniła się, że jej misja powinna polegać na ratowaniu serc tych, którzy się smucą i płaczą, napełnianiu ich nadzieją i ukojeniem. Uśmiechnęła się do swojej wizji idealnego świata, lecz jednocześnie już przewidywała jak trudno będzie to osiągnąć.
-Jak mi powiesz dam ci więcej ciastek. Dobre prawda?- spróbowała ponownie.
„Jaki sekret?” June bała się wyjawić jej tego co wie o zaburzeniach pogodowych, ktoś ją terroryzuje? Serce Kaede zalała fala smutku i współczucia, spotęgowana smutną miną chłopca, który nie wyglądał w dalszym ciągu za dobrze. „Naprawdę chcę poprawić im nastrój…” miłość do stworzeń, które miała pod sobą płonęła w jej sercu, napędzając do działania. Niewiele myśląc, podleciała do Reda i przytuliła go mocno, wkładając w to całe swoje ciepło i pozytywne uczucia. Nie ważne co zrobił, na pewno nie było to cos tak złego. W tym momencie zrozumiała również, że może mieć do czynienia z demonami, lecz nie przeraziło ją to, a powinno. Intuicja zaburzała jej wrodzony spokój, lecz przecież właśnie tego pragnęła, aby wyjść do wszystkich i wypełniać ich miłością i radością.
-Red pamiętaj, najlepsze dopiero przed tobą, wszystko może być dobrze, pochodzę z miejsca, gdzie każdy jest szczęśliwy, wiem jak spowodować, aby inni byli radośni.- mówiła subtelnym i delikatnym głosem, prosto do ucha chłopca, delikatnie tuląc go do siebie. –Ta Tsu zginęła przez ciebie, czy może i tak by umarła? A może tak naprawdę uratowałeś ją i przedłużyłeś żywot?- przypomniała sobie, że naturalną zdolnością demonów jest absorbcja innych, ale te osoby wciąż żyją w ich ciałach, to znaczy, że jeśli ta Tsu była na wykończeniu, chłopiec nie zrobił nic złego.
Obie postacie, które poznała po przybyciu tutaj okazały się bardzo skrzywdzone wewnętrznie. Żyły w jakimś terrorze psychicznym, co bardzo niepokoiło niebiankę. Przywykła do tego, że każdy żyje w wolności i bez presji, tak powinno być, bo taki jest porządek rzeczy w zaświatach. Dlaczego więc w tak pięknym miejscu jak Ziemia, jest tyle smutku w sercach ludzi? Kaede upewniła się, że jej misja powinna polegać na ratowaniu serc tych, którzy się smucą i płaczą, napełnianiu ich nadzieją i ukojeniem. Uśmiechnęła się do swojej wizji idealnego świata, lecz jednocześnie już przewidywała jak trudno będzie to osiągnąć.
- GośćGość
Re: Ulice
Pią Kwi 26, 2013 6:09 pm
_______ Zwróciła złote oczęta na dziewczynę przyglądając się jej uważnie. Zaśmiała się krótko, ale głośno na jej stwierdzenie, że June się kogoś boi. To było po prostu zabawne.
____ - Boję? Ja? Demony się niczego nie boją! - Krzyknęła zaciskając pięść przed twarzą - No może nie licząc robaków. - Podrapała się w tyle głowy uśmiechając się głupkowato. Szereg białych zębów nie schodził z jej zaróżowionej twarzyczki demonicy. To jest jej jeden z dwóch słabych punktów. Boi się małych insektów, a najbardziej tych włochatych wielonożnych kulek zwanych pająkami. Gdy je widzi ma ochotę uciec z tej planety najdalej jak tylko może. A co z tym drugim niedociągnięciem? Cóż, to będzie tajemnica, którą zostawi tylko dla siebie, bo jeszcze ktoś to wrednie wykorzysta przeciwko niej. A tego byśmy nie chcieli.
Próba przekabacenia jej ciasteczkami nie wyszła dobrze. Przez chwilę Rudowłosa zastanawiała się, czy warto dla smakołyków wkopać znajomych. Były co prawda przepyszne i wprawiały kubki smakowe demonicy w orgazm, alee... nie. Nie ma mowy. Nie da się tak łatwo zmanipulować. Pewnie gdyby Kaede spróbowała tego manewru wczoraj to by na to poszła, lecz w ciągu doby przybyło jej nieco więcej rozumu.
Gdy usłyszała swoje imię w ustach Red'a podniosła głowę z zamyślenia oraz skierowała ślepia na Czerwonowłosego. Kolejne jego słowa wprawiły ją w osłupienie, strach, przerażenie i zdziwienie za jednym razem. Dotąd zaróżowiona twarzyczka demonicy stała się blada jak mąka, a jej dłonie zaczęły się trząść. Podniosła je na wysokość oczu po czym nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w nie, dygoczące jak galareta. Ze strachu, z przerażenia. Nie wiedziała jak na to zareagować. Właśnie się dowiedziała, że osoba, do której się bardzo przywiązała odeszła z tego świata i już jej więcej nie zobaczy, miała ochotę rozpłakać się lecz żadna łza nie spłynęła na jej policzki. Przed oczami zaczęła widzieć obrazy z niedalekiej przeszłości jak to spędzała przyjemnie czas z Różowowłosą. Pokazywała jej na czym polega całus, brały razem kąpiel, sparringowały się, gadały, śmiały. A teraz...
___ - Powinnam już iść. - Powiedziała drżącym głosem po pewnym czasie. Spuściła głowę w dół wraz z dłońmi, które zawisły bezwładnie wzdłuż jej ciała. Oczy skryły się za gęstą czerwoną grzywką June i trwała w takiej pozycji przez jakiś czas. W końcu ledwo widocznie na jej usta wpełzł lekki przyjemny uśmiech. To była maska szczęścia. Zdała sobie sprawę, że Hikaru ją zabije za to, że Tsu zginęła. Przecież tak bardzo zapewniała i jego i Kuro, że dziewczyna będzie bezpieczna pod opieką Braski. I co?
____ - Boję? Ja? Demony się niczego nie boją! - Krzyknęła zaciskając pięść przed twarzą - No może nie licząc robaków. - Podrapała się w tyle głowy uśmiechając się głupkowato. Szereg białych zębów nie schodził z jej zaróżowionej twarzyczki demonicy. To jest jej jeden z dwóch słabych punktów. Boi się małych insektów, a najbardziej tych włochatych wielonożnych kulek zwanych pająkami. Gdy je widzi ma ochotę uciec z tej planety najdalej jak tylko może. A co z tym drugim niedociągnięciem? Cóż, to będzie tajemnica, którą zostawi tylko dla siebie, bo jeszcze ktoś to wrednie wykorzysta przeciwko niej. A tego byśmy nie chcieli.
Próba przekabacenia jej ciasteczkami nie wyszła dobrze. Przez chwilę Rudowłosa zastanawiała się, czy warto dla smakołyków wkopać znajomych. Były co prawda przepyszne i wprawiały kubki smakowe demonicy w orgazm, alee... nie. Nie ma mowy. Nie da się tak łatwo zmanipulować. Pewnie gdyby Kaede spróbowała tego manewru wczoraj to by na to poszła, lecz w ciągu doby przybyło jej nieco więcej rozumu.
Gdy usłyszała swoje imię w ustach Red'a podniosła głowę z zamyślenia oraz skierowała ślepia na Czerwonowłosego. Kolejne jego słowa wprawiły ją w osłupienie, strach, przerażenie i zdziwienie za jednym razem. Dotąd zaróżowiona twarzyczka demonicy stała się blada jak mąka, a jej dłonie zaczęły się trząść. Podniosła je na wysokość oczu po czym nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w nie, dygoczące jak galareta. Ze strachu, z przerażenia. Nie wiedziała jak na to zareagować. Właśnie się dowiedziała, że osoba, do której się bardzo przywiązała odeszła z tego świata i już jej więcej nie zobaczy, miała ochotę rozpłakać się lecz żadna łza nie spłynęła na jej policzki. Przed oczami zaczęła widzieć obrazy z niedalekiej przeszłości jak to spędzała przyjemnie czas z Różowowłosą. Pokazywała jej na czym polega całus, brały razem kąpiel, sparringowały się, gadały, śmiały. A teraz...
___ - Powinnam już iść. - Powiedziała drżącym głosem po pewnym czasie. Spuściła głowę w dół wraz z dłońmi, które zawisły bezwładnie wzdłuż jej ciała. Oczy skryły się za gęstą czerwoną grzywką June i trwała w takiej pozycji przez jakiś czas. W końcu ledwo widocznie na jej usta wpełzł lekki przyjemny uśmiech. To była maska szczęścia. Zdała sobie sprawę, że Hikaru ją zabije za to, że Tsu zginęła. Przecież tak bardzo zapewniała i jego i Kuro, że dziewczyna będzie bezpieczna pod opieką Braski. I co?
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ulice
Pią Kwi 26, 2013 8:24 pm
Nie słyszał nic z rozmowy o tym niebie, były jeszcze daleko od niego. A nawet jeśli wiedzą co to było, to już to minęło. Zakłady o ciastka w zamian za informacje mógłby przyjąć, chociaż i tak nie zgadłby co właściwie się stało. Niebawem znów mógł odnaleźć się w temacie, który sam poruszył, ale po kolei.
Gdy tylko udało mu się wybąkać parę słów o tragicznym zajściu, to z pomocą przybyła Kaede. Dziwne, że podeszła najpierw do Reda, jednak nie przeszkadzało mu to w żadnym stopniu. Mowa Białowłosej była pokrzepiająca, tak że musiał parokroć mrugnąć oczami, bo nie zrozumiał od początku czy to do niego było mówione. Owszem, pokreśliła adresata, ale te słowa o gorszych początkach i lepszej przyszłości, o tym że jest takie miejsce bez trosk i zmartwień po prostu zadziwiały niedowiarka. Chociaż bardziej zaskoczyło to jak został objęty ramionami dziewczyny, którą widzi od kilkunastu minut.
-Kaede zadaje trudne pytania... Red nie wie... Boli głowa.
Przyglądał się June, kiedy to zbladła ze strachu i drżącym oznajmiła swoją chęć oddalenia się z tego miejsca. Nie dziwota - gdy ktoś znajomy znika z życia, to chce się pobyć samemu i pozbierać myśli. Dzielnie się trzymała, nie roniła łez, chociaż i tak wyglądała na przejętą. Aura jaką tworzyła swoim wsparciem i przytulaniem Malinowooka nie powinna być ofiarowana jemu, a właśnie dziewczynie, która straciła przyjaciółkę. Szkoda, że nie będzie mu dane zająć miejsce Tsu, nie po tym co zaszło. Powinien dokończyć to co zaczął.
Gdy tylko usłyszał, że Złotooka chce już iść, to Red poderwał się ze stanu rozpaczy na równe nogi i w dwóch krokach doszedł do Demonicy.
-June, poczekaj...
Podniósł spojrzenie skarconego psiaka i sięgnął dłonią, aby dotknąć ramienia uczennicy Hikaru. Z początku nic się nie działo i wyglądało to tylko jak koleżeńskie wsparcie, lecz po paru sekundach Rudowłosa mogła wyczuć coś innego. Energia demona była odrobinę znajoma, ale przekazał tym sposobem także pierwsze swoje wspomnienia z tego życia. Moment, w którym otwierał oczy z długiego snu, i walkę Tsu o uwolnienie chłopca. Wszystko to, włącznie z tym jak chciał odratować Rogatą, a nie powiodło się. Po pokazaniu momentu jak oberwał od Braski za to co się stało, cofnął rękę do siebie i obróciwszy się na pięcie wrócił do Bogini, która pomogła mu swoją postawą odważyć się na takie wyjawienie prawdy. Takie obrazy ze wspomnień były lepsze od rozklekotanych słów, ale nie chciał ich pokazać Białowłosej. Wydawała się być naszpikowana radością niż ktokolwiek na świecie, nie chciał zarażać Jej duszy złym pierwiastkiem. Nie umiał jak June wywołać na swojej buźce wymuszonego uśmiechu, westchnął głęboko i powiedział:
-Red idzie z tego miejsca. Skoro wymieniono żarówkę na niebie, to można iść dalej. June, powodzenia i do zobaczenia. Kaede idzie z Redem?
Skłonił się lekko Złotookiej na pożegnanie unikając wymiany spojrzenia, po czym skierował pytanie do Kaioshinki. Może mimo wszystko będzie chciała kontynuować myśl o wspólnym poznawaniu świata? Nie miałby nic przeciwko, dopóki nie zrobi krzywdy. Głupie sumienie, odzywa się po przebudzeniu jak szalone. Dawniej nie miał tylu obaw o morale, i może dlatego łatwiej było mu się rozstać z tym światem dając się zamrozić? Nie, to była ucieczka przed czymś innym, ale trudno było sobie przypomnieć przed czym.
[Occ:
HP = 975 + 195 = 1170]
Gdy tylko udało mu się wybąkać parę słów o tragicznym zajściu, to z pomocą przybyła Kaede. Dziwne, że podeszła najpierw do Reda, jednak nie przeszkadzało mu to w żadnym stopniu. Mowa Białowłosej była pokrzepiająca, tak że musiał parokroć mrugnąć oczami, bo nie zrozumiał od początku czy to do niego było mówione. Owszem, pokreśliła adresata, ale te słowa o gorszych początkach i lepszej przyszłości, o tym że jest takie miejsce bez trosk i zmartwień po prostu zadziwiały niedowiarka. Chociaż bardziej zaskoczyło to jak został objęty ramionami dziewczyny, którą widzi od kilkunastu minut.
-Kaede zadaje trudne pytania... Red nie wie... Boli głowa.
Przyglądał się June, kiedy to zbladła ze strachu i drżącym oznajmiła swoją chęć oddalenia się z tego miejsca. Nie dziwota - gdy ktoś znajomy znika z życia, to chce się pobyć samemu i pozbierać myśli. Dzielnie się trzymała, nie roniła łez, chociaż i tak wyglądała na przejętą. Aura jaką tworzyła swoim wsparciem i przytulaniem Malinowooka nie powinna być ofiarowana jemu, a właśnie dziewczynie, która straciła przyjaciółkę. Szkoda, że nie będzie mu dane zająć miejsce Tsu, nie po tym co zaszło. Powinien dokończyć to co zaczął.
Gdy tylko usłyszał, że Złotooka chce już iść, to Red poderwał się ze stanu rozpaczy na równe nogi i w dwóch krokach doszedł do Demonicy.
-June, poczekaj...
Podniósł spojrzenie skarconego psiaka i sięgnął dłonią, aby dotknąć ramienia uczennicy Hikaru. Z początku nic się nie działo i wyglądało to tylko jak koleżeńskie wsparcie, lecz po paru sekundach Rudowłosa mogła wyczuć coś innego. Energia demona była odrobinę znajoma, ale przekazał tym sposobem także pierwsze swoje wspomnienia z tego życia. Moment, w którym otwierał oczy z długiego snu, i walkę Tsu o uwolnienie chłopca. Wszystko to, włącznie z tym jak chciał odratować Rogatą, a nie powiodło się. Po pokazaniu momentu jak oberwał od Braski za to co się stało, cofnął rękę do siebie i obróciwszy się na pięcie wrócił do Bogini, która pomogła mu swoją postawą odważyć się na takie wyjawienie prawdy. Takie obrazy ze wspomnień były lepsze od rozklekotanych słów, ale nie chciał ich pokazać Białowłosej. Wydawała się być naszpikowana radością niż ktokolwiek na świecie, nie chciał zarażać Jej duszy złym pierwiastkiem. Nie umiał jak June wywołać na swojej buźce wymuszonego uśmiechu, westchnął głęboko i powiedział:
-Red idzie z tego miejsca. Skoro wymieniono żarówkę na niebie, to można iść dalej. June, powodzenia i do zobaczenia. Kaede idzie z Redem?
Skłonił się lekko Złotookiej na pożegnanie unikając wymiany spojrzenia, po czym skierował pytanie do Kaioshinki. Może mimo wszystko będzie chciała kontynuować myśl o wspólnym poznawaniu świata? Nie miałby nic przeciwko, dopóki nie zrobi krzywdy. Głupie sumienie, odzywa się po przebudzeniu jak szalone. Dawniej nie miał tylu obaw o morale, i może dlatego łatwiej było mu się rozstać z tym światem dając się zamrozić? Nie, to była ucieczka przed czymś innym, ale trudno było sobie przypomnieć przed czym.
[Occ:
HP = 975 + 195 = 1170]
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Ulice
Sob Kwi 27, 2013 2:39 pm
„Boi się panicznie…” pomyślała Kaede patrząc ze smutkiem na June. Ktokolwiek jest jej towarzyszem, zupełnie zawala robotę, lub traktuje swoich jak śmieci. Szybko też potwierdziły się myśli dziewczyny, że ma do czynienia z demonami. Powinna się teraz bać, zwłaszcza, że to demon zabił jej pierwszego opiekuna, ale nie umiała żywić nienawiści do nikogo, zamiast tego rozłożyła ręce i patrzyła z łzami w oczach na melancholię, która dotykała dwoje osób. Pierwszy raz w życiu dziewczyna czuła bezradność, a uśmiech zniknął z jej ust, pozostawiając ściśnięte wargi w wąską kreskę. Oczywiście pozwoliła Redowi wyjść z jej objęć i przekazać June to co siedziało mu na sercu. Nie wiedziała co dokładnie, lecz postawa June i sztuczny uśmiech świadczył o wszystkim. Wpatrywała się w nich siedząc na swoich piętach, z opadniętymi dłońmi i myślała co powinna zrobić, lecz prawda była taka, że niczego nie mogła. Jest boginią, jej obowiązkiem i zaszczytem jest dbanie o innych, a teraz nie może zrobić nic. Świadomość tego rozdzierała jej serce, pozostawiając w nim dziwną pustkę, była tylko słabą dziewczyną i teraz to sobie boleśnie uświadomiła. Jak może naprawić świat, skoro nawet w prostej rzeczy zawala? „Co ty myślałaś idiotko, że kim jesteś?” podpowiadało jej czarne oblicze siebie samej. Jak na ironię zaczęło wychodzić słońce, a może to znak nadziei? Tak bardzo chciała ulżyć obojgu, pokrzepić ich serca...
-June…- zawołała do dziewczyny rzucając jej paczkę swoich ciastek. –Proszę weź je… Przepraszam, że nie mogę pomóc…- łzy płynęły po poliku niebianki, a ręce drżały. Inaczej to sobie wyobrażała, teraz wie, że jest nikim.
-Tak Red, lecę z tobą.- oznajmiła podnosząc się niechętnie i wpatrując w ziemię.
-June…- zawołała do dziewczyny rzucając jej paczkę swoich ciastek. –Proszę weź je… Przepraszam, że nie mogę pomóc…- łzy płynęły po poliku niebianki, a ręce drżały. Inaczej to sobie wyobrażała, teraz wie, że jest nikim.
-Tak Red, lecę z tobą.- oznajmiła podnosząc się niechętnie i wpatrując w ziemię.
- GośćGość
Re: Ulice
Nie Kwi 28, 2013 1:40 pm
_____Co teraz? Należałoby zwiać gdzie pieprz rośnie i nie pokazywać swojej rudej główki najlepiej do końca świata. Wiecie dlaczego? Jak June spojrzy w oczy Hikaru i Kuro po tym co się stało? Saiyan może ją znienawidzić za te kłamstwa, bo przecież zapewniała im, że przy Brasce nic nie grozi Tsu. To on musiał ją wysłać w niebezpieczne miejsce z jakimś zadaniem przez co skończyło się to wszystko tak jak się skończyło.
Złotooka wzięła głęboki wdech po czym zgięła nogi w połowie by wyskoczyć w powietrze odlatując w siną dal, lecz usłyszała głos Red'a, który ją zatrzymał. Odwróciła się w Jego stronę z pytającym wyrazem twarzy zastanawiając się czego jeszcze może chcieć. Jego wyraz twarzy spowodował, ze demonica miękła, w sumie nie była na niego zła za to co zrobił bo jak się później okazało to nie była jego wina. Obrazy, które jej pokazywał jedynie za sprawą dotyku ramienia pokazały całą prawdę. Tsu ratowała tego chłopca, oddała swoje życie za jego życie co było bardzo honorowym czynem. Nawet June nie wiedziała czy byłaby w stanie zrobić coś takiego. Oddać życie za obcą osobę.
Uśmiechnęła się smutno w podzięce Red'owi i również się skłoniła tak jak on. Znowu na dźwięk swojego imienia zwróciła głowę. Dostrzegła, że coś leci w jej stronę, więc wyciągnęła rękę. Chwyciła ową rzecz po czym spojrzała. To były czekoladowe ciasteczka, którymi poczęstowała ją Kaede niedawno. Ucieszyła się na prawdę z prezentu, bo bardzo jej smakowały. Chciała podziękować Białowłosej, ale gdy tylko na nią spojrzała zdębiała zupełnie. Dlaczego płakała? Czy June coś złego zrobiła i spowodowała wylew płynu z oczu? Oj.
___ - Kaedeee... - zawołała cichutko podchodząc do dziewczyny. Były niemal równe wzrostem więc June nie musiała się schylać. Wystarczyło, że przyłożyła dłoń do jej policzka i delikatnie podniosła jej głowę tak by spojrzała na nią. - Nie płacz, będzie dobrze. - Uśmiechnęła się po czym... klepnęła ją w plecy, a że nie do końca potrafiła kontrolować swoją moc to uderzenie było silniejsze. No, ale głowy nie urywało.
Pomachała jeszcze na pożegnanie Red'owi po czym zeskoczyła z budynku na sam dół. Chwyciła swoje torby, a następnie odleciała kierując się do Szkoły Światła Hikaru.
Z tematu
>Szkoła Światła, wstąpię gdzieś po drodze.
Złotooka wzięła głęboki wdech po czym zgięła nogi w połowie by wyskoczyć w powietrze odlatując w siną dal, lecz usłyszała głos Red'a, który ją zatrzymał. Odwróciła się w Jego stronę z pytającym wyrazem twarzy zastanawiając się czego jeszcze może chcieć. Jego wyraz twarzy spowodował, ze demonica miękła, w sumie nie była na niego zła za to co zrobił bo jak się później okazało to nie była jego wina. Obrazy, które jej pokazywał jedynie za sprawą dotyku ramienia pokazały całą prawdę. Tsu ratowała tego chłopca, oddała swoje życie za jego życie co było bardzo honorowym czynem. Nawet June nie wiedziała czy byłaby w stanie zrobić coś takiego. Oddać życie za obcą osobę.
Uśmiechnęła się smutno w podzięce Red'owi i również się skłoniła tak jak on. Znowu na dźwięk swojego imienia zwróciła głowę. Dostrzegła, że coś leci w jej stronę, więc wyciągnęła rękę. Chwyciła ową rzecz po czym spojrzała. To były czekoladowe ciasteczka, którymi poczęstowała ją Kaede niedawno. Ucieszyła się na prawdę z prezentu, bo bardzo jej smakowały. Chciała podziękować Białowłosej, ale gdy tylko na nią spojrzała zdębiała zupełnie. Dlaczego płakała? Czy June coś złego zrobiła i spowodowała wylew płynu z oczu? Oj.
___ - Kaedeee... - zawołała cichutko podchodząc do dziewczyny. Były niemal równe wzrostem więc June nie musiała się schylać. Wystarczyło, że przyłożyła dłoń do jej policzka i delikatnie podniosła jej głowę tak by spojrzała na nią. - Nie płacz, będzie dobrze. - Uśmiechnęła się po czym... klepnęła ją w plecy, a że nie do końca potrafiła kontrolować swoją moc to uderzenie było silniejsze. No, ale głowy nie urywało.
Pomachała jeszcze na pożegnanie Red'owi po czym zeskoczyła z budynku na sam dół. Chwyciła swoje torby, a następnie odleciała kierując się do Szkoły Światła Hikaru.
Z tematu
>Szkoła Światła, wstąpię gdzieś po drodze.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ulice
Nie Kwi 28, 2013 3:05 pm
Rudowłosa zniosła bardzo dzielnie to wszystko, nawet skłoniła się Redowi i nie szczędziła uśmiechu. Podziwiał jej spokój, który mógł być przykrywką, ale działało - nie zorientował się nic a nic, że jest Jej przykro. Pozostało się tylko pożegnać i iść w swoją stronę.
-Pa-pa June.
Patrzył się jak jeszcze Kaede czując się bezradna w tej sytuacji obdarowała Demonicę ciasteczkami, a później wymianę czułości. Przekręcił nieco głowę na bok, to było coś zupełnie innego dla chłopca. Gdyby sięgnął pamięcią do dalekich czasów, to już znał ten akt dobroci jak i poprzednie tulenia, lecz... teraz uczył się wszystkiego od nowa. Stał i spoglądał ukradkiem na żegnające się ze sobą dziewczyny, nie umknął mu też fakt zbyt mocnego klepnięcia w plecy Bogini, no ale zdarza się prawda? Nic się poważniejszego chyba nie stało.
Gdy Złotooka odleciała po wymianie machania łapkami, Red ośmielił się zbliżyć do Kaede i nawet już chciał sięgnąć ręką, ażeby otrzeć resztkę łez towarzyszki. Lecz ta głupia ręka cofnęła się w przestrachu w kieszeni spodni demona, który westchnął cicho.
-Niech Kaede się nie martwi. Kaede jeszcze nie raz pomoże, ale na pewno nie z pustym brzuszkiem. Red słyszał jak domagał się jedzonka.
Uśmiechnął się lekko i po chwili popadł w rozmyślania. Gdzie można zdobyć coś do jedzenia? Kurcze, nawet tego zapomniał... dobrze, że wie jak oddychać i chodzić i takie tam. Puknął się parokroć piąstką po skroni, żeby ruszyć szare komórki do roboty. Ale od tego pukania rozbolała go głowa, więc zapytał się niepewnie:
-Właściwie to co takiego Kaede chce zjeść? Ciasteczka? Ludzi? Mięso? Owoce? Dżem?
Z każdym pytaniem przypominał sobie coraz to więcej przedmiotów czy określeń. Hm... byłoby fajnie, gdyby Białowłosa byłaby w stanie jakoś rozkręcić komórki demona do myślenia. I nauczyła jak prawdziwie powinien żyć... Nie zapyta się Jej o to wprost, to byłoby okazanie swoich słabości, a nie chciał tego robić. Najlepiej gdyby oboje zabrali się za ćwiczenia i wzmocnili swoje ciała. Może jak wpompuje trochę energii w mózg to lepiej będzie przyswajać pewne rzeczy?
-Pa-pa June.
Patrzył się jak jeszcze Kaede czując się bezradna w tej sytuacji obdarowała Demonicę ciasteczkami, a później wymianę czułości. Przekręcił nieco głowę na bok, to było coś zupełnie innego dla chłopca. Gdyby sięgnął pamięcią do dalekich czasów, to już znał ten akt dobroci jak i poprzednie tulenia, lecz... teraz uczył się wszystkiego od nowa. Stał i spoglądał ukradkiem na żegnające się ze sobą dziewczyny, nie umknął mu też fakt zbyt mocnego klepnięcia w plecy Bogini, no ale zdarza się prawda? Nic się poważniejszego chyba nie stało.
Gdy Złotooka odleciała po wymianie machania łapkami, Red ośmielił się zbliżyć do Kaede i nawet już chciał sięgnąć ręką, ażeby otrzeć resztkę łez towarzyszki. Lecz ta głupia ręka cofnęła się w przestrachu w kieszeni spodni demona, który westchnął cicho.
-Niech Kaede się nie martwi. Kaede jeszcze nie raz pomoże, ale na pewno nie z pustym brzuszkiem. Red słyszał jak domagał się jedzonka.
Uśmiechnął się lekko i po chwili popadł w rozmyślania. Gdzie można zdobyć coś do jedzenia? Kurcze, nawet tego zapomniał... dobrze, że wie jak oddychać i chodzić i takie tam. Puknął się parokroć piąstką po skroni, żeby ruszyć szare komórki do roboty. Ale od tego pukania rozbolała go głowa, więc zapytał się niepewnie:
-Właściwie to co takiego Kaede chce zjeść? Ciasteczka? Ludzi? Mięso? Owoce? Dżem?
Z każdym pytaniem przypominał sobie coraz to więcej przedmiotów czy określeń. Hm... byłoby fajnie, gdyby Białowłosa byłaby w stanie jakoś rozkręcić komórki demona do myślenia. I nauczyła jak prawdziwie powinien żyć... Nie zapyta się Jej o to wprost, to byłoby okazanie swoich słabości, a nie chciał tego robić. Najlepiej gdyby oboje zabrali się za ćwiczenia i wzmocnili swoje ciała. Może jak wpompuje trochę energii w mózg to lepiej będzie przyswajać pewne rzeczy?
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Ulice
Nie Kwi 28, 2013 10:56 pm
Patrzyła niepewnie na June, która okazała jej czułość. To nie tak powinno być, to ona powinna okazywać czułość i wsparcie innym, a poczucie niemocy napełniało ją coraz większa beznadzieją. Spojrzała swoimi dużymi oczkami na demonicę, która oddalając się od nich trzymała się nad podziw twardo, choć raczej nie czeka ją nic dobrego. „Ona wróci do tego kogoś, kto ją terroryzuje…” Kaede chciała ją zatrzymać, wymyśleć coś, podnieść na duchu, lecz jedyne co mogła to dać jej swoje ciastka… „Jakie to żenujące młoda bogini…” zbeształa siebie spuszczając nisko wzrok.
Chłopak został przy niej, potrzebował kogoś, podobnie jak ona. Los złączył ich ścieżki, być może nie przypadkiem. Młody demon był umysłowo na poziomie dziecka, w złych rękach mógłby przynieść dużo zamętu, lecz być może wywiąże się między nimi przyjaźń, z której oboje będą mogli wyciągnąć dużo dobrego. Powstrzymała swoje łzy i zmusiła się do uśmiechu. Podniosła głowę patrząc na Reda walącego się pięścią w głowę. „Zrobi sobie krzywdę…” Pomyślała z lekkim rozbawieniem. Podbiegła do demona chwytając jego rękę i odciągając od głowy. Miło ją zaskoczyło, że odgadł, że chciałaby coś zjeść, ale propozycje, które wypowiadał były dziwne…
-Red! Nie wolno jeść ludzi! Więcej zyskasz żyjąc z nimi zgodzie. Jestem tu, by ich chronić.- wyjaśniła mu z oburzeniem. –Powinieneś dbać o dietę, to odpowiedni system odżywiania. Jeśli będziesz się dobrze odżywiał, będziesz dużo silniejszy. Ludzie nie powinni znaleźć się w twoim menu, co innego mięso i owoce. Zjadłabym cokolwiek, ale nie mieszkańców tej planety… Ani żadnej innej…- dodała po chwili. Jej nastrój znacznie się poprawił, nie ma co rozpamiętywać pierwszej klęski, ma szanse ją nadrobić właśnie teraz.
Chłopak został przy niej, potrzebował kogoś, podobnie jak ona. Los złączył ich ścieżki, być może nie przypadkiem. Młody demon był umysłowo na poziomie dziecka, w złych rękach mógłby przynieść dużo zamętu, lecz być może wywiąże się między nimi przyjaźń, z której oboje będą mogli wyciągnąć dużo dobrego. Powstrzymała swoje łzy i zmusiła się do uśmiechu. Podniosła głowę patrząc na Reda walącego się pięścią w głowę. „Zrobi sobie krzywdę…” Pomyślała z lekkim rozbawieniem. Podbiegła do demona chwytając jego rękę i odciągając od głowy. Miło ją zaskoczyło, że odgadł, że chciałaby coś zjeść, ale propozycje, które wypowiadał były dziwne…
-Red! Nie wolno jeść ludzi! Więcej zyskasz żyjąc z nimi zgodzie. Jestem tu, by ich chronić.- wyjaśniła mu z oburzeniem. –Powinieneś dbać o dietę, to odpowiedni system odżywiania. Jeśli będziesz się dobrze odżywiał, będziesz dużo silniejszy. Ludzie nie powinni znaleźć się w twoim menu, co innego mięso i owoce. Zjadłabym cokolwiek, ale nie mieszkańców tej planety… Ani żadnej innej…- dodała po chwili. Jej nastrój znacznie się poprawił, nie ma co rozpamiętywać pierwszej klęski, ma szanse ją nadrobić właśnie teraz.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ulice
Pon Kwi 29, 2013 8:12 am
Interwencja Kaede udaremniła zamach demona na własną głowę, lecz także przyniosła trochę zmieszania i spuszczenie spojrzenia z ładnej twarzyczki Bogini. Nie była zachwycona propozycjami Reda, zwłaszcza tymi dotyczącymi Jej podopiecznych. Swoją drogą ciekawe czemu ma za zadanie chronić kogoś nie ze swojej planety? To tak trzeba? Nic a nic nie mógł sobie przypomnieć na ten temat. W ogóle rodziło się mnóstwo pytań, których jednak nie zadał, tylko powiedział cicho:
>Uhm... Red tylko pytał. Nie jest głodny ludzi.
Stanął na krawędzi kamienicy spoglądając w dół jak dwunogi wychodziły ze swoich mieszkań, bo wcześniej w panice schowały się przed czarnym niebem w środku dnia. Było ich dużo i byli różnorodni. Szwendali się z jednej strony na drugą, niektórzy biegali, a inni wpakowywali się do różnych puszek i o wiele szybciej znikali z pola widzenia. Obserwował i obserwował wyszukując coś smacznego wśród tego tłumu, aż oczka zaświeciły radośnie, gdy coś wypatrzył.
>O, owoce!
Zawołał z euforią widząc jak pewna pani dźwigała w reklamówkach cytrusy i inne smaczne odmiany tego co dostrzegł. Nie wahając się długo wyciągnął ku niej swoją rękę, którą wystrzelił niczym z harpuna (demon posiada gumowe ciało) i chwycił znajdźkę. Po czym pospiesznie wyrwał siatkę z zakupami i wycofał swoje ramię do siebie przekazując Białowłosej całą torbę ze smacznymi owocami. Uśmiechnął się szeroko jakby był dumny, że upolował coś dla Różowookiej o czym marzyła.
>Ta-da! To dla Kaede.
Odpowiedział z zadowoleniem nie pomyślawszy, że to co zrobił było czymś złym. I że w pewnym sensie też to podchodzi pod punkt ochrony ludzi. Po prostu dostrzegł jedzenie dla koleżanki, to dlaczego miałby nie skorzystać i nie wyłowić ich na dach kamienicy? Usiadł po turecku i wpatrywał się dużymi oczkami na Boginię jakby oczekiwał pochwały z Jej strony.
>Uhm... Red tylko pytał. Nie jest głodny ludzi.
Stanął na krawędzi kamienicy spoglądając w dół jak dwunogi wychodziły ze swoich mieszkań, bo wcześniej w panice schowały się przed czarnym niebem w środku dnia. Było ich dużo i byli różnorodni. Szwendali się z jednej strony na drugą, niektórzy biegali, a inni wpakowywali się do różnych puszek i o wiele szybciej znikali z pola widzenia. Obserwował i obserwował wyszukując coś smacznego wśród tego tłumu, aż oczka zaświeciły radośnie, gdy coś wypatrzył.
>O, owoce!
Zawołał z euforią widząc jak pewna pani dźwigała w reklamówkach cytrusy i inne smaczne odmiany tego co dostrzegł. Nie wahając się długo wyciągnął ku niej swoją rękę, którą wystrzelił niczym z harpuna (demon posiada gumowe ciało) i chwycił znajdźkę. Po czym pospiesznie wyrwał siatkę z zakupami i wycofał swoje ramię do siebie przekazując Białowłosej całą torbę ze smacznymi owocami. Uśmiechnął się szeroko jakby był dumny, że upolował coś dla Różowookiej o czym marzyła.
>Ta-da! To dla Kaede.
Odpowiedział z zadowoleniem nie pomyślawszy, że to co zrobił było czymś złym. I że w pewnym sensie też to podchodzi pod punkt ochrony ludzi. Po prostu dostrzegł jedzenie dla koleżanki, to dlaczego miałby nie skorzystać i nie wyłowić ich na dach kamienicy? Usiadł po turecku i wpatrywał się dużymi oczkami na Boginię jakby oczekiwał pochwały z Jej strony.
- KanadeCiasteczkowa Bogini
- Liczba postów : 715
Data rejestracji : 29/10/2012
Identification Number
HP:
(1000/1000)
KI:
(0/0)
Re: Ulice
Pon Kwi 29, 2013 1:00 pm
Wpatrywała się długo i z uwagą w demona, któremu chodziło coś po głowie. Analizował teraz pewnie to co usłyszał od dziewczyny o chronieniu ludzi i poprawkach w jego diecie. Nie mogła odgadnąć o czym myśli i dlaczego przygląda się uważnie całemu tłumowi ludzi, do czasu jak krzyknął radośnie, że widzi owoce i wyciągnął swoją łapę w kierunku człowieka.
-Red nie!...- zawołała głośno, lecz ten już sięgał ręką po siatkę starszej pani i podał ją Kaede. Lekko przestraszona odebrała ją, wzbiła się w powietrze i oddała kobiecie. Demon mógł tylko zgadywać o czym rozmawiają, po chwili bogini ukłoniła się lekko i wróciła do niego wyraźnie podłamana. Początkowo była na niego zła, lecz szybko uświadomiła sobie, że chciał dobrze i po prostu nie rozumie systemu w jakim żyją ludzie na ziemi.
-Red…- powiedziała dużo spokojniej do towarzysza. –Posłuchaj mnie uważnie, bo to bardzo ważne. Ludzie są bardzo słabi. Wsiadają do swoich maszyn i codziennie jeżdżą do pracy. Gdy popracują, to dostają pieniądze, za które kupują różne rzeczy, między innymi jedzenie i ubrania. Nie można zabierać im jedzenia, bo możliwe, że to jedyne co mają, a nie mogą polować na dinozaury, bo są za słabi. Rozumiesz? Mogą kupić tylko tyle jedzenia, na ile ich stać, jeśli zabierzesz im jedzenie, bardzo możliwe, że nie zdobędą więcej i będą głodni, a przez to smutni. Nie chcemy smucić ich. Nauczę cię jeszcze jak działają te dwunogi, ale jak masz pytania, to pytaj.- spojrzała niepewnie na demona, ale wątpiła, że zrozumiał. –Jeśli chcemy jeść musimy upolować, albo zapracować na jedzonko. O pracy pomyślimy później, gdy wyjaśnię ci więcej o tym jak żyją mieszkańcy tej planety. teraz lepiej będzie zrobić sobie polowanko. Znasz jakieś miejsce, gdzie można polować, lub łowić ryby? Uprzedzam, że w miastach i wioskach się nie poluję, tu też chodzą zwierzęta, lecz pomagają one ludziom.- domyślała się, że musi być bardzo precyzyjna. –Widziałam w locie wielkie jezioro, lećmy tam, na pewno znajdziemy coś do jedzenia.- uznała, że jak odciągnie Reda od ludzi, to nie spowoduje kolejnego psikusa… Przynajmniej taką miała nadzieje…
ZT--> Wielkie Jezioro
-Red nie!...- zawołała głośno, lecz ten już sięgał ręką po siatkę starszej pani i podał ją Kaede. Lekko przestraszona odebrała ją, wzbiła się w powietrze i oddała kobiecie. Demon mógł tylko zgadywać o czym rozmawiają, po chwili bogini ukłoniła się lekko i wróciła do niego wyraźnie podłamana. Początkowo była na niego zła, lecz szybko uświadomiła sobie, że chciał dobrze i po prostu nie rozumie systemu w jakim żyją ludzie na ziemi.
-Red…- powiedziała dużo spokojniej do towarzysza. –Posłuchaj mnie uważnie, bo to bardzo ważne. Ludzie są bardzo słabi. Wsiadają do swoich maszyn i codziennie jeżdżą do pracy. Gdy popracują, to dostają pieniądze, za które kupują różne rzeczy, między innymi jedzenie i ubrania. Nie można zabierać im jedzenia, bo możliwe, że to jedyne co mają, a nie mogą polować na dinozaury, bo są za słabi. Rozumiesz? Mogą kupić tylko tyle jedzenia, na ile ich stać, jeśli zabierzesz im jedzenie, bardzo możliwe, że nie zdobędą więcej i będą głodni, a przez to smutni. Nie chcemy smucić ich. Nauczę cię jeszcze jak działają te dwunogi, ale jak masz pytania, to pytaj.- spojrzała niepewnie na demona, ale wątpiła, że zrozumiał. –Jeśli chcemy jeść musimy upolować, albo zapracować na jedzonko. O pracy pomyślimy później, gdy wyjaśnię ci więcej o tym jak żyją mieszkańcy tej planety. teraz lepiej będzie zrobić sobie polowanko. Znasz jakieś miejsce, gdzie można polować, lub łowić ryby? Uprzedzam, że w miastach i wioskach się nie poluję, tu też chodzą zwierzęta, lecz pomagają one ludziom.- domyślała się, że musi być bardzo precyzyjna. –Widziałam w locie wielkie jezioro, lećmy tam, na pewno znajdziemy coś do jedzenia.- uznała, że jak odciągnie Reda od ludzi, to nie spowoduje kolejnego psikusa… Przynajmniej taką miała nadzieje…
ZT--> Wielkie Jezioro
- GośćGość
Re: Ulice
Wto Maj 07, 2013 9:23 pm
Ów dziwny stwór o wyglądzie młodej kobiety stał na środku ulicy. Spoglądając na swoją ludzką zaciśniętą pięść. Była godzina dwunasta a ludzie mijali ją. Nagle rozpostarła dłonie jak stała by w następnej chwili stać się niebiesko przezroczysta. Ludzie nagle zauważyli ten dziwny efekt i odskoczyli od niej. Ona jakby nic sobie z tego nie robiąc spojrzała w niebo. Wokół niej zrobił się już mały tłumek. Po chwili jakby się ocknęła spojrzała na nich i powiedziała głośno i wyraźnie - Was wszystkich spotka dziś zaszczyt! Wzniosę wasze nędzne życia o kolejne stopnie ewolucyjne! Wszyscy staniecie się nieśmiertelni!- Nagle z jej tułowia wystrzeliły liczne "macki", które pochwyciły najbliższy rządek ludzi, inni cofnęli się będąc przerażeni lecz nadal stali przyglądając się. - Wszyscy będziecie żyć wiecznie we mnie!- krzyknęła po chwili tajemnicza kobieta, a ludzie pochwyceni zaczęli się rozpuszczać i łączyć ze szlamem, który powoli ich otaczał. Złapani w śmiertelną pułapkę zaczeli drzeć się wniebogłosy, a inni uciekać. W szybkim tempie ofiary zostały zaabsorbowane przez monstrum, które przerodziło się w kałużę szlamu i zaczęło ścigać kolejne ofiary, a następnie wchłaniać.
Na ulicach wybuchła panika. Policja jako pierwsza zareagowała i stała się ofiarą, która nie mogła nic specjalnie zdziałać, pociski utykały w gęstym szlamie, a następnie wypadały.
Ludzie znikali z ulic w szybkim tempie. Jeden za drugim, media mimo prób nie były w stanie z ziemi nic dowiedzieć więc wysłały helikopter.
W jeden momencie rozlany na ulicy szlam zebrał się i zmienił wygląd na 20 letnią kobietę o długich bujnych czerwonych włosach ubrana w czarną skórzaną kurtkę, przylegające jeansy oraz wysokie na obcasie czarne skórzane buty. Kobieta przez chwilę spoglądała na filmujący ją helikopter by następnie rzucić w jego kierunku ki blastem. Helikopter w jednej chwili stanął w płomieniach i runął na ziemie. Po chwili rzuciła kolejny Ki blast w kierunku studzienki kanalizacyjnej gdzie wskoczyła i zniknęła pośród kanałów.
Na ulicach wybuchła panika. Policja jako pierwsza zareagowała i stała się ofiarą, która nie mogła nic specjalnie zdziałać, pociski utykały w gęstym szlamie, a następnie wypadały.
Ludzie znikali z ulic w szybkim tempie. Jeden za drugim, media mimo prób nie były w stanie z ziemi nic dowiedzieć więc wysłały helikopter.
W jeden momencie rozlany na ulicy szlam zebrał się i zmienił wygląd na 20 letnią kobietę o długich bujnych czerwonych włosach ubrana w czarną skórzaną kurtkę, przylegające jeansy oraz wysokie na obcasie czarne skórzane buty. Kobieta przez chwilę spoglądała na filmujący ją helikopter by następnie rzucić w jego kierunku ki blastem. Helikopter w jednej chwili stanął w płomieniach i runął na ziemie. Po chwili rzuciła kolejny Ki blast w kierunku studzienki kanalizacyjnej gdzie wskoczyła i zniknęła pośród kanałów.
Re: Ulice
Pią Maj 31, 2013 6:56 pm
Chepri, będąc już najedzonym i pełnym sił, udał się do West City, a konkretniej do swojego domu znajdującego się na jego obrzeżach. Poszczęściło mu się nieco, ponieważ miał jeszcze dwa komplety stroi, identycznych do tego, który nosił. W całym tym zamieszaniu zapomniał o nich, ale cieszył się, że je miał. W strojach była dla niego funkcjonalność, a nie wygląd, aczkolwiek nie obywało się w nich bez jego ulubionego koloru, jakim jest zieleń. Zabrał oba, uprzednio zakładając na siebie koszulkę i bezrękawnik. No bo ile można paradować pół nago?
Zabrał manatki i mimo wszystko trochę kasy i tyle go tam było. Nikogo nie spotkał w nim, to nawet lepiej. Wiedział też dlaczego... Jego opiekun teraz był sam, a że takiego stanu rzeczy nie lubił, to szukał sobie kogoś "do towarzystwa". Taki już z niego człek.
ZT -> dymiąca góra, tj wulkan
Zabrał manatki i mimo wszystko trochę kasy i tyle go tam było. Nikogo nie spotkał w nim, to nawet lepiej. Wiedział też dlaczego... Jego opiekun teraz był sam, a że takiego stanu rzeczy nie lubił, to szukał sobie kogoś "do towarzystwa". Taki już z niego człek.
ZT -> dymiąca góra, tj wulkan
- GośćGość
Re: Ulice
Wto Cze 11, 2013 5:28 pm
Hudini nie prezentował się dobrze. Lecąc na Bazylu ledwo był w stanie się rozglądać gdzie prowadzi go krnąbrny smok. W prawdzie wiedział że przelatuje nad West City lecz nie miał żadnej kontroli nad tym gdzie dotrze, miał nadzieję że dotrze do szpitala chociaż, nie był pewien czy lekarze po zbadaniu go, będą mogli jakoś leczyć jego ciało, ponieważ raczej nie codziennie spotykało się gość zbudowanych z gumy. Rozmyślał też nad swoją ostatnią walką podczas której poniósł straszliwą klęskę, w prawdzie jego przeciwnik był silniejszy a on troszeczkę pijany, lecz mimo to przegrana nadal bolała i to w dosłownym znaczeniu. Szkoda że jego niebieskowłosy przeciwnik był takim mrukiem, miał nadzieję chociaż na małą podwózkę do pobliskiego szpitala, lecz ten olał go całkowicie, zostawiając Hudiniego na pastwę małego grubego smoka. Lecąc nad miastem powoli zbierał siły, nie mógł jeszcze się ruszać ale już mógł krzyknąć,, a to wystarczyło aby zwrócić na siebie uwagę-HALOOOOO!Krzyknął nad tłumem ludzi-Którędy do szpitala!?Wrzeszczał z góry Hudini coraz bardziej zwracając uwagę osób na ulicach-Będę wdzięczny jeśli mnie ktoś do niego zaprowadzi., A po chwili namysłu dodał.I pomoże zejść.
OoC
32+15=47 Hp
OoC
32+15=47 Hp
- GośćGość
Re: Ulice
Wto Cze 18, 2013 5:02 pm
Gdy ludzie dobrze się spostrzegli że osoba która wzywała pomocy, w małym stopniu przypomina człowieka, zaczęli uciekać. Hudini widząc popłoch jaki spowodował wśród ludzi zrezygnował z wołania o pomoc, widząc jak niektórzy panikowali, to oni zaraz będą potrzebowali pomocy. Nie zostało mu nic innego niż wychamować smoka.-Prrr gadzino. Ląduj.....LĄDUJ POWIEDZIAŁEM!!!! Mówił Hudini, lecz na tę jakże niewdzięczną uwagę z jego strony smok zareagował nerwowo. Ruszył z całą możliwa dla siebie prędkością i zaczął pikować między budynkami, następnie zrobił beczkę i lotem koszącym zaczął zbliżać się do parku, tam następnie wylądował i zrzucił z siebie Hudiniego wprost pod koła wózka dziecięcego prowadzonego przez ładną blondynkę.-Uważaj co robisz żulu!!! Wpadł byś na Kleofasa!!! POLICJA!!!! BANDYTA CHCE MI PORWAĆ KLEOSIA!!!!Zaczęła krzyczeć kobieta, na reakcję strażników nie trzeba było długo czekać.-Pójdzie pan z nami.Powiedział niższy z funkcjonariuszy.
OoC:
47+15+62
OoC:
47+15+62
- GośćGość
Re: Ulice
Czw Cze 20, 2013 7:50 am
Dwóch niebieskich osobników miało już skuć ledwo żyjącego Hudiniego, który nie mógł się bronić lecz był w stanie już stać i ruszać się. Prawdopodobnie został by zabrany na na izbę wytrzeźwień lecz całą sytuację, widziała bojówka ,,Muszkieterów West City'' najlepszego klubu piłkarskiego, oraz posiadająca najlepszych Ultrasów ekipa, chyba nie trzeba dodawać że ich barwy to różowe. Policjanci na widok ekipy zostawili Ilicza i zaczęli uciekać w kierunku, nie określonym. Gdy bojówka dotarła do ledwo żywego Gasparina. Postanowili zabrać go w jakieś ciekawsze miejsce, w końcu ktoś w ich barwach musi być spoko gościem. Tak więc ruszyli do najbliższego klubu z ,,Miłymi Paniami tm''
Do,, Bung Bunga''
62+15=77 Hp
Do,, Bung Bunga''
62+15=77 Hp
Re: Ulice
Pon Lip 01, 2013 11:30 pm
Leciał na miejsce dosyć szybko, raz, że się śpieszył, dwa, że chciał przyzwyczaić oczy do latania, jak na razie nie szło mu to źle. Wylądował na obrzeżach miasta, nie chciał na siebie zwracać zbyt dużo uwagi lądowaniem w samym środku zamieszania. Widział je już z góry, ale nie tak łatwo przeoczyć dwadzieścia radiowozów w jednym miejscu. Działo się. Resztę drogi pokonał pieszo. Oczywiście policjanci odgrodzili cały teren. Celują, krzyczą, ale nic poza tym... Typowe...
-"Trzeba coś z tym zrobić"
Podszedł do jednej z ustawionych barierek. Funkcjonariusze spojrzeli na niego.
-Hej, gdzie idziesz? Nie widzisz, co się tu dzieje? -rzekł jeden, kilku stojących obok zagrodziło drogę chłopakowi.
-Widzę bardzo dobrze... A teraz z drogi - rzucił beznamiętnym tonem i jakby nigdy nic odepchnął ich na bok, po czym przeskoczył barierkę.
-Ej, gdzie idziesz? Zatrzymajcie go! -krzyknął inny mundurowy.
Chepri nie reagował, po prostu szedł w kierunku banku. Ktoś chciał go nawet powstrzymać, ale on odepchnął go lekkim kiaiho.
Podszedł do wrót i otworzył je chamskim kopniakiem, tak, że otwarły się z hukiem.
Przestępcy doznali nie małego szoku.
-Co do... - tylko tyle zdążył powiedzieć jeden z nich, zanim został znokautowany. Reszta spojrzała na leżącego w jeszcze większym szoku, niż była. Teraz było ich tylko pięciu. Nadal uzbrojeni i groźni... No, może nie tak bardzo. A przynajmniej dla szkarłatnowłosego. Kiedy już wszyscy zorientowali się co się stało, zwrócili oczy ku chłopakowi. Jego jednak nie było w miejscu, w którym stał. Kolejny bandzior upadł na podłogę.
Jeden z nich, najwyraźniej o wyższej od pozostałych bystrości umysłu, wydał polecenie:
-Zastrzelcie go!
Pozostała trójka jednak zamiast je wykonać, rozglądała się po całym pomieszczeniu, szukając zielonookiego.
Znów dało się usłyszeć dźwięk upadającego ciała. Zakładnicy byli równie skołowani co oprawcy, a może i bardziej. Ziemianin pojawił się przed swoimi współrasowcami, ci od razu do niego wymierzyli. Nie padł jednak żaden strzał. Uczeń demona wykorzystał nowo zdobytą umiejętność telekinezy, by zabrać im broń.
-Poddajcie się - rzekł stanowczo.
Przestępcy spojrzeli na siebie porozumiewawczo i ruszyli na Chepriego. To był błąd. Zaraz po tym spotkał ich ten sam los co całą resztę. Plus minus jakiś siniak i wybity ząb, czy dwa. Uwolnił tylko tych kilku zakładników, nie zawracał sobie głowy ich liczeniem. Upewnił się jeszcze, że nic im nie jest i skierował się do wyjścia, bez słowa...
Podszedł do najbliższego policjanta i rzekł:
-Możecie tam posprzątać. Źli goście nieprzytomni, zakładnicy cali.
I nie powiedział ani słowa więcej.
Co się stało, że zachowywał się tak, a nie inaczej? Po pierwsze chciał to zrobić szybko, po drugie sprawnie, po trzecie... Trochę mu szybki przyrost mocy uderzył do głowy. Miał wyrobione zdanie na temat dobra i zła, to fakt, ale czuł też jaką ma przewagę nad zwykłymi ludźmi.
Szedł powoli, nie śpieszyło mu się tak bardzo. Wcale jednak nie zmierzał do miejsca, z którego przybył, jeszcze nie.
Jego uwagę przykuła pewna znajomo wyglądająca postać. Podążał za nią, trzymając się w bezpiecznej jego zdaniem odległości. Ukrył tyle mocy ile potrafił, tak na wypadek, gdyby umiała wyczuwać Ki. Nadal jednak pytaniem było, czy to rzeczywiście ta osoba, za którą ma ją chłopak?
Właśnie miał minąć jeden z zaułków, kiedy...
-Śledziłeś mnie... -przemówił do niego żeński głos, dobiegający zza rogu. Nie mylił się, to ona.
-Szkoda by było przepuścić okazje na spotkanie rodzinne.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, czego nie dało się nie zauważyć.
-Zrobiłeś duże postępy, zmieniłeś się też trochę - skomentowała.
Jej czarne włosy nadal spadały na ramiona. Nadal preferowała w ubiorze biel i błękit, bo takie kolory miał jej strój. Przypominał nieco ten, który miał na sobie piętnastolatek. Tym razem jednak, to on był wyższy. Kilka centymetrów, ale to zawsze coś.
-Ty również - rzucił młodszy. -Aż mnie korci, żeby sprawdzisz ile naprawdę potrafisz.
-Naprawdę? Czyli też umiesz wyczuwać energię, właściwie to wcale mnie to nie powinno dziwić.
-Ale ukrywasz moc lepiej, niż ja. Hmm... Zawsze o krok przede mną.
-Nie łam się, kiedyś mnie przerośniesz, a co do twojej propozycji... Bardzo chętnie, ale innym razem.
-Masz rację, ja też mam dosyć napięty harmonogram - starał się nie wykazać żadnej reakcji na pierwsze słowa swojej kuzynki, tak jakby go wcale nie dziwiły.
-Cóż, na mnie pora.
-No to do następnego, niech ci szczęście sprzyja.
-I nawzajem - tyle rzekłszy, odeszła i zniknęła gdzieś w oddali.
Nie ma to jak radość ze spotkania z członkiem rodziny, którego się nie widziało od dwóch lat, prawda?
Już poza miastem Chepri wzbił się w powietrze i udał do swojego aktualnego lokum.
OOC:
ZT -> wulkan
-"Trzeba coś z tym zrobić"
Podszedł do jednej z ustawionych barierek. Funkcjonariusze spojrzeli na niego.
-Hej, gdzie idziesz? Nie widzisz, co się tu dzieje? -rzekł jeden, kilku stojących obok zagrodziło drogę chłopakowi.
-Widzę bardzo dobrze... A teraz z drogi - rzucił beznamiętnym tonem i jakby nigdy nic odepchnął ich na bok, po czym przeskoczył barierkę.
-Ej, gdzie idziesz? Zatrzymajcie go! -krzyknął inny mundurowy.
Chepri nie reagował, po prostu szedł w kierunku banku. Ktoś chciał go nawet powstrzymać, ale on odepchnął go lekkim kiaiho.
Podszedł do wrót i otworzył je chamskim kopniakiem, tak, że otwarły się z hukiem.
Przestępcy doznali nie małego szoku.
-Co do... - tylko tyle zdążył powiedzieć jeden z nich, zanim został znokautowany. Reszta spojrzała na leżącego w jeszcze większym szoku, niż była. Teraz było ich tylko pięciu. Nadal uzbrojeni i groźni... No, może nie tak bardzo. A przynajmniej dla szkarłatnowłosego. Kiedy już wszyscy zorientowali się co się stało, zwrócili oczy ku chłopakowi. Jego jednak nie było w miejscu, w którym stał. Kolejny bandzior upadł na podłogę.
Jeden z nich, najwyraźniej o wyższej od pozostałych bystrości umysłu, wydał polecenie:
-Zastrzelcie go!
Pozostała trójka jednak zamiast je wykonać, rozglądała się po całym pomieszczeniu, szukając zielonookiego.
Znów dało się usłyszeć dźwięk upadającego ciała. Zakładnicy byli równie skołowani co oprawcy, a może i bardziej. Ziemianin pojawił się przed swoimi współrasowcami, ci od razu do niego wymierzyli. Nie padł jednak żaden strzał. Uczeń demona wykorzystał nowo zdobytą umiejętność telekinezy, by zabrać im broń.
-Poddajcie się - rzekł stanowczo.
Przestępcy spojrzeli na siebie porozumiewawczo i ruszyli na Chepriego. To był błąd. Zaraz po tym spotkał ich ten sam los co całą resztę. Plus minus jakiś siniak i wybity ząb, czy dwa. Uwolnił tylko tych kilku zakładników, nie zawracał sobie głowy ich liczeniem. Upewnił się jeszcze, że nic im nie jest i skierował się do wyjścia, bez słowa...
Podszedł do najbliższego policjanta i rzekł:
-Możecie tam posprzątać. Źli goście nieprzytomni, zakładnicy cali.
I nie powiedział ani słowa więcej.
Co się stało, że zachowywał się tak, a nie inaczej? Po pierwsze chciał to zrobić szybko, po drugie sprawnie, po trzecie... Trochę mu szybki przyrost mocy uderzył do głowy. Miał wyrobione zdanie na temat dobra i zła, to fakt, ale czuł też jaką ma przewagę nad zwykłymi ludźmi.
Szedł powoli, nie śpieszyło mu się tak bardzo. Wcale jednak nie zmierzał do miejsca, z którego przybył, jeszcze nie.
Jego uwagę przykuła pewna znajomo wyglądająca postać. Podążał za nią, trzymając się w bezpiecznej jego zdaniem odległości. Ukrył tyle mocy ile potrafił, tak na wypadek, gdyby umiała wyczuwać Ki. Nadal jednak pytaniem było, czy to rzeczywiście ta osoba, za którą ma ją chłopak?
Właśnie miał minąć jeden z zaułków, kiedy...
-Śledziłeś mnie... -przemówił do niego żeński głos, dobiegający zza rogu. Nie mylił się, to ona.
-Szkoda by było przepuścić okazje na spotkanie rodzinne.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, czego nie dało się nie zauważyć.
-Zrobiłeś duże postępy, zmieniłeś się też trochę - skomentowała.
Jej czarne włosy nadal spadały na ramiona. Nadal preferowała w ubiorze biel i błękit, bo takie kolory miał jej strój. Przypominał nieco ten, który miał na sobie piętnastolatek. Tym razem jednak, to on był wyższy. Kilka centymetrów, ale to zawsze coś.
-Ty również - rzucił młodszy. -Aż mnie korci, żeby sprawdzisz ile naprawdę potrafisz.
-Naprawdę? Czyli też umiesz wyczuwać energię, właściwie to wcale mnie to nie powinno dziwić.
-Ale ukrywasz moc lepiej, niż ja. Hmm... Zawsze o krok przede mną.
-Nie łam się, kiedyś mnie przerośniesz, a co do twojej propozycji... Bardzo chętnie, ale innym razem.
-Masz rację, ja też mam dosyć napięty harmonogram - starał się nie wykazać żadnej reakcji na pierwsze słowa swojej kuzynki, tak jakby go wcale nie dziwiły.
-Cóż, na mnie pora.
-No to do następnego, niech ci szczęście sprzyja.
-I nawzajem - tyle rzekłszy, odeszła i zniknęła gdzieś w oddali.
Nie ma to jak radość ze spotkania z członkiem rodziny, którego się nie widziało od dwóch lat, prawda?
Już poza miastem Chepri wzbił się w powietrze i udał do swojego aktualnego lokum.
OOC:
ZT -> wulkan
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ulice
Wto Sie 27, 2013 11:57 am
Udał się na chybił trafił z Leśnego Strumienia do najbliższego miasta jakie wyczuł w pobliżu. A było to West City, czyli największe epicentrum ludzkości na planecie. Przez całą drogę obmyślał atrakcje dla swoich gości, przy ściszonej energii żeby nikt nie wyśledził drogi jaką przemierzał przestrzeń powietrzną i nie uprzedził jego zamiarów. Mknął jak odrzutowiec, aż w końcu pod stopami Tsufula znajdowały się wieżowce największego miasta na Ziemi. Dobrze rozejrzał się po okolicy, aby ogarnąć liczbę możliwych uczestników zabaw i atrakcji przygotowanych przez demona skażonego kosmicznym genem. Hm... przydałoby się przywitać w zaskakującym stylu.
Pamiętacie może chociaż z nazwy film animowany pod tytułem "Klopsiki i inne zjawiska pogodowe"? Zamiast klopsów postanowił przeobrazić chmury w kolorowe cukierki, które runęły w kierunku miasta niczym ostry grad. Przebijały się przez szyby, cieńsze mury, karoserię pojazdów, niszczyły ulice i dawały ostro popalić samym mieszkańcom. Bardzo zdziwieni i przerażeni uciekali w popłochu i sieli zamęt, co nakręcało jeszcze bardziej rozochoczonego sukcesem Tsufula. Przysyłał więcej i więcej ciężkich łakoci z niebios i patrzył jak dewastują one spokojne dotąd życie West City. Wpadł na pomysł jak urozmaicić sobie i swoim gościom przyjemności...
Kolejne przedstawienie polegało na tym, że będzie śmigać tuż nad powierzchnią asfaltu, a napotkane pojazdy mechaniczne kopniakami posyłać na następne. I tak też zrobił: gdy nieznane obiekty podobne do poduszkowców podlatywały w zasięgu demona, ten niemal natychmiast uderzał ze stopy w pokrywy i odsyłał mechaniczne zabawki wraz z kierowcami na kolejne. Niczym kulą od kręgli pokiereszował nie tylko obiekty, ale także ludzi. Na ulicach podnosiły się krzyki chaosu, a to tylko jeszcze bardziej nakręcało demona, który widząc co się dzieje przystąpił do dania głównego.
Jak tak Tsuful siedział w Redzie, to dostrzegł w nim wielkie pokłady energii, bardzo mrocznej Ki, którą mógłby wykorzystać na swój sposób. Otoczył się więc czarną poświatą i kumulował wszystkie moce, ażeby nieco przemienić Genocide Attack na coś bardziej spektakularnego. Z zewnątrz przypominało to atak nietoperzy, które osiadły szczelnie na Długowłosym i szeleściły. Tak, energia szeleściła niczym liście! Było jej tak dużo, iż cząsteczki ocierając się o siebie wydawały taki dźwięk. Ale to zwiastowało dla mieszkańców tego miasta same nieszczęścia. Skulił się bowiem młodzieniec bardziej w sobie, a przy gwałtownym rozprostowaniu całego ciała (to jest ręce i nogi na boki, głowa dumnie uniesiona ku górze, wyprostowanie kręgosłupa) odlepił od siebie czarne cząsteczki Ki. Te mknęły niczym wodospad w dół, na niespodziewających się najgorszego ludzi. Czarna fala rozrzedzonego Ki (rozrzedzonego, bo było mnóstwo mieszkańców, ale o lichym zdrowiu - więc po co wysilać się na potężnych dawkach?) spadła na głowy istot i rozlała się po głównych ulicach, wlewała się niczym czarna ropa do sklepów, otwartych domostw, garaży i do kanałów. Ci, którzy znajdowali się bezpośrednio na ulicach byli oblepieni czarną Ki nie mogąc się ruszyć. Demon tylko czekał aż energia rozproszyła się po najdalszych zakątkach West City, aby jednocześnie zdetonować na ciałach niewinnych gości imprezy ładunek wybuchowy z mocy Reda. Tysiące eksplozji w jednej chwili dawały przepiękne dźwięki katastrofy, soprany zrozpaczonych od cierpienia kobiet, basy pogrążonych w śmierci mężczyzn i huk rozpadających się jak domki z kart budowli. Ah, i ten zapach kurzu w krwią, który rozciągał się nad miastem...
A to dopiero początek, chciał upewnić się, że tą umiejętność przelania czarnej Ki będzie mógł wielokrotnie powtórzyć zanim uda się do kolejnych miast po kolejne zniewolenie bólem ich mieszkańców.
[Post treningowy + technika Dark Soul - pierwsza część]
Pamiętacie może chociaż z nazwy film animowany pod tytułem "Klopsiki i inne zjawiska pogodowe"? Zamiast klopsów postanowił przeobrazić chmury w kolorowe cukierki, które runęły w kierunku miasta niczym ostry grad. Przebijały się przez szyby, cieńsze mury, karoserię pojazdów, niszczyły ulice i dawały ostro popalić samym mieszkańcom. Bardzo zdziwieni i przerażeni uciekali w popłochu i sieli zamęt, co nakręcało jeszcze bardziej rozochoczonego sukcesem Tsufula. Przysyłał więcej i więcej ciężkich łakoci z niebios i patrzył jak dewastują one spokojne dotąd życie West City. Wpadł na pomysł jak urozmaicić sobie i swoim gościom przyjemności...
Kolejne przedstawienie polegało na tym, że będzie śmigać tuż nad powierzchnią asfaltu, a napotkane pojazdy mechaniczne kopniakami posyłać na następne. I tak też zrobił: gdy nieznane obiekty podobne do poduszkowców podlatywały w zasięgu demona, ten niemal natychmiast uderzał ze stopy w pokrywy i odsyłał mechaniczne zabawki wraz z kierowcami na kolejne. Niczym kulą od kręgli pokiereszował nie tylko obiekty, ale także ludzi. Na ulicach podnosiły się krzyki chaosu, a to tylko jeszcze bardziej nakręcało demona, który widząc co się dzieje przystąpił do dania głównego.
Jak tak Tsuful siedział w Redzie, to dostrzegł w nim wielkie pokłady energii, bardzo mrocznej Ki, którą mógłby wykorzystać na swój sposób. Otoczył się więc czarną poświatą i kumulował wszystkie moce, ażeby nieco przemienić Genocide Attack na coś bardziej spektakularnego. Z zewnątrz przypominało to atak nietoperzy, które osiadły szczelnie na Długowłosym i szeleściły. Tak, energia szeleściła niczym liście! Było jej tak dużo, iż cząsteczki ocierając się o siebie wydawały taki dźwięk. Ale to zwiastowało dla mieszkańców tego miasta same nieszczęścia. Skulił się bowiem młodzieniec bardziej w sobie, a przy gwałtownym rozprostowaniu całego ciała (to jest ręce i nogi na boki, głowa dumnie uniesiona ku górze, wyprostowanie kręgosłupa) odlepił od siebie czarne cząsteczki Ki. Te mknęły niczym wodospad w dół, na niespodziewających się najgorszego ludzi. Czarna fala rozrzedzonego Ki (rozrzedzonego, bo było mnóstwo mieszkańców, ale o lichym zdrowiu - więc po co wysilać się na potężnych dawkach?) spadła na głowy istot i rozlała się po głównych ulicach, wlewała się niczym czarna ropa do sklepów, otwartych domostw, garaży i do kanałów. Ci, którzy znajdowali się bezpośrednio na ulicach byli oblepieni czarną Ki nie mogąc się ruszyć. Demon tylko czekał aż energia rozproszyła się po najdalszych zakątkach West City, aby jednocześnie zdetonować na ciałach niewinnych gości imprezy ładunek wybuchowy z mocy Reda. Tysiące eksplozji w jednej chwili dawały przepiękne dźwięki katastrofy, soprany zrozpaczonych od cierpienia kobiet, basy pogrążonych w śmierci mężczyzn i huk rozpadających się jak domki z kart budowli. Ah, i ten zapach kurzu w krwią, który rozciągał się nad miastem...
A to dopiero początek, chciał upewnić się, że tą umiejętność przelania czarnej Ki będzie mógł wielokrotnie powtórzyć zanim uda się do kolejnych miast po kolejne zniewolenie bólem ich mieszkańców.
[Post treningowy + technika Dark Soul - pierwsza część]
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ulice
Sro Sie 28, 2013 8:23 pm
Coraz bardziej miasto przypominało Czarnobyl: wieżowce obdarte ze swoich warstw ochronnych i szyb, gruzy na ulicach i w miejscach wcześniej stojących obiektów handlowych, zbrukane krwią pozostałości po chodnikach i asfaltach. Były jednak pewne różnice: leżące trupy, odór śmierci, ulatniająca się Ki z ich ciał ku niebiosom. Co ciekawe, niektórzy przeżyli ten armagedon, ale byli w fatalnym stanie. Właśnie dla tych najwytrwalszych Tsuful przygotował jeszcze parę atrakcji, w tym spotkanie face-to-face. Powiedzmy, że to spotkanie z VIPem.
Zleciał na dół i bosymi stopami przemierzał gruzowiska rozglądając się czujnie za najmniejszym ruchem czy najcichszym szmerem istot, które przemykały się w panice pod zniszczonymi konstrukcjami. Gdy tylko kogoś takiego namierzał to wybierał jeden z dwóch wariantów. Pierwszy z nich było ścięcie głowy jednym uderzeniem dłoni ułożonej na płask. Wytrącało to im kręg szyjny wbijający się w gardło, także albo umierali od razu po przebiciu tętnicy i krwawienia wewnętrznego, albo dusili się i agonia trwała znacznie dłużej. Nie zatrzymywał się nad takimi ludźmi zbyt długo. Drugi wariant był złośliwy, bo początkowo dawał liche szanse na wolność. Kiedy upatrzył sobie odpowiednio niewinną osóbkę, która nie wzbudzała żadnych podejrzeń, podchodził do niej z otwartą dłonią i głaskał po główce chcąc uśpić czujność. Taka osoba najczęściej nie dawała wiary na uwolnienie się od oprawcy, który nie przestawał głaskać po łepetynce. Taki autograf, o. Ale nie, prawdziwym autografem było zlokalizowanie nacięcia na skórze ofiary (jeśli nie było to takowe robił paznokciem) i jego aura wsiąkała wgłąb ciała nieszczęśnika. I, uwaga, nie mógł ten ktoś za bardzo popadać w rozpacz, gdyż gdy to czynił to rozsadzało go od środka. Jednak osoba, która zdołała przetrwać inwazję aury w najgłębsze zakamarki, to otrzymywała niezwykły dar. Część Tsufula, który służył i wykonywał rozkazy Reda. Ten bez wymiany słów mógł w taki sposób wydać polecenie, które bez mrużenia okiem było wykonywane. Zmusił nawet takiego służące do zdradzenia kryjówek osób mu najbliższych, a Czarno-Białowłosy zabijał ich bez mrugnięcia okiem, no albo tworzył kolejnych sługusów. Po dwóch godzinach takiej parady zebrał około stu osób, które szły krok w krok za swym mentorem i donosiły o zauważonych uratowanych.
Dostali w końcu rozkaz o rozproszeniu się po innych miastach na planecie, gdyż chciał ów miejsce definitywnie zrównać z powierzchnią Ziemi. Nie spieszył się, koncentrował moc w swojej dłoni, która początkowo świeciła na złoto i przypominała odłamek szkła. Po jakimś czasie uznał, iż już jest w pełni gotów do fajerwerków na zakończenie imprezy. Wzleciał do góry w niebo i przemieścił się nad samo centrum opustoszałego miasta. Miał dość wyszukiwania ocalałych, resztę zmiecie niczym uschłe liście jedną, wyćwiczoną przedtem umiejętnością. Minął ułamek sekundy, kiedy z drobinki Ki wypuścił z ręki chmarę czarnych motyli, które runęły ponownie jak wodospad na opustoszałe West City i niszczyły wszystko co było na ich drodze. To co ocalało przemieniało się w drobne kamienie i pył, największe konstrukcje przeistaczały się w rumowiska, nikt kto nie był wojownikiem nie mógł przeżyć takiej masakry.
Tsuful dryfował w powietrzu i ogarniał nieziemskimi ślepiami ogrom zniszczeń jakiego dokonał. Nie wie jak inni, ale on bawił się świetnie. Jak dawno nie cieszył się z cierpienia innych, z huków i wrzasków swoich imprezowych gości, nie był przez chwilę sam. A teraz znów przydałoby się zorganizować kolejne zabawy - ta udała się w stu procentach.
[Post treningowy + technika Dark Soul - druga część, ostatnia]
Zleciał na dół i bosymi stopami przemierzał gruzowiska rozglądając się czujnie za najmniejszym ruchem czy najcichszym szmerem istot, które przemykały się w panice pod zniszczonymi konstrukcjami. Gdy tylko kogoś takiego namierzał to wybierał jeden z dwóch wariantów. Pierwszy z nich było ścięcie głowy jednym uderzeniem dłoni ułożonej na płask. Wytrącało to im kręg szyjny wbijający się w gardło, także albo umierali od razu po przebiciu tętnicy i krwawienia wewnętrznego, albo dusili się i agonia trwała znacznie dłużej. Nie zatrzymywał się nad takimi ludźmi zbyt długo. Drugi wariant był złośliwy, bo początkowo dawał liche szanse na wolność. Kiedy upatrzył sobie odpowiednio niewinną osóbkę, która nie wzbudzała żadnych podejrzeń, podchodził do niej z otwartą dłonią i głaskał po główce chcąc uśpić czujność. Taka osoba najczęściej nie dawała wiary na uwolnienie się od oprawcy, który nie przestawał głaskać po łepetynce. Taki autograf, o. Ale nie, prawdziwym autografem było zlokalizowanie nacięcia na skórze ofiary (jeśli nie było to takowe robił paznokciem) i jego aura wsiąkała wgłąb ciała nieszczęśnika. I, uwaga, nie mógł ten ktoś za bardzo popadać w rozpacz, gdyż gdy to czynił to rozsadzało go od środka. Jednak osoba, która zdołała przetrwać inwazję aury w najgłębsze zakamarki, to otrzymywała niezwykły dar. Część Tsufula, który służył i wykonywał rozkazy Reda. Ten bez wymiany słów mógł w taki sposób wydać polecenie, które bez mrużenia okiem było wykonywane. Zmusił nawet takiego służące do zdradzenia kryjówek osób mu najbliższych, a Czarno-Białowłosy zabijał ich bez mrugnięcia okiem, no albo tworzył kolejnych sługusów. Po dwóch godzinach takiej parady zebrał około stu osób, które szły krok w krok za swym mentorem i donosiły o zauważonych uratowanych.
Dostali w końcu rozkaz o rozproszeniu się po innych miastach na planecie, gdyż chciał ów miejsce definitywnie zrównać z powierzchnią Ziemi. Nie spieszył się, koncentrował moc w swojej dłoni, która początkowo świeciła na złoto i przypominała odłamek szkła. Po jakimś czasie uznał, iż już jest w pełni gotów do fajerwerków na zakończenie imprezy. Wzleciał do góry w niebo i przemieścił się nad samo centrum opustoszałego miasta. Miał dość wyszukiwania ocalałych, resztę zmiecie niczym uschłe liście jedną, wyćwiczoną przedtem umiejętnością. Minął ułamek sekundy, kiedy z drobinki Ki wypuścił z ręki chmarę czarnych motyli, które runęły ponownie jak wodospad na opustoszałe West City i niszczyły wszystko co było na ich drodze. To co ocalało przemieniało się w drobne kamienie i pył, największe konstrukcje przeistaczały się w rumowiska, nikt kto nie był wojownikiem nie mógł przeżyć takiej masakry.
Tsuful dryfował w powietrzu i ogarniał nieziemskimi ślepiami ogrom zniszczeń jakiego dokonał. Nie wie jak inni, ale on bawił się świetnie. Jak dawno nie cieszył się z cierpienia innych, z huków i wrzasków swoich imprezowych gości, nie był przez chwilę sam. A teraz znów przydałoby się zorganizować kolejne zabawy - ta udała się w stu procentach.
[Post treningowy + technika Dark Soul - druga część, ostatnia]
- GośćGość
Re: Ulice
Czw Sie 29, 2013 10:53 pm
____Leciała bardzo szybko. Wręcz używając całe swoje zasoby energii. Chciała jak najszybciej znaleźć się na miejscu bo czuła, że tam dzieje się coś bardzo niedobrego, wiele energii gasło jedna po drugiej tak jakby ktoś zabijał zwykłe mróweczki. Za chwilę znowu wybuch, rozładowanie, a za nim umierały setki. Zaciskała pięści niemal do krwi, nie patrzyła za siebie czy Reito za nią nadąża, leciała jak strzała zostawiając za sobą czerwony szlaczek po aurze. Jej złote oczy wyrażały tylko jedno - chęć odegrania się na tym kimś. Musi obronić niewinnych nim będzie za późno!
W końcu na horyzoncie pojawiło się coś znajomego. Była już w tym mieście, ale nie wyglądało ono wtedy tak jak teraz. Już z daleka dało się dostrzec unoszący wszędzie dym od ognia, wybuchy rozgrzanych aut. Zadrżała gdy do jej uszu dobiegły przeraźliwe krzyki zabijanych tam ludzi. Wtem coś na wzór człowieka wzleciało w powietrze po czym skupiając się wystrzeliło coś przedziwnego w stronę zniszczonego już miasta. Demonica zawisła w powietrzu przez chwilę zastanawiając się co mogą zrobić motylki lecz gdy tylko usłyszała dziewczęcy pisk zrozumiała, że celem tego było zabicie ocalałych ludzi. Szybko wzrokiem wyłapała tych, którzy jeszcze żyli po czym wystrzeliła falę różowych promieni, które zamieniły cele w słodkie ciasteczka. Następnie szybkimi, zwinnymi krokami zebrała łakocie w koszulkę po czym odleciała spory kawałek od miasta. Tym samym promieniem odmieniła przerażonych ludzi, którzy nie mieli pojęcia co właśnie zaszło. Nakazała im uciekać nic nie wyjaśniając, a następnie wróciła na pobojowisko. Nie latała, przeszła się szybko kawałek między ruinami szukając jeszcze kogoś, kogo mogłaby ocalić z tego piekła. Zamiast tego widziała... trupy. Dziewczyna znacznie zbladła, kroki stały się chwiejne. Zatrzymała się nawet przez chwilę czując jak odór wymusza zwrócenie tego co zjadła. Chwyciła się dłonią za usta walcząc z tym by nie zwymiotować. Rozglądnęła się, była zmuszona nawet trącać tych, którzy w miarę nie wyglądali na martwych, ale nie znalazła nikogo. Chyba tamci byli ostatni żywi, a przecież to ledwie piętnaście osób...
Kiedy tędy chodziła ostatnio to miejsce tętniło życiem, było tutaj mnóstwo ludzi. Większych, mniejszych, a nawet i czteronogi. Uśmiechali się, śmiali w głos, bawili. A teraz gruzy, trupy, smród, krew, płacz, przerażenie...
Coś w demonicy pękło. Do jej oczu napłynęły łzy, poczuła rosnący w niej gniew. Z zaciśniętych mocno pięści sączyła się ciurkiem krew. Za niedługo pojawiły się i drobne wyładowania energetyczne wokół ciała June, a powietrze w koło zrobiło się bardzo ciężkie, zerwał się wiatr rozwiewający na wszystkie strony jej długie czerwone włosy. Zadarła głowę do góry przyglądając się uważniej postaci, która była winna temu wszystkiemu. Rozpoznała w niej znajomego...
____ - RED TY DRANIU! - krzyknęła rozszerzając ze zdziwienia powieki. Jego energia była powalająca, wzrosła dwukrotnie niemal w pół dnia. Przecież tak niedawno wyrzuciła go na wolność po kuracji w jej ciele! Cholera, to z jej winy teraz cierpią niewinni lecz z drugiej strony nie mogła przewidzieć tak dziwnego wyskoku demona. Wzleciała wyżej jak strzała. Zawisła w powietrzu. Przyglądnęła się bardziej Red'owi dostrzegając diametralne zmiany w jego wyglądzie. Zbielały jego włosy, wyraz twarzy wyrażał tylko głęboką nienawiść i chęć zniszczenia. Można było śmiało ją porównać do mimiki Juvette. Czyste zło. Coś tutaj nie grało. - Darowałam Ci życie. Nie zabijałam Cię, myślałam, że jesteś dobry, a Ty... ZRÓWNAM CIĘ Z ZIEMIĄ TAK JAK TY ZROBIŁEŚ TO Z TYM MIASTEM! - Nie zdzierżyła dłużej w jednym miejscu. Uaktywniła aurę, która buchnęła w powietrze jak zezłoszczony ogień po czym poleciała w stronę Winowajcy z gotową pięścią. Wzięła zamach gdy była tuż przed nim i uderzyła... miała nadzieję, że trafi.
Sama nie da rady przeciwko Złemu Red'owi. Jeżeli Reito nie pomoże June marny będzie jej los. Teraz nie myśli zbyt wiele o tym czy da radę czy nie, po prostu bliska furii rzuca się atakując na oślep. Nie obchodzi ją różnica mocy! Chce się zemścić! Pomścić tych wszystkich niewinnie zabitych ludzi! Gdyby tylko istniał sposób na ożywienie ich...
OOC
A tak się rzucam, pobij nie jak chcesz.
Ps: Proponuję kolejkę - June, Red, Rei. Tak będzie wygodniej.
W końcu na horyzoncie pojawiło się coś znajomego. Była już w tym mieście, ale nie wyglądało ono wtedy tak jak teraz. Już z daleka dało się dostrzec unoszący wszędzie dym od ognia, wybuchy rozgrzanych aut. Zadrżała gdy do jej uszu dobiegły przeraźliwe krzyki zabijanych tam ludzi. Wtem coś na wzór człowieka wzleciało w powietrze po czym skupiając się wystrzeliło coś przedziwnego w stronę zniszczonego już miasta. Demonica zawisła w powietrzu przez chwilę zastanawiając się co mogą zrobić motylki lecz gdy tylko usłyszała dziewczęcy pisk zrozumiała, że celem tego było zabicie ocalałych ludzi. Szybko wzrokiem wyłapała tych, którzy jeszcze żyli po czym wystrzeliła falę różowych promieni, które zamieniły cele w słodkie ciasteczka. Następnie szybkimi, zwinnymi krokami zebrała łakocie w koszulkę po czym odleciała spory kawałek od miasta. Tym samym promieniem odmieniła przerażonych ludzi, którzy nie mieli pojęcia co właśnie zaszło. Nakazała im uciekać nic nie wyjaśniając, a następnie wróciła na pobojowisko. Nie latała, przeszła się szybko kawałek między ruinami szukając jeszcze kogoś, kogo mogłaby ocalić z tego piekła. Zamiast tego widziała... trupy. Dziewczyna znacznie zbladła, kroki stały się chwiejne. Zatrzymała się nawet przez chwilę czując jak odór wymusza zwrócenie tego co zjadła. Chwyciła się dłonią za usta walcząc z tym by nie zwymiotować. Rozglądnęła się, była zmuszona nawet trącać tych, którzy w miarę nie wyglądali na martwych, ale nie znalazła nikogo. Chyba tamci byli ostatni żywi, a przecież to ledwie piętnaście osób...
Kiedy tędy chodziła ostatnio to miejsce tętniło życiem, było tutaj mnóstwo ludzi. Większych, mniejszych, a nawet i czteronogi. Uśmiechali się, śmiali w głos, bawili. A teraz gruzy, trupy, smród, krew, płacz, przerażenie...
Coś w demonicy pękło. Do jej oczu napłynęły łzy, poczuła rosnący w niej gniew. Z zaciśniętych mocno pięści sączyła się ciurkiem krew. Za niedługo pojawiły się i drobne wyładowania energetyczne wokół ciała June, a powietrze w koło zrobiło się bardzo ciężkie, zerwał się wiatr rozwiewający na wszystkie strony jej długie czerwone włosy. Zadarła głowę do góry przyglądając się uważniej postaci, która była winna temu wszystkiemu. Rozpoznała w niej znajomego...
____ - RED TY DRANIU! - krzyknęła rozszerzając ze zdziwienia powieki. Jego energia była powalająca, wzrosła dwukrotnie niemal w pół dnia. Przecież tak niedawno wyrzuciła go na wolność po kuracji w jej ciele! Cholera, to z jej winy teraz cierpią niewinni lecz z drugiej strony nie mogła przewidzieć tak dziwnego wyskoku demona. Wzleciała wyżej jak strzała. Zawisła w powietrzu. Przyglądnęła się bardziej Red'owi dostrzegając diametralne zmiany w jego wyglądzie. Zbielały jego włosy, wyraz twarzy wyrażał tylko głęboką nienawiść i chęć zniszczenia. Można było śmiało ją porównać do mimiki Juvette. Czyste zło. Coś tutaj nie grało. - Darowałam Ci życie. Nie zabijałam Cię, myślałam, że jesteś dobry, a Ty... ZRÓWNAM CIĘ Z ZIEMIĄ TAK JAK TY ZROBIŁEŚ TO Z TYM MIASTEM! - Nie zdzierżyła dłużej w jednym miejscu. Uaktywniła aurę, która buchnęła w powietrze jak zezłoszczony ogień po czym poleciała w stronę Winowajcy z gotową pięścią. Wzięła zamach gdy była tuż przed nim i uderzyła... miała nadzieję, że trafi.
Sama nie da rady przeciwko Złemu Red'owi. Jeżeli Reito nie pomoże June marny będzie jej los. Teraz nie myśli zbyt wiele o tym czy da radę czy nie, po prostu bliska furii rzuca się atakując na oślep. Nie obchodzi ją różnica mocy! Chce się zemścić! Pomścić tych wszystkich niewinnie zabitych ludzi! Gdyby tylko istniał sposób na ożywienie ich...
OOC
A tak się rzucam, pobij nie jak chcesz.
Ps: Proponuję kolejkę - June, Red, Rei. Tak będzie wygodniej.
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ulice
Pią Sie 30, 2013 8:00 am
Było na co popatrzeć... skala zniszczeń może dotyczyła tylko zwykłych mieszkańców planety, nie mniej jednak widok zgruzowanych wieżowców, czerwonej farby będącej posoką zabitych lub rannych, kurz - wszystko to tworzyło dziwną wizję, która dość mocno zaabsorbowała skażonego Tsufulem demona. Wiedział, że to nie koniec, dlatego chciał zrównać to wszystko do parteru, lecz lekki wyraz zniesmaczenia pojawił się, kiedy dostrzegł pod swoimi stopami kogoś, kto przemieścił się ledwo przed użyciem Dark Soul i wyławiał z kryjówek... ciastka? Nie, to nie były zwyczajne ciastka. Kątem oka śledził poczynania Śmiałkini, która wyniosła w ostatniej chwili tą garstkę ludzi poza obręb ataku. Właściwie to ciekawe, że narażała swoje życie dla jakiś nic nieznaczących w świecie wojowników istot. Ah, jakie to wzruszające! A raczej byłoby wzruszające, gdyby nie to, że serce Reda to tak naprawdę serce zimnego Tsufula chcącego dopinać mrożące krew w żyłach scenerie na ostatni guzik. Takie zachowania spóźnialskiego gościa imprezy nie wchodziło w grę.
No ale poczuł się dumnie, gdy z dwóch imprez June wybrała tą, którą on urządzał w West City. Z tej okazji zawsze może zrobić nadprogramowe atrakcje.
Wzrost aury nowoprzybyłej demonicy tylko utwierdził go w przekonaniu, że chce dołączyć do kończącej się zabawy. Hm, zastanawiające... co to są te cosie w Jej oczach? Jak to się nazywało... hm... u tych ludzi, których zabijał z zimną krwią, też widział przeszklone patrzałki, a za nimi krył się strach... ah łzy! Taaa, jest także dobry w zgadywanki. Czerwonowłosa coś mówiła w jego kierunku, lecz zwracała się do tego nędznika, którego ciało przejął w pełni. No tak, wygląda niemal identycznie jak ofiara. Hahahaha! I najlepsze w tym wszystkim jest to, że oskarżenia i krzyki poszły na konto Reda, że to tamtego wizerunek zostanie nadszarpnięty, a nie Tsufula. Najwyraźniej nie miała pojęcia z kim ma do czynienia. Robi się coraz bardziej interesująco, zwłaszcza iż June wpadła w gniew i Jej poświata naginała atmosferę ku dołowi od ciężaru. Jej Ki także pulsowało chcąc dorwać młodzieńca pięścią sprawiedliwości. Wleciała na niego z impetem, możliwe iż chciała przebić się pięścią przez brzuch Reda...
...ale ubiegł Ją o ułamki sekundy. Chwycił w jedną rękę niczym piłkę ściśniętą dłoń dziewczyny i mogła poczuć jego lodowate ciało. Tak jakby tamte destrukcyjne wygłupy w imię rozrywki nie zmęczyły go ani trochę. Prawda była taka, że skoro Tsuful rządził niepodzielnie tym organizmem, to wprowadził takie zmiany, aby jak najlepiej oddawały kondycję kosmity, a więc właśnie lodowata skóra, wielkie oczy z jeszcze większymi tęczówkami, liczne receptory których nie widać gołym okiem i te charakterystyczne barwy na twarzy. Wracając do zdarzenia, dwie aury zderzyły się ze sobą, chociaż ich właściciele dryfowali w bezruchu połączeni właśnie przez ręce. Było czuć przeciwne podmuchy wiatru na obliczach, lecz ani to ani atak June nie zmienił wyrazu twarzy oprawcy tego miasta, a w bliskiej przyszłości - także towarzyszki. Słowa nie dochodziły do adresata, zupełnie był skupiony na czymś innym... na tym jak zadać cierpienie o dużo-dużo-dużo silniejszej niż ludzie demonicy. O, wymyślił! Tak, to powinno nauczyć wojowniczkę, aby zjawiać się na imprezy punktualnie. I tego, że bez pytania nie można tykać Tsufula.
Najpierw jedną ręką, tą która bezczelnie chwyciła pięść June, zgniótł dłoń koleżanki do chrupnięcia kości śródręcza i sąsiednich paliczków. Następnie pociągnął ramię June, aby Jej oblicze skierować ku swojemu wyciągniętemu kolanu, o którego obił parokroć nos i twarz dziewczyny. Później drugą ręką ścisnął Jej szyję i mknęli razem w kierunku zdewastowanego miasta, aby wcisnąć ciało Długowłosej do asfaltu i pociągnąć Ją za sobą po ulicy ryjąc Jej ciałkiem czerwone szlaczki po jezdni. Na końcu puścił Jej gardło i kopnął w Jej brzuch z całych sił na te osoby, które uciekały, a które były uratowane dzięki Złotookiej. Nie skrócił dystansu, został w tym samym miejscu z którego wykopał dziewczynę i patrzył się na krwiste ślady na jezdni. Udało mu się napisać jedną literę - T. Ha, jak ładnie wyglądała, z daleka powinna alarmować wszystkich, iż on tutaj rządzi, a z innych śmiałków wyciśnie tyle posoki, aby zapisać całe swoje imię! Ha-ha-ha-ha! Tylko przydałoby się to ochronić przed deszczem...
...zaprawdę to był straszny drań, skoro tak przedmiotowo traktował przeciwników. I nie okazywał ani grama litości czy emocji.
Ooc:
Atak potężny = 3660 + 1575 = 5235 dmg
HP = 22500
KI = 25875
No ale poczuł się dumnie, gdy z dwóch imprez June wybrała tą, którą on urządzał w West City. Z tej okazji zawsze może zrobić nadprogramowe atrakcje.
Wzrost aury nowoprzybyłej demonicy tylko utwierdził go w przekonaniu, że chce dołączyć do kończącej się zabawy. Hm, zastanawiające... co to są te cosie w Jej oczach? Jak to się nazywało... hm... u tych ludzi, których zabijał z zimną krwią, też widział przeszklone patrzałki, a za nimi krył się strach... ah łzy! Taaa, jest także dobry w zgadywanki. Czerwonowłosa coś mówiła w jego kierunku, lecz zwracała się do tego nędznika, którego ciało przejął w pełni. No tak, wygląda niemal identycznie jak ofiara. Hahahaha! I najlepsze w tym wszystkim jest to, że oskarżenia i krzyki poszły na konto Reda, że to tamtego wizerunek zostanie nadszarpnięty, a nie Tsufula. Najwyraźniej nie miała pojęcia z kim ma do czynienia. Robi się coraz bardziej interesująco, zwłaszcza iż June wpadła w gniew i Jej poświata naginała atmosferę ku dołowi od ciężaru. Jej Ki także pulsowało chcąc dorwać młodzieńca pięścią sprawiedliwości. Wleciała na niego z impetem, możliwe iż chciała przebić się pięścią przez brzuch Reda...
...ale ubiegł Ją o ułamki sekundy. Chwycił w jedną rękę niczym piłkę ściśniętą dłoń dziewczyny i mogła poczuć jego lodowate ciało. Tak jakby tamte destrukcyjne wygłupy w imię rozrywki nie zmęczyły go ani trochę. Prawda była taka, że skoro Tsuful rządził niepodzielnie tym organizmem, to wprowadził takie zmiany, aby jak najlepiej oddawały kondycję kosmity, a więc właśnie lodowata skóra, wielkie oczy z jeszcze większymi tęczówkami, liczne receptory których nie widać gołym okiem i te charakterystyczne barwy na twarzy. Wracając do zdarzenia, dwie aury zderzyły się ze sobą, chociaż ich właściciele dryfowali w bezruchu połączeni właśnie przez ręce. Było czuć przeciwne podmuchy wiatru na obliczach, lecz ani to ani atak June nie zmienił wyrazu twarzy oprawcy tego miasta, a w bliskiej przyszłości - także towarzyszki. Słowa nie dochodziły do adresata, zupełnie był skupiony na czymś innym... na tym jak zadać cierpienie o dużo-dużo-dużo silniejszej niż ludzie demonicy. O, wymyślił! Tak, to powinno nauczyć wojowniczkę, aby zjawiać się na imprezy punktualnie. I tego, że bez pytania nie można tykać Tsufula.
Najpierw jedną ręką, tą która bezczelnie chwyciła pięść June, zgniótł dłoń koleżanki do chrupnięcia kości śródręcza i sąsiednich paliczków. Następnie pociągnął ramię June, aby Jej oblicze skierować ku swojemu wyciągniętemu kolanu, o którego obił parokroć nos i twarz dziewczyny. Później drugą ręką ścisnął Jej szyję i mknęli razem w kierunku zdewastowanego miasta, aby wcisnąć ciało Długowłosej do asfaltu i pociągnąć Ją za sobą po ulicy ryjąc Jej ciałkiem czerwone szlaczki po jezdni. Na końcu puścił Jej gardło i kopnął w Jej brzuch z całych sił na te osoby, które uciekały, a które były uratowane dzięki Złotookiej. Nie skrócił dystansu, został w tym samym miejscu z którego wykopał dziewczynę i patrzył się na krwiste ślady na jezdni. Udało mu się napisać jedną literę - T. Ha, jak ładnie wyglądała, z daleka powinna alarmować wszystkich, iż on tutaj rządzi, a z innych śmiałków wyciśnie tyle posoki, aby zapisać całe swoje imię! Ha-ha-ha-ha! Tylko przydałoby się to ochronić przed deszczem...
...zaprawdę to był straszny drań, skoro tak przedmiotowo traktował przeciwników. I nie okazywał ani grama litości czy emocji.
Ooc:
Atak potężny = 3660 + 1575 = 5235 dmg
HP = 22500
KI = 25875
Re: Ulice
Nie Wrz 01, 2013 12:16 am
___Ledwo nadążał za June mknącą z niesamowitą prędkością w kierunku miasta. On również to czuł. Ginęli niewinni ludzie. Gdy zobaczył ruiny miasta zatrzymał się na moment. June w tym czasie poleciała na ratunek ocalałym ludziom. Zamyślił się. Z boku oglądał jak Tsuful zabija kolejne ofiary. Czyżby go to nie ruszało? Nie… on po prostu nie mógł się ruszyć bo coś działo się w jego podświadomości. Nagle okropny ból głowy powalił go na ziemię. Skulił się starając przy tym załagodzić jakoś te uczucie. Znów widział zlepek obrazów. Jakieś wydarzenia sprzed kilkaset lat. Już myślał, że będzie miał spokój bo od wejścia do komnaty zdarzyło mu się to tylko raz. Jednak bardzo się mylił. Ale dopiero teraz doszedł do wniosku, że te „bóle” są wywołane tym co aktualnie widzi. Jeśli miejsce te również widział shadow to automatycznie budziły się w saiyanie jego wspomnienia. Mógł się go pozbyć ze swojego ciała ale mózgu nie da się sformatować. Wspomnienia te były niepełne. Jakby zakończenia neuronów były uszkodzone co powodowało ból przy każdej próbie odtworzenia bądź samego zagłębienia się w te rejony pamięci. Podparł się ręką starając się utrzymać na nogach. Widział płonące miasto i masę ludzi uciekających w popłochu. Niewiele to różniło się od tego co teraz się tam działo. Pociski energii niszczyły wszystko. Wtem uczucie zniknęło momentalnie a Rei wrócił do normalnego funkcjonowania. Nie był świadomy tego ile czasu minęło od kiedy zaczął zwijać się z bólu. Tym razem poczuł jednak coś innego. June właśnie walczyła ze sprawcą całego zamieszania. I to nie na żarty. Biła od niej potężna energia ale przeciwnik zdawał się być silniejszy. Znacznie silniejszy. Nawet Reito nie miał z nim szans. Ale teraz go to nie obchodziło. Musiał ratować dziewczynę za wszelką cenę. Jej ki gwałtownie spadła. To oznaczało, że była ranna. Znów bał się, że może nie zdążyć a niestety senzu już nie posiadał. Mknął ile sił byle jak najszybciej znaleźć się obok niej.
Red… A raczej Tsuful zdawał się być zbyt pewny siebie. Widok zakrwawionej ulicy dodatkowo rozzłościł Reia. Rozpędzony do maksimum uderzył z pełną mocą, niczego nie spodziewającego się demona, pięścią prosto w szyderczo uśmiechniętą twarz. Tym samym posłał go na parę ładnych metrów. Być może nie zrobiło to na nim większego wrażenia ale szatynowi udało się zdobyć kilka sekund by zająć się w tym czasie June. Podleciał do niej szybko wyciągając ją z gruzów. Tak samo ona jak i jej ubranie było w opłakanym stanie. Czerwone były już nie tylko jej włosy ale także zdarta skóra i odzienie splamione krwią. Rany były powierzchowne na szczęście ale z pewnością bolały. June była całkiem silna więc na pewno nie dałaby się zabić tak szybko. Choć saiyan i tak się martwił. Raz już widział ją ledwo żywą. Kolejny raz nie dopuści do tego choćby miał sam zginąć. Przeciwnik stanowił całkowicie inny poziom. W pojedynkę nie był w stanie za wiele mu zrobić jednakże…
- June… Proszę Cię nie zbliżaj się do niego. On jest cholernie silny a ja nie chcę by coś Ci się stało. Poradzę sobie sam.
To było samolubne choć on w ten sposób ukazywał swoją troskę. Był świadom tego, że prawdopodobnie rudowłosa i tak go nie posłucha. Jednak nie mógł pozwolić jej się tak narażać. Tym bardziej, że Tsuful nie znał litości. Wiedział o tym widząc chociażby tych wszystkich zabitych albo raczej zmasakrowanych ludzi i zniszczone miasto. Patrzył na swojego przeciwnika milcząc. Skupiał się na jego ruchach czekając na jakikolwiek sygnał. Coś co mogło zdradzić następny jego ruch. W takim starciu nie było już mowy o jakimkolwiek potknięciu. Każdy zły ruch mógł szybko doprowadzić do jego rychłej śmierci a tego wolał by uniknąć. Po prostu czekał…
OOC:
Potężny za 2235dmg
Trening Start
Red… A raczej Tsuful zdawał się być zbyt pewny siebie. Widok zakrwawionej ulicy dodatkowo rozzłościł Reia. Rozpędzony do maksimum uderzył z pełną mocą, niczego nie spodziewającego się demona, pięścią prosto w szyderczo uśmiechniętą twarz. Tym samym posłał go na parę ładnych metrów. Być może nie zrobiło to na nim większego wrażenia ale szatynowi udało się zdobyć kilka sekund by zająć się w tym czasie June. Podleciał do niej szybko wyciągając ją z gruzów. Tak samo ona jak i jej ubranie było w opłakanym stanie. Czerwone były już nie tylko jej włosy ale także zdarta skóra i odzienie splamione krwią. Rany były powierzchowne na szczęście ale z pewnością bolały. June była całkiem silna więc na pewno nie dałaby się zabić tak szybko. Choć saiyan i tak się martwił. Raz już widział ją ledwo żywą. Kolejny raz nie dopuści do tego choćby miał sam zginąć. Przeciwnik stanowił całkowicie inny poziom. W pojedynkę nie był w stanie za wiele mu zrobić jednakże…
- June… Proszę Cię nie zbliżaj się do niego. On jest cholernie silny a ja nie chcę by coś Ci się stało. Poradzę sobie sam.
To było samolubne choć on w ten sposób ukazywał swoją troskę. Był świadom tego, że prawdopodobnie rudowłosa i tak go nie posłucha. Jednak nie mógł pozwolić jej się tak narażać. Tym bardziej, że Tsuful nie znał litości. Wiedział o tym widząc chociażby tych wszystkich zabitych albo raczej zmasakrowanych ludzi i zniszczone miasto. Patrzył na swojego przeciwnika milcząc. Skupiał się na jego ruchach czekając na jakikolwiek sygnał. Coś co mogło zdradzić następny jego ruch. W takim starciu nie było już mowy o jakimkolwiek potknięciu. Każdy zły ruch mógł szybko doprowadzić do jego rychłej śmierci a tego wolał by uniknąć. Po prostu czekał…
OOC:
Potężny za 2235dmg
Trening Start
- GośćGość
Re: Ulice
Nie Wrz 01, 2013 2:30 pm
_____Jak wielkie rozczarowanie pojawiło się na twarzy June gdy okazało się, że spudłowała. Użyła pełnię swoich sił, a mimo to jej cios został zablokowany. Dla demonicy wszystko teraz działo się z spowolnionym tempie. Zdała sobie sprawę z tego, że jest bez najmniejszej szansy na wygraną. Jeśli nie zdarzy się jakiś cud skończy tak samo marnie jak ci wszyscy mieszkańcy tego miasta.
Cierpienie, które sprezentował jej demoniczny przeciwnik było nie do opisania. Cała jej bojowa aura zniknęła rozmywając się z powietrzu gdy tylko usłyszała trzask łamanych kości i poczuła rwący ból. Złote oczy zadrżały gdy spojrzała w zimne patrzałki kosmity. Nie wyglądał jakby był przejęty czy też zmęczony tym co przed chwila zaszło. Zablokował ją bez problemu, a potem pociągnął za rękę nabijając nosem na swoje kolano. Kolejne chrupnięcie jej kości zupełnie sparaliżowało demonicę. Widziała swoją krew na kolanie oprawcy między kolejnymi uderzeniami, czuła się beznadziejnie, nie była w stanie nic zrobić. Zero chęci obrony przez co skończyła jak przyrząd do orania pola, tylko tutaj był asfalt i bolało to jeszcze bardziej. Na dobitkę Red kopnął ją jak szmacianą lalkę prosto w uciekających ludzi, których przed chwilą uratowała. Widząc to kątem oka jakimś cudem udało się jej odbić od ziemi nim w nich uderzyła i polecieć w zniszczony budynek. Gruchotnęła w niego nie mając sił na to by łagodnie wylądować. Kilka grubszych kamieni opadło na nią, a rudowłosa nic z tym nie zrobiła. Leżała nieruchomo jak trup z otwartymi oczami myśląc: Co się właśnie stało? To nie była pełnia siły tego potwora, oj nie. Bawił się z nią, chciał zadać jak najwięcej bólu nim ją zabije.
Zamknęła oczy z trudem zatrzymując napływające łzy. Była w beznadziejnej sytuacji, nic nie wskóra choćby chciała nie wiadomo jak bardzo. Hikaru z Kuro zajęci są walką z jej ojcem, nie może liczyć na żadnego z nich. Lecz...
Pojawił się Reito, Wybawiciel. Kilkanaście sekund zajęło June ogarnianie kto ją wyciągnął spod tych gruzów. Była taka bez chęci do życia, widać było, że poddała się już na samym początku walki. Jest poobijana, krew znajdowała się niemal wszędzie, a ubranie pozostawiało wiele do życzenia. Najciężej było z zatamowaniem krwi z nosa oraz z poruszaniem prawą ręką, reszta ran to płotki.
___ - Żartujesz? - powiedziała zdziwiona gdy tylko dotarło do niej to co powiedział saiyan. - Nie pozwolę Ci! W pojedynkę jesteśmy dla niego tylko nic nie znaczącymi robakami! On Cię zabije! - nagle ożyła. Może nie do końca, bo była blada, ale przynajmniej się poruszyła. Potrząsnęła mężczyzną chcąc jakoś go odwieść od samobójczego planu walki sam na sam z Red'em. To było bez sensu i tak jej nie posłucha choćby krzyczała na niego całe wieki. Wojownicza rasa Ci saiyanie...
___ - Reito! Mam pomysł... potrzebuję trochę czasu. - powiedziała nagle zmieniając zupełnie nastawienie. Nie była pewna czy się jej uda, ale w tej sytuacji każdy promyk nadziei jest na wagę złota. Odleciała kawałek chowając się przed ręką Red'a i zaczęła się skupiać...
Trening Start
Cierpienie, które sprezentował jej demoniczny przeciwnik było nie do opisania. Cała jej bojowa aura zniknęła rozmywając się z powietrzu gdy tylko usłyszała trzask łamanych kości i poczuła rwący ból. Złote oczy zadrżały gdy spojrzała w zimne patrzałki kosmity. Nie wyglądał jakby był przejęty czy też zmęczony tym co przed chwila zaszło. Zablokował ją bez problemu, a potem pociągnął za rękę nabijając nosem na swoje kolano. Kolejne chrupnięcie jej kości zupełnie sparaliżowało demonicę. Widziała swoją krew na kolanie oprawcy między kolejnymi uderzeniami, czuła się beznadziejnie, nie była w stanie nic zrobić. Zero chęci obrony przez co skończyła jak przyrząd do orania pola, tylko tutaj był asfalt i bolało to jeszcze bardziej. Na dobitkę Red kopnął ją jak szmacianą lalkę prosto w uciekających ludzi, których przed chwilą uratowała. Widząc to kątem oka jakimś cudem udało się jej odbić od ziemi nim w nich uderzyła i polecieć w zniszczony budynek. Gruchotnęła w niego nie mając sił na to by łagodnie wylądować. Kilka grubszych kamieni opadło na nią, a rudowłosa nic z tym nie zrobiła. Leżała nieruchomo jak trup z otwartymi oczami myśląc: Co się właśnie stało? To nie była pełnia siły tego potwora, oj nie. Bawił się z nią, chciał zadać jak najwięcej bólu nim ją zabije.
Zamknęła oczy z trudem zatrzymując napływające łzy. Była w beznadziejnej sytuacji, nic nie wskóra choćby chciała nie wiadomo jak bardzo. Hikaru z Kuro zajęci są walką z jej ojcem, nie może liczyć na żadnego z nich. Lecz...
Pojawił się Reito, Wybawiciel. Kilkanaście sekund zajęło June ogarnianie kto ją wyciągnął spod tych gruzów. Była taka bez chęci do życia, widać było, że poddała się już na samym początku walki. Jest poobijana, krew znajdowała się niemal wszędzie, a ubranie pozostawiało wiele do życzenia. Najciężej było z zatamowaniem krwi z nosa oraz z poruszaniem prawą ręką, reszta ran to płotki.
___ - Żartujesz? - powiedziała zdziwiona gdy tylko dotarło do niej to co powiedział saiyan. - Nie pozwolę Ci! W pojedynkę jesteśmy dla niego tylko nic nie znaczącymi robakami! On Cię zabije! - nagle ożyła. Może nie do końca, bo była blada, ale przynajmniej się poruszyła. Potrząsnęła mężczyzną chcąc jakoś go odwieść od samobójczego planu walki sam na sam z Red'em. To było bez sensu i tak jej nie posłucha choćby krzyczała na niego całe wieki. Wojownicza rasa Ci saiyanie...
___ - Reito! Mam pomysł... potrzebuję trochę czasu. - powiedziała nagle zmieniając zupełnie nastawienie. Nie była pewna czy się jej uda, ale w tej sytuacji każdy promyk nadziei jest na wagę złota. Odleciała kawałek chowając się przed ręką Red'a i zaczęła się skupiać...
Trening Start
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ulice
Nie Wrz 01, 2013 7:28 pm
Nie lubił, gdy ktoś spóźniał się perfidnie na imprezę i przerywał dumanie nad krwistym arcydziełem na jezdni.
Tym kimś był wojownik, którego tylko raz w życiu widział, i którego to nie znał ani trochę. Poznał teraz Jego pięść, ale akurat wolałby poznać Go z innej strony... Jego słabości, tak... Jego mocne strony - po troszę, żeby ich uniknąć na zaś. I nie, Reito nie uderzył twarzy z uśmiechem, tylko obojętną. Mógł jedynie odczuwać, że wewnątrz demona zarażonego Tsufulem płynie rzeka ekstazy na myśl o tym co dokonał na June. A teraz był wściekły na Super Saiyanina, który zepsuł chwilę zadumy. Wychodził ostrożnie z gruzów, jakby tak miało być w programie imprezy na dzisiejszy dzień i lekko strzepnął kurz z ramiona. Przecięte plamiło posoką żółtawą chustę, lecz najgorszą kondycję miał nos. Musiał to naprawić, więc chwycił dwoma palcami za chrząstkę i z chrupnięciem nastawił na prosty nos. Czuł na sobie wzrok Blondyna, najwyraźniej wyczekiwał kolejnych wydarzeń. Oto i one.
Wyprostował się w kręgosłupie i zmierzył kosmicznymi patrzałkami swojego rywala. Wolałby dokończyć sprawę z dziewczyną, jednak z drugiej strony nigdy nie przepadał za Saiyanami, a ten niewątpliwie zaliczał się do rasy tych małpiastych wojowników. Nie mrugnął ani na chwilę oczyma, kiedy wokół jego ciała podniosła się czarna jak smoła aura, która przy złączeniu z powietrzem odrywała się w postaci malutkich motylków. Wyciągnął rękę w kierunku śmiałka, w której to dłoni pojawił się złoty motyl, ale po ściśnięciu wyfrunęła mroczna odmiana, a za nią cała chmara odrywająca się nie tylko z poświaty Reda, ale także z jego otwartej ręki. Rój szeleszczącej Ki mknął wprost na Reito, którego to szczelnie okryły od czubka włosów do palców u stóp. June zdążyła w tym czasie czmychnąć z pola rażenia, więc tylko młodzieniec poczuje ból eksplozji na własnej skórze. Szybko ścisnął dłoń, na co motyle zareagowały od razu, i wydobył się potężny huk, niczym po odpaleniu bomby atomowej. Nie mógł uciec od pułapki Tsufula, który odleciał pięćdziesiąt metrów dalej, żeby nie oberwać z Dark Soula. Dużo dymu i swądu przysmażonego mięsa unosiło się z jednego miejsca. Był ciekaw czy zdołał przetrwać zmasowany atak ciemnej Ki demona. Nawet na chwilę zapomniał o Czerwonowłosej, taką miał nieodpartą chęć zgładzenia Reito za wtrynienie się do zabawy.
Ale znów - mógł zawsze wybrać balangę u Braski i Hikaru, więc z dwojga złego przynajmniej będzie bardziej czerwono niż planował. Emocji nie wyrażał żadnych, tak jakby dawał z siebie wszystko, a przy niepowodzeniu opanuje ciało zwycięzcy. Tak to działało, prawda? Kiedy Red będzie na skraju śmierci, to Tsuful bezczelnie zostawi go na pastwę losu, którego mu naważył. Nie przejmuje się takimi drobnostkami jak śmierć ofiary, w której siedział i rozgościł się w każdym zakamarku. Znajdzie sobie nowego żywiciela, jednak w tej chwili krzyżując ręce na torsie wypatrywał konturów ciała oponenta.
Ooc:
Dark Soul = 35% Ki + 5%HP oponenta (Reito) = 0,35*22875 + 0,05*22770 = 10194,75 ~ 10194 DMG
HP = 22500 - 2235 = 20265
KI = 25875 - 0,9*10194 = 25875 - 9174 = 16699
Tym kimś był wojownik, którego tylko raz w życiu widział, i którego to nie znał ani trochę. Poznał teraz Jego pięść, ale akurat wolałby poznać Go z innej strony... Jego słabości, tak... Jego mocne strony - po troszę, żeby ich uniknąć na zaś. I nie, Reito nie uderzył twarzy z uśmiechem, tylko obojętną. Mógł jedynie odczuwać, że wewnątrz demona zarażonego Tsufulem płynie rzeka ekstazy na myśl o tym co dokonał na June. A teraz był wściekły na Super Saiyanina, który zepsuł chwilę zadumy. Wychodził ostrożnie z gruzów, jakby tak miało być w programie imprezy na dzisiejszy dzień i lekko strzepnął kurz z ramiona. Przecięte plamiło posoką żółtawą chustę, lecz najgorszą kondycję miał nos. Musiał to naprawić, więc chwycił dwoma palcami za chrząstkę i z chrupnięciem nastawił na prosty nos. Czuł na sobie wzrok Blondyna, najwyraźniej wyczekiwał kolejnych wydarzeń. Oto i one.
Wyprostował się w kręgosłupie i zmierzył kosmicznymi patrzałkami swojego rywala. Wolałby dokończyć sprawę z dziewczyną, jednak z drugiej strony nigdy nie przepadał za Saiyanami, a ten niewątpliwie zaliczał się do rasy tych małpiastych wojowników. Nie mrugnął ani na chwilę oczyma, kiedy wokół jego ciała podniosła się czarna jak smoła aura, która przy złączeniu z powietrzem odrywała się w postaci malutkich motylków. Wyciągnął rękę w kierunku śmiałka, w której to dłoni pojawił się złoty motyl, ale po ściśnięciu wyfrunęła mroczna odmiana, a za nią cała chmara odrywająca się nie tylko z poświaty Reda, ale także z jego otwartej ręki. Rój szeleszczącej Ki mknął wprost na Reito, którego to szczelnie okryły od czubka włosów do palców u stóp. June zdążyła w tym czasie czmychnąć z pola rażenia, więc tylko młodzieniec poczuje ból eksplozji na własnej skórze. Szybko ścisnął dłoń, na co motyle zareagowały od razu, i wydobył się potężny huk, niczym po odpaleniu bomby atomowej. Nie mógł uciec od pułapki Tsufula, który odleciał pięćdziesiąt metrów dalej, żeby nie oberwać z Dark Soula. Dużo dymu i swądu przysmażonego mięsa unosiło się z jednego miejsca. Był ciekaw czy zdołał przetrwać zmasowany atak ciemnej Ki demona. Nawet na chwilę zapomniał o Czerwonowłosej, taką miał nieodpartą chęć zgładzenia Reito za wtrynienie się do zabawy.
Ale znów - mógł zawsze wybrać balangę u Braski i Hikaru, więc z dwojga złego przynajmniej będzie bardziej czerwono niż planował. Emocji nie wyrażał żadnych, tak jakby dawał z siebie wszystko, a przy niepowodzeniu opanuje ciało zwycięzcy. Tak to działało, prawda? Kiedy Red będzie na skraju śmierci, to Tsuful bezczelnie zostawi go na pastwę losu, którego mu naważył. Nie przejmuje się takimi drobnostkami jak śmierć ofiary, w której siedział i rozgościł się w każdym zakamarku. Znajdzie sobie nowego żywiciela, jednak w tej chwili krzyżując ręce na torsie wypatrywał konturów ciała oponenta.
Ooc:
Dark Soul = 35% Ki + 5%HP oponenta (Reito) = 0,35*22875 + 0,05*22770 = 10194,75 ~ 10194 DMG
HP = 22500 - 2235 = 20265
KI = 25875 - 0,9*10194 = 25875 - 9174 = 16699
Re: Ulice
Nie Wrz 01, 2013 11:35 pm
___Reakcja June na jego słowa była do przewidzenia. Oczywiście nie zgodziła się. A porównanie ich do robaków było średnio trafne. Chyba że chodzi o te jadowite. O tak… Już Rei wiedział jak zajść draniowi za skórę. Demonica wtem wspomniała coś o jakimś planie. Reito chciał ją zatrzymaj. – Poczekaj. Wróć! – Ale było już za późno. Zniknęła gdzieś. Tsuful mimo wcześniejszych przypuszczeń szatyna wyglądał na spokojnego i wcale nie zachowywał się jak szaleniec szydząco patrzący na swoje ofiary. Można było wyczytać z jego wzroku obojętność. Czyżby był tak przesycony złem, iż nawet nie robiło na nim wrażenia zmasakrowanie połowy a może nawet całego miasta? Coś szykował dla Saiyana. Wyprostował swą pozycję i wyciągnął jedną rękę przed siebie. – He? Co to do… - Rozszerzyły się jego źrenice widząc mrocznego motyla wylatującego wprost z dłoni Tsufula. Nagle pojawiła się ich cała chmara. Nie było szans się przed tym ukryć ani obronić. Otuliły całe ciało chłopaka niczym szarańcza i co najgorsze, po zetknięciu z jego ciałem eksplodowały. Zdążył jedynie zakryć rękami swoją twarz a nogą krocze… Wybuch był potężny. Zmiótł ogromny obszar miasta z powierzchni ziemi tworząc krater sporej głębokości i rozpiętości, w którego centrum znajdował się Reito. Gdy kurz opadł dało się zauważyć jego pokiereszowane ciało. Prawa ręka urwana do połowy, z lewej wystawały gołe kości. Podobnie nogi. Ta wystawiona bardziej w przód była niemalże obdarta ze skóry. Z drugiej sączyła się krew. Mnóstwo krwi. Oparzenia na całym ciele i poszarpane ubranie. Mimo tak licznych i paskudnych ran dalej utrzymywał się w powietrzu. Zaciskał zęby starając się wytrzymać ten okropny ból. Normalny człowiek dawno by już umarł z bólu a w najlepszym wypadku zemdlał ale Rei był saiyanem. Dla tej rasy ból był jak motywator. Każda rana potęgowała w nich złość i chęć zabicia przeciwnika na tyle, iż z czasem przestali całkowicie przejmować się obrażeniami. Ponadto szatyn trzymał w zanadrzu pewną umiejętność nabytą dość niedawno. Ryknął jak gdyby wstąpił w niego demon. Wtem z ran zaczęła unosić się biała aura niczym para wodna. Pojedyncze komórki zaczęły się regenerować w niesamowitym tempie. Poczynając od kości jego urwana ręka uformowała się na nowo. Nie trwało to tak szybko jak przypadku nameczan ale efekt był niemalże taki sam. A może bardziej przypominało to regenerację demona… W każdym razie ciało odzyskało dawną sprawność po niecałej minucie. Nieco zdyszany zaciskał swą „nową” dłoń w pięść w oczach mając ogień nienawiści. Spojrzenie z pozoru spokojne w rzeczywistości mówiło „zabiję Cię”.
– Zniszczyłeś mój najlepszy strój popierdoleńcu…
Rzekł z pozornym spokojem ale z wyraźnym drżeniem głosu. Ot drobnostka. Przejmował się bardziej ubraniem niż urwaną ręką co było nieco komiczne biorąc pod uwagę powagę sytuacji. Momentalnie złożył przed sobą dłonie skierowując palce w stronę oponenta. Między nimi zaczęła się formować kula energii, której wyładowania ryły rowy w ziemi.
- Zdychaj! Final Flash…!
Echem rozszedł się krzyk saiyana a z dłoni wystrzeliła fala energetyczna ogromnej rozpiętości. Niemalże z prędkością światła znalazła się obok Reda niszcząc wszystko na swej drodze. Ostałe się budynki pękały za sprawą fali uderzeniowej a ich gruzy wystrzeliły w powietrze. Rei stracił sporo Ki. Po tym ataku mimowolnie osunął się na ziemię i podparł ręką by pozostać w pozycji pionowej. Zmęczenie było widać na całym jego ciele. Pot z niego spływał a klatka piersiowa poruszała się z dużą częstotliwością. Jednak to nie był koniec czuł, że Tsuful nadal żyje. Użył wszystkiego co miał. Jego przeciwnik z pewnością nie uszedł z tego bez szwanku ale jeśli by się tak stało to szatyn miałby nie lada problem.
OOC:
Regeneracja 1000HP za 2000KI
Final Flash 60%KI: 17280dmg; -13824KI
HP: 12576
KI: 12976
– Zniszczyłeś mój najlepszy strój popierdoleńcu…
Rzekł z pozornym spokojem ale z wyraźnym drżeniem głosu. Ot drobnostka. Przejmował się bardziej ubraniem niż urwaną ręką co było nieco komiczne biorąc pod uwagę powagę sytuacji. Momentalnie złożył przed sobą dłonie skierowując palce w stronę oponenta. Między nimi zaczęła się formować kula energii, której wyładowania ryły rowy w ziemi.
- Zdychaj! Final Flash…!
Echem rozszedł się krzyk saiyana a z dłoni wystrzeliła fala energetyczna ogromnej rozpiętości. Niemalże z prędkością światła znalazła się obok Reda niszcząc wszystko na swej drodze. Ostałe się budynki pękały za sprawą fali uderzeniowej a ich gruzy wystrzeliły w powietrze. Rei stracił sporo Ki. Po tym ataku mimowolnie osunął się na ziemię i podparł ręką by pozostać w pozycji pionowej. Zmęczenie było widać na całym jego ciele. Pot z niego spływał a klatka piersiowa poruszała się z dużą częstotliwością. Jednak to nie był koniec czuł, że Tsuful nadal żyje. Użył wszystkiego co miał. Jego przeciwnik z pewnością nie uszedł z tego bez szwanku ale jeśli by się tak stało to szatyn miałby nie lada problem.
OOC:
Regeneracja 1000HP za 2000KI
Final Flash 60%KI: 17280dmg; -13824KI
HP: 12576
KI: 12976
- GośćGość
Re: Ulice
Pon Wrz 02, 2013 2:41 pm
___ - REITOOOO! - nawet nie zdążyła porządnie odejść, a usłyszała potężny wybuch, który zatrząsł ziemią. Dziewczyna straciła równowagę przez co upadła na ziemię. Zawiał potężny wiatr od uderzenia targając rude kudły złotookiej. Zbladła jeszcze bardziej o ile było to możliwe. Podpierając się na łokciach odwróciła lekko głowę w stronę wybuchu. Tumany kurzu unosiły się w miejscu eksplozji, przed chwilą stał tam nikt inny jak Reito. Dziewczyna poderwała się z miejsca chcąc lecieć w chmurę pyłu lecz zatrzymała się gdy zaczęła widzieć jakąś znajomą sylwetkę. Z każdym odkrywanym kawałkiem ciała saiyana demonicy robiło się coraz słabiej. Otworzyła szeroko usta, a w oczach pojawił się czysty strach. - O nie... - tylko tyle z siebie wydukała. Nie była w stanie nic więcej powiedzieć bo to co zobaczyła było warte niejednego horroru dla ludzi o mocnych nerwach. Ten widok rozszarpanego ciała Reia zostanie w pamięci demonicy na bardzo długi czas. Nie wiedziała w tym momencie co robić, przecież w takim stanie on nie jest zdolny do walki! Ale co to? Dziwny biały dym, zaczął unosić się z ran. Tak jakby ktoś go przypalał, albo parował. Zaczęła się zastanawiać nad faktyczną rasą saiyana gdy okazało się, że jego ciało zaczęło się samo regenerować. Nawet sama June nie posiada takich zdolności mimo, że jest demonem. Można powiedzieć, że jest za bardzo uczłowieczona by robić takie czary mary. W każdym bądź razie stała jak ten słup przecierając co chwila oczy z niedowierzania. Kończyny mu odrosły... tak o. Potem go wypyta od stóp do głów jakim cudem posiadł takie umiejętności.
Wtem stała się kolejna dziwna rzecz. Dokładnie usłyszała słowa Reito, który przejął się bardziej rozszarpanym strojem, anieżeli urwaną ręką. Widząc, że ten szykuje się do ataku zasłoniła rękoma twarz i stanęła twardo na ziemi.
____ - "Cholera, tu mogą być jeszcze jacyś żywi ludzie wy głąby kapuściane, a trzaskacie falami na prawo i lewo..." - myśląc tak rozglądnęła się szybko dookoła. Widocznie ten, kto mógł już dawno uciekł. Nie widziała żadnej żywej duszy, to miasto było opustoszałe. Odbudowa tak wielkiej metropolii potrwa bardzo długo, a życia umarłym nikt nie wróci. Co za diabeł wstąpił w Red'a, że posunął się do czegoś takiego? Właśnie... dopiero tutaj June uświadomiła sobie, że za tym wszystkim nie stoi Red, a monstrum, które go opanowało. To by wyjaśniało jego okropne zachowanie, ale nic niestety nie usprawiedliwia.
Fala wystrzeliła z prędkością światła mknąc ku przeciwnikowi. Pozostawiając za sobą szeroką szparę fala wybuchła po zetknięciu z celem. Demonica walczyła z tym by podmuch wiatru nie zdmuchnął ją jak latawiec, jednym okiem podglądała co się dzieje, ale nie widziała zbyt wiele. Niedługo potem wszystko ucichło. Dostrzegła jak wykończony tym atakiem Reito opada na ziemię. Jeszce się trzymał, ale wyczuwała bardzo dobrze, że ten atak wydoił go z energii. Zerwała się z miejsca szybko podbiegając do niego. Martwiła się jak cholera. Nie dość, że przed chwilą widziała w nim trupa to jeszcze teraz ledwo trzyma się na nogach. Jeśli pójdzie tak dalej to zginie.
Stanęła przed nim. Zacisnęła pięści i z przedziwnym wyrazem na twarzy patrzała na niego. Starała się wyglądać na złą, zmarszczyła czoło, zacisnęła usta. Po chwili... uderzyła go z otwartej ręki w twarz. Na szczęście niezbyt mocno, oszczędzała go.
___ - Ty idioto! - krzyknęła zła - Jak mogłeś... jak mogłeś mi to zrobić?! - kontynuowała reprymendę lecz gołym okiem było widać, że po prostu się martwiła. Nie potrafiła w tej sytuacji inaczej tego okazać. Wystraszył ją nie na żarty gdy stracił kończyny. Myślała wtedy, że to jego koniec. Pociągnęła nosem stojąc twardo przed Nim. O nie, nie poryczy się tutaj. Ukucnęła i położyła dłoń na klatce piersiowej Reito. Zamknęła oczy i po krótkiej koncentracji zaczęła leczyć powierzchowne rany saiyana swoją energią. Nie użyła zbyt wiele, potrzebowała jej na potem. - Masz żyć... proszę... - powiedziała jeszcze gdy skończyła leczenie. Wróg powinien już się ogarnąć. Odwróciła się na pięcie po czym poleciała tam gdzie była by kontynuować trening.
OOC
Nie można używać Healing w walce, więc to tylko fabularne zagranie. Zorientowałam się późno, a nie chce mi się zmieniać posta. ^^'
Jeszcze trening
Wtem stała się kolejna dziwna rzecz. Dokładnie usłyszała słowa Reito, który przejął się bardziej rozszarpanym strojem, anieżeli urwaną ręką. Widząc, że ten szykuje się do ataku zasłoniła rękoma twarz i stanęła twardo na ziemi.
____ - "Cholera, tu mogą być jeszcze jacyś żywi ludzie wy głąby kapuściane, a trzaskacie falami na prawo i lewo..." - myśląc tak rozglądnęła się szybko dookoła. Widocznie ten, kto mógł już dawno uciekł. Nie widziała żadnej żywej duszy, to miasto było opustoszałe. Odbudowa tak wielkiej metropolii potrwa bardzo długo, a życia umarłym nikt nie wróci. Co za diabeł wstąpił w Red'a, że posunął się do czegoś takiego? Właśnie... dopiero tutaj June uświadomiła sobie, że za tym wszystkim nie stoi Red, a monstrum, które go opanowało. To by wyjaśniało jego okropne zachowanie, ale nic niestety nie usprawiedliwia.
Fala wystrzeliła z prędkością światła mknąc ku przeciwnikowi. Pozostawiając za sobą szeroką szparę fala wybuchła po zetknięciu z celem. Demonica walczyła z tym by podmuch wiatru nie zdmuchnął ją jak latawiec, jednym okiem podglądała co się dzieje, ale nie widziała zbyt wiele. Niedługo potem wszystko ucichło. Dostrzegła jak wykończony tym atakiem Reito opada na ziemię. Jeszce się trzymał, ale wyczuwała bardzo dobrze, że ten atak wydoił go z energii. Zerwała się z miejsca szybko podbiegając do niego. Martwiła się jak cholera. Nie dość, że przed chwilą widziała w nim trupa to jeszcze teraz ledwo trzyma się na nogach. Jeśli pójdzie tak dalej to zginie.
Stanęła przed nim. Zacisnęła pięści i z przedziwnym wyrazem na twarzy patrzała na niego. Starała się wyglądać na złą, zmarszczyła czoło, zacisnęła usta. Po chwili... uderzyła go z otwartej ręki w twarz. Na szczęście niezbyt mocno, oszczędzała go.
___ - Ty idioto! - krzyknęła zła - Jak mogłeś... jak mogłeś mi to zrobić?! - kontynuowała reprymendę lecz gołym okiem było widać, że po prostu się martwiła. Nie potrafiła w tej sytuacji inaczej tego okazać. Wystraszył ją nie na żarty gdy stracił kończyny. Myślała wtedy, że to jego koniec. Pociągnęła nosem stojąc twardo przed Nim. O nie, nie poryczy się tutaj. Ukucnęła i położyła dłoń na klatce piersiowej Reito. Zamknęła oczy i po krótkiej koncentracji zaczęła leczyć powierzchowne rany saiyana swoją energią. Nie użyła zbyt wiele, potrzebowała jej na potem. - Masz żyć... proszę... - powiedziała jeszcze gdy skończyła leczenie. Wróg powinien już się ogarnąć. Odwróciła się na pięcie po czym poleciała tam gdzie była by kontynuować trening.
OOC
Nie można używać Healing w walce, więc to tylko fabularne zagranie. Zorientowałam się późno, a nie chce mi się zmieniać posta. ^^'
Jeszcze trening
- Red
- Liczba postów : 838
Data rejestracji : 21/07/2012
Identification Number
HP:
(500/500)
KI:
(0/0)
Re: Ulice
Pon Wrz 02, 2013 4:27 pm
O Kami...
Jak tylko zobaczył, że przeciwnik ocalał i zregenerował swoje ciało, to kosmicie zrzedła mina. Chyba po raz pierwszy widać było na jego twarzy niedowierzanie, iż Super Saiyanin przyjął najsilniejszą technikę demona na klatę z hardą miną. Co prawda poszła też wiązanka słów, ale za nią także to czego obawiał się najbardziej. Reakcja na Dark Soul w postaci swoich umiejętności. I tak oto zrodził się Final Flash, który to mknął wprost na niego i nie zamierzał zmieniać toru lotu. Wyciągnął przed siebie ręce, aby zasłonić twarz, bo wierzył jeszcze lichą nadzieją, że to tylko tak groźnie wygląda. Że nie zostanie na nim żaden ślad po blokadzie. Nic z tego, zmiotło go z miejsca, w którym stał, otoczenie także oberwało i długo, długo trwała cisza. Wciśnięty między belki i połamane stropy dawnych wieżowców nie mógł wygrzebać się i wrócić na pole bitwy. Zacisnął zęby, grymas bólu widniał na jego twarzy. Wydawało się przez chwilę, że Tsuful wyjdzie z demona, bo Red znów dostał drgawek jak przy opętaniu. Szamotało nim w kraterze, jakby mobilizował całe ciało do boju, mimo cierpienia i poniżenia. Musiał, po prostu musiał pokazać gdzie miejsce złotych małp. Młodzieniec nie mógł odzyskać kontroli nad tak zwęglonym i skrwawionym ciałem, był bezsilny wobec zarazy, która w niego wstąpiła. Właściwie to ten prawdziwy Red nie miał zbyt wielkiej motywacji do życia... wszystko czego chciał unikać ponownie wykonywał... nie potrafił walczyć, był kompletnie zagubiony, tam w środku trzymały go w rydzach moce Tsufula, który pastwił się nad jego organizmem w brutalny sposób. Traktował swoją ofiarę jak robocze ubranie, które po pojawieniu się dziur i brudu wyrzuci i zmieni na lepsze. A co myśli o nim teraz June? Słyszał co mówiła... dla niej był potworem. A co powie Kaede jak się dowie o tym wszystkim, albo będzie świadkiem przy wtrącaniu do czeluści piekielnych? Dla niej również stracił resztki człowieczeństwa, ponieważ miał za słabą wolę i wielkiego pecha. Im bardziej popadał Red w rozpacz, tym szybciej Tsuful odzyskiwał siły do kontynuowania najgorszej walki jaką przyszło mu stoczyć w ostatnich latach. Jak nie stuleciach.
Widział i po części słyszał o czym rozmawiają obrońcy Ziemi. Dlatego zdziwił się, gdy June tak po prostu... odleciała? Czyżby zignorowała już potencjalne zagrożenie jakim był Tsuful? A może myślała, że Reito dokończy dzieła i zabije go? Pewnie tak pomyślała, bo udała się gdzieś na stronę znikając z linii zasięgu wzroku. Popełniła błąd zostawiając swojego koleżkę na pastwę opętanego demona. Wszak już wspomniano, że Tsuful walczył do końca, ale umiał zawsze wyczuć moment opuszczenia ciała przyszłego nieboszczyka. Jeszcze ten czas nie nadszedł.
Wyczekał cierpliwie aż Rudowłosa demonica nie będzie w stanie zgadnąć położenie Reda, bo będzie za daleko. Nie, nie miał zamiaru uciekać, tylko zyskać na czasie i może nieco podreperować zdrowie, a na pewno odwdzięczyć się Saiyaninowi za to co uczynił. Nie ruszał się z miejsca, jedną ręką starł z czoła pot z krwią, zbierał w sobie odrobinę energii, żeby wykonać szybką akcję. Otóż, z oczu wystrzeliły dwie wiązki czerwonej Ki, która przeobraziła Reito w... orzech (bo był trudnym do zgryzienia wojownikiem). Jak najszybciej potrafił pochwycił przemienionego rywala w swoją dłoń i drastycznie obniżył swoją energię - do zera. Mając pokiereszowane ciało nie mógł iść o własnych nogach, żeby efektownie i efektywnie oddalić się w bezpieczne miejsce. Nie mógł też polecieć wysoko w niebo, gdyż zostałby dostrzeżony przez demonicę. Zalewitował nad ziemią i niczym poduszkowiec bezszelestnie udał się w przeciwną stronę niż tą, w którą poleciała June. Musiał znaleźć się jak najdalej, a przy okazji przemieszczać się niezauważalnie, aby nie zostać nakrytym. Co prawda miał Reito w garści i on wydzielał najwięcej Ki, ale nie brał go ze sobą bez przyczyny. Po pierwsze, na jakiś czas może mieć go z głowy, po drugie - miał być wabikiem dla dziewczyny. Widać, że bardzo lubią swoje towarzystwo, dlatego był niemal pewny, iż przybędzie po niego. A wtedy Red zaatakuje Złotooką znienacka. Całą swoją siłą jaka mu pozostała. Tylko musiał złapać oddech, na chwilę...
...Tsuful coraz mniej był pewny, że wyjdzie cało z tej potyczki, ale taki plan może przedłużyć jego życie i dać więcej czasu do namysłu. Mógłby już opuścić ciało Reda i spróbować opętać którąś z tych osób, lecz bez ów otoczki będącą organizmem młodzieńca o długich włosach poniósłby w razie niepowodzenia poważne rany, a nawet śmierć. Zostawił więc orzech wśród wielkiego gruzowiska (aby dziewczyna musiała namęczyć się z odkopaniem swojego kompana), a sam zaczaił się około pięćdziesiąt metrów, w podobnej stercie żelastwa i rumowiska. Nie emanował żadnej Ki, grał na czas. A może uśpi na tyle czujność June, że uwierzy w śmierć Biało-czarnowłosego?
Ooc:
Chocolate Beam, unieruchomienie Reito na 3 tury
HP = 20265 - 17280 = 2985
KI = 16699 - 500 = 16199
Emanowane Ki = 0
Jak tylko zobaczył, że przeciwnik ocalał i zregenerował swoje ciało, to kosmicie zrzedła mina. Chyba po raz pierwszy widać było na jego twarzy niedowierzanie, iż Super Saiyanin przyjął najsilniejszą technikę demona na klatę z hardą miną. Co prawda poszła też wiązanka słów, ale za nią także to czego obawiał się najbardziej. Reakcja na Dark Soul w postaci swoich umiejętności. I tak oto zrodził się Final Flash, który to mknął wprost na niego i nie zamierzał zmieniać toru lotu. Wyciągnął przed siebie ręce, aby zasłonić twarz, bo wierzył jeszcze lichą nadzieją, że to tylko tak groźnie wygląda. Że nie zostanie na nim żaden ślad po blokadzie. Nic z tego, zmiotło go z miejsca, w którym stał, otoczenie także oberwało i długo, długo trwała cisza. Wciśnięty między belki i połamane stropy dawnych wieżowców nie mógł wygrzebać się i wrócić na pole bitwy. Zacisnął zęby, grymas bólu widniał na jego twarzy. Wydawało się przez chwilę, że Tsuful wyjdzie z demona, bo Red znów dostał drgawek jak przy opętaniu. Szamotało nim w kraterze, jakby mobilizował całe ciało do boju, mimo cierpienia i poniżenia. Musiał, po prostu musiał pokazać gdzie miejsce złotych małp. Młodzieniec nie mógł odzyskać kontroli nad tak zwęglonym i skrwawionym ciałem, był bezsilny wobec zarazy, która w niego wstąpiła. Właściwie to ten prawdziwy Red nie miał zbyt wielkiej motywacji do życia... wszystko czego chciał unikać ponownie wykonywał... nie potrafił walczyć, był kompletnie zagubiony, tam w środku trzymały go w rydzach moce Tsufula, który pastwił się nad jego organizmem w brutalny sposób. Traktował swoją ofiarę jak robocze ubranie, które po pojawieniu się dziur i brudu wyrzuci i zmieni na lepsze. A co myśli o nim teraz June? Słyszał co mówiła... dla niej był potworem. A co powie Kaede jak się dowie o tym wszystkim, albo będzie świadkiem przy wtrącaniu do czeluści piekielnych? Dla niej również stracił resztki człowieczeństwa, ponieważ miał za słabą wolę i wielkiego pecha. Im bardziej popadał Red w rozpacz, tym szybciej Tsuful odzyskiwał siły do kontynuowania najgorszej walki jaką przyszło mu stoczyć w ostatnich latach. Jak nie stuleciach.
Widział i po części słyszał o czym rozmawiają obrońcy Ziemi. Dlatego zdziwił się, gdy June tak po prostu... odleciała? Czyżby zignorowała już potencjalne zagrożenie jakim był Tsuful? A może myślała, że Reito dokończy dzieła i zabije go? Pewnie tak pomyślała, bo udała się gdzieś na stronę znikając z linii zasięgu wzroku. Popełniła błąd zostawiając swojego koleżkę na pastwę opętanego demona. Wszak już wspomniano, że Tsuful walczył do końca, ale umiał zawsze wyczuć moment opuszczenia ciała przyszłego nieboszczyka. Jeszcze ten czas nie nadszedł.
Wyczekał cierpliwie aż Rudowłosa demonica nie będzie w stanie zgadnąć położenie Reda, bo będzie za daleko. Nie, nie miał zamiaru uciekać, tylko zyskać na czasie i może nieco podreperować zdrowie, a na pewno odwdzięczyć się Saiyaninowi za to co uczynił. Nie ruszał się z miejsca, jedną ręką starł z czoła pot z krwią, zbierał w sobie odrobinę energii, żeby wykonać szybką akcję. Otóż, z oczu wystrzeliły dwie wiązki czerwonej Ki, która przeobraziła Reito w... orzech (bo był trudnym do zgryzienia wojownikiem). Jak najszybciej potrafił pochwycił przemienionego rywala w swoją dłoń i drastycznie obniżył swoją energię - do zera. Mając pokiereszowane ciało nie mógł iść o własnych nogach, żeby efektownie i efektywnie oddalić się w bezpieczne miejsce. Nie mógł też polecieć wysoko w niebo, gdyż zostałby dostrzeżony przez demonicę. Zalewitował nad ziemią i niczym poduszkowiec bezszelestnie udał się w przeciwną stronę niż tą, w którą poleciała June. Musiał znaleźć się jak najdalej, a przy okazji przemieszczać się niezauważalnie, aby nie zostać nakrytym. Co prawda miał Reito w garści i on wydzielał najwięcej Ki, ale nie brał go ze sobą bez przyczyny. Po pierwsze, na jakiś czas może mieć go z głowy, po drugie - miał być wabikiem dla dziewczyny. Widać, że bardzo lubią swoje towarzystwo, dlatego był niemal pewny, iż przybędzie po niego. A wtedy Red zaatakuje Złotooką znienacka. Całą swoją siłą jaka mu pozostała. Tylko musiał złapać oddech, na chwilę...
...Tsuful coraz mniej był pewny, że wyjdzie cało z tej potyczki, ale taki plan może przedłużyć jego życie i dać więcej czasu do namysłu. Mógłby już opuścić ciało Reda i spróbować opętać którąś z tych osób, lecz bez ów otoczki będącą organizmem młodzieńca o długich włosach poniósłby w razie niepowodzenia poważne rany, a nawet śmierć. Zostawił więc orzech wśród wielkiego gruzowiska (aby dziewczyna musiała namęczyć się z odkopaniem swojego kompana), a sam zaczaił się około pięćdziesiąt metrów, w podobnej stercie żelastwa i rumowiska. Nie emanował żadnej Ki, grał na czas. A może uśpi na tyle czujność June, że uwierzy w śmierć Biało-czarnowłosego?
Ooc:
Chocolate Beam, unieruchomienie Reito na 3 tury
HP = 20265 - 17280 = 2985
KI = 16699 - 500 = 16199
Emanowane Ki = 0
Re: Ulice
Wto Wrz 03, 2013 10:28 pm
___Atak osiągnął zamierzony cel. Tsuful został zmieciony i znalazł się gdzieś pod gruzami jakiegoś budynku. Tym samym Reito miał chwilę wytchnienia. Ten moment wykorzystała June by ukazać swoje niezadowolenie z jego postępowania. Miała do tego prawo. A nazwanie go idiotą było jak najbardziej na miejscu. Uśmiechnął się lekko wpatrzony w ziemię.
- Wybacz… - powiedział zmieniając minę na poważną. Dziewczyna ukucnęła po czym chciała mu pomóc wrócić do pełni sił lecząc powierzchniowe rany, które jemu samemu nie udało się zregenerować bądź też celowo je pozostawił chcąc zaoszczędzić trochę energii. Faktem było, że ta umiejętność zżerała jej całkiem sporo. Jemu wystarczyło odzyskać stracone kończyny. Ból nie był już takim problemem. Patrzył na nią w skupieniu. W pewnym momencie poprosiła go o to by przeżył. Spojrzał jej prosto w oczy.
- Nie martw się. Nie tak łatwo mnie zabić.
Uśmiechnął się lekko i przytulił ją. Nie mieli zbyt wiele czasu na czułości bo wróg nie spał. Reito szybko nakazał June się oddalić choć nawet mimo to odsunęła się od niego mając rzekomo jakiś plan. Nie bardzo wiedział co o tym myśleć ale postanowił jej zaufać. Nim się obejrzał coś trafiło w niego. Jakiś promień światła bądź też wiązka energii, która momentalnie zamieniła go w orzeszka. Jego los spoczywał teraz w rękach tsufula (dosłownie gdyż w ręku go trzymał). Nie miał wpływu na to co się działo. Nawet ciężko było powiedzieć czy nadal posiadał swoją świadomość… Czekał na jakiekolwiek zbawienie.
OOC: Kontynuacja treningu.
- Wybacz… - powiedział zmieniając minę na poważną. Dziewczyna ukucnęła po czym chciała mu pomóc wrócić do pełni sił lecząc powierzchniowe rany, które jemu samemu nie udało się zregenerować bądź też celowo je pozostawił chcąc zaoszczędzić trochę energii. Faktem było, że ta umiejętność zżerała jej całkiem sporo. Jemu wystarczyło odzyskać stracone kończyny. Ból nie był już takim problemem. Patrzył na nią w skupieniu. W pewnym momencie poprosiła go o to by przeżył. Spojrzał jej prosto w oczy.
- Nie martw się. Nie tak łatwo mnie zabić.
Uśmiechnął się lekko i przytulił ją. Nie mieli zbyt wiele czasu na czułości bo wróg nie spał. Reito szybko nakazał June się oddalić choć nawet mimo to odsunęła się od niego mając rzekomo jakiś plan. Nie bardzo wiedział co o tym myśleć ale postanowił jej zaufać. Nim się obejrzał coś trafiło w niego. Jakiś promień światła bądź też wiązka energii, która momentalnie zamieniła go w orzeszka. Jego los spoczywał teraz w rękach tsufula (dosłownie gdyż w ręku go trzymał). Nie miał wpływu na to co się działo. Nawet ciężko było powiedzieć czy nadal posiadał swoją świadomość… Czekał na jakiekolwiek zbawienie.
OOC: Kontynuacja treningu.
- GośćGość
Re: Ulice
Sro Wrz 04, 2013 6:51 pm
___ Demonica nie była w stanie dostrzec świeżo co wyćwiczonym zmysłem KI, że z Reito coś się stało. Zmiany w cukierka zwykle nie niwelują KI, pozostaje ona taka sama przez cały czas. To od zamienionego zależy czy ma dosyć siły by wojować mimo tak marnej i niewinnej formy. Są takie wredne wyjątki. Nawet demoniczne sztuczki nie są idealne...
Apropo sztuczek.
June wspominała coś o tym, że ma pewien plan i prosi o chwilę czasu. Nie miała go zbyt wiele, ale była pewna, że pięć minut na opanowanie jednej umiejętności jej wystarczy. Drugie pięć poświęci drugiej technice, o ile jej to wszystko wyjdzie. Wykorzysta swoją rasę maksymalnie.
Wytłumiła część swojej energii by ukryć się przed zmysłami Red'a. Nie wiedziała zupełnie co tam się dzieje, obawiała się tylko tego, że nie słyszała odgłosów walki, ale doszła do wniosku, że z drugiego końca miasta nie ma co liczyć się z tym, że ich usłyszy. Postanowiła nie martwić się tym, bo w końcu Reito obiecał jej, że nie zginie i zająć się własnymi sprawami. Bardzo dobrze wiedziała, że Rei tamtym atakiem wyciągnął swojego najsilniejszego asa z rękawa, a mimo to przeciwnik przeżył. June postanowiła, że pokaże też i nieco swoich popisowych dzieł.
Rozejrzała się ostrożnie po okolicy. Po jej prawej i lewej stronie stały domy całkowicie otulone płomieniami. Z powietrza dostrzeżenie Rudowłosej było niemożliwe, bo ogień oraz dym stanowił dla niej naturalną zasłonę.To miejsce nadawało się idealnie na trening tego typu. Rozejrzała się jeszcze czy aby nie ma tutaj jakiejś żywej duszyczki, lecz nic takiego tu nie było. Z tak ogromnego miasta ocalała zaledwie garstka ludzi. Demonica w tym momencie zapragnęła znaleźć jakiś sposób by ich wszystkich wrócić do życia. Hikaru powinien posiadać takową wiedzę...
Znalazła goły skrawek ziemi, który niegdyś był chodnikiem i przycupnęła sobie na nim. Wyłączyła zupełnie spostrzeganie świata zewnętrznego i skupiła się na tym co ma wewnątrz siebie. Wpadła na pomysł by połączyć swoje dwie umiejętności. Potrafi już zmieniać bardzo dobrze kształt własnego ciała, ale to tylko połowa sukcesu bo bardziej zaawansowany przeciwnik od razu zorientuje się, że coś jest nie tak z energią. Gdy już potrafi manipulować swoją KI to... zmieni i jej barwę! Tak! To jest sedno jej pierwszej techniki. Użyje tej sztuczki przeciwko Red'owi zamieniając się w kogoś kogo zna i boi się skrzywdzić. Tsu? Nie, przecież dobrze wie, że ona nie żyje. Zostaje więc Kaede, shinka z miasta. Niedawno tutaj we trójkę siedzieli razem gawędząc. Red chyba został z Różowoskórą na dłużej o ile pamięta... cóż, raz się żyje. Jej nie powinien skrzywdzić tak od razu. Może zyskać trochę czasu będąc pod jej postacią.
Dziewczyna zamknęła oczy odtwarzając sobie dokładnie wygląd znajomej shinki. Gdy już złapała jej obraz przeobraziła się w nią bez większego problemu. Jednak aura dalej należała do demonicy. Spojrzała na swoje bardziej delikatne ręce po czym zacisnęła je w pięści. Otworzyła usta i wydając z nich cichy dźwięk zaczęła wydzielać z siebie energię w postaci lekkiej czerwonawej aury. Metodą prób i błędów po dwóch minutach udało się jej wykonać zadanie. Czerwień zamieniła się w delikatny błękit, zaczęła pachnieć nie demonicznym złem, a niebiańską dobrocią. Szczerze mówiąc, aż się June źle zrobiło od tego nadmiaru dobroci. Ale zdzierży ten trud jeżeli ma to zagwarantować jej zwycięstwo. Wstała i zakodowała sobie głęboko w głowie jak dokonać tej transformacji po czym wróciła do swojego dawnego wyglądu. Odetchnęła z ulgą po czym spojrzała w bok. Cień trochę się przesunął. Zostało jej niewiele czasu, nie może się spóźnić. Minuta może zaważyć na życiu lub nieżyciu.
___ Postanowiła nie czekać na zbawienie i szybko zabrać się do treningu z drugą umiejętnością. Przez chwilę myślała jak się do tego w ogóle zabrać, ale po niedługich namyślunkach, doszła do wniosku, że i tutaj przyda się jej niezawodny body changer. Także od razu przystąpiła do działania. Zgięła się lekko zaciskając dłonie, po czym zaczęła wyrzucać z siebie energię równocześnie zwiększając ją. Nie było tego za dobrze widać, ale mięśnie złotookiej nabrały nieco kształtu. Ziemia zaczęła się nieznacznie trząść, dziewczyna oszczędzała się bo nie chciała zwracać na siebie zbyt wiele uwagi. Zależało jej na tym by pozostać w ukryciu.
Ogień z płonących budynków wokół dziewczyny zaczął dziwnie tańczyć oraz wirować. Jakby zahipnotyzowany przez nią zaczął oplatać jej ciało. Nie miała pojęcia, ale w tym momencie bardzo upodobniła się do Fox'a. Zaabsorbowała część jego zamiłowania do ognia i teraz to ona włada tym żywiołem. Demon mógł być spokojny, jego 'dziecko' spoczywa w dobrych oraz silnych rękach June i zrobi z niego użytek.
___ - Khh... dalej. - mruknęła skupiając się maksymalnie. Wtem jej włosy rozbłysły pochłaniając część ognia i po chwili stały się jak żywy ogień. Złotooka uśmiechnęła się triumfalnie lecz za wcześnie było jeszcze na świętowanie. Nie traciła koncentracji. Posłuszne cząstki ognia dalej kręciły się wokół dziewczyny, jak wytresowany pies, a ona je absorbowała. W końcu... BOM! Wszystko niespodziewanie wybuchło rozprzestrzeniając ogień na większą skalę niż był wcześniej. Eksplozja przypominała coś w rodzaju wybuchu furgonetki, więc nie powinno to za bardzo przyciągnąć uwagi Red'a. Liczyła, że jej kamuflaż wciąż będzie kamuflażem idealnym dlatego szybko zmyła się z miejsca zdarzenia. Czmychnęła.
___ - "Ważne, że się udało. To teraz..." - myślała będąc już blisko miejsca gdzie powinni walczyć saiyan z demonem. W połowie drogi przeobraziła się w Kaede by nie wzbudzać podejrzeń. Wychyliła się zza sterty kamieni rozglądając się. - "Cholera, gdzie oni są?" - zapytała samą siebie w myślach. Czuła przed sobą KI Reito, lecz nigdzie go nie widziała. Red krążył gdzieś wokół, nie bardzo wiedziała gdzie. Postanowiła przyjrzeć się temu gruzowisku. Ostrożnie i po cichaczu podeszła tam po czym nachyliła się. W pierwszej chwili wystraszyła się, że saiyan leży tam nieprzytomny więc szybko zaczęła odgarniać kamienie na bok. Zdziwiła się niesłychanie gdy okazało się, że nikogo tu nie było. Odkopała wszystko, a po ciele, ani śladu. Natomiast był tu... orzech. Już wcześniej go znalazła, ale po prostu wyrzuciła go myśląc, że tylko się jakoś tutaj zapodział jakimś cudem. Ale orzech, tutaj? W dodatku cały...
A! Ta KI! Wołała o pomoc! Tym orzechem był bez wątpienia Reito! Cwana bestia Red zamienił go w orzech! Czyli... to zasadzka!
Wcisnęła orzech między swoje piersi. Trochę niewygodnie było, bo cycki shinki były o wiele mniejsze niż te June i nie bardzo miał o co się zahaczyć. Na szczęście miała więcej materiału na sobie niż demonica zazwyczaj. Dziwny kostium...
OOC
Koniec Treningu.
Apropo sztuczek.
June wspominała coś o tym, że ma pewien plan i prosi o chwilę czasu. Nie miała go zbyt wiele, ale była pewna, że pięć minut na opanowanie jednej umiejętności jej wystarczy. Drugie pięć poświęci drugiej technice, o ile jej to wszystko wyjdzie. Wykorzysta swoją rasę maksymalnie.
Wytłumiła część swojej energii by ukryć się przed zmysłami Red'a. Nie wiedziała zupełnie co tam się dzieje, obawiała się tylko tego, że nie słyszała odgłosów walki, ale doszła do wniosku, że z drugiego końca miasta nie ma co liczyć się z tym, że ich usłyszy. Postanowiła nie martwić się tym, bo w końcu Reito obiecał jej, że nie zginie i zająć się własnymi sprawami. Bardzo dobrze wiedziała, że Rei tamtym atakiem wyciągnął swojego najsilniejszego asa z rękawa, a mimo to przeciwnik przeżył. June postanowiła, że pokaże też i nieco swoich popisowych dzieł.
Rozejrzała się ostrożnie po okolicy. Po jej prawej i lewej stronie stały domy całkowicie otulone płomieniami. Z powietrza dostrzeżenie Rudowłosej było niemożliwe, bo ogień oraz dym stanowił dla niej naturalną zasłonę.To miejsce nadawało się idealnie na trening tego typu. Rozejrzała się jeszcze czy aby nie ma tutaj jakiejś żywej duszyczki, lecz nic takiego tu nie było. Z tak ogromnego miasta ocalała zaledwie garstka ludzi. Demonica w tym momencie zapragnęła znaleźć jakiś sposób by ich wszystkich wrócić do życia. Hikaru powinien posiadać takową wiedzę...
Znalazła goły skrawek ziemi, który niegdyś był chodnikiem i przycupnęła sobie na nim. Wyłączyła zupełnie spostrzeganie świata zewnętrznego i skupiła się na tym co ma wewnątrz siebie. Wpadła na pomysł by połączyć swoje dwie umiejętności. Potrafi już zmieniać bardzo dobrze kształt własnego ciała, ale to tylko połowa sukcesu bo bardziej zaawansowany przeciwnik od razu zorientuje się, że coś jest nie tak z energią. Gdy już potrafi manipulować swoją KI to... zmieni i jej barwę! Tak! To jest sedno jej pierwszej techniki. Użyje tej sztuczki przeciwko Red'owi zamieniając się w kogoś kogo zna i boi się skrzywdzić. Tsu? Nie, przecież dobrze wie, że ona nie żyje. Zostaje więc Kaede, shinka z miasta. Niedawno tutaj we trójkę siedzieli razem gawędząc. Red chyba został z Różowoskórą na dłużej o ile pamięta... cóż, raz się żyje. Jej nie powinien skrzywdzić tak od razu. Może zyskać trochę czasu będąc pod jej postacią.
Dziewczyna zamknęła oczy odtwarzając sobie dokładnie wygląd znajomej shinki. Gdy już złapała jej obraz przeobraziła się w nią bez większego problemu. Jednak aura dalej należała do demonicy. Spojrzała na swoje bardziej delikatne ręce po czym zacisnęła je w pięści. Otworzyła usta i wydając z nich cichy dźwięk zaczęła wydzielać z siebie energię w postaci lekkiej czerwonawej aury. Metodą prób i błędów po dwóch minutach udało się jej wykonać zadanie. Czerwień zamieniła się w delikatny błękit, zaczęła pachnieć nie demonicznym złem, a niebiańską dobrocią. Szczerze mówiąc, aż się June źle zrobiło od tego nadmiaru dobroci. Ale zdzierży ten trud jeżeli ma to zagwarantować jej zwycięstwo. Wstała i zakodowała sobie głęboko w głowie jak dokonać tej transformacji po czym wróciła do swojego dawnego wyglądu. Odetchnęła z ulgą po czym spojrzała w bok. Cień trochę się przesunął. Zostało jej niewiele czasu, nie może się spóźnić. Minuta może zaważyć na życiu lub nieżyciu.
___ Postanowiła nie czekać na zbawienie i szybko zabrać się do treningu z drugą umiejętnością. Przez chwilę myślała jak się do tego w ogóle zabrać, ale po niedługich namyślunkach, doszła do wniosku, że i tutaj przyda się jej niezawodny body changer. Także od razu przystąpiła do działania. Zgięła się lekko zaciskając dłonie, po czym zaczęła wyrzucać z siebie energię równocześnie zwiększając ją. Nie było tego za dobrze widać, ale mięśnie złotookiej nabrały nieco kształtu. Ziemia zaczęła się nieznacznie trząść, dziewczyna oszczędzała się bo nie chciała zwracać na siebie zbyt wiele uwagi. Zależało jej na tym by pozostać w ukryciu.
Ogień z płonących budynków wokół dziewczyny zaczął dziwnie tańczyć oraz wirować. Jakby zahipnotyzowany przez nią zaczął oplatać jej ciało. Nie miała pojęcia, ale w tym momencie bardzo upodobniła się do Fox'a. Zaabsorbowała część jego zamiłowania do ognia i teraz to ona włada tym żywiołem. Demon mógł być spokojny, jego 'dziecko' spoczywa w dobrych oraz silnych rękach June i zrobi z niego użytek.
___ - Khh... dalej. - mruknęła skupiając się maksymalnie. Wtem jej włosy rozbłysły pochłaniając część ognia i po chwili stały się jak żywy ogień. Złotooka uśmiechnęła się triumfalnie lecz za wcześnie było jeszcze na świętowanie. Nie traciła koncentracji. Posłuszne cząstki ognia dalej kręciły się wokół dziewczyny, jak wytresowany pies, a ona je absorbowała. W końcu... BOM! Wszystko niespodziewanie wybuchło rozprzestrzeniając ogień na większą skalę niż był wcześniej. Eksplozja przypominała coś w rodzaju wybuchu furgonetki, więc nie powinno to za bardzo przyciągnąć uwagi Red'a. Liczyła, że jej kamuflaż wciąż będzie kamuflażem idealnym dlatego szybko zmyła się z miejsca zdarzenia. Czmychnęła.
___ - "Ważne, że się udało. To teraz..." - myślała będąc już blisko miejsca gdzie powinni walczyć saiyan z demonem. W połowie drogi przeobraziła się w Kaede by nie wzbudzać podejrzeń. Wychyliła się zza sterty kamieni rozglądając się. - "Cholera, gdzie oni są?" - zapytała samą siebie w myślach. Czuła przed sobą KI Reito, lecz nigdzie go nie widziała. Red krążył gdzieś wokół, nie bardzo wiedziała gdzie. Postanowiła przyjrzeć się temu gruzowisku. Ostrożnie i po cichaczu podeszła tam po czym nachyliła się. W pierwszej chwili wystraszyła się, że saiyan leży tam nieprzytomny więc szybko zaczęła odgarniać kamienie na bok. Zdziwiła się niesłychanie gdy okazało się, że nikogo tu nie było. Odkopała wszystko, a po ciele, ani śladu. Natomiast był tu... orzech. Już wcześniej go znalazła, ale po prostu wyrzuciła go myśląc, że tylko się jakoś tutaj zapodział jakimś cudem. Ale orzech, tutaj? W dodatku cały...
A! Ta KI! Wołała o pomoc! Tym orzechem był bez wątpienia Reito! Cwana bestia Red zamienił go w orzech! Czyli... to zasadzka!
Wcisnęła orzech między swoje piersi. Trochę niewygodnie było, bo cycki shinki były o wiele mniejsze niż te June i nie bardzo miał o co się zahaczyć. Na szczęście miała więcej materiału na sobie niż demonica zazwyczaj. Dziwny kostium...
OOC
Koniec Treningu.
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach